Henry Krotoschin
HUNA
PRAKTYCZNY PODRĘCZNIK
Przełożył Mariusz Cecuła
wydawnictwo MEDIUM
Pierwsze pełne, licencjonowane wydanie dzieł Maxa F. Longa
Cykl książek
STAROŻYTNA WIEDZA KAHUNÓW
obejmuje następujące tytuły:
1. MAGIA CUDÓW
(The Secret Science behind Miracles)
2. DĄŻENIE KU ŚWIATŁU
(Growing into the Light)
3. WIEDZA TAJEMNA W PRAKTYCE
(The Secret Science at Work)
4. AUTOSUGESTIA
(Self-Suggestion)
5. ANALIZA PSYCHOMETRYCZNA
(Psychometric Analysis)
6. HUNA W RELIGIACH ŚWIATA
(The Huna Code in Religions)
7. NAUKA UKRYTA W EWANGELIACH
(What Jezus Taught in Secret)
Spis Treści
Podziękowania
Spośród wielu osób, którym z całego serca dziękuję za radę, pomoc i zachętę do działania, szczególnie chciałbym wyróżnić: Maxa i Hermana - niezmordowanych pomocników; Othę, który dał mi „zapłon inicjatywy"; Sir George'a i Reginę - artystów; Jacąueline i Annette - za ich miłość; Erwina, jak również innego Maxa, którzy mnie wiele nauczyli; Jeannettę i Clarę oraz Helenę, których skuteczne działanie silnie wsparło i przyspieszyło tę publikację, oraz naturalnie Ariel i George'a.
Przy wydaniu niniejszej książki korzystałem z istotnego wsparcia W. Michaela Harlachera, który był do mojej dyspozycji jako wysoko kwalifikowany i sumienny lektor. Wiele się od niego nauczyłem, dlatego też zobowiązany jestem do złożenia mu serdecznego podziękowania.
Przedmowa
Henry Krotoschin jest najbardziej kwalifikowanym autorem podręcznika praktycznego zastosowania Huny, którego od dawna brakowało w niemieckiej strefie językowej. Henry ma zarówno wykształcenie naukowe, jak również doświadczenie praktyczne; zna doskonale niemiecko- i anglojęzyczną literaturę poświęconą Hunie.
Międzynarodowa organizacja Huny - Huna Research Inc. -założona w 1945 roku w USA przez Maxa Freedoma Longa, zatwierdziła Henry'ego jako nauczyciela i praktyka Huny. Jest on naszym oficjalnym przedstawicielem w Europie oraz kierownikiem naszej placówki, Huna Forschungs-Gesellschaft, w Zurichu. Jako mówca i nauczyciel cieszy się międzynarodowym uznaniem. Pisze on na podstawie własnego doświadczenia, ponieważ praktykuje Hunę na co dzień.
Książka ta gruntownie omawia naukę Huny. U jej podstaw leżą liczne wykłady i seminaria Henry'ego, prowadzone w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i USA, a także ośmiotygodniowy cykl odczytów, jaki przeprowadziliśmy obaj w 1985 roku w Niemczech i Szwajcarii.
Nie ma wątpliwości co do tego, że podstawowe zasady nauki Huny omówione w tej książce są autentyczne. Można je od razu zastosować w praktyce, aby kształtować swoje życie szczęśliwie, harmonijnie i bardziej celowo. Już od dzisiaj możesz żyć według przewodniej myśli Huny: Nigdy nie krzywdzić, zawsze pomagać!
Prof. dr E. Otha Wingo,
dyrektor Huna Research Inc.,
Cape Girardeau, Missouri, USA
Wprowadzenie
Co to jest Huna?
Nie powinieneś tęsknić za doskonalą nauką, lecz za doskonaleniem samego siebie.
Hermann Hesse
Prastara nauka dla współczesnych ludzi
Książka ta podaje proste i dla każdego zrozumiałe informacje na temat nauki i praktyki Huny. Po jej przeczytaniu Czytelnicy pojmą podstawowe zasady Huny i - jeżeli zechcą - wzbogacą dzięki niej swoje codzienne życie oraz poczynią postęp duchowy i materialny. Książka jest również spełnieniem obietnicy, jaką złożyłem niektórym uczestnikom moich seminariów: jest przeglądowym omówieniem praktyki Huny.
Huna to sposób życia. Przez sposób życia rozumiem poznanie ideologicznych podstaw i praktycznych wskazówek, które umożliwiają wprowadzenie owych podstaw w czyn, oraz stosowanie ich w codziennym życiu i czerpanie z tego korzyści. Huna nie jest religią ani wyznaniem, nie zawiera żadnego dogmatu. Nie zakłada, że człowiek podda się niewolniczo jej ideom; oczekuje krytycznego podejścia w celu dopasowania nauki i praktyki do indywidualnych potrzeb człowieka.
Huna stanowi wielką pomoc w życiu. Dzięki zastosowaniu się do jej wskazówek i pojęć możemy doprowadzić w naszym codziennym życiu do pozytywnych zmian, szczególnie w stosunkach z bliźnimi. Zmiany te uznamy za cud, zwłaszcza gdy spojrzymy na nie z perspektywy czasu. Z pewnością nasi bliźni odbiorą je jako cudowne, ponieważ nie będą wiedzieć, jak do nich doszło.
W obecnym życiu egzystujemy jako inkarnowane duchy (łac. caro, carnis = ciało). My, ludzie, jesteśmy czystymi istotami duchowymi, które na krótki czas, około siedemdziesięciu, osiemdziesięciu lat, są ściśle związane z materią przez swoje ciało. Jest to okres nauki, w którym doznajemy przyjemnych, ale niestety również bolesnych doświadczeń. Najczęściej przyjemne doznania przyjmujemy za oczywiste, nie zastanawiając się nad nimi i nie dziękując za nie. Ból i cierpienia przysparzają nam problemów i trosk, a od nich chcielibyśmy się uwolnić. Jeśli uwalnianie to nastąpi w procesie nauki, wtedy wszystko jest w porządku; jeżeli nie, musimy doświadczyć jeszcze więcej bólu. Niekiedy konieczne jest przejście przez kolejne życie, aby wstąpić na wyższy szczebel drabiny rozwoju etycznego.
W rozpoznaniu owego - by tak rzec - pełnego łask procesu nauki, zaakceptowaniu go i przeżyciu Huna stanowi klasyczną pomoc. Ja sam dopiero dzięki niej zdołałem zrozumieć pewne fragmenty Biblii, a moja droga do Boga, na której wiarę zastąpiła wiedza, była właśnie drogą nauki i praktykowania Huny. W tej dziedzinie każdy, kto zajmuje się Huną, może wzbogacić swoje życie o pouczające doświadczenia. Nierealistyczne i trudne do przyjęcia żądania Jezusa, jak na przykład: „Miłujcie swoich wrogów", nagle stają się jasne ł proste, a ich spełnienie okazuje się możliwe. Nie mamy do czynienia - jak ktoś mógłby utrzymywać -z bigoterią, lecz z praktyką życiową. Bardzo ważne jest przy tym zdrowe, naturalne i celowe podejście do ludzkiego Ja. Pod tym względem nauka Huny daje nam jasne i skuteczne instrukcje. W ciągu dziesiątków lat poszukiwań nie znalazłem żadnej innej nauki wschodniej czy też zachodniej, która byłaby równie klarowna i skuteczna, jak nauka i praktyka Huny. Każdy, kto dostąpił łaski (a wielu dostąpi jej jeszcze) nawiązywania kontaktu z własnym Wyższym Ja, potwierdzi te doświadczenia. Jest to niesłychanie uszczęśliwiające i poruszające przeżycie.
Być może niektórzy czytelnicy pomyślą, że moje entuzjastyczne wypowiedzi dotyczące cudownej mocy Huny są przesadne. Cierpliwości! Chciałbym w tym miejscu wyjaśnić moje zapatrywania na Hunę i związane z nią doświadczenia. Tego rodzaju twierdzeń nie wypowiadam bowiem lekkomyślnie i potrafię je udowodnić. Uzyskałem dyplom inżynierski Wyższej Szkoły Technicznej w Zurichu, cieszącej się dobrą opinią. Jestem naukowcem związanym z naukami przyrodniczymi. Przez lata zajmowałem się chemią i fizyką, jednocześnie próbując połączyć moją wiedzę w zakresie techniki oraz teoretycznej i praktycznej fizyki z nasuwającymi mi się wnioskami na temat boskich wpływów we wszechświecie i tworzeniu fizycznego świata. Bliższa prezentacja powyższych rozważań w ramach tak krótkiego kursu Huny zajęłaby jednak zbyt dużo miejsca.
W ciągu mojego życia ciągle zadawałem sobie podstawowe pytania. Na przykład: Dlaczego w ogóle żyjemy? Co było przed życiem, co jest po nim? Jaki jest sens naszego życia? Dlaczego doświadczamy bólu? Jak osiągamy tzw. szczęście? Przez dziesiątki lat badałem niektóre religie i nauki pochodzące zarówno z naszego kręgu kulturowego, jak i ze Wschodu. Dostępne mi religie pozostawiały jednak zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, a dla mądrości Wschodu miałem co prawda duże uznanie, lecz - mówiąc otwarcie -kłopot sprawiało mi wiele nowych słów, których powinienem był się nauczyć. Chodziło nie tylko o przetłumaczenie ich na znany mi język, lecz przede wszystkim o staranne zgłębienie ich szczególnego sensu. Bez tego korzystanie z określonych przez nie pojęć nie jest bowiem możliwe.
Wiele z tych godnych uwagi i szacunku określeń jest nam, ludziom Zachodu, obcych. Choć kilku zachodnich filozofów próbowało je nam przybliżyć, to jednak takiego rodzaju praca umysłowa była dla mnie zbyt skomplikowana. Odnosiłem poza tym wrażenie, że nie zdołam zastosować w codziennym życiu zasad, których chciałem się nauczyć.
Toteż szukając w zapamiętaniu poznania, przeżywałem w konsekwencji tylko kłopoty i rozczarowania. Aż w końcu nadeszło owo decydujące niedzielne popołudnie, kiedy do moich rąk trafiły dwie najważniejsze książki o Hunie. Nie było to bynajmniej dziełem przypadku. Byłem prowadzony. Czy można tak twierdzić? Osądźcie sami!
Pewien mój przyjaciel miał dom w Ticino nad Lago Maggiore, usytuowany u podnóża stromo opadającego zbocza. Jego żona była aktorką, bardzo często wyjeżdżającą na występy sceniczne, toteż ja i moja żona nigdy nie mogliśmy jej zastać. Wreszcie nastąpił taki dzień: zaproszono nas na herbatę. Wejście do budynku znajdowało się z tyłu, od strony zbocza, jak zwykle tutaj, co jest zresztą uzasadnione. Weszliśmy do środka, po czym przyjaciel przedstawił nas swojej żonie. Obie kobiety, rozmawiając z ożywieniem, wyszły na taras, z którego roztaczał się wspaniały widok na jezioro i na którym latem toczyło się życie. Ja jednak pozostałem w salonie. Przyjaciel stał obok mnie. Położył mi rękę na ramieniu, a drugą wskazał drzwi wiodące na taras i zaproponował, byśmy dołączyli do pań. Dlaczego nie przyjąłem zaproszenia? Dalej stałem w pokoju, po czym skierowałem się ku półkom pełnym książek. Tymczasem przyjaciel zaczął się już trochę niecierpliwić.
- No, chodź - naglił.
Ja jednak stanąłem na palcach i wyciągnąłem dwie książki, które od razu zacząłem przeglądać z dużym zainteresowaniem. Przyjaciel niecierpliwym gestem wyjął mi je z rąk, lecz zaoponowałem:
- To bardzo ciekawe.
Spojrzał na grzbiety książek i stwierdził:
- Huna! Co za bzdury! Jeżeli to cię interesuje, sprezentuję ci te prace!
W ten sposób wszedłem w posiadanie dwóch najważniejszych książek o Hunie, których autorem jest Max Freedom Long.
Czy nie należałoby przyjąć, że w grze tej brały udział dziwne siły, które doprowadziły mnie do owych książek? Czy jakaś kierująca mną istota chciała, abym je otrzymał? W jednym z następnych rozdziałów wyjaśnię, kto mnie do nich przywiódł.
Moja książka jest inna niż książki Longa. Long, z historycznego punktu widzenia, przyczynił się do ponownego odkrycia Huny. Niniejsza pozycja, krótka i zwięzła, dotyczy w szczególności jej praktycznego zastosowania. Na własnym przykładzie, a także na podstawie licznych moich seminariów, miałem okazję stwierdzić, jakie niewyobrażalne błogosławieństwo może nam przynieść praktyczne zastosowanie nauki Huny w życiu. Dzięki Hunie wiele osób, podobnie jak ja, przezwyciężyło lęki i depresje, rozpoznało swoje negatywne cechy charakteru i usunęło je. Wielu ludzi osiągnęło wyższy poziom etyczny i nie wzbraniam się przed stwierdzeniem, że niektórym z nich, podobnie jak mnie, dany został bezpośredni kontakt ze Stwórcą (patrz również rozdział 10).
Gdy uświadamiam sobie wszystkie te korzyści, wszystkie zdobycze duchowego i etycznego rozwoju, jakie stały się udziałem tysięcy osób, odczuwam nieodpartą wewnętrzną potrzebę, by okazać głęboki szacunek człowiekowi, który pierwszy odkrył Hunę, odszyfrował ją i upowszechnił. Człowiekiem tym był Max Freedom Long. Geniusz tego amerykańskiego językoznawcy, wspierany przez jego Wyższe Ja, pozwolił nam zgłębić podstawowe zasady owego starożytnego systemu wiedzy. Prace Longa są niezastąpione.
U źródeł powstania tej książki leżały trzy pobudki. Po pierwsze, moja praca nad książkami Longa; po drugie, odczucia zrodzone w kontakcie i pracy z nimi; po trzecie, moje własne doświadczenia oraz przeżycia moich uczniów i pacjentów. O tym, co pojąłem w wyniku intuicji i doświadczenia, mogę tutaj tylko krótko wspomnieć, ponieważ szersza prezentacja tego tematu wykroczyłaby poza ramy tej książki.
Istnieją konkretne powody, dla których książka ta ukazuje się właśnie dzisiaj. Gdy dwa lata temu pewna poczytna pisarka usłyszała o mnie i o tym, że mam zamiar napisać pracę o Hunie, nawymyślała mi w sposób impulsywny, ale sympatyczny:
- Jeżeli nie usiądziesz zaraz, nie odłożysz wszystkich innych spraw na bok i nie zaczniesz pisać tej książki, to nigdy jej nie napiszesz.
Wziąłem sobie te słowa do serca, spojrzałem na siebie krytycznie i... nie zacząłem pisać! Dlaczego? Stwierdziłem mianowicie, że nie jestem do tego wystarczająco dojrzały. Dzisiaj, przynajmniej mam taką nadzieję, nadszedł już odpowiedni czas. Chyba w ogóle przyszła pora na upowszechnienie Huny na świecie.
A cóż takiego osobliwego jest w dzisiejszych czasach, u schyłku drugiego tysiąclecia? Trzeba przyznać, że zaszły liczne zmiany i to w podstawowych kwestiach. Wprawdzie w każdym stuleciu następowały dramatyczne wydarzenia, ukazywały się komety, które wywoływały strach i skłaniały ludzi do wiary w zmierzch świata. W naszym stuleciu zaszły jednak zdarzenia niepowtarzalne w historii ludzkości, zwracające naszą szczególną uwagę.
Ludzkość i Ziemia znajdują się bez wątpienia w okresie istotnych przemian. Nie na darmo mówi się o tym, że rozpoczęła się Era Wodnika. (Objętość tej książki nie pozwala mi na oddzielną wzmiankę o każdym z dwunastu wieków. Dlatego też odsyłam Czytelnika do książki Dos kosmische Weltbild Hansa Sternedera, wydanej przez Hermann Bauer Verlag). W dwudziestym stuleciu:
Ludzie pokonali siłę grawitacji; opuścili Ziemię i wylądowali na Księżycu.
Odkryto energię atomu (nie jest ona ani dobra, ani zła; to człowiek jest zły).
W najwyższym stopniu rozwinięto możliwości komunikowania się, nie znane w poprzednich stuleciach. Dzięki temu człowiek otrzymuje - za pośrednictwem telewizji, radia, telefonu, samolotu - więcej informacji.
Dzięki połączeniu komputera z telekomunikacją otworzono nowy wymiar dla ludzkiej wiedzy i jej zastosowania.
„Czyńcie ziemię poddaną" - mówi Stary Testament. Wskazówkę tę przyjęto w tak zastraszającej formie, jak nigdy dotąd.
Utworzenie państwa Izrael stało się wypełnieniem biblijnej przepowiedni „dnia ostatniego" (pojęcie to nie oznacza unicestwienia ludzkości).
Teoria relatywistyczna dała nam naukowe podstawy do zrozumienia biblijnego dzieła stworzenia. Ponadto fizyka eksperymentalna ostatnich dziesięcioleci umożliwi nam pełne intelektualne odtworzenie aktu stworzenia, to znaczy „stworzenia" materii z ducha.
Znalezione w 1947 roku zwoje z Qumran nad Morzem Martwym po raz pierwszy dostarczają nam informacji o esseńczykach, nieugiętej sekcie żydowskiej, do której należał również Jezus. Zwoje te, odkryte „przypadkowo" przez pewnego pasterza, mogły zostać równie dobrze znalezione setki lat wcześniej lub później. Natrafiono na nie jednak w naszych czasach, opracowano i opublikowano.
Naukę Huny, blisko spokrewnioną z nauką esseńczyków, odkrył na Hawajach Max Freedom Long, który ją odszyfrował i upowszechnił. Również tutaj nieprzypadkowy jest moment odkrycia, ponieważ mogło to nastąpić dużo wcześniej lub później.
Co to jest Huna? Dlaczego właśnie w niej znalazłem odpowiedź na nurtujące mnie pytania? Huna jest wiedzą i praktyką z zakresu psychologii, filozofii, religii i doświadczenia życiowego. Jej metody są proste, przejrzyste i łatwe do nauczenia. Jako przyrodnik, przekonałem się o jej użyteczności. Huna opiera się na prostych przekonaniach i jest prosta do zastosowania.
Istotną rolę odgrywa tutaj nasza podświadomość. Psychologia zna wprawdzie wpływ podświadomości, lecz nie wyjaśnia, czym ona właściwie jest. Huna nazywają niższym Ja. Zapoznaje nas ona również ze średnim Ja. Dowiadujemy się, że to właśnie my nim jesteśmy: cieleśni ludzie z narządami zmysłów i mózgiem. Staje się również jasne, czym jest Anioł Stróż. Jest „iskrą bożą" człowieka, pewną właściwością, która dana jest ludziom w akcie stworzenia i której nic mają inne żywe istoty. To byt duchowy, który nazywamy Wyższym Ja. Poza trzema stanami świadomości - niższym, średnim i Wyższym Ja, nauka Huny zna również „narzędzia". Są to pomocnicze środki, które możemy stosować w codziennym życiu, umożliwiające nam praktyczną pracę z Huną. Istnieje na przykład pewna szczególna siła nazywana m a n ą, którą możemy produkować we wzmożony sposób. Inne narzędzie to sznur aka z delikatnej substancji, który łączy nas z innymi ludźmi. Oprócz tego istnieje proces oczyszczania (kala). Do środków pomocniczych należy też światło, używane zresztą nie tylko w Hunie. Kolejne narzędzie to w i z u a l i z a c j a, czyli zdolność wyobrażania sobie obrazów i symboli.
Huna zna zatem trzy rodzaje świadomości i pięć narzędzi. W dalszej części książki zobaczymy, w jaki sposób można z nich korzystać.
Czy książka ta może zastąpić seminarium? Niezupełnie, ponieważ moje obecne seminaria obejmują - w zależności od czasu, jakim dysponuję - szereg wspólnych ćwiczeń, które w książce mogłyby zostać opisane niezbyt dokładnie. Spowodowane jest to tym, że uczestnicy seminariów podczas ćwiczeń zawsze zadają osobiste pytania, na które otrzymują odpowiedzi, czasem na drodze fizycznego kontaktu.
Pomimo to podjąłem próbę opisania podstawowych ćwiczeń i przeprowadzenia ich z wami „w myślach". Jestem przekonany, a wcześniej miałem na to dowody, że duchowy impuls autora do tego stopnia „nasyca" drukowane słowo, książkę, iż połączoną z tym impulsem wibrację odbiera uzdolniony intuicyjnie czytelnik.
Albert Einstein, Max Planck i Stephen W. Hawking
Dwudziesty wiek przyniósł potężny przewrót w fizyce, zarówno eksperymentalnej, jak i teoretycznej. Obowiązujące przez stulecia prawa Galileusza, Keplera i Newtona nie straciły wprawdzie nic ze swej aktualności, ale odkrycia Plancka, Bohra, Heisenberga i innych współczesnych fizyków ogromnie poszerzyły naszą wiedzę o istocie materii, a przez to również o istocie stworzenia. Wiedza ta nie skłoniła jednak owych naukowców do triumfalnego odwrócenia się od religii, aby od tej chwili - jak niektórzy ich poprzednicy - hołdować materializmowi; wręcz przeciwnie, te wspaniałe odkrycia doprowadziły ich do wiary w Boga.
Choć na pierwszy rzut być może trudno zauważyć tutaj związek z Huną, to jednak on istnieje, i to bardzo ścisły. Huna wprowadza nas bowiem w świat duchowy, tyle tylko, że w bardzo realistyczny sposób. Jako naukowiec zajmujący się naukami przyrodniczymi, ręczę za ów realizm. Nim zaakceptowałem tę naukę, gruntownie ją zbadałem. Dlatego też chciałbym, abyście jako czytelnicy tej książki zapoznali się z myślami, które zajmowały Plancka, Einsteina i Hawkinga w powiązaniu ze światem duchowym. Znalazłem u nich pewne wypowiedzi, które - bynajmniej nie wszystkie - potwierdzają w dużej mierze idee Huny.
W pierwszej kolejności prezentuję tutaj wypowiedzi Alberta Einsteina, skłaniające nas do zastanowienia. Podkreślenia znajdujące się w tekście pochodzą ode mnie.
„Na wskroś możliwe jest, że za naszymi spostrzeżeniami zmysłowymi ukryte są całe światy, o których nie mamy pojęcia".
„Najpiękniejszą rzeczą, jakiej możemy doświadczyć, jest tajemniczość".
„Dla nas, wierzących fizyków, różnica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością ma znaczenie uporczywej wprawdzie, ale tylko iluzji".
„Najgłębszym i najbardziej wzniosłym uczuciem, do którego jesteśmy zdolni, jest przeżycie mistyczne. Z niego kiełkuje cała prawdziwa wiedza. Ten, komu uczucie to jest obce, kto nie potrafi zadziwić się i zatracić w głębokim szacunku i czci, ten jest już martwy. Świadomość, że to nie zbadane, rzeczywiście egzystuje i że objawia się jako najwyższa prawda i promieniująca piękność - o czym możemy mieć tylko niewyraźne pojęcie - wiedza ta i to przeczucie stanowią jądro wszelkiej prawdziwej religijności. W tym sensie, i wyłącznie w tym, zaliczam siebie do tych naprawdę religijnych ludzi".
„Badacz przeniknięty jest jednak przyczynowością wszystkich zdarzeń... Jego religijność polega na pełnym zachwytu zdumieniu nad harmonią praw natury, w których objawia się tak przemożna rozwaga, że cała celowość ludzkiego myślenia jest w porównaniu z nią nic nie znaczącym słabym odbiciem".
„Świadomość, że istnieje coś dla nas nieprzeniknionego, manifestacja najgłębszego rozsądku i rozumu oraz promieniującej piękności... ta świadomość i uczucie stanowią prawdziwą religijność".
Z Maxa Plancka cytuję:
„Religia i nauki przyrodnicze nie znajdują się w stosunku do siebie w opozycji, jak to niektórzy myślą, czy obawiają się tego, lecz prowadzą różnymi drogami do tego samego celu, a celem tym jest Bóg".
Na zakończenie podaję cytat z Maxa Plancka, który przytaczam od kilku lat podczas każdego wykładu i seminarium na temat Huny.
Jest to według mnie najbardziej klarowna wypowiedź jednego z najbardziej znaczących współczesnych fizyków, próbujących udowodnić to, co mówi Biblia, iż po drugiej stronie istnieje świat duchowy, który jest naszym prawdziwym domem, oraz że istnieje Bóg, Najwyższa Istota, do której, nie odrzucając naukowego spojrzenia na świat, powinniśmy się zbliżać.
Odnośna wypowiedź Maxa Plancka brzmi:
.....jako fizyk, a więc jako człowiek, który przez całe swoje życie służył najbardziej trzeźwej nauce, jaką jest badanie materii, jestem z pewnością wolny od podejrzeń o fantazjowanie. Po moich badaniach dotyczących atomu mogę powiedzieć Państwu, co następuje: Materia nie powstała sama z siebie! Cała materia powstaje i istnieje tylko za sprawą siły, która wprawia cząsteczki atomu w drganie... Ponieważ w całym kosmosie nie istnieje żadna inteligentna ani wieczna siła..., musimy zatem przyjąć, że za siłą tą kryje się świadomy inteligentny duch... Duch ten jest pierwotną przyczyną wszelkiej materii.
Nie ta widzialna, lecz przemijająca materia jest tym, co realne, prawdziwe, rzeczywiste..., tym, co prawdziwe, jest niewidzialny, nieśmiertelny duch!
A ponieważ żaden duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy przynależy do jakiejś istoty, tak więc zmuszeni jesteśmy przyjąć istnienie istot duchowych.
Ponieważ istoty duchowe nie mogą istnieć same z siebie, lecz musiały zostać stworzone, dlatego nie boję się nazwać tego tajemniczego stwórcy w podobny sposób, jak nazywały go wszystkie stare światłe narody Ziemi już przed tysiącami lat: Bóg!".
Stephen W. Hawking, jeden z najbardziej liczących się fizyków schyłku dwudziestego stulecia, niezwykle trzeźwo patrzy na powstanie wszechświata, szczególnie na „Wielki Wybuch":
„Dlaczego właśnie w ten sposób zaczął się wszechświat, byłoby bardzo trudno wyjaśnić, nie przyjmując założenia o interwencji Boga, który zamierzał stworzyć takie istoty, jakimi jesteśmy".
Jakie znaczenie miały dla mnie, wierzącego naukowca przyrodnika powyższe wypowiedzi wybitnych fizyków, możecie sobie doskonale wyobrazić. Przeczytajcie jeszcze raz zgromadzone tu cytaty i podczas lektury tej książki miejcie je ciągle w pamięci.
Wiedza esseńczyków i nauka Huny
Ustne przekazy pochodzące z Hawajów z dziewiętnastego i z początku dwudziestego wieku potwierdzają, że Huna w żadnym wypadku nie pochodzi z Wysp Hawajskich, lecz została tam przeniesiona dawno temu przez „dziesięć plemion" ze wschodniego rejonu Morza Śródziemnego. Max Freedom Long potwierdza to w swoich pracach.
W 1947 roku znaleziono pierwsze zwoje z Qumran. Qum-ran leży w Izraelu, kilka kilometrów na północ od Masady. Około 150 lat p.n.e. do 50 roku n.e. żyła tam w najściślejszym odosobnieniu pewna ortodoksyjna sekta żydowska, której członkowie nazwani zostali esseńczykami. Po 1947 roku w tej samej okolicy znaleziono kolejne zwoje pergaminów, w sumie ponad czterdzieści, na których spisana była wiedza esseńczyków. Zapisy takie były czymś wyjątkowym, ponieważ wiedza esseńczyków, podobnie jak mądrości Huny na Hawajach, przekazywana była tylko ustnie. Przypuszczalnie zwoje te zostały zapisane i schowane przez esseńczyków, albowiem około 50 roku musieli oni uciekać przed rzymskimi prześladowcami. Angielski historyk i badacz Hugh J. Schonfield udowadnia w swojej książce TheEssene Odyssey, że grupy esseńczyków wywędrowały do Damaszku (Hauran), Afganistanu, Persji i do Indii. Dalszych badań na temat wędrówki nie podjęto. Jeśli esseńczycy z powodu jakiegoś medialnego polecenia, które otrzymali jeszcze w Qumran, wywędrowali na Hawaje, to nic dziwnego, że ich ślad urywa się w Indiach; jeżeli bowiem spojrzymy na mapę, stanie się jasne, że z Indii musieli podróżować dalej statkiem, łodziami lub w podwójnych kanu. Nie może to dziwić, ponieważ również w Chinach i Japonii znaleziono wczesne osady żydowskie.
Max Freedom Long nie znał zwojów esseńczyków, ponieważ zebranie dostatecznego zasobu literatury badawczej o esseńczykach z Qumran zajęło około piętnastu do dwudziestu lat. Long zmarł w 1971 roku, ale z pewnością również Schonfield nic nie wiedział o Hunie, gdyż niewątpliwie wspomniałby o niej w swoich pracach.
Fakt, że podobieństwo między Huną a wiedzą esseńczyków jest wyraźnie zauważalne, zwrócił uwagę innego znanego historyka i badacza, Sir George'a Trevelyana. W dziewiątym rozdziale swojej książki Operation Redemption mówi on obszernie na ten temat. Rozdział ten wydał mi się tak znaczący, że zamieściłem go jako dodatek do mojej książki. Za pozwolenie na to wyrażam Sir George'owi moje szczególne podziękowanie.
Esseńczycy ze swoimi etycznymi wymaganiami wyszli daleko poza stare prawo Mojżeszowe. Sam Jezus był esseńczykiem i, jak pisze Trevelyan, wtajemniczonym kahuną (Huna po polinezyjsku znaczy „tajemnica", natomiast ka - „strażnik". Tak więc słowo kahuną znaczy „strażnik tajemnicy", wtajemniczony). To, że Jezus rozpowszechniał nauki esseńczyków, tak bliskie nauce Huny, wynika już z „Kazania na Górze". W Ewangelii św. Mateusza (7,28) czytamy, że tłumy zdumiały się naukami Jezusa. Jest to na wskroś zrozumiałe, ponieważ dla ówczesnych Żydów były one rewolucyjne. Chciałbym przytoczyć kilka cytatów z „Kazania na Górze", które są identyczne z nauką Huny. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".
(Mt 5,8)
Czystość serca odnosi się całkiem wyraźnie do procesu oczyszczania nauki Huny. Dalej, w wersetach 21-22 Jezus przytacza przykazanie „Nie zabijaj" i odnosi je do gniewu przeciwko własnemu bratu. Następnie w wersecie 26 przypomina, aby nie zatrzymywać się w połowie drogi w procesie duchowego oczyszczenia, i mówi obrazowo, że nie można opuścić więzienia do chwili, „aż zwrócisz ostatni grosz". Potem, w wersecie 28 powiada: „Każdy, kto pożądliwe patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Przez to wychodzi on daleko poza Mojżeszowe prawo „Nie cudzołóż". Jezus wyraźnie odnosi się do wychowania niższego Ja według nauki Huny, ponieważ w niższym Ja człowieka, w tej pierwotnie zwierzęcej części, powstaje skłonność do „grzechu" i tylko tam - dzięki miłości, zaufaniu oraz logice - można ten popęd stłumić. Są to typowe myśli esseńczyków. Również w wersecie 33 Ewangelista potępia fałszywe przysięganie i kończy ten paragraf słowami: „Niech wasza mowa będzie: „Tak, tak; nie, nie". W wersecie 44 następuje odstąpienie od starego prawa: „Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził", które zostaje zastąpione przykazaniem: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół".
Słowa: „Módlcie się za tych, którzy was prześladują" są wyraźnym wyrażeniem teorii Huny. W Modlitwie Pańskiej (Mt. 6,9) Jezus mówi: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Słowo „chleb" ogólnie uważane jest za symbol pożywienia, lecz Long słusznie pogłębił znaczenie tego wyrazu, nadając mu sens „mana". Mana to siła życiowa, która w Hunie odgrywa decydującą rolę. Adepci Huny potrafią ją wytwarzać w zwiększonej ilości.
Wyraźną wskazówką (jestem ostrożny, chciałbym bowiem powiedzieć: wyraźnym dowodem) na identyczność praktyki Huny z praktyką esseńczyków są słowa Ewangelistów Marka (4,35) oraz Łukasza (8,21 - 25). Badania Longa wykazały jednoznacznie, że hawajscy kahuni nie tylko dokonywali spontanicznych uzdrowień, łagodzili materialną nędze i chodzili bez obuwia po rozżarzonej lawie, lecz także wpływali na pogodę (wiatr i deszcz). Long opisuje te fakty w książce Maga cudów. W rozdziale XXI mówi, że dokonywali tego przez swoje modlitwy, podczas gdy Marek wspomina o rozkazie Jezusa wydanym wiatrowi. Uważam to za całkiem logiczne, ponieważ Jezus jako kahuna tak bardzo przewyższał w hierarchii hawajskich kahunów, że „odgórnie" mógł spowodować zmianę pogody, podczas gdy inni kahuni wypraszali ją pokornie „z dołu". Wiemy również, że modlitwy Huny powinny być trzykrotnie powtarzane oraz że należy je wypowiadać w niezmienionej formie tak często, jak to tylko możliwe. Podobnie w Ewangeliach znajdujemy wzmianki o częstym powtarzaniu modlitw: „powinni zawsze się modlić i nie ustawać" (Łk 18,1), „w modlitwie [bądźcie] wytrwali" (Rz 12,12), „nieustannie się módlcie" (1 Tes 5,17), „przy każdej sposobności módlcie się w Duchu" (Ef 6,18).
Człowiek w swoim codziennym życiu, może z wyjątkiem mnichów, nie potrafi „modlić się nieustannie" - lecz ten, kto wyda polecenie swojemu niższemu Ja i przekazuje mu symbol modlitwy, może być pewny, że rzeczywiście będzie się ono modlić bez ustanku. W rozdziale 8 zagadnienie to omówimy dokładniej. Dla nie wtajemniczonych wymaganie Jezusa brzmi nierealistycznie, natomiast dla znawców okaże się możliwe do spełnienia.
Dalsze rozważanie tego wątku przekraczałoby ramy tej książki. Ostatnie dzieło Longa (Nauka ukryta w Ewangeliach) wyczerpująco omawia te zagadnienia i na podstawie badań językowych (semantyki) udowadnia, że wiele wypowiedzi Jezusa - który mówił do ludzi, posługując się przenośniami i porównaniami - dzięki nauce Huny stało się jasne i zrozumiale.
Jednym z najważniejszych zadań Towarzystwa Badań nad Huną (Huna Forschungs-Gesellschaft) w Zurichu oraz Huna Research Inc. w Cape Girardeau, w Missouri! w USA jest precyzyjne, naukowe zbadanie cech wspólnych łączących wiedzę esseńczyków i Hunę. Żadnemu z badaczy spuścizny esseńczyków, nawet jednemu z najbardziej liczących się spośród nich, Edmondowi Bordeaux Szekely'emu, do dzisiaj nie udało się znaleźć w zapisanych zwojach „techniki" praktykowania Huny, a zwłaszcza wzmianek o wyżej wspomnianych „narzędziach". Prawdopodobnie żaden z dotychczasowych badaczy nie znał lub nie zna nauki Huny. Fakt, że w żaden sposób nie daje się znaleźć praktycznych szczegółów nauki esseńczyków, może być również spowodowany tym, że naukę tę skrupulatnie chroniono tajemnicą, podobnie jak Hunę. Możliwe jest także, iż autorzy rękopisów z Qumran chcieli zostawić potomnym etykę nauki esseńczyków, a nie szczegóły ich praktyk. Dlatego też decyduję się na ten niecodzienny, ale może bardzo skuteczny krok: proszę was byście poinformowali mnie o wnioskach ze znanych wam badań, które mogłyby przybliżyć nas do celu, jakim jest wykazanie identyczności obu nauk.
Podstawy nauki Huny
Wspomnieliśmy już na wstępie, że w Hunie istnieją trzy rodzaje świadomości, które określają nas jako istotę, mianowicie niższe, średnie i Wyższe Ja. Istnieje również pięć duchowych, subtelnych „narzędzi": siła życiowa, czyli mana, sznur aka, proces oczyszczania (kala), światło i wizualizacja.
Huna jest prastarą nauką, wiedzą i praktyką. W żadnym razie nie jest nową sektą ani też „modnym kursem"! To autentyczna pomoc życiowa oraz środek służący poprawie jakości naszego życia zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej. Dla wielu osób, które szczerze i gruntownie zajęły się Huną, stała się ona drogą do Boga. Huna proponuje każdemu zainteresowanemu, a szczególnie temu, kto nie jest utalentowany medialnie, prosty i niezawodny sposób nawiązywania kontaktu ze światem duchowym. Nie jest ona ani oderwana od rzeczywistości, ani nielogiczna, ani też mistyczna!
Przejdźmy zatem do omówienia dwóch podstawowych idei Huny.
Po pierwsze: Człowiek jest istotą duchową w potrójnej postaci. Zadaniem naszym jest połączenie trzech poziomów świadomości w jedną całość, a przez to połączenie z Bogiem, ponieważ nasze Wyższe Ja jest naszą boską częścią. Jeżeli jesteśmy w kontakcie z naszym Wyższym Ja, jesteśmy również w kontakcie z Bogiem.
Po drugie: Myśli stają się realnymi bytami, jeśli tego chcemy. To pozornie sprzeczne twierdzenie można uczynić prawdziwym, jeżeli tylko posłużymy się siłą życiowa, czyli maną. (Tę prastarą ideę Huny głosili również inni mistrzowie i filozofowie -jak choćby Joseph Murphy i Jose Silva -chociaż nie uwzględnili oni konieczności korzystania z nadzwyczaj skutecznej mowy). Nie ulega wątpliwości, że modlitwy także są myślami. Później przekonamy się, jak wielką rolę odgrywa ładunek many w spełnianiu modlitwy.
Skutkiem praktykowania Huny na co dzień jest ogólne polepszenie zdrowia psychicznego i fizycznego, doskonalenie charakteru, osiągnięcie spokoju wewnętrznego oraz duchowej i fizycznej harmonii. Zyskujemy więcej siły życiowej, a dzięki współpracy Wyższego i niższego Ja - niewzruszone poczucie bezpieczeństwa. Praktykowanie Huny sprzyja też polepszeniu naszej sytuacji życiowej dzięki rozwojowi udanych stosunków z ludźmi. Czy oznacza to, że każdy człowiek potrzebuje błogosławieństwa nauki Huny? Nie, nie sądzę. Jestem pewien, że niektórzy urodzili się z owym boskim błogosławieństwem. Ludziom tym już w kołysce zostało dane połączenie z Wyższym Ja i nie muszą go sobie wypracowywać, tak jak my. Znam pewną kobietę, nadzwyczaj uduchowioną, która podczas bolesnego konfliktu życiowego znalazła wewnętrzny spokój dzięki filozofii Franciszka z Asyżu. Niektórzy ludzie osiągają duchowy spokój i drogę do Boga dzięki jednemu mistycznemu przeżyciu, przeczuciu, inspiracji, wewnętrznej wizji, religijnej ekstazie albo też świadomej lub nieświadomej pomocy bliźniego, bądź po prostu dzięki książce czy Biblii. Wiodą życie w jego przyrodzonym potrójnym wymiarze. Większość z nich o tym nie wie. Są to prawdziwie dobrzy ludzie, co wyczuwamy, obcując z nimi.
My, „normalni obywatele", potrzebujemy Huny, jeśli chcemy wznieść się na wyższy poziom etyczny i stać się „dobrymi". To, że mamy do dyspozycji naukę Huny, klarowny i prosty przewodnik, jest dobrodziejstwem naszych czasów, naszego New Age, jest darem, który pomógł nam odkryć Max Freedom Long. Powinniśmy mu być za to niewypowiedzianie wdzięczni.
Historia i status quo
Aż do lat czterdziestych dwudziestego stulecia nie wiedzieliśmy nic na temat Huny. Używam określenia Huna, ponieważ słowo to z powodu braku innych propozycji ze strony Longa zostało wprowadzone na nowo. Stosował on to polinezyjskie określenie, oznaczające „Tajemnicę", do scharakteryzowania całej tajemnej wiedzy kahunów. Miałem nadzieję, że posługując się innymi hasłami dotyczącymi istoty tej nauki, znajdę starsze źródła literackie na temat Huny. Moja nadzieja jednak się nie spełniła. Nawet w katalogu British Library - aneksie British Museum w Londynie - w jednym z największych zbiorów książek na świecie, nie znalazłem niczego, co można by choć w przybliżeniu porównać z Huną. Pod hasłem „Huna" wspomniane były tylko owe dwie książki M.F. Longa. Fakt ten potwierdza niezbicie, iż był on prawdziwym pionierem w tej dziedzinie.
W jaki sposób dotarł na Hawaje? Opisuje to w jednej ze swoich książek. Jako badaczowi języków i nauczycielowi, zaproponowano mu pewnego dnia posadę nauczyciela w Honolulu. Chociaż jego ówczesna sytuacja życiowa nie przemawiała za przyjęciem powyższej oferty, podjął decyzję wyjazdu na Hawaje. Postępowaniem Longa w widoczny sposób kierowało wówczas jego własne Wyższe Ja. Naturalnie zainteresował się tam starą hawajską kulturą i bardzo dziwnym językiem, który wkrótce niezvykle go zafascynował. Często odwiedzał w Honolulu Bishop Museum, a w końcu poznał jego dyrektora, doktora Williama Tuftusa Brighama. Obaj mężczyźni zaczęli niebawem rozmawiać o dawnej kulturze Wysp Hawajskich ł odczuwali gorące pragnienie, by zgłębić jej istotę.
Zadziwiające było to, że na Hawajach w ogóle nie istniały żadne więzienia, a co za tym idzie, nie było też przestępców, z czego należy wnosić, że życie tam przebiegało według wewnętrznych reguł, mających na względzie przede wszystkim dobro bliźniego. Przy tym Hawajczycy byli uczynni, pozytywnie nastawieni do życia i zrównoważeni.
Istniała również niewielka grupa ludzi, którzy - jak twierdził doktor Brigham - dobrze znali zasady takiego sposobu życia. Ludzie ci nazywani byli „kahunami" - strażnikami tajemnicy. Zwracano się do nich wtedy, gdy potrzebowano pomocy. Przyprowadzano do kahunów chorych z prośbą o ich uzdrowienie. Złamanie nogi leczyli oni w ciągu kilku sekund. Rozumie się samo przez się, że potrafili chodzić po rozżarzonej lawie, mogli również „wymodlić" długo oczekiwany deszcz, kiedy z powodu suszy zbiory były w wyjątkowym zagrożeniu. Kahuni pomagali wydostać się z kłopotów tym, którzy bez własnej winy w nie popadli. Wszystko to działo się za pośrednictwem modlitw. Darzono ich ogromnym szacunkiem, ponieważ, wykorzystując swą gruntowną wiedzę i potężne możliwości, przyczyniali się do zachowania wewnętrznej harmonii poszczególnych ludzi i całego kraju. Long był zachwycony, zafascynowany i równocześnie poruszony do głębi wiedzą kahunów. Od razu zapragnął zgłębić arkana ich tajemnicy. Kiedy nauczył się języka hawaj-skiego, wiele czasu spędzał wśród zwykłych ludzi, wypytując ich o podstawy wspaniałych umiejętności kahunów. Wielu chciało mu pomóc, lecz nikt nie potrafił odpowiedzieć na jego pytania. Jedynie kahuni wiedzieliby, o co naprawdę chodzi. Ich potomkowie zaś wtajemniczeni byli w sekrety wiedzy za pośrednictwem ustnego przekazu, ponieważ nic istniały żadne pisemne instrukcje. U esseńczyków panowała taka sama zasada: również przekazywali ustnie swoją wiedzę nowym adeptom. Jezus wyraźnie oznajmił swoim uczniom, że mówi im całą prawdę, natomiast do ogółu zwraca się w zawoalowanej formie, posługując się przypowieściami i porównaniami.
Long nie dał jednak za wygraną. Postanowił wejść jaskini lwa, to znaczy znaleźć się wśród samych kahunów. Poznawszy kilku z nich, sprecyzował sobie W myślach kilka pytań. Odwiedzał jednego kahunę po drugim i zadawał im swoje pytania jak gdyby od niechcenia i nie wzbudzając podejrzeń.
Kahuni odpowiadali mu chętnie! Long zauważył, że ich odpowiedzi na każde z pytań były zasadniczo odmienne, co znaczyło, że mówili prawdę. Mimo tej odmienności Long dostrzegł w nich wspólne idee, co w końcu zaprowadziło go dalej. Zauważył mianowicie, że źródłem informacji mogły być słowa-klucze zawarte w stawianych pytaniach. W następnym rozdziale, mówiącym o odszyfrowaniu nauki Huny, będzie jeszcze o tym mowa w powiązaniu z ważnym zagadnieniem semantycznym.
Czcigodny stary Brigham zmarł w kilka lat po przekazaniu Longowi skrzynek zapełnionych notatkami na temat kahunów i kultury hawajskiej. Materiały te doprowadziły w konsekwencji do odkrycia tajemnicy. Wszystko to wydarzyło się po roku 1918.
W 1930 roku Reginald Steward doniósł Longowi w swojej korespondencji, że tę samą naukę Huny znalazł wśród jednego z berberyjskich szczepów w górach Atlas na północy Afryki. Poznał tam kahunkę o imieniu Lucchi, którą nazywano „Queen Quahine". Utrzymywała ona - jak relacjonował Steward - że do transportu wielkich kamieni przy budowie piramidy korzystano z siły lewitacji - wytwarzanej przez kahunów. (Long nie mógł gwarantować, że już wtedy posługiwano się określeniem „kahuni", w każdym razie nie wspomina tego wyraźnie. Język owej „kapłanki" z Afryki Północnej był prawie identyczny z jednym z dialektów używanych na wyspach południowych Pacyfiku.)
Long słyszał również, że jeden ze szczepów wywędrowal ze wschodniej części Morza Śródziemnego na Madagaskar.
Zaznaczyć tu należy, że połowa ludności Madagaskaru jest pod względem etnologicznym i językowym identyczna z ludnością Polinezji.
Long zajmował się badaniem nie tylko języka, ale również ludności. Rozmawiając z miejscowymi, stwierdził, że na Hawajach znane są stare przypowieści, legendy i ustnie przekazywane relacje, które opowiadają o dwunastu spokrewnionych ze sobą szczepach, żyjących ongiś we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Od razu przychodzi na myśl dwanaście plemion biblijnych Izraela. Sahara, powiadano, była kiedyś życiodajnym obszarem o wspaniałych warunkach wegetacji. Współcześni geolodzy popierają tę teorię, stwierdzając, że dopiero po przesunięciu się obszaru biegunowego Sahara stała się pustynią. Dwanaście plemion wędrowało przez zieloną Saharę do doliny Nilu. Panowały one potem nad Egiptem, a za pomocą sił lewitacji zbudowały piramidy. Dziesięć z tych plemion otrzymało wizjonerskie polecenie, aby udać się na Hawaje w celu zachowania czystości swojej religii. Polecenie to zostało wydane również z tego powodu, że we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego nasilały się wpływy wielu kultur, a tym samym rosło niebezpieczeństwo zmieszania się nauki hawajskiej z innymi i utraty jej czystości. (W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy esseńczycy byli jednym z owych dziesięciu plemion.)
Podczas rozmów w Honolulu Long dowiedział się, że Huna liczy sobie od pięciu do sześciu tysięcy lat. Niektórzy autorzy twierdzą, że pochodzi ona z Atlantydy. Ja jednak byłbym ostrożny w formułowaniu takich tez, ponieważ nie można ich udowodnić. Natomiast z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że naukę Huny znano już w starożytnym Egipcie. Uczono tam o trzech rodzajach świadomości, trzech poziomach siły życiowej (many), jak również trzech ciałach widmowych, które odpowiadają ciałom widmowym trzech Ja Huny. W hieroglifach znajdujemy odpowiednie symbole. Troistość tę wyrażają trzy bociany unoszące się jeden nad drugim, stopione w jedność, lecz mimo to dające się rozróżnić. Linia falista (woda jest zawsze symbolem many) oznacza prosty rodzaj siły życiowej, nazywanej mana; dwie linie faliste położone jedna nad drugą są symbolem wzmocnionej formy many (mana-mana), natomiast trzy takie linie oznaczają energię związaną z Wyższym Ja, nazywaną mana-loa, a więc tę szczególnie silną formę energii, która zostanie dokładnie opisana w rozdziale pierwszym. Trzy parasole przy opisanych wyżej hieroglifach oznaczają trzy ciała widmowe. W rysunkach nagrobnych znajdujemy pająka umieszczonego na nici, co wskazuje na sznur aka.
We wczesnych pismach hinduskich wspomina się o „duszy" ze sznurem, co bez wątpienia oznacza niższe Ja. Bramini do dnia dzisiejszego noszą na szyi tzw. święty sznur.
Dalszą wskazówkę znajdujemy w Starym Testamencie. Jest tam mowa o „srebrnym sznurze" (Księga Salomona). Na Wyspie Wielkanocnej, znanej dzięki zagadkowym kamiennym głowom pochodzącym rzekomo z Atlantydy, sznur ten jeszcze do dzisiaj zachował się jako symbol.
Rozważania na temat historii nauki Huny skłaniają nas do zastanowienia się nad postaciami Mojżesza i Jezusa. Nie wnikając w szczegóły, można przyjąć, że Mojżesz został uratowany przez pewną egipską księżniczkę i wychowany na egipskim dworze. Na podstawie znanych mi informacji wiem, że był on pierwszym człowiekiem, o którym mówi się, iż miał bezpośredni kontakt z Bogiem. Z pewnością na dworze królewskim nauczył się on dokonywania „cudów". Jednak cuda pozostają dla nas dopóty czymś magicznym, dopóki nie potrafimy ich wyjaśnić. I tak na przykład Mojżesz uderzył laską o skałę, po czym wypłynęła z niej woda, lub nakazał, aby wąż zamienił się w kij. Biblia informuje nas o dalszych cudach tego rodzaju. Mojżesz rozmawiał z Bogiem i widział „Jego oblicze". Czy był on kahuną? Wiele na to wskazuje. Inne, bardziej racjonalne i logiczne wyjaśnienia nie są mi znane.
Wspomniałem już wcześniej o Jezusie. Mógł on być, według Sir George'aTrevelyana, największym kahuną, chociaż określenie to nie było oczywiście znane esseńczykom, ponieważ słowa huna i ka są w tym układzie czysto polinezyjskiego pochodzenia.
M.F. Long opublikował rezultaty swoich badań w licznych książkach. W 1945 roku założył on Huna Research Associates, amerykańskie Towarzystwo Badań nad Huną. Zmarł w 1971 roku, przedtem jednak mianował swoim następcą E. Otha Wingo, profesora mitologii i języków starożytnych University of Missouri (USA).
Genialne odszyfrowanie Huny przez M.F. Longa
Wspominaliśmy już o trudzie i problemach, jakie napotykał Long, kiedy z zapałem badacza wypytywał adeptów i laików o naukę Huny. Zrozumiał on, że poważne, naukowe zgłębienie zagadnienia w ten sposób nie jest możliwe. Ale już wkrótce dzięki swojemu niezwykłemu instynktowi odkrył, że niezawodnym kluczem pozwalającym zbadać sekrety Huny jest sam język polinezyjski. Można snuć różne przypuszczenia na temat dalszych poczynań Longa. Osobiście jestem przekonany, że wyższa siła duchowa, jego Wyższe Ja, które podpowiadało mu rozwiązania nieosiągalne na drodze zwykłej naukowej działalności przy użyciu mózgu. Była to tzw. „inspiracja". Zdaję sobie sprawę, że z powodu takich twierdzeń mogę być uznany za oderwanego od życia fantastę, lecz dopóki nikt nie wytłumaczy niezwykłych umiejętności Longa, dopóty opowiadać się będę za ideą duchowego natchnienia.
Na czym jednak polegało jego niezwykłe osiągnięcie? Na zbadaniu Huny przez semantykę. Semantyka, jak podaje encyklopedia Knaura - bada za pomocą logiki matematycznej zakres znaczenia słów. Semantyka rozstrzyga o for malnej poprawności wypowiedzi. Stąd wynika wielka odpowiedzialność językoznawcy. Język polinezyjski daje badaczom do ręki potrzebne narzędzia. O ile wiem, tego typu założenie nie leży u podstaw żadnego innego języka, i to utwierdza mnie w przekonaniu, że dziesięć szczepów otrzymało medialną wskazówkę wędrówki na Hawaje. Jestem zdania, że Wyspy Hawajskie były nie tylko „bezpiecznym miejscem", w którym nauka Huny miała być zachowana w czystej formie aż do dwudziestego wieku, lecz twierdzę ponadto, że to właśnie Hawaje wraz ze swoim językiem były miejscem, w którym pewnego dnia można było odszyfrować przekazywaną dotąd tylko ustnie tajemną naukę. To właśnie uczynił Long.
Jak wyglądała jego praca? Long poddawał analizie słowa zaczerpnięte z własnych lub otrzymanych od doktora Brighama notatek. W szczególności postępował tak wtedy, gdy uważał je za ważne słowa kluczowe. Posługiwał się przy tym słownikiem polinezyjsko-angielskim; nawet gdy tłumaczenie go zadowalało, sprawdzał jeszcze zawartość wewnętrzną wyrazów. Natomiast gdy przekład wydawał mu się mało precyzyjny, przechodził do dokładnej analizy semantycznej, czyli próbował zgłębić wewnętrzny, ukryty sens pojęcia. Prawdziwe znaczenie wyłaniało się zawsze z kontekstu. W przypadku jednosylabowych słów o jednym znaczeniu analiza była prosta. Przy wyrazach jednosylabowych posiadających więcej znaczeń należało sprawdzić ich sens w kontekście danej wypowiedzi. Gdy słowo składało się z wielu sylab, występowały komplikacje, które należało rozwikłać. Każda sylaba mogła mieć jedno albo więcej znaczeń. Tak więc w przypadku wyrazów wielosylabowych trzeba było zbadać kilka różnych znaczeń, zanim udało się ustalić rzeczywisty sens pojęcia. Weźmy na przykład trójsylabowe słowo, którego każda sylaba ma tylko dwa różne znaczenia: w sumie odczytujemy 2x2x2 = 8 różnych możliwości interpretacji słowa.
Język niemiecki jest pod tym względem dużo prostszy. Znam wprawdzie jednakowo brzmiące słowa o różnym znaczeniu, ale w języku tym jest niewiele wyrazów, których poszczególne sylaby mają pojedynczy sens i do tego jeszcze różny! Weźmy choćby słowo Leiter. Po pierwsze, może ono oznaczać przyrząd, który opieramy o ścianę, aby wspiąć się po nim na górę; po drugie może to być drut, który przewodzi prąd elektryczny; po trzecie, osoba z uprawnieniami, na przykład kierownik zakładu. Albo słowo Feder. Może ono znaczyć pióro do pisania, kurze pióro lub stalówkę.
M. F. Long w swojej książce Magia cudów stwierdza, „że pod osłoną codziennego języka kryje się święta mowa". Podjął on próbę zbadania tego świętego języka, co zostało uwieńczone pełnym sukcesem. Posłużmy się tutaj kilkoma przykładami. Rdzeń ka poznaliśmy już w słowie „kahuna". Występuje on również w łodydze winorośli. (Winorośl i woda są zaś symbolami many).
Przyjrzyjmy się słowu Aumakua, oznaczającemu Wyższe Ja każdego człowieka. Znaczy ono „nadzwyczaj godny zaufania, niezawodny duch" lub „Bóg-Ojciec". Cytuję Longa. „Na to, że nie chodzi tu o ojca w normalnym znaczeniu, wskazuje rdzeń au, co oznacza „starszy" w sensie pełnej dorosłości, pełnego rozwoju, przewyższający mocą, wiedzą i wiarygodnością. Au to również sznur, w tym przypadku sznur widmowy, który łączy Wyższe Ja z niższym i średnim". Long pisze dalej, że rdzeń au oznacza także „duchowe działanie" oraz „rzekę". Dzięki temu oczywiste staje się, że Wyższe Ja w celu spełnienia naszych modlitw ofiaruje nam swoje duchowe działanie lub moc, lecz równocześnie potrzebuje many. Makua oznacza „ojciec”, a rdzeń ma- „towarzyszyć”.
A zatem Wyższe Ja towarzyszy w ciągu życia niższemu i średniemu Ja. Long komentuje: „Doprowadza nas to do najbardziej interesującej zasady Huny: wszystkie sytuacje i okoliczności, o jakie prosi człowiek Wyższe Ja w modlitwie, najpierw formowane są z niewidzialnej substancji widmowej, po czym zostaje ona »utwardzona« czy "zmaterializowana".
Teraz, gdy dzięki tym kilku przykładom poznaliśmy zastosowany przez Longa mechanizm systematycznej analizy języka polinezyjskiego, chciałbym jeszcze raz zwrócić uwagę na jego wyjątkową książkę.
W ostatnich latach swego życia Long wpadł na genialny pomysł, aby zbadać porównania i symboliczne przypowieści Jezusa pod względem ich wewnętrznej zawartości. Tym razem postępował odwrotnie, ponieważ tłumaczył słowa Jezusa na język polinezyjski, po czym badał pod względem semantycznym znaczenie uwidocznionych w ten sposób słów polinezyjskich, które wyjaśniły prawdziwy sens wypowiedzi Jezusa. Wyniki badań Longa zawarte są w jego pośmiertnie opublikowanym dziele Nauka ukryta w Ewangeliach. Praca ta omawia zadziwiające odkrycia dotyczące podobieństw między nauką Jezusa a nauką Huny.
Rozdział l
Mana - nasza potężna ziemska siła
Istnieje wiele sił, które najczęściej człowiek wykorzystuje nieświadomie. Niektóre książki wspominają o tego rodzaju siłach; ja naliczyłem ich dwadzieścia. Otha Wingo powiedział mi, że istnieje ich ponad sto. Najbardziej znane to prana (sanskryckie słowo zaczerpnięte z hinduskiej wiedzy) i od. Jednak ludzie praktykujący Hunę całkiem świadomie posługują się maną.
Huna uczy nas, że mana jest „fizyczną siłą życiową". Bez niej nie może istnieć żadne ludzkie życie, a nasze wewnętrzne narządy nie mogą normalnie funkcjonować. Oznacza to, że w przypadku wyczerpania many, całkowitego jej braku, bez możliwości uzupełnienia, musi nastąpić śmierć. Człowiek umrze z głodu. Inaczej jest w okresie postów, kiedy świadomie ograniczamy jedzenie lub całkowicie zaprzestajemy przyjmować pożywienie.
Lecz nie tylko człowiek w swej fizycznej strukturze potrzebuje many, istnieją również istoty duchowe, którym jest ona niezbędna. Jednak produkcja many zależy zawsze od fizycznego człowieka. Istoty duchowe, które oczekują daru many, to w pierwszej kolejności nasze Wyższe Ja. Nasza podświadomość, czyli niższe Ja, wytwarza manę, a nawet ją gromadzi bez naszej wiedzy i współdziałania. Jednak razem z niższym Ja możemy naładować się maną i przekazać ją średniemu Ja, którym sami jesteśmy. Mana przynależąca do średniego Ja ma wyższy poziom energii i w języku Huny nazywana jest mana-mana Kiedy z biegiem czasu nawiążemy kontakt z naszym Wyższym Ja, możemy za pośrednictwem niższego Ja przesłać mu manę po sznurze aka. Za pomocą swoich ponadziemskich umiejętności potęguje ono tę energię do (mówiąc obrazowo) 100 000 woltów, którą później, w następstwie naszej modlitwy zsyła na poziom fizyczny, by w ten sposób spełnić zawarte w niej życzenie. Mana, którą dysponuje Wyższe Ja, nazywa się mana-loa. (Powyższy mechanizm zostanie dokładnie omówiony później, jak również fakt, że zaopatrzenie Wyższego Ja w manę-loa może odegrać znaczną rolę w procesie uzdrowienia).
Produkcja many jest prosta i logiczna. Mana powstaje z pożywienia, które dostarczamy organizmowi. Podobnie jak w przypadku silnika w samochodzie, zostaje spalony, tzn. utleniony, pewien palny nośnik energii. Człowiek spala pokarm w procesie utleniania przez wdychanie tlenu do płuc. Trawienie, które jest normalną pracą wykonywaną bez skargi przez niższe Ja, to cud natury, którego nie jesteśmy świadomi.
Gdy świadomie pogłębimy oddech, damy niższemu Ja sygnał, aby zwiększyło spalanie pożywienia, dzięki czemu powstanie większy zapas many. Świadome oddychanie jest prawdziwą współpracą między niższym i średnim Ja. Niższe Ja zawsze chętnie i bezbłędnie zaakceptuje tę wskazówkę średniego Ja.
Mana pochodzi przede wszystkim z pożywienia i jest siłą ziemską, ponieważ każdy pokarm ma swoje źródło w ziemi. Szczególnie dotyczy to wody, nie ulega bowiem wątpliwości, że: po pierwsze - bez wody nie powstanie żadne pożywienie, ani roślinne, ani zwierzęce; po drugie - woda jest jednoznacznym symbolem many.
Cóż innego można by przyjąć za symbol many niż wodę? Jest to dobre porównanie. Dlaczego większość ludzi odbiera prysznic jako bardziej odświeżający niż kąpiel w wannie?
Po prostu - prysznic jest płynącą, żywą wodą, natomiast wanna odpowiada jezioru, stojącemu zbiornikowi. Jeżeli mieliście kiedyś okazję stać pod naturalnym wodospadem, z pewnością czuliście potężną energię many.
Szczególnym źródłem many są drzewa. Ich delikatne korzenie włosowate sięgają w głąb ziemi do czystej wody i ciągną manę w górę. Możemy mocno objąć drzewo nagimi ramionami i poprosić je, aby dało nam manę. Po jej otrzymaniu należy za nią podziękować! Zawsze bardzo cieszy mnie widok, gdy w lecie dwudziestu uczestników seminarium żarliwie obejmuje drzewa. Odbieramy manę, po czym żegnamy się płynącym z serca podziękowaniem!
Również chrzest z wody ma swoje głębokie znaczenie. Był to etap wstępny do chrztu Duchem Świętym (Ewangelia św. Marka 1,8), kiedy wodę powszechnie uznawano za symbol czystości (np. Ewangelia św. Mateusza 27,24). W Ewangelii św. Jana (4,11) Jezus wyraźnie mówi o znaczeniu żywej wody, która na zawsze gasi pragnienie.
Chciałbym teraz zapoznać was z pewnym ćwiczeniem. Jest to ćwiczenie rozluźniające. Często słyszy się o „odprężeniu", ale ja nie lubię tego słowa, ponieważ zawiera ono dwa negatywne pojęcia „od" i „prężenie". Słowo to chciałbym zastąpić przez „rozluźnianie" lub „uwalnianie". Nie jest to bynajmniej dzielenie włosa na czworo, lecz pragnienie, by pozytywnie wpłynąć na myśli przez mowę. Wiadomo doskonale, jaki potężny wpływ ma na nasze myśli słowo mówione, szczególnie mam tu na uwadze obelżywe wyrażenia i przekleństwa, których powinniśmy unikać. Aby ułatwić wam zapamiętanie ćwiczenia, podzieliłem je na fazy.
Właściwa postawa
Usiądźcie na krześle, lecz nie w wygodnym fotelu z oparciem* Zdejmijcie obuwie; tak będzie wygodniej. Przyjmijcie taką pozycję, by uda tworzyły kąt jak najbardziej zbliżony do prostego w stosunku do łydek. Stopy, ustawione obok siebie, powinny opierać się na podłodze. Z pewnością czujecie teraz obie kości pośladkowe, zwłaszcza jeśli siedzicie na drewnianym krześle. Pobujajcie się teraz trochę do przodu i do tyłu. Wtedy dokładnie je odczujecie. Nie opierajcie się jednak plecami o krzesło. Jeśli to konieczne, przesuńcie pośladki nieco do przodu. Wkrótce przekonacie się, jakie znaczenie ma ten sposób siedzenia. Najważniejsze jest poprawne utrzymanie kręgosłupa. Będzie to potrzebne później podczas ćwiczenia oddechowego.
Rozluźnianie mięśni stóp
Zwróćcie uwagę, by wasze ramiona luźno zwisały po obu stronach krzesła. Możecie je również położyć wygodnie na udach, tak aby dłonie spoczywały prawie na kolanach, wewnętrzną stroną zwrócone ku górze lub ku dołowi, w zależności od tego, jak jest wam wygodniej. Zacznijcie teraz „przebierać" palcami stóp. W ten sposób uświadomicie sobie ich istnienie. Następnie napnijcie palce obu stóp, podwijając je ku dołowi i unosząc jednocześnie ku górze. Ponownie rozluźnijcie mięśnie. Stopy i palce powinny być całkowicie odprężone.
Następnie, etapami wprowadźcie cały organizm w stan doskonałego spokoju, niejako wznosząc się przy tym coraz wyżej aż do głowy. Fizyczne oswobodzenie przyniesie wam równocześnie wewnętrzną harmonię i doskonałe wyciszenie. Podczas ćwiczeń rozluźniających można posuwać się także z góry na dół, zaczynając od głowy, a kończąc na palcach stóp. W naszym przypadku nie jest to jednak właściwe, ponieważ później będziemy ładować się maną, co następuje z dołu do góry.
Rozluźnianie mięśni łydek, ud i pośladków
Gdy stopy są rozluźnione, przechodzimy do łydek i ud. Napinamy je równocześnie. Zauważycie, że w tym samym czasie samoistnie napniecie również mięśnie pośladków. Następnie napnijcie jeszcze dwa, trzy razy mięśnie nóg, podudzia, ud i pośladków, po czym świadomie je zwolnijcie. Jesteście teraz doskonale rozluźnieni od palców stóp do pośladków, wyraźnie to czujecie.
Rozluźnianie mięsni brzucha i piersi
Wciągnijcie mocno mięśnie brzucha. Wypchnijcie brzuch do przodu. Wciągnąć, wypchnąć, wciągnąć, wypchnąć, wciągnąć, wypchnąć! Zwolnijcie teraz napięcie mięśni i pozostawcie brzuch w takim stanie, abyście dobrze się czuli. Po wcześniejszym napinaniu mięśni brzucha odczujecie ten stan jako przyjemny. Przejdźcie teraz do piersi. Wciągnijcie mocno powietrze, lecz bez dużego wysiłku. Brzuch zacznie się przy tym poruszać, dzieje się to automatycznie. Następnie wykonajcie wydech. Spokojnie, bez wysiłku. Całą czynność wdechu i wydechu powtórzcie jeszcze dwukrotnie.
Rozluźnianie mięśni barków, ramion i pleców
Przechodzimy teraz do barków. Odciągnijcie je ku tyłowi, tak jakbyście chcieli złączyć łopatki, i ponownie jeszcze raz do tyłu, a następnie w przeciwnym kierunku, do przodu. Powtórzcie to ćwiczenie kilkakrotnie. Potem zaciśnijcie silnie pięści. Poczujcie, jak napięcie mięśniowe wstępuje przez ramię aż do barku. Jest to największy wysiłek, jaki wykonujecie podczas tego ćwiczenia. I jeszcze raz: mocno napiąć i rozluźnić pięści, przedramiona i bicepsy.
Teraz kolej na bardzo ważne mięśnie. Unieście barki do góry, prawie do wysokości uszu, po czym schowajcie głowę między barki. Napnijcie przy tym mocno mięśnie. Powinniście się starać, aby w tej fazie ćwiczenia brały intensywny udział mięśnie pleców. Znaleźliście się teraz świadomie w doskonale znanym stanie napięcia, które często prowadzi do bólu głowy i chorób nerwowych. Rozluźnijcie się i całkowicie uwolnijcie od tego napięcia. Niechaj ramiona ponownie opadną. Odczujecie głęboki spokój.
Rozluźnianie mięśni szyi i głowy
Spróbujcie teraz napiąć mięśnie szyi oraz przednie i tylne mięśnie czaszki. Nie każdy to potrafi, ale nic nie szkodzi. Zmarszczcie silnie czoło, unieście policzki, róbcie różne grymasy. Otwórzcie szeroko usta i, nie krępując się, wyciągnijcie daleko język. Zmarszczcie nos. Jeżeli wykonacie wszystkie te ruchy równocześnie, oczy będą mocno zaciśnięte. Następnie postarajcie się w pełni rozluźnić wszystkie napinane uprzednio mięśnie. Całą tę czynność powtórzcie dwu-lub trzykrotnie. Zamknijcie oczy, przesuńcie gałki oczne w prawo i w lewo, ku górze i ku dołowi, ponownie zaciśnijcie powieki, po czym możliwie jak najwięcej rozluźnijcie wszystkie części szyi i głowy.
Przyglądanie się ciału w stanie odprężenia
Zamknijcie teraz oczy i obserwujcie swoje ciało, które jest doskonale rozluźnione, w pełni uspokojone. Postępujcie od głowy ku dołowi, przez szyję, barki, ramiona, plecy, piersi, brzuch, miednicę, pośladki, uda, podudzia i stopy aż po ich palce. Wszystko jest absolutnie swobodne. W tym fizycznym spokoju, w tej doskonałej ciszy, odczujecie również duchowy spokój i ciszę. Rozkoszujcie się tym stanem przez kilka minut... Delektujcie się owym wewnętrznym spokojem tak długo, jak chcecie.
Zanim przejdziemy do następnego ćwiczenia, zwróćmy uwagę na pewne zależności.
Przyjrzyjmy się naszemu procesowi trawienia. Przyjmujemy pokarm, rozdrabniamy go zębami i łączymy ze śliną w procesie wstępnego trawienia. W żołądku następuje rozkładanie pokarmu przez kwas solny, po czym w jelicie, mówiąc w uproszczeniu, podlega on rozkładowi przez enzymy. Zaliczają się do nich białka, aminokwasy i tłuszcze, które w procesie rozkładu przeobrażone zostaną w glicerynę i kwasy tłuszczowe. Produkty końcowe wchłaniane są przez ścianki jelita. W ten sposób odżywiane są nie tylko wszystkie mięśnie i tkanki, lecz również mózg. Jeżeli zaakceptujemy ideę przeobrażania fal energii w materię, i odwrotnie, będziemy mogli wyobrazić sobie przemianę pokarmu w siły mentalne oraz duchowe.
Pozostańmy jednak przy ciele. Zwiększona produkcja many oznacza większą ilość siły życiowej. Oznacza to również więcej energii niezbędnej do wypełniania zadań, których się od nas oczekuje, polepszenia samopoczucia, przyspieszenia pulsu, a w przypadku osób cierpiących na hypotonię - podwyższenia ciśnienia krwi bez obawy wystąpienia powikłań. Jak sam zauważyłem, osoby ze skłonnościami do niskiego ciśnienia krwi mogą dać wskazówkę swojemu niższemu Ja, aby kontrolowało ciśnienie i w razie potrzeby podniosło jego poziom. Działa to niezawodnie, wymaga jednak treningu z niższym Ja. Pomijam naturalnie ekstremalne warunki pogodowe.
Biorąc pod uwagę wyżej przedstawiony mechanizm, staje się dla nas jasne, że do duchowego uzdrowienia wymagana jest duża ilość many. Wiemy również, że nasze Wyższe Ja i Wyższe Ja pacjenta potrzebują dużego ładunku many w celu uzdrowienia. (Sam uzdrowiciel nigdy nie wyleczy pacjenta ani za pomocą many, ani magnetyzmu czy jakiejkolwiek innej energii). Gdy później nabierzecie więcej wprawy w produkcji many, będziecie mogli przeprowadzić interesujące próby, które udokumentują wam jej istnienie jako czegoś realnego.
George Meek przedstawił wiele przykładów świadczących o tym, że duchowy wpływ, który najczęściej określał jako siły uzdrawiającego, może przynieść zdumiewające rezultaty. Nie znał on Huny ani też nie miał pojęcia o sile nazywanej maną. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego obserwacje musiały dotyczyć many lub innej energii z nią spokrewnionej. Poza tym większa część eksperymentów Meeka przeprowadzona została pod najsurowszą kontrolą w laboratoriach uniwersyteckich. Znane są również eksperymenty z parą małżeńską amerykańskich uzdrawiaczy, Ambrosem i Olgą Worrallami. W książce tej nie ma jednak miejsca na omówienie szczegółów badań George'a Meeka.
Gdy z biegiem czasu dzięki praktykowaniu Huny nawiążecie kontakt ze swoim niższym Ja, będziecie mogli przeprowadzić następującą próbę:
Napełnijcie dzbanek lub konewkę wodą, obejmijcie mocno naczynie obiema rękami i, wykonując równocześnie głęboki wdech, poproście swoje niższe Ja, aby przeniosło przez obie dłonie manę do wody w naczyniu. Wyobraźcie sobie ten proces wyraźnie i plastycznie. Pozwólcie, aby wasze myśli stały się rzeczywistością! Jeżeli mieliście już do czynienia z przepływem energii przez ręce, możecie również wyobrazić sobie, że strumień many przepływa z prawej, podającej ręki do lewej, przy czym naturalnie większa część many „pozostaje w zawieszeniu" w wodzie. To samo możecie uczynić z wazonem, w którym znajdują się kwiaty. Przeprowadźcie następujący test. Jeden wazon napełnijcie maną, a drugi nie. Które kwiaty dłużej zachowają świeżość? W każdym z wazonów powinno znajdować się dużo jednakowych kwiatów, aby wykluczyć przypadek.
Jeżeli potraficie już pracować z maną, przejdźmy do ćwiczenia oddechowego. Najpierw przeprowadźcie znane już ćwiczenie rozluźniające. Jeśli wykonaliście je dwu- lub trzykrotnie, przyjdzie to wam z łatwością, stanie się dla was przyzwyczajeniem. Wiemy, że wzmożone oddychanie oznacza zwiększenie porcji dostarczanego tlenu, a więc intensywniejsze utlenienie. Gdy świadomie skierujemy „narządy trawienia", przede wszystkim do żołądka i jelita, oddech pobudzi funkcje życiowe tych narządów. Najlepiej oddycha się w pozycji siedzącej, a jeszcze lepiej na stojąco. Jak już zauważyliśmy, ważne jest, aby przy wyprostowanym kręgosłupie czakry znajdowały się jedna nad drugą, co ułatwia wstępowanie many do czakry koronnej.
W czasie intensywnego oddychania (energized breathing) do dyspozycji powinna być cała objętość płuc. Dlatego też najpierw rozluźnijcie krępujące brzuch ubranie, rozepnijcie pasek itd., po czym wykonajcie normalny wdech i wydech. Zróbcie teraz świadomie wdech, przy czym wypnijcie brzuch do przodu, pozwalając na swobodne wpłynięcie powietrza. Dzięki temu przepona obniży się, a dolna partia płuc uzyska więcej miejsca, co spowoduje wprowadzenie powietrza. Teraz znowu wykonajcie wdech, wprowadzając powietrze do środkowej części płuc, a następnie - ciągle świadomie - do górnej części, nie unosząc przy tym barków ani klatki piersiowej za pomocą mięśni. Uniosą się one automatycznie dzięki wpływającemu powietrzu. Przy wydychaniu zacznijcie znowu od brzucha, a nie od górnej części płuc. Należy przy tym mocno wciągnąć brzuch, świadomie wydychając powietrze, dzięki czemu środkowa i górna część płuc wyraźnie obniży się i opróżni. Możliwe, że górna część tułowia pochyli się trochę do przodu.
Przerwijcie teraz lekturę i poćwiczcie świadome wdychanie i wydychanie. Wkrótce stanie się ono przyzwyczajeniem. Pełne naładowanie maną składa się z ośmiu cyklów wdychania i wydychania, które wkrótce omówimy.
Powinniśmy ustalić, z jaką szybkością, a właściwie z jaką powolnością miałby następować każdy cykl wdychania i wydychania. W tym celu należy palcami wskazującym i środkowym wyczuć na tętnicy rytm uderzeń serca. Palce trzeba przyłożyć z lewej strony szyi mniej więcej na wysokości migdałów. Puls można wyczuć również na przegubie ręki. Z łatwością stwierdzicie, jak szybko bije wasze serce. Rytm ten wyznacza przebieg procesu oddychania. Możecie oddychać wolniej, byleby tylko nie szybciej.
Licząc według tego taktu, przy liczbie l wypychajcie brzuch do przodu, przy 2 przejdźcie do środkowej części płuc, natomiast przy 3 i 4 do ich górnej części, aż po same czubki. Następnie, zróbcie krótką przerwę, po czym wykonajcie wydech na 5... 6... 7... 8. Przy liczbie 5 wciągnijcie ponownie brzuch, przy 6 wypuście powietrze ze środkowej części płuc, natomiast przy 7 i 8 z ich górnej części.
Robimy przerwę i zaczynamy na nowo:
wdech: 1... 2... 3... 4... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
wydech: 5... 6... 7... 8... przerwa
brzuch, środkowa część płuc, górna część płuc
Ważne jest, aby jak najdokładniej wydychać powietrze: w płucach nie powinno zalegać powietrze już zużyte. Jeżeli chodzi o przerwy, specjalnie nie podaję czasu ich trwania: róbcie je tak, byście czuli się dobrze - wzmacniają one proces oddychania. Jeżeli się męczycie, na początku ćwiczcie bez przerw. Szczególnie ważne jest to, byście bez wysiłku wykonywali świadome oddychanie. Musicie czuć się dobrze i oddychać „jakby od niechcenia". Nie przesadzajcie jednak, ponieważ zbyt intensywna hiperwentylacja może prowadzić do bólu głowy.
Ćwiczcie tę technikę. Możecie nauczyć się oddychania od podstaw. Jest ono najważniejszym warunkiem wytwarzania many.
Oczywiście po pewnym czasie monotonne liczenie stanie się uciążliwe i nudne. Spoglądając wstecz, stwierdzam, że przez rok lub dwa lata liczyłem niezmordowanie, aż do momentu, gdy wpadłem na pomysł, aby zastąpić liczenie mantrami. Była to wspaniała inspiracja pochodząca od mojego Wyższego Ja. Można wymyślić sobie osiem mantr lub mniej, jeśli ta czy inna się powtarza. Chciałbym podać tu kilka przykładów. Jak być może wiecie, M.F. Long nazwał niższe Ja przyjacielem i pomocnikiem. Ja dołączyłem do tego określenie „strażnik”. Pierwsza mantra mogłaby wyglądać następująco:
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przyjacielu i pomoc- niku George'u mój do- bry
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przyjacielu i straż- niku George'u mój do bry
Long nazwał Wyższe Ja „przewodnikiem, towarzyszem, obrońcą i opiekunem”. Na tej podstawie mogą powstać znowu dwie mantry w rodzaju:
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przewod- niku i -- towa- rzyszu A- rielu
l 2 3 4 przerwa 5 6 7 8 przerwa
przewod- niku i -- opieku- nie A- rielu
Do mantry tej wprowadziłem imię mojego Wyższego Ja - „Ariel”. Możecie zastąpić je przez „kochany” lub „dobry” albo przez jakiekolwiek inne imię.
Przy pierwszych ćwiczeniach radzę jednak pozostać przy samym liczeniu. Również tutaj istnieje środek pomocniczy, pozwalający stwierdzić, przy którym z ośmiu cyklów oddychania jesteśmy. Najlepiej więc liczyć w ten sposób:
1..2..3..4..5..6..7..8,
2..2..3..4..S..6..7..8,
3..2..3..4..5..6..7..8,
4..2..3..4..5..6..7..8
i tak dalej.
Ćwiczcie świadome głębokie oddychanie tak długo, aż staniecie się w nim biegli. Zobaczycie, to bardzo łatwe!
Później, kiedy opanujecie tę sztukę, będziecie wypowiadać mantry nieco szybciej i potrzebować jednej całej mantry do wykonania wdechu, a drugiej do wydechu. Dzięki temu proces oddychania stanie się dłuższy i głębszy. Odbierzecie go jako bardzo przyjemny i równocześnie skuteczny.
Każdy praktyczny podręcznik opisuje ćwiczenia w skróconej formie. Dotyczy to również powyższego ćwiczenia oddechowego i następującego po nim ćwiczenia w ładowaniu się maną. Bardzo chciałbym otrzymać od każdego czytelnika tej książki zapewnienie, że będzie tak długo ćwiczył proces oddychania, aż go całkowicie opanuje. Byłoby to najlepsze przygotowanie do ćwiczenia wytwarzania dużego ładunku many. Dlatego też wykonujcie co dzień ćwiczenie oddechowe. Możecie powtarzać je kilka razy dziennie.
Gdy odniesiecie wrażenie, że głębokie oddychanie przychodzi wam z łatwością, wtedy podczas jednego z ćwiczeń oddechowych powiedzcie w myślach waszemu niższemu Ja, nazwijmy je George'em, coś w rodzaju: „George, mój kochany, wyobraźmy sobie teraz, że oddech, który kierujemy w nasze narządy trawienia, przyczynia się do produkcji many dzięki naszej wspólnej woli"!
Wspominałem już o zawartym w nauce Huny poglądzie, zgodnie z którym myśl naładowana maną staje się rzeczywistością. Znajdujecie się teraz w momencie, w którym możecie nakazać, aby urzeczywistniła się idea wytwarzania many. Wasze niższe Ja z pewnością was przy tym wspomoże!
Gdy zakończycie już ósmy cykl wdechu i wydechu, ponownie powiedzcie niższemu Ja: „George, naładowaliśmy się maną. Masz ją teraz w sobie. Zachowaj ją w swoim spichlerzu! W każdej chwili będziemy mogli zaczerpnąć jej z tego rezerwuaru i wykorzystać w różnych celach".
Lądowanie się maną jest niezwykle łatwe! Udzielicie George'owi tylko prostej wskazówki (nie dawajcie mu nigdy rozkazu!). Bądźcie całkowicie pewni pomocy waszego George'a! Gdy opanujecie już technikę oddychania, wówczas po chwilowym wyczerpaniu, zaraz po naładowaniu się maną odczujecie przyrost energii. Momentalnie poprawi się wam nastrój. Staniecie się znowu pełni wiary i ufności. Nie jest to krótkotrwały wpływ na psychikę, lecz stała poprawa fizyczna, która nieuchronnie objawi się również w sferze psychiki.
Możemy jeszcze pójść krok dalej. Przypuśćmy, że czeka was praca wymagająca wytężenia sił. Może to być wysiłek fizyczny, na który jesteście nastawieni, lub ważna rozmowa służbowa czy praca, którą właśnie się zajmujecie i której nie chcielibyście przerywać. Wtedy dajcie George'owi następującą wskazówkę: „George, daj mi manę!". Oznacza to, iż niższe Ja ma dostarczyć siły życiowej wam, waszemu średniemu Ja, które nazywa się tak, jak brzmi wasze imię. Wskazówkę tę przekażcie George'owi, równocześnie głęboko oddychając, gdyż będzie to dla niego sygnałem do przybrania stanu gotowości i oczekiwania poleceń. Przyzwyczajcie się do używania powyższego sygnału. Fakt, że świadomie wkraczacie w automatyczne oddychanie George'a, jest dla niego namacalną oznaką waszej ingerencji. Akceptuje on chętnie powierzone mu zadanie. Być może odniesiecie kiedyś wrażenie, że rezerwuar George'a jest prawie wyczerpany. W takim przypadku ponownie naładujcie się maną za pomocą opanowanego już ćwiczenia oddechowego. Wcześniej, gdy używałem jeszcze wahadełka, z jego pomocą określałem pozostały mi w danej chwili zapas many. Później nie musiałem już tego robić; czułem ją. Taki sposób jest o wiele lepszy. Wkrótce wy również zdołacie stwierdzić na podstawie swoich doznań, czy potrzebujecie nowego ładunku many. I jeszcze jedna uwaga. Gdy powiecie: „George, mój kochany, daj mi manę!", dodajcie do tego, jak już wspomniałem, wasze imię. Dzięki temu jeszcze bardziej zwracamy uwagę George'a. A zatem zwróćcie się do niego ze słowami: „George, mój kochany, daj mi, Bogdanowi (Janowi itp.), silny ładunek many!".
Biorąc to ćwiczenie za punkt wyjścia, można uczynić jeszcze jeden duży krok naprzód, który wprowadzi nas w sferę duchowego uzdrowienia: przekażcie manę innej osobie. Przebieg ćwiczenia pozostaje taki sam: ładowanie maną przez oddychanie oraz gromadzenie jej w rezerwuarze George'a. Do nawiązania i utrzymania kontaktu z innym człowiekiem używacie automatycznie sznura widmowego, co w wyczerpujący sposób zostanie omówione w następnym rozdziale. Mówicie po prostu: „George, mój drogi, prześlij teraz manę wujkowi Franciszkowi!". Polecenie to wzmacniacie znanym już głębokim oddechem. Możliwe, że wujek Franek znajduje się akurat w sytuacji, w której życzyłby sobie otrzymać silny zastrzyk energii, a może nawet przekazanie mu jej jest konieczne. W każdej chwili możemy dowolnemu człowiekowi, tzn. jego średniemu Ja, posłać manę! Jeżeli dzięki konsekwentnemu praktykowaniu Huny osiągnęliście swoje Wyższe Ja, możecie dokonać istotnych zmian, modląc się o uzdrowienie danej osoby, zakładając oczywiście, że jej Wyższe Ja życzy sobie tego. Przekazanie many innemu Wyższemu Ja jest bezcenne dla uzdrowienia jego średniego i niższego Ja.
Wspominaliśmy wcześniej, że energia mana-loa, która właściwa jest Wyższemu Ja, działa ze zdwojoną siłą lub jest odwracalna. Nazwałbym ją „ziemnowodną". Jakaś istota duchowa, na przykład Wyższe Ja, przyjmuje naszą manę, a następnie może ją przeobrazić za pomocą całkowicie nie znanego nam mechanizmu w czysto duchową moc o wysokiej koncentracji, w manę-loa
(100 000 V). Mana, w przeciwieństwie do wszystkich innych znanych mi parapsychicznych energii, jest więc pochodzenia ziemskiego (wywodzi się przecież z ziemi). Zostaje jednak przeobrażona na duchowym poziomie. Dlatego też mana (w połączeniu ze sznurem aka) jest szczególnie ważnym elementem łączącym ludzi i wszystkie istoty duchowe, które chętnie ją przyjmują. Co więcej, dar many, który przekazujemy w medytacyjnym rozmyślaniu naszemu Wyższemu Ja, traktować możemy jako symboliczną ofiarę, jaką składamy razem z naszą wdzięcznością, miłością, szacunkiem, najgłębszą pokorą i uniżonością.
Idea, że zmarli mogą potrzebować many, co jest równoznaczne z tym, że potrzebują pożywienia, nie jest bynajmniej nowa. M.F. Long spotkał ją nie tylko w Hunie. Pisze, że Chińczycy umieszczali żywność na grobach swych zmarłych. W starożytnym Egipcie miód był symbolem pożywienia. Do dzisiaj jeszcze w wielu rysunkach nagrobnych z tamtego obszaru i czasu znajdujemy świętą pszczołę. Znany jest fakt, że w europejskich krajach katolickich na grobach stawia się wodę. Najczęściej używanym symbolem many w Hunie jest właśnie święcona woda.
Nauka Huny duże znaczenie przypisuje następującej wizualizacji: człowiek wyobraża sobie, że mana wznosi się ku górze z brzucha poprzez klatkę piersiową, gardło, aż do głowy, a tam „przepływa" do najwyższego punktu, fioletowej czakry czaszki.
Przyjmijmy, że dziecko ma do dyspozycji swojego Anioła Stróża (swoje Wyższe Ja), nie starając się o to ani też nic o nim nie wiedząc, czyli innymi słowy, ma „za darmo". Ten mały człowiek nie ma jeszcze zrośniętych kości czaszki. Otwór ten można wyraźnie wyczuć palcem. Zadziwiające jest, że nazywa się go „fontanella" . A dlaczego jest to zdumiewające? Ponieważ fons, fontis oznacza po łacinie „źródło", z czego wywodzi się fontanna, a „fontanella" to tyle co małe źródełko. Znaczy to, że strumień many, jakim może dysponować Wyższe Ja dziecka, wypływa bez przeszkód z fontanelli tam, gdzie kości czaszki nic są jeszcze zrośnięte. Naturalnie są to spekulacje, ale - jak sądzę - bardzo piękniewyjaśnione! W jakiej zależności z powyższym znajduje się tonsura? Dlaczego kiedyś katoliccy kapłani dokładnie w tym miejscu czaszkowej czakry wycinali włosy w kształcie okrągłego otworu? Przepis leżący u podstawy tego zwyczaju powstał w szóstym wieku. Jeszcze nigdy nie znalazłem na to żadnego pisemnego wyjaśnienia. Czy Esseńczycy praktykowali to samo? Czy tonsura, „otwarcie ku górze", jest symbolem połączenia ze świętym Wyższym Ja, mówiąc innymi słowy: z Bogiem?
Rozdział 2
Trzy praktyczne narzędzia Huny
Sznur aka, duchowe połączenie
Sznurem aka określa się „narzędzie łączące" dwie osoby lub jednego człowieka z istotą duchową. W praktyce Huny szczególnie ważne jest połączenie z własnym Wyższym Ja. Sznur aka uważany jest za coś „delikatnego". Mówiąc szczerze, sam dokładnie nie wiem, co to jest. Określenie to przyjęło się na dobre, choć według mojego odczucia ma ono charakter hipotetyczny, ale nie brak mu uzasadnienia. W przypadku niektórych zjawisk, podobnie jak przy sznurze aka, stan ich skupienia nie jest określony.
Wiemy, że sznur aka to „mocne" połączenie (na przykład w telepatii), nie potrafimy jednak określić go w kategoriach materii fizycznej. Może być to połączenie czysto duchowe, z drugiej jednak strony jest na to zbyt silne. Dlatego też dla substancji aka wprowadzono pojęcie „subtelna", tak samo jak dla wielu podobnych fenomenów. Pojęcie to określa wyobrażenie pewnego stanu skupienia. Sznur aka jest połączeniem, które powstaje w dokładnie określonych warunkach. Dla osób praktykujących Hunę jest on bezspornie rzeczywistością. Sznur ten służy przekazywaniu energii, nie da się go wytworzyć świadomie.
Pan A i pani B oddaleni są od siebie w przestrzeni, znają się jednak od dawna. Oznacza to, że między nimi istnieje sznur aka. Jeżeli pan A chce wejść w kontakt telepatyczny z panią B, wysuwa wówczas swój palec aka - jak nazwał go Long - w kierunku pani B. Pod pojęciem tym nie należy rozumieć żadnego konkretnego palca, lecz proces nawiązywania kontaktu na drodze duchowego ukierunkowania. Wyrażenie „w kierunku" nie oznacza kierunku geograficznego, lecz duchowy: pan A chce skontaktować się z panią B. Przekaz telepatyczny następuje przez istniejący sznur aka. A jak doszło do powstania w pewnym momencie połączenia między A i B? Całkiem prosto: pan A i pani B spotkali się kiedyś, podali sobie ręce i już tylko choćby z tego powodu zawiązał się między nimi sznur aka.
Cienka nić aka powstaje nawet wtedy, gdy dwie osoby popatrzą sobie w oczy i okażą wzajemne zainteresowanie. Przypadek taki może wyglądać następująco. Płochliwą młoda dziewczyna nie potrafi odwzajemnić uporczywego spojrzenia pewnego młodzieńca, spuszcza oczy i przez to nieświadomie hamuje powstanie nici aka. Z drugiej strony, sznur, a nawet gruba linka aka, rozwija się między osobami, które się żarliwie kochają (duchowo lub duchowo i fizycznie), lub pomiędzy ludźmi blisko spokrewnionymi, albo też między osobami, które łączą wspólne przeżycia, na przykład górska wspinaczka). Istnieją więc różne formy wyrażania intensywności połączenia aka.
Nić aka „przykleja" się również do podpisu, a być może też do fotografii (aka po polinezyjsku znaczy „kleisty, lepki"). Z tego powodu niektórzy uzdrowiciele korzystają przy uzdrawianiu na odległość z pomocy w postaci przedstawionego im podpisu lub fotografii nie znanego pacjenta, aby w ten sposób łatwiej stworzyć połączenie. Również podczas rozmowy telefonicznej może rozwinąć się nić aka. Sądzę, że w tym celu potrzebny jest jednak ze strony medium lub uzdrowiciela pewien trening.
Ten, kto osiągnął już swoje Wyższe Ja, może nawiązać kontakt z rozpoczynającym proces uzdrawiania Wyższym Ja pacjenta. W tym przypadku uzdrawiający nie jest skazany na korzystanie ze środków pomocniczych, takich jak podpis lub fotografia.
Szczególnie interesujące są nici lub sznury aka w sferze duchowej. Osoba mająca kontakt ze swoim Wyższym Ja jest z nim silnie związana przez niezniszczalną linę aka, to znaczy nie ona sama, lecz ona razem ze swoją podświadomością, ze swoim niższym Ja. To właśnie niższe Ja na prośbę średniego Ja rozpina sznur aka do Wyższego Ja i po przyjęciu go przez nie dalej ten sznur podtrzymuje. Niższe ja może zerwać kontakt z Wyższym Ja, odłączyć sznur aka jakimś przełącznikiem" wtedy, gdy daje o sobie znać jego nieczyste sumienie oraz gdy połączenie zaburzone zostanie przez blokady („kamienie na drodze" z „Kazania na Górze"). A zatem kontakt zostaje zerwany, jeśli niższe Ja czuje się niegodne korzystania z połączenia z Wyższym Ja.
Sznury aka, niezależnie od tego, czy istnieją one między ludźmi, czy pomiędzy ludźmi a istotami duchowymi, są niezniszczalne. Niektórym może to się wydać niewygodne, ponieważ woleliby się definitywnie oddzielić od innego człowieka, którego nienawidzą i o którym nie chcieliby pamiętać nawet za pośrednictwem sznura aka. Takie nastawienie i pragnienie są niewłaściwe, a do tego niepraktyczne, gdyż nie da się wykluczyć możliwości duchowego pojednania w przyszłości, kiedy to sznur aka może odegrać dużą rolę. Nie potrafimy go zniszczyć, możemy go tylko unieruchomić.
Na koniec jeszcze kilka świadectw historycznych przemawiających za istnieniem sznura aka. W Księdze Koheleta (12,6) mowa jest o srebrnym sznurze, który z wielkim prawdopodobieństwem odpowiada sznurowi aka. W egipskich hieroglifach i rysunkach nagrobnych widzimy otwarty parasol, symbol ciała widmowego, czyli ciała aka. Trzonek parasola pełni funkcję „połączenia", odpowiadającego sznurowi aka. Aka w języku staroegipskim oznacza „cień", a w polinezyjskim -jak już wspomniałem - „kleisty, lepki". Uważam, że są to interesujące wskazówki, które można przyjąć albo odrzucić.
Ponieważ niższe i średnie Ja przynależą do siebie, sznur aka między nimi jest zbędny. Jeśli jednak niższe Ja występuje z ciała, powstaje między nimi solidna lina aka. Niższe Ja nigdy nie może zostać oddzielone od średniego! Natomiast może je opuścić pod pewnymi warunkami. Najbardziej znany jest sen na jawie, podczas którego niższe Ja występuje z ciała fizycznego ł dokonuje spostrzeżeń w innym miejscu, co bezpośrednio oznajmia średniemu Ja za pomocą marzenia sennego.
Światło i świetlna piramida
Kolejnym duchowym narzędziem Huny jest światło. Wyobraźcie sobie coś całkiem prostego, wręcz - chciałoby się rzec - banalnego: samotny dom otoczony drzewami i krzewami. Parter tego domu znajduje się na poziomie ziemi. Jest zupełnie ciemno, żadna gwiazda, a cóż dopiero księżyc, nie rozświetlają okolicy domu. Nie widać ani jednego drzewa ani krzewu. Jest tak ciemno, że nie widać nawet śniegu pokrywającego murawę. W mieszkaniu na parterze zebrali się rozradowani ludzie, pomieszczenie jest jasno oświetlone. Pan domu nagle otwiera okna i okiennice. Śnieg promieniuje jasnym blaskiem, pnie drzew i krzaki są dobrze widoczne, otoczenie domu wygląda spokojnie i przyjaźnie, jest pełne światła!
W powyższej scenie godne uwagi i zrozumiałe samo prze/ się jest to, że światło rozjaśnia przedmioty w ciemności i przezwycięża ją. Wyobraźmy sobie jednak, że ciemność byłaby silniejsza niż światło, którym ludzie cieszyli się wewnątrz domu, wdarłaby się przez otwarte okna do pomieszczenia, zdusiłaby światło i zapadłby mrok! Czy jest to niedorzeczna myślowa akrobatyka? Nie! Wszechświat jest tak urządzony, że fizyczne światło rozprasza ciemność i oświetla drzewa oraz krzewy, które wcześniej tonęły w mroku.
Fizyczne światło stanowi formę fizycznej energii. W początkowym ustępie Biblii, w Księdze Rodzaju (1,3-5) czytamy, jak Bóg stworzył światłość. Zużył on cały jeden dzień po to tylko, aby stworzyć światło fizyczne - najważniejszy obok człowieka element w akcie stwórczym!
Nie może to dziwić, gdy zdamy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma światło w strukturze materialnego kosmosu.
„Wtedy Bóg rzeki: "Niechaj się stanie światłość!" I stała się światłość".
Wiemy również, że ludzki mózg podczas myślenia wywołuje drgania, co można udowodnić klinicznie za pomocą elektroencefalografia. Atom, który wcześniej uważano za niepodzielny, składa się z wielu części, a te znowu ze „skondensowanych drgań" Tak więc sama materia, jaką powszechnie sobie wyobrażamy, w ogóle nie istnieje. Bez obawy możemy założyć, że boskie, twórcze myśli także są drganiami! Słowa Boga: „Niechaj się stanie światłość" są przecież wyrażeniem Jego myśli, a te są drganiami, cząsteczkami atomu! Wydaje się logiczne, że Stwórca najpierw stworzył światło, a dopiero później utwardzoną materię. Światło składa się z fal, ze świetlnych kwantów, lecz jeszcze nie z atomów! Biblia ukazuje powstanie wszechświata w jego fizycznej (a także geologicznej i biologicznej) doskonałej strukturze! Mnie osobiście w najmniejszym stopniu nie przeszkadza wypowiedź w wersetach l i 2. Traktuję ją jako wprowadzenie, ponieważ szczegóły na ten temat znajdujemy dalej, w wersetach 6-10. Przeczytajcie jeszcze raz! To bardzo interesujące!
Z duchowym światłem, które istniało jeszcze przed powstaniem wszechświata, rzecz ma się tak samo jak z fizycznym. Ten, kto został oświecony, kto otrzymał w drodze łaski światło, znajduje się na wyższym poziomie poznania. Jest opromieniony blaskiem. W Starym Testamencie znajdujemy w różnych miejscach wzmianki o znaczeniu światła. I tak w Księdze Liczb (6,25) wspomina się, że Bóg za pośrednictwem Mojżesza dał wskazówkę kapłanom żydowskim, w jaki sposób mają błogosławić Izraelitów: „Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą". Wynika z tego, że Boskie lico promieniuje duchowym światłem! Również w psalmach mówi się o świetle. W psalmie 119,105 słowo Boże porównane jest ze „światłem na mojej ścieżce", natomiast w psalmie 36,10 powiedziane jest: „W Twej światłości oglądamy światłość". Nowy Testament pełen jest znaczących uwag na temat światła; najważniejsza zwarta jest w Ewangelii św. Jana (8,12): „Ja jestem światłością świata". Światło duchowe jest formą duchowej energii.
O świetle wspomina się również w klasycznym dziele literatury niemieckiej: w pierwszej części Fausta. Faust wrócił właśnie ze spaceru wielkanocnego Podążał za nim pudel, którego wziął on do swojego gabinetu, gdzie zwierzę okazało się niebezpiecznym stworzeniem, „niecną istotą". Faust próbuje różnych zaklęć, aż w końcu mówi:
„Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego się światła!
Nie oczekuj najmocniejszego z moich dzieł!".
Faust zagroził tutaj swoim najpotężniejszym zaklęciem, którego Mefisto, ukryty pod postacią pudla, nie mógł cierpliwie znieść. „Nie oczekuj trzykrotnie jarzącego się światła!". Jest to znacząca wypowiedź, pochodząca od samego Goethego, który wyposażony był w wybitną ezoteryczną, parapsychologiczną i mistyczną wiedzę oraz olbrzymią wrażliwość. Nieprzypadkowo potrójne światło występuje w jednym z najważniejszych ćwiczeń na seminariach Huny - w świetlnej piramidzie.
Świetlnej piramidy używałem jako ochrony już na długo przedtem, nim uświadomiłem sobie znaczenie wypowiedzi Fausta. Będąc nauczycielem Huny, wystawiony byłem na gwałtowne duchowe ataki. Dzięki bolesnym doświadczeniom, które, patrząc z perspektywy czasu, były dla mnie bardzo pożyteczne, stwierdziłem, że prosta piramida świetlna nie stanowi ochrony, ponieważ - jak głosi Huna - składamy się z niższego Ja, ciała fizycznego, które należy do średniego Ja, i z właściwej istoty duchowej średniego Ja. Jednakże tylko bardzo rzadko stają się one samodzielne. Dlatego też zdecydowałem się na potrójne piramidy, aby ciało, niższe Ja i istota duchowa średniego Ja były zawsze bezpieczne podczas ewentualnego chwilowego oddzielenia się ich nawzajem od siebie; każde z nich miało bowiem teraz swoją duchową piramidę. (Wyższe Ja nie potrzebuje żadnej świetlanej osłony). Uważam potrójną piramidę świetlną za absolutną, całkowicie niezawodną ochronę przeciwko wszelkiego rodzaju duchowym atakom z zewnątrz. Możliwe, że w naszym duchowym wnętrzu są również ciemne strony, ale cóż, taki jest człowiek. Jestem przekonany, że codzienne ładowanie maną trzech piramid świetlnych opromieni także wewnętrzne słabości i je złagodzi.
Zanim przejdziemy do konkretnych ćwiczeń ze światłem, przytoczę krótką anegdotkę z własnego doświadczenia. Przed każdym wykładem lub seminarium, zanim przybędą pierwsi uczestnicy, mam zwyczaj napełniać pomieszczenie światłem. Jest to rodzaj duchowego „okadzenia", służącego przepolaryzowaniu wszelkiego rodzaju negatywnych wibracji na pozytywne. W tym celu wchodzę do sali, spoglądam we wszystkich czterech kierunkach, ładuję się silnie maną i przeistaczam ją w światło, które wypełnia całą salę. Mechanizm tego zjawiska wyjaśnia niżej opisane ćwiczenie. Wykonuję tę czynność regularnie, stała się ona niemal moim nawykiem. Podczas seminarium razem ze słuchaczami robimy „ćwiczenie świetlne", polegające na wypełnianiu światłem pomieszczenia.
W czasie jednego z seminariów zakończyłem właśnie wyjaśnianie szczegółów dotyczących ćwiczenia i chciałem do niego przystąpić, gdy jeden z uczestników wstał i powiedział: „To wcale nie jest potrzebne. Sala jest przecież pełna światła!".
Wypowiedź ta odpowiadała prawdzie, a ponieważ wcześniej napełniłem salę światłem, słowa studenta nie wprawiły mnie w osłupienie. Wkrótce okazało się, że człowiek ten miał wielkie zdolności medialne i zobaczył światło, którym wcześniej wypełniłem pomieszczenie!
Przejdźmy teraz do ćwiczenia, które ma na celu wypełnienie pomieszczenia światłem. Chodzi tutaj o światło duchowe, ale - aby ułatwić sobie pracę - skorzystajmy także ze światła fizycznego, do tego ćwiczenia potrzebna jest bowiem wyobraźnia, a dla wielu osób duchowe światło jest zbyt abstrakcyjne. Trzeba więc przytłumić oświetlenie i ewentualnie zasłonić okna.
Najpierw silnie naładujcie się maną. Następnie rozejrzyjcie się swobodnie po pomieszczeniu, w którym siedzicie. Spójrzcie przed siebie w lewy róg pokoju, po czym w prawy. Obróćcie się, spójrzcie za siebie w lewo, następnie w prawo.
Popatrzcie w górę, na sufit. Zwróćcie uwagę na stałe punkty, na przykład na drzwi lub szafę, które dominują w pokoju, lub na okno, a więc na przedmioty lub formy charakterystyczne dla tego pomieszczenia. Nie poświęcajcie uwagi szczegółom.
Zamknijcie oczy i w myślach spójrzcie znowu w przód w lewy róg pokoju, potem w prawy, w tył w lewo, a następnie w prawo. Popatrzcie w myślach na drzwi, może na dużą szafę, okno lub na inne charakterystyczne elementy pokoju. Otwórzcie oczy, obejrzyjcie jeszcze raz to wszystko, na co chcielibyście zwrócić uwagę, ponownie zamknijcie oczy i rozejrzyjcie się w duchu po waszym pomieszczeniu. Jeszcze raz przyjrzyjcie się oczyma wyobraźni wszystkim charakterystycznym punktom, które znaleźliście. Może chcielibyście po raz trzeci powtórzyć tę część ćwiczenia? A więc znów rozejrzyjcie się wokół otwartymi oczami, a następnie zróbcie to samo z zamkniętymi. Wielu osobom z pewnością uda się ujrzeć swój pokój, innym natomiast się nie powiedzie. Tym drugim mówię: Nie zniechęcajcie się. Znajdujecie się w tym pokoju, wiecie, że w nim jesteście. To wystarczy.
W celu przeprowadzenia dalszej części ćwiczenia zamknijcie znowu oczy i wyobraźcie sobie, że pomieszczenie wypełnione jest delikatną, lecz gęstą, jasną, świetlistą mgłą. Mgłą, jaką spotyka się czasami w górach, szczególnie wtedy, gdy leży śnieg i świeci słońce, na krótko przed tym, nim mgła się rozpłynie.
Następnie powiedzcie niższemu Ja: „George, drogi przyjacielu, naładowaliśmy się maną, masz ją w swoim rezerwuarze. Wypełnimy teraz to pomieszczenie duchowym światłem w celu jego ochrony i błogosławieństwa. Przeobrazimy wszystko, co ciemne i negatywne, w pozytywne, duchowe światło. Dasz teraz niezbędną ilość many i, wykonując głęboki oddech, zmienimy ją w duchowe światło wypełniające ten pokój - teraz!". W tym momencie rzeczywiście wykonujecie głęboki, fizyczny oddech. Siła many działa, a pomieszczenie, w którym przebywacie, z całą pewnością wypełnia się duchowym światłem. To jest rzeczywistość, a nie żadna fantazja lub iluzja. My i obszar, w którym działamy, podlegają duchowym prawom, z których jedno właśnie zrealizowaliście. Wypełnianie pomieszczenia światłem możecie przeprowadzić u siebie w pokoju lub w całym domu (bez potrzeby chodzenia do każdego pokoju z osobna). Możecie to zrobić w biurze lub u krewnych, którym chcecie pomóc, albo gdziekolwiek uważacie to za wskazane.
Przeczytajcie jeszcze raz całe ćwiczenie poświęcone światłu, poczym wykonajcie je w pozycji stojącej. Możecie nadać ćwiczeniu dowolną formę, mój tekst bowiem powinien być dla was tylko wskazówką. Sposób jego przeprowadzenia pozostawiam wam, pod warunkiem, że zapoznacie się z jego sensem, celem i „techniką".
Ponieważ zajęliśmy się duchowym światłem, chciałbym was zapoznać z kolejnym ćwiczeniem. Chodzi w nim o stworzenie piramidy świetlnej. Jesteście zmęczeni? Nie sądzę. Postaraliście się przecież o duży ładunek many, a w celu wypełnienia pomieszczenia światłem zużyliście tylko jej część. Jeśli chcecie, zróbcie przerwę, odłóżcie książkę, lecz pozostańcie w pozycji siedzącej i przemyślcie w spokoju ćwiczenie ze światłem. Chciałbym, abyście pozostali na tej duchowej częstotliwości, w jaką wprowadziło was to ćwiczenie.
Jesteście naładowani maną lub ładujecie się nią ponownie. Stańcie mniej więcej tak, byście patrzyli w kierunku południowym. Dokładne ustawienie pozostawcie Wyższemu Ja, podobnie jak dokładny kąt piramidy. Wszystko, co robicie, dzieje się teraz po trzykroć, to znaczy piramida, którą wzniesiecie w tym ćwiczeniu, będzie się składała z trzech piramid umieszczonych jedna na drugiej.
Wyciągnijcie prawą rękę z palcem wskazującym wysuniętym do przodu i skierujcie ją w prawo. Palec wskazuje teraz punkt znajdujący się z przodu na prawo w dole, w odległości około 20 do 30 metrów (liczby są tylko wielkościami orientacyjnymi). Jest przy tym obojętne, czy stoicie na ziemi, czy też na pierwszym lub piątym piętrze domu. Wysuńcie teraz lewe ramię z wyciągniętym lewym palcem wskazującym, wskażcie to samo miejsce, które wskazuje wasz prawy palec, i przesuńcie lewy palec dołem w lewo.
Kreślicie w ten sposób linię z prawej strony ku lewej. Wasze wyciągnięte ręce i palce znajdują się w jednej linii. Pierwszy punkt po prawej stronie z przodu nazwijmy A, a drugi, po lewej stronie, również z przodu - B. Obróćcie się o 90 stopni. Po tym obrocie wasza twarz skierowana jest na wschód. Palec prawej dłoni wskazuje teraz punkt, na który przedtem wskazywał palec lewej dłoni, a który w tym momencie skierowany jest na lewo. Następnie powróćcie lewym palcem z powrotem do punktu B i przeprowadźcie nim linię prostą od punktu B do C. W ten sposób po swojej prawej stronie macie linię AB, a przed sobą linię BC.
Obróćcie się ponownie o 90 stopni. Patrzycie teraz na północ. Prawy palec wskazuje punkt C, natomiast lewy wskazuje na lewo od punktu C do punktu D. Powracacie nim ponownie do punktu C i prowadzicie linię CD. Obróćcie się teraz po raz ostatni o 90 stopni. Wasza twarz zwrócona jest w kierunku zachodnim; prawy palec wskazuje punkt D. Prowadzicie lewym palcem linię od D do A, czyli do punktu wyjściowego ćwiczenia. Kąty przy wierzchołkach A, B, C i D są kątami prostymi, natomiast linie AH, BC. CD i DA mają dokładnie tę samą długość. Wiecie to bez potrzeby sprawdzania. Wasze Wyższe Ja już się o to postarało.
W celu dalszej budowy piramidy obróćcie się znowu na południe, tak jak staliście na początku. Spójrzcie do góry, pionowo ponad głowę (powstanie w ten sposób prostopadła, utworzona przez wasz kręgosłup i czakry). Wskażcie prawym (jeżeli jesteście praworęczni) lub lewym (w przypadku osób leworęcznych) palcem wskazującym do góry. W tym punkcie znajduje się wierzchołek E waszej piramidy. Palec wskazujący pozostaje wysunięty ku górze.
Przeprowadźcie teraz drugim palcem wskazującym pierwszą krawędź piramidy od punktu A do E. Krawędź AE przebiega z waszego „punktu widzenia" z przodu, z prawej strony do góry. Następnie tym samym palcem przeprowadźcie linię od punktu B do wierzchołka piramidy E, leżącego ponad waszą głową.
Teraz obróćcie się o 180 stopni na północ i przeprowadźcie analogicznie trzecią krawędź od punktu C do E, po czym czwartą od punktu D do wierzchołka E piramidy. W pozycji, w której teraz stoicie, krawędzie biegną ponad wami z przodu, z prawej oraz z przodu z lewej strony do góry i z tyłu, z prawej oraz z tyłu, z lewej ku górze. Stoicie wewnątrz piramidy. Zróbcie przerwę i rozluźnijcie się. Nadal stoicie, lecz teraz z opuszczonymi rękami. Oglądacie w duchu swoją piramidę. Jesteście całkowicie rozluźnieni, lecz skupieni i świadomi istnienia piramidy, którą stworzyliście ponad sobą. Piramida ta rzeczywiście istnieje.
Następny krok to wypełnienie piramidy bardzo delikatną, intensywną, świetlistą mgłą. Tą samą, którą wypełniliście pomieszczenie w czasie poprzedniego ćwiczenia. Patrzycie do przodu w prawo i widzicie mgłę, tę delikatną, świetlistą mgłę. Widzicie ją z przodu, z lewej strony, jak również u góry. Stoicie otuleni świetlistą mgłą i mówicie do niższego Ja: „George, mój przyjacielu, mój drogi pomocniku, znajdujemy się teraz w piramidzie. Nie jest to jedna piramida. Są trzy piramidy umieszczone jedna w drugiej. Zamieniamy teraz wielką ilość many, jaką mamy w sobie, w święte, białe, ochraniające, oczyszczające i uzdrawiające światło Huny. Wszystkie trzy piramidy wypełniają się tym światłem. Uczynimy to wspólnie, wykonując równocześnie głęboki oddech - teraz!".
Ponownie wykonajcie razem ze swoim niższym Ja głęboki oddech!
Ponad wami istnieją teraz trzy piramidy. Pozostaną one z wami przez całe życie, jeżeli zechcecie. Pójdą z wami tam, dokąd pójdziecie. Pójdą one z niższym Ja, jeżeli wyjdzie ono z waszego ciała, jak również z istotą duchową średniego Ja, jeśli miałaby ona kiedyś wyjść poza ciało w rzadkim przypadku wędrówki astralnej. Ogólnie rzecz biorąc, pozostajecie istotami duchowymi z waszymi trzema piramidami.
Na podstawie tego ćwiczenia możecie stworzyć potrójną piramidę ponad każdym innym człowiekiem, który jest wam bliski, jak również ponad waszym wielkim wrogiem -jeżeli takiego macie, a mam nadzieję, że nie - obdarzając go równocześnie miłością. Nie musicie w tym celu powtarzać całej procedury. Wyobraźcie sobie po prostu tego człowieka w świetlnej piramidzie i stwórzcie razem z George'em piramidę, wykonując głęboki oddech. Wznieście ją ponad domem, ponad każdym pojazdem, a przede wszystkim ponad Ziemią i ludzkością. Posłużcie się w tym celu następującym obrazem:
W czarnej przestrzeni kosmicznej wyobraźcie sobie unoszącą się świecącą piramidę, w której znajduje się nasza Ziemia. Nie widzicie Ziemi, ponieważ światło piramidy promieniuje jasnością, wiecie jednak, że Ziemia jest w środku.
Świetlista piramida na czarnym tle jest obrazem wielkiej modlitwy Huny, jaką odmawiamy w czasie naszych seminariów, prosząc o pieczę nad Ziemią i ludzkością. Zróbcie to również wy, sami sformułujcie taką modlitwę. Pomyślcie o naszych lasach, zwierzętach i wielu cierpiących ludziach. Wszyscy możemy ułożyć taką modlitwę i modlić się, wyobrażając sobie Ziemię razem z jej świetlistą piramidą na tle ciemnego Kosmosu.
Na zakończenie jeszcze kilka ważnych informacji. Trzy piramidy w Gizeh (pod Kairem), a wśród nich najważniejsza piramida Cheopsa, nigdy nie były miejscem grzebania zwłok, lecz miejscem wtajemniczenia. To, że później niektórzy faraonowie kazali je budować jako miejsca składania zwłok, spowodowane było wyłącznie faktem, że pośród wielu osobliwych właściwości charakteryzujących piramidę zauważono pewnego rodzaju oddziaływanie: substancje organiczne, mięso, kwiaty, mleko i naturalnie również zwłoki nie rozkładają się w piramidzie, lecz bardzo długo pozostają świeże, a później wysychają. Stwierdzono to zjawisko w sławnej komnacie królewskiej piramidy Cheopsa.
Możecie przeprowadzić tego rodzaju próby z produktami żywnościowymi umieszczonymi w modelu piramidy, jednak przy zachowaniu dwóch warunków. Model piramidy musi wykazywać ściśle określony kąt nachylenia, a dwie równoległe krawędzie podstawy muszą być skierowane dokładnie w kierunku północno-południowym.
Jednym z moich najbardziej znaczących przeżyć, a może nawet największym doznaniem, były chwile spędzone w piramidzie Cheopsa, gdy leżałem samotnie w sarkofagu w komnacie królewskiej. Jeżeli niezmiennie nalegam, aby każdy człowiek praktykujący Hunę wzniósł nad sobą piramidę, to szczególnie dlatego, iż dzięki przeżyciom w komnacie królewskiej doszedłem do całkowitego przekonania o boskim charakterze tej budowli. Więcej nie mogę powiedzieć na ten temat w ramach niniejszego opracowania. W tym miejscu odsyłam Czytelnika do prac poświęconych piramidom.
Wizualizacja
Wizualizacja jest czwartym instrumentem praktyki Huny, Pierwszym była energia many, drugim - sznur aka, a trzecim - światło. Piątemu duchowemu narzędziu - procesowi oczyszczania kala - poświęcony jest osobny rozdział.
Uzmysławianie, czyli „wizualizacja", pochodzi od łacińskiego słowa videre - widzieć. Okulista przez visus określa ostrość wzroku. Wszystkie te wyrażenia nie mają nic wspólnego z uzmysławianiem, ponieważ pod tym pojęciem rozumiemy uwolnione od fizycznego oka, od optyki - plastyczne wyobrażenie zjawiska oczyma duszy. Dlatego też niewidomy, który wcześniej widział, może uzmysłowić sobie wszystko lepiej niż człowiek o zdrowej sile wzroku.
Do czego potrzebne jest uzmysławianie? Służy ono do obrazowego przedstawienia za pomocą obrazu lub symbolu niższemu Ja toku myślowego, który wyjaśniamy mu słowami, oraz do zakotwiczenia go w jego pamięci. Niższe Ja rozumie nasze słowa, nie może jednak naśladować ich zgodnie z treścią. Zastępujemy więc myśl lub całe zbiory myśli - które w języku Huny nazywamy gronami myśli -przez symbol. W ten sposób niższe Ja może w każdej chwili postępować za naszym biegiem myśli za pośrednictwem odpowiedniego symbolu, a nawet pracować nad nim. Za pomocą symbolu lub obrazu ułatwiamy mu tę pracę. Wyjaśnijmy to na przykładzie.
Uzmysławianie należy do ćwiczeń, które możemy wykonywać na podstawie wydrukowanych wskazówek, dostarczonych nam przez książkę. W tym celu naszkicowałem żaglówkę. Jest to najprostsza forma żaglówki. Jeśli do uzmysławiania wykorzystujemy jakiś przedmiot lub rysunek przedmiotu - jak w tym przypadku - możemy ułatwić sobie pracę, zastanawiając się, czy dany przedmiot służy do jakiegoś celu, a jeśli tak, to do jakiego.
W przypadku łódki zacznijmy od góry. Widzimy najpierw małą chorągiewkę, która wskazuje sternikowi kierunek wiatru. Następnie z lewej strony spostrzegamy ster i drążek, który chwyta się, aby ruszać sterem. Dalej wyraźnie rozpoznajemy żagiel, a poniżej niego bom. Żagiel przymocowany jest do masztu bomu. Bom jest ruchomy. Poza tym na prawo widzimy gruby maszt, który utrzymuje żagiel, a poniżej górną krawędź łódki, jak również jej dziób i szeroką linię wody. Woda zaznaczona jest falistymi liniami, których jednak nie będziemy oglądać dokładnie ze wszystkimi szczegółami, ponieważ nie jest istotne, czy linie te będą narysowane w ten, czy inny sposób.
Wizualizacja oznacza postrzeganie wzrokiem danego przedmiotu, krajobrazu lub przedstawienia oraz późniejsze przywoływanie go sobie w duchu z zamkniętymi oczami. Widzimy wtedy duchowym, tzw. trzecim okiem, pewnego rodzaju ekran, który wyobrażamy sobie nad środkowym punktem czoła, ponad brwiami. Trzecim okiem „widzimy" na nim dostrzeżony wcześniej optycznie obraz.
W celu utrwalenia optycznego obrazu, a następnie uzmysłowienia go, należy zawsze posuwać się w tym samym kierunku: z prawej strony do lewej, z lewej na prawą, z góry na dół albo odwrotnie. Podczas odtwarzania obrazu żaglówki możecie postępować dowolnie. Ja posuwam się z dołu do góry, ponieważ wydaje mi się to logiczne. Na początku podążajcie w myślach za mną.
Najpierw widzimy prostą grubą linię wody z falami; to jeden obraz. Następnie spostrzegamy górną krawędź łódki. Z prawej strony przebiega linia przedniej krawędzi dziobu -lekko w lewo ku dołowi do wody; jest to znowu funkcjonalna jedność. Po lewej stronie widzimy ster z uchwytem, drążkiem sterowniczym i wiemy, że ster może obracać się dokoła osi.
Spoglądamy teraz na maszt. Jest on grubszy niż wszystkie inne kreski łódki, zaznaczony jest taką samą grubą kreską jak powierzchnia wody. Bom skierowany jest ukośnie w lewo ku górze. Trójkątny kształt żagla narysowany jest podobnie. Bom i żagiel mogą kręcić się dookoła masztu. W końcu na samej górze widzimy małą chorągiewkę.
Rysunek składa się z sześciu prostych elementów: linii powierzchni wody, samej wody, łódki, masztu, steru, żagla z bomem i małej chorągiewki na maszcie. Przyjrzyjcie się teraz w zupełnym spokoju jeszcze raz tym wszystkim elementom i uprzytomnijcie sobie ich funkcje. Nie spieszcie się. Obejrzyjcie ponownie rysunek, ale teraz z lekko przymrużonymi oczami. Spróbujcie widzieć go niewyraźnie, uniezależnić się od niego i przejąć go waszym duchowym okiem.
Następnie zamknijcie oczy i wywołajcie z pamięci to, co widzieliście: grubą linię wody z zaznaczonymi falami, obrys łódki z dziobem, ster z drążkiem, maszt, żagiel i bom, a wreszcie chorągiewkę. Jeżeli macie jeszcze trochę trudności z wyobrażeniem sobie szczegółów, otwórzcie oczy i rozejrzyjcie się za tym, czego brakuje. W żadnym wypadku nie oczekujcie od siebie fotograficznej dokładności; wystarczy, że za pomocą swojego trzeciego oka dostrzegacie rzeczy istotne.
Jeżeli nie jesteście jeszcze zadowoleni, otwórzcie oczy, ponownie obejrzyjcie żaglówkę i spróbujcie jeszcze raz. Jeśli widzicie teraz łódkę z jej istotnymi częściami, to znaczy, że uzmysłowiliście ją sobie! Czyż nie jest to proste? Dla niektórych osób tak, dla innych nie.
Jeśli po kilku próbach nie uda wam się uzmysłowić sobie żaglówki, nie denerwujcie się. Niektórzy ludzie po prostu nie posiadają takiej umiejętności. Dla nich istnieje inny środek pomocniczy:
Zamiast przedmiotu wyobraźcie sobie jakiś symbol, na przykład duże litery o prostym kroju. Symbolem łódki niech będzie litera S. Zamknijcie oczy po obejrzeniu z góry do dołu litery S: grubo nakreślone półkole w lewą stronę, następnie krótka ukośna linia i podobne półkole nakreślone w prawo; lub jeżeli wolicie, krótka pionowa wężowata linia biegnąca najpierw w lewo, potem w prawo, a wszystko to czarne na białym tle. Spróbujcie teraz zobaczyć literę waszym duchowym okiem. Prawdopodobnie wam się uda. Próbujcie, lecz nie traćcie cierpliwości.
Rozdział 3
Średnie Ja
Czytam książkę
Dlaczego rozdział ten opatrzony jest podtytułem „Czytam książkę"? Ponieważ to, co robicie, a mianowicie czytacie książkę, jest typową czynnością średniego Ja. Najpierw używacie jednego z waszych najważniejszych narządów zmysłów, wzroku, aby optycznie ogarnąć tekst. W tym celu nauczyliście się wcześniej czytać, do czego zostało wyszkolone i wytrenowane średnie Ja przy dużym wsparciu niższego Ja. Dzięki skomplikowanej pracy waszego mózgu umiecie wchłonąć ten tekst, ocenić go i przetworzyć przy równoczesnym porównaniu z wcześniejszymi doświadczeniami i wiedzą. Również tutaj niższe Ja służy wam ogromną pomocą dzięki swojej pamięci. To, co przeczytaliście, wchłonęliście i co pozostaje w pamięci, jest znowu zasługą waszego niższego Ja. Pomimo to czytanie książki jest typową czynnością średniego Ja, ponieważ używane są do tego dwa typowe i ważne instrumenty: mózg i narządy zmysłów. Oba są częściami ciała. Średnie Ja składa się z ciała fizycznego i przynależnego mu ciała widmowego wraz z istotą duchową.
Średnie Ja pełni sześć funkcji lub zadań. Nazwijcie teraz, siedząc i czytając, swoje średnie Ja własnym imieniem.
Później poznamy jeszcze imiona niższego i Wyższego Ja. Oto sześć zadań średniego Ja:
1. Średnie Ja jest dla niższego Ja przewodnikiem, nauczycielem, doradcą i pocieszycielem. Średnie Ja, w przeciwieństwie do niższego, dysponuje -jak już powiedziano - mózgiem, a przez to intelektem. Dlatego też może ono pełnić powyższe funkcje. Jest więc również przewodnikiem, przynajmniej w tym zakresie, w jakim przy rozstrzygnięciach istotną rolę odgrywa nie intuicja, lecz intelekt. A dlaczego pocieszycielem? Wiemy, że wszystkie emocje należą do niższego Ja. W przypadku strachu, wątpliwości, rozpaczy, jak również stresu niższe Ja jest niezmiernie rade, jeżeli zostanie zagadnięte przez średnie Ja i pocieszone w obliczu powstałej właśnie trudnej sytuacji, ponieważ za pomocą swojego intelektu rozpoznaje ono okoliczności, które doprowadziły do strachu, smutku lub napięć. Powyższa funkcja ma wielkie znaczenie w odniesieniu do niższego Ja, co zobaczymy później, szczególnie w rozdziale na temat procesu oczyszczania.
2. Średnie Ja musi wnieść do teraźniejszego życia człowieka odpowiedzialność, intuicję, siłę woli i pracowitość. Pierwsze trzy właściwości są typowe dla średniego Ja, jeżeli natomiast chodzi o pracowitość, może ono oczekiwać pomocy od niższego Ja. Dlatego też średnie Ja musi w danym przypadku odpowiednio informować niższe Ja i stawiać mu pewne wymagania, aby dzięki temu lenistwo zastąpione zostało pracowitością.
3. Średnie Ja wykazuje inicjatywę w kontakcie z Wyższym Ja. Choć to niższe Ja określa właściwy stosunek do Wyższego Ja, stwarza i pielęgnuje tę więź, to inicjatywa nawiązania tego kontaktu jednoznacznie leży po stronie średniego Ja. Jak się później przekonamy, średnie Ja musi stworzyć kontakt z Wyższym Ja, jednak samo nie potrafi tego uczynić. Niewątpliwie zdane jest na pomoc niższego Ja,
4. Średnie Ja ma obowiązek uczenia się. Dysponuje ono w tym celu narządami zmysłów, z których najważniejszym są wzrok i słuch. Dzięki nim średnie Ja uczy się i dostarcza informacje do mózgu.
5. Średnie Ja jest odpowiedzialne za wybór, usystematyzowanie i sformułowanie modlitwy. Więcej szczegółów na ten temat poznacie w rozdziale mówiącym o modlitwie Huny. Jednak już teraz możemy powiedzieć, że warunki życia, zdarzenia, a najczęściej potrzeby i troski wymagają oceny. Średnie Ja rozstrzyga, jakich zmian życiowych sobie życzy i których oczekuje jako spełnienia modlitwy. Dlatego też musi wybrać modlitwy, sklasyfikować je i sformułować. Do niego należy również wybór symbolu lub obrazu dla modlitwy. Temat symbolu omówiliśmy w poprzednim rozdziale we fragmencie poświęconym wizualizacji. Później zajmiemy się nim dokładniej.
6. Szósta funkcja i zadanie średniego Ja to częściowa odpowiedzialność za utrzymanie organizmu w zdrowiu. „Częściowa" dlatego, że do utrzymania organizmu w zdrowiu istotnie przyczyniają się niższe i Wyższe Ja. Średnie Ja prosi pozostałe dwie świadomości o współdziałanie. Wyraźnie widać, że niższe Ja robi wiele w celu utrzymania lub poprawy zdrowia, o czym średnie Ja w ogóle nie wie. Z drugiej jednak strony zdarza się, że niższe Ja prowadzi rabunkową gospodarkę zdrowiem. Weźmy na przykład ekstremalne przypadki palenia tytoniu lub picia alkoholu. Odpowiedzialność średniego Ja leży również w czysto rozumowej zdolności rozpoznawania chorób lub niedomagań, to znaczy stawiania diagnozy.
Rozdział 4
Niższe Ja
Zadanie nasze jako ludzi polega na tym, byśmy w ciągu naszego jedynego indywidualnego życia uczynili krok dalej na drodze od zwierzęcia do człowieka.
Hermann Hesse
Podświadomość czy nieświadomość odgrywają w nowoczesnej psychologii znaczną rolę. Znane są skutki działania tej części ludzkiej osobowości, jak również możliwości wpływania na nią, lecz do chwili obecnej nie udało mi się jeszcze znaleźć naukowej definicji podświadomości. Emil Coue w przekonujący sposób wyjaśniał nam, że ta część ludzkiej „duszy" odgrywa znaczną rolę. Według niego podświadomość staje siec o raz silniejsza w stosunku do ludzkiej woli.
Przyjrzyjmy się kilku ekstremalnym sytuacjom ludzkiej egzystencji, w których z całą pewnością wyłączona jest wola człowieka, ponieważ jego działanie jest sprzeczne z rozsądkiem. Myślę tu o piramidach, kleptomanach i przestępcach seksualnych.
Piroman lubi widok ognia. Posuwa się aż do tego, że z rozmysłem podkłada ogień, podpalając na przykład dom, bo sprawia mu to wielką radość. Kleptoman kradnie w sklepie różne przedmioty, których i tak nie używa, ponieważ ma ich w domu już całe tuziny. Kradnie, nie zważając na niebezpieczeństwo zdemaskowania go przez ustawioną w tym celu kamerę telewizyjną. Kleptoman musi kraść: podlega przymusowi wewnętrznemu. Przestępca seksualny wie dokładnie, że ekstaza trwa tylko sekundy, i naraża się przy tym na wielkie ryzyko. Jest to więc działanie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem; działanie, w którym „wkład" i „zysk" są nieproporcjonalne.
Dlatego też na wskroś racjonalne wydaje się traktowanie podświadomości w takiej postaci, jaką proponuje nam nauka Huny. Podświadomość jest samodzielną istotą duchową, duchową osobowością, będącą częścią ludzkiej istoty, wpływającą na działanie ł myślenie człowieka. Normalny człowiek jest całkowicie zdrowy, nie jest schizofrenikiem. Za pomocą definicji podświadomości możemy do końca wyjaśnić wypowiedzi Coue oraz postępowanie trzech opisanych wyżej przestępców. Nauka Huny nazywa podświadomość niższym Ja. Można je wychowywać i porozumiewać się z nim! Cała logika, rozsądek i doświadczenie przemawiają za tym, że definicja podświadomości, podana przez liczącą sobie od pięciu do sześciu tysięcy lat naukę Huny, jest użyteczna w praktycznym zastosowaniu.
Jakie praktyczne znaczenie ma dla nas fakt, że potraktujemy niższe Ja jako samodzielną osobowość, z którą możemy rozmawiać i którą możemy wychowywać? Otóż, gdy tego spróbujemy (dalsza część książki wyjaśnia ten temat dokładniej), stwierdzimy, że możemy rozświetlić, oczyścić, a nawet całkowicie usunąć ciemne i przeszkadzające nam strony charakteru! Nauka Huny określa niższe Ja jako pomocnika, przyjaciela, stróża i partnera. A jakie funkcje pełni niższe Ja? Chciałbym przytoczyć w tym miejscu anegdotę z innej dziedziny.
Przed trzydziestoma minutami wystartowaliśmy z portu lotniczego Zurich-Kloten w kierunku Nowego Jorku. Prognoza pogody była dobra i do momentu lądowania nic oczekiwano żadnych przeszkód. Czekał nas długi monotonny lot. Zapytałem głównego stewarda:
- Co właściwie robią piloci przez cały ten czas?
- Nic - odpowiedział - wszystko robi George.
- Zna pan więc Hunę? - zapytałem.
Na to on zmarszczył brwi:
-Co to jest Huna?
Jak się więc okazało, „automatyczny pilot" nazywany jest w żargonie lotniczym „George". Kontroluje on i dopasowuje automatycznie kurs, prędkość oraz inne liczne parametry lotu i dzięki temu czyni podróż bezpieczną. Lecz równocześnie (i stąd wzięło się moje być może osobliwe pytanie) do opisania funkcji innego „George'a", znanego mi z nauki Huny, nie można byłoby znaleźć bardziej trafnego określenia: automatyczny pilot. (Przyjęło się, że wiele osób praktykujących Hunę, szczególnie w krajach anglosaskich, zwraca się do niższego Ja imieniem „George").
Przejdźmy teraz do ośmiu najważniejszych funkcji i czynności, które codziennie, w każdej godzinie przejmuje nasze niższe Ja, i bez których nie moglibyśmy żyć:
1. Sterowanie wszystkimi czynnościami ciała nie kontrolowanymi przez wolę, a więc na przykład oddychaniem, biciem serca, ciśnieniem krwi i trawieniem. Mam tu na myśli różnorodne funkcje gruczołów, które zresztą ściśle powiązane są czakrami i dlatego wywierają tak duży wpływ na nasze życie duchowe. Niższe Ja steruje również gruczołami potowymi, które wydzielają ulatniającą się następnie wilgoć, dzięki czemu można uniknąć przegrzania organizmu, a w konsekwencji czasem uratować swoje życie. I odwrotnie, gdy jest nam zimno, tworzy się „gęsia skórka". Jest to efekt ściągania się skóry, która chce zmniejszyć powierzchnię narażoną na atak zimna. Młoda dziewczyna, która nie chce się zarumienić, ale mimo to się czerwieni, jest wyraźnie poddana swojemu niższemu Ja.
2. Emocje. Niższe Ja jest ogniskiem wszystkich emocji, tak pozytywnych, jak i negatywnych. Pomyślmy o złości, agresji, w ekstremalnym przypadku o chęci zabójstwa, szukaniu zemsty, gniewie, porywczości, a z drugiej strony o czułości, spontanicznej radości oraz o tym, co poeta określił jako błogość. Pomyślmy o głębokiej duchowej albo fizycznej miłości, którą w mistrzowski sposób opisał Hermann Hesse. Nie zapominajmy również o współczuciu, wrażliwości na ból, żałowaniu samego siebie i o lękach we wszystkich możliwych odmianach, szczególnie o strachu przed śmiercią. Różnorodność emocji jest niemal nieograniczona.
3. Schorzenia psychosomatyczne. Schorzenia te, bez wyjątku, objawiają się za pośrednictwem niższego Ja. Wiele z nich uważam za nagły krzyk rozpaczy niższego Ja. Dlatego też choroby psychosomatyczne można szybko i gruntownie usunąć za pomocą duchowego uzdrowienia zapoczątkowanego rozmową z George'em. W dalszej części książki, poświęconej modlitwie uzdrawiającej, zagadnienie to omówimy bardziej dokładnie. Na razie, jako przykład weźmy typowy przypadek wrzodu żołądka. Szef odnoszący sukcesy ciągle jest w ruchu; nieustannie obciążą swój organizm podczas służbowych obiadów i koktajli, za mało śpi, zażywa środki nasenne i pobudzające oraz próbuje nadać coraz szybsze tempo wielkiej machinie interesów. Jego niższe Ja chciałoby temu podołać, lecz nie potrafi. Wytwarza więc relatywnie nieszkodliwą, ale skuteczną chorobę - wrzód żołądka. Osiąga swój cel - przerwę w podróżach służbowych, spokój, opiekę. To tylko przykład na to, że wiele chorób psychosomatycznych jest wołaniem niższego Ja i przez to jest często dobrodziejstwem.
4. Niższe Ja jako magazyn pamięci. W przypadku tej funkcji można porównać podświadomość z komputerem. Mózg średniego Ja nie jest spichlerzem pamięci! Możemy udoskonalić swoją pamięć przez świadomą pracę z niższym Ja. W tym momencie wyłania się pytanie, czy również po śmierci fizycznego ciała niższe Ja funkcjonuje jako magazyn pamięci. Nie potrafię na to odpowiedzieć, podobnie jak na pytanie, co dzieje się po fizycznej śmierci z niższym i średnim Ja.
5. Niższe Ja jako siedziba sumienia. Funkcja ta wydaje się logiczna, ponieważ sumienie jest bezpośrednio zależne od pamięci.
6. Telepatia jest czynnością zarządzaną włącznie przez niższe Ja. Mówiliśmy już o zależności sznura aka i „palca aka" w kontakcie telepatycznym.
7. Również jasnowidzenie, podobnie jak wiele innych czynności parapsychicznych i medialnych, zarządzane jest przez niższe Ja. W tym miejscu chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na starą zasadę: nigdy nie oczekujcie od swojego niższego Ja przepowiadania przyszłości, ponieważ jest to ogromnie niebezpieczne.
8. Marzenia senne wytwarzane są przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, lecz nie każdy przypomina sobie, co mu się śniło. W ostatnich wersetach poematu „Idąc spać" poeta Hermann Hesse, którego szczególnie szanuję, powiedział: „A dusza, niestrzeżona, chce unosić się w wolnym locie, aby w czarodziejskim kręgu nocy żyć głęboko i tysiąckrotnie". Hesse używa tutaj słowa „dusza". Dzięki niemu i innemu jeszcze poecie doszedłem do przekonania, że niezbyt jasne pojęcie „duszy" możemy przypisać „niższemu Ja", ponieważ wszystko, co poezja mówi na temat duszy, wiąże się głownię z emocjami, a te znajdujemy osadzone wyłącznie w niższym Ja.
Z powyższego wynika, że kontakt z niższym Ja ma decydujące znaczenie dla praktycznego stosowania Huny. Jeżeli zaakceptowaliście rozsądne i realistyczne wyobrażenie, iż niższe Ja jest odrębną i samodzielną istotą duchową, stanie się jasne, że nie tylko może ono wydawać radosne okrzyki aż pod niebiosa, lecz równie często może być śmiertelnie zasmucone, może stać się „kupką nieszczęścia". Niższe Ja jest ciężko doświadczane przez przeciwności losu i życiowe wyzwania. Mówiąc krótko: w wielu fazach życia pilnie potrzebuje ono pocieszenia i czekając na nie, ma ochotę krzyczeć.
Lecz do kogo ma się zwrócić biedny, czasem zrozpaczony George, jeśli nikt go nie słucha i nie rozumie? Dopiero dzięki znajomości Huny, za pośrednictwem doświadczeń waszego intelektu możemy rozsądnie porozmawiać z George'em i go pocieszyć. Jest to ogromna, niezastąpiona psychologiczna korzyść, którą od tego momentu, praktykując Hunę, możecie czerpać przez całe swoje życie!
Pomyślcie tylko, że wasze niższe Ja, w zależności od waszego wieku, przez wiele dziesiątków lat nie usłyszało jeszcze nigdy od was - swojego średniego Ją - ani jednego słowa! Wasz samotny George cierpiał w tej izolacji w pożałowania godny sposób, pozbawiony przewodnictwa, rady, a przede wszystkim pocieszenia. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że rozmawialiście już ze swoim niższym Ja, lecz niestety, zupełnie nieświadomie? Niższe Ja zawiodło się na was: prowadziliście rozmowy sami ze sobą, nie wiedząc, że zwracacie się przy tym do niego, ponieważ ze sobą samym, ze swoim średnim Ja nikt nie może rozmawiać. Podobnie jak nikt nie może zadzwonić do siebie. Gdy siedzimy w domu i wykręcamy własny numer, okazuje się, że jest on zajęty! A zatem już od dzisiaj zacznijcie świadomie rozmawiać ze swoim niższym Ja, a otworzą się drzwi. Wasze niższe Ja będzie szczęśliwe, jeżeli -jak to się mówi - nie dopuścimy go do głosu.
Dla waszego George'a zacznie się całkowicie nowe, radosne życie. Zawierzając wam całkowicie, chciwie przyjmie to, co mu powiecie. Nie zrażajcie się, jeśli pierwszy kontakt będzie tylko monologiem średniego Ja, musi bowiem upłynąć trochę czasu, zanim niższe Ja ośmieli się mu odpowiedzieć. Szczególnie dużo czasu trzeba na to, aby średnie Ja zaczęło rozumieć mowę swojego niższego Ja.
W tej fazie zawierania znajomości rozstrzygające znaczenie ma imię. Gdy rozmowa, jaką prowadzicie w pociągu z bliżej nie znaną wam osobą siedzącą naprzeciwko, wchodzi w fazę, którą obie strony są żywo zainteresowane i w której omawiane są ważne, a nawet osobiste tematy, wówczas niemal automatycznie przedstawiacie się sobie wzajemnie, podając swe nazwiska. Również w czasie seminariów Huny, na których uczestnicy zbliżają się do siebie, przyjął się zwyczaj, że wszyscy noszą na piersi wizytówki z nazwiskami, często choćby tylko z samym imieniem, dzięki czemu wzajemne kontakty stają się bardziej intensywne i osobiste.
Wynika z tego, że wcześniej czy później musicie nadać swojemu niższemu Ja imię. Niewątpliwie, po pewnym czasie dowiecie się od niego, czy imię to mu odpowiada.
Moje doświadczenie w tym względzie jest bardzo pouczające: gdy „przypadkowo" zdobyłem dwie książki Longa (o czym już wspomniałem), wkrótce potem zabrałem je ze sobą do Hiszpanii na wakacje, spędzane wspólnie z moją angielską rodziną. Moja córka wyszła za mąż za Anglika, który leżał teraz obok mnie na leżaku. Rozwiązywaliśmy razem krzyżówkę. Znajdowało się w niej imię strażnika greckiego świata podziemi. Znałem je, miałem je „na końcu języka" i był to moment, kiedy powiedziałem sobie: moje niższe Ja jest zarządcą mojej pamięci, z całą pewnością zaraz się od niego dowiem, jak brzmi to imię. Zwróciłem się więc w myślach do niego z prośbą, by mi je podał. W tym momencie w mojej świadomości pojawiło się imię „Cerber". Tych sześć liter pasowało do krzyżówki. Powiedziałem wtedy do mojego niższego Ja: „Dobrze się spisałeś!".
Ponieważ, stosując się do wskazówek zawartych w książce Longa, byłem właśnie w fazie poszukiwania imienia dla mojego niższego Ja, pomyślałem sobie, że nazwę je Cerber. Nie był to jednak dobry pomysł; trudno bowiem było uznać za mądre posunięcie, by kochane niższego Ja ochrzcić imieniem siedmiogłowego potwora!
Wkrótce poczułem, i to bardzo wyraźnie, że współpraca z moim Cerberem nie będzie się dobrze układała. Oczywiście odczucie to zostało mi przekazane przez niższe Ja, które po namyśle nazwałem po prostu George'em, co przyjęte zostało z zadowoleniem; stwierdziłem to później za pomocą wahadełka. Wahadełkiem zajmiemy się później.
Wspomniałem już, że w krajach anglosaskich chętnie określa się niższe Ja mianem George'a. Otóż w dawnych czasach, kiedy istniały jeszcze zamki i dwory magnackie, George pełnił funkcję osoby zarządzającej. Był on chłopcem do wszystkiego, rozporządzał kluczami i do tego był dobrym duchem zamku. Pewne angielskie przysłowie brzmi: Let George do it, co po polsku oznaczałoby: „Janie, zrób to!", ponieważ w języku polskim osobę wykonującą polecenia nazywa się Janem. Podobnie jak zarządca zamku, George znał każdy pokój z osobna, każdą rurę doprowadzającą wodę, a później również przewody elektryczne. Tak samo nasz George zna i zarządzą, jak widzieliśmy wyżej, każdym narządem naszego ciała. Jest dobrze poinformowany i można na nim polegać.
Rozumie się samo przez się, że każdy, kto otrzyma od swojego niższego Ja podpowiedz dotyczącą imienia, może wybrać inne imię niż George. Tak uczyniło wielu uczestników moich seminariów. Lecz co mają zrobić kobiety, jeśli nie otrzymają żadnej konkurencyjnej sugestii co do imienia swojego niższego Ja? Czy powinny nazwać je George'em? Wiele z nich tak właśnie je nazywa, niektóre przekształcają to imię w Georgette lub Georginia. Nie wydaje mi się bynajmniej niewłaściwe, jeżeli kobieta nazwie swoje niższe Ja George lub jakimś męskim imieniem, gdyż każda kobieta obdarzona jest pewnymi cechami męskimi, a każdy mężczyzna żeńskimi. Rzadko jednak się zdarza, aby mężczyźni nadawali niższemu Ja żeńskie imiona. Być może się wstydzą.
Imię ma wielkie znaczenie. Jest ono źródłem silnych wibracji. Zauważmy, że pierwsze zdania Modlitwy Pańskiej podkreślają świętość imienia Bożego. Jest to prażydowski mądry obyczaj, który potwierdzają Esseńczycy.
Kontakt z George'em - niższym Ja -jest najważniejszym krokiem na drodze do osiągnięcia Wyższego Ja. Dlatego też chciałbym zaznajomić was z prostymi zasadami, dzięki którym już teraz będziecie mogli zwrócić się do waszego niższego Ja i bliżej je poznać. Uprzytomnijcie sobie tylko, że wszystkie piękne przeżycia, jakich dostarcza wam życie, docierają do waszej świadomości dzięki pozytywnym emocjom niższego Ja. Jeżeli cieszycie się światłem słonecznym, uprawianiem sportu, przebywaniem razem z ukochanym człowiekiem, jeśli w zależności od upodobań odczuwacie zachwyt podczas koncertu lub oglądania dzieł sztuki, doznania te zawdzięczacie swojemu niższemu Ja. W takich chwilach podziękujcie mu serdecznie, zwracając się doń na przykład w taki sposób: „Dziękuję, George, to jest cudowne". Nie wstydźcie się. Jeżeli jesteście sami, powiedzcie to półgłosem lub zupełnie głośno, ponieważ większy wpływ na George'a ma słowo mówione lub pisane niż pomyślane. To właśnie wy, wasze średnie Ja (które powinniście nazwać swoim imieniem) jest tą istotą, która dokonuje pozytywnych i przyjemnych spostrzeżeń za pośrednictwem zmysłów. Tak więc ja, Henry, poznaję świat za pomocą uszu, oczu lub skóry. Postrzeżenia te wydają mi się miłe nie jako same doznania, lecz jako następstwo obserwacji, która wywołała u mojego George'a określone emocje. Podobnie jest z emocjami negatywnymi. W tym przypadku mamy wcześniej możliwość - dzięki kontaktowi z niższym Ja - pohamowania ich, poskromienia lub nawet usunięcia. W ten oto sposób sami wkraczamy we własną „psychiatrię"!
Na początku obchodźcie się z niższym Ja jak z kochanym dzieckiem. Bądźcie ojcem lub matką dla tego dziecka, które odpowiednio do swojego rozwoju może mieć cztery, pięć lub osiem lat. Dajcie mu miłość, ochronę i zaufanie. Wasz mały George ma już własny, ukształtowany charakter. Będzie chętnie robił psikusy, czasami wywodził was w pole, jak również okłamywał, jeżeli będzie się wstydził lub obawiał kary. Akceptujcie te dziecięce reakcje! Czego jeszcze chcą dzieci? Chcą być dumne, chętnie przybierają poważne pozy, a przede wszystkim oczekują pochwał. Dlatego też chwalcie swojego George'a zawsze, kiedy na to zasłuży.
Przede wszystkim powinniście bawić się ze swoim „dzieckiem". W tym celu należy wybrać zabawy jak najprostsze. Jeżeli zgubiliście długopis, zapytajcie: „George, gdzie jest długopis? Zaprowadź mnie do niego". Lecz dajcie mu czas na odpowiedź, nie wywierajcie na niego presji. Długopis na pewno się znajdzie. Za pośrednictwem rozumu średniego Ja sami sobie zadajcie pytanie: „Gdzie używałem go po raz ostatni?". Oznacza to, że średnie Ja wraz ze swoim intelektem współpracuje z niższym Ja i jego intuicją. Możecie również wziąć kilka pustych pudełek po zapałkach, włożyć do nich jakieś przedmioty, na przykład gumkę do ścierania, skrawek papieru, zapałkę, gumowe kółko. Następnie pomieszajcie pudełka w ten sposób, byście nie wiedzieli, w którym co się znajduje. Połóżcie wskazujący i środkowy palec prawej lub lewej ręki (w zależności od tego, czy jesteście prawo- czy leworęczni) na jednym z pudełek i zwróćcie się do swojego George'a: „Przeniknij teraz swoim palcem aka przez pudełko i powiedz mi, jaki przedmiot znajduje się w środku!". Otwórzcie pudełko i sprawdźcie rezultat. Możecie ponownie pomieszać pudełka i powtórzyć całą grę dziesięć razy. Zapiszcie na kartce liczby od jednego do dziesięciu, jedna pod drugą i po każdej próbie obok liczby zaznaczcie plus lub minus, w zależności od osiągniętego rezultatu. Jeśli uzyskaliście siedem trafień, jest to wyśmienity wynik.
Możecie również pomieszać karty do gry i położyć je zakryte przed sobą. W górnym lewym rogu znajduje się oznaczenie karty, czerwone lub czarne. Powiedzcie teraz swojemu George'owi: „Przeniknij palcem aka przez kartę. Czy jest ona czerwona czy czarna?". George wyśle Wam wyraźne odczucie, na przykład „czerwona!". Podczas zabawy z kartami zdarzało mi się, że George w czasie pierwszych trzech serii ćwiczeń najpierw osiągał znakomite efekty, po czym zupełnie złe, nawet nie przeciętne. Wynik taki oznacza mniej więcej tyle: Nigdy nie byłem zainteresowany gra w karty ani też nie wykazywałem w tym kierunku żadnych umiejętności. Tak więc na początku George chciał mi pokazać, co potrafi. Później, gdy analizowałem przyczyny złych rezultatów, naszła mnie myśl (a raczej była to myśl George^), iż może nie jest on wcale zainteresowany udowodnieniem mi swoich umiejętności w sztuce karcianej!
Oto inny przykład zabawy z niższym Ja. Gdy przyjdzie poczta, weźcie jeden z listów i, nie spoglądając ani na nadawcę, ani na stempel pocztowy, zapytajcie: „George, kto napisał ten list?". Przypuszczalnie „przyjdzie wam na myśl" nadawca. Podobnie postępujcie w przypadku telefonu. Gdy rozlegnie się sygnał, połóżcie rękę na słuchawce i nie podnosząc jej, spytajcie: „George, kto to jest?". Może się zdarzyć. że odgadniecie nazwisko osoby, która do was dzwoni.
Trudniejszą zabawą, właściwie już próbą parapsychiczną, jest prekognicja. Weźcie kostkę do gry i zapytacie:
„George, jaką liczbę oczek wyrzucę?". Następnie rzućcie kostką i sprawdźcie, czy informacja George'a była poprawna.
Istnieje jeszcze inne ćwiczenie, którego nauczyłem się od profesora Milana Ryzla, wspaniałego nauczyciela postrzegania pozazmysłowego. Na podłodze ułożył on w kształcie koła dwanaście czarnych pustych pudełek po filmach, wykonanych z tworzywa sztucznego. Liczba „dwanaście" była dana z góry; wszystkie inne liczby z niej wynikały. Do jednego z pudełek włożył małą gąbkę, która była tak lekka, że po wzięciu pudełka do ręki nie dawało się wyczuć jej wagi. Następnie pomieszał wszystkie pojemniki i ułożył je w kole na podłodze. Nasze zadanie polegało na stwierdzeniu, w którym pudełku znajduje się gąbka. Do ćwiczenia tego, podobnie jak inny uczeń Huny, używałem wahadełka, o którym szerzej powiem w następnym rozdziale. Okazało się, że obaj, jako eksperci Huny, bez trudu daliśmy poprawną odpowiedź dzięki pomocy naszych niższych Ja.
Kolejne ćwiczenie, którego również nauczyłem się od Ryzla, to ćwiczenie psychometryczne. W pełnej postaci można je wykonać tylko w ramach grupy Huny lub na seminarium, ponieważ konieczna jest w tym celu większa liczba uczestników. Mimo to każdy indywidualnie może wypróbować jego istotne elementy. Ćwiczenie to wykonuję zawsze, ponieważ ukazuje ono początkującym adeptom Huny ogromne zdolności niższego Ja. Weźcie do ręki jakiś obcy przedmiot - którego właściciela nie znacie, który jednak przedtem nie był w posiadaniu innych osób, na przykład ojca, babki - zamknijcie oczy, skoncentrujcie uwagę i zapytajcie swoje niższe Ja: „Do kogo należy ten przedmiot? Pozwól mu mówić do siebie i powiedz mi, o czym on cię informuje". Po krótkim czasie do waszej świadomości dotrą myśli związane z przedmiotem. Być może zobaczycie czerwony sweter lub jasne włosy i okulary w grubej czarnej oprawce albo złoty wisiorek w kształcie róży lub krzyża. Możliwe, że ujrzycie arkusz papieru z pięcioliniami i nagle pomyślicie o Mozarcie. Może łódź wiosłową na spokojnym jeziorze, które otaczają góry pokryte śniegiem. A może rower lub stary volkswagen w kolorze żółci.
Takie obrazy lub inne informacje mogą nasunąć się w luźnej, często pozornie sprzecznej i odwróconej kolejności. Musicie je tylko odebrać i zarejestrować. Weźcie więc ołówek i papier i na chwilę otwórzcie oczy, by zapisać daną informację. W ten oto duchowy sposób możecie odebrać najbardziej zadziwiające wrażenia, które w końcu pozwolą rozpoznać właściciela przedmiotu. Najlepszy rezultat osiągniecie wtedy, gdy George sam określi, do kogo należał przedmiot. O ile to możliwe, wyłączcie przy tym swój intelekt.
Widoczne jest jak na dłoni, że również podczas gry w szachy można przy pomocy George'a grać uważniej i skuteczniej. Jego dar przewidywania różnych kombinacji porównywalny jest z możliwościami komputera. Poza tym może uda wam się wyczuć plany przeciwnika, jeżeli nawiążecie przez sznur aka kontakt z jego niższym Ja. Czy to nie w porządku? Nie sądzę, gdyż korzystanie z pomocy niższego Ja należy do waszych duchowych umiejętności. W przypadku, gdy wasz przeciwnik takowych nie posiada, nie widzę podstawy, abyście tłumili swoje.
Chciałbym teraz poruszyć problem, który wydaje się banalny, a dotyczy wszystkich zmotoryzowanych. Chodzi o miejsce do parkowania. Istnieje o wiele więcej automobilistów, niż się przyjmuje, którzy bez znajomości Huny z góry programują swoje miejsce do parkowania,. Mówią sobie: „Chciałbym zaparkować tu a tu" albo: „Wskażą mi jakieś wolne miejsce" - kto im wskaże, tego nie wiedzą. Ale my wiemy. Opowiem teraz historię, która pokazuje, jak ogromne znaczenie ma w takich sytuacjach więź zaufania między średnim Ja i jego George'em.
Byłem umówiony w centrum Zurichu. Miałem niewiele czasu, a wolne miejsca do parkowania w centrum miasta były rzadkością. Przed odjazdem z biura zobaczyłem w wyobraźni, bez uprzedniego pytania o to George'a, wolne miejsce tuż przed sklepem optycznym Hegenera przy małej uliczce nieopodal Pelikanplatz, w pobliżu restauracji, w której miałem spotkanie. Najpierw trzeba było przejechać szeroką ulicę Talacker, następnie skręcić ukośnie w prawo w ulicę, przy której znajdowało się owo wolne miejsce. Z Talacker nie było go widać. Gdy jechałem wzdłuż Talacker, zobaczyłem dziesięć lub piętnaście metrów przed skrętem w prawo wolne miejsce parkingowe. Co robić? Czy miałem w tym momencie na parkingu: „Co pewne, to pewne"? Nie i jeszcze raz nie! Jeśli otrzymałem od swojego George'a jasny obraz miejsca parkowania, to znaczy, że jest ono wolne. Zrezygnowałem więc z parkingu na Talacker. Pojechałem dalej, skręciłem w prawo w małą uliczkę przy Pelikanplatz i rzeczywiście znalazłem jedyne wolne miejsce tuż przed sklepem optycznym! Gdybym „dla pewności" skorzystał z parkingu przy Talacker, to chcąc dostać się do restauracji, musiałbym przejść koło optyka i zobaczyłbym to wolne miejsce. Gdybym więc tak postąpił, rzuciłbym votum nieufności i popełnił niewybaczalny błąd w stosunku do swojego George'a! A zatem pomyślcie o „parkingu przy optyku", jeżeli kiedykolwiek zwątpicie, czy powinniście uznać za prawdę obraz lub wiadomość przekazane wam przez George'a!
W niższym Ja skoncentrowane są nasze emocje. Szczególnie mocno reaguje ono na emocjonalne wpływy pochodzące z zewnątrz. Dlatego też ważne jest, abyśmy w rozmowach z George'em wyolbrzymiali informacje i dramatyzowali je. Z pewnością uzyskamy wtedy większy wpływ na nasze niższe Ja. Inną możliwością silnego oddziaływania na George'a i pobudzania jego uwagi są fizyczne wskazówki, które mogą się stać podstawą klarownej umowy między średnim i niższym Ja.
Kiedyś byłem porywczy. Natomiast im więcej zajmowałem się Huną, rym lepiej rozumiałem, że cecha ta szczególnie źle wpływa na atmosferę w moim domu i w pracy. Przemyślałem to i przeprowadziłem rozmowę z George'em. Wyjaśniłem mu, że nasze gwałtowne reakcje tylko nam szkodzą i że nic przez nie nie osiągniemy. Powiedziałem: „George, gdy coś nam nie odpowiada, w tobie zaczyna wrzeć. W pewnym momencie kocioł wybucha i dochodzi do upustu gniewu!
Pobudliwość jest emocją, za którą ty jesteś odpowiedzialny, lecz nie robię ci z tego powodu żadnych wyrzutów. Dlatego też zawrzyjmy układ: W pewnych przypadkach ja sam. Henry, widzę, kiedy zaczyna wrzeć, i w przyszłości, zanim dojdzie do eksplozji, pociągnę się za prawe ucho. Będzie to dla ciebie sygnał, abyś się uspokoił i przypomniał sobie rozmowę, którą teraz prowadzimy. Wybrniemy wtedy z sytuacji i zapanujemy nad nią dzięki chłodnej refleksji i zachowaniu spokoju. Kiedy pociągnę się za koniuszek ucha, żadna z obecnych osób nie będzie wiedziała, dlaczego to robię - tylko ty i ja. My obaj o tym wiemy, a ty pozostaniesz zupełnie spokojny".
Rozmowa z George'em odniosła skutek - nie po tygodniach czy miesiącach, lecz natychmiast. Dzięki samokontroli nigdy później nie wpadłem w gniew. Dawno pozbyłem się skłonności do wybuchów, względnie zrobił to mój George - pociągnięcie za ucho już nie jest potrzebne.
Istnieje jeszcze wiele innych fizycznych wskazówek, za pomocą których można skontaktować się z George'em w celu odrzucenia starych przyzwyczajeń i słabości charakteru. Niektóre odniosą skutek natychmiastowy, w przypadku innych upłynie pewien czas, zanim odniesiemy sukces. Zawarcie takiej umowy z niższym Ja zależy od fantazji każdego człowieka. Jestem dogłębnie przekonany, że każde niższe Ja sumiennie i z radością dotrzyma tych ustaleń, ponieważ mają one posmak zabawy i sportu.
Do „instrukcji obchodzenia się z niższym Ja" należą jeszcze inne rady, których wartość potwierdziło długoletnie doświadczenie studentów Huny i moje własne. Oto jedna z nich: traktujmy nasze niższe Ja jak dziecko.
Dzieci w procesie wychowywania niekiedy karzemy i ganimy. W pewnej mierze jest to celowe, jednak nie ma absolutnie zastosowania w stosunku do George'a! Pod tym względem istota naszego niższego Ja nie jest podobna do dziecięcej. Jeśli odnosicie wrażenie, że wasz George zrobił coś niewłaściwie, wyjaśnijcie mu to, wykorzystując was/ rozum, który George wynosi pod niebiosa, ponieważ sam go nie posiada. Powiedzcie więc, że następnym razem będzie lepiej, i pocieszcie go, bo z pewnością czynił już sobie wyrzuty. Wymyślanie George'owi i mówienie mu, że jest do niczego nieprzydatny, może go spłoszyć i doprowadzić do tego, iż się wycofa i przez pewien czas nie pozwoli do siebie przemawiać. Zrazi się i zniechęci, a to na pewno utrudni dalszą współpracę. Dlatego też bardzo ważne jest, abyście właściwie zwracali się do George'a oraz ufnie i z czułością przekonywali go, że następnym razem pójdzie lepiej.
Powinniśmy być ufni wobec George'a. Więź zaufania między niższym i średnim Ja odgrywa istotną rolę w przyszłej wspólnej pracy nad Huną. Przypominacie sobie zapewne przykład z miejscem do parkowania przed sklepem optyka. Dałem wówczas jednoznaczny dowód mojej niewzruszonej ufności wobec George'a. Od tego momentu poczynając, jego stosunek do mnie oparł się na całkiem nowym gruncie. Stara prawda mówi, że ten, kto obdarza zaufaniem, otrzymuje je od innych. Historia z miejscem do parkowania wydaje się błaha, lecz później wielokrotnie słuchałem George^ również w ważnych sprawach, które dotyczyły rodziny i pracy zawodowej. Wiedziałem, że mogę zaufać jego subtelnemu wyczuciu. George ma także kontakt z Wyższym Ja i przekazuje nam wiadomości od niego, pomimo że nie jesteśmy tego świadomi. Nasze logiczne myślenie często jest mniej skuteczne i istotne niż sugestie, które otrzymujemy od naszych pozostałych jaźni. Dotyczy to zwłaszcza kontaktów z ludźmi. Kiedy na przykład szukam nowej pracy i chcę ocenić mojego ewentualnego przełożonego, mogę, co prawda, posłużyć się swoim krytycznym rozumem, lecz to nie wystarczy, gdyż krótkie spotkanie z nowym szefem, jak również kilka pobieżnych informacji na jego temat, które otrzymałem wcześniej, nie dają mi pełnego obrazu, pozwalającego podjąć decyzję. Inaczej jest z George'em. W czasie krótkiego spotkania może on od razu stwierdzić, czy przyszły przełożony jest dla mnie odpowiedni, czy nie. Pod tym względem mogę całkowicie, z pełnym zaufaniem zdać się na jego odczucie i osąd.
Wiemy, jakie znaczenie ma strach w naszym życiu. Jest jedną z najbardziej destruktywnych emocji naszego niższego Ja, której z pewnością się pozbędzie, gdy tylko wzrośnie jego zaufanie do średniego, a później do Wyższego Ja. W następstwie wychowania i rozwoju niższego Ją. wraz z rosnącym zaufaniem zniknie strach, desperacja i przygnębienie. Odpowiednio do skłonności, istnieją jeszcze inne negatywne właściwości niższego Ja, które powinniśmy z nim omówić i skorygować i na które musimy je świadomie naprowadzić. George ma mgliste pojęcie o swoich wadach i czuje się za nie winny. Nie zapominajmy o dobrych cechach charakteru, ale pozbądźmy się złych, z całą otwartością omawiając z George'em te spośród nich, których jesteśmy świadomi. Te, o których istnieniu nie wiemy, możemy uświadomić sobie w dialogu z naszym niższym Ja, a następnie usunąć je (bliższe informacje na ten temat znajdziecie w rozdziale traktującym o procesie oczyszczania). Do wad uświadomionych i nie uświadomionych należą przykładowo: złośliwość, nienawiść, zazdrość, lenistwo, nietolerancja, upór.
Istnieją również inne bariery psychiczne i charakterologiczne, takie jak poczucie winy, które powinniśmy otwarcie omówić z niższym Ja. Jest to szczególnie znaczące wtedy, gdy nasz George obciążony jest mylnym i bezpodstawnym poczuciem winy. Zajmując później George'a tego rodzaju problemami (na początku musimy mu ich koniecznie oszczędzić), wkraczamy - mimo że jesteśmy całkowicie zdrowi - w sferę psychiatrii. Spróbujemy tam skutecznie działać za pomocą procesu oczyszczania. Ja nazywam to autopsychiatria.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić istotny fakt. Pamięć naszego George'a określona jest nie przez logiczne myśli, lecz przez obrazy. Przytoczę tu przykład z własnego doświadczenia, który podaję z wyprzedzeniem, ponieważ właściwie dotyczy on zagadnienia procesu oczyszczania. Przy tej formie badania samego siebie poprosiłem moje niższe Ja, aby poinformowało mnie, z powodu jakich obciążeń jeszcze cierpi. George ukazał mi pewien obraz, a był to wizerunek kolegi szkolnego, który stał przede mną, płakał, a jego twarz zalana była krwią. Wtedy przyszło mi na myśl. to znaczy niższe Ja przypomniało mi o tym, że chodziło o kolegę ze szkoły, którego my - ja i mój George - brutalnie pobiliśmy do krwi na szkolnym podwórku. To nie koniec wspomnienia. Chłopak ten wcześniej zaatakował nas nożem, a my musieliśmy z konieczności się bronić. W odruchu samoobrony jak dzicy rozdawaliśmy ciosy wokół siebie i trafiliśmy kolegę prosto w nos. Lecz mój George przez dziesiątki lat nosił w sobie głęboko ukryty obraz zakrwawionej twarzy. Bardzo go to obciążało. Powiedziałem mu więc, że ów chłopiec rzucił się na nas z nożem i że musieliśmy się bronić. W ten sposób wymazane zostało poczucie winy mojego biednego George'a. Zaakceptował on moją logikę działania w potrzebie.
Taka praca z George'em uczy nas, że najpierw musimy rozpoznać i zaakceptować nasze wady i skłonności, a dopiero później się ich pozbyć! Dzięki temu przeobrażamy nasze niższe Ja. Skłonność do niedostrzegania ciemnych stron naszego charakteru, ignorowania ich i upiększania w celu zachowania pozorów jest zrozumiała, ale niepraktyczna i bez sensu, ponieważ sukcesy w pracy z George'em mogą być ogromne i dające szczęście. Praca z nim jest niezmiernie interesująca na długo przed tym, nim osiągniemy kontakt z naszym Wyższym Ja! Lecz również później owa współpraca nie ustanie.
Na czym polega sukces w pracy z George'em? Na tym, ze niższe Ja stopniowo nabiera ogłady, oświecenia, kultury i zainteresowań. Rośnie także jego chęć do działania, poprawia się zdolność postrzegania, zwłaszcza w procesie uczenia się.
Jeżeli czytamy jakąś książkę nie tylko dla rozrywki, lecz w celu poszerzenia zasobu wiedzy, ładujemy się razem z George'em maną i prosimy go, aby przyjął do pamięci przeczytany tekst. Nasza pamięć stanie się doskonalsza. Zauważymy pełniejsze zrozumienie sytuacji w czasie kontaktów z ludźmi, ponieważ nasz George jest przecież jedynym pośrednikiem w kontaktach emocjonalnych. Mój duchowy partner w czasie rozmów ukazuje mi się jako średnie Ja, widzę jego twarz i kształt, lecz intensywność rozmów i zainteresowanie nimi pochodzi od niższego Ja, ponieważ wówczas znowu zaczyna funkcjonować sznur aka, za którego pośrednictwem odbywa się ożywiona wymiana uczuć między niższym i średnim Ja, o którym ja - średnie Ja -jeszcze nic nie wiedziałem, chyba że nastawiłem się już przez ćwiczenie i doświadczenie na funkcje i czynności obu niższych jaźni.
Może się zdarzyć, że w obecności jakiegoś nowego rozmówcy George zareaguje obojętnością lub negatywnie albo też powstanie ciepła fala zainteresowania i wspólnego odczuwania. Niższe Ja bardzo szybko przeprowadza taką uczuciową ocenę, w przeciwieństwie do średniego Ja, które nie potrafi pracować w takim tempie za pomocą swojej rozumowej analizy. Z doświadczenia wynika, że pod względem uczuciowej oceny innej osoby mężczyźni wypadają gorzej niż kobiety.
Trenowane i wychowywane niższe Ja odnosi więc wrażenie, że bierze udział w losie innych ludzi. Nie jest to zainteresowanie destruktywne, lecz zdrowe, rozsądne i odpowiedzialne. Wraz z postępem w praktykowaniu Huny zauważycie, że częściej umiecie wczuć się nie tylko w sytuację innych ludzi, lecz również w stosunku do dzieł sztuki. Inaczej popatrzycie na obrazy w muzeum, szybko odkryjecie transcendentalną, ezoteryczną stronę obrazu, a nawet źródło jego powstania. Może nawet połączycie się z malarzem przez sznur aka! Jeśli sami jesteście artystami, zdecydowanie polepszycie swoje osiągnięcia. Jako skrzypkowie, pianiści lub fleciści zrozumiecie partyturę lub nuty w całkowicie odmienny doskonalszy sposób; bardziej przejrzyście poznacie intencje kompozytora. W następstwie doskonalenia George'a wasi bliźni będą okazywać wam więcej sympatii. Zauważycie to szczególnie u dzieci, które obdarzone są subtelniejszą wrażliwością. Odczujecie to bardzo wyraźnie w przypadku zwierząt, które również odznaczają się szczególną formą wrażliwości na oddziaływanie człowieka.
Zauważycie sukcesy nie tylko na zewnątrz, ale również w waszym wnętrzu. Efektywna praca z George'em zapewni wam spokój duszy, którego tak długo szukaliście. Wasza pełna zaufania współpraca będzie ciągle postępować naprzód. Dzięki temu oczyścicie się z duchowych problemów. Stopniowo przyzwyczaicie się do tego stanu rzeczy, po czym stwierdzicie, że sami staliście się dla siebie psychiatrami, gdyż poznaliście potrzeby swojej duszy, to znaczy niższego Ja, równie dokładnie, jak najbardziej doświadczony psychiatra. W przypadku poważnie chorego pacjenta działalność niższego Ja jest naprawdę zbawienna. Dla osób samotnych George - a później Wyższe Ja - jest mile widzianym kompanem.
Zależności te wskazują nam z całą oczywistością, że niższe Ja jest odrębną i ukształtowaną osobowością. W świetle tej zależności chcielibyśmy zwrócić uwagę na pewną brzydką cechę jaką jest żałowanie samego siebie. Nie uważajcie mnie za okrutnego, jeżeli cechę tę oceniam z najwyższą surowością. Również ja cierpiałem kiedyś z jej powodu, choć jednocześnie czułem się z nią dobrze. Żałowanie samego siebie jest w milionach przypadków przyczyną ciężkich depresji, a co za tym idzie, strachu przed życiem.
Pomyślmy również o innych, tragicznych niedostatkach naszej duszy: brak zaufania do Boga i samego siebie, słabość woli, lenistwo, bezcelowość, brak samodyscypliny, popadanie w apatię, niezdecydowanie, chwiejność. Poza brakami w sferze psychiki występują również niedomagania dziedziczne lub psychosomatyczne, na przykład wrażliwość na zmiany pogody, która może być związana ze wspomnianym już niskim ciśnieniem krwi. Inne podobne słabości to częste przeziębienia, zaburzenia procesu trawienia, bóle głowy, neuralgie, alergie. Wszystkie te choroby lub niedomagania można skutecznie leczyć dzięki współpracy z niższym Ja.
Przyjrzyjmy się również pozytywnym właściwościom, których wykształceniu sprzyja celowa, czuła i pełna zaufania współpraca z George'em. Zmiany w tym zakresie prowadzą do ukształtowania się poczucia pewności, zaufania, dobrej pamięci, zdolności przezwyciężania kłopotów, świadomości postawionego przed sobą celu, a także do świadomego działania, ufania Bogu i sobie, dobrego nastroju, energii, aktywności, umiarkowania i wstrzemięźliwości, bezinteresowności i wielu innych zalet. Rozwój ten zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Trudno jest ocenić, w jakim stopniu niższe Ja będzie wspierane przez Wyższe w przypadku osób nieprzeciętnych. Wzajemny wpływ obu jaźni bywa różny. Pomyślmy o genialnych badaczach i naukowcach, o takich podróżnikach jak Kolumb, o kompozytorach jak Mozart, o rzeźbiarzach i malarzach. Typowym przykładem naukowca, w którego odkryciach brało udział niższe Ja, jest chemik o nazwisku Kekule. Na początku tego stulecia zajmował się on badaniem benzenu, o którym wiedziano, że składa się z sześciu atomów węgla. Jednakże wszystkie teorie rozwinięte na gruncie tzw. stechiometrii i mające wyjaśnić istotę wiązań chemicznych okazały się błędne. Nie wiedziano dlaczego. Zawsze wyobrażano sobie, że wszystkie sześć atomów węgla tworzy jeden łańcuch. Aż pewnej nocy owemu genialnemu chemikowi i badaczowi przyśnił się zwinięty wąż. Nasunęło mu to myśl, że atomy węgla tworzą nie łańcuch, lecz pierścień. W ten sposób rozwiązano od razu wszystkie problemy, doprowadzono do rozwoju liczącej się dziedziny chemii benzenu.
Bez wątpienia sen ten został przekazany badaczowi przez jego niższe Ja. Jak już wspominaliśmy, sny są obszarem działania niższego Ja. Kekule osiągnął swój cel somnambulicznie, w najczystszym tego słowa znaczeniu, pod kierownictwem niższego Ja. Jestem pewien, że jego Wyższe Ja w znacznym stopniu przyczyniło się do tego odkrycia. Podobny mechanizm działał, jak przypuszczam, w przypadku Mozarta, którego zdolność tak precyzyjnego i szybkiego przelewania na papier muzyki należy przypisać jego niższemu Ja. Mimo to nie potrafię wyobrazić sobie muzyki Mozarta bez współdziałania Wyższego Ja!
Zastanówmy się przez chwilę nad szczególnymi zdolnościami wielkich interpretatorów. To, czego dokonuje genialny pianista lub skrzypek w czasie koncertu, wydaje się nam wręcz oczywiste. Uprzytomnijmy sobie jednak, jaką fenomenalną pamięcią musi być obdarzone niższe Ja wirtuoza skrzypiec, grającego bez nut. Koordynuje ono prawą rękę, która prowadzi smyczek, z lewą, sterującą tonami. Do tego dochodzi jeszcze umiejętność wyra/u w zakresie interpretacji emocjonalnej, z pewnością zasilana przez niższe Ja. Podobnie rzecz ma się z tancerzami i artystami cyrkowymi, których pewność, samodyscyplina i koordynacja narządów postrzegania oraz... organów ciała są świadectwem wielkich umiejętności ich niższego Ja.
Należy również wspomnieć o możliwości skrajnego demonicznego oddziaływania niższego Ja, jak w przypadku Cagliostra, Nerona, Hitlera, Chomeiniego i innych, którzy stali się przekleństwem ludzkości. Przypadki te mają swoje historyczne znaczenie, jednakże ich głębsza analiza zabrałaby tutaj zbyt wiele miejsca.
Przy pracy z George'em bardzo ważne są odpowiedzi naszego niższego Ja. Dzięki nim przechodzimy w końcu od monologu do ograniczonego dialogu. Szczególnie istotne jest to w momencie, gdy stawiamy naszemu George'owi precyzyjne pytania, na które rzeczywiście oczekujemy konkretnej odpowiedzi. Często są to odpowiedzi skłaniające nas do pomocy niższemu Ja w jego kłopocie! Pod tym względem bardzo pomocne może okazać się wahadełko, którym zajmiemy się dokładnie w następnym rozdziale. Z drugiej jednak strony wydaje mi się zadowalające, jeżeli potrafimy wyczuć lub w inny sposób odebrać odpowiedzi naszego niższego Ja. Dzięki świadomemu treningowi prowadzi nas to do prawdziwej wrażliwości, której nauczyć się może każdy z nas i którą później można osiągnąć w stopniu medialnym.
Dla wielu ludzi podstawą rozwoju ich wrażliwości jest zazwyczaj jakaś określona pobudka. Niezbędnym warunkiem jest świadomy trening czuwania, polegający na tym, że zakotwiczamy w naszej pamięci „podszepty", tzn. informacje otrzymane od George'a lub innej istoty duchowej- które uprzednio zostają rozpoznane i „uchwycone".
Proces ten wymaga całkowicie swobodnej i wolnej od napięcia obserwacji samego siebie. Droga do sukcesu może trwać kilka dni lub tygodni, lecz nit powinniśmy rezygnować. W końcu nadejdzie jakiś pomysł z wewnątrz. Do naszej świadomości dotrze myśl, a najistotniejsze będzie to, że ją postrzeżemy. Bez treningu zgubi się, nie zostanie odebrana. Gdy mówię „z zewnątrz", nie oznacza to z zewnątrz w sensie fizycznym, lecz chodzi tutaj o myśl pochodzącą od innej istoty, na przykład od naszego George'a, który przeciec egzystuje w naszym ciele. Mówi się, ze ma on swoją siedziby w splocie słonecznym.
Poproście zatem George'a o krótką, jasną odpowiedź na wasze pytanie. Niższe Ja wspomoże was tym mocniej, im chętniej zajmiecie się rozwojem wrażliwości, ponieważ George jest szczerze zainteresowany dialogiem z wami, to znaczy, ze średnim Ja. Oczywiście dialog ten będzie kontrolowany bardziej przez średnie Ja niż przez niższe. Uwarunkowane jest to strukturą średniego Ja.
Istotną pomoc stanowi przy tym proces określany skrótowo w mowie potocznej sformułowaniem: „Przyszło mi na myśl". To, co przychodzi na myśl, nie powstaje w wyniku pracy umysłowej części intelektu. Myśli takie mogą być bardzo wartościowe, pochodzą one jednak z fizycznej sfery intelektu i nie są żadnymi „podszeptami" niższego Ja, Wyższego ani innej istoty duchowej. Jak już powiedziałem, bardzo ważne jest, by zatrzymać, zachować to, co przyjdzie nam na myśl, aby nie umknęło nam nie rozpoznane i nie zauważone. Powtarzam jeszcze raz z naciskiem - jest to kwestia świadomego treningu.
Dla osób, które potrafią przypominać sobie sny, marzenie senne jest bardzo wartościowym źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja. Każdy człowiek śni, ponieważ -jak wskazują wyniki badań psychologicznych - marzenie senne jest duchowym „procesem oczyszczania". Wszelkie obciążające doznania, jakich doświadczył człowiek w ciągu dnia, „odpadki", zostają w czasie snu posortowane, przetworzone, czasem zniszczone, a to, co jest dla człowieka dobre, ulega pozytywnemu przetworzeniu. Sen jest bardzo ważnym źródłem informacji szczególnie wtedy, gdy miedzy średnim i niższym Ja istnieje świadoma umowa lub nieświadoma ugoda zakładająca, że podczas snu niższe Ja będzie informować średnie Ja o swoich troskach i lękach lub udzielać mu odpowiedzi na pytania, które ono postawiło. Tak zwane koszmary senne, za pomocą których niższe Ja daje wyraz swojej rozpaczy albo informuje o kłopotach, można potraktować całkiem serio. Są one sygnałem alarmowym, który zobowiązuje średnie Ja do natychmiastowej interwencji. Na szczęście w takim przypadku niższe Ja wybiera drogę bezpośredniego przekazania informacji zamiast powodowania jakiejś choroby, alergii itp., co byłoby drogą okrężną. Ponadto ma to tę zaletę, że przedmiot niepokoju, z którego powodu George cierpi, zostaje określony bardziej precyzyjnie niż za pomocą gorączki przy pokrzywce.
Jednak nie wszyscy ludzie dysponują możliwością przypominania sobie snów, a do tego jeszcze ich dokładnej treści. Istnieją podręczniki pomagające rozwinąć takie umiejętności.
Osobiście nie jestem uzdolniony medialnie. Dopiero dzięki Hunie wyrobiłem w sobie pewną wrażliwość. Wskutek tego mam kontakt z moim George'em i z innymi istotami duchowymi. Nabyłem umiejętności odbierania w centrum świadomości średniego Ja, za pośrednictwem mojego George^ {lub w przypadku kontaktu z innymi ludźmi, szczególnie pacjentami, przez ich niższe Ja) podszeptów w postaci słów lub obrazów. Mają one duże znaczenie, zwłaszcza w przypadkach, w których pacjenci za pośrednictwem swojego niższego Ja informują o duchowych przyczynach fizycznych niedomagań lub cierpień. Uzdrowiciel, zagadnięty przez niższe Ja pacjenta, próbuje później nawiązać rozmowę z chorym, której celem jest nie tylko uleczenie objawów choroby, lecz również jej źródła.
Przyjrzawszy się różnym możliwościom, za pomocą których wyraża się niższe Ja, ponownie zajmijmy się ciekawym ćwiczeniem! Poznaliście już bardzo proste sposoby nawiązywania rozmowy z George'em, na przykład ćwiczenie z pudełkami po zapałkach lub z zakrytymi kartami. Po kilku dniach lub tygodniach wspólnej pracy z niższym Ja jesteście już gotowi do rozwiązywania trudniejszych zadań. Ćwiczenie z dwunastoma pudełkami po filmach do takich właśnie należy. A może spróbowalibyśmy skłonić niezbyt dobrze funkcjonujący zegarek do poprawnej pracy? Nasz George to potrafi! Zakładam, że chodzi tutaj o mały zegarek na rękę lub zegarek kieszonkowy, który łatwo mieści się w dłoni Powinien to być tradycyjny zegarek mechaniczny, ponieważ nie przeprowadzałem jeszcze prób z zegarkami elektronicznymi.
Przyjmijmy, że zegarek spieszy się pół minuty na dobę. Gdy teraz powiem wam, co powinniście robić dalej, nie nazwijcie mnie wariatem. Jestem normalny i stoję obiema nogami na ziemi! Weźcie zatem zegarek w rękę, zamknijcie go mocno w dłoni, jednak niezbyt silnie, i zwróćcie się do George'a mniej więcej takimi słowami: „George, zegarek spieszy się pół minuty na dobę. Zmieńmy teraz wspólnie jego mechanizm tak, aby po dwóch, trzech dniach chodził bez zarzutu. W tym celu skierujmy do niego silny ładunek many! Teraz, George!". Nabierzcie mocno powietrza i w myślach skierujcie oddech poprzez barki, ramię i dłoń do zegarka. Przekonacie się, że po trzech dniach będzie on precyzyjnie i bez wahań wskazywał czas.
Wiele osób nakazuje sobie, nie wiedząc nic o Hunie, aby coś, co nazywają głosem wewnętrznym, obudziło ich rano punktualnie na przykład o godzinie 6.15. Często działa to niezawodnie. Ludzie ci współpracują, nie wiedząc o tym, ze swoim niższym Ja. Naturalnie wy, jako znający Hunę. możecie robić to celowo i świadomie. Powiedzcie George'owi wieczorem przed pójściem spać: „Proszę, obudź mnie jutro punktualnie o godz. 6.15. Tutaj jest zegar, przyjrzyj mu się. Wskazówki będą ustawione następująco: mała trochę po 6, a duża z prawej strony na cyfrze 3". Dla pewności nastawcie budzik na 6.20. Następnie powiedzcie: „Nie jest to żaden akt niewiary w stosunku w ciebie, drogi George. Pojutrze nie nastawię już budzika. Nie będę go już więcej potrzebował, ponieważ jutro obudzisz mnie punktualnie o godzinie 6.15".
A co zrobić ze słoikiem dżemu lub miodu, którego nic możemy otworzyć, gdyż jest zupełnie zaklejony? (Jeżeli chodzi o konserwę mięsną, z której uszło powietrze, nasz George nie potrafi nic zrobić!) Mówimy: „George, pokrywka jest zaklejona i mimo wysiłku nie mogę otworzyć słoika. Wspólnie wyślemy manę między nakrętkę i słoik. Za pomocą tej energii rozluźnimy i uwolnimy molekuły, po czym bez większego wysiłku otworzymy słoik!". Mówiąc to, trzymajcie słoik w obu rękach. Jedna ręka, przekazująca manę, spoczywa na pokrywce (u praworęcznych ręka prawa). Następnie pozwólcie, by siła many działała przez trzy, cztery sekundy, po czym otwórzcie naczynie!
Zupełnie podobnie jest w przypadku zginania łyżki. Występuje tutaj ten sam proces rozluźniania molekuł, z tym, że układ cząsteczek metalu jest bardziej ścisły niż cząsteczek dżemu. Konieczne jest więc dostarczenie większej ilości energii. To również możecie osiągnąć, jeżeli opanowaliście sztukę ładowania się maną.
Chciałbym teraz zapoznać was z ćwiczeniem pożywiania się i wytwarzania many. Ma ono na celu takie zaprogramowanie George'a na przyszłość, aby gruntownie spożytkował substancje pokarmowe dostarczane do organizmu i wyprodukował z nich maksymalną ilość many.
Idźcie do kuchni i weźcie suchar lub kawałek chrupiącego chleba. W każdym razie powinno to być coś, co jest naprawdę chrupkie i co podczas gryzienia wydaje dźwięk. A dlaczego? Dźwięki te będą śmieszyły George'a i zwrócą jego uwagę. Użycie do tego ćwiczenia miękkiego kawałka chleba byłoby dla niższego Ja zbyt nudne.
Usiądźcie więc wygodnie, odgryźcie spory kawałek pieczywa i żujcie go, rozkoszując się jego smakiem. Zwróćcie się przy tym w myślach do George'a następująco: „George, mój drogi, jedzenie sprawia nam ogromną radość. Proszę cię, w przyszłości maksymalnie wykorzystaj nasze pożywienie. Żucie, jak wiesz, to pierwsza faza procesu trawienia. Następnie, w żołądku i jelicie wyciągnij z pokarmu wszystko co najlepsze, zamień to na manę i zmagazynuj ją. To, co jest szkodliwe i co ewentualnie mogłoby się dostać wraz z pożywieniem do organizmu, usuń!". Oczywiście podczas jedzenia możecie, zgodnie z waszym uznaniem, prowadzić z George'em również inne rozmowy. Waszej pomysłowości nic nie ogranicza.
Powróćmy teraz do sfery czysto duchowej i przejdźmy do ćwiczenia telepatycznego, które rzeczywiście przeprowadziłem przed kilkoma laty z moją córką. Możecie stać się równie biegli w telepatii jak ja, ponieważ z pewnością nie jesteście mniej uzdolnieni ode mnie.
Otóż moja córka, podróżując samochodem, znajdowała się między Mediolanem a Rzymem, ja przebywałem w Zurichu. Z bardzo ważnego powodu chciałem pilnie skontaktować się z nią telefonicznie, nie wiedziałem jednak, w jakim hotelu w Rzymie będzie nocowała. Pomyślałem sobie wtedy: ,A w jakim celu pracujemy nad Huną?". Przez „my" rozumiałem naturalnie George'a i siebie. Usiadłem więc prosto na krześle i najpierw skoncentrowałem się na George'u. „Tylko spokojnie - powiedziałem - damy sobie radę". Razem z George'em naładowaliśmy się maną, po czym dalej oddychałem spokojnie. Zwróciłem się do George'a: „Wysuń swój widmowy palec w jej kierunku". Odczekałem kilka sekund i powiedziałem półgłosem: „Czekam pilnie na twój telefon!". Koncentrując się, powtórzyłem to kilkakrotnie z zamkniętymi oczami. Następnie powiedziałem, że powinna do mnie zatelefonować. Również tę wiadomość powtórzyłem cztery razy. Byłem pewien, że telepatyczne przesłanie dotarło do celu. Czekałem spokojnie i pełen ufności. Dokładnie po czternastu minutach (patrzyłem na zegarek) zadzwonił telefon - zgłosiła się moja córka. Zapytałem ją, dlaczego do mnie telefonuje. Odpowiedziała, że właściwie nie wie: chce się dowiedzieć, co u mnie słychać Opowiedziałem jej o moim telepatycznym przekazie i o pilnej sprawie, która była przedmiotem rozmowy.
To nie czary. Zapewniam was, że wy również możecie tego dokonać pod warunkiem, iż macie całkowite zaufanie do George'a, do siebie oraz wierzycie w pozytywny wynik przedsięwzięcia. Najpierw spróbujcie wykonać to ćwiczenie z kimś, kto jest wam bardzo bliski, ponieważ między bliskimi osobami istnieje bardzo gruby sznur aka, czyli tau-aka. Życzę powodzenia!
Z powyższego opisu możecie wywnioskować, że w pełni zawierzyłem mojemu niższemu Ja i pomyślnemu rozwojowi całego zdarzenia. Jak już wielokrotnie wspomniałem, jest to jedno z najważniejszych założeń owocnej współpracy z George'em i późniejszego kontaktu z Wyższym Ja. My, średnie Ja, musimy rozpocząć działanie, a nie George! Kiedy jestem sam, mówię głośno i wyraźnie: „Ja, Henry, obdarzam cię, mój drogi George'u, pełnym zaufaniem, cenię twoją pracę i nasze kontakty. Ty również możesz mi zaufać i nie zawiedziesz się na mnie".
Wypowiedzcie teraz podobne słowa do swojego George'a, zastępując oczywiście imię Henry swoim imieniem! Będzie to początek dobrego kontaktu z waszym niższym Ja, zupełnie niezależnie od tego, czy po lekturze tej książki dalej będziecie zajmować się Huną, czy też nie. Ufając w pełni naszemu George'owi, zobowiązujemy go do takiej samej ufności wobec nas.
Ale teraz kolej na nowy krok i nowy wniosek. Chcemy zbadać osobowość naszego niższego Ja. Czy jest ono bojaźliwe, czy odważne; czy ma spryt, czy jest opieszałe; jakie są jego wady, a jakie zalety? Jest to pewnego rodzaju analiza, gdyż w dużej mierze to, co określamy jako charakter danego człowieka, należy raczej do niższego Ja niż do średniego. Odłóżcie teraz na chwilę książkę i pomyślcie o waszym niższym Ja. „George, jakie masz dobre, pozytywne cechy, mój drogi? Określ mi niektóre z nich, czekam na twoją odpowiedź!". Do waszej świadomości dotrą zalety charakteru George'a. Kiedy to nastąpi, podziękujcie mu i pochwalcie go! Dlaczego powinniśmy głośno lub półgłosem rozmawiać z naszym niższym Ja? Jak już stwierdzono wyżej, do George'a bardziej przemawiają wypowiedziane słowa niż myśli, a jeszcze silniej - o czym też już wiecie - przemawiają do niego wskazówki dawane przez ciało lub wskazówki w formie pisemnej.
Później zajmiemy się wadami naszego George'a. Omówione zostaną w rozdziale poświęconym procesowi oczyszczania. W pierwszej fazie kontaktu z George'em ważne jest to, by dodać mu odwagi, mówić o jego zaletach i chwalić go.
Jeżeli coraz częściej zajmiecie się odbieraniem wrażeń od niższego Ja, jeśli coraz lepiej będziecie je rozumieć, to lepiej poznacie waszego George'a, czyli waszą duszę. Dzięki temu uzyskacie nowe możliwości działania na co dzień. Duchowy kontakt z naszymi bliźnimi następuje głównie za pośrednictwem niższego Ja. Wkrótce polepszycie swoje układy z innymi ludźmi. George pomoże wam z ochotą, ponieważ on sam jest tym najbardziej zainteresowany. Dlatego też pomyślcie o waszym życiu zawodowym i prywatnym.
I tak na przykład świat pracy podzielony jest teraz na szefów i podwładnych. Szefowie wydają polecenia, a podwładni je wykonują. Powstawanie zatargów i układów zależności jest godne pożałowania, a często nawet tragiczne. W czasie moich seminariów niejednokrotnie spotykałem ludzi, którzy bardzo cierpieli z powodu takich powiązań. Najczęściej były to kobiety; czasem z rozpaczą żaliły się na swych przełożonych i współpracowników. Niejeden z tych trudnych do zniesienia szefów był, jak się okazało, głęboko nieszczęśliwy - w jednym przypadku z powodu kłopotów w życiu rodzinnym, natomiast w innym z powodu niedorośnięcia jeszcze do swojej roli. W obydwu przypadkach ci godni współczucia ludzie próbowali ukryć swoje nieszczęście pod maską agresywności w miejscu pracy, najczęściej z nieświadomym dla nich rezultatem, jakim był ucisk stosowany wobec podwładnych. Presja, w jakiej żyli, uzewnętrzniała się w postaci kompleksu niższości, kompensowanego później w miejscu, gdzie sprawowali władzę.
Co powinna uczynić w takiej sytuacji sekretarka mająca pewną wiedzę na temat Huny, znającą swoje niższe Ja i umiejąca wysyłać pozytywne, uzdrawiające myśli? Wieczorem, w domu powinna naładować się silnym ładunkiem many i powiedzieć swojemu niższemu Ja: „George, mój drogi, chcemy wysłać teraz niższemu Ja naszego szefa dar many, który równocześnie zawiera naszą sympatię do niego, nasze zrozumienie dla nękających go kłopotów w życiu prywatnym. Prześlijmy mu nasze szczere przebaczenie krzywd, które nam wyrządził, tobie, George, mnie oraz wszystkim koleżankom i kolegom. Wybaczmy mu wszystko i pomyślmy o nim konstruktywnie. Wszystko to są myśli, na których realizację nieodwołalnie zdecydowaliśmy się oboje, to znaczy ty i ja. Za pośrednictwem łączącego nas z panem Bergerem sznura aka prześlemy mu teraz wielkie grono myśli naładowane dużą ilością many, które trafi do jego niższego Ja. Zrobimy to, wykonując głęboki oddech - teraz!"
Pracowniczka, nazwijmy ją Charlotte, rzeczywiście wykona głęboki oddech i bez wątpienia myśli naładowane maną dotrą przez sznur aka do pana Bergera, jej szefa. To, co następnego dnia Charlotte przeżyje w biurze w kontakcie ze swoim szefem, można określić jako „cud". Tak samo stwierdzą jej koleżanki, które w ogóle nie będą miały pojęcia, w jaki sposób Charlotte doprowadziła do owego cudu!
Działania tego typu omówiłem i przygotowałem z niektórymi uczestnikami seminariów. Gdy w kilka dni później spotkaliśmy się ponownie, po przeprowadzeniu przez nich odpowiednich eksperymentów, usłyszałem pełne entuzjazmu i zachwytu relacje.
Podobne pozytywne wyniki można osiągnąć nie tylko w przypadku układów między pracownikami i przełożonymi, lecz również między urzędnikami, którzy pracują w dużym pomieszczeniu biurowym i wzajemnie „działają sobie na nerwy". Czasem zdarza się, że tylko jedna współpracowniczka, znająca Hunę, osiągnie takie rezultaty dzięki celowej pracy nad niższymi Ja swych kolegów. Po prostu, jeżeli pomiędzy niższymi Ja zrodzi się wzajemne zaufanie, osoby te będą tak zaskoczone i zadowolone, że wykażą ogromne zainteresowanie kontynuowaniem nowego pozytywnego rozwoju.
Podobne sukcesy osiągnąć można w życiu prywatnym. Niektóre rodziny stworzą dzięki temu pozytywny grunt dla duchowego i fizycznego rozwoju małżeńskiego pożycia. Bardzo istotne jest w tym przypadku mocne i nieodwołalne postanowienie jednego z współmałżonków, który omówi sprawę ze swoim niższym Ja i wyjaśni mu nieuchronną konieczność swej decyzji.
Niejedno niższe Ja doświadczało czasami przez długie lata dotkliwych rozczarowań w życiu małżeńskim, co spowodowało jego apatię, rezygnację i brak nadziei. George potrzebuje wtedy logicznych i przekonujących myśli od swojego średniego Ja, które wyprowadzić go mogą ze stanu letargu. Możliwe, że nie wystarczy jednorazowe przesłanie przez sznur aka do swego współmałżonka pozytywnych myśli naładowanych maną. Możliwe, że konieczne okaże się wielokrotne powtarzanie tego zabiegu i - o ile to możliwe - codziennie. Ważne, aby osoba przeprowadzająca akcję nie przebywała w tym samym pomieszczeniu co współmałżonek. Chodzi o zapewnienie jej całkowitego spokoju i możliwości koncentracji, dlatego też należy unikać animozji, jakie mogą być potęgowane przez fizyczną bliskość. Ponieważ niższe Ja nie dysponuje logiką, często znajduje się pod szkodliwym wpływem emocji.
Zrozumienie partnera, w pracy lub w małżeństwie, oraz przebaczenie są bardzo istotnymi przesłankami skuteczności powyższych działań. Zakładają one pewną dojrzałość w obchodzeniu się z zasadami Huny, a przede wszystkim bezgraniczne zaufanie w powodzenie akcji. To z kolei -jak już niejednokrotnie wyjaśnialiśmy - ma swoją podstawę w więzi zaufania między średnim i niższym Ja!
Interesującym i bardzo pouczającym symbolicznym obrazem trzech jaźni Huny jest pal totemowy Indian. Totem przedstawia charakterystykę danego rodu i jest niemal świętym symbolem plemienia. Pal totemowy najczęściej wycięty jest z jednego pnia. Przeważnie ma dwa, trzy metry wysokości i trzydzieści do pięćdziesięciu centymetrów średnicy. Dolna część przedstawia siedzące zwierzę, znacznie rzadziej - przykucniętego człowieka. Środkowa część ukazuje człowieka w jego normalnej postaci, stoi on na głowie lub barkach dolnej postaci. Trzecia część to wizerunek istot ze skrzydłami, najczęściej ptaka, czasami postaci przypominającej człowieka ze skrzydłami. Wyraźnie widzimy tutaj obraz niższego, średniego i Wyższego Ja. Na podstawie nauki Huny można przyjąć, że niższe Ja pochodzi ze świata zwierzęcego. Myśl ta wydaje się zasadna, bo czyż nie odnosimy czasem wrażenia, że pies lub koń rzeczywiście mają ludzkie cechy charakteru? Niestety, z drugiej strony istnieje w człowieku brutalność, która często bywa określana jako „zwierzęcość". Według mnie jest to zazwyczaj niesprawiedliwe.
Istotnym zadaniem w pracy z Huną jest wychowanie niższego Ja na prawdziwie ludzką istotę, to znaczy istotę stojącą wyżej pod względem etycznym. Dlatego też powinniśmy wystrzegać się dawania naszemu niższemu Ja imienia zwierzęcego, a tym bardziej utożsamiania go ze zwierzęciem. Idea ta, pochodzącą od „silnego zwierzęcia" Indian Hopi, może prowadzić do ciężkich zaburzeń niższego Ja, stanowiących przeszkodę na drodze do wyższego poziomu etycznego. W ten sposób bowiem może ulec zakłóceniu kontakt z Wyższym Ja. Wydaje mi się, że również pod tym względem wiele mówi symbolika pala totemowego. My, średnie Ja, zobowiązani jesteśmy do wyprowadzenia naszego niższego Ja z przygnębiającej sytuacji oraz do wychowania go i pełnienia wobec niego funkcji nauczyciela i pocieszyciela. Oznacza to, że powinniśmy pomóc naszemu George'owi we wzniesieniu się na wyższy poziom rozwoju duchowego.
Pal totemowy nie jest z pewnością symbolicznym przedstawieniem stanu, w jakim się znajdujemy jako początkujący adepci Huny, ponieważ Wyższe Ja jest tam fizycznie połączone ze średnim, a więc i z niższym Ja. Dla osoby początkującej niższe i średnie Ją tworzą jedność, która dzięki postępom w teorii i praktyce Huny zostanie połączona za pośrednictwem sznura aka z Wyższym Ja. Dopiero z biegiem czasu powstać może prawdziwe, chciałbym powiedzieć - fizyczne - połączenie z Wyższym Ja. Podczas jednej ze świetlanych medytacji stan ten stał się dla mnie zrozumiały jako czyste i uszczęśliwiające przeżycie. Niższe Ja wyrosło tymczasem na silnego młodego człowieka. Podczas owej medytacji stanęliśmy we trójkę w kręgu i patrzyliśmy na siebie. Każdy z nas położył ręce na plecach sąsiada, tak że krzyżowały się one ze sobą. Stworzyliśmy symbol „jedności w świetle Pana", który bardzo długo miał dla mnie wielkie znaczenie i dopiero dużo później zastąpiłem go innym.
Jeżeli zdecydowaliśmy się na praktykowanie Huny, to znaczy w pierwszej kolejności na pracę z George'em, może się zdarzyć, że przez naszą, czyli średniego Ja, niedbałość osłabnie kontakt z niższym Ja. Nastąpić to może wtedy, gdy jesteśmy przemęczeni pracą zawodową lub za mało śpimy. Możemy wtedy popaść w pewien rodzaj opieszałości, z powodu której nasz George bardzo cierpi, ponieważ inicjatywa do nawiązania z nim kontaktu należy zawsze do średniego Ja. Sposób, w jaki w takim przypadku George da o sobie znać, może być bardzo różny: jeżeli nie zechce nam pomóc w szukaniu wolnego miejsca na parkingu, to nie będzie jeszcze aż tak źle. Jeżeli jednak wpadnie w letarg i poczucie beznadziejności, co obciąży średnie Ja stanem ciężkiego znużenia, trudno nam będzie wyrwać się z tego diabelskiego kręgu. W takim przypadku najpierw średnie Ja musi dostrzec fakt, że zmęczenie jest reakcją pochodzącą od George'a. Następnie samo musi wyzwolić się ze stanu bierności. Może na przykład silnie naładować się maną i pocieszyć niższe Ja. Czasem trudno jest mi wyrwać się z takiego stanu, szczególnie wtedy, gdy mojego znużenia nie traktuje jako reakcji George'a, lecz przypisuję je innemu wpływowi, choćby pogodzie. Zdarza mi się to niekiedy, i to nawet teraz, po osiągnięciu kontaktu z moim Wyższym Ja, albowiem przez bliskość z Wyższym Ja nie stajemy się ani świętymi, ani też nadludźmi, tylko nasze życie otrzymuje całkiem inna treść.
I jeszcze kilka słów na temat samotności. Niektórzy ludzie z rozmaitych powodów przez większą część swego życia pozostają samotni. Ale również inni doznają w pewnym momencie poczucia osamotnienia. Ja sam tego doświadczyłem, stwierdziłem jednak wkrótce, że jako osoba praktykująca Hunę, już nigdy nie będę samotny! Trzeba tylko uświadomić sobie wewnętrzny kontakt z niższym Ja i z nim porozmawiać. Od dzisiaj nigdy już nie będziemy sami, ponieważ mamy towarzysza, który pozostanie z nami na dobre i złe. Dla kogoś, kto raz osiągnął Wyższe Ja i ma pewność oraz praktyczne doświadczenie, że utrzymuje z nim trwały kontakt, nie istnieje już samotność; jej miejsce zajmuje silne poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu jest połączony z Bogiem i nigdy więcej nie popadnie w rozpacz i zwątpienie.
Czy oznacza to, że możemy stać się samotnikami, odludkami? Nie, wykluczone. Wprost przeciwnie. Przekonaliśmy się przecież, że nasz George stanowi rzeczywistą płaszczyznę kontaktu z innymi ludźmi i że za jego pośrednictwem kontakt ten staje się łatwiejszy. Dlatego też nasze niższe i Wyższe Ja nie przeszkadzają nam w obcowaniu z innymi ludźmi, lecz okazują się niezwykle pomocne w stanach samotności.
Samotność nie zawsze jest smutna i destrukcyjna. Czasem może być łaską. Hermann Hesse powiedział: „Samotność jest drogą, na której los chce doprowadzić człowieka do nich samych".
Na zakończenie tego rozdziału chciałbym udzielić jeszcze jednej dobrej rady. Zaopatrzcie się w wyjątkowo ładny, mały notesik, zeszyt formatu A5 lub A6. Usiądźcie sobie raz dziennie, najlepiej wieczorem, przy stole, zamknijcie oczy i porozmawiajcie z George'em. Powiedzcie mu po prostu: „Jak ci się wiedzie? Co chcesz mi powiedzieć? Lubię cię i chętnie cię słucham". Następnie zwróćcie uwagę na myśli, które się wam nasuną. Czasami nie przyjdzie żadna. Innym razem pojawią się krótkie refleksje, które pozwolą wam wejrzeć w duchowe życie George'a - w wasze własne duchowe życie. Zapiszcie owe myśli i zanotujcie datę. Na podstawie tych notatek wiele się nauczycie, dzięki nim w znaczący sposób pomożecie swojemu George'owi i sobie samym.
Powiedzieliśmy już niemało na temat niższego Ja. Sądzę, że nadszedł czas, abyście poprosili swojego George'a o aktywność i poinformowanie was za pomocą prostego ćwiczenia, czy z wami współpracuje. W tym celu, jeżeli nie jesteście jeszcze zmęczeni, usiądźcie wieczorem, całkiem swobodnie i „niedbale", na wygodnym fotelu z oparciami dla rąk. Zwróćcie się do George'a: „Mój drogi George'u, wicie przeczytaliśmy wspólnie na twój temat. Pewne rzeczy stały się teraz dla ciebie jasne i klarowne. Wiemy, że pomiędzy nami jest możliwa, a nawet konieczna intensywna współpraca. Z całego serca oddaję sit; do twojej dyspozycji i chętnie usłyszałbym od ciebie, że ty też chcesz ze mną współpracować. Kiedy pragnę przypomnieć sobie przeżycia z dzieciństwa, muszę mozolnie przywoływać je z pamięci przez pracę myślową, przez świadome powracanie do przeszłości, po czym w moim wnętrzu w najlepszym razie powstaje czarno-biała fotografia. Ty, mój George'u, masz doskonałą pamięć i potrafisz więcej niż ja! W ciągu najbliższych minut, gdy zamknę oczy, ukaż mi nie tylko obrazy, lecz nawet kolorowy film dźwiękowy, mówiący o zdarzeniach z naszej młodości i dzieciństwa, które ja dawno już zapomniałem. Pamiętasz je przecież jeszcze! Zamknę teraz oczy i poczekam na film, który mi pokażesz! Jeżeli wolisz lub przychodzi ci to łatwiej, mój George'u, możesz poczekać, aż zasnę dzisiaj w nocy. Wtedy pokażesz mi ten film. Lecz proszę, postaraj się o to, abym go ujrzał! Zamykam więc oczy i czekam!".
Teraz w całkowitym spokoju z zamkniętymi oczami czekajcie na to, co się zdarzy. Może nie nadejdzie żaden obraz ani myśl, może nie pojawi się również we śnie, lecz może przyjdzie jutro lub pojutrze. Zwłoka może być spowodowana tym, że George podczas czytania odebrał tak wiele wrażeń, iż w tym momencie nie jest zdolny do projekcji wymaganego przez was filmu. Dlatego też trzeba uzbroić się w cierpliwość i dać mu trochę czasu. Życzę powodzenia!
Rozdział 5
Wahadełko
Wahadełko jest ważnym źródłem informacji przekazywanych przez niższe Ja. Monolog, podczas którego jedynie średnie Ja przemawiało do niższego, przeradza się teraz w dialog, pomimo że George za pośrednictwem wahadełka odpowiada nam tylko przecząco lub twierdząco. Chciałbym jednak poradzić wam, abyście do odbioru wiadomości od niższego Ja najpierw korzystali ze swojej wrażliwości i rozwijali ją, a dopiero później sięgali po wahadełko, jeżeli okaże się to konieczne. Wahadełko może być bardzo pożyteczną tymczasową pomocą, po którą chętnie się sięga, zwłaszcza na początku zawierania znajomości z George'em.
Jednakże osoba, która odnosi wrażenie, że już po kilku dniach lub tygodniach wyżej opisanego treningu potrafi odbierać sensytywne informacje od swojego George'a, nie musi zajmować się wahadełkiem. Wiadomości uzyskane w sensytywny sposób powinno się uznać za pełnowartościowe również wtedy, gdy na początku są słabe i niewyraźne. Oznacza to, że należy wytrwać w optymizmie i zaufaniu do George'a.
Mimo to dla wielu osób wahadełko jest cennym środkiem Pomocniczym w nawiązaniu dialogu z George'em. Jednak ci. którzy odczuwają możliwość sensytywnego rozwoju, nie Powinni przyzwyczajać się do tego instrumentu, gdyż jest on tylko martwym mechanicznym narzędziem. Wahadełko pozwala George'owi wyrażać się za pośrednictwem kości, mięśni, ścięgien i nerwów ręki oraz ramienia, we wcześniej umówiony sposób. Niższe Ja, za pomocą wyżej wymienionych części ludzkiego ciała, wprawia delikatnie wyważony przedmiot w określone wahania, które później są interpretowane na podstawie wcześniej uzgodnionej konwencji.
Do dnia dzisiejszego poznałem jednak tylko dwie osoby, które osiągnęły poziom mistrzowski w pracy z wahadełkiem. Stała się ona dla nich pewnego rodzaju dobrodziejstwem.
Przed laty ja również skutecznie porozumiewałem się za pośrednictwem wahadełka z moim George'em, aż do momentu, gdy pewnego dnia nagle przestałem otrzymywać wiadomości. Praca z wahadełkiem ustała. Moje Wyższe Ja zakazało mi z niego korzystać! Musiałem wtedy podążać trudną drogą, na której często cierpiałem z powodu pragnienia. Ale wkrótce zrozumiałem informację Wyższego Ja. Skazało mnie ono na wędrówkę przez pustynię, abym mógł rozwinąć większą wrażliwość. Przez pewien czas jej nie ćwiczyłem, korzystając z wygodnego wahadełka, i dlatego nieco osłabła.
Najważniejszym warunkiem skutecznego posługiwania się wahadełkiem jest absolutne, pełne zaufanie do naszego niższego Ja. Równocześnie zobowiązujemy George'a do szerszej, szczerej współpracy z nami. Następnie z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy liczyć na to, że odpowiedzi, które otrzymamy za pośrednictwem wahadełka, będą prawdziwe. Na początku wahadełko stanowi ważne źródło informacji pochodzących bezpośrednio od niższego Ja, później zaś, gdy nawiążemy kontakt z Wyższym Ja, przekazuje ono wiadomości za pośrednictwem George'a. Jeśli chodzi o tę zależność, musimy sobie zdać sprawę, iż średnie Ja nie może nawiązać bezpośredniego kontaktu z Wyższym Ja. Istotą, która stwarza ów kontakt, zawsze jest George. Dlatego też, aby przekaz zgodny był z prawda, nie możemy, wychowując George'a, przestraszyć go lub zniechęcić.
Posługiwanie się wahadełkiem wymaga pewnych uzgodnień z niższym Ja, ponieważ musimy przypisać sens słowny wywołanym przez nie ruchom. Wszyscy ci, którzy posługiwali się już wahadełkiem i w pracy z nim opierali się na zasadach innych niż proponowane tutaj, powinni bezwarunkowo je zachować i nie zmieniać. Ci, którzy dopiero zaczynają posługiwać się tym instrumentem, powinni rozważyć cztery następujące możliwości kojarzenia ruchów wahadełka z ich znaczeniem.
Najważniejsze odpowiedzi George'a przekazywane za pomocą wahadełka to „tak" i „nie". Gdy chcemy coś potwierdzić, czyli powiedzieć „tak", wykonujemy skinienie głową, natomiast w przeciwnym wypadku kręcimy głową na boki, dlatego też wychylenia wahadełka do przodu i do tyłu będą oznaczały „tak", a z prawej strony ku lewej - „nie".
Do tego dochodzą jeszcze dwie dalsze, rzadziej używane formy wychyleń wahadełka. Pierwsza z nich to ruch „ukośnie w prawo": wahadełko wychyla się do przodu na prawo i do tyłu na lewo, między „tak" i „nie"; co odpowiada kątowi 45 stopni. Ruch ten oznacza: „pytanie jest niejasne". Ostatni ruch - „na lewo do przodu i w prawo do tyłu", a więc 135 stopni od punktu wyjściowego - oznacza: „zapytaj mnie później".
Powinniście zacząć od tych czterech zasad. Wystrzegajcie się uzgadniania z George'em konwencji, która zawiera słowa: „być może". Na początku nie wprowadzajcie tego zwrotu do słownika związanego z wahadełkiem. Jest on bezużyteczny i prowadzi tylko do nieporozumień.
Inna ważna reguła mówi, by nigdy nie powtarzać bezpośrednio po sobie tego samego pytania. Możliwe, że średnie Ja chciałoby usłyszeć inną odpowiedź i próbuje ją jeszcze raz otrzymać „okrężną drogą". Takie zachowanie średniego Ja wobec George'a jest naprawdę niestosowne, niewłaściwe, niecne i niegodne, ponieważ w ten sposób obniża się wartość odpowiedzi George'a i sugeruje mu, iż mógłby przecież udzielić innej! To jawny wyraz niedowierzania i nieufności. Jeżeli jednak sytuacja i warunki, które wpływały na odpowiedź niższego Ja, zmieniły się, wskazane jest powtó rzenie pytania po pewnym czasie. Jeżeli na przykład pytani mojego George'a: „Czy mogę zaufać panu Bergerowi?", a odpowiedź brzmi: „Nie", to nie ma sensu stawianie tego samego pytania po upływie godziny. Przewidując taką sytuację, możecie ustalić z waszym George'em wyraźną konwencję: wahadełko kołysze się pod kątem 135 stopni, co oznacza: „zapytaj mnie później".
Nie powinniście również pytać o coś, co jest zrozumiałe samo przez się. Dlatego też nie pytałbym nawet dla zabawy mojego George'a o godzinie drugiej po południu: „C/y teraz jest godzina druga?". Jest to przekomarzanie się i drażnienie, na które my - średnie Ja - nie powinniśmy sobie pozwalać! Jak stwierdziliśmy w poprzednim rozdziale, George i tak jest skory do wszelkiego rodzaju figlów i psot, nie pobudzajmy go do nich przez swój własny przykład! Naturalnie, możemy z nim rozmawiać żartobliwie, lecz ja ze swojej strony nie zachęcałbym go do przekomarzań.
W czasie seminariów raz po raz pada pytanie, czy powinno się trzymać wahadełko wolną ręką, czy też podpartą łokciem, na przykład o stół. To kwestia wyboru i doświadczenia. Ja zawsze wolałem trzymać wahadełko wolną ręką, ponieważ wtedy całe moje ramię, od koniuszków palców aż do barku było do dyspozycji George'a. Znam jednak dwie osoby, które w sposób mistrzowski posługują się wahadełkiem, podpierając przy tym łokieć.
Bardzo pomocnym środkiem przy posługiwaniu się wahadełkiem w ramach naszej pracy nad Huną jest dziennik. Sporządźcie więc sobie nowy dziennik lub do pracy z wahadełkiem użyjcie odwrotnej strony notesu wykorzystywanego do zapisywania informacji dotyczących wahadełka. Notatki powinny zawierać: datę i miejsce doświadczenia, dokładne pytanie i odpowiedź. Notowanie zabiera niewiele czasu, a już po kilku dniach przekonacie się, jakich postępów dokonaliście w pracy z George'em. Po upływie tygodnia trudno byłoby wam dokładnie przypomnieć sobie pytania i odpowiedzi. Lektura notatnika daje jasne informacje na temat waszego rozwoju.
Istnieją jednak pytania, których w ogóle nie powinniśmy zadawać niższemu Ja. Dotyczą one rozwiązań wymagających logicznego myślenia. Może je podać tylko średnie Ja - nasz intelekt. Jeżeli kiedyś za pomocą rozsądku szukać będziemy rozwiązania problemów zawodowych, kwestii czysto technicznych, zwróćmy się z prośbą o wsparcie do George'a, gdyż jest on naszym przyjacielem, pomocnikiem i stróżem.
Kto odnosi sukcesy w pracy z wahadełkiem, nie powinien zniechęcać się moimi wcześniejszymi uwagami i dalej doskonalić swoje umiejętności! Pomimo korzystania z wahadełka osoba taka może stać się wybitnym adeptem Huny i nawiązać kontakt ze swoim Wyższym Ja. Może również pracować z wróżką, a nawet używać wahadełka jako różdżki. Znam wyśmienitego różdżkarza, który na wolnym powietrzu używa różdżki lub gołych rąk, nad mapą jednak pochyla się z wahadełkiem, aby ze stuprocentową pewnością stwierdzić występowanie złóż ropy albo zbiorników wodnych. Praktykuje on to od lat w stopniu mistrzowskim. O tym, że wahadełko dostarcza konkretnych, sprawdzalnych wyników, najlepiej świadczy fakt, że fabryka chemiczna Sandoz w Bazylei zatrudniła dwie osoby posługujące się wahadełkiem, aby odkryły zasoby wodne w krajach tropikalnych, gdzie firma ta zamierzała wybudować nowe zakłady.
Oto jeszcze inne „standardowe pytania" kierowane do George'a, które mogą jednak służyć tylko jako przykład. Każdy z was w miarę postępów w kontaktach z George'em powinien sformułować własne pytania, ponieważ służą one badaniu waszego niższego Ja, to znaczy waszego charakteru, i stanowią wstępny etap do pracy z George'em, którą wcześniej nazwałem „autopsychiatrią". Na początku można zadać pytanie: „Lubisz się bawić?". Odpowiedź prawie zawsze będzie twierdząca, a jeśli nie, to powyższe pytanie można uznać za wstęp do dalszych badań.
Jeżeli ktoś ma odwagę, powinien postawić pytanie: „Czy lubisz słodycze?". Gdy odpowiedź George'a brzmi „tak", wtedy średnie Ja powinno udzielić logicznych i przekonujących wyjaśnień na temat przykrych skutków łakomstwa. „Czy się boisz?" - to pytanie postawiłbym dopiero w późniejszym czasie, gdy współpraca z George'em będzie przebiegać bez problemów. Stanie się ono punktem wyjścia do podstawowych rozważań na temat strachu niższego Ja: strachu przed chorobą, złymi wynikami, krytyką. Badania te można prowadzić przy użyciu wahadełka, kiedy to średnie Ja zadaje pytania, a niższe Ja odpowiada. George z tym większym zainteresowaniem będzie postępował za wywodami średniego Ja, im trafniejsza okaże się jego odpowiedź.
Czasem mądrze jest podejść do George'a w sposób psychologiczny. Być może jego niechęć do szefa jest tak silna i „alergiczna", że nie powinniśmy mu radzić: „No, George, prześlij teraz panu Meierowi wiele czułych myśli przez sznur aka!". Może się zdarzyć, że niższe Ja odbierze naszą sugestię tak, jakbyśmy weszli do kogoś do domu razem z drzwiami, i silna niechęć do pana Meiera skłoni je do wycofania się. Jeżeli natomiast, posługując się wahadełkiem, postawicie pytanie: „Czy lubisz szefa?", George może odpowiedzieć „tak" lub „nie" (przypuszczalnie odpowiedź będzie przecząca). Stworzy to punkt wyjścia do gruntownego, logicznego i racjonalnego omówienia sprawy, co w końcu doprowadzi do o wiele bardziej przekonującego i łatwiejszego przesłania wyrazów miłości po sznurze!
Gdy wasze zaufanie do George'a jest już ugruntowane, możecie zadawać mu trudniejsze pytania w rodzaju: Czy masz złe wspomnienia? Czy żałujesz samego siebie? Czy popadasz w depresje? Czy wierzysz w Boga?
Jeżeli dobrze pamiętacie swoje sny, może zadawać niższemu Ja pytania bez używania wahadełka i prosić je, aby udzieliło odpowiedzi we śnie. Wielu moich studentów Huny osiągnęło w tym dobre wyniki! Przed zaśnięciem można porozmawiać z George'em i powiedzieć mu: „Daj mi piękny sen, daj mi odpowiedź na to pytanie i postaraj się, abym ją sobie przypomniał". Później można położyć obok siebie na łóżku magnetofon i z całą świadomością powiedzieć George'owi, że nie trzeba będzie wyciągać latarki, papieru i ołówka, lecz po obudzeniu się wystarczy nacisnąć budzik i nagrać sen na taśmę. Jest to wygodne dla średniego Ja i równocześnie zachęcające dla George'a.
Na zakończenie jeszcze kilka rad, jak można przy udziale George'a i za pomocą wahadełka znaleźć zgubione rzeczy? W odpowiedzi na to pytanie chciałbym przedstawić sprawdzoną przeze mnie „technikę okrążania".
Przyjmijmy, że nie mogę znaleźć ametystu, który otrzymałem w prezencie. Zwracam się wtedy do George'a: „George, zastanówmy się wspólnie. Kiedy ostatnio mieliśmy ten kamień w ręce?". W ten sposób zaczynamy na ogół wtedy, gdy czegoś szukamy, i na razie nie posługujemy się wahadełkiem. Gdy prosimy George'a, aby sobie coś przypomniał i przesłał nam obraz wspomnienia, z jego udziałem będzie on wyraźniejszy i napłynie szybciej.
Jeżeli próba przypomnienia nie dała rezultatu, biorę do ręki wahadełko i pytam": „Czy zapodziałem ten kamień w zeszłym tygodniu?". Jeśli odpowiedź brzmi „tak", próbuję zrekonstruować wydarzenia z poprzedniego tygodnia; jeżeli natomiast George odpowie „nie", muszę jeszcze dalej posuwać się wstecz. Mogę bezpośrednio zapytać o datę, lecz muszę tak sformułować pytanie, aby odpowiedź nie była datą, ale brzmiała „tak" lub „nie". Mogę również spytać: „Czy kamień jest w mieszkaniu?". Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, dalsze badanie nie sprawi trudności: „Czy jest on w kuchni? - Nie. W pokoju stołowym? - Tak. Po lewej stronie od drzwi? - Nie". (Wtedy oczywiście leży on z prawej strony). Nigdy nie należy pytać: „Czy kamień leży po lewej, czy po prawej stronie?". Jeżeli kamień znajduje się poza mieszkaniem, również możemy go zlokalizować, na przykład za pomocą mapy.
Życzę wam, byście niczego nie zgubili, lecz gdyby tak się zdarzyło: dużo szczęścia przy szukaniu!
Jak zacząć ćwiczenia z wahadełkiem? Weźcie obrączkę lub dużą nakrętkę, przeciągnijcie przez nią nić i po prostu spróbujcie.
Literatura na temat wahadełka jest obszerna. Pisali o nim Nielsen, Mermet, Tressel i Miaker. Są jeszcze inni autorzy. Każda ezoteryczna księgarnia ma na swoich półkach ciekawe książki poświęcone wahadełku.
Rozdział 6
Kala - duchowe oczyszczenie
Wygrywa zawsze ten, kto potrafi kochać i przebaczać.
Hermann Hesse
Co oznacza słowo kala? W rozdziale poświęconym odkryciu Huny przez Maxa Freedoma Longa zajęliśmy się semantyka. Słowo kala jest wręcz sztandarowym przykładem dla semantyki. W słowniku hawajsko-angielskim pod hasłem ka-la znalazłem dziesięć znaczeń. Pod ka znajdowało się półtorej gęsto zadrukowanej szpalty, a pod drugą sylaba la ponad połowa kolejnej szpalty. Według tego słownika ka-la znaczy:
- czyścić, przebaczać, uznać winę;
- rozwiązać, uwolnić (np. zwierzę), otworzyć;
- oszczędzić (kary), zwolnić z umowy, przywrócić światło:
odłożyć rynsztunek, mówić agresywnie, wyostrzyć.
Dwa ostatnie znaczenia dają się zastosować do innych niż nasze celów. Znaczenie pozostałych słów wyraźnie wskazuje na podobne pojmowanie sensu, pod którym rozumiemy kala w nauce Huny.
W rozdziale o niższym Ja powiedzieliśmy, że oczyszczenie wymaga intensywnej pracy z George'em, a ta znowu wymaga całkowitego zaufania. Oczyszczenie jest metoda, która niezawodnie prowadzi do Wyższego Ja. Jest szczególnie Ważne, gdyż zwątpienie, które później mogłoby wystąpić u niższego Ja, można usunąć w wyniku oczyszczenia przeprowadzonego wspólnie ze średnim Ja.
Kala jest procesem, który może trwać wiele tygodni. Powoduje on pozytywne wzmożenie gotowości niższego Ja i często wywołuje pozytywne zmiany duchowe.
Jak już wiemy, dla niższego Ja wątpliwości są najważniejszymi negatywnymi reakcjami i przeszkodami, pragniemy je zatem wykluczyć w celu dalszej, owocnej z nim współpracy. Dlatego też porozmawiajcie ze swoim niższym Ja już teraz, podczas lektury tej książki. Zagadnijcie George'a i powiedzcie mu coś w tym rodzaju: „Przyjmij to, co teraz wspólnie czytamy, i zachowaj ten materiał w swojej pamięci, gdyż będzie nam on później potrzebny!".
Jeżeli w czasie procesu oczyszczania niższe Ja na polecenie średniego złożyło jakąś ofiarę w celu udoskonalenia siebie, to śmiało możemy ów proces potraktować jako wtajemniczenie. Teraz bowiem nabieramy przekonania, że do tej pory byliśmy nieprawi, akceptujemy ten stan rzeczy i zmieniamy go. Zaczynamy postępować inaczej: uczciwie prowadzimy interesy, budujemy zaufanie w małżeństwie, sprawiedliwie zachowujemy się wobec zależnych od nas ludzi i rezygnujemy ze szkodliwych dla nas przyjemności
Wszystko to brzmi bardzo wzniosie. Czy jest nierealne? Na to pytanie możecie odpowiedzieć sami. Choć sam spożywam niewiele mięsa, w żadnym wypadku nie jestem zdania, że trzeba być wegetarianinem, aby skutecznie przeprowadzić proces oczyszczania. Mamy możliwość wyboru również w tym zakresie. Rozstrzygnięcie tego typu problemów chcemy pozostawić naszemu George'owi, który jest przecież nośnikiem sumienia. Gdy mamy już za sobą pierwsze wielkie oczyszczenie, wtedy nasz George, będący pod wrażeniem wcześniejszego wtajemniczenia, którego nigdy nie zapomni, chętnie i z przekonaniem stworzy połączenie z Wyższym Ja
Wspomniałem o pierwszym wielkim oczyszczeniu kala, ponieważ ono samo jeszcze nie wystarcza. Jesteśmy tylko ludźmi i nawet po nawiązaniu kontaktu z Wyższym Ja nie raz się zdarzy, że popełnimy błąd, że kogoś skrzywdzimy i ponownie ulegniemy starym przywarom, wadom lub złym przyzwyczajeniom. Przeprowadźmy wówczas dodatkowe oczyszczenie, które przyjdzie nam o wiele łatwiej niż to pierwsze, podstawowe.
Przeanalizujmy jeszcze inny aspekt znaczenia Kala, zawarty zarówno w nauce Jezusa, jak również w blisko z nią spokrewnionej religii żydowskiej. W Ewangelii św. Łukasza (15,11-32) znajdujemy przypowieść o synu marnotrawnym, a więc o wyrażaniu skruchy i powrocie do domu w fizycznym i psychicznym sensie. Metafora ta jest wyraźnym symbolem oczyszczenia! Decydującą rolę w tradycji żydowskiej odgrywa słowo Teshuwah. Przez nie rozumie się skruchę oraz powrót do Boga i prawa. Do tej sfery zalicza się także mocno wyrażone w modlitwie żydowskiego dnia pojednania przekonanie, że z góry określony zły los człowieka można odmienić dzięki modlitwie i skrusze. Uważam, że najlepszymi symbolami kala, jakie można sobie wyobrazić, jest marnotrawny syn Teshuwah i wspomniana modlitwa!
Również stara żydowska modlitwa nadziei mówiąca, że zła przyszłość może ulec zmianie na lepszą przez wewnętrzne oczyszczenie, przez „powrót", wyraźnie nawiązuje do Huny. Rozróżnia się w niej przyszłość skrystalizowaną i przyszłość zmienną. Ta skrystalizowana wydaje się określona przez los, to znaczy wyznaczona przez godzinę i miejsce urodzenia. Na zmienną przyszłość, jak mówi nauka Huny, można wpływać przez współpracę z Wyższym Ja, które niezwykle chętnie wysłuchuje modlitw swoich niższych jaźni i je spełnia pod warunkiem, że - przyjmując za kryterium swą wiedzę i miłość - uważa intencję modlitwy za właściwą. Jeżeli powyższy tok myślowy przyjmiemy za własny, przekonamy się, iż dana nam możliwość oczyszczenia jest właściwie ukoronowaniem wszystkich tych religijnych idei.
W czasie seminariów poznaję ludzi bliżej, dzięki czemu zauważyłem (początkowo ze zdziwieniem), że wielu uczestników wcale nie potrzebuje oczyszczenia, ponieważ od dawna ma łączność ze swoim Wyższym Ja. Jednakże do tej pory nic o tym nie wiedzieli ani też nie słyszeli o Hunie. Są to ludzie dobrzy i obdarzeni łaską, którzy z biegiem lat praktycznie nie zbudowali w sobie poczucia winy lub których tzw. wina jest tak mała, że nigdy nie przeszkadzała im w połączeniu z Wyższym Ja. Z pewnością nie są doskonali, bo któż jest idealny? Również ich nękają problemy, lecz cieszą się oni wewnętrznym spokojem, o który inni czasem rozpaczliwie walczą. Znajdują się w swoim wnętrzu. Są opanowani, mili, radośni, promieniują spokojem i bezpieczeństwem. Z pewnością mają wady charakteru, bez wątpienia czasami kogoś krzywdzą; bynajmniej nie są bez zarzutu, lecz to, czego im brakowało do nawiązania kontaktu z Wyższym Ja, owo Wyższe Ja dało im na drodze łaski.
Od takich osób powinniśmy się nauczyć, że również my, zwyczajni ludzie, którzy potrzebują oczyszczenia, nigdy nie zdołamy przeprowadzić go w pełni, perfekcyjnie i do końca. Mógłby tego dokonać nadczłowiek lub święty. Jeżeli jednak szczerze pragniemy codziennie poddawać się oczyszczeniu, to reszta, której nie możemy dopełnić, zostanie nam dana w drodze łaski przez nasze Wyższe Ja. Nasza szczera, dobra wola jest warunkiem jej otrzymania. Później, w miarę przebiegu oczyszczania z całą pewnością połączymy się z naszym Wyższym Ja, ponieważ z chwilą, kiedy zdecydowaliśmy się przeprowadzić ten proces, Wyższe Ja wspiera nas swoją pomocą. Nie ma dla niego większej radości i przyjemności niż informacja, iż średnie Ja i niższe Ja chcą przeprowadzić oczyszczenie. Wtedy możecie być całkowicie pewni, że wam pomoże. A jaki jest warunek? Jest nim szczera wola. aby w ścisłej, pełnej zaufania współpracy z niższym Ja pozbyć się wad charakteru i postępowania.
Dotyczy to nie tylko teraźniejszości i przyszłości, lecz również przeszłości. Przy pomocy George'a możecie zanalizować swoją przeszłość i zaakceptować ją. Możecie poprosić niższe Ja o przypomnienie wam zdarzeń oraz sytuacji, kiedy skrzywdziliście innych ludzi lub siebie samych, a szczególnie wasze niższe Ja i jego sumienie. Istnieje wiele problemów związanych z procesem kala, jak również z blokadami określonymi w Biblii jako „kamienie na drodze". Ważne jest, abyście wy, średnie Ja, jako instancja sprawcza, zawarli umowę z niższym Ja w celu podjęcia decyzji, która musi być szczera, pełna, bezwarunkowa i nieodwołalna. Od tego momentu otrzymacie potężne wsparcie od Wyższego Ja, co pozwoli wam wznieść się na wyższy poziom etyczny. To, co zrobicie później, będzie wynikało z punktu widzenia innego, wyższego stanowiska. Zadziałają wówczas moce, nad którymi zdołacie zapanować, jeżeli staniecie się ich świadomi.
Powtarzam, że oczyszczenie kala w dużym stopniu dotyczy niższego Ja, a dopiero przez nie w pełnej mierze również średniego Ja. Przypomnijmy, że Wyższego Ja, podobnie jak Boga, nigdy nie można skrzywdzić. Z powodu nieczystego sumienia George'a z jednej strony zerwane zostaje połączenie między średnim i niższym Ja, a z drugiej z Wyższym. George odpowiedzialny jest za pamięć, a w związku z tym również za sumienie. Może przerwać połączenie z Wyższym Ja, jeśli czuje, iż nie jest godzien nawiązania z nim kontaktu. Mechanizm ten funkcjonuje automatycznie i przez to jest nieubłagany. Zmusza to nas do konsekwentnego przeprowadzenia oczyszczenia. Przebaczenia nie otrzymamy od Wyższego Ja ani od Boga, lecz od ludzi lub istot, które skrzywdziliśmy. Drugą możliwością zmazania winy jest pewna forma zadośćuczynienia, po którą możemy sięgnąć, jeżeli nie możemy uzyskać przebaczenia.
Inicjatywa, by przeprowadzić oczyszczenie, należy zawsze do średniego Ja. Jeżeli zdecydowaliście się poddać temu procesowi, powinniście najpierw z rozwagą i w skupieniu zająć się w myślach sobą. „Sobą" oznacza tutaj - swoim niższym i średnim Ja. Jeżeli znajdujecie się w punkcie, w którym chcielibyście rozpocząć oczyszczanie, sprawdźcie za pomocą odpowiednich pytań gotowość waszego niższego Ja, ponieważ warunkiem powodzenia jest pełen zaufania kontakt z George'em. Zanim przystąpicie do oczyszczenia, odczekajcie pewien czas. Gdy jesteście już gotowi, najpierw posłuchajcie głosu rozsądku, a dopiero później kierujcie się emocjami niższego Ja - wtedy, gdy będą one przydatne, a więc w momencie, gdy wypytacie swojego George'a i zechcecie omówić z nim szczegóły. Za pierwszą wytyczną rozumowych przemyśleń oraz rozważań przyjmijcie zasadę Huny: nigdy nie krzywdzić, zawsze pomagać. Rozszerzeniem tej zasady jest dziesięć przykazań.
Zapytajcie więc samych siebie z całkowitym spokojem, kiedy i gdzie uchybiliście owej zasadzie. Postawcie sobie takie pytania, jak: Kto jest na mnie zły? Dlaczego? Czy mam wrogów? Jeżeli tak, czy to ja sam wywołałem wrogie uczucia innych osób? Czy żywię nienawiść? Czy pozostałem uparty w sytuacji, w której wspaniałomyślnie powinienem był przebaczyć? Czy moje ego zabroniło mi darować komuś winę? To my w naszej wspaniałomyślności musimy być tymi, którzy przebaczają pierwsi, ponieważ najpierw trzeba „odpuścić naszym winowajcom", a dopiero później oczekiwać „odpuszczenia naszych grzechów". Jest to typowo esseński sposób myślenia. Czy człowiek, któremu wybaczyliście, odniósł z tego powodu jakąś korzyść? I tak, i nie. Tak -jeżeli pozostajecie z nim w kontakcie i możecie doprowadzić do właściwego pojednania, z którego oboje będziecie się cieszyć. Nie -jeśli kontakt ten jest niemożliwy lub gdy inni nie życzą go sobie. W takim przypadku dana osoba nie odniesie żadnej korzyści z waszego przebaczenia. Pomimo to wy jesteście tymi, którzy przebaczają, a dzięki temu odnosicie największą korzyść, ponieważ przebaczenie wybawia was i uwalnia.
Czy przez to, że wybaczamy, jesteśmy egoistami, gdyż dzięki temu otrzymujemy wybawienie? Ależ skąd! Wybaczenie jest naszym obowiązkiem. Wyzwolenie, którego doświadczamy, jest łaską, nagrodą, którą otrzymujemy dzięki aktowi przebaczenia. Ma tutaj zastosowanie zasada: „Służ, aby sobie zasłużyć". Czy służenie można uznać za egoistyczny środek do celu? Nie, chyba że w stosunku do osoby, która źle rozumie słowo „zasłużyć". Zasada powinna więc brzmieć jednoznacznie: „Służ, a zasłużysz sobie" - tak jak w przypadku przebaczenia.
Moje wywody dotyczące tak ważnego elementu w procesie oczyszczania, jakim jest przebaczenie, chciałbym zamknąć pewną trafną jego charakterystyką. Zawdzięczamy ją jej autorowi - Robertowi Muellerowi, byłemu zastępcy sekretarza generalnego ONZ. Swój wiersz napisał z okazji „Międzynarodowego Tygodnia Przebaczenia 1986 - 1988". któremu przyświecała dewiza: „Każde przebaczenie jest prezentem dla samego siebie". Utwór Roberta Muellera nosi tytuł: „Postanowienie przebaczenia". W słowie „postanowienie" zawarty jest akt woli, który pochodzi od średniego Ja. Jak już podkreślono, również na oczyszczenie trzeba się zdecydować. Wiersz Muellera brzmi:
POSTANOWIENIE PRZEBACZENIA
Zdecyduj się na przebaczenie,
bo mściwość jest złem, mściwość zatruwa.
Nienawiść i gniew wyniszczają nas i pomniejszają.
Ty musisz być tym, kto pierwszy przebacza,
kto uśmiecha się i czyni pierwszy krok.
Zobaczysz szczęście rozkwitające
na twarzy bliźniego,
brata i siostry.
Bądź zawsze pierwszy.
Nie czekaj, aż inni przebaczą,
gdyż dzięki przebaczeniu
zapanujesz nad losem.
Będziesz kształtował życie i czynił cuda.
Przebaczenie jest najwyższą i najpiękniejszą formą miłości.
W zamian za nie otrzymasz niezmierzony spokój
i doskonałe poczucie szczęścia.
Wszystko, co do tej pory powiedziano na temat przebaczenia, jest ważne. Najważniejsze jednak jest to, abyśmy przebaczyli samym sobie. Wielu ludzi (ja również) mierzy siebie surową, bezlitosną miarą. Jest to szkodliwe, dla was i dla mnie, dla naszej rodziny, dla naszych przyjaciół i współpracowników. Bądźmy dla siebie bardziej wyrozumiali, pobłażliwi, wybaczajmy i pozwólmy sobie od czasu do czasu na pewną „niedbałość", ponieważ w chwilach odprężenia, wewnętrznego spokoju mogą się w nas zrodzić twórcze myśli, które zmienią nasze życie na lepsze.
W rym miejscu konieczna wydaje się mała dygresja na temat win, których można by szukać po drugiej stronie życia lub których nie jesteśmy świadomi. Kilku studentów Huny, zajmujących się swoim oczyszczeniem, spytało mnie o regresje, które zamierzali przeprowadzić na sobie. Podczas regresji specjalista wpływa na psyche (w naszym przypadku niższe Ja) osoby, która cofa się w czasie i przypomina sobie wcześniejsze zdarzenia; i to nie tylko z dzieciństwa, lecz również ze swoich wcześniejszych istnień. Regresje mogą przeprowadzić tylko doświadczeni specjaliści, bo w przeciwnym razie może dojść do kłopotów. Ogólnie nie jestem przeciwny tym eksperymentom, mimo że nigdy się im nie poddawałem. Chciałbym jednak ostrzec przed bezkrytycznym przyjmowaniem rezultatów regresji.
Ludzie, którzy przeżyli powrót do poprzedniego życia, doznają czasem głębokiego wstrząsu, a przez to tracą pewność siebie. Ich George, który usłyszał informacje od terapeutów przeprowadzających regresje, jest wstrząśnięty, nieraz nawet zrozpaczony, gdy słyszy, jakich strasznych przestępstw dopuścił się w poprzednim życiu. Niższe Ja czuje się winne i rozpaczliwie szuka okazji do zrzucenia z siebie balastu przeszłości.
Łatwo sobie wyobrazić, jak niekorzystnie może wpływać taki stan ducha na George'a przechodzącego właśnie proces oczyszczania. Jestem przekonany, że doświadczyliśmy większej liczby istnień ziemskich, lecz również mocno wierzę w to, że moje obecne życie jest wypadkową wszystkich poprzednich. Cieszę się, jeśli za pomocą oczyszczenia mogę uwolnić się od brzmienia wcześniejszych win, i w obecnym życiu uczę się tego, czego Bóg ode mnie oczekuje. Dlatego też jestem przekonany, że moje teraźniejsze życie jako podsumowanie wcześniejszych istnień zawiera nie tylko złe czyny i przestępstwa, lecz również „kredyt", który zdobyłem z powodu uszczęśliwiania innych osób. Wydaje mi się logiczne i rozsądne, że zajmuję się teraźniejszym bilansem mojego życia. Zawsze się uchylałem przed dodatkowym obciążeniem siebie wynikającym z regresji, a przez to przed podwójnym obwinianiem się za dokonane czyny, które w dzisiejszym bilansie dawno zostały uwzględnione. Nie odrzucam jednak regresji, radzę tylko, aby przeprowadzali je doświadczeni fachowcy i nie w czasie procesu oczyszczania.
Wiemy już zatem, jak podjąć decyzję o przeprowadzeniu oczyszczenia i co zrobić, aby je wykonać. Tak więc najpierw spróbujcie przypomnieć sobie wcześniejsze zdarzenia, które teraz potępiacie, po czym z całą otwartością omówcie je ze swoim niższym Ja. Następnie, prowadząc ożywiony dialog z George'em, odkryjcie słabości i niedoskonałości własnego charakteru. Wasze wady wcale nie muszą być poważne, ale mimo to mogą bardzo przeszkadzać. Nienawiść, nieżyczliwość, zawiść i zazdrość niekoniecznie muszą być wyraźnie rozwinięte, mimo to mogą zasadniczo wpływać na charakter, a przez to również na sposób postępowania. Jeżeli stanowczo, aczkolwiek bez samoudręczenia „wypowiecie wojnę" owym słabościom i wyjaśnicie George'owi, jak byłoby dobrze, gdybyście wspólnie mogli się ich pozbyć, możecie liczyć na owocną, a nawet pełną zachwytu współpracę swojego niższego Ja. W niektórych przypadkach bardzo pomocne może okazać się wahadełko.
Nie bądźcie zaskoczeni, jeżeli na którymś etapie oczyszczania odczujecie niezadowolenie. Im lepiej poznacie George'a, tym wyraźniej będziecie wyczuwać jego opór, co będzie dla was oznaką, że niższe Ja już nie współpracuje z wami tak, jak powinno. Nie okazujcie zniecierpliwienia, psychologia bowiem, podobnie jak Huna, zna proces zwany „wyparciem". Nauka Huny posługuje się tu bardzo wyrazistym pojęciem czarnego worka.
Wyobraźcie sobie, że wasz drogi George ma cechy charakteru, których się wstydzi, które ukrywa i nie pozwala im wypłynąć na powierzchnię; schował je po prostu w czarnym worku. Jest to jego nietykalny, ściśle prywatny obszar. George troszczy się nawet o to, aby jego średnie Ja nie miało o tym worku pojęcia, ponieważ odczuwa wstyd. Jeśli jednak średnie Ja wie o owej ciemnej sferze (jesteście teraz jej świadomi, bo o niej czytacie) i jeżeli wasz George, który czyta razem z wami, wie, „że wy wiecie", to przestanie się opierać i dojdzie do wniosku, że współpraca z wami może zbawiennie wpłynąć na usunięcie czarnego worka. Pamiętajcie więc, że George czyta tę książkę razem z wami. Niższe Ja notuje to, czego wy -jako średnie Ja - uczycie się w tej chwili, i żywi nadzieję, że jego własny czarny worek kiedyś zniknie! Porozmawiajcie więc z nim i powiedzcie mu: „No, George, obejrzyj sobie ten czarny worek. Będzie coraz mniejszy i mniejszy, aż wreszcie zniknie zupełnie!". Wtedy George wytworzy obraz odpowiadający tym myślom, uczepi się go i może się zdarzy, że już samo to krótkie ćwiczenie wystarczy, aby czarny worek przestał istnieć. Spróbujcie!
Kiedy przed laty chciałem uwolnić mojego George'a od czarnego worka, nie było to łatwe, ale moje doświadczenie jest dobrym przykładem, jak można wspólnie z George'em zająć się ciemnym obszarem naszej osobowości. Zapytałem George'a, czy moglibyśmy w myślach (które następnie staną się rzeczywistością) przekazać worek miejskiej oczyszczalni śmieci. On jednak tego nie chciał. W końcu poprosiłem go: „Powiedz mi, jak chcesz go zniszczyć!". Minęły dwa dni, zanim przyszedł mi do głowy pomysł, który -jak się później okazało - pochodził z pewnością od mojego niższego Ja. Dotyczył on podróży, którą wyobraziliśmy sobie w bardzo realistyczny sposób.
George i ja, jak dobrzy kompani, chwyciliśmy ten złowieszczy czarny worek z obu stron. Wyszliśmy z domu i wznieśliśmy się w powietrze. Naturalnie umieliśmy latać. Czy ktoś mógłby w to wątpić? Polecieliśmy do Holandii, do miejscowości, w której przed kilku laty spędziliśmy z rodziną bardzo udany urlop. Nasz lot -ja z lewej strony, w śród ku czarny worek, a z prawej strony George - upłynął szybko i bez żadnych przeszkód. Wylądowaliśmy na plaży przed zielonym domkiem kempingowym numer 131, który swego czasu wynajmowaliśmy podczas urlopu. Otworzyliśmy drzwi kluczem, znajdującym się w zamku. Znaleźliśmy łopatę, kanister z benzyną i zapałki. Był odpływ, wspaniale świeciło słońce. W odległości pięćdziesięciu metrów widać było morze i złocistą plażę. Wziąłem kanister i łopatę, a George niósł czarny worek i zapałki.
Doszliśmy na plażę i postawiliśmy wszystko na piasku. Wykopałem dół, wystarczająco głęboki i szeroki, aby zmieścił się w nim czarny worek. Następnie George wrzucił worek do wykopu. Otworzyłem kanister i obficie polałem worek benzyną. George podał mi zapałki. Odniosłem kanister na bok, wróciłem na miejsce, zapaliłem zapałkę, wrzuciłem ją z rozmachem do dołu i odbiegłem kilka metrów dalej. George uczynił to samo. W powietrze wzniósł się potężny słup ognia, któremu przyglądaliśmy się z wielką radością (chyba musi być w nas coś z piromanów). Benzyna spaliła się, czarny worek również i pozostała tylko garstka popiołu. Byliśmy zadowoleni; wzięliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do domku letniskowego, który stał na podwyższeniu z cegieł. Usiedliśmy na progu w drzwiach i huśtaliśmy nogami. Po kilku minutach, dużo szybciej, niż byłoby to w rzeczywistości, nastąpił przypływ. Woda obmyła całą plażę aż do naszego domku, opłukując nam nasze gołe stopy. Później ustąpiła, równie szybko, jak napłynęła. Plaża była znowu nieskazitelnie czysta. Dół i popiół zniknęły. Zapytałem George'a: „Czy teraz jesteś zadowolony?". Odpowiedział: „Tak, w stu procentach!". Polecieliśmy więc z powrotem do domu, trzymając się za ręce i odczuwając wielką satysfakcję.
Przypomniałem sobie później ów pomysł, przekazany mi przez George'a, który doprowadził do naszej podróży do Holandii. Dopiero wówczas zrozumiałem głęboki sens ceremonii spalenia: wystąpiły w niej cztery żywioły - woda, ogień, ziemia i powietrze!
Wróćmy jednak do oczyszczenia kala. Podane niżej wskazówki powinny umożliwić jego szczere, pełne i skuteczne przeprowadzenie. W procesie tym nie tyle chodzi o nas samych, ile raczej o ludzi, których skrzywdziliśmy przed laty lub dopiero w zeszłym tygodniu, a więc naszych krewnych, kolegów z klubu sportowego, z pracy, przechodniów lub kierowców. Powinniśmy naprawić nasze błędy. Ja na przykład przeprosiłem ciocię Emmę, która rzeczywiście jest nieznośna i do której odezwałem się bardzo niedelikatnie. Zrobiłem to otwarcie, i do tego w obecności jej siostrzeńca. Przeprosiny wymagały ode mnie odwagi i przełamania sie. Jest to zresztą nierozłącznie związane z przeprosinami. Gdy zawierają one jakiekolwiek ślady urazy, gniewu, złości lub niezdecydowania i braku miłości, wtedy nie są szczere i prawdziwe! Prośba o wybaczenie wymaga wewnętrznego przygotowania, uwolnienia się od chęci ataku, dążenia do pojednania. Gotowość do przeprosin może być owocem nagłego zrozumienia. Czasami poprzedzają je nieprzespane noce lub długie zmaganie się z urazami. Wszystko jedno, jaką podążymy drogą: trzeba iść nią świadomie i do końca. Przeprosiny są jak ofiara całopalna; gdy ją złożymy, nie otwierając się przy tym całkowicie, zatracimy jej właściwy cel.
Przeprosiny w rodzinie nie powinny przysparzać nam kłopotów. Jednakże w pracy lub w ogóle w kontakcie z obcymi osobami czasami dużo trudniej jest zdobyć się na prośbę o wybaczenie. Uważamy, że się poniżymy, i własna duma nie pozwala nam uczynić takiego gestu. W gruncie rzeczy jest to tylko głos naszego małostkowego ego, który musimy zagłuszyć, ponieważ człowiek umiejący przeprosić za swoje uczynki jest tak wielki, że stoi o niebo wyżej od tego, kto pełen jest fałszywej dumy. Dlatego też każdy błąd, na jakim się przyłapiemy, powinniśmy natychmiast skorygować. Skorygować to znaczy przeprosić ludzi, których skrzywdziliśmy. Wtedy urażona osoba spontanicznie przyjmie przeprosiny, natomiast gdy dopiero po dwóch dniach zadzwonimy do niej, prosząc o wybaczenie, może odłożyć słuchawkę, ponieważ przez ten czas jej gniew urośnie w siłę.
Jak należy postąpić, gdy podczas oczyszczania przypomnimy sobie o ludziach, którym wyrządziliśmy krzywdę, a którzy już nie żyją bądź przebywają z dala od nas. a my nie znamy ich nowego adresu? Pamiętajcie, że nadal jesteście z nimi połączeni sznurem aka (dotyczy to również osób zmarłych). Powinniście więc przesłać tym ludziom lub istotom duchowym waszą miłość do nich i prośbę o przebaczenie. Możliwe, że wasz George poczuje się usatysfakcjonowany tym szczerym aktem. Ale może się również zdarzyć, że jako nosiciel sumienia uzna. iż transmisja po sznurze aka jest tylko tanim przetargiem i należy uczynić coś więcej! Co wtedy? Należy dokonać - o czym była już mowa - zadośćuczynienia. Powinno ono polegać na czymś, co wymaga pewnego wysiłku lub zabiera czas, a więc jest swoistą ofiarą, jaką składacie w celu otrzymania wybaczenia. Mogą to być na przykład odwiedziny u chorego, do których wcale nie jesteśmy zobowiązani. „Czy nie jest to nieszczere?" - zapytano mnie pewnego razu w czasie seminarium. Nie, nie sądzę. Chory ucieszy się z odwiedzin i kwiatów. Może być nawet zaskoczony, lecz nie wie nic o zadośćuczynieniu, będącym pobudką odwiedzin.
Możecie też zapytać wprost: „George, komu mogę pomóc?". Może ktoś potrzebuje rady przy wypełnianiu rocznego oświadczenia podatkowego, może moglibyście zawieźć gdzieś ułomnego sąsiada, jeżeli macie samochód, a może tak wychowacie siebie i George'a, że będziecie uważniej słuchać skarg i żalów innych ludzi. Wtedy chętniej podejmiecie próbę pomocy bliźnim, czego wcześniej prawdopodobnie byście nie zrobili.
Proces oczyszczenia wymaga, jak widać, przede wszystkim czujności. Jeżeli w ogóle nie mamy pojęcia, co należałoby zrobić, można wpłacić pieniądze na rzecz organizacji dobroczynnej, jednak brak tej sumy w kieszeni powinniśmy odczuć; parę złotych z pewnością nie wystarczy! Ostatnią możliwością jest szczególnie skuteczne zadośćuczynienie, jakim jest post. Jeżeli choćby przez jeden dzień będziecie świadomie pościć, aby wynagrodzić określoną krzywdę, George z pewnością będzie zadowolony. Kiedy jednak pościcie, by schudnąć... sumienny i skrupulatny George tego nie zaakceptuje!
Wiecie już o istnieniu sznura aka, który łączy was z George'em i Wyższym Ja. Wiecie również, że George, nośnik sumienia, nie użyje sznura aka, tylko go odłączy, jeżeli ma nieczyste sumienie i nie czuje się godny kontaktu z Wyższym Ja. Dlatego też ważne jest, abyśmy szczerze postarali się przeprowadzić oczyszczenie, pomimo iż zdajemy sobie sprawę, że nie jest ono całkowite i nie może takie być, jesteśmy bowiem tylko ludźmi. Może trzeba będzie uświadomić niższemu Ja, że jesteśmy istotami ułomnymi, zwłaszcza wtedy, gdy jest ono perfekcjonistą. W tym przypadku dajemy mu do zrozumienia, że ta część oczyszczenia, której brakuje do pełni i której nie możemy zrealizować, zostanie nam ofiarowana przez Wyższe Ja na drodze łaski. Ważne w oczyszczeniu kala jest to, aby wykluczyć wszelkie wątpliwości George'a.
Na zakończenie chciałbym zapoznać was z krótkim, prostym ćwiczeniem kala, które możecie przeprowadzić nawet wtedy, gdy nie jesteście jeszcze gotowi do rozpoczęcia właściwego oczyszczenia. Już teraz może ono zapewnić waszemu George'owi podstawę do przyszłej pracy.
Usiądźcie wygodnie i zamknijcie oczy. Powiedzcie George'owi: „Jeśli kiedyś przystąpimy do oczyszczenia, co mi wtedy powiesz? Co cię dręczy? Za co poczuwasz się do winy? Z czego chciałbyś się oczyścić? Jak mogę ci pomóc? Pomóż mi w ciągu następnych trzech minut, gdy będziemy o tym myśleć".
Odłóżcie książkę, zamknijcie oczy i wykonajcie to proste ćwiczenie!
Rozdział 7
Wyższe Ja
A ponieważ duch nie może istnieć sam w sobie, lecz każdy duch przynależy do jakiejś istoty, zmuszeni jesteśmy założyć istnienie istot duchowych.
Max Planck
Istota i kształt Wyższego Ja
Już na początku tej książki była mowa o Aniele Stróżu dzieci. Gdy przykładowo „Wiener Kurier" oznajmia: „Dziecko spadło z wysokości dziesięciu metrów na beton, doznając niewielkich obrażeń", uznaję to za typowy przykład działania takiego anioła. Powiedziano również, że Anioł Stróż nie znika w miarę rozwoju dziecka, lecz przy nim pozostaje. Jako dorośli mamy obowiązek świadomego zbliżania się ku niemu. Musimy stać się godni nawiązania z nim kontaktu, tak by nas zaakceptował. Nasze Ja dokładnie wie, czy na to zasługujemy.
Według pojęć Huny, symbolem Wyższego Ja jest świetlista postać, świetliste ciało aka. Max Freedom Long określa Wyższe Ja jako przewód n i ka, towarzysza i obrońcę. Jest ono istotą o wyższej wiedzy, większym rozsądku, sile i dobru, a przede wszystkim posiada więcej łaski. Long nazywa je również Duchem Rodzicielskim. Pod pojęciem tym należy rozumieć nie fizycznych rodziców, lecz -mówiąc obrazowo - duchowe połączenie Adama i Ewy, dwoje w jedności, ponieważ Wyższe Ja tworzy nowe, a stare odnawia. Wyższe Ja oczekuje od nas wiary, jednak nie ślepej, lecz zbudowanej na rozsądku i doświadczeniu. Dzięki praktykowaniu Huny wiara w Wyższe Ja przeobraża się w końcu w wiedzę, że ono istnieje i zawsze jest przy nas, gdy je przywołujemy.
Jeżeli czujemy się głęboko utwierdzeni w nauce Huny, podobnie dzieje się z naszą wiarą w Boga. Jeśli jesteśmy powiązani z naszym Wyższym Ja i prowadzeni przez nie, pewnego dnia dotrzemy do punktu, w którym rzeczywiście zbliżymy się do Boga. Stracimy wtedy naszą wiarę w Niego - zastąpi ją wiedza. Wiedza ta będzie wówczas niewzruszona. Wiara może być wielka i bardzo silna, lecz nawet najgłębsza wiara nie jest wiedzą, ponieważ w jej pojęciu kryje się zawsze możliwość zwątpienia. Gdy połączymy się z naszym Wyższym Ja, odczujemy potężną wewnętrzną pewność i bezpieczeństwo. Prowadzeni pewną ręką Wyższego Ja, przeżyjemy na naszej drodze życia doświadczenia, które są niezbędne, aby naszą wiarę zastąpić wiedzą. Jest to ta niewzruszona i doskonała wiedza, która ustanawia pełne i rzeczywiste połączenie z Wyższym Ja oraz z Bogiem.
Wyższe Ja prowadzi nas na wyższy stopień świadomości - na wyższy poziom świetlny; zmienia naszą przyszłość i wpływa na nią. Wyższe Ja spełnia wszystkie nasze życzenia i modlitwy, które uważa za dobre dla nas, proszących i modlących się. Czyni to na podstawie swojej wiedzy i wglądu w przyszłość. Dopóki nie jesteśmy tego świadomi, może nas to doprowadzać do konfliktów. Będzie
O tym mowa w rozdziale na temat modlitwy Huny. My - z całą naszą ludzką wiedzą - nigdy nie dorównamy Wyższemu Ja w jego wiedzy i umiejętności przewidywania.
Jako ludzie, nie potrafimy widzieć przyszłych wydarzeń
1 dlatego nie wszystkie nasze modlitwy się spełniają. Jednak powinniśmy zdawać sobie sprawę, że Wyższe Ja tylko czeka na to, byśmy je zawołali i to właśnie teraz, w stadium, w którym się znajdujemy i być może pierwszy raz słyszymy o Hunie. Nie uważam bynajmniej za przypadek, że kupiliście tę czy inną książkę o Hunie. Wasze Wyższe Ja od dawna niecierpliwie czeka, by nawiązać z wami kontakt, czeka aż je zawołacie. Człowiek poważnie zajmujący się Huną ma już pełne wsparcie swojego Wyższego Ja.
Wiemy już, że średnie Ja przejmuje inicjatywę w nawiązywaniu kontaktu z Wyższym Ja. Ale dopóki życzenie to nie jest dostatecznie wyraźnie sformułowane i obudzone przez średnie Ja, Wyższe Ja przygotowuje obie swoje niższe jaźnie do spotkania z nim.
Teza, że Bóg i Wyższe Ja są jednym i tym samym, należy do takich, których nie można udowodnić. Cały wszechświat możemy uważać za Boga, jednak w naszej ludzkiej naturze leży rozumienie Boga jako osobowości podobnej do człowieka. Dopiero gdy doświadczymy Wyższego Ja, możemy utożsamić je z Bogiem, ale nie zdołamy podać na to żadnych argumentów. Jeżeli będziemy kierowali się tą myślą, zrozumiemy wiele spraw. W przypadku znacznej liczby osób myśl ta zamieniła się w wiedzę dopiero dzięki doświadczeniu. Biblia pełna jest odniesień do Boga, stanowiących dla wielu ludzi prawdziwy problem, znany także mnie. Uważałem za niewypowiedzianie trudne zbliżenie się do Boga. Był on dla mnie „niezwykle odległy". Nie mogłem sobie wyobrazić, że w ogóle można zbliżyć się do tak doskonałej istoty. Później, gdy poznałem Hunę, przekonałem się, że wcale nie tak trudno jest skontaktować się ze swoim Wyższym Ja. Wyższe Ja stało się nagle mostem do Boga, a most ten jest Bogiem. Jest to idea esseńska, którą w innej formie przedstawił również Jezus. Wystarczy, że wiemy, iż nauka Huny daje nam dokładne wskazówki, w jaki sposób możemy dotrzeć do Wyższego Ja. Po dotarciu do niego pozbywamy się niepewności, nieśmiałości, bojaźni i obaw. Zyskujemy odwagę, by uczynić krok zbliżający nas do Boga, ponieważ wiemy, iż Wyższe Ja należy do nas, jest częścią nas i możemy się do niego zwrócić z pełnym zaufaniem.
Każdemu, kto zaczął interesować się Huną, chciałbym zacytować definicję Wyższego Ja, za którą jestem nieskończenie wdzięczny M. F. Longowi. Znalazłem ją w małym tomiku zatytułowanym Short Talks on Huna. Chodzi tutaj o wczesne prace Longa, których zbiór opublikował Otha Wingo. Na stronie 44 czytamy:
„Z istoty Wyższego Ja wynika, że jest ono najbardziej logiczne, wiarygodne i pewne. Wyższe Ja sprowadza Boga w nasz zasięg. Możliwe, że ponad Wyższym Ja istnieją coraz to wyższe istoty, lecz dla naszych celów i bezpośredniej pomocy wystarczy nam wiedzieć, że Wyższe Ja przebywa z nami, że jest częścią nas i że gotowe jest pomagać nam wtedy, gdy nauczymy się tego, co konieczne, aby je przywołać. Dlatego też Wyższe Ja w tak naturalny sposób chroni dziecko, ponieważ nie mogło się ono jeszcze nauczyć, co jest konieczne.
Modliliśmy się do Boga pod różnymi imionami i w różnych językach, a wszystkie te modlitwy trafiły do Wyższego Ja".
Nigdzie nie znalazłem lepszej definicji i lepszego wyjaśnienia istoty Wyższego Ja. Sądzę, że Long zawarł tutaj wszystko, co powinniśmy wiedzieć o Wyższym Ja. Szczególnie ważna wydaje mi się uwaga, że Wyższe Ja jest gotowe nam pomagać, jeżeli nauczymy się tego, co jest potrzebne, aby je przywołać.
Long sformułował jeszcze jedną myśl, która bardzo mnie zaciekawiła, a mianowicie, iż ponad Wyższym Ja istnieć mogą jeszcze wyższe istoty. Idea ta doprowadziła mnie do pewnego pojęcia w Biblii, którego nigdy nie mogłem zrozumieć. W Starym Testamencie wiele razy mówi się o „Panu Bogu Zastępów". Nie znalazłem na to żadnego wyjaśnienia. Określenie „zastępy" wskazuje na gotowość do jakiejś walki. Poza tym musi chodzić o zastępy pańskie jako o szeregowych żołnierzy, z pewnością nie oficerów i grupy specjalne. Nauka Huny nasunęła mi myśl, że być może te pięć lub sześć miliardów Wyższych Ja, należących do ludzi, to właśnie owe zastępy. Wydaje mi się bardzo logiczne i w żadnym wypadku nie pozbawione sensu, jeżeli potraktujemy nasze Wyższe Ja jako niższą kategorię w hierarchii istot niebieskich, jako piechotę, zastępy pańskie, które łączą ludzi -istoty fizyczne - ze światem duchowym. Interpretacja ta wydaje mi się wiarygodną podstawą do zrozumienia psalmu 8,6. Walka, w której muszą wykazać się zastępy pańskie, to ogólne udoskonalenie ludzkości, walka przeciw złu. Nie jest to jednak bitwa toczona przeciwko innym ludziom, lecz konflikt w nas samych. Pewne przysłowie mówi: „Największym zwycięstwem jest to odniesione nad samym sobą". A właśnie takim zwycięstwem jest oczyszczenie, przy którym niezbędna jest pomoc Wyższego Ja. Udoskonalić ludzkość może tylko ten człowiek, który zacznie od siebie. Myślę, że zwrot „zastępy pańskie" odnosi się do wyraźnie nakreślonego pojęcia Huny Poe Aumakua - czyli Wspólnota Wyższych Ja. (Nie wyklucza to możliwości, by Wyższe Ja jednej grupy, na przykład uczestników seminarium, określić również mianem Poe Aumakua - Wspólnotą Wyższych Ja w konkretnych warunkach).
Long stwierdził wyraźnie, że kahuni określali Wyższe Ja jako świetlistą postać. Ma ono kształt ludzkiego ciała: można wyraźnie rozpoznać tułów, ramiona, nogi i głowę. Postać ta jest ze światła. Long mówił o tym już dużo wcześniej, jeszcze przed opublikowaniem wyników badań amerykańskiego lekarza Raymonda Moody'ego oraz przed wypowiedziami na ten temat Elizabeth Kubler-Ross i Stefana von Jankovicha.
W tym miejscu chciałbym powiedzieć nieco więcej o książce doktora Moody'ego. Nosi ona tytuł Życie po życiu. Dzięki naukowym opisom zawartym w tej książce (oraz w będącej jej kontynuacją pracy Refleksje nad życiem po życiu) autor mimowolnie stał się koronnym świadkiem nauki Huny, zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja. Pierwsze amerykańskie wydanie ukazało się w 1975 roku, a więc w cztery lata po śmierci Longa. Gdyby Moody wiedział o badaniach Longa dotyczących Huny i Wyższego Ja, może świadomie lub nieświadomie zawarłby je w swoich pracach. Przy okazji odczytu doktora Moody'ego w Szwajcarii miałem sposobność osobiście porozmawiać z nim o Hunie. Sprawił na mnie wrażenie bardzo sumiennego, skrupulatnego, skromnego i nadzwyczaj sympatycznego naukowca. Zapewnił mnie, że nigdy dotąd nie słyszał o nauce Huny.
W swoich książkach opowiada on o przeżyciach kilku tysięcy osób, które znajdowały się w stanie śmierci klinicznej. Następuje ona w wyniku wypadku lub podczas operacji, kiedy nie można zarejestrować klinicznie wymiernych funkcji procesów życiowych. Dotyczy to pracy serca, a przede wszystkim mózgu. W szpitalach udaje się czasami przywrócić do życia ludzi przebywających w stanie śmierci klinicznej. Moody relacjonuje ich przeżycia. Na początku swych badań Moody zwrócił uwagę na tę problematykę, publikując wiele na ten temat w fachowych czasopismach. Z biegiem czasu otrzymał dużo informacji dotyczących śmierci klinicznej. Badał te materiały niezwykle dokładnie i krytycznie. Pacjenci dostarczali mu danych w stanie pełnej trzeźwości umysłu, to znaczy po powrocie z sali intensywnej terapii.
Najpierw przedstawiali oni wydarzenie, w którym brali udział. Najczęściej wiązało się ono z przebytym szokiem. Następnie mówili o „ciele duchowym", w którym wznieśli się nad miejscem wypadku lub nad stołem operacyjnym i obserwowali z góry, co się dzieje. I tak na przykład, widzieli starania ludzi, którzy próbowali wyciągnąć ich fizyczne ciało z wraku samochodu. Relacje te zgodne były z prawdą, nawet w przypadku tych osób, które w swoim fizycznym ciele były niewidome. Po tej pierwszej fazie pacjenci przechodzili wkrótce do ciemnego pomieszczenia, korytarza lub tunelu, który początkowo wzbudzał w nich strach, niepokój i skrępowanie. W pewnej chwili u wylotu tunelu pojawiał się świetlisty punkt, który szybko się przybliżał i którego kształt stawał się wyraźnie widoczny: świetlista postać posiadająca tułów, ramiona, nogi i głowę. Później wszystko stawało się jasne, przyjemne i bezpieczne. Świetlista postać promieniowała ciepłem i miłością, której -jak potwierdzają wszyscy pacjenci - nie sposób opisać słowami ludzkiego języka. W książkach Moody'ego przytoczone są rozmowy między pacjentami a świetlistymi postaciami. Podczas tych rozmów z niepojętą szybkością przesuwało się przed oczami pacjentów ich dotychczasowe życie. Żaden z nich nie chciał powracać do fizycznej egzystencji. Bliskość świetlistej postaci była wstrząsająca i uszczęśliwiająca. Opisywali ją w porywających, gorących słowach. Jednak postać ta mówiła, że nie wolno im pozostać, że muszą powrócić na ziemię ponieważ mają jeszcze zadania do spełnienia. W przypadku niektórych pacjentów świetlista istota podkreślała wyraźnie, że muszą wrócić do życia, gdyż nie obdarzyli jeszcze swoich bliźnich dostateczną miłością i mogliby to nadrobić.
W ramach niniejszej książki niemożliwe jest przedstawienie wszystkich informacji o świetlistej postaci, jakich udzielili rozmówcy Moody'ego, jak również tego, co mówi Huna na temat Wyższego Ja. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka elementów.
Znamienne jest to, że dialogi między świetlistą postacią -nazwę ją teraz Wyższym Ja - a pacjentami nie odbywały się ani w sferze werbalnej, ani w żaden sposób znany nam z naszego fizycznego życia. Było to raczej przechwytywanie myśli, a więc czynność, jakiej uczymy się w kontaktach z niższym i Wyższym Ja. Niektórzy pacjenci opowiadali, że Wyższe Ja ukazało się im już wcześniej i z niewysłowioną miłością pomogło im przy wychodzeniu z fizycznego ciała. Światło określali jako białe lub przejrzyste - takie, które nie raziło oczu. Osoby, o których mowa, nie patrzyły w tym momencie fizycznymi oczami, które mogłyby zostać oślepione.
Moody opisuje wizerunek świetlanej istoty, który odpowiada wyobrażeniu Wyższego Ja Huny. Żadna z osób, które wróciły do życia po śmierci klinicznej, nie miała nawet cienia wątpliwości, że owo światło było żyjącą istotą, że miało cechy osoby. Istota ta emanowała nieopisaną miłością i ciepłem, doskonałą afirmacją i bezpieczeństwem. Czuło się promieniującą od niej siłę. urzekającą, porywającą i jakby magnetycznie przyciągającą.
Moody podaje, że owa istota zawsze opisywana jest w powyższy sposób, bez najmniejszych odchyleń. Przytacza on również rozmowy, które dotykały zagadnień filozoficznych i religijnych. Na przykład, głoszona przez Longa idea, że śmierć jest tylko krokiem na drodze rozwoju, porównywalnym z przyjęciem na wyższą uczelnię lub z otrzymaniem dyplomu, znajduje potwierdzenie w prawie identycznych z nią wyobrażeniach pacjentów po śmierci klinicznej. Jeden z nich powiedział, że śmierć nie istnieje, idzie się tylko dalej, tak jak przechodzi się ze szkoły podstawowej do średniej i następnie na studia. Inni porównywali śmierć z powrotem do domu. Jeszcze inni przedstawiają ją jako ucieczkę z więzienia, co wyraźnie przypomina nam filozofię Platona. Dzięki tym wszystkim faktom Moody stał się dla mnie głównym świadkiem egzystencji Wyższego Ja.
Na zakończenie rozważań poświęconych Wyższemu Ja chciałbym podzielić się z wami moim zdaniem na temat działalności Jezusa jako Wyższego Ja. Chciałbym przy okazji również wspomnieć, że prawdziwe imię Jezusa brzmiało Jeshua, co znaczy „Jahwe jest ratunkiem". Tak miał na imię, ponieważ Jeshua był Żydem, pobożnym Żydem, i co więcej - był rabinem. Poświadczają to w ewangeliach jego uczniowie, którzy wielokrotnie zwracali się do niego „rabinie". Mówi się również, iż przemawiał on w synagogach. Czy byłoby to możliwe, gdyby nie był rabinem?
Do czasów Jeshui Żydzi, jego współobywatele, znajdowali się w rozpaczliwej sytuacji. Ich duchowa orientacja uległa rozpadowi, szalała wojna psychologiczna między zelotami, saduceuszami i faryzeuszami, a naród uciskany był prze/ srogie rzymskie mocarstwo, które według dzisiejszych pojęć moglibyśmy określić tylko jako „gestapo". Przy tym Jeshua należał bez wątpienia do faryzeuszy, którzy jako zdecydowani przeciwnicy Rzymian, dbali wyłącznie o swoje żydowskie interesy. Jeshua już dużo wcześniej - jak powiedział profesor Ben Chorin - był „faryzeuszem w opozycji", to znaczy zasadniczo uważał się za faryzeusza, których zresztą niesłusznie uznawano za godnych pogardy, lecz jako esseńczyk nie zgadzał się z ich nauką. Z tego powodu był dla nich niewygodny.
Jeshua bardzo wyraźnie widział duchowe problemy i konflikty swoich współobywateli. Sam w dotkliwy sposób przeżywał rzymską okupację, nękającą jego naród. Jego wypowiedź, że należy oddać cesarzowi co cesarskie, uważam za radę polityczną skierowaną do współziomków, którzy doświadczyli okropnych przeżyć przy próbie uchylania się od przymusowych dostaw dla Rzymian. Kto wie, ilu Żydów zostało skazanych przez Rzymian na ukrzyżowanie, gdy dowiedziono im, że ich dostawy były za małe.
Jeshua wiedział, że tajemna nauka Esseńczyków byłaby wybawieniem dla tysięcy jego rodaków, lecz nie wolno mu było jej przekazywać. Poza tym istniało niebezpieczeństwo, że wielu z nich nie pojmie tej nauki i nie zdoła zastosować jej w praktyce. Sądzę, że nauka i życie Jezusa pokazują wyraźnie, że ofiarował się on swoim rodakom jako reprezentant Wyższego Ja i nie żywił żadnych boskich ambicji. Szczególnie jasne stały się dla mnie pouczające i ciekawe badania, które Long opisuje w swojej ostatniej książce. Dlatego też jestem przekonany, że Jeshua kierowały pobudki praktyczne oraz że na przykładzie własnego życia wędrowny rabin miał przekazać jak największej liczbie ludzi zbawcze idee. Z pewnością prowadziłby o wiele wygodniejsze życie, gdyby przyjął bezpieczne stanowisko rabina w Nazarecie, Kafarnaum lub Jerozolimie.
Nie zamierzam nikomu narzucać swych poglądów. Możecie, stosownie do swojej woli, przyjąć je lub odrzucić. Mnie wydały się one niezwykle logiczne.
Kontakt z Wyższym Ja. Oświecenie
Jak stwierdzić, że nawiązaliście kontakt z Wyższym Ja? To proste: naładujcie się maną i przesyłajcie ją po sznurze aka do Wyższego Ja. Wasze Wyższe Ja powie wam, czy powinniście już teraz przesłać mu dar many, czy dopiero później, gdy przeprowadzicie oczyszczenie. Kiedy poczujecie, że nadszedł odpowiedni czas, że gotowi jesteście uczynić ten wielki krok - nie wahajcie się! Jedno jest pewne: odbierzecie sygnał od Wyższego Ja za pośrednictwem George'a.
Podobnie możemy poznać imię naszego Wyższego Ja. Przemówcie do swojego niższego Ja mniej więcej tak: „George, spróbujmy, odważmy się. Naładowaliśmy się maną. Teraz przekażemy ją naszemu Wyższemu Ja przez sznur aka razem z głębokim oddechem!". Wtedy Wyższe Ja otrzyma manę i przeobrazi ją w mana-loa, siłę życiową o „wysokim napięciu". Niewielką jej część, lecz naładowaną „wysokim napięciem", odeśle wam ono z powrotem jako deszcz błogosławieństwa, który spadnie na was w cudowny, dobroczynny, zbawienny i kojący sposób. Odniesiecie wrażenie, jakbyście stali nadzy na deszczu - poczujecie ów deszcz nie w piersiach i nie w brzuchu, lecz na zewnątrz ciała, na głowie, barkach, piersiach, plecach, udach i ramionach. Zauważycie go dzięki lekkiemu mrowieniu, dzięki delikatnej, lecz przyjemnej gęsiej skórce. W każdym razie będzie to odczuwalne na skórze. Od tej chwili przez całe życie będziecie odbierali to wrażenie zawsze w tym samym miejscu, za każdym razem w momencie, gdy otrzymacie deszcz błogosławieństwa od Wyższego Ja. Może się jednak zdarzyć, że odbierzecie ten boski deszcz inaczej, kiedy później przekażecie manę innemu Wyższemu Ja lub istocie duchowej, która - waszym zdaniem - jej potrzebuje. Z ufnością obserwujcie wszystkie doznania na skórze i nie dziwcie się, jeśli przy przekazywaniu many innym istotom wystąpią również inne wrażenia.
Kontakt z Wyższym Ja przez sznur aka oraz towarzyszący mu deszcz błogosławieństwa jest niezwykle uszczęśliwiający, lecz jeżeli można tak się wyrazić, nadal jest to tylko kontakt techniczny. Gdy pewnego dnia zbliżymy się do Wyższego Ja. nastąpi w naszym życiu punkt kulminacyjny, kiedy to Wyższe Ja objawi się nam w pełni. Odbierzemy do głębi wstrząsające, radosne i zbawienne wrażenie doskonałej wewnętrznej harmonii, absolutnego bezpieczeństwa. Jest to uczucie niepowtarzalne i nie do opisania, podobnie jak nie można oddać słowami przeżyć ludzi, którzy w stanie śmierci klinicznej przeżyli kontakt z Wyższym Ja. Odczujemy wówczas trzy stany świadomości, trzy jaźnie, ową troistość, stan pełnego wybawienia, wolności duchowej i fizycznej. Będzie to swoistym wtajemniczeniem, poczuciem bliskości z naszym indywidualnym, tylko nam podporządkowanym duchem świętym, który po prostu jest z nami.
Long pisze na ten temat w swojej książce Wiedza tajemna w praktyce:
„Najczęściej w życiu jednego człowieka najwyższe, pozostające poza światem zmysłowym doświadczenie kontaktu z Wyższym Ja trafia się raz lub dwa razy. Nagle, po cichu niższe Ja otwiera niewidzialne wrota i następuje kontakt. Niższe Ja ofiarowuje swój dar many i całego człowieka ogarnia radość. Możliwe nawet, iż widzi on przy tym białe światło, gdy Wyższe Ja przyjmuje manę i przekształca ją w wibrujące promienie. Przeżycie to jest tak silne, że pozostaje w pamięci do końca dni jako święte wspomnienie i przekonujący dowód prawdy".
Jedna z moich uczennic napisała kiedyś w liście do mnie: „Przeżyłam raz stan pełnego szczęścia i błogości. Łzy płynęły mi z oczu". Również ja przeżyłem coś podobnego, dlatego też uważam powyższy opis za oczywisty, ponieważ z pewnością nie istnieje wznioślejsze uczucie niż ten dojrzały kontakt z Wyższym Ja.
Rozdział 8
Modlitwa według Huny i uzdrawianie duchowe
Wiara nie pochodzi od rozumu, podobnie jak miłość.
Hermann Hesse
Energia many, którą wielokrotnie przesyłamy w czasie modlitw Huny, odgrywa decydującą rolę w ich spełnianiu się. Jak już mówiliśmy, siła wspólnie wytworzona przez niższe i średnie Ja nazywa się maną. Siła many, którą niższe Ja przekazuje średniemu, to mana-mana, natomiast siła przesyłana Wyższemu Ja przez niższe i średnie Ja nazywa się mana-loa; jest to moc szczególnie duża, porównywalna z napięciem elektrycznym. Używa jej Wyższe Ja, by skutecznie działać na ziemskim, fizycznym poziomie. Mana-loa - jak wiemy - działa na dwóch poziomach, jest równie skuteczna na poziomie ziemskim, jak po „drugiej stronie" - w zaświatach.
Przejdźmy teraz do najważniejszej części zawartych w tej książce instrukcji dotyczących praktykowania Huny.
Każda modlitwa jest kontemplacją, podczas której obcujemy z Bogiem; jest aktywnością duchową pełną miłości i czci. W ten duchowy stan wchodzimy dzięki naładowaniu się maną, pod warunkiem, że zadbamy o spokój w naszym otoczeniu. Dlatego też ważne jest znalezienie sobie takiego miejsca, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał w modlitwie, którą odbywać należy w pozycji siedzącej, z wyprostowanym, lecz nie usztywnionym kręgosłupem.
Pierwszym krokiem rytuału modlitwy jest naładowanie się maną.
Drugi krok to kontemplacyjna medytacja - przyjrzenie się znaczeniu Wyższego Ja. W tym czasie można zadawać następujące pytania: Jak blisko mnie znajduje się Wyższe Ja? Jak ściśle jestem z nim połączony? Jaki jest sens i cel mojej modlitwy i do kogo właściwie się zwracam? Musimy sobie jednocześnie uświadomić, że nasze Wyższe Ja, które określamy imieniem znalezionym podczas praktykowania Huny, jest naszym Godnym Zaufania Rodzicielskim Duchem, naszym silnym Aniołem Stróżem, silniejszym niż wszystkie ciemne wpływy; naszą świętą istotą duchową, która łączy nas bezpośrednio z Bogiem. Jest przewodnikiem, towarzyszem i opiekunem, któremu okazujemy miłość, wdzięczność, ogromny szacunek, głęboką pokorę i uniżoność.
Nie przyjmujcie tych myśli tylko formalnie, lecz potraktujcie je jako zachętę. Nadajcie kształt własnym myślom; nie muszą być identyczne w czasie każdej modlitwy (w przeciwieństwie do słów, którymi będziecie się później posługiwać). Pomyślcie również, że możecie zdać się całkowicie na wasze Wyższe Ja, że jest ono ogniwem łączącym was z Bogiem.
Trzecim krokiem jest wysłanie daru many do Wyższego Ja. Możemy powiedzieć swojemu Wyższemu Ja: „Ta ofiara many przeznaczona jest wyłącznie dla ciebie samego, nie dla mnie; ty zdecydujesz o jej zastosowaniu. Dar many traktuję jako małą symboliczną ofiarę, którą chętnie ci składam z głębi serca".
Przy czwartym kroku po raz pierwszy zapoznajemy Wyższe Ja z brzmieniem modlitwy, którą wcześniej sformułowaliśmy.
Piąty krok polega na ładowaniu maną symbolu i obrazu reprezentującego modlitwę. W tym celu zwracamy się do niższego Ja: „George, naładuj maną obraz, wykonując wspólnie ze mną głęboki oddech - teraz!". W momencie nabierania powietrza wyobrażamy sobie (poproście George'a o pomoc), że naładowany maną obraz wysyłamy po sznurze aka do Wyższego Ja.
Szósty i siódmy krok to dwukrotne powtórzenie Wyższemu Ja treści naszej modlitwy. Odbywa się to w spokoju oraz całkowitym zaufaniu.
Ósmy krok to ofiarowanie przez sznur aka Wyższemu Ja dużej ilości many. Dzięki złożeniu tej ofiary jesteśmy pewni, że nasza modlitwa się spełni.
Dziewiąty krok stanowi zakończenie. Dziękujemy Wyższemu Ja w sposób, jaki przyjdzie nam do głowy i jaki wydaje się nam odpowiedni. Następnie mówimy mu, że wycofujemy się z modlitwy.
Jeszcze raz, uważnie przeczytajcie razem z George'em tych dziewięć kroków modlitwy. Wątpliwości co do ich praktycznego zastosowania znikną zupełnie, gdy później kilkakrotnie powtórzycie modlitwę w celu nawiązania kontaktu z Wyższym Ja. Jeżeli jednak już teraz czujecie nieprzepartą chęć modlitwy według Huny, przystąpcie do niej natychmiast, ponieważ ten wewnętrzny impuls jest mową Wyższego Ja. Nigdy nie zapominajcie o jednym: Wyższe Ja wspiera was bardzo mocno w czasie modlitwy Huny!
Oczywiście modlitwę najpierw trzeba przygotować. Nauka Huny kategorycznie tego wymaga. Już Jezus powiedział, że modląc się, nie powinniśmy być „wielomówni jak poganie". Jest to typowa wskazówka Huny! A zatem najpierw musimy głęboko przemyśleć przedmiot modlitwy, zastanowić się, dlaczego i o co chcemy prosić. Może to być życzenie dotyczące spraw materialnych; Huna nie zabrania nam prosie o dobra doczesne. Wymaga tylko, aby spełnienie naszej modlitwy nikomu nie przyniosło szkody: żadnemu człowiekowi, żadnemu przedmiotowi, żadnej instytucji, a przede wszystkim nam samym. Musimy więc zadać sobie pytanie: „Co może się stać, gdy nasza modlitwa się spełni?". Nie musimy martwić się o to, czy zaszkodzimy naszemu Wyższemu Ja, czyje obrazimy lub zranimy.
W celu sformułowania modlitwy weźcie papier i ołówek, aby w całkowitym spokoju zapisać swoje myśli. Im krócej je ujmiecie, tym lepiej. Kiedy zapiszecie treść modlitwy, zastanówcie się, czy jest ona jednoznaczna i jasna; nie powinna bowiem zawierać żadnych niedomówień ani wątpliwości Następnie rozważcie, czy nie dałoby się usunąć poszczególnych słów lub całych zdań.
W czasie zapisywania treści modlitwy wasz George mocno się napracuje. Polecam formę pisemną nie dla pedanterii, lecz dlatego, że słowo pisane wywiera na George'u dużo większy wpływ niż mówione lub tylko pomyślane. Wie on wtedy bardzo dokładnie, że musi się zająć konkretną modlitwą. W końcu to on pracuje później z Wyższym Ja nad jej urzeczywistnieniem! Dlatego też niższe Ja równie intensywnie współpracuje ze średnim Ja przy następnym kroku, tj. przy tworzeniu symbolu lub obrazu albo reprezentującego modlitwę. Podszepnie wam wówczas pewne idee albo życzenia; dzięki niemu „przyjdą wam one na myśl".
A oto przykład ilustrujący powyższe zagadnienie: Jakiś czas temu uczestniczka mojego seminarium zapytała mnie o najlepszy symbol dla swojej modlitwy. Modlitwa miała dotyczyć jej syna, prawnika, który wkrótce miał zdawać podstawowy egzamin aplikacyjny. Pomimo iż syn był gruntownie przygotowany, pragnęła ona - co rozumie się samo przez się - pomodlić się za jego powodzenie. Treść modlitwy była jasna i oczywista, krótka i jednoznaczna, lecz - jak powiedziała-znalezienie odpowiedniego symbolu sprawiało jej kłopot. Po zastanowieniu się wpadłem na pomysł, by wyobraziła sobie popiersie syna; powinno ono przedstawiać go z ciężkim złotym łańcuchem na szyi, na którym zawieszony jest ogromny znak paragrafu wykonany ze złota. Złoty łańcuch był lub jest nadal atrybutem burmistrza: uważany jest za odznakę honoru. Złoty znak paragrafu symbolizuje wiedzę prawniczą. Obraz ten zawierał wszystkie elementy potrzebne do symbolicznego wyrażenia życzeń i próśb sformułowanych w modlitwie. Jednoznacznie zostało w nim wyartykułowane pomyślne złożenie egzaminu prawniczego! Moja uczennica Huny napisała mi później, że jej syn zdał egzamin.
Bardzo istotnym obrazem symbolicznym jest wizerunek dwóch obejmujących się osób. Prawdopodobnie nieraz będziecie prosić, aby dwoje ludzi się pojednało, aby spróbowali od nowa ułożyć swoje wzajemne stosunki. Może sami będziecie jedną z tych osób. Obraz ten jest symbolem nie tylko dobrym, lecz również silnym. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że symbol jako piąty krok modlitwy wydaje się jej niezbędnym elementem: nasz George pracuje dzień i noc z Wyższym Ja nad spełnieniem naszych modlitw. Za każdym razem, gdy wypowiadamy modlitwę, George ją wprawdzie rozumie, lecz nie potrafi powtórzyć. Dzięki symbolowi wie, o jaką modlitwę chodzi, a następnie pracuje z Wyższym Ja, posługując się wyłącznie symbolem.
Powróćmy jeszcze do zagadnienia poruszonego na wstępie. Napomnień Jezusa: „Módlcie się bez ustanku" lub: „Módlcie się cały czas" nie należy rozumieć dosłownie, ponieważ dla większości ludzi modlenie się cały dzień byłoby wymaganiem nierealnym. Gdy uzmysławiam sobie, że ja, Henry, nie mogę modlić się bez ustanku, ale George może czynić to bez żadnych przeszkód, wówczas staje się dla mnie jasne, że Jezus musiał jako esseńczyk znać tę naukę, która jest identyczna z nauką Huny.
Niektóre modlitwy określam jako „permanentne". Są to takie prośby, które można lub należałoby wznosić przez całe swoje życie. Gdy modlę się o oświecenie, wiedzę i zdrowie, nigdy nie nadejdzie taki dzień, w którym stwierdzę, że tego rodzaju próśb sformułowałem już wystarczająco dużo. Jeżeli natomiast chcę mieć nowy samochód (a Huna wcale tego nie potępia), to przestanę się o niego modlić z chwilą, gdy modlitwa odniesie skutek. Im goręcej poświęcamy się modlitwom i im więcej pracujemy nad sobą, przekonujemy się, że kierujemy do Wyższego Ja ściśle określone modlitwy. Czy ma sens zwracanie się w tej samej modlitwie z prośbą zarówno o oświecenie, jak i o nowego forda? Z pewnością nie! Również w tej kwestii Long udziela nam jasnych wskazówek. Trzy powstałe w wyobraźni życzenia (tzn. pragnienie oświecenia, wiedzy i zdrowia), a może też kilka innych, powinniśmy ująć w jedną grupę modlitw. Modlitwy drugiej grupy mogą dotyczyć dóbr materialnych lub na przykład udanego wyjazdu służbowego. Long radzi, by między dwiema różnymi grupami modlitw robić co najmniej dwugodzinną przerwę. Oczywiście modlący się sam będzie czuł, ile czasu powinna trwać owa przerwa.
Jak już wspomniano, w trzeciej fazie modlitwy według Huny ofiarujemy Wyższemu Ja dar many, przeznaczony wyłącznie dla jego własnych celów, a na zakończenie modlitwy dziękujemy mu.
W tym miejscu pragnąłbym jeszcze dodać, iż zawsze należy pamiętać o tym, że jesteśmy szczerze zobowiązani w stosunku do naszego Wyższego Ja i powinniśmy mu dziękować za spełnienie życzeń zawartych w modlitwie, nie tylko przypadkowo i okazjonalnie, lecz regularnie i z największą czcią, gdyż zasłużyło sobie na szacunek i poważanie. Wyższe Ja jest naszą boską częścią i modlitwy możemy przesyłać zarówno jemu, jak i Bogu. Jeżeli będziemy robić to często, może wykształcimy stałą formułę, uznając ją za najlepszy środek wyrazu. Formy lub formuły modlitw mogą stracić swoją moc. Możemy jednak temu zapobiec dzięki samodyscyplinie. Jeśli będziemy pamiętać, że formuły modlitewne są czymś realnym, prawdziwym i niewzruszonym, to nasze modlitwy zachowają swą wewnętrzną moc.
Jestem zdania, że naszym obowiązkiem jako średniego Ja jest włączenie do modlitwy dziękczynnej, skierowanej do Wyższego Ja, również naszego George'a, ponieważ w końcu on jest istotą, która stwarza połączenie przez sznur aka. Bez niego nie moglibyśmy zgromadzić ładunku many. Ponadto dzięki sile swojego sumienia jest on nieprzekupnym strażnikiem.
Każda modlitwa ma charakter telepatyczny. Niższe Ja przesyła Wyższemu obrazy lub symbole, a Wyższe Ja materializuje przesłany mu obraz. Potrzebuje ono w tym celu na dwojaki sposób używanej siły - mana-loa. Long ujął to następująco: „Jest to tajemnica tajemnic".
Modlitwy powinniśmy formułować zawsze w formie pozytywnej. Przykładowo, nigdy nie modliłem się: „Wybaw mnie od mojej choroby!", lecz: „Ty dajesz mi zdrowie" (pierwsza wypowiedź świadczy, iż skłonni jesteśmy żałować samych siebie).
Nawet najszczersza modlitwa Huny nie gwarantuje, iż zostanie ona spełniona. Mylny jest sąd, że dzięki modlitwie Huny możemy otrzymać wszystko, czego chcemy. Poziom wiedzy Wyższego Ja jest dużo wyższy niż średniego Ja. Może się zdarzyć, że w fazie, w której będziecie pracować nad formą modlitwy, napotkacie trudności, że daremnie szukać będziecie symbolu i że w końcu „przyjdzie wam na myśl" wiadomość od waszego Wyższego Ja: „Trzymaj się od tego z dala, to nie jest dobre". Może nagle wyłonią się wątpliwości (w tym przypadku uzasadnione i sensowne), które skłonią was do ponownego przeanalizowania treści modlitw. Zazwyczaj można wówczas ustalić, dlaczego dana modlitwa nie jest właściwa. Być może nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas na jej spełnienie. W takich warunkach średnie Ja uczy się od Wyższego Ja, swojego wychowawcy.
Może się również zdarzyć, że nie „usłyszycie" tego, co mówi do was Wyższe Ja za pośrednictwem niższego, i że „nic nie przyjdzie wam do głowy". Może podeszliście zbyt zuchwale do sformułowania modlitwy i do symbolu. Poczyniliście wszystkie przygotowania, modlicie się, kierujecie lub - mówiąc dokładniej - wierzycie, że kierujecie modlitwę przez sznur aka do Wyższego Ja. Jednak w rzeczywistości George, który ma ściślejszy kontakt z Wyższym Ja niż średnie Ja. wyłączył przekaźnik na sznurze aka. Inny przypadek to taki, w którym George niczego nie zrobił, natomiast Wyższe Ja nie przyjęło modlitwy. Powodem tego, że modlitwa nie dotarła do adresata, jest brak łaski błogosławieństwa. Irytujemy się i zastanawiamy: Co się stało? Czy to George przerwał połączenie, czy Wyższe Ja nie zaakceptowało modlitwy? Ne wiemy, lecz może później przyjdzie nam to na myśl.
Modlitwa Huny nie oznacza dla średniego Ja przywileju bezczynności. Wspanialejest mieć świadomość, że posiadamy dwóch niezastąpionych pomocników, z których jeden jest prawdziwie boskiej natury. Kontakt z Wyższym Ja wprowadza nas w tego rodzaju euforię, iż powstaje niebezpieczeństwo, że przestaniemy trzeźwo oceniać sytuację i zapomnimy o naszych, średniego Ja, obowiązkach przed i po nawiązaniu kontaktu. Powinniśmy przeto zwrócić się do naszego ludzkiego rozumu, ponieważ jako średnie Ja mamy obowiązek logicznego myślenia i działania. Musimy „obiema nogami stać na ziemi". Przyjąwszy taki punkt widzenia, może zrozumiemy, że nie wolno nam było wznosić tej czy innej prośby do Wyższego Ja. Lecz zapewniam was, że wystarczy parę niepowodzeń, kiedy to nie odczujecie „deszczu błogosławieństwa", byście wyraźnie „słyszeli" Wyższe Ja i lepiej układali swoje modlitwy. Staniecie się bardziej krytyczni.
Inaczej sprawa wygląda, gdy mimo szczerych wysiłków w pracy nad Huną napotykacie trudności i przeszkody, których źródła nie potraficie rozpoznać i nie możecie dać sobie z nimi rady. W takim przypadku nie powinniście zbyt długo się męczyć, lecz od razu poprosić o pomoc Wyższe Ja.
Może również się zdarzyć, że jednakowa modlitwa, z upływem miesięcy lub lat stanie się „mdła" i będziecie ją odczuwać jako oklepaną, nie czerpiąc z niej radości. Zawsze kosztowało mnie dużo wysiłku i walki ze sobą stwierdzenie, że moja modlitwa się zdezaktualizowała. Któż chciałby zwątpić w modlitwę, o której spełnienie długo prosi i która przecież ma w pewnym sensie urok świętości. Zdarzyło mi się to już z psalmami i innymi fragmentami Biblii czy też z książkami Longa. Nie powinniśmy jednak uciekać od takich myśli, bo są one wyraźnym dowodem na to, że rozwinęliśmy się w minionym czasie i na modlitwy, psalmy i książki patrzymy teraz pod innym kątem. Może powinniśmy na nowo sformułować modlitwę. Być może tymczasem zaszły w nas jakieś zmiany i przedmiot naszej modlitwy nie jest już tak ważny.
Czasem dobrze jest zwrócić się do Wyższego Ja bez oficjalnej modlitwy. Możemy wtedy przesłać mu silny ładunek many i poprosić, aby użyło tej siły do swoich wyższych celów, jednocześnie zachęcając je na przykład do poprawy sytuacji na świecie, do udoskonalenia ludzkości. Możliwe, że Wyższe Ja przeznaczy dar many dla wielu ludzi, którzy nie znają modlitwy Huny i nie potrafią przesyłać siły życiowej. Przy tej formie komunikacji wystarczy po prostu zwrócić się do Wyższego Ja: „Daję ci manę na wszystko, czego chcesz, tylko nie dla mnie samego!".
Jak ma się modlitwa Huny do modlitw, które kierowaliśmy do Boga od czasów wczesnego dzieciństwa? Kwestia ta bardzo interesowała mnie dawniej, dzisiaj odpowiedź na to pytanie nie jest prosta z dwóch powodów. Po pierwsze, zdałem sobie w pełni sprawę z tożsamości Boga i mojego Wyższego Ja. Poznanie to pochodzi z doświadczenia. Obojętne, czy modlę się do Ariela - bo tak ma na imię moje Wyższe Ja - czy do Boga. Po drugie, respektuję przyzwyczajenie, które mówi mi wyraźnie: Jeżeli od czasów swej młodości lub dzieciństwa kierowałeś określone modlitwy zawsze do Boga, pozostań przy tym, nie zmieniaj tego". Zdarza się, że dzisiaj kieruję pewne modlitwy do Boga, zwracając się do Niego osobiście, jednak cały czas mam w świadomości myśl, że On i Ariel to jedno. Modlę się, chcąc wyrazić Mu moją miłość lub lepiej go poznać, albo też chcę Mu podziękować oraz ofiarować to, co liturgia lub poezja określa mianem uwielbienia. Tego rodzaju myśli, a więc treści, które nie wymagają ingerencji w sferze fizycznej, przesyłam spontanicznie do Boga. W pierwszej chwili można pomyśleć, że jest to zdrada wobec Wyższego Ja. Podejrzenia takie pochodzić mogą z podświadomości - a więc od George'a. Jest to logiczne, ponieważ George, który nie potrafi się zastanowić - przez spontaniczną modlitwę średniego Ja do Boga - czuje się odsunięty i niepotrzebny. Przed laty wytłumaczyłem George'owi, że w czasie mojej bezpośredniej modlitwy do Boga jest on tak samo ważny, jak podczas modlitwy do Ariela, ponieważ to właśnie spontaniczność i emocje skłaniają mnie do tego, abym zwrócił się do Boga.
A zatem jest już chyba jasne, jakie modlitwy intuicyjnie kierujemy do Boga. Co jednak powinna zawierać modlitwa do Wyższego Ja? Pytanie to nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy nasz układ z Wyższym Ja stanie się stały, mocny i niewzruszony. Treść tych modlitw będzie wynikać z określonej potrzeby, duchowej lub fizycznej, którą u siebie zauważyliśmy. Dobrze byłoby, gdybyśmy już przeszli oczyszczenie i stwierdzili, że nie było ono jeszcze doskonałe. Może więc później poprosimy Wyższe Ja o dodatkową pomoc w przezwyciężeniu słabości charakteru, złych nawyków lub skłonności, jak również o poznanie, zrozumienie, wiedzę bądź duchowe uzdolnienia. Istnieją ponadto modlitwy dotyczące polepszenia stosunków z ludźmi, czyli związane z problemami małżeńskimi, kłopotami z dziećmi, z partnerem, z przełożonymi. Można prosić w modlitwie o załagodzenie sporu, powodzenie w sprawach zawodowych, zmianę przyszłości na lepszą i zrozumienie, co powinniśmy uczynić w takim czy innym przypadku dla bliźnich, w rodzinie albo w pracy. Czasami nie wystarczy sama logika, by posunąć się dalej. Wówczas średnie Ja dojdzie do wniosku, że tylko modlitwa o boskie oddziaływanie może zasadniczo zmienić niepożądaną sytuację. Istnieje przysłowie, które zrozumiałem w pełni dopiero w połączeniu z nauką Huny: „Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają".
Pewna pragmatyczna chrześcijanka przedstawiła mi następujący problem. Przez lata kierowała modlitwy do Jezusa. Czy po przeczytaniu tej książki powinna zwrócić się teraz do swojego Wyższego Ja i poznać jego imię? Nie przyszło jej to łatwo, ponieważ Jezus nadal był jej pośrednikiem między nią a Bogiem! „Co robić?" - zapytała. Każdemu, kto zetknął się z tym problemem, radzę z pełnym przekonaniem: pozostań przy imieniu „Jezus", ponieważ jest on również do twojej dyspozycji jako przedstawiciel Wyższego Ja, co stwierdziłem już wcześniej.
Czy nauka Huny daje się pogodzić z religiami? Pytanie to pojawia się nieustannie. Po głębokim i starannym przemyśleniu tego zagadnienia doszedłem do mocnego przekonania, że między żadną religią, wyznaniem lub doktryną a nauką Huny nie istnieje konflikt. Obowiązuje to zwłaszcza w odniesieniu do Wyższego Ja, co niektórym ortodoksyjnym wyznawcom lub teologom może wydawać się herezją. Skrupuły takie natychmiast znikną, gdy uświadomimy sobie, że Bóg i Wyższe Ja są jednym i tym samym. Wiele religii ustanowiło tak ogromny dystans między człowiekiem i Bogiem, iż czasami nie mamy odwagi szukać bliskości tej odległej, zdawałoby się, nieosiągalnej istoty. Niektórym ludziom taka próba wydaje się skazana na niepowodzenie. W Hunie Wyższe Ja - ta bliska, stojąca przy nas istota, z którą bez obawy możemy nawiązać kontakt -jest dla nas cudownym pomostem i potężną pomocą, ponieważ stanowi część człowieka, który pragnie połączyć się z Bogiem.
Jedno z najbardziej znaczących mediów, Anglik o szorstkiej powierzchowności, którego jednak bardzo szanuję i kocham, powiedział mi przed laty: „Huna? That is only raft!” („Huna? To tylko tratwa!"). Miał rację. Nie powinien jedynie użyć słowa „tylko". Gdyby stwierdził: „Huna jest wspaniałą tratwą, cudownym mostem!", wtedy, moim zdaniem, trafiłby w dziesiątkę.
Huna w żaden sposób nie uwłacza i nie przynosi ujmy treściom zawartym w religiach lub wyznaniach. Uprzytomnijmy sobie, że religie czy wyznania są przecież ludzkimi interpretacjami i zbiorami dogmatów dotyczących stosunku człowieka do Boga. Nauka Huny jest mądra i dostatecznie mocno wskazuje na to, aby nie krytykować lub, co gorsza, wyśmiewać żadnych przekonań związanych z oddawaniem czci Bogu. Wręcz przeciwnie, Huna może znacznie wzmocnić uwielbienie Boga i ułatwić dostęp do Niego. Znam wiele przypadków młodych uczestników seminariów, którzy wystąpili ze swoich organizacji kościelnych, a po kilku miesiącach praktykowania Huny wstąpili do nich ponownie, ponieważ spojrzeli na swe wyznania i ich praktyczne zastosowanie z nowego, doskonalszego punktu widzenia, przyjęli inną postawę wewnętrzną i inne nastawienie do życia. Sama Huna nie jest religią, lecz dla wielu ludzi okazuje się drogą, która ponownie prowadzi ich do Boga.
Jezus powiedział: „Nikt nie dojdzie do Ojca inaczej, aniżeli przeze mnie". Przeglądając konkordancje, można stwierdzić, że w Starym Testamencie nazwa „Ojciec" dla określenia Boga występuje bardzo rzadko. Nie wiemy również, skąd pochodzi jej tłumaczenie. Natomiast w Nowym Testamencie słowo to występuje nadzwyczaj często. Dlatego też skłonny jestem przyjąć, iż Jezus, kiedy jako Żyd mówił o Ojcu, nie miał na myśli Boga ze Starego Testamentu, lecz własne Wyższe Ja lub Wspólnotę Wyższych Jaźni - Poe Aumakua. Poza tym jestem przekonany, że Jezus był do dyspozycji swoich cierpiących rodaków jako zastępca Wyższego Ja. A zatem, gdy powiedział. „Wszystko, o co będziecie prosić w moim imieniu, będzie wam dane", uważał się za Wyższe Ja. Wypowiedź tę można logicznie wytłumaczyć, posługując się nauką Huny.
Pierwszą część tęgo rozdziału chciałbym zamknąć cytatem z Listu św. Jakuba Apostoła, w którym mowa jest o „sprawiedliwym", identycznym z cadykiem ze Starego Testamentu. Sądzę, że był to człowiek, który już w kolebce otrzymał łaskę od swojego Wyższego Ja lub dzięki oczyszczeniu kala (a przez to również za pośrednictwem łaski) wzniósł się na wyższy poziom sprawiedliwych. Cytat ten brzmi: „Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego". (Jk 5,16)
Uzdrawianie duchowe
Wyniki badań nad duchowym uzdrawianiem świadomie omawiam w rozdziale poświęconym modlitwie Huny, ponieważ uzdrawianie to nie jest niczym innym, jak modlitwą. Tyle tylko, że modlitwa prowadząca do uzdrowienia ma bardziej spontaniczny i swobodny charakter.
Człowiek, który chce uzdrawiać, musi zdać sobie sprawę z tego, że on sam nie jest „uzdrowicielem", lecz obdarzonym łaską narzędziem, kanałem lub przewodem (jeżeli można się tak wyrazić), przez który przepływa uzdrawiająca energia. Uzdrowienie następuje zawsze i wyłącznie za sprawą tego, którego nazywamy najwyższym uzdrowicielem, a więc dzięki Bogu. Możność uzdrawiania jest łaską. Niektórzy ludzie odczuwają silną wewnętrzną potrzebę uzdrawiania innych. Mogą zupełnie nic nie wiedzieć o Hunie ani nigdy nie „uczyć się" uzdrawiania. Spontanicznie czynią to, co jest niezbędne do uzdrowienia, czyli, nie stawiając żądnych warunków, oddają się do dyspozycji, pozwalają płynąć przez siebie uzdrawiającej sile, a pacjentowi nie dają nic innego jak współczucie i bezgraniczną miłość.
Obdarzeni łaską naturalni uzdrowiciele po prostu leczą, nie wiedząc, jak to się dzieje. Można ich spotkać w Brazylii - wielokrotnie są analfabetami - na Filipinach, wśród Indian, jak również pośród bezpodstawnie wyśmiewanych pierwotnych mieszkańców Czarnej Afryki, najczęściej tam, gdzie człowiek nie uległ jeszcze zepsuciu i zachował kontakt z naturą. To, że tacy ludzie żyją także w Nowym Jorku i Londynie, jest, moim zdaniem, wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Jeżeli my, ludzie cywilizowani, kierowani wewnętrzną potrzebą, chcemy stać się aktywnymi uzdrowicielami, musimy najpierw (lecz nie zawsze) zapoznać się z „technika uzdrawiania". Aczkolwiek zajmiemy się teraz bardziej technicznymi szczegółami, chciałbym jeszcze raz wyraźnie podkreślić, że również tutaj czynnikiem rozstrzygającym jest miłość.
Istnieją specjalne szkoły kształcenia uzdrowicieli, szczególnie w Anglii. Podkreśla się w nich konieczność „poziomego" i „pionowego" dostrojenia się uzdrawiającego do osoby uzdrawianej. Przez dostrojenie poziome rozumie się nawiązanie duchowego kontaktu z pacjentem. Osiągnięcie go można ułatwić, przykładając palce wskazujący i środkowy do obu tętnic szyjnych pacjenta, dzięki czemu uzdrawiający wyczuje rytm uderzeń serca i w konsekwencji dostroi się do tętna osoby uzdrawianej. Można także położyć rękę na piersi pacjenta i, wyczuwając rytm jego oddechu, dostroić do niego swój oddech. Wówczas można z pełnym zaangażowaniem przejść do duchowego zbliżenia się do chorego. Już w tym momencie można próbować w czysto intuicyjny sposób postawić diagnozę odnośnie jego dolegliwości i bólów. Później następuje dostrojenie pionowe, rozumiane ogólnie jako kontakt z Bogiem.
Dla ucznia Huny poziome dostrojenie jest bardzo proste. Wiadomo, że przez samo dotknięcie pacjenta powstaje połączenie z nim za pośrednictwem niezniszczalnego sznura aka (niezbędnego przy późniejszym uzdrawianiu na odległość). Można ponadto wyczuć rytm serca i oddechu, lecz nie uważam tego za konieczne. Mnie wystarcza kontakt stworzony przez sznur aka. Za jego pośrednictwem połączenie z pacjentami jest doskonałe. Również pionowe dostrojenie nie sprawia trudności. Człowiek, który nawiązał kontakt ze swoim Wyższym Ja, razem ze swym George'em przesyła mu manę po sznurze aka. Ale także ktoś, kto nie jest jeszcze pewien, czy osiągnął Wyższe Ja, powinien mimo to, jeżeli czuje wewnętrzną potrzebę, zająć się uzdrawianiem bez zastrzeżeń i wątpliwości. Wyższe Ja udzieli mu swojej pomocy, a wraz z nim również Wyższe Ja pacjenta. Możecie być pewni, że otrzymacie niezbędne wsparcie, jeżeli wasze pragnienie uzdrawiania podyktowane jest wyłącznie miłością i gotowością służenia innym.
Można czasem spotkać uzdrowicieli, których określam jako ego-uzdrowicieli. Chcą oni widzieć samych siebie w centrum zainteresowania, wystawiają się na pokaz oraz ciągle podkreślają swoje niezwykłe sukcesy w uzdrawianiu. Rzeczywiście osiągają czasami dobre rezultaty, które - moim zdaniem - można wyjaśnić psychicznym oddziaływaniem na pacjenta. Podobnie jak może pomóc pacjentowi tabletka placebo z cukru mlekowego, tak samo na niektórych chorych robi wrażenie wystrój pokoju uzdrowiciela, jego oryginalne ubranie czy gesty wykonywane przy nakładaniu rąk. Całkiem możliwe, że bóle chorego znikną, zwłaszcza gdy są natury psychosomatycznej. Najczęściej jednak efekt takiego uzdrowienia nie jest trwały. Bywa, że prawdziwi, skuteczni uzdrowiciele tracą swoją moc, jeżeli ulegają pokusie zdobywania dzięki niej głównie korzyści materialnych. Przypadek jednego z czołowych filipińskich uzdrowicieli stanowi tu tragiczne ostrzeżenie.
Zdarzyło się również, że uzdrawiający leczył na odległość i nie znał osobiście swojego pacjenta, którego dane podali mu krewni lub znajomi chorego, lecz mimo to wyleczył go z raka. Pacjent dopiero znacznie później dowiedział o jego uzdrawiających zabiegach. To największy sukces dla uzdrowiciela poważnie traktującego swoje zajęcie.
Uzdrowiciel osiągający efekty w swej pracy jest obdarzony łaską, ponieważ został wybrany przez Boga bądź własne Wyższe Ja jako narzędzie lub kanał przekazujący pacjentowi uzdrawiającą energię. Czy może więc nagle stracić dostęp do tej energii? Nauka Huny daje jednoznaczną odpowiedź Gdy obdarzony łaską uzdrowiciel z jakichś przyczyn zboczy z właściwej drogi, gdy stanie się zrozumiały, dumny i żądny pieniędzy, wtedy jego niższe Ja na pewno będzie miało nieczyste sumienie i odetnie połączenie, zablokuje sznur aka, zerwie kontakt (tzn. dopływ łaski).
Uzdrowiciele praktykujący Hunę czują się znacznie pewniej, wiedząc, że sznur aka gwarantuje im bezpośredni dostęp do niższego Ja pacjenta. Poza tym są mocno przekonani, że mogą liczyć na pomoc własnego Wyższego Ją oraz Wyższego Ja pacjenta. Kontakt z niższym Ja osoby uzdrawianej jest pożyteczny, lecz mniej istotny niż połączenie z własnym Wyższym Ja i Wyższym Ja pacjenta.
Jak należy się przygotować do przeprowadzenia modlitwy uzdrawiającej? Po pierwsze, trzeba już rano mocno naładować się maną i poprosić George'a, aby zmagazynował jej dużą ilość. Będzie nam ona potrzebna w ciągu dnia podczas czynności uzdrawiających. Nigdy nie można wątpić, czy ma się dostateczny zapas many do dyspozycji. Aby ów zapas uzupełnić, należy wykonać od czasu do czasu głęboki oddech. Naturalnie, jeśli mamy okazję, powinniśmy również w ciągu dnia powtórnie naładować się maną. Ale nawet jeżeli znajdujemy się w drodze, musimy być pewni, że dysponujemy dostateczną ilością many.
W czasie modlitwy uzdrawiającej nie musicie dokładnie przestrzegać wspomnianych wyżej dziewięciu zasad, chociażby dlatego, że przebywacie w towarzystwie innej osoby, pacjenta, i musicie koncentrować się głównie na niej. Zawsze jednak trzeba podtrzymywać kontakt myślowy z własnym Wyższym Ja oraz Wyższym Ja pacjenta. Istnieją pewne reguły, których, o ile to możliwe, powinniście przestrzegać i które staną się dla was oczywiste w miarę podejmowania prób uzdrawiania. Pierwsza reguła to konieczność zwrócę nią się z prośbą o uzdrawiającą energię; druga - to prośba o moc oczyszczenia; trzecia - prośba o harmonię i czwarta prośba o trwałość. Łatwo można wytłumaczyć znaczenie tych punktów. Święta energia uzdrawiająca jest podstawą waszej działalności. Moc oczyszczająca, o którą prosicie, ma na celu - pod warunkiem, że zezwoli na to Wyższe Ja pacjenta - poddanie chorego oczyszczeniu kala, tak jakby to on sam dokonał owego oczyszczenia. Prośba o harmonię ma spowodować nie tylko usunięcie bólu i symptomów choroby pacjenta, lecz w ogóle dostąpienie przez niego łaski całkowitego uzdrowienia. Ostatnia prośba, dotycząca trwałości uzdrowienia, nie wymaga dalszych wyjaśnień.
Aby uzdrawiać, musicie nabrać dystansu do wszelkich formalności. Dla początkującego będzie to szczególna próba odwagi. Musi żywić ślepe zaufanie do swojego Wyższego Ja i gdy, na przykład, w ciągu dnia nie znajdzie okazji do ponownej medytacji lub modlitwy, powinien medytować zawsze rano i nie wątpić, czy o godzinie czwartej po południu poranna modlitwa nadal będzie skuteczna. Długotrwałe działanie modlitwy uzdrawiający zawdzięcza łasce swojego Wyższego Ja. Pamiętajcie o tym: wasze Wyższe Ja nic jest pedantyczne i cieszy się, gdy mu ślepo wierzycie.
Podczas pierwszego kontaktu uzdrawiający pyta pacjenta o imię i nazwisko. Może robić sobie notatki, które zapisuje w punktach również podczas późniejszej rozmowy. Uzdrawiający pyta chorego o jego problemy, jak również o diagnozy postawione przez wcześniej odwiedzających go lekarzy. Może także zapytać o schorzenia i skłonności rodziców oraz rodzeństwa. Nie powinien jednak zbytnio sugerować się treścią wypowiedzi pacjenta. Powinien raczej zdać się na własna intuicję i wrażliwość, szczególnie gdy za pomocą dłoni sprawdza dane diagnostyczne przed lub po fizycznym kontakcie z pacjentem. Nie może dążyć do obalenia diagnozy lekarza. Jeżeli uzdrawiający dojdzie do przekonania, że relacja pacjenta zawiera błąd albo że trzeba ją uzupełnić, nie powinien mu o tym mówić, lecz musi odpowiednio zadziałać. Tylko w rzadkich przypadkach uzdrawiający może kierować się przesłankami rozumu, częściej powinien zdać się na własne wyczucie. Musi jasno zdawać sobie sprawę, że wszystko, co przeżywa w tym czasie, stanowi składową część jego modlitwy uzdrawiającej, która dopiero nastąpi. Dlatego też powinien z góry poprosić swojego George'a o rejestrowanie wszystkich doznań, odczuć i myśli w celu późniejszego wykorzystania ich w modlitwie o uzdrowienie.
Spotkanie uzdrowiciela z pacjentem wymaga wiele taktu. Pacjent powinien czuć się bezpiecznie oraz wyczuwać miłość i wielkie zainteresowanie ze strony uzdrawiającego, bez jego zbytecznych słów i zapewnień. Pod tym względem niezastąpiona jest intensywna współpraca z George'em.
Na podstawie rozmowy z pacjentem oraz własnych obserwacji, doznań i odczuć sami możecie rozpocząć właściwe leczenie. Dokonajcie wizualizacji chorych narządów pacjenta, spójrzcie na niego i zajmijcie się jego schorzeniami. Na przykład ból w jego prawym barku usuwacie w następujący sposób: stajecie po prawej stronie chorego, kładziecie prawą rękę z przodu na stawie barkowym, natomiast lewą z tylu tego stawu. Zgodnie z własnym odczuciem, bez zbytniego wysiłku i nie zwracając uwagi na pacjenta, nabieracie głęboko powietrza i pozwalacie przepłynąć manie oraz światłu ze swojej prawej dłoni (dającej), przez ramię pacjenta, do lewej dłoni.
W sytuacji, gdy uzdrowicielem jest mężczyzna i zamierza on leczyć prawą pierś pacjentki, powinien poprosić chorą, by położyła lewą rękę na piersi, tak aby mógł on położyć swoją prawą dłoń na jej lewej, podczas gdy jego lewa ręka spoczywać będzie na plecach pacjentki. Do uzdrawiania przez kontakt potrzeba trochę delikatności i subtelności. Wyższe Ja pomoże wam w tym za pośrednictwem George'a, gdy tylko dotkniecie pacjenta.
Jest wielce istotne, byście świadomie napełnili światłem narząd lub inną część ciała pacjenta oraz wyraźnie uzmysłowili sobie chore miejsce zanurzone w świetle. Element ten należy już do następującej później modlitwy uzdrawiającej. Przebieg powyższej modlitwy, w porównaniu z ogólną modlitwą Huny, jest mniej dokładnie ustalony i określony, jak również mniej jasno zaprogramowany. To oczywiste, bo modlitwa uzdrawiająca należy do czynności, których przebiegu nie można przewidzieć. Dużą rolę odgrywa tutaj improwizacja. Dlatego też absolutnym warunkiem skuteczności modlitwy uzdrawiającej jest całkowite zaufanie do własnego Wyższego Ja oraz Wyższego Ja pacjenta. Nie jest ono niczym innym, jak zaufaniem do Boga. Oczywiście duże znaczenie ma tutaj doświadczenie i praktyka. Pierwsze kroki są zawsze najtrudniejsze. Zrozumiały jest wtedy brak wiary w siebie oraz rozmaite zahamowania, ponieważ umiejętności początkującego nie znalazły jeszcze żadnego potwierdzenia. Uzdrowiciel, który ma za sobą pierwsze sukcesy, jest całkowicie odmieniony. Dlatego też nabierzcie zaufania nie tylko do własnego Wyższego Ja, lecz również do samych siebie: uwierzcie w swoje siły!
Przebieg modlitwy uzdrawiającej jest logiczny. Najpierw spróbujcie za pomocą samych myśli uśmierzyć ból pacjenta. Jest to bardzo istotne oraz natychmiast wzmacnia więź między uzdrawiającym a pacjentem, ponieważ nagłe uwolnienie się od bólu jest dla chorego (i uzdrawiającego) czymś cudownym. W wielu przypadkach skutek ten można osiągnąć szybko. Zaufanie, jakie powstaje dzięki zanikowi bólu, pochodzi przede wszystkim od niższego Ja pacjenta. A to z kolei przyczynia się do natychmiastowego wytworzenia uzdrawiającej siły przez niższe Ja leczonego. Już wcześniej mówiliśmy, jak wielką rolę odgrywa niższe Ja przy powstawaniu schorzeń psychosomatycznych. Bierze ono udział również w ich leczeniu. Uwolnienie się od bólu, a także symboliczne czynności, przy których uzdrawiający kładzie dłonie na chorym miejscu uzdrawianego, wywierają na niższym Ja pacjenta wrażenie, że dzieje się coś ważnego. Z tego powodu jego niższe Ja żywo wspiera proces uzdrawiania.
Następną istotną fazą modlitwy uzdrawiającej jest przesyłanie many własnemu Wyższemu Ja oraz Wyższemu Ja osoby uzdrawianej wraz z prośbą, aby za pomocą wielce skutecznej
many-loa podziałało ono bezpośrednio na komórki, tkanki, kości, ścięgna i nerwy pacjenta. Powinniśmy przy tym wyraźnie, głęboko uprzytomnić sobie (nasz George nam w tym pomoże), że dar many wysłany Wyższemu Ja ma potężną moc i że zostanie ona przekształcona w niewyobrażalnie skuteczną manę-loa.
Na tym właściwie kończy się modlitwa uzdrawiająca. Powinniśmy oczywiście wyrazić krótkie podziękowanie obydwu Wyższym Ja. Jeżeli jednak tego zaniechamy, nasza modlitwa nie utraci na wartości, ponieważ nie prosimy w niej przecież o nic dla siebie, lecz dla innego człowieka, Ze spokojem możemy wierzyć, że w tym przypadku ważniejsze są inne przesłanki. Oba Wyższe Ja uznają, że w czasie modlitwy uzdrawiającej darzymy je pełnym, spontanicznym zaufaniem oraz w żaden sposób nie będziemy wątpić w uzdrowienie. (Zresztą formę zwykłej modlitwy Huny uważam nie tyle za żądanie czegoś, co raczej za sposób wychowania średniego i niższego Ja w celu osiągnięcia samodyscypliny.)
W chwili, gdy przekazujecie manę swojemu Wyższemu Ja, powinniście w myślach włączać do współpracy Wyższe Ja pacjenta. Możecie być pewni, że wszystko, co właśnie przeżyliście z pacjentem, a więc dotykanie, dar światła, rozmowy i nadzieje, są teraz przedmiotem modlitwy, przedmiotem daru mana-loa. Nie musicie przypominać sobie wszystkich szczegółów, uczynią to wasz George i niższe Ja pacjenta - ponieważ przeżyli oni wspólnie każdą fazę - jak również biorące we wszystkim udział Wyższe Ja. Podczas modlitwy uzdrawiającej ulegnijcie wszystkim pozytywnym emocjom. Oddajcie się im całkowicie, ponieważ wnoszą one bardzo wiele do modlitwy.
Powróćmy jeszcze raz do zagadnienia trwałości uzdrowienia. Wcześniej sądziłem, że uzdrawiający musi ciągle na nowo nawiązywać kontakt z pacjentem, aby uzdrowienie było trwałe. To błędne mniemanie. Niektórzy uzdrowiciele zajmują się setkami ostrych przypadków i właściwie powinni się nieustannie o nie troszczyć, jeżeli w ten sposób chcieliby zapewnić trwałość uzdrowienia. Jeśli prowadzicie działalność uzdrowicielską, codziennie rano wypowiadajcie ogólną modlitwę uzdrawiającą i przesyłajcie manę przez swoje Wyższe Ja, to znaczy wysyłajcie mana-loa ku Poe Aumakua wszystkich waszych pacjentów, ku wspomnianej już Wspólnocie Wyższych Ja. Bądźcie pewni, że wasz dar trafi dokładnie tam, gdzie jest potrzebny, ponieważ energią many nie będzie zarządzał nikt inny niż Wyższe Ja, wasze oraz waszego pacjenta!
W tym miejscu jeszcze raz wspomnę Fausta Goethego. Podczas spaceru wielkanocnego Wagner rozmawia z Goethem o niedawnej zarazie i wspomina o ogromnych sukcesach uzdrowicielskich ojca Fausta. Faust mówi o nim: „Ojciec mój, zacny badacz ciemnych sił" . Wyrażenie to często bywa fałszywie interpretowane: nie był on oszustem i łotrem, lecz zacnym człowiekiem, który zajmował się ciemnymi mocami, sprawami okultyzmu, czyli - używając popularnego dziś określenia - ezoteryką.
Wagner mówi o zarazie i niebezpieczeństwie, na które narażony był ojciec Fausta, na co Faust odpowiada: „Pomocnikowi pomógł pomocnik na górze". Zdanie to stanie się zrozumiałe, jeżeli słowo „pomocnik" zastąpimy słowem „uzdrowiciel". Uzdrowicielowi pomógł uzdrowiciel na górze. Lecz o tym prawdopodobnie nie wolno było mówić Goethemu, który był tajnym doradcą księcia.
W dalszej części dramatu Mefisto, przebrany za Fausta wyjaśnia początkującemu uczniowi, co sądzi o medycynie:
„Sens medycyny bez trudu przejrzyjcie,
Wielki i mały zgłębcie światy dwa,
By w końcu puścić to - niech idzie,
Jak Pan Bóg da".
Brzmi to trochę cynicznie, odpowiada jednak postawie Mefistofelesa. Z drugiej strony, wypowiedź ta zawiera wielką prawdę, że bez woli Boga nie możemy niczego uczynić, szczególnie w dziedzinie medycyny.
Chciałbym, aby te słowa Goethego były dla was ostrzeżeniem, abyście nie oczekiwali od modlitwy uzdrawiającej gwarancji powodzenia: decyzja, czy pacjent wyzdrowieje, należy do jego Wyższego Ja. Jeżeli chory nie zostanie wyleczony, nie oznacza to, że uzdrawiający popełnił jakiś błąd. Możliwe, że za pośrednictwem choroby Wyższe Ja chce doprowadzić pacjenta do nowego poznania, przeobrażenia, do przyjęcia innej postawy życiowej. Mimo to uzdrawiający może próbować uśmierzyć jego ból, aż pewnego dnia zrozumie dzięki intuicji, że nie może dojść do uzdrowienia. Wtedy przed uzdrawiającym staje jedno z najważniejszych, najsmutniejszych, a mimo to najbardziej uszczęśliwiających zadań: musi on pomóc pacjentowi w umieraniu, nie mówiąc ani słowa na ten temat. Może zapewni pacjentowi pokój, którego on potrzebuje, uwolni go od strachu przed śmiercią oraz przekaże mu wewnętrzną siłę i poczucie godności. Podczas tego procesu może nadejść moment, w którym uzdrawiający przekaże Wyższemu Ja pacjenta mana-loa wraz z prośbą o wybawienie i wyniesienie na oczekiwany z utęsknieniem świetlisty poziom -jeżeli oczywiście chce tego Wyższe Ja pacjenta. Jeśli w takim momencie, być może głęboko poruszeni, zechcecie skierować taką modlitwę do jego Wyższego Ja, zawsze powinniście dołączyć krótkie zdanie: „Jeżeli tego pragniesz!".
Często można pomóc umierającemu, nie rozmawiając z nim. Ale czasem on sam zacznie rozmowę, może nawet będzie stawiał pytania. Należy wtedy podjąć temat i -jeśli to wskazane - wyjaśnić, co mówi Huna o „śmierci". Long określa śmierć jako kolejny krok w rozwoju, porównywalny z przejściem z klasy niższej do wyższej, ze szkoły średniej na uczelnię. Pewność, że duch jest nieśmiertelny, da umierającemu pocieszenie. Uzna on logikę ludzkiego istnienia, wyzwanie polegające na tym, że jesteśmy tutaj po to, aby się uczyć, oraz że ból i cierpienie, jak również śmierć, mogą być dla nas w tym procesie wielką pomocą.
Nie mogę się powstrzymać przed ponownym zacytowaniem Hermanna Hessego. Wydaje mi się stosowne, by znowu przemówił: „Przeciwko śmierci nie potrzebuję broni. ponieważ śmierć nie istnieje. Istnieje tylko strach przed nią, a ten można wyleczyć".
Na zakończenie niniejszego rozdziału chciałbym wspomnieć, że jako uzdrawiający powinniście poznać przepisy prawne obowiązujące w waszym kraju. W Szwajcarii - z wyjątkiem kantonu Appenzell - leczenie za pomocą dotyku jest zabronione. Powinno być jednak dozwolone używanie dłoni do stawiania diagnozy. Jeżeli chcecie uzdrawiać bez bezpośredniego nakładania rąk, możecie trzymać je w odległości trzech do pięciu centymetrów od pacjenta. Jest to tak samo skuteczne. Czasami ciepło będzie nawet bardziej wyczuwalne niż przy bezpośrednim dotyku. Pamiętajcie o tym. że można osiągnąć wiele sukcesów w uzdrawianiu na odległość, przy tym dystans nie gra żadnej roli.
Znam przypadek uzdrowienia dwudziestoletniej Angielki bez jakiegokolwiek kontaktu osobistego uzdrowiciela z pacjentką. Nie widział on nawet fotografii kobiety, chętnie używanej jako środek pomocniczy przez media i uzdrawiających. Znał tylko jej imię. Na podstawie własnego doświadczenia uważam, że jest ono ważniejsze niż zdjęcie, równie ważne jak podpis, ponieważ gdy przywołujemy Wyższe Ja Barbary, czyli coś w rodzaju „Wyższej Barbary", wiadomo, że może chodzić tylko o tę chorą Barbarę, pomimo że istnieje jeszcze wiele kobiet o tym imieniu. „Wyższa Barbara" wie, że ją mamy na myśli. Wśród Wyższych Ja nie zdarzają się pomyłki!
Nie zapominajcie, że działalność uzdrowicielska oparta jest na łasce Boga, na łasce Wyższego Ja. Ale również pacjent doznaje łaski. Choćby był największym „grzesznikiem" , otrzyma za pośrednictwem duchowego uzdrowiciela od jego Wyższego Ja energię uzdrawiającą, siłę oczyszczenia i harmonię.
I jeszcze jeden gorący apel do wszystkich uzdrawiających, terapeutów, masażystów i lekarzy: w leczeniu waszych pacjentów stosujcie to, czego nauczyliście się dzięki duchowemu uzdrawianiu, szczególnie metody Huny - lecz nie informujcie ich o tym. Niech z waszych rąk do ciała pacjenta spływa uzdrawiająca siła, macie również wystarczająco dużo czasu, aby zwrócić się w cichej modlitwie do jego Wyższego i niższego Ja.
Rozdział 9
Rozwój i postęp
Anioł, unosząc się w wyższej atmosferze, niósł nieśmiertelnego Fausta. Ten, kto zawsze gorliwie się stara, tego możemy wybawić.
Goethe, „Faust”
Nikt jako dorosły nie jest chrześcijaninem tylko dlatego, że został ochrzczony, lub żydem z powodu obrzezania. Te symboliczne ceremonie są znaczące i wartościowe w przypadku małego dziecka. Chrześcijaninem lub żydem można jedynie się stać, a gdy to nastąpi, człowiek nigdy nie zaprzestaje stawać się nim na nowo. Bycie chrześcijaninem, żydem, buddystą, esseńczykiem, adeptem Huny nie jest stanem statycznym, lecz ciągłym procesem rozwoju.
Niektórzy ludzie obdarzeni łaską przeżywają tę dynamikę nieświadomie. Tylko nieliczni stają się świadomi tego procesu przez poznanie, inspirację, przez szczerą i poważną rozmowę z przyjacielem bądź dzięki książce. Uczniowie lub adepci Huny dzięki swoim Wyższym Ja doświadczyli daru i błogosławieństwa rozpoznania, zaakceptowania lub nawet świadomego wspierania rozwoju. Wyższe Ja przybliżyły im praktykę Huny jako cel w życiu. Osoby praktykujące Hunę znają „mechanizm", który pozwala zrozumieć ów proces rozwoju i wręcz sprawia, że wydaje się on konieczny.
Z bolesnymi stronami życia, dostarczającymi pobudek do ciągłego rozwoju, dacie sobie radę dużo łatwiej niż ludzie, którzy nie potrafią zaakceptować takich doświadczeń. Szczególnie pod tym względem uważam Hunę za - używając czysto technicznego określenia - „katalizator" pozwalający nam pojednać się z własnym życiem.
Świadomość niewzruszonej wspólnoty z naszym niższym i Wyższym Ja stanowi potężne wsparcie we wszystkich krytycznych sytuacjach życiowych. Wspólnota ta, którą nazywam trójcą, dzięki praktykowaniu Huny staje się stanem trwałym i będzie ona tym bardziej uszczęśliwiająca, im częściej będziemy sobie uświadamiać związek z pozostałymi Ja. Może być do tego potrzebna wewnętrzna pobudka, która pojawi się od razu, jeżeli tylko przez kilka sekund pomyślimy o naszym połączeniu z Wyższym Ja. Niektórzy uświadomili sobie ten kontakt z euforią, której nigdy nie zapomną. Inni wyczuli go w spokoju i ciszy.
Po takim objawieniu przebywamy w stanie permanentnej troistości, który jest dla nas niewzruszony, który stal się naszą „drugą naturą" i przeżywamy go jako coś oczywistego. Nie jest to jeszcze stan charakteryzujący kahunę, który być może kiedyś osiągniemy, nic o tym nie wiedząc! Strzeżmy się więc słów: Jestem uzdrowicielem, jestem kahuną!
Utrzymywanie trwałości potrójnej piramidy świetlnej jest nadzwyczaj skutecznym środkiem przeżywania permanentnej troistości, ponieważ piramida ta nie tylko odpiera ataki z zewnątrz, lecz również wspiera swoim światłem nasz wewnętrzny rozwój. Dlatego też nie zaniedbujecie codziennego porannego ładowania maną własnych piramid świetlnych i równocześnie piramid tych osób, nad którymi je utworzyliście. Trwały stan troistości, który później stanie się przyzwyczajeniem, nacechowany jest harmonią, bywają w nim jednak wzloty i upadki. Znam to z własnego doświadczenia i z relacji moich uczniów. Dzięki praktykowaniu Huny wznieśliśmy się na wyższy poziom etyczny, lecz nie staliśmy się przez to świętymi. Życie toczy się dalej i wciąż się rozwijamy. Możemy przeżyć sytuacje, w których znowu kogoś skrzywdzimy, lecz teraz niezwłocznie naprawimy swój błąd, bo staramy się żyć według maksymy: Nigdy nie krzywdzić, zawsze pomagać.
Pewien temat przysparza mi wielu trudności w czasie seminariów, jak i teraz, w chwili pisania tej książki. Chodzi o konflikt sumienia, o próbę odpowiedzi na pytanie: Jak mam się zachować wobec ludzi nikczemnych i podłych? Możemy się spotkać z rażącą niesprawiedliwością, możemy zostać skrzywdzeni w jakimś sporze prawnym, w którym wyrok będzie jawnie niesłuszny, lub też możemy zostać wykorzystani przez pojedynczego człowieka, a do tego jeszcze z pozorną, lecz perfidną logiką, której nie będziemy nawet mogli się przeciwstawić, ponieważ atak został wymierzony z niebywałą szybkością. W takich przypadkach powinniśmy najpierw - pamiętając o nauce Huny - „nabrać głęboko powietrza". W pierwszej chwili wprawia to przeciwnika przy telefonie lub w bezpośrednim kontakcie w zdumienie. I gdy później, powoli i z opanowaniem przystąpimy do odpowiedzi, możemy nastawić naszego George'a tak, że zrezygnuje on z agresji, choćby wydawała się usprawiedliwiona. Nasz George (a to przecież on kazałby nam zagotować się ze złości) pozostanie przyjacielski i spróbuje zwrócić ku atakującemu nas człowiekowi myśli pełne zrozumienia
1 życzliwości. Wiem, że brzmi to bardzo wzniosie i mentorsko. Zapewniam jednak, że - jako uznany i realistycznie myślący naukowiec -wypróbowałem ten sposób postępowania. To naprawdę jest skuteczne. Najlepiej byłoby przerwać rozmowę, przemyśleć wszystko jeszcze raz, zebrać swoje argumenty, a następnie, na piśmie lub ustnie, odwieść napastnika od jego punktu widzenia.
Przerwa i zastanowienie się ma jeszcze jedną zaletę: być może bez gniewu i mściwości zapomnimy całe to zdarzenie, życząc napastnikowi wszystkiego najlepszego i szczerze mu przebaczając.
Niezbędna jest do tego samodyscyplina, owa właściwość, której jak najszybciej powinniśmy nauczyć naszego George'a. Potrzeba na to kilku dni lub tygodni; jedna próba najczęściej nie wystarcza.
W przypadku nikczemnych i bezzasadnych ataków należy także kategorycznie pozbyć się użalania nad samym sobą. Również wówczas musimy wychowywać George'a Jeśli poczynimy postępy w pracy ze swoim niższym Ja w dziedzinie pozytywnych właściwości, spróbujmy go przekonać, by je zaakceptował jako stałe polecenie. Takie stałe zlecenia mogą dotyczyć regulowania ciśnienia krwi, jak również stałej samodyscypliny i pozbycia się raz na zawsze utyskiwania nad własnym losem. Bardzo istotnym nakazem jest pozbycie się egocentryzmu. Sami zdecydujcie, czego macie jeszcze wymagać od waszego George'a, ale nie żądajcie zbyt wiele, dajcie mu czas!
O miłości myślał z pewnością każdy z was. Ponieważ słowo miłość jest już niestety bardzo oklepane i zużyte, dlatego też czasem nie łatwo o niej mówić. Toteż niekiedy wolę je zastąpić słowem światło. Doszedłem do przekonania, że miłość jako taka, sama w sobie, wolna od wszystkiego, nie może istnieć dla nas - istot ziemskich. Potrzebujemy partnera, do którego możemy ją odnieść. Może to być człowiek, zwierzę lub przedmiot (uwaga!). Może być to partner, z którym połączeni jesteśmy miłością erotyczną, a nie tylko przez seks, ponieważ seks nie jest miłością - może to być również miłość do samych siebie. Gdy osiągniemy tak wysoki poziom miłości, w którym z trudem przyjdzie nam rozdzielić siebie od jej obiektu, możemy być pewni, iż chodzi o Boga, o Jego Stworzenie lub o Jego własną miłość, która teraz jest przedmiotem naszej miłości, ponieważ tylko Jego miłość nie potrzebuje formy odniesienia.
Przyjrzyjmy się bliżej, z punktu widzenia Huny, miłości między mężczyzną i kobietą. W tym przypadku na początku niższe Ja jest najważniejszym miernikiem wartości, najważniejszym wskaźnikiem, ponieważ to właśnie George jest nosicielem naszych emocji! Weźmy na przykład brutalnego człowieka, który w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu ma zwierzęcą naturę i którego opanowało jego niskie Ja (nie niższe, jak według naszej definicji). Człowiekiem tym silnie kierują instynkty. Namiętnością i instynktami można tłumaczyć jego skłonności do popełniania przestępstw na tle seksualnym. Niższe Ja tego człowieka jest silniejsze niż, intelekt średniego Ja.
Wyobraźmy sobie wyższy stopień rozwoju; a więc wysoko rozwinięte, dobrze wychowane niższe Ja oraz etyczne i wrażliwe średnie Ja. Jeżeli jeden z partnerów znajduje się na tym poziomie, a jeszcze lepiej - oboje, dochodzi wtedy do erotyki (grec. Eros = bóg miłości) w najczystszym tego słowa znaczeniu. To już nie „seks", będący aktywnością czysto fizyczną. Ten rodzaj erotyki przedstawia w najbardziej czarujący sposób Heinrich Heine.
Zróbmy teraz dalszy krok. Ponownie przyjmijmy założenie, że niższe Ja obydwu partnerów są wysoko rozwinięte i znajdują się na wysokim poziomie etycznego rozwoju, że średnie Ja osiągnęły równie wysoki stopień duchowego rozwoju oraz że jedno lub nawet oba Wyższe Ja współdziałają ze sobą. Para kochanków przeżywa wówczas uduchowioną miłość i erotykę, niepowtarzalną dla obojga. Ten rodzaj erotyki znalazłem w poezji Hermanna Hessego. Jeden z jego wierszy, w którym opisuje on fizyczne zespolenie mężczyzny i kobiety, kończy się słowami: „Aż do chwili, gdy ponad wszystko wznosimy się jako opromienienie i uduchowienie". Thorwald Detlefsen ujął to mniej poetycko, lecz wyraziście: określa on miłosne zjednoczenie mężczyzny z kobietą jako jedyną możliwość zneutralizowania biegunowości w całym materialnym Wszechświecie. Usunięcie polaryzacji możliwe jest tylko na kilka sekund, jest jednak całkowite. A zatem z jednej strony „opromienienie i uduchowienie", z drugiej zaś „zniesienie polaryzacji". Jako naukowiec zajmujący się wiedzą przyrodniczą uważam ten obraz za wyjątkowo piękny.
Dochodzimy wreszcie do najwyższej formy miłości - do miłości absolutnej. Może ona istnieć zarówno w układach partnerskich, jak i bez udziału męskiego lub żeńskiego partnera. W jej początkowej fazie niższe i średnie Ja są bardzo wysoko rozwinięte i w dalszym ciągu znajdują się pod przewodnictwem Wyższego Ja. Następnie, w miarę rozwoju uczucia, dochodzi do najwyższego uduchowionego i metafizycznego uniesienia, które może być niezależne od polaryzacji mężczyzna/kobieta. Być może partnerzy owładnięci taką miłością potrafią wyczuć owo podobieństwo do Boga, o ile w ogóle jest to możliwe dla człowieka.
Analizując powyższe stopnie rozwoju, starałem się podkreślić pierwszorzędne znaczenie niższego Ja w stosunkach między ludźmi, które nabierają nowego, doskonalszego wymiaru dzięki uczestnictwu średniego Ja, a przede wszystkim Wyższego. Aczkolwiek próbuję wytłumaczyć wielorakie oblicza miłości, daleki jestem od stwierdzenia, że ich poznanie możliwe jest tylko przez naukę Huny!
Postąpiłbym nieodpowiedzialnie, gdybym rozdziału o rozwoju i postępie nie zamknął kilkoma uwagami na temat kryzysów związanych z Huną, znanych mi z autopsji. Mogą one wystąpić u każdego, kto zajmuje się tą starożytną wiedzą.
W jakiś czas po nawiązaniu kontaktu z naszym Wyższym Ja, gdy przypomnimy sobie towarzyszące temu uczucie szczęścia, możemy poczuć się zawiedzeni, że nie trwało ono dłużej. Choć nie ustawaliśmy w codziennej pracy nad Huną, nie czujemy już deszczu błogosławieństwa, gdy próbujemy przekazać Wyższemu Ja. manę. Wytłumaczenie jest proste: staliśmy się nie tylko opieszali w produkcji many, lecz wręcz leniwi. Nie oddychamy już wystarczająco głęboko i często. Nie wytwarzamy wystarczającej ilości many dla swojego George'a, dla siebie i Wyższego Ja. Ładowanie maną stało się nieskuteczne. Jeśli Wyższe Ja otrzyma zbyt mało siły życiowej, nie może i nie chce działać.
A zatem winę ponosimy sami. Powinniśmy wtedy zwrócić się do George'a i poprosić go o pomoc. Możliwe, że powie: „To ty, Henry, nie koncentrujesz się wystarczająco i wtedy nie mogę z tobą współpracować". Ten prosty konflikt możemy usunąć przy odrobinie samokontroli.
Inny kryzys może powstać z powodu nowego obciążenia winą. Wyrządziliśmy komuś krzywdę, bo nie byliśmy wystarczająco czujni lub zignorowaliśmy człowieka, który potrzebował naszej pomocy. Nasze niższe Ja - nosiciel sumienia wie o tym, strajkuje, blokuje sznur aka łączący nas z Wyższym Ja. Nie jest to sytuacja tragiczna, ale stanowi sygnał dla średniego Ja, że powinno pójść za sumieniem swojego George'a i przystąpić do oczyszczenia kala. Będzie ono mniej intensywne, łatwiejsze do przeprowadzenia niż to wcześniejsze, gdyż odnosić się będzie tylko do jednego konkretnego zdarzenia, które zaszło niedawno.
Kryzys może wystąpić również z powodu duchowego zmęczenia. Czasem, całkiem banalnie, możemy czuć się beznadziejnie z powodu pogody, zwłaszcza gdy przeżywamy stres i jeszcze nie potrafimy uwolnić się od niego. Niezbędny jest wówczas pewien trening. Musimy zachowywać czujność, by natychmiast rozpoznać sytuację stresową, nie ulec jej i we właściwym momencie dostatecznie naładować się maną, która będzie dla George'a i Henry'ego balsamem.
Jednak (choć wyda się to paradoksalne) napięcie może być tak duże, że zapomnimy naładować się maną. W takiej sytuacji pomocne może okazać się tylko jedno: powinniśmy oddać się w opiekę swojemu Wyższemu Ja, odprężyć się i odpocząć. Po pewnym czasie pojawią się w nas pozytywne myśli.
Pewnego razu przeżyłem banalny kryzys, kiedy mój George był obrażony. W drodze do biura prosiłem go ciągle o znalezienie miejsca do parkowania, czym poczuł się już znużony. Czasami wykonywany przez nas zawód wymaga ciągłych podróży. Zaniedbujemy wówczas codzienne praktykowanie Huny, co niekiedy prowadzi do kryzysu.
Kolejnym powodem kryzysu może być nadmierna surowość, która może się w nas rozwinąć w miarę praktykowania Huny. Należy zdać sobie z tego sprawę i szczerze pomówić ze swoim George'em, nie wymawiając mu, co zrobił źle i jaki jest nieposłuszny. Wspólnie z nim rozkoszujmy się przyrodą, koncertem, ogniskiem domowym lub po prostu dobrą płytą czy kieliszkiem czerwonego wina. Przeżywajmy to świadomie i podziękujmy George'owi za odczucia, jakie otrzymujemy za pośrednictwem jego emocji!
Każdy kryzys ma nieoczekiwany przebieg i najczęściej prowadzi do nowego poznania, zbliżenia do Wyższego Ja Dzięki kryzysom możemy rozwiązać niektóre problemy życiowe. Zauważymy, że najlepiej jest świadomie akceptować przykrości i ból, dzięki temu stracą swoją siłę Spróbujmy stwierdzić, skąd one pochodzą. Bardzo często ich źródłem jest nasze wnętrze. Przekonujemy się o tym, jeżeli rozpoznajemy je przy udziale George'a i Wyższego Ja. Bardzo źle, jeżeli w swoim przygnębieniu i otępieniu umysłowym dopuszczamy do powstawania takich bólów, później przekształcają się one bowiem w cierpienia, czyli bóle chroniczne.
Bóle pobudzają nas i otrząsają, natomiast cierpienia ogłuszają i odurzają! Aby wyjaśnić to bliżej, powołam się na nasz język. W swej nieprzemijającej mądrości mówi on: „to boli", ale „ja cierpię", a nie „ja bolę". Ból jest neutralny, cierpienia - osobiste! Nasza mowa brzmi: „Ta rana mnie boli" lub: „To doświadczenie mnie rani". Doświadczenie jest w tym przypadku przedmiotem, z którym mogę cos zrobić, który mogę usunąć lub osłabić. Gdy „cierpię", wtedy sam jestem podmiotem, jestem o wiele bardziej bezpośrednio dotknięty. Podmiotu, czyli siebie samego, nie mogę usunąć ani wyłączyć. Pamiętajcie jeszcze o tym, że Wyższe Ja, które prosimy o pomoc, uczyni wszystko, aby nam pomóc!
Wszystkim pragnę na zakończenie dać jeszcze jedną ważną wskazówkę, opartą na doświadczeniu. Niektóre niedostatki, boleśnie przez nas odczuwane, nie muszą być ciosami losu. Przeżywamy je przez wiele dni albo tygodni, pytamy o nie George'a lub Wyższe Ja, lecz nie otrzymujemy odpowiedzi. Nie rozpaczajmy, bo przecież we wspólnym życiu z Wyższym Ja już nie istnieje rozpacz, tylko cierpliwość. W końcu zrozumiemy, że przeżywamy krytyczne sytuacje, gdyż musimy nauczyć się cierpliwości! Może wtedy będzie nam lżej.
Czy już wiecie, w jakim celu przeżywamy kryzysy? Czy jesteście już przekonani, że trzeba przychylnie patrzeć na każdy kryzys i akceptować go? Nigdy nie mówcie: „To, co mnie spotkało, jest wielką niesprawiedliwością. Bóg nie istnieje! Stale słyszymy takie uwagi, ale wierzę, że już nie padną one z waszych ust.
„Wszystko płynie" - powiedział wielki grecki filozof Heraklit. Doliny fal są w naszym życiu czymś naturalnym, ale po nich zawsze przychodzą grzbiety fal. Ruch ten ma charakter biegunowy i niesie w sobie bezpośredni postęp.
Podsumowanie
Nauka Huny to filozoficzno-religijno-psychologiczna wiedza i praktyczna wskazówka służąca osiągnięciu nowego, szczęśliwego i bogatszego w sukcesy życia. Podkreśla ona boskie pochodzenie człowieka, nie korzystając przy tym z dogmatów i ścisłych regulaminów. Huna uznaje istnienie trzech Ja:
średnie Ja jest fizycznym człowiekiem, jego rozumem i przynależną mu istotą duchową;
niższe Ja jest tym, co psychologia określa mianem podświadomości lub podświadomego umysłu. Niższe Ja to samodzielna, indywidualna istota duchowa. Można z nią rozmawiać i ją wychowywać;
Wyższe Ja jest boską duchową istotą człowieka, co odróżnia je od reszty stworzenia; jest ono Aniołem Stróżem, „iskrą Bożą", istotą, która - według Huny - należy zarówno do ludzi, jak i do Stwórcy.
Celem praktyki Huny jest zjednoczenie trzech Ja. Jezus określił to zjednoczenie jako „powtórne narodziny".
Praktykując Hunę, dysponujemy środkami pomocniczymi, które określam jako „narzędzia". Są to:
energia many - siła życiowa, ziemska forma energii, którą pobieramy przede wszystkim z pożywienia i dzięki wzmożonemu oddychaniu; jest ona skuteczna zarówno na poziomie fizycznym, jak i na duchowym;
sznur aka - sznur łączący z jednej strony niższe i średnie Ja, a z drugiej te obydwa Ja z Wyższym, przynajmniej na początku; następnie łączy on średnie/niższe Ja z innymi istotami duchowymi lub istotami żywymi (ludźmi, zwierzętami, roślinami);
oczyszczenie kala - narzędzie czysto duchowe, autopsychiatryczny środek doskonalenia własnego charakteru, stanowiącego warunek osiągnięcia Wyższego Ja;
światło - element duchowy, z którym osoba praktykująca Hunę pracuje w najróżniejszy sposób, a zwłaszcza wykorzystuje je jako uzdrawiające źródło siły dla swojej potrójnej piramidy, która zapewnia praktykującemu ochronę zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz;
wizualizacja - szczególny środek pomocniczy w modlitwach Huny oraz przy specjalnej modlitwie uzdrawiającej.
Celem praktykowania Huny jest spojenie trzech Ja, narodzenie się na nowo, poznanie absolutnego szczęścia.
Rozdział 10
Doświadczenia studentów praktykujących Hunę
Jest całkowicie zrozumiałe i zarazem miłe, że wielu uczestników moich seminariów, którzy zastosowali w praktyce naukę Huny, odnotowało sukcesy przy rozwiązywaniu trudnych problemów i że z własnej inicjatywy poinformowało mnie o tym. Tylko w przypadku Doris H. sam prosiłem o wiadomość. Utrzymywałem z nią kontakt z powodu spraw zawodowych i przypadkowo usłyszałem od niej o pozytywnej zmianie w jej życiu. Poprosiłem zatem Doris, aby mi o tym opowiedziała. Podkreślenia we fragmentach listu pochodzą ode mnie. Doris pisze: „Pytasz o moje doświadczenia z Huną. Muszę Ci powiedzieć, że od czasu, gdy poznałam Unity i Hunę, moje życie zupełnie się zmieniło. Znalazłam w końcu dość siły, aby zakończyć mój dwudziestoletni związek i wkroczyć na nową drogę. Mogę Ci tylko powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa, i wierzę, iż postąpiłam słusznie. Mam przy sobie mężczyznę, który daje mi gwiazdy z nieba, a nasz związek jest tak harmonijny, że trudno sobie wyobrazić lepszy. Do wielu drobnych kłopotów, które zawsze się zdarzają, pochodzą dzisiaj z właściwym nastawieniem i stosuję modlitwę Huny".
Gabriela natomiast pisze o swoim nieszczęściu, o dentyście i kryzysach: „Do pewnego czasu prześladowało mnie nieszczęście, lecz obecnie każdego dnia - w następstwie modlitwy - odnotowuję małe cuda. Przezywanie tych drobnych sukcesów dostarcza mi wielu bodźców do działania Wcześniej nic mi się nie udawało, a teraz wydaje się ze wszystko idzie jak po maśle. Wcale nie muszę modlić się często, wystarczy jedna pozytywna myśl lub życzenie. Trzeba tylko trochę poczekać i już urzeczywistnia się to, czego pragnęłam. Nie potrafię pojąć, że kiedyś pomimo usilnych starań byłam jednym negatywnym blokiem. Naturalnie nie wszystko zawsze się udaje. George bywa jeszcze czasem kapryśny, ale mój stomatolog był zdumiony, gdy podczas borowania zupełnie nic nie czułam".
Inna uczestniczka seminarium pisze: „Zauważam dzisiaj pewne przewodnictwo. Nawet w czasie kryzysu widzę, że miał on swą przyczynę, że powinno wyniknąć z niego coś pozytywnego. Nie skarżę się już na mój los ani na przeszłość. Pod tym względem George stał się raczej pozbawiony emocji. Kryzysy traktuję dzisiaj jako bardzo pouczające fragmenty życia i uważam je za formę spłacania karmy. Również moja matka jest dla mnie pouczającym przykładem. Zresztą jej sytuacja znacznie się poprawiła".
Helmut pisze o deszczu błogosławieństwa: „Deszcz błogosławieństwa objawia się w postaci ciepłej uszczęśliwiającej pewności i promieniującej wdzięczności, które powodują, że z trudem powstrzymuję łzy. Często słyszę podszepty, na przykład zamiar zwrócenia się do wszystkich niższych Ja z pozytywnymi myślami i najlepszymi życzeniami wyzbycia się wszelkich złych myśli i antypatii".
Ingrid pisze na temat strachu: „Możliwe, że ucieszy Cię również wiadomość, iż czuję pełne zaufanie do mojego Wyższego Ja, czuję się bezpieczna i ochraniana. Dzięki temu pozbyłam się strachu".
Aleksander: „Moja praca z George'em postępuje z dobrym skutkiem naprzód. Szczególnie zajmowałem się zredukowaniem mojego strachu i mniejszych obaw, w czym osiągam stały postęp. Końca naszej wspólnej pracy jeszcze nie widzę" bardziej pozytywnie... Dzięki Hunie zdołaliśmy nadać sprawie korzystny obrót w trudnej sprawie życia codziennego".
Od Ingi dowiedziałem się, że miała poważne problemy z byłym mężem, który wstąpił przeciwko niej na drogę sądową. Pisze ona o nim i o pewnym wypadku samochodowym: „Moja codzienna modlitwa Huny została wysłuchana w niemal cudowny sposób. Wszystko obróciło się dla mnie ku najlepszemu. W pracy wiedzie mi się znowu bardzo dobrze. Mój były mąż zrezygnował z postępowania sądowego i płaci dobrowolnie - a ja, jak za sprawą cudu, ani nie umarłam, ani też nie znajduję się w szpitalu. Mój samochód w zeszłym tygodniu wywrócił się na zlodowaciałym odcinku jezdni, a ja wyszłam z tego ciężkiego wypadku bez najmniejszego obrażenia, jak również bez żadnego szoku. Ludzie, którzy się mną zajęli, nie mogli tego pojąć - ale ja tak".
Na zakończenie zadziwiająca relacja Ursuli, która nigdy nie brała udziału w żadnym moim seminarium, lecz której wyczerpująco wytłumaczyłem funkcję niższego Ja. Pomimo że była ona zamężna, przez wiele lat miała kłopoty psychicznej natury z cielesnym obcowaniem ze swym mężem. Podczas pewnej dłuższej rozmowy otrzymała intuicyjną informację, że jej problem seksualny ma podłoże w przykrych przeżyciach z okresu niemowlęcego. Choć z początku chciałem odrzucić tę informację jako nielogiczną, zaakceptowałem ją jednak i porozmawiałem z jej niższym Ja. Ursula pisze:.....i zaraz po kilku pierwszych zdaniach przeszliśmy do sedna mojego problemu... mojej zablokowanej seksualności. Mocne wrażenie wywarła na mnie wiadomość, że w czasie wojny byłam świadkiem zgwałcenia mojej matki - miałam wtedy około roku. Właśnie to stało się powodem moich problemów seksualnych! Powiedział mi Pan, że chociaż moja Georgette przysłuchiwała się naszej rozmowie, to jednak dobrze by było, gdybym jeszcze raz porozmawiała z nią o tej sprawie..., wtedy z pewnością moje problemy się rozwiążą". Autorka listu pisze dalej o swoim śnie: „Gdy we śnie mój mąż usunął pająka, stałam się wolna i mogę wreszcie korzystać z mojej seksualności! Teraz, po rozmowie z moją Georgette, wszystko się zmieniło. Już w kilka dni później z przyjemnością zbliżyłam się do swojego męża! Nie potrafię w żaden sposób wyrazić słowami tego, co przeżyłam w tym krótkim czasie!".
DODATKOWE INFORMACJE
Adres autora:
Henry Krotoschin, Wirzenweid. 6, CH-8053, Zurich, Szwajcaria
Pod tym adresem otrzymają Państwo informacje o seminariach Huny, o możliwości indywidualnego poradnictwa, o warunkach przynależności do Towarzystwa Badań nad Huną oraz o pomocach w praktykowaniu Huny w postaci kaset i literatury. Henry Krotoschin jest do dyspozycji wszystkich zainteresowanych Huną oraz służy radą i pomocą. Piszcie Państwo do autora również wtedy, gdy lektura tej książki Was do tego zachęci.
Dodatek
Wiedza Huny i nauka Esseńczyków
(Poniżej zamieszczam rozdział 9 książki Operation Redemption napisanej przez Sir George'a Trevelyana, za uprzejmym zezwoleniem wydawnictwa Greuth Hof w Gulach. Jako autor dziękuje szczególnie gorąco Sir George'owi Trevelyan'owi za zgodę na możliwość opublikowania tego rozdziału jako dodatku do mojej publikacji. Kompetentne przedstawienie zagadnienia przez Sir George Trevelyana uważam za wyjątkowe wzbogacenie wiedzy moich czytelników na temat związku Huny i nauki Esseńczyków.)
...Chciałbym zatem spojrzeć na dwa nurty starej nauki, które zawierają wielkie prawdy cenne dla naszej teraźniejszości, a mianowicie na tajemną wiedze kahunów (Hunę) oraz na naukę Esseńczyków. Oba te nurty znalazły się w kręgu zainteresowania naszej generacji. Co się tyczy Esseńczyków, nowych impulsów dostarczyły książki i tłumaczenia Edmonda B. Szekely'ego; w przypadku kodeksu Huny stara nauka kahunów odżyła na nowo dzięki odkryciom i pismom Maxa Freedoma Longa. Obie nauki mają tak wiele wspólnych cech, że być może pozwolą naświetlić zagadnienie, którym się tutaj zajmujemy. Były one strażnikami tajemnic, uważanych za tak cenne, iż zamierzano je zachować dla dalszych pokoleń. Może więc dzisiaj stajemy przed kolejnym krokiem w ewolucji ludzkości, który należy uczynić, by ludzkość osiągnęła swój pełny potencjał. Wydaje się, że Huna i nauka Esseńczyków zawierają prawdę odwieczną.
Wiedza i umiejętności kahunów, czyli „strażników tajemnicy", wywodzą się z prastarych nauk, przypuszczalnie z czasów Atlantydy. Za Chrystusa praktykowano je w górach Atlas. Jest bardzo prawdopodobne, że nasz Pan znal Hunę i jej nauczał. Max Freedom Long swoją ostatnią książkę zatytułował Huna w religiach świata, wskazując, że naukę tę znaleźć można we wszystkich wielkich religiach. Przez Indie dotarła ona, pod przewodnictwem Wyższych Ja, do miejsca, gdzie można ją było bezpiecznie przechować, na Hawaje. W związku z tym całkowicie wykluczony jest wniosek, jakoby nauka ta wywodziła się z magii polinezyjskich tubylców.
Dzisiaj nie ma już kahunów. Podobnie jak druidzi, nie pozostawili oni żadnych świadectw pisemnych. Ich wiedza zostałaby zapomniana wraz z nimi, gdyby Long w swoim zadziwiającym dokonaniu nie odkrył tajemnego kodu, który kryje się w języku polinezyjskim.
Huna reprezentuje formę skutecznej modlitwy, która doprowadzała do urzeczywistnienia się życzeń w niej zawartych. Jest pewnego rodzaju „białą magią", która zawsze prowadzi do natychmiastowego uzdrowienia, nawet w przypadku roztrzaskanych lub złamanych kości. Początkowo zwrócono uwagę na moc kahunów dzięki niewytłumaczalnej umiejętności „chodzenia po ogniu", chodzenia po żarzącej się lawie bez żadnych obrażeń. Nasz zachodni sposób myślenia nie powinien uznawać tych zjawisk tylko za samą magię, ponieważ - według opisów Longa - wiedza Huny pozostaje w zgodzie z najnowszymi badaniami w dziedzinie psychologii oraz z naszą wiedzą na temat duchowego wnętrza człowieka.
Jądrem Huny jest koncepcja trzech jaźni człowieka -średniego Ja, czyli naszej racjonalnej osobowości, niższego lub podświadomego Ja oraz Wyższego Ja. Niższe Ja nic jest bynajmniej czymś w rodzaju Freudowskiego „naczynia do zlewania" wszystkich naszych złych pobudek i perwersji, lecz istotą o bardziej zwierzęcej naturze. Nie jest ono racjonalne ani też intelektualne, jednak na wskroś inteligentne i skoncentrowane na służbie swojemu mistrzowi, średniemu Ja. Tak jak wierny i pojętny pies, jest ono niezwykle uczynne; jeśli je „przytulimy" i dobrze potraktujemy, nie cofnie się przed niczym, aby nam pomóc.
Bez wątpienia Huna daje nam bardzo konstruktywne pojęcie podświadomości i jej możliwości. Niższe Ja ma kontakt ze zbiorową podświadomością, pamięcią Ziemi i światem elementarnym. Przypuszczalnie tutaj leży wyjaśnienie fenomenu różdżki. Niższe Ja jest również spichlerzem siły życiowej, many. To koncepcja najwyższej wagi. Niższe Ja może na życzenie wytworzyć nadwyżkę many i oddać ją średniemu Ja (w języku Huny nadwyżka ta nazywa się mana-mana). Może ofiarować ją w darze Wyższemu Ja. które potrafi ją przekształcić w jej wyższą formę, w moc o takiej sile, która może spowodować natychmiastowe zmiany molekularne oraz cudowne uzdrowienia, a nawet zmianę zewnętrznych uwarunkowań człowieka.
Aby to zrozumieć, trzeba poznać koncepcję ciała aka, które jest dokładnie tym samym co „ciało eteryczne" sil życiowych, jak określają to współczesne badania spirytystyczne. „Aka" jest mistyczną duchową substancją, która łączy eterycznymi nićmi wszystkie istoty będące ze sobą w kontakcie. Nici te mogą bez ograniczenia rozciągać się w czasie
1 przestrzeni. Gdy podajemy komuś rękę lub go obejmujemy, zostajemy z nim połączeni „nićmi aka" i -jeśli sobie tego życzymy - na zawsze. Po owych niciach możemy wysyłać kształty myślowe, co odpowiada zjawisku określonemu przez nas jako telepatia. Na polecenie średniego Ja może zostać wypromieniowana uzdrawiająca siła.
Najmocniejszy sznur aka istnieje między niższym i Wyższym Ja. Wiąże się z tym fakt mający zasadnicze znaczenie dla skutecznej modlitwy, a mianowicie to, że współpraca z niższym Ja odgrywa decydującą rolę w kontakcie z Wyższym Ja. Być może brak tej wiedzy sprawia, iż tak wiele modlitw pozostaje bez odpowiedzi. Wyższe Ja jest z natury boskie. W języku Huny nazywa się ono Aumakua, co oznacza „Nadzwyczaj Godnego Zaufania Ducha Rodzicielskiego". Jest to duch ojcowski, a zarazem matczyny, który panuje nad całym naszym losem, kieruje doświadczeniami, przez które musimy przejść. Wyższe Ja strzeże i prowadzi nas przez całe życie na ziemskim polu ćwiczebnym. Dla kahunów jest ono Bogiem w tym sensie, iż jest wartością Wszechmogącego, którą my, ludzie, możemy poznać i nawiązać z nią kontakt. Kahuni dobrze sobie zdawali sprawę z istnienia wyższych stopni bytu, jednak najbardziej zajmowała ich skuteczna modlitwa, a ta wystarczała do współpracy z Wyższym Ja. Podobnie Buddzie nie zależało na spekulacjach na temat Boga, gdyż nauczał on przede wszystkim drogi oświecenia.
Warto jeszcze wspomnieć o stanowisku Huny wobec grzechu. Według Huny nie istnieje inny grzech niż skrzywdzenie bliźniego. Jeżeli dane postępowanie nie sprawia nikomu bólu", jakże można nazwać je grzechem? Tym samym kahuni wkroczyli w ramy kodeksu moralnego, któremu w bezwzględny sposób podporządkowane były kontakty międzyludzkie. Wewnątrz swojej wspólnoty żyli rzeczywiście według tego aksjomatu, który wszystkie wielkie religie ujęły prawie w takich samych słowach: „Nie czyń drugiemu tego, co tobie niemiło". Gdy kapitan Cook odkrył Hawaje, zastał na nich społeczność, która była bardziej harmonijna i pogodna niż jakakolwiek inna w świecie - najważniejszą dla niej zasadą była reguła Buddy niekrzywdzenia innych istot. Kahuni wiedzieli, że powodem braku odpowiedzi na wiele ludzkich modlitw jest blokada sznura aka, którym płynie strumień many z niższego Ja. Blokadę tę powodują psychiczne zahamowania i kompleksy. Jeżeli chcemy osiągnąć prawdziwy i twórczy stosunek do Wyższego Ja, musimy je usunąć. Często powodem ich powstania jest pewnego rodzaju opętanie, sprawiające, iż wyparty lęk, poczucie winy lub nienawiść wręcz „wżerają się" w nasze serce i uniemożliwiają nam przyjęcie właściwej postawy, która nikomu nie szkodzi. Noszą one malowniczą nazwę „towarzyszy zżerających od wewnątrz".
A zatem przed dwoma tysiącami lat kahuni dokładnie wiedzieli o naszej podświadomości to, co nie tak dawno zostało odkryte na nowo w naszej kulturze przez Freuda i Junga. Znali oni również Wyższe Ja, czyli nadświadomość, i zajmowali się tym, co do dzisiaj nie jest uznawane przez większą część ortodoksyjnej psychologii. Toteż ta niezwykła tradycja znajduje się obecnie w jednym szeregu z psychosyntezą i transpersonalną psychologią. Modlitwy kahunów zawsze okazywały się skuteczne tam, gdzie my tak często ponosimy porażki. Podkreślam jeszcze raz: nie należy przyjmować owej wiedzy jako „magii polinezyjskich tubylców", lecz jako pozostałość tajemnicy, którą wtajemniczeni nieśli przez świat, począwszy od okresu istnienia Atlantydy albo też od jeszcze wcześniejszych czasów. Dawali oni jej świadectwo w swojej nauce i praktykach, dzięki czemu tajemną wiedzę możemy dzisiaj znaleźć w wielu religiach i częściowo na tej podstawie ją zrozumieć. Wtajemniczeni zachowali tę naukę w owym ukrytym zakątku Oceanu Spokojnego. Została ona ponownie odkryta we właściwym czasie, zanim negatywne, destrukcyjne wpływy kultury zachodniej zdołały wpędzić ją w otchłań zapomnienia. Jednak dzisiaj, wczasach duchowego ożywienia, sekrety kahunów, wyjaśnione na nowo na sposób zachodni, wydają się kryć w sobie bezcenny skarb i skłaniają do rozstrzygającego kroku na drodze poznania, kroku niezbędnego dla współczesnego człowieka.
Esseńczycy odziedziczyli swoją wiedzę od Enocha i Mojżesza. Mamy tutaj do czynienia z wpływem zoroastrycznym zachowanym we wspólnotach, które wycofały się z miast i żyły jako „ojcowie pustyni" w pobliżu Morza Martwego oraz jako „therapeutae" w Egipcie. Bractwu towarzyszyła nadzwyczaj surowa dyscyplina, a tych, którzy nie chcieli się jej poddać, wykluczano. Esseńczyków szanowano jako ludzi nadzwyczaj moralnych i religijnych. Byli oni tak zdrowi i silni, że średnia wieku, jakiego dożywali, wynosiła 120 lat. Byli również tak pogodni i spokojni, iż każdy mógł zauważyć, że połączeni są z duchowym źródłem i noszą w sobie echo wielkich nauk starych pism.
Esseńczycy tworzyli swój sposób życia w zgodzie z prawem boskim. Wiedzieli, że człowiek zawsze i wszędzie styka się z oceanem boskiego istnienia ł że ludzkie cierpienia i nieszczęścia są następstwem samowolnego odstępstwa od prawa, na którym opiera się życie wszechświata. Ich styl życia odzwierciedlał elementy uznawane dzisiaj za naturalne uzdrawianie i naturalną terapię, za naturalną uprawę ziemi i psychologię transpersonalną. Wszystkie te elementy istniały wewnątrz struktury czczenia, uwielbiania i bycia jednością, która była w pełni świadoma świętości oraz jedności całego życia w Kosmosie. Esseńczycy wysyłali w świat swoich nauczycieli. Prawdopodobnie Jezus był największym z nich. Z Readings (dosł. „odczytanie"; medialnie zdobyte informacje, wypowiedzi Cayce'a opublikowane w wielu książkach i zbiorach pism - uwaga wydawcy niem.) Edgara Cayce'a i z innych źródeł wiemy, że bractwo wzięło pod opiekę Maryję, a Jezusa przyjęło jako największego wtajemniczonego. Nie musiał przechodzić pełnego okresu nauczania, ponieważ wiedział już wszystko. Wygląda na to, że zakon Esseńczyków, na swoim własnym ziemskim przykładzie, przedstawiał pewien sposób postępowania, który mógł stać się wzorcem dla powstającego chrześcijaństwa.
Ugrupowanie to zniknęło sto lat po śmierci Chrystusa, gdy spełniło już swoje zadanie. Jan Chrzciciel i Jan ulubiony uczeń mogli być wtajemniczonymi Esseńczykami i nauczycielami. Nic więc dziwnego, że w rękopisach znad Morza Martwego i w innych dokumentach Esseńczyków znajdujemy tak wiele fragmentów biblijnych. Mówią o tym znakomite książki (m.in. The Essence Gospel of Peace -„Esseńska ewangelia pokoju") dr Edmonda Bordeaux Szekely'ego, w których znajdujemy liczne teksty źródłowe Esseńczyków, częściowo w swobodnym poetyckim ujęciu, częściowo w dosłownym przekładzie.
Esseńczycy żyli według surowej reguły medytacyjnej, opartej na związku z aniołami Ziemskiej Matki i Niebiańskiego Ojca. Inspiracją dla nich była nauka Mojżesza. Głosiła ona, że istnieją potężne źródła energii kosmicznej, z którymi połączeni jesteśmy w każdym momencie i każdą częścią naszego jestestwa. Nie chodzi tutaj o same siły mechaniczne. Siły te są o wiele bardziej dynamiczne i całkowicie przesycone świadomością i bytem. Służą one zawsze harmonijnemu przebiegowi życia w zgodzie z boskim prawem. Dlatego też określono je mianem „aniołów". Są to moce, których potrzebujemy do tego, by doświadczyć absolutnego zdrowia oraz harmonii ciała i duszy.
Te sfery bytu pojawiają się na nowo w chrześcijańskiej doktrynie „dziewięciu niebiańskich hierarchii", począwszy od Cherubinów i Serafinów aż do Archaniołów i Aniołów. Steiner, na podstawie swoich duchowych badań, nazywa je Duchami Harmonii, Miłości, Woli, Wiedzy, Ruchów, Formy itd. Ta szeroka wizja całkowicie pokrywa się z naszą holistyczną wizją świata, w której całe życie, w swojej nieskończonej różnorodności form, odbieramy jako wielką jedność bytu, jako continuum myśli, woli i miłości.
Esseńczycy praktykowali wczesnym rankiem siedem zjednoczeń (komunii) z aniołami Ziemskiej Matki, co miało dostroić ludzi do bogactwa natury żywej ziemi, drzew i żywiołów. Dostrzegamy w tym bliskie pokrewieństwo z siłami niższego Ja z wiedzy Huny. Esseńczycy rzeczywiście wzywali niższe Ja, ze wszystkimi jego umiejętnościami, do ścisłej współpracy w rytuałach uprawy ogrodu, uprawiania roli i leśnictwa.
Anioły Niebiańskie Ojca, do których zwracali się oni podczas nocnych komunii, mają wszystkie właściwości Aumakua, królestwa Wyższego Ja. Esseńczycy zaczynali swoje wieczorne obrzędy od objawienia: „Niebiański Ojciec i Ja jesteśmy jednym". W ciągu następnych dni dostrajali się do Oceanów Wiecznego Życia, twórczych idei i pokoju. Następnie czerpali z kosmicznego oceanu wiedzy, miłości i mocy, aby wypełnić życiem to, co nazywali „Myślącym Ciałem", „Czującym Ciałem" i „Działającym Ciałem".
Dobrze znaną Esseńczykom troistą naturę człowieka coraz częściej uznają dzisiaj nauki duchowe i postępowa psychologia - myślenie, czucie i wola działają za każdym razem za pośrednictwem głowy lub układu nerwowego, serca, systemu metabolicznego albo też systemu kończyn.
Następnie każdego popołudnia Esseńczycy obchodzili „Kontemplację Siedmiokrotnego Pokoju". W pokoju lub harmonii dostrzegali dynamiczna siłę, dzięki której mogli się dostroić ciałem, uczuciem i myśleniem do bliźnich, ludzkości, a w końcu do Niebiańskiego Ojca. Przynosiło im to spokój i wyzwolenie od wszelkich powiązań. Dzięki temu Esseńczycy osiągnęli ten sam poziom co kahuni głoszący. że jeżeli „nie ma krzywdy - nie ma grzechu". To samo wyraża również przykazanie: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego".
Ponieważ należy przyjąć, że Jezus był zarówno esseńskim nauczycielem, jak i wtajemniczonym kahuną oraz że oba te systemy odnaleźć można w jego naukach, możemy również przyjąć, że oba godne uwagi style życia - na pierwszy rzut oka tak różniące się między sobą - pochodzą z tego samego źródła, z tej samej prawdy i w nich kryje się największa dostępna ludzkości tajemnica. Trzeba jednocześnie pamiętać, że nie chodzi tutaj o samo tylko akademickie studium życia ojców pustyni, lecz o żywotność wiedzy, która przetrwała do naszych czasów. Objawiając się ponownie, rozwinęła się i przeobraziła. Musimy uznać, że wielu wielkich Esseńczyków, którzy strzegli owej żywotności w okresie życia Chrystusa, dokonało nowego wcielenia w naszej teraźniejszości, aby kontynuować pracę w formie odpowiedniej do czasów obecnych.
Jeżeli dające się dzisiaj zaobserwować nieprzestrzeganie prawa będzie dalej postępowało, doprowadzi to do katastrofy, którą przewidzieli Esseńczycy. Ich Księga Objawień zawiera fragmenty bardzo bliskie Apokalipsie, księdze napisanej przez Jana, ulubionego ucznia esseńskiego Mistrza. Celem komunii i istotą stylu życia Esseńczyków było wyrwanie ludzi ze stanu otępienia, nauczenie ich przetrwania w nieszczęściu, jak również stworzenie ośrodków szkolenia, zapoznających uczniów z technikami przeżycia i metodami prowadzenia życia w harmonii z prawem. Jeśli dostateczna liczba osób ponownie osiągnęłaby zdrowie, równowagę wewnętrzną i współpracę z siłami anioła, można by uratować ludzkość. Stwierdzenie to jest aktualne również dzisiaj.
Tak oto wygląda ogólny obraz esseńskiego stylu życia, przedstawiony przez Edmonda Bordeaux Szekely'ego w jego licznych książkach. Najważniejszą z nich jest trzytomowe wydanie Essene Gospel of Peace, stanowiące zbiór cytatów z Pisma Świętego oraz podobnych tekstów pochodzących z innych źródeł, sięgających aż Enocha i Zoroastra. To niezwykle cenna praca. Obszerny komentarz do niej znajdziemy w The Teachings of the Essens from Enoch to the Dead Sea Scrolls. Pozycja ta daje nam ogólny opis życia esseńczyków i ich nauk oraz szczegóły na temat komunii i kontemplacji Siedmiokrotnego Pokoju. Obie te prace wystarczają, abyśmy poznali i przyswoili sobie postawę decydującą dla naszego życia i medytacji. W 1977 roku Szekely opublikował kolejną książkę: The Essene Way - Biogenic Living. Jest to nowe opracowanie pierwszego wydania tej pracy, dzięki któremu przed pięćdziesięcioma laty stworzył on International Biogenic Society (Międzynarodowe Towarzystwo Biogenetyczne). Znajdziemy tutaj praktyczne techniki prowadzenia życia, które ściśle pokrywają się z najlepszymi technikami w naszej holistycznej medycynie naturalnej, gospodarce rolnej i tym, co nazywamy alternatywnym stylem życia.
Należy podkreślić, że nie mamy tutaj do czynienia z żadnym kultem ani nową nauką. Słowo „biogen" oznacza po prostu „wytwarzający życie". Styl życia, który otwiera źródło energii życiowej przez całościowe i świadome odżywianie się oraz właściwy stosunek do natury, ziemi, nieba i naszych bliźnich - jest tym, czego dzisiaj tak rozpaczliwie potrzebujemy. Człowiek pracujący dla ruchu nowych czasów jest właściwie esseńczykiem, ponieważ w każdym aspekcie jego działania widać ślady nauki propagującej określony tryb życia w harmonii z wszystkimi siłami kosmicznymi i ziemskimi. Esseńska biogenetyczna droga życia może być pomocą dla wielu ludzi, może nadać ich działaniom sens i kierunek. Dzięki pracy Szekely'ego powstało wiele ośrodków alternatywnych i zapoczątkowano liczne przedsięwzięcia; poszukuje się w nich jeszcze właściwego sensu i celu, być może wizja esseńczyków będzie dla nich źródłem inspiracji.
Może się zdarzyć, że niektórzy historycy odrzucą koncepcję Szekely'ego z uzasadnieniem, iż jego interpretacja różni się w pewnych punktach od tego, co wiemy o ojcach pustyni. Niektóre jego cytaty pochodzą, jak się wydaje, ze źródeł nie znanych uczonym w bibliotekach watykańskich i gdzie indziej. Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie chodzi tutaj o akademickie zbadanie ruchu liczącego sobie dwa tysiące lat, lecz o działający również w naszych czasach żywotny wpływ tamtej wiedzy. Wpływ esseńczyków znów zyskał na sile i niezwykle żywo oddziałuje na naszą obecną sytuację. Z pewnością niosą go dusze, które żyły przed dwoma tysiącami lat, a dzisiaj powracają odmienione, wzbogacone o nową wiedzę, aby służyć potrzebom dwudziestego stulecia. Jest wielce prawdopodobne, że Szekely sam był wielkim esseńczykiem. Jego żywotny umysł jest drożnym kanałem, przez który anielska wiedza wpływa na nowoczesny sposób myślenia.
Esseńczycy spędzali czas, pracując na roli i w ogrodzie, wytwarzając owoce ziemi, medytując, ucząc się, jak również studiując wielkie dzieła literatury i religijnego piśmiennictwa. Zapewne nie były to tylko akademickie studia. Uczyli się oni sztuki wyodrębniania z arcydzieł tego, co było w nich ukryte, lecz nadal żywotne w oceanie wiedzy. W koncepcji Siedmiokrotnego Pokoju zawiera się kontemplacja „harmonii z kulturą". Celem tej kontemplacji było wejście w duchowy kontakt z myśleniem wielkiego mistrza, znajdującym wyraz w wybitnym dziele sztuki bądź literatury. „Wychowanie etyczne jest niemożliwe bez ciągłego spoglądania na wielkie rzeczy" -jak ujął to Whitehead.
Jak wspomnieliśmy, esseńczycy zaofiarowali nauce Chrystusa swe ochronne skrzydła w momencie, gdy pojawił się po raz pierwszy przed dwoma tysiącami lat. Czy nie można przypuszczać, że te same dusze powrócą, aby służyć mu w czasie jego powrotu?
W dzisiejszym świecie, targanym kryzysami wskazane jest opanowanie technik przetrwania i poszukiwanie prostego stylu życia, byśmy nauczyli się właściwie współpracować z siłami życiowymi Ziemi, bez marnotrawstwa i rozrzutnego korzystania z cennych źródeł surowców. Jeśli to się nam nie uda - zniszczymy się sami. Tak więc to, co nakazuje nam odnowiony ruch esseński, nie ma w sobie nic z sekciarstwa, lecz jest sposobem postępowania, który ka-nalizuje anielskie siły Niebios i Ziemi oraz pozwala zgodnie współbrzmieć życiu, boskiemu prawu i pradawnej wiecznej mądrości. Pozwala rozwinąć ten aspekt ludzkości, który stanowi o człowieczeństwie.
Szekely w sierpniu 1979 roku, po długim życiu na ziemi został zwolniony, by znaleźć się w doskonalszym życiu. Odszedł wielki wtajemniczony. Z całą pewnością jego dusza będzie przyświecała poczynaniom ruchu nowych czasów. Działające w Ameryce Środkowej International Biogenic Society ma wielką nadzieję, że również w Europie powstaną ośrodki szkolenia „życia biogenetycznego". Dzięki temu można byłoby szerzej rozwinąć alternatywny styl życia i realizować holistyczny pogląd na świat.
Rozdział ten zamykają dwa fragmenty pochodzące ze „Zwoju pieśni pochwalnych" i zaczerpnięte z rękopisów znad Morza Martwego (wersja Szekely'ego):
Dziękuję Ci, Niebiański Ojcze,
że przywiodłeś mnie
do źródła płynącej wody,
do żywej studni
w krainie suszy.
Nawadnia ona wieczny ogród cudów,
drzewo życia,
cuda nad cudami;
rosną im ustawicznie gałęzie
wiecznego wzrostu,
zapuszczają swoje korzenie
w strumień życia,
płynący z wiecznego źródła.
A Ty, Niebiański Ojcze,
ochraniaj swe owoce
aniołami dnia
i takimiż nocy
oraz płomieniem wiecznego światła,
który przyświeca każdej drodze.
Osiągnąłem wewnętrzną wizję,
a przez Twego Ducha we mnie posłyszałem
Twoją cudowną tajemnicę.
Przez Twój mistyczny rozum
doprowadziłeś do wytryśnięcia wewnątrz mnie
źródła wiedzy, studni siły,
pozwoliłeś wypłynąć żywej wodzie,
potokowi miłości
i obejmującej wszystko wiedzy
jak blaskowi Wiecznego Światła.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa MEDIUM, Warszawa 1995
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa SOLO, Warszawa 1997
Ciemiączko (przyp. tłum.).
M. F. Long, Wiedza tajemna w praktyce, Wydawnictwo MEDIUM, Warszawa 1996, s. 111.
J. W. Goethe. Faust w: Dzieła wybrane, PIW 1983, przeł. Feliks Konopka.
Tamże.