Henry Krotoschin
HUNA
PRAKTYCZNY PODRĘCZNIK
Przełożył Mariusz Cecuła
wydawnictwo MEDIUM
Pierwsze pełne, licencjonowane wydanie dzieł Maxa F. Longa
Cykl książek
STAROśYTNA WIEDZA KAHUNÓW
obejmuje następujące tytuły:
1. MAGIA CUDÓW
(The Secret Science behind Miracles)
2. DĄśENIE KU ŚWIATŁU
(Growing into the Light)
3. WIEDZA TAJEMNA W PRAKTYCE
(The Secret Science at Work)
4. AUTOSUGESTIA
(Self-Suggestion)
5. ANALIZA PSYCHOMETRYCZNA
(Psychometric Analysis)
6. HUNA W RELIGIACH ŚWIATA
(The Huna Code in Religions)
7. NAUKA UKRYTA W EWANGELIACH
(What Jezus Taught in Secret)
Spis Treści
Podziękowania .......................................................................................................................... 4
Przedmowa ............................................................................................................................... 4
Wprowadzenie
Co to jest Huna? ........................................................................................................................ 5
Rozdział l
Mana - nasza potężna ziemska siła ......................................................................................... 18
Rozdział 2
Trzy praktyczne narzędzia Huny ............................................................................................ 26
Rozdział 3
Średnie Ja ................................................................................................................................ 35
Rozdział 4
Niższe Ja ................................................................................................................................. 37
Rozdział 5
Wahadełko .............................................................................................................................. 55
Rozdział 6
Kala - duchowe oczyszczenie ................................................................................................. 59
Rozdział 7
Wyższe Ja ............................................................................................................................... 67
Rozdział 8
Modlitwa według Huny i uzdrawianie duchowe .................................................................... 73
Rozdział 9
Rozwój i postęp ...................................................................................................................... 85
Rozdział 10
Doświadczenia studentów praktykujących Hunę ................................................................... 91
Dodatek
Wiedza Huny i nauka Esseńczyków ....................................................................................... 92
Podziękowania
Spośród wielu osób, którym z całego serca dziękuję za radę, pomoc i zachętę do działania,
szczególnie chciałbym wyróżnić: Maxa i Hermana - niezmordowanych pomocników; Othę, który dał
mi „zapłon inicjatywy"; Sir George'a i Reginę - artystów; Jacąueline i Annette - za ich miłość;
Erwina, jak również innego Maxa, którzy mnie wiele nauczyli; Jeannettę i Clarę oraz Helenę, których
skuteczne działanie silnie wsparło i przyspieszyło tę publikację, oraz naturalnie Ariel i George'a.
Przy wydaniu niniejszej książki korzystałem z istotnego wsparcia W. Michaela Harlachera,
który był do mojej dyspozycji jako wysoko kwalifikowany i sumienny lektor. Wiele się od niego
nauczyłem, dlatego też zobowiązany jestem do złożenia mu serdecznego podziękowania.
Przedmowa
Henry Krotoschin jest najbardziej kwalifikowanym autorem podręcznika praktycznego
zastosowania Huny, którego od dawna brakowało w niemieckiej strefie językowej. Henry ma
zarówno wykształcenie naukowe, jak również doświadczenie praktyczne; zna doskonale niemiecko-
i anglojęzyczną literaturę poświęconą Hunie.
Międzynarodowa organizacja Huny - Huna Research Inc. -założona w 1945 roku w USA
przez Maxa Freedoma Longa, zatwierdziła Henry'ego jako nauczyciela i praktyka Huny. Jest on
naszym oficjalnym przedstawicielem w Europie oraz kierownikiem naszej placówki, Huna
Forschungs-Gesellschaft, w Zurichu. Jako mówca i nauczyciel cieszy się międzynarodowym
uznaniem. Pisze on na podstawie własnego doświadczenia, ponieważ praktykuje Hunę na co dzień.
Książka ta gruntownie omawia naukę Huny. U jej podstaw leżą liczne wykłady i seminaria
Henry'ego, prowadzone w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i USA, a także ośmiotygodniowy cykl
odczytów, jaki przeprowadziliśmy obaj w 1985 roku w Niemczech i Szwajcarii.
Nie ma wątpliwości co do tego, że podstawowe zasady nauki Huny omówione w tej książce są
autentyczne. Można je od razu zastosować w praktyce, aby kształtować swoje życie szczęśliwie,
harmonijnie i bardziej celowo. Już od dzisiaj możesz żyć według przewodniej myśli Huny: Nigdy nie
krzywdzić, zawsze pomagać!
Prof. dr E. Otha Wingo,
dyrektor Huna Research Inc.,
Cape Girardeau, Missouri, USA
Wprowadzenie
Co to jest Huna?
Nie powinieneś tęsknić za doskonalą nauką, lecz za doskonaleniem samego siebie.
Hermann Hesse
Prastara nauka dla współczesnych ludzi
Książka ta podaje proste i dla każdego zrozumiałe informacje na temat nauki i praktyki Huny.
Po jej przeczytaniu Czytelnicy pojmą podstawowe zasady Huny i - jeżeli zechcą - wzbogacą dzięki
niej swoje codzienne życie oraz poczynią postęp duchowy i materialny. Książka jest również spełnie-
niem obietnicy, jaką złożyłem niektórym uczestnikom moich seminariów: jest przeglądowym
omówieniem praktyki Huny.
Huna to sposób życia. Przez sposób życia rozumiem poznanie ideologicznych podstaw i
praktycznych wskazówek, które umożliwiają wprowadzenie owych podstaw w czyn, oraz stosowanie
ich w codziennym życiu i czerpanie z tego korzyści. Huna nie jest religią ani wyznaniem, nie zawiera
żadnego dogmatu. Nie zakłada, że człowiek podda się niewolniczo jej ideom; oczekuje krytycznego
podejścia w celu dopasowania nauki i praktyki do indywidualnych potrzeb człowieka.
Huna stanowi wielką pomoc w życiu. Dzięki zastosowaniu się do jej wskazówek i pojęć
możemy doprowadzić w naszym codziennym życiu do pozytywnych zmian, szczególnie w
stosunkach z bliźnimi. Zmiany te uznamy za cud, zwłaszcza gdy spojrzymy na nie z perspektywy
czasu. Z pewnością nasi bliźni odbiorą je jako cudowne, ponieważ nie będą wiedzieć, jak do nich
doszło.
W obecnym życiu egzystujemy jako inkarnowane duchy (łac. caro, carnis = ciało). My,
ludzie, jesteśmy czystymi istotami duchowymi, które na krótki czas, około siedemdziesięciu,
osiemdziesięciu lat, są ściśle związane z materią przez swoje ciało. Jest to okres nauki, w którym
doznajemy przyjemnych, ale niestety również bolesnych doświadczeń. Najczęściej przyjemne
doznania przyjmujemy za oczywiste, nie zastanawiając się nad nimi i nie dziękując za nie. Ból i
cierpienia przysparzają nam problemów i trosk, a od nich chcielibyśmy się uwolnić. Jeśli uwalnianie
to nastąpi w procesie nauki, wtedy wszystko jest w porządku; jeżeli nie, musimy doświadczyć jeszcze
więcej bólu. Niekiedy konieczne jest przejście przez kolejne życie, aby wstąpić na wyższy szczebel
drabiny rozwoju etycznego.
W rozpoznaniu owego - by tak rzec - pełnego łask procesu nauki, zaakceptowaniu go i
przeżyciu Huna stanowi klasyczną pomoc. Ja sam dopiero dzięki niej zdołałem zrozumieć pewne
fragmenty Biblii, a moja droga do Boga, na której wiarę zastąpiła wiedza, była właśnie drogą nauki i
praktykowania Huny. W tej dziedzinie każdy, kto zajmuje się Huną, może wzbogacić swoje życie o
pouczające doświadczenia. Nierealistyczne i trudne do przyjęcia żądania Jezusa, jak na przykład:
„Miłujcie swoich wrogów", nagle stają się jasne ł proste, a ich spełnienie okazuje się możliwe. Nie
mamy do czynienia - jak ktoś mógłby utrzymywać -z bigoterią, lecz z praktyką życiową. Bardzo
ważne jest przy tym zdrowe, naturalne i celowe podejście do ludzkiego Ja. Pod tym względem nauka
Huny daje nam jasne i skuteczne instrukcje. W ciągu dziesiątków lat poszukiwań nie znalazłem
żadnej innej nauki wschodniej czy też zachodniej, która byłaby równie klarowna i skuteczna, jak
nauka i praktyka Huny. Każdy, kto dostąpił łaski (a wielu dostąpi jej jeszcze) nawiązywania kontaktu
z własnym Wyższym Ja, potwierdzi te doświadczenia. Jest to niesłychanie uszczęśliwiające i
poruszające przeżycie.
Być może niektórzy czytelnicy pomyślą, że moje entuzjastyczne wypowiedzi dotyczące
cudownej mocy Huny są przesadne. Cierpliwości! Chciałbym w tym miejscu wyjaśnić moje
zapatrywania na Hunę i związane z nią doświadczenia. Tego rodzaju twierdzeń nie wypowiadam
bowiem lekkomyślnie i potrafię je udowodnić. Uzyskałem dyplom inżynierski Wyższej Szkoły
Technicznej w Zurichu, cieszącej się dobrą opinią. Jestem naukowcem związanym z naukami
przyrodniczymi. Przez lata zajmowałem się chemią i fizyką, jednocześnie próbując połączyć moją
wiedzę w zakresie techniki oraz teoretycznej i praktycznej fizyki z nasuwającymi mi się wnioskami
na temat boskich wpływów we wszechświecie i tworzeniu fizycznego świata. Bliższa prezentacja
powyższych rozważań w ramach tak krótkiego kursu Huny zajęłaby jednak zbyt dużo miejsca.
W ciągu mojego życia ciągle zadawałem sobie podstawowe pytania. Na przykład: Dlaczego w
ogóle żyjemy? Co było przed życiem, co jest po nim? Jaki jest sens naszego życia? Dlaczego
doświadczamy bólu? Jak osiągamy tzw. szczęście? Przez dziesiątki lat badałem niektóre religie i
nauki pochodzące zarówno z naszego kręgu kulturowego, jak i ze Wschodu. Dostępne mi religie
pozostawiały jednak zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, a dla mądrości Wschodu miałem co prawda
duże uznanie, lecz - mówiąc otwarcie -kłopot sprawiało mi wiele nowych słów, których powinienem
był się nauczyć. Chodziło nie tylko o przetłumaczenie ich na znany mi język, lecz przede wszystkim
o staranne zgłębienie ich szczególnego sensu. Bez tego korzystanie z określonych przez nie pojęć nie
jest bowiem możliwe.
Wiele z tych godnych uwagi i szacunku określeń jest nam, ludziom Zachodu, obcych. Choć
kilku zachodnich filozofów próbowało je nam przybliżyć, to jednak takiego rodzaju praca umysłowa
była dla mnie zbyt skomplikowana. Odnosiłem poza tym wrażenie, że nie zdołam zastosować w
codziennym życiu zasad, których chciałem się nauczyć.
Toteż szukając w zapamiętaniu poznania, przeżywałem w konsekwencji tylko kłopoty i
rozczarowania. Aż w końcu nadeszło owo decydujące niedzielne popołudnie, kiedy do moich rąk
trafiły dwie najważniejsze książki o Hunie. Nie było to bynajmniej dziełem przypadku. Byłem
prowadzony. Czy można tak twierdzić? Osądźcie sami!
Pewien mój przyjaciel miał dom w Ticino nad Lago Maggiore, usytuowany u podnóża stromo
opadającego zbocza. Jego żona była aktorką, bardzo często wyjeżdżającą na występy sceniczne, toteż
ja i moja żona nigdy nie mogliśmy jej zastać. Wreszcie nastąpił taki dzień: zaproszono nas na herbatę.
Wejście do budynku znajdowało się z tyłu, od strony zbocza, jak zwykle tutaj, co jest zresztą
uzasadnione. Weszliśmy do środka, po czym przyjaciel przedstawił nas swojej żonie. Obie kobiety,
rozmawiając z ożywieniem, wyszły na taras, z którego roztaczał się wspaniały widok na jezioro i na
którym latem toczyło się życie. Ja jednak pozostałem w salonie. Przyjaciel stał obok mnie. Położył mi
rękę na ramieniu, a drugą wskazał drzwi wiodące na taras i zaproponował, byśmy dołączyli do pań.
Dlaczego nie przyjąłem zaproszenia? Dalej stałem w pokoju, po czym skierowałem się ku półkom
pełnym książek. Tymczasem przyjaciel zaczął się już trochę niecierpliwić.
- No, chodź - naglił.
Ja jednak stanąłem na palcach i wyciągnąłem dwie książki, które od razu zacząłem przeglądać
z dużym zainteresowaniem. Przyjaciel niecierpliwym gestem wyjął mi je z rąk, lecz zaoponowałem:
- To bardzo ciekawe.
Spojrzał na grzbiety książek i stwierdził:
- Huna! Co za bzdury! Jeżeli to cię interesuje, sprezentuję ci te prace!
W ten sposób wszedłem w posiadanie dwóch najważniejszych książek o Hunie, których
autorem jest Max Freedom Long.
Czy nie należałoby przyjąć, że w grze tej brały udział dziwne siły, które doprowadziły mnie do
owych książek? Czy jakaś kierująca mną istota chciała, abym je otrzymał? W jednym z następnych
rozdziałów wyjaśnię, kto mnie do nich przywiódł.
Moja książka jest inna niż książki Longa. Long, z historycznego punktu widzenia, przyczynił
się do ponownego odkrycia Huny. Niniejsza pozycja, krótka i zwięzła, dotyczy w szczególności jej
praktycznego zastosowania. Na własnym przykładzie, a także na podstawie licznych moich se-
minariów, miałem okazję stwierdzić, jakie niewyobrażalne błogosławieństwo może nam przynieść
praktyczne zastosowanie nauki Huny w życiu. Dzięki Hunie wiele osób, podobnie jak ja,
przezwyciężyło lęki i depresje, rozpoznało swoje negatywne cechy charakteru i usunęło je. Wielu
ludzi osiągnęło wyższy poziom etyczny i nie wzbraniam się przed stwierdzeniem, że niektórym z
nich, podobnie jak mnie, dany został bezpośredni kontakt ze Stwórcą (patrz również rozdział 10).
Gdy uświadamiam sobie wszystkie te korzyści, wszystkie zdobycze duchowego i etycznego
rozwoju, jakie stały się udziałem tysięcy osób, odczuwam nieodpartą wewnętrzną potrzebę, by
okazać głęboki szacunek człowiekowi, który pierwszy odkrył Hunę, odszyfrował ją i upowszechnił.
Człowiekiem tym był Max Freedom Long. Geniusz tego amerykańskiego językoznawcy, wspierany
przez jego Wyższe Ja, pozwolił nam zgłębić podstawowe zasady owego starożytnego systemu
wiedzy. Prace Longa są niezastąpione.
U źródeł powstania tej książki leżały trzy pobudki. Po pierwsze, moja praca nad książkami
Longa; po drugie, odczucia zrodzone w kontakcie i pracy z nimi; po trzecie, moje własne
doświadczenia oraz przeżycia moich uczniów i pacjentów. O tym, co pojąłem w wyniku intuicji i
doświadczenia, mogę tutaj tylko krótko wspomnieć, ponieważ szersza prezentacja tego tematu
wykroczyłaby poza ramy tej książki.
Istnieją konkretne powody, dla których książka ta ukazuje się właśnie dzisiaj. Gdy dwa lata
temu pewna poczytna pisarka usłyszała o mnie i o tym, że mam zamiar napisać pracę o Hunie,
nawymyślała mi w sposób impulsywny, ale sympatyczny:
- Jeżeli nie usiądziesz zaraz, nie odłożysz wszystkich innych spraw na bok i nie zaczniesz
pisać tej książki, to nigdy jej nie napiszesz.
Wziąłem sobie te słowa do serca, spojrzałem na siebie krytycznie i... nie zacząłem pisać!
Dlaczego? Stwierdziłem mianowicie, że nie jestem do tego wystarczająco dojrzały. Dzisiaj,
przynajmniej mam taką nadzieję, nadszedł już odpowiedni czas. Chyba w ogóle przyszła pora na
upowszechnienie Huny na świecie.
A cóż takiego osobliwego jest w dzisiejszych czasach, u schyłku drugiego tysiąclecia? Trzeba
przyznać, że zaszły liczne zmiany i to w podstawowych kwestiach. Wprawdzie w każdym stuleciu
następowały dramatyczne wydarzenia, ukazywały się komety, które wywoływały strach i skłaniały
ludzi do wiary w zmierzch świata. W naszym stuleciu zaszły jednak zdarzenia niepowtarzalne w
historii ludzkości, zwracające naszą szczególną uwagę.
Ludzkość i Ziemia znajdują się bez wątpienia w okresie istotnych przemian. Nie na darmo
mówi się o tym, że rozpoczęła się Era Wodnika. (Objętość tej książki nie pozwala mi na oddzielną
wzmiankę o każdym z dwunastu wieków. Dlatego też odsyłam Czytelnika do książki Dos kosmische
Weltbild Hansa Sternedera, wydanej przez Hermann Bauer Verlag). W dwudziestym stuleciu:
Ludzie pokonali siłę grawitacji; opuścili Ziemię i wylądowali na Księżycu.
Odkryto energię atomu (nie jest ona ani dobra, ani zła; to człowiek jest zły).
W najwyższym stopniu rozwinięto możliwości komunikowania się, nie znane w poprzednich
stuleciach. Dzięki temu człowiek otrzymuje - za pośrednictwem telewizji, radia, telefonu, samolotu -
więcej informacji.
Dzięki połączeniu komputera z telekomunikacją otworzono nowy wymiar dla ludzkiej wiedzy
i jej zastosowania.
„Czyńcie ziemię poddaną" - mówi Stary Testament. Wskazówkę tę przyjęto w tak
zastraszającej formie, jak nigdy dotąd.
Utworzenie państwa Izrael stało się wypełnieniem biblijnej przepowiedni „dnia ostatniego"
(pojęcie to nie oznacza unicestwienia ludzkości).
Teoria relatywistyczna dała nam naukowe podstawy do zrozumienia biblijnego dzieła
stworzenia. Ponadto fizyka eksperymentalna ostatnich dziesięcioleci umożliwi nam pełne
intelektualne odtworzenie aktu stworzenia, to znaczy „stworzenia" materii z ducha.
Znalezione w 1947 roku zwoje z Qumran nad Morzem Martwym po raz pierwszy dostarczają
nam informacji o esseńczykach, nieugiętej sekcie żydowskiej, do której należał również Jezus. Zwoje
te, odkryte „przypadkowo" przez pewnego pasterza, mogły zostać równie dobrze znalezione setki lat
wcześniej lub później. Natrafiono na nie jednak w naszych czasach, opracowano i opublikowano.
Naukę Huny, blisko spokrewnioną z nauką esseńczyków, odkrył na Hawajach Max Freedom
Long, który ją odszyfrował i upowszechnił. Również tutaj nieprzypadkowy jest moment odkrycia,
ponieważ mogło to nastąpić dużo wcześniej lub później.
Co to jest Huna? Dlaczego właśnie w niej znalazłem odpowiedź na nurtujące mnie pytania?
Huna jest wiedzą i praktyką z zakresu psychologii, filozofii, religii i doświadczenia życiowego. Jej
metody są proste, przejrzyste i łatwe do nauczenia. Jako przyrodnik, przekonałem się o jej uży-
teczności. Huna opiera się na prostych przekonaniach i jest prosta do zastosowania.
Istotną rolę odgrywa tutaj nasza podświadomość. Psychologia zna wprawdzie wpływ
podświadomości, lecz nie wyjaśnia, czym ona właściwie jest. Huna nazywają niższym Ja. Zapoznaje
nas ona również ze średnim Ja. Dowiadujemy się, że to właśnie my nim jesteśmy: cieleśni ludzie z
narządami zmysłów i mózgiem. Staje się również jasne, czym jest Anioł Stróż. Jest „iskrą bożą"
człowieka, pewną właściwością, która dana jest ludziom w akcie stworzenia i której nic mają inne
żywe istoty. To byt duchowy, który nazywamy Wyższym Ja. Poza trzema stanami świadomości -
niższym, średnim i Wyższym Ja, nauka Huny zna również „narzędzia". Są to pomocnicze środki,
które możemy stosować w codziennym życiu, umożliwiające nam praktyczną pracę z Huną. Istnieje
na przykład pewna szczególna siła nazywana m a n ą, którą możemy produkować we wzmożony spo-
sób. Inne narzędzie to sznur aka z delikatnej substancji, który łączy nas z innymi ludźmi. Oprócz tego
istnieje proces oczyszczania (kala). Do środków pomocniczych należy też światło, używane zresztą
nie tylko w Hunie. Kolejne narzędzie to w i z u a l i z a c j a, czyli zdolność wyobrażania sobie
obrazów i symboli.
Huna zna zatem trzy rodzaje świadomości i pięć narzędzi. W dalszej części książki
zobaczymy, w jaki sposób można z nich korzystać.
Czy książka ta może zastąpić seminarium? Niezupełnie, ponieważ moje obecne seminaria
obejmują - w zależności od czasu, jakim dysponuję - szereg wspólnych ćwiczeń, które w książce
mogłyby zostać opisane niezbyt dokładnie. Spowodowane jest to tym, że uczestnicy seminariów pod-
czas ćwiczeń zawsze zadają osobiste pytania, na które otrzymują odpowiedzi, czasem na drodze
fizycznego kontaktu.
Pomimo to podjąłem próbę opisania podstawowych ćwiczeń i przeprowadzenia ich z wami
„w myślach". Jestem przekonany, a wcześniej miałem na to dowody, że duchowy impuls autora do
tego stopnia „nasyca" drukowane słowo, książkę, iż połączoną z tym impulsem wibrację odbiera
uzdolniony intuicyjnie czytelnik.
Albert Einstein, Max Planck i Stephen W. Hawking
Dwudziesty wiek przyniósł potężny przewrót w fizyce, zarówno eksperymentalnej, jak i
teoretycznej. Obowiązujące przez stulecia prawa Galileusza, Keplera i Newtona nie straciły
wprawdzie nic ze swej aktualności, ale odkrycia Plancka, Bohra, Heisenberga i innych
współczesnych fizyków ogromnie poszerzyły naszą wiedzę o istocie materii, a przez to również o
istocie stworzenia. Wiedza ta nie skłoniła jednak owych naukowców do triumfalnego odwrócenia się
od religii, aby od tej chwili - jak niektórzy ich poprzednicy - hołdować materializmowi; wręcz
przeciwnie, te wspaniałe odkrycia doprowadziły ich do wiary w Boga.
Choć na pierwszy rzut być może trudno zauważyć tutaj związek z Huną, to jednak on istnieje,
i to bardzo ścisły. Huna wprowadza nas bowiem w świat duchowy, tyle tylko, że w bardzo
realistyczny sposób. Jako naukowiec zajmujący się naukami przyrodniczymi, ręczę za ów realizm.
Nim zaakceptowałem tę naukę, gruntownie ją zbadałem. Dlatego też chciałbym, abyście jako
czytelnicy tej książki zapoznali się z myślami, które zajmowały Plancka, Einsteina i Hawkinga w
powiązaniu ze światem duchowym. Znalazłem u nich pewne wypowiedzi, które - bynajmniej nie
wszystkie - potwierdzają w dużej mierze idee Huny.
W pierwszej kolejności prezentuję tutaj wypowiedzi Alberta Einsteina, skłaniające nas do
zastanowienia. Podkreślenia znajdujące się w tekście pochodzą ode mnie.
„Na wskroś możliwe jest, że za naszymi spostrzeżeniami zmysłowymi ukryte są całe światy,
o których nie mamy pojęcia".
„Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć, jest tajemniczość".
„Dla nas, wierzących fizyków, różnica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością
ma znaczenie uporczywej wprawdzie, ale tylko iluzji".
„Najgłębszym i najbardziej wzniosłym uczuciem, do którego jesteśmy zdolni, jest przeżycie
mistyczne. Z niego kiełkuje cała prawdziwa wiedza. Ten, komu uczucie to jest obce, kto nie potrafi
zadziwić się i zatracić w głębokim szacunku i czci, ten jest już martwy. Świadomość, że to nie
zbadane, rzeczywiście egzystuje i że objawia się jako najwyższa prawda i promieniująca piękność
- o czym możemy mieć tylko niewyraźne pojęcie - wiedza ta i to przeczucie stanowią jądro wszelkiej
prawdziwej religijności. W tym sensie, i wyłącznie w tym, zaliczam siebie do tych naprawdę
religijnych ludzi".
„Badacz przeniknięty jest jednak przyczynowością wszystkich zdarzeń... Jego religijność
polega na pełnym zachwytu zdumieniu nad harmonią praw natury, w których objawia się tak
przemożna rozwaga, że cała celowość ludzkiego myślenia jest w porównaniu z nią nic nie
znaczącym słabym odbiciem".
„Świadomość, że istnieje coś dla nas nieprzeniknionego, manifestacja najgłębszego
rozsądku i rozumu oraz promieniującej piękności... ta świadomość i uczucie stanowią prawdziwą
religijność".
Z Maxa Plancka cytuję:
„Religia i nauki przyrodnicze nie znajdują się w stosunku do siebie w opozycji, jak to
niektórzy myślą, czy obawiają się tego, lecz prowadzą różnymi drogami do tego samego celu, a
celem tym jest Bóg".
Na zakończenie podaję cytat z Maxa Plancka, który przytaczam od kilku lat podczas każdego
wykładu i seminarium na temat Huny.
Jest to według mnie najbardziej klarowna wypowiedź jednego z najbardziej znaczących
współczesnych fizyków, próbujących udowodnić to, co mówi Biblia, iż po drugiej stronie istnieje
świat duchowy, który jest naszym prawdziwym domem, oraz że istnieje Bóg, Najwyższa Istota, do
której, nie odrzucając naukowego spojrzenia na świat, powinniśmy się zbliżać.
Odnośna wypowiedź Maxa Plancka brzmi:
.....jako fizyk, a więc jako człowiek, który przez całe swoje życie służył najbardziej trzeźwej
nauce, jaką jest badanie materii, jestem z pewnością wolny od podejrzeń o fantazjowanie. Po moich
badaniach dotyczących atomu mogę powiedzieć Państwu, co następuje: Materia nie powstała sama
z siebie! Cała materia powstaje i istnieje tylko za sprawą siły, która wprawia cząsteczki atomu w
drganie... Ponieważ w całym kosmosie nie istnieje żadna inteligentna ani wieczna siła..., musimy
zatem przyjąć, że za siłą tą kryje się świadomy inteligentny duch... Duch ten jest pierwotną
przyczyną wszelkiej materii.
Nie ta widzialna, lecz przemijająca materia jest tym, co realne, prawdziwe, rzeczywiste...,
tym, co prawdziwe, jest niewidzialny, nieśmiertelny duch!
A ponieważ żaden duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy przynależy do jakiejś istoty,
tak więc zmuszeni jesteśmy przyjąć istnienie istot duchowych.
Ponieważ istoty duchowe nie mogą istnieć same z siebie, lecz musiały zostać stworzone,
dlatego nie boję się nazwać tego tajemniczego stwórcy w podobny sposób, jak nazywały go
wszystkie stare światłe narody Ziemi już przed tysiącami lat: Bóg!".
Stephen W. Hawking, jeden z najbardziej liczących się fizyków schyłku dwudziestego
stulecia, niezwykle trzeźwo patrzy na powstanie wszechświata, szczególnie na „Wielki Wybuch":
„Dlaczego właśnie w ten sposób zaczął się wszechświat, byłoby bardzo trudno wyjaśnić, nie
przyjmując założenia o interwencji Boga, który zamierzał stworzyć takie istoty, jakimi jesteśmy".
Jakie znaczenie miały dla mnie, wierzącego naukowca przyrodnika powyższe wypowiedzi
wybitnych fizyków, możecie sobie doskonale wyobrazić. Przeczytajcie jeszcze raz zgromadzone tu
cytaty i podczas lektury tej książki miejcie je ciągle w pamięci.
Wiedza esseńczyków i nauka Huny
Ustne przekazy pochodzące z Hawajów z dziewiętnastego i z początku dwudziestego wieku
potwierdzają, że Huna w żadnym wypadku nie pochodzi z Wysp Hawajskich, lecz została tam
przeniesiona dawno temu przez „dziesięć plemion" ze wschodniego rejonu Morza Śródziemnego.
Max Freedom Long potwierdza to w swoich pracach.
W 1947 roku znaleziono pierwsze zwoje z Qumran. Qum-ran leży w Izraelu, kilka kilometrów
na północ od Masady. Około 150 lat p.n.e. do 50 roku n.e. żyła tam w najściślejszym odosobnieniu
pewna ortodoksyjna sekta żydowska, której członkowie nazwani zostali esseńczykami. Po 1947 roku
w tej samej okolicy znaleziono kolejne zwoje pergaminów, w sumie ponad czterdzieści, na których
spisana była wiedza esseńczyków. Zapisy takie były czymś wyjątkowym, ponieważ wiedza
esseńczyków, podobnie jak mądrości Huny na Hawajach, przekazywana była tylko ustnie. Przypu-
szczalnie zwoje te zostały zapisane i schowane przez esseńczyków, albowiem około 50 roku musieli
oni uciekać przed rzymskimi prześladowcami. Angielski historyk i badacz Hugh J. Schonfield
udowadnia w swojej książce TheEssene Odyssey, że grupy esseńczyków wywędrowały do Damaszku
(Hauran), Afganistanu, Persji i do Indii. Dalszych badań na temat wędrówki nie podjęto. Jeśli
esseńczycy z powodu jakiegoś medialnego polecenia, które otrzymali jeszcze w Qumran,
wywędrowali na Hawaje, to nic dziwnego, że ich ślad urywa się w Indiach; jeżeli bowiem spojrzymy
na mapę, stanie się jasne, że z Indii musieli podróżować dalej statkiem, łodziami lub w podwójnych
kanu. Nie może to dziwić, ponieważ również w Chinach i Japonii znaleziono wczesne osady
żydowskie.
Max Freedom Long nie znał zwojów esseńczyków, ponieważ zebranie dostatecznego zasobu
literatury badawczej o esseńczykach z Qumran zajęło około piętnastu do dwudziestu lat. Long zmarł
w 1971 roku, ale z pewnością również Schonfield nic nie wiedział o Hunie, gdyż niewątpliwie
wspomniałby o niej w swoich pracach.
Fakt, że podobieństwo między Huną a wiedzą esseńczyków jest wyraźnie zauważalne,
zwrócił uwagę innego znanego historyka i badacza, Sir George'a Trevelyana. W dziewiątym
rozdziale swojej książki Operation Redemption mówi on obszernie na ten temat. Rozdział ten wydał
mi się tak znaczący, że zamieściłem go jako dodatek do mojej książki. Za pozwolenie na to wyrażam
Sir George'owi moje szczególne podziękowanie.
Esseńczycy ze swoimi etycznymi wymaganiami wyszli daleko poza stare prawo Mojżeszowe.
Sam Jezus był esseńczykiem i, jak pisze Trevelyan, wtajemniczonym kahuną (Huna po polinezyjsku
znaczy „tajemnica", natomiast ka - „strażnik". Tak więc słowo kahuną znaczy „strażnik tajemnicy",
wtajemniczony). To, że Jezus rozpowszechniał nauki esseńczyków, tak bliskie nauce Huny, wynika
już z „Kazania na Górze". W Ewangelii św. Mateusza (7,28) czytamy, że tłumy zdumiały się
naukami Jezusa. Jest to na wskroś zrozumiałe, ponieważ dla ówczesnych śydów były one re-
wolucyjne. Chciałbym przytoczyć kilka cytatów z „Kazania na Górze", które są identyczne z nauką
Huny.
„Błogosławieni
czystego
serca,
albowiem
oni
Boga
oglądać
będą".
(Mt 5,8)
Czystość serca odnosi się całkiem wyraźnie do procesu oczyszczania nauki Huny. Dalej, w
wersetach 21-22 Jezus przytacza przykazanie „Nie zabijaj" i odnosi je do gniewu przeciwko
własnemu bratu. Następnie w wersecie 26 przypomina, aby nie zatrzymywać się w połowie drogi w
procesie duchowego oczyszczenia, i mówi obrazowo, że nie można opuścić więzienia do chwili, „aż
zwrócisz ostatni grosz". Potem, w wersecie 28 powiada: „Każdy, kto pożądliwe patrzy na kobietę, już
się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Przez to wychodzi on daleko poza Mojżeszowe
prawo „Nie cudzołóż". Jezus wyraźnie odnosi się do wychowania niższego Ja według nauki Huny,
ponieważ w niższym Ja człowieka, w tej pierwotnie zwierzęcej części, powstaje skłonność do
„grzechu" i tylko tam - dzięki miłości, zaufaniu oraz logice - można ten popęd stłumić. Są to typowe
myśli esseńczyków. Również w wersecie 33 Ewangelista potępia fałszywe przysięganie i kończy ten
paragraf słowami: „Niech wasza mowa będzie: „Tak, tak; nie, nie". W wersecie 44 następuje
odstąpienie od starego prawa: „Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz
nienawidził", które zostaje zastąpione przykazaniem: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół".
Słowa: „Módlcie się za tych, którzy was prześladują" są wyraźnym wyrażeniem teorii Huny.
W Modlitwie Pańskiej (Mt. 6,9) Jezus mówi: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Słowo
„chleb" ogólnie uważane jest za symbol pożywienia, lecz Long słusznie pogłębił znaczenie tego
wyrazu, nadając mu sens „mana". Mana to siła życiowa, która w Hunie odgrywa decydującą rolę.
Adepci Huny potrafią ją wytwarzać w zwiększonej ilości.
Wyraźną wskazówką (jestem ostrożny, chciałbym bowiem powiedzieć: wyraźnym dowodem)
na identyczność praktyki Huny z praktyką esseńczyków są słowa Ewangelistów Marka (4,35) oraz
Łukasza (8,21 - 25). Badania Longa wykazały jednoznacznie, że hawajscy kahuni nie tylko
dokonywali spontanicznych uzdrowień, łagodzili materialną nędze i chodzili bez obuwia po
rozżarzonej lawie, lecz także wpływali na pogodę (wiatr i deszcz). Long opisuje te fakty w książce
Maga cudów
1
. W rozdziale XXI mówi, że dokonywali tego przez swoje modlitwy, podczas gdy
Marek wspomina o rozkazie Jezusa wydanym wiatrowi. Uważam to za całkiem logiczne, ponieważ
Jezus jako kahuna tak bardzo przewyższał w hierarchii hawajskich kahunów, że „odgórnie" mógł
spowodować zmianę pogody, podczas gdy inni kahuni wypraszali ją pokornie „z dołu". Wiemy
również, że modlitwy Huny powinny być trzykrotnie powtarzane oraz że należy je wypowiadać w
niezmienionej formie tak często, jak to tylko możliwe. Podobnie w Ewangeliach znajdujemy
wzmianki o częstym powtarzaniu modlitw: „powinni zawsze się modlić i nie ustawać" (Łk 18,1), „w
modlitwie [bądźcie] wytrwali" (Rz 12,12), „nieustannie się módlcie" (1 Tes 5,17), „przy każdej
sposobności módlcie się w Duchu" (Ef 6,18).
Człowiek w swoim codziennym życiu, może z wyjątkiem mnichów, nie potrafi „modlić się
nieustannie" - lecz ten, kto wyda polecenie swojemu niższemu Ja i przekazuje mu symbol modlitwy,
może być pewny, że rzeczywiście będzie się ono modlić bez ustanku. W rozdziale 8 zagadnienie to
omówimy dokładniej. Dla nie wtajemniczonych wymaganie Jezusa brzmi nierealistycznie, natomiast
dla znawców okaże się możliwe do spełnienia.
Dalsze rozważanie tego wątku przekraczałoby ramy tej książki. Ostatnie dzieło Longa (Nauka
ukryta w Ewangeliach
2
) wyczerpująco omawia te zagadnienia i na podstawie badań językowych
(semantyki) udowadnia, że wiele wypowiedzi Jezusa - który mówił do ludzi, posługując się
przenośniami i porównaniami - dzięki nauce Huny stało się jasne i zrozumiale.
Jednym
z
najważniejszych
zadań
Towarzystwa
Badań
nad
Huną
(Huna
Forschungs-Gesellschaft) w Zurichu oraz Huna Research Inc. w Cape Girardeau, w Missouri! w USA
jest precyzyjne, naukowe zbadanie cech wspólnych łączących wiedzę esseńczyków i Hunę. śadnemu
z badaczy spuścizny esseńczyków, nawet jednemu z najbardziej liczących się spośród nich,
Edmondowi Bordeaux Szekely'emu, do dzisiaj nie udało się znaleźć w zapisanych zwojach
„techniki" praktykowania Huny, a zwłaszcza wzmianek o wyżej wspomnianych „narzędziach".
Prawdopodobnie żaden z dotychczasowych badaczy nie znał lub nie zna nauki Huny. Fakt, że w
żaden sposób nie daje się znaleźć praktycznych szczegółów nauki esseńczyków, może być również
spowodowany tym, że naukę tę skrupulatnie chroniono tajemnicą, podobnie jak Hunę. Możliwe jest
także, iż autorzy rękopisów z Qumran chcieli zostawić potomnym etykę nauki esseńczyków, a nie
szczegóły ich praktyk. Dlatego też decyduję się na ten niecodzienny, ale może bardzo skuteczny
krok: proszę was byście poinformowali mnie o wnioskach ze znanych wam badań, które mogłyby
przybliżyć nas do celu, jakim jest wykazanie identyczności obu nauk.
Podstawy nauki Huny
Wspomnieliśmy już na wstępie, że w Hunie istnieją trzy rodzaje świadomości, które określają
nas jako istotę, mianowicie niższe, średnie i Wyższe Ja. Istnieje również pięć duchowych, subtelnych
„narzędzi": siła życiowa, czyli mana, sznur aka, proces oczyszczania (kala), światło i wizualizacja.
Huna jest prastarą nauką, wiedzą i praktyką. W żadnym razie nie jest nową sektą ani też
„modnym kursem"! To autentyczna pomoc życiowa oraz środek służący poprawie jakości naszego
1
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MEDIUM, Warszawa 1995
2
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa SOLO, Warszawa 1997
życia zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej. Dla wielu osób, które szczerze i gruntownie
zajęły się Huną, stała się ona drogą do Boga. Huna proponuje każdemu zainteresowanemu, a
szczególnie temu, kto nie jest utalentowany medialnie, prosty i niezawodny sposób nawiązywania
kontaktu ze światem duchowym. Nie jest ona ani oderwana od rzeczywistości, ani nielogiczna, ani
też mistyczna!
Przejdźmy zatem do omówienia dwóch podstawowych idei Huny.
Po pierwsze: Człowiek jest istotą duchową w potrójnej postaci. Zadaniem naszym jest
połączenie trzech poziomów świadomości w jedną całość, a przez to połączenie z Bogiem, ponieważ
nasze Wyższe Ja jest naszą boską częścią. Jeżeli jesteśmy w kontakcie z naszym Wyższym Ja, jesteś-
my również w kontakcie z Bogiem.
Po drugie: Myśli stają się realnymi bytami, jeśli tego chcemy. To pozornie sprzeczne
twierdzenie można uczynić prawdziwym, jeżeli tylko posłużymy się siłą życiowa, czyli maną. (Tę
prastarą ideę Huny głosili również inni mistrzowie i filozofowie -jak choćby Joseph Murphy i Jose
Silva -chociaż nie uwzględnili oni konieczności korzystania z nadzwyczaj skutecznej mowy). Nie
ulega wątpliwości, że modlitwy także są myślami. Później przekonamy się, jak wielką rolę odgrywa
ładunek many w spełnianiu modlitwy.
Skutkiem praktykowania Huny na co dzień jest ogólne polepszenie zdrowia psychicznego i
fizycznego, doskonalenie charakteru, osiągnięcie spokoju wewnętrznego oraz duchowej i fizycznej
harmonii. Zyskujemy więcej siły życiowej, a dzięki współpracy Wyższego i niższego Ja - niewzru-
szone poczucie bezpieczeństwa. Praktykowanie Huny sprzyja też polepszeniu naszej sytuacji
życiowej dzięki rozwojowi udanych stosunków z ludźmi. Czy oznacza to, że każdy człowiek
potrzebuje błogosławieństwa nauki Huny? Nie, nie sądzę. Jestem pewien, że niektórzy urodzili się z
owym boskim błogosławieństwem. Ludziom tym już w kołysce zostało dane połączenie z Wyższym
Ja i nie muszą go sobie wypracowywać, tak jak my. Znam pewną kobietę, nadzwyczaj uduchowioną,
która podczas bolesnego konfliktu życiowego znalazła wewnętrzny spokój dzięki filozofii Franciszka
z Asyżu. Niektórzy ludzie osiągają duchowy spokój i drogę do Boga dzięki jednemu mistycznemu
przeżyciu, przeczuciu, inspiracji, wewnętrznej wizji, religijnej ekstazie albo też świadomej lub
nieświadomej pomocy bliźniego, bądź po prostu dzięki książce czy Biblii. Wiodą życie w jego
przyrodzonym potrójnym wymiarze. Większość z nich o tym nie wie. Są to prawdziwie dobrzy
ludzie, co wyczuwamy, obcując z nimi.
My, „normalni obywatele", potrzebujemy Huny, jeśli chcemy wznieść się na wyższy poziom
etyczny i stać się „dobrymi". To, że mamy do dyspozycji naukę Huny, klarowny i prosty przewodnik,
jest dobrodziejstwem naszych czasów, naszego New Age, jest darem, który pomógł nam odkryć Max
Freedom Long. Powinniśmy mu być za to niewypowiedzianie wdzięczni.
Historia i status quo
Aż do lat czterdziestych dwudziestego stulecia nie wiedzieliśmy nic na temat Huny. Używam
określenia Huna, ponieważ słowo to z powodu braku innych propozycji ze strony Longa zostało
wprowadzone na nowo. Stosował on to polinezyjskie określenie, oznaczające „Tajemnicę", do
scharakteryzowania całej tajemnej wiedzy kahunów. Miałem nadzieję, że posługując się innymi
hasłami dotyczącymi istoty tej nauki, znajdę starsze źródła literackie na temat Huny. Moja nadzieja
jednak się nie spełniła. Nawet w katalogu British Library - aneksie British Museum w Londynie - w
jednym z największych zbiorów książek na świecie, nie znalazłem niczego, co można by choć w
przybliżeniu porównać z Huną. Pod hasłem „Huna" wspomniane były tylko owe dwie książki M.F.
Longa. Fakt ten potwierdza niezbicie, iż był on prawdziwym pionierem w tej dziedzinie.
W jaki sposób dotarł na Hawaje? Opisuje to w jednej ze swoich książek. Jako badaczowi
języków i nauczycielowi, zaproponowano mu pewnego dnia posadę nauczyciela w Honolulu.
Chociaż jego ówczesna sytuacja życiowa nie przemawiała za przyjęciem powyższej oferty, podjął
decyzję wyjazdu na Hawaje. Postępowaniem Longa w widoczny sposób kierowało wówczas jego
własne Wyższe Ja. Naturalnie zainteresował się tam starą hawajską kulturą i bardzo dziwnym
językiem, który wkrótce niezvykle go zafascynował. Często odwiedzał w Honolulu Bishop Museum,
a w końcu poznał jego dyrektora, doktora Williama Tuftusa Brighama. Obaj mężczyźni zaczęli
niebawem rozmawiać o dawnej kulturze Wysp Hawajskich ł odczuwali gorące pragnienie, by zgłębić
jej istotę.
Zadziwiające było to, że na Hawajach w ogóle nie istniały żadne więzienia, a co za tym
idzie, nie było też przestępców, z czego należy wnosić, że życie tam przebiegało według
wewnętrznych reguł, mających na względzie przede wszystkim dobro bliźniego. Przy tym
Hawajczycy byli uczynni, pozytywnie nastawieni do życia i zrównoważeni.
Istniała również niewielka grupa ludzi, którzy - jak twierdził doktor Brigham - dobrze znali
zasady takiego sposobu życia. Ludzie ci nazywani byli „kahunami" - strażnikami tajemnicy.
Zwracano się do nich wtedy, gdy potrzebowano pomocy. Przyprowadzano do kahunów chorych z
prośbą o ich uzdrowienie. Złamanie nogi leczyli oni w ciągu kilku sekund. Rozumie się samo przez
się, że potrafili chodzić po rozżarzonej lawie, mogli również „wymodlić" długo oczekiwany deszcz,
kiedy z powodu suszy zbiory były w wyjątkowym zagrożeniu. Kahuni pomagali wydostać się z
kłopotów tym, którzy bez własnej winy w nie popadli. Wszystko to działo się za pośrednictwem
modlitw. Darzono ich ogromnym szacunkiem, ponieważ, wykorzystując swą gruntowną wiedzę i
potężne możliwości, przyczyniali się do zachowania wewnętrznej harmonii poszczególnych ludzi i
całego kraju. Long był zachwycony, zafascynowany i równocześnie poruszony do głębi wiedzą
kahunów. Od razu zapragnął zgłębić arkana ich tajemnicy. Kiedy nauczył się języka hawaj-skiego,
wiele czasu spędzał wśród zwykłych ludzi, wypytując ich o podstawy wspaniałych umiejętności
kahunów. Wielu chciało mu pomóc, lecz nikt nie potrafił odpowiedzieć na jego pytania. Jedynie
kahuni wiedzieliby, o co naprawdę chodzi. Ich potomkowie zaś wtajemniczeni byli w sekrety wiedzy
za pośrednictwem ustnego przekazu, ponieważ nic istniały żadne pisemne instrukcje. U esseńczyków
panowała taka sama zasada: również przekazywali ustnie swoją wiedzę nowym adeptom. Jezus
wyraźnie oznajmił swoim uczniom, że mówi im całą prawdę, natomiast do ogółu zwraca się w
zawoalowanej formie, posługując się przypowieściami i porównaniami.
Long nie dał jednak za wygraną. Postanowił wejść jaskini lwa, to znaczy znaleźć się wśród
samych kahunów. Poznawszy kilku z nich, sprecyzował sobie W myślach kilka pytań. Odwiedzał
jednego kahunę po drugim i zadawał im swoje pytania jak gdyby od niechcenia i nie wzbudzając
podejrzeń.
Kahuni odpowiadali mu chętnie! Long zauważył, że ich odpowiedzi na każde z pytań były
zasadniczo odmienne, co znaczyło, że mówili prawdę. Mimo tej odmienności Long dostrzegł w nich
wspólne idee, co w końcu zaprowadziło go dalej. Zauważył mianowicie, że źródłem informacji
mogły być słowa-klucze zawarte w stawianych pytaniach. W następnym rozdziale, mówiącym o
odszyfrowaniu nauki Huny, będzie jeszcze o tym mowa w powiązaniu z ważnym zagadnieniem
semantycznym.
Czcigodny stary Brigham zmarł w kilka lat po przekazaniu Longowi skrzynek zapełnionych
notatkami na temat kahunów i kultury hawajskiej. Materiały te doprowadziły w konsekwencji do
odkrycia tajemnicy. Wszystko to wydarzyło się po roku 1918.
W 1930 roku Reginald Steward doniósł Longowi w swojej korespondencji, że tę samą naukę
Huny znalazł wśród jednego z berberyjskich szczepów w górach Atlas na północy Afryki. Poznał tam
kahunkę o imieniu Lucchi, którą nazywano „Queen Quahine". Utrzymywała ona - jak relacjonował
Steward - że do transportu wielkich kamieni przy budowie piramidy korzystano z siły lewitacji -
wytwarzanej przez kahunów. (Long nie mógł gwarantować, że już wtedy posługiwano się
określeniem „kahuni", w każdym razie nie wspomina tego wyraźnie. Język owej „kapłanki" z Afryki
Północnej był prawie identyczny z jednym z dialektów używanych na wyspach południowych
Pacyfiku.)
Long słyszał również, że jeden ze szczepów wywędrowal ze wschodniej części Morza
Śródziemnego na Madagaskar.
Zaznaczyć tu należy, że połowa ludności Madagaskaru jest pod względem etnologicznym i
językowym identyczna z ludnością Polinezji.
Long zajmował się badaniem nie tylko języka, ale również ludności. Rozmawiając z
miejscowymi, stwierdził, że na Hawajach znane są stare przypowieści, legendy i ustnie
przekazywane relacje, które opowiadają o dwunastu spokrewnionych ze sobą szczepach, żyjących
ongiś we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Od razu przychodzi na myśl dwanaście plemion
biblijnych Izraela. Sahara, powiadano, była kiedyś życiodajnym obszarem o wspaniałych warunkach
wegetacji. Współcześni geolodzy popierają tę teorię, stwierdzając, że dopiero po przesunięciu się
obszaru biegunowego Sahara stała się pustynią. Dwanaście plemion wędrowało przez zieloną Saharę
do doliny Nilu. Panowały one potem nad Egiptem, a za pomocą sił lewitacji zbudowały piramidy.
Dziesięć z tych plemion otrzymało wizjonerskie polecenie, aby udać się na Hawaje w celu
zachowania czystości swojej religii. Polecenie to zostało wydane również z tego powodu, że we
wschodnim rejonie Morza Śródziemnego nasilały się wpływy wielu kultur, a tym samym rosło
niebezpieczeństwo zmieszania się nauki hawajskiej z innymi i utraty jej czystości. (W tym miejscu
nasuwa się pytanie, czy esseńczycy byli jednym z owych dziesięciu plemion.)
Podczas rozmów w Honolulu Long dowiedział się, że Huna liczy sobie od pięciu do sześciu
tysięcy lat. Niektórzy autorzy twierdzą, że pochodzi ona z Atlantydy. Ja jednak byłbym ostrożny w
formułowaniu takich tez, ponieważ nie można ich udowodnić. Natomiast z dużym
prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że naukę Huny znano już w starożytnym Egipcie.
Uczono tam o trzech rodzajach świadomości, trzech poziomach siły życiowej (many), jak również
trzech ciałach widmowych, które odpowiadają ciałom widmowym trzech Ja Huny. W hieroglifach
znajdujemy odpowiednie symbole. Troistość tę wyrażają trzy bociany unoszące się jeden nad drugim,
stopione w jedność, lecz mimo to dające się rozróżnić. Linia falista (woda jest zawsze symbolem
many) oznacza prosty rodzaj siły życiowej, nazywanej mana; dwie linie faliste położone jedna nad
drugą są symbolem wzmocnionej formy many (mana-mana), natomiast trzy takie linie oznaczają
energię związaną z Wyższym Ja, nazywaną mana-loa, a więc tę szczególnie silną formę energii, która
zostanie dokładnie opisana w rozdziale pierwszym. Trzy parasole przy opisanych wyżej hieroglifach
oznaczają trzy ciała widmowe. W rysunkach nagrobnych znajdujemy pająka umieszczonego na nici,
co wskazuje na sznur aka.
We wczesnych pismach hinduskich wspomina się o „duszy" ze sznurem, co bez wątpienia
oznacza niższe Ja. Bramini do dnia dzisiejszego noszą na szyi tzw. święty sznur.
Dalszą wskazówkę znajdujemy w Starym Testamencie. Jest tam mowa o „srebrnym sznurze"
(Księga Salomona). Na Wyspie Wielkanocnej, znanej dzięki zagadkowym kamiennym głowom
pochodzącym rzekomo z Atlantydy, sznur ten jeszcze do dzisiaj zachował się jako symbol.
Rozważania na temat historii nauki Huny skłaniają nas do zastanowienia się nad postaciami
Mojżesza i Jezusa. Nie wnikając w szczegóły, można przyjąć, że Mojżesz został uratowany przez
pewną egipską księżniczkę i wychowany na egipskim dworze. Na podstawie znanych mi informacji
wiem, że był on pierwszym człowiekiem, o którym mówi się, iż miał bezpośredni kontakt z Bogiem.
Z pewnością na dworze królewskim nauczył się on dokonywania „cudów". Jednak cuda pozostają dla
nas dopóty czymś magicznym, dopóki nie potrafimy ich wyjaśnić. I tak na przykład Mojżesz uderzył
laską o skałę, po czym wypłynęła z niej woda, lub nakazał, aby wąż zamienił się w kij. Biblia
informuje nas o dalszych cudach tego rodzaju. Mojżesz rozmawiał z Bogiem i widział „Jego oblicze".
Czy był on kahuną? Wiele na to wskazuje. Inne, bardziej racjonalne i logiczne wyjaśnienia nie są mi
znane.
Wspomniałem już wcześniej o Jezusie. Mógł on być, według Sir George'aTrevelyana,
największym kahuną, chociaż określenie to nie było oczywiście znane esseńczykom, ponieważ słowa
huna i ka są w tym układzie czysto polinezyjskiego pochodzenia.
M.F. Long opublikował rezultaty swoich badań w licznych książkach. W 1945 roku założył
on Huna Research Associates, amerykańskie Towarzystwo Badań nad Huną. Zmarł w 1971 roku,
przedtem jednak mianował swoim następcą E. Otha Wingo, profesora mitologii i języków
starożytnych University of Missouri (USA).
Genialne odszyfrowanie Huny przez M.F. Longa
Wspominaliśmy już o trudzie i problemach, jakie napotykał Long, kiedy z zapałem badacza
wypytywał adeptów i laików o naukę Huny. Zrozumiał on, że poważne, naukowe zgłębienie
zagadnienia w ten sposób nie jest możliwe. Ale już wkrótce dzięki swojemu niezwykłemu
instynktowi odkrył, że niezawodnym kluczem pozwalającym zbadać sekrety Huny jest sam język
polinezyjski. Można snuć różne przypuszczenia na temat dalszych poczynań Longa. Osobiście
jestem przekonany, że wyższa siła duchowa, jego Wyższe Ja, które podpowiadało mu rozwiązania
nieosiągalne na drodze zwykłej naukowej działalności przy użyciu mózgu. Była to tzw. „inspiracja".
Zdaję sobie sprawę, że z powodu takich twierdzeń mogę być uznany za oderwanego od życia
fantastę, lecz dopóki nikt nie wytłumaczy niezwykłych umiejętności Longa, dopóty opowiadać się
będę za ideą duchowego natchnienia.
Na czym jednak polegało jego niezwykłe osiągnięcie? Na zbadaniu Huny przez semantykę.
Semantyka, jak podaje encyklopedia Knaura - bada za pomocą logiki matematycznej zakres
znaczenia słów. Semantyka rozstrzyga o for malnej poprawności wypowiedzi. Stąd wynika wielka
odpowiedzialność językoznawcy. Język polinezyjski daje badaczom do ręki potrzebne narzędzia. O
ile wiem, tego typu założenie nie leży u podstaw żadnego innego języka, i to utwierdza mnie w
przekonaniu, że dziesięć szczepów otrzymało medialną wskazówkę wędrówki na Hawaje. Jestem
zdania, że Wyspy Hawajskie były nie tylko „bezpiecznym miejscem", w którym nauka Huny miała
być zachowana w czystej formie aż do dwudziestego wieku, lecz twierdzę ponadto, że to właśnie
Hawaje wraz ze swoim językiem były miejscem, w którym pewnego dnia można było odszyfrować
przekazywaną dotąd tylko ustnie tajemną naukę. To właśnie uczynił Long.
Jak wyglądała jego praca? Long poddawał analizie słowa zaczerpnięte z własnych lub
otrzymanych od doktora Brighama notatek. W szczególności postępował tak wtedy, gdy uważał je za
ważne słowa kluczowe. Posługiwał się przy tym słownikiem polinezyjsko-angielskim; nawet gdy
tłumaczenie go zadowalało, sprawdzał jeszcze zawartość wewnętrzną wyrazów. Natomiast gdy
przekład wydawał mu się mało precyzyjny, przechodził do dokładnej analizy semantycznej, czyli
próbował zgłębić wewnętrzny, ukryty sens pojęcia. Prawdziwe znaczenie wyłaniało się zawsze z
kontekstu. W przypadku jednosylabowych słów o jednym znaczeniu analiza była prosta. Przy
wyrazach jednosylabowych posiadających więcej znaczeń należało sprawdzić ich sens w kontekście
danej wypowiedzi. Gdy słowo składało się z wielu sylab, występowały komplikacje, które należało
rozwikłać. Każda sylaba mogła mieć jedno albo więcej znaczeń. Tak więc w przypadku wyrazów
wielosylabowych trzeba było zbadać kilka różnych znaczeń, zanim udało się ustalić rzeczywisty sens
pojęcia. Weźmy na przykład trójsylabowe słowo, którego każda sylaba ma tylko dwa różne
znaczenia: w sumie odczytujemy 2x2x2 = 8 różnych możliwości interpretacji słowa.
Język niemiecki jest pod tym względem dużo prostszy. Znam wprawdzie jednakowo brzmiące
słowa o różnym znaczeniu, ale w języku tym jest niewiele wyrazów, których poszczególne sylaby
mają pojedynczy sens i do tego jeszcze różny! Weźmy choćby słowo Leiter. Po pierwsze, może ono
oznaczać przyrząd, który opieramy o ścianę, aby wspiąć się po nim na górę; po drugie może to być
drut, który przewodzi prąd elektryczny; po trzecie, osoba z uprawnieniami, na przykład kierownik
zakładu. Albo słowo Feder. Może ono znaczyć pióro do pisania, kurze pióro lub stalówkę.
M. F. Long w swojej książce Magia cudów stwierdza, „że pod osłoną codziennego języka
kryje się święta mowa". Podjął on próbę zbadania tego świętego języka, co zostało uwieńczone
pełnym sukcesem. Posłużmy się tutaj kilkoma przykładami. Rdzeń ka poznaliśmy już w słowie
„kahuna". Występuje on również w łodydze winorośli. (Winorośl i woda są zaś symbolami many).
Przyjrzyjmy się słowu Aumakua, oznaczającemu Wyższe Ja każdego człowieka. Znaczy ono
„nadzwyczaj godny zaufania, niezawodny duch" lub „Bóg-Ojciec". Cytuję Longa. „Na to, że nie
chodzi tu o ojca w normalnym znaczeniu, wskazuje rdzeń au, co oznacza „starszy" w sensie pełnej
dorosłości, pełnego rozwoju, przewyższający mocą, wiedzą i wiarygodnością. Au to również sznur,
w tym przypadku sznur widmowy, który łączy Wyższe Ja z niższym i średnim". Long pisze dalej, że
rdzeń au oznacza także „duchowe działanie" oraz „rzekę". Dzięki temu oczywiste staje się, że
Wyższe Ja w celu spełnienia naszych modlitw ofiaruje nam swoje duchowe działanie lub moc, lecz
równocześnie potrzebuje many. Makua oznacza „ojciec”, a rdzeń ma- „towarzyszyć”.
A zatem Wyższe Ja towarzyszy w ciągu życia niższemu i średniemu Ja. Long komentuje:
„Doprowadza nas to do najbardziej interesującej zasady Huny: wszystkie sytuacje i okoliczności, o
jakie prosi człowiek Wyższe Ja w modlitwie, najpierw formowane są z niewidzialnej substancji
widmowej, po czym zostaje ona »utwardzona« czy "zmaterializowana".
Teraz, gdy dzięki tym kilku przykładom poznaliśmy zastosowany przez Longa mechanizm
systematycznej analizy języka polinezyjskiego, chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę na jego
wyjątkową książkę.
W ostatnich latach swego życia Long wpadł na genialny pomysł, aby zbadać porównania i
symboliczne przypowieści Jezusa pod względem ich wewnętrznej zawartości. Tym razem
postępował odwrotnie, ponieważ tłumaczył słowa Jezusa na język polinezyjski, po czym badał pod
względem semantycznym znaczenie uwidocznionych w ten sposób słów polinezyjskich, które
wyjaśniły prawdziwy sens wypowiedzi Jezusa. Wyniki badań Longa zawarte są w jego pośmiertnie
opublikowanym dziele Nauka ukryta w Ewangeliach. Praca ta omawia zadziwiające odkrycia
dotyczące podobieństw między nauką Jezusa a nauką Huny.
Rozdział l
Mana - nasza potężna ziemska siła
Istnieje wiele sił, które najczęściej człowiek wykorzystuje nieświadomie. Niektóre książki
wspominają o tego rodzaju siłach; ja naliczyłem ich dwadzieścia. Otha Wingo powiedział mi, że
istnieje ich ponad sto. Najbardziej znane to prana (sanskryckie słowo zaczerpnięte z hinduskiej
wiedzy) i od. Jednak ludzie praktykujący Hunę całkiem świadomie posługują się maną.
Huna uczy nas, że mana jest „fizyczną siłą życiową". Bez niej nie może istnieć żadne ludzkie
życie, a nasze wewnętrzne narządy nie mogą normalnie funkcjonować. Oznacza to, że w przypadku
wyczerpania many, całkowitego jej braku, bez możliwości uzupełnienia, musi nastąpić śmierć.
Człowiek umrze z głodu. Inaczej jest w okresie postów, kiedy świadomie ograniczamy jedzenie lub
całkowicie zaprzestajemy przyjmować pożywienie.
Lecz nie tylko człowiek w swej fizycznej strukturze potrzebuje many, istnieją również istoty
duchowe, którym jest ona niezbędna. Jednak produkcja many zależy zawsze od fizycznego
człowieka. Istoty duchowe, które oczekują daru many, to w pierwszej kolejności nasze Wyższe Ja.
Nasza podświadomość, czyli niższe Ja, wytwarza manę, a nawet ją gromadzi bez naszej wiedzy i
współdziałania. Jednak razem z niższym Ja możemy naładować się maną i przekazać ją średniemu Ja,
którym sami jesteśmy. Mana przynależąca do średniego Ja ma wyższy poziom energii i w języku
Huny nazywana jest mana-mana Kiedy z biegiem czasu nawiążemy kontakt z naszym Wyższym Ja,
możemy za pośrednictwem niższego Ja przesłać mu manę po sznurze aka. Za pomocą swoich
ponadziemskich umiejętności potęguje ono tę energię do (mówiąc obrazowo) 100 000 woltów, którą
później, w następstwie naszej modlitwy zsyła na poziom fizyczny, by w ten sposób spełnić zawarte w
niej życzenie. Mana, którą dysponuje Wyższe Ja, nazywa się mana-loa. (Powyższy mechanizm
zostanie dokładnie omówiony później, jak również fakt, że zaopatrzenie Wyższego Ja w manę-loa
może odegrać znaczną rolę w procesie uzdrowienia).
Produkcja many jest prosta i logiczna. Mana powstaje z pożywienia, które dostarczamy
organizmowi. Podobnie jak w przypadku silnika w samochodzie, zostaje spalony, tzn. utleniony,
pewien palny nośnik energii. Człowiek spala pokarm w procesie utleniania przez wdychanie tlenu do
płuc. Trawienie, które jest normalną pracą wykonywaną bez skargi przez niższe Ja, to cud natury,
którego nie jesteśmy świadomi.
Gdy świadomie pogłębimy oddech, damy niższemu Ja sygnał, aby zwiększyło spalanie
pożywienia, dzięki czemu powstanie większy zapas many. Świadome oddychanie jest prawdziwą
współpracą między niższym i średnim Ja. Niższe Ja zawsze chętnie i bezbłędnie zaakceptuje tę
wskazówkę średniego Ja.
Mana pochodzi przede wszystkim z pożywienia i jest siłą ziemską, ponieważ każdy pokarm
ma swoje źródło w ziemi. Szczególnie dotyczy to wody, nie ulega bowiem wątpliwości, że: po
pierwsze - bez wody nie powstanie żadne pożywienie, ani roślinne, ani zwierzęce; po drugie - woda
jest jednoznacznym symbolem many.
Cóż innego można by przyjąć za symbol many niż wodę? Jest to dobre porównanie. Dlaczego
większość ludzi odbiera prysznic jako bardziej odświeżający niż kąpiel w wannie?
Po prostu - prysznic jest płynącą, żywą wodą, natomiast wanna odpowiada jezioru, stojącemu
zbiornikowi. Jeżeli mieliście kiedyś okazję stać pod naturalnym wodospadem, z pewnością czuliście
potężną energię many.
Szczególnym źródłem many są drzewa. Ich delikatne korzenie włosowate sięgają w głąb
ziemi do czystej wody i ciągną manę w górę. Możemy mocno objąć drzewo nagimi ramionami i
poprosić je, aby dało nam manę. Po jej otrzymaniu należy za nią podziękować! Zawsze bardzo cieszy
mnie widok, gdy w lecie dwudziestu uczestników seminarium żarliwie obejmuje drzewa. Odbieramy
manę, po czym żegnamy się płynącym z serca podziękowaniem!
Również chrzest z wody ma swoje głębokie znaczenie. Był to etap wstępny do chrztu Duchem
Świętym (Ewangelia św. Marka 1,8), kiedy wodę powszechnie uznawano za symbol czystości (np.
Ewangelia św. Mateusza 27,24). W Ewangelii św. Jana (4,11) Jezus wyraźnie mówi o znaczeniu
żywej wody, która na zawsze gasi pragnienie.
Chciałbym teraz zapoznać was z pewnym ćwiczeniem. Jest to ćwiczenie rozluźniające. Często
słyszy się o „odprężeniu", ale ja nie lubię tego słowa, ponieważ zawiera ono dwa negatywne pojęcia
„od" i „prężenie". Słowo to chciałbym zastąpić przez „rozluźnianie" lub „uwalnianie". Nie jest to
bynajmniej dzielenie włosa na czworo, lecz pragnienie, by pozytywnie wpłynąć na myśli przez
mowę. Wiadomo doskonale, jaki potężny wpływ ma na nasze myśli słowo mówione, szczególnie
mam tu na uwadze obelżywe wyrażenia i przekleństwa, których powinniśmy unikać. Aby ułatwić
wam zapamiętanie ćwiczenia, podzieliłem je na fazy.
Właściwa postawa
Usiądźcie na krześle, lecz nie w wygodnym fotelu z oparciem* Zdejmijcie obuwie; tak będzie
wygodniej. Przyjmijcie taką pozycję, by uda tworzyły kąt jak najbardziej zbliżony do prostego w
stosunku do łydek. Stopy, ustawione obok siebie, powinny opierać się na podłodze. Z pewnością czu-
jecie teraz obie kości pośladkowe, zwłaszcza jeśli siedzicie na drewnianym krześle. Pobujajcie się
teraz trochę do przodu i do tyłu. Wtedy dokładnie je odczujecie. Nie opierajcie się jednak plecami o
krzesło. Jeśli to konieczne, przesuńcie pośladki nieco do przodu. Wkrótce przekonacie się, jakie
znaczenie ma ten sposób siedzenia. Najważniejsze jest poprawne utrzymanie kręgosłupa. Będzie to
potrzebne później podczas ćwiczenia oddechowego.
Rozluźnianie mięśni stóp
Zwróćcie uwagę, by wasze ramiona luźno zwisały po obu stronach krzesła. Możecie je
również położyć wygodnie na udach, tak aby dłonie spoczywały prawie na kolanach, wewnętrzną
stroną zwrócone ku górze lub ku dołowi, w zależności od tego, jak jest wam wygodniej. Zacznijcie
teraz „przebierać" palcami stóp. W ten sposób uświadomicie sobie ich istnienie. Następnie napnijcie
palce obu stóp, podwijając je ku dołowi i unosząc jednocześnie ku górze. Ponownie rozluźnijcie
mięśnie. Stopy i palce powinny być całkowicie odprężone.
Następnie, etapami wprowadźcie cały organizm w stan doskonałego spokoju, niejako
wznosząc się przy tym coraz wyżej aż do głowy. Fizyczne oswobodzenie przyniesie wam
równocześnie wewnętrzną harmonię i doskonałe wyciszenie. Podczas ćwiczeń rozluźniających
można posuwać się także z góry na dół, zaczynając od głowy, a kończąc na palcach stóp. W naszym
przypadku nie jest to jednak właściwe, ponieważ później będziemy ładować się maną, co następuje z
dołu do góry.
Rozluźnianie mięśni łydek, ud i pośladków
Gdy stopy są rozluźnione, przechodzimy do łydek i ud. Napinamy je równocześnie.
Zauważycie, że w tym samym czasie samoistnie napniecie również mięśnie pośladków. Następnie
napnijcie jeszcze dwa, trzy razy mięśnie nóg, podudzia, ud i pośladków, po czym świadomie je
zwolnijcie. Jesteście teraz doskonale rozluźnieni od palców stóp do pośladków, wyraźnie to czujecie.
Rozluźnianie mięsni brzucha i piersi
Wciągnijcie mocno mięśnie brzucha. Wypchnijcie brzuch do przodu. Wciągnąć, wypchnąć,
wciągnąć, wypchnąć, wciągnąć, wypchnąć! Zwolnijcie teraz napięcie mięśni i pozostawcie brzuch w
takim stanie, abyście dobrze się czuli. Po wcześniejszym napinaniu mięśni brzucha odczujecie ten
stan jako przyjemny. Przejdźcie teraz do piersi. Wciągnijcie mocno powietrze, lecz bez dużego
wysiłku. Brzuch zacznie się przy tym poruszać, dzieje się to automatycznie. Następnie wykonajcie
wydech. Spokojnie, bez wysiłku. Całą czynność wdechu i wydechu powtórzcie jeszcze dwukrotnie.
Rozluźnianie mięśni barków, ramion i pleców
Przechodzimy teraz do barków. Odciągnijcie je ku tyłowi, tak jakbyście chcieli złączyć
łopatki, i ponownie jeszcze raz do tyłu, a następnie w przeciwnym kierunku, do przodu. Powtórzcie to
ćwiczenie kilkakrotnie. Potem zaciśnijcie silnie pięści. Poczujcie, jak napięcie mięśniowe wstępuje
przez ramię aż do barku. Jest to największy wysiłek, jaki wykonujecie podczas tego ćwiczenia. I
jeszcze raz: mocno napiąć i rozluźnić pięści, przedramiona i bicepsy.
Teraz kolej na bardzo ważne mięśnie. Unieście barki do góry, prawie do wysokości uszu, po
czym schowajcie głowę między barki. Napnijcie przy tym mocno mięśnie. Powinniście się starać,
aby w tej fazie ćwiczenia brały intensywny udział mięśnie pleców. Znaleźliście się teraz świadomie
w doskonale znanym stanie napięcia, które często prowadzi do bólu głowy i chorób nerwowych.
Rozluźnijcie się i całkowicie uwolnijcie od tego napięcia. Niechaj ramiona ponownie opadną.
Odczujecie głęboki spokój.
Rozluźnianie mięśni szyi i głowy
Spróbujcie teraz napiąć mięśnie szyi oraz przednie i tylne mięśnie czaszki. Nie każdy to
potrafi, ale nic nie szkodzi. Zmarszczcie silnie czoło, unieście policzki, róbcie różne grymasy.
Otwórzcie szeroko usta i, nie krępując się, wyciągnijcie daleko język. Zmarszczcie nos. Jeżeli
wykonacie wszystkie te ruchy równocześnie, oczy będą mocno zaciśnięte. Następnie postarajcie się
w pełni rozluźnić wszystkie napinane uprzednio mięśnie. Całą tę czynność powtórzcie dwu-lub
trzykrotnie. Zamknijcie oczy, przesuńcie gałki oczne w prawo i w lewo, ku górze i ku dołowi,
ponownie zaciśnijcie powieki, po czym możliwie jak najwięcej rozluźnijcie wszystkie części szyi i
głowy.
Przyglądanie się ciału w stanie odprężenia
Zamknijcie teraz oczy i obserwujcie swoje ciało, które jest doskonale rozluźnione, w pełni
uspokojone. Postępujcie od głowy ku dołowi, przez szyję, barki, ramiona, plecy, piersi, brzuch,
miednicę, pośladki, uda, podudzia i stopy aż po ich palce. Wszystko jest absolutnie swobodne. W tym
fizycznym spokoju, w tej doskonałej ciszy, odczujecie również duchowy spokój i ciszę. Rozkoszujcie
się tym stanem przez kilka minut... Delektujcie się owym wewnętrznym spokojem tak długo, jak
chcecie.
Zanim przejdziemy do następnego ćwiczenia, zwróćmy uwagę na pewne zależności.
Przyjrzyjmy się naszemu procesowi trawienia. Przyjmujemy pokarm, rozdrabniamy go
zębami i łączymy ze śliną w procesie wstępnego trawienia. W żołądku następuje rozkładanie
pokarmu przez kwas solny, po czym w jelicie, mówiąc w uproszczeniu, podlega on rozkładowi przez
enzymy. Zaliczają się do nich białka, aminokwasy i tłuszcze, które w procesie rozkładu przeobrażone
zostaną w glicerynę i kwasy tłuszczowe. Produkty końcowe wchłaniane są przez ścianki jelita. W ten
sposób odżywiane są nie tylko wszystkie mięśnie i tkanki, lecz również mózg. Jeżeli zaakceptujemy
ideę przeobrażania fal energii w materię, i odwrotnie, będziemy mogli wyobrazić sobie przemianę
pokarmu w siły mentalne oraz duchowe.
Pozostańmy jednak przy ciele. Zwiększona produkcja many oznacza większą ilość siły
życiowej. Oznacza to również więcej energii niezbędnej do wypełniania zadań, których się od nas
oczekuje, polepszenia samopoczucia, przyspieszenia pulsu, a w przypadku osób cierpiących na
hypotonię - podwyższenia ciśnienia krwi bez obawy wystąpienia powikłań. Jak sam zauważyłem,
osoby ze skłonnościami do niskiego ciśnienia krwi mogą dać wskazówkę swojemu niższemu Ja, aby
kontrolowało ciśnienie i w razie potrzeby podniosło jego poziom. Działa to niezawodnie, wymaga
jednak treningu z niższym Ja. Pomijam naturalnie ekstremalne warunki pogodowe.
Biorąc pod uwagę wyżej przedstawiony mechanizm, staje się dla nas jasne, że do duchowego
uzdrowienia wymagana jest duża ilość many. Wiemy również, że nasze Wyższe Ja i Wyższe Ja
pacjenta potrzebują dużego ładunku many w celu uzdrowienia. (Sam uzdrowiciel nigdy nie wyleczy
pacjenta ani za pomocą many, ani magnetyzmu czy jakiejkolwiek innej energii). Gdy później
nabierzecie więcej wprawy w produkcji many, będziecie mogli przeprowadzić interesujące próby,
które udokumentują wam jej istnienie jako czegoś realnego.
George Meek przedstawił wiele przykładów świadczących o tym, że duchowy wpływ, który
najczęściej określał jako siły uzdrawiającego, może przynieść zdumiewające rezultaty. Nie znał on
Huny ani też nie miał pojęcia o sile nazywanej maną. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego
obserwacje musiały dotyczyć many lub innej energii z nią spokrewnionej. Poza tym większa część
eksperymentów Meeka przeprowadzona została pod najsurowszą kontrolą w laboratoriach
uniwersyteckich. Znane są również eksperymenty z parą małżeńską amerykańskich uzdrawiaczy,
Ambrosem i Olgą Worrallami. W książce tej nie ma jednak miejsca na omówienie szczegółów badań
George'a Meeka.
Gdy z biegiem czasu dzięki praktykowaniu Huny nawiążecie kontakt ze swoim niższym
Ja, będziecie mogli przeprowadzić następującą próbę:
Napełnijcie dzbanek lub konewkę wodą, obejmijcie mocno naczynie obiema rękami i,
wykonując równocześnie głęboki wdech, poproście swoje niższe Ja, aby przeniosło przez obie dłonie
manę do wody w naczyniu. Wyobraźcie sobie ten proces wyraźnie i plastycznie. Pozwólcie, aby
wasze myśli stały się rzeczywistością! Jeżeli mieliście już do czynienia z przepływem energii przez
ręce, możecie również wyobrazić sobie, że strumień many przepływa z prawej, podającej ręki do
lewej, przy czym naturalnie większa część many „pozostaje w zawieszeniu" w wodzie. To samo
możecie uczynić z wazonem, w którym znajdują się kwiaty. Przeprowadźcie następujący test. Jeden
wazon napełnijcie maną, a drugi nie. Które kwiaty dłużej zachowają świeżość? W każdym z
wazonów powinno znajdować się dużo jednakowych kwiatów, aby wykluczyć przypadek.
Jeżeli potraficie już pracować z maną, przejdźmy do ćwiczenia oddechowego. Najpierw
przeprowadźcie znane już ćwiczenie rozluźniające. Jeśli wykonaliście je dwu- lub trzykrotnie,
przyjdzie to wam z łatwością, stanie się dla was przyzwyczajeniem. Wiemy, że wzmożone
oddychanie oznacza zwiększenie porcji dostarczanego tlenu, a więc intensywniejsze utlenienie. Gdy
świadomie skierujemy „narządy trawienia", przede wszystkim do żołądka i jelita, oddech pobudzi
funkcje życiowe tych narządów. Najlepiej oddycha się w pozycji siedzącej, a jeszcze lepiej na
stojąco. Jak już zauważyliśmy, ważne jest, aby przy wyprostowanym kręgosłupie czakry znajdowały
się jedna nad drugą, co ułatwia wstępowanie many do czakry koronnej.
W czasie intensywnego oddychania (energized breathing) do dyspozycji powinna być cała
objętość płuc. Dlatego też najpierw rozluźnijcie krępujące brzuch ubranie, rozepnijcie pasek itd., po
czym wykonajcie normalny wdech i wydech. Zróbcie teraz świadomie wdech, przy czym wypnijcie
brzuch do przodu, pozwalając na swobodne wpłynięcie powietrza. Dzięki temu przepona obniży się,
a dolna partia płuc uzyska więcej miejsca, co spowoduje wprowadzenie powietrza. Teraz znowu
wykonajcie wdech, wprowadzając powietrze do środkowej części płuc, a następnie - ciągle
świadomie - do górnej części, nie unosząc przy tym barków ani klatki piersiowej za pomocą mięśni.
Uniosą się one automatycznie dzięki wpływającemu powietrzu. Przy wydychaniu zacznijcie znowu
od brzucha, a nie od górnej części płuc. Należy przy tym mocno wciągnąć brzuch, świadomie
wydychając powietrze, dzięki czemu środkowa i górna część płuc wyraźnie obniży się i opróżni.
Możliwe, że górna część tułowia pochyli się trochę do przodu.
Przerwijcie teraz lekturę i poćwiczcie świadome wdychanie i wydychanie. Wkrótce stanie się
ono przyzwyczajeniem. Pełne naładowanie maną składa się z ośmiu cyklów wdychania i
wydychania, które wkrótce omówimy.
Powinniśmy ustalić, z jaką szybkością, a właściwie z jaką powolnością miałby następować
każdy cykl wdychania i wydychania. W tym celu należy palcami wskazującym i środkowym wyczuć
na tętnicy rytm uderzeń serca. Palce trzeba przyłożyć z lewej strony szyi mniej więcej na wysokości
migdałów. Puls można wyczuć również na przegubie ręki. Z łatwością stwierdzicie, jak szybko bije
wasze serce. Rytm ten wyznacza przebieg procesu oddychania. Możecie oddychać wolniej, byleby
tylko nie szybciej.
Licząc według tego taktu, przy liczbie l wypychajcie brzuch do przodu, przy 2 przejdźcie do
środkowej części płuc, natomiast przy 3 i 4 do ich górnej części, aż po same czubki. Następnie,
zróbcie krótką przerwę, po czym wykonajcie wydech na 5... 6... 7... 8. Przy liczbie 5 wciągnijcie
ponownie brzuch, przy 6 wypuście powietrze ze środkowej części płuc, natomiast przy 7 i 8 z ich
górnej części.
Robimy przerwę i zaczynamy na nowo:
wdech: 1... 2... 3... 4... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
wydech: 5... 6... 7... 8... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
Ważne jest, aby jak najdokładniej wydychać powietrze: w płucach nie powinno zalegać
powietrze już zużyte. Jeżeli chodzi o przerwy, specjalnie nie podaję czasu ich trwania: róbcie je tak,
byście czuli się dobrze - wzmacniają one proces oddychania. Jeżeli się męczycie, na początku
ćwiczcie bez przerw. Szczególnie ważne jest to, byście bez wysiłku wykonywali świadome
oddychanie. Musicie czuć się dobrze i oddychać „jakby od niechcenia". Nie przesadzajcie jednak,
ponieważ zbyt intensywna hiperwentylacja może prowadzić do bólu głowy.
Ćwiczcie tę technikę. Możecie nauczyć się oddychania od podstaw. Jest ono najważniejszym
warunkiem wytwarzania many.
Oczywiście po pewnym czasie monotonne liczenie stanie się uciążliwe i nudne. Spoglądając
wstecz, stwierdzam, że przez rok lub dwa lata liczyłem niezmordowanie, aż do momentu, gdy
wpadłem na pomysł, aby zastąpić liczenie mantrami. Była to wspaniała inspiracja pochodząca od
mojego Wyższego Ja. Można wymyślić sobie osiem mantr lub mniej, jeśli ta czy inna się powtarza.
Chciałbym podać tu kilka przykładów. Jak być może wiecie, M.F. Long nazwał niższe Ja
przyjacielem i pomocnikiem. Ja dołączyłem do tego określenie „strażnik”. Pierwsza mantra mogłaby
wyglądać następująco:
l 2
3
4 przerwa 5 6
7
8
przerwa
przyjacielu i pomoc- niku George'u mój do-
bry
l 2 3
4 przerwa 5 6
7
8
przerwa
przyjacielu i straż-
niku George'u mój do
bry
Long nazwał Wyższe Ja „przewodnikiem, towarzyszem, obrońcą i opiekunem”. Na tej
podstawie mogą powstać znowu dwie mantry w rodzaju:
l 2
3 4 przerwa 5
6 7
8 przerwa
przewod- niku i -- towa- rzyszu A- rielu
l 2
3 4 przerwa 5
6 7
8 przerwa
przewod- niku i -- opieku- nie A- rielu
Do mantry tej wprowadziłem imię mojego Wyższego Ja – „Ariel”. Możecie zastąpić je przez
„kochany” lub „dobry” albo przez jakiekolwiek inne imię.
Przy pierwszych ćwiczeniach radzę jednak pozostać przy samym liczeniu. Również tutaj
istnieje środek pomocniczy, pozwalający stwierdzić, przy którym z ośmiu cyklów oddychania
jesteśmy. Najlepiej więc liczyć w ten sposób:
1..2..3..4..5..6..7..8,
2..2..3..4..S..6..7..8,
3..2..3..4..5..6..7..8,
4..2..3..4..5..6..7..8
i tak dalej.
Ćwiczcie świadome głębokie oddychanie tak długo, aż staniecie się w nim biegli. Zobaczycie,
to bardzo łatwe!
Później, kiedy opanujecie tę sztukę, będziecie wypowiadać mantry nieco szybciej i
potrzebować jednej całej mantry do wykonania wdechu, a drugiej do wydechu. Dzięki temu proces
oddychania stanie się dłuższy i głębszy. Odbierzecie go jako bardzo przyjemny i równocześnie
skuteczny.
Każdy praktyczny podręcznik opisuje ćwiczenia w skróconej formie. Dotyczy to również
powyższego ćwiczenia oddechowego i następującego po nim ćwiczenia w ładowaniu się maną.
Bardzo chciałbym otrzymać od każdego czytelnika tej książki zapewnienie, że będzie tak długo
ćwiczył proces oddychania, aż go całkowicie opanuje. Byłoby to najlepsze przygotowanie do
ćwiczenia wytwarzania dużego ładunku many. Dlatego też wykonujcie co dzień ćwiczenie
oddechowe. Możecie powtarzać je kilka razy dziennie.
Gdy odniesiecie wrażenie, że głębokie oddychanie przychodzi wam z łatwością, wtedy
podczas jednego z ćwiczeń oddechowych powiedzcie w myślach waszemu niższemu Ja, nazwijmy je
George'em, coś w rodzaju: „George, mój kochany, wyobraźmy sobie teraz, że oddech, który
kierujemy w nasze narządy trawienia, przyczynia się do produkcji many dzięki naszej wspólnej
woli"!
Wspominałem już o zawartym w nauce Huny poglądzie, zgodnie z którym myśl naładowana
maną staje się rzeczywistością. Znajdujecie się teraz w momencie, w którym możecie nakazać, aby
urzeczywistniła się idea wytwarzania many. Wasze niższe Ja z pewnością was przy tym wspomoże!
Gdy zakończycie już ósmy cykl wdechu i wydechu, ponownie powiedzcie niższemu Ja:
„George, naładowaliśmy się maną. Masz ją teraz w sobie. Zachowaj ją w swoim spichlerzu! W
każdej chwili będziemy mogli zaczerpnąć jej z tego rezerwuaru i wykorzystać w różnych celach".
Lądowanie się maną jest niezwykle łatwe! Udzielicie George'owi tylko prostej wskazówki
(nie dawajcie mu nigdy rozkazu!). Bądźcie całkowicie pewni pomocy waszego George'a! Gdy
opanujecie już technikę oddychania, wówczas po chwilowym wyczerpaniu, zaraz po naładowaniu się
maną odczujecie przyrost energii. Momentalnie poprawi się wam nastrój. Staniecie się znowu pełni
wiary i ufności. Nie jest to krótkotrwały wpływ na psychikę, lecz stała poprawa fizyczna, która
nieuchronnie objawi się również w sferze psychiki.
Możemy jeszcze pójść krok dalej. Przypuśćmy, że czeka was praca wymagająca wytężenia sił.
Może to być wysiłek fizyczny, na który jesteście nastawieni, lub ważna rozmowa służbowa czy
praca, którą właśnie się zajmujecie i której nie chcielibyście przerywać. Wtedy dajcie George'owi
następującą wskazówkę: „George, daj mi manę!". Oznacza to, iż niższe Ja ma dostarczyć siły
życiowej wam, waszemu średniemu Ja, które nazywa się tak, jak brzmi wasze imię. Wskazówkę tę
przekażcie George'owi, równocześnie głęboko oddychając, gdyż będzie to dla niego sygnałem do
przybrania stanu gotowości i oczekiwania poleceń. Przyzwyczajcie się do używania powyższego
sygnału. Fakt, że świadomie wkraczacie w automatyczne oddychanie George'a, jest dla niego
namacalną oznaką waszej ingerencji. Akceptuje on chętnie powierzone mu zadanie. Być może
odniesiecie kiedyś wrażenie, że rezerwuar George'a jest prawie wyczerpany. W takim przypadku
ponownie naładujcie się maną za pomocą opanowanego już ćwiczenia oddechowego. Wcześniej, gdy
używałem jeszcze wahadełka, z jego pomocą określałem pozostały mi w danej chwili zapas many.
Później nie musiałem już tego robić; czułem ją. Taki sposób jest o wiele lepszy. Wkrótce wy również
zdołacie stwierdzić na podstawie swoich doznań, czy potrzebujecie nowego ładunku many. I jeszcze
jedna uwaga. Gdy powiecie: „George, mój kochany, daj mi manę!", dodajcie do tego, jak już wspo-
mniałem, wasze imię. Dzięki temu jeszcze bardziej zwracamy uwagę George'a. A zatem zwróćcie się
do niego ze słowami: „George, mój kochany, daj mi, Bogdanowi (Janowi itp.), silny ładunek many!".
Biorąc to ćwiczenie za punkt wyjścia, można uczynić jeszcze jeden duży krok naprzód, który
wprowadzi nas w sferę duchowego uzdrowienia: przekażcie manę innej osobie. Przebieg ćwiczenia
pozostaje taki sam: ładowanie maną przez oddychanie oraz gromadzenie jej w rezerwuarze George'a.
Do nawiązania i utrzymania kontaktu z innym człowiekiem używacie automatycznie sznura
widmowego, co w wyczerpujący sposób zostanie omówione w następnym rozdziale. Mówicie po
prostu: „George, mój drogi, prześlij teraz manę wujkowi Franciszkowi!". Polecenie to wzmacniacie
znanym już głębokim oddechem. Możliwe, że wujek Franek znajduje się akurat w sytuacji, w której
życzyłby sobie otrzymać silny zastrzyk energii, a może nawet przekazanie mu jej jest konieczne. W
każdej chwili możemy dowolnemu człowiekowi, tzn. jego średniemu Ja, posłać manę! Jeżeli dzięki
konsekwentnemu praktykowaniu Huny osiągnęliście swoje Wyższe Ja, możecie dokonać istotnych
zmian, modląc się o uzdrowienie danej osoby, zakładając oczywiście, że jej Wyższe Ja życzy sobie
tego. Przekazanie many innemu Wyższemu Ja jest bezcenne dla uzdrowienia jego średniego i
niższego Ja.
Wspominaliśmy wcześniej, że energia mana-loa, która właściwa jest Wyższemu Ja, działa ze
zdwojoną siłą lub jest odwracalna. Nazwałbym ją „ziemnowodną". Jakaś istota duchowa, na przykład
Wyższe Ja, przyjmuje naszą manę, a następnie może ją przeobrazić za pomocą całkowicie nie
znanego nam mechanizmu w czysto duchową moc o wysokiej koncentracji, w manę-loa
(100 000 V). Mana, w przeciwieństwie do wszystkich innych znanych mi parapsychicznych energii,
jest więc pochodzenia ziemskiego (wywodzi się przecież z ziemi). Zostaje jednak przeobrażona na
duchowym poziomie. Dlatego też mana (w połączeniu ze sznurem aka) jest szczególnie ważnym
elementem łączącym ludzi i wszystkie istoty duchowe, które chętnie ją przyjmują. Co więcej, dar
many, który przekazujemy w medytacyjnym rozmyślaniu naszemu Wyższemu Ja, traktować może-
my jako symboliczną ofiarę, jaką składamy razem z naszą wdzięcznością, miłością, szacunkiem,
najgłębszą pokorą i uniżonością.
Idea, że zmarli mogą potrzebować many, co jest równoznaczne z tym, że potrzebują
pożywienia, nie jest bynajmniej nowa. M.F. Long spotkał ją nie tylko w Hunie. Pisze, że Chińczycy
umieszczali żywność na grobach swych zmarłych. W starożytnym Egipcie miód był symbolem
pożywienia. Do dzisiaj jeszcze w wielu rysunkach nagrobnych z tamtego obszaru i czasu znajdujemy
świętą pszczołę. Znany jest fakt, że w europejskich krajach katolickich na grobach stawia się wodę.
Najczęściej używanym symbolem many w Hunie jest właśnie święcona woda.
Nauka Huny duże znaczenie przypisuje następującej wizualizacji: człowiek wyobraża sobie,
że mana wznosi się ku górze z brzucha poprzez klatkę piersiową, gardło, aż do głowy, a tam
„przepływa" do najwyższego punktu, fioletowej czakry czaszki.
Przyjmijmy, że dziecko ma do dyspozycji swojego Anioła Stróża (swoje Wyższe Ja), nie
starając się o to ani też nic o nim nie wiedząc, czyli innymi słowy, ma „za darmo". Ten mały człowiek
nie ma jeszcze zrośniętych kości czaszki. Otwór ten można wyraźnie wyczuć palcem. Zadziwiające
jest, że nazywa się go „fontanella"
3
. A dlaczego jest to zdumiewające? Ponieważ fons, fontis oznacza
po łacinie „źródło", z czego wywodzi się fontanna, a „fontanella" to tyle co małe źródełko. Znaczy to,
że strumień many, jakim może dysponować Wyższe Ja dziecka, wypływa bez przeszkód z fontanelli
tam, gdzie kości czaszki nic są jeszcze zrośnięte. Naturalnie są to spekulacje, ale - jak sądzę - bardzo
piękniewyjaśnione! W jakiej zależności z powyższym znajduje się tonsura? Dlaczego kiedyś
katoliccy kapłani dokładnie w tym miejscu czaszkowej czakry wycinali włosy w kształcie okrągłego
otworu? Przepis leżący u podstawy tego zwyczaju powstał w szóstym wieku. Jeszcze nigdy nie
znalazłem na to żadnego pisemnego wyjaśnienia. Czy Esseńczycy praktykowali to samo? Czy
tonsura, „otwarcie ku górze", jest symbolem połączenia ze świętym Wyższym Ja, mówiąc innymi
słowy: z Bogiem?
3
Ciemiączko (przyp. tłum.).
Rozdział 2
Trzy praktyczne narzędzia Huny
Sznur aka, duchowe połączenie
Sznurem aka określa się „narzędzie łączące" dwie osoby lub jednego człowieka z istotą
duchową. W praktyce Huny szczególnie ważne jest połączenie z własnym Wyższym Ja. Sznur aka
uważany jest za coś „delikatnego". Mówiąc szczerze, sam dokładnie nie wiem, co to jest. Określenie
to przyjęło się na dobre, choć według mojego odczucia ma ono charakter hipotetyczny, ale nie brak
mu uzasadnienia. W przypadku niektórych zjawisk, podobnie jak przy sznurze aka, stan ich skupienia
nie jest określony.
Wiemy, że sznur aka to „mocne" połączenie (na przykład w telepatii), nie potrafimy jednak
określić go w kategoriach materii fizycznej. Może być to połączenie czysto duchowe, z drugiej
jednak strony jest na to zbyt silne. Dlatego też dla substancji aka wprowadzono pojęcie „subtelna",
tak samo jak dla wielu podobnych fenomenów. Pojęcie to określa wyobrażenie pewnego stanu
skupienia. Sznur aka jest połączeniem, które powstaje w dokładnie określonych warunkach. Dla osób
praktykujących Hunę jest on bezspornie rzeczywistością. Sznur ten służy przekazywaniu energii, nie
da się go wytworzyć świadomie.
Pan A i pani B oddaleni są od siebie w przestrzeni, znają się jednak od dawna. Oznacza to, że
między nimi istnieje sznur aka. Jeżeli pan A chce wejść w kontakt telepatyczny z panią B, wysuwa
wówczas swój palec aka - jak nazwał go Long - w kierunku pani B. Pod pojęciem tym nie należy
rozumieć żadnego konkretnego palca, lecz proces nawiązywania kontaktu na drodze duchowego
ukierunkowania. Wyrażenie „w kierunku" nie oznacza kierunku geograficznego, lecz duchowy: pan
A chce skontaktować się z panią B. Przekaz telepatyczny następuje przez istniejący sznur aka. A jak
doszło do powstania w pewnym momencie połączenia między A i B? Całkiem prosto: pan A i pani B
spotkali się kiedyś, podali sobie ręce i już tylko choćby z tego powodu zawiązał się między nimi
sznur aka.
Cienka nić aka powstaje nawet wtedy, gdy dwie osoby popatrzą sobie w oczy i okażą
wzajemne zainteresowanie. Przypadek taki może wyglądać następująco. Płochliwą młoda
dziewczyna nie potrafi odwzajemnić uporczywego spojrzenia pewnego młodzieńca, spuszcza oczy i
przez to nieświadomie hamuje powstanie nici aka. Z drugiej strony, sznur, a nawet gruba linka aka,
rozwija się między osobami, które się żarliwie kochają (duchowo lub duchowo i fizycznie), lub
pomiędzy ludźmi blisko spokrewnionymi, albo też między osobami, które łączą wspólne przeżycia,
na przykład górska wspinaczka). Istnieją więc różne formy wyrażania intensywności połączenia aka.
Nić aka „przykleja" się również do podpisu, a być może też do fotografii (aka po polinezyjsku
znaczy „kleisty, lepki"). Z tego powodu niektórzy uzdrowiciele korzystają przy uzdrawianiu na
odległość z pomocy w postaci przedstawionego im podpisu lub fotografii nie znanego pacjenta, aby
w ten sposób łatwiej stworzyć połączenie. Również podczas rozmowy telefonicznej może rozwinąć
się nić aka. Sądzę, że w tym celu potrzebny jest jednak ze strony medium lub uzdrowiciela pewien
trening.
Ten, kto osiągnął już swoje Wyższe Ja, może nawiązać kontakt z rozpoczynającym proces
uzdrawiania Wyższym Ja pacjenta. W tym przypadku uzdrawiający nie jest skazany na korzystanie
ze środków pomocniczych, takich jak podpis lub fotografia.
Szczególnie interesujące są nici lub sznury aka w sferze duchowej. Osoba mająca kontakt ze
swoim Wyższym Ja jest z nim silnie związana przez niezniszczalną linę aka, to znaczy nie ona sama,
lecz ona razem ze swoją podświadomością, ze swoim niższym Ja. To właśnie niższe Ja na prośbę
średniego Ja rozpina sznur aka do Wyższego Ja i po przyjęciu go przez nie dalej ten sznur
podtrzymuje. Niższe ja może zerwać kontakt z Wyższym Ja, odłączyć sznur aka jakimś
przełącznikiem" wtedy, gdy daje o sobie znać jego nieczyste sumienie oraz gdy połączenie zaburzone
zostanie przez blokady („kamienie na drodze" z „Kazania na Górze"). A zatem kontakt zostaje
zerwany, jeśli niższe Ja czuje się niegodne korzystania z połączenia z Wyższym Ja.
Sznury aka, niezależnie od tego, czy istnieją one między ludźmi, czy pomiędzy ludźmi a
istotami duchowymi, są niezniszczalne. Niektórym może to się wydać niewygodne, ponieważ
woleliby się definitywnie oddzielić od innego człowieka, którego nienawidzą i o którym nie chcieliby
pamiętać nawet za pośrednictwem sznura aka. Takie nastawienie i pragnienie są niewłaściwe, a do
tego niepraktyczne, gdyż nie da się wykluczyć możliwości duchowego pojednania w przyszłości,
kiedy to sznur aka może odegrać dużą rolę. Nie potrafimy go zniszczyć, możemy go tylko
unieruchomić.
Na koniec jeszcze kilka świadectw historycznych przemawiających za istnieniem sznura aka.
W Księdze Koheleta (12,6) mowa jest o srebrnym sznurze, który z wielkim prawdopodobieństwem
odpowiada sznurowi aka. W egipskich hieroglifach i rysunkach nagrobnych widzimy otwarty pa-
rasol, symbol ciała widmowego, czyli ciała aka. Trzonek parasola pełni funkcję „połączenia",
odpowiadającego sznurowi aka. Aka w języku staroegipskim oznacza „cień", a w polinezyjskim -jak
już wspomniałem - „kleisty, lepki". Uważam, że są to interesujące wskazówki, które można przyjąć
albo odrzucić.
Ponieważ niższe i średnie Ja przynależą do siebie, sznur aka między nimi jest zbędny. Jeśli
jednak niższe Ja występuje z ciała, powstaje między nimi solidna lina aka. Niższe Ja nigdy nie może
zostać oddzielone od średniego! Natomiast może je opuścić pod pewnymi warunkami. Najbardziej
znany jest sen na jawie, podczas którego niższe Ja występuje z ciała fizycznego ł dokonuje
spostrzeżeń w innym miejscu, co bezpośrednio oznajmia średniemu Ja za pomocą marzenia sennego.
Światło i świetlna piramida
Kolejnym duchowym narzędziem Huny jest światło. Wyobraźcie sobie coś całkiem prostego,
wręcz - chciałoby się rzec - banalnego: samotny dom otoczony drzewami i krzewami. Parter tego
domu znajduje się na poziomie ziemi. Jest zupełnie ciemno, żadna gwiazda, a cóż dopiero księżyc,
nie rozświetlają okolicy domu. Nie widać ani jednego drzewa ani krzewu. Jest tak ciemno, że nie
widać nawet śniegu pokrywającego murawę. W mieszkaniu na parterze zebrali się rozradowani
ludzie, pomieszczenie jest jasno oświetlone. Pan domu nagle otwiera okna i okiennice. Śnieg
promieniuje jasnym blaskiem, pnie drzew i krzaki są dobrze widoczne, otoczenie domu wygląda
spokojnie i przyjaźnie, jest pełne światła!
W powyższej scenie godne uwagi i zrozumiałe samo prze/ się jest to, że światło rozjaśnia
przedmioty w ciemności i przezwycięża ją. Wyobraźmy sobie jednak, że ciemność byłaby silniejsza
niż światło, którym ludzie cieszyli się wewnątrz domu, wdarłaby się przez otwarte okna do pomie-
szczenia, zdusiłaby światło i zapadłby mrok! Czy jest to niedorzeczna myślowa akrobatyka? Nie!
Wszechświat jest tak urządzony, że fizyczne światło rozprasza ciemność i oświetla drzewa oraz
krzewy, które wcześniej tonęły w mroku.
Fizyczne światło stanowi formę fizycznej energii. W początkowym ustępie Biblii, w Księdze
Rodzaju (1,3-5) czytamy, jak Bóg stworzył światłość. Zużył on cały jeden dzień po to tylko, aby
stworzyć światło fizyczne - najważniejszy obok człowieka element w akcie stwórczym!
Nie może to dziwić, gdy zdamy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma światło w strukturze
materialnego kosmosu.
„Wtedy Bóg rzeki: "Niechaj się stanie światłość!" I stała się światłość".
Wiemy również, że ludzki mózg podczas myślenia wywołuje drgania, co można udowodnić
klinicznie za pomocą elektroencefalografia. Atom, który wcześniej uważano za niepodzielny, składa
się z wielu części, a te znowu ze „skondensowanych drgań" Tak więc sama materia, jaką po-
wszechnie sobie wyobrażamy, w ogóle nie istnieje. Bez obawy możemy założyć, że boskie, twórcze
myśli także są drganiami! Słowa Boga: „Niechaj się stanie światłość" są przecież wyrażeniem Jego
myśli, a te są drganiami, cząsteczkami atomu! Wydaje się logiczne, że Stwórca najpierw stworzył
światło, a dopiero później utwardzoną materię. Światło składa się z fal, ze świetlnych kwantów, lecz
jeszcze nie z atomów! Biblia ukazuje powstanie wszechświata w jego fizycznej (a także geologicznej
i biologicznej) doskonałej strukturze! Mnie osobiście w najmniejszym stopniu nie przeszkadza
wypowiedź w wersetach l i 2. Traktuję ją jako wprowadzenie, ponieważ szczegóły na ten temat
znajdujemy dalej, w wersetach 6-10. Przeczytajcie jeszcze raz! To bardzo interesujące!
Z duchowym światłem, które istniało jeszcze przed powstaniem wszechświata, rzecz ma się
tak samo jak z fizycznym. Ten, kto został oświecony, kto otrzymał w drodze łaski światło, znajduje
się na wyższym poziomie poznania. Jest opromieniony blaskiem. W Starym Testamencie znajdujemy
w różnych miejscach wzmianki o znaczeniu światła. I tak w Księdze Liczb (6,25) wspomina się, że
Bóg za pośrednictwem Mojżesza dał wskazówkę kapłanom żydowskim, w jaki sposób mają
błogosławić Izraelitów: „Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą". Wynika z tego, że Boskie
lico promieniuje duchowym światłem! Również w psalmach mówi się o świetle. W psalmie 119,105
słowo Boże porównane jest ze „światłem na mojej ścieżce", natomiast w psalmie 36,10 powiedziane
jest: „W Twej światłości oglądamy światłość". Nowy Testament pełen jest znaczących uwag na temat
światła; najważniejsza zwarta jest w Ewangelii św. Jana (8,12): „Ja jestem światłością świata".
Światło duchowe jest formą duchowej energii.
O świetle wspomina się również w klasycznym dziele literatury niemieckiej: w pierwszej
części Fausta. Faust wrócił właśnie ze spaceru wielkanocnego Podążał za nim pudel, którego wziął
on do swojego gabinetu, gdzie zwierzę okazało się niebezpiecznym stworzeniem, „niecną istotą".
Faust próbuje różnych zaklęć, aż w końcu mówi:
„Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego się światła!
Nie oczekuj najmocniejszego z moich dzieł!".
Faust zagroził tutaj swoim najpotężniejszym zaklęciem, którego Mefisto, ukryty pod postacią
pudla, nie mógł cierpliwie znieść. „Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego się światła!". Jest to znacząca
wypowiedź, pochodząca od samego Goethego, który wyposażony był w wybitną ezoteryczną,
parapsychologiczną i mistyczną wiedzę oraz olbrzymią wrażliwość. Nieprzypadkowo potrójne
światło występuje w jednym z najważniejszych ćwiczeń na seminariach Huny - w świetlnej
piramidzie.
Świetlnej piramidy używałem jako ochrony już na długo przedtem, nim uświadomiłem sobie
znaczenie wypowiedzi Fausta. Będąc nauczycielem Huny, wystawiony byłem na gwałtowne
duchowe ataki. Dzięki bolesnym doświadczeniom, które, patrząc z perspektywy czasu, były dla mnie
bardzo pożyteczne, stwierdziłem, że prosta piramida świetlna nie stanowi ochrony, ponieważ - jak
głosi Huna - składamy się z niższego Ja, ciała fizycznego, które należy do średniego Ja, i z właściwej
istoty duchowej średniego Ja. Jednakże tylko bardzo rzadko stają się one samodzielne. Dlatego też
zdecydowałem się na potrójne piramidy, aby ciało, niższe Ja i istota duchowa średniego Ja były
zawsze bezpieczne podczas ewentualnego chwilowego oddzielenia się ich nawzajem od siebie; każde
z nich miało bowiem teraz swoją duchową piramidę. (Wyższe Ja nie potrzebuje żadnej świetlanej
osłony). Uważam potrójną piramidę świetlną za absolutną, całkowicie niezawodną ochronę
przeciwko wszelkiego rodzaju duchowym atakom z zewnątrz. Możliwe, że w naszym duchowym
wnętrzu są również ciemne strony, ale cóż, taki jest człowiek. Jestem przekonany, że codzienne
ładowanie maną trzech piramid świetlnych opromieni także wewnętrzne słabości i je złagodzi.
Zanim przejdziemy do konkretnych ćwiczeń ze światłem, przytoczę krótką anegdotkę z
własnego doświadczenia. Przed każdym wykładem lub seminarium, zanim przybędą pierwsi
uczestnicy, mam zwyczaj napełniać pomieszczenie światłem. Jest to rodzaj duchowego „okadzenia",
służącego przepolaryzowaniu wszelkiego rodzaju negatywnych wibracji na pozytywne. W tym celu
wchodzę do sali, spoglądam we wszystkich czterech kierunkach, ładuję się silnie maną i przeistaczam
ją w światło, które wypełnia całą salę. Mechanizm tego zjawiska wyjaśnia niżej opisane ćwiczenie.
Wykonuję tę czynność regularnie, stała się ona niemal moim nawykiem. Podczas seminarium razem
ze słuchaczami robimy „ćwiczenie świetlne", polegające na wypełnianiu światłem pomieszczenia.
W czasie jednego z seminariów zakończyłem właśnie wyjaśnianie szczegółów dotyczących
ćwiczenia i chciałem do niego przystąpić, gdy jeden z uczestników wstał i powiedział: „To wcale nie
jest potrzebne. Sala jest przecież pełna światła!".
Wypowiedź ta odpowiadała prawdzie, a ponieważ wcześniej napełniłem salę światłem, słowa
studenta nie wprawiły mnie w osłupienie. Wkrótce okazało się, że człowiek ten miał wielkie
zdolności medialne i zobaczył światło, którym wcześniej wypełniłem pomieszczenie!
Przejdźmy teraz do ćwiczenia, które ma na celu wypełnienie pomieszczenia światłem. Chodzi
tutaj o światło duchowe, ale - aby ułatwić sobie pracę - skorzystajmy także ze światła fizycznego, do
tego ćwiczenia potrzebna jest bowiem wyobraźnia, a dla wielu osób duchowe światło jest zbyt
abstrakcyjne. Trzeba więc przytłumić oświetlenie i ewentualnie zasłonić okna.
Najpierw silnie naładujcie się maną. Następnie rozejrzyjcie się swobodnie po pomieszczeniu,
w którym siedzicie. Spójrzcie przed siebie w lewy róg pokoju, po czym w prawy. Obróćcie się,
spójrzcie za siebie w lewo, następnie w prawo.
Popatrzcie w górę, na sufit. Zwróćcie uwagę na stałe punkty, na przykład na drzwi lub szafę,
które dominują w pokoju, lub na okno, a więc na przedmioty lub formy charakterystyczne dla tego
pomieszczenia. Nie poświęcajcie uwagi szczegółom.
Zamknijcie oczy i w myślach spójrzcie znowu w przód w lewy róg pokoju, potem w prawy, w
tył w lewo, a następnie w prawo. Popatrzcie w myślach na drzwi, może na dużą szafę, okno lub na
inne charakterystyczne elementy pokoju. Otwórzcie oczy, obejrzyjcie jeszcze raz to wszystko, na co
chcielibyście zwrócić uwagę, ponownie zamknijcie oczy i rozejrzyjcie się w duchu po waszym
pomieszczeniu. Jeszcze raz przyjrzyjcie się oczyma wyobraźni wszystkim charakterystycznym
punktom, które znaleźliście. Może chcielibyście po raz trzeci powtórzyć tę część ćwiczenia? A więc
znów rozejrzyjcie się wokół otwartymi oczami, a następnie zróbcie to samo z zamkniętymi. Wielu
osobom z pewnością uda się ujrzeć swój pokój, innym natomiast się nie powiedzie. Tym drugim
mówię: Nie zniechęcajcie się. Znajdujecie się w tym pokoju, wiecie, że w nim jesteście. To
wystarczy.
W celu przeprowadzenia dalszej części ćwiczenia zamknijcie znowu oczy i wyobraźcie sobie,
że pomieszczenie wypełnione jest delikatną, lecz gęstą, jasną, świetlistą mgłą. Mgłą, jaką spotyka się
czasami w górach, szczególnie wtedy, gdy leży śnieg i świeci słońce, na krótko przed tym, nim mgła
się rozpłynie.
Następnie powiedzcie niższemu Ja: „George, drogi przyjacielu, naładowaliśmy się maną,
masz ją w swoim rezerwuarze. Wypełnimy teraz to pomieszczenie duchowym światłem w celu jego
ochrony i błogosławieństwa. Przeobrazimy wszystko, co ciemne i negatywne, w pozytywne, du-
chowe światło. Dasz teraz niezbędną ilość many i, wykonując głęboki oddech, zmienimy ją w
duchowe światło wypełniające ten pokój - teraz!". W tym momencie rzeczywiście wykonujecie
głęboki, fizyczny oddech. Siła many działa, a pomieszczenie, w którym przebywacie, z całą
pewnością wypełnia się duchowym światłem. To jest rzeczywistość, a nie żadna fantazja lub iluzja.
My i obszar, w którym działamy, podlegają duchowym prawom, z których jedno właśnie
zrealizowaliście. Wypełnianie pomieszczenia światłem możecie przeprowadzić u siebie w pokoju lub
w całym domu (bez potrzeby chodzenia do każdego pokoju z osobna). Możecie to zrobić w biurze lub
u krewnych, którym chcecie pomóc, albo gdziekolwiek uważacie to za wskazane.
Przeczytajcie jeszcze raz całe ćwiczenie poświęcone światłu, poczym wykonajcie je w pozycji
stojącej. Możecie nadać ćwiczeniu dowolną formę, mój tekst bowiem powinien być dla was tylko
wskazówką. Sposób jego przeprowadzenia pozostawiam wam, pod warunkiem, że zapoznacie się z
jego sensem, celem i „techniką".
Ponieważ zajęliśmy się duchowym światłem, chciałbym was zapoznać z kolejnym
ćwiczeniem. Chodzi w nim o stworzenie piramidy świetlnej. Jesteście zmęczeni? Nie sądzę.
Postaraliście się przecież o duży ładunek many, a w celu wypełnienia pomieszczenia światłem
zużyliście tylko jej część. Jeśli chcecie, zróbcie przerwę, odłóżcie książkę, lecz pozostańcie w pozycji
siedzącej i przemyślcie w spokoju ćwiczenie ze światłem. Chciałbym, abyście pozostali na tej
duchowej częstotliwości, w jaką wprowadziło was to ćwiczenie.
Jesteście naładowani maną lub ładujecie się nią ponownie. Stańcie mniej więcej tak, byście
patrzyli w kierunku południowym. Dokładne ustawienie pozostawcie Wyższemu Ja, podobnie jak
dokładny kąt piramidy. Wszystko, co robicie, dzieje się teraz po trzykroć, to znaczy piramida, którą
wzniesiecie w tym ćwiczeniu, będzie się składała z trzech piramid umieszczonych jedna na
drugiej.
Wyciągnijcie prawą rękę z palcem wskazującym wysuniętym do przodu i skierujcie ją w
prawo. Palec wskazuje teraz punkt znajdujący się z przodu na prawo w dole, w odległości około 20
do 30 metrów (liczby są tylko wielkościami orientacyjnymi). Jest przy tym obojętne, czy stoicie na
ziemi, czy też na pierwszym lub piątym piętrze domu. Wysuńcie teraz lewe ramię z wyciągniętym
lewym palcem wskazującym, wskażcie to samo miejsce, które wskazuje wasz prawy palec, i
przesuńcie lewy palec dołem w lewo.
Kreślicie w ten sposób linię z prawej strony ku lewej. Wasze wyciągnięte ręce i palce znajdują
się w jednej linii. Pierwszy punkt po prawej stronie z przodu nazwijmy A, a drugi, po lewej stronie,
również z przodu - B. Obróćcie się o 90 stopni. Po tym obrocie wasza twarz skierowana jest na
wschód. Palec prawej dłoni wskazuje teraz punkt, na który przedtem wskazywał palec lewej dłoni, a
który w tym momencie skierowany jest na lewo. Następnie powróćcie lewym palcem z powrotem do
punktu B i przeprowadźcie nim linię prostą od punktu B do C. W ten sposób po swojej prawej stronie
macie linię AB, a przed sobą linię BC.
Obróćcie się ponownie o 90 stopni. Patrzycie teraz na północ. Prawy palec wskazuje punkt C,
natomiast lewy wskazuje na lewo od punktu C do punktu D. Powracacie nim ponownie do punktu C
i prowadzicie linię CD. Obróćcie się teraz po raz ostatni o 90 stopni. Wasza twarz zwrócona jest w
kierunku zachodnim; prawy palec wskazuje punkt D. Prowadzicie lewym palcem linię od D do A,
czyli do punktu wyjściowego ćwiczenia. Kąty przy wierzchołkach A, B, C i D są kątami prostymi,
natomiast linie AH, BC. CD i DA mają dokładnie tę samą długość. Wiecie to bez potrzeby
sprawdzania. Wasze Wyższe Ja już się o to postarało.
W celu dalszej budowy piramidy obróćcie się znowu na południe, tak jak staliście na
początku. Spójrzcie do góry, pionowo ponad głowę (powstanie w ten sposób prostopadła, utworzona
przez wasz kręgosłup i czakry). Wskażcie prawym (jeżeli jesteście praworęczni) lub lewym (w
przypadku osób leworęcznych) palcem wskazującym do góry. W tym punkcie znajduje się
wierzchołek E waszej piramidy. Palec wskazujący pozostaje wysunięty ku górze.
Przeprowadźcie teraz drugim palcem wskazującym pierwszą krawędź piramidy od punktu A
do E. Krawędź AE przebiega z waszego „punktu widzenia" z przodu, z prawej strony do góry.
Następnie tym samym palcem przeprowadźcie linię od punktu B do wierzchołka piramidy E,
leżącego ponad waszą głową.
Teraz obróćcie się o 180 stopni na północ i przeprowadźcie analogicznie trzecią krawędź od
punktu C do E, po czym czwartą od punktu D do wierzchołka E piramidy. W pozycji, w której teraz
stoicie, krawędzie biegną ponad wami z przodu, z prawej oraz z przodu z lewej strony do góry i z tyłu,
z prawej oraz z tyłu, z lewej ku górze. Stoicie wewnątrz piramidy. Zróbcie przerwę i rozluźnijcie się.
Nadal stoicie, lecz teraz z opuszczonymi rękami. Oglądacie w duchu swoją piramidę. Jesteście
całkowicie rozluźnieni, lecz skupieni i świadomi istnienia piramidy, którą stworzyliście ponad sobą.
Piramida ta rzeczywiście istnieje.
Następny krok to wypełnienie piramidy bardzo delikatną, intensywną, świetlistą mgłą. Tą
samą, którą wypełniliście pomieszczenie w czasie poprzedniego ćwiczenia. Patrzycie do przodu w
prawo i widzicie mgłę, tę delikatną, świetlistą mgłę. Widzicie ją z przodu, z lewej strony, jak również
u góry. Stoicie otuleni świetlistą mgłą i mówicie do niższego Ja: „George, mój przyjacielu, mój drogi
pomocniku, znajdujemy się teraz w piramidzie. Nie jest to jedna piramida. Są trzy piramidy
umieszczone jedna w drugiej. Zamieniamy teraz wielką ilość many, jaką mamy w sobie, w święte,
białe, ochraniające, oczyszczające i uzdrawiające światło Huny. Wszystkie trzy piramidy
wypełniają się tym światłem. Uczynimy to wspólnie, wykonując równocześnie głęboki oddech -
teraz!".
Ponownie wykonajcie razem ze swoim niższym Ja głęboki oddech!
Ponad wami istnieją teraz trzy piramidy. Pozostaną one z wami przez całe życie, jeżeli
zechcecie. Pójdą z wami tam, dokąd pójdziecie. Pójdą one z niższym Ja, jeżeli wyjdzie ono z waszego
ciała, jak również z istotą duchową średniego Ja, jeśli miałaby ona kiedyś wyjść poza ciało w rzadkim
przypadku wędrówki astralnej. Ogólnie rzecz biorąc, pozostajecie istotami duchowymi z waszymi
trzema piramidami.
Na podstawie tego ćwiczenia możecie stworzyć potrójną piramidę ponad każdym innym
człowiekiem, który jest wam bliski, jak również ponad waszym wielkim wrogiem -jeżeli takiego
macie, a mam nadzieję, że nie - obdarzając go równocześnie miłością. Nie musicie w tym celu
powtarzać całej procedury. Wyobraźcie sobie po prostu tego człowieka w świetlnej piramidzie i
stwórzcie razem z George'em piramidę, wykonując głęboki oddech. Wznieście ją ponad domem,
ponad każdym pojazdem, a przede wszystkim ponad Ziemią i ludzkością. Posłużcie się w tym celu
następującym obrazem:
W czarnej przestrzeni kosmicznej wyobraźcie sobie unoszącą się świecącą piramidę, w której
znajduje się nasza Ziemia. Nie widzicie Ziemi, ponieważ światło piramidy promieniuje jasnością,
wiecie jednak, że Ziemia jest w środku.
Świetlista piramida na czarnym tle jest obrazem wielkiej modlitwy Huny, jaką odmawiamy w
czasie naszych seminariów, prosząc o pieczę nad Ziemią i ludzkością. Zróbcie to również wy, sami
sformułujcie taką modlitwę. Pomyślcie o naszych lasach, zwierzętach i wielu cierpiących ludziach.
Wszyscy możemy ułożyć taką modlitwę i modlić się, wyobrażając sobie Ziemię razem z jej świetlistą
piramidą na tle ciemnego Kosmosu.
Na zakończenie jeszcze kilka ważnych informacji. Trzy piramidy w Gizeh (pod Kairem), a
wśród nich najważniejsza piramida Cheopsa, nigdy nie były miejscem grzebania zwłok, lecz
miejscem wtajemniczenia. To, że później niektórzy faraonowie kazali je budować jako miejsca
składania zwłok, spowodowane było wyłącznie faktem, że pośród wielu osobliwych właściwości
charakteryzujących piramidę zauważono pewnego rodzaju oddziaływanie: substancje organiczne,
mięso, kwiaty, mleko i naturalnie również zwłoki nie rozkładają się w piramidzie, lecz bardzo długo
pozostają świeże, a później wysychają. Stwierdzono to zjawisko w sławnej komnacie królewskiej
piramidy Cheopsa.
Możecie przeprowadzić tego rodzaju próby z produktami żywnościowymi umieszczonymi w
modelu piramidy, jednak przy zachowaniu dwóch warunków. Model piramidy musi wykazywać
ściśle określony kąt nachylenia, a dwie równoległe krawędzie podstawy muszą być skierowane
dokładnie w kierunku północno-południowym.
Jednym z moich najbardziej znaczących przeżyć, a może nawet największym doznaniem,
były chwile spędzone w piramidzie Cheopsa, gdy leżałem samotnie w sarkofagu w komnacie
królewskiej. Jeżeli niezmiennie nalegam, aby każdy człowiek praktykujący Hunę wzniósł nad sobą
piramidę, to szczególnie dlatego, iż dzięki przeżyciom w komnacie królewskiej doszedłem do
całkowitego przekonania o boskim charakterze tej budowli. Więcej nie mogę powiedzieć na ten
temat w ramach niniejszego opracowania. W tym miejscu odsyłam Czytelnika do prac poświęconych
piramidom.
Wizualizacja
Wizualizacja jest czwartym instrumentem praktyki Huny, Pierwszym była energia many,
drugim - sznur aka, a trzecim - światło. Piątemu duchowemu narzędziu - procesowi oczyszczania
kala - poświęcony jest osobny rozdział.
Uzmysławianie, czyli „wizualizacja", pochodzi od łacińskiego słowa videre - widzieć.
Okulista przez visus określa ostrość wzroku. Wszystkie te wyrażenia nie mają nic wspólnego z
uzmysławianiem, ponieważ pod tym pojęciem rozumiemy uwolnione od fizycznego oka, od optyki -
plastyczne wyobrażenie zjawiska oczyma duszy. Dlatego też niewidomy, który wcześniej widział,
może uzmysłowić sobie wszystko lepiej niż człowiek o zdrowej sile wzroku.
Do czego potrzebne jest uzmysławianie? Służy ono do obrazowego przedstawienia za pomocą
obrazu lub symbolu niższemu Ja toku myślowego, który wyjaśniamy mu słowami, oraz do
zakotwiczenia go w jego pamięci. Niższe Ja rozumie nasze słowa, nie może jednak naśladować ich
zgodnie z treścią. Zastępujemy więc myśl lub całe zbiory myśli - które w języku Huny nazywamy
gronami myśli -przez symbol. W ten sposób niższe Ja może w każdej chwili postępować za naszym
biegiem myśli za pośrednictwem odpowiedniego symbolu, a nawet pracować nad nim. Za pomocą
symbolu lub obrazu ułatwiamy mu tę pracę. Wyjaśnijmy to na przykładzie.
Uzmysławianie należy do ćwiczeń, które możemy wykonywać na podstawie wydrukowanych
wskazówek, dostarczonych nam przez książkę. W tym celu naszkicowałem żaglówkę. Jest to
najprostsza forma żaglówki. Jeśli do uzmysławiania wykorzystujemy jakiś przedmiot lub rysunek
przedmiotu - jak w tym przypadku - możemy ułatwić sobie pracę, zastanawiając się, czy dany
przedmiot służy do jakiegoś celu, a jeśli tak, to do jakiego.
W przypadku łódki zacznijmy od góry. Widzimy najpierw małą chorągiewkę, która wskazuje
sternikowi kierunek wiatru. Następnie z lewej strony spostrzegamy ster i drążek, który chwyta się,
aby ruszać sterem. Dalej wyraźnie rozpoznajemy żagiel, a poniżej niego bom. śagiel przymocowany
jest do masztu bomu. Bom jest ruchomy. Poza tym na prawo widzimy gruby maszt, który utrzymuje
żagiel, a poniżej górną krawędź łódki, jak również jej dziób i szeroką linię wody. Woda zaznaczona
jest falistymi liniami, których jednak nie będziemy oglądać dokładnie ze wszystkimi szczegółami,
ponieważ nie jest istotne, czy linie te będą narysowane w ten, czy inny sposób.
Wizualizacja oznacza postrzeganie wzrokiem danego przedmiotu, krajobrazu lub
przedstawienia oraz późniejsze przywoływanie go sobie w duchu z zamkniętymi oczami. Widzimy
wtedy duchowym, tzw. trzecim okiem, pewnego rodzaju ekran, który wyobrażamy sobie nad
środkowym punktem czoła, ponad brwiami. Trzecim okiem „widzimy" na nim dostrzeżony
wcześniej optycznie obraz.
W celu utrwalenia optycznego obrazu, a następnie uzmysłowienia go, należy zawsze posuwać
się w tym samym kierunku: z prawej strony do lewej, z lewej na prawą, z góry na dół albo odwrotnie.
Podczas odtwarzania obrazu żaglówki możecie postępować dowolnie. Ja posuwam się z dołu do
góry, ponieważ wydaje mi się to logiczne. Na początku podążajcie w myślach za mną.
Najpierw widzimy prostą grubą linię wody z falami; to jeden obraz. Następnie spostrzegamy
górną krawędź łódki. Z prawej strony przebiega linia przedniej krawędzi dziobu -lekko w lewo ku
dołowi do wody; jest to znowu funkcjonalna jedność. Po lewej stronie widzimy ster z uchwytem,
drążkiem sterowniczym i wiemy, że ster może obracać się dokoła osi.
Spoglądamy teraz na maszt. Jest on grubszy niż wszystkie inne kreski łódki, zaznaczony jest
taką samą grubą kreską jak powierzchnia wody. Bom skierowany jest ukośnie w lewo ku górze.
Trójkątny kształt żagla narysowany jest podobnie. Bom i żagiel mogą kręcić się dookoła masztu. W
końcu na samej górze widzimy małą chorągiewkę.
Rysunek składa się z sześciu prostych elementów: linii powierzchni wody, samej wody, łódki,
masztu, steru, żagla z bomem i małej chorągiewki na maszcie. Przyjrzyjcie się teraz w zupełnym
spokoju jeszcze raz tym wszystkim elementom i uprzytomnijcie sobie ich funkcje. Nie spieszcie się.
Obejrzyjcie ponownie rysunek, ale teraz z lekko przymrużonymi oczami. Spróbujcie widzieć go
niewyraźnie, uniezależnić się od niego i przejąć go waszym duchowym okiem.
Następnie zamknijcie oczy i wywołajcie z pamięci to, co widzieliście: grubą linię wody z
zaznaczonymi falami, obrys łódki z dziobem, ster z drążkiem, maszt, żagiel i bom, a wreszcie
chorągiewkę. Jeżeli macie jeszcze trochę trudności z wyobrażeniem sobie szczegółów, otwórzcie
oczy i rozejrzyjcie się za tym, czego brakuje. W żadnym wypadku nie oczekujcie od siebie
fotograficznej dokładności; wystarczy, że za pomocą swojego trzeciego oka dostrzegacie rzeczy
istotne.
Jeżeli nie jesteście jeszcze zadowoleni, otwórzcie oczy, ponownie obejrzyjcie żaglówkę i
spróbujcie jeszcze raz. Jeśli widzicie teraz łódkę z jej istotnymi częściami, to znaczy, że
uzmysłowiliście ją sobie! Czyż nie jest to proste? Dla niektórych osób tak, dla innych nie.
Jeśli po kilku próbach nie uda wam się uzmysłowić sobie żaglówki, nie denerwujcie się.
Niektórzy ludzie po prostu nie posiadają takiej umiejętności. Dla nich istnieje inny środek
pomocniczy:
Zamiast przedmiotu wyobraźcie sobie jakiś symbol, na przykład duże litery o prostym kroju.
Symbolem łódki niech będzie litera S. Zamknijcie oczy po obejrzeniu z góry do dołu litery S: grubo
nakreślone półkole w lewą stronę, następnie krótka ukośna linia i podobne półkole nakreślone w
prawo; lub jeżeli wolicie, krótka pionowa wężowata linia biegnąca najpierw w lewo, potem w prawo,
a wszystko to czarne na białym tle. Spróbujcie teraz zobaczyć literę waszym duchowym okiem.
Prawdopodobnie wam się uda. Próbujcie, lecz nie traćcie cierpliwości.
Rozdział 3
Średnie Ja
Czytam książkę
Dlaczego rozdział ten opatrzony jest podtytułem „Czytam książkę"? Ponieważ to, co robicie, a
mianowicie czytacie książkę, jest typową czynnością średniego Ja. Najpierw używacie jednego z
waszych najważniejszych narządów zmysłów, wzroku, aby optycznie ogarnąć tekst. W tym celu
nauczyliście się wcześniej czytać, do czego zostało wyszkolone i wytrenowane średnie Ja przy
dużym wsparciu niższego Ja. Dzięki skomplikowanej pracy waszego mózgu umiecie wchłonąć ten
tekst, ocenić go i przetworzyć przy równoczesnym porównaniu z wcześniejszymi doświadczeniami i
wiedzą. Również tutaj niższe Ja służy wam ogromną pomocą dzięki swojej pamięci. To, co
przeczytaliście, wchłonęliście i co pozostaje w pamięci, jest znowu zasługą waszego niższego Ja.
Pomimo to czytanie książki jest typową czynnością średniego Ja, ponieważ używane są do tego dwa
typowe i ważne instrumenty: mózg i narządy zmysłów. Oba są częściami ciała. Średnie Ja składa się
z ciała fizycznego i przynależnego mu ciała widmowego wraz z istotą duchową.
Średnie Ja pełni sześć funkcji lub zadań. Nazwijcie teraz, siedząc i czytając, swoje średnie Ja
własnym imieniem.
Później poznamy jeszcze imiona niższego i Wyższego Ja. Oto sześć zadań średniego Ja:
1. Średnie Ja jest dla niższego Ja przewodnikiem, nauczycielem, doradcą i pocieszycielem.
Średnie Ja, w przeciwieństwie do niższego, dysponuje -jak już powiedziano - mózgiem, a przez to
intelektem. Dlatego też może ono pełnić powyższe funkcje. Jest więc również przewodnikiem,
przynajmniej w tym zakresie, w jakim przy rozstrzygnięciach istotną rolę odgrywa nie intuicja, lecz
intelekt. A dlaczego pocieszycielem? Wiemy, że wszystkie emocje należą do niższego Ja. W przy-
padku strachu, wątpliwości, rozpaczy, jak również stresu niższe Ja jest niezmiernie rade, jeżeli
zostanie zagadnięte przez średnie Ja i pocieszone w obliczu powstałej właśnie trudnej sytuacji,
ponieważ za pomocą swojego intelektu rozpoznaje ono okoliczności, które doprowadziły do strachu,
smutku lub napięć. Powyższa funkcja ma wielkie znaczenie w odniesieniu do niższego Ja, co
zobaczymy później, szczególnie w rozdziale na temat procesu oczyszczania.
2. Średnie Ja musi wnieść do teraźniejszego życia człowieka odpowiedzialność, intuicję, siłę
woli i pracowitość. Pierwsze trzy właściwości są typowe dla średniego Ja, jeżeli natomiast chodzi o
pracowitość, może ono oczekiwać pomocy od niższego Ja. Dlatego też średnie Ja musi w danym
przypadku odpowiednio informować niższe Ja i stawiać mu pewne wymagania, aby dzięki temu
lenistwo zastąpione zostało pracowitością.
3. Średnie Ja wykazuje inicjatywę w kontakcie z Wyższym Ja. Choć to niższe Ja określa
właściwy stosunek do Wyższego Ja, stwarza i pielęgnuje tę więź, to inicjatywa nawiązania tego
kontaktu jednoznacznie leży po stronie średniego Ja. Jak się później przekonamy, średnie Ja musi
stworzyć kontakt z Wyższym Ja, jednak samo nie potrafi tego uczynić. Niewątpliwie zdane jest na
pomoc niższego Ja,
4. Średnie Ja ma obowiązek uczenia się. Dysponuje ono w tym celu narządami zmysłów, z
których najważniejszym są wzrok i słuch. Dzięki nim średnie Ja uczy się i dostarcza informacje do
mózgu.
5. Średnie Ja jest odpowiedzialne za wybór, usystematyzowanie i sformułowanie
modlitwy. Więcej szczegółów na ten temat poznacie w rozdziale mówiącym o modlitwie Huny.
Jednak już teraz możemy powiedzieć, że warunki życia, zdarzenia, a najczęściej potrzeby i troski
wymagają oceny. Średnie Ja rozstrzyga, jakich zmian życiowych sobie życzy i których oczekuje jako
spełnienia modlitwy. Dlatego też musi wybrać modlitwy, sklasyfikować je i sformułować. Do niego
należy również wybór symbolu lub obrazu dla modlitwy. Temat symbolu omówiliśmy w poprzednim
rozdziale we fragmencie poświęconym wizualizacji. Później zajmiemy się nim dokładniej.
6. Szósta funkcja i zadanie średniego Ja to częściowa odpowiedzialność za utrzymanie
organizmu w zdrowiu. „Częściowa" dlatego, że do utrzymania organizmu w zdrowiu istotnie
przyczyniają się niższe i Wyższe Ja. Średnie Ja prosi pozostałe dwie świadomości o współdziałanie.
Wyraźnie widać, że niższe Ja robi wiele w celu utrzymania lub poprawy zdrowia, o czym średnie Ja w
ogóle nie wie. Z drugiej jednak strony zdarza się, że niższe Ja prowadzi rabunkową gospodarkę
zdrowiem. Weźmy na przykład ekstremalne przypadki palenia tytoniu lub picia alkoholu.
Odpowiedzialność średniego Ja leży również w czysto rozumowej zdolności rozpoznawania chorób
lub niedomagań, to znaczy stawiania diagnozy.
Rozdział 4
Niższe Ja
Zadanie nasze jako ludzi polega na tym, byśmy w ciągu naszego jedynego indywidualnego
życia uczynili krok dalej na drodze od zwierzęcia do człowieka.
Hermann Hesse
Podświadomość czy nieświadomość odgrywają w nowoczesnej psychologii znaczną rolę.
Znane są skutki działania tej części ludzkiej osobowości, jak również możliwości wpływania na nią,
lecz do chwili obecnej nie udało mi się jeszcze znaleźć naukowej definicji podświadomości. Emil
Coue w przekonujący sposób wyjaśniał nam, że ta część ludzkiej „duszy" odgrywa znaczną rolę.
Według niego podświadomość staje siec o raz silniejsza w stosunku do ludzkiej woli.
Przyjrzyjmy się kilku ekstremalnym sytuacjom ludzkiej egzystencji, w których z całą
pewnością wyłączona jest wola człowieka, ponieważ jego działanie jest sprzeczne z rozsądkiem.
Myślę tu o piramidach, kleptomanach i przestępcach seksualnych.
Piroman lubi widok ognia. Posuwa się aż do tego, że z rozmysłem podkłada ogień, podpalając
na przykład dom, bo sprawia mu to wielką radość. Kleptoman kradnie w sklepie różne przedmioty,
których i tak nie używa, ponieważ ma ich w domu już całe tuziny. Kradnie, nie zważając na
niebezpieczeństwo zdemaskowania go przez ustawioną w tym celu kamerę telewizyjną. Kleptoman
musi kraść: podlega przymusowi wewnętrznemu. Przestępca seksualny wie dokładnie, że ekstaza
trwa tylko sekundy, i naraża się przy tym na wielkie ryzyko. Jest to więc działanie sprzeczne ze
zdrowym rozsądkiem; działanie, w którym „wkład" i „zysk" są nieproporcjonalne.
Dlatego też na wskroś racjonalne wydaje się traktowanie podświadomości w takiej postaci,
jaką proponuje nam nauka Huny. Podświadomość jest samodzielną istotą duchową, duchową
osobowością, będącą częścią ludzkiej istoty, wpływającą na działanie ł myślenie człowieka. Nor-
malny człowiek jest całkowicie zdrowy, nie jest schizofrenikiem. Za pomocą definicji
podświadomości możemy do końca wyjaśnić wypowiedzi Coue oraz postępowanie trzech opisanych
wyżej przestępców. Nauka Huny nazywa podświadomość niższym Ja. Można je wychowywać i
porozumiewać się z nim! Cała logika, rozsądek i doświadczenie przemawiają za tym, że definicja
podświadomości, podana przez liczącą sobie od pięciu do sześciu tysięcy lat naukę Huny, jest
użyteczna w praktycznym zastosowaniu.
Jakie praktyczne znaczenie ma dla nas fakt, że potraktujemy niższe Ja jako samodzielną
osobowość, z którą możemy rozmawiać i którą możemy wychowywać? Otóż, gdy tego spróbujemy
(dalsza część książki wyjaśnia ten temat dokładniej), stwierdzimy, że możemy rozświetlić, oczyścić,
a nawet całkowicie usunąć ciemne i przeszkadzające nam strony charakteru! Nauka Huny określa
niższe Ja jako pomocnika, przyjaciela, stróża i partnera. A jakie funkcje pełni niższe Ja? Chciałbym
przytoczyć w tym miejscu anegdotę z innej dziedziny.
Przed trzydziestoma minutami wystartowaliśmy z portu lotniczego Zurich-Kloten w kierunku
Nowego Jorku. Prognoza pogody była dobra i do momentu lądowania nic oczekiwano żadnych
przeszkód. Czekał nas długi monotonny lot. Zapytałem głównego stewarda:
- Co właściwie robią piloci przez cały ten czas?
- Nic - odpowiedział - wszystko robi George.
- Zna pan więc Hunę? - zapytałem.
Na to on zmarszczył brwi:
-Co to jest Huna?
Jak się więc okazało, „automatyczny pilot" nazywany jest w żargonie lotniczym „George".
Kontroluje on i dopasowuje automatycznie kurs, prędkość oraz inne liczne parametry lotu i dzięki
temu czyni podróż bezpieczną. Lecz równocześnie (i stąd wzięło się moje być może osobliwe
pytanie) do opisania funkcji innego „George'a", znanego mi z nauki Huny, nie można byłoby znaleźć
bardziej trafnego określenia: automatyczny pilot. (Przyjęło się, że wiele osób praktykujących Hunę,
szczególnie w krajach anglosaskich, zwraca się do niższego Ja imieniem „George").
Przejdźmy teraz do ośmiu najważniejszych funkcji i czynności, które codziennie, w każdej
godzinie przejmuje nasze niższe Ja, i bez których nie moglibyśmy żyć:
1. Sterowanie wszystkimi czynnościami ciała nie kontrolowanymi przez wolę, a więc na
przykład oddychaniem, biciem serca, ciśnieniem krwi i trawieniem. Mam tu na myśli różnorodne
funkcje gruczołów, które zresztą ściśle powiązane są czakrami i dlatego wywierają tak duży wpływ
na nasze życie duchowe. Niższe Ja steruje również gruczołami potowymi, które wydzielają ulatnia-
jącą się następnie wilgoć, dzięki czemu można uniknąć przegrzania organizmu, a w konsekwencji
czasem uratować swoje życie. I odwrotnie, gdy jest nam zimno, tworzy się „gęsia skórka". Jest to
efekt ściągania się skóry, która chce zmniejszyć powierzchnię narażoną na atak zimna. Młoda
dziewczyna, która nie chce się zarumienić, ale mimo to się czerwieni, jest wyraźnie poddana
swojemu niższemu Ja.
2. Emocje. Niższe Ja jest ogniskiem wszystkich emocji, tak pozytywnych, jak i
negatywnych. Pomyślmy o złości, agresji, w ekstremalnym przypadku o chęci zabójstwa, szukaniu
zemsty, gniewie, porywczości, a z drugiej strony o czułości, spontanicznej radości oraz o tym, co
poeta określił jako błogość. Pomyślmy o głębokiej duchowej albo fizycznej miłości, którą w
mistrzowski sposób opisał Hermann Hesse. Nie zapominajmy również o współczuciu, wrażliwości
na ból, żałowaniu samego siebie i o lękach we wszystkich możliwych odmianach, szczególnie o
strachu przed śmiercią. Różnorodność emocji jest niemal nieograniczona.
3. Schorzenia psychosomatyczne. Schorzenia te, bez wyjątku, objawiają się za
pośrednictwem niższego Ja. Wiele z nich uważam za nagły krzyk rozpaczy niższego Ja. Dlatego też
choroby psychosomatyczne można szybko i gruntownie usunąć za pomocą duchowego uzdrowienia
zapoczątkowanego rozmową z George'em. W dalszej części książki, poświęconej modlitwie
uzdrawiającej, zagadnienie to omówimy bardziej dokładnie. Na razie, jako przykład weźmy typowy
przypadek wrzodu żołądka. Szef odnoszący sukcesy ciągle jest w ruchu; nieustannie obciążą swój
organizm podczas służbowych obiadów i koktajli, za mało śpi, zażywa środki nasenne i pobudzające
oraz próbuje nadać coraz szybsze tempo wielkiej machinie interesów. Jego niższe Ja chciałoby temu
podołać, lecz nie potrafi. Wytwarza więc relatywnie nieszkodliwą, ale skuteczną chorobę - wrzód
żołądka. Osiąga swój cel - przerwę w podróżach służbowych, spokój, opiekę. To tylko przykład na to,
że wiele chorób psychosomatycznych jest wołaniem niższego Ja i przez to jest często
dobrodziejstwem.
4. Niższe Ja jako magazyn pamięci. W przypadku tej funkcji można porównać
podświadomość z komputerem. Mózg średniego Ja nie jest spichlerzem pamięci! Możemy
udoskonalić swoją pamięć przez świadomą pracę z niższym Ja. W tym momencie wyłania się
pytanie, czy również po śmierci fizycznego ciała niższe Ja funkcjonuje jako magazyn pamięci. Nie
potrafię na to odpowiedzieć, podobnie jak na pytanie, co dzieje się po fizycznej śmierci z niższym i
średnim Ja.
5. Niższe Ja jako siedziba sumienia. Funkcja ta wydaje się logiczna, ponieważ sumienie
jest bezpośrednio zależne od pamięci.
6. Telepatia jest czynnością zarządzaną włącznie przez niższe Ja. Mówiliśmy już o
zależności sznura aka i „palca aka" w kontakcie telepatycznym.
7. Również jasnowidzenie, podobnie jak wiele innych czynności parapsychicznych i
medialnych, zarządzane jest przez niższe Ja. W tym miejscu chciałbym szczególnie zwrócić uwagę
na starą zasadę: nigdy nie oczekujcie od swojego niższego Ja przepowiadania przyszłości, ponieważ
jest to ogromnie niebezpieczne.
8. Marzenia senne wytwarzane są przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, lecz nie każdy
przypomina sobie, co mu się śniło. W ostatnich wersetach poematu „Idąc spać" poeta Hermann
Hesse, którego szczególnie szanuję, powiedział: „A dusza, niestrzeżona, chce unosić się w wolnym
locie, aby w czarodziejskim kręgu nocy żyć głęboko i tysiąckrotnie". Hesse używa tutaj słowa
„dusza". Dzięki niemu i innemu jeszcze poecie doszedłem do przekonania, że niezbyt jasne pojęcie
„duszy" możemy przypisać „niższemu Ja", ponieważ wszystko, co poezja mówi na temat duszy,
wiąże się głownię z emocjami, a te znajdujemy osadzone wyłącznie w niższym Ja.
Z powyższego wynika, że kontakt z niższym Ja ma decydujące znaczenie dla praktycznego
stosowania Huny. Jeżeli zaakceptowaliście rozsądne i realistyczne wyobrażenie, iż niższe Ja jest
odrębną i samodzielną istotą duchową, stanie się jasne, że nie tylko może ono wydawać radosne
okrzyki aż pod niebiosa, lecz równie często może być śmiertelnie zasmucone, może stać się „kupką
nieszczęścia". Niższe Ja jest ciężko doświadczane przez przeciwności losu i życiowe wyzwania.
Mówiąc krótko: w wielu fazach życia pilnie potrzebuje ono pocieszenia i czekając na nie, ma ochotę
krzyczeć.
Lecz do kogo ma się zwrócić biedny, czasem zrozpaczony George, jeśli nikt go nie słucha i nie
rozumie? Dopiero dzięki znajomości Huny, za pośrednictwem doświadczeń waszego intelektu
możemy rozsądnie porozmawiać z George'em i go pocieszyć. Jest to ogromna, niezastąpiona
psychologiczna korzyść, którą od tego momentu, praktykując Hunę, możecie czerpać przez całe
swoje życie!
Pomyślcie tylko, że wasze niższe Ja, w zależności od waszego wieku, przez wiele dziesiątków
lat nie usłyszało jeszcze nigdy od was - swojego średniego Ją - ani jednego słowa! Wasz samotny
George cierpiał w tej izolacji w pożałowania godny sposób, pozbawiony przewodnictwa, rady, a
przede wszystkim pocieszenia. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że rozmawialiście już ze swoim
niższym Ja, lecz niestety, zupełnie nieświadomie? Niższe Ja zawiodło się na was: prowadziliście
rozmowy sami ze sobą, nie wiedząc, że zwracacie się przy tym do niego, ponieważ ze sobą samym, ze
swoim średnim Ja nikt nie może rozmawiać. Podobnie jak nikt nie może zadzwonić do siebie. Gdy
siedzimy w domu i wykręcamy własny numer, okazuje się, że jest on zajęty! A zatem już od dzisiaj
zacznijcie świadomie rozmawiać ze swoim niższym Ja, a otworzą się drzwi. Wasze niższe Ja będzie
szczęśliwe, jeżeli -jak to się mówi - nie dopuścimy go do głosu.
Dla waszego George'a zacznie się całkowicie nowe, radosne życie. Zawierzając wam
całkowicie, chciwie przyjmie to, co mu powiecie. Nie zrażajcie się, jeśli pierwszy kontakt będzie
tylko monologiem średniego Ja, musi bowiem upłynąć trochę czasu, zanim niższe Ja ośmieli się mu
odpowiedzieć. Szczególnie dużo czasu trzeba na to, aby średnie Ja zaczęło rozumieć mowę swojego
niższego Ja.
W tej fazie zawierania znajomości rozstrzygające znaczenie ma imię. Gdy rozmowa, jaką
prowadzicie w pociągu z bliżej nie znaną wam osobą siedzącą naprzeciwko, wchodzi w fazę, którą
obie strony są żywo zainteresowane i w której omawiane są ważne, a nawet osobiste tematy,
wówczas niemal automatycznie przedstawiacie się sobie wzajemnie, podając swe nazwiska. Również
w czasie seminariów Huny, na których uczestnicy zbliżają się do siebie, przyjął się zwyczaj, że
wszyscy noszą na piersi wizytówki z nazwiskami, często choćby tylko z samym imieniem, dzięki
czemu wzajemne kontakty stają się bardziej intensywne i osobiste.
Wynika z tego, że wcześniej czy później musicie nadać swojemu niższemu Ja imię.
Niewątpliwie, po pewnym czasie dowiecie się od niego, czy imię to mu odpowiada.
Moje doświadczenie w tym względzie jest bardzo pouczające: gdy „przypadkowo" zdobyłem
dwie książki Longa (o czym już wspomniałem), wkrótce potem zabrałem je ze sobą do Hiszpanii na
wakacje, spędzane wspólnie z moją angielską rodziną. Moja córka wyszła za mąż za Anglika, który
leżał teraz obok mnie na leżaku. Rozwiązywaliśmy razem krzyżówkę. Znajdowało się w niej imię
strażnika greckiego świata podziemi. Znałem je, miałem je „na końcu języka" i był to moment, kiedy
powiedziałem sobie: moje niższe Ja jest zarządcą mojej pamięci, z całą pewnością zaraz się od niego
dowiem, jak brzmi to imię. Zwróciłem się więc w myślach do niego z prośbą, by mi je podał. W tym
momencie w mojej świadomości pojawiło się imię „Cerber". Tych sześć liter pasowało do
krzyżówki. Powiedziałem wtedy do mojego niższego Ja: „Dobrze się spisałeś!".
Ponieważ, stosując się do wskazówek zawartych w książce Longa, byłem właśnie w fazie
poszukiwania imienia dla mojego niższego Ja, pomyślałem sobie, że nazwę je Cerber. Nie był to
jednak dobry pomysł; trudno bowiem było uznać za mądre posunięcie, by kochane niższego Ja
ochrzcić imieniem siedmiogłowego potwora!
Wkrótce poczułem, i to bardzo wyraźnie, że współpraca z moim Cerberem nie będzie się
dobrze układała. Oczywiście odczucie to zostało mi przekazane przez niższe Ja, które po namyśle
nazwałem po prostu George'em, co przyjęte zostało z zadowoleniem; stwierdziłem to później za
pomocą wahadełka. Wahadełkiem zajmiemy się później.
Wspomniałem już, że w krajach anglosaskich chętnie określa się niższe Ja mianem George'a.
Otóż w dawnych czasach, kiedy istniały jeszcze zamki i dwory magnackie, George pełnił funkcję
osoby zarządzającej. Był on chłopcem do wszystkiego, rozporządzał kluczami i do tego był dobrym
duchem zamku. Pewne angielskie przysłowie brzmi: Let George do it, co po polsku oznaczałoby:
„Janie, zrób to!", ponieważ w języku polskim osobę wykonującą polecenia nazywa się Janem.
Podobnie jak zarządca zamku, George znał każdy pokój z osobna, każdą rurę doprowadzającą wodę,
a później również przewody elektryczne. Tak samo nasz George zna i zarządzą, jak widzieliśmy
wyżej, każdym narządem naszego ciała. Jest dobrze poinformowany i można na nim polegać.
Rozumie się samo przez się, że każdy, kto otrzyma od swojego niższego Ja podpowiedz
dotyczącą imienia, może wybrać inne imię niż George. Tak uczyniło wielu uczestników moich
seminariów. Lecz co mają zrobić kobiety, jeśli nie otrzymają żadnej konkurencyjnej sugestii co do
imienia swojego niższego Ja? Czy powinny nazwać je George'em? Wiele z nich tak właśnie je
nazywa, niektóre przekształcają to imię w Georgette lub Georginia. Nie wydaje mi się bynajmniej
niewłaściwe, jeżeli kobieta nazwie swoje niższe Ja George lub jakimś męskim imieniem, gdyż każda
kobieta obdarzona jest pewnymi cechami męskimi, a każdy mężczyzna żeńskimi. Rzadko jednak się
zdarza, aby mężczyźni nadawali niższemu Ja żeńskie imiona. Być może się wstydzą.
Imię ma wielkie znaczenie. Jest ono źródłem silnych wibracji. Zauważmy, że pierwsze zdania
Modlitwy Pańskiej podkreślają świętość imienia Bożego. Jest to prażydowski mądry obyczaj, który
potwierdzają Esseńczycy.
Kontakt z George'em - niższym Ja -jest najważniejszym krokiem na drodze do osiągnięcia
Wyższego Ja. Dlatego też chciałbym zaznajomić was z prostymi zasadami, dzięki którym już teraz
będziecie mogli zwrócić się do waszego niższego Ja i bliżej je poznać. Uprzytomnijcie sobie tylko, że
wszystkie piękne przeżycia, jakich dostarcza wam życie, docierają do waszej świadomości dzięki
pozytywnym emocjom niższego Ja. Jeżeli cieszycie się światłem słonecznym, uprawianiem sportu,
przebywaniem razem z ukochanym człowiekiem, jeśli w zależności od upodobań odczuwacie
zachwyt podczas koncertu lub oglądania dzieł sztuki, doznania te zawdzięczacie swojemu niższemu
Ja. W takich chwilach podziękujcie mu serdecznie, zwracając się doń na przykład w taki sposób:
„Dziękuję, George, to jest cudowne". Nie wstydźcie się. Jeżeli jesteście sami, powiedzcie to
półgłosem lub zupełnie głośno, ponieważ większy wpływ na George'a ma słowo mówione lub pisane
niż pomyślane. To właśnie wy, wasze średnie Ja (które powinniście nazwać swoim imieniem) jest tą
istotą, która dokonuje pozytywnych i przyjemnych spostrzeżeń za pośrednictwem zmysłów. Tak
więc ja, Henry, poznaję świat za pomocą uszu, oczu lub skóry. Postrzeżenia te wydają mi się miłe nie
jako same doznania, lecz jako następstwo obserwacji, która wywołała u mojego George'a określone
emocje. Podobnie jest z emocjami negatywnymi. W tym przypadku mamy wcześniej możliwość -
dzięki kontaktowi z niższym Ja - pohamowania ich, poskromienia lub nawet usunięcia. W ten oto
sposób sami wkraczamy we własną „psychiatrię"!
Na początku obchodźcie się z niższym Ja jak z kochanym dzieckiem. Bądźcie ojcem lub
matką dla tego dziecka, które odpowiednio do swojego rozwoju może mieć cztery, pięć lub osiem lat.
Dajcie mu miłość, ochronę i zaufanie. Wasz mały George ma już własny, ukształtowany charakter.
Będzie chętnie robił psikusy, czasami wywodził was w pole, jak również okłamywał, jeżeli będzie się
wstydził lub obawiał kary. Akceptujcie te dziecięce reakcje! Czego jeszcze chcą dzieci? Chcą być
dumne, chętnie przybierają poważne pozy, a przede wszystkim oczekują pochwał. Dlatego też
chwalcie swojego George'a zawsze, kiedy na to zasłuży.
Przede wszystkim powinniście bawić się ze swoim „dzieckiem". W tym celu należy wybrać
zabawy jak najprostsze. Jeżeli zgubiliście długopis, zapytajcie: „George, gdzie jest długopis?
Zaprowadź mnie do niego". Lecz dajcie mu czas na odpowiedź, nie wywierajcie na niego presji.
Długopis na pewno się znajdzie. Za pośrednictwem rozumu średniego Ja sami sobie zadajcie pytanie:
„Gdzie używałem go po raz ostatni?". Oznacza to, że średnie Ja wraz ze swoim intelektem
współpracuje z niższym Ja i jego intuicją. Możecie również wziąć kilka pustych pudełek po
zapałkach, włożyć do nich jakieś przedmioty, na przykład gumkę do ścierania, skrawek papieru,
zapałkę, gumowe kółko. Następnie pomieszajcie pudełka w ten sposób, byście nie wiedzieli, w
którym co się znajduje. Połóżcie wskazujący i środkowy palec prawej lub lewej ręki (w zależności od
tego, czy jesteście prawo- czy leworęczni) na jednym z pudełek i zwróćcie się do swojego George'a:
„Przeniknij teraz swoim palcem aka przez pudełko i powiedz mi, jaki przedmiot znajduje się w
środku!". Otwórzcie pudełko i sprawdźcie rezultat. Możecie ponownie pomieszać pudełka i
powtórzyć całą grę dziesięć razy. Zapiszcie na kartce liczby od jednego do dziesięciu, jedna pod
drugą i po każdej próbie obok liczby zaznaczcie plus lub minus, w zależności od osiągniętego
rezultatu. Jeśli uzyskaliście siedem trafień, jest to wyśmienity wynik.
Możecie również pomieszać karty do gry i położyć je zakryte przed sobą. W górnym lewym
rogu znajduje się oznaczenie karty, czerwone lub czarne. Powiedzcie teraz swojemu George'owi:
„Przeniknij palcem aka przez kartę. Czy jest ona czerwona czy czarna?". George wyśle Wam
wyraźne odczucie, na przykład „czerwona!". Podczas zabawy z kartami zdarzało mi się, że George w
czasie pierwszych trzech serii ćwiczeń najpierw osiągał znakomite efekty, po czym zupełnie złe,
nawet nie przeciętne. Wynik taki oznacza mniej więcej tyle: Nigdy nie byłem zainteresowany gra w
karty ani też nie wykazywałem w tym kierunku żadnych umiejętności. Tak więc na początku George
chciał mi pokazać, co potrafi. Później, gdy analizowałem przyczyny złych rezultatów, naszła mnie
myśl (a raczej była to myśl George^), iż może nie jest on wcale zainteresowany udowodnieniem mi
swoich umiejętności w sztuce karcianej!
Oto inny przykład zabawy z niższym Ja. Gdy przyjdzie poczta, weźcie jeden z listów i, nie
spoglądając ani na nadawcę, ani na stempel pocztowy, zapytajcie: „George, kto napisał ten list?".
Przypuszczalnie „przyjdzie wam na myśl" nadawca. Podobnie postępujcie w przypadku telefonu.
Gdy rozlegnie się sygnał, połóżcie rękę na słuchawce i nie podnosząc jej, spytajcie: „George, kto to
jest?". Może się zdarzyć. że odgadniecie nazwisko osoby, która do was dzwoni.
Trudniejszą zabawą, właściwie już próbą parapsychiczną, jest prekognicja. Weźcie kostkę do
gry i zapytacie:
„George, jaką liczbę oczek wyrzucę?". Następnie rzućcie kostką i sprawdźcie, czy informacja
George'a była poprawna.
Istnieje jeszcze inne ćwiczenie, którego nauczyłem się od profesora Milana Ryzla,
wspaniałego nauczyciela postrzegania pozazmysłowego. Na podłodze ułożył on w kształcie koła
dwanaście czarnych pustych pudełek po filmach, wykonanych z tworzywa sztucznego. Liczba
„dwanaście" była dana z góry; wszystkie inne liczby z niej wynikały. Do jednego z pudełek włożył
małą gąbkę, która była tak lekka, że po wzięciu pudełka do ręki nie dawało się wyczuć jej wagi.
Następnie pomieszał wszystkie pojemniki i ułożył je w kole na podłodze. Nasze zadanie polegało na
stwierdzeniu, w którym pudełku znajduje się gąbka. Do ćwiczenia tego, podobnie jak inny uczeń
Huny, używałem wahadełka, o którym szerzej powiem w następnym rozdziale. Okazało się, że obaj,
jako eksperci Huny, bez trudu daliśmy poprawną odpowiedź dzięki pomocy naszych niższych Ja.
Kolejne ćwiczenie, którego również nauczyłem się od Ryzla, to ćwiczenie psychometryczne.
W pełnej postaci można je wykonać tylko w ramach grupy Huny lub na seminarium, ponieważ
konieczna jest w tym celu większa liczba uczestników. Mimo to każdy indywidualnie może
wypróbować jego istotne elementy. Ćwiczenie to wykonuję zawsze, ponieważ ukazuje ono
początkującym adeptom Huny ogromne zdolności niższego Ja. Weźcie do ręki jakiś obcy przedmiot -
którego właściciela nie znacie, który jednak przedtem nie był w posiadaniu innych osób, na przykład
ojca, babki - zamknijcie oczy, skoncentrujcie uwagę i zapytajcie swoje niższe Ja: „Do kogo należy
ten przedmiot? Pozwól mu mówić do siebie i powiedz mi, o czym on cię informuje". Po krótkim
czasie do waszej świadomości dotrą myśli związane z przedmiotem. Być może zobaczycie czerwony
sweter lub jasne włosy i okulary w grubej czarnej oprawce albo złoty wisiorek w kształcie róży lub
krzyża. Możliwe, że ujrzycie arkusz papieru z pięcioliniami i nagle pomyślicie o Mozarcie. Może
łódź wiosłową na spokojnym jeziorze, które otaczają góry pokryte śniegiem. A może rower lub stary
volkswagen w kolorze żółci.
Takie obrazy lub inne informacje mogą nasunąć się w luźnej, często pozornie sprzecznej i
odwróconej kolejności. Musicie je tylko odebrać i zarejestrować. Weźcie więc ołówek i papier i na
chwilę otwórzcie oczy, by zapisać daną informację. W ten oto duchowy sposób możecie odebrać
najbardziej zadziwiające wrażenia, które w końcu pozwolą rozpoznać właściciela przedmiotu.
Najlepszy rezultat osiągniecie wtedy, gdy George sam określi, do kogo należał przedmiot. O ile to
możliwe, wyłączcie przy tym swój intelekt.
Widoczne jest jak na dłoni, że również podczas gry w szachy można przy pomocy George'a
grać uważniej i skuteczniej. Jego dar przewidywania różnych kombinacji porównywalny jest z
możliwościami komputera. Poza tym może uda wam się wyczuć plany przeciwnika, jeżeli
nawiążecie przez sznur aka kontakt z jego niższym Ja. Czy to nie w porządku? Nie sądzę, gdyż
korzystanie z pomocy niższego Ja należy do waszych duchowych umiejętności. W przypadku, gdy
wasz przeciwnik takowych nie posiada, nie widzę podstawy, abyście tłumili swoje.
Chciałbym teraz poruszyć problem, który wydaje się banalny, a dotyczy wszystkich
zmotoryzowanych. Chodzi o miejsce do parkowania. Istnieje o wiele więcej automobilistów, niż się
przyjmuje, którzy bez znajomości Huny z góry programują swoje miejsce do parkowania,. Mówią
sobie: „Chciałbym zaparkować tu a tu" albo: „Wskażą mi jakieś wolne miejsce" - kto im wskaże, tego
nie wiedzą. Ale my wiemy. Opowiem teraz historię, która pokazuje, jak ogromne znaczenie ma w
takich sytuacjach więź zaufania między średnim Ja i jego George'em.
Byłem umówiony w centrum Zurichu. Miałem niewiele czasu, a wolne miejsca do
parkowania w centrum miasta były rzadkością. Przed odjazdem z biura zobaczyłem w wyobraźni,
bez uprzedniego pytania o to George'a, wolne miejsce tuż przed sklepem optycznym Hegenera przy
małej uliczce nieopodal Pelikanplatz, w pobliżu restauracji, w której miałem spotkanie. Najpierw
trzeba było przejechać szeroką ulicę Talacker, następnie skręcić ukośnie w prawo w ulicę, przy której
znajdowało się owo wolne miejsce. Z Talacker nie było go widać. Gdy jechałem wzdłuż Talacker,
zobaczyłem dziesięć lub piętnaście metrów przed skrętem w prawo wolne miejsce parkingowe. Co
robić? Czy miałem w tym momencie na parkingu: „Co pewne, to pewne"? Nie i jeszcze raz nie! Jeśli
otrzymałem od swojego George'a jasny obraz miejsca parkowania, to znaczy, że jest ono wolne.
Zrezygnowałem więc z parkingu na Talacker. Pojechałem dalej, skręciłem w prawo w małą uliczkę
przy Pelikanplatz i rzeczywiście znalazłem jedyne wolne miejsce tuż przed sklepem optycznym!
Gdybym „dla pewności" skorzystał z parkingu przy Talacker, to chcąc dostać się do restauracji,
musiałbym przejść koło optyka i zobaczyłbym to wolne miejsce. Gdybym więc tak postąpił,
rzuciłbym votum nieufności i popełnił niewybaczalny błąd w stosunku do swojego George'a! A
zatem pomyślcie o „parkingu przy optyku", jeżeli kiedykolwiek zwątpicie, czy powinniście uznać za
prawdę obraz lub wiadomość przekazane wam przez George'a!
W niższym Ja skoncentrowane są nasze emocje. Szczególnie mocno reaguje ono na
emocjonalne wpływy pochodzące z zewnątrz. Dlatego też ważne jest, abyśmy w rozmowach z
George'em wyolbrzymiali informacje i dramatyzowali je. Z pewnością uzyskamy wtedy większy
wpływ na nasze niższe Ja. Inną możliwością silnego oddziaływania na George'a i pobudzania jego
uwagi są fizyczne wskazówki, które mogą się stać podstawą klarownej umowy między średnim i
niższym Ja.
Kiedyś byłem porywczy. Natomiast im więcej zajmowałem się Huną, rym lepiej rozumiałem,
że cecha ta szczególnie źle wpływa na atmosferę w moim domu i w pracy. Przemyślałem to i
przeprowadziłem rozmowę z George'em. Wyjaśniłem mu, że nasze gwałtowne reakcje tylko nam
szkodzą i że nic przez nie nie osiągniemy. Powiedziałem: „George, gdy coś nam nie odpowiada, w
tobie zaczyna wrzeć. W pewnym momencie kocioł wybucha i dochodzi do upustu gniewu!
Pobudliwość jest emocją, za którą ty jesteś odpowiedzialny, lecz nie robię ci z tego powodu
żadnych wyrzutów. Dlatego też zawrzyjmy układ: W pewnych przypadkach ja sam. Henry, widzę,
kiedy zaczyna wrzeć, i w przyszłości, zanim dojdzie do eksplozji, pociągnę się za prawe ucho. Będzie
to dla ciebie sygnał, abyś się uspokoił i przypomniał sobie rozmowę, którą teraz prowadzimy.
Wybrniemy wtedy z sytuacji i zapanujemy nad nią dzięki chłodnej refleksji i zachowaniu spokoju.
Kiedy pociągnę się za koniuszek ucha, żadna z obecnych osób nie będzie wiedziała, dlaczego to robię
- tylko ty i ja. My obaj o tym wiemy, a ty pozostaniesz zupełnie spokojny".
Rozmowa z George'em odniosła skutek - nie po tygodniach czy miesiącach, lecz natychmiast.
Dzięki samokontroli nigdy później nie wpadłem w gniew. Dawno pozbyłem się skłonności do
wybuchów, względnie zrobił to mój George - pociągnięcie za ucho już nie jest potrzebne.
Istnieje jeszcze wiele innych fizycznych wskazówek, za pomocą których można skontaktować
się z George'em w celu odrzucenia starych przyzwyczajeń i słabości charakteru. Niektóre odniosą
skutek natychmiastowy, w przypadku innych upłynie pewien czas, zanim odniesiemy sukces. Za-
warcie takiej umowy z niższym Ja zależy od fantazji każdego człowieka. Jestem dogłębnie
przekonany, że każde niższe Ja sumiennie i z radością dotrzyma tych ustaleń, ponieważ mają one
posmak zabawy i sportu.
Do „instrukcji obchodzenia się z niższym Ja" należą jeszcze inne rady, których wartość
potwierdziło długoletnie doświadczenie studentów Huny i moje własne. Oto jedna z nich: traktujmy
nasze niższe Ja jak dziecko.
Dzieci w procesie wychowywania niekiedy karzemy i ganimy. W pewnej mierze jest to
celowe, jednak nie ma absolutnie zastosowania w stosunku do George'a! Pod tym względem istota
naszego niższego Ja nie jest podobna do dziecięcej. Jeśli odnosicie wrażenie, że wasz George zrobił
coś niewłaściwie, wyjaśnijcie mu to, wykorzystując was/ rozum, który George wynosi pod niebiosa,
ponieważ sam go nie posiada. Powiedzcie więc, że następnym razem będzie lepiej, i pocieszcie go, bo
z pewnością czynił już sobie wyrzuty. Wymyślanie George'owi i mówienie mu, że jest do niczego
nieprzydatny, może go spłoszyć i doprowadzić do tego, iż się wycofa i przez pewien czas nie pozwoli
do siebie przemawiać. Zrazi się i zniechęci, a to na pewno utrudni dalszą współpracę. Dlatego też
bardzo ważne jest, abyście właściwie zwracali się do George'a oraz ufnie i z czułością przekonywali
go, że następnym razem pójdzie lepiej.
Powinniśmy być ufni wobec George'a. Więź zaufania między niższym i średnim Ja odgrywa
istotną rolę w przyszłej wspólnej pracy nad Huną. Przypominacie sobie zapewne przykład z
miejscem do parkowania przed sklepem optyka. Dałem wówczas jednoznaczny dowód mojej
niewzruszonej ufności wobec George'a. Od tego momentu poczynając, jego stosunek do mnie oparł
się na całkiem nowym gruncie. Stara prawda mówi, że ten, kto obdarza zaufaniem, otrzymuje je od
innych. Historia z miejscem do parkowania wydaje się błaha, lecz później wielokrotnie słuchałem
George^ również w ważnych sprawach, które dotyczyły rodziny i pracy zawodowej. Wiedziałem, że
mogę zaufać jego subtelnemu wyczuciu. George ma także kontakt z Wyższym Ja i przekazuje nam
wiadomości od niego, pomimo że nie jesteśmy tego świadomi. Nasze logiczne myślenie często jest
mniej skuteczne i istotne niż sugestie, które otrzymujemy od naszych pozostałych jaźni. Dotyczy to
zwłaszcza kontaktów z ludźmi. Kiedy na przykład szukam nowej pracy i chcę ocenić mojego
ewentualnego przełożonego, mogę, co prawda, posłużyć się swoim krytycznym rozumem, lecz to nie
wystarczy, gdyż krótkie spotkanie z nowym szefem, jak również kilka pobieżnych informacji na jego
temat, które otrzymałem wcześniej, nie dają mi pełnego obrazu, pozwalającego podjąć decyzję.
Inaczej jest z George'em. W czasie krótkiego spotkania może on od razu stwierdzić, czy przyszły
przełożony jest dla mnie odpowiedni, czy nie. Pod tym względem mogę całkowicie, z pełnym
zaufaniem zdać się na jego odczucie i osąd.
Wiemy, jakie znaczenie ma strach w naszym życiu. Jest jedną z najbardziej destruktywnych
emocji naszego niższego Ja, której z pewnością się pozbędzie, gdy tylko wzrośnie jego zaufanie do
średniego, a później do Wyższego Ja. W następstwie wychowania i rozwoju niższego Ją. wraz z
rosnącym zaufaniem zniknie strach, desperacja i przygnębienie. Odpowiednio do skłonności, istnieją
jeszcze inne negatywne właściwości niższego Ja, które powinniśmy z nim omówić i skorygować i na
które musimy je świadomie naprowadzić. George ma mgliste pojęcie o swoich wadach i czuje się za
nie winny. Nie zapominajmy o dobrych cechach charakteru, ale pozbądźmy się złych, z całą
otwartością omawiając z George'em te spośród nich, których jesteśmy świadomi. Te, o których
istnieniu nie wiemy, możemy uświadomić sobie w dialogu z naszym niższym Ja, a następnie usunąć
je (bliższe informacje na ten temat znajdziecie w rozdziale traktującym o procesie oczyszczania). Do
wad uświadomionych i nie uświadomionych należą przykładowo: złośliwość, nienawiść, zazdrość,
lenistwo, nietolerancja, upór.
Istnieją również inne bariery psychiczne i charakterologiczne, takie jak poczucie winy, które
powinniśmy otwarcie omówić z niższym Ja. Jest to szczególnie znaczące wtedy, gdy nasz George
obciążony jest mylnym i bezpodstawnym poczuciem winy. Zajmując później George'a tego rodzaju
problemami (na początku musimy mu ich koniecznie oszczędzić), wkraczamy - mimo że jesteśmy
całkowicie zdrowi - w sferę psychiatrii. Spróbujemy tam skutecznie działać za pomocą procesu
oczyszczania. Ja nazywam to autopsychiatria.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić istotny fakt. Pamięć naszego George'a określona jest nie
przez logiczne myśli, lecz przez obrazy. Przytoczę tu przykład z własnego doświadczenia, który
podaję z wyprzedzeniem, ponieważ właściwie dotyczy on zagadnienia procesu oczyszczania. Przy tej
formie badania samego siebie poprosiłem moje niższe Ja, aby poinformowało mnie, z powodu jakich
obciążeń jeszcze cierpi. George ukazał mi pewien obraz, a był to wizerunek kolegi szkolnego, który
stał przede mną, płakał, a jego twarz zalana była krwią. Wtedy przyszło mi na myśl. to znaczy niższe
Ja przypomniało mi o tym, że chodziło o kolegę ze szkoły, którego my - ja i mój George - brutalnie
pobiliśmy do krwi na szkolnym podwórku. To nie koniec wspomnienia. Chłopak ten wcześniej
zaatakował nas nożem, a my musieliśmy z konieczności się bronić. W odruchu samoobrony jak dzicy
rozdawaliśmy ciosy wokół siebie i trafiliśmy kolegę prosto w nos. Lecz mój George przez dziesiątki
lat nosił w sobie głęboko ukryty obraz zakrwawionej twarzy. Bardzo go to obciążało. Powiedziałem
mu więc, że ów chłopiec rzucił się na nas z nożem i że musieliśmy się bronić. W ten sposób
wymazane zostało poczucie winy mojego biednego George'a. Zaakceptował on moją logikę działania
w potrzebie.
Taka praca z George'em uczy nas, że najpierw musimy rozpoznać i zaakceptować nasze wady
i skłonności, a dopiero później się ich pozbyć! Dzięki temu przeobrażamy nasze niższe Ja. Skłonność
do niedostrzegania ciemnych stron naszego charakteru, ignorowania ich i upiększania w celu
zachowania pozorów jest zrozumiała, ale niepraktyczna i bez sensu, ponieważ sukcesy w pracy z
George'em mogą być ogromne i dające szczęście. Praca z nim jest niezmiernie interesująca na długo
przed tym, nim osiągniemy kontakt z naszym Wyższym Ja! Lecz również później owa współpraca
nie ustanie.
Na czym polega sukces w pracy z George'em? Na tym, ze niższe Ja stopniowo nabiera ogłady,
oświecenia, kultury i zainteresowań. Rośnie także jego chęć do działania, poprawia się zdolność
postrzegania, zwłaszcza w procesie uczenia się.
Jeżeli czytamy jakąś książkę nie tylko dla rozrywki, lecz w celu poszerzenia zasobu wiedzy,
ładujemy się razem z George'em maną i prosimy go, aby przyjął do pamięci przeczytany tekst. Nasza
pamięć stanie się doskonalsza. Zauważymy pełniejsze zrozumienie sytuacji w czasie kontaktów z
ludźmi, ponieważ nasz George jest przecież jedynym pośrednikiem w kontaktach emocjonalnych.
Mój duchowy partner w czasie rozmów ukazuje mi się jako średnie Ja, widzę jego twarz i kształt, lecz
intensywność rozmów i zainteresowanie nimi pochodzi od niższego Ja, ponieważ wówczas znowu
zaczyna funkcjonować sznur aka, za którego pośrednictwem odbywa się ożywiona wymiana uczuć
między niższym i średnim Ja, o którym ja - średnie Ja -jeszcze nic nie wiedziałem, chyba że
nastawiłem się już przez ćwiczenie i doświadczenie na funkcje i czynności obu niższych jaźni.
Może się zdarzyć, że w obecności jakiegoś nowego rozmówcy George zareaguje obojętnością
lub negatywnie albo też powstanie ciepła fala zainteresowania i wspólnego odczuwania. Niższe Ja
bardzo szybko przeprowadza taką uczuciową ocenę, w przeciwieństwie do średniego Ja, które nie
potrafi pracować w takim tempie za pomocą swojej rozumowej analizy. Z doświadczenia wynika, że
pod względem uczuciowej oceny innej osoby mężczyźni wypadają gorzej niż kobiety.
Trenowane i wychowywane niższe Ja odnosi więc wrażenie, że bierze udział w losie innych
ludzi. Nie jest to zainteresowanie destruktywne, lecz zdrowe, rozsądne i odpowiedzialne. Wraz z
postępem w praktykowaniu Huny zauważycie, że częściej umiecie wczuć się nie tylko w sytuację
innych ludzi, lecz również w stosunku do dzieł sztuki. Inaczej popatrzycie na obrazy w muzeum,
szybko odkryjecie transcendentalną, ezoteryczną stronę obrazu, a nawet źródło jego powstania. Może
nawet połączycie się z malarzem przez sznur aka! Jeśli sami jesteście artystami, zdecydowanie
polepszycie swoje osiągnięcia. Jako skrzypkowie, pianiści lub fleciści zrozumiecie partyturę lub nuty
w całkowicie odmienny doskonalszy sposób; bardziej przejrzyście poznacie intencje kompozytora.
W następstwie doskonalenia George'a wasi bliźni będą okazywać wam więcej sympatii. Zauważycie
to szczególnie u dzieci, które obdarzone są subtelniejszą wrażliwością. Odczujecie to bardzo
wyraźnie w przypadku zwierząt, które również odznaczają się szczególną formą wrażliwości na
oddziaływanie człowieka.
Zauważycie sukcesy nie tylko na zewnątrz, ale również w waszym wnętrzu. Efektywna praca
z George'em zapewni wam spokój duszy, którego tak długo szukaliście. Wasza pełna zaufania
współpraca będzie ciągle postępować naprzód. Dzięki temu oczyścicie się z duchowych problemów.
Stopniowo przyzwyczaicie się do tego stanu rzeczy, po czym stwierdzicie, że sami staliście się dla
siebie psychiatrami, gdyż poznaliście potrzeby swojej duszy, to znaczy niższego Ja, równie
dokładnie, jak najbardziej doświadczony psychiatra. W przypadku poważnie chorego pacjenta
działalność niższego Ja jest naprawdę zbawienna. Dla osób samotnych George - a później Wyższe Ja
- jest mile widzianym kompanem.
Zależności te wskazują nam z całą oczywistością, że niższe Ja jest odrębną i ukształtowaną
osobowością. W świetle tej zależności chcielibyśmy zwrócić uwagę na pewną brzydką cechę jaką
jest żałowanie samego siebie. Nie uważajcie mnie za okrutnego, jeżeli cechę tę oceniam z najwyższą
surowością. Również ja cierpiałem kiedyś z jej powodu, choć jednocześnie czułem się z nią dobrze.
śałowanie samego siebie jest w milionach przypadków przyczyną ciężkich depresji, a co za tym
idzie, strachu przed życiem.
Pomyślmy również o innych, tragicznych niedostatkach naszej duszy: brak zaufania do Boga i
samego siebie, słabość woli, lenistwo, bezcelowość, brak samodyscypliny, popadanie w apatię,
niezdecydowanie, chwiejność. Poza brakami w sferze psychiki występują również niedomagania
dziedziczne lub psychosomatyczne, na przykład wrażliwość na zmiany pogody, która może być
związana ze wspomnianym już niskim ciśnieniem krwi. Inne podobne słabości to częste
przeziębienia, zaburzenia procesu trawienia, bóle głowy, neuralgie, alergie. Wszystkie te choroby lub
niedomagania można skutecznie leczyć dzięki współpracy z niższym Ja.
Przyjrzyjmy się również pozytywnym właściwościom, których wykształceniu sprzyja celowa,
czuła i pełna zaufania współpraca z George'em. Zmiany w tym zakresie prowadzą do ukształtowania
się poczucia pewności, zaufania, dobrej pamięci, zdolności przezwyciężania kłopotów, świadomości
postawionego przed sobą celu, a także do świadomego działania, ufania Bogu i sobie, dobrego
nastroju, energii, aktywności, umiarkowania i wstrzemięźliwości, bezinteresowności i wielu innych
zalet. Rozwój ten zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Trudno jest ocenić, w jakim stopniu niższe Ja będzie wspierane przez Wyższe w przypadku
osób nieprzeciętnych. Wzajemny wpływ obu jaźni bywa różny. Pomyślmy o genialnych badaczach i
naukowcach, o takich podróżnikach jak Kolumb, o kompozytorach jak Mozart, o rzeźbiarzach i ma-
larzach. Typowym przykładem naukowca, w którego odkryciach brało udział niższe Ja, jest chemik o
nazwisku Kekule. Na początku tego stulecia zajmował się on badaniem benzenu, o którym
wiedziano, że składa się z sześciu atomów węgla. Jednakże wszystkie teorie rozwinięte na gruncie
tzw. stechiometrii i mające wyjaśnić istotę wiązań chemicznych okazały się błędne. Nie wiedziano
dlaczego. Zawsze wyobrażano sobie, że wszystkie sześć atomów węgla tworzy jeden łańcuch. Aż
pewnej nocy owemu genialnemu chemikowi i badaczowi przyśnił się zwinięty wąż. Nasunęło mu to
myśl, że atomy węgla tworzą nie łańcuch, lecz pierścień. W ten sposób rozwiązano od razu wszystkie
problemy, doprowadzono do rozwoju liczącej się dziedziny chemii benzenu.
Bez wątpienia sen ten został przekazany badaczowi przez jego niższe Ja. Jak już
wspominaliśmy, sny są obszarem działania niższego Ja. Kekule osiągnął swój cel somnambulicznie,
w najczystszym tego słowa znaczeniu, pod kierownictwem niższego Ja. Jestem pewien, że jego
Wyższe Ja w znacznym stopniu przyczyniło się do tego odkrycia. Podobny mechanizm działał, jak
przypuszczam, w przypadku Mozarta, którego zdolność tak precyzyjnego i szybkiego przelewania na
papier muzyki należy przypisać jego niższemu Ja. Mimo to nie potrafię wyobrazić sobie muzyki
Mozarta bez współdziałania Wyższego Ja!
Zastanówmy się przez chwilę nad szczególnymi zdolnościami wielkich interpretatorów. To,
czego dokonuje genialny pianista lub skrzypek w czasie koncertu, wydaje się nam wręcz oczywiste.
Uprzytomnijmy sobie jednak, jaką fenomenalną pamięcią musi być obdarzone niższe Ja wirtuoza
skrzypiec, grającego bez nut. Koordynuje ono prawą rękę, która prowadzi smyczek, z lewą, sterującą
tonami. Do tego dochodzi jeszcze umiejętność wyra/u w zakresie interpretacji emocjonalnej, z
pewnością zasilana przez niższe Ja. Podobnie rzecz ma się z tancerzami i artystami cyrkowymi,
których pewność, samodyscyplina i koordynacja narządów postrzegania oraz... organów ciała są
świadectwem wielkich umiejętności ich niższego Ja.
Należy również wspomnieć o możliwości skrajnego demonicznego oddziaływania niższego
Ja, jak w przypadku Cagliostra, Nerona, Hitlera, Chomeiniego i innych, którzy stali się
przekleństwem ludzkości. Przypadki te mają swoje historyczne znaczenie, jednakże ich głębsza
analiza zabrałaby tutaj zbyt wiele miejsca.
Przy pracy z George'em bardzo ważne są odpowiedzi naszego niższego Ja. Dzięki nim
przechodzimy w końcu od monologu do ograniczonego dialogu. Szczególnie istotne jest to w
momencie, gdy stawiamy naszemu George'owi precyzyjne pytania, na które rzeczywiście ocze-
kujemy konkretnej odpowiedzi. Często są to odpowiedzi skłaniające nas do pomocy niższemu Ja w
jego kłopocie! Pod tym względem bardzo pomocne może okazać się wahadełko, którym zajmiemy
się dokładnie w następnym rozdziale. Z drugiej jednak strony wydaje mi się zadowalające, jeżeli
potrafimy wyczuć lub w inny sposób odebrać odpowiedzi naszego niższego Ja. Dzięki świadomemu
treningowi prowadzi nas to do prawdziwej wrażliwości, której nauczyć się może każdy z nas i którą
później można osiągnąć w stopniu medialnym.
Dla wielu ludzi podstawą rozwoju ich wrażliwości jest zazwyczaj jakaś określona pobudka.
Niezbędnym warunkiem jest świadomy trening czuwania, polegający na tym, że zakotwiczamy w
naszej pamięci „podszepty", tzn. informacje otrzymane od George'a lub innej istoty duchow
ej
- które
uprzednio zostają rozpoznane i „uchwycone".
Proces ten wymaga całkowicie swobodnej i wolnej od napięcia obserwacji samego siebie.
Droga do sukcesu może trwać kilka dni lub tygodni, lecz nit powinniśmy rezygnować. W końcu
nadejdzie jakiś pomysł z wewnątrz. Do naszej świadomości dotrze myśl, a najistotniejsze będzie to,
że ją postrzeżemy. Bez treningu zgubi się, nie zostanie odebrana. Gdy mówię „z zewnątrz", nie
oznacza to z zewnątrz w sensie fizycznym, lecz chodzi tutaj o myśl pochodzącą od innej istoty, na
przykład od naszego George'a, który przeciec egzystuje w naszym ciele. Mówi się, ze ma on swoją
siedziby w splocie słonecznym.
Poproście zatem George'a o krótką, jasną odpowiedź na wasze pytanie. Niższe Ja wspomoże
was tym mocniej, im chętniej zajmiecie się rozwojem wrażliwości, ponieważ George jest szczerze
zainteresowany dialogiem z wami, to znaczy, ze średnim Ja. Oczywiście dialog ten będzie kontro-
lowany bardziej przez średnie Ja niż przez niższe. Uwarunkowane jest to strukturą średniego Ja.
Istotną pomoc stanowi przy tym proces określany skrótowo w mowie potocznej
sformułowaniem: „Przyszło mi na myśl". To, co przychodzi na myśl, nie powstaje w wyniku pracy
umysłowej części intelektu. Myśli takie mogą być bardzo wartościowe, pochodzą one jednak z
fizycznej sfery intelektu i nie są żadnymi „podszeptami" niższego Ja, Wyższego ani innej istoty
duchowej. Jak już powiedziałem, bardzo ważne jest, by zatrzymać, zachować to, co przyjdzie nam na
myśl, aby nie umknęło nam nie rozpoznane i nie zauważone. Powtarzam jeszcze raz z naciskiem - jest
to kwestia świadomego treningu.
Dla osób, które potrafią przypominać sobie sny, marzenie senne jest bardzo wartościowym
źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, ponieważ -jak wskazują
wyniki badań psychologicznych - marzenie senne jest duchowym „procesem oczyszczania".
Wszelkie obciążające doznania, jakich doświadczył człowiek w ciągu dnia, „odpadki", zostają w
czasie snu posortowane, przetworzone, czasem zniszczone, a to, co jest dla człowieka dobre, ulega
pozytywnemu przetworzeniu. Sen jest bardzo ważnym źródłem informacji szczególnie wtedy, gdy
miedzy średnim i niższym Ja istnieje świadoma umowa lub nieświadoma ugoda zakładająca, że
podczas snu niższe Ja będzie informować średnie Ja o swoich troskach i lękach lub udzielać mu
odpowiedzi na pytania, które ono postawiło. Tak zwane koszmary senne, za pomocą których niższe
Ja daje wyraz swojej rozpaczy albo informuje o kłopotach, można potraktować całkiem serio. Są one
sygnałem alarmowym, który zobowiązuje średnie Ja do natychmiastowej interwencji. Na szczęście w
takim przypadku niższe Ja wybiera drogę bezpośredniego przekazania informacji zamiast
powodowania jakiejś choroby, alergii itp., co byłoby drogą okrężną. Ponadto ma to tę zaletę, że
przedmiot niepokoju, z którego powodu George cierpi, zostaje określony bardziej precyzyjnie niż za
pomocą gorączki przy pokrzywce.
Jednak nie wszyscy ludzie dysponują możliwością przypominania sobie snów, a do tego
jeszcze ich dokładnej treści. Istnieją podręczniki pomagające rozwinąć takie umiejętności.
Osobiście nie jestem uzdolniony medialnie. Dopiero dzięki Hunie wyrobiłem w sobie pewną
wrażliwość. Wskutek tego mam kontakt z moim George'em i z innymi istotami duchowymi.
Nabyłem umiejętności odbierania w centrum świadomości średniego Ja, za pośrednictwem mojego
George^ {lub w przypadku kontaktu z innymi ludźmi, szczególnie pacjentami, przez ich niższe Ja)
podszeptów w postaci słów lub obrazów. Mają one duże znaczenie, zwłaszcza w przypadkach, w
których pacjenci za pośrednictwem swojego niższego Ja informują o duchowych przyczynach fizy-
cznych niedomagań lub cierpień. Uzdrowiciel, zagadnięty przez niższe Ja pacjenta, próbuje później
nawiązać rozmowę z chorym, której celem jest nie tylko uleczenie objawów choroby, lecz również
jej źródła.
Przyjrzawszy się różnym możliwościom, za pomocą których wyraża się niższe Ja, ponownie
zajmijmy się ciekawym ćwiczeniem! Poznaliście już bardzo proste sposoby nawiązywania rozmowy
z George'em, na przykład ćwiczenie z pudełkami po zapałkach lub z zakrytymi kartami. Po kilku
dniach lub tygodniach wspólnej pracy z niższym Ja jesteście już gotowi do rozwiązywania
trudniejszych zadań. Ćwiczenie z dwunastoma pudełkami po filmach do takich właśnie należy. A
może spróbowalibyśmy skłonić niezbyt dobrze funkcjonujący zegarek do poprawnej pracy? Nasz
George to potrafi! Zakładam, że chodzi tutaj o mały zegarek na rękę lub zegarek kieszonkowy, który
łatwo mieści się w dłoni Powinien to być tradycyjny zegarek mechaniczny, ponieważ nie
przeprowadzałem jeszcze prób z zegarkami elektronicznymi.
Przyjmijmy, że zegarek spieszy się pół minuty na dobę. Gdy teraz powiem wam, co
powinniście robić dalej, nie nazwijcie mnie wariatem. Jestem normalny i stoję obiema nogami na
ziemi! Weźcie zatem zegarek w rękę, zamknijcie go mocno w dłoni, jednak niezbyt silnie, i zwróćcie
się do George'a mniej więcej takimi słowami: „George, zegarek spieszy się pół minuty na dobę.
Zmieńmy teraz wspólnie jego mechanizm tak, aby po dwóch, trzech dniach chodził bez zarzutu. W
tym celu skierujmy do niego silny ładunek many! Teraz, George!". Nabierzcie mocno powietrza i w
myślach skierujcie oddech poprzez barki, ramię i dłoń do zegarka. Przekonacie się, że po trzech
dniach będzie on precyzyjnie i bez wahań wskazywał czas.
Wiele osób nakazuje sobie, nie wiedząc nic o Hunie, aby coś, co nazywają głosem
wewnętrznym, obudziło ich rano punktualnie na przykład o godzinie 6.15. Często działa to
niezawodnie. Ludzie ci współpracują, nie wiedząc o tym, ze swoim niższym Ja. Naturalnie wy, jako
znający Hunę. możecie robić to celowo i świadomie. Powiedzcie George'owi wieczorem przed
pójściem spać: „Proszę, obudź mnie jutro punktualnie o godz. 6.15. Tutaj jest zegar, przyjrzyj mu się.
Wskazówki będą ustawione następująco: mała trochę po 6, a duża z prawej strony na cyfrze 3". Dla
pewności nastawcie budzik na 6.20. Następnie powiedzcie: „Nie jest to żaden akt niewiary w
stosunku w ciebie, drogi George. Pojutrze nie nastawię już budzika. Nie będę go już więcej
potrzebował, ponieważ jutro obudzisz mnie punktualnie o godzinie 6.15".
A co zrobić ze słoikiem dżemu lub miodu, którego nic możemy otworzyć, gdyż jest zupełnie
zaklejony? (Jeżeli chodzi o konserwę mięsną, z której uszło powietrze, nasz George nie potrafi nic
zrobić!) Mówimy: „George, pokrywka jest zaklejona i mimo wysiłku nie mogę otworzyć słoika.
Wspólnie wyślemy manę między nakrętkę i słoik. Za pomocą tej energii rozluźnimy i uwolnimy
molekuły, po czym bez większego wysiłku otworzymy słoik!". Mówiąc to, trzymajcie słoik w obu
rękach. Jedna ręka, przekazująca manę, spoczywa na pokrywce (u praworęcznych ręka prawa).
Następnie pozwólcie, by siła many działała przez trzy, cztery sekundy, po czym otwórzcie naczynie!
Zupełnie podobnie jest w przypadku zginania łyżki. Występuje tutaj ten sam proces
rozluźniania molekuł, z tym, że układ cząsteczek metalu jest bardziej ścisły niż cząsteczek dżemu.
Konieczne jest więc dostarczenie większej ilości energii. To również możecie osiągnąć, jeżeli opa-
nowaliście sztukę ładowania się maną.
Chciałbym teraz zapoznać was z ćwiczeniem pożywiania się i wytwarzania many. Ma ono na
celu takie zaprogramowanie George'a na przyszłość, aby gruntownie spożytkował substancje
pokarmowe dostarczane do organizmu i wyprodukował z nich maksymalną ilość many.
Idźcie do kuchni i weźcie suchar lub kawałek chrupiącego chleba. W każdym razie powinno to
być coś, co jest naprawdę chrupkie i co podczas gryzienia wydaje dźwięk. A dlaczego? Dźwięki te
będą śmieszyły George'a i zwrócą jego uwagę. Użycie do tego ćwiczenia miękkiego kawałka chleba
byłoby dla niższego Ja zbyt nudne.
Usiądźcie więc wygodnie, odgryźcie spory kawałek pieczywa i żujcie go, rozkoszując się jego
smakiem. Zwróćcie się przy tym w myślach do George'a następująco: „George, mój drogi, jedzenie
sprawia nam ogromną radość. Proszę cię, w przyszłości maksymalnie wykorzystaj nasze pożywienie.
śucie, jak wiesz, to pierwsza faza procesu trawienia. Następnie, w żołądku i jelicie wyciągnij z
pokarmu wszystko co najlepsze, zamień to na manę i zmagazynuj ją. To, co jest szkodliwe i co
ewentualnie mogłoby się dostać wraz z pożywieniem do organizmu, usuń!". Oczywiście podczas
jedzenia możecie, zgodnie z waszym uznaniem, prowadzić z George'em również inne rozmowy.
Waszej pomysłowości nic nie ogranicza.
Powróćmy teraz do sfery czysto duchowej i przejdźmy do ćwiczenia telepatycznego, które
rzeczywiście przeprowadziłem przed kilkoma laty z moją córką. Możecie stać się równie biegli w
telepatii jak ja, ponieważ z pewnością nie jesteście mniej uzdolnieni ode mnie.
Otóż moja córka, podróżując samochodem, znajdowała się między Mediolanem a Rzymem, ja
przebywałem w Zurichu. Z bardzo ważnego powodu chciałem pilnie skontaktować się z nią
telefonicznie, nie wiedziałem jednak, w jakim hotelu w Rzymie będzie nocowała. Pomyślałem sobie
wtedy: ,A w jakim celu pracujemy nad Huną?". Przez „my" rozumiałem naturalnie George'a i siebie.
Usiadłem więc prosto na krześle i najpierw skoncentrowałem się na George'u. „Tylko spokojnie -
powiedziałem - damy sobie radę". Razem z George'em naładowaliśmy się maną, po czym dalej
oddychałem spokojnie. Zwróciłem się do George'a: „Wysuń swój widmowy palec w jej kierunku".
Odczekałem kilka sekund i powiedziałem półgłosem: „Czekam pilnie na twój telefon!".
Koncentrując się, powtórzyłem to kilkakrotnie z zamkniętymi oczami. Następnie powiedziałem, że
powinna do mnie zatelefonować. Również tę wiadomość powtórzyłem cztery razy. Byłem pewien, że
telepatyczne przesłanie dotarło do celu. Czekałem spokojnie i pełen ufności. Dokładnie po czternastu
minutach (patrzyłem na zegarek) zadzwonił telefon - zgłosiła się moja córka. Zapytałem ją, dlaczego
do mnie telefonuje. Odpowiedziała, że właściwie nie wie: chce się dowiedzieć, co u mnie słychać
Opowiedziałem jej o moim telepatycznym przekazie i o pilnej sprawie, która była przedmiotem
rozmowy.
To nie czary. Zapewniam was, że wy również możecie tego dokonać pod warunkiem, iż macie
całkowite zaufanie do George'a, do siebie oraz wierzycie w pozytywny wynik przedsięwzięcia.
Najpierw spróbujcie wykonać to ćwiczenie z kimś, kto jest wam bardzo bliski, ponieważ między
bliskimi osobami istnieje bardzo gruby sznur aka, czyli tau-aka. śyczę powodzenia!
Z powyższego opisu możecie wywnioskować, że w pełni zawierzyłem mojemu niższemu Ja i
pomyślnemu rozwojowi całego zdarzenia. Jak już wielokrotnie wspomniałem, jest to jedno z
najważniejszych założeń owocnej współpracy z George'em i późniejszego kontaktu z Wyższym Ja.
My, średnie Ja, musimy rozpocząć działanie, a nie George! Kiedy jestem sam, mówię głośno i
wyraźnie: „Ja, Henry, obdarzam cię, mój drogi George'u, pełnym zaufaniem, cenię twoją pracę i
nasze kontakty. Ty również możesz mi zaufać i nie zawiedziesz się na mnie".
Wypowiedzcie teraz podobne słowa do swojego George'a, zastępując oczywiście imię Henry
swoim imieniem! Będzie to początek dobrego kontaktu z waszym niższym Ja, zupełnie niezależnie
od tego, czy po lekturze tej książki dalej będziecie zajmować się Huną, czy też nie. Ufając w pełni
naszemu George'owi, zobowiązujemy go do takiej samej ufności wobec nas.
Ale teraz kolej na nowy krok i nowy wniosek. Chcemy zbadać osobowość naszego niższego
Ja. Czy jest ono bojaźliwe, czy odważne; czy ma spryt, czy jest opieszałe; jakie są jego wady, a jakie
zalety? Jest to pewnego rodzaju analiza, gdyż w dużej mierze to, co określamy jako charakter danego
człowieka, należy raczej do niższego Ja niż do średniego. Odłóżcie teraz na chwilę książkę i
pomyślcie o waszym niższym Ja. „George, jakie masz dobre, pozytywne cechy, mój drogi? Określ mi
niektóre z nich, czekam na twoją odpowiedź!". Do waszej świadomości dotrą zalety charakteru
George'a. Kiedy to nastąpi, podziękujcie mu i pochwalcie go! Dlaczego powinniśmy głośno lub
półgłosem rozmawiać z naszym niższym Ja? Jak już stwierdzono wyżej, do George'a bardziej
przemawiają wypowiedziane słowa niż myśli, a jeszcze silniej - o czym też już wiecie - przemawiają
do niego wskazówki dawane przez ciało lub wskazówki w formie pisemnej.
Później zajmiemy się wadami naszego George'a. Omówione zostaną w rozdziale
poświęconym procesowi oczyszczania. W pierwszej fazie kontaktu z George'em ważne jest to, by
dodać mu odwagi, mówić o jego zaletach i chwalić go.
Jeżeli coraz częściej zajmiecie się odbieraniem wrażeń od niższego Ja, jeśli coraz lepiej
będziecie je rozumieć, to lepiej poznacie waszego George'a, czyli waszą duszę. Dzięki temu
uzyskacie nowe możliwości działania na co dzień. Duchowy kontakt z naszymi bliźnimi następuje
głównie za pośrednictwem niższego Ja. Wkrótce polepszycie swoje układy z innymi ludźmi. George
pomoże wam z ochotą, ponieważ on sam jest tym najbardziej zainteresowany. Dlatego też pomyślcie
o waszym życiu zawodowym i prywatnym.
I tak na przykład świat pracy podzielony jest teraz na szefów i podwładnych. Szefowie wydają
polecenia, a podwładni je wykonują. Powstawanie zatargów i układów zależności jest godne
pożałowania, a często nawet tragiczne. W czasie moich seminariów niejednokrotnie spotykałem
ludzi, którzy bardzo cierpieli z powodu takich powiązań. Najczęściej były to kobiety; czasem z
rozpaczą żaliły się na swych przełożonych i współpracowników. Niejeden z tych trudnych do
zniesienia szefów był, jak się okazało, głęboko nieszczęśliwy - w jednym przypadku z powodu
kłopotów w życiu rodzinnym, natomiast w innym z powodu niedorośnięcia jeszcze do swojej roli. W
obydwu przypadkach ci godni współczucia ludzie próbowali ukryć swoje nieszczęście pod maską
agresywności w miejscu pracy, najczęściej z nieświadomym dla nich rezultatem, jakim był ucisk sto-
sowany wobec podwładnych. Presja, w jakiej żyli, uzewnętrzniała się w postaci kompleksu niższości,
kompensowanego później w miejscu, gdzie sprawowali władzę.
Co powinna uczynić w takiej sytuacji sekretarka mająca pewną wiedzę na temat Huny,
znającą swoje niższe Ja i umiejąca wysyłać pozytywne, uzdrawiające myśli? Wieczorem, w domu
powinna naładować się silnym ładunkiem many i powiedzieć swojemu niższemu Ja: „George, mój
drogi, chcemy wysłać teraz niższemu Ja naszego szefa dar many, który równocześnie zawiera naszą
sympatię do niego, nasze zrozumienie dla nękających go kłopotów w życiu prywatnym. Prześlijmy
mu nasze szczere przebaczenie krzywd, które nam wyrządził, tobie, George, mnie oraz wszystkim
koleżankom i kolegom. Wybaczmy mu wszystko i pomyślmy o nim konstruktywnie. Wszystko to są
myśli, na których realizację nieodwołalnie zdecydowaliśmy się oboje, to znaczy ty i ja. Za
pośrednictwem łączącego nas z panem Bergerem sznura aka prześlemy mu teraz wielkie grono myśli
naładowane dużą ilością many, które trafi do jego niższego Ja. Zrobimy to, wykonując głęboki
oddech - teraz!"
Pracowniczka, nazwijmy ją Charlotte, rzeczywiście wykona głęboki oddech i bez wątpienia
myśli naładowane maną dotrą przez sznur aka do pana Bergera, jej szefa. To, co następnego dnia
Charlotte przeżyje w biurze w kontakcie ze swoim szefem, można określić jako „cud". Tak samo
stwierdzą jej koleżanki, które w ogóle nie będą miały pojęcia, w jaki sposób Charlotte doprowadziła
do owego cudu!
Działania tego typu omówiłem i przygotowałem z niektórymi uczestnikami seminariów. Gdy
w kilka dni później spotkaliśmy się ponownie, po przeprowadzeniu przez nich odpowiednich
eksperymentów, usłyszałem pełne entuzjazmu i zachwytu relacje.
Podobne pozytywne wyniki można osiągnąć nie tylko w przypadku układów między
pracownikami i przełożonymi, lecz również między urzędnikami, którzy pracują w dużym
pomieszczeniu biurowym i wzajemnie „działają sobie na nerwy". Czasem zdarza się, że tylko jedna
współpracowniczka, znająca Hunę, osiągnie takie rezultaty dzięki celowej pracy nad niższymi Ja
swych kolegów. Po prostu, jeżeli pomiędzy niższymi Ja zrodzi się wzajemne zaufanie, osoby te będą
tak zaskoczone i zadowolone, że wykażą ogromne zainteresowanie kontynuowaniem nowego
pozytywnego rozwoju.
Podobne sukcesy osiągnąć można w życiu prywatnym. Niektóre rodziny stworzą dzięki temu
pozytywny grunt dla duchowego i fizycznego rozwoju małżeńskiego pożycia. Bardzo istotne jest w
tym przypadku mocne i nieodwołalne postanowienie jednego z współmałżonków, który omówi
sprawę ze swoim niższym Ja i wyjaśni mu nieuchronną konieczność swej decyzji.
Niejedno niższe Ja doświadczało czasami przez długie lata dotkliwych rozczarowań w życiu
małżeńskim, co spowodowało jego apatię, rezygnację i brak nadziei. George potrzebuje wtedy
logicznych i przekonujących myśli od swojego średniego Ja, które wyprowadzić go mogą ze stanu
letargu. Możliwe, że nie wystarczy jednorazowe przesłanie przez sznur aka do swego współmałżonka
pozytywnych myśli naładowanych maną. Możliwe, że konieczne okaże się wielokrotne powtarzanie
tego zabiegu i - o ile to możliwe - codziennie. Ważne, aby osoba przeprowadzająca akcję nie
przebywała w tym samym pomieszczeniu co współmałżonek. Chodzi o zapewnienie jej całkowitego
spokoju i możliwości koncentracji, dlatego też należy unikać animozji, jakie mogą być potęgowane
przez fizyczną bliskość. Ponieważ niższe Ja nie dysponuje logiką, często znajduje się pod
szkodliwym wpływem emocji.
Zrozumienie partnera, w pracy lub w małżeństwie, oraz przebaczenie są bardzo istotnymi
przesłankami skuteczności powyższych działań. Zakładają one pewną dojrzałość w obchodzeniu się
z zasadami Huny, a przede wszystkim bezgraniczne zaufanie w powodzenie akcji. To z kolei -jak już
niejednokrotnie wyjaśnialiśmy - ma swoją podstawę w więzi zaufania między średnim i niższym Ja!
Interesującym i bardzo pouczającym symbolicznym obrazem trzech jaźni Huny jest pal
totemowy Indian. Totem przedstawia charakterystykę danego rodu i jest niemal świętym symbolem
plemienia. Pal totemowy najczęściej wycięty jest z jednego pnia. Przeważnie ma dwa, trzy metry
wysokości i trzydzieści do pięćdziesięciu centymetrów średnicy. Dolna część przedstawia siedzące
zwierzę, znacznie rzadziej - przykucniętego człowieka. Środkowa część ukazuje człowieka w jego
normalnej postaci, stoi on na głowie lub barkach dolnej postaci. Trzecia część to wizerunek istot ze
skrzydłami, najczęściej ptaka, czasami postaci przypominającej człowieka ze skrzydłami. Wyraźnie
widzimy tutaj obraz niższego, średniego i Wyższego Ja. Na podstawie nauki Huny można przyjąć, że
niższe Ja pochodzi ze świata zwierzęcego. Myśl ta wydaje się zasadna, bo czyż nie odnosimy czasem
wrażenia, że pies lub koń rzeczywiście mają ludzkie cechy charakteru? Niestety, z drugiej strony
istnieje w człowieku brutalność, która często bywa określana jako „zwierzęcość". Według mnie jest
to zazwyczaj niesprawiedliwe.
Istotnym zadaniem w pracy z Huną jest wychowanie niższego Ja na prawdziwie ludzką istotę,
to znaczy istotę stojącą wyżej pod względem etycznym. Dlatego też powinniśmy wystrzegać się
dawania naszemu niższemu Ja imienia zwierzęcego, a tym bardziej utożsamiania go ze zwierzęciem.
Idea ta, pochodzącą od „silnego zwierzęcia" Indian Hopi, może prowadzić do ciężkich zaburzeń
niższego Ja, stanowiących przeszkodę na drodze do wyższego poziomu etycznego. W ten sposób
bowiem może ulec zakłóceniu kontakt z Wyższym Ja. Wydaje mi się, że również pod tym względem
wiele mówi symbolika pala totemowego. My, średnie Ja, zobowiązani jesteśmy do wyprowadzenia
naszego niższego Ja z przygnębiającej sytuacji oraz do wychowania go i pełnienia wobec niego
funkcji nauczyciela i pocieszyciela. Oznacza to, że powinniśmy pomóc naszemu George'owi we
wzniesieniu się na wyższy poziom rozwoju duchowego.
Pal totemowy nie jest z pewnością symbolicznym przedstawieniem stanu, w jakim się
znajdujemy jako początkujący adepci Huny, ponieważ Wyższe Ja jest tam fizycznie połączone ze
średnim, a więc i z niższym Ja. Dla osoby początkującej niższe i średnie Ją tworzą jedność, która
dzięki postępom w teorii i praktyce Huny zostanie połączona za pośrednictwem sznura aka z
Wyższym Ja. Dopiero z biegiem czasu powstać może prawdziwe, chciałbym powiedzieć - fizyczne -
połączenie z Wyższym Ja. Podczas jednej ze świetlanych medytacji stan ten stał się dla mnie
zrozumiały jako czyste i uszczęśliwiające przeżycie. Niższe Ja wyrosło tymczasem na silnego
młodego człowieka. Podczas owej medytacji stanęliśmy we trójkę w kręgu i patrzyliśmy na siebie.
Każdy z nas położył ręce na plecach sąsiada, tak że krzyżowały się one ze sobą. Stworzyliśmy
symbol „jedności w świetle Pana", który bardzo długo miał dla mnie wielkie znaczenie i dopiero dużo
później zastąpiłem go innym.
Jeżeli zdecydowaliśmy się na praktykowanie Huny, to znaczy w pierwszej kolejności na pracę
z George'em, może się zdarzyć, że przez naszą, czyli średniego Ja, niedbałość osłabnie kontakt z
niższym Ja. Nastąpić to może wtedy, gdy jesteśmy przemęczeni pracą zawodową lub za mało śpimy.
Możemy wtedy popaść w pewien rodzaj opieszałości, z powodu której nasz George bardzo cierpi,
ponieważ inicjatywa do nawiązania z nim kontaktu należy zawsze do średniego Ja. Sposób, w jaki w
takim przypadku George da o sobie znać, może być bardzo różny: jeżeli nie zechce nam pomóc w
szukaniu wolnego miejsca na parkingu, to nie będzie jeszcze aż tak źle. Jeżeli jednak wpadnie w
letarg i poczucie beznadziejności, co obciąży średnie Ja stanem ciężkiego znużenia, trudno nam
będzie wyrwać się z tego diabelskiego kręgu. W takim przypadku najpierw średnie Ja musi dostrzec
fakt, że zmęczenie jest reakcją pochodzącą od George'a. Następnie samo musi wyzwolić się ze stanu
bierności. Może na przykład silnie naładować się maną i pocieszyć niższe Ja. Czasem trudno jest mi
wyrwać się z takiego stanu, szczególnie wtedy, gdy mojego znużenia nie traktuje jako reakcji
George'a, lecz przypisuję je innemu wpływowi, choćby pogodzie. Zdarza mi się to niekiedy, i to
nawet teraz, po osiągnięciu kontaktu z moim Wyższym Ja, albowiem przez bliskość z Wyższym Ja
nie stajemy się ani świętymi, ani też nadludźmi, tylko nasze życie otrzymuje całkiem inna treść.
I jeszcze kilka słów na temat samotności. Niektórzy ludzie z rozmaitych powodów przez
większą część swego życia pozostają samotni. Ale również inni doznają w pewnym momencie
poczucia osamotnienia. Ja sam tego doświadczyłem, stwierdziłem jednak wkrótce, że jako osoba
praktykująca Hunę, już nigdy nie będę samotny! Trzeba tylko uświadomić sobie wewnętrzny kontakt
z niższym Ja i z nim porozmawiać. Od dzisiaj nigdy już nie będziemy sami, ponieważ mamy
towarzysza, który pozostanie z nami na dobre i złe. Dla kogoś, kto raz osiągnął Wyższe Ja i ma
pewność oraz praktyczne doświadczenie, że utrzymuje z nim trwały kontakt, nie istnieje już
samotność; jej miejsce zajmuje silne poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu jest połączony z Bogiem
i nigdy więcej nie popadnie w rozpacz i zwątpienie.
Czy oznacza to, że możemy stać się samotnikami, odludkami? Nie, wykluczone. Wprost
przeciwnie. Przekonaliśmy się przecież, że nasz George stanowi rzeczywistą płaszczyznę kontaktu z
innymi ludźmi i że za jego pośrednictwem kontakt ten staje się łatwiejszy. Dlatego też nasze niższe i
Wyższe Ja nie przeszkadzają nam w obcowaniu z innymi ludźmi, lecz okazują się niezwykle
pomocne w stanach samotności.
Samotność nie zawsze jest smutna i destrukcyjna. Czasem może być łaską. Hermann Hesse
powiedział: „Samotność jest drogą, na której los chce doprowadzić człowieka do nich samych".
Na zakończenie tego rozdziału chciałbym udzielić jeszcze jednej dobrej rady. Zaopatrzcie się
w wyjątkowo ładny, mały notesik, zeszyt formatu A5 lub A6. Usiądźcie sobie raz dziennie, najlepiej
wieczorem, przy stole, zamknijcie oczy i porozmawiajcie z George'em. Powiedzcie mu po prostu:
„Jak ci się wiedzie? Co chcesz mi powiedzieć? Lubię cię i chętnie cię słucham". Następnie zwróćcie
uwagę na myśli, które się wam nasuną. Czasami nie przyjdzie żadna. Innym razem pojawią się
krótkie refleksje, które pozwolą wam wejrzeć w duchowe życie George'a - w wasze własne duchowe
życie. Zapiszcie owe myśli i zanotujcie datę. Na podstawie tych notatek wiele się nauczycie, dzięki
nim w znaczący sposób pomożecie swojemu George'owi i sobie samym.
Powiedzieliśmy już niemało na temat niższego Ja. Sądzę, że nadszedł czas, abyście poprosili
swojego George'a o aktywność i poinformowanie was za pomocą prostego ćwiczenia, czy z wami
współpracuje. W tym celu, jeżeli nie jesteście jeszcze zmęczeni, usiądźcie wieczorem, całkiem
swobodnie i „niedbale", na wygodnym fotelu z oparciami dla rąk. Zwróćcie się do George'a: „Mój
drogi George'u, wicie przeczytaliśmy wspólnie na twój temat. Pewne rzeczy stały się teraz dla ciebie
jasne i klarowne. Wiemy, że pomiędzy nami jest możliwa, a nawet konieczna intensywna współ-
praca. Z całego serca oddaję sit; do twojej dyspozycji i chętnie usłyszałbym od ciebie, że ty też chcesz
ze mną współpracować. Kiedy pragnę przypomnieć sobie przeżycia z dzieciństwa, muszę mozolnie
przywoływać je z pamięci przez pracę myślową, przez świadome powracanie do przeszłości, po
czym w moim wnętrzu w najlepszym razie powstaje czarno-biała fotografia. Ty, mój George'u, masz
doskonałą pamięć i potrafisz więcej niż ja! W ciągu najbliższych minut, gdy zamknę oczy, ukaż mi
nie tylko obrazy, lecz nawet kolorowy film dźwiękowy, mówiący o zdarzeniach z naszej młodości i
dzieciństwa, które ja dawno już zapomniałem. Pamiętasz je przecież jeszcze! Zamknę teraz oczy i
poczekam na film, który mi pokażesz! Jeżeli wolisz lub przychodzi ci to łatwiej, mój George'u,
możesz poczekać, aż zasnę dzisiaj w nocy. Wtedy pokażesz mi ten film. Lecz proszę, postaraj się o to,
abym go ujrzał! Zamykam więc oczy i czekam!".
Teraz w całkowitym spokoju z zamkniętymi oczami czekajcie na to, co się zdarzy. Może nie
nadejdzie żaden obraz ani myśl, może nie pojawi się również we śnie, lecz może przyjdzie jutro lub
pojutrze. Zwłoka może być spowodowana tym, że George podczas czytania odebrał tak wiele
wrażeń, iż w tym momencie nie jest zdolny do projekcji wymaganego przez was filmu. Dlatego też
trzeba uzbroić się w cierpliwość i dać mu trochę czasu. śyczę powodzenia!
Rozdział 5
Wahadełko
Wahadełko jest ważnym źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja. Monolog,
podczas którego jedynie średnie Ja przemawiało do niższego, przeradza się teraz w dialog, pomimo
że George za pośrednictwem wahadełka odpowiada nam tylko przecząco lub twierdząco. Chciałbym
jednak poradzić wam, abyście do odbioru wiadomości od niższego Ja najpierw korzystali ze swojej
wrażliwości i rozwijali ją, a dopiero później sięgali po wahadełko, jeżeli okaże się to konieczne.
Wahadełko może być bardzo pożyteczną tymczasową pomocą, po którą chętnie się sięga, zwłaszcza
na początku zawierania znajomości z George'em.
Jednakże osoba, która odnosi wrażenie, że już po kilku dniach lub tygodniach wyżej
opisanego treningu potrafi odbierać sensytywne informacje od swojego George'a, nie musi zajmować
się wahadełkiem. Wiadomości uzyskane w sensytywny sposób powinno się uznać za pełnowartoś-
ciowe również wtedy, gdy na początku są słabe i niewyraźne. Oznacza to, że należy wytrwać w
optymizmie i zaufaniu do George'a.
Mimo to dla wielu osób wahadełko jest cennym środkiem Pomocniczym w nawiązaniu
dialogu z George'em. Jednak ci. którzy odczuwają możliwość sensytywnego rozwoju, nie Powinni
przyzwyczajać się do tego instrumentu, gdyż jest on tylko martwym mechanicznym narzędziem.
Wahadełko pozwala George'owi wyrażać się za pośrednictwem kości, mięśni, ścięgien i nerwów ręki
oraz ramienia, we wcześniej umówiony sposób. Niższe Ja, za pomocą wyżej wymienionych części
ludzkiego ciała, wprawia delikatnie wyważony przedmiot w określone wahania, które później są
interpretowane na podstawie wcześniej uzgodnionej konwencji.
Do dnia dzisiejszego poznałem jednak tylko dwie osoby, które osiągnęły poziom mistrzowski
w pracy z wahadełkiem. Stała się ona dla nich pewnego rodzaju dobrodziejstwem.
Przed laty ja również skutecznie porozumiewałem się za pośrednictwem wahadełka z moim
George'em, aż do momentu, gdy pewnego dnia nagle przestałem otrzymywać wiadomości. Praca z
wahadełkiem ustała. Moje Wyższe Ja zakazało mi z niego korzystać! Musiałem wtedy podążać
trudną drogą, na której często cierpiałem z powodu pragnienia. Ale wkrótce zrozumiałem informację
Wyższego Ja. Skazało mnie ono na wędrówkę przez pustynię, abym mógł rozwinąć większą
wrażliwość. Przez pewien czas jej nie ćwiczyłem, korzystając z wygodnego wahadełka, i dlatego
nieco osłabła.
Najważniejszym warunkiem skutecznego posługiwania się wahadełkiem jest absolutne, pełne
zaufanie do naszego niższego Ja. Równocześnie zobowiązujemy George'a do szerszej, szczerej
współpracy z nami. Następnie z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy liczyć na to, że odpo-
wiedzi, które otrzymamy za pośrednictwem wahadełka, będą prawdziwe. Na początku wahadełko
stanowi ważne źródło informacji pochodzących bezpośrednio od niższego Ja, później zaś, gdy
nawiążemy kontakt z Wyższym Ja, przekazuje ono wiadomości za pośrednictwem George'a. Jeśli
chodzi o tę zależność, musimy sobie zdać sprawę, iż średnie Ja nie może nawiązać bezpośredniego
kontaktu z Wyższym Ja. Istotą, która stwarza ów kontakt, zawsze jest George. Dlatego też, aby
przekaz zgodny był z prawda, nie możemy, wychowując George'a, przestraszyć go lub zniechęcić.
Posługiwanie się wahadełkiem wymaga pewnych uzgodnień z niższym Ja, ponieważ musimy
przypisać sens słowny wywołanym przez nie ruchom. Wszyscy ci, którzy posługiwali się już
wahadełkiem i w pracy z nim opierali się na zasadach innych niż proponowane tutaj, powinni bezwa-
runkowo je zachować i nie zmieniać. Ci, którzy dopiero zaczynają posługiwać się tym instrumentem,
powinni rozważyć cztery następujące możliwości kojarzenia ruchów wahadełka z ich znaczeniem.
Najważniejsze odpowiedzi George'a przekazywane za pomocą wahadełka to „tak" i „nie".
Gdy chcemy coś potwierdzić, czyli powiedzieć „tak", wykonujemy skinienie głową, natomiast w
przeciwnym wypadku kręcimy głową na boki, dlatego też wychylenia wahadełka do przodu i do tyłu
będą oznaczały „tak", a z prawej strony ku lewej - „nie".
Do tego dochodzą jeszcze dwie dalsze, rzadziej używane formy wychyleń wahadełka.
Pierwsza z nich to ruch „ukośnie w prawo": wahadełko wychyla się do przodu na prawo i do tyłu na
lewo, między „tak" i „nie"; co odpowiada kątowi 45 stopni. Ruch ten oznacza: „pytanie jest niejasne".
Ostatni ruch - „na lewo do przodu i w prawo do tyłu", a więc 135 stopni od punktu wyjściowego -
oznacza: „zapytaj mnie później".
Powinniście zacząć od tych czterech zasad. Wystrzegajcie się uzgadniania z George'em
konwencji, która zawiera słowa: „być może". Na początku nie wprowadzajcie tego zwrotu do
słownika związanego z wahadełkiem. Jest on bezużyteczny i prowadzi tylko do nieporozumień.
Inna ważna reguła mówi, by nigdy nie powtarzać bezpośrednio po sobie tego samego pytania.
Możliwe, że średnie Ja chciałoby usłyszeć inną odpowiedź i próbuje ją jeszcze raz otrzymać „okrężną
drogą". Takie zachowanie średniego Ja wobec George'a jest naprawdę niestosowne, niewłaściwe,
niecne i niegodne, ponieważ w ten sposób obniża się wartość odpowiedzi George'a i sugeruje mu, iż
mógłby przecież udzielić innej! To jawny wyraz niedowierzania i nieufności. Jeżeli jednak sytuacja i
warunki, które wpływały na odpowiedź niższego Ja, zmieniły się, wskazane jest powtó rzenie pytania
po pewnym czasie. Jeżeli na przykład pytani mojego George'a: „Czy mogę zaufać panu Bergerowi?",
a odpowiedź brzmi: „Nie", to nie ma sensu stawianie tego samego pytania po upływie godziny.
Przewidując taką sytuację, możecie ustalić z waszym George'em wyraźną konwencję: wahadełko
kołysze się pod kątem 135 stopni, co oznacza: „zapytaj mnie później".
Nie powinniście również pytać o coś, co jest zrozumiałe samo przez się. Dlatego też nie
pytałbym nawet dla zabawy mojego George'a o godzinie drugiej po południu: „C/y teraz jest godzina
druga?". Jest to przekomarzanie się i drażnienie, na które my - średnie Ja - nie powinniśmy sobie
pozwalać! Jak stwierdziliśmy w poprzednim rozdziale, George i tak jest skory do wszelkiego rodzaju
figlów i psot, nie pobudzajmy go do nich przez swój własny przykład! Naturalnie, możemy z nim
rozmawiać żartobliwie, lecz ja ze swojej strony nie zachęcałbym go do przekomarzań.
W czasie seminariów raz po raz pada pytanie, czy powinno się trzymać wahadełko wolną
ręką, czy też podpartą łokciem, na przykład o stół. To kwestia wyboru i doświadczenia. Ja zawsze
wolałem trzymać wahadełko wolną ręką, ponieważ wtedy całe moje ramię, od koniuszków palców aż
do barku było do dyspozycji George'a. Znam jednak dwie osoby, które w sposób mistrzowski
posługują się wahadełkiem, podpierając przy tym łokieć.
Bardzo pomocnym środkiem przy posługiwaniu się wahadełkiem w ramach naszej pracy nad
Huną jest dziennik. Sporządźcie więc sobie nowy dziennik lub do pracy z wahadełkiem użyjcie
odwrotnej strony notesu wykorzystywanego do zapisywania informacji dotyczących wahadełka.
Notatki powinny zawierać: datę i miejsce doświadczenia, dokładne pytanie i odpowiedź. Notowanie
zabiera niewiele czasu, a już po kilku dniach przekonacie się, jakich postępów dokonaliście w pracy z
George'em. Po upływie tygodnia trudno byłoby wam dokładnie przypomnieć sobie pytania i
odpowiedzi. Lektura notatnika daje jasne informacje na temat waszego rozwoju.
Istnieją jednak pytania, których w ogóle nie powinniśmy zadawać niższemu Ja. Dotyczą one
rozwiązań wymagających logicznego myślenia. Może je podać tylko średnie Ja - nasz intelekt. Jeżeli
kiedyś za pomocą rozsądku szukać będziemy rozwiązania problemów zawodowych, kwestii czysto
technicznych, zwróćmy się z prośbą o wsparcie do George'a, gdyż jest on naszym przyjacielem,
pomocnikiem i stróżem.
Kto odnosi sukcesy w pracy z wahadełkiem, nie powinien zniechęcać się moimi
wcześniejszymi uwagami i dalej doskonalić swoje umiejętności! Pomimo korzystania z wahadełka
osoba taka może stać się wybitnym adeptem Huny i nawiązać kontakt ze swoim Wyższym Ja. Może
również pracować z wróżką, a nawet używać wahadełka jako różdżki. Znam wyśmienitego
różdżkarza, który na wolnym powietrzu używa różdżki lub gołych rąk, nad mapą jednak pochyla się z
wahadełkiem, aby ze stuprocentową pewnością stwierdzić występowanie złóż ropy albo zbiorników
wodnych. Praktykuje on to od lat w stopniu mistrzowskim. O tym, że wahadełko dostarcza
konkretnych, sprawdzalnych wyników, najlepiej świadczy fakt, że fabryka chemiczna Sandoz w
Bazylei zatrudniła dwie osoby posługujące się wahadełkiem, aby odkryły zasoby wodne w krajach
tropikalnych, gdzie firma ta zamierzała wybudować nowe zakłady
.
Oto jeszcze inne „standardowe pytania" kierowane do George'a, które mogą jednak służyć
tylko jako przykład. Każdy z was w miarę postępów w kontaktach z George'em powinien
sformułować własne pytania, ponieważ służą one badaniu waszego niższego Ja, to znaczy waszego
charakteru, i stanowią wstępny etap do pracy z George'em, którą wcześniej nazwałem
„autopsychiatrią". Na początku można zadać pytanie: „Lubisz się bawić?". Odpowiedź prawie
zawsze będzie twierdząca, a jeśli nie, to powyższe pytanie można uznać za wstęp do dalszych badań.
Jeżeli ktoś ma odwagę, powinien postawić pytanie: „Czy lubisz słodycze?". Gdy odpowiedź
George'a brzmi „tak", wtedy średnie Ja powinno udzielić logicznych i przekonujących wyjaśnień na
temat przykrych skutków łakomstwa. „Czy się boisz?" - to pytanie postawiłbym dopiero w póź-
niejszym czasie, gdy współpraca z George'em będzie przebiegać bez problemów. Stanie się ono
punktem wyjścia do podstawowych rozważań na temat strachu niższego Ja: strachu przed chorobą,
złymi wynikami, krytyką. Badania te można prowadzić przy użyciu wahadełka, kiedy to średnie Ja
zadaje pytania, a niższe Ja odpowiada. George z tym większym zainteresowaniem będzie postępował
za wywodami średniego Ja, im trafniejsza okaże się jego odpowiedź.
Czasem mądrze jest podejść do George'a w sposób psychologiczny. Być może jego niechęć do
szefa jest tak silna i „alergiczna", że nie powinniśmy mu radzić: „No, George, prześlij teraz panu
Meierowi wiele czułych myśli przez sznur aka!". Może się zdarzyć, że niższe Ja odbierze naszą
sugestię tak, jakbyśmy weszli do kogoś do domu razem z drzwiami, i silna niechęć do pana Meiera
skłoni je do wycofania się. Jeżeli natomiast, posługując się wahadełkiem, postawicie pytanie: „Czy
lubisz szefa?", George może odpowiedzieć „tak" lub „nie" (przypuszczalnie odpowiedź będzie
przecząca). Stworzy to punkt wyjścia do gruntownego, logicznego i racjonalnego omówienia sprawy,
co w końcu doprowadzi do o wiele bardziej przekonującego i łatwiejszego przesłania wyrazów
miłości po sznurze!
Gdy wasze zaufanie do George'a jest już ugruntowane, możecie zadawać mu trudniejsze
pytania w rodzaju: Czy masz złe wspomnienia? Czy żałujesz samego siebie? Czy popadasz w
depresje? Czy wierzysz w Boga?
Jeżeli dobrze pamiętacie swoje sny, może zadawać niższemu Ja pytania bez używania
wahadełka i prosić je, aby udzieliło odpowiedzi we śnie. Wielu moich studentów Huny osiągnęło w
tym dobre wyniki! Przed zaśnięciem można porozmawiać z George'em i powiedzieć mu: „Daj mi
piękny sen, daj mi odpowiedź na to pytanie i postaraj się, abym ją sobie przypomniał". Później można
położyć obok siebie na łóżku magnetofon i z całą świadomością powiedzieć George'owi, że nie
trzeba będzie wyciągać latarki, papieru i ołówka, lecz po obudzeniu się wystarczy nacisnąć budzik i
nagrać sen na taśmę. Jest to wygodne dla średniego Ja i równocześnie zachęcające dla George'a.
Na zakończenie jeszcze kilka rad, jak można przy udziale George'a i za pomocą wahadełka
znaleźć zgubione rzeczy? W odpowiedzi na to pytanie chciałbym przedstawić sprawdzoną przeze
mnie „technikę okrążania".
Przyjmijmy, że nie mogę znaleźć ametystu, który otrzymałem w prezencie. Zwracam się
wtedy do George'a: „George, zastanówmy się wspólnie. Kiedy ostatnio mieliśmy ten kamień w
ręce?". W ten sposób zaczynamy na ogół wtedy, gdy czegoś szukamy, i na razie nie posługujemy się
wahadełkiem. Gdy prosimy George'a, aby sobie coś przypomniał i przesłał nam obraz wspomnienia,
z jego udziałem będzie on wyraźniejszy i napłynie szybciej.
Jeżeli próba przypomnienia nie dała rezultatu, biorę do ręki wahadełko i pytam": „Czy
zapodziałem ten kamień w zeszłym tygodniu?". Jeśli odpowiedź brzmi „tak", próbuję
zrekonstruować wydarzenia z poprzedniego tygodnia; jeżeli natomiast George odpowie „nie", muszę
jeszcze dalej posuwać się wstecz. Mogę bezpośrednio zapytać o datę, lecz muszę tak sformułować
pytanie, aby odpowiedź nie była datą, ale brzmiała „tak" lub „nie". Mogę również spytać: „Czy
kamień jest w mieszkaniu?". Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, dalsze badanie nie sprawi trudności:
„Czy jest on w kuchni? - Nie. W pokoju stołowym? - Tak. Po lewej stronie od drzwi? - Nie". (Wtedy
oczywiście leży on z prawej strony). Nigdy nie należy pytać: „Czy kamień leży po lewej, czy po
prawej stronie?". Jeżeli kamień znajduje się poza mieszkaniem, również możemy go zlokalizować,
na przykład za pomocą mapy.
śyczę wam, byście niczego nie zgubili, lecz gdyby tak się zdarzyło: dużo szczęścia przy
szukaniu!
Jak zacząć ćwiczenia z wahadełkiem? Weźcie obrączkę lub dużą nakrętkę, przeciągnijcie
przez nią nić i po prostu spróbujcie.
Literatura na temat wahadełka jest obszerna. Pisali o nim Nielsen, Mermet, Tressel i Miaker.
Są jeszcze inni autorzy. Każda ezoteryczna księgarnia ma na swoich półkach ciekawe książki
poświęcone wahadełku.
Rozdział 6
Kala - duchowe oczyszczenie
Wygrywa zawsze ten, kto potrafi kochać i przebaczać.
Hermann Hesse
Co oznacza słowo kala? W rozdziale poświęconym odkryciu Huny przez Maxa Freedoma
Longa zajęliśmy się semantyka. Słowo kala jest wręcz sztandarowym przykładem dla semantyki. W
słowniku hawajsko-angielskim pod hasłem ka-la znalazłem dziesięć znaczeń. Pod ka znajdowało się
półtorej gęsto zadrukowanej szpalty, a pod drugą sylaba la ponad połowa kolejnej szpalty. Według
tego słownika ka-la znaczy:
- czyścić, przebaczać, uznać winę;
- rozwiązać, uwolnić (np. zwierzę), otworzyć;
- oszczędzić (kary), zwolnić z umowy, przywrócić światło:
odłożyć rynsztunek, mówić agresywnie, wyostrzyć.
Dwa ostatnie znaczenia dają się zastosować do innych niż nasze celów. Znaczenie
pozostałych słów wyraźnie wskazuje na podobne pojmowanie sensu, pod którym rozumiemy kala w
nauce Huny.
W rozdziale o niższym Ja powiedzieliśmy, że oczyszczenie wymaga intensywnej pracy z
George'em, a ta znowu wymaga całkowitego zaufania. Oczyszczenie jest metoda, która niezawodnie
prowadzi do Wyższego Ja. Jest szczególnie Ważne, gdyż zwątpienie, które później mogłoby
wystąpić u niższego Ja, można usunąć w wyniku oczyszczenia przeprowadzonego wspólnie ze
średnim Ja.
Kala jest procesem, który może trwać wiele tygodni. Powoduje on pozytywne wzmożenie
gotowości niższego Ja i często wywołuje pozytywne zmiany duchowe.
Jak już wiemy, dla niższego Ja wątpliwości są najważniejszymi negatywnymi reakcjami i
przeszkodami, pragniemy je zatem wykluczyć w celu dalszej, owocnej z nim współpracy. Dlatego też
porozmawiajcie ze swoim niższym Ja już teraz, podczas lektury tej książki. Zagadnijcie George'a i
powiedzcie mu coś w tym rodzaju: „Przyjmij to, co teraz wspólnie czytamy, i zachowaj ten materiał
w swojej pamięci, gdyż będzie nam on później potrzebny!".
Jeżeli w czasie procesu oczyszczania niższe Ja na polecenie średniego złożyło jakąś ofiarę w
celu udoskonalenia siebie, to śmiało możemy ów proces potraktować jako wtajemniczenie. Teraz
bowiem nabieramy przekonania, że do tej pory byliśmy nieprawi, akceptujemy ten stan rzeczy i
zmieniamy go. Zaczynamy postępować inaczej: uczciwie prowadzimy interesy, budujemy zaufanie
w małżeństwie, sprawiedliwie zachowujemy się wobec zależnych od nas ludzi i rezygnujemy ze
szkodliwych dla nas przyjemności
Wszystko to brzmi bardzo wzniosie. Czy jest nierealne?
Na to pytanie możecie odpowiedzieć
sami. Choć sam spożywam niewiele mięsa, w żadnym wypadku nie jestem zdania, że trzeba być
wegetarianinem, aby skutecznie przeprowadzić proces oczyszczania. Mamy możliwość wyboru
również w tym zakresie. Rozstrzygnięcie tego typu problemów chcemy pozostawić naszemu
George'owi, który jest przecież nośnikiem sumienia. Gdy mamy już za sobą pierwsze wielkie
oczyszczenie, wtedy nasz George, będący pod wrażeniem wcześniejszego wtajemniczenia, którego
nigdy nie zapomni, chętnie i z przekonaniem stworzy połączenie z Wyższym Ja
Wspomniałem o pierwszym wielkim oczyszczeniu kala, ponieważ ono samo jeszcze nie
wystarcza. Jesteśmy tylko ludźmi i nawet po nawiązaniu kontaktu z Wyższym Ja nie raz się zdarzy,
że popełnimy błąd, że kogoś skrzywdzimy i ponownie ulegniemy starym przywarom, wadom lub
złym przyzwyczajeniom. Przeprowadźmy wówczas dodatkowe oczyszczenie, które przyjdzie nam o
wiele łatwiej niż to pierwsze, podstawowe.
Przeanalizujmy jeszcze inny aspekt znaczenia Kala, zawarty zarówno w nauce Jezusa, jak
również w blisko z nią spokrewnionej religii żydowskiej. W Ewangelii św. Łukasza (15,11-32)
znajdujemy przypowieść o synu marnotrawnym, a więc o wyrażaniu skruchy i powrocie do domu w
fizycznym i psychicznym sensie. Metafora ta jest wyraźnym symbolem oczyszczenia! Decydującą
rolę w tradycji żydowskiej odgrywa słowo Teshuwah. Przez nie rozumie się skruchę oraz powrót do
Boga i prawa. Do tej sfery zalicza się także mocno wyrażone w modlitwie żydowskiego dnia po-
jednania przekonanie, że z góry określony zły los człowieka można odmienić dzięki modlitwie i
skrusze. Uważam, że najlepszymi symbolami kala, jakie można sobie wyobrazić, jest marnotrawny
syn Teshuwah i wspomniana modlitwa!
Również stara żydowska modlitwa nadziei mówiąca, że zła przyszłość może ulec zmianie na
lepszą przez wewnętrzne oczyszczenie, przez „powrót", wyraźnie nawiązuje do Huny. Rozróżnia się
w niej przyszłość skrystalizowaną i przyszłość zmienną. Ta skrystalizowana wydaje się określona
przez los, to znaczy wyznaczona przez godzinę i miejsce urodzenia. Na zmienną przyszłość, jak
mówi nauka Huny, można wpływać przez współpracę z Wyższym Ja, które niezwykle chętnie
wysłuchuje modlitw swoich niższych jaźni i je spełnia pod warunkiem, że - przyjmując za kryterium
swą wiedzę i miłość - uważa intencję modlitwy za właściwą. Jeżeli powyższy tok myślowy
przyjmiemy za własny, przekonamy się, iż dana nam możliwość oczyszczenia jest właściwie
ukoronowaniem wszystkich tych religijnych idei.
W czasie seminariów poznaję ludzi bliżej, dzięki czemu zauważyłem (początkowo ze
zdziwieniem), że wielu uczestników wcale nie potrzebuje oczyszczenia, ponieważ od dawna ma
łączność ze swoim Wyższym Ja. Jednakże do tej pory nic o tym nie wiedzieli ani też nie słyszeli o
Hunie. Są to ludzie dobrzy i obdarzeni łaską, którzy z biegiem lat praktycznie nie zbudowali w sobie
poczucia winy lub których tzw. wina jest tak mała, że nigdy nie przeszkadzała im w połączeniu z
Wyższym Ja. Z pewnością nie są doskonali, bo któż jest idealny? Również ich nękają problemy, lecz
cieszą się oni wewnętrznym spokojem, o który inni czasem rozpaczliwie walczą. Znajdują się w
swoim wnętrzu. Są opanowani, mili, radośni, promieniują spokojem i bezpieczeństwem. Z pewnością
mają wady charakteru, bez wątpienia czasami kogoś krzywdzą; bynajmniej nie są bez zarzutu, lecz
to, czego im brakowało do nawiązania kontaktu z Wyższym Ja, owo Wyższe Ja dało im na drodze
łaski.
Od takich osób powinniśmy się nauczyć, że również my, zwyczajni ludzie, którzy potrzebują
oczyszczenia, nigdy nie zdołamy przeprowadzić go w pełni, perfekcyjnie i do końca. Mógłby tego
dokonać nadczłowiek lub święty. Jeżeli jednak szczerze pragniemy codziennie poddawać się
oczyszczeniu, to reszta, której nie możemy dopełnić, zostanie nam dana w drodze łaski przez nasze
Wyższe Ja. Nasza szczera, dobra wola jest warunkiem jej otrzymania. Później, w miarę przebiegu
oczyszczania z całą pewnością połączymy się z naszym Wyższym Ja, ponieważ z chwilą, kiedy
zdecydowaliśmy się przeprowadzić ten proces, Wyższe Ja wspiera nas swoją pomocą. Nie ma dla
niego większej radości i przyjemności niż informacja, iż średnie Ja i niższe Ja chcą przeprowadzić
oczyszczenie. Wtedy możecie być całkowicie pewni, że wam pomoże. A jaki jest warunek? Jest nim
szczera wola. aby w ścisłej, pełnej zaufania współpracy z niższym Ja pozbyć się wad charakteru i
postępowania.
Dotyczy to nie tylko teraźniejszości i przyszłości, lecz również przeszłości. Przy pomocy
George'a możecie zanalizować swoją przeszłość i zaakceptować ją. Możecie poprosić niższe Ja o
przypomnienie wam zdarzeń oraz sytuacji, kiedy skrzywdziliście innych ludzi lub siebie samych, a
szczególnie wasze niższe Ja i jego sumienie. Istnieje wiele problemów związanych z procesem kala,
jak również z blokadami określonymi w Biblii jako „kamienie na drodze". Ważne jest, abyście wy,
średnie Ja, jako instancja sprawcza, zawarli umowę z niższym Ja w celu podjęcia decyzji, która musi
być szczera, pełna, bezwarunkowa i nieodwołalna. Od tego momentu otrzymacie potężne
wsparcie od Wyższego Ja, co pozwoli wam wznieść się na wyższy poziom etyczny. To, co zrobicie
później, będzie wynikało z punktu widzenia innego, wyższego stanowiska. Zadziałają wówczas
moce, nad którymi zdołacie zapanować, jeżeli staniecie się ich świadomi.
Powtarzam, że oczyszczenie kala w dużym stopniu dotyczy niższego Ja, a dopiero przez nie w
pełnej mierze również średniego Ja. Przypomnijmy, że Wyższego Ja, podobnie jak Boga, nigdy nie
można skrzywdzić. Z powodu nieczystego sumienia George'a z jednej strony zerwane zostaje
połączenie między średnim i niższym Ja, a z drugiej z Wyższym. George odpowiedzialny jest za
pamięć, a w związku z tym również za sumienie. Może przerwać połączenie z Wyższym Ja, jeśli
czuje, iż nie jest godzien nawiązania z nim kontaktu. Mechanizm ten funkcjonuje automatycznie i
przez to jest nieubłagany. Zmusza to nas do konsekwentnego przeprowadzenia oczyszczenia.
Przebaczenia nie otrzymamy od Wyższego Ja ani od Boga, lecz od ludzi lub istot, które
skrzywdziliśmy. Drugą możliwością zmazania winy jest pewna forma zadośćuczynienia, po którą
możemy sięgnąć, jeżeli nie możemy uzyskać przebaczenia.
Inicjatywa, by przeprowadzić oczyszczenie, należy zawsze do średniego Ja. Jeżeli
zdecydowaliście się poddać temu procesowi, powinniście najpierw z rozwagą i w skupieniu zająć się
w myślach sobą. „Sobą" oznacza tutaj - swoim niższym i średnim Ja. Jeżeli znajdujecie się w
punkcie, w którym chcielibyście rozpocząć oczyszczanie, sprawdźcie za pomocą odpowiednich
pytań gotowość waszego niższego Ja, ponieważ warunkiem powodzenia jest pełen zaufania kontakt z
George'em. Zanim przystąpicie do oczyszczenia, odczekajcie pewien czas. Gdy jesteście już gotowi,
najpierw posłuchajcie głosu rozsądku, a dopiero później kierujcie się emocjami niższego Ja - wtedy,
gdy będą one przydatne, a więc w momencie, gdy wypytacie swojego George'a i zechcecie omówić z
nim szczegóły. Za pierwszą wytyczną rozumowych przemyśleń oraz rozważań przyjmijcie zasadę
Huny: nigdy nie krzywdzić, zawsze pomagać. Rozszerzeniem tej zasady jest dziesięć przykazań.
Zapytajcie więc samych siebie z całkowitym spokojem, kiedy i gdzie uchybiliście owej
zasadzie. Postawcie sobie takie pytania, jak: Kto jest na mnie zły? Dlaczego? Czy mam wrogów?
Jeżeli tak, czy to ja sam wywołałem wrogie uczucia innych osób? Czy żywię nienawiść? Czy
pozostałem uparty w sytuacji, w której wspaniałomyślnie powinienem był przebaczyć? Czy moje ego
zabroniło mi darować komuś winę? To my w naszej wspaniałomyślności musimy być tymi, którzy
przebaczają pierwsi, ponieważ najpierw trzeba „odpuścić naszym winowajcom", a dopiero później
oczekiwać „odpuszczenia naszych grzechów". Jest to typowo esseński sposób myślenia. Czy
człowiek, któremu wybaczyliście, odniósł z tego powodu jakąś korzyść? I tak, i nie. Tak -jeżeli
pozostajecie z nim w kontakcie i możecie doprowadzić do właściwego pojednania, z którego oboje
będziecie się cieszyć. Nie -jeśli kontakt ten jest niemożliwy lub gdy inni nie życzą go sobie. W takim
przypadku dana osoba nie odniesie żadnej korzyści z waszego przebaczenia. Pomimo to wy jesteście
tymi, którzy przebaczają, a dzięki temu odnosicie największą korzyść, ponieważ przebaczenie wy-
bawia was i uwalnia.
Czy przez to, że wybaczamy, jesteśmy egoistami, gdyż dzięki temu otrzymujemy
wybawienie? Ależ skąd! Wybaczenie jest naszym obowiązkiem. Wyzwolenie, którego do-
świadczamy, jest łaską, nagrodą, którą otrzymujemy dzięki aktowi przebaczenia. Ma tutaj
zastosowanie zasada: „Służ, aby sobie zasłużyć". Czy służenie można uznać za egoistyczny środek
do celu? Nie, chyba że w stosunku do osoby, która źle rozumie słowo „zasłużyć". Zasada powinna
więc brzmieć jednoznacznie: „Służ, a zasłużysz sobie" - tak jak w przypadku przebaczenia.
Moje wywody dotyczące tak ważnego elementu w procesie oczyszczania, jakim jest
przebaczenie, chciałbym zamknąć pewną trafną jego charakterystyką. Zawdzięczamy ją jej autorowi
- Robertowi Muellerowi, byłemu zastępcy sekretarza generalnego ONZ. Swój wiersz napisał z okazji
„Międzynarodowego Tygodnia Przebaczenia 1986 - 1988". któremu przyświecała dewiza: „Każde
przebaczenie jest prezentem dla samego siebie". Utwór Roberta Muellera nosi tytuł:
„Postanowienie przebaczenia". W słowie „postanowienie" zawarty jest akt woli, który pochodzi od
średniego Ja. Jak już podkreślono, również na oczyszczenie trzeba się zdecydować. Wiersz Muellera
brzmi:
POSTANOWIENIE PRZEBACZENIA
Zdecyduj się na przebaczenie,
bo mściwość jest złem, mściwość zatruwa.
Nienawiść i gniew wyniszczają nas i pomniejszają.
Ty musisz być tym, kto pierwszy przebacza,
kto uśmiecha się i czyni pierwszy krok.
Zobaczysz szczęście rozkwitające
na twarzy bliźniego,
brata i siostry.
Bądź zawsze pierwszy.
Nie czekaj, aż inni przebaczą,
gdyż dzięki przebaczeniu
zapanujesz nad losem.
Będziesz kształtował życie i czynił cuda.
Przebaczenie jest najwyższą i najpiękniejszą formą miłości.
W zamian za nie otrzymasz niezmierzony spokój
i doskonałe poczucie szczęścia.
Wszystko, co do tej pory powiedziano na temat przebaczenia, jest ważne. Najważniejsze
jednak jest to, abyśmy przebaczyli samym sobie. Wielu ludzi (ja również) mierzy siebie surową,
bezlitosną miarą. Jest to szkodliwe, dla was i dla mnie, dla naszej rodziny, dla naszych przyjaciół i
współpracowników. Bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiali, pobłażliwi, wybaczajmy i pozwólmy
sobie od czasu do czasu na pewną „niedbałość", ponieważ w chwilach odprężenia, wewnętrznego
spokoju mogą się w nas zrodzić twórcze myśli, które zmienią nasze życie na lepsze.
W rym miejscu konieczna wydaje się mała dygresja na temat win, których można by szukać
po drugiej stronie życia lub których nie jesteśmy świadomi. Kilku studentów Huny, zajmujących się
swoim oczyszczeniem, spytało mnie o regresje, które zamierzali przeprowadzić na sobie. Podczas
regresji specjalista wpływa na psyche (w naszym przypadku niższe Ja) osoby, która cofa się w czasie
i przypomina sobie wcześniejsze zdarzenia; i to nie tylko z dzieciństwa, lecz również ze swoich
wcześniejszych istnień. Regresje mogą przeprowadzić tylko doświadczeni specjaliści, bo w
przeciwnym razie może dojść do kłopotów. Ogólnie nie jestem przeciwny tym eksperymentom,
mimo że nigdy się im nie poddawałem. Chciałbym jednak ostrzec przed bezkrytycznym
przyjmowaniem rezultatów regresji.
Ludzie, którzy przeżyli powrót do poprzedniego życia, doznają czasem głębokiego wstrząsu, a
przez to tracą pewność siebie. Ich George, który usłyszał informacje od terapeutów
przeprowadzających regresje, jest wstrząśnięty, nieraz nawet zrozpaczony, gdy słyszy, jakich
strasznych przestępstw dopuścił się w poprzednim życiu. Niższe Ja czuje się winne i rozpaczliwie
szuka okazji do zrzucenia z siebie balastu przeszłości.
Łatwo sobie wyobrazić, jak niekorzystnie może wpływać taki stan ducha na George'a
przechodzącego właśnie proces oczyszczania. Jestem przekonany, że doświadczyliśmy większej
liczby istnień ziemskich, lecz również mocno wierzę w to, że moje obecne życie jest wypadkową
wszystkich poprzednich. Cieszę się, jeśli za pomocą oczyszczenia mogę uwolnić się od brzmienia
wcześniejszych win, i w obecnym życiu uczę się tego, czego Bóg ode mnie oczekuje. Dlatego też
jestem przekonany, że moje teraźniejsze życie jako podsumowanie wcześniejszych istnień zawiera
nie tylko złe czyny i przestępstwa, lecz również „kredyt", który zdobyłem z powodu uszczęśliwiania
innych osób. Wydaje mi się logiczne i rozsądne, że zajmuję się teraźniejszym bilansem mojego życia.
Zawsze się uchylałem przed dodatkowym obciążeniem siebie wynikającym z regresji, a przez to
przed podwójnym obwinianiem się za dokonane czyny, które w dzisiejszym bilansie dawno zostały
uwzględnione. Nie odrzucam jednak regresji, radzę tylko, aby przeprowadzali je doświadczeni
fachowcy i nie w czasie procesu oczyszczania.
Wiemy już zatem, jak podjąć decyzję o przeprowadzeniu oczyszczenia i co zrobić, aby je
wykonać. Tak więc najpierw spróbujcie przypomnieć sobie wcześniejsze zdarzenia, które teraz
potępiacie, po czym z całą otwartością omówcie je ze swoim niższym Ja. Następnie, prowadząc
ożywiony dialog z George'em, odkryjcie słabości i niedoskonałości własnego charakteru. Wasze
wady wcale nie muszą być poważne, ale mimo to mogą bardzo przeszkadzać. Nienawiść, nieżyczli-
wość, zawiść i zazdrość niekoniecznie muszą być wyraźnie rozwinięte, mimo to mogą zasadniczo
wpływać na charakter, a przez to również na sposób postępowania. Jeżeli stanowczo, aczkolwiek bez
samoudręczenia „wypowiecie wojnę" owym słabościom i wyjaśnicie George'owi, jak byłoby dobrze,
gdybyście wspólnie mogli się ich pozbyć, możecie liczyć na owocną, a nawet pełną zachwytu
współpracę swojego niższego Ja. W niektórych przypadkach bardzo pomocne może okazać się
wahadełko.
Nie bądźcie zaskoczeni, jeżeli na którymś etapie oczyszczania odczujecie niezadowolenie. Im
lepiej poznacie George’a, tym wyraźniej będziecie wyczuwać jego opór, co będzie dla was oznaką, że
niższe Ja już nie współpracuje z wami tak, jak powinno. Nie okazujcie zniecierpliwienia, psychologia
bowiem, podobnie jak Huna, zna proces zwany „wyparciem". Nauka Huny posługuje się tu bardzo
wyrazistym pojęciem czarnego worka.
Wyobraźcie sobie, że wasz drogi George ma cechy charakteru, których się wstydzi, które
ukrywa i nie pozwala im wypłynąć na powierzchnię; schował je po prostu w czarnym worku. Jest to
jego nietykalny, ściśle prywatny obszar. George troszczy się nawet o to, aby jego średnie Ja nie miało
o tym worku pojęcia, ponieważ odczuwa wstyd. Jeśli jednak średnie Ja wie o owej ciemnej sferze
(jesteście teraz jej świadomi, bo o niej czytacie) i jeżeli wasz George, który czyta razem z wami, wie,
„że wy wiecie", to przestanie się opierać i dojdzie do wniosku, że współpraca z wami może
zbawiennie wpłynąć na usunięcie czarnego worka. Pamiętajcie więc, że George czyta tę książkę
razem z wami. Niższe Ja notuje to, czego wy -jako średnie Ja - uczycie się w tej chwili, i żywi
nadzieję, że jego własny czarny worek kiedyś zniknie! Porozmawiajcie więc z nim i powiedzcie mu:
„No, George, obejrzyj sobie ten czarny worek. Będzie coraz mniejszy i mniejszy, aż wreszcie zniknie
zupełnie!". Wtedy George wytworzy obraz odpowiadający tym myślom, uczepi się go i może się
zdarzy, że już samo to krótkie ćwiczenie wystarczy, aby czarny worek przestał istnieć. Spróbujcie!
Kiedy przed laty chciałem uwolnić mojego George'a od czarnego worka, nie było to łatwe, ale
moje doświadczenie jest dobrym przykładem, jak można wspólnie z George'em zająć się ciemnym
obszarem naszej osobowości. Zapytałem George'a, czy moglibyśmy w myślach (które następnie
staną się rzeczywistością) przekazać worek miejskiej oczyszczalni śmieci. On jednak tego nie chciał.
W końcu poprosiłem go: „Powiedz mi, jak chcesz go zniszczyć!". Minęły dwa dni, zanim przyszedł
mi do głowy pomysł, który -jak się później okazało - pochodził z pewnością od mojego niższego Ja.
Dotyczył on podróży, którą wyobraziliśmy sobie w bardzo realistyczny sposób.
George i ja, jak dobrzy kompani, chwyciliśmy ten złowieszczy czarny worek z obu stron.
Wyszliśmy z domu i wznieśliśmy się w powietrze. Naturalnie umieliśmy latać. Czy ktoś mógłby w to
wątpić? Polecieliśmy do Holandii, do miejscowości, w której przed kilku laty spędziliśmy z rodziną
bardzo udany urlop. Nasz lot -ja z lewej strony, w śród ku czarny worek, a z prawej strony George -
upłynął szybko i bez żadnych przeszkód. Wylądowaliśmy na plaży przed zielonym domkiem
kempingowym numer 131, który swego czasu wynajmowaliśmy podczas urlopu. Otworzyliśmy drzwi
kluczem, znajdującym się w zamku. Znaleźliśmy łopatę, kanister z benzyną i zapałki. Był odpływ,
wspaniale świeciło słońce. W odległości pięćdziesięciu metrów widać
było morze i złocistą plażę.
Wziąłem kanister i łopatę, a George niósł czarny worek i zapałki.
Doszliśmy na plażę i postawiliśmy wszystko na piasku. Wykopałem dół, wystarczająco
głęboki i szeroki, aby zmieścił się w nim czarny worek. Następnie George wrzucił worek do wykopu.
Otworzyłem kanister i obficie polałem worek benzyną. George podał mi zapałki. Odniosłem kanister
na bok, wróciłem na miejsce, zapaliłem zapałkę, wrzuciłem ją z rozmachem do dołu i odbiegłem
kilka metrów dalej. George uczynił to samo. W powietrze wzniósł się potężny słup ognia, któremu
przyglądaliśmy się z wielką radością (chyba musi być w nas coś z piromanów). Benzyna spaliła się,
czarny worek również i pozostała tylko garstka popiołu. Byliśmy zadowoleni; wzięliśmy nasze
rzeczy i wróciliśmy do domku letniskowego, który stał na podwyższeniu z cegieł. Usiedliśmy na
progu w drzwiach i huśtaliśmy nogami. Po kilku minutach, dużo szybciej, niż byłoby to w
rzeczywistości, nastąpił przypływ. Woda obmyła całą plażę aż do naszego domku, opłukując nam
nasze gołe stopy. Później ustąpiła, równie szybko, jak napłynęła. Plaża była znowu nieskazitelnie
czysta. Dół i popiół zniknęły. Zapytałem George'a: „Czy teraz jesteś zadowolony?". Odpowiedział:
„Tak, w stu procentach!". Polecieliśmy więc z powrotem do domu, trzymając się za ręce i
odczuwając wielką satysfakcję.
Przypomniałem sobie później ów pomysł, przekazany mi przez George'a, który doprowadził
do naszej podróży do Holandii. Dopiero wówczas zrozumiałem głęboki sens ceremonii spalenia:
wystąpiły w niej cztery żywioły - woda, ogień, ziemia i powietrze!
Wróćmy jednak do oczyszczenia kala. Podane niżej wskazówki powinny umożliwić jego
szczere, pełne i skuteczne przeprowadzenie. W procesie tym nie tyle chodzi o nas samych, ile raczej o
ludzi, których skrzywdziliśmy przed laty lub dopiero w zeszłym tygodniu, a więc naszych krewnych,
kolegów z klubu sportowego, z pracy, przechodniów lub kierowców. Powinniśmy naprawić nasze
błędy. Ja na przykład przeprosiłem ciocię Emmę, która rzeczywiście jest nieznośna i do której
odezwałem się bardzo niedelikatnie. Zrobiłem to otwarcie, i do tego w obecności jej siostrzeńca.
Przeprosiny wymagały ode mnie odwagi i przełamania sie. Jest to zresztą nierozłącznie związane z
przeprosinami. Gdy zawierają one jakiekolwiek ślady urazy, gniewu, złości lub niezdecydowania i
braku miłości, wtedy nie są szczere i prawdziwe! Prośba o wybaczenie wymaga wewnętrznego
przygotowania, uwolnienia się od chęci ataku, dążenia do pojednania. Gotowość do przeprosin może
być owocem nagłego zrozumienia. Czasami poprzedzają je nieprzespane noce lub długie zmaganie
się z urazami. Wszystko jedno, jaką podążymy drogą: trzeba iść nią świadomie i do końca.
Przeprosiny są jak ofiara całopalna; gdy ją złożymy, nie otwierając się przy tym całkowicie,
zatracimy jej właściwy cel.
Przeprosiny w rodzinie nie powinny przysparzać nam kłopotów. Jednakże w pracy lub w
ogóle w kontakcie z obcymi osobami czasami dużo trudniej jest zdobyć się na prośbę o wybaczenie.
Uważamy, że się poniżymy, i własna duma nie pozwala nam uczynić takiego gestu. W gruncie rzeczy
jest to tylko głos naszego małostkowego ego, który musimy zagłuszyć, ponieważ człowiek umiejący
przeprosić za swoje uczynki jest tak wielki, że stoi o niebo wyżej od tego, kto pełen jest fałszywej
dumy. Dlatego też każdy błąd, na jakim się przyłapiemy, powinniśmy natychmiast skorygować.
Skorygować to znaczy przeprosić ludzi, których skrzywdziliśmy. Wtedy urażona osoba
spontanicznie przyjmie przeprosiny, natomiast gdy dopiero po dwóch dniach zadzwonimy do niej,
prosząc o wybaczenie, może odłożyć słuchawkę, ponieważ przez ten czas jej gniew urośnie w siłę.
Jak należy postąpić, gdy podczas oczyszczania przypomnimy sobie o ludziach, którym
wyrządziliśmy krzywdę, a którzy już nie żyją bądź przebywają z dala od nas. a my nie znamy ich
nowego adresu? Pamiętajcie, że nadal jesteście z nimi połączeni sznurem aka (dotyczy to również
osób zmarłych). Powinniście więc przesłać tym ludziom lub istotom duchowym waszą miłość do
nich i prośbę o przebaczenie. Możliwe, że wasz George poczuje się usatysfakcjonowany tym
szczerym aktem. Ale może się również zdarzyć, że jako nosiciel sumienia uzna. iż transmisja po
sznurze aka jest tylko tanim przetargiem i należy uczynić coś więcej! Co wtedy? Należy dokonać - o
czym była już mowa - zadośćuczynienia. Powinno ono polegać na czymś, co wymaga pewnego
wysiłku lub zabiera czas, a więc jest swoistą ofiarą, jaką składacie w celu otrzymania wybaczenia.
Mogą to być na przykład odwiedziny u chorego, do których wcale nie jesteśmy zobowiązani. „Czy
nie jest to nieszczere?" - zapytano mnie pewnego razu w czasie seminarium. Nie, nie sądzę. Chory
ucieszy się z odwiedzin i kwiatów. Może być nawet zaskoczony, lecz nie wie nic o zadośćuczynieniu,
będącym pobudką odwiedzin.
Możecie też zapytać wprost: „George, komu mogę pomóc?". Może ktoś potrzebuje rady przy
wypełnianiu rocznego oświadczenia podatkowego, może moglibyście zawieźć gdzieś ułomnego
sąsiada, jeżeli macie samochód, a może tak wychowacie siebie i George'a, że będziecie uważniej
słuchać skarg i żalów innych ludzi. Wtedy chętniej podejmiecie próbę pomocy bliźnim, czego
wcześniej prawdopodobnie byście nie zrobili.
Proces oczyszczenia wymaga, jak widać, przede wszystkim czujności. Jeżeli w ogóle nie
mamy pojęcia, co należałoby zrobić, można wpłacić pieniądze na rzecz organizacji dobroczynnej,
jednak brak tej sumy w kieszeni powinniśmy odczuć; parę złotych z pewnością nie wystarczy!
Ostatnią możliwością jest szczególnie skuteczne zadośćuczynienie, jakim jest post. Jeżeli choćby
przez jeden dzień będziecie świadomie pościć, aby wynagrodzić określoną krzywdę, George z
pewnością będzie zadowolony. Kiedy jednak pościcie, by schudnąć... sumienny i skrupulatny George
tego nie zaakceptuje!
Wiecie już o istnieniu sznura aka, który łączy was z George'em i Wyższym Ja. Wiecie
również, że George, nośnik sumienia, nie użyje sznura aka, tylko go odłączy, jeżeli ma nieczyste
sumienie i nie czuje się godny kontaktu z Wyższym Ja. Dlatego też ważne jest, abyśmy szczerze
postarali się przeprowadzić oczyszczenie, pomimo iż zdajemy sobie sprawę, że nie jest ono całkowite
i nie może takie być, jesteśmy bowiem tylko ludźmi. Może trzeba będzie uświadomić niższemu Ja, że
jesteśmy istotami ułomnymi, zwłaszcza wtedy, gdy jest ono perfekcjonistą. W tym przypadku
dajemy mu do zrozumienia, że ta część oczyszczenia, której brakuje do pełni i której nie możemy
zrealizować, zostanie nam ofiarowana przez Wyższe Ja na drodze łaski. Ważne w oczyszczeniu kala
jest to, aby wykluczyć wszelkie wątpliwości George'a.
Na zakończenie chciałbym zapoznać was z krótkim, prostym ćwiczeniem kala, które możecie
przeprowadzić nawet wtedy, gdy nie jesteście jeszcze gotowi do rozpoczęcia właściwego
oczyszczenia. Już teraz może ono zapewnić waszemu George'owi podstawę do przyszłej pracy.
Usiądźcie wygodnie i zamknijcie oczy. Powiedzcie George'owi: „Jeśli kiedyś przystąpimy do
oczyszczenia, co mi wtedy powiesz? Co cię dręczy? Za co poczuwasz się do winy? Z czego chciałbyś
się oczyścić? Jak mogę ci pomóc? Pomóż mi w ciągu następnych trzech minut, gdy będziemy o tym
myśleć".
Odłóżcie książkę, zamknijcie oczy i wykonajcie to proste ćwiczenie!
Rozdział 7
Wyższe Ja
A ponieważ duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy duch przynależy do jakiejś istoty,
zmuszeni jesteśmy założyć istnienie istot duchowych.
Max Planck
Istota i kształt Wyższego Ja
Już na początku tej książki była mowa o Aniele Stróżu dzieci. Gdy przykładowo „Wiener
Kurier" oznajmia: „Dziecko spadło z wysokości dziesięciu metrów na beton, doznając niewielkich
obrażeń", uznaję to za typowy przykład działania takiego anioła. Powiedziano również, że Anioł
Stróż nie znika w miarę rozwoju dziecka, lecz przy nim pozostaje. Jako dorośli mamy obowiązek
świadomego zbliżania się ku niemu. Musimy stać się godni nawiązania z nim kontaktu, tak by nas
zaakceptował. Nasze Ja dokładnie wie, czy na to zasługujemy.
Według pojęć Huny, symbolem Wyższego Ja jest świetlista postać, świetliste ciało aka. Max
Freedom Long określa Wyższe Ja jako przewód n i ka, towarzysza i obrońcę. Jest ono istotą o
wyższej wiedzy, większym rozsądku, sile i dobru, a przede wszystkim posiada więcej łaski. Long
nazywa je również Duchem Rodzicielskim. Pod pojęciem tym należy rozumieć nie fizycznych
rodziców, lecz -mówiąc obrazowo - duchowe połączenie Adama i Ewy, dwoje w jedności, ponieważ
Wyższe Ja tworzy nowe, a stare odnawia. Wyższe Ja oczekuje od nas wiary, jednak nie ślepej, lecz
zbudowanej na rozsądku i doświadczeniu. Dzięki praktykowaniu Huny wiara w Wyższe Ja
przeobraża się w końcu w wiedzę, że ono istnieje i zawsze jest przy nas, gdy je przywołujemy.
Jeżeli czujemy się głęboko utwierdzeni w nauce Huny, podobnie dzieje się z naszą wiarą w
Boga. Jeśli jesteśmy powiązani z naszym Wyższym Ja i prowadzeni przez nie, pewnego dnia
dotrzemy do punktu, w którym rzeczywiście zbliżymy się do Boga. Stracimy wtedy naszą wiarę w
Niego - zastąpi ją wiedza. Wiedza ta będzie wówczas niewzruszona. Wiara może być wielka i bardzo
silna, lecz nawet najgłębsza wiara nie jest wiedzą, ponieważ w jej pojęciu kryje się zawsze możliwość
zwątpienia. Gdy połączymy się z naszym Wyższym Ja, odczujemy potężną wewnętrzną pewność i
bezpieczeństwo. Prowadzeni pewną ręką Wyższego Ja, przeżyjemy na naszej drodze życia
doświadczenia, które są niezbędne, aby naszą wiarę zastąpić wiedzą. Jest to ta niewzruszona i
doskonała wiedza, która ustanawia pełne i rzeczywiste połączenie z Wyższym Ja oraz z Bogiem.
Wyższe Ja prowadzi nas na wyższy stopień świadomości - na wyższy poziom świetlny;
zmienia naszą przyszłość i wpływa na nią. Wyższe Ja spełnia wszystkie nasze życzenia i modlitwy,
które uważa za dobre dla nas, proszących i modlących się. Czyni to na podstawie swojej wiedzy i
wglądu w przyszłość. Dopóki nie jesteśmy tego świadomi, może nas to doprowadzać do konfliktów.
Będzie
O tym mowa w rozdziale na temat modlitwy Huny. My - z całą naszą ludzką wiedzą - nigdy
nie dorównamy Wyższemu Ja w jego wiedzy i umiejętności przewidywania.
Jako ludzie, nie potrafimy widzieć przyszłych wydarzeń
1 dlatego nie wszystkie nasze modlitwy się spełniają. Jednak powinniśmy zdawać sobie
sprawę, że Wyższe Ja tylko czeka na to, byśmy je zawołali i to właśnie teraz, w stadium, w którym się
znajdujemy i być może pierwszy raz słyszymy o Hunie. Nie uważam bynajmniej za przypadek, że
kupiliście tę czy inną książkę o Hunie. Wasze Wyższe Ja od dawna niecierpliwie czeka, by nawiązać
z wami kontakt, czeka aż je zawołacie. Człowiek poważnie zajmujący się Huną ma już pełne
wsparcie swojego Wyższego Ja.
Wiemy już, że średnie Ja przejmuje inicjatywę w nawiązywaniu kontaktu z Wyższym Ja. Ale
dopóki życzenie to nie jest dostatecznie wyraźnie sformułowane i obudzone przez średnie Ja, Wyższe
Ja przygotowuje obie swoje niższe jaźnie do spotkania z nim.
Teza, że Bóg i Wyższe Ja są jednym i tym samym, należy do takich, których nie można
udowodnić. Cały wszechświat możemy uważać za Boga, jednak w naszej ludzkiej naturze leży
rozumienie Boga jako osobowości podobnej do człowieka. Dopiero gdy doświadczymy Wyższego
Ja, możemy utożsamić je z Bogiem, ale nie zdołamy podać na to żadnych argumentów. Jeżeli
będziemy kierowali się tą myślą, zrozumiemy wiele spraw. W przypadku znacznej liczby osób myśl
ta zamieniła się w wiedzę dopiero dzięki doświadczeniu. Biblia pełna jest odniesień do Boga,
stanowiących dla wielu ludzi prawdziwy problem, znany także mnie. Uważałem za
niewypowiedzianie trudne zbliżenie się do Boga. Był on dla mnie „niezwykle odległy". Nie mogłem
sobie wyobrazić, że w ogóle można zbliżyć się do tak doskonałej istoty. Później, gdy poznałem Hunę,
przekonałem się, że wcale nie tak trudno jest skontaktować się ze swoim Wyższym Ja. Wyższe Ja
stało się nagle mostem do Boga, a most ten jest Bogiem. Jest to idea esseńska, którą w innej formie
przedstawił również Jezus. Wystarczy, że wiemy, iż nauka Huny daje nam dokładne wskazówki, w
jaki sposób możemy dotrzeć do Wyższego Ja. Po dotarciu do niego pozbywamy się niepewności,
nieśmiałości, bojaźni i obaw. Zyskujemy odwagę, by uczynić krok zbliżający nas do Boga, ponieważ
wiemy, iż Wyższe Ja należy do nas, jest częścią nas i możemy się do niego zwrócić z pełnym
zaufaniem.
Każdemu, kto zaczął interesować się Huną, chciałbym zacytować definicję Wyższego Ja, za
którą jestem nieskończenie wdzięczny M. F. Longowi. Znalazłem ją w małym tomiku
zatytułowanym Short Talks on Huna. Chodzi tutaj o wczesne prace Longa, których zbiór
opublikował Otha Wingo. Na stronie 44 czytamy:
„Z istoty Wyższego Ja wynika, że jest ono najbardziej logiczne, wiarygodne i pewne. Wyższe
Ja sprowadza Boga w nasz zasięg. Możliwe, że ponad Wyższym Ja istnieją coraz to wyższe istoty,
lecz dla naszych celów i bezpośredniej pomocy wystarczy nam wiedzieć, że Wyższe Ja przebywa z
nami, że jest częścią nas i że gotowe jest pomagać nam wtedy, gdy nauczymy się tego, co konieczne,
aby je przywołać. Dlatego też Wyższe Ja w tak naturalny sposób chroni dziecko, ponieważ nie mogło
się ono jeszcze nauczyć, co jest konieczne.
Modliliśmy się do Boga pod różnymi imionami i w różnych językach, a wszystkie te modlitwy
trafiły do Wyższego Ja".
Nigdzie nie znalazłem lepszej definicji i lepszego wyjaśnienia istoty Wyższego Ja. Sądzę, że
Long zawarł tutaj wszystko, co powinniśmy wiedzieć o Wyższym Ja. Szczególnie ważna wydaje mi
się uwaga, że Wyższe Ja jest gotowe nam pomagać, jeżeli nauczymy się tego, co jest potrzebne, aby
je przywołać.
Long sformułował jeszcze jedną myśl, która bardzo mnie zaciekawiła, a mianowicie, iż ponad
Wyższym Ja istnieć mogą jeszcze wyższe istoty. Idea ta doprowadziła mnie do pewnego pojęcia w
Biblii, którego nigdy nie mogłem zrozumieć. W Starym Testamencie wiele razy mówi się o „Panu
Bogu Zastępów". Nie znalazłem na to żadnego wyjaśnienia. Określenie „zastępy" wskazuje na
gotowość do jakiejś walki. Poza tym musi chodzić o zastępy pańskie jako o szeregowych żołnierzy, z
pewnością nie oficerów i grupy specjalne. Nauka Huny nasunęła mi myśl, że być może te pięć lub
sześć miliardów Wyższych Ja, należących do ludzi, to właśnie owe zastępy. Wydaje mi się bardzo
logiczne i w żadnym wypadku nie pozbawione sensu, jeżeli potraktujemy nasze Wyższe Ja jako
niższą kategorię w hierarchii istot niebieskich, jako piechotę, zastępy pańskie, które łączą ludzi
-istoty fizyczne - ze światem duchowym. Interpretacja ta wydaje mi się wiarygodną podstawą do
zrozumienia psalmu 8,6. Walka, w której muszą wykazać się zastępy pańskie, to ogólne
udoskonalenie ludzkości, walka przeciw złu. Nie jest to jednak bitwa toczona przeciwko innym
ludziom, lecz konflikt w nas samych. Pewne przysłowie mówi: „Największym zwycięstwem jest to
odniesione nad samym sobą". A właśnie takim zwycięstwem jest oczyszczenie, przy którym
niezbędna jest pomoc Wyższego Ja. Udoskonalić ludzkość może tylko ten człowiek, który zacznie od
siebie. Myślę, że zwrot „zastępy pańskie" odnosi się do wyraźnie nakreślonego pojęcia Huny Poe
Aumakua - czyli Wspólnota Wyższych Ja. (Nie wyklucza to możliwości, by Wyższe Ja jednej grupy,
na przykład uczestników seminarium, określić również mianem Poe Aumakua - Wspólnotą
Wyższych Ja w konkretnych warunkach).
Long stwierdził wyraźnie, że kahuni określali Wyższe Ja jako świetlistą postać. Ma ono
kształt ludzkiego ciała: można wyraźnie rozpoznać tułów, ramiona, nogi i głowę. Postać ta jest ze
światła. Long mówił o tym już dużo wcześniej, jeszcze przed opublikowaniem wyników badań
amerykańskiego lekarza Raymonda Moody'ego oraz przed wypowiedziami na ten temat Elizabeth
Kubler-Ross i Stefana von Jankovicha.
W tym miejscu chciałbym powiedzieć nieco więcej o książce doktora Moody'ego. Nosi ona
tytuł śycie po życiu. Dzięki naukowym opisom zawartym w tej książce (oraz w będącej jej
kontynuacją pracy Refleksje nad życiem po życiu) autor mimowolnie stał się koronnym świadkiem
nauki Huny, zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja. Pierwsze amerykańskie wydanie ukazało się
w 1975 roku, a więc w cztery lata po śmierci Longa. Gdyby Moody wiedział o badaniach Longa
dotyczących Huny i Wyższego Ja, może świadomie lub nieświadomie zawarłby je w swoich pracach.
Przy okazji odczytu doktora Moody'ego w Szwajcarii miałem sposobność osobiście porozmawiać z
nim o Hunie. Sprawił na mnie wrażenie bardzo sumiennego, skrupulatnego, skromnego i nadzwyczaj
sympatycznego naukowca. Zapewnił mnie, że nigdy dotąd nie słyszał o nauce Huny.
W swoich książkach opowiada on o przeżyciach kilku tysięcy osób, które znajdowały się w
stanie śmierci klinicznej. Następuje ona w wyniku wypadku lub podczas operacji, kiedy nie można
zarejestrować klinicznie wymiernych funkcji procesów życiowych. Dotyczy to pracy serca, a przede
wszystkim mózgu. W szpitalach udaje się czasami przywrócić do życia ludzi przebywających w
stanie śmierci klinicznej. Moody relacjonuje ich przeżycia. Na początku swych badań Moody zwrócił
uwagę na tę problematykę, publikując wiele na ten temat w fachowych czasopismach. Z biegiem
czasu otrzymał dużo informacji dotyczących śmierci klinicznej. Badał te materiały niezwykle
dokładnie i krytycznie. Pacjenci dostarczali mu danych w stanie pełnej trzeźwości umysłu, to znaczy
po powrocie z sali intensywnej terapii.
Najpierw przedstawiali oni wydarzenie, w którym brali udział. Najczęściej wiązało się ono z
przebytym szokiem. Następnie mówili o „ciele duchowym", w którym wznieśli się nad miejscem
wypadku lub nad stołem operacyjnym i obserwowali z góry, co się dzieje. I tak na przykład, widzieli
starania ludzi, którzy próbowali wyciągnąć ich fizyczne ciało z wraku samochodu. Relacje te zgodne
były z prawdą, nawet w przypadku tych osób, które w swoim fizycznym ciele były niewidome. Po tej
pierwszej fazie pacjenci przechodzili wkrótce do ciemnego pomieszczenia, korytarza lub tunelu,
który początkowo wzbudzał w nich strach, niepokój i skrępowanie. W pewnej chwili u wylotu tunelu
pojawiał się świetlisty punkt, który szybko się przybliżał i którego kształt stawał się wyraźnie
widoczny: świetlista postać posiadająca tułów, ramiona, nogi i głowę. Później wszystko stawało się
jasne, przyjemne i bezpieczne. Świetlista postać promieniowała ciepłem i miłością, której -jak
potwierdzają wszyscy pacjenci - nie sposób opisać słowami ludzkiego języka. W książkach
Moody'ego przytoczone są rozmowy między pacjentami a świetlistymi postaciami. Podczas tych
rozmów z niepojętą szybkością przesuwało się przed oczami pacjentów ich dotychczasowe życie.
śaden z nich nie chciał powracać do fizycznej egzystencji. Bliskość świetlistej postaci była
wstrząsająca i uszczęśliwiająca. Opisywali ją w porywających, gorących słowach. Jednak postać ta
mówiła, że nie wolno im pozostać, że muszą powrócić na ziemię ponieważ mają jeszcze zadania do
spełnienia. W przypadku niektórych pacjentów świetlista istota podkreślała wyraźnie, że muszą
wrócić do życia, gdyż nie obdarzyli jeszcze swoich bliźnich dostateczną miłością i mogliby to
nadrobić.
W ramach niniejszej książki niemożliwe jest przedstawienie wszystkich informacji o
świetlistej postaci, jakich udzielili rozmówcy Moody'ego, jak również tego, co mówi Huna na temat
Wyższego Ja. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka elementów.
Znamienne jest to, że dialogi między świetlistą postacią -nazwę ją teraz Wyższym Ja - a
pacjentami nie odbywały się ani w sferze werbalnej, ani w żaden sposób znany nam z naszego
fizycznego życia. Było to raczej przechwytywanie myśli, a więc czynność, jakiej uczymy się w
kontaktach z niższym i Wyższym Ja. Niektórzy pacjenci opowiadali, że Wyższe Ja ukazało się im już
wcześniej i z niewysłowioną miłością pomogło im przy wychodzeniu z fizycznego ciała. Światło
określali jako białe lub przejrzyste - takie, które nie raziło oczu. Osoby, o których mowa, nie patrzyły
w tym momencie fizycznymi oczami, które mogłyby zostać oślepione.
Moody opisuje wizerunek świetlanej istoty, który odpowiada wyobrażeniu Wyższego Ja
Huny. śadna z osób, które wróciły do życia po śmierci klinicznej, nie miała nawet cienia
wątpliwości, że owo światło było żyjącą istotą, że miało cechy osoby. Istota ta emanowała nieopisaną
miłością i ciepłem, doskonałą afirmacją i bezpieczeństwem. Czuło się promieniującą od niej siłę.
urzekającą, porywającą i jakby magnetycznie przyciągającą.
Moody podaje, że owa istota zawsze opisywana jest w powyższy sposób, bez najmniejszych
odchyleń. Przytacza on również rozmowy, które dotykały zagadnień filozoficznych i religijnych. Na
przykład, głoszona przez Longa idea, że śmierć jest tylko krokiem na drodze rozwoju,
porównywalnym z przyjęciem na wyższą uczelnię lub z otrzymaniem dyplomu, znajduje
potwierdzenie w prawie identycznych z nią wyobrażeniach pacjentów po śmierci klinicznej. Jeden z
nich powiedział, że śmierć nie istnieje, idzie się tylko dalej, tak jak przechodzi się ze szkoły
podstawowej do średniej i następnie na studia. Inni porównywali śmierć z powrotem do domu.
Jeszcze inni przedstawiają ją jako ucieczkę z więzienia, co wyraźnie przypomina nam filozofię
Platona. Dzięki tym wszystkim faktom Moody stał się dla mnie głównym świadkiem egzystencji
Wyższego Ja.
Na zakończenie rozważań poświęconych Wyższemu Ja chciałbym podzielić się z wami moim
zdaniem na temat działalności Jezusa jako Wyższego Ja. Chciałbym przy okazji również wspomnieć,
że prawdziwe imię Jezusa brzmiało Jeshua, co znaczy „Jahwe jest ratunkiem". Tak miał na imię,
ponieważ Jeshua był śydem, pobożnym śydem, i co więcej - był rabinem. Poświadczają to w
ewangeliach jego uczniowie, którzy wielokrotnie zwracali się do niego „rabinie". Mówi się również,
iż przemawiał on w synagogach. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie był rabinem?
Do czasów Jeshui śydzi, jego współobywatele, znajdowali się w rozpaczliwej sytuacji. Ich
duchowa orientacja uległa rozpadowi, szalała wojna psychologiczna między zelotami, saduceuszami
i faryzeuszami, a naród uciskany był prze/ srogie rzymskie mocarstwo, które według dzisiejszych
pojęć moglibyśmy określić tylko jako „gestapo". Przy tym Jeshua należał bez wątpienia do
faryzeuszy, którzy jako zdecydowani przeciwnicy Rzymian, dbali wyłącznie o swoje żydowskie
interesy. Jeshua już dużo wcześniej - jak powiedział profesor Ben Chorin - był „faryzeuszem w
opozycji", to znaczy zasadniczo uważał się za faryzeusza, których zresztą niesłusznie uznawano za
godnych pogardy, lecz jako esseńczyk nie zgadzał się z ich nauką. Z tego powodu był dla nich
niewygodny.
Jeshua bardzo wyraźnie widział duchowe problemy i konflikty swoich współobywateli. Sam
w dotkliwy sposób przeżywał rzymską okupację, nękającą jego naród. Jego wypowiedź, że należy
oddać cesarzowi co cesarskie, uważam za radę polityczną skierowaną do współziomków, którzy
doświadczyli okropnych przeżyć przy próbie uchylania się od przymusowych dostaw dla Rzymian.
Kto wie, ilu śydów zostało skazanych przez Rzymian na ukrzyżowanie, gdy dowiedziono im, że ich
dostawy były za małe.
Jeshua wiedział, że tajemna nauka Esseńczyków byłaby wybawieniem dla tysięcy jego
rodaków, lecz nie wolno mu było jej przekazywać. Poza tym istniało niebezpieczeństwo, że wielu z
nich nie pojmie tej nauki i nie zdoła zastosować jej w praktyce. Sądzę, że nauka i życie Jezusa
pokazują wyraźnie, że ofiarował się on swoim rodakom jako reprezentant Wyższego Ja i nie żywił
żadnych boskich ambicji. Szczególnie jasne stały się dla mnie pouczające i ciekawe badania, które
Long opisuje w swojej ostatniej książce. Dlatego też jestem przekonany, że Jeshua kierowały
pobudki praktyczne oraz że na przykładzie własnego życia wędrowny rabin miał przekazać jak
największej liczbie ludzi zbawcze idee. Z pewnością prowadziłby o wiele wygodniejsze życie, gdyby
przyjął bezpieczne stanowisko rabina w Nazarecie, Kafarnaum lub Jerozolimie.
Nie zamierzam nikomu narzucać swych poglądów. Możecie, stosownie do swojej woli,
przyjąć je lub odrzucić. Mnie wydały się one niezwykle logiczne.
Kontakt z Wyższym Ja. Oświecenie
Jak stwierdzić, że nawiązaliście kontakt z Wyższym Ja? To proste: naładujcie się maną i
przesyłajcie ją po sznurze aka do Wyższego Ja. Wasze Wyższe Ja powie wam, czy powinniście już
teraz przesłać mu dar many, czy dopiero później, gdy przeprowadzicie oczyszczenie. Kiedy
poczujecie, że nadszedł odpowiedni czas, że gotowi jesteście uczynić ten wielki krok - nie wahajcie
się! Jedno jest pewne: odbierzecie sygnał od Wyższego Ja za pośrednictwem George'a.
Podobnie możemy poznać imię naszego Wyższego Ja. Przemówcie do swojego niższego Ja
mniej więcej tak: „George, spróbujmy, odważmy się. Naładowaliśmy się maną. Teraz przekażemy ją
naszemu Wyższemu Ja przez sznur aka razem z głębokim oddechem!". Wtedy Wyższe Ja otrzyma
manę i przeobrazi ją w mana-loa, siłę życiową o „wysokim napięciu". Niewielką jej część, lecz
naładowaną „wysokim napięciem", odeśle wam ono z powrotem jako deszcz błogosławieństwa,
który spadnie na was w cudowny, dobroczynny, zbawienny i kojący sposób. Odniesiecie wrażenie,
jakbyście stali nadzy na deszczu - poczujecie ów deszcz nie w piersiach i nie w brzuchu, lecz na ze-
wnątrz ciała, na głowie, barkach, piersiach, plecach, udach i ramionach. Zauważycie go dzięki
lekkiemu mrowieniu, dzięki delikatnej, lecz przyjemnej gęsiej skórce. W każdym razie będzie to
odczuwalne na skórze. Od tej chwili przez całe życie będziecie odbierali to wrażenie zawsze w tym
samym miejscu, za każdym razem w momencie, gdy otrzymacie deszcz błogosławieństwa od
Wyższego Ja. Może się jednak zdarzyć, że odbierzecie ten boski deszcz inaczej, kiedy później
przekażecie manę innemu Wyższemu Ja lub istocie duchowej, która - waszym zdaniem - jej
potrzebuje. Z ufnością obserwujcie wszystkie doznania na skórze i nie dziwcie się, jeśli przy
przekazywaniu many innym istotom wystąpią również inne wrażenia.
Kontakt z Wyższym Ja przez sznur aka oraz towarzyszący mu deszcz błogosławieństwa jest
niezwykle uszczęśliwiający, lecz jeżeli można tak się wyrazić, nadal jest to tylko kontakt techniczny.
Gdy pewnego dnia zbliżymy się do Wyższego Ja. nastąpi w naszym życiu punkt kulminacyjny, kiedy
to Wyższe Ja objawi się nam w pełni. Odbierzemy do głębi wstrząsające, radosne i zbawienne
wrażenie doskonałej wewnętrznej harmonii, absolutnego bezpieczeństwa. Jest to uczucie niepowta-
rzalne i nie do opisania, podobnie jak nie można oddać słowami przeżyć ludzi, którzy w stanie
śmierci klinicznej przeżyli kontakt z Wyższym Ja. Odczujemy wówczas trzy stany świadomości, trzy
jaźnie, ową troistość, stan pełnego wybawienia, wolności duchowej i fizycznej. Będzie to swoistym
wtajemniczeniem, poczuciem bliskości z naszym indywidualnym, tylko nam podporządkowanym
duchem świętym, który po prostu jest z nami.
Long pisze na ten temat w swojej książce Wiedza tajemna w praktyce:
„Najczęściej w życiu jednego człowieka najwyższe, pozostające poza światem zmysłowym
doświadczenie kontaktu z Wyższym Ja trafia się raz lub dwa razy. Nagle, po cichu niższe Ja otwiera
niewidzialne wrota i następuje kontakt. Niższe Ja ofiarowuje swój dar many i całego człowieka
ogarnia radość. Możliwe nawet, iż widzi on przy tym białe światło, gdy Wyższe Ja przyjmuje manę i
przekształca ją w wibrujące promienie. Przeżycie to jest tak silne, że pozostaje w pamięci do końca
dni jako święte wspomnienie i przekonujący dowód prawdy"
4
.
Jedna z moich uczennic napisała kiedyś w liście do mnie: „Przeżyłam raz stan pełnego
szczęścia i błogości. Łzy płynęły mi z oczu". Również ja przeżyłem coś podobnego, dlatego też
uważam powyższy opis za oczywisty, ponieważ z pewnością nie istnieje wznioślejsze uczucie niż ten
dojrzały kontakt z Wyższym Ja.
4
M. F. Long, Wiedza tajemna w praktyce, Wydawnictwo MEDIUM, Warszawa 1996, s. 111.
Rozdział 8
Modlitwa według Huny i uzdrawianie duchowe
Wiara nie pochodzi od rozumu, podobnie jak miłość.
Hermann Hesse
Energia many, którą wielokrotnie przesyłamy w czasie modlitw Huny, odgrywa decydującą
rolę w ich spełnianiu się. Jak już mówiliśmy, siła wspólnie wytworzona przez niższe i średnie Ja
nazywa się maną. Siła many, którą niższe Ja przekazuje średniemu, to mana-mana, natomiast siła
przesyłana Wyższemu Ja przez niższe i średnie Ja nazywa się mana-loa; jest to moc szczególnie duża,
porównywalna z napięciem elektrycznym. Używa jej Wyższe Ja, by skutecznie działać na ziemskim,
fizycznym poziomie. Mana-loa - jak wiemy - działa na dwóch poziomach, jest równie skuteczna na
poziomie ziemskim, jak po „drugiej stronie" - w zaświatach.
Przejdźmy teraz do najważniejszej części zawartych w tej książce instrukcji dotyczących
praktykowania Huny.
Każda modlitwa jest kontemplacją, podczas której obcujemy z Bogiem; jest aktywnością
duchową pełną miłości i czci. W ten duchowy stan wchodzimy dzięki naładowaniu się maną, pod
warunkiem, że zadbamy o spokój w naszym otoczeniu. Dlatego też ważne jest znalezienie sobie
takiego miejsca, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał w modlitwie, którą odbywać należy w
pozycji siedzącej, z wyprostowanym, lecz nie usztywnionym kręgosłupem.
Pierwszym krokiem rytuału modlitwy jest naładowanie się maną.
Drugi krok to kontemplacyjna medytacja - przyjrzenie się znaczeniu Wyższego Ja. W tym
czasie można zadawać następujące pytania: Jak blisko mnie znajduje się Wyższe Ja? Jak ściśle jestem
z nim połączony? Jaki jest sens i cel mojej modlitwy i do kogo właściwie się zwracam? Musimy sobie
jednocześnie uświadomić, że nasze Wyższe Ja, które określamy imieniem znalezionym podczas
praktykowania Huny, jest naszym Godnym Zaufania Rodzicielskim Duchem, naszym silnym
Aniołem Stróżem, silniejszym niż wszystkie ciemne wpływy; naszą świętą istotą duchową, która
łączy nas bezpośrednio z Bogiem. Jest przewodnikiem, towarzyszem i opiekunem, któremu
okazujemy miłość, wdzięczność, ogromny szacunek, głęboką pokorę i uniżoność.
Nie przyjmujcie tych myśli tylko formalnie, lecz potraktujcie je jako zachętę. Nadajcie kształt
własnym myślom; nie muszą być identyczne w czasie każdej modlitwy (w przeciwieństwie do słów,
którymi będziecie się później posługiwać). Pomyślcie również, że możecie zdać się całkowicie na
wasze Wyższe Ja, że jest ono ogniwem łączącym was z Bogiem.
Trzecim krokiem jest wysłanie daru many do Wyższego Ja. Możemy powiedzieć swojemu
Wyższemu Ja: „Ta ofiara many przeznaczona jest wyłącznie dla ciebie samego, nie dla mnie; ty
zdecydujesz o jej zastosowaniu. Dar many traktuję jako małą symboliczną ofiarę, którą chętnie ci
składam z głębi serca".
Przy czwartym kroku po raz pierwszy zapoznajemy Wyższe Ja z brzmieniem modlitwy,
którą wcześniej sformułowaliśmy.
Piąty krok polega na ładowaniu maną symbolu i obrazu reprezentującego modlitwę. W tym
celu zwracamy się do niższego Ja: „George, naładuj maną obraz, wykonując wspólnie ze mną głęboki
oddech - teraz!". W momencie nabierania powietrza wyobrażamy sobie (poproście George'a o
pomoc), że naładowany maną obraz wysyłamy po sznurze aka do Wyższego Ja.
Szósty i siódmy krok to dwukrotne powtórzenie Wyższemu Ja treści naszej modlitwy.
Odbywa się to w spokoju oraz całkowitym zaufaniu.
Ósmy krok to ofiarowanie przez sznur aka Wyższemu Ja dużej ilości many. Dzięki złożeniu
tej ofiary jesteśmy pewni, że nasza modlitwa się spełni.
Dziewiąty krok stanowi zakończenie. Dziękujemy Wyższemu Ja w sposób, jaki przyjdzie
nam do głowy i jaki wydaje się nam odpowiedni. Następnie mówimy mu, że wycofujemy się z
modlitwy.
Jeszcze raz, uważnie przeczytajcie razem z George'em tych dziewięć kroków modlitwy.
Wątpliwości co do ich praktycznego zastosowania znikną zupełnie, gdy później kilkakrotnie
powtórzycie modlitwę w celu nawiązania kontaktu z Wyższym Ja. Jeżeli jednak już teraz czujecie
nieprzepartą chęć modlitwy według Huny, przystąpcie do niej natychmiast, ponieważ ten
wewnętrzny impuls jest mową Wyższego Ja. Nigdy nie zapominajcie o jednym: Wyższe Ja wspiera
was bardzo mocno w czasie modlitwy Huny!
Oczywiście modlitwę najpierw trzeba przygotować. Nauka Huny kategorycznie tego
wymaga. Już Jezus powiedział, że modląc się, nie powinniśmy być „wielomówni jak poganie". Jest to
typowa wskazówka Huny! A zatem najpierw musimy głęboko przemyśleć przedmiot modlitwy,
zastanowić się, dlaczego i o co chcemy prosić. Może to być życzenie dotyczące spraw materialnych;
Huna nie zabrania nam prosie o dobra doczesne. Wymaga tylko, aby spełnienie naszej modlitwy
nikomu nie przyniosło szkody: żadnemu człowiekowi, żadnemu przedmiotowi, żadnej instytucji, a
przede wszystkim nam samym. Musimy więc zadać sobie pytanie: „Co może się stać, gdy nasza
modlitwa się spełni?". Nie musimy martwić się o to, czy zaszkodzimy naszemu Wyższemu Ja, czyje
obrazimy lub zranimy.
W celu sformułowania modlitwy weźcie papier i ołówek, aby w całkowitym spokoju zapisać
swoje myśli. Im krócej je ujmiecie, tym lepiej. Kiedy zapiszecie treść modlitwy, zastanówcie się, czy
jest ona jednoznaczna i jasna; nie powinna bowiem zawierać żadnych niedomówień ani wątpliwości
Następnie rozważcie, czy nie dałoby się usunąć poszczególnych słów lub całych zdań.
W czasie zapisywania treści modlitwy wasz George mocno się napracuje. Polecam formę
pisemną nie dla pedanterii, lecz dlatego, że słowo pisane wywiera na George'u dużo większy wpływ
niż mówione lub tylko pomyślane. Wie on wtedy bardzo dokładnie, że musi się zająć konkretną mod-
litwą. W końcu to on pracuje później z Wyższym Ja nad jej urzeczywistnieniem! Dlatego też niższe
Ja równie intensywnie współpracuje ze średnim Ja przy następnym kroku, tj. przy tworzeniu symbolu
lub obrazu albo reprezentującego modlitwę. Podszepnie wam wówczas pewne idee albo życzenia;
dzięki niemu „przyjdą wam one na myśl".
A oto przykład ilustrujący powyższe zagadnienie: Jakiś czas temu uczestniczka mojego
seminarium zapytała mnie o najlepszy symbol dla swojej modlitwy. Modlitwa miała dotyczyć jej
syna, prawnika, który wkrótce miał zdawać podstawowy egzamin aplikacyjny. Pomimo iż syn był
gruntownie przygotowany, pragnęła ona - co rozumie się samo przez się - pomodlić się za jego
powodzenie. Treść modlitwy była jasna i oczywista, krótka i jednoznaczna, lecz - jak
powiedziała-znalezienie odpowiedniego symbolu sprawiało jej kłopot. Po zastanowieniu się
wpadłem na pomysł, by wyobraziła sobie popiersie syna; powinno ono przedstawiać go z ciężkim
złotym łańcuchem na szyi, na którym zawieszony jest ogromny znak paragrafu wykonany ze złota.
Złoty łańcuch był lub jest nadal atrybutem burmistrza: uważany jest za odznakę honoru. Złoty znak
paragrafu symbolizuje wiedzę prawniczą. Obraz ten zawierał wszystkie elementy potrzebne do
symbolicznego wyrażenia życzeń i próśb sformułowanych w modlitwie. Jednoznacznie zostało w
nim wyartykułowane pomyślne złożenie egzaminu prawniczego! Moja uczennica Huny napisała mi
później, że jej syn zdał egzamin.
Bardzo istotnym obrazem symbolicznym jest wizerunek dwóch obejmujących się osób.
Prawdopodobnie nieraz będziecie prosić, aby dwoje ludzi się pojednało, aby spróbowali od nowa
ułożyć swoje wzajemne stosunki. Może sami będziecie jedną z tych osób. Obraz ten jest symbolem
nie tylko dobrym, lecz również silnym. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że symbol jako piąty krok
modlitwy wydaje się jej niezbędnym elementem: nasz George pracuje dzień i noc z Wyższym Ja nad
spełnieniem naszych modlitw. Za każdym razem, gdy wypowiadamy modlitwę, George ją wpraw-
dzie rozumie, lecz nie potrafi powtórzyć. Dzięki symbolowi wie, o jaką modlitwę chodzi, a następnie
pracuje z Wyższym Ja, posługując się wyłącznie symbolem.
Powróćmy jeszcze do zagadnienia poruszonego na wstępie. Napomnień Jezusa: „Módlcie się
bez ustanku" lub: „Módlcie się cały czas" nie należy rozumieć dosłownie, ponieważ dla większości
ludzi modlenie się cały dzień byłoby wymaganiem nierealnym. Gdy uzmysławiam sobie, że ja,
Henry, nie mogę modlić się bez ustanku, ale George może czynić to bez żadnych przeszkód,
wówczas staje się dla mnie jasne, że Jezus musiał jako esseńczyk znać tę naukę, która jest identyczna
z nauką Huny.
Niektóre modlitwy określam jako „permanentne". Są to takie prośby, które można lub
należałoby wznosić przez całe swoje życie. Gdy modlę się o oświecenie, wiedzę i zdrowie, nigdy nie
nadejdzie taki dzień, w którym stwierdzę, że tego rodzaju próśb sformułowałem już wystarczająco
dużo. Jeżeli natomiast chcę mieć nowy samochód (a Huna wcale tego nie potępia), to przestanę się o
niego modlić z chwilą, gdy modlitwa odniesie skutek. Im goręcej poświęcamy się modlitwom i im
więcej pracujemy nad sobą, przekonujemy się, że kierujemy do Wyższego Ja ściśle określone
modlitwy. Czy ma sens zwracanie się w tej samej modlitwie z prośbą zarówno o oświecenie, jak i o
nowego forda? Z pewnością nie! Również w tej kwestii Long udziela nam jasnych wskazówek. Trzy
powstałe w wyobraźni życzenia (tzn. pragnienie oświecenia, wiedzy i zdrowia), a może też kilka
innych, powinniśmy ująć w jedną grupę modlitw. Modlitwy drugiej grupy mogą dotyczyć dóbr
materialnych lub na przykład udanego wyjazdu służbowego. Long radzi, by między dwiema różnymi
grupami modlitw robić co najmniej dwugodzinną przerwę. Oczywiście modlący się sam będzie czuł,
ile czasu powinna trwać owa przerwa.
Jak już wspomniano, w trzeciej fazie modlitwy według Huny ofiarujemy Wyższemu Ja dar
many, przeznaczony wyłącznie dla jego własnych celów, a na zakończenie modlitwy dziękujemy mu.
W tym miejscu pragnąłbym jeszcze dodać, iż zawsze należy pamiętać o tym, że jesteśmy
szczerze zobowiązani w stosunku do naszego Wyższego Ja i powinniśmy mu dziękować za
spełnienie życzeń zawartych w modlitwie, nie tylko przypadkowo i okazjonalnie, lecz regularnie i z
największą czcią, gdyż zasłużyło sobie na szacunek i poważanie. Wyższe Ja jest naszą boską częścią
i modlitwy możemy przesyłać zarówno jemu, jak i Bogu. Jeżeli będziemy robić to często, może
wykształcimy stałą formułę, uznając ją za najlepszy środek wyrazu. Formy lub formuły modlitw
mogą stracić swoją moc. Możemy jednak temu zapobiec dzięki samodyscyplinie. Jeśli będziemy
pamiętać, że formuły modlitewne są czymś realnym, prawdziwym i niewzruszonym, to nasze
modlitwy zachowają swą wewnętrzną moc.
Jestem zdania, że naszym obowiązkiem jako średniego Ja jest włączenie do modlitwy
dziękczynnej, skierowanej do Wyższego Ja, również naszego George'a, ponieważ w końcu on jest
istotą, która stwarza połączenie przez sznur aka. Bez niego nie moglibyśmy zgromadzić ładunku
many. Ponadto dzięki sile swojego sumienia jest on nieprzekupnym strażnikiem.
Każda modlitwa ma charakter telepatyczny. Niższe Ja przesyła Wyższemu obrazy lub
symbole, a Wyższe Ja materializuje przesłany mu obraz. Potrzebuje ono w tym celu na dwojaki
sposób używanej siły - mana-loa. Long ujął to następująco: „Jest to tajemnica tajemnic".
Modlitwy powinniśmy formułować zawsze w formie pozytywnej. Przykładowo, nigdy nie
modliłem się: „Wybaw mnie od mojej choroby!", lecz: „Ty dajesz mi zdrowie" (pierwsza wypowiedź
świadczy, iż skłonni jesteśmy żałować samych siebie).
Nawet najszczersza modlitwa Huny nie gwarantuje, iż zostanie ona spełniona. Mylny jest sąd,
że dzięki modlitwie Huny możemy otrzymać wszystko, czego chcemy. Poziom wiedzy Wyższego Ja
jest dużo wyższy niż średniego Ja. Może się zdarzyć, że w fazie, w której będziecie pracować nad
formą modlitwy, napotkacie trudności, że daremnie szukać będziecie symbolu i że w końcu
„przyjdzie wam na myśl" wiadomość od waszego Wyższego Ja: „Trzymaj się od tego z dala, to nie
jest dobre". Może nagle wyłonią się wątpliwości (w tym przypadku uzasadnione i sensowne), które
skłonią was do ponownego przeanalizowania treści modlitw. Zazwyczaj można wówczas ustalić,
dlaczego dana modlitwa nie jest właściwa. Być może nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas na jej
spełnienie. W takich warunkach średnie Ja uczy się od Wyższego Ja, swojego wychowawcy.
Może się również zdarzyć, że nie „usłyszycie" tego, co mówi do was Wyższe Ja za
pośrednictwem niższego, i że „nic nie przyjdzie wam do głowy". Może podeszliście zbyt zuchwale
do sformułowania modlitwy i do symbolu. Poczyniliście wszystkie przygotowania, modlicie się,
kierujecie lub - mówiąc dokładniej - wierzycie, że kierujecie modlitwę przez sznur aka do Wyższego
Ja. Jednak w rzeczywistości George, który ma ściślejszy kontakt z Wyższym Ja niż średnie Ja.
wyłączył przekaźnik na sznurze aka. Inny przypadek to taki, w którym George niczego nie zrobił,
natomiast Wyższe Ja nie przyjęło modlitwy. Powodem tego, że modlitwa nie dotarła do adresata, jest
brak łaski błogosławieństwa. Irytujemy się i zastanawiamy: Co się stało? Czy to George przerwał
połączenie, czy Wyższe Ja nie zaakceptowało modlitwy? Ne wiemy, lecz może później przyjdzie
nam to na myśl.
Modlitwa Huny nie oznacza dla średniego Ja przywileju bezczynności. Wspanialejest mieć
świadomość, że posiadamy dwóch niezastąpionych pomocników, z których jeden jest prawdziwie
boskiej natury. Kontakt z Wyższym Ja wprowadza nas w tego rodzaju euforię, iż powstaje niebez-
pieczeństwo, że przestaniemy trzeźwo oceniać sytuację i zapomnimy o naszych, średniego Ja,
obowiązkach przed i po nawiązaniu kontaktu. Powinniśmy przeto zwrócić się do naszego ludzkiego
rozumu, ponieważ jako średnie Ja mamy obowiązek logicznego myślenia i działania. Musimy
„obiema nogami stać na ziemi". Przyjąwszy taki punkt widzenia, może zrozumiemy, że nie wolno
nam było wznosić tej czy innej prośby do Wyższego Ja. Lecz zapewniam was, że wystarczy parę
niepowodzeń, kiedy to nie odczujecie „deszczu błogosławieństwa", byście wyraźnie „słyszeli"
Wyższe Ja i lepiej układali swoje modlitwy. Staniecie się bardziej krytyczni.
Inaczej sprawa wygląda, gdy mimo szczerych wysiłków w pracy nad Huną napotykacie
trudności i przeszkody, których źródła nie potraficie rozpoznać i nie możecie dać sobie z nimi rady.
W takim przypadku nie powinniście zbyt długo się męczyć, lecz od razu poprosić o pomoc Wyższe
Ja.
Może również się zdarzyć, że jednakowa modlitwa, z upływem miesięcy lub lat stanie się
„mdła" i będziecie ją odczuwać jako oklepaną, nie czerpiąc z niej radości. Zawsze kosztowało mnie
dużo wysiłku i walki ze sobą stwierdzenie, że moja modlitwa się zdezaktualizowała. Któż chciałby
zwątpić w modlitwę, o której spełnienie długo prosi i która przecież ma w pewnym sensie urok
świętości. Zdarzyło mi się to już z psalmami i innymi fragmentami Biblii czy też z książkami Longa.
Nie powinniśmy jednak uciekać od takich myśli, bo są one wyraźnym dowodem na to, że
rozwinęliśmy się w minionym czasie i na modlitwy, psalmy i książki patrzymy teraz pod innym
kątem. Może powinniśmy na nowo sformułować modlitwę. Być może tymczasem zaszły w nas jakieś
zmiany i przedmiot naszej modlitwy nie jest już tak ważny.
Czasem dobrze jest zwrócić się do Wyższego Ja bez oficjalnej modlitwy. Możemy wtedy
przesłać mu silny ładunek many i poprosić, aby użyło tej siły do swoich wyższych celów,
jednocześnie zachęcając je na przykład do poprawy sytuacji na świecie, do udoskonalenia ludzkości.
Możliwe, że Wyższe Ja przeznaczy dar many dla wielu ludzi, którzy nie znają modlitwy Huny i nie
potrafią przesyłać siły życiowej. Przy tej formie komunikacji wystarczy po prostu zwrócić się do
Wyższego Ja: „Daję ci manę na wszystko, czego chcesz, tylko nie dla mnie samego!".
Jak ma się modlitwa Huny do modlitw, które kierowaliśmy do Boga od czasów wczesnego
dzieciństwa? Kwestia ta bardzo interesowała mnie dawniej, dzisiaj odpowiedź na to pytanie nie jest
prosta z dwóch powodów. Po pierwsze, zdałem sobie w pełni sprawę z tożsamości Boga i mojego
Wyższego Ja. Poznanie to pochodzi z doświadczenia. Obojętne, czy modlę się do Ariela - bo tak ma
na imię moje Wyższe Ja - czy do Boga. Po drugie, respektuję przyzwyczajenie, które mówi mi
wyraźnie: Jeżeli od czasów swej młodości lub dzieciństwa kierowałeś określone modlitwy zawsze do
Boga, pozostań przy tym, nie zmieniaj tego". Zdarza się, że dzisiaj kieruję pewne modlitwy do Boga,
zwracając się do Niego osobiście, jednak cały czas mam w świadomości myśl, że On i Ariel to jedno.
Modlę się, chcąc wyrazić Mu moją miłość lub lepiej go poznać, albo też chcę Mu podziękować oraz
ofiarować to, co liturgia lub poezja określa mianem uwielbienia. Tego rodzaju myśli, a więc treści,
które nie wymagają ingerencji w sferze fizycznej, przesyłam spontanicznie do Boga. W pierwszej
chwili można pomyśleć, że jest to zdrada wobec Wyższego Ja. Podejrzenia takie pochodzić mogą z
podświadomości - a więc od George'a. Jest to logiczne, ponieważ George, który nie potrafi się
zastanowić - przez spontaniczną modlitwę średniego Ja do Boga - czuje się odsunięty i niepotrzebny.
Przed laty wytłumaczyłem George'owi, że w czasie mojej bezpośredniej modlitwy do Boga jest on
tak samo ważny, jak podczas modlitwy do Ariela, ponieważ to właśnie spontaniczność i emocje
skłaniają mnie do tego, abym zwrócił się do Boga.
A zatem jest już chyba jasne, jakie modlitwy intuicyjnie kierujemy do Boga. Co jednak
powinna zawierać modlitwa do Wyższego Ja? Pytanie to nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy nasz
układ z Wyższym Ja stanie się stały, mocny i niewzruszony. Treść tych modlitw będzie wynikać z
określonej potrzeby, duchowej lub fizycznej, którą u siebie zauważyliśmy. Dobrze byłoby,
gdybyśmy już przeszli oczyszczenie i stwierdzili, że nie było ono jeszcze doskonałe. Może więc
później poprosimy Wyższe Ja o dodatkową pomoc w przezwyciężeniu słabości charakteru, złych
nawyków lub skłonności, jak również o poznanie, zrozumienie, wiedzę bądź duchowe uzdolnienia.
Istnieją ponadto modlitwy dotyczące polepszenia stosunków z ludźmi, czyli związane z problemami
małżeńskimi, kłopotami z dziećmi, z partnerem, z przełożonymi. Można prosić w modlitwie o
załagodzenie sporu, powodzenie w sprawach zawodowych, zmianę przyszłości na lepszą i
zrozumienie, co powinniśmy uczynić w takim czy innym przypadku dla bliźnich, w rodzinie albo w
pracy. Czasami nie wystarczy sama logika, by posunąć się dalej. Wówczas średnie Ja dojdzie do
wniosku, że tylko modlitwa o boskie oddziaływanie może zasadniczo zmienić niepożądaną sytuację.
Istnieje przysłowie, które zrozumiałem w pełni dopiero w połączeniu z nauką Huny: „Bóg pomaga
tym, którzy sami sobie pomagają".
Pewna pragmatyczna chrześcijanka przedstawiła mi następujący problem. Przez lata
kierowała modlitwy do Jezusa. Czy po przeczytaniu tej książki powinna zwrócić się teraz do swojego
Wyższego Ja i poznać jego imię? Nie przyszło jej to łatwo, ponieważ Jezus nadal był jej
pośrednikiem między nią a Bogiem! „Co robić?" - zapytała. Każdemu, kto zetknął się z tym
problemem, radzę z pełnym przekonaniem: pozostań przy imieniu „Jezus", ponieważ jest on również
do twojej dyspozycji jako przedstawiciel Wyższego Ja, co stwierdziłem już wcześniej.
Czy nauka Huny daje się pogodzić z religiami? Pytanie to pojawia się nieustannie. Po
głębokim i starannym przemyśleniu tego zagadnienia doszedłem do mocnego przekonania, że
między żadną religią, wyznaniem lub doktryną a nauką Huny nie istnieje konflikt. Obowiązuje to
zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja, co niektórym ortodoksyjnym wyznawcom lub teologom
może wydawać się herezją. Skrupuły takie natychmiast znikną, gdy uświadomimy sobie, że Bóg i
Wyższe Ja są jednym i tym samym. Wiele religii ustanowiło tak ogromny dystans między
człowiekiem i Bogiem, iż czasami nie mamy odwagi szukać bliskości tej odległej, zdawałoby się,
nieosiągalnej istoty. Niektórym ludziom taka próba wydaje się skazana na niepowodzenie. W Hunie
Wyższe Ja - ta bliska, stojąca przy nas istota, z którą bez obawy możemy nawiązać kontakt -jest dla
nas cudownym pomostem i potężną pomocą, ponieważ stanowi część człowieka, który pragnie
połączyć się z Bogiem.
Jedno z najbardziej znaczących mediów, Anglik o szorstkiej powierzchowności, którego
jednak bardzo szanuję i kocham, powiedział mi przed laty: „Huna? That is only raft!” („Huna? To
tylko tratwa!"). Miał rację. Nie powinien jedynie użyć słowa „tylko". Gdyby stwierdził: „Huna jest
wspaniałą tratwą, cudownym mostem!", wtedy, moim zdaniem, trafiłby w dziesiątkę.
Huna w żaden sposób nie uwłacza i nie przynosi ujmy treściom zawartym w religiach lub
wyznaniach. Uprzytomnijmy sobie, że religie czy wyznania są przecież ludzkimi interpretacjami i
zbiorami dogmatów dotyczących stosunku człowieka do Boga. Nauka Huny jest mądra i dostatecznie
mocno wskazuje na to, aby nie krytykować lub, co gorsza, wyśmiewać żadnych przekonań
związanych z oddawaniem czci Bogu. Wręcz przeciwnie, Huna może znacznie wzmocnić
uwielbienie Boga i ułatwić dostęp do Niego. Znam wiele przypadków młodych uczestników
seminariów, którzy wystąpili ze swoich organizacji kościelnych, a po kilku miesiącach
praktykowania Huny wstąpili do nich ponownie, ponieważ spojrzeli na swe wyznania i ich
praktyczne zastosowanie z nowego, doskonalszego punktu widzenia, przyjęli inną postawę
wewnętrzną i inne nastawienie do życia. Sama Huna nie jest religią, lecz dla wielu ludzi okazuje się
drogą, która ponownie prowadzi ich do Boga.
Jezus powiedział: „Nikt nie dojdzie do Ojca inaczej, aniżeli przeze mnie". Przeglądając
konkordancje, można stwierdzić, że w Starym Testamencie nazwa „Ojciec" dla określenia Boga
występuje bardzo rzadko. Nie wiemy również, skąd pochodzi jej tłumaczenie. Natomiast w Nowym
Testamencie słowo to występuje nadzwyczaj często. Dlatego też skłonny jestem przyjąć, iż Jezus,
kiedy jako śyd mówił o Ojcu, nie miał na myśli Boga ze Starego Testamentu, lecz własne Wyższe Ja
lub Wspólnotę Wyższych Jaźni - Poe Aumakua. Poza tym jestem przekonany, że Jezus był do
dyspozycji swoich cierpiących rodaków jako zastępca Wyższego Ja. A zatem, gdy powiedział.
„Wszystko, o co będziecie prosić w moim imieniu, będzie wam dane", uważał się za Wyższe Ja.
Wypowiedź tę można logicznie wytłumaczyć, posługując się nauką Huny.
Pierwszą część tęgo rozdziału chciałbym zamknąć cytatem z Listu św. Jakuba Apostoła, w
którym mowa jest o „sprawiedliwym", identycznym z cadykiem ze Starego Testamentu. Sądzę, że
był to człowiek, który już w kolebce otrzymał łaskę od swojego Wyższego Ja lub dzięki oczyszczeniu
kala (a przez to również za pośrednictwem łaski) wzniósł się na wyższy poziom sprawiedliwych.
Cytat ten brzmi: „Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego". (Jk 5,16)
Uzdrawianie duchowe
Wyniki badań nad duchowym uzdrawianiem świadomie omawiam w rozdziale poświęconym
modlitwie Huny, ponieważ uzdrawianie to nie jest niczym innym, jak modlitwą. Tyle tylko, że
modlitwa prowadząca do uzdrowienia ma bardziej spontaniczny i swobodny charakter.
Człowiek, który chce uzdrawiać, musi zdać sobie sprawę z tego, że on sam nie jest
„uzdrowicielem", lecz obdarzonym łaską narzędziem, kanałem lub przewodem (jeżeli można się tak
wyrazić), przez który przepływa uzdrawiająca energia. Uzdrowienie następuje zawsze i wyłącznie za
sprawą tego, którego nazywamy najwyższym uzdrowicielem, a więc dzięki Bogu. Możność
uzdrawiania jest łaską. Niektórzy ludzie odczuwają silną wewnętrzną potrzebę uzdrawiania innych.
Mogą zupełnie nic nie wiedzieć o Hunie ani nigdy nie „uczyć się" uzdrawiania. Spontanicznie czynią
to, co jest niezbędne do uzdrowienia, czyli, nie stawiając żądnych warunków, oddają się do
dyspozycji, pozwalają płynąć przez siebie uzdrawiającej sile, a pacjentowi nie dają nic innego jak
współczucie i bezgraniczną miłość.
Obdarzeni łaską naturalni uzdrowiciele po prostu leczą, nie wiedząc, jak to się dzieje. Można
ich spotkać w Brazylii - wielokrotnie są analfabetami - na Filipinach, wśród Indian, jak również
pośród bezpodstawnie wyśmiewanych pierwotnych mieszkańców Czarnej Afryki, najczęściej tam,
gdzie człowiek nie uległ jeszcze zepsuciu i zachował kontakt z naturą. To, że tacy ludzie żyją także w
Nowym Jorku i Londynie, jest, moim zdaniem, wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Jeżeli my, ludzie cywilizowani, kierowani wewnętrzną potrzebą, chcemy stać się aktywnymi
uzdrowicielami, musimy najpierw (lecz nie zawsze) zapoznać się z „technika uzdrawiania".
Aczkolwiek zajmiemy się teraz bardziej technicznymi szczegółami, chciałbym jeszcze raz wyraźnie
podkreślić, że również tutaj czynnikiem rozstrzygającym jest miłość.
Istnieją specjalne szkoły kształcenia uzdrowicieli, szczególnie w Anglii. Podkreśla się w nich
konieczność „poziomego" i „pionowego" dostrojenia się uzdrawiającego do osoby uzdrawianej.
Przez dostrojenie poziome rozumie się nawiązanie duchowego kontaktu z pacjentem. Osiągnięcie go
można ułatwić, przykładając palce wskazujący i środkowy do obu tętnic szyjnych pacjenta, dzięki
czemu uzdrawiający wyczuje rytm uderzeń serca i w konsekwencji dostroi się do tętna osoby
uzdrawianej. Można także położyć rękę na piersi pacjenta i, wyczuwając rytm jego oddechu, dostroić
do niego swój oddech. Wówczas można z pełnym zaangażowaniem przejść do duchowego zbliżenia
się do chorego. Już w tym momencie można próbować w czysto intuicyjny sposób postawić diagnozę
odnośnie jego dolegliwości i bólów. Później następuje dostrojenie pionowe, rozumiane ogólnie jako
kontakt z Bogiem.
Dla ucznia Huny poziome dostrojenie jest bardzo proste. Wiadomo, że przez samo dotknięcie
pacjenta powstaje połączenie z nim za pośrednictwem niezniszczalnego sznura aka (niezbędnego
przy późniejszym uzdrawianiu na odległość). Można ponadto wyczuć rytm serca i oddechu, lecz nie
uważam tego za konieczne. Mnie wystarcza kontakt stworzony przez sznur aka. Za jego
pośrednictwem połączenie z pacjentami jest doskonałe. Również pionowe dostrojenie nie sprawia
trudności. Człowiek, który nawiązał kontakt ze swoim Wyższym Ja, razem ze swym George'em
przesyła mu manę po sznurze aka. Ale także ktoś, kto nie jest jeszcze pewien, czy osiągnął Wyższe
Ja, powinien mimo to, jeżeli czuje wewnętrzną potrzebę, zająć się uzdrawianiem bez zastrzeżeń i
wątpliwości. Wyższe Ja udzieli mu swojej pomocy, a wraz z nim również Wyższe Ja pacjenta.
Możecie być pewni, że otrzymacie niezbędne wsparcie, jeżeli wasze pragnienie uzdrawiania
podyktowane jest wyłącznie miłością i gotowością służenia innym.
Można czasem spotkać uzdrowicieli, których określam jako ego-uzdrowicieli. Chcą oni
widzieć samych siebie w centrum zainteresowania, wystawiają się na pokaz oraz ciągle podkreślają
swoje niezwykłe sukcesy w uzdrawianiu. Rzeczywiście osiągają czasami dobre rezultaty, które - mo-
im zdaniem - można wyjaśnić psychicznym oddziaływaniem na pacjenta. Podobnie jak może pomóc
pacjentowi tabletka placebo z cukru mlekowego, tak samo na niektórych chorych robi wrażenie
wystrój pokoju uzdrowiciela, jego oryginalne ubranie czy gesty wykonywane przy nakładaniu rąk.
Całkiem możliwe, że bóle chorego znikną, zwłaszcza gdy są natury psychosomatycznej. Najczęściej
jednak efekt takiego uzdrowienia nie jest trwały. Bywa, że prawdziwi, skuteczni uzdrowiciele tracą
swoją moc, jeżeli ulegają pokusie zdobywania dzięki niej głównie korzyści materialnych. Przypadek
jednego z czołowych filipińskich uzdrowicieli stanowi tu tragiczne ostrzeżenie.
Zdarzyło się również, że uzdrawiający leczył na odległość i nie znał osobiście swojego
pacjenta, którego dane podali mu krewni lub znajomi chorego, lecz mimo to wyleczył go z raka.
Pacjent dopiero znacznie później dowiedział o jego uzdrawiających zabiegach. To największy sukces
dla uzdrowiciela poważnie traktującego swoje zajęcie.
Uzdrowiciel osiągający efekty w swej pracy jest obdarzony łaską, ponieważ został wybrany
przez Boga bądź własne Wyższe Ja jako narzędzie lub kanał przekazujący pacjentowi uzdrawiającą
energię. Czy może więc nagle stracić dostęp do tej energii? Nauka Huny daje jednoznaczną
odpowiedź Gdy obdarzony łaską uzdrowiciel z jakichś przyczyn zboczy z właściwej drogi, gdy stanie
się zrozumiały, dumny i żądny pieniędzy, wtedy jego niższe Ja na pewno będzie miało nieczyste
sumienie i odetnie połączenie, zablokuje sznur aka, zerwie kontakt (tzn. dopływ łaski).
Uzdrowiciele praktykujący Hunę czują się znacznie pewniej, wiedząc, że sznur aka
gwarantuje im bezpośredni dostęp do niższego Ja pacjenta. Poza tym są mocno przekonani, że mogą
liczyć na pomoc własnego Wyższego Ją oraz Wyższego Ja pacjenta. Kontakt z niższym Ja osoby
uzdrawianej jest pożyteczny, lecz mniej istotny niż połączenie z własnym Wyższym Ja i Wyższym Ja
pacjenta.
Jak należy się przygotować do przeprowadzenia modlitwy uzdrawiającej? Po pierwsze, trzeba
już rano mocno naładować się maną i poprosić George'a, aby zmagazynował jej dużą ilość. Będzie
nam ona potrzebna w ciągu dnia podczas czynności uzdrawiających. Nigdy nie można wątpić, czy
ma się dostateczny zapas many do dyspozycji. Aby ów zapas uzupełnić, należy wykonać od czasu do
czasu głęboki oddech. Naturalnie, jeśli mamy okazję, powinniśmy również w ciągu dnia powtórnie
naładować się maną. Ale nawet jeżeli znajdujemy się w drodze, musimy być pewni, że dysponujemy
dostateczną ilością many.
W czasie modlitwy uzdrawiającej nie musicie dokładnie przestrzegać wspomnianych wyżej
dziewięciu zasad, chociażby dlatego, że przebywacie w towarzystwie innej osoby, pacjenta, i musicie
koncentrować się głównie na niej. Zawsze jednak trzeba podtrzymywać kontakt myślowy z własnym
Wyższym Ja oraz Wyższym Ja pacjenta. Istnieją pewne reguły, których, o ile to możliwe,
powinniście przestrzegać i które staną się dla was oczywiste w miarę podejmowania prób
uzdrawiania. Pierwsza reguła to konieczność zwrócę nią się z prośbą o uzdrawiającą energię; druga -
to prośba o moc oczyszczenia; trzecia - prośba o harmonię i czwarta prośba o trwałość. Łatwo można
wytłumaczyć znaczenie tych punktów. Święta energia uzdrawiająca jest podstawą waszej
działalności. Moc oczyszczająca, o którą prosicie, ma na celu - pod warunkiem, że zezwoli na to
Wyższe Ja pacjenta - poddanie chorego oczyszczeniu kala, tak jakby to on sam dokonał owego
oczyszczenia. Prośba o harmonię ma spowodować nie tylko usunięcie bólu i symptomów choroby
pacjenta, lecz w ogóle dostąpienie przez niego łaski całkowitego uzdrowienia. Ostatnia prośba,
dotycząca trwałości uzdrowienia, nie wymaga dalszych wyjaśnień.
Aby uzdrawiać, musicie nabrać dystansu do wszelkich formalności. Dla początkującego
będzie to szczególna próba odwagi. Musi żywić ślepe zaufanie do swojego Wyższego Ja i gdy, na
przykład, w ciągu dnia nie znajdzie okazji do ponownej medytacji lub modlitwy, powinien
medytować zawsze rano i nie wątpić, czy o godzinie czwartej po południu poranna modlitwa nadal
będzie skuteczna. Długotrwałe działanie modlitwy uzdrawiający zawdzięcza łasce swojego
Wyższego Ja. Pamiętajcie o tym: wasze Wyższe Ja nic jest pedantyczne i cieszy się, gdy mu ślepo
wierzycie.
Podczas pierwszego kontaktu uzdrawiający pyta pacjenta o imię i nazwisko. Może robić sobie
notatki, które zapisuje w punktach również podczas późniejszej rozmowy. Uzdrawiający pyta
chorego o jego problemy, jak również o diagnozy postawione przez wcześniej odwiedzających go
lekarzy. Może także zapytać o schorzenia i skłonności rodziców oraz rodzeństwa. Nie powinien
jednak zbytnio sugerować się treścią wypowiedzi pacjenta. Powinien raczej zdać się na własna
intuicję i wrażliwość, szczególnie gdy za pomocą dłoni sprawdza dane diagnostyczne przed lub po
fizycznym kontakcie z pacjentem. Nie może dążyć do obalenia diagnozy lekarza. Jeżeli uzdrawiający
dojdzie do przekonania, że relacja pacjenta zawiera błąd albo że trzeba ją uzupełnić, nie powinien mu
o tym mówić, lecz musi odpowiednio zadziałać. Tylko w rzadkich przypadkach uzdrawiający może
kierować się przesłankami rozumu, częściej powinien zdać się na własne wyczucie. Musi jasno
zdawać sobie sprawę, że wszystko, co przeżywa w tym czasie, stanowi składową część jego
modlitwy uzdrawiającej, która dopiero nastąpi. Dlatego też powinien z góry poprosić swojego
George’a o rejestrowanie wszystkich doznań, odczuć i myśli w celu późniejszego wykorzystania ich
w modlitwie o uzdrowienie.
Spotkanie uzdrowiciela z pacjentem wymaga wiele taktu. Pacjent powinien czuć się
bezpiecznie oraz wyczuwać miłość i wielkie zainteresowanie ze strony uzdrawiającego, bez jego
zbytecznych słów i zapewnień. Pod tym względem niezastąpiona jest intensywna współpraca z
George'em.
Na podstawie rozmowy z pacjentem oraz własnych obserwacji, doznań i odczuć sami możecie
rozpocząć właściwe leczenie. Dokonajcie wizualizacji chorych narządów pacjenta, spójrzcie na
niego i zajmijcie się jego schorzeniami. Na przykład ból w jego prawym barku usuwacie w
następujący sposób: stajecie po prawej stronie chorego, kładziecie prawą rękę z przodu na stawie
barkowym, natomiast lewą z tylu tego stawu. Zgodnie z własnym odczuciem, bez zbytniego wysiłku
i nie zwracając uwagi na pacjenta, nabieracie głęboko powietrza i pozwalacie przepłynąć manie oraz
światłu ze swojej prawej dłoni (dającej), przez ramię pacjenta, do lewej dłoni.
W sytuacji, gdy uzdrowicielem jest mężczyzna i zamierza on leczyć prawą pierś pacjentki,
powinien poprosić chorą, by położyła lewą rękę na piersi, tak aby mógł on położyć swoją prawą dłoń
na jej lewej, podczas gdy jego lewa ręka spoczywać będzie na plecach pacjentki. Do uzdrawiania
przez kontakt potrzeba trochę delikatności i subtelności. Wyższe Ja pomoże wam w tym za
pośrednictwem George'a, gdy tylko dotkniecie pacjenta.
Jest wielce istotne, byście świadomie napełnili światłem narząd lub inną część ciała pacjenta
oraz wyraźnie uzmysłowili sobie chore miejsce zanurzone w świetle. Element ten należy już do
następującej później modlitwy uzdrawiającej. Przebieg powyższej modlitwy, w porównaniu z ogólną
modlitwą Huny, jest mniej dokładnie ustalony i określony, jak również mniej jasno zaprogramowany.
To oczywiste, bo modlitwa uzdrawiająca należy do czynności, których przebiegu nie można
przewidzieć. Dużą rolę odgrywa tutaj improwizacja. Dlatego też absolutnym warunkiem sku-
teczności modlitwy uzdrawiającej jest całkowite zaufanie do własnego Wyższego Ja oraz Wyższego
Ja pacjenta. Nie jest ono niczym innym, jak zaufaniem do Boga. Oczywiście duże znaczenie ma tutaj
doświadczenie i praktyka. Pierwsze kroki są zawsze najtrudniejsze. Zrozumiały jest wtedy brak wiary
w siebie oraz rozmaite zahamowania, ponieważ umiejętności początkującego nie znalazły jeszcze
żadnego potwierdzenia. Uzdrowiciel, który ma za sobą pierwsze sukcesy, jest całkowicie
odmieniony. Dlatego też nabierzcie zaufania nie tylko do własnego Wyższego Ja, lecz również do
samych siebie: uwierzcie w swoje siły!
Przebieg modlitwy uzdrawiającej jest logiczny. Najpierw spróbujcie za pomocą samych myśli
uśmierzyć ból pacjenta. Jest to bardzo istotne oraz natychmiast wzmacnia więź między
uzdrawiającym a pacjentem, ponieważ nagłe uwolnienie się od bólu jest dla chorego (i
uzdrawiającego) czymś cudownym. W wielu przypadkach skutek ten można osiągnąć szybko.
Zaufanie, jakie powstaje dzięki zanikowi bólu, pochodzi przede wszystkim od niższego Ja pacjenta.
A to z kolei przyczynia się do natychmiastowego wytworzenia uzdrawiającej siły przez niższe Ja
leczonego. Już wcześniej mówiliśmy, jak wielką rolę odgrywa niższe Ja przy powstawaniu schorzeń
psychosomatycznych. Bierze ono udział również w ich leczeniu. Uwolnienie się od bólu, a także
symboliczne czynności, przy których uzdrawiający kładzie dłonie na chorym miejscu uzdrawianego,
wywierają na niższym Ja pacjenta wrażenie, że dzieje się coś ważnego. Z tego powodu jego niższe Ja
żywo wspiera proces uzdrawiania.
Następną istotną fazą modlitwy uzdrawiającej jest przesyłanie many własnemu Wyższemu Ja
oraz Wyższemu Ja osoby uzdrawianej wraz z prośbą, aby za pomocą wielce skutecznej
many-loa podziałało ono bezpośrednio na komórki, tkanki, kości, ścięgna i nerwy pacjenta.
Powinniśmy przy tym wyraźnie, głęboko uprzytomnić sobie (nasz George nam w tym pomoże), że
dar many wysłany Wyższemu Ja ma potężną moc i że zostanie ona przekształcona w niewyobrażalnie
skuteczną manę-loa.
Na tym właściwie kończy się modlitwa uzdrawiająca. Powinniśmy oczywiście wyrazić
krótkie podziękowanie obydwu Wyższym Ja. Jeżeli jednak tego zaniechamy, nasza modlitwa nie
utraci na wartości, ponieważ nie prosimy w niej przecież o nic dla siebie, lecz dla innego człowieka,
Ze spokojem możemy wierzyć, że w tym przypadku ważniejsze są inne przesłanki. Oba Wyższe Ja
uznają, że w czasie modlitwy uzdrawiającej darzymy je pełnym, spontanicznym zaufaniem oraz w
żaden sposób nie będziemy wątpić w uzdrowienie. (Zresztą formę zwykłej modlitwy Huny uważam
nie tyle za żądanie czegoś, co raczej za sposób wychowania średniego i niższego Ja w celu
osiągnięcia samodyscypliny.)
W chwili, gdy przekazujecie manę swojemu Wyższemu Ja, powinniście w myślach włączać
do współpracy Wyższe Ja pacjenta. Możecie być pewni, że wszystko, co właśnie przeżyliście z
pacjentem, a więc dotykanie, dar światła, rozmowy i nadzieje, są teraz przedmiotem modlitwy,
przedmiotem daru mana-loa. Nie musicie przypominać sobie wszystkich szczegółów, uczynią to
wasz George i niższe Ja pacjenta - ponieważ przeżyli oni wspólnie każdą fazę - jak również biorące
we wszystkim udział Wyższe Ja. Podczas modlitwy uzdrawiającej ulegnijcie wszystkim
pozytywnym emocjom. Oddajcie się im całkowicie, ponieważ wnoszą one bardzo wiele do
modlitwy.
Powróćmy jeszcze raz do zagadnienia trwałości uzdrowienia. Wcześniej sądziłem, że
uzdrawiający musi ciągle na nowo nawiązywać kontakt z pacjentem, aby uzdrowienie było trwałe.
To błędne mniemanie. Niektórzy uzdrowiciele zajmują się setkami ostrych przypadków i właściwie
powinni się nieustannie o nie troszczyć, jeżeli w ten sposób chcieliby zapewnić trwałość
uzdrowienia. Jeśli prowadzicie działalność uzdrowicielską, codziennie rano wypowiadajcie ogólną
modlitwę uzdrawiającą i przesyłajcie manę przez swoje Wyższe Ja, to znaczy wysyłajcie mana-loa ku
Poe Aumakua wszystkich waszych pacjentów, ku wspomnianej już Wspólnocie Wyższych Ja.
Bądźcie pewni, że wasz dar trafi dokładnie tam, gdzie jest potrzebny, ponieważ energią many nie
będzie zarządzał nikt inny niż Wyższe Ja, wasze oraz waszego pacjenta!
W tym miejscu jeszcze raz wspomnę Fausta Goethego. Podczas spaceru wielkanocnego
Wagner rozmawia z Goethem o niedawnej zarazie i wspomina o ogromnych sukcesach
uzdrowicielskich ojca Fausta. Faust mówi o nim: „Ojciec mój, zacny badacz ciemnych sił"
5
.
Wyrażenie to często bywa fałszywie interpretowane: nie był on oszustem i łotrem, lecz zacnym
człowiekiem, który zajmował się ciemnymi mocami, sprawami okultyzmu, czyli - używając popu-
larnego dziś określenia - ezoteryką.
Wagner mówi o zarazie i niebezpieczeństwie, na które narażony był ojciec Fausta, na co Faust
odpowiada: „Pomocnikowi pomógł pomocnik na górze". Zdanie to stanie się zrozumiałe, jeżeli
słowo „pomocnik" zastąpimy słowem „uzdrowiciel". Uzdrowicielowi pomógł uzdrowiciel na górze.
Lecz o tym prawdopodobnie nie wolno było mówić Goethemu, który był tajnym doradcą księcia.
W dalszej części dramatu Mefisto, przebrany za Fausta wyjaśnia początkującemu uczniowi,
co sądzi o medycynie:
„Sens medycyny bez trudu przejrzyjcie,
Wielki i mały zgłębcie światy dwa,
By w końcu puścić to - niech idzie,
Jak Pan Bóg da".
6
Brzmi to trochę cynicznie, odpowiada jednak postawie Mefistofelesa. Z drugiej strony,
wypowiedź ta zawiera wielką prawdę, że bez woli Boga nie możemy niczego uczynić, szczególnie w
dziedzinie medycyny.
Chciałbym, aby te słowa Goethego były dla was ostrzeżeniem, abyście nie oczekiwali od
modlitwy uzdrawiającej gwarancji powodzenia: decyzja, czy pacjent wyzdrowieje, należy do jego
Wyższego Ja. Jeżeli chory nie zostanie wyleczony, nie oznacza to, że uzdrawiający popełnił jakiś
błąd. Możliwe, że za pośrednictwem choroby Wyższe Ja chce doprowadzić pacjenta do nowego
poznania, przeobrażenia, do przyjęcia innej postawy życiowej. Mimo to uzdrawiający może
próbować uśmierzyć jego ból, aż pewnego dnia zrozumie dzięki intuicji, że nie może dojść do uzdro-
wienia. Wtedy przed uzdrawiającym staje jedno z najważniejszych, najsmutniejszych, a mimo to
najbardziej uszczęśliwiających zadań: musi on pomóc pacjentowi w umieraniu, nie mówiąc ani słowa
na ten temat. Może zapewni pacjentowi pokój, którego on potrzebuje, uwolni go od strachu przed
śmiercią oraz przekaże mu wewnętrzną siłę i poczucie godności. Podczas tego procesu może nadejść
moment, w którym uzdrawiający przekaże Wyższemu Ja pacjenta mana-loa wraz z prośbą o
wybawienie i wyniesienie na oczekiwany z utęsknieniem świetlisty poziom -jeżeli oczywiście chce
tego Wyższe Ja pacjenta. Jeśli w takim momencie, być może głęboko poruszeni, zechcecie skierować
taką modlitwę do jego Wyższego Ja, zawsze powinniście dołączyć krótkie zdanie: „Jeżeli tego
pragniesz!".
Często można pomóc umierającemu, nie rozmawiając z nim. Ale czasem on sam zacznie
5
J. W. Goethe. Faust w: Dzieła wybrane, PIW 1983, przeł. Feliks Konopka.
6
Tamże.
rozmowę, może nawet będzie stawiał pytania. Należy wtedy podjąć temat i -jeśli to wskazane -
wyjaśnić, co mówi Huna o „śmierci". Long określa śmierć jako kolejny krok w rozwoju,
porównywalny z przejściem z klasy niższej do wyższej, ze szkoły średniej na uczelnię. Pewność, że
duch jest nieśmiertelny, da umierającemu pocieszenie. Uzna on logikę ludzkiego istnienia, wyzwanie
polegające na tym, że jesteśmy tutaj po to, aby się uczyć, oraz że ból i cierpienie, jak również śmierć,
mogą być dla nas w tym procesie wielką pomocą.
Nie mogę się powstrzymać przed ponownym zacytowaniem Hermanna Hessego. Wydaje mi
się stosowne, by znowu przemówił: „Przeciwko śmierci nie potrzebuję broni. ponieważ śmierć nie
istnieje. Istnieje tylko strach przed nią, a ten można wyleczyć".
Na zakończenie niniejszego rozdziału chciałbym wspomnieć, że jako uzdrawiający
powinniście poznać przepisy prawne obowiązujące w waszym kraju. W Szwajcarii - z wyjątkiem
kantonu Appenzell - leczenie za pomocą dotyku jest zabronione. Powinno być jednak dozwolone
używanie dłoni do stawiania diagnozy. Jeżeli chcecie uzdrawiać bez bezpośredniego nakładania rąk,
możecie trzymać je w odległości trzech do pięciu centymetrów od pacjenta. Jest to tak samo
skuteczne. Czasami ciepło będzie nawet bardziej wyczuwalne niż przy bezpośrednim dotyku.
Pamiętajcie o tym. że można osiągnąć wiele sukcesów w uzdrawianiu na odległość, przy tym dystans
nie gra żadnej roli.
Znam przypadek uzdrowienia dwudziestoletniej Angielki bez jakiegokolwiek kontaktu
osobistego uzdrowiciela z pacjentką. Nie widział on nawet fotografii kobiety, chętnie używanej jako
środek pomocniczy przez media i uzdrawiających. Znał tylko jej imię. Na podstawie własnego
doświadczenia uważam, że jest ono ważniejsze niż zdjęcie, równie ważne jak podpis, ponieważ gdy
przywołujemy Wyższe Ja Barbary, czyli coś w rodzaju „Wyższej Barbary", wiadomo, że może
chodzić tylko o tę chorą Barbarę, pomimo że istnieje jeszcze wiele kobiet o tym imieniu. „Wyższa
Barbara" wie, że ją mamy na myśli. Wśród Wyższych Ja nie zdarzają się pomyłki!
Nie zapominajcie, że działalność uzdrowicielska oparta jest na łasce Boga, na łasce Wyższego
Ja. Ale również pacjent doznaje łaski. Choćby był największym „grzesznikiem" , otrzyma za
pośrednictwem duchowego uzdrowiciela od jego Wyższego Ja energię uzdrawiającą, siłę
oczyszczenia i harmonię.
I jeszcze jeden gorący apel do wszystkich uzdrawiających, terapeutów, masażystów i
lekarzy: w leczeniu waszych pacjentów stosujcie to, czego nauczyliście się dzięki duchowemu
uzdrawianiu, szczególnie metody Huny - lecz nie informujcie ich o tym. Niech z waszych rąk do ciała
pacjenta spływa uzdrawiająca siła, macie również wystarczająco dużo czasu, aby zwrócić się w
cichej modlitwie do jego Wyższego i niższego Ja.
Rozdział 9
Rozwój i postęp
Anioł, unosząc się w wyższej atmosferze, niósł nieśmiertelnego Fausta. Ten, kto zawsze
gorliwie się stara, tego możemy wybawić.
Goethe, „Faust”
Nikt jako dorosły nie jest chrześcijaninem tylko dlatego, że został ochrzczony, lub żydem z
powodu obrzezania. Te symboliczne ceremonie są znaczące i wartościowe w przypadku małego
dziecka. Chrześcijaninem lub żydem można jedynie się stać, a gdy to nastąpi, człowiek nigdy nie
zaprzestaje stawać się nim na nowo. Bycie chrześcijaninem, żydem, buddystą, esseńczykiem,
adeptem Huny nie jest stanem statycznym, lecz ciągłym procesem rozwoju.
Niektórzy ludzie obdarzeni łaską przeżywają tę dynamikę nieświadomie. Tylko nieliczni stają
się świadomi tego procesu przez poznanie, inspirację, przez szczerą i poważną rozmowę z
przyjacielem bądź dzięki książce. Uczniowie lub adepci Huny dzięki swoim Wyższym Ja
doświadczyli daru i błogosławieństwa rozpoznania, zaakceptowania lub nawet świadomego
wspierania rozwoju. Wyższe Ja przybliżyły im praktykę Huny jako cel w życiu. Osoby praktykujące
Hunę znają „mechanizm", który pozwala zrozumieć ów proces rozwoju i wręcz sprawia, że wydaje
się on konieczny.
Z bolesnymi stronami życia, dostarczającymi pobudek do ciągłego rozwoju, dacie sobie radę
dużo łatwiej niż ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować takich doświadczeń. Szczególnie pod tym
względem uważam Hunę za - używając czysto technicznego określenia - „katalizator" pozwalający
nam pojednać się z własnym życiem.
Świadomość niewzruszonej wspólnoty z naszym niższym i Wyższym Ja stanowi potężne
wsparcie we wszystkich krytycznych sytuacjach życiowych. Wspólnota ta, którą nazywam trójcą,
dzięki praktykowaniu Huny staje się stanem trwałym i będzie ona tym bardziej uszczęśliwiająca, im
częściej będziemy sobie uświadamiać związek z pozostałymi Ja. Może być do tego potrzebna
wewnętrzna pobudka, która pojawi się od razu, jeżeli tylko przez kilka sekund pomyślimy o naszym
połączeniu z Wyższym Ja. Niektórzy uświadomili sobie ten kontakt z euforią, której nigdy nie
zapomną. Inni wyczuli go w spokoju i ciszy.
Po takim objawieniu przebywamy w stanie permanentnej troistości, który jest dla nas
niewzruszony, który stal się naszą „drugą naturą" i przeżywamy go jako coś oczywistego. Nie jest to
jeszcze stan charakteryzujący kahunę, który być może kiedyś osiągniemy, nic o tym nie wiedząc!
Strzeżmy się więc słów: Jestem uzdrowicielem, jestem kahuną!
Utrzymywanie trwałości potrójnej piramidy świetlnej jest nadzwyczaj skutecznym środkiem
przeżywania permanentnej troistości, ponieważ piramida ta nie tylko odpiera ataki z zewnątrz, lecz
również wspiera swoim światłem nasz wewnętrzny rozwój. Dlatego też nie zaniedbujecie
codziennego porannego ładowania maną własnych piramid świetlnych i równocześnie piramid tych
osób, nad którymi je utworzyliście. Trwały stan troistości, który później stanie się przy-
zwyczajeniem, nacechowany jest harmonią, bywają w nim jednak wzloty i upadki. Znam to z
własnego doświadczenia i z relacji moich uczniów. Dzięki praktykowaniu Huny wznieśliśmy się na
wyższy poziom etyczny, lecz nie staliśmy się przez to świętymi. śycie toczy się dalej i wciąż się
rozwijamy. Możemy przeżyć sytuacje, w których znowu kogoś skrzywdzimy, lecz teraz
niezwłocznie naprawimy swój błąd, bo staramy się żyć według maksymy: Nigdy nie krzywdzić,
zawsze pomagać.
Pewien temat przysparza mi wielu trudności w czasie seminariów, jak i teraz, w chwili pisania
tej książki. Chodzi o konflikt sumienia, o próbę odpowiedzi na pytanie: Jak mam się zachować wobec
ludzi nikczemnych i podłych? Możemy się spotkać z rażącą niesprawiedliwością, możemy zostać
skrzywdzeni w jakimś sporze prawnym, w którym wyrok będzie jawnie niesłuszny, lub też możemy
zostać wykorzystani przez pojedynczego człowieka, a do tego jeszcze z pozorną, lecz perfidną logiką,
której nie będziemy nawet mogli się przeciwstawić, ponieważ atak został wymierzony z niebywałą
szybkością. W takich przypadkach powinniśmy najpierw - pamiętając o nauce Huny - „nabrać
głęboko powietrza". W pierwszej chwili wprawia to przeciwnika przy telefonie lub w bezpośrednim
kontakcie w zdumienie. I gdy później, powoli i z opanowaniem przystąpimy do odpowiedzi, możemy
nastawić naszego George'a tak, że zrezygnuje on z agresji, choćby wydawała się usprawiedliwiona.
Nasz George (a to przecież on kazałby nam zagotować się ze złości) pozostanie przyjacielski i
spróbuje zwrócić ku atakującemu nas człowiekowi myśli pełne zrozumienia
1 życzliwości. Wiem, że brzmi to bardzo wzniosie i mentorsko. Zapewniam jednak, że - jako
uznany i realistycznie myślący naukowiec -wypróbowałem ten sposób postępowania. To naprawdę
jest skuteczne. Najlepiej byłoby przerwać rozmowę, przemyśleć wszystko jeszcze raz, zebrać swoje
argumenty, a następnie, na piśmie lub ustnie, odwieść napastnika od jego punktu widzenia.
Przerwa i zastanowienie się ma jeszcze jedną zaletę: być może bez gniewu i mściwości
zapomnimy całe to zdarzenie, życząc napastnikowi wszystkiego najlepszego i szczerze mu
przebaczając.
Niezbędna jest do tego samodyscyplina, owa właściwość, której jak najszybciej powinniśmy
nauczyć naszego George’a. Potrzeba na to kilku dni lub tygodni; jedna próba najczęściej nie
wystarcza.
W przypadku nikczemnych i bezzasadnych ataków należy także kategorycznie pozbyć się
użalania nad samym sobą. Również wówczas musimy wychowywać George'a Jeśli poczynimy
postępy w pracy ze swoim niższym Ja w dziedzinie pozytywnych właściwości, spróbujmy go prze-
konać, by je zaakceptował jako stałe polecenie. Takie stałe zlecenia mogą dotyczyć regulowania
ciśnienia krwi, jak również stałej samodyscypliny i pozbycia się raz na zawsze utyskiwania nad
własnym losem. Bardzo istotnym nakazem jest pozbycie się egocentryzmu. Sami zdecydujcie, czego
macie jeszcze wymagać od waszego George'a, ale nie żądajcie zbyt wiele, dajcie mu czas!
O miłości myślał z pewnością każdy z was. Ponieważ słowo miłość jest już niestety bardzo
oklepane i zużyte, dlatego też czasem nie łatwo o niej mówić. Toteż niekiedy wolę je zastąpić słowem
światło. Doszedłem do przekonania, że miłość jako taka, sama w sobie, wolna od wszystkiego, nie
może istnieć dla nas - istot ziemskich. Potrzebujemy partnera, do którego możemy ją odnieść. Może
to być człowiek, zwierzę lub przedmiot (uwaga!). Może być to partner, z którym połączeni jesteśmy
miłością erotyczną, a nie tylko przez seks, ponieważ seks nie jest miłością - może to być również
miłość do samych siebie. Gdy osiągniemy tak wysoki poziom miłości, w którym z trudem przyjdzie
nam rozdzielić siebie od jej obiektu, możemy być pewni, iż chodzi o Boga, o Jego Stworzenie lub o
Jego własną miłość, która teraz jest przedmiotem naszej miłości, ponieważ tylko Jego miłość nie
potrzebuje formy odniesienia.
Przyjrzyjmy się bliżej, z punktu widzenia Huny, miłości między mężczyzną i kobietą. W tym
przypadku na początku niższe Ja jest najważniejszym miernikiem wartości, najważniejszym
wskaźnikiem, ponieważ to właśnie George jest nosicielem naszych emocji! Weźmy na przykład
brutalnego człowieka, który w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu ma zwierzęcą naturę i
którego opanowało jego niskie Ja (nie niższe, jak według naszej definicji). Człowiekiem tym silnie
kierują instynkty. Namiętnością i instynktami można tłumaczyć jego skłonności do popełniania
przestępstw na tle seksualnym. Niższe Ja tego człowieka jest silniejsze niż, intelekt średniego Ja.
Wyobraźmy sobie wyższy stopień rozwoju; a więc wysoko rozwinięte, dobrze wychowane
niższe Ja oraz etyczne i wrażliwe średnie Ja. Jeżeli jeden z partnerów znajduje się na tym poziomie, a
jeszcze lepiej - oboje, dochodzi wtedy do erotyki (grec. Eros = bóg miłości) w najczystszym tego
słowa znaczeniu. To już nie „seks", będący aktywnością czysto fizyczną. Ten rodzaj erotyki
przedstawia w najbardziej czarujący sposób Heinrich Heine.
Zróbmy teraz dalszy krok. Ponownie przyjmijmy założenie, że niższe Ja obydwu partnerów są
wysoko rozwinięte i znajdują się na wysokim poziomie etycznego rozwoju, że średnie Ja osiągnęły
równie wysoki stopień duchowego rozwoju oraz że jedno lub nawet oba Wyższe Ja współdziałają ze
sobą. Para kochanków przeżywa wówczas uduchowioną miłość i erotykę, niepowtarzalną dla obojga.
Ten rodzaj erotyki znalazłem w poezji Hermanna Hessego. Jeden z jego wierszy, w którym opisuje
on fizyczne zespolenie mężczyzny i kobiety, kończy się słowami: „Aż do chwili, gdy ponad wszystko
wznosimy się jako opromienienie i uduchowienie". Thorwald Detlefsen ujął to mniej poetycko, lecz
wyraziście: określa on miłosne zjednoczenie mężczyzny z kobietą jako jedyną możliwość
zneutralizowania biegunowości w całym materialnym Wszechświecie. Usunięcie polaryzacji
możliwe jest tylko na kilka sekund, jest jednak całkowite. A zatem z jednej strony „opromienienie i
uduchowienie", z drugiej zaś „zniesienie polaryzacji". Jako naukowiec zajmujący się wiedzą
przyrodniczą uważam ten obraz za wyjątkowo piękny.
Dochodzimy wreszcie do najwyższej formy miłości - do miłości absolutnej. Może ona istnieć
zarówno w układach partnerskich, jak i bez udziału męskiego lub żeńskiego partnera. W jej
początkowej fazie niższe i średnie Ja są bardzo wysoko rozwinięte i w dalszym ciągu znajdują się pod
przewodnictwem Wyższego Ja. Następnie, w miarę rozwoju uczucia, dochodzi do najwyższego
uduchowionego i metafizycznego uniesienia, które może być niezależne od polaryzacji
mężczyzna/kobieta. Być może partnerzy owładnięci taką miłością potrafią wyczuć owo
podobieństwo do Boga, o ile w ogóle jest to możliwe dla człowieka.
Analizując powyższe stopnie rozwoju, starałem się podkreślić pierwszorzędne znaczenie
niższego Ja w stosunkach między ludźmi, które nabierają nowego, doskonalszego wymiaru dzięki
uczestnictwu średniego Ja, a przede wszystkim Wyższego. Aczkolwiek próbuję wytłumaczyć
wielorakie oblicza miłości, daleki jestem od stwierdzenia, że ich poznanie możliwe jest tylko przez
naukę Huny!
Postąpiłbym nieodpowiedzialnie, gdybym rozdziału o rozwoju i postępie nie zamknął
kilkoma uwagami na temat kryzysów związanych z Huną, znanych mi z autopsji. Mogą one
wystąpić u każdego, kto zajmuje się tą starożytną wiedzą.
W jakiś czas po nawiązaniu kontaktu z naszym Wyższym Ja, gdy przypomnimy sobie
towarzyszące temu uczucie szczęścia, możemy poczuć się zawiedzeni, że nie trwało ono dłużej. Choć
nie ustawaliśmy w codziennej pracy nad Huną, nie czujemy już deszczu błogosławieństwa, gdy
próbujemy przekazać Wyższemu Ja. manę. Wytłumaczenie jest proste: staliśmy się nie tylko
opieszali w produkcji many, lecz wręcz leniwi. Nie oddychamy już wystarczająco głęboko i często.
Nie wytwarzamy wystarczającej ilości many dla swojego George'a, dla siebie i Wyższego Ja.
Ładowanie maną stało się nieskuteczne. Jeśli Wyższe Ja otrzyma zbyt mało siły życiowej, nie może i
nie chce działać.
A zatem winę ponosimy sami. Powinniśmy wtedy zwrócić się do George'a i poprosić go o
pomoc. Możliwe, że powie: „To ty, Henry, nie koncentrujesz się wystarczająco i wtedy nie mogę z
tobą współpracować". Ten prosty konflikt możemy usunąć przy odrobinie samokontroli.
Inny kryzys może powstać z powodu nowego obciążenia winą. Wyrządziliśmy komuś
krzywdę, bo nie byliśmy wystarczająco czujni lub zignorowaliśmy człowieka, który potrzebował
naszej pomocy. Nasze niższe Ja - nosiciel sumienia wie o tym, strajkuje, blokuje sznur aka łączący
nas z Wyższym Ja. Nie jest to sytuacja tragiczna, ale stanowi sygnał dla średniego Ja, że powinno
pójść za sumieniem swojego George'a i przystąpić do oczyszczenia kala. Będzie ono mniej
intensywne, łatwiejsze do przeprowadzenia niż to wcześniejsze, gdyż odnosić się będzie tylko do
jednego konkretnego zdarzenia, które zaszło niedawno.
Kryzys może wystąpić również z powodu duchowego zmęczenia. Czasem, całkiem banalnie,
możemy czuć się beznadziejnie z powodu pogody, zwłaszcza gdy przeżywamy stres i jeszcze nie
potrafimy uwolnić się od niego. Niezbędny jest wówczas pewien trening. Musimy zachowywać
czujność, by natychmiast rozpoznać sytuację stresową, nie ulec jej i we właściwym momencie
dostatecznie naładować się maną, która będzie dla George'a i Henry'ego balsamem.
Jednak (choć wyda się to paradoksalne) napięcie może być tak duże, że zapomnimy
naładować się maną. W takiej sytuacji pomocne może okazać się tylko jedno: powinniśmy oddać się
w opiekę swojemu Wyższemu Ja, odprężyć się i odpocząć. Po pewnym czasie pojawią się w nas
pozytywne myśli.
Pewnego razu przeżyłem banalny kryzys, kiedy mój George był obrażony. W drodze do biura
prosiłem go ciągle o znalezienie miejsca do parkowania, czym poczuł się już znużony. Czasami
wykonywany przez nas zawód wymaga ciągłych podróży. Zaniedbujemy wówczas codzienne prak-
tykowanie Huny, co niekiedy prowadzi do kryzysu.
Kolejnym powodem kryzysu może być nadmierna surowość, która może się w nas rozwinąć
w miarę praktykowania Huny. Należy zdać sobie z tego sprawę i szczerze pomówić ze swoim
George'em, nie wymawiając mu, co zrobił źle i jaki jest nieposłuszny. Wspólnie z nim rozkoszujmy
się przyrodą, koncertem, ogniskiem domowym lub po prostu dobrą płytą czy kieliszkiem czerwonego
wina. Przeżywajmy to świadomie i podziękujmy George'owi za odczucia, jakie otrzymujemy za
pośrednictwem jego emocji!
Każdy kryzys ma nieoczekiwany przebieg i najczęściej prowadzi do nowego poznania,
zbliżenia do Wyższego Ja Dzięki kryzysom możemy rozwiązać niektóre problemy życiowe.
Zauważymy, że najlepiej jest świadomie akceptować przykrości i ból, dzięki temu stracą swoją siłę
Spróbujmy stwierdzić, skąd one pochodzą. Bardzo często ich źródłem jest nasze wnętrze.
Przekonujemy się o tym, jeżeli rozpoznajemy je przy udziale George'a i Wyższego Ja. Bardzo źle,
jeżeli w swoim przygnębieniu i otępieniu umysłowym dopuszczamy do powstawania takich bólów,
później przekształcają się one bowiem w cierpienia, czyli bóle chroniczne.
Bóle pobudzają nas i otrząsają, natomiast cierpienia ogłuszają i odurzają! Aby wyjaśnić
to bliżej, powołam się na nasz język. W swej nieprzemijającej mądrości mówi on: „to boli", ale „ja
cierpię", a nie „ja bolę". Ból jest neutralny, cierpienia - osobiste! Nasza mowa brzmi: „Ta rana mnie
boli" lub: „To doświadczenie mnie rani". Doświadczenie jest w tym przypadku przedmiotem, z
którym mogę cos zrobić, który mogę usunąć lub osłabić. Gdy „cierpię", wtedy sam jestem
podmiotem, jestem o wiele bardziej bezpośrednio dotknięty. Podmiotu, czyli siebie samego, nie
mogę usunąć ani wyłączyć. Pamiętajcie jeszcze o tym, że Wyższe Ja, które prosimy o pomoc, uczyni
wszystko, aby nam pomóc!
Wszystkim pragnę na zakończenie dać jeszcze jedną ważną wskazówkę, opartą na
doświadczeniu. Niektóre niedostatki, boleśnie przez nas odczuwane, nie muszą być ciosami losu.
Przeżywamy je przez wiele dni albo tygodni, pytamy o nie George'a lub Wyższe Ja, lecz nie
otrzymujemy odpowiedzi. Nie rozpaczajmy, bo przecież we wspólnym życiu z Wyższym Ja już nie
istnieje rozpacz, tylko cierpliwość. W końcu zrozumiemy, że przeżywamy krytyczne sytuacje, gdyż
musimy nauczyć się cierpliwości! Może wtedy będzie nam lżej.
Czy już wiecie, w jakim celu przeżywamy kryzysy? Czy jesteście już przekonani, że trzeba
przychylnie patrzeć na każdy kryzys i akceptować go? Nigdy nie mówcie: „To, co mnie spotkało, jest
wielką niesprawiedliwością. Bóg nie istnieje! Stale słyszymy takie uwagi, ale wierzę, że już nie
padną one z waszych ust.
„Wszystko płynie" - powiedział wielki grecki filozof Heraklit. Doliny fal są w naszym życiu
czymś naturalnym, ale po nich zawsze przychodzą grzbiety fal. Ruch ten ma charakter biegunowy i
niesie w sobie bezpośredni postęp.
Podsumowanie
Nauka Huny to filozoficzno-religijno-psychologiczna wiedza i praktyczna wskazówka
służąca osiągnięciu nowego, szczęśliwego i bogatszego w sukcesy życia. Podkreśla ona boskie
pochodzenie człowieka, nie korzystając przy tym z dogmatów i ścisłych regulaminów. Huna uznaje
istnienie trzech Ja:
średnie Ja jest fizycznym człowiekiem, jego rozumem i przynależną mu istotą duchową;
niższe Ja jest tym, co psychologia określa mianem podświadomości lub podświadomego
umysłu. Niższe Ja to samodzielna, indywidualna istota duchowa. Można z nią rozmawiać i ją
wychowywać;
Wyższe Ja jest boską duchową istotą człowieka, co odróżnia je od reszty stworzenia; jest ono
Aniołem Stróżem, „iskrą Bożą", istotą, która - według Huny - należy zarówno do ludzi, jak i do
Stwórcy.
Celem praktyki Huny jest zjednoczenie trzech Ja. Jezus określił to zjednoczenie jako
„powtórne narodziny".
Praktykując Hunę, dysponujemy środkami pomocniczymi, które określam jako „narzędzia".
Są to:
energia many - siła życiowa, ziemska forma energii, którą pobieramy przede wszystkim z
pożywienia i dzięki wzmożonemu oddychaniu; jest ona skuteczna zarówno na poziomie fizycznym,
jak i na duchowym;
sznur aka - sznur łączący z jednej strony niższe i średnie Ja, a z drugiej te obydwa Ja z
Wyższym, przynajmniej na początku; następnie łączy on średnie/niższe Ja z innymi istotami
duchowymi lub istotami żywymi (ludźmi, zwierzętami, roślinami);
oczyszczenie kala - narzędzie czysto duchowe, autopsychiatryczny środek doskonalenia
własnego charakteru, stanowiącego warunek osiągnięcia Wyższego Ja;
światło - element duchowy, z którym osoba praktykująca Hunę pracuje w najróżniejszy
sposób, a zwłaszcza wykorzystuje je jako uzdrawiające źródło siły dla swojej potrójnej piramidy,
która zapewnia praktykującemu ochronę zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz;
wizualizacja - szczególny środek pomocniczy w modlitwach Huny oraz przy specjalnej
modlitwie uzdrawiającej.
Celem praktykowania Huny jest spojenie trzech Ja, narodzenie się na nowo, poznanie
absolutnego szczęścia.
Rozdział 10
Doświadczenia studentów praktykujących Hunę
Jest całkowicie zrozumiałe i zarazem miłe, że wielu uczestników moich seminariów, którzy
zastosowali w praktyce naukę Huny, odnotowało sukcesy przy rozwiązywaniu trudnych problemów i
że z własnej inicjatywy poinformowało mnie o tym. Tylko w przypadku Doris H. sam prosiłem o
wiadomość. Utrzymywałem z nią kontakt z powodu spraw zawodowych i przypadkowo usłyszałem
od niej o pozytywnej zmianie w jej życiu. Poprosiłem zatem Doris, aby mi o tym opowiedziała.
Podkreślenia we fragmentach listu pochodzą ode mnie. Doris pisze: „Pytasz o moje doświadczenia z
Huną. Muszę Ci powiedzieć, że od czasu, gdy poznałam Unity i Hunę, moje życie zupełnie się
zmieniło. Znalazłam w końcu dość siły, aby zakończyć mój dwudziestoletni związek i wkroczyć na
nową drogę. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, i wierzę, iż postąpiłam
słusznie. Mam przy sobie mężczyznę, który daje mi gwiazdy z nieba, a nasz związek jest tak
harmonijny, że trudno sobie wyobrazić lepszy. Do wielu drobnych kłopotów, które zawsze się
zdarzają, pochodzą dzisiaj z właściwym nastawieniem i stosuję modlitwę Huny".
Gabriela natomiast pisze o swoim nieszczęściu, o dentyście i kryzysach: „Do pewnego czasu
prześladowało mnie nieszczęście, lecz obecnie każdego dnia - w następstwie modlitwy -
odnotowuję małe cuda. Przezywanie tych drobnych sukcesów dostarcza mi wielu bodźców do
działania Wcześniej nic mi się nie udawało, a teraz wydaje się ze wszystko idzie jak po maśle. Wcale
nie muszę modlić się często, wystarczy jedna pozytywna myśl lub życzenie. Trzeba tylko trochę
poczekać i już urzeczywistnia się to, czego pragnęłam. Nie potrafię pojąć, że kiedyś pomimo usilnych
starań byłam jednym negatywnym blokiem. Naturalnie nie wszystko zawsze się udaje. George bywa
jeszcze czasem kapryśny, ale mój stomatolog był zdumiony, gdy podczas borowania zupełnie nic
nie czułam".
Inna uczestniczka seminarium pisze: „Zauważam dzisiaj pewne przewodnictwo. Nawet w
czasie kryzysu widzę, że miał on swą przyczynę, że powinno wyniknąć z niego coś pozytywnego.
Nie skarżę się już na mój los ani na przeszłość. Pod tym względem George stał się raczej pozbawiony
emocji. Kryzysy traktuję dzisiaj jako bardzo pouczające fragmenty życia i uważam je za formę
spłacania karmy. Również moja matka jest dla mnie pouczającym przykładem. Zresztą jej sytuacja
znacznie się poprawiła".
Helmut pisze o deszczu błogosławieństwa: „Deszcz błogosławieństwa objawia się w postaci
ciepłej uszczęśliwiającej pewności i promieniującej wdzięczności, które powodują, że z trudem
powstrzymuję łzy. Często słyszę podszepty, na przykład zamiar zwrócenia się do wszystkich
niższych Ja z pozytywnymi myślami i najlepszymi życzeniami wyzbycia się wszelkich złych myśli i
antypatii".
Ingrid pisze na temat strachu: „Możliwe, że ucieszy Cię również wiadomość, iż czuję pełne
zaufanie do mojego Wyższego Ja, czuję się bezpieczna i ochraniana. Dzięki temu pozbyłam się
strachu".
Aleksander: „Moja praca z George'em postępuje z dobrym skutkiem naprzód. Szczególnie
zajmowałem się zredukowaniem mojego strachu i mniejszych obaw, w czym osiągam stały postęp.
Końca naszej wspólnej pracy jeszcze nie widzę" bardziej pozytywnie... Dzięki Hunie zdołaliśmy
nadać sprawie korzystny obrót w trudnej sprawie życia codziennego".
Od Ingi dowiedziałem się, że miała poważne problemy z byłym mężem, który wstąpił
przeciwko niej na drogę sądową. Pisze ona o nim i o pewnym wypadku samochodowym: „Moja
codzienna modlitwa Huny została wysłuchana w niemal cudowny sposób. Wszystko obróciło się
dla mnie ku najlepszemu. W pracy wiedzie mi się znowu bardzo dobrze. Mój były mąż zrezygnował
z postępowania sądowego i płaci dobrowolnie - a ja, jak za sprawą cudu, ani nie umarłam, ani też
nie znajduję się w szpitalu. Mój samochód w zeszłym tygodniu wywrócił się na zlodowaciałym
odcinku jezdni, a ja wyszłam z tego ciężkiego wypadku bez najmniejszego obrażenia, jak również
bez żadnego szoku. Ludzie, którzy się mną zajęli, nie mogli tego pojąć - ale ja tak".
Na zakończenie zadziwiająca relacja Ursuli, która nigdy nie brała udziału w żadnym moim
seminarium, lecz której wyczerpująco wytłumaczyłem funkcję niższego Ja. Pomimo że była ona
zamężna, przez wiele lat miała kłopoty psychicznej natury z cielesnym obcowaniem ze swym
mężem. Podczas pewnej dłuższej rozmowy otrzymała intuicyjną informację, że jej problem
seksualny ma podłoże w przykrych przeżyciach z okresu niemowlęcego. Choć z początku chciałem
odrzucić tę informację jako nielogiczną, zaakceptowałem ją jednak i porozmawiałem z jej niższym
Ja. Ursula pisze:.....i zaraz po kilku pierwszych zdaniach przeszliśmy do sedna mojego problemu...
mojej zablokowanej seksualności. Mocne wrażenie wywarła na mnie wiadomość, że w czasie
wojny byłam świadkiem zgwałcenia mojej matki - miałam wtedy około roku. Właśnie to stało się
powodem moich problemów seksualnych! Powiedział mi Pan, że chociaż moja Georgette
przysłuchiwała się naszej rozmowie, to jednak dobrze by było, gdybym jeszcze raz porozmawiała z
nią o tej sprawie..., wtedy z pewnością moje problemy się rozwiążą". Autorka listu pisze dalej o
swoim śnie: „Gdy we śnie mój mąż usunął pająka, stałam się wolna i mogę wreszcie korzystać z
mojej seksualności! Teraz, po rozmowie z moją Georgette, wszystko się zmieniło. Już w kilka dni
później z przyjemnością zbliżyłam się do swojego męża! Nie potrafię w żaden sposób wyrazić
słowami tego, co przeżyłam w tym krótkim czasie!".
DODATKOWE INFORMACJE
Adres autora:
Henry Krotoschin, Wirzenweid. 6, CH-8053, Zurich, Szwajcaria
Pod tym adresem otrzymają Państwo informacje o seminariach Huny, o możliwości
indywidualnego poradnictwa, o warunkach przynależności do Towarzystwa Badań nad Huną oraz o
pomocach w praktykowaniu Huny w postaci kaset i literatury. Henry Krotoschin jest do dyspozycji
wszystkich zainteresowanych Huną oraz służy radą i pomocą. Piszcie Państwo do autora również
wtedy, gdy lektura tej książki Was do tego zachęci.
Dodatek
Wiedza Huny i nauka Esseńczyków
(Poniżej zamieszczam rozdział 9 książki Operation Redemption napisanej przez Sir George'a
Trevelyana, za uprzejmym zezwoleniem wydawnictwa Greuth Hof w Gulach. Jako autor dziękuje
szczególnie gorąco Sir George'owi Trevelyan'owi za zgodę na możliwość opublikowania tego
rozdziału jako dodatku do mojej publikacji. Kompetentne przedstawienie zagadnienia przez Sir
George Trevelyana uważam za wyjątkowe wzbogacenie wiedzy moich czytelników na temat związku
Huny i nauki Esseńczyków.)
...Chciałbym zatem spojrzeć na dwa nurty starej nauki, które zawierają wielkie prawdy cenne
dla naszej teraźniejszości, a mianowicie na tajemną wiedze kahunów (Hunę) oraz na naukę
Esseńczyków. Oba te nurty znalazły się w kręgu zainteresowania naszej generacji. Co się tyczy
Esseńczyków, nowych impulsów dostarczyły książki i tłumaczenia Edmonda B. Szekely'ego; w
przypadku kodeksu Huny stara nauka kahunów odżyła na nowo dzięki odkryciom i pismom Maxa
Freedoma Longa. Obie nauki mają tak wiele wspólnych cech, że być może pozwolą naświetlić
zagadnienie, którym się tutaj zajmujemy. Były one strażnikami tajemnic, uważanych za tak cenne, iż
zamierzano je zachować dla dalszych pokoleń. Może więc dzisiaj stajemy przed kolejnym krokiem w
ewolucji ludzkości, który należy uczynić, by ludzkość osiągnęła swój pełny potencjał. Wydaje się, że
Huna i nauka Esseńczyków zawierają prawdę odwieczną.
Wiedza i umiejętności kahunów, czyli „strażników tajemnicy", wywodzą się z prastarych
nauk, przypuszczalnie z czasów Atlantydy. Za Chrystusa praktykowano je w górach Atlas. Jest
bardzo prawdopodobne, że nasz Pan znal Hunę i jej nauczał. Max Freedom Long swoją ostatnią
książkę zatytułował Huna w religiach świata, wskazując, że naukę tę znaleźć można we wszystkich
wielkich religiach. Przez Indie dotarła ona, pod przewodnictwem Wyższych Ja, do miejsca, gdzie
można ją było bezpiecznie przechować, na Hawaje. W związku z tym całkowicie wykluczony jest
wniosek, jakoby nauka ta wywodziła się z magii polinezyjskich tubylców.
Dzisiaj nie ma już kahunów. Podobnie jak druidzi, nie pozostawili oni żadnych świadectw
pisemnych. Ich wiedza zostałaby zapomniana wraz z nimi, gdyby Long w swoim zadziwiającym
dokonaniu nie odkrył tajemnego kodu, który kryje się w języku polinezyjskim.
Huna reprezentuje formę skutecznej modlitwy, która doprowadzała do urzeczywistnienia się
życzeń w niej zawartych. Jest pewnego rodzaju „białą magią", która zawsze prowadzi do
natychmiastowego uzdrowienia, nawet w przypadku roztrzaskanych lub złamanych kości.
Początkowo zwrócono uwagę na moc kahunów dzięki niewytłumaczalnej umiejętności „chodzenia
po ogniu", chodzenia po żarzącej się lawie bez żadnych obrażeń. Nasz zachodni sposób myślenia nie
powinien uznawać tych zjawisk tylko za samą magię, ponieważ - według opisów Longa - wiedza
Huny pozostaje w zgodzie z najnowszymi badaniami w dziedzinie psychologii oraz z naszą wiedzą
na temat duchowego wnętrza człowieka.
Jądrem Huny jest koncepcja trzech jaźni człowieka -średniego Ja, czyli naszej racjonalnej
osobowości, niższego lub podświadomego Ja oraz Wyższego Ja. Niższe Ja nic jest bynajmniej czymś
w rodzaju Freudowskiego „naczynia do zlewania" wszystkich naszych złych pobudek i perwersji,
lecz istotą o bardziej zwierzęcej naturze. Nie jest ono racjonalne ani też intelektualne, jednak na
wskroś inteligentne i skoncentrowane na służbie swojemu mistrzowi, średniemu Ja. Tak jak wierny i
pojętny pies, jest ono niezwykle uczynne; jeśli je „przytulimy" i dobrze potraktujemy, nie cofnie się
przed niczym, aby nam pomóc.
Bez wątpienia Huna daje nam bardzo konstruktywne pojęcie podświadomości i jej
możliwości. Niższe Ja ma kontakt ze zbiorową podświadomością, pamięcią Ziemi i światem
elementarnym. Przypuszczalnie tutaj leży wyjaśnienie fenomenu różdżki. Niższe Ja jest również
spichlerzem siły życiowej, many. To koncepcja najwyższej wagi. Niższe Ja może na życzenie
wytworzyć nadwyżkę many i oddać ją średniemu Ja (w języku Huny nadwyżka ta nazywa się
mana-mana). Może ofiarować ją w darze Wyższemu Ja. które potrafi ją przekształcić w jej wyższą
formę, w moc o takiej sile, która może spowodować natychmiastowe zmiany molekularne oraz
cudowne uzdrowienia, a nawet zmianę zewnętrznych uwarunkowań człowieka.
Aby to zrozumieć, trzeba poznać koncepcję ciała aka, które jest dokładnie tym samym co
„ciało eteryczne" sil życiowych, jak określają to współczesne badania spirytystyczne. „Aka" jest
mistyczną duchową substancją, która łączy eterycznymi nićmi wszystkie istoty będące ze sobą w
kontakcie. Nici te mogą bez ograniczenia rozciągać się w czasie
1 przestrzeni. Gdy podajemy komuś rękę lub go obejmujemy, zostajemy z nim połączeni
„nićmi aka" i -jeśli sobie tego życzymy - na zawsze. Po owych niciach możemy wysyłać kształty
myślowe, co odpowiada zjawisku określonemu przez nas jako telepatia. Na polecenie średniego Ja
może zostać wypromieniowana uzdrawiająca siła.
Najmocniejszy sznur aka istnieje między niższym i Wyższym Ja. Wiąże się z tym fakt mający
zasadnicze znaczenie dla skutecznej modlitwy, a mianowicie to, że współpraca z niższym Ja odgrywa
decydującą rolę w kontakcie z Wyższym Ja. Być może brak tej wiedzy sprawia, iż tak wiele modlitw
pozostaje bez odpowiedzi. Wyższe Ja jest z natury boskie. W języku Huny nazywa się ono Aumakua,
co oznacza „Nadzwyczaj Godnego Zaufania Ducha Rodzicielskiego". Jest to duch ojcowski, a
zarazem matczyny, który panuje nad całym naszym losem, kieruje doświadczeniami, przez które
musimy przejść. Wyższe Ja strzeże i prowadzi nas przez całe życie na ziemskim polu ćwiczebnym.
Dla kahunów jest ono Bogiem w tym sensie, iż jest wartością Wszechmogącego, którą my, ludzie,
możemy poznać i nawiązać z nią kontakt. Kahuni dobrze sobie zdawali sprawę z istnienia wyższych
stopni bytu, jednak najbardziej zajmowała ich skuteczna modlitwa, a ta wystarczała do współpracy z
Wyższym Ja. Podobnie Buddzie nie zależało na spekulacjach na temat Boga, gdyż nauczał on przede
wszystkim drogi oświecenia.
Warto jeszcze wspomnieć o stanowisku Huny wobec grzechu. Według Huny nie istnieje inny
grzech niż skrzywdzenie bliźniego. Jeżeli dane postępowanie nie sprawia nikomu bólu", jakże można
nazwać je grzechem? Tym samym kahuni wkroczyli w ramy kodeksu moralnego, któremu w bez-
względny sposób podporządkowane były kontakty międzyludzkie. Wewnątrz swojej wspólnoty żyli
rzeczywiście według tego aksjomatu, który wszystkie wielkie religie ujęły prawie w takich samych
słowach: „Nie czyń drugiemu tego, co tobie niemiło". Gdy kapitan Cook odkrył Hawaje, zastał na
nich społeczność, która była bardziej harmonijna i pogodna niż jakakolwiek inna w świecie -
najważniejszą dla niej zasadą była reguła Buddy niekrzywdzenia innych istot. Kahuni wiedzieli, że
powodem braku odpowiedzi na wiele ludzkich modlitw jest blokada sznura aka, którym płynie
strumień many z niższego Ja. Blokadę tę powodują psychiczne zahamowania i kompleksy. Jeżeli
chcemy osiągnąć prawdziwy i twórczy stosunek do Wyższego Ja, musimy je usunąć. Często
powodem ich powstania jest pewnego rodzaju opętanie, sprawiające, iż wyparty lęk, poczucie winy
lub nienawiść wręcz „wżerają się" w nasze serce i uniemożliwiają nam przyjęcie właściwej postawy,
która nikomu nie szkodzi. Noszą one malowniczą nazwę „towarzyszy zżerających od wewnątrz".
A zatem przed dwoma tysiącami lat kahuni dokładnie wiedzieli o naszej podświadomości to,
co nie tak dawno zostało odkryte na nowo w naszej kulturze przez Freuda i Junga. Znali oni również
Wyższe Ja, czyli nadświadomość, i zajmowali się tym, co do dzisiaj nie jest uznawane przez większą
część ortodoksyjnej psychologii. Toteż ta niezwykła tradycja znajduje się obecnie w jednym szeregu
z psychosyntezą i transpersonalną psychologią. Modlitwy kahunów zawsze okazywały się skuteczne
tam, gdzie my tak często ponosimy porażki. Podkreślam jeszcze raz: nie należy przyjmować owej
wiedzy jako „magii polinezyjskich tubylców", lecz jako pozostałość tajemnicy, którą wtajemniczeni
nieśli przez świat, począwszy od okresu istnienia Atlantydy albo też od jeszcze wcześniejszych
czasów. Dawali oni jej świadectwo w swojej nauce i praktykach, dzięki czemu tajemną wiedzę
możemy dzisiaj znaleźć w wielu religiach i częściowo na tej podstawie ją zrozumieć. Wtajemniczeni
zachowali tę naukę w owym ukrytym zakątku Oceanu Spokojnego. Została ona ponownie odkryta we
właściwym czasie, zanim negatywne, destrukcyjne wpływy kultury zachodniej zdołały wpędzić ją w
otchłań zapomnienia. Jednak dzisiaj, wczasach duchowego ożywienia, sekrety kahunów, wyjaśnione
na nowo na sposób zachodni, wydają się kryć w sobie bezcenny skarb i skłaniają do rozstrzygającego
kroku na drodze poznania, kroku niezbędnego dla współczesnego człowieka.
Esseńczycy odziedziczyli swoją wiedzę od Enocha i Mojżesza. Mamy tutaj do czynienia z
wpływem zoroastrycznym zachowanym we wspólnotach, które wycofały się z miast i żyły jako
„ojcowie pustyni" w pobliżu Morza Martwego oraz jako „therapeutae" w Egipcie. Bractwu
towarzyszyła nadzwyczaj surowa dyscyplina, a tych, którzy nie chcieli się jej poddać, wykluczano.
Esseńczyków szanowano jako ludzi nadzwyczaj moralnych i religijnych. Byli oni tak zdrowi i silni,
że średnia wieku, jakiego dożywali, wynosiła 120 lat. Byli również tak pogodni i spokojni, iż każdy
mógł zauważyć, że połączeni są z duchowym źródłem i noszą w sobie echo wielkich nauk starych
pism.
Esseńczycy tworzyli swój sposób życia w zgodzie z prawem boskim. Wiedzieli, że człowiek
zawsze i wszędzie styka się z oceanem boskiego istnienia ł że ludzkie cierpienia i nieszczęścia są
następstwem samowolnego odstępstwa od prawa, na którym opiera się życie wszechświata. Ich styl
życia odzwierciedlał elementy uznawane dzisiaj za naturalne uzdrawianie i naturalną terapię, za
naturalną uprawę ziemi i psychologię transpersonalną. Wszystkie te elementy istniały wewnątrz
struktury czczenia, uwielbiania i bycia jednością, która była w pełni świadoma świętości oraz jed-
ności całego życia w Kosmosie. Esseńczycy wysyłali w świat swoich nauczycieli. Prawdopodobnie
Jezus był największym z nich. Z Readings (dosł. „odczytanie"; medialnie zdobyte informacje,
wypowiedzi Cayce'a opublikowane w wielu książkach i zbiorach pism - uwaga wydawcy niem.)
Edgara Cayce'a i z innych źródeł wiemy, że bractwo wzięło pod opiekę Maryję, a Jezusa przyjęło jako
największego wtajemniczonego. Nie musiał przechodzić pełnego okresu nauczania, ponieważ
wiedział już wszystko. Wygląda na to, że zakon Esseńczyków, na swoim własnym ziemskim
przykładzie, przedstawiał pewien sposób postępowania, który mógł stać się wzorcem dla
powstającego chrześcijaństwa.
Ugrupowanie to zniknęło sto lat po śmierci Chrystusa, gdy spełniło już swoje zadanie. Jan
Chrzciciel i Jan ulubiony uczeń mogli być wtajemniczonymi Esseńczykami i nauczycielami. Nic
więc dziwnego, że w rękopisach znad Morza Martwego i w innych dokumentach Esseńczyków
znajdujemy tak wiele fragmentów biblijnych. Mówią o tym znakomite książki (m.in. The Essence
Gospel of Peace -„Esseńska ewangelia pokoju") dr Edmonda Bordeaux Szekely'ego, w których
znajdujemy liczne teksty źródłowe Esseńczyków, częściowo w swobodnym poetyckim ujęciu,
częściowo w dosłownym przekładzie.
Esseńczycy żyli według surowej reguły medytacyjnej, opartej na związku z aniołami
Ziemskiej Matki i Niebiańskiego Ojca. Inspiracją dla nich była nauka Mojżesza. Głosiła ona, że
istnieją potężne źródła energii kosmicznej, z którymi połączeni jesteśmy w każdym momencie i
każdą częścią naszego jestestwa. Nie chodzi tutaj o same siły mechaniczne. Siły te są o wiele bardziej
dynamiczne i całkowicie przesycone świadomością i bytem. Służą one zawsze harmonijnemu
przebiegowi życia w zgodzie z boskim prawem. Dlatego też określono je mianem „aniołów". Są to
moce, których potrzebujemy do tego, by doświadczyć absolutnego zdrowia oraz harmonii ciała i
duszy.
Te sfery bytu pojawiają się na nowo w chrześcijańskiej doktrynie „dziewięciu niebiańskich
hierarchii", począwszy od Cherubinów i Serafinów aż do Archaniołów i Aniołów. Steiner, na
podstawie swoich duchowych badań, nazywa je Duchami Harmonii, Miłości, Woli, Wiedzy,
Ruchów, Formy itd. Ta szeroka wizja całkowicie pokrywa się z naszą holistyczną wizją świata, w
której całe życie, w swojej nieskończonej różnorodności form, odbieramy jako wielką jedność bytu,
jako continuum myśli, woli i miłości.
Esseńczycy praktykowali wczesnym rankiem siedem zjednoczeń (komunii) z aniołami
Ziemskiej Matki, co miało dostroić ludzi do bogactwa natury żywej ziemi, drzew i żywiołów.
Dostrzegamy w tym bliskie pokrewieństwo z siłami niższego Ja z wiedzy Huny. Esseńczycy
rzeczywiście wzywali niższe Ja, ze wszystkimi jego umiejętnościami, do ścisłej współpracy w
rytuałach uprawy ogrodu, uprawiania roli i leśnictwa.
Anioły Niebiańskie Ojca, do których zwracali się oni podczas nocnych komunii, mają
wszystkie właściwości Aumakua, królestwa Wyższego Ja. Esseńczycy zaczynali swoje wieczorne
obrzędy od objawienia: „Niebiański Ojciec i Ja jesteśmy jednym". W ciągu następnych dni dostrajali
się do Oceanów Wiecznego śycia, twórczych idei i pokoju. Następnie czerpali z kosmicznego
oceanu wiedzy, miłości i mocy, aby wypełnić życiem to, co nazywali „Myślącym Ciałem",
„Czującym Ciałem" i „Działającym Ciałem".
Dobrze znaną Esseńczykom troistą naturę człowieka coraz częściej uznają dzisiaj nauki
duchowe i postępowa psychologia - myślenie, czucie i wola działają za każdym razem za
pośrednictwem głowy lub układu nerwowego, serca, systemu metabolicznego albo też systemu
kończyn.
Następnie każdego popołudnia Esseńczycy obchodzili „Kontemplację Siedmiokrotnego
Pokoju". W pokoju lub harmonii dostrzegali dynamiczna siłę, dzięki której mogli się dostroić ciałem,
uczuciem i myśleniem do bliźnich, ludzkości, a w końcu do Niebiańskiego Ojca. Przynosiło im to
spokój i wyzwolenie od wszelkich powiązań. Dzięki temu Esseńczycy osiągnęli ten sam poziom co
kahuni głoszący. że jeżeli „nie ma krzywdy - nie ma grzechu". To samo wyraża również przykazanie:
„Kochaj bliźniego swego jak siebie samego".
Ponieważ należy przyjąć, że Jezus był zarówno esseńskim nauczycielem, jak i
wtajemniczonym kahuną oraz że oba te systemy odnaleźć można w jego naukach, możemy również
przyjąć, że oba godne uwagi style życia - na pierwszy rzut oka tak różniące się między sobą -
pochodzą z tego samego źródła, z tej samej prawdy i w nich kryje się największa dostępna ludzkości
tajemnica. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nie chodzi tutaj o samo tylko akademickie studium życia
ojców pustyni, lecz o żywotność wiedzy, która przetrwała do naszych czasów. Objawiając się
ponownie, rozwinęła się i przeobraziła. Musimy uznać, że wielu wielkich Esseńczyków, którzy
strzegli owej żywotności w okresie życia Chrystusa, dokonało nowego wcielenia w naszej
teraźniejszości, aby kontynuować pracę w formie odpowiedniej do czasów obecnych.
Jeżeli dające się dzisiaj zaobserwować nieprzestrzeganie prawa będzie dalej postępowało,
doprowadzi to do katastrofy, którą przewidzieli Esseńczycy. Ich Księga Objawień zawiera fragmenty
bardzo bliskie Apokalipsie, księdze napisanej przez Jana, ulubionego ucznia esseńskiego Mistrza.
Celem komunii i istotą stylu życia Esseńczyków było wyrwanie ludzi ze stanu otępienia, nauczenie
ich przetrwania w nieszczęściu, jak również stworzenie ośrodków szkolenia, zapoznających uczniów
z technikami przeżycia i metodami prowadzenia życia w harmonii z prawem. Jeśli dostateczna liczba
osób ponownie osiągnęłaby zdrowie, równowagę wewnętrzną i współpracę z siłami anioła, można by
uratować ludzkość. Stwierdzenie to jest aktualne również dzisiaj.
Tak oto wygląda ogólny obraz esseńskiego stylu życia, przedstawiony przez Edmonda
Bordeaux Szekely'ego w jego licznych książkach. Najważniejszą z nich jest trzytomowe wydanie
Essene Gospel of Peace, stanowiące zbiór cytatów z Pisma Świętego oraz podobnych tekstów
pochodzących z innych źródeł, sięgających aż Enocha i Zoroastra. To niezwykle cenna praca.
Obszerny komentarz do niej znajdziemy w The Teachings of the Essens from Enoch to the Dead Sea
Scrolls. Pozycja ta daje nam ogólny opis życia esseńczyków i ich nauk oraz szczegóły na temat
komunii i kontemplacji Siedmiokrotnego Pokoju. Obie te prace wystarczają, abyśmy poznali i
przyswoili sobie postawę decydującą dla naszego życia i medytacji. W 1977 roku Szekely
opublikował kolejną książkę: The Essene Way - Biogenic Living. Jest to nowe opracowanie
pierwszego wydania tej pracy, dzięki któremu przed pięćdziesięcioma laty stworzył on International
Biogenic Society (Międzynarodowe Towarzystwo Biogenetyczne). Znajdziemy tutaj praktyczne
techniki prowadzenia życia, które ściśle pokrywają się z najlepszymi technikami w naszej
holistycznej medycynie naturalnej, gospodarce rolnej i tym, co nazywamy alternatywnym stylem
życia.
Należy podkreślić, że nie mamy tutaj do czynienia z żadnym kultem ani nową nauką. Słowo
„biogen" oznacza po prostu „wytwarzający życie". Styl życia, który otwiera źródło energii życiowej
przez całościowe i świadome odżywianie się oraz właściwy stosunek do natury, ziemi, nieba i
naszych bliźnich - jest tym, czego dzisiaj tak rozpaczliwie potrzebujemy. Człowiek pracujący dla
ruchu nowych czasów jest właściwie esseńczykiem, ponieważ w każdym aspekcie jego działania
widać ślady nauki propagującej określony tryb życia w harmonii z wszystkimi siłami kosmicznymi i
ziemskimi. Esseńska biogenetyczna droga życia może być pomocą dla wielu ludzi, może nadać ich
działaniom sens i kierunek. Dzięki pracy Szekely'ego powstało wiele ośrodków alternatywnych i
zapoczątkowano liczne przedsięwzięcia; poszukuje się w nich jeszcze właściwego sensu i celu, być
może wizja esseńczyków będzie dla nich źródłem inspiracji.
Może się zdarzyć, że niektórzy historycy odrzucą koncepcję Szekely'ego z uzasadnieniem, iż
jego interpretacja różni się w pewnych punktach od tego, co wiemy o ojcach pustyni. Niektóre jego
cytaty pochodzą, jak się wydaje, ze źródeł nie znanych uczonym w bibliotekach watykańskich i gdzie
indziej. Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie chodzi tutaj o akademickie zbadanie ruchu
liczącego sobie dwa tysiące lat, lecz o działający również w naszych czasach żywotny wpływ tamtej
wiedzy. Wpływ esseńczyków znów zyskał na sile i niezwykle żywo oddziałuje na naszą obecną
sytuację. Z pewnością niosą go dusze, które żyły przed dwoma tysiącami lat, a dzisiaj powracają
odmienione, wzbogacone o nową wiedzę, aby służyć potrzebom dwudziestego stulecia. Jest wielce
prawdopodobne, że Szekely sam był wielkim esseńczykiem. Jego żywotny umysł jest drożnym
kanałem, przez który anielska wiedza wpływa na nowoczesny sposób myślenia.
Esseńczycy spędzali czas, pracując na roli i w ogrodzie, wytwarzając owoce ziemi, medytując,
ucząc się, jak również studiując wielkie dzieła literatury i religijnego piśmiennictwa. Zapewne nie
były to tylko akademickie studia. Uczyli się oni sztuki wyodrębniania z arcydzieł tego, co było w nich
ukryte, lecz nadal żywotne w oceanie wiedzy. W koncepcji Siedmiokrotnego Pokoju zawiera się
kontemplacja „harmonii z kulturą". Celem tej kontemplacji było wejście w duchowy kontakt z
myśleniem wielkiego mistrza, znajdującym wyraz w wybitnym dziele sztuki bądź literatury.
„Wychowanie etyczne jest niemożliwe bez ciągłego spoglądania na wielkie rzeczy" -jak ujął to
Whitehead.
Jak wspomnieliśmy, esseńczycy zaofiarowali nauce Chrystusa swe ochronne skrzydła w
momencie, gdy pojawił się po raz pierwszy przed dwoma tysiącami lat. Czy nie można przypuszczać,
że te same dusze powrócą, aby służyć mu w czasie jego powrotu?
W dzisiejszym świecie, targanym kryzysami wskazane jest opanowanie technik przetrwania i
poszukiwanie prostego stylu życia, byśmy nauczyli się właściwie współpracować z siłami życiowymi
Ziemi, bez marnotrawstwa i rozrzutnego korzystania z cennych źródeł surowców. Jeśli to się nam nie
uda - zniszczymy się sami. Tak więc to, co nakazuje nam odnowiony ruch esseński, nie ma w sobie
nic z sekciarstwa, lecz jest sposobem postępowania, który ka-nalizuje anielskie siły Niebios i Ziemi
oraz pozwala zgodnie współbrzmieć życiu, boskiemu prawu i pradawnej wiecznej mądrości. Pozwala
rozwinąć ten aspekt ludzkości, który stanowi o człowieczeństwie.
Szekely w sierpniu 1979 roku, po długim życiu na ziemi został zwolniony, by znaleźć się w
doskonalszym życiu. Odszedł wielki wtajemniczony. Z całą pewnością jego dusza będzie
przyświecała poczynaniom ruchu nowych czasów. Działające w Ameryce Środkowej International
Biogenic Society ma wielką nadzieję, że również w Europie powstaną ośrodki szkolenia „życia
biogenetycznego". Dzięki temu można byłoby szerzej rozwinąć alternatywny styl życia i realizować
holistyczny pogląd na świat.
Rozdział ten zamykają dwa fragmenty pochodzące ze „Zwoju pieśni pochwalnych" i
zaczerpnięte z rękopisów znad Morza Martwego (wersja Szekely'ego):
Dziękuję Ci, Niebiański Ojcze,
że przywiodłeś mnie
do źródła płynącej wody,
do żywej studni
w krainie suszy.
Nawadnia ona wieczny ogród cudów,
drzewo życia,
cuda nad cudami;
rosną im ustawicznie gałęzie
wiecznego wzrostu,
zapuszczają swoje korzenie
w strumień życia,
płynący z wiecznego źródła.
A Ty, Niebiański Ojcze,
ochraniaj swe owoce
aniołami dnia
i takimiż nocy
oraz płomieniem wiecznego światła,
który przyświeca każdej drodze.
Osiągnąłem wewnętrzną wizję,
a przez Twego Ducha we mnie posłyszałem
Twoją cudowną tajemnicę.
Przez Twój mistyczny rozum
doprowadziłeś do wytryśnięcia wewnątrz mnie
źródła wiedzy, studni siły,
pozwoliłeś wypłynąć żywej wodzie,
potokowi miłości
i obejmującej wszystko wiedzy
jak blaskowi Wiecznego Światła.