mieje ostatni"
ś
ę
713 - Raymond Moody - "Kto si
RAYMOND MOODY
KTO SI
Ę ŚMIEJE OSTATNI
[Tytu
ł oryginału: „The Last Laugh”, 1999 / Diogenes, Warszawa 2000]
Czy prze
życia z pogranicza śmierci stanowią
rzeczywi
ście dowód na istnienie życia po
śmierci? Raymond A. Moody uważa, że NIE.
Dr Moody wydan
ą przed kilkunastu laty książką
Życie po życiu pragnął zwrócić uwagę opinii
publicznej oraz naukowców na fenomen
zjawiska, jakim s
ą przeżycia z pogranicza
śmierci. Książka zyskała rozgłos i poczytność,
lecz zosta
ła niewłaściwie zinterpretowana przez
ró
żne środowiska opiniotwórcze. W Kto się
śmieje ostatni dr Moody w dowcipny sposób
dowodzi,
że nauka wciąż zbyt mało wie o
wszech
świecie, by móc oceniać, co się w nim
tak naprawd
ę dzieje. W trakcie swoich badań dr
Moody odkry
ł zupełnie nowe zjawisko
nazywane przez niego
„empatycznym
prze
życiem z pogranicza śmierci” –
do
świadczenie dzielone przez kogoś, kto sam
nie umiera, lecz jedynie
łączy się emocjonalnie
z osob
ą umierającą. Z pewnością wiele
pozostaje wci
ąż jeszcze do odkrycia na tym
polu.
Jak
ą receptę daje Raymond A. Moody
spragnionym poznania faktów czytelnikom>
Rozchmurzcie si
ę! Nikt bowiem nie wie, kto się
śmieje ostatni.
Przedmow
ę napisał Neale Donald Walsch,
autor znanej w Polsce ksi
ążki Rozmowy z
Bogiem.
SPIS TRE
ŚCI:
2 PM]
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-ind.htm (1 of 2) [07-May-11 6:18:0
mieje ostatni"
ś
ę
713 - Raymond Moody - "Kto si
2. Zabawa a zjawiska paranormalne
3. Prze
łamanie impasu: wyjaśnienie kontrowersji wokół zjawisk paranormalnych
że to, co nie do wiary, jest wiarygodne
6. Poznawanie niepoznawalnego
7. Klasyfikacja zjawisk paranormalnych
8. Usprawiedliwianie zjawisk paranormalnych, a nawet ich badanie
9. Retoryka dysfunkcyjnej wiary
10. Jedyny sposób na to, by powa
żne badanie zjawisk paranormalnych zostało uznane za uzasadnione
ęcie kręgu: Życie po życiu raz jeszcze
ę śmieje, kto się śmieje ostatni
2 PM]
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-ind.htm (2 of 2) [07-May-11 6:18:0
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
Przedmowa
We wspó
łczesnych leksykonach można znaleźć zarówno dorobek prądu, który przyjęło się dziś określać mianem
New Thought (Nowa My
śl), jak i prawie wszystkie najnowsze pojęcia i idee dotyczące życia po śmierci,
nie
śmiertelności duszy, a także tak zwanych przeżyć z pogranicza śmierci (near-death experience, NDE). Stało się
to za spraw
ą pionierskich i śmiałych badań jednego człowieka: dr. Raymonda Moody'ego.
Mimo wielkiego wk
ładu innych badaczy Raymond Moody jest prawdziwym pionierem na tym polu, wędrowcem
przecieraj
ącym szlaki, liderem – nigdy naśladowcą. Dzieje się tak bez wątpienia dlatego, że dr Moody jest tak
g
łębokim myślicielem oraz że pragnie on wspaniałomyślnie i bez względu na konsekwencje dzielić się z nami
wynikami swoich mentalnych eksploracji.
Cz
ęsto zdarza się, że czyjejś idee muszą najpierw zostać uznane za pozbawione sensu fantazje, nim ostatecznie
zyskaj
ą miano wnikliwych i dogłębnych. Lub też, jak ujął to George Bernard Shaw, wszelkie wielkie prawdy
zaczynaj
ą swój żywot jako bluźnierstwa. Tak więc mamy tu oto kolejną porcję bluźnierstw Raymonda Moody'ego.
Nie dziwi mnie to. Moody blu
źnił już wcześniej – jeśli oczywiście za bluźnierstwo uznać to, co stawia pod znakiem
zapytania nasz
ą „konwencjonalną mądrość” – i, jeśli trzymać się tej definicji, ma zamiar niewątpliwie dalej to robić.
Dr Moody, jeden z najbardziej wnikliwych naukowców, w tej ksi
ążce – ostatnim swoim dziele – kwestionuje nie tylko
konwencjonalne idee, lecz tak
że swoje własne idee o bardzo niekonwencjonalnym charakterze. Oczywiście czynią
tak wszyscy wielcy naukowcy. Nigdy nie bior
ą niczego za dobrą monetę, nigdy nie uznają żadnego ze swoich
docieka
ń za „zakończone”, nigdy też nie traktują żadnego „dowodu” za ostateczny. I chwała im za to. Zachęcają
nas do przys
łuchiwania się, jak kwestionują samych siebie, a ponieważ tak wiele z tego, co wiemy o naszym
świecie i życiu, ma związek z tym, czego się od nich wcześniej dowiedzieliśmy, stajemy w obliczu większej liczby
wyzwa
ń, niż nam się to na pierwszy rzut oka wydaje. Największe wyzwanie polega oczywiście na tym, by,
pozostaj
ąc otwartym na innych, ostatecznie myśleć na swój własny, odrębny sposób.
Wielu ludzi
– miliony – zaakceptowało „odkrycia” Raymonda Moody'ego dotyczące przeżyć z pogranicza śmierci, a
nast
ępnie dokonało ich ekstrapolacji, tworząc całą kosmologię życia po śmierci. Teraz mogą się oni przekonać, że
dr Moody nigdy nie zamierza
ł podsuwać nam gotowych odpowiedzi na temat życia po śmierci oraz zjawisk
paranormalnych, a jedynie stara
ł się pobudzić nas do myślenia.
Tak
że w tej fascynującej książce, którą mamy przed sobą, Moody postawił sobie takie właśnie zadanie i jest tym,
kto
„się śmieje ostatni”. Znów, tak jak poprzednio, obala idole, wkłada kij w mrowisko i wykrzykuje swoje prawdy
prosto w nos
świętym krowom.
Tak wi
ęc strzeżcie się. Tylko ci, którzy mają aktywny, otwarty i szeroki umysł mogą beztrosko poruszać się po tym
obszarze. Z drugiej jednak strony, je
śli należycie właśnie do ludzi tej kategorii, wkraczajcie nań bez wahania – oto
kraina pe
łna niespodzianek. Nie zawsze miłych, żeby była jasność. Dr Moody tylko w takim otoczeniu czuje się
naprawd
ę dobrze, a i wam może ono mimo wszystko przypaść do gustu. Może nawet uznacie całą sytuację za
nieco zabawn
ą, jak z pewnością czyni to Raymond.
Ci z was za
ś, którzy traktują tę gadaninę o życiu po śmierci, a także samo życie, nieco bardziej serio... niech
pozwol
ą sobie na zdrowy śmiech. Z samych siebie.
Tego w
łaśnie potrzebujemy. Wszyscy powinniśmy pośmiać się trochę z siebie samych. A wtedy naprawdę
odnajdziemy m
ądrość.
Dzi
ęki, Raymond, że jeszcze raz wskazałeś nam drogę.
Neale Donald Walsch
Wprowadzenie
W pa
ństwie republikańskim, na którego obywateli należy oddziaływać logicznymi argumentami i perswazję,
a nie si
łą, sztuka rozumowania ma pierwszorzędne znaczenie.
Thomas Jefferson
Media nie podzielaj
ą wiary Thomasa Jeffersona w siłę opinii publicznej ani zdrowy rozsądek obywateli. Karmią nas
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
sensacyjnymi materia
łami, wychodząc z założenia, że nikt z nas nie nawykł do myślenia lub też nie jest do niego
zdolny. Wydawcy ksi
ążek na temat przeżyć z pogranicza śmierci i innych zjawisk paranormalnych faszerują je
chwytliwymi historiami nazywanymi przez nich
„opisami przypadków”. Cóż jednak znaczą owe opowieści? W tym
w
łaśnie miejscu należy odwołać się do sztuki rozumowania postulowanej przez Jeffersona.
Ksi
ążka ta, będąca obowiązkowym uzupełnieniem Życia po życiu, składa się z myśli, które komercyjni wydawcy
usun
ęli z moich prac opublikowanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Faktem jest, że w pogoni za zyskiem i
sensacj
ą wydawcy i redaktorzy tak bardzo poszatkowali i poprzycinali to, co napisałem, że przez długi czas nie
potraci
łem rozpoznać w tych książkach samego siebie. Ich okładki, z wyeksponowanymi przez wydawców
nieprawdziwymi, krzykliwymi stwierdzeniami w rodzaju
„Naukowy dowód na istnienie życia po śmierci!”,
przyprawiaj
ą mnie o ciągły ból głowy i nieustannie żenują. Tego rodzaju tanie chwyty reklamowe pozwalają
zapewne sprzedawa
ć więcej książek, jednocześnie jednak podważają wiarygodność prezentowanego w nich
tematu.
Wydawcy zgarniaj
ą forsę, ja zaś jestem tym, który ma odpowiadać na zastrzeżenia krytyków – te same
zastrze
żenia, które przewidywałem i omawiałem we fragmentach, albo zmienionych albo całkowicie usuniętych z
moich prac przez redaktorów. Tak wi
ęc teraz wraz z publikacją Kto .się śmieje ostatni postanawiam w końcu
odzyska
ć moją tożsamość.
Niniejszym wi
ęc, dokonując niezwykłego zabiegu, oświadczam, że cała zawartość książki, którą trzymają państwo
w
łaśnie w ręce, stanowi aneks do Życia po życiu. Rozporządzenie to wchodzi w życie natychmiast. Kto się śmieje
ostatni ma sta
ć się immanentną częścią tej wcześniejszej książki, jeśli ktokolwiek myśli o jej poważnym czytaniu,
dyskutowaniu lub wykorzystywaniu do celów dydaktycznych. Przyjmuj
ę na siebie odpowiedzialność za Życie po
życiu tylko wówczas, jeśli będzie ono czytane i interpretowane w szerszym kontekście, jaki umożliwia ów nowy,
niezb
ędny suplement.
Mam silne poczucie tego,
że media wprowadzają opinię publiczną w błąd, dostarczając jej nierzetelnych informacji
na temat prze
żyć z pogranicza śmierci i zjawisk paranormalnych. Proszę jednak nie sądzić, że potępiam media w
czambu
ł. Dziennikarze wykorzystują po prostu jako materiały źródłowe wiadomości dostarczane im przez
domniemanych ekspertów w tych dziedzinach. Problem polega na powszechnie akceptowanych, cho
ć niezdrowych
zasadach prowadzenia dyskusji przez owych tak zwanych specjalistów.
Kto si
ę śmieje ostatni stanowi wyzwanie dla utartego sposobu myślenia o zjawiskach nadprzyrodzonych. Od
d
łuższego czasu uczone dyskusje dotyczące tego rodzaju spraw zdominowały trzy odrębne sekty prawdziwych
wyznawców. Poni
żej zamierzam pozbawić owe trzy sekty ich uprzywilejowanej pozycji, przedstawiając alternatywną
teori
ę na temat natury zjawisk paranormalnych.
Media przydaj
ą mi etykietkę parapsychologa. To wielkie nieporozumienie i nie zamierzam tego już dłużej tolerować.
Parapsychologowie wyst
ępują w przebraniu naukowców, utrzymując, że za pomocą technik laboratoryjnych lub,
mówi
ąc bardziej ogólnie, racjonalnych procedur, potrafią udowodnić realność takich zjawisk jak czytanie w cudzych
my
ślach, zdolności prorokowania czy życie po śmierci. W rzeczywistości parapsychologowie są
pseudonaukowcami, co oznacza,
że adaptują oni do swoich celów system metod i założeń, które błędnie uznają za
naukowe.
Nie sugeruj
ę jednak, że są oni nieuczciwi. W większości przypadków parapsychologowie to ludzie szczerzy,
sympatycznie optymistyczni i mile naiwni. Zaliczam ich do tej samej kategorii co wszelkiego rodzaju zapale
ńców i
pasjonatów, marzycieli, lotofagów [Lotofiagowie
– zjadacze lotosów, przedstawiciele ludu, których napotkał podczas
swojej w
ędrówki Odyseusz (Homer, Odyseja, 9, 84), przenośnie: ludzi leniwych, próżnych i prowadzących
marzycielskie
życie (przyp. tłum.).] oraz bujających w obłokach fantastów. Sam mam wiele takich samych słabostek
charakteru i marzycielskich cech, uwa
żam więc większość parapsychologów za osobników sympatycznych i
łagodnych, którzy dają się lubić. Fundamentalne założenia, którymi się oni kierują, zawierają jednak poważne błędy.
Prosz
ę teraz o cierpliwość. Niech państwo nie ferują zbyt pośpiesznie sądów i nie wyciągają pochopnych
wniosków, i
ż jestem oto jednym z tych asekurantów, którzy zawsze zajmują sceptyczne stanowisko wobec kwestii
zjawisk paranormalnych. Ludzie ci zupe
łnie bezpodstawnie określają się mianem „sceptyków”, który to termin ma
przecie
ż wyjątkowe miejsce w historii zachodniej myśli filozoficznej.
Wielu domoros
łych sceptyków traktujących nieufnie zjawiska paranormalne przystępuje do ekstremistycznego
ruchu obywatelskiego podaj
ącego się oficjalnie za organizację naukową, a jednocześnie po kryjomu występującego
jako agencja egzekwuj
ąca przestrzeganie ustalonych przez siebie pseudoprawnych zasad. Podkreślam w tym
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
miejscu z naciskiem,
że nie są to moje czcze wymysły! Członkowie tego ruchu obywatelskiego określają się
mianem sigh cops (dos
ł. wzdychający gliniarze). Później wyjaśnię, co to oznacza i dlaczego zapisuję tę nazwę w
ten w
łaśnie sposób. Na razie wystarczy, że powiem, iż po pierwsze sigh cops nie są sceptykami, lecz wyznawcami
okre
ślonej ideologii dotyczącej tego, czym jest wiedza i w jaki sposób się ją zdobywa, po drugie zaś wszystko
wskazuje na to,
że ich ideologia jest błędna.
Kto si
ę śmieje ostatni jest przykładem stosowania metod filozoficznego sceptycyzmu wobec zjawisk
paranormalnych. Stosuj
ę je na znacznie większym obszarze od tego, jaki wyznaczyli do swoich badań sigh cops. W
porównaniu z moim, ich podej
ście jest nieugruntowane i nieefektywne.
Mo
żna by pomyśleć, że dwa stronnictwa to już dosyć, tymczasem okazuje się, że istnieje jeszcze trzecia, liczna,
czupurna grupa osób o stanowczych,
ściśle określonych poglądach na kwestię zjawisk paranormalnych. Składa się
ona ze wstr
ętnych ponuraków, sztywniaków, nudziarzy, zgryźliwców, zatwardziałych dogmatyków, nieudaczników
oraz tych, którzy wiecznie psuj
ą innym zabawę; chrześcijan-fundamentalistów, religijnie poprawnych, biblijnych
brygad, tych, którym imi
ę Jezusa nie schodzi z ust [W oryginale JAY-zus-Sayers, od jay – natrętny gaduła,
żółtodziób (przyp. tłum.).] straszących innych ogniem piekielnym i siarką, pyszałków, fallwellerzystów bakker-
boostersów pat-robertsonistów [Czyli zwolenników Falwella, Bakker-Boostera, Pata Robertsona, najg
łośniejszych
spo
śród fundamentalistów chrześcijańskich.], czy jak tam się ich jeszcze nazywa. Ze względu na uprzejmość
nazw
ę ich „funda-chrześcijanami”. Ten zbiorowy termin pozwoli nam zręcznie uniknąć zwracania uwagi na jedną z
ich najbardziej rzucaj
ących się w oczy wad, jako że nie kojarzy się on z żadną z tych cech, które u wielu z nich są
jedynie niedostatecznie lub s
łabo rozwinięte.
Je
śli chodzi o kwestie religijne, to ulubionymi tematami funda-chrześcijan są piekło, Szatan i demony. Zdaniem
funda-chrze
ścijanina nic nie sprawi, że szybciej trafisz do piekła, niż to, że wykazujesz zdrową ciekawość
dotycz
ącą zjawisk paranormalnych lub też przychylne nimi zainteresowanie. Funda-chrześcijanie lubią obserwować
demony w takim samym stopniu, w jakim ornitolodzy lubi
ą obserwować ptaki. Chociaż funda-chrześcijanie potrafią
rozpozna
ć demony praktycznie wszędzie, dziedzina zjawisk paranormalnych jest jednym z ich ulubionych obszarów
nadaj
ących się znakomicie do obserwowania demonów przy pracy. Każdego, kto nie przyjmuje ślepo ich ideologii,
funda-chrze
ścijanie uważają za wcielenie zła.
Funda-chrze
ścijanie oskarżają mnie o szpiegostwo na rzecz demonów od czasu, gdy publicznie przedstawiłem
wyniki moich bada
ń na temat przeżyć z pogranicza śmierci w 1972 roku. Wspaniałe, przesycone nastrojem błogości
i mi
łością przeżycia z pogranicza śmierci wiążące się z odczuciem wchodzenia w jasne światło szczególnie
niepokoj
ą funda-chrześcijańskich ekspertów od zjawisk paranormalnych, ponieważ podejrzewają oni, że uczucie
wype
łnienia światłem i miłością jest po prostu wynikiem sztuczek Szatana przeprowadzającego jedną ze swoich
tajnych operacji. Tymczasem ponure, upiorne, piekielne prze
życia z pogranicza śmierci, pełne bólu i cierpienia,
podczas których umieraj
ący ludzie wiją się w konwulsjach, przypiekani są na wolnym ogniu, są zdaniem funda-
chrze
ścijańskich znawców tematu całkiem w porządku. Funda-chrześcijańscy eksperci w sprawach zjawisk
paranormalnych o orientacji infernalno-satanistycznej z rado
ścią witają doniesienia o piekielnych przeżyciach z
pogranicza
śmierci. Wykorzystują oni bowiem tego rodzaju przypadki do snucia swoich uczonych wywodów na
temat Szatana, demonów, cierpi
ących męki grzeszników i wiecznego potępienia. Niektórzy z tych osobników pisują
niezwykle zabawne rozprawy i ja z ca
łego serca polecam ich lekturę. Lub też, co zawsze radzę przyszłym
studentom zjawisk paranormalnych, niech si
ę państwo najpierw nieco wzmocnią, konsumując jedną solidną porcję
logicznych rozwa
żań plus jedną porcję humorystycznych rozważań na temat poruszany przez owych spragnionych
poklasku funda-chrze
ścijańskich ekspertów.
Niejaki dr Ravings [W oryginale gra s
łów: ravings to po polsku brednie.], jeśli dobrze pamiętam jego nazwisko, jest
czo
łowym funda-chrześcijańskim ekspertem z tytułem doktora zajmującym się przeżyciami z pogranicza śmierci.
Ów specjalista od bliskiego i nieuniknionego wiecznego pot
ępienia tropi, gdzie tylko się da, relacje o
przera
żających, infernalnych wizjach z pogranicza śmierci. Należę do najbardziej zagorzałych fanów dr. Ravingsa.
Gdy dr Ravings pisze o piekielnych prze
życiach z pogranicza śmierci, przytacza jednocześnie co bardziej
przera
żające fragmenty z Biblii, za której pierwsze tłumaczenie na angielski wyłożył pieniądze król Jakub [Tzw. King
James Bible (przyp. t
łum.).]. Następnie beztrosko doprawia swoje argumenty paroma dygresjami zaczerpniętymi z
retoryki stosowanej powszechnie w rejonie Bible Belt [Nazw
ą tą oznacza się stany purytańskie, gdzie dominuje
protestancki fundamentalizm, g
łównie południe i środkowy zachód USA (przyp. tłum.).]. Czytanie najlepszych
stronic Ravingsa, och, to
ż to czysta przyjemność, jednak tak naprawdę może to w pełni docenić, stwierdzam z
ubolewaniem, tylko garstka analitycznie nastawionych filozofów z uniwersyteckimi dyplomami.
Brednie dr. Ravingsa pozostawiaj
ą jednak wiele kwestii nie wyjaśnionych, tak więc z niecierpliwością oczekuję na
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
kolejne tomy jego dzie
ł, lub – może lepiej byłoby powiedzieć – kolejne raty, w których, wygłaszając swoje sądy, czy
raczej banialuki, wyp
łaca się on nam ze swojego długu zaciągniętego u samego Lutra. Zastanawiam się na
przyk
ład, jakim systemem klasyfikacji czy też notacji posługuje się dr Ravings, spisując wyniki swoich funda-
chrze
ścijańskich badań – może: „Przeżycie z pogranicza śmierci, typ infernalny, II-C w skali Ravingsa”, przy czym
wyró
żnia on wiele stopni gorączki piekielnej na podstawie prowadzonego przez siebie dokładnego rejestm. W
dalszej cz
ęści książki stawiam wiele innych pytań związanych z teoriami głoszonymi przez funda-chrześcijańskich
ekspertów od prze
żyć z pogranicza śmierci.
Kiedy
ś przyśniło mi się, że spotkałem dr. Ravingsa i było to przerażające przeżycie! W moim śnie, kiedy go
spostrzeg
łem, stał tak nieruchomo i sztywno jak drewniany posąg naturalnej wielkości przedstawiający jego
samego ze wszystkimi szczegó
łami. Gdy go zauważyłem, od razu przypomniał mi się wyrzeźbiony z drewna
wizerunek m
ężczyzny wyglądającego dokładnie jak dr Ravings, ustawiony jako reklama przed wejściem do
budynku, który okaza
ł się zakładem pogrzebowym. Lub też powinienem raczej powiedzieć, że dr Ravings nagle
zamieni
ł się w sztywny, drewniany posąg przedstawiający siebie samego z twarzą o sardonicznym uśmiechu,
stoj
ący obok drzwi domu pogrzebowego, ja zaś miałem wrażenie, iż jego wizerunek został tam umieszczony po to,
by wszyscy wiedzieli, co mie
ści się w jego wnętrzu. Proszę jednak pamiętać, że relacjonuję tu w końcu sen, a nie
rzeczywiste prze
życie.
Dr Ravings mo
że z pewnością niejednego przyprawić o zawał serca. Nie ma jednak powodów do obaw. Ravings
ma teologicznego poplecznika w osobie skromnego asystenta od spraw demonologicznych, nie budz
ącego
zaufania funda-chrze
ścijańskiego filozofa, który pełni funkcję dziekana w jakimś „seminarium” gdzieś na zachodzie
Stanów Zjednoczonych. Seminarium to nie znajduje si
ę jednak dokładnie w tym mieście, którego nazwa znajduje
si
ę w jego nazwie. Tak więc stwierdzam z ulgą, że nie jest to przynajmniej jedno z tych okropnych „seminariów”, w
których przywi
ązuje się taką wagę do słów, i to tylko w ich literalnym znaczeniu.
Owa funda-chrze
ścijańska miernota nazywa się, o ile pamiętam, profesor Grootish, i, jako że interesują mnie słowa,
od dawna ju
ż chciałem sprawdzić w słowniku znaczenie rdzenia groot, nie miałem jednak jak dotąd na to czasu, tak
wi
ęc może zrobi to za mnie któryś z czytelników [I zrobił. W amerykańskim slangu groot to najwyższe piętro lub
balkon w teatrze lub kinie (przyp. t
łum.).]. Niestety, nie mogę rekomendować książek profesora równie gorąco jak
dzie
ł dr. Ravingsa. To prawda, że Grootish serwuje swoim czytelnikom solidną porcję biblijnej tandety, jest ona
jednak ska
żona jego odrażająco niefrasobliwym podejściem do kwestii dziecięcych przeżyć z pogranicza śmierci o
charakterze piekielnym. Poza tym styl profesora jest suchy jak pieprz, dzia
ła przy tym otępiająco niczym chloroform.
Co charakterystyczne, Grootish pisze stylem chropowatym i oci
ężałym, z dodatkiem charakterystycznego odium
theologicum. Poniewa
ż jednak owo odium theologicum jest podstawowym konceptem, jaki musi zrozumieć każdy
powa
żny badacz przeżyć z pogranicza śmierci, lektura książek profesora jest w każdym razie obowiązkowa, mimo
że składają się na nią same nonsensy.
Odium theologicum t
łumaczy to, dlaczego ktoś może podważać zdrowe logiczne argumenty wysuwane przeciwko
tego rodzaju ideologicznym wywodom, w których celuj
ą Ravings, Grootish i ich straszący piekłem koledzy,
podobnie jak mo
że podważać także wszystko inne, począwszy od praw logicznego myślenia, przez zasady logiki
formalnej do twierdzenia Gddla, a mimo to nie osi
ągnie niczego dobrego. Odium theologicum to zaciekła nienawiść,
która, nieomal przys
łowiowo, jest charakterystyczna dla dysput teologicznych. W efekcie owa zaciekłość
specyficzna dla religijnych sporów manifestuje si
ę w postaci upartej odmowy kontynuowania dyskusji. Dzieje się
tak, gdy funda-chrze
ścijan i innych religijnych ekstremistów przepytuje się na okoliczność ich ideologii i gdy
przypiera si
ę ich do muru logicznymi argumentami – wówczas po prostu stają się oni nagle głusi i wycofują się z
jakiejkolwiek dalszej dyskusji. W takiej sytuacji zwykle przywdziewaj
ą zbroję, przybierają pozę wystudiowanej
wy
ższości, spoglądają z góry na swoich oponentów, prychają pogardliwie, a także dąsają się i milkną. Oto kliniczny
obraz zachowania specyficzny dla odium theologicum. Ka
żdy, kto obserwował kiedyś tego rodzaju reakcje,
rozpozna na podstawie mojego opisu jego symptomy.
Jedn
ą sprawą jest brak logiki, a drugą – to, że ta wyjątkowa zawziętość charakterystyczna dla odium theologicurn
mo
że doprowadzić któregoś z funda-chrześcijan o inklinacjach psychologicznych do blokady analnej, czyli
zatwardzenia. W rzeczy samej, to raczej na karb ich chorych kiszek ni
ż złych manier należy złożyć to, że funda-
chrze
ścijańscy eksperci nieustannie chłoszczą nas, niewinnych badaczy zjawisk paranormalnych, i przypisują
konszachty z diab
łem. Gdy Gravings albo Rootish o przepraszam, chciałem powiedzieć Ravings albo Grootish lub
te
ż inni im podobni – wyklinają nas i z góry skazują na piekło, lub też gdy insynuują, że jesteśmy członkami
Korpusu Szatana, okazuje si
ę, że tak naprawdę chodzi przede wszystkim o ich podświadome problemy analne, a
nie, jak si
ę to na pozór wydaje, świadomą niechęć i złośliwość.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
Gdy funda-chrze
ścijańscy eksperci od zjawisk paranormalnych dojdą do wniosku, że to właśnie ty jesteś
domniemanym wys
łannikiem Szatana, zastanawiam się, czy lepiej na tym wyjdziesz, zaprzeczając temu,
zachowuj
ąc milczenie, dyskutując z oskarżycielami, wysuwając te same oskarżenia w stosunku do nich samych,
czy te
ż umawiając się na spotkanie z egzorcystą No, co wtedy zrobisz? Emily Post milczy w tej kwestii, a kodeks
honorowy wyszed
ł już z użycia. Jak należy zareagować, gdy jakiś funda-chrześcijanin podejrzewa cię o potajemne
konszachty z diab
łem? Ja preferuję metodę polegającą na jeszcze większym rozbudzaniu demoniczno-maniakalnej
wyobra
źni funda-chrześcijańskich ekspertów.
Zak
ładając – co czynię, by dolać oliwy do ognia – że rzeczywiście jestem tego rodzaju facetem, jakim chcą mnie
widzie
ć funda-chrześcijanie, aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl, jakie to straszliwe czary i uroki mogę teraz
rzuci
ć na Grootisha i Ravingsa oraz wszystkich im podobnych. Posunę się nawet tak daleko, by stwierdzić, że jeśli
naprawd
ę jestem po stronie Szatana, to już z góry rzuciłem okropną klątwę na głowy wszystkich funda-
chrze
ścijańskich ekspertów od przeżyć z pogranicza śmierci i zjawisk paranormalnych, którzy będą czytać tę
ksi
ążkę dalej niż do końca następnego akapitu. W rzeczy samej, oświadczam, że jeśli w istocie jestem w
konszachtach z Diab
łem, to zawarłem z nim pakt, zastrzegając sobie w nim, iż wszystkie zastępy piekielne
przysporz
ą potwornych cierpień i mąk każdemu z funda-chrześcijańskich ekspertów od zjawisk paranormalnych i
prze
żyć z pogranicza śmierci, którzy przeczytają w tej książce choćby jedno jedyne słowo począwszy od początku
drugiego akapitu, licz
ąc od tego miejsca, gdzie się teraz znajdują, lub też jeśli ktoś inny im go przeczyta, a nawet
tylko opowie w zarysach jego tre
ść, bądź jeśli wysłuchają nagrania z audiokasety.
Je
śli się nad tym chwilę zastanowić, łatwo dojść do wniosku, że żaden prawdziwy funda-chrześcijański ekspert od
tych spraw nie b
ędzie mógł czytać tej książki ani kroku dalej jak tylko do początku następnego akapitu. Każdy, kto
rzeczywi
ście wierzy w demony i kto wie wszystko na temat diabelskich sztuczek, wierzy w to, że demony potrafią
op
ętywać ludzi i sprowadzać na nich choroby. Żaden funda-chrześcijański ekspert, który traktuje Szatana
powa
żnie, nie może uwolnić się od tego niewygodnego dylematu i zbagatelizować całej sprawy, mówiąc coś w
rodzaju:
„No cóż, owszem, przeczytałem Kto się śmieje ostatni, ponieważ najpierw rozmawiałem o tej książce z
bratem Swaggartem i razem modlili
śmy się nad nią i zdecydowaliśmy, no to cóż, że przecież i tak jestem już
zbawiony, tak wi
ęc JAY-zus ochraniał mnie przed Diabłem przez cały czas, gdy ją czytałem”. Tego rodzaju
wymówki na nic si
ę zdadzą, jeśli funda-chrześcijańscy eksperci rzeczywiście wierzą, że gram w drużynie Szatana,
poniewa
ż ludzie przekonani o istnieniu demonów wierzą, iż różnego rodzaju plagi mogą spaść na ciebie także
niejako za po
średnictwem innych, nie zbawionych jeszcze osób, na przykład bliskich krewnych lub przyjaciół, którzy
mog
ą popaść nagle w kłopoty lub chorobę. W takiej sytuacji wydaje się oczywiste, że żaden z funda-
chrze
ścijańskich ekspertów, który na serio uważa, iż jestem za pan brat z demonami, nie będzie ryzykował czytania
Kto si
ę śmieje ostatni. Gdyby to jednak zrobił, drżałby za każdym razem, gdy tylko jego krucha,
osiemdziesi
ęciosiedmioletnia babcia lub ciocia, która w odróżnieniu od niego nie zapewniła sobie jeszcze
zbawienia, z
łapałaby katar, lub gdyby jego mały synek lub córeczka dostali wysypki lub gorączki, podejrzewając ze
zgroz
ą, że to wszystko sprawka demonów, które sprowadzają nieszczęścia na jego rodzinę za karę, iż popełnił on
tak nierozwa
żny błąd polegający na przeczytaniu mojej nowej książki lub choćby jednego słowa następującego po
kropce ko
ńczącej to oto zdanie.
No dobra, odpocznijmy przez kilka chwil... Teraz ka
żdy, kto czyta te słowa, może być pewny, że począwszy od tego
miejsca
żaden funda-chrześcijański ekspert od zjawisk paranormalnych nie będzie już wiedział, o czym piszę w
dalszym ci
ągu Kto się śmieje ostatni, tak więc zaczynając od tego akapitu, drogi czytelniku, będziemy się mogli
nie
źle zabawić ich kosztem. Jestem na tyle dobrze wychowany, że nie potrafiłbym się śmiać funda-chrześcijańskim
ekspertom prosto w nos. Dlatego stosuj
ę metodę rzucania klątw i uroków jako środek umożliwiający mi
wyprowadzenie w pole funda-chrze
ścijańskich ekspertów i zajście ich niejako od tyłu, by samemu móc się z nich
po
śmiać, a także pozwolić pośmiać się z nich wam, moi drodzy czytelnicy.
Teraz wiecie ju
ż, że moje słowa docierają tylko do was i żaden funda-chrześcijański ekspert już nas nie
pods
łuchuje. Pamiętajcie, czytelnicy, jesteście wtajemniczeni w całą sprawę, tak więc nie zdradzajcie Ravingsowi
ani Grootishowi ani
żadnemu innemu z funda-chrześcijańskich ekspertów tego, co napisałem w tej książce, tak
by
śmy mogli śmiać się z nich do rozpuku, podczas gdy oni nie będą mieli zielonego pojęcia o tym, dlaczego tak
rechoczemy i parskamy
śmiechem. Umożliwi wam to także pojawianie się na prowadzonych przez funda-
chrze
ścijańskich ekspertów wykładach i zaskakiwanie ich wieloma interesującymi pytaniami dotyczącymi
zajmowanego przez nich stanowiska, które cz
ęsto omawiam w tej książce.
To dobrze,
że funda-chrześcijańscy eksperci nie będą czytać Kto się śmieje ostatni, bo gdyby było inaczej, ich
kiszki znów zacz
ęłyby pracować, coś mi się wydaje. Gdyby któryś z nich przeanalizował dokładnie moje argumenty,
mog
łoby to wywołać straszliwy kataklizm naruszający fundamenty ich fundamentalizmu, jako że w Kto się śmieje
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
ostatni dokonuj
ę ni mniej, ni więcej tylko gruntownej i ostatecznej rozprawy z całą funda -chrześcijańską ideologią.
Pó
źniej jednoznacznie wykażę, że, aby być poprawnym ideologicznie, myśli i słowa funda-chrześcijańskich
ideologów musz
ą, co logicznie konieczne, wykraczać poza granice sensownego języka i tym samym popadać w
czysty nonsens.
Tak
że parapsychologom i psudosceptykom nie udaje się uniknąć wpadania we własne sidła nonsensu. Kto się
śmieje ostatni kwestionuje wszystkie trzy spośród tych standardowych ujęć zjawisk paranormalnych, proponując w
zamian lepszy, bardziej wszechstronny i pragmatyczny system my
ślowy.
Wizyjne do
świadczenia towarzyszące procesowi umierania można sensownie interpretować i odnosić do życia po
śmierci, nie należy jednak czynić tego pochopnie. Wymaga to stosunkowo długiej debaty oraz uporania się z
pewnym paradoksem, który, z psychologicznego punktu widzenia, jest trudny do przezwyci
ężenia (mimo że z
logicznego punktu widzenia jest on dziecinnie prosty). Pocz
ątkowo wydaje się to dziwne, a jednak jest prawdziwe:
U pod
łoża wszystkich zjawisk paranormalnych leży humor. Dlatego jeśli zajmujemy się życiem po śmierci, poważne
i rzetelne badanie prze
żyć z pogranicza śmierci zaprowadzi nas w naturalny i prosty sposób ku blisko
spokrewnionym ze sob
ą zagadnieniom, takim jak zabawa, humor i rozrywka, które tworzą ważny podtekst zjawisk
paranormalnych.
Na pierwszy rzut oka twierdzenie to brzmi dziwacznie i przyznaj
ę, że jego udowodnienie będzie dosyć żmudnym i
nudnym zadaniem. Wierz
ę jednak, że czytelnicy, którzy będą podążać za moją argumentacją aż do końcowych
wniosków, dojd
ą ostatecznie do bardziej wyczerpującego, użytecznego i satysfakcjonującego rozwiązania tajemnic
zjawisk paranormalnych, ni
ż oferuje im to którakolwiek spośród gotowych, dominujących na rynku teorii.
Moi koledzy po fachu zrozumiej
ą, że namawiam ich do racjonalnej debaty nad poruszanym tu tematem. Mam
nadziej
ę, że inni naukowcy zajmujący się badaniem zjawisk paranormalnych wskażą mi dokładnie, odwołując się do
logicznych kontrargumentów, w którym miejscu i dlaczego moje rozumowanie za
łamuje się lub podąża niewłaściwą
drog
ą, oczywiście jeśli stanie się tak w rzeczywistości. Lubię uczyć się, zgłębiając rzeczową, dokonywaną krok po
kroku krytyczn
ą analizę moich błędów przeprowadzaną przez innych myślicieli.
Kto si
ę śmieje ostatni jest zerwaniem ze zeskorupiałą polemiką, jaka toczy się na temat zjawisk paranormalnych i
prze
żyć z pogranicza śmierci, nie zaś przyczynkiem do niej. Niektórzy mogą błędnie zinterpretować treść tej książki
i uzna
ć ją za niemiłą, nieuprzejmą czy wręcz wrogą. Ponieważ jestem jej autorem, który jak dotąd zawsze z
sympati
ą pisał o zjawiskach paranormalnych, można by pomyśleć, że postępuję wręcz nielojalnie. Ludzie mogą
doj
ść do wniosku, że zmieniłem się nie do poznania.
Tymczasem w istocie rzecz ma si
ę wręcz przeciwnie: Moi przyjaciele i rodzina wiedzą doskonale, że już od ósmego
roku
życia jestem humorystą i żartownisiem. Gdy książka Życie po życiu po raz pierwszy ukazała się na rynku, kilku
moich znajomych uzna
ło ją za jeden z moich żartów. W 1977 roku napisałem książkę o związkach między
humorem a anormalnymi aspektami umys
łu, utrzymaną w tym samym tonie co książka, którą mają państwo przed
sob
ą, traktująca o związkach między humorem a paranormalnymi aspektami umysłu. Wielu moich starych przyjaciół
przysi
ęgnie, że to wszystko prawda, w sądzie przed ławą przysięgłych składającą się z samych sigh cops,
sk
ładając przysięgę na stos Biblii sięgający aż do czubka głowy Jerry'emu Falwellowi lub Patowi Robertsonowi, w
zale
żności od tego, który z tych panów jest wyższy.
Ka
żdy, kto przeczyta Życie po życiu, moją poprzednią książkę na temat humoru oraz Kto się śmieje ostatni
przekona si
ę, że te trzy prace wzajemnie się uzupełniają. Argumenty przedstawione w tej, ostatniej książce,
powi
ązałem tak ściśle z argumentami pochodzącymi z pierwszej, że jeśli ktoś chciałby zburzyć fundamenty, na
których opiera si
ę Kto się śmieje ostatni, doprowadzi wówczas do zawalenia się także całego gmachu Życia po
życiu. Tak czy siak, Kto się śmieje ostatni i Życie po życiu stanowią w istocie jedno i to samo dzieło i tylko razem
mog
ą się ostać lub przepaść. Jestem tego pewien.
Raymond A. Moody
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-00.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:05 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 1
DO
ŚWIADCZENIE UMIERANIA
Chocia
ż podróż w zaświaty i z powrotem może wydawać się niemożliwym do realizacji marzeniem, to jednak jest w
pe
łni rzeczywistym, zdumiewającym zjawiskiem charakterystycznym dla końca XX wieku. Tego rodzaju
do
świadczenia stały się chlebem powszednim pop-kultury, a także realnością akceptowaną przez zbiorową
świadomość. Wysłuchałem relacji tysięcy osób wspominających swoje przeżycia z pogranicza śmierci –
opisuj
ących ekscytujące i inspirujące wizje, których doznawali, znajdując się na progu śmierci. Wielu z tych ludzi
zosta
ło przywróconych do życia po dłuższej lub krótszej przerwie w akcji serca; licznych lekarze uważali za
zmar
łych lub nawet stwierdzili u nich zgon.
Relacje tych osób s
ą zdumiewająco do siebie podobne, tak bardzo, że można stwierdzić, iż w większości
przypadków ich do
świadczenia przebiegają według jednego schematu składającego się z pewnej liczby odrębnych
elementów. Mimo
że nie we wszystkich relacjach pojawia się każdy z elementów schematu, prawie zawsze mowa
jest przynajmniej o kilku z nich, w znacznej liczbie relacji za
ś występują one wszystkie.
Osoby te mówi
ą, że w momencie, gdy już prawie umarły często w chwili, gdy ich serca przestawały bić – doznawały
one niezwyk
łej zmiany perspektywy. Miały wrażenie, iż opuszczają swoje fizyczne ciała i unoszą się ku górze,
zazwyczaj zawisaj
ąc nad swoimi ciałami, na przykład tuż pod sufitem w sali intensywnej terapii, na sali operacyjnej
w szpitalu lub te
ż nad miejscem wypadku. Widzą one wyraźnie swoje własne fizyczne ciała poniżej, na stole
operacyjnym lub we wraku samochodu, i cz
ęsto obserwują akcję reanimacyjną personelu medycznego.
Po pewnym czasie czuj
ą, że zbliżają się do wąskiego przejścia (często opisywanego jako ciemny tunel) i kiedy
zaczynaj
ą się przez nie przemieszczać, widzą na jego końcu jasne światło. Gdy wchodzą w to połyskujące, białe
lub z
łote światło, ogarnia ich kojące, nie dające się opisać uczucie miłości i spokoju oraz niewypowiedzianej
rado
ści. Często w świetle znajdują się zmarli krewni lub przyjaciele, tak jakby wyszli im na spotkanie i chcieli pomóc
w przej
ściu na drugą stronę. Wiele osób relacjonuje, że spotkani przez nich zmarli wyglądali jak żywi i byli w
doskona
łej formie. Najbliżsi, którzy zmarli przed laty, wyniszczeni i osłabieni przez chorobę lub podeszły wiek,
pojawiali si
ę w świetle odmłodzeni i pełni sił.
Niektóre osoby u
świadamiały sobie istnienie czegoś w rodzaju granicy czy linii demarkacyjnej oddzielającej świat, w
którym
żyjemy, od krainy leżącej poza znanym nam światem. Owa strefa graniczna, jak mówią, jest przesycona
energi
ą i bardzo dynamiczna, one zaś wyczuwały, że jeśliby ją przekroczyły, nie mogłyby już powrócić. Chociaż nie
potrafi
ą tego opisać potocznym językiem, niektóre z osób kojarzą tę strefę z jakimś akwenem – jeziorem lub rzeką.
W dalszym ci
ągu przeżyć z pogranicza śmierci umierające osoby uświadamiają sobie czasami obecność
kochaj
ącej, świetlistej istoty, składającej się z miłości i światła, która ukazuje im niezwykły, panoramiczny przegląd
ich
życia. Każdy szczegół ukazany jest symultanicznie, w kolorach i trójwymiarowo, a kochająca świetlista istota
pomaga zrozumie
ć osobie umierającej sens jej życia, które zbliża się właśnie do kresu.
Cz
ęsto w tym właśnie momencie osoba umierająca nie chce wracać do życia, zostaje jednak poinformowana przez
świetlistą istotę lub przez kogoś ze zmarłych bliskich, że jej czas śmierci jeszcze nie nadszedł. Musi ona powrócić
do
życia, ponieważ ma tam wiele spraw do załatwienia. Czasami otrzymuje ona wybór: świetlista kraina lub życie,
które dotychczas wiod
ła. Prawie zawsze osoby umierające mówią nam, że powodem, dla którego zdecydowały się
powróci
ć, były ich małe dzieci, którymi pragnęły się one dalej opiekować. Gdyby nie to, bez wahania wybrałyby
przebywanie w
świetle.
Prze
życia z pogranicza śmierci wywierają często wielki wpływ na dalsze życie. Najczęstszym pozytywnym efektem
oddzia
łującym na życie osób, które ich doznały, jest zyskanie pewności dzięki osobistemu doświadczeniu, że po
śmierci życie trwa nadal, tak więc wyzbywają się lęku przed śmiercią. Przekonują się także, iż najważniejszą
rzecz
ą, jaką możemy zrobić, gdy jesteśmy żywi, jest nauczyć się kochać.
Zainteresowanie dramatycznie wzrasta
Gdy pisa
łem moją pierwszą książkę, byłem jednym z niewielu poważnych badaczy tego tematu. Jednak przez lata,
jakie up
łynęły od czasu, gdy wyniki moich wstępnych badań zostały opublikowane w Życiu po życiu, analizowaniem
prze
życia z pogranicza śmierci zajmowali i zajmują się kardiolodzy, psychiatrzy, pediatrzy, anestezjolodzy,
psychologowie, naukowcy zajmuj
ący się badaniem religii, socjologowie oraz specjaliści klinicyści i akademicy z
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
ca
łego świata. Badacze ci doszli do zgodnego wniosku, zgodnie z którym – podobnie jak wynikało to z moich
w
łasnych obserwacji – znacząca liczba umierających osób doświadcza podobnych przeżyć, jak możemy sądzić na
podstawie relacji tych, którzy powrócili do
życia po bliskim spotkaniu ze śmiercią.
Odkrycie to wywo
łało jeszcze większe zainteresowanie tym zjawiskiem. Obecnie ma ono zasięg prawdziwie
globalny. Prze
życia z pogranicza śmierci są poddawane systematycznym badaniom przez naukowców w Stanach
Zjednoczonych, Niemczech, W
łoszech, Francji, Japonii, Norwegii, Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Holandii,
Republice Czeskiej i Australii. Zainteresowanie opinii publicznej naszej planety odkryciami badaczy uwidaczania si
ę
zarówno w ogromnej liczbie ksi
ążek im poświęconych, sprzedawanych na całym świecie, jak i w widocznej w wielu
krajach fascynacji licznymi, powstaj
ącymi ostatnio filmami poruszającymi tę tematykę.
Dlaczego prze
życia z pogranicza śmierci tak bardzo przemawiają do wyobraźni tak wielu ludzi, i co owa siła
przyci
ągania ma wspólnego ze związkami tych przeżyć z życiem po śmierci? Co jest nowego i co pojawi się w
przysz
łości w badaniach nad tymi zdumiewającymi wizyjnymi doznaniami z pogranicza śmierci, które zdarzają się
tak cz
ęsto na całym świecie?
S
ą to palące pytania, ponieważ nowe fascynujące informacje czekają tylko, by się ujawnić, kolejne radosne wieści
za
ś z pogranicza śmierci potwierdzane już zarówno przez opinię publiczną, jak i wielu wykwalifikowanych
specjalistów i naukowców wci
ąż pozostają w uśpieniu.
Nowy rodzaj prze
żyć z pogranicza śmierci
Ostatnio odwiedzili
śmy się o istnieniu nowego rodzaju przeżycia z pogranicza śmierci. Zostało ono odkryte i
potwierdzone na podstawie tych samych sprawozda
ń z pierwszej ręki pochodzących od godnych zaufania osób i
tych samych niezale
żnych procedur badawczych stosowanych przez licznych specjalistów, którzy poszukiwali
śladów przeżyć z pogranicza śmierci.
Nie wydaje mi si
ę, aby o tym nowym rodzaju przeżyć z pogranicza śmierci donoszono poprzednio, z pewnością zaś
nie tak cz
ęsto jak obecnie.
Prze
życie z pogranicza śmierci, o którym większość z nas słyszała, dotyczy osoby, która jest umierająca, lecz nie
umiera,
„powraca do życia”, a następnie opowiada o swoim niezwykłym doświadczeniu.
Tymczasem nowy rodzaj prze
żyć z pogranicza śmierci dotyczy osoby, która sama nie jest umierająca, a jedynie
towarzyszy osobie umieraj
ącej. Nazywam tego rodzaju doświadczenie „empatycznym przeżyciem z pogranicza
śmierci”, wspólnym przeżyciem z pogranicza śmierci, połączonym przeżyciem z pogranicza śmierci lub wzajemnym
prze
życiem z pogranicza śmierci.
Nie wiem jeszcze, która z tych nazw jest najlepsza czy najbardziej odpowiednia, jednak bez wzgl
ędu na to, jak
nazwiemy owo prze
życie, jest dla mnie jasne, że zdarza się ono bardzo często osobom przebywającym przy łóżku
umieraj
ącego, które empatycznie partycypują w jego doświadczeniu umierania.
Dziesi
ątki godnych zaufania osób mówiło mi, że kiedy ich najbliżsi umierali, oni sami, pozostawiając swoje fizyczne
cia
ła, unosili się w górę i towarzyszyli im, poruszając się w kierunku wspaniałego, emanującego miłością światła.
Inni relacjonowali,
że kiedy siedzieli obok swoich umierających bliskich, mieli wrażenie, iż na powitanie z tym, kto
odchodzi
ł z tego świata, przybywali zmarli krewni.
Osoby pozostaj
ące w bezpośredniej bliskości swoich umierających bliskich są często przeświadczone o tym, że w
sposób symultaniczny, intuicyjny i intymny uczestnicz
ą w ich transcendentalnym przeżyciu towarzyszącym śmierci.
Na podstawie tego, co s
łyszałem o tego rodzaju wspólnych przeżyciach z pogranicza śmierci, wiem, że niosą one
ze sob
ą to samo przesłanie głoszące nadrzędne znaczenie miłości, podobnie jak miało to miejsce podczas
relacjonowanych z pierwszej r
ęki przeżyć z pogranicza śmierci pochodzących z początkowego okresu ich badania.
Bliski osobisty zwi
ązek z osobą umierającą zwiększa prawdopodobieństwo tego, że ktoś inny będzie uczestniczył w
jej prze
życiu z pogranicza śmierci, chociaż nie wydaje się, iż stanowi to warunek konieczny. Wielu lekarzy i wiele
piel
ęgniarek mówiło mi, że w momencie śmierci swoich pacjentów spostrzegali, jak dusze opuszczają ich ciała.
Osoby opiekuj
ące się umierającymi miewają także inne, niezwykłe doświadczenia duchowe. Potwierdzają to opinie
wielu lekarzy, piel
ęgniarek, psychologów i pracowników hospicjów. Sam rozmawiałem na ten temat z kilkunastoma
znanymi badaczami na tym polu i wszyscy oni przyznali na podstawie swoich w
łasnych profesjonalnych obserwacji,
że połączone przeżycia z pogranicza śmierci są zdumiewająco częste.
Tak wi
ęc liczba trzeźwo myślących, odpowiedzialnych osób, które partycypowały w doświadczeniu umierania
swoich bliskich, jest ju
ż wystarczająco duża, by umożliwić każdemu przychylnie nastawionemu, pilnemu i
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
sumiennemu badaczowi uzyskanie potwierdzenia tego, o czym mówi
ę.
W rzeczy samej, wydaje si
ę, iż obecnie mamy do czynienia z nagłym zalewem raportów na temat „wspólnych
prze
żyć z pogranicza śmierci”, a niezliczona liczba ludzi zagłębia się w swoje dusze, odnajdując osobiste
do
świadczenia tego rodzaju. Zalew ten wiąże się niewątpliwie z faktem, że duża grupa Amerykanów należąca do
kategorii tzw. baby boomers [Baby boomers
– osoby urodzone w okresie wyżu demograficznego w USA, pod
koniec lat czterdziestych i na pocz
ątku pięćdziesiątych XX wieku (przyp. tłum.).] – bez względu na to jak precyzyjny
jest ów termin
– wchodzi właśnie w ten okres życia, kiedy to dorosłemu człowiekowi umierają zazwyczaj rodzice
oraz inni bliscy krewni w ich wieku. Nie nale
ży także zapominać, że dziś wiele młodych osób traci swoich bliskich,
którzy umieraj
ą o wiele za wcześnie.
Nie tylko wielu z nas prze
żywa śmierć swoich bliskich, lecz także jest naocznymi świadkami ich umierania.
Zwyczaje sprzed kilkudziesi
ęciu lat, kiedy to rodzina zgromadzona przy łóżku umierającego była wypraszana z
pokoju przed nast
ąpieniem zgonu, uległy zmianie. Dziś zachęca się krewnych, by towarzyszyli osobie umierającej
a
ż do samego końca.
Z tych powodów wi
ęcej osób niż dawniej staje się świadkami śmierci swoich bliskich, a w związku z tym
odpowiednio zwi
ększają się także możliwości doznania empatycznych czy też wspólnych przeżyć z pogranicza
śmierci.
Bariery utrudniaj
ące akceptację
Wcze
śniej czy później dodatkowe informacje na temat tego nowego rodzaju przeżycia z pogranicza śmierci dotrą
do powszechnej ludzkiej
świadomości (na przykład tak, jak dzieje się to za pośrednictwem tej oto książki).
„Wspólne przeżycia z pogranicza śmierci” stają się tak powszechne, że każdy, kto osobiście ich nie doświadczył,
us
łyszy o nich zapewne bezpośrednio od któregoś ze swoich godnych zaufania znajomych lub bliskich – starego
wujka Hermana, ukochanych rodziców, najlepszego przyjaciela lub dobrego kumpla. Gdy ilo
ść tych
anegdotycznych danych osi
ągnie masę krytyczną, nie będzie można ich dłużej tak po prostu ignorować. Inną
spraw
ą może być gotowość ich zaakceptowania.
Poniewa
ż tak wiele spośród najnowszych informacji na temat wizyjnych przeżyć z pogranicza śmierci ma tak
niezwykle osobliwy charakter, ani opinia publiczna, ani poinformowani specjali
ści nie potrafią ich łatwo
zaakceptowa
ć. Zwykle wysłuchują ich, lecz niczego nie słyszą.
To, co sprawia,
że te nowe informacje są „niezwykle osobliwe”, nie polega na tym, że są one „osobliwe” same w
sobie, ale
że nie przystają one do tego, w jaki sposób większość ludzi zwykła myśleć o przeżyciach z pogranicza
śmierci – a także o zjawiskach „paranormalnych”. Duża część pierwszej części tej książki poświęcona jest temu
w
łaśnie zagadnieniu.
Owa od dawna stosowana, cho
ć niewłaściwa perspektywa sposób, w jaki większość ludzi myśli na temat przeżyć z
pogranicza
śmierci – wywodzi się z bardzo odległych czasów i przynależy do pewnej toczącej się nieustannie od
przynajmniej dwóch tysi
ącleci debaty, która będzie trwać kolejne dwa tysiące lat, jeśli ktoś lub coś nie wyprowadzi
jej z impasu.
A tego w
łaśnie mam zamiar dokonać za pomocą tej książki.
O ile
Życie po życiu przerwało milczenie i umożliwiło wydobycie na światło dzienne przeżyć z pogranicza śmierci
do
świadczanych przez umierające osoby, tak teraz Kto się śmieje ostatni stawia sobie za cel przerwanie tamy
uniemo
żliwiającej swobodny przepływ strumienia informacji na temat przeżyć z pogranicza śmierci doświadczanych
przez osoby towarzysz
ące umierającym.
Przezwyci
ężanie impasu
Czas ju
ż, byśmy przedyskutowali całe to zagadnienie. I nie tylko je, lecz także kwestię zwaną przez nas zjawiskami
paranormalnymi. Mojej pierwszej ksi
ążki, Życie po życiu, nie można już dłużej – tak jak i nie powinno się robić tego
wcze
śniej -rozpatrywać poza kontekstem materiału zgromadzonego w Kto .się śmieje ostatni. Rozważanie przeżyć
z pogranicza
śmierci lub jakiegokolwiek innego paranormalnego doświadczenia poza nowym i szerszym
kontekstem, jaki przedstawiam w tej oto ksi
ążce, jest jak odcedzanie ziemniaków, zanim jeszcze zdążą się one
ugotowa
ć. Rezultatem takiego działania są jedynie na pół surowe, nieprecyzyjne wnioski.
Uwa
żam, że to, iż tak wielu formułuje właśnie tego rodzaju wnioski, jest po części moją winą. Życie po życiu zostało
wydrukowane dok
ładnie tak, jak je napisałem, z tym wyjątkiem, że mój wydawca usunął z niego dłuższy,
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
umieszczony pod koniec fragment, w którym szczegó
łowo wyjaśniałem, dlaczego przeżyć z pogranicza śmierci nie
mo
żna uznać za naukowy dowód na istnienie życia po śmierci.
Wydawca obawia
ł się, że owo uzupełnienie będzie zbyt skomplikowane dla odbiorcy. Twierdził, że nikt go nie
zrozumie i
że dla przeciętnego czytelnika tego rodzaju konkluzja oznaczałaby, że wycofuję większość tego, co
wcze
śniej powiedziałem.
Nie walczy
łem dostatecznie konsekwentnie o przeforsowanie mojego stanowiska, a – jak się okazuje – powinienem
by
ł to zrobić, co doprowadziło do tego, że Życie po życiu zostało wydane bez owej ostatniej części. Na moją obronę
mog
ę powiedzieć, że w owym czasie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że książka ta stanie się bestsellerem i
wywo
ła tak wielkie, długotrwałe zainteresowanie u tak wielu ludzi na całym świecie, wzbudzając ogromną falę
fascynacji opisanymi w niej niezwyk
łymi przeżyciami, oraz że moja nieudana próba włączenia do niej tego, co
w
łączyłem do obecnej książki, przyczyni się do wytworzenia sytuacji patowej.
Ka
żdy, kto śledzi toczący się już od ponad dwudziestu lat dialog wokół natury tego zjawiska, zgodzi się zapewne ze
mn
ą, że znajduje się on w fazie stagnacji, podczas której wciąż na nowo roztrząsa się te same kwestie. Nawet
zestaw postaci uczestnicz
ących w różnego rodzaju talk shows poświęconych temu tematowi stał się już wszystkim
dobrze znany.
Wyst
ępują tam zwykle: (a) pozytywnie nastawiony lekarz lub psycholog, który bada to zjawisko i jest skłonny
przyzna
ć, że ma do czynienia z czymś niezwykłym i ważnym; (b) „naukowiec-sceptyk”, który stara się wytłumaczyć
wszystko zaburzeniami pracy neuronów, skutkiem niedotlenienia mózgu lub autosugesti
ą oraz, czasami, (c) ponury
przedstawiciel religijnie poprawnych obywateli, który ostrzega przed demonami i m
ękami piekielnymi.
Bez wzgl
ędu jednak na to, czy znajduje się ona w martwym punkcie czy nie, dyskusja nie ustanie. Fakt, że
wi
ększość „ekspertów” nie osiąga niczego w swoich próbach dojścia do jakichś konkluzji (lub choćby lepszego
zrozumienia tematu) nie przyczynia si
ę do zaniku fascynacji tym tematem pośród szerokich rzesz społeczeństwa.
Zainteresowanie prze
życiami z pogranicza śmierci i życiem na tamtym świecie znajduje się obecnie w zenicie,
naukowcy i lekarze b
ędą zaś jeszcze przez wiele lat gorąco dyskutować nad tą kwestią. W takiej oto atmosferze
mój opó
źniony dodatek zjawia się w końcu niczym powracający bumerang. Osobiście przywiązuję dużą wagę do
tego, by
Życie po życiu zostało uzupełnione o nie opublikowane dotąd informacje, a także o dokonane w
pó
źniejszym czasie odkrycia, nie tylko po to, by książka ta mogła lepiej odzwierciedlać moje pierwotne intencje i
zamierzenia, lecz tak
że, by po raz pierwszy od ćwierć wieku umożliwiła otwarcie nowych obszarów do dyskusji na
interesuj
ący nas temat oraz wskazała nowe drogi jego eksploracji.
Kwestionowanie g
łównego założenia
Zaczn
ę od tego, co dla wielu z państwa może wydać się nową, a także, biorąc pod uwagę źródło jej pochodzenia,
szokuj
ącą ideą mojego autorstwa: być może życie po śmierci w ogóle nie istnieje.
Je
śli niechcący przyczyniłem się do powstania impasu, może powyższe stwierdzenie pomoże go przełamać.
Sytuacja patowa powstaje wówczas, gdy wszyscy s
ą „pewni” co do jakiejś kwestii – lub przynajmniej tak bliscy
„pewności”, jak to tylko da się osiągnąć na podstawie analizy argumentów nie mających wagi dowodów. Obawiam
si
ę, że za sprawą moich badań relacji z przeżyć z pogranicza śmierci dopomogłem niektórym osobom poczuć się
„pewnie” co do faktu istnienia życia po śmierci. Jak na ironię, ja sam nigdy nie miałem pewności w tej sprawie.
Chc
ę przez to powiedzieć, że nigdy nie uważałem i nadal nie uważam moich relacji z tak zwanych „przeżyć z
pogranicza
śmierci” za deklaracje potwierdzające w jednoznaczny sposób fakt istnienia „życia po śmierci”. To
media tak uwa
żają. A także moi wydawcy, którzy w taki, a nie inny sposób zredagowali i rozreklamowali moją
ksi
ążkę. Tymczasem ja chciałem jedynie zdać relację z przeżyć ludzi, którzy znaleźli się „na progu śmierci”. Nigdy
nie twierdzi
łem, że relacjonuję przeżycia osób po śmierci, nigdy też nie wyciągałem wniosku, że fakt, iż umierający
ludzie miewaj
ą określony rodzaj przeżyć, stanowi bezsporny dowód na istnienie kontynuacji „życia” po śmierci.
Celem mojej pierwszej ksi
ążki było w istocie postawienie pytania, a nie udzielenie odpowiedzi.
Podobnie, celem niniejszej ksi
ążki nie jest odpowiedź na tę kwestię, lecz ponowne jej otwarcie.
Tak wi
ęc przyjrzyjmy się teraz temu, o co tu w tym wszystkim właściwie chodzi.
Od kilku dziesi
ęcioleci panuje ogólne przekonanie, iż przeżyć z pogranicza śmierci nie można bezpiecznie i wiernie
odtwarza
ć w celach badawczych w warunkach zbliżonych do laboratoryjnych. Z tego powodu badacze opierają
swoje twierdzenia jedynie na retrospektywnych relacjach w pierwszej osobie, jakimi dysponuj
ą. Ponieważ osoby,
które dostarczaj
ą owych relacji, opisują swoje niezwykle osobiste przeżycia w terminach przywodzących na myśl
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
kontekst
życia po śmierci, przyjmujemy automatycznie, iż jest to równoznaczne z tym, że życie po śmierci
rzeczywi
ście istnieje.
Tymczasem doznania wizyjne umieraj
ących osób nie stanowią tu żadnego dowodu, a jedynie dostarczają materiału
do szeroko zakrojonej dyskusji.
Dlaczego jednak umieraj
ący, relacjonujący w pierwszej osobie swoje przeżycia, czynią to w kontekście życia po
śmierci? Sądzę, że dzieje się tak dlatego, iż jest to po prostu scenariusz, który jest im najbliższy kulturowo. To
znaczy, jest to jedyne
„logiczne” wyjaśnienie, jakiego dostarcza im ich kultura – jakkolwiek nielogiczne mogłoby się
ono na pozór wydawa
ć!
Scenarzy
ści filmowi i telewizyjni nazywają to „tłem akcji”. I rzeczywiście chodzi o dramaturgiczne tło, na którym
poszczególne postacie odgrywaj
ą swoje role. Tło akcji dostarcza kontekstu, rodzaju usprawiedliwienia dla ich
konkretnych zachowa
ń i wypowiedzi.
T
ło akcji całej naszej ludzkiej kultury stanowi rodzaj ekranu, na którym w umysłach umierających ludzi rozgrywają
si
ę przeżycia z pogranicza śmierci.
St
ąd wydaje mi się oczywiste, że aby rozważać to, czy owe przeżycia można uznać za wiarygodne dowody na
istnienie
życia po śmierci, czy nie, musimy rozważyć najpierw kontekst relacji w pierwszej osobie z tychże przeżyć.
Na ów kontekst sk
ładają się nasze kulturowe opowieści dotyczące nie tylko życia po śmierci, lecz także opowieści
zwi
ązane ze wszelkiego rodzaju domniemanymi zjawiskami paranormalnymi – historie „żyjące” pośród nas
nieprzerwanie od staro
żytności.
Aby
łatwiej zrozumieć te zjawiska, do których zaliczamy także przeżycia z pogranicza śmierci, musimy pojąć,
dlaczego tego rodzaju opowie
ści krążą między nami od tak długiego czasu, dlaczego stanowią one dla nas obiekt
nieustannej fascynacji oraz w jaki sposób s
ą one przez nas przekazywane.
Zbadaniu tych w
łaśnie problemów poświęcona jest kolejna część tej książki.
Zmiana podstawowych regu
ł rządzących dyskusję
Podstawowe regu
ły tej prowadzonej od starożytności dyskusji – to znaczy sposoby zgłębiania i rozważania
problematyki zjawisk paranormalnych w przesz
łości – same stały się częścią problemu.
Nie mo
żemy pozwolić, by działo się tak dalej. Aby osiągnąć autentyczne postępy w zrozumieniu przeżyć z
pogranicza
śmierci, a także zaspokoić głód opinii publicznej pragnącej poznać w końcu prawdę o zjawiskach, które
wywieraj
ą tak wielki wpływ na kształtowanie się poglądów na temat sensu życia, należy odmiennie niż dotąd
spojrze
ć na odwieczny spór, jaki toczy się wokół zjawisk paranormalnych, a także wypracować nowy zestaw
rz
ądzących nimi podstawowych reguł.
Potrzebujemy nowego, cho
ć w gruncie rzeczy starego, sposobu myślenia, który, gdy w końcu rzucimy światło
lepszego zrozumienia na ca
łą sprawę, okaże się odpowiedni do badania najbardziej osobliwych i fascynujących
wymiarów ludzkiej
świadomości, które nazywamy zjawiskami paranormalnymi.
Od tego w
łaśnie miejsca zamierzamy rozpocząć. Najpierw przyjrzymy się dotychczas stosowanemu sposobowi
dyskutowania o tych sprawach, a nast
ępnie zaprezentujemy kilka nowych sposobów umożliwiających prowadzenie
dyskusji w przysz
łości.
Wszystko to b
ędzie dla nas rodzajem podróży, która – mam nadzieję – bardzo się państwu spodoba. I czy nie
by
łoby to interesujące, gdybyśmy na końcu owej podróży doszli do wniosku, że „zjawiska paranormalne” nie są
wcale takimi, jakimi si
ę wydają, i że relacje o przeżyciach z pogranicza śmierci nie są ani „czymś innym” ani „czymś
wi
ększym” niż normalne zjawiska, lecz że są one mimo wszystko czymś zupełnie normalnym?
Zdaj
ę sobie sprawę, że może to strasznie zmącić wodę w stawie, która wydawała się już coraz bardziej przejrzysta
– do czego ja także się przyczyniłem (choć całkowicie mimowolnie) myślę jednak, że nadszedł ku temu odpowiedni
moment. A wtedy zobaczymy, kto b
ędzie się śmiał ostatni.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-01.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:07 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 2
ZABAWA A ZJAWISKA PARANORMALNE
Aby rzeczywi
ście posunąć do przodu dyskusję na temat przeżyć z pogranicza śmierci, musimy, jak już
powiedzia
łem, zbadać obszerniejszy temat, obejmujący swoim zasięgiem zarówno wszelkiego rodzaju zjawiska
paranormalne, jak i wszelkie zjawiska uwa
żane za paranormalne – a więc także i to, co być może to państwa
zaskoczy
– stanowi dużą część tego, co nazywamy „rozrywką”.
Nast
ępnie musimy przyjrzeć się przeżyciom z pogranicza śmierci w nowym kontekście, jakiego dostarczą nam owe
szeroko zakrojone badania.
Dlatego w tym rozdziale zamierzamy, jak to si
ę może na pierwszy rzut oka wydawać, wykonać zwrot w lewo.
Zajmiemy si
ę dogłębnie tematami różnymi od przeżyć z pogranicza śmierci, by położyć fundamenty pod
zrozumienie tego, w jaki sposób stworzyli
śmy kolektywnie „tło akcji”, na którym się one rozgrywają – rodzaj
kulturowego zaplecza, które, kiedy si
ę je zrozumie, pomoże nam wyjaśnić, dlaczego wszystkie relacje w pierwszej
osobie, dotycz
ące przeżyć z pogranicza śmierci, są do siebie tak bardzo podobne.
Zbadamy szczegó
łowo związki między zabawą a zjawiskami paranormalnymi, biorąc pod uwagę wszystko; od
tabliczek ouija, przez ró
żdżkarstwo do wróżbiarstwa; od „emocji i zachowań związanych ze znanymi
osobowo
ściami” do zjawiska „channelingu”.
Przyjrzymy si
ę nawet stanowi obłędu jako czynnikowi związanemu ze zjawiskami paranormalnymi, a także ludzkiej
sk
łonności do przypisywania wszystkiemu cech paranormalnych – na przykład samogłodzeniu się, ogniowi czy
twierdzeniom na temat niepodlegania
śmierci. W końcu zbadamy przedmioty i narzędzia kojarzone ze zjawiskami
paranormalnymi, które odegra
ły tak znaczącą rolę w powstaniu naszej kulturowej opowieści – od dźwięków przez
zwierciad
ła do studni, do których wrzuca się pieniążek na szczęście, i labiryntów; od dziecięcych gier do różnego
rodzaju hobby.
I jak ju
ż państwa ostrzegałem, wszystko to może robić wrażenie, że zbaczamy z głównej drogi i dokonujemy
niepotrzebnego objazdu. Mimo to zapraszam pa
ństwa na tylne siedzenie i gwarantuję miłą podróż. Obiecuję, że
pó
źniej powrócimy do naszej dyskusji na temat przeżyć z pogranicza śmierci oraz pytania o istnienie życia po
śmierci. Najpierw jednak zamierzam stworzyć kontekst, w którego ramach dyskusja ta może toczyć się bardziej
owocnie. Wkrótce przekonaj
ą się państwo także, że w istocie wcale nie zbaczamy z drogi, lecz wciąż podążamy
przed siebie tym samym utartym szlakiem.
Nowe
„ reguły postępowania „
Tak wi
ęc zacznijmy od przyjrzenia się fundamentalnym regułom, o których mówiłem, że wymagają zmiany, jeśli
mamy efektywnie zajmowa
ć się starymi problemami. Czym są owe fundamentalne reguły? No cóż, dyskusje na
temat zjawisk paranormalnych zawsze sprzyja
ły ożywionej wymianie przeciwstawnych opinii, w którą angażowali
si
ę ludzie o bardzo różnych temperamentach. Co ciekawe, spory te prawie zawsze przebiegają według pewnych
okre
ślonych parametrów, rozbieżności poglądów dotyczą zaś prawie zawsze tych samych spraw. Poza tym wydaje
si
ę, że od lat nie powiedziano niczego nowego na ten temat.
A
ż do chwili obecnej.
Zauwa
żyłem, że większość dyskusji oraz prawie wszystkie opublikowane materiały poświęcone temu zagadnieniu
stanowi
ą zazwyczaj odbicie jednego z trzech głównych punktów widzenia, trzech odrębnych szkół myślenia. Chodzi
tu o najcz
ęściej zajmowane stanowiska, owe „znane, choć nieodpowiednie, perspektywy”, o których mówiłem
wcze
śniej. Z kolei stosowanie „fundamentalnych reguł” prowadzi nieuchronnie do tego, że wszelkie dyskusje nad
zjawiskami paranormalnymi podpadaj
ą pod jedną z owych trzech kategorii.
Punkt widzenia parapsychologów
Pierwsz
ą kategorię tworzy szkoła myślowa „parapsychologów”. Są to ludzie uważający się za naukowców. Panuje
pogl
ąd, rozpowszechniony nawet wśród sceptyków, że aktywność czy też obszar badań zajmujący się
paranormalnymi zjawiskami, zdarzeniami czy zdolno
ściami, jest lub przynajmniej aspiruje do miana jednej z
dyscyplin naukowych.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (1 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Parapsycholodzy przyjmuj
ą (przynajmniej w zasadzie), że fakt istnienia takich zjawisk jak telepatia, psychokineza,
prekognicja czy
życie po śmierci, można wykazać za pomocą metod naukowych.
Zwolennicy tego punktu widzenia zrzeszaj
ą się w różnego rodzaju stowarzyszeniach parapsychologicznych.
Niektórzy z nich uzyskali nawet, po d
łuższych czy krótszych staraniach, członkostwo większych towarzystw
naukowych,
„legitymizując” w ten sposób swoją działalność.
Punkt widzenia sceptyków
Do drugiej kategorii nale
ży szkoła myślowa „sceptyków”, a więc tych, którzy głęboko wątpią w realność
domniemanych paranormalnych zdarze
ń, przeżyć czy umiejętności, uważając, iż są one bez wyjątku wynikiem
oszustwa, mistyfikacji, my
ślenia życzeniowego czy po prostu błędu. Oni także zrzeszają się w organizacje, takie jak
Commitee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal (Komitet do Spraw Naukowego Badania
Domniemanych Zjawisk Paranormalnych), który wydaje czasopismo
„Sceptical Inquirer” (Sceptyczny Badacz).
Punkt widzenia fundamentalistów
Trzeci
ą i ostatnią kategorią jest szkoła myślowa „fundamentalistów”. Są to ludzie, którzy wierzą, że wszystkie
zjawiska paranormalne s
ą dziełem diabła i aby to udowodnić, często posługują się wybranymi cytatami z Biblii.
Fundamentali
ści mówią nam, że świetlista istota, która wychodzi na spotkanie wielu osób, u których nastąpiło
ustanie akcji serca, a tak
że zjawy zmarłych widywane przez ich bliskich pogrążonych w smutku, to jedynie rodzaj
zakamuflowanej diabelskiej pokusy.
Pochodzenie owych trzech kategorii
Ka
żda z omówionych tu trzech perspektyw wywodzi się z bardzo odległych czasów; są one stałymi elementami
tocz
ącej się przynajmniej od dwóch tysiącleci debaty, w trakcie której wciąż nie udaje się niestety wypracować
żadnych ostatecznych wniosków.
Któ
ż jednak zaprzeczy, że nie zanotowano niejakich sukcesów? Cała debata toczy się nadal, jej koła zaś obracają
si
ę bez końca na osiach wyznaczonych przez trzy główne szkoły, o których mówiłem powyżej, co daje niewątpliwie
z
łudzenie ruchu. W rzeczywistości nie chodzi tu jednak o żaden znaczący postęp. Zresztą dobrze wiadomo,
dlaczego tak si
ę dzieje.
Nikt nie chce post
ępu, nikt nie chce rozwiązania
Do tej pory problemy zwi
ązane z toczącą się od lat debatą na temat zjawisk paranormalnych nie zostały
rozwi
ązane, ponieważ w istocie tylko bardzo niewielu ludzi rzeczywiście tego pragnie. Odpowiedzi pojawiają się z
rzadka i sporadycznie, poniewa
ż tylko bardzo niewielu ludzi pragnie je poznać.
Problem dotycz
ący odpowiedzi polega na tym, że eliminują one wątpliwości – a przecież to właśnie wszelkiego
rodzaju w
ątpliwości związane ze zjawiskami paranormalnymi tak bardzo nas intrygują. Fascynuje nas to, czego nie
wiemy.
Jest to powód, dla którego tak wiele kontrowersji jest nierozwi
ązywalnych. Jak na ironię impasu nie powoduje to, co
dzieli, lecz to, co
łączy. Spór wydłuża się w nieskończoność z powodu podzielanych przez wszystkich, nie
wyra
żonych motywacji i nie sprawdzonych założeń, na które, przynajmniej po cichu, godzą się wszystkie strony.
W kwestii tego, czy zjawiska paranormalne s
ą rzeczywiste, czy nie, przedstawiciele owych trzech szkół myślowych
reprezentuj
ą w istocie zbieżne podejście, dzięki czemu cała debata toczy się nadal, podejście to zaś, jak na ironię,
wynika z ich w
łasnej fascynacji zjawiskami paranormalnymi – są oni nimi całkowicie pochłonięci i zaabsorbowani.
Jednoznaczne rozwi
ązanie którejś z wątpliwych kwestii mogłoby oznaczać koniec dyskusji, a przecież nikt z jej
uczestników tak naprawd
ę tego nie chce.
Powód wydaje si
ę oczywisty przynajmniej w przypadku zawodowych parapsychologów – przedstawicieli pierwszej z
omawianych przez nas frakcji
– którzy ze zjawisk paranormalnych uczynili główny obiekt swojej pracy badawczej.
Jednak zorganizowani pseudosceptycy
– przedstawiciele drugiej frakcji – także upodobali sobie ten temat. Piszą
oni artyku
ły, uczestniczą w spotkaniach, prowadzą badania terenowe i otwarcie przyznają, że to ich pasjonuje.
Nawet zagorzali fundamentali
ści z frakcji numer trzy zdają się odczuwać wyraźną przyjemność, ujawniając
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (2 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
obecno
ść demona w każdym śnie czy Szatana podczas każdego seansu spirytystycznego, a także Antychrysta
ukrywaj
ącego się za każdą zjawą.
Sprawy, o których tu mówimy, wywieraj
ą na każdym wielkie wrażenie, przedstawiciele zaś owych trzech ugrupowań
nie s
ą jedynymi ludźmi pozostającymi pod ogromnym, nieodpartym urokiem zjawisk paranormalnych. W rzeczy
samej tego rodzaju fenomeny poci
ągają większość z nas. Zjawiska paranormalne niczym języki ognia tańczą
kusz
ąco przed oczami naszej nieświadomości zbiorowej, my sami zaś stoimy osłupiali w obliczu tajemnicy, zdjęci
nabo
żnym lękiem przed jej wspaniałością, a także, w momentach szczególnej grozy, przerażeni jej potęgą. Nawet
ci, którzy mówi
ą, że boją się zjawisk paranormalnych, są nimi do pewnego stopnia zafascynowani.
Dlaczego zjawiska paranormalne tak poci
ągają?
Co stanowi podstaw
ę owej przyciągającej siły? Dlaczego tak się dzieje i jak do tego dochodzi, że tak wielu spośród
nas zachwyca si
ę i pasjonuje zjawiskami paranormalnymi oraz tak łatwo ulega ich urokowi? Jaka jest w istocie
natura ludzkiej fascynacji zjawiskami paranormalnymi? Nie b
ędziemy mogli rozstrzygnąć żadnej z kwestii
dotycz
ących wagi przeżyć z pogranicza śmierci jako dowodów na istnienie życia po śmierci, jeśli najpierw nie
odpowiemy na powy
ższe pytania, jako że kiedy poznamy na nie odpowiedzi, wtedy zaczniemy rozumieć zjawiska
paranormalne jako takie. Zaczniemy rozumie
ć szeroki aspekt ludzkiego zachowania, z którym zjawiska
paranormalne s
ą najbliżej spokrewnione. Zaczniemy rozumieć powiązania; związki, które pozwolą nam dostrzec w
tym wszystkim sens. Zaczniemy zestawia
ć ze sobą poszczególne elementy w sposób, w jaki nie robiono tego nigdy
dot
ąd. A wtedy zagadka zjawisk paranormalnych sama zacznie się rozwiązywać. Tajemnica zacznie się wyświetlać.
A my b
ędziemy mogli stworzyć nowy kontekst, w którego ramach rozpatrzymy główny temat naszych badań:
prze
życia z pogranicza śmierci i życie po śmierci.
Zjawiska paranormalne jako
„ rozrywka „
A oto moja hipoteza. Na pocz
ątku może się ona wydać państwu trudna do przyjęcia, proszę jednak o cierpliwość.
Prosz
ę dać mi trochę czasu, a myślę, że uda mi się państwa w końcu przekonać. A jeśli nie, to może przynajmniej
zainauguruj
ę nowy etap w dyskusji. No to zaczynamy.
S
ądzę, że zjawiska paranormalne zachwycają nas, ponieważ stanowią dla nas rodzaj rozrywki.
Stwierdzenie to mo
że wydawać się państwu oczywiste, uważam jednak, że związek między rozrywką a zjawiskami
paranormalnymi jest cz
ęsto przeoczany, oraz że implikacje owego związku nie są tak oczywiste, jak się na pozór
wydaje. Z pewno
ścią zaś dotychczas zajmowano się nimi rzadko.
Stopniowo u
świadamiałem sobie fakt, że rozrywka, humor, zabawa oraz zjawiska paranormalne są ze sobą w
dziwny sposób
ściśle splecione. I twierdzę, że to właśnie ów splot przyczynił się do powstania kontekstu, w którego
ramach zawsze rozpatrywali
śmy zjawiska paranormalne, ostatnio zaś rozpatrujemy przeżycia z pogranicza śmierci.
Moim zdaniem to w
łaśnie ów współczynnik rozrywki, jak go nazywam, przyczynił się do stworzenia naszego tła akcji
dla
życia po śmierci. Proszę jednak pamiętać, że fakt ten nie podważa automatycznie wagi i znaczenia relacji na
temat
życia po śmierci. Mimo wszystko jest jak najbardziej możliwe, że w jakiś sposób udało nam się natrafić na
ślad wielkiej, uniwersalnej prawdy. Dlatego ważne jest a nawet jeszcze ważniejsze, jeśli tak właśnie rzeczy się mają
żebyśmy wiedzieli wszystko, co tylko możliwe, o tym, co sprawiło, że natrafiliśmy na ślad owej prawdy.
Poszukiwanie cech wspólnych
Wszystkie trzy elementy
– rozrywka, humor, zabawa – mają jedną wyróżniającą je wspólną cechę z tym, co
nazywamy zjawiskami paranormalnymi. Ka
żdy z nich definiowany jest poprzez kontrast z tym, co określamy
mianem rzeczywisto
ści dnia codziennego, podobnie jak zjawiska paranormalne. Wszystkie one rzucają wyzwanie i
poszerzaj
ą nasze pojęcie rzeczywistości, granic umysłu oraz natury świadomości zupełnie tak samo, jak ma się
sprawa w przypadku zjawisk paranormalnych.
Przyjrzyjmy si
ę teraz nieco bliżej owym ideom.
Dla ogromnej wi
ększości tych, którzy się tym parają, badanie zjawisk paranormalnych jest, podobnie jak rozrywka i
zabawa, dzia
łalnością wykonywaną dla przyjemności w chwilach wolnych. Rzesze entuzjastów reprezentujących
najrozmaitsze zawody nale
żą do klubów i innych organizacji zajmujących się tropieniem zjawisk paranormalnych.
W badaniu zjawisk paranormalnych wa
żną rolę odgrywają różnego rodzaju techniki służące poznawaniu ukrytej
wiedzy, kilka za
ś form „wróżenia” ma wyraźnie charakter gier towarzyskich. Dobrym przykładem są tu tabliczki
ouija, stoliki pukaj
ące, tarot czy runy.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (3 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
W tarocie u
żywa się kart podobnych do tych stosowanych do gry w durnia czy pokera, natomiast wróżby runiczne
uk
łada się z kostek przypominających żetony do gier takich jak monopol czy scrabble. Z kolei tabliczki ouija
sprzedawane s
ą w sklepach z zabawkami. Właściciel firmy produkującej te tabliczki, a także inne związane z nimi
gad
żety, był podobno wielce zdumiony, gdy ludzie zaczęli poważnie traktować jego wynalazek. Zszedł z tego
świata głosząc wszem i wobec, że jest to tylko gra, nic więcej.
Poszukiwanie wody za pomoc
ą różdżki ma w sobie także elementy gry – z wyjątkiem sytuacji, gdy dokonuje się
tego na pustyni lub jest si
ę gotowym wydać tysiące dolarów na wykopanie studni na swojej posesji.
Salony wró
żek można spotkać w wesołych miasteczkach, na nadmorskich promenadach, a także szkolnych
festynach. Wiele gazet drukuje horoskopy obok krótkich, humorystycznych historyjek obrazkowych. (Powa
żne
dzienniki takie jak
„New York Times” nie stosują podobnych praktyk).
Zwi
ązki ujawniają się nawet w prawie
Nasze prawo zwyczajowe jest prawdziw
ą skarbnicą praktycznej mądrości; opiera się ono na nagromadzonych
przez wieki przez znaj
ących się na rzeczy prawników i powszechnie akceptowanych regułach. Ściśle mówiąc,
tradycja prawnicza ukazuje to, co do
świadczeni prawnicy-decydenci postanowili, często w niesprzyjających
okoliczno
ściach, w kwestii szerokiego wachlarza gorąco dyskutowanych i trudnych przypadków. W efekcie prawo
odzwierciedla opinie praktycznych osób maj
ących odpowiednią wiedzę i doświadczenie. A co prawo zwyczajowe
ma nam do powiedzenia w sprawie zjawisk paranormalnych?
Zgadli pa
ństwo. Przy wielu okazjach prawo zalicza zjawiska paranormalne do kategorii rozrywki. W niektórych
okr
ęgach sądowych wróżbiarzy, astrologów i media zalicza się, w związku z wydawaniem licencji na prowadzenie
dzia
łalności, do grona pracowników estradowych.
Dom nawiedzony przez duchy stanowi wi
ęc jedną z atrakcji wesołego miasteczka, niektóre zaś zjawiska
paranormalne da
ły nawet asumpt do powstania świąt, na przykład Halloween. W całych Stanach Zjednoczonych
tak zwane jarmarki cudów (psychic fairs) s
ą popularnymi miejscami rozrywki podczas weekendów.
Tak bardzo modne obecnie regresje w przesz
łe życia natychmiast przywodzą na myśl dokonania autorów powieści
historycznych i zmuszaj
ą do zastanowienia nad tym, jakich związków można by się doszukać między tą tajemniczą
form
ą paranormalnej przygody a popularną, służącą rozrywce fikcją literacką.
Aktorzy odtwarzaj
ą postacie z dawnych epok na scenie i w filmie. Podróże mentalne wstecz do poprzednich
żywotów zdają się mieć z tym wiele wspólnego, z tym że w tym wypadku wszystko rozgrywa się w umyśle,
natomiast funkcje scenarzysty, producenta, re
żysera, aktora, publiczności i scenografa rozkładają się między
poddawan
ą regresji osobę, która w sposób paranormalny podróżuje w czasie, a poddającego ją regresji w
poprzednie
życia terapeutę.
Opowie
ści o duchach, relacje na temat telepatycznego komunikowania się między przyjaciółmi oraz doniesienia 0
ostrze
żeniach dotyczących przyszłości należą do głównych aspektów badań zjawisk paranormalnych. Biorąc
powy
ższe pod uwagę, należy stwierdzić, że zagadnienia te stanowią także element badania folkloru, jedną zaś z
oczywistych funkcji folkloru jest zabawianie i dostarczanie rozrywki.
Zdarzenia paranormalne w sposób naturalny manifestuj
ą się w formie dramatycznej. Często obserwuje się także, iż
specyficzne cechy osobowo
ści dobrego aktora lub aktorki, które są im przydatne na scenie, predestynują ich także
do tego, by by
ć dobrymi mediami.
Uwzgl
ędniając możliwość oszustwa, większość badaczy zjawisk paranormalnych zakłada, że do sprawdzania
relacji na temat wyst
ępowania domniemanych zjawisk paranormalnych najlepiej nadają się zawodowi magicy;
eksperci w sprawach iluzji i sztuczek. A przecie
ż magicy to artyści estradowi.
Znane osobisto
ści a zjawiska paranormalne: związki poszerzone
Zwi
ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką stają się tym bardziej oczywiste, im dokładniej się im
przygl
ądamy. Status, jaki mają we współczesnym świecie znane osoby z przemysłu rozrywkowego, odpowiada
pozycji zajmowanej w staro
żytnym świecie przez istoty nadnaturalne – na przykład duchy. Sławne postacie show-
biznesu
– Rudolph Valentino, James Dean, Marilyn Monroe czy Elvis Presley – stały się obiektami kultowego wręcz
uwielbienia. Najpopularniejsi aktorzy i aktorki nazywani s
ą nawet „gwiazdami”, co jest być może nie całkiem
przypadkow
ą metaforą, mającą na celu zwrócenie uwagi na to, że istoty te pochodzą z wysoka, z niebiańskiej
krainy. Okazuje si
ę więc, że posługujemy się dziś, nie do końca świadomie, słowami, które mają prastare konotacje
astrologiczne.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (4 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Fenomen polegaj
ący na interesowaniu się i dyskutowaniu o życiu znanych ludzi ma zapewne związek z tym, że
wspó
łcześnie ludzie spędzają znaczną część życia na jawie na oglądaniu obrazów i słuchaniu informacji
przekazywanych przez media. Znane osobisto
ści – jako że mogą się nam one ukazywać „osobiście” – których
to
żsamość społeczeństwo niejako przywłaszcza sobie i wykorzystuje do celów symbolicznych, stanowią rodzaj
po
średniego ogniwa między światem prezentowanym w mediach a naszym życiem codziennym. Stąd sławni ludzie
pe
łnią funkcję pośredników, którzy upewniają nas, na poziomie podświadomości, o „realności” elektronicznego
wymiaru
świata, w którym to wymiarze my także, jak się wydaje, żyjemy coraz częściej.
Poniewa
ż znane osobistości są w stanie poruszać się tam i z powrotem między zmieniającymi się
rzeczywisto
ściami, pojęcie gwiazdy wydaje się mieć w sobie nieco pierwiastka paranormalnego. Podobnie jak
zjawiska paranormalne, znane osobisto
ści bardzo zyskują w kontekście śmierci. Mając wyjątkową pozycję w
hierarchii spo
łecznej, supergwiazdy nie mogą zwyczajnie odejść z tego świata. Zdarza się, że z jedną z tych na
wpó
ł fantastycznych istot utrzymuje wyimaginowane związki miliony zwykłych ludzi. Gdy supergwiazda umiera,
sztuczne zwi
ązki, jakie wykształciły się między jej fanami a nią samą, mogą doprowadzić do powstania
zdumiewaj
ących zaburzeń w przebiegu procesu żałoby po zmarłym.
Najbardziej znanym przyk
ładem z ostatnich lat jest epizod, który wydarzył się po śmierci króla rock'n'rolla Elvisa
Presleya w 1977 roku. Na wie
ść o tej tragedii pośród jego co bardziej naiwnych fanów zaczęły krążyć najbardziej
fantastyczne plotki. Niektórzy wierzyli,
że Elvis sam zaaranżował własną śmierć, urządził fałszywy pogrzeb z
udzia
łem członków swojej rodziny, którzy opłakiwali go w przekonujący sposób, udając smutek. Najważniejszym
elementem owego nag
łośnionego wydarzenia, jak mówiono, była kukła przedstawiająca Elvisa umieszczona
zamiast niego samego w trumnie. Zwolennicy tej wersji wypadków twierdzili,
że ich bohater odleciał potajemnie na
Hawaje, do kraju le
żącego daleko na zachodzie, by wieść tam dalsze życie z dala od przytłaczającej go
popularno
ści.
Po pewnym czasie przez ca
łe Stany Zjednoczone przetoczyła się fala doniesień pochodzących od osób, które
utrzymywa
ły, że spotkały Elvisa. Wielu jego fanów doświadczyło czegoś, co ich zdaniem było paranormalnym
kontaktem z Elvisem przebywaj
ącym na tamtym świecie. Dziś, ponad dwadzieścia lat później [W momencie, gdy
pisa
ł to Autor.], nadal pewien procent mieszkańców Ameryki wierzy, że piosenkarz nie umarł, lecz nadal żyje i
ukrywa si
ę przed światem.
Rzeczywisto
ść jako mieszanka naszych emocji i zachowań
Emocje i zachowania zwi
ązane ze znanymi osobistościami od dawna mieszają się z emocjami i zachowaniami
zwi
ązanymi ze zjawiskami paranormalnymi. I żeby państwo nie sądzili, że Elvis był pierwszym muzykiem, który miał
jakoby ukazywa
ć się po śmierci swoim fanom, proszę pozwolić mi przytoczyć dowody, które temu przeczą.
Staro
żytny grecki historyk Herodot (4901.25 p.n.e.) opisał eskapady pewnego cieszącego się sławą „artysty”, który
wykorzystuj
ąc prawdopodobnie kuglarskie sztuczki upozorował swoją własną śmierć, a następnie kilkakrotnie
pojawi
ł się, udając zjawę:
Aristeas, syn Kaystrobiosa z Prokonnezu [Wyspa na Propontydzie, dzisiejszym Morzu Marmara (przyp.
t
łum.).], poeta epiczny, opowiada, że natchniony przez Apollona przybył do Issedonów iże za Issedonami
mieszkali Arimaspowie, m
ężowie o jednym oku; za tymi pilnujące złota gryfy, a za tymi Hiperborejczycy,
którzy si
ęgają aż do morza.
Teraz wspomn
ę, co o nim słyszałem z opowiadania na Prokonnezie i w Kyzikos. Oto Aristeas, jak mówią,
który
żadnemu ze swoich współziomków nie ustępował w zacności rodu, wszedł raz na Prokonnezie do
wa
łkowni i tam umarł; folusznik warsztat swój zamknął i wyszedł, aby o tym donieść krewnym zmarłego.
Kiedy wiadomo
ść o śmierci Aristeasa rozeszła się po mieście, zaprzeczył jej pewien obywatel kyzikeński,
który przyby
ł z miasta Artaki i twierdził, że spotkał się z nim na drodze do Kyzikos i rozmawiał. Ten więc
uparcie trwa
ł w swoim sprzeciwie, a tymczasem krewni zmarłego zjawili się w wałkowni, zaopatrzeni w
potrzebne rzeczy, aby go pochowa
ć. Gdy jednak otwarto warsztat, nie było widać ani zmarłego, ani żywego
Aristeasa. Dopiero w siedem lat pó
źniej zjawił się on na Prokonnezie i ułożył ów poemat, który Hellenowie
dzi
ś nazywają arimaspejskim; a skoro go ułożył, zniknął po raz drugi.
Tak wi
ęc opowiada się w owych miastach. Następująca zaś rzecz, jak wiem, zdarzyła się Metapontynom w
Italii w dwie
ście czterdzieści lat po drugim zniknięciu Aristeasa, o czym przekonałem się, zestawiając z
sob
ą opowieści Prokonnezu i Metapontu. Metapontyni twierdzą, że sam Aristeas zjawił się w ich kraju i
rozkaza
ł im wznieść ołtarz dla Apollona, a obok niego ustawić posąg, noszący nazwę Ariseasa z
Prokonnezu; powiedzia
ł bowiem, że Apollo przybył do ich kraju jako jedynych spośród Italiotów, a on, który
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (5 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
teraz jest Aristeasem, towarzyszy
ł mu; wówczas jednak, gdy towarzyszył bogu, był krukiem. A skoro to
powiedzia
ł zniknął. Oni sami, mówią Metapontyni, posłali do Delf i zapytali boga, co oznacza ta zjawa. Pitia
za
ś kazała im słuchać zjawy, bo lepiej na tym wyjdą. Oni więc przyjęli tę odpowiedź i spełnili polecenie. I
jeszcze dzi
ś stoi posąg, noszący imię Aristeasa, obok samego ołtarza Apollona, a dokoła niego znajdują się
drzewa wawrzynowe; o
łtarz zaś wzniesiony jest na rynku [Herodot, Dzieje, tłum. Seweryn Hammer,
Czytelnik, Warszawa 1959, t. 1. s. 278-279.].
Aristeas by
ł widziany martwy, następnie ktoś miał go spotkać żywego, potem zaś odkryto, że ona sam – lub też
jego cia
ło – zniknęło. Czy była to śmierć, czy też tajemnicze zniknięcie? A może jedno i drugie? Ponieważ folusznik
wychodz
ąc zamknął warsztat, w całej sprawie pojawia się także element magicznej ucieczki a la Houdini.
Odej
ście Aristeasa było bardzo zagadkowe; wywołało wielkie zdumienie i zamieszanie. Następnie, znajdując się w
transie lub jakim
ś innym, odmiennym stanie świadomości, Aristeas wyruszył w daleką podróż do krain leżących
poza granicami znanego
świata i zamieszkanych przez dziwaczne istoty. Sprawozdanie z tej niezwykłej, „odlotowej”
wyprawy opisa
ł następnie w swoim poemacie.
Siedem lat pó
źniej, kiedy zjawił się ponownie, został zapewne uznany za osobę, której przysługiwał specyficzny
spo
łeczny status deuteropotmosa, czyli „po dwakroć skazanego na zgubę”. Do tej kategorii społecznej zaliczano
ludzi, którzy zbyt daleko zapu
ścili się na tamten świat, by zostać ponownie dopuszczonymi do świata żywych.
Mianem deuteropotmosa okre
ślano także osobę, która została uznana za zmarłą za granicą, a następnie powróciła
do swojej ojczyzny. Takim ludziom zabraniano kontaktów z innymi, nie wolno im by
ło także przebywać w
świątyniach.
Wyst
ęp Aristeasa został znakomicie wykoncypowany, nawet jeśli doszło do tego jedynie w nieświadomości lub
pod
świadomości jemu współczesnych. Aristeas wykorzystał zręcznie techniki z pogranicza dramatu i sztuki
teatralnej. Znikaj
ąc po raz drugi z Prokonnezu stworzył legendę o samym sobie, która pomogła przyspieszyć jego
ponowne pojawienie si
ę jako zjawy. Za życia Aristeas uruchomił proces, który dwieście czterdzieści lat później
potwierdzi
ł i utrwalił jego reputację jako człowieka będącego w stanie przekraczać tam i z powrotem granicę
dziel
ącą ten świat od tamtego.
O co w tym wszystkim naprawd
ę chodzi
Dzi
ś luminarze przemysłu rozrywkowego nadal odgrywają główną rolę w kształtowaniu opinii publicznej na temat
zjawisk paranormalnych. Fani zjawisk paranormalnych bez wahania czyni
ą ze znanych osobistości, szczególnie
s
łynnych artystów, namaszczone autorytety w tej dziedzinie.
W latach osiemdziesi
ątych XX wieku pewna utalentowana, mająca dar wymowy aktorka komediowa przyznała się
publicznie do tego,
że miała przeżycia o charakterze nadprzyrodzonym, po czym niebawem stała się szanowaną
rzeczniczk
ą wypowiadającą się w kwestii zjawisk paranormalnych. Jej nazwisko przyczyniło się niewątpliwie do
wzrostu zainteresowania opinii publicznej tego rodzaju fenomenami. Fani aktorki zostali wystawieni na ci
ężką
prób
ę, lecz uwierzyli, że jej przeżycia były prawdziwe, ponieważ chcieli, aby tak było – i tu właśnie dochodzimy do
sedna sprawy.
Chodzi o implikacje
– efekt uboczny, jeśli państwo wolą związków między rozrywką a zjawiskami paranormalnymi,
które, jak mówi
łem, zostały jak dotąd tylko w bardzo niewielkim stopniu poważnie zbadane.
Czy to mo
żliwe, że mamy tutaj do czynienia ze związkiem przyczynowo-skutkowym? Czy sami tworzymy to, co
nazywamy zjawiskami paranormalnymi, poniewa
ż odczuwamy taką potrzebę?
„Naukowi sceptycy” zaśmiewają się w kułak i kpią z tego, że sławnym osobistościom przydaje się status
„ekspertów” od zjawisk paranormalnych i że logika ich wywodów jest mocno wątpliwa. Następnie jednak, co
zastanawiaj
ące, ci sami demaskatorzy wykonują w tył zwrot i powołują się na wypowiedzi innych znanych
osobisto
ści, by uprawomocnić swoje własne twierdzenia. Stowarzyszenie owych pseudosceptyków wymienia na
li
ście swoich członków na honorowym miejscu zarezerwowanym dla wątpiących słynnych osobistości nazwisko
pewnego s
ławnego muzyka i komika telewizyjnego. Jak widać, nawet pseudosceptycy zdają sobie jasno sprawę z
tego, jak wielk
ą rolę w świecie zjawisk paranormalnych odgrywa czynnik popularności.
Zreszt
ą mamy tu do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym, co sprawia, że poważni badacze zjawisk paranormalnych
staj
ą się znanymi osobistościami tylko dlatego, że w oczach opinii publicznej kojarzeni są z tym właśnie tematem.
(Niestety sam mog
ę o tym zaświadczyć).
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (6 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Nasze badania
„tła akcji” zwiększają swój Zasięg
Nie mo
żna przeprowadzić rzetelnych i gruntownych badań zjawisk paranormalnych oraz życia po śmierci, nim nie
przeanalizuje si
ę kwestii, w jaki sposób zachowania i emocje związane ze znanymi osobistościami przyczyniają się
do kszta
łtowania obrazu obu tych fenomenów w oczach opinii publicznej, a także określenia, kim są eksperci
zajmuj
ący się kwestią zjawisk nadprzyrodzonych. Wszystko to jest integralną częścią naszego „tła akcji”.
Sprawa, o której mowa, jest bardzo aktualna, poniewa
ż zjawiska paranormalne są jednym z najczęstszych tematów
dyskutowanych w trakcie ró
żnego rodzaju talk shows, które są głównym forum publicznym, na którym można dziś
zapozna
ć się z opiniami „ekspertów”. Ci ostatni mają oczywiście mnóstwo do powiedzenia na ten temat,
publiczno
ść zaś wierzy im we wszystko, co mówią.
Nie przesadz
ę, jeśli powiem, że pełni zachwytu naiwni widzowie traktują znanych „ekspertów” wypowiadających się
w kwestii zjawisk paranormalnych jak s
łynne osobistości, a więc podobnie jak sławnych artystów, a nie w sposób, w
jaki zwyk
ło się traktować ekspertów zajmujących się bardziej konwencjonalnymi dziedzinami wiedzy i nauki. Fani
prosz
ą nas nawet o autografy!
Tymczasem ci sami mili ludzie reaguj
ą na znanych ekspertów, którzy są sceptycznie nastawieni do kwestii zjawisk
paranormalnych, niczym na gro
źnych łobuzów, szydząc z nich i wygwizdując, o czym mogło przekonać się na
w
łasnej skórze wielu zawodowych sceptyków. My mądrzy, pozytywnie nastawieni do zjawisk paranormalnych
„eksperci” rozumiemy jednak, jak muszą czuć się w takich sytuacjach sceptycy, ponieważ sami jesteśmy
wyszydzani i wygwizdywani przez fundamentalistycznie nastawionych znawców okultyzmu, którzy zarzucaj
ą nam,
że jesteśmy „agentami Szatana” oraz uważają nas za arcyłotrów odtwarzających główne role w demonicznych,
przera
żających melodramatach rozgrywających się głęboko w ich umysłach.
Chocia
ż początkowo nazywano nas „ekspertami na tym polu”, zapewne z powodu naszych zawodowych kwalifikacji
w dziedzinach takich jak medycyna czy psychologia, w rzeczy samej wielu z nas nieustannie podró
żuje z miasta do
miasta i z hotelu do hotelu, bior
ąc udział w spotkaniach z publicznością, a więc postępując dokładnie tak jak artyści
estradowi, a nie jak konwencjonalni lekarze czy psychologowie. Zachowujemy si
ę więc jak znane osobistości, jakimi
stali
śmy się w oczach opinii publicznej.
Zwi
ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką: czy to przesada?
Czy przeceniam zwi
ązki między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką, a także fakt, że od bardzo dawna są one
dla wielu z nas prawie jednym i tym samym? Nie s
ądzę. Znane są przypadki wielu osób, których życie daje się
łatwo zaklasyfikować zarówno do historii zjawisk paranormalnych, jak i historii przemysłu rozrywkowego. Jednym z
moich ulubionych przyk
ładów jest wspaniała Lulu Hurst, która zyskała sławę jako Georgia Magnet.
Latem 1883 roku, gdy Lulu mia
ła piętnaście lat, w jej rodzinnym domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy, będące
wynikiem, jak wszystko na to wskazywa
ło, działalności tak zwanego ducha stukającego (poltergeista). Naczynia
lata
ły w powietrzu i rozbijały się, przedmioty spadały na podłogę z niewiadomego powodu, słychać było dziwne
odg
łosy. Lulu nazwała swoją moc „wielkim nieznanym” i wkrótce zaczęła zadziwiać swoimi występami publiczność
w Atlancie, Chicago i Nowym Jorku.
Potrafi
ła bez żadnego wysiłku przesuwać po scenie kilka silnych osób naraz pomimo ich fizycznego oporu. Osoby
te zachowywa
ły się niczym sparaliżowane jakąś magiczną siłą. Był to zdumiewający pokaz, lecz po kilku latach
podró
żowania po kraju z występami Lulu oświadczyła, że jej dokonania były wynikiem stosowania trików.
Twvierdz
ąc, że jest zaniepokojona zabobonnym niedowiarstwem swojej publiczności, po pewnym czasie wycofała
si
ę zupełnie. Dziś jednak jej nazwisko pojawia się czasami w książkach na temat zjawisk paranormalnych, w
których wysuwa si
ę sugestie, że dysponowała ona tajemniczą (i rzeczywistą) mocą.
Życie Lulu mogłoby świadczyć w przekonujący sposób o istnieniu bardzo realnych związków między zjawiskami
paranormalnymi a rozrywk
ą. To, co początkowo uznawano za działalność ducha stukającego, szybko przekształciło
si
ę w występ estradowy, to zaś, co ostatecznie okazało się jedynie rodzajem show, zostało po latach ponownie
uznane za zjawisko paranormalne.
Wielu spo
śród znanych artystów estradowych – na przykład Harry Houdini – mogłoby z łatwością przekonać swoją
publiczno
ść, że prezentowane przez nich dokonania nie są wynikiem ich wyjątkowych umiejętności, lecz działaniem
czynników nadprzyrodzonych. Efekt sprz
ężenia zwrotnego także i tu daje o sobie znać, przyczyniając się do
podnoszenia jednego z najcz
ęściej słyszanych zarzutów dotyczących tego, co może być przejawem jakiegoś
prawdziwie paranormalnego zjawiska a mianowicie,
że jest to „jedynie” rozrywka. Niedawne kontrowersje wokół
osoby Uri Gellera s
ą tego dobrym przykładem.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (7 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Zamieszanie wokó
ł tego wszystkiego prowadzi do postawienia całej sprawy na głowie: Houdini – uznawany mimo
wszystko jedynie za znakomitego kuglarza
– uchodzi za człowieka obdarzonego nadprzyrodzonymi zdolnościami,
podczas gdy Geller który zdaniem wielu badaczy rzeczywi
ście ma moce paranormalne – nazywany jest
sztukmistrzem. Nasza sk
łonność do tego rodzaju zamiany miejsc i mieszania pojęć nie jest, jak już mówiłem, czymś
znanym dopiero od niedawna, lecz bardzo starym.
Gdy przemys
ł rozrywkowy wyłaniał się z mroków prehistorii, już był ściśle związany ze zjawiskami paranormalnymi.
Ju
ż nawet w starożytnej Grecji
Rozrywka nigdy nie zale
żała wyłącznie od wykonawców, lecz także od kreatywnych dostarczycieli tekstów.
Nieustanny dop
ływ nowych materiałów niezbędny jest do tego, by zabawiać łatwo nudzącą się publikę. Od
najdawniejszych czasów poeci i dramaturgowie utrzymywali,
że ich talent pochodzi z jakiegoś niezależnego,
duchowego
źródła. Wierzyli w to także widzowie.
Wed
ług starożytnych Greków personifikacją twórczego natchnienia były Muzy, duchy płci żeńskiej, których rad
zasi
ęgano w ich świątyniach zwanych musejonami. Stąd też wywodzą się wczesne związki rozrywki ze zjawiskami
paranormalnymi.
Czasami kto
ś otrzymuje dar tworzenia w wyniku paranormalnego przeżycia. Dzieła starożytnego greckiego poety
Hezjoda nale
żą do najstarszych zachowanych do naszych czasów pisemnych reliktów tradycji literackiej Zachodu.
Hezjod zaj
ął się poezją, ponieważ tak właśnie poleciły mu uczynić Muzy. Pewnego dnia, pasąc owce na górze
Helikon, Hezjod ujrza
ł Muzy tańczące wokół źródła. „Wiemy, jak głosić kłamstwa liczne, do prawdy podobne, wiemy
te
ż, gdy zechcemy, jak rzeczy prawdziwe obwieszczać” [Hezjod, Narodziny bogów, tłum. J. Łanowski, Warszawa
1999.]
– zaśpiewały Muzy pasterzowi. Po tym wizyjnym doświadczeniu Hezjod poświęcił resztę życia na układanie
poematów i pie
śni.
W dziele, uwa
żanym przez niektórych za najstarszą historię Anglii, czcigodny Beda (Baeda Venerabilis, 673-735)
zanotowa
ł opowieść o człowieku, który z dnia na dzień, za sprawą tajemniczych nadprzyrodzonych odwiedzin,
zamieni
ł się w wielkiego poetę i autora pieśni. Bohater tej opowieści, Kedmon (Caedmon), był bardzo nieśmiały, tak
i
ż podczas biesiad, gdy zgodnie ze zwyczajem każdy z jej uczestników śpiewał kolejno ku uciesze pozostałych,
zawsze znajdowa
ł jakąś wymówkę i wymykał się chyłkiem zawstydzony.
Pewnego wieczora, wymkn
ąwszy się z biesiady, Kedmon ułożył się do snu w oborze, ponieważ tej właśnie nocy
przypada
ła jego kolej w pilnowaniu bydła. Gdy spał, miał wizję, w trakcie której ujrzał w ciemnościach stojącego
obok siebie cz
łowieka, który przemówił do niego: „Zaśpiewaj mi, Kedmonie”. Kedmon odparł, że nie potrafi śpiewać
i dlatego w
łaśnie wcześniej wyszedł z biesiady. Nieznajomy jednak nalegał: „Mimo to zaśpiewaj mi. Zaśpiewaj o
pocz
ątkach świata”.
Ku zdumieniu Kedmona z jego ust pop
łynął melodyjny śpiew; były to pieśni, których nigdy dotąd nie słyszał. Gdy
przebudzi
ł się następnego dnia rano, wciąż miał swój nowy, cudowny talent. Resztę swoich dni Kedmon spędził na
komponowaniu, wykorzystuj
ąc swój nadprzyrodzony dar, a sława jego pieśni rozprzestrzeniła się szeroko po
świecie .
W rzeczy samej arty
ści i pisarze dosyć często przyznają, że mają dziwne uczucie, iż ich dzieła pochodną ze źródeł
znajduj
ących się poza nimi.
Co jest tym
źródłem? Oto odwieczne pytanie
Goethe utrzymywa
ł, że tylko jedno z jego dzieł (mianowicie druga część Fausta) zostało ułożone wyłącznie przez
niego samego. Dawa
ł do zrozumienia, że pozostałe z nich stworzył, będąc jedynie kanałem (channeling), przez
który przep
ływał strumień informacji pochodzący z duchowego źródła znajdującego się poza nim.
Wed
ług Richarda Bacha Mewa została podyktowana mu przez bezcielesny głos. Najnowszym (i zapewne
najbardziej interesuj
ącym) przykładem tego rodzaju twórczości jest trylogia Conversations with God [Richard Bach,
Mewa, t
łum. Radosław Zubek, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1995; Neale Donald Walsch, Rozmowy z Bogiem.
t
łum. Sławomir Studniarz, Limbus, Bydgoszcz 1998-2000 (4 tomy).], którą sprzedano w wielomilionowymnakładzie,
a przez ponad sto tygodni znajdowa
ła się na listach bestsellerów. Przetłumaczono ją na dwadzieścia cztery języki.
Jej autor, Neale Donald Walsch, mówi,
że materiał do jej napisania otrzymał bezpośrednio od Boga.
Wielu pisarzy twierdzi,
że miewa czasami dziwne uczucie, iż coś lub ktoś „naprowadza ich na właściwy trop” lub
udziela inspiracji w krytycznych momentach procesu twórczego. Tak wi
ęc grecka koncepcja mówiąca o zsyłaniu
natchnienia przez muzy, jak si
ę wydaje, jest zupełnie trafnym intuicyjnym wyjaśnieniem niektórych anomalii życia
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (8 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
wewn
ętrznego, jakie przydarzają się osobom oddającym się pracy twórczej.
Wspó
łczesna, zmodyfikowana wersja owej koncepcji umiejscawia ośrodek kontroli nad procesem twórczym w
samym pisarzu czy arty
ście, podczas gdy w starych, dobrych czasach sądzono, że nad dziełem geniuszu artysta
czy pisarz mia
ł tylko niewielką kontrolę lub nie miał jej wcale.
Tymczasem dzisiejsza definicja geniusza, jako osoby o wyj
ątkowo wysokim ilorazie inteligencji (IQ), wydaje się
ca
łkowicie bezduszna. W rezultacie odgrywająca ważną rolę w historii cała kategoria dziwnych i tajemniczych, lecz
dosy
ć powszechnych doświadczeń znanych wielu utalentowanym osobom, pozostaje całkowicie niezauważona
przez konwencjonaln
ą psychologię. Innymi słowy, ponieważ konwencjonalna psychologia przyjmuje współczesną,
cokolwiek bezduszn
ą definicję geniusza, prawdziwe źródło inspiracji, z którego korzystają twórcze jednostki, nigdy
nie zosta
ło dokładnie zbadane. Dlatego nadal ignoruje się możliwość istnienia związków między twórczością
utalentowanych artystów a zjawiskami paranormalnymi, o czym mówi
łem już wcześniej. A tak długo, jak będzie ona
ignorowana, panowa
ć będzie zamęt wokół tego, co nazywamy zjawiskami paranormalnymi oraz, analogicznie,
wokó
ł kwestii życia po śmierci.
Zamiarem tej ksi
ążki jest oczywiście uporządkowanie tych spraw.
A teraz pogr
ążmy ,się w „szaleństwie”
Zam
ęt, jaki panuje wokół określenia, co jest zjawiskiem paranormalnym a co rozrywką, pogłębia jeszcze fakt, że
spo
łeczeństwo uznało niektóre z zachowań występujących w tych obu kategoriach za przynależne do odrębnej,
trzeciej kategorii, a mianowicie szale
ństwa lub choroby psychicznej.
Pewne stany i zachowania uwa
żane pierwotnie za paranormalne zmieniły swój status i zaczęły być
wykorzystywane do celów rozrywkowych. Na przyk
ład zespół zachowań i sposób myślenia dotyczący jedzenia-
przede wszystkim obsesyjne my
ślenie i rozmawianie o jedzeniu, chroniczne samogłodzenie się, a także
perfekcjonizm i hiperaktywno
ść szczególnie u kobiet w wieku młodzieńczym – znany był kiedyś pod nazwą anorexia
mirabilis i uwa
żany za zjawisko nadprzyrodzone.
W XIV wieku Katrzyna z Sieny sta
ła się najbardziej znana spośród dużej liczby kobiet, które zdobyły reputację
świętych, włączając ów zespół zachowań do swoich religijnych praktyk. Katarzyna pozbawiała się jedzenia na
d
ługie okresy, pozostając mimo to osobą bardzo energiczną. W końcu dostąpiła kanonizacji, czyli zaliczenia w
poczet
świętych. Gdyby dziś poddano ją badaniom lekarskim, stwierdzono by u niej niewątpliwie chorobę
psychiczn
ą zwaną anorexia nervosa, na którą cierpią młode kobiety głodzące się w taki sam co ona sposób.
W drugiej po
łowie XIX wieku podobny lub identyczny zespół zachowań został skomercjalizowany przez tak zwane
Fasting Girls of Britain and America (Poszcz
ące Dziewczęta Brytanii i Ameryki). Przyciągały one wielkie tłumy,
g
łodząc się i wystawiając na widok publiczny. Domy, w których mieszkały te wycieńczone, przykute do łóżek
dziewcz
ęta, otaczała atmosfera karnawału. Widzowie, z których wielu przynosiło ze sobą rozmaite prezenty,
przybywali z bliska i daleka. Matka jednej z tych m
łodych kobiet sporządziła nawet dla swojej córki specjalny,
przypominaj
ący ubiór szamana, strój ozdobiony wstążkami oraz fantazyjne nakrycie głowy.
Ludzie
żyjący w epoce wiktoriańskiej lubili tego rodzaju rozrywki, nie byli jednak do końca pewni, czy Fasting Girls
maj
ą zdolności nadprzyrodzone, czy też nie. Tak więc owa dziwna moda na głodzenie się wywołała gorącą debatę
mi
ędzy zainteresowanymi nią badaczami o zacięciu parapsychologicznym a konserwatywnymi, naukowymi
demaskatorami.
„Funda-chrześcijańscy” kaznodzieje ze swojej strony ostrzegali przed wpływem demonów. I tak oto
przedstawiciele wszystkich naszych trzech kategorii dorzucili do ca
łej sprawy swoje trzy grosze.
Podobn
ą reakcję wywoływały różnego rodzaju anomalie genetyczne i deformacje. W starożytności bliźnięta
syjamskie, osoby o zbyt du
żej lub zbyt małej liczbie członków, a także takie, które miały jakieś widoczne wady
rozwojowe, uwa
żane były za nadnaturalnych zwiastunów zbliżających się klęsk i katastrof – za zły omen.
W epoce wiktoria
ńskiej zaczęto urządzać okrutne „rewie potworów”, podczas których prezentowano
zdeformowanych ludzi ku uciesze gawiedzi. Dzi
ś wszelkie anomalie rozwojowe opisywane są w katagoriach
medycznych. O ich wyja
śnienie zwracamy się do naukowców, o leczenie zaś do lekarzy specjalistów.
W
średniowieczu powszechnie wierzono, iż niektórzy ludzie mogą zamieniać się w wilki, także powracać po śmierci
do
życia, a następnie żywić się krwią swoich ofiar. Ostatecznie wyobraźnia pisarzy oswoiła owe budzące grozę
zjawiska, przyczyniaj
ąc się do powstania nowego, popularnego gatunku rozrywki – książek, a później filmów,
traktuj
ących o wilkołakach i wampirach. Dziś psychiatrzy uważają likantropię (wilkołactwo), inne zaburzenia o
charakterze zooantropicznym oraz wampiryzm za rzadkie, cho
ć niewątpliwie rzeczywiste jednostki
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (9 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
psychopatologiczne.
Pocz
ątkowo szaleństwo uchodziło za zjawisko paranormalne. W starożytności lekarze uważali, że przyczyny
zaburze
ń mentalnych mają charakter nadprzyrodzony; sądzili, że winę za nie ponoszą demony.
Z czasem szale
ństwo zaczęto wykorzystywać do celów rozrywkowych. W XVIII wieku jedną z głównych atrakcji dla
osób zwiedzaj
ących Londyn był Bedlam [Hospital of St. Mary of Bethlehem, znany zakład dla umysłowo chorych
(przyp. t
łum.).]. Aby zyskać środki na utrzymanie tego znajdującego się w trudnej sytuacji finansowej domu
wariatów, jego administratorzy otworzyli bramy dla spragnionej sensacji publiczno
ści. Po uiszczeniu odpowiedniej
op
łaty zwiedzający mogli zaśmiewać się do woli z nieszczęsnych obłąkanych pensjonariuszy zakładu.
W XX wieku lekarze diagnozuj
ą psychozy już wyłącznie w kategoriach medycznych. Psychiatria wykazała, że u
pod
łoża szaleństwa leżą zaburzenia biochemiczne.
Wszystko to nie znaczy jednak,
że mamy do czynienia z postępem prowadzącym w kierunku poznania naukowego,
które doprowadzi nieuchronnie do odrzucenia dawnych przes
ądów. Sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.
Na przyk
ład osoby cierpiące na anorexia nervosa mówią czasami, że powodem, dla którego nie zmieniają one
swojego zachowania, s
ą interesujące odmienne stany świadomości, które wywołuje samogłodzenie się. W rzeczy
samej post od dawna uchodzi za popularny sposób sprzyjaj
ący osiąganiu stanów mistycznych.
Zmiany, jakie wraz z up
ływem czasu nastąpiły w powszechnym postrzeganiu anoreksji, zaburzeń genetycznych i
rozwojowych, wilko
łaków i wampirów, a także psychoz, wyraźnie świadczą jednak o tym, że rozrywka jest jedynie
rodzajem przystanku czy te
ż formy pośredniej o głęboko zakorzenionych związkach zarówno ze zjawiskami
nadprzyrodzonymi, jak i nauk
ą. Być może jest ona nawet impulsem wyzwalającym niektóre z tych doświadczeń.
Ludzka sk
łonność do dostrzegania wszędzie zjawisk paranormalnych
Nawet stosunek dla zjawisk przyrody mo
że ulec zmianie, jeśli umysłowi dostarczy się rozrywki.
Pierwsi ludzie odnosili si
ę do ognia z wielkim podziwem i głębokim szacunkiem; nawet otaczali go boską czcią.
Ogniska pod go
łym niebem rozpalano niegdyś w celu wywoływania zjawisk paranormalnych. W ich ogniu spalano
zwierz
ęta ofiarne, a wróżbici odczytywali przyszłość na podstawie wyglądu pęknięć, szczelin i rys na pozostałych
po spaleniu ko
ściach. Okazuje się więc, że ogniska (ang. bon-fires; bone – kość, fire – ogień) spełniały pierwotnie
t
ę właśnie funkcję. Funda-chrześcijanie w przeszłości skazywali na śmierć na stosie tych, których określali mianem
czarownic i heretyków. Dzi
ś ogniska urządza się podczas pikników, słowniki zaś podają, że służą one zabawie i
rozrywce.
W XIX wieku kuglarze tacy jak Ivan Chabert czy Signora Josephine Girdelli (znana jako
„kobieta, której nie ima się
ogie
ń”) podawali się za ludzi odpornych na działanie ognia. Podczas występów na estradzie demonstrowali swoje
niezwyk
łe umiejętności, połykając wrzący olej i wlewając sobie do ust płynny ołów, wielu widzów zaś wierzyło w ich
nadnaturalne zdolno
ści.
Wspó
łcześnie prawie każdy z nas widział połykacza ognia, a mimo to nie uważa, iż był świadkiem jakiegoś
paranormalnego zdarzenia. W dzisiejszej Ameryce wpatrywanie si
ę w ogień jest niewinną dziecięcą zabawą, lecz w
przesz
łości australijscy szamani odczytywali przyszłość na podstawie kształtu płomieni stosów pogrzebowych.
Paranormalny charakter ognia wyst
ępuje nadal w relacjach o spontanicznych samospaleniach się ludzi, a
chodzenie po ogniu jest wci
ąż uważane za paranormalny wyczyn, do jakiego zdolni są jedynie święci mężowie.
Na jakiej jednak podstawie po
łykaczy ognia zalicza się do artystów estradowych, a ludzi chodzących po ogniu do
cudotwórców? Czy osoba, która po
łykałaby ogień, chodząc po rozżarzonych węglach, uważana byłaby za kuglarza
czy proroka? Ogie
ń – zjawisko natury – stapia elementy rozrywki ze zjawiskami paranormalnymi, tworząc jedną, nie
zró
żnicowaną całość.
No i mamy jeszcze gr
ę pt. „Ja nie umrę”
Zabawy z jedzeniem i zabawy z ogniem nie by
ły jedynymi czynnościami łączącymi zjawiska paranormalne z
rozrywk
ą.
W minionych wiekach byli tacy, którzy twierdzili,
że są w paranormalny sposób odporni na działanie śmierci, oraz
tacy, o których mówiono,
że żyli niezwykle długo.
Artefiusz, urodzony na pocz
ątku XII wieku, był autorem słynnej książki traktującej o sztuce przedłużania ludzkiego
życia, w której utrzymywał, iż jest ekspertem w tej dziedzinie na mocy tego, że żyje już od tysiąca dwudziestu pięciu
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (10 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
lat. Mia
ł on wielu zwolenników, którzy dla zabicia czasu konstruowali logiczne dowody na to, że ich mistrz miał
rzeczywi
ście tyle lat, jak twierdził.
Artefiusz obdarzony by
ł znakomitą pamięcią i dysponował szeroką wiedzą na temat faktów historycznych.
Wykorzystuj
ąc swoją bogatą wyobraźnię łączył ze sobą różnego rodzaju informacje z przeszłości, tworząc z nich
cz
ęsto barwne relacje o życiu znanych postaci historycznych. Miał wielki talent opowiadania o nich w taki sposób,
jakby przypomina
ł sobie dokładnie, na podstawie własnych wspomnień, wszelkie szczegóły dotyczące ich wyglądu,
zachowania i osobowo
ści.
Pi
ęćset lat później hrabia de Saint Germain zdobył znaczącą pozycję na dworze króla Francji Ludwika XV,
utrzymuj
ąc, że odkrył eliksir umożliwiający życie trwające całe wieki. Pozwalał na rozpowszechnianie wieści, że ma
ponad dwa tysi
ące lat. Podobnie jak jego poprzednik Artefiusz, zgłębiał historię i miał wspaniałą pamięć. Nigdy nie
wpada
ł w zakłopotanie, gdy pytano go o szczegóły z życia znanych osobistości z przeszłości. Opowiadał o swoich
rozmowach z dawno nie
żyjącymi już historycznymi postaciami z taką pewnością siebie, przytaczając przy tym tak
wiele detali (na przyk
ład szczegóły ich wyglądu i stroju, a także, jaka była pogoda i jak umeblowany był pokój, w
którym odbywa
ło się spotkanie), że wielu niedowiarków odchodziło przekonanych o prawdziwości jego relacji.
Pewna znana hrabina uwierzy
ła nawet, że znała go przed pięćdziesięcioma laty, i oświadczyła, że od tamtej pory
zupe
łnie się nie postarzał.
Hrabia de Saint Germain ubiera
ł się we wspaniałe stroje, nosił kosztowne klejnoty i od czasu do czasu dawał drogie
prezenty cz
łonkom dworu królewskiego. Sam król wielce go poważał, często godzinami z nim rozmawiał na
osobno
ści i nigdy nie pozwalał, by inni wyrażali się o nim lekceważąco.
Nikt nigdy nie pozna
ł prawdziwego nazwiska hrabiego, na temat jego prawdziwej tożsamości zaś krążyły
najdziwniejsze plotki. Wielu demaskatorów uwa
żało go za angielskiego szpiega, jednak żadne dowody
potwierdzaj
ące ten zarzut nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Hrabia de Saint Germain z rozmys
łem roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości; nikomu nie ujawniał żadnych
szczegó
łów ze swojego życia oraz powstrzymywał się od stanowczego zdementowania plotek na temat swojego
wieku. Przebywaj
ąc w towarzystwie badziej krytycznie nastawionych osób zaprzeczał, iż ma rzeczywiście tyle lat,
ile mu powszechnie przypisywano, robi
ł to jednak w taki sposób, jak gdyby mimowolnie, w rzeczywistości
potwierdza
ł te pogłoski. Często towarzyszył mu służący, który twierdził, że jest z nim od pięciuset lat, oraz
potwierdza
ł rzetelność wspomnień hrabiego.
Rodzaj wiedzy i umiej
ętności, jakie posiedli Artefiusz i hrabia de Saint Germain w celu wywierania pożądanego
przez siebie wra
żenia na otoczeniu, są pod pewnymi względami takie same jak te, którymi dysponują współcześni
arty
ści estradowi znani z umiejętności wywoływania na scenie duchów znanych postaci historycznych. Mark Twain,
Harry Truman i Elvis Presley nale
żą do osobistości najczęściej portrekowanych w ten właśnie sposób przez
ró
żnych wykonawców.
W XX wieku metryki urodzenia, naukowe techniki badania odcisków palców oraz identyfikacja na podstawie
materia
łu DNA sprawiły, że znacznie trudniej jest rozpowszechniać nieprawdziwe twierdzenia na temat swojej
nie
śmiertelności. Mimo to idea ta wciąż ma wielką, emocjonalną, przemawiającą do wyobraźni moc. Ujawnia się
dzi
ś w dziełach komediowych takich jak film The Two Thousand Year Old Man (Człowiek, który miał dwa tysiące
lat) z udzia
łem Mela Brooksa i Carla Reinera.
Cudowna odporno
ść na działanie płomieni, głodu, śmierci oraz innych „pocisków i strzał wściekłego losu” [W.
Shakespeare, Hamlet, akt III, scena 1, t
łum. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982 (przyp.
t
łum.).] tworzy odrębną podklasę domniemanych zjawisk czy też zdolności paranormalnych. Święci mężowie muszą
jednak dzieli
ć się popularnością z artystami estradowymi nieczułymi na wszelkiego rodzaju cierpienie, ponieważ
wielu z tych, którzy obdarzeni s
ą ową cudowną odpornością, z wielką ochotą wstępuje w szeregi show-biznesu.
Przyk
ładami tego rodzaju „współczesnych świętych” mogą być dziesiątki ludzi, którzy wprawdzie nie twierdzą, że są
odporni na dzia
łanie śmierci, ale którzy znani są z tego (lub też publiczność przypisuje im te zasługi), że posiedli
wi
ększą wiedzę duchową, wyższą mądrość czy też głębsze zrozumienie wiecznych prawd, i którzy dosłownie „żyją
na estradzie
”, występując podczas tak zwanych „przedstawień całego życia” [Nazwa oryginalna „whole life”
expositions.], konferencji ma temat cia
ła-duszy-umysłu oraz wielu innych objazdowych shows organizowanych na
terenie ca
łych Stanów Zjednoczonych. Ten, kto wątpi, że zjawiska paranormalne przestały być już dziś
wykorzystywane do celów rozrywkowych, nigdy nie widzia
ł występów Danniona Brinkleya czy Neale'a Donalda
Walscha
– z których pierwszy twierdzi, że powrócił ze świata umarłych, drugi zaś, że rozmawia bezpośrednio z
Bogiem. Obaj s
ą pierwszorzędnymi showmanami i obaj z tego właśnie powodu oddziałują, tak jak tego pragną, w
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (11 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
silny i efektywny sposób na swoj
ą publiczność. I nie są oni jedynymi osobami będącymi w dzisiejszych czasach „w
obiegu
”, które podpadają pod tę kategorię.
Paranormalne zdolno
ści odpornościowe w szczególności, jako rodzaj formy pośredniej, mogą ujawnić nam wiele
szczegó
łów na temat związków między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką, a także na temat czynników, które
decyduj
ą o tym, czy mamy do czynienia z jednym czy z drugim. Analiza cudownej odporności ujawnia także
niektóre z tajemnych pu
łapek, służących usidleniu wszystkich myśli – z wyjątkiem tych najbardziej precyzyjnych i
bezkompromisowych
– zanim uda im się przeniknąć ich dziwną, wewnętrzną naturę.
K
ładzenie się gołymi plecami na łożu ponadziewanym prawdziwymi, ostrymi, metalowymi gwoździami, a następnie
le
żenie na nim przez pewien czas bez jakichkolwiek oznak dyskomfortu czy krwawienia, uśmiechanie się i
prowadzenie pogaw
ędek z uczniami lub przechodniami, przez długi czas wystarczało, by zostać uznanym za
niemal
świętego oraz obdarzonego paranormalnymi mocami człowieka. Wizerunek proroka leżącego na wznak na
kolczastym
łożu stał się okolicznościowym symbolem nadludzkiej świętości.
Gdzie ko
ńczy się świętość a zaczyna show-biznes? Bliższe spojrzenie na „cudowną odporność”
W 1995 roku pewien showman wyruszy
ł w trasę, demonstrując taki właśnie talent, jednak jego celem było przede
wszystkim dostarczenie rozrywki publiczno
ści. Podczas występu wciąga on na estradę swoją ciężką, najeżoną
ostrymi gwo
ździami matę i pozwala widzom dokładnie jej się przyjrzeć, tak iż mogą oni zaświadczyć o jej mrożącej
krew w
żyłach realności. Następnie układa się na niej, gołymi plecami na ostrych gwoździach, po czym leży, nie
przebijaj
ąc nimi skóry, nie mrugnąwszy nawet okiem, nie wołając o lekarza, nie mówiąc podniesionym głosem, nie
otrzymuj
ąc dożylnego zastrzyku z morfiny, nie tracąc przytomności ani nie zapadając w śpiączkę. Dzięki samemu
tylko aktowi le
żenia tak bez ruchu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, przez kilka ulotnych chwil wywołuje w
widzach wra
żenie, że są oni uczestnikami cudu, a więc czegoś o charakterze paranormalnym.
Nasz showman ubrany jest w kostium w jaskrawych kolorach, przypominaj
ący stroje tych wszystkich fakirów w
turbanach, którzy rozpalaj
ą zwykle dziecięcą wyobraźnię. Symbolika związana z ubiorem jest jednak jedynym
elementem, zarówno je
śli chodzi o jego samego, jak i jego pokaz, który odnosi się bezpośrednio do zjawisk
paranormalnych.
Po chwili m
ężczyzna zaprasza publiczność do udziału w pokazie. Leżąc na łożu naszpikowanym gwoździami
uk
łada sobie na piersiach betonowy blok, po czym pozwala młodemu mężczyźnie, wybranemu z trzeciego rzędu na
widowni, rozbi
ć ów blok młotem na kilka mniejszych brył, przyjmując wszystko ze stoickim spokojem.
Czego
ś w tym wszystkim było jednak za dużo, by uznać ten pokaz za zjawisko paranormalne i dlatego na plan
pierwszy wysun
ął się aspekt rozrywkowy. Młot i betonowy blok to zbyt wiele, by ludzki zdrowy rozsądek lub wiara
mog
ły zaakceptować pokaz jako zjawisko paranormalne. W którymś momencie występu (trudno powiedzieć
dok
ładnie kiedy) to, co było pierwotnie efektem paranormalnym, ustąpiło miejsca efektowi rozrywkowemu.
Oczywi
ście aktowi spoczywania na łożu naszpikowanym gwoździami można by przywrócić aspekt paranormalny.
Aby tego dokona
ć, trzeba by dodać trochę mroku rozświetlonego tajemniczym światłem oraz cichą, nieziemską
muzyk
ę i (albo) wygłosić krótką mowę, jak jakiś guru, na temat wchodzenia w kontakt z nadnaturalnymi wibracjami,
wytwarzania w
łaściwej energii czy czegoś w tym rodzaju.
Generalna zasada brzmi: je
śli mamy do czynienia ze zbyt dużą dawką czystej zabawy, wówczas efekt
paranormalny zanika. Zwolennicy zjawisk paranormalnych nie chcieliby mie
ć na przykład nic wspólnego z kimś, kto
chodzi boso po roz
żarzonych węglach, jednocześnie przypiekając na nich kiełbaski na patyku. (Zabierzmy mu
kie
łbaski, a wtedy może go zaakceptują).
Wszystko polega wi
ęc na tym, że zjawiska paranormalne przegrywają, gdy cała sprawa zaczyna za bardzo
przypomina
ć komedię.
Fizycy, w odró
żnieniu od zwolenników zjawisk paranormalnych, dostarczają nieodpartych dowodów na swoje
twierdzenia dotycz
ące ewentualnego niebezpieczeństwa, jakie grozi zwykłemu człowiekowi, który chciałby położyć
si
ę na łożu najeżonym gwoździami. Ich pokazy są tak przekonujące, że po ich obejrzeniu nawet wiele zupełnie
zdrowych na umy
śle osób chętnie skorzystałoby z okazji, by dokonać tego rzekomo nadprzyrodzonego wyczynu
(oczywi
ście pod ścisłym nadzorem jakiejś wyświęconej osoby lub zawodowego wykonawcy).
To samo odnosi si
ę do chodzenia po ogniu. Obecnie nie trzeba wcale być cudotwórcą, by tego dokonać. Tak
zwane spacery po ogniu s
ą dziś często gwoździem programu wielu New Age'owych „świąt” i stymulujących rozwój
duchowy
„odosobnień”, podczas których ich uczestnicy po prostu wstają, zaczynają biegać po rozżarzonych
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (12 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
w
ęglach i, ku ich własnemu zdumieniu, nic złego im się nie dzieje.
Na tym w istocie polega cel organizowania tego rodzaju spotka
ń i chodzenia po ogniu. Ich promotorzy i sponsorzy
informuj
ą na wstępie uczestników, iż pragną zademonstrować im, że osoby dokonujące „nadludzkich” wyczynów
niczym si
ę w istocie od nich nie różnią. I rzeczywiście, po spacerze po ogniu wielu nabiera większej pewności
siebie, wykazuje g
łębszą świadomość swoich wrodzonych (jak najbardziej normalnych) zdolności, a także ogólnie
lepiej radzi sobie w
życiu.
Tak wi
ęc zwolennicy zjawisk paranormalnych nie mają już więcej prawa głosu na temat starych sztuczek
polegaj
ących na leżeniu na najeżonym gwoździami łożu i chodzeniu po ogniu. Ponieważ jednak owe cuda teraz
w
łaśnie zrzucają z siebie maskę paranormalności, fakt ten daje nam znakomitą okazję do przyjrzenia się, w jaki
sposób zjawiska jeszcze do niedawna uwa
żane za paranormalne stają się częścią świata rozrywki.
Czy tu mo
że być coś więcej niż tylko „związek” ?
Poni
ższa koncepcja wydaje się coraz bardziej prawdopodobna: Może nie ma żadnej różnicy między tym, co jest
rozrywk
ą, a tym, co zaliczamy do kategorii zjawisk paranormalnych. Może te dwie rzeczy są w rzeczywistości jedną
i t
ą samą.
Mo
że to, o czym tutaj mówimy, to coś więcej niż tylko jeden „związek”. Może nie matu w ogóle czego ze sobą
„wiązać”, ponieważ w istocie mamy do czynienia tylko z jednym doświadczeniem, tylko jednym efektem.
Zarówno aspekt rozrywkowy, jak i aspekt paranormalny
„cudownej odporności” biorą się stąd, że obserwujemy
kogo
ś dokonującego czegoś, co przeciętny obserwator uznałby za niemożliwe do wykonania przez normalnego
cz
łowieka, i że ten ktoś wykonuje tę pozornie niemożliwą czynność zupełnie swobodnie i bez uszczerbku dla
zdrowia. Widzimy wi
ęc, jak bardzo efekt rozrywkowy może być zbieżny z efektem paranormalnym.
Cudowna odporno
ść uznawana jest za zjawisko paranormalne, ponieważ zdaje się ona wykraczać daleko poza
ludzkie mo
żliwości, jeśli chodzi o wytrzymałość organizmu na ból. To, co widzowie odbierają jako cud, wynika z
przesuni
ęcia ich własnych wewnętrznych granic ludzkich możliwości. Uczestnictwo w pokazie „cudownej
odporno
ści” może doprowadzić do poszerzenia wewnętrznych granic, które obejmują teraz swoim zasięgiem coś,
co uznawane dot
ąd było za znajdujące się poza zasięgiem ludzkich możliwości – a doświadczenie poszerzenia się
zakresu mo
żliwości jest dla ludzkiego umysłu czymś bardzo frapującym.
Co ciekawe, cz
ęsto nie ma znaczenia, czy ktoś uczestniczy w pokazie jako widz, czy jako osoba demonstrująca
swoj
ą paranormalną odporność. Przyglądanie się komuś dokonującemu cudownego wyczynu tego rodzaju może
czasami okaza
ć się równie efektywne co wykonanie go samemu (za pierwszym razem lub za pierwszymi kilku
razami). Oczywi
ście kiedy już sama obserwacja ma tak wielką moc, to wykonanie osobiście tego, co się ogląda,
mo
że zmienić całe życie danej osoby! Cóż to musi być za porażające i wspaniałe przeżycie – nie tylko zdawać
sobie spraw
ę, że można bez szwanku chodzić na bosaka po rozżarzonych węglach, kłaść się bez obawy na
ostrych gwo
ździach czy też głodzić się ponad wszelkie dopuszczalne granice, lecz także doświadczyć tego na
w
łasnej skórze. Dreszcz emocji, który towarzyszy przyswajaniu tego rodzaju wiedzy z pierwszej ręki, stanowi
g
łówny czynnik decydujący o niesłabnącym zainteresowaniu „cudowną odpornością”.
Ale cho
ć jeszcze niedawno tego rodzaju zjawiska paranormalne przyciągały na specjalne pokazy ogromne rzesze
spragnionych rozrywki Amerykanów, to dzi
ś w Ameryce jest więcej osób chodzących po ogniu, zarówno
pocz
ątkujących, jak i zaawansowanych, niż wszystkich strażaków z gaśnicami razem wziętych.
Rozmy
ślanie nad fenomenem „cudownej odporności” ujawnia także i to, że zjawiska paranormalne mogą być
arbitralne i zwodnicze. Z pewno
ścią ich działanie można uznać za niekonsekwentne i kapryśne, kiedy „obiecują”
nam one wyzwolenie od fundamentalnych ogranicze
ń naszego ciała. Dlatego starając się zostać świętym mężem
trzeba uwa
żnie czytać odpowiedni podręcznik i nie pomylić instrukcji, by przypadkiem nie położyć się gołymi
plecami na roz
żarzonych węglach czy też nie zacząć chodzić na bosaka po ostrych, ustawionych na sztorc
gwo
ździach.
Poza tym warto pami
ętać, że podręczniki tego rodzaju nie zalecają początkującemu i wrażliwemu na widok krwi
adeptowi, by nabywa
ł wprawy, zaczynając od kładzenia się tylko na jednym czy dwu gwoździach.
W paranormalnej odporno
ści pobrzmiewają echa wszelkich najbardziej natarczywych upomnień, jakich udzielali
nam niegdy
ś nasi troskliwi rodzice: jedz warzywa; pomyśl o głodujących dzieciach na świecie; unikaj ognia i ostrych
przedmiotów; i cokolwiek zrobisz, nie umieraj i nie daj si
ę zabić. Z tego punktu widzenia warto zbadać przypadek
s
łynnego artysty zwanego Kapitan Dynamit (Captain Dynamite) – kolejnej osoby, która chciałaby nas przekonać, iż
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (13 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
potrafi przechytrzy
ć śmierć.
Ludzie,
„których śmierć się nie ima”, także przyczyniają się do zasypywania przepaści między zjawiskami
paranormalnymi a rozrywk
ą
Przypadek Kapitana Dynamita stanowi dobr
ą ilustrację tego, że u podstaw „cudownej odporności” nie leży w istocie
nic innego ni
ż element rozrywkowy. Jego zdumiewający pokaz ludzkiej odporności na ekplozje dynamitu
przypomina wyst
ępy zawodowych śmiałków rzucających na różne sposoby wyzwania losowi [Ang. daredevils, od
dare
– odważyć się i devil – diabeł (przyp. tłum.).]. Element paranormalny zawarty jest już w samej nazwie
daredevil, która zosta
ła prawdopodobnie ukuta przez złośliwych fundamentalistów z dawnych czasów.
Ubrany w solidny motocyklowy kombinezon i he
łm mężczyzna nazywający siebie Kapitanem Dynamitem pojawia
si
ę na specjalnie przygotowanej do jego mrożącego krew w żyłach pokazu arenie sportowej wielkości boiska
pi
łkarskiego. Następnie szybko podrywa publiczność na równe nogi potężną eksplozją dynamitu, którą wywołuje w
odleg
łości zaledwie półtora metra od siebie, a która mimo to nie wyrządza mu żadnej szkody. Kilka minut później
wytacza si
ę zwinnie z małej drewnianej skrzyni, którą przed chwilą wstrząsnęła kolejna eksplozja dynamitu, żwawo
staje na równe nogi i k
łania się przy głośnym aplauzie publiczności – oczywiście jeśli jest w stanie go usłyszeć.
Wszystko to, co Kapitan Dynamit prezentuje przed oczami swoich widzów, przekracza z pewno
ścią granice tego,
co przeci
ętny człowiek może sądzić na temat ludzkiej wytrzymałości i zdolności przetrwania. Jednak sam pokaz
pozbawiony jest elementów paranormalnych. Nasz kapitan nawet s
łowem nie wspomina o tym w swoich
wypowiedziach.
Dzieje si
ę tak zapewne dlatego, że zdaje on sobie sprawę, iż rodzice nie muszą przestrzegać swoich dzieci przed
niebezpiecze
ństwem związanym z wybuchami dynamitu, ponieważ niebezpieczeństwo takie nie istnieje,
przynajmniej na przewa
żającym obszarze naszej planety. Być może lęk związany z wybuchami dynamitu nie jest
dostatecznie pierwotny, by mo
żna się do niego odwołać podczas demonstracji paranormalnej odporności.
W ka
żdym razie niemożliwe jest wywołanie jakiegokolwiek efektu paranormalnego związanego z przeżyciem
wybuchu dynamitu przez kogo
ś ubranego w ochronny kombinezon i hełm. Purpurowa przepaska na biodra i
sanda
ły bardziej by się w tym celu nadawały, chociaż i tak prawdopodobnie nie gwarantowałyby sukcesu.
Święty Kapitan Dynamit kiepsko by się sprzedawał jako zjawisko paranormalne.
Tworzenie zwi
ązków za pomocą dźwięków
Sztuka wytwarzania d
źwięków w taki sposób, by wydawało się, że pochodzą one z innego źródła niż osoba
mówi
ąca, stało się uznaną formą popularnej rozrywki. Więzy łączące wykonawcę z poruszaną przez niego kukłą są
jednak tematem spekulacji zwolenników zjawisk paranormalnych.
Od czasu do czasu osoby uczestnicz
ące w ceremoniach o charakterze szamańskim lub mediumistycznym
donosz
ą, że w ich trakcie słyszały głosy dochodzące z niewiadomego źródła. Szamani z ludu Czukczów, na
przyk
ład, mieli mówić różnymi głosami, a uczestnicy seansów z ich udziałem słyszeli głosy duchów dochodzące z
rogów pomieszczenia, w którym si
ę znajdowali.
Badacze przychylnie nastawieni do zjawisk paranormalnych uwa
żają, że fenomen mowy fantomowej ma podłoże
nadnaturalne. Z kolei niektórzy pseudosceptycy próbuj
ą wyjaśnić całą sprawę, odwołując się do umiejętności
brzuchomówczych, które, co warto wiedzie
ć, przywoływał także swojego czasu pewien naukowiec-demaskator
staraj
ący się zdyskredytować osiągnięcia Edisona dotyczące budowy fonografu.
Podobno znany i lubiany ameryka
ński brzuchomówca Edgar Bergen odnosił się do swojej kukły, nazywanej przez
niego Charleyem Macarthym, tak jakby by
ła ona prawdziwym człowiekiem. Pewnego razu brzuchomówca
stwierdzi
ł, najwyraźniej zupełnie szczerze, że jego kukła jest jednym z najmądrzejszych ludzi, jakich zna. Mówiąc to
mia
ł na myśli, że bardzo dobrze wie, iż to on obdarza kukłę swoim głosem, ale że jednocześnie zdaje sobie sprawę,
że coś potężniejszego niż on sam podpowiadało mu słowa, które wypowiadała ta postać.
Fenomen, o którym mowa, jest prima facie podobny do channelingu, które to zjawisko, wyst
ępujące pod różnymi
postaciami, od dawna jest jedn
ą z największych pasji entuzjastów zjawisk paranormalnych.
Refleksy w zwierciadle
Kolejnym wa
żnym ogniwem łączącym świat rozrywki ze światem zjawisk paranormalnych są lustra. Zanim
zawodowi iluzjoni
ści zaczęli używać zwierciadeł do zabawiania publiczności, uchodziły one za przedmioty o
w
łaściwościach nadnaturalnych. Ta starożytna koncepcja opiera się na tak zwanym zespole wizji lustrzanych
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (14 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
(Mirror Vision Complex), normalnym stanie psychicznym, na który sk
ładają się niezwykle ciekawe zjawiska
świadomościowe powstające .pod wpływem lustrzanych refleksów. '
Wielu ludzi doznaje niezwyk
łych przeżyć wzrokowych wpatrując się w przejrzystą optycznie głębię lustra. Wizje te
nie s
ą zwyczajnymi refleksami – mimo że medium, które je wywołuje, wydaje się takie samo – oraz mają swoje
w
łasne życie. Zwykle osoba wpatrująca się w zwierciadło widzi najpierw obłoki, mgłę lub dym, a natychmiast potem
pojawiaj
ą się wizje. Wizje lustrzane mają charakter identyczny, to znaczy obserwator ma wrażenie, że dzieją się
one w przestrzeni zewn
ętrznej wobec niego, w obrębie jego pola widzenia, przybywając jednak z głębin samego
zwierciad
ła.
Wizje lustrzane s
ą zwykle bardzo kolorowe i trójwymiarowe. Poruszają się w naturalny sposób, niczym osoby czy
zdarzenia ogl
ądane na filmie. Treść owych wizji można podzielić na kilka kategorii:
1. Ludzie, których zna osoba wpatruj
ąca się w zwierciadło, oraz osoby jej nieznane.
2. Panoramiczne sceny o nadnaturalnym pi
ęknie przedstawiające jeziora, lasy lub górskie łańcuchy.
3. Minidramy rozgrywaj
ące się w danym miejscu z udziałem kilku osób zaangażowanych w jakąś
dzia
łalność.
4. Zapomniane lub s
łabo pamiętane zdarzenia z przeszłości osoby wpatrującej się w zwierciadło ukazane
jasno i wyra
źnie.
Pozorna wielko
ść pojawiających się postaci zależna jest od wielkości lustra; małe postacie pojawiają się w małych
lustrach, du
że w dużych. Wizje nie zawsze jednak ograniczają się do samego lustra, czasami zdają się one wtapiać
w najbli
ższe otoczenie. Osoba wpatrująca się w zwierciadło może mieć także wrażenie, iż przechodzi na drugą jego
stron
ę, wkraczając do innego, trójwymiarowego świata.
Wizje lustrzane mog
ą zaskoczyć obserwatora i pojawić się zupełnie niespodziewanie lub też może on je
przyspieszy
ć, wpatrując się w zwierciadło w oczekiwaniu lub nadziei na ich ujrzenie. W obu przypadkach
obserwator ma wra
żenie, iż wizje pojawiają się i rozgrywają niezależnie od udziału jego świadomej woli.
Ludzie, którzy z wpatrywania si
ę w zwierciadło uczynili swoją stałą duchową praktykę (lub też wykorzystują je jako
źródło twórczej inspiracji, jak robią to niektórzy malarze i pisarze) mogą doświadczyć dalszego rozwoju zespołu
wizji lustrzanych.
Od staro
żytności zwierciadło uważane jest za naturalny symbol jaźni, słowo refleks zaś odnoszące się zarówno do
zewn
ętrznego efektu optycznego, jak i wewnętrznego procesu odkrywania samego siebie, stanowi ucieleśnienie tej
samej metafory. By
ć może dlatego właśnie ludzie zajmujący się wpatrywaniem w zwierciadło twierdzą często, że
okoliczno
ści, w jakich nabyli oni swoje lustra, mają nadnaturalne znaczenie; opowiadają na przykład historie o tym,
że weszli w posiadanie swoich drogocennych zwierciadeł za sprawą tak niezwykłego zbiegu okoliczności, że ich
zdaniem mo
żna mówić w tym wypadku o działaniu paranormalnych sił.
W staro
żytności i średniowieczu panowało powszechne przekonanie, że wizje widywane w lustrze wywołuje
mieszkaj
ący w ich wnętrzu duch. Sprawozdania z pierwszej ręki współczesnych doświadczonych wpatrywaczy w
zwierciad
ło sugerują, że owo stare przekonanie opiera się na rzeczywistym zjawisku psychicznym. Pewien weteran
stosuj
ący tę metodę utrzymuje, że w jego lustrze pojawia się przy różnych okazjach ta sama duchowa istota.
Spe
łnia ona funkcję reżysera nadzorującego przebieg aktualnie doświadczanej przez niego wizji.
Wizji lustrzanych mo
żna doznawać także, wpatrując się w inne przedmioty i substancje, których powierzchnia silnie
odbija
światło lub jest przezroczysta. Należą do nich kryształy kwarcu, misy lub inne naczynia napełnione
atramentem lub olejem, a tak
że nieruchome czyste wody stawów i jezior.
Jakkolwiek zespó
ł wizji lustrzanych na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwny, jest on całkowicie normalnym
zjawiskiem psychicznym wyst
ępującym często u zwykłych ludzi. Wszystkie elementy składowe zespołu wizji
lustrzanych pojawiaj
ą się także w wielu mitach i legendach, bajkach i baśniach różnych kultur całego świata.
Z
ła macocha królewny Śnieżki wpatruje się w wiszące na ścianie zwierciadło, by dowiedzieć się, kto jest
najpi
ękniejszy na świecie. Aladyn i jego matka w zdumieniu spostrzegają, że z polerowanej przez kobietę
mosi
ężnej lampy wyskoczył spełniający życzenia dżin. Poza tym istnieją setki innych tradycyjnych opowieści,
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (15 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
mówi
ących o podobnych wizjach, w których główną rolę odgrywa zwierciadło lub jakaś wypolerowana powierzchnia.
Co oczywiste, zespó
ł wizji lustrzanych ma także wielki potencjał czysto rozrywkowy.
Równie oczywiste jest równie
ż to, że wizje zwierciadlane leżą u podstaw wielu innych, zbliżonych zjawisk
uznawanych za paranormalne. Najbardziej z nich znane jest wró
żenie polegające na interpretacji wizji
zwierciadlanych. W staro
żytności władcy rozległych imperiów zatrudniali na swoich dworach wróżbiarzy, którzy
u
żywali magicznych zwierciadeł, by zobaczyć, co się dzieje w odległych krańcach ich państw. Czarownicy z
plemienia Apaczów wykorzystywali w tym celu kryszta
ły kwarcu, Czirokezi wpatrywali się w wodę jezior, Aztekowie
za
ś w zwierciadła z wypolerowanego obsydianu.
W Ksi
ędze Rodzaju czytamy, że Józef miał „srebrny puchar..., z którego pija... i z którego potrafi wróżyć” [Rodz 44
(przyp. t
łum.).], a więc oddawał się praktyce do dziś popularnej na Bliskim Wschodzie. Wypolerowane srebrne
puchary i misy nape
łnia się w tym celu olejem z oliwek. Ezechiel ujrzał swoje prorocze wizje w wodach rzeki Kebar.
G
łówny wróżbita Tybetu wpatrywał się w metalowe zwierciadło, a ministrowie brali pod uwagę treść jego wizji przy
ustalaniu polityki pa
ństwa.
W
średniowiecznej Europie jasnowidze, zwani specularii, podróżowali z miasta do miasta, przepowiadając
przysz
łość i pomagając odnaleźć zaginione przedmioty za pomocą metody wpatrywania się w zwierciadła.
Zaledwie sto lat temu, gdy naukowcy, którzy starali si
ę ustalić reguły pozwalające na systematyczne badanie zjaw
osób zmar
łych, gromadzili doniesienia na ten temat od godnych zaufania świadków, okazało się, że w znacznej
liczbie przypadków respondenci po raz pierwszy dostrzegali zjawy w
łaśnie w lustrach lub innych błyszczących lub
przezroczystych przedmiotach i powierzchniach.
Podczas moich w
łasnych badań (które zdają się należeć do XIX wieku, a tak naprawdę obejmują swoim zasięgiem
ostatnie dwadzie
ścia lat) przeprowadziłem rozmowy z około dwudziestoma osobami, które doświadczyły
spontanicznie wizji zwierciadlanych swoich zmar
łych krewnych lub przyjaciół.
Je
śli pozwolimy poprowadzić się małym dzieciom, zatoczymy pełny krąg i powrócimy do kwestii zabawy i zjawisk
paranormalnych. Jest taka dzieci
ęca gra towarzyska odwołująca się do odmiennych stanów świadomości, podczas
której, po dokonaniu ró
żnego rodzaju rytuałów, dzieci wpatrują się w lustro, żeby zobaczyć ducha. Tak więc nawet
malcy wyczuwaj
ą, że możliwe jest „wywoływanie duchów z głębokich otchłani”.
Zwierciad
ła są oczywiście również standardowymi rekwizytami używanymi przez iluzjonistów. Stanowią także
wa
żny element niektórych popularnych zabawek, takich jak kalejdoskopy. Ludzie lubią pośmiać się ze swoich zbyt
grubych albo zbyt chudych wizerunków ogl
ądanych w „krzywych zwierciadłach” w gabinetach śmiechu. Lustrzane
labirynty s
ą od dawna stałym elementem wyposażenia wesołych miasteczek.
Reputacja zwierciadlanych wizji bardzo ucierpia
ła z powodu nagminnego kojarzenia ich z przepowiadaniem
przysz
łości, wskutek czego dziś panuje powszechne przyzwolenie na szyderczy uśmiech na widok wróżki
wpatruj
ącej się w kryształ, a wróżąca z kryształowej kuli Cyganka jest jednym z ulubionych tematów gazetowych
karykaturzystów.
Od wznios
łości do śmieszności
Czasami zjawiska paranormalne s
ą mimo wszystko po prostu śmieszne, o czym świadczą zwariowane dzieje
„proroków” wieszczących z ludzkiego moczu.
Praktykuj
ący tę starą profesję uzdrowiciele diagnozowali choroby oraz prognozowali ich przebieg na podstawie
interpretacji wizji, jakie dostrzegali wpatruj
ąc się w szklane naczynie z moczem swoich pacjentów. Cieszyli się oni
ogromnym szacunkiem w Europie przez kilka stuleci pocz
ąwszy od XIV wieku. W szczytowym okresie swojej
popularno
ści zatrudniali pomocników, którzy dostarczali im do oględzin i diagnozy urynę z domów przykutych do
łóżek chorych.
Przez pewien czas szklana flaszka proroków wieszcz
ących z ludzkiego moczu była w średniowieczu uznanym
symbolem profesji lekarskiej. Zawsze przedstawiano j
ą do połowy pełną lub pustą, w zależności od punktu
widzenia. Os
łonięta ochronnym wiklinowym koszyczkiem noszona była jako widoma oznaka lekarza.
Prorocy wieszcz
ący z ludzkiego moczu toczyli nieustanną wojnę z demaskatorami, którzy starali się ich
zdyskredytowa
ć, podstawiając im mocz zwierzęcy zamiast ludzkiego. Pod koniec XVIII wieku ostatni znany
„uroskopista” w Anglii stracił pracę, narażając się na publiczne pośmiewisko. U pewnej młodej kobiety zdiagnozował
on bowiem chorob
ę weneryczną na podstawie zbadania flaszki z krowią uryną dostarczonej mu przez niechętne mu
osoby.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (16 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Studnie, do których wrzuca si
ę monety celem uzyskania spełnienia swych życzeń, dziś popularny symbol ludzkich
przes
ądów, były niegdyś uważane za obiekty o właściwościach paranormalnych i kojarzone z wizjami
zwierciadlanymi. Ludzie wierzyli,
że ich wnętrze zamieszkują duchy, które można było dostrzec, wpatrując się w
g
łębię wody. Aby zapewnić sobie przychylność ducha studni, zanoszący prośby wrzucali do niej monety.
Jeszcze jeden zwi
ązek między zjawiskami paranormalnymi a rozrywką: tajemniczy labirynt
Drukowane w pismach labirynty s
ą powszechnie uznanym rodzajem rozrywki zarówno dla dzieci, jak i dla
doros
łych. Co roku wydaje się setki ich rodzajów. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku (w USA) wybuchło wielkie
szale
ństwo chodzenia po ogromnych labiryntach o murowanych ścianach, których pokonanie zajmowało około
pó
łtorej godziny.
Labirynty by
ły wielką atrakcją także w dawnych czasach. Ogromny labirynt w Egipcie był prototypem czterech
podobnych budowli wzniesionych w staro
żytnym świecie. Herodot pisał o egipskim labiryncie:
le
ży... całkiem blisko tak zwanego Miasta Krokodyli [Krokodilopolis]. Ten ja widziałem, a przewyższa on
zaiste wszelki opis. Bo gdyby nawet kto
ś razem zliczył wzniesione przez Hellenów mury i wykonane przez
nich budowle, pokaza
łoby się, że kosztowały one mniej trudu i wymagały mniejszych wydatków niż ten
labirynt... By
ły wprawdzie i piramidy wyższe ponad wszelki opis, a każda z nich dorównywała wielu i
wielkim helle
ńskim dziełom; ale oczywiście labirynt nawet piramidy prześcignął. Ma on mianowicie
dwana
ście krytych podworców, których bramy stoją naprzeciw siebie, sześć zwróconych jest na północ, a
sze
ść na południe, jedna obok drugiej; a od zewnątrz otacza je jeden i ten sam mur. Są w nim dwojakie
komnaty, jedne podziemne, drugie nad tymi w górze, w liczbie trzech tysi
ęcy, po tysiąc pięćset z każdego
rodzaju. Otó
ż nadziemne komnaty sam widziałem i przeszedłem, mówię też o tym z własnej obserwacji...
Tak wi
ęc o podziemnych komnatach mówimy tylko to, cośmy usłyszeli, a górne, większe od dzieł ludzkich,
widzieli
śmy sami. Bo najrozmaitsze wyjścia przez sale i zakręty poprzez podworce wzbudzały w nas
tysi
ęczny podziw, gdyśmy z jednego podworca przechodzili do komnat, a z komnat do korytarzy, a z
korytarzy do innych sal i znowu do innych podworców z komnat. Dach tego wszystkiego jest z kamienia,
podobnie jak
ściany, ściany zaś pełne są wyrytych figur. Każdy podworzec jest dokoła otoczony kolumnami
z bia
łego i jak najściślej spojonego z sobą kamienia. A do tego naroża, w miejscu gdzie kończy się labirynt,
przylega piramida czterdziestos
ążniowa, na której wyryte są wielkie figury [Herodot, Dzieje, tłum. Seweryn
Hammer, Czytelnik, Warszawa 1959.].
Projektantom labiryntów zale
żało na wywoływaniu złudzeń optycznych. Na każdym zakręcie znajdowały się drzwi
sugeruj
ące zwodniczo drogę na wprost tylko po to, by zaprowadzić błądzących z powrotem w to samo miejsce, w
którym znajdowali si
ę oni przed chwilą. Pod względem akustyki cała budowla była w taki sposób skonstruowana, że
za ka
żdym razem, gdy otwierały się zewnętrzne drzwi, wypełniał ją budzący grozę dźwięk podobny do grzmotu. Po
wej
ściu do środka żaden przybysz nie potracił się z niej wydostać bez pomocy przewodnika.
Nikt nie wie, dlaczego budowano staro
żytne labirynty, nie ulega jednak wątpliwości, że z czasem stawały się one
wielkimi atrakcjami turystycznymi. Ze
świadectw mitologicznych i opisów rytuałów zebranych przez etnografów
jasno wynika,
że labiryntom od dawna przypisywano nadnaturalne właściwości. Według niektórych mitów labirynty
zamieszkane by
ły przez straszliwe potwory. Grecy utrzymywali, że w labiryncie zbudowanym na Krecie żył Minotaur
– pół człowiek, pół byk. Pożerał on dziesiątki ateńskich młodzieńców i dziewcząt, których dostarczano do labiryntu
na ofiar
ę. Dopiero Tezeuszowi udało się zabić Minotaura, a następnie wydostać z labiryntu, podążając z powrotem
za nici
ą, którą rozwijał, wchodząc w jego głąb.
Wiara w magiczne czy te
ż paranormalne właściwości labiryntów przetrwała od zamierzchłych czasów do
wspó
łczesności. Skandynawscy rybacy budowali kamienne labirynty na wybrzeżach Morza Bałtyckiego. Przebiegali
przez nie przed wyruszeniem na morze, wierz
ąc, że gubią w ich wnętrzu podążające za nimi złe duchy. Rybacy
przechodzili tak
że przez labirynty całymi grupami, mając nadzieję, że w ten paranormalny sposób uda im się
zagwarantowa
ć dobrą pogodę i udane połowy.
Przechodzenie przez labirynt pe
łen ślepych uliczek, rozwidleń, skrzyżowań i obejść może zmącić umysł każdego
cz
łowieka. Korytarze labiryntu nie są symetryczne i nie przebiegają według dającego się przewidzieć wzoru, poza
tym ich
ściany są tak wysokie, by uniemożliwić spoglądanie ponad nimi i tym samym orientowanie się w położeniu.
Tego rodzaju klasyczne cechy labiryntu przyczyniaj
ą się do powstawania u znajdującej się w ich wnętrzu osoby
uczucia zdumienia, zagubienia, dezorientacji oraz l
ęku przed uwięzieniem.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (17 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Wielu fanów paranormalnych tajemnic nadal uwa
ża, iż chodzenie po labiryncie ma w sobie coś niesamowitego, nie
z tego
świata. Dwa angielskie słowa oznaczające labirynt, maze i labyrinth, znaczą w istocie jedno i to samo, jednak
niektórzy entuzja
ści czynią między nimi rozróżnienie, używając słowa labyrinth tylko na oznaczenie klasycznego,
spiralnego, jednokierunkowego labiryntu. Cz
ęsto tego rodzaju labirynt ma niskie ściany, które nie ograniczają
widoczno
ści, jak ma się to w przypadku maze. Osoby, które przechodziły przez oba rodzaje labiryntów, twierdzą, że
ka
żdy z nich dostarcza odmiennych przeżyć. Ci, którzy przechodzą przez spiralne, coraz bardziej zacieśniające się,
jednokierunkowe korytarze labiryntu mawiaj
ą, że przeżycie to „ześrodkowuje ich”, a więc używają bardzo modnego
po
śród nas, wpółczesnych entuzjastów zjawisk paranormalnych, terminu.
Dzieci a zjawiska paranormalne: zabawki i gry czy narz
ędzia i rytuały?
Do wytworzenia efektów paranormalnych u
żywa się także różnego rodzaju zabawek. W dzisiejszych czasach
prawie ka
żde dziecko bawiło się kiedyś warkotką [Ang. bull roarer, płaski kawałek drewna przywiązany do
rzemienia i szybko obracany (przyp. t
łum.).] używaną niegdyś rytualnie przez szamanów, którzy wprowadzali się w
odmienne stany
świadomości, wsłuchując się w wytwarzany przez nią budzący grozę dźwięk. Aborygeńscy
szamani z Australii u
żywali warkotek, wstępując do świata duchów, co razem wzięte – czarownik plus wirująca
warkotka
– stwarzało wrażenie czegoś w rodzaju astralnego helikoptera. Tak więc Andrew Lang [Znany antropolog
angielski (przyp. t
łum.).] zadaje pytanie: „Czy rzecz ta była pierwotnie zabawką, a jej religijna i mistyczna funkcja
rozwin
ęła się później, czy też była ona pierwotnie jednym z atrybutów kapłana lub czarownika, który [we
wspó
łczesnym zachodnim społeczeństwie] został przekształcony w zabawkę?”.
Dzi
ś dzieci bawią się, zakładając maski podczas święta Halloween i balów kostiumowych, gdy tymczasem w
dawnych czasach maski noszono w trakcie ceremonii zwi
ązanych z podróżami w zaświaty oraz innymi rytualnymi
czynno
ściami szamańskimi. Podobnie jak szamani malcy często potrząsają grzechotkami i biją w bębenki.
Jaki jednak jest status owych towarzyszy zabaw istniej
ących jedynie w dziecięcej wyobraźni? Czy te niewidzialne
istoty maj
ą więcej wspólnego z czystą zabawą, czy raczej światem zjawisk, rozrywką czy sferą duchów, radosnym
świętowaniem czy magicznym rytuałem?
Dzieci nie trzeba uczy
ć, jak należy kręcić się w kółko, by wprowadzić się w dziwny stan egzaltacji połączony z
zawrotami g
łowy. Uczą się tego same, i to bardzo wcześnie. Jednak nie tylko malcy uwielbiają ekstatyczne
wirowanie wokó
ł własnej osi. W XII wieku mistyczny poeta Dżalal ad-Din Rumi przekształcił tę dziecięcą zabawę w
czynno
ść mającą na celu rewolucyjną, paranormalną przemianę świadomości, tworząc pierwszą grupę sufickich
wiruj
ących derwiszy. Perskie słowo darwisz znaczy „poszukujący drzwi”, co ma związek z tym, że wirujący derwisze
staraj
ą się uzyskać dostęp do innych poziomów świadomości. Na zdjęciach widać wyraźnie, że obracając się
szybko wokó
ł własnej osi derwisze wprowadzają się w ekstatyczne stany świadomości.
Kiedy ca
łe zagadnienie zjawisk paranormalnych dzieli się co jest konieczne z powodu systematycznych badań – na
poszczególne cz
ęści składowe czy elementy, okazuje się, że kilka z owych komponentów można z powodzeniem
zaliczy
ć do kategorii rozrywki. Na przykład to, czym zajmują się zwolennicy Nostradamusa, ma wiele wspólnego z
popularnym hobby polegaj
ącym na rozwiązywaniu rebusów, krzyżówek i układaniu akrostychów (wiersz, w którym
pierwsze litery kolejnych wersów tworz
ą wyrazy lub całe zdania).
Nostradamus jako panaceum
Zdaniem cognicenti paranormalae Nostradamus
– człowiek o wielkiej mądrości i intuicji, a także słynny jasnowidz –
stanowi rodzaj panaceum. Nostradamus (1503-1566) interesowa
ł się, przynajmniej w pewnym sensie, rozrywką,
jako
że jego pierwsze opublikowane dzieło było zbiorem przepisów na przyrządzanie smacznych potraw oraz
upi
ększających mikstur do twarzy – a więc w istocie rodzajem książki kucharskiej, mimo że, co zaskakujące, nie
zawiera
ło ono żadnych wskazówek co do tego, jak upiec „ciasteczka szczęścia” [Fortune cookie – ciastko, w
którego wn
ętrzu znajduje się kartka z zapisaną przepowiednią lub sentencją (przyp. tłum.).]. Już za życia
Nostradamusa uwa
żano powszechnie za proroka, a legenda głosi, że był on wizjonerem, który potrafił spoglądać w
przysz
łość, stosując metody katoptromancji (wróżenia ze zwierciadła). Tradycja ta opiera się jednak na mało
przekonuj
ących dowodach.
Bez wzgl
ędu na to, jakimi środkami posługiwał się Nostradamus do wywoływania swoich wizji, jeśli rzeczywiście
takowe miewa
ł, faktem jest, że jako prorok pozostawił po sobie zbiór czterowierszy, nie mających żadnych
bezpo
średnich związków z wizjami zwierciadlanymi. Po wielu latach czterowiersze te przyczyniły się do tego, że
Nostradamus zyska
ł sławę genialnego przepowiadacza przyszłości. Od najwcześniejszych lat uczy się nas pilnie
poszukiwa
ć w wierszach ukrytego sensu, dlatego wielu czytelników dzieła Nostradamusa jest już niejako z góry
sk
łonnych interpretować jego słowa zgodnie z ustaloną konwencją, według której odnoszą się one do ważnych
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (18 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
wydarze
ń w świecie, jakie miały miejsce po jego śmierci. Owe czterowiersze są jednak tak bardzo wieloznaczne i
m
ętne, że dopuszczają praktycznie dowolną ich interpretację. Słowa zwinnie balansują na granicy sensu i
bezsensu, zwodz
ąc i mamiąc czytelnika, ponieważ ich prawdziwe znaczenie zdaje się na zawsze pozostawać poza
zasi
ęgiem racjonalnego pojmowania. Tak więc to, co pozostawił nam po sobie Nostradamus – „ostatnie twierdzenie
Fermata
” dotyczące przyszłości – jest w istocie dziełem rozrywkowym, którym zajmują się dziś jego zwolennicy
niczym hobby, zg
łębiając je w poszukiwaniu jednego prawdziwego rozwiązania odwiecznej zagadki.
Zamkni
ęcie calej sprawy: zabawa a zjawiska paranormalne
Gdy spojrzymy z perspektywy, okazuje si
ę, że wszystkie przedstawione wyżej „zjawiska paranormalne” wskazują
na istnienie
ścisłych związków między sferą paranormalną a zabawą czy też działalnością rozrywkową. Tak więc
powa
żny, rzetelny badacz zjawisk paranormalnych powinien zacząć od rozpoznania w społecznym i kulturowym
fenomenie, jakim s
ą zjawiska paranormalne, ważnego elementu rozrywkowego i zabawowego pochodzącego z
zamierzch
łych czasów i posiadającego wielkie znaczenie historyczne i psychologiczne.
Ci, którzy wierz
ą w zjawiska paranormalne, nie powinni się jednak tym zrażać, wręcz przeciwnie Zrozumienie
naszego zbiorowego ludzkiego
„tła akcji”, na którym się one rozgrywają, może bowiem stanowić punkt wyjścia do
alternatywnego spojrzenia na ca
łą sprawę. Chodzi tu oczywiście o punkt widzenia radosnego badacza zjawisk
paranormalnych, ten jednak w
łaśnie punkt widzenia może pomóc w ujrzeniu zjawisk paranormalnych w nowym
świetle, a tym samym przyczynić się do lepszego ich zrozumienia.
Moim zdaniem powodem, dla którego nie rozumiemy bardziej dog
łębnie zjawisk paranormalnych, jest to, że ód
setek lat podchodzimy do nich, przygl
ądamy się im i rozmawiamy o nich wciąż w ten sam sposób. Czas już na
zmian
ę perspektywy.
Aby by
ć traktowani poważnie, radośni badacze zjawisk paranormalnych muszą jednak prowadzić swoje prace,
odrzucaj
ąc możliwość występowania z dawnych pozycji zajmowanych przez zwolenników którejś z trzech
standardowych teorii, o których by
ła mowa. Wówczas poważni uczeni i radośni badacze zjawisk paranormalnych
b
ędą mogli wyruszyć w trasę ze swoim własnym programem, prezentując film dokumentalny ukazujący, w jaki
sposób i dlaczego te trzy dobrze znane nam grupy artystów estradowych
– trzy kategorie ludzi, jedynych, którym
wolno dyskutowa
ć na temat zjawisk paranormalnych według od dawna ustalonych fundamentalnych reguł –
organizuj
ą swój trwający nieustannie program, prezentując swoją znaną trójbiegunową debatę.
Innymi s
łowy, jeśli zamierzamy potraktować cały temat nie tak zupełnie poważnie (zauważając na przykład, że jego
korzenie si
ęgają daleko w głąb rozrywki i zabawy), wówczas może się nam uda doprowadzić do poszerzenia
owego trójstronnego dialogu, a tak
że, być może, nawet do przełamania charakteryzującego go impasu.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-02.htm (19 of 19) [07-May-11 6:18:15 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 3
PRZE
ŁAMANIE IMPASU: WYJAŚNIENIE KONTROWERSJI WOKÓŁ ZJAWISK PARANORMALNYCH
Wi
ększość ludzi jest usatysfakcjonowana tym, że wie, w jaki sposób traktować zjawiska paranormalne. To znaczy,
że są oni zadowoleni ze stosowanych podczas dyskusji nad tego rodzaju fenomenami standardowych procedur
operacyjnych, które zosta
ły wypracowane jeszcze w starożytności. Ludzie akceptują zwykle pogląd, zgodnie z
którym nale
ży wyznaczyć wyraźną linię demarkacyjną między mówiącymi „tak” i mówiącymi „nie”, między tymi,
którzy wierz
ą, a tymi, którzy nastawieni są sceptycznie. Zdają sobie sprawę, że przystępując do dyskusji trzeba,
zgodnie ze zwyczajem, opowiedzie
ć się za którąś ze stron – być nastawionym pozytywnie lub negatywnie. Jest to
niepisane prawo argumentacji na temat zjawisk paranormalnych, które pozwala ludziom trzyma
ć w szachu nawet
zajmuj
ących się tą kwestią „ekspertów”.
Prawie wszyscy zainteresowani zadowalaj
ą się ustalonymi z góry zasadami debaty lub przynajmniej wyrażają na
nie ciche przyzwolenie. Zak
ładają, że ów tradycyjny schemat jest współmierny do zadania polegającego na
ustaleniu prawdy dotycz
ącej zjawisk paranormalnych. Mimo wszystko był on przecież wypróbowywany przez ponad
dwadzie
ścia wieków przez wyrażających swoje za i przeciw uczonych specjalistów. Swój wkład wnieśli także
zainteresowani tematem laicy. Schemat dzia
ła dzięki sile przyzwyczajenia, a każde pokolenie entuzjastów zjawisk
paranormalnych przekazuje go w spadku nast
ępnemu.
Jako radosny badacz zjawisk paranormalnych podaj
ę niniejszym do wiadomości, że odrzucam cały ten
„mistrzowski” plan prowadzenia dysputy. Związany z nim stary system wytycznych stał się bowiem zupełnie
zaskorupia
ły; jest całkowicie bezużyteczny i nieodpowiedni. Jego konstrukcja opiera się na błędnych założeniach,
których jedyn
ą zaletą jest to, że są one bardzo stare. Całość tworzy ociężały, wsteczny system biurokratyczny,
który skutecznie blokuje wszelki post
ęp na drodze do zrozumienia jednego z najbardziej fascynujących aspektów
ludzkiej
świadomości.
Ju
ż czas, by przełamać ów impas. Powtarzam, że będzie to wymagać wypracowania nowego, pełnego humoru
podej
ścia do kwestii, która sama jest głęboko zakorzeniona w zabawie i rozrywce. Nadszedł czas na „radosny
paranormalizm
”.
Chc
ę jednak, by państwo wiedzieli, że nie chodzi tu o zajmowanie wygodnej pozycji pośredniej czy też o
przelewanie z pustego w pró
żne! Nie mam zamiaru siadać okrakiem na płocie. Radosnego badacza zjawisk
paranormalnych nie nale
ży błędnie utożsamiać z plotącym trzy po trzy agnostycznym ugodowcem. Nie proklamuję
radosnego paranormalizmu, by tym sposobem wszystkich tych sk
łóconych ze sobą awanturników umieścić pod
jednym parasolem.
Radosny paranormalizm nie jest jeszcze jedn
ą mierną, trzeciorzędną próbą zadowolenia wszystkich oraz każdego
z osobna. Nie próbowa
łbym także przekształcać dawnej nieefektywnej trójbiegunowej debaty w nową, efektywną
czwórbiegunow
ą. Nie, radosny badacz zjawisk paranormalnych powinien być ponad to wszystko; jestem
zwolennikiem o wiele bardziej radykalnego punktu widzenia.
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych stoją na stanowisku, że jedynym zdrowym rozwiązaniem dla tych, którzy
pragn
ą czynić postępy w badaniu zjawisk paranormalnych i przełamać w końcu panujący wokół impas, jest
opuszczenie ca
łego tego starego, chwiejącego się posadach gmachu, jakim jest stosowany dotąd system
argumentacji, okre
ślenie jego najsłabszych punktów, a następnie wysadzenie go w powietrze.
B
ędzie to długotrwałe przedsięwzięcie. Powinni się w nie zaangażować jedynie „poważni adepci” „radosnego
paranormalizmu
”.
Zapocz
ątkowanie nowego dialogu: radosne spojrzenie na to, co poważne
Zaczn
ę od omówienia trzech na równi irracjonalnych postaw, o których mówiłem już wcześniej – postawy
parapsychologa, sceptyka i fundamentalisty
– w sposób, który pokaże, iż każdą z nich da się wiarygodnie wyjaśnić,
bior
ąc pod uwagę główne założenie radosnego paranormalizmu, zgodnie z którym między zjawiskami
paranormalnymi a rozrywk
ą można postawić znak równości.
Wi
ększość jałowego sporu o słowa (logomachia) dotyczącego zjawisk paranormalnych toczy się przy udziale
oci
ężałych umysłowo, beztroskich gadułów należących do trzech wymienionych przeze mnie kategorii. Starają się
oni na trzy ró
żne sposoby przekonać siebie nawzajem, iż znają prawdy na temat zjawisk paranormalnych lub też,
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (1 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
że znają właściwą drogę prowadzącą do owej prawdy.
Kategoria 1. Parapsycholodzy
Parapsychologi
ę (kategoria 1), szczególnie biorąc pod uwagę jej skłonność do zajmowania się kwestią życia po
śmierci, można uznać za formę komedii, jako że stara się ona przekonać nas lub też umocnić nas w przekonaniu,
że życie ma szczęśliwe zakończenie. Co więcej, ponieważ tragedia różni się od komedii tym, że tragedia kończy się
śmiercią, parapsychologia reprezentuje wyższy stopień ducha komizmu, starając się dowieść, że nawet śmierć,
stanowi
ąca kulminację tragedii, ma także szczęśliwe zakończenie.
Kategoria 2. Sceptycy
Sceptycy (kategoria 2) odrzucaj
ą roszczenia parapsychologii uznającej się za naukę; zresztą radosny
paranormalizm wyra
ża podobne wątpliwości dotyczące tego, czy nauka, jaką znamy, potrafiłaby dowieść istnienia
życia po śmierci, zjawiska prekognicji itd. Radosny badacz zjawisk paranormalnych uważa za dziwne domniemanie,
że jest nauka, której głównym zadaniem i celem jest udowodnienie istnienia zjawisk, którymi przecież rzekomo się
ona zajmuje. Sceptycy wci
ąż nie dostrzegają w pełni znaczenia tego faktu, ponieważ ustawiają się oni w pozycji
naukowych rywali parapsychologów. Owi demaskatorzy odgrywaj
ą jednak odmienną rolę w dyskusji na temat
zjawisk paranormalnych. Je
śli parapsychologia jest komedią, to sceptyczny demaskator zjawisk paranormalnych
jest tym, kto zak
łóca występ komika i psuje całą zabawę.
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych z szacunkiem uznają wkład, jaki członkowie Committee for the Scientific
Investigation of Claims of the Paranormal wnosz
ą do tego, by dyskusja tocząca się wokół zjawisk paranormalnych
by
ła uczciwa i rzetelna, nie możemy jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, iż podczas gdy oficjalna
nazwa ich organizacji kojarzy si
ę z nauką i badaniami naukowymi, oni sami mają w zwyczaju używać w stosunku
do siebie akronimu CSICOPs (rozumiej
ą państwo?) [Ang. cops – policjanci, gliniarze; csi można czytać jak sigh,
czyli wzdycha
ć (przyp. tłum.).], który to przydomek zdradza ich złowrogie, autorytarne skłonności. Aspirują oni do
odgrywania roli
„strażników rzeczywistości” tworzących swojego rodzaju policję, mającą prawo decydowania o
ontologicznym statusie prze
żyć innych ludzi.
W konsekwencji styl ich relacji interpersonalnych pozostawia wiele do
życzenia. Gdy czytam ich publikacje lub
wyst
ępuję wraz z nimi w programach telewizyjnych, uderza mnie fakt, że podobnie jak krytykowani przez nich
„komicy z nocnych klubów”, także sceptyczni krytykanci starają się za wszelką cenę zwrócić na siebie jak
najwi
ększą uwagę. Narzekają, jęczą i stękają z powodu tego, jak mało miejsca poświęca się im w prasie i jak
rzadko zaprasza na rozmowy do telewizji w stosunku do tego, na co, swoim zdaniem, zas
ługują. Dlatego właśnie
rado
śni badacze zjawisk paranormalnych nazywają CSICOPs, sigh cops, „wzdychającymi gliniarzami”.
A co si
ę stanie, gdy zostaniesz złapany przez wzdychającego gliniarza? Czy istnieje coś takiego jak system
wzdychaj
ącej sprawiedliwości? Czy są tam także wzdychający sędziowie i wzdychający przysięgli, czy też
wzdychaj
ący gliniarze sami cię sądzą i wymierzają ci wyrok? I w jaki sposób wzdychający gliniarze godzą zasady
nauki ze swoim wizerunkiem policjantów
łapiących przestępców?
Samozwa
ńczy sceptycy nie są dostatecznie sceptyczni. Gdyby tak było, posunęliby swoje badania dalej i zajęli się
g
łębszymi, fundamentalnymi problemami natury filozoficznej. Cała kwestia zjawisk paranormalnych (to znaczy
pytanie o to, czy postrzeganie pozazmys
łowe [ESP], wiedza uprzednia lub życie po śmierci istnieją) opiera się na
niejasno sformu
łowanych, błędnych interpretacjach zagadnień, z którymi od dwudziestu stuleci zmagają się
filozofowie. Nie mo
żna uzyskać odpowiedzi na pytanie, czy istnieje życie po śmierci, nie rozwiązując najpierw
filozoficznego dylematu dotycz
ącego relacji ciało-umysł. Z kolei problemy związane z domniemanym istnieniem
telepatii i prekognicji wymagaj
ą rozważenia bardziej subtelnych i złożonych kwestii epistemologicznych
(dotycz
ących teorii poznania).
Prawda jest taka,
że wzdychający gliniarze wcale nie są sceptykami. W rzeczywistości są oni ideologami, którzy
s
ądzą, że znają na wszystko odpowiedź. Ideologia, którą wyznają, nazywa się scjentyzmem i jest wiarą w to, że do
zdobywania wiedzy przydatne s
ą jedynie metody i założenia nauk przyrodniczych. Scjentyzm opiera się na sądzie
warto
ściującym, zgodnie z którym filozofia, nauki humanistyczne i społeczne mają znaczenie jedynie o tyle, o ile
dostosowuj
ą swoje techniki i metody badawcze do tych stosowanych w naukach przyrodniczych, takich jak fizyka
czy biologia.
Nieporozumieniem jest zatem nazywanie organizacji owych sceptyków Commmittee for the Scientific Investigation
of Claims of the Paranormal. W istocie bowiem w nazwie tej s
łowo scientific (naukowy) należałoby zastąpić słowem
scientistic (scjentystyczny).
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (2 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Wzdychaj
ącym gliniarzom bardzo zależy na tym, by dyskusja na temat zjawisk paranormalnych miała jedynie
charakter powierzchowny. Radosny paranormalizm wyst
ępuje z o wiele bardziej sceptycznych pozycji wobec
zjawisk paranormalnych ni
ż wzdychający gliniaryzm (sigh copism).
Wzdychaj
ący gliniarze w swoim mniemaniu angażują się w działalność naukową, gdy tymczasem w rzeczywistości
prowadz
ą oni pewien rodzaj społecznej krucjaty. Ci sceptycy najbardziej obawiają się (i do czego zresztą się
przyznaj
ą) tego, że jeśli ludziom w nowoczesnym społeczeństwie pozwoli się traktować zjawiska paranormalne
powa
żnie, wówczas szybko znów zaczną wytaczać procesy czarownicom i palić je na stosach. Biorąc pod uwagę
obawy wzdychaj
ących gliniarzy, wydaje się jednak, że – co paradoksalne – marnują oni zbyt wiele amunicji w
bitwach z parapsychologami. Przecie
ż dokonywania tego rodzaju zbrodni można by o wiele bardziej spodziewać się
po funda-chrze
ścijanach.
Kategoria 3. Fundamentali
ści
To, o czym mówili
śmy powyżej, pozwoli nam zrozumieć, dlaczego fundamentaliści (kategoria 3) czują tak wielką
odraz
ę do zjawisk paranormalnych – poczucie humoru nigdy nie było ich mocną stroną. Mówimy tu o
przedstawicielach tej samej grupy, prosz
ę pamiętać, którzy wielokrotnie w historii USA nakłaniali do zakazania
wielu innych popularnych form rozrywki: ta
ńca, jazzu, filmów erotycznych, filmów w niedziele, filmów w ogóle, a
tak
że rock'n'rolla.
Fundamentali
ści wszelakiej maści, bądź to ci, którzy nazywają się chrześcijanami czy żydami, muzułmanami czy
marksistami, s
ą w gruncie rzeczy wszyscy tacy sami (rozumieją państwo?).
(Prosz
ę posłuchać, ważne jest, żeby państwo podchodzili do tego wszystkiego z humorem, jeśli mają się państwo
sta
ć pełnoprawnymi radosnymi znawcami zjawisk paranormalnych).
Srodzy i ponurzy fundamentali
ści są zagorzałymi obrońcami swojej ideologii. Ponieważ jednak powszechna
ideologiczna jedno
ść pozostanie zapewne na zawsze czymś niemożliwym do realizacji, fundamentalizm ze swej
natury potrzebuje wroga, grupy ludzi, z którymi mo
że się konfrontować. Sama ideologia zaś przepowiada tym,
którzy nie chc
ą się jej podporządkować, okrutny los; będą się oni smażyć w piekle lub skończą na śmietniku historii!
Niektórzy chrze
ścijańscy fundamentaliści nie lubią być nazywani fundamentalistami, dlatego ukrywają się pod
ró
żnymi pseudonimami, które sami sobie wymyślają i zasłaniają się różnego rodzaju szyldami. Słowo
fundamentalista budzi w nich niepokój, poniewa
ż zwraca uwagę na fakt, jak bardzo ich impertynencka, skłonna do
wydawania surowych s
ądów postawa przypomina postawę przedstawicieli innych nietolerancyjnych sekciarskich
ugrupowa
ń. Ograniczeni bigoci zasilający szeregi każdej sekty muszą uważać się za kogoś wyjątkowego. Jak
inaczej bowiem mogliby oni zracjonalizowa
ć swoją nienawiść w stosunku do wolnomyślicieli, innowierców,
homoseksualistów, politycznych i spo
łecznych liberałów, heretyków, osób interesujących się zjawiskami
paranormalnymi, mormonów czy te
ż przedstawicieli jakiejkolwiek innej grupy, którą biorą sobie za cel swoich
ataków?
Aby zrozumie
ć funda-chrześcijan, ich skłonność do ideologizowania, zaciekłą niechęć do wszelkiej beztroski i
frywolno
ści oraz ich fascynację demonami, trzeba zidentyfikować leżące u podstaw ich działań pobudki natury
psychologicznej, pozna
ć ich podświadome obsesje.
Pogl
ądy funda-chrześcijan na temat demonów są zbieżne z twierdzeniami osób cierpiących na obsesje. Utrzymują
oni,
że demony starają się omamić swoje ofiary, na przykład pojawiając się w przebraniu. Dlatego
charakterystyczn
ą cechą ich nękanego obsesjami umysłu jest natrętna, uporczywa nieufność. Ich zdaniem demony
s
ą podle, odrażające i plugawe, wydzielają zazwyczaj wstrętną woń – jak wiadomo osoby cierpiące na obsesje
zwykle bardzo dbaj
ą o czystość i porządek. Wiara w demony zawiera w sobie także komponent dynamiczny,
zgodnie z którym demonów nale
ży unikać, trzymać je na odległość i poddawać ezgorcyzmom, zwykle za pomocą
odpowiednich czynno
ści rytualnych – obsesje mają tendencje do manifestowania się w formie działań natrętnych
(kompulsywnych), swojego rodzaju rytua
łów dokonywanych w celu uniknięcia czy odegnania czegoś, a także
oczyszczenia.
Tendencje obsesyjne maj
ą związek z fiksacją analną. Jeśli oglądali państwo kiedyś w telewizji błazeństwa funda-
chrze
ścijan, czy nie mieli państwo wrażenia, iż podczas modlitwy wyglądają oni tak, jakby mieli kłopoty z oddaniem
stolca? Z opuszczonymi g
łowami, zaciśniętymi oczami i twarzami, na których maluje się wielki wysiłek, postękują:
„... JAY zus... uch... uch... JAY-zus... uch...uch”.
Styl
życia, jaki prowadzą osoby nękane przez obsesje i natręctwa, charakteryzuje się ponurą jednostajnością.
Analiza tre
ści wieczornych reklam telewizyjnych pokazuje, jak bardzo lubią oni stałość i porządek. Wszelkiego
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (3 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
rodzaju innowacje s
ą zawsze potencjalnym zagrożeniem dla egzystencji fundamentalistów, ponieważ stanowią one
gro
źne wyzwanie dla ich ideologii. Dlatego właśnie tak wiele nowatorskich idei i pomysłów uchodzi w ich oczach za
dzie
ło diabła.
Funda-chrze
ścijanie starający się poznać paranormalne wymiary ludzkiej świadomości są niczym średniowieczni
kartografowie, którzy po dotarciu do granic znanego im
świata zatrzymują się i stwierdzają: „Dalej leży kraina
smoków
”. Nawet niewinny widelec został wkrótce po swoim wynalezieniu wyszydzony jako dzieło Szatana, a
wszystkowiedz
ący księża przekonywali Galileusza, że pozostaje on pod wpływem oszukańczych demonicznych
wizji, gdy po raz pierwszy odwa
żył się spojrzeć na gwiazdy przez teleskop. Tak więc radosny paranormalista cieszy
si
ę, gdy do jego uszu dochodzą dobrze znane, ponure narzekania pochodzące od wiadomo kogo, iż to, czym jest
on akurat zaj
ęty, to diabelskie sprawki, ponieważ może on być wówczas pewien, że znajdzie w tym coś zabawnego
i interesuj
ącego.
S
łuchając od czasu do czasu proroczych wypowiedzi funda-chrześcijan łatwo można dać się zwieść iluzji, jakoby
ich sposób my
ślenia i mówienia był ścisły i precyzyjny. Wyjaśniają nam oni bowiem dokładnie to, co Bóg miał na
my
śli dokładnie w tym, a nie innym wersecie Biblii według dokładnie tego, a nie innego jej tłumaczenia i twierdzą, że
jest to dok
ładnie to, w co każdy wierzący powinien wierzyć. Po bardziej uważnym przysłuchaniu się ich
wypowiedziom okazuje si
ę jednak, że owa ścisłość myśli i wypowiedzi funda-chrześcijan jest tylko pozorna, i że tak
naprawd
ę nie chodzi tu o bycie dokładnym, ale raczej bycie nachalnym [Autor zastosował tu grę słów: being exact –
being exacting.]. A nachalny sposób mówienia i my
ślenia jest dokładnie tym, co charakteryzuje gburowatych
obsesjonatów.
Osoby n
ękane przez obsesje koncentrują się na abstrakcjach, wskutek czego odizolowują się od uczuć i emocji.
Fakt ten t
łumaczy, dlaczego w religii funda-chrześcijan kluczową rolę odgrywa ideologia. Wyjaśnia także brak
poczucia humoru u funda-chrze
ścijan oraz surową postawę, jaką, od dawien dawna, przyjmują oni w stosunku do
rozrywki. Jest rzecz
ą powszechnie znaną, że osoby nękane przez obsesje i natręctwa są stosunkowo silnie
uodpornione na dzia
łanie humoru. Jeśli słyszą jakąś zabawną historię lub dowcip, często błędnie je interpretują;
bior
ą je za poważne stwierdzenia i nie zgadzają się z ich dosłownym znaczeniem. Z kolei to, co tego rodzaju osoby
uznaj
ą za wyraz humoru, często przybiera formę zjadliwych i nieprzyjaznych dowcipów lub sarkastycznych i
z
łośliwych wypowiedzi. Ponieważ serdeczny śmiech zakłada chwilową utratę kontroli nad sobą, jest on szczególnie
niebezpieczny dla fundamentalistów, jako
że opanowanie i sztywność stanowią główne elementy ich systemu
obrony.
Powy
ższe ustalenia umożliwią nam identyfikację tych, którzy udając łagodnych chrześcijan, w rzeczywistości
straszy innych, gro
żąc im piekielnymi mękami. Ponieważ demonologię definiuje się jako wiarę w demony, funda-
chrze
ścijanie są, mówiąc bardziej precyzyjnie, demonologami. A największy kłopot z demonologami polega na tym,
że są oni tak dobrzy w tropieniu demonów i dostrzeganiu ich w duszach innych ludzi, że nie starcza im już czasu na
zajmowanie si
ę swoimi własnymi demonami. Właśnie dlatego prywatne demony demonologów tak często zrywają
si
ę z łańcucha i atakują ludzi o odmiennych poglądach.
Nasza analiza ukazuje w przekonuj
ący i rzetelny sposób trzy oficjalne teorie, charakteryzując ich role w toczącej się
od lat dyskusji wokó
ł zjawisk paranormalnych i umieszczając każdą z nich w kontekście humorystycznym. Dzięki
temu znacznie zwi
ększyła się liczba przykładów świadczących o związkach zjawisk paranormalnych z rozrywką.
Mo
żna jednak bardziej bezpośrednio wykazać, że u podstaw zjawisk paranormalnych leży element humoru. Aby się
o tym przekona
ć, wystarczy posłuchać, w jaki sposób wypowiadają się na ten temat zwykli ludzie.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-03.htm (4 of 4) [07-May-11 6:18:17 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 4
CUDA, ZNACZENIA S
ŁÓW I ZABAWA
W tym rozdziale zajmowa
ć się będziemy słowami. Przede wszystkim słowami, których używamy dziś, dyskutując o
zjawiskach paranormalnych.
W ca
łej książce staram się zwrócić uwagę na to, że jeśli mamy odkryć jakąkolwiek rzeczywistą prawdę na temat
zjawisk paranormalnych, prze
żyć z pogranicza śmierci i życia po śmierci, to dokonamy tego tylko wówczas, gdy
przestaniemy traktowa
ć wszystko tak bardzo poważnie. Mam tu na myśli, że musimy przestać brać wszystko, co
wiemy, jak nam si
ę wydaje, na ten temat, tak bardzo dosłownie. Ponieważ – bez względu na to, czy staramy się
dowiedzie
ć czegoś więcej o zjawiskach paranormalnych; staramy się dowiedzieć czegoś więcej o Bogu i religii
(niech pa
ństwo będą ostrożni, to może być jedno i to samo!); staramy się dowiedzieć czegoś więcej o polityce,
ekonomii czy ludzkiej seksualno
ści; lub też staramy się dowiedzieć czegoś więcej o czymkolwiek – branie spraw w
sposób dos
łowny jest właśnie tym, co utrudnia ich głębsze poznanie.
Neale Donald Walsch twierdzi,
że podczas swoich Rozmów z Bogiem dowiedział się, iż „słowa są najmniej godną
zaufania form
ą porozumiewania się”. Jeśli więc zastanawiamy się, czy Walsch w literalnym tego słowa znaczeniu
rozmawia
ł z Bogiem, czy nie, kompletnie gubimy sens tego, co zostało powiedziane. Mamy tu znakomity przykład
na to, jak dostrzeganie jedynie dos
łownego sensu wypowiedzi – to znaczy, branie rzeczy tak bardzo poważnie, że
nie pozostawiamy
żadnego miejsca na dalsze dociekania, lecz stwierdzamy z uporem, że Prawda, Cała Prawda i
Tylko Prawda zawarta jest w s
łowach jako takich – zaciemnia całe jej znaczenie.
Tymczasem radosny badacz zjawisk paranormalnych nie zatrzymuje si
ę nad kwestią, czy doszło do rzeczywistej
komunikacji z Bóstwem, czy nie (na pytanie tego rodzaju nigdy nie mo
żna dać jednoznacznej odpowiedzi), lecz
skupia swoj
ą uwagę na tym, czy dany komunikat zawiera jakąś mądrość lub wartość. Radosny badacz zjawisk
paranormalnych ch
ętnie rozważy możliwość, iż Walsch rzeczywiście rozmawiał z Bogiem, a następnie spyta: A jeśli
tak, to czy nie by
łoby ciekawe przekonać się, co Bóg miał mu do powiedzenia?
Dlatego sugeruj
ę w tym miejscu, że nadszedł już czas, by powołać do życia nową kategorię dyskutantów biorących
udzia
ł w debacie na temat zjawisk paranormalnych. Od tej pory w telewizyjnych talk shows, w książkach i
artyku
łach, a także przy kawiarnianych stolikach w całej Ameryce i na całym świecie wypowiadać się będą na ten
temat ju
ż nie tylko (1) parapsycholodzy, (2) zawodowi sceptycy i (3) fundamentaliści, lecz także (4) radośni badacze
zjawisk paranormalnych.
Musimy poszerzy
ć grono dyskutantów, ponieważ cała dotychczasowa dyskusja zaprowadziła nas donikąd.
Doszli
śmy do martwego punktu. Doprowadziliśmy do impasu. Igranie zaś z ideami, miast traktowania ich bardzo
powa
żnie i dosłownie oraz brania wszystkiego, co dociera do naszych uszu, za dobrą monetę, jest jedynym
sposobem umo
żliwiającym wyrwanie się z tego błędnego koła.
Po
święcam cały rozdział słowom i sposobom ich używania dlatego, że chcę zademonstrować, dlaczego musimy
przesta
ć się nimi posługiwać jako naszymi jedynymi narzędziami poznania zjawisk paranormalnych i zacząć
pos
ługiwać się także ideami i pojęciami. Zamierzam pokazać, że opierające się wyłącznie na słowach podejście do
zjawisk paranormalnych (lub czegokolwiek innego) mo
że doprowadzić nas tylko do wniosku, że zjawiska
paranormalne s
ą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, nonsensem. Gdy to wykażę, wówczas radosny
paranormalizm uzyska w pe
łni zasłużony status nowatorskiej, systematycznej metody przydatnej do badania
zagadnie
ń, którymi tak wielu z nas się interesuje.
Kiedy ju
ż to wszystko powiedziałem, mogą państwo wciąż mieć wątpliwości, czemu służy ów nagły zwrot w tej
ksi
ążce? Czy przyjrzenie się słowom i temu, w jaki sposób je używamy w dyskusji o zjawiskach paranormalnych,
jest rzeczywi
ście tak ważne? Tak. Czy nie rozmawiamy tu przypadkiem jedynie o semantyce? Nie.
S
łowa, zebrane w sprawozdaniach z pierwszej ręki na temat doświadczeń z innego świata czy też opublikowane w
raportach na temat domniemanych nadnaturalnych zjawisk, stanowi
ą jak dotąd główną część tego, czym zajmują
si
ę badacze zjawisk paranormalnych. Różni się to zasadniczo od sytuacji, jaka panuje w większości bardziej
szanowanych dyscyplin naukowych, takich jak chemia, biologia czy geografia. W tych dyscyplinach badacze
wykorzystuj
ą bezpośrednie obserwacje zjawisk fizycznych oraz odwołują się do pojęć, do których prowadzą tego
rodzaju obserwacje. Tymczasem je
śli chodzi o badanie zjawisk paranormalnych, dodatkowe dane obserwacyjne
dost
ępne są tylko w rzadkich przypadkach. Tak więc słowa stanowią tu główne źródło informacji i dlatego sposób
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (1 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
mówienia o czym
ś i rodzaj używanego języka nabierają ogromnego znaczenia.
Czy istnieje na przyk
ład jakaś różnica między takimi wyrażeniami jak zjawiska paranormalne, przesądy i zjawiska
okultystyczne? I to jeszcze jaka! Czy ró
żnice te wpływają na sposób prowadzenia dyskusji na interesujący nas
temat? Oczywi
ście, tak. Słowa, których używamy, nadają określony ton prowadzonemu przez nas dialogowi.
Wyznaczaj
ą parametry dyskusji. I na to właśnie chcę zwrócić teraz państwa uwagę.
S
łowa są kluczem do tego, co aktualnie myślimy, iż wiemy na temat zjawisk paranormalnych, dlatego my wszyscy,
wnikliwi eksperci w tej dziedzinie, musimy zwróci
ć baczną uwagę na słowa i ich znaczenie, zaczynając od
przeanalizowania b
ędącego obecnie w użyciu podstawowego słownictwa dotyczącego zjawisk paranormalnych.
Zaczynamy od pocz
ątku
Pierwsz
ą z tajemnic zjawisk paranormalnych jest znaczenie słowa paranormalny. Ponieważ samo słowo znaczenie
ma niejedno znaczenie, a teorie dotycz
ące wyjaśnienia, w jaki sposób słowa zyskują dane znaczenie, są liczne i
cz
ęsto sprzeczne ze sobą, pożyteczne będzie, jeśli wyjaśnimy znaczenie słowa paranormalny nie za pomocą
jednego, lecz kilku spokrewnionych ze sob
ą znaczeń słowa znaczenie.
(Jak mo
żecie się państwo sami przekonać, tylko radosny badacz zjawisk paranormalnych skłonny byłby podjąć się
takiego zadania. Zajmuj
ąc się tymi sprawami, trzeba zachować dystans i poczucie humoru. Uparci zwolennicy
dos
łowności zbyt szybko tracą cierpliwość. Tak więc, radośni badacze zjawisk paranormalnych, do dzieła).
Najlepsze s
łowniki podają definicje sensu danego słowa jedynie w sposób przybliżony i powierzchowny; to
wszystko, na co w najlepszym razie sta
ć leksykografów, starających się oddać jedno precyzyjne znaczenie za
pomoc
ą kłębowiska różnych słów. Pisze się zwykle, że słowo paranormalny określa moce i zjawiska wykraczające
poza ramy tego, co okre
śla się mianem znanych praw natury czy też „normalnych, obiektywnych dociekań”.
Poniewa
ż jednak nie wiadomo dokładnie, jakie moce i zjawiska znajdują się przestrzennie poza prawami natury czy
te
ż poza daną metodą badań, mamy tu do czynienia nie z dosłownym, lecz przenośnym sensem słowa „poza”. Z
pewno
ścią wydaje się wielce podejrzane, by kluczową rolę w definicji słowa paranormalny odgrywała metafora
przestrzenna.
Inni twórcy s
łowników podchodzą do całej sprawy inaczej i twierdzą, że słowo paranormalny odnosi się do „zdarzeń
lub spostrze
żeń, które nie wchodzą w zakres wyjaśnień naukowych”. Zwrot nie wchodzić w zakres jest także,
przynajmniej cz
ęściowo, metaforą przestrzenną, jednak w tym przypadku definicję tę można przynajmniej
przekonstruowa
ć następująco: „zdarzeń lub spostrzeżeń, których nie można naukowo wyjaśnić”, a więc zdanie,
które wprawdzie jest jasne, ale zdaje si
ę mówić raczej o tym, czym zjawiska paranormalne nie są, niż o tym, czym
one s
ą. Co więcej, istnieje mnóstwo nie dających się naukowo wyjaśnić zdarzeń i spostrzeżeń, których nikt nie
zaliczy
łby do kategorii zjawisk paranormalnych.
Problem nie polega na tym,
że u podstaw definicji słowa paranormalny leży pewna metafora, ale że dla owej
metafory nie mo
żna znaleźć jasnego i jednoznacznego ekwiwalentu. Oczywiście fakt ten wprawia w zakłopotanie
upartych zwolenników dos
łowności. Kiedy osobę definiującą prosimy o znalezienie substytutu o jasnym i
jednoznacznym znaczeniu dla tej metafory, wówczas sk
łania się ona nieodmiennie ku temu, by zdefiniować jedynie
to, co charakteru paranormalnego nie ma! A samo okre
ślenie tego, co czymś nie jest, oznacza w efekcie nieudaną
prób
ę zdefiniowania tego czegoś.
A wi
ęc, wracając do istoty sprawy (a' jest to dokładnie to, co doprowadziło do powstania impasu), definicje słowa
paranormalny oscyluj
ą między wypowiedziami udzielanymi w nieokreślenie metaforycznym języku a nie
wnosz
ącymi niczego istotnego stwierdzeniami o charakterze negatywnym. Rozbieżność ta prowadzi do
powstawania nonsensownych, w dos
łownym tego słowa znaczeniu, konstatacji, czyli czegoś, co nie ma w ogóle
żadnego sensu.
A je
śli dochodzimy do wniosku, że coś nie ma sensu, w jaki sposób, pytam, możemy zatem sensownie o tym
dyskutowa
ć? Oczywiście jest to niemożliwe i dlatego dyskusja na temat zjawisk paranormalnych znalazła się w
martwym punkcie.
Rozwi
ązanie dylematu
Istnieje jednak pewien sposób wyrwania si
ę z tego błędnego koła. Jeden ze słowników usiłuje wypełnić luki w
swojej definicji s
łowa paranormalny, podając jego synonim – nadprzyrodzony. Szukając znaczenia słowa
nadprzyrodzony, a nast
ępnie innych synonimów, jakich użyto do jego zdefiniowania, można podążać tropem
synonimów i prawie synonimów, a
ż w końcu sieć powiązań zostanie zamknięta, a słowa zaczną się powtarzać.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (2 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Post
ępując w ten sposób, można zidentyfikować całą rodzinę spokrewnionych ze sobą słów i wyrażeń, co okazuje
si
ę wielce przydatne dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych.
A oto niepe
łna, choć reprezentatywna ich lista: paranormalny, nadprzyrodzony, nadnaturalny, pozaziemski, nie z
tego
świata, nieziemski, niewidzialny, dziwny, nawiedzany przez duchy, niesamowity, osobliwy, hiperfizyczny,
dziwaczny, stukni
ęty, szurnięty, kuku na muniu, nie do wiary, niewiarygodny, niezwykły, cuda, anomalie, rzeczy
zadziwiaj
ące, upiorny, widmowy, hokus-pokus, nie z tej ziemi, metafizyczny, okultystyczny, tajemniczy,
nienormalny, parapsychologia, paranauka, przes
ądy, nieznany.
Ten g
ąszcz terminów można nieco przerzedzić, dzieląc go na kilka odrębnych kategorii.
Mamy tu s
łowa, które oznaczają lub opisują coś poprzez oddzielenie od tego, co jest w ogóle znane (okultystyczny,
tajemniczy, dziwny, nieznany) lub od tego, co jest znane dzi
ęki określonej metodzie zdobywania wiedzy
(niewidzialny, paranormalny, parapsychologia, paranauka).
Dalej mamy terminy, które oznaczaj
ą lub opisują coś poprzez oddzielenie od innych niż wiedza norm czy
standardów. Owymi innymi normami czy standardami mo
że być natura (nadprzyrodzony, nadnaturalny, cuda), to,
co substancjalne i materialne (upiorny, nawiedzany przez duchy, widmowy, nieziemski), prawo (anomalie), to, co
zwyk
łe (niezwykły), normalne (nienormalny, paranormalny), to, w co można wierzyć (nie do wiary, niewiarygodny),
to, w co nale
ży wierzyć (przesądy), to, co jest swojskie (dziwny), a nawet cały świat (pozaziemski, nie z tego świata,
nie z tej ziemi).
Mamy wyra
żenia, które charakteryzują to, co nieznane lub w jakiś inny sposób odmienne, podkreślając efekt, jaki to
co
ś wywołuje w świadomości. Efekt ów może polegać na ekscytującym zdumieniu (rzeczy zadziwiające, cuda,
dziwny), poczuciu czego
ś niepokojącego (niesamowity, osobliwy, tajemniczy, dziwaczny) lub wywołującego strach
(nawiedzany przez duchy, przes
ąd).
Mamy tak
że kilka terminów, które używane są często w kontekście zaburzeń mentalnych (dziwaczny, nienormalny,
niesamowity), równie
ż z odcieniem humorystycznym (stuknięty, szurnięty).
W ko
ńcu mamy wyrażenia, które wyraźnie naśmiewają się z tego, co nieznane lub w jakiś inny sposób odmienne, i
maj
ą pozytywnie nonsensowny charakter (hokus-pokus, kuku na muniu).
Nie jest konieczne, by jakiekolwiek dwa terminy z naszej listy s
łów i pojęć były dokładnymi synonimami. Wręcz
przeciwnie, ró
żnice w ich znaczeniu są równie interesujące i ważne jak podobieństwa. Na przykład wszystkie
osobliwe i dziwaczne rzeczy s
ą dziwne, ale nie wszystkie dziwne rzeczy są osobliwe czy dziwaczne. Poza tym
ka
żde z tych słów w odmienny sposób odnosi się do zjawisk paranormalnych w danym kontekście. I, kto wie, może
pewnego dnia ta w
łaśnie okoliczność będzie miała praktyczne znaczenie w takim czy innym kontekście. Być może
osob
ę zachowującą się dziwacznie i niesamowicie, która potrzebuje pomocy, będzie się kierować do szpitala
psychiatrycznego, potrzebuj
ącą zaś opieki osobę zachowującą się osobliwie będzie się kierować do gabinetu
parapsychologa.
Co wi
ęcej, duża liczba powyższych słów pasuje do więcej niż jednej kategorii (paranormalny, dziwny, nawiedzany
przez duchy, tajemniczy, przes
ąd). Owe wzajemne związki sprawiają, że wszystkie słowa z naszej listy oraz ich
znaczenia splataj
ą się ze sobą, tworząc gęstą lingwistyczną sieć o wielkiej dynamice emocjonalnej.
Czy co
ś z tego naprawdę ma znaczenie?
Jako rado
śni badacze zjawisk paranormalnych trochę się zabawiamy, przyglądając się beztrosko problemowi słów
– badamy z humorem idee – jednak, jak już wcześniej powiedziałem, mamy tu do czynienia z niewątpliwie
rzeczywistym problemem. Poniewa
ż struktura wzajemnie definiujących się słów i znaczeń jest tak silnie
nacechowana emocjonalnie, dosz
ło do jej znacznego upolitycznienia.
Przedstawiciele ka
żdej z trzech grup interpretatorów zjawisk paranormalnych (kategorie 1, 2 i 3, omówione
powy
żej) mają swoje własne kłopoty i swoje własne pragnienia. Są oni upartymi zwolennikami dosłowności;
pos
ługują się swoim własnym ulubionym słownictwem, zgodnie ze swoimi własnymi specyficznymi skłonnościami i
t
ęsknotami. Gdy zdecydują się już na wybór jakiegoś słowa, traktują jego znaczenie jak najbardziej dosłownie.
Czasami wymy
ślają nawet nowe słowa o znaczeniach zgodnych z ich własnymi zapatrywaniami i poglądami.
W ten w
łaśnie sposób reprezentantom owych trzech ugrupowań udaje się kontynuować dyskusję na temat zjawisk
paranormalnych, zaniedbuj
ąc jednocześnie zgłębianie samego tematu. To znaczy, że udaje się im prowadzić
debat
ę, która jednak donikąd nie prowadzi. Przyjrzyjmy się, w jaki sposób owi uparci zwolennicy dosłowności
wywi
ązują się z tego zadania.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (3 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
W jaki sposób kategoria 1 mówi o zjawiskach paranormalnych
Samo s
łowo paranormalny jest powstałym stosunkowo niedawno neologizmem, typowym tworem umysłowości
parapsychologicznej. Parapsycholodzy (kategoria 1) nieustannie narzekaj
ą z powodu rzekomo niewłaściwego
traktowania ze strony spo
łeczności naukowców. Chcą, by ich działalność była uznawana za naukową, oni sami zaś
byli darzeni szacunkiem nale
żnym prawdziwym naukowcom.
Aby zaspokoi
ć swoje aspiracje, stworzyli w swoim czasie słowo paranormalny, wybierając spośród wielu możliwych
znacze
ń te, które mają związki z wiedzą, przede wszystkim zaś z tym jej rodzajem, który wchodzi w zakres nauki.
Wszelkie niepowa
żne czy w jakiś inny sposób niewygodne konotacje, które mogłyby wprawić w zakłopotanie
powa
żnych naukowców i wpływowych badaczy, zostały usunięte z bogatego zbioru znaczeń. Twórcy słowa
paranormalny wyrugowali wszelkie humorystyczne niuanse oraz ironiczne odniesienia. Unikaj
ąc wszelkich
niepo
żądanych wpływów tych aspektów na świadomość, pozbawili się tym samym także wpływów inspirujących i
rozwijaj
ących. Parapsycholodzy przestali dostrzegać nonsensowną stronę swojej własnej działalności oraz
dr
ęczącą ich obsesję.
Pragnienie zdobycia akademickiej wiarygodno
ści za pomocą lingwistycznych uprawomocnień z góry zakładało, że
jedynym sposobem wprowadzenia bada
ń nad zjawiskami paranormalnymi do głównego nurtu nauki jest uczynienie
z nich nowej ga
łęzi naukowej. Jak można jednak tego dokonać bez pełnej i bezstronnej rozprawy w tej kwestii i
zdecydowa
ć, że uznanych uniwersyteckich badaczy zjawisk paranormalnych należy umieścić raczej w gmachu
wydzia
łu nauk przyrodniczych niż po drugiej stronie kampusu razem z historykami, filozofami, psychologami oraz
specjalistami od literatury i reliogioznawcami, a mo
że nawet na wydziale dramatu?
Uczeni reprezentuj
ący wiele dostojnych dyscyplin naukowych mieliby solidne podstawy ku temu, by
zakwestionowa
ć domniemanie parapsychologów, zgodnie z którym nauka jest „normalnym” sposobem zdobywania
wiedzy. Równie dobrze mo
żna by bowiem twierdzić, że nauka jest zdecydowanie „nienormalnym” sposobem
zdobywania wiedzy.
Dlaczego zatem s
łowo normalny stało się substytutem „wiedzy naukowej”? Zdając sobie z tego w pełni sprawę czy
nie, ci, którzy pierwotnie ustalali znaczenie s
łowa paranormalny, musieli powstrzymać się od bezpośredniego
nawi
ązania do wiedzy naukowej. Zbliżając się zanadto do pożądanego znaczenia, doprowadziliby bowiem do jego
negacji.
Staje si
ę to boleśnie oczywiste, gdy zastąpimy termin, który niedwuznacznie określa wiedzę naukową, podobnie jak
s
łowo normalny w słowie paranormalny, czego dokonali twórcy wyrazu paranauka. To nieszczęsne wyrażenie miało
oznacza
ć „wiedzę naukową na temat tego, co leży poza zasięgiem wiedzy naukowej” – jawna wewnętrzna
sprzeczno
ść!
Kolejny drastyczny przyk
ład non sequitur [Wniosek nie wypływający z przesłanek (przyp. tłum.).] zawarty jest w
za
łożeniu, iż usankcjonowanie kwestii zjawisk paranormalnych oraz uczynienie z niej przedmiotu poważnych badań
naukowych i uniwersyteckich wymaga ca
łkowitego odrzucenia jej lekkiego, beztroskiego aspektu. W pewnym
sensie mamy tutaj do czynienia z odwo
łaniem się do definicji pojęcia powagi: humor nie jest poważny, a więc
humor nie mo
że być przedmiotem poważnego naukowego zainteresowania.
Wyra
źnie sformułowany, argument ten okazuje się zdecydowanie błędny. W swoim podstępnie nieokreślonym
kszta
łcie pełni on jednak funkcję potężnego środka, skutecznie uniemożliwiającego systematyczne badanie
humoru. S
ądzę, że hamuje on także systematyczne badanie zjawisk paranormalnych.
I tak oto wszelkie werbalne sztuczki parapsychologów okazuj
ą się nic niewarte! Gdy słowo paranormalny
przenikn
ęło z technicznego żargonu poważnych parapsychologów do języka potocznego, zostało ponownie
obci
ążone tymi wszystkimi szkaradnymi znaczeniami ubocznymi, które jego dumni twórcy uznali za niepożądane.
Podobny mechanizm dzia
ła również w zakresie terminologii psychiatrycznej. Słowa, jakich używa się w
medycznych leksykonach do opisu w naukowo neutralny sposób okre
ślonych zaburzeń psychicznych, w ustach
laików zaczynaj
ą zwykle nabierać nieprzyjemnych odcieni znaczeniowych. Prowadzi to do usuwania owych
k
łopotliwych terminów z profesjonalnych podręczników medycznych i zastępowania ich nowymi, neutralnymi
s
łowami. Tak więc na przestrzeni jednego wieku ludzie obłąkani stali się psychopatami, a następnie psychopaci
stali si
ę socjopatami.
Wydaje si
ę, że psychiatrzy nigdy nie rozważali możliwości, że ich lingwistyczna frustracja wynika ze specyficznych,
niemi
łych cech socjopatów. Także parapsychologowie nigdy nie rozważali możliwości, że ich lingwistyczna
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (4 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
frustracja wynika ze specyficznych, niemi
łych cech zjawisk paranormalnych.
St
ąd wyszczególnianie potknięć parapsychologii jedynie wzmacnia i rozjaśnia wymowę tego, co powiedziano na
pocz
ątku: słowo paranormalny jest literalnym nonsensem!
W jaki sposób kategoria 2 mówi o zjawiskach paranormalnych
Wojowniczy sceptycy pod
ążają w pewnym sensie śladem parapsychologów, posługując się słowem paranormalny
w taki sposób, jakby mia
ło ono jakieś rzeczywiste znaczenie. Szczególne upodobanie mają oni jednak do słowa
przes
ąd. Używają tego terminu w odniesieniu do rozpowszechnionych, acz fałszywych – lub przynajmniej
nieusprawiedliwionych albo irracjonalnych
– przekonań, budzących zazwyczaj w jakiś sposób lęk.
To dziwne,
że osoby, które występują rzekomo z pozycji naukowych, przystępują do boju, używając słowa, które
ma tak bardzo pejoratywne znaczenie. A je
śli sądzą, że uczestniczą w racjonalnej debacie, to warto im
przypomnie
ć, że określanie od samego początku zjawisk paranormalnych jako fałszywych przekonań jest
przyjmowaniem s
ądu nieudowodnionego za podstawę dalszego rozumowania, czyli przesądzaniem z góry całej
sprawy.
Trzeba tak
że postawić pytanie, czy przesądy są, precyzyjnie rzecz ujmując, w ogóle sprawą przekonań. Wiele
spo
śród niezliczonych popularnych przesądów ma raczej charakter natręctw niż przekonań. Pukanie w drewno,
ciskanie sol
ą za siebie przez ramię, obchodzenie drabiny zamiast przechodzenia pod nią, unikanie pokoi na
trzynastym pi
ętrze w hotelu, zrywanie czterolistnej koniczyny, noszenie króliczej łapki, chwytanie za guzik na widok
kominiarza, przeganianie czarnego kota, zanim przebiegnie on nam drog
ę – wszystko to, a także wiele innych
przes
ądów, przypomina bardziej kompulsywne rytuały niż zgodne z ustalonymi przekonaniami zachowania.
Osoby, które cierpi
ą na nerwicę natręctw, mówią, że dokonują swoich rytualnych czynności, by zapobiec niejasnym,
z
łowieszczym obawom, które je nachodzą i które, czego się boją, mogą w przeciwnym razie uzyskać nad nimi
pe
łną władzę, nie zaś po to, by dać wyraz swoim przekonaniom. W rzeczywistości, gdy ich się o to zapyta, ludzie ci
stanowczo zaprzeczaj
ą, jakoby wierzyli, iż postawienie stopy na szczelinie w podłodze sprowadzi na babcię
nieszcz
ęście. Przeciętny człowiek cierpiący na neurozę zachowuje psychiczną wnikliwość w ocenie sytuacji, czego
zdaje si
ę najwyraźniej brakować przeciętnemu „wzdychającemu gliniarzowi”.
Pozycja
„wzdychających gliniarzy” jako społecznych reformatorów wyjaśnia sympatię, jaką żywią oni do słowa
przes
ąd. Przydając zjawiskom paranormalnym etykietkę czegoś fałszywego i budzącego strach, mogą oni
wyizolowa
ć je jako coś, czemu należy przeciwdziałać i czego należy unikać.
W jaki sposób kategoria 3 mówi o zjawiskach paranormalnych
Ze swojej strony gro
źnie cnotliwi funda-chrześcijanie optują za słowem okultystyczny. Chcąc zastraszyć innych,
przywo
łują koszmarne wyobrażenia nagich czaszek, noży, krwawych rytuałów i temu podobnych elementów, które
potocznie kojarzy si
ę z tym słowem. Ponieważ w znaczeniu słowa okultystyczny zawiera się słowo ukryty, pierwsze
z nich s
łuży do wzbudzania nikczemnych podejrzeń, w więc znakomicie pasuje do apokaliptycznego stylu
wypowiedzi preferowanego przez fundamentalistów.
Ameryka
ńscy funda-chrześcijanie upodobali sobie szczególnie zwrot dabbling in the occult (dosł. nurzać się
okultyzmie), przy czym s
łowo dabble [Dabble – taplać się, pluskać się w czymś, a także zajmować się czymś
powierzchownie, po dyletancku, nie na serio (przyp. t
łum.).] przydaje mu nieco frywolnego charakteru, wesołości i
powierzchowno
ści. Tego rodzaju ironiczny termin wydaje się więc dość dziwnym wyborem w tym kontekście.
Czy
żby funda-chrześcijanie sugerowali, że zjawiskami paranormalnymi trzeba zajmować się poważnie i dogłębnie,
a nie tylko pobie
żnie i powierzchownie? Nic z tych rzeczy; w rzeczywistości nie chodzi im o głębię myśli, lecz o jej
uniformizacj
ę.
W jaki sposób dosz
ło do powstania impasu?
Tak wi
ęc zarówno parapsychologom, „wzdychającym gliniarzom” jak i funda-chrześcijanom nie udaje się
adekwatnie uchwyci
ć różnorodności znaczeń związanych z omawianym tu przez nas tematem. Ponieważ ich
punkty widzenia koncentruj
ą się jedynie na zawężonym zakresie potencjalnych znaczeń – na dosłownej
interpretacji okre
ślonych, wybranych przez nich słów – przedstawiciele tych spierających się ugrupowań nigdy tak
naprawd
ę nie angażują się w dyskusję. Każde ze stronnictw głosi swoje prawdy, odwołując się do własnych
m
ętnych definicji i znaczeń, które pozostają w całkowitej niezgodzie z definicjami i znaczeniami dwóch pozostałych
ugrupowa
ń. Między innymi dlatego właśnie spór, jaki się między nimi toczy, prowadzi donikąd. I w taki oto sposób
dosz
ło do powstania impasu.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (5 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Jedynym sposobem, by uporz
ądkować tę chaotyczną sytuację, jest zaproszenie do stołu, przy którym toczy się
dyskusja, przedstawicieli czwartej kategorii zainteresowanych: radosnych badaczy zjawisk paranormalnych.
Naszym zadaniem b
ędzie zaprowadzenie porządku pośród całej masy słów o podobnych i pokrewnych
znaczeniach u
żywanych przez badaczy tego, co nęcąco nieznane. Radośni badacze zjawisk paranormalnych
musz
ą umieć rozróżniać liczne niuanse znaczeniowe słów używanych do opisu tychże zjawisk, nie dyskryminując
przy tym
żadnego z nich.
Zjawiska paranormalne nie s
ą jedynie tym, co niewiadome, lecz tym, co niewiadome przybranym w swoją własną,
specyficzn
ą, emocjonalną szatę. A to – o czym już mówiłem – stanowi element składowy całego problemu. Coraz
trudniej rozmawia
ć na jakiś temat – a jeszcze trudniej dojść do jego zrozumienia – gdy osoby, które zdominowały
prowadzony publicznie dialog, pos
ługują się językiem nacechowanym emocjonalnie, dając w danej sprawie wyraz
swoim osobistym sympatiom i antypatiom.
Czy powinni
śmy po prostu stworzyć nowe słowo?
Je
żeli chcemy być prawdziwymi radosnymi badaczami zjawisk paranormalnych, to powinniśmy przynajmniej
poigra
ć z ideą stworzenia nowego słowa na określenie tego, co staramy się zdefiniować.
Aspekt zjawisk paranormalnych kojarzony z tym, co nieznane, wywo
łuje, niejako z definicji, pewne wzniosłe uczucia
(zachwyt, zadziwienie). Ma on tak
że charakter nonsensowny, co znajduje wyraz w potocznym, zabawnym
s
łownictwie związanym ze zjawiskami paranormalnymi (hokus-pokus, kuku na muniu). Poza tym kojarzony jest z
pewnymi niepokoj
ącymi emocjami (osobliwy, niesamowity, nawiedzany przez duchy, tajemniczy), które z kolei
wywo
łują, przynajmniej w umysłach niektórych ludzi, niejasne podejrzenia (ukryty aspekt okultyzmu). Owe
dodatkowe znaczenia nadaj
ą temu, co nieznane, charakterystycznego posmaku oraz uroku, który stanowi o jego
paranormalno
ści. Tak więc w tym sensie zjawiska paranormalne są tym, co nieznane, a co konceptualnie jest
nieroz
łączne od swojego specyficznego uroku i powabu. Wynika stąd, że ta sama konstelacja satelickich konotacji
pojawi
łaby się nieuchronnie wokół dowolnego nowego słowa, którego znaczenie wchodziłoby w zakres zjawisk
paranormalnych.
Poniewa
ż ten sam lingwistyczny los, jaki stał się udziałem wymyślonego przez parapsychologów słowa
paranormalny, spotka z pewno
ścią jakikolwiek inny, podobny termin, radośni badacze zjawisk paranormalnych nie
b
ędą starali się gorączkowo go stworzyć. Ponieważ słowo paranormalny stało się tak popularne w codziennym
u
życiu, my, radośni badacze zjawisk paranormalnych, postanawiamy także się nim posługiwać, oczywiście dając
jasno i wyra
źnie do zrozumienia, że używamy tego słowa jako pojęcia zbiorowego, obejmującego swoim zasięgiem
ca
łą paletę słów i znaczeń.
To w
łaśnie za sprawą tej bogatej palety znaczeniowej do słowa paranormalny przylgnął, mimo jego niepełnych
konotacji, domniemany zakres znaczeniowy ogarniaj
ący swoim zasięgiem podejrzany asortyment popularnych
tajemnic i pseudotajemnie Musimy stworzy
ć nowy sposób mówienia o tym wszystkim. Łącząc zaś słowo
paranormalny ze s
łowem zabawa w zwrocie zabawa i zjawiska paranormalne, z powrotem dodamy do mikstury jej
g
łówny składnik – jeden z tych składników, które parapsychologowie błędnie uznali za zbędny, po czym usunęli go
z receptury.
Powtarzam raz jeszcze: ca
ła, złożona struktura słów i znaczeń – a nie jakieś pojedyncze słowo czy mała grupa słów
branych dos
łownie – tworzy lingwistyczny kontekst, w którego ramach to, co nieznane, może zostać doświadczone,
zwerbalizowane, smakowane i
świadomie oceniane – czyli poznane. Tylko w tym kontekście zjawiska
paranormalne przestan
ą być nieznane i znane zarazem.
Tak wi
ęc my, „skłonni do zabawy badacze zjawisk paranormalnych” nie możemy ustać w wysiłkach, aż opracujemy
wiarygodne sprawozdanie z tego, jakie miejsce w kontek
ście zjawisk paranormalnych zajmuje każde z owych
posi
łkowych znaczeń.
Spogl
ądając z bliska, dostrzegamy przynajmniej cztery elementy, z których każdy tworzy posiłkowe znaczenia:
* humor,
* j
ęzyk metaforyczny,
* kontrast i negacja,
* nonsens.
Jak
ą rolę odgrywa każdy z tych elementów i w jaki sposób owe nuty łączą się ze sobą w symfonię, którą jest nasze
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (6 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
rozumienie zjawisk paranormalnych?
Zbadajmy to!
Humor a zjawiska paranormalne
Przegl
ądając literaturę naukową poświęconą humorowi, zauważamy, że badacze zajmujący się śmiechem i
weso
łością cierpią z powodu podobnych akademickich tabu do tych, które utrudniają racjonalne podejście do
zjawisk paranormalnych.
„Jak humor może być poważnym tematem?” i „Jak zjawiska paranormalne mogą być
powa
żnym tematem?” – oto podobne i spokrewnione ze sobą pytania.
Co wi
ęcej, działalność znanych, utalentowanych humorystów wyraźnie oscyluje w kierunku zjawisk
paranormalnych. Moim zdaniem jedyny w swoim rodzaju styl geniuszu komicznego reprezentowany przez wielkich
szamanów
śmiechu, takich jak Jonathan Winters czy Robin Williams, może z większym powodzeniem rościć sobie
prawo do bycia uznanym za cech
ę prawdziwie paranormalną niż rzekome talenty różnego rodzaju jarmarcznych
mediów. Ci dwaj komicy maj
ą bez wątpienia umiejętność wyczarowywania, jak gdyby bez najmniejszego wysiłku,
nieko
ńczącego się strumienia zaskakujących widza humorystycznych miniscenek oraz odgrywania surrealistycznie
śmiesznych postaci. Dlaczego miałoby to być uznane za mniej tajemnicze i niepojęte, krótko mówiąc, za mniej
paranormalne ni
ż na przykład zdolność odczytywania myśli?
Charles Addams, Gahan Wilson i Gary Larson s
ą wielkimi mistrzami reprezentującymi specyficzny, tajemniczy styl
komizmu, który zarówno pod wzgl
ędem formy, jak i treści ociera się o zjawiska paranormalne. Głównym obiektem
zainteresowania humorystów nale
żących do tej kategorii są te same sprawy, którymi zajmują się poważni badacze
zjawisk paranormalnych. Owi trzej twórcy komiksów maj
ą znakomite wyczucie tajemnicy i niesamowitości oraz
potrafi
ą zręcznie zainteresować tym innych – mają więc cechy, jakie powinny charakteryzować każdego badacza
zjawisk paranormalnych. Komiks Larsona nosi nawet tytu
ł The Far Sade („Po tamtej stronie”), która to nazwa może
z powodzeniem odnosi
ć się także do zjawisk określanych mianem paranormalnych.
Odpowiedzi na pytania zwi
ązane z koncepcją osobniczej tożsamości stanowią centralny punkt zainteresowania
badaczy zjawisk paranormalnych, poniewa
ż mają one kluczowe znaczenie przy ocenie relacji na temat życia po
śmierci czy reinkarnacji. Wiele komedii oraz zabawnych sytuacji dotyczy komplikacji wynikających z zaburzeń
to
żsamości lub też prób ukrycia swojej prawdziwej tożsamości przed otoczeniem.
Historia bada
ń zjawisk paranormalnych obfituje w oszustwa, do których konstrukcji wykorzystuje się te same
metody wprowadzania w b
łąd, co w przypadku robienia figli czy psikusów. Czasami oszustwa są nawet
nieodró
żnialne od zwykłych dowcipów, które stanowią przecież niezaprzeczalnie formę humoru. Niestety, przyjęło
si
ę tolerować śmiech jako reakcję na opowieści o zjawiskach paranormalnych. Wygląda na to, jak gdyby jakieś
niepisane normy spo
łeczne nakazywały odpowiadać na relacje na temat zjawisk paranormalnych pogardliwym
u
śmiechem.
Zjawiska paranormalne, podobnie jak humor, kojarzone s
ą w języku potocznym z chorobą psychiczną. Błazen,
dziwak, histeryczny, szalony, wariat, dom wariatów, czasopismo
„Mad” („Szalony”), stracić nad sobą kontrolę – te i
inne wyra
żenia ilustrują systematyczną dwuznaczność językową, która sprawia, że wiele słów stosuje się
nieformalnie zarówno do chorób psychicznych, jak i do humoru. Analogicznie wielu ludzi podejrzewa osoby, które
opowiadaj
ą o swoich paranormalnych przeżyciach, o chorobę psychiczną, którego to błędu dopuszcza się wciąż
tak
że pewna liczba psychiatrów.
J
ęzyk metaforyczny a zjawiska paranormalne
Podobnie jak w przypadku humoru, dyskurs na temat zjawisk paranormalnych zale
ży od ujmująco swobodnego
sposobu pos
ługiwania się językiem – w przeciwieństwie do dosłownego – który wywołuje taki, a nie inny efekt.
Mówi si
ę, że humor sprzyja powstawaniu sprzeczności, które pozostają następnie na jego usługach. Podobnie w
dyskusji na temat zjawisk paranormalnych znaczenia jednoznacznie przeno
śne (to znaczy niedosłowne) przeplatają
si
ę ze znaczeniami o charakterze całkowicie negatywnym, w celu wywołania niepokojącego wrażenia, iż mówi się o
czym
ś niezwykłym i dziwnym.
J
ęzyk metaforyczny związany jest ściśle ze zjawiskami paranormalnymi, często przejawia się w formie metafor
przestrzennych wyra
żających nieodstępność; a więc coś, co jest „odległe”, poza zasięgiem czy nieosiągalne dla
zwyk
łych śmiertelników.
Mówi si
ę na przykład, że jasnowidzenie jest specyficzną zdolnością percepcji, którą można przyrównać do widzenia
tego, co znajduje si
ę „poza zasięgiem wzroku”. Oczywiście odnosi się to nie tylko do obiektów oddalonych w
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (7 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
przestrzeni, w którym to przypadku mo
żna by posłużyć się teleskopem lub skorzystać z pomocy telewizji. Także o
życiu po śmierci mówi się często, posługując się metaforami przestrzennymi (zaświaty, tamten świat). Skłonność do
stosowania porówna
ń przestrzennych, jaka towarzyszy próbom ujęcia w słowa ulotnej natury zjawisk
paranormalnych, jest g
łęboko zakorzeniona w naszym języku. Angielskiego słowa strange używano pierwotnie na
oznaczenie czego
ś, co odnosiło się do kraju innego niż ten, z którego pochodził mówca. Ponieważ jednak to, co
cudzoziemskie, mog
ło wywoływać zdziwienie i zdumienie, oba te znaczenia zostały stopniowo włączone w zakres
znaczeniowy s
łowa strange [Dziwny, osobliwy, niezwykły, obcy (przyp. tłum.).]. Podobną ewolucję przeszło także
s
łowo outlandish [Kiedyś: pochodzący z innego kraju, dziś: obcy, dziwaczny (przyp. tłum.).].
Ró
żne metafory przestrzenne wywołują różne efekty. Słowo okultystyczny odnosi się do zjawiska paranormalnego,
które znajduje si
ę poza zasięgiem, ponieważ jest ukryte. Ponieważ czynnik sprawczy ukrycia pozostaje nie
nazwany, znaczenie s
łowa okultystyczny stanowi obiekt wzmożonego zainteresowania funda-chrześcijan oraz
innych sztywniaków maj
ących tendencje do paranoi i obsesji.
Kontrast i negacja a zjawiska paranormalne
Kiedy co
ś wykazujemy czy udowadniamy, odwołujemy się do logiki, nauki i innych systemów, które korzystają z
za
łożeń i twierdzeń w ich literalnym znaczeniu. Tymczasem nie istnieje żaden powszechnie przyjęty system
umo
żliwiający weryfikację wypowiedzi metaforycznych. Jest to kolejny dobry powód do tego, by mieć wątpliwości co
do twierdze
ń parapsychologów, ponieważ mówiąc o zjawiskach paranormalnych nie można zastąpić metafor
ekwiwalentami o dos
łownym, niemetaforycznym znaczeniu. Zamiast tego pojawia się możliwość odwołania się do
kontrastu i negacji. S
łowa kojarzone ze zjawiskami paranormalnymi mają często wyraźnie negatywne znaczenie
(niewidzialny, nieznany, nieprawdopodobny, niesamowity, nienormalny, niewiarygodny). Owa w
łaściwość bycia
„sprzecznym” z tym, co jest”, jest bardzo rzadka (czy widzieli państwo kiedykolwiek rzecz, która jest niewidzialna,
poznali to, co nieznane?). To dopiero sprzeczno
ść!
Zestawienie sprzecznych znacze
ń może pobudzić naszą uwagę, wielu ludzi zaś łatwo ekscytuje się lingwistyczną
gr
ą przeciwieństw. Starożytny grecki filozof Heraklit z Efezu zwany „ciemnym” zdobył sławę, wykorzystując tę
zasad
ę i wygłaszając zaskakujące stwierdzenia w rodzaju: „Droga w górę i w dół jest jedna i ta sama” [Diogenes
Laertios
Żywoty i poglądy słynnych filozofów, tłum. Witold Olszewski przy współpracy B. Kupisa, PWN, Warszawa
1982.]. Wspó
łcześnie na ten sam rodzaj sprzecznych logicznie wypowiedzi natkniemy się w dziele Neale'a Donalda
Walscha Rozmowy z Bogiem, w którym czytamy,
że „wobec braku tego, co nie jest, TO, CO JEST, nie jest”, oraz w
którym Boga opisuje si
ę jako wielkie „Jestem-Nie Jestem”.
Podczas dyskusji na temat zjawisk paranormalnych przeciwstawia si
ę jedno znaczenie drugiemu w sposób, który
ma satysfakcjonowa
ć i bawić jej obserwatorów. Ten oparty na antytezach styl pomaga wyjaśnić ów nieuchwytny
aspekt, który wydaje si
ę nieodłącznie związany ze zjawiskami paranormalnymi, naukowcy i uczeni zaś, którzy
traktuj
ą zjawiska paranormalne poważnie, stają się upartymi zwolennikami dosłowności i zostają wyrzuceni poza
nawias.
Nieustanne d
ążenie parapsychologów, by dostać się na salony zarezerwowane dla naukowców, ma charakter
autodestrukcyjny. Korzystaj
ąc z lingwistycznych forteli, usiłują oni przydać status naukowości czemuś, co nieznane,
nie tylko z definicji, lecz tak
że z samej swej istoty. Sprzeczność stanowi immanentną cechę języka, którym mówi się
o zjawiskach paranormalnych; st
ąd właśnie bierze się sprzeczna natura parapsychologii.
Wielki osiemnastowieczny sceptyczny filozof David Hume doda
ł do tej sprzeczności element antropomorficzny,
definiuj
ąc cud jako „pogwałcenie praw natury”. Być może dlatego właśnie „wzdychający gliniarze” odczuwają
potrzeb
ę bycia kimś, kto zmusza innych do przestrzegania ustanowionych przez siebie praw.
Nonsens a zjawiska paranormalne
Zarówno wieloznaczny, metaforyczny j
ęzyk używany do opisu zjawisk paranormalnych, jak odwoływanie się do
kontrastów i negacji s
ą sposobami wyrażenia tego, co nieuchwytne. Krążąc bez końca od jednego do drugiego,
dyskusja na temat zjawisk paranormalnych generuje du
że ilości nonsensu. Znaczy to, że z punktu widzenia
upartego zwolennika dos
łowności nie ma ona w ogóle żadnego sensu.
O tym,
że w zjawiskach paranormalnych tkwi spora dawka nonsensu, świadczy to, że elementarne słownictwo
u
żywane do ich opisu zawiera kilka terminów, które zostały wymyślone specjalnie w tym celu, by odzwierciedlać ów
nonsens. Twórcy wyra
żeń takich jak kuku na muniu czy hokus-pokus wzorowali się na pozbawionych znaczenia
rytualnych okrzykach czarowników, czarodziejów czy iluzjonistów.
Podsumowuj
ąc, zjawiska paranormalne są dla nas niedostępne nie dlatego, że znajdują się one w jakimś odległym
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (8 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
od nas miejscu, do którego nie mo
żemy dotrzeć, ani nie dlatego, że nie istnieje żadna możliwość ich naukowego
wyja
śnienia. Wydaje się raczej, że są one niedostępne, ponieważ są w dosłownym tego słowa znaczeniu
nonsensowne. Dlatego zjawiska paranormalne pozostan
ą na zawsze niedostępne dla upartych zwolenników
dos
łowności. Jedyny klucz umożliwiający do nich dostęp spoczywa w rękach radosnego badacza zjawisk
paranormalnych! Rozumie on bowiem,
że literalny nonsens, jakim są zjawiska paranormalne, nie jest po prostu
pierwszym lepszym literalnym nonsensem. Jest to bowiem wyj
ątkowo miły i przyjemny nonsens, który bawi niczym
Box and Cox, komedia M. Mortona z 1847 roku opowiadaj
ąca o dwóch mężczyznach o imionach Box i Cox, którzy,
nie wiedz
ąc o tym, wynajęli ten sam pokój. Jeden z lokatorów przebywał w pokoju tylko nocą, drugi tylko za dnia,
tak wi
ęc nie wiedzieli oni nawzajem o swoim istnieniu.
Mo
żna powiedzieć, że w traktującej o wzajemnie zmieniających się znaczeniach komedii Box and Cox został
zwerbalizowany wynikaj
ący z niedostępności powab zjawisk paranormalnych: Znaczenie metaforyczne wymyka się
tylnymi drzwiami, gdy tylko znaczenie negatywne wkracza drzwiami od frontu. Zjawiska paranormalne bawi
ą nas,
dostarczaj
ąc lingwistycznej rozrywki w stylu komedii Cox and Box, która oddziałuje na to, co głęboko zakorzenione
w cz
łowieku i jednocześnie budzące jego największą troskę – śmierć, przyszłość oraz prywatność najbardziej
wewn
ętrznych myśli i uczuć.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-04.htm (9 of 9) [07-May-11 6:18:21 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 5
WIARA,
ŻE TO, CO NIE DO WIARY, JEST WIARYGODNE
Na razie wszystko idzie dobrze, poniewa
ż prawie wszyscy ulegają urokowi syreniego śpiewu zjawisk
paranormalnych. Dlaczego wi
ęc mielibyśmy intuicyjnie przypuszczać, jak czyni to wielu ludzi, że zainteresowanie
zjawiskami paranormalnymi mo
że być czymś nienormalnym? Dlaczego kogoś, kto bardzo interesuje się tym
tematem, podejrzewa si
ę o zaburzenia umysłowe lub emocjonalne? Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że
wygl
ąda na to, iż wierzymy w to, co niewiarygodne. I rzeczywiście tak właśnie robimy. No, może nie zawsze.
Jak to si
ę dzieje? To proste. Jak już mówiliśmy, większość tego, co wiemy o zjawiskach paranormalnych, wiemy nie
na podstawie analizy zaobserwowanych danych, lecz na podstawie analizy s
łów, jakimi posługują się ludzie
mówi
ący na ów temat. Tak więc zarówno nasza wiara, jak i niewiara opierają się tylko i wyłącznie na
stwierdzeniach, tezach itp., które mog
ą być albo prawdziwe, albo fałszywe. To, co mówimy (a także to, co wydaje
nam si
ę, że wiemy) na temat zjawisk paranormalnych jest jak staraliśmy się to wykazać w rozdziale 4 – literalnym
nonsensem w takim czy innym wydaniu. A je
śli mówimy, że jakaś wypowiedź jest literalnym nonsensem, wówczas
poniek
ąd stwierdzamy także, iż jej treść nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa. Idąc dalej tym tropem, można
skonstatowa
ć, że zjawiska paranormalne nie są ani wiarygodne, ani niewiarygodne.
W przeciwie
ństwie do powszechnego mniemania ani paranormalne przeżycia, ani zainteresowanie zjawiskami
paranormalnymi nie s
ą symptomami psychozy. Oczywiście schizofrenicy, maniacy i paranoicy bełkoczą na temat
zjawisk paranormalnych, nie cz
ęściej jednak niż na temat polityki, religii, znanych osobistości lub kwestii
zwi
ązanych z nauką – promieni, wibracji itp. Aby jednak dokładnie zrozumieć, jaki rodzaj psychologicznej aberracji
wi
ąże się z zainteresowaniem zjawiskami paranormalnymi, należy najpierw zbadać, w jaki sposób koncepcja
wiarygodno
ści i niewiarygodności uzależniona jest od słownictwa traktującego o tym, co nęcąco nieznane.
Przedstawiciele trzech g
łównych ugrupowań teoretyków parapsycholodzy, zawodowi sceptycy i fundamentaliści z
których wszyscy s
ą upartymi zwolennikami dosłowności, traktują zjawiska paranormalne w kategoriach
wiarygodno
ści lub niewiarygodności. Dla nich wszystko jest jasne i proste. Dana osoba albo wierzy w istnienie
zjawisk paranormalnych, albo nie, jak gdyby psychologia wiary i niewiary by
ła wszystkim, co konstytuuje
psychologi
ę zjawisk paranormalnych.
Wzdychaj
ący gliniarze z wyraźną przyjemnością wskazują na fakt, że rozważania parapsychologów skażone są
osobistymi przekonaniami tych ostatnich, tymczasem sami beztrosko przechodz
ą do porządku dziennego nad tym,
jak
łatwo sami poddają się władzy własnych przekonań występujących pod maską niewiary. Nie uświadamiają
sobie,
że postępując w ten sposób, starają się dokonać asymilacji zjawisk paranormalnych za pomocą tych samych
metod poznawczych co parapsychologowie. Z kolei lud
źmi najbardziej bezkrytycznie wierzącymi w istnienie zjawisk
paranormalnych s
ą funda-chrześcijanie. Wierzą w ich realność, twierdzą jednak, że nie są one tym, czym się
wydaj
ą, lecz dziełem Szatana. Ich wiara w zjawiska paranormalne pozostaje więc pod przemożnym wpływem ich
w
łasnej, ulubionej satanistycznej pseudokoncepcji tłumaczącej nie tylko istotę zjawisk paranormalnych, lecz po
prostu wszystkiego.
Z tego w
łaśnie powodu twierdzę, że nadszedł już czas, by do dyskusji przystąpili radośni badacze zjawisk
paranormalnych. W tym miejscu musimy wyg
łosić jednak słowo przestrogi. Z kilku istotnych powodów należy być
nieufnym wobec wysi
łków podejmowanych przez owe trzy główne ugrupowania w celu wyolbrzymiania roli
wiarygodno
ści i niewiarygodności oraz koncentrowania wokół tej właśnie kwestii wszelkich dyskusji związanych ze
zjawiskami paranormalnymi. W rzeczywisto
ści musimy rozważyć znacznie więcej aspektów zjawisk
paranormalnych, ni
ż tylko to, czy wierzymy, czy nie, we wszystko, co się o nich mówi. Poza tym nie chodzi tu o
wiar
ę czy niewiarę, lecz raczej o przyzwolenie na dalsze zgodne badanie zjawisk paranormalnych.
Nie jest to jednak takie proste, je
śli okaże się – gdy w końcu przystąpimy do dyskusji – iż zostaliśmy wydani na
pastw
ę jakiegoś rodzaju wielce apodyktycznej ideologii wiary, szczególnie tej praktykowanej przez
fundamentalistów.
Wydaje si
ę, że Bóg funda-chrześcijan wymaga od każdego z nas niezwykłego wsparcia dla realizacji swojego
wielkiego planu w formie takiej a nie innej wiary, poniewa
ż dla funda-chrześcijanina ogromnie ważne jest, by wiara
jego bli
źniego była słuszna. W rzeczy samej początkujący wyznawca musi najpierw okazać się mistrzem w
specyficznej, werbalnej interpretacji Biblii czy te
ż w tym, co dla naiwnego adepta może wydawać się jedynie
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
rozszczepianiem w
łosa na czworo, jeśli chodzi o znaczenie poszczególnych słów. I to nie koniec; funda-
chrze
ścijanie chcieliby także wszystkich pozostałych wcielić w szeregi swojej armii realizującej z góry ustalony plan
dotycz
ący tego, w co wierzyć, a w co nie. Nie każdy z nas skłonny jest jednak wierzyć na rozkaz.
Jedn
ą z rzucających się w oczy przewrotnych cech wiary i niewiary jest to, jak szybko jedna z nich daje się
zamieni
ć na drugą w tajemniczym procesie zwanym nawróceniem. Ideologowie potrafią zmieniać przekonania z
dnia na dzie
ń, nawracając się z jednego określonego systemu wiary na inny, przy czym nie istnieje żadne
racjonalne wyja
śnienie owego rodzaju nagłych i nieoczekiwanych „przebudzeń”.
Co wi
ęcej, wyjątkowo głośne i natrętne wyrażanie swojej wiary lub niewiary może być jedynie pozorem, za którym
kryj
ą się prawdziwe, odmienne przekonania danej osoby. Gdy fundamentalista w ten swój charakterystyczny, na
wpó
ł oskarżycielski sposób żąda odpowiedzi na pytanie „Czy jest pan chrześcijaninem?” (ja odpowiadam zwykle:
„Ma pan na myśli Jezusa czy JAY-zusa?”), to tuż pod powierzchnią jego umysłu czai się wewnętrzna niepewność
b
ędąca wyrazem jego nieświadomej niewiary. Jeszcze większy kłopot, jeśli chodzi o wiarę i niewiarę, pojawia się w
kontek
ście zjawisk paranormalnych. Mówiąc konkretnie, wcale nie jest oczywiste, że zjawiska paranormalne można
w ogóle rozpatrywa
ć w kategoriach wiary i niewiary. Jeśli ktoś mówi, że wierzy w jakąś teorię czy twierdzenie,
wówczas zak
łada, że owa teoria czy twierdzenie są prawdziwe; tymczasem jeśli ktoś mówi, że nie wierzy w jakąś
teori
ę czy twierdzenie, wówczas zakłada, że owa teoria czy twierdzenie są fałszywe. Innymi słowy, jak mówiłem już
na pocz
ątku tego rozdziału, zarówno wiara, jak i niewiara opierają się tylko i wyłącznie na stwierdzeniach, tezach
itp., które mog
ą być albo prawdziwe, albo fałszywe. Powtarzam raz jeszcze: zjawiska paranormalne są literalnym
nonsensem; to, co mówimy na ich temat, nie jest ani prawdziwe, ani fa
łszywe. Idąc dalej tym tropem, można
skonstatowa
ć, że zjawiska paranormalne nie są ani wiarygodne, ani niewiarygodne.
Jak to mo
żliwe? Pozornie pełnych wiary lub niewiary badaczy zjawisk paranormalnych mamy na pęczki, wszyscy
oni z pewno
ścią, jak się wydaje, w coś głęboko wierzą lub nie. Ślubują, przysięgają i składają deklaracje swojej
pozornej wiary lub niewiary, zapalaj
ąc się, gdy komuś przyjdzie do głowy ją podważać. Biorąc to wszystko pod
uwag
ę, trzeba stwierdzić, że zjawiska paranormalne nie mogą być ani prawdziwe, ani fałszywe, stąd też nie można
powiedzie
ć, że są one wiarygodne lub nie.
Pozorna wiara i pozorna niewiara charakteryzuj
ące fanów zjawisk paranormalnych mają w sobie pewien
dramatyczny aspekt, który stanowi klucz do rozwi
ązania całego problemu. Teatr wiary i niewiary, a także ich
wzajemna wymienno
ść, stanowią część nieustającego dramatu zjawisk paranormalnych.
Wyznawcy uwielbiaj
ą sytuacje, gdy jakiś dotychczasowy sceptyk dostrzega w końcu światło, demaskatorzy zaś z
rado
ścią witają w swoich szeregach zreformowanych parapsychologów. Funda-chrześcijanie cieszą się, gdy
zwolennik okultyzmu zawraca z dawnej drogi i powraca do JAY-zusa, nawróceni za
ś zapraszani są często do
udzia
łu w telewizyjnych talk shows organizowanych przez przedstawicieli różnych funda-chrześcijańskich
organizacji.
Dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych wszystkie te scenariusze s
ą kolejnymi dowodami na zabawową
natur
ę całego tego zamieszania. Spór, jaki toczy się wokół zjawisk paranormalnych, został w znacznej mierze
wystylizowany, skonwencjonalizowany, a nawet w pewnym sensie zrytualizowany, przedstawiciele za
ś trzech
g
łównych ugrupowań pogrążyli się w nim sami, stając się osobami dramatu: stali się oni integralną częścią zjawisk
paranormalnych.
Nie mówimy tu w ogóle o wierze
czy o niewierze,
ale o mistyfikacji.
Pami
ętając, że pozorna wiara i pozorna niewiara w zjawiska paranormalne mają funkcję dramatyczną, okazuje się,
że to wcale nie wiara czy niewiara, lecz pseudowiara i pseudoniewiara stanowi siłę napędową sporu, jaki toczy się
wokó
ł zjawisk paranormalnych. Co więcej, żeby nie powstało wrażenie, iż koncepcja pseudowiary i pseudoniewiary
zostaje wprowadzona ex post tylko po to, by zdyskredytowa
ć trzy ograniczone punkty widzenia parapsychologów,
sceptyków i fundamentalistów, radosny paranormalizm postara si
ę teraz wykazać, iż pseudowiara i pseudoniewiara
naprawd
ę istnieją.
Wierz
ąc, ze to, co nie do wiary, jest wiarygodne
Za chwil
ę zrozumieją państwo, dlaczego zatytułowałem ten rozdział tak, a nie inaczej. Postuluję w nim bowiem, że
cz
łowiek może jednocześnie wierzyć w coś i nie wierzyć. Nazywam to pseudowiarą.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Owa pseudowiara t
łumaczy sens istnienia specyficznej subkultury zagorzałych fanów zawodowego wrestlingu,
który to sport, tak przy okazji, sta
ł się jednym z najpopularniejszych widowisk rozrywkowych naszych czasów w
Ameryce transmitowanych przez telewizj
ę.
Pod wieloma wzgl
ędami kibice wrestlingu są jego wyznawcami, czasami wręcz fanatycznymi, którzy znajdującym
si
ę na widowni osobom wątpiącym w autentyczność pojedynków często grożą pobiciem. (Na marginesie, fani
wrestlingu
„widzą”, jak zawodnicy w ringu odnoszą rany i kontuzje).
Fani przygl
ądają się, jak źli chłopcy wyrządzają dobrym wszelkiego rodzaju łajdactwa. Ci pierwsi przemycają na
ring wyszczerbione metalowe zakr
ętki od butelek, którymi można wybić przeciwnikowi oko, oraz inne niebezpieczne
przedmioty, które zauwa
żają wszyscy z wyjątkiem sędziego. Tytuły mistrzów wrestlingu przechodzą z rąk do rąk w
najbardziej niesprawiedliwych i oszuka
ńczych okolicznościach, fani zaś – lecz nigdy organizatorzy – widzą
wyra
źnie, że źli zawsze wygrywają za sprawą oszustw i zachowań nie fair. W trakcie pojedynku fanów ogarnia coś
w rodzaju sza
łu; wierzą, że wszystko, co dzieje się na ringu, dzieje się naprawdę – dają temu wyraz krzycząc,
podskakuj
ąc, gwiżdżąc i tupiąc.
Jednak decyduj
ący moment, jeśli chodzi o prawdziwą wiarę w rzeczywistość zawodowego wrestlingu, następuje
wtedy, gdy pot
ężne reflektory nad ringiem gasną i zapalają się światła na widowni. Czar nagle pryska i fani tłoczą
si
ę do wyjścia, po czym szybko rozchodzą się każdy w swoją stronę, jak gdyby pojedynku w ogóle nie było. Nikt nie
łączy się w grupy zatroskanych świadków, którzy kierują następnie skargi na sędziów i zawodników do zawodowej
organizacji wrestlingu, nikt te
ż nie myśli o interwencji prawnej w całej sprawie.
Pozorna wiara fanów wrestlingu nie zostaje zak
łócona nawet przez fakt, że prawo, jak się wydaje, jakby rozumie, iż
niemo
żliwe jest, by jakikolwiek odpowiedzialny dorosły człowiek naprawdę wierzył w realność wrestlingu.
Organizacje spo
łeczne zrzeszające znanych, szanowanych ludzi biznesu zbierają fundusze na rzecz społeczności,
w których dzia
łają, sponsorując pojedynki zawodowego wrestlingu, i nigdy nie zgłaszały one żadnych formalnych
zastrze
żeń wobec faktu, że związki zawodowego wrestlingu potajemnie zwodzą łatwowierną publiczność
przekonuj
ąc ją, iż wrestling jest prawdziwym wydarzeniem sportowym. Tak więc w oczach prawa pozorna wiara
fanów wrestlingu nie jest prawdziw
ą wiarą, lecz pseudowiarą, mimo że oczywiście prawnicy nie posługują się tym
terminem. Ze swojej strony fani wrestlingu czyni
ą słusznie, dając pozornie wiarę temu, co widzą, ponieważ tylko
pozorna wiara umo
żliwia im czerpanie z tego przyjemności. (Tak na marginesie to mamy tu do czynienia z taką
sam
ą reakcją jak w przypadku zwolenników telewizyjnych oper mydlanych czy też większości innych form rozrywki.
Zwi
ązki między rozrywką a zjawiskami paranormalnymi stają się więc ponownie wyraźnie widoczne).
Tak
że dla wielu fanów zjawisk paranormalnych pozorna wiara stanowi warunek umożliwiający im znajdowanie w
nich upodobania. A jednak
– i tu dochodzimy do fascynującej konstatacji – musi istnieć wielu innych fanów zjawisk
paranormalnych, którzy znajduj
ą w nich upodobanie za sprawą swojej pozornej niewiary, ponieważ połowę całej
zabawy, po
łowę całej fascynacji, stanowi debata na temat tego, czy zjawiska paranormalne są realne, czy nie.
Poniewa
ż literalny nonsens nie jest ani prawdziwy, ani fałszywy, kwestią sporną w debacie na temat zjawisk
paranormalnych nie mo
że być niewiara, ponieważ brak wiary w coś oznacza wiarę w to, że owo coś jest fałszywe.
Pseudoniewiara pozwala wzdychaj
ącym gliniarzom na podtrzymywanie iluzji, zgodnie z którą wiara rzeczywiście
nale
ży do zjawisk paranormalnych. Ponieważ kiedy sceptyk sprzeciwia się twierdzeniom parapsychologa,
wyra
żając swoją pozorną niewiarę, wówczas stwarza wrażenie, iż w tym, co powiedział parapsycholog, było coś
literalnie znacz
ącego. Sceptyczna pseudoniewiara jest więc niezbędna do tego, by dyskusja na temat zjawisk
paranormalnych mog
ła toczyć się dalej swoim utartym szlakiem. Wzdychający gliniarze są potajemnie w zmowie z
parapsychologami, odci
ągając uwagę opinii publicznej od komplikacji, która w przeciwnym razie mogłaby okazać
si
ę fatalna w skutkach dla perspektyw prowadzonego przez nich z tak wielkim zapałem sporu. Gdyby bowiem
świadomie i otwarcie przyznano, że zjawiska paranormalne są literalnym nonsensem, wówczas jakiekolwiek spory
wokó
ł tej kwestii, przynajmniej w tradycyjnym sensie, byłyby całkowicie niemożliwe.
Za chwil
ę wskażę państwu na interesującą analogię do tego, o czym tu mówimy, która pozwoli nam lepiej
zrozumie
ć całą sprawę. Najpierw jednak chcę zwrócić uwagę na fakt, że za ten smutny stan rzeczy nie można winić
j
ęzyka, jakiego używa się do opisu zjawisk paranormalnych. Daje on bowiem wyraz słusznym obawom, iż zjawiska
paranormalne nie s
ą wiarygodne (nie do wiary, niewiarygodne). Ostrzeżenia te należy rozumieć dosłownie, jako że
to w
łaśnie tu może wkroczyć na scenę charakterystyczne piętno nienormalności wynikające z entuzjazmu wobec
zjawisk paranormalnych. Kiedy dana osoba zaczyna zastanawia
ć się, czy dawać wiarę, czy nie, zjawiskom
paranormalnym, ju
ż wpadła w sidła iluzji, zgodnie z którą w zjawiskach paranormalnych zawarte jest coś, w co – z
powodu prawdziwo
ści lub fałszywości tego czegoś – można rozsądnie wierzyć lub nie. Podstawowy błąd zostaje
pope
łniony w momencie, gdy ktoś zaczyna posługiwać się słownictwem opisującym to, co nęcąco nieznane, będąc
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
z góry nastawionym na wiar
ę lub niewiarę. Od tej chwili szaleństwo nie ma już końca: entuzjasta, bez względu na
to, czy jest parapsychologiem, wzdychaj
ącym gliniarzem czy funda-chrześcijaninem, po prostu nie potrafi już
uwolni
ć się od myślenia o zjawiskach paranormalnych.
Tak wi
ęc wszyscy ci wytrwale pseudowierzący i wytrwale pseudoniewierzący miłośnicy zjawisk. paranormalnych
maj
ą jedną cechę wspólną. Cecha ta nie jest wprawdzie rozpoznaną jednostką diagnostyczną, można ją jednak z
przekonaniem zaklasyfikowa
ć jako odbiegającą od normy, ponieważ bardzo przypomina ona pewną znaną,
rozpoznan
ą, medyczną i psychiatryczną przypadłość. Skłonność do dysfunkcyjnej wiary (dysbelive) [Autor rozróżnia
disbelieve, disbelieving (nie wierzy
ć, niewiara) i dysbelieve, dysbelieving (dysfunkcyjna wiara).] występująca
powszechnie w
śród parapsychologów, wzdychających gliniarzy i funda-chrześcijańskich demonologów przypomina
pod wieloma wzgl
ędami hipochondrię.
Po
żyteczna analogia
Hipochondria jest jedn
ą z form pseudowiary. Mówiąc konkretnie, charakteryzuje ona stan pozornej wiary danej
osoby w to,
że jest ona poważnie chora. Hipochondrycy, jak się wydaje, rzeczywiście wierzą, że są chorzy, i owa
pozorna wiara przejawia si
ę podczas rozmów, jakie prowadzą przy każdej nadarzającej się okazji. Chociaż
hipochondrycy mog
ą z uporem zachowywać się tak, jakby naprawdę wierzyli, że są chorzy, to twierdzenie, że w ich
przypadku chodzi o normaln
ą, zwyczajną wiarę, jest niezgodne ze zdrowym rozsądkiem (i z logiką).
W rzeczywisto
ści powszechnie akceptowane kliniczne wyjaśnienie zachowania hipochondryków zakłada, że
poprzez swoj
ą pozorną wiarę w to, że są oni chorzy, ludzie ci poszukują przede wszystkim kontaktu z lekarzem. Za
wyja
śnieniem tym silnie przemawia fakt, że przyjmując powyższe założenie opracowano wysoce efektywny sposób
pomocy hipochondrykom n
ękanym chronicznym lękiem. Szczegółowe omówienie owej metody leczenia wykracza
oczywi
ście poza ramy książki traktującej o zjawiskach paranormalnych, jednak zwrócenie uwagi na to, jak bardzo
hipochondria przypomina dysfunkcyjn
ą wiarę w zjawiska paranormalne, może przyczynić się do lepszego
zrozumienia obu tych stanów.
Zarówno hipochondria, jak i systematyczna dysfunkcyjna wiara w zjawiska paranormalne s
ą stanami pełnego
fascynacji zaabsorbowania umys
łowego, w pierwszym przypadku pospolitymi i normalnymi fizjologicznymi
reakcjami organizmu, takimi jak perystaltyka jelit, bicie serca, niewielkie bóle, skurcze i strzykanie w ko
ściach, w
drugim pospolitymi i normalnymi do
świadczeniami, takimi jak zjawy zmarłych osób, przeżycia z pogranicza śmierci,
wizje na
łożu śmierci, sny, które następnie w niewyjaśniony sposób sprawdzają się na jawie., momenty, w których w
pozornie niewyja
śniony sposób wie się, co myśli druga osoba, oraz zdumiewające koincydencje, które mają dla
danej osoby pozornie osobiste znaczenie. Hipochondrycy zachowuj
ą się tak, jak gdyby ich własne, normalne,
fizjologiczne reakcje organizmu by
ły oznakami lub symptomami poważnej choroby. Żywiący dysfunkcyjną wiarę
badacze zjawisk paranormalnych zachowuj
ą się tak, jak gdyby owe pospolite i normalne (choć dziwne i
zdumiewaj
ące) przeżycia mogły stanowić dowody i znaczące argumenty za i przeciw w racjonalnej dyskusji na
temat istnienia
życia po śmierci, prekognicji, telepatii itd. Tak więc delikwenci z obu tych grup starają się usilnie
uczyni
ć z tego, co stosunkowo pospolite i normalne, coś bardzo ważnego i świadczącego o istnieniu czegoś
innego, co jest stosunkowo niezwyk
łe i zadziwiające z powodu albo swojej nienormalności, albo paranormalności.
Pseudowiara hipochondryków oraz pseudowiara i komplementarna pseudoniewiara badaczy zjawisk
paranormalnych charakteryzuj
ą się całkowitą odpornością na działanie określonych, powszechnie obowiązujących
regu
ł i zasad racjonalnego myślenia i działania. Wszelkie odmiany dysfunkcyjnej wiary pozostają oporne na
dzia
łanie znanych, standardowych mechanizmów korekcyjnych. Pseudowiara hipochondryków w to, że są oni
chorzy, nie os
łabnie mimo zapewnienia im najlepszej opieki medycznej przez najlepszych lekarzy, nawet jeśli
poddadz
ą ich oni najbardziej gruntownym badaniom i specjalistycznym testom diagnostycznym, które, wielokrotnie
powtarzane, dadz
ą niezmiennie pozytywny dla pacjenta wynik. Podobnie żywiący dysfunkcyjną wiarę badacze
zjawisk paranormalnych nie dadz
ą sobie wyperswadować swojej pozornej wiary w to, że przeprowadzenie
naukowej weryfikacji faktu istnienia zjawisk paranormalnych jest tylko kwesti
ą dni lub że już się dokonało, lub też w
to,
że zjawiska paranormalne to jedno wielkie oszustwo, wierutne kłamstwa, myślenie życzeniowe, wynik burzy
neuronów, lub te
ż w to, że są one dziełem diabła starającego się za wszelką cenę odwieść nas od Pana i strącić
prosto do piek
ła. Warto pamiętać, że radosny paranormalizm nieustannie podkreśla prymitywny, błędny i
nieproduktywny charakter tego sporu.
Wspóln
ą cechą hipochondrii oraz dysfunkcyjnego paranormalizmu jest także to, że stają się one ulubionymi
tematami danej osoby. Oba stany, je
śli tylko utrzymują się dostatecznie długo, nabierają charakteru
manierycznego. Przyjaciele, rodzina i znajomi zagorza
łego, pełnego dysfunkcyjnej wiary fana zjawisk
paranormalnych zaczynaj
ą postrzegać jego zachowanie jako stałą cechę jego osobowości. Mimo faktu, że dla
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
obserwatora z zewn
ątrz ich zachowanie – nieustanne zaabsorbowanie tematem choroby lub zjawisk
paranormalnych
– ma wszelkie znamiona automatyzmu, ani hipochondrycy, ani przedstawiciele różnych odmian
dysfunkcyjnej wiary w zjawiska paranormalne nie wydaj
ą się w pełni świadomi tego, jak ich specyficzna postawa
mo
że być postrzegana przez zwyczajnych ludzi.
Krótko mówi
ąc, pełni dysfunkcyjnej wiary fani zjawisk paranormalnych są ekscentrykami i to właśnie owo
ekscentryczne zachowanie odbierane jest powszechnie jako ich specyficzna, anormalna cecha. Zwykle jaki
ś stan
bywa okre
ślany mianem anormalnego między innymi ze względu na niekorzystny wpływ, jaki wywiera on na daną
osob
ę lub na ludzi z jej bezpośredniego otoczenia. Niektóre spośród dokuczliwych następstw dysfunkcyjnego
paranormalizmu daj
ą się łatwo zauważyć.
Żarliwa dysfunkcyjna wiara, za lub przeciw, przysparza fanom zjawisk paranormalnych wielu kłopotów – niektóre z
nich s
ą bardzo zabawne, inne mniej. Najbardziej komiczny z nich wszystkich dotyczy tego, że rozwodzenie się na
temat zjawisk paranormalnych z pozorn
ą wiarą lub niewiarą w nie sprawia wrażenie, że znaczenie zjawisk
paranormalnych stanowi antytez
ę do znaczenia wiary. Fakt ten irytuje pewne apodyktyczne, nieomylne autorytety –
wiedz
ą państwo, kogo mam na myśli. A dla ludzi o podobnych zapatrywaniach może okazać się on nie „ostatnim
śmiechem”, lecz ostatnią kroplą przepełniającą miarę.
Na scen
ę wkracza wiara
Wiara ma nie tylko jedno, ale ca
łą masę znaczeń. Jest to kolejne słowo, którego znaczenie od dawna podlega
ewolucji. Na pocz
ątku wiara jest po prostu rodzajem przekonania nie popartego racjonalnymi czy materialnymi
dowodami, i w tym zawiera si
ę jej znaczenie. W innych przypadkach nabiera ona jednak także znaczenia
nieusprawiedliwionego, bezkrytycznego,
ślepego i niezachwianego dawania wiary czemuś. Może skrystalizować się
w system niepodwa
żalnych i sztywnych dogmatów, a następnie stać fundamentem jakiejś określonej religii. Od tej
pory wiara bardzo zyskuje na znaczeniu, a wyznawcy i autorytety decyduj
ą o tym, w co należy czy też powinno się
wierzy
ć.
Funda-chrze
ścijanie oraz wszyscy pokrewni im fundamentaliści rozbijają swoje obozy w tej drugiej strefie znaczeń –
na surowej ziemi ja
łowej. Tylko na tej pustyni, przy założeniu, że w zjawiska paranormalne można lub też powinno
si
ę wierzyć lub nie, mogło dojść do powstania koncepcji, zgodnie z którą między zjawiskami paranormalnymi a
wiar
ą istnieje konflikt.
Mniej dogmatycznie nastawiona osoba by
łaby pod wrażeniem zarówno podobieństw w znaczeniu między terminami
wiara i paranormalny, jak i ró
żnic. Wiara i zjawiska paranormalne są do siebie podobne na przykład pod względem
tego,
że w obu przypadkach chodzi o przekonania nie poparte żadnymi racjonalnymi dowodami. Wiara i zjawiska
paranormalne ró
żnią się jednak, jeśli chodzi o reakcje na tę właśnie okoliczność. Osoby wierzące w zjawiska
paranormalne martwi
ą się czasami tym, że ich istnienia nie udało się jak dotąd jednoznacznie udowodnić. Mają one
nadziej
ę, głównie dotyczy to parapsychologów, że w końcu uda się zdobyć materialne dowody potwierdzające ich
realno
ść. Tymczasem wiara polega na przekonaniu, które wręcz chełpi się tym, że jest nie do udowodnienia. Mimo
to, cho
ć brzmi to dziwnie, wiara czasami zapomina się i jest pozornie szczęśliwa słysząc, że na przykład pewien
ameryka
ński astronauta, który przelatywał w statku kosmicznym nad górą Ararat, zauważył w dole resztki arki
Noego. Wielu wojuj
ących rzeczników kreacjonizmu zaś (funda-chrześcijańskiej teorii tłumaczącej istnienie skamielin
itp.) twierdzi,
że ślady w warstwach wapienia z okresu kredy znalezione na dnie rzeki Paluxy w Teksasie stanowią
dowód na to,
że ludzie i dinozaury żyli na ziemi w tym samym czasie, a więc świadczą o tym, że konwencjonalne
naukowe skale czasowe ewolucji zosta
ły błędnie ustalone.
Bior
ąc pod uwagę jej znaczenie, wiary nie można także całkowicie odróżnić od nonsensu. Każdy, kto zajmuje się
rzetelnie znaczeniem wiary, szybko znajdzie si
ę, w wyniku logicznej konieczności, na pobliskim ligwistyczno-
konceptualnym terytorium nonsensu. Wczesnochrze
ścijański teolog Tertulian (160230 n.e.) oświadczył kiedyś:
„Wierzę, ponieważ jest to niedorzecznością”. Od tamtej pory wielu chrześcijańskich myślicieli, choć zapewne żaden
z funda-chrze
ścijan, zrozumiało, dlaczego kwestii bliskości wiary i nonsensu nie da się logicznie uniknąć. Najlepsi z
nas, badaczy zjawisk paranormalnych, tak
że życzyliby sobie, by opinia publiczna zdała sobie sprawę z tego, iż
zjawiska paranormalne s
ą z logicznego, literalnego i lingwistycznego punktu widzenia równie nonsensowne co
humor.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-05.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:23 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 6
POZNAWANIE NIEPOZNAWALNEGO
Wszyscy interesuj
ą się zjawiskami paranormalnymi. Nawet ci, którzy twierdzą, że nie są zainteresowani, wykazują
zainteresowanie nimi poprzez stanowczo
ść swoich deklaracji wyrażających brak zainteresowania. Obecnie, na
prze
łomie wieków, obserwujemy wyjątkowo wzmożone zainteresowanie tajemnicami wszechświata. Osiągnęło ono
ju
ż stan wrzenia. Wszyscy żyjemy niczym w gorączce; mamy niejasne przeczucie dyskomfortu wynikającego z
braku dostatecznej wiedzy na temat tego, co nas interesuje. Nazywam ow
ą przypadłość paranormalizmozą
(paranormalismosis).
Analizuj
ąc różne odcienie znaczeniowe zjawisk paranormalnych począwszy od humoru, przez język metaforyczny
do kontrastów i negacji, a tak
że leżącego u ich podstaw nonsensu, radosnemu paranormalizmowi udało się
zidentyfikowa
ć jedną powszechną, ważną anomalię zjawisk paranormalnych w trzech najbardziej złośliwych
odmianach paranormalizmozy wywo
łanej dysfunkcyjną wiarą. To właśnie za sprawą swojej żarliwej dysfunkcyjnej
wiary upartym zwolennikom dos
łowności, którzy tworzą trzy grupy regularnych graczy i należą do głównych aktorów
tego dramatu, udaje si
ę ukrywać przed opinią publiczną fakt, że do zjawisk paranormalnych można, przynajmniej
cz
ęściowo, odnieść pojęcie nie-wiedzy.
Wraz z Kto si
ę śmieje ostatni radosny paranormalizm powraca do zdrowego pojęcia wiedzy oraz jego wpływu na
zjawiska paranormalne
– sięga przy tym daleko, to znaczy aż do tego, co nieznane, a co jest nierozerwalnie
zwi
ązane ze zjawiskami paranormalnymi. Jaka jest natura tego, co nieznane, a co leży u podstaw zjawisk
paranormalnych, oraz jak
ą rolę odgrywa to, co nieznane, w kontekście wszystkich innych znaczeń, jakie należą do
zjawisk paranormalnych?
To, co nieznane i charakterystyczne dla zjawisk paranormalnych, jest zdecydowanie osobliwym rodzajem
nieznanego. Cz
ęścią tajemnicy związanej z kontemplacją zjawisk paranormalnych jest przeczucie, że ostatecznie
doprowadzi nas ono do zdobycia jakiego
ś nowego rodzaju wiedzy. To, co nieznane, w zjawiskach paranormalnych
odbierane jest zawsze w taki sposób, jak gdyby mia
ło ono wkrótce stać się znane.
S
łysząc o doświadczeniach z pogranicza śmierci, odwiedzinach zjaw osób zmarłych, sprawdzających się
przeczuciach itp., cz
łowiek ma wrażenie, iż niedługo światu ujawni się coś bardzo ważnego i zdumiewającego.
Zjawiska paranormalne dlatego tak bardzo fascynuj
ą ludzi, ponieważ prezentują się nie jako to, co nieznane, ale
jako co
ś znanego, co jednak znajduje się nieznacznie poza naszym zasięgiem. Ta cudowna nowa wiedza znajduje
si
ę tuż za rogiem, za horyzontem, prawie na wyciągnięcie ręki i wkrótce stanie się dostępna.
Mimo
że spowija je mgła tajemnicy, zjawiska paranormalne wydają się gotowe, nieomal w każdej chwili, do
wyjawienia nam czego
ś wspaniałego i niewiarygodnego. Ponieważ owa obiecana nowa wiedza prawie nigdy się nie
materializuje, popyt na zjawiska paranormalne, podobnie jak na ka
żdy dobry rodzaj rozrywki, stale rośnie.
Jak to mo
żliwe, że w zjawiskach paranormalnych tkwi, lub przynajmniej tak się wydaje, pewien specyficzny rodzaj
„tego, co nieznane”? Pewnej wskazówki dostarczają nam zbieżności między hipochondrią a dysfunkcyjnym
paranormalizmem.
Hipochondria, podobnie jak zaledwie garstka innych medycznych przypad
łości, ma pewną zdumiewającą
w
łaściwość: Żeby być hipochondrykiem, trzeba z góry mieć określoną koncepcję choroby. To znaczy, że
hipochondria jest rodzajem metachoroby (je
śli tak można powiedzieć), czyli chorobą na temat choroby.
Je
śli ktoś nie miałby pojęcia, czym jest choroba, nie uzyskałby odporności na gruźlicę, katar, raka, wściekliznę,
krwawi
ący wrzód, cellulitis, osteoporozę, dżumę, miastenię, odrę, świnkę, toczeń, tularemię, czy jakąkolwiek inną
chorob
ę. Człowiek musi najpierw dostać „zastrzyk” z zarazkami koncepcji choroby, by mogła się w nim rozwinąć
hipochondria.
Czy specyficzne w
łaściwości zjawisk paranormalnych przypominają właściwości hipochondrii? Czy zjawiska
paranormalne s
ą z lingwistycznego i logicznego punktu widzenia pasożytami żerującymi na jakiejś innej, uprzedniej
w stosunku do nich, pospolitej koncepcji, tak jak hipochondria jest z lingwistycznego i logicznego punktu widzenia
paso
żytem żerującym na uprzedniej w stosunku do niej, pospolitej koncepcji choroby? A jeśli tak, to czym mogłaby
by
ć owa inna, uprzednia, pospolita koncepcja?
Radosny paranormalizm zak
łada, że zjawiska paranormalne pasożytują na uprzedniej, w stosunku do nich,
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (1 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
pospolitej koncepcji wiedzy.
Oznacza to,
że najpierw musimy wiedzieć o istnieniu czegoś zwanego „wiedzą”, nim będziemy mogli wyobrazić
sobie co
ś, co znajduje się poza tą wiedzą, a więc nie może być „poznane”.
Radosny paranormalizm wysuwa przypuszczenie,
że dziwność „tego, co nieznane” zjawisk paranormalnych wynika
w jaki
ś sposób z zakładanej przez nie z góry uprzedniej koncepcji wiedzy. To znaczy, o ile się nie mylę, że zjawiska
paranormalne nie s
ą ani mającą zostać wkrótce naukowo udowodnioną, nieznaną superwiedzą parapsychologów,
ani preepistemologiczn
ą protowiedzą wzdychających gliniarzy, ani też diabelską deceptowiedzą demonicznych
funda-chrze
ścijan. Wydaje się raczej, że zjawiska paranormalne są wtórnym opracowaniem pewnej uprzedniej
koncepcji od dawna i trwale zakorzenionej wiedzy.
Ta istniej
ąca uprzednio wiedza występuje w roli tła, na którym dane zjawisko może, za sprawą istniejących w nim
samym pozornych niezgodno
ści z ową uprzednią wiedzą, wydawać się nieznane w ów cudowny sposób, który tak
bardzo poci
ąga nas wszystkich, badaczy zjawisk paranormalnych.
Tak wi
ęc jedynie na solidnym gruncie wiedzy śmierć jest czymś ostatecznym i dlatego jeśli wujek Hamperd nie żyje
ju
ż od kilku lat, wówczas dla cioci Florence spotkanie z nim pewnej nocy w salonie może wydawać się jak
najbardziej
„paranormalne”.
Radosny paranormalizm zak
łada, że aby jakieś zjawisko zostało uznane za paranormalne, niezbędne jest tło w
postaci wiedzy uprzedniej. Innymi s
łowy, pozorna „paranormalność” danego zjawiska wynika z tego, że zjawisko to
wydaje si
ę sprzeczne z tym, co jest nam już od bardzo dawna bardzo dobrze znane.
S
łownictwo używane podczas dyskusji na temat zjawisk paranormalnych, które szczegółowo omówiliśmy w jednym
z poprzednich rozdzia
łów (w którego skład wchodzą słowa takie jak niewidzialny niewiarygodny, tajemniczy),
pozwala nam na odej
ście od słownictwa używanego podczas mówienia o tym, co jest nam znane (to, co znane, jest
„widzialne”, „wiarygodne”, „jawne”). Stąd nasz opis paranormalnych wydarzeń nie jest ograniczony przymusem
u
żywania słów, które. nie są w stanie ich opisać.
Przywo
łanie słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, znosi lingwistyczny protektorat w kontekście
uprzedniej wiedzy, w którym dopuszczalne (chocia
ż oczywiście jednocześnie dziwne, tajemnicze, dziwaczne,
nienormalne czy niesamowite) jest powiedzie
ć, że zmarła babcia pojawiła się w domu z wizytą, wróżka
przepowiedzia
ła nadejście tornada, a jasnowidz odczytał czyjeś myśli.
Niezgodno
ść danego zjawiska z odnoszącą się do niego samego uprzednią wiedzą (fakt, że wywołuje ono efekt
sprzeczny ze wszystkim, co wiedzieli
śmy dotąd na ten temat) sprawia, że owa uprzednia wiedza wydaje się dziwnie
obca, a co jest warunkiem niezb
ędnym do tego, by zjawisko to wydawało się paranormalnie nieznane.
Krótko mówi
ąc, tajemniczo zdumiewające efekty zjawisk paranormalnych są epistemologicznym ekwiwalentem
jamais vu
– uczucia, które powstaje w momencie, gdy dobrze komuś znana sytuacja lub stan nagle i
niespodziewanie wydaj
ą się dziwnie obce i nieznane. Przy czym dziwnie obca wiedza, jaką niesie ze sobą dane
zjawisko paranormalne, jest wiedz
ą uprzednią na jego własny temat. Wszystkie inne znaczenia słownictwa
dotycz
ącego tego, co nęcąco nieznane, osadzają dane zjawisko w kontekście wiedzy uprzedniej, tak iż owo
zjawisko mo
że być postrzegane jako nieznane w sposób, jaki my, zagorzali fani zjawisk paranormalnych,
uwielbiamy, za którym t
ęsknimy i którego pragniemy.
Mo
żna powiedzieć, że radosny paranormalizm brodzi jedynie beztrosko w stawie zjawisk paranormalnych, zamiast
pogr
ążać się w nim całkowicie, jak robią to przedstawiciele trzech głównych grup upartych zwolenników
dos
łowności hołdujących dysfunkcyjnej wierze, którzy nurkują w jego głębinach, zabierając ze sobą swoje
koncepcje wiary i niewiary wyra
żające ich własne sądy na temat tego, co jest „prawdziwe”, a co „fałszywe”.
Podró
ż w głąb słów, które formułują nasze doświadczenia
Radosny paranormalizm nada
ł zjawiskom paranormalnym nowy sens, najpierw śledząc konceptualne związki
zjawisk paranormalnych, które, wynikaj
ąc z samej istoty tychże zjawisk, prowadzą do świata zabawy i rozrywki, a
nast
ępnie podążając dalej ku epistemologii.
Proces ten ujawnia istotn
ą różnicę, jaka istnieje między hiperdysfunkcyjng wiarą w zjawiska paranormalne a
hipochondri
ą. Hipochondrycy zawsze niezwykle chętnie udają się do gabinetów lekarzy, podczas gdy żywiący
hiperdysfunkcyjn
ą wiarę fani zjawisk paranormalnych nieustannie odkładają na później niezwykle potrzebną im
wizyt
ę u dobrego eksperta od epistemologii.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (2 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Z wielowymiarowej definicji zaproponowanej przez radosny paranormalizm jasno wynika,
że zjawiska paranormalne
s
ą tajemniczymi doświadczeniami, u których podłoża leży popularna epistemologia i że, skutkiem tego, słownictwo
opisuj
ące to, co nęcąco nieznane, jest jednym ze sposobów igrania z koncepcją wiedzy. Tak więc każda
wyczerpuj
ąca teoria na temat zjawisk paranormalnych musi obejmować swoim zasięgiem także analizę języka,
jakim si
ę o nich mówi, bez względu na to, czy analizy tej dokonuje się w sposób bezpośredni, czy też jedynie
po
średnio i bez żadnych podjętych z góry założeń.
Z
łe wieści dla fanów zjawisk paranormalnych
Mam wra
żenie, że większość fanów zjawisk paranormalnych jest obecnie znudzona tymi przydługimi wywodami na
temat znaczenia zjawisk paranormalnych, szczególnie je
śli teoria radosnego paranormalizmu zgadza się także w
nast
ępnym punkcie, a mianowicie, że zawiłości słownictwa używanego powszechnie w dyskusji na temat tego, co
n
ęcąco nieznane, sprzyjają długowieczności zjawisk paranormalnych jako dobrze znanej odmiany popularnej
rozrywki.
S
łownictwo używane powszechnie w dyskusji na temat tego, co nęcąco nieznane, stanowi rodzaj nieprzeniknionej
kurtyny znacze
ń, która przesłania fakt, iż zjawiska paranormalne są rozrywką. Niewielu jest widzów na tyle
dociekliwych, by rozsun
ąć tę kurtynę, zajrzeć za kulisy i przekonać się samemu, w jaki sposób przygotowuje się
paranormalne przedstawienie.
Wielu zwolenników zjawisk paranormalnych odstrasza sugestia, zgodnie z któr
ą zjawiska paranormalne są
przekazywan
ą kulturowo formą rozrywki. Co ciekawe, owi fani wydają się czerpać największą przyjemność ze
zjawisk paranormalnych wtedy, gdy s
ą one podane na talerzu pozornej wrażliwości lub doprawione sosem powagi.
Dla fanów zapasów z ideami, podobnie jak dla fanów wrestlingu, niezb
ędna jest bowiem choć odrobina elementu
formalnego, którego dostarcza im dysfunkcyjna wiara. Nie mo
żemy żartować z tych rzeczy, bo ich czar pryśnie.
Przeci
ętny poziom powagi fanów wobec obiektu ich zainteresowania nie może być jednak nigdy tak wysoki, by
zmusza
ł ich do autentycznego zgłębiania całej sprawy. Zrozumienie, że zjawiska paranormalne są rozrywką i
humorem, grozi
łoby zniweczeniem przyjemności, jaką czerpią oni z poważnego, oczywiście tylko do pewnego
stopnia, ich traktowania,
łub też przynajmniej, jak wnoszę, tak właśnie sądzi większość poważnych fanów zjawisk
paranormalnych. Dlatego jako radosny badacz zjawisk paranormalnych zak
ładam, że owa hipnotyczna niejasność
s
łownictwa używanego w dyskusji na temat tego, co nęcąco nieznane, sprzyja długowieczności zjawisk
paranormalnych jako rozrywki. Przypuszczam tak
że, iż słownictwo używane w dyskusji na temat tego, co nęcąco
nieznane, przyczynia si
ę do zachowania pewnej powszechnie znanej tajemnicy, a mianowicie, że zjawiska
paranormalne s
ą popularną rozrywką, i że z tego właśnie powodu wielu ich fanów regularnie uczestniczy w
„paranormalnym show”, czego nie robiliby oni zapewne, gdyby pod taką właśnie nazwą zaczęto reklamować całe to
przedsi
ęwzięcie.
Wydaje si
ę, iż panuje szeroko rozpowszechnione przekonanie, zgodnie z którym otwarte przyznanie, że zjawiska
paranormalne s
ą jedną z form rozrywki, jak jest przecież w rzeczywistości, popsułoby całą zabawę i odstraszyło ich
dotychczasowych zwolenników. Nawiasem mówi
ąc – w imieniu radosnego paranormalizmu – zdecydowanie
zaprzeczam takiemu mniemaniu, jako
że w rzeczywistości element zabawy i humoru może z łatwością przetrwać
mimo u
świadomienia sobie, że zjawiska paranormalne są formą rozrywki. Naprawdę rzetelni badacze potrafią
wykorzysta
ć tę wiedzę do spotęgowania przyjemności, jaką można czerpać z obcowania ze zjawiskami
paranormalnymi.
Teraz jednak chc
ę tylko stwierdzić, że pokrętna zawiłość słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane – mimo że
z epistemologicznego punktu widzenia stanowi ona jedynie stosunkowo cienk
ą zasłonę – sprzyja utrzymywaniu
przeci
ętniej powagi fanów zjawisk paranormalnych na takim poziomie, który chroni ich przed tym, co mogłoby być
dla wielu z nich, przynajmniej na pocz
ątku, wielkim rozczarowaniem wynikającym z uświadomienia sobie faktu, że
zjawiska paranormalne s
ą formą popularnej rozrywki.
Czarowna si
ła kierująca ciekawość większości z nas ku zjawiskom paranormalnym bierze się głównie stąd, że
dostarcza nam ona niezwykle przyjemnego poczucia tajemnicy, które
łechce naszą wewnętrzną potrzebę poznania.
Dla przeci
ętnego fana zjawisk paranormalnych żmudne pokonywanie mentalnego toru przeszkód w postaci
ró
żnego rodzaju niuansów znaczeniowych tworzących skomplikowaną, wielopoziomową strukturę, może wydawać
si
ę nudne i nieciekawe w porównaniu z beztroskim spacerkiem pośród paranormalnych tajemnic.
Któ
ż nie wolałby przyjemnie spędzać czasu w krainie zjawisk paranormalnych zamiast ślęczeć nad rozplątywaniem
pogmatwanych znacze
ń? Bądźmy szczerzy, przedzieranie się przez gąszcz synonimów i wyrazów o zbliżonym
znaczeniu nale
żących do kilku poziomów semantycznych nie dla każdego jest najbardziej wymarzoną formą
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (3 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
sp
ędzania wolnego czasu. Tak się jednak składa, że zjawiska paranormalne przyciągają naszą uwagę właśnie z
tego powodu,
że stanowią one gąszcz powiązanych ze sobą znaczeń, których używa się, mówiąc o takich
sprawach jak prze
życia z pogranicza śmierci, sny, które sprawdzają się na jawie, czytanie myśli czy duchy.
Nalegam, by nalega
ć
Mo
że już dosyć, myślą państwo. Pamiętajmy jednak, że w przeszłości nikt nigdy nie nalegał wystarczająco głośno i
wystarczaj
ąco długo na to, by w celu zrozumienia sensu zjawisk paranormalnych pochylić się najpierw i zająć
zbadaniem s
łów, którymi się je opisuje, a także ich znaczeniem. Ze swej strony zamierzam się głośno tego
domaga
ć, ponieważ żadna ze znanych mi osób nie spróbowała jak dotąd zwrócić uwagi na kwestię galimatiasu
zwi
ązanego z terminologią opisującą zjawiska paranormalne oraz przyjrzeć się temu, dlaczego terminologia ta
przesycona jest urokliwymi, pe
łnymi tajemniczości wyrażeniami.
Poniewa
ż zjawiska paranormalne zawsze wykorzystywały zalety swojego specyficznie rozrywkowego języka,
dociekliwych badaczy zjawisk paranormalnych, którzy unikaj
ą zajmowania się kwestią znaczeń wyrazów, należy
podejrzewa
ć o lenistwo lub tchórzostwo, albo o jedno i drugie. Postępowanie takie zawsze w końcu mści się na
nich i prowadzi zwykle do wykszta
łcenia postawy, którą nazwałem dysfunkcyjną wiarą.
S
łowa, nazwy i rzeczy: Czy św. Mikołaj należy do zjawisk paranormalnych?
Kartkuj
ąc suplement słownika angielskich terminów opisujących zjawiska paranormalne, można znaleźć o wiele
wi
ęcej określeń nawiązujących do rozrywkowego charakteru tychże zjawisk. Znajdujemy tam wiele mniej znanych
wyra
żeń, w mniejszym lub większym stopniu synonimicznych w stosunku do tych, które znajdują się w głównym
spisie, zgodnych jednak z tymi samymi zasadami paranormalnego znaczenia, co przytaczane poprzednio.
S
łowo mirific, na przykład, jest żartobliwym określeniem, które znaczy „czyniący cuda, cudowny, wywołujący cuda”.
Z kolei s
łowo mirabilia to synonim takich pojęć jak „cuda czy rzeczy zadziwiające i niepojęte” (wonders, marvels,
miracles). S
łowo ferly odnosi się do czegoś cudownego i dziwnego, co wywołuje jednak także lęk lub strach.
Terminy te stanowi
ą potwierdzenie zasady, zgodnie z którą słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, stanowi
mieszanin
ę wyrażeń mających zarówno związki z humorem, czynieniem cudów i strachem, jak i z tym, co znajduje
si
ę poza sferą tego, co znane i swojskie.
Oprócz tego mamy jeszcze drugi rodzaj s
łownictwa opisujący to, co nęcąco nieznane, będący zbiorem słów, które
na bazie podstawowych znacze
ń słów z dziedziny zjawisk paranormalnych budują kolejne, nowe znaczenia.
Zaliczamy do nich nazwy ró
żnego rodzaju paranormalnych bytów – duchy, zjawy zwiastujące śmierć (banshees),
przewodnicy duchowi, demony oraz nazwy ró
żnego rodzaju paranormalnych właściwości, takich jak telepatia,
jasnowidzenie, metagnomia czy telekineza.
Radosny paranormalizm zajmuje si
ę oczywiście także tym drugim rodzajem słownictwa opisującego to, co nęcąco
nieznane. Nazwy paranormalnych bytów staj
ą się stopniowo nazwami bytów kojarzonych z zabawą i rozrywką.
Duch, przewodnik duchowy, demon, wró
żka, Tooth Fairy [Duszek opiekujący się wypadającymi mlecznymi zębami
dzieci (przyp. t
łum.).], św. Mikołaj – nie ma sensu starać się ustalić, w którym dokładnie miejscu pośród tych słów
ko
ńczy się to, co paranormalne, a zaczyna zabawa.
Moja wrodzona intuicja mówi mi,
że w XX wieku większość dorosłych zaliczyłaby wróżki do tej samej kategorii
bytów co
św. Mikołaja. Wróżki występują w opowieściach o Piotrusiu Panie oraz w innych historiach dla dzieci.
Zjawiska paranormalne pe
łne są jednak niespodzianek. Ani wykształcenie, ani inteligencja nie stanowią
wiarygodnego probierza tego, jak daleko ludzie mog
ą się posunąć w poważnym badaniu zjawisk paranormalnych,
zanim dadz
ą sobie z tym spokój i potraktują wszystko jak zabawę.
Arthur Conan Doyle, lekarz medycyny, który pisa
ł o tajemnicach Sherlocka Holmesa, gdy akurat nie zajmował się
badaniem tajemnic zjawisk paranormalnych, traktowa
ł wróżki zupełnie poważnie. Święcie wierzył w prawdziwość
fotografii dostarczonych mu przez dwie skore do psot dziewczynki, na których wida
ć było maleńkie skrzydlate istoty
ujrzane przez nie jakoby pewnego dnia w ogrodzie.
Znacznie wi
ększa liczba ludzi kojarzy ze zjawiskami paranormalnymi demony, jednak także w tym wypadku linie
podzia
łu przebiegają przez pola zabawy [Playing fields – także boiska sportowe (przyp. tłum.).]. Zgodnie ze starą
konwencj
ą w nazwach wielu [amerykańskich] klubów sportowych występują następujące określenia – Dogs (psy),
Bulls (byki), Eagels (or
ły), Rangers (komandosi), Knights (rycerze), Devils (diabły), Sox (getry). Liczni funda-
chrze
ścijanie uważają, że JAY zus bardzo potrzebuje ich pomocy w tej ważnej sprawie. Dalatego ostatnimi czasy
fundamentali
ści kilkakrotnie organizowali się w celu ocalenia dusz swoich bliźnich, namawiając kierownictwo
niektórych szkó
ł średnich do zmiany nazw działających w nich drużyn sportowych takich jak Devils (diabły) czy
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (4 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Demons (demony).
Poniewa
ż Bóg jest takim słabeuszem, że nawet dyrekcja jakiegoś prowincjonalnego liceum jest w stanie pomieszać
Mu szyki nadaj
ąc taką, a nie inną nazwę swojej drużynie futbolowej, nic dziwnego, że fakt obchodów głównego
święta ku czci zjawisk paranormalnych stawia go w szczególnie trudnej sytuacji. Okazuje się, że nie potrafi On
uniemo
żliwić Szatanowi zwodzenia Amerykanów i nakłaniania ich do przebierania się za demony i czarownice w
dniu
święta Halloween. Tak więc Bóg i JAY-zus muszą wprost wychodzić ze skóry ze zmartwienia, iż funda-
chrze
ścijanom nie udaje się kampania na rzecz zniesienia zwyczaju robienia latarni z dyni z wydrążonymi otworami,
przypominaj
ącymi ludzką twarz, a także wyrugowania podstępnych nazw drużyn sportowych ze szkół publicznych.
Tymczasem diabe
ł nie posiada się ze szczęścia, licząc ubrane w kostiumy z Halloween występne dusze, które, jak
si
ę spodziewa, uda mu się zwabić do bram piekieł.
Dzi
ś bardzo niewiele osób skłonnych byłoby uznać św. Mikołaja za byt paranormalny. A jednak tej kojarzonej dziś
przede wszystkim z rozdawaniem prezentów w okresie
świąt Bożego Narodzenia postaci przypisywano niegdyś
paranormalne moce. I funda-chrze
ścijanie, strzeżcie się; św. Mikołajowi towarzyszył w przeszłości demoniczny
pomocnik, zwany Czarnym Piotrusiem, jak to wynika z dziewi
ętnastowiecznej ikonografii.
Czy film Z archiwum X wprowadza widzów w b
łąd?
Radosny paranormalizm przejawia si
ę także w języku niestandardowym. Dwie jego współczesne odmiany – żargon
dziennikarski i ameryka
ński slang – nie pozwalają nam zapomnieć o tym, że między rozrywką a zjawiskami
nadprzyrodzonymi istnieje jedynie cienka granica.
Dziennikarz pos
łany w celu zrelacjonowania jakiegoś zjawiska paranormalnego może nazwać swoje zadanie
„Scully”. Dana Scully jest postacią fikcyjną – lekarzem medycyny zajmującym się badaniem nie rozwiązanych
przypadków dotycz
ących działalności domniemanych sił nadprzyrodzonych w popularnym serialu telewizyjnym
produkowanym przez Fox Network pt. Z archiwum X (The X-Files). Zdaniem redaktorów
„Skeptical Inquirer” film ten
stanowi powa
żne zagrożenie dla obywateli. Tytuł Z archiwum X pojawił się nawet ostatnio na okładce tego
czasopisma, po
święcony serialowi zaś artykuł krytykował jego scenarzystów za podsycanie w łatwowiernych
widzach b
łędnych naukowych przekonań. Tak więc nawet „sceptyczne”, żywiące dysfunkcyjną wiarę umysły mogą
czasami popa
ść w zamroczenie co do natury filmowej fikcji.
Wspó
łczesnym Amerykanom zdarza się określać domniemane paranormalne wydarzenia czy doświadczenia
mianem
„woo-woo”. Termin ten jest onomatopeją, żartobliwą imitacją dźwięku, jaki wydaje z siebie mimowolnie
cz
łowiek zdumiony czymś tajemniczo niezwykłym. To specyficzne wyrażenie uwidacznia kolejną wspólną cechę
humoru i zjawisk paranormalnych: Humor tak
że pobudza do charakterystycznej, mimowolnej wokalizacji – do
śmiechu.
Istniej
ą również inne słowa, które z pewnością nie kwalifikują się do słownika opisującego to, co nęcąco nieznane,
ale których etymologia zdradza ich dawne, okultystyczne konotacje. Kto
ś, kto jest osłupiały (aghast), doświadcza
zapewne tego samego lub podobnego rodzaju l
ęku czy strachu co osoba przesądna lub ktoś, kto spotyka ducha.
Chocia
ż słowo aghast nie ma dziś odniesień paranormalnych, to jednak etymologicznie ghast znaczyło kiedyś
ghost (duch), i powiedzenie,
że ktoś jest aghast, było równoznaczne ze stwierdzeniem, że osoba ta była nękana
przez ducha.
Podobnie s
łowo amusement (zabawa, rozrywka), które współcześnie utraciło zabarwienie paranormalne, kojarzone
by
ło niegdyś z istotami nadprzyrodzonymi, zwanymi muzami. Z kolei termin bemusement (otumanienie,
zamroczenie) okre
śla stan zmącenia umysłu, bycia oszołomionym, zmieszanym, pogrążonym w marzeniach na
jawie lub w my
ślach, całkowicie czymś pochłoniętym. Zjawiska paranormalne nie tylko bawią (amuse), lecz także
przyprawiaj
ą o zawrót głowy (bemuse). Podsumowując – przyjemność, jaką dostarczają nam zjawiska
paranormalne, równa si
ę rozrywka (amusement) plus oszołomienie (bemusement).
Istnieje jeszcze inna kategoria s
łów, potwierdzających twierdzenia radosnego paranormalizmu, których jeden
odcie
ń znaczeniowy mówi o tym, że coś jest paranormalne, inny zaś o tym, że coś jest bardzo pociągające. Co
charakterystyczne, w danej sytuacji, w której u
żywa się słowa należącego do tej kategorii, już od pierwszej chwili
jest zupe
łnie jasne, czy ktoś ma na myśli coś paranormalnego, czy nie.
Na przyk
ład słowa charm (czar, urok, maskotka, amulet) można używać w odniesieniu do przedmiotu mającego
nadprzyrodzon
ą moc przyciągania dobra i odpędzania zła, gdy tymczasem w innym znaczeniu to samo słowo służy
do okre
ślenia specyficznego rodzaju atrakcyjności i powabu. Innymi słowami należącymi do tej samej kategorii są:
haunting (nawiedzany przez duchy, cz
ęsto odwiedzany, popularny), enchanting (stosujący czary, czarujący,
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (5 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
zachwycaj
ący), ensorcelling (stosujący czary, czarodziejski) i magical (mający związki z magią, magiczny,
wspania
ły).
W ko
ńcu istnieje także szara strefa znaczeń paranormalnych. Zalicza się do niej te kategorie wyrażeń, w których
przypadku cz
ęsto nie jest jasne, nawet w danym, ściśle określonym kontekście, czy odnoszą się one do czegoś
paranormalnego, czy nie. S
ą to bardzo sprytne słowa, w tym sensie, że mówca, który ich używa, zawsze może, jeśli
zostanie przyparty do muru, odeprze
ć zarzuty, mówiąc na przykład: „No cóż, tak naprawdę to wcale nie miałem na
my
śli niczego niesamowitego”.
Dobrym przyk
ładem tego rodzaju wyrazów o niejednoznacznym znaczeniu jest słowo omen. Z paranormalnego
punktu widzenia omen jest nadprzyrodzonym znakiem, nadnaturaln
ą zapowiedzią czegoś dobrego lub złego. Omen
funkcjonuje w j
ęzyku angielskim także jako czasownik, należący do rodziny synonimów, w której skład wchodzą
takie s
łowa jak zapowiadać, przepowiadać, wróżyć, zwiastować, dawać pojęcie, prognozować, przeczuwać,
przewidywa
ć i wieszczyć.
W miar
ę upływu czasu znaczenie tych terminów uległo znacznej zmianie. Chociaż niektóre z nich kojarzone były
niegdy
ś ze zjawiskami paranormalnymi, dziś używane są one zarówno przez statystyków, jak i wróżbitów.
S
łowo foreshadow (zapowiadać, zwiastować) należy do kategorii terminów wyrażających ideę paranormalności
poprzez odniesienie do cienia i mroku (shadow). Poniewa
ż w cieniu i mroku, które są niematerialne, ulotne i
zwiewne, zdaj
ą się kryć tajemnice, słowa te są dobrymi metaforami odnoszącymi się do zjawisk paranormalnych.
S
łowem shadow można także nazwać ducha zmarłej osoby, scjomanci zaś zajmują się wróżeniem na podstawie
wygl
ądu takiego ducha (cienia) lub porozumiewając się z nim. Terminu scjozofia demaskatorzy zjawisk
paranormalnych u
żywają na określenie astrologii, chiromancji oraz innych tradycyjnych metod nadprzyrodzonego
zdobywania wiedzy.
Prawie z tego samego powodu, dla którego s
ą one faworyzowane przez zwolenników zjawisk paranormalnych,
cienie (shadows) ciesz
ą się od dawna zasłużoną sławą w świecie rozrywki i zabawy. Stanowią one inspirację dla
ró
żnego rodzaju wytworów ludzkiej fantazji oraz są źródłem nieustannej uciechy, jak w przypadku dziecięcej
zabawy polegaj
ącej na robieniu „zajączków” na ścianie. Warto także pamiętać, że teatr cieni cieszył się kiedyś
wielk
ą popularnością w Indiach, do dziś zaś przetrwał na indonezyjskiej wyspie Bali.
Tak
że słowo serendipity należy ulokować gdzieś w mrocznej krainie znaczeń na wpół paranormalnych. Określa ono
zdolno
ść czynienia znaczących i ważnych odkryć w sposób przypadkowy lub też całkowicie niespodziewanie, na
przyk
ład w trakcie poszukiwania czegoś zupełnie innego. Czy tego rodzaju szczęśliwy dar ma charakter
paranormalny, czy nie?
Do plusów nale
ży zaliczyć to, że tego rodzaju umiejętność, podobnie jak zjawiska paranormalne, jest definiowana
negatywnie: znalezione zostaje co
ś, czego wcale nie poszukiwano. Większość słowników odnotowuje, że
serendipity jest
„domniemanym” lub „rzekomym” talentem, podobnie jak ma się rzecz w przypadku domniemanych
zdolno
ści paranormalnych, takich jak telepatia czy prekognicja.
Podobnie jak zjawiska paranormalne, tak
że koncepcja serendipity jest głęboko zakorzeniona w popularnej
rozrywce. Horace Walpole (1717-1797) zaczerpn
ął ideę serendipity oraz jej nazwę z pewnej perskiej bajki o trzech
ksi
ążętach z Serendibu (Sri Lanki). Zgodnie ze słownikowymi definicjami wszystkie odkrycia dokonane dzięki tej
zdolno
ści są pożyteczne i pożądane; serendipity jest w swojej istocie komiczna, tak jak i większość zjawisk
paranormalnych.
Jak mówi
ł Walpole, serendipity jest darem, którym obdarzeni byli trzej książęta, którzy „przez przypadek lub dzięki
bystro
ści umysłu znajdowali rzeczy, których wcale nie szukali”. Tak więc serendipiy podobna jest do zjawisk
paranormalnych tak
że pod tym względem, że wiąże się z wiedzą uprzednią (bystrość umysłu).
Po stronie minusów serendipity i zjawiska paranormalne ró
żnią się co do sposobu posługiwania się swoją wiedzą
uprzedni
ą. Paranormalne przedstawienie odgrywane jest na scenie powszechnej wiedzy, jednak dzieje się to tak
p
łynnie, że większość widzów wcale nie zwraca uwagi na sceniczne deski. Słownictwo opisujące to, co nęcąco
nieznane, niczym dobry aktor w dobrej sztuce sprawia,
że scena zdaje się znikać. Przez pewien czas osoba
poch
łonięta danym zjawiskiem paranormalnym zapomina całkowicie o istnieniu dawnej, ustalonej wiedzy.
Tymczasem stosunek serendipity do wiedzy uprzedniej jest zupe
łnie odmienny niż w przypadku zjawisk
paranormalnych. W momencie manifestowania si
ę serendipity dana osoba doświadcza nowego, osobistego
objawienia, gdy wiedza, któr
ą już ma, oświetla nagle jakieś doznane przypadkowo zdarzenie. Osoba przeżywająca
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (6 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
epizod serendipity zdaje sobie spraw
ę z istnienia swojej własnej, praktycznej wiedzy uprzedniej, dokonując nowego
odkrycia; jest to owa
„bystrość umysłu”, o której była mowa powyżej.
Serendipity uwydatnia swoj
ą wiedzę uprzednią. Dana osoba korzysta z tego, co już wie, co ma niejako pod ręką, by
dokona
ć szczęśliwego odkrycia. Jak ujął to Walpole, serendipity jest koncepcją, która potwierdza obserwację
Pasteura,
że przypadek wybiera umysł odpowiednio przygotowany.
S
łownik kryje w sobie jeszcze wiele innych nie odkrytych dotąd słów mających związki ze zjawiskami
paranormalnymi. Spostrze
żenia pokoleń obserwatorów zjawisk paranormalnych spoczywają uśpione w języku.
Wiele rzadkich, przestarza
łych, archaicznych i nie używanych już dziś słów stanowi potencjalne źródło wiedzy,
która mo
że pomóc nam w lepszym zrozumieniu zjawisk paranormalnych.
Znakomit
ą ilustrację tej zasady stanowi stare szkockie słowo fey. Nie tylko określa ono często występujące,
pozornie paranormalne zjawisko, które uchodzi uwagi wspó
łczesnych badaczy, lecz także jest słowem mającym
szeroki zakres paranormalnych znacze
ń. W słowie fey mieszają się ze sobą liczne standardowe znaczenia
przynale
żne do słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, uzupełnione pewną zaskakującą obserwacją.
Opisuje ono bowiem pewne nie rozpoznane dot
ąd paranormalne doświadczenie będące często udziałem
umieraj
ących osób. Występowanie tego niezwykłego zjawiska mogą potwierdzić lekarze, pielęgniarki i pracownicy
hospicjów, którzy badaj
ą przedśmiertne doznania swoich padopiecznych.
Fey jest s
łowem bardzo pojemnym; skupia w sobie wiele specyficznych odcieni znaczeniowych zjawisk
paranormalnych, które dot
ąd zidentyfikowano. Biorąc pod uwagę jedno z jego licznych znaczeń, fey jest po prostu
synonimem s
łowa paranormalny, jako że może ono znaczyć „nadprzyrodzony, nie z tego świata, dziwny”. Fey
wykazuje równie
ż związki znaczeniowe z humorem (może znaczyć czasami „cudaczny, kapryśny”) oraz poczuciem
l
ęku (może odnosić się do stanu, w którym dana osoba przeczuwa zbliżającą się śmierć lub inne
niebezpiecze
ństwo). Fey zawiera w sobie także aspekt anormalności związany ze zjawiskami paranormalnymi, jako
że może ono także znaczyć „mający zaburzenia umysłowe, szalony, o pomieszanych zmysłach, niespełna rozumu
oraz wielce zaniepokojony z powodu zbli
żającej się śmierci”. Fey może odnosić się do paranormalnej zdolności
widzenia przysz
łości i być czasami synonimem słowa jasnowidzący. Ponieważ fey określa również „zdolność do
widzenia wró
żek”, można je również zaliczyć do wyróżnionego przez nas powyżej drugiego rodzaju słownictwa
opisuj
ącego to, co nęcąco nieznane, które odnosi się do pewnego rodzaju paranormalnych bytów. Słowo fey ma
nawet znaczenie, które mo
że spodobać się tym natrętnym, starym złośnikom, funda-chrześcijanom, jako że w
minionych latach znaczy
ło ono także „przeklęty”.
Istnieje jeszcze jedno znaczenie s
łowa fey, które jest jednak znacznie ważniejsze dla badań zjawisk
paranormalnych ni
ż wszystkie wymienione dotąd. Słowo to może mianowicie określać dziwne, euforyczne
zachowanie danej osoby poprzedzaj
ące bezpośrednio jej śmierć, stan nienaturalnie dobrego nastroju lub uniesienia
obserwowany cz
ęsto u umierających osób tuż przed śmiercią. Współcześni leksykografowie definiujący to
znaczenie s
łowa fey piszą najczęściej, że jest to „domniemany” stan świadomości, który, „jak niegdyś wierzono”,
wyst
ępował bezpośrednio przed śmiercią. Tego rodzaju wyrażenia sugerują, iż współcześnie słowo fey nie opisuje
żadnego rzeczywistego zjawiska. Dzisiejsi autorzy słowników zakładają, że dawna koncepcja, zgodnie z którą
umieraj
ące osoby stają się fey, jest czystym wymysłem naszych prababek.
Jednak na podstawie osobistych kontaktów z umieraj
ącymi osobami wiem, że zjawisko to rzeczywiście występuje i
jest dosy
ć powszechne. Podejrzewam, że powodem, dla którego przeciętny człowiek nie zdaje sobie już sprawy z
jego istnienia, jest to,
że na początku XX wieku miejscem, w którym ludzie najczęściej umierają, przestał być ich
dom, a zacz
ął być szpital. Lekarze i pielęgniarki delikatnie wypraszali najbliższe osoby swoich umierających
pacjentów z sali, na której si
ę oni znajdowali, bezpośrednio przed nastąpieniem zgonu. Personel medyczny sądził,
że bycie świadkiem śmierci bliskiej osoby mogłoby mieć bardzo negatywny emocjonalny wpływ dla członków jej
rodziny. W konsekwencji takiego post
ępowania zjawisko określane słowem fey zostało zapomniane wśród
szerokich rzesz spo
łeczeństwa.
Obecnie sposoby post
ępowania z umierającymi ponownie się zmieniają i członków ich rodzin zachęca się wręcz do
tego, by towarzyszyli swoim najbli
ższym aż do samego końca. Lekarze i pielęgniarki często zostawiają w takim
wypadku rodzin
ę sam na sam z umierającą osobą, tak iż wszyscy razem mogą uczestniczyć w tych
zdumiewaj
ących ostatnich momentach jej życia. Przypuszczam więc, że szerokie rzesze społeczeństwa wkrótce
ponownie u
świadomią sobie fakt istnienia owego dziwnego stanu świadomości pojawiającego się u wielu osób
bezpo
średnio przed śmiercią.
Pojedyncze s
łowa i wyrażenia nie są jedynymi winowajcami
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (7 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rado
śni zwolennicy zjawisk paranormalnych, którzy badają opisujący je język, nie powinni koncentrować się
wy
łącznie na pojedynczych słowach czy zwrotach. Powszechnie przyjęty sposób mówienia o zjawiskach
nadprzyrodzonych obejmuje bowiem swoim zasi
ęgiem także dłuższe jednostki językowe. Przyjmują one formę
asekuracyjnych zda
ń, standardowych zaprzeczeń, które zwykle tak dyskretnie wtrąca się do wypowiedzi na temat
zjawisk paranormalnych,
że czasami trudno w ogóle je zauważyć.
„Nigdy dotąd nie wierzyłem w takie rzeczy, ale...”
„Zawsze myślałem, że ludzie interesujący się zjawiskami paranormalnymi są stuknięci, ale...”
„Nikt w mojej rodzinie nie traktował nigdy duchów czy postrzegania pozazmysłowego poważnie, ale...”
„Przez całe życie bylem sceptykiem, ale...”
Te i szereg podobnych zwrotów porozrzucanych jest beztrosko to tu, to tam w sprawozdaniach z pierwszej r
ęki
mówi
ących o paranormalnych przeżyciach. Zwykle kiedy ktoś opisujący jakieś domniemane zjawisko paranormalne
pos
ługuje się jedną z tych szablonowych formułek, rozmowa toczy się dalej gładko i bez większych zgrzytów.
Dla wytrawnego ucha radosnego badacza zjawisk paranormalnych wszystkie te
„ale” brzmią jednak podejrzanie.
S
łysząc je zadaje on sobie pytanie, dlaczego tego rodzaju zwroty są tak bardzo rozpowszechnione w
sprawozdaniach opisuj
ących zjawiska paranormalne.
Owe standardowe formu
łki stosowane są sprytnie i z rozmysłem niedbale w celu podlizania się słuchaczowi lub
czytelnikowi. Na pozór robi
ą one wrażenie, iż mówca lub pisarz jest człowiekiem rozsądnym; w rzeczywistości
jednak przewrotnie s
łużą do złagodzenia krytycznego nastawienia odbiorców. Owe banalne sentencje używane są
tak cz
ęsto, że przedstawiciele radosnego paranormalizmu zaliczają je do charakterystycznych cech relacji na temat
zjawisk paranormalnych.
Zwi
ązek z rozrywką zostaje ostatecznie ustalony
W trakcie naszego d
ługiego safari wiodącego po bezdrożach paranormalnych znaczeń upolowaliśmy sporo nowych
gatunków s
łów, które pozwalają nam ustalić bliskie związki łączące zjawiska paranormalne ze światem rozrywki. To
jeszcze jedna wskazówka
świadcząca o tym, jak bardzo beztrosko i niedbale kultywujący dysfunkcyjną wiarę
badacze podchodz
ą do należących do zjawisk paranormalnych znaczeń, które, w o wiele większym stopniu niż w
przypadku wi
ększości innych dyscyplin, zależne są od słów. '
Podkre
ślam raz jeszcze: mimo że zaproponowany przeze mnie sposób postępowania jest nudny i nieinteresujący,
nie ma on nic wspólnego z przesadn
ą pedanterią. Nuda, oschłość i monotonia wiążąca się z pozornie mało istotną,
precyzyjn
ą analizą znaczeń, pozwalają wyjaśnić, dlaczego fakt, iż zjawiska paranormalne są rozrywką, pozostawał
przez tak d
ługi czas niezauważony. Hołdujący dysfunkcyjnej wierze badacze błądzą po omacku w labiryncie, jakim
jest j
ęzyk opisujący zjawiska paranormalne. Stała dbałość o słowa stanowi rodzaj nici Ariadny, za którą mogą
pod
ążać radośni zwolennicy zjawisk paranormalnych w poszukiwaniu nowych, często zaskakujących sposobów
zdobywania wiedzy na temat tego, co nieznane.
Aby s
łownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, mogło być używane w celach rozrywkowych, musi ono
wspó
łdziałać z jedną ze substruktur ustalonej wiedzy. Jakie są związki rozrywkowego języka opisującego zjawiska
paranormalne z jego intryguj
ącą epistemologią? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto umieścić zjawiska
paranormalne w specyficznej kategorii zabawy i rozrywki, do której w istocie nale
żą.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-06.htm (8 of 8) [07-May-11 6:18:27 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 7
KLASYFIKACJA ZJAWISK PARANORMALNYCH
Jak dot
ąd w naszej podróży przyjrzeliśmy się z bliska trzem usankcjonowanym kategoriom dyskutantów
uczestnicz
ących w debacie na temat zjawisk paranormalnych oraz przedstawiliśmy powody, dla których należy
przezwyci
ężyć stworzony przez nich impas, zapraszając do debaty czwartą kategorię uczestników – radosnych
badaczy zjawisk paranormalnych. Zbadali
śmy także nowy sposób postrzegania samych zjawisk paranormalnych,
dostrzegaj
ąc ich stronę humorystyczną i rozrywkową, i tym samym legitymizując rolę radosnych badaczy zjawisk
paranormalnych w dyskusji. Wreszcie prze
śledziliśmy rolę, jaką w kształtowaniu naszego podejścia i zrozumienia
(lub mo
że niezrozumienia) zjawisk paranormalnych odgrywa wiara i dysfunkcyjna wiara, a także używane do ich
opisu s
łownictwo.
Teraz przyjrzyjmy si
ę bliżej samym zjawiskom paranormalnym, zobaczmy, czy uda nam się zbliżyć do zrozumienia
tego, czym one s
ą i czym nie są, a także dostrzec nawet jakieś podobieństwa między nimi a innymi z naszych
życiowych doświadczeń i przeżyć – podobieństwa, które być może pomogą nam rozpoznać (poznać na nowo) to,
czego szukamy.
Ostateczne wnioski radosnego paranormalizmu na temat tego, czym s
ą zjawiska paranormalne – mianowicie
rodzajem rozrywki i zabawy
– umożliwiają nam dokonanie ich zgrabnej i usprawiedliwionej klasyfikacji.
Definiowanie i klasyfikowanie to odmienne, acz pokrewne czynno
ści, tak więc radosnego badacza zjawisk
paranormalnych zdziwieniem napawa fakt,
że przedstawiciele trzech głównych ugrupowań hołdujących
dysfunkcyjnej wierze przywi
ązują tak małą uwagę do sposobów klasyfikowania zjawisk paranormalnych.
U
świadomienie sobie tego, że zjawiska paranormalne są ściśle powiązane z rozrywką i zabawą, pozwala umieścić
je w jednej kategorii z innymi sposobami sp
ędzania wolnego czasu i rozrywki, które cieszą się popularnością z tego
samego powodu, co zjawiska paranormalne: poniewa
ż wpływają one na zmianę świadomości, co odbierane jest
jako przyjemne i po
żądane. Rozrywka zbieżna jest ze zjawiskami paranormalnymi także pod innymi, istotnymi
wzgl
ędami, do których zalicza się fakt, iż wykazuje ona związki z humorem oraz jest zależna od koncepcji wiedzy
uprzedniej. Znaczy to, i
ż są rzeczy, które, jak sądzimy, wiemy na temat danego rodzaju rozrywki, gdy tymczasem
aktualne jej prze
życie często prowadzi nas do wniosków przeciwnych do tych, które wydawały nam się na początku
oczywiste.
Nazwa
łem tego rodzaju rozrywkę periparanormalną. Branie w niej udziału oznacza wesołe igranie na pograniczu
mi
ędzy tym, co znane i tym, co nieznane. Rozrywka periparanormalna czerpie swoją siłę z doprowadzania ludzi do
stanu dynamicznego napi
ęcia między wiedzą a niewiedzą. Każdy rodzaj rozrywki dokonuje tego we właściwy mu,
odr
ębny sposób. Zjawiska paranormalne czynią dokładnie to samo, zajmując pozycję na tle racjonalnej, od dawna
ustalonej wiedzy, z któr
ą zdają się być w wyraźnej niezgodzie.
Przyjrzyjmy si
ę kategoriom tego, co nazywamy periparanormalną rozrywką i zobaczmy, czy także państwu uda się
dostrzec paralele, które ja widz
ę, oraz czy pomoże to nam wszystkim dowiedzieć się czegoś więcej o całym
interesuj
ącym nas tu zagadnieniu.
A. Hazard
Hazard dobrze pasuje do tej kategorii. Fakt, i
ż hazard klasyfikuje się jako rozrywkę, budzi zdumienie częściowo z
tego powodu,
że czasami ma on zgubny wpływ na zbytnio ulegające mu osoby, częściowo zaś dlatego, że
koncepcja zyskiwania czego
ś za nic stanowi afront dla purytańskiej strony naszej [amerykańskiej] osobowości.
Mimo to ludzie uprawiaj
ący hazard z pewnością dobrze się bawią. Zjeżdżają się tłumnie do znanych ośrodków
hazardu, w których pe
łno jest także wszelkiego rodzaju lokali rozrywkowych. W ruinach jednej z greckich
staro
żytnych wyroczni znaleziono przyrząd służący do wyznaczania losów używany do przewidywania przyszłości,
który móg
ł być także z powodzeniem wykorzystywany do hazardu. Niektórzy archeologowie utrzymują, że kości (do
gry) s
łużyły pierwotnie do wróżenia, a dopiero później zaczęto posługiwać się nimi w grach losowych. Dziś używa
si
ę ich w wielu grach planszowych.
Hazardzi
ści maniacko liczą na swój szczęśliwy los, która to koncepcja, podobnie jak kwestia dobrych i złych
omenów, nie mo
że się zdecydować, czy chce być uznana za paranormalną, czy nie. Podobnie jak w przypadku
zjawisk paranormalnych koncepcja szcz
ęścia wyrażana jest za pośrednictwem różnego rodzaju wyrażeń. Na
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
przyk
ład angielscy i amerykańscy hazardziści dokonują personifikacji przypadku, nazywając go Lady Luck (dosł.
Pani Szcz
ęście). Koncepcja szczęśliwego losu w grze i zjawiska paranormalne spotykają się ze sobą również w
archetypowych symbolach zwi
ązanych z przesądami, takich jak końska podkowa oraz inne talizmany mające moc
przynoszenia szcz
ęścia. Wielu hazardzistów wierzy, iż dzięki swoim talizmanom uda im się wygrać fortunę.
Niezwykle pojemne s
łowo fey może znaczyć „pechowy”, słowo serendipity zaś używane jest czasami na określenie
„dobrej passy”.
Zaskakuj
ące koincydencje, które wydają się osobiście znaczące dla danej osoby, są, zdaniem niektórych badaczy
zjawisk paranormalnych, wynikiem dzia
łania zasady synchroniczności; osoba doświadczająca tego rodzaju
koincydencji ma cz
ęsto wrażenie, że wydarzyło się coś w niewyjaśniony sposób magicznego. Hazardzistów często
nawiedza tajemnicze przeczucie,
że właśnie tym razem uda im się wygrać; znacznie rzadziej owo przeczucie
naprawd
ę urzeczywistnia się, wywołując w graczu wrażenie, iż miało ono charakter iście magiczny. Tak więc
psychologia przypadku, która tak potrafi zauroczy
ć hazardzistów, przypomina tę dominującą pośród fanów zjawisk
paranormalmych. Zagorzali gracze s
ą zwykle bardzo przesądni. Ten sam zarzut wysuwany jest zazwyczaj także
wobec nas, zwolenników zjawisk paranormalnych.
B. Wykorzystywanie substancji chemicznych w celach rekreacyjnych
Tak zwane rekreacyjne wykorzystywanie substancji chemicznych wykazuje elementy wspólne zarówno ze
zjawiskami paranormalnymi, jak i rozrywk
ą. Dobry przykład może tu stanowić historia podtlenku azotu (gazu
rozweselaj
ącego). Dziś substancję tę stosują często jako środek znieczulający anestezjolodzy, zanim jednak
odkryto owo zastosowanie, by
ła ona wykorzystywana do wywoływania stanów zbliżonych do nastycznej ekstazy,
zdobywaj
ąc sobie przy tym sporą popularność. William James, podobnie jak inni filozofowie, naukowcy i
psychologowie, wdycha
ł podtlenek azotu w celu osiągnięcia metafizycznych wglądów i doświadczenia odmiennych
stanów
świadomości. Benjamin Blood wychwalał stan wywołany przez tę substancję, twierdząc, że „atmosfera
panuj
ąca w najwyższym ze wszystkich możliwych niebios musi składać się z tego właśnie Gazu”. Na początku XIX
wieku gaz rozweselaj
ący używany był do celów teatralnych. W 1814 roku amerykański dziennikarz Moses Thomas
opisa
ł swoją wizytę w tego rodzaju „teatrze świadomości” w Filadelfii, którego właściciel rozpylał dla swojej widowni
gaz rozweselaj
ący w celach edukacyjnych i rozrywkowych.
C. Zdumiewaj
ące opowieści
Stosowanie gazu rozweselaj
ącego przynależy do tej samej tradycji, z której wywodzi się działalność innego,
żyjącego ponad wiek później wielkiego amerykańskiego zwolennika zjawisk paranormalnych – Roberta Ripleya.
Przez dziesi
ęciolecia Ripley podróżował po świecie, ślęcząc nad niezliczonymi książkami w poszukiwaniu
osobliwo
ści i ciekawostek, które przedstawiał następnie w swoich cieszących się ogromną popularnością
historyjkach obrazkowych w gazecie zatytu
łowanej „Belive It or Not” („Nie do wiary”). Ripley zebrał mnóstwo opisów
niewiarygodnych koincydencji, anomalii rozwojowych, niecodziennych zdarze
ń, zdumiewających faktów, opowieści
o ludziach obdarzony niezwyk
łymi talentami oraz innych dziwnych i niecodziennych informacji, które prezentował w
sposób, który zarówno zdumiewa
ł, jak i bawił jego czytelników. Do jego najciekawszych odkryć należał mężczyzna,
który, maj
ąc do dyspozycji kartkę z próbką pisma danej osoby, potrafił bezbłędnie określić jej płeć, posługując się
kluczem zawieszonym na jedwabnej nici; dwie pary nie spokrewnionych ze sob
ą bliźniaczek, które nosiły te same
imiona i nazwiska
– Lorraine i Loretta Szymanski i pewnego dnia spotkały się nieoczekiwanie w jednej klasie i które,
jak si
ę okazało, mieszkały w swoim bezpośrednim sąsiedztwie; oraz kobietę z Massachusetts, która kilka tygodni
po porodzie odkry
ła, że na jej kolanach pojawiły się nagle i niespodziewanie wierne podobizny jej nowo
narodzonego dziecka (co potwierdza
ły także dowody w postaci fotografii).
Historyjki obrazkowe Ripleya zach
ęcały czytelników do nadsyłania informacji o podobnych, niezwykłych i
zdumiewaj
ących faktach. W rezultacie w okresie największej popularności do biura Ripleya trafiały tysiące listów, z
których wybiera
ł on do publikacji co ciekawsze wiadomości. Wiele ze zgromadzonych przez niego artefaktów oraz
dokumentacja zosta
ły następnie udostępnione publiczności w specjalnych salach wystawowych zwanych
Odditoriums [Od odd
– dziwaczny i audytorium – sala wykładowa (przyp. tłum.).], w późniejszym czasie zaś
znanych jako Ripley's Belive It or Not Museums. Efekty, jakie prezentacje Ripleya wywiera
ły na ludzką świadomość,
s
ą zbieżne z efektami wywoływanymi przez rzekome paranormalne przeżycia i zjawiska.
D. Niecodzienne informacje prasowe
Do kategorii periparanormalnej rozrywki mo
żna zaliczyć także zbieranie i rozpowszechnianie przez zawodowych
dziennikarzy informacji nazywanych przez nich samych
„wiadomościami niesamowitymi” (weird news).
Dziennikarze ci gromadz
ą niecodzienne informacje pochodzące jedynie z godnych zaufania źródeł (nigdy z prasy
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
brukowej), dokonuj
ą ich klasyfikacji, a następnie publikują je. Na jedną ze standardowych kategorii tworzących tego
rodzaju kolekcje sk
ładają się historie, których wiarygodność potwierdzana jest metodami dziennikarskimi, ale
niekoniecznie naukowymi, i które wykazuj
ą związki ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jeden z opublikowanych
ostatnio zbiorów zawiera mi
ędzy innymi, opowieść o kobiecie, rażonej piorunem w trakcie lektury książki Stephena
Kinga, na której ok
ładce znajdował się wizerunek rażonego piorunem mężczyzny; relacja o fantomalnej katastrofie
lotniczej na ko
ńcu pewnej zabudowanej ulicy w Pensylwanii, której mieszkańcy widzieli, słyszeli i czuli zapach
rozbitego samolotu, ale wraku nigdy jednak nie znaleziono; oraz doniesienia o serii pojawie
ń się duchów w postaci
cyrkowych klaunów w katedrze
św. Pawła, a także szeregu ukazań się Dziewicy Maryi we własnej osobie.
Specjali
ści od „niesamowitych wiadomości” prezentują zgromadzone przez siebie materiały w taki sposób, by
zdumiewa
ć i jednocześnie bawić swoich czytelników. Książki będące rezultatami ich wysiłków cieszą się takim
samym wzi
ęciem wśród zwolenników dobrej zabawy, jak i zjawisk paranormalnych.
E. Podró
że – prawda i fikcja
Pewne wyj
ątkowe rodzaje turystyki także należą do rodziny periparanormalnej rozrywki. Chodzi tu nie tylko o
podró
że do miejsc odwiedzanych często przez ludzi spragnionych nowych wrażeń i sensacji – słynnych domów
nawiedzanych przez duchy, staro
żytnych piramid, oraz innych podobnych miejsc cieszących się opinią niezwykłych
i tajemniczych
– ale głównie o relacje z podróży, pisma i biografie wędrujących po świecie, ekscentrycznych
poszukiwaczy przygód, których nazwiska pojawiaj
ą się często w kontekście zjawisk paranormalnych. Te
niespokojne i nieustraszone dusze, które odwa
żnie decydują się porzucić miłe i wygodne życie, by wyruszyć w
nieznane i dalekie strony, robi
ą to w głównej mierze dlatego, że podróżowanie wpływa na zmianę stanu ich
świadomości. Poszukują egzotycznych przygód w dalekich krajach przede wszystkim ze względu na dreszcz
emocji, jaki towarzyszy odkrywaniu tego, co nieznane. Cz
ęsto opisują swoje przeżycia w dziennikach pełnych
relacji o nadprzyrodzonych, niezwyk
łych zdarzeniach, które to dzienniki z tego właśnie powodu są wielce
interesuj
ące dla badaczy zjawisk paranormalnych.
Pionierami tego rodzaju opisów podró
ży, z których kilka jest wciąż na nowo publikowanych, byli starożytni Grecy.
Odyseja Homera jest jednym z najstarszych dzie
ł tego gatunku w literaturze Zachodu. Ten poemat epicki opowiada
o przygodach Odyseusza, który b
łąkając się po morzu dociera do wielu tajemniczych krain, gdzie przeżywa wiele
niecodziennych zdarze
ń, z których kilka ma wyraźnie paranormalny charakter.
Innym podró
żnikiem przeżywającym periparanormalne przygody, autorem cieszącego się dużą popularnością
poematu b
ędącego opisem podróży w dalekie kraje, był Aristeas. Również żyjący w II wieku n.e. Pauzaniasz, z
zawodu lekarz, napisa
ł obszerne dzieło poświęcone swoim podróżom do tajemniczych wyroczni oraz innych miejsc
otoczonych nadnaturaln
ą, cudowną aurą.
Marco Polo (1254-1324), angielski orientalista i badacz sir Richard Burton (1821-1890), a tak
że Robert Ripley,
zajmuj
ą honorowe miejsca na liście najsłynniejszych niestrudzonych poszukiwaczy przygód i podróżników. Pod
wieloma wzgl
ędami trudności, jakie napotykali oni przy prezentacji swoich obserwacji, zbieżne są z trudnościami, z
jakimi zmagaj
ą się badacze zjawisk paranormalnych: nie ruszający się ze swoich domów naukowcy krytykowali
owych globtroterów zarzucaj
ąc im, często zupełnie niesprawiedliwie, oszustwo, mistyfikację – lub w najlepszym
razie
– ubarwianie faktów.
Oczywi
ście w latach poprzedzających powstanie CNN literatura podróżnicza naznaczona była piętnem
wynikaj
ącym ze skłonności do przesady i fantazjowania. W celu sparodiowania tego rodzaju literatury spisano w
formie na wpó
ł fikcyjnej dzieje niemieckiego poszukiwacza przygód i gawędziarza barona von Munchhausena
(1720-1797). Jego nazwisko sta
ło się synonimem retorycznego stylu charakteryzującego się skłonnością do
przesady i konfabulacji, komicznych przechwa
łek, które graniczą z czystym wymysłem lub nawet czymś w rodzaju
pseudologia fantastica [Pseudologia fantastyczna, k
łamstwo patologiczne, inaczej mitomania (przyp. tłum.).].
Co ciekawe, nazwisko Miinchhausena trafi
ło także do słowników medycznych na określenie jednej z tych
podobnych do hipochondrii metachorób, które wymagaj
ą od potencjalnego chorego wiedzy na temat tego, czym
jest choroba. Zespó
ł Miinchhausena wiąże się jednak z kolejną metasferą znaczenia, wymagając od swoich ofiar
nie tylko 'wiedzy na temat tego, czym jest choroba, ale tak
że tego, czym jest szpital. Pacjenci z zespołem
Munchhausena, zwani równie
ż „szpitalnymi włóczęgami”, wędrują od szpitala do szpitala i usiłują się do nich za
wszelk
ą cenę dostać, zdając personelowi lekarskiemu kłamliwe relacje na temat swoich nie istniejących chorób.
Podobnie jak w przypadku hipochondryków oraz n
ękanych dysfunkcyjną wiarą fanów zjawisk paranormalnych,
„szpitalnych włóczęgów” nie zniechęcają okoliczności i sytuacje, które ludzi normalnych skłoniłyby do zaniechania
podobnych dzia
łań. Tak jak hipochondrycy uodpornieni są na zapewnienia lekarzy, iż nic im nie jest, tak pacjenci z
zespo
łem Munchhausena nie dają za wygraną, nawet jeśli muszą znosić ból związany z zabiegami operacyjnymi
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
lub innymi inwazyjnymi procedurami diagnostycznymi.
(Podobnie osoby
żywiące dysfunkcyjną wiarę w zjawiska paranormalne odrzucają powszechnie przyjęte językowe,
logiczne i epistemologiczne kanony, dzi
ęki czemu udaje im się wierzyć w to, w co nie wierzą. W rzeczy samej nie
tylko one, lecz tak
że wielu zdeklarowanych zwolenników i przeciwników zjawisk paranormalnych, uparcie trzyma
si
ę swojego punktu widzenia, po prostu dlatego, że jest to ich punkt widzenia, a nie dlatego, że istnieją ku temu
jakie
ś racjonalne przesłanki – w istocie często czynią tak pomimo dowodów przemawiających na niekorzyść takiej
w
łaśnie postawy).
Chocia
ż Odyseusz, Marco Polo, sir Richard Burton i im podobni wielcy podróżnicy nie cieszyli się najlepszą
reputacj
ą, jeśli chodzi o swoje naukowe przygotowanie, to przecież wnieśli znaczący wkład do poszerzenia ludzkiej
wiedzy. Jako pierwsi opisali wiele zdumiewaj
ących zjawisk, które w ich czasach wydawały się niewiarygodne,
u
żywając języka, który, mimo że był zapewne najlepszym z możliwych w danych okolicznościach, musiał zostać
nast
ępnie zmodyfikowany i zweryfikowany w świetle dokonanych w późniejszym czasie obserwacji.
Ze swojej natury ka
żda z periparanormalnych rozrywek zakłada aktywne uczestnictwo w niej fanów, nawet jeśli ma
ono jedynie charakter po
średni polegający na przykład na czytaniu sprawozdań. Fani periparanormalnych rozrywek
musz
ą albo czytać, pisać lub rozmawiać na tematy takie jakie duchy, przeżycia z pogranicza śmierci, prorocze sny,
niesamowite wiadomo
ści z serwisów informacyjnych czy krainy leżące poza granicami znanego świata; albo
uczestniczy
ć w seansach, robić zakłady, palić jointy, poznawać historyjki i opowieści Ripleya, przysyłać mu listy z
niezwyk
łymi informacjami, odwiedzać Odditorium, albo w jakiś inny sposób angażować się w tego rodzaju
dzia
łalność po to, by doświadczyć osobliwej przyjemności wynikającej z periparanormalnej rozrywki związanej z
niezgodno
ścią między tym, co znane, a tym, co nieznane.
A. Hazard w swoich najbardziej ekscytuj
ących momentach operuje na obszarze między tym, co znane, i
tym, co nieznane; hazardzista stawia
żeton na linii lub obstawia jedną liczbę w pełnej napięcia chwili, gdy
los zmienia to, co nieznane, w to, co znane.
B. Osoby stosuj
ące substancje psychoaktywne poszukują intelektualnych doznań, eksplorując swoje
wewn
ętrzne granice poznania.
C. i D. Ripley oraz dziennikarze specjalizuj
ący się w wynajdywaniu niecodziennych informacji bawią
czytelników prezentuj
ąc im dziwne i zaskakujące, w stosunku do posiadanej przez nich wiedzy uprzedniej,
fakty i wydarzenia.
E. Dawna literatura podró
żnicza przyciągała czytelników, czyniąc z horyzontu geograficznego symbol
granicy mi
ędzy znanym i nieznanym.
Po
żegnanie z tym, co wiemy
By dobra
ć się do słodkiego miąższu przyjemności wynikających z konfrontacji tego, co znane, z tym, co nieznane,
ka
żda z periparanormalnych rozrywek wypracowała swój własny system reguł umożliwiających „pożegnanie się”
odbiorcy z okre
ślonymi założeniami natury logicznej i językowej (czasami także prawnej!) – a wszystko po to, by
spot
ęgować radosne podniecenie wynikające z pozornego zderzenia znanego z nieznanym.
Na tej samej zasadzie zjawiska paranormalne zmuszaj
ą do zniesienia określonych założeń natury logicznej i
j
ęzykowej, lawirując między nieugruntowanymi metaforami i pustymi negacjami w taki sposób, by dostarczyć nam
jak najwi
ęcej radosnego nonsensu na temat życia po śmierci, prekognicji, czytania myśli itd.
* Hazardzista wierzy,
że na pewien czas prawa rachunku prawdopodobieństwa mogą przestać
obowi
ązywać, modląc się o to, by spadający meteoryt lub piorun trafił właśnie w niego, sprowadzając nań
deszcz pieni
ędzy.
* Osoby u
żywające substancji chemicznych w celach rekreacyjnych igrają z prawnymi ograniczeniami w tej
kwestii.
* Ripley wykorzystywa
ł przywilej dany dziennikarzowi i rysownikowi umożliwiający mu swobodne
przedstawianie innych
światów i egzotycznych miejsc w sposób silnie pobudzający ludzką wyobraźnię.
* Dziennikarze publikuj
ący „niesamowite wiadomości” podważają ustalone dziennikarskie zasady,
przyznaj
ąc otwarcie, że, owszem, rozrywka jest jedną z funkcji dziennikarstwa.
* Podró
żujący po świecie autorzy dawnej literatury podróżniczej cieszyli się wyjątkową reputacją. Przez
pewien czas ka
żdy z nich uważany był, na podstawie ich własnych relacji, za jedynego człowieka, któremu
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
uda
ło się dotrzeć do jakiegoś wyjątkowo dziwnego i niedostępnego miejsca.
U podstaw wszelkiego rodzaju periparanormanej rozrywki le
ży także element humoru, który został przez nas
zidentyfikowany jako jeden z g
łównych aspektów zjawisk paranormalnych.
* Gdy trafi im si
ę duża wygrana, hazardziści wybuchają zwykle spontanicznie śmiechem, kasyna zaś
zatrudniaj
ą komików mających zabawiać gości.
* Alkohol, haszysz, podtlenek azotu i LSD nale
żą do substancji wpływających na świadomość, które są
popularne mi
ędzy innymi dlatego, że wywołują wesołość.
* Czytelnicy Ripleya znajdowali jego artyku
ły i rysunki na tych stronach gazet, które poświęcone były
humorowi.
* Nazwisko Munchhausena kojarzy si
ę dziś z komicznymi przechwałkami, wydawane zaś w formie
ksi
ążkowej zbiory niecodziennych wiadomości mają charakter wyraźnie humorystyczny.
W rzeczy samej o periparanormalnej rozrywce mo
żna powiedzieć, że polega ona na zabawie z tym, co nieznane i
śmieszne (funny), przy czym należy brać pod uwagę prawie każde ze znaczeń słowa funny, jakie notują znane
s
łowniki: wywołujący śmiech, zabawny, śmieszny; w nie najlepszym zdrowiu lub w nie najlepszym porządku;
dziwny, niesamowity, dziwaczny; nieortodoksyjny; dotycz
ący komiksów (takich jak krótkie historyjki obrazkowe
publikowane w gazetach zwane po angielsku funnies); oraz, w dawniejszych czasach, podchmielony, pijany. Krótko
mówi
ąc, oddawanie się periparanormalnej rozrywce polega na konfrontacji z tym, co nieznane w duchu komizmu.
Istnieje jeszcze jedna kategoria, najwi
ększa ze wszystkich
Dziedzin
ę periparanormalnej rozrywki konstytuują wszystkie omówione powyżej elementy strukturalne. Na którym
pi
ętrze w tym periparanormalnym gmachu należy jednak dokładnie umieścić zjawiska paranormalne? Lub też, który
dzia
ł periparanormalnego gabinetu osobliwości zajmują zjawiska paranormalne?
Z definicji zjawiska paranormalne pokrywaj
ą się częściowo z każdym z rodzajów periparanormalnej rozrywki.
Wydaje si
ę jednak, że zjawiska paranormalne mają najwięcej wspólnego z popularnym, periparanormalnym
rodzajem rozrywki, który jak dot
ąd nie został wymieniony z nazwy, a mianowicie z nonsensownym humorem.
Chodzi tu o taki rodzaj rozrywki, który, podobnie jak zjawiska paranormalne, polega na czerpaniu rado
ści z
czystego nonsensu.
Atrakcyjno
ść zjawisk paranormalnych opiera się częściowo na humorze, częściowo na nonsensie. Tak więc radośni
badacze zjawisk paranormalnych zak
ładają, że urok zjawisk paranormalnych zbliżony jest do uroku
nonsensownego humoru.
Alicja w krainie czarów, Alicja po drugiej stronie lustra, Flatlandia i inne, pe
łne nonsensownego humoru książki
prezentuj
ą ten sam, lub zbliżony, rodzaj pozornie pozaświatowej cudowności, który charakteryzuje wiele
domniemanych do
świadczeń paranormalnych. Opowieści Lewisa Carrolla o wyprawach Alicji do tajemniczej krainy
świadczą o tym, że ich autor dysponował wiedzą na temat odmiennych stanów świadomości wywoływanych przez
substancje psychoaktywne i zwierciadlanych wizji. Oba te rodzaje do
świadczeń są od dawna znane szamanom, a
tak
że praktykującym badaczom i zwolennikom zjawisk paranormalnych.
Benjamin Franklin mia
ł rację mówiąc: „Ponieważ czary to nonsens, tak więc nonsens to czary”. Znanym faktem
dotycz
ącym nonsensu jest to, że wielu ludzi pilnie nad nim pracuje, starając się usunąć z niego możliwie najwięcej
„non” i pozostawić sam „sens”. Dzięki temu zjawiskom paranormalnym i nonsensownemu humorowi udaje się nas
bawi
ć formalnymi i logicznymi niedorzecznościami. Podstawowe założenia, na jakich opiera się periparanormalna
rozrywka, daj
ą nonsensownemu humorowi i zjawiskom paranormalnym niezwykłą swobodę w obchodzeniu się z
elementarnymi zasadami logiki oraz normami lingwistycznymi.
Aby udowodni
ć, że nonsens jest czarujący, należy zbadać potoczne słownictwo opisujące to, co bezsensowne,
które zawiera stosunkowo ma
ło słów należących do „poważnie brzmiącej” terminologii, takich jak absurdalny,
niezrozumia
ły, nonsensowny, bezsensowny. Kilka słów opisujących nonsens mówi podłe i brzydkie rzeczy o
nonsensie, przyrównuj
ąc go do śmieci i odpadków. Słowami rubbish (bzdury, brednie, śmieci, nieczystości) i
tommyrot (nonsens, dos
ł. Tommy – głupek, rot – zgnilizna) mogą posługiwać się w celu wyrażenia swojego
nastawienia do zjawisk paranormalnych wzdychaj
ący gliniarze i inni cynicy. I chociaż żaden pruderyjny radosny
badacz zjawisk paranormalnych nigdy si
ę nimi nie posłuży, faktem jest, że w języku potocznym istnieje cała masa
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
szorstkich, niemi
łych, obscenicznych i wulgarnych określeń będących synonimami słowa nonsens, które dają wyraz
temu samemu niezadowoleniu, jakie
żywi w stosunku do zjawisk paranormalnych wielu dysfunkcyjnych funda-
chrze
ścijan.
Jednak zdecydowanie najwi
ększa liczba istniejących w języku potocznym synonimów słowa nonsens ma żartobliwy
charakter. Ponury fundamentalista pozostaje ca
łkowicie nieczuły na tkliwy, krotochwilny urok takich angielskich
s
łów jak: balderdash, flummery, cockamamie, piffle, humbug, claptrap, bombast, twaddle, twattle, twiddle-twaddle,
fiddle faddle, gabble, gibble-gabble, fiddledeedee, gibberish, hogwash, moonshine, jabbenvocky, tomfoolery,
fundangle, hooey, hokum, blather, babble, babblement, bibbde-babble, gobbledygook, malarkey rantum-scantum,
poppycock, skimble-skamble, falderal, baLlyhoo, bunkum, flubdub, f
żble fable, balonet', lollygag, flamdoodle,
flapdoodle, fiddlesticks, flummadiddle, hocus-pocus i mumbo jumbo [W j
ęzyku polskim, który jest pod tym
wzgl
ędem znacznie uboższy, mamy na przykład: dyrdymały, lelum-polelum, banialuki, paplanina, bzdety, figle-
migle, androny, duby smalone, ple
ść trzy po trzy (przyp. tłum.).].
Obawiam si
ę, że w tym momencie niektórzy mogą dojść do wniosku, że radosny paranormalizm stoi na stanowisku,
i
ż zjawiska paranormalne są jedynie enigmatycznymi, zwiewnymi niczym puszek pojęciami, za którymi w
rzeczywisto
ści nie kryje się nic ważnego czy istotnego. Otóż nic bardziej błędnego! Gottlob Frege, Bertrand Russell,
Ludwig Wittgenstein, C. S. Lewis, Gilbert Ryle, A. J. Ayer, J. L. Austin, W. V Quine
– wielcy analityczni filozofowie i
logicy XX wieku
– uznawali fakt, że koncepcja nonsensu jest jedną z zasadniczych koncepcji filozoficznych.
Wspólnym wysi
łkiem wykazali, że istnieje wiele pożytecznych lub w inny sposób ważnych sposobów prowadzenia
dyskursu, które mimo to s
ą nonsensowne z punktu widzenia zastosowanych standardów weryfikowalności,
zrozumia
łości, logiki i języka. Austin zgrabnie podsumował dokonania wielu filozofów analitycznych, stwierdzając:
Co najwa
żniejsze i najbardziej oczywiste, udowodniono, że wiele „stwierdzeń”, jak to po raz pierwszy
systematycznie wykaza
ł Kant, jest całkowitym nonsensem, mimo ich nienagannej formy gramatycznej;
dalsze odkrycia za
ś nowych rodzajów nonsensu, niesystematycznych, mimo wysiłków zmierzających do
ich klasyfikacji oraz tajemniczych, mimo starania, by je wyja
śnić, uczyniły ogólnie rzecz biorąc wiele
dobrego.
(How To Do Things with Words, Cambridge, MA: Harvard University Press, 1973, s. 2) [Por. J.L. Austin, Jak dzia
łać
s
łowami, w: Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, tłum. B. Chwedeńczuk, Wyd. Nauk. PWN,
Warszawa 1993.].
Radosny paranormalizm wykaza
ł, że zjawiska paranormalne można zaliczyć do kategorii popularnej,
periparanormalnej rozrywki, która ma wiele wspólnego z nonsensownym humorem. Tak wi
ęc kolejne pytanie brzmi:
Czy zjawiska paranormalne s
ą ważnym i pożytecznym rodzajem nonsensu?
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-07.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:30 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 8
USPRAWIEDLIWIANIE ZJAWISK PARANORMALNYCH, A NAWET ICH BADANIE
Chc
ę, by państwo wiedzieli, że zdaję sobie sprawę z tego, co robię, stawiając tezę, zgodnie z którą zjawiska
paranormalne s
ą ściśle związane z rozrywką i zabawą. Chociaż wierzę, że prezentowane przez mnie nowe
spojrzenie polegaj
ące na ujęciu w szerszym kontekście całego zagadnienia zjawisk paranormalnych jest
rzeczywi
ście jedynym sposobem umożliwiającym wyjście z impasu i w końcu wnosi coś istotnego do sprawy, to
rozumiem tak
że, iż jednocześnie przyczyniam się w pewnym sensie do zahamowania dalszych naukowych badań
na tym polu.
Niektórzy badacze traktuj
ący zjawiska paranormalne poważnie mogą niepokoić się tym, że zaliczanie tych zjawisk
do kategorii rozrywki tym samym je deprecjonuje. Zdumieni, mog
ą zadawać sobie pytanie: „Jeśli zjawiska
paranormalne s
ą jedynie formą rozrywki, to w jaki sposób można usprawiedliwić ich poważne badanie?”.
Jednak rzetelni i powa
żni badacze zjawisk paranormalnych nie muszą obawiać się solidnie ugruntowanych,
rzetelnych i szczerych wniosków radosnego paranormalizmu, zgodnie z którymi zjawiska paranormalne s
ą
pochodz
ącym nie wiadomo skąd nonsensem. Obawy, jakie mogą oni żywić, są iluzorycznymi produktami
ubocznymi zwi
ązanymi z kwestią oceny, czy temat, o którym mówimy, wart jest poważnych badań, czy nie. Trzeba
sobie powiedzie
ć, że problem usprawiedliwienia naukowych badań zjawisk paranormalnych nie dotyczy tylko
pojedynczej kwestii, lecz ca
łej ich masy; w istocie chodzi bowiem o cały splot wątpliwych kwestii, które nie są
w
łaściwie poklasyfikowane i z tego powodu gmatwają się i plączą ze sobą.
Po pierwsze, mamy kwesti
ę rozrywki i humoru jako takich.
S
łysząc powyższe pytanie (co często ma miejsce), radosny badacz zjawisk paranormalnych jest zawsze zdumiony
sposobem u
życia w nim słowa jedynie. Pytanie zadawane jest zwykle takim tonem, jak gdyby osoba pytająca
powtarza
ła mu jego własną, wygłoszoną wcześniej opinię, zgodnie z którą zjawiska paranormalne są , jedynie
rozrywk
ą”. Przy czym słowo jedynie zawsze wypowiadane jest w taki sposób, który sugeruje podrzędną rolę
rozrywki. Tymczasem radosny paranormalizm nigdy nie twierdzi
ł, że „zjawiska paranormalne są jedynie rozrywką”,
w dodatku u
żywając słowa jedynie w pogardliwym sensie, jak czynią to zwykle osoby zadające tego rodzaju pytania.
Jak to jest z tym humorem?
Radosny paranormalizm nie oczernia, lecz podziwia i komplementuje zjawiska paranormalne, zwracaj
ąc uwagę, a
nawet wyra
źnie podkreślając ich bliskie związki z humorem. Większość recept na szczęście wymienia zabawę,
humor i rozrywk
ę pośród głównych składników dobrego i udanego życia.
Rozrywka dzia
ła inspirująco, sprzyjając także rozwojowi życia duchowego. Humor z kolei wyraża złożone problemy
ludzkiej natury, wielu specjalistów za
ś twierdzi, że jest on przynależny jedynie naszemu gatunkowi. Rozrywka,
zabawa i humor daj
ą nam pociechę, odprężenie i relaks. Cóż więc w tym złego?
Pami
ętajmy także, iż radosny paranormalizm roztacza przed fanami zjawisk paranormalnych przyjemne
perspektywy, gdy tymczasem wzdychaj
ący gliniarze i demonolodzy chcą nas zniszczyć – pierwsi z nich za nasze
zbrodnie i wykroczenia, drudzy dlatego,
że podejrzewają nas o to, iż jesteśmy ich demonami. Prawidłowa
klasyfikacja zjawisk paranormalnych dokonana przez radosny paranormalizm pokazuje wyra
źnie, dlaczego plany
jego przeciwników dotycz
ące wyrugowania zjawisk paranormalnych na nic się jednak nie zdadzą. Zjawiska
paranormalne i humor s
ą kochającymi się kuzynami i dlatego zjawisk paranormalnych, podobnie jak śmiechu i
humoru, nie mo
żna usunąć z ludzkiej świadomości.
Jako jedna z form rozrywki zjawiska paranormalne s
ą pożądane ze względu na nie same; są one źródłem miłego
podekscytowania i podnios
łego zadziwienia. Rozrywka, pod warunkiem że nie jest szkodliwa, nie potrzebuje
żadnego innego usprawiedliwienia ponad to, iż jest tym, czym jest. W rzeczy samej to właśnie bliskie
pokrewie
ństwo zjawisk paranormalnych i rozrywki jest powodem, dla którego wzdychający gliniarze i chrześcijanie
staczaj
ą batalie wymierzone przeciwko tymże zjawiskom. Postępują tak z quasi-moralnych powodów, utrzymując,
że zjawiska paranormalne są z gruntu szkodliwe – antynaukowe i antychrześcijańskie.
Zarówno naukowi sceptycy, jak i fundamentali
ści zmuszeni są twierdzić, że w niedalekiej przyszłości czekają nas
drastyczne i straszne konsekwencje, je
śli pozwoli się nam, zwyczajnym ludziom, dalej traktować zjawiska
paranormalne we w
łaściwy nam, beztroski i radosny sposób. Dlatego właśnie nasze igraszki z tymi uniwersalnie
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (1 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
ludzkimi zjawiskami tak bardzo ich interesuj
ą i stanowią przedmiot ich wielkiej troski. Naukowi sceptycy i
fundamentali
ści mówią o groźnych zaburzeniach, które już występują lub będą występować w najbliższej
przysz
łości w świecie, w którym żyjemy, i (albo) w świecie zjawisk nadprzyrodzonych, jeśli ludzkie wyobrażenia na
temat zjawisk paranormalnych (jakiekolwiek by one by
ły) nie zostaną zweryfikowane lub w jakiś inny sposób ściśle
dostosowane do postulowanych przez nich standardów.
Oni tak
że są poważni
Ci ludzie nie
żartują. Traktują się niezmiernie poważnie i tego samego oczekują od innych. I społeczeństwo słucha.
Bo przecie
ż czy nasi naukowcy i kaznodzieje nie należą do największych autorytetów w tym kraju? Stąd też wielu
ludzi wykazuje niezwyk
łą ostrożność myśląc i dyskutując na temat tego, czy:
* zjawiska paranormalne s
ą czymś wystarczająco ważnym, by można się nimi na poważnie zajmować,
* s
ą one wiarygodne i możliwe do poznania, czy tylko jednym wielkim stekiem bzdur,
* mo
żna pozwolić na zorganizowanie kursu na temat zjawisk paranormalnych na uniwersytecie,
* badanie i studiowanie tych zjawisk powinno by
ć w ogóle dozwolone,
* mo
żna lub powinno się karać ludzi za to, że zajmują się zjawiskami paranormalnymi, a nawet stosować
tortury i pali
ć ich żywcem na stosie.
Problem my
ślenia o zjawiskach paranormalnych jako rozrywce
Koncepcja rozrywki zak
łada jako okoliczność konieczną istnienie jednego lub kilku sposobów aktywnego
uczestniczenia w niej ludzi. Analogicznie to, w jaki sposób kto
ś uczestniczy w zjawiskach paranormalnych, stanowi
kryterium, wed
ług którego można ustalić, czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione, czy nie.
Czy mówimy tu o kim
ś z tabliczką owija, czy też o osobie, która jest obiektem długotrwałych badań nad fenomenem
jasnowidzenia? Dyskutujemy o medium z gabinetu po drugiej stronie ulicy, czy o bardzo konkretnych rozwa
żaniach
rz
ądów różnych krajów nad możliwością wykorzystania uniwersalnej energii parapsychicznej? Sposoby
usprawiedliwienia bada
ń zjawisk paranormalnych zmieniają się w zależności od konkretnego przypadku, będąc
funkcj
ą tego, w jaki sposób dana osoba w nich uczestniczy. Radośni badacze zjawisk paranormalnych mają serca i
umys
ły otwarte na niuanse związane ze sposobami uczestnictwa w tychże zjawiskach.
Kim s
ą uczestnicy?
Kategoria 1. Fani zjawisk paranormalnych
Naukowi sceptycy s
ą w błędzie utożsamiając „fanklub” zjawisk paranormalnych z ludźmi, których uważają za ich
zagorza
łych zwolenników. W istocie grupa, którą tworzą „fani” zjawisk paranormalnych, ma znacznie szerszy zasięg.
Poza prawdziwymi zwolennikami zjawisk paranormalnych (believers), s
ą jeszcze pseudozwolennicy (pseudo-
believers) oraz ci, których nazywam zwolennikami dysfunkcyjnymi (dysbelievers). Dla nich wszystkich zjawiska
paranormalne s
ą czymś w rodzaju widowiska sportowego.
Dysfunkcyjni zwolennicy zjawisk paranormalnych, przypomnijmy, s
ą to osobnicy, którzy wierzą w to, w co nie
wierz
ą. Podobnie jak kibice wrestlingu muszą oni – by móc czerpać przyjemność z tego, czym się pasjonują –
wierzy
ć, iż to, co wiedzą, że się naprawdę nie dzieje, właśnie się dzieje.
Ka
żdy z dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych ma swój własny powód, dla którego wierzy w coś, w
co nie wierzy. Gdyby by
ł on bowiem prawdziwym niedowiarkiem, wówczas nie miałby o czym dyskutować.
Prawdziwi i dysfunkcyjni zwolennicy nie s
ą jedynymi fanami zjawisk paranormalnych. Do ich fanklubu należą także
pseudoprzeciwnicy (pseudodisbelievers).
Ci ostatni, w przeciwie
ństwie do naukowych sceptyków, to szeregowi, przeciętni, niczym nie wyróżniający się
sceptycy. Chocia
ż nie mają oni prawa nosić odznak przynależnych pełnokrwistym wzdychającym gliniarzom,
po
święcają zjawiskom paranormalnym dużo czasu. Uwielbiają zjawiska paranormalne, ponieważ uwielbiają się z
nimi nie zgadza
ć.
Fani b
ędący pseudoprzeciwnikami zjawisk paranormalnych poświęcają część swojego wolnego czasu, przekazując
sobie nawzajem informacje na ich temat, czytaj
ąc „Skeptical Inquirer”, biorąc udział w spotkaniach klubów i grup
dyskusyjnych sceptyków lub n
ękając parapsychologów podczas wykładów, a wszystko po to, by rozkoszować się
wys
łuchiwaniem i opowiadaniem w kółko tych samych starych i nowych historii na temat nadprzyrodzonych zdarzeń
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (2 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
i zjawisk. Chocia
ż mniej liczni niż pseudozwolennicy zjawisk paranormalnych, stanowią wyraźnie określoną grupę
fanów-hobbystów.
Istnieje tak
że mnóstwo szeregowych funda-chrześcijan, którzy czują szczególny pociąg do zjawisk paranormalnych,
traktuj
ąc je jako swojego rodzaju arenę, na której mogą uprawiać swój ulubiony sport walki polegający na ściganiu i
zwalczaniu demonów
– wszelakich demonów z wyjątkiem swoich własnych, oczywiście.
Tak wi
ęc skład członków fanklubu zjawisk paranormalnych odzwierciedla trzypoziomową strukturę dyskusji na
temat tych zjawisk, jak
ą od lat toczą ze sobą „eksperci”.
Kategoria 2.
Świadkowie zjawisk paranormalnych
Bycie fanem nie jest jedynym sposobem uczestnictwa w zjawiskach paranormalnych. Istnieje tak
że inne kategoria
uczestników, któr
ą nazywam „świadkami zjawisk paranormalnych”. Są to osoby, które miały ze zjawiskami
paranormalnymi bezpo
średni kontakt i był on dla nich jak najbardziej rzeczywisty, całkowicie autentyczny i
absolutnie niezaprzeczalny. Takimi osobami interesuj
ę się oczywiście także ja sam. W ten sposób przed laty po raz
pierwszy w
łączyłem się w debatę na temat zjawisk paranormalnych, jako że przeżycia z pogranicza śmierci należą
do najbardziej dramatycznych form tego rodzaju kontaktów i zdarzaj
ą się dosyć często pośród reanimowanych
pacjentów.
Zdarza si
ę również dość powszechnie, że osoby pogrążone w żałobie doświadczają wizji, podczas których
kontaktuj
ą się ze swoimi zmarłymi bliskimi.
Oba rodzaje prze
żyć mają niezwykle osobisty i wzruszający charakter i mogą w decydujący sposób wpłynąć na
dalsze
życie danej osoby.
Prze
życia te dostarczają nam – jak już mówiłem poprzednio – bardzo niewiele wiedzy naukowej (ich weryfikacja
jest bardzo trudna lub zupe
łnie niemożliwa, zgromadzone dane zaś mają raczej anegdotyczny niż naukowy
charakter), ale za to mnóstwo wiedzy praktycznej, która okazuje si
ę niezwykle przydatna dla praktykującego lekarza
lub innego cz
łonka personelu medycznego.
A jednak przedstawicielom
żadnej z trzech głównych kategorii badaczy i dyskutantów na temat zjawisk
paranormalnych
– ani parapsychologom, ani sceptykom, ani fundamentalistom – nie udaje się lub też nie mają oni
ochoty zareagowa
ć w odpowiedni i ludzki sposób na potrzeby osób wyrażających zainteresowanie zjawiskami
paranormalnymi. Dlatego, mimo
że wiele osób, które zaczynają interesować się zjawiskami paranormalnymi, czyni
to w zwi
ązku ze stratą kogoś bliskiego, nie ma nikogo, do kogo mogłyby się one zwrócić o pomoc i poradę w tym
wa
żnym i często przełomowym dla nich okresie życia.
* Parapsychologia sta
ła się wyabstrahowana i przeintelektualizowana, tracąc tym samym związek z ludzką
dusz
ą. Tak więc często nie jest ona w stanie pocieszyć tych, którzy się do niej zwracają w trudnym i
smutnym dla siebie czasie.
* Naukowi sceptycy maj
ący kontakt z ludźmi, którzy doświadczyli niezwykłych, pozornie paranormalnych
prze
żyć, zadowalają się zwróceniem im uwagi na fakt, że przeżycia te nie były wcale tym, czym im się
wydaje, lecz rezultatem wadliwego dzia
łania neuronów, nierównowagi chemicznej w organizmie, fantazji,
z
łudzenia optycznego itp. Tak więc osoba, która miała paranormalne przeżycie, zmuszana jest do
podporz
ądkowania się wyższej wiedzy i mądrości wzdychających gliniarzy, którzy z reguły sami nigdy nie
mieli tego rodzaju dozna
ń.
* Gorliwi fundamentali
ści nie widzą nic zdrożnego w głoszeniu kazań cioci Florence, mimo że jest ona
samotna i mo
że potrzebować wsparcia i pociechy, z których wynika, że tak naprawdę, to nie był duch wujka
Humperda, który odwiedzi
ł ją w zeszłym tygodniu, by ją pocieszyć i powiedzieć o tym, gdzie położył te
wa
żne papiery, które są jej tak potrzebne. Nie, w rzeczywistości był to zły demon przebrany za wujka
Humperda, który przyby
ł, by zwabić ją do piekła, tak więc najlepiej będzie, jak pójdzie ona teraz do domu i
poczyta sobie Bibli
ę. Ale nie tę, która leży na jej nocnym stoliku, ponieważ tę przetłumaczyli naukowcy
pozostaj
ący pod wpływem Szatana. Niech zamiast niej weźmie Biblię Króla Jakuba (King James Bible),
poniewa
ż została ona spisana dokładnie tak, jak Bóg podyktował ją w Anglii w okresie największych
prze
śladowań czarownic.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (3 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Dobrze przynajmniej,
że fundamentaliści zawsze mówią o tym wszystkim wyłącznie w duchu „chrześcijańskiej”
mi
łości. W przeciwnym wypadku mogło by się bowiem wydawać, że ich słowa są okrutne i raniące, a nawet że ich
religia nie wyp
ływa prosto z gorącego serca, jak głoszą to Biblijne Brygady, lecz z zimnego, odległego i wyniosłego
intelektu, podobnie jak idee komunistyczne!
Czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione?
Zapytani o to, czy badanie zjawisk paranormalnych jest usprawiedliwione, czy nie, ich dysfunkcyjni zwolennicy
nigdy nie zastanawiaj
ą się nad ważnym i nie rozwiązanym jak dotąd problemem dotyczącym tego, o jakim rodzaju
zjawisk paranormalnych jest mowa. Jak
ą dokładnie kategorię uczestników zjawisk paranormalnych bierzemy pod
uwag
ę? W jakim kontekście zamierzamy rozpatrywać kwestię poważnych badań zjawisk paranormalnych? Zamiast
zastanowi
ć się nad tą sprawą, oficjalnie delegowani dysfunkcyjni zwolennicy zjawisk paranormalnych przybywają
na konferencje, a nast
ępnie głoszą swoje prawdy opatrując je odpowiadającym im, specyficznym znaczeniem.
Tymczasem wszyscy uczestnicy dyskusji zachowuj
ą się tak, jak gdyby mówili o jednym i tym samym.
Zajmijmy si
ę raz jeszcze słowami
Powiedzia
łem wcześniej, że problem usprawiedliwienia naukowych badań zjawisk paranormalnych nie dotyczy
jedynie pojedynczej kwestii, ale ca
łej ich masy; w istocie chodzi bowiem o cały splot wątpliwych kwestii, które nie są
w
łaściwie poklasyfikowane i z tego powodu gmatwają się i plączą ze sobą. Następnie zajęliśmy się kwestią rozrywki
i humoru. Teraz nadszed
ł czas na kwestię słownictwa.
Pokazali
śmy już poprzednio, w jaki sposób, w celu przeszczepienia na grunt zjawisk paranormalnych wiary lub
niewiary, nale
ży przekształcić słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, w zależności od wymagań
poszczególnych dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych.
Chocia
ż każdy z dysfunkcyjnych badaczy zjawisk paranormalnych „przycina” owe zjawiska, dopasowując je do
swoich w
łasnych potrzeb, odrzucając z nich te znaczenia, które uznaje za zbędne, to jednak otaczająca je warstwa
lingwistycznego t
łuszczu odrasta wciąż na nowo. A ponieważ większość tego wciąż odrastającego lingwistycznego
t
łuszczu stanowi o prawdziwej przyjemności związanej ze zjawiskami paranormalnymi, język potoczny daje temu
wyraz, kieruj
ąc naszą uwagę ku ścisłym więzom pokrewieństwa łączącym zjawiska paranormalne z humorem,
rozrywk
ą i zabawą. Inaczej mówiąc, co wykazaliśmy tu szczegółowo, słowa, jakimi posługują się zwyczajni ludzie,
dyskutuj
ąc o zjawiskach paranormalnych, dają świadectwo tego, co oni o nich myślą oraz w co wierzą- nawet jeśli
nie zdaj
ą sobie z tego sprawy: wszyscy intuicyjnie wiemy bowiem o istnieniu związków łączących zjawiska
paranormalne z rozrywk
ą, rozumiemy je i akceptujemy.
Dopóki eksperci nie b
ędą nam mieli czegoś lepszego do zaproponowania, język potoczny pozostanie najlepszym
źródłem wskazówek umożliwiających nam rozumienie i mówienie o zjawiskach paranormalnych. Tak więc radosny
paranormalizm podtrzymuje swoje twierdzenie, zgodnie z którym najpierw nale
ży poddać naukowej analizie całe
potoczne s
łownictwo opisujące to, co tajemniczo nieznane, by następnie mieć nadzieję, że przed zjawiskami
paranormalnymi otworz
ą się drzwi Akademii.
Radosny paranormalizm stoi na stanowisku,
że przedmiotem poważnych naukowych badań trzeba uczynić to, co i
w jaki sposób mówi si
ę zwykle na temat zjawisk paranormalnych. Ta niezwykła deklaracja, wspierająca dążenia do
uznania potocznych zjawisk paranormalnych za godne naukowego badania, zapali zapewne kolejne lampki
ostrzegawcze w umys
łach naukowców, którzy wolą traktować zjawiska paranormalne jako poważny temat.
Niektórzy mog
ą mieć wrażenie, że, podobnie jak przyporządkowanie do kategorii rozrywki, również tego rodzaju
podej
ście obniża rangę zjawisk paranormalnych. Być może sądzą, że zrównywanie zjawisk paranormalnych z
innymi tematami, o których rozmawiamy, pos
ługując się językiem potocznym, sprawi, iż będą one niegodne
naukowego badania, i
że „naukowe zjawiska paranormalne” muszą odpowiadać dokładnie definicjom ekspertów. I
tu pojawia si
ę ten sam dobrze znany problem. Kim, do diabła, są owi „eksperci” od zjawisk paranormalnych?
Usprawiedliwianie zjawisk paranormalnych jako takich
Powy
ższe pytanie nie jest błahe, ponieważ dla wielu kwestia usprawiedliwiania poważnych badań zjawisk
paranormalnych
łączy się ściśle z kwestią usprawiedliwienia tych zjawisk jako takich. .
Problem, jak si
ę wydaje, polega na tym, czy zjawiska paranormalne można usprawiedliwić jako obszar czy też
raczej
źródło wiedzy. Tak się składa, że są to dwa całkowicie odmienne podejścia, rozstrzygnięcie zaś owego
dylematu zale
ży od tego, kogo uznajemy w danym przypadku za „ekspertów”.
Przedstawiciele obu antyparanormalnych ugrupowa
ń dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych –
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (4 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
naukowi sceptycy i fundamentali
ści – chcą, byśmy wiedzieli, że oni (i tylko oni) dysponują wiedzą niezbędną do
powstrzymania, zmniejszenia lub zawrócenia coraz bardziej narastaj
ącej fali zainteresowania przesądami i
okultyzmem. Z kolei dysfunkcyjni parapsychologowie dok
ładają swoje trzy grosze twierdząc, że to oni, a nie
sceptycy, reprezentuj
ą to, co najlepszego na temat zjawisk paranormalnych ma do zaoferowania duch nauki.
Zaczynaj
ą swoją starą śpiewkę, która głosi, że już wkrótce zjawiska paranormalne zostaną naukowo opracowane i
stworz
ą nową gałąź nauki.
M
ącenie dyskusji
Dyskusja na temat tego, czy mo
żna usprawiedliwić badanie zjawisk paranormalnych, bywa zazwyczaj dodatkowo
komplikowana przez w
ątpliwość, czy fakt istnienia tych zjawisk da się potwierdzić naukowo.
Naukowi sceptycy postrzegaj
ą zjawiska paranormalne jako coś atawistycznego i jałowego w porównaniu z nauką.
Radosny paranormalizm zgadza si
ę z tą oceną o tyle, o ile badania zjawisk paranormalnych dotyczą jedynie sfery
wyznaczonej przez ograniczenia wynikaj
ące z dyskusji nad nimi, o których mówimy w tej książce. Jak już
kilkakrotnie mówi
łem, dyskusja ta, prowadzona w ramach ustalonych przez przedstawicieli „wielkiej trójki” za
pomoc
ą wypracowanego przez nich specyficznego języka (w przeciwieństwie do potocznego języka zwyczajnych
ludzi) nie posun
ęła całej sprawy ani o krok do przodu.
Powtarzanie powy
ższego argumentu na nic się jednak zda, ponieważ owa ortodoksyjna debata jest nazbyt
poch
łonięta sama sobą. Wykształciła ona swój własny (nieefektywny) model postępowania, zgodnie z którym
nale
ży konfrontować ze sobą różne idee dotyczące zjawisk paranormalnych.
Eksperci nigdy nie przywi
ązywali wagi do potocznego języka opisującego zjawiska paranormalne, nigdy też nie
starali si
ę poznać jego historii, tego, czego i w jaki sposób udało mu się nauczyć. Ci sami eksperci również nigdy
nie zapraszali do dyskusji radosnych badaczy zjawisk paranormalnych.
Tymczasem zgodnie z twierdzeniami radosnego paranormalizmu potoczny j
ęzyk, opisujący zjawiska paranormalne,
pos
ługując się swoimi własnymi metodami zgromadził przez lata ogromną ilość nowej wiedzy.
Pocz
ątkowo przedstawicielowi radosnego paranormalizmu może wydawać się niekonsekwencją usprawiedliwianie
zjawisk paranormalnych poprzez powo
ływanie się na fakt, że czasami zjawiska paranormalne niosą ze sobą nową
wiedz
ę. Ponieważ podobnie jak mówienie, że ktoś w coś wierzy, równoznaczne jest, przynajmniej w części, ze
stwierdzeniem,
że to coś jest prawdziwe, tak też mówienie, że ktoś coś wie, równoznaczne jest, przynajmniej w
cz
ęści, ze stwierdzeniem, że to coś jest prawdziwe.
A radosny paranormalizm wykaza
ł przecież przekonująco, że w zjawiskach paranormalnych nie ma prawdy,
podobnie zreszt
ą jak i nie ma fałszu. Zamiast tego jest mnóstwo znakomitych, dziwacznych, anormalnych,
cudownych, dziwnych, niesamowitych, tajemniczych, wspania
łych i literalnie nonsensownych elementów tego, co
nieznane, przyprawionych zwariowanym i szalonym humorem.
Chocia
ż język opisujący to, co nęcąco nieznane, ani nie mówi prawdy, ani nie jest jej skarbnicą, to jednak sprzyja
inkubacji prawdy.
Jest on rodzajem tygla, w którym wrze od ró
żnego rodzaju znaczeń usiłujących wyrazić mnóstwo cudownych,
dziwacznych, tajemniczych i zdumiewaj
ących emocji związanych z tym, co nieznane, a co usiłuje znaleźć oparcie
na tym, co znane, które jednak samo sk
łania się w przeciwnym kierunku. Dzieje się tak pomimo faktu, że owo
sk
łaniające się w przeciwnym kierunku znane jest w równym stopniu znane jak wszystko to, co dotyczy prywatności
my
śli, przyszłości czy śmierci. Tak więc chociaż do literalnego nonsensu, którym są zjawiska paranormalne, nie
przystaj
ą kryteria prawdy i fałszu, to jednak co jakiś czas z lingwistycznego tygla udaje się wydostać na świat
nowym znaczeniom, poniewa
ż na przestrzeni wieków ludzie używają potocznego słownictwa opisującego zjawiska
paranormalne do nieustannego mówienia na temat prze
żyć z pogranicza śmierci, duchów, ostrzegawczych
przeczu
ć, telepatii i reinkarnacji.
I nie chodzi tu tylko o nowe znaczenia, lecz tak
że, zaprawdę, o nową wiedzę.
Ostateczne usprawiedliwienie
Oto ostateczne usprawiedliwienie zarówno samych zjawisk paranormalnych, jak ich powa
żnego badania: zjawiska
paranormalne s
ą w rzeczywistości źródłem, a nie tylko obszarem wiedzy. One wytwarzają „nową wiedzę”, chociaż
nie zawsze przyjmuje si
ę to do wiadomości, co wkrótce wykażemy.
A oto jak to si
ę dzieje: na przestrzeni długich odcinków czasu kilku fragmentom paranormalnego nonsensu, na
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (5 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
które pad
ło światło czyjegoś geniuszu, udało się trwale przylgnąć do znaczeń, które są na tyle określone i
konkretne, by mo
żna było stwierdzić, czy są one prawdziwe, czy fałszywe. W ten sposób zjawiska paranormalne
wytwarza
ły, od czasu do czasu, nieco nowej, od dawna oczekiwanej wiedzy.
Przyk
ładu nowej wiedzy wyłaniającej się stopniowo przez długi czas ze zjawisk paranormalnych dostarczają muzy.
Rady tych ciesz
ących się przez wieki szacunkiem w starożytnej Grecji paranormalnie kreatywnych duchów [Muzy
by
ły uważane za boginie (przyp. tłum.).] można było zasięgnąć w musejonach (miejscach, do których przybywały
osoby poszukuj
ące twórczej inspiracji).
Pomys
łodawcą założenia supermusejonu był Arystoteles. Miało to być miejsce przeznaczone dla uczonych, którym
gwarantowano darmowe utrzymanie, zwalniano od p
łacenia podatków i oddawano do dyspozycji ogromną
bibliotek
ę, wszystko po to, by mogli oni spędzać czas w towarzystwie muz. Pomysł został zrealizowany po podbiciu
przez ucznia Arystotelesa, Aleksandra, Egiptu, kiedy to wspania
łe Musejon powstało w Aleksandrii.
Trzeba by grubej ksi
ęgi, by opowiedzieć o tym, ile nowej wiedzy oraz jak wiele jej rodzajów dostarczyli światu liczni
uczeni marzyciele dumaj
ący [W oryginale gra słów: musers that mused in the Museion.] w Musejonie, nam jednak
wystarczy jeden przyk
ład, by wykazać olbrzymie znaczenie, jakie miała ta instytucja. Przebywając w niej, genialny
wynalazca Ktesibios (285-247 p.n.e.) wynalaz
ł metalową sprężynę, pompę, organy piszczałkowe, muzyczny
instrument klawiszowy oraz mechaniczny zegar.
Je
śli zjawiska paranormalne umieści się w szerszym kontekście zjawisk periparanormalnych jako całości, okaże
si
ę, że wszystkie te sprytne sposoby zabawy z koncepcjami wiedzy przyczyniły się do powstania wielu istotnych
wynalazków i odkry
ć. Czy pamiętają państwo, jak do klasy zjawisk periparanormalnych zaliczyliśmy hazard? No
có
ż, korzenie hazardu tkwią w tej samej glebie, co korzenie zjawisk paranormalnych, a ponieważ rachunek
prawdopodobie
ństwa został stworzony przez zagorzałego hazardzistę, można powiedzieć, że jest on po części
wytworem zjawisk paranormalnych.
Wielkie oczekiwania i pragnienia to choroba n
ękająca osoby zajmujące się zjawiskami paranormalnymi – jeszcze
jedna cecha, jak
ą dzielą te zjawiska z hazardem. Zjawiska paranormalne i hazard mieszały się ze sobą także w
życiu i działalności ludzi o największych oczekiwaniach i pragnieniach – średniowiecznych alchemików.
Próbowali oni przy zastosowaniu technik zbli
żonych do eksperymentalnych badać zjawiska do dziś uważane za
paranormalne, takie jak wpatrywanie si
ę w zwierciadło czy wróżenie. Używając wszelkiego rodzaju dostępnych
substancji, które poddawali procesowi przemiany w piecach, retortach i szklanych kolbach, alchemicy d
ążyli do
osi
ągnięcia dwóch najważniejszych celów, których realizacja wydawała im się bardzo bliska: odkrycia formuły
umo
żliwiającej przedłużanie ludzkiego życia w nieskończoność oraz zapewnienia sobie dobrobytu poprzez
przemian
ę pospolitych metali w złoto. Skutki, jakie tego rodzaju poszukiwania wywierały na sytuację finansową
alchemików oraz ich rodzin, by
ły jednak identyczne jak w przypadku nałogowych hazardzistów. A oto, co Charles
Mackay pisa
ł o znanym alchemiku Bernardusie Trevisanusie (1406-1490):
Nic nie mog
ło powstrzymać go przed pogonią za swoją chimerą. Powtarzające się niepowodzenia nigdy nie
os
łabiały jego nadziei: od czternastego do osiemdziesiątego piątego roku życia przebywał nieustannie
po
śród retort i probówek w laboratorium, marnując życie na poszukiwaniu sposobów jego przedłużania
oraz popadaj
ąc w skrajne ubóstwo w nadziei zdobycia bogactwa. (Extraordinary Popular Delusions and the
Madness of Crowds, New York: Barnes & Noble Books, 1993, s. 131).
A jednak, mieszaj
ąc się przez wieki ze zjawiskami paranormalnymi i hazardem, alchemia wypracowała z czasem
pewne elementy nowych znacze
ń, które w końcu dały początek solidnej, naukowej chemii.
Czy du
ża część współczesnej matematyki to produkt zjawisk paranormalnych?
Czasami zjawiska paranormalne s
ą niczym gejzer wyrzucający z siebie strumienie nowej wiedzy, która z dnia na
dzie
ń tworzy całkowicie nową gałąź nauki.
We
źmy pod uwagę Kartezjusza i to, co zdarzyło się mu (czy też za jego sprawą) 10 listopada 1619 roku, w więc
gdy mia
ł dwadzieścia trzy lata. Kartezjusz cały dzień i noc spędził samotnie w izbie ogrzewanej piecem stojącym
po
środku, postanawiając poświęcić ten czas na próbę zrozumienia tego, w jaki sposób można dojść do poznania
prawdy.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (6 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Nie by
ł to szczególnie długi okres hibernacji, w każdym razie nie taki, który można by zapisać w księdze Guinnessa,
a jednak zaowocowa
ł on znacznym powiększeniem przez Kartezjusza istniejącej wiedzy. Zamknięty w izbie
Kartezjusz do
świadczył czegoś w rodzaju gorączki umysłu. W jego głowie rozpętała się gonitwa myśli, która, jak
twierdzi
ł (pisząc o sobie w trzeciej osobie, jak miał w zwyczaju), „wprawiła jego umysł w stan wielkiego podniecenia,
które narasta
ło i narastało”, aż w końcu napełniła go „wielkim entuzjazmem”.
Za dnia Kartezjusz prze
żył zdumiewającą, matematyczną wizję (objawienie) o charakterze epistemologicznym,
której (którego) dok
ładna natura i treść nie są jasne, prawdopodobnie dlatego, że doświadczenia wizyjne są zwykle
nieuchwytne i nieprzekazywalne w normalnym j
ęzyku. Istota wizji przetrwała jednak aż do dziś, ponieważ to, co
ujrza
ł w niej owego dnia Kartezjusz, dotyczyło związków między geometrią a algebrą, co doprowadziło go następnie
do odkrycia fundamentów geometrii analitycznej oraz do sformu
łowania zasady matematyzacji wszelkiej dającej się
okre
ślić ilościowo wiedzy.
Jak gdyby nie do
ść było dowodów na rolę, jaką pierwiastek paranormalny odegrał w tym objawieniu, dzienna wizja
matematycznej epistemologii powróci
ła nocą w postaci trzech następujących po sobie silnych wstrząsów – trzech
snów, podczas których Kartezjusz, we
śnie, zadawał sobie pytanie, czy śni, czy też ma wizje.
Kartezjusz napisa
ł, iż był przekonany, że sen pochodził „z góry”. Nie miał wątpliwości, że „stało się to za sprawą
Ducha prawdy, który tym snem zechcia
ł otworzyć mu skarbnicę wszystkich nauk” [Ferdinand Alquié, Kartezjusz,
t
łum. Stanisław Cichowicz, PAX, Warszawa 1989.]. Potraktował sny jako pochodzące z góry zalecenie, by
poszukiwa
ć prawdy przy zastosowaniu metody matematycznej.
W trakcie nast
ępnych stuleci na fundamentach stworzonych przez Kartezjusza dzięki wglądom, jakie uzyskał on w
wyniku swojej s
ławnej gorączki umysłu, wyrósł ogromny gmach nowej wiedzy. Dziś przyjmuje się powszechnie, że
stwierdzaj
ąc cogito, ergo sum (myślę, więc jestem) Kartezjusz jako pierwszy dokonał nowoczesnej definicji
ludzkiego umys
łu, przyrównując go do świadomości. Szkoda tylko, że nikt nie zwraca zazwyczaj uwagi na to, jak
istotny wk
ład w wielkie dzieło Kartezjusza, polegające na przebudzeniu ducha naukowego, miał pierwiastek
paranormalny.
Usprawiedliwiania ci
ąg dalszy: Osoby, dzięki którym zjawiska paranormalne stworzyły nową wiedzę
Innym razem co
ś ukształtowało się w nową wiedzę, odbijając się od zjawiska paranormalnego czy innej
periparanormalnej rozrywki niczym od odskoczni.
Kiedy Strabon (63 p.n.e.-25 n.e.) zapocz
ątkowywał naukowe badania geograficzne, odłożył na stronę popularne
pisma dawnych podró
żników opisujących swoje domniemane przygody. Całą tę literaturę, pełną opisów
niezwyk
łych wydarzeń, jakie miały podobno miejsce podczas wypraw w dalekie, nieznane regiony świata, wrzucił
do pud
ła z napisem „rozrywka”. Umieścił w nim między innymi dzieła poetów i obieżyświatów takich jak Aristeas
oraz Homerowy opis podró
ży Odyseusza. Krótko mówiąc, nowoczesna geografia rozpoczęła swój żywot
wykorzystuj
ąc jako odskocznię fantastyczną literaturę podróżniczą. Było to wydarzenie z kategorii tych, które dały
pocz
ątek istnieniu Akademii, instytucji zajmującej się kształceniem młodych ludzi, której tradycja przetrwała aż do
dzi
ś.
Sokrates (469-399 p.n.e.) zdoby
ł sławę jako człowiek o precyzyjnym i dociekliwym umyśle. Jego uparte
poszukiwania wiedzy doprowadzi
ły go jedynie do przekonania o swojej własnej niewiedzy. Wokół Sokratesa
gromadzili si
ę podobnie myślący uczniowie, którzy podążali za nim podczas jego przechadzek ulicami Aten.
Jeden ze zwolenników Sokratesa, m
łodzieniec o imieniu Chajrefont, postanowił udać się do położonej wysoko w
górach na pó
łnoc od Aten słynnej wyroczni w Delfach, by dowiedzieć się, w jaki sposób Apollin, bóg przemawiający
ustami wyroczni, mo
że oświecić wyjątkowy talent Sokratesa.
Z punktu widzenia wspó
łczesnego społeczeństwa przemysłowego sposób, w jaki zasięgano w Delfach rady
Apollina, mia
ł charakter jednoznacznie paranormalny. Wybrana spośród wąskiego grona najbardziej szanowanych
rodzin kobieta przebywa
ła w ukryciu w prywatnej komnacie we wnętrzu świątyni, dokąd zanoszono pytania
petentów kierowane do Apollina. Kobieta [Zwana Pyti
ą (przyp. tłum.).] siadywała na metalowym trójnogu nad
szczelin
ą w ziemi, z której wydobywały się aromatyczne wyziewy o działaniu psychoaktywnym. Pod wpływem
wyziewów kap
łanka wpadała w stan proroczego zamroczenia czy też ekstazy, po czym była odprowadzana z
powrotem do
świątyni. Następnie wypowiadała luźne słowa bez związku, z których kapłani układali w powszechnie
zrozumia
łym języku odpowiedzi udzielone przez boga. Odpowiedź, jakiej za pośrednictwem wyroczni udzielił
Apollin Chajrefontowi, brzmia
ła: „Nikt nie jest mądrzejszy od Sokratesa”.
Gdy informacja ta dotar
ła do Aten, nikt nie był nią bardziej zaskoczony i zdumiony niż sam Sokrates, który uważał
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (7 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
si
ę za wielkiego ignoranta, który niewiele potrafi zrozumieć. Istniała jednak święta tradycja, zgodnie z którą bogowie
zawsze mówili prawd
ę ustami wyroczni, tak więc nikt nie wątpił, że stwierdzenie „Nikt nie jest mądrzejszy od
Sokratesa
” jest prawdziwe.
Tak wi
ęc problem z wyrocznią nie polegał na tym, czy była ona wiarygodna, czy nie, lecz na tym, co w istocie
oznacza
ły jej słowa. Tak więc Sokrates rozpoczął poszukiwania dokładnego sensu czy też znaczenia przepowiedni:
„Nikt nie jest mądrzejszy od Sokratesa”.
Filozof kr
ążył po Atenach, wdając się w rozmowę z każdą napotkaną osobą, która uważana była (lub sama się
uwa
żała) za mądrą. Będąc mistrzem zadawania pytań, Sokrates szybko odkrył, że już po kilku wnikliwych pytaniach
udawa
ło mu się każdego uchodzącego za mędrca Ateńczyka zapędzić w kozi róg. Tak więc doszedł do wniosku, że
ci, którzy uwa
żali się za mądrych lub sądzili, że posiadają wiedzę, byli w błędzie. Ponieważ jednak znakomicie
zdawa
ł sobie sprawę z tego, że on sam także nie posiada wiedzy, uświadomił sobie, że wyrocznia miała na myśli
to, i
ż mądrość to wiedza na temat tego, czego się nie wie.
Krytycy metod wró
żbiarstwa twierdzą zazwyczaj, iż równie ważną rolę w pozornym wypełnieniu się wyroczni
odgrywa obok paranormalnych zdolno
ści wróżbiarza także inwencja własna klienta dotycząca odczytywania ze
s
łów wróżbiarza takich a nie innych znaczeń. Niewątpliwie to dzięki genialnej pomysłowości Sokratesa
otrzymali
śmy sokratejską metodę prowadzenia dialogu, dzięki której udało się tak bardzo poszerzyć wiedzę na
przestrzeni wieków. Sedno sprawy polega jednak na tym,
że coś, co ze swojej natury miało początkowo
jednoznacznie paranormalny charakter, sta
ło się solidną platformą, na której geniuszowi i intuicji Sokratesa udało
si
ę stworzyć nową, skuteczną metodę umożliwiającą docieranie do prawdy.
Ucze
ń Sokratesa, Platon, zinstytucjonalizował metodę sokratejską przenosząc ją do Akademii, w której murach
przebywali uczeni po
święcający się przekazywaniu tradycji zdobywania wiedzy opartej na nieustannym i śmiałym
w
ątpieniu. Tak więc nawet jeśli element paranormalny odegrał w tym epokowym wydarzeniu jedynie rolę tła, to było
ono niezb
ędne do powstania czegoś, co w efekcie przyniosło ludzkości wiele dobrego.
Czy zjawiska paranormalne by
ły przy narodzinach nie tylko nowoczesnej matematyki, ale także filozofii?
Oko
ło półtora wieku wcześniej zjawiska paranormalne towarzyszyły narodzinom filozofii. Tales z Miletu (625-545 p.
n.e.), cz
łowiek uważany za pierwszego filozofa i fundatora nauki, miał zapowiedzieć zaćmienie Słońca, które
nast
ąpiło w maju 585 roku p.n.e. Niektórzy historycy są zdania, że w owym czasie Tales nie mógł dysponować ani
dostatecznymi informacjami, ani metodami umo
żliwiającymi przewidzenie zaćmienia Słońca, tak więc jego trafna
prognoza by
ła zapewne po prostu wynikiem czystego zbiegu okoliczności. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego
wspó
łcześni uważali dokonanie Talesa za dokonanie uczonego i myśliciela, a to oznacza, że nie przypisywali
zas
ługi Talesa paranormalnym mocom związanym z wróżbiarstwem.
Filozofia zapocz
ątkowana przez Talesa stała się matką nauk. Prawie wszystkie akademickie obszary i gałęzie
poznania wykszta
łciły się z filozofii, gdy tylko filozofowie nauczyli się stawiać ostrzej pytania oraz obmyślać nowe
sposoby udzielania na nie odpowiedzi. Jednak podczas narodzin filozofii by
ł także obecny element paranormalny
jako rodzaj przeciwwagi, preegzystuj
ącej platformy, z której można było ogłosić światu o pojawieniu się nowego,
niewró
żbiarskiego, książkowego sposobu określania tego, co prawdziwe, a co fałszywe.
Tak wi
ęc z historycznego punktu widzenia zjawiska paranormalne zawsze dawały sobie zupełnie dobrze radę jako
dostarczyciele nowej wiedzy. Przez wieki prezentowa
ły z powodzeniem nową wiedzę, czasami występując nawet w
roli rodziców nowej prawdy. Korzystanie z potocznego j
ęzyka opisującego to, co nęcąco nieznane, jako stymulatora
my
ślenia, okazało się na dłuższą metę wielce korzystne. Fakt, zaś że jedna z form popularnej rozrywki
funkcjonuj
ącej dzięki odwoływaniu się do szeregu zwyczajnych znaczeń mogła przyczynić się do odkrycia czegoś
nowego i interesuj
ącego, wystarcza, by radosny badacz zjawisk paranormalnych zatrzymał się i bacznie się jej
przyjrza
ł.
W tym rozdziale pokazali
śmy, że, w kategoriach prawdy, słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, jest nie tylko
j
ęzykiem poetyckim, lecz także poietycznym [W oryginale gra słów: poetic (poetycki) – poietic (poietyczny, tzn.
twórczy, kreatywny).], je
śli tylko będziemy rozpatrywać je na tle długich odcinków czasu. Natomiast nie ma ono nic
wspólnego z j
ęzykiem posługującym się dosłownymi znaczeniami.
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych z uszanowaniem uznają fakt, że szczere i uczciwe relacje i opisy zjawisk
paranormalnych, ze swojej istoty, przekazywane s
ą w piśmie i w mowie przy użyciu metaforycznego,
wieloznacznego j
ęzyka, nie zaś języka posługującego się dosłownymi znaczeniami, czego wymaga wiara i
niewiara. Tak wi
ęc, co naturalne, radośni badacze zjawisk paranormalnych pragną dowiedzieć się czegoś więcej na
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (8 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
temat rodzajów obrazowania zwi
ązanych z opisem zjawisk paranormalnych.
Szczególna sk
łonność opisów zjawisk paranormalnych do obrazowania przestrzennego, niemożność odwołania się
do sensu dos
łownego, zwrotna autonegacja, zdolność do wydobywania na światło dzienne nowych prawd z dobrze
przeoranego pola dawnej wiedzy: wszystko to
łączy się ze sobą w koncepcji pretergresji, jako korzystna transakcja
j
ęzykowa, której można dokonać przy użyciu potocznego słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane.
Pretergresj
ę definiuje się jako czynność wykraczania poza granice czy ograniczenia lub jako niemożność
dostosowania si
ę do zasad, reguł, praw i nakazów.
Pretergresja jest poj
ęciem, które może pomóc w konceptualnej unifikacji zjawisk paranormalnych. Wielu spośród
tych, którzy zastanawiaj
ą się nad humorem, dochodzi do wniosku, że jego istotą jest niezgodność z normami,
przekraczanie granic; pretergresja mo
że więc wyjaśnić śmieszny nonsens zjawisk paranormalnych. Zjawiska
paranormalne s
ą grą, w której łamie się reguły; pretergresja może więc wyjaśnić ów buntowniczy aspekt zjawisk
paranormalnych. Mo
że także wyjaśnić skłonność zjawisk paranormalnych do synkretycznej kreacji nowej prawdy.
To w
łaśnie za sprawą pretergresji zjawiska paranormalne ustalają trwałe związki między wartościami rozrywki a
warto
ściami prawdy. Pretergresja zabawia i zdumiewa nas, z siłą lodowca wydobywając na powierzchnię dawnej
wiedzy nowe prawdy.
Poniewa
ż pretergresja wydobywa na światło dzienne nowe prawdy, można ją nawet uznać za pewien rodzaj
dzia
łalności na przestrzeni wieków słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, dokonuje pretegresji nowych
prawd ze starej wiedzy. I to w
łaśnie usprawiedliwia zjawiska paranormalne jako źródło nowej wiedzy.
Tak oto spór zosta
ł w końcu rozstrzygnięty.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-08.htm (9 of 9) [07-May-11 6:18:34 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 9
RETORYKA DYSFUNTKCYJNEJ WIARY
Usprawiedliwienie zjawisk paranormalnych jako
źródła nowej wiedzy nie wystarcza jednak do usprawiedliwienia
tych
że zjawisk jako nowego obszaru wiedzy. Biorąc pod uwagę wszystkie posiadane przez nie „listy
uwierzytelniaj
ące”, wydaje się dziwne, że zjawiska paranormalne przebyły tak długą drogę, nie mając
zagwarantowanego statusu akademickiego.
Dla radosnego badacza zjawisk paranormalnych zawstydzaj
ący jest fakt, że wszystkim tym pilnym studentom,
którzy pragn
ą studiować zjawiska paranormalne na wyższych uczelniach, odmawia się tego prawa, przede
wszystkim z powodu nie
łaski, jaką cieszy się „naukowość” dysputy prowadzonej przez dysfunkcyjnych zwolenników
zjawisk paranormalnych. Czas ju
ż, by ktoś postawił kilka ważnych pytań dotyczących tej zadawnionej kontrowersji.
Je
śli zjawiska paranormalne są właściwie zaklasyfikowane jako gatunek popularnej rozrywki, dlaczego dzieła
uznanych ekspertów w tej dziedzinie nie s
ą czytane w taki sam sposób jak dzieła wykwalifikowanych ekspertów od
rozrywki, teatru czy literatury? Jak nale
ży wyjaśnić istnienie sztucznej tradycji, która od tak dawna przejawia się pod
postaci
ą uczonej dysputy na temat zjawisk paranormalnych?
To proste. Mamy tu bowiem do czynienia z zamkni
ętą dyskusją, na co zwracamy uwagę od samego początku.
Zamkni
ętą dyskusją toczącą się w zamkniętym kręgu przedstawicieli trzech ugrupowań, którzy posługują się
zamkni
ętym, ograniczonym i dosłownym słownictwem. Dlatego też dyskusja ta doprowadziła do powstania zatoru,
uniemo
żliwiającego jakiekolwiek dalsze i głębsze zrozumienie tematu, który ma ona przecież badać, oraz wikłając
opini
ę publiczną w fałszywy „trylemat”.
Jeden z problemów polega na tym,
że nigdy jeszcze nie doszło do „metapoziomowego” ujęcia tej tradycyjnej
kontrowersji.
„Metapoziom” to najlepsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy, by wyrazić tę myśl. Brak jest trwałych i
systematycznych metod argumentacji czy te
ż namysłu nad przyjętymi z góry regułami dyskusji. Ta książka stawia
sobie za cel wypracowanie owych metod.
Dot
ąd nikt nie rzucił poważnego wyzwania parapsychologom, naukowym sceptykom i fundamentalistom, ani też
reprezentowanym przez nich pogl
ądom, nie mówiąc już o metodach i sposobach, które doprowadziły do ich
powstania.
Żaden obserwator nie zażądał nigdy wglądu w opracowane przez trzy ugrupowania dysfunkcyjnych
zwolenników zjawisk paranormalnych plany prowadzonej przez nich dysputy, nie sprawdzi
ł ważności jej patentu ani
nie zbada
ł jej fundamentów, by przekonać się, czy są one solidnie osadzone w racjonalnej rzeczywistości.
Chocia
ż mówiliśmy już o tym poprzednio i teraz znów do tego wracamy, sprawa ta ma ogromne znaczenie dla
wszystkich powa
żnych, niedysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych. Muszą oni być bardzo czujni i
przez ca
ły czas świadomi tego, że konwencje potocznego znaczenia związane ze zjawiskami paranormalnymi
milcz
ą na temat tego, czy należy badać zjawiska paranormalne oraz w jaki sposób robić to właściwie.
Dlatego zwracamy raz jeszcze uwag
ę na fakt, że istnieje zbiór zarządzeń, które zwykle automatycznie zostają
w
łączone do gry, gdy jakaś osoba wprowadza kwestię zjawisk paranormalnych do poważnej rozmowy czy debaty.
Chodzi tu o t
ę wbudowaną konwencjonalną mądrość sytuacyjną (właściwie starożytną tradycję retoryczną), która
zak
łada obecność trzech foteli podczas dyskusji oraz wyznacza trzech funkcjonariuszy, którzy mają w nich zasiąść.
Jest to rodzaj konwencji, rodzaj niepisanej umowy zak
ładającej, że przedstawiciel każdego z trzech uznanych
powszechnie ugrupowa
ń upoważniony jest do wypowiedzenia swojego zdania, oraz wynikającej z przyjętego
powszechnie zwyczaju, zgodnie z którym w kwestii zjawisk paranormalnych ludzie zwracaj
ą się zwykle po fachową
porad
ę i opinię do „w trójcy jedynych” dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk paranormalnych.
Tego rodzaju my
ślenie jest charakterystyczne dla tej części laików, która bardzo interesuje się zjawiskami
paranormalnymi, pod
ążając ślepo za wskazaniami tria dysfunkcyjnych ekspertów, dotyczących sposobów
dyskutowania na ten temat. Tak wi
ęc za każdym razem, gdy kwestia zjawisk paranormalnych brana jest poważnie
pod uwag
ę, debata natychmiast przybiera postać zgodną z wytycznymi dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk
paranormalnych. Niestety, kiedy tylko powa
żna rozmowa schodzi na temat zjawisk paranormalnych, zazwyczaj
natychmiast wie
ść o tym dociera do uszu działaczy trzech obozów dysfunkcyjnych zwolenników zjawisk
paranormalnych, którzy bez zw
łoki wysyłają na miejsce swoich agentów z zadaniem dopilnowania, by wszystkie
trzy zestawy ich skomplikowanych formularzy zosta
ły wypełnione właściwie, a więc zgodnie z obowiązującymi
przepisami.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Utrzymywanie sytuacji patowej
O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego tak si
ę dzieje? Dzieje się tak dlatego, ponieważ każdemu z trzech
ugrupowa
ń biorących udział w dyskusji na temat zjawisk paranormalnych bardzo zależy na tym, by dyskusja ta
toczy
ła się nieustannie – ale zdążała donikąd. Chodzi o utrzymanie sytuacji patowej.
Wszystkie te narzucone formu
ły, ustalenia, założenia, opinie konwencjonalnej mądrości, automatyczne reakcje i
przyj
ęte powszechnie zwyczaje – bez wyjątku – istnieją po to, by utrzymywać debatę na temat zjawisk
paranormalnych w tych samych utartych torach, jakimi toczy si
ę ona od tak dawna. Wszystkie te dodatkowe
zabezpieczenia gwarantuj
ą, że dyskusja przebiegać będzie nadal równie gładko jak do tej pory, trafiając zawsze in
medias res, zawsze w sedno sprawy. Przykazania tego rodzaju s
łużą poskromieniu fantazji słuchaczy lub
czytelników i dostosowaniu jej do konwencji oraz skuteczniejszemu panowaniu nad debat
ą poprzez wzbogacenie
jej o pierwiastek dramatyczny.
Wa
żne jest, byśmy rozumieli, że są to całkowicie odmienne rodzaje konwencji od tych, które rządzą i regulują
potocznym j
ęzykiem zjawisk paranormalnych, potocznym zastosowaniem słownictwa opisującego to, co nęcąco
nieznane, które tworzy zbiór powi
ązanych ze zjawiskami paranormalnymi znaczeń.
Innymi s
łowy, wielka trójka dyskutantów sprawia, że dyskusja podąża donikąd po prostu za sprawą sposobu, w jaki
si
ę ją prowadzi. A ponieważ zgodnie z ustaleniami nikt poza nimi nie jest dopuszczany do głosu, dyskusja kręci się
wci
ąż w kółko.
Zestaw konwencji, regulacji, za
łożeń itd. , który sprzyja dyskusji prowadzonej przez dysfunkcyjnych badaczy
zjawisk paranormalnych, nie wynika logicznie z pierwszego, uprzedniego zestawu konwencji, regulacji, za
łożeń
itd. , który rz
ądzi potocznym stosowaniem słownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, a przynajmniej nie
wynika to z bada
ń radosnego paranormalizmu. Mówiąc prościej, sposób, w jaki wielka trójka dyskutuje o zjawiskach
paranormalnych, nie ma nic wspólnego z tym, w jaki sposób na ten sam temat rozmawiaj
ą zwykli ludzie
pos
ługujący się językiem potocznym. Konwencjonalne dyskusje – debaty z udziałem osób, do których tak wielu
zwraca si
ę jako do ekspertów od zjawisk paranormalnych – jak się okazuje, mają bardzo niewielki lub zgoła żaden
zwi
ązek z rozmowami na temat zjawisk paranormalnych prowadzonymi przy użyciu potocznego języka. Owi
„eksperci” od parapsychologii, nauki i religii przybywają z miejsca, które jest bardzo odległe od miejsca, w którym
zwykli ludzie stykaj
ą się ze zjawiskami paranormalnymi.
Mamy wi
ęc do czynienia z dwiema odrębnymi grupami ludzi mówiącymi na ten sam temat, jednak w całkowicie
odmienny sposób.
Dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych z ugrupowa
ń tworzących wielką trójkę nie mogą porzucić swojej
pozy i zacz
ąć rozmawiać o zjawiskach paranormalnych w normalny sposób, ponieważ gdyby tak zrobili, wówczas
prawie wszystkie ich agrumenty straci
łyby swoją ważność, nim jeszcze zdążyliby je sformułować. Przynajmniej
pozornie okoliczno
ści przemawiałyby raczej przeciwko dysfunkcyjnym badaczom zjawisk paranormalnych
u
żywającym logicznie potocznego języka opisującego zjawiska paranormalne, ponieważ każdy dysfunkcyjny
badacz zjawisk paranormalnych zaczyna od wyodr
ębnienia jakiegoś jednego słowa i jednego znaczenia z
bogatego, potocznego s
łownictwa opisującego to, co nęcąco nieznane, a następnie rozdyma to słowo i jego
znaczenie ponad wszelk
ą miarę. Stąd dysfunkcyjni „eksperci” odwołują się do retoryki, a nie logiki. Jest to jedyny
sposób, w jaki mog
ą oni forsować swoje argumenty i wygrać debatę.
Dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych zaczynaj
ą nie mają bowiem innego wyjścia – od zdystansowania się
wobec potocznego j
ęzyka opisującego zjawiska paranormalne, wybierając z niego jedynie pojedyncze słowa o
znaczeniach, które im akurat odpowiadaj
ą. Następnie, kojarząc te znaczenia z pseudowiarą lub pseudoniewiarą,
dysfunkcyjna wiara prowadzi do swojej w
łasnej pewnej zguby.
Tu jednak dzieje si
ę coś interesującego. Pomimo faktu, że dysfunkcyjni badacze zjawisk paranormalnych
pos
ługują .się językiem w całkowicie odmienny sposób, wydaje się jednak, że prowadzonej przez nich dyskusji, ze
wszystkimi jej dodatkowymi, uci
ążliwymi regulacjami, udaje się jakoś współistnieć w niełatwej harmonii,
przynajmniej do pewnego stopnia, z potocznym j
ęzykiem opisującym zjawiska paranormalne.
Jak to si
ę dzieje? Jakie są związki między wersją zjawisk paranormalnych postulowaną przez dysfunkcyjnych
„ekspertów”, jaką prezentują oni w toczonych przez siebie nieustannie dyskusjach, a codziennym, potocznym
j
ęzykiem opisującym zjawiska paranormalne?
Czy mówimy na dwa ró
żne sposoby o tej samej rzeczy, czy też mówimy o dwóch różnych rzeczach?
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Przyjrzyjmy si
ę temu.
Poniewa
ż dyskusja, o której mowa, ma charakter retoryczny, a nie logiczny, może być ona z powodzeniem
przedmiotem retorycznej krytyki. Chc
ę jednak, by było całkowicie jasne, że posługuję się tu słowem retoryczny
wy
łącznie w jego pozytywnym sensie, nie mając na myśli żadnego spośród jego niepochlebnych czy
deprecjonuj
ących znaczeń.
Retoryka jest staro
żytnym, szanowanym sposobem metaforycznego, specjalistycznego, prozaicznego lub
poetyckiego pos
ługiwania się językiem. Jest to dyscyplina tworząca reguły języka, dzięki którym można wyrażać się
w sposób elokwentny i efektywny.
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych przedkładają logikę nad retorykę, dlatego proszę czytelników o danie mi
przywileju skrócenia poni
ższych wywodów. Przedstawię jedynie krótki opis retoryki stosowanej tylko przez jedną z
sekt dysfunkcyjnych
„ekspertów”, by oszczędzić sobie dodatkowej mozolnej pracy. Zasadę prezentacji, jaką stosuję
w odniesieniu do tej jednej grupy, mo
żna jednak odnieść także, mutatis mutandis, do pozostałych dwu. Być może
jaki
ś inny uczony badacz zjawisk paranormalnych uzupełni za mnie pewnego dnia to zestawienie.
Sposób dyskutowania wielkiej trójki o zjawiskach paranormalnych
Retoryk
ę dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych można scharakteryzować na kilka różnych, nie
wykluczaj
ących się wzajemnie sposobów. Poniższy opis ograniczę do trzech aspektów: słownictwa, aktów mowy i
stylu mówcy.
* S
łownictwo dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych to lista słów, jakie on i jemu podobni
wnosz
ą do dyskusji jako swój własny, charakterystyczny wkład.
* Akty mowy dysfunkcyjnego badacza zjawisk paranormalnych to czynno
ści, jakie wykonuje on za pomocą
s
łów pochodzących z własnego słownika, dyskutując w charakterystyczny dla siebie sposób na temat
zjawisk paranormalnych.
* Styl mówcy to charakterystyczny sposób, w jaki wypowiadaj
ący się w mowie lub piśmie dysfunkcyjny
badacz zjawisk paranormalnych, reprezentuj
ący określone przekonania (parapsycholog, sceptyk lub
fundamentalista) dyskutuje na temat zjawisk paranormalnych; chodzi tu nie tylko o specyficzny sposób
prezentacji pogl
ądów, lecz także o to, w jaki sposób mówca lub pisarz jest zwykle rozumiany przez innych
oraz jakie wywiera na nich wra
żenie.
Poniewa
ż parapsychologowie i sceptycy najczęściej obrzucają się nawzajem kamieniami, dlatego zamierzam zająć
si
ę bliżej funda-chrześcijanami, którzy hasają do woli, ciskając kamienie w każdego, kto tylko zajmuje inną pozycję
ni
ż oni sami.
S
łownictwo
Żargon funda-chrześcijańskich dysfunkcyjnych badaczy zjawisk paranormalnych składa się ze słów, którymi ci
fundamentalistyczni
„eksperci” posługują się najczęściej i najchętniej ciskając gromy na swoich przeciwników:
Szatan, diabe
ł, demony, (wieczna) kara, potępienie, podstęp.
Akty mowy
Bior
ąc pod uwagę ich illokucyjną moc (akty mowy, których zwykle dokonuje się za ich pomocą) kilka spośród tych
s
łów należy zaliczyć do przekleństw i złorzeczeń. Klnąc, osoby posługujące się językiem angielskim często używają
s
łów hell, damn i devil (dosł. piekło, przeklęty i diabeł; polskimi odpowiednikami byłyby: cholera, szlag by to trafił, do
diab
ła). Przekleństwa i złorzeczenia to wyrażenia mające na celu sprowadzenie na innych zła i nieszczęść.
Pot
ępiając kogoś uważamy go za winnego, obrzucając zaś kogoś przekleństwami publicznie go ganimy lub
krytykujemy. S
łowa tego rodzaju wyrażają gniew, pogardę, nienawiść lub wrogość. Tak więc w gruncie rzeczy gdy
funda-chrze
ścijanie mówią nam, szczerym i niewinnym badaczom lub fanom zjawisk paranormalnych, że jesteśmy
agentami Szatana lub
że pójdziemy do piekła, w istocie przeklinają nas, wylewając na nas całą swoją złość i
nienawi
ść.
Styl mówcy
Retoryczny styl funda-chrze
ścijańskich mówców i pisarzy wypowiadających się na temat zjawisk paranormalnych
przesycony jest gro
źbami i butną pewnością siebie. Fundamentaliści robią wrażenie nadętych osobników; są
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
przekonani,
że znają na wszystko odpowiedź. Często zachowują się lekceważąco i pogardliwie w stosunku do tych,
którzy maj
ą odmienne poglądy. Mówiąc, zdają się wszystkich pouczać i robić im wymówki. Na uległego,
pozbawionego silnej woli lub pasywnego s
łuchacza lub czytelnika funda-chrześcijańscy mędrkowie działają
zapewne onie
śmielająco. Typowy zapalczywy funda-chrześcijański dysfunkcyjny badacz zjawisk paranormalnych
nie rozstaje si
ę ze swoim ulubionym rekwizytem – Biblią – wymachując nim niczym maczugą.
Jak powiedzia
łem już wcześniej, charakterystykę języka, aktów mowy i stylu mówcy, jaką przeprowadzam w
stosunku do fundamentalistów, mo
żna przeprowadzić także wobec przedstawicieli pozostałych dwóch ugrupowań
„ekspertów”. Jeśli chodzi o podejście do kwestii zjawisk paranormalnych wszystkich trzech ugrupowań,
najwa
żniejsze jest to, że toczona przez ich przedstawicieli dyskusja wciąż rozgrywa się na „korcie centralnym”
w
łaśnie z powodu swoich retorycznych, dramatycznych, formalnych i rozrywkowych właściwości.
Przeklinanie kogo
ś poprzez skazywanie go na piekło to potężny, dramatyczny i przyciągający uwagę akt mowy.
Tak
że parapsychologowie i naukowi sceptycy mają swoje własne, potężne i pełne dramatyzmu sposoby zwracania
uwagi s
łuchaczy na to, o czym mówią.
Świat zjawisk paranormalnych dysfunkcyjnych „ekspertów” istnieje tuż obok świata zwyczajnych zjawisk
paranormalnych (rzeczywi
ście doświadczanych i rzeczywiście dyskutowanych w rzeczywistym języku przez
rzeczywistych ludzi), poniewa
ż dysfunkcyjnym badaczom zjawisk paranormalnych udaje się przyciągnąć naszą
uwag
ę swoją retoryką. Stanowi ona dla nas rodzaj rozrywki; z tą swoją próżną gadaniną, zaprzeczeniami i
oskar
żeniami. Bycie samemu przeklinanym lub bycie świadkiem przeklinania innych może być intrygujące, a nawet
nieco zabawne. Dla wielu ludzi przys
łuchiwanie się przekleństwom rzucanym przez innych jest rodzajem rozrywki,
samo za
ś przeklinanie jest znakomitym sposobem na dawanie upustu emocjom (a tego właśnie potrzebują gniewni
i spi
ęci funda-chrześcijanie).
Dysfunkcyjny paranormalizm istnieje obok zwyczajnego paranormalizmu, poniewa
ż zaspokaja ludzką potrzebę
czerpania przyjemno
ści ze zjawisk paranormalnych, a nie dlatego, że jest efektywnym zbiorem zasad i metod
umo
żliwiającym zdobywanie nowej wiedzy na temat zjawisk paranormalnych. Pozostawiony sam sobie przez całe
wieki zwyczajny paranormalizm dawa
ł sobie zupełnie dobrze radę z „wytwarzaniem” nowej wiedzy. Nie odnosi się
to jednak do dyskusji i bada
ń prowadzonych przez dysfunkcyjnych ekspertów. Nie dość, że przedstawiciele wielkiej
trójki nie prezentuj
ą niczego nowego, to jeszcze nie potrafią się ze sobą dogadać w sprawie tego, co minione.
Przez d
ługie lata dominacji preferowanego przez nich stylu dyskusji ich archaiczny retoryczny plan okazał się
zdecydowanie nieadekwatnym
środkiem do osiągnięcia konsensusu w sprawie zjawisk paranormalnych. Mimo to, z
powodów podanych powy
żej, jest on wciąż powszechnie obowiązujący i stosowany; jego macki sięgają aż do
mediów, a prawie wszyscy fani zjawisk paranormalnych sk
ładają mu hołdy.
Ogólnie rzecz bior
ąc, prasa podporządkowuje się ślepo i bez reszty dyktatowi wielkiej trójki. Dziennikarze zjawiają
si
ę, by przeprowadzić wywiad `z ekspertem od zjawisk paranormalnych, zastanawiając się, czy jest on
zwolennikiem, czy przeciwnikiem tych
że lub, co gorsza, zakładając, iż z góry znają odpowiedź na to pytanie. Jeśli
s
ądzą, że „ekspert”, z którym mają przeprowadzać wywiad, jest zwolennikiem zjawisk paranormalnych, przybywają
uzbrojeni w standardowe
„sceptyczne” pytania skażone błędami dysfunkcyjnej niewiary.
Dysfunkcyjn
ą niewiarą w zjawiska paranormalne przesycone są także najrozmaitsze talk shows. Ponieważ jednak
dyskusje prowadzone przez osoby dotkni
ęte dysfunkcyjną niewiarą mają pseudoracjonalny i teatralny charakter,
tego rodzaju pe
łne dramaturgii spotkania przyciągają uwagę widzów i słuchaczy.
Czy jest jaka
ś nadzieja?
By
ć może w głębi duszy jestem pesymistą. Mimo wyjaśnień i argumentów, jakie przedstawiam w tej książce, widzę,
że debata prowadzona przez dysfunkcyjnych ekspertów toczy się w najlepsze, radosny paranormalizm zaś zdaje
si
ę nie mieć na nią najmniejszego nawet wpływu. I nie twierdzę tak bynajmniej tylko dlatego, że być może jestem
pesymist
ą. Spoglądałem bowiem w moją kryształową kulę i nie widziałem w niej nic nowego, a tylko te same stare
utarczki. Dowiedzia
łem się, że w przyszłości parapsychologowie będą wprawdzie witać z zadowoleniem odkrycia
radosnego paranormalizmu, je
śli będą one pozostawać w związku ze sceptycyzmem, ale że tym samym
parapsychologom nie spodobaj
ą się odkrycia radosnego paranormalizmu,jeśli będą się one odnosić do
parapsychologii.
Dowiedzia
łem się również, że w przyszłości wzdychający gliniarze mogą przyklasnąć odkryciom radosnego
paranormalizmu zwi
ązanym z parapsychologią, ale jednocześnie ci sami „scepto-gliniarze” nie będą zachwyceni
bardziej sceptycznymi herezjami radosnego paranormalizmu, szczególnie dotycz
ącymi samych wzdychających
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
gliniarzy. Wiadomo mi tak
że, iż pewna liczba parapsychologów i naukowych sceptyków przyzna rację
stwierdzeniom radosnego paranormalizmu dotycz
ącym kazań fundamentalistów na temat zjawisk paranormalnych.
Dowiedzia
łem się wreszcie, że ani jeden fundamentalista nie zaakceptuje tego, co radosny paranormalizm mówi na
temat demonologii, chocia
ż zrobi to zapewne wielu chrześcijan.
Cz
łonkowie fanklubów zjawisk paranormalnych, dziennikarze i ludzie mediów mogą zgadzać się ze sposobem, w
jaki dysfunkcyjni eksperci spieraj
ą się ze sobą, dyskutując na temat zjawisk paranormalnych, lecz radośni badacze
zjawisk paranormalnych zawsze zachowywa
ć będą wyraźny dystans wobec tego rodzaju błędnej postawy.
Radosny paranormalizm dokona
ł wystarczająco dużo odkryć związanych z dysfunkcyjną niewiarą, że może
wszystkich solennie zapewni
ć, iż nigdy nie zostanie wciągnięty w wir obłudy i niekończącego się wymigiwania się
od odpowiedzialno
ści.
Radosny paranormalizm metodycznie pali
ł za sobą każdy z najlepiej znanych paranormalnych mostów, aż w końcu
znalaz
ł wejście do twierdzy niewiary. Dlatego radosny paranormalizm ogłasza niniejszym swoją całkowitą
niezale
żność od debaty na temat zjawisk paranormalnych, jaką zawsze dotąd prowadzono.
A jednak musimy postara
ć się o to, byśmy to my śmiali się ostatni
Odsuwaj
ąc jednak od siebie pesymizm, czyż nie byłoby wspaniale móc śmiać się z tego wszystkiego jako ostatni?
Czy
ż nie byłoby cudownie zmyć głowę parapsychologom, naukowym sceptykom i fundamentalistom za to, że
uparcie nie dopuszczaj
ą oni innych do trwającej od lat dyskusji na temat zjawisk paranormalnych? Czyż nie byłoby
wspaniale otworzy
ć na oścież nowe drzwi, przełamać stare bariery, wyznaczyć nową perspektywę debaty na
interesuj
ący tu nas temat?
I czy nie by
łoby pożyteczne zapoczątkować poważne, naukowe badania zwyczajnych zjawisk paranormalnych, w
przeciwie
ństwie do zjawisk paranormalnych stworzonych sztucznie przez przedstawicieli wielkiej trójki w efekcie
lingwistycznych i kontekstualnych wypacze
ń?
Radosny paranormalizm uwa
ża zjawiska paranormalne za ważny i istotny temat, który nadaje się do racjonalnych,
a nawet, z pewnymi ograniczeniami, do systematycznych bada
ń.
Co trzeba zrobi
ć, by przekuć paranormalistykę w zdolną do samodzielnego istnienia dyscyplinę ludzkiego poznania,
a w ko
ńcu, być może, w dyscyplinę naukową o statusie akademickim?
Zdaniem radosnego paranormalizmu nale
żałoby w tym celu:
* Uzna
ć istnienie związków między zjawiskami paranormalnymi a humorem, zabawą i rozrywką
* Odnie
ść się do nich z szacunkiem i uznaniem
* Przeanalizowa
ć dokładnie ich znaczenie
Konceptualne, historyczne i lingwistyczne terytorium rozrywki, zabawy i humoru mog
łoby się stać naturalym
pomostem umo
żliwiającym poważnej, niedysfunkcyjnej dyskusji na temat zjawisk paranormalnych przekształcenie
si
ę w racjonalną, akademicką debatę.
JEDNAK...
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-09.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:36 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 10
JEDYNY SPOSÓB NA TO, BY POWA
ŻNE BADANIE ZJAWISK PARANORMALNYCH ZOSTAŁO UZNANE ZA
UZASADNIONE
Je
śli zjawiska paranormalne mają kiedykolwiek stać się przedmiotem uniwersyteckich wykładów, poważna,
naukowa dyskusja na ich temat musi w jaki
ś sposób szybko wyzwolić je z pęt dobrze znanej, prowadzonej od lat
polemiki, któr
ą określają zadawnione konwencje, o jakich była tu już wielokrotnie mowa. Trzeba rozważyć
alternatywne perspektywy, sformu
łować w końcu nie zadawane nigdy dotąd pytania, odwołując się do nowej,
poszerzonej psychologii zjawisk paranormalnych.
Zadaniem radosnego paranormalizmu jest wzi
ęcie pod uwagę i rozważenie tych zaniedbywanych dotąd punktów
widzenia oraz podj
ęcie badań mających na celu określenie, co nowego i pożytecznego mogą nam one zaoferować.
Kto reprezentuje niektóre z owych punktów widzenia?
Cz
łonkowie klubu bohaterów
Klub bohaterów zjawisk paranormalnych jest organizacj
ą, która wyróżnia się tym, iż przywiązuje wyjątkową uwagę
do rzekomo paranormalnych do
świadczeń lub właściwości jakiejś szanowanej, bohaterskiej postaci z przeszłości,
lub te
ż skupia swoje zainteresowanie wokół teorii oraz idei dotyczących zjawisk paranormalnych, jakie wyznawał
ten bohater. Cz
łonkowie tego klubu czerpią wielką przyjemność z wysłuchiwania wciąż na nowo opowieści o życiu
bohatera, opowiadania anegdot na temat paranormalnych cudów, których ów bohater mia
ł jakoby sam dokonać lub
wyja
śnić. Niektórzy członkowie takich klubów mają skłonność do wysuwania podejrzeń wobec paranormalnych
talentów czy zjawisk innych ni
ż te oficjalnie przypisywane ich bohaterowi czy też akceptowane przez ich idola.
Kluby bohaterów gromadz
ą wszelkie dokumenty na temat swoich idoli, przechowują zbiory ich pism, a także starają
si
ę o kultywowanie pamięci o nich. W miarę upływu czasu organizacje te mogą zacząć nabierać pewnego
religijnego charakteru.
Tak sta
ło się przykład z ruchami powstałymi wokół Sai Baby i Paramahansy Yoganandy. Obaj dokonywali podobno
paranormalnych wyczynów oraz czerpali wiedz
ę ze źródeł innych niż normalne. Wokół uznania ich dokonań i
wgl
ądów powstały ruchy duchowe, dla których stali się oni centralnymi postaciami.
Podobne ze swojej natury, chocia
ż nieco bardziej świeckie w charakterze, są organizacje powstałe wokół Edgara
Cayce'a i C.G. Junga, je
śli chodzi zaś o czasy nam współczesne, to warto zauważyć, że na całym świecie powstało
ju
ż ponad dwieście grup dyskusyjnych stawiających sobie za cel zgłębianie pism wspomnianego już wyżej Neale'a
Donalda Walscha, który twierdzi,
że w 1992 roku miał jednoznacznie paranormalne przeżycie polegające na
bezpo
średniej rozmowie z Bogiem. Członkowie wszystkich tych grup są potencjalnymi zwolennikami zjawisk
paranormalnych.
Tymczasem potencjalni przeciwnicy zjawisk paranormalnych skupiaj
ą się w ruchu o nastawieniu sceptycznym
zwi
ązanym z osobą Houdiniego. Z kolei ruch, który powstał dawno temu w celu propagowania wiedzy na temat
paranormalnych dokona
ń Emmanuela Swedenborga, ma już dziś formalnie status religii.
Dysfunkcyjna niewiara wyst
ępuje często pośród członków owych klubów bohaterów, tak więc w tym sensie nie
wnosz
ą oni nic nowego do badań zjawisk paranormalnych. Na podstawie własnego, długiego doświadczenia mogę
jednak za
świadczyć, że członkowie grup, o których mówiłem, są niezwykle miłymi ludźmi. Należy ich pochwalić za
wielk
ą przychylność w dostarczaniu archiwalnych materiałów na temat swoich idoli oraz za stworzenie forum dla
publicznej dyskusji.
Odwa
żni psychoterapeuci
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych mogą utworzyć wspólny front z odważnymi psychoterapeutami, którzy
odrzucaj
ą ortodoksyjne poglądy i akceptują fakt, że posiadanie paranormalnych i duchowych doświadczeń jest
czym
ś ważnym i znaczącym wżyciu człowieka. Chociaż tego rodzaju terapeuci unikają błędu utożsamiania
paranormalno
ści z nienormalnością, uważają, że osoby mające paranormalne lub duchowe doświadczenia mogą
skorzysta
ć z ich fachowej porady – zarówno po to, by pomóc im w pełnym zintegrowaniu swoich przeżyć, jak i po
to, by udzieli
ć im wsparcia wtedy, gdy uczą się oni radzić sobie ze śmiesznością, jaką wywołują czasami ich
do
świadczenia u nie poinformowanych osób postronnych.
Radosny paranormalizm akceptuje takie podej
ście, pod warunkiem jednak, że także samą pschychoterapię rozumie
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (1 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
si
ę jako działalność peryferyjnie periparanormalną. Podobnie jak to się ma w przypadku zjawisk paranormalnych,
brak jest bowiem solidnych dowodów naukowych
świadczących o skuteczności psychoterapii. Pewne zagadkowe,
niezwyk
łe stany świadomości – dysocjacji osobowości, stany hipnotyczne, a nawet niektóre rodzaje stanów
delirycznych
– przynależą w równym stopniu do dziedziny badań zjawisk paranormalnych jak do dziedziny badań
psychoterapeutycznych. Zjawiska paranormalne i psychoterapia maj
ą wspólną historię, co widać na przykładzie tak
staro
żytnych koncepcji jak wróżbiarstwo, które uważano kiedyś za rodzaj zaburzeń psychicznych, a także jeden ze
sposobów przewidywania przysz
łości oraz określania charakteru drugiej osoby. Podobnie jak zjawiska
paranormalne, psychoterapia mo
że stać się przyjemnym sposobem spędzania wolnego czasu, szczególnie po kilka
latach jej stosowania.
Znany na ca
łym świecie psychiatra Stanislav Grof był współzałożycielem Transpersonal Psychology Association
(Towarzystwa Psychologii Transpersonalnej)
– organizacji zrzeszającej psychoterapeutów, którzy z troską i
zrozumieniem odnosz
ą się do paranormalnych i duchowych doświadczeń swoich pacjentów. Jej członkowie pomni
s
ą tego, że wglądy psychologiczne dotyczące doświadczeń paranormalnych nie mają charakteru ontologicznego,
lecz jedynie kliniczny i fenomenologiczny.
My
ślenie życzeniowe
Wzdychaj
ący gliniarze starają się co i rusz aresztować któregoś z nas, uczonych badaczy zjawisk paranormalnych,
bez wzgl
ędu na to, czy jesteśmy pseudozwolennikami tychże zjawisk, czy nie, pod ogólnikowym zarzutem
ho
łdowania myśleniu życzeniowemu. A przecież radosny paranormalizm nie zamierza zaprzeczać, iż pragnienia
zawsze by
ły jednym z głównych aspektów działań paranormalnych. Dążenie alchemików do odkrycia źródła
niesko
ńczonego bogactwa jest nadal żywe pośród zwolenników ruchu New Age, którzy postulują stosowanie
„wizualizacji” w celu łatwiejszego zarobienia dużej forsy.
Okazuje si
ę zresztą, że sami naukowi sceptycy nie są odporni na gorączkę myślenia życzeniowego, która trawi
zwolenników zjawisk paranormalnych. Wzdychaj
ący gliniarze rozesłali ostatnio pilne wezwanie do członków swojej
organizacji z pro
śbą o pieniądze. Ich zdaniem stale wzrastająca liczba „przestępstw” dokonywanych przez
zwolenników zjawisk paranormalnych grozi w ka
żdej chwili destabilizacją naukowego porządku świata, dlatego też
twierdz
ą, że potrzeba im pieniędzy, by powstrzymać rozprzestrzenianie się paranormalnego zabobonu, zanim
b
ędzie za późno. Tymczasem pomysł ratowania nauki przed paranormalną rozrywką poprzez uruchamianie
przeznaczonego specjalnie na ten cel funduszu jest, moim zdaniem, do tego stopnia nieprawdopodobny,
że
sugeruje, i
ż także sceptycy oddają się pewnego rodzaju myśleniu życzeniowemu.
Je
śli wzdychającym gliniarzom uda się kiedykolwiek wrobić mnie pod wyssanym z palca zarzutem hołdowania
my
śleniu życzeniowemu, to będę miał dobre alibi. Słownictwo opisujące to, co nęcąco nieznane, jest, co nie ulega
w
ątpliwości, niepoprawnie pobłażliwe w stosunku do samego siebie, dlatego jako radosny badacz zjawisk
paranormalnych du
żo myślałem na temat roli, jaką koncepcja myślenia życzeniowego odgrywa w zjawiskach
paranormalnych.
Dysfunkcyjni eksperci nie zamierzaj
ą rezygnować z walki z cieniami polegającej na próbach ustalenia, czy różnego
rodzaju zjawiska maj
ą „dający się jednoznacznie wykazać” związek ze zjawiskami paranormalnymi, czy też nie, tak
wi
ęc nie zauważają oni ich życzeniowego aspektu, którego nigdy nie przeoczają uważni radośni badacze zjawisk
paranormalnych. Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych wiedzą na przykład, że myślenie życzeniowe jest
g
łównie kwestią aktów mowy i że jest ono często wypowiedzią performatywną w tym sensie, że w odpowiednich,
danych okoliczno
ściach powiedzenie „chciałbym, aby stało się to i to” oznacza rzeczywiste pragnienie tego. Tego
rodzaju wiedza pozwala niedysfunkcyjnym badaczom zadawa
ć pytania dotyczące konceptualnych związków
mi
ędzy myśleniem życzeniowym a zjawiskami paranormalnymi, które nigdy nie przychodzą do głowy
dysfunkcyjnym badaczom.
Jakie zwi
ązki łączą myślenie życzeniowe, liczenie na szczęśliwy traf i wróżbiarstwo? Talizmany na szczęście, takie
jak podkowy, królicza
łapka czy czterolistna koniczyna, są archetypowymi rekwizytami używanymi przez osoby
przes
ądne. W rezultacie symbolizują one mechanizm myślenia życzeniowego. Jaki jest ich związek z popularnym
sposobem wypowiadania
życzeń na widok spadającej gwiazdy, białego konia itd.? A co z zawodami polegającymi
na tym,
że ta z dwu osób rozrywających kość widełkową kurczaka, której zostanie w dłoni dłuższy jej koniec, może
liczy
ć na spełnienie każdego życzenia, lub że spełnią się wszystkie życzenia, jeśli małe dziecko zdmuchnie za
pierwszym razem wszystkie
świeczki na swoim torcie urodzinowym? Dlaczego w każdym z takich przypadków
pojawia si
ę element rozrywki, począwszy od zabawy z wyrywaniem płatków stokrotek „kocha, nie kocha”, a na
symbolice kasyna gry sko
ńczywszy?
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (2 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
My
ślenie życzeniowe i jego związki ze zjawiskami paranormalnymi to dosyć złożona kwestia. Poruszam ją tutaj
tylko po to, by wskaza
ć, jak bardzo niewłaściwy użytek robią dysfunkcyjni eksperci zarówno z psychologii, jak i
zjawisk paranormalnych, roztrz
ąsając nie dające się w gruncie rzeczy rozstrzygnąć i pozbawione znaczenia
pseudoproblemy.
Nowa psychologia
Tymczasem istniej
ą usprawiedliwione, ogólnie zrozumiałe pytania dotyczące psychologii zjawisk paranormalnych,
których si
ę jednak zazwyczaj nie zadaje. Dysfunkcyjni eksperci są tak potężni, że to właśnie za ich sprawą badanie
zjawisk paranormalnych cieszy si
ę złą sławą.
Bardzo interesuj
ące byłoby jednak wiedzieć, jak koncepcja zjawisk paranormalnych rozwija się u dzieci lub też jak
ta sama koncepcja rozwija si
ę w człowieku od dzieciństwa do okresu dojrzewania, a następnie przez dorosłość do
staro
ści. Badania rozwojowe dzieci i dorosłych są ważną i szanowaną dziedziną nauk psychologicznych.
Dysfunkcyjni eksperci czuwaj
ą jednak nad tym, by przeprowadzano możliwie jak najmniejszą liczbę badań
rozwojowych zwi
ązanych ze zjawiskami paranormalnymi.
W tym samym czasie wa
żna gałąź psychologii, która może wnieść bardzo wiele do badań nad zjawiskami
paranormalnymi, traktowana jest po macoszemu. Chodzi tu o tak zwan
ą psychologię anomalistyczną, powszechnie
uznan
ą specjalność naukową, która zajmuje się katalogowaniem i analizowaniem dziwnych zjawisk psychicznych,
nieznanych zazwyczaj w szerokich kr
ęgach społeczeństwa, a często także wśród przeciętnych, wykwalifikowanych
psychologów i psychiatrów.
Psychologi
ę anomalistyczną należy wyraźnie odróżnić od parapsychologii. Parapsychologia, skażona przez
dysfunkcyjn
ą niewiarę, w ogóle nie jest psychologią, podczas gdy psychologia anomalistyczna nie ma charakteru
dysfunkcyjnego i nie jest kontrowersyjna z akademickiego punktu widzenia.
Wiele dziwnych stanów
świadomości oraz niecodziennych zachowań, jakimi zajmuje się psychologia
anomalistyczna, wyst
ępuje rzadko; inne są częstsze, chociaż i tak prawie zupełnie nieznane powszechnie.
Wszystkie wydaj
ą się dziwaczne, niecodzienne i niezrozumiałe, dlatego okupują one to samo terytorium co
zjawiska paranormalne. Czasami maj
ą one związki ze zjawiskami lub doświadczeniami, które w powszechnym
odczuciu uchodz
ą za paranormalne.
Radosny paranormalizm musi by
ć gruntownie obznajomiony z anomaliami psychologicznymi. Rozumie się samo
przez si
ę, że każdy, kto chce się wypowiadać w kwestii zjawisk paranormalnych, musi mieć wszechstronną wiedzę
na temat hipnagogii, amnezji psychogennej, déjá vu, dysocjacji osobowo
ści, halucynacji, złudzeń, pseudologia
fantastka (mitomanii), stanów pomrocznych i depersonalizacji
– wszystkich tych osobliwych reakcji psychicznych,
którymi zajmuje si
ę psychologia anomalistyczna.
Dziedzina ta jest bardzo rozleg
ła i jej omówienie wykraczałoby znacznie poza ramy tej książki, nam jednak
wystarczy jeden przyk
ład, by zilustrować ogromne znaczenie psychologii anomalistycznej dla naukowych,
niedysfunkcyjnych bada
ń zjawisk paranormalnych.
Zobaczy
ć to uwierzyć, czy może uwierzyć to zobaczyć?
Dostrzeganie ludzkich twarzy podczas spogl
ądania na chmury, wizualne doznanie znane większości dzieci, jest
przyk
ładem złudzenia optycznego zwanego pareidolią. Doświadczenie to zalicza się do kategorii złudzeń, ponieważ
powstaje ono w umy
śle, który interpretuje obiektywnie postrzegalne, chociaż zmienne w swoim kształcie obiekty –
ob
łoki, dym, płomienie, słabo widoczne cienie itp. – jako mające konkretne znaczenie wizerunki.
Wiele z
łudzeń optycznych nagle znika, kiedy tylko obserwator bardziej uważnie przyjrzy się temu, na co spogląda.
Chyba ka
żdy z nas przestraszył się choć raz w życiu na widok nieznanej mu osoby czającej się złowieszczo w
ciemnym pokoju, by po chwili przekona
ć się, że w rzeczywistości chodzi o zwykły kapelusz i płaszcz wiszące na
wieszaku.
Pareidolia to jednak nie to samo. Kiedy kto
ś dostrzeże w chmurach profil Elvisa i jego matki Gladys, wówczas
b
ędzie prawie zupełnie niemożliwe, by ich tam dalej nie widział. Im bardziej intensywnie będzie się wpatrywał, tym
silniejszy b
ędzie efekt złudzenia. Ktoś taki może nawet sprawić, że również inne osoby będą dostrzegać te same
wizerunki w chmurach, dopóki te ostatnie nie rozp
łyną się lub nie znikną z ich pola widzenia.
Dzieci zabawiaj
ą się wypatrywaniem postaci pojawiających się podczas obserwowania obłoków lub płomieni
ta
ńczących na kominku. Ten sam proces percepcyjny leży także u podstaw kilku form wróżbiarstwa.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (3 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
* Czy jest zatem mo
żliwe, odwracając starą sentencję, że uwierzyć znaczy zobaczyć?
* Hawajscy Kahunowie stawiaj
ą sobie pytania, a następnie wpatrują się w chmury, wierząc, że kształt, jaki w
nich dostrzeg
ą, ujawni im odpowiedź, której poszukują.
* Kapnomancja, czyli wró
żenie z dymu, praktykowana jest nadal pośród niektórych tubylczych grup w
Ameryce
Środkowej; w średniowiecznej Europie praktykami tego rodzaju zajmowały się głównie dziewice i
matrony.
* Tak
że wróżenie z fusów opiera się na nadawaniu przez ludzki umysł znaczenia obrazom powstającym z
rozk
ładu cząstek herbacianych liści.
* I nie zapominajmy,
że australijscy szamani przewidywali niegdyś przyszłość na podstawie obrazów, jakie
dostrzegali w ogniu stosu pogrzebowego.
Tak wi
ęc pareidolia jest kolejnym przykładem na to, w jaki sposób podczas dziecięcej zabawy doznania wzrokowe
mog
ą łączyć się ze zjawiskami paranormalnymi.
Gdy pareidolia ma miejsce w nieznanym kontek
ście, przejawia się ona czasami w formie dziwnych, pozornie
niesamowitych epizodów, które mog
ą zainteresować badacza zjawisk paranormalnych. To powszechnie znane
z
łudzenie optyczne leży u podstaw zdumiewających zbiorowych przeżyć o charakterze wizyjnym, o których często
donosz
ą media. Gdy twarz Jezusa „pojawia się” nagle na drewnianych, nie pomalowanych drzwiach szpitala lub na
ściance zbiornika na ropę naftową na Środkowym Wschodzie USA, możemy być pewni, że mamy do czynienia z
przypadkiem pareidolii. No i manifestacje te miewaj
ą niezaprzeczalnie komiczny charakter, która to okoliczność od
razu poprawia nastrój radosnemu badaczowi zjawisk paranormalnych.
Ostatnimi laty wyra
źnie rozpoznawalne wizerunki Jezusa pojawiły się pośród nitek spaghetti nawiniętych na widelec
przedstawionych na bilboardzie w Atlancie reklamuj
ącym pizzerię, pośród ogromnych liściastych pnącz winorośli
porastaj
ących drzewo rosnące w dzielnicy mieszkaniowej w Wirginii Zachodniej oraz na powierzchnii tortilli
przygotowanej przez gospodyni
ę domową z Nowego Meksyku. Posłany przez kościół na miejsce tego ostatniego
przypadku cudu ksi
ądz posłużył się w trakcie prowadzenia dochodzenia metodą eksperymentalną. Upiekł stertę
tortilli, po czym zmuszony by
ł przyznać, że jeśli upiecze się dostatecznie dużą liczbę tortilli, to rzeczywiście można
na nich dostrzec zupe
łnie dziwne rzeczy.
Przypadki zbiorowej pareidolii wynikaj
ą zazwyczaj z ludzkich skłonności do transcendencji. Jeśli na przykład jedna
lub dwie osoby zauwa
żą gdzieś niezwykły wizerunek, a następnie zwrócą na niego uwagę innych, wówczas
zupe
łnie niemożliwe staje się wyperswadowanie im, że ów wzór w rzeczywistości znajdował się tam od zawsze. Z
punktu widzenia lokalnych mieszka
ńców, znających doskonale dany obiekt, wizerunek pojawił się na nim nagle nie
wiadomo sk
ąd. „Przejeżdżałem obok tego zbiornika prawie codziennie od lat. Gdyby Jezus był na nim widoczny
wcze
śniej, z pewnością już dawno temu bym Go zauważył. Tymczasem ja wiem, że on się tam ukazał!”
Gdy wie
ść o pojawieniu się wizerunku rozprzestrzenia się, na miejsce zaczynają pielgrzymować tłumy ciekawskich.
Bez wzgl
ędu na to, czy są oni przekonani o realności wizerunku, czy nie, zwykle patrząc na niego przyjmują
postaw
ę pełną atencji. Sceptycy asekurują się zapewne w ten sposób na wszelki wypadek, co jest
charakterystycznym zachowaniem dla wszystkich demaskatorów zjawisk paranormalnych.
Zdarzenia, o których mówimy, uwidaczniaj
ą różnice w podejściu do zjawisk paranormalnych przedstawicieli trzech
g
łównych ugrupowań.
* Parapsychologowie unikaj
ą takich sytuacji, ponieważ nie odpowiadają one warunkom laboratoryjnym.
* Sceptycy zjawiaj
ą się na miejscu, po czym kpią i szydzą z uczestników zgromadzenia, demonstrując, jak
łatwo doprowadzić do zniknięcia wizerunku Jezusa, gdy tylko wyłączy się stojącą najbliżej niego uliczną
latarni
ę.
* Fundamentali
ści także przybywają na miejsce, napominając wszystkich, by strzegli się demonów.
Tymczasem my,
życzliwi, radośni badacze zjawisk paranormalnych, zachwycamy się tego rodzaju zdarzeniami,
poniewa
ż one także ujawniają nam prawdziwą naturę zjawisk paranormalnych. Skłonni jesteśmy nawet dopuścić
mo
żliwość, że przypadki zbiorowej pareidolii ujawniają ważne i znaczące skłonności ludzkiego ducha, w tym
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (4 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
d
ążenie ku duchowemu uzdrawianiu, a nawet doświadczenie go.
Poszerzamy zakres naszych rozwa
żań
Czego potrzeba, by powa
żne, naukowe badanie zwyczajnych zjawisk paranormalnych stało w się w pełni
usprawiedliwione? Jeszcze wi
ększego poszerzenia kontekstu, w którego ramach rozważamy to, co nazywamy
zjawiskami paranormalnymi, tak aby nie tylko obejmowa
ł on swoim zasięgiem psychologię anomalistyczną (którą,
powtórzmy raz jeszcze, musi bra
ć pod uwagę każdy, kto chce badać zjawiska paranormalne w sposób
profesjonalny i naukowy), ale tak
że uwzględniał różnego rodzaju osobliwości z dziedziny psychologii, medycyny i
psychiatrii. Ten ostatni fakt ma szczególne znaczenie dla naukowca, który chce pozna
ć zakres i złożoność umysłu
cz
łowieka, by móc następnie zrozumieć zawiłości paranormalnego wymiaru ludzkiej świadomości. Do osobliwości,
o których mówimy, nale
ży zaliczyć:
* Ogromn
ą liczbę stanów natury medycznej, których jest zbyt wiele, aby je tu wymieniać, a które mogą
odgrywa
ć rolę kształtującą w zjawiskach paranormalnych.
* Do
świadczenia mistyczne, wzrokowe lub słuchowe, a także osobliwe zachowania towarzyszące delirium,
epilepsji, zatruciom, stwardnieniu rozsianemu, zespo
łowi Tourette'a, migrenie oraz wielu innym
przypad
łościom.
Przechodz
ąc na teren psychiatrii, każdy badający zjawiska paranormalne naukowiec, z którego ma być jakiś
po
żytek, musi poznać wiele perełek psychopatologii (z których pewnymi, choć nie wszystkimi, zajmuje się także
psychologia anomalistyczna). Do owych psychiatrycznych osobliwo
ści należą rzadkie i niezwykłe psychiatryczne
syndromy (objaw Capgrasa i inne zaburzenia o charakterze urojeniowym, objaw Clerambaulta, zespó
ł Gansera,
stany op
ętania, folie a deux, kuwada, objaw fantomu zespół Cotarda, by wymienić jedynie kilka z nich) oraz stany
psychiatryczne zwi
ązane z danym środowiskiem kulturowym (np. windigo, latah, amok, koro).
Mamy tu miejsce jedynie na najbardziej pobie
żne naszkicowanie tego, co trzeba wiedzieć na ten temat, obiecujemy
wi
ęc omówić wszystkie te osobliwe psychologiczne, medyczne i psychiatryczne jednostki w następnym tomie
zatytu
łowanym „Zjawiska paranormalne a zjawiska anormalne”.
Nadarza si
ę tu nam, radosnym badaczom zjawisk paranormalnych, pewna dogodna sposobność. Są to sprawy,
którymi trzeba si
ę zająć, i sposoby poszerzenia zakresu dyskusji, jeśli ma z niej wynikać cokolwiek pożytecznego.
Istnieje jeszcze jeden dziewiczy, jak dot
ąd, obszar badań – często spychany na dalszy plan lub unikany przez
przedstawicieli wielkiej trójki dyskutantów
– który mógłby dostarczyć nam mnóstwa pożytecznych informacji,
gdyby
śmy w końcu przyjrzeli mu się w poważny, naukowy sposób.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-10.htm (5 of 5) [07-May-11 6:18:38 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 11
SKRZYNIA PE
ŁNA SKARBÓW CZEKA NA OTWARCIE
Jak gdyby to wszystko nie stanowi
ło wystarczającego wyzwania dla przyszłych zawodowych badaczy zjawisk
paranormalnych, wyrzeczenie si
ę przez radosny paranormalizm dysfunkcyjnej wiary otwiera przed nimi kolejne,
nadaj
ące się do naukowej eks-ploracji szerokie pole, mianowicie historię zjawisk paranormalnych.
Parapsychologowie zebrali si
ę pewnego razu w sobie i wykluczyli historię jako źródło paranormalnych cudów;
o
świadczyli, że mętne historyczne sprawozdania na temat zjawisk paranormalnych nie mają „wartości dowodowej”,
by pos
łużyć się jednym z ich ulubionych wyrażeń. Od dawna już nieżyjący świadkowie dawnych paranormalnych
zdarze
ń nie mogą złożyć zeznań w tej sprawie, więc niemożliwe jest wyciągnięcie jakichkolwiek „wniosków” na
temat owych zdarze
ń. Fakt, że zawarte w starych księgach relacje nie mają wartości dowodowej, ani trochę nie
niepokoi jednak radosnych badaczy zjawisk paranormalnych, poniewa
ż jesteśmy świadomi tego, że także
wspó
łczesne, najnowsze doniesienia na ten sam temat nie mają wartości dowodowej w tym sensie tego wyrażenia,
jakie nadaj
ą mu dysfunkcyjni eksperci.
Historia zjawisk paranormalnych, do której od tak dawna nikt si
ę nie odwoływał jako do źródła wiedzy, obfituje w
informacje, które mog
ą poszerzyć i pogłębić nasze pojmowanie tego, czym są zjawiska paranormalne. Przyjrzenie
si
ę zjawiskom paranormalnym z perspektywy historycznej, na tle solidnej wiedzy na temat psychologii
anomalistycznej oraz stanów medycznych i psychiatrycznych maj
ących wpływ na działanie ludzkiego umysłu, może
posun
ąć naprzód badania zjawisk paranormalnych, szczególnie gdy będziemy pamiętać o tym, że zjawiska te są
zabaw
ą, humorem i rozrywką. Historia jest skarbnicą dawno zapomnianych koncepcji na temat zjawisk
paranormalnych, a tak
że barwnych postaci, które stosowały owe koncepcje w praktyce. Dzieła historyczne
dostarczaj
ą materiału na uprawomocnienie twierdzeń radosnego paranormalizinu dotyczących zjawisk
paranormalnych.
W staro
żytnej Grecji co rusz miały miejsce wydarzenia przynależne do peryferyjnych obszarów współczesnych
zjawisk paranormalnych. Herodot pisa
ł o Salmoksisie, nauczycielu, który rozumiał znaczenie elementu teatralności
w zjawiskach paranormalnych oraz zastosowa
ł tę wiedzę wywołując pośmiertną zjawę... samego siebie!
Jak s
łyszałem od Hellenów, mieszkających nad Hellespontem i nad Pontem, był ów Salmoksis człowiekiem,
który
żył w stanie niewolniczym na Samos, mianowicie był niewolnikiem Pitagorasa, syna Mnesarchosa.
Nast
ępnie został wyzwolony i zdobył wiele pieniędzy, z którymi wrócił do swojej ojczyzny. Ponieważ zaś
Trakowie
żyli nędznie i umysłowo stali dość nisko, więc Salmoksis, który znał joński tryb życia i posiadał
wy
ższą kulturę duchową, niżby się można po Traku spodziewać (wszak obcował on z Hellenami i z
najwi
ększym wśród nich mędrcem, Pitagorasem), urządził sobie salę dla mężczyzn, w której podejmował i
ugaszcza
ł starszyznę ze swych współziomków i przy tym nauczał, że ani on sam, ani jego goście, ani nikt z
ich potomnych
– nie umrą, lecz dostaną się na takie miejsce, gdzie będą żyć wiecznie w posiadaniu
wszystkich dóbr. Czyni
ąc to, o czym wspomniałem, i tak nauczając, kazał sobie równocześnie wybudować
pod ziemi
ą mieszkanie, a kiedy ono było już zupełnie gotowe, znikł z oczu Traków; oto zszedł do tej
podziemniej komnaty i przebywa
ł tam przez trzy lata. A Trakowie tęsknili za nim i opłakiwali go jak
zmar
łego. Lecz w czwartym roku znowu ukazał się Trakom, i tak uwierzyli oni w to, czego Salmoksis
naucza
ł [Herodot, Dzieła, IV, 95, tłum. S. Hammer, Czytelnik, Warszawa 1959. Inne źródła podają formę
Zamolksis.].
Herodotowi nie uda
ło się wprawdzie ustalić, czy Salmoksis rzeczywiście kiedykolwiek istniał, można sobie jednak
wyobrazi
ć, że naprawdę żył kiedyś podobny do niego, dokonujący samohibernacji tamto-dramaturg, który tego
wszystkiego dokona
ł. Ten skłonny do zabawy podróżnik w zaświaty wybudował na powierzchni ziemi jedną z sal
swojego Teatru Pozornej
Śmierci, przeznaczonej do edukacji i rozrywki, w której mógł ucztować z przyjaciółmi i
bawi
ć ich swoimi wykładami, by w ten pełen dramaturgii i uwznioślający sposób przygotowywać ich serca i umysły
na ostateczn
ą przemianę. Być może zbudował swoją podziemną komnatę nad bijącym źródłem, gromadząc w niej
stadko kur, pochodnie, du
że zapasy oliwek oraz zbiór starych zwojów, a następnie, po spędzeniu w niej niczym
nied
źwiedź w gawrze trzech lat, publicznie odegrał przedstawienie ukazujące wszem i wobec, że przekraczanie
granicy dziel
ącej życie od śmierci jest możliwe.
Co za umiej
ętne wykorzystanie dramatycznego napięcia! Bez wątpienia jakaś grupa ludzi musiała przez długi czas
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (1 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
śledzić z bliska losy Salmoksisa. Proszę sobie wyobrazić sceny rozgrywające się przy zapieczętowanym wejściu do
jego kryjówki.
„Czy on wciąż żyje?”, „Jak długo tam jeszcze pozostanie?”, „Jak to znosi jego żona?”. I wyobraźmy
sobie zdumienie na widok Salmoksisa, który, niczym
Łazarz, wyłonił się ze swojego podziemnego leża – jedyna w
swoim rodzaju publiczna spektakularna demonstracja nietrwa
łości, nie życia jednak, lecz śmierci.
Komentarz Herodota, zgodnie z którym ponowne ukazanie si
ę Salmoksisa Trakom sprawiło, że uwierzyli oni w to,
czego ich naucza
ł, może wydawać się dziwny dla współczesnego czytelnika. Herodot pojął jednak to, w jaki sposób
i dlaczego dramat Salmoksisa by
ł tak bardzo porywający z psychologicznego i duchowego punktu widzenia.
Dokonanie tego cz
łowieka-niedźwiedzia opierało się na mistrzowskim zrozumieniu psychologii żałoby: Jego
przyjaciele t
ęsknili za nim i opłakiwali go , jak zmarłego”. Logicy mogą w tym miejscu wysuwać zastrzeżenia, ale
bycie naocznym
świadkiem niesamowitego zdarzenia, jakim było ponowne ukazanie się Salmoksisa, musiało być
rzeczywi
ście dowodem na jego nieśmiertelność, przynajmniej dla tych, którzy wspólnie doświadczyli
traumatycznego prze
życia związanego ze śmiercią społeczną Salmoksisa z powodu jego długotrwałej nieobecności
po
śród nich. Dramat, którego byli świadkami, wpłynął na zmianę ich własnych, głębokich i złożonych poglądów na
kwestie
śmierci, zniknięcia, żałoby i ponownego pojawiania się pośród żywych.
Wspó
łczesna psychologia i psychiatria potwierdzają, że człowiek przebywający przez dłuższy czas w ciemnościach
w ma
łym pomieszczeniu często doświadcza wizji i objawień. Święci zawsze mieli skłonność do mieszkania przez
ca
łe życie w jednej małej klasztornej celi lub spędzania kilkudziesięciu lat w jaskini w celu nawiązania kontaktu z
si
łami nadprzyrodzonymi. Objawienia Kartezjusza przyszły do niego, jak pamiętamy, gdy, trochę jak szaman z
dawnych lat, zamkn
ął się w pochmurny, zimowy dzień w małej izbie ze stojącym na środku piecem.
Je
śli więc Salmoksis podejmował wizjonerskie podróże podczas długiego pobytu w podziemnej komnacie, to
wy
łonił się z niej jako osoba obdarzona jeszcze bardziej paranormalnymi właściwościami niż przedtem. Dzięki temu
móg
ł on czarować swoich współziomków nowymi opowieściami o swoich przygodach na tamtym świecie.
W 1955 roku kolorowy plakat z napisem
„Zobacz człowieka pogrzebanego żywcem” na karnawałowym jarmarku
przyku
ł uwagę pewnego jedenastoletniego chłopca. Chłopiec zapłacił dwadzieścia pięć centów, po czym został
wpuszczony do wn
ętrza namiotu, w którym, w odległości zaledwie kilku stóp od wejścia, ujrzał kopiec ze świeżo
wykopanej ziemi si
ęgający mu prawie do piersi.
Ze szczytu kopca wystawa
ła na jakąś stopę ponad ubitą ziemię metalowa rura o przekroju około dwudziestu cali.
Po wej
ściu na szczyt specjalnie przygotowanych schodków chłopiec mógł zajrzeć w głąb rury i zobaczyć w dole,
pi
ęć czy dziesięć stóp niżej, pogrzebanego żywcem człowieka leżącego w małej, jasno oświetlonej podziemnej
komorze.
M
ężczyzna miał zamknięte oczy i wydawało się, że śpi, jednocześnie jednak nieustannie wiercił się niespokojnie. W
owych czasach nie by
ło jeszcze wzdychających gliniarzy, których można by w takim wypadku wezwać, więc
ch
łopiec sam wydedukował, że wystająca na powierzchnię rura była po prostu jednym z końców czegoś w rodzaju
peryskopu, którego drugi koniec znajdowa
ł się za zasłoną wiszącą w tylnej części namiotu. Jednak już sam fakt, że
podobna karnawa
łowa atrakcja była powszechnie dostępna jeszcze w 1955 roku, stanowi dowód na
nieprzemijaj
ącą siłę oddziaływania na wyobraźnię nieśmiertelnej historii o człowieku pogrzebanym żywcem.
G
łębsze znaczenie wielu powszechnie znanych symboli bywa zniekształcane lub w ogóle nie rozumiane, ponieważ
tak zwani dysfunkcyjni eksperci od zjawisk paranormalnych nie przywi
ązują żadnej wagi do historii tematu, którym
si
ę zajmują. Och, gdyby funda-chrześcijanie wiedzieli, skąd pochodzi laska opleciona przez dwa węże i zwieńczona
par
ą skrzydełek, wówczas pewnie trzęśliby się z oburzenia przed wejściem do każdego gabinetu lekarskiego lub
szpitala. Kaduceusz, o którym tu mowa, ma bowiem zwi
ązki ze starą pogańską metodą wywoływania wizji.
Inkubacja snów jest staro
żytną praktyką polegającą na spędzaniu nocy w specjalnym pomieszczeniu w
oczekiwaniu na boskie objawienia udzielane we
śnie lub wizji. Cieszyła się ona popularnością w starożytnym
Egipcie, Mezopotamii, Kanaanie, Izraelu i Grecji, w Japonii za
ś przetrwała aż do XV wieku. Zapewne najlepiej
znanym przyk
ładem inkubacji snów jest wizyta Salomona w górskim sanktuarium w Gibeonie, gdzie Bóg ukazał mu
si
ę we śnie, a następnie, zadowolony z prośby, jaką od niego usłyszał, obdarzył go mądrością i wiedzą, których ten
pragn
ął.
W owych czasach osoby zmagaj
ące się z nie dającymi się rozwiązać problemami mogły udać się w podróż do
świętych miejsc w nadziei, że podczas nocnego spoczynku bóstwo opiekujące się tym miejscem ześle na nie sen,
który pozwoli im rozwi
ązać dręczące je problemy.
W Grecji tego rodzaju ryt praktykowany by
ł w świątyniach Asklepiosa, słynnego herosa-lekarza i króla Tesalii w
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (2 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
jednej osobie, który by
ł tak znakomitym uzdrowicielem, że po śmierci otoczony został boską czcią. Uważany za
syna Apollina, czczony by
ł jako bóg sztuki lekarskiej. Atrybutem Asklepiosa był kaduceusz, który z tego właśnie
powodu sta
ł się następnie symbolem zawodu lekarza.
Je
śli kogoś dotknęła jakaś nieznośna przypadłość lub choroba, której żaden zwyczajny lekarz nie potrafił uleczyć,
chory móg
ł odbyć podróż do jednej z trzystu dwudziestu świątyń Asklepiosa rozrzuconych na terenie całej Grecji,
gdzie we
śnie lub wizji mógł zasięgnąć rady tego legendarnego lekarza. Główne centrum uzdrowicielskie tego
rodzaju znajdowa
ło się w Epidauros; mogło ono udzielić schronienia i nakarmić ogromne rzesze ludzi, którzy doń
nieustannie przybywali w oczekiwaniu na wst
ęp do sanktuarium.
Gdy nadszed
ł odpowiedni moment, po dokonaniu rytualnych czynności przygotowawczych pielgrzymi wkraczali na
dziedziniec
świątyni, na którym spędzali noc pod gwiazdami w oczekiwaniu na wieszczy sen, w którym pojawiał się
Asklepios ubrany w futro z kaduceuszem w d
łoni i zapraszał pacienta do głównego sanktuarium zwanego
abatonem. Abaton by
ł ogromnym budynkiem, w którym znajdowała się wielka liczba łóżek przypominających nieco
kszta
łtem sofy z epoki wiktoriańskiej. Jeden ich koniec uniesiony był ku górze, tak by głowa i tułów spoczywały
wy
żej niż biodra i nogi. Łoża tego rodzaju zwano klini; od ich nazwy pochodzi współczesny termin „klinika”.
Wierzono,
że nocą do abatonu przybywał sam Asklepios, który pojawiał się w sennych wizjach śpiących na łożach
pacjentów, a nast
ępnie w sposób nadprzyrodzony udzielał im rad i uzdrawiał.
Wdzi
ęczni pacjenci często zlecali kamieniarzom wykuwanie umieszczanych na kolumnach tablic wotywnych z
opisem szczegó
łów dotyczących ich chorób, wizji w abatonie oraz rezultatów zalecanej kuracji, tak by wszyscy
mogli dowiedzie
ć się o uczynionych przez Asklepiosa cudach. Te zachowane do naszych czasów przez ponad dwa
tysi
ące lat opisy historii chorób są lekturą iście fascynującą. Czasami duchowy uzdrowiciel zalecał specyficzny
sposób leczenia, czasami po prostu przyk
ładał dłonie do ciała pacjenta. Asklepios miał także subtelne poczucie
humoru, o czym
świadczy poniższe starożytne sprawozdanie mówiące o jednym z uzdrowień, jakiego dokonał on w
abatonie.
Eufanes, ch
łopiec z Epidauros, cierpiący na kamienie nerkowe, spał w świątyni. Wydało mu się, że bóg
stan
ął koło niego i spytał: „Co mi dasz, jeśli cię wyleczę”, „Dziesięć kości do gry”, odparł chłopiec. Bóg
za
śmiał się i rzekł, iż go wyleczy. Gdy nadszedł dzień, chłopiec odszedł zdrowy.
Na tabliczkach wotywnych zachowanych w Epidauros pojawiaj
ą się gdzieniegdzie wzmianki o tym, że pacjenci mieli
wizje, gdy znajdowali si
ę w „stanie między snem a jawą”, to znaczy w momencie odwiedzin przez Asklepiosa byli
oni pogr
ążeni w czymś w rodzaju snu na jawie. Można z dużym prawdopodobieństwem przypuścić, że słowa te
odnosz
ą się do stanu hipnagogicznego, w jakim znajduje się umysł człowieka w fazie pośredniej między jawą a
snem w momencie zasypiania i któremu cz
ęsto towarzyszą omamy wzrokowe.
W Epidauros znajdowa
ł się również ogromny amfiteatr mający znakomitą akustykę, z czego można wnosić, że
odbywa
ły się tam także przedstawienia teatralne oraz inne występy o charakterze rozrywkowym. W późniejszym
czasie w Epidauros zbudowano odeion (odeon), budynek, w którym odbywa
ły się koncerty, dzięki czemu do
procesu uzdrawiania mo
żna było włączyć również muzykę. Obecność humoru i rozrywki w miejscu, w którym
pacjenci do
świadczali paranormalnych przeżyć, jest całkowicie zgodna z doktryną radosnego paranormalizmu.
Radosny paranormalizm odnosi si
ę ze szczególną atencją do obdarzonego wielkim poczuciem humoru
hellenistycznego pisarza Lukiana z Samosat (117-180 n.e.), uwa
żając go za oficjalnego humorystę zaświatów. Ten
twórczy geniusz, który by
ł prawdopodobnie największym z radosnych badaczy zjawisk paranormalnych
staro
żytności, dostrzegał w słabostkach nękających nas, zwolenników zjawisk paranormalnych, raczej mateńał do
artystycznego opracowania ni
ż pożywkę dla suchej, akademickiej dysputy. Lukian uwielbiał ośmieszać oszustów,
którzy wykorzystywali
łatwowierność innych utrzymując, że mają paranormalne zdolności lub doświadczyli
paranormalnych prze
żyć. Jest on autorem kilku wnikliwych, acz nieco jednostronnych analiz podejmujących
problem motywacji, jakimi kierowa
ły się osoby lansujące zjawiska paranormalne.
Lukian wy
śmiewał wyssane z palca dawne opowieści podróżnicze opisujące cuda i dziwy rozgrywające się jakoby
poza granicami znanego
świata. Styl tych opowieści sparodiował zręcznie w swoim dziele Prawdziwa historia, w
przedmowie do którego omawia pu
łapki, jakie czekają na czytelników tego rodzaju pism.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (3 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Ktezjasz z Knidos, syn Ktesiocha, opowiada w dziele swoim o kraju Indów, jego osobliwo
ściach rzeczy,
których ani sam nie widzia
ł, ani od nikogo wiarygodnego nie słyszał. Toż i Jambulos popisał różne
dziwaczne historie o krajach w wielkim morzu, namacalne k
łamstwa i chociaż, przyznać muszę, treść wcale
jest zabawna... Protoplast
ą ich i mistrzem w tego rodzaju bladze jest Homerowski Odyseusz, który
opowiada Alkinoosowi i jego dworzanom o wiatrach w niewoli, o jednookich, ludo
żercach i dzikich
ludziach... i o innych banialukach, którymi zwaraca
ł głowę prostodusznym Feakom [Lukian, Dialogi, t. 1,
t
łum. K. Bogucki, Ossolineum, Wrocław 1960.].
W dalszej cz
ęści Historii prawdziwej Lukian daje szczegółowy opis swojej własnej domniemanej podróży poza
kra
ńce oceanu i dalej aż do samego księżyca. Kończąc opis wielu cudów, jakie tam zobaczył, dodaje: „Jeśli ktoś
w
ątpi w to, co mówię, niech sam się tam uda, a przekona się, że mówię prawdę”.
Humor Lukiana pomaga skutecznie unikn
ąć pułapki, w którą wpadają czasami nadmiernie gorliwi tanatonauci.
Zafascynowani relacjami ze swoich wypraw poza granice
śmierci, owi entuzjaści przeżyć z pogranicza śmierci
próbuj
ą czasami zamknąć usta wątpiącym stwierdzając: „Kiedy umrzecie, zobaczycie, że mamy rację!”. Ale tego
rodzaju pseudologiczne wypowiedzi s
ą zdecydowanie nie na miejscu i każdy rzetelny radosny badacz zjawisk
paranormalnych powinien ich unika
ć.
Lukian mia
ł znakomite wyczucie elementu komicznego zawartego w domniemanych relacjach z zaświatów. W
jednej z jego opowie
ści pewien niedawno zmarły mężczyzna dociera do rzeki, po czym stara się przeprawić na
drugi jej brzeg w
łodzi Charona. Przewoźnik nie chce jednak wpuścić zmarłego na pokład, ponieważ ten nie ma
przy sobie pieni
ędzy na zapłatę. Wtedy mężczyzna postanawia przepłynąć rzekę wpław, nie martwiąc się przy tym
zbytnio, jako
że „przecież, skorom raz umarł, nie potrzebuję się bać, żeby mię siły opuściły i żebym się utopił”.
Lukian zarabia
ł na życie jako satyryk i prześmiewca. Odbywał podróże po kraju, odczytując lub recytując na
spotkaniach z publiczno
ścią fragmenty swoich dzieł. Dobrze wiedział, że zjawiska paranormalne są stronnikami
komików i przynale
żą do sfery humorologiki. Humor zaś, z jakim opisywał on zjawiska paranormalne, jest dziś
równie
śmieszny jak przed prawie dwoma tysiącami lat.
Tworzenie kontekstu dla naprawd
ę naukowych badań
Jak mo
żemy rozsądnie rozmawiać o zjawiskach paranormalnych bez historycznej wiedzy na ich temat? Czy można
podj
ąć jakiekolwiek naprawdę poważne badania tego zagadnienia poza kontekstem historycznym?
Trzy omówione powy
żej przykłady pochodzące ze starożytnej Grecji unaoczniają nam wyraźnie, że w historii
pojawia
ło się wiele godnych uwagi postaci, które aktywnie angażowaly się w praktykowanie lub wywoływanie
zdarze
ń paranormalnych. W odróżnieniu od nich dysfunkcyjni eksperci partycypują w zjawiskach paranormalnych
jedynie pasywnie jako czytelnicy i dyskutanci. Przeci
ętny dysfunkcyjny ekspert dysponuje niewielką praktyczną
wiedz
ą na temat zjawisk paranormalnych w porównianiu z Salmoksisem czy też kapłanami Asklepiosa, którzy
pracowali w abatonie przy klini swoich pacjentów. Dysfunkcyjnym
„ekspertom” brakuje także wglądu Lukiana w
humorologiczny charakter dyskursu na temat zjawisk paranormalnych.
Dysfunkcyjna wiara w zjawiska paranormalne jest sposobem sp
ędzania wolnego czasu dla tych, którzy rzadko
wychodz
ą z domu; chodzi więc o zjawiska paranormalne widziane z pozycji wygodnego fotela. Nasze
spo
łeczeństwo oddaje się czemuś, co radosny paranormalizm określa mianem konsumpcji zjawisk paranormalnych
wed
ług pasywnego modelu kanapowego. Polega on na siedzeniu na sofie i oglądaniu programów telewizyjnych
po
święconych zjawiskom paranormalnym. W ich trakcie zaproszeni goście opisują swoje własne, osobiste
paranormalne do
świadczenia związane z przeżyciami z pogranicza śmierci, zjawami zmarłych osób, proroczymi
snami itd. Nast
ępnie dwóch lub więcej dysfunkcyjnych ekspertów zaczyna kłócić się przed kamerami, starając się
wyja
śnić znaczenie owych paranormalnych doświadczeń, a zwłaszcza, czy stanowią one „dowód” na istenienie
życia po śmierci, prekognicji itd., czy też nie. Oceniając wypowiedzi osób mających paranormalne doświadczenia
oraz dysfunkcyjnych ekspertów, widzowie wyci
ągają wnioski i podejmują decyzje. Nikt nie oczekuje od
dysfunkcyjnych ekspertów wywo
ływania paranormalnych zdarzeń ani też umożliwiania doświadczania ich innym, co
mieli w zwyczaju robi
ć eksperci w starożytnej Grecji.
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych uważają, że aby zmienić na lepsze obraz badań tychże zjawisk, należy
zmieni
ć model partycypowania w nich. Postępując zgodnie z jednoczącą zasadą, która głosi, że zjawiska
paranormalne s
ą formą rozrywki, możliwe jest takie zestrojenie ze sobą psychologii anomalistycznej, wiedzy
historycznej oraz klinicznej, by umo
żliwić ludziom doświadczanie paranormalnych przeżyć „z' pierwszej ręki”.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (4 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Dopiero wówczas b
ędą oni mogli zdecydować, co tak naprawdę znaczą owe przeżycia, a to z kolei mogłoby
doprowadzi
ć do rozwiązania podstawowego dylematu.
Wiele osób zajmuj
ących się badaniem zjawisk paranormalnych znajduje się w nieustannym stresie, ponieważ
prze
życia z pogranicza śmierci, duchy, przeczucia itp. są spontanicznymi i nieprzewidywalnymi zdarzeniami,
których nie da si
ę odtworzyć w warunkach sprzyjających naukowej obserwacji. Tak więc badacze zmuszeni są do
analizowania stert raportów sporz
ądzonych jakiś czas po wystąpieniu rzekomo paranormalnych zdarzeń – opisów o
charakterze wspomnie
ń, które naukowi sceptycy nazywają anegdotami, starając się pomniejszyć ich znaczenie.
Je
śli wizyjne spotkania ze zmarłymi, przeżycia z pogranicza śmierci czy przewidywanie przyszłości są rzeczywiście
tym, czym si
ę wydają, wówczas dotyczyłyby one kontaktów między rzeczywistością dnia codziennego a tym, co
okre
ślilibyśmy mianem innych, odmiennych poziomów czy wymiarów rzeczywistości. Nauka odnosi niezwykłe
sukcesy po cz
ęści dlatego, że z godnym pochwały uporem i stanowczością ogranicza zakres swojego działania do
tej sfery rzeczywisto
ści, z którą mamy do czynienia na co dzień. Tymczasem sztuka często i skutecznie
doprowadza do kontaktów mi
ędzy rzeczywistością dnia codziennego a intrygującymi, innymi jej poziomami. Na
przyk
ład teatromani, kinomani i bywalcy koncertów regularnie odbywają podróże, nie ruszając się ze swoich foteli,
w pozornie odmienne obszary bytu. To, czego s
ą świadkami, sprawia, że czują się oni tak, jakby znajdowali się
po
środku zupełnie odmiennego porządku rzeczy. Tak więc wzorując się na sztuce filmowej lub teatralnej radośni
badacze zjawisk paranormalnych mog
ą mieć nadzieję na odtwarzanie doświadczeń i zjawisk, które, gdy zdarzają
si
ę spontanicznie, uważane są za paranormalne.
Gdyby zamierzenie to uda
ło się zrealizować i gdyby służącą temu celowi technikę udało się opisać w prostych
s
łowach, tak by umożliwić innym radosnym badaczom dokonywanie identycznych prób oraz uzyskiwanie takich
samych wyników, wówczas zainaugurowaliby
śmy nowy rozdział w badaniach nad zjawiskami paranormalnymi.
Przedstawiciele radosnego paranormalizmu musz
ą być jednak bardzo ostrożni; nie mogą pozwolić na to, by
odtwarzalno
ść zjawisk paranormalnych porównywać z odtwarzalnością w tym znaczeniu, w jakim słowem tym
pos
ługują się naukowcy. Radośni badacze zjawisk paranormalnych nie będą więc twierdzić, że dokonują
naukowych eksperymentów i w zwi
ązku z tym nie popełnią błędu parapsychologów. Nie będą także urażać
wra
żliwości naukowców, mówiąc na przykład w sposób afektowany o możliwości kopiowania swoich badań czy
odkry
ć. Punkt widzenia radosnego paranormalizmu jest raczej zbieżny z koncepcją rekreacji pozornie
paranormalnych do
świadczeń w podwójnym sensie tego słowa odtworzenia i rozrywki.
Radosny paranormalizm jest teori
ą pragmatyczną. Przeglądając zapiski historyczne natknęliśmy się na znakomity
przyk
ład ilustrujący użyteczność i kreatywną siłę rozrywkowej teorii zjawisk paranormalnych będącej w opozycji do
teorii dysfunkcyjnego paranormalizmu. Historia dostarcza wystarczaj
ąco dużo informacji, by umożliwić radosnym
badaczom wiarygodne odtworzenie jednej z najbardziej zdumiewaj
ących i ekscytujących form paranormalnych
do
świadczeń wzrokowych zjaw zmarłych osób.
Chocia
ż brzmi to niewiarygodnie, w starożytnej Grecji istniały miejsca zwane psychomanteami lub wyroczniami
zmar
łych, do których udawano się w celu zasięgnięcia porady duchów zmarłych, jednak nie za pośrednictwem
mediów, lecz bezpo
średnio, w trakcie osobistego wizjonerskiego spotkania danej osoby z duchem. Pisma poety
epickiego Homera, historyków Herodota i Plutarcha, komediopisarza Arystofanesa, geografa Strabona, pisarza i
podró
żnika Pauzaniasza oraz innych starożytnych autorów zaświadczają o tym, że wyrocznie zmarłych
rzeczywi
ście istniały. Według tych starożytnych autorytetów szukający porady w psychomanteach ludzie widzieli
swoich zmar
łych krewnych lub przyjaciół, przebywali w ich pobliżu, a nawet z nimi rozmawiali.
Najbardziej znana z tych dziwnych instytucji o nadprzyrodzonych w
łaściwościach mieściła się w kraju Tesprotów,
na wysuni
ętym najbardziej na północny zachód krańcu Grecji. Strabon pisał, że wyrocznia umarłych usytuowana
by
ła głęboko pod ziemią. Wejście do niej znajdowało się w pobliżu dużego, bagnistego jeziora, do którego wpadała
rzeka Acheront.
W 1958 roku archeolog Sotirios Dakaris dokona
ł jej ponownego odkrycia. Po przeprowadzeniu wykopalisk okazało
si
ę, że wyrocznia umarłych składała się z ogromnego kompleksu podziemnych budowli. Były tam pomieszczenia
sypialne dla podró
żników przybywających na spotkanie z duchami oraz obszerna część mieszkalna kapłanów,
którzy zarz
ądzali całym przybytkiem oraz opiekowali się klientami wyroczni.
Mieszkaj
ący w wyroczni przewodnicy zwani byli psychogogami. Zapisy historyczne nie zawierają wystarczającej
ilo
ści informacji, by ustalić stosowane przez nich procedury, niemniej jednak już sama nazwa kapłanów jest wielce
sugestywna. S
łowo psychogogia, dosłownie „prowadzenie umysłu”, przywodzi na myśl wyobrażenie wzlotu duszy.
Pierwotnie odnosi
ło się ono do wszelkiego rodzaju pożądanego i efektywnego dyskursu. Starożytni krytycy literaccy
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (5 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
i filozofowie pos
ługiwali się nim charakteryzując elektryzujący efekt, jaki na słuchaczach wywierała czasami poezja,
retoryka i dyskusja filozoficzna. U
żywano go także w odniesieniu do dokumetów opisujących fakty, w tym fakty
historyczne. W pó
źniejszym czasie geograf Eratostenes (275-194 p.n.e.) ponownie przesunął granice, roszcząc
sobie prawo do prozaicznego u
żywania języka dla celów ściśle naukowych, w tym do wyznaczenia obwodu Ziemi,
czego dokona
ł, myląc się zaledwie o kilka mil w stosunku do rzeczywistej długości. Twierdził, że głównym zadaniem
dzie
ł poetyckich nie jest instruowanie, lecz zabawianie, tak więc zawęził znaczenie słowa psychogogia do dziedziny
rozrywki
– dokonując czegoś, co było do przewidzenia z punktu widzenia teorii radosnego paranormalizmu. Ci
napuszeni z
łośliwcy, funda-chrześcijanie, będą mieć powód do filisterskiego uśmieszku samozadowolenia, gdy
dowiedz
ą się, że słowo psychogogia często tłumaczono także jako „zaczarowanie”.
W wyroczni zmar
łych nad Acherontem długi korytarz łączy pomieszczenia sypialne z labiryntem. Poruszanie się w
labiryncie w zupe
łnej ciemności sprzyjało zapewne wprowadzaniu się w odmienne stany świadomości konieczne do
wywo
łania wizji. Archeologowie odkryli na podłodze labiryntu ślady palonego haszyszu, okazuje się więc, że
świadomość klientów wyroczni była także stymulowana chemicznie.
G
łęboko pod ziemią labirynt otwierał się na główne pomieszczenie całego kompleksu, długą na około pięćdziesięciu
stóp komnat
ę zjaw. W jej wnętrzu archeologowie odnaleźli szczątki ogromnego kotła z brązu. Wokół niego
ustawiona by
ła balustrada, by klienci nie podchodzili zbyt blisko. Ustawiali się oni zapewne wokół kotła i wpatrywali
w jego powierzchni
ę, starając się dostrzec duchy swoich bliskich zmarłych.
Dakaris doszed
ł do wniosku, że kilku psychogogów chowało się we wnętrzu kotła, a następnie odgrywało rolę
zmar
łych, których chcieli ujrzeć ludzie odwiedzający wyrocznię. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wyrocznia
zmar
łych nad Acherontern funkcjonowała bez przerwy przez przynajmniej jedno tysiąclecie, wydawało mi się, że
ludzie, którzy byli w ko
ńcu twórcami zachodniego racjonalizmu, byli zbyt inteligentni, by dać się nabierać na taką
prost
ą sztuczkę przez taki długi czas. Wysunąłem więc odmienną hipotezę.
W wielu kulturach u
żywano wypolerowanych metalowych czar, mis i pucharów wypełnionych oliwą lub innym
p
łynem jako zwierciadeł służących do wywoływania wizji. Nie dysponujemy jednoznacznymi dowodami na to, że
klienci wyroczni zmar
łych wywoływali duchy zmarłych, wpatrując się w powierzchnię kotła, wydaje się jednak
oczywiste,
że psychogogowie mogli znać tę metodę. Istnieje szereg śladów wskazujących na to, że starożytni
Grecy rozumieli zasad
ę, zgodnie z którą możliwe jest wizualizowanie zjaw w czystej optycznej głębi jakiegoś
przezroczystego czy wypolerowanego przedmiotu lub cieczy.
Scen
ę opisującą tego rodzaju wizję zwierciadlaną odnajdujemy w Iliadzie Homera, jednym z pomników starożytnej
literatury greckiej. Siedz
ąc na brzegu morza Achilles ujrzał pewnego razu postać swojej matki, Tetydy, wyłaniającą
si
ę z szarej mgły. Zjawa wyłaniała się z morskich głębin, zbliżyła do plaży, a następnie odbyła długą rozmowę ze
swoim synem.
Szereg greckich tak zwanych magicznych papirusów podaje szczegó
łowe instrukcje dotyczące wywoływania
duchów za pomoc
ą wpatrywania się w metalowe misy oraz inne naczynia. Pisma te są zbiorami magicznych formuł
i zakl
ęć spisanych w języku greckim. Odkryto je w Egipcie, którego suchy klimat pozwolił im przetrwać w
znakomitym stanie do naszych czasów. Zachowane pisma pochodz
ą z okresu między II wiekiem p.n.e. a V wiekiem
n.e., zwa
żywszy jednak na fakt, że religijni fanatycy niszczyli masowo tego rodzaju zwoje, stanowią one zapewne
jedynie u
łamek pierwotnych zbiorów. Pochodzą one z czasów, gdy Egipt znajdował się pod przemożnym wpływem
kultury greckiej, a naukowcy, którzy je badali, s
ą zdania, że dają one wierny opis niektórych greckich praktyk
magicznych i ludowych praktyk religijnych. A oto typowy przyk
ład tego rodzaju dokumentu:
Je
śli pragniesz dowiedzieć się czegoś o rzeczach, weź naczynie z brązu, misę albo czarę, jakiego bądź
rodzaju. Nalej do
ń wody: wody deszczowej jeśli chcesz przyzywać bogów nieba, wody morskiej jeśli bogów
ziemi, wody rzecznej je
śli Ozyrysa lub Serapisa, wody źródlanej jeśli zmarłych. Trzymając naczynie na
kolanach nalej do
ń nieco zielonej oliwy, pochyl się i wypowiedz przepisane zaklęcie. Zwróć się do boga, do
którego chcesz, i pytaj go o to, co tylko chcesz, a on ci
ę wysłucha i udzieli odpowiedzi. Kiedy skończy
mówi
ć, odpraw go wypowiadając zaklęcie pożegnalne, a wtedy ty, który wypowiedziałeś to zaklęcie,
b
ędziesz zdumiony... W końcu, gdy przywołasz tego, kogo pragniesz zobaczyć, on się pojawi, bóg lub
zmar
ły, i udzieli ci odpowiedzi na wszystkie twoje pytania. A kiedy już dowiesz się tego, co chciałeś
wiedzie
ć, odpraw [go]... mówiąc: „odejdź, mistrzu, ponieważ wielki bóg... żąda tego od ciebie i nakazuje ci”.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-11.htm (6 of 6) [07-May-11 6:18:41 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 12
ZAMKNI
ĘCIE KRĘGU: ŻYCIE PO ŻYCIU RAZ JESZCZE
Mog
łoby się wydawać, że już nigdy nie powrócimy do tematu otwierającego tę książkę. Tymczasem podjąłem długą
podró
ż okrężną drogą, by powrócić do tego, co moim zdaniem jest sednem sprawy, a mianowicie owych
zadziwiaj
ących wizyjnych przeżyć z pogranicza śmierci, którym poświęcone było Życie po życiu. Na początku
ksi
ążki, którą mają państwo przed sobą, kontrowersja na temat przeżyć z pogranicza śmierci znajdowała się jednak
w impasie, po cz
ęści z powodu obowiązywania wówczas sztywnych, stereotypowych wytycznych, które dyktowały
sposób prowadzenia debaty na temat domniemanych zjawisk paranormalnych. Teraz powrócili
śmy do punktu
wyj
ścia, jednak nasza pozycja jest znacznie silniejsza niż poprzednio; obaliliśmy argumenty przedstawicieli trzech
anachronicznych, ca
łkowicie nieefektywnych ugrupowań dysfunkcyjnych „ekspertów”, a także wykazaliśmy, że to
my, rado
śni badacze zjawisk paranormalnych, jesteśmy prawdziwymi ekspertami od tego, co nieznane!
Tak, przyznaj
ę się do tego! Raz jeszcze! Jestem radosnym badaczem zjawisk paranormalnych. Radosny
paranormalizm jest miejscem, sk
ąd pochodzę i gdzie przebywałem przez wszystkie te lata; był on moją filozoficzną
ojczyzn
ą już na długo przed publikacją Życia po życiu, mimo że media, mój poprzedni wydawca i wszyscy inni
ludzie uczestnicz
ący w różny sposób w powstawaniu tamtej książki bardzo się starali, by obsadzić mnie w roli
„eksperta” od życia po śmierci.
Nie by
łem ekspertem od życia po śmierci w przeszłości, teraz też nim nie jestem i nie spodziewam się zostać nim w
najbli
ższej przyszłości. Oczywiście jeśli „ekspert” to ktoś, kto twierdzi, że wie wszystko, lub przynajmniej prawie
wszystko, o tym, co trzeba wiedzie
ć na dany temat. Jeśli jednak „ekspert” jest kimś, kto wie, że nie wie, i mówi
g
łośno o tym, że nie wie, wówczas jestem ekspertem od „tego, co nieznane”.
Pragn
ę przy tym stwierdzić jasno i wyraźnie, że nie mam nic wspólnego z tymi, którzy wiedzą jeszcze mniej ode
mnie; tymi, którzy sami podaj
ą się za „ekspertów”; tymi, którzy ogłaszają wszem i wobec, że są w posiadaniu
wszystkich, lub przynajmniej prawie wszystkich, odpowiedzi na pytania zwi
ązane z tym, co nieznane.
Jako kto
ś zdecydowanie nie należący do przedstawicieli wielkiej trójki, uważam, iż jestem o wiele bardziej
bezstronny i otwarty na kwesti
ę życia po śmierci, a także inne kwestie związane ze zjawiskami paranormalnymi,
które jej z konieczno
ści towarzyszą.
Nast
ępstwem mojego zainteresowania sprawami dotyczącymi życia po śmierci, w połączeniu z pozbawionym
jakichkolwiek uprzedze
ń i bezstronnym podejściem, była potrzeba zbadania tego tematu nie z punktu widzenia
dos
łowności, jak robią to fundamentaliści, nie z punktu widzenia naukowej dowodliwości, jak robią to sceptycy, nie z
punktu widzenia dyskredytowania dowodów o charakerze anegdotycznym, jak czyni
ą to zagorzali parapsycholodzy,
ani nie z punktu widzenia jakichkolwiek dawnych konwencji i ogranicze
ń charakteryzujących toczącą się dyskusję
na temat zjawisk paranormalnych, ale z punktu widzenia dzieci
ęcej potrzeby radosnego badania wszystkiego, co
znajduje si
ę wokół, z intencją uważnego i pełnego szacunku przyglądania się temu, co ujawniają moje badania.
Prosz
ę mi pozwolić na przytoczenie tylko jednego przykładu na to, do czego doprowadziło takie właśnie podejście.
Mówi
łem wcześniej, że kilka spośród greckich tak zwanych magicznych papirusów podaje szczegółowe instrukcje
co do tego, w jaki sposób nale
ży wywoływać duchy metodą wpatrywania się w powierzchnię metalowych mis czy
innych naczy
ń, i pod koniec poprzedniego rozdziału napisałem trochę więcej na ten temat. Nie wchłonąłem tej
informacji tak po prostu, by nast
ępnie odrzucić ją bądź zaakceptować, w zależności od tego, gdzie, w moim
ustalonym ju
ż systemie wartości i przekonań, mogłaby ona pasować. Chciałem zrobić coś więcej niż tylko osądzić
t
ę informację; chciałem sprawdzić jej wartość. (Oczywiście osądzanie i sprawdzanie wartości to dwie zupełnie różne
rzeczy). To, co us
łyszałem o Grekach, zainspirowało mnie do podjęcia próby odtworzenia procesu wywoływania
zjaw zmar
łych osób za pomocą wpatrywania się w zwierciadło.
Zaprojektowa
łem izbę zjaw, a pewien rzemieślnik wykonał ją według moich wskazówek. Jest ona zamkniętym
pomieszczeniem wielko
ści małego pokoiku o czarnych ścianach, światłoi dźwiękoszczelnym. Na jednej ze ścian
wisi kwadratowe lustro o bokach szeroko
ści stu dwudziestu centymetrów. Dolny brzeg lustra znajduje się około
metr nad pod
łogą.
Przed lustrem, w odleg
łości około metra, ustawiliśmy wygodny fotel, któremu stolarz obciął nogi, tak że siedzi się
nisko na pod
łodze. Fotel jest lekko odchylony do tyłu, dzięki czemu siedząca w nim osoba może się odprężyć i
zrelaksowa
ć.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (1 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Bezpo
średnio za fotelem zainstalowałem lampkę z czteroipółwatową żarówką, w taki sposób, by jej światło nie
odbija
ło się w lustrze. Gdy drzwi do pokoiku zostaną zamknięte i zapali się lampkę, jedynie jej nikłe światło
rozja
śnia pomieszczenie. Tego rodzaju oświetlenie oraz odpowiednie nachylenie fotela sprawia, że siedząca w
fotelu osoba nie widzi w lustrze swojego odbicia, a jedynie krystalicznie czyst
ą głębię.
Ochotników do eksperymentu poszukiwa
łem pośród moich przyjaciół, którzy ukończyli studia psychologiczne. Gdy
wie
ść o moim projekcie rozeszła się wśród nich, swoją chęć uczestnictwa zgłosili koledzy zajmujący się
psychologi
ą, medycyną i socjologią. Wszyscy oni byli inteligentnymi, ciekawymi życia osobami, zrównoważonymi
emocjonalnie i interesuj
ącymi się zagadnieniami świadomości człowieka.
Ka
żdego z ochotników poprosiłem o wybór jednej zmarłej bliskiej mu osoby, którą chciałby on zobaczyć. Z kolei
sami ochotnicy zaproponowali,
że przyniosą na sesję przedmioty, które należały kiedyś do zmarłych, były dla nich
szczególnie cenne oraz silnie wi
ązały się z nimi emocjonalnie. Ponieważ przywoływanie zmarłych dotyka głębokich
uczu
ć osobistych, uczestnicy eksperymentu przybywali pojedynczo, tak bym mógł pracować tylko z jedną osobą
naraz. Ka
żdego uczestnika sesji przygotowywałem przez godzinę lub dwie zadając mu pytania na temat zmarłej
bliskiej mu osoby, z któr
ą chciał się spotkać. Moje pytania miały ogólny, otwarty charakter i nie zmierzały do
uzyskania konkretnych informacji, lecz raczej do sk
łonienia uczestnika do mówienia. Zauważyłem, że im więcej
mówi
ł uczestnik, a ja mniej, tym większe było prawdopodobieństwo, że dana osoba doświadczy wizji. Podczas
naszej rozmowy uczestnik pokazywa
ł mi przyniesione przez siebie pamiątki po zmarłym, ja zaś pytałem go o
emocjonalne znaczenie ka
żdego przedmiotu.
Kiedy osoba uczestnicz
ąca w sesji powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia, prowadziłem ją do izby
zjaw, polecaj
ąc usiąść w fotelu, odprężyć się i wpatrywać w głębię lustra. Mówiłem jej, że wrócę po godzinie lub
pó
łtorej. Po upływie tego czasu zabierałem ją z izby zjaw, prowadziłem do mojego gabinetu, a następnie prosiłem o
opisanie tego, czego dane jej by
ło doświadczyć.
Eksperyment przywo
ływania duchów zmarłych przeprowadziłem z ponad stu osobami. Byli wśród nich
psychologowie, psychiatrzy, okulista, radiolog, pracownicy socjalni, kobiety i m
ężczyźni zajmujący się biznesem,
projektant mody i kilku pisarzy. Wszyscy oni interesowali si
ę zagadnieniami świadomości człowieka.
Oko
ło połowa uczestników miała wrażenie, iż podczas sesji spotkała się ze swoimi zmarłymi bliskimi. Wielu widziało
trójwymiarowe, realistyczne postacie swoich nie
żyjących bliskich. Czasami widzieli zjawy w lustrze, czasami zjawy
wychodzi
ły poza lustro. W około jednej trzeciej przypadków uczestnicy sesji słyszeli głosy swoich zmarłych bliskich.
W prawie wszystkich pozosta
łych przypadkach czuli, że komunikują się z nimi na zasadzie bezpośredniego
kontaktu umys
łu z umysłem czy też duszy z duszą. Czasami odbywali nawet dłuższe pogawędki.
Prawie w ka
żdym przypadku uczestnicy wyczuwali wyraźnie obecność swoich zmarłych bliskich. Ku memu
wielkiemu zdumieniu interpretowali owe doznania jak rzeczywiste spotkania ze zmar
łymi. Byli szczęśliwi, a
spotkania te dzia
łały na nich uzdrawiająco. Mówili, że doświadczenia te pomogły im uporać się z żalem po stracie
bliskich im osób oraz doko
ńczyć wiele nie załatwionych spraw.
Kilku psychologów w Stanach Zjednoczonych i Europie tak
że założyło psychomantea i potwierdziło uzyskane
przeze mnie rezultaty. Okaza
ło się więc, że możliwe jest doprowadzanie do zupełnie wiarygodnych, wizyjnych
spotka
ń ze zmarłymi, a więc stymulowanie jednego z powszechnych zjawisk paranormalnych.
Wizyjne spotkania ze zmar
łymi są także integralnym elementem przeżyć z pogranicza śmierci, dlatego
przywo
ływanie zmarłych pozwala badaczom na zrekonstruowanie ważnej części również tego paranormalnego
do
świadczenia. Dwaj uczestnicy moich sesji mieli wcześniej przeżycia z pogranicza śmierci, podczas których
widzieli swoich zmar
łych bliskich. Poproszeni o porównanie swoich doznań, obaj stwierdzili, że wizyjne spotkania ze
zmar
łymi w psychomanteum są nieodróżnialne od spotkań, jakie mieli z nimi, gdy znajdowali się na granicy śmierci.
A oto wniosek, do jakiego doszed
łem: tylko moja gotowość do przyznania się, że wiem, iż nie wiem, pozwoliła mi na
to, by wymy
ślić i przeprowadzić tego rodzaju eksperyment. Tylko dlatego, że potrafiłem docenić wartość
rozrywkow
ą tego eksperymentu, nigdy się nim nie zmęczyłem ani nie znudziłem, mimo pracy z dziesiątkami
uczestników. W rzeczy samej, to w
łaśnie owa wartość rozrywkowa eksperymentu sprawiła, że nie był on jedynie
zabaw
ą, lecz także bardzo pożytecznym i wartościowym zajęciem. Moja odmowa zdeprecjonowania całego
eksperymentu jako jedynie
„hokus-pokus”, jednocześnie jednak otwarte przyznanie, że jest on rodzajem „hokus-
pokus
”, a następnie stwierdzenie: „Zobaczmy, co z nam wyjdzie z tego »hokus-pokus«„ jest tym, co umożliwiło mi
dokonanie fascynuj
ących obserwacji i dojście do fascynujących wniosków oraz, hmm... dostarczyło mi dobrej
zabawy.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (2 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Czas ju
ż wyjść poza ten pojedynczy przykład i pojedynczy eksperyment. Czas zająć się sposobami zastosowania
zasad radosnego paranormalizmu do lepszego zrozumienia wizji z pogranicza
śmierci. A tak się składa, że także
prze
życia z pogranicza śmierci kryją w sobie wiele elementów rozrywkowych.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%...ody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-12.htm (3 of 3) [07-May-11 6:18:42 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Rozdzia
ł 13
TEN SI
Ę ŚMIEJE, KTO SIĘ ŚMIEJE OSTATNI
Ksi
ążka ta stawia sobie za cel wykazanie słuszności trzech głównych tez:
Dyskusja na temat prze
żyć z pogranicza śmierci oraz wszystkiego tego, co nazywamy zjawiskami paranormalnymi,
prowadzi
ła w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat (a może nawet ostatnich kilkuset lat) donikąd, jeśli wziąć pod uwagę
eksplorowanie nowych obszarów, zdobywanie nowej wiedzy czy te
ż ujawnianie starożytnej mądrości. Owa sytuacja
patowa, ów impas, jest wynikiem obowi
ązywania określonych „reguł postępowania”, według których toczą się
wszelkie powa
żne debaty na temat zjawisk paranormalnych w naszym społeczeństwie. Reguły te ograniczają liczbę
kategorii ludzi, którym dajemy pos
łuch, do trzech:
Parapsycholodzy,
Naukowi sceptycy,
Religijni fundamentali
ści.
Powodem, dla którego dyskusja nie posuwa si
ę naprzód oraz nie stawia pytań na temat zjawisk paranormalnych (a
tym bardziej na nie nie odpowiada), które rzeczywi
ście znaczą coś dla przeciętnych ludzi, jest to, że w żywotnym
interesie przedstawicieli trzech g
łównych kategorii dyskutantów jest to, by debata nadal miała charakter jałowy i
toczy
ła się dawnym, utartym szlakiem. Udaje im się tego dokonać za pomocą wielu różnego rodzaju wybiegów,
takich jak pos
ługiwanie się ograniczonym i literalnym słownictwem, czy też odmowa spojrzenia na zjawiska
paranormalne w sposób, czy te
ż z perspektywy, która mogłaby okazać się heretycka z ich od dawna ustalonych i
sprawdzonych punktów widzenia. Krótko mówi
ąc, wszyscy traktują interesujący nas temat nazbyt poważnie, nazbyt
literalnie oraz o wiele za w
ąsko, by dostrzec to, co jest rzeczywiście do zobaczenia, i dzięki temu dokonać
naprawd
ę nowych odkryć na tym polu. Pod tym względem wielka trójka dyskutantów pozostaje daleko za zwykłymi
lud
źmi na ulicy, którzy często doświadczają zjawisk paranormalnych (a także rozmawiają o nich szczerze i
otwarcie), podczas gdy tak zwani
„eksperci” głoszą światu, iż tego rodzaju przeżycia są niemożliwe lub traktują je
jako psychiczne aberracje, wynik my
ślenia życzeniowego lub dzieło diabła.
Obecnie nale
ży wznowić debatę, dopuszczając do okrągłego stołu przedstawicieli tej kategorii badaczy, których
postanowi
łem nazwać radosnymi badaczami zjawisk paranormalnych. Nadszedł bowiem czas, by spojrzeć na nie w
nowy sposób, przesta
ć traktować wszystko tak bardzo poważnie, a także rozważyć możliwość, iż ludzie uważają
temat zjawisk paranormalnych za tak bardzo fascynuj
ący z tego powodu, że nie traktują go poważnie, lecz raczej
zabawowo
– jako świetną rozrywkę. W rzeczy samej, zdaniem opinii publicznej jednym z najbardziej rozrywkowych
elementów zjawisk paranormalnych s
ą idee, które są z nimi związane, oraz myśl, że owe idee mogą być
prawdziwe! Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych wiedzą, że to, co na początku jest niezwykłą rozrywką, na
ko
ńcu może okazać się niezwykłym objawieniem, jeśli tylko pozwolimy, by ten wspaniały show toczył się dalej,
umo
żliwiając mu pokazanie nam tego, co ma nam on do pokazania (jeśli oczywiście w ogóle ma on nam coś do
pokazania) na temat tego, czym jest on w istocie.
Mówi
ę tu oczywiście o czymś, co jest mi dobrze znane; nikt bowiem nie był bardziej skonsternowany ode mnie, gdy
odkry
łem, że, w wyniku niezwykłego i całkowicie niespodziewanego sukcesu mojej książki Życie po życiu, opinia
publiczna zdecydowa
ła, że od tej pory jestem czołowym na świecie „ekspertem” od spraw związanych z
prze
życiami z pogranicza śmierci.
W mojej ksi
ążce zastanawiałem się, podobnie zresztą jak wielu innych ludzi na świecie, co może być prawdą, a co
nie, w odniesieniu do
życia po śmierci, dzieląc się z czytelnikami fascynującym materiałem anegdotycznym, jaki
uda
ło mi się zgromadzić, oraz badając możliwe wnioski, do jakich mogłyby one nas doprowadzić. Nagle okazało
si
ę, że moje beztroskie rozważania zostały przekute w kamień. Stały się niepodważalną Prawdą, a ja stałem się
Ekspertem. Wszelkie wysi
łki z mojej strony idące w kierunku poszerzenia zakresu moich badań lub pozostawienia
pewnych kwestii otwartymi, spotyka
ły się ze stanowczym sprzeciwem. Nikt nie chciał o tym słyszeć. Przecież
doszed
łem już do ostatecznych wniosków, a więc koniec i kropka.
W rzeczywisto
ści było jednak zupełnie inaczej. Teza dotycząca przeżyć z pogranicza śmierci nigdy nie miała
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (1 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
stanowi
ć kresu moich badań, lecz początek. W końcu, myślałem, rozpoczniemy poważne, naukowe badania
anegdotycznego materia
łu, jaki przedstawiłem opinii publicznej w tak dramatycznej (a więc i rozrywkowej) formie.
Jako wieloletni mi
łośnik zjawisk paranormalnych czerpałem wielką przyjemność z prowadzenia moich badań.
Mówi
ąc wprost, to, co robiłem, było niezłą zabawą.
Ka
żdy naukowiec, jeśli jest szczery i uczciwy, powie państwu, że w taki właśnie sposób dokonuje się prawdziwych
odkry
ć. Głęboko w trzewiach naukowców, teoretyków oraz wszelkiego rodzaju badaczy płonie ogień wielkiej pasji.
U pod
łoża tej pasji leży zabawa. Podobnie zresztą jak u podłoża wszelkiej pasji. Pasja to zabawa, mająca
wybuchowy charakter, zwielokrotniona, zintensyfikowana do takiego stopnia,
że sprawuje kontrolę nad daną chwilą
i przez to cz
ęsto czyni cuda. Czasami są to cuda miłości. Czasami cuda odkryć. Czasami cud przypomnienia
dawno zapomnianej m
ądrości. Ale zawsze cud, a nigdy nic nudnego. Pasja nie stwarza nudy. Nigdy w przypadku
osoby ogarni
ętej pasją. To niemożliwe. Obie te rzeczy wykluczają się nawzajem.
Poniewa
ż każda pasja jest zabawą, a wszelka zabawa rozrywką, nie mam żadnej wątpliwości, że powodem, dla
którego od wielu lat tak bardzo interesuj
ę się zjawiskami paranormalnymi, jest to, że mój umysł uznaje całe to
przedsi
ęwzięcie za cudownie zajmujące i zabawne.
Co si
ę stanie, jeśli wszyscy będziemy mogli spojrzeć na to w ten sposób?
Je
śli wszystkim nam udałoby się spojrzeć na to w ten sposób, moglibyśmy zjednoczyć siły i dokonać odkrycia
czego
ś nowego. Moglibyśmy otworzyć nowe okno wychodzące na to, co nęcąco nieznane, i, owiewani cudownie
świeżym powietrzem, odnaleźć cudownie. świeżą ideę, która doprowadziłaby do powstania cudownie świeżej
hipotezy umo
żliwiającej cudownie świeże podejście do cudownie świeżych badań prowadzących do zdobycia
cudownie
świeżej wiedzy. Moglibyśmy stymulować, przynajmniej do pewnego stopnia, przemianę tego, co
nieznane, w to, co znane, oraz poszerzy
ć w końcu naszą świadomość oraz zrozumienie tajemnic, ku którym od
pocz
ątku czasu przyciągana jest nasza zbiorowa ludzka dusza.
W
śród tych tajemnic nie ma większej ponad tą, co się z nami stanie po tym, co zwykliśmy nazywać śmiercią. Jak
dot
ąd do odpowiedzi na to pytanie udało nam się w największym stopniu zbliżyć w trakcie badań nad tak zwanymi
prze
życiami z pogranicza śmierci innych osób.
Niestety, badania te prowadzili
śmy bardzo serio, posługując się ograniczonym słownictwem oraz zawężającymi
pole dzia
łania „regułami podstawowymi” (wykluczającymi na przykład wszelkie dane oceniane jako psychologicznie
w
ątpliwe, nie dające się udowodnić naukowo lub nie poparte żadnym religijnym autorytetem. I, proszę o tym
pami
ętać, dane muszą spełniać wszystkie trzy kryteria, a nie tylko jedno czy dwa z nich), w wyniku czego nie udało
nam si
ę wypracować w ogóle żadnych odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Naprawd
ę myślałem, że moja książka Życie po życiu może stać się rodzajem stymulatora, popychającego dyskusję
na temat prze
żyć z pogranicza śmierci w nowym kierunku, gdy tymczasem okazało się, że w efekcie jej publikacji
przedstawiciele wielkiej trójki zacz
ęli jeszcze głębiej okopywać się w swoich szańcach, odmawiając ustąpienia
nawet na krok ze swoich dawnych pozycji okre
ślonych przez ich specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości.
Moja ksi
ążka spotkała się natomiast z olbrzymim publicznym poparciem i jej akceptacja ze strony zwyczajnych ludzi
(w odró
żnieniu od „ekspertów”) powiedziała nam co nieco o tym, kim są prawdziwi eksperci; kto tak naprawdę wie,
o co w tym wszystkim chodzi oraz co jest prawd
ą lub przynajmniej mogłoby być prawdą o zjawiskach
paranormalnych.
Dlatego zapraszam teraz tych wszystkich zwyczajnych, przeci
ętnych ludzi, którzy przyglądają się z boku (będąc
bez w
ątpienia równie oszołomieni jak niegdyś ja sam), jak przez ostatnie dwadzieścia pięć lat „eksperci” uparcie
trwaj
ą na swoich niewzruszonych pozycjach względem kwestii życia po śmierci (zupełnie nie zważając na piętrzącą
si
ę coraz wyżej górę materiału dowodowego o charakterze anegdotycznym), by wzięli sprawę w swoje ręce. Już
czas, by
śmy – przynajmniej ci z nas, którzy skłonni są przyznać, że nie znają prawdy – zerwali zasłonę, postawili
w
łaściwe pytania oraz rzucili wyzwanie tym dyskutantom, którzy twierdzą, że znają prawdę. Czas już, byśmy
powiedzieli im:
„Tak, ale co, jeśli...?”. Czas, byśmy dopuścili do siebie myśl, iż anegdotyczne relacje, jakie słyszymy
z ust tysi
ęcy ludzi na całym świecie, nie są jedynie czymś zabawnym, lecz także czymś, co może ujawnić nam
g
łębokie prawdy.
Krótko mówi
ąc, nadszedł już czas, byśmy to my śmiali się ostatni.
Tak wielu z tych, którzy maj
ą się za ekspertów od zjawisk paranormalnych, oraz tych, których obdarzamy moralnym
lub naukowym autorytetem w tej kwestii, nie chce nawet wys
łuchać tego, co na temat przeżyć z pogranicza śmierci
maj
ą do powiedzenia osoby, które utrzymują, że ich doświadczyły. Zbyt wielu księży, pastorów i rabinów stara się
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (2 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
za wszelk
ą cenę uciszyć ludzi, którzy „powrócili” z tamtej strony i opowiadają o swoich przeżyciach. Z kolei zbyt
wielu psychologów i psychiatrów traktuje tego rodzaju relacje niezwykle serio
– jako dowód głębokiej psychozy lub
co najmniej niezrównowa
żenia psychicznego, czemu trzeba natychmiast zaradzić, przepisując środki uspokajające.
I zbyt wielu sceptyków z tak bezwzgl
ędną werbalną i emocjonalną brutalnością podważa wiarygodność szczerych
relacji osób, które mia
ły przeżycia z pogranicza śmierci, a teraz żałują, że w ogóle zaczęły o tym mówić.
Oto co si
ę dzieje, gdy wszyscy nalegają, by traktować te sprawy tak bardzo serio.
A jednak mimo to my, zwyczajni obywatele
świata, nadal wsłuchujemy się w tego rodzaju relacje (a nawet
sprzyjamy ich powstawaniu, jako
że są one w ogromnej mierze bardzo ciekawe i zabawne), ponieważ jesteśmy
mile po
łechtani, zainspirowani, odmłodzeni, pobudzeni i ożywieni myślą, że mogą one być prawdziwe.
Dawne dokumenty
świadczą o tym, że przeżycia z pogranicza śmierci są spotykanym już od najdawniejszych
czasów zjawiskiem, które ujawni
ło się w pełnej krasie jednak dopiero w naszych czasach w wyniku splotu różnego
rodzaju czynników, z których jednym z najwa
żniejszych jest postęp technologiczny.
W trakcie ostatnich kilkudziesi
ęciu lat nastąpił tak ogromny postęp w reanimacji pacjentów z niewydolnością serca i
p
łuc, o jakim w przeszłości nikt nie mógł nawet marzyć. Wyposażenie, jakim dysponują dziś lekarze, a także
nowoczesne metody reanimacji pozwalaj
ą na przywrócenie pacjentowi życia w sytuacjach, w których jeszcze
zaledwie kilkadziesi
ąt lat temu uznano by go za zmarłego. W rezultacie podróże na tamten świat i z powrotem stały
si
ę, ku zdumieniu wszystkich, wydarzeniami dnia codziennego.
Co ciekawe i dziwne zarazem, podobne uwagi mo
żna by poczynić, mutatis mutandis, także na temat innych
ekscytuj
ących współczesnych dokonań – na przykład podróży na Księżyc. Te ostatnie stały się dziś czymś
banalnym (ludzie s
ą już nimi tak znudzeni, że NASA nie jest w stanie sprawić, by start kolejnego statku
kosmicznego by
ł jak dawniej transmitowany przez telewizję, stacje telewizyjne wymawiają się od tego jak mogą,
poniewa
ż mimo ich historycznego znaczenia wydarzenia te mają opłakanie niską oglądalność!), gdy tymczasem
prze
życia z pogranicza śmierci, o których mówi się otwarcie dopiero od dwudziestu lat, wciąż jeszcze fascynują. W
rzeczy samej zainteresowanie tym zjawiskiem zdaje si
ę nawet zwiększać. Dlaczego tak się dzieje?
Otó
ż jest tak dlatego, że temat ten niezwykle nas bawi. Jeśli więc nie zaakceptujemy zjawisk paranormalnych jako
rozrywki i b
ędziemy traktować je wciąż nazbyt poważnie, nigdy nie będziemy w stanie zaakceptować tego, co mogą
mie
ć nam one do przekazania oraz uznać tego za prawdę.
Gdyby
śmy nie byli tak często w ostatnich latach zabawiani przez filmy takie jak E.T. i Kokon, czy sądzą państwo, że
istnia
łaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy prawdę o życiu na innych planetach?
Gdyby
śmy nie byli stymulowani przez takie książki jak The Celestine Prophecy i Rozmowy z Bogiem, czy sądzą
pa
ństwo, że istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy prawdę o życiu na
naszej planecie?
I gdyby
śmy nie byli zafascynowani sentencjami Konfucjusza, przypowieściami Jezusa czy opowieściami innych
naszych najwi
ększych mistrzów (wszyscy oni znakomicie rozumieli, że najpierw muszą bawić, by później oświecać
umys
ły), czy sądzą państwo, że istniałaby jakaś szansa na to, że kiedykolwiek spokojnie zaakceptowalibyśmy
prawd
ę o nas samych i naszej ludzkiej naturze?
W tym w
łaśnie punkcie zasady radosnego paranormalizmu mogą znaleźć swoje efektywne zastosowanie. Na
pytanie, sk
ąd bierze się nieprzemijająca atrakcyjność przeżyć z pogranicza śmierci, możemy już dziś jasno i
wyra
źnie odpowiedzieć: Stąd, że stanowią one dla nas znakomitą rozrywkę.
Oto, moi przyjaciele, co znaczy
śmiać się jako ostatni. Ponieważ wszyscy traktują wszelkie sprawy związane z
życiem po śmierci i zjawiskami paranormalnymi tak bardzo poważnie. I to właśnie ta powaga wyklucza możliwość
dokonywania jakichkolwiek nowych odkry
ć, co stanowi przecież jedną z największych przyjemności (a tym samym
jedn
ą z najlepszych rozrywek), jakie sobie można wyobrazić.
W tym wszystkim jest co
ś bardzo zabawnego. To znaczy, jest to tak pokrętnie autodestrukcyjne, że aż prawie
śmieszne, zważywszy na implikacje.
Czy to wszystko mo
że być jedynie pozornym dobrodziejstwem?
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych lubią wyzwania. Z wielką ochotą zajmujemy się pozornie trudnymi
przypadkami na pozór podwa
żającymi naszą rozrywkową teorię. Tak na przykład w trakcie stosowania
humorologicznej koncepcji zjawisk paranormalnych do wizji z pogranicza
śmierci pojawiają się obiekcje czy też
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (3 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
zastrze
żenia, które zdają się sugerować, że wielka atrakcyjność przeżyć z pogranicza śmierci wynikająca z ich
rozrywkowego charakteru jest jedynie pozornym dobrodziejstwem.
Przytocz
ę dwa przykłady niepokojących, nieprzyjemnych „dysfunkcyjnych zastosowań” wizyjnych przeżyć z
pogranicza
śmierci do celów popularnej rozrywki i zabawy. Stanowią one, paradoksalnie, kolejny powód, dla
którego prze
życia z pogranicza śmierci należy traktować z humorystycznej perspektywy, jako że w obu tych
przypadkach ponownie chodzi o traktowanie pewnych spraw nazbyt serio.
Zdrowe poczucie humoru jest najlepszym narz
ędziem, jakim może się posłużyć radosny badacz zjawisk
paranormalnych w walce z parali
żującym umysł konserwatyzmem dotyczącym wizji z pogranicza śmierci, który, co
niewiarygodne, bardzo szybko zapuszcza korzenie po
śród dużej liczby osób poświęcających się temu zagadnieniu
jako rodzajowi hobby. Owi fani chc
ą, by za każdym razem ich rozrywkowa dieta składająca się z przeżyć z
pogranicza
śmierci była taka sama jak na początku, kiedy to tak bardzo przypadła im do gustu; tak więc pragną oni
ci
ągle tego samego i ciągle w coraz większych ilościach. Duża ich liczba zrzeszyła się w specjalnym klubie
hobbystów zwanym International Association for Near-Death Studies, w skrócie IANDS (Mi
ędzynarodowe
Stowarzyszenie na rzecz Bada
ń Przeżyć z Pogranicza Śmierci), i trzeba powiedzieć, że organizacja ta robi sporo
dobrego. Urz
ądza na przykład spotkania grupowe mające na celu udzielenie pomocy i wsparcie dla osób, które
do
świadczyły przeżyć z pogranicza śmierci, a które borykają się z wynikającymi stąd problemami natury
emocjonalnej, a tak
że dla członków ich rodzin. Organizacja wydaje od ponad dziesięciu lat czasopismo o
charakterze naukowym, w którym pojawiaj
ą się artykuły specjalistów z wielu różnych dziedzin, reprezentujących
szeroki wachlarz opinii, jego redaktorzy za
ś nie organizują party line na temat przeżyć z pogranicza śmierci.
Istniej
ą jednak także minusy. IANDS-yści posługują się swoim własnym, denerwującym żargonem. Już sam zwrot
„przeżycia z pogranicza śmierci” (near-death experience) brzmi dostatecznie niezręcznie, gdy tymczasem oni
u
żywają skrótu NDE, co moim zdaniem brzmi jeszcze gorzej i tym bardziej działa na nerwy. Dlaczego, mówiąc o
osobie do
świadczającej przeżyć z pogranicza śmierci, chciwi IANDS-yści posługują się zawsze twardym słowem
experiencer, a nigdy znacznie bardziej mi
ękkim experient?
Moim zdaniem to wygl
ąda na to, że NDE to dla niektórych z nich coś w rodzaju ideé fixe. Obrażają się za każdym
razem, gdy kto
ś wykroczy poza granice wyznaczone przez to, co – ich zdaniem – wiedzą już na ten temat.
W ich gronie jestem uwa
żany za persona non grata począwszy od 1989 roku, kiedy to po raz ostatni zaprosili mnie
do wyg
łoszenia wykładu na swoim zgromadzeniu. Myślałem, że chcą usłyszeć o moich ostatnich dokonaniach na
polu bada
ń przeżyć z pogranicza śmierci oraz pokrewnych, niezwykłych stanów ludzkiej świadomości, tak więc
mówi
łem o moich eksperymentach z wizjami zwierciadlanymi. Tymczasem okazało się, że oni chcieli, bym
opowiedzia
ł im raz jeszcze o tym, o czym już wielokrotnie słyszeli! Wielu członków IANDS pomyślało nawet, że
postrada
łem zmysły.
Pewna dzia
łaczka IANDS, z której nigdy nawet nie widziałem na oczy, samozwańcza ekspertka od NDE, doszła do
wniosku,
że zna mnie na tyle dobrze, by nazywać mnie po imieniu w artykule na temat moich badań nad
przywo
ływaniem duchów zmarłych. Kobieta nazwiskiem Nurse Kookoran, czy coś w tym rodzaju, napisała tam ni
mniej, ni wi
ęcej: „Raymond nagle całkowicie zmienił kurs”. Jako niegroźny obsesjonat mogę się ostatecznie
przyzna
ć do krążenia w kółko, ale zmiana kursu to zupełnie inna sprawa. Wyroczniami zmarłych zainteresowałem
si
ę po raz pierwszy w 1962 roku, przeżyciami zaś z pogranicza śmierci w 1965 !
Ostatnio mój stary przyjaciel, jeden z cz
łonków założycieli IANDS, powiedział, że podczas ostatniego spotkania, na
którym by
ł, dużo śpiewano i że po jego zakończeniu miał wrażenie religijnego odrodzenia. Obawiam się więc, że
je
śli cała sprawa będzie nadal toczyć się w tym kierunku, to wkrótce pojawi się niebezpieczeństwo stworzenia
ideologii na temat prze
żyć z pogranicza śmierci, a wtedy dopiero pojawią się prawdziwe kłopoty.
Radosny paranormalizm stanowi skuteczne antidotum dla ka
żdego, kto traktuje poważnie NDE-izm, bez względu
na to, czy nale
ży do IANDS, czy nie.
Komu daj
ą posłuch zwykli ludzie w kwestii przeżyć z pogranicza śmierci i dlaczego?
Komu jednak daj
ą posłuch przeciętni ludzie – ludzie nie zaangażowani w rodzące się ideologie, ruchy, konwencje i
stanowiska wielkiej trójki dyskutantów?
No có
ż, ostatnimi czasy złożona, fascynująca i dostarczająca rozrywki dynamika przeżyć z pogranicza śmierci
sprawi
ła, że stały się one modnym tematem eksploatowanym w mediach. Tak więc, co można było przewidzieć,
rosn
ące zapotrzebowanie opinii publicznej na wieści z zaświatów doprowadziło do wykształcenia się nowej grupy
prezenterów, których nazywam NDE-artystami. Oczywi
ście oni sami nie uważają się za artystów, lecz za
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (4 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
informatorów
– kogoś, kto dostarcza innym informacji. Jak jednak zauważyłem poprzednio, każdy sprawny
informator jest po cz
ęści także dobrym artystą. Nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że się nie przesadza.
Tak wi
ęc ostatnio jesteśmy świadkami, jak różne osoby wyruszają w objazd po kraju na spotkania z publicznością,
podczas których opowiadaj
ą o swoich przeżyciach z pogranicza śmierci. Podczas tournee owi NDE-artyści
sprzedaj
ą swoje książki i taśmy wideo, choć jeszcze nie koszulki ze swoimi podobiznami to mogłaby być już lekka
przesada...
Szczególnie dwoje NDE-artystów zdoby
ło dużą popularność – Betty Eadie, autorka książki Embraced by the Light
(wyd. pol. W obj
ęciach jasności), i Dannion Brinkley, który opowiedział swoją historię dziennikarzowi Paulowi
Perry'emu, a ten zgrabnie przedstawi
ł ją w książce Saved by the Light. Ta para NDE-artystów stanowi znakomity
przyk
ład ilustrujący funkcjonowanie niektórych zasad radosnego paranormalizmu, jako że książki i występy owych
New Age'owych tanatotragików zach
ęcają do analiz w stylu przypominającym nieco krytyki dzieł literackich i
teatralnych. Musz
ę przyznać, że o ile dostrzegam wartość rozrywki jako narzędzia przyciągającego uwagę, to
krytyka o charakterze literackim publicznych prezentacji niektórych spo
śród tych odbywających obecnie tournée po
kraju artystów wydobywa na
światło dzienne pewne niepokojące sprzeczności tkwiące w tego rodzaju NDE-
wyst
ępach.
Staraj
ąc się przekazać publiczności swoje przesłanie, zarówno Betty, jak i Dannion korzystają obficie z technik
w
łaściwych sztuce scenicznej. Betty ubiera się w przyciągający wzrok kostium; fantazyjną suknię z frędzlami w stylu
india
ńskim. Ponieważ jednak znacznie dłużej niż Betty znam Danniona, tak więc łatwiej mi skomentować jego
sposób prezentacji swoich monodramów.
Pozna
łem Danniona w 1976 roku, kilka miesięcy po tym, jak ledwo uszedł z życiem rażony piorunem. Powiedział
mi,
że kiedy znajdował się na progu śmierci, znalazł się w świetlistej krainie otoczony przez świetliste istoty. Owe
istoty ukaza
ły mu serię odrębnych wizji, które opisał prawie tak, jak gdyby były one filmowymi clipami. Istoty dały
mu do zrozumienia,
że były to wizualne reprezentacje zdarzeń, które będą mieć miejsce w przyszłości.
Zazwyczaj wielu proroków przewiduje nadej
ście niezwykle drastycznych wydarzeń i kataklizmów. Także większość
proroczych wizji Danniona mia
ła tego rodzaju charakter, mówiła o groźbie głodu, wojny, kryzysu ekonomicznego,
niepokojów spo
łecznych.
W po
łowie lat siedemdziesiątych, gdy po raz pierwszy usłyszałem przepowiednie Danniona, byłem nastawiony w
stosunku do nich bardzo sceptycznie. Jako pilny i uwa
żny obserwator aktualnych wydarzeń byłem pewien, że świat
czeka wkrótce jaki
ś wielki wstrząs, co można było wnosić na podstawie analizy ponurych doniesień prasowych i
telewizyjnych
– nuklearny wyścig zbrojeń, powiększające się stale ubóstwo trzeciego świata, zatruwanie
środowiska naturalnego, coraz większe przeludnienie – a nie jakichś wizyjnych proroctw. Wiedziałem również
wystarczaj
ąco dużo na temat psychiatrii, by zdawać sobie sprawę, że większość Amerykanów chowała głowę w
piasek, nie chc
ąc przyjąć do wiadomości tego, co działo się na świecie. Znałem także relacje kilku innych osób,
którym dane by
ło doświadczyć przeżyć z pogranicza śmierci, opisujących swoje własne budzące grozę,
z
łowieszcze wizje końca czasów bardzo podobne do proroctw Danniona. Przypuszczałem, że czasami, gdy ludzie
orientuj
ą się, że znajdują się na progu śmierci, ich struktury obronne załamują się, ich myśli zaś wybiegają w
przysz
łość, przewidując, na podstawie aktualnej sytuacji polityczno-ekonomicznej świata, co może wydarzyć się w
przysz
łości – a mianowicie globalne katastrofy i nieszczęścia.
Przyznaj
ę jednak, że po pewnym czasie poczułem się mniej pewnie, zważywszy na fakt, że niektóre z owych
przepowiedni sprawdzi
ły się z zadziwiającą dokładnością. W 1975 roku moja przyjaciółka Vi Horton
przepowiedzia
ła trafnie (na podstawie swojej wizji z pogranicza śmierci) rok, rodzaj oraz wynik rewolucyjnych
przemian w Republice Po
łudniowej Afryki. A w kwietniu 1976 roku Dannion powiedział mi, że w swojej wizji ujrzał
upadek Zwi
ązku Radzieckiego w 1990 roku oraz to, że dojdzie tam do zamieszek z powodu braków w zaopatrzeniu
w
żywność. Pamiętam to bardzo dokładnie, ponieważ to, co od niego usłyszałem, wydało mi się bardzo głupie i
absurdalne; powag
ę, z jaką wypowiedział tę przepowiednię, uznałem za dowód na to, że ładunek elektryczności,
który go porazi
ł, doprowadził do powstania zaburzeń w jego mózgu. Proszę sobie więc wyobrazić moje zdumienie
czterna
ście lat później, gdy wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak powiedział. Także w kilku innych wypadkach
Dannion przepowiada
ł coś, co w owym czasie wydawało się całkowicie niedorzeczne, a co po pewnym czasie
sprawdza
ło się ze zdumiewającą dokładnością.
Musz
ę w tym miejscu oczywiście natychmiast dodać, że widziałem i słyszałem, jak Dannion wypowiadał wiele
innych przepowiedni, podaj
ąc dokładną datę przyszłego zdarzenia, dzień, miesiąc czy rok, tym samym stanowczym
g
łosem i w ten sam przekonujący sposób, które jednak nigdy się nie sprawdziły.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (5 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Poza tym od czasu swojego prze
życia z pogranicza śmierci z września 1975 roku Dannion stale wygłasza kolejne
proroctwa, poniewa
ż wierzy, iż bliskie spotkanie ze śmiercią obdarzyło go zdolnością czytania w myślach innych
osób oraz spogl
ądania w przyszłość. Trzeba przy tym dodać, że Dannion jest jedną z najbardziej przekonywających
osób, jakie kiedykolwiek spotka
łem, która potrafi czytać w cudzych myślach. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak
ludziom opada
ły szczęki ze zdumienia lub stawały łzy w oczach, gdy Dannion, ktoś kompletnie im obcy, wymieniał
prawid
łowo cały szereg szczegółów z ich życia, a nawet ujawniał ich głęboko skrywane tajemnice.
Od lat zadziwia mnie jego niezwyk
ły talent; wydaje się, że wie on na temat innych osób rzeczy, których w żaden
sposób nie powinien by
ł wiedzieć. Dlatego właśnie zachęciłem go do napisania książki i przedstawiłem go osobom,
które doprowadzi
ły do jej publikacji.
Mia
łem jednak także nadzieję na innego rodzaju konfrontację; od dawna chciałem doprowadzić do spotkania
Danniona ze Zdumiewaj
ącym Randim [Oryg. Amazing Randi.], lub innym wzdychającym gliniarzem takim jak dr
Ray Hyman, psycholog specjalizuj
ący się w testowaniu domniemanych zdolności telepatycznych różnych osób.
Wci
ąż mam nadzieję, że pewnego dnia dojdzie do takiej konfrontacji. Od czasu publikacji książki Danniona dwóch
badaczy o zaci
ęciu parapsychologicznym zbadało jego umiejętności i obaj są pod równie dużym wrażeniem jak ja. '
Bez wzgl
ędu jednak na ostateczny wynik sporu, jaki toczy się wokół osoby Danniona z udziałem parapsychologów,
wzdychaj
ących gliniarzy i funda-chrześcijan, nie będzie on miał większego wpływu na licznych zwolenników i fanów
Danniona. Oni nadal b
ędą wierzyć w to, że ich idol potrafi czytać w cudzych myślach i przepowiadać przyszłość.
Danniona nie niepokoj
ą ani przez chwilę także jego nie trafione przepowiednie, ponieważ gdy tylko któraś z
przepowiedni si
ę nie spełni, wkrótce z jego ust spływa kolejna, zastępując tę poprzednią.
Mimo wszystko radosny paranormalizm ma o wiele lepsze mniemanie o chodz
ącej zagadce, jaką jest Dannion
Brinkley, ni
ż o bezpłodnych debatach dysfunkcyjnych ekspertów od zjawisk paranormalnych. Co zawsze
najbardziej mnie interesowa
ło w przypadku Danniona, to nie tyle jego przeżycia z pogranicza śmierci per se,
poniewa
ż należą one do kategorii mnóstwa im podobnych, ile raczej barwna, charyzmatyczna i olśniewająca
osobowo
ść, która urzeka jego zwolenników. Jest on pouczającym przykładem tego rodzaju osoby, która zawsze
odgrywa
ła znaczącą rolę w historii zjawisk paranormalnych, a mianowicie kogoś, kto potrafi łączyć ze sobą kilka
popularnych w
ątków paranormalnej mitologii, wplatając je zręcznie w swoje własne życie.
Do pewnego stopnia niezale
żnie od swoich przeżyć z pogranicza śmierci, przepowiedni i czytania w myślach innych
osób, Dannion stanowi uosobienie wielu ró
żnych tematów, które z historycznego punktu widzenia zawsze
znajdowa
ły się w centrum zainteresowania ludzi poszukujących paranormalnej rozrywki. Przyjrzenie się z bliska tym
tematom pozwoli nam dowiedzie
ć się nie tylko tego, komu ludzie dają posłuch w kwestii zjawisk paranormalnych,
ale tak
że dlaczego.
Wspólny mianownik
Najpierw pojawia si
ę tu kwestia pioruna, potem zaś pewnego łóżka. Zarówno pioruny, jak i łóżka są elementami
nale
żącymi od wieków do najlepszej tradycji zjawisk paranormalnych.
Jak ju
ż zaznaczyłem, przygoda Danniona z przeżyciami z pogranicza śmierci zaczęła się w porażającym błysku
pioruna, co ju
ż samo w sobie wystarcza, by nadać jego opowieści dynamiczny, paranormalny charakter. W trakcie
prawie ca
łej historii ludzkości pioruny uchodziły za manifestację sił nadprzyrodzanych, tak iż nikt nie może pozostać
oboj
ętny wobec ich prastarej, paranormalnej symboliki.
Twierdzenie Danniona,
że uderzenie pioruna obdarzyło go niezwykłymi talentami, nie jest wcale czymś
wyj
ątkowym. Na całym świecie, przede wszystkim w kulturach plemiennych, panuje szeroko rozpowszechnione
przekonanie,
że osoby, które chodzą nadal po ziemi po tym, jak zostały rażone piorunem, posiadają paranormalne
zdolno
ści. W niektórych tradycjach szamani, którzy w ten właśnie sposób otrzymali swoje powołanie, uchodzą za
obdarzonych wyj
ątkową mocą.
Etnolog Holger Kalweit zabra
ł opowieści o trzech rażonych piorunem szamanach, z którymi rozmawiał w Peru, a
tak
że dokonał omówienia podobnych historii występujących w literaturze innych kultur.
Wilcza G
łowa (Wolf Head), czarownik ze szczepu Czarne Stopy, jest najbardziej fascynującym przypadkiem
ra
żonego piorunem szamana w historii. Podczas swojej wizji z pogranicza śmierci spotkał on Chłopca-Grom (Boy
Thunder), istot
ę duchową, która następnie przez wiele kolejnych lat odwiedzała go w snach, ucząc go, w jaki
sposób zosta
ć wielkim szamanem. Pojawiając się w snach szamana Chłopiec-Grom najczęściej obdarzał Wilczą
G
łowę niezwykłymi talentami i umiejętnościami, których czarownik w swoim ziemskim żywocie nigdy wcześniej nie
mia
ł i nie znał.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (6 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Tak na przyk
ład pewnego ranka Wilcza Głowa obudził się ze snu jako utalentowany rzeźbiarz, po czym wyrzeźbił w
kamieniu naturalnej wielko
ści popiersia królowej Wiktorii i króla Edwarda. Ten niezwykły artysta widział kiedyś
portret królewskiej pary na medalionie.
Innym razem Ch
łopiec-Grom nauczył Wilczą Głowę we śnie wszystkiego, co musi wiedzieć znakomity inżynier
górnictwa. Nast
ępnego dnia rano Wilcza Głowa udał się do pobliskiej kopalni, gdzie zaprezentował plan wielkiej
akcji wydobywczej w
ęgla. Rządowi eksperci podrapali się w głowy, po czym przyznali, że był to najlepszy projekt
wydobycia w
ęgla, o jakim kiedykolwiek słyszeli.
Osobowo
ść konkretnych ludzi zawsze miała kreatywny wpływ na społeczną historię zjawisk paranormalnych.
Poniewa
ż tak niewiele z tego, co można powiedzieć o zjawiskach paranormalnych, poddaje się ścisłej weryfikacji,
dlatego sposób, w jaki si
ę to mówi, nabiera szczególnego znaczenia. Jest to kwestia, na którą staram się
nieustannie zwraca
ć uwagę w tej książce.
Omawiam przypadek Danniona Brinkleya, poniewa
ż jego przypadek stanowi znakomitą ilustrację powyższego
stwierdzenia. Dannion opowiada swoj
ą historię, posługując się specyficznym, nieco tajemniczym językiem,
stanowi
ącym nierozerwalny element jego charyzmatycznej osobowości. Innymi słowy, z pewnością ma on zacięcie
dramatyczne. Poza tym w swojej opowie
ści stale nawiązuje (jak gdyby mimochodem) przynajmniej do dwóch
sta
łych elementów – pioruna i łóżka (więcej na jego temat nieco później), które pojawiają się często w historycznych
relacjach o zjawiskach paranormalnych. W ko
ńcu ważną rolę z punktu widzenia naszej analizy odgrywa także jego
sposób opowiadania.
Dannion jest wysokim, muskularnym m
ężczyzną, czarująco pewnym siebie i wyniosłym. Potrafi bez trudu
zdominowa
ć rozmówcę i uwielbia znajdować się zawsze w centrum zainteresowania. Słuchacze Danniona siedzą w
napi
ęciu na brzegu swoich krzeseł niczym zahipnotyzowani, mnie jednak nigdy jeszcze, odkąd go poznałem, nie
uda
ło się nadążyć za rozpędzonym pociągiem jego myśli. Dannion wyrzuca z siebie zdania w takim tempie, że tylko
osobom obdarzonym wyj
ątkowym refleksem udaje się od czasu do czasu wpaść mu w słowo. Jego jedyny w swoim
rodzaju sposób oracji przypomina co
ś w rodzaju słownej zadymki.
Pewien szanowany naukowiec z Cambridge opublikowa
ł zgrabną charakterystykę hrabiego de St. Germain, która
znakomicie pasuje tak
że do osoby Danniona. Zdaniem E.M. Butlera hrabia „był olśniewającą postacią, która
intrygowa
ła wszystkich swoim incognito, rzucała tajemnicze uwagi, odmawiała przyznania się do posiadania
niezwyk
łych mocy, a mimo to demonstrowała ich działanie na oczach zebranych, a także miała nieprzeniknioną
osobowo
ść”.
A teraz sprawa
łóżka.
Dannion twierdzi,
że w trakcie swojego przeżycia z pogranicza śmierci istoty z zaświatów przedstawiły mu projekt
elektronicznego
łóżka posiadającego właściwości uzdrawiające. Poleciły mu skonstruowanie takiego urządzenia i
zainstalowanie go w o
środkach uzdrowicielskich. Widziałem kilka modeli owych łóżek. Są one rodzajem wygodnych
le
żanek z wbudowanym zestawem słuchawkowym, z którego płynie muzyka przenikająca do ciała przez czaszkę za
spraw
ą przewodzenia kostnego. Leżąca na nich osoba pogrąża się w stanie przyjemnej, łagodnej relaksacji.
Wypróbowa
łem jedno z takich łóżek i przekonałem się, że stan ów bardzo przypomina stan hipnagogiczny.
Poza tym jednak historia paranormalnej kozetki Danniona jest dla mnie tak bardzo ciekawa, poniewa
ż ilustruje ona
jedn
ą z kluczowych zasad radosnego paranormalizmu: Chociaż na przestrzeni wieków pojawiają się wciąż te same
ulubione rekwizyty, a te same postacie wkraczaj
ą na scenę w nieco tylko zmienionych sytuacjach, to jednak w
ka
żdym kolejnym sezonie dobrze znany wszystkim paranormalny spektakl prezentuje się świeżo i ekscytująco.
Z historycznego punktu widzenia zjawiska paranormalne s
ą niczym spektakle w teatrze repertuarowym. Na
przyk
ład opowieść o „tajemniczym mężczyźnie z niezwykłym łóżkiem” ma swoje trwałe miejsce w historii rozrywki
paranormalnej i periparanormalnej. Szczegó
ły związane z sofami czy matami świętych mężów często odgrywają
wa
żną rolę w historii życia tych osób.
Salomon spa
ł w magicznym łożu, wokół którego stały anioły. Woda rzeki unosiła małego Mojżesza w koszyku z
trzciny. Dzieci
ątko Jezus leżało w żłobie. Poza tym mamy jeszcze hystrichomorficzne hamaki fakirów oraz klini
Asklepiosa.
Uzdrawiaj
ące łoża Asklepiosa stały się prototypem wielu późniejszych, podobnych instalacji. Asklepiades z Bitynii,
który praktykowa
ł sztukę medyczną w Rzymie w I wieku n.e., zbudował wielką mechaniczną kołyskę, w której
przywraca
ł zdrowie swoim pacjentom. Dr James Graham (1745-1794), nazywany przez swoich przeciwników
„królem szarlatanów”, kierował Grand Temple of Health (Wielką Świątynią Zdrowia) w Londynie. Jej główną atrakcją
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (7 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
by
ło Niebiańskie Łoże, masywna, sklepiona konstrukcja, w której wnętrzu znajdowała się prawie tona magnesów.
Ca
ła machina wibrowała, umieszczone zaś na jej szczycie rozpylacze perfum napełniały powietrze przyjemnymi
zapachami. Sp
ędzenie nocy we wnętrzu urządzenia kosztowało sporą sumkę pieniędzy, jednak bezdzietni
ma
łżonkowie chętnie płacili żądaną kwotę, ponieważ dr Graham zapewniał ich, że w ten sposób uda im się z
pewno
ścią począć upragnione dziecko. Sigmund Freud to kolejny ekscentryk, który zyskał sławę między innymi za
spraw
ą swojej uzdrawiającej kozetki.
W zaciszu ekskluzywnych palarni opium równie
ż stały piękne, zdobione łoża, z których poszukujący
periparanormalnych dozna
ń „makonauci” mieli wyjątkowo dobry widok na swoje narkotyczne raje. Ostatnio na
gazetowych kolumnach z niecodziennymi wiadomo
ściami można było spotkać opisy dziwnych przypadków ludzi
sp
ędzających dużo czasu w łóżku. Chodzi tu o liczne relacje na temat osób cierpiących na zespół Obłomowa,
osobliw
ą przypadłość, która nie została jeszcze wystarczająco dokładnie opisana w podręcznikach psychologii
anomalistycznej czy psychiatrii. Ludzie dotkni
ęci tą chorobą kładą się do łóżka bez żadnych zaleceń ze strony
lekarza, a jedynie pod wp
ływem wewnętrznego impulsu nakazującego im odpoczynek. Czasami osoby te tak
bardzo przybieraj
ą na wadze, że nie są w stanie podnieść się o własnych siłach. W prasie pojawiały się kilkakrotnie
zdumiewaj
ące doniesienia o mężczyznach ważących pół tony i więcej, których trzeba było w nagłych przypadkach
zabiera
ć z domu do szpitala. Jednego z nich podnośnik widłowy umieścił na platformie furgonetki; inny został
przetransportowany na specjalnych noszach przeznaczonych pierwotnie do przenoszenia ma
łego wieloryba.
Wydaje si
ę, że łóżka bywają postrzegane jako miejsca, w których stykają się ze sobą różne światy lub z których
mo
żna wyruszać w podróże w zaświaty. Nawet biorąc pod uwagę zwyczajne, nocne zastosowanie łóżek, to
przecie
ż leżąc właśnie na nich ludzie znajdują się w objęciach Morfeusza. Osoby na łożu śmierci często
do
świadczają wspaniałych wizji zaświatów. Koncepcja łóżka jako miejsca, w którym przechodzi się z jednego
świata do drugiego, sprawia, że mebel ten cieszy się tak dużą popularnością w historii rozrywki paranormalnej i
periparanormalnej .
Podsumowuj
ąc, historia Danniona Brinkleya ma tak dużą siłę oddziaływania, ponieważ splata się w niej ze sobą w
jeden rozrywkowy w
ęzeł wiele kolorowych nitek popularnych, paranormalnych wątków.
Chcia
łbym w tym miejscu podkreślić, że moja analiza ma czysto teoretyczny charakter i że osobiście uważam Betty
i Danniona za wspania
łych i uroczych ludzi, którzy robią wiele dobrego dla innych. Rozumiem na przykład, że
Dannion werbuje wolontariuszy do hospicjów w trakcie swoich pe
łnych dramatyzmu, fascynujących wystąpień
przed liczn
ą publicznością, i że za każdym razem zgłaszają się do niego chętni. Nie kwestionuję także ani przez
chwil
ę pobudek, jakimi oboje się kierują. Staram się tylko zwrócić uwagę na to, co sprawia, że ludzie ich słuchaj ą.
Zwa
żywszy wszystko, oczekuję, że NDE-rozrywka i NDE-izm okażą się raczej pożytecznymi niż tylko
nieszkodliwymi ruchami. Nadal b
ędą one zależne od technologii medycznej, która zapewnia stały dopływ relacji od
kolejnych, powracaj
ących z podróży na pogranicze śmierci osób. Szeroki zasięg i powszechność przeżyć z
pogranicza
śmierci stanowią pewnego rodzaju czynnik korygujący dla wszelkiego rodzaju możliwych NDE-nadużyć
ze strony NDE-istów i NDE-artystów.
Osob
ą, z ust której najlepiej dowiedzieć się szczegółów na temat przeżyć z pogranicza śmierci, jest zawsze jakiś
bliski krewny; m
ądry, ustabilizowany, doświadczony, wrażliwy człowiek, z którym łączą nas od dawna osobiste
kontakty. Prawie ka
żdy [w USA] zna kogoś, kto miał przeżycia z pogranicza śmierci, co daje dziesiątkom milionów
ludzi sposobno
ść wysłuchania relacji z pierwszej ręki na ten temat od bliskiej, znanej od dawna i darzonej
zaufaniem osoby
– mądrej cioci Pearl, kochanej babci lub dziadka czy darzonego szacunkiem starego przyjaciela.
Mi
ędzy innymi dzięki temu właśnie tak wielu ludzi, laików i profesjonalistów, dysfunkcyjnych zwolenników i
przeciwników zjawisk paranormalnych, u
świadomiło sobie istnienie tego rodzaju przeżyć mających wpływ na całe
dalsze
życie danej osoby.
Wys
łuchanie podobnej opowieści z ust dobrej, zasługującej na zaufanie, szczerej osoby, z którą utrzymuje się od
dawna bliskie i serdeczne stosunki, mo
że sprawić, że przeżycia z pogranicza śmierci zostaną w pełni zrozumiane w
najbardziej naturalny i bezpo
średni sposób, jaki jest możliwy na tym świecie.
Du
ża część tego, co większość najmądrzejszych bliskich ma nam do powiedzenia na temat swoich wizyt na
pograniczu
śmierci, ma pogodny, miły i uspokajający charakter. W takich okolicznościach łatwo docenić
rozrywkow
ą wartość szczęśliwych, dodających otuchy przeżyć z pogranicza śmierci.
A co z doniesieniami o niepokoj
ących przeżyciach z pogranicza śmierci?
Zdarzaj
ą się jednak także niepokojące wizje z pogranicza śmierci, które dla początkującego radosnego badacza
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (8 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
zjawisk paranormalnych mog
ą wydawać się trudne do wyjaśnienia za pomocą teorii rozrywkowej. Nie wyciągajmy
jednak pochopnych wniosków, a wkrótce dostrze
żemy rozrywkową wartość również tego rodzaju doniesień.
Poszczególne elementy sk
ładowe przeżyć z pogranicza śmierci mogą mieć swoje własne, charakterystyczne,
zabawne aspekty. Kilka osób, które do
świadczyły przeżyć z pogranicza śmierci opisuje strefę szarości, obszar, w
którym znajduj
ą się one po opuszczeniu swoich fizycznych ciał, a przed wkroczeniem w jasne światło czystej
mi
łości, które widać na końcu ciemnego tunelu. Osoby te mówią, że uświadamiają sobie obecność owej szarej
krainy, poruszaj
ąc się przez tunel lub w chwili tuż przed wkroczeniem do jego wnętrza.
Dla osób do
świadczających NDE, które poruszają się przez tę posępną krainę, jej astralni mieszkańcy wydają się
zagubieni we mgle ziemskich przywi
ązań. Przypomina to przejażdżkę pociągiem duchów w Disneylandzie. Jest tam
wiele ponurych, szarych duchów, które, jak si
ę wydaj e, nie są w stanie wyzbyć się swojego dawnego przywiązania
do
świata fizycznego. Te dusze-cienie wspominają nieustannie koleje swojej ziemskiej egzystencji, bez końca
powtarzaj
ąc obsesyjnie czynności, jakich dokonywały na ziemi. Wciąż na nowo rozpamiętują jakiś godny
ubolewania b
łąd, jaki popełniły w poprzednim życiu, lub są tak bardzo pochłonięte przez jakąś żądzę, że nie myślą
o niczym innym, jak tylko o jej zaspokojeniu.
Dr George Ritchie, psychiatra z Wirginii
– pierwsza osoba, której relacji z przeżyć z pogranicza śmierci dane mi było
wys
łuchać – mówił o kilku charakterystycznych cechach mieszkańców tego mrocznego astralnego regionu. Odniósł
on wra
żenie, że owe ponure duchy „nie są w stanie kontynuować podróży na drugą stronę, ponieważ ich bóg ciągle
jeszcze
żyje na ziemi”.
Dr Ritchie powiedzia
ł mi, że znajdując się w stanie śmierci klinicznej z powodu obustronnego płatowego zapalenia
p
łuc, jego przewodnik Chris zabrał go w rodzaj podróży przez różne krainy zaświatów, w tym także przez strefę
szaro
ści. Dr Ritchie relacjonował, że w pewnej chwili udało mu się zajrzeć także do świata codziennej ludzkiej
egzystencji i zobaczy
ć zwyczajnego mężczyznę idącego ulicą. Ponad nim unosiła się ponura, przypominając cień
posta
ć – dr Ritchie domyślił się, że był to duch zmarłej matki mężczyzny – która mu nieustannie towarzyszyła i
stara
ła się mówić mu, co ma on w danej chwili zrobić.
W innym miejscu dr Ritchie ujrza
ł zwyczajny bar w fizycznym świecie, gdzieś w jakimś wielkim mieście, którego nie
móg
ł rozpoznać. Widział siedzących w nim zwyczajnych ludzi, ale oprócz nich także szare duchowe istoty
przemykaj
ące między nimi to tu, to tam – ich zmarłych opiekunów. Co pewien czas jedna z tych bezcielesnych istot
si
ęgała po stojącą na stole butelkę z alkoholem, jednak jej dłoń przenikała przez nią, jakby jej tam w ogóle nie było.
Dr Ritchie doszed
ł do wniosku, iż te smutne dusze były ludźmi, którzy za życia byli alkoholikami i którzy nawet po
śmierci nie potrafili się uwolnić od swojego nałogu.
Osoby do
świadczające NDE, które opisywały tę szarą krainę, sugerują, że jej astralni mieszkańcy nie zdają sobie
do ko
ńca sprawy z tego, że nie żyją, i dlatego starają się nadal dostosowywać do rytmu swojej dawnej, codziennej
egzystencji. Ludzkie cienie wydaj
ą się wciąż uzależnione od czasu i znajdować w sytuacji bez wyjścia, skazane na
nieko
ńczące się powtarzanie tych samych ziemskich czynności.
S
ą one w dosyć okropnym położeniu, to prawda, jednak dr Ritchie widział także pojawiające się między nimi
o
świecone istoty, podobne do świętych, które starały się im pomóc. Oznacza to, że nawet dla mieszkańców tej
szarej i ponurej krainy istnieje jeszcze jaka
ś nadzieja.
Relacje tego rodzaju maj
ą niewątpliwie także walor rozrywkowy. Nasz radosny badacz zjawisk paranormalnych
szczyci si
ę tym, że jako pierwszy zwrócił uwagę na pewną istotną cechę szarych postaci. Otóż szczególne
zachowania niektórych z nich obserwowane przez osoby do
świadczające przeżyć z pogranicza śmierci są
identyczne ze znanymi wszystkim epizodami z greckiej mitologii
– na przykład z mitem o Syzyfie czy Tantalu. Syzyf
zosta
ł skazany po śmierci na wieczną mękę polegającą na wtaczaniu pod stromą górę wielkiego głazu, który u
samego szczytu wymyka
ł mu się z rąk i spadał w dół, tak że skazaniec musiał wciąż na nowo podejmować swoją
prac
ę. Ten niekończący się syzyfowy cykl – pragnienie uczynienia czegoś, podjęcie śmiałej próby, moment
pozornego sukcesu, a nast
ępnie nagły, niekorzystny zwrot losu – przypomina dolę szarych duchów, które, jak
mówi
ą o tym osoby doświadczające NDE, ciągle zmagają się z trudnościami nie do pokonania.
Los Tantala w za
światach był w istocie taki sam, jak opisywanych przez dr. Ritchiego astralnych alkoholików. Tantal
zosta
ł skazany na wieczne męki głodu i pragnienia; w bezpośredniej bliskości przed sobą widział owoce i wodę, za
ka
żdym razem jednak, gdy usiłował po nie sięgnąć, te odsuwały się od niego.
Inny dobrze znany grecki mit podobnego rodzaju opowiada o kobietach skazanych po
śmierci na wieczne noszenie
wody w Hadesie w wielkich, podziurawionych dzbanach [Chodzi o Danaidy (przyp. t
łum.).]. Kobiety napełniały
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (9 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
dzbany przy
źródle, wyruszały w drogę, nim jednak dotarły do celu, okazywało się, że dzbany są już zupełnie puste.
Cz
ęsto treść tych greckich mitów uważa się za alegorię ludzkiego ziemskiego żywota, zwykle nie zdając sobie
sprawy z tego,
że zachowane wersje niektórych z nich zaczerpnięte zostały z relacji starożytnych Greków, którzy
sami przez pewien czas przebywali w za
światach. Mieszkańcy starożytnej Grecji dobrze wiedzieli o istnieniu owej
tajemniczej, ponurej strefy po
średniej, o której mówią czasami osoby przywrócone do życia po tym, jak ustała akcja
ich serca. Plutarch pozostawi
ł niezwykle przemawiający do wyobraźni opis owej posępnej i mrocznej krainy
po
średniej zawieszonej gdzieś na skraju wieczności: „Nie ma w tym królestwie niczego z wyjątkiem niekończącego
si
ę cienia i męczącego snu pełnego pragnień, które nigdy nie zostaną zaspokojone”.
Tak wi
ęc dziwna, mroczna strefa cienia przepełniona nieskończoną frustracją zamieszkujących ją duchów stanowi
od najdawniejszych czasów sta
ły element przeżyć z pogranicza śmierci oraz spokrewnionych z nimi zjawisk.
Wydaje si
ę, że my, ludzie, mamy wciąż niezaspokojony apetyt na pasjonujące opowieści o duchach
przebywaj
ących w zawieszeniu w przypominającej w dziwny sposób ziemię strefie wieczności. Chociaż te
fascynuj
ące blade istoty pozbawione są ciała, nie wyzwoliły się one jeszcze całkowicie spod władzy czasu.
Zachowuj
ą się tak, jak gdyby w momencie śmierci doszło w ich przypadku do jakiegoś poważnego zaburzenia;
radosny badacz zjawisk paranormalnych mo
że tylko przypuszczać, że gdy ich ciała umarły, duchy te opuściły je,
kieruj
ąc się w złą stronę.
W ka
żdym razie ten szczególny element przeżyć z pogranicza śmierci wywołuje tak duże zainteresowanie,
poniewa
ż nawiązuje do głębokiej ludzkiej fascynacji koncepcją daremnej, bezsensownej pracy. Idea nieużytecznej,
bezowocnej pracy, pojawiaj
ąca się w niektórych wizjach z pogranicza śmierci, znalazła swój wyraz także w szeregu
obrazowych wyra
żeń funkcjonujących w języku potocznym, takich jak: walczyć z wiatrakami, młócić słomę, kręcić
bicz z piasku, wy
ć do księżyca, tracić parę u ust, strzępić język, mówić na wiatr, mówić do ściany, wykonywać
syzyfow
ą pracę, wybrać się z motyką na słońce (księżyc), wlewać wodę do sita, lać wodę do studni, szukać igły w
stogu siana, pracowa
ć w kieracie, chwytać ptaka w locie, nosić drwa do lasu, pisać na wodzie, uczyć rybę latać.
W jaki sposób widz
ą to wszystko fundamentaliści
Funda-chrze
ścijanie, którzy zajmują się badaniem wizji z pogranicza śmierci, specjalizują się w wynajdywaniu jak
najwi
ększej liczby budzących grozę opowieści pochodzących od osób, które, znajdując się na granicy śmierci,
do
świadczyły straszliwych piekielnych mąk. Fundamentalistyczni eksperci cieszą się i poklepują wzajemnie po
plecach za ka
żdym razem, gdy uda im się natrafić na nowy przypadek piekielnych, funda-chrześcijańskich przeżyć
z pogranicza
śmierci.
Ci zgorzkniali, starzy fundamentali
ści sądzą zapewne także, iż strefa szarości jest kolejnym fortelem Szatana.
Za
łożę się, że wyobrażają sobie, iż jest to po prostu jeszcze jedna paranormalna iluzja, którą sfabrykował ich
ulubiony mieszkaniec za
światów, by nam, niczego nie podejrzewającym wolnomyślicielom, dać złudne poczucie
bezpiecze
ństwa. Głęboko w swoich sercach niektórzy funda-chrześcijanie niewątpliwie podejrzewają diabła, że
wymy
ślił on strefę szarości tylko po to, by nas, odszczepieńców, wprowadzić w błąd co do funda-chrześcijańskich
przekona
ń. Szatan chce zapewne, by ci z nas, którzy nie akceptują funda-chrześcijańskiej ideologii, myśleli, że kara
w za
światach to tylko błahostka, drobiazg w porównaniu ze znacznie bardziej przerażającymi mękami, o jakich lubią
pisa
ć i mówić funda-chrześcijańscy eksperci od przeżyć z pogranicza śmierci.
Fundamentalistycznym NDE-entuzjastom przebiegaj
ą rozkoszne ciarki po plecach, gdy czytają na temat
infernalnych prze
żyć z pogranicza śmierci, ponieważ znakomicie pasują one do ich satanologii. Im większy i
bardziej przyt
łaczający ból znosi znajdująca się w krytycznym stanie osoba, która doświadcza piekielnych przeżyć z
pogranicza
śmierci, tym bardziej nadają się one do funda-chrześcijańskiej NDE-ekspertyzy. Im bardziej relacja
reanimowanej osoby nasycona jest je
żącymi włos na głowie szczegółami mówiącymi o bólu będącego wynikiem
szarpania, przek
łuwania, nabijania, przebijania, gryzienia, miażdżenia, palenia, zgniatania, bicia, krępowania,
d
źgania, przypiekania czy dręczenia, z tym większą radością i zadowoloniem wysłuchują ich funda-chrześcijańscy
eksperci.
Podczas najlepszych, najstraszliwszych funda-chrze
ścijańskich piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci skazana
na pot
ępienie, reanimowana osoba cierpi zazwyczaj wszelkiego rodzaju ból: nagły i przewlekły, niesłabnący i
narastaj
ący, ostry i tępy, piekący i rwący, wszechogarniający i nie do zniesienia. Te funda-chrześcijańskie piekielne
prze
życia z pogranicza śmierci, które związane są z najbardziej przerażającymi, potwornymi mękami i cierpieniami,
otrzymuj
ą najwięcej punktów w skali Ravingsa.
My, rado
śni badacze zjawisk paranormalnych, możemy sobie wyobrazić fundamentalistów, którzy kulą się teraz z
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (10 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
przera
żenia na samą myśl, że zaliczane do zjawisk paranormalnych przeżycia z pogranicza śmierci są rodzajem
rozrywki.
„A co z piekielnymi przeżyciami z pogranicza śmierci?”, parsknie zadufany w sobie fundamentalista, wymachując
nam przed nosem Bibli
ą. „Czy piekło to także przyjemność i zabawa?”.
Okazuje si
ę jednak, że funda-chrześcijanie nie znają za dobrze swojej własnej funda-chrześcijańskiej historii, jako
że w dawnym Kościele panowało dokładnie takie właśnie przekonanie – mianowicie, że piekło to rozrywka!
Jedn
ą z zasad wiary było to, że znaczącą częścią rozkoszy, jakie oczekiwały zbawionych w niebie, będzie
przyjemno
ść przyglądania się potępieńcom cierpiącym tortury w piekle. Stary, jowialny Tertulian nie mógł się wprost
doczeka
ć początku owej gali, jaka nastąpi u końca czasów. Był przekonany, że śmiechu będzie wówczas co
niemiara.
Jakie
ż wspaniałe będzie tego dnia widowisko! Czemu przyjdzie mi wpierw przyklasnąć, co wpierw mnie
rozraduje? Czy b
ędą to potężni monarchowie, których wstąpienie do nieba ogłaszano ongiś publicznie, a
którzy w dzie
ń ten jęczeć będą w głębokościach z samym Jowiszem, świadkiem swego wyniesienia? Czy
namiestnicy, którzy prze
śladowali imię Pana, a dziś płoną w ogniu gwałtowniejszym niż ten, który rozpalili
dzielnym chrze
ścijanom? Mądrzy filozofowie, wstydem płonący przed swoimi uczniami, którzy wespół z
nimi piec si
ę będą w ogniu, a którym wpajali, że świat nie należy do Boga, których zapewniali, że dusz
wcale nie maj
ą albo że jeśli takowe istnieją, z pewnością nie połączą się z ich dawnym ciałem? Czy będą to
poeci, którzy dr
żeć będą nie przed sądem Radamantysa czy Minosa, ale Chrystusa – co za niespodzianka?
Warto b
ędzie posłuchać aktorów tragicznych ryczących swoje melodramy! Warto podziwiać komediantów
w ogniu skacz
ących! Rzeczy te, jak wierzę, większą przyniosą rozkosz niźli cyrkowe widowisko, oba
rodzaje teatru czy rozrywki na stadionie [Przek
ład, po dokonaniu niezbędnych poprawek, za: Alice K.
Turner, Historia piek
ła, tłum. J. Jarniewicz, Wyd. Marabut, Gdynia 1996.].
Ten sam urokliwy ton m
ściwej pociechy odnajdujemy także u Ojca Kościoła św. Jana Chryzostoma (345-407 n.e.),
biskupa Konstantynopola. Jego s
łowa stanowią kolejny dowód na to, jak bardzo podejście funda-chrześcijan do
weso
łości i śmiechu przypomina ich podejście do zjawisk paranormalnych.
Śmianie się czy dowcipkowanie jako takie nie jest grzechem, lecz prowadzi do grzechu. Śmiech często
rodzi nieobyczajn
ą rozmowę, a nieobyczajna rozmowa jeszcze bardziej nieobyczajne czyny. Często z
nieobyczajnych s
łów i śmiechu wynikają złorzeczenia i zniewagi, ze złorzeczeń i zniewag ciosy i rany, a z
ciosów i ran rzezie i morderstwa. Je
śli więc chcesz wysłuchać dobrej rady, unikaj nie tylko nieobyczajnych
s
łów i nieobyczajnych czynów, ciosów i ran i morderstw, lecz także niestosownego śmiechu... Załóżmy, że
kto
ś się zaśmieje. Wówczas ty powinienieś zapłakać na tą jego przewiną. Wielu bowiem śmiało się z Noego,
gdy budowa
ł on arkę, ale gdy nadszedł potop, to on śmiał się z nich; albo raczej ów sprawiedliwy mąż
nigdy si
ę z nich nie śmiał, lecz płakał nad nimi i lamentował. Kiedy więc widzisz, jak ktoś się śmieje,
pomy
śl, że te same zęby, które się teraz szczerzą, pewnego dnia będą przeraźliwie zgrzytać w płaczu i bólu,
i
że Owego Dnia przypomną sobie one ów śmiech. Tak więc także i ty powinieneś zapamiętać ów śmiech.
Sprawozdania z piekielnych prze
żyć z pogranicza śmierci dają współczesnym funda-chrześcijanom przedsmak
podobnej satysfakcji, jak
ą będą mieli oni w przyszłości, wiedząc, że my wszyscy, kłopotliwi nonkonformiści, wijemy
si
ę w mękach w zaświatach za karę, iż nie byliśmy posłuszni Bogu ani funda-chrześcijańskiej ideologii.
Niektórzy fundamentali
ści czerpią wielką przyjemność, wysłuchując przerażających opowieści o ludziach, na
których spadaj
ą różnego rodzaju potworne klęski i cierpienia. Są wyjątkowo zachwyceni, gdy owe dotknięte przez
los osoby s
ą homoseksualistami, hinduistami, buddystami, mormonami, zwolennikami okultyzmu lub ateistami.
Czerpanie przyjemno
ści z kontemplowania cudzego cierpienia nosi nazwę sadyzmu. Fundamentaliści nie czują się
jednak nawet w najmniejszym stopniu za
żenowani z powodu oddawania się tej właśnie formie perwersji. Każdy
cz
łowiek ma niejakie skłonności do sadyzmu, które należą do jego natury. Jednak otwarte obnoszenie się ze
swoimi sadystycznymi sk
łonnościami nie jest dziś społecznie akceptowane, podobnie zresztą jak nie było w
czasach Tertuliana czy
św. Jana Chryzostoma. Dlatego współcześni fundamentaliści ukrywają swoje fantazje
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (11 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
dotycz
ące zemsty pod płaszczykiem ideologii.
A przecie
ż główną przyczynę popularności książek na temat fundamentalistycznych, piekielnych doświadczeń z
pogranicza
śmierci stanowi właśnie ich aspekt rozrywkowy. Ten, kto uznaje unifikującą zasadę radosnego
paranormalizmu, znajduje si
ę w dobrym położeniu umożliwiającym mu dostrzeżenie dziwnej zbieżności między
funda-chrze
ścijańskimi opowieściami o piekielnych wizjach z pogranicza śmierci a horrorem jako gatunkiem
literackim w ró
żnych jego odmianach. Dysfunkcyjni ekperci czytają teksty na temat zjawisk paranormalnych w różny
sposób, w zale
żności od rodzaju literatury, jaki preferują. Tak więc parapsychologowie lubią komedie, naukowi
sceptycy krymina
ły i społeczną satyrę, podczas gdy funda-chrześcijanie horrory. Każda z grup ma swoje
preferencje estetyczne w tej kwestii.
W Stanach Zjednoczonych za bezpo
średnich inspiratorów powstania horroru jako gatunku literackiego należy
uzna
ć purytanów. „Ludzi należy przerażać – napisał pewien purytański ksiądz – aby się mogli nawracać”. W
podobnym stylu jeden z prominentnych funda-chrze
ścijańskich ekspertów od piekielnych przeżyć z pogranicza
śmierci stwierdził ostatnio, że trochę piekła przyda się każdemu człowiekowi! Może to odmienić wasze życie na
lepsze, napisa
ł.
Jednak chrze
ścijaninem obdarzonym największym talentem krasomówczym, który specjalizował się w
opowie
ściach grozy, był niejaki Johnathan Edwards (1703-1758). Radośni badacze zjawisk paranormalnych
prowokuj
ą funda-chrześcijańskich ekspertów od piekielnych NDE do nasycania tworzonych przez siebie horrorów
maksymaln
ą dawką strachu i grozy, podobnie jak czynił to Edwards. Był on budzącym postrach księdzem, mimo że
prawie w ogóle nie gestykulowa
ł, a jego sposób mówienia był bardzo poważny i uroczysty. Jeden z wiernych
zauwa
żył, że w trakcie kazania Edwards „patrzył prosto przed siebie”, a także, iż „przesuwał wzrokiem od góry do
do
łu po linie od dzwonu”. Ten natchniony ksiądz mówił podczas kazania tak straszliwe rzeczy, że „w całym kościele
s
łychać było wielkie zawodzenie i płacz”, o czym zaświadcza inny parafianin.
Johnathana Edwardsa i podobnych mu puryta
ńskich specjalistów od straszenia można uznać za literackich
poprzedników Stephena Kinga i innych wielkich ameryka
ńskich mistrzów horroru. Wszyscy funda-chrześcijańscy
eksperci od piekielnych NDE powinni analizowa
ć wirtuozerię, z jaką Edwards posługiwał się słownictwem
opisuj
ącym to, co nęcąco nieznane. Potrafił on doskonale wykorzystywać zaczerpnięte z języka potocznego
wyra
żenia odnoszące się do zjawisk paranormalnych w celu stwarzania atmosfery grozy i przerażenia. Obiektem
jego szczególnej fascynacji by
ło słowo dziwny.
Po Zmartwychwstaniu cia
ła występnych będą dziwnymi, odrażającymi rodzajami ciał; w Dniu Sądu po lewej
r
ęce Chrystusa będzie stała dziwna gromada ludzi... tego rodzaju dziwna kara jako odpowiednia dla tego
rodzaju dziwnego i potwornego z
ła... męki głównie o duchowym charakterze, polegające na dręczeniu
umys
łu sprawią, że będzie to przypominało dziwną opowieść lub sen.
Edwards tak zr
ęcznie posługiwał się językiem zjawisk paranormalnych, że wydawało się, iż piekło „jest na tyle
rzeczywiste,
że można je znaleźć w atlasie”. Kaznodzieja często mówił także o płomieniach otaczających piekło,
podobnie jak zapami
ętali w swojej płomiennej retoryce współcześni funda-chrześcijanie.
Bóg, który trzyma ci
ę ponad otchłanią piekła, tak jak ktoś trzyma nad ogniem pająka lub jakiegoś innego
obrzydliwego owada, czuje do ciebie odraz
ę i jest ogromnie wzburzony; jego gniew ku tobie płonie niczym
ogie
ń; spogląda na ciebie tak, jakbyś wart był tylko tego, by cisnąć cię w ogień... i tylko jego dłoń ratuje cię
przed upadkiem w ogie
ń w każdej chwili.
Johnathan Edwards nie by
ł pierwszym budzącym postrach amerykańskim kaznodzieją czy autorem horrorów, który
wiedzia
ł, w jaki sposób wzniecać ognistą burzę grozy i przerażenia za pomocą słów. Przed nim Cotton Mather pisał
o diable, który
...nie przyjmuje
żadnych innych ofiar jak tylko krew z ludzkich serc i dla którego najsłodszą muzyką są
żałosne jęki i zawodzenia przypiekanych na ogniu i umierających w mękach dzieci.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (12 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Mi
ędzy literaturą funda-chrześcijańską a literaturą horroru istnieją jeszcze inne punkty zbieżne; na przykład w obu
przypadkach wielkie znaczenie przywi
ązuje się do potworów. Koncepcja potworności składa się z kilku elementów,
z których jednym jest poj
ęcie zwierzęcej dzikości i okrucieństwa. Wilkołaki i wampiry to pojawiające się w horrorach
potwory, które
łączą w sobie zwierzęce cechy bestii z ludzką naturą.
Bestia to jeden z ulubionych przez funda-chrze
ścijan biblijnych potworów. Gdy ogląda się funda-chrześcijańską
telewizj
ę lub słucha funda-chrześcijańskiego radia, za każdym razem ktoś mówi, że „Bestia to” lub „Bestia tamto”.
Jedn
ą ze stałych cech wielu występujących w opowieściach grozy potworów jest ich okropna brzydota; są one
zdeformowane, szkaradne i odra
żające. Tak więc można by pomyśleć, że także diabeł ma przerażający wygląd.
Otó
ż nie. Przysłuchując się rozmowom funda-chrześcijan człowiek dochodzi do wniosku, że Szatan to bardzo
przystojny jegomo
ść.
Jest wielu funda-chrze
ścijan, którzy z lubością podejmują się omawiania kwestii tego, jak bardzo miły i sympatyczny
jest Szatan; zawsze mówi
ą o tym z naciskiem i dużym zaangażowaniem. Jedna z ulubionych przez funda-
chrze
ścijan opinii na temat diabła, wnioskując na podstawie częstotliwości jej wypowiadania, głosi, że jest on tego
rodzaju facetem, na którego cz
ęsto się spogląda lub który przyciąga wzrok innych, którzy, jak czynią to funda-
chrze
ścijanie, stosują się ściśle do biblijnych standardów.
Funda-chrze
ścijanom bardzo zależy na tym, żebyśmy wszyscy dowiedzieli się o tym, jak atrakcyjny jest ich
zdaniem Szatan oraz jak bardzo lubi
ą oni z tego powodu na niego spoglądać, podobnie zresztą jak i inni ludzie,
zgodnie z ich biblijnymi przekonaniami. Tak wi
ęc my, mili, radośni badacze zjawisk paranormalnych, pragniemy
wst
ąpić na nasze własne mównice, by pomóc funda-chrześcijanom w rozpowszechnianiu tej ważnej informacji.
Dlatego, ludzie, zapami
ętajcie proszę: Szatan jest po prostu piękny i wspaniały, lub przynajmniej tak twierdzą funda-
chrze
ścijanie.
Wa
żne jest, aby państwo dostrzegli w tym wszystkim element humoru. To znaczy, muszą państwo naprawdę
postara
ć się zobaczyć to, co w tym wszystkim jest śmiesznego. Ale najpierw muszą państwo zrozumieć, w jaki
sposób tak
łatwo dojść do wniosku, że funda-chrześcijanie uważają, że Szatan ma piękny wygląd.
Funda-chrze
ścijanie obawiają się przede wszystkim tego, że wspaniała, świetlista istota emanująca miłością, którą
spotykaj
ą często osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci, może być diabłem.
Profesor Grootish, funda-chrze
ścijański filozofilister, który wykłada podobno w jakimś seminarium, zyskał uznanie w
kr
ęgach fundamentalistów za sprawą publikacji serii krytycznych artykułów na temat naszych, to znaczy
zawodowych badaczy zjawisk paranormalnyach, dokona
ń. Jego zdaniem owa świetlista, emanująca miłością istota,
któr
ą spotykają ludzie mający wizje z pogranicza śmierci, jest po prostu Szatanem w płaszczu z płomieni.
Grootish s
ądzi, że oprócz prawdziwego Jezusa istnieje jeszcze jeden, fałszywy Jezus, zły i podstępny oszust,
którego nazywa on Jezusem New Age.
Wi
ęc nawet jeśli owa pełna miłości, wspaniała świetlista Istota, którą spotkają państwo w trakcie przeżyć z
pogranicza
śmierci, przedstawi się jako Jezus i będzie wyglądała dokładnie tak, jak zwykło się przedstawiać Jezusa
na obrazach, niech jej pa
ństwo nie wierzą ani przez chwilę! Najpierw istotę tę trzeba poddać ideologicznemu
testowi profesora Grootisha. Jezus musi zda
ć egzamin ze znajomości Biblii, nim będzie mógł stać się sobą!
No có
ż, to wszystko jest rzeczywiście niezwykle zabawne. Fundamentalistycznym obserwatorom bardzo podoba
si
ę spektakl, w trakcie którego funda-chrześcijanie ostrzegają, że pełen miłości Chrystus, którego spotykają osoby
do
świadczające przeżyć z pogranicza śmierci, może być diabłem. A ponieważ wszyscy radośni badacze zjawisk
paranormalnych staraj
ą się być w dobrych stosunkach z fundamentalistami, z ochotą zredagowałem tę oto zwięzłą
odezw
ę, którą funda-chrześcijańscy klinicyści mogą się od teraz posługiwać w kontaktach ze swoimi pacjentami
maj
ącymi przeżycia z pogranicza śmierci:
„Pamiętaj, nie zbliżaj się do żadnego wspaniałego, emanującego miłością Światła, jakie ujrzysz na granicy
śmierci. Pozostań w ciemności. Jeśli jesteś funda-chrześcijaninem, lepiej zachowaj bezpieczną odległość
od wszelkiego jasnego, emanuj
ącego miłością Światła, jakie zobaczysz, gdy umrzesz lub będziesz umierał.
A je
śli zostaniesz zmuszony przerwać milczenie, po prostu przekaż pozdrowienia od Wielebnego Bakkera i
Brata Swaggarta.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (13 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Czy dzieci tak
że są wprowadzane w błąd?
Pediatra Melvin Morse oraz inni niefunda-chrze
ścijańscy eksperci donoszą, że także dzieci doświadczają przeżyć z
pogranicza
śmierci. Fakt ten nasuwa nam następujące pytanie: Czy w związku z tym powstanie równoległa gałąź
bada
ń związana z piekielnymi, funda-chrześcijańskimi przeżyciami z pogranicza śmierci wśród dzieci? Czy jakiś
funda-chrze
ścijański ekspert odłoży pewnego dnia na chwilę swoją Biblię, by skompilować książkę opisującą
przypadki ci
ężko chorych, czasami umierających dzieci wtrącanych do piekła, przypiekanych i smażonych na
wolnym ogniu, przera
żonych ponad wszelką miarę i śmiertelnie wprost przestraszonych?
Koncepcja, zgodnie z któr
ą diabeł może udawać Chrystusa, musi być szczególnie niepokojąca dla
fundamentalistycznych ekspertów, je
śli biorą oni pod uwagę możliwość występowania przeżyć z pogranicza śmierci
u ma
łych dzieci. Czy Bóg pozwala Szatanowi na szydzenie z umierających dzieci i przebieranie się za Jezusa? A
mo
że Bóg jest bezsilny i nie może zapobiec tego rodzaju szatańskim sztuczkom? Jeśli tak, dobre obyczaje
nakazuj
ą, by funda-chrześcijańscy eksperci od NDE czym prędzej opracowali jasne i precyzyjne instrukcje, dzięki
którym powa
żnie chorzy lub umierający mali pacjenci będą mogli odróżnić satanicznego Jezusa od tego
prawdziwego, w stu procentach funda-chrze
ścijańskiego.
I czy Bóg pozwoliby diab
łowi na przemknięcie się chyłkiem do jakiegoś umierającego dziecka pod postacią św.
Miko
łaja, Pata Robertsona, Jerry'ego Falwella czy Wielkanocnego Króliczka?
Rado
śni badacze zjawisk paranormalnych są zaszokowani całkowitym brakiem odpowiedzialności ze strony funda-
chrze
ścijańskich ekspertów od NDE wynikającym z ignorowania ważnych, dających się wyjaśnić, klinicznych
kwestii, takich jak te, dotycz
ących piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci wśród dzieci. Czy pośród poważnie
chorych i umieraj
ących dzieci przebywających w szpitalach występują często funda-chrześcijańskie piekielne
prze
życia z pogranicza śmierci? Czy zgodnie ze swoimi teoriami funda-chrześcijańscy eksperci od NDE oczekują,
że przypadki piekielnych przeżyć z pogranicza śmierci są częstsze pośród poważnie chorych, umierających małych
muzu
łmanów, żydów, hinduistów, buddystów, zwykłych chrześcijan, mormonów niż pośród poważnie chorych,
umieraj
ących małych funda-chrześcijan?
Jaki wp
ływ na dalsze życie mają piekielne, funda-chrześcijańskie doświadczenia wizyjne z pogranicza śmierci z
okresu dzieci
ństwa? Czy dzieciaki miewają później powracające koszmarne sny, unikają kontaktów z innymi lub
wykazuj
ą jakieś inne posttraumatyczne symptomy? W porównaniu z dziećmi, których przeżycia z pogranicza
śmierci są pełne miłości i działają na nie uszczęśliwiająco, czy dzieci mające piekielne przeżycia z pogranicza
śmierci wykazują większą skłonność do zaburzeń w pracy mózgu lub tego, że staną się one w rezultacie swoich
przykrych prze
żyć funda-chrześcijanami? Czy u dzieci, które lubiły bawić się zapałkami i wzniecać ogień, piekielne
prze
życia z pogranicza śmierci występują częściej, niż u dzieci, które tego nie robiły?
Stawiam to ostatnie pytanie, poniewa
ż zwracanie przez funda-chrześcijan szczególnej uwagi na infernalne
prze
życia z pogranicza śmierci zbieżne jest z fascynacją ogniem charakterystyczną dla zjawisk paranormalnych:
ludzie chodz
ący po ogniu, ludzie odporni na działanie ognia, ludzie dokonujący spontanicznych samospaleń, ludzie
uwa
żani za czarownice i heretyków i paleni na stosach, ludzie smażący się na ogniu w wyobraźni mściwych funda-
chrze
ścijan. Co ciekawe, aspekt paranormalny dostrzegany jest jedynie w przypadku ludzi, którzy znajdują się w
p
łomieniach lub są odporni na ich działanie. Dlaczego nie ma żadnych doniesień o spontanicznym samospaleniu,
na przyk
ład, świń?
Rzadko widuje si
ę żywych ludzi w płomieniach. Niewielu z nas byłoby kiedykolwiek świadkiem podobnego
wydarzenia, gdyby nie filmy, w których jest ono czym
ś na porządku dziennym, co świadczy o tym, że widok
p
łonącego człowieka wywołuje nasze duże zainteresowanie, dla niektórych z nas zaś ma on nawet walor
rozrywkowy. Funda-chrze
ścijanie czerpią przyjemność ze swoich wizji, w których widzą nas, ludzi, których nie lubią,
przypiekanych wolno na rozpalonych do czerwono
ści węglach i cierpiących potworne, niekończące się męki. Funda-
chrze
ścijanie lubią wyobrażać sobie nas ponoszących zasłużoną karę w ogniu piekielnym.
Fundamentalistyczni piromani nie potrafi
ą odwrócić oczu swoich dusz od obrazów ukazujących im żywych ludzi
p
łonących w wiecznym ogniu piekła. Każdy, kto ma niejakie psychologiczne wyczucie, wie, że funda-chrześcijanie
uwielbiaj
ą oglądać rozgrywające się w ich ciasnych umysłach horrory. Udają, że odrzucają te wszystkie bezmyślne
dogmaty, zgodnie z którymi wszyscy poza nimi pójd
ą do piekła, jedynie ze względu na nasze własne zbawienie.
Łatwo się jednak zorientować, o co im tak naprawdę chodzi. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że
potajemnie funda-chrze
ścijanie z lubością wyobrażają sobie nas, nonkonformistów, wijących się bez końca z bólu w
ogniu piekie
ł. Wobec tego jedyną pociechę znajdujemy w powiedzenia Marka Twaina: „Do nieba ze względu na
klimat, ale do piek
ła ze względu na towarzystwo”.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (14 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Beztroscy ludzie tak
że lubią opowieści o przeżyciach z pogranicza śmierci
Jak mówi
łem już o tym poprzednio, nie tylko fundamentaliści uważają opowieści o przeżyciach z pogranicza śmierci
za zabawne. Podczas gdy fundamentali
ści zdecydowanie preferują wersje pełne grozy i cierpienia. to przecież
istnieje tak
że mnóstwo relacji o wizjach z pogranicza śmierci, które mogą stanowić dobrą rozrywkę dla ludzi o
dobrodusznym i beztroskim charakterze.
Pod tym wzgl
ędem pogodne przeżycia z pogranicza śmierci podobne są do starożytnych periparanormalnych
relacji z podró
ży do czarownych, nieznanych regionów ziemi, które znajdowały się poza granicami znanego świata.
Dzi
ś telewizja umożliwia setkom milionów ludzi na całym świecie oglądanie i słuchanie sprawozdań z pierwszej ręki
zwyczajnych ludzi, którym dane by
ło zajrzeć do wspaniałej, świetlistej krainy leżącej poza granicą śmierci. Co
wi
ęcej, ponieważ zdobycze współczesnej wiedzy medycznej przyczyniły się do tego, że na naszej planecie
mieszkaj
ą dziesiątki milionów ludzi, którzy znaleźli się poza granicą śmierci, a następnie powrócili z powrotem do
życia, wielu, jeśli nie większości z nas, dane jest mieć przyjaciela lub krewnego, z którego ust możemy
bezpo
średnio usłyszeć szczegóły na temat tej niezwykłej podróży.
W konsekwencji dosz
ło do wykształcenia się powszechnie akceptowanego słownictwa odnoszącego się do przeżyć
z pogranicza
śmierci, którym posługujemy się w mowie i piśmie. Wszyscy znamy te nowe standardowe wyrażenia,
których u
życie stało już dziś konwencjonalne:. „poza ciałem”, „tunel”, „światło”, „przegląd życia”, „przeżycia z
pogranicza
śmierci”, itd. Wygląda na to, że w naszej zbiorowej świadomości otwiera się nieznana dotąd
perspektywa. Staraj
ąc się ustalić wewnętrzną geografię zaświatów, wspólnie szukamy po omacku słów
adekwatnych do tej nowej sytuacji.
Nasze po
łożenie przypomina położenie przedstawicieli starożytnych cywilizacji, którzy usiłowali ustalić sens relacji z
podró
ży poszukiwaczy przygód zapuszczających się daleko poza granice znanego naówczas świata. Tym
staro
żytnym podróżnikom i badaczom także brakowało języka adekwatnego do opisu dziwnych i niezwykłych
zdarze
ń, jakich byli świadkami. Biorąc to pod uwagę, za niezwykle korzystny należy uznać fakt, że Aristeas był
poet
ą i potrafił posługiwać się bogatym, obrazowym słownictwem. W tamtej epoce i w tamtych okolicznościach
opisy spotka
ń z egzotycznymi mieszkańcami nieznanych lądów, ich niezrozumiałych zwyczajów i dziwacznych
zachowa
ń, musiały być całkowicie nieodróżnialne od wizyjnych podróży poza wewnętrzne, znane granice
świadomości. Następnie, stopniowo na przestrzeni wieków, w miarę gromadzenia kolejnych relacji, porównywania
ich ze sob
ą i zestawiania, wyłonił się spójny obraz regionów położonych na samych krańcach świata.
Poniewa
ż ludzie, którzy mają przeżycia z pogranicza śmierci, mogą dziś sprawnie i szybko porozumiewać się ze
sob
ą i wymieniać informacje na temat swoich doświadczeń, a także przekazywać nam jakieś sensowne
wyobra
żenie o tym, zaczyna wyłaniać się powszechnie akceptowany, realny obraz tychże przeżyć. Dysponując dziś
zrozumia
łym przez wszystkich językiem opisującym przeżycia z pogranicza śmierci, wykonujemy właśnie zbiorowy
skok przez kolejn
ą granicę. A przecież my, zwyczajni ludzie, bardzo lubimy tego rodzaju przygody!
Dlatego w
łaśnie przeżycia z pogranicza śmierci tak nas pociągają – i dlatego zwracamy uwagę na historie, które
nas bawi
ą, tak samo jak działo się to w czasach Konfucjusza czy Jezusa. Faktem jest, że ludzie lubią próbować
rozwi
ązywać zagadki i paradoksy, podobnie jak przesuwać granice znanego im świata. Przeżycia z pogranicza
śmierci bawią nas, ponieważ ku naszej uciesze dotyczą one sfery paradoksu; wykorzystują pewną osobliwość w
relacjach mi
ędzy znaczeniem słowa śmierć a kryteriami, według których słowa tego można prawidłowo używać w
danej sytuacji.
Wydaje si
ę, że w przypadku wielu pospolitych słów nie ma żadnej różnicy między ich znaczeniem a kryteriami
wyznaczaj
ącymi ich zastosowanie. Na przykład nie ma znaczącej różnicy między znaczeniem słowa czerwony a
kryteriami, wed
ług których ustalamy, że prawdą jest powiedzenie, iż jakaś określona sikawka strażacka jest
czerwona.
Tymczasem w przypadku s
łowa martwy jest zupełnie inaczej. Z definicji śmierć jest stanem, z którego nie ma
powrotu. Je
śli ktoś zostanie uznany za martwego, a następnie odzyska świadomość oraz siły witalne – bez względu
na stopie
ń pewności lekarzy co do słuszności diagnozy, bez względu na to, ile dziesiątek lub setek ludzi
znajduj
ących się w tym samym stanie uznano wcześniej za zmarłych, z których żaden już nigdy nie powrócił do
życia, i bez względu na to, jak surowymi standardowymi kryteriami medycznymi posłużono się w danym wypadku –
wówczas logika j
ęzyka obliguje nas do stwierdzenia, że osoba ta nie była martwa.
Ze zrozumia
łych względów przyjęło się traktować poważnie to, co ludzie, którzy przeszli podobną próbę, mówią na
temat
śmierci, chociaż pod pewnymi względami nie są oni do tego w żaden sposób bardziej predestynowani od
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (15 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
innych, jako
że w rzeczywistości nie byli oni przecież martwi. Stąd przeżycia z pogranicza śmierci pobudzają nasze
zainteresowanie, ujawniaj
ąc nam specyficzną „logikę zen” śmierci: istnieje punkt określany mianem śmierci, ale jeśli
dotrzesz do niego i jeste
ś świadomy, że to się stało, a następnie zawracasz i powracasz do życia, wówczas nigdy
tak naprawd
ę tam nie byłeś, ponieważ już sam fakt, że dotarłeś w to miejsce, oznacza, że ów punkt odsunął się
daleko poza twój zasi
ęg na niesamowicie wielką odległość i w nie dającym się wyobrazić kierunku.
Takie uj
ęcie ujawnia frustrującą niesprawiedliwość całej sytuacji. Wygląda bowiem na to, jak gdyby istniała reguła,
zgodnie z któr
ą linia mety nieustannie oddala się od zbliżającego się ku niej biegacza. Ma to szczególnie ironiczny
wyd
źwięk w przypadku tych, którzy zostali uznani za zmarłych, a następnie powrócili do życia, opowiadając o
wspania
łych przeżyciach, jakie były ich udziałem w zaświatach, ponieważ to właśnie w dużej części z powodu ich
pionierskich
„wypraw” nie możemy nazwać tego, przez co oni przeszli, śmiercią.
Tak wi
ęc za sprawą przecierania szlaków przez osoby doświadczające przeżyć z pogranicza śmierci, zachodzi w
naszych czasach, zupe
łnie niezauważalnie, pewne zdumiewające zjawisko – mianowicie miliony ludzi powracają do
życia ze stanu, który jeszcze wiek temu określono by bez wahania mianem „śmierci”, a następnie informuje nas, iż
nawet poza tym punktem byli oni ca
łkiem żywi i bardzo świadomi tego, co się wokół nich dzieje. Co więcej, oni nam
mówi
ą, że nawet w trakcie przeżywania owego doświadczenia zdawali sobie sprawę z ciągłości świadomego
istnienia tak
że na tamtym świecie i że w rzeczy samej zostali porwani przez ów strumień istnienia, doznali ukojenia,
zostali powitani i po
łączyli się ze swoimi bliskimi, których wcześniej stracili. Tak więc według kryteriów
obowi
ązujących w 1890, a nawet w 1930 roku, życie po śmierci zostało rzeczywiście udowodnione.
I tu dochodzimy do sedna sprawy! Ten si
ę śmieje, kto się śmieje ostatni! Rozumieją państwo? Wszyscy ci
niem
ądrzy przedstawiciele wielkiej trójki dyskutantów, pogrążeni w swoich głupich sporach, wciąż zaprzeczają
istnieniu czego
ś, o czym wie już cały świat!
Prze
życia z pogranicza śmierci stanowią wyzwanie nie tylko dla reguł językowych, ale także dla ugruntowanego
g
łęboko w ludzkiej psychice poglądu, zgodnie z którym nikt nie powraca z krainy śmierci. Tak więc podróże na
tamten
świat i z powrotem urągają nie tylko konwencjom lingwistycznym, ale także mocno zakorzenionym
wyobra
żeniom psychologicznym. Ponieważ przeżycia z pogranicza śmierci pociągają nas dlatego, że kierują naszą
uwag
ę na nie dającą się przekroczyć granicę w nas samych, bawią nas (na zasadzie szoku) w sposób analogiczny
do tego, jak czyni
ły to popularne niegdyś publiczne demonstracje osobników będących wybrykami natury.
Dziwny niepokój, jaki odczuwamy na widok bli
źniąt syjamskich, hermafrodytów, kobiet z brodami, ludzi gum
(których skóra i stawy rozci
ągają się poza normalne granice), mężczyzn słoni, kobiet żab, olbrzymów lub karłów,
wynika z wydobywaj
ących się ponownie na powierzchnię infantylnych lęków, które wydawały się nam opanowane w
toku naszego normalnego rozwoju. Wystarczaj
ąco nieprzyjemne było odróżnienie siebie samego od matki, swojego
ja od nie ja, m
ężczyzny od kobiety, człowieka od zwierzęcia, osoby dorosłej od dziecka, mimo że sądziliśmy, iż
dokonali
śmy tych rozróżnień w tym okresie naszego życia, którego większość z nas już nie pamięta. Tymczasem
czujemy,
że dawne napięcia ożywają w obecności ludzi, których fizjonomia zdaje się podważać tkwiące w nas
g
łęboko przekonania. Najważniejsze spośród tego rodzaju rozróżnień i zapewne najtrudniejsze do
wykrystalizowania dotyczy linii oddzielaj
ącej w naszym umyśle żyjących od umarłych.
Poniewa
ż przeżycia z pogranicza śmierci sprawiają, że owo dawne rozróżnienie, z którym tak bardzo się zżyliśmy,
zdaje si
ę w dziwny sposób tracić na znaczeniu, mają one dla nas nieodparty urok i roztaczają wokół siebie
magiczn
ą aurę.
A teraz najwi
ększa z atrakcji – miłość
Prze
życia z pogranicza śmierci są dowodem na to, że zjawiska paranormalne mogą opowiedzieć nam także dobrą
love story. Moim zdaniem jest to g
łówny powód, dla którego ludzie na całym świecie uważają je za tak przyjemny,
podnosz
ący na duchu oraz inspirujący rodzaj rozrywki. Fakt, iż miłość jest dominującym tematem wielu z przeżyć z
pogranicza
śmierci, przyczynia się w zdecydowanie największy sposób do tego, że mają one tak wielką siłę
skupiania na sobie uwagi i s
ą tak pociągające.
Wizyjne do
świadczenia z pogranicza śmierci nie są jednak jedynymi zjawiskami paranormalnymi, których wartość
rozrywkowa opiera si
ę na miłości. Na przykład ostatnio wielką popularnością na paranormalnej scenie cieszy się
koncepcja bratniej duszy. Wielu ludzi zafascynowanych zjawiskami paranormalnymi lubi teoretyczne fantazjowanie
na temat tego,
że łączy je z jakąś inną osobą, ich bratnią duszą, rodzaj dziwnych, metafizycznych więzów i że wraz
z ni
ą stanowią oni w istocie jedną całość.
Istnieje tak
że wiele czarujących opowieści o ludziach, którzy spotkali swoją prawdziwą miłość w cudowny sposób
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (16 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
lub w przypadkowych i tak niezwyk
łych okolicznościach, iż można je z powodzeniem uznać za paranormalne. Te
szcz
ęśliwe mistyczne spotkania wiążą się często z fenomenem miłości od pierwszego wejrzenia, które to zjawisko,
z powodu swojej pozornej niewyja
śnialności i spontaniczności, także zdaje się mieć charakter paranormalny.
Nie zapominajmy równie
ż, iż ludzie zawsze chodzili do wróżbitów, radząc się ich w sprawach sercowych.
Odnalezione przez archeologów na terenie staro
żytnych wyroczni tabliczki zawierają te same pytania, jakie i dziś
kieruj
ą zakochani do wróżącej im z ręki Cyganki.
Rozrywkowy, paranormalny charakter maj
ą zarówno metafizyczne spekulacje na temat miłości między dwiema
bratnimi duszami, swojego rodzaju nadprzyrodzone swatanie ze sob
ą par, jak i udzielanie rad nieszczęśliwie
zakochanym przez wró
żki. Ogólnie rzecz biorąc stawianie wszelkiego rodzaju pytań dotyczących miłości wiąże się
cz
ęsto w ten czy inny sposób ze zjawiskami paranormalnymi.
Mi
łość, jaką tak wielu ludzi odczuwa w trakcie wizji z pogranicza śmierci, to agape, która stanowi główny aspekt
rozrywkowy wi
ększości przeżyć z pogranicza śmierci. Emanująca miłością świetlista istota, którą spotyka wiele
osób maj
ących przeżycia z pogranicza śmierci, reprezentuje agape. Agape jest także tym rodzajem miłości, który
interesuje t
ę świetlistą istotę podczas panoramicznego przeglądu życia danej osoby.
Agape to niesamolubna, pe
łna życzliwości miłość do drugiego człowieka. Stanowi ona najwyższy wyraz miłości
braterskiej. Obdarzanie kogo
ś agape odbywa się w sposób całkowicie wolny i spontaniczny, bez względu na
zas
ługi i zalety ukochanej osoby oraz bez brania pod uwagę ewentualnych zysków czy strat, jakie mogą stąd
wynika
ć. Agape jest ludzką miłością uczynioną na podobieństwo miłości niebiańskiej, miłości Boga i Chrystusa do
cz
łowieka.
Agape to równie
ż rodzaj gali, celebracji miłości. Ma ona odświętny charakter zarówno pod względem nastroju, jak i
znaczenia. Pierwsi chrze
ścijanie posługiwali się słowem agape na określenie tak zwanej uczty miłości, wspólnego
posi
łku spożywanego z braćmi w wierze [Na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy (przyp. tłum.).]. Agape dostarcza więc
du
żej ilości oralnej satysfakcji.
Agape inspiruje, podnosi na duchu, przynosi spokój i ukojenie. Stanowi ten rodzaj ludzkiej mi
łości, który jest
najbli
ższy transcendencji. Najpiękniejsze przeżycia z pogranicza śmierci napełniają serca doświadczających ich
osób agape i dlatego s
ą one tak bardzo cenione, lubiane i wspominane przez ludzi na całym świecie.
Wiele wizji z pogranicza
śmierci przepełnionych jest miłością do zmarłych bliskich, których spotyka się w
za
światach. Ponowne odkrycie psychomanteum pozwala psychologom na odtwarzanie tego istotnego elementu
prze
żyć z pogranicza śmierci i w ten sposób umożliwianie pogrążonym w smutku i żałobie osobom spotkania z
ukochanymi bliskimi, którzy odeszli ju
ż z tego świata. Być może odtwarzając w całości przeżycia z pogranicza
śmierci uda się nam sprowadzić na świat więcej agape. Empatyczne przeżycia z pogranicza śmierci są naturalną
drog
ą, która zdaje się to umożliwiać. Droga ta prowadzi przez miłość i śmiech do humoru i przyszłego życia.
Wiele osób, które otar
ły się o śmierć, zwracało uwagę na fakt, że emanująca miłością świetlista istota, którą
spotyka
ły, miała wspaniałe poczucie humoru. Inne pamiętają, że czyniły zabawne i ironiczne obserwacje nawet
wówczas, gdy personel medyczny uzna
ł je za zmarłe. Szczegóły te przemawiają za tym, że poczucie humoru
pozostaje aktywne tak
że w zaawansowanych stadiach procesu umierania. Nie ulega wątpliwości, że już w czasach
prehistorycznych ludzie os
ładzali sobie rozmyślania na temat śmierci i umierania sporą dawką humoru. Przeżycia z
pogranicza
śmierci są niewyczerpanym źródłem komicznych tematów, co raz jeszcze świadczy o ich wielkiej
rozrywkowej sile przyci
ągającej. Radosny paranormalizm wysuwa tezę, zgodnie z którą zrozumienie przeżyć z
pogranicza
śmierci – lub jakiegokolwiek innego rzekomo paranormalnego zjawiska w ich pełnym, ludzkim
wymiarze, zak
łada dostrzeżenie i docenienie ich związków z humorem. Poza tym – chociaż nie jest to zapewne
konieczne z teoretycznego punktu widzenia, ale jestem pewny,
że bardzo przydaje się w praktyce – warto mieć
samemu du
że poczucie humoru.
Radosny paranormalizm jest najlepsz
ą teorią wyjaśniającą empatyczne zjawiska z pogranicza śmierci. Ponieważ
prze
życia z pogranicza śmierci mają charakter humorologiczny, nie dziwi zatem fakt, że mogą być one przenoszone
z osoby na osob
ę. Podobnie jak humor, przeżycia z pogranicza śmierci są bowiem zaraźliwe.
Ka
żdy nauczyciel z podstawówki i każdy komik wie, że śmiech jest zaraźliwy. Jeśli jedno lub dwoje dzieci w klasie
zacznie chichota
ć, wkrótce będą to robić wszyscy uczniowie. Zabawa zwana „śmiejący się brzuch” polega na tym,
że jej uczestnicy kładą się na podłodze tworząc łańcuch, tak iż jedna osoba trzyma głowę na brzuchu następnej.
Pierwsza osoba w
łańcuchu, która wybuchnie śmiechem, sprawia, że leżąca na jej brzuchu głowa zaczyna
podskakiwa
ć, wzbudzając w ten sposób falę, która szybko rozchodzi się po całym łańcuchu.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (17 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - „Kto się śmieje ostatni”
Wizje z pogranicza
śmierci dają się opisywać i przekazywać innym. Teraz gdy już to wiemy, możemy nauczyć się
bezpiecznego ich odtwarzania.
Od dwudziestu lat
świat oczarowany jest relacjami osób, które powróciły znad granicy śmierci, przynosząc nam
pe
łne nadziei i inspiracji przesłanie pochodzące ze świetlistej krainy miłości i pokoju. Czas już, byśmy podążyli ich
śladem, jako że prawdziwe i pełne zrozumienie przeżyć z pogranicza śmierci zależy od tego, czy będziemy w stanie
odtwarza
ć te wysublimowane, duchowe wizje w sposób bezpieczny i wiarygodny.
Tym, co ta niezwyk
ła sytuacja może nam dać najlepszego, jest stworzenie możliwości otwarcia się ludzi
zamieszkuj
ących naszą planetę na miłość. Klinicyści, którzy uczynią wysiłek, by poznać naturę empatycznych
prze
żyć z pogranicza śmierci, będą mogli właściwie i z pożytkiem dla swoich pacjentów wykorzystać tę znaczącą
okoliczno
ść. Także pracownicy społeczni będą mogli czerpać ze swojej wiedzy na temat tego zjawiska,
przygotowuj
ąc krewnych i przyjaciół umierających osób na głębokie duchowe przeżycie, w którym wielu z nich dane
b
ędzie uczestniczyć. Umożliwi to ogromnej liczbie ludzi na całym świecie uświadomienie sobie tego, że nie musimy
wcale umiera
ć, by zdobyć, choć przez chwilę, wyobrażenie o miłości, jaka czeka na nas w świetlistej krainie na
tamtym
świecie.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond...dy%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-13.htm (18 of 18) [07-May-11 6:18:50 PM]
713 - Raymond Moody - "Kto się śmieje ostatni"
O autorze
Raymond Moody jest autorem siedmiu ksi
ążek, wśród nich Życia po życiu, które sprzedano w ponad dziesięciu
milionach egzemplarzy na ca
łym świecie. To on właśnie ukuł termin „przeżycia z pogranicza śmierci” (near-death
experience), a dzi
ś jest światowej sławy ekspertem zajmującym się tym zjawiskiem. Prowadzi gromadzące rzesze
s
łuchaczy wykłady na temat przeżyć z pogranicza śmierci, a także na temat doświadczeń poza ciałem (out-of-body
experiences), relacji mi
ędzy zjawiskami paranormalnymi a rozrywką oraz związków między humorem, chorobą,
zdrowiem i przezwyci
ężaniem smutku po stracie bliskiej osoby. Występował w wielu popularnych programach
telewizyjnych w USA, takich jak Ophra, The Today Show, Turning Point i Geraldo.
Dr Moody uzyska
ł doktorat z filozofii na University of Virginia oraz doktorat z medycyny w Medical College of
Georgia. Jest laureatem przyznawanej w Danii nagrody World Humanitarian Award oraz zdobywc
ą brązowego
medalu w kategorii
„relacje międzyludzkie” na New York Film Festival za filmową wersję Życia po życiu. Stworzył
Teatr Umys
łu im. dr. Johna Dee (Dr. John Dee Memorial Theater of the Mind), który umożliwia uczestnikom
osi
ąganie odmiennych stanów świadomości służących celom edukacyjnym i rozrywkowym, a także rozwojowi
duchowemu. Dr Moody piastuje stanowisko dziekana Wydzia
łu Badań nad Świadomością (Bigelow Chair of
Consciousness Studies) na Uniwersytecie Nevada w Las Vegas. Wraz z
żoną Cheryl mieszka i prowadzi badania w
wiejskiej posiad
łości w Alabamie.
file:///D|/eBooks/Ebooks/OOBE_LD_NDE/NDE/Raymond%20...Moody%20-%20Kto%20sie%20smieje%20ostatni/713-14.htm [07-May-11 6:18:51 PM]