background image

mieje ostatni"

ś

 

ę

713 - Raymond Moody - "Kto si

www.kippin.prv.pl

 

PRZEDRUK

RAYMOND MOODY

KTO SI

Ę ŚMIEJE OSTATNI

[Tytu

ł oryginału: „The Last Laugh”, 1999 / Diogenes, Warszawa 2000]

 

Czy prze

życia z pogranicza śmierci stanowią 

rzeczywi

ście dowód na istnienie życia po 

śmierci? Raymond A. Moody uważa, że NIE.
Dr Moody wydan

ą przed kilkunastu laty książką 

Życie po życiu pragnął zwrócić uwagę opinii 
publicznej oraz naukowców na fenomen 
zjawiska, jakim s

ą przeżycia z pogranicza 

śmierci. Książka zyskała rozgłos i poczytność, 
lecz zosta

ła niewłaściwie zinterpretowana przez 

żne środowiska opiniotwórcze. W Kto się 

śmieje ostatni dr Moody w dowcipny sposób 
dowodzi, 

że nauka wciąż zbyt mało wie o 

wszech

świecie, by móc oceniać, co się w nim 

tak naprawd

ę dzieje. W trakcie swoich badań dr 

Moody odkry

ł zupełnie nowe zjawisko 

nazywane przez niego 

„empatycznym 

prze

życiem z pogranicza śmierci” – 

do

świadczenie dzielone przez kogoś, kto sam 

nie umiera, lecz jedynie 

łączy się emocjonalnie 

z osob

ą umierającą. Z pewnością wiele 

pozostaje wci

ąż jeszcze do odkrycia na tym 

polu.
Jak

ą receptę daje Raymond A. Moody 

spragnionym poznania faktów czytelnikom> 
Rozchmurzcie si

ę! Nikt bowiem nie wie, kto się 

śmieje ostatni.
Przedmow

ę napisał Neale Donald Walsch, 

autor znanej w Polsce ksi

ążki Rozmowy z 

Bogiem.

SPIS TRE

ŚCI:

2 PM]

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-ind.htm (1 of 2) [07-May-11 6:18:0

background image

mieje ostatni"

ś

 

ę

713 - Raymond Moody - "Kto si

Przedmowa
Wprowadzenie

1. Do

świadczenie umierania

2. Zabawa a zjawiska paranormalne
3. Prze

łamanie impasu: wyjaśnienie kontrowersji wokół zjawisk paranormalnych

4. Cuda, znaczenia s

łów i zabawa

5. Wiara, 

że to, co nie do wiary, jest wiarygodne

6. Poznawanie niepoznawalnego
7. Klasyfikacja zjawisk paranormalnych
8. Usprawiedliwianie zjawisk paranormalnych, a nawet ich badanie
9. Retoryka dysfunkcyjnej wiary
10. Jedyny sposób na to, by powa

żne badanie zjawisk paranormalnych zostało uznane za uzasadnione

11. Skrzynia pe

łna skarbów czeka na otwarcie

12. Zamkni

ęcie kręgu: Życie po życiu raz jeszcze

13. Ten si

ę śmieje, kto się śmieje ostatni

O autorze

2 PM]

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-ind.htm (2 of 2) [07-May-11 6:18:0

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

Spis Tre

ści / Dalej

Przedmowa

We wspó

łczesnych leksykonach można znaleźć zarówno dorobek prądu, który przyjęło się dziś określać mianem 

New Thought (Nowa My

śl), jak i prawie wszystkie najnowsze pojęcia i idee dotyczące życia po śmierci, 

nie

śmiertelności duszy, a także tak zwanych przeżyć z pogranicza śmierci (near-death experience, NDE). Stało się 

to za spraw

ą pionierskich i śmiałych badań jednego człowieka: dr. Raymonda Moody'ego.

Mimo wielkiego wk

ładu innych badaczy Raymond Moody jest prawdziwym pionierem na tym polu, wędrowcem 

przecieraj

ącym szlaki, liderem – nigdy naśladowcą. Dzieje się tak bez wątpienia dlatego, że dr Moody jest tak 

g

łębokim myślicielem oraz że pragnie on wspaniałomyślnie i bez względu na konsekwencje dzielić się z nami 

wynikami swoich mentalnych eksploracji.

Cz

ęsto zdarza się, że czyjejś idee muszą najpierw zostać uznane za pozbawione sensu fantazje, nim ostatecznie 

zyskaj

ą miano wnikliwych i dogłębnych. Lub też, jak ujął to George Bernard Shaw, wszelkie wielkie prawdy 

zaczynaj

ą swój żywot jako bluźnierstwa. Tak więc mamy tu oto kolejną porcję bluźnierstw Raymonda Moody'ego.

Nie dziwi mnie to. Moody blu

źnił już wcześniej – jeśli oczywiście za bluźnierstwo uznać to, co stawia pod znakiem 

zapytania nasz

ą „konwencjonalną mądrość” – i, jeśli trzymać się tej definicji, ma zamiar niewątpliwie dalej to robić.

Dr Moody, jeden z najbardziej wnikliwych naukowców, w tej ksi

ążce – ostatnim swoim dziele – kwestionuje nie tylko 

konwencjonalne idee, lecz tak

że swoje własne idee o bardzo niekonwencjonalnym charakterze. Oczywiście czynią 

tak wszyscy wielcy naukowcy. Nigdy nie bior

ą niczego za dobrą monetę, nigdy nie uznają żadnego ze swoich 

docieka

ń za „zakończone”, nigdy też nie traktują żadnego „dowodu” za ostateczny. I chwała im za to. Zachęcają 

nas do przys

łuchiwania się, jak kwestionują samych siebie, a ponieważ tak wiele z tego, co wiemy o naszym 

świecie i życiu, ma związek z tym, czego się od nich wcześniej dowiedzieliśmy, stajemy w obliczu większej liczby 
wyzwa

ń, niż nam się to na pierwszy rzut oka wydaje. Największe wyzwanie polega oczywiście na tym, by, 

pozostaj

ąc otwartym na innych, ostatecznie myśleć na swój własny, odrębny sposób.

Wielu ludzi 

– miliony – zaakceptowało „odkrycia” Raymonda Moody'ego dotyczące przeżyć z pogranicza śmierci, a 

nast

ępnie dokonało ich ekstrapolacji, tworząc całą kosmologię życia po śmierci. Teraz mogą się oni przekonać, że 

dr Moody nigdy nie zamierza

ł podsuwać nam gotowych odpowiedzi na temat życia po śmierci oraz zjawisk 

paranormalnych, a jedynie stara

ł się pobudzić nas do myślenia.

Tak

że w tej fascynującej książce, którą mamy przed sobą, Moody postawił sobie takie właśnie zadanie i jest tym, 

kto 

„się śmieje ostatni”. Znów, tak jak poprzednio, obala idole, wkłada kij w mrowisko i wykrzykuje swoje prawdy 

prosto w nos 

świętym krowom.

Tak wi

ęc strzeżcie się. Tylko ci, którzy mają aktywny, otwarty i szeroki umysł mogą beztrosko poruszać się po tym 

obszarze. Z drugiej jednak strony, je

śli należycie właśnie do ludzi tej kategorii, wkraczajcie nań bez wahania – oto 

kraina pe

łna niespodzianek. Nie zawsze miłych, żeby była jasność. Dr Moody tylko w takim otoczeniu czuje się 

naprawd

ę dobrze, a i wam może ono mimo wszystko przypaść do gustu. Może nawet uznacie całą sytuację za 

nieco zabawn

ą, jak z pewnością czyni to Raymond.

Ci z was za

ś, którzy traktują tę gadaninę o życiu po śmierci, a także samo życie, nieco bardziej serio... niech 

pozwol

ą sobie na zdrowy śmiech. Z samych siebie.

Tego w

łaśnie potrzebujemy. Wszyscy powinniśmy pośmiać się trochę z siebie samych. A wtedy naprawdę 

odnajdziemy m

ądrość.

Dzi

ęki, Raymond, że jeszcze raz wskazałeś nam drogę.

Neale Donald Walsch

Wprowadzenie

W pa

ństwie republikańskim, na którego obywateli należy oddziaływać logicznymi argumentami i perswazję, 

a nie si

łą, sztuka rozumowania ma pierwszorzędne znaczenie.

Thomas Jefferson

Media nie podzielaj

ą wiary Thomasa Jeffersona w siłę opinii publicznej ani zdrowy rozsądek obywateli. Karmią nas 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

sensacyjnymi materia

łami, wychodząc z założenia, że nikt z nas nie nawykł do myślenia lub też nie jest do niego 

zdolny. Wydawcy ksi

ążek na temat przeżyć z pogranicza śmierci i innych zjawisk paranormalnych faszerują je 

chwytliwymi historiami nazywanymi przez nich 

„opisami przypadków”. Cóż jednak znaczą owe opowieści? W tym 

w

łaśnie miejscu należy odwołać się do sztuki rozumowania postulowanej przez Jeffersona.

Ksi

ążka ta, będąca obowiązkowym uzupełnieniem Życia po życiu, składa się z myśli, które komercyjni wydawcy 

usun

ęli z moich prac opublikowanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Faktem jest, że w pogoni za zyskiem i 

sensacj

ą wydawcy i redaktorzy tak bardzo poszatkowali i poprzycinali to, co napisałem, że przez długi czas nie 

potraci

łem rozpoznać w tych książkach samego siebie. Ich okładki, z wyeksponowanymi przez wydawców 

nieprawdziwymi, krzykliwymi stwierdzeniami w rodzaju 

„Naukowy dowód na istnienie życia po śmierci!”, 

przyprawiaj

ą mnie o ciągły ból głowy i nieustannie żenują. Tego rodzaju tanie chwyty reklamowe pozwalają 

zapewne sprzedawa

ć więcej książek, jednocześnie jednak podważają wiarygodność prezentowanego w nich 

tematu.

Wydawcy zgarniaj

ą forsę, ja zaś jestem tym, który ma odpowiadać na zastrzeżenia krytyków – te same 

zastrze

żenia, które przewidywałem i omawiałem we fragmentach, albo zmienionych albo całkowicie usuniętych z 

moich prac przez redaktorów. Tak wi

ęc teraz wraz z publikacją Kto .się śmieje ostatni postanawiam w końcu 

odzyska

ć moją tożsamość.

Niniejszym wi

ęc, dokonując niezwykłego zabiegu, oświadczam, że cała zawartość książki, którą trzymają państwo 

w

łaśnie w ręce, stanowi aneks do Życia po życiu. Rozporządzenie to wchodzi w życie natychmiast. Kto się śmieje 

ostatni ma sta

ć się immanentną częścią tej wcześniejszej książki, jeśli ktokolwiek myśli o jej poważnym czytaniu, 

dyskutowaniu lub wykorzystywaniu do celów dydaktycznych. Przyjmuj

ę na siebie odpowiedzialność za Życie po 

życiu tylko wówczas, jeśli będzie ono czytane i interpretowane w szerszym kontekście, jaki umożliwia ów nowy, 
niezb

ędny suplement.

Mam silne poczucie tego, 

że media wprowadzają opinię publiczną w błąd, dostarczając jej nierzetelnych informacji 

na temat prze

żyć z pogranicza śmierci i zjawisk paranormalnych. Proszę jednak nie sądzić, że potępiam media w 

czambu

ł. Dziennikarze wykorzystują po prostu jako materiały źródłowe wiadomości dostarczane im przez 

domniemanych ekspertów w tych dziedzinach. Problem polega na powszechnie akceptowanych, cho

ć niezdrowych 

zasadach prowadzenia dyskusji przez owych tak zwanych specjalistów.

Kto si

ę śmieje ostatni stanowi wyzwanie dla utartego sposobu myślenia o zjawiskach nadprzyrodzonych. Od 

d

łuższego czasu uczone dyskusje dotyczące tego rodzaju spraw zdominowały trzy odrębne sekty prawdziwych 

wyznawców. Poni

żej zamierzam pozbawić owe trzy sekty ich uprzywilejowanej pozycji, przedstawiając alternatywną 

teori

ę na temat natury zjawisk paranormalnych.

Media przydaj

ą mi etykietkę parapsychologa. To wielkie nieporozumienie i nie zamierzam tego już dłużej tolerować.

Parapsychologowie wyst

ępują w przebraniu naukowców, utrzymując, że za pomocą technik laboratoryjnych lub, 

mówi

ąc bardziej ogólnie, racjonalnych procedur, potrafią udowodnić realność takich zjawisk jak czytanie w cudzych 

my

ślach, zdolności prorokowania czy życie po śmierci. W rzeczywistości parapsychologowie są 

pseudonaukowcami, co oznacza, 

że adaptują oni do swoich celów system metod i założeń, które błędnie uznają za 

naukowe.

Nie sugeruj

ę jednak, że są oni nieuczciwi. W większości przypadków parapsychologowie to ludzie szczerzy, 

sympatycznie optymistyczni i mile naiwni. Zaliczam ich do tej samej kategorii co wszelkiego rodzaju zapale

ńców i 

pasjonatów, marzycieli, lotofagów [Lotofiagowie 

– zjadacze lotosów, przedstawiciele ludu, których napotkał podczas 

swojej w

ędrówki Odyseusz (Homer, Odyseja, 9, 84), przenośnie: ludzi leniwych, próżnych i prowadzących 

marzycielskie 

życie (przyp. tłum.).] oraz bujających w obłokach fantastów. Sam mam wiele takich samych słabostek 

charakteru i marzycielskich cech, uwa

żam więc większość parapsychologów za osobników sympatycznych i 

łagodnych, którzy dają się lubić. Fundamentalne założenia, którymi się oni kierują, zawierają jednak poważne błędy.

Prosz

ę teraz o cierpliwość. Niech państwo nie ferują zbyt pośpiesznie sądów i nie wyciągają pochopnych 

wniosków, i

ż jestem oto jednym z tych asekurantów, którzy zawsze zajmują sceptyczne stanowisko wobec kwestii 

zjawisk paranormalnych. Ludzie ci zupe

łnie bezpodstawnie określają się mianem „sceptyków”, który to termin ma 

przecie

ż wyjątkowe miejsce w historii zachodniej myśli filozoficznej.

Wielu domoros

łych sceptyków traktujących nieufnie zjawiska paranormalne przystępuje do ekstremistycznego 

ruchu obywatelskiego podaj

ącego się oficjalnie za organizację naukową, a jednocześnie po kryjomu występującego 

jako agencja egzekwuj

ąca przestrzeganie ustalonych przez siebie pseudoprawnych zasad. Podkreślam w tym 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

miejscu z naciskiem, 

że nie są to moje czcze wymysły! Członkowie tego ruchu obywatelskiego określają się 

mianem sigh cops (dos

ł. wzdychający gliniarze). Później wyjaśnię, co to oznacza i dlaczego zapisuję tę nazwę w 

ten w

łaśnie sposób. Na razie wystarczy, że powiem, iż po pierwsze sigh cops nie są sceptykami, lecz wyznawcami 

okre

ślonej ideologii dotyczącej tego, czym jest wiedza i w jaki sposób się ją zdobywa, po drugie zaś wszystko 

wskazuje na to, 

że ich ideologia jest błędna.

Kto si

ę śmieje ostatni jest przykładem stosowania metod filozoficznego sceptycyzmu wobec zjawisk 

paranormalnych. Stosuj

ę je na znacznie większym obszarze od tego, jaki wyznaczyli do swoich badań sigh cops. 

porównaniu z moim, ich podej

ście jest nieugruntowane i nieefektywne.

Mo

żna by pomyśleć, że dwa stronnictwa to już dosyć, tymczasem okazuje się, że istnieje jeszcze trzecia, liczna, 

czupurna grupa osób o stanowczych, 

ściśle określonych poglądach na kwestię zjawisk paranormalnych. Składa się 

ona ze wstr

ętnych ponuraków, sztywniaków, nudziarzy, zgryźliwców, zatwardziałych dogmatyków, nieudaczników 

oraz tych, którzy wiecznie psuj

ą innym zabawę; chrześcijan-fundamentalistów, religijnie poprawnych, biblijnych 

brygad, tych, którym imi

ę Jezusa nie schodzi z ust [W oryginale JAY-zus-Sayers, od jay – natrętny gaduła, 

żółtodziób (przyp. tłum.).] straszących innych ogniem piekielnym i siarką, pyszałków, fallwellerzystów bakker-
boostersów pat-robertsonistów [Czyli zwolenników Falwella, Bakker-Boostera, Pata Robertsona, najg

łośniejszych 

spo

śród fundamentalistów chrześcijańskich.], czy jak tam się ich jeszcze nazywa. Ze względu na uprzejmość 

nazw

ę ich „funda-chrześcijanami”. Ten zbiorowy termin pozwoli nam zręcznie uniknąć zwracania uwagi na jedną z 

ich najbardziej rzucaj

ących się w oczy wad, jako że nie kojarzy się on z żadną z tych cech, które u wielu z nich są 

jedynie niedostatecznie lub s

łabo rozwinięte.

Je

śli chodzi o kwestie religijne, to ulubionymi tematami funda-chrześcijan są piekło, Szatan i demony. Zdaniem 

funda-chrze

ścijanina nic nie sprawi, że szybciej trafisz do piekła, niż to, że wykazujesz zdrową ciekawość 

dotycz

ącą zjawisk paranormalnych lub też przychylne nimi zainteresowanie. Funda-chrześcijanie lubią obserwować 

demony w takim samym stopniu, w jakim ornitolodzy lubi

ą obserwować ptaki. Chociaż funda-chrześcijanie potrafią 

rozpozna

ć demony praktycznie wszędzie, dziedzina zjawisk paranormalnych jest jednym z ich ulubionych obszarów 

nadaj

ących się znakomicie do obserwowania demonów przy pracy. Każdego, kto nie przyjmuje ślepo ich ideologii, 

funda-chrze

ścijanie uważają za wcielenie zła.

Funda-chrze

ścijanie oskarżają mnie o szpiegostwo na rzecz demonów od czasu, gdy publicznie przedstawiłem 

wyniki moich bada

ń na temat przeżyć z pogranicza śmierci w 1972 roku. Wspaniałe, przesycone nastrojem błogości 

i mi

łością przeżycia z pogranicza śmierci wiążące się z odczuciem wchodzenia w jasne światło szczególnie 

niepokoj

ą funda-chrześcijańskich ekspertów od zjawisk paranormalnych, ponieważ podejrzewają oni, że uczucie 

wype

łnienia światłem i miłością jest po prostu wynikiem sztuczek Szatana przeprowadzającego jedną ze swoich 

tajnych operacji. Tymczasem ponure, upiorne, piekielne prze

życia z pogranicza śmierci, pełne bólu i cierpienia, 

podczas których umieraj

ący ludzie wiją się w konwulsjach, przypiekani są na wolnym ogniu, są zdaniem funda-

chrze

ścijańskich znawców tematu całkiem w porządku. Funda-chrześcijańscy eksperci w sprawach zjawisk 

paranormalnych o orientacji infernalno-satanistycznej z rado

ścią witają doniesienia o piekielnych przeżyciach z 

pogranicza 

śmierci. Wykorzystują oni bowiem tego rodzaju przypadki do snucia swoich uczonych wywodów na 

temat Szatana, demonów, cierpi

ących męki grzeszników i wiecznego potępienia. Niektórzy z tych osobników pisują 

niezwykle zabawne rozprawy i ja z ca

łego serca polecam ich lekturę. Lub też, co zawsze radzę przyszłym 

studentom zjawisk paranormalnych, niech si

ę państwo najpierw nieco wzmocnią, konsumując jedną solidną porcję 

logicznych rozwa

żań plus jedną porcję humorystycznych rozważań na temat poruszany przez owych spragnionych 

poklasku funda-chrze

ścijańskich ekspertów.

Niejaki dr Ravings [W oryginale gra s

łów: ravings to po polsku brednie.], jeśli dobrze pamiętam jego nazwisko, jest 

czo

łowym funda-chrześcijańskim ekspertem z tytułem doktora zajmującym się przeżyciami z pogranicza śmierci. 

Ów specjalista od bliskiego i nieuniknionego wiecznego pot

ępienia tropi, gdzie tylko się da, relacje o 

przera

żających, infernalnych wizjach z pogranicza śmierci. Należę do najbardziej zagorzałych fanów dr. Ravingsa.

Gdy dr Ravings pisze o piekielnych prze

życiach z pogranicza śmierci, przytacza jednocześnie co bardziej 

przera

żające fragmenty z Biblii, za której pierwsze tłumaczenie na angielski wyłożył pieniądze król Jakub [Tzw. King 

James Bible (przyp. t

łum.).]. Następnie beztrosko doprawia swoje argumenty paroma dygresjami zaczerpniętymi z 

retoryki stosowanej powszechnie w rejonie Bible Belt [Nazw

ą tą oznacza się stany purytańskie, gdzie dominuje 

protestancki fundamentalizm, g

łównie południe i środkowy zachód USA (przyp. tłum.).]. Czytanie najlepszych 

stronic Ravingsa, och, to

ż to czysta przyjemność, jednak tak naprawdę może to w pełni docenić, stwierdzam z 

ubolewaniem, tylko garstka analitycznie nastawionych filozofów z uniwersyteckimi dyplomami.

Brednie dr. Ravingsa pozostawiaj

ą jednak wiele kwestii nie wyjaśnionych, tak więc z niecierpliwością oczekuję na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

kolejne tomy jego dzie

ł, lub – może lepiej byłoby powiedzieć – kolejne raty, w których, wygłaszając swoje sądy, czy 

raczej banialuki, wyp

łaca się on nam ze swojego długu zaciągniętego u samego Lutra. Zastanawiam się na 

przyk

ład, jakim systemem klasyfikacji czy też notacji posługuje się dr Ravings, spisując wyniki swoich funda-

chrze

ścijańskich badań – może: „Przeżycie z pogranicza śmierci, typ infernalny, II-C w skali Ravingsa”, przy czym 

wyró

żnia on wiele stopni gorączki piekielnej na podstawie prowadzonego przez siebie dokładnego rejestm. W 

dalszej cz

ęści książki stawiam wiele innych pytań związanych z teoriami głoszonymi przez funda-chrześcijańskich 

ekspertów od prze

żyć z pogranicza śmierci.

Kiedy

ś przyśniło mi się, że spotkałem dr. Ravingsa i było to przerażające przeżycie! W moim śnie, kiedy go 

spostrzeg

łem, stał tak nieruchomo i sztywno jak drewniany posąg naturalnej wielkości przedstawiający jego 

samego ze wszystkimi szczegó

łami. Gdy go zauważyłem, od razu przypomniał mi się wyrzeźbiony z drewna 

wizerunek m

ężczyzny wyglądającego dokładnie jak dr Ravings, ustawiony jako reklama przed wejściem do 

budynku, który okaza

ł się zakładem pogrzebowym. Lub też powinienem raczej powiedzieć, że dr Ravings nagle 

zamieni

ł się w sztywny, drewniany posąg przedstawiający siebie samego z twarzą o sardonicznym uśmiechu, 

stoj

ący obok drzwi domu pogrzebowego, ja zaś miałem wrażenie, iż jego wizerunek został tam umieszczony po to, 

by wszyscy wiedzieli, co mie

ści się w jego wnętrzu. Proszę jednak pamiętać, że relacjonuję tu w końcu sen, a nie 

rzeczywiste prze

życie.

Dr Ravings mo

że z pewnością niejednego przyprawić o zawał serca. Nie ma jednak powodów do obaw. Ravings 

ma teologicznego poplecznika w osobie skromnego asystenta od spraw demonologicznych, nie budz

ącego 

zaufania funda-chrze

ścijańskiego filozofa, który pełni funkcję dziekana w jakimś „seminarium” gdzieś na zachodzie 

Stanów Zjednoczonych. Seminarium to nie znajduje si

ę jednak dokładnie w tym mieście, którego nazwa znajduje 

si

ę w jego nazwie. Tak więc stwierdzam z ulgą, że nie jest to przynajmniej jedno z tych okropnych „seminariów”, w 

których przywi

ązuje się taką wagę do słów, i to tylko w ich literalnym znaczeniu.

Owa funda-chrze

ścijańska miernota nazywa się, o ile pamiętam, profesor Grootish, i, jako że interesują mnie słowa, 

od dawna ju

ż chciałem sprawdzić w słowniku znaczenie rdzenia groot, nie miałem jednak jak dotąd na to czasu, tak 

wi

ęc może zrobi to za mnie któryś z czytelników [I zrobił. W amerykańskim slangu groot to najwyższe piętro lub 

balkon w teatrze lub kinie (przyp. t

łum.).]. Niestety, nie mogę rekomendować książek profesora równie gorąco jak 

dzie

ł dr. Ravingsa. To prawda, że Grootish serwuje swoim czytelnikom solidną porcję biblijnej tandety, jest ona 

jednak ska

żona jego odrażająco niefrasobliwym podejściem do kwestii dziecięcych przeżyć z pogranicza śmierci o 

charakterze piekielnym. Poza tym styl profesora jest suchy jak pieprz, dzia

ła przy tym otępiająco niczym chloroform. 

Co charakterystyczne, Grootish pisze stylem chropowatym i oci

ężałym, z dodatkiem charakterystycznego odium 

theologicum. Poniewa

ż jednak owo odium theologicum jest podstawowym konceptem, jaki musi zrozumieć każdy 

powa

żny badacz przeżyć z pogranicza śmierci, lektura książek profesora jest w każdym razie obowiązkowa, mimo 

że składają się na nią same nonsensy.

Odium theologicum t

łumaczy to, dlaczego ktoś może podważać zdrowe logiczne argumenty wysuwane przeciwko 

tego rodzaju ideologicznym wywodom, w których celuj

ą Ravings, Grootish i ich straszący piekłem koledzy, 

podobnie jak mo

że podważać także wszystko inne, począwszy od praw logicznego myślenia, przez zasady logiki 

formalnej do twierdzenia Gddla, a mimo to nie osi

ągnie niczego dobrego. Odium theologicum to zaciekła nienawiść, 

która, nieomal przys

łowiowo, jest charakterystyczna dla dysput teologicznych. W efekcie owa zaciekłość 

specyficzna dla religijnych sporów manifestuje si

ę w postaci upartej odmowy kontynuowania dyskusji. Dzieje się 

tak, gdy funda-chrze

ścijan i innych religijnych ekstremistów przepytuje się na okoliczność ich ideologii i gdy 

przypiera si

ę ich do muru logicznymi argumentami – wówczas po prostu stają się oni nagle głusi i wycofują się z 

jakiejkolwiek dalszej dyskusji. W takiej sytuacji zwykle przywdziewaj

ą zbroję, przybierają pozę wystudiowanej 

wy

ższości, spoglądają z góry na swoich oponentów, prychają pogardliwie, a także dąsają się i milkną. Oto kliniczny 

obraz zachowania specyficzny dla odium theologicum. Ka

żdy, kto obserwował kiedyś tego rodzaju reakcje, 

rozpozna na podstawie mojego opisu jego symptomy.

Jedn

ą sprawą jest brak logiki, a drugą – to, że ta wyjątkowa zawziętość charakterystyczna dla odium theologicurn 

mo

że doprowadzić któregoś z funda-chrześcijan o inklinacjach psychologicznych do blokady analnej, czyli 

zatwardzenia. W rzeczy samej, to raczej na karb ich chorych kiszek ni

ż złych manier należy złożyć to, że funda-

chrze

ścijańscy eksperci nieustannie chłoszczą nas, niewinnych badaczy zjawisk paranormalnych, i przypisują 

konszachty z diab

łem. Gdy Gravings albo Rootish o przepraszam, chciałem powiedzieć Ravings albo Grootish lub 

te

ż inni im podobni – wyklinają nas i z góry skazują na piekło, lub też gdy insynuują, że jesteśmy członkami 

Korpusu Szatana, okazuje si

ę, że tak naprawdę chodzi przede wszystkim o ich podświadome problemy analne, a 

nie, jak si

ę to na pozór wydaje, świadomą niechęć i złośliwość.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

Gdy funda-chrze

ścijańscy eksperci od zjawisk paranormalnych dojdą do wniosku, że to właśnie ty jesteś 

domniemanym wys

łannikiem Szatana, zastanawiam się, czy lepiej na tym wyjdziesz, zaprzeczając temu, 

zachowuj

ąc milczenie, dyskutując z oskarżycielami, wysuwając te same oskarżenia w stosunku do nich samych, 

czy te

ż umawiając się na spotkanie z egzorcystą No, co wtedy zrobisz? Emily Post milczy w tej kwestii, a kodeks 

honorowy wyszed

ł już z użycia. Jak należy zareagować, gdy jakiś funda-chrześcijanin podejrzewa cię o potajemne 

konszachty z diab

łem? Ja preferuję metodę polegającą na jeszcze większym rozbudzaniu demoniczno-maniakalnej 

wyobra

źni funda-chrześcijańskich ekspertów.

Zak

ładając – co czynię, by dolać oliwy do ognia – że rzeczywiście jestem tego rodzaju facetem, jakim chcą mnie 

widzie

ć funda-chrześcijanie, aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl, jakie to straszliwe czary i uroki mogę teraz 

rzuci

ć na Grootisha i Ravingsa oraz wszystkich im podobnych. Posunę się nawet tak daleko, by stwierdzić, że jeśli 

naprawd

ę jestem po stronie Szatana, to już z góry rzuciłem okropną klątwę na głowy wszystkich funda-

chrze

ścijańskich ekspertów od przeżyć z pogranicza śmierci i zjawisk paranormalnych, którzy będą czytać tę 

ksi

ążkę dalej niż do końca następnego akapitu. W rzeczy samej, oświadczam, że jeśli w istocie jestem w 

konszachtach z Diab

łem, to zawarłem z nim pakt, zastrzegając sobie w nim, iż wszystkie zastępy piekielne 

przysporz

ą potwornych cierpień i mąk każdemu z funda-chrześcijańskich ekspertów od zjawisk paranormalnych i 

prze

żyć z pogranicza śmierci, którzy przeczytają w tej książce choćby jedno jedyne słowo począwszy od początku 

drugiego akapitu, licz

ąc od tego miejsca, gdzie się teraz znajdują, lub też jeśli ktoś inny im go przeczyta, a nawet 

tylko opowie w zarysach jego tre

ść, bądź jeśli wysłuchają nagrania z audiokasety.

Je

śli się nad tym chwilę zastanowić, łatwo dojść do wniosku, że żaden prawdziwy funda-chrześcijański ekspert od 

tych spraw nie b

ędzie mógł czytać tej książki ani kroku dalej jak tylko do początku następnego akapitu. Każdy, kto 

rzeczywi

ście wierzy w demony i kto wie wszystko na temat diabelskich sztuczek, wierzy w to, że demony potrafią 

op

ętywać ludzi i sprowadzać na nich choroby. Żaden funda-chrześcijański ekspert, który traktuje Szatana 

powa

żnie, nie może uwolnić się od tego niewygodnego dylematu i zbagatelizować całej sprawy, mówiąc coś w 

rodzaju: 

„No cóż, owszem, przeczytałem Kto się śmieje ostatni, ponieważ najpierw rozmawiałem o tej książce z 

bratem Swaggartem i razem modlili

śmy się nad nią i zdecydowaliśmy, no to cóż, że przecież i tak jestem już 

zbawiony, tak wi

ęc JAY-zus ochraniał mnie przed Diabłem przez cały czas, gdy ją czytałem”. Tego rodzaju 

wymówki na nic si

ę zdadzą, jeśli funda-chrześcijańscy eksperci rzeczywiście wierzą, że gram w drużynie Szatana, 

poniewa

ż ludzie przekonani o istnieniu demonów wierzą, iż różnego rodzaju plagi mogą spaść na ciebie także 

niejako za po

średnictwem innych, nie zbawionych jeszcze osób, na przykład bliskich krewnych lub przyjaciół, którzy 

mog

ą popaść nagle w kłopoty lub chorobę. W takiej sytuacji wydaje się oczywiste, że żaden z funda-

chrze

ścijańskich ekspertów, który na serio uważa, iż jestem za pan brat z demonami, nie będzie ryzykował czytania 

Kto si

ę śmieje ostatni. Gdyby to jednak zrobił, drżałby za każdym razem, gdy tylko jego krucha, 

osiemdziesi

ęciosiedmioletnia babcia lub ciocia, która w odróżnieniu od niego nie zapewniła sobie jeszcze 

zbawienia, z

łapałaby katar, lub gdyby jego mały synek lub córeczka dostali wysypki lub gorączki, podejrzewając ze 

zgroz

ą, że to wszystko sprawka demonów, które sprowadzają nieszczęścia na jego rodzinę za karę, iż popełnił on 

tak nierozwa

żny błąd polegający na przeczytaniu mojej nowej książki lub choćby jednego słowa następującego po 

kropce ko

ńczącej to oto zdanie.

No dobra, odpocznijmy przez kilka chwil... Teraz ka

żdy, kto czyta te słowa, może być pewny, że począwszy od tego 

miejsca 

żaden funda-chrześcijański ekspert od zjawisk paranormalnych nie będzie już wiedział, o czym piszę w 

dalszym ci

ągu Kto się śmieje ostatni, tak więc zaczynając od tego akapitu, drogi czytelniku, będziemy się mogli 

nie

źle zabawić ich kosztem. Jestem na tyle dobrze wychowany, że nie potrafiłbym się śmiać funda-chrześcijańskim 

ekspertom prosto w nos. Dlatego stosuj

ę metodę rzucania klątw i uroków jako środek umożliwiający mi 

wyprowadzenie w pole funda-chrze

ścijańskich ekspertów i zajście ich niejako od tyłu, by samemu móc się z nich 

po

śmiać, a także pozwolić pośmiać się z nich wam, moi drodzy czytelnicy.

Teraz wiecie ju

ż, że moje słowa docierają tylko do was i żaden funda-chrześcijański ekspert już nas nie 

pods

łuchuje. Pamiętajcie, czytelnicy, jesteście wtajemniczeni w całą sprawę, tak więc nie zdradzajcie Ravingsowi 

ani Grootishowi ani 

żadnemu innemu z funda-chrześcijańskich ekspertów tego, co napisałem w tej książce, tak 

by

śmy mogli śmiać się z nich do rozpuku, podczas gdy oni nie będą mieli zielonego pojęcia o tym, dlaczego tak 

rechoczemy i parskamy 

śmiechem. Umożliwi wam to także pojawianie się na prowadzonych przez funda-

chrze

ścijańskich ekspertów wykładach i zaskakiwanie ich wieloma interesującymi pytaniami dotyczącymi 

zajmowanego przez nich stanowiska, które cz

ęsto omawiam w tej książce.

To dobrze, 

że funda-chrześcijańscy eksperci nie będą czytać Kto się śmieje ostatni, bo gdyby było inaczej, ich 

kiszki znów zacz

ęłyby pracować, coś mi się wydaje. Gdyby któryś z nich przeanalizował dokładnie moje argumenty, 

mog

łoby to wywołać straszliwy kataklizm naruszający fundamenty ich fundamentalizmu, jako że w Kto się śmieje 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

ostatni dokonuj

ę ni mniej, ni więcej tylko gruntownej i ostatecznej rozprawy z całą funda -chrześcijańską ideologią. 

źniej jednoznacznie wykażę, że, aby być poprawnym ideologicznie, myśli i słowa funda-chrześcijańskich 

ideologów musz

ą, co logicznie konieczne, wykraczać poza granice sensownego języka i tym samym popadać w 

czysty nonsens.

Tak

że parapsychologom i psudosceptykom nie udaje się uniknąć wpadania we własne sidła nonsensu. Kto się 

śmieje ostatni kwestionuje wszystkie trzy spośród tych standardowych ujęć zjawisk paranormalnych, proponując w 
zamian lepszy, bardziej wszechstronny i pragmatyczny system my

ślowy.

Wizyjne do

świadczenia towarzyszące procesowi umierania można sensownie interpretować i odnosić do życia po 

śmierci, nie należy jednak czynić tego pochopnie. Wymaga to stosunkowo długiej debaty oraz uporania się z 
pewnym paradoksem, który, z psychologicznego punktu widzenia, jest trudny do przezwyci

ężenia (mimo że z 

logicznego punktu widzenia jest on dziecinnie prosty). Pocz

ątkowo wydaje się to dziwne, a jednak jest prawdziwe: 

U pod

łoża wszystkich zjawisk paranormalnych leży humor. Dlatego jeśli zajmujemy się życiem po śmierci, poważne 

i rzetelne badanie prze

żyć z pogranicza śmierci zaprowadzi nas w naturalny i prosty sposób ku blisko 

spokrewnionym ze sob

ą zagadnieniom, takim jak zabawa, humor i rozrywka, które tworzą ważny podtekst zjawisk 

paranormalnych.

Na pierwszy rzut oka twierdzenie to brzmi dziwacznie i przyznaj

ę, że jego udowodnienie będzie dosyć żmudnym i 

nudnym zadaniem. Wierz

ę jednak, że czytelnicy, którzy będą podążać za moją argumentacją aż do końcowych 

wniosków, dojd

ą ostatecznie do bardziej wyczerpującego, użytecznego i satysfakcjonującego rozwiązania tajemnic 

zjawisk paranormalnych, ni

ż oferuje im to którakolwiek spośród gotowych, dominujących na rynku teorii.

Moi koledzy po fachu zrozumiej

ą, że namawiam ich do racjonalnej debaty nad poruszanym tu tematem. Mam 

nadziej

ę, że inni naukowcy zajmujący się badaniem zjawisk paranormalnych wskażą mi dokładnie, odwołując się do 

logicznych kontrargumentów, w którym miejscu i dlaczego moje rozumowanie za

łamuje się lub podąża niewłaściwą 

drog

ą, oczywiście jeśli stanie się tak w rzeczywistości. Lubię uczyć się, zgłębiając rzeczową, dokonywaną krok po 

kroku krytyczn

ą analizę moich błędów przeprowadzaną przez innych myślicieli.

Kto si

ę śmieje ostatni jest zerwaniem ze zeskorupiałą polemiką, jaka toczy się na temat zjawisk paranormalnych i 

prze

żyć z pogranicza śmierci, nie zaś przyczynkiem do niej. Niektórzy mogą błędnie zinterpretować treść tej książki 

i uzna

ć ją za niemiłą, nieuprzejmą czy wręcz wrogą. Ponieważ jestem jej autorem, który jak dotąd zawsze z 

sympati

ą pisał o zjawiskach paranormalnych, można by pomyśleć, że postępuję wręcz nielojalnie. Ludzie mogą 

doj

ść do wniosku, że zmieniłem się nie do poznania.

Tymczasem w istocie rzecz ma si

ę wręcz przeciwnie: Moi przyjaciele i rodzina wiedzą doskonale, że już od ósmego 

roku 

życia jestem humorystą i żartownisiem. Gdy książka Życie po życiu po raz pierwszy ukazała się na rynku, kilku 

moich znajomych uzna

ło ją za jeden z moich żartów. W 1977 roku napisałem książkę o związkach między 

humorem a anormalnymi aspektami umys

łu, utrzymaną w tym samym tonie co książka, którą mają państwo przed 

sob

ą, traktująca o związkach między humorem a paranormalnymi aspektami umysłu. Wielu moich starych przyjaciół 

przysi

ęgnie, że to wszystko prawda, w sądzie przed ławą przysięgłych składającą się z samych sigh cops, 

sk

ładając przysięgę na stos Biblii sięgający aż do czubka głowy Jerry'emu Falwellowi lub Patowi Robertsonowi, w 

zale

żności od tego, który z tych panów jest wyższy.

Ka

żdy, kto przeczyta Życie po życiu, moją poprzednią książkę na temat humoru oraz Kto się śmieje ostatni 

przekona si

ę, że te trzy prace wzajemnie się uzupełniają. Argumenty przedstawione w tej, ostatniej książce, 

powi

ązałem tak ściśle z argumentami pochodzącymi z pierwszej, że jeśli ktoś chciałby zburzyć fundamenty, na 

których opiera si

ę Kto się śmieje ostatni, doprowadzi wówczas do zawalenia się także całego gmachu Życia po 

życiu. Tak czy siak, Kto się śmieje ostatni i Życie po życiu stanowią w istocie jedno i to samo dzieło i tylko razem 
mog

ą się ostać lub przepaść. Jestem tego pewien.

Raymond A. Moody

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 1

DO

ŚWIADCZENIE UMIERANIA

Chocia

ż podróż w zaświaty i z powrotem może wydawać się niemożliwym do realizacji marzeniem, to jednak jest w 

pe

łni rzeczywistym, zdumiewającym zjawiskiem charakterystycznym dla końca XX wieku. Tego rodzaju 

do

świadczenia stały się chlebem powszednim pop-kultury, a także realnością akceptowaną przez zbiorową 

świadomość. Wysłuchałem relacji tysięcy osób wspominających swoje przeżycia z pogranicza śmierci – 
opisuj

ących ekscytujące i inspirujące wizje, których doznawali, znajdując się na progu śmierci. Wielu z tych ludzi 

zosta

ło przywróconych do życia po dłuższej lub krótszej przerwie w akcji serca; licznych lekarze uważali za 

zmar

łych lub nawet stwierdzili u nich zgon.

Relacje tych osób s

ą zdumiewająco do siebie podobne, tak bardzo, że można stwierdzić, iż w większości 

przypadków ich do

świadczenia przebiegają według jednego schematu składającego się z pewnej liczby odrębnych 

elementów. Mimo 

że nie we wszystkich relacjach pojawia się każdy z elementów schematu, prawie zawsze mowa 

jest przynajmniej o kilku z nich, w znacznej liczbie relacji za

ś występują one wszystkie.

Osoby te mówi

ą, że w momencie, gdy już prawie umarły często w chwili, gdy ich serca przestawały bić – doznawały 

one niezwyk

łej zmiany perspektywy. Miały wrażenie, iż opuszczają swoje fizyczne ciała i unoszą się ku górze, 

zazwyczaj zawisaj

ąc nad swoimi ciałami, na przykład tuż pod sufitem w sali intensywnej terapii, na sali operacyjnej 

w szpitalu lub te

ż nad miejscem wypadku. Widzą one wyraźnie swoje własne fizyczne ciała poniżej, na stole 

operacyjnym lub we wraku samochodu, i cz

ęsto obserwują akcję reanimacyjną personelu medycznego.

Po pewnym czasie czuj

ą, że zbliżają się do wąskiego przejścia (często opisywanego jako ciemny tunel) i kiedy 

zaczynaj

ą się przez nie przemieszczać, widzą na jego końcu jasne światło. Gdy wchodzą w to połyskujące, białe 

lub z

łote światło, ogarnia ich kojące, nie dające się opisać uczucie miłości i spokoju oraz niewypowiedzianej 

rado

ści. Często w świetle znajdują się zmarli krewni lub przyjaciele, tak jakby wyszli im na spotkanie i chcieli pomóc 

w przej

ściu na drugą stronę. Wiele osób relacjonuje, że spotkani przez nich zmarli wyglądali jak żywi i byli w 

doskona

łej formie. Najbliżsi, którzy zmarli przed laty, wyniszczeni i osłabieni przez chorobę lub podeszły wiek, 

pojawiali si

ę w świetle odmłodzeni i pełni sił.

Niektóre osoby u

świadamiały sobie istnienie czegoś w rodzaju granicy czy linii demarkacyjnej oddzielającej świat, w 

którym 

żyjemy, od krainy leżącej poza znanym nam światem. Owa strefa graniczna, jak mówią, jest przesycona 

energi

ą i bardzo dynamiczna, one zaś wyczuwały, że jeśliby ją przekroczyły, nie mogłyby już powrócić. Chociaż nie 

potrafi

ą tego opisać potocznym językiem, niektóre z osób kojarzą tę strefę z jakimś akwenem – jeziorem lub rzeką.

W dalszym ci

ągu przeżyć z pogranicza śmierci umierające osoby uświadamiają sobie czasami obecność 

kochaj

ącej, świetlistej istoty, składającej się z miłości i światła, która ukazuje im niezwykły, panoramiczny przegląd 

ich 

życia. Każdy szczegół ukazany jest symultanicznie, w kolorach i trójwymiarowo, a kochająca świetlista istota 

pomaga zrozumie

ć osobie umierającej sens jej życia, które zbliża się właśnie do kresu.

Cz

ęsto w tym właśnie momencie osoba umierająca nie chce wracać do życia, zostaje jednak poinformowana przez 

świetlistą istotę lub przez kogoś ze zmarłych bliskich, że jej czas śmierci jeszcze nie nadszedł. Musi ona powrócić 
do 

życia, ponieważ ma tam wiele spraw do załatwienia. Czasami otrzymuje ona wybór: świetlista kraina lub życie, 

które dotychczas wiod

ła. Prawie zawsze osoby umierające mówią nam, że powodem, dla którego zdecydowały się 

powróci

ć, były ich małe dzieci, którymi pragnęły się one dalej opiekować. Gdyby nie to, bez wahania wybrałyby 

przebywanie w 

świetle.

Prze

życia z pogranicza śmierci wywierają często wielki wpływ na dalsze życie. Najczęstszym pozytywnym efektem 

oddzia

łującym na życie osób, które ich doznały, jest zyskanie pewności dzięki osobistemu doświadczeniu, że po 

śmierci życie trwa nadal, tak więc wyzbywają się lęku przed śmiercią. Przekonują się także, iż najważniejszą 
rzecz

ą, jaką możemy zrobić, gdy jesteśmy żywi, jest nauczyć się kochać.

Zainteresowanie dramatycznie wzrasta

Gdy pisa

łem moją pierwszą książkę, byłem jednym z niewielu poważnych badaczy tego tematu. Jednak przez lata, 

jakie up

łynęły od czasu, gdy wyniki moich wstępnych badań zostały opublikowane w Życiu po życiu, analizowaniem 

prze

życia z pogranicza śmierci zajmowali i zajmują się kardiolodzy, psychiatrzy, pediatrzy, anestezjolodzy, 

psychologowie, naukowcy zajmuj

ący się badaniem religii, socjologowie oraz specjaliści klinicyści i akademicy z 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

ca

łego świata. Badacze ci doszli do zgodnego wniosku, zgodnie z którym – podobnie jak wynikało to z moich 

w

łasnych obserwacji – znacząca liczba umierających osób doświadcza podobnych przeżyć, jak możemy sądzić na 

podstawie relacji tych, którzy powrócili do 

życia po bliskim spotkaniu ze śmiercią.

Odkrycie to wywo

łało jeszcze większe zainteresowanie tym zjawiskiem. Obecnie ma ono zasięg prawdziwie 

globalny. Prze

życia z pogranicza śmierci są poddawane systematycznym badaniom przez naukowców w Stanach 

Zjednoczonych, Niemczech, W

łoszech, Francji, Japonii, Norwegii, Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Holandii, 

Republice Czeskiej i Australii. Zainteresowanie opinii publicznej naszej planety odkryciami badaczy uwidaczania si

ę 

zarówno w ogromnej liczbie ksi

ążek im poświęconych, sprzedawanych na całym świecie, jak i w widocznej w wielu 

krajach fascynacji licznymi, powstaj

ącymi ostatnio filmami poruszającymi tę tematykę.

Dlaczego prze

życia z pogranicza śmierci tak bardzo przemawiają do wyobraźni tak wielu ludzi, i co owa siła 

przyci

ągania ma wspólnego ze związkami tych przeżyć z życiem po śmierci? Co jest nowego i co pojawi się w 

przysz

łości w badaniach nad tymi zdumiewającymi wizyjnymi doznaniami z pogranicza śmierci, które zdarzają się 

tak cz

ęsto na całym świecie?

S

ą to palące pytania, ponieważ nowe fascynujące informacje czekają tylko, by się ujawnić, kolejne radosne wieści 

za

ś z pogranicza śmierci potwierdzane już zarówno przez opinię publiczną, jak i wielu wykwalifikowanych 

specjalistów i naukowców wci

ąż pozostają w uśpieniu.

Nowy rodzaj prze

żyć z pogranicza śmierci

Ostatnio odwiedzili

śmy się o istnieniu nowego rodzaju przeżycia z pogranicza śmierci. Zostało ono odkryte i 

potwierdzone na podstawie tych samych sprawozda

ń z pierwszej ręki pochodzących od godnych zaufania osób i 

tych samych niezale

żnych procedur badawczych stosowanych przez licznych specjalistów, którzy poszukiwali 

śladów przeżyć z pogranicza śmierci.

Nie wydaje mi si

ę, aby o tym nowym rodzaju przeżyć z pogranicza śmierci donoszono poprzednio, z pewnością zaś 

nie tak cz

ęsto jak obecnie.

Prze

życie z pogranicza śmierci, o którym większość z nas słyszała, dotyczy osoby, która jest umierająca, lecz nie 

umiera, 

„powraca do życia”, a następnie opowiada o swoim niezwykłym doświadczeniu.

Tymczasem nowy rodzaj prze

żyć z pogranicza śmierci dotyczy osoby, która sama nie jest umierająca, a jedynie 

towarzyszy osobie umieraj

ącej. Nazywam tego rodzaju doświadczenie „empatycznym przeżyciem z pogranicza 

śmierci”, wspólnym przeżyciem z pogranicza śmierci, połączonym przeżyciem z pogranicza śmierci lub wzajemnym 
prze

życiem z pogranicza śmierci.

Nie wiem jeszcze, która z tych nazw jest najlepsza czy najbardziej odpowiednia, jednak bez wzgl

ędu na to, jak 

nazwiemy owo prze

życie, jest dla mnie jasne, że zdarza się ono bardzo często osobom przebywającym przy łóżku 

umieraj

ącego, które empatycznie partycypują w jego doświadczeniu umierania.

Dziesi

ątki godnych zaufania osób mówiło mi, że kiedy ich najbliżsi umierali, oni sami, pozostawiając swoje fizyczne 

cia

ła, unosili się w górę i towarzyszyli im, poruszając się w kierunku wspaniałego, emanującego miłością światła. 

Inni relacjonowali, 

że kiedy siedzieli obok swoich umierających bliskich, mieli wrażenie, iż na powitanie z tym, kto 

odchodzi

ł z tego świata, przybywali zmarli krewni.

Osoby pozostaj

ące w bezpośredniej bliskości swoich umierających bliskich są często przeświadczone o tym, że w 

sposób symultaniczny, intuicyjny i intymny uczestnicz

ą w ich transcendentalnym przeżyciu towarzyszącym śmierci. 

Na podstawie tego, co s

łyszałem o tego rodzaju wspólnych przeżyciach z pogranicza śmierci, wiem, że niosą one 

ze sob

ą to samo przesłanie głoszące nadrzędne znaczenie miłości, podobnie jak miało to miejsce podczas 

relacjonowanych z pierwszej r

ęki przeżyć z pogranicza śmierci pochodzących z początkowego okresu ich badania.

Bliski osobisty zwi

ązek z osobą umierającą zwiększa prawdopodobieństwo tego, że ktoś inny będzie uczestniczył w 

jej prze

życiu z pogranicza śmierci, chociaż nie wydaje się, iż stanowi to warunek konieczny. Wielu lekarzy i wiele 

piel

ęgniarek mówiło mi, że w momencie śmierci swoich pacjentów spostrzegali, jak dusze opuszczają ich ciała. 

Osoby opiekuj

ące się umierającymi miewają także inne, niezwykłe doświadczenia duchowe. Potwierdzają to opinie 

wielu lekarzy, piel

ęgniarek, psychologów i pracowników hospicjów. Sam rozmawiałem na ten temat z kilkunastoma 

znanymi badaczami na tym polu i wszyscy oni przyznali na podstawie swoich w

łasnych profesjonalnych obserwacji, 

że połączone przeżycia z pogranicza śmierci są zdumiewająco częste.

Tak wi

ęc liczba trzeźwo myślących, odpowiedzialnych osób, które partycypowały w doświadczeniu umierania 

swoich bliskich, jest ju

ż wystarczająco duża, by umożliwić każdemu przychylnie nastawionemu, pilnemu i 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

sumiennemu badaczowi uzyskanie potwierdzenia tego, o czym mówi

ę.

W rzeczy samej, wydaje si

ę, iż obecnie mamy do czynienia z nagłym zalewem raportów na temat „wspólnych 

prze

żyć z pogranicza śmierci”, a niezliczona liczba ludzi zagłębia się w swoje dusze, odnajdując osobiste 

do

świadczenia tego rodzaju. Zalew ten wiąże się niewątpliwie z faktem, że duża grupa Amerykanów należąca do 

kategorii tzw. baby boomers [Baby boomers 

– osoby urodzone w okresie wyżu demograficznego w USA, pod 

koniec lat czterdziestych i na pocz

ątku pięćdziesiątych XX wieku (przyp. tłum.).] – bez względu na to jak precyzyjny 

jest ów termin 

– wchodzi właśnie w ten okres życia, kiedy to dorosłemu człowiekowi umierają zazwyczaj rodzice 

oraz inni bliscy krewni w ich wieku. Nie nale

ży także zapominać, że dziś wiele młodych osób traci swoich bliskich, 

którzy umieraj

ą o wiele za wcześnie.

Nie tylko wielu z nas prze

żywa śmierć swoich bliskich, lecz także jest naocznymi świadkami ich umierania. 

Zwyczaje sprzed kilkudziesi

ęciu lat, kiedy to rodzina zgromadzona przy łóżku umierającego była wypraszana z 

pokoju przed nast

ąpieniem zgonu, uległy zmianie. Dziś zachęca się krewnych, by towarzyszyli osobie umierającej 

a

ż do samego końca.

Z tych powodów wi

ęcej osób niż dawniej staje się świadkami śmierci swoich bliskich, a w związku z tym 

odpowiednio zwi

ększają się także możliwości doznania empatycznych czy też wspólnych przeżyć z pogranicza 

śmierci.

Bariery utrudniaj

ące akceptację

Wcze

śniej czy później dodatkowe informacje na temat tego nowego rodzaju przeżycia z pogranicza śmierci dotrą 

do powszechnej ludzkiej 

świadomości (na przykład tak, jak dzieje się to za pośrednictwem tej oto książki).

„Wspólne przeżycia z pogranicza śmierci” stają się tak powszechne, że każdy, kto osobiście ich nie doświadczył, 
us

łyszy o nich zapewne bezpośrednio od któregoś ze swoich godnych zaufania znajomych lub bliskich – starego 

wujka Hermana, ukochanych rodziców, najlepszego przyjaciela lub dobrego kumpla. Gdy ilo

ść tych 

anegdotycznych danych osi

ągnie masę krytyczną, nie będzie można ich dłużej tak po prostu ignorować. Inną 

spraw

ą może być gotowość ich zaakceptowania.

Poniewa

ż tak wiele spośród najnowszych informacji na temat wizyjnych przeżyć z pogranicza śmierci ma tak 

niezwykle osobliwy charakter, ani opinia publiczna, ani poinformowani specjali

ści nie potrafią ich łatwo 

zaakceptowa

ć. Zwykle wysłuchują ich, lecz niczego nie słyszą.

To, co sprawia, 

że te nowe informacje są „niezwykle osobliwe”, nie polega na tym, że są one „osobliwe” same w 

sobie, ale 

że nie przystają one do tego, w jaki sposób większość ludzi zwykła myśleć o przeżyciach z pogranicza 

śmierci – a także o zjawiskach „paranormalnych”. Duża część pierwszej części tej książki poświęcona jest temu 
w

łaśnie zagadnieniu.

Owa od dawna stosowana, cho

ć niewłaściwa perspektywa sposób, w jaki większość ludzi myśli na temat przeżyć z 

pogranicza 

śmierci – wywodzi się z bardzo odległych czasów i przynależy do pewnej toczącej się nieustannie od 

przynajmniej dwóch tysi

ącleci debaty, która będzie trwać kolejne dwa tysiące lat, jeśli ktoś lub coś nie wyprowadzi 

jej z impasu.

A tego w

łaśnie mam zamiar dokonać za pomocą tej książki.

O ile 

Życie po życiu przerwało milczenie i umożliwiło wydobycie na światło dzienne przeżyć z pogranicza śmierci 

do

świadczanych przez umierające osoby, tak teraz Kto się śmieje ostatni stawia sobie za cel przerwanie tamy 

uniemo

żliwiającej swobodny przepływ strumienia informacji na temat przeżyć z pogranicza śmierci doświadczanych 

przez osoby towarzysz

ące umierającym.

Przezwyci

ężanie impasu

Czas ju

ż, byśmy przedyskutowali całe to zagadnienie. I nie tylko je, lecz także kwestię zwaną przez nas zjawiskami 

paranormalnymi. Mojej pierwszej ksi

ążki, Życie po życiu, nie można już dłużej – tak jak i nie powinno się robić tego 

wcze

śniej -rozpatrywać poza kontekstem materiału zgromadzonego w Kto .się śmieje ostatni. Rozważanie przeżyć 

z pogranicza 

śmierci lub jakiegokolwiek innego paranormalnego doświadczenia poza nowym i szerszym 

kontekstem, jaki przedstawiam w tej oto ksi

ążce, jest jak odcedzanie ziemniaków, zanim jeszcze zdążą się one 

ugotowa

ć. Rezultatem takiego działania są jedynie na pół surowe, nieprecyzyjne wnioski.

Uwa

żam, że to, iż tak wielu formułuje właśnie tego rodzaju wnioski, jest po części moją winą. Życie po życiu zostało 

wydrukowane dok

ładnie tak, jak je napisałem, z tym wyjątkiem, że mój wydawca usunął z niego dłuższy, 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

umieszczony pod koniec fragment, w którym szczegó

łowo wyjaśniałem, dlaczego przeżyć z pogranicza śmierci nie 

mo

żna uznać za naukowy dowód na istnienie życia po śmierci.

Wydawca obawia

ł się, że owo uzupełnienie będzie zbyt skomplikowane dla odbiorcy. Twierdził, że nikt go nie 

zrozumie i 

że dla przeciętnego czytelnika tego rodzaju konkluzja oznaczałaby, że wycofuję większość tego, co 

wcze

śniej powiedziałem.

Nie walczy

łem dostatecznie konsekwentnie o przeforsowanie mojego stanowiska, a – jak się okazuje – powinienem 

by

ł to zrobić, co doprowadziło do tego, że Życie po życiu zostało wydane bez owej ostatniej części. Na moją obronę 

mog

ę powiedzieć, że w owym czasie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że książka ta stanie się bestsellerem i 

wywo

ła tak wielkie, długotrwałe zainteresowanie u tak wielu ludzi na całym świecie, wzbudzając ogromną falę 

fascynacji opisanymi w niej niezwyk

łymi przeżyciami, oraz że moja nieudana próba włączenia do niej tego, co 

w

łączyłem do obecnej książki, przyczyni się do wytworzenia sytuacji patowej.

Ka

żdy, kto śledzi toczący się już od ponad dwudziestu lat dialog wokół natury tego zjawiska, zgodzi się zapewne ze 

mn

ą, że znajduje się on w fazie stagnacji, podczas której wciąż na nowo roztrząsa się te same kwestie. Nawet 

zestaw postaci uczestnicz

ących w różnego rodzaju talk shows poświęconych temu tematowi stał się już wszystkim 

dobrze znany.

Wyst

ępują tam zwykle: (a) pozytywnie nastawiony lekarz lub psycholog, który bada to zjawisko i jest skłonny 

przyzna

ć, że ma do czynienia z czymś niezwykłym i ważnym; (b) „naukowiec-sceptyk”, który stara się wytłumaczyć 

wszystko zaburzeniami pracy neuronów, skutkiem niedotlenienia mózgu lub autosugesti

ą oraz, czasami, (c) ponury 

przedstawiciel religijnie poprawnych obywateli, który ostrzega przed demonami i m

ękami piekielnymi.

Bez wzgl

ędu jednak na to, czy znajduje się ona w martwym punkcie czy nie, dyskusja nie ustanie. Fakt, że 

wi

ększość „ekspertów” nie osiąga niczego w swoich próbach dojścia do jakichś konkluzji (lub choćby lepszego 

zrozumienia tematu) nie przyczynia si

ę do zaniku fascynacji tym tematem pośród szerokich rzesz społeczeństwa.

Zainteresowanie prze

życiami z pogranicza śmierci i życiem na tamtym świecie znajduje się obecnie w zenicie, 

naukowcy i lekarze b

ędą zaś jeszcze przez wiele lat gorąco dyskutować nad tą kwestią. W takiej oto atmosferze 

mój opó

źniony dodatek zjawia się w końcu niczym powracający bumerang. Osobiście przywiązuję dużą wagę do 

tego, by 

Życie po życiu zostało uzupełnione o nie opublikowane dotąd informacje, a także o dokonane w 

źniejszym czasie odkrycia, nie tylko po to, by książka ta mogła lepiej odzwierciedlać moje pierwotne intencje i 

zamierzenia, lecz tak

że, by po raz pierwszy od ćwierć wieku umożliwiła otwarcie nowych obszarów do dyskusji na 

interesuj

ący nas temat oraz wskazała nowe drogi jego eksploracji.

Kwestionowanie g

łównego założenia

Zaczn

ę od tego, co dla wielu z państwa może wydać się nową, a także, biorąc pod uwagę źródło jej pochodzenia, 

szokuj

ącą ideą mojego autorstwa: być może życie po śmierci w ogóle nie istnieje.

Je

śli niechcący przyczyniłem się do powstania impasu, może powyższe stwierdzenie pomoże go przełamać. 

Sytuacja patowa powstaje wówczas, gdy wszyscy s

ą „pewni” co do jakiejś kwestii – lub przynajmniej tak bliscy 

„pewności”, jak to tylko da się osiągnąć na podstawie analizy argumentów nie mających wagi dowodów. Obawiam 
si

ę, że za sprawą moich badań relacji z przeżyć z pogranicza śmierci dopomogłem niektórym osobom poczuć się 

„pewnie” co do faktu istnienia życia po śmierci. Jak na ironię, ja sam nigdy nie miałem pewności w tej sprawie.

Chc

ę przez to powiedzieć, że nigdy nie uważałem i nadal nie uważam moich relacji z tak zwanych „przeżyć z 

pogranicza 

śmierci” za deklaracje potwierdzające w jednoznaczny sposób fakt istnienia „życia po śmierci”. To 

media tak uwa

żają. A także moi wydawcy, którzy w taki, a nie inny sposób zredagowali i rozreklamowali moją 

ksi

ążkę. Tymczasem ja chciałem jedynie zdać relację z przeżyć ludzi, którzy znaleźli się „na progu śmierci”. Nigdy 

nie twierdzi

łem, że relacjonuję przeżycia osób po śmierci, nigdy też nie wyciągałem wniosku, że fakt, iż umierający 

ludzie miewaj

ą określony rodzaj przeżyć, stanowi bezsporny dowód na istnienie kontynuacji „życia” po śmierci. 

Celem mojej pierwszej ksi

ążki było w istocie postawienie pytania, a nie udzielenie odpowiedzi.

Podobnie, celem niniejszej ksi

ążki nie jest odpowiedź na tę kwestię, lecz ponowne jej otwarcie.

Tak wi

ęc przyjrzyjmy się teraz temu, o co tu w tym wszystkim właściwie chodzi.

Od kilku dziesi

ęcioleci panuje ogólne przekonanie, iż przeżyć z pogranicza śmierci nie można bezpiecznie i wiernie 

odtwarza

ć w celach badawczych w warunkach zbliżonych do laboratoryjnych. Z tego powodu badacze opierają 

swoje twierdzenia jedynie na retrospektywnych relacjach w pierwszej osobie, jakimi dysponuj

ą. Ponieważ osoby, 

które dostarczaj

ą owych relacji, opisują swoje niezwykle osobiste przeżycia w terminach przywodzących na myśl 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

kontekst 

życia po śmierci, przyjmujemy automatycznie, iż jest to równoznaczne z tym, że życie po śmierci 

rzeczywi

ście istnieje.

Tymczasem doznania wizyjne umieraj

ących osób nie stanowią tu żadnego dowodu, a jedynie dostarczają materiału 

do szeroko zakrojonej dyskusji.

Dlaczego jednak umieraj

ący, relacjonujący w pierwszej osobie swoje przeżycia, czynią to w kontekście życia po 

śmierci? Sądzę, że dzieje się tak dlatego, iż jest to po prostu scenariusz, który jest im najbliższy kulturowo. To 
znaczy, jest to jedyne 

„logiczne” wyjaśnienie, jakiego dostarcza im ich kultura – jakkolwiek nielogiczne mogłoby się 

ono na pozór wydawa

ć!

Scenarzy

ści filmowi i telewizyjni nazywają to „tłem akcji”. I rzeczywiście chodzi o dramaturgiczne tło, na którym 

poszczególne postacie odgrywaj

ą swoje role. Tło akcji dostarcza kontekstu, rodzaju usprawiedliwienia dla ich 

konkretnych zachowa

ń i wypowiedzi.

T

ło akcji całej naszej ludzkiej kultury stanowi rodzaj ekranu, na którym w umysłach umierających ludzi rozgrywają 

si

ę przeżycia z pogranicza śmierci.

St

ąd wydaje mi się oczywiste, że aby rozważać to, czy owe przeżycia można uznać za wiarygodne dowody na 

istnienie 

życia po śmierci, czy nie, musimy rozważyć najpierw kontekst relacji w pierwszej osobie z tychże przeżyć.

Na ów kontekst sk

ładają się nasze kulturowe opowieści dotyczące nie tylko życia po śmierci, lecz także opowieści 

zwi

ązane ze wszelkiego rodzaju domniemanymi zjawiskami paranormalnymi – historie „żyjące” pośród nas 

nieprzerwanie od staro

żytności.

Aby 

łatwiej zrozumieć te zjawiska, do których zaliczamy także przeżycia z pogranicza śmierci, musimy pojąć, 

dlaczego tego rodzaju opowie

ści krążą między nami od tak długiego czasu, dlaczego stanowią one dla nas obiekt 

nieustannej fascynacji oraz w jaki sposób s

ą one przez nas przekazywane.

Zbadaniu tych w

łaśnie problemów poświęcona jest kolejna część tej książki.

Zmiana podstawowych regu

ł rządzących dyskusję

Podstawowe regu

ły tej prowadzonej od starożytności dyskusji – to znaczy sposoby zgłębiania i rozważania 

problematyki zjawisk paranormalnych w przesz

łości – same stały się częścią problemu.

Nie mo

żemy pozwolić, by działo się tak dalej. Aby osiągnąć autentyczne postępy w zrozumieniu przeżyć z 

pogranicza 

śmierci, a także zaspokoić głód opinii publicznej pragnącej poznać w końcu prawdę o zjawiskach, które 

wywieraj

ą tak wielki wpływ na kształtowanie się poglądów na temat sensu życia, należy odmiennie niż dotąd 

spojrze

ć na odwieczny spór, jaki toczy się wokół zjawisk paranormalnych, a także wypracować nowy zestaw 

rz

ądzących nimi podstawowych reguł.

Potrzebujemy nowego, cho

ć w gruncie rzeczy starego, sposobu myślenia, który, gdy w końcu rzucimy światło 

lepszego zrozumienia na ca

łą sprawę, okaże się odpowiedni do badania najbardziej osobliwych i fascynujących 

wymiarów ludzkiej 

świadomości, które nazywamy zjawiskami paranormalnymi.

Od tego w

łaśnie miejsca zamierzamy rozpocząć. Najpierw przyjrzymy się dotychczas stosowanemu sposobowi 

dyskutowania o tych sprawach, a nast

ępnie zaprezentujemy kilka nowych sposobów umożliwiających prowadzenie 

dyskusji w przysz

łości.

Wszystko to b

ędzie dla nas rodzajem podróży, która – mam nadzieję – bardzo się państwu spodoba. I czy nie 

by

łoby to interesujące, gdybyśmy na końcu owej podróży doszli do wniosku, że „zjawiska paranormalne” nie są 

wcale takimi, jakimi si

ę wydają, i że relacje o przeżyciach z pogranicza śmierci nie są ani „czymś innym” ani „czymś 

wi

ększym” niż normalne zjawiska, lecz że są one mimo wszystko czymś zupełnie normalnym?

Zdaj

ę sobie sprawę, że może to strasznie zmącić wodę w stawie, która wydawała się już coraz bardziej przejrzysta 

– do czego ja także się przyczyniłem (choć całkowicie mimowolnie) myślę jednak, że nadszedł ku temu odpowiedni 
moment. A wtedy zobaczymy, kto b

ędzie się śmiał ostatni.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 2

ZABAWA A ZJAWISKA PARANORMALNE

Aby rzeczywi

ście posunąć do przodu dyskusję na temat przeżyć z pogranicza śmierci, musimy, jak już 

powiedzia

łem, zbadać obszerniejszy temat, obejmujący swoim zasięgiem zarówno wszelkiego rodzaju zjawiska 

paranormalne, jak i wszelkie zjawiska uwa

żane za paranormalne – a więc także i to, co być może to państwa 

zaskoczy 

– stanowi dużą część tego, co nazywamy „rozrywką”.

Nast

ępnie musimy przyjrzeć się przeżyciom z pogranicza śmierci w nowym kontekście, jakiego dostarczą nam owe 

szeroko zakrojone badania.

Dlatego w tym rozdziale zamierzamy, jak to si

ę może na pierwszy rzut oka wydawać, wykonać zwrot w lewo. 

Zajmiemy si

ę dogłębnie tematami różnymi od przeżyć z pogranicza śmierci, by położyć fundamenty pod 

zrozumienie tego, w jaki sposób stworzyli

śmy kolektywnie „tło akcji”, na którym się one rozgrywają – rodzaj 

kulturowego zaplecza, które, kiedy si

ę je zrozumie, pomoże nam wyjaśnić, dlaczego wszystkie relacje w pierwszej 

osobie, dotycz

ące przeżyć z pogranicza śmierci, są do siebie tak bardzo podobne.

Zbadamy szczegó

łowo związki między zabawą a zjawiskami paranormalnymi, biorąc pod uwagę wszystko; od 

tabliczek ouija, przez ró

żdżkarstwo do wróżbiarstwa; od „emocji i zachowań związanych ze znanymi 

osobowo

ściami” do zjawiska „channelingu”.

Przyjrzymy si

ę nawet stanowi obłędu jako czynnikowi związanemu ze zjawiskami paranormalnymi, a także ludzkiej 

sk

łonności do przypisywania wszystkiemu cech paranormalnych – na przykład samogłodzeniu się, ogniowi czy 

twierdzeniom na temat niepodlegania 

śmierci. W końcu zbadamy przedmioty i narzędzia kojarzone ze zjawiskami 

paranormalnymi, które odegra

ły tak znaczącą rolę w powstaniu naszej kulturowej opowieści – od dźwięków przez 

zwierciad

ła do studni, do których wrzuca się pieniążek na szczęście, i labiryntów; od dziecięcych gier do różnego 

rodzaju hobby.

I jak ju

ż państwa ostrzegałem, wszystko to może robić wrażenie, że zbaczamy z głównej drogi i dokonujemy 

niepotrzebnego objazdu. Mimo to zapraszam pa

ństwa na tylne siedzenie i gwarantuję miłą podróż. Obiecuję, że 

źniej powrócimy do naszej dyskusji na temat przeżyć z pogranicza śmierci oraz pytania o istnienie życia po 

śmierci. Najpierw jednak zamierzam stworzyć kontekst, w którego ramach dyskusja ta może toczyć się bardziej 
owocnie. Wkrótce przekonaj

ą się państwo także, że w istocie wcale nie zbaczamy z drogi, lecz wciąż podążamy 

przed siebie tym samym utartym szlakiem.

Nowe 

„ reguły postępowania „

Tak wi

ęc zacznijmy od przyjrzenia się fundamentalnym regułom, o których mówiłem, że wymagają zmiany, jeśli 

mamy efektywnie zajmowa

ć się starymi problemami. Czym są owe fundamentalne reguły? No cóż, dyskusje na 

temat zjawisk paranormalnych zawsze sprzyja

ły ożywionej wymianie przeciwstawnych opinii, w którą angażowali 

si

ę ludzie o bardzo różnych temperamentach. Co ciekawe, spory te prawie zawsze przebiegają według pewnych 

okre

ślonych parametrów, rozbieżności poglądów dotyczą zaś prawie zawsze tych samych spraw. Poza tym wydaje 

si

ę, że od lat nie powiedziano niczego nowego na ten temat.

A

ż do chwili obecnej.

Zauwa

żyłem, że większość dyskusji oraz prawie wszystkie opublikowane materiały poświęcone temu zagadnieniu 

stanowi

ą zazwyczaj odbicie jednego z trzech głównych punktów widzenia, trzech odrębnych szkół myślenia. Chodzi 

tu o najcz

ęściej zajmowane stanowiska, owe „znane, choć nieodpowiednie, perspektywy”, o których mówiłem 

wcze

śniej. Z kolei stosowanie „fundamentalnych reguł” prowadzi nieuchronnie do tego, że wszelkie dyskusje nad 

zjawiskami paranormalnymi podpadaj

ą pod jedną z owych trzech kategorii.

 

Punkt widzenia parapsychologów

Pierwsz

ą kategorię tworzy szkoła myślowa „parapsychologów”. Są to ludzie uważający się za naukowców. Panuje 

pogl

ąd, rozpowszechniony nawet wśród sceptyków, że aktywność czy też obszar badań zajmujący się 

paranormalnymi zjawiskami, zdarzeniami czy zdolno

ściami, jest lub przynajmniej aspiruje do miana jednej z 

dyscyplin naukowych.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (1 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Parapsycholodzy przyjmuj

ą (przynajmniej w zasadzie), że fakt istnienia takich zjawisk jak telepatia, psychokineza, 

prekognicja czy 

życie po śmierci, można wykazać za pomocą metod naukowych.

Zwolennicy tego punktu widzenia zrzeszaj

ą się w różnego rodzaju stowarzyszeniach parapsychologicznych. 

Niektórzy z nich uzyskali nawet, po d

łuższych czy krótszych staraniach, członkostwo większych towarzystw 

naukowych, 

„legitymizując” w ten sposób swoją działalność.

 

Punkt widzenia sceptyków

Do drugiej kategorii nale

ży szkoła myślowa „sceptyków”, a więc tych, którzy głęboko wątpią w realność 

domniemanych paranormalnych zdarze

ń, przeżyć czy umiejętności, uważając, iż są one bez wyjątku wynikiem 

oszustwa, mistyfikacji, my

ślenia życzeniowego czy po prostu błędu. Oni także zrzeszają się w organizacje, takie jak 

Commitee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal (Komitet do Spraw Naukowego Badania 
Domniemanych Zjawisk Paranormalnych), który wydaje czasopismo 

„Sceptical Inquirer” (Sceptyczny Badacz).

 

Punkt widzenia fundamentalistów

Trzeci

ą i ostatnią kategorią jest szkoła myślowa „fundamentalistów”. Są to ludzie, którzy wierzą, że wszystkie 

zjawiska paranormalne s

ą dziełem diabła i aby to udowodnić, często posługują się wybranymi cytatami z Biblii. 

Fundamentali

ści mówią nam, że świetlista istota, która wychodzi na spotkanie wielu osób, u których nastąpiło 

ustanie akcji serca, a tak

że zjawy zmarłych widywane przez ich bliskich pogrążonych w smutku, to jedynie rodzaj 

zakamuflowanej diabelskiej pokusy.

 

Pochodzenie owych trzech kategorii

Ka

żda z omówionych tu trzech perspektyw wywodzi się z bardzo odległych czasów; są one stałymi elementami 

tocz

ącej się przynajmniej od dwóch tysiącleci debaty, w trakcie której wciąż nie udaje się niestety wypracować 

żadnych ostatecznych wniosków.

Któ

ż jednak zaprzeczy, że nie zanotowano niejakich sukcesów? Cała debata toczy się nadal, jej koła zaś obracają 

si

ę bez końca na osiach wyznaczonych przez trzy główne szkoły, o których mówiłem powyżej, co daje niewątpliwie 

z

łudzenie ruchu. W rzeczywistości nie chodzi tu jednak o żaden znaczący postęp. Zresztą dobrze wiadomo, 

dlaczego tak si

ę dzieje.

Nikt nie chce post

ępu, nikt nie chce rozwiązania

Do tej pory problemy zwi

ązane z toczącą się od lat debatą na temat zjawisk paranormalnych nie zostały 

rozwi

ązane, ponieważ w istocie tylko bardzo niewielu ludzi rzeczywiście tego pragnie. Odpowiedzi pojawiają się z 

rzadka i sporadycznie, poniewa

ż tylko bardzo niewielu ludzi pragnie je poznać.

Problem dotycz

ący odpowiedzi polega na tym, że eliminują one wątpliwości – a przecież to właśnie wszelkiego 

rodzaju w

ątpliwości związane ze zjawiskami paranormalnymi tak bardzo nas intrygują. Fascynuje nas to, czego nie 

wiemy.

Jest to powód, dla którego tak wiele kontrowersji jest nierozwi

ązywalnych. Jak na ironię impasu nie powoduje to, co 

dzieli, lecz to, co 

łączy. Spór wydłuża się w nieskończoność z powodu podzielanych przez wszystkich, nie 

wyra

żonych motywacji i nie sprawdzonych założeń, na które, przynajmniej po cichu, godzą się wszystkie strony.

W kwestii tego, czy zjawiska paranormalne s

ą rzeczywiste, czy nie, przedstawiciele owych trzech szkół myślowych 

reprezentuj

ą w istocie zbieżne podejście, dzięki czemu cała debata toczy się nadal, podejście to zaś, jak na ironię, 

wynika z ich w

łasnej fascynacji zjawiskami paranormalnymi – są oni nimi całkowicie pochłonięci i zaabsorbowani. 

Jednoznaczne rozwi

ązanie którejś z wątpliwych kwestii mogłoby oznaczać koniec dyskusji, a przecież nikt z jej 

uczestników tak naprawd

ę tego nie chce.

Powód wydaje si

ę oczywisty przynajmniej w przypadku zawodowych parapsychologów – przedstawicieli pierwszej z 

omawianych przez nas frakcji 

– którzy ze zjawisk paranormalnych uczynili główny obiekt swojej pracy badawczej. 

Jednak zorganizowani pseudosceptycy 

– przedstawiciele drugiej frakcji – także upodobali sobie ten temat. Piszą 

oni artyku

ły, uczestniczą w spotkaniach, prowadzą badania terenowe i otwarcie przyznają, że to ich pasjonuje. 

Nawet zagorzali fundamentali

ści z frakcji numer trzy zdają się odczuwać wyraźną przyjemność, ujawniając 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (2 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

obecno

ść demona w każdym śnie czy Szatana podczas każdego seansu spirytystycznego, a także Antychrysta 

ukrywaj

ącego się za każdą zjawą.

Sprawy, o których tu mówimy, wywieraj

ą na każdym wielkie wrażenie, przedstawiciele zaś owych trzech ugrupowań 

nie s

ą jedynymi ludźmi pozostającymi pod ogromnym, nieodpartym urokiem zjawisk paranormalnych. W rzeczy 

samej tego rodzaju fenomeny poci

ągają większość z nas. Zjawiska paranormalne niczym języki ognia tańczą 

kusz

ąco przed oczami naszej nieświadomości zbiorowej, my sami zaś stoimy osłupiali w obliczu tajemnicy, zdjęci 

nabo

żnym lękiem przed jej wspaniałością, a także, w momentach szczególnej grozy, przerażeni jej potęgą. Nawet 

ci, którzy mówi

ą, że boją się zjawisk paranormalnych, są nimi do pewnego stopnia zafascynowani.

Dlaczego zjawiska paranormalne tak poci

ągają?

Co stanowi podstaw

ę owej przyciągającej siły? Dlaczego tak się dzieje i jak do tego dochodzi, że tak wielu spośród 

nas zachwyca si

ę i pasjonuje zjawiskami paranormalnymi oraz tak łatwo ulega ich urokowi? Jaka jest w istocie 

natura ludzkiej fascynacji zjawiskami paranormalnymi? Nie b

ędziemy mogli rozstrzygnąć żadnej z kwestii 

dotycz

ących wagi przeżyć z pogranicza śmierci jako dowodów na istnienie życia po śmierci, jeśli najpierw nie 

odpowiemy na powy

ższe pytania, jako że kiedy poznamy na nie odpowiedzi, wtedy zaczniemy rozumieć zjawiska 

paranormalne jako takie. Zaczniemy rozumie

ć szeroki aspekt ludzkiego zachowania, z którym zjawiska 

paranormalne s

ą najbliżej spokrewnione. Zaczniemy rozumieć powiązania; związki, które pozwolą nam dostrzec w 

tym wszystkim sens. Zaczniemy zestawia

ć ze sobą poszczególne elementy w sposób, w jaki nie robiono tego nigdy 

dot

ąd. A wtedy zagadka zjawisk paranormalnych sama zacznie się rozwiązywać. Tajemnica zacznie się wyświetlać. 

A my b

ędziemy mogli stworzyć nowy kontekst, w którego ramach rozpatrzymy główny temat naszych badań: 

prze

życia z pogranicza śmierci i życie po śmierci.

Zjawiska paranormalne jako 

„ rozrywka „

A oto moja hipoteza. Na pocz

ątku może się ona wydać państwu trudna do przyjęcia, proszę jednak o cierpliwość. 

Prosz

ę dać mi trochę czasu, a myślę, że uda mi się państwa w końcu przekonać. A jeśli nie, to może przynajmniej 

zainauguruj

ę nowy etap w dyskusji. No to zaczynamy.

S

ądzę, że zjawiska paranormalne zachwycają nas, ponieważ stanowią dla nas rodzaj rozrywki.

Stwierdzenie to mo

że wydawać się państwu oczywiste, uważam jednak, że związek między rozrywką a zjawiskami 

paranormalnymi jest cz

ęsto przeoczany, oraz że implikacje owego związku nie są tak oczywiste, jak się na pozór 

wydaje. Z pewno

ścią zaś dotychczas zajmowano się nimi rzadko.

Stopniowo u

świadamiałem sobie fakt, że rozrywka, humor, zabawa oraz zjawiska paranormalne są ze sobą w 

dziwny sposób 

ściśle splecione. I twierdzę, że to właśnie ów splot przyczynił się do powstania kontekstu, w którego 

ramach zawsze rozpatrywali

śmy zjawiska paranormalne, ostatnio zaś rozpatrujemy przeżycia z pogranicza śmierci. 

Moim zdaniem to w

łaśnie ów współczynnik rozrywki, jak go nazywam, przyczynił się do stworzenia naszego tła akcji 

dla 

życia po śmierci. Proszę jednak pamiętać, że fakt ten nie podważa automatycznie wagi i znaczenia relacji na 

temat 

życia po śmierci. Mimo wszystko jest jak najbardziej możliwe, że w jakiś sposób udało nam się natrafić na 

ślad wielkiej, uniwersalnej prawdy. Dlatego ważne jest a nawet jeszcze ważniejsze, jeśli tak właśnie rzeczy się mają 

żebyśmy wiedzieli wszystko, co tylko możliwe, o tym, co sprawiło, że natrafiliśmy na ślad owej prawdy.

Poszukiwanie cech wspólnych

Wszystkie trzy elementy 

– rozrywka, humor, zabawa – mają jedną wyróżniającą je wspólną cechę z tym, co 

nazywamy zjawiskami paranormalnymi. Ka

żdy z nich definiowany jest poprzez kontrast z tym, co określamy 

mianem rzeczywisto

ści dnia codziennego, podobnie jak zjawiska paranormalne. Wszystkie one rzucają wyzwanie i 

poszerzaj

ą nasze pojęcie rzeczywistości, granic umysłu oraz natury świadomości zupełnie tak samo, jak ma się 

sprawa w przypadku zjawisk paranormalnych.

Przyjrzyjmy si

ę teraz nieco bliżej owym ideom.

Dla ogromnej wi

ększości tych, którzy się tym parają, badanie zjawisk paranormalnych jest, podobnie jak rozrywka i 

zabawa, dzia

łalnością wykonywaną dla przyjemności w chwilach wolnych. Rzesze entuzjastów reprezentujących 

najrozmaitsze zawody nale

żą do klubów i innych organizacji zajmujących się tropieniem zjawisk paranormalnych.

W badaniu zjawisk paranormalnych wa

żną rolę odgrywają różnego rodzaju techniki służące poznawaniu ukrytej 

wiedzy, kilka za

ś form „wróżenia” ma wyraźnie charakter gier towarzyskich. Dobrym przykładem są tu tabliczki 

ouija, stoliki pukaj

ące, tarot czy runy.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (3 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

W tarocie u

żywa się kart podobnych do tych stosowanych do gry w durnia czy pokera, natomiast wróżby runiczne 

uk

łada się z kostek przypominających żetony do gier takich jak monopol czy scrabble. Z kolei tabliczki ouija 

sprzedawane s

ą w sklepach z zabawkami. Właściciel firmy produkującej te tabliczki, a także inne związane z nimi 

gad

żety, był podobno wielce zdumiony, gdy ludzie zaczęli poważnie traktować jego wynalazek. Zszedł z tego 

świata głosząc wszem i wobec, że jest to tylko gra, nic więcej.

Poszukiwanie wody za pomoc

ą różdżki ma w sobie także elementy gry – z wyjątkiem sytuacji, gdy dokonuje się 

tego na pustyni lub jest si

ę gotowym wydać tysiące dolarów na wykopanie studni na swojej posesji.

Salony wró

żek można spotkać w wesołych miasteczkach, na nadmorskich promenadach, a także szkolnych 

festynach. Wiele gazet drukuje horoskopy obok krótkich, humorystycznych historyjek obrazkowych. (Powa

żne 

dzienniki takie jak 

„New York Times” nie stosują podobnych praktyk).

Zwi

ązki ujawniają się nawet w prawie

Nasze prawo zwyczajowe jest prawdziw

ą skarbnicą praktycznej mądrości; opiera się ono na nagromadzonych 

przez wieki przez znaj

ących się na rzeczy prawników i powszechnie akceptowanych regułach. Ściśle mówiąc, 

tradycja prawnicza ukazuje to, co do

świadczeni prawnicy-decydenci postanowili, często w niesprzyjających 

okoliczno

ściach, w kwestii szerokiego wachlarza gorąco dyskutowanych i trudnych przypadków. W efekcie prawo 

odzwierciedla opinie praktycznych osób maj

ących odpowiednią wiedzę i doświadczenie. A co prawo zwyczajowe 

ma nam do powiedzenia w sprawie zjawisk paranormalnych?

Zgadli pa

ństwo. Przy wielu okazjach prawo zalicza zjawiska paranormalne do kategorii rozrywki. W niektórych 

okr

ęgach sądowych wróżbiarzy, astrologów i media zalicza się, w związku z wydawaniem licencji na prowadzenie 

dzia

łalności, do grona pracowników estradowych.

Dom nawiedzony przez duchy stanowi wi

ęc jedną z atrakcji wesołego miasteczka, niektóre zaś zjawiska 

paranormalne da

ły nawet asumpt do powstania świąt, na przykład Halloween. W całych Stanach Zjednoczonych 

tak zwane jarmarki cudów (psychic fairs) s

ą popularnymi miejscami rozrywki podczas weekendów.

Tak bardzo modne obecnie regresje w przesz

łe życia natychmiast przywodzą na myśl dokonania autorów powieści 

historycznych i zmuszaj

ą do zastanowienia nad tym, jakich związków można by się doszukać między tą tajemniczą 

form

ą paranormalnej przygody a popularną, służącą rozrywce fikcją literacką.

Aktorzy odtwarzaj

ą postacie z dawnych epok na scenie i w filmie. Podróże mentalne wstecz do poprzednich 

żywotów zdają się mieć z tym wiele wspólnego, z tym że w tym wypadku wszystko rozgrywa się w umyśle, 
natomiast funkcje scenarzysty, producenta, re

żysera, aktora, publiczności i scenografa rozkładają się między 

poddawan

ą regresji osobę, która w sposób paranormalny podróżuje w czasie, a poddającego ją regresji w 

poprzednie 

życia terapeutę.

Opowie

ści o duchach, relacje na temat telepatycznego komunikowania się między przyjaciółmi oraz doniesienia 0 

ostrze

żeniach dotyczących przyszłości należą do głównych aspektów badań zjawisk paranormalnych. Biorąc 

powy

ższe pod uwagę, należy stwierdzić, że zagadnienia te stanowią także element badania folkloru, jedną zaś z 

oczywistych funkcji folkloru jest zabawianie i dostarczanie rozrywki.

Zdarzenia paranormalne w sposób naturalny manifestuj

ą się w formie dramatycznej. Często obserwuje się także, iż 

specyficzne cechy osobowo

ści dobrego aktora lub aktorki, które są im przydatne na scenie, predestynują ich także 

do tego, by by

ć dobrymi mediami.

Uwzgl

ędniając możliwość oszustwa, większość badaczy zjawisk paranormalnych zakłada, że do sprawdzania 

relacji na temat wyst

ępowania domniemanych zjawisk paranormalnych najlepiej nadają się zawodowi magicy; 

eksperci w sprawach iluzji i sztuczek. A przecie

ż magicy to artyści estradowi.

Znane osobisto

ści a zjawiska paranormalne: związki poszerzone

Zwi

ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką stają się tym bardziej oczywiste, im dokładniej się im 

przygl

ądamy. Status, jaki mają we współczesnym świecie znane osoby z przemysłu rozrywkowego, odpowiada 

pozycji zajmowanej w staro

żytnym świecie przez istoty nadnaturalne – na przykład duchy. Sławne postacie show-

biznesu 

– Rudolph Valentino, James Dean, Marilyn Monroe czy Elvis Presley – stały się obiektami kultowego wręcz 

uwielbienia. Najpopularniejsi aktorzy i aktorki nazywani s

ą nawet „gwiazdami”, co jest być może nie całkiem 

przypadkow

ą metaforą, mającą na celu zwrócenie uwagi na to, że istoty te pochodzą z wysoka, z niebiańskiej 

krainy. Okazuje si

ę więc, że posługujemy się dziś, nie do końca świadomie, słowami, które mają prastare konotacje 

astrologiczne.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (4 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Fenomen polegaj

ący na interesowaniu się i dyskutowaniu o życiu znanych ludzi ma zapewne związek z tym, że 

wspó

łcześnie ludzie spędzają znaczną część życia na jawie na oglądaniu obrazów i słuchaniu informacji 

przekazywanych przez media. Znane osobisto

ści – jako że mogą się nam one ukazywać „osobiście” – których 

to

żsamość społeczeństwo niejako przywłaszcza sobie i wykorzystuje do celów symbolicznych, stanowią rodzaj 

po

średniego ogniwa między światem prezentowanym w mediach a naszym życiem codziennym. Stąd sławni ludzie 

pe

łnią funkcję pośredników, którzy upewniają nas, na poziomie podświadomości, o „realności” elektronicznego 

wymiaru 

świata, w którym to wymiarze my także, jak się wydaje, żyjemy coraz częściej.

Poniewa

ż znane osobistości są w stanie poruszać się tam i z powrotem między zmieniającymi się 

rzeczywisto

ściami, pojęcie gwiazdy wydaje się mieć w sobie nieco pierwiastka paranormalnego. Podobnie jak 

zjawiska paranormalne, znane osobisto

ści bardzo zyskują w kontekście śmierci. Mając wyjątkową pozycję w 

hierarchii spo

łecznej, supergwiazdy nie mogą zwyczajnie odejść z tego świata. Zdarza się, że z jedną z tych na 

wpó

ł fantastycznych istot utrzymuje wyimaginowane związki miliony zwykłych ludzi. Gdy supergwiazda umiera, 

sztuczne zwi

ązki, jakie wykształciły się między jej fanami a nią samą, mogą doprowadzić do powstania 

zdumiewaj

ących zaburzeń w przebiegu procesu żałoby po zmarłym.

Najbardziej znanym przyk

ładem z ostatnich lat jest epizod, który wydarzył się po śmierci króla rock'n'rolla Elvisa 

Presleya w 1977 roku. Na wie

ść o tej tragedii pośród jego co bardziej naiwnych fanów zaczęły krążyć najbardziej 

fantastyczne plotki. Niektórzy wierzyli, 

że Elvis sam zaaranżował własną śmierć, urządził fałszywy pogrzeb z 

udzia

łem członków swojej rodziny, którzy opłakiwali go w przekonujący sposób, udając smutek. Najważniejszym 

elementem owego nag

łośnionego wydarzenia, jak mówiono, była kukła przedstawiająca Elvisa umieszczona 

zamiast niego samego w trumnie. Zwolennicy tej wersji wypadków twierdzili, 

że ich bohater odleciał potajemnie na 

Hawaje, do kraju le

żącego daleko na zachodzie, by wieść tam dalsze życie z dala od przytłaczającej go 

popularno

ści.

Po pewnym czasie przez ca

łe Stany Zjednoczone przetoczyła się fala doniesień pochodzących od osób, które 

utrzymywa

ły, że spotkały Elvisa. Wielu jego fanów doświadczyło czegoś, co ich zdaniem było paranormalnym 

kontaktem z Elvisem przebywaj

ącym na tamtym świecie. Dziś, ponad dwadzieścia lat później [W momencie, gdy 

pisa

ł to Autor.], nadal pewien procent mieszkańców Ameryki wierzy, że piosenkarz nie umarł, lecz nadal żyje i 

ukrywa si

ę przed światem.

Rzeczywisto

ść jako mieszanka naszych emocji i zachowań

Emocje i zachowania zwi

ązane ze znanymi osobistościami od dawna mieszają się z emocjami i zachowaniami 

zwi

ązanymi ze zjawiskami paranormalnymi. I żeby państwo nie sądzili, że Elvis był pierwszym muzykiem, który miał 

jakoby ukazywa

ć się po śmierci swoim fanom, proszę pozwolić mi przytoczyć dowody, które temu przeczą.

Staro

żytny grecki historyk Herodot (4901.25 p.n.e.) opisał eskapady pewnego cieszącego się sławą „artysty”, który 

wykorzystuj

ąc prawdopodobnie kuglarskie sztuczki upozorował swoją własną śmierć, a następnie kilkakrotnie 

pojawi

ł się, udając zjawę:

Aristeas, syn Kaystrobiosa z Prokonnezu [Wyspa na Propontydzie, dzisiejszym Morzu Marmara (przyp. 
t

łum.).], poeta epiczny, opowiada, że natchniony przez Apollona przybył do Issedonów iże za Issedonami 

mieszkali Arimaspowie, m

ężowie o jednym oku; za tymi pilnujące złota gryfy, a za tymi Hiperborejczycy, 

którzy si

ęgają aż do morza.

Teraz wspomn

ę, co o nim słyszałem z opowiadania na Prokonnezie i w Kyzikos. Oto Aristeas, jak mówią, 

który 

żadnemu ze swoich współziomków nie ustępował w zacności rodu, wszedł raz na Prokonnezie do 

wa

łkowni i tam umarł; folusznik warsztat swój zamknął i wyszedł, aby o tym donieść krewnym zmarłego. 

Kiedy wiadomo

ść o śmierci Aristeasa rozeszła się po mieście, zaprzeczył jej pewien obywatel kyzikeński, 

który przyby

ł z miasta Artaki i twierdził, że spotkał się z nim na drodze do Kyzikos i rozmawiał. Ten więc 

uparcie trwa

ł w swoim sprzeciwie, a tymczasem krewni zmarłego zjawili się w wałkowni, zaopatrzeni w 

potrzebne rzeczy, aby go pochowa

ć. Gdy jednak otwarto warsztat, nie było widać ani zmarłego, ani żywego 

Aristeasa. Dopiero w siedem lat pó

źniej zjawił się on na Prokonnezie i ułożył ów poemat, który Hellenowie 

dzi

ś nazywają arimaspejskim; a skoro go ułożył, zniknął po raz drugi.

Tak wi

ęc opowiada się w owych miastach. Następująca zaś rzecz, jak wiem, zdarzyła się Metapontynom w 

Italii w dwie

ście czterdzieści lat po drugim zniknięciu Aristeasa, o czym przekonałem się, zestawiając z 

sob

ą opowieści Prokonnezu i Metapontu. Metapontyni twierdzą, że sam Aristeas zjawił się w ich kraju i 

rozkaza

ł im wznieść ołtarz dla Apollona, a obok niego ustawić posąg, noszący nazwę Ariseasa z 

Prokonnezu; powiedzia

ł bowiem, że Apollo przybył do ich kraju jako jedynych spośród Italiotów, a on, który 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (5 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

teraz jest Aristeasem, towarzyszy

ł mu; wówczas jednak, gdy towarzyszył bogu, był krukiem. A skoro to 

powiedzia

ł zniknął. Oni sami, mówią Metapontyni, posłali do Delf i zapytali boga, co oznacza ta zjawa. Pitia 

za

ś kazała im słuchać zjawy, bo lepiej na tym wyjdą. Oni więc przyjęli tę odpowiedź i spełnili polecenie. I 

jeszcze dzi

ś stoi posąg, noszący imię Aristeasa, obok samego ołtarza Apollona, a dokoła niego znajdują się 

drzewa wawrzynowe; o

łtarz zaś wzniesiony jest na rynku [Herodot, Dzieje, tłum. Seweryn Hammer, 

Czytelnik, Warszawa 1959, t. 1. s. 278-279.].

 

Aristeas by

ł widziany martwy, następnie ktoś miał go spotkać żywego, potem zaś odkryto, że ona sam – lub też 

jego cia

ło – zniknęło. Czy była to śmierć, czy też tajemnicze zniknięcie? A może jedno i drugie? Ponieważ folusznik 

wychodz

ąc zamknął warsztat, w całej sprawie pojawia się także element magicznej ucieczki a la Houdini.

Odej

ście Aristeasa było bardzo zagadkowe; wywołało wielkie zdumienie i zamieszanie. Następnie, znajdując się w 

transie lub jakim

ś innym, odmiennym stanie świadomości, Aristeas wyruszył w daleką podróż do krain leżących 

poza granicami znanego 

świata i zamieszkanych przez dziwaczne istoty. Sprawozdanie z tej niezwykłej, „odlotowej” 

wyprawy opisa

ł następnie w swoim poemacie.

Siedem lat pó

źniej, kiedy zjawił się ponownie, został zapewne uznany za osobę, której przysługiwał specyficzny 

spo

łeczny status deuteropotmosa, czyli „po dwakroć skazanego na zgubę”. Do tej kategorii społecznej zaliczano 

ludzi, którzy zbyt daleko zapu

ścili się na tamten świat, by zostać ponownie dopuszczonymi do świata żywych. 

Mianem deuteropotmosa okre

ślano także osobę, która została uznana za zmarłą za granicą, a następnie powróciła 

do swojej ojczyzny. Takim ludziom zabraniano kontaktów z innymi, nie wolno im by

ło także przebywać w 

świątyniach.

Wyst

ęp Aristeasa został znakomicie wykoncypowany, nawet jeśli doszło do tego jedynie w nieświadomości lub 

pod

świadomości jemu współczesnych. Aristeas wykorzystał zręcznie techniki z pogranicza dramatu i sztuki 

teatralnej. Znikaj

ąc po raz drugi z Prokonnezu stworzył legendę o samym sobie, która pomogła przyspieszyć jego 

ponowne pojawienie si

ę jako zjawy. Za życia Aristeas uruchomił proces, który dwieście czterdzieści lat później 

potwierdzi

ł i utrwalił jego reputację jako człowieka będącego w stanie przekraczać tam i z powrotem granicę 

dziel

ącą ten świat od tamtego.

O co w tym wszystkim naprawd

ę chodzi

Dzi

ś luminarze przemysłu rozrywkowego nadal odgrywają główną rolę w kształtowaniu opinii publicznej na temat 

zjawisk paranormalnych. Fani zjawisk paranormalnych bez wahania czyni

ą ze znanych osobistości, szczególnie 

s

łynnych artystów, namaszczone autorytety w tej dziedzinie.

W latach osiemdziesi

ątych XX wieku pewna utalentowana, mająca dar wymowy aktorka komediowa przyznała się 

publicznie do tego, 

że miała przeżycia o charakterze nadprzyrodzonym, po czym niebawem stała się szanowaną 

rzeczniczk

ą wypowiadającą się w kwestii zjawisk paranormalnych. Jej nazwisko przyczyniło się niewątpliwie do 

wzrostu zainteresowania opinii publicznej tego rodzaju fenomenami. Fani aktorki zostali wystawieni na ci

ężką 

prób

ę, lecz uwierzyli, że jej przeżycia były prawdziwe, ponieważ chcieli, aby tak było – i tu właśnie dochodzimy do 

sedna sprawy.

Chodzi o implikacje 

– efekt uboczny, jeśli państwo wolą związków między rozrywką a zjawiskami paranormalnymi, 

które, jak mówi

łem, zostały jak dotąd tylko w bardzo niewielkim stopniu poważnie zbadane.

Czy to mo

żliwe, że mamy tutaj do czynienia ze związkiem przyczynowo-skutkowym? Czy sami tworzymy to, co 

nazywamy zjawiskami paranormalnymi, poniewa

ż odczuwamy taką potrzebę?

„Naukowi sceptycy” zaśmiewają się w kułak i kpią z tego, że sławnym osobistościom przydaje się status 

„ekspertów” od zjawisk paranormalnych i że logika ich wywodów jest mocno wątpliwa. Następnie jednak, co 
zastanawiaj

ące, ci sami demaskatorzy wykonują w tył zwrot i powołują się na wypowiedzi innych znanych 

osobisto

ści, by uprawomocnić swoje własne twierdzenia. Stowarzyszenie owych pseudosceptyków wymienia na 

li

ście swoich członków na honorowym miejscu zarezerwowanym dla wątpiących słynnych osobistości nazwisko 

pewnego s

ławnego muzyka i komika telewizyjnego. Jak widać, nawet pseudosceptycy zdają sobie jasno sprawę z 

tego, jak wielk

ą rolę w świecie zjawisk paranormalnych odgrywa czynnik popularności.

Zreszt

ą mamy tu do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym, co sprawia, że poważni badacze zjawisk paranormalnych 

staj

ą się znanymi osobistościami tylko dlatego, że w oczach opinii publicznej kojarzeni są z tym właśnie tematem. 

(Niestety sam mog

ę o tym zaświadczyć).

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (6 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Nasze badania 

„tła akcji” zwiększają swój Zasięg

Nie mo

żna przeprowadzić rzetelnych i gruntownych badań zjawisk paranormalnych oraz życia po śmierci, nim nie 

przeanalizuje si

ę kwestii, w jaki sposób zachowania i emocje związane ze znanymi osobistościami przyczyniają się 

do kszta

łtowania obrazu obu tych fenomenów w oczach opinii publicznej, a także określenia, kim są eksperci 

zajmuj

ący się kwestią zjawisk nadprzyrodzonych. Wszystko to jest integralną częścią naszego „tła akcji”.

Sprawa, o której mowa, jest bardzo aktualna, poniewa

ż zjawiska paranormalne są jednym z najczęstszych tematów 

dyskutowanych w trakcie ró

żnego rodzaju talk shows, które są głównym forum publicznym, na którym można dziś 

zapozna

ć się z opiniami „ekspertów”. Ci ostatni mają oczywiście mnóstwo do powiedzenia na ten temat, 

publiczno

ść zaś wierzy im we wszystko, co mówią.

Nie przesadz

ę, jeśli powiem, że pełni zachwytu naiwni widzowie traktują znanych „ekspertów” wypowiadających się 

w kwestii zjawisk paranormalnych jak s

łynne osobistości, a więc podobnie jak sławnych artystów, a nie w sposób, w 

jaki zwyk

ło się traktować ekspertów zajmujących się bardziej konwencjonalnymi dziedzinami wiedzy i nauki. Fani 

prosz

ą nas nawet o autografy!

Tymczasem ci sami mili ludzie reaguj

ą na znanych ekspertów, którzy są sceptycznie nastawieni do kwestii zjawisk 

paranormalnych, niczym na gro

źnych łobuzów, szydząc z nich i wygwizdując, o czym mogło przekonać się na 

w

łasnej skórze wielu zawodowych sceptyków. My mądrzy, pozytywnie nastawieni do zjawisk paranormalnych 

„eksperci” rozumiemy jednak, jak muszą czuć się w takich sytuacjach sceptycy, ponieważ sami jesteśmy 
wyszydzani i wygwizdywani przez fundamentalistycznie nastawionych znawców okultyzmu, którzy zarzucaj

ą nam, 

że jesteśmy „agentami Szatana” oraz uważają nas za arcyłotrów odtwarzających główne role w demonicznych, 
przera

żających melodramatach rozgrywających się głęboko w ich umysłach.

Chocia

ż początkowo nazywano nas „ekspertami na tym polu”, zapewne z powodu naszych zawodowych kwalifikacji 

w dziedzinach takich jak medycyna czy psychologia, w rzeczy samej wielu z nas nieustannie podró

żuje z miasta do 

miasta i z hotelu do hotelu, bior

ąc udział w spotkaniach z publicznością, a więc postępując dokładnie tak jak artyści 

estradowi, a nie jak konwencjonalni lekarze czy psychologowie. Zachowujemy si

ę więc jak znane osobistości, jakimi 

stali

śmy się w oczach opinii publicznej.

Zwi

ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką: czy to przesada?

Czy przeceniam zwi

ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką, a także fakt, że od bardzo dawna są one 

dla wielu z nas prawie jednym i tym samym? Nie s

ądzę. Znane są przypadki wielu osób, których życie daje się 

łatwo zaklasyfikować zarówno do historii zjawisk paranormalnych, jak i historii przemysłu rozrywkowego. Jednym z 
moich ulubionych przyk

ładów jest wspaniała Lulu Hurst, która zyskała sławę jako Georgia Magnet.

Latem 1883 roku, gdy Lulu mia

ła piętnaście lat, w jej rodzinnym domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy, będące 

wynikiem, jak wszystko na to wskazywa

ło, działalności tak zwanego ducha stukającego (poltergeista). Naczynia 

lata

ły w powietrzu i rozbijały się, przedmioty spadały na podłogę z niewiadomego powodu, słychać było dziwne 

odg

łosy. Lulu nazwała swoją moc „wielkim nieznanym” i wkrótce zaczęła zadziwiać swoimi występami publiczność 

w Atlancie, Chicago i Nowym Jorku.

Potrafi

ła bez żadnego wysiłku przesuwać po scenie kilka silnych osób naraz pomimo ich fizycznego oporu. Osoby 

te zachowywa

ły się niczym sparaliżowane jakąś magiczną siłą. Był to zdumiewający pokaz, lecz po kilku latach 

podró

żowania po kraju z występami Lulu oświadczyła, że jej dokonania były wynikiem stosowania trików. 

Twvierdz

ąc, że jest zaniepokojona zabobonnym niedowiarstwem swojej publiczności, po pewnym czasie wycofała 

si

ę zupełnie. Dziś jednak jej nazwisko pojawia się czasami w książkach na temat zjawisk paranormalnych, w 

których wysuwa si

ę sugestie, że dysponowała ona tajemniczą (i rzeczywistą) mocą.

Życie Lulu mogłoby świadczyć w przekonujący sposób o istnieniu bardzo realnych związków między zjawiskami 
paranormalnymi a rozrywk

ą. To, co początkowo uznawano za działalność ducha stukającego, szybko przekształciło 

si

ę w występ estradowy, to zaś, co ostatecznie okazało się jedynie rodzajem show, zostało po latach ponownie 

uznane za zjawisko paranormalne.

Wielu spo

śród znanych artystów estradowych – na przykład Harry Houdini – mogłoby z łatwością przekonać swoją 

publiczno

ść, że prezentowane przez nich dokonania nie są wynikiem ich wyjątkowych umiejętności, lecz działaniem 

czynników nadprzyrodzonych. Efekt sprz

ężenia zwrotnego także i tu daje o sobie znać, przyczyniając się do 

podnoszenia jednego z najcz

ęściej słyszanych zarzutów dotyczących tego, co może być przejawem jakiegoś 

prawdziwie paranormalnego zjawiska a mianowicie, 

że jest to „jedynie” rozrywka. Niedawne kontrowersje wokół 

osoby Uri Gellera s

ą tego dobrym przykładem.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (7 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Zamieszanie wokó

ł tego wszystkiego prowadzi do postawienia całej sprawy na głowie: Houdini – uznawany mimo 

wszystko jedynie za znakomitego kuglarza 

– uchodzi za człowieka obdarzonego nadprzyrodzonymi zdolnościami, 

podczas gdy Geller który zdaniem wielu badaczy rzeczywi

ście ma moce paranormalne – nazywany jest 

sztukmistrzem. Nasza sk

łonność do tego rodzaju zamiany miejsc i mieszania pojęć nie jest, jak już mówiłem, czymś 

znanym dopiero od niedawna, lecz bardzo starym.

Gdy przemys

ł rozrywkowy wyłaniał się z mroków prehistorii, już był ściśle związany ze zjawiskami paranormalnymi.

Ju

ż nawet w starożytnej Grecji

Rozrywka nigdy nie zale

żała wyłącznie od wykonawców, lecz także od kreatywnych dostarczycieli tekstów. 

Nieustanny dop

ływ nowych materiałów niezbędny jest do tego, by zabawiać łatwo nudzącą się publikę. Od 

najdawniejszych czasów poeci i dramaturgowie utrzymywali, 

że ich talent pochodzi z jakiegoś niezależnego, 

duchowego 

źródła. Wierzyli w to także widzowie.

Wed

ług starożytnych Greków personifikacją twórczego natchnienia były Muzy, duchy płci żeńskiej, których rad 

zasi

ęgano w ich świątyniach zwanych musejonami. Stąd też wywodzą się wczesne związki rozrywki ze zjawiskami 

paranormalnymi.

Czasami kto

ś otrzymuje dar tworzenia w wyniku paranormalnego przeżycia. Dzieła starożytnego greckiego poety 

Hezjoda nale

żą do najstarszych zachowanych do naszych czasów pisemnych reliktów tradycji literackiej Zachodu. 

Hezjod zaj

ął się poezją, ponieważ tak właśnie poleciły mu uczynić Muzy. Pewnego dnia, pasąc owce na górze 

Helikon, Hezjod ujrza

ł Muzy tańczące wokół źródła. „Wiemy, jak głosić kłamstwa liczne, do prawdy podobne, wiemy 

te

ż, gdy zechcemy, jak rzeczy prawdziwe obwieszczać” [Hezjod, Narodziny bogów, tłum. J. Łanowski, Warszawa 

1999.

– zaśpiewały Muzy pasterzowi. Po tym wizyjnym doświadczeniu Hezjod poświęcił resztę życia na układanie 

poematów i pie

śni.

W dziele, uwa

żanym przez niektórych za najstarszą historię Anglii, czcigodny Beda (Baeda Venerabilis, 673-735) 

zanotowa

ł opowieść o człowieku, który z dnia na dzień, za sprawą tajemniczych nadprzyrodzonych odwiedzin, 

zamieni

ł się w wielkiego poetę i autora pieśni. Bohater tej opowieści, Kedmon (Caedmon), był bardzo nieśmiały, tak 

i

ż podczas biesiad, gdy zgodnie ze zwyczajem każdy z jej uczestników śpiewał kolejno ku uciesze pozostałych, 

zawsze znajdowa

ł jakąś wymówkę i wymykał się chyłkiem zawstydzony.

Pewnego wieczora, wymkn

ąwszy się z biesiady, Kedmon ułożył się do snu w oborze, ponieważ tej właśnie nocy 

przypada

ła jego kolej w pilnowaniu bydła. Gdy spał, miał wizję, w trakcie której ujrzał w ciemnościach stojącego 

obok siebie cz

łowieka, który przemówił do niego: „Zaśpiewaj mi, Kedmonie”. Kedmon odparł, że nie potrafi śpiewać 

i dlatego w

łaśnie wcześniej wyszedł z biesiady. Nieznajomy jednak nalegał: „Mimo to zaśpiewaj mi. Zaśpiewaj o 

pocz

ątkach świata”.

Ku zdumieniu Kedmona z jego ust pop

łynął melodyjny śpiew; były to pieśni, których nigdy dotąd nie słyszał. Gdy 

przebudzi

ł się następnego dnia rano, wciąż miał swój nowy, cudowny talent. Resztę swoich dni Kedmon spędził na 

komponowaniu, wykorzystuj

ąc swój nadprzyrodzony dar, a sława jego pieśni rozprzestrzeniła się szeroko po 

świecie .

W rzeczy samej arty

ści i pisarze dosyć często przyznają, że mają dziwne uczucie, iż ich dzieła pochodną ze źródeł 

znajduj

ących się poza nimi.

Co jest tym 

źródłem? Oto odwieczne pytanie

Goethe utrzymywa

ł, że tylko jedno z jego dzieł (mianowicie druga część Fausta) zostało ułożone wyłącznie przez 

niego samego. Dawa

ł do zrozumienia, że pozostałe z nich stworzył, będąc jedynie kanałem (channeling), przez 

który przep

ływał strumień informacji pochodzący z duchowego źródła znajdującego się poza nim.

Wed

ług Richarda Bacha Mewa została podyktowana mu przez bezcielesny głos. Najnowszym (i zapewne 

najbardziej interesuj

ącym) przykładem tego rodzaju twórczości jest trylogia Conversations with God [Richard Bach, 

Mewa, t

łum. Radosław Zubek, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1995; Neale Donald Walsch, Rozmowy z Bogiem. 

t

łum. Sławomir Studniarz, Limbus, Bydgoszcz 1998-2000 (4 tomy).], którą sprzedano w wielomilionowymnakładzie, 

a przez ponad sto tygodni znajdowa

ła się na listach bestsellerów. Przetłumaczono ją na dwadzieścia cztery języki. 

Jej autor, Neale Donald Walsch, mówi, 

że materiał do jej napisania otrzymał bezpośrednio od Boga.

Wielu pisarzy twierdzi, 

że miewa czasami dziwne uczucie, iż coś lub ktoś „naprowadza ich na właściwy trop” lub 

udziela inspiracji w krytycznych momentach procesu twórczego. Tak wi

ęc grecka koncepcja mówiąca o zsyłaniu 

natchnienia przez muzy, jak si

ę wydaje, jest zupełnie trafnym intuicyjnym wyjaśnieniem niektórych anomalii życia 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (8 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

wewn

ętrznego, jakie przydarzają się osobom oddającym się pracy twórczej.

Wspó

łczesna, zmodyfikowana wersja owej koncepcji umiejscawia ośrodek kontroli nad procesem twórczym w 

samym pisarzu czy arty

ście, podczas gdy w starych, dobrych czasach sądzono, że nad dziełem geniuszu artysta 

czy pisarz mia

ł tylko niewielką kontrolę lub nie miał jej wcale.

Tymczasem dzisiejsza definicja geniusza, jako osoby o wyj

ątkowo wysokim ilorazie inteligencji (IQ), wydaje się 

ca

łkowicie bezduszna. W rezultacie odgrywająca ważną rolę w historii cała kategoria dziwnych i tajemniczych, lecz 

dosy

ć powszechnych doświadczeń znanych wielu utalentowanym osobom, pozostaje całkowicie niezauważona 

przez konwencjonaln

ą psychologię. Innymi słowy, ponieważ konwencjonalna psychologia przyjmuje współczesną, 

cokolwiek bezduszn

ą definicję geniusza, prawdziwe źródło inspiracji, z którego korzystają twórcze jednostki, nigdy 

nie zosta

ło dokładnie zbadane. Dlatego nadal ignoruje się możliwość istnienia związków między twórczością 

utalentowanych artystów a zjawiskami paranormalnymi, o czym mówi

łem już wcześniej. A tak długo, jak będzie ona 

ignorowana, panowa

ć będzie zamęt wokół tego, co nazywamy zjawiskami paranormalnymi oraz, analogicznie, 

wokó

ł kwestii życia po śmierci.

Zamiarem tej ksi

ążki jest oczywiście uporządkowanie tych spraw.

A teraz pogr

ążmy ,się w „szaleństwie”

Zam

ęt, jaki panuje wokół określenia, co jest zjawiskiem paranormalnym a co rozrywką, pogłębia jeszcze fakt, że 

spo

łeczeństwo uznało niektóre z zachowań występujących w tych obu kategoriach za przynależne do odrębnej, 

trzeciej kategorii, a mianowicie szale

ństwa lub choroby psychicznej.

Pewne stany i zachowania uwa

żane pierwotnie za paranormalne zmieniły swój status i zaczęły być 

wykorzystywane do celów rozrywkowych. Na przyk

ład zespół zachowań i sposób myślenia dotyczący jedzenia-

przede wszystkim obsesyjne my

ślenie i rozmawianie o jedzeniu, chroniczne samogłodzenie się, a także 

perfekcjonizm i hiperaktywno

ść szczególnie u kobiet w wieku młodzieńczym – znany był kiedyś pod nazwą anorexia 

mirabilis i uwa

żany za zjawisko nadprzyrodzone.

W XIV wieku Katrzyna z Sieny sta

ła się najbardziej znana spośród dużej liczby kobiet, które zdobyły reputację 

świętych, włączając ów zespół zachowań do swoich religijnych praktyk. Katarzyna pozbawiała się jedzenia na 
d

ługie okresy, pozostając mimo to osobą bardzo energiczną. W końcu dostąpiła kanonizacji, czyli zaliczenia w 

poczet 

świętych. Gdyby dziś poddano ją badaniom lekarskim, stwierdzono by u niej niewątpliwie chorobę 

psychiczn

ą zwaną anorexia nervosa, na którą cierpią młode kobiety głodzące się w taki sam co ona sposób.

W drugiej po

łowie XIX wieku podobny lub identyczny zespół zachowań został skomercjalizowany przez tak zwane 

Fasting Girls of Britain and America (Poszcz

ące Dziewczęta Brytanii i Ameryki). Przyciągały one wielkie tłumy, 

g

łodząc się i wystawiając na widok publiczny. Domy, w których mieszkały te wycieńczone, przykute do łóżek 

dziewcz

ęta, otaczała atmosfera karnawału. Widzowie, z których wielu przynosiło ze sobą rozmaite prezenty, 

przybywali z bliska i daleka. Matka jednej z tych m

łodych kobiet sporządziła nawet dla swojej córki specjalny, 

przypominaj

ący ubiór szamana, strój ozdobiony wstążkami oraz fantazyjne nakrycie głowy.

Ludzie 

żyjący w epoce wiktoriańskiej lubili tego rodzaju rozrywki, nie byli jednak do końca pewni, czy Fasting Girls 

maj

ą zdolności nadprzyrodzone, czy też nie. Tak więc owa dziwna moda na głodzenie się wywołała gorącą debatę 

mi

ędzy zainteresowanymi nią badaczami o zacięciu parapsychologicznym a konserwatywnymi, naukowymi 

demaskatorami. 

„Funda-chrześcijańscy” kaznodzieje ze swojej strony ostrzegali przed wpływem demonów. I tak oto 

przedstawiciele wszystkich naszych trzech kategorii dorzucili do ca

łej sprawy swoje trzy grosze.

Podobn

ą reakcję wywoływały różnego rodzaju anomalie genetyczne i deformacje. W starożytności bliźnięta 

syjamskie, osoby o zbyt du

żej lub zbyt małej liczbie członków, a także takie, które miały jakieś widoczne wady 

rozwojowe, uwa

żane były za nadnaturalnych zwiastunów zbliżających się klęsk i katastrof – za zły omen.

W epoce wiktoria

ńskiej zaczęto urządzać okrutne „rewie potworów”, podczas których prezentowano 

zdeformowanych ludzi ku uciesze gawiedzi. Dzi

ś wszelkie anomalie rozwojowe opisywane są w katagoriach 

medycznych. O ich wyja

śnienie zwracamy się do naukowców, o leczenie zaś do lekarzy specjalistów.

średniowieczu powszechnie wierzono, iż niektórzy ludzie mogą zamieniać się w wilki, także powracać po śmierci 

do 

życia, a następnie żywić się krwią swoich ofiar. Ostatecznie wyobraźnia pisarzy oswoiła owe budzące grozę 

zjawiska, przyczyniaj

ąc się do powstania nowego, popularnego gatunku rozrywki – książek, a później filmów, 

traktuj

ących o wilkołakach i wampirach. Dziś psychiatrzy uważają likantropię (wilkołactwo), inne zaburzenia o 

charakterze zooantropicznym oraz wampiryzm za rzadkie, cho

ć niewątpliwie rzeczywiste jednostki 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (9 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

psychopatologiczne.

Pocz

ątkowo szaleństwo uchodziło za zjawisko paranormalne. W starożytności lekarze uważali, że przyczyny 

zaburze

ń mentalnych mają charakter nadprzyrodzony; sądzili, że winę za nie ponoszą demony.

Z czasem szale

ństwo zaczęto wykorzystywać do celów rozrywkowych. W XVIII wieku jedną z głównych atrakcji dla 

osób zwiedzaj

ących Londyn był Bedlam [Hospital of St. Mary of Bethlehem, znany zakład dla umysłowo chorych 

(przyp. t

łum.).]. Aby zyskać środki na utrzymanie tego znajdującego się w trudnej sytuacji finansowej domu 

wariatów, jego administratorzy otworzyli bramy dla spragnionej sensacji publiczno

ści. Po uiszczeniu odpowiedniej 

op

łaty zwiedzający mogli zaśmiewać się do woli z nieszczęsnych obłąkanych pensjonariuszy zakładu.

W XX wieku lekarze diagnozuj

ą psychozy już wyłącznie w kategoriach medycznych. Psychiatria wykazała, że u 

pod

łoża szaleństwa leżą zaburzenia biochemiczne.

Wszystko to nie znaczy jednak, 

że mamy do czynienia z postępem prowadzącym w kierunku poznania naukowego, 

które doprowadzi nieuchronnie do odrzucenia dawnych przes

ądów. Sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. 

Na przyk

ład osoby cierpiące na anorexia nervosa mówią czasami, że powodem, dla którego nie zmieniają one 

swojego zachowania, s

ą interesujące odmienne stany świadomości, które wywołuje samogłodzenie się. W rzeczy 

samej post od dawna uchodzi za popularny sposób sprzyjaj

ący osiąganiu stanów mistycznych.

Zmiany, jakie wraz z up

ływem czasu nastąpiły w powszechnym postrzeganiu anoreksji, zaburzeń genetycznych i 

rozwojowych, wilko

łaków i wampirów, a także psychoz, wyraźnie świadczą jednak o tym, że rozrywka jest jedynie 

rodzajem przystanku czy te

ż formy pośredniej o głęboko zakorzenionych związkach zarówno ze zjawiskami 

nadprzyrodzonymi, jak i nauk

ą. Być może jest ona nawet impulsem wyzwalającym niektóre z tych doświadczeń.

Ludzka sk

łonność do dostrzegania wszędzie zjawisk paranormalnych

Nawet stosunek dla zjawisk przyrody mo

że ulec zmianie, jeśli umysłowi dostarczy się rozrywki.

Pierwsi ludzie odnosili si

ę do ognia z wielkim podziwem i głębokim szacunkiem; nawet otaczali go boską czcią. 

Ogniska pod go

łym niebem rozpalano niegdyś w celu wywoływania zjawisk paranormalnych. W ich ogniu spalano 

zwierz

ęta ofiarne, a wróżbici odczytywali przyszłość na podstawie wyglądu pęknięć, szczelin i rys na pozostałych 

po spaleniu ko

ściach. Okazuje się więc, że ogniska (ang. bon-fires; bone – kość, fire – ogień) spełniały pierwotnie 

t

ę właśnie funkcję. Funda-chrześcijanie w przeszłości skazywali na śmierć na stosie tych, których określali mianem 

czarownic i heretyków. Dzi

ś ogniska urządza się podczas pikników, słowniki zaś podają, że służą one zabawie i 

rozrywce.

W XIX wieku kuglarze tacy jak Ivan Chabert czy Signora Josephine Girdelli (znana jako 

„kobieta, której nie ima się 

ogie

ń”) podawali się za ludzi odpornych na działanie ognia. Podczas występów na estradzie demonstrowali swoje 

niezwyk

łe umiejętności, połykając wrzący olej i wlewając sobie do ust płynny ołów, wielu widzów zaś wierzyło w ich 

nadnaturalne zdolno

ści.

Wspó

łcześnie prawie każdy z nas widział połykacza ognia, a mimo to nie uważa, iż był świadkiem jakiegoś 

paranormalnego zdarzenia. W dzisiejszej Ameryce wpatrywanie si

ę w ogień jest niewinną dziecięcą zabawą, lecz w 

przesz

łości australijscy szamani odczytywali przyszłość na podstawie kształtu płomieni stosów pogrzebowych.

Paranormalny charakter ognia wyst

ępuje nadal w relacjach o spontanicznych samospaleniach się ludzi, a 

chodzenie po ogniu jest wci

ąż uważane za paranormalny wyczyn, do jakiego zdolni są jedynie święci mężowie.

Na jakiej jednak podstawie po

łykaczy ognia zalicza się do artystów estradowych, a ludzi chodzących po ogniu do 

cudotwórców? Czy osoba, która po

łykałaby ogień, chodząc po rozżarzonych węglach, uważana byłaby za kuglarza 

czy proroka? Ogie

ń – zjawisko natury – stapia elementy rozrywki ze zjawiskami paranormalnymi, tworząc jedną, nie 

zró

żnicowaną całość.

No i mamy jeszcze gr

ę pt. „Ja nie umrę”

Zabawy z jedzeniem i zabawy z ogniem nie by

ły jedynymi czynnościami łączącymi zjawiska paranormalne z 

rozrywk

ą.

W minionych wiekach byli tacy, którzy twierdzili, 

że są w paranormalny sposób odporni na działanie śmierci, oraz 

tacy, o których mówiono, 

że żyli niezwykle długo.

Artefiusz, urodzony na pocz

ątku XII wieku, był autorem słynnej książki traktującej o sztuce przedłużania ludzkiego 

życia, w której utrzymywał, iż jest ekspertem w tej dziedzinie na mocy tego, że żyje już od tysiąca dwudziestu pięciu 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (10 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

lat. Mia

ł on wielu zwolenników, którzy dla zabicia czasu konstruowali logiczne dowody na to, że ich mistrz miał 

rzeczywi

ście tyle lat, jak twierdził.

Artefiusz obdarzony by

ł znakomitą pamięcią i dysponował szeroką wiedzą na temat faktów historycznych. 

Wykorzystuj

ąc swoją bogatą wyobraźnię łączył ze sobą różnego rodzaju informacje z przeszłości, tworząc z nich 

cz

ęsto barwne relacje o życiu znanych postaci historycznych. Miał wielki talent opowiadania o nich w taki sposób, 

jakby przypomina

ł sobie dokładnie, na podstawie własnych wspomnień, wszelkie szczegóły dotyczące ich wyglądu, 

zachowania i osobowo

ści.

Pi

ęćset lat później hrabia de Saint Germain zdobył znaczącą pozycję na dworze króla Francji Ludwika XV, 

utrzymuj

ąc, że odkrył eliksir umożliwiający życie trwające całe wieki. Pozwalał na rozpowszechnianie wieści, że ma 

ponad dwa tysi

ące lat. Podobnie jak jego poprzednik Artefiusz, zgłębiał historię i miał wspaniałą pamięć. Nigdy nie 

wpada

ł w zakłopotanie, gdy pytano go o szczegóły z życia znanych osobistości z przeszłości. Opowiadał o swoich 

rozmowach z dawno nie 

żyjącymi już historycznymi postaciami z taką pewnością siebie, przytaczając przy tym tak 

wiele detali (na przyk

ład szczegóły ich wyglądu i stroju, a także, jaka była pogoda i jak umeblowany był pokój, w 

którym odbywa

ło się spotkanie), że wielu niedowiarków odchodziło przekonanych o prawdziwości jego relacji. 

Pewna znana hrabina uwierzy

ła nawet, że znała go przed pięćdziesięcioma laty, i oświadczyła, że od tamtej pory 

zupe

łnie się nie postarzał.

Hrabia de Saint Germain ubiera

ł się we wspaniałe stroje, nosił kosztowne klejnoty i od czasu do czasu dawał drogie 

prezenty cz

łonkom dworu królewskiego. Sam król wielce go poważał, często godzinami z nim rozmawiał na 

osobno

ści i nigdy nie pozwalał, by inni wyrażali się o nim lekceważąco.

Nikt nigdy nie pozna

ł prawdziwego nazwiska hrabiego, na temat jego prawdziwej tożsamości zaś krążyły 

najdziwniejsze plotki. Wielu demaskatorów uwa

żało go za angielskiego szpiega, jednak żadne dowody 

potwierdzaj

ące ten zarzut nigdy nie ujrzały światła dziennego.

Hrabia de Saint Germain z rozmys

łem roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości; nikomu nie ujawniał żadnych 

szczegó

łów ze swojego życia oraz powstrzymywał się od stanowczego zdementowania plotek na temat swojego 

wieku. Przebywaj

ąc w towarzystwie badziej krytycznie nastawionych osób zaprzeczał, iż ma rzeczywiście tyle lat, 

ile mu powszechnie przypisywano, robi

ł to jednak w taki sposób, jak gdyby mimowolnie, w rzeczywistości 

potwierdza

ł te pogłoski. Często towarzyszył mu służący, który twierdził, że jest z nim od pięciuset lat, oraz 

potwierdza

ł rzetelność wspomnień hrabiego.

Rodzaj wiedzy i umiej

ętności, jakie posiedli Artefiusz i hrabia de Saint Germain w celu wywierania pożądanego 

przez siebie wra

żenia na otoczeniu, są pod pewnymi względami takie same jak te, którymi dysponują współcześni 

arty

ści estradowi znani z umiejętności wywoływania na scenie duchów znanych postaci historycznych. Mark Twain, 

Harry Truman i Elvis Presley nale

żą do osobistości najczęściej portrekowanych w ten właśnie sposób przez 

żnych wykonawców.

W XX wieku metryki urodzenia, naukowe techniki badania odcisków palców oraz identyfikacja na podstawie 
materia

łu DNA sprawiły, że znacznie trudniej jest rozpowszechniać nieprawdziwe twierdzenia na temat swojej 

nie

śmiertelności. Mimo to idea ta wciąż ma wielką, emocjonalną, przemawiającą do wyobraźni moc. Ujawnia się 

dzi

ś w dziełach komediowych takich jak film The Two Thousand Year Old Man (Człowiek, który miał dwa tysiące 

lat) z udzia

łem Mela Brooksa i Carla Reinera.

Cudowna odporno

ść na działanie płomieni, głodu, śmierci oraz innych „pocisków i strzał wściekłego losu” [W. 

Shakespeare, Hamlet, akt III, scena 1, t

łum. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982 (przyp. 

t

łum.).] tworzy odrębną podklasę domniemanych zjawisk czy też zdolności paranormalnych. Święci mężowie muszą 

jednak dzieli

ć się popularnością z artystami estradowymi nieczułymi na wszelkiego rodzaju cierpienie, ponieważ 

wielu z tych, którzy obdarzeni s

ą ową cudowną odpornością, z wielką ochotą wstępuje w szeregi show-biznesu.

Przyk

ładami tego rodzaju „współczesnych świętych” mogą być dziesiątki ludzi, którzy wprawdzie nie twierdzą, że są 

odporni na dzia

łanie śmierci, ale którzy znani są z tego (lub też publiczność przypisuje im te zasługi), że posiedli 

wi

ększą wiedzę duchową, wyższą mądrość czy też głębsze zrozumienie wiecznych prawd, i którzy dosłownie „żyją 

na estradzie

”, występując podczas tak zwanych „przedstawień całego życia” [Nazwa oryginalna „whole life” 

expositions.], konferencji ma temat cia

ła-duszy-umysłu oraz wielu innych objazdowych shows organizowanych na 

terenie ca

łych Stanów Zjednoczonych. Ten, kto wątpi, że zjawiska paranormalne przestały być już dziś 

wykorzystywane do celów rozrywkowych, nigdy nie widzia

ł występów Danniona Brinkleya czy Neale'a Donalda 

Walscha 

– z których pierwszy twierdzi, że powrócił ze świata umarłych, drugi zaś, że rozmawia bezpośrednio z 

Bogiem. Obaj s

ą pierwszorzędnymi showmanami i obaj z tego właśnie powodu oddziałują, tak jak tego pragną, w 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (11 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

silny i efektywny sposób na swoj

ą publiczność. I nie są oni jedynymi osobami będącymi w dzisiejszych czasach „w 

obiegu

”, które podpadają pod tę kategorię.

Paranormalne zdolno

ści odpornościowe w szczególności, jako rodzaj formy pośredniej, mogą ujawnić nam wiele 

szczegó

łów na temat związków między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką, a także na temat czynników, które 

decyduj

ą o tym, czy mamy do czynienia z jednym czy z drugim. Analiza cudownej odporności ujawnia także 

niektóre z tajemnych pu

łapek, służących usidleniu wszystkich myśli – z wyjątkiem tych najbardziej precyzyjnych i 

bezkompromisowych 

– zanim uda im się przeniknąć ich dziwną, wewnętrzną naturę.

K

ładzenie się gołymi plecami na łożu ponadziewanym prawdziwymi, ostrymi, metalowymi gwoździami, a następnie 

le

żenie na nim przez pewien czas bez jakichkolwiek oznak dyskomfortu czy krwawienia, uśmiechanie się i 

prowadzenie pogaw

ędek z uczniami lub przechodniami, przez długi czas wystarczało, by zostać uznanym za 

niemal 

świętego oraz obdarzonego paranormalnymi mocami człowieka. Wizerunek proroka leżącego na wznak na 

kolczastym 

łożu stał się okolicznościowym symbolem nadludzkiej świętości.

Gdzie ko

ńczy się świętość a zaczyna show-biznes? Bliższe spojrzenie na „cudowną odporność”

W 1995 roku pewien showman wyruszy

ł w trasę, demonstrując taki właśnie talent, jednak jego celem było przede 

wszystkim dostarczenie rozrywki publiczno

ści. Podczas występu wciąga on na estradę swoją ciężką, najeżoną 

ostrymi gwo

ździami matę i pozwala widzom dokładnie jej się przyjrzeć, tak iż mogą oni zaświadczyć o jej mrożącej 

krew w 

żyłach realności. Następnie układa się na niej, gołymi plecami na ostrych gwoździach, po czym leży, nie 

przebijaj

ąc nimi skóry, nie mrugnąwszy nawet okiem, nie wołając o lekarza, nie mówiąc podniesionym głosem, nie 

otrzymuj

ąc dożylnego zastrzyku z morfiny, nie tracąc przytomności ani nie zapadając w śpiączkę. Dzięki samemu 

tylko aktowi le

żenia tak bez ruchu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, przez kilka ulotnych chwil wywołuje w 

widzach wra

żenie, że są oni uczestnikami cudu, a więc czegoś o charakterze paranormalnym.

Nasz showman ubrany jest w kostium w jaskrawych kolorach, przypominaj

ący stroje tych wszystkich fakirów w 

turbanach, którzy rozpalaj

ą zwykle dziecięcą wyobraźnię. Symbolika związana z ubiorem jest jednak jedynym 

elementem, zarówno je

śli chodzi o jego samego, jak i jego pokaz, który odnosi się bezpośrednio do zjawisk 

paranormalnych.

Po chwili m

ężczyzna zaprasza publiczność do udziału w pokazie. Leżąc na łożu naszpikowanym gwoździami 

uk

łada sobie na piersiach betonowy blok, po czym pozwala młodemu mężczyźnie, wybranemu z trzeciego rzędu na 

widowni, rozbi

ć ów blok młotem na kilka mniejszych brył, przyjmując wszystko ze stoickim spokojem.

Czego

ś w tym wszystkim było jednak za dużo, by uznać ten pokaz za zjawisko paranormalne i dlatego na plan 

pierwszy wysun

ął się aspekt rozrywkowy. Młot i betonowy blok to zbyt wiele, by ludzki zdrowy rozsądek lub wiara 

mog

ły zaakceptować pokaz jako zjawisko paranormalne. W którymś momencie występu (trudno powiedzieć 

dok

ładnie kiedy) to, co było pierwotnie efektem paranormalnym, ustąpiło miejsca efektowi rozrywkowemu.

Oczywi

ście aktowi spoczywania na łożu naszpikowanym gwoździami można by przywrócić aspekt paranormalny. 

Aby tego dokona

ć, trzeba by dodać trochę mroku rozświetlonego tajemniczym światłem oraz cichą, nieziemską 

muzyk

ę i (albo) wygłosić krótką mowę, jak jakiś guru, na temat wchodzenia w kontakt z nadnaturalnymi wibracjami, 

wytwarzania w

łaściwej energii czy czegoś w tym rodzaju.

Generalna zasada brzmi: je

śli mamy do czynienia ze zbyt dużą dawką czystej zabawy, wówczas efekt 

paranormalny zanika. Zwolennicy zjawisk paranormalnych nie chcieliby mie

ć na przykład nic wspólnego z kimś, kto 

chodzi boso po roz

żarzonych węglach, jednocześnie przypiekając na nich kiełbaski na patyku. (Zabierzmy mu 

kie

łbaski, a wtedy może go zaakceptują).

Wszystko polega wi

ęc na tym, że zjawiska paranormalne przegrywają, gdy cała sprawa zaczyna za bardzo 

przypomina

ć komedię.

Fizycy, w odró

żnieniu od zwolenników zjawisk paranormalnych, dostarczają nieodpartych dowodów na swoje 

twierdzenia dotycz

ące ewentualnego niebezpieczeństwa, jakie grozi zwykłemu człowiekowi, który chciałby położyć 

si

ę na łożu najeżonym gwoździami. Ich pokazy są tak przekonujące, że po ich obejrzeniu nawet wiele zupełnie 

zdrowych na umy

śle osób chętnie skorzystałoby z okazji, by dokonać tego rzekomo nadprzyrodzonego wyczynu 

(oczywi

ście pod ścisłym nadzorem jakiejś wyświęconej osoby lub zawodowego wykonawcy).

To samo odnosi si

ę do chodzenia po ogniu. Obecnie nie trzeba wcale być cudotwórcą, by tego dokonać. Tak 

zwane spacery po ogniu s

ą dziś często gwoździem programu wielu New Age'owych „świąt” i stymulujących rozwój 

duchowy 

„odosobnień”, podczas których ich uczestnicy po prostu wstają, zaczynają biegać po rozżarzonych 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (12 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

w

ęglach i, ku ich własnemu zdumieniu, nic złego im się nie dzieje.

Na tym w istocie polega cel organizowania tego rodzaju spotka

ń i chodzenia po ogniu. Ich promotorzy i sponsorzy 

informuj

ą na wstępie uczestników, iż pragną zademonstrować im, że osoby dokonujące „nadludzkich” wyczynów 

niczym si

ę w istocie od nich nie różnią. I rzeczywiście, po spacerze po ogniu wielu nabiera większej pewności 

siebie, wykazuje g

łębszą świadomość swoich wrodzonych (jak najbardziej normalnych) zdolności, a także ogólnie 

lepiej radzi sobie w 

życiu.

Tak wi

ęc zwolennicy zjawisk paranormalnych nie mają już więcej prawa głosu na temat starych sztuczek 

polegaj

ących na leżeniu na najeżonym gwoździami łożu i chodzeniu po ogniu. Ponieważ jednak owe cuda teraz 

w

łaśnie zrzucają z siebie maskę paranormalności, fakt ten daje nam znakomitą okazję do przyjrzenia się, w jaki 

sposób zjawiska jeszcze do niedawna uwa

żane za paranormalne stają się częścią świata rozrywki.

Czy tu mo

że być coś więcej niż tylko „związek” ?

Poni

ższa koncepcja wydaje się coraz bardziej prawdopodobna: Może nie ma żadnej różnicy między tym, co jest 

rozrywk

ą, a tym, co zaliczamy do kategorii zjawisk paranormalnych. Może te dwie rzeczy są w rzeczywistości jedną 

i t

ą samą.

Mo

że to, o czym tutaj mówimy, to coś więcej niż tylko jeden „związek”. Może nie matu w ogóle czego ze sobą 

„wiązać”, ponieważ w istocie mamy do czynienia tylko z jednym doświadczeniem, tylko jednym efektem.

Zarówno aspekt rozrywkowy, jak i aspekt paranormalny 

„cudownej odporności” biorą się stąd, że obserwujemy 

kogo

ś dokonującego czegoś, co przeciętny obserwator uznałby za niemożliwe do wykonania przez normalnego 

cz

łowieka, i że ten ktoś wykonuje tę pozornie niemożliwą czynność zupełnie swobodnie i bez uszczerbku dla 

zdrowia. Widzimy wi

ęc, jak bardzo efekt rozrywkowy może być zbieżny z efektem paranormalnym.

Cudowna odporno

ść uznawana jest za zjawisko paranormalne, ponieważ zdaje się ona wykraczać daleko poza 

ludzkie mo

żliwości, jeśli chodzi o wytrzymałość organizmu na ból. To, co widzowie odbierają jako cud, wynika z 

przesuni

ęcia ich własnych wewnętrznych granic ludzkich możliwości. Uczestnictwo w pokazie „cudownej 

odporno

ści” może doprowadzić do poszerzenia wewnętrznych granic, które obejmują teraz swoim zasięgiem coś, 

co uznawane dot

ąd było za znajdujące się poza zasięgiem ludzkich możliwości – a doświadczenie poszerzenia się 

zakresu mo

żliwości jest dla ludzkiego umysłu czymś bardzo frapującym.

Co ciekawe, cz

ęsto nie ma znaczenia, czy ktoś uczestniczy w pokazie jako widz, czy jako osoba demonstrująca 

swoj

ą paranormalną odporność. Przyglądanie się komuś dokonującemu cudownego wyczynu tego rodzaju może 

czasami okaza

ć się równie efektywne co wykonanie go samemu (za pierwszym razem lub za pierwszymi kilku 

razami). Oczywi

ście kiedy już sama obserwacja ma tak wielką moc, to wykonanie osobiście tego, co się ogląda, 

mo

że zmienić całe życie danej osoby! Cóż to musi być za porażające i wspaniałe przeżycie – nie tylko zdawać 

sobie spraw

ę, że można bez szwanku chodzić na bosaka po rozżarzonych węglach, kłaść się bez obawy na 

ostrych gwo

ździach czy też głodzić się ponad wszelkie dopuszczalne granice, lecz także doświadczyć tego na 

w

łasnej skórze. Dreszcz emocji, który towarzyszy przyswajaniu tego rodzaju wiedzy z pierwszej ręki, stanowi 

g

łówny czynnik decydujący o niesłabnącym zainteresowaniu „cudowną odpornością”.

Ale cho

ć jeszcze niedawno tego rodzaju zjawiska paranormalne przyciągały na specjalne pokazy ogromne rzesze 

spragnionych rozrywki Amerykanów, to dzi

ś w Ameryce jest więcej osób chodzących po ogniu, zarówno 

pocz

ątkujących, jak i zaawansowanych, niż wszystkich strażaków z gaśnicami razem wziętych.

Rozmy

ślanie nad fenomenem „cudownej odporności” ujawnia także i to, że zjawiska paranormalne mogą być 

arbitralne i zwodnicze. Z pewno

ścią ich działanie można uznać za niekonsekwentne i kapryśne, kiedy „obiecują” 

nam one wyzwolenie od fundamentalnych ogranicze

ń naszego ciała. Dlatego starając się zostać świętym mężem 

trzeba uwa

żnie czytać odpowiedni podręcznik i nie pomylić instrukcji, by przypadkiem nie położyć się gołymi 

plecami na roz

żarzonych węglach czy też nie zacząć chodzić na bosaka po ostrych, ustawionych na sztorc 

gwo

ździach.

Poza tym warto pami

ętać, że podręczniki tego rodzaju nie zalecają początkującemu i wrażliwemu na widok krwi 

adeptowi, by nabywa

ł wprawy, zaczynając od kładzenia się tylko na jednym czy dwu gwoździach.

W paranormalnej odporno

ści pobrzmiewają echa wszelkich najbardziej natarczywych upomnień, jakich udzielali 

nam niegdy

ś nasi troskliwi rodzice: jedz warzywa; pomyśl o głodujących dzieciach na świecie; unikaj ognia i ostrych 

przedmiotów; i cokolwiek zrobisz, nie umieraj i nie daj si

ę zabić. Z tego punktu widzenia warto zbadać przypadek 

s

łynnego artysty zwanego Kapitan Dynamit (Captain Dynamite) – kolejnej osoby, która chciałaby nas przekonać, iż 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (13 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

potrafi przechytrzy

ć śmierć.

Ludzie, 

„których śmierć się nie ima”, także przyczyniają się do zasypywania przepaści między zjawiskami 

paranormalnymi a rozrywk

ą

Przypadek Kapitana Dynamita stanowi dobr

ą ilustrację tego, że u podstaw „cudownej odporności” nie leży w istocie 

nic innego ni

ż element rozrywkowy. Jego zdumiewający pokaz ludzkiej odporności na ekplozje dynamitu 

przypomina wyst

ępy zawodowych śmiałków rzucających na różne sposoby wyzwania losowi [Ang. daredevils, od 

dare 

– odważyć się i devil – diabeł (przyp. tłum.).]. Element paranormalny zawarty jest już w samej nazwie 

daredevil, która zosta

ła prawdopodobnie ukuta przez złośliwych fundamentalistów z dawnych czasów.

Ubrany w solidny motocyklowy kombinezon i he

łm mężczyzna nazywający siebie Kapitanem Dynamitem pojawia 

si

ę na specjalnie przygotowanej do jego mrożącego krew w żyłach pokazu arenie sportowej wielkości boiska 

pi

łkarskiego. Następnie szybko podrywa publiczność na równe nogi potężną eksplozją dynamitu, którą wywołuje w 

odleg

łości zaledwie półtora metra od siebie, a która mimo to nie wyrządza mu żadnej szkody. Kilka minut później 

wytacza si

ę zwinnie z małej drewnianej skrzyni, którą przed chwilą wstrząsnęła kolejna eksplozja dynamitu, żwawo 

staje na równe nogi i k

łania się przy głośnym aplauzie publiczności – oczywiście jeśli jest w stanie go usłyszeć.

Wszystko to, co Kapitan Dynamit prezentuje przed oczami swoich widzów, przekracza z pewno

ścią granice tego, 

co przeci

ętny człowiek może sądzić na temat ludzkiej wytrzymałości i zdolności przetrwania. Jednak sam pokaz 

pozbawiony jest elementów paranormalnych. Nasz kapitan nawet s

łowem nie wspomina o tym w swoich 

wypowiedziach.

Dzieje si

ę tak zapewne dlatego, że zdaje on sobie sprawę, iż rodzice nie muszą przestrzegać swoich dzieci przed 

niebezpiecze

ństwem związanym z wybuchami dynamitu, ponieważ niebezpieczeństwo takie nie istnieje, 

przynajmniej na przewa

żającym obszarze naszej planety. Być może lęk związany z wybuchami dynamitu nie jest 

dostatecznie pierwotny, by mo

żna się do niego odwołać podczas demonstracji paranormalnej odporności.

W ka

żdym razie niemożliwe jest wywołanie jakiegokolwiek efektu paranormalnego związanego z przeżyciem 

wybuchu dynamitu przez kogo

ś ubranego w ochronny kombinezon i hełm. Purpurowa przepaska na biodra i 

sanda

ły bardziej by się w tym celu nadawały, chociaż i tak prawdopodobnie nie gwarantowałyby sukcesu.

Święty Kapitan Dynamit kiepsko by się sprzedawał jako zjawisko paranormalne.

Tworzenie zwi

ązków za pomocą dźwięków

Sztuka wytwarzania d

źwięków w taki sposób, by wydawało się, że pochodzą one z innego źródła niż osoba 

mówi

ąca, stało się uznaną formą popularnej rozrywki. Więzy łączące wykonawcę z poruszaną przez niego kukłą są 

jednak tematem spekulacji zwolenników zjawisk paranormalnych.

Od czasu do czasu osoby uczestnicz

ące w ceremoniach o charakterze szamańskim lub mediumistycznym 

donosz

ą, że w ich trakcie słyszały głosy dochodzące z niewiadomego źródła. Szamani z ludu Czukczów, na 

przyk

ład, mieli mówić różnymi głosami, a uczestnicy seansów z ich udziałem słyszeli głosy duchów dochodzące z 

rogów pomieszczenia, w którym si

ę znajdowali.

Badacze przychylnie nastawieni do zjawisk paranormalnych uwa

żają, że fenomen mowy fantomowej ma podłoże 

nadnaturalne. Z kolei niektórzy pseudosceptycy próbuj

ą wyjaśnić całą sprawę, odwołując się do umiejętności 

brzuchomówczych, które, co warto wiedzie

ć, przywoływał także swojego czasu pewien naukowiec-demaskator 

staraj

ący się zdyskredytować osiągnięcia Edisona dotyczące budowy fonografu.

Podobno znany i lubiany ameryka

ński brzuchomówca Edgar Bergen odnosił się do swojej kukły, nazywanej przez 

niego Charleyem Macarthym, tak jakby by

ła ona prawdziwym człowiekiem. Pewnego razu brzuchomówca 

stwierdzi

ł, najwyraźniej zupełnie szczerze, że jego kukła jest jednym z najmądrzejszych ludzi, jakich zna. Mówiąc to 

mia

ł na myśli, że bardzo dobrze wie, iż to on obdarza kukłę swoim głosem, ale że jednocześnie zdaje sobie sprawę, 

że coś potężniejszego niż on sam podpowiadało mu słowa, które wypowiadała ta postać.

Fenomen, o którym mowa, jest prima facie podobny do channelingu, które to zjawisko, wyst

ępujące pod różnymi 

postaciami, od dawna jest jedn

ą z największych pasji entuzjastów zjawisk paranormalnych.

Refleksy w zwierciadle

Kolejnym wa

żnym ogniwem łączącym świat rozrywki ze światem zjawisk paranormalnych są lustra. Zanim 

zawodowi iluzjoni

ści zaczęli używać zwierciadeł do zabawiania publiczności, uchodziły one za przedmioty o 

w

łaściwościach nadnaturalnych. Ta starożytna koncepcja opiera się na tak zwanym zespole wizji lustrzanych 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (14 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

(Mirror Vision Complex), normalnym stanie psychicznym, na który sk

ładają się niezwykle ciekawe zjawiska 

świadomościowe powstające .pod wpływem lustrzanych refleksów. '

Wielu ludzi doznaje niezwyk

łych przeżyć wzrokowych wpatrując się w przejrzystą optycznie głębię lustra. Wizje te 

nie s

ą zwyczajnymi refleksami – mimo że medium, które je wywołuje, wydaje się takie samo – oraz mają swoje 

w

łasne życie. Zwykle osoba wpatrująca się w zwierciadło widzi najpierw obłoki, mgłę lub dym, a natychmiast potem 

pojawiaj

ą się wizje. Wizje lustrzane mają charakter identyczny, to znaczy obserwator ma wrażenie, że dzieją się 

one w przestrzeni zewn

ętrznej wobec niego, w obrębie jego pola widzenia, przybywając jednak z głębin samego 

zwierciad

ła.

Wizje lustrzane s

ą zwykle bardzo kolorowe i trójwymiarowe. Poruszają się w naturalny sposób, niczym osoby czy 

zdarzenia ogl

ądane na filmie. Treść owych wizji można podzielić na kilka kategorii:

1. Ludzie, których zna osoba wpatruj

ąca się w zwierciadło, oraz osoby jej nieznane.

2. Panoramiczne sceny o nadnaturalnym pi

ęknie przedstawiające jeziora, lasy lub górskie łańcuchy.

3. Minidramy rozgrywaj

ące się w danym miejscu z udziałem kilku osób zaangażowanych w jakąś 

dzia

łalność.

4. Zapomniane lub s

łabo pamiętane zdarzenia z przeszłości osoby wpatrującej się w zwierciadło ukazane 

jasno i wyra

źnie.

 

Pozorna wielko

ść pojawiających się postaci zależna jest od wielkości lustra; małe postacie pojawiają się w małych 

lustrach, du

że w dużych. Wizje nie zawsze jednak ograniczają się do samego lustra, czasami zdają się one wtapiać 

w najbli

ższe otoczenie. Osoba wpatrująca się w zwierciadło może mieć także wrażenie, iż przechodzi na drugą jego 

stron

ę, wkraczając do innego, trójwymiarowego świata.

 

Wizje lustrzane mog

ą zaskoczyć obserwatora i pojawić się zupełnie niespodziewanie lub też może on je 

przyspieszy

ć, wpatrując się w zwierciadło w oczekiwaniu lub nadziei na ich ujrzenie. W obu przypadkach 

obserwator ma wra

żenie, iż wizje pojawiają się i rozgrywają niezależnie od udziału jego świadomej woli.

Ludzie, którzy z wpatrywania si

ę w zwierciadło uczynili swoją stałą duchową praktykę (lub też wykorzystują je jako 

źródło twórczej inspiracji, jak robią to niektórzy malarze i pisarze) mogą doświadczyć dalszego rozwoju zespołu 
wizji lustrzanych.

Od staro

żytności zwierciadło uważane jest za naturalny symbol jaźni, słowo refleks zaś odnoszące się zarówno do 

zewn

ętrznego efektu optycznego, jak i wewnętrznego procesu odkrywania samego siebie, stanowi ucieleśnienie tej 

samej metafory. By

ć może dlatego właśnie ludzie zajmujący się wpatrywaniem w zwierciadło twierdzą często, że 

okoliczno

ści, w jakich nabyli oni swoje lustra, mają nadnaturalne znaczenie; opowiadają na przykład historie o tym, 

że weszli w posiadanie swoich drogocennych zwierciadeł za sprawą tak niezwykłego zbiegu okoliczności, że ich 
zdaniem mo

żna mówić w tym wypadku o działaniu paranormalnych sił.

W staro

żytności i średniowieczu panowało powszechne przekonanie, że wizje widywane w lustrze wywołuje 

mieszkaj

ący w ich wnętrzu duch. Sprawozdania z pierwszej ręki współczesnych doświadczonych wpatrywaczy w 

zwierciad

ło sugerują, że owo stare przekonanie opiera się na rzeczywistym zjawisku psychicznym. Pewien weteran 

stosuj

ący tę metodę utrzymuje, że w jego lustrze pojawia się przy różnych okazjach ta sama duchowa istota. 

Spe

łnia ona funkcję reżysera nadzorującego przebieg aktualnie doświadczanej przez niego wizji.

Wizji lustrzanych mo

żna doznawać także, wpatrując się w inne przedmioty i substancje, których powierzchnia silnie 

odbija 

światło lub jest przezroczysta. Należą do nich kryształy kwarcu, misy lub inne naczynia napełnione 

atramentem lub olejem, a tak

że nieruchome czyste wody stawów i jezior.

Jakkolwiek zespó

ł wizji lustrzanych na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwny, jest on całkowicie normalnym 

zjawiskiem psychicznym wyst

ępującym często u zwykłych ludzi. Wszystkie elementy składowe zespołu wizji 

lustrzanych pojawiaj

ą się także w wielu mitach i legendach, bajkach i baśniach różnych kultur całego świata.

Z

ła macocha królewny Śnieżki wpatruje się w wiszące na ścianie zwierciadło, by dowiedzieć się, kto jest 

najpi

ękniejszy na świecie. Aladyn i jego matka w zdumieniu spostrzegają, że z polerowanej przez kobietę 

mosi

ężnej lampy wyskoczył spełniający życzenia dżin. Poza tym istnieją setki innych tradycyjnych opowieści, 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (15 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

mówi

ących o podobnych wizjach, w których główną rolę odgrywa zwierciadło lub jakaś wypolerowana powierzchnia. 

Co oczywiste, zespó

ł wizji lustrzanych ma także wielki potencjał czysto rozrywkowy.

Równie oczywiste jest równie

ż to, że wizje zwierciadlane leżą u podstaw wielu innych, zbliżonych zjawisk 

uznawanych za paranormalne. Najbardziej z nich znane jest wró

żenie polegające na interpretacji wizji 

zwierciadlanych. W staro

żytności władcy rozległych imperiów zatrudniali na swoich dworach wróżbiarzy, którzy 

u

żywali magicznych zwierciadeł, by zobaczyć, co się dzieje w odległych krańcach ich państw. Czarownicy z 

plemienia Apaczów wykorzystywali w tym celu kryszta

ły kwarcu, Czirokezi wpatrywali się w wodę jezior, Aztekowie 

za

ś w zwierciadła z wypolerowanego obsydianu.

W Ksi

ędze Rodzaju czytamy, że Józef miał „srebrny puchar..., z którego pija... i z którego potrafi wróżyć” [Rodz 44 

(przyp. t

łum.).], a więc oddawał się praktyce do dziś popularnej na Bliskim Wschodzie. Wypolerowane srebrne 

puchary i misy nape

łnia się w tym celu olejem z oliwek. Ezechiel ujrzał swoje prorocze wizje w wodach rzeki Kebar. 

G

łówny wróżbita Tybetu wpatrywał się w metalowe zwierciadło, a ministrowie brali pod uwagę treść jego wizji przy 

ustalaniu polityki pa

ństwa.

średniowiecznej Europie jasnowidze, zwani specularii, podróżowali z miasta do miasta, przepowiadając 

przysz

łość i pomagając odnaleźć zaginione przedmioty za pomocą metody wpatrywania się w zwierciadła.

Zaledwie sto lat temu, gdy naukowcy, którzy starali si

ę ustalić reguły pozwalające na systematyczne badanie zjaw 

osób zmar

łych, gromadzili doniesienia na ten temat od godnych zaufania świadków, okazało się, że w znacznej 

liczbie przypadków respondenci po raz pierwszy dostrzegali zjawy w

łaśnie w lustrach lub innych błyszczących lub 

przezroczystych przedmiotach i powierzchniach.

Podczas moich w

łasnych badań (które zdają się należeć do XIX wieku, a tak naprawdę obejmują swoim zasięgiem 

ostatnie dwadzie

ścia lat) przeprowadziłem rozmowy z około dwudziestoma osobami, które doświadczyły 

spontanicznie wizji zwierciadlanych swoich zmar

łych krewnych lub przyjaciół.

Je

śli pozwolimy poprowadzić się małym dzieciom, zatoczymy pełny krąg i powrócimy do kwestii zabawy i zjawisk 

paranormalnych. Jest taka dzieci

ęca gra towarzyska odwołująca się do odmiennych stanów świadomości, podczas 

której, po dokonaniu ró

żnego rodzaju rytuałów, dzieci wpatrują się w lustro, żeby zobaczyć ducha. Tak więc nawet 

malcy wyczuwaj

ą, że możliwe jest „wywoływanie duchów z głębokich otchłani”.

Zwierciad

ła są oczywiście również standardowymi rekwizytami używanymi przez iluzjonistów. Stanowią także 

wa

żny element niektórych popularnych zabawek, takich jak kalejdoskopy. Ludzie lubią pośmiać się ze swoich zbyt 

grubych albo zbyt chudych wizerunków ogl

ądanych w „krzywych zwierciadłach” w gabinetach śmiechu. Lustrzane 

labirynty s

ą od dawna stałym elementem wyposażenia wesołych miasteczek.

Reputacja zwierciadlanych wizji bardzo ucierpia

ła z powodu nagminnego kojarzenia ich z przepowiadaniem 

przysz

łości, wskutek czego dziś panuje powszechne przyzwolenie na szyderczy uśmiech na widok wróżki 

wpatruj

ącej się w kryształ, a wróżąca z kryształowej kuli Cyganka jest jednym z ulubionych tematów gazetowych 

karykaturzystów.

Od wznios

łości do śmieszności

Czasami zjawiska paranormalne s

ą mimo wszystko po prostu śmieszne, o czym świadczą zwariowane dzieje 

„proroków” wieszczących z ludzkiego moczu.

Praktykuj

ący tę starą profesję uzdrowiciele diagnozowali choroby oraz prognozowali ich przebieg na podstawie 

interpretacji wizji, jakie dostrzegali wpatruj

ąc się w szklane naczynie z moczem swoich pacjentów. Cieszyli się oni 

ogromnym szacunkiem w Europie przez kilka stuleci pocz

ąwszy od XIV wieku. W szczytowym okresie swojej 

popularno

ści zatrudniali pomocników, którzy dostarczali im do oględzin i diagnozy urynę z domów przykutych do 

łóżek chorych.

Przez pewien czas szklana flaszka proroków wieszcz

ących z ludzkiego moczu była w średniowieczu uznanym 

symbolem profesji lekarskiej. Zawsze przedstawiano j

ą do połowy pełną lub pustą, w zależności od punktu 

widzenia. Os

łonięta ochronnym wiklinowym koszyczkiem noszona była jako widoma oznaka lekarza.

Prorocy wieszcz

ący z ludzkiego moczu toczyli nieustanną wojnę z demaskatorami, którzy starali się ich 

zdyskredytowa

ć, podstawiając im mocz zwierzęcy zamiast ludzkiego. Pod koniec XVIII wieku ostatni znany 

„uroskopista” w Anglii stracił pracę, narażając się na publiczne pośmiewisko. U pewnej młodej kobiety zdiagnozował 
on bowiem chorob

ę weneryczną na podstawie zbadania flaszki z krowią uryną dostarczonej mu przez niechętne mu 

osoby.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (16 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Studnie, do których wrzuca si

ę monety celem uzyskania spełnienia swych życzeń, dziś popularny symbol ludzkich 

przes

ądów, były niegdyś uważane za obiekty o właściwościach paranormalnych i kojarzone z wizjami 

zwierciadlanymi. Ludzie wierzyli, 

że ich wnętrze zamieszkują duchy, które można było dostrzec, wpatrując się w 

g

łębię wody. Aby zapewnić sobie przychylność ducha studni, zanoszący prośby wrzucali do niej monety.

Jeszcze jeden zwi

ązek między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką: tajemniczy labirynt

Drukowane w pismach labirynty s

ą powszechnie uznanym rodzajem rozrywki zarówno dla dzieci, jak i dla 

doros

łych. Co roku wydaje się setki ich rodzajów. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku (w USA) wybuchło wielkie 

szale

ństwo chodzenia po ogromnych labiryntach o murowanych ścianach, których pokonanie zajmowało około 

łtorej godziny.

Labirynty by

ły wielką atrakcją także w dawnych czasach. Ogromny labirynt w Egipcie był prototypem czterech 

podobnych budowli wzniesionych w staro

żytnym świecie. Herodot pisał o egipskim labiryncie:

le

ży... całkiem blisko tak zwanego Miasta Krokodyli [Krokodilopolis]. Ten ja widziałem, a przewyższa on 

zaiste wszelki opis. Bo gdyby nawet kto

ś razem zliczył wzniesione przez Hellenów mury i wykonane przez 

nich budowle, pokaza

łoby się, że kosztowały one mniej trudu i wymagały mniejszych wydatków niż ten 

labirynt... By

ły wprawdzie i piramidy wyższe ponad wszelki opis, a każda z nich dorównywała wielu i 

wielkim helle

ńskim dziełom; ale oczywiście labirynt nawet piramidy prześcignął. Ma on mianowicie 

dwana

ście krytych podworców, których bramy stoją naprzeciw siebie, sześć zwróconych jest na północ, a 

sze

ść na południe, jedna obok drugiej; a od zewnątrz otacza je jeden i ten sam mur. Są w nim dwojakie 

komnaty, jedne podziemne, drugie nad tymi w górze, w liczbie trzech tysi

ęcy, po tysiąc pięćset z każdego 

rodzaju. Otó

ż nadziemne komnaty sam widziałem i przeszedłem, mówię też o tym z własnej obserwacji... 

Tak wi

ęc o podziemnych komnatach mówimy tylko to, cośmy usłyszeli, a górne, większe od dzieł ludzkich, 

widzieli

śmy sami. Bo najrozmaitsze wyjścia przez sale i zakręty poprzez podworce wzbudzały w nas 

tysi

ęczny podziw, gdyśmy z jednego podworca przechodzili do komnat, a z komnat do korytarzy, a z 

korytarzy do innych sal i znowu do innych podworców z komnat. Dach tego wszystkiego jest z kamienia, 
podobnie jak 

ściany, ściany zaś pełne są wyrytych figur. Każdy podworzec jest dokoła otoczony kolumnami 

z bia

łego i jak najściślej spojonego z sobą kamienia. A do tego naroża, w miejscu gdzie kończy się labirynt, 

przylega piramida czterdziestos

ążniowa, na której wyryte są wielkie figury [Herodot, Dzieje, tłum. Seweryn 

Hammer, Czytelnik, Warszawa 1959.].

 

Projektantom labiryntów zale

żało na wywoływaniu złudzeń optycznych. Na każdym zakręcie znajdowały się drzwi 

sugeruj

ące zwodniczo drogę na wprost tylko po to, by zaprowadzić błądzących z powrotem w to samo miejsce, w 

którym znajdowali si

ę oni przed chwilą. Pod względem akustyki cała budowla była w taki sposób skonstruowana, że 

za ka

żdym razem, gdy otwierały się zewnętrzne drzwi, wypełniał ją budzący grozę dźwięk podobny do grzmotu. Po 

wej

ściu do środka żaden przybysz nie potracił się z niej wydostać bez pomocy przewodnika.

Nikt nie wie, dlaczego budowano staro

żytne labirynty, nie ulega jednak wątpliwości, że z czasem stawały się one 

wielkimi atrakcjami turystycznymi. Ze 

świadectw mitologicznych i opisów rytuałów zebranych przez etnografów 

jasno wynika, 

że labiryntom od dawna przypisywano nadnaturalne właściwości. Według niektórych mitów labirynty 

zamieszkane by

ły przez straszliwe potwory. Grecy utrzymywali, że w labiryncie zbudowanym na Krecie żył Minotaur 

– pół człowiek, pół byk. Pożerał on dziesiątki ateńskich młodzieńców i dziewcząt, których dostarczano do labiryntu 
na ofiar

ę. Dopiero Tezeuszowi udało się zabić Minotaura, a następnie wydostać z labiryntu, podążając z powrotem 

za nici

ą, którą rozwijał, wchodząc w jego głąb.

Wiara w magiczne czy te

ż paranormalne właściwości labiryntów przetrwała od zamierzchłych czasów do 

wspó

łczesności. Skandynawscy rybacy budowali kamienne labirynty na wybrzeżach Morza Bałtyckiego. Przebiegali 

przez nie przed wyruszeniem na morze, wierz

ąc, że gubią w ich wnętrzu podążające za nimi złe duchy. Rybacy 

przechodzili tak

że przez labirynty całymi grupami, mając nadzieję, że w ten paranormalny sposób uda im się 

zagwarantowa

ć dobrą pogodę i udane połowy.

Przechodzenie przez labirynt pe

łen ślepych uliczek, rozwidleń, skrzyżowań i obejść może zmącić umysł każdego 

cz

łowieka. Korytarze labiryntu nie są symetryczne i nie przebiegają według dającego się przewidzieć wzoru, poza 

tym ich 

ściany są tak wysokie, by uniemożliwić spoglądanie ponad nimi i tym samym orientowanie się w położeniu. 

Tego rodzaju klasyczne cechy labiryntu przyczyniaj

ą się do powstawania u znajdującej się w ich wnętrzu osoby 

uczucia zdumienia, zagubienia, dezorientacji oraz l

ęku przed uwięzieniem.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (17 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wielu fanów paranormalnych tajemnic nadal uwa

ża, iż chodzenie po labiryncie ma w sobie coś niesamowitego, nie 

z tego 

świata. Dwa angielskie słowa oznaczające labirynt, maze i labyrinth, znaczą w istocie jedno i to samo, jednak 

niektórzy entuzja

ści czynią między nimi rozróżnienie, używając słowa labyrinth tylko na oznaczenie klasycznego, 

spiralnego, jednokierunkowego labiryntu. Cz

ęsto tego rodzaju labirynt ma niskie ściany, które nie ograniczają 

widoczno

ści, jak ma się to w przypadku maze. Osoby, które przechodziły przez oba rodzaje labiryntów, twierdzą, że 

ka

żdy z nich dostarcza odmiennych przeżyć. Ci, którzy przechodzą przez spiralne, coraz bardziej zacieśniające się, 

jednokierunkowe korytarze labiryntu mawiaj

ą, że przeżycie to „ześrodkowuje ich”, a więc używają bardzo modnego 

po

śród nas, wpółczesnych entuzjastów zjawisk paranormalnych, terminu.

Dzieci a zjawiska paranormalne: zabawki i gry czy narz

ędzia i rytuały?

Do wytworzenia efektów paranormalnych u

żywa się także różnego rodzaju zabawek. W dzisiejszych czasach 

prawie ka

żde dziecko bawiło się kiedyś warkotką [Ang. bull roarer, płaski kawałek drewna przywiązany do 

rzemienia i szybko obracany (przyp. t

łum.).] używaną niegdyś rytualnie przez szamanów, którzy wprowadzali się w 

odmienne stany 

świadomości, wsłuchując się w wytwarzany przez nią budzący grozę dźwięk. Aborygeńscy 

szamani z Australii u

żywali warkotek, wstępując do świata duchów, co razem wzięte – czarownik plus wirująca 

warkotka 

– stwarzało wrażenie czegoś w rodzaju astralnego helikoptera. Tak więc Andrew Lang [Znany antropolog 

angielski (przyp. t

łum.).] zadaje pytanie: „Czy rzecz ta była pierwotnie zabawką, a jej religijna i mistyczna funkcja 

rozwin

ęła się później, czy też była ona pierwotnie jednym z atrybutów kapłana lub czarownika, który [we 

wspó

łczesnym zachodnim społeczeństwie] został przekształcony w zabawkę?”.

Dzi

ś dzieci bawią się, zakładając maski podczas święta Halloween i balów kostiumowych, gdy tymczasem w 

dawnych czasach maski noszono w trakcie ceremonii zwi

ązanych z podróżami w zaświaty oraz innymi rytualnymi 

czynno

ściami szamańskimi. Podobnie jak szamani malcy często potrząsają grzechotkami i biją w bębenki.

Jaki jednak jest status owych towarzyszy zabaw istniej

ących jedynie w dziecięcej wyobraźni? Czy te niewidzialne 

istoty maj

ą więcej wspólnego z czystą zabawą, czy raczej światem zjawisk, rozrywką czy sferą duchów, radosnym 

świętowaniem czy magicznym rytuałem?

Dzieci nie trzeba uczy

ć, jak należy kręcić się w kółko, by wprowadzić się w dziwny stan egzaltacji połączony z 

zawrotami g

łowy. Uczą się tego same, i to bardzo wcześnie. Jednak nie tylko malcy uwielbiają ekstatyczne 

wirowanie wokó

ł własnej osi. W XII wieku mistyczny poeta Dżalal ad-Din Rumi przekształcił tę dziecięcą zabawę w 

czynno

ść mającą na celu rewolucyjną, paranormalną przemianę świadomości, tworząc pierwszą grupę sufickich 

wiruj

ących derwiszy. Perskie słowo darwisz znaczy „poszukujący drzwi”, co ma związek z tym, że wirujący derwisze 

staraj

ą się uzyskać dostęp do innych poziomów świadomości. Na zdjęciach widać wyraźnie, że obracając się 

szybko wokó

ł własnej osi derwisze wprowadzają się w ekstatyczne stany świadomości.

Kiedy ca

łe zagadnienie zjawisk paranormalnych dzieli się co jest konieczne z powodu systematycznych badań – na 

poszczególne cz

ęści składowe czy elementy, okazuje się, że kilka z owych komponentów można z powodzeniem 

zaliczy

ć do kategorii rozrywki. Na przykład to, czym zajmują się zwolennicy Nostradamusa, ma wiele wspólnego z 

popularnym hobby polegaj

ącym na rozwiązywaniu rebusów, krzyżówek i układaniu akrostychów (wiersz, w którym 

pierwsze litery kolejnych wersów tworz

ą wyrazy lub całe zdania).

Nostradamus jako panaceum

Zdaniem cognicenti paranormalae Nostradamus 

– człowiek o wielkiej mądrości i intuicji, a także słynny jasnowidz – 

stanowi rodzaj panaceum. Nostradamus (1503-1566) interesowa

ł się, przynajmniej w pewnym sensie, rozrywką, 

jako 

że jego pierwsze opublikowane dzieło było zbiorem przepisów na przyrządzanie smacznych potraw oraz 

upi

ększających mikstur do twarzy – a więc w istocie rodzajem książki kucharskiej, mimo że, co zaskakujące, nie 

zawiera

ło ono żadnych wskazówek co do tego, jak upiec „ciasteczka szczęścia” [Fortune cookie – ciastko, w 

którego wn

ętrzu znajduje się kartka z zapisaną przepowiednią lub sentencją (przyp. tłum.).]. Już za życia 

Nostradamusa uwa

żano powszechnie za proroka, a legenda głosi, że był on wizjonerem, który potrafił spoglądać w 

przysz

łość, stosując metody katoptromancji (wróżenia ze zwierciadła). Tradycja ta opiera się jednak na mało 

przekonuj

ących dowodach.

Bez wzgl

ędu na to, jakimi środkami posługiwał się Nostradamus do wywoływania swoich wizji, jeśli rzeczywiście 

takowe miewa

ł, faktem jest, że jako prorok pozostawił po sobie zbiór czterowierszy, nie mających żadnych 

bezpo

średnich związków z wizjami zwierciadlanymi. Po wielu latach czterowiersze te przyczyniły się do tego, że 

Nostradamus zyska

ł sławę genialnego przepowiadacza przyszłości. Od najwcześniejszych lat uczy się nas pilnie 

poszukiwa

ć w wierszach ukrytego sensu, dlatego wielu czytelników dzieła Nostradamusa jest już niejako z góry 

sk

łonnych interpretować jego słowa zgodnie z ustaloną konwencją, według której odnoszą się one do ważnych 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (18 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

wydarze

ń w świecie, jakie miały miejsce po jego śmierci. Owe czterowiersze są jednak tak bardzo wieloznaczne i 

m

ętne, że dopuszczają praktycznie dowolną ich interpretację. Słowa zwinnie balansują na granicy sensu i 

bezsensu, zwodz

ąc i mamiąc czytelnika, ponieważ ich prawdziwe znaczenie zdaje się na zawsze pozostawać poza 

zasi

ęgiem racjonalnego pojmowania. Tak więc to, co pozostawił nam po sobie Nostradamus – „ostatnie twierdzenie 

Fermata

” dotyczące przyszłości – jest w istocie dziełem rozrywkowym, którym zajmują się dziś jego zwolennicy 

niczym hobby, zg

łębiając je w poszukiwaniu jednego prawdziwego rozwiązania odwiecznej zagadki.

Zamkni

ęcie calej sprawy: zabawa a zjawiska paranormalne

Gdy spojrzymy z perspektywy, okazuje si

ę, że wszystkie przedstawione wyżej „zjawiska paranormalne” wskazują 

na istnienie 

ścisłych związków między sferą paranormalną a zabawą czy też działalnością rozrywkową. Tak więc 

powa

żny, rzetelny badacz zjawisk paranormalnych powinien zacząć od rozpoznania w społecznym i kulturowym 

fenomenie, jakim s

ą zjawiska paranormalne, ważnego elementu rozrywkowego i zabawowego pochodzącego z 

zamierzch

łych czasów i posiadającego wielkie znaczenie historyczne i psychologiczne.

Ci, którzy wierz

ą w zjawiska paranormalne, nie powinni się jednak tym zrażać, wręcz przeciwnie Zrozumienie 

naszego zbiorowego ludzkiego 

„tła akcji”, na którym się one rozgrywają, może bowiem stanowić punkt wyjścia do 

alternatywnego spojrzenia na ca

łą sprawę. Chodzi tu oczywiście o punkt widzenia radosnego badacza zjawisk 

paranormalnych, ten jednak w

łaśnie punkt widzenia może pomóc w ujrzeniu zjawisk paranormalnych w nowym 

świetle, a tym samym przyczynić się do lepszego ich zrozumienia.

Moim zdaniem powodem, dla którego nie rozumiemy bardziej dog

łębnie zjawisk paranormalnych, jest to, że ód 

setek lat podchodzimy do nich, przygl

ądamy się im i rozmawiamy o nich wciąż w ten sam sposób. Czas już na 

zmian

ę perspektywy.

Aby by

ć traktowani poważnie, radośni badacze zjawisk paranormalnych muszą jednak prowadzić swoje prace, 

odrzucaj

ąc możliwość występowania z dawnych pozycji zajmowanych przez zwolenników którejś z trzech 

standardowych teorii, o których by

ła mowa. Wówczas poważni uczeni i radośni badacze zjawisk paranormalnych 

b

ędą mogli wyruszyć w trasę ze swoim własnym programem, prezentując film dokumentalny ukazujący, w jaki 

sposób i dlaczego te trzy dobrze znane nam grupy artystów estradowych 

– trzy kategorie ludzi, jedynych, którym 

wolno dyskutowa

ć na temat zjawisk paranormalnych według od dawna ustalonych fundamentalnych reguł – 

organizuj

ą swój trwający nieustannie program, prezentując swoją znaną trójbiegunową debatę.

Innymi s

łowy, jeśli zamierzamy potraktować cały temat nie tak zupełnie poważnie (zauważając na przykład, że jego 

korzenie si

ęgają daleko w głąb rozrywki i zabawy), wówczas może się nam uda doprowadzić do poszerzenia 

owego trójstronnego dialogu, a tak

że, być może, nawet do przełamania charakteryzującego go impasu.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (19 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 3

PRZE

ŁAMANIE IMPASU: WYJAŚNIENIE KONTROWERSJI WOKÓŁ ZJAWISK PARANORMALNYCH

Wi

ększość ludzi jest usatysfakcjonowana tym, że wie, w jaki sposób traktować zjawiska paranormalne. To znaczy, 

że są oni zadowoleni ze stosowanych podczas dyskusji nad tego rodzaju fenomenami standardowych procedur 
operacyjnych, które zosta

ły wypracowane jeszcze w starożytności. Ludzie akceptują zwykle pogląd, zgodnie z 

którym nale

ży wyznaczyć wyraźną linię demarkacyjną między mówiącymi „tak” i mówiącymi „nie”, między tymi, 

którzy wierz

ą, a tymi, którzy nastawieni są sceptycznie. Zdają sobie sprawę, że przystępując do dyskusji trzeba, 

zgodnie ze zwyczajem, opowiedzie

ć się za którąś ze stron – być nastawionym pozytywnie lub negatywnie. Jest to 

niepisane prawo argumentacji na temat zjawisk paranormalnych, które pozwala ludziom trzyma

ć w szachu nawet 

zajmuj

ących się tą kwestią „ekspertów”.

Prawie wszyscy zainteresowani zadowalaj

ą się ustalonymi z góry zasadami debaty lub przynajmniej wyrażają na 

nie ciche przyzwolenie. Zak

ładają, że ów tradycyjny schemat jest współmierny do zadania polegającego na 

ustaleniu prawdy dotycz

ącej zjawisk paranormalnych. Mimo wszystko był on przecież wypróbowywany przez ponad 

dwadzie

ścia wieków przez wyrażających swoje za i przeciw uczonych specjalistów. Swój wkład wnieśli także 

zainteresowani tematem laicy. Schemat dzia

ła dzięki sile przyzwyczajenia, a każde pokolenie entuzjastów zjawisk 

paranormalnych przekazuje go w spadku nast

ępnemu.

Jako radosny badacz zjawisk paranormalnych podaj

ę niniejszym do wiadomości, że odrzucam cały ten 

„mistrzowski” plan prowadzenia dysputy. Związany z nim stary system wytycznych stał się bowiem zupełnie 
zaskorupia

ły; jest całkowicie bezużyteczny i nieodpowiedni. Jego konstrukcja opiera się na błędnych założeniach, 

których jedyn

ą zaletą jest to, że są one bardzo stare. Całość tworzy ociężały, wsteczny system biurokratyczny, 

który skutecznie blokuje wszelki post

ęp na drodze do zrozumienia jednego z najbardziej fascynujących aspektów 

ludzkiej 

świadomości.

Ju

ż czas, by przełamać ów impas. Powtarzam, że będzie to wymagać wypracowania nowego, pełnego humoru 

podej

ścia do kwestii, która sama jest głęboko zakorzeniona w zabawie i rozrywce. Nadszedł czas na „radosny 

paranormalizm

”.

Chc

ę jednak, by państwo wiedzieli, że nie chodzi tu o zajmowanie wygodnej pozycji pośredniej czy też o 

przelewanie z pustego w pró

żne! Nie mam zamiaru siadać okrakiem na płocie. Radosnego badacza zjawisk 

paranormalnych nie nale

ży błędnie utożsamiać z plotącym trzy po trzy agnostycznym ugodowcem. Nie proklamuję 

radosnego paranormalizmu, by tym sposobem wszystkich tych sk

łóconych ze sobą awanturników umieścić pod 

jednym parasolem.

Radosny paranormalizm nie jest jeszcze jedn

ą mierną, trzeciorzędną próbą zadowolenia wszystkich oraz każdego 

z osobna. Nie próbowa

łbym także przekształcać dawnej nieefektywnej trójbiegunowej debaty w nową, efektywną 

czwórbiegunow

ą. Nie, radosny badacz zjawisk paranormalnych powinien być ponad to wszystko; jestem 

zwolennikiem o wiele bardziej radykalnego punktu widzenia.

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych stoją na stanowisku, że jedynym zdrowym rozwiązaniem dla tych, którzy 

pragn

ą czynić postępy w badaniu zjawisk paranormalnych i przełamać w końcu panujący wokół impas, jest 

opuszczenie ca

łego tego starego, chwiejącego się posadach gmachu, jakim jest stosowany dotąd system 

argumentacji, okre

ślenie jego najsłabszych punktów, a następnie wysadzenie go w powietrze.

B

ędzie to długotrwałe przedsięwzięcie. Powinni się w nie zaangażować jedynie „poważni adepci” „radosnego 

paranormalizmu

”.

Zapocz

ątkowanie nowego dialogu: radosne spojrzenie na to, co poważne

Zaczn

ę od omówienia trzech na równi irracjonalnych postaw, o których mówiłem już wcześniej – postawy 

parapsychologa, sceptyka i fundamentalisty 

– w sposób, który pokaże, iż każdą z nich da się wiarygodnie wyjaśnić, 

bior

ąc pod uwagę główne założenie radosnego paranormalizmu, zgodnie z którym między zjawiskami 

paranormalnymi a rozrywk

ą można postawić znak równości.

Wi

ększość jałowego sporu o słowa (logomachia) dotyczącego zjawisk paranormalnych toczy się przy udziale 

oci

ężałych umysłowo, beztroskich gadułów należących do trzech wymienionych przeze mnie kategorii. Starają się 

oni na trzy ró

żne sposoby przekonać siebie nawzajem, iż znają prawdy na temat zjawisk paranormalnych lub też, 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (1 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

że znają właściwą drogę prowadzącą do owej prawdy.

Kategoria 1. Parapsycholodzy

Parapsychologi

ę (kategoria 1), szczególnie biorąc pod uwagę jej skłonność do zajmowania się kwestią życia po 

śmierci, można uznać za formę komedii, jako że stara się ona przekonać nas lub też umocnić nas w przekonaniu, 

że życie ma szczęśliwe zakończenie. Co więcej, ponieważ tragedia różni się od komedii tym, że tragedia kończy się 

śmiercią, parapsychologia reprezentuje wyższy stopień ducha komizmu, starając się dowieść, że nawet śmierć, 
stanowi

ąca kulminację tragedii, ma także szczęśliwe zakończenie.

Kategoria 2. Sceptycy

Sceptycy (kategoria 2) odrzucaj

ą roszczenia parapsychologii uznającej się za naukę; zresztą radosny 

paranormalizm wyra

ża podobne wątpliwości dotyczące tego, czy nauka, jaką znamy, potrafiłaby dowieść istnienia 

życia po śmierci, zjawiska prekognicji itd. Radosny badacz zjawisk paranormalnych uważa za dziwne domniemanie, 

że jest nauka, której głównym zadaniem i celem jest udowodnienie istnienia zjawisk, którymi przecież rzekomo się 
ona zajmuje. Sceptycy wci

ąż nie dostrzegają w pełni znaczenia tego faktu, ponieważ ustawiają się oni w pozycji 

naukowych rywali parapsychologów. Owi demaskatorzy odgrywaj

ą jednak odmienną rolę w dyskusji na temat 

zjawisk paranormalnych. Je

śli parapsychologia jest komedią, to sceptyczny demaskator zjawisk paranormalnych 

jest tym, kto zak

łóca występ komika i psuje całą zabawę.

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych z szacunkiem uznają wkład, jaki członkowie Committee for the Scientific 

Investigation of Claims of the Paranormal wnosz

ą do tego, by dyskusja tocząca się wokół zjawisk paranormalnych 

by

ła uczciwa i rzetelna, nie możemy jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, iż podczas gdy oficjalna 

nazwa ich organizacji kojarzy si

ę z nauką i badaniami naukowymi, oni sami mają w zwyczaju używać w stosunku 

do siebie akronimu CSICOPs (rozumiej

ą państwo?) [Ang. cops – policjanci, gliniarze; csi można czytać jak sigh, 

czyli wzdycha

ć (przyp. tłum.).], który to przydomek zdradza ich złowrogie, autorytarne skłonności. Aspirują oni do 

odgrywania roli 

„strażników rzeczywistości” tworzących swojego rodzaju policję, mającą prawo decydowania o 

ontologicznym statusie prze

żyć innych ludzi.

W konsekwencji styl ich relacji interpersonalnych pozostawia wiele do 

życzenia. Gdy czytam ich publikacje lub 

wyst

ępuję wraz z nimi w programach telewizyjnych, uderza mnie fakt, że podobnie jak krytykowani przez nich 

„komicy z nocnych klubów”, także sceptyczni krytykanci starają się za wszelką cenę zwrócić na siebie jak 
najwi

ększą uwagę. Narzekają, jęczą i stękają z powodu tego, jak mało miejsca poświęca się im w prasie i jak 

rzadko zaprasza na rozmowy do telewizji w stosunku do tego, na co, swoim zdaniem, zas

ługują. Dlatego właśnie 

rado

śni badacze zjawisk paranormalnych nazywają CSICOPs, sigh cops, „wzdychającymi gliniarzami”.

A co si

ę stanie, gdy zostaniesz złapany przez wzdychającego gliniarza? Czy istnieje coś takiego jak system 

wzdychaj

ącej sprawiedliwości? Czy są tam także wzdychający sędziowie i wzdychający przysięgli, czy też 

wzdychaj

ący gliniarze sami cię sądzą i wymierzają ci wyrok? I w jaki sposób wzdychający gliniarze godzą zasady 

nauki ze swoim wizerunkiem policjantów 

łapiących przestępców?

Samozwa

ńczy sceptycy nie są dostatecznie sceptyczni. Gdyby tak było, posunęliby swoje badania dalej i zajęli się 

g

łębszymi, fundamentalnymi problemami natury filozoficznej. Cała kwestia zjawisk paranormalnych (to znaczy 

pytanie o to, czy postrzeganie pozazmys

łowe [ESP], wiedza uprzednia lub życie po śmierci istnieją) opiera się na 

niejasno sformu

łowanych, błędnych interpretacjach zagadnień, z którymi od dwudziestu stuleci zmagają się 

filozofowie. Nie mo

żna uzyskać odpowiedzi na pytanie, czy istnieje życie po śmierci, nie rozwiązując najpierw 

filozoficznego dylematu dotycz

ącego relacji ciało-umysł. Z kolei problemy związane z domniemanym istnieniem 

telepatii i prekognicji wymagaj

ą rozważenia bardziej subtelnych i złożonych kwestii epistemologicznych 

(dotycz

ących teorii poznania).

Prawda jest taka, 

że wzdychający gliniarze wcale nie są sceptykami. W rzeczywistości są oni ideologami, którzy 

s

ądzą, że znają na wszystko odpowiedź. Ideologia, którą wyznają, nazywa się scjentyzmem i jest wiarą w to, że do 

zdobywania wiedzy przydatne s

ą jedynie metody i założenia nauk przyrodniczych. Scjentyzm opiera się na sądzie 

warto

ściującym, zgodnie z którym filozofia, nauki humanistyczne i społeczne mają znaczenie jedynie o tyle, o ile 

dostosowuj

ą swoje techniki i metody badawcze do tych stosowanych w naukach przyrodniczych, takich jak fizyka 

czy biologia.

Nieporozumieniem jest zatem nazywanie organizacji owych sceptyków Commmittee for the Scientific Investigation 
of Claims of the Paranormal. W istocie bowiem w nazwie tej s

łowo scientific (naukowy) należałoby zastąpić słowem 

scientistic (scjentystyczny).

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (2 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wzdychaj

ącym gliniarzom bardzo zależy na tym, by dyskusja na temat zjawisk paranormalnych miała jedynie 

charakter powierzchowny. Radosny paranormalizm wyst

ępuje z o wiele bardziej sceptycznych pozycji wobec 

zjawisk paranormalnych ni

ż wzdychający gliniaryzm (sigh copism).

Wzdychaj

ący gliniarze w swoim mniemaniu angażują się w działalność naukową, gdy tymczasem w rzeczywistości 

prowadz

ą oni pewien rodzaj społecznej krucjaty. Ci sceptycy najbardziej obawiają się (i do czego zresztą się 

przyznaj

ą) tego, że jeśli ludziom w nowoczesnym społeczeństwie pozwoli się traktować zjawiska paranormalne 

powa

żnie, wówczas szybko znów zaczną wytaczać procesy czarownicom i palić je na stosach. Biorąc pod uwagę 

obawy wzdychaj

ących gliniarzy, wydaje się jednak, że – co paradoksalne – marnują oni zbyt wiele amunicji w 

bitwach z parapsychologami. Przecie

ż dokonywania tego rodzaju zbrodni można by o wiele bardziej spodziewać się 

po funda-chrze

ścijanach.

Kategoria 3. Fundamentali

ści

To, o czym mówili

śmy powyżej, pozwoli nam zrozumieć, dlaczego fundamentaliści (kategoria 3) czują tak wielką 

odraz

ę do zjawisk paranormalnych – poczucie humoru nigdy nie było ich mocną stroną. Mówimy tu o 

przedstawicielach tej samej grupy, prosz

ę pamiętać, którzy wielokrotnie w historii USA nakłaniali do zakazania 

wielu innych popularnych form rozrywki: ta

ńca, jazzu, filmów erotycznych, filmów w niedziele, filmów w ogóle, a 

tak

że rock'n'rolla.

Fundamentali

ści wszelakiej maści, bądź to ci, którzy nazywają się chrześcijanami czy żydami, muzułmanami czy 

marksistami, s

ą w gruncie rzeczy wszyscy tacy sami (rozumieją państwo?).

(Prosz

ę posłuchać, ważne jest, żeby państwo podchodzili do tego wszystkiego z humorem, jeśli mają się państwo 

sta

ć pełnoprawnymi radosnymi znawcami zjawisk paranormalnych).

Srodzy i ponurzy fundamentali

ści są zagorzałymi obrońcami swojej ideologii. Ponieważ jednak powszechna 

ideologiczna jedno

ść pozostanie zapewne na zawsze czymś niemożliwym do realizacji, fundamentalizm ze swej 

natury potrzebuje wroga, grupy ludzi, z którymi mo

że się konfrontować. Sama ideologia zaś przepowiada tym, 

którzy nie chc

ą się jej podporządkować, okrutny los; będą się oni smażyć w piekle lub skończą na śmietniku historii!

Niektórzy chrze

ścijańscy fundamentaliści nie lubią być nazywani fundamentalistami, dlatego ukrywają się pod 

żnymi pseudonimami, które sami sobie wymyślają i zasłaniają się różnego rodzaju szyldami. Słowo 

fundamentalista budzi w nich niepokój, poniewa

ż zwraca uwagę na fakt, jak bardzo ich impertynencka, skłonna do 

wydawania surowych s

ądów postawa przypomina postawę przedstawicieli innych nietolerancyjnych sekciarskich 

ugrupowa

ń. Ograniczeni bigoci zasilający szeregi każdej sekty muszą uważać się za kogoś wyjątkowego. Jak 

inaczej bowiem mogliby oni zracjonalizowa

ć swoją nienawiść w stosunku do wolnomyślicieli, innowierców, 

homoseksualistów, politycznych i spo

łecznych liberałów, heretyków, osób interesujących się zjawiskami 

paranormalnymi, mormonów czy te

ż przedstawicieli jakiejkolwiek innej grupy, którą biorą sobie za cel swoich 

ataków?

Aby zrozumie

ć funda-chrześcijan, ich skłonność do ideologizowania, zaciekłą niechęć do wszelkiej beztroski i 

frywolno

ści oraz ich fascynację demonami, trzeba zidentyfikować leżące u podstaw ich działań pobudki natury 

psychologicznej, pozna

ć ich podświadome obsesje.

Pogl

ądy funda-chrześcijan na temat demonów są zbieżne z twierdzeniami osób cierpiących na obsesje. Utrzymują 

oni, 

że demony starają się omamić swoje ofiary, na przykład pojawiając się w przebraniu. Dlatego 

charakterystyczn

ą cechą ich nękanego obsesjami umysłu jest natrętna, uporczywa nieufność. Ich zdaniem demony 

s

ą podle, odrażające i plugawe, wydzielają zazwyczaj wstrętną woń – jak wiadomo osoby cierpiące na obsesje 

zwykle bardzo dbaj

ą o czystość i porządek. Wiara w demony zawiera w sobie także komponent dynamiczny, 

zgodnie z którym demonów nale

ży unikać, trzymać je na odległość i poddawać ezgorcyzmom, zwykle za pomocą 

odpowiednich czynno

ści rytualnych – obsesje mają tendencje do manifestowania się w formie działań natrętnych 

(kompulsywnych), swojego rodzaju rytua

łów dokonywanych w celu uniknięcia czy odegnania czegoś, a także 

oczyszczenia.

Tendencje obsesyjne maj

ą związek z fiksacją analną. Jeśli oglądali państwo kiedyś w telewizji błazeństwa funda-

chrze

ścijan, czy nie mieli państwo wrażenia, iż podczas modlitwy wyglądają oni tak, jakby mieli kłopoty z oddaniem 

stolca? Z opuszczonymi g

łowami, zaciśniętymi oczami i twarzami, na których maluje się wielki wysiłek, postękują: 

„... JAY zus... uch... uch... JAY-zus... uch...uch”.

Styl 

życia, jaki prowadzą osoby nękane przez obsesje i natręctwa, charakteryzuje się ponurą jednostajnością. 

Analiza tre

ści wieczornych reklam telewizyjnych pokazuje, jak bardzo lubią oni stałość i porządek. Wszelkiego 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (3 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

rodzaju innowacje s

ą zawsze potencjalnym zagrożeniem dla egzystencji fundamentalistów, ponieważ stanowią one 

gro

źne wyzwanie dla ich ideologii. Dlatego właśnie tak wiele nowatorskich idei i pomysłów uchodzi w ich oczach za 

dzie

ło diabła.

Funda-chrze

ścijanie starający się poznać paranormalne wymiary ludzkiej świadomości są niczym średniowieczni 

kartografowie, którzy po dotarciu do granic znanego im 

świata zatrzymują się i stwierdzają: „Dalej leży kraina 

smoków

”. Nawet niewinny widelec został wkrótce po swoim wynalezieniu wyszydzony jako dzieło Szatana, a 

wszystkowiedz

ący księża przekonywali Galileusza, że pozostaje on pod wpływem oszukańczych demonicznych 

wizji, gdy po raz pierwszy odwa

żył się spojrzeć na gwiazdy przez teleskop. Tak więc radosny paranormalista cieszy 

si

ę, gdy do jego uszu dochodzą dobrze znane, ponure narzekania pochodzące od wiadomo kogo, iż to, czym jest 

on akurat zaj

ęty, to diabelskie sprawki, ponieważ może on być wówczas pewien, że znajdzie w tym coś zabawnego 

i interesuj

ącego.

S

łuchając od czasu do czasu proroczych wypowiedzi funda-chrześcijan łatwo można dać się zwieść iluzji, jakoby 

ich sposób my

ślenia i mówienia był ścisły i precyzyjny. Wyjaśniają nam oni bowiem dokładnie to, co Bóg miał na 

my

śli dokładnie w tym, a nie innym wersecie Biblii według dokładnie tego, a nie innego jej tłumaczenia i twierdzą, że 

jest to dok

ładnie to, w co każdy wierzący powinien wierzyć. Po bardziej uważnym przysłuchaniu się ich 

wypowiedziom okazuje si

ę jednak, że owa ścisłość myśli i wypowiedzi funda-chrześcijan jest tylko pozorna, i że tak 

naprawd

ę nie chodzi tu o bycie dokładnym, ale raczej bycie nachalnym [Autor zastosował tu grę słów: being exact – 

being exacting.]. A nachalny sposób mówienia i my

ślenia jest dokładnie tym, co charakteryzuje gburowatych 

obsesjonatów.

Osoby n

ękane przez obsesje koncentrują się na abstrakcjach, wskutek czego odizolowują się od uczuć i emocji. 

Fakt ten t

łumaczy, dlaczego w religii funda-chrześcijan kluczową rolę odgrywa ideologia. Wyjaśnia także brak 

poczucia humoru u funda-chrze

ścijan oraz surową postawę, jaką, od dawien dawna, przyjmują oni w stosunku do 

rozrywki. Jest rzecz

ą powszechnie znaną, że osoby nękane przez obsesje i natręctwa są stosunkowo silnie 

uodpornione na dzia

łanie humoru. Jeśli słyszą jakąś zabawną historię lub dowcip, często błędnie je interpretują; 

bior

ą je za poważne stwierdzenia i nie zgadzają się z ich dosłownym znaczeniem. Z kolei to, co tego rodzaju osoby 

uznaj

ą za wyraz humoru, często przybiera formę zjadliwych i nieprzyjaznych dowcipów lub sarkastycznych i 

z

łośliwych wypowiedzi. Ponieważ serdeczny śmiech zakłada chwilową utratę kontroli nad sobą, jest on szczególnie 

niebezpieczny dla fundamentalistów, jako 

że opanowanie i sztywność stanowią główne elementy ich systemu 

obrony.

Powy

ższe ustalenia umożliwią nam identyfikację tych, którzy udając łagodnych chrześcijan, w rzeczywistości 

straszy innych, gro

żąc im piekielnymi mękami. Ponieważ demonologię definiuje się jako wiarę w demony, funda-

chrze

ścijanie są, mówiąc bardziej precyzyjnie, demonologami. A największy kłopot z demonologami polega na tym, 

że są oni tak dobrzy w tropieniu demonów i dostrzeganiu ich w duszach innych ludzi, że nie starcza im już czasu na 
zajmowanie si

ę swoimi własnymi demonami. Właśnie dlatego prywatne demony demonologów tak często zrywają 

si

ę z łańcucha i atakują ludzi o odmiennych poglądach.

Nasza analiza ukazuje w przekonuj

ący i rzetelny sposób trzy oficjalne teorie, charakteryzując ich role w toczącej się 

od lat dyskusji wokó

ł zjawisk paranormalnych i umieszczając każdą z nich w kontekście humorystycznym. Dzięki 

temu znacznie zwi

ększyła się liczba przykładów świadczących o związkach zjawisk paranormalnych z rozrywką. 

Mo

żna jednak bardziej bezpośrednio wykazać, że u podstaw zjawisk paranormalnych leży element humoru. Aby się 

o tym przekona

ć, wystarczy posłuchać, w jaki sposób wypowiadają się na ten temat zwykli ludzie.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (4 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 4

CUDA, ZNACZENIA S

ŁÓW I ZABAWA

W tym rozdziale zajmowa

ć się będziemy słowami. Przede wszystkim słowami, których używamy dziś, dyskutując o 

zjawiskach paranormalnych.

W ca

łej książce staram się zwrócić uwagę na to, że jeśli mamy odkryć jakąkolwiek rzeczywistą prawdę na temat 

zjawisk paranormalnych, prze

żyć z pogranicza śmierci i życia po śmierci, to dokonamy tego tylko wówczas, gdy 

przestaniemy traktowa

ć wszystko tak bardzo poważnie. Mam tu na myśli, że musimy przestać brać wszystko, co 

wiemy, jak nam si

ę wydaje, na ten temat, tak bardzo dosłownie. Ponieważ – bez względu na to, czy staramy się 

dowiedzie

ć czegoś więcej o zjawiskach paranormalnych; staramy się dowiedzieć czegoś więcej o Bogu i religii 

(niech pa

ństwo będą ostrożni, to może być jedno i to samo!); staramy się dowiedzieć czegoś więcej o polityce, 

ekonomii czy ludzkiej seksualno

ści; lub też staramy się dowiedzieć czegoś więcej o czymkolwiek – branie spraw w 

sposób dos

łowny jest właśnie tym, co utrudnia ich głębsze poznanie.

Neale Donald Walsch twierdzi, 

że podczas swoich Rozmów z Bogiem dowiedział się, iż „słowa są najmniej godną 

zaufania form

ą porozumiewania się”. Jeśli więc zastanawiamy się, czy Walsch w literalnym tego słowa znaczeniu 

rozmawia

ł z Bogiem, czy nie, kompletnie gubimy sens tego, co zostało powiedziane. Mamy tu znakomity przykład 

na to, jak dostrzeganie jedynie dos

łownego sensu wypowiedzi – to znaczy, branie rzeczy tak bardzo poważnie, że 

nie pozostawiamy 

żadnego miejsca na dalsze dociekania, lecz stwierdzamy z uporem, że Prawda, Cała Prawda i 

Tylko Prawda zawarta jest w s

łowach jako takich – zaciemnia całe jej znaczenie.

Tymczasem radosny badacz zjawisk paranormalnych nie zatrzymuje si

ę nad kwestią, czy doszło do rzeczywistej 

komunikacji z Bóstwem, czy nie (na pytanie tego rodzaju nigdy nie mo

żna dać jednoznacznej odpowiedzi), lecz 

skupia swoj

ą uwagę na tym, czy dany komunikat zawiera jakąś mądrość lub wartość. Radosny badacz zjawisk 

paranormalnych ch

ętnie rozważy możliwość, iż Walsch rzeczywiście rozmawiał z Bogiem, a następnie spyta: A jeśli 

tak, to czy nie by

łoby ciekawe przekonać się, co Bóg miał mu do powiedzenia?

Dlatego sugeruj

ę w tym miejscu, że nadszedł już czas, by powołać do życia nową kategorię dyskutantów biorących 

udzia

ł w debacie na temat zjawisk paranormalnych. Od tej pory w telewizyjnych talk shows, w książkach i 

artyku

łach, a także przy kawiarnianych stolikach w całej Ameryce i na całym świecie wypowiadać się będą na ten 

temat ju

ż nie tylko (1) parapsycholodzy, (2) zawodowi sceptycy i (3) fundamentaliści, lecz także (4) radośni badacze 

zjawisk paranormalnych.

Musimy poszerzy

ć grono dyskutantów, ponieważ cała dotychczasowa dyskusja zaprowadziła nas donikąd. 

Doszli

śmy do martwego punktu. Doprowadziliśmy do impasu. Igranie zaś z ideami, miast traktowania ich bardzo 

powa

żnie i dosłownie oraz brania wszystkiego, co dociera do naszych uszu, za dobrą monetę, jest jedynym 

sposobem umo

żliwiającym wyrwanie się z tego błędnego koła.

Po

święcam cały rozdział słowom i sposobom ich używania dlatego, że chcę zademonstrować, dlaczego musimy 

przesta

ć się nimi posługiwać jako naszymi jedynymi narzędziami poznania zjawisk paranormalnych i zacząć 

pos

ługiwać się także ideami i pojęciami. Zamierzam pokazać, że opierające się wyłącznie na słowach podejście do 

zjawisk paranormalnych (lub czegokolwiek innego) mo

że doprowadzić nas tylko do wniosku, że zjawiska 

paranormalne s

ą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, nonsensem. Gdy to wykażę, wówczas radosny 

paranormalizm uzyska w pe

łni zasłużony status nowatorskiej, systematycznej metody przydatnej do badania 

zagadnie

ń, którymi tak wielu z nas się interesuje.

Kiedy ju

ż to wszystko powiedziałem, mogą państwo wciąż mieć wątpliwości, czemu służy ów nagły zwrot w tej 

ksi

ążce? Czy przyjrzenie się słowom i temu, w jaki sposób je używamy w dyskusji o zjawiskach paranormalnych, 

jest rzeczywi

ście tak ważne? Tak. Czy nie rozmawiamy tu przypadkiem jedynie o semantyce? Nie.

S

łowa, zebrane w sprawozdaniach z pierwszej ręki na temat doświadczeń z innego świata czy też opublikowane w 

raportach na temat domniemanych nadnaturalnych zjawisk, stanowi

ą jak dotąd główną część tego, czym zajmują 

si

ę badacze zjawisk paranormalnych. Różni się to zasadniczo od sytuacji, jaka panuje w większości bardziej 

szanowanych dyscyplin naukowych, takich jak chemia, biologia czy geografia. W tych dyscyplinach badacze 
wykorzystuj

ą bezpośrednie obserwacje zjawisk fizycznych oraz odwołują się do pojęć, do których prowadzą tego 

rodzaju obserwacje. Tymczasem je

śli chodzi o badanie zjawisk paranormalnych, dodatkowe dane obserwacyjne 

dost

ępne są tylko w rzadkich przypadkach. Tak więc słowa stanowią tu główne źródło informacji i dlatego sposób 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (1 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

mówienia o czym

ś i rodzaj używanego języka nabierają ogromnego znaczenia.

Czy istnieje na przyk

ład jakaś różnica między takimi wyrażeniami jak zjawiska paranormalne, przesądy i zjawiska 

okultystyczne? I to jeszcze jaka! Czy ró

żnice te wpływają na sposób prowadzenia dyskusji na interesujący nas 

temat? Oczywi

ście, tak. Słowa, których używamy, nadają określony ton prowadzonemu przez nas dialogowi. 

Wyznaczaj

ą parametry dyskusji. I na to właśnie chcę zwrócić teraz państwa uwagę.

S

łowa są kluczem do tego, co aktualnie myślimy, iż wiemy na temat zjawisk paranormalnych, dlatego my wszyscy, 

wnikliwi eksperci w tej dziedzinie, musimy zwróci

ć baczną uwagę na słowa i ich znaczenie, zaczynając od 

przeanalizowania b

ędącego obecnie w użyciu podstawowego słownictwa dotyczącego zjawisk paranormalnych.

Zaczynamy od pocz

ątku

Pierwsz

ą z tajemnic zjawisk paranormalnych jest znaczenie słowa paranormalny. Ponieważ samo słowo znaczenie 

ma niejedno znaczenie, a teorie dotycz

ące wyjaśnienia, w jaki sposób słowa zyskują dane znaczenie, są liczne i 

cz

ęsto sprzeczne ze sobą, pożyteczne będzie, jeśli wyjaśnimy znaczenie słowa paranormalny nie za pomocą 

jednego, lecz kilku spokrewnionych ze sob

ą znaczeń słowa znaczenie.

(Jak mo

żecie się państwo sami przekonać, tylko radosny badacz zjawisk paranormalnych skłonny byłby podjąć się 

takiego zadania. Zajmuj

ąc się tymi sprawami, trzeba zachować dystans i poczucie humoru. Uparci zwolennicy 

dos

łowności zbyt szybko tracą cierpliwość. Tak więc, radośni badacze zjawisk paranormalnych, do dzieła).

Najlepsze s

łowniki podają definicje sensu danego słowa jedynie w sposób przybliżony i powierzchowny; to 

wszystko, na co w najlepszym razie sta

ć leksykografów, starających się oddać jedno precyzyjne znaczenie za 

pomoc

ą kłębowiska różnych słów. Pisze się zwykle, że słowo paranormalny określa moce i zjawiska wykraczające 

poza ramy tego, co okre

śla się mianem znanych praw natury czy też „normalnych, obiektywnych dociekań”. 

Poniewa

ż jednak nie wiadomo dokładnie, jakie moce i zjawiska znajdują się przestrzennie poza prawami natury czy 

te

ż poza daną metodą badań, mamy tu do czynienia nie z dosłownym, lecz przenośnym sensem słowa „poza”. Z 

pewno

ścią wydaje się wielce podejrzane, by kluczową rolę w definicji słowa paranormalny odgrywała metafora 

przestrzenna.

Inni twórcy s

łowników podchodzą do całej sprawy inaczej i twierdzą, że słowo paranormalny odnosi się do „zdarzeń 

lub spostrze

żeń, które nie wchodzą w zakres wyjaśnień naukowych”. Zwrot nie wchodzić w zakres jest także, 

przynajmniej cz

ęściowo, metaforą przestrzenną, jednak w tym przypadku definicję tę można przynajmniej 

przekonstruowa

ć następująco: „zdarzeń lub spostrzeżeń, których nie można naukowo wyjaśnić”, a więc zdanie, 

które wprawdzie jest jasne, ale zdaje si

ę mówić raczej o tym, czym zjawiska paranormalne nie są, niż o tym, czym 

one s

ą. Co więcej, istnieje mnóstwo nie dających się naukowo wyjaśnić zdarzeń i spostrzeżeń, których nikt nie 

zaliczy

łby do kategorii zjawisk paranormalnych.

Problem nie polega na tym, 

że u podstaw definicji słowa paranormalny leży pewna metafora, ale że dla owej 

metafory nie mo

żna znaleźć jasnego i jednoznacznego ekwiwalentu. Oczywiście fakt ten wprawia w zakłopotanie 

upartych zwolenników dos

łowności. Kiedy osobę definiującą prosimy o znalezienie substytutu o jasnym i 

jednoznacznym znaczeniu dla tej metafory, wówczas sk

łania się ona nieodmiennie ku temu, by zdefiniować jedynie 

to, co charakteru paranormalnego nie ma! A samo okre

ślenie tego, co czymś nie jest, oznacza w efekcie nieudaną 

prób

ę zdefiniowania tego czegoś.

A wi

ęc, wracając do istoty sprawy (a' jest to dokładnie to, co doprowadziło do powstania impasu), definicje słowa 

paranormalny oscyluj

ą między wypowiedziami udzielanymi w nieokreślenie metaforycznym języku a nie 

wnosz

ącymi niczego istotnego stwierdzeniami o charakterze negatywnym. Rozbieżność ta prowadzi do 

powstawania nonsensownych, w dos

łownym tego słowa znaczeniu, konstatacji, czyli czegoś, co nie ma w ogóle 

żadnego sensu.

A je

śli dochodzimy do wniosku, że coś nie ma sensu, w jaki sposób, pytam, możemy zatem sensownie o tym 

dyskutowa

ć? Oczywiście jest to niemożliwe i dlatego dyskusja na temat zjawisk paranormalnych znalazła się w 

martwym punkcie.

Rozwi

ązanie dylematu

Istnieje jednak pewien sposób wyrwania si

ę z tego błędnego koła. Jeden ze słowników usiłuje wypełnić luki w 

swojej definicji s

łowa paranormalny, podając jego synonim – nadprzyrodzony. Szukając znaczenia słowa 

nadprzyrodzony, a nast

ępnie innych synonimów, jakich użyto do jego zdefiniowania, można podążać tropem 

synonimów i prawie synonimów, a

ż w końcu sieć powiązań zostanie zamknięta, a słowa zaczną się powtarzać.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (2 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Post

ępując w ten sposób, można zidentyfikować całą rodzinę spokrewnionych ze sobą słów i wyrażeń, co okazuje 

si

ę wielce przydatne dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych.

A oto niepe

łna, choć reprezentatywna ich lista: paranormalny, nadprzyrodzony, nadnaturalny, pozaziemski, nie z 

tego 

świata, nieziemski, niewidzialny, dziwny, nawiedzany przez duchy, niesamowity, osobliwy, hiperfizyczny, 

dziwaczny, stukni

ęty, szurnięty, kuku na muniu, nie do wiary, niewiarygodny, niezwykły, cuda, anomalie, rzeczy 

zadziwiaj

ące, upiorny, widmowy, hokus-pokus, nie z tej ziemi, metafizyczny, okultystyczny, tajemniczy, 

nienormalny, parapsychologia, paranauka, przes

ądy, nieznany.

Ten g

ąszcz terminów można nieco przerzedzić, dzieląc go na kilka odrębnych kategorii.

Mamy tu s

łowa, które oznaczają lub opisują coś poprzez oddzielenie od tego, co jest w ogóle znane (okultystyczny, 

tajemniczy, dziwny, nieznany) lub od tego, co jest znane dzi

ęki określonej metodzie zdobywania wiedzy 

(niewidzialny, paranormalny, parapsychologia, paranauka).

Dalej mamy terminy, które oznaczaj

ą lub opisują coś poprzez oddzielenie od innych niż wiedza norm czy 

standardów. Owymi innymi normami czy standardami mo

że być natura (nadprzyrodzony, nadnaturalny, cuda), to, 

co substancjalne i materialne (upiorny, nawiedzany przez duchy, widmowy, nieziemski), prawo (anomalie), to, co 
zwyk

łe (niezwykły), normalne (nienormalny, paranormalny), to, w co można wierzyć (nie do wiary, niewiarygodny), 

to, w co nale

ży wierzyć (przesądy), to, co jest swojskie (dziwny), a nawet cały świat (pozaziemski, nie z tego świata, 

nie z tej ziemi).

Mamy wyra

żenia, które charakteryzują to, co nieznane lub w jakiś inny sposób odmienne, podkreślając efekt, jaki to 

co

ś wywołuje w świadomości. Efekt ów może polegać na ekscytującym zdumieniu (rzeczy zadziwiające, cuda, 

dziwny), poczuciu czego

ś niepokojącego (niesamowity, osobliwy, tajemniczy, dziwaczny) lub wywołującego strach 

(nawiedzany przez duchy, przes

ąd).

Mamy tak

że kilka terminów, które używane są często w kontekście zaburzeń mentalnych (dziwaczny, nienormalny, 

niesamowity), równie

ż z odcieniem humorystycznym (stuknięty, szurnięty).

W ko

ńcu mamy wyrażenia, które wyraźnie naśmiewają się z tego, co nieznane lub w jakiś inny sposób odmienne, i 

maj

ą pozytywnie nonsensowny charakter (hokus-pokus, kuku na muniu).

Nie jest konieczne, by jakiekolwiek dwa terminy z naszej listy s

łów i pojęć były dokładnymi synonimami. Wręcz 

przeciwnie, ró

żnice w ich znaczeniu są równie interesujące i ważne jak podobieństwa. Na przykład wszystkie 

osobliwe i dziwaczne rzeczy s

ą dziwne, ale nie wszystkie dziwne rzeczy są osobliwe czy dziwaczne. Poza tym 

ka

żde z tych słów w odmienny sposób odnosi się do zjawisk paranormalnych w danym kontekście. I, kto wie, może 

pewnego dnia ta w

łaśnie okoliczność będzie miała praktyczne znaczenie w takim czy innym kontekście. Być może 

osob

ę zachowującą się dziwacznie i niesamowicie, która potrzebuje pomocy, będzie się kierować do szpitala 

psychiatrycznego, potrzebuj

ącą zaś opieki osobę zachowującą się osobliwie będzie się kierować do gabinetu 

parapsychologa.

Co wi

ęcej, duża liczba powyższych słów pasuje do więcej niż jednej kategorii (paranormalny, dziwny, nawiedzany 

przez duchy, tajemniczy, przes

ąd). Owe wzajemne związki sprawiają, że wszystkie słowa z naszej listy oraz ich 

znaczenia splataj

ą się ze sobą, tworząc gęstą lingwistyczną sieć o wielkiej dynamice emocjonalnej.

Czy co

ś z tego naprawdę ma znaczenie?

Jako rado

śni badacze zjawisk paranormalnych trochę się zabawiamy, przyglądając się beztrosko problemowi słów 

– badamy z humorem idee – jednak, jak już wcześniej powiedziałem, mamy tu do czynienia z niewątpliwie 
rzeczywistym problemem. Poniewa

ż struktura wzajemnie definiujących się słów i znaczeń jest tak silnie 

nacechowana emocjonalnie, dosz

ło do jej znacznego upolitycznienia.

Przedstawiciele ka

żdej z trzech grup interpretatorów zjawisk paranormalnych (kategorie 1, 2 i 3, omówione 

powy

żej) mają swoje własne kłopoty i swoje własne pragnienia. Są oni upartymi zwolennikami dosłowności; 

pos

ługują się swoim własnym ulubionym słownictwem, zgodnie ze swoimi własnymi specyficznymi skłonnościami i 

t

ęsknotami. Gdy zdecydują się już na wybór jakiegoś słowa, traktują jego znaczenie jak najbardziej dosłownie. 

Czasami wymy

ślają nawet nowe słowa o znaczeniach zgodnych z ich własnymi zapatrywaniami i poglądami.

W ten w

łaśnie sposób reprezentantom owych trzech ugrupowań udaje się kontynuować dyskusję na temat zjawisk 

paranormalnych, zaniedbuj

ąc jednocześnie zgłębianie samego tematu. To znaczy, że udaje się im prowadzić 

debat

ę, która jednak donikąd nie prowadzi. Przyjrzyjmy się, w jaki sposób owi uparci zwolennicy dosłowności 

wywi

ązują się z tego zadania.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (3 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

W jaki sposób kategoria 1 mówi o zjawiskach paranormalnych

Samo s

łowo paranormalny jest powstałym stosunkowo niedawno neologizmem, typowym tworem umysłowości 

parapsychologicznej. Parapsycholodzy (kategoria 1) nieustannie narzekaj

ą z powodu rzekomo niewłaściwego 

traktowania ze strony spo

łeczności naukowców. Chcą, by ich działalność była uznawana za naukową, oni sami zaś 

byli darzeni szacunkiem nale

żnym prawdziwym naukowcom.

Aby zaspokoi

ć swoje aspiracje, stworzyli w swoim czasie słowo paranormalny, wybierając spośród wielu możliwych 

znacze

ń te, które mają związki z wiedzą, przede wszystkim zaś z tym jej rodzajem, który wchodzi w zakres nauki.

Wszelkie niepowa

żne czy w jakiś inny sposób niewygodne konotacje, które mogłyby wprawić w zakłopotanie 

powa

żnych naukowców i wpływowych badaczy, zostały usunięte z bogatego zbioru znaczeń. Twórcy słowa 

paranormalny wyrugowali wszelkie humorystyczne niuanse oraz ironiczne odniesienia. Unikaj

ąc wszelkich 

niepo

żądanych wpływów tych aspektów na świadomość, pozbawili się tym samym także wpływów inspirujących i 

rozwijaj

ących. Parapsycholodzy przestali dostrzegać nonsensowną stronę swojej własnej działalności oraz 

dr

ęczącą ich obsesję.

Pragnienie zdobycia akademickiej wiarygodno

ści za pomocą lingwistycznych uprawomocnień z góry zakładało, że 

jedynym sposobem wprowadzenia bada

ń nad zjawiskami paranormalnymi do głównego nurtu nauki jest uczynienie 

z nich nowej ga

łęzi naukowej. Jak można jednak tego dokonać bez pełnej i bezstronnej rozprawy w tej kwestii i 

zdecydowa

ć, że uznanych uniwersyteckich badaczy zjawisk paranormalnych należy umieścić raczej w gmachu 

wydzia

łu nauk przyrodniczych niż po drugiej stronie kampusu razem z historykami, filozofami, psychologami oraz 

specjalistami od literatury i reliogioznawcami, a mo

że nawet na wydziale dramatu?

Uczeni reprezentuj

ący wiele dostojnych dyscyplin naukowych mieliby solidne podstawy ku temu, by 

zakwestionowa

ć domniemanie parapsychologów, zgodnie z którym nauka jest „normalnym” sposobem zdobywania 

wiedzy. Równie dobrze mo

żna by bowiem twierdzić, że nauka jest zdecydowanie „nienormalnym” sposobem 

zdobywania wiedzy.

Dlaczego zatem s

łowo normalny stało się substytutem „wiedzy naukowej”? Zdając sobie z tego w pełni sprawę czy 

nie, ci, którzy pierwotnie ustalali znaczenie s

łowa paranormalny, musieli powstrzymać się od bezpośredniego 

nawi

ązania do wiedzy naukowej. Zbliżając się zanadto do pożądanego znaczenia, doprowadziliby bowiem do jego 

negacji.

Staje si

ę to boleśnie oczywiste, gdy zastąpimy termin, który niedwuznacznie określa wiedzę naukową, podobnie jak 

s

łowo normalny w słowie paranormalny, czego dokonali twórcy wyrazu paranauka. To nieszczęsne wyrażenie miało 

oznacza

ć „wiedzę naukową na temat tego, co leży poza zasięgiem wiedzy naukowej” – jawna wewnętrzna 

sprzeczno

ść!

Kolejny drastyczny przyk

ład non sequitur [Wniosek nie wypływający z przesłanek (przyp. tłum.).] zawarty jest w 

za

łożeniu, iż usankcjonowanie kwestii zjawisk paranormalnych oraz uczynienie z niej przedmiotu poważnych badań 

naukowych i uniwersyteckich wymaga ca

łkowitego odrzucenia jej lekkiego, beztroskiego aspektu. W pewnym 

sensie mamy tutaj do czynienia z odwo

łaniem się do definicji pojęcia powagi: humor nie jest poważny, a więc 

humor nie mo

że być przedmiotem poważnego naukowego zainteresowania.

Wyra

źnie sformułowany, argument ten okazuje się zdecydowanie błędny. W swoim podstępnie nieokreślonym 

kszta

łcie pełni on jednak funkcję potężnego środka, skutecznie uniemożliwiającego systematyczne badanie 

humoru. S

ądzę, że hamuje on także systematyczne badanie zjawisk paranormalnych.

I tak oto wszelkie werbalne sztuczki parapsychologów okazuj

ą się nic niewarte! Gdy słowo paranormalny 

przenikn

ęło z technicznego żargonu poważnych parapsychologów do języka potocznego, zostało ponownie 

obci

ążone tymi wszystkimi szkaradnymi znaczeniami ubocznymi, które jego dumni twórcy uznali za niepożądane.

Podobny mechanizm dzia

ła również w zakresie terminologii psychiatrycznej. Słowa, jakich używa się w 

medycznych leksykonach do opisu w naukowo neutralny sposób okre

ślonych zaburzeń psychicznych, w ustach 

laików zaczynaj

ą zwykle nabierać nieprzyjemnych odcieni znaczeniowych. Prowadzi to do usuwania owych 

k

łopotliwych terminów z profesjonalnych podręczników medycznych i zastępowania ich nowymi, neutralnymi 

s

łowami. Tak więc na przestrzeni jednego wieku ludzie obłąkani stali się psychopatami, a następnie psychopaci 

stali si

ę socjopatami.

Wydaje si

ę, że psychiatrzy nigdy nie rozważali możliwości, że ich lingwistyczna frustracja wynika ze specyficznych, 

niemi

łych cech socjopatów. Także parapsychologowie nigdy nie rozważali możliwości, że ich lingwistyczna 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (4 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

frustracja wynika ze specyficznych, niemi

łych cech zjawisk paranormalnych.

St

ąd wyszczególnianie potknięć parapsychologii jedynie wzmacnia i rozjaśnia wymowę tego, co powiedziano na 

pocz

ątku: słowo paranormalny jest literalnym nonsensem!

W jaki sposób kategoria 2 mówi o zjawiskach paranormalnych

Wojowniczy sceptycy pod

ążają w pewnym sensie śladem parapsychologów, posługując się słowem paranormalny 

w taki sposób, jakby mia

ło ono jakieś rzeczywiste znaczenie. Szczególne upodobanie mają oni jednak do słowa 

przes

ąd. Używają tego terminu w odniesieniu do rozpowszechnionych, acz fałszywych – lub przynajmniej 

nieusprawiedliwionych albo irracjonalnych 

– przekonań, budzących zazwyczaj w jakiś sposób lęk.

To dziwne, 

że osoby, które występują rzekomo z pozycji naukowych, przystępują do boju, używając słowa, które 

ma tak bardzo pejoratywne znaczenie. A je

śli sądzą, że uczestniczą w racjonalnej debacie, to warto im 

przypomnie

ć, że określanie od samego początku zjawisk paranormalnych jako fałszywych przekonań jest 

przyjmowaniem s

ądu nieudowodnionego za podstawę dalszego rozumowania, czyli przesądzaniem z góry całej 

sprawy.

Trzeba tak

że postawić pytanie, czy przesądy są, precyzyjnie rzecz ujmując, w ogóle sprawą przekonań. Wiele 

spo

śród niezliczonych popularnych przesądów ma raczej charakter natręctw niż przekonań. Pukanie w drewno, 

ciskanie sol

ą za siebie przez ramię, obchodzenie drabiny zamiast przechodzenia pod nią, unikanie pokoi na 

trzynastym pi

ętrze w hotelu, zrywanie czterolistnej koniczyny, noszenie króliczej łapki, chwytanie za guzik na widok 

kominiarza, przeganianie czarnego kota, zanim przebiegnie on nam drog

ę – wszystko to, a także wiele innych 

przes

ądów, przypomina bardziej kompulsywne rytuały niż zgodne z ustalonymi przekonaniami zachowania.

Osoby, które cierpi

ą na nerwicę natręctw, mówią, że dokonują swoich rytualnych czynności, by zapobiec niejasnym, 

z

łowieszczym obawom, które je nachodzą i które, czego się boją, mogą w przeciwnym razie uzyskać nad nimi 

pe

łną władzę, nie zaś po to, by dać wyraz swoim przekonaniom. W rzeczywistości, gdy ich się o to zapyta, ludzie ci 

stanowczo zaprzeczaj

ą, jakoby wierzyli, iż postawienie stopy na szczelinie w podłodze sprowadzi na babcię 

nieszcz

ęście. Przeciętny człowiek cierpiący na neurozę zachowuje psychiczną wnikliwość w ocenie sytuacji, czego 

zdaje si

ę najwyraźniej brakować przeciętnemu „wzdychającemu gliniarzowi”.

Pozycja 

„wzdychających gliniarzy” jako społecznych reformatorów wyjaśnia sympatię, jaką żywią oni do słowa 

przes

ąd. Przydając zjawiskom paranormalnym etykietkę czegoś fałszywego i budzącego strach, mogą oni 

wyizolowa

ć je jako coś, czemu należy przeciwdziałać i czego należy unikać.

W jaki sposób kategoria 3 mówi o zjawiskach paranormalnych

Ze swojej strony gro

źnie cnotliwi funda-chrześcijanie optują za słowem okultystyczny. Chcąc zastraszyć innych, 

przywo

łują koszmarne wyobrażenia nagich czaszek, noży, krwawych rytuałów i temu podobnych elementów, które 

potocznie kojarzy si

ę z tym słowem. Ponieważ w znaczeniu słowa okultystyczny zawiera się słowo ukryty, pierwsze 

z nich s

łuży do wzbudzania nikczemnych podejrzeń, w więc znakomicie pasuje do apokaliptycznego stylu 

wypowiedzi preferowanego przez fundamentalistów.

Ameryka

ńscy funda-chrześcijanie upodobali sobie szczególnie zwrot dabbling in the occult (dosł. nurzać się 

okultyzmie), przy czym s

łowo dabble [Dabble – taplać się, pluskać się w czymś, a także zajmować się czymś 

powierzchownie, po dyletancku, nie na serio (przyp. t

łum.).] przydaje mu nieco frywolnego charakteru, wesołości i 

powierzchowno

ści. Tego rodzaju ironiczny termin wydaje się więc dość dziwnym wyborem w tym kontekście. 

Czy

żby funda-chrześcijanie sugerowali, że zjawiskami paranormalnymi trzeba zajmować się poważnie i dogłębnie, 

a nie tylko pobie

żnie i powierzchownie? Nic z tych rzeczy; w rzeczywistości nie chodzi im o głębię myśli, lecz o jej 

uniformizacj

ę.

W jaki sposób dosz

ło do powstania impasu?

Tak wi

ęc zarówno parapsychologom, „wzdychającym gliniarzom” jak i funda-chrześcijanom nie udaje się 

adekwatnie uchwyci

ć różnorodności znaczeń związanych z omawianym tu przez nas tematem. Ponieważ ich 

punkty widzenia koncentruj

ą się jedynie na zawężonym zakresie potencjalnych znaczeń – na dosłownej 

interpretacji okre

ślonych, wybranych przez nich słów – przedstawiciele tych spierających się ugrupowań nigdy tak 

naprawd

ę nie angażują się w dyskusję. Każde ze stronnictw głosi swoje prawdy, odwołując się do własnych 

m

ętnych definicji i znaczeń, które pozostają w całkowitej niezgodzie z definicjami i znaczeniami dwóch pozostałych 

ugrupowa

ń. Między innymi dlatego właśnie spór, jaki się między nimi toczy, prowadzi donikąd. I w taki oto sposób 

dosz

ło do powstania impasu.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (5 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Jedynym sposobem, by uporz

ądkować tę chaotyczną sytuację, jest zaproszenie do stołu, przy którym toczy się 

dyskusja, przedstawicieli czwartej kategorii zainteresowanych: radosnych badaczy zjawisk paranormalnych. 
Naszym zadaniem b

ędzie zaprowadzenie porządku pośród całej masy słów o podobnych i pokrewnych 

znaczeniach u

żywanych przez badaczy tego, co nęcąco nieznane. Radośni badacze zjawisk paranormalnych 

musz

ą umieć rozróżniać liczne niuanse znaczeniowe słów używanych do opisu tychże zjawisk, nie dyskryminując 

przy tym 

żadnego z nich.

Zjawiska paranormalne nie s

ą jedynie tym, co niewiadome, lecz tym, co niewiadome przybranym w swoją własną, 

specyficzn

ą, emocjonalną szatę. A to – o czym już mówiłem – stanowi element składowy całego problemu. Coraz 

trudniej rozmawia

ć na jakiś temat – a jeszcze trudniej dojść do jego zrozumienia – gdy osoby, które zdominowały 

prowadzony publicznie dialog, pos

ługują się językiem nacechowanym emocjonalnie, dając w danej sprawie wyraz 

swoim osobistym sympatiom i antypatiom.

Czy powinni

śmy po prostu stworzyć nowe słowo?

Je

żeli chcemy być prawdziwymi radosnymi badaczami zjawisk paranormalnych, to powinniśmy przynajmniej 

poigra

ć z ideą stworzenia nowego słowa na określenie tego, co staramy się zdefiniować.

Aspekt zjawisk paranormalnych kojarzony z tym, co nieznane, wywo

łuje, niejako z definicji, pewne wzniosłe uczucia 

(zachwyt, zadziwienie). Ma on tak

że charakter nonsensowny, co znajduje wyraz w potocznym, zabawnym 

s

łownictwie związanym ze zjawiskami paranormalnymi (hokus-pokus, kuku na muniu). Poza tym kojarzony jest z 

pewnymi niepokoj

ącymi emocjami (osobliwy, niesamowity, nawiedzany przez duchy, tajemniczy), które z kolei 

wywo

łują, przynajmniej w umysłach niektórych ludzi, niejasne podejrzenia (ukryty aspekt okultyzmu). Owe 

dodatkowe znaczenia nadaj

ą temu, co nieznane, charakterystycznego posmaku oraz uroku, który stanowi o jego 

paranormalno

ści. Tak więc w tym sensie zjawiska paranormalne są tym, co nieznane, a co konceptualnie jest 

nieroz

łączne od swojego specyficznego uroku i powabu. Wynika stąd, że ta sama konstelacja satelickich konotacji 

pojawi

łaby się nieuchronnie wokół dowolnego nowego słowa, którego znaczenie wchodziłoby w zakres zjawisk 

paranormalnych.

Poniewa

ż ten sam lingwistyczny los, jaki stał się udziałem wymyślonego przez parapsychologów słowa 

paranormalny, spotka z pewno

ścią jakikolwiek inny, podobny termin, radośni badacze zjawisk paranormalnych nie 

b

ędą starali się gorączkowo go stworzyć. Ponieważ słowo paranormalny stało się tak popularne w codziennym 

u

życiu, my, radośni badacze zjawisk paranormalnych, postanawiamy także się nim posługiwać, oczywiście dając 

jasno i wyra

źnie do zrozumienia, że używamy tego słowa jako pojęcia zbiorowego, obejmującego swoim zasięgiem 

ca

łą paletę słów i znaczeń.

To w

łaśnie za sprawą tej bogatej palety znaczeniowej do słowa paranormalny przylgnął, mimo jego niepełnych 

konotacji, domniemany zakres znaczeniowy ogarniaj

ący swoim zasięgiem podejrzany asortyment popularnych 

tajemnic i pseudotajemnie Musimy stworzy

ć nowy sposób mówienia o tym wszystkim. Łącząc zaś słowo 

paranormalny ze s

łowem zabawa w zwrocie zabawa i zjawiska paranormalne, z powrotem dodamy do mikstury jej 

g

łówny składnik – jeden z tych składników, które parapsychologowie błędnie uznali za zbędny, po czym usunęli go 

z receptury.

Powtarzam raz jeszcze: ca

ła, złożona struktura słów i znaczeń – a nie jakieś pojedyncze słowo czy mała grupa słów 

branych dos

łownie – tworzy lingwistyczny kontekst, w którego ramach to, co nieznane, może zostać doświadczone, 

zwerbalizowane, smakowane i 

świadomie oceniane – czyli poznane. Tylko w tym kontekście zjawiska 

paranormalne przestan

ą być nieznane i znane zarazem.

Tak wi

ęc my, „skłonni do zabawy badacze zjawisk paranormalnych” nie możemy ustać w wysiłkach, aż opracujemy 

wiarygodne sprawozdanie z tego, jakie miejsce w kontek

ście zjawisk paranormalnych zajmuje każde z owych 

posi

łkowych znaczeń.

Spogl

ądając z bliska, dostrzegamy przynajmniej cztery elementy, z których każdy tworzy posiłkowe znaczenia:

* humor,

* j

ęzyk metaforyczny,

* kontrast i negacja,

* nonsens.

Jak

ą rolę odgrywa każdy z tych elementów i w jaki sposób owe nuty łączą się ze sobą w symfonię, którą jest nasze 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (6 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

rozumienie zjawisk paranormalnych?

Zbadajmy to!

Humor a zjawiska paranormalne

Przegl

ądając literaturę naukową poświęconą humorowi, zauważamy, że badacze zajmujący się śmiechem i 

weso

łością cierpią z powodu podobnych akademickich tabu do tych, które utrudniają racjonalne podejście do 

zjawisk paranormalnych. 

„Jak humor może być poważnym tematem?” i „Jak zjawiska paranormalne mogą być 

powa

żnym tematem?” – oto podobne i spokrewnione ze sobą pytania.

Co wi

ęcej, działalność znanych, utalentowanych humorystów wyraźnie oscyluje w kierunku zjawisk 

paranormalnych. Moim zdaniem jedyny w swoim rodzaju styl geniuszu komicznego reprezentowany przez wielkich 
szamanów 

śmiechu, takich jak Jonathan Winters czy Robin Williams, może z większym powodzeniem rościć sobie 

prawo do bycia uznanym za cech

ę prawdziwie paranormalną niż rzekome talenty różnego rodzaju jarmarcznych 

mediów. Ci dwaj komicy maj

ą bez wątpienia umiejętność wyczarowywania, jak gdyby bez najmniejszego wysiłku, 

nieko

ńczącego się strumienia zaskakujących widza humorystycznych miniscenek oraz odgrywania surrealistycznie 

śmiesznych postaci. Dlaczego miałoby to być uznane za mniej tajemnicze i niepojęte, krótko mówiąc, za mniej 
paranormalne ni

ż na przykład zdolność odczytywania myśli?

Charles Addams, Gahan Wilson i Gary Larson s

ą wielkimi mistrzami reprezentującymi specyficzny, tajemniczy styl 

komizmu, który zarówno pod wzgl

ędem formy, jak i treści ociera się o zjawiska paranormalne. Głównym obiektem 

zainteresowania humorystów nale

żących do tej kategorii są te same sprawy, którymi zajmują się poważni badacze 

zjawisk paranormalnych. Owi trzej twórcy komiksów maj

ą znakomite wyczucie tajemnicy i niesamowitości oraz 

potrafi

ą zręcznie zainteresować tym innych – mają więc cechy, jakie powinny charakteryzować każdego badacza 

zjawisk paranormalnych. Komiks Larsona nosi nawet tytu

ł The Far Sade („Po tamtej stronie”), która to nazwa może 

z powodzeniem odnosi

ć się także do zjawisk określanych mianem paranormalnych.

Odpowiedzi na pytania zwi

ązane z koncepcją osobniczej tożsamości stanowią centralny punkt zainteresowania 

badaczy zjawisk paranormalnych, poniewa

ż mają one kluczowe znaczenie przy ocenie relacji na temat życia po 

śmierci czy reinkarnacji. Wiele komedii oraz zabawnych sytuacji dotyczy komplikacji wynikających z zaburzeń 
to

żsamości lub też prób ukrycia swojej prawdziwej tożsamości przed otoczeniem.

Historia bada

ń zjawisk paranormalnych obfituje w oszustwa, do których konstrukcji wykorzystuje się te same 

metody wprowadzania w b

łąd, co w przypadku robienia figli czy psikusów. Czasami oszustwa są nawet 

nieodró

żnialne od zwykłych dowcipów, które stanowią przecież niezaprzeczalnie formę humoru. Niestety, przyjęło 

si

ę tolerować śmiech jako reakcję na opowieści o zjawiskach paranormalnych. Wygląda na to, jak gdyby jakieś 

niepisane normy spo

łeczne nakazywały odpowiadać na relacje na temat zjawisk paranormalnych pogardliwym 

u

śmiechem.

Zjawiska paranormalne, podobnie jak humor, kojarzone s

ą w języku potocznym z chorobą psychiczną. Błazen, 

dziwak, histeryczny, szalony, wariat, dom wariatów, czasopismo 

„Mad” („Szalony”), stracić nad sobą kontrolę – te i 

inne wyra

żenia ilustrują systematyczną dwuznaczność językową, która sprawia, że wiele słów stosuje się 

nieformalnie zarówno do chorób psychicznych, jak i do humoru. Analogicznie wielu ludzi podejrzewa osoby, które 
opowiadaj

ą o swoich paranormalnych przeżyciach, o chorobę psychiczną, którego to błędu dopuszcza się wciąż 

tak

że pewna liczba psychiatrów.

J

ęzyk metaforyczny a zjawiska paranormalne

Podobnie jak w przypadku humoru, dyskurs na temat zjawisk paranormalnych zale

ży od ujmująco swobodnego 

sposobu pos

ługiwania się językiem – w przeciwieństwie do dosłownego – który wywołuje taki, a nie inny efekt. 

Mówi si

ę, że humor sprzyja powstawaniu sprzeczności, które pozostają następnie na jego usługach. Podobnie w 

dyskusji na temat zjawisk paranormalnych znaczenia jednoznacznie przeno

śne (to znaczy niedosłowne) przeplatają 

si

ę ze znaczeniami o charakterze całkowicie negatywnym, w celu wywołania niepokojącego wrażenia, iż mówi się o 

czym

ś niezwykłym i dziwnym.

J

ęzyk metaforyczny związany jest ściśle ze zjawiskami paranormalnymi, często przejawia się w formie metafor 

przestrzennych wyra

żających nieodstępność; a więc coś, co jest „odległe”, poza zasięgiem czy nieosiągalne dla 

zwyk

łych śmiertelników.

Mówi si

ę na przykład, że jasnowidzenie jest specyficzną zdolnością percepcji, którą można przyrównać do widzenia 

tego, co znajduje si

ę „poza zasięgiem wzroku”. Oczywiście odnosi się to nie tylko do obiektów oddalonych w 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (7 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

przestrzeni, w którym to przypadku mo

żna by posłużyć się teleskopem lub skorzystać z pomocy telewizji. Także o 

życiu po śmierci mówi się często, posługując się metaforami przestrzennymi (zaświaty, tamten świat). Skłonność do 
stosowania porówna

ń przestrzennych, jaka towarzyszy próbom ujęcia w słowa ulotnej natury zjawisk 

paranormalnych, jest g

łęboko zakorzeniona w naszym języku. Angielskiego słowa strange używano pierwotnie na 

oznaczenie czego

ś, co odnosiło się do kraju innego niż ten, z którego pochodził mówca. Ponieważ jednak to, co 

cudzoziemskie, mog

ło wywoływać zdziwienie i zdumienie, oba te znaczenia zostały stopniowo włączone w zakres 

znaczeniowy s

łowa strange [Dziwny, osobliwy, niezwykły, obcy (przyp. tłum.).]. Podobną ewolucję przeszło także 

s

łowo outlandish [Kiedyś: pochodzący z innego kraju, dziś: obcy, dziwaczny (przyp. tłum.).].

żne metafory przestrzenne wywołują różne efekty. Słowo okultystyczny odnosi się do zjawiska paranormalnego, 

które znajduje si

ę poza zasięgiem, ponieważ jest ukryte. Ponieważ czynnik sprawczy ukrycia pozostaje nie 

nazwany, znaczenie s

łowa okultystyczny stanowi obiekt wzmożonego zainteresowania funda-chrześcijan oraz 

innych sztywniaków maj

ących tendencje do paranoi i obsesji.

Kontrast i negacja a zjawiska paranormalne

Kiedy co

ś wykazujemy czy udowadniamy, odwołujemy się do logiki, nauki i innych systemów, które korzystają z 

za

łożeń i twierdzeń w ich literalnym znaczeniu. Tymczasem nie istnieje żaden powszechnie przyjęty system 

umo

żliwiający weryfikację wypowiedzi metaforycznych. Jest to kolejny dobry powód do tego, by mieć wątpliwości co 

do twierdze

ń parapsychologów, ponieważ mówiąc o zjawiskach paranormalnych nie można zastąpić metafor 

ekwiwalentami o dos

łownym, niemetaforycznym znaczeniu. Zamiast tego pojawia się możliwość odwołania się do 

kontrastu i negacji. S

łowa kojarzone ze zjawiskami paranormalnymi mają często wyraźnie negatywne znaczenie 

(niewidzialny, nieznany, nieprawdopodobny, niesamowity, nienormalny, niewiarygodny). Owa w

łaściwość bycia 

„sprzecznym” z tym, co jest”, jest bardzo rzadka (czy widzieli państwo kiedykolwiek rzecz, która jest niewidzialna, 
poznali to, co nieznane?). To dopiero sprzeczno

ść!

Zestawienie sprzecznych znacze

ń może pobudzić naszą uwagę, wielu ludzi zaś łatwo ekscytuje się lingwistyczną 

gr

ą przeciwieństw. Starożytny grecki filozof Heraklit z Efezu zwany „ciemnym” zdobył sławę, wykorzystując tę 

zasad

ę i wygłaszając zaskakujące stwierdzenia w rodzaju: „Droga w górę i w dół jest jedna i ta sama” [Diogenes 

Laertios 

Żywoty i poglądy słynnych filozofów, tłum. Witold Olszewski przy współpracy B. Kupisa, PWN, Warszawa 

1982.]. Wspó

łcześnie na ten sam rodzaj sprzecznych logicznie wypowiedzi natkniemy się w dziele Neale'a Donalda 

Walscha Rozmowy z Bogiem, w którym czytamy, 

że „wobec braku tego, co nie jest, TO, CO JEST, nie jest”, oraz w 

którym Boga opisuje si

ę jako wielkie „Jestem-Nie Jestem”.

Podczas dyskusji na temat zjawisk paranormalnych przeciwstawia si

ę jedno znaczenie drugiemu w sposób, który 

ma satysfakcjonowa

ć i bawić jej obserwatorów. Ten oparty na antytezach styl pomaga wyjaśnić ów nieuchwytny 

aspekt, który wydaje si

ę nieodłącznie związany ze zjawiskami paranormalnymi, naukowcy i uczeni zaś, którzy 

traktuj

ą zjawiska paranormalne poważnie, stają się upartymi zwolennikami dosłowności i zostają wyrzuceni poza 

nawias.

Nieustanne d

ążenie parapsychologów, by dostać się na salony zarezerwowane dla naukowców, ma charakter 

autodestrukcyjny. Korzystaj

ąc z lingwistycznych forteli, usiłują oni przydać status naukowości czemuś, co nieznane, 

nie tylko z definicji, lecz tak

że z samej swej istoty. Sprzeczność stanowi immanentną cechę języka, którym mówi się 

o zjawiskach paranormalnych; st

ąd właśnie bierze się sprzeczna natura parapsychologii.

Wielki osiemnastowieczny sceptyczny filozof David Hume doda

ł do tej sprzeczności element antropomorficzny, 

definiuj

ąc cud jako „pogwałcenie praw natury”. Być może dlatego właśnie „wzdychający gliniarze” odczuwają 

potrzeb

ę bycia kimś, kto zmusza innych do przestrzegania ustanowionych przez siebie praw.

Nonsens a zjawiska paranormalne

Zarówno wieloznaczny, metaforyczny j

ęzyk używany do opisu zjawisk paranormalnych, jak odwoływanie się do 

kontrastów i negacji s

ą sposobami wyrażenia tego, co nieuchwytne. Krążąc bez końca od jednego do drugiego, 

dyskusja na temat zjawisk paranormalnych generuje du

że ilości nonsensu. Znaczy to, że z punktu widzenia 

upartego zwolennika dos

łowności nie ma ona w ogóle żadnego sensu.

O tym, 

że w zjawiskach paranormalnych tkwi spora dawka nonsensu, świadczy to, że elementarne słownictwo 

u

żywane do ich opisu zawiera kilka terminów, które zostały wymyślone specjalnie w tym celu, by odzwierciedlać ów 

nonsens. Twórcy wyra

żeń takich jak kuku na muniu czy hokus-pokus wzorowali się na pozbawionych znaczenia 

rytualnych okrzykach czarowników, czarodziejów czy iluzjonistów.

Podsumowuj

ąc, zjawiska paranormalne są dla nas niedostępne nie dlatego, że znajdują się one w jakimś odległym 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (8 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

od nas miejscu, do którego nie mo

żemy dotrzeć, ani nie dlatego, że nie istnieje żadna możliwość ich naukowego 

wyja

śnienia. Wydaje się raczej, że są one niedostępne, ponieważ są w dosłownym tego słowa znaczeniu 

nonsensowne. Dlatego zjawiska paranormalne pozostan

ą na zawsze niedostępne dla upartych zwolenników 

dos

łowności. Jedyny klucz umożliwiający do nich dostęp spoczywa w rękach radosnego badacza zjawisk 

paranormalnych! Rozumie on bowiem, 

że literalny nonsens, jakim są zjawiska paranormalne, nie jest po prostu 

pierwszym lepszym literalnym nonsensem. Jest to bowiem wyj

ątkowo miły i przyjemny nonsens, który bawi niczym 

Box and Cox, komedia M. Mortona z 1847 roku opowiadaj

ąca o dwóch mężczyznach o imionach Box i Cox, którzy, 

nie wiedz

ąc o tym, wynajęli ten sam pokój. Jeden z lokatorów przebywał w pokoju tylko nocą, drugi tylko za dnia, 

tak wi

ęc nie wiedzieli oni nawzajem o swoim istnieniu.

Mo

żna powiedzieć, że w traktującej o wzajemnie zmieniających się znaczeniach komedii Box and Cox został 

zwerbalizowany wynikaj

ący z niedostępności powab zjawisk paranormalnych: Znaczenie metaforyczne wymyka się 

tylnymi drzwiami, gdy tylko znaczenie negatywne wkracza drzwiami od frontu. Zjawiska paranormalne bawi

ą nas, 

dostarczaj

ąc lingwistycznej rozrywki w stylu komedii Cox and Box, która oddziałuje na to, co głęboko zakorzenione 

w cz

łowieku i jednocześnie budzące jego największą troskę – śmierć, przyszłość oraz prywatność najbardziej 

wewn

ętrznych myśli i uczuć.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (9 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 5

WIARA, 

ŻE TO, CO NIE DO WIARY, JEST WIARYGODNE

Na razie wszystko idzie dobrze, poniewa

ż prawie wszyscy ulegają urokowi syreniego śpiewu zjawisk 

paranormalnych. Dlaczego wi

ęc mielibyśmy intuicyjnie przypuszczać, jak czyni to wielu ludzi, że zainteresowanie 

zjawiskami paranormalnymi mo

że być czymś nienormalnym? Dlaczego kogoś, kto bardzo interesuje się tym 

tematem, podejrzewa si

ę o zaburzenia umysłowe lub emocjonalne? Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że 

wygl

ąda na to, iż wierzymy w to, co niewiarygodne. I rzeczywiście tak właśnie robimy. No, może nie zawsze.

Jak to si

ę dzieje? To proste. Jak już mówiliśmy, większość tego, co wiemy o zjawiskach paranormalnych, wiemy nie 

na podstawie analizy zaobserwowanych danych, lecz na podstawie analizy s

łów, jakimi posługują się ludzie 

mówi

ący na ów temat. Tak więc zarówno nasza wiara, jak i niewiara opierają się tylko i wyłącznie na 

stwierdzeniach, tezach itp., które mog

ą być albo prawdziwe, albo fałszywe. To, co mówimy (a także to, co wydaje 

nam si

ę, że wiemy) na temat zjawisk paranormalnych jest jak staraliśmy się to wykazać w rozdziale 4 – literalnym 

nonsensem w takim czy innym wydaniu. A je

śli mówimy, że jakaś wypowiedź jest literalnym nonsensem, wówczas 

poniek

ąd stwierdzamy także, iż jej treść nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa. Idąc dalej tym tropem, można 

skonstatowa

ć, że zjawiska paranormalne nie są ani wiarygodne, ani niewiarygodne.

W przeciwie

ństwie do powszechnego mniemania ani paranormalne przeżycia, ani zainteresowanie zjawiskami 

paranormalnymi nie s

ą symptomami psychozy. Oczywiście schizofrenicy, maniacy i paranoicy bełkoczą na temat 

zjawisk paranormalnych, nie cz

ęściej jednak niż na temat polityki, religii, znanych osobistości lub kwestii 

zwi

ązanych z nauką – promieni, wibracji itp. Aby jednak dokładnie zrozumieć, jaki rodzaj psychologicznej aberracji 

wi

ąże się z zainteresowaniem zjawiskami paranormalnymi, należy najpierw zbadać, w jaki sposób koncepcja 

wiarygodno

ści i niewiarygodności uzależniona jest od słownictwa traktującego o tym, co nęcąco nieznane.

Przedstawiciele trzech g

łównych ugrupowań teoretyków parapsycholodzy, zawodowi sceptycy i fundamentaliści z 

których wszyscy s

ą upartymi zwolennikami dosłowności, traktują zjawiska paranormalne w kategoriach 

wiarygodno

ści lub niewiarygodności. Dla nich wszystko jest jasne i proste. Dana osoba albo wierzy w istnienie 

zjawisk paranormalnych, albo nie, jak gdyby psychologia wiary i niewiary by

ła wszystkim, co konstytuuje 

psychologi

ę zjawisk paranormalnych.

Wzdychaj

ący gliniarze z wyraźną przyjemnością wskazują na fakt, że rozważania parapsychologów skażone są 

osobistymi przekonaniami tych ostatnich, tymczasem sami beztrosko przechodz

ą do porządku dziennego nad tym, 

jak 

łatwo sami poddają się władzy własnych przekonań występujących pod maską niewiary. Nie uświadamiają 

sobie, 

że postępując w ten sposób, starają się dokonać asymilacji zjawisk paranormalnych za pomocą tych samych 

metod poznawczych co parapsychologowie. Z kolei lud

źmi najbardziej bezkrytycznie wierzącymi w istnienie zjawisk 

paranormalnych s

ą funda-chrześcijanie. Wierzą w ich realność, twierdzą jednak, że nie są one tym, czym się 

wydaj

ą, lecz dziełem Szatana. Ich wiara w zjawiska paranormalne pozostaje więc pod przemożnym wpływem ich 

w

łasnej, ulubionej satanistycznej pseudokoncepcji tłumaczącej nie tylko istotę zjawisk paranormalnych, lecz po 

prostu wszystkiego.

Z tego w

łaśnie powodu twierdzę, że nadszedł już czas, by do dyskusji przystąpili radośni badacze zjawisk 

paranormalnych. W tym miejscu musimy wyg

łosić jednak słowo przestrogi. Z kilku istotnych powodów należy być 

nieufnym wobec wysi

łków podejmowanych przez owe trzy główne ugrupowania w celu wyolbrzymiania roli 

wiarygodno

ści i niewiarygodności oraz koncentrowania wokół tej właśnie kwestii wszelkich dyskusji związanych ze 

zjawiskami paranormalnymi. W rzeczywisto

ści musimy rozważyć znacznie więcej aspektów zjawisk 

paranormalnych, ni

ż tylko to, czy wierzymy, czy nie, we wszystko, co się o nich mówi. Poza tym nie chodzi tu o 

wiar

ę czy niewiarę, lecz raczej o przyzwolenie na dalsze zgodne badanie zjawisk paranormalnych.

Nie jest to jednak takie proste, je

śli okaże się – gdy w końcu przystąpimy do dyskusji – iż zostaliśmy wydani na 

pastw

ę jakiegoś rodzaju wielce apodyktycznej ideologii wiary, szczególnie tej praktykowanej przez 

fundamentalistów.

Wydaje si

ę, że Bóg funda-chrześcijan wymaga od każdego z nas niezwykłego wsparcia dla realizacji swojego 

wielkiego planu w formie takiej a nie innej wiary, poniewa

ż dla funda-chrześcijanina ogromnie ważne jest, by wiara 

jego bli

źniego była słuszna. W rzeczy samej początkujący wyznawca musi najpierw okazać się mistrzem w 

specyficznej, werbalnej interpretacji Biblii czy te

ż w tym, co dla naiwnego adepta może wydawać się jedynie 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

rozszczepianiem w

łosa na czworo, jeśli chodzi o znaczenie poszczególnych słów. I to nie koniec; funda-

chrze

ścijanie chcieliby także wszystkich pozostałych wcielić w szeregi swojej armii realizującej z góry ustalony plan 

dotycz

ący tego, w co wierzyć, a w co nie. Nie każdy z nas skłonny jest jednak wierzyć na rozkaz.

Jedn

ą z rzucających się w oczy przewrotnych cech wiary i niewiary jest to, jak szybko jedna z nich daje się 

zamieni

ć na drugą w tajemniczym procesie zwanym nawróceniem. Ideologowie potrafią zmieniać przekonania z 

dnia na dzie

ń, nawracając się z jednego określonego systemu wiary na inny, przy czym nie istnieje żadne 

racjonalne wyja

śnienie owego rodzaju nagłych i nieoczekiwanych „przebudzeń”.

Co wi

ęcej, wyjątkowo głośne i natrętne wyrażanie swojej wiary lub niewiary może być jedynie pozorem, za którym 

kryj

ą się prawdziwe, odmienne przekonania danej osoby. Gdy fundamentalista w ten swój charakterystyczny, na 

wpó

ł oskarżycielski sposób żąda odpowiedzi na pytanie „Czy jest pan chrześcijaninem?” (ja odpowiadam zwykle: 

„Ma pan na myśli Jezusa czy JAY-zusa?”), to tuż pod powierzchnią jego umysłu czai się wewnętrzna niepewność 
b

ędąca wyrazem jego nieświadomej niewiary. Jeszcze większy kłopot, jeśli chodzi o wiarę i niewiarę, pojawia się w 

kontek

ście zjawisk paranormalnych. Mówiąc konkretnie, wcale nie jest oczywiste, że zjawiska paranormalne można 

w ogóle rozpatrywa

ć w kategoriach wiary i niewiary. Jeśli ktoś mówi, że wierzy w jakąś teorię czy twierdzenie, 

wówczas zak

łada, że owa teoria czy twierdzenie są prawdziwe; tymczasem jeśli ktoś mówi, że nie wierzy w jakąś 

teori

ę czy twierdzenie, wówczas zakłada, że owa teoria czy twierdzenie są fałszywe. Innymi słowy, jak mówiłem już 

na pocz

ątku tego rozdziału, zarówno wiara, jak i niewiara opierają się tylko i wyłącznie na stwierdzeniach, tezach 

itp., które mog

ą być albo prawdziwe, albo fałszywe. Powtarzam raz jeszcze: zjawiska paranormalne są literalnym 

nonsensem; to, co mówimy na ich temat, nie jest ani prawdziwe, ani fa

łszywe. Idąc dalej tym tropem, można 

skonstatowa

ć, że zjawiska paranormalne nie są ani wiarygodne, ani niewiarygodne.

Jak to mo

żliwe? Pozornie pełnych wiary lub niewiary badaczy zjawisk paranormalnych mamy na pęczki, wszyscy 

oni z pewno

ścią, jak się wydaje, w coś głęboko wierzą lub nie. Ślubują, przysięgają i składają deklaracje swojej 

pozornej wiary lub niewiary, zapalaj

ąc się, gdy komuś przyjdzie do głowy ją podważać. Biorąc to wszystko pod 

uwag

ę, trzeba stwierdzić, że zjawiska paranormalne nie mogą być ani prawdziwe, ani fałszywe, stąd też nie można 

powiedzie

ć, że są one wiarygodne lub nie.

Pozorna wiara i pozorna niewiara charakteryzuj

ące fanów zjawisk paranormalnych mają w sobie pewien 

dramatyczny aspekt, który stanowi klucz do rozwi

ązania całego problemu. Teatr wiary i niewiary, a także ich 

wzajemna wymienno

ść, stanowią część nieustającego dramatu zjawisk paranormalnych.

Wyznawcy uwielbiaj

ą sytuacje, gdy jakiś dotychczasowy sceptyk dostrzega w końcu światło, demaskatorzy zaś z 

rado

ścią witają w swoich szeregach zreformowanych parapsychologów. Funda-chrześcijanie cieszą się, gdy 

zwolennik okultyzmu zawraca z dawnej drogi i powraca do JAY-zusa, nawróceni za

ś zapraszani są często do 

udzia

łu w telewizyjnych talk shows organizowanych przez przedstawicieli różnych funda-chrześcijańskich 

organizacji.

Dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych wszystkie te scenariusze s

ą kolejnymi dowodami na zabawową 

natur

ę całego tego zamieszania. Spór, jaki toczy się wokół zjawisk paranormalnych, został w znacznej mierze 

wystylizowany, skonwencjonalizowany, a nawet w pewnym sensie zrytualizowany, przedstawiciele za

ś trzech 

g

łównych ugrupowań pogrążyli się w nim sami, stając się osobami dramatu: stali się oni integralną częścią zjawisk 

paranormalnych.

Nie mówimy tu w ogóle o wierze

czy o niewierze,

ale o mistyfikacji.

Pami

ętając, że pozorna wiara i pozorna niewiara w zjawiska paranormalne mają funkcję dramatyczną, okazuje się, 

że to wcale nie wiara czy niewiara, lecz pseudowiara i pseudoniewiara stanowi siłę napędową sporu, jaki toczy się 
wokó

ł zjawisk paranormalnych. Co więcej, żeby nie powstało wrażenie, iż koncepcja pseudowiary i pseudoniewiary 

zostaje wprowadzona ex post tylko po to, by zdyskredytowa

ć trzy ograniczone punkty widzenia parapsychologów, 

sceptyków i fundamentalistów, radosny paranormalizm postara si

ę teraz wykazać, iż pseudowiara i pseudoniewiara 

naprawd

ę istnieją.

Wierz

ąc, ze to, co nie do wiary, jest wiarygodne

Za chwil

ę zrozumieją państwo, dlaczego zatytułowałem ten rozdział tak, a nie inaczej. Postuluję w nim bowiem, że 

cz

łowiek może jednocześnie wierzyć w coś i nie wierzyć. Nazywam to pseudowiarą.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Owa pseudowiara t

łumaczy sens istnienia specyficznej subkultury zagorzałych fanów zawodowego wrestlingu, 

który to sport, tak przy okazji, sta

ł się jednym z najpopularniejszych widowisk rozrywkowych naszych czasów w 

Ameryce transmitowanych przez telewizj

ę.

Pod wieloma wzgl

ędami kibice wrestlingu są jego wyznawcami, czasami wręcz fanatycznymi, którzy znajdującym 

si

ę na widowni osobom wątpiącym w autentyczność pojedynków często grożą pobiciem. (Na marginesie, fani 

wrestlingu 

„widzą”, jak zawodnicy w ringu odnoszą rany i kontuzje).

Fani przygl

ądają się, jak źli chłopcy wyrządzają dobrym wszelkiego rodzaju łajdactwa. Ci pierwsi przemycają na 

ring wyszczerbione metalowe zakr

ętki od butelek, którymi można wybić przeciwnikowi oko, oraz inne niebezpieczne 

przedmioty, które zauwa

żają wszyscy z wyjątkiem sędziego. Tytuły mistrzów wrestlingu przechodzą z rąk do rąk w 

najbardziej niesprawiedliwych i oszuka

ńczych okolicznościach, fani zaś – lecz nigdy organizatorzy – widzą 

wyra

źnie, że źli zawsze wygrywają za sprawą oszustw i zachowań nie fair. W trakcie pojedynku fanów ogarnia coś 

w rodzaju sza

łu; wierzą, że wszystko, co dzieje się na ringu, dzieje się naprawdę – dają temu wyraz krzycząc, 

podskakuj

ąc, gwiżdżąc i tupiąc.

Jednak decyduj

ący moment, jeśli chodzi o prawdziwą wiarę w rzeczywistość zawodowego wrestlingu, następuje 

wtedy, gdy pot

ężne reflektory nad ringiem gasną i zapalają się światła na widowni. Czar nagle pryska i fani tłoczą 

si

ę do wyjścia, po czym szybko rozchodzą się każdy w swoją stronę, jak gdyby pojedynku w ogóle nie było. Nikt nie 

łączy się w grupy zatroskanych świadków, którzy kierują następnie skargi na sędziów i zawodników do zawodowej 
organizacji wrestlingu, nikt te

ż nie myśli o interwencji prawnej w całej sprawie.

Pozorna wiara fanów wrestlingu nie zostaje zak

łócona nawet przez fakt, że prawo, jak się wydaje, jakby rozumie, iż 

niemo

żliwe jest, by jakikolwiek odpowiedzialny dorosły człowiek naprawdę wierzył w realność wrestlingu. 

Organizacje spo

łeczne zrzeszające znanych, szanowanych ludzi biznesu zbierają fundusze na rzecz społeczności, 

w których dzia

łają, sponsorując pojedynki zawodowego wrestlingu, i nigdy nie zgłaszały one żadnych formalnych 

zastrze

żeń wobec faktu, że związki zawodowego wrestlingu potajemnie zwodzą łatwowierną publiczność 

przekonuj

ąc ją, iż wrestling jest prawdziwym wydarzeniem sportowym. Tak więc w oczach prawa pozorna wiara 

fanów wrestlingu nie jest prawdziw

ą wiarą, lecz pseudowiarą, mimo że oczywiście prawnicy nie posługują się tym 

terminem. Ze swojej strony fani wrestlingu czyni

ą słusznie, dając pozornie wiarę temu, co widzą, ponieważ tylko 

pozorna wiara umo

żliwia im czerpanie z tego przyjemności. (Tak na marginesie to mamy tu do czynienia z taką 

sam

ą reakcją jak w przypadku zwolenników telewizyjnych oper mydlanych czy też większości innych form rozrywki. 

Zwi

ązki między rozrywką a zjawiskami paranormalnymi stają się więc ponownie wyraźnie widoczne).

Tak

że dla wielu fanów zjawisk paranormalnych pozorna wiara stanowi warunek umożliwiający im znajdowanie w 

nich upodobania. A jednak 

– i tu dochodzimy do fascynującej konstatacji – musi istnieć wielu innych fanów zjawisk 

paranormalnych, którzy znajduj

ą w nich upodobanie za sprawą swojej pozornej niewiary, ponieważ połowę całej 

zabawy, po

łowę całej fascynacji, stanowi debata na temat tego, czy zjawiska paranormalne są realne, czy nie.

Poniewa

ż literalny nonsens nie jest ani prawdziwy, ani fałszywy, kwestią sporną w debacie na temat zjawisk 

paranormalnych nie mo

że być niewiara, ponieważ brak wiary w coś oznacza wiarę w to, że owo coś jest fałszywe. 

Pseudoniewiara pozwala wzdychaj

ącym gliniarzom na podtrzymywanie iluzji, zgodnie z którą wiara rzeczywiście 

nale

ży do zjawisk paranormalnych. Ponieważ kiedy sceptyk sprzeciwia się twierdzeniom parapsychologa, 

wyra

żając swoją pozorną niewiarę, wówczas stwarza wrażenie, iż w tym, co powiedział parapsycholog, było coś 

literalnie znacz

ącego. Sceptyczna pseudoniewiara jest więc niezbędna do tego, by dyskusja na temat zjawisk 

paranormalnych mog

ła toczyć się dalej swoim utartym szlakiem. Wzdychający gliniarze są potajemnie w zmowie z 

parapsychologami, odci

ągając uwagę opinii publicznej od komplikacji, która w przeciwnym razie mogłaby okazać 

si

ę fatalna w skutkach dla perspektyw prowadzonego przez nich z tak wielkim zapałem sporu. Gdyby bowiem 

świadomie i otwarcie przyznano, że zjawiska paranormalne są literalnym nonsensem, wówczas jakiekolwiek spory 
wokó

ł tej kwestii, przynajmniej w tradycyjnym sensie, byłyby całkowicie niemożliwe.

Za chwil

ę wskażę państwu na interesującą analogię do tego, o czym tu mówimy, która pozwoli nam lepiej 

zrozumie

ć całą sprawę. Najpierw jednak chcę zwrócić uwagę na fakt, że za ten smutny stan rzeczy nie można winić 

j

ęzyka, jakiego używa się do opisu zjawisk paranormalnych. Daje on bowiem wyraz słusznym obawom, iż zjawiska 

paranormalne nie s

ą wiarygodne (nie do wiary, niewiarygodne). Ostrzeżenia te należy rozumieć dosłownie, jako że 

to w

łaśnie tu może wkroczyć na scenę charakterystyczne piętno nienormalności wynikające z entuzjazmu wobec 

zjawisk paranormalnych. Kiedy dana osoba zaczyna zastanawia

ć się, czy dawać wiarę, czy nie, zjawiskom 

paranormalnym, ju

ż wpadła w sidła iluzji, zgodnie z którą w zjawiskach paranormalnych zawarte jest coś, w co – z 

powodu prawdziwo

ści lub fałszywości tego czegoś – można rozsądnie wierzyć lub nie. Podstawowy błąd zostaje 

pope

łniony w momencie, gdy ktoś zaczyna posługiwać się słownictwem opisującym to, co nęcąco nieznane, będąc 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

z góry nastawionym na wiar

ę lub niewiarę. Od tej chwili szaleństwo nie ma już końca: entuzjasta, bez względu na 

to, czy jest parapsychologiem, wzdychaj

ącym gliniarzem czy funda-chrześcijaninem, po prostu nie potrafi już 

uwolni

ć się od myślenia o zjawiskach paranormalnych.

Tak wi

ęc wszyscy ci wytrwale pseudowierzący i wytrwale pseudoniewierzący miłośnicy zjawisk. paranormalnych 

maj

ą jedną cechę wspólną. Cecha ta nie jest wprawdzie rozpoznaną jednostką diagnostyczną, można ją jednak z 

przekonaniem zaklasyfikowa

ć jako odbiegającą od normy, ponieważ bardzo przypomina ona pewną znaną, 

rozpoznan

ą, medyczną i psychiatryczną przypadłość. Skłonność do dysfunkcyjnej wiary (dysbelive) [Autor rozróżnia 

disbelieve, disbelieving (nie wierzy

ć, niewiara) i dysbelieve, dysbelieving (dysfunkcyjna wiara).] występująca 

powszechnie w

śród parapsychologów, wzdychających gliniarzy i funda-chrześcijańskich demonologów przypomina 

pod wieloma wzgl

ędami hipochondrię.

Po

żyteczna analogia

Hipochondria jest jedn

ą z form pseudowiary. Mówiąc konkretnie, charakteryzuje ona stan pozornej wiary danej 

osoby w to, 

że jest ona poważnie chora. Hipochondrycy, jak się wydaje, rzeczywiście wierzą, że są chorzy, i owa 

pozorna wiara przejawia si

ę podczas rozmów, jakie prowadzą przy każdej nadarzającej się okazji. Chociaż 

hipochondrycy mog

ą z uporem zachowywać się tak, jakby naprawdę wierzyli, że są chorzy, to twierdzenie, że w ich 

przypadku chodzi o normaln

ą, zwyczajną wiarę, jest niezgodne ze zdrowym rozsądkiem (i z logiką).

W rzeczywisto

ści powszechnie akceptowane kliniczne wyjaśnienie zachowania hipochondryków zakłada, że 

poprzez swoj

ą pozorną wiarę w to, że są oni chorzy, ludzie ci poszukują przede wszystkim kontaktu z lekarzem. Za 

wyja

śnieniem tym silnie przemawia fakt, że przyjmując powyższe założenie opracowano wysoce efektywny sposób 

pomocy hipochondrykom n

ękanym chronicznym lękiem. Szczegółowe omówienie owej metody leczenia wykracza 

oczywi

ście poza ramy książki traktującej o zjawiskach paranormalnych, jednak zwrócenie uwagi na to, jak bardzo 

hipochondria przypomina dysfunkcyjn

ą wiarę w zjawiska paranormalne, może przyczynić się do lepszego 

zrozumienia obu tych stanów.

Zarówno hipochondria, jak i systematyczna dysfunkcyjna wiara w zjawiska paranormalne s

ą stanami pełnego 

fascynacji zaabsorbowania umys

łowego, w pierwszym przypadku pospolitymi i normalnymi fizjologicznymi 

reakcjami organizmu, takimi jak perystaltyka jelit, bicie serca, niewielkie bóle, skurcze i strzykanie w ko

ściach, w 

drugim pospolitymi i normalnymi do

świadczeniami, takimi jak zjawy zmarłych osób, przeżycia z pogranicza śmierci, 

wizje na 

łożu śmierci, sny, które następnie w niewyjaśniony sposób sprawdzają się na jawie., momenty, w których w 

pozornie niewyja

śniony sposób wie się, co myśli druga osoba, oraz zdumiewające koincydencje, które mają dla 

danej osoby pozornie osobiste znaczenie. Hipochondrycy zachowuj

ą się tak, jak gdyby ich własne, normalne, 

fizjologiczne reakcje organizmu by

ły oznakami lub symptomami poważnej choroby. Żywiący dysfunkcyjną wiarę 

badacze zjawisk paranormalnych zachowuj

ą się tak, jak gdyby owe pospolite i normalne (choć dziwne i 

zdumiewaj

ące) przeżycia mogły stanowić dowody i znaczące argumenty za i przeciw w racjonalnej dyskusji na 

temat istnienia 

życia po śmierci, prekognicji, telepatii itd. Tak więc delikwenci z obu tych grup starają się usilnie 

uczyni

ć z tego, co stosunkowo pospolite i normalne, coś bardzo ważnego i świadczącego o istnieniu czegoś 

innego, co jest stosunkowo niezwyk

łe i zadziwiające z powodu albo swojej nienormalności, albo paranormalności.

Pseudowiara hipochondryków oraz pseudowiara i komplementarna pseudoniewiara badaczy zjawisk 
paranormalnych charakteryzuj

ą się całkowitą odpornością na działanie określonych, powszechnie obowiązujących 

regu

ł i zasad racjonalnego myślenia i działania. Wszelkie odmiany dysfunkcyjnej wiary pozostają oporne na 

dzia

łanie znanych, standardowych mechanizmów korekcyjnych. Pseudowiara hipochondryków w to, że są oni 

chorzy, nie os

łabnie mimo zapewnienia im najlepszej opieki medycznej przez najlepszych lekarzy, nawet jeśli 

poddadz

ą ich oni najbardziej gruntownym badaniom i specjalistycznym testom diagnostycznym, które, wielokrotnie 

powtarzane, dadz

ą niezmiennie pozytywny dla pacjenta wynik. Podobnie żywiący dysfunkcyjną wiarę badacze 

zjawisk paranormalnych nie dadz

ą sobie wyperswadować swojej pozornej wiary w to, że przeprowadzenie 

naukowej weryfikacji faktu istnienia zjawisk paranormalnych jest tylko kwesti

ą dni lub że już się dokonało, lub też w 

to, 

że zjawiska paranormalne to jedno wielkie oszustwo, wierutne kłamstwa, myślenie życzeniowe, wynik burzy 

neuronów, lub te

ż w to, że są one dziełem diabła starającego się za wszelką cenę odwieść nas od Pana i strącić 

prosto do piek

ła. Warto pamiętać, że radosny paranormalizm nieustannie podkreśla prymitywny, błędny i 

nieproduktywny charakter tego sporu.

Wspóln

ą cechą hipochondrii oraz dysfunkcyjnego paranormalizmu jest także to, że stają się one ulubionymi 

tematami danej osoby. Oba stany, je

śli tylko utrzymują się dostatecznie długo, nabierają charakteru 

manierycznego. Przyjaciele, rodzina i znajomi zagorza

łego, pełnego dysfunkcyjnej wiary fana zjawisk 

paranormalnych zaczynaj

ą postrzegać jego zachowanie jako stałą cechę jego osobowości. Mimo faktu, że dla 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

obserwatora z zewn

ątrz ich zachowanie – nieustanne zaabsorbowanie tematem choroby lub zjawisk 

paranormalnych 

– ma wszelkie znamiona automatyzmu, ani hipochondrycy, ani przedstawiciele różnych odmian 

dysfunkcyjnej wiary w zjawiska paranormalne nie wydaj

ą się w pełni świadomi tego, jak ich specyficzna postawa 

mo

że być postrzegana przez zwyczajnych ludzi.

Krótko mówi

ąc, pełni dysfunkcyjnej wiary fani zjawisk paranormalnych są ekscentrykami i to właśnie owo 

ekscentryczne zachowanie odbierane jest powszechnie jako ich specyficzna, anormalna cecha. Zwykle jaki

ś stan 

bywa okre

ślany mianem anormalnego między innymi ze względu na niekorzystny wpływ, jaki wywiera on na daną 

osob

ę lub na ludzi z jej bezpośredniego otoczenia. Niektóre spośród dokuczliwych następstw dysfunkcyjnego 

paranormalizmu daj

ą się łatwo zauważyć.

Żarliwa dysfunkcyjna wiara, za lub przeciw, przysparza fanom zjawisk paranormalnych wielu kłopotów – niektóre z 
nich s

ą bardzo zabawne, inne mniej. Najbardziej komiczny z nich wszystkich dotyczy tego, że rozwodzenie się na 

temat zjawisk paranormalnych z pozorn

ą wiarą lub niewiarą w nie sprawia wrażenie, że znaczenie zjawisk 

paranormalnych stanowi antytez

ę do znaczenia wiary. Fakt ten irytuje pewne apodyktyczne, nieomylne autorytety – 

wiedz

ą państwo, kogo mam na myśli. A dla ludzi o podobnych zapatrywaniach może okazać się on nie „ostatnim 

śmiechem”, lecz ostatnią kroplą przepełniającą miarę.

Na scen

ę wkracza wiara

Wiara ma nie tylko jedno, ale ca

łą masę znaczeń. Jest to kolejne słowo, którego znaczenie od dawna podlega 

ewolucji. Na pocz

ątku wiara jest po prostu rodzajem przekonania nie popartego racjonalnymi czy materialnymi 

dowodami, i w tym zawiera si

ę jej znaczenie. W innych przypadkach nabiera ona jednak także znaczenia 

nieusprawiedliwionego, bezkrytycznego, 

ślepego i niezachwianego dawania wiary czemuś. Może skrystalizować się 

w system niepodwa

żalnych i sztywnych dogmatów, a następnie stać fundamentem jakiejś określonej religii. Od tej 

pory wiara bardzo zyskuje na znaczeniu, a wyznawcy i autorytety decyduj

ą o tym, w co należy czy też powinno się 

wierzy

ć.

Funda-chrze

ścijanie oraz wszyscy pokrewni im fundamentaliści rozbijają swoje obozy w tej drugiej strefie znaczeń – 

na surowej ziemi ja

łowej. Tylko na tej pustyni, przy założeniu, że w zjawiska paranormalne można lub też powinno 

si

ę wierzyć lub nie, mogło dojść do powstania koncepcji, zgodnie z którą między zjawiskami paranormalnymi a 

wiar

ą istnieje konflikt.

Mniej dogmatycznie nastawiona osoba by

łaby pod wrażeniem zarówno podobieństw w znaczeniu między terminami 

wiara i paranormalny, jak i ró

żnic. Wiara i zjawiska paranormalne są do siebie podobne na przykład pod względem 

tego, 

że w obu przypadkach chodzi o przekonania nie poparte żadnymi racjonalnymi dowodami. Wiara i zjawiska 

paranormalne ró

żnią się jednak, jeśli chodzi o reakcje na tę właśnie okoliczność. Osoby wierzące w zjawiska 

paranormalne martwi

ą się czasami tym, że ich istnienia nie udało się jak dotąd jednoznacznie udowodnić. Mają one 

nadziej

ę, głównie dotyczy to parapsychologów, że w końcu uda się zdobyć materialne dowody potwierdzające ich 

realno

ść. Tymczasem wiara polega na przekonaniu, które wręcz chełpi się tym, że jest nie do udowodnienia. Mimo 

to, cho

ć brzmi to dziwnie, wiara czasami zapomina się i jest pozornie szczęśliwa słysząc, że na przykład pewien 

ameryka

ński astronauta, który przelatywał w statku kosmicznym nad górą Ararat, zauważył w dole resztki arki 

Noego. Wielu wojuj

ących rzeczników kreacjonizmu zaś (funda-chrześcijańskiej teorii tłumaczącej istnienie skamielin 

itp.) twierdzi, 

że ślady w warstwach wapienia z okresu kredy znalezione na dnie rzeki Paluxy w Teksasie stanowią 

dowód na to, 

że ludzie i dinozaury żyli na ziemi w tym samym czasie, a więc świadczą o tym, że konwencjonalne 

naukowe skale czasowe ewolucji zosta

ły błędnie ustalone.

Bior

ąc pod uwagę jej znaczenie, wiary nie można także całkowicie odróżnić od nonsensu. Każdy, kto zajmuje się 

rzetelnie znaczeniem wiary, szybko znajdzie si

ę, w wyniku logicznej konieczności, na pobliskim ligwistyczno-

konceptualnym terytorium nonsensu. Wczesnochrze

ścijański teolog Tertulian (160230 n.e.) oświadczył kiedyś: 

„Wierzę, ponieważ jest to niedorzecznością”. Od tamtej pory wielu chrześcijańskich myślicieli, choć zapewne żaden 
z funda-chrze

ścijan, zrozumiało, dlaczego kwestii bliskości wiary i nonsensu nie da się logicznie uniknąć. Najlepsi z 

nas, badaczy zjawisk paranormalnych, tak

że życzyliby sobie, by opinia publiczna zdała sobie sprawę z tego, iż 

zjawiska paranormalne s

ą z logicznego, literalnego i lingwistycznego punktu widzenia równie nonsensowne co 

humor.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 6

POZNAWANIE NIEPOZNAWALNEGO

Wszyscy interesuj

ą się zjawiskami paranormalnymi. Nawet ci, którzy twierdzą, że nie są zainteresowani, wykazują 

zainteresowanie nimi poprzez stanowczo

ść swoich deklaracji wyrażających brak zainteresowania. Obecnie, na 

prze

łomie wieków, obserwujemy wyjątkowo wzmożone zainteresowanie tajemnicami wszechświata. Osiągnęło ono 

ju

ż stan wrzenia. Wszyscy żyjemy niczym w gorączce; mamy niejasne przeczucie dyskomfortu wynikającego z 

braku dostatecznej wiedzy na temat tego, co nas interesuje. Nazywam ow

ą przypadłość paranormalizmozą 

(paranormalismosis).

Analizuj

ąc różne odcienie znaczeniowe zjawisk paranormalnych począwszy od humoru, przez język metaforyczny 

do kontrastów i negacji, a tak

że leżącego u ich podstaw nonsensu, radosnemu paranormalizmowi udało się 

zidentyfikowa

ć jedną powszechną, ważną anomalię zjawisk paranormalnych w trzech najbardziej złośliwych 

odmianach paranormalizmozy wywo

łanej dysfunkcyjną wiarą. To właśnie za sprawą swojej żarliwej dysfunkcyjnej 

wiary upartym zwolennikom dos

łowności, którzy tworzą trzy grupy regularnych graczy i należą do głównych aktorów 

tego dramatu, udaje si

ę ukrywać przed opinią publiczną fakt, że do zjawisk paranormalnych można, przynajmniej 

cz

ęściowo, odnieść pojęcie nie-wiedzy.

Wraz z Kto si

ę śmieje ostatni radosny paranormalizm powraca do zdrowego pojęcia wiedzy oraz jego wpływu na 

zjawiska paranormalne 

– sięga przy tym daleko, to znaczy aż do tego, co nieznane, a co jest nierozerwalnie 

zwi

ązane ze zjawiskami paranormalnymi. Jaka jest natura tego, co nieznane, a co leży u podstaw zjawisk 

paranormalnych, oraz jak

ą rolę odgrywa to, co nieznane, w kontekście wszystkich innych znaczeń, jakie należą do 

zjawisk paranormalnych?

To, co nieznane i charakterystyczne dla zjawisk paranormalnych, jest zdecydowanie osobliwym rodzajem 
nieznanego. Cz

ęścią tajemnicy związanej z kontemplacją zjawisk paranormalnych jest przeczucie, że ostatecznie 

doprowadzi nas ono do zdobycia jakiego

ś nowego rodzaju wiedzy. To, co nieznane, w zjawiskach paranormalnych 

odbierane jest zawsze w taki sposób, jak gdyby mia

ło ono wkrótce stać się znane.

S

łysząc o doświadczeniach z pogranicza śmierci, odwiedzinach zjaw osób zmarłych, sprawdzających się 

przeczuciach itp., cz

łowiek ma wrażenie, iż niedługo światu ujawni się coś bardzo ważnego i zdumiewającego. 

Zjawiska paranormalne dlatego tak bardzo fascynuj

ą ludzi, ponieważ prezentują się nie jako to, co nieznane, ale 

jako co

ś znanego, co jednak znajduje się nieznacznie poza naszym zasięgiem. Ta cudowna nowa wiedza znajduje 

si

ę tuż za rogiem, za horyzontem, prawie na wyciągnięcie ręki i wkrótce stanie się dostępna.

Mimo 

że spowija je mgła tajemnicy, zjawiska paranormalne wydają się gotowe, nieomal w każdej chwili, do 

wyjawienia nam czego

ś wspaniałego i niewiarygodnego. Ponieważ owa obiecana nowa wiedza prawie nigdy się nie 

materializuje, popyt na zjawiska paranormalne, podobnie jak na ka

żdy dobry rodzaj rozrywki, stale rośnie.

Jak to mo

żliwe, że w zjawiskach paranormalnych tkwi, lub przynajmniej tak się wydaje, pewien specyficzny rodzaj 

„tego, co nieznane”? Pewnej wskazówki dostarczają nam zbieżności między hipochondrią a dysfunkcyjnym 
paranormalizmem.

Hipochondria, podobnie jak zaledwie garstka innych medycznych przypad

łości, ma pewną zdumiewającą 

w

łaściwość: Żeby być hipochondrykiem, trzeba z góry mieć określoną koncepcję choroby. To znaczy, że 

hipochondria jest rodzajem metachoroby (je

śli tak można powiedzieć), czyli chorobą na temat choroby.

Je

śli ktoś nie miałby pojęcia, czym jest choroba, nie uzyskałby odporności na gruźlicę, katar, raka, wściekliznę, 

krwawi

ący wrzód, cellulitis, osteoporozę, dżumę, miastenię, odrę, świnkę, toczeń, tularemię, czy jakąkolwiek inną 

chorob

ę. Człowiek musi najpierw dostać „zastrzyk” z zarazkami koncepcji choroby, by mogła się w nim rozwinąć 

hipochondria.

Czy specyficzne w

łaściwości zjawisk paranormalnych przypominają właściwości hipochondrii? Czy zjawiska 

paranormalne s

ą z lingwistycznego i logicznego punktu widzenia pasożytami żerującymi na jakiejś innej, uprzedniej 

w stosunku do nich, pospolitej koncepcji, tak jak hipochondria jest z lingwistycznego i logicznego punktu widzenia 
paso

żytem żerującym na uprzedniej w stosunku do niej, pospolitej koncepcji choroby? A jeśli tak, to czym mogłaby 

by

ć owa inna, uprzednia, pospolita koncepcja?

Radosny paranormalizm zak

łada, że zjawiska paranormalne pasożytują na uprzedniej, w stosunku do nich, 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (1 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

pospolitej koncepcji wiedzy.

Oznacza to, 

że najpierw musimy wiedzieć o istnieniu czegoś zwanego „wiedzą”, nim będziemy mogli wyobrazić 

sobie co

ś, co znajduje się poza tą wiedzą, a więc nie może być „poznane”.

Radosny paranormalizm wysuwa przypuszczenie, 

że dziwność „tego, co nieznane” zjawisk paranormalnych wynika 

w jaki

ś sposób z zakładanej przez nie z góry uprzedniej koncepcji wiedzy. To znaczy, o ile się nie mylę, że zjawiska 

paranormalne nie s

ą ani mającą zostać wkrótce naukowo udowodnioną, nieznaną superwiedzą parapsychologów, 

ani preepistemologiczn

ą protowiedzą wzdychających gliniarzy, ani też diabelską deceptowiedzą demonicznych 

funda-chrze

ścijan. Wydaje się raczej, że zjawiska paranormalne są wtórnym opracowaniem pewnej uprzedniej 

koncepcji od dawna i trwale zakorzenionej wiedzy.

Ta istniej

ąca uprzednio wiedza występuje w roli tła, na którym dane zjawisko może, za sprawą istniejących w nim 

samym pozornych niezgodno

ści z ową uprzednią wiedzą, wydawać się nieznane w ów cudowny sposób, który tak 

bardzo poci

ąga nas wszystkich, badaczy zjawisk paranormalnych.

Tak wi

ęc jedynie na solidnym gruncie wiedzy śmierć jest czymś ostatecznym i dlatego jeśli wujek Hamperd nie żyje 

ju

ż od kilku lat, wówczas dla cioci Florence spotkanie z nim pewnej nocy w salonie może wydawać się jak 

najbardziej 

„paranormalne”.

Radosny paranormalizm zak

łada, że aby jakieś zjawisko zostało uznane za paranormalne, niezbędne jest tło w 

postaci wiedzy uprzedniej. Innymi s

łowy, pozorna „paranormalność” danego zjawiska wynika z tego, że zjawisko to 

wydaje si

ę sprzeczne z tym, co jest nam już od bardzo dawna bardzo dobrze znane.

S

łownictwo używane podczas dyskusji na temat zjawisk paranormalnych, które szczegółowo omówiliśmy w jednym 

z poprzednich rozdzia

łów (w którego skład wchodzą słowa takie jak niewidzialny niewiarygodny, tajemniczy), 

pozwala nam na odej

ście od słownictwa używanego podczas mówienia o tym, co jest nam znane (to, co znane, jest 

„widzialne”, „wiarygodne”, „jawne”). Stąd nasz opis paranormalnych wydarzeń nie jest ograniczony przymusem 
u

żywania słów, które. nie są w stanie ich opisać.

Przywo

łanie słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, znosi lingwistyczny protektorat w kontekście 

uprzedniej wiedzy, w którym dopuszczalne (chocia

ż oczywiście jednocześnie dziwne, tajemnicze, dziwaczne, 

nienormalne czy niesamowite) jest powiedzie

ć, że zmarła babcia pojawiła się w domu z wizytą, wróżka 

przepowiedzia

ła nadejście tornada, a jasnowidz odczytał czyjeś myśli.

Niezgodno

ść danego zjawiska z odnoszącą się do niego samego uprzednią wiedzą (fakt, że wywołuje ono efekt 

sprzeczny ze wszystkim, co wiedzieli

śmy dotąd na ten temat) sprawia, że owa uprzednia wiedza wydaje się dziwnie 

obca, a co jest warunkiem niezb

ędnym do tego, by zjawisko to wydawało się paranormalnie nieznane.

Krótko mówi

ąc, tajemniczo zdumiewające efekty zjawisk paranormalnych są epistemologicznym ekwiwalentem 

jamais vu 

– uczucia, które powstaje w momencie, gdy dobrze komuś znana sytuacja lub stan nagle i 

niespodziewanie wydaj

ą się dziwnie obce i nieznane. Przy czym dziwnie obca wiedza, jaką niesie ze sobą dane 

zjawisko paranormalne, jest wiedz

ą uprzednią na jego własny temat. Wszystkie inne znaczenia słownictwa 

dotycz

ącego tego, co nęcąco nieznane, osadzają dane zjawisko w kontekście wiedzy uprzedniej, tak iż owo 

zjawisko mo

że być postrzegane jako nieznane w sposób, jaki my, zagorzali fani zjawisk paranormalnych, 

uwielbiamy, za którym t

ęsknimy i którego pragniemy.

Mo

żna powiedzieć, że radosny paranormalizm brodzi jedynie beztrosko w stawie zjawisk paranormalnych, zamiast 

pogr

ążać się w nim całkowicie, jak robią to przedstawiciele trzech głównych grup upartych zwolenników 

dos

łowności hołdujących dysfunkcyjnej wierze, którzy nurkują w jego głębinach, zabierając ze sobą swoje 

koncepcje wiary i niewiary wyra

żające ich własne sądy na temat tego, co jest „prawdziwe”, a co „fałszywe”.

Podró

ż w głąb słów, które formułują nasze doświadczenia

Radosny paranormalizm nada

ł zjawiskom paranormalnym nowy sens, najpierw śledząc konceptualne związki 

zjawisk paranormalnych, które, wynikaj

ąc z samej istoty tychże zjawisk, prowadzą do świata zabawy i rozrywki, a 

nast

ępnie podążając dalej ku epistemologii.

Proces ten ujawnia istotn

ą różnicę, jaka istnieje między hiperdysfunkcyjng wiarą w zjawiska paranormalne a 

hipochondri

ą. Hipochondrycy zawsze niezwykle chętnie udają się do gabinetów lekarzy, podczas gdy żywiący 

hiperdysfunkcyjn

ą wiarę fani zjawisk paranormalnych nieustannie odkładają na później niezwykle potrzebną im 

wizyt

ę u dobrego eksperta od epistemologii.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (2 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Z wielowymiarowej definicji zaproponowanej przez radosny paranormalizm jasno wynika, 

że zjawiska paranormalne 

s

ą tajemniczymi doświadczeniami, u których podłoża leży popularna epistemologia i że, skutkiem tego, słownictwo 

opisuj

ące to, co nęcąco nieznane, jest jednym ze sposobów igrania z koncepcją wiedzy. Tak więc każda 

wyczerpuj

ąca teoria na temat zjawisk paranormalnych musi obejmować swoim zasięgiem także analizę języka, 

jakim si

ę o nich mówi, bez względu na to, czy analizy tej dokonuje się w sposób bezpośredni, czy też jedynie 

po

średnio i bez żadnych podjętych z góry założeń.

Z

łe wieści dla fanów zjawisk paranormalnych

Mam wra

żenie, że większość fanów zjawisk paranormalnych jest obecnie znudzona tymi przydługimi wywodami na 

temat znaczenia zjawisk paranormalnych, szczególnie je

śli teoria radosnego paranormalizmu zgadza się także w 

nast

ępnym punkcie, a mianowicie, że zawiłości słownictwa używanego powszechnie w dyskusji na temat tego, co 

n

ęcąco nieznane, sprzyjają długowieczności zjawisk paranormalnych jako dobrze znanej odmiany popularnej 

rozrywki.

S

łownictwo używane powszechnie w dyskusji na temat tego, co nęcąco nieznane, stanowi rodzaj nieprzeniknionej 

kurtyny znacze

ń, która przesłania fakt, iż zjawiska paranormalne są rozrywką. Niewielu jest widzów na tyle 

dociekliwych, by rozsun

ąć tę kurtynę, zajrzeć za kulisy i przekonać się samemu, w jaki sposób przygotowuje się 

paranormalne przedstawienie.

Wielu zwolenników zjawisk paranormalnych odstrasza sugestia, zgodnie z któr

ą zjawiska paranormalne są 

przekazywan

ą kulturowo formą rozrywki. Co ciekawe, owi fani wydają się czerpać największą przyjemność ze 

zjawisk paranormalnych wtedy, gdy s

ą one podane na talerzu pozornej wrażliwości lub doprawione sosem powagi. 

Dla fanów zapasów z ideami, podobnie jak dla fanów wrestlingu, niezb

ędna jest bowiem choć odrobina elementu 

formalnego, którego dostarcza im dysfunkcyjna wiara. Nie mo

żemy żartować z tych rzeczy, bo ich czar pryśnie.

Przeci

ętny poziom powagi fanów wobec obiektu ich zainteresowania nie może być jednak nigdy tak wysoki, by 

zmusza

ł ich do autentycznego zgłębiania całej sprawy. Zrozumienie, że zjawiska paranormalne są rozrywką i 

humorem, grozi

łoby zniweczeniem przyjemności, jaką czerpią oni z poważnego, oczywiście tylko do pewnego 

stopnia, ich traktowania, 

łub też przynajmniej, jak wnoszę, tak właśnie sądzi większość poważnych fanów zjawisk 

paranormalnych. Dlatego jako radosny badacz zjawisk paranormalnych zak

ładam, że owa hipnotyczna niejasność 

s

łownictwa używanego w dyskusji na temat tego, co nęcąco nieznane, sprzyja długowieczności zjawisk 

paranormalnych jako rozrywki. Przypuszczam tak

że, iż słownictwo używane w dyskusji na temat tego, co nęcąco 

nieznane, przyczynia si

ę do zachowania pewnej powszechnie znanej tajemnicy, a mianowicie, że zjawiska 

paranormalne s

ą popularną rozrywką, i że z tego właśnie powodu wielu ich fanów regularnie uczestniczy w 

„paranormalnym show”, czego nie robiliby oni zapewne, gdyby pod taką właśnie nazwą zaczęto reklamować całe to 
przedsi

ęwzięcie.

Wydaje si

ę, iż panuje szeroko rozpowszechnione przekonanie, zgodnie z którym otwarte przyznanie, że zjawiska 

paranormalne s

ą jedną z form rozrywki, jak jest przecież w rzeczywistości, popsułoby całą zabawę i odstraszyło ich 

dotychczasowych zwolenników. Nawiasem mówi

ąc – w imieniu radosnego paranormalizmu – zdecydowanie 

zaprzeczam takiemu mniemaniu, jako 

że w rzeczywistości element zabawy i humoru może z łatwością przetrwać 

mimo u

świadomienia sobie, że zjawiska paranormalne są formą rozrywki. Naprawdę rzetelni badacze potrafią 

wykorzysta

ć tę wiedzę do spotęgowania przyjemności, jaką można czerpać z obcowania ze zjawiskami 

paranormalnymi.

Teraz jednak chc

ę tylko stwierdzić, że pokrętna zawiłość słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane – mimo że 

z epistemologicznego punktu widzenia stanowi ona jedynie stosunkowo cienk

ą zasłonę – sprzyja utrzymywaniu 

przeci

ętniej powagi fanów zjawisk paranormalnych na takim poziomie, który chroni ich przed tym, co mogłoby być 

dla wielu z nich, przynajmniej na pocz

ątku, wielkim rozczarowaniem wynikającym z uświadomienia sobie faktu, że 

zjawiska paranormalne s

ą formą popularnej rozrywki.

Czarowna si

ła kierująca ciekawość większości z nas ku zjawiskom paranormalnym bierze się głównie stąd, że 

dostarcza nam ona niezwykle przyjemnego poczucia tajemnicy, które 

łechce naszą wewnętrzną potrzebę poznania. 

Dla przeci

ętnego fana zjawisk paranormalnych żmudne pokonywanie mentalnego toru przeszkód w postaci 

żnego rodzaju niuansów znaczeniowych tworzących skomplikowaną, wielopoziomową strukturę, może wydawać 

si

ę nudne i nieciekawe w porównaniu z beztroskim spacerkiem pośród paranormalnych tajemnic.

Któ

ż nie wolałby przyjemnie spędzać czasu w krainie zjawisk paranormalnych zamiast ślęczeć nad rozplątywaniem 

pogmatwanych znacze

ń? Bądźmy szczerzy, przedzieranie się przez gąszcz synonimów i wyrazów o zbliżonym 

znaczeniu nale

żących do kilku poziomów semantycznych nie dla każdego jest najbardziej wymarzoną formą 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (3 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

sp

ędzania wolnego czasu. Tak się jednak składa, że zjawiska paranormalne przyciągają naszą uwagę właśnie z 

tego powodu, 

że stanowią one gąszcz powiązanych ze sobą znaczeń, których używa się, mówiąc o takich 

sprawach jak prze

życia z pogranicza śmierci, sny, które sprawdzają się na jawie, czytanie myśli czy duchy.

Nalegam, by nalega

ć

Mo

że już dosyć, myślą państwo. Pamiętajmy jednak, że w przeszłości nikt nigdy nie nalegał wystarczająco głośno i 

wystarczaj

ąco długo na to, by w celu zrozumienia sensu zjawisk paranormalnych pochylić się najpierw i zająć 

zbadaniem s

łów, którymi się je opisuje, a także ich znaczeniem. Ze swej strony zamierzam się głośno tego 

domaga

ć, ponieważ żadna ze znanych mi osób nie spróbowała jak dotąd zwrócić uwagi na kwestię galimatiasu 

zwi

ązanego z terminologią opisującą zjawiska paranormalne oraz przyjrzeć się temu, dlaczego terminologia ta 

przesycona jest urokliwymi, pe

łnymi tajemniczości wyrażeniami.

Poniewa

ż zjawiska paranormalne zawsze wykorzystywały zalety swojego specyficznie rozrywkowego języka, 

dociekliwych badaczy zjawisk paranormalnych, którzy unikaj

ą zajmowania się kwestią znaczeń wyrazów, należy 

podejrzewa

ć o lenistwo lub tchórzostwo, albo o jedno i drugie. Postępowanie takie zawsze w końcu mści się na 

nich i prowadzi zwykle do wykszta

łcenia postawy, którą nazwałem dysfunkcyjną wiarą.

S

łowa, nazwy i rzeczy: Czy św. Mikołaj należy do zjawisk paranormalnych?

Kartkuj

ąc suplement słownika angielskich terminów opisujących zjawiska paranormalne, można znaleźć o wiele 

wi

ęcej określeń nawiązujących do rozrywkowego charakteru tychże zjawisk. Znajdujemy tam wiele mniej znanych 

wyra

żeń, w mniejszym lub większym stopniu synonimicznych w stosunku do tych, które znajdują się w głównym 

spisie, zgodnych jednak z tymi samymi zasadami paranormalnego znaczenia, co przytaczane poprzednio.

S

łowo mirific, na przykład, jest żartobliwym określeniem, które znaczy „czyniący cuda, cudowny, wywołujący cuda”. 

Z kolei s

łowo mirabilia to synonim takich pojęć jak „cuda czy rzeczy zadziwiające i niepojęte” (wonders, marvels, 

miracles). S

łowo ferly odnosi się do czegoś cudownego i dziwnego, co wywołuje jednak także lęk lub strach. 

Terminy te stanowi

ą potwierdzenie zasady, zgodnie z którą słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, stanowi 

mieszanin

ę wyrażeń mających zarówno związki z humorem, czynieniem cudów i strachem, jak i z tym, co znajduje 

si

ę poza sferą tego, co znane i swojskie.

Oprócz tego mamy jeszcze drugi rodzaj s

łownictwa opisujący to, co nęcąco nieznane, będący zbiorem słów, które 

na bazie podstawowych znacze

ń słów z dziedziny zjawisk paranormalnych budują kolejne, nowe znaczenia. 

Zaliczamy do nich nazwy ró

żnego rodzaju paranormalnych bytów – duchy, zjawy zwiastujące śmierć (banshees), 

przewodnicy duchowi, demony oraz nazwy ró

żnego rodzaju paranormalnych właściwości, takich jak telepatia, 

jasnowidzenie, metagnomia czy telekineza.

Radosny paranormalizm zajmuje si

ę oczywiście także tym drugim rodzajem słownictwa opisującego to, co nęcąco 

nieznane. Nazwy paranormalnych bytów staj

ą się stopniowo nazwami bytów kojarzonych z zabawą i rozrywką. 

Duch, przewodnik duchowy, demon, wró

żka, Tooth Fairy [Duszek opiekujący się wypadającymi mlecznymi zębami 

dzieci (przyp. t

łum.).], św. Mikołaj – nie ma sensu starać się ustalić, w którym dokładnie miejscu pośród tych słów 

ko

ńczy się to, co paranormalne, a zaczyna zabawa.

Moja wrodzona intuicja mówi mi, 

że w XX wieku większość dorosłych zaliczyłaby wróżki do tej samej kategorii 

bytów co 

św. Mikołaja. Wróżki występują w opowieściach o Piotrusiu Panie oraz w innych historiach dla dzieci. 

Zjawiska paranormalne pe

łne są jednak niespodzianek. Ani wykształcenie, ani inteligencja nie stanowią 

wiarygodnego probierza tego, jak daleko ludzie mog

ą się posunąć w poważnym badaniu zjawisk paranormalnych, 

zanim dadz

ą sobie z tym spokój i potraktują wszystko jak zabawę.

Arthur Conan Doyle, lekarz medycyny, który pisa

ł o tajemnicach Sherlocka Holmesa, gdy akurat nie zajmował się 

badaniem tajemnic zjawisk paranormalnych, traktowa

ł wróżki zupełnie poważnie. Święcie wierzył w prawdziwość 

fotografii dostarczonych mu przez dwie skore do psot dziewczynki, na których wida

ć było maleńkie skrzydlate istoty 

ujrzane przez nie jakoby pewnego dnia w ogrodzie.

Znacznie wi

ększa liczba ludzi kojarzy ze zjawiskami paranormalnymi demony, jednak także w tym wypadku linie 

podzia

łu przebiegają przez pola zabawy [Playing fields – także boiska sportowe (przyp. tłum.).]. Zgodnie ze starą 

konwencj

ą w nazwach wielu [amerykańskich] klubów sportowych występują następujące określenia – Dogs (psy), 

Bulls (byki), Eagels (or

ły), Rangers (komandosi), Knights (rycerze), Devils (diabły), Sox (getry). Liczni funda-

chrze

ścijanie uważają, że JAY zus bardzo potrzebuje ich pomocy w tej ważnej sprawie. Dalatego ostatnimi czasy 

fundamentali

ści kilkakrotnie organizowali się w celu ocalenia dusz swoich bliźnich, namawiając kierownictwo 

niektórych szkó

ł średnich do zmiany nazw działających w nich drużyn sportowych takich jak Devils (diabły) czy 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (4 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Demons (demony).

Poniewa

ż Bóg jest takim słabeuszem, że nawet dyrekcja jakiegoś prowincjonalnego liceum jest w stanie pomieszać 

Mu szyki nadaj

ąc taką, a nie inną nazwę swojej drużynie futbolowej, nic dziwnego, że fakt obchodów głównego 

święta ku czci zjawisk paranormalnych stawia go w szczególnie trudnej sytuacji. Okazuje się, że nie potrafi On 
uniemo

żliwić Szatanowi zwodzenia Amerykanów i nakłaniania ich do przebierania się za demony i czarownice w 

dniu 

święta Halloween. Tak więc Bóg i JAY-zus muszą wprost wychodzić ze skóry ze zmartwienia, iż funda-

chrze

ścijanom nie udaje się kampania na rzecz zniesienia zwyczaju robienia latarni z dyni z wydrążonymi otworami, 

przypominaj

ącymi ludzką twarz, a także wyrugowania podstępnych nazw drużyn sportowych ze szkół publicznych.

Tymczasem diabe

ł nie posiada się ze szczęścia, licząc ubrane w kostiumy z Halloween występne dusze, które, jak 

si

ę spodziewa, uda mu się zwabić do bram piekieł.

Dzi

ś bardzo niewiele osób skłonnych byłoby uznać św. Mikołaja za byt paranormalny. A jednak tej kojarzonej dziś 

przede wszystkim z rozdawaniem prezentów w okresie 

świąt Bożego Narodzenia postaci przypisywano niegdyś 

paranormalne moce. I funda-chrze

ścijanie, strzeżcie się; św. Mikołajowi towarzyszył w przeszłości demoniczny 

pomocnik, zwany Czarnym Piotrusiem, jak to wynika z dziewi

ętnastowiecznej ikonografii.

Czy film Z archiwum X wprowadza widzów w b

łąd?

Radosny paranormalizm przejawia si

ę także w języku niestandardowym. Dwie jego współczesne odmiany – żargon 

dziennikarski i ameryka

ński slang – nie pozwalają nam zapomnieć o tym, że między rozrywką a zjawiskami 

nadprzyrodzonymi istnieje jedynie cienka granica.

Dziennikarz pos

łany w celu zrelacjonowania jakiegoś zjawiska paranormalnego może nazwać swoje zadanie 

„Scully”. Dana Scully jest postacią fikcyjną – lekarzem medycyny zajmującym się badaniem nie rozwiązanych 
przypadków dotycz

ących działalności domniemanych sił nadprzyrodzonych w popularnym serialu telewizyjnym 

produkowanym przez Fox Network pt. Z archiwum X (The X-Files). Zdaniem redaktorów 

„Skeptical Inquirer” film ten 

stanowi powa

żne zagrożenie dla obywateli. Tytuł Z archiwum X pojawił się nawet ostatnio na okładce tego 

czasopisma, po

święcony serialowi zaś artykuł krytykował jego scenarzystów za podsycanie w łatwowiernych 

widzach b

łędnych naukowych przekonań. Tak więc nawet „sceptyczne”, żywiące dysfunkcyjną wiarę umysły mogą 

czasami popa

ść w zamroczenie co do natury filmowej fikcji.

Wspó

łczesnym Amerykanom zdarza się określać domniemane paranormalne wydarzenia czy doświadczenia 

mianem 

„woo-woo”. Termin ten jest onomatopeją, żartobliwą imitacją dźwięku, jaki wydaje z siebie mimowolnie 

cz

łowiek zdumiony czymś tajemniczo niezwykłym. To specyficzne wyrażenie uwidacznia kolejną wspólną cechę 

humoru i zjawisk paranormalnych: Humor tak

że pobudza do charakterystycznej, mimowolnej wokalizacji – do 

śmiechu.

Istniej

ą również inne słowa, które z pewnością nie kwalifikują się do słownika opisującego to, co nęcąco nieznane, 

ale których etymologia zdradza ich dawne, okultystyczne konotacje. Kto

ś, kto jest osłupiały (aghast), doświadcza 

zapewne tego samego lub podobnego rodzaju l

ęku czy strachu co osoba przesądna lub ktoś, kto spotyka ducha. 

Chocia

ż słowo aghast nie ma dziś odniesień paranormalnych, to jednak etymologicznie ghast znaczyło kiedyś 

ghost (duch), i powiedzenie, 

że ktoś jest aghast, było równoznaczne ze stwierdzeniem, że osoba ta była nękana 

przez ducha.

Podobnie s

łowo amusement (zabawa, rozrywka), które współcześnie utraciło zabarwienie paranormalne, kojarzone 

by

ło niegdyś z istotami nadprzyrodzonymi, zwanymi muzami. Z kolei termin bemusement (otumanienie, 

zamroczenie) okre

śla stan zmącenia umysłu, bycia oszołomionym, zmieszanym, pogrążonym w marzeniach na 

jawie lub w my

ślach, całkowicie czymś pochłoniętym. Zjawiska paranormalne nie tylko bawią (amuse), lecz także 

przyprawiaj

ą o zawrót głowy (bemuse). Podsumowując – przyjemność, jaką dostarczają nam zjawiska 

paranormalne, równa si

ę rozrywka (amusement) plus oszołomienie (bemusement).

Istnieje jeszcze inna kategoria s

łów, potwierdzających twierdzenia radosnego paranormalizmu, których jeden 

odcie

ń znaczeniowy mówi o tym, że coś jest paranormalne, inny zaś o tym, że coś jest bardzo pociągające. Co 

charakterystyczne, w danej sytuacji, w której u

żywa się słowa należącego do tej kategorii, już od pierwszej chwili 

jest zupe

łnie jasne, czy ktoś ma na myśli coś paranormalnego, czy nie.

Na przyk

ład słowa charm (czar, urok, maskotka, amulet) można używać w odniesieniu do przedmiotu mającego 

nadprzyrodzon

ą moc przyciągania dobra i odpędzania zła, gdy tymczasem w innym znaczeniu to samo słowo służy 

do okre

ślenia specyficznego rodzaju atrakcyjności i powabu. Innymi słowami należącymi do tej samej kategorii są: 

haunting (nawiedzany przez duchy, cz

ęsto odwiedzany, popularny), enchanting (stosujący czary, czarujący, 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (5 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

zachwycaj

ący), ensorcelling (stosujący czary, czarodziejski) i magical (mający związki z magią, magiczny, 

wspania

ły).

W ko

ńcu istnieje także szara strefa znaczeń paranormalnych. Zalicza się do niej te kategorie wyrażeń, w których 

przypadku cz

ęsto nie jest jasne, nawet w danym, ściśle określonym kontekście, czy odnoszą się one do czegoś 

paranormalnego, czy nie. S

ą to bardzo sprytne słowa, w tym sensie, że mówca, który ich używa, zawsze może, jeśli 

zostanie przyparty do muru, odeprze

ć zarzuty, mówiąc na przykład: „No cóż, tak naprawdę to wcale nie miałem na 

my

śli niczego niesamowitego”.

Dobrym przyk

ładem tego rodzaju wyrazów o niejednoznacznym znaczeniu jest słowo omen. Z paranormalnego 

punktu widzenia omen jest nadprzyrodzonym znakiem, nadnaturaln

ą zapowiedzią czegoś dobrego lub złego. Omen 

funkcjonuje w j

ęzyku angielskim także jako czasownik, należący do rodziny synonimów, w której skład wchodzą 

takie s

łowa jak zapowiadać, przepowiadać, wróżyć, zwiastować, dawać pojęcie, prognozować, przeczuwać, 

przewidywa

ć i wieszczyć.

W miar

ę upływu czasu znaczenie tych terminów uległo znacznej zmianie. Chociaż niektóre z nich kojarzone były 

niegdy

ś ze zjawiskami paranormalnymi, dziś używane są one zarówno przez statystyków, jak i wróżbitów.

S

łowo foreshadow (zapowiadać, zwiastować) należy do kategorii terminów wyrażających ideę paranormalności 

poprzez odniesienie do cienia i mroku (shadow). Poniewa

ż w cieniu i mroku, które są niematerialne, ulotne i 

zwiewne, zdaj

ą się kryć tajemnice, słowa te są dobrymi metaforami odnoszącymi się do zjawisk paranormalnych.

S

łowem shadow można także nazwać ducha zmarłej osoby, scjomanci zaś zajmują się wróżeniem na podstawie 

wygl

ądu takiego ducha (cienia) lub porozumiewając się z nim. Terminu scjozofia demaskatorzy zjawisk 

paranormalnych u

żywają na określenie astrologii, chiromancji oraz innych tradycyjnych metod nadprzyrodzonego 

zdobywania wiedzy.

Prawie z tego samego powodu, dla którego s

ą one faworyzowane przez zwolenników zjawisk paranormalnych, 

cienie (shadows) ciesz

ą się od dawna zasłużoną sławą w świecie rozrywki i zabawy. Stanowią one inspirację dla 

żnego rodzaju wytworów ludzkiej fantazji oraz są źródłem nieustannej uciechy, jak w przypadku dziecięcej 

zabawy polegaj

ącej na robieniu „zajączków” na ścianie. Warto także pamiętać, że teatr cieni cieszył się kiedyś 

wielk

ą popularnością w Indiach, do dziś zaś przetrwał na indonezyjskiej wyspie Bali.

Tak

że słowo serendipity należy ulokować gdzieś w mrocznej krainie znaczeń na wpół paranormalnych. Określa ono 

zdolno

ść czynienia znaczących i ważnych odkryć w sposób przypadkowy lub też całkowicie niespodziewanie, na 

przyk

ład w trakcie poszukiwania czegoś zupełnie innego. Czy tego rodzaju szczęśliwy dar ma charakter 

paranormalny, czy nie?

Do plusów nale

ży zaliczyć to, że tego rodzaju umiejętność, podobnie jak zjawiska paranormalne, jest definiowana 

negatywnie: znalezione zostaje co

ś, czego wcale nie poszukiwano. Większość słowników odnotowuje, że 

serendipity jest 

„domniemanym” lub „rzekomym” talentem, podobnie jak ma się rzecz w przypadku domniemanych 

zdolno

ści paranormalnych, takich jak telepatia czy prekognicja.

Podobnie jak zjawiska paranormalne, tak

że koncepcja serendipity jest głęboko zakorzeniona w popularnej 

rozrywce. Horace Walpole (1717-1797) zaczerpn

ął ideę serendipity oraz jej nazwę z pewnej perskiej bajki o trzech 

ksi

ążętach z Serendibu (Sri Lanki). Zgodnie ze słownikowymi definicjami wszystkie odkrycia dokonane dzięki tej 

zdolno

ści są pożyteczne i pożądane; serendipity jest w swojej istocie komiczna, tak jak i większość zjawisk 

paranormalnych.

Jak mówi

ł Walpole, serendipity jest darem, którym obdarzeni byli trzej książęta, którzy „przez przypadek lub dzięki 

bystro

ści umysłu znajdowali rzeczy, których wcale nie szukali”. Tak więc serendipiy podobna jest do zjawisk 

paranormalnych tak

że pod tym względem, że wiąże się z wiedzą uprzednią (bystrość umysłu).

Po stronie minusów serendipity i zjawiska paranormalne ró

żnią się co do sposobu posługiwania się swoją wiedzą 

uprzedni

ą. Paranormalne przedstawienie odgrywane jest na scenie powszechnej wiedzy, jednak dzieje się to tak 

p

łynnie, że większość widzów wcale nie zwraca uwagi na sceniczne deski. Słownictwo opisujące to, co nęcąco 

nieznane, niczym dobry aktor w dobrej sztuce sprawia, 

że scena zdaje się znikać. Przez pewien czas osoba 

poch

łonięta danym zjawiskiem paranormalnym zapomina całkowicie o istnieniu dawnej, ustalonej wiedzy.

Tymczasem stosunek serendipity do wiedzy uprzedniej jest zupe

łnie odmienny niż w przypadku zjawisk 

paranormalnych. W momencie manifestowania si

ę serendipity dana osoba doświadcza nowego, osobistego 

objawienia, gdy wiedza, któr

ą już ma, oświetla nagle jakieś doznane przypadkowo zdarzenie. Osoba przeżywająca 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (6 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

epizod serendipity zdaje sobie spraw

ę z istnienia swojej własnej, praktycznej wiedzy uprzedniej, dokonując nowego 

odkrycia; jest to owa 

„bystrość umysłu”, o której była mowa powyżej.

Serendipity uwydatnia swoj

ą wiedzę uprzednią. Dana osoba korzysta z tego, co już wie, co ma niejako pod ręką, by 

dokona

ć szczęśliwego odkrycia. Jak ujął to Walpole, serendipity jest koncepcją, która potwierdza obserwację 

Pasteura, 

że przypadek wybiera umysł odpowiednio przygotowany.

S

łownik kryje w sobie jeszcze wiele innych nie odkrytych dotąd słów mających związki ze zjawiskami 

paranormalnymi. Spostrze

żenia pokoleń obserwatorów zjawisk paranormalnych spoczywają uśpione w języku. 

Wiele rzadkich, przestarza

łych, archaicznych i nie używanych już dziś słów stanowi potencjalne źródło wiedzy, 

która mo

że pomóc nam w lepszym zrozumieniu zjawisk paranormalnych.

Znakomit

ą ilustrację tej zasady stanowi stare szkockie słowo fey. Nie tylko określa ono często występujące, 

pozornie paranormalne zjawisko, które uchodzi uwagi wspó

łczesnych badaczy, lecz także jest słowem mającym 

szeroki zakres paranormalnych znacze

ń. W słowie fey mieszają się ze sobą liczne standardowe znaczenia 

przynale

żne do słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, uzupełnione pewną zaskakującą obserwacją. 

Opisuje ono bowiem pewne nie rozpoznane dot

ąd paranormalne doświadczenie będące często udziałem 

umieraj

ących osób. Występowanie tego niezwykłego zjawiska mogą potwierdzić lekarze, pielęgniarki i pracownicy 

hospicjów, którzy badaj

ą przedśmiertne doznania swoich padopiecznych.

Fey jest s

łowem bardzo pojemnym; skupia w sobie wiele specyficznych odcieni znaczeniowych zjawisk 

paranormalnych, które dot

ąd zidentyfikowano. Biorąc pod uwagę jedno z jego licznych znaczeń, fey jest po prostu 

synonimem s

łowa paranormalny, jako że może ono znaczyć „nadprzyrodzony, nie z tego świata, dziwny”. Fey 

wykazuje równie

ż związki znaczeniowe z humorem (może znaczyć czasami „cudaczny, kapryśny”) oraz poczuciem 

l

ęku (może odnosić się do stanu, w którym dana osoba przeczuwa zbliżającą się śmierć lub inne 

niebezpiecze

ństwo). Fey zawiera w sobie także aspekt anormalności związany ze zjawiskami paranormalnymi, jako 

że może ono także znaczyć „mający zaburzenia umysłowe, szalony, o pomieszanych zmysłach, niespełna rozumu 
oraz wielce zaniepokojony z powodu zbli

żającej się śmierci”. Fey może odnosić się do paranormalnej zdolności 

widzenia przysz

łości i być czasami synonimem słowa jasnowidzący. Ponieważ fey określa również „zdolność do 

widzenia wró

żek”, można je również zaliczyć do wyróżnionego przez nas powyżej drugiego rodzaju słownictwa 

opisuj

ącego to, co nęcąco nieznane, które odnosi się do pewnego rodzaju paranormalnych bytów. Słowo fey ma 

nawet znaczenie, które mo

że spodobać się tym natrętnym, starym złośnikom, funda-chrześcijanom, jako że w 

minionych latach znaczy

ło ono także „przeklęty”.

Istnieje jeszcze jedno znaczenie s

łowa fey, które jest jednak znacznie ważniejsze dla badań zjawisk 

paranormalnych ni

ż wszystkie wymienione dotąd. Słowo to może mianowicie określać dziwne, euforyczne 

zachowanie danej osoby poprzedzaj

ące bezpośrednio jej śmierć, stan nienaturalnie dobrego nastroju lub uniesienia 

obserwowany cz

ęsto u umierających osób tuż przed śmiercią. Współcześni leksykografowie definiujący to 

znaczenie s

łowa fey piszą najczęściej, że jest to „domniemany” stan świadomości, który, „jak niegdyś wierzono”, 

wyst

ępował bezpośrednio przed śmiercią. Tego rodzaju wyrażenia sugerują, iż współcześnie słowo fey nie opisuje 

żadnego rzeczywistego zjawiska. Dzisiejsi autorzy słowników zakładają, że dawna koncepcja, zgodnie z którą 
umieraj

ące osoby stają się fey, jest czystym wymysłem naszych prababek.

Jednak na podstawie osobistych kontaktów z umieraj

ącymi osobami wiem, że zjawisko to rzeczywiście występuje i 

jest dosy

ć powszechne. Podejrzewam, że powodem, dla którego przeciętny człowiek nie zdaje sobie już sprawy z 

jego istnienia, jest to, 

że na początku XX wieku miejscem, w którym ludzie najczęściej umierają, przestał być ich 

dom, a zacz

ął być szpital. Lekarze i pielęgniarki delikatnie wypraszali najbliższe osoby swoich umierających 

pacjentów z sali, na której si

ę oni znajdowali, bezpośrednio przed nastąpieniem zgonu. Personel medyczny sądził, 

że bycie świadkiem śmierci bliskiej osoby mogłoby mieć bardzo negatywny emocjonalny wpływ dla członków jej 
rodziny. W konsekwencji takiego post

ępowania zjawisko określane słowem fey zostało zapomniane wśród 

szerokich rzesz spo

łeczeństwa.

Obecnie sposoby post

ępowania z umierającymi ponownie się zmieniają i członków ich rodzin zachęca się wręcz do 

tego, by towarzyszyli swoim najbli

ższym aż do samego końca. Lekarze i pielęgniarki często zostawiają w takim 

wypadku rodzin

ę sam na sam z umierającą osobą, tak iż wszyscy razem mogą uczestniczyć w tych 

zdumiewaj

ących ostatnich momentach jej życia. Przypuszczam więc, że szerokie rzesze społeczeństwa wkrótce 

ponownie u

świadomią sobie fakt istnienia owego dziwnego stanu świadomości pojawiającego się u wielu osób 

bezpo

średnio przed śmiercią.

Pojedyncze s

łowa i wyrażenia nie są jedynymi winowajcami

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (7 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Rado

śni zwolennicy zjawisk paranormalnych, którzy badają opisujący je język, nie powinni koncentrować się 

wy

łącznie na pojedynczych słowach czy zwrotach. Powszechnie przyjęty sposób mówienia o zjawiskach 

nadprzyrodzonych obejmuje bowiem swoim zasi

ęgiem także dłuższe jednostki językowe. Przyjmują one formę 

asekuracyjnych zda

ń, standardowych zaprzeczeń, które zwykle tak dyskretnie wtrąca się do wypowiedzi na temat 

zjawisk paranormalnych, 

że czasami trudno w ogóle je zauważyć.

„Nigdy dotąd nie wierzyłem w takie rzeczy, ale...”
„Zawsze myślałem, że ludzie interesujący się zjawiskami paranormalnymi są stuknięci, ale...”
„Nikt w mojej rodzinie nie traktował nigdy duchów czy postrzegania pozazmysłowego poważnie, ale...”
„Przez całe życie bylem sceptykiem, ale...”

Te i szereg podobnych zwrotów porozrzucanych jest beztrosko to tu, to tam w sprawozdaniach z pierwszej r

ęki 

mówi

ących o paranormalnych przeżyciach. Zwykle kiedy ktoś opisujący jakieś domniemane zjawisko paranormalne 

pos

ługuje się jedną z tych szablonowych formułek, rozmowa toczy się dalej gładko i bez większych zgrzytów.

Dla wytrawnego ucha radosnego badacza zjawisk paranormalnych wszystkie te 

„ale” brzmią jednak podejrzanie. 

S

łysząc je zadaje on sobie pytanie, dlaczego tego rodzaju zwroty są tak bardzo rozpowszechnione w 

sprawozdaniach opisuj

ących zjawiska paranormalne.

Owe standardowe formu

łki stosowane są sprytnie i z rozmysłem niedbale w celu podlizania się słuchaczowi lub 

czytelnikowi. Na pozór robi

ą one wrażenie, iż mówca lub pisarz jest człowiekiem rozsądnym; w rzeczywistości 

jednak przewrotnie s

łużą do złagodzenia krytycznego nastawienia odbiorców. Owe banalne sentencje używane są 

tak cz

ęsto, że przedstawiciele radosnego paranormalizmu zaliczają je do charakterystycznych cech relacji na temat 

zjawisk paranormalnych.

Zwi

ązek z rozrywką zostaje ostatecznie ustalony

W trakcie naszego d

ługiego safari wiodącego po bezdrożach paranormalnych znaczeń upolowaliśmy sporo nowych 

gatunków s

łów, które pozwalają nam ustalić bliskie związki łączące zjawiska paranormalne ze światem rozrywki. To 

jeszcze jedna wskazówka 

świadcząca o tym, jak bardzo beztrosko i niedbale kultywujący dysfunkcyjną wiarę 

badacze podchodz

ą do należących do zjawisk paranormalnych znaczeń, które, w o wiele większym stopniu niż w 

przypadku wi

ększości innych dyscyplin, zależne są od słów. '

Podkre

ślam raz jeszcze: mimo że zaproponowany przeze mnie sposób postępowania jest nudny i nieinteresujący, 

nie ma on nic wspólnego z przesadn

ą pedanterią. Nuda, oschłość i monotonia wiążąca się z pozornie mało istotną, 

precyzyjn

ą analizą znaczeń, pozwalają wyjaśnić, dlaczego fakt, iż zjawiska paranormalne są rozrywką, pozostawał 

przez tak d

ługi czas niezauważony. Hołdujący dysfunkcyjnej wierze badacze błądzą po omacku w labiryncie, jakim 

jest j

ęzyk opisujący zjawiska paranormalne. Stała dbałość o słowa stanowi rodzaj nici Ariadny, za którą mogą 

pod

ążać radośni zwolennicy zjawisk paranormalnych w poszukiwaniu nowych, często zaskakujących sposobów 

zdobywania wiedzy na temat tego, co nieznane.

Aby s

łownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, mogło być używane w celach rozrywkowych, musi ono 

wspó

łdziałać z jedną ze substruktur ustalonej wiedzy. Jakie są związki rozrywkowego języka opisującego zjawiska 

paranormalne z jego intryguj

ącą epistemologią? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto umieścić zjawiska 

paranormalne w specyficznej kategorii zabawy i rozrywki, do której w istocie nale

żą.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (8 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 7

KLASYFIKACJA ZJAWISK PARANORMALNYCH

Jak dot

ąd w naszej podróży przyjrzeliśmy się z bliska trzem usankcjonowanym kategoriom dyskutantów 

uczestnicz

ących w debacie na temat zjawisk paranormalnych oraz przedstawiliśmy powody, dla których należy 

przezwyci

ężyć stworzony przez nich impas, zapraszając do debaty czwartą kategorię uczestników – radosnych 

badaczy zjawisk paranormalnych. Zbadali

śmy także nowy sposób postrzegania samych zjawisk paranormalnych, 

dostrzegaj

ąc ich stronę humorystyczną i rozrywkową, i tym samym legitymizując rolę radosnych badaczy zjawisk 

paranormalnych w dyskusji. Wreszcie prze

śledziliśmy rolę, jaką w kształtowaniu naszego podejścia i zrozumienia 

(lub mo

że niezrozumienia) zjawisk paranormalnych odgrywa wiara i dysfunkcyjna wiara, a także używane do ich 

opisu s

łownictwo.

Teraz przyjrzyjmy si

ę bliżej samym zjawiskom paranormalnym, zobaczmy, czy uda nam się zbliżyć do zrozumienia 

tego, czym one s

ą i czym nie są, a także dostrzec nawet jakieś podobieństwa między nimi a innymi z naszych 

życiowych doświadczeń i przeżyć – podobieństwa, które być może pomogą nam rozpoznać (poznać na nowo) to, 
czego szukamy.

Ostateczne wnioski radosnego paranormalizmu na temat tego, czym s

ą zjawiska paranormalne – mianowicie 

rodzajem rozrywki i zabawy 

– umożliwiają nam dokonanie ich zgrabnej i usprawiedliwionej klasyfikacji.

Definiowanie i klasyfikowanie to odmienne, acz pokrewne czynno

ści, tak więc radosnego badacza zjawisk 

paranormalnych zdziwieniem napawa fakt, 

że przedstawiciele trzech głównych ugrupowań hołdujących 

dysfunkcyjnej wierze przywi

ązują tak małą uwagę do sposobów klasyfikowania zjawisk paranormalnych.

U

świadomienie sobie tego, że zjawiska paranormalne są ściśle powiązane z rozrywką i zabawą, pozwala umieścić 

je w jednej kategorii z innymi sposobami sp

ędzania wolnego czasu i rozrywki, które cieszą się popularnością z tego 

samego powodu, co zjawiska paranormalne: poniewa

ż wpływają one na zmianę świadomości, co odbierane jest 

jako przyjemne i po

żądane. Rozrywka zbieżna jest ze zjawiskami paranormalnymi także pod innymi, istotnymi 

wzgl

ędami, do których zalicza się fakt, iż wykazuje ona związki z humorem oraz jest zależna od koncepcji wiedzy 

uprzedniej. Znaczy to, i

ż są rzeczy, które, jak sądzimy, wiemy na temat danego rodzaju rozrywki, gdy tymczasem 

aktualne jej prze

życie często prowadzi nas do wniosków przeciwnych do tych, które wydawały nam się na początku 

oczywiste.

Nazwa

łem tego rodzaju rozrywkę periparanormalną. Branie w niej udziału oznacza wesołe igranie na pograniczu 

mi

ędzy tym, co znane i tym, co nieznane. Rozrywka periparanormalna czerpie swoją siłę z doprowadzania ludzi do 

stanu dynamicznego napi

ęcia między wiedzą a niewiedzą. Każdy rodzaj rozrywki dokonuje tego we właściwy mu, 

odr

ębny sposób. Zjawiska paranormalne czynią dokładnie to samo, zajmując pozycję na tle racjonalnej, od dawna 

ustalonej wiedzy, z któr

ą zdają się być w wyraźnej niezgodzie.

Przyjrzyjmy si

ę kategoriom tego, co nazywamy periparanormalną rozrywką i zobaczmy, czy także państwu uda się 

dostrzec paralele, które ja widz

ę, oraz czy pomoże to nam wszystkim dowiedzieć się czegoś więcej o całym 

interesuj

ącym nas tu zagadnieniu.

A. Hazard

Hazard dobrze pasuje do tej kategorii. Fakt, i

ż hazard klasyfikuje się jako rozrywkę, budzi zdumienie częściowo z 

tego powodu, 

że czasami ma on zgubny wpływ na zbytnio ulegające mu osoby, częściowo zaś dlatego, że 

koncepcja zyskiwania czego

ś za nic stanowi afront dla purytańskiej strony naszej [amerykańskiej] osobowości. 

Mimo to ludzie uprawiaj

ący hazard z pewnością dobrze się bawią. Zjeżdżają się tłumnie do znanych ośrodków 

hazardu, w których pe

łno jest także wszelkiego rodzaju lokali rozrywkowych. W ruinach jednej z greckich 

staro

żytnych wyroczni znaleziono przyrząd służący do wyznaczania losów używany do przewidywania przyszłości, 

który móg

ł być także z powodzeniem wykorzystywany do hazardu. Niektórzy archeologowie utrzymują, że kości (do 

gry) s

łużyły pierwotnie do wróżenia, a dopiero później zaczęto posługiwać się nimi w grach losowych. Dziś używa 

si

ę ich w wielu grach planszowych.

Hazardzi

ści maniacko liczą na swój szczęśliwy los, która to koncepcja, podobnie jak kwestia dobrych i złych 

omenów, nie mo

że się zdecydować, czy chce być uznana za paranormalną, czy nie. Podobnie jak w przypadku 

zjawisk paranormalnych koncepcja szcz

ęścia wyrażana jest za pośrednictwem różnego rodzaju wyrażeń. Na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

przyk

ład angielscy i amerykańscy hazardziści dokonują personifikacji przypadku, nazywając go Lady Luck (dosł. 

Pani Szcz

ęście). Koncepcja szczęśliwego losu w grze i zjawiska paranormalne spotykają się ze sobą również w 

archetypowych symbolach zwi

ązanych z przesądami, takich jak końska podkowa oraz inne talizmany mające moc 

przynoszenia szcz

ęścia. Wielu hazardzistów wierzy, iż dzięki swoim talizmanom uda im się wygrać fortunę. 

Niezwykle pojemne s

łowo fey może znaczyć „pechowy”, słowo serendipity zaś używane jest czasami na określenie 

„dobrej passy”.

Zaskakuj

ące koincydencje, które wydają się osobiście znaczące dla danej osoby, są, zdaniem niektórych badaczy 

zjawisk paranormalnych, wynikiem dzia

łania zasady synchroniczności; osoba doświadczająca tego rodzaju 

koincydencji ma cz

ęsto wrażenie, że wydarzyło się coś w niewyjaśniony sposób magicznego. Hazardzistów często 

nawiedza tajemnicze przeczucie, 

że właśnie tym razem uda im się wygrać; znacznie rzadziej owo przeczucie 

naprawd

ę urzeczywistnia się, wywołując w graczu wrażenie, iż miało ono charakter iście magiczny. Tak więc 

psychologia przypadku, która tak potrafi zauroczy

ć hazardzistów, przypomina tę dominującą pośród fanów zjawisk 

paranormalmych. Zagorzali gracze s

ą zwykle bardzo przesądni. Ten sam zarzut wysuwany jest zazwyczaj także 

wobec nas, zwolenników zjawisk paranormalnych.

B. Wykorzystywanie substancji chemicznych w celach rekreacyjnych

Tak zwane rekreacyjne wykorzystywanie substancji chemicznych wykazuje elementy wspólne zarówno ze 
zjawiskami paranormalnymi, jak i rozrywk

ą. Dobry przykład może tu stanowić historia podtlenku azotu (gazu 

rozweselaj

ącego). Dziś substancję tę stosują często jako środek znieczulający anestezjolodzy, zanim jednak 

odkryto owo zastosowanie, by

ła ona wykorzystywana do wywoływania stanów zbliżonych do nastycznej ekstazy, 

zdobywaj

ąc sobie przy tym sporą popularność. William James, podobnie jak inni filozofowie, naukowcy i 

psychologowie, wdycha

ł podtlenek azotu w celu osiągnięcia metafizycznych wglądów i doświadczenia odmiennych 

stanów 

świadomości. Benjamin Blood wychwalał stan wywołany przez tę substancję, twierdząc, że „atmosfera 

panuj

ąca w najwyższym ze wszystkich możliwych niebios musi składać się z tego właśnie Gazu”. Na początku XIX 

wieku gaz rozweselaj

ący używany był do celów teatralnych. W 1814 roku amerykański dziennikarz Moses Thomas 

opisa

ł swoją wizytę w tego rodzaju „teatrze świadomości” w Filadelfii, którego właściciel rozpylał dla swojej widowni 

gaz rozweselaj

ący w celach edukacyjnych i rozrywkowych.

C. Zdumiewaj

ące opowieści

Stosowanie gazu rozweselaj

ącego przynależy do tej samej tradycji, z której wywodzi się działalność innego, 

żyjącego ponad wiek później wielkiego amerykańskiego zwolennika zjawisk paranormalnych – Roberta Ripleya. 
Przez dziesi

ęciolecia Ripley podróżował po świecie, ślęcząc nad niezliczonymi książkami w poszukiwaniu 

osobliwo

ści i ciekawostek, które przedstawiał następnie w swoich cieszących się ogromną popularnością 

historyjkach obrazkowych w gazecie zatytu

łowanej „Belive It or Not” („Nie do wiary”). Ripley zebrał mnóstwo opisów 

niewiarygodnych koincydencji, anomalii rozwojowych, niecodziennych zdarze

ń, zdumiewających faktów, opowieści 

o ludziach obdarzony niezwyk

łymi talentami oraz innych dziwnych i niecodziennych informacji, które prezentował w 

sposób, który zarówno zdumiewa

ł, jak i bawił jego czytelników. Do jego najciekawszych odkryć należał mężczyzna, 

który, maj

ąc do dyspozycji kartkę z próbką pisma danej osoby, potrafił bezbłędnie określić jej płeć, posługując się 

kluczem zawieszonym na jedwabnej nici; dwie pary nie spokrewnionych ze sob

ą bliźniaczek, które nosiły te same 

imiona i nazwiska 

– Lorraine i Loretta Szymanski i pewnego dnia spotkały się nieoczekiwanie w jednej klasie i które, 

jak si

ę okazało, mieszkały w swoim bezpośrednim sąsiedztwie; oraz kobietę z Massachusetts, która kilka tygodni 

po porodzie odkry

ła, że na jej kolanach pojawiły się nagle i niespodziewanie wierne podobizny jej nowo 

narodzonego dziecka (co potwierdza

ły także dowody w postaci fotografii).

Historyjki obrazkowe Ripleya zach

ęcały czytelników do nadsyłania informacji o podobnych, niezwykłych i 

zdumiewaj

ących faktach. W rezultacie w okresie największej popularności do biura Ripleya trafiały tysiące listów, z 

których wybiera

ł on do publikacji co ciekawsze wiadomości. Wiele ze zgromadzonych przez niego artefaktów oraz 

dokumentacja zosta

ły następnie udostępnione publiczności w specjalnych salach wystawowych zwanych 

Odditoriums [Od odd 

– dziwaczny i audytorium – sala wykładowa (przyp. tłum.).], w późniejszym czasie zaś 

znanych jako Ripley's Belive It or Not Museums. Efekty, jakie prezentacje Ripleya wywiera

ły na ludzką świadomość, 

s

ą zbieżne z efektami wywoływanymi przez rzekome paranormalne przeżycia i zjawiska.

D. Niecodzienne informacje prasowe

Do kategorii periparanormalnej rozrywki mo

żna zaliczyć także zbieranie i rozpowszechnianie przez zawodowych 

dziennikarzy informacji nazywanych przez nich samych 

„wiadomościami niesamowitymi” (weird news). 

Dziennikarze ci gromadz

ą niecodzienne informacje pochodzące jedynie z godnych zaufania źródeł (nigdy z prasy 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

brukowej), dokonuj

ą ich klasyfikacji, a następnie publikują je. Na jedną ze standardowych kategorii tworzących tego 

rodzaju kolekcje sk

ładają się historie, których wiarygodność potwierdzana jest metodami dziennikarskimi, ale 

niekoniecznie naukowymi, i które wykazuj

ą związki ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jeden z opublikowanych 

ostatnio zbiorów zawiera mi

ędzy innymi, opowieść o kobiecie, rażonej piorunem w trakcie lektury książki Stephena 

Kinga, na której ok

ładce znajdował się wizerunek rażonego piorunem mężczyzny; relacja o fantomalnej katastrofie 

lotniczej na ko

ńcu pewnej zabudowanej ulicy w Pensylwanii, której mieszkańcy widzieli, słyszeli i czuli zapach 

rozbitego samolotu, ale wraku nigdy jednak nie znaleziono; oraz doniesienia o serii pojawie

ń się duchów w postaci 

cyrkowych klaunów w katedrze 

św. Pawła, a także szeregu ukazań się Dziewicy Maryi we własnej osobie. 

Specjali

ści od „niesamowitych wiadomości” prezentują zgromadzone przez siebie materiały w taki sposób, by 

zdumiewa

ć i jednocześnie bawić swoich czytelników. Książki będące rezultatami ich wysiłków cieszą się takim 

samym wzi

ęciem wśród zwolenników dobrej zabawy, jak i zjawisk paranormalnych.

E. Podró

że – prawda i fikcja

Pewne wyj

ątkowe rodzaje turystyki także należą do rodziny periparanormalnej rozrywki. Chodzi tu nie tylko o 

podró

że do miejsc odwiedzanych często przez ludzi spragnionych nowych wrażeń i sensacji – słynnych domów 

nawiedzanych przez duchy, staro

żytnych piramid, oraz innych podobnych miejsc cieszących się opinią niezwykłych 

i tajemniczych 

– ale głównie o relacje z podróży, pisma i biografie wędrujących po świecie, ekscentrycznych 

poszukiwaczy przygód, których nazwiska pojawiaj

ą się często w kontekście zjawisk paranormalnych. Te 

niespokojne i nieustraszone dusze, które odwa

żnie decydują się porzucić miłe i wygodne życie, by wyruszyć w 

nieznane i dalekie strony, robi

ą to w głównej mierze dlatego, że podróżowanie wpływa na zmianę stanu ich 

świadomości. Poszukują egzotycznych przygód w dalekich krajach przede wszystkim ze względu na dreszcz 
emocji, jaki towarzyszy odkrywaniu tego, co nieznane. Cz

ęsto opisują swoje przeżycia w dziennikach pełnych 

relacji o nadprzyrodzonych, niezwyk

łych zdarzeniach, które to dzienniki z tego właśnie powodu są wielce 

interesuj

ące dla badaczy zjawisk paranormalnych.

Pionierami tego rodzaju opisów podró

ży, z których kilka jest wciąż na nowo publikowanych, byli starożytni Grecy. 

Odyseja Homera jest jednym z najstarszych dzie

ł tego gatunku w literaturze Zachodu. Ten poemat epicki opowiada 

o przygodach Odyseusza, który b

łąkając się po morzu dociera do wielu tajemniczych krain, gdzie przeżywa wiele 

niecodziennych zdarze

ń, z których kilka ma wyraźnie paranormalny charakter.

Innym podró

żnikiem przeżywającym periparanormalne przygody, autorem cieszącego się dużą popularnością 

poematu b

ędącego opisem podróży w dalekie kraje, był Aristeas. Również żyjący w II wieku n.e. Pauzaniasz, z 

zawodu lekarz, napisa

ł obszerne dzieło poświęcone swoim podróżom do tajemniczych wyroczni oraz innych miejsc 

otoczonych nadnaturaln

ą, cudowną aurą.

Marco Polo (1254-1324), angielski orientalista i badacz sir Richard Burton (1821-1890), a tak

że Robert Ripley, 

zajmuj

ą honorowe miejsca na liście najsłynniejszych niestrudzonych poszukiwaczy przygód i podróżników. Pod 

wieloma wzgl

ędami trudności, jakie napotykali oni przy prezentacji swoich obserwacji, zbieżne są z trudnościami, z 

jakimi zmagaj

ą się badacze zjawisk paranormalnych: nie ruszający się ze swoich domów naukowcy krytykowali 

owych globtroterów zarzucaj

ąc im, często zupełnie niesprawiedliwie, oszustwo, mistyfikację – lub w najlepszym 

razie 

– ubarwianie faktów.

Oczywi

ście w latach poprzedzających powstanie CNN literatura podróżnicza naznaczona była piętnem 

wynikaj

ącym ze skłonności do przesady i fantazjowania. W celu sparodiowania tego rodzaju literatury spisano w 

formie na wpó

ł fikcyjnej dzieje niemieckiego poszukiwacza przygód i gawędziarza barona von Munchhausena 

(1720-1797). Jego nazwisko sta

ło się synonimem retorycznego stylu charakteryzującego się skłonnością do 

przesady i konfabulacji, komicznych przechwa

łek, które graniczą z czystym wymysłem lub nawet czymś w rodzaju 

pseudologia fantastica [Pseudologia fantastyczna, k

łamstwo patologiczne, inaczej mitomania (przyp. tłum.).].

Co ciekawe, nazwisko Miinchhausena trafi

ło także do słowników medycznych na określenie jednej z tych 

podobnych do hipochondrii metachorób, które wymagaj

ą od potencjalnego chorego wiedzy na temat tego, czym 

jest choroba. Zespó

ł Miinchhausena wiąże się jednak z kolejną metasferą znaczenia, wymagając od swoich ofiar 

nie tylko 'wiedzy na temat tego, czym jest choroba, ale tak

że tego, czym jest szpital. Pacjenci z zespołem 

Munchhausena, zwani równie

ż „szpitalnymi włóczęgami”, wędrują od szpitala do szpitala i usiłują się do nich za 

wszelk

ą cenę dostać, zdając personelowi lekarskiemu kłamliwe relacje na temat swoich nie istniejących chorób. 

Podobnie jak w przypadku hipochondryków oraz n

ękanych dysfunkcyjną wiarą fanów zjawisk paranormalnych, 

„szpitalnych włóczęgów” nie zniechęcają okoliczności i sytuacje, które ludzi normalnych skłoniłyby do zaniechania 
podobnych dzia

łań. Tak jak hipochondrycy uodpornieni są na zapewnienia lekarzy, iż nic im nie jest, tak pacjenci z 

zespo

łem Munchhausena nie dają za wygraną, nawet jeśli muszą znosić ból związany z zabiegami operacyjnymi 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

lub innymi inwazyjnymi procedurami diagnostycznymi.

(Podobnie osoby 

żywiące dysfunkcyjną wiarę w zjawiska paranormalne odrzucają powszechnie przyjęte językowe, 

logiczne i epistemologiczne kanony, dzi

ęki czemu udaje im się wierzyć w to, w co nie wierzą. W rzeczy samej nie 

tylko one, lecz tak

że wielu zdeklarowanych zwolenników i przeciwników zjawisk paranormalnych, uparcie trzyma 

si

ę swojego punktu widzenia, po prostu dlatego, że jest to ich punkt widzenia, a nie dlatego, że istnieją ku temu 

jakie

ś racjonalne przesłanki – w istocie często czynią tak pomimo dowodów przemawiających na niekorzyść takiej 

w

łaśnie postawy).

Chocia

ż Odyseusz, Marco Polo, sir Richard Burton i im podobni wielcy podróżnicy nie cieszyli się najlepszą 

reputacj

ą, jeśli chodzi o swoje naukowe przygotowanie, to przecież wnieśli znaczący wkład do poszerzenia ludzkiej 

wiedzy. Jako pierwsi opisali wiele zdumiewaj

ących zjawisk, które w ich czasach wydawały się niewiarygodne, 

u

żywając języka, który, mimo że był zapewne najlepszym z możliwych w danych okolicznościach, musiał zostać 

nast

ępnie zmodyfikowany i zweryfikowany w świetle dokonanych w późniejszym czasie obserwacji.

Ze swojej natury ka

żda z periparanormalnych rozrywek zakłada aktywne uczestnictwo w niej fanów, nawet jeśli ma 

ono jedynie charakter po

średni polegający na przykład na czytaniu sprawozdań. Fani periparanormalnych rozrywek 

musz

ą albo czytać, pisać lub rozmawiać na tematy takie jakie duchy, przeżycia z pogranicza śmierci, prorocze sny, 

niesamowite wiadomo

ści z serwisów informacyjnych czy krainy leżące poza granicami znanego świata; albo 

uczestniczy

ć w seansach, robić zakłady, palić jointy, poznawać historyjki i opowieści Ripleya, przysyłać mu listy z 

niezwyk

łymi informacjami, odwiedzać Odditorium, albo w jakiś inny sposób angażować się w tego rodzaju 

dzia

łalność po to, by doświadczyć osobliwej przyjemności wynikającej z periparanormalnej rozrywki związanej z 

niezgodno

ścią między tym, co znane, a tym, co nieznane.

A. Hazard w swoich najbardziej ekscytuj

ących momentach operuje na obszarze między tym, co znane, i 

tym, co nieznane; hazardzista stawia 

żeton na linii lub obstawia jedną liczbę w pełnej napięcia chwili, gdy 

los zmienia to, co nieznane, w to, co znane.

B. Osoby stosuj

ące substancje psychoaktywne poszukują intelektualnych doznań, eksplorując swoje 

wewn

ętrzne granice poznania.

C. i D. Ripley oraz dziennikarze specjalizuj

ący się w wynajdywaniu niecodziennych informacji bawią 

czytelników prezentuj

ąc im dziwne i zaskakujące, w stosunku do posiadanej przez nich wiedzy uprzedniej, 

fakty i wydarzenia.

E. Dawna literatura podró

żnicza przyciągała czytelników, czyniąc z horyzontu geograficznego symbol 

granicy mi

ędzy znanym i nieznanym.

Po

żegnanie z tym, co wiemy

By dobra

ć się do słodkiego miąższu przyjemności wynikających z konfrontacji tego, co znane, z tym, co nieznane, 

ka

żda z periparanormalnych rozrywek wypracowała swój własny system reguł umożliwiających „pożegnanie się” 

odbiorcy z okre

ślonymi założeniami natury logicznej i językowej (czasami także prawnej!) – a wszystko po to, by 

spot

ęgować radosne podniecenie wynikające z pozornego zderzenia znanego z nieznanym.

Na tej samej zasadzie zjawiska paranormalne zmuszaj

ą do zniesienia określonych założeń natury logicznej i 

j

ęzykowej, lawirując między nieugruntowanymi metaforami i pustymi negacjami w taki sposób, by dostarczyć nam 

jak najwi

ęcej radosnego nonsensu na temat życia po śmierci, prekognicji, czytania myśli itd.

* Hazardzista wierzy, 

że na pewien czas prawa rachunku prawdopodobieństwa mogą przestać 

obowi

ązywać, modląc się o to, by spadający meteoryt lub piorun trafił właśnie w niego, sprowadzając nań 

deszcz pieni

ędzy.

* Osoby u

żywające substancji chemicznych w celach rekreacyjnych igrają z prawnymi ograniczeniami w tej 

kwestii.

* Ripley wykorzystywa

ł przywilej dany dziennikarzowi i rysownikowi umożliwiający mu swobodne 

przedstawianie innych 

światów i egzotycznych miejsc w sposób silnie pobudzający ludzką wyobraźnię.

* Dziennikarze publikuj

ący „niesamowite wiadomości” podważają ustalone dziennikarskie zasady, 

przyznaj

ąc otwarcie, że, owszem, rozrywka jest jedną z funkcji dziennikarstwa.

* Podró

żujący po świecie autorzy dawnej literatury podróżniczej cieszyli się wyjątkową reputacją. Przez 

pewien czas ka

żdy z nich uważany był, na podstawie ich własnych relacji, za jedynego człowieka, któremu 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

uda

ło się dotrzeć do jakiegoś wyjątkowo dziwnego i niedostępnego miejsca.

U podstaw wszelkiego rodzaju periparanormanej rozrywki le

ży także element humoru, który został przez nas 

zidentyfikowany jako jeden z g

łównych aspektów zjawisk paranormalnych.

* Gdy trafi im si

ę duża wygrana, hazardziści wybuchają zwykle spontanicznie śmiechem, kasyna zaś 

zatrudniaj

ą komików mających zabawiać gości.

* Alkohol, haszysz, podtlenek azotu i LSD nale

żą do substancji wpływających na świadomość, które są 

popularne mi

ędzy innymi dlatego, że wywołują wesołość.

* Czytelnicy Ripleya znajdowali jego artyku

ły i rysunki na tych stronach gazet, które poświęcone były 

humorowi.

* Nazwisko Munchhausena kojarzy si

ę dziś z komicznymi przechwałkami, wydawane zaś w formie 

ksi

ążkowej zbiory niecodziennych wiadomości mają charakter wyraźnie humorystyczny.

 

W rzeczy samej o periparanormalnej rozrywce mo

żna powiedzieć, że polega ona na zabawie z tym, co nieznane i 

śmieszne (funny), przy czym należy brać pod uwagę prawie każde ze znaczeń słowa funny, jakie notują znane 
s

łowniki: wywołujący śmiech, zabawny, śmieszny; w nie najlepszym zdrowiu lub w nie najlepszym porządku; 

dziwny, niesamowity, dziwaczny; nieortodoksyjny; dotycz

ący komiksów (takich jak krótkie historyjki obrazkowe 

publikowane w gazetach zwane po angielsku funnies); oraz, w dawniejszych czasach, podchmielony, pijany. Krótko 
mówi

ąc, oddawanie się periparanormalnej rozrywce polega na konfrontacji z tym, co nieznane w duchu komizmu.

Istnieje jeszcze jedna kategoria, najwi

ększa ze wszystkich

Dziedzin

ę periparanormalnej rozrywki konstytuują wszystkie omówione powyżej elementy strukturalne. Na którym 

pi

ętrze w tym periparanormalnym gmachu należy jednak dokładnie umieścić zjawiska paranormalne? Lub też, który 

dzia

ł periparanormalnego gabinetu osobliwości zajmują zjawiska paranormalne?

Z definicji zjawiska paranormalne pokrywaj

ą się częściowo z każdym z rodzajów periparanormalnej rozrywki. 

Wydaje si

ę jednak, że zjawiska paranormalne mają najwięcej wspólnego z popularnym, periparanormalnym 

rodzajem rozrywki, który jak dot

ąd nie został wymieniony z nazwy, a mianowicie z nonsensownym humorem. 

Chodzi tu o taki rodzaj rozrywki, który, podobnie jak zjawiska paranormalne, polega na czerpaniu rado

ści z 

czystego nonsensu.

Atrakcyjno

ść zjawisk paranormalnych opiera się częściowo na humorze, częściowo na nonsensie. Tak więc radośni 

badacze zjawisk paranormalnych zak

ładają, że urok zjawisk paranormalnych zbliżony jest do uroku 

nonsensownego humoru.

Alicja w krainie czarów, Alicja po drugiej stronie lustra, Flatlandia i inne, pe

łne nonsensownego humoru książki 

prezentuj

ą ten sam, lub zbliżony, rodzaj pozornie pozaświatowej cudowności, który charakteryzuje wiele 

domniemanych do

świadczeń paranormalnych. Opowieści Lewisa Carrolla o wyprawach Alicji do tajemniczej krainy 

świadczą o tym, że ich autor dysponował wiedzą na temat odmiennych stanów świadomości wywoływanych przez 
substancje psychoaktywne i zwierciadlanych wizji. Oba te rodzaje do

świadczeń są od dawna znane szamanom, a 

tak

że praktykującym badaczom i zwolennikom zjawisk paranormalnych.

Benjamin Franklin mia

ł rację mówiąc: „Ponieważ czary to nonsens, tak więc nonsens to czary”. Znanym faktem 

dotycz

ącym nonsensu jest to, że wielu ludzi pilnie nad nim pracuje, starając się usunąć z niego możliwie najwięcej 

„non” i pozostawić sam „sens”. Dzięki temu zjawiskom paranormalnym i nonsensownemu humorowi udaje się nas 
bawi

ć formalnymi i logicznymi niedorzecznościami. Podstawowe założenia, na jakich opiera się periparanormalna 

rozrywka, daj

ą nonsensownemu humorowi i zjawiskom paranormalnym niezwykłą swobodę w obchodzeniu się z 

elementarnymi zasadami logiki oraz normami lingwistycznymi.

Aby udowodni

ć, że nonsens jest czarujący, należy zbadać potoczne słownictwo opisujące to, co bezsensowne, 

które zawiera stosunkowo ma

ło słów należących do „poważnie brzmiącej” terminologii, takich jak absurdalny, 

niezrozumia

ły, nonsensowny, bezsensowny. Kilka słów opisujących nonsens mówi podłe i brzydkie rzeczy o 

nonsensie, przyrównuj

ąc go do śmieci i odpadków. Słowami rubbish (bzdury, brednie, śmieci, nieczystości) 

tommyrot (nonsens, dos

ł. Tommy – głupek, rot – zgnilizna) mogą posługiwać się w celu wyrażenia swojego 

nastawienia do zjawisk paranormalnych wzdychaj

ący gliniarze i inni cynicy. I chociaż żaden pruderyjny radosny 

badacz zjawisk paranormalnych nigdy si

ę nimi nie posłuży, faktem jest, że w języku potocznym istnieje cała masa 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

szorstkich, niemi

łych, obscenicznych i wulgarnych określeń będących synonimami słowa nonsens, które dają wyraz 

temu samemu niezadowoleniu, jakie 

żywi w stosunku do zjawisk paranormalnych wielu dysfunkcyjnych funda-

chrze

ścijan.

Jednak zdecydowanie najwi

ększa liczba istniejących w języku potocznym synonimów słowa nonsens ma żartobliwy 

charakter. Ponury fundamentalista pozostaje ca

łkowicie nieczuły na tkliwy, krotochwilny urok takich angielskich 

s

łów jak: balderdash, flummery, cockamamie, piffle, humbug, claptrap, bombast, twaddle, twattle, twiddle-twaddle, 

fiddle faddle, gabble, gibble-gabble, fiddledeedee, gibberish, hogwash, moonshine, jabbenvocky, tomfoolery, 
fundangle, hooey, hokum, blather, babble, babblement, bibbde-babble, gobbledygook, malarkey rantum-scantum, 
poppycock, skimble-skamble, falderal, baLlyhoo, bunkum, flubdub, f

żble fable, balonet', lollygag, flamdoodle, 

flapdoodle, fiddlesticks, flummadiddle, hocus-pocus i mumbo jumbo [W j

ęzyku polskim, który jest pod tym 

wzgl

ędem znacznie uboższy, mamy na przykład: dyrdymały, lelum-polelum, banialuki, paplanina, bzdety, figle-

migle, androny, duby smalone, ple

ść trzy po trzy (przyp. tłum.).].

Obawiam si

ę, że w tym momencie niektórzy mogą dojść do wniosku, że radosny paranormalizm stoi na stanowisku, 

i

ż zjawiska paranormalne są jedynie enigmatycznymi, zwiewnymi niczym puszek pojęciami, za którymi w 

rzeczywisto

ści nie kryje się nic ważnego czy istotnego. Otóż nic bardziej błędnego! Gottlob Frege, Bertrand Russell, 

Ludwig Wittgenstein, C. S. Lewis, Gilbert Ryle, A. J. Ayer, J. L. Austin, W. V Quine 

– wielcy analityczni filozofowie i 

logicy XX wieku 

– uznawali fakt, że koncepcja nonsensu jest jedną z zasadniczych koncepcji filozoficznych. 

Wspólnym wysi

łkiem wykazali, że istnieje wiele pożytecznych lub w inny sposób ważnych sposobów prowadzenia 

dyskursu, które mimo to s

ą nonsensowne z punktu widzenia zastosowanych standardów weryfikowalności, 

zrozumia

łości, logiki i języka. Austin zgrabnie podsumował dokonania wielu filozofów analitycznych, stwierdzając:

Co najwa

żniejsze i najbardziej oczywiste, udowodniono, że wiele „stwierdzeń”, jak to po raz pierwszy 

systematycznie wykaza

ł Kant, jest całkowitym nonsensem, mimo ich nienagannej formy gramatycznej; 

dalsze odkrycia za

ś nowych rodzajów nonsensu, niesystematycznych, mimo wysiłków zmierzających do 

ich klasyfikacji oraz tajemniczych, mimo starania, by je wyja

śnić, uczyniły ogólnie rzecz biorąc wiele 

dobrego.

(How To Do Things with Words, Cambridge, MA: Harvard University Press, 1973, s. 2) [Por. J.L. Austin, Jak dzia

łać 

s

łowami, w: Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, tłum. B. Chwedeńczuk, Wyd. Nauk. PWN, 

Warszawa 1993.].

 

Radosny paranormalizm wykaza

ł, że zjawiska paranormalne można zaliczyć do kategorii popularnej, 

periparanormalnej rozrywki, która ma wiele wspólnego z nonsensownym humorem. Tak wi

ęc kolejne pytanie brzmi: 

Czy zjawiska paranormalne s

ą ważnym i pożytecznym rodzajem nonsensu?

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 8

USPRAWIEDLIWIANIE ZJAWISK PARANORMALNYCH, A NAWET ICH BADANIE

Chc

ę, by państwo wiedzieli, że zdaję sobie sprawę z tego, co robię, stawiając tezę, zgodnie z którą zjawiska 

paranormalne s

ą ściśle związane z rozrywką i zabawą. Chociaż wierzę, że prezentowane przez mnie nowe 

spojrzenie polegaj

ące na ujęciu w szerszym kontekście całego zagadnienia zjawisk paranormalnych jest 

rzeczywi

ście jedynym sposobem umożliwiającym wyjście z impasu i w końcu wnosi coś istotnego do sprawy, to 

rozumiem tak

że, iż jednocześnie przyczyniam się w pewnym sensie do zahamowania dalszych naukowych badań 

na tym polu.

Niektórzy badacze traktuj

ący zjawiska paranormalne poważnie mogą niepokoić się tym, że zaliczanie tych zjawisk 

do kategorii rozrywki tym samym je deprecjonuje. Zdumieni, mog

ą zadawać sobie pytanie: „Jeśli zjawiska 

paranormalne s

ą jedynie formą rozrywki, to w jaki sposób można usprawiedliwić ich poważne badanie?”.

Jednak rzetelni i powa

żni badacze zjawisk paranormalnych nie muszą obawiać się solidnie ugruntowanych, 

rzetelnych i szczerych wniosków radosnego paranormalizmu, zgodnie z którymi zjawiska paranormalne s

ą 

pochodz

ącym nie wiadomo skąd nonsensem. Obawy, jakie mogą oni żywić, są iluzorycznymi produktami 

ubocznymi zwi

ązanymi z kwestią oceny, czy temat, o którym mówimy, wart jest poważnych badań, czy nie. Trzeba 

sobie powiedzie

ć, że problem usprawiedliwienia naukowych badań zjawisk paranormalnych nie dotyczy tylko 

pojedynczej kwestii, lecz ca

łej ich masy; w istocie chodzi bowiem o cały splot wątpliwych kwestii, które nie są 

w

łaściwie poklasyfikowane i z tego powodu gmatwają się i plączą ze sobą.

Po pierwsze, mamy kwesti

ę rozrywki i humoru jako takich.

S

łysząc powyższe pytanie (co często ma miejsce), radosny badacz zjawisk paranormalnych jest zawsze zdumiony 

sposobem u

życia w nim słowa jedynie. Pytanie zadawane jest zwykle takim tonem, jak gdyby osoba pytająca 

powtarza

ła mu jego własną, wygłoszoną wcześniej opinię, zgodnie z którą zjawiska paranormalne są , jedynie 

rozrywk

ą”. Przy czym słowo jedynie zawsze wypowiadane jest w taki sposób, który sugeruje podrzędną rolę 

rozrywki. Tymczasem radosny paranormalizm nigdy nie twierdzi

ł, że „zjawiska paranormalne są jedynie rozrywką”, 

w dodatku u

żywając słowa jedynie w pogardliwym sensie, jak czynią to zwykle osoby zadające tego rodzaju pytania.

Jak to jest z tym humorem?

Radosny paranormalizm nie oczernia, lecz podziwia i komplementuje zjawiska paranormalne, zwracaj

ąc uwagę, a 

nawet wyra

źnie podkreślając ich bliskie związki z humorem. Większość recept na szczęście wymienia zabawę, 

humor i rozrywk

ę pośród głównych składników dobrego i udanego życia.

Rozrywka dzia

ła inspirująco, sprzyjając także rozwojowi życia duchowego. Humor z kolei wyraża złożone problemy 

ludzkiej natury, wielu specjalistów za

ś twierdzi, że jest on przynależny jedynie naszemu gatunkowi. Rozrywka, 

zabawa i humor daj

ą nam pociechę, odprężenie i relaks. Cóż więc w tym złego?

Pami

ętajmy także, iż radosny paranormalizm roztacza przed fanami zjawisk paranormalnych przyjemne 

perspektywy, gdy tymczasem wzdychaj

ący gliniarze i demonolodzy chcą nas zniszczyć – pierwsi z nich za nasze 

zbrodnie i wykroczenia, drudzy dlatego, 

że podejrzewają nas o to, iż jesteśmy ich demonami. Prawidłowa 

klasyfikacja zjawisk paranormalnych dokonana przez radosny paranormalizm pokazuje wyra

źnie, dlaczego plany 

jego przeciwników dotycz

ące wyrugowania zjawisk paranormalnych na nic się jednak nie zdadzą. Zjawiska 

paranormalne i humor s

ą kochającymi się kuzynami i dlatego zjawisk paranormalnych, podobnie jak śmiechu i 

humoru, nie mo

żna usunąć z ludzkiej świadomości.

Jako jedna z form rozrywki zjawiska paranormalne s

ą pożądane ze względu na nie same; są one źródłem miłego 

podekscytowania i podnios

łego zadziwienia. Rozrywka, pod warunkiem że nie jest szkodliwa, nie potrzebuje 

żadnego innego usprawiedliwienia ponad to, iż jest tym, czym jest. W rzeczy samej to właśnie bliskie 
pokrewie

ństwo zjawisk paranormalnych i rozrywki jest powodem, dla którego wzdychający gliniarze i chrześcijanie 

staczaj

ą batalie wymierzone przeciwko tymże zjawiskom. Postępują tak z quasi-moralnych powodów, utrzymując, 

że zjawiska paranormalne są z gruntu szkodliwe – antynaukowe i antychrześcijańskie.

Zarówno naukowi sceptycy, jak i fundamentali

ści zmuszeni są twierdzić, że w niedalekiej przyszłości czekają nas 

drastyczne i straszne konsekwencje, je

śli pozwoli się nam, zwyczajnym ludziom, dalej traktować zjawiska 

paranormalne we w

łaściwy nam, beztroski i radosny sposób. Dlatego właśnie nasze igraszki z tymi uniwersalnie 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (1 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

ludzkimi zjawiskami tak bardzo ich interesuj

ą i stanowią przedmiot ich wielkiej troski. Naukowi sceptycy i 

fundamentali

ści mówią o groźnych zaburzeniach, które już występują lub będą występować w najbliższej 

przysz

łości w świecie, w którym żyjemy, i (albo) w świecie zjawisk nadprzyrodzonych, jeśli ludzkie wyobrażenia na 

temat zjawisk paranormalnych (jakiekolwiek by one by

ły) nie zostaną zweryfikowane lub w jakiś inny sposób ściśle 

dostosowane do postulowanych przez nich standardów.

Oni tak

że są poważni

Ci ludzie nie 

żartują. Traktują się niezmiernie poważnie i tego samego oczekują od innych. I społeczeństwo słucha. 

Bo przecie

ż czy nasi naukowcy i kaznodzieje nie należą do największych autorytetów w tym kraju? Stąd też wielu 

ludzi wykazuje niezwyk

łą ostrożność myśląc i dyskutując na temat tego, czy:

* zjawiska paranormalne s

ą czymś wystarczająco ważnym, by można się nimi na poważnie zajmować,

* s

ą one wiarygodne i możliwe do poznania, czy tylko jednym wielkim stekiem bzdur,

* mo

żna pozwolić na zorganizowanie kursu na temat zjawisk paranormalnych na uniwersytecie,

* badanie i studiowanie tych zjawisk powinno by

ć w ogóle dozwolone,

* mo

żna lub powinno się karać ludzi za to, że zajmują się zjawiskami paranormalnymi, a nawet stosować 

tortury i pali

ć ich żywcem na stosie.

Problem my

ślenia o zjawiskach paranormalnych jako rozrywce

Koncepcja rozrywki zak

łada jako okoliczność konieczną istnienie jednego lub kilku sposobów aktywnego 

uczestniczenia w niej ludzi. Analogicznie to, w jaki sposób kto

ś uczestniczy w zjawiskach paranormalnych, stanowi 

kryterium, wed

ług którego można ustalić, czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione, czy nie.

Czy mówimy tu o kim

ś z tabliczką owija, czy też o osobie, która jest obiektem długotrwałych badań nad fenomenem 

jasnowidzenia? Dyskutujemy o medium z gabinetu po drugiej stronie ulicy, czy o bardzo konkretnych rozwa

żaniach 

rz

ądów różnych krajów nad możliwością wykorzystania uniwersalnej energii parapsychicznej? Sposoby 

usprawiedliwienia bada

ń zjawisk paranormalnych zmieniają się w zależności od konkretnego przypadku, będąc 

funkcj

ą tego, w jaki sposób dana osoba w nich uczestniczy. Radośni badacze zjawisk paranormalnych mają serca i 

umys

ły otwarte na niuanse związane ze sposobami uczestnictwa w tychże zjawiskach.

Kim s

ą uczestnicy?

Kategoria 1. Fani zjawisk paranormalnych

Naukowi sceptycy s

ą w błędzie utożsamiając „fanklub” zjawisk paranormalnych z ludźmi, których uważają za ich 

zagorza

łych zwolenników. W istocie grupa, którą tworzą „fani” zjawisk paranormalnych, ma znacznie szerszy zasięg.

Poza prawdziwymi zwolennikami zjawisk paranormalnych (believers), s

ą jeszcze pseudozwolennicy (pseudo-

believers) oraz ci, których nazywam zwolennikami dysfunkcyjnymi (dysbelievers). Dla nich wszystkich zjawiska 
paranormalne s

ą czymś w rodzaju widowiska sportowego.

Dysfunkcyjni zwolennicy zjawisk paranormalnych, przypomnijmy, s

ą to osobnicy, którzy wierzą w to, w co nie 

wierz

ą. Podobnie jak kibice wrestlingu muszą oni – by móc czerpać przyjemność z tego, czym się pasjonują – 

wierzy

ć, iż to, co wiedzą, że się naprawdę nie dzieje, właśnie się dzieje.

Ka

żdy z dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych ma swój własny powód, dla którego wierzy w coś, w 

co nie wierzy. Gdyby by

ł on bowiem prawdziwym niedowiarkiem, wówczas nie miałby o czym dyskutować. 

Prawdziwi i dysfunkcyjni zwolennicy nie s

ą jedynymi fanami zjawisk paranormalnych. Do ich fanklubu należą także 

pseudoprzeciwnicy (pseudodisbelievers).

Ci ostatni, w przeciwie

ństwie do naukowych sceptyków, to szeregowi, przeciętni, niczym nie wyróżniający się 

sceptycy. Chocia

ż nie mają oni prawa nosić odznak przynależnych pełnokrwistym wzdychającym gliniarzom, 

po

święcają zjawiskom paranormalnym dużo czasu. Uwielbiają zjawiska paranormalne, ponieważ uwielbiają się z 

nimi nie zgadza

ć.

Fani b

ędący pseudoprzeciwnikami zjawisk paranormalnych poświęcają część swojego wolnego czasu, przekazując 

sobie nawzajem informacje na ich temat, czytaj

ąc „Skeptical Inquirer”, biorąc udział w spotkaniach klubów i grup 

dyskusyjnych sceptyków lub n

ękając parapsychologów podczas wykładów, a wszystko po to, by rozkoszować się 

wys

łuchiwaniem i opowiadaniem w kółko tych samych starych i nowych historii na temat nadprzyrodzonych zdarzeń 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (2 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

i zjawisk. Chocia

ż mniej liczni niż pseudozwolennicy zjawisk paranormalnych, stanowią wyraźnie określoną grupę 

fanów-hobbystów.

Istnieje tak

że mnóstwo szeregowych funda-chrześcijan, którzy czują szczególny pociąg do zjawisk paranormalnych, 

traktuj

ąc je jako swojego rodzaju arenę, na której mogą uprawiać swój ulubiony sport walki polegający na ściganiu i 

zwalczaniu demonów 

– wszelakich demonów z wyjątkiem swoich własnych, oczywiście.

Tak wi

ęc skład członków fanklubu zjawisk paranormalnych odzwierciedla trzypoziomową strukturę dyskusji na 

temat tych zjawisk, jak

ą od lat toczą ze sobą „eksperci”.

 

Kategoria 2. 

Świadkowie zjawisk paranormalnych

Bycie fanem nie jest jedynym sposobem uczestnictwa w zjawiskach paranormalnych. Istnieje tak

że inne kategoria 

uczestników, któr

ą nazywam „świadkami zjawisk paranormalnych”. Są to osoby, które miały ze zjawiskami 

paranormalnymi bezpo

średni kontakt i był on dla nich jak najbardziej rzeczywisty, całkowicie autentyczny i 

absolutnie niezaprzeczalny. Takimi osobami interesuj

ę się oczywiście także ja sam. W ten sposób przed laty po raz 

pierwszy w

łączyłem się w debatę na temat zjawisk paranormalnych, jako że przeżycia z pogranicza śmierci należą 

do najbardziej dramatycznych form tego rodzaju kontaktów i zdarzaj

ą się dosyć często pośród reanimowanych 

pacjentów.

Zdarza si

ę również dość powszechnie, że osoby pogrążone w żałobie doświadczają wizji, podczas których 

kontaktuj

ą się ze swoimi zmarłymi bliskimi.

Oba rodzaje prze

żyć mają niezwykle osobisty i wzruszający charakter i mogą w decydujący sposób wpłynąć na 

dalsze 

życie danej osoby.

Prze

życia te dostarczają nam – jak już mówiłem poprzednio – bardzo niewiele wiedzy naukowej (ich weryfikacja 

jest bardzo trudna lub zupe

łnie niemożliwa, zgromadzone dane zaś mają raczej anegdotyczny niż naukowy 

charakter), ale za to mnóstwo wiedzy praktycznej, która okazuje si

ę niezwykle przydatna dla praktykującego lekarza 

lub innego cz

łonka personelu medycznego.

A jednak przedstawicielom 

żadnej z trzech głównych kategorii badaczy i dyskutantów na temat zjawisk 

paranormalnych 

– ani parapsychologom, ani sceptykom, ani fundamentalistom – nie udaje się lub też nie mają oni 

ochoty zareagowa

ć w odpowiedni i ludzki sposób na potrzeby osób wyrażających zainteresowanie zjawiskami 

paranormalnymi. Dlatego, mimo 

że wiele osób, które zaczynają interesować się zjawiskami paranormalnymi, czyni 

to w zwi

ązku ze stratą kogoś bliskiego, nie ma nikogo, do kogo mogłyby się one zwrócić o pomoc i poradę w tym 

wa

żnym i często przełomowym dla nich okresie życia.

* Parapsychologia sta

ła się wyabstrahowana i przeintelektualizowana, tracąc tym samym związek z ludzką 

dusz

ą. Tak więc często nie jest ona w stanie pocieszyć tych, którzy się do niej zwracają w trudnym i 

smutnym dla siebie czasie.

* Naukowi sceptycy maj

ący kontakt z ludźmi, którzy doświadczyli niezwykłych, pozornie paranormalnych 

prze

żyć, zadowalają się zwróceniem im uwagi na fakt, że przeżycia te nie były wcale tym, czym im się 

wydaje, lecz rezultatem wadliwego dzia

łania neuronów, nierównowagi chemicznej w organizmie, fantazji, 

z

łudzenia optycznego itp. Tak więc osoba, która miała paranormalne przeżycie, zmuszana jest do 

podporz

ądkowania się wyższej wiedzy i mądrości wzdychających gliniarzy, którzy z reguły sami nigdy nie 

mieli tego rodzaju dozna

ń.

* Gorliwi fundamentali

ści nie widzą nic zdrożnego w głoszeniu kazań cioci Florence, mimo że jest ona 

samotna i mo

że potrzebować wsparcia i pociechy, z których wynika, że tak naprawdę, to nie był duch wujka 

Humperda, który odwiedzi

ł ją w zeszłym tygodniu, by ją pocieszyć i powiedzieć o tym, gdzie położył te 

wa

żne papiery, które są jej tak potrzebne. Nie, w rzeczywistości był to zły demon przebrany za wujka 

Humperda, który przyby

ł, by zwabić ją do piekła, tak więc najlepiej będzie, jak pójdzie ona teraz do domu i 

poczyta sobie Bibli

ę. Ale nie tę, która leży na jej nocnym stoliku, ponieważ tę przetłumaczyli naukowcy 

pozostaj

ący pod wpływem Szatana. Niech zamiast niej weźmie Biblię Króla Jakuba (King James Bible), 

poniewa

ż została ona spisana dokładnie tak, jak Bóg podyktował ją w Anglii w okresie największych 

prze

śladowań czarownic.

 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (3 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Dobrze przynajmniej, 

że fundamentaliści zawsze mówią o tym wszystkim wyłącznie w duchu „chrześcijańskiej” 

mi

łości. W przeciwnym wypadku mogło by się bowiem wydawać, że ich słowa są okrutne i raniące, a nawet że ich 

religia nie wyp

ływa prosto z gorącego serca, jak głoszą to Biblijne Brygady, lecz z zimnego, odległego i wyniosłego 

intelektu, podobnie jak idee komunistyczne!

Czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione?

Zapytani o to, czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione, czy nie, ich dysfunkcyjni zwolennicy 
nigdy nie zastanawiaj

ą się nad ważnym i nie rozwiązanym jak dotąd problemem dotyczącym tego, o jakim rodzaju 

zjawisk paranormalnych jest mowa. Jak

ą dokładnie kategorię uczestników zjawisk paranormalnych bierzemy pod 

uwag

ę? W jakim kontekście zamierzamy rozpatrywać kwestię poważnych badań zjawisk paranormalnych? Zamiast 

zastanowi

ć się nad tą sprawą, oficjalnie delegowani dysfunkcyjni zwolennicy zjawisk paranormalnych przybywają 

na konferencje, a nast

ępnie głoszą swoje prawdy opatrując je odpowiadającym im, specyficznym znaczeniem. 

Tymczasem wszyscy uczestnicy dyskusji zachowuj

ą się tak, jak gdyby mówili o jednym i tym samym.

Zajmijmy si

ę raz jeszcze słowami

Powiedzia

łem wcześniej, że problem usprawiedliwienia naukowych badań zjawisk paranormalnych nie dotyczy 

jedynie pojedynczej kwestii, ale ca

łej ich masy; w istocie chodzi bowiem o cały splot wątpliwych kwestii, które nie są 

w

łaściwie poklasyfikowane i z tego powodu gmatwają się i plączą ze sobą. Następnie zajęliśmy się kwestią rozrywki 

i humoru. Teraz nadszed

ł czas na kwestię słownictwa.

Pokazali

śmy już poprzednio, w jaki sposób, w celu przeszczepienia na grunt zjawisk paranormalnych wiary lub 

niewiary, nale

ży przekształcić słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, w zależności od wymagań 

poszczególnych dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych.

Chocia

ż każdy z dysfunkcyjnych badaczy zjawisk paranormalnych „przycina” owe zjawiska, dopasowując je do 

swoich w

łasnych potrzeb, odrzucając z nich te znaczenia, które uznaje za zbędne, to jednak otaczająca je warstwa 

lingwistycznego t

łuszczu odrasta wciąż na nowo. A ponieważ większość tego wciąż odrastającego lingwistycznego 

t

łuszczu stanowi o prawdziwej przyjemności związanej ze zjawiskami paranormalnymi, język potoczny daje temu 

wyraz, kieruj

ąc naszą uwagę ku ścisłym więzom pokrewieństwa łączącym zjawiska paranormalne z humorem, 

rozrywk

ą i zabawą. Inaczej mówiąc, co wykazaliśmy tu szczegółowo, słowa, jakimi posługują się zwyczajni ludzie, 

dyskutuj

ąc o zjawiskach paranormalnych, dają świadectwo tego, co oni o nich myślą oraz w co wierzą- nawet jeśli 

nie zdaj

ą sobie z tego sprawy: wszyscy intuicyjnie wiemy bowiem o istnieniu związków łączących zjawiska 

paranormalne z rozrywk

ą, rozumiemy je i akceptujemy.

Dopóki eksperci nie b

ędą nam mieli czegoś lepszego do zaproponowania, język potoczny pozostanie najlepszym 

źródłem wskazówek umożliwiających nam rozumienie i mówienie o zjawiskach paranormalnych. Tak więc radosny 
paranormalizm podtrzymuje swoje twierdzenie, zgodnie z którym najpierw nale

ży poddać naukowej analizie całe 

potoczne s

łownictwo opisujące to, co tajemniczo nieznane, by następnie mieć nadzieję, że przed zjawiskami 

paranormalnymi otworz

ą się drzwi Akademii.

Radosny paranormalizm stoi na stanowisku, 

że przedmiotem poważnych naukowych badań trzeba uczynić to, co i 

w jaki sposób mówi si

ę zwykle na temat zjawisk paranormalnych. Ta niezwykła deklaracja, wspierająca dążenia do 

uznania potocznych zjawisk paranormalnych za godne naukowego badania, zapali zapewne kolejne lampki 
ostrzegawcze w umys

łach naukowców, którzy wolą traktować zjawiska paranormalne jako poważny temat.

Niektórzy mog

ą mieć wrażenie, że, podobnie jak przyporządkowanie do kategorii rozrywki, również tego rodzaju 

podej

ście obniża rangę zjawisk paranormalnych. Być może sądzą, że zrównywanie zjawisk paranormalnych z 

innymi tematami, o których rozmawiamy, pos

ługując się językiem potocznym, sprawi, iż będą one niegodne 

naukowego badania, i 

że „naukowe zjawiska paranormalne” muszą odpowiadać dokładnie definicjom ekspertów. I 

tu pojawia si

ę ten sam dobrze znany problem. Kim, do diabła, są owi „eksperci” od zjawisk paranormalnych?

Usprawiedliwianie zjawisk paranormalnych jako takich

Powy

ższe pytanie nie jest błahe, ponieważ dla wielu kwestia usprawiedliwiania poważnych badań zjawisk 

paranormalnych 

łączy się ściśle z kwestią usprawiedliwienia tych zjawisk jako takich. .

Problem, jak si

ę wydaje, polega na tym, czy zjawiska paranormalne można usprawiedliwić jako obszar czy też 

raczej 

źródło wiedzy. Tak się składa, że są to dwa całkowicie odmienne podejścia, rozstrzygnięcie zaś owego 

dylematu zale

ży od tego, kogo uznajemy w danym przypadku za „ekspertów”.

Przedstawiciele obu antyparanormalnych ugrupowa

ń dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych – 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (4 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

naukowi sceptycy i fundamentali

ści – chcą, byśmy wiedzieli, że oni (i tylko oni) dysponują wiedzą niezbędną do 

powstrzymania, zmniejszenia lub zawrócenia coraz bardziej narastaj

ącej fali zainteresowania przesądami i 

okultyzmem. Z kolei dysfunkcyjni parapsychologowie dok

ładają swoje trzy grosze twierdząc, że to oni, a nie 

sceptycy, reprezentuj

ą to, co najlepszego na temat zjawisk paranormalnych ma do zaoferowania duch nauki. 

Zaczynaj

ą swoją starą śpiewkę, która głosi, że już wkrótce zjawiska paranormalne zostaną naukowo opracowane i 

stworz

ą nową gałąź nauki.

M

ącenie dyskusji

Dyskusja na temat tego, czy mo

żna usprawiedliwić badanie zjawisk paranormalnych, bywa zazwyczaj dodatkowo 

komplikowana przez w

ątpliwość, czy fakt istnienia tych zjawisk da się potwierdzić naukowo.

Naukowi sceptycy postrzegaj

ą zjawiska paranormalne jako coś atawistycznego i jałowego w porównaniu z nauką. 

Radosny paranormalizm zgadza si

ę z tą oceną o tyle, o ile badania zjawisk paranormalnych dotyczą jedynie sfery 

wyznaczonej przez ograniczenia wynikaj

ące z dyskusji nad nimi, o których mówimy w tej książce. Jak już 

kilkakrotnie mówi

łem, dyskusja ta, prowadzona w ramach ustalonych przez przedstawicieli „wielkiej trójki” za 

pomoc

ą wypracowanego przez nich specyficznego języka (w przeciwieństwie do potocznego języka zwyczajnych 

ludzi) nie posun

ęła całej sprawy ani o krok do przodu.

Powtarzanie powy

ższego argumentu na nic się jednak zda, ponieważ owa ortodoksyjna debata jest nazbyt 

poch

łonięta sama sobą. Wykształciła ona swój własny (nieefektywny) model postępowania, zgodnie z którym 

nale

ży konfrontować ze sobą różne idee dotyczące zjawisk paranormalnych.

Eksperci nigdy nie przywi

ązywali wagi do potocznego języka opisującego zjawiska paranormalne, nigdy też nie 

starali si

ę poznać jego historii, tego, czego i w jaki sposób udało mu się nauczyć. Ci sami eksperci również nigdy 

nie zapraszali do dyskusji radosnych badaczy zjawisk paranormalnych.

Tymczasem zgodnie z twierdzeniami radosnego paranormalizmu potoczny j

ęzyk, opisujący zjawiska paranormalne, 

pos

ługując się swoimi własnymi metodami zgromadził przez lata ogromną ilość nowej wiedzy.

Pocz

ątkowo przedstawicielowi radosnego paranormalizmu może wydawać się niekonsekwencją usprawiedliwianie 

zjawisk paranormalnych poprzez powo

ływanie się na fakt, że czasami zjawiska paranormalne niosą ze sobą nową 

wiedz

ę. Ponieważ podobnie jak mówienie, że ktoś w coś wierzy, równoznaczne jest, przynajmniej w części, ze 

stwierdzeniem, 

że to coś jest prawdziwe, tak też mówienie, że ktoś coś wie, równoznaczne jest, przynajmniej w 

cz

ęści, ze stwierdzeniem, że to coś jest prawdziwe.

A radosny paranormalizm wykaza

ł przecież przekonująco, że w zjawiskach paranormalnych nie ma prawdy, 

podobnie zreszt

ą jak i nie ma fałszu. Zamiast tego jest mnóstwo znakomitych, dziwacznych, anormalnych, 

cudownych, dziwnych, niesamowitych, tajemniczych, wspania

łych i literalnie nonsensownych elementów tego, co 

nieznane, przyprawionych zwariowanym i szalonym humorem.

Chocia

ż język opisujący to, co nęcąco nieznane, ani nie mówi prawdy, ani nie jest jej skarbnicą, to jednak sprzyja 

inkubacji prawdy.

Jest on rodzajem tygla, w którym wrze od ró

żnego rodzaju znaczeń usiłujących wyrazić mnóstwo cudownych, 

dziwacznych, tajemniczych i zdumiewaj

ących emocji związanych z tym, co nieznane, a co usiłuje znaleźć oparcie 

na tym, co znane, które jednak samo sk

łania się w przeciwnym kierunku. Dzieje się tak pomimo faktu, że owo 

sk

łaniające się w przeciwnym kierunku znane jest w równym stopniu znane jak wszystko to, co dotyczy prywatności 

my

śli, przyszłości czy śmierci. Tak więc chociaż do literalnego nonsensu, którym są zjawiska paranormalne, nie 

przystaj

ą kryteria prawdy i fałszu, to jednak co jakiś czas z lingwistycznego tygla udaje się wydostać na świat 

nowym znaczeniom, poniewa

ż na przestrzeni wieków ludzie używają potocznego słownictwa opisującego zjawiska 

paranormalne do nieustannego mówienia na temat prze

żyć z pogranicza śmierci, duchów, ostrzegawczych 

przeczu

ć, telepatii i reinkarnacji.

I nie chodzi tu tylko o nowe znaczenia, lecz tak

że, zaprawdę, o nową wiedzę.

Ostateczne usprawiedliwienie

Oto ostateczne usprawiedliwienie zarówno samych zjawisk paranormalnych, jak ich powa

żnego badania: zjawiska 

paranormalne s

ą w rzeczywistości źródłem, a nie tylko obszarem wiedzy. One wytwarzają „nową wiedzę”, chociaż 

nie zawsze przyjmuje si

ę to do wiadomości, co wkrótce wykażemy.

A oto jak to si

ę dzieje: na przestrzeni długich odcinków czasu kilku fragmentom paranormalnego nonsensu, na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (5 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

które pad

ło światło czyjegoś geniuszu, udało się trwale przylgnąć do znaczeń, które są na tyle określone i 

konkretne, by mo

żna było stwierdzić, czy są one prawdziwe, czy fałszywe. W ten sposób zjawiska paranormalne 

wytwarza

ły, od czasu do czasu, nieco nowej, od dawna oczekiwanej wiedzy.

Przyk

ładu nowej wiedzy wyłaniającej się stopniowo przez długi czas ze zjawisk paranormalnych dostarczają muzy. 

Rady tych ciesz

ących się przez wieki szacunkiem w starożytnej Grecji paranormalnie kreatywnych duchów [Muzy 

by

ły uważane za boginie (przyp. tłum.).] można było zasięgnąć w musejonach (miejscach, do których przybywały 

osoby poszukuj

ące twórczej inspiracji).

Pomys

łodawcą założenia supermusejonu był Arystoteles. Miało to być miejsce przeznaczone dla uczonych, którym 

gwarantowano darmowe utrzymanie, zwalniano od p

łacenia podatków i oddawano do dyspozycji ogromną 

bibliotek

ę, wszystko po to, by mogli oni spędzać czas w towarzystwie muz. Pomysł został zrealizowany po podbiciu 

przez ucznia Arystotelesa, Aleksandra, Egiptu, kiedy to wspania

łe Musejon powstało w Aleksandrii.

Trzeba by grubej ksi

ęgi, by opowiedzieć o tym, ile nowej wiedzy oraz jak wiele jej rodzajów dostarczyli światu liczni 

uczeni marzyciele dumaj

ący [W oryginale gra słów: musers that mused in the Museion.] w Musejonie, nam jednak 

wystarczy jeden przyk

ład, by wykazać olbrzymie znaczenie, jakie miała ta instytucja. Przebywając w niej, genialny 

wynalazca Ktesibios (285-247 p.n.e.) wynalaz

ł metalową sprężynę, pompę, organy piszczałkowe, muzyczny 

instrument klawiszowy oraz mechaniczny zegar.

Je

śli zjawiska paranormalne umieści się w szerszym kontekście zjawisk periparanormalnych jako całości, okaże 

si

ę, że wszystkie te sprytne sposoby zabawy z koncepcjami wiedzy przyczyniły się do powstania wielu istotnych 

wynalazków i odkry

ć. Czy pamiętają państwo, jak do klasy zjawisk periparanormalnych zaliczyliśmy hazard? No 

ż, korzenie hazardu tkwią w tej samej glebie, co korzenie zjawisk paranormalnych, a ponieważ rachunek 

prawdopodobie

ństwa został stworzony przez zagorzałego hazardzistę, można powiedzieć, że jest on po części 

wytworem zjawisk paranormalnych.

Wielkie oczekiwania i pragnienia to choroba n

ękająca osoby zajmujące się zjawiskami paranormalnymi – jeszcze 

jedna cecha, jak

ą dzielą te zjawiska z hazardem. Zjawiska paranormalne i hazard mieszały się ze sobą także w 

życiu i działalności ludzi o największych oczekiwaniach i pragnieniach – średniowiecznych alchemików.

Próbowali oni przy zastosowaniu technik zbli

żonych do eksperymentalnych badać zjawiska do dziś uważane za 

paranormalne, takie jak wpatrywanie si

ę w zwierciadło czy wróżenie. Używając wszelkiego rodzaju dostępnych 

substancji, które poddawali procesowi przemiany w piecach, retortach i szklanych kolbach, alchemicy d

ążyli do 

osi

ągnięcia dwóch najważniejszych celów, których realizacja wydawała im się bardzo bliska: odkrycia formuły 

umo

żliwiającej przedłużanie ludzkiego życia w nieskończoność oraz zapewnienia sobie dobrobytu poprzez 

przemian

ę pospolitych metali w złoto. Skutki, jakie tego rodzaju poszukiwania wywierały na sytuację finansową 

alchemików oraz ich rodzin, by

ły jednak identyczne jak w przypadku nałogowych hazardzistów. A oto, co Charles 

Mackay pisa

ł o znanym alchemiku Bernardusie Trevisanusie (1406-1490):

 

Nic nie mog

ło powstrzymać go przed pogonią za swoją chimerą. Powtarzające się niepowodzenia nigdy nie 

os

łabiały jego nadziei: od czternastego do osiemdziesiątego piątego roku życia przebywał nieustannie 

po

śród retort i probówek w laboratorium, marnując życie na poszukiwaniu sposobów jego przedłużania 

oraz popadaj

ąc w skrajne ubóstwo w nadziei zdobycia bogactwa. (Extraordinary Popular Delusions and the 

Madness of Crowds, New York: Barnes & Noble Books, 1993, s. 131).

 

A jednak, mieszaj

ąc się przez wieki ze zjawiskami paranormalnymi i hazardem, alchemia wypracowała z czasem 

pewne elementy nowych znacze

ń, które w końcu dały początek solidnej, naukowej chemii.

Czy du

ża część współczesnej matematyki to produkt zjawisk paranormalnych?

Czasami zjawiska paranormalne s

ą niczym gejzer wyrzucający z siebie strumienie nowej wiedzy, która z dnia na 

dzie

ń tworzy całkowicie nową gałąź nauki.

We

źmy pod uwagę Kartezjusza i to, co zdarzyło się mu (czy też za jego sprawą) 10 listopada 1619 roku, w więc 

gdy mia

ł dwadzieścia trzy lata. Kartezjusz cały dzień i noc spędził samotnie w izbie ogrzewanej piecem stojącym 

po

środku, postanawiając poświęcić ten czas na próbę zrozumienia tego, w jaki sposób można dojść do poznania 

prawdy.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (6 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Nie by

ł to szczególnie długi okres hibernacji, w każdym razie nie taki, który można by zapisać w księdze Guinnessa, 

a jednak zaowocowa

ł on znacznym powiększeniem przez Kartezjusza istniejącej wiedzy. Zamknięty w izbie 

Kartezjusz do

świadczył czegoś w rodzaju gorączki umysłu. W jego głowie rozpętała się gonitwa myśli, która, jak 

twierdzi

ł (pisząc o sobie w trzeciej osobie, jak miał w zwyczaju), „wprawiła jego umysł w stan wielkiego podniecenia, 

które narasta

ło i narastało”, aż w końcu napełniła go „wielkim entuzjazmem”.

Za dnia Kartezjusz prze

żył zdumiewającą, matematyczną wizję (objawienie) o charakterze epistemologicznym, 

której (którego) dok

ładna natura i treść nie są jasne, prawdopodobnie dlatego, że doświadczenia wizyjne są zwykle 

nieuchwytne i nieprzekazywalne w normalnym j

ęzyku. Istota wizji przetrwała jednak aż do dziś, ponieważ to, co 

ujrza

ł w niej owego dnia Kartezjusz, dotyczyło związków między geometrią a algebrą, co doprowadziło go następnie 

do odkrycia fundamentów geometrii analitycznej oraz do sformu

łowania zasady matematyzacji wszelkiej dającej się 

okre

ślić ilościowo wiedzy.

Jak gdyby nie do

ść było dowodów na rolę, jaką pierwiastek paranormalny odegrał w tym objawieniu, dzienna wizja 

matematycznej epistemologii powróci

ła nocą w postaci trzech następujących po sobie silnych wstrząsów – trzech 

snów, podczas których Kartezjusz, we 

śnie, zadawał sobie pytanie, czy śni, czy też ma wizje.

Kartezjusz napisa

ł, iż był przekonany, że sen pochodził „z góry”. Nie miał wątpliwości, że „stało się to za sprawą 

Ducha prawdy, który tym snem zechcia

ł otworzyć mu skarbnicę wszystkich nauk” [Ferdinand Alquié, Kartezjusz, 

t

łum. Stanisław Cichowicz, PAX, Warszawa 1989.]. Potraktował sny jako pochodzące z góry zalecenie, by 

poszukiwa

ć prawdy przy zastosowaniu metody matematycznej.

W trakcie nast

ępnych stuleci na fundamentach stworzonych przez Kartezjusza dzięki wglądom, jakie uzyskał on w 

wyniku swojej s

ławnej gorączki umysłu, wyrósł ogromny gmach nowej wiedzy. Dziś przyjmuje się powszechnie, że 

stwierdzaj

ąc cogito, ergo sum (myślę, więc jestem) Kartezjusz jako pierwszy dokonał nowoczesnej definicji 

ludzkiego umys

łu, przyrównując go do świadomości. Szkoda tylko, że nikt nie zwraca zazwyczaj uwagi na to, jak 

istotny wk

ład w wielkie dzieło Kartezjusza, polegające na przebudzeniu ducha naukowego, miał pierwiastek 

paranormalny.

Usprawiedliwiania ci

ąg dalszy: Osoby, dzięki którym zjawiska paranormalne stworzyły nową wiedzę

Innym razem co

ś ukształtowało się w nową wiedzę, odbijając się od zjawiska paranormalnego czy innej 

periparanormalnej rozrywki niczym od odskoczni.

Kiedy Strabon (63 p.n.e.-25 n.e.) zapocz

ątkowywał naukowe badania geograficzne, odłożył na stronę popularne 

pisma dawnych podró

żników opisujących swoje domniemane przygody. Całą tę literaturę, pełną opisów 

niezwyk

łych wydarzeń, jakie miały podobno miejsce podczas wypraw w dalekie, nieznane regiony świata, wrzucił 

do pud

ła z napisem „rozrywka”. Umieścił w nim między innymi dzieła poetów i obieżyświatów takich jak Aristeas 

oraz Homerowy opis podró

ży Odyseusza. Krótko mówiąc, nowoczesna geografia rozpoczęła swój żywot 

wykorzystuj

ąc jako odskocznię fantastyczną literaturę podróżniczą. Było to wydarzenie z kategorii tych, które dały 

pocz

ątek istnieniu Akademii, instytucji zajmującej się kształceniem młodych ludzi, której tradycja przetrwała aż do 

dzi

ś.

Sokrates (469-399 p.n.e.) zdoby

ł sławę jako człowiek o precyzyjnym i dociekliwym umyśle. Jego uparte 

poszukiwania wiedzy doprowadzi

ły go jedynie do przekonania o swojej własnej niewiedzy. Wokół Sokratesa 

gromadzili si

ę podobnie myślący uczniowie, którzy podążali za nim podczas jego przechadzek ulicami Aten.

Jeden ze zwolenników Sokratesa, m

łodzieniec o imieniu Chajrefont, postanowił udać się do położonej wysoko w 

górach na pó

łnoc od Aten słynnej wyroczni w Delfach, by dowiedzieć się, w jaki sposób Apollin, bóg przemawiający 

ustami wyroczni, mo

że oświecić wyjątkowy talent Sokratesa.

Z punktu widzenia wspó

łczesnego społeczeństwa przemysłowego sposób, w jaki zasięgano w Delfach rady 

Apollina, mia

ł charakter jednoznacznie paranormalny. Wybrana spośród wąskiego grona najbardziej szanowanych 

rodzin kobieta przebywa

ła w ukryciu w prywatnej komnacie we wnętrzu świątyni, dokąd zanoszono pytania 

petentów kierowane do Apollina. Kobieta [Zwana Pyti

ą (przyp. tłum.).] siadywała na metalowym trójnogu nad 

szczelin

ą w ziemi, z której wydobywały się aromatyczne wyziewy o działaniu psychoaktywnym. Pod wpływem 

wyziewów kap

łanka wpadała w stan proroczego zamroczenia czy też ekstazy, po czym była odprowadzana z 

powrotem do 

świątyni. Następnie wypowiadała luźne słowa bez związku, z których kapłani układali w powszechnie 

zrozumia

łym języku odpowiedzi udzielone przez boga. Odpowiedź, jakiej za pośrednictwem wyroczni udzielił 

Apollin Chajrefontowi, brzmia

ła: „Nikt nie jest mądrzejszy od Sokratesa”.

Gdy informacja ta dotar

ła do Aten, nikt nie był nią bardziej zaskoczony i zdumiony niż sam Sokrates, który uważał 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (7 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

si

ę za wielkiego ignoranta, który niewiele potrafi zrozumieć. Istniała jednak święta tradycja, zgodnie z którą bogowie 

zawsze mówili prawd

ę ustami wyroczni, tak więc nikt nie wątpił, że stwierdzenie „Nikt nie jest mądrzejszy od 

Sokratesa

” jest prawdziwe.

Tak wi

ęc problem z wyrocznią nie polegał na tym, czy była ona wiarygodna, czy nie, lecz na tym, co w istocie 

oznacza

ły jej słowa. Tak więc Sokrates rozpoczął poszukiwania dokładnego sensu czy też znaczenia przepowiedni: 

„Nikt nie jest mądrzejszy od Sokratesa”.

Filozof kr

ążył po Atenach, wdając się w rozmowę z każdą napotkaną osobą, która uważana była (lub sama się 

uwa

żała) za mądrą. Będąc mistrzem zadawania pytań, Sokrates szybko odkrył, że już po kilku wnikliwych pytaniach 

udawa

ło mu się każdego uchodzącego za mędrca Ateńczyka zapędzić w kozi róg. Tak więc doszedł do wniosku, że 

ci, którzy uwa

żali się za mądrych lub sądzili, że posiadają wiedzę, byli w błędzie. Ponieważ jednak znakomicie 

zdawa

ł sobie sprawę z tego, że on sam także nie posiada wiedzy, uświadomił sobie, że wyrocznia miała na myśli 

to, i

ż mądrość to wiedza na temat tego, czego się nie wie.

Krytycy metod wró

żbiarstwa twierdzą zazwyczaj, iż równie ważną rolę w pozornym wypełnieniu się wyroczni 

odgrywa obok paranormalnych zdolno

ści wróżbiarza także inwencja własna klienta dotycząca odczytywania ze 

s

łów wróżbiarza takich a nie innych znaczeń. Niewątpliwie to dzięki genialnej pomysłowości Sokratesa 

otrzymali

śmy sokratejską metodę prowadzenia dialogu, dzięki której udało się tak bardzo poszerzyć wiedzę na 

przestrzeni wieków. Sedno sprawy polega jednak na tym, 

że coś, co ze swojej natury miało początkowo 

jednoznacznie paranormalny charakter, sta

ło się solidną platformą, na której geniuszowi i intuicji Sokratesa udało 

si

ę stworzyć nową, skuteczną metodę umożliwiającą docieranie do prawdy.

Ucze

ń Sokratesa, Platon, zinstytucjonalizował metodę sokratejską przenosząc ją do Akademii, w której murach 

przebywali uczeni po

święcający się przekazywaniu tradycji zdobywania wiedzy opartej na nieustannym i śmiałym 

w

ątpieniu. Tak więc nawet jeśli element paranormalny odegrał w tym epokowym wydarzeniu jedynie rolę tła, to było 

ono niezb

ędne do powstania czegoś, co w efekcie przyniosło ludzkości wiele dobrego.

Czy zjawiska paranormalne by

ły przy narodzinach nie tylko nowoczesnej matematyki, ale także filozofii?

Oko

ło półtora wieku wcześniej zjawiska paranormalne towarzyszyły narodzinom filozofii. Tales z Miletu (625-545 p.

n.e.), cz

łowiek uważany za pierwszego filozofa i fundatora nauki, miał zapowiedzieć zaćmienie Słońca, które 

nast

ąpiło w maju 585 roku p.n.e. Niektórzy historycy są zdania, że w owym czasie Tales nie mógł dysponować ani 

dostatecznymi informacjami, ani metodami umo

żliwiającymi przewidzenie zaćmienia Słońca, tak więc jego trafna 

prognoza by

ła zapewne po prostu wynikiem czystego zbiegu okoliczności. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego 

wspó

łcześni uważali dokonanie Talesa za dokonanie uczonego i myśliciela, a to oznacza, że nie przypisywali 

zas

ługi Talesa paranormalnym mocom związanym z wróżbiarstwem.

Filozofia zapocz

ątkowana przez Talesa stała się matką nauk. Prawie wszystkie akademickie obszary i gałęzie 

poznania wykszta

łciły się z filozofii, gdy tylko filozofowie nauczyli się stawiać ostrzej pytania oraz obmyślać nowe 

sposoby udzielania na nie odpowiedzi. Jednak podczas narodzin filozofii by

ł także obecny element paranormalny 

jako rodzaj przeciwwagi, preegzystuj

ącej platformy, z której można było ogłosić światu o pojawieniu się nowego, 

niewró

żbiarskiego, książkowego sposobu określania tego, co prawdziwe, a co fałszywe.

Tak wi

ęc z historycznego punktu widzenia zjawiska paranormalne zawsze dawały sobie zupełnie dobrze radę jako 

dostarczyciele nowej wiedzy. Przez wieki prezentowa

ły z powodzeniem nową wiedzę, czasami występując nawet w 

roli rodziców nowej prawdy. Korzystanie z potocznego j

ęzyka opisującego to, co nęcąco nieznane, jako stymulatora 

my

ślenia, okazało się na dłuższą metę wielce korzystne. Fakt, zaś że jedna z form popularnej rozrywki 

funkcjonuj

ącej dzięki odwoływaniu się do szeregu zwyczajnych znaczeń mogła przyczynić się do odkrycia czegoś 

nowego i interesuj

ącego, wystarcza, by radosny badacz zjawisk paranormalnych zatrzymał się i bacznie się jej 

przyjrza

ł.

W tym rozdziale pokazali

śmy, że, w kategoriach prawdy, słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, jest nie tylko 

j

ęzykiem poetyckim, lecz także poietycznym [W oryginale gra słów: poetic (poetycki) – poietic (poietyczny, tzn. 

twórczy, kreatywny).], je

śli tylko będziemy rozpatrywać je na tle długich odcinków czasu. Natomiast nie ma ono nic 

wspólnego z j

ęzykiem posługującym się dosłownymi znaczeniami.

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych z uszanowaniem uznają fakt, że szczere i uczciwe relacje i opisy zjawisk 

paranormalnych, ze swojej istoty, przekazywane s

ą w piśmie i w mowie przy użyciu metaforycznego, 

wieloznacznego j

ęzyka, nie zaś języka posługującego się dosłownymi znaczeniami, czego wymaga wiara i 

niewiara. Tak wi

ęc, co naturalne, radośni badacze zjawisk paranormalnych pragną dowiedzieć się czegoś więcej na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (8 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

temat rodzajów obrazowania zwi

ązanych z opisem zjawisk paranormalnych.

Szczególna sk

łonność opisów zjawisk paranormalnych do obrazowania przestrzennego, niemożność odwołania się 

do sensu dos

łownego, zwrotna autonegacja, zdolność do wydobywania na światło dzienne nowych prawd z dobrze 

przeoranego pola dawnej wiedzy: wszystko to 

łączy się ze sobą w koncepcji pretergresji, jako korzystna transakcja 

j

ęzykowa, której można dokonać przy użyciu potocznego słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane. 

Pretergresj

ę definiuje się jako czynność wykraczania poza granice czy ograniczenia lub jako niemożność 

dostosowania si

ę do zasad, reguł, praw i nakazów.

Pretergresja jest poj

ęciem, które może pomóc w konceptualnej unifikacji zjawisk paranormalnych. Wielu spośród 

tych, którzy zastanawiaj

ą się nad humorem, dochodzi do wniosku, że jego istotą jest niezgodność z normami, 

przekraczanie granic; pretergresja mo

że więc wyjaśnić śmieszny nonsens zjawisk paranormalnych. Zjawiska 

paranormalne s

ą grą, w której łamie się reguły; pretergresja może więc wyjaśnić ów buntowniczy aspekt zjawisk 

paranormalnych. Mo

że także wyjaśnić skłonność zjawisk paranormalnych do synkretycznej kreacji nowej prawdy. 

To w

łaśnie za sprawą pretergresji zjawiska paranormalne ustalają trwałe związki między wartościami rozrywki a 

warto

ściami prawdy. Pretergresja zabawia i zdumiewa nas, z siłą lodowca wydobywając na powierzchnię dawnej 

wiedzy nowe prawdy.

Poniewa

ż pretergresja wydobywa na światło dzienne nowe prawdy, można ją nawet uznać za pewien rodzaj 

dzia

łalności na przestrzeni wieków słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, dokonuje pretegresji nowych 

prawd ze starej wiedzy. I to w

łaśnie usprawiedliwia zjawiska paranormalne jako źródło nowej wiedzy.

Tak oto spór zosta

ł w końcu rozstrzygnięty.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (9 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 9

RETORYKA DYSFUNTKCYJNEJ WIARY

Usprawiedliwienie zjawisk paranormalnych jako 

źródła nowej wiedzy nie wystarcza jednak do usprawiedliwienia 

tych

że zjawisk jako nowego obszaru wiedzy. Biorąc pod uwagę wszystkie posiadane przez nie „listy 

uwierzytelniaj

ące”, wydaje się dziwne, że zjawiska paranormalne przebyły tak długą drogę, nie mając 

zagwarantowanego statusu akademickiego.

Dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych zawstydzaj

ący jest fakt, że wszystkim tym pilnym studentom, 

którzy pragn

ą studiować zjawiska paranormalne na wyższych uczelniach, odmawia się tego prawa, przede 

wszystkim z powodu nie

łaski, jaką cieszy się „naukowość” dysputy prowadzonej przez dysfunkcyjnych zwolenników 

zjawisk paranormalnych. Czas ju

ż, by ktoś postawił kilka ważnych pytań dotyczących tej zadawnionej kontrowersji.

Je

śli zjawiska paranormalne są właściwie zaklasyfikowane jako gatunek popularnej rozrywki, dlaczego dzieła 

uznanych ekspertów w tej dziedzinie nie s

ą czytane w taki sam sposób jak dzieła wykwalifikowanych ekspertów od 

rozrywki, teatru czy literatury? Jak nale

ży wyjaśnić istnienie sztucznej tradycji, która od tak dawna przejawia się pod 

postaci

ą uczonej dysputy na temat zjawisk paranormalnych?

To proste. Mamy tu bowiem do czynienia z zamkni

ętą dyskusją, na co zwracamy uwagę od samego początku. 

Zamkni

ętą dyskusją toczącą się w zamkniętym kręgu przedstawicieli trzech ugrupowań, którzy posługują się 

zamkni

ętym, ograniczonym i dosłownym słownictwem. Dlatego też dyskusja ta doprowadziła do powstania zatoru, 

uniemo

żliwiającego jakiekolwiek dalsze i głębsze zrozumienie tematu, który ma ona przecież badać, oraz wikłając 

opini

ę publiczną w fałszywy „trylemat”.

Jeden z problemów polega na tym, 

że nigdy jeszcze nie doszło do „metapoziomowego” ujęcia tej tradycyjnej 

kontrowersji. 

„Metapoziom” to najlepsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy, by wyrazić tę myśl. Brak jest trwałych i 

systematycznych metod argumentacji czy te

ż namysłu nad przyjętymi z góry regułami dyskusji. Ta książka stawia 

sobie za cel wypracowanie owych metod.

Dot

ąd nikt nie rzucił poważnego wyzwania parapsychologom, naukowym sceptykom i fundamentalistom, ani też 

reprezentowanym przez nich pogl

ądom, nie mówiąc już o metodach i sposobach, które doprowadziły do ich 

powstania. 

Żaden obserwator nie zażądał nigdy wglądu w opracowane przez trzy ugrupowania dysfunkcyjnych 

zwolenników zjawisk paranormalnych plany prowadzonej przez nich dysputy, nie sprawdzi

ł ważności jej patentu ani 

nie zbada

ł jej fundamentów, by przekonać się, czy są one solidnie osadzone w racjonalnej rzeczywistości.

Chocia

ż mówiliśmy już o tym poprzednio i teraz znów do tego wracamy, sprawa ta ma ogromne znaczenie dla 

wszystkich powa

żnych, niedysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych. Muszą oni być bardzo czujni i 

przez ca

ły czas świadomi tego, że konwencje potocznego znaczenia związane ze zjawiskami paranormalnymi 

milcz

ą na temat tego, czy należy badać zjawiska paranormalne oraz w jaki sposób robić to właściwie.

Dlatego zwracamy raz jeszcze uwag

ę na fakt, że istnieje zbiór zarządzeń, które zwykle automatycznie zostają 

w

łączone do gry, gdy jakaś osoba wprowadza kwestię zjawisk paranormalnych do poważnej rozmowy czy debaty. 

Chodzi tu o t

ę wbudowaną konwencjonalną mądrość sytuacyjną (właściwie starożytną tradycję retoryczną), która 

zak

łada obecność trzech foteli podczas dyskusji oraz wyznacza trzech funkcjonariuszy, którzy mają w nich zasiąść. 

Jest to rodzaj konwencji, rodzaj niepisanej umowy zak

ładającej, że przedstawiciel każdego z trzech uznanych 

powszechnie ugrupowa

ń upoważniony jest do wypowiedzenia swojego zdania, oraz wynikającej z przyjętego 

powszechnie zwyczaju, zgodnie z którym w kwestii zjawisk paranormalnych ludzie zwracaj

ą się zwykle po fachową 

porad

ę i opinię do „w trójcy jedynych” dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych.

Tego rodzaju my

ślenie jest charakterystyczne dla tej części laików, która bardzo interesuje się zjawiskami 

paranormalnymi, pod

ążając ślepo za wskazaniami tria dysfunkcyjnych ekspertów, dotyczących sposobów 

dyskutowania na ten temat. Tak wi

ęc za każdym razem, gdy kwestia zjawisk paranormalnych brana jest poważnie 

pod uwag

ę, debata natychmiast przybiera postać zgodną z wytycznymi dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk 

paranormalnych. Niestety, kiedy tylko powa

żna rozmowa schodzi na temat zjawisk paranormalnych, zazwyczaj 

natychmiast wie

ść o tym dociera do uszu działaczy trzech obozów dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk 

paranormalnych, którzy bez zw

łoki wysyłają na miejsce swoich agentów z zadaniem dopilnowania, by wszystkie 

trzy zestawy ich skomplikowanych formularzy zosta

ły wypełnione właściwie, a więc zgodnie z obowiązującymi 

przepisami.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Utrzymywanie sytuacji patowej

O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego tak si

ę dzieje? Dzieje się tak dlatego, ponieważ każdemu z trzech 

ugrupowa

ń biorących udział w dyskusji na temat zjawisk paranormalnych bardzo zależy na tym, by dyskusja ta 

toczy

ła się nieustannie – ale zdążała donikąd. Chodzi o utrzymanie sytuacji patowej.

Wszystkie te narzucone formu

ły, ustalenia, założenia, opinie konwencjonalnej mądrości, automatyczne reakcje i 

przyj

ęte powszechnie zwyczaje – bez wyjątku – istnieją po to, by utrzymywać debatę na temat zjawisk 

paranormalnych w tych samych utartych torach, jakimi toczy si

ę ona od tak dawna. Wszystkie te dodatkowe 

zabezpieczenia gwarantuj

ą, że dyskusja przebiegać będzie nadal równie gładko jak do tej pory, trafiając zawsze in 

medias res, zawsze w sedno sprawy. Przykazania tego rodzaju s

łużą poskromieniu fantazji słuchaczy lub 

czytelników i dostosowaniu jej do konwencji oraz skuteczniejszemu panowaniu nad debat

ą poprzez wzbogacenie 

jej o pierwiastek dramatyczny.

Wa

żne jest, byśmy rozumieli, że są to całkowicie odmienne rodzaje konwencji od tych, które rządzą i regulują 

potocznym j

ęzykiem zjawisk paranormalnych, potocznym zastosowaniem słownictwa opisującego to, co nęcąco 

nieznane, które tworzy zbiór powi

ązanych ze zjawiskami paranormalnymi znaczeń.

Innymi s

łowy, wielka trójka dyskutantów sprawia, że dyskusja podąża donikąd po prostu za sprawą sposobu, w jaki 

si

ę ją prowadzi. A ponieważ zgodnie z ustaleniami nikt poza nimi nie jest dopuszczany do głosu, dyskusja kręci się 

wci

ąż w kółko.

Zestaw konwencji, regulacji, za

łożeń itd. , który sprzyja dyskusji prowadzonej przez dysfunkcyjnych badaczy 

zjawisk paranormalnych, nie wynika logicznie z pierwszego, uprzedniego zestawu konwencji, regulacji, za

łożeń 

itd. , który rz

ądzi potocznym stosowaniem słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, a przynajmniej nie 

wynika to z bada

ń radosnego paranormalizmu. Mówiąc prościej, sposób, w jaki wielka trójka dyskutuje o zjawiskach 

paranormalnych, nie ma nic wspólnego z tym, w jaki sposób na ten sam temat rozmawiaj

ą zwykli ludzie 

pos

ługujący się językiem potocznym. Konwencjonalne dyskusje – debaty z udziałem osób, do których tak wielu 

zwraca si

ę jako do ekspertów od zjawisk paranormalnych – jak się okazuje, mają bardzo niewielki lub zgoła żaden 

zwi

ązek z rozmowami na temat zjawisk paranormalnych prowadzonymi przy użyciu potocznego języka. Owi 

„eksperci” od parapsychologii, nauki i religii przybywają z miejsca, które jest bardzo odległe od miejsca, w którym 
zwykli ludzie stykaj

ą się ze zjawiskami paranormalnymi.

Mamy wi

ęc do czynienia z dwiema odrębnymi grupami ludzi mówiącymi na ten sam temat, jednak w całkowicie 

odmienny sposób.

Dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych z ugrupowa

ń tworzących wielką trójkę nie mogą porzucić swojej 

pozy i zacz

ąć rozmawiać o zjawiskach paranormalnych w normalny sposób, ponieważ gdyby tak zrobili, wówczas 

prawie wszystkie ich agrumenty straci

łyby swoją ważność, nim jeszcze zdążyliby je sformułować. Przynajmniej 

pozornie okoliczno

ści przemawiałyby raczej przeciwko dysfunkcyjnym badaczom zjawisk paranormalnych 

u

żywającym logicznie potocznego języka opisującego zjawiska paranormalne, ponieważ każdy dysfunkcyjny 

badacz zjawisk paranormalnych zaczyna od wyodr

ębnienia jakiegoś jednego słowa i jednego znaczenia z 

bogatego, potocznego s

łownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, a następnie rozdyma to słowo i jego 

znaczenie ponad wszelk

ą miarę. Stąd dysfunkcyjni „eksperci” odwołują się do retoryki, a nie logiki. Jest to jedyny 

sposób, w jaki mog

ą oni forsować swoje argumenty i wygrać debatę.

Dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych zaczynaj

ą nie mają bowiem innego wyjścia – od zdystansowania się 

wobec potocznego j

ęzyka opisującego zjawiska paranormalne, wybierając z niego jedynie pojedyncze słowa o 

znaczeniach, które im akurat odpowiadaj

ą. Następnie, kojarząc te znaczenia z pseudowiarą lub pseudoniewiarą, 

dysfunkcyjna wiara prowadzi do swojej w

łasnej pewnej zguby.

Tu jednak dzieje si

ę coś interesującego. Pomimo faktu, że dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych 

pos

ługują .się językiem w całkowicie odmienny sposób, wydaje się jednak, że prowadzonej przez nich dyskusji, ze 

wszystkimi jej dodatkowymi, uci

ążliwymi regulacjami, udaje się jakoś współistnieć w niełatwej harmonii, 

przynajmniej do pewnego stopnia, z potocznym j

ęzykiem opisującym zjawiska paranormalne.

Jak to si

ę dzieje? Jakie są związki między wersją zjawisk paranormalnych postulowaną przez dysfunkcyjnych 

„ekspertów”, jaką prezentują oni w toczonych przez siebie nieustannie dyskusjach, a codziennym, potocznym 
j

ęzykiem opisującym zjawiska paranormalne?

Czy mówimy na dwa ró

żne sposoby o tej samej rzeczy, czy też mówimy o dwóch różnych rzeczach?

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Przyjrzyjmy si

ę temu.

Poniewa

ż dyskusja, o której mowa, ma charakter retoryczny, a nie logiczny, może być ona z powodzeniem 

przedmiotem retorycznej krytyki. Chc

ę jednak, by było całkowicie jasne, że posługuję się tu słowem retoryczny 

wy

łącznie w jego pozytywnym sensie, nie mając na myśli żadnego spośród jego niepochlebnych czy 

deprecjonuj

ących znaczeń.

Retoryka jest staro

żytnym, szanowanym sposobem metaforycznego, specjalistycznego, prozaicznego lub 

poetyckiego pos

ługiwania się językiem. Jest to dyscyplina tworząca reguły języka, dzięki którym można wyrażać się 

w sposób elokwentny i efektywny.

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych przedkładają logikę nad retorykę, dlatego proszę czytelników o danie mi 

przywileju skrócenia poni

ższych wywodów. Przedstawię jedynie krótki opis retoryki stosowanej tylko przez jedną z 

sekt dysfunkcyjnych 

„ekspertów”, by oszczędzić sobie dodatkowej mozolnej pracy. Zasadę prezentacji, jaką stosuję 

w odniesieniu do tej jednej grupy, mo

żna jednak odnieść także, mutatis mutandis, do pozostałych dwu. Być może 

jaki

ś inny uczony badacz zjawisk paranormalnych uzupełni za mnie pewnego dnia to zestawienie.

Sposób dyskutowania wielkiej trójki o zjawiskach paranormalnych

Retoryk

ę dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych można scharakteryzować na kilka różnych, nie 

wykluczaj

ących się wzajemnie sposobów. Poniższy opis ograniczę do trzech aspektów: słownictwa, aktów mowy i 

stylu mówcy.

* S

łownictwo dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych to lista słów, jakie on i jemu podobni 

wnosz

ą do dyskusji jako swój własny, charakterystyczny wkład.

* Akty mowy dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych to czynno

ści, jakie wykonuje on za pomocą 

s

łów pochodzących z własnego słownika, dyskutując w charakterystyczny dla siebie sposób na temat 

zjawisk paranormalnych.

* Styl mówcy to charakterystyczny sposób, w jaki wypowiadaj

ący się w mowie lub piśmie dysfunkcyjny 

badacz zjawisk paranormalnych, reprezentuj

ący określone przekonania (parapsycholog, sceptyk lub 

fundamentalista) dyskutuje na temat zjawisk paranormalnych; chodzi tu nie tylko o specyficzny sposób 
prezentacji pogl

ądów, lecz także o to, w jaki sposób mówca lub pisarz jest zwykle rozumiany przez innych 

oraz jakie wywiera na nich wra

żenie.

 

Poniewa

ż parapsychologowie i sceptycy najczęściej obrzucają się nawzajem kamieniami, dlatego zamierzam zająć 

si

ę bliżej funda-chrześcijanami, którzy hasają do woli, ciskając kamienie w każdego, kto tylko zajmuje inną pozycję 

ni

ż oni sami.

S

łownictwo

Żargon funda-chrześcijańskich dysfunkcyjnych badaczy zjawisk paranormalnych składa się ze słów, którymi ci 
fundamentalistyczni 

„eksperci” posługują się najczęściej i najchętniej ciskając gromy na swoich przeciwników: 

Szatan, diabe

ł, demony, (wieczna) kara, potępienie, podstęp.

Akty mowy

Bior

ąc pod uwagę ich illokucyjną moc (akty mowy, których zwykle dokonuje się za ich pomocą) kilka spośród tych 

s

łów należy zaliczyć do przekleństw i złorzeczeń. Klnąc, osoby posługujące się językiem angielskim często używają 

s

łów hell, damn i devil (dosł. piekło, przeklęty i diabeł; polskimi odpowiednikami byłyby: cholera, szlag by to trafił, do 

diab

ła). Przekleństwa i złorzeczenia to wyrażenia mające na celu sprowadzenie na innych zła i nieszczęść. 

Pot

ępiając kogoś uważamy go za winnego, obrzucając zaś kogoś przekleństwami publicznie go ganimy lub 

krytykujemy. S

łowa tego rodzaju wyrażają gniew, pogardę, nienawiść lub wrogość. Tak więc w gruncie rzeczy gdy 

funda-chrze

ścijanie mówią nam, szczerym i niewinnym badaczom lub fanom zjawisk paranormalnych, że jesteśmy 

agentami Szatana lub 

że pójdziemy do piekła, w istocie przeklinają nas, wylewając na nas całą swoją złość i 

nienawi

ść.

Styl mówcy

Retoryczny styl funda-chrze

ścijańskich mówców i pisarzy wypowiadających się na temat zjawisk paranormalnych 

przesycony jest gro

źbami i butną pewnością siebie. Fundamentaliści robią wrażenie nadętych osobników; są 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

przekonani, 

że znają na wszystko odpowiedź. Często zachowują się lekceważąco i pogardliwie w stosunku do tych, 

którzy maj

ą odmienne poglądy. Mówiąc, zdają się wszystkich pouczać i robić im wymówki. Na uległego, 

pozbawionego silnej woli lub pasywnego s

łuchacza lub czytelnika funda-chrześcijańscy mędrkowie działają 

zapewne onie

śmielająco. Typowy zapalczywy funda-chrześcijański dysfunkcyjny badacz zjawisk paranormalnych 

nie rozstaje si

ę ze swoim ulubionym rekwizytem – Biblią – wymachując nim niczym maczugą.

Jak powiedzia

łem już wcześniej, charakterystykę języka, aktów mowy i stylu mówcy, jaką przeprowadzam w 

stosunku do fundamentalistów, mo

żna przeprowadzić także wobec przedstawicieli pozostałych dwóch ugrupowań 

„ekspertów”. Jeśli chodzi o podejście do kwestii zjawisk paranormalnych wszystkich trzech ugrupowań, 
najwa

żniejsze jest to, że toczona przez ich przedstawicieli dyskusja wciąż rozgrywa się na „korcie centralnym” 

w

łaśnie z powodu swoich retorycznych, dramatycznych, formalnych i rozrywkowych właściwości.

Przeklinanie kogo

ś poprzez skazywanie go na piekło to potężny, dramatyczny i przyciągający uwagę akt mowy. 

Tak

że parapsychologowie i naukowi sceptycy mają swoje własne, potężne i pełne dramatyzmu sposoby zwracania 

uwagi s

łuchaczy na to, o czym mówią.

Świat zjawisk paranormalnych dysfunkcyjnych „ekspertów” istnieje tuż obok świata zwyczajnych zjawisk 
paranormalnych (rzeczywi

ście doświadczanych i rzeczywiście dyskutowanych w rzeczywistym języku przez 

rzeczywistych ludzi), poniewa

ż dysfunkcyjnym badaczom zjawisk paranormalnych udaje się przyciągnąć naszą 

uwag

ę swoją retoryką. Stanowi ona dla nas rodzaj rozrywki; z tą swoją próżną gadaniną, zaprzeczeniami i 

oskar

żeniami. Bycie samemu przeklinanym lub bycie świadkiem przeklinania innych może być intrygujące, a nawet 

nieco zabawne. Dla wielu ludzi przys

łuchiwanie się przekleństwom rzucanym przez innych jest rodzajem rozrywki, 

samo za

ś przeklinanie jest znakomitym sposobem na dawanie upustu emocjom (a tego właśnie potrzebują gniewni 

i spi

ęci funda-chrześcijanie).

Dysfunkcyjny paranormalizm istnieje obok zwyczajnego paranormalizmu, poniewa

ż zaspokaja ludzką potrzebę 

czerpania przyjemno

ści ze zjawisk paranormalnych, a nie dlatego, że jest efektywnym zbiorem zasad i metod 

umo

żliwiającym zdobywanie nowej wiedzy na temat zjawisk paranormalnych. Pozostawiony sam sobie przez całe 

wieki zwyczajny paranormalizm dawa

ł sobie zupełnie dobrze radę z „wytwarzaniem” nowej wiedzy. Nie odnosi się 

to jednak do dyskusji i bada

ń prowadzonych przez dysfunkcyjnych ekspertów. Nie dość, że przedstawiciele wielkiej 

trójki nie prezentuj

ą niczego nowego, to jeszcze nie potrafią się ze sobą dogadać w sprawie tego, co minione.

Przez d

ługie lata dominacji preferowanego przez nich stylu dyskusji ich archaiczny retoryczny plan okazał się 

zdecydowanie nieadekwatnym 

środkiem do osiągnięcia konsensusu w sprawie zjawisk paranormalnych. Mimo to, z 

powodów podanych powy

żej, jest on wciąż powszechnie obowiązujący i stosowany; jego macki sięgają aż do 

mediów, a prawie wszyscy fani zjawisk paranormalnych sk

ładają mu hołdy.

Ogólnie rzecz bior

ąc, prasa podporządkowuje się ślepo i bez reszty dyktatowi wielkiej trójki. Dziennikarze zjawiają 

si

ę, by przeprowadzić wywiad `z ekspertem od zjawisk paranormalnych, zastanawiając się, czy jest on 

zwolennikiem, czy przeciwnikiem tych

że lub, co gorsza, zakładając, iż z góry znają odpowiedź na to pytanie. Jeśli 

s

ądzą, że „ekspert”, z którym mają przeprowadzać wywiad, jest zwolennikiem zjawisk paranormalnych, przybywają 

uzbrojeni w standardowe 

„sceptyczne” pytania skażone błędami dysfunkcyjnej niewiary.

Dysfunkcyjn

ą niewiarą w zjawiska paranormalne przesycone są także najrozmaitsze talk shows. Ponieważ jednak 

dyskusje prowadzone przez osoby dotkni

ęte dysfunkcyjną niewiarą mają pseudoracjonalny i teatralny charakter, 

tego rodzaju pe

łne dramaturgii spotkania przyciągają uwagę widzów i słuchaczy.

Czy jest jaka

ś nadzieja?

By

ć może w głębi duszy jestem pesymistą. Mimo wyjaśnień i argumentów, jakie przedstawiam w tej książce, widzę, 

że debata prowadzona przez dysfunkcyjnych ekspertów toczy się w najlepsze, radosny paranormalizm zaś zdaje 
si

ę nie mieć na nią najmniejszego nawet wpływu. I nie twierdzę tak bynajmniej tylko dlatego, że być może jestem 

pesymist

ą. Spoglądałem bowiem w moją kryształową kulę i nie widziałem w niej nic nowego, a tylko te same stare 

utarczki. Dowiedzia

łem się, że w przyszłości parapsychologowie będą wprawdzie witać z zadowoleniem odkrycia 

radosnego paranormalizmu, je

śli będą one pozostawać w związku ze sceptycyzmem, ale że tym samym 

parapsychologom nie spodobaj

ą się odkrycia radosnego paranormalizmu,jeśli będą się one odnosić do 

parapsychologii.

Dowiedzia

łem się również, że w przyszłości wzdychający gliniarze mogą przyklasnąć odkryciom radosnego 

paranormalizmu zwi

ązanym z parapsychologią, ale jednocześnie ci sami „scepto-gliniarze” nie będą zachwyceni 

bardziej sceptycznymi herezjami radosnego paranormalizmu, szczególnie dotycz

ącymi samych wzdychających 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

gliniarzy. Wiadomo mi tak

że, iż pewna liczba parapsychologów i naukowych sceptyków przyzna rację 

stwierdzeniom radosnego paranormalizmu dotycz

ącym kazań fundamentalistów na temat zjawisk paranormalnych.

Dowiedzia

łem się wreszcie, że ani jeden fundamentalista nie zaakceptuje tego, co radosny paranormalizm mówi na 

temat demonologii, chocia

ż zrobi to zapewne wielu chrześcijan.

Cz

łonkowie fanklubów zjawisk paranormalnych, dziennikarze i ludzie mediów mogą zgadzać się ze sposobem, w 

jaki dysfunkcyjni eksperci spieraj

ą się ze sobą, dyskutując na temat zjawisk paranormalnych, lecz radośni badacze 

zjawisk paranormalnych zawsze zachowywa

ć będą wyraźny dystans wobec tego rodzaju błędnej postawy. 

Radosny paranormalizm dokona

ł wystarczająco dużo odkryć związanych z dysfunkcyjną niewiarą, że może 

wszystkich solennie zapewni

ć, iż nigdy nie zostanie wciągnięty w wir obłudy i niekończącego się wymigiwania się 

od odpowiedzialno

ści.

Radosny paranormalizm metodycznie pali

ł za sobą każdy z najlepiej znanych paranormalnych mostów, aż w końcu 

znalaz

ł wejście do twierdzy niewiary. Dlatego radosny paranormalizm ogłasza niniejszym swoją całkowitą 

niezale

żność od debaty na temat zjawisk paranormalnych, jaką zawsze dotąd prowadzono.

A jednak musimy postara

ć się o to, byśmy to my śmiali się ostatni

Odsuwaj

ąc jednak od siebie pesymizm, czyż nie byłoby wspaniale móc śmiać się z tego wszystkiego jako ostatni? 

Czy

ż nie byłoby cudownie zmyć głowę parapsychologom, naukowym sceptykom i fundamentalistom za to, że 

uparcie nie dopuszczaj

ą oni innych do trwającej od lat dyskusji na temat zjawisk paranormalnych? Czyż nie byłoby 

wspaniale otworzy

ć na oścież nowe drzwi, przełamać stare bariery, wyznaczyć nową perspektywę debaty na 

interesuj

ący tu nas temat?

I czy nie by

łoby pożyteczne zapoczątkować poważne, naukowe badania zwyczajnych zjawisk paranormalnych, w 

przeciwie

ństwie do zjawisk paranormalnych stworzonych sztucznie przez przedstawicieli wielkiej trójki w efekcie 

lingwistycznych i kontekstualnych wypacze

ń?

Radosny paranormalizm uwa

ża zjawiska paranormalne za ważny i istotny temat, który nadaje się do racjonalnych, 

a nawet, z pewnymi ograniczeniami, do systematycznych bada

ń.

Co trzeba zrobi

ć, by przekuć paranormalistykę w zdolną do samodzielnego istnienia dyscyplinę ludzkiego poznania, 

a w ko

ńcu, być może, w dyscyplinę naukową o statusie akademickim?

Zdaniem radosnego paranormalizmu nale

żałoby w tym celu:

* Uzna

ć istnienie związków między zjawiskami paranormalnymi a humorem, zabawą i rozrywką

* Odnie

ść się do nich z szacunkiem i uznaniem

* Przeanalizowa

ć dokładnie ich znaczenie

 

Konceptualne, historyczne i lingwistyczne terytorium rozrywki, zabawy i humoru mog

łoby się stać naturalym 

pomostem umo

żliwiającym poważnej, niedysfunkcyjnej dyskusji na temat zjawisk paranormalnych przekształcenie 

si

ę w racjonalną, akademicką debatę.

JEDNAK...

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 10

JEDYNY SPOSÓB NA TO, BY POWA

ŻNE BADANIE ZJAWISK PARANORMALNYCH ZOSTAŁO UZNANE ZA 

UZASADNIONE

Je

śli zjawiska paranormalne mają kiedykolwiek stać się przedmiotem uniwersyteckich wykładów, poważna, 

naukowa dyskusja na ich temat musi w jaki

ś sposób szybko wyzwolić je z pęt dobrze znanej, prowadzonej od lat 

polemiki, któr

ą określają zadawnione konwencje, o jakich była tu już wielokrotnie mowa. Trzeba rozważyć 

alternatywne perspektywy, sformu

łować w końcu nie zadawane nigdy dotąd pytania, odwołując się do nowej, 

poszerzonej psychologii zjawisk paranormalnych.

Zadaniem radosnego paranormalizmu jest wzi

ęcie pod uwagę i rozważenie tych zaniedbywanych dotąd punktów 

widzenia oraz podj

ęcie badań mających na celu określenie, co nowego i pożytecznego mogą nam one zaoferować.

Kto reprezentuje niektóre z owych punktów widzenia?

Cz

łonkowie klubu bohaterów

Klub bohaterów zjawisk paranormalnych jest organizacj

ą, która wyróżnia się tym, iż przywiązuje wyjątkową uwagę 

do rzekomo paranormalnych do

świadczeń lub właściwości jakiejś szanowanej, bohaterskiej postaci z przeszłości, 

lub te

ż skupia swoje zainteresowanie wokół teorii oraz idei dotyczących zjawisk paranormalnych, jakie wyznawał 

ten bohater. Cz

łonkowie tego klubu czerpią wielką przyjemność z wysłuchiwania wciąż na nowo opowieści o życiu 

bohatera, opowiadania anegdot na temat paranormalnych cudów, których ów bohater mia

ł jakoby sam dokonać lub 

wyja

śnić. Niektórzy członkowie takich klubów mają skłonność do wysuwania podejrzeń wobec paranormalnych 

talentów czy zjawisk innych ni

ż te oficjalnie przypisywane ich bohaterowi czy też akceptowane przez ich idola. 

Kluby bohaterów gromadz

ą wszelkie dokumenty na temat swoich idoli, przechowują zbiory ich pism, a także starają 

si

ę o kultywowanie pamięci o nich. W miarę upływu czasu organizacje te mogą zacząć nabierać pewnego 

religijnego charakteru.

Tak sta

ło się przykład z ruchami powstałymi wokół Sai Baby i Paramahansy Yoganandy. Obaj dokonywali podobno 

paranormalnych wyczynów oraz czerpali wiedz

ę ze źródeł innych niż normalne. Wokół uznania ich dokonań i 

wgl

ądów powstały ruchy duchowe, dla których stali się oni centralnymi postaciami.

Podobne ze swojej natury, chocia

ż nieco bardziej świeckie w charakterze, są organizacje powstałe wokół Edgara 

Cayce'a i C.G. Junga, je

śli chodzi zaś o czasy nam współczesne, to warto zauważyć, że na całym świecie powstało 

ju

ż ponad dwieście grup dyskusyjnych stawiających sobie za cel zgłębianie pism wspomnianego już wyżej Neale'a 

Donalda Walscha, który twierdzi, 

że w 1992 roku miał jednoznacznie paranormalne przeżycie polegające na 

bezpo

średniej rozmowie z Bogiem. Członkowie wszystkich tych grup są potencjalnymi zwolennikami zjawisk 

paranormalnych.

Tymczasem potencjalni przeciwnicy zjawisk paranormalnych skupiaj

ą się w ruchu o nastawieniu sceptycznym 

zwi

ązanym z osobą Houdiniego. Z kolei ruch, który powstał dawno temu w celu propagowania wiedzy na temat 

paranormalnych dokona

ń Emmanuela Swedenborga, ma już dziś formalnie status religii.

Dysfunkcyjna niewiara wyst

ępuje często pośród członków owych klubów bohaterów, tak więc w tym sensie nie 

wnosz

ą oni nic nowego do badań zjawisk paranormalnych. Na podstawie własnego, długiego doświadczenia mogę 

jednak za

świadczyć, że członkowie grup, o których mówiłem, są niezwykle miłymi ludźmi. Należy ich pochwalić za 

wielk

ą przychylność w dostarczaniu archiwalnych materiałów na temat swoich idoli oraz za stworzenie forum dla 

publicznej dyskusji.

Odwa

żni psychoterapeuci

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych mogą utworzyć wspólny front z odważnymi psychoterapeutami, którzy 

odrzucaj

ą ortodoksyjne poglądy i akceptują fakt, że posiadanie paranormalnych i duchowych doświadczeń jest 

czym

ś ważnym i znaczącym wżyciu człowieka. Chociaż tego rodzaju terapeuci unikają błędu utożsamiania 

paranormalno

ści z nienormalnością, uważają, że osoby mające paranormalne lub duchowe doświadczenia mogą 

skorzysta

ć z ich fachowej porady – zarówno po to, by pomóc im w pełnym zintegrowaniu swoich przeżyć, jak i po 

to, by udzieli

ć im wsparcia wtedy, gdy uczą się oni radzić sobie ze śmiesznością, jaką wywołują czasami ich 

do

świadczenia u nie poinformowanych osób postronnych.

Radosny paranormalizm akceptuje takie podej

ście, pod warunkiem jednak, że także samą pschychoterapię rozumie 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

si

ę jako działalność peryferyjnie periparanormalną. Podobnie jak to się ma w przypadku zjawisk paranormalnych, 

brak jest bowiem solidnych dowodów naukowych 

świadczących o skuteczności psychoterapii. Pewne zagadkowe, 

niezwyk

łe stany świadomości – dysocjacji osobowości, stany hipnotyczne, a nawet niektóre rodzaje stanów 

delirycznych 

– przynależą w równym stopniu do dziedziny badań zjawisk paranormalnych jak do dziedziny badań 

psychoterapeutycznych. Zjawiska paranormalne i psychoterapia maj

ą wspólną historię, co widać na przykładzie tak 

staro

żytnych koncepcji jak wróżbiarstwo, które uważano kiedyś za rodzaj zaburzeń psychicznych, a także jeden ze 

sposobów przewidywania przysz

łości oraz określania charakteru drugiej osoby. Podobnie jak zjawiska 

paranormalne, psychoterapia mo

że stać się przyjemnym sposobem spędzania wolnego czasu, szczególnie po kilka 

latach jej stosowania.

Znany na ca

łym świecie psychiatra Stanislav Grof był współzałożycielem Transpersonal Psychology Association 

(Towarzystwa Psychologii Transpersonalnej) 

– organizacji zrzeszającej psychoterapeutów, którzy z troską i 

zrozumieniem odnosz

ą się do paranormalnych i duchowych doświadczeń swoich pacjentów. Jej członkowie pomni 

s

ą tego, że wglądy psychologiczne dotyczące doświadczeń paranormalnych nie mają charakteru ontologicznego, 

lecz jedynie kliniczny i fenomenologiczny.

My

ślenie życzeniowe

Wzdychaj

ący gliniarze starają się co i rusz aresztować któregoś z nas, uczonych badaczy zjawisk paranormalnych, 

bez wzgl

ędu na to, czy jesteśmy pseudozwolennikami tychże zjawisk, czy nie, pod ogólnikowym zarzutem 

ho

łdowania myśleniu życzeniowemu. A przecież radosny paranormalizm nie zamierza zaprzeczać, iż pragnienia 

zawsze by

ły jednym z głównych aspektów działań paranormalnych. Dążenie alchemików do odkrycia źródła 

niesko

ńczonego bogactwa jest nadal żywe pośród zwolenników ruchu New Age, którzy postulują stosowanie 

„wizualizacji” w celu łatwiejszego zarobienia dużej forsy.

Okazuje si

ę zresztą, że sami naukowi sceptycy nie są odporni na gorączkę myślenia życzeniowego, która trawi 

zwolenników zjawisk paranormalnych. Wzdychaj

ący gliniarze rozesłali ostatnio pilne wezwanie do członków swojej 

organizacji z pro

śbą o pieniądze. Ich zdaniem stale wzrastająca liczba „przestępstw” dokonywanych przez 

zwolenników zjawisk paranormalnych grozi w ka

żdej chwili destabilizacją naukowego porządku świata, dlatego też 

twierdz

ą, że potrzeba im pieniędzy, by powstrzymać rozprzestrzenianie się paranormalnego zabobonu, zanim 

b

ędzie za późno. Tymczasem pomysł ratowania nauki przed paranormalną rozrywką poprzez uruchamianie 

przeznaczonego specjalnie na ten cel funduszu jest, moim zdaniem, do tego stopnia nieprawdopodobny, 

że 

sugeruje, i

ż także sceptycy oddają się pewnego rodzaju myśleniu życzeniowemu.

Je

śli wzdychającym gliniarzom uda się kiedykolwiek wrobić mnie pod wyssanym z palca zarzutem hołdowania 

my

śleniu życzeniowemu, to będę miał dobre alibi. Słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, jest, co nie ulega 

w

ątpliwości, niepoprawnie pobłażliwe w stosunku do samego siebie, dlatego jako radosny badacz zjawisk 

paranormalnych du

żo myślałem na temat roli, jaką koncepcja myślenia życzeniowego odgrywa w zjawiskach 

paranormalnych.

Dysfunkcyjni eksperci nie zamierzaj

ą rezygnować z walki z cieniami polegającej na próbach ustalenia, czy różnego 

rodzaju zjawiska maj

ą „dający się jednoznacznie wykazać” związek ze zjawiskami paranormalnymi, czy też nie, tak 

wi

ęc nie zauważają oni ich życzeniowego aspektu, którego nigdy nie przeoczają uważni radośni badacze zjawisk 

paranormalnych. Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych wiedzą na przykład, że myślenie życzeniowe jest 

g

łównie kwestią aktów mowy i że jest ono często wypowiedzią performatywną w tym sensie, że w odpowiednich, 

danych okoliczno

ściach powiedzenie „chciałbym, aby stało się to i to” oznacza rzeczywiste pragnienie tego. Tego 

rodzaju wiedza pozwala niedysfunkcyjnym badaczom zadawa

ć pytania dotyczące konceptualnych związków 

mi

ędzy myśleniem życzeniowym a zjawiskami paranormalnymi, które nigdy nie przychodzą do głowy 

dysfunkcyjnym badaczom.

Jakie zwi

ązki łączą myślenie życzeniowe, liczenie na szczęśliwy traf i wróżbiarstwo? Talizmany na szczęście, takie 

jak podkowy, królicza 

łapka czy czterolistna koniczyna, są archetypowymi rekwizytami używanymi przez osoby 

przes

ądne. W rezultacie symbolizują one mechanizm myślenia życzeniowego. Jaki jest ich związek z popularnym 

sposobem wypowiadania 

życzeń na widok spadającej gwiazdy, białego konia itd.? A co z zawodami polegającymi 

na tym, 

że ta z dwu osób rozrywających kość widełkową kurczaka, której zostanie w dłoni dłuższy jej koniec, może 

liczy

ć na spełnienie każdego życzenia, lub że spełnią się wszystkie życzenia, jeśli małe dziecko zdmuchnie za 

pierwszym razem wszystkie 

świeczki na swoim torcie urodzinowym? Dlaczego w każdym z takich przypadków 

pojawia si

ę element rozrywki, począwszy od zabawy z wyrywaniem płatków stokrotek „kocha, nie kocha”, a na 

symbolice kasyna gry sko

ńczywszy?

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

My

ślenie życzeniowe i jego związki ze zjawiskami paranormalnymi to dosyć złożona kwestia. Poruszam ją tutaj 

tylko po to, by wskaza

ć, jak bardzo niewłaściwy użytek robią dysfunkcyjni eksperci zarówno z psychologii, jak i 

zjawisk paranormalnych, roztrz

ąsając nie dające się w gruncie rzeczy rozstrzygnąć i pozbawione znaczenia 

pseudoproblemy.

Nowa psychologia

Tymczasem istniej

ą usprawiedliwione, ogólnie zrozumiałe pytania dotyczące psychologii zjawisk paranormalnych, 

których si

ę jednak zazwyczaj nie zadaje. Dysfunkcyjni eksperci są tak potężni, że to właśnie za ich sprawą badanie 

zjawisk paranormalnych cieszy si

ę złą sławą.

Bardzo interesuj

ące byłoby jednak wiedzieć, jak koncepcja zjawisk paranormalnych rozwija się u dzieci lub też jak 

ta sama koncepcja rozwija si

ę w człowieku od dzieciństwa do okresu dojrzewania, a następnie przez dorosłość do 

staro

ści. Badania rozwojowe dzieci i dorosłych są ważną i szanowaną dziedziną nauk psychologicznych. 

Dysfunkcyjni eksperci czuwaj

ą jednak nad tym, by przeprowadzano możliwie jak najmniejszą liczbę badań 

rozwojowych zwi

ązanych ze zjawiskami paranormalnymi.

W tym samym czasie wa

żna gałąź psychologii, która może wnieść bardzo wiele do badań nad zjawiskami 

paranormalnymi, traktowana jest po macoszemu. Chodzi tu o tak zwan

ą psychologię anomalistyczną, powszechnie 

uznan

ą specjalność naukową, która zajmuje się katalogowaniem i analizowaniem dziwnych zjawisk psychicznych, 

nieznanych zazwyczaj w szerokich kr

ęgach społeczeństwa, a często także wśród przeciętnych, wykwalifikowanych 

psychologów i psychiatrów.

Psychologi

ę anomalistyczną należy wyraźnie odróżnić od parapsychologii. Parapsychologia, skażona przez 

dysfunkcyjn

ą niewiarę, w ogóle nie jest psychologią, podczas gdy psychologia anomalistyczna nie ma charakteru 

dysfunkcyjnego i nie jest kontrowersyjna z akademickiego punktu widzenia.

Wiele dziwnych stanów 

świadomości oraz niecodziennych zachowań, jakimi zajmuje się psychologia 

anomalistyczna, wyst

ępuje rzadko; inne są częstsze, chociaż i tak prawie zupełnie nieznane powszechnie. 

Wszystkie wydaj

ą się dziwaczne, niecodzienne i niezrozumiałe, dlatego okupują one to samo terytorium co 

zjawiska paranormalne. Czasami maj

ą one związki ze zjawiskami lub doświadczeniami, które w powszechnym 

odczuciu uchodz

ą za paranormalne.

Radosny paranormalizm musi by

ć gruntownie obznajomiony z anomaliami psychologicznymi. Rozumie się samo 

przez si

ę, że każdy, kto chce się wypowiadać w kwestii zjawisk paranormalnych, musi mieć wszechstronną wiedzę 

na temat hipnagogii, amnezji psychogennej, déjá vu, dysocjacji osobowo

ści, halucynacji, złudzeń, pseudologia 

fantastka (mitomanii), stanów pomrocznych i depersonalizacji 

– wszystkich tych osobliwych reakcji psychicznych, 

którymi zajmuje si

ę psychologia anomalistyczna.

Dziedzina ta jest bardzo rozleg

ła i jej omówienie wykraczałoby znacznie poza ramy tej książki, nam jednak 

wystarczy jeden przyk

ład, by zilustrować ogromne znaczenie psychologii anomalistycznej dla naukowych, 

niedysfunkcyjnych bada

ń zjawisk paranormalnych.

Zobaczy

ć to uwierzyć, czy może uwierzyć to zobaczyć?

Dostrzeganie ludzkich twarzy podczas spogl

ądania na chmury, wizualne doznanie znane większości dzieci, jest 

przyk

ładem złudzenia optycznego zwanego pareidolią. Doświadczenie to zalicza się do kategorii złudzeń, ponieważ 

powstaje ono w umy

śle, który interpretuje obiektywnie postrzegalne, chociaż zmienne w swoim kształcie obiekty – 

ob

łoki, dym, płomienie, słabo widoczne cienie itp. – jako mające konkretne znaczenie wizerunki.

Wiele z

łudzeń optycznych nagle znika, kiedy tylko obserwator bardziej uważnie przyjrzy się temu, na co spogląda. 

Chyba ka

żdy z nas przestraszył się choć raz w życiu na widok nieznanej mu osoby czającej się złowieszczo w 

ciemnym pokoju, by po chwili przekona

ć się, że w rzeczywistości chodzi o zwykły kapelusz i płaszcz wiszące na 

wieszaku.

Pareidolia to jednak nie to samo. Kiedy kto

ś dostrzeże w chmurach profil Elvisa i jego matki Gladys, wówczas 

b

ędzie prawie zupełnie niemożliwe, by ich tam dalej nie widział. Im bardziej intensywnie będzie się wpatrywał, tym 

silniejszy b

ędzie efekt złudzenia. Ktoś taki może nawet sprawić, że również inne osoby będą dostrzegać te same 

wizerunki w chmurach, dopóki te ostatnie nie rozp

łyną się lub nie znikną z ich pola widzenia.

Dzieci zabawiaj

ą się wypatrywaniem postaci pojawiających się podczas obserwowania obłoków lub płomieni 

ta

ńczących na kominku. Ten sam proces percepcyjny leży także u podstaw kilku form wróżbiarstwa.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

* Czy jest zatem mo

żliwe, odwracając starą sentencję, że uwierzyć znaczy zobaczyć?

* Hawajscy Kahunowie stawiaj

ą sobie pytania, a następnie wpatrują się w chmury, wierząc, że kształt, jaki w 

nich dostrzeg

ą, ujawni im odpowiedź, której poszukują.

* Kapnomancja, czyli wró

żenie z dymu, praktykowana jest nadal pośród niektórych tubylczych grup w 

Ameryce 

Środkowej; w średniowiecznej Europie praktykami tego rodzaju zajmowały się głównie dziewice i 

matrony.

* Tak

że wróżenie z fusów opiera się na nadawaniu przez ludzki umysł znaczenia obrazom powstającym z 

rozk

ładu cząstek herbacianych liści.

* I nie zapominajmy, 

że australijscy szamani przewidywali niegdyś przyszłość na podstawie obrazów, jakie 

dostrzegali w ogniu stosu pogrzebowego.

 

Tak wi

ęc pareidolia jest kolejnym przykładem na to, w jaki sposób podczas dziecięcej zabawy doznania wzrokowe 

mog

ą łączyć się ze zjawiskami paranormalnymi.

Gdy pareidolia ma miejsce w nieznanym kontek

ście, przejawia się ona czasami w formie dziwnych, pozornie 

niesamowitych epizodów, które mog

ą zainteresować badacza zjawisk paranormalnych. To powszechnie znane 

z

łudzenie optyczne leży u podstaw zdumiewających zbiorowych przeżyć o charakterze wizyjnym, o których często 

donosz

ą media. Gdy twarz Jezusa „pojawia się” nagle na drewnianych, nie pomalowanych drzwiach szpitala lub na 

ściance zbiornika na ropę naftową na Środkowym Wschodzie USA, możemy być pewni, że mamy do czynienia z 
przypadkiem pareidolii. No i manifestacje te miewaj

ą niezaprzeczalnie komiczny charakter, która to okoliczność od 

razu poprawia nastrój radosnemu badaczowi zjawisk paranormalnych.

Ostatnimi laty wyra

źnie rozpoznawalne wizerunki Jezusa pojawiły się pośród nitek spaghetti nawiniętych na widelec 

przedstawionych na bilboardzie w Atlancie reklamuj

ącym pizzerię, pośród ogromnych liściastych pnącz winorośli 

porastaj

ących drzewo rosnące w dzielnicy mieszkaniowej w Wirginii Zachodniej oraz na powierzchnii tortilli 

przygotowanej przez gospodyni

ę domową z Nowego Meksyku. Posłany przez kościół na miejsce tego ostatniego 

przypadku cudu ksi

ądz posłużył się w trakcie prowadzenia dochodzenia metodą eksperymentalną. Upiekł stertę 

tortilli, po czym zmuszony by

ł przyznać, że jeśli upiecze się dostatecznie dużą liczbę tortilli, to rzeczywiście można 

na nich dostrzec zupe

łnie dziwne rzeczy.

Przypadki zbiorowej pareidolii wynikaj

ą zazwyczaj z ludzkich skłonności do transcendencji. Jeśli na przykład jedna 

lub dwie osoby zauwa

żą gdzieś niezwykły wizerunek, a następnie zwrócą na niego uwagę innych, wówczas 

zupe

łnie niemożliwe staje się wyperswadowanie im, że ów wzór w rzeczywistości znajdował się tam od zawsze. Z 

punktu widzenia lokalnych mieszka

ńców, znających doskonale dany obiekt, wizerunek pojawił się na nim nagle nie 

wiadomo sk

ąd. „Przejeżdżałem obok tego zbiornika prawie codziennie od lat. Gdyby Jezus był na nim widoczny 

wcze

śniej, z pewnością już dawno temu bym Go zauważył. Tymczasem ja wiem, że on się tam ukazał!”

Gdy wie

ść o pojawieniu się wizerunku rozprzestrzenia się, na miejsce zaczynają pielgrzymować tłumy ciekawskich. 

Bez wzgl

ędu na to, czy są oni przekonani o realności wizerunku, czy nie, zwykle patrząc na niego przyjmują 

postaw

ę pełną atencji. Sceptycy asekurują się zapewne w ten sposób na wszelki wypadek, co jest 

charakterystycznym zachowaniem dla wszystkich demaskatorów zjawisk paranormalnych.

Zdarzenia, o których mówimy, uwidaczniaj

ą różnice w podejściu do zjawisk paranormalnych przedstawicieli trzech 

g

łównych ugrupowań.

* Parapsychologowie unikaj

ą takich sytuacji, ponieważ nie odpowiadają one warunkom laboratoryjnym.

* Sceptycy zjawiaj

ą się na miejscu, po czym kpią i szydzą z uczestników zgromadzenia, demonstrując, jak 

łatwo doprowadzić do zniknięcia wizerunku Jezusa, gdy tylko wyłączy się stojącą najbliżej niego uliczną 
latarni

ę.

* Fundamentali

ści także przybywają na miejsce, napominając wszystkich, by strzegli się demonów.

 

Tymczasem my, 

życzliwi, radośni badacze zjawisk paranormalnych, zachwycamy się tego rodzaju zdarzeniami, 

poniewa

ż one także ujawniają nam prawdziwą naturę zjawisk paranormalnych. Skłonni jesteśmy nawet dopuścić 

mo

żliwość, że przypadki zbiorowej pareidolii ujawniają ważne i znaczące skłonności ludzkiego ducha, w tym 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

d

ążenie ku duchowemu uzdrawianiu, a nawet doświadczenie go.

Poszerzamy zakres naszych rozwa

żań

Czego potrzeba, by powa

żne, naukowe badanie zwyczajnych zjawisk paranormalnych stało w się w pełni 

usprawiedliwione? Jeszcze wi

ększego poszerzenia kontekstu, w którego ramach rozważamy to, co nazywamy 

zjawiskami paranormalnymi, tak aby nie tylko obejmowa

ł on swoim zasięgiem psychologię anomalistyczną (którą, 

powtórzmy raz jeszcze, musi bra

ć pod uwagę każdy, kto chce badać zjawiska paranormalne w sposób 

profesjonalny i naukowy), ale tak

że uwzględniał różnego rodzaju osobliwości z dziedziny psychologii, medycyny i 

psychiatrii. Ten ostatni fakt ma szczególne znaczenie dla naukowca, który chce pozna

ć zakres i złożoność umysłu 

cz

łowieka, by móc następnie zrozumieć zawiłości paranormalnego wymiaru ludzkiej świadomości. Do osobliwości, 

o których mówimy, nale

ży zaliczyć:

* Ogromn

ą liczbę stanów natury medycznej, których jest zbyt wiele, aby je tu wymieniać, a które mogą 

odgrywa

ć rolę kształtującą w zjawiskach paranormalnych.

* Do

świadczenia mistyczne, wzrokowe lub słuchowe, a także osobliwe zachowania towarzyszące delirium, 

epilepsji, zatruciom, stwardnieniu rozsianemu, zespo

łowi Tourette'a, migrenie oraz wielu innym 

przypad

łościom.

 

Przechodz

ąc na teren psychiatrii, każdy badający zjawiska paranormalne naukowiec, z którego ma być jakiś 

po

żytek, musi poznać wiele perełek psychopatologii (z których pewnymi, choć nie wszystkimi, zajmuje się także 

psychologia anomalistyczna). Do owych psychiatrycznych osobliwo

ści należą rzadkie i niezwykłe psychiatryczne 

syndromy (objaw Capgrasa i inne zaburzenia o charakterze urojeniowym, objaw Clerambaulta, zespó

ł Gansera, 

stany op

ętania, folie a deux, kuwada, objaw fantomu zespół Cotarda, by wymienić jedynie kilka z nich) oraz stany 

psychiatryczne zwi

ązane z danym środowiskiem kulturowym (np. windigo, latah, amok, koro).

Mamy tu miejsce jedynie na najbardziej pobie

żne naszkicowanie tego, co trzeba wiedzieć na ten temat, obiecujemy 

wi

ęc omówić wszystkie te osobliwe psychologiczne, medyczne i psychiatryczne jednostki w następnym tomie 

zatytu

łowanym „Zjawiska paranormalne a zjawiska anormalne”.

Nadarza si

ę tu nam, radosnym badaczom zjawisk paranormalnych, pewna dogodna sposobność. Są to sprawy, 

którymi trzeba si

ę zająć, i sposoby poszerzenia zakresu dyskusji, jeśli ma z niej wynikać cokolwiek pożytecznego. 

Istnieje jeszcze jeden dziewiczy, jak dot

ąd, obszar badań – często spychany na dalszy plan lub unikany przez 

przedstawicieli wielkiej trójki dyskutantów 

– który mógłby dostarczyć nam mnóstwa pożytecznych informacji, 

gdyby

śmy w końcu przyjrzeli mu się w poważny, naukowy sposób.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 11

SKRZYNIA PE

ŁNA SKARBÓW CZEKA NA OTWARCIE

Jak gdyby to wszystko nie stanowi

ło wystarczającego wyzwania dla przyszłych zawodowych badaczy zjawisk 

paranormalnych, wyrzeczenie si

ę przez radosny paranormalizm dysfunkcyjnej wiary otwiera przed nimi kolejne, 

nadaj

ące się do naukowej eks-ploracji szerokie pole, mianowicie historię zjawisk paranormalnych. 

Parapsychologowie zebrali si

ę pewnego razu w sobie i wykluczyli historię jako źródło paranormalnych cudów; 

o

świadczyli, że mętne historyczne sprawozdania na temat zjawisk paranormalnych nie mają „wartości dowodowej”, 

by pos

łużyć się jednym z ich ulubionych wyrażeń. Od dawna już nieżyjący świadkowie dawnych paranormalnych 

zdarze

ń nie mogą złożyć zeznań w tej sprawie, więc niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek „wniosków” na 

temat owych zdarze

ń. Fakt, że zawarte w starych księgach relacje nie mają wartości dowodowej, ani trochę nie 

niepokoi jednak radosnych badaczy zjawisk paranormalnych, poniewa

ż jesteśmy świadomi tego, że także 

wspó

łczesne, najnowsze doniesienia na ten sam temat nie mają wartości dowodowej w tym sensie tego wyrażenia, 

jakie nadaj

ą mu dysfunkcyjni eksperci.

Historia zjawisk paranormalnych, do której od tak dawna nikt si

ę nie odwoływał jako do źródła wiedzy, obfituje w 

informacje, które mog

ą poszerzyć i pogłębić nasze pojmowanie tego, czym są zjawiska paranormalne. Przyjrzenie 

si

ę zjawiskom paranormalnym z perspektywy historycznej, na tle solidnej wiedzy na temat psychologii 

anomalistycznej oraz stanów medycznych i psychiatrycznych maj

ących wpływ na działanie ludzkiego umysłu, może 

posun

ąć naprzód badania zjawisk paranormalnych, szczególnie gdy będziemy pamiętać o tym, że zjawiska te są 

zabaw

ą, humorem i rozrywką. Historia jest skarbnicą dawno zapomnianych koncepcji na temat zjawisk 

paranormalnych, a tak

że barwnych postaci, które stosowały owe koncepcje w praktyce. Dzieła historyczne 

dostarczaj

ą materiału na uprawomocnienie twierdzeń radosnego paranormalizinu dotyczących zjawisk 

paranormalnych.

W staro

żytnej Grecji co rusz miały miejsce wydarzenia przynależne do peryferyjnych obszarów współczesnych 

zjawisk paranormalnych. Herodot pisa

ł o Salmoksisie, nauczycielu, który rozumiał znaczenie elementu teatralności 

w zjawiskach paranormalnych oraz zastosowa

ł tę wiedzę wywołując pośmiertną zjawę... samego siebie!

Jak s

łyszałem od Hellenów, mieszkających nad Hellespontem i nad Pontem, był ów Salmoksis człowiekiem, 

który 

żył w stanie niewolniczym na Samos, mianowicie był niewolnikiem Pitagorasa, syna Mnesarchosa. 

Nast

ępnie został wyzwolony i zdobył wiele pieniędzy, z którymi wrócił do swojej ojczyzny. Ponieważ zaś 

Trakowie 

żyli nędznie i umysłowo stali dość nisko, więc Salmoksis, który znał joński tryb życia i posiadał 

wy

ższą kulturę duchową, niżby się można po Traku spodziewać (wszak obcował on z Hellenami i z 

najwi

ększym wśród nich mędrcem, Pitagorasem), urządził sobie salę dla mężczyzn, w której podejmował i 

ugaszcza

ł starszyznę ze swych współziomków i przy tym nauczał, że ani on sam, ani jego goście, ani nikt z 

ich potomnych 

– nie umrą, lecz dostaną się na takie miejsce, gdzie będą żyć wiecznie w posiadaniu 

wszystkich dóbr. Czyni

ąc to, o czym wspomniałem, i tak nauczając, kazał sobie równocześnie wybudować 

pod ziemi

ą mieszkanie, a kiedy ono było już zupełnie gotowe, znikł z oczu Traków; oto zszedł do tej 

podziemniej komnaty i przebywa

ł tam przez trzy lata. A Trakowie tęsknili za nim i opłakiwali go jak 

zmar

łego. Lecz w czwartym roku znowu ukazał się Trakom, i tak uwierzyli oni w to, czego Salmoksis 

naucza

ł [Herodot, Dzieła, IV, 95, tłum. S. Hammer, Czytelnik, Warszawa 1959. Inne źródła podają formę 

Zamolksis.].

 

Herodotowi nie uda

ło się wprawdzie ustalić, czy Salmoksis rzeczywiście kiedykolwiek istniał, można sobie jednak 

wyobrazi

ć, że naprawdę żył kiedyś podobny do niego, dokonujący samohibernacji tamto-dramaturg, który tego 

wszystkiego dokona

ł. Ten skłonny do zabawy podróżnik w zaświaty wybudował na powierzchni ziemi jedną z sal 

swojego Teatru Pozornej 

Śmierci, przeznaczonej do edukacji i rozrywki, w której mógł ucztować z przyjaciółmi i 

bawi

ć ich swoimi wykładami, by w ten pełen dramaturgii i uwznioślający sposób przygotowywać ich serca i umysły 

na ostateczn

ą przemianę. Być może zbudował swoją podziemną komnatę nad bijącym źródłem, gromadząc w niej 

stadko kur, pochodnie, du

że zapasy oliwek oraz zbiór starych zwojów, a następnie, po spędzeniu w niej niczym 

nied

źwiedź w gawrze trzech lat, publicznie odegrał przedstawienie ukazujące wszem i wobec, że przekraczanie 

granicy dziel

ącej życie od śmierci jest możliwe.

Co za umiej

ętne wykorzystanie dramatycznego napięcia! Bez wątpienia jakaś grupa ludzi musiała przez długi czas 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

śledzić z bliska losy Salmoksisa. Proszę sobie wyobrazić sceny rozgrywające się przy zapieczętowanym wejściu do 
jego kryjówki. 

„Czy on wciąż żyje?”, „Jak długo tam jeszcze pozostanie?”, „Jak to znosi jego żona?”. I wyobraźmy 

sobie zdumienie na widok Salmoksisa, który, niczym 

Łazarz, wyłonił się ze swojego podziemnego leża – jedyna w 

swoim rodzaju publiczna spektakularna demonstracja nietrwa

łości, nie życia jednak, lecz śmierci.

Komentarz Herodota, zgodnie z którym ponowne ukazanie si

ę Salmoksisa Trakom sprawiło, że uwierzyli oni w to, 

czego ich naucza

ł, może wydawać się dziwny dla współczesnego czytelnika. Herodot pojął jednak to, w jaki sposób 

i dlaczego dramat Salmoksisa by

ł tak bardzo porywający z psychologicznego i duchowego punktu widzenia. 

Dokonanie tego cz

łowieka-niedźwiedzia opierało się na mistrzowskim zrozumieniu psychologii żałoby: Jego 

przyjaciele t

ęsknili za nim i opłakiwali go , jak zmarłego”. Logicy mogą w tym miejscu wysuwać zastrzeżenia, ale 

bycie naocznym 

świadkiem niesamowitego zdarzenia, jakim było ponowne ukazanie się Salmoksisa, musiało być 

rzeczywi

ście dowodem na jego nieśmiertelność, przynajmniej dla tych, którzy wspólnie doświadczyli 

traumatycznego prze

życia związanego ze śmiercią społeczną Salmoksisa z powodu jego długotrwałej nieobecności 

po

śród nich. Dramat, którego byli świadkami, wpłynął na zmianę ich własnych, głębokich i złożonych poglądów na 

kwestie 

śmierci, zniknięcia, żałoby i ponownego pojawiania się pośród żywych.

Wspó

łczesna psychologia i psychiatria potwierdzają, że człowiek przebywający przez dłuższy czas w ciemnościach 

w ma

łym pomieszczeniu często doświadcza wizji i objawień. Święci zawsze mieli skłonność do mieszkania przez 

ca

łe życie w jednej małej klasztornej celi lub spędzania kilkudziesięciu lat w jaskini w celu nawiązania kontaktu z 

si

łami nadprzyrodzonymi. Objawienia Kartezjusza przyszły do niego, jak pamiętamy, gdy, trochę jak szaman z 

dawnych lat, zamkn

ął się w pochmurny, zimowy dzień w małej izbie ze stojącym na środku piecem.

Je

śli więc Salmoksis podejmował wizjonerskie podróże podczas długiego pobytu w podziemnej komnacie, to 

wy

łonił się z niej jako osoba obdarzona jeszcze bardziej paranormalnymi właściwościami niż przedtem. Dzięki temu 

móg

ł on czarować swoich współziomków nowymi opowieściami o swoich przygodach na tamtym świecie.

W 1955 roku kolorowy plakat z napisem 

„Zobacz człowieka pogrzebanego żywcem” na karnawałowym jarmarku 

przyku

ł uwagę pewnego jedenastoletniego chłopca. Chłopiec zapłacił dwadzieścia pięć centów, po czym został 

wpuszczony do wn

ętrza namiotu, w którym, w odległości zaledwie kilku stóp od wejścia, ujrzał kopiec ze świeżo 

wykopanej ziemi si

ęgający mu prawie do piersi.

Ze szczytu kopca wystawa

ła na jakąś stopę ponad ubitą ziemię metalowa rura o przekroju około dwudziestu cali. 

Po wej

ściu na szczyt specjalnie przygotowanych schodków chłopiec mógł zajrzeć w głąb rury i zobaczyć w dole, 

pi

ęć czy dziesięć stóp niżej, pogrzebanego żywcem człowieka leżącego w małej, jasno oświetlonej podziemnej 

komorze.

M

ężczyzna miał zamknięte oczy i wydawało się, że śpi, jednocześnie jednak nieustannie wiercił się niespokojnie. W 

owych czasach nie by

ło jeszcze wzdychających gliniarzy, których można by w takim wypadku wezwać, więc 

ch

łopiec sam wydedukował, że wystająca na powierzchnię rura była po prostu jednym z końców czegoś w rodzaju 

peryskopu, którego drugi koniec znajdowa

ł się za zasłoną wiszącą w tylnej części namiotu. Jednak już sam fakt, że 

podobna karnawa

łowa atrakcja była powszechnie dostępna jeszcze w 1955 roku, stanowi dowód na 

nieprzemijaj

ącą siłę oddziaływania na wyobraźnię nieśmiertelnej historii o człowieku pogrzebanym żywcem.

G

łębsze znaczenie wielu powszechnie znanych symboli bywa zniekształcane lub w ogóle nie rozumiane, ponieważ 

tak zwani dysfunkcyjni eksperci od zjawisk paranormalnych nie przywi

ązują żadnej wagi do historii tematu, którym 

si

ę zajmują. Och, gdyby funda-chrześcijanie wiedzieli, skąd pochodzi laska opleciona przez dwa węże i zwieńczona 

par

ą skrzydełek, wówczas pewnie trzęśliby się z oburzenia przed wejściem do każdego gabinetu lekarskiego lub 

szpitala. Kaduceusz, o którym tu mowa, ma bowiem zwi

ązki ze starą pogańską metodą wywoływania wizji.

Inkubacja snów jest staro

żytną praktyką polegającą na spędzaniu nocy w specjalnym pomieszczeniu w 

oczekiwaniu na boskie objawienia udzielane we 

śnie lub wizji. Cieszyła się ona popularnością w starożytnym 

Egipcie, Mezopotamii, Kanaanie, Izraelu i Grecji, w Japonii za

ś przetrwała aż do XV wieku. Zapewne najlepiej 

znanym przyk

ładem inkubacji snów jest wizyta Salomona w górskim sanktuarium w Gibeonie, gdzie Bóg ukazał mu 

si

ę we śnie, a następnie, zadowolony z prośby, jaką od niego usłyszał, obdarzył go mądrością i wiedzą, których ten 

pragn

ął.

W owych czasach osoby zmagaj

ące się z nie dającymi się rozwiązać problemami mogły udać się w podróż do 

świętych miejsc w nadziei, że podczas nocnego spoczynku bóstwo opiekujące się tym miejscem ześle na nie sen, 
który pozwoli im rozwi

ązać dręczące je problemy.

W Grecji tego rodzaju ryt praktykowany by

ł w świątyniach Asklepiosa, słynnego herosa-lekarza i króla Tesalii w 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

jednej osobie, który by

ł tak znakomitym uzdrowicielem, że po śmierci otoczony został boską czcią. Uważany za 

syna Apollina, czczony by

ł jako bóg sztuki lekarskiej. Atrybutem Asklepiosa był kaduceusz, który z tego właśnie 

powodu sta

ł się następnie symbolem zawodu lekarza.

Je

śli kogoś dotknęła jakaś nieznośna przypadłość lub choroba, której żaden zwyczajny lekarz nie potrafił uleczyć, 

chory móg

ł odbyć podróż do jednej z trzystu dwudziestu świątyń Asklepiosa rozrzuconych na terenie całej Grecji, 

gdzie we 

śnie lub wizji mógł zasięgnąć rady tego legendarnego lekarza. Główne centrum uzdrowicielskie tego 

rodzaju znajdowa

ło się w Epidauros; mogło ono udzielić schronienia i nakarmić ogromne rzesze ludzi, którzy doń 

nieustannie przybywali w oczekiwaniu na wst

ęp do sanktuarium.

Gdy nadszed

ł odpowiedni moment, po dokonaniu rytualnych czynności przygotowawczych pielgrzymi wkraczali na 

dziedziniec 

świątyni, na którym spędzali noc pod gwiazdami w oczekiwaniu na wieszczy sen, w którym pojawiał się 

Asklepios ubrany w futro z kaduceuszem w d

łoni i zapraszał pacienta do głównego sanktuarium zwanego 

abatonem. Abaton by

ł ogromnym budynkiem, w którym znajdowała się wielka liczba łóżek przypominających nieco 

kszta

łtem sofy z epoki wiktoriańskiej. Jeden ich koniec uniesiony był ku górze, tak by głowa i tułów spoczywały 

wy

żej niż biodra i nogi. Łoża tego rodzaju zwano klini; od ich nazwy pochodzi współczesny termin „klinika”.

Wierzono, 

że nocą do abatonu przybywał sam Asklepios, który pojawiał się w sennych wizjach śpiących na łożach 

pacjentów, a nast

ępnie w sposób nadprzyrodzony udzielał im rad i uzdrawiał.

Wdzi

ęczni pacjenci często zlecali kamieniarzom wykuwanie umieszczanych na kolumnach tablic wotywnych z 

opisem szczegó

łów dotyczących ich chorób, wizji w abatonie oraz rezultatów zalecanej kuracji, tak by wszyscy 

mogli dowiedzie

ć się o uczynionych przez Asklepiosa cudach. Te zachowane do naszych czasów przez ponad dwa 

tysi

ące lat opisy historii chorób są lekturą iście fascynującą. Czasami duchowy uzdrowiciel zalecał specyficzny 

sposób leczenia, czasami po prostu przyk

ładał dłonie do ciała pacjenta. Asklepios miał także subtelne poczucie 

humoru, o czym 

świadczy poniższe starożytne sprawozdanie mówiące o jednym z uzdrowień, jakiego dokonał on w 

abatonie.

 

Eufanes, ch

łopiec z Epidauros, cierpiący na kamienie nerkowe, spał w świątyni. Wydało mu się, że bóg 

stan

ął koło niego i spytał: „Co mi dasz, jeśli cię wyleczę”, „Dziesięć kości do gry”, odparł chłopiec. Bóg 

za

śmiał się i rzekł, iż go wyleczy. Gdy nadszedł dzień, chłopiec odszedł zdrowy.

 

Na tabliczkach wotywnych zachowanych w Epidauros pojawiaj

ą się gdzieniegdzie wzmianki o tym, że pacjenci mieli 

wizje, gdy znajdowali si

ę w „stanie między snem a jawą”, to znaczy w momencie odwiedzin przez Asklepiosa byli 

oni pogr

ążeni w czymś w rodzaju snu na jawie. Można z dużym prawdopodobieństwem przypuścić, że słowa te 

odnosz

ą się do stanu hipnagogicznego, w jakim znajduje się umysł człowieka w fazie pośredniej między jawą a 

snem w momencie zasypiania i któremu cz

ęsto towarzyszą omamy wzrokowe.

W Epidauros znajdowa

ł się również ogromny amfiteatr mający znakomitą akustykę, z czego można wnosić, że 

odbywa

ły się tam także przedstawienia teatralne oraz inne występy o charakterze rozrywkowym. W późniejszym 

czasie w Epidauros zbudowano odeion (odeon), budynek, w którym odbywa

ły się koncerty, dzięki czemu do 

procesu uzdrawiania mo

żna było włączyć również muzykę. Obecność humoru i rozrywki w miejscu, w którym 

pacjenci do

świadczali paranormalnych przeżyć, jest całkowicie zgodna z doktryną radosnego paranormalizmu.

Radosny paranormalizm odnosi si

ę ze szczególną atencją do obdarzonego wielkim poczuciem humoru 

hellenistycznego pisarza Lukiana z Samosat (117-180 n.e.), uwa

żając go za oficjalnego humorystę zaświatów. Ten 

twórczy geniusz, który by

ł prawdopodobnie największym z radosnych badaczy zjawisk paranormalnych 

staro

żytności, dostrzegał w słabostkach nękających nas, zwolenników zjawisk paranormalnych, raczej mateńał do 

artystycznego opracowania ni

ż pożywkę dla suchej, akademickiej dysputy. Lukian uwielbiał ośmieszać oszustów, 

którzy wykorzystywali 

łatwowierność innych utrzymując, że mają paranormalne zdolności lub doświadczyli 

paranormalnych prze

żyć. Jest on autorem kilku wnikliwych, acz nieco jednostronnych analiz podejmujących 

problem motywacji, jakimi kierowa

ły się osoby lansujące zjawiska paranormalne.

Lukian wy

śmiewał wyssane z palca dawne opowieści podróżnicze opisujące cuda i dziwy rozgrywające się jakoby 

poza granicami znanego 

świata. Styl tych opowieści sparodiował zręcznie w swoim dziele Prawdziwa historia, 

przedmowie do którego omawia pu

łapki, jakie czekają na czytelników tego rodzaju pism.

 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Ktezjasz z Knidos, syn Ktesiocha, opowiada w dziele swoim o kraju Indów, jego osobliwo

ściach rzeczy, 

których ani sam nie widzia

ł, ani od nikogo wiarygodnego nie słyszał. Toż i Jambulos popisał różne 

dziwaczne historie o krajach w wielkim morzu, namacalne k

łamstwa i chociaż, przyznać muszę, treść wcale 

jest zabawna... Protoplast

ą ich i mistrzem w tego rodzaju bladze jest Homerowski Odyseusz, który 

opowiada Alkinoosowi i jego dworzanom o wiatrach w niewoli, o jednookich, ludo

żercach i dzikich 

ludziach... i o innych banialukach, którymi zwaraca

ł głowę prostodusznym Feakom [Lukian, Dialogi, t. 1, 

t

łum. K. Bogucki, Ossolineum, Wrocław 1960.].

 

W dalszej cz

ęści Historii prawdziwej Lukian daje szczegółowy opis swojej własnej domniemanej podróży poza 

kra

ńce oceanu i dalej aż do samego księżyca. Kończąc opis wielu cudów, jakie tam zobaczył, dodaje: „Jeśli ktoś 

w

ątpi w to, co mówię, niech sam się tam uda, a przekona się, że mówię prawdę”.

Humor Lukiana pomaga skutecznie unikn

ąć pułapki, w którą wpadają czasami nadmiernie gorliwi tanatonauci. 

Zafascynowani relacjami ze swoich wypraw poza granice 

śmierci, owi entuzjaści przeżyć z pogranicza śmierci 

próbuj

ą czasami zamknąć usta wątpiącym stwierdzając: „Kiedy umrzecie, zobaczycie, że mamy rację!”. Ale tego 

rodzaju pseudologiczne wypowiedzi s

ą zdecydowanie nie na miejscu i każdy rzetelny radosny badacz zjawisk 

paranormalnych powinien ich unika

ć.

Lukian mia

ł znakomite wyczucie elementu komicznego zawartego w domniemanych relacjach z zaświatów. W 

jednej z jego opowie

ści pewien niedawno zmarły mężczyzna dociera do rzeki, po czym stara się przeprawić na 

drugi jej brzeg w 

łodzi Charona. Przewoźnik nie chce jednak wpuścić zmarłego na pokład, ponieważ ten nie ma 

przy sobie pieni

ędzy na zapłatę. Wtedy mężczyzna postanawia przepłynąć rzekę wpław, nie martwiąc się przy tym 

zbytnio, jako 

że „przecież, skorom raz umarł, nie potrzebuję się bać, żeby mię siły opuściły i żebym się utopił”.

Lukian zarabia

ł na życie jako satyryk i prześmiewca. Odbywał podróże po kraju, odczytując lub recytując na 

spotkaniach z publiczno

ścią fragmenty swoich dzieł. Dobrze wiedział, że zjawiska paranormalne są stronnikami 

komików i przynale

żą do sfery humorologiki. Humor zaś, z jakim opisywał on zjawiska paranormalne, jest dziś 

równie 

śmieszny jak przed prawie dwoma tysiącami lat.

Tworzenie kontekstu dla naprawd

ę naukowych badań

Jak mo

żemy rozsądnie rozmawiać o zjawiskach paranormalnych bez historycznej wiedzy na ich temat? Czy można 

podj

ąć jakiekolwiek naprawdę poważne badania tego zagadnienia poza kontekstem historycznym?

Trzy omówione powy

żej przykłady pochodzące ze starożytnej Grecji unaoczniają nam wyraźnie, że w historii 

pojawia

ło się wiele godnych uwagi postaci, które aktywnie angażowaly się w praktykowanie lub wywoływanie 

zdarze

ń paranormalnych. W odróżnieniu od nich dysfunkcyjni eksperci partycypują w zjawiskach paranormalnych 

jedynie pasywnie jako czytelnicy i dyskutanci. Przeci

ętny dysfunkcyjny ekspert dysponuje niewielką praktyczną 

wiedz

ą na temat zjawisk paranormalnych w porównianiu z Salmoksisem czy też kapłanami Asklepiosa, którzy 

pracowali w abatonie przy klini swoich pacjentów. Dysfunkcyjnym 

„ekspertom” brakuje także wglądu Lukiana w 

humorologiczny charakter dyskursu na temat zjawisk paranormalnych.

Dysfunkcyjna wiara w zjawiska paranormalne jest sposobem sp

ędzania wolnego czasu dla tych, którzy rzadko 

wychodz

ą z domu; chodzi więc o zjawiska paranormalne widziane z pozycji wygodnego fotela. Nasze 

spo

łeczeństwo oddaje się czemuś, co radosny paranormalizm określa mianem konsumpcji zjawisk paranormalnych 

wed

ług pasywnego modelu kanapowego. Polega on na siedzeniu na sofie i oglądaniu programów telewizyjnych 

po

święconych zjawiskom paranormalnym. W ich trakcie zaproszeni goście opisują swoje własne, osobiste 

paranormalne do

świadczenia związane z przeżyciami z pogranicza śmierci, zjawami zmarłych osób, proroczymi 

snami itd. Nast

ępnie dwóch lub więcej dysfunkcyjnych ekspertów zaczyna kłócić się przed kamerami, starając się 

wyja

śnić znaczenie owych paranormalnych doświadczeń, a zwłaszcza, czy stanowią one „dowód” na istenienie 

życia po śmierci, prekognicji itd., czy też nie. Oceniając wypowiedzi osób mających paranormalne doświadczenia 
oraz dysfunkcyjnych ekspertów, widzowie wyci

ągają wnioski i podejmują decyzje. Nikt nie oczekuje od 

dysfunkcyjnych ekspertów wywo

ływania paranormalnych zdarzeń ani też umożliwiania doświadczania ich innym, co 

mieli w zwyczaju robi

ć eksperci w starożytnej Grecji.

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych uważają, że aby zmienić na lepsze obraz badań tychże zjawisk, należy 

zmieni

ć model partycypowania w nich. Postępując zgodnie z jednoczącą zasadą, która głosi, że zjawiska 

paranormalne s

ą formą rozrywki, możliwe jest takie zestrojenie ze sobą psychologii anomalistycznej, wiedzy 

historycznej oraz klinicznej, by umo

żliwić ludziom doświadczanie paranormalnych przeżyć „z' pierwszej ręki”. 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Dopiero wówczas b

ędą oni mogli zdecydować, co tak naprawdę znaczą owe przeżycia, a to z kolei mogłoby 

doprowadzi

ć do rozwiązania podstawowego dylematu.

Wiele osób zajmuj

ących się badaniem zjawisk paranormalnych znajduje się w nieustannym stresie, ponieważ 

prze

życia z pogranicza śmierci, duchy, przeczucia itp. są spontanicznymi i nieprzewidywalnymi zdarzeniami, 

których nie da si

ę odtworzyć w warunkach sprzyjających naukowej obserwacji. Tak więc badacze zmuszeni są do 

analizowania stert raportów sporz

ądzonych jakiś czas po wystąpieniu rzekomo paranormalnych zdarzeń – opisów o 

charakterze wspomnie

ń, które naukowi sceptycy nazywają anegdotami, starając się pomniejszyć ich znaczenie.

Je

śli wizyjne spotkania ze zmarłymi, przeżycia z pogranicza śmierci czy przewidywanie przyszłości są rzeczywiście 

tym, czym si

ę wydają, wówczas dotyczyłyby one kontaktów między rzeczywistością dnia codziennego a tym, co 

okre

ślilibyśmy mianem innych, odmiennych poziomów czy wymiarów rzeczywistości. Nauka odnosi niezwykłe 

sukcesy po cz

ęści dlatego, że z godnym pochwały uporem i stanowczością ogranicza zakres swojego działania do 

tej sfery rzeczywisto

ści, z którą mamy do czynienia na co dzień. Tymczasem sztuka często i skutecznie 

doprowadza do kontaktów mi

ędzy rzeczywistością dnia codziennego a intrygującymi, innymi jej poziomami. Na 

przyk

ład teatromani, kinomani i bywalcy koncertów regularnie odbywają podróże, nie ruszając się ze swoich foteli, 

w pozornie odmienne obszary bytu. To, czego s

ą świadkami, sprawia, że czują się oni tak, jakby znajdowali się 

po

środku zupełnie odmiennego porządku rzeczy. Tak więc wzorując się na sztuce filmowej lub teatralnej radośni 

badacze zjawisk paranormalnych mog

ą mieć nadzieję na odtwarzanie doświadczeń i zjawisk, które, gdy zdarzają 

si

ę spontanicznie, uważane są za paranormalne.

Gdyby zamierzenie to uda

ło się zrealizować i gdyby służącą temu celowi technikę udało się opisać w prostych 

s

łowach, tak by umożliwić innym radosnym badaczom dokonywanie identycznych prób oraz uzyskiwanie takich 

samych wyników, wówczas zainaugurowaliby

śmy nowy rozdział w badaniach nad zjawiskami paranormalnymi. 

Przedstawiciele radosnego paranormalizmu musz

ą być jednak bardzo ostrożni; nie mogą pozwolić na to, by 

odtwarzalno

ść zjawisk paranormalnych porównywać z odtwarzalnością w tym znaczeniu, w jakim słowem tym 

pos

ługują się naukowcy. Radośni badacze zjawisk paranormalnych nie będą więc twierdzić, że dokonują 

naukowych eksperymentów i w zwi

ązku z tym nie popełnią błędu parapsychologów. Nie będą także urażać 

wra

żliwości naukowców, mówiąc na przykład w sposób afektowany o możliwości kopiowania swoich badań czy 

odkry

ć. Punkt widzenia radosnego paranormalizmu jest raczej zbieżny z koncepcją rekreacji pozornie 

paranormalnych do

świadczeń w podwójnym sensie tego słowa odtworzenia i rozrywki.

Radosny paranormalizm jest teori

ą pragmatyczną. Przeglądając zapiski historyczne natknęliśmy się na znakomity 

przyk

ład ilustrujący użyteczność i kreatywną siłę rozrywkowej teorii zjawisk paranormalnych będącej w opozycji do 

teorii dysfunkcyjnego paranormalizmu. Historia dostarcza wystarczaj

ąco dużo informacji, by umożliwić radosnym 

badaczom wiarygodne odtworzenie jednej z najbardziej zdumiewaj

ących i ekscytujących form paranormalnych 

do

świadczeń wzrokowych zjaw zmarłych osób.

Chocia

ż brzmi to niewiarygodnie, w starożytnej Grecji istniały miejsca zwane psychomanteami lub wyroczniami 

zmar

łych, do których udawano się w celu zasięgnięcia porady duchów zmarłych, jednak nie za pośrednictwem 

mediów, lecz bezpo

średnio, w trakcie osobistego wizjonerskiego spotkania danej osoby z duchem. Pisma poety 

epickiego Homera, historyków Herodota i Plutarcha, komediopisarza Arystofanesa, geografa Strabona, pisarza i 
podró

żnika Pauzaniasza oraz innych starożytnych autorów zaświadczają o tym, że wyrocznie zmarłych 

rzeczywi

ście istniały. Według tych starożytnych autorytetów szukający porady w psychomanteach ludzie widzieli 

swoich zmar

łych krewnych lub przyjaciół, przebywali w ich pobliżu, a nawet z nimi rozmawiali.

Najbardziej znana z tych dziwnych instytucji o nadprzyrodzonych w

łaściwościach mieściła się w kraju Tesprotów, 

na wysuni

ętym najbardziej na północny zachód krańcu Grecji. Strabon pisał, że wyrocznia umarłych usytuowana 

by

ła głęboko pod ziemią. Wejście do niej znajdowało się w pobliżu dużego, bagnistego jeziora, do którego wpadała 

rzeka Acheront.

W 1958 roku archeolog Sotirios Dakaris dokona

ł jej ponownego odkrycia. Po przeprowadzeniu wykopalisk okazało 

si

ę, że wyrocznia umarłych składała się z ogromnego kompleksu podziemnych budowli. Były tam pomieszczenia 

sypialne dla podró

żników przybywających na spotkanie z duchami oraz obszerna część mieszkalna kapłanów, 

którzy zarz

ądzali całym przybytkiem oraz opiekowali się klientami wyroczni.

Mieszkaj

ący w wyroczni przewodnicy zwani byli psychogogami. Zapisy historyczne nie zawierają wystarczającej 

ilo

ści informacji, by ustalić stosowane przez nich procedury, niemniej jednak już sama nazwa kapłanów jest wielce 

sugestywna. S

łowo psychogogia, dosłownie „prowadzenie umysłu”, przywodzi na myśl wyobrażenie wzlotu duszy. 

Pierwotnie odnosi

ło się ono do wszelkiego rodzaju pożądanego i efektywnego dyskursu. Starożytni krytycy literaccy 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

i filozofowie pos

ługiwali się nim charakteryzując elektryzujący efekt, jaki na słuchaczach wywierała czasami poezja, 

retoryka i dyskusja filozoficzna. U

żywano go także w odniesieniu do dokumetów opisujących fakty, w tym fakty 

historyczne. W pó

źniejszym czasie geograf Eratostenes (275-194 p.n.e.) ponownie przesunął granice, roszcząc 

sobie prawo do prozaicznego u

żywania języka dla celów ściśle naukowych, w tym do wyznaczenia obwodu Ziemi, 

czego dokona

ł, myląc się zaledwie o kilka mil w stosunku do rzeczywistej długości. Twierdził, że głównym zadaniem 

dzie

ł poetyckich nie jest instruowanie, lecz zabawianie, tak więc zawęził znaczenie słowa psychogogia do dziedziny 

rozrywki 

– dokonując czegoś, co było do przewidzenia z punktu widzenia teorii radosnego paranormalizmu. Ci 

napuszeni z

łośliwcy, funda-chrześcijanie, będą mieć powód do filisterskiego uśmieszku samozadowolenia, gdy 

dowiedz

ą się, że słowo psychogogia często tłumaczono także jako „zaczarowanie”.

W wyroczni zmar

łych nad Acherontem długi korytarz łączy pomieszczenia sypialne z labiryntem. Poruszanie się w 

labiryncie w zupe

łnej ciemności sprzyjało zapewne wprowadzaniu się w odmienne stany świadomości konieczne do 

wywo

łania wizji. Archeologowie odkryli na podłodze labiryntu ślady palonego haszyszu, okazuje się więc, że 

świadomość klientów wyroczni była także stymulowana chemicznie.

G

łęboko pod ziemią labirynt otwierał się na główne pomieszczenie całego kompleksu, długą na około pięćdziesięciu 

stóp komnat

ę zjaw. W jej wnętrzu archeologowie odnaleźli szczątki ogromnego kotła z brązu. Wokół niego 

ustawiona by

ła balustrada, by klienci nie podchodzili zbyt blisko. Ustawiali się oni zapewne wokół kotła i wpatrywali 

w jego powierzchni

ę, starając się dostrzec duchy swoich bliskich zmarłych.

Dakaris doszed

ł do wniosku, że kilku psychogogów chowało się we wnętrzu kotła, a następnie odgrywało rolę 

zmar

łych, których chcieli ujrzeć ludzie odwiedzający wyrocznię. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wyrocznia 

zmar

łych nad Acherontern funkcjonowała bez przerwy przez przynajmniej jedno tysiąclecie, wydawało mi się, że 

ludzie, którzy byli w ko

ńcu twórcami zachodniego racjonalizmu, byli zbyt inteligentni, by dać się nabierać na taką 

prost

ą sztuczkę przez taki długi czas. Wysunąłem więc odmienną hipotezę.

W wielu kulturach u

żywano wypolerowanych metalowych czar, mis i pucharów wypełnionych oliwą lub innym 

p

łynem jako zwierciadeł służących do wywoływania wizji. Nie dysponujemy jednoznacznymi dowodami na to, że 

klienci wyroczni zmar

łych wywoływali duchy zmarłych, wpatrując się w powierzchnię kotła, wydaje się jednak 

oczywiste, 

że psychogogowie mogli znać tę metodę. Istnieje szereg śladów wskazujących na to, że starożytni 

Grecy rozumieli zasad

ę, zgodnie z którą możliwe jest wizualizowanie zjaw w czystej optycznej głębi jakiegoś 

przezroczystego czy wypolerowanego przedmiotu lub cieczy.

Scen

ę opisującą tego rodzaju wizję zwierciadlaną odnajdujemy w Iliadzie Homera, jednym z pomników starożytnej 

literatury greckiej. Siedz

ąc na brzegu morza Achilles ujrzał pewnego razu postać swojej matki, Tetydy, wyłaniającą 

si

ę z szarej mgły. Zjawa wyłaniała się z morskich głębin, zbliżyła do plaży, a następnie odbyła długą rozmowę ze 

swoim synem.

Szereg greckich tak zwanych magicznych papirusów podaje szczegó

łowe instrukcje dotyczące wywoływania 

duchów za pomoc

ą wpatrywania się w metalowe misy oraz inne naczynia. Pisma te są zbiorami magicznych formuł 

i zakl

ęć spisanych w języku greckim. Odkryto je w Egipcie, którego suchy klimat pozwolił im przetrwać w 

znakomitym stanie do naszych czasów. Zachowane pisma pochodz

ą z okresu między II wiekiem p.n.e. a V wiekiem 

n.e., zwa

żywszy jednak na fakt, że religijni fanatycy niszczyli masowo tego rodzaju zwoje, stanowią one zapewne 

jedynie u

łamek pierwotnych zbiorów. Pochodzą one z czasów, gdy Egipt znajdował się pod przemożnym wpływem 

kultury greckiej, a naukowcy, którzy je badali, s

ą zdania, że dają one wierny opis niektórych greckich praktyk 

magicznych i ludowych praktyk religijnych. A oto typowy przyk

ład tego rodzaju dokumentu:

 

Je

śli pragniesz dowiedzieć się czegoś o rzeczach, weź naczynie z brązu, misę albo czarę, jakiego bądź 

rodzaju. Nalej do

ń wody: wody deszczowej jeśli chcesz przyzywać bogów nieba, wody morskiej jeśli bogów 

ziemi, wody rzecznej je

śli Ozyrysa lub Serapisa, wody źródlanej jeśli zmarłych. Trzymając naczynie na 

kolanach nalej do

ń nieco zielonej oliwy, pochyl się i wypowiedz przepisane zaklęcie. Zwróć się do boga, do 

którego chcesz, i pytaj go o to, co tylko chcesz, a on ci

ę wysłucha i udzieli odpowiedzi. Kiedy skończy 

mówi

ć, odpraw go wypowiadając zaklęcie pożegnalne, a wtedy ty, który wypowiedziałeś to zaklęcie, 

b

ędziesz zdumiony... W końcu, gdy przywołasz tego, kogo pragniesz zobaczyć, on się pojawi, bóg lub 

zmar

ły, i udzieli ci odpowiedzi na wszystkie twoje pytania. A kiedy już dowiesz się tego, co chciałeś 

wiedzie

ć, odpraw [go]... mówiąc: „odejdź, mistrzu, ponieważ wielki bóg... żąda tego od ciebie i nakazuje ci”.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 12

ZAMKNI

ĘCIE KRĘGU: ŻYCIE PO ŻYCIU RAZ JESZCZE

Mog

łoby się wydawać, że już nigdy nie powrócimy do tematu otwierającego tę książkę. Tymczasem podjąłem długą 

podró

ż okrężną drogą, by powrócić do tego, co moim zdaniem jest sednem sprawy, a mianowicie owych 

zadziwiaj

ących wizyjnych przeżyć z pogranicza śmierci, którym poświęcone było Życie po życiu. Na początku 

ksi

ążki, którą mają państwo przed sobą, kontrowersja na temat przeżyć z pogranicza śmierci znajdowała się jednak 

w impasie, po cz

ęści z powodu obowiązywania wówczas sztywnych, stereotypowych wytycznych, które dyktowały 

sposób prowadzenia debaty na temat domniemanych zjawisk paranormalnych. Teraz powrócili

śmy do punktu 

wyj

ścia, jednak nasza pozycja jest znacznie silniejsza niż poprzednio; obaliliśmy argumenty przedstawicieli trzech 

anachronicznych, ca

łkowicie nieefektywnych ugrupowań dysfunkcyjnych „ekspertów”, a także wykazaliśmy, że to 

my, rado

śni badacze zjawisk paranormalnych, jesteśmy prawdziwymi ekspertami od tego, co nieznane!

Tak, przyznaj

ę się do tego! Raz jeszcze! Jestem radosnym badaczem zjawisk paranormalnych. Radosny 

paranormalizm jest miejscem, sk

ąd pochodzę i gdzie przebywałem przez wszystkie te lata; był on moją filozoficzną 

ojczyzn

ą już na długo przed publikacją Życia po życiu, mimo że media, mój poprzedni wydawca i wszyscy inni 

ludzie uczestnicz

ący w różny sposób w powstawaniu tamtej książki bardzo się starali, by obsadzić mnie w roli 

„eksperta” od życia po śmierci.

Nie by

łem ekspertem od życia po śmierci w przeszłości, teraz też nim nie jestem i nie spodziewam się zostać nim w 

najbli

ższej przyszłości. Oczywiście jeśli „ekspert” to ktoś, kto twierdzi, że wie wszystko, lub przynajmniej prawie 

wszystko, o tym, co trzeba wiedzie

ć na dany temat. Jeśli jednak „ekspert” jest kimś, kto wie, że nie wie, i mówi 

g

łośno o tym, że nie wie, wówczas jestem ekspertem od „tego, co nieznane”.

Pragn

ę przy tym stwierdzić jasno i wyraźnie, że nie mam nic wspólnego z tymi, którzy wiedzą jeszcze mniej ode 

mnie; tymi, którzy sami podaj

ą się za „ekspertów”; tymi, którzy ogłaszają wszem i wobec, że są w posiadaniu 

wszystkich, lub przynajmniej prawie wszystkich, odpowiedzi na pytania zwi

ązane z tym, co nieznane.

Jako kto

ś zdecydowanie nie należący do przedstawicieli wielkiej trójki, uważam, iż jestem o wiele bardziej 

bezstronny i otwarty na kwesti

ę życia po śmierci, a także inne kwestie związane ze zjawiskami paranormalnymi, 

które jej z konieczno

ści towarzyszą.

Nast

ępstwem mojego zainteresowania sprawami dotyczącymi życia po śmierci, w połączeniu z pozbawionym 

jakichkolwiek uprzedze

ń i bezstronnym podejściem, była potrzeba zbadania tego tematu nie z punktu widzenia 

dos

łowności, jak robią to fundamentaliści, nie z punktu widzenia naukowej dowodliwości, jak robią to sceptycy, nie z 

punktu widzenia dyskredytowania dowodów o charakerze anegdotycznym, jak czyni

ą to zagorzali parapsycholodzy, 

ani nie z punktu widzenia jakichkolwiek dawnych konwencji i ogranicze

ń charakteryzujących toczącą się dyskusję 

na temat zjawisk paranormalnych, ale z punktu widzenia dzieci

ęcej potrzeby radosnego badania wszystkiego, co 

znajduje si

ę wokół, z intencją uważnego i pełnego szacunku przyglądania się temu, co ujawniają moje badania.

Prosz

ę mi pozwolić na przytoczenie tylko jednego przykładu na to, do czego doprowadziło takie właśnie podejście. 

Mówi

łem wcześniej, że kilka spośród greckich tak zwanych magicznych papirusów podaje szczegółowe instrukcje 

co do tego, w jaki sposób nale

ży wywoływać duchy metodą wpatrywania się w powierzchnię metalowych mis czy 

innych naczy

ń, i pod koniec poprzedniego rozdziału napisałem trochę więcej na ten temat. Nie wchłonąłem tej 

informacji tak po prostu, by nast

ępnie odrzucić ją bądź zaakceptować, w zależności od tego, gdzie, w moim 

ustalonym ju

ż systemie wartości i przekonań, mogłaby ona pasować. Chciałem zrobić coś więcej niż tylko osądzić 

t

ę informację; chciałem sprawdzić jej wartość. (Oczywiście osądzanie i sprawdzanie wartości to dwie zupełnie różne 

rzeczy). To, co us

łyszałem o Grekach, zainspirowało mnie do podjęcia próby odtworzenia procesu wywoływania 

zjaw zmar

łych osób za pomocą wpatrywania się w zwierciadło.

Zaprojektowa

łem izbę zjaw, a pewien rzemieślnik wykonał ją według moich wskazówek. Jest ona zamkniętym 

pomieszczeniem wielko

ści małego pokoiku o czarnych ścianach, światłoi dźwiękoszczelnym. Na jednej ze ścian 

wisi kwadratowe lustro o bokach szeroko

ści stu dwudziestu centymetrów. Dolny brzeg lustra znajduje się około 

metr nad pod

łogą.

Przed lustrem, w odleg

łości około metra, ustawiliśmy wygodny fotel, któremu stolarz obciął nogi, tak że siedzi się 

nisko na pod

łodze. Fotel jest lekko odchylony do tyłu, dzięki czemu siedząca w nim osoba może się odprężyć i 

zrelaksowa

ć.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (1 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Bezpo

średnio za fotelem zainstalowałem lampkę z czteroipółwatową żarówką, w taki sposób, by jej światło nie 

odbija

ło się w lustrze. Gdy drzwi do pokoiku zostaną zamknięte i zapali się lampkę, jedynie jej nikłe światło 

rozja

śnia pomieszczenie. Tego rodzaju oświetlenie oraz odpowiednie nachylenie fotela sprawia, że siedząca w 

fotelu osoba nie widzi w lustrze swojego odbicia, a jedynie krystalicznie czyst

ą głębię.

Ochotników do eksperymentu poszukiwa

łem pośród moich przyjaciół, którzy ukończyli studia psychologiczne. Gdy 

wie

ść o moim projekcie rozeszła się wśród nich, swoją chęć uczestnictwa zgłosili koledzy zajmujący się 

psychologi

ą, medycyną i socjologią. Wszyscy oni byli inteligentnymi, ciekawymi życia osobami, zrównoważonymi 

emocjonalnie i interesuj

ącymi się zagadnieniami świadomości człowieka.

Ka

żdego z ochotników poprosiłem o wybór jednej zmarłej bliskiej mu osoby, którą chciałby on zobaczyć. Z kolei 

sami ochotnicy zaproponowali, 

że przyniosą na sesję przedmioty, które należały kiedyś do zmarłych, były dla nich 

szczególnie cenne oraz silnie wi

ązały się z nimi emocjonalnie. Ponieważ przywoływanie zmarłych dotyka głębokich 

uczu

ć osobistych, uczestnicy eksperymentu przybywali pojedynczo, tak bym mógł pracować tylko z jedną osobą 

naraz. Ka

żdego uczestnika sesji przygotowywałem przez godzinę lub dwie zadając mu pytania na temat zmarłej 

bliskiej mu osoby, z któr

ą chciał się spotkać. Moje pytania miały ogólny, otwarty charakter i nie zmierzały do 

uzyskania konkretnych informacji, lecz raczej do sk

łonienia uczestnika do mówienia. Zauważyłem, że im więcej 

mówi

ł uczestnik, a ja mniej, tym większe było prawdopodobieństwo, że dana osoba doświadczy wizji. Podczas 

naszej rozmowy uczestnik pokazywa

ł mi przyniesione przez siebie pamiątki po zmarłym, ja zaś pytałem go o 

emocjonalne znaczenie ka

żdego przedmiotu.

Kiedy osoba uczestnicz

ąca w sesji powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia, prowadziłem ją do izby 

zjaw, polecaj

ąc usiąść w fotelu, odprężyć się i wpatrywać w głębię lustra. Mówiłem jej, że wrócę po godzinie lub 

łtorej. Po upływie tego czasu zabierałem ją z izby zjaw, prowadziłem do mojego gabinetu, a następnie prosiłem o 

opisanie tego, czego dane jej by

ło doświadczyć.

Eksperyment przywo

ływania duchów zmarłych przeprowadziłem z ponad stu osobami. Byli wśród nich 

psychologowie, psychiatrzy, okulista, radiolog, pracownicy socjalni, kobiety i m

ężczyźni zajmujący się biznesem, 

projektant mody i kilku pisarzy. Wszyscy oni interesowali si

ę zagadnieniami świadomości człowieka.

Oko

ło połowa uczestników miała wrażenie, iż podczas sesji spotkała się ze swoimi zmarłymi bliskimi. Wielu widziało 

trójwymiarowe, realistyczne postacie swoich nie

żyjących bliskich. Czasami widzieli zjawy w lustrze, czasami zjawy 

wychodzi

ły poza lustro. W około jednej trzeciej przypadków uczestnicy sesji słyszeli głosy swoich zmarłych bliskich. 

W prawie wszystkich pozosta

łych przypadkach czuli, że komunikują się z nimi na zasadzie bezpośredniego 

kontaktu umys

łu z umysłem czy też duszy z duszą. Czasami odbywali nawet dłuższe pogawędki.

Prawie w ka

żdym przypadku uczestnicy wyczuwali wyraźnie obecność swoich zmarłych bliskich. Ku memu 

wielkiemu zdumieniu interpretowali owe doznania jak rzeczywiste spotkania ze zmar

łymi. Byli szczęśliwi, a 

spotkania te dzia

łały na nich uzdrawiająco. Mówili, że doświadczenia te pomogły im uporać się z żalem po stracie 

bliskich im osób oraz doko

ńczyć wiele nie załatwionych spraw.

Kilku psychologów w Stanach Zjednoczonych i Europie tak

że założyło psychomantea i potwierdziło uzyskane 

przeze mnie rezultaty. Okaza

ło się więc, że możliwe jest doprowadzanie do zupełnie wiarygodnych, wizyjnych 

spotka

ń ze zmarłymi, a więc stymulowanie jednego z powszechnych zjawisk paranormalnych.

Wizyjne spotkania ze zmar

łymi są także integralnym elementem przeżyć z pogranicza śmierci, dlatego 

przywo

ływanie zmarłych pozwala badaczom na zrekonstruowanie ważnej części również tego paranormalnego 

do

świadczenia. Dwaj uczestnicy moich sesji mieli wcześniej przeżycia z pogranicza śmierci, podczas których 

widzieli swoich zmar

łych bliskich. Poproszeni o porównanie swoich doznań, obaj stwierdzili, że wizyjne spotkania ze 

zmar

łymi w psychomanteum są nieodróżnialne od spotkań, jakie mieli z nimi, gdy znajdowali się na granicy śmierci.

A oto wniosek, do jakiego doszed

łem: tylko moja gotowość do przyznania się, że wiem, iż nie wiem, pozwoliła mi na 

to, by wymy

ślić i przeprowadzić tego rodzaju eksperyment. Tylko dlatego, że potrafiłem docenić wartość 

rozrywkow

ą tego eksperymentu, nigdy się nim nie zmęczyłem ani nie znudziłem, mimo pracy z dziesiątkami 

uczestników. W rzeczy samej, to w

łaśnie owa wartość rozrywkowa eksperymentu sprawiła, że nie był on jedynie 

zabaw

ą, lecz także bardzo pożytecznym i wartościowym zajęciem. Moja odmowa zdeprecjonowania całego 

eksperymentu jako jedynie 

„hokus-pokus”, jednocześnie jednak otwarte przyznanie, że jest on rodzajem „hokus-

pokus

”, a następnie stwierdzenie: „Zobaczmy, co z nam wyjdzie z tego »hokus-pokus«„ jest tym, co umożliwiło mi 

dokonanie fascynuj

ących obserwacji i dojście do fascynujących wniosków oraz, hmm... dostarczyło mi dobrej 

zabawy.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (2 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Czas ju

ż wyjść poza ten pojedynczy przykład i pojedynczy eksperyment. Czas zająć się sposobami zastosowania 

zasad radosnego paranormalizmu do lepszego zrozumienia wizji z pogranicza 

śmierci. A tak się składa, że także 

prze

życia z pogranicza śmierci kryją w sobie wiele elementów rozrywkowych.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (3 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wstecz / Spis Tre

ści / Dalej

Rozdzia

ł 13

TEN SI

Ę ŚMIEJE, KTO SIĘ ŚMIEJE OSTATNI

Ksi

ążka ta stawia sobie za cel wykazanie słuszności trzech głównych tez:

Dyskusja na temat prze

żyć z pogranicza śmierci oraz wszystkiego tego, co nazywamy zjawiskami paranormalnymi, 

prowadzi

ła w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat (a może nawet ostatnich kilkuset lat) donikąd, jeśli wziąć pod uwagę 

eksplorowanie nowych obszarów, zdobywanie nowej wiedzy czy te

ż ujawnianie starożytnej mądrości. Owa sytuacja 

patowa, ów impas, jest wynikiem obowi

ązywania określonych „reguł postępowania”, według których toczą się 

wszelkie powa

żne debaty na temat zjawisk paranormalnych w naszym społeczeństwie. Reguły te ograniczają liczbę 

kategorii ludzi, którym dajemy pos

łuch, do trzech:

 

Parapsycholodzy,

Naukowi sceptycy,

Religijni fundamentali

ści.

 

Powodem, dla którego dyskusja nie posuwa si

ę naprzód oraz nie stawia pytań na temat zjawisk paranormalnych (a 

tym bardziej na nie nie odpowiada), które rzeczywi

ście znaczą coś dla przeciętnych ludzi, jest to, że w żywotnym 

interesie przedstawicieli trzech g

łównych kategorii dyskutantów jest to, by debata nadal miała charakter jałowy i 

toczy

ła się dawnym, utartym szlakiem. Udaje im się tego dokonać za pomocą wielu różnego rodzaju wybiegów, 

takich jak pos

ługiwanie się ograniczonym i literalnym słownictwem, czy też odmowa spojrzenia na zjawiska 

paranormalne w sposób, czy te

ż z perspektywy, która mogłaby okazać się heretycka z ich od dawna ustalonych i 

sprawdzonych punktów widzenia. Krótko mówi

ąc, wszyscy traktują interesujący nas temat nazbyt poważnie, nazbyt 

literalnie oraz o wiele za w

ąsko, by dostrzec to, co jest rzeczywiście do zobaczenia, i dzięki temu dokonać 

naprawd

ę nowych odkryć na tym polu. Pod tym względem wielka trójka dyskutantów pozostaje daleko za zwykłymi 

lud

źmi na ulicy, którzy często doświadczają zjawisk paranormalnych (a także rozmawiają o nich szczerze i 

otwarcie), podczas gdy tak zwani 

„eksperci” głoszą światu, iż tego rodzaju przeżycia są niemożliwe lub traktują je 

jako psychiczne aberracje, wynik my

ślenia życzeniowego lub dzieło diabła.

Obecnie nale

ży wznowić debatę, dopuszczając do okrągłego stołu przedstawicieli tej kategorii badaczy, których 

postanowi

łem nazwać radosnymi badaczami zjawisk paranormalnych. Nadszedł bowiem czas, by spojrzeć na nie w 

nowy sposób, przesta

ć traktować wszystko tak bardzo poważnie, a także rozważyć możliwość, iż ludzie uważają 

temat zjawisk paranormalnych za tak bardzo fascynuj

ący z tego powodu, że nie traktują go poważnie, lecz raczej 

zabawowo 

– jako świetną rozrywkę. W rzeczy samej, zdaniem opinii publicznej jednym z najbardziej rozrywkowych 

elementów zjawisk paranormalnych s

ą idee, które są z nimi związane, oraz myśl, że owe idee mogą być 

prawdziwe! Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych wiedzą, że to, co na początku jest niezwykłą rozrywką, na 

ko

ńcu może okazać się niezwykłym objawieniem, jeśli tylko pozwolimy, by ten wspaniały show toczył się dalej, 

umo

żliwiając mu pokazanie nam tego, co ma nam on do pokazania (jeśli oczywiście w ogóle ma on nam coś do 

pokazania) na temat tego, czym jest on w istocie.

Mówi

ę tu oczywiście o czymś, co jest mi dobrze znane; nikt bowiem nie był bardziej skonsternowany ode mnie, gdy 

odkry

łem, że, w wyniku niezwykłego i całkowicie niespodziewanego sukcesu mojej książki Życie po życiu, opinia 

publiczna zdecydowa

ła, że od tej pory jestem czołowym na świecie „ekspertem” od spraw związanych z 

prze

życiami z pogranicza śmierci.

W mojej ksi

ążce zastanawiałem się, podobnie zresztą jak wielu innych ludzi na świecie, co może być prawdą, a co 

nie, w odniesieniu do 

życia po śmierci, dzieląc się z czytelnikami fascynującym materiałem anegdotycznym, jaki 

uda

ło mi się zgromadzić, oraz badając możliwe wnioski, do jakich mogłyby one nas doprowadzić. Nagle okazało 

si

ę, że moje beztroskie rozważania zostały przekute w kamień. Stały się niepodważalną Prawdą, a ja stałem się 

Ekspertem. Wszelkie wysi

łki z mojej strony idące w kierunku poszerzenia zakresu moich badań lub pozostawienia 

pewnych kwestii otwartymi, spotyka

ły się ze stanowczym sprzeciwem. Nikt nie chciał o tym słyszeć. Przecież 

doszed

łem już do ostatecznych wniosków, a więc koniec i kropka.

W rzeczywisto

ści było jednak zupełnie inaczej. Teza dotycząca przeżyć z pogranicza śmierci nigdy nie miała 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (1 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

stanowi

ć kresu moich badań, lecz początek. W końcu, myślałem, rozpoczniemy poważne, naukowe badania 

anegdotycznego materia

łu, jaki przedstawiłem opinii publicznej w tak dramatycznej (a więc i rozrywkowej) formie.

Jako wieloletni mi

łośnik zjawisk paranormalnych czerpałem wielką przyjemność z prowadzenia moich badań. 

Mówi

ąc wprost, to, co robiłem, było niezłą zabawą.

Ka

żdy naukowiec, jeśli jest szczery i uczciwy, powie państwu, że w taki właśnie sposób dokonuje się prawdziwych 

odkry

ć. Głęboko w trzewiach naukowców, teoretyków oraz wszelkiego rodzaju badaczy płonie ogień wielkiej pasji. 

U pod

łoża tej pasji leży zabawa. Podobnie zresztą jak u podłoża wszelkiej pasji. Pasja to zabawa, mająca 

wybuchowy charakter, zwielokrotniona, zintensyfikowana do takiego stopnia, 

że sprawuje kontrolę nad daną chwilą 

i przez to cz

ęsto czyni cuda. Czasami są to cuda miłości. Czasami cuda odkryć. Czasami cud przypomnienia 

dawno zapomnianej m

ądrości. Ale zawsze cud, a nigdy nic nudnego. Pasja nie stwarza nudy. Nigdy w przypadku 

osoby ogarni

ętej pasją. To niemożliwe. Obie te rzeczy wykluczają się nawzajem.

Poniewa

ż każda pasja jest zabawą, a wszelka zabawa rozrywką, nie mam żadnej wątpliwości, że powodem, dla 

którego od wielu lat tak bardzo interesuj

ę się zjawiskami paranormalnymi, jest to, że mój umysł uznaje całe to 

przedsi

ęwzięcie za cudownie zajmujące i zabawne.

Co si

ę stanie, jeśli wszyscy będziemy mogli spojrzeć na to w ten sposób?

Je

śli wszystkim nam udałoby się spojrzeć na to w ten sposób, moglibyśmy zjednoczyć siły i dokonać odkrycia 

czego

ś nowego. Moglibyśmy otworzyć nowe okno wychodzące na to, co nęcąco nieznane, i, owiewani cudownie 

świeżym powietrzem, odnaleźć cudownie. świeżą ideę, która doprowadziłaby do powstania cudownie świeżej 
hipotezy umo

żliwiającej cudownie świeże podejście do cudownie świeżych badań prowadzących do zdobycia 

cudownie 

świeżej wiedzy. Moglibyśmy stymulować, przynajmniej do pewnego stopnia, przemianę tego, co 

nieznane, w to, co znane, oraz poszerzy

ć w końcu naszą świadomość oraz zrozumienie tajemnic, ku którym od 

pocz

ątku czasu przyciągana jest nasza zbiorowa ludzka dusza.

W

śród tych tajemnic nie ma większej ponad tą, co się z nami stanie po tym, co zwykliśmy nazywać śmiercią. Jak 

dot

ąd do odpowiedzi na to pytanie udało nam się w największym stopniu zbliżyć w trakcie badań nad tak zwanymi 

prze

życiami z pogranicza śmierci innych osób.

Niestety, badania te prowadzili

śmy bardzo serio, posługując się ograniczonym słownictwem oraz zawężającymi 

pole dzia

łania „regułami podstawowymi” (wykluczającymi na przykład wszelkie dane oceniane jako psychologicznie 

w

ątpliwe, nie dające się udowodnić naukowo lub nie poparte żadnym religijnym autorytetem. I, proszę o tym 

pami

ętać, dane muszą spełniać wszystkie trzy kryteria, a nie tylko jedno czy dwa z nich), w wyniku czego nie udało 

nam si

ę wypracować w ogóle żadnych odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Naprawd

ę myślałem, że moja książka Życie po życiu może stać się rodzajem stymulatora, popychającego dyskusję 

na temat prze

żyć z pogranicza śmierci w nowym kierunku, gdy tymczasem okazało się, że w efekcie jej publikacji 

przedstawiciele wielkiej trójki zacz

ęli jeszcze głębiej okopywać się w swoich szańcach, odmawiając ustąpienia 

nawet na krok ze swoich dawnych pozycji okre

ślonych przez ich specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości. 

Moja ksi

ążka spotkała się natomiast z olbrzymim publicznym poparciem i jej akceptacja ze strony zwyczajnych ludzi 

(w odró

żnieniu od „ekspertów”) powiedziała nam co nieco o tym, kim są prawdziwi eksperci; kto tak naprawdę wie, 

o co w tym wszystkim chodzi oraz co jest prawd

ą lub przynajmniej mogłoby być prawdą o zjawiskach 

paranormalnych.

Dlatego zapraszam teraz tych wszystkich zwyczajnych, przeci

ętnych ludzi, którzy przyglądają się z boku (będąc 

bez w

ątpienia równie oszołomieni jak niegdyś ja sam), jak przez ostatnie dwadzieścia pięć lat „eksperci” uparcie 

trwaj

ą na swoich niewzruszonych pozycjach względem kwestii życia po śmierci (zupełnie nie zważając na piętrzącą 

si

ę coraz wyżej górę materiału dowodowego o charakterze anegdotycznym), by wzięli sprawę w swoje ręce. Już 

czas, by

śmy – przynajmniej ci z nas, którzy skłonni są przyznać, że nie znają prawdy – zerwali zasłonę, postawili 

w

łaściwe pytania oraz rzucili wyzwanie tym dyskutantom, którzy twierdzą, że znają prawdę. Czas już, byśmy 

powiedzieli im: 

„Tak, ale co, jeśli...?”. Czas, byśmy dopuścili do siebie myśl, iż anegdotyczne relacje, jakie słyszymy 

z ust tysi

ęcy ludzi na całym świecie, nie są jedynie czymś zabawnym, lecz także czymś, co może ujawnić nam 

g

łębokie prawdy.

Krótko mówi

ąc, nadszedł już czas, byśmy to my śmiali się ostatni.

Tak wielu z tych, którzy maj

ą się za ekspertów od zjawisk paranormalnych, oraz tych, których obdarzamy moralnym 

lub naukowym autorytetem w tej kwestii, nie chce nawet wys

łuchać tego, co na temat przeżyć z pogranicza śmierci 

maj

ą do powiedzenia osoby, które utrzymują, że ich doświadczyły. Zbyt wielu księży, pastorów i rabinów stara się 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (2 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

za wszelk

ą cenę uciszyć ludzi, którzy „powrócili” z tamtej strony i opowiadają o swoich przeżyciach. Z kolei zbyt 

wielu psychologów i psychiatrów traktuje tego rodzaju relacje niezwykle serio 

– jako dowód głębokiej psychozy lub 

co najmniej niezrównowa

żenia psychicznego, czemu trzeba natychmiast zaradzić, przepisując środki uspokajające. 

I zbyt wielu sceptyków z tak bezwzgl

ędną werbalną i emocjonalną brutalnością podważa wiarygodność szczerych 

relacji osób, które mia

ły przeżycia z pogranicza śmierci, a teraz żałują, że w ogóle zaczęły o tym mówić.

Oto co si

ę dzieje, gdy wszyscy nalegają, by traktować te sprawy tak bardzo serio.

A jednak mimo to my, zwyczajni obywatele 

świata, nadal wsłuchujemy się w tego rodzaju relacje (a nawet 

sprzyjamy ich powstawaniu, jako 

że są one w ogromnej mierze bardzo ciekawe i zabawne), ponieważ jesteśmy 

mile po

łechtani, zainspirowani, odmłodzeni, pobudzeni i ożywieni myślą, że mogą one być prawdziwe.

Dawne dokumenty 

świadczą o tym, że przeżycia z pogranicza śmierci są spotykanym już od najdawniejszych 

czasów zjawiskiem, które ujawni

ło się w pełnej krasie jednak dopiero w naszych czasach w wyniku splotu różnego 

rodzaju czynników, z których jednym z najwa

żniejszych jest postęp technologiczny.

W trakcie ostatnich kilkudziesi

ęciu lat nastąpił tak ogromny postęp w reanimacji pacjentów z niewydolnością serca i 

p

łuc, o jakim w przeszłości nikt nie mógł nawet marzyć. Wyposażenie, jakim dysponują dziś lekarze, a także 

nowoczesne metody reanimacji pozwalaj

ą na przywrócenie pacjentowi życia w sytuacjach, w których jeszcze 

zaledwie kilkadziesi

ąt lat temu uznano by go za zmarłego. W rezultacie podróże na tamten świat i z powrotem stały 

si

ę, ku zdumieniu wszystkich, wydarzeniami dnia codziennego.

Co ciekawe i dziwne zarazem, podobne uwagi mo

żna by poczynić, mutatis mutandis, także na temat innych 

ekscytuj

ących współczesnych dokonań – na przykład podróży na Księżyc. Te ostatnie stały się dziś czymś 

banalnym (ludzie s

ą już nimi tak znudzeni, że NASA nie jest w stanie sprawić, by start kolejnego statku 

kosmicznego by

ł jak dawniej transmitowany przez telewizję, stacje telewizyjne wymawiają się od tego jak mogą, 

poniewa

ż mimo ich historycznego znaczenia wydarzenia te mają opłakanie niską oglądalność!), gdy tymczasem 

prze

życia z pogranicza śmierci, o których mówi się otwarcie dopiero od dwudziestu lat, wciąż jeszcze fascynują. W 

rzeczy samej zainteresowanie tym zjawiskiem zdaje si

ę nawet zwiększać. Dlaczego tak się dzieje?

Otó

ż jest tak dlatego, że temat ten niezwykle nas bawi. Jeśli więc nie zaakceptujemy zjawisk paranormalnych jako 

rozrywki i b

ędziemy traktować je wciąż nazbyt poważnie, nigdy nie będziemy w stanie zaakceptować tego, co mogą 

mie

ć nam one do przekazania oraz uznać tego za prawdę.

Gdyby

śmy nie byli tak często w ostatnich latach zabawiani przez filmy takie jak E.T. i Kokon, czy sądzą państwo, że 

istnia

łaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy prawdę o życiu na innych planetach?

Gdyby

śmy nie byli stymulowani przez takie książki jak The Celestine Prophecy i Rozmowy z Bogiem, czy sądzą 

pa

ństwo, że istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy prawdę o życiu na 

naszej planecie?

I gdyby

śmy nie byli zafascynowani sentencjami Konfucjusza, przypowieściami Jezusa czy opowieściami innych 

naszych najwi

ększych mistrzów (wszyscy oni znakomicie rozumieli, że najpierw muszą bawić, by później oświecać 

umys

ły), czy sądzą państwo, że istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy 

prawd

ę o nas samych i naszej ludzkiej naturze?

W tym w

łaśnie punkcie zasady radosnego paranormalizmu mogą znaleźć swoje efektywne zastosowanie. Na 

pytanie, sk

ąd bierze się nieprzemijająca atrakcyjność przeżyć z pogranicza śmierci, możemy już dziś jasno i 

wyra

źnie odpowiedzieć: Stąd, że stanowią one dla nas znakomitą rozrywkę.

Oto, moi przyjaciele, co znaczy 

śmiać się jako ostatni. Ponieważ wszyscy traktują wszelkie sprawy związane z 

życiem po śmierci i zjawiskami paranormalnymi tak bardzo poważnie. I to właśnie ta powaga wyklucza możliwość 
dokonywania jakichkolwiek nowych odkry

ć, co stanowi przecież jedną z największych przyjemności (a tym samym 

jedn

ą z najlepszych rozrywek), jakie sobie można wyobrazić.

W tym wszystkim jest co

ś bardzo zabawnego. To znaczy, jest to tak pokrętnie autodestrukcyjne, że aż prawie 

śmieszne, zważywszy na implikacje.

Czy to wszystko mo

że być jedynie pozornym dobrodziejstwem?

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych lubią wyzwania. Z wielką ochotą zajmujemy się pozornie trudnymi 

przypadkami na pozór podwa

żającymi naszą rozrywkową teorię. Tak na przykład w trakcie stosowania 

humorologicznej koncepcji zjawisk paranormalnych do wizji z pogranicza 

śmierci pojawiają się obiekcje czy też 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (3 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

zastrze

żenia, które zdają się sugerować, że wielka atrakcyjność przeżyć z pogranicza śmierci wynikająca z ich 

rozrywkowego charakteru jest jedynie pozornym dobrodziejstwem.

Przytocz

ę dwa przykłady niepokojących, nieprzyjemnych „dysfunkcyjnych zastosowań” wizyjnych przeżyć z 

pogranicza 

śmierci do celów popularnej rozrywki i zabawy. Stanowią one, paradoksalnie, kolejny powód, dla 

którego prze

życia z pogranicza śmierci należy traktować z humorystycznej perspektywy, jako że w obu tych 

przypadkach ponownie chodzi o traktowanie pewnych spraw nazbyt serio.

Zdrowe poczucie humoru jest najlepszym narz

ędziem, jakim może się posłużyć radosny badacz zjawisk 

paranormalnych w walce z parali

żującym umysł konserwatyzmem dotyczącym wizji z pogranicza śmierci, który, co 

niewiarygodne, bardzo szybko zapuszcza korzenie po

śród dużej liczby osób poświęcających się temu zagadnieniu 

jako rodzajowi hobby. Owi fani chc

ą, by za każdym razem ich rozrywkowa dieta składająca się z przeżyć z 

pogranicza 

śmierci była taka sama jak na początku, kiedy to tak bardzo przypadła im do gustu; tak więc pragną oni 

ci

ągle tego samego i ciągle w coraz większych ilościach. Duża ich liczba zrzeszyła się w specjalnym klubie 

hobbystów zwanym International Association for Near-Death Studies, w skrócie IANDS (Mi

ędzynarodowe 

Stowarzyszenie na rzecz Bada

ń Przeżyć z Pogranicza Śmierci), i trzeba powiedzieć, że organizacja ta robi sporo 

dobrego. Urz

ądza na przykład spotkania grupowe mające na celu udzielenie pomocy i wsparcie dla osób, które 

do

świadczyły przeżyć z pogranicza śmierci, a które borykają się z wynikającymi stąd problemami natury 

emocjonalnej, a tak

że dla członków ich rodzin. Organizacja wydaje od ponad dziesięciu lat czasopismo o 

charakterze naukowym, w którym pojawiaj

ą się artykuły specjalistów z wielu różnych dziedzin, reprezentujących 

szeroki wachlarz opinii, jego redaktorzy za

ś nie organizują party line na temat przeżyć z pogranicza śmierci.

Istniej

ą jednak także minusy. IANDS-yści posługują się swoim własnym, denerwującym żargonem. Już sam zwrot 

„przeżycia z pogranicza śmierci” (near-death experience) brzmi dostatecznie niezręcznie, gdy tymczasem oni 
u

żywają skrótu NDE, co moim zdaniem brzmi jeszcze gorzej i tym bardziej działa na nerwy. Dlaczego, mówiąc o 

osobie do

świadczającej przeżyć z pogranicza śmierci, chciwi IANDS-yści posługują się zawsze twardym słowem 

experiencer, a nigdy znacznie bardziej mi

ękkim experient?

Moim zdaniem to wygl

ąda na to, że NDE to dla niektórych z nich coś w rodzaju ideé fixe. Obrażają się za każdym 

razem, gdy kto

ś wykroczy poza granice wyznaczone przez to, co – ich zdaniem – wiedzą już na ten temat.

W ich gronie jestem uwa

żany za persona non grata począwszy od 1989 roku, kiedy to po raz ostatni zaprosili mnie 

do wyg

łoszenia wykładu na swoim zgromadzeniu. Myślałem, że chcą usłyszeć o moich ostatnich dokonaniach na 

polu bada

ń przeżyć z pogranicza śmierci oraz pokrewnych, niezwykłych stanów ludzkiej świadomości, tak więc 

mówi

łem o moich eksperymentach z wizjami zwierciadlanymi. Tymczasem okazało się, że oni chcieli, bym 

opowiedzia

ł im raz jeszcze o tym, o czym już wielokrotnie słyszeli! Wielu członków IANDS pomyślało nawet, że 

postrada

łem zmysły.

Pewna dzia

łaczka IANDS, z której nigdy nawet nie widziałem na oczy, samozwańcza ekspertka od NDE, doszła do 

wniosku, 

że zna mnie na tyle dobrze, by nazywać mnie po imieniu w artykule na temat moich badań nad 

przywo

ływaniem duchów zmarłych. Kobieta nazwiskiem Nurse Kookoran, czy coś w tym rodzaju, napisała tam ni 

mniej, ni wi

ęcej: „Raymond nagle całkowicie zmienił kurs”. Jako niegroźny obsesjonat mogę się ostatecznie 

przyzna

ć do krążenia w kółko, ale zmiana kursu to zupełnie inna sprawa. Wyroczniami zmarłych zainteresowałem 

si

ę po raz pierwszy w 1962 roku, przeżyciami zaś z pogranicza śmierci w 1965 !

Ostatnio mój stary przyjaciel, jeden z cz

łonków założycieli IANDS, powiedział, że podczas ostatniego spotkania, na 

którym by

ł, dużo śpiewano i że po jego zakończeniu miał wrażenie religijnego odrodzenia. Obawiam się więc, że 

je

śli cała sprawa będzie nadal toczyć się w tym kierunku, to wkrótce pojawi się niebezpieczeństwo stworzenia 

ideologii na temat prze

żyć z pogranicza śmierci, a wtedy dopiero pojawią się prawdziwe kłopoty.

Radosny paranormalizm stanowi skuteczne antidotum dla ka

żdego, kto traktuje poważnie NDE-izm, bez względu 

na to, czy nale

ży do IANDS, czy nie.

Komu daj

ą posłuch zwykli ludzie w kwestii przeżyć z pogranicza śmierci i dlaczego?

Komu jednak daj

ą posłuch przeciętni ludzie – ludzie nie zaangażowani w rodzące się ideologie, ruchy, konwencje i 

stanowiska wielkiej trójki dyskutantów?

No có

ż, ostatnimi czasy złożona, fascynująca i dostarczająca rozrywki dynamika przeżyć z pogranicza śmierci 

sprawi

ła, że stały się one modnym tematem eksploatowanym w mediach. Tak więc, co można było przewidzieć, 

rosn

ące zapotrzebowanie opinii publicznej na wieści z zaświatów doprowadziło do wykształcenia się nowej grupy 

prezenterów, których nazywam NDE-artystami. Oczywi

ście oni sami nie uważają się za artystów, lecz za 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (4 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

informatorów 

– kogoś, kto dostarcza innym informacji. Jak jednak zauważyłem poprzednio, każdy sprawny 

informator jest po cz

ęści także dobrym artystą. Nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że się nie przesadza.

Tak wi

ęc ostatnio jesteśmy świadkami, jak różne osoby wyruszają w objazd po kraju na spotkania z publicznością, 

podczas których opowiadaj

ą o swoich przeżyciach z pogranicza śmierci. Podczas tournee owi NDE-artyści 

sprzedaj

ą swoje książki i taśmy wideo, choć jeszcze nie koszulki ze swoimi podobiznami to mogłaby być już lekka 

przesada...

Szczególnie dwoje NDE-artystów zdoby

ło dużą popularność – Betty Eadie, autorka książki Embraced by the Light 

(wyd. pol. W obj

ęciach jasności), i Dannion Brinkley, który opowiedział swoją historię dziennikarzowi Paulowi 

Perry'emu, a ten zgrabnie przedstawi

ł ją w książce Saved by the Light. Ta para NDE-artystów stanowi znakomity 

przyk

ład ilustrujący funkcjonowanie niektórych zasad radosnego paranormalizmu, jako że książki i występy owych 

New Age'owych tanatotragików zach

ęcają do analiz w stylu przypominającym nieco krytyki dzieł literackich i 

teatralnych. Musz

ę przyznać, że o ile dostrzegam wartość rozrywki jako narzędzia przyciągającego uwagę, to 

krytyka o charakterze literackim publicznych prezentacji niektórych spo

śród tych odbywających obecnie tournée po 

kraju artystów wydobywa na 

światło dzienne pewne niepokojące sprzeczności tkwiące w tego rodzaju NDE-

wyst

ępach.

Staraj

ąc się przekazać publiczności swoje przesłanie, zarówno Betty, jak i Dannion korzystają obficie z technik 

w

łaściwych sztuce scenicznej. Betty ubiera się w przyciągający wzrok kostium; fantazyjną suknię z frędzlami w stylu 

india

ńskim. Ponieważ jednak znacznie dłużej niż Betty znam Danniona, tak więc łatwiej mi skomentować jego 

sposób prezentacji swoich monodramów.

Pozna

łem Danniona w 1976 roku, kilka miesięcy po tym, jak ledwo uszedł z życiem rażony piorunem. Powiedział 

mi, 

że kiedy znajdował się na progu śmierci, znalazł się w świetlistej krainie otoczony przez świetliste istoty. Owe 

istoty ukaza

ły mu serię odrębnych wizji, które opisał prawie tak, jak gdyby były one filmowymi clipami. Istoty dały 

mu do zrozumienia, 

że były to wizualne reprezentacje zdarzeń, które będą mieć miejsce w przyszłości.

Zazwyczaj wielu proroków przewiduje nadej

ście niezwykle drastycznych wydarzeń i kataklizmów. Także większość 

proroczych wizji Danniona mia

ła tego rodzaju charakter, mówiła o groźbie głodu, wojny, kryzysu ekonomicznego, 

niepokojów spo

łecznych.

W po

łowie lat siedemdziesiątych, gdy po raz pierwszy usłyszałem przepowiednie Danniona, byłem nastawiony w 

stosunku do nich bardzo sceptycznie. Jako pilny i uwa

żny obserwator aktualnych wydarzeń byłem pewien, że świat 

czeka wkrótce jaki

ś wielki wstrząs, co można było wnosić na podstawie analizy ponurych doniesień prasowych i 

telewizyjnych 

– nuklearny wyścig zbrojeń, powiększające się stale ubóstwo trzeciego świata, zatruwanie 

środowiska naturalnego, coraz większe przeludnienie – a nie jakichś wizyjnych proroctw. Wiedziałem również 
wystarczaj

ąco dużo na temat psychiatrii, by zdawać sobie sprawę, że większość Amerykanów chowała głowę w 

piasek, nie chc

ąc przyjąć do wiadomości tego, co działo się na świecie. Znałem także relacje kilku innych osób, 

którym dane by

ło doświadczyć przeżyć z pogranicza śmierci, opisujących swoje własne budzące grozę, 

z

łowieszcze wizje końca czasów bardzo podobne do proroctw Danniona. Przypuszczałem, że czasami, gdy ludzie 

orientuj

ą się, że znajdują się na progu śmierci, ich struktury obronne załamują się, ich myśli zaś wybiegają w 

przysz

łość, przewidując, na podstawie aktualnej sytuacji polityczno-ekonomicznej świata, co może wydarzyć się w 

przysz

łości – a mianowicie globalne katastrofy i nieszczęścia.

Przyznaj

ę jednak, że po pewnym czasie poczułem się mniej pewnie, zważywszy na fakt, że niektóre z owych 

przepowiedni sprawdzi

ły się z zadziwiającą dokładnością. W 1975 roku moja przyjaciółka Vi Horton 

przepowiedzia

ła trafnie (na podstawie swojej wizji z pogranicza śmierci) rok, rodzaj oraz wynik rewolucyjnych 

przemian w Republice Po

łudniowej Afryki. A w kwietniu 1976 roku Dannion powiedział mi, że w swojej wizji ujrzał 

upadek Zwi

ązku Radzieckiego w 1990 roku oraz to, że dojdzie tam do zamieszek z powodu braków w zaopatrzeniu 

żywność. Pamiętam to bardzo dokładnie, ponieważ to, co od niego usłyszałem, wydało mi się bardzo głupie i 

absurdalne; powag

ę, z jaką wypowiedział tę przepowiednię, uznałem za dowód na to, że ładunek elektryczności, 

który go porazi

ł, doprowadził do powstania zaburzeń w jego mózgu. Proszę sobie więc wyobrazić moje zdumienie 

czterna

ście lat później, gdy wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak powiedział. Także w kilku innych wypadkach 

Dannion przepowiada

ł coś, co w owym czasie wydawało się całkowicie niedorzeczne, a co po pewnym czasie 

sprawdza

ło się ze zdumiewającą dokładnością.

Musz

ę w tym miejscu oczywiście natychmiast dodać, że widziałem i słyszałem, jak Dannion wypowiadał wiele 

innych przepowiedni, podaj

ąc dokładną datę przyszłego zdarzenia, dzień, miesiąc czy rok, tym samym stanowczym 

g

łosem i w ten sam przekonujący sposób, które jednak nigdy się nie sprawdziły.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (5 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Poza tym od czasu swojego prze

życia z pogranicza śmierci z września 1975 roku Dannion stale wygłasza kolejne 

proroctwa, poniewa

ż wierzy, iż bliskie spotkanie ze śmiercią obdarzyło go zdolnością czytania w myślach innych 

osób oraz spogl

ądania w przyszłość. Trzeba przy tym dodać, że Dannion jest jedną z najbardziej przekonywających 

osób, jakie kiedykolwiek spotka

łem, która potrafi czytać w cudzych myślach. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak 

ludziom opada

ły szczęki ze zdumienia lub stawały łzy w oczach, gdy Dannion, ktoś kompletnie im obcy, wymieniał 

prawid

łowo cały szereg szczegółów z ich życia, a nawet ujawniał ich głęboko skrywane tajemnice.

Od lat zadziwia mnie jego niezwyk

ły talent; wydaje się, że wie on na temat innych osób rzeczy, których w żaden 

sposób nie powinien by

ł wiedzieć. Dlatego właśnie zachęciłem go do napisania książki i przedstawiłem go osobom, 

które doprowadzi

ły do jej publikacji.

Mia

łem jednak także nadzieję na innego rodzaju konfrontację; od dawna chciałem doprowadzić do spotkania 

Danniona ze Zdumiewaj

ącym Randim [Oryg. Amazing Randi.], lub innym wzdychającym gliniarzem takim jak dr 

Ray Hyman, psycholog specjalizuj

ący się w testowaniu domniemanych zdolności telepatycznych różnych osób. 

Wci

ąż mam nadzieję, że pewnego dnia dojdzie do takiej konfrontacji. Od czasu publikacji książki Danniona dwóch 

badaczy o zaci

ęciu parapsychologicznym zbadało jego umiejętności i obaj są pod równie dużym wrażeniem jak ja. '

Bez wzgl

ędu jednak na ostateczny wynik sporu, jaki toczy się wokół osoby Danniona z udziałem parapsychologów, 

wzdychaj

ących gliniarzy i funda-chrześcijan, nie będzie on miał większego wpływu na licznych zwolenników i fanów 

Danniona. Oni nadal b

ędą wierzyć w to, że ich idol potrafi czytać w cudzych myślach i przepowiadać przyszłość. 

Danniona nie niepokoj

ą ani przez chwilę także jego nie trafione przepowiednie, ponieważ gdy tylko któraś z 

przepowiedni si

ę nie spełni, wkrótce z jego ust spływa kolejna, zastępując tę poprzednią.

Mimo wszystko radosny paranormalizm ma o wiele lepsze mniemanie o chodz

ącej zagadce, jaką jest Dannion 

Brinkley, ni

ż o bezpłodnych debatach dysfunkcyjnych ekspertów od zjawisk paranormalnych. Co zawsze 

najbardziej mnie interesowa

ło w przypadku Danniona, to nie tyle jego przeżycia z pogranicza śmierci per se, 

poniewa

ż należą one do kategorii mnóstwa im podobnych, ile raczej barwna, charyzmatyczna i olśniewająca 

osobowo

ść, która urzeka jego zwolenników. Jest on pouczającym przykładem tego rodzaju osoby, która zawsze 

odgrywa

ła znaczącą rolę w historii zjawisk paranormalnych, a mianowicie kogoś, kto potrafi łączyć ze sobą kilka 

popularnych w

ątków paranormalnej mitologii, wplatając je zręcznie w swoje własne życie.

Do pewnego stopnia niezale

żnie od swoich przeżyć z pogranicza śmierci, przepowiedni i czytania w myślach innych 

osób, Dannion stanowi uosobienie wielu ró

żnych tematów, które z historycznego punktu widzenia zawsze 

znajdowa

ły się w centrum zainteresowania ludzi poszukujących paranormalnej rozrywki. Przyjrzenie się z bliska tym 

tematom pozwoli nam dowiedzie

ć się nie tylko tego, komu ludzie dają posłuch w kwestii zjawisk paranormalnych, 

ale tak

że dlaczego.

Wspólny mianownik

Najpierw pojawia si

ę tu kwestia pioruna, potem zaś pewnego łóżka. Zarówno pioruny, jak i łóżka są elementami 

nale

żącymi od wieków do najlepszej tradycji zjawisk paranormalnych.

Jak ju

ż zaznaczyłem, przygoda Danniona z przeżyciami z pogranicza śmierci zaczęła się w porażającym błysku 

pioruna, co ju

ż samo w sobie wystarcza, by nadać jego opowieści dynamiczny, paranormalny charakter. W trakcie 

prawie ca

łej historii ludzkości pioruny uchodziły za manifestację sił nadprzyrodzanych, tak iż nikt nie może pozostać 

oboj

ętny wobec ich prastarej, paranormalnej symboliki.

Twierdzenie Danniona, 

że uderzenie pioruna obdarzyło go niezwykłymi talentami, nie jest wcale czymś 

wyj

ątkowym. Na całym świecie, przede wszystkim w kulturach plemiennych, panuje szeroko rozpowszechnione 

przekonanie, 

że osoby, które chodzą nadal po ziemi po tym, jak zostały rażone piorunem, posiadają paranormalne 

zdolno

ści. W niektórych tradycjach szamani, którzy w ten właśnie sposób otrzymali swoje powołanie, uchodzą za 

obdarzonych wyj

ątkową mocą.

Etnolog Holger Kalweit zabra

ł opowieści o trzech rażonych piorunem szamanach, z którymi rozmawiał w Peru, a 

tak

że dokonał omówienia podobnych historii występujących w literaturze innych kultur.

Wilcza G

łowa (Wolf Head), czarownik ze szczepu Czarne Stopy, jest najbardziej fascynującym przypadkiem 

ra

żonego piorunem szamana w historii. Podczas swojej wizji z pogranicza śmierci spotkał on Chłopca-Grom (Boy 

Thunder), istot

ę duchową, która następnie przez wiele kolejnych lat odwiedzała go w snach, ucząc go, w jaki 

sposób zosta

ć wielkim szamanem. Pojawiając się w snach szamana Chłopiec-Grom najczęściej obdarzał Wilczą 

G

łowę niezwykłymi talentami i umiejętnościami, których czarownik w swoim ziemskim żywocie nigdy wcześniej nie 

mia

ł i nie znał.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (6 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Tak na przyk

ład pewnego ranka Wilcza Głowa obudził się ze snu jako utalentowany rzeźbiarz, po czym wyrzeźbił w 

kamieniu naturalnej wielko

ści popiersia królowej Wiktorii i króla Edwarda. Ten niezwykły artysta widział kiedyś 

portret królewskiej pary na medalionie.

Innym razem Ch

łopiec-Grom nauczył Wilczą Głowę we śnie wszystkiego, co musi wiedzieć znakomity inżynier 

górnictwa. Nast

ępnego dnia rano Wilcza Głowa udał się do pobliskiej kopalni, gdzie zaprezentował plan wielkiej 

akcji wydobywczej w

ęgla. Rządowi eksperci podrapali się w głowy, po czym przyznali, że był to najlepszy projekt 

wydobycia w

ęgla, o jakim kiedykolwiek słyszeli.

Osobowo

ść konkretnych ludzi zawsze miała kreatywny wpływ na społeczną historię zjawisk paranormalnych. 

Poniewa

ż tak niewiele z tego, co można powiedzieć o zjawiskach paranormalnych, poddaje się ścisłej weryfikacji, 

dlatego sposób, w jaki si

ę to mówi, nabiera szczególnego znaczenia. Jest to kwestia, na którą staram się 

nieustannie zwraca

ć uwagę w tej książce.

Omawiam przypadek Danniona Brinkleya, poniewa

ż jego przypadek stanowi znakomitą ilustrację powyższego 

stwierdzenia. Dannion opowiada swoj

ą historię, posługując się specyficznym, nieco tajemniczym językiem, 

stanowi

ącym nierozerwalny element jego charyzmatycznej osobowości. Innymi słowy, z pewnością ma on zacięcie 

dramatyczne. Poza tym w swojej opowie

ści stale nawiązuje (jak gdyby mimochodem) przynajmniej do dwóch 

sta

łych elementów – pioruna i łóżka (więcej na jego temat nieco później), które pojawiają się często w historycznych 

relacjach o zjawiskach paranormalnych. W ko

ńcu ważną rolę z punktu widzenia naszej analizy odgrywa także jego 

sposób opowiadania.

Dannion jest wysokim, muskularnym m

ężczyzną, czarująco pewnym siebie i wyniosłym. Potrafi bez trudu 

zdominowa

ć rozmówcę i uwielbia znajdować się zawsze w centrum zainteresowania. Słuchacze Danniona siedzą w 

napi

ęciu na brzegu swoich krzeseł niczym zahipnotyzowani, mnie jednak nigdy jeszcze, odkąd go poznałem, nie 

uda

ło się nadążyć za rozpędzonym pociągiem jego myśli. Dannion wyrzuca z siebie zdania w takim tempie, że tylko 

osobom obdarzonym wyj

ątkowym refleksem udaje się od czasu do czasu wpaść mu w słowo. Jego jedyny w swoim 

rodzaju sposób oracji przypomina co

ś w rodzaju słownej zadymki.

Pewien szanowany naukowiec z Cambridge opublikowa

ł zgrabną charakterystykę hrabiego de St. Germain, która 

znakomicie pasuje tak

że do osoby Danniona. Zdaniem E.M. Butlera hrabia „był olśniewającą postacią, która 

intrygowa

ła wszystkich swoim incognito, rzucała tajemnicze uwagi, odmawiała przyznania się do posiadania 

niezwyk

łych mocy, a mimo to demonstrowała ich działanie na oczach zebranych, a także miała nieprzeniknioną 

osobowo

ść”.

A teraz sprawa 

łóżka.

Dannion twierdzi, 

że w trakcie swojego przeżycia z pogranicza śmierci istoty z zaświatów przedstawiły mu projekt 

elektronicznego 

łóżka posiadającego właściwości uzdrawiające. Poleciły mu skonstruowanie takiego urządzenia i 

zainstalowanie go w o

środkach uzdrowicielskich. Widziałem kilka modeli owych łóżek. Są one rodzajem wygodnych 

le

żanek z wbudowanym zestawem słuchawkowym, z którego płynie muzyka przenikająca do ciała przez czaszkę za 

spraw

ą przewodzenia kostnego. Leżąca na nich osoba pogrąża się w stanie przyjemnej, łagodnej relaksacji. 

Wypróbowa

łem jedno z takich łóżek i przekonałem się, że stan ów bardzo przypomina stan hipnagogiczny.

Poza tym jednak historia paranormalnej kozetki Danniona jest dla mnie tak bardzo ciekawa, poniewa

ż ilustruje ona 

jedn

ą z kluczowych zasad radosnego paranormalizmu: Chociaż na przestrzeni wieków pojawiają się wciąż te same 

ulubione rekwizyty, a te same postacie wkraczaj

ą na scenę w nieco tylko zmienionych sytuacjach, to jednak w 

ka

żdym kolejnym sezonie dobrze znany wszystkim paranormalny spektakl prezentuje się świeżo i ekscytująco.

Z historycznego punktu widzenia zjawiska paranormalne s

ą niczym spektakle w teatrze repertuarowym. Na 

przyk

ład opowieść o „tajemniczym mężczyźnie z niezwykłym łóżkiem” ma swoje trwałe miejsce w historii rozrywki 

paranormalnej i periparanormalnej. Szczegó

ły związane z sofami czy matami świętych mężów często odgrywają 

wa

żną rolę w historii życia tych osób.

Salomon spa

ł w magicznym łożu, wokół którego stały anioły. Woda rzeki unosiła małego Mojżesza w koszyku z 

trzciny. Dzieci

ątko Jezus leżało w żłobie. Poza tym mamy jeszcze hystrichomorficzne hamaki fakirów oraz klini 

Asklepiosa.

Uzdrawiaj

ące łoża Asklepiosa stały się prototypem wielu późniejszych, podobnych instalacji. Asklepiades z Bitynii, 

który praktykowa

ł sztukę medyczną w Rzymie w I wieku n.e., zbudował wielką mechaniczną kołyskę, w której 

przywraca

ł zdrowie swoim pacjentom. Dr James Graham (1745-1794), nazywany przez swoich przeciwników 

„królem szarlatanów”, kierował Grand Temple of Health (Wielką Świątynią Zdrowia) w Londynie. Jej główną atrakcją 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (7 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

by

ło Niebiańskie Łoże, masywna, sklepiona konstrukcja, w której wnętrzu znajdowała się prawie tona magnesów. 

Ca

ła machina wibrowała, umieszczone zaś na jej szczycie rozpylacze perfum napełniały powietrze przyjemnymi 

zapachami. Sp

ędzenie nocy we wnętrzu urządzenia kosztowało sporą sumkę pieniędzy, jednak bezdzietni 

ma

łżonkowie chętnie płacili żądaną kwotę, ponieważ dr Graham zapewniał ich, że w ten sposób uda im się z 

pewno

ścią począć upragnione dziecko. Sigmund Freud to kolejny ekscentryk, który zyskał sławę między innymi za 

spraw

ą swojej uzdrawiającej kozetki.

W zaciszu ekskluzywnych palarni opium równie

ż stały piękne, zdobione łoża, z których poszukujący 

periparanormalnych dozna

ń „makonauci” mieli wyjątkowo dobry widok na swoje narkotyczne raje. Ostatnio na 

gazetowych kolumnach z niecodziennymi wiadomo

ściami można było spotkać opisy dziwnych przypadków ludzi 

sp

ędzających dużo czasu w łóżku. Chodzi tu o liczne relacje na temat osób cierpiących na zespół Obłomowa, 

osobliw

ą przypadłość, która nie została jeszcze wystarczająco dokładnie opisana w podręcznikach psychologii 

anomalistycznej czy psychiatrii. Ludzie dotkni

ęci tą chorobą kładą się do łóżka bez żadnych zaleceń ze strony 

lekarza, a jedynie pod wp

ływem wewnętrznego impulsu nakazującego im odpoczynek. Czasami osoby te tak 

bardzo przybieraj

ą na wadze, że nie są w stanie podnieść się o własnych siłach. W prasie pojawiały się kilkakrotnie 

zdumiewaj

ące doniesienia o mężczyznach ważących pół tony i więcej, których trzeba było w nagłych przypadkach 

zabiera

ć z domu do szpitala. Jednego z nich podnośnik widłowy umieścił na platformie furgonetki; inny został 

przetransportowany na specjalnych noszach przeznaczonych pierwotnie do przenoszenia ma

łego wieloryba.

Wydaje si

ę, że łóżka bywają postrzegane jako miejsca, w których stykają się ze sobą różne światy lub z których 

mo

żna wyruszać w podróże w zaświaty. Nawet biorąc pod uwagę zwyczajne, nocne zastosowanie łóżek, to 

przecie

ż leżąc właśnie na nich ludzie znajdują się w objęciach Morfeusza. Osoby na łożu śmierci często 

do

świadczają wspaniałych wizji zaświatów. Koncepcja łóżka jako miejsca, w którym przechodzi się z jednego 

świata do drugiego, sprawia, że mebel ten cieszy się tak dużą popularnością w historii rozrywki paranormalnej i 
periparanormalnej .

Podsumowuj

ąc, historia Danniona Brinkleya ma tak dużą siłę oddziaływania, ponieważ splata się w niej ze sobą w 

jeden rozrywkowy w

ęzeł wiele kolorowych nitek popularnych, paranormalnych wątków.

Chcia

łbym w tym miejscu podkreślić, że moja analiza ma czysto teoretyczny charakter i że osobiście uważam Betty 

i Danniona za wspania

łych i uroczych ludzi, którzy robią wiele dobrego dla innych. Rozumiem na przykład, że 

Dannion werbuje wolontariuszy do hospicjów w trakcie swoich pe

łnych dramatyzmu, fascynujących wystąpień 

przed liczn

ą publicznością, i że za każdym razem zgłaszają się do niego chętni. Nie kwestionuję także ani przez 

chwil

ę pobudek, jakimi oboje się kierują. Staram się tylko zwrócić uwagę na to, co sprawia, że ludzie ich słuchaj ą.

Zwa

żywszy wszystko, oczekuję, że NDE-rozrywka i NDE-izm okażą się raczej pożytecznymi niż tylko 

nieszkodliwymi ruchami. Nadal b

ędą one zależne od technologii medycznej, która zapewnia stały dopływ relacji od 

kolejnych, powracaj

ących z podróży na pogranicze śmierci osób. Szeroki zasięg i powszechność przeżyć z 

pogranicza 

śmierci stanowią pewnego rodzaju czynnik korygujący dla wszelkiego rodzaju możliwych NDE-nadużyć 

ze strony NDE-istów i NDE-artystów.

Osob

ą, z ust której najlepiej dowiedzieć się szczegółów na temat przeżyć z pogranicza śmierci, jest zawsze jakiś 

bliski krewny; m

ądry, ustabilizowany, doświadczony, wrażliwy człowiek, z którym łączą nas od dawna osobiste 

kontakty. Prawie ka

żdy [w USA] zna kogoś, kto miał przeżycia z pogranicza śmierci, co daje dziesiątkom milionów 

ludzi sposobno

ść wysłuchania relacji z pierwszej ręki na ten temat od bliskiej, znanej od dawna i darzonej 

zaufaniem osoby 

– mądrej cioci Pearl, kochanej babci lub dziadka czy darzonego szacunkiem starego przyjaciela. 

Mi

ędzy innymi dzięki temu właśnie tak wielu ludzi, laików i profesjonalistów, dysfunkcyjnych zwolenników i 

przeciwników zjawisk paranormalnych, u

świadomiło sobie istnienie tego rodzaju przeżyć mających wpływ na całe 

dalsze 

życie danej osoby.

Wys

łuchanie podobnej opowieści z ust dobrej, zasługującej na zaufanie, szczerej osoby, z którą utrzymuje się od 

dawna bliskie i serdeczne stosunki, mo

że sprawić, że przeżycia z pogranicza śmierci zostaną w pełni zrozumiane w 

najbardziej naturalny i bezpo

średni sposób, jaki jest możliwy na tym świecie.

Du

ża część tego, co większość najmądrzejszych bliskich ma nam do powiedzenia na temat swoich wizyt na 

pograniczu 

śmierci, ma pogodny, miły i uspokajający charakter. W takich okolicznościach łatwo docenić 

rozrywkow

ą wartość szczęśliwych, dodających otuchy przeżyć z pogranicza śmierci.

A co z doniesieniami o niepokoj

ących przeżyciach z pogranicza śmierci?

Zdarzaj

ą się jednak także niepokojące wizje z pogranicza śmierci, które dla początkującego radosnego badacza 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (8 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

zjawisk paranormalnych mog

ą wydawać się trudne do wyjaśnienia za pomocą teorii rozrywkowej. Nie wyciągajmy 

jednak pochopnych wniosków, a wkrótce dostrze

żemy rozrywkową wartość również tego rodzaju doniesień.

Poszczególne elementy sk

ładowe przeżyć z pogranicza śmierci mogą mieć swoje własne, charakterystyczne, 

zabawne aspekty. Kilka osób, które do

świadczyły przeżyć z pogranicza śmierci opisuje strefę szarości, obszar, w 

którym znajduj

ą się one po opuszczeniu swoich fizycznych ciał, a przed wkroczeniem w jasne światło czystej 

mi

łości, które widać na końcu ciemnego tunelu. Osoby te mówią, że uświadamiają sobie obecność owej szarej 

krainy, poruszaj

ąc się przez tunel lub w chwili tuż przed wkroczeniem do jego wnętrza.

Dla osób do

świadczających NDE, które poruszają się przez tę posępną krainę, jej astralni mieszkańcy wydają się 

zagubieni we mgle ziemskich przywi

ązań. Przypomina to przejażdżkę pociągiem duchów w Disneylandzie. Jest tam 

wiele ponurych, szarych duchów, które, jak si

ę wydaj e, nie są w stanie wyzbyć się swojego dawnego przywiązania 

do 

świata fizycznego. Te dusze-cienie wspominają nieustannie koleje swojej ziemskiej egzystencji, bez końca 

powtarzaj

ąc obsesyjnie czynności, jakich dokonywały na ziemi. Wciąż na nowo rozpamiętują jakiś godny 

ubolewania b

łąd, jaki popełniły w poprzednim życiu, lub są tak bardzo pochłonięte przez jakąś żądzę, że nie myślą 

o niczym innym, jak tylko o jej zaspokojeniu.

Dr George Ritchie, psychiatra z Wirginii 

– pierwsza osoba, której relacji z przeżyć z pogranicza śmierci dane mi było 

wys

łuchać – mówił o kilku charakterystycznych cechach mieszkańców tego mrocznego astralnego regionu. Odniósł 

on wra

żenie, że owe ponure duchy „nie są w stanie kontynuować podróży na drugą stronę, ponieważ ich bóg ciągle 

jeszcze 

żyje na ziemi”.

Dr Ritchie powiedzia

ł mi, że znajdując się w stanie śmierci klinicznej z powodu obustronnego płatowego zapalenia 

p

łuc, jego przewodnik Chris zabrał go w rodzaj podróży przez różne krainy zaświatów, w tym także przez strefę 

szaro

ści. Dr Ritchie relacjonował, że w pewnej chwili udało mu się zajrzeć także do świata codziennej ludzkiej 

egzystencji i zobaczy

ć zwyczajnego mężczyznę idącego ulicą. Ponad nim unosiła się ponura, przypominając cień 

posta

ć – dr Ritchie domyślił się, że był to duch zmarłej matki mężczyzny – która mu nieustannie towarzyszyła i 

stara

ła się mówić mu, co ma on w danej chwili zrobić.

W innym miejscu dr Ritchie ujrza

ł zwyczajny bar w fizycznym świecie, gdzieś w jakimś wielkim mieście, którego nie 

móg

ł rozpoznać. Widział siedzących w nim zwyczajnych ludzi, ale oprócz nich także szare duchowe istoty 

przemykaj

ące między nimi to tu, to tam – ich zmarłych opiekunów. Co pewien czas jedna z tych bezcielesnych istot 

si

ęgała po stojącą na stole butelkę z alkoholem, jednak jej dłoń przenikała przez nią, jakby jej tam w ogóle nie było. 

Dr Ritchie doszed

ł do wniosku, iż te smutne dusze były ludźmi, którzy za życia byli alkoholikami i którzy nawet po 

śmierci nie potrafili się uwolnić od swojego nałogu.

Osoby do

świadczające NDE, które opisywały tę szarą krainę, sugerują, że jej astralni mieszkańcy nie zdają sobie 

do ko

ńca sprawy z tego, że nie żyją, i dlatego starają się nadal dostosowywać do rytmu swojej dawnej, codziennej 

egzystencji. Ludzkie cienie wydaj

ą się wciąż uzależnione od czasu i znajdować w sytuacji bez wyjścia, skazane na 

nieko

ńczące się powtarzanie tych samych ziemskich czynności.

S

ą one w dosyć okropnym położeniu, to prawda, jednak dr Ritchie widział także pojawiające się między nimi 

o

świecone istoty, podobne do świętych, które starały się im pomóc. Oznacza to, że nawet dla mieszkańców tej 

szarej i ponurej krainy istnieje jeszcze jaka

ś nadzieja.

Relacje tego rodzaju maj

ą niewątpliwie także walor rozrywkowy. Nasz radosny badacz zjawisk paranormalnych 

szczyci si

ę tym, że jako pierwszy zwrócił uwagę na pewną istotną cechę szarych postaci. Otóż szczególne 

zachowania niektórych z nich obserwowane przez osoby do

świadczające przeżyć z pogranicza śmierci są 

identyczne ze znanymi wszystkim epizodami z greckiej mitologii 

– na przykład z mitem o Syzyfie czy Tantalu. Syzyf 

zosta

ł skazany po śmierci na wieczną mękę polegającą na wtaczaniu pod stromą górę wielkiego głazu, który u 

samego szczytu wymyka

ł mu się z rąk i spadał w dół, tak że skazaniec musiał wciąż na nowo podejmować swoją 

prac

ę. Ten niekończący się syzyfowy cykl – pragnienie uczynienia czegoś, podjęcie śmiałej próby, moment 

pozornego sukcesu, a nast

ępnie nagły, niekorzystny zwrot losu – przypomina dolę szarych duchów, które, jak 

mówi

ą o tym osoby doświadczające NDE, ciągle zmagają się z trudnościami nie do pokonania.

Los Tantala w za

światach był w istocie taki sam, jak opisywanych przez dr. Ritchiego astralnych alkoholików. Tantal 

zosta

ł skazany na wieczne męki głodu i pragnienia; w bezpośredniej bliskości przed sobą widział owoce i wodę, za 

ka

żdym razem jednak, gdy usiłował po nie sięgnąć, te odsuwały się od niego.

Inny dobrze znany grecki mit podobnego rodzaju opowiada o kobietach skazanych po 

śmierci na wieczne noszenie 

wody w Hadesie w wielkich, podziurawionych dzbanach [Chodzi o Danaidy (przyp. t

łum.).]. Kobiety napełniały 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (9 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

dzbany przy 

źródle, wyruszały w drogę, nim jednak dotarły do celu, okazywało się, że dzbany są już zupełnie puste.

Cz

ęsto treść tych greckich mitów uważa się za alegorię ludzkiego ziemskiego żywota, zwykle nie zdając sobie 

sprawy z tego, 

że zachowane wersje niektórych z nich zaczerpnięte zostały z relacji starożytnych Greków, którzy 

sami przez pewien czas przebywali w za

światach. Mieszkańcy starożytnej Grecji dobrze wiedzieli o istnieniu owej 

tajemniczej, ponurej strefy po

średniej, o której mówią czasami osoby przywrócone do życia po tym, jak ustała akcja 

ich serca. Plutarch pozostawi

ł niezwykle przemawiający do wyobraźni opis owej posępnej i mrocznej krainy 

po

średniej zawieszonej gdzieś na skraju wieczności: „Nie ma w tym królestwie niczego z wyjątkiem niekończącego 

si

ę cienia i męczącego snu pełnego pragnień, które nigdy nie zostaną zaspokojone”.

Tak wi

ęc dziwna, mroczna strefa cienia przepełniona nieskończoną frustracją zamieszkujących ją duchów stanowi 

od najdawniejszych czasów sta

ły element przeżyć z pogranicza śmierci oraz spokrewnionych z nimi zjawisk.

Wydaje si

ę, że my, ludzie, mamy wciąż niezaspokojony apetyt na pasjonujące opowieści o duchach 

przebywaj

ących w zawieszeniu w przypominającej w dziwny sposób ziemię strefie wieczności. Chociaż te 

fascynuj

ące blade istoty pozbawione są ciała, nie wyzwoliły się one jeszcze całkowicie spod władzy czasu. 

Zachowuj

ą się tak, jak gdyby w momencie śmierci doszło w ich przypadku do jakiegoś poważnego zaburzenia; 

radosny badacz zjawisk paranormalnych mo

że tylko przypuszczać, że gdy ich ciała umarły, duchy te opuściły je, 

kieruj

ąc się w złą stronę.

W ka

żdym razie ten szczególny element przeżyć z pogranicza śmierci wywołuje tak duże zainteresowanie, 

poniewa

ż nawiązuje do głębokiej ludzkiej fascynacji koncepcją daremnej, bezsensownej pracy. Idea nieużytecznej, 

bezowocnej pracy, pojawiaj

ąca się w niektórych wizjach z pogranicza śmierci, znalazła swój wyraz także w szeregu 

obrazowych wyra

żeń funkcjonujących w języku potocznym, takich jak: walczyć z wiatrakami, młócić słomę, kręcić 

bicz z piasku, wy

ć do księżyca, tracić parę u ust, strzępić język, mówić na wiatr, mówić do ściany, wykonywać 

syzyfow

ą pracę, wybrać się z motyką na słońce (księżyc), wlewać wodę do sita, lać wodę do studni, szukać igły w 

stogu siana, pracowa

ć w kieracie, chwytać ptaka w locie, nosić drwa do lasu, pisać na wodzie, uczyć rybę latać.

W jaki sposób widz

ą to wszystko fundamentaliści

Funda-chrze

ścijanie, którzy zajmują się badaniem wizji z pogranicza śmierci, specjalizują się w wynajdywaniu jak 

najwi

ększej liczby budzących grozę opowieści pochodzących od osób, które, znajdując się na granicy śmierci, 

do

świadczyły straszliwych piekielnych mąk. Fundamentalistyczni eksperci cieszą się i poklepują wzajemnie po 

plecach za ka

żdym razem, gdy uda im się natrafić na nowy przypadek piekielnych, funda-chrześcijańskich przeżyć 

z pogranicza 

śmierci.

Ci zgorzkniali, starzy fundamentali

ści sądzą zapewne także, iż strefa szarości jest kolejnym fortelem Szatana. 

Za

łożę się, że wyobrażają sobie, iż jest to po prostu jeszcze jedna paranormalna iluzja, którą sfabrykował ich 

ulubiony mieszkaniec za

światów, by nam, niczego nie podejrzewającym wolnomyślicielom, dać złudne poczucie 

bezpiecze

ństwa. Głęboko w swoich sercach niektórzy funda-chrześcijanie niewątpliwie podejrzewają diabła, że 

wymy

ślił on strefę szarości tylko po to, by nas, odszczepieńców, wprowadzić w błąd co do funda-chrześcijańskich 

przekona

ń. Szatan chce zapewne, by ci z nas, którzy nie akceptują funda-chrześcijańskiej ideologii, myśleli, że kara 

w za

światach to tylko błahostka, drobiazg w porównaniu ze znacznie bardziej przerażającymi mękami, o jakich lubią 

pisa

ć i mówić funda-chrześcijańscy eksperci od przeżyć z pogranicza śmierci.

Fundamentalistycznym NDE-entuzjastom przebiegaj

ą rozkoszne ciarki po plecach, gdy czytają na temat 

infernalnych prze

żyć z pogranicza śmierci, ponieważ znakomicie pasują one do ich satanologii. Im większy i 

bardziej przyt

łaczający ból znosi znajdująca się w krytycznym stanie osoba, która doświadcza piekielnych przeżyć z 

pogranicza 

śmierci, tym bardziej nadają się one do funda-chrześcijańskiej NDE-ekspertyzy. Im bardziej relacja 

reanimowanej osoby nasycona jest je

żącymi włos na głowie szczegółami mówiącymi o bólu będącego wynikiem 

szarpania, przek

łuwania, nabijania, przebijania, gryzienia, miażdżenia, palenia, zgniatania, bicia, krępowania, 

d

źgania, przypiekania czy dręczenia, z tym większą radością i zadowoloniem wysłuchują ich funda-chrześcijańscy 

eksperci.

Podczas najlepszych, najstraszliwszych funda-chrze

ścijańskich piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci skazana 

na pot

ępienie, reanimowana osoba cierpi zazwyczaj wszelkiego rodzaju ból: nagły i przewlekły, niesłabnący i 

narastaj

ący, ostry i tępy, piekący i rwący, wszechogarniający i nie do zniesienia. Te funda-chrześcijańskie piekielne 

prze

życia z pogranicza śmierci, które związane są z najbardziej przerażającymi, potwornymi mękami i cierpieniami, 

otrzymuj

ą najwięcej punktów w skali Ravingsa.

My, rado

śni badacze zjawisk paranormalnych, możemy sobie wyobrazić fundamentalistów, którzy kulą się teraz z 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (10 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

przera

żenia na samą myśl, że zaliczane do zjawisk paranormalnych przeżycia z pogranicza śmierci są rodzajem 

rozrywki.

„A co z piekielnymi przeżyciami z pogranicza śmierci?”, parsknie zadufany w sobie fundamentalista, wymachując 
nam przed nosem Bibli

ą. „Czy piekło to także przyjemność i zabawa?”.

Okazuje si

ę jednak, że funda-chrześcijanie nie znają za dobrze swojej własnej funda-chrześcijańskiej historii, jako 

że w dawnym Kościele panowało dokładnie takie właśnie przekonanie – mianowicie, że piekło to rozrywka!

Jedn

ą z zasad wiary było to, że znaczącą częścią rozkoszy, jakie oczekiwały zbawionych w niebie, będzie 

przyjemno

ść przyglądania się potępieńcom cierpiącym tortury w piekle. Stary, jowialny Tertulian nie mógł się wprost 

doczeka

ć początku owej gali, jaka nastąpi u końca czasów. Był przekonany, że śmiechu będzie wówczas co 

niemiara.

 

Jakie

ż wspaniałe będzie tego dnia widowisko! Czemu przyjdzie mi wpierw przyklasnąć, co wpierw mnie 

rozraduje? Czy b

ędą to potężni monarchowie, których wstąpienie do nieba ogłaszano ongiś publicznie, a 

którzy w dzie

ń ten jęczeć będą w głębokościach z samym Jowiszem, świadkiem swego wyniesienia? Czy 

namiestnicy, którzy prze

śladowali imię Pana, a dziś płoną w ogniu gwałtowniejszym niż ten, który rozpalili 

dzielnym chrze

ścijanom? Mądrzy filozofowie, wstydem płonący przed swoimi uczniami, którzy wespół z 

nimi piec si

ę będą w ogniu, a którym wpajali, że świat nie należy do Boga, których zapewniali, że dusz 

wcale nie maj

ą albo że jeśli takowe istnieją, z pewnością nie połączą się z ich dawnym ciałem? Czy będą to 

poeci, którzy dr

żeć będą nie przed sądem Radamantysa czy Minosa, ale Chrystusa – co za niespodzianka? 

Warto b

ędzie posłuchać aktorów tragicznych ryczących swoje melodramy! Warto podziwiać komediantów 

w ogniu skacz

ących! Rzeczy te, jak wierzę, większą przyniosą rozkosz niźli cyrkowe widowisko, oba 

rodzaje teatru czy rozrywki na stadionie [Przek

ład, po dokonaniu niezbędnych poprawek, za: Alice K. 

Turner, Historia piek

ła, tłum. J. Jarniewicz, Wyd. Marabut, Gdynia 1996.].

 

Ten sam urokliwy ton m

ściwej pociechy odnajdujemy także u Ojca Kościoła św. Jana Chryzostoma (345-407 n.e.), 

biskupa Konstantynopola. Jego s

łowa stanowią kolejny dowód na to, jak bardzo podejście funda-chrześcijan do 

weso

łości i śmiechu przypomina ich podejście do zjawisk paranormalnych.

 

Śmianie się czy dowcipkowanie jako takie nie jest grzechem, lecz prowadzi do grzechu. Śmiech często 
rodzi nieobyczajn

ą rozmowę, a nieobyczajna rozmowa jeszcze bardziej nieobyczajne czyny. Często z 

nieobyczajnych s

łów i śmiechu wynikają złorzeczenia i zniewagi, ze złorzeczeń i zniewag ciosy i rany, a z 

ciosów i ran rzezie i morderstwa. Je

śli więc chcesz wysłuchać dobrej rady, unikaj nie tylko nieobyczajnych 

s

łów i nieobyczajnych czynów, ciosów i ran i morderstw, lecz także niestosownego śmiechu... Załóżmy, że 

kto

ś się zaśmieje. Wówczas ty powinienieś zapłakać na tą jego przewiną. Wielu bowiem śmiało się z Noego, 

gdy budowa

ł on arkę, ale gdy nadszedł potop, to on śmiał się z nich; albo raczej ów sprawiedliwy mąż 

nigdy si

ę z nich nie śmiał, lecz płakał nad nimi i lamentował. Kiedy więc widzisz, jak ktoś się śmieje, 

pomy

śl, że te same zęby, które się teraz szczerzą, pewnego dnia będą przeraźliwie zgrzytać w płaczu i bólu, 

że Owego Dnia przypomną sobie one ów śmiech. Tak więc także i ty powinieneś zapamiętać ów śmiech.

 

Sprawozdania z piekielnych prze

żyć z pogranicza śmierci dają współczesnym funda-chrześcijanom przedsmak 

podobnej satysfakcji, jak

ą będą mieli oni w przyszłości, wiedząc, że my wszyscy, kłopotliwi nonkonformiści, wijemy 

si

ę w mękach w zaświatach za karę, iż nie byliśmy posłuszni Bogu ani funda-chrześcijańskiej ideologii.

Niektórzy fundamentali

ści czerpią wielką przyjemność, wysłuchując przerażających opowieści o ludziach, na 

których spadaj

ą różnego rodzaju potworne klęski i cierpienia. Są wyjątkowo zachwyceni, gdy owe dotknięte przez 

los osoby s

ą homoseksualistami, hinduistami, buddystami, mormonami, zwolennikami okultyzmu lub ateistami.

Czerpanie przyjemno

ści z kontemplowania cudzego cierpienia nosi nazwę sadyzmu. Fundamentaliści nie czują się 

jednak nawet w najmniejszym stopniu za

żenowani z powodu oddawania się tej właśnie formie perwersji. Każdy 

cz

łowiek ma niejakie skłonności do sadyzmu, które należą do jego natury. Jednak otwarte obnoszenie się ze 

swoimi sadystycznymi sk

łonnościami nie jest dziś społecznie akceptowane, podobnie zresztą jak nie było w 

czasach Tertuliana czy 

św. Jana Chryzostoma. Dlatego współcześni fundamentaliści ukrywają swoje fantazje 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (11 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

dotycz

ące zemsty pod płaszczykiem ideologii.

A przecie

ż główną przyczynę popularności książek na temat fundamentalistycznych, piekielnych doświadczeń z 

pogranicza 

śmierci stanowi właśnie ich aspekt rozrywkowy. Ten, kto uznaje unifikującą zasadę radosnego 

paranormalizmu, znajduje si

ę w dobrym położeniu umożliwiającym mu dostrzeżenie dziwnej zbieżności między 

funda-chrze

ścijańskimi opowieściami o piekielnych wizjach z pogranicza śmierci a horrorem jako gatunkiem 

literackim w ró

żnych jego odmianach. Dysfunkcyjni ekperci czytają teksty na temat zjawisk paranormalnych w różny 

sposób, w zale

żności od rodzaju literatury, jaki preferują. Tak więc parapsychologowie lubią komedie, naukowi 

sceptycy krymina

ły i społeczną satyrę, podczas gdy funda-chrześcijanie horrory. Każda z grup ma swoje 

preferencje estetyczne w tej kwestii.

W Stanach Zjednoczonych za bezpo

średnich inspiratorów powstania horroru jako gatunku literackiego należy 

uzna

ć purytanów. „Ludzi należy przerażać – napisał pewien purytański ksiądz – aby się mogli nawracać”. W 

podobnym stylu jeden z prominentnych funda-chrze

ścijańskich ekspertów od piekielnych przeżyć z pogranicza 

śmierci stwierdził ostatnio, że trochę piekła przyda się każdemu człowiekowi! Może to odmienić wasze życie na 
lepsze, napisa

ł.

Jednak chrze

ścijaninem obdarzonym największym talentem krasomówczym, który specjalizował się w 

opowie

ściach grozy, był niejaki Johnathan Edwards (1703-1758). Radośni badacze zjawisk paranormalnych 

prowokuj

ą funda-chrześcijańskich ekspertów od piekielnych NDE do nasycania tworzonych przez siebie horrorów 

maksymaln

ą dawką strachu i grozy, podobnie jak czynił to Edwards. Był on budzącym postrach księdzem, mimo że 

prawie w ogóle nie gestykulowa

ł, a jego sposób mówienia był bardzo poważny i uroczysty. Jeden z wiernych 

zauwa

żył, że w trakcie kazania Edwards „patrzył prosto przed siebie”, a także, iż „przesuwał wzrokiem od góry do 

do

łu po linie od dzwonu”. Ten natchniony ksiądz mówił podczas kazania tak straszliwe rzeczy, że „w całym kościele 

s

łychać było wielkie zawodzenie i płacz”, o czym zaświadcza inny parafianin.

Johnathana Edwardsa i podobnych mu puryta

ńskich specjalistów od straszenia można uznać za literackich 

poprzedników Stephena Kinga i innych wielkich ameryka

ńskich mistrzów horroru. Wszyscy funda-chrześcijańscy 

eksperci od piekielnych NDE powinni analizowa

ć wirtuozerię, z jaką Edwards posługiwał się słownictwem 

opisuj

ącym to, co nęcąco nieznane. Potrafił on doskonale wykorzystywać zaczerpnięte z języka potocznego 

wyra

żenia odnoszące się do zjawisk paranormalnych w celu stwarzania atmosfery grozy i przerażenia. Obiektem 

jego szczególnej fascynacji by

ło słowo dziwny.

 

Po Zmartwychwstaniu cia

ła występnych będą dziwnymi, odrażającymi rodzajami ciał; w Dniu Sądu po lewej 

r

ęce Chrystusa będzie stała dziwna gromada ludzi... tego rodzaju dziwna kara jako odpowiednia dla tego 

rodzaju dziwnego i potwornego z

ła... męki głównie o duchowym charakterze, polegające na dręczeniu 

umys

łu sprawią, że będzie to przypominało dziwną opowieść lub sen.

 

Edwards tak zr

ęcznie posługiwał się językiem zjawisk paranormalnych, że wydawało się, iż piekło „jest na tyle 

rzeczywiste, 

że można je znaleźć w atlasie”. Kaznodzieja często mówił także o płomieniach otaczających piekło, 

podobnie jak zapami

ętali w swojej płomiennej retoryce współcześni funda-chrześcijanie.

 

Bóg, który trzyma ci

ę ponad otchłanią piekła, tak jak ktoś trzyma nad ogniem pająka lub jakiegoś innego 

obrzydliwego owada, czuje do ciebie odraz

ę i jest ogromnie wzburzony; jego gniew ku tobie płonie niczym 

ogie

ń; spogląda na ciebie tak, jakbyś wart był tylko tego, by cisnąć cię w ogień... i tylko jego dłoń ratuje cię 

przed upadkiem w ogie

ń w każdej chwili.

 

Johnathan Edwards nie by

ł pierwszym budzącym postrach amerykańskim kaznodzieją czy autorem horrorów, który 

wiedzia

ł, w jaki sposób wzniecać ognistą burzę grozy i przerażenia za pomocą słów. Przed nim Cotton Mather pisał 

o diable, który 

 

...nie przyjmuje 

żadnych innych ofiar jak tylko krew z ludzkich serc i dla którego najsłodszą muzyką są 

żałosne jęki i zawodzenia przypiekanych na ogniu i umierających w mękach dzieci.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (12 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

 

Mi

ędzy literaturą funda-chrześcijańską a literaturą horroru istnieją jeszcze inne punkty zbieżne; na przykład w obu 

przypadkach wielkie znaczenie przywi

ązuje się do potworów. Koncepcja potworności składa się z kilku elementów, 

z których jednym jest poj

ęcie zwierzęcej dzikości i okrucieństwa. Wilkołaki i wampiry to pojawiające się w horrorach 

potwory, które 

łączą w sobie zwierzęce cechy bestii z ludzką naturą.

Bestia to jeden z ulubionych przez funda-chrze

ścijan biblijnych potworów. Gdy ogląda się funda-chrześcijańską 

telewizj

ę lub słucha funda-chrześcijańskiego radia, za każdym razem ktoś mówi, że „Bestia to” lub „Bestia tamto”.

Jedn

ą ze stałych cech wielu występujących w opowieściach grozy potworów jest ich okropna brzydota; są one 

zdeformowane, szkaradne i odra

żające. Tak więc można by pomyśleć, że także diabeł ma przerażający wygląd. 

Otó

ż nie. Przysłuchując się rozmowom funda-chrześcijan człowiek dochodzi do wniosku, że Szatan to bardzo 

przystojny jegomo

ść.

Jest wielu funda-chrze

ścijan, którzy z lubością podejmują się omawiania kwestii tego, jak bardzo miły i sympatyczny 

jest Szatan; zawsze mówi

ą o tym z naciskiem i dużym zaangażowaniem. Jedna z ulubionych przez funda-

chrze

ścijan opinii na temat diabła, wnioskując na podstawie częstotliwości jej wypowiadania, głosi, że jest on tego 

rodzaju facetem, na którego cz

ęsto się spogląda lub który przyciąga wzrok innych, którzy, jak czynią to funda-

chrze

ścijanie, stosują się ściśle do biblijnych standardów.

Funda-chrze

ścijanom bardzo zależy na tym, żebyśmy wszyscy dowiedzieli się o tym, jak atrakcyjny jest ich 

zdaniem Szatan oraz jak bardzo lubi

ą oni z tego powodu na niego spoglądać, podobnie zresztą jak i inni ludzie, 

zgodnie z ich biblijnymi przekonaniami. Tak wi

ęc my, mili, radośni badacze zjawisk paranormalnych, pragniemy 

wst

ąpić na nasze własne mównice, by pomóc funda-chrześcijanom w rozpowszechnianiu tej ważnej informacji. 

Dlatego, ludzie, zapami

ętajcie proszę: Szatan jest po prostu piękny i wspaniały, lub przynajmniej tak twierdzą funda-

chrze

ścijanie.

Wa

żne jest, aby państwo dostrzegli w tym wszystkim element humoru. To znaczy, muszą państwo naprawdę 

postara

ć się zobaczyć to, co w tym wszystkim jest śmiesznego. Ale najpierw muszą państwo zrozumieć, w jaki 

sposób tak 

łatwo dojść do wniosku, że funda-chrześcijanie uważają, że Szatan ma piękny wygląd.

Funda-chrze

ścijanie obawiają się przede wszystkim tego, że wspaniała, świetlista istota emanująca miłością, którą 

spotykaj

ą często osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci, może być diabłem.

Profesor Grootish, funda-chrze

ścijański filozofilister, który wykłada podobno w jakimś seminarium, zyskał uznanie w 

kr

ęgach fundamentalistów za sprawą publikacji serii krytycznych artykułów na temat naszych, to znaczy 

zawodowych badaczy zjawisk paranormalnyach, dokona

ń. Jego zdaniem owa świetlista, emanująca miłością istota, 

któr

ą spotykają ludzie mający wizje z pogranicza śmierci, jest po prostu Szatanem w płaszczu z płomieni.

Grootish s

ądzi, że oprócz prawdziwego Jezusa istnieje jeszcze jeden, fałszywy Jezus, zły i podstępny oszust, 

którego nazywa on Jezusem New Age.

Wi

ęc nawet jeśli owa pełna miłości, wspaniała świetlista Istota, którą spotkają państwo w trakcie przeżyć z 

pogranicza 

śmierci, przedstawi się jako Jezus i będzie wyglądała dokładnie tak, jak zwykło się przedstawiać Jezusa 

na obrazach, niech jej pa

ństwo nie wierzą ani przez chwilę! Najpierw istotę tę trzeba poddać ideologicznemu 

testowi profesora Grootisha. Jezus musi zda

ć egzamin ze znajomości Biblii, nim będzie mógł stać się sobą!

No có

ż, to wszystko jest rzeczywiście niezwykle zabawne. Fundamentalistycznym obserwatorom bardzo podoba 

si

ę spektakl, w trakcie którego funda-chrześcijanie ostrzegają, że pełen miłości Chrystus, którego spotykają osoby 

do

świadczające przeżyć z pogranicza śmierci, może być diabłem. A ponieważ wszyscy radośni badacze zjawisk 

paranormalnych staraj

ą się być w dobrych stosunkach z fundamentalistami, z ochotą zredagowałem tę oto zwięzłą 

odezw

ę, którą funda-chrześcijańscy klinicyści mogą się od teraz posługiwać w kontaktach ze swoimi pacjentami 

maj

ącymi przeżycia z pogranicza śmierci:

 

„Pamiętaj, nie zbliżaj się do żadnego wspaniałego, emanującego miłością Światła, jakie ujrzysz na granicy 

śmierci. Pozostań w ciemności. Jeśli jesteś funda-chrześcijaninem, lepiej zachowaj bezpieczną odległość 
od wszelkiego jasnego, emanuj

ącego miłością Światła, jakie zobaczysz, gdy umrzesz lub będziesz umierał. 

A je

śli zostaniesz zmuszony przerwać milczenie, po prostu przekaż pozdrowienia od Wielebnego Bakkera i 

Brata Swaggarta.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (13 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Czy dzieci tak

że są wprowadzane w błąd?

Pediatra Melvin Morse oraz inni niefunda-chrze

ścijańscy eksperci donoszą, że także dzieci doświadczają przeżyć z 

pogranicza 

śmierci. Fakt ten nasuwa nam następujące pytanie: Czy w związku z tym powstanie równoległa gałąź 

bada

ń związana z piekielnymi, funda-chrześcijańskimi przeżyciami z pogranicza śmierci wśród dzieci? Czy jakiś 

funda-chrze

ścijański ekspert odłoży pewnego dnia na chwilę swoją Biblię, by skompilować książkę opisującą 

przypadki ci

ężko chorych, czasami umierających dzieci wtrącanych do piekła, przypiekanych i smażonych na 

wolnym ogniu, przera

żonych ponad wszelką miarę i śmiertelnie wprost przestraszonych?

Koncepcja, zgodnie z któr

ą diabeł może udawać Chrystusa, musi być szczególnie niepokojąca dla 

fundamentalistycznych ekspertów, je

śli biorą oni pod uwagę możliwość występowania przeżyć z pogranicza śmierci 

u ma

łych dzieci. Czy Bóg pozwala Szatanowi na szydzenie z umierających dzieci i przebieranie się za Jezusa? A 

mo

że Bóg jest bezsilny i nie może zapobiec tego rodzaju szatańskim sztuczkom? Jeśli tak, dobre obyczaje 

nakazuj

ą, by funda-chrześcijańscy eksperci od NDE czym prędzej opracowali jasne i precyzyjne instrukcje, dzięki 

którym powa

żnie chorzy lub umierający mali pacjenci będą mogli odróżnić satanicznego Jezusa od tego 

prawdziwego, w stu procentach funda-chrze

ścijańskiego.

I czy Bóg pozwoliby diab

łowi na przemknięcie się chyłkiem do jakiegoś umierającego dziecka pod postacią św. 

Miko

łaja, Pata Robertsona, Jerry'ego Falwella czy Wielkanocnego Króliczka?

Rado

śni badacze zjawisk paranormalnych są zaszokowani całkowitym brakiem odpowiedzialności ze strony funda-

chrze

ścijańskich ekspertów od NDE wynikającym z ignorowania ważnych, dających się wyjaśnić, klinicznych 

kwestii, takich jak te, dotycz

ących piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci wśród dzieci. Czy pośród poważnie 

chorych i umieraj

ących dzieci przebywających w szpitalach występują często funda-chrześcijańskie piekielne 

prze

życia z pogranicza śmierci? Czy zgodnie ze swoimi teoriami funda-chrześcijańscy eksperci od NDE oczekują, 

że przypadki piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci są częstsze pośród poważnie chorych, umierających małych 
muzu

łmanów, żydów, hinduistów, buddystów, zwykłych chrześcijan, mormonów niż pośród poważnie chorych, 

umieraj

ących małych funda-chrześcijan?

Jaki wp

ływ na dalsze życie mają piekielne, funda-chrześcijańskie doświadczenia wizyjne z pogranicza śmierci z 

okresu dzieci

ństwa? Czy dzieciaki miewają później powracające koszmarne sny, unikają kontaktów z innymi lub 

wykazuj

ą jakieś inne posttraumatyczne symptomy? W porównaniu z dziećmi, których przeżycia z pogranicza 

śmierci są pełne miłości i działają na nie uszczęśliwiająco, czy dzieci mające piekielne przeżycia z pogranicza 

śmierci wykazują większą skłonność do zaburzeń w pracy mózgu lub tego, że staną się one w rezultacie swoich 
przykrych prze

żyć funda-chrześcijanami? Czy u dzieci, które lubiły bawić się zapałkami i wzniecać ogień, piekielne 

prze

życia z pogranicza śmierci występują częściej, niż u dzieci, które tego nie robiły?

Stawiam to ostatnie pytanie, poniewa

ż zwracanie przez funda-chrześcijan szczególnej uwagi na infernalne 

prze

życia z pogranicza śmierci zbieżne jest z fascynacją ogniem charakterystyczną dla zjawisk paranormalnych: 

ludzie chodz

ący po ogniu, ludzie odporni na działanie ognia, ludzie dokonujący spontanicznych samospaleń, ludzie 

uwa

żani za czarownice i heretyków i paleni na stosach, ludzie smażący się na ogniu w wyobraźni mściwych funda-

chrze

ścijan. Co ciekawe, aspekt paranormalny dostrzegany jest jedynie w przypadku ludzi, którzy znajdują się w 

p

łomieniach lub są odporni na ich działanie. Dlaczego nie ma żadnych doniesień o spontanicznym samospaleniu, 

na przyk

ład, świń?

Rzadko widuje si

ę żywych ludzi w płomieniach. Niewielu z nas byłoby kiedykolwiek świadkiem podobnego 

wydarzenia, gdyby nie filmy, w których jest ono czym

ś na porządku dziennym, co świadczy o tym, że widok 

p

łonącego człowieka wywołuje nasze duże zainteresowanie, dla niektórych z nas zaś ma on nawet walor 

rozrywkowy. Funda-chrze

ścijanie czerpią przyjemność ze swoich wizji, w których widzą nas, ludzi, których nie lubią, 

przypiekanych wolno na rozpalonych do czerwono

ści węglach i cierpiących potworne, niekończące się męki. Funda-

chrze

ścijanie lubią wyobrażać sobie nas ponoszących zasłużoną karę w ogniu piekielnym.

Fundamentalistyczni piromani nie potrafi

ą odwrócić oczu swoich dusz od obrazów ukazujących im żywych ludzi 

p

łonących w wiecznym ogniu piekła. Każdy, kto ma niejakie psychologiczne wyczucie, wie, że funda-chrześcijanie 

uwielbiaj

ą oglądać rozgrywające się w ich ciasnych umysłach horrory. Udają, że odrzucają te wszystkie bezmyślne 

dogmaty, zgodnie z którymi wszyscy poza nimi pójd

ą do piekła, jedynie ze względu na nasze własne zbawienie. 

Łatwo się jednak zorientować, o co im tak naprawdę chodzi. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że 
potajemnie funda-chrze

ścijanie z lubością wyobrażają sobie nas, nonkonformistów, wijących się bez końca z bólu w 

ogniu piekie

ł. Wobec tego jedyną pociechę znajdujemy w powiedzenia Marka Twaina: „Do nieba ze względu na 

klimat, ale do piek

ła ze względu na towarzystwo”.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (14 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Beztroscy ludzie tak

że lubią opowieści o przeżyciach z pogranicza śmierci

Jak mówi

łem już o tym poprzednio, nie tylko fundamentaliści uważają opowieści o przeżyciach z pogranicza śmierci 

za zabawne. Podczas gdy fundamentali

ści zdecydowanie preferują wersje pełne grozy i cierpienia. to przecież 

istnieje tak

że mnóstwo relacji o wizjach z pogranicza śmierci, które mogą stanowić dobrą rozrywkę dla ludzi o 

dobrodusznym i beztroskim charakterze.

Pod tym wzgl

ędem pogodne przeżycia z pogranicza śmierci podobne są do starożytnych periparanormalnych 

relacji z podró

ży do czarownych, nieznanych regionów ziemi, które znajdowały się poza granicami znanego świata.

Dzi

ś telewizja umożliwia setkom milionów ludzi na całym świecie oglądanie i słuchanie sprawozdań z pierwszej ręki 

zwyczajnych ludzi, którym dane by

ło zajrzeć do wspaniałej, świetlistej krainy leżącej poza granicą śmierci. Co 

wi

ęcej, ponieważ zdobycze współczesnej wiedzy medycznej przyczyniły się do tego, że na naszej planecie 

mieszkaj

ą dziesiątki milionów ludzi, którzy znaleźli się poza granicą śmierci, a następnie powrócili z powrotem do 

życia, wielu, jeśli nie większości z nas, dane jest mieć przyjaciela lub krewnego, z którego ust możemy 
bezpo

średnio usłyszeć szczegóły na temat tej niezwykłej podróży.

W konsekwencji dosz

ło do wykształcenia się powszechnie akceptowanego słownictwa odnoszącego się do przeżyć 

z pogranicza 

śmierci, którym posługujemy się w mowie i piśmie. Wszyscy znamy te nowe standardowe wyrażenia, 

których u

życie stało już dziś konwencjonalne:. „poza ciałem”, „tunel”, „światło”, „przegląd życia”, „przeżycia z 

pogranicza 

śmierci”, itd. Wygląda na to, że w naszej zbiorowej świadomości otwiera się nieznana dotąd 

perspektywa. Staraj

ąc się ustalić wewnętrzną geografię zaświatów, wspólnie szukamy po omacku słów 

adekwatnych do tej nowej sytuacji.

Nasze po

łożenie przypomina położenie przedstawicieli starożytnych cywilizacji, którzy usiłowali ustalić sens relacji z 

podró

ży poszukiwaczy przygód zapuszczających się daleko poza granice znanego naówczas świata. Tym 

staro

żytnym podróżnikom i badaczom także brakowało języka adekwatnego do opisu dziwnych i niezwykłych 

zdarze

ń, jakich byli świadkami. Biorąc to pod uwagę, za niezwykle korzystny należy uznać fakt, że Aristeas był 

poet

ą i potrafił posługiwać się bogatym, obrazowym słownictwem. W tamtej epoce i w tamtych okolicznościach 

opisy spotka

ń z egzotycznymi mieszkańcami nieznanych lądów, ich niezrozumiałych zwyczajów i dziwacznych 

zachowa

ń, musiały być całkowicie nieodróżnialne od wizyjnych podróży poza wewnętrzne, znane granice 

świadomości. Następnie, stopniowo na przestrzeni wieków, w miarę gromadzenia kolejnych relacji, porównywania 
ich ze sob

ą i zestawiania, wyłonił się spójny obraz regionów położonych na samych krańcach świata.

Poniewa

ż ludzie, którzy mają przeżycia z pogranicza śmierci, mogą dziś sprawnie i szybko porozumiewać się ze 

sob

ą i wymieniać informacje na temat swoich doświadczeń, a także przekazywać nam jakieś sensowne 

wyobra

żenie o tym, zaczyna wyłaniać się powszechnie akceptowany, realny obraz tychże przeżyć. Dysponując dziś 

zrozumia

łym przez wszystkich językiem opisującym przeżycia z pogranicza śmierci, wykonujemy właśnie zbiorowy 

skok przez kolejn

ą granicę. A przecież my, zwyczajni ludzie, bardzo lubimy tego rodzaju przygody!

Dlatego w

łaśnie przeżycia z pogranicza śmierci tak nas pociągają – i dlatego zwracamy uwagę na historie, które 

nas bawi

ą, tak samo jak działo się to w czasach Konfucjusza czy Jezusa. Faktem jest, że ludzie lubią próbować 

rozwi

ązywać zagadki i paradoksy, podobnie jak przesuwać granice znanego im świata. Przeżycia z pogranicza 

śmierci bawią nas, ponieważ ku naszej uciesze dotyczą one sfery paradoksu; wykorzystują pewną osobliwość w 
relacjach mi

ędzy znaczeniem słowa śmierć a kryteriami, według których słowa tego można prawidłowo używać w 

danej sytuacji.

Wydaje si

ę, że w przypadku wielu pospolitych słów nie ma żadnej różnicy między ich znaczeniem a kryteriami 

wyznaczaj

ącymi ich zastosowanie. Na przykład nie ma znaczącej różnicy między znaczeniem słowa czerwony 

kryteriami, wed

ług których ustalamy, że prawdą jest powiedzenie, iż jakaś określona sikawka strażacka jest 

czerwona.

Tymczasem w przypadku s

łowa martwy jest zupełnie inaczej. Z definicji śmierć jest stanem, z którego nie ma 

powrotu. Je

śli ktoś zostanie uznany za martwego, a następnie odzyska świadomość oraz siły witalne – bez względu 

na stopie

ń pewności lekarzy co do słuszności diagnozy, bez względu na to, ile dziesiątek lub setek ludzi 

znajduj

ących się w tym samym stanie uznano wcześniej za zmarłych, z których żaden już nigdy nie powrócił do 

życia, i bez względu na to, jak surowymi standardowymi kryteriami medycznymi posłużono się w danym wypadku – 
wówczas logika j

ęzyka obliguje nas do stwierdzenia, że osoba ta nie była martwa.

Ze zrozumia

łych względów przyjęło się traktować poważnie to, co ludzie, którzy przeszli podobną próbę, mówią na 

temat 

śmierci, chociaż pod pewnymi względami nie są oni do tego w żaden sposób bardziej predestynowani od 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (15 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

innych, jako 

że w rzeczywistości nie byli oni przecież martwi. Stąd przeżycia z pogranicza śmierci pobudzają nasze 

zainteresowanie, ujawniaj

ąc nam specyficzną „logikę zen” śmierci: istnieje punkt określany mianem śmierci, ale jeśli 

dotrzesz do niego i jeste

ś świadomy, że to się stało, a następnie zawracasz i powracasz do życia, wówczas nigdy 

tak naprawd

ę tam nie byłeś, ponieważ już sam fakt, że dotarłeś w to miejsce, oznacza, że ów punkt odsunął się 

daleko poza twój zasi

ęg na niesamowicie wielką odległość i w nie dającym się wyobrazić kierunku.

Takie uj

ęcie ujawnia frustrującą niesprawiedliwość całej sytuacji. Wygląda bowiem na to, jak gdyby istniała reguła, 

zgodnie z któr

ą linia mety nieustannie oddala się od zbliżającego się ku niej biegacza. Ma to szczególnie ironiczny 

wyd

źwięk w przypadku tych, którzy zostali uznani za zmarłych, a następnie powrócili do życia, opowiadając o 

wspania

łych przeżyciach, jakie były ich udziałem w zaświatach, ponieważ to właśnie w dużej części z powodu ich 

pionierskich 

„wypraw” nie możemy nazwać tego, przez co oni przeszli, śmiercią.

Tak wi

ęc za sprawą przecierania szlaków przez osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci, zachodzi w 

naszych czasach, zupe

łnie niezauważalnie, pewne zdumiewające zjawisko – mianowicie miliony ludzi powracają do 

życia ze stanu, który jeszcze wiek temu określono by bez wahania mianem „śmierci”, a następnie informuje nas, iż 
nawet poza tym punktem byli oni ca

łkiem żywi i bardzo świadomi tego, co się wokół nich dzieje. Co więcej, oni nam 

mówi

ą, że nawet w trakcie przeżywania owego doświadczenia zdawali sobie sprawę z ciągłości świadomego 

istnienia tak

że na tamtym świecie i że w rzeczy samej zostali porwani przez ów strumień istnienia, doznali ukojenia, 

zostali powitani i po

łączyli się ze swoimi bliskimi, których wcześniej stracili. Tak więc według kryteriów 

obowi

ązujących w 1890, a nawet w 1930 roku, życie po śmierci zostało rzeczywiście udowodnione.

I tu dochodzimy do sedna sprawy! Ten si

ę śmieje, kto się śmieje ostatni! Rozumieją państwo? Wszyscy ci 

niem

ądrzy przedstawiciele wielkiej trójki dyskutantów, pogrążeni w swoich głupich sporach, wciąż zaprzeczają 

istnieniu czego

ś, o czym wie już cały świat!

Prze

życia z pogranicza śmierci stanowią wyzwanie nie tylko dla reguł językowych, ale także dla ugruntowanego 

g

łęboko w ludzkiej psychice poglądu, zgodnie z którym nikt nie powraca z krainy śmierci. Tak więc podróże na 

tamten 

świat i z powrotem urągają nie tylko konwencjom lingwistycznym, ale także mocno zakorzenionym 

wyobra

żeniom psychologicznym. Ponieważ przeżycia z pogranicza śmierci pociągają nas dlatego, że kierują naszą 

uwag

ę na nie dającą się przekroczyć granicę w nas samych, bawią nas (na zasadzie szoku) w sposób analogiczny 

do tego, jak czyni

ły to popularne niegdyś publiczne demonstracje osobników będących wybrykami natury.

Dziwny niepokój, jaki odczuwamy na widok bli

źniąt syjamskich, hermafrodytów, kobiet z brodami, ludzi gum 

(których skóra i stawy rozci

ągają się poza normalne granice), mężczyzn słoni, kobiet żab, olbrzymów lub karłów, 

wynika z wydobywaj

ących się ponownie na powierzchnię infantylnych lęków, które wydawały się nam opanowane w 

toku naszego normalnego rozwoju. Wystarczaj

ąco nieprzyjemne było odróżnienie siebie samego od matki, swojego 

ja od nie ja, m

ężczyzny od kobiety, człowieka od zwierzęcia, osoby dorosłej od dziecka, mimo że sądziliśmy, iż 

dokonali

śmy tych rozróżnień w tym okresie naszego życia, którego większość z nas już nie pamięta. Tymczasem 

czujemy, 

że dawne napięcia ożywają w obecności ludzi, których fizjonomia zdaje się podważać tkwiące w nas 

g

łęboko przekonania. Najważniejsze spośród tego rodzaju rozróżnień i zapewne najtrudniejsze do 

wykrystalizowania dotyczy linii oddzielaj

ącej w naszym umyśle żyjących od umarłych.

Poniewa

ż przeżycia z pogranicza śmierci sprawiają, że owo dawne rozróżnienie, z którym tak bardzo się zżyliśmy, 

zdaje si

ę w dziwny sposób tracić na znaczeniu, mają one dla nas nieodparty urok i roztaczają wokół siebie 

magiczn

ą aurę.

A teraz najwi

ększa z atrakcji – miłość

Prze

życia z pogranicza śmierci są dowodem na to, że zjawiska paranormalne mogą opowiedzieć nam także dobrą 

love story. Moim zdaniem jest to g

łówny powód, dla którego ludzie na całym świecie uważają je za tak przyjemny, 

podnosz

ący na duchu oraz inspirujący rodzaj rozrywki. Fakt, iż miłość jest dominującym tematem wielu z przeżyć z 

pogranicza 

śmierci, przyczynia się w zdecydowanie największy sposób do tego, że mają one tak wielką siłę 

skupiania na sobie uwagi i s

ą tak pociągające.

Wizyjne do

świadczenia z pogranicza śmierci nie są jednak jedynymi zjawiskami paranormalnymi, których wartość 

rozrywkowa opiera si

ę na miłości. Na przykład ostatnio wielką popularnością na paranormalnej scenie cieszy się 

koncepcja bratniej duszy. Wielu ludzi zafascynowanych zjawiskami paranormalnymi lubi teoretyczne fantazjowanie 
na temat tego, 

że łączy je z jakąś inną osobą, ich bratnią duszą, rodzaj dziwnych, metafizycznych więzów i że wraz 

z ni

ą stanowią oni w istocie jedną całość.

Istnieje tak

że wiele czarujących opowieści o ludziach, którzy spotkali swoją prawdziwą miłość w cudowny sposób 

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (16 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

lub w przypadkowych i tak niezwyk

łych okolicznościach, iż można je z powodzeniem uznać za paranormalne. Te 

szcz

ęśliwe mistyczne spotkania wiążą się często z fenomenem miłości od pierwszego wejrzenia, które to zjawisko, 

z powodu swojej pozornej niewyja

śnialności i spontaniczności, także zdaje się mieć charakter paranormalny.

Nie zapominajmy równie

ż, iż ludzie zawsze chodzili do wróżbitów, radząc się ich w sprawach sercowych. 

Odnalezione przez archeologów na terenie staro

żytnych wyroczni tabliczki zawierają te same pytania, jakie i dziś 

kieruj

ą zakochani do wróżącej im z ręki Cyganki.

Rozrywkowy, paranormalny charakter maj

ą zarówno metafizyczne spekulacje na temat miłości między dwiema 

bratnimi duszami, swojego rodzaju nadprzyrodzone swatanie ze sob

ą par, jak i udzielanie rad nieszczęśliwie 

zakochanym przez wró

żki. Ogólnie rzecz biorąc stawianie wszelkiego rodzaju pytań dotyczących miłości wiąże się 

cz

ęsto w ten czy inny sposób ze zjawiskami paranormalnymi.

Mi

łość, jaką tak wielu ludzi odczuwa w trakcie wizji z pogranicza śmierci, to agape, która stanowi główny aspekt 

rozrywkowy wi

ększości przeżyć z pogranicza śmierci. Emanująca miłością świetlista istota, którą spotyka wiele 

osób maj

ących przeżycia z pogranicza śmierci, reprezentuje agape. Agape jest także tym rodzajem miłości, który 

interesuje t

ę świetlistą istotę podczas panoramicznego przeglądu życia danej osoby.

Agape to niesamolubna, pe

łna życzliwości miłość do drugiego człowieka. Stanowi ona najwyższy wyraz miłości 

braterskiej. Obdarzanie kogo

ś agape odbywa się w sposób całkowicie wolny i spontaniczny, bez względu na 

zas

ługi i zalety ukochanej osoby oraz bez brania pod uwagę ewentualnych zysków czy strat, jakie mogą stąd 

wynika

ć. Agape jest ludzką miłością uczynioną na podobieństwo miłości niebiańskiej, miłości Boga i Chrystusa do 

cz

łowieka.

Agape to równie

ż rodzaj gali, celebracji miłości. Ma ona odświętny charakter zarówno pod względem nastroju, jak i 

znaczenia. Pierwsi chrze

ścijanie posługiwali się słowem agape na określenie tak zwanej uczty miłości, wspólnego 

posi

łku spożywanego z braćmi w wierze [Na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy (przyp. tłum.).]. Agape dostarcza więc 

du

żej ilości oralnej satysfakcji.

Agape inspiruje, podnosi na duchu, przynosi spokój i ukojenie. Stanowi ten rodzaj ludzkiej mi

łości, który jest 

najbli

ższy transcendencji. Najpiękniejsze przeżycia z pogranicza śmierci napełniają serca doświadczających ich 

osób agape i dlatego s

ą one tak bardzo cenione, lubiane i wspominane przez ludzi na całym świecie.

Wiele wizji z pogranicza 

śmierci przepełnionych jest miłością do zmarłych bliskich, których spotyka się w 

za

światach. Ponowne odkrycie psychomanteum pozwala psychologom na odtwarzanie tego istotnego elementu 

prze

żyć z pogranicza śmierci i w ten sposób umożliwianie pogrążonym w smutku i żałobie osobom spotkania z 

ukochanymi bliskimi, którzy odeszli ju

ż z tego świata. Być może odtwarzając w całości przeżycia z pogranicza 

śmierci uda się nam sprowadzić na świat więcej agape. Empatyczne przeżycia z pogranicza śmierci są naturalną 
drog

ą, która zdaje się to umożliwiać. Droga ta prowadzi przez miłość i śmiech do humoru i przyszłego życia.

Wiele osób, które otar

ły się o śmierć, zwracało uwagę na fakt, że emanująca miłością świetlista istota, którą 

spotyka

ły, miała wspaniałe poczucie humoru. Inne pamiętają, że czyniły zabawne i ironiczne obserwacje nawet 

wówczas, gdy personel medyczny uzna

ł je za zmarłe. Szczegóły te przemawiają za tym, że poczucie humoru 

pozostaje aktywne tak

że w zaawansowanych stadiach procesu umierania. Nie ulega wątpliwości, że już w czasach 

prehistorycznych ludzie os

ładzali sobie rozmyślania na temat śmierci i umierania sporą dawką humoru. Przeżycia z 

pogranicza 

śmierci są niewyczerpanym źródłem komicznych tematów, co raz jeszcze świadczy o ich wielkiej 

rozrywkowej sile przyci

ągającej. Radosny paranormalizm wysuwa tezę, zgodnie z którą zrozumienie przeżyć z 

pogranicza 

śmierci – lub jakiegokolwiek innego rzekomo paranormalnego zjawiska w ich pełnym, ludzkim 

wymiarze, zak

łada dostrzeżenie i docenienie ich związków z humorem. Poza tym – chociaż nie jest to zapewne 

konieczne z teoretycznego punktu widzenia, ale jestem pewny, 

że bardzo przydaje się w praktyce – warto mieć 

samemu du

że poczucie humoru.

Radosny paranormalizm jest najlepsz

ą teorią wyjaśniającą empatyczne zjawiska z pogranicza śmierci. Ponieważ 

prze

życia z pogranicza śmierci mają charakter humorologiczny, nie dziwi zatem fakt, że mogą być one przenoszone 

z osoby na osob

ę. Podobnie jak humor, przeżycia z pogranicza śmierci są bowiem zaraźliwe.

Ka

żdy nauczyciel z podstawówki i każdy komik wie, że śmiech jest zaraźliwy. Jeśli jedno lub dwoje dzieci w klasie 

zacznie chichota

ć, wkrótce będą to robić wszyscy uczniowie. Zabawa zwana „śmiejący się brzuch” polega na tym, 

że jej uczestnicy kładą się na podłodze tworząc łańcuch, tak iż jedna osoba trzyma głowę na brzuchu następnej. 
Pierwsza osoba w 

łańcuchu, która wybuchnie śmiechem, sprawia, że leżąca na jej brzuchu głowa zaczyna 

podskakiwa

ć, wzbudzając w ten sposób falę, która szybko rozchodzi się po całym łańcuchu.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (17 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”

Wizje z pogranicza 

śmierci dają się opisywać i przekazywać innym. Teraz gdy już to wiemy, możemy nauczyć się 

bezpiecznego ich odtwarzania.

Od dwudziestu lat 

świat oczarowany jest relacjami osób, które powróciły znad granicy śmierci, przynosząc nam 

pe

łne nadziei i inspiracji przesłanie pochodzące ze świetlistej krainy miłości i pokoju. Czas już, byśmy podążyli ich 

śladem, jako że prawdziwe i pełne zrozumienie przeżyć z pogranicza śmierci zależy od tego, czy będziemy w stanie 
odtwarza

ć te wysublimowane, duchowe wizje w sposób bezpieczny i wiarygodny.

Tym, co ta niezwyk

ła sytuacja może nam dać najlepszego, jest stworzenie możliwości otwarcia się ludzi 

zamieszkuj

ących naszą planetę na miłość. Klinicyści, którzy uczynią wysiłek, by poznać naturę empatycznych 

prze

żyć z pogranicza śmierci, będą mogli właściwie i z pożytkiem dla swoich pacjentów wykorzystać tę znaczącą 

okoliczno

ść. Także pracownicy społeczni będą mogli czerpać ze swojej wiedzy na temat tego zjawiska, 

przygotowuj

ąc krewnych i przyjaciół umierających osób na głębokie duchowe przeżycie, w którym wielu z nich dane 

b

ędzie uczestniczyć. Umożliwi to ogromnej liczbie ludzi na całym świecie uświadomienie sobie tego, że nie musimy 

wcale umiera

ć, by zdobyć, choć przez chwilę, wyobrażenie o miłości, jaka czeka na nas w świetlistej krainie na 

tamtym 

świecie.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (18 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]

background image

713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"

Wstecz / Spis Tre

ści

O autorze

Raymond Moody jest autorem siedmiu ksi

ążek, wśród nich Życia po życiu, które sprzedano w ponad dziesięciu 

milionach egzemplarzy na ca

łym świecie. To on właśnie ukuł termin „przeżycia z pogranicza śmierci” (near-death 

experience), a dzi

ś jest światowej sławy ekspertem zajmującym się tym zjawiskiem. Prowadzi gromadzące rzesze 

s

łuchaczy wykłady na temat przeżyć z pogranicza śmierci, a także na temat doświadczeń poza ciałem (out-of-body 

experiences), relacji mi

ędzy zjawiskami paranormalnymi a rozrywką oraz związków między humorem, chorobą, 

zdrowiem i przezwyci

ężaniem smutku po stracie bliskiej osoby. Występował w wielu popularnych programach 

telewizyjnych w USA, takich jak Ophra, The Today Show, Turning Point i Geraldo.

Dr Moody uzyska

ł doktorat z filozofii na University of Virginia oraz doktorat z medycyny w Medical College of 

Georgia. Jest laureatem przyznawanej w Danii nagrody World Humanitarian Award oraz zdobywc

ą brązowego 

medalu w kategorii 

„relacje międzyludzkie” na New York Film Festival za filmową wersję Życia po życiu. Stworzył 

Teatr Umys

łu im. dr. Johna Dee (Dr. John Dee Memorial Theater of the Mind), który umożliwia uczestnikom 

osi

ąganie odmiennych stanów świadomości służących celom edukacyjnym i rozrywkowym, a także rozwojowi 

duchowemu. Dr Moody piastuje stanowisko dziekana Wydzia

łu Badań nad Świadomością (Bigelow Chair of 

Consciousness Studies) na Uniwersytecie Nevada w Las Vegas. Wraz z 

żoną Cheryl mieszka i prowadzi badania w 

wiejskiej posiad

łości w Alabamie.

file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%20...Moody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-14.htm [07-May-11 6:18:51 PM]


Document Outline