Maguire Darcy Milosne igraszki

background image

Darcy Maguire

Miłosne igraszki

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Nie uwierzysz! - Kath rzuciła czasopismo na bar. Ot-

warty magazyn wylądował tuż pod nosem Jess Thompson.

Jess odstawiła koktajl i podejrzliwie przyglądała się

zdjęciu.

Niesamowite...

To nie może być prawda.

Ostrożnie przesunęła palcem po lśniącej kartce, czytając

nazwisko wydrukowane półgrubą czcionką. Nie mogła
uwierzyć własnym oczom. Jak długo jeszcze ten facet
będzie ją torturował?

- Alexander Calahan - mruknęła Kath.

Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Na rozkła-

dówce widniało właśnie zdjęcie mężczyzny, o którym od
czterech lat bezustannie myślała.

Ponownie spojrzała na fotografię. Wydawał się lepiej

zbudowany i znacznie przystojniejszy, niż sobie wyobrażała.

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, pomyślała,

przygryzając dolną wargę.

Możliwe oczywiście, że fotograf wyretuszował wszystkie

brodawki, pryszcze i dzioby. Żadna przecież odpowie

background image

dzialna firma nie zatrudniłaby go do reklamowania swojego
produktu, gdyby wyglądał na padalca, jakim w gruncie
rzeczy był.

- To nowy numer. - Kath usiadła na wysokim stołku i wy-

gładziła krwistoczerwoną sukienkę, która ściśle otulała jej
obfite kształty. - Stwierdziłam, że muszę ci go kupić.

- Dzięki - szepnęła Jess niechętnie. Podniosła rękę i

wsunęła za ucho niesforny kosmyk brązowych włosów.
Oglądanie tego faceta w kobiecym piśmie było ostatnią
rzeczą, na jakiej jej zależało. A mimo to nie mogła oderwać
oczu od fotografii.

Zegarek widoczny na przegubie ręki wydawał się złoty,

krawat z pewnością był z włoskiego jedwabiu, a szyty na
miarę garnitur prawdopodobnie kosztował więcej niż
samochód jej ojca.

Tylko przenikliwe spojrzenie jego niebieskich oczu psuło

trochę wrażenie.

Ciałem Jess wstrząsnął dreszcz. Ten młody człowiek o

gładko wygolonej twarzy wyglądał całkiem ludzko, ale
przecież wiedziała, jak jest naprawdę. To diabeł w elegan-
ckim czarnym smokingu...

- Dobrze wiem, że masz wystarczająco dużo problemów

z Deanem i w ogóle... - Kath uniosła dłoń, poprawiła krótkie
czarne włosy i dała znak barmanowi. - Jednak nie możemy
sobie pozwolić, żeby zignorować coś takiego. W gruncie
rzeczy chodzi przecież o być albo nie być naszej firmy. -
Uderzyła ręką w magazyn, aż zadzwoniły jej bransoletki. -
A to jest kompletna katastrofa.

background image

Jess zlekceważyła panikę w głosie wspólniczki.

- Z pewnością nie jest taki przystojny, jak próbują nam

udowodnić.

Kath z westchnieniem oparła się o bar.

- Czemu sama mu tego nie powiesz? - Postukała palcem

w twarz Alexandra Całahana, który patrzył na nie z
uwodzicielskim uśmiechem ze strony magazynu dla pań.
- Założę się, że nieczęsto słyszy takie uwagi.

-Mogłabym powiedzieć. - Jess buńczucznie uniosła brodę.

- Więc zrób to. Właśnie masz sposobność poinformować

króla świata reklamy, co tak naprawdę o nim myślisz.
- Kath machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę.
- Byłoby jeszcze lepiej, gdyby przy okazji udało ci się tro-
chę mu przyłożyć.

Chyba faktycznie powinna tej aroganckiej kanalii po-

wiedzieć, co o nim myśli. Tylko co przez to osiągnie?
Przecież nawet nie wiedział o jej istnieniu, a tym bardziej nie
miał pojęcia o małej agencji reklamowej, jaką założyły z
Kath. Firma Kingston i spółka usilnie próbowała przebić się
w świecie biznesu, walcząc z imperium Całahana, które
zdominowało cały rynek.

Kath zamówiła drinka i odwróciła się do Jess.

- Nie możesz pozwolić, żeby uszło mu to na sucho. To

ewidentny chwyt reklamowy, którym próbuje zwrócić na
siebie uwagę.

Jess się wzdrygnęła. Co takiego? Czy to znaczy, że chodzi

o coś więcej niż tylko promocję jego agencji? Z tru

background image

dem oderwała wzrok od twarzy mężczyzny i przeniosła
spojrzenie na tekst pod fotografią.

- „Kawaler do wzięcia szuka żony" - przeczytała wolno. -

Czy to znaczy, że reklamuje tu samego siebie?

- Nie, do diabła! - Kath stuknęła palcem w artykuł na

stronie obok. - To po prostu sposób, żeby przyciągnąć
jeszcze więcej kobiet, które zamówiłyby u niego kampanię
reklamową. - Pokręciła głową. - A przy okazji doprowadzić
nas do ruiny.

Jess otworzyła usta, ale nie mogła wydobyć słowa. Krew

zawrzała jej w żyłach. Pod żadnym pozorem nie powinny
pozwolić, żeby bezkarnie robił takie numery. Miała już dość
jego oszukańczych metod.

Zerwała się na nogi. Odruchowo poprawiła brązowo-szary

żakiet i białą jedwabną kamizelkę. Zacisnęła pięści. Będą
musiały coś wymyślić.

- No i co z tym zrobimy? - Kath przełożyła do drugiej rę-

ki szklankę z koktajlem Jess. - Zadzwonimy do jakiejś gazety
i spróbujemy sprzedać im plotki na temat Całahana? Czy
może publicznie zakwestionujemy jego postępowanie?

Jess rzuciła okiem na zdjęcie, próbując uporządkować

myśli.

Czego właściwie chciała?

Ponownie wspięła się na barowy stołek. Najbardziej

pragnęła unieszkodliwić tego faceta i odebrać mu najlep-
szych klientów. Dostałby to, na co zasłużył, a świat dowie-
działby się, jaki z niego podstępny łgarz.

- A może oskarżyć go o fałszywą reklamę? - ciągnęła

background image

Kath. - Co oni tu wypisują? Nie wierzę, żeby ten facet kie-
dykolwiek zamierzał się ustatkować i założyć rodzinę.

- Wszystkie pomysły są dobre - powiedziała Jess, starając

się opanować emocje. Przez chwilę zastanawiała się nad
sugestiami przyjaciółki. - Jednak niewiele możemy zrobić -
dodała, przebiegając wzrokiem artykuł.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że kolejny raz zamierzasz

mu darować? - Kath wypiła resztę koktajlu i z trzaskiem
odstawiła szklankę. - Może powinnaś mu wreszcie odpłacić
pięknym za nadobne?

Jess pokręciła głową. Nie była jeszcze gotowa, żeby się

odgrywać. Pragnęła zobaczyć, jak jego firma rozsypuje się u
jej stóp, zniszczyć jej właściciela, wdeptać go w ziemię
obcasem swoich pantofli od Prądy...

Podniosła wzrok i spojrzała w lustro nad barem. Na to

jednak trzeba będzie poczekać. A znając ich pecha, może to
potrwać nieskończenie długo.

Spojrzała na gości, którzy za jej plecami wchodzili do

baru i nagle zamarła.

- Czy to nie jest...?

Kath odwróciła się na stołku.

- Owszem. Alexander Calahan we własnej osobie -

za-szczebiotała, szczerząc zęby w uśmiechu.

- Wiedziałaś, że tu przyjdzie? - syknęła Jess.

- Oczywiście. Pomyślałam, że najwyższy czas, byś

wreszcie zrzuciła z siebie ten ciężar. - Kath podniosła cza-
sopismo i zamachała nim przed nosem przyjaciółki.

Jess wpatrywała się w odbicie w lustrze. Facet, który

background image

prześladował ją od lat, był w tym samym pomieszczeniu co
ona, oddychał tym samym powietrzem, słuchał tej samej
muzyki, miał przeczytać taką samą kartę dań.

Serce waliło jej jak młotem, gdy nagle dotarły do niej

słowa Kath.
- Co takiego? Porozmawiać z nim?

Kath uśmiechnęła się, przyciskając magazyn do piersi.

- Daj mu to, na co zasłużył, skarbie. Wyładuj się. Zrzuć

ten kamień z serca. Niezdrowo jest powstrzymywać takie
emocje. Co masz do stracenia?

Jess odwróciła się w stronę sali i spojrzała na obiekt ich

rozważań. Zatopiony w rozmowie z kilkoma mężczyznami
w wytwornych garniturach, szedł w stronę części re-
stauracyjnej.

W rzeczywistości wydawał się jeszcze bardziej atrak-

cyjny. Policzki miał gładko wygolone, regularne rysy twa-
rzy podkreślał podłużny dołeczek w brodzie, usta określi-
łaby jako zdecydowane, kuszące... Nawet nie zamierzała się
zastanawiać, jakie obietnice mogłyby spełnić.

Przełknęła nerwowo. Widziała, jak obecne w lokalu

kobiety rzucają w jego kierunku kokieteryjne spojrzenia,
uśmiechając się zachęcająco.

- No już. Powiedz mu, co o nim myślisz - ponagliła Kath,

popychając ją lekko.

Jess wzięła z baru szklankę z drinkiem Kath. Czy na-

prawdę jest w stanie to zrobić? Upiła łyk koktajlu i wojow-
niczo uniosła brodę. Właściwie czemu nie?

Zsunęła się ze stołka i wstrzymując powietrze, zrobiła

background image

krok do przodu. Krew szumiała jej w uszach, rozgrzewała
żołądek i zarumieniła policzki.

Kath nie miała pojęcia, jak trudne wyznaczyła jej zada-

nie. Nawet do głowy jej nie przyszło, ile razy Jess wyobra-
żała sobie tę chwilę, ile miała mu do powiedzenia i ile to dla
niej znaczyło...

A jednak przyjaciółka postąpiła słusznie. Dlaczego nie

załatwić tego od razu?

Facet sprzątnął im sprzed nosa wiodącą firmę kosme-

tyczną. Otumanił jej szefów, pojąc ich szampanem i obsy-
pując podarunkami. A teraz wszedł do restauracji, w której
siedziała, obnosząc się ze swoim sukcesem, afiszując się
szmalem i szpanerskim garniturem. Wprost się prosił, żeby
mu wygarnąć całą prawdę.

No bo ile upokorzeń można znieść?

Ruszyła przed siebie, torując sobie drogę między jego

znajomymi. Stał w drzwiach do sali restauracyjnej, olśnie-
wająco wytworny w garniturze od Armaniego.

Był o wiele wyższy, niż sądziła i niż to wynikało ze

zdjęcia. Przewyższał ją co najmniej o głowę, a przecież
miała buty na wysokich obcasach.

- Calahan! - warknęła, unosząc głowę. Palce zacisnęła na

szklance. Serce waliło jej tak mocno, że prawie nie słyszała
własnych myśli.

Boże, co ja wyprawiam? - przeraziła się nagle.

Odwrócił się w jej stronę, a jego przenikliwe niebieskie

oczy odszukały jej spojrzenie. Miała wrażenie, że przykuwa
ją wzrokiem do miejsca.

background image

Poczuła, jak zapiera jej dech w piersiach.
Był niewiarygodny... Wspaniały i... rzeczywisty.

Zmrużyła oczy i zmusiła się do zrobienia tych kilku

ostatnich kroków. Teraz była w stanie zrozumieć, czemu
mimo swoich licznych wad tak łatwo odnosił sukcesy,
pracując z kobietami.

Spojrzenie Całahana przesunęło się po jej sylwetce od

wielkich zielonych oczu, które - jak miała nadzieję - ciskały
gromy, poprzez czerwone usta, w tej chwili mocno
zaciśnięte, żeby powstrzymać grad wyzwisk, jakimi prag-
nęła go obsypać, aż do stroju i ładnie zaokrąglonej figury.

- Wydaje mi się, że jestem w niezręcznej sytuacji, pan-

no...? - powiedział. Jego łagodny, głęboki i ciepły głos
przyprawił ją o dreszcz.

Poczuła, że jej ciało pokryło się gęsią skórką, ale nie

zważając na zdradziecką reakcję organizmu, odważnie
podniosła wzrok. Na ten moment zawsze czekała. Wyob-
rażała sobie tę chwilę, planowała szczegóły, przepowiadała
ją sobie setki razy...

Otworzyła usta, lecz słowa prawdy nie popłynęły.

To nie tak powinno wyglądać... Słowa tu nie wystarczą.

Potrzeba czegoś więcej. Bo czyż kilka wybranych
przekleństw zrekompensuje krzywdy, jakie wyrządził jej i
jej rodzinie?

Kąciki zmysłowych ust mężczyzny wygięły się lekko ku

górze, w niebieskich oczach pojawił się uśmiech.
- Słucham?

Próbując odzyskać spokój, na chwilę oderwała od nie

background image

go wzrok i wzniosła oczy do nieba. Kiedy wróciła spoj-
rzeniem na jego twarz, dostrzegła, że uśmiecha się z roz-
bawieniem.

Poczuła się, jakby dostała cios w żołądek. Jakim prawem

się z niej śmieje? Pewnie wyobraża sobie, że ma do
czynienia z następną panienką, która jest gotowa wielbić
ziemię, po której stąpał...

Mocno wzburzona zrobiła krok do przodu i nagle się

zachwiała. Koktajl Kath, który ściskała w dłoni, polał się na
jego koszulę i ochlapał mu twarz.

Jess odetchnęła gwałtownie.

- Ty... ty podły, samolubny, złośliwy, kłamliwy, arogan-

cki dupku!

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Alex patrzył w osłupieniu na młodą kobietę, która stała

tuż przed nim. Krople koktajlu spływały mu po twarzy, na
piersi utworzyła się mokra plama.

Czy faktycznie na to zasłużyłem? - zastanawiał się.

Prawdopodobnie tak.

Czy ją znam? Najwidoczniej.

Potarł szczękę, próbując sobie coś przypomnieć, lecz

zupełnie nie potrafił jej umiejscowić. Był przekonany, że
taką dziewczynę z pewnością by zapamiętał. Była za ładna,
za energiczna i zbyt zuchwała, żeby mógł ją zapomnieć.

Długie kasztanowe włosy przetykane złotymi pasemkami

świadczyły o tym, że dużo czasu spędzała na słońcu.
Opadały luźno na ramiona i wydawały się nieujarzmione,
zupełnie jak słowa, które płynęły z jej ust. A co to były za
usta! Pełne, kuszące... budzące pożądanie.

Wyglądała jak pracownica jakiegoś biura, chociaż mógł

się mylić. Pod białą kamizelką o dziwo nie miała bluzki, a
spódnica ciasno opinała się na biodrach i udach, co jeszcze
bardziej rozbudziło jego wyobraźnię.

background image

Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie wielkich szma-

ragdowozielonych, groźnie patrzących oczu.

Gdyby ją znał, zrobiłby dużo, żeby naprawić wszystkie

swoje błędy... Jeżeli zaś nie spotkali się wcześniej, chętnie
by sprawił, żeby zmieniła o nim zdanie. A wtedy mógłby
nieco bliżej zapoznać się z jej ciętym języczkiem i namiętną
naturą.

- Czy my się znamy? - spytał, ignorując swoje towa-

rzystwo.

- Ja... - zachłysnęła się, spuszczając wzrok. - Ja nie...

- zaczęła jeszcze raz - .. .przepraszam.

- Jeśli zrobiłem coś, co wyprowadziło panią z równowagi,

chciałbym to naprawić. - Przechylił głowę, próbując
pochwycić płomienne spojrzenie zielonych oczu.

Nigdy jeszcze nie widział tak dzikiego wzroku. Wyglą-

dała, jakby zamierzała rzucić się w jego ramiona... albo go
zabić. Tak czy inaczej, była znacznie bardziej intrygująca niż
kolejny piątkowy obiad z dyrektorami jego firmy.

Kobieta gwałtownie podniosła głowę i spojrzała mu w

oczy.

-

Naprawdę? Chciałby pan rozwiązać moje

problemy?

Nie był w stanie ukryć uśmiechu. Lubił pomagać ko-

bietom, rozwiązywać ich kłopoty, ułatwiać im życie. Zwykle
chętnie przyjmowały jego kurtuazyjne gesty.

- Oczywiście. Nie każdego dnia piękne kobiety pod-

chodzą do mnie i w ten sposób rozpoczynają rozmowę.
- Wsunął ręce do kieszeni i zakołysał się na piętach.- Mogę
postawić pani następnego drinka?

background image

Wyprostowała się, a jej czerwone wargi zacisnęły się w

wąską linię.

- Raczej nie. - Cofnęła się trochę, obciągając żakiet.
- Kim pani jest? - spytał.

W głowie miał kompletny zamęt. To nie może się tak

skończyć, pomyślał. Ostatecznie to ona go zaczepiła...

- O co właściwie chodzi?

- Ja... - zaczęła znowu. Przez jej twarz nieoczekiwanie

przeleciał cień.

Podszedł bliżej. Za wszelką cenę chciał poznać lepiej tę

tajemniczą kobietę. Coś go do niej pchało, sprawiało, że
jego nogi same się poruszały.

- Usiądźmy w jakimś spokojnym miejscu i porozma-

wiajmy o tym... o nas.

Uniosła gwałtownie głowę, a w jej oczach znów pojawił

się błysk gniewu.

- Jestem działaczką ruchu Kobiety przeciw Donżua-nom

- powiedziała, ściągając usta. - Po prostu wykonuję swoją
robotę.

Aleksowi odebrało głos. Stał bez ruchu i patrzył na nią

jak oniemiały. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, odwró-
ciła na pięcie i odeszła.

- O co jej, na Boga, chodziło? - spytał Lucas, kładąc rękę

na ramieniu przyjaciela.

- Nie mam pojęcia. - Z trudem ruszył się z miejsca. -Ale

jedno wiem na pewno. Ona jest tą osobą, której potrzebuję.

background image

Jess szła w stronę Kath, całą siłą woli powstrzymując się

od przyspieszenia kroku. Z trudem łapała oddech, w głowie
miała mętlik, policzki ją paliły, a w uszach szumiało.

Co ją opętało, żeby ulec podszeptom Kath i podejść do

tego faceta? Do jedynego mężczyzny na świecie, z którym
nie chciała mieć w ogóle nic wspólnego?

Kath obróciła się na stołku. Jej szeroko otwarte oczy i

uniesione brwi wyrażały całkowitą niewinność.

- No i jak poszło?

Jess uniosła bezradnie ręce. Zrobiło jej się słabo, gdy

sobie uświadomiła, jak wyglądała ta rozmowa, jej zwario-
wana, bezładna paplanina w zderzeniu ze spokojnym za-
chowaniem Calahana.

- Nawet nie pytaj.
- Wyglądałaś całkiem dobrze.

Pokręciła z niedowierzaniem głową. Stchórzyła w obliczu

człowieka, do którego od czterech lat czuła nienawiść. Jak
mogła w takiej chwili wyglądać dobrze?

Zrobiło jej się gorąco. Jak ma z godnością zemścić się na

facecie teraz, gdy się dowiedział, że jest kompletną
kre-tynką, która najpierw oblała go swoim koktajlem, a póź-
niej plotła coś bez sensu?

Kobiety przeciw Donżuanom... Skąd jej przyszła do

głowy taka bzdura? Fakt, gdyby taki ruch istniał, od razu by
do niego przystąpiła. Mogłaby przynajmniej wspierać inne
kobiety oszukiwane przez mężczyzn. Nie miała wątpliwości,
że jest ich bardzo wiele.

background image

Cóż, należało mieć nadzieję, że uwierzył w tę organizację

i nie zaprzątał sobie głowy jej osobą.

Koniec z tym, pomyślała, poprawiając żakiet. Koniec...

- Chodźmy stąd - odezwała się.

- No i co? Spadł ci kamień z serca? - Kath uważnie stu-

diowała twarz przyjaciółki. - Chyba czujesz się lepiej, gdy
już jest po wszystkim?

- Jasne - mruknęła Jess. Miała nadzieję, że jej głos wy-

raża więcej pewności, niż w rzeczywistości czuła. - Po-
wiedziałam mu.

Kath zarzuciła torbę na ramię, patrząc gdzieś ponad

głową Jess.

- No nie wiem... Chyba nie byłaś zbyt przekonująca. Jess
nabrała powietrza.

- Nie było cię przy tym. Skąd możesz wiedzieć? - Zda-

wała sobie doskonale sprawę, że niewiele zdziałała. Ledwie
zrobiła pierwszy krok. Jednak teraz nie była pora, żeby
ciągnąć to dalej. Musiała najpierw obmyślić strategię, by
podjąć grę z silnym przeciwnikiem i zdobyć klientów, na
których czyhał Alex Calahan. A potem doprowadzą go do
ruiny... Bo na to właśnie zasługiwał.

- A więc jeśli ponownie spotkasz się z Calahanem...

Podniosła głowę. Za żadne skarby nie powie Kath praw-

dy o ich rozmowie. Lepiej będzie, jeśli wspólniczka
uwierzy, że akcja „Zniszczyć Calahana" zakończyła się
sukcesem. Nie powinna się dowiedzieć, że jak wszystkie
inne kobiety, ona również uległa szatańskiemu urokowi tej
kanalii.

- To żaden problem - odparła swobodnie, pewna, że

background image

nigdy więcej nie będzie miała okazji go oglądać. No chyba
żeby brać pod uwagę przypadkowe spotkanie na ulicy, gdy
już zrobi z niego żebraka.
- To dobrze. Bo on właśnie tu idzie.

Zamarła na moment, ale zaraz się rozluźniła. Kath z pew-

nością żartuje. Niemożliwe przecież, żeby Calahan chciał
jeszcze raz mieć do czynienia z idiotką, jaką z siebie zrobiła.

- Nie żartuję, Jess - powiedziała Kath przez zaciśnięte

zęby, z nieszczerym uśmiechem patrząc ponad ramieniem
przyjaciółki.

- Jess... - Dobiegł ją z tyłu niewątpliwie męski, głęboki,

ciepły głos. - Ładne imię. To zdrobnienie od...

Serce podeszło jej do gardła. Zaciskając palce, patrzyła

na Kath, podczas gdy jej ciało w przedziwny sposób rea-
gowało na jego ciepły głos.

Chętnie odwróciłaby się i przegoniła tego faceta na

cztery wiatry, ale nie była w stanie się poruszyć. Stała jak
skamieniała, z trudem łapiąc powietrze.

- Jestem Katherine - odezwała się jej wspólniczka, z

uśmiechem wyciągając rękę. I pomyśleć, że do tej pory
miała ją za swoją przyjaciółkę!

Kątem oka widziała, jak dłoń dziewczyny znika w jego

wielkiej ręce. Przemknęło jej przez myśl, że z pewnością
jego dłonie muszą być silne, delikatne i czułe.

- Alex - przedstawił się swobodnie. - Domyślam się, że

już wiesz.

Kath kiwnęła energicznie głową.

- No więc... - zaczęła niepewnie, wpatrując się w Jess.

background image

Czego on może chcieć? - zastanawiała się gorączkowo.

Może zamierza przedstawić jej rachunek za pranie koszuli?
Czy raczej postanowił umówić się z nią na randkę? W takim
razie lepiej niech się przygotuje na rozczarowanie,
pomyślała z rozdrażnieniem.

Obróciła się w jego stronę i dech zaparło jej w piersiach,

gdy zobaczyła, jak blisko stoi i jak intensywnie wpatruje się
w nią tymi niesamowitymi niebieskimi oczami. Zupełnie,
jakby chciał zajrzeć w głąb jej duszy.
- Cześć. - Uśmiechnął się.

- Cześć - szepnęła, z trudem odzyskując głos. - Prze-

praszam... jeśli sprawiłam wrażenie, że czegoś od pana chcę.
Zapewniam, że tak nie jest.

Patrzył na nią błyszczącym wzrokiem.

- To dobrze.

Wpatrywała się w jego usta, jakby nie mogła zrozumieć

znaczenia tych słów, jego obecności, dziwnego łaskotania w
żołądku.

- Mam wrażenie, że pani może mi zaoferować coś wy-

jątkowego, z czego chętnie bym skorzystał.

-Naprawdę? - Skrzyżowała ramiona na piersiach i przez

zmrużone powieki przyglądała mu się uważnie. Czy to jakaś
nowa metoda podrywania? Prawdę mówiąc, spodziewała się
czegoś więcej po mężczyźnie, który miał opinię wytrawnego
uwodziciela.
- Interesuje mnie pani punkt widzenia.

- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi i z pewnością nie

zamierzam tracić czasu, żeby się tego dowiedzieć. - Ener

background image

gicznym ruchem ściągnęła swoją torbę z baru. - Powie-
działam już wszystko, co zamierzałam. - Rzuciła okiem na
Kath. - Nie będę strzępić sobie języka ani tracić czasu dla
samolubnych kobieciarzy, którzy wykorzystują każdego, kto
im się nawinie. Dobranoc.

Chwyciła Kath za rękę i ruszyła w stronę wyjścia.

- Jess?

Zachwiała się jak od uderzenia, słysząc swoje imię w je-

go ustach. Był ostatnią osobą, która miała prawo tak się do
niej zwracać.

- Właśnie takie spojrzenie jest mi potrzebne. Pragnę

zmienić swój wizerunek... i dlatego zależy mi na uczciwej
opinii.

Odetchnęła głęboko.

- Zapłacę za czas, który mi pani poświęci.

- To oczywiste - wtrąciła Kath, podchodząc bliżej. - Ro-

zumiem, że powinna brać udział w twoich codziennych za-
jęciach. Dopiero wówczas będzie mogła udzielić ci dokład-
nych wskazówek.

Zamrugał niepewnie, ale już po chwili skwapliwie

przytaknął.

- Tak, to chyba dobry pomysł. Nie przyszło mi to do

głowy. Pomyślałem tylko, że przydałaby mi się pomoc wa-
szej działaczki w sprawach mojego podejścia do kobiet.
Kath spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Jess nerwowo
przełknęła ślinę. Kath nie miała przecież pojęcia o
zmyślonej naprędce bajeczce.
- Poinformowałam go o naszym ruchu Kobiety przeciw

background image

Donżuanom. No i zrobiłam to, co zwykle. Na pierwszy rzut
oka widać, że jest aroganckim kobieciarzem. Powiedziałam
mu dokładnie, co o nim myślę.

W rozszerzonych ze zdumienia oczach Kath pojawił się

błysk.

- Rozumiem. - Odwróciła się do Calahana. - Mam

wrażenie, że próbujesz uwodzić kobiety nie tylko na rand-
kach. Zgadza się?

Alex Zmarszczył brwi.

- Nie wiem. Możliwe.

- A więc jeśli obecna tu członkini naszej organizacji po-

święci swój cenny czas, żeby wskazać właściwą drogę, jaką
powinien pójść wrażliwy mężczyzna nowej ery...
Jess zamarła. Kath gładko weszła w nową rolę i postanowiła
natychmiast wykorzystać nadarzającą się okazję. Calahan z
uśmiechem patrzył na swoją rozmówczynię.

- Właśnie na tym mi zależy - powiedział, poprawiając

krawat.

Na miłość boską, w co ona mnie ładuje? - myślała

przerażona Jess. Niby dlaczego miałaby cały dzień łazić za
Calahanem i tłumaczyć mu, gdzie popełnił błąd?

Chociaż... Mogłaby się nieźle ubawić, dając mu dobrze

popalić. Nie, nawet to nie wydawało się zbyt kuszące. Mu-
siała zająć się firmą, powinna zadbać o klientów, zaplano-
wać kampanię przeciw imperium Calahana.

- Nie ma mowy. Jest pan aroganckim skurczy... Kath
entuzjastycznie potrząsnęła dłonią mężczyzny.
- Z przyjemnością ci pomoże.

background image

Jess poczuła, że serce ma w gardle.

- Kath?

- Jesteś jedną z najaktywniejszych działaczek - mówiła

przyjaciółka, patrząc na nią znacząco. - Jestem przekonana,
że zgodzisz się poświęcić trochę czasu, żeby wskazać panu
Calahanowi właściwą ścieżkę. Na Boga, Jess. Wiesz
przecież, że trzeba wyciągnąć pomocną dłoń do każdego
mężczyzny, który stara się uwrażliwić na potrzeby kobiet.
Jess z niedowierzaniem patrzyła na swoją wspólniczkę.
Otworzyła usta, ale słowa utkwiły jej w gardle. Kath
odciągnęła ją na stronę.

- Pomyśl tylko. Będziesz mogła siedzieć na wszystkich

zebraniach - zachęcała ją - uczestniczyć w rozmowach z
klientami... Naprawdę nie chcesz?

- A chcę? - Zawahała się. Nagle dotarło do niej, co Kath

sugeruje.

To faktycznie miało sens. Jeśli kiedykolwiek trafi się

okazja, żeby konkurować z imperium Całahana, powinny
wiedzieć, jak ich największy wróg prowadzi swoje interesy.
Gdyby przy okazji udało się dowiedzieć, jakie przedsię-
biorstwa szukają agencji reklamowej, chyba nie miałaby
wątpliwości, jak wykorzystać tę informację.

Przygryzła wargę, żeby powstrzymać uśmiech, który

cisnął się jej na usta. Calahan na pewno nie miałby nic
przeciwko temu... Chodziło przecież o interesy, a gdy w grę
wchodził biznes, każda metoda była dobra. Odwróciła się
do mężczyzny.

- Będę bardzo wdzięczny - powiedział, wręczając jej

background image

swoją wizytówkę. - Jeśli będzie pani mogła oderwać się od
swoich zajęć i przyjść do mnie do biura... powiedzmy w
środę... będziemy mogli zacząć.

Kath chwyciła wizytówkę i z entuzjazmem kiwnęła

głową.
- Przyjdzie na pewno.

Jess patrzyła, jak ten najbardziej arogancki mężczyzna w

Sydney idzie w stronę swoich znajomych. Głowę trzymał
wysoko podniesioną, ramiona wyprostowane. Jego wygląd i
każdy gest znamionowały irytującą pewność siebie.

- O mój Boże! - Sztywno ruszyła do wyjścia. - Nie

mogę...

Kath szła tuż za nią.

- Możesz.

Jess zatrzymała się i popatrzyła przyjaciółce w oczy.

- Coś ty zrobiła? Założyłaś sobie dzisiaj, że zrujnujesz mi

życie?

- Nie dramatyzuj. To przecież może nas uratować. -Kath

wzięła ją pod ramię. - Mam wrażenie, że to odpowiedź na
nasze modlitwy.

Jess westchnęła ciężko.

- Chyba nie potrafiłabym tak na zimno podkradać mu

klientów... - W ten sposób nie różniłaby się przecież od
Alexandra Calahana. A na niczym tak jej nie zależało, jak na
tym, żeby w żaden sposób go nie przypominać.

- Może w takim razie zbierzesz o nim jakieś informacje? -

Kath pochyliła głowę w jej stronę. - Sama mówiłaś,

background image

że ten artykuł to stek kłamstw. Postaraj się zdobyć na to
dowód.

- Faktycznie można by mu pokrzyżować szyki - powie-

działa wolno, zastanawiając się nad tym pomysłem. Na myśl
o tym, że jej działanie przyniesie jakiś pożytek, zrobiło jej
się lżej na duszy.
- Nie ma innego sposobu, żeby kogoś tam umieścić.

I co na to powiedzieć? Przecież Kath miała rację. To było

jak zbawienie. Gdyby tylko w związku z tym nie musiała
zbliżać się do faceta, którego z całego serca nie cierpiała.

- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Spodoba ci się.

Możesz mu wytykać wszystkie błędy, a on jeszcze będzie ci
za to płacił.

- Ale to by znaczyło, że artykuł nie kłamie, prawda? No

bo skoro on chce się zmienić...
- Mógł to wymyślić dla rozgłosu, nie sądzisz?

- No tak... - Kath z pewnością ma słuszność. Po

Ca-lahanie mogły się spodziewać samych najgorszych
rzeczy. Powinna o tym pamiętać, skoro miała przebywać w
towarzystwie tego przystojnego łajdaka.

Wystarczająco dużo czasu spędziła na podliczaniu strat.

Najwyższa pora, żeby teraz sama zaczęła zdobywać punkty.

Alexander Calahan nawet się nie spodziewa, skąd padnie

cios.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

- Co to ma być, do diabła? - Lucas cisnął magazyn na

biurko. - Postradałeś zmysły? Masz wszystko. A teraz
chcesz to zmarnować, żeniąc się?

Alex wzruszył ramionami.

- Może ty jesteś szczęśliwy, żyjąc jako kawaler. Mnie to

już zmęczyło.

Lucas nagłym ruchem pochylił się do przodu, opierając

się ciężko o biurko.

- Po co ci to? Jesteś bogaty, przystojny, możesz mieć

każdą kobietę w mieście. Skąd to nagłe dążenie do ideału?

- Trzeba mi czegoś więcej - upierał się. - Zaczyna mnie

nudzić dotychczasowy styl życia. - Punktem zwrotnym
okazały się trzydzieste trzecie urodziny. Jego ojciec w tym
wieku był już żonaty. Najwyższa pora, żeby zrobić następny
krok w życiu.

Przesunął czasopismo w swoją stronę. Był przekonany,

że deklaracja, którą złożył w tym wywiadzie, zapewni mu
fory. Teraz wszystkie kobiety w mieście dowiedzą się, że
myśli poważnie o założeniu rodziny. Jeśli trafi na tę jedy

background image

ną, która poruszy jego serce, bez trudu ją przekona, że ma
poważne zamiary.

A na razie trafił na Jess.

Usiadł w fotelu naprzeciwko Lucasa i odchylił się na

oparcie. Jego wzrok wędrował po gabinecie przyjaciela,
podczas gdy myśli poszybowały do Jess.

Wydawała się bardzo kobieca. Uparta, szalenie seksow-

na, z długimi włosami, które nosiła rozpuszczone, jakby
chciała pokazać, że nie uznaje żadnych ograniczeń. Przyszło
mu do głowy, że pod jej odrobinę konserwatywnym strojem
kryje się namiętna kobieta, która tylko czeka na właściwego
mężczyznę.

To dopiero wyzwanie.

No ale nie dla niego. Miała tu przyjść wyłącznie po to,

żeby pokazać mu, jak powinien zachowywać się mężczyzna,
który szuka prawdziwej miłości.

Ogarnęło go ciepło, gdy pomyślał, że niedługo znów ją

zobaczy. Ciekawe, jaka będzie tym razem? Czy równie
przekonująca jak tamtego wieczoru? A może teraz, gdy już
przyjęła do wiadomości, że postanowił się zmienić, będzie
bardziej wyrozumiała?

Założył ręce za głowę. Ostatecznie nie miała powodu,

żeby go nienawidzić. Nawet go nie znała. Przynajmniej na
razie. Temu z pewnością szybko uda się zaradzić. A przy
okazji będzie musiał się dowiedzieć, co ją tak wkurzyło.

Nie mógł się doczekać tego spotkania. Chciał ją ocza-

rować, zmiękczyć jej serce...

Nie, skarcił się w myślach. Przecież nie o to chodzi.

background image

Rzucił okiem na zegarek. Czas dzisiaj płynął wyjątkowo

wolno. Prawdę mówiąc, miał wrażenie, że już od pięciu dni
wydawał się stać w miejscu. Dlaczego przedtem wydawało
mu się, że może tak długo czekać na rozpoczęcie lekcji z
Jess?

Lucas podniósł się z fotela i zaczął krążyć po gabinecie,

machinalnie gładząc swoją hiszpańską bródkę.

- Nie łudź się. Małżeństwo jest ostatnią rzeczą, jakiej

potrzebujesz.

- Nie masz racji. - Alex pokręcił głową. Odsunął się z

krzesłem do tyłu i położył nogi na biurku. - Potrzebna mi
kobieta. Kochanka, towarzyszka życia. Budowie związku
muszę poświęcić tyle samo czasu i zaangażowania, ile
włożyłem w budowanie firmy.

- Nieprawda. Miałeś wiele dziewczyn i zobacz, co z tego

wyszło. Wciąż jesteś sam. - Lucas przechylił głowę. -Za to
wciąż masz dobry humor.

Alex zsunął nogi z biurka. Podniósł się, wygładził spod-

nie i zapiął marynarkę.

- Nie jest mi do śmiechu, kiedy wracam do pustego

mieszkania.

- Kup sobie psa.

- Mam psa. Nadszedł czas, żebym się ożenił - powtórzył

z uporem i ruszył w stronę drzwi.

Nadeszła także pora, by udowodnić ojcu, że potrafi lepiej

niż on zadbać o swoje prywatne sprawy. Już mu pokazał,
jak dobrze umiał zorganizować interesy. Jego rodzicom nie
udało się ułożyć życia, on zaś postanowił, że

background image

jego będzie idealne. Swoim dzieciom zamierzał zapewnić
stabilizację, jakiej sam nigdy nie zaznał.

Trzymając rękę na klamce, spojrzał na przyjaciela. Byłby

szczęśliwy, gdyby w domu czekał na niego ktoś, kogo
będzie interesowało, jak spędził dzień, jakie ma cele i
marzenia.

- Nie, nie wierzę. - Lucas wskazał czasopismo na biurku.

- Powiedz mi, że to tylko jakiś wybieg.

Alex pokręcił głową.

- Zapewniam cię, że jestem zdecydowany. W żadnym

wypadku nie zamierzam przez następne kilkanaście lat kon-
tynuować krótkotrwałych, płytkich romansów. W gruncie
rzeczy nic mi nie dają poza jeszcze większą pustką.

- Może więc znajdź sobie dziewczynę, taką na stałe, która

nie będzie myśleć wyłącznie o miłym spędzeniu czasu i
twoim koncie w banku.

- Właśnie o to mi chodzi. Jeśli wszystko ułoży się dobrze,

wtedy zostanę z nią na zawsze.

Lucas bezradnym gestem przeczesał palcami swoje

krótkie włosy.

- Zdaje się, że masz już opracowany plan, jak osiągnąć

ten wariacki cel. Zgadza się?

- Oczywiście. - Alex ruszył korytarzem w stronę swojego

gabinetu. - Jak w każdej dziedzinie, lubię mieć wszystko
pod kontrolą. Wykorzystam wszelkie możliwe środki, żeby
urządzić swoje życie tak, jak zaplanowałem.

- A dokładnie co właściwie planujesz? Wolę wiedzieć z

góry, czego się spodziewać.

Nie sposób było nie lubić Lucasa. Był najlepszym przy

background image

jacielem Aleksa, wiceprezesem i radcą prawnym firmy.
Zawsze też dbał o jego interesy.

- Wszystkie działania zmierzają do jednego celu. Wiem,

co powinienem zrobić.

- Czuję, że masz jakąś niespodziankę w zanadrzu. -Lucas

przyglądał się Aleksowi przez zmrużone powieki.
- Widzę, że już coś wymyśliłeś.

Alex nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Właściwie rozwiązałem ten problem.

- Jak to?

Zatrzymał się i wsunął ręce do kieszeni.

- Wiesz, że mam opinię playboya?
- W piątek potwierdziła to ta nieznajoma dziewczyna

- mruknął Lucas, skubiąc dolną wargę. - Dużo bym dał, żeby
taka kobieta zechciała mnie zaczepić... Oczywiście,
pomijając oblewanie drinkiem. A ten jej wybuch...

- Była znakomita.

- Raczej szalona. Nie zawracaj sobie nią głowy.
- Chyba żartujesz. Właśnie ci mówię, że jest znakomita

- powtórzył wolno. Na wspomnienie ognia w jej oczach
poczuł dziwną słodycz.

- Cóż, z pewnością była piękna - zgodził się Lucas. -I

bardzo przebojowa. Mogłaby ci urodzić piękne dzieci...
gdyby nie to, że cię nienawidzi.

- Z tym nie będzie problemu - uśmiechnął się. - Tym

bardziej że potrzebuję od niej wyłącznie porady, jak pozbyć
się swoich manier playboya.

- Mam rozumieć, że chcesz ją skłonić, aby się w tobie

background image

zakochała? - Lucas oparł się o ścianę. - Jeśli z nią się uda,
powiedzie ci się z każdą inną. O to ci chodzi? Alex
zmarszczył czoło.
- To mi nie przyszło do głowy.

- Zastanów się nad tym. - Lucas założył ręce na piersiach

i patrzył na przyjaciela z błyskiem w oku. - Po takim ekspe-
rymencie będziesz mógł zająć się kimś ważniejszym.

Alex przymknął oczy.

- Natashą Bradford-Jones - powiedział wolno. Pomyślał
okobiecie, która była całkiem odporna na jego wdzięk i za-
loty. Wciąż pokazywała się z jakimś nowym narzeczonym
i wydawała się wręcz kusząco nieosiągalna. Aż do tej pory.
Tyle że w jakiś dziwny sposób nagle przestał się zachwycać
Natashą, a jego umysł i zmysły zajęła Jess. Jess i on...

Myśl o romansie z Jess całkiem mu się podobała.

Natomiast pomysł, że mógłby dzięki temu zdobyć każdą
kobietę - może nawet Natashę Bradford-Jones ze słynnej
rodziny Bradford-Jonesów - wydawał się dość nie-
dorzeczny.
- Natashą jest do zdobycia - powiedział Lucas spokojnie.
- Teraz ty wydajesz się szalony.

-Ale mam rację. Zresztą dobrze cię znam... Nie oprzesz

się takiemu wyzwaniu.

Alex nie zamierzał spierać się z przyjacielem. Lucas wy-

słuchał go, przedstawił swój punkt widzenia, lecz to on
musiał podjąć decyzję, nawet gdyby miała być błędna.

- Na razie spróbuj zrobić pierwszy krok - mruknął Lu

background image

cas, odsuwając się, żeby przyjaciel mógł zobaczyć dziew-
czynę, która stała w holu. - Cholera, jest na co popatrzeć.

Faktycznie była zachwycająca. I z pewnością bardzo

namiętna. A sądząc ze sposobu, w jaki na niego patrzyła - ze
zmrużonymi oczami i ustami zaciśniętymi w wąską linię -
będzie musiał użyć wielu pochlebstw, aby zyskać jej
sympatię, a co dopiero mówić o tym, żeby wzbudzić jej
miłość.

Ruszył w jej kierunku.

- Jess.

- Witaj, Calahan.

Postanowił zignorować jej chłodny ton. Ostatecznie nie

spodziewał się niczego innego. A może jednak? Czy przy-
padkiem nie liczył na to, że kiedy zobaczy go ponownie,
nagle zmieni zdanie? Albo że jego uprzedzająco grzeczne
zachowanie i urok osobisty stopią tę lodową barierę, jaką
między nimi ustawiła?

Nie, to nie było ważne. Najważniejsze jest to, że w końcu

przecież przyszła tutaj. Czas, jaki ze sobą spędzą, pozwoli jej
spojrzeć na niego z innej perspektywy i pokaże, ile traci,
nienawidząc mężczyzn.

- To Lucas, mój przyjaciel i współpracownik - przedstawił

kolegę Alex.

- Bardzo mi przyjemnie - powiedziała, wyciągając rękę.

Lucas uśmiechnął się szeroko i wypiął pierś.

- Słyszałem, że chcesz skierować tego faceta na dobrą

drogę i powściągnąć jego rozwiązłe zachowanie.

background image

Wzruszyła ramionami.

- Jeśli tylko będę potrafiła - odparła bez entuzjazmu.

Alex uśmiechnął się pod nosem. Udowodni jej, że trak-

tuje sprawę poważnie, a wówczas jej nastawienie z pew-
nością się zmieni.

Lucas klepnął go w plecy, jednak oczu nie spuszczał z

dziewczyny i cały rozpływał się w uśmiechach.
- Zostawiam was dla tej straconej sprawy.

Jess skinęła głową i odprowadziła go spojrzeniem. Miała

minę, jakby wolała, żeby został z nimi.

Alex poczuł, jak chłód przenika jego serce. Czy to zna-

czy, że Lucas jej się spodobał? To byłoby wielkie rozcza-
rowanie. Przede wszystkim dla niej. Lucas miał jeszcze
większe problemy ze znalezieniem miłości i na pewno nie
próbował nic zmieniać w swoim zachowaniu.

Wzruszył ramionami i zwrócił spojrzenie na kobietę,

którą zatrudnił. Była ubrana zwyczajnie, jakby swoim
strojem chciała podkreślić, że nie zamierza się dla niego
specjalnie starać. Miała na sobie kremowe spodnie, tunikę i
ten sam żakiet, w którym widział ją w zeszłym tygodniu.
- Wcale nie chcesz tu być, prawda? - spytał.

- Nie. - Pokręciła głową. - Mam tylko nadzieję, że będzie

mi się to opłacało.

Poczuł irytację, że mówi o pieniądzach, chociaż właści-

wie nie wiedział, czemu go to zaskoczyło. Przecież to pie-
niądze rządzą światem, a kobiety zawsze myślą o tym, jak
sfinansować swoje następne wyjście na zakupy.

background image

Wyciągnął złote pióro z kieszeni marynarki i na kartce

napisał jakąś liczbę.
- Czym się zajmujesz zawodowo?

- Mniej więcej właśnie czymś takim - skłamała. Jej głos

był niski i melodyjny. - Ale dość już o mnie. Porozma-
wiajmy raczej o tobie.

Wyprostował się i podał jej kartkę papieru. Ktokolwiek ją

doprowadził do takiego stanu, wykonał swoje zadanie
najlepiej jak potrafił. Wstręt, jaki czuła do swojego zadania i
do niego, był aż nadto widoczny. Lucas miał rację. Na myśl
o takim wyzwaniu rzeczywiście poczuł dreszcz podniecenia.

Ile czasu może zająć nauka zasad poważnego związku?

Ciekawe, czy nauczenie Jess, że powinna znów polubić
mężczyzn, trwałoby o wiele dłużej?

- Czy taka kwota wystarczy, żeby zrekompensować spę-

dzenie ze mną całego dnia? - spytał.

Rzuciła okiem na kartkę.

- Czy to możliwe, że jesteś aż takim draniem? Nie zdołał
powstrzymać uśmiechu.
- Naprawdę musisz o to pytać?

Uśmiechnęła się z wysiłkiem, a jej płomienne zielone

oczy napotkały jego spojrzenie.

- No jasne, że jesteś. Głupio pytam. Jesteś przecież naj-

bardziej aroganckim typem w mieście. Powinnam się raczej
zainteresować, czy została jeszcze jakaś kobieta, której nie
próbowałeś zawrócić w głowie.

Alex podrapał się po brodzie.

background image

- Prawdę mówiąc, jest kilka, które mam na oku... Jednak

pochodzą z dobrych domów i mają szanse znakomicie wyjść
za mąż, więc tym razem nie chciałbym nic popsuć.
Rozumiesz...

Odsłoniła zęby w wymuszonym uśmiechu.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc ci do-

strzec błędy w postępowaniu.
- Świetnie! - Widocznie zadowolony klasnął w dłonie.

A więc pierwszy krok został zrobiony. Usłyszał potwier-

dzenie, że dziewczyna podejmie się zadania i poświęci się,
spędzając z nim czas.

Jednym słowem nie musiał się martwić.

Z pewnością nie będzie miał problemów z przyswoje-

niem zasad długiego, trwałego związku. Nauczy się, jak
zdobyć i zatrzymać przy sobie kobietę marzeń i stworzyć
sobie idealne życie.

A wtedy niczego już nie będzie mu brakować. Będzie

szczęśliwy. I nawet jego ojciec nie zdoła mu tego odebrać.


Jess ruszyła za Alexandrem Calahanem w stronę jego

gabinetu. Musiała się uszczypnąć, aby uwierzyć, że to
wszystko dzieje się naprawdę. Jej najgorsze koszmary stały
się rzeczywistością.

Jeszcze dziś rano zastanawiała się, czy nie wystawić go

do wiatru. Przyszło jej nawet do głowy, że mogłaby się
gdzieś ukryć, wyjechać z kraju albo przynajmniej zostać w
cieplutkim łóżku. Jednak nie mogła przecież sprawić
zawodu Kath, która święcie wierzyła, że przyjaciółka bę

background image

dzie potrafiła zniszczyć Calahana, nawet jeśli nikt inny
dotąd nie mógł tego zrobić.

Na myśl o tym, że będzie musiała spędzać czas z Atyl-lą

świata reklamy, krew jej krzepła. Prawdę mówiąc, sam fakt,
że przebywała w jego towarzystwie, wydawał się ab-
surdalny.

Zadrżała z przerażenia już w pierwszej chwili, kiedy

zobaczyła go na korytarzu, w tym zabójczym garniturze,
który podkreślał jego szerokie ramiona i umięśnioną syl-
wetkę, z gładko wygolonymi policzkami, zmysłowymi us-
tami i utkwionymi w niej niebieskimi oczami.

Ręką wymacała kartkę, którą włożyła do kieszeni spodni.

Przynajmniej zostanie dobrze wynagrodzona za to, że
będzie musiała znosić jego towarzystwo.

Była pewna, że da sobie radę. W gruncie rzeczy nie po-

winno jej to zająć dużo czasu, zdoła wydobyć z Calahana
prawdę na temat jego najnowszego chwytu reklamowego i
udaremnić mu ten głupi pomysł z szukaniem żony.

Kath będzie musiała mi za to zapłacić, myślała, idąc za

Calahanem.

- Jess będzie dziś ze mną pracować - oznajmił Alex

starszej kobiecie, która zajmowała biurko w pobliżu sze-
rokich podwójnych drzwi do gabinetu. - Pani Samuels jest
moją sekretarką - wyjaśnił dziewczynie. - Możesz się do
niej zwrócić z każdym pytaniem czy problemem.

Jess kiwnęła głową na powitanie.

- Jest jednym z cudów świata - dodał, kierując się do

drzwi. - Ma pięciu synów, dwie wnuczki i nadal daje so

background image

bie radę z prowadzeniem biura i zajmowaniem się wszyst-
kimi moimi sprawami.

Jess rzuciła okiem na sekretarkę, po czym przeniosła

spojrzenie na Calahana. To co mówił, zabrzmiało bardzo
sympatycznie. Najwyraźniej zależało mu na tej kobiecie...
Można by nawet uznać, że jest miły.

Gabinet był wielkości sali konferencyjnej. Ogromne

mahoniowe biurko ustawiono w pobliżu okna na całą ścianę,
ze wspaniałym widokiem na miasto. Po jednej stronie stała
ciemnobrązowa skórzana kanapa, po drugiej były rośliny,
obrazy i barek.

Calahan wszedł do pokoju i odwrócił się z uśmiechem do

Jess.

- Podoba ci się?

Przygryzła wargę, próbując nie zwracać uwagi na jego

zbyt niebieskie oczy i wolno przeszła się po pokoju.

W najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że mogłaby

kiedyś pracować w tak pięknym pomieszczeniu - ze
wspaniałym widokiem, eleganckimi meblami i taką prze-
strzenią.

Stłumiła ogarniające ją podekscytowanie, licząc w my-

ślach, ile nieuczciwych numerów musiał wykręcić, ilu
klientów okraść, ilu ludzi zrujnować, żeby zdobyć to, co tu
zobaczyła.
- Próbujesz sobie coś zrekompensować, jak widzę?
Przymknął oczy i przyłożył rękę do twarzy, jakby go
spoliczkowała.

- Co właściwie chcesz powiedzieć, prezentując ten ga

background image

binet? - ciągnęła, idąc w stronę okna. Z trudem powstrzy-
mała okrzyk zachwytu, gdy spojrzała z góry na miasto. -
Chyba tylko to, że brak ci talentu i osobowości. Że właś-
ciwie nie masz nic do zaoferowania poza mnóstwem pie-
niędzy.

Calahan skrzyżował ręce na piersiach.

- Wiem, że jesteś tu po to, aby mówić wszystko szczerze,

ale...

Poczuła podniecenie na myśl, że dobrze zrozumiał, co

chciała powiedzieć.

- Czujesz się zagrożony? - spytała, mrużąc oczy.

- Skądże znowu - odparł swobodnie, rozkładając ramiona.

- To przecież dla klientów - ma im pokazać, jaka wzięta jest
nasza firma i podkreślić mój dorobek. Gdyby chodziło
wyłącznie o mnie, mógłbym pracować w malutkim boksie.

Akurat, pomyślała, zaciskając usta. I ona ma w to uwie-

rzyć? Stała przy oknie, patrząc na panoramę Sydney. Miała
przerażające wrażenie, że próbuje walczyć z tygrysem na
jego własnym terenie.

Nabrała powietrza i odwróciła się do Aleksa.

- Może w takim razie zaczniemy? Masz teraz jakieś

spotkanie? A może będziesz rozmawiał z pracownikami?
Myślę, że najlepiej byłoby, gdybym cię obserwowała pod-
czas pracy.

- Sądziłem, że zaczniemy tutaj. - Calahan podszedł bliżej.

- Może opowiem ci, jak zwykle postępuję, gdy chcę zdobyć
kobietę, a ty mi wyjaśnisz, gdzie popełniam błąd.

background image

Zrobiła krok do tyłu i oparła się plecami o chłodną szybę.

Czuła, że serce podchodzi jej do gardła.

- Mam wrażenie, że moje metody są złe i dlatego nie je-

stem w stanie stworzyć poważnego związku. - Wzruszył
ramionami, jakby sam nie wierzył, że to prawda. - Ale może
spróbujemy i wtedy mi powiesz, co jest nie tak.

Otworzyła usta, lecz nie zdołała wydobyć słowa. Jego

gniewne spojrzenie wydawało się za bardzo płomienne,
pięknie wykrojone usta wprost zachęcały do pocałunków, w
zachowaniu było za dużo pewności siebie. A przede
wszystkim zdecydowanie za bardzo się zbliżył.

- Masz przepiękne oczy - mruknął, przysuwając się

jeszcze bardziej.

Z bijącym sercem obserwowała, jak zmniejsza się dy-

stans między nimi. Co znaczyła ta scena? Czyżby chciał jej
zademonstrować swój urok i metody podrywania? I ona
miała to cierpliwie znosić... O rany!

- Odniosłem wrażenie, że mnie przyciągają - mówił ci-

cho, pochylając się nad nią.
Czuła korzenny zapach jego wody kolońskiej, ciepło bijące
od jego ciała, oddech muskający jej szyję. -Ja...

Oparł rękę nad jej głową i zajrzał w oczy tak głęboko,

jakby chciał się w nich pogrążyć.

Głos uwiązł jej w gardle, serce waliło w piersi. Na miłość

boską, co on ze mną wyprawia? - myślała przerażona.

Nienawidziła mężczyzn, playboyów, jego...
Oczy Aleksa spoczęły na jej ustach.

background image

- Powiedz to, co chcę usłyszeć - szepnął. Wzięła głęboki
oddech, zmuszając umysł do trzeźwego myślenia.

Jego spojrzenie znów powędrowało do jej ust, a oczy nie-

bezpiecznie pociemniały. Boże, on stanowi zagrożenie dla
każdej kobiety na kuli ziemskiej, przeniknęło jej przez myśl.

Machinalnie zwilżyła wargi, czując, że w głowie jej się

kręci.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Alex wdychał zapach jej perfum. Aromat wanilii i cy-

namonu działał na jego zmysły równie mocno, jak jej ku-
szące usta.

Tak łatwo byłoby pochylić się jeszcze niżej i sięgnąć do

jej czerwonych, pełnych warg, które wręcz prosiły, żeby je
pocałować. Czuł to wyraźnie, tak jak wyczuwał bicie jej
serca, krótki, urywany oddech, płomień w jej oczach.

Czy faktycznie tak łatwo można obudzić serce członkini

ruchu Kobiety przeciw Donżuanom? Czy to możliwe, że go
pragnie?

Na myśl o tym ogarnęło go podniecenie. Może nigdy nie

uwodził jej znawca kobiecych wdzięków... Może on właśnie
uosabia wszystko, co chciałaby widzieć w mężczyźnie, a z
czego do tej pory nie zdawała sobie sprawy...

- Powiedz - powtórzył, prawie dotykając ustami kre-

mowej skóry na jej policzku.

Słyszał, jak z trudem nabiera powietrza.

Uśmiechnął się do swoich myśli. Czy naprawdę musiał

się jeszcze czegoś uczyć? Sztukę uwodzenia opanował do

background image

perfekcji. A jeśli chodzi o miłość, to prawdopodobnie wy-
łącznie sprawa szczęścia...

- Powiem ci to, co chcesz usłyszeć - szepnęła, podnosząc

oczy i opierając dłonie na jego piersi. - Trzymaj się z dala
ode mnie z tymi bezczelnymi sztuczkami.

Mówiąc to, odepchnęła go od siebie.
Poczuł się, jakby oblała go zimną wodą. Był taki pewien,

że ją zdobył. Widział przecież wyraźne sygnały... A może
tylko chciał je dostrzec i oszukiwał samego siebie?

- W którym miejscu popełniłem błąd? - spytał, starając

się opanować drżenie.

- Spytaj raczej, gdzie go nie popełniłeś. - Wygładziła

ubranie. - Myślałeś wyłącznie o seksie. Zachowywałeś się,
jakby zaproszenie do sypialni było dla kobiety największym
darem niebios.

-1 co? - Prawdę mówiąc, nie mógł przestać myśleć o tym,

jak by to było, gdyby znalazł się tam z nią...

- Wszystko w porządku, jeśli masz ochotę na seks. Ale

jeśli chcesz, żeby kobieta nie myślała o tobie wyłącznie jako
o gorącym samcu, musisz zmienić swoje metody.

Jak zafascynowany przyglądał się, jak przesuwa dłonią

po spodniach, rozprostowując niewidoczne zagniecenia.

- Uważasz, że jestem gorący?
Spojrzała na niego z przyganą.
- Moim zdaniem poza seksem niczego w tobie nie ma.
Poruszył się niespokojnie.

- Myślisz, że nie powinienem patrzeć na kobiety, jakbym

chciał zabrać je do łóżka? W takim razie co mam im

background image

zaoferować? - Uśmiechnął się w duchu. Czy to nie kpina,
żeby pouczała go w sprawach, na których znał się lepiej niż
ktokolwiek inny?

- Siebie.
- Siebie? - Zmarszczył brwi. Przecież zawsze oferował

siebie. Swój czas, koneksje, pieniądze...

- Tak. Hej, słuchasz mnie? - Podeszła bliżej i kostkami

palców stuknęła go w głowę, po czym szybko cofnęła rękę,
jakby zdała sobie sprawę, że się zapomniała. - Co masz do
zaproponowania poza seksem?

- Może gorący seks? - Uśmiechnął się. Patrzyła na niego
niechętnym wzrokiem.
- A poza gorącym seksem?

- A niby co jeszcze można zaproponować? - Boże, jak

bardzo chciał ją przekonać, że seks jest najważniejszy. Jak
wspaniałe jest uczucie, gdy dwa ciała poruszają się w rytmie
życia.

Pokręciła głową z niedowierzaniem.

- W takim razie może ty mi powiesz, czego oczekujesz

po poważnym związku, czego nie znajdujesz w tych
powierzchownych romansach, w które wdajesz się na prawo
i lewo.
Znowu się uśmiechnął. Łatwo było ją wyprowadzić z
równowagi, a tak pięknie wyglądała, gdy była wściekła.
Wzruszył ramionami.

- Chyba szukam kogoś, z kim mógłbym porozmawiać.

Zaprzyjaźnić się. Kogoś, kto byłby moim kumplem.

Przygryzła wargę.

- Co w takim razie powinieneś przede wszystkim za

background image

oferować kobiecie, gdy ją poznasz? Poza jakimś komple-
mentem w dobrym guście.

- Rozumiem, że nie chodzi o seks?

Poderwała się jak oparzona i ruszyła w stronę drzwi.

- Słuchaj, Calahan. Kiedy zaczniesz zachowywać się

poważnie i przestaniesz marnować mój czas...

Podszedł szybko i przytrzymał drzwi.

- No już... Przepraszam - powiedział. - Po prostu nie-

zręcznie mi o tym rozmawiać.

Przymknął powieki, próbując przypomnieć sobie kobiety,

które przechodziły przez jego życie, biorąc, co tylko chciały.

- Myślę, że pragnąłbym jej zaoferować coś, co mogłoby

nas łączyć. - Zawahał się, obserwując jej reakcję.

Jess miała minę, jakby w myślach liczyła do dziesięciu.

W końcu podniosła spojrzenie.

- Czyli powiedziałbyś na przykład, że... ? Spojrzał w jej
szmaragdowe oczy.

- Cześć, jestem Alex. Chyba widziałem cię wczoraj w

operze.

Uśmiechnęła się słodko, sprawiając, że krew zawrzała

mu w żyłach.

- Och tak, pamiętam. Jesteś tym irytującym facetem z

trzeciego rzędu, któremu wciąż dzwoniła komórka?

- Nie. Jestem mężczyzną, który siedział dwa rzędy za

tobą i nie był w stanie oglądać przedstawienia... - podszedł
bliżej - bo nie mógł oderwać oczu od ciebie.

Jess uniosła brwi.

background image

- Znów bajerujesz jak facet, który szuka panienki do

łóżka.
- To odnosi skutek. Wsparła
dłonie na biodrach.

- Albo zaczniesz mnie słuchać, albo się zastanowię, czy

powinnam tracić czas i wysłuchiwać tych twoich...

- No dobrze. Nie będę przesadzał z komplementami.

-Odsunął się trochę. Najwyraźniej jego repertuar nie przy-
padł jej do gustu. - Co teraz?

- Teraz przejdziemy się i sprawdzimy, czy starasz się za-

proponować seks każdej nieszczęsnej kobiecie - rzuciła
chłodno.
- Uważasz, że jest w tym coś złego?

- Co specjalnego miałbyś do zaoferowania kobiecie swo-

ich marzeń, jeśli jesteś chodzącą reklamą seksu? - spytała,
wydymając wargi. - Będziesz zdradzał ją z każdą mijaną ko-
bietą. Jaką miałaby szansę, że pozostaniesz jej wierny?
- Jednak namiętny samotny kawaler...

- Ktoś może być samotny z konieczności, a inny pozo-

staje samotnym na własne życzenie.

Boże, czy kobiety naprawdę na wszystko mają jakieś

regułki? - zastanowił się, marszcząc czoło.
- A jaka jest różnica?

- Można być osobą samotną, której jednak zależy na

miłości i poważnym związku, albo też zdecydować się na
pozostanie samotnym mężczyzną, którego interesuje tylko
przygodny seks.

- Oho! Zaczerwieniłaś się.

background image

Jej wzrok był lodowaty.

- Jest mi gorąco.
- Mnie również.
- Wydaje mi się, że powinniśmy ustalić pewne zasady. -

Jess odgarnęła z twarzy pasmo włosów. - Gorące spojrzenia
i uwagi o seksualnym zabarwieniu zachowasz dla swoich
kobiet. Ja nie chcę mieć z tym do czynienia. Stoi?

Uniósł dłonie w obronnym geście.

- W porządku. Żadnych erotycznych wątków.
Uśmiechnęła się z wyraźną satysfakcją.

- No to teraz zobaczymy, jak się zachowujesz wobec

swoich pracownic - powiedziała.

- To musi poczekać. Mam umówione spotkanie. - Kiedy

otwierał drzwi, dostrzegł, że przez twarz Jess przeleciał cień.
- Zabieram cię ze sobą.

-

A czy to ma coś wspólnego z twoją pracą? -

spytała.

Spojrzał na nią zdumiony. Dlaczego tak jej zależy, żeby

spędzać z nim czas akurat w pracy? To chyba niezbyt
właściwe miejsce, żeby myśleć o romansach?

Poprawił krawat i obciągnął marynarkę. Myślał o celu ich

podróży. Tam wreszcie będzie mógł sprawdzić, czy Jess
rzeczywiście jest tak odporna na jego urok i tak zasadnicza,
jaką udaje.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Jakieś uwagi?

Jess z całej siły przyciskała komórkę do ucha, próbując

skupić się na słowach Kath.

O tak, miała uwagi. Nie słuchaj swoich przyjaciółek. Nie

stawiaj czoła wrogowi, jeśli nie przygotowałaś planu
ucieczki. A przede wszystkim pod żadnym pozorem nie daj
się uwikłać w sprawy sercowe swojego największego
nieprzyjaciela.

Rzuciła okiem na Alexandra Calahana, z którym jechała

na tylnym siedzeniu eleganckiej czarnej limuzyny. Starała
się nie wdychać zapachu wytwornej skórzanej tapicerki
zmieszanego z oszałamiającym aromatem jego wody
toaletowej.

Nie bardzo rozumiała, co się z nią dzieje, wiedziała

jednak, że bezpieczniej byłoby spotkać go gdzieś w miejscu
publicznym, niż siedzieć z nim w zamkniętym biurze, gdzie
nie sposób było uciec od jego ciała, oczu, ust...

Calahan był ulubieńcem kobiet. Dobrze wiedział, jak

wykorzystać swój wygląd, uśmiech i głęboki aksamitny
głos, żeby doprowadzić kobietę do stanu, w jakim wcale nie
zamierzała się znaleźć.

background image

Mimo wszystko udało mi się jakoś przeżyć, pomyślała,

gryząc wargę. W każdym razie jasne było, że miłość jest dla
tego faceta zjawiskiem zupełnie obcym. Potrafił wyłącznie
uwodzić.

Opuściła wzrok na czerwoną różę, która leżała między

nimi na siedzeniu.

Ona również nie znała miłości, tyle że nie zamierzała mu

o tym mówić. W każdym razie nie teraz, gdy wiele zależało
od tego, czy pozostanie przy nim, próbując odkryć jego
ciemne sprawki. Albo - co byłoby znacznie korzystniejsze -
usiłując skaptować i odebrać mu jakiegoś dobrego klienta.
Oczywiście, gdyby zdecydowała się działać równie
nieuczciwie jak jej konkurent...

Doleciał ją słodki zapach kwiatu. Calahan twierdził, że

zwykle ma w samochodzie jedną różę... Wcale nie była
pewna, czy mówił serio. Patrzył na nią bowiem w tym
momencie tak, że mógł to być równie dobrze komplement
pod jej adresem, jak informacja o jego uwodzicielskich
podbojach.

Limuzyna była wielka i bardzo luksusowa. Nawet jazda

w niej wydawała się nieetyczna. Prawdę mówiąc, gdyby
auto należało do niej, z pewnością pogodziłaby się z tym
bez oporu, jednak Calahana nienawidziła za to, że afiszował
się ze swoim bogactwem, wielkopańskim stylem życia oraz
irytująco dobrą prezencją.
- Jess? - Głos Kath zaświdrował jej w uchu.

- Wszystko w porządku - powiedziała rzeczowym tonem.

- Dziękuję, że dzwonisz. - Zawahała się. Nie by

background image

ło nic, co mogłaby przekazać przyjaciółce. - Na razie nie.
Mam pełne ręce roboty.

- Zadzwoń, jak tylko czegoś się dowiesz - poprosiła Kath,

kończąc rozmowę.

- Jasne - powiedziała do milczącego telefonu. Chyba jest

jakaś szybsza metoda, żeby zdobyć to, na czym jej zależało i
pozbyć się niebezpiecznego towarzysza. Niestety nie miała
bladego pojęcia, co by to mogło być.

Spod oka spojrzała na mężczyznę, który siedział obok, na

jego wytworny garnitur i niebieski jedwabny krawat,
którego kolor tak idealnie pasował do jego oczu.

Mocniej zacisnęła dłoń na aparacie.

- W tej chwili nie mogę - mruknęła, zniżając głos. - Je-

stem w pracy.

Przekręciła się, żeby odsunąć się bardziej od Calahana.

- Nie, głuptasku - szeptała. - Później, dobrze? - Zrobiła

przerwę, jakby czekała na odpowiedź. - Kocham cię. Pa.

Wyłączyła komórkę i z uśmiechem odchyliła się na

oparcie. Jeśli wcześniej miał jakieś wątpliwości, teraz chyba
dała mu jasno do zrozumienia, że nie dla wszystkich jest
nieosiągalna.
- Chłopak?

Z obojętną miną założyła nogę na nogę.

- Może.

- Chcesz powiedzieć, że to nie mój interes?

- Właśnie. - Podniosła różę i delikatnie głaskała płatki

kwiatu. Poczuła się bezpieczniej i uznała, że może wrócić

background image

do swojego zadania. - Chciałabym móc powiedzieć, że je-
stem pod wrażeniem twojej limuzyny i tej róży...
- Ale nie możesz, tak? Dlaczego?

Wzruszyła ramionami, ucieszona, że tak łatwo wpadł w

pułapkę. Miała nadzieję, że atakując go, przestanie myśleć
o zdradzieckiej reakcji swoich zmysłów na jego bliskość.

- Przede wszystkim dlatego, że służą ci najzwyczajniej po

to, by pochwalić się bogactwem i umiejętnościami w sztuce
uwodzenia.

- Bogactwem rzeczywiście. Taki samochód istotnie może

dawać do zrozumienia, że jestem zamożny i odniosłem
sukces...

- To samo należałoby powiedzieć o twoim gabinecie

1 stroju. Na Boga, wszystko wokół ciebie mówi o twoich
pieniądzach. - Impulsywnie odwróciła się w jego stronę.
Uniosła jedną brew z miną, którą podkreślała swoją dez-
aprobatę.

- Ale o róży nie sposób powiedzieć, że ma coś wspólnego

z umiejętnością uwodzenia. Róża... - wyjął kwiat z jej ręki -
jest po prostu romantyczna.

Może nawet miał rację, ale nie zamierzała ustąpić. Ani

jemu, ani swojemu sercu, które niespokojnie biło w jej
piersi. Nerwowo przełknęła ślinę.

- Nie poznałbyś, że coś jest romantyczne, nawet gdyby ci

to podtykano pod nos. - Przekręciła się na siedzeniu, żeby
widzieć jego twarz. - Przecież to nie ty ją zerwałeś. To nie
jest spontaniczne działanie, które miałoby przekonać kobie-
tę o twoim uczuciu, tylko zaplanowana manipulacja.

background image

Wyrwała mu kwiat i zamachała nim, jakby chciała mu

pogrozić.

- Jesteś leniwy - rzuciła oskarżycielsko. - Jak większość

takich flirciarzy. Popadacie w rutynę i traktujecie kobietę
jak zdobycz czy cel, a nie osobę, która ma uczucia i pragnie
być zdobywana przez mężczyznę, który zdołałby poruszyć
jej serce i sprawić, że życie stanie się więcej warte.

- Nie jestem pewien, czy to co słyszę, to romantyzm...

czy raczej cynizm?

Zmarszczyła brwi. Zdaje się, że powiedziała za dużo.

Znowu...

Ze wzruszeniem ramion odwróciła się do okna. Wjechali

właśnie do portu jachtowego.

- Rozum to, jak chcesz. Uważam jednak, że zrobiłbyś

mądrzej, przyznając, że w gruncie rzeczy wcale nie chcesz
zmieniać swojego postępowania.

Zapatrzyła się na zacumowane w porcie jachty. Nie mo-

gła przestać myśleć o tym, jak działa na nią bliskość Cala-
hana, jak trudno jej przy nim swobodnie oddychać...

- Ja naprawdę staram się, jak mogę. A ty? - Głos Cala-

hana był cichy i łagodny. - Bo to, co mówisz, brzmi, jakbyś
odnosiła się do własnych doświadczeń.

Energicznie pokręciła głową. Mylił się, jeżeli sądził, że ją

zmusi do wyjaśnienia, skąd wziął się ten nagły wybuch
gniewu. W żadnym razie nie opowie, jak Dean wpłynął na
jej życie.

Calahan był ostatnim mężczyzną na ziemi, któremu by to

zdradziła.

background image

Jess siedziała przy burcie motorówki, wdychając świeże

morskie powietrze.

- To tu masz spotkanie? - spytała.

Luksusowy jacht, do którego podpłynęli, miał co naj-

mniej trzydzieści metrów długości. Połyskliwy biały kadłub
piętrzył się ponad nimi jak wielka ściana.

Serce podeszło jej do gardła. Wzięła głęboki oddech,

próbując się uspokoić.

Miała nadzieję, że przynajmniej z tej wyprawy wyjdzie

coś pożytecznego. Może człowiek, z którym miał się spot-
kać, szuka właśnie firmy, która zaproponuje mu jakiś nowy
pomysł marketingowy...

W myślach zacisnęła kciuki. Byłoby wspaniale, gdyby

udało się zdobyć coś, co pozwoli Kath wyprowadzić ich
agencję na właściwą drogę. Potem ze spokojnym sumieniem
będzie mogła opuścić jacht i oddalić się od Calahana.

W interesach wszystkie chwyty są dozwolone.

Alex rzucił linę stewardowi, który stał na pomoście na

rufie jachtu.

Kiedy po wejściu na pokład odsunął się i przepuścił ją

przodem, przemknęło jej przez myśl, że zupełnie
niepotrzebnie przypomniał sobie o dobrych manierach. Nie
chciała od niego uprzejmości ani żadnych względów.
Pragnęła wyłącznie sprawiedliwości.

Gorzko pożałujesz dnia, w którym zadarłeś z moją ro-

dziną, obiecała mu w duchu.

Podniosła wzrok na Calahana i zacisnęła zęby. Zdaje się,

że nieźle się bawi, pomyślała ze złością, widząc jego

background image

uśmiech. Zdawał sobie sprawę, że ciekawi ją, do kogo na-
leży jacht i specjalnie się z nią drażnił.

Salon, do którego ją wprowadził, był wprost niewiary-

godnie luksusowy. Na podłodze leżał puszysty dywan, w ro-
gu stał fortepian, a z wielkich okien, wychodzących na obie
burty, roztaczały się zachwycające widoki na zatokę.

Kilku mężczyzn i tęga kobieta stali w szeregu po jednej

stronie pokoju tuż za ustawionymi w pobliżu baru klubo-
wymi fotelami.

- Cieszę się, że tu jestem. - Calahan opadł na miękkie

siedzenie. - Może najpierw wypijemy drinka? A potem
weźmiemy się do pracy.

Steward skłonił się i podszedł do baru. Pozostali nadal

stali bez ruchu.

- Na co masz ochotę? - zwrócił się Calahan do Jess.
Przeniosła spojrzenie ze stojących bez ruchu osób na

Aleksa. Rozpaczliwie próbowała zebrać myśli, starając się
pojąć znaczenie jego zażyłości z załogą jachtu.

- Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, co tu się

dzieje. Z kim masz się tu spotkać?

Calahan wskazał dłonią zebranych ludzi.

Na miłość boską! Kto wybrałby się w taką podróż tylko

po to, żeby zobaczyć się z czyimś personelem? Podniosła
gwałtownie głowę, gdy wreszcie dotarło do niej, co miał na
myśli.

- To twój jacht - krzyknęła, czując, że serce w niej za-

miera.

Przytaknął, uśmiechając się szeroko.

background image

- Przyciągnąłeś mnie aż tutaj, żeby pochwalić się swoją

wielką łodzią? - Jej mordęga, nadzieja na odegranie się na
potężnym konkurencie i marzenia o podebraniu mu dobrego
klienta okazały się złudne.

- Nie wszystko robię z myślą o tobie. Przyjechałem tu,

żeby wydać dyspozycje dotyczące sobotniego przyjęcia.

- Chodzi o interesy?
- Też, lecz również o przyjemność.

Kiwnęła głową. Kath z pewnością zgodziłaby się wziąć

na siebie rolę muchy na ścianie, żeby móc wejść na to
przyjęcie.

- Czy moglibyśmy na chwilę zostać sami z panną Thom-

pson? - Jego głos był miękki, głęboki i jak na jej gust zbyt
seksowny. - Dziękuję.

Jess przyglądała się, jak służący opuszczają salon. Ucisk

w piersi utrudniał jej oddychanie. Przecież to absurdalne!
Uciekła z biura, w którym pracowały setki ludzi, żeby zna-
leźć się pośrodku zatoki, na jachcie, gdzie było zaledwie
pięć osób załogi.

Rozejrzała się wokół. Musiała wymyślić coś, czym mo-

głaby go wkurzyć... Cokolwiek, żeby z jego spojrzenia
zniknął ten niepokojący błysk.

- Przepraszam za wyciąganie pochopnych wniosków

-powiedziała, składając ręce. Przestronny salon nagle wy-
dawał się zmniejszać, jej płuca były ściśnięte, w żołądku
czuła dziwne łaskotanie. - Powiedz mi, czy przywozisz tu
swoje dziewczyny?

Skinął głową potakująco i odebrał drinka od stewarda.

background image

- Nie pomyśl tylko, że nie doceniam twojego gestu.

-Także wzięła swojego drinka, nie zastanawiając się nawet,
co jest w szklance. Wypiła duży haust i na chwilę straciła
oddech. Nie przestawaj mówić, nakazała sobie w duchu. -
Jestem przekonana, że tak samo jak na mnie, na twoich
kobietach ogromne wrażenie robi twój majątek i wystawny
styl życia... szkoda, że to tylko rekompensata.

- Za co?
- Skąd mam wiedzieć? - Uniosła brwi i podeszła do okna.

- Chociaż mogłabym się założyć, że starasz się w ten sposób
ukryć jakieś braki osobowości.

Zerwał się na nogi.

- Co takiego?

Odwróciła się twarzą do niego.

- Nie masz nic do zaoferowania poza pieniędzmi i pozy-

cją społeczną. To oczywiście wystarczy, gdy chodzi o krót-
kotrwałe romanse, ale nie wtedy, gdy przychodzi do po-
ważnego związku.

Stał bez słowa, patrząc na nią uważnie.

- Dlatego właśnie nie możesz zatrzymać kobiety i tak

szybko je zmieniasz. Dlatego też zamiast pomyśleć o uczu-
ciu, musisz uciekać się do wywiadów w czasopismach, żeby
znaleźć żonę.

- Naprawdę? - warknął, podchodząc bliżej. - Co daje ci

prawo... ?

Uśmiechnęła się szeroko, ignorując niebezpieczeństwo.
-Ty.

Zatrzymał się gwałtownie i przeczesał palcami włosy.

background image

- Jak to ja?

- Przecież sam utrzymujesz, że to z twojej winy wszyst-

kie związki są płytkie i bez znaczenia.
- A gdybym poważnie potraktował jakąś kobietę... ?

Patrzyła na niego zdumiona. Na miłość boską! Czyżby

rozmawiała z idiotą? Czy możliwe, że naprawdę tego nie
rozumie?

Podeszła bliżej i stuknęła go palcem w pierś.

- Powinieneś ją uwodzić. Nie za pomocą jachtów, limu-

zyn i szastania pieniędzmi. Musisz spędzać z nią czas, roz-
mawiać, chodzić na długie spacery i spokojne kolacje, bez
wymyślnych rekwizytów. Ważne jest, żebyś dzielił z nią
tyle, ile tylko możesz.
-1 to wszystko?

- Nie. Do diabła, Calahan! Czy ty nigdy nie dopuściłeś

żadnej kobiety do swoich spraw? Nie zabrałeś do domu na
romantyczną kolację? Nie przedstawiłeś rodzicom? Nie po-
kazałeś, że w twoim życiu jest dla niej miejsce i że jest ci
potrzebna?

Jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu.

- Widzę, że jesteś romantyczna.

Pokręciła głową, czując, że jeszcze chwila, a serce wy-

skoczy jej z piersi.

- Nie mówimy o mnie.
Calahan oparł się o fotel.
- Ale jesteś kobietą, więc chyba wiesz, o czym mówisz.
- O rety, dzięki.
- No to chyba już rozumiem. - Calahan zatarł ręce.

background image

Spojrzała na niego niepewnie, czując, że robi jej się

zimno. Czy to znaczy, że nie będzie jej już potrzebował?
Boże, przecież jeszcze nie zdobyłam tego, co zamierzałam,
pomyślała przerażona.

Tylko jak po tym, co mu nagadała, ma go przekonać, że

powinna przy nim zostać?

Chociaż, czy na pewno tego chciała?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY


Ten wydatek bez wątpienia bardzo mu się opłacił.

Dziewczyna okazała się niesamowita, chociaż też
niewiarygodnie

irytująca. Od lat nie spędził tak

przyjemnych chwil.

Może tylko trochę za bardzo dał się ponieść emocjom,

zbyt na nią naciskał, ale efekt mówił sam za siebie. Przez
ostatnie pięć minut dowiedział się o niej więcej niż w ciągu
całej godziny.

Już wcześniej dostrzegł, że była inna od wszystkich jego

przyjaciółek i jego wysiłki, by za pomocą limuzyny i jachtu
osłabić jej opory, okazały się daremne.

Machinalnie pogładził się po brodzie. Kobiety, z którymi

spotykał się do tej pory, jakoś nie miały nic przeciwko jego
majątkowi... Ale też żadna z nich nie była tą, której szukał.

Wiedział, że w jego postępowaniu tkwi jakiś błąd, któ-

rego nie potrafił uchwycić. Jednak czy Jess rzeczywiście ma
rację? Czy dlatego jego związki z kobietami były takie
powierzchowne, bo tylko to im oferował?

Niemożliwe, żeby to było takie proste.
Zresztą... To przecież nie jego wina, że wszystko, co

background image

miał, było takie imponujące i robiło wrażenie na kobietach,
które go pociągały.

Spuścił wzrok na swoje dłonie, czując, jak ogarnia go

smutek. Zdaje się, że niepotrzebnie jej przerwałem, pomyślał
z żalem. Gdyby pozwolił jej mówić dalej, mógłby się
dowiedzieć znacznie więcej. Tyle że każdą jej uwagę
odbierał jak cios w serce.

Podniósł wzrok na Jess, która wciąż stała przy oknie. Po-

czuł zażenowanie, gdy napotkał jej szacujące spojrzenie.

O czym myślała?

Niespokojnie przestąpił z nogi na nogę. Może zastana-

wiała się, jak mu powiedzieć, że jest płytkim człowiekiem?
Albo nad kolejną kąśliwą uwagą?

- Mam wrażenie, że mogłabym ci jeszcze trochę pomóc -

odezwała się. Jej głos był słodki jak miód.

Założył ręce na piersiach, szykując się do odparcia ataku.

Ta słodycz wydała mu się podejrzana. Co ona kombinuje?

- Tak sądzisz? - spytał ostrożnie. A jeśli uznała, że on

także mógłby jej pomóc? Z pewnością przydałoby jej się
jakieś lekarstwo, żeby poradzić sobie z awersją do męż-
czyzn...

- Bez wątpienia - odparła stanowczo. - Nie ma powodu,

żeby teraz przerywać. Możemy się zastanowić nad różnymi
scenariuszami randek, przećwiczyć twoje rozmowy z
partnerką... Podpowiem ci, co zrobić, żeby to brzmiało
szczerze.

Kiwnął głową, czując dreszcz podniecenia. Najwyraźniej

Jess pomyślała, że już nie będzie chciał korzystać z jej

background image

pomocy. Nawet do głowy jej nie przyszło, że jej potrzebuje...
to znaczy jej porad... wręcz rozpaczliwie.

- Chyba masz rację - rzucił od niechcenia, choć jego ciało

ogarnął płomień.

- Skoro już tu jestem... Nie zaszkodzi chyba, jeśli zostanę

z tobą jeszcze kilka godzin? - mówiła z przejęciem. -
Wydaje mi się, że będę w stanie ci pomóc. Zresztą i tak
zamierzałam poświęcić ci cały dzień...

- Bardzo miło z twojej strony - zakpił. Opuścił głowę,

żeby ukryć uśmiech. Zastanawiał się, o co jej chodzi. Może
potrzebuje pieniędzy? Albo jej również spodobało się takie
wyzwanie. - Tylko nie chciałbym ci sprawiać kłopotu.

- To żaden kłopot. - Posłała mu sztywny uśmiech. -Dla

mnie to niezła próba charakteru.

No tak, pomyślał. Jasne. Usiadł w fotelu, odchylił się na

oparcie i przymknął oczy. On też może potraktować to jako
próbę... Sprawdzi, czy uda mu się pomóc Jess w życiu
uczuciowym w takim samym stopniu, w jakim ona pomoże
jemu.

Poczuł rozdrażnienie na myśl o tym, że Jess mogłaby

mieć chłopaka. Wciąż nie umiał zapomnieć o rozmowie,
jaką prowadziła, gdy jechali w stronę portu. Tylko czy
dziewczyna pracująca dla ruchu Kobiety przeciw
Donżu-anom mogła się związać z mężczyzną?

Podejrzewał, że był to wybieg, aby trzymać go na dy-

stans. Jednak musiał mieć całkowitą pewność. No bo jaki
sens próbować jej pomóc, jeśli tego nie potrzebowa

background image

ła? Albo, co gorsza, jeżeli w domu ma mężczyznę, który
wręcz potęguje jej gorycz?

Mimowolnie zacisnął pięści. Jess zasługiwała na coś

lepszego. W jej życiu powinien pojawić się mężczyzna,
który ją będzie kochał. Tak jak on zaplanował, że pojawi się
w życiu Natashy Bradford-Jones.

Natasha była piękna, utalentowana i miała klasę. Uznał,

że jest dla niego stworzona i dlatego postanowił, że zostanie
jego żoną.

Od chwili, gdy ogłosiła swoje zaręczyny z Carlem

Tan-nersonem, nie mógł przestać o niej myśleć. Byli razem
na studiach i z pewnością zaczęliby się spotykać, gdyby nie
to, że jego były kumpel sprzątnął mu ją sprzed nosa...

Natasha uosabiała wszystko, czego mężczyzna oczekiwał

od żony.

Kiedy w zeszłym miesiącu zerwała zaręczyny z trzecim

już od czasów Carla narzeczonym, Alex nagle dostrzegł
swoją szansę. Teraz wreszcie mogła należeć do niego. Jed-
nak bał się, że ją straci, jeżeli będzie się zachowywał jak
niepoprawny donżuan. Musiał mieć pewność, że ją zdo-
będzie. I właśnie Jess mogła mu to zagwarantować.

Uwodzenie Natashy jawiło mu się jak piękna romantycz-

na muzyka. Szczere uczucie, wystawne kolacje, spacery...

Będzie się musiał zorientować, jakie są ich wspólne za-

interesowania, zastanowić, co może jej zaoferować. Z po-
mocą Jess zdoła nad tym zapanować... Tak jak panował nad
innymi dziedzinami swojego życia.

Jess... Uniósł powieki i zmierzył spojrzeniem swoją na

background image

uczycielkę. Ktokolwiek ją tak wkurzył, wyświadczył mu
ogromną przysługę. W tym momencie przyda mu się każda
uwaga krytyczna. Musiał konsekwentnie dążyć do celu,
wykorzystując wszystko, co możliwe, żeby przekonać do
siebie tę jedną jedyną kobietę.

- No to zaczynamy. - Nacisnął dzwonek przy fotelu. -

Postanowiliśmy z panną Thompson zostać na lunchu
-zwrócił się do stewarda, który stanął w drzwiach. - Możesz
wszystko przygotować, John?

- Zostać tutaj? - W głosie Jess dało się słyszeć napięcie.

- Tak. - Podszedł do okna i zapatrzył się na zatokę.

Przyszło mu do głowy, że mógłby pozbyć się swojej załogi,
podnieść kotwicę i wypłynąć na pełne morze. Wtedy
naprawdę byliby sami. - To chyba idealne miejsce do nauki?

Uśmiechnął się uspokajająco, gdy pokręciła niepewnie

głową. Z pewnością nie podejrzewała, co wymyślił... Prawdę
mówiąc, sam nie bardzo rozumiał, skąd się wzięło to
pragnienie, żeby jej pomóc.

Do tej pory podejmował się tylko tych zadań, których

wyniku był całkiem pewien. Nie znosił porażek. Teraz też,
żeby odnieść sukces, gotów był zrobić wszystko.

Absolutnie wszystko.


Jess nagle ogarnęła panika. Została nauczycielką sztuki

uwodzenia, a jej uczniem miał być człowiek, którego nie-
nawidziła najbardziej na świecie.

Już samo przebywanie w towarzystwie Calahana wyda

background image

wało się koszmarne, a co dopiero instruowanie go w spra-
wach życia uczuciowego.

Całkiem łatwo było mu wygarnąć, że jest aroganckim

playboyem, ale uczyć go, jak ma uwodzić kobietę... Po
diabła się z tym wyrwała?

Przycisnęła dłonie do brzucha i oparła się o szybę. Do-

brze wiedziała, dlaczego...

Pomyślała o błyszczących niebieskich oczach Calahana,

które zdawały się tyle obiecywać... O jego głębokim aksa-
mitnym głosie... O silnych dłoniach...

Poczuła, że robi się jej gorąco. Jego dotyk był taki przy-

jemny. ..

- Nie mogę tu zostać - powiedziała pospiesznie, trzy-

mając rękę na żołądku.

- Źle się czujesz? - Calahan natychmiast znalazł się przy

niej.

Pokręciła głową. Zamiast skupiać się na wadach,

zwracam uwagę wyłącznie na jego zalety, pomyślała
zażenowana.

Przecież to człowiek, który zrujnował jej rodzinę. Za-

służył na wszystko, co najgorsze - tortury, ból, cierpienie.
Nieważne są jego ładne oczy, ani to, jak się czuła, gdy się
do niej uśmiechał.

- Chcę zejść na ląd - wybuchnęła.

- Przeszkadza ci kołysanie jachtu? - spytał, kładąc rękę na

jej ramieniu. - John, przynieś pannie Thompson wody i
może jakieś herbatniki.

Ciepło jego dłoni zdawało się rozchodzić po całym jej

ciele. I jak miała sobie z tym poradzić?

background image

Zesztywniała, próbując się opanować. Czemu jej zdra-

dzieckie ciało nie reagowało zgodnie z jej odczuciami i nie
chciało pamiętać, kim on jest? Czy świadomość tego, co
zrobił i przeświadczenie o tym, co ona powinna teraz zro-
bić, żeby mu odpłacić, nie były dostatecznie silne?

- Moja mama też tak reagowała na huśtanie - powiedział

Alex. Jego głos brzmiał ciepło i łagodnie. - Czasami była
naprawdę chora...

Choroba morska? Dobrze by było. Ale jacht był ogrom-

ny, a ruch wody w zatoce prawie niezauważalny. Widywała
większe fale, gdy łowiła ryby z łódki wielkości puszki
sardynek.

Calahan delikatnie głaskał ją po ramieniu, co pogłębiło

jej niepokój.

Podniosła rękę, powstrzymując stewarda przed wyko-

naniem prośby Aleksa. Na myśl o tym, że miałaby zjeść
cokolwiek - choćby tylko herbatniki - kiedy on będzie na
nią patrzył tymi zmysłowymi niebieskimi oczami, znów
poczuła nieprzyjemne łaskotanie w żołądku.
- Czy moglibyśmy po prostu wrócić do biura?

- Jasne. - Calahan zabrał rękę i machinalnie poprawił

krawat. - Oczywiście. Nie zdawałem sobie sprawy...

Podniosła głowę.

- Będę się tam czuła swobodniej. - Z pewnością też ła-

twiej będzie opanować niepokój, jaki ją trawił.

W dodatku w biurze zdoła znaleźć dla siebie jakiś

smaczny kąsek. Jeśli nie dowie się niczego od Calahana,
poszuka kogoś, kto jej w tym pomoże.

background image

Alex kiwnął głową.

- Muszę jeszcze porozmawiać z załogą o sobocie. Zajmie

mi to tylko kilka minut. Może lepiej ci będzie na świeżym
powietrzu? - zaproponował, patrząc na nią z niepokojem.

No właśnie, pomyślała. Przecież spokojnie mógłby wy-

dać wszystkie instrukcje dotyczące przyjęcia przez telefon,
ale nie... Za wszelką cenę próbował jej zaimponować.
Chyba faktycznie chciał się zmienić, ale czy w tym celu
musiał wpakować ją do limuzyny i wieźć na jacht?

Wyszła na zalany słońcem pokład, w zadumie przygry-

zając wargę. Czy naprawdę sądził, że nie ma nic innego, co
mógłby zaoferować kobiecie?

Stanęła przy relingu i zapatrzyła się na łodzie. To smut-

ne, że nie udało mu się stworzyć prawdziwego związku.

Kath chyba nie miała racji, twierdząc, że to całe po-

szukiwanie narzeczonej jest wyłącznie chwytem rekla-
mowym. Wszystko, co Calahan robił i mówił, świadczyło o
tym, że naprawdę zamierza się zmienić, choć dość opornie
przyjmował jej uwagi.

Zresztą, co ją to obchodzi? Nie będzie mu przecież

współczuć. Tym bardziej że wobec niej też próbował
stosować swoje uwodzicielskie sztuczki. Robił to z
drażniącą pewnością siebie, zupełnie jakby sądził, że
wywrze na niej wrażenie.

Nie miał na to szans... Wiedziała przecież, że w

kobietach widział tylko eleganckie uzupełnienie stroju,
dodatek, który wykorzystywał, żeby lepiej wyglądać i
dobrze się poczuć.

Odsunęła myśl, że jego dziewczyny również go wyko-

rzystywały, dokładnie w tym samym celu.

background image

Przechyliła się nad barierką, patrząc na niebieskie wody

zatoki. Trzeba przyznać, że był niesamowity. Tyle że zbyt
bezczelny.

Uśmiechnęła się do swoich myśli. W tym będzie mogła

mu pomóc. Do wieczora Calahan zrozumie, że nie jest
pępkiem świata i dostrzeże, że kobiety to coś więcej niż
tylko piękne trofea...

A także to, że jedna z nich wystawi go do wiatru!

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Jaki był najbardziej romantyczny gest, który wykonał

dla ciebie mężczyzna? - spytał Calahan, gdy wsiedli do
windy, która zdaniem Jess była o wiele za mała i na pewno
zbyt powolna. - Myślę, że to mogłoby mi pomóc...

I co teraz? - pomyślała z niepokojem. Z pewnością nie

miała ochoty dzielić się z nim intymnymi szczegółami ze
swojego życia. I tak już za bardzo się zdradziła, gdy byli na
jachcie, może nawet dała mu do zrozumienia, jak na nią
działa. W żadnym wypadku nie powinna sobie pozwolić na
coś takiego. I bez tego był wystarczająco zarozumiały. A
poza tym miała go przecież nienawidzić.

Dostrzegła, jak błyszczą jego oczy, a kąciki ust unoszą

się w zachęcającym uśmiechu.

Gdyby zależało jej na intymności, pozwoliłaby się uwo-

dzić podczas lunchu na tym głupim jachcie.

Spojrzała na drzwi windy, starając się zlekceważyć

zniewalający zapach jego wody toaletowej. Czuła się nie-
zręcznie, bo od chwili zejścia z jachtu był dla niej uprze-
dzająco grzeczny. Ale co z tego? I tak nie zamierzała się

background image

poddać. Zrobi, co tylko będzie trzeba, żeby spełnić swoje
zamierzenia.

- Myślę, że powinniśmy raczej skoncentrować się na tym,

co ty robisz, zamiast zajmować się mną - powiedziała
zdecydowanie.

- Nie uważasz, że to, co działa na ciebie, może też po-

dobać się innym kobietom? Co robi mężczyzna twojego
życia, żeby cię chwycić za serce?

- Mężczyzna mojego życia? - powtórzyła, marszcząc

brwi. Co on znowu wymyślił?

- No... Ten, z którym rozmawiałaś przez telefon. - Patrzył

na nią, mrużąc oczy. - Domyślam się, że musiał dołożyć
starań, żeby cię zdobyć. Jesteś piękną kobietą.

Spojrzała na niego nieufnie. Zaniepokoiło ją, że kom-

plement sprawił jej taką przyjemność. O nie! Trzeba zdusić
tę reakcję w zarodku.

- Zachowaj komplementy dla kogoś, komu sprawią

przyjemność.

Patrzył na nią z uśmiechem.

- Nawet jeśli w przeszłości jakiś skończony idiota cię

skrzywdził, jestem pewien, że...

Serce zaczęło mocniej bić w piersi, krew odpłynęła z

twarzy. Czyżby kazał ją sprawdzić? Czy możliwe, że do-
wiedział się, co Dean jej zrobił? Odkrył, czyją jest córką i
bawił się z nią w kotka i myszkę?
- Skąd ci to przyszło do głowy? Alex
wzruszył ramionami.
- Ta organizacja, do której należysz, nazywa się Kobie

background image

ty przeciw Donżuanom, prawda? To chyba oczywiste, że
musiałaś mieć jakieś złe doświadczenia?

Uff! Odetchnęła z ulgą. Na szczęście jej sekret był bez-

pieczny.

- Jednak nie wierzę, że nic nie czujesz, gdy mężczyzna

mówi ci, jak oszałamiająco piękne są twoje szmaragdowe
oczy... jak słodko wyglądają twoje usta, które wydają się
prosić o pocałunki...

Zrobiło jej się gorąco. Jak by to było przytulić się do

niego i poczuć jego zmysłowe usta na swoich wargach?
Pospiesznie odsunęła te niepokojące myśli.
- Zapewniam cię, że o nic nie proszą.
- Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym...

Czuła, że policzki ją palą. Czy naprawdę jej uroda zrobiła

na nim takie wrażenie, że nie mógł nad sobą zapanować?

- Aż tak ci zależy na tym, by przyciągnąć uwagę - po-

wiedziała najbardziej lodowatym tonem, na jaki było ją stać
- że musisz uwodzić każdą kobietę, która znajdzie się w
pobliżu?

- Skądże znowu. Chciałem tylko poćwiczyć, tak jak mi

radziłaś.

Z trudem powstrzymała przekleństwa, które cisnęły się

jej na usta. Co za bezczelny typ! Jakby nie wystarczyło, że
musiała wytrzymać z nim przez cały dzień, to jeszcze miała
znosić jego idiotyczne żarty.

- No to nie rób tego. Zresztą ja próbuję cię nauczyć, że-

byś przestał uwodzić kobiety bez sensu.

background image

- Zgadza się. - Drzwi się rozsunęły i Calahan wyszedł z

windy. - Ale czy jesteś pewna, że twoje usta o nic nie pro-
szą? - rzucił, po czym odwrócił się i ruszył korytarzem.

Szła za nim, zmuszając nogi do posłuszeństwa. Żeby

jeszcze krew nie burzyła się tak w żyłach, pięści trochę się
rozluźniły, zęby przestały się zaciskać...

Ten facet nie był człowiekiem. To diabeł przysłany, żeby

ją dręczyć. Ale, na Boga, ona wcale nie musiała okazać się
aniołem!


W gabinecie czekał na niego Lucas. Po jego minie można

było poznać, że przedpołudnie nie minęło mu ani w połowie
tak przyjemnie, jak Aleksowi.
- Co się dzieje? - spytał Calahan.

Lucas bez słowa patrzył ponad ramieniem przyjaciela.

Alex odwrócił się i spojrzał na Jess. Była najbardziej

intrygującą kobietą na świecie. I jego największym wy-
zwaniem...

- Z pewnością masz ochotę na kawę, Jess - odezwał się,

próbując zignorować uczucie, jakie budziły w nim jej pew-
ność siebie, oszałamiająca uroda i te błyszczące szmaragdo-
we oczy. - Tu niedaleko jest kuchenka. Trzecie drzwi po le-
wej stronie.

O czym tak rozmyśla? - zastanawiał się, patrząc na nią ze

zdumieniem. Jeszcze przed chwilą przysięgała, że w ogóle
nie zwraca na niego uwagi, a teraz sprawia wrażenie, jakby
nie miała ochoty go zostawiać...

- Jeżeli się zgubisz, poproś panią Samuels. Muszę kilka

background image

minut poświęcić pracy, a potem będziemy mogli znów zająć
się moją osobą.

Uśmiechnęła się z wyraźnym wysiłkiem.

- Nie mogę się doczekać.

Sarkazm w jej głosie pomógł mu się opamiętać. Trudno.

.. Trzeba będzie oderwać od niej wzrok i pogodzić się z rym,
że musi wytrwać kilka minut bez jej kąśliwego języczka i
przenikliwych oczu.

- Ludzie z CG&A zwlekają z podpisaniem kontraktu

-powiedział Lucas, gdy drzwi zamknęły się za Jess.

Alex opadł na krzesło.

- W ogóle nie rozumiem tej kobiety.

- Najpierw mówią, że chodzi o jeden punkt, zaraz potem,

że o jakiś inny. Obawiam się, że mimo naszych znakomitych
pomysłów na ich kampanię, szukają innego rozwiązania.
Jakiejś tańszej firmy, która nie naciskałaby tak bardzo na
klauzulę lojalności.

Alex podniósł ręce i przeciągnął palcami po włosach.

- Przez nią kompletnie mąci mi się w głowie. W jednej

chwili mówi mi, co robię źle, a minutę później wymyśla mi,
że jestem sobą...

- Wydaje mi się, że powinniśmy dorzucić jakąś specjalną

zachętę - ciągnął Lucas.

- Zachętę, żeby mnie polubiła? - Alex zmarszczył brwi.

Czym jeszcze mógł ją zachęcić? Nie zaimponował jej pie-
niędzmi, limuzyną, jachtem ani pozycją w świecie biznesu,
więc jak, na Boga, miał się przedrzeć przez mur, jakim się
otoczyła?

background image

A tylko tak mógł ją zmusić, by wreszcie zaczęła do-

strzegać mężczyzn.

- Mówiłem o bodźcach, które mogłyby zachęcić CG&A

do podpisania z nami umowy.

-Bodźce... tak... - mruknął Alex, zastanawiając się nad

możliwymi rozwiązaniami. Może Jess miała rację w tym, co
mówiła. Może faktycznie był zbyt płytki. A może niektóre z
jej rad dałoby się wykorzystać przy niej...

Gdyby je zastosować, żeby obudzić jej serce...

- Właśnie - przytaknął Lucas. - Sobotnie przyjęcie to zna-

komity pomysł... Wszyscy lubią być rozpieszczani. Jednak
przede wszystkim musimy włożyć więcej pracy w tę kampa-
nię. Dodać coś zaskakującego, jakieś nowatorskie pomysły,
które porwą ich tak, że będą się bić o ten kontrakt.

Alex podniósł wzrok na przyjaciela.

- Świetny pomysł, Lucas. Każ ludziom siadać do pracy.

- Przesunął papiery na biurku. - Jakieś nowatorskie pomysły.
.. Coś, co sprawi, że zacznie zabiegać o mężczyzn... że
zrezygnuje z tej lodowej bariery, odtaje. - A najlepiej, gdyby
odtajała w jego ramionach. Zrobiło mu się gorąco na myśl o
tym, jak smakowałyby jej usta, jak dobrze byłoby przytulić
jej miękkie, zmysłowo zaokrąglone ciało, przesunąć po nim
dłonie.

Otrząsnął się z zamyślenia.

- Muszę się o niej dowiedzieć wszystkiego, co tylko

możliwe. Także to, czy w jej życiu jest jakiś mężczyzna.
- Nie chciał popełnić błędu. I w żadnym wypadku nie życzył
sobie jakiegoś faceta na scenie.

background image

To wcale nie znaczy, że mnie to obchodzi, pomyślał,

starając się stłumić ogarniający go niepokój. Te wszystkie
informacje były mu potrzebne, żeby wykonać swoje
zadanie...

Lucas zapisał coś w notesie.

- Zajmę się tym. Chciałbym tylko sprawdzić, czy

wszystko dobrze rozumiem. Wynająłeś tę dziewczynę, bo
miała ci powiedzieć, jakich błędów powinieneś unikać w
związkach z kobietami, żeby przestały cię traktować jak
chodzący portfel. Więc dlaczego teraz zamierzasz dowie-
dzieć się wszystkiego o niej? Chcesz się z nią przespać?
- Nie - warknął Alex, porządkując biurko. Lucas
przygładził brodę.

- Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałeś? Cholera, po

tej królowej lodu mógłbyś zdobyć każdą kobietę.

Alex się zadumał. Nie sposób było nie zauważyć, że to

ma sens.

- Natasha byłaby znakomitą partnerką na sobotę - mówił

Lucas. - Wśród tej hałastry z CG&A wyglądałbyś zna-
komicie z taką kobietą u boku. Najpierw jednak musiałbyś
zakończyć sprawę z Jess.

Alex zacisnął zęby, czując, jak oblewa go fala gorąca.

- Nie. To chyba nie jest dobry pomysł.

- Jeśli ty nie chcesz podjąć się tego wyzwania... - Lucas

pochylił się do przodu, patrząc z napięciem na przyjaciela.

- Nie - rzucił szorstko, próbując zrozumieć, czemu jego

ciałem wstrząsnął lodowaty dreszcz. W końcu wzruszył

background image

ramionami. - Ja zajmę się panną Jess Thompson i jej nie-
chęcią do mężczyzn, a ty skoncentruj się na CG&A.

Podszedł do okna i zapatrzył się na panoramę Sydney,

walcząc z ogarniającym go podnieceniem.

Nie, to nie była kobieta dla niego.

Wybrał już doskonałą partnerkę i nie zamierzał poświęcić

idealnego życia, jakie planował z Natashą. Za nic w świecie.

To dziwne uczucie, jakie go ogarniało, wynikało po pro-

stu z tego, że Jess stanowiła wielkie wyzwanie... Z pew-
nością nie miało nic wspólnego z jej szmaragdowymi
oczami, uśmiechem, pasją, jaką słyszał w jej głosie.

Odwrócił się w stronę pokoju.

Lucas stał przy drzwiach. Jego usta rozciągnięte były w

uśmiechu, w oczach pojawił się błysk, jakby już wyobrażał
sobie, co zrobiłby z Jess, gdyby dano mu szansę.

- Tylko bądź ostrożny - poradził Aleksowi. - Rozumiesz,

wzgardzona kobieta może być niebezpieczna.

Alex kiwnął głową. Z pewnością była bardzo żarliwa.

Ale jeśli skieruje swoją namiętność w niewłaściwym kie-
runku. .. Niech Bóg ma w opiece mężczyznę, który stanie na
jej drodze.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY


Jess stała oparta plecami o drzwi gabinetu, próbując

odzyskać oddech. Chciało jej się wyć.

Dlaczego nie mogli jej zignorować? Potraktować jak

fragment umeblowania? Gdyby nie zwracali na nią uwagi,
mogłaby zdobyć informacje, których potrzebowała, i
uwolnić się od Alexandra Calahana.

Po powrocie do domu przygotuję sobie kąpiel w pianie,

zapalę wszystkie świeczki i jakieś kadzidełko i spróbuję za-
pomnieć o dzisiejszym dniu, obiecała sobie, patrząc w sufit.

To był zaledwie jeden dzień. Tylko tyle musiała prze-

trwać. Dla Kath, dla siebie i dla swojego ojca.

Kawa... Potrzebna jej była dawka kofeiny i krótki

odpoczynek od dręczącego napięcia. Wcale nie musiała tam
z nim siedzieć. Z pewnością nie tęskniła za jego
towarzystwem, dociekliwymi pytaniami czy zmysłowymi
ustami.

Był najbardziej denerwującym dra...

- Jess? Przykro mi, że pan Calahan jest zajęty - odezwała

się pani Samuels zza biurka. - Przez kilka ostatnich dni
przygotowywał wszystko, żeby dziś nikt wam nie prze

background image

szkadzał, ale Lucas nie mógł z tym czekać. Masz ochotę na
filiżankę kawy?

Jess nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Skoro

Cala-hanowi tak bardzo zależało na jej radach i poświęcił
tyle czasu, żeby zorganizować ten dzień, ona również mogła
dokończyć swoje zadanie.
- Ogromną!

Starsza kobieta uśmiechnęła się łagodnie.

- Jest bardzo wymagający. Ale za to właśnie tak go lu-

bimy.
- To ktoś go lubi? - wyrwało jej się. Pani
Samuels zmarszczyła brwi.

- Pewnie zrobił na tobie złe wrażenie. Bardzo poważnie

traktuje interesy. Wiele wymaga od siebie i od wszystkich
wokół.

- Czy to ostrzeżenie? - spytała, widząc, że sekretarka

podnosi się zza biurka z miną, jakby chciała skarcić
krnąbrną uczennicę.

- Tak. Bez względu na to, w jakim celu cię tu sprowa-

dzono, będzie od ciebie wymagał najlepszych wyników.

- Hmm... - Biedny, przystojny Calahan. Zanim się zo-

rientuje, że jej rady, chociaż do bólu szczere, to wyłącznie
jej prywatna opinia, pewno nie zawsze słuszna, ona będzie
daleko stąd. A w dodatku zabierze przynajmniej jednego z
jego klientów. A może więcej...

- Nie bądź dla niego zbyt surowa. To wszystko wynik

jego stosunków z ojcem.

Oby ekspres do kawy nie był zbyt daleko, modliła się

background image

w duchu. Nie miała ochoty słuchać, jak urodzony w czepku
facet musiał cierpieć, gdy zmuszono go, żeby poszedł w
ślady ojca.

- Rozumiem - mruknęła drwiąco. Pani
Samuels cmoknęła z dezaprobatą.
- Nic nie rozumiesz. Jego ojciec, odchodząc z inną ko-

bietą, odcisnął na życiu syna trwały ślad. Alex postanowił,
że do wszystkiego dojdzie samodzielnie i dorówna ojcu
majątkiem i osiągnięciami. Chyba chciał mu udowodnić, że
potrafi być niezależny i nic od niego nie potrzebuje.

Jess poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula. A więc

dzieciństwo Calahana wcale nie było usłane różami. Do
wszystkiego musiał dojść o własnych siłach. No, ale to
przecież niczego nie tłumaczy ani nie zmienia...

Telefon na biurku nagle zadzwonił i sekretarka obejrzała

się niespokojnie.

- Fred? - zawołała w stronę korytarza. - Mógłbyś za-

prowadzić pannę Thompson do kuchenki?

Jess obróciła się na pięcie. Za nią stał wysoki, przystojny

człowiek o modnie obciętych jasnobrązowych włosach.
Mógł mieć jakieś dwadzieścia kilka lat.

- Jasne - mruknął, mierząc ją uważnym spojrzeniem. -

Proszę tędy.

- Pracuje pan tutaj? - spytała.
- Tak, należę do kierownictwa niższego stopnia. - Wy-

gładził marynarkę, chociaż wyglądała, jakby dopiero ją zdjął
z wieszaka. - A pani jest...

- Ciekawa, czym się pan zajmuje - wpadła mu w słowo,

background image

patrząc na niego zalotnie. Kath nawet się nie domyśla, ile
jest jej winna za ten koszmar...

Młody człowiek zatrzymał się przy jakichś drzwiach.

- Tu jest kuchenka.

- Na imię mam Jess - powiedziała miękko, podając mu

rękę. - Jestem konsultantką pana Calahana.
- Naprawdę? W jakiej sprawie?

Z uśmiechem oparła się o drzwi.

- Nie mam prawa o tym mówić, ale jeśli wymieni pan

właściwe nazwisko, mogę przytaknąć.
- Chodzi o firmę Taylors?

Serce zabiło jej mocniej. A więc postanowił przystąpić

do zabawy... Wiedziała, że Taylors szukali przedstawicieli
reklamowych. Byli firmą zabiegającą o pozycję na rynku.
Kath umówiła się już z ich pracownikiem, żeby przedstawić
projekt kampanii reklamowej dla ich najnowszego produktu.

- Sawtell i Collins? Bramton? Cowly?

Patrzyła obojętnie na chłopaka, powstrzymując uśmiech.

O to właśnie chodziło. Wymieniał nazwy firm, które
szukały agencji reklamowych.

- Nie? - Fred zmarszczył czoło. Po chwili jego twarz się

rozpromieniła. - W takim razie to musi być...

Jess wstrzymała oddech.

Nadchodziło wybawienie. Od Aleksa, miernych wyni-

ków, przekroczonego budżetu, debetu na koncie, cierpkich
uwag ojca o zawodzie, jaki wybrała...
- Cześć, Fred.

background image

Drgnęła, słysząc głos Calahana.

- Dziękuję, że zająłeś się panną Thompson. Możesz już

wracać do pracy.

Jego ton przyprawił ją o dreszcz. Czy wiedział, co pla-

nowała? Wydawał się niezadowolony, że rozmawia z tym
chłopakiem.

Fred odchrząknął niepewnie.

- Oczywiście. Właśnie miałem się pożegnać. - Pospiesz-

nie ruszył korytarzem.

Patrzyła za nim, powstrzymując pragnienie, by go do-

gonić i wydusić z niego nazwę firmy.

- Jeszcze nie wzięłaś sobie kawy? - Calahan zdawał się

pieścić ją wzrokiem. - Pozwól więc, że ci ją przygotuję.

- Ty? - Zadrżała pod wpływem jego spojrzenia.
- Oczywiście. - Wszedł do kuchennego pomieszczenia. -

Potrafię zaparzyć kawę i herbatę, przyrządzić makaron i
różne mrożone dania w mikrofalówce.

-Co za różnorodność talentów. - Uśmiechnęła się z

wysiłkiem.

- Lepiej, żebyś była tego świadoma - odparł.

Pod wpływem jego ciepłego uśmiechu krew uderzyła jej

do głowy. Zagryzła wargi. Już to, jak się poruszał, działało
na nią podniecająco... A jednocześnie rosło pragnienie, żeby
dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

Zamarła z przerażenia. Nie może go polubić. Nie teraz,

gdy prawie udało jej się zdobyć nazwę firmy...

Gdyby tylko mogła pozbyć się tej dręczącej myśli, że nie

miał wcale idealnego dzieciństwa i jest skłócony z ojcem...

background image

- Twoja sekretarka mówi, że w pewnym sensie rywali-

zujesz z ojcem - wypaliła.

Z twarzy Calahana zniknął uśmiech.

- Myślę, że nie powinnaś wtrącać się do spraw, które cię

nie dotyczą.

- Dotknęłam czułego punktu, co? - zadrwiła. Boże, jak

bardzo się w tej chwili nienawidziła! Jednak nie mogła
pozwolić, żeby znów zaczął ją czarować. To jego powinna
nienawidzić. - Ale wiesz, kobiety lubią słuchać takich
historii.

- No dobra. - Podszedł do czajnika i przesunął włącznik. -

To żadna tajemnica, że nie łączy nas miłość i że od dwóch
lat z nim nie rozmawiałem. Pijesz kawę z cukrem czy z
mlekiem?

Zrobiło jej się przykro. Jej ojciec, chociaż był cyniczny i

wciąż ją krytykował, przynajmniej z nią rozmawiał. Boże,
ile kłótni wywołała, decydując się pójść w jego ślady.
Przepowiadał, że tak jak on wpadnie w pułapkę, powtarzał,
że są lepsze zajęcia dla kobiet, krzyczał, że nie poradzi
sobie z takim wyzwaniem.

Zamierzała mu pokazać, że może być z niej dumny,

nawet gdyby miało ją to zabić. Boże, jak bardzo chciała, by
wróciły dawne czasy, gdy jeszcze żyła mama. Czasy, gdy
ojciec zabierał ją ze sobą do pracy, grał z nią w piłkę,
zbudował dla niej domek dla lalek... Kiedy coś dla niego
znaczyła.

Jednak mimo wszystko takie kłótnie były lepsze niż

lekceważenie.
- Zrozumiałam, że czujesz żal do ojca po tym, jak opuś

background image

cił twoją mamę. - Przełknęła nerwowo ślinę. - Ale co zy-
skasz, robiąc z siebie większego drania niż on?

Widziała, jak poruszyły się mięśnie jego twarzy, a dłonie

zacisnęły w pięści. Jego oczy zdawały się przewiercać ją na
wylot.

- Tylko tak pytam. - Machnięciem ręki dała znać, że jej

słowa nie mają żadnego znaczenia.

Boże, co ja wyprawiam? - skarciła się w duchu. Miała

przecież nastawić go przychylnie, a tymczasem zaraz do-
prowadzi do tego, że ją stąd wyrzuci.

Wciąż stał jak skamieniały, jakby zabrakło mu słów.

- Przepraszam - powiedziała. - Pomyślałam tylko, że jest

pewne podobieństwo. Zostawił ciebie i twoją mamę,
unikając odpowiedzialności, koniecznej w stałym związku,
a ty...

- Ja chcę się ożenić i założyć rodzinę.
- Ale czy naprawdę chcesz mieć żonę? Czy tylko kogoś,

kto będzie grał taką rolę?

Zmarszczył brwi.

- Pragniesz kochanki, przyjaciółki, partnerki? Czy żony

na pokaz? - Potrząsnęła głową, starając się wrócić myślami
do klienta, którego chciała zdobyć. Sądząc z miny Freda,
musiała to być wielka firma. Ogromna. Bogata. Nie-
wiarygodnie zyskowna...

Lepiej było myśleć o celu, z jakim tu przyszła, niż o bólu

w oczach Calahana.

Wyprostowała się gwałtownie, podeszła do szafki i wy-

jęła dwa kubki.

background image

- To moja robota - usłyszała tuż za sobą.

- W porządku - odparła pospiesznie. Jej mięśnie napięły

się, gdy poczuła ciepło płynące od jego ciała. - Jestem w
tym całkiem dobra. Od siódmego roku życia parzyłam kawę
ojcu, gdy brał mnie ze sobą do pracy. Zawsze pił czarną z
trzema łyżeczkami cukru.
- Twój ojciec nie żyje?
Napełniła kubki kawą.
- Bardzo się zmienił. Teraz woli białą i bez cukru.

- Dlaczego?

Łzy napłynęły jej do oczu. Chyba wolałaby, żeby przy-

czyną był zły stan zdrowia. Wtedy z pewnością łatwiej by-
łoby mu pomóc.

- Zapewne uważa, że nie zasługuje na wspaniały aromat

kawy i nie powinien sobie osładzać życia.
- Dlaczego?

- Bo stracił wszystko, co się dla niego liczyło. Żonę, fir-

mę, godność...
- Miał przecież ciebie - powiedział Calahan miękko.

Bezwiednie przesunęła kubeczki. Jego słowa wywołały

w niej przyjemne uczucie ciepła. Gdyby tylko tata też tak
myślał!
- Ja mu nie wystarczałam.

Delikatnie dotknął jej ramienia. To niesprawiedliwe,

pomyślał ze smutkiem. Jak ojciec mógł ją ignorować?
Przecież ona także straciła wszystko.

Ja będę inny, przyrzekł sobie w duchu. Będę doskonałym

tatą. Nie takim jak jej ojciec.

background image

Wciąż brzmiało mu w uszach oskarżenie, że przypomina

swojego ojca. Przez te wszystkie łata uważał, że jest
całkiem inny, ale Jess miała rację. Tak samo jak ojciec nie-
poważnie traktował kobiety... i tak samo jak on płacił za to
bezwartościowymi związkami.

Ale teraz poznał Jess i zamierzał się zmienić.

Czy ona też miała pretensję do swojego ojca? Czy znie-

nawidziła go za to, że ją opuścił? Czy to z jego powodu
znalazła się w tym feministycznym ruchu?

- A twoja mama? - spytał łagodnie, powstrzymując

pragnienie, by otoczyć ją ramionami.

- Umarła, gdy miałam czternaście lat - odparła cicho,

zupełnie jakby mówiła do siebie. - Po jej śmierci zamiesz-
kałam u ciotki.
- Twój ojciec...

- Nie chciał mieć mnie w pobliżu. Ale ja to wszystko

naprawię. - Strząsnęła z ramion jego ręce. - Moja ciocia była
bardzo miła, ale odwiedzanie taty co drugi tydzień było
równie straszne jak życie bez mamy.

Potrafił sobie wyobrazić, jakie tortury musiała przeży-

wać, zastanawiając się, co takiego zrobiła, że ojciec oddał ją
na wychowanie ciotce.

Jess wzięła głęboki oddech.

- Jaką kawę pijesz?

Odsunął się trochę, nie spuszczając z niej wzroku. Była

podobna do niego - chciała wszystko naprawić, pokazać
ojcu, że popełnił błąd, że go wcale nie potrzebuje. To samo
zamierzał udowodnić swojemu ojcu.

background image

- To chyba niezbyt trudne pytanie - ponagliła go. Jej głos

brzmiał znacznie swobodniej.

Uśmiechnął się, szczęśliwy, że podzieliła się z nim swo-

imi smutnymi wspomnieniami.
- Czarną z jedną łyżeczką cukru.

- To tak jak ja - powiedziała ostrożnie.

Przechylił głowę, próbując zajrzeć jej w oczy. Mieli ze

sobą więcej wspólnego, niż przypuszczał... Rozmawiała z
nim jak z człowiekiem, nie jak z symbolem sukcesu...
Słuchała go, widziała, jaki jest naprawdę.

Nagle poczuł, że chciałby ją zdobyć. Potrzebował jej.

Ta świadomość poraziła go jak grom. Już nie pragnął

lekcji. Nie tego, by zburzyć otaczający ją mur. I z pewnoś-
cią nie Natashy Bradford-Jones.

Lucas miał rację. Przyjęcie na jachcie znakomicie nadaje

się na pierwszą randkę z kobietą, z którą postanowił się
ożenić.

Poczuł dreszcz emocji. Nie mógł się doczekać chwili,

gdy ta idealna dziewczyna stanie u jego boku...

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Kobiety oczekują szczerości, a nie pustych komple-

mentów, które rozdajesz jak cukierki - powtórzyła Jess.
Objęła kubek dłońmi i wyzywająco spojrzała na Aleksa,
który siedział naprzeciwko niej.

Chyba padłaby trupem, gdyby w jakikolwiek sposób

nawiązał do zwierzeń, z którymi w chwili słabości tak głu-
pio wyskoczyła. Nawet Kath nie zdradziła, że ojciec jej nie
akceptował, więc tym bardziej ją drażniło, że opowiedziała
o tym największemu wrogowi.

Calahan pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana.

- Akurat - rzucił drwiąco. - Ciekawe, jak miałbym

szczerze poinformować ukochaną kobietę, że włożyła na
siebie coś, w czym wygląda jak hipopotam.

Uśmiechnęła się. Podobało jej się, że nie wziął tak bar-

dzo do serca niczego, co powiedziała... Zupełnie jakby był
miłym, rozważnym człowiekiem.

Nie, z pewnością nie był miły. Był jej nieprzyjacielem, a

wrogowie nie mają serca ani uczuć i z nikim się nie liczą.

Calahan nie okazał serca, gdy pnąc się po szczeblach

kariery, zniszczył firmę jej ojca.

background image

Kiedy już się dowie, kim naprawdę jest, zrozumie, dlaczego
tak bardzo jej zależało, żeby go zniszczyć... Upiła łyk kawy.

- Oczywiście, że dla kobiety szczerość liczy się przede

wszystkim. Chyba nie wyobrażasz sobie, że chciałaby wy-
glądać jak szafa - powiedziała z poważną miną. - Ja wo-
lałabym znać prawdę.

- Ale przecież poczułaby się urażona. Ty też byś się

obraziła, gdybym ci powiedział, że twój zgrabny tyłeczek
wygląda w tych spodniach jak słoniowy zad.

Wykręciła się, żeby spojrzeć na swoją pupę.

- Wcale nie. - Przynajmniej miała taką nadzieję. W jej

szafie wisiały trzy pary identycznych czarnych spodni.

Calahan wolno pokręcił głową.

- No widzisz? Niewiele brakuje, żebyśmy się pokłócili.

Czy nie lepiej, jeśli powiem ci jakieś niewinne kłamstwo?

- Najpierw jest niewinne, potem robi się już mniej nie-

winne, a w końcu ohydne. - Dobrze pamiętała, jak raniły ją
kłamstwa Deana. - Jeśli będziesz szczery, zrozumie, że
może ci ufać - kontynuowała z uśmiechem. - Będzie też
wiedziała, że dbasz o nią, skoro chcesz jej udzielić życz-
liwej rady.

- Jesteś pewna? - spytał. - Ty chciałabyś słyszeć takie

bezpośrednie uwagi?

- Oczywiście. - Zemsta wydawała się taka słodka. Skoro

chce, żeby nauczyła go różnych sztuczek, które potem
wypróbuje na jakiejś niczego nie podejrzewającej kobiecie,
chętnie udzieli mu paru porad. Przynajmniej da tym

background image

dziewczynom szansę, żeby zobaczyły, jakim jest kretynem. -
Możesz sam sprawdzić.

- W porządku. - Usta Calahana rozciągnęły się w uśmie-

chu, a jego oczy prześlizgnęły się po jej sylwetce. - Tyle że
ty wyglądasz znakomicie.

Założyła ręce, czując, jak robi jej się ciepło na sercu.

- Nawet moja pupa?

- Przede wszystkim twoja pupa. Nie
zdołała powstrzymać uśmiechu.

- Dzięki. Jednak myślę, że potrafisz zdobyć się na jakąś

szczerą uwagę.

- Powiedziałem to szczerze. - Odchylił się na krześle i

odstawił kubek na stół. Jego krótkie sterczące włosy były
trochę zmierzwione, a twarz wyglądała niewinnie, jak buzia
chłopca. - Jesteś piękna.

Próbowała nie zwracać uwagi na dreszcz, który ją nagle

przeszył.

Wypiła ostatni łyk mocnej czarnej kawy.

- Daj spokój, nawet nie chcesz spróbować. Z pewnością

jest coś takiego, co chciałbyś mi powiedzieć.

Calahan powoli pokiwał głową.

- Więc wykrztuś to wreszcie. Daj mi jakiś sygnał, że to,

co mówię, dociera do ciebie. - Marzyła, żeby powiedział coś
bezczelnego, szokującego i podłego. Wtedy może wróciłoby
uczucie nienawiści, jaką czuła do niego dziś rano.

Calahan podrapał się po brodzie.

- Nie masz chłopaka, prawda?
- Nie o takie uwagi mi chodziło.

background image

- Będę szczery, ale ty też musisz być ze mną uczciwa.

Przełknęła nerwowo ślinę. Nie było powodu, żeby pod-

trzymywać tę farsę. Zresztą obserwując jej stosunek do
mężczyzn, musiał się zorientować, że nie ma partnera.

- W porządku. Nie mam.
Uśmiechnął się szeroko.
- Masz za długie włosy.

Mimowolnie sięgnęła ręką do włosów, które miękką falą

opadały wzdłuż jej twarzy. Prawdę mówiąc, zapuszczała je
od czasu studiów.

- Już lepiej, ale ta uwaga jest zbyt ogólnikowa. - Potrze-

bowała czegoś ostrego, co podsyci jej niechęć. - Powiedz, Że
ci się nie podobają i dlaczego - zażądała, patrząc na niego z
góry. - Może dlatego, że przypominają mysi ogon? Albo są
zbyt nieporządne?

Zawahał się, patrząc na nią spod zmrużonych powiek.

Może za bardzo naciskam? - pomyślała, biprąc głęboki

oddech. Miał taką minę, jakby się zastanawiał, czemu chce,
żeby był taki bezpośredni i domaga się ostrzejszych uwag.
Czy przypadkiem nie zaczął czegoś podejrzewać?

- Po prostu bądź szczery - dodała miękko.

- Dobrze. - Podniósł się na nogi, przechylił głowę, spoj-

rzał w dół na jej twarz i wsunął pasmo włosów za jej ucho. -
Moim zdaniem zasłaniają twoją piękną twarz.

Serce gwałtownie załomotało jej w piersi.

-Jesteś taka piękna... Czemu ukrywasz się przed światem?

- Podniósł rękę, a gdy odsuwał włosy z drugiej strony,
kostkami palców dotknął jej policzka.

background image

Odniosła wrażenie, że każdy nerw w jej ciele zareagował

na jego dotyk, czułe spojrzenie, głęboki ciepły głos...
- Nie taką szczerość miałam na myśli - wykrztusiła.
Spojrzenie Calahana spoczęło na jej ustach.

- Wcale nie jesteś uczciwy - mówiła pospiesznie, zwil-

żając wargi. - Znów wracasz do swoich nawyków. Ocze-
kuję, że będziesz bezpośredni i bezkompromisowy.

- Ależ to były autentycznie szczere słowa. Mam mówić

dalej?

Kiwnęła głową. Miała nadzieję, że Calahan ćwiczy to,

czego próbowała go nauczyć i że to niesamowite spojrzenie
i obiecujący uśmiech nie są przeznaczone dla niej.

- Chciałbym cię pocałować, Jess Thompson. Bezwiednie
otworzyła usta. Jego słowa odbijały się echem

w jej głowie, drażniąc ciało zmysłowymi wizjami, a umysł
obawą przed ryzykiem, że mogłoby jej się to spodobać.

Zamknęła oczy, gdy przesunął kciukiem po jej wargach.

To nie mogło się przydarzyć. Nie jej. Przecież wszystko

starannie obmyśliła, a to nie było częścią planu.

Miała być jak skała, która zmiażdży go tak, jak on zdła-

wił nadzieje i marzenia jej ojca. A także jej własne.

Musiał za to zapłacić.

Alex pogładził jej policzek, objął dłonią jej szyję i przy-

ciągnął do siebie.

Kiedy znalazła się blisko, poczuł dreszcz podniecenia.

Palące uczucie przepełniało każdy skrawek jego ciała.

Nie rozumiał, co się z nim dzieje, ale mało go to ob

background image

chodziło. Liczyło się tylko pragnienie, żeby przytulić ją
mocno i poczuć, jak rośnie w niej pożądanie.

Pochylił się i dotknął jej ust, smakując ich niewyobra-

żalną słodycz.

Była taka delikatna... Czy nie działał za szybko? Jeszcze

mógł się cofnąć, pozwolić jej odejść... W żadnym wypadku
nie chciał, żeby jego zachowanie było dla niej kolejnym
ciosem.

Ukrył uśmiech, widząc, jak łapie drżący oddech i próbuje

ukryć pożądanie.
- Skończył pan już, panie Calahan?

Ze zdziwieniem spostrzegł lodowaty błysk w jej oczach.

- Wiem, że jestem kobietą, i w dodatku samotną - po-

wiedziała surowo - ale czy naprawdę nie możesz opanować
swojej zwierzęcej żądzy przez kilka minut?

- Ja... - Alex odskoczył od niej i z niepewną miną

przeczesał włosy. Jak to możliwe? Przecież wyraźnie wi-
dział, że go pragnie.

Jess podeszła do zlewu i wypłukała kubek po kawie.

- No dobrze... - Obróciła się gwałtownie, aż jej włosy

zawirowały. - Jeśli skończyłeś, możemy ruszać na prze-
chadzkę po biurze.

- Po co? - wykrztusił, nie przestając myśleć o sygnałach,

które z pewnością rozpoznał. Czy to możliwe, że nieświa-
domie przypomniał jej o byłym facecie? A może ten zwią-
zek jeszcze się nie skończył? - zaniepokoił się.

- Sądzę, że powinnam się zorientować, co tu robisz, żeby

połapać się, o czym rozmawiasz podczas randek. - Wytarła

background image

kubek i odwiesiła go na stojak. - Chcę, żebyś był w tej spra-
wie uczciwy... To znaczy, żebyś nic nie upiększał i nie przed-
stawiał swojej pozycji w niezasłużenie korzystnym świetle.
Alex machinalnie wyprostował ramiona.

- Ta firma to moja własność.
- A więc jesteś właścicielem firmy? - Wzruszyła ramio-

nami. - Ja czy ktokolwiek inny również może to o sobie
powiedzieć.

Stał oparty o szafkę, starając się nie okazać, jak bardzo

jest poruszony. Może potrzebowała więcej czasu? Gotów był
czekać tak długo, jak zażąda. Można posuwać się powoli,
krok po kroku...

- To jest największa agencja reklamowa w mieście - od-

powiedział w końcu.

- Ty tak twierdzisz - rzuciła przez ramię niedowierzająco

i ruszyła do drzwi. Patrzył na jej rozkołysane biodra, myśląc
z rozdrażnieniem, że niełatwo będzie ją zdobyć. - Udowodnij
mi to.

Zacisnął zęby. Co za niesamowita dziewczyna! Podobało

mu się, jak wykorzystuje gniew, żeby się bronić.

Nie bardzo wiedział, jak zdoła ją do siebie przekonać. Je-

go metody uwodzenia naprawdę były niedoskonałe. Jednak
to ona właśnie była dla niego najlepszym lekarstwem.

Wykorzystam jej lekcje, postanowił. Jej własne porady,

którymi tak chętnie szafowała.

Wtedy nie będzie miała żadnej szansy.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY


Calahan całował wprost bosko.

Jess dotknęła warg, na których wciąż czuła smak jego

ust. Ale to nie wystarczyło, żeby zamierzała wycofać się z
walki.

To fakt, że jego pocałunek poruszył w niej wszystkie

zmysły, lecz na szczęście zdołała nad sobą zapanować.
Musiała przyznać, że sprawiało jej przyjemność, gdy jego
wargi objęły jej usta. Sam pocałunek też jej się podobał...
trochę. A teraz pora, by wrócić do rzeczywistości.

Alexander Calahan z pewnością nie był dla niej.

Był diabłem w eleganckim granatowym garniturze i za-

mierzała wskazać mu jego miejsce.

Modliła się tylko, żeby nastąpiło to dość szybko. Czas,

jaki musiała z nim spędzać, mógł przynieść więcej szkody
niż pożytku.

Powinna zdobyć nazwę tej wielkiej firmy, na którą po-

lował, i brać nogi za pas. Zanim zapomni, kim jest Calahan i
naprawdę go polubi.
- Co powiesz na lunch? - zapytał Alex.

Spojrzała na niego, mrużąc oczy. O nie! Znowu jakiś

background image

wybieg! Pewno chce pochwalić się kasą i znajomościami.
Lub zabrać ją do romantycznego lokalu i dręczyć uwodzi-
cielskimi sztuczkami.

- To nie ma być próba uwiedzenia, lecz wyłącznie po-

trzeba utrzymania ciała przy życiu i dostarczenia pożywki
umysłowi.

Uśmiechnęła się, widząc, jak łatwo pojął jej wahanie.

- Pod warunkiem, że to na pewno jest jasne.
- Jak kryształ - powiedział, kierując się w stronę windy. -

Parę ulic stąd jest sympatyczna restauracja.

- Droga?
Kiwnął głową.
- Ale warta swojej ceny.

- Równie dobrze mogę zjeść pizzę lub hamburgera. -W

żadnym wypadku nie chciała zaciągać jakichś zobowiązań.

- Odliczę sobie koszty.

Spojrzała na niego z ukosa, a przy okazji obrzuciła

wzrokiem korytarz. Gdyby tylko miała szansę spotkać po-
nownie Freda! To byłoby z pewnością lepsze niż siedzenie
sam na sam z Calahanem.

- Możesz odliczyć koszty za zatrudnianie niezależnych

instruktorów sztuki uwodzenia?

- A ty jesteś taką instruktorką?
- A co w tej chwili robię?

- Fakt. No to, pani trener, o czym będzie następna lekcja?

Przyłożyła palce do warg, udając, że się zastanawia.

background image

- Cóż... Z mojego doświadczenia wynika, że najważ-

niejsza jest uczciwość. I chociaż już o tym mówiliśmy...

- Jak zostałaś takim ekspertem od uczciwości w stosun-

kach między partnerami? - spytał od niechcenia, opierając
się o ścianę.

- Jestem przecież kobietą - parsknęła. - Możesz spytać

jakąkolwiek dziewczynę, a na pewno opowie ci o facecie,
który ją okłamał i zniszczył jej marzenia.

- Więc ty także byłaś przez kogoś okłamywana? Czy on

cię zdradził?

- Nie. Tak. To znaczy nie... - Policzki ją paliły. Tłumiąc

uczucie bólu, uniosła brodę. - Druga lekcja będzie dotyczyć
komunikacji. Powiedz mi teraz, czym się właściwie
zajmujesz.

Miała nadzieję, że Calahan zechce się pochwalić jakimś

znakomitym klientem.

- Czy nie radziłaś mi, że należy raczej mówić o kobiecie,

którą chcę zdobyć, a nie o sobie?

Zignorowała jego pytanie. Była tak blisko upragnionego

celu!

- Później. Na razie ona chciałaby się dowiedzieć czegoś o

tobie.

Spojrzał jej w oczy.

- Jestem prezesem i naczelnym dyrektorem wziętej agen-

cji reklamowej w Sydney. A ty?

Zacisnęła zęby. Chyba popełniła błąd, tłumiąc jego

skłonność do przechwalania się...
- A jakie są twoje marzenia i cele?

background image

To powinno wystarczyć. Z pewnością marzył o dobrym

kliencie. Tak jak ona.

Rozległ się sygnał oznajmiający nadjeżdżającą windę.

- Znaleźć kobietę, którą pokocham, ożenić się i żyć długo

i szczęśliwie.

- Takie zakończenia zdarzają się wyłącznie w bajkach. -

Jess weszła do windy. Miała ochotę zamknąć drzwi i zo-
stawić go na korytarzu.

- Znam bardzo szczęśliwe małżeństwa - powiedział

niepewnie.

- Takie, które są ze sobą na dobre i złe, w zdrowiu i cho-

robie i zostaną ze sobą aż do śmierci?

- Możliwe. - Wcisnął guzik parteru. - Moi rodzice roz-

wiedli się, kiedy miałem osiem lat, ale to nie znaczy, że ja
nie będę chciał dla siebie czegoś lepszego. Postanowiłem, że
nie powtórzę błędów rodziców. Ożenię się tylko z kobietą,
którą naprawdę pokocham.

Z niepokojem pomyślała, że może gdzieś w mieście jakaś

kobieta przeczytała ten głupi wywiad i postanowiła przeko-
nać Calahana, że to właśnie ona będzie idealną wybranką.

- Skąd to będziesz wiedział?

- Będę - odparł z przekonaniem. - Zorientuję się po tym,

jak będzie wyglądała, prowadziła rozmowę, jak sprawi, że
serce zabije mi mocniej, jak rozpali moje zmysły.

Spojrzała na sufit, starając się nie zwracać uwagi na

uczucie łaskotania w żołądku.

- Bardzo romantyczne.

- Nie zależy mi na pospiesznym małżeństwie z kimkol

background image

wiek. Wyobrażam sobie, że ta kobieta będzie rozumiała
mnie lepiej, niż ja sam siebie. Będzie chciała mieć ze mną
dzieci, będzie miała własne marzenia, którymi zechce się ze
mną dzielić.

Jess uniosła brwi. Można by go pokochać za te naiwne

mrzonki. Kiedyś miała podobne pragnienia... Ale to było
dawno temu, zanim Dean zmarnował najlepsze lata jej
życia...

-No i nie będzie podejrzliwą zrzędą, która musi

0 wszystko wypytywać.

No tak, pomyślała. Zapomniała przez moment, że jest ka-

walerem, który nigdy nie był w żadnym trwałym związku.

- Wierzysz w świętego Mikołaja?

Winda się zatrzymała. Calahan wyszedł na korytarz

i odwrócił się do Jess ze zmieszaną miną.

- Dlaczego? - spytał.

- Bo taka kobieta nie istnieje, a nawet gdyby jakimś

zrządzeniem losu ta wymyślona istota ożyła, z pewnością
byś jej nie polubił.

- Niby dlaczego?

Minęła go ze wzruszeniem ramion. Dobrze pamiętała, jak

niechętnie Dean dzielił się z nią swoimi sprawami.

- Jeżeli nie będzie jej interesować, gdzie i z kim byłeś, to

znaczy, że cię nie kocha.

- No dobrze. Jednak to chyba oczywiste, że na miłość

powinniśmy zapracować równie ciężko jak pracujemy nad
dobrym kontraktem?

-No nie wiem... - Westchnęła. - Miłość nie byłaby

background image

miłością, gdyby trzeba było tak ciężko pracować. Zwykle
zresztą pojawia się znienacka. Żadne plany ani praca nie
mają na to wpływu.

Wpatrywał się w nią bez słowa. Jego oczy wydawały się

nienaturalnie niebieskie i błyszczące.

Jess odetchnęła głęboko. A niech to! Znowu się za-

pomniała i wdała się w szczerą rozmowę. W ten sposób do
niczego nie dojdę, zdenerwowała się. Najwyżej mogę wpaść
w tarapaty.

Powinna zabrać się poważnie do roboty, wziąć to, po co

przyszła i znikać. Zanim utonie na dobre w tym niebieskim
spojrzeniu.

- Staram się dzielić z tobą swoją wiedzą, i to wszystko -

prychnęła. - A na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy coś
szalonego, uprzedzam, że wciąż cię nienawidzę.


„Athena" była małą, sympatyczną grecką restauracją.

Trochę czasu zajęło im, zanim tam dotarli, ale na szczęście
podróż minęła... w milczeniu.

Calahan prowadził auto zatopiony w myślach. Jess stłu-

miła poczucie winy, które ją ogarnęło i nie spytała, czemu
się nie odzywa.

Zdawała sobie sprawę, że zachowała się okrutnie i głupio.

Nie musiała mu ciągle przypominać, że nienawidzi
wszystkiego, co sobą reprezentuje.

Rzuciła okiem na zegarek. Jeszcze tylko trzy godziny i na

dobre się od niego uwolni. Nie pozostało jej wiele czasu,
żeby wydobyć z niego potrzebną informację, teraz

background image

jednak najważniejsze było, żeby z godnością wycofać się z
tej potyczki.

Nie zamierzała zostać kolejną ofiarą uroku Alexandra

Calahana ani ponownie stracić kontroli nad sobą. Musi
zachowywać się chłodno, z rezerwą, profesjonalnie.

- Co byś chciała? - Ciepły głos Calahan zmącił spokój,

który odzyskała z takim trudem.

Co by chciała? Chyba... chwycić rękami jego szyję i

mocno nim potrząsnąć.

- Przede wszystkim chciałabym, żebyś przestał torturo-

wać mnie swoim urokiem osobistym i przesadną uprzej-
mością - mruknęła.

- Pytałem, co chcesz zjeść. Ale pochlebia mi, że zatwar-

działa feministka obdarzyła mnie komplementem, chociaż
sama nie potrafi przyjąć żadnej przychylnej uwagi.

Jess otworzyła i zaraz zamknęła usta.

- Zjem sałatkę grecką z fetą i oliwkami, kurczaka na os-

tro, a na deser... Nie wiem, czy zmieszczę ciastko kataifi.
Prawdę mówiąc, mam ogromną ochotę spróbować go tutaj -
z orzechami i syropem.

Calahan odchylił się na krześle.

- Jeśli chcesz, możemy sałatkę i deser wziąć na spółkę.

- Świetnie. - Kiwnęła głową. Gdyby tylko zdobycie na-

zwy firmy było takie proste...

Uśmiechnął się do niej, jego oczy błyszczały jak morze w

letni dzień.

Odwróciła wzrok. Boże, czemu moje ciało mi to robi? -

myślała przerażona, walcząc z przyspieszonym pulsem.

background image

Przecież to wróg. Ostatni na świecie człowiek, na którego
powinny reagować jej zmysły.

Gdy podano im zamówione dania, w milczeniu zabrali

się do jedzenia. Jess starała się nie podnosić oczu i nie
spoglądać na swojego towarzysza.

- Jaki mężczyzna tak cię wkurzył, że postanowiłaś

przystąpić do feministek? - spytał w pewnym momencie
Calahan.

Jess otarła usta serwetką, zastanawiając się jednocześnie,

czy powinna wyznać, że ruch Kobiety przeciw Don-żuanom
nie istnieje.

- A kto ciebie tak wkurzył, że bez mojej pomocy nie

możesz znaleźć kobiety, która chciałaby z tobą założyć ro-
dzinę?
- Touche. Punkt dla ciebie.

Ułożyła sztućce na talerzu i odszukała wzrokiem kelnera.

Miała nadzieję, że zrozumie jej spojrzenie i szybko
przyniesie rachunek.

- Nie chcesz mi odpowiedzieć?

- A ty mi odpowiesz? - odpaliła, patrząc mu wyzywająco

w oczy.

- No dobrze. - Odłożył sztućce. - Jak już wiesz, moi

rodzice nie dali mi najlepszego przykładu. Ale w gruncie
rzeczy, ja sam nie czułem potrzeby, żeby się z kimś zwią-
zać. Dopiero podczas ostatnich urodzin uświadomiłem
sobie, że mój zegar biologiczny tyka.

Patrzyła na niego jak oniemiała.

- Nie... Z pewnością jest coś jeszcze...

Odsunął się z krzesłem i odrzucił serwetkę na talerz.

background image

- A co złego w tym, że poczułem się samotny, gdy moi

koledzy pożenili się i mają dzieci?

Oparła łokcie na stole i pochyliła się do przodu.

- Znalezienie kogoś, z kim chciałbyś założyć rodzinę, to

nie kampania reklamowa. To musi przyjść w naturalny
sposób. Spotykasz kobietę i wiesz, że to ta, z którą chciałbyś
mieć dzieci, przy której chciałbyś się starzeć, która wi-
działaby w tobie to, czego nikt inny nie dostrzega. A ty
pragniesz, żeby zawsze była przy tobie i zawsze tak na cie-
bie patrzyła.

Wzrok Calahana przesunął się na jej usta.

- Rozumiem... No cóż... ta kobieta jest... - Odwrócił

spojrzenie od Jess i zerwał się na nogi.

- Co się dzieje? - spytała zdumiona. Serce nadal waliło jej

jak młotem.
- Ona tu jest - rzucił zduszonym głosem.

Obróciła się na krześle, podążając za jego spojrzeniem.

Kobieta była ubrana na biało, od pantofli na szpilkach, po-
przez markowy kostium aż po perły, które nosiła na szyi
oraz w uszach. Miała zwinięte w węzeł kruczoczarne włosy,
nieskazitelny makijaż i prawie nienaganne maniery... gdyby
nie liczyć sporej dawki snobizmu.

- Ładna - odezwała się Jess. Odrzuciła włosy do tyłu i

poprawiła bluzkę, starając się nie zastanawiać nad zimnym
dreszczem, który wstrząsnął jej ciałem.

- Natasha Bradford-Jones - mruknął Calahan. - Prag-

nąłem jej, odkąd tylko pamiętam.

Z trudem pozbyła się guli, jaka utworzyła jej się w
gardle.

background image

- Czemu nie pójdziesz się z nią przywitać? - spytała.

Mimo niepokoju, jaki czuła, starała się, żeby jej głos
brzmiał naturalnie. - Świetnie dasz sobie radę. Wiesz już,
jak być szczerym, a swoje uwodzicielskie sztuczki bardzo
stonowałeś. Spróbuj to teraz zastosować w praktyce...

A ja będę mogła pozbyć się tej myśli, która krąży mi po

głowie za każdym razem, gdy na ciebie spojrzę! - dokoń-
czyła w duchu.

Calahan był jej wrogiem. Zasłużył sobie, żeby Natasha

została jego żoną.
- Chyba nie - powiedział spokojnie, kręcąc głową.

- Jeżeli jest taka wyjątkowa, musisz to zrobić - oświad-

czyła. Podniosła się i lekko go popchnęła.

Nie mógł należeć do niej. Nigdy. W żadnym razie. Tak

będzie lepiej...

-Daj spokój... Czego się boisz? Jesteś zamożnym

biznesmenem i masz wiele do zaoferowania - zachęcała go.

Stał jak skamieniały, nie spuszczając z niej oczu.

- Na przykład co?
Jess zwilżyła wargi.

- No... przejażdżki limuzyną, przyjęcia na jachcie, urok

osobisty, twoje znakomite maniery - wyliczała. Śmiać jej się
chciało, bo wymieniała wszystkie rzeczy, które przedtem
ganiła.

-1 to wszystko? - spytał łagodnie. - Tylko to mogę dać

kobiecie?

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała szeptem, bo głos

background image

ją zawiódł. - Ale na razie nie widziałam cię z dziećmi ani
zwierzętarni.

- Lubię dzieci i mam psa - odparł z uśmiechem. - Wabi

się Pete.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Mogła sobie wyobrazić,

jak bawi się z psem, dużym i kudłatym, który patrzył na
niego z uwielbieniem, jak zresztą wszyscy wokół...

Otrząsnęła się z zamyślenia. No i co z tego, że ma psa,

który go kocha? W tej chwili ważne było tylko to, żeby po-
pchnąć go w ramiona Natashy i mieć go wreszcie z głowy.

Podniosła wzrok.

- Jesteś miły, uprzejmy i masz wielkie serce, które tylko

czeka na to, żeby kogoś pokochać. - Popchnęła go lekko w
stronę kobiety, która siedziała po drugiej stronie sali. -Idź i
porozmawiaj z nią... Pokaż jej, że jest tą kobietą, która
zawładnęła twoim sercem i dla niej gotów jesteś zrezyg-
nować ze swojego stylu życia.
Z wahaniem ruszył do przodu. Serce jej się ścisnęło, lecz
mimo to potrząsnęła zaciśniętą pięścią, żeby dodać mu
otuchy.

- Naprawdę jesteś już gotowy.

- No tak... - Poprawił jedwabny krawat i obciągnął

marynarkę.

Jess opadła na krzesło i uśmiechnęła się z satysfakcją.

Wreszcie zniknęło uczucie łaskotania w żołądku i spadł
ciężar z piersi.

To już chyba wszystko. Lada moment będzie mogła się

go pozbyć. Pannę Elegantkę zachwyci jego wdzięk osobi

background image

sty, Calahan uzna, że już się wszystkiego nauczył, a ona
znów będzie mogła go nienawidzić.

Czy aby na pewno?
Już nic nie będzie takie samo.
Ze wstrzymanym oddechem odprowadzała go wzrokiem,

czując, że zaczyna ogarniać ją smutek.

Wiedziała, że jej życie znów ulegnie zmianie. Tylko nie

była pewna, czy powinna się z tego cieszyć...

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Alex szedł w stronę Natashy Bradford-Jones, odmierza-

jąc kroki w rytm uderzeń serca.

To wszystko wydawało się zupełnie nierealne. Od wielu

lat z krótkimi przerwami marzył o tej dziewczynie. Często
żałował, że powstrzymywał się z wyznaniem jej uczuć,
czekając, aż będzie mógł jej zaoferować poważny, znaczący
związek.

A teraz nie umiał przestać myśleć o Jess.

Odpowiedziała na jego pytania w taki sposób, jak tego

oczekiwał... Potrafiła nawet znaleźć w nim jakieś dobre
strony. Jednak w tym momencie jego myśli nie zaprzątało
już zdobycie Natashy, lecz marzenie, by podbić serce Jess.

Cóż... Chyba muszę przynajmniej spróbować, pomyślał,

wsuwając ręce do kieszeni. Choćby przez wzgląd na Jess.
- Natasha?
Odwróciła głowę i obrzuciła go spojrzeniem piwnych oczu.
-Tak?

Położył rękę na piersi i odetchnął głęboko, starając się

pamiętać o tym, że ma być szczery.

background image

- Alexander Calahan - przedstawił się. - Byliśmy razem

na studiach.

Twarz jej się rozjaśniła.

- A tak, pamiętam cię. - Jej wąskie różowe wargi roz-

ciągnęły się w uśmiechu. - Wiele się o tobie mówi.

- Tak? - W ich środowisku plotki były wszechobecne. Z

pewnością informacja o tym, że pragnie poważnego
związku, stanowiła powód do niewybrednych żartów. - Mam
nadzieję, że dobrze?

- Cóż... - Machnęła lekceważąco ręką. - Miło mi cię

widzieć.

A więc nie było to nic pochlebnego, pomyślał. Jess miała

rację. Poważne kobiety, szukające poważnego związku, nie
były zainteresowane takim kobieciarzem jak on. Musiałby
najpierw udowodnić, że jest coś wart, zanim jakaś dziewczy-
na zechciałaby uznać, że jest dobrym materiałem na męża.

Ciekawe, co musiałby zrobić, żeby przekonać o tym
Jess?

Im prędzej zmieni swój wizerunek, tym lepiej. Chyba

teraz właśnie był najlepszy moment, żeby to zrobić.

- Zastanawiałem się... W sobotę organizuję na swoim

jachcie przyjęcie dla kilku klientów i przyjaciół. Bardzo bym
się cieszył, gdybyś przyszła.

- Naprawdę?
- Oczywiście. - Powstrzymał się przed prawieniem pu-

stych komplementów.

Rzucił okiem w stronę Jess i nagle uświadomił sobie, jak

niewiele czasu w jej towarzystwie mu pozostało. Czy można
coś zrobić, żeby zatrzymać ją dłużej? - zastanawiał się.

background image

Natasha z namysłem dotknęła ust idealnie umalowanym

paznokciem.

- No może...

- Przez wzgląd na dawne czasy - podpowiedział, starając

się, żeby zabrzmiało to beztrosko. - Pomyślałem sobie, że
miło będzie spotkać się znowu.

Jess potrzebowała jakiejś gwarancji, że nie zostanie po-

traktowana jak ofiara łowów - zdobyta, a potem odrzucona.
Musiała czuć się bezpiecznie. Pewnie dlatego właśnie
pozorowała rozmowę z nieistniejącym partnerem...

Ogarnęła go rozpacz. I nagle przyszedł mu do głowy

szalony pomysł. Odwrócił się trochę i przywołał ręką sie-
dzącą przy stoliku Jess.

- Chciałbym się dowiedzieć, co robiłaś przez te lata...

Dobrze ci się układa?
- Owszem - odparła Natasha ostrożnie.

Wiedział, że Jess podeszła, bo poczuł delikatną woń

perfum i ciepło, jakie od niej biło. I raptem wróciły mu siły i
pewność siebie.

Wziął ją za rękę i pociągnął do przodu.

- Jess, poznaj moją dawną dobrą koleżankę ze studiów.
Spojrzenie Natashy przesunęło się na Jess.
- A to jest... ?

Słyszał w jej głosie arogancję i złośliwy zarzut, że to z

pewnością jeszcze jedna z jego licznych dziewczyn. Wi-
dział, jak mierzy Jess chłodnym spojrzeniem, jak ocenia
skromne ubranie. Jej oczy nagle się zwęziły, gdy dotarło do
niej, że towarzysząca mu kobieta jest piękna i doskonała.

background image

Objął Jess w pasie i poczuł satysfakcję, gdy uświadomił

sobie, że przynajmniej raz w życiu podjął właściwą decyzję.
- Moja dziewczyna.

Poczuł, że Jess zesztywniała. Natasha lekko uniosła gło-

wę. Niemal widział, jak przetrawia tę informację.

Ciekawe, czy to, co powiedział, miało dla Jess jakieś

znaczenie? Na pewno... Tyle że ona potrzebowała więk-
szego zaangażowania, czegoś solidniejszego, co nie pozo-
stawiałoby wątpliwości, że naprawdę się zmienił.

Właściwie pozostało mu tylko jedno wyjście. Potrzebna

mu była jakaś wiarygodna historyjka, która potwierdzałaby,
że naprawdę gotów jest się zaangażować i nie zamierza
wyciąć następnego karbu na ramie łóżka. Jednym słowem
konieczny był niezbity dowód, że jest innym człowiekiem.

Rzucił okiem na Jess. Wydawała się spokojna i opano-

wana. Tylko jedna brew uniosła się trochę...

Wyprostował plecy i zdecydowanie wysunął brodę. Dla

niej warto zaryzykować, uznał. Odetchnął głęboko, przy-
ciągnął Jess bliżej do siebie i spojrzał w chłodne oczy
Na-tashy Bradford- Jones.

- Chyba źle mnie zrozumiałaś - powiedział spokojnie.

Miał nadzieję, że jego głos brzmi pewnie. - Jess nie jest
jedną z moich znajomych... tylko moją narzeczoną.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

- Narzeczoną?

Alex uśmiechnął się z zażenowaniem.

- Przepraszam, nic innego nie przyszło mi do głowy, a

chciałem, by zrozumiała, że poważnie myślę o... mał-
żeństwie.

Jess zdecydowanym ruchem popchnęła drzwi i wyszła na

świeże powietrze. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
Przecież to kompletna katastrofa, myślała zrozpaczona.
Jakby mało było, że muszę patrzeć, jak staje na głowie, by
zdobyć tę kobietę! A teraz jeszcze to!

Kiedy ją przedstawiał, miała ochotę zapaść się pod zie-

mię. Zabrakło jej tchu, gdy nazwał ją swoją dziewczyną, ale
gdy oświadczył, że są zaręczeni, omal nie umarła.

Ściskała palcami skronie, próbując pozbyć się przejmu-

jącego bólu. Może to jej rady spowodowały, że zachował się
tak beznadziejnie głupio?

Prawdopodobnie.
Uniosła powieki i dostrzegła, że Alex z uwagą się w nią

wpatruje, jakby sądził, że za chwilę rozwiąże wszystkie jego
problemy.

background image

- Jak twoim zdaniem miało pomóc przedstawienie mnie

jako swojej narzeczonej?

- No... Pokazało, że mam poważne zamiary.
Jego opanowanie działało jej na nerwy. Jak to się dzieje,

że jest taki spokojny? Czy naprawdę nie zdaje sobie sprawy,
co narobił?

- A kiedy zamierzasz ją poinformować, że właściwie

chodziło ci o nią?

Odwróciła się, czując, jak przechodzi ją dreszcz. Nie była

w stanie znieść błagalnego spojrzenia jego niebieskich oczu.
Jak miała mu pomóc w rozwiązaniu problemu, którego
wcale nie chciała rozwiązywać?

Ta kobieta była dla niego idealna. To fakt, była snobką,

ale jednocześnie miała zachwycającą urodę, klasę, a również
- sądząc z wyglądu - tę samą pozycję społeczną co Calahan.

- Która część tej transakcji ma twoim zdaniem przekonać

ją, że jesteś dobrym materiałem na męża?

- Przecież jestem zaręczony...

- Ze mną! - Wzniosła oczy, licząc na pomoc niebios. -

Gdzie tu miejsce dla niej?

- W takim razie będę chyba musiał przez pewien czas

zostać z tobą.

Serce podskoczyło jej do gardła.

- Nie jestem do wzięcia. - Nie wyobrażała sobie, jak

miałaby spędzić z nim jeszcze jeden dzień. Co dopiero
mówić o tygodniach?

- Postaram się, żeby ci się to opłaciło - powiedział ła

background image

godnie. - Z pewnością będziesz się dobrze bawić. Mógłbym
ci pokazać parę interesujących miejsc... Moglibyśmy też
chodzić wszędzie tam, gdzie uznamy, że dzieje się coś
ciekawego.

-1 jak długo miałoby to trwać? - Jej głos zdradzał na-

pięcie.

Calahan z namysłem potarł dłonią twarz.

- Myślę, że w ciągu miesiąca powinniśmy parę razy po-

kazać się razem. To chyba wystarczy. Zerwę z tobą, bo
mnie zdradzisz. Ponieważ złamiesz mi serce, będę szukał
miłości i czułej opieki.

Jess zrobiła krok do tyłu, kręcąc głową.

- Mowy nie ma.

- Musimy kupić jakiś wielki kamień... Może różowy

brylant? Mogłabyś też zacząć rozglądać się za suknią ślub-
ną. - Spojrzał jej w oczy.
Nie przestawała kręcić głową.
-Nie.

Podszedł bliżej i odsunął włosy z jej twarzy.

- Co masz przeciwko mojemu planowi?
Patrzyła na niego jak oniemiała.
- Ja... nienawidzę cię. -1 co
z tego?

- To, że nie chcę spędzać z tobą czasu, abyś mógł wmó-

wić tej biednej kobiecie, że jesteś gotów do założenia ro-
dziny - wybuchnęła.

- Ależ ja jestem gotów - oznajmił poważnie. - Zresztą

możesz mnie nadal uczyć.

background image

Podeszła do krawężnika i próbowała zatrzymać prze-

jeżdżającą taksówkę.
- Przecież ty mnie nawet nie słuchasz.

- Słucham... A w każdym razie obiecuję, że będę - po-

wiedział ciepło. - Właściwie byłem szczery... No dobra,
może nie całkiem... Ale musisz przyznać, że nie stosowałem
swoich uwodzicielskich sztuczek.

- Zauważyłam. Za to kłamałeś.

- Musisz mi pomóc. - Calahan chwycił jej dłoń i przy-

ciągnął ją do swojej piersi. - Proszę.

Spojrzała na niego z ukosa. Było dla niej jasne, że bardzo

zależało mu na Natashy. Zachował się jak ostatni dureń, ale
trzymał na wodzy swoje zbyt swobodne maniery i był
wyjątkowo spontaniczny.

- Myślę, że zrobiłam już dosyć. Ty zresztą także. Naj-

wyższy czas, żebym wróciła do domu.

- Zostań - szepnął. - Spróbujmy porozmawiać. Na

przykład możesz mi powiedzieć, jakim jestem idiotą. Pro-
szę, Jess...

Walczyła ze sobą. Niech to diabli! Zdaje się, że poczuła

sympatię do tego typa. Co prawda był strasznie pokręcony,
ale czego innego można się spodziewać, gdy ktoś ma takich
rodziców, a w dodatku nadmiernie wybujałe ego?

Potrząsnęła głową i zmusiła się do ruszenia z miejsca.
Musiała stąd odejść.
Nie mogła zostać.
Zrobiła się za miękka, zaczęła współczuć swojemu

wrogowi, dostrzegać, że miał serce.

background image

Nie, nic z tego nie będzie. Musi wracać do domu, z czy-

stym sumieniem pomścić ojca i wdeptać w ziemię Aleksa
Calahana razem z jego imperium...

Tak, właśnie tak musi postąpić. Obiecała to sobie wiele

lat temu. Może wówczas tata "wreszcie ją dostrzeże.

I już nigdy więcej nie będzie sama...


- Rezygnuję.

- Jess, co ty tu robisz? - Kath podniosła wzrok znad za-

rzuconego papierami biurka. - Zdaje się, że miałaś spędzić z
Calahanem cały dzień? - Nagle twarz jej się rozjaśniła. -
Zdobyłaś jakieś informacje, które nas ustawią, tak?
Powiedz...

Jess westchnęła i z ciężkim sercem wyrecytowała nazwy

firm, które wymienił Fred.

- To wszystko? - Kath pokręciła głową. - Nieźle, ale

spodziewałam się czegoś więcej. - Rzuciła okiem na ze-
garek. - Dlaczego nie jesteś z nim?

- Pracuje teraz nad jakimś ważnym kontraktem na

kampanię reklamową.
- Dla kogo?

- Nie wiem i prawdę mówiąc, mało mnie to obchodzi.

Uważam, że sukces odniesiemy tylko wówczas, gdy to bę-
dzie nasza własna zasługa. Do niczego nie dojdziemy za
pomocą brudnych chwytów.

Kath spojrzała na nią z szerokim uśmiechem i oparła

łokcie na biurku.
- Polubiłaś go.

background image

Na czole mam to wypisane, czy co? - zdenerwowała się

Jess.

Zresztą nie, nie lubiła Calahana. Rozumiała go, i tyle. A

to nie ma nic wspólnego z sympatią.

- Musi być nie lada facetem, skoro nawet tobie zawrócił

w głowie.

- Głupia jesteś - parsknęła Jess. - Wróciłam, bo miałam

dość tego podstępnego, kłamliwego kretyna. Nie uwierzy-
łabyś, co on zrobił.

Kath machnęła ręką.

- Jesteś kobietą. Dziwisz się, że próbuje się do ciebie

przystawiać?

- Nie o to chodzi. - Wspomnienie pocałunku znów

wróciło. - To niewiarygodne, ale uznał, że zamiast odgrywać
rolę instruktorki w sztuce uwodzenia, będę udawać jego
narzeczoną.

Kath odchyliła się na krześle i z uśmiechem wysłuchała

relacji Jess.

- Wspaniale.

- Co takiego? - Jess opadła na krzesło. A tak liczyła na

poparcie, że powinna uwolnić się od tego diabła. Na
współczucie, że musiała go znosić...

- Mogłabyś zbierać informacje przez wiele dni, a nawet

tygodni... Dopóki nie znudzi mu się ta gra.

- Nie zamierzam brać udziału w żadnej grze. Nie chcę w

ogóle mieć z nim do czynienia.

- Daj spokój... - powiedziała Kath. - Jesteś wyczerpana.

Odpocznij od niego przez resztę dnia. Jeśli rano uznasz,

background image

że nie czujesz się na siłach, zrezygnujesz i powiesz mu, że-
by się wypchał.

No, wreszcie! - Jess odetchnęła z ulgą.

- Boję się tylko, że zmarnujemy naszą największą szansę.

Mogłybyśmy wreszcie zrobić coś naprawdę poważnego, i to
szybko!

- Nie ma co, bardzo mi ułatwiasz decyzję. - Jess pod-

niosła się, zabierając torebkę. Myślała o marzeniach, które
chciały razem zrealizować, o pomszczeniu ojca i... o
Ca-lahanie.

- W czym tu problem? Przecież nie chodzi o to, że mu się

spodobałaś czy coś takiego... Zależy mu na tym, żeby
zdobyć tamtą kobietę. Zgadza się?
- No tak. Ale...

- W takim razie problem leży w tym, że nie chcesz, aby

był szczęśliwy. A może jesteś po prostu zazdrosna?

Jess odwróciła się gwałtownie. Policzki ją paliły.

- On mnie nic nie obchodzi! - syknęła przez ramię.

- Miałam na myśli zazdrość o to, że taki facet pragnie się

ustatkować, podczas gdy Dean...

Jess zawróciła w miejscu.

- Dean... to już skończona sprawa - oznajmiła, patrząc na

przyjaciółkę płonącym wzrokiem.

Dean w ogóle już dla niej nie istniał. Usunęła z miesz-

kania wszelkie ślady, które mogłyby jej przypominać o
mężczyźnie, który bawił się jej sercem i marzeniami, a
potem zostawił ją z niczym.

Ruszyła w stronę wyjścia.

background image

- Zadzwonię do ciebie - rzuciła na pożegnanie. Jednego
była pewna. Musi zapomnieć o Calahanie

przynajmniej na chwilę. Dopiero potem podejmie decyzję,
co dalej. A przede wszystkim, czy ma grać rolę jego
narzeczonej...


- Muszę ją odnaleźć. - Alex nerwowo chodził po gabi-

necie Lucasa.

Co mnie napadło? - zastanawiał się, myśląc o zaskaku-

jącej propozycji, którą znienacka złożył Jess.

Pragnął przecież zatrzymać tę dziewczynę przy sobie, a

nie śmiertelnie ją wystraszyć.

W pierwszej chwili plan wydawał się znakomity. Gdyby

Jess została przy nim, grając rolę jego narzeczonej, mogłaby
go lepiej poznać. A i on miałby okazję, żeby poznać ją.

Okazało się jednak, że jej ten pomysł nie zachwycił.

Trudno się dziwić. Z pewnością odniosła wrażenie, że to
jakiś nowy wybieg, by zdobyć... Natashę.

Sądził, że poczuje się bezpieczniej, jeśli nie domyśli się,

że chodzi mu tylko o nią, o zburzenie muru, którym się
otoczyła, o to, by znów dostrzegła miłość i umiała poko-
chać... jego.

Nie mógł się już doczekać następnego spotkania. Pragnął

ponownie zobaczyć jej zielone oczy i zmysłowe usta.
Chciał, żeby zapragnęła go równie mocno, jak on pragnął
jej.

Oparł się plecami o drzwi. Byłoby wspaniale, gdyby

udało się nakłonić Jess, aby zechciała grać rolę jego narze

background image

czonej. Ileż radości sprawiłoby mu wybieranie pierścionka,
sukni ślubnej i tych wszystkich drobiazgów, które kobiety
pragną mieć w dniu ślubu.

Wyobraził sobie, jak wyglądałaby w białej sukni, jak

wirowałby z nią po parkiecie, mógłby ją całować...

Będę musiał przeprowadzić swój plan do końca, posta-

nowił. Tylko jak Jess to zniesie? I czy na pewno wystarczą
gorące pocałunki, by roztopić ścianę lodu, za którą się
schroniła?

Nie mógł się doczekać, żeby to sprawdzić.

- Masz przecież jej numer - odezwał się Lucas. Alex
wcisnął dłonie do kieszeni.

- Nie odbiera telefonu. Wciąż włącza się poczta głosowa.

- Jej słodki głos, który przepraszał, że nie może odebrać
telefonu, doprowadzał go do rozpaczy.
- Wcale się nie dziwię.

- Myślałem, że jesteś po mojej stronie. - Chyba wystar-

czająco dużo ci płacę, żeby zdobyć twoje poparcie, dodał w
myśli. Nawet jeśli moje pomysły są szalone.

- A jak ty byś się czuł na jej miejscu? - Lucas machi-

nalnie dotknął brody. - Wyobraź to sobie: złe doświadczenia
z mężczyznami popychają cię do wstąpienia do jakiejś
dziwacznej organizacji, gdzie prawdopodobnie wszyscy
zajmują się wyłącznie biadoleniem nad doznanymi
krzywdami. Potem spędzasz czas z największym z tych
łajdaków i odkrywasz, że lekceważy wszystko, co próbujesz
mu przekazać.

Alex wzruszył ramionami.

background image

- Nie nadużywałem komplementów...

- Ale skłamałeś, mówiąc, że jesteś zaręczony! W dodatku

wciągnąłeś ją w to oszustwo po to, żeby przekonać inną
kobietę o swojej szczerości.

- Może masz rację. - Podrapał się po karku. - Tak czy

inaczej, trzeba ją teraz odnaleźć i przekonać, żeby zgodziła
się zrobić to dla mnie.

Bezwiednie przestawiał ramki ze zdjęciami na biurku

przyjaciela. Nie miał zamiaru zdradzić, że zależało mu na
Jess. Niepotrzebny mu był rozgłos, jaki zwykle towarzyszył
pojawieniu się nowej dziewczyny.
- Możliwe, że będą z tym kłopoty.

- Każdy ma swoją cenę - powiedział, kręcąc głową.

Musiał się tylko dowiedzieć, co zdołałoby ją skłonić do
podjęcia korzystnej dla niego decyzji.
- Ta cena może być zbyt wysoka.

Nonsens, pomyślał. Miał wystarczająco dużo pieniędzy,

żeby jej kupić, czego tylko zapragnie... Jeśli trzeba będzie,
kupi jej nawet dom... Uśmiechnął się na myśl, jak proponuje
jej dom w zamian za czas, jaki mu poświęci. Warto byłoby
zobaczyć jej minę. Albo posłuchać, co mu wtedy powie...

No tak, z pewnością miałaby wiele do powiedzenia.

Chętnie dowiedziałby się, jakich argumentów użyłaby,
odrzucając jego ofertę. Tym bardziej, że miał doświadczenie
w prowadzeniu negocjacji. Z pewnością pokonałby jej opór.

Poczuł, że robi mu się gorąco.

background image

- Wiesz, gdzie mam jej szukać? - spytał, odzyskując

kontrolę nad swoimi zmysłami.

Lucas westchnął ciężko.

- Poleciłem Bobowi z działu badawczo-rozwojowego,

żeby się rozejrzał. - Podszedł do faksu i z uwagą przejrzał
jakieś kartki. - Trochę tego jest. Tak... - mruknął, czytając
przesłane informacje. - Wstępne badanie wskazuje, że
numer telefonu pasuje do niejakiej panny J. Thompson
zamieszkałej na Thomas Street. Pracuje w firmie Kingston i
spółka. - Lucas przechylił głowę na bok. - Ta nazwa coś mi
mówi.

Alex patrzył na niego z namysłem. Rzeczywiście, on

także skądś znał nazwę firmy.
- Mam wrażenie, że to agencja reklamowa. Przyjaciel
gwałtownie podniósł głowę.

- Myślisz, że to wtyczka? To by wyjaśniało, dlaczego

wolała zostać z tobą w miejscu pracy.
- To ja ją wynająłem.
- A mógłbyś się jej oprzeć? - zakpił Lucas.

Alex poczuł nieprzyjemny dreszcz. To jakiś absurd. Nie

jego Jess. Kobieta, która podziałała na jego zmysły, roz-
paliła jego wyobraźnię, obudziła pragnienie, żeby spędzić z
nią resztę życia...

Nie...

Chociaż... Nic tak go nie pociągało, jak wyzwanie rzu-

cone przez piękną kobietę. Nie, to niemożliwe. Jess za-
chowywała się zbyt lekceważąco, mówiła zbyt otwarcie...
Nie mogła być wtyczką. Kobieta szpieg byłaby ugrzecz

background image

niona, uwodzicielska, chowałaby się w cieniu, obserwując
wszystko z ukrycia.

To nie pasowało do Jess.

- To zaczyna być interesujące - powiedział Lucas. - Będę

szukał dalej. Może faktycznie dobrze byłoby dowiedzieć się
czegoś więcej o tej tak zwanej narzeczonej.

Alex poruszył się niespokojnie. Znów pojawiło się to

nieprzyjemne uczucie, że został zdradzony.

- Tak, koniecznie. - Odepchnął niepokojące myśli. -Dam

ci znać, jak mi z nią idzie.

- Chyba nie mówisz poważnie? Zamierzasz to ciągnąć? -

Lucas zmarszczył brwi.

- Nie mam innego wyjścia.
- Natasha uważa, że jesteś zaręczony, i boisz się, żeby

czegoś nie zepsuć, tak?

- Zgadza się. - Podniósł kartki wyjęte z faksu i przebiegł

je wzrokiem, jednak niewiele widział.

- A skoro ta przeciwniczka mężczyzn może ci pomóc ją

zdobyć, nieistotne chyba, jaki sama ma cel.

Alex kiwnął głową. Ale zaczyna mieć znaczenie, jeśli

celem jest ta właśnie przeciwniczka mężczyzn. Nie... Nie
chciał nawet o tym myśleć.

Lucas z niedowierzaniem pokręcił głową.

- A wyglądała tak sympatycznie...

- Bo jest sympatyczna - odparł spokojnie. Mimo tych ust,

które ciągle z niego drwiły i nie przestawały rzucać
krytycznych uwag. Chciał je zamknąć pocałunkiem i wy-
mazać z jej umysłu wszystkie złe myśli. - To może być

background image

po prostu zbieg okoliczności. - Wrócił do biurka i zabrał
kartki z przefaksowanymi informacjami. - Będzie mi to
potrzebne.
- Co zamierzasz?

Uśmiechnął się z trudem i ruszył w stronę drzwi.

- Idę odwiedzić swoją narzeczoną. I
odkryć prawdę, dodał w duchu.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY


Jess owinęła się szlafrokiem, wtuliła się w poduszki,

którymi wyłożyła wiklinowy fotel i rozglądając się po
mieszkaniu, słuchała nagranych wiadomości od Calahana.
Jednej po drugiej...

Mimo wielu bibelotów i kolorowych obrazków dziś

brakowało w jej mieszkaniu ciepła, którego tak bardzo
potrzebowała.

Stare meble z drewna tekowego były naprawdę wyjąt-

kowe. Ściany w ciepłym żółtym kolorze stanowiły świetne
tło dla jaskrawych obrazów. Ale nad wszystkim, co było
miłe w tym wnętrzu, zdawał się panować głos Calahana.
Jego natarczywość i upór przyprawiały ją o ból głowy.

Jakim prawem zakładał, że zgodzi się odegrać rolę, którą

dla niej wymyślił? Czy możliwe, że wyczytał w jej oczach
słabość, jaką do niego miała?

W obronnym geście otoczyła się ramionami. Boże, zdaje

się, że za wiele o tym myślę.
- Panie Darcy? - zawołała cicho.

Czarny kot wkroczył do pokoju. Poruszał się powoli, z

pewnością siebie... zupełnie jak Calahan.

background image

Podniosła go z podłogi i wtuliła twarz w jego futro. - Jesteś
jedynym facetem, którego rozumiem. Wiesz o tym?

Odchyliła się na fotelu i przymknęła oczy. Zwariuje, jeśli

spędzi jeszcze trochę czasu z Calahanem. W dodatku jako
jego narzeczona.

Nie warto tak się narażać, pomyślała, przygryzając

wargę. Szansa, żeby zdobyła jakieś ważne informacje, była
naprawdę niewielka. Z pewnością nie zrekompensuje nawet
tego czasu, jaki musiała dziś spędzić w jego towarzystwie.

Jutro powie o tym Kath...

Musi mu odmówić, a to znaczy, że więcej go nie zo-

baczy. ..

Mocniej przytuliła Pana Darcy'ego. Właściwie, jakie to

ma znaczenie, czy go jeszcze spotka? To prawda, że ją
podniecał, ale to znaczyło jedynie, że bardzo dużo czasu
minęło od chwili, gdy się ostatni raz całowała.

Nie interesowało jej, co Calahan z tym zrobi. Musi być

szczery, i tyle. Wtedy być może uda mu się stworzyć z
tamtą kobietą stały związek.

Natasha i Alex... Zacisnęła powieki, czując przeszywa-

jący ból. Nie... Wcale jej nie przeszkadza, że pragnął tamtej
kobiety.

Dla niej był nikim.

Zresztą już przenigdy nie zaufa żadnemu mężczyźnie, a z

pewnością nie takiemu uwodzicielowi jak on. Za bardzo
przypominał Deana.

background image

Dean Pearce wydawał się idealny pod każdym

względem. Wiedział, jak oczarować kobietę, jak zdobyć jej
serce.

Pamiętał o wszystkich rocznicach i urodzinach, nie za-

pominał nawet o walentynkach. Co prawda zwykle był
bardzo zajęty i prawie wszystkie weekendy i święta spędzała
samotnie, ale wcale jej to nie przeszkadzało.

Coś zaczęło się psuć, gdy wspomniała o zamieszkaniu

razem.

Zapominał o spotkaniach, nie oddzwaniał, gdy nagrała

się na sekretarkę, rzadko zdarzało mu się zrobić jej nie-
spodziankę jakimś miłym podarunkiem.

Nie rozumiała, gdzie popełniła błąd. Byli ze sobą prawie

dwa lata. To prawda, że miała sporo pracy w firmie, którą
prowadziły z Kath, ale przecież zawsze udawało jej się
zorganizować swoje zajęcia tak, żeby dopasować się do
niego.

Miesiące niepewności dały jej się mocno we znaki. Nie

mogła spać, prawie przestała jeść, bez przerwy próbowała
zrozumieć, czemu Dean sprawia wrażenie, że już jej nie
kocha.

A potem zobaczyła go z inną kobietą i straciła wszelką

nadzieję. Nie była w stanie stanąć z nim twarzą w twarz od
razu w tamtej restauracji, więc poszła za nimi. Później
odkryła, że poszedł do następnej kobiety.

Nie dowiedziała się, czy miał ich więcej. Nie chciała tego

wiedzieć. Zobaczyła wystarczająco dużo.

Kochała mężczyznę, który należał do innej, a może do

wielu innych...

Gdyby naprawdę istniała jakaś organizacja walcząca

background image

z takimi oszustami, zapewne przystąpiłaby do niej. Za-
chowała się jak ostatnia idiotka, ale nie zamierzała powtó-
rzyć swojego błędu. Już nigdy nie zakocha się w żadnym
mężczyźnie. A przynajmniej do czasu, gdy się upewni, że
jest uczciwym człowiekiem.

Nie pozwoli się więcej wykorzystać i porzucić. Wciąż

czuła rany, jakie zadał jej Dean. Gardło jej się ściskało za
każdym razem, gdy mijała ich ulubioną restaurację, oczy
wypełniały się łzami, kiedy słyszała piosenkę, przy której
tańczyli. Przez cały ten czas dawała mu z siebie wszystko. A
on to chętnie przyjmował...

Dzwonek przy drzwiach odbił się echem o ściany

mieszkania.

Jess podniosła się z fotela. Na ręku wciąż trzymała Pana

Darcyego. Czyżby Kath postanowiła ją przekonać, że
powinna poświęcić resztki swojej godności?

Gwałtownie otworzyła drzwi.

- Nie ma takiej siły, żebym dała się namówić... - Słowa

uwięzły jej w gardle.

Na progu stał Alex w czarnym smokingu i

ciemnosza-firowym krawacie, doskonale dobranym pod
kolor oczu.

- To zabrzmiało jak wyzwanie. W
głowie jej się zakręciło.
- Calahan...

- Jess - powiedział miękko, wodząc spojrzeniem po jej

szlafroku, czarnym kocie i zaczesanych do tyłu włosach,
wciąż jeszcze wilgotnych po kąpieli. - Myślę, że powinnaś
mówić do mnie po imieniu, skoro jesteśmy zaręczeni.

background image

- Chyba masz jakieś urojenia.
- Uważasz, że powinniśmy o tym rozmawiać przy ot-

wartych drzwiach?

Serce waliło jej jak młotem. Miała go wpuścić do domu?

Przecież to niedorzeczne.

Czy mogła mu zaufać? A sobie? Wyglądał olśniewająco,

a jej ciało tak bardzo domagało się pieszczoty. I jak się to
miało do ślubowania, że będzie żyła w abstynencji?

Wydawał się niewzruszony jej wahaniem, jakby gotów

był stać całą noc pod jej drzwiami.

- No dobrze - powiedziała, odsuwając się trochę, żeby

zrobić mu przejście. - Tylko się pospiesz.

- Jesteś zajęta?

- Nawet bardzo.

Wszedł do salonu, rozpiął marynarkę i opadł na jej

ulubiony fotel pod oknem.

- Mamy sporo do omówienia.
- Naprawdę? Wydawało mi się, że pozostała tylko sprawa

wynagrodzenia za dzień pracy.

- Wyszłaś podczas lunchu - przypomniał. Powiódł spoj-

rzeniem od małego stolika, na którym leżały jakieś kobiece
magazyny, do kanapy zarzuconej kwiecistymi poduszkami.

Czyżby zamierzał wymigać się od zapłacenia? Ma facet

tupet, pomyślała.

- To był dość późny lunch.
- Prawdę mówiąc, nie o tym chciałem rozmawiać - po-

wiedział, wciąż rozglądając się po pokoju. - W tej chwili
najbardziej interesujesz mnie ty sama.

background image

- Ja? - szepnęła, czując, jak wstrząsa nią dreszcz. Cofnęła

się trochę, mocniej przytulając kota. Pan Darcy wyrwał się z
jej objęć i zeskoczył na podłogę.
-Jesteś mi potrzebna - mówił Calahan. Jego głos brzmiał
głęboko i miękko. Jess zwilżyła wargi.

- Ja? - powtórzyła niepewnie. Ciaśniej owinęła się szlaf-

rokiem i spojrzała w stronę drzwi.

W lśniących oczach Calahana dostrzegła obietnice, z

których jej zdradzieckie ciało tak bardzo chciało skorzystać.

- Ty. Chcę, żebyś wyszła ze mną dziś wieczorem, spę-

dziła ze mną kilka dni... Chcę, by całe Sydney wiedziało, że
znalazłem prawdziwą miłość.

Uciekła spojrzeniem w bok i z płonącymi policzkami

pochyliła się, żeby poprawić poduszki na sofie.
- A znalazłeś?

- Oczywiście. Przynajmniej na kilka tygodni... póki nie

złamiesz mi serca - odparł wolno.

- No tak, jasne. - Czego innego mogła się po nim spo-

dziewać? Przecież po jednym dniu, który z nim spędziła, nie
mógł zmienić swoich zwyczajów. Albo się w niej za-
kochać...

Boże, co mi przyszło do głowy! - przeraziła się. Wcale

nie chciała, żeby się w niej zakochał. Chociaż w ten sposób
odniosłaby podwójne zwycięstwo - nie tylko zniszczyłaby
jego firmę, ale także złamała mu serce. Jednak nagle
stwierdziła, że nie czuje już takiego dreszczu emo

background image

cji, gdy się okazało, że tak samo jak wszyscy inni ludzie
stara się, żeby jego życie nabrało sensu.

Wysunęła buńczucznie brodę. Calahan nic dla niej nie

znaczył. Najwyżej mógł posłużyć za katalizator po to, żeby
znów zaczęła myśleć o miłości.

Była romantyczką, ale co z tego? Chciała mieć takie

samo życie, jakie wiedli jej rodzice przed chorobą mamy.
Marzyła o zamkach na lodzie, płatkach róży na poduszce,
czułych słówkach szeptanych do ucha, poczuciu wspólnoty.
..

- Już ci dziś mówiłam - odezwała się zdecydowanym

tonem - że nie chcę mieć nic wspólnego z oszustwem.

- Mówisz, jakbyś była świętą... Nigdy nie zdarza ci się

kłamać?

Jess strzepnęła poduszkę.

- Jeśli wymaga tego sytuacja...
- Moim zdaniem tak właśnie było. Jess
pokręciła głową.

Calahan potarł ręką twarz, jego oczy się zwęziły.

- Zdaję sobie sprawę, że przebywanie w moim towa-

rzystwie jest dość nudne. Przede wszystkim będą to spot-
kania z klientami i przyjęcia. Ale postaram się, żeby ci się
opłaciło.
Serce zabiło jej mocniej. Przyjęcia? Klienci? Przygryzła
wargę, myśląc o tym, co mówiła Kath. Musiała pamiętać,
jakie korzyści przyniosłoby to ich agencji.

- Mogę nawet kupić ci odpowiednią garderobę na przy-

jęcia - mruknął.

background image

- Mam własne ubrania.

Gestem wskazał drzwi do jej sypialni.

- W takim razie włóż coś na siebie. Zaraz wychodzimy.

- Nie powiedziałam, że się zgadzam - wycedziła wolno.

Wciąż jeszcze ze sobą walczyła.

- Przecież wiesz, że to zrobisz. - Oczy Calahana łudziły

obietnicą.

Otworzyła usta, ale zaraz ponownie je zamknęła. Nad

czym tu się zastanawiać? Podawał jej na tacy wszystko,
czego potrzebowała. Czy aby na pewno? A może tkwił w
tym jakiś haczyk?
- Najlepiej gdyby to było coś czarnego i seksownego.

Uniosła brwi, ale nie była już w stanie wzbudzić w sobie

złości. Zdaje się, że naprawdę go polubiłam, pomyślała.
Niech to diabli!

- Nie mogę pozwolić, żeby moi goście czekali zbyt długo

- dodał Alex, zaniepokojony jej wahaniem.

Patrzyła na niego z bijącym sercem. W tym czarnym

smokingu wyglądał jeszcze bardziej seksownie i niebez-
piecznie. Boże, czy uda mi się znieść cały wieczór? - za-
stanawiała się.

Nie miała wątpliwości, że nie zdoła mu się oprzeć. Mo-

głaby się co prawda dowiedzieć, na jakich klientów poluje,
ale nie chciałaby tego robić za cenę własnego ciała, które aż
się rwało do niego.

- Przykro mi, Calahan. Powiedziałam ci przecież, że je-

stem zajęta.

Rozejrzał się po pokoju, marszcząc brwi.

background image

Jess milczała, nie dodając żadnych wyjaśnień. Zdawała

sobie sprawę, że nie znajdzie argumentów, które oparłyby
się jego determinacji. Zresztą jej również zabrakłoby silnej
woli, gdyby poczuła dotyk jego rąk i ust.

Alex podniósł się z fotela, wygładził spodnie i poprawił

krawat. Przyglądał się jej badawczo, jakby chciał zajrzeć w
głąb jej duszy.

- Ustąpię tylko pod warunkiem, że przez następne trzy

tygodnie zgodzisz się grać rolę mojej narzeczonej.

Jak miała to zrobić, skoro ledwie wytrzymywała napię-

cie, siedząc z nim w jednym pokoju?

Chociaż... On wcale nie myślał o niej. Pragnął przecież

Natashy. I bardzo dobrze.

- Bardzo proszę - dodał, biorąc ją za ręce. Jego dłonie

były duże i ciepłe. - Pomóż mi.

Pokręciła głową. Nie mogła się na to zgodzić. Nie była

wystarczająco odporna na jego wdzięki, spojrzenia, po-
całunki. ..

- Obiecuję, że będę solennie stosował się do wszystkich

twoich rad.

- Nie wiem... - Musiała zyskać trochę czasu, żeby się nad

tym zastanowić. - Dam ci czas do soboty. Musisz mi
udowodnić, że starasz się zmienić swoje nastawienie do
kobiet.

- Umowa stoi. - Spojrzał w dół na ich splecione dłonie. -

Może w takim razie weźmiesz udział w przyjęciu na
jachcie?

- Dobrze. Myślę, że nie będzie z tym problemu.

background image

A potem zakończy całą sprawę. Do tej pory odzyska

rozsądek, poradzi sobie z zauroczeniem i zdobędzie dla
Kath nazwy jakichś firm.

Zagra rolę jego narzeczonej, z wielką przyjemnością się

z nim rozstanie, a potem zajmie własnymi sprawami.

Wszystko się skończy i życie znów będzie normalne.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

- Co mam z tym zrobić, do diabła? - Jess cisnęła gazetę

na biurko przyjaciółki. Litery wciąż tańczyły jej przed
oczami.

- Co to takiego? - Kath podniosła wzrok.
- Zawiadomienie o naszych zaręczynach - odparła głu-

cho. - W dzisiejszej gazecie. Tak wyraźne, że nie sposób go
przegapić.

- No cóż. Przecież wczoraj zgodziłaś się odegrać rolę

jego narzeczonej.

- Tak. To znaczy nie. - Opadła na krzesło. - Zgodziłam

się na krótką próbę. A teraz wszyscy się dowiedzą, że za-
ręczyłam się z największym podrywaczem w mieście.

- Na to wygląda. - Kath wzruszyła ramionami.

- Nie wierzę mu ani trochę. Wciąż mówi i robi rzeczy,

które wprawiają mnie w osłupienie. Proszę bardzo! -
Dziobnęła palcem w gazetę.

Kath upiła łyk kawy z kubka, który stał na brzegu biurka.

- Jest bogaty i przyzwyczaił się, że zawsze dostaje to,

czego pragnie, i to na warunkach, jakie sam ustala.

background image

- No to niech się przygotuje na niespodziankę, bo po

przyjęciu kończę z tym wszystkim. Wycofam się natych-
miast, kiedy zdobędę nazwy paru firm. Bez względu na to,
jak na jego nowy wizerunek wpłynie fakt, że narzeczona
ucieka po dwóch dniach.

- Bardzo rozsądnie.
- Więc dlaczego czuję się tak podle?

- To nie twoja wina, że facet jest nałogowym kłamcą i

sam się zapędził w kozi róg, wybierając niewłaściwą ko-
bietę.

- Ja mam być tą niewłaściwą kobietą? - Poderwała głowę.
- To chyba oczywiste - odparła Kath gładko, uśmiechając

się szeroko. - Jesteś sekutnicą a nie potulnym i słodkim
kociątkiem.

Kath ma rację, pomyślała. Aleksowi wydawało się, że

trafił na słodką idiotkę, która przystąpi do jego fanklubu i
będzie robić wszystko, żeby ją tylko zechciał zauważyć. Ale
grubo się mylił.

- Nienawidzisz go, prawda?

- Oczywiście. - Lecz jednocześnie podobał jej się i w

dodatku tak bardzo pragnęła poczuć na swoim ciele jego
dłonie. Chociaż jej pragnienia nie miały tu nic do rzeczy.

Kath podniosła pióro i przez chwilę jeszcze patrzyła na

gazetę.

- Więc chyba nie masz czym się martwić.

Kręcąc z dezaprobatą głową, Jess wyszła z pokoju i ru

background image

szyła po schodach w dół. Potrzebowała czegoś solidniej-
szego niż kubek kawy i mały pierniczek. Takie kłopoty
wymagały porządnego kawałka czekoladowego tortu...
Tylko nieprzyzwoicie tuczące ciastko z łyżką lodów i porcją
bitej śmietany mogło ukoić jej zmysły i ostudzić rosnące w
niej pożądanie.

- Jess?

Stanęła jak wryta, słysząc głęboki głos Aleksa Calaha-na.

On? Tutaj? Niemożliwe. Gdyby się dowiedział, gdzie
pracuje i co robi...

- Tak? - Miała nadzieję, że zabrzmiało to absolutnie

niewinnie.

Alex uśmiechnął się i natychmiast poczuła, że się roz-

pływa.

- A więc tutaj pracujesz? - Podniósł głowę i spojrzał na

budynek, z którego wyszła.

Kiwnęła głową, czując, że brak jej tchu. Nie wyglądał na

osobę, która właśnie spotkała nieprzyjaciela. Czy to znaczy,
że nic nie wie? A może ma taką wesołą minę, bo już wie i
właśnie zamierza pożreć ją żywcem?

- Nie znam firmy Kingston i spółka. Czym się właściwie

zajmujesz?

Otworzyła usta, ale nie była w stanie wydobyć słowa.

Nie mogła przecież powiedzieć mu prawdy.

- Właściwie wszystkim po trochu... No, wiesz.

-

Chodziło mi o to, czym zajmuje się firma. Przechyliła

głowę na bok i z namysłem dotknęła palcem warg.

background image

- A co ty tu robisz?

Przeniósł spojrzenie na jej wargi, w jego oczach pojawił

się błysk.
- Przyszedłem zobaczyć się z tobą. Nie
zdołała ukryć uśmiechu.
- Wydawało mi się, że umówiliśmy się na wieczór?
- To prawda, ale nie mogłem się doczekać.

Poczuła, jak ciepło rozchodzi się po jej ciele. Zadrżała na

myśl, że może lubi ją nie tylko jako swoją instruktorkę i
fałszywą narzeczoną.
- Coś takiego! Alex padł na
kolana.

Krew burzyła się jej w żyłach, policzki pałały.

- Co ty wyprawiasz?

- Jess, czy mogłabyś zrobić mi ten zaszczyt i zostać moją

narzeczoną przez następne dwa tygodnie? - mówiąc to,
wsunął jej na palec pierścionek.

Oderwała wzrok od jego uśmiechniętych oczu i spojrzała

na błyszczący w słońcu brylant. Musiał ważyć co najmniej
dwa karaty, był różowy, owalny, w delikatnej platynowej
oprawie.

Serce waliło jej jak młotem. Boże... Gdyby to tylko

działo się naprawdę... Gdyby to tylko był miły, szczery,
rzetelny mężczyzna, który ją rzeczywiście kocha...

- Mówiłam ci przecież, że najpierw musisz przejść próbę

- prychnęła. - Co cię podkusiło, żeby ogłosić nasze za-
ręczyny? A teraz to...

- Chyba dlatego, że jestem ogromnie podekscytowany

background image

- odparł, podnosząc się z ziemi i otrzepując kolana. - Nie
mogłem się już wprost doczekać, żeby zaczął się okres
na-rzeczeński.

- Mogę się wycofać do soboty wieczorem - ostrzegła.

- Mam nadzieję, że tego nie zrobisz - odparł, przysuwając

się bliżej.

- Muszę już iść - powiedziała, pospiesznie się cofając.

- Mam dużo pracy.

- Jasne. - Pochylił się i delikatnie musnął wargami jej

usta.

- A to po co? - szepnęła.

-Na wszelki wypadek. Ktoś może nas obserwować.

Trzeba zachować pozory.

I chwilę później już go nie było. Została sama, z rozsza-

lałym sercem i ciałem, które płonęło z pożądania...

Jednego była pewna. W chwili, gdy skończy się ta sprawa

z Alexandrem Calahanem, będzie gotowa na nowy związek.
A mężczyzna, którego wybierze, będzie musiał dobrze się
starać, żeby spełnić jej oczekiwania.


Słuchając dźwięku dzwonka do drzwi, Alex czuł się jak

nastolatek na pierwszej randce.

Może to niemądre, ale Jess sprawiła, że myślał i odczu-

wał, jakby miał najwyżej osiemnaście lat. Czyżby to dlatego,
że bez przerwy go oceniała?

Nie miał pojęcia, co knuła. Po tym, jak ostatniego wie-

czoru nie zgodziła się wyjść z nim na spotkanie z klientami,
przypomniał sobie o podejrzeniach Lucasa.

background image

Gdyby była wtyczką, nie zrezygnowałaby z takiej okazji.

Ale dlaczego w takim razie unikała rozmowy na temat
swojej pracy? Albo była wyjątkowo sprytna, a przy tym
miała anielską cierpliwość, albo też faktycznie działała w
ruchu feministycznym i tylko przypadek sprawił, że
zawodowo zajmowała się reklamą.

W tym momencie właściwie nie miało to znaczenia.

Zresztą prawdopodobieństwo, że Jess może go wykorzystać,
było znikome.

Wyraz jej twarzy, gdy włożył na jej palec pierścionek,

był nieoczekiwanie zachęcający, jakby przychylny dla jego
zamierzeń. Gdy patrzył w jej błyszczące oczy, miał wraże-
nie, że nie zdoła dłużej ciągnąć tej farsy.

Tak bardzo chciał wyznać, że to jej pragnął, a nie

Na-tashy, ale z tym trzeba poczekać.

Nie mógł przestać o niej myśleć ani doczekać się, kiedy

ją znów zobaczy. Zachowuję się jak masochista, pomyślał,
przeczesując palcami włosy.

Czy to jest właśnie miłość?

Jess otworzyła drzwi. Długa, sięgająca kostek czarna

sukienka otulała jej ponętne kształty. Dekolt opadał nisko,
odsłaniając rowek między piersiami. Poczuł dreszcz
podniecenia na widok jej kremowej skóry.

Włosy upięła wysoko, ale kilka kosmyków wysunęło się

z fryzury i zdawało się pieścić jej twarz. Jej usta były ciem-
noczerwone, a szmaragdowe oczy patrzyły na niego w taki
sposób, że zapierało mu dech.

Miał nadzieję, że to jego widok, a nie elegancki smo

background image

king robił na niej takie wrażenie. Boże, jeszcze chwila, a
utonie w jej oczach. Najchętniej zostałby z nią tutaj, grzejąc
się w jej cieple...

- No co? - mruknął zmieszany.
- Wyglądasz rewelacyjnie - odparła swobodnie.

- Ty również. Gotowa na próbną randkę?
- Jasne. Gdzie idziemy? - Wyszła na korytarz, jakby

chciała jak najszybciej rozpocząć wspólny wieczór.

- Na kolację do „Bondi Icebergs". - Objął ją w pasie,

czekając, aż zamknie drzwi. Kiedy jego dłoń trafiła na nagą
skórę, miał wrażenie, że się oparzył. Na Boga, co to
takiego?

- No, no... Szpanerski lokal. - Wysunęła się z jego ob-

jęcia i ruszyła przodem, a wówczas zobaczył głęboki dekolt
z tyłu sukienki.

Całe plecy miała odkryte. Po prostu nie było tu ani śladu

po sukience, która jakimś cudem zaczynała się dopiero
poniżej talii, skąd spływała aż do ziemi.

Przełknął nerwowo ślinę. Jeśli Jess zamierzała go uwieść,

zrobiła dobry początek, wkładając tę suknię.

- Jakoś niewiele mówisz. - Spojrzała na niego przez ra-

mię. - Czy to ze strachu, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa,
które da mi pretekst do wycofania się?

Uśmiechnął się mimo woli.

- Może... A może po prostu twoja uroda pozbawiła mnie

głosu.

Odwróciła się gwałtownie.

- Znowu próbujesz mi pochlebiać?

background image

- Troszeczkę - odparł swobodnie, starając się skupić

uwagę na rozmowie, a nie na Jess ani pożądaniu, które go
ogarnęło. - Choć mam nadzieję, że nie za bardzo. Chciałem
wyrazić, jak bardzo poruszył mnie twój widok, ale boję się,
czy nie zabrzmiało to zbyt ckliwie.
-

No dobrze. - Skinęła głową z aprobatą. Uśmiechnął się z

satysfakcją. Chyba był na dobrej drodze, skoro tak łatwo
przyjęła komplement.

Nagle Jess się zatrzymała.

- Niech to diabli, zapomniałam torebki. - Zawróciła do

drzwi. - Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Jestem dziś
zupełnie bez głowy.

- Wiem, jak to jest - powiedział, idąc za nią. Wiedziałaby,

jak to jest stracić głowę, gdyby jej myśli choć w połowie
były tak zajęte nim, jak jego nią... Tyle że ona chyba nawet
go nie lubiła.

Zaczął rozważać, jak skłonić ją, by dała mu choćby mały

znak, czy ma u niej szanse.

- Przepraszam, że zwaliłem ci to wszystko na głowę.

Wiem, że niespecjalnie lubisz spędzać ze mną czas.

Wzruszyła lekko ramionami.

- Przeżyję. - Otworzyła drzwi i poszła do sypialni. Alex
wszedł do salonu.

- Mam nadzieję, że ogłoszenie naszych zaręczyn nie

popsuje ci stosunków w tej feministycznej organizacji?
-spytał, wchodząc do salonu.

- Nie pomyślałam o tym - odkrzyknęła.
- Jak sądzisz, co powie na to twój ojciec? - ciągnął, gła

background image

dząc ręką patchworkową narzutę na sofie. - Chyba poświęci
ci wreszcie trochę uwagi, prawda? - Przez chwilę
zastanawiał się nad tym, jak ojciec może zareagować na
niespodziewane zaręczyny córki. - Pewnie trudno mu będzie
to wytłumaczyć - podjął, patrząc w stronę drzwi do sypialni.
- Chętnie ci pomogę porozmawiać z nim o tym. O nas.

Zastanowił go brak odpowiedzi. Podniósł głowę. Z sy-

pialni nie docierał żaden dźwięk. Boże, czyżbym powiedział
coś niewłaściwego? - zaniepokoił się.

Podniósł się z kanapy i z bijącym mocno sercem pod-

szedł do drzwi pokoju Jess.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY


Jess zadrżała. Słowa Aleksa odebrała jak cios. Głęboki

żal ścisnął jej serce.

Tata... Nie pomyślała, jak może zareagować na to

wszystko...

Łzy napłynęły jej do oczu. Jak przyjmie wiadomość, że

postanowiła wyjść za mąż za jego największego wroga? Za
mężczyznę, który zrujnował jego firmę? Który odebrał mu
chęć do życia?

Ciężko usiadła na łóżku. O Boże...

- Jess?

Podniosła wzrok na mężczyznę, który stał w drzwiach.

Gdyby ojciec poznał go bliżej...

Co ja wymyśliłam? - zganiła się natychmiast. Przecież to

tylko farsa. Cała ta sprawa potrwa zaledwie kilka dni. Nie
było żadnego powodu, by jej ojciec miał się dowiedzieć, że
zarozumiały z pozoru Calahan jest uprzejmy i delikatny.

Poczuła ból w piersi. To wszystko nie dzieje się na-

prawdę. Nic z tego nie jest prawdziwe. To tylko szalone
zwidy... no i marzenia...

background image

Zdawała sobie sprawę, że wszystko się skończy, gdy

tylko Alex zdobędzie to, czego pragnie. Wtedy znów zo-
stanie sama. Lecz niestety musiała przebrnąć przez to do
końca.

Choćby dla siebie samej.

Gardło jej się ścisnęło, z oczu natychmiast popłynęły łzy.

A ojciec i tak będzie się zachowywał jak zawsze. Może
nawet gorzej.

Jak zdoła wytłumaczyć mu to całe zamieszanie?

- Hej - szepnął Alex. Podszedł bliżej, uklęknął przy łóżku

i położył ręce na jej dłoniach. - Tak mi przykro...

Jej również było przykro. Dlatego, że bez względu na to,

co robiła, dla ojca nie miało to żadnego znaczenia... Że jej
agencja nie odnosiła takich sukcesów, jak firma ojca... Że
nie umarła zamiast mamy...

Zakryła ręką usta, ale nie mogła powstrzymać szlochu.

- Chcę tylko, żeby mnie dostrzegał. To, co robię. Ale jego

to nic nie obchodzi. W ogóle.

Alex odwrócił jej lewą rękę i kciukiem pogładził pier-

ścionek.

- To może pomóc.

Rzuciła okiem na piękny różowy brylant. Wiadomość o

jej zaręczynach mogła jednak jeszcze bardziej pogorszyć
sytuację. No, chyba że wyzna ojcu całą prawdę. Tylko jaka
właściwie jest prawda? Ma powiedzieć, że próbowała
osłabić pozycję wroga? Czy może, że chciała mu pomóc? A
może o tym, że oczarował ją jego piękny uśmiech i zmy-
słowe usta?

background image

- Myśli wyłącznie o tym, jak stracił swoją firmę i o tym,

że kiedyś sprawiedliwości stanie się zadość. - Przełknęła łzy.
- Co sobie teraz o mnie pomyśli?

- O tym, że zostałaś moją narzeczoną? - Alex uśmiechnął

się łagodnie. - Może ci po prostu pogratuluje?

Pokręciła głową. Gdyby tylko mogła szczerze o wszyst-

kim mu opowiedzieć!

- Myśli tylko o tym, w jaki sposób stracił firmę - po-

wtórzyła. Tak bardzo chciała, żeby zrozumiał znaczenie tych
słów.

- Całkiem możliwe, że obwinia się o śmierć twojej ma-

my. Pewnie uważa, że nie zasłużył na to, aby odnosić suk-
cesy w interesach...

- Co? - Podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na niego

pytająco.

- Prawdopodobnie sam sobie utrudniał wykonywanie

pracy. - Zaczął rozcierać jej ręce. Jess poczuła, jak przenika
ją ciepło bijące od jego ciała. - Gdybym ja miał kogoś, na
kim zależałoby mi najbardziej na świecie, pomyślałbym, że
powinienem zrobić coś więcej... dużo więcej. Pewno
żałowałbym, że tyle czasu poświęcałem pracy, zamiast
ukochanej osobie...

- A co ze mną? - Przygryzła wargę, czując, jak żal ściska

jej serce, gdy uświadomiła sobie, że tą ukochaną osobą jest
dla niego Natasha. - Dlaczego mnie ignoruje?

- Prawdopodobnie dlatego, że mu o niej przypominasz -

powiedział miękko, patrząc jej w oczy. - Jak sądzę,\ czuje się
winny.

background image

Słuchała go zaszokowana. Czy to może być prawda?

Wyjaśnienie wydawało się takie proste i oczywiste...

Wysunęła ręce z dłoni Aleksa, uniosła ramiona i mocno

go uścisnęła. Wydawał się taki silny i ciepły, a przy tym tak
pięknie pachniał...

Nie miało już znaczenia, kim jest. Dzięki niemu znów

zaświtała jej nadzieja, że naprawi stosunki z ojcem i nie
będzie musiała w tym celu poświęcić mężczyzny, który
przyczynił się do upadku jego firmy.

Objął ją ramionami i przytulił do siebie.

- Za jakiś czas sam ci to powie - szepnął. - Musisz tylko

wierzyć, że cię kocha.

Jess odsunęła się trochę, z jej oczu znów popłynęły łzy.

Miał przecież być samolubny i płytki. Bezczelny i nik-
czemny. .. Jak to możliwe, że jest taki cudowny?

- Alex... - szepnęła, podnosząc rękę do jego twarzy.

Kiedy pogłaskała jego gładki policzek, poczuła radość, że
wreszcie może go dotknąć. - Dziękuję.

Chwycił jej dłoń i zajrzał głęboko w oczy.

- Powiedz to jeszcze raz.

- Dziękuję - powtórzyła cicho. Pod wpływem jego spoj-

rzenia i dotyku dłoni, którą trzymał jej nadgarstek, głos
odmówił jej posłuszeństwa.

- Nie - powiedział stanowczo, uwalniając jej rękę. - Nie

to. Chodzi mi o moje imię.

- Alex. - Uśmiechnęła się, przesuwając palec po jego
szyi. Przytrzymał jej dłoń, przeniósł spojrzenie na jej
usta,

po czym podniósł się z kolan, pociągając ją za sobą.

background image

Nie mogła się powstrzymać ani odpowiedzieć przecząco

na jego pytające spojrzenie, w którym dostrzegła pożądanie.
Pochyliła się do przodu i delikatnie musnęła wargami jego
usta.

Przez chwilę powoli je smakował, po czym pogłębił po-

całunek, wzbudzając w niej pragnienia, o których dawno
zapomniała.
- Myślałam, że chcesz... - szepnęła.

- Ciebie. - Przesunął dłonie wzdłuż jej pleców i mocno

przycisnął do siebie.
-Ale...

Nie odrywając oczu od jej twarzy, obwiódł kciukiem jej

wargi i znów ją pocałował.

- Boże, jak ja cię pragnę! Jesteś piękna, zachwycająca,

niesamowita...

Powstrzymała go, kładąc dłoń na jego ustach.

- Co ci mówiłam na temat przesadnych komplementów?

- Zdawało mi się, że mówiłaś o wszelkich pochleb-

stwach? - zakpił.

Wzruszyła ramionami, patrząc mu z uśmiechem w oczy.

- Odrobina adoracji ucieszy każdą dziewczynę.

- To znaczy ile? - mruknął łamiącym się głosem, przy-

ciągając ją bliżej.

Jess nie mogła się nim nasycić. Jego gorące pocałunki

wprawiły jej ciało w drżenie i wypierały z jej umysłu
wszelkie myśli.

Zsunęła marynarkę z jego ramion, rozpięła guziki koszuli

i położyła dłonie na jego torsie, napawając się cie

background image

płem skóry. Płonęła na myśl o ustach Aleksa błądzących po
jej skórze, o dłoniach pieszczących jej ciało.

Gdy zaczął całować jej szyję, chwyciła gwałtownie po-

wietrze, zrobiła krok do tyłu i pociągnęła go za sobą na
łóżko.

Alex zawahał się, po czym zastygł nad nią, jak drapieżny

ptak nad swoją zdobyczą. Jego oczy błyszczały niebez-
piecznie.

Serce Jess zadrżało. Zdawała sobie sprawę, że powinna

to przerwać. Jednak wówczas nie będzie go miała nigdy...
nawet na krótko. I do końca życia będzie tego żałować.

Objęła go ręką za szyję i przyciągnęła do siebie. Cało-

wała jego nagie ramiona, z radością słuchając pomruku, jaki
wydobył mu się z gardła.

Alex przycisnął usta do jej szyi, jego dłoń wędrowała od

jej talii do biodra i znów do góry, póki nie zatrzymała się na
piersi. Jess wygięła plecy, poddając się pieszczotom. Jeszcze
żaden mężczyzna nie wzbudzał w niej takiej żądzy.
Odwróciła głowę, odnalazła jego usta i przywarła do nich z
jękiem.

Zaczęła wić się z rozkoszy, gdy Alex pieścił jej pierś,

drażniąc kciukiem sutek. O Boże... To niesamowite. On jest
niesamowity...

Mimowolnie napięła mięśnie.

- Wszystko w porządku? - spytał Alex.

-Tak - szepnęła. Tak, wszystko było w porządku. W

namiętności i pożądaniu nie było nic niewłaściwego. To z
miłością nie chciała mieć do czynienia...

background image

Oczekiwanie na spełnienie było boskie. Wystarczyły

pocałunki Aleksa, żeby doprowadzić ją do szaleństwa, żeby
poczuła żar.

Alex sięgnął do klamerki na karku, zsunął jedwabną

tkaninę w dół i położył rękę na rozgrzanej skórze Jess.

- Och... - westchnęła, gdy chłodne powietrze owionęło jej

piersi.

Alex upajał się jej widokiem, jego szafirowe oczy płonęły

namiętnością. Wreszcie pochylił głowę i objął ustami jej
sutek.

Miała wrażenie, że zaraz straci zmysły. Drżąc z podnie-

cenia, wpiła palce w jego plecy.

Odsunął się od niej, wpatrując się w nią, jakby była

cennym klejnotem... Jakby nie zamierzał nic zrobić... Jakby
zastygł...

- Alex... - szepnęła. Wszystko w niej stopniało w chwili,

gdy wszedł do tego pokoju. Miała wrażenie, że otacza ją coś
ciepłego i pięknego, co stępiło jej umysł, spowijając ją w
złotym świetle. Musiała podzielić się tym uczuciem z
Aleksem...

- Boże, Jess, jesteś taka piękna - mruknął. Znów przy-

ciągnął ją do siebie i zaczął całować drugą pierś.

Wygięła plecy, nie potrafiąc już walczyć z pożądaniem.

- Alex - jęknęła, przesuwając dłoń w dół.

- Nie powinniśmy...

Pod wpływem impulsu rozpięła zamek w jego spodniach.

- Właśnie że powinniśmy.

background image

-Ale...

- Żadnych wątpliwości. Tylko to - szeptała, całując go w

szyję i wsuwając palce we włosy.
- Jess... jesteś pewna?

- Tak, do diabła. - Pragnęła tego bardziej niż czegokol-

wiek w życiu. Nie chciała się zastanawiać, dlaczego tak się
dzieje. W ogóle nie chciała myśleć. Tylko być z nim. Tu i
teraz.

Alex z jękiem zacisnął palce na brzegu jej majteczek.

Przycisnęła usta do jego warg. Namiętny pocałunek

jeszcze bardziej ich rozpalił. Po chwili ubranie Jess leżało na
podłodze.

- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę - szep-

nęła, gdy przykrył jej ciało swoim.

- Zaraz uwierzysz. - Przesunął rękę wzdłuż jej nogi,

głaskał ją i pieścił, ucząc się jej ciała.

Przestała oddychać, dygocząc z pożądania.

- Alex - szepnęła błagalnie.
Teraz już się nie wahał.

Zadrżała, gdy wstrzymując oddech, wszedł w nią głęboko,
wycofał się, wślizgnął znowu... Krzyk wyrwał się jej z
gardła.

Alex pochylił się do jej ust, spijając jej pożądanie. Jess

czuła, jak unosi ją ze sobą, zabiera w ciemną pustkę i znów
rzuca w płomienny żar, przepełniając ją przejmującą roz-
koszą.

Oddychając ciężko, opadł na posłanie. Tulił ją w ra-

mionach, całując jej czoło, policzki i powieki.

background image

Jess leżała bez sił, zupełnie wyczerpana.

Wiedziała, że dla obojga był to wyłącznie seks. Alex po-

został uwodzicielem. Nie będę musiała ciągnąć tego dłużej
niż do soboty, pomyślała, tłumiąc ból w piersi.

-1 jaka jest twoja odpowiedź? - spytał Alex szeptem.

Wzięła głęboki oddech i położyła dłoń na jego brzuchu.

Wciąż go pragnęła...

- A jakie było pytanie? - Uśmiechnęła się.

Palcem wodził po jej ciele, obrysowując wszystkie za-

okrąglenia, jakby chciał nauczyć się jej na pamięć.

- Hmm... Niech się zastanowię...

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY


Jess przekręciła się na łóżku, powieki jej zadrżały. Przez

okno do pokoju wlewało się słońce. Dzisiejszy ranek
wydawał się niezwykły, całkiem inny od wszystkich
poprzednich.

Ostatnia noc była cudowna. Rozmawiali, kochali się,

potem zamówili pizzę, znowu się kochali, rozmawiali, ko-
chali się i wreszcie zasnęli.

Przeciągnęła się z rozkoszą. W całym ciele poczuła

przyjemne mrowienie, gdy pomyślała o Aleksie i o tym, że
dzisiejszej nocy znów będzie tak samo. A może jeszcze
następnej...

Cóż z tego, że nigdy nie zje kolacji w „Bondi"? Pragnęła

wyłącznie Aleksa... Tak długo, jak tylko będzie mogła go
mieć dla siebie.

To szaleństwo, jak wspaniale do siebie pasowali... Wie-

działa, że to coś zupełnie wyjątkowego. Była pewna, że od
tej nocy wszystko musi się zmienić.

Wyciągnęła rękę, ale łóżko obok niej było puste. Na po-

duszce, gdzie wcześniej leżała głowa Aleksa, znalazła kart-
kę papieru.

background image

„Do zobaczenia wieczorem".

Zagryzając wargę, wpatrywała się w lakoniczne słowa.

Czemu nie napisał jakiegoś komplementu, nie napomknął o
wspaniałej nocy? O tym, jak było im cudownie?

Dlaczego wyszedł tak wcześnie, nawet nie próbując jej

obudzić?

Marzyła, że obudzi się w jego ramionach, usłyszy, jak

szepcze jej czułe słówka, poczuje, że to, co przeżyli, ma dla
niego jakieś znaczenie.

Chociaż... Czemu nagle przyszło jej do głowy, że ta noc

będzie znaczyła dla niego więcej niż którakolwiek inna?

Przycisnęła poduszkę do twarzy i głęboko odetchnęła. To

był wyłącznie seks, nic poza tym. Wspaniały seks z
przystojnym, uroczym mężczyzną.

Wiedziała już o tym tej nocy. Wiedziała, że to nie będzie

nic więcej...

Usiadła na łóżku, zmuszając się do uśmiechu. Powinna

była dać mu parę wskazówek na temat dobrych manier w
sypialni i oduczyć go typowych dla kawalera zachowań.
Być może nie czułaby się wtedy tak okropnie...

No, cóż... Przynajmniej Natasha trochę skorzysta, jeśli

mu powiem, że takie postępowanie jest niewłaściwe, po-
myślała, czując, że smutek ściska jej gardło.

A sama muszę przyjąć do wiadomości, że nie jestem dla

niego nikim szczególnym. Po prostu jedną z wielu kobiet...

Ponownie opadła na posłanie. Zdawała sobie sprawę,

background image

że zachowuje się jak skończona kretynka, ale tak bardzo
pragnęła, żeby Alex ją lubił, pożądał jej...

Boże, ja go kocham! - uświadomiła sobie nagle z prze-

rażeniem.

Zerwała się na nogi i sztywno ruszyła do łazienki, stara-

jąc się opanować ból. Jeśli dzisiaj Alex zechce gdzieś ją za-
brać, z pewnością go nie zawiedzie. Postara się wyglądać re-
welacyjnie i będzie robić wszystko, czego od niej oczekuje.

A zerwanie zaręczyn też nie będzie trudne. Alexander

Calahan był jej wrogiem i kochał inną kobietę. Z pewnością
lepiej jej będzie bez niego...


To musiała być jakaś nieprzyjemna wiadomość.
Od razu poznał po minie Lucasa. Tyle że w ogóle nie

budziło to jego niepokoju. Wciąż nie mógł przestać myśleć
o Jess i nocy, jaką ze sobą spędzili.

Była niezrównana.

Dobrze zgadywał, że drzemie w niej ogromna namięt-

ność. Wciąż czuł na ustach jej delikatny waniliowy smak,
przed oczami miał obraz jej nagiego ciała na bladoróżowym
prześcieradle.

Musiał wyjść od niej, zanim się obudziła, zanim skusiło

go, by znów ją pocałować, dotknąć jej i kochać się z nią bez
końca.

Jess była jak narkotyk. Zdawał sobie sprawę, że nie po-

trafiłby ukryć swoich uczuć. Pragnął jej wszystko wyznać.
A to nie byłoby mądre...

Dla jej dobra nie powinien się spieszyć. Również tej

background image

nocy powinien był nad sobą zapanować. Jednak gdy Jess go
przytuliła, puściły wszystkie hamulce. Pragnęła go...

Sięgnął po szklankę z sokiem pomarańczowym, którą

postawił przed nim steward i rozejrzał się po pokładzie.
Chińskie lampiony były już rozwieszone, później dołączą do
nich girlandy z kwiatów.

- Wyglądasz na zadowolonego z siebie. - Lucas usiadł w

fotelu. - Zrobiłeś to, tak? A mówiłeś, że nie posuniesz się z
nią za daleko.
- Chyba się zakochałem.
- Oczywiście. W Natashy.

Alex energicznie pokręcił głową.

- Nie, w Jess. - Zadziwiało go, że czuje podniecenie na

samą myśl o niej.
- Nawet jej nie znasz.

- Poznałem ją wystarczająco dobrze. Jest najmilszą, naj-

cieplejszą i najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem. A przy
tym nie patrzy na mnie z nabożną czcią... Po prostu mnie
lubi.

- Lubi cię, bo możesz jej dać to, czego pragnie -

prych-nął Lucas.

Alex z pobłażliwym uśmiechem odchylił się na krześle.

O tak, z pewnością, pomyślał. Ona jemu również dawała to,
czego pragnął.

Lucas pochylił się nad przyjacielem i chwycił go za rękę.

- Twoja nowa miłość załatwiała przy okazji własne

sprawy. Piękna instruktorka węszyła w twojej firmie.

background image

- Co takiego? - Zmarszczył brwi.

- Pamiętasz tę agencję, w której pracuje? Jess jest jej

współwłaścicielką.

-1 co z tego?

- A to, że ta maleńka agencja właśnie podprowadziła nam

takie firmy jak Sawtell i Collins czy Bramton, a nawet
Cowly.

- To pewnie zbieg okoliczności - mruknął, próbując

przezwyciężyć ból, który ścisnął mu serce. Nie, to nie mogło
mu się przydarzyć. Niemożliwe, żeby znowu spotkał
kobietę, która planuje go wykorzystać.

- Nie bądź głupcem. Przecież ona próbuje wpuścić cię w

maliny. Chciała jedynie zdobyć odpowiednich klientów,
dzięki którym mogłaby się dostać do wyższej ligi.

- To nie są znowu takie znaczące firmy - zauważył głu-

cho. Słowa Lucasa odbierał jak dźgnięcia sztyletem.

- Ale CG&A to już co innego. I jeszcze kilka innych,

które będą tu dziś wieczorem. Ona nie może przyjść na
przyjęcie. Musisz się jej pozbyć.

Alex kręcił z niedowierzaniem głową, próbując rozpro-

szyć niepokój, jaki wkradł się do jego serca. Tak bardzo
chciał ją zatrzymać.
- To z pewnością jakaś pomyłka.

- Taa... A ty jesteś jej największą miłością. Bądź poważ-

ny, chłopie! Ta organizacja Kobiety przeciw Donżuanom w
ogóle nie istnieje. Sprawdziłem to. Jess jest wtyczką i robi
cię w konia.

Alex podniósł się i podszedł do relingu. Pochylił się

background image

nad barierką i zapatrzył w wodę prawie tak zieloną jak oczy
Jess... jej zdradzieckie, podstępne oczy.

Czy to możliwe, że była taka jak inne? Czy faktycznie

zależało jej na tym, żeby coś zdobyć? Coś... ale nie jego.
Właściwie żadnej z jego kobiet nie chodziło o niego. Był dla
nich właścicielem firmy, synem majętnych Calahanów,
bogatym playboyem... Nierealną postacią bez serca.

Jednak tym razem było inaczej. Jess go znała. Mówił jej

o sprawach, o których nie rozmawiał z nikim innym.

Lucas klepnął go po ramieniu.

- Pozbądź się tej dziewczyny i skoncentruj się na

Na-tashy Bradford-Jones. Ona pasuje do ciebie pod każdym
względem.

Znów pokręcił głową, zastanawiając się, jakie ma moż-

liwości. Właściwie był tylko jeden sposób, żeby poznać
prawdę. I będzie musiał go zastosować.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY


Jess trzymała się na uboczu, przyglądając się, jak Lucas i

stojący obok niego mężczyzna witają przybywających gości.

Nadal na skórze czuła jego dotyk, po tym, gdy chwycił ją

za ręce i musnął pocałunkiem usta, kiedy weszła na pokład.
W uszach wciąż słyszała obietnicę, że wkrótce do niej
dołączy.

Czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy Alex po prostu

dobrze gra swoją rolę? Uniosła wysoko głowę, odsuwając
natrętną myśl o tym, że jej marzenie mogłoby się spełnić.

Czy faktycznie powinna uznać, że dobrze poznała

Aleksa? Przez te ostatnie dni zrozumiała, że ludzie nie za-
wsze są tacy, jacy wydają się z pozoru. Alex wydał jej się
wspaniały, ale możliwe przecież, że się myliła...

Nie potrafiła zlekceważyć niepokoju, który dręczył jej

serce. Jak miała uwierzyć, że właśnie przy niej się zmieni?
Mało prawdopodobne, że wybierze ją spośród tych
wszystkich piękności, z którymi się spotykał. Przecież na-
wet jej własny ojciec nie uważał, że jest warta miłości...

Co z tego, że lepiej jej się rozmawiało z nim niż z Kath,

background image

z tatą, czy nawet z Deanem? Alex nigdy nie wymówi tych
dwóch słów i marzenie o tym było wyłącznie stratą czasu i
energii.

- Uśmiechnij się - szepnął Alex, obejmując jej talię ra-

mieniem.

Podniosła wzrok i zadrżała, widząc jego błyszczące oczy.

Może powinna dać mu szansę? Deanowi dawała ją nie jeden
raz, a tymczasem on zawiódł jej zaufanie. Tyle że on był
łajdakiem. Jednak Aleksowi mogła zaufać. Przecież się
zmienił. Chyba...

Czas, który ze sobą spędzili, ich rozmowy, ta cudowna

noc... to wszystko musiało mieć dla niego znaczenie. Jedno
było pewne: nie zamierzała niczego żałować.

- Pozwolisz, że przedstawię cię moim gościom? Kiwnęła
głową potakująco.
- Oczywiście.

- To Doug Charleston, Harry Greerson i Gary Anderson z

firmy CG&A - wyjaśnił, pochylając się do jej ucha. - Sama
śmietanka, przynajmniej wśród klientów.

- T... tak - wyjąkała. O Boże! Kath chyba by umarła,

gdyby wiedziała, że oni tu będą. Jednak nie dowie się o tym
nigdy. Nie od niej. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty
są dozwolone, ale to już nie była wojna. - To twoi klienci,
jak rozumiem?

Ręka Aleksa opadła.

- Nie, jeszcze nie. Na razie prowadzimy negocjacje.

Chociaż podobają im się nasze propozycje, jeszcze ich nie
złowiliśmy.

background image

I co teraz? Czy powinna popędzić do telefonu i powie-

dzieć o tym Kath? Podniosła oczy na Aleksa, ale w przy-
tłumionym świetle nie widziała jego twarzy.
- Chcesz ich poznać? - upewnił się.

- Prawdę mówiąc, mam ochotę na drinka - odparła, nie

spuszczając oczu z mężczyzn, którzy stali w pobliżu. Kusiło
ją, żeby z nimi porozmawiać... to przecież nic złego. ..
Teraz, gdy wiedziała, jak bardzo Aleksowi zależy na
podpisaniu kontraktu, i tak nic nie zdradziłaby Kath.

- Oczywiście. O czym ja myślę...? - Alex odwrócił się i

odszedł.

Patrzyła za nim zdziwiona. Co mu się stało? Może zo-

baczył kogoś, z kim musiał porozmawiać? Nawet nie spytał,
czego chce się napić...

Przysunęła się do gości.

- Dobry wieczór. Jestem Jess Thompson. - Zwróciła się

do kobiety w długiej czerwonej sukni. - Muszę panią za-
pytać, gdzie pani kupiła tę sukienkę... Jest boska.

Alex rzucił okiem w stronę, gdzie Jess stała wśród ludzi z

CG&A. Suknia miękko otulała jej kobiece kształty, a każdy
centymetr jej ciała, które tak dobrze poznał, zdawał się z
niego drwić.

Była boginią w brzoskwiniowej jedwabnej kreacji. Nie-

ziemskim zjawiskiem...

Wszystko skończone, pomyślał.
Odwrócił głowę. Nie był w stanie na to patrzeć. Przy-

glądać się, jak odbiera nagrodę, na którą tak ciężko
zapracowała. Pragnęła jej tak bardzo, że zdecydowała

background image

się poświęcić dla niej swoje zasady... A nawet samą siebie.

Przynajmniej będzie teraz szczęśliwa.

- Stało się coś złego? - Natasha Bradford-Jones położyła

rękę na jego ramieniu.

Zesztywniał. Złego? Czy coś złego jest w tym, że został

przebudzony, zanim zrobił z siebie piramidalnego durnia,
wyznając miłość kobiecie, która chciała go wykorzystać?
Jess interesowało tylko to, co mogła od niego dostać... Jak
wszystkie inne kobiety w jego życiu, nie wyłączając jego
matki.

Matka całkiem wyraźnie mówiła, że zdecydowała się

poświęcić swoją figurę tylko dlatego, aby zatrzymać ojca.
Dużo jej to dało, pomyślał drwiąco. Jemu zresztą też.
- Kłopoty z narzeczoną?

Spojrzał na kobietę, o której wszyscy mówili, że będzie

dla niego idealną partnerką.

- Tak... - Przeczesał palcami włosy, zaciskając zęby. Ni-

gdy dotąd nie czuł się tak, jak z Jess. I nie wyobrażał sobie,
że kiedykolwiek jeszcze będzie mógł się tak czuć. Po raz
pierwszy w życiu rozpaczliwie pragnął zatrzymać kobietę,
zdobyć jej miłość. - Łamie mi serce - wyszeptał.

- Właśnie widzę. - Natasha usiadła na stołku i kiwnęła na

barmana.

Alex oparł się o bar. Postąpił jak ostatni dureń, otwierając

się przed Jess. Prawdopodobnie teraz wykorzysta przeciwko
niemu wszystko, co jej powiedział... i dzięki temu wzbije się
na sam szczyt. Tak jak kiedyś sam zrobił.

background image

- Whisky... czystą - zamówił.

Miał tylko nadzieję, że znajdzie tam więcej szczęścia niż

on. Bo kariera to nie wszystko. Nie wtedy, gdy się jest
samotnym.

Jednym haustem wypił zawartość szklanki. Zabije mnie

to uczucie, pomyślał. Bo mimo zdrady nie mógł przestać jej
kochać.

Obserwował wynajętych kelnerów, którzy częstowali go-

ści szampanem. Zdawał sobie sprawę, że powinien wstać i
włączyć się do rozmów, przywołać na twarz uśmiech i...
patrzeć, jak kobieta, którą kocha, próbuje go oszukać.

Odwrócił się do Natashy. Jej brązowe oczy wydawały się

zupełnie nijakie w porównaniu z oczami Jess.
- Mógłbym z tobą porozmawiać?

- Jasne. Może pójdziemy gdzieś, gdzie jest ciszej? -

za-szczebiotała.

Skinął głową. I tak nie był w stanie patrzeć na Jess. Nie

teraz, gdy poznał prawdę, gdy się zorientował, że wysłała go
po drinka, by móc swobodnie zebrać informacje o
klientach...

A więc jednak miała rację.

Nie istnieją szczęśliwe zakończenia...

- Jak się masz, Lucas? - Jess wyciągnęła rękę do przy-

jaciela Aleksa. Rozglądała się wokół, próbując odnaleźć
mężczyznę, który sprawiał, że kolana robiły się miękkie, a
serce waliło jak młotem.

Pragnęła być blisko niego, powiedzieć mu, że będzie

background image

grała rolę narzeczonej, jeśli tego właśnie od niej oczekuje,
czepiając się nadziei, że z czasem stanie się dla niego kimś
więcej niż tylko kolejną przygodą.

- O to ci właśnie chodziło, co? - Głos Lucasa brzmiał

ponuro. - Alex ma się z tobą wszystkim podzielić?

Zacisnęła palce na kieliszku z szampanem.

- Nie rozumiem. - Czyżby Lucas był zazdrosny? Czy

uważał, że odciąga Aleksa od pracy?
- Już wystarczająco dużo zrobiłaś.

- Słucham? - Patrzyła na niego niepewnie.

- Pan Calahan... jest niezwykle zadowolony z twoich

usług. Prosił mnie, żebym się z tobą rozliczył. - Sięgnął do
kieszeni i wyciągnął kopertę. - Myślę, że to wystarczająca
rekompensata za twój czas.

Ogarnęło ją przenikliwe zimno, ból ścisnął jej serce, w

gardle poczuła dławienie.
- Chcę rozmawiać z Aleksem.

- Alex docenia twój wysiłek i rady, jakich mu udzieliłaś.

Teraz jednak jest zajęty.
- Czym? - Przycisnęła rękę do piersi.

- Jest... na konferencji - odparł Lucas. - Nie można mu

przeszkadzać.

Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę dziobu.

Pod powiekami czuła piekące łzy. A więc postanowił, że

nie będą dłużej udawać narzeczonych? I bardzo dobrze. ..
Tylko czemu sam jej tego nie powiedział?

Czy nic dla niego nie znaczyła?
Nie chciał, żeby zrobiła mu scenę, jak to wcześniej pia

background image

nowali? Może wyznał Natashy całą prawdę? To by znaczy-
ło, że rzeczywiście się zmienił... że się jednak czegoś na-
uczył. .. Dla innej kobiety.

Gwałtownie otworzyła drzwi do części mieszkalnej.

Alex i Natasha siedzieli na łóżku.

Natasha miała na sobie czerwoną suknię, która opinała

jej szczupłe ciało. Brylanty, które nosiła na szyi, w uszach i
na ręku mieniły się olśniewającym blaskiem. Wyglądała
dokładnie tak, jak tego oczekiwał od swojej przyszłej żony.

Jess stanęła nieruchomo, wpatrując się w jego niebieskie

oczy i zmysłowe usta. Zdawała sobie sprawę, że nie zobaczy
go nigdy więcej.

- Alex? - powiedziała cicho. Ciarki przeszły jej po ple-

cach, gdy napotkała jego chłodne spojrzenie.

Powinna przecież wiedzieć, że to nie będzie dłużej trwać,

że nie ma nadziei, by dotarła do jego serca. Była dla niego
tylko kolejną zdobyczą.
- Jess. - Alex podniósł gwałtownie głowę.

Z pewnością cieszy się, że plan się powiódł, że zdołał

zdobyć Natashę...

- Nie wstawaj - powstrzymała go, unosząc ręce. - Przy-

szłam ci tylko powiedzieć, że wszystko skończone - wypali-
ła. - Tak jak podejrzewałeś, spotkałam kogoś innego, tylko
nie miałam serca powiedzieć ci o tym... Było nam dobrze ze
sobą, ale musimy pogodzić się z tym, że to koniec.

Wpatrywał się w nią bez słowa ze zmarszczonym czo-

łem, wyraźnie zdziwiony.
- Żegnaj, Alex - powiedziała, czując, że serce zaraz jej

background image

pęknie. Ściągnęła z palca pierścionek z brylantem i położyła
go na półce. - Życzę ci wszystkiego dobrego.

Wiele trudu ją kosztowało, żeby się odwrócić i zostawić

go z kobietą, o którą tak walczył. Zmusiła się do tego, żeby
poruszać się spokojnie i utrzymać w stojącej pozycji, mimo
że nogi uginały się pod nią.

Była dla niego tylko kolejną zabawką... kolejną dziew-

czyną, która miała uprzyjemnić mu czas, póki nie dostał tej,
której naprawdę pragnął.

Lawirując między gośćmi, przemknęła się w stronę rufy,

gdzie czekał na nią Lucas.

- Przekaż mu moje podziękowania - poprosiła. - Fak-

tycznie jest trochę zajęty.

- Znasz Aleksa - zaśmiał się drwiąco. - Kiedy już coś

zacznie, zwykle bywa zajęty całą noc.

Miała wrażenie, że jej świat rozsypuje się na drobne ka-

wałki. Słowa Lucasa odebrały jej resztkę godności.

Alex opowiedział mu o spędzonej z nią nocy...
Zeszła do motorówki i nawet się nie obejrzała, gdy od-

płynęli w stronę portu. Boże, ależ była głupia! Znów oddała
serce tylko po to, żeby zostało złamane.

Tyle że teraz życie już nigdy nie będzie takie samo.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY


Jess leżała na łóżku i palcami przeczesywała futerko Pa-

na Darcyego. Oczy miała opuchnięte, ciało obolałe. Na
łóżku walały się stosy zmiętych chusteczek, podłoga zasy-
pana była papierkami po batonach.

Budzik znów zaczął dzwonić, ale nawet nie wyciągnęła

ręki.

Nic jej nie obchodziło, a już najmniej pójście do pracy.

Zresztą wzięła tydzień wolnego, tłumacząc Kath, że będzie
zbyt zajęta z Aleksem.

Nie miała ochoty wyznać przyjaciółce prawdy.
Straciła wszystko, nawet swojego wroga. Od tak dawna

myślała o tym, by się na nim zemścić, że bez niego nagle
zabrakło jej celu w życiu.

Była załamana i zagubiona.
Dowiedziała się co prawda o CG&A, lecz mimo

wszystko nie chciała zaszkodzić Aleksowi. Nie chodziło już
o pomszczenie ojca, ani o to, że została wykorzystana jako
rozrywka i fałszywa narzeczona, czy czym tam miała być...

Chodziło o nią samą. To nie wina Aleksa, że się w nim

background image

zakochała. To ona niemal błagała go, żeby się z nią kochał.
Problemem była jej samoocena.

Otarła łzy z policzków. Na razie musiało jej wystarczyć

to, że zachowała się z godnością i chociaż wybrał Natashę,
zrobiła wszystko według pierwotnego planu.

Czuła się lepszą osobą, bo go poznała, kochała i...

straciła.

Ukryła twarz w następnej chusteczce. Gdyby to tylko tak

bardzo nie bolało.

Znacznie łatwiej byłoby jej to znieść, gdyby Alex okazał

się tak płytki, jakiego udawał. Ale on pod tą wilczą skórą
okazał się miły i serdeczny. Opiekował się matką, był
zmuszony do konkurowania z ojcem, każdy miał wobec
niego jakieś oczekiwania...

Wiedziała, że pił czarną kawę z jedną łyżeczką cukru i

miał psa, który wabił się Pete. Poznała jego dobre serce, gdy
zadbał o nią, myśląc, że jest chora i pomógł jej, gdy
wspomniała o ojcu.

Na sekretarce było kilkanaście wiadomości nagranych

przez ojca. Alex miał rację. Tata przestał ją ignorować, gdy
dowiedział się o jej zaręczynach z człowiekiem, którego
nienawidził. A więc jednak zależało mu na niej.

Powinna do niego zadzwonić, nacieszyć się tym, że

martwił się błędem, jaki popełniła.

Uciszyła dzwonek, zrzucając budzik z szafki nocnej.

No a poza tym... Zdobyła nazwę wielkiej firmy, która

akurat szukała nowej agencji reklamowej. Tyle że nie
skorzystała z tej wiedzy. Dzięki temu pozostawała

background image

w zgodzie z samą sobą. Nie z ojcem ani z Kath, ale ze sobą.

Przynajmniej będzie mogła spokojnie spać... w każdym

razie wtedy, gdy już uwolni się od prześladujących ją oczu
Aleksa, wspomnienia jego zmysłowych ust, silnych,
ciepłych dłoni i bezpiecznych ramion.

Wstała z łóżka, powłócząc nogami przeszła do kuchni i

włączyła czajnik. Może powinnam obstawać przy tym, że
nienawidzę mężczyzn? - przemknęło jej przez myśl.
Trzymałabym ich na dystans i nie narażałabym serca na
takie ryzyko.

Jednak wówczas nie żyłaby w pełni. A przecież zasługi-

wała na coś lepszego.

Gdyby tak ziemia zechciała się rozstąpić. Zniknąłby ten

przeraźliwy ból w piersi, pustka w sercu, niekończące się
łzy...

Drgnęła zaskoczona, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

Niechętnie powlokła się do wejścia, odgarniając włosy z

twarzy i obciągając stary podkoszulek, który nosiła wraz ze
spodniami od dresu.

Czyżby ojciec postanowił udzielić jej paru rad? Albo

Kath chce wyciągnąć z niej prawdę, a potem zawlec ją do
pracy. A może to pizza?

Otworzyła drzwi.

Na progu stał Alex. Spojrzała na ciemną marynarkę opi-

nającą ramiona, które tak dobrze znała, na białą koszulę,
okrywającą jego pierś, do której tak niedawno się tuliła, na
jasnoniebieski krawat, który podkreślał kolor jego oczu.

background image

- Co ty tu robisz?

- Przyszedłem się z tobą zobaczyć.

- To widzę... Po co? - Chciał mieć ostatnie słowo? Czy

postanowił ją torturować, opowiadając o tym, jak mu się
powiodło z Natasha?

- Po pierwsze, aby powiedzieć, że CG&A bez problemu

podpisało z nami kontrakt. Najwyraźniej nikt nie próbował
ich nam sprzątnąć sprzed nosa.

Zmarszczyła brwi.
-Jak to?

- Wiem, że pracujesz w konkurencyjnej agencji reklamo-

wej - powiedział. Uciekł spojrzeniem wbok i wcisnął dłonie
do kieszeni. - Wiem też, że poświęciłaś swój czas dla mnie,
aby się dowiedzieć, z kim chcemy nawiązać współpracę.

Poczuła, że policzki zaczynają ją pałić. Od jak dawna to

wiedział? Czy przez cały ten czas grał?

- Po drugie zastanawiało mnie, czemu kobieta, która

tolerowała moje towarzystwo tylko dlatego, żeby zdobyć te
informacje, nie wykorzystała najlepszej z nich.

Opuściła wzrok. Boże! Pewno odkrył, że się w nim za-

kochała i postanowił zmusić ją do wyznania uczuć...

- A po trzecie, dlaczego ta właśnie kobieta, która jasno

mówiła, że mnie nienawidzi, zdecydowała się trzymać
umowy i zerwała fałszywe zaręczyny, abym miał szansę
zdobyć Natashę?

Zrobiła krok do tyłu, przytrzymując się drzwi. To już nie

tylko tortury, to męczarnie... Alex chciał usłyszeć prawdę...
tylko czy będzie potrafił ją znieść?

background image

Uniosła głowę i odgarnęła włosy.

- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
- To nie jest odpowiedź.

- W porządku - warknęła, cofając się do holu. - Niena-

widziłam cię, bo pnąc się na szczyt, zniszczyłeś firmę mo-
jego ojca. Miałam powody, żeby cię nie cierpieć.
- Nie wiedziałem...

- Kiedy znalazłam wspólniczkę, równie szaloną jak ja, by

uwierzyć, że potrafimy poradzić sobie z imperium
Ca-lahana, chwyciłam się tej szansy. A gdy Kath
zaaranżowała nasze przypadkowe spotkanie, uznałam, że to
świetna okazja, aby przytrzeć ci rogów.
- A Kobiety przeciw Donżuanom?

- Przebłysk geniuszu. Nienawidziłam ciebie i podobnych

tobie mężczyzn. Kiedy oszukał mnie mój ostatni partner,
dobrze to sobie wbiłam do głowy.
-

Jess

...

Nie dała sobie przerwać. Raptem odzyskała siły, jakich

nabrała przez ostatni tydzień.

- Od tego się zaczęło, ale potem poznawałam cię coraz

lepiej i nagle spostrzegłam, że także jesteś człowiekiem.
Poza tym nie chciałam cię zranić.
- Dlaczego? - spytał, wchodząc za nią do środka.

- Ponieważ... No dobrze... Dlaczego mam ci tego nie

powiedzieć? Zresztą i tak już pewno wiesz, że zakochałam
się w tobie po uszy.

Z niedowierzaniem pokręcił głową. Na jego ustach po-

jawił się uśmiech.

background image

- Ty mnie kochasz?

-Tak, ty arogancki, zarozumiały, bezczelny donżua-nie.

Kocham cię. I wcale nie dlatego, że masz piękny jacht i
elegancką limuzynę ani że jesteś właścicielem firmy, która
odniosła wielki sukces i pławi się w forsie... Tylko dlatego,
że przy tobie mogę się śmiać. Zawsze słuchasz, co do ciebie
mówię i przejmujesz się mną... A przynajmniej tak mi się
zdawało...

Alex chwycił jej dłonie.

- Bo tak jest.

Przełknęła nerwowo ślinę.

-

A poza tym tęskniłam za tobą. Brakowało mi twojego

dotyku, pocałunków... - Wyrwała ręce z jego uścisku. - To

wszystko. Jesteś zadowolony? Możesz teraz wrócić do

swojej Natashy Bradford-jakiejś tam i zaproponować jej

idealne małżeństwo oraz wspaniałe życie.

- Wcale jej nie chcę.

- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że jest wszystkim, czego

pragniesz.

- Ona nie jest kobietą dla mnie. - Podszedł bliżej, patrząc

na Jess błyszczącym wzrokiem. - Nie mogę przestać myśleć
o tobie. O tym, jakim byłem durniem, że tak długo nie
potrafiłem zrozumieć, co jest dla mnie najważniejsze. Na
przyjęciu zamiast wyznać ci swoje uczucia, poszedłem
rozmawiać z Natasha.

-Nie przeszkadza ci to, że próbowałam odebrać ci

klientów? - wyszeptała przez łzy.

Ponownie wziął ją za ręce i zajrzał jej w twarz.

background image

- Jakie to ma znaczenie? Klientów jest wielu, ale ty jesteś

tylko jedna...
- Alex... - szepnęła.

- Pragnę twojej miłości - mówił cicho, przytulając ją do

siebie. - Chcę, żebyś kochała mnie do końca życia. Proszę,
powiedz, że mam szansę... Zrobię wszystko, żeby się
zmienić.
Odetchnęła głęboko, próbując opanować łaskotanie w
żołądku. -Nie.
- Nie? - Pochylił nad nią głowę.

- Nie chcę, żebyś się zmieniał - wyszeptała. - Kocham cię

takim, jakim jesteś.

Alex opadł na kolana.

- Boże, Jess. Nie mogę uwierzyć, że mam takie szczęś-

cie... Ty. My.
- Co ty wyprawiasz?

- Chcę cię poprosić, żebyś przyjęła ten pierścionek

-powiedział wolno, wsuwając różowy brylant na serdeczny
palec jej lewej ręki.

- Jako kto? - spytała ostrożnie, patrząc na pierścionek,

który dał jej przed tygodniem, żeby mogła udawać jego
narzeczoną.

- Jako kobieta, która dotarła do mojej duszy i zabrała mi

serce. Jako moja przyszła żona. Czy zgodzisz się wyjść za
mnie?

- Może - odparła z uśmiechem. Wcale nie chodziło o to,

by go zmienić. Wystarczyło odnaleźć go pod wieloma war

background image

stwami, którymi się otoczył, żeby chronić się przed swoją
rodziną i przeżyć w świecie biznesu. - Ale najpierw powin-
niśmy lepiej się poznać.

- Możemy poznawać się każdego dnia. - Podniósł na nią

swoje piękne oczy. - Zrobię dla ciebie wszystko.

- W takim razie podnieś się z kolan i pocałuj mnie.

-Pociągnęła go za marynarkę.

- To mogę zrobić natychmiast. - Wstał i otoczył ją ra-

mionami.

- Lucas mnie nie lubi - szepnęła, wtulając twarz w jego

pierś. - Chciał, żebym zobaczyła cię z Natasha.

Alex oparł brodę o jej czoło.

- Próbował mnie chronić. Nie zdawał sobie sprawy, ile

dla mnie znaczysz.

Oparła się o niego, czując, że może się rozluźnić. Zna-

lazła mężczyznę, którego kochała całym sercem, a on zna-
lazł w sobie siłę, żeby pozostać sobą i nie upodobnić się do
własnego ojca...

Odsunęła się gwałtownie.

- A mój ojciec? Na miłość boską, jak on przyjmie taką

wiadomość?

Przyciągnął ją z powrotem i z uśmiechem zajrzał jej w

oczy.

- Nic mu nie będzie, gdy zrozumie, że znalazłaś męż-

czyznę, który będzie cię zawsze kochał.
- Zawsze?

- Zawsze i nieustannie. Dam ci całą miłość, na jaką za-

sługujesz i jeszcze trochę - zapewnił, całując ją.

background image

Oddała mu pocałunek, wkładając w to całą namiętność,

jaka w niej wzbierała. A więc jednak była na świecie
sprawiedliwość. Jej wróg okazał się cudownym, troskliwym
człowiekiem.

No i nie był już wrogiem. Należał teraz do niej. Mogła go

zatrzymać i kochać. Zawsze...

background image

EPILOG

- Szkoda, że jej matka nie może tego zobaczyć. - Ojciec

Jess uniósł kieliszek, patrząc na córkę i Aleksa. - Byłaby
równie dumna jak ja, że Jess znalazła kogoś, z kim chce
dzielić życie.

Jess zacisnęła dłoń na ręce Aleksa. Łzy napłynęły jej do

oczu. Jeśli tata kochał jej mamę choćby w części tak mocno,
jak ona kochała tego mężczyznę, mogła zrozumieć jego ból i
to, dlaczego po jej śmierci życie przestało go interesować.

- Życzę wam obojgu największego na świecie szczęścia -

dodał głośno, podnosząc do ust szampana.
-

Dziękuję, tatusiu - powiedziała przez ściśnięte gardło.

Cały ten dzień był wprost niesamowity: kościół, obietnica
miłości, jaką sobie złożyli, a teraz to przyjęcie.

Ojciec usiadł i pochylił się do córki.

- Nie potrafię wyrazić, jak się cieszę, że widzę cię tak

szczęśliwą.

Poczuła pod powiekami piekące łzy. Tak długo czekała,

żeby to usłyszeć... Dowiedzieć się, że zawsze go obchodziła.

background image

Alex wyciągnął rękę.

- Będę się nią opiekował.

- Wiem - odpowiedział ojciec Jess, ściskając jego dłoń.
Jess poczuła wzruszenie, widząc, ile ciepła i uczucia

wyraża ten gest. Trochę trwało, nim tata zaakceptował fakt,
że pokochała mężczyznę, którego tak nie znosił, ale teraz już
wszystkie urazy zostały zapomniane. Zresztą to było dawno
temu i chodziło o interesy. Natomiast ta sprawa była
osobista.

Dotknęła obrączki na palcu i pierścionka zaręczynowego,

który Alex dał jej w dniu, gdy miała grać rolę jego narzeczo-
nej. A dziś znalazła się wśród przyjaciół i rodziny, obok
swojego męża... Właśnie rozpoczynali wspólne życie.

- Twoja mama wydaje się szczęśliwa. Twój ojciec także

przyszedł - szepnęła do Aleksa, spoglądając na krzepkiego
mężczyznę z młodą blondynką u boku.

- Z nową dziewczyną uwieszoną u ramienia - mruknął

Alex. - Chodźmy z nim pogadać.

Rzuciła mu niespokojne spojrzenie.

- Po co?

Odsunął z jej twarzy kosmyk włosów, który wymknął się

z jej wytwornej fryzury.

- Żeby się dowiedzieć, ilu wnuków od nas oczekuje.
- A więc koniec z rywalizacją?
- Oczywiście. Teraz zamierzam zająć się własnym

życiem.

Pochyliła się, żeby zajrzeć mu w oczy.

- Ze mną?

background image

- Pod warunkiem że powiesz mi, co do mnie czujesz -

oświadczył. - Pamiętaj tylko, że masz być szczera.

Musnęła jego wargi lekkim pocałunkiem. Od ich

pierwszego spotkania Alex nauczył się wiele o szczerości.
Ona zresztą także.

- W porządku. - Odsunęła się trochę. - Jesteś bogatym,

bezczelnym,

elegancko

ubranym

przedsiębiorcą.

-Uśmiechnęła się do niego. - Ale mimo wszystko naprawdę
cię kocham.

-I ja panią kocham, pani Calahan. - Ze śmiechem pochylił

się i złożył na ustach żony gorący pocałunek, który wprawił
jej ciało w drżenie.

Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie wyrwą się z tego

przyjęcia i rozpoczną miesiąc miodowy...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Maguire Darcy Miłosne igraszki
Maguire Darcy Miłosne igraszki (NR 898)
898 Maguire Darcy Miłosne igraszki
0842 Maguire Darcy Wzorowe oswiadczyny
Maguire Darcy Nie taki diabeł straszny
Darcy Lilian Miłosna terapia
Miłośnik sztuk plastycznych 1
Dekalog Miłośnika Przyrody z Net-u, Ekologia
MIŁOSNY BLUES Child Maureen
Laboratorium uciech milosnych 2
KLASA III - PROGRAM KOLA PRZYRODNICZEGO semestr 1, Klub Miłośników Przyrody - kółko przyrodnicze kla
darcy filtracja

więcej podobnych podstron