Prof. Krzysztof Kawalec: Dmowski był
autorem pomysłu na II RP
- Jeżeli jest coś takiego, jak prawa autorskie do pomysłu, to Dmowski był
autorem II RP, ponieważ co najmniej półtora roku zanim ona zaczęła się
formować, na papierze zawarł jej kształt: zarówno terytorialny, jak i ustrojowy
oraz odnośnie polityki zagranicznej - podkreślał historyk prof. Krzysztof Kawalec
w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
155 lat temu urodził się Roman Dmowski, twórca i historyczny przywódca
Narodowej Demokracji. Jeden z Ojców Niepodległości. Postać, która do dziś
wzbudza kontrowersje. Kim był Roman Dmowski, jaki był osobiście, jak
odczytywać jego ideologię? Na te pytania odpowiedział prof. Krzysztof Kawalec,
biograf Dmowskiego, dyrektor Oddziału IPN we Wrocławiu.
W dopiero co zakończonym 2018 roku świętowaliśmy setną rocznicę
odzyskania Niepodległości. Roman Dmowski zaliczany jest w poczet ojców
tego niebywałego polskiego sukcesu. Jaką Polskę Dmowski wyobrażał sobie
sto lat temu?
Jeżeli jest coś takiego, jak prawa autorskie do pomysłu, to Dmowski był
autorem II RP, ponieważ co najmniej półtora roku zanim ona zaczęła się
formować, na papierze zawarł jej kształt: zarówno terytorialny, jak i ustrojowy
oraz odnośnie polityki zagranicznej.
Granice Polski, która się odradzała były przez niego pomyślane w ten sposób,
aby po pierwsze zapewnić jej możliwość rozwoju gospodarczego i oparcia
suwerenności na realnych podstawach gospodarczych. Jako warunki tego
rozwoju Dmowski wymienia dostęp do morza i do śląskich złóż węgla.
Kolejnym istotnym elementem planu Dmowskiego było to, że opracowując go,
miał przed oczami statystyki narodowościowe, z których wynikało, że na
obszarze dawnej Rzeczpospolitej Polacy nie stanowią większości. Uważał, że
państwo o takich granicach w jemu współczesnym, zdominowanym przez prądy
narodowe świecie, się nie ostanie. W związku z tym wypracował sobie
koncepcję, jak się okazało – i tak nazbyt optymistyczną, że wystarczy jeśli w
Polsce będzie 60 proc. Polaków. Mniej być nie może, bo to będzie
niebezpieczne.
Jego zdaniem granica wschodnia powinna w takim razie pokrywać się mniej
więcej z linią drugiego rozbioru. Jaka logika kryła się za tym postępowaniem?
Poza wspomnianym już progiem 60 proc. Polaków, Dmowski brał pod uwagę
to, w jaki sposób mają być skonstruowane władze państwa. To, jak długo ludzie
nie głosują, nie jest tak istotne, jak to jakim językiem mówią obywatele.
Natomiast Dmowski uważał, że Polska będzie miała ustrój reprezentacyjny,
wyłaniany w drodze procedur wyborczych. Zbierając razem te dwa elementy,
mamy wyraźnie zaznaczony zamiar zainicjowania stosunków politycznych w
kierunku odpowiadającym standardom Zachodu.
O realizmie tej polityki świadczy chociażby to, że granice odrodzonej ojczyzny
pokrywały się mniej więcej z propozycjami Dmowskiego, mimo iż u steru
władzy był Piłsudski, twórca odmiennej, federalistycznej koncepcji.
Podpis Romana Dmowskiego, obok sygnatury Ignacego Jana Paderewskiego,
spoczął na traktacie wersalskim. Jaka była rola Dmowskiego w przywracaniu
Polski na mapę Europu?
Pierwszorzędna, jako człowieka, który z ramienia uznawanego przez
zwycięskich aliantów Komitetu Narodowego Polskiego, negocjował jej
odrodzenie. Przeprowadził setki rozmów z wpływowymi osobami. To on
organizował Błękitną Armię i nie dopuścił do jej wykrwawienia na froncie
zachodnim w ostatnich dniach wojny, bo wiedział, że te 100 tysięcy żołnierzy
przyda się w kraju.
To, co muszą przyznać Dmowskiemu nawet jego przeciwnicy, to to, że był
postacią o dużych walorach osobowościowych i dorównującej im sile przebicia.
Ta siła wynikała ze zdobytego doświadczenia, ale też z tego, że stał za nim
rosnący w siłę obóz polityczny. Przypominanie nazwiska Dmowskiego w
kontekście odzyskania niepodległości wymaga wskazania całego jego
środowiska politycznego związaną np. z budowaniem świadomości narodowej
wśród chłopów.
Należy przypomnieć też, że kalkulował on wówczas w kategoriach
ogólnonarodowych, a nie partyjnych. Przykładem jest jego zachowanie w
momencie zakończenia I wojny światowej, gdy w Warszawie ukonstytuowały
się władze na czele z Józefem Piłsudskim, zdominowane przez socjalistów. Ilu
polityków oparłoby się pokusie skorzystania z wpływów, jakie wcześniej
wyrobili sobie na Zachodzie i niepodjęcia próby zawalenia lokalnych władz?
Przeciwnie, były takie bojowe nastroje w Paryżu, ale Dmowski opowiadał się za
znalezieniem form kompromisowych.
Mało znanym faktem jest epizod z listopada 1918 roku – interwencja
Dmowskiego na rzecz zmiany warunków zawieszenia broni. W pierwotnej
postaci miały one przewidywać ewakuację wojsk niemieckich do linii
przedwojennej granicy niemieckiej z 1914 roku. Gdyby tak się stało, ziemie
polskie pozostałyby bez osłony, narażone na bolszewicki fakt dokonany – oni
już wtedy przygotowywali się do marszu na Zachód. Fakt, że niemieccy
żołnierze utrzymali linię frontu przez krytyczny okres pierwszych kilku miesięcy
umożliwił w ogóle uformowanie się polskiej państwowości. Dzięki Dmowskiemu
na wschodzie uformował się swoisty niemiecki kordon sanitarny oddzielający
państwo polskie od czerwonego zagrożenia.
O Dmowskim trudno mówić w oderwaniu od jego największego adwersarza –
Józefa Piłsudskiego. Nie bez przyczyny mówi się – za Giedroyciem - że Polską
rządzą dwie trumny tych właśnie ojców niepodległości. O Ziuku powiedziano
chyba wszystko, włącznie z cechami charakteru i słabostkami. Dmowski to
przy nim mężczyzna ze srogim spojrzeniem z jednej czy dwóch fotografii.
Jakim człowiekiem prywatnie był Roman Dmowski?
Dmowski faktycznie nie był postacią medialną. Jego "legendy", bo o takiej
przecież można mówić w stosunku do przynajmniej niektórych środowisk
politycznych, nie ocieplały takie charakterystyczne elementy rodzina, grono
dzieci. Nie miał specjalnie wiele zdjęć, bo niezbyt lubił się fotografować.
Niewiele jest też informacji o jego życiu prywatnym. To przyczyny, dla których
Dmowski faktycznie jawi się jako postać zimna.
Pochodził z niezamożnej rodziny. Jego ojciec był kamieniarzem. Grzegorz
Krzywiec w swojej książce "Szowinizm po polsku. Przypadek Romana
Dmowskiego 1886-1905" zwraca uwagę, że Dmowski jeszcze jako uczeń w
szkole średniej nie lubił i dystansował się od kolegów z domów ziemiańskich.
Gdyby jego droga potoczyła się inaczej i zostałby przywódcą socjalistycznym, to
mogłoby być to interpretowane, że już w młodym wieku ujawnił "czujność
klasową".
Wiemy, że był człowiekiem ciekawym świata. Zafascynowała go Japonia, w
której był mniej więcej w tym samym czasie, co Piłsudski – w 1904 roku. O ile
Piłsudski raczej się tam nudził, Dmowski głęboko przestudiował tamtejszą
kulturę i zapoznał się z tokijskimi ciekawostkami.
Może po Dmowskim nie pozostało wiele prywatnych informacji, za to jego
spuścizną są tomy publicystyki. Z perspektywy czasu Dmowskiego czyta się
znacznie lepiej niż Piłsudskiego. Jego pióro było zwarte, zdania treściwe. Ten
język się nie zestarzał, ale przebicie się przez wywody Dmowskiego wymaga
pewnej wprawy intelektualnej i nawyku zastanawiania się nad tym, co się czyta.
Istota jego przekazu nie sprowadza się do hasła "pójdźcie za mną, ja wiem, co
czynić". Dmowski tego nie robił, on namawiał, przekonywał by dochodzić do
wniosków pozornie samodzielnych. To coś zupełnie innego, niż to, co Piłsudski
zachował dla potomnych np. w "Moich pierwszych bojach". To też pokazuje
różnicę ich osobowości.
Dmowski nie był, w odróżnieniu od Piłsudskiego, wodzem. Relacje, jakie
budował z otoczeniem były bardziej partnerskie, gdy chodziło o ludzi w jego
wieku lub niewiele młodszych. Natomiast jeśli chodzi o ludzi młodszych od
niego o pokolenie, to miał on z nimi pewien problem. Ci ludzie chcieli w nim
widzieć wodza, natomiast on za wodza się nie uważał.
Skoro już dobrnęliśmy do tego tematu, to trudno nie przenieść się do
przełomu lat 20. i 30., kiedy nastąpił rozłam w ruchu narodowym. Jak była
tutaj rola Dmowskiego?
Z listów, które on pisał do ks. Józefa Prądzyńskiego wynika, że właściwie
ucieszył się z tego rozłamu. Uważał, że młodzi, ekstremistyczni działacze –
twórcy późniejszego ONR - stanowią w dużej mierze "ciało obce", albo za
sprawą tego, że ich poglądy idą za daleko, albo za sprawą tego, że nie chce im
się pomyśleć, jak napisał - mimo, że mają trzydzieści i więcej lat (w
międzywojniu to był już wiek dojrzały), to nadal są mentalnymi studentami.
Wyrazem woli pożegnania się z młodymi działaczami był cykl artykułów o
militaryzacji polityki. Ich główna myśl była taka, że by koncepcje polityczne się
rozwijały, musi nad nimi pracować wiele mózgów, na dodatek takich, które by
się od siebie różniły. Innymi słowy: warunkiem rozwoju myśli politycznej jest
pewien pluralizm w obrębie organizacji i zgoda jej kierownictwa na to, że te
pomysły mogą być rozmaite. Natomiast militaryzacja polityki, działanie na
komendę pod wpływem jakiegoś autorytetu narzucającego swoją wolę,
powoduje, że myśl polityczna wyrodnieje. Polityka nie jest wojną, a ruch
polityczny – wojskiem. Cykl ukazał się w 1934 roku, na krótko przed jego
chorobą, która właściwie wyeliminowała go z życia publicznego.
Dmowski wiedział, jak wygląda praktyka rządzenia we Włoszech Benito
Mussoliniego, wiedział też, jak wyglądają początki rządów Adolfa Hitlera w
Niemczech. Oni obaj zrobili z ruchu politycznego zorganizowaną armię.
Natomiast Dmowski wiedział, że to, co można zaakceptować w dążeniu do
zdobycia władzy politycznej, nie może określić tego, jak ma funkcjonować
państwo w przyszłości.
Używał na potwierdzenie tej tezy rozmaitych argumentów włącznie z anegdotą
o rozmowie z pewnym wybitnym francuskim policjantem. Na uwagę
Dmowskiego o tym, że do policji najlepiej nadawaliby się byli wojskowi,
policjant żachnął się i odpowiedzieć: "w żadnym wypadku, oni się do tego
absolutnie nie nadają. Gdy armia gdzieś wchodzi, sieje najpierw spustoszenie,
natomiast zadaniem policji jest rozwiązywanie problemów, działając tak, by
straty były jak najmniejsze".
Dotknęliśmy sprawy stosunku Dmowskiego do innych narodów. Jak stosował
hasło "narodowego egoizmu"?
Dmowski nie wymyślił zasady "narodowego egoizmu". Ta formuła została ukuta
przez Zygmunta Balickiego. Ci panowie współpracowali ze sobą. Zasadniczo
Dmowski zgadzał się z Balickim, co do kwestii, którą ten wyprowadzał z
"narodowego egoizmu" – jeśli w grę wchodzą przeciwstawne interesy, to
obowiązkiem każdego członka narodowej społeczności jest poprzeć swoich.
Przy czym Balicki wyprowadził to z zasady "egoizmu narodowego", natomiast
Dmowski twierdził, że tak trzeba, bo tak wypada, tzn. jeśli ktoś w obrębie
pewnej społeczności się ukształtował, wiele jej zawdzięcza, (włącznie z tym, kim
naprawdę jest), nie może odmówić zbiorowości w chwili, gdy ta czegoś od
niego potrzebuje. Dla niego to był wymóg o charakterze etycznym.
Dmowski zawsze uważał, że człowiek ma obowiązki wobec wspólnoty. Przy
czym można dostrzec pewną ewolucję jego poglądów w argumentowaniu tego
obowiązku. Do pierwszych lat wieku XX Dmowski wyprowadzał ten wymóg z
przesłanek natury indywidualistycznej, tzn. każdy Polak powinien być dobrym
Polakiem, bo inaczej nie mógłby na siebie spojrzeć w lustrze. Podobno przełom
stanowił dla niego wyjazd do Japonii. Tam doszedł podobno do wniosku, że tej
kwestii nie można racjonalizować, że jest to irracjonalna postawa, wynikająca z
kwestii pewnego odruchu.
Czy Dmowski uważał inne narody za gorsze?
Z tego, że solidaryzujemy się z pewną zbiorowością – zdaniem Dmowskiego –
nie wynika, że inne zbiorowości są gorsze. Ba, mogą być nawet lepsze pod
pewnymi względami. Z czego wynika dla nas konieczność wzmożenia wysiłków,
żeby walory tej rywalizującej wspólnoty zrównoważyć. Nie można jednak
zaprzeczyć, że Dmowski posiadał "na użytek prywatny" pewną hierarchię
narodów.
Jak przedstawiała się ta "drabinka"?
Nie byliśmy na jej szczycie. Dmowski bardzo wysoko cenił narody anglosaskie,
nie był pewien, czy wyżej stawiać Brytyjczyków, czy Amerykanów. Niżej
znajdowały się narody romańskie. Od czasu wizyty w Japonii podziwiał
Japończyków. Moim zdaniem za to, że zdołali dokonać tego, co nie udawało się
Polakom przez cały wiek XIX – rzucili wyzwanie Rosji i zwyciężyli. Był zupełnie
pozbawiony w tym kontekście typowego dla kolonialnych społeczeństw
poczucia rasowej wyższości wobec Japończyków.
Wysoko plasował Niemców, których cenił za umiejętności organizacyjne.
Myśmy byli mniej więcej na środku tej tabeli. Natomiast na jej dole plasowali
się Rosjanie i Ukraińcy. Rosjanom zarzucał barbarzyńską skłonność do deptania
dorobku ludów wyżej od nich rozwiniętych. Państwu carów zarzucał głód
zaborów i dążenie do nieopanowanego rozszerzania obszarów.
Jego poglądy w kwestii Rosjan są dość kontrowersyjne, ocierające się o rasizm.
Kapitalnie pokazują to rozmowy przeprowadzone z Dmowskim przez
brytyjskiego dziennikarza Emila Dillona w latach 1917-1919. Pojawiła się tam
nawet taka myśl, że Rosjanie stanowią produkt niefortunnej krzyżówki rasowej
ludów azjatyckich ze Słowianami, w wyniku której powstał szczep dziedziczący
najgorsze cechy obu tych ludów. Co trzeba podkreślić: była to wypowiedź
incydentalna, ale też oddająca poniekąd ducha epoki kolonializmu.
A co z antysemityzmem Dmowskiego? Gdzie plasował Żydów?
Tym, co może być zaskoczeniem dla niektórych, jest fakt, że nie znajdowali się
wcale nisko w jego hierarchii narodów. Przeciwnie, przyznawał im wiele
walorów, które chętnie widziałby u Polaków: systematyczność, pracowitość, z
uznaniem wypowiadał się o żydowskiej rodzinie – jako o komórce, która jest o
wiele bardziej zwarta, niż rodziny chrześcijańskie.
Na antysemityzm Dmowskiego spogląda się dziś przez pryzmat
antysemityzmu nazistowskiego, który doprowadził do tragedii Holocaustu. A
przecież nie były one tożsame.
To bardzo delikatna kwestia, w której wszelką dyskusję może uciąć
stwierdzenie "ale jakie to ma znaczenie?". No bo jeśli Dmowski uważa, że Żydzi
są wytworem bardzo starej cywilizacji, skamieliną, która pozostała po świecie,
którego już nie ma, ale wytworzyli dzięki temu silne więzi i są dzięki temu w
stanie funkcjonować odporni na wpływy otoczenia, to ktoś może powiedzieć:
"ale czym to się różni od rasizmu?". Zasadnicza różnica polegała w tym
przypadku na tym, że w wywodach Dmowskiego nie było poczucia wyższości –
całej tej obłędnej hierarchii nadludzi i podludzi. Było poczucie dystansu i
przekonanie o trudności przekroczenia wytworzonych historycznie barier.
U Dmowskiego widzimy świadomość bardzo trudnego do rozwiązania
problemu antagonizmu na tle ekonomicznym. Wiązał go ze stanem posiadania
przede wszystkim w handlu i charakterem miast, w których występowały
dzielnice żydowskie i przekonaniem, że tym, co stanowi elitę we współczesnym
społeczeństwie nie są kręgi ziemiańskie, tylko mieszczaństwo. Dmowski uważał,
że w Polsce nie ma wystarczająco dużego i silnego polskiego mieszczaństwa, co
było – jego zdaniem – zagrożeniem dla samej polskości. Innymi słowy Dmowski
chciał, by obok kupca żydowskiego znalazło się tyleż kupców polskich. W
warunkach biedy nie było to możliwe. Jego zdaniem dostatek mógłby
zniwelować antagonizm narodowy, natomiast w warunkach biedy rywalizacja
ta stawała się zerojedynkowa. Np. w 1912 roku Dmowski zainicjował
kontrowersyjną, łagodnie mówiąc, akcję bojkotu żydowskiego handlu i
kupowania u Polaków.
Czy Dmowski robił coś, żeby ten antagonizm rozładować?
Dmowski szukał rozwiązania tego antagonizmu. Ciekawe w tym kontekście jest
przypomnienie rozmów, jakie podczas swojego pobytu w Stanach
Zjednoczonych, w końcowych dniach I wojny światowej, Dmowski
przeprowadził z tamtejszymi prominentnymi reprezentantami społeczności
żydowskiej. Dmowski przekonał ich, że jeśli odrodzona Polska będzie krajem
dostatnim, to antagonizm się zniweluje. Jego zdaniem warunkiem dostatku były
granice z dostępem do morza i pokładów węgla. Przekonywał, że jeśli elita
żydowska w Stanach poprze polskie roszczenia terytorialne, to on sam stanie na
czele ruchu mającego doprowadzić do zażegnania konfliktu polsko-
żydowskiego.
Nawet w latach 30., kiedy można by sądzić, że antysemicka obsesja zawładnęła
Dmowskim, to wydaje mi się, że nie było tak do końca. Dmowski pozostawał
człowiekiem, który kieruje się racjonalnym myśleniem. Przede wszystkim nie
był on – podobnie jak Stronnictwo Narodowe – zwolennikiem sojuszu z III
Rzeszą. Uważał, że Niemcy są głównym zagrożeniem dla Polski. Przyznawał, że
nazistowski reżim Hitlera wzmocnił państwo niemieckie, a zatem wzmocnił też
zagrożenie dla Rzeczpospolitej. Przy wszystkich tych głupotach, które pojawiały
się w narodowej publicystyce lat 30., nigdy nie widziano możliwości sojuszu z
niemiecką III Rzeszą, państwem, które miało programowo wpisany rasowy
antysemityzm i posunęło się w końcu do eksterminacji ludności żydowskiej.
Rozmawiał Bartłomiej Makowski