Julie Elisabeth Leto
Podwójna rozkosz
Prolog
Reina Price oblizała usta w nadziei, że w ten sposób
uda się jej złagodzić napięcie i wzrastającą duszność.
–
Coś wspaniałego – westchnęła.
Claudio di Amante pochylił się, by sprawdzić, który
to rysunek Reina podziwia z takim zachwytem.
–
Ach, to chluba kolekcji. Sam Il Gioielliere pozował
do odlewu. Został wykonany z delikatnego dmuchanego
szkła i wzmocniony kunsztowną złotą koronką. Legen-
da głosi, że szkło dmuchała jego kochanka. Miał to być
prezent na jej własny użytek w chwilach, gdy on sam
był... nieosiągalny.
Il Gioielliere, szesnastowieczny włoski jubiler i po-
przednik Casanovy, musiał być wspaniałym kochan-
kiem. Sądząc z kształtu i grubości penisa wymodelowa-
nego w szkle i złocie, mężczyzna był wyjątkowo dobrze
wyposażony. Jako dodatek do swych naturalnych at-
rybutów stworzył imponującą kolekcję akcesoriów i za-
bawek seksualnych. Niektóre wyglądały jak biżuteria,
lecz wszystkie miały też tajemne, zmysłowe zastosowa-
nie. Niestety, oryginały uległy zniszczeniu, a Claudio di
Amante, nieznajomy, który nieumówiony wszedł do
galerii Reiny w dzielnicy artystycznej Nowego Orleanu,
chciał, żeby odtworzyła wszystkie przedmioty w ciągu
dwóch tygodni.
Choć Reinę nauczono, by była dumna ze swych
reakcji i impulsów seksualnych, jednak to, co przyniósł
w sfatygowanej teczce ten człowiek, silniej działało na
wyobraźnię niż jakiekolwiek dzieło sztuki erotycznej.
Już same rysunki sprawiły, że zrobiło jej się gorąco
i oddychała z trudem. Przyjęcie zlecenia Claudia byłoby
więc w równym stopniu wyzwaniem zawodowym, jak
i osobistym.
Claudio di Amante, ostatni żyjący potomek Il Gia,
usiadł w wysokim, obszernym skórzanym fotelu. Reina
usiłowała nie przyglądać mu się zbyt natarczywie.
Pomimo wieku był bez wątpienia przystojny, a w jego
ciemnych oczach tańczyły tajemnicze iskierki. Przypu-
szczalnie mógłby być jej ojcem, lecz tego nie była
w stanie stwierdzić z całą pewnością, ponieważ nie
wiedziała, ile lat naprawdę miał jej ojciec. Tak czy owak,
wzbudził jej ciekawość z kilku różnych względów
–
poczynając od tego, dlaczego spośród tylu znanych
artystów wybrał właśnie Reinę i jej chciał powierzyć
zadanie odtworzenia kolekcji biżuterii erotycznej.
Jako jedynaczka podróżująca po świecie u boku
sławnej matki, Reina z nudów zajęła się wytwarzaniem
biżuterii. Kiedy miała piętnaście lat, jej projekty zaczęły
odzwierciedlać zmysłowy, pełen seksu styl życia matki,
przyjaciółek i, co tu dużo kryć, jej samej. Wtedy właśnie
broszki, kolczyki, naszyjniki i wisiorki Reiny zaczęły
przyciągać uwagę ludzi, którzy znali się na modzie i nie
wahali się dobrze za nią płacić. Pięć lat temu, gdy
postanowiła dołączyć do matki i zamieszkać w Nowym
Orleanie, otworzyła własną galerię. Dopiero niedawno
została ona zauważona w prasie branżowej. Kiedy
jednak słynny projektant haute couture ozdobił jej dzieła-
mi swą zeszłoroczną wiosenną kolekcję, praca Reiny
wreszcie zyskała prawdziwy rozgłos.
Mimo to nie miała jeszcze wyrobionej marki. Z tru-
dem utrzymywała galerię na powierzchni, szczególnie
po dwóch włamaniach, które sprawiły, że groziła jej
niewypłacalność, i postawiły pod znakiem zapytania
przyszłość jej projektów. Dlaczego więc Claudio wybrał
właśnie ją? I to w takim momencie?
Mężczyzna twierdził, że jest przedsiębiorcą na dorob-
ku, ale nie potrafił ukryć swej wrodzonej, naturalnej
elegancji. Miał na sobie ciemny garnitur z wąskimi
klapami i jeszcze ciemniejszą koszulę, a jego oliwkowa
cera stanowiła niezwykłe tło dla oczu o barwie onyksu
i macicy perłowej. Pasemka siwizny na skroniach łago-
dziły nieco połyskliwą, kruczą czerń włosów, które
w czasach jego młodości kolorem zapewne przypomina-
ły jej własne.
Reina przełknęła ślinę, zastanawiając się, kiedy wre-
szcie przestanie doszukiwać się ojca w każdym napot-
kanym mężczyźnie powyżej pięćdziesiątki. Jak do tej
pory, Claudio di Amante był chyba jednym z najmniej
prawdopodobnych kandydatów. Był wprawdzie przy-
stojny, lecz niedostatecznie bogaty, a te pieniądze, które
miał, starał się wydawać w przemyślany sposób – tyle
przynajmniej Reina wywnioskowała z ich krótkiej rozmo-
wy. Z tego, co mówił, wynikało, że mieszka na przedmieś-
ciu Wenecji, całkiem niedaleko letniego domu jej matki.
Kiedy jednak wspomniał o okazałym, lecz podupadającym
palazzo, Reina upewniła się ostatecznie, że nigdy nie
wzbudziłby zainteresowania zachłannej Pilar. Przez
dwadzieścia ciężkich lat Claudio z trudem wiązał koniec
z końcem, patrząc, jak niszczeje jego ukochana rodzinna
siedziba. Po tym, jak skradziono dzienniki jego przodka
i opublikowano je bez zgody spadkobiercy, uznał, że
nadszedł czas, by wydobyć na światło dzienne szkice Il
Gioiellierego i odzyskać utraconą rodzinną fortunę.
A teraz te niezwykle wartościowe rysunki i bezcenne
klejnoty pragnął powierzyć Reinie. I to w najgorszym
z możliwych momencie. Wysłuchała jego propozycji ze
szczerym zaciekawieniem, chociaż nie przeszło jej na-
wet przez myśl, że mogłaby przyjąć to zlecenie.
Reina zebrała wszystkie fotokopie ręcznie wykona-
nych wykresów, żeby popatrzeć na nie po raz ostatni.
W ustach miała suchość, palce świerzbiły ją, a oczy aż
rwały się do tego, by dokładniej przestudiować rysunki.
Nie mogła jednak przyjąć tego projektu. Biżuteria, którą
obiecał dostarczyć jutro, nie byłaby u niej bezpieczna.
–
Przykro mi, signore di Amante – zaczęła.
–
Proszę mówić mi Claudio. Wiem przecież, że
Amerykanie nie przykładają wagi do ceremoniałów.
–
To prawda, nie przykładają. To znaczy, nie przy-
kładamy – poprawiła się, wciąż nieprzyzwyczajona do
tego, że sama jest Amerykanką, ponieważ większość
życia spędziła poza Stanami Zjednoczonymi. – Przez
lata zdążyłam się już o tym przekonać.
–
Ale jest pani Amerykanką, prawda?
Uśmiechnęła się, świadoma, że mężczyźnie takiemu
jak Claudio może spodobać się wstydliwe wyznanie.
–
Urodziłam się w Nowym Jorku podczas jednego
z tych okresów, gdy moja matka występowała na
Broadwayu. Na stałe mieszkam w Stanach zaledwie od
pięciu lat. Kocham ten kraj i Nowy Orlean, ale ciągle się
przystosowuję. Kiedy byłam dzieckiem, matka wciąż
podróżowała po świecie.
–
Ach, twoja matka. Wielka aktorka teatralna.
–
Znasz moją matkę?
Zaśmiał się, lecz był to śmiech cichy i stłumiony,
jakby Claudio wiedział coś, czym nie zamierzał się z nią
podzielić.
–
A kto w Europie nie słyszał o wielkiej Pilar Price?
Kto na całym świecie nie słyszał o Pilar? – można by
zapytać. Po raz kolejny Reina musiała sobie przypo-
mnieć, że chociaż teatr coraz bardziej tracił popularność
zarówno w Stanach, jak na całym świecie, to jej matka
nadal była znakomitością o międzynarodowej sławie
–
jeśli nie z powodu dokonań zawodowych, to ze
względu na swój styl życia. Paparazzi wciąż jeszcze
czatowali na chodniku przed jej domem w Dzielnicy
Francuskiej, w nadziei, że uda im się dostrzec jakiegoś
senatora lub gubernatora chyłkiem wymykającego się
z sypialni aktorki w środku nocy.
W przeciwieństwie do matki Reina nie lubiła wy-
stawiać na publiczny widok swego życia uczuciowego.
Najlepsza przyjaciółka, Chantal Dupre, określała jej
partnerów jako ,,kochanków w przelocie’’, co zresztą
zupełnie odpowiadało Reinie. Zdecydowanie nie dla niej
były romantyczne uwikłania i zagmatwane dramaty
uczuciowe w stylu matki. Wolała skupić się na inte-
resach, a wrodzony urok i egzotyczny seksapil wyko-
rzystywała do ich prowadzenia.
To, co z początku było tylko publicznym wizerun-
kiem stworzonym jako dodatek do jej sugestywnej
biżuterii, stało się z czasem pożytecznym atutem, jej
najskuteczniejszą bronią. Maska obojętności i znudzenia
w połączeniu z dużym temperamentem seksualnym
wywierała wrażenie zarówno na mężczyznach, jak i na
kobietach. Te ostatnie ją podziwiały i chciały naślado-
wać. Mężczyźni pragnęli pójść z nią do łóżka, lecz
wątpili, czy potrafią sprostać jej wymaganiom. Tak czy
owak, to Reina dyktowała warunki – ostrożnie dobierała
sobie przyjaciół oraz wspólników i starała się chronić
swoją prywatność... i, co ważniejsze, swoje serce.
Pokręciła głową, a spod luźnego koka, który tego
ranka spięła hebanową klamrą, wymknął jej się jeden lok
i opadł na twarz. Zdmuchnęła go i z wielkim żalem
złożyła papiery, po czym przesunęła je po lśniącym
blacie biurka.
–
Nie masz nawet pojęcia, Claudio, jak bardzo chcia-
łabym przyjąć to zlecenie. Ale nie mogę tego zrobić
z czystym sumieniem. Twoje klejnoty nie byłyby
u mnie bezpieczne, a ja nie mam pieniędzy na dodat-
kowe środki ostrożności.
Claudio pokiwał głową, ale nie dotknął nawet projek-
tów.
–
Słyszałem o kradzieżach w twojej galerii. To bar-
dzo niefortunne.
Reina zerknęła z ukosa na leżący na brzegu biurka list,
przysłany w zeszłym tygodniu przez agenta ubezpiecze-
niowego, który likwidował jej polisę. Po dwóch niewyja-
śnionych włamaniach do sejfu w biurze firma ubez-
pieczeniowa nie chciała już dalej zajmować się jej
galerią. Stało się to w najgorszym możliwym momencie.
Najpierw podniosła się wrzawa w świecie mody, a po-
tem jeszcze ten artykuł w ,,Elle’’, w którym podkreślano
jej szczególne zainteresowanie przerabianiem klejnotów
rodowych na erotyczne skarby. Od tamtej chwili musia-
ła odpowiadać na listy od bogaczy z całego świata,
którzy chcieli wiedzieć, co też dałoby się stworzyć ze
starej rubinowej broszki babki albo kolekcji niedobra-
nych szafirów.
Nie było jej jednak stać na płacenie wyższych składek
nowemu ubezpieczycielowi ani na zwiększenie ochro-
ny. Rozważała już możliwość przechowywania kosz-
towności w pracowni wyłącznie wtedy, gdy nad nimi
pracuje, i zamykania ich na noc w skrytce bankowej – bo
przecież żadna z kradzieży nie odbyła się za dnia. Nie
mogła mieć jednak pewności, czy złodziej, albo złodzie-
je, nie staną się bardziej zuchwali. Dopóki zatem oby-
dwa śledztwa nie zostaną zakończone, musiała odrzucać
wszystkie zlecenia, jeśli w grę wchodziło oprawianie na
nowo drogocennych kamieni.
Takie zlecenia jak to.
–
Wprost niewiarygodnie niefortunne. Nie jestem
w stanie zagwarantować bezpieczeństwa twoich kamie-
ni ani rysunków... – włożyła je z powrotem do teczki
–
więc z ogromnym żalem muszę odrzucić tę ofertę.
Tego ranka Reina dzwoniła na policję, modląc się
w duchu, żeby znaleźli już winnego i aresztowali go, lecz
okazało się, że nie poczyniono żadnych postępów.
Wszystko wskazywało, że to sprawka kogoś z galerii, ale
Reina nie miała pojęcia, kto mógłby ją zdradzić. Jej
osobista asystentka, Judi, pracowała dla niej od chwili,
gdy pięć lat temu Reina przeniosła się do Stanów, i przez
ten czas została jej przyjaciółką. Wszystkich artystów
wystawiających swe prace w galerii szczegółowo prze-
słuchano. Nie było jednak śladów włamania, sejf ani
zamek nie zostały uszkodzone, tak jakby złodziej znał
kombinację. To znowu wskazywałoby na artystę lub
pracownika galerii.
Po pierwszej kradzieży Reina zmieniła cyfry w kom-
binacji i nikomu nie zdradziła nowego szyfru. Wydała
także większość wolnych środków na instalację kamer
bezpieczeństwa i zatrudnienie strażnika, którego ude-
rzeniem pozbawiono przytomności podczas drugiego
napadu. Taśmy wideo z kamer zniknęły. Z kapitałem
zamrożonym w różnych inwestycjach i pozbawiona
ubezpieczenia, nie mogła wystawić klejnotów Il Gioiel-
lierego na takie niebezpieczeństwo.
–
Przyszłość jest teraz, Reino – nalegał Claudio.
–
Oglądałaś ostatnio listy bestsellerów? Dzienniki Il
Gioiellierego sprzedają się w milionach egzemplarzy na
całym świecie. Prędzej czy później ktoś spróbuje od-
tworzyć biżuterię według opisów w książce. Oczywiście
nie są one tak szczegółowe jak moje szkice, ale nie
możemy przegapić takiej okazji. Oboje mamy wiele do
zyskania i sporo do stracenia.
Kiedy Claudio przyszedł do niej, już na wstępie
wyjaśnił Reinie, że oryginalne dzienniki skradziono mu
przed wielu laty i opublikowano teraz bez jego wiedzy
i zgody. A zatem ktoś inny – ktoś, czyjego nazwiska
wydawca nie chciał ujawnić – zbierał żniwo popularno-
ści książki. A zyskała ona niesamowity wręcz rozgłos.
Ukazywały się artykuły, w których nazywano Dzienniki
Il Gioiellierego nową Kamasutrą. Dzieło miało zostać
sfilmowane. Egzemplarze znikały z półek jak świeże
bułeczki. Reina zauważyła wzrost zainteresowania
szklanymi penisami autorstwa Shamar, które wystawia-
ła od paru miesięcy w swojej galerii. Żaden z nich nie był
jednak równie delikatny i kunsztowny, jak ten, który
zobaczyła na jednym z tych rysunków.
–
Przydałoby mi się teraz trochę pozytywnego roz-
głosu – mruknęła.
–
Oboje możemy się niewyobrażalnie wzbogacić.
–
Jeśli zechcemy podjąć tak wielkie ryzyko.
–
Nie ma zysku bez ryzyka. Poza tym nie musisz
wcale trzymać klejnotów tutaj, gdzie nie są bezpieczne.
Czy mogłabyś pracować gdzie indziej?
–
Mam pracownię u siebie w domu – myślała głośno
Reina. – Właściwie, najczęściej pracuję właśnie tam, a czas
spędzany w galerii poświęcam na sprzedawanie prac.
–
No widzisz? Zawieziemy je do ciebie.
Reina pokręciła głową.
–
Nie mogę dać ci gwarancji, że mój dom jest
bezpieczniejszy niż galeria.
Claudio jednak, niczym niezrażony, uśmiechnął się
pod swym cienkim wąsikiem.
–
W takim razie znajdź sposób, żebym miał taką
gwarancję.
Chwycił notatnik, który leżał na brzegu biurka,
i poprosił, żeby podyktowała mu swój adres.
–
Spotkamy się u ciebie w domu jutro wieczorem.
Przyniosę szkice i klejnoty. Jeśli do jutra znajdziesz
sposób na zapewnienie im bezpieczeństwa, to wtedy,
jak mawiacie w Ameryce, ubijemy interes.
Zabrał teczkę, a Reina wstała. Podała mu rękę, zaś on
ujął ją delikatnie, pochylił się i złożył na wierzchu dłoni
zamaszysty rycerski pocałunek.
–
Do jutra, bella.
Kiedy wyszedł, Reina opadła z powrotem na fotel,
oparła płasko dłonie o szklisty blat biurka i siedziała tak
z ustami otwartymi ze zdumienia.
Na co się zgodziła?
Przystała na umowę, która mogła zamienić jej złą
passę w finansowy boom. Tyle że wciąż miała ten sam
problem. A właściwie dwa. Po pierwsze musiała pozbyć
się jakoś nadwyżki energii seksualnej, zanim przystąpi
do pracy nad projektami. W przeciwnym razie może się
wygłupić, jeśli będzie siedziała napalona nad piórkiem
i atramentem. Po drugie trzeba było wymyślić sposób,
jak ochronić klejnoty w domu, kiedy już przejmie je
w posiadanie.
Hmmm... energia seksualna, ochrona, jej dom...
W chwili, gdy do głowy przyszło jej rozwiązanie,
Reina zaśmiała się głośno. Chwyciła słuchawkę, wy-
kręciła numer i poczekała, aż odezwie się powitanie
poczty głosowej. Kiedy usłyszała sygnał, odezwała się,
nadając swemu głosowi jak najbardziej zmysłowy i głę-
boki ton:
–
Zane, tu Reina. Strasznie cię potrzebuję. Oddzwoń
koniecznie.
Rozdział pierwszy
Grey Masterson pokręcił głową, próbując dociec, co
też u licha skłoniło go, żeby zadzwonić do brata.
Przerzucił strony działu rozrywkowego dzisiejszej gaze-
ty i sprawdził obecną fazę księżyca. Jeszcze nie było
pełni. A zatem nie w tym tkwił problem. Być może po
prostu postradał zmysły.
–
Ugania się za tobą piękna kobieta – sparafrazował
jego słowa brat głosem niemal identycznym, jeśli pomi-
nąć charakterystyczny, wyćwiczony ton, który sugero-
wał: ,,Nudzę się; zabaw mnie’’. – A ty narzekasz? Czy
może coś mi umknęło?
Sądząc z reakcji na to, co właśnie opowiedział mu
Grey, jego brat bliźniak musiał podejrzewać, że Grey,
redaktor naczelny drugiej co do wielkości gazety w No-
wym Orleanie, pominął w swojej wypowiedzi jakiś
istotny element. Tymczasem przedstawił on fakty naj-
prościej, jak to możliwe, zaczynając od publikacji książki
z osobistymi wynurzeniami jego byłej dziewczyny,
aktorki kina klasy B, Lane Morrow. Oczywiście Zane
wiedział już o tej książce. Cały Orlean słyszał już o tej
cholernej książce. Wiedział już o niej cały cholerny
anglojęzyczny świat.
Po czterech tygodniach na listach bestsellerów relacja
Lane z ich niegdyś potajemnego romansu uczyniła
z niego znaną osobistość. Oprócz dziennikarzy, którym
sam wypisywał czeki, każdy reporter posiadający legity-
mację prasową albo dzwonił do niego z prośbą o udziele-
nie wywiadu, albo czatował przy jego apartamentowcu,
obserwował biuro, a nawet jego stałe miejsce do par-
kowania przy pralni chemicznej. Rozważał już nawet
pozwanie Lane do sądu za wyjawienie szczegółów ich
życia seksualnego – co oczywiście było z jej strony jawną
próbą zwrócenia na siebie uwagi – lecz nie trwało to
dłużej niż dziesięć sekund. Opisała ich namiętne, gorące
spotkania wyłącznie po to, żeby podbudować swój
wizerunek gwiazdy. Ujawniła niezaspokojone apetyty
seksualne Greya, by potem stwierdzić, że jej odejście
zniszczyło jego popęd. Akurat, jeszcze czego! A jednak
czytelnicy kupili to i widzieli w niej wytrawną uwodzi-
cielkę, zaś w nim – szaleńca złamanego jej zdradą.
Z początku był zbyt wściekły, żeby zaprzeczać; miał
zresztą nadzieję, że cały ten zgiełk ucichnie szybciej, jeśli
nie będzie dolewał oliwy do ognia. Notowania Lane
w Hollywood i tak już poskoczyły. Postanowił więc nie
wychylać się, siedzieć cicho i szukać ukojenia w swym
pełnym stresu, lecz uporządkowanym świecie.
Potem zjawiła się ta dziewczyna – piękna, trzeba
przyznać – która najwyraźniej oczekiwała, że Grey
zaspokoi jej apetyt na sławę. Zadzwonił do brata
w nadziei, że jego bliźniak, który sam wiecznie był
w jakichś tarapatach, mógłby poradzić mu, jak się
pozbyć prześladowczyni. Tymczasem Zane nie widział
w tym żadnego problemu.
–
Nic nie rozumiesz.
Ton wyższości, który zwykle przybierał Grey, za-
brzmiał tym razem nieco zbyt wyraźnie, lecz przecież
czasami trzeba było przypomnieć bratu, kto urodził się
pierwszy, nawet jeśli rodzice pomylili ich, gdy byli
jeszcze niemowlętami i imiona zostały nadane w od-
wrotnej kolejności. To Grey miał wziąć na swe barki
dziedzictwo rodzinnego interesu. To Grey miał po-
święcić swe życie na zapewnianie dobrobytu każdemu,
kto nosi nazwisko Masterson.
Zane nie pojmował, czym jest obowiązek i odpowie-
dzialność. Nie wiedział, co znaczy stres, presja lub
załamanie nerwowe, ani teraz, ani nigdy wcześniej.
Skąd jednak miał wiedzieć? Jego życie upływało na
nieustannej zabawie.
–
Czegóż to nie rozumiem? – zapytał Zane?
–
Nie dość, że prześladuje mnie jakaś wariatka...
–
Jest chora psychicznie?
–
Nie, oficjalnie nie jest, a przynajmniej nie stwier-
dził tego mój detektyw...
–
A dlaczego miałbyś w ogóle coś robić? – zapytał
Zane z niedowierzaniem w głosie.
Grey wyobraził sobie Zane’a rozpartego na skórzanej
sofie, z bosymi stopami opartymi o niski stolik do kawy,
który zapewne kosztował więcej niż nowy system
komputerowy zakupiony niedawno dla redakcji gazety.
–
Bo mnie śledzi, do cholery – odparł.
–
Czego chce?
–
Nie wiem...
–
To może ją zapytaj.
–
... i nie obchodzi mnie to – nie dał sobie przerwać
Grey.
Boże, naprawdę nie miał ochoty zajmować się tym
wszystkim! Zdradą Lane, jej skandalizującą książką
i zamieszaniem, jakie spowodowała w jego życiu. Kłopo-
tami w gazecie. Nieuchronną dezaprobatą ojca i pełnym
rozczarowania spojrzeniem matki. Ta prześladowczyni
właściwie nie miała większego znaczenia w porównaniu
z dręczącymi go obecnie ważkimi kwestiami. Czego tak
naprawdę pragnął od życia? I dlaczego zadawał sobie to
pytanie dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat?
–
Mam ważniejsze zmartwienia niż kobiety i ich
niemożliwe do zaspokojenia żądze.
–
Z książki Lane wynika coś innego.
Grey stłumił wściekły pomruk.
–
Jestem zdumiony, że to przeczytałeś. Jakbyś nie
miał nic do czytania, prócz tego cholernego steku...
–
Naprawdę się z nią kochałeś na tylnym siedzeniu
limuzyny, podczas gdy dziennikarze czekali, aż udzieli
im wywiadu?
Tak. I choć wtedy było to podniecające jak diabli, to
teraz uświadomił sobie, że chwilowy przypływ ad-
renaliny nie był wart takiej ceny.
–
To moja prywatna sprawa.
–
Nie, niestety jest to już sprawa publiczna. Bardzo,
bardzo publiczna. Nawet ja nie robiłem tego w łazience
w ratuszu. Przez te wszystkie lata udawałeś powściąg-
liwego, a potem czytam książkę o tym, jak...
–
Zane, proszę. Jeśli już skończyłeś bawić się moim
kosztem, to może mógłbym skorzystać z twojej wie-
dzy?
–
To ja mam jakąś wiedzę? A w jakiej dziedzinie?
Umieram z ciekawości.
Grey niemal bał się zadać to pytanie.
–
Chyba masz licencję prywatnego detektywa?
–
Instruktorka była po prostu powalająca. Jedynym
sposobem, żeby się do niej zbliżyć, było zapisanie się na
kurs.
–
A pamiętasz chociaż coś z zajęć?
–
Miała najwspanialszą parę...
–
Chodzi mi o treść kursu!
Grey potarł skroń i sięgnął po prawie już pustą fiolkę
z aspiryną.
–
Przecież zdałem egzamin końcowy, no nie?
Jasne, że zdał. Ten, kto umie wszystkiego po tro-
chu, nie umie nic naprawdę. Cóż, cholera, nadszedł
czas, żeby Zane zrobił użytek z jednej ze swoich
zachcianek.
–
W takim razie zakładam, że mogę na ciebie liczyć.
–
Jak na siebie samego. Mamy przecież taki sam
iloraz inteligencji.
–
Tak, ale ja ze swojego robię użytek.
–
Przypominam, że to ty prosisz mnie o pomoc.
Grey odetchnął głęboko. Przez całe życie radził sobie
z problemami własnymi i całej rodziny, zupełnie sam.
Matka zawsze prosiła, żeby pilnował Zane’a, kiedy wraz
z ojcem wyjeżdżali na te swoje wycieczki na Zachód.
Czynny wypoczynek na ranczu. Spędy bydła. Badanie
zabytków kultury Indian Navajo z kanionu de Chelly.
Chociaż oboje urodzili się w Luizjanie, rodzice Greya
uwielbiali Dziki Zachód i wspaniale się bawili, podążając
śladami pionierów. Ojciec wcześnie przeszedł na emery-
turę i ster rodzinnego interesu przekazał w ręce Greya,
który ledwie skończył studia. Teraz jednak jakaś nie-
znana siła zagrażała gazecie stanowiącej sztandarowy
produkt koncernu medialnego, który uczynił Master-
sonów jedną z najbogatszych rodzin w Nowym Or-
leanie.
Co jednak było w tym wszystkim najgorsze? Otóż
w głębi serca Grey miał to gdzieś.
–
Ktoś próbuje zaszkodzić gazecie. Wydaje mi się, że
to może być moja prześladowczyni. Nazywa się Toni
Maxwell. Kłopoty zaczęły się wraz z jej pojawieniem.
–
Postaw więc strażnika, żeby jej nie wpuszczał.
–
Postawiłem dwóch strażników, Zane.
–
No i?
–
Udało jej się przejść tuż pod ich nosem – w prze-
braniu goryla.
–
Co takiego?
–
No wiesz, udawała śpiewający telegram – jedną
z tych bezrobotnych piosenkarek, które wprawiają ludzi
w zakłopotanie, śpiewając im na urodziny głupie pio-
senki.
W słuchawce rozległ się beztroski śmiech Zane’a.
–
Bardzo sprytne.
–
Być może, ale mało zabawne.
–
Racja. Mało zabawne.
Grey usłyszał, jak jego brat dusi się niemal, usiłując
stłumić rozbawienie.
–
I co takiego nabroiła ta śpiewająca gorylica?
Grey zamknął oczy, próbując odpędzić okropne
wspomnienie.
–
Na początek się rozebrała.
–
Do naga?
–
Nie zdążyła wiele zdjąć, bo powstrzymali ją ochro-
niarze.
–
Szkoda.
Zane’owi bez wątpienia spodobałoby się to przed-
stawienie. Kiedyś być może nawet Grey uznałby całą
sytuację za zabawną. Niestety, było to bardzo dawno
temu.
–
I o to właśnie chodzi, bracie. Podczas gdy ta Toni
Maxwell moim kosztem zabawiała personel redakcji,
ktoś dolał oleju do farby drukarskiej. Musieliśmy po raz
drugi drukować cały nakład i numer trafił do kiosków
z trzygodzinnym opóźnieniem.
–
Podejrzewasz, że ta Toni Maxwell była podstawio-
na? – W głosie Zane’a zabrzmiała nuta zrozumienia,
która przyniosła Greyowi chwilową ulgę.
–
Cóż, to raczej pewne, że nie pełni na co dzień usług
jako śpiewający telegram.
–
Przesłuchałeś ją?
Grey nie odpowiedział. Powinien był wezwać policję.
Znał nazwisko tej kobiety, a nawet nazwę butiku, który
prowadzi w Dzielnicy Francuskiej. Do diabła, detektyw
dostarczył mu jej adres domowy, imiona sióstr, które
z nią mieszkają, i do tego jeszcze zaproponował, że
przyniesie worek ze śmieciami, zwinięty niedawno
sprzed jej domu. Grey odmówił, przyjął pozostałe infor-
macje, po czym zadzwonił do brata. Zane chlubił się swą
reputacją playboya. Któż więc lepiej niż on uporałby się
z kobietą, a zwłaszcza taką, która uporczywie go prze-
śladowała? Grey nie chciał już mieć nic wspólnego
z kobietami, które nie grały w otwarte karty albo miały
wobec niego jakieś ukryte zamiary.
–
Chcesz, żebym ją przesłuchał? – zgadywał Zane.
–
Ja nie mam na to ani czasu, ani ochoty.
Grey nie był pewien, jak daleko może się jeszcze
posunąć, ale postanowił iść na całość. Nie mógł przyznać
otwarcie, że oczekuje od Zane’a czegoś więcej niż tylko
pomocy w pozbyciu się Toni Maxwell, lecz był winny
bratu szczere wyjaśnienie.
–
Sprzedaż gazety spada. Koszty papieru i energii
wciąż rosną. Związek zawodowy przypiera moich ad-
wokatów do muru. Będę musiał niedługo zwolnić ludzi,
którzy pracują u nas od wielu lat. Jakby tego było mało,
muszę borykać się z efektami ubocznymi książki Lane.
Nie jestem w stanie zajmować się jeszcze kobietą, która
mnie prześladuje.
–
Potrzebne ci wakacje.
Grey pokręcił głową. To prawda, potrzebował waka-
cji. Najlepiej, gdyby zaszył się w odległym zakątku
Antarktyki, ale w końcu jakiś wytrwały dziennikarz
i tak by go tam wytropił i zapytał, czy lód i śnieg to jego
najnowszy sposób na rozpalone libido.
–
Jasne, po prostu gdzieś polecę i zostawię za sobą
wszystkie problemy.
–
A dlaczego nie? – zapytał Zane. – Kłopoty i tak
będą czekać tu na ciebie, kiedy wrócisz.
Cóż, nie była to odpowiedź, jakiej oczekiwał Grey.
–
Być może ty potrafiłbyś zostawić wszystko i wyje-
chać na wakacje, podczas gdy tutaj rozpada się rodzinny
interes, ale nie ja. – Odetchnął głęboko. – Nie martw się,
Zane. Jakoś sobie poradzę.
–
A może na jakiś czas zamienimy się miejscami?
–
zaproponował Zane po chwili milczenia.
Zamienić się miejscami? Boże, tej sztuczki nie próbo-
wali już od lat!
Propozycja była bez wątpienia kusząca. Już na samą
myśl o beztroskim życiu nawet przez krótki czas stałe
napięcie w klatce piersiowej odrobinę ustąpiło. Grey nie
uśmiechnął się jednak w obawie, że jeśli zgodzi się zbyt
łatwo, Zane może zmienić zdanie. Jego bliźniak uwiel-
biał wyzwania tak samo jak on.
–
No pewnie, a ty doprowadzisz firmę do zupełnej
ruiny.
–
Ejże, ważniaku. Sam chyba już się nieźle po-
grążasz. A tak, jeśli wypłyniemy brzuchem do góry,
będziesz mógł obwinić mnie.
–
Nie wiem, czy powinienem dać ci się na to namówić.
–
Będziesz się świetnie bawił. Staniesz się mną.
Pomyśl tylko... sypianie do piątej po południu, prawie
codziennie rano pączki i kawa w Café du Monde,
zlizywanie cukru pudru z paluszków pięknych...
–
Pozostanę przy oblizywaniu własnych palców,
dzięki.
–
No, daj się przekonać. Ja ożywię tę gazetę. Poza
tym mam przecież ten nieszczęsny dyplom z dzien-
nikarstwa, a jeszcze nigdy nie zrobiłem z niego użytku.
Grey nie zapomniał o tym. Zane nie miał jednak
żadnego doświadczenia w pracy dla ,,Louisiana Daily
Herald’’.
–
I właśnie to mnie martwi.
–
Zastanów się. Koniec ze zgrają paparazzich ugania-
jących się za tobą i pytających o twoje wybryki seksual-
ne. Koniec z użeraniem się z marudnymi prawnikami.
Koniec z troską o niezapłacone rachunki.
–
Naprawdę chcesz się zamienić? – Grey nie zdołał
usunąć żałosnego tonu ze swego głosu. Miał tylko nadzieję,
że jego brat jest zbyt pochłonięty sobą, żeby to zauważyć.
–
Cholera, dam sobie radę. Na pewno masz tam
jakichś kompetentnych pracowników, więc nie mogę za
bardzo nic schrzanić. Kupię sobie nawet okulary do
czytania i będę je nosił. Ale gdybyś zwolnił się na jeden
dzień z pracy i poddał się operacji oczu tak jak ja, nie
musiałbym zaprzątać sobie tym głowy.
Grey zsunął swoje cienkie złote oprawki i potarł
zmęczony grzbiet nosa. Po prostu nie był na tyle próżny,
żeby ryzykować uszkodzenie wzroku wyłącznie w celu
pozbycia się okularów. Przynajmniej tak to sobie tłuma-
czył. W rzeczywistości niezbyt uśmiechał mu się sam
zabieg, znieczulenie i kontakt z ostrymi narzędziami
chirurgicznymi.
–
Nic ci się nie stanie, jeśli ponosisz jakiś czas zerowe
szkła.
–
Dobra. Musisz tylko coś dla mnie zrobić.
–
Co?
–
Dzwoniła do mnie znajoma, Reina Price...
Grey nadstawił uszu.
–
Reina Price, ta artystka-jubilerka? – Chociaż nie
poznał tej kobiety osobiście, słyszał o niej różne rzeczy.
Widział jej zdjęcie. I natychmiast go zafascynowała.
Teraz miał okazję wreszcie się z nią spotkać – i to
w chwili, kiedy postanowił skończyć z kobietami.
–
Znasz Reinę?
Grey zakasłał, usiłując w ten sposób ukryć zacieka-
wienie.
–
W zeszłym roku opublikowaliśmy artykuł o otwar-
ciu jej galerii. A skąd ty ją znasz?
–
Spotykamy się czasem. Dzierżawi ode mnie dwa
budynki, a teraz ma jakiś problem w pracy i potrzebuje
pomocy. Jeśli mamy się zamienić, będziesz musiał mnie
zastąpić. To może być trudne. Ona mnie dość dobrze
zna. Umówiłem się z nią na jutro po południu.
Grey zerknął na swój terminarz.
–
A ty musisz iść dziś wieczorem na ponowne
otwarcie klubu Carnal.
–
Tak jakbym się tam nie wybierał – mruknął Zane.
Nocny klub Carnal, najmodniejsze w Orleanie miejsce
spotkań, gdzie po prostu trzeba bywać, zmienił niedawno
właścicieli – była to świetna okazja do urządzenia elitarnej
imprezy. Zane z pewnością figurował na czele listy najbar-
dziej pożądanych gości, ponieważ lokal, w którym się
pojawiał, natychmiast był na topie i ściągali tam wszyscy.
–
Tak, ale jako ja będziesz musiał pójść tam wcześ-
niej, zrobić wywiad z nową właścicielką i może z kilko-
ma stałymi gośćmi, a potem wynieść się, zanim impreza
za bardzo się rozkręci.
–
Chciałeś powiedzieć, zanim zrobi się ciekawa – od-
parował Zane. – Na jak długo się zamieniamy?
–
Jak długo zechcesz.
–
A zajmiesz się Reiną Price?
–
Jeśli ty zajmiesz się Toni Maxwell – podsumował
Grey i coś mu mówiło, że ubił właśnie całkiem niezły
interes.
Reina odsunęła się od okna i westchnęła, krzyżując
ramiona na piersi obciągniętej elastycznym, białym
koronkowym topem. Przesunęła dłońmi po udach w ob-
cisłych czarnych legginsach wetkniętych w wysokie do
kostek buty. Odstawiłam się, a tu nie ma gdzie iść,
pomyślała. Tak naprawdę mogła przecież zejść na dół,
ale właściwie po co? Jedynym powodem, dla którego
w ogóle się tu pojawiła, była przyjaźń z nową właściciel-
ką klubu, Chantal Dupre.
Znała już większość mężczyzn wijących się pośród
kłębów pachnącej piany, tańczących, pijących i flirtują-
cych z najgorętszymi laskami w mieście. Żaden z nich jej
nie interesował. Ostentacyjna nuda przestała być już
elementem jej publicznego wizerunku. Reina była znu-
dzona naprawdę. Całym tym clubbingowaniem. Swoim
przewidywalnym do bólu życiem osobistym.
Chwyciła maleńką torebkę z biurka Chantal i ruszyła
w kierunku windy. Zanim zdążyła wcisnąć guzik, drzwi
się rozsunęły, a zza nich wyskoczyła jej najlepsza
przyjaciółka.
–
A dokąd to się wybierasz? – zapytała Chantal.
Reina udawała niewiniątko.
–
Na dół, spróbować kąpieli z bąbelkami.
Chantal parsknęła.
–
Już to widzę. Przecież zniszczysz sobie buty.
Wciskasz mi kit.
Złapana na kłamstwie Reina westchnęła ciężko.
–
Chantal, jestem bardzo dumna z ciebie, że kupiłaś
ten klub od brata, zorganizowałaś wspaniałą imprezę
i że udało ci się ściągnąć na nią wszystkich wpływowych
ludzi. Ale oszaleję, jeśli każesz mi zostać.
–
Kiedyś uwielbiałaś chodzenie po klubach.
–
Kiedyś lubiłam też jeść na śniadanie watę cukrową
i oglądać ,,Beverly Hills, 90210’’. Ludzie się zmieniają.
Chantal zaśmiała się, przemierzając długi pokój na
czwartym piętrze, w którym jej brat urządził biuro
klubu.
–
Chętnie zobaczyłabym, jak oznajmiasz Pilar, że
życzysz sobie na śniadanie watę cukrową.
–
Myślisz, że mi nie pozwalała? Była nieskończenie
pobłażliwą matką. Chantal, mogę iść? Proszę!
Wrzuciwszy torbę do szuflady biurka, Chantal zmie-
rzyła wzrokiem przyjaciółkę od stóp do głów. Reina nie
musiała zbytnio się wysilać, żeby okazać po sobie
zniecierpliwienie. Jeśli zaraz nie zdoła się stąd wyrwać,
może zrobić coś zupełnie nieobliczalnego. Na przykład
zacząć krzyczeć.
–
No, już dobrze. Nie chodzi przecież o to, żebyś
siedziała na dole i napełniała mój skarbiec rachunkami za
drinki. A dokąd ty właściwie idziesz? Masz jakąś ognistą
randkę?
–
No...
–
Powiedz mi! – Chantal złapała ją za nadgarstek
i pociągnęła na długą skórzaną sofę.
–
Nie ma nic do opowiadania. Mam randkę z pewną
podniecającą książką.
–
Z książką? Okropna dziewczyno, nie wolno draż-
nić w ten sposób świeżo rozwiedzionej kobiety. A ja już
myślałam, że wreszcie się załamałaś i wzięłaś sobie
kochanka.
Reina wywróciła oczy do góry.
–
A dlaczego to ja mam brać sobie kochanka, żeby
zaspokoić twoje potrzeby? Sprawa rozwodowa dobiegła
końca trzy miesiące temu, Chantal, i jestem pewna, że
każdy z tych ogierów na liście gości chętnie zadba
o twoje libido.
Chantal oblizała obwiedzione ciemną konturówką
usta i podeszła do rzędu uchylonych okien, z których
roztaczał się widok na klub z wysokości czterech pięter.
Dyskotekowe kule i nowoczesne laserowe światła zale-
wały mroczne wnętrze biura powodzią kolorowych
migoczących błysków. Najnowsze dźwięki techno nara-
stającym rytmem dudniły poprzez ściany. Reina pa-
trzyła na przyjaciółkę, która stukała wysokim obcasem
w rytm muzyki i spoglądała w dół na tłum naładowa-
nych seksualnie ludzi, tańczących i pijących alkohol.
–
Znalazłoby się tam paru nawet niezłych przystoj-
niaków – powiedziała w zamyśleniu. – Widziałaś brata
bliźniaka Zane’a – Greya?
–
To Zane ma bliźniaka? – zapytała zdumiona Reina.
Zane Masterson był nie tylko właścicielem budynku
jej galerii w Dzielnicy Sztuki i jej domu w Dzielnicy
Ogrodów – uważała go także za swego przyjaciela. Za
namową wspólnych znajomych mieli ze sobą kilka
randek, ale uznali, że lepiej będzie poprzestać na zwykłej
znajomości. Uważała, że są sobie dość bliscy, lecz
widocznie nie na tyle, żeby Zane wyznał jej, iż dzieli
z kimś identyczny zestaw genów.
–
Nie wiedziałaś? – zapytała Chantal.
–
Słyszałam, że ma brata, który wydaje ,,Louisiana
Daily Herald’’, ale nie miałam pojęcia, że są bliźnia-
kami.
Zaraz, zaraz... Grey Masterson, Grey Masterson...
–
Powinnaś go wypróbować – stwierdziła Chantal.
–
Jest słodki, ale na swój poważny i nieufny sposób.
Wygląda zupełnie jak Zane. Albo Zane wygląda jak on.
Już nie pamiętam, który się pierwszy urodził. Tak czy
owak, przed chwilą robił ze mną wywiad do swojej
gazety.
Reina wreszcie sobie przypomniała.
–
Czy to ten sam Grey Masterson, o którym napisała
w książce ta tandetna aktorka? Ta, która grała w tym
ostatnim horrorze z krwawą jatką?
Chantal skinęła głową.
–
Tak, właśnie. – Zachichotała. – Prawie bym zapo-
mniała. Czytałaś tę książkę? Parzyli się jak króliki po
całym mieście.
Reina zadrżała. Nie miała nic przeciwko odważnemu
życiu seksualnemu, ale nade wszystko ceniła sobie
prywatność. Przerażała ją myśl o własnych miłosnych
eskapadach opisanych w jakimś bestsellerze. Przypo-
mniała sobie, jak kilka lat temu jej matka usiłowała
sprzedać historię swoich romansów, lecz na szczęście
żaden szanujący się wydawca nie chciał wypłacić pokaź-
nej zaliczki sławnej, lecz gasnącej już gwieździe.
–
O, nie, dziękuję. Prywatność zbyt wiele dla mnie
znaczy.
–
Cóż, to nie on napisał książkę, ale ta zdzira.
Słyszałam, że się nieźle wkurzył.
–
Nie dziwię się. A skoro mówimy o książkach...
–
złapała znowu torebkę, ruszyła w stronę windy i tym
razem zdołała już do niej wejść, choć przyciskiem
zatrzymała drzwi, żeby się nie zasunęły – ...to mam
randkę z pewnym bestsellerem. Nie bądź urażona, jeśli
się okaże, że to ja lepiej się bawię, czytając Dzienniki Il
Gioielierego niż ty, zarabiając pieniądze.
Chantal podbiegła bliżej.
–
A więc zdobyłaś egzemplarz? W księgarni ,,Book
Star’’ od tygodnia nie można jej dostać. Ja to muszę
przeczytać!
Reina zmarszczyła brwi i rozłożyła dłonie.
–
Właściwie to nie mam tej książki, ale mogę się
założyć, że moja matka ją zdobyła.
–
W takim razie jestem następna w kolejce.
–
Dam ci znać.
Zwolniła wciśnięty przycisk i gdy drzwi powoli się
zasuwały, z rozbawieniem patrzyła na rozmarzony
i pełen zazdrości wyraz twarzy Chantal.
–
Egzemplarz? Kochanie, mam ich całe pudło.
Pilar Price półleżała na obitym aksamitem szezlongu,
sącząc swój wieczorny koniak przy stoliku skąpanym
w blasku kilkunastu świec. Reina nachyliła się i pocało-
wała matkę, zachodząc w głowę, jak to możliwe, że ta
kobieta wygląda wyjątkowo pięknie, nienagannie i zmy-
słowo o tak późnej porze. Jej kruczoczarne włosy,
błyszczące po niedawnym farbowaniu, były upięte do
góry w kunsztowny kok. Otulona jedwabną koszulą
nocną nie wyglądała wcale starzej od Reiny, zwłaszcza
w blasku świec. Doskonale wiedziała, jak wytworzyć
uwodzicielski nastrój.
–
Jest w salonie, pod stolikiem w stylu królowej
Anny.
–
Pudło?
–
To teraz gorący towar. Zamówiłam je na prezenty.
Idź i weź jedną dla siebie. Ale nie mam czasu na
pogawędkę, mi amore.
W tym momencie do pokoju wpadła służąca matki,
Dahlia.
–
Reinita! Wiesz dobrze, że nie powinnaś pokazywać
się tutaj o tej porze – skarciła ją łagodnie.
Reina uśmiechnęła się, gdy Dahlia pospiesznie, lecz
przyjaźnie pocałowała ją w policzek.
–
Mogłabym się natknąć na jakiegoś oblubieńca,
prawda?
Dahlia tylko cmoknęła językiem.
–
Może powinnaś znaleźć sobie własnego oblubień-
ca. Poza tym kobieta taka jak ty nie powinna uganiać się
o tej porze po Dzielnicy Francuskiej.
–
Och, daj spokój, Dahlio – uciszyła ją Pilar, mach-
nąwszy ręką. – Reina nigdzie się nie ugania. Nie tego ją
nauczyłam. Przyszła tylko pożyczyć książkę, a ja dałam
jej dzienniki w prezencie.
–
Dziękuję, mamo. Nie będę nadużywać twojej goś-
cinności. – Szybko poszła do salonu i wyjęła książkę
z ogromnego pudła, które, jak głosiła nalepka, dostarczo-
no prosto od wydawcy. Przycisnęła do piersi pozłacaną
okładkę, nie mogąc się doczekać rozpoczęcia lektury.
Wróciła do biblioteki, gdzie odpoczywała matka. – Mam
jutro ważne spotkanie i muszę odrobić pracę domową.
–
Spotkanie? Z kim?
Pilar skubała koronkę przy rękawie, udając w ten
sposób brak zainteresowania, lecz Reina znała matkę
dostatecznie dobrze, by widzieć, że skręca się z ciekawo-
ści. Tymczasem postanowiła jednak nie wspominać
matce o Claudiu i jego propozycji.
Kiedy opowiedziała Pilar o kradzieżach w galerii, ta
wpadła w panikę i zażądała, żeby córka się do niej
przeprowadziła. Reina nie zastosowała się do tego
polecenia, mimo że matka nie odzywała się do niej przez
dwa tygodnie. Nie omieszkała jednak zadzwonić do
szefa policji i ku zakłopotaniu Reiny domagać się
wszczęcia szeroko zakrojonego śledztwa. Miała przecież
trzydzieści lat, na litość boską! Nie potrzebowała pomo-
cy matki.
Zdecydowała się więc zachować w tajemnicy moż-
liwość, która się przed nią otwierała.
–
Z Zane’em Mastersonem.
Reina uśmiechnęła się szeroko, gratulując sobie w du-
chu, że tak szybko udało jej się wymyślić odpowiedź,
unikając kłamstwa. W końcu to od matki nauczyła się tej
zabarwionej obłudą szczerości.
–
Och – jęknęła Pilar, wywracając oczy do góry.
–
Marnujesz tylko czas. To zdeklarowany kawaler, który
do niczego i do nikogo nie potrafi się przywiązać. A może
to właśnie dlatego zaczęłaś z nim kręcić po tylu latach?
Żeby się przypadkiem nie zakochać?
Brwi Reiny podskoczyły do góry. Jej matka nie była
głupią kobietą, ale zazwyczaj nie wykazywała takiej
przenikliwości. Tak czy owak Reina nie widziała prze-
szkód, żeby przyznać rację Pilar i w ten sposób zaspokoić
jej ciekawość.
–
Rzeczywiście, mamo, tak właśnie jest.
Pilar skinęła głową z roztargnieniem, natychmiast
kierując uwagę na to, jak jedwabna koszula układa się na
udzie.
–
W taki razie baw się dobrze, kochanie.
Lekkim machnięciem dłoni Pilar odprawiła Reinę,
która bezzwłocznie skorzystała z okazji, żeby uciec,
zanim Dahlia zdąży wtrącić swoje trzy grosze; zwykle
jej uwagi sprowadzały się do tego, że Reina powinna już
znaleźć męża, czy innych podobnych bzdur.
Na męża nie miała czasu, tak samo zresztą jak na
kochanka. Tego ostatniego zresztą nie potrzebowała,
przynajmniej dziś wieczorem – miała przecież książkę,
no i bujną wyobraźnię.
Rozdział drugi
–
Spóźniłeś się.
Grey był oburzony. Owszem, spóźnił się. Ale z pew-
nością nie spodziewał się wejść do galerii Reiny Price
i wysłuchiwać gderania kogoś, kto ewidentnie nie był
właścicielem. Już otworzył usta, żeby sprowadzić kpiącą
bezczelność małej kobietki do rozmiarów bardziej od-
powiadającym jej filigranowej posturze, lecz zamiast
tego cmoknął tylko i uśmiechnął się szeroko. Grey
Masterson nie zniósłby nieuprzejmego powitania, ale
Zane Masterson miałby to z pewnością gdzieś.
–
Co nowego? – zapytał, niespiesznie wsuwając się
za szklane drzwi.
Jego pytanie powstrzymało marsz kobietki kroczącej
przez galerię na wysokich obcasach. Odwróciła się, a na
jej twarzy porcelanowej laleczki malowało się zdumie-
nie.
–
Nigdy się nie spóźniasz. Jeżeli nie idziesz akurat na
imprezę.
Grey usiłował utrzymać nonszalancką minę, a jedno-
cześnie odnotował w pamięci tę informację do później-
szego użytku.
–
To w takim razie dziś nie ma imprezy, nie?
Pokręciła głową i wśliznęła się z powrotem na wysoki
stołek za ladą recepcji.
–
Tego nie wiem – odparła.
Nałożyła słuchawki i wystukawszy numer w telefo-
nie, młoda kobieta odprawiła go, nie patrząc już więcej
w jego stronę. Ciekawe co też Zane mógł zrobić tej
dziewczynie, że zasłużył sobie na taką wrogość. Praw-
dopodobnie ją rzucił. Albo gorzej – nie chciał jej.
Przez chwilę rozglądał się po galerii, usiłując nie
sprawiać wrażenia kogoś, kto po raz pierwszy w życiu
widzi dzieła rozwieszone na białych ścianach i spoczy-
wające w szklanych gablotach rozsianych na całej prze-
strzeni czarnej posadzki. Grey zerknął na obrazy, które
uznałby za pornograficzne, gdyby nie umiejętny dobór
barw i oryginalny sposób nałożenia farby. Przystanął
i podziwiając szklany model kobiecej piersi o ster-
czącym, pozłacanym sutku, zastanawiał się, gdzie umie-
ściłby takie dzieło, gdyby mógł wybulić na nie – Boże
drogi! – dziesięć tysięcy dolarów.
Gdzieś za nim rozległ się dźwięk brzęczyka. Mała
recepcjonistka przywołała na twarz swój najuprzejmiej-
szy uśmiech i skinieniem dłoni zaprosiła do środka dwie
dobrze ubrane pary. Sądząc ze strojów tych ludzi, mogli
pozwolić sobie na luksus robienia tutaj zakupów.
Pamiętał, jakie potępienie przedstawicieli świata kul-
tury wywołało otwarcie galerii Reiny. Był to jednak
tylko przedsmak jeszcze silniejszego sprzeciwu, gdy
Muzeum Narodowe zezwoliło na otwarcie Galerii Sztu-
ki Erotycznej Joshuy Eastmana. Reinę uważano wów-
czas za intruza, europejską karierowiczkę, która wy-
płynęła dzięki popularności swej matki, światowej sła-
wy aktorki teatralnej, Pilar Price. Krytyka przeniosła się
potem na Galerię Eastmana, ponieważ rodzina East-
manów mieszkała w Nowym Orleanie na długo przed
Wojną Secesyjną. Najwyraźniej wielkie damy Nowego
Orleanu pragnęły, by wszystko, co otwarcie odnosi się
do seksu i erotyki, bez względu na to, czy jest nowe, czy
stare, ograniczyło się do sklepów z T-shirtami na Bour-
bon Street.
Jeszcze kilka miesięcy temu Grey był zwolennikiem
takiego kodu obyczajowego. Według niego upodobania
seksualne i poczynania erotyczne powinny zostać za
zamkniętymi drzwiami sypialni. Teraz, kiedy książka
Lane kilka tygodni spędziła na liście bestsellerów, wątpił,
czy kiedykolwiek dane mu będzie znowu zaznać życia
osobistego.
Jedną z dobrych rzeczy w byciu Zane’em okazało się
to, że nikt nie oczekiwał od niego dyskrecji.
Przed zamianą Grey miał niewiele czasu na wymag-
lowanie brata, więc opierał się tylko na podstawowej
wiedzy o nim. Ale brak informacji czynił grę tym
zabawniejszą. Jak zwykle Zane nie miał żadnych po-
ważnych związków z kobietami, o które Grey musiałby
się martwić, ani innych istotnych zobowiązań oprócz
spotkania z Reiną. Przyznał wprawdzie, że kilka razy
umówił się na randkę z tą projektantką egzotycznej
biżuterii, ale teraz byli tylko przyjaciółmi i wspólnikami
w interesach. Grey nie musiał więc udawać, że Reina go
pociąga, ani wdawać się w żaden uciążliwy, otwarty
flirt, jak to miał w zwyczaju jego brat, skoro romans ten
od dawna należał już do przeszłości.
Jednak gdy Reina wyszła ze swego biura, doszedł do
wniosku, że być może będzie musiał... chciał... trochę
poudawać.
Ubrana w wąskie spodnie z czarnego jedwabiu i prze-
zroczystą, opinającą ciało bluzkę z długimi rękawami,
Reina Price wyglądała oszałamiająco. Ciemny kolor jej
stroju w połączeniu z błyszczącą czernią zaczesanych do
góry włosów dodawały tajemniczości pełnej rezerwy
twarzy kobiety. Jej uśmiech promieniował naturalnym
ciepłem, lecz usta, pociągnięte ciemną szminką, wygina-
ły się raczej powściągliwie. Czarne, duże oczy, ocienione
długimi na kilometr rzęsami, wzmacniały jeszcze staran-
nie wypracowaną aurę tajemniczości.
Grey wsunął ręce w kieszenie spodni, wstrząśnięty
swą natychmiastową fizyczną reakcją. Zdjęcia opub-
likowane w jego gazecie nie oddawały jej sprawiedliwo-
ści. Nie przypuszczał, że jest taka wysoka, taka...
ponętna. Wrażenie to wzmagały prawdopodobnie wy-
sokie szpilki i widoczny spod bluzki satynowy stanik,
lecz to nie miało żadnego znaczenia. Grey zagwizdał
głośno, przekonany, że Zane nie ukryłby swego po-
dziwu dla tak zachwycającej piękności.
Lekko zmarszczyła brwi, przywołała gestem dłoni
współpracownicę, przeprosiła klientów i podeszła do
niego, krzyżując ramiona tuż pod piersiami, które z blis-
ka robiły jeszcze większe wrażenie.
–
Gdzie ty się podziewałeś, Zane? Mówiłeś, że
będziesz o piątej. – Zerknęła na wyeksponowany
w widocznym miejscu gigantyczny zegar o kształcie
męskich genitaliów.
–
Przepraszam – powiedział Grey, wzruszając ramio-
nami. – Utknąłem.
–
Taak, nie wątpię. Mam nadzieję, że była tego
warta, bo będziemy musieli wyjść, zanim zdążę cię
wtajemniczyć. Spotykam się z Claudiem u mnie w do-
mu za dwadzieścia minut.
–
Z Claudiem?
–
Z Claudiem di Amante. Wyjaśnię ci to w samo-
chodzie. Wezmę tylko torebkę i pogadam chwilę z Judi.
Jeśli wyjdziemy za pięć minut, będziemy w domu przed
nim.
Grey zwalczył swą naturalną skłonność do zadawa-
nia pytań i ruszył do drzwi. Nawet w pośpiechu Reina
poruszała się z niezwykłą precyzją, delikatnie stukając
obcasami o wykładaną kafelkami podłogę; jej biodra
kołysały się w słodkim, lecz kontrolowanym tańcu. Szła
z wdziękiem, który świadczył o sporej praktyce. Czyżby
tam, skąd pochodziła, uczono tańców towarzyskich?
Wtedy przypomniał sobie, że jest przecież obywatel-
ką Stanów Zjednoczonych. Pomimo pragnienia, by
porzucić na jakiś czas gazetę i swój stateczny tryb życia,
natychmiast po zakończeniu rozmowy z bratem po-
stanowił dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie. W ar-
tykule, który znalazł w archiwum, jeden z jego dzien-
nikarzy dość skąpo opisał jej przeszłość. Była córką Pilar
Price, aktorki teatralnej o międzynarodowej sławie.
Urodziła się w Nowym Jorku, ale wychowywała głów-
nie w Europie, a uczyła się u prywatnych nauczycieli lub
w ekskluzywnych szkołach. W tekście nie było żadnej
wzmianki o jej zainteresowaniach lub życiu towarzys-
kim, skoro jednak obracała się w tych samych kręgach,
co jego brat, musiało ono polegać na imprezowaniu
w najbardziej odjazdowych miejscach, z najatrakcyj-
niejszymi ludźmi.
Cóż, ona sama bez wątpienia się do takich zaliczała.
Wyłoniła się z biura z wąską skórzaną teczką i w czar-
nym szalu przerzuconym przez jedno ramię. Przystanęła
przy recepcji i poufnym szeptem zamieniła kilka słów
z recepcjonistką, po czym dołączyła do niego i czekała,
aż otworzy jej drzwi wejściowe.
Zbiło go to na chwilę z tropu.
–
Przepraszam – mruknął, ale ona tylko ze zniecierp-
liwieniem machnęła ręką.
–
Dlaczego się spóźniłeś?
Ruszyła prosto do klasycznego czerwonego jaguara
Zane’a, który parkował na chodniku o kilka kroków od
drzwi galerii. Najwyraźniej to on miał prowadzić.
–
Nic się chyba nie stało, prawda? – zapytała.
Grey wyłączył alarm i otworzył drzwiczki po stronie
pasażera. Cofnął się, żeby mogła wśliznąć się do nisko
zawieszonego samochodu, a sam dzięki temu widział
lepiej, jak jej ciało falującym ruchem sadowi się w ciasnej
przestrzeni. Jak można było przewidzieć, dokonała tego
wyczynu z wielkim wdziękiem godnym tancerki. Za-
trzasnął drzwi, żałując, że Reina nie ma na sobie
spódnicy. I to krótkiej.
Uśmiechnął się szeroko. Zaledwie od kilku godzin był
Zane’em, a już zaczynał myśleć tak jak on.
–
Nie, nic wielkiego – odparł, zapiąwszy pasy. – Po-
winienem był to odłożyć na później.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, zjechał z chodnika
i dopiero kiedy dojechał do skrzyżowania, uświadomił
sobie, że nie wie, dokąd jedzie.
Chwileczkę. Myśl!
No tak. Wiedział przecież. Mieszkała w domu na First
Street, odziedziczonym przez Zane’a po ich prababce,
która przyszła na świat w sypialni od strony ogrodu,
a umarła w kuchni wkrótce po upieczeniu kolejnej partii
swych słynnych ciasteczek orzechowo-migdałowych.
Grey uśmiechnął się. Grand-mère Lukrecja, która prze-
niosła się na tamten świat, doczekawszy słusznego
wieku stu czterech lat, była ulubienicą bliźniaków.
Nigdy nie podnosiła głosu, nie zabraniała buszować po
całym domu, odkrywać tajemnych przejść i ukrytych
pokoi. Grey do dziś pamiętał jej wojenne opowieści.
Byłby może nawet zazdrosny o to, że Zane otrzymał
w spadku ten dom, gdyby sam nie odziedziczył wyspy,
na której osiedliła się rodzina prababki po przybyciu
z Kanady. Pokręcił głową. Ile to czasu minęło, odkąd
ostatni raz odwiedził swoją wyspę?
Reina przerwała mu rozmyślania.
–
Claudio uparł się, że jestem jedyną projektantką,
która odda sprawiedliwość jego kolekcji. Ale wybrał
fatalny moment.
–
Dlaczego? Jesteś wspaniałą projektantką.
–
Tak, wspaniałą projektantką, która nie potrafi
zapewnić bezpieczeństwa swym klejnotom. A raczej
jego klejnotom. Dlatego do ciebie zadzwoniłam, Zane.
Potrzebuję twojej pomocy.
Grey pokiwał głową, chociaż nie miał pojęcia, o czym
mówi Reina. Dlaczego nie potrafiła zabezpieczyć kosz-
towności? W galerii widział przecież kamery bezpie-
czeństwa, dostrzegł nawet strażnika. I skoro ten cały
Claudio chciał, żeby Reina pracowała nad jego ko-
lekcją, to dlaczego mieli się spotkać u niej, a nie
w galerii?
Pytanie to wydało mu się dość naturalne i uznał, że
może je zadać, nie narażając się na zdemaskowanie.
–
Oczywiście możesz na mnie liczyć, Reino. Ale
dlaczego nie umówiliście się w galerii?
–
Tam nie jest bezpiecznie, przecież wiesz.
Teraz już wiedział.
Postanowił zaryzykować.
–
Czy wydarzyło się coś nowego, o czym nie wiem?
Reina sprawiała wrażenie osoby bardzo skrytej. A je-
go brat nie lubił wtrącać się w czyjeś sprawy. Grey nie
wątpił w przyjaźń Zane’a i Reiny, podejrzewał jednak,
że nie są dla siebie prawdziwymi powiernikami. Z tego,
co wiedział, Zane nie miał i wcale nie chciał mieć kogoś,
przed kim mógłby otworzyć serce. W przeciwnym razie
wybrałby chyba własnego brata, czyż nie?
–
Po drugim włamaniu dwa tygodnie temu odebrano
mi ubezpieczenie. Ale nie martw się o koszty – uspokaja-
ła. – Każdy z artystów, których prace wystawiam w tej
chwili, ma własną polisę i nie zamierzam przyjmować
zleceń, które wymagają pracy nad bardzo cennymi
kamieniami. A właściwie nie zamierzałam. Dopóki nie
pojawił się Claudio.
Grey wątpił wprawdzie, czy Zane’a choć trochę
obchodzą koszty ubezpieczenia, wiedział jednak, że brat
bardzo dba o swoje inwestycje. Prowadząc rodzinną
rachunkowość, Grey mógł się zorientować, że Zane od
lat nie uszczknął nic ze swego funduszu powierniczego.
Tak naprawdę mógł przejąć całkowitą kontrolę nad
pieniędzmi po skończeniu trzydziestu lat, wolał jednak,
żeby Grey zarządzał jego portfelem, tak jak robił to,
odkąd osiągnęli pełnoletność.
–
Nie martwię się ubezpieczeniem – powiedział,
starając się, by brzmiało to równie beztrosko, jak przy-
puszczalnie potraktowałby tę sprawę Zane – ale mar-
twię się o ciebie. Nie powinnaś tracić wspaniałych ofert
dlatego, że budynek, który dzierżawisz ode mnie, nie
jest zabezpieczony.
–
Nie wracajmy do tego znowu, Zane. Nie pozwolę,
żebyś płacił jeszcze więcej za ochronę budynku. Gdybyś
wydzierżawił go tamtemu domowi aukcyjnemu, to jego
właściciele ponosiliby odpowiedzialność za bezpieczeń-
stwo swoich dzieł sztuki. Tak samo jak ja. Zresztą i tak
założyłeś system alarmowy, zanim otworzyłam tam
swoją firmę.
–
Tak, ale tylko w galerii – odparł z nadzieją, że
kolejny strzał także będzie celny. – Nie w domu.
–
Wtedy nie widziałam takiej potrzeby.
Jej głos ścichł trochę, a Grey dosłyszał w nim wyraźną
nutę zwątpienia.
–
To jest wielki, stary dom – stwierdził, pozwalając na
chwilowe zmniejszenie napięcia. – Dzięki grubej na trzy
metry ścianie i krzewom jeżyn moja prababka czuła się tam
bezpiecznie nawet wówczas, gdy mieszkała zupełnie
sama.
–
Dlatego właśnie nie założyłam sobie alarmu. A te-
raz po prostu mnie na to nie stać. Wydałam wszystkie
pieniądze oprócz tych, które muszą mi starczyć na życie
i utrzymanie galerii. Reszta jest zamrożona w różnych
inwestycjach co najmniej do końca roku.
–
Wcale nie musisz dysponować taką sumą. To nadal
mój dom i mam obowiązek dopilnować, żeby mojemu
lokatorowi nie stała się żadna krzywda.
Reina milczała. Grey poruszył się niespokojnie w skó-
rzanym fotelu w obawie, że popełnił błąd mówiąc
o obowiązku, skoro miał być przecież Zane’em. Wątpił
czasami czy takie słowo w ogóle figuruje w słowniku
brata, lecz teraz wmawiał sobie, że w końcu mają taki
sam materiał genetyczny i wychowali się razem w peł-
nym miłości domu. Oprócz tego, że chodzili do innych
szkół, ukształtowali się pod wpływem niemal identycz-
nych czynników.
A jednak pozostawali najbardziej różniącymi się
bliźniakami jednojajowymi, jakich znał.
–
Zane, nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym ci
zaprzeczyć.
–
Nie chcesz, żebym ci pomógł. To dlaczego za-
dzwoniłaś?
Reina dotknęła środkowym palcem prawej dłoni
samego środka czoła, tak jakby ten niewielki nacisk miał
ulżyć temu, co ją gnębiło.
–
Zadzwoniłam, bo bez względu na to, jak bardzo mi
nie w smak prosić cię o pomoc, nie mogę pozwolić, żeby
wymknął mi się Claudio di Amante z klejnotami i bardzo
hojną ofertą. Może to zabrzmi wulgarnie, ale ja po prostu
potrzebuję forsy. I, co za tym idzie – twojej pomocy.
Nie widział w tym nic wulgarnego. Zane praw-
dopodobnie też nie byłby tym wstrząśnięty. Wychowy-
wali się w zamożnym domu, ale nigdy nie zapomnieli, że
rodzinną fortunę zawdzięczają przedsiębiorczemu du-
chowi i pracowitości swych przodków.
Gdy stanęli na czerwonym świetle, Grey odwrócił
głowę i spojrzał na nią, starając się nie oferować pomocy
zbyt natarczywie.
–
Najmniej, co mogę zrobić, to załatwić ochronę dla
domu. Ale jeśli to nie wystarczy? Żaden alarm ani
gwizdek nie powstrzyma kogoś, kto naprawdę będzie
chciał dostać się do środka.
Reina puściła to ostrzeżenie mimo uszu i siedziała
w milczeniu, nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. Po
chwili wsunęła dłoń do teczki, wyjęła ciemne okulary
i ukryła za nimi oczy przed jego spojrzeniem. Jeśli była
bardzo zmartwiona, nie okazała tego podczas jazdy
z galerii do Dzielnicy Ogrodów.
Niektóre kobiety trudno było rozgryźć. Kiedy Lane
coś trapiło, zawsze zagryzała dolną wargę, ale spon-
taniczne zaciągnięcie jej do łóżka zwykle rozwiązywało
problem.
Skręcił w St Charles Street, zastanawiając się, co
zrobiłaby wyniosła Reina Price, gdyby stanął teraz
w pustej bocznej uliczce i spróbował odpędzić jej troski
długim, namiętnym pocałunkiem.
–
O czym myślisz? – zapytała.
Nie zauważył nawet, że skupiła na nim uwagę.
Odchrząknął i odparł:
–
Lepiej, żebyś nie wiedziała, chère.
Roześmiała się.
–
Tylko nie wciskaj mi tych swoich bzdetów, Zane
Masterson.
–
Bzdetów? Teraz rzeczywiście jesteś wulgarna.
–
Wystarczająco długo mieszkam w Stanach.
–
No tak... zapomniałem, że w Europie nikt nie
przeklina.
Jej śmiech zabrzmiał teraz głębiej, a Grey rozkoszo-
wał się tym dźwiękiem. Był głęboki. Gardłowy. Szczery.
A jednocześnie tajemniczy, jakby Reina nader rzadko
dawała upust rozbawieniu.
Ale nie w towarzystwie Zane’a.
Uczucia Reiny w stosunku do jego brata odzwiercied-
lało to, jak siedziała w fotelu – odprężona i ufna – oraz
sposób, w jaki do niego mówiła, nie ważąc słów i czyniąc
swobodne wyznania. Ciekawe, jak blisko byli kiedyś
z Zane’em. Ten sam stopień zażyłości Grey powinien
odtworzyć, udając swego brata.
Pokręcił w milczeniu głową.
Jednomyślnie postanowili nie mówić nikomu o za-
mianie. Chociaż Zane zapewniał, że Reinie można bez
obaw powierzyć ich sekret, Grey przypomniał mu, że
wtajemniczanie
kogokolwiek
zepsułoby
zabawę.
W końcu miał zrobić sobie wakacje od bycia Greyem
i w pełni na tę nagrodę zasłużył.
–
Och, jasne, że w Europie się przeklina – przyznała
Reina. – Ale inny akcent łagodzi nieco wulgarność, nie
mówiąc już o pięknym brzmieniu niektórych języków.
Uwielbiałam, kiedy moja matka wpadała w złość po
hiszpańsku albo po włosku. Wydawało mi się, że to
niezła zabawa.
Grey rozumiał, co ma na myśli. Jego prababka mogła
przeklinać po francusku na czym świat stoi, a brzmiało
to tak, jakby recytowała poezje.
–
Mówisz po włosku?
Reina rzuciła mu spojrzenie znad okularów. O kur-
czę!
–
To znaczy, czy nadal mówisz po włosku?
Reina wsunęła okulary głębiej na nos.
–
Matka nigdy nie bawiła długo we Włoszech po
tym, jak się urodziłam, mimo że miała tam letnią
posiadłość, którą odwiedzałyśmy co kilka lat. W re-
stauracji sobie poradzę. Lepiej znam hiszpański i fran-
cuski. Pilar wolała występować w Londynie, Madrycie,
Paryżu, Pradze – ale czeskiej gramatyki nigdy nie załapa-
łam. Dużo czasu spędzałyśmy w Nowym Jorku.
–
A teraz mieszka w Nowym Orleanie.
–
Tak... no cóż, w twoim mieście moja matka dostała
własny teatr, własny zespół aktorów i wolną rękę na
każdym etapie produkcji. Czy kobieta równie utalen-
towana – i próżna – jak moja matka, mogłaby coś takiego
odrzucić?
Grey wiedział, że jest to pytanie retoryczne, więc
skupił się na przypominaniu sobie drogi do domu
prababki. Ostatni raz był tam wiele lat temu, zanim
jeszcze nauczył się prowadzić. Na szczęście dobrą stroną
Nowego Orleanu, oprócz wspaniałego jedzenia, było to,
że niewiele się tutaj zmieniało. Po kilku minutach
niepewności okazało się, że skręcił tam gdzie trzeba
i wkrótce kluczył małym sportowym samochodem po
wąskiej alejce prowadzącej do garażu na tyłach domu.
Po krótkich zmaganiach z żelazną bramą, przyrzekł-
szy że zmieni ją na automatyczną jeszcze przed instalac-
ją kamery bezpieczeństwa, Grey pomógł Reinie wysiąść
z samochodu. Już miał poprosić, żeby zaczekała na
niego, zanim wejdzie do środka, ale zobaczył błyszczącą
czarną limuzynę, która właśnie zajeżdżała przed dom od
frontu. Bez wątpienia był to ów tajemniczy Claudio di
Amante.
–
On podejdzie do drzwi frontowych, więc spot-
kamy się w środku – powiedziała. – Nie chcę, żeby czekał
za długo.
Kiedy tylko Reina zniknęła w tylnym wejściu do
domu, Grey zaklął siarczyście. Nie miał czasu sprawdzić
tego faceta. Licząc na to, że w tak piękny sobotni
wieczór jego brat nie będzie siedział w redakcji, Grey
szybko wykręcił numer działu kryminalnego gazety,
jednocześnie parkując wóz w wolnostojącym garażu.
–
Shelby Parker, słucham.
–
Shelby, tu Grey. Potrzebuję informacji. Co masz na
temat włamań do Galerii Price na Julia Street?
Jego dzielna, choć bardzo młoda dziennikarka od
spraw kryminalnych nie traciła ani chwili.
–
Były dwa. – Słyszał, jak jej palce tańczą na klawia-
turze. – Pierwsze miało miejsce około dwa miesiące
temu. Z zamkniętego sejfu zabrano kolekcję zabyt-
kowych rubinowych naszyjników. Pani Price podobno
projektowała nowe oprawy dla tych kamieni na zlecenie
wnuczki pewnej księżnej, która właśnie odziedziczyła je
po babce.
–
Księżna?
Shelly parsknęła.
–
Nie, wnuczka. Widziałeś projekty Reiny Price?
Działają przede wszystkim na młodych odbiorców.
Tak, oddziaływania prac Reiny doświadczył na włas-
nej skórze i wątpił, czy wiek miał tu jakiekolwiek
znaczenie.
–
A drugie włamanie? – zapytał, żeby sprowadzić
myśli z powrotem na bieżące sprawy.
–
O, jest. Nie pisałam o nim... to było miesiąc temu.
Kolejna kasetka z biżuterią skradziona z sejfu, który miał
być bezpieczniejszy niż tamten. – Shelby zaczęła recyto-
wać wszystkie szczegóły sprawy, a Grey natychmiast
notował je w pamięci. – Strażnik zatrudniony po
pierwszym napadzie został pobity do nieprzytomności.
Taśmy z kamery bezpieczeństwa zniknęły. Policja po-
dejrzewa...
–
...udział któregoś z pracowników.
Podczas stażu i później, jako świeżo upieczony dzien-
nikarz, Grey zajmował się trochę sprawami kryminal-
nymi. Nauczył się myśleć jak detektyw i potrafił zada-
wać właściwe pytania. Nigdy jednak nie przypuszczał,
że będzie musiał wykorzystać te doświadczenia, poma-
gając przyjaciółce. Przyjaciółce Zane’a. A może kiedyś
–
swojej.
–
Są jacyś podejrzani?
–
Nie, tu nie ma nic na ten temat. Nie śledziliśmy
dalej przebiegu tej sprawy. Chcesz, żebym się tym
zajęła?
Chociaż podziwiał entuzjazm Shelby, nie chciał,
żeby akurat teraz wtykała swój wścibski nos w spra-
wy Reiny, zwłaszcza że sam pragnął trzymać rękę na
pulsie, dopóki nie upewni się, że jest bezpieczna. Nie
potrafił sprecyzować, kiedy taki plan narodził się
w jego głowie, doszedł jednak do wniosku, że stało się
to mniej więcej w chwili, gdy Reina, zmysłowa
i urocza, wyszła ze swojego biura.
–
Na razie mi wystarczy, dzięki. Aha, słuchaj, jeśli
spotkamy się w redakcji, nie wspominaj o naszej roz-
mowie, dobra? Pracuję nad czymś.
–
Czy to ma coś wspólnego z piaskiem w zbiornikach
z paliwem? – syknęła wyczekująco zaintrygowana
Shelby.
Piasek w zbiornikach z paliwem? Najwyraźniej coś
nowego wydarzyło się w redakcji. Grey powstrzymał się
od zadawania pytań pomimo troski i zaciekawienia,
postanawiając pozwolić, żeby Zane sam borykał się
z problemami rodzinnymi. Po prostu będzie musiał
później dowiedzieć się od brata szczegółów tej sprawy.
Teraz trzeba skupić się na Reinie.
–
Nie, zupełnie nic.
Shelby umilkła, a Grey słyszał niemal zgrzytanie
trybów pracujących w jej reporterskim umyśle.
–
Czy mogę w czymś pomóc, szefie?
Grey zamknął oczy. Zapach kwitnącego jaśminu
w ogrodzie Reiny przywiódł mu na myśl egzotyczną
woń jej perfum. Pozwolił zniewalającej esencji ukoić
swe napięte nerwy i przez mgnienie oka wyobraził sobie,
jak nasiliłby się ten zapach, gdyby przycisnąć delikatny
biały płatek do gładkiej, ciepłej skóry Reiny.
–
Nie, dziękuję, Shelby – mruknął. – Wracaj do
roboty. Mam już to, czego szukałem.
Rozdział trzeci
Schowana za paprotką zwieszającą się przy oknie,
Reina przyglądała się Zane’owi wychodzącemu z garażu
z telefonem przy uchu. Znała go od pięciu lat, ale nigdy
nie wyglądał tak poważnie. Już nie wspominając o tym,
że był dzisiaj jakiś... przystojniejszy, bardziej tajem-
niczy, bardziej seksowny. Jak potężny zwierz zamknię-
ty w klatce. Wygłodniały. Dziki. Reina zamknęła oczy
i na chwilę puściła wodze fantazji.
–
W porządku, to normalne – powiedziała na głos do
siebie i potrząsając głową, weszła do łazienki dla gości,
żeby sprawdzić stan makijażu i fryzury, zanim otworzy
drzwi przed Claudiem, który w każdej chwili mógł
zapukać. – Po prostu dawno nie miałam kochanka.
Jak inaczej można wytłumaczyć to, że nagle poczuła
tak nieprzeparty pociąg do mężczyzny, z którym się
zaprzyjaźniła głównie dlatego, że nie miała ochoty pójść
z nim do łóżka? Obwiniała też dziennik, który czytała
do późna w nocy, a także długi dzień spędzony w galerii
pośród wyrafinowanych dzieł sztuki o treści erotycznej
oraz to, że sprzedając je klientom, wykorzystywała
własną zmysłowość. Subtelna aura seksu zbijała ludzi
z tropu. Nie wiedzieli, jak zareagować, co odpowiedzieć,
więc Reina miała nad nimi kontrolę. Przez całe życie
obserwowała, jak jej matka stosuje tę samą taktykę
–
tyle że Pilar w ten sposób usidlała kochanków, Reina
natomiast wolała wykorzystać swe zdolności w inte-
resach.
Gdzieś w głębi duszy zapragnęła sprawdzić, co by się
stało, gdyby zastawiła pułapkę na Zane’a.
Zerknęła jeszcze raz przez okno. Boże, chyba napraw-
dę zwariowała. A jednak wyczuwała w starym znajo-
mym jakąś zmianę, coś bardzo subtelnego. Ukrywał coś,
ale Reina nie miała pojęcia, co to takiego. Przez chwilę
brała nawet pod uwagę możliwość, że Zane próbuje
stłumić pociąg do niej, lecz czy to możliwe? Przecież ich
przyjaźń została zbudowana na tym, że nie pragną się
nawzajem i nie starają się uwodzić ani imponować sobie
za wszelką cenę. Zane, jako kawaler cieszący się ogrom-
nym powodzeniem, rzadko spotykał kobietę, która nie
chciałaby zaciągnąć go do łóżka. Natomiast Reina,
wyniosła uwodzicielka, trzymała mężczyzna na dys-
tans, dając im do zrozumienia, że i tak nie sprostają jej
wymaganiom. Czyżby teraz, po pięciu latach wygodnej
platonicznej przyjaźni wszystko się nagle zmieniło?
Odezwał się dzwonek, przywołując Reinę do rzeczy-
wistości. Zaczerpnęła głęboko tchu i odzyskała panowa-
nie nad skołatanymi nerwami. Zachowywała się niedo-
rzecznie. Chwyciła swą ulubioną szminkę i szybkim
ruchem obwiodła usta, przywołując na twarz wyraz
pewności siebie i opanowania. Claudio chciał, żeby
odtworzyła jego kolekcję, a ona bardzo chciała dostać tę
pracę. Jeśli będzie trzeba, wykorzysta każdy fortel ze
swego zmysłowego arsenału, żeby przekonać Claudia,
iż potrafi zapewnić klejnotom bezpieczeństwo. Bez
względu na te nowe, dziwaczne wibracje Zane obiecał
jej pomóc. A to napięcie między nimi jest po prostu
wytworem jej nadpobudliwej wyobraźni.
Reina się zmieniła. Nie chodziło o ubranie, bo nie
miała czasu się przebrać. A jednak, kiedy Grey wszedł do
środka tylnymi drzwiami i usłyszał jej głos, a potem
skręcił za róg akurat w porę, żeby zobaczyć, jak w salonie
nalewa wino swojemu gościowi, natychmiast zauważył
subtelną, lecz rzucającą się w oczy zmianę w jej za-
chowaniu.
Poruszała się z precyzją, lecz powoli – leniwie, jak
rozpieszczona kobieta, która ma nieskończenie dużo
czasu. Kiedy podawała mężczyźnie kieliszek, jej delikat-
ne palce musnęły kokieteryjnie opaloną dłoń gościa.
Pozostała blisko niego, dopóki nie skosztował wina,
a jego pełne uznania mruknięcie nagrodziła zniewalają-
cym, pełnym zadowolenia uśmiechem.
Reina nastawiła swą zmysłowość na pełny regulator.
Grey prawie zagwizdał z uznania. Jak to możliwe, że ta
kobieta potrafi tak go podniecić, nie wiedząc nawet, że
on tu jest i uwodząc zupełnie innego mężczyznę?
Uwodzicielska aura zbladła w chwili, gdy Reina
przeniosła wzrok na dwóch niewiarygodnie potężnych
mężczyzn, którzy stali po dwóch stronach Claudia di
Amante.
–
Na pewno nie ma pan ochoty napić się czegoś,
panie...?
–
Moi pracownicy mają jeszcze coś do załatwienia
–
odparł starszy mężczyzna z silnym włoskim akcen-
tem. – Muszą zachować, jak to się mówi, jasność
umysłu.
Reina uśmiechnęła się promiennie, wyginając nie-
śmiało wargi.
–
Oczywiście. Ale mogą usiąść, prawda?
Guido i Rocco wymienili spojrzenia. Jeden z osiłków
usiadł na krześle przy oknie, a drugi obok drzwi salonu.
Grey musiał chyba jęknąć głośniej, niż zamierzał, bo
Reina go usłyszała. Zaprosiła go do pokoju w chwili, gdy
Rocco sięgał już za połę marynarki.
–
Claudio di Amante, chciałabym ci przedstawić
mojego gospodarza, Zane’a Mastersona.
Rocco odprężył się. Grey stłumił westchnienie ulgi.
–
Zane obiecał pomoc w zapewnieniu bezpieczeń-
stwa twojej kolekcji na czas, gdy będzie się znajdowała
u mnie – wyjaśniła Reina.
Grey wyciągnął dłoń, a mężczyzna wstał z fotela.
–
Miło mi pana poznać, signore di Amante.
–
Mnie również, panie Masterson.
Claudio uścisnął jego dłoń nieco gwałtowniej, niż
można by się spodziewać po człowieku sprawiającym
wrażenie tak wyrafinowanego. Jego ciemne oczy były
niezwykle łagodne, gdy z podziwem patrzył na Reinę,
teraz natomiast utkwił w Greyu surowe, nieruchome
spojrzenie. Grey nie pamiętał już, kiedy ostatnio ktoś tak
bezczelnie mierzył go wzrokiem, uznał jednak, że męż-
czyzna ma zapewne dostateczny powód.
Albo nie lubi, jeśli ktoś wkracza na jego terytorium.
–
Reina nie zdążyła mi opowiedzieć o pańskiej
kolekcji – powiedział, chcąc złagodzić napięcie – ale
zakładam, że jest niezwykle cenna.
–
Jest bezcenna. – Di Amante usiadł, a potem gestem
pokazał Greyowi, by zrobił to samo. – Przywiozłem te
skarby aż z Wenecji, gdzie spoczywały w ukryciu przez
wiele pokoleń. Posiadam tylko klejnoty, drogocenne
kamienie i metale, które stanowiły trzon słynnej kolekcji
biżuterii erotycznej stworzonej przez mojego przodka.
Nazywał się Gianni di Carlo. Za życia znany był ze swej
profesji jubilera – po włosku il gioielliere. Większość ludzi
mówiła o nim po prostu ,,Il Gio’’ i każdy wiedział, o kogo
chodzi.
Grey zauważył cień dumy w głosie di Amantego.
Bogata przeszłość dużo dla niego znaczyła, a Grey
rozumiał te uczucia, zważywszy jego własną fortunę
odziedziczoną wraz z ,,Louisiana Daily Herald’’. Usiadł
w rozłożystym fotelu naprzeciwko Włocha.
–
Ale kolekcja została zdekompletowana?
Claudio smutno pokiwał głową.
–
Il Gio stworzył biżuterię dla swojej kochanki. Po jej
śmierci rozmontował wszystko i zamknął w ukryciu.
Ale jego rodzina wiedziała o tym romansie. Córka, która
darzyła sympatią kochankę ojca, dopilnowała, żeby
pozostałości kolekcji nie rozpierzchły się, i od tego czasu,
przez całe stulecia, były przekazywane z matki na córkę.
Moja matka nie miała córki, a ja się nie ożeniłem, więc
dziedzictwo to przypadło mnie. Teraz chciałbym, żeby
Reina przywróciła kolekcji jej pierwotną postać. Same
klejnoty zresztą są najwyższej jakości. Złoto jest tak
czyste, jak tylko pozwalały na to techniki obróbki
w szesnastym wieku.
–
W szesnastym wieku? – zapytał Grey, zdumiony,
że klejnoty są aż tak stare.
Reina wręczyła Greyowi napełniony winem kielich
i z wdziękiem usadowiła się na zabytkowej sofie. W dłoni
trzymała swoje wino i przysłuchiwała się z uwagą
i zachwytem na twarzy. Oczy błyszczały jej z zacieka-
wienia. Można by pomyśleć, że Claudio di Amante
właśnie zdradzał jej tajemnicę utrzymania pokoju na
świecie, a nie opisywał komplet starej biżuterii.
–
Dziedzictwo po ukochanym przodku. Słyszał pan
o Il Gioielliere? – zapytał Claudio, czekając aż Grey
skinie głową.
Rzeczywiście słyszał coś o tym człowieku dzięki
artykułowi w dziale książkowym swojej gazety. Jego
dziennikarz opisywał historię jakichś pamiętników, któ-
re stały się najnowszym bestsellerem. Grey nie zaprzątał
sobie tym głowy – zauważył tylko, że książka zepchnęła
brukowy śmieć Lane Morrow ze szczytu listy przebojów
wydawniczych w ,,New York Timesie’’.
–
Już sama wartość sentymentalna czyni te klejnoty
tak wyjątkowymi – dodał Claudio.
Grey sączył wino, rozpierając się wygodnie w fotelu,
i obserwował oczy mężczyzny. W wyrazie twarzy
Claudia di Amante było coś, co wzbudziło dziennikarską
czujność Greya. Ten człowiek nie mówił wszystkiego.
Trzymał w zanadrzu coś ważnego – ukrywał to nie tylko
przed nim, lecz także przed Reiną.
–
A może pańscy... pracownicy zorganizowaliby
ochronę klejnotów? – zasugerował.
Cludio uśmiechnął się szeroko.
–
Ci panowie łaskawie zgodzili się nadzorować prze-
kazanie kamieni w utalentowane ręce pani Price. Oba-
wiam się, że nie mogę więcej od nich wymagać. A więc
pan mógłby zająć się ochroną pani Price... i kosztowno-
ści, si?
Grey wyprostował się.
–
Czy istnieje powód, by przypuszczać, że posiadanie
klejnotów może narazić Reinę na niebezpieczeństwo?
–
Absolutnie nie, chyba że złodziej, który ostatnio
obrał sobie za cel jej galerię, uderzy znowu i tym razem
zastosuje bardziej drastyczne metody, takie jak napaść
na dom.
Grey obserwował Reinę kątem oka, ale ta nie od-
zywała się słowem. Uświadomił sobie, że do tej pory nie
brała jeszcze udziału w rozmowie i nie protestowała
–
jak większość kobiet na jej miejscu – gdy rozmawiano
o niej, jakby nie było jej w pokoju. Jedno spojrzenie
w oczy Reiny wystarczyło, by stwierdzić, że stara się
zachować wielką powściągliwość i uważnie przysłuchu-
je się ich konwersacji, niedbale popijając wino.
Cóż takiego widziała tymi wielkimi, ciemnymi ocza-
mi?
–
Dlatego właśnie tu jestem – uspokoił go Grey. – Nie
pozwolę, żeby coś stało się pani Price albo klejnotom.
Mam bliskiego znajomego, który zajmuje się ochroną.
Jeszcze przed północą postaram się, żeby zainstalowano
w domu najnowocześniejszy sprzęt.
Claudio dalej popijał wino i wpatrywał się w niego
przenikliwym wzrokiem, z wyrazem nieufności na
twarzy.
–
Reino, czy sądzisz, że pan Masterson potrafi cię
ochronić? Nie chciałbym, żeby z mojej winy stała ci się
krzywda.
Reina odstawiła kieliszek na niski stolik z marmuro-
wym blatem i rozpromieniła się w swym jak zawsze
nieśmiałym uśmiechu.
–
Mam do Zane’a całkowite zaufanie. Zawsze był
moim przyjacielem i wiem, że mogę na nim polegać. Nie
zawarłam zbyt wielu przyjaźni od powrotu do Stanów,
ale przyjaciołom, których mam – takim jak Zane – mog-
łabym powierzyć własne życie.
Grey, wstrząśnięty tym, co usłyszał, usiłował otrząs-
nąć się z szoku, popijając wino. Nie wiedział, co zdumia-
ło go bardziej – to, że Reina tak bezgranicznie ufała jego
bratu, czy to, że nie miała wcale tłumu przyjaciół
i wielbicieli. Znał ją krócej niż godzinę, a już z łatwością
potrafił wyobrazić sobie, że robi wszystko, co w jego
mocy, by uchronić ją przed niebezpieczeństwem. Nie
dalej jak wczoraj sądził, że jest zbyt wycieńczony, żeby
radzić sobie jednocześnie z kłopotami w gazecie, własną
zniszczoną reputacją i szurniętą prześladowczynią. Ale
złodzieje klejnotów? Może nawet mafia? I wszystko to
dla Reiny?
Claudio, najwyraźniej przekonany, kiwnął głową do
Guida. Potężny mężczyzna natychmiast wydobył za-
mkniętą na zamek metalicznie połyskującą teczkę, którą
Grey zauważył dopiero teraz. Claudio puknął palcem
w swój zegarek, wysuwając w ten sposób przegródkę,
gdzie spoczywał maleńki kluczyk. Otworzył teczkę,
a potem spojrzeniem oddalił ochroniarzy z pokoju. Jeden
z nich wyszedł głównym wejściem, a drugi zamknął
skrzydłowe drzwi między salonem a holem i zapewne
stanął za nimi w foyer.
Grey nie wiedział, czy te tajemnicze zabiegi mają po
prostu zrobić wrażenie, czy rzeczywiście są konieczne,
tak czy owak okazało się, że jego decyzja, by zająć
miejsce brata, zaczęła nabierać zupełnie nowego znacze-
nia. Oczekiwał, że wśliźnie się w beztroskie życie
Zane’a, będzie imprezował, podróżował i leczył swe
obolałe ego wykwintnym jedzeniem i drogim winem.
Tymczasem okazało się, że jest odpowiedzialny za
bezpieczeństwo i ochronę jakichś cholernych kamieni
z Wenecji.
Dlaczego więc wcale mu to nie przeszkadzało? Czuł
zamiast tego przypływ adrenaliny silniejszy niż wszyst-
ko, czego do tej pory doświadczył, nawet wówczas, gdy
kusił los i ryzykował zdemaskowanie podczas swych
eskapad z Lane.
Claudio otworzył walizkę i wyjął zeń sfatygowaną,
wypchaną papierami skórzaną teczkę. Pod nią, ukryte
w ciemnej gąbce, połyskiwały diamenty, szafiry, rubiny,
szmaragdy, opale, kilka podłużnych lapis-lazuli oraz
maleńka fiolka pereł. Poza tym było tam mnóstwo
rzadkich kamieni, których Grey nie był w stanie ziden-
tyfikować.
Reina w milczeniu wpatrywała się tęsknie w Claudia,
aż ten w końcu pozwolił jej dotknąć kamieni. Grey
poruszył się w fotelu, czując narastające podniecenie na
widok żądzy, która pojawiła się w jej błyszczących
oczach barwy obsydianu. Nie miałby nic przeciwko
temu, żeby pewnego dnia spojrzała tak na niego, a nie na
jakiś cholerny diament.
Nie sięgnęła jednak po diament, lecz wybrała ogniście
pomarańczowy kamień prawie tak duży jak jej dłoń.
Niedbałym ruchem odchyliła abażur lampy i zbliżyła
klejnot do światła. Wydawało się, że z jego wnętrza
buchają płomienie i tańczą na jej skórze.
–
Mój Boże – szepnęła Reina.
–
Przepiękny, prawda? – zapytał Claudio, wyraźnie
odprężony. – Spójrz, jak jest oszlifowany. Gio zrobił to
osobiście.
Reina siedziała z zapartym tchem, lecz po chwili
odetchnęła powoli.
–
Jeszcze projekty. Przyniosłeś wszystkie?
–
Oczywiście – odparł Claudio. – Oryginały są w tecz-
ce, ale w podziemiach banku we Włoszech umieściłem
ich kopie. Mimo to powierzam ci właśnie całe swoje
życie, Reino. Moje dziedzictwo.
Obróciła twarz do Claudia, a Grey obserwował, jak
wyraz niekłamanego przerażenia wpełza na jej rozanie-
loną do tej pory twarz. Nie znał wszystkich szczegółów,
ale nie musiał być wcale spostrzegawczym dziennika-
rzem, aby zorientować się, że dla obojga wartość kolekcji
zdecydowanie wykracza poza sprawy finansowe.
–
Powinieneś znaleźć innego artystę – oświadczyła
Reina pełnym żalu głosem.
Claudio uśmiechnął się uprzejmie.
–
Jeśli chodzi o tę kolekcję, żaden inny artysta nie
wchodzi w grę.
Grey nie pojmował logiki, którą kierował się Claudio,
ale postanowił odłożyć te wątpliwości na później.
–
Czy ktoś wie, że klejnoty są tutaj?
Reina pokręciła głową.
–
Nikomu nie mówiłam.
–
Nikomu z galerii? – dopytywał się Grey.
–
Oczywiście, że nie – upewniła go. – Judi i artyści,
których prace wystawiam, wiedzą, że Claudio przyszedł
do mnie wczoraj, ale kiedy wyszedł, powiedziałam im,
że odrzuciłam jego zlecenie ze względów bezpieczeń-
stwa.
–
No, a co ze mną? – pytał dalej Grey. – Jak im
wytłumaczyłaś moją dzisiejszą wizytę w pracowni?
Reina uśmiechnęła się szeroko.
–
Chyba napomknęłam coś o popsutych rurach w ła-
zience na górze.
–
A pan, Claudio? – Grey wierzył, że być może przez
pewien czas nikt w pracowni Reiny nie nabierze podej-
rzeń, ale jak długo da się wszystkich okłamywać?
–
Pańscy towarzysze za drzwiami niewątpliwie dosko-
nale wiedzą, co tutaj przynieśli.
Claudio pokręcił głową.
–
Moi towarzysze są przyjaciółmi mojego przyjacie-
la, bardzo zaufanego człowieka, który w ten sposób
spłaca mi stary dług. Ta sprawa ich nie interesuje. Jestem
całkowicie pewien, że kiedy tylko stąd wyjdą, natych-
miast zapomną o moim istnieniu.
–
A kiedy wyjdą? – zapytał Grey.
–
Kiedy tylko wprowadzi pan tu środki bezpieczeń-
stwa.
Grey wyjął z kieszeni telefon komórkowy.
–
W takim razie, jeśli pozwolicie, zajmę się szczegó-
łami. Reino?
Reina siedziała na podłodze z podwiniętymi nogami
i oglądała garść pereł, na które zamieniła wielki poma-
rańczowy kamień. Podniosła na chwilę wzrok, zapew-
niła go, że wszystko w porządku, i wróciła do oględzin.
Jej oczy błyszczały nieskrywanym zachwytem. Nie
był to jednak rodzaj zachwytu, który wynikał z zachłan-
ności – takie emocje widywał już nieraz na twarzach
wielu kobiet. Jej podziw był raczej wyrazem czci, którą
tylko prawdziwy artysta potrafi odczuwać wobec two-
rzywa, z którego powstają jego dzieła.
Czci, którą mógłby wyrazić kochanek wobec ciała
oblubienicy.
Grey otrząsnął się czym prędzej z tych myśli i wy-
szedł do kuchni, żeby zadzwonić do firmy ochroniarskiej
,,Ochrona na każdą okazję’’ należącej do Brandona
Chance’a, starego znajomego, któremu mógł zaufać.
Zaufanie. Interesujące zjawisko, dumał Grey, czeka-
jąc aż działająca po godzinach pracy centrala przełączy
go na komórkę Brandona. A więc Reina tak bardzo ufała
jego, wydawałoby się, nieodpowiedzialnemu bratu, że
mogłaby powierzyć mu swoje życie i bezcenne klejnoty
Claudia.
Gdyby chodziło o inną kobietę, uznałby, że jest po
prostu kolejną niemądrą dziewczyną tak zaślepioną
urokiem jego brata, że przypisuje mu zalety, których ten
nie posiada. Jednak w przypadku Reiny nie mógł tak
łatwo zlekceważyć jej opinii o solidności Zane’a. W głębi
tych zmysłowych, czarnych oczu wyczuwał mądrość,
widział, w jaki sposób przyglądała się Claudiowi, wyczuł,
że bada go, podczas gdy sam wypytywał pana di Amante
o bezpieczeństwo Reiny. Nie spieszyła się, obserwowała
wszystko powoli, wsłuchiwała się w szczegóły, którymi
ktoś inny nie zaprzątałby sobie głowy.
Nagle Grey uświadomił sobie, że nigdy nie postarał
się poznać lepiej własnego brata. Kochał Zane’a bez-
warunkowo, ponieważ jednak przez większość życia
obaj starali się udowodnić, jak różnią się od siebie
identyczni bliźniacy Masterson, przegapił okazję, żeby
naprawdę zbliżyć się do brata. I z wzajemnością.
–
Brandon Chance – odezwał się głos w słuchawce.
–
Cześć, Brandon, mówi Zane Masterson. Co sły-
chać?
–
Zane? Właśnie czekałem na telefon od twojego
brata. Czy chodzi o gazetę?
Grey wzdrygnął się.
–
O gazetę? Nieee... to działka Greya – odparł,
starając się naśladować niedbały i swobodny sposób
mówienia Zane’a. – Mam lokatorkę w Dzielnicy Ogro-
dów, która potrzebuje ochrony w domu. To musi być
najlepszy sprzęt. Instalacja jeszcze dziś wieczorem.
Grey usłyszał, jak Brandon przekłada telefon do
drugiej ręki.
–
Podaj mi szczegóły techniczne i adres. Mogę tam
być za godzinę.
Reina oparła się ciężko o drzwi frontowe, przycis-
kając rozpalone czoło do chłodnego szkła witraża. Nie
była pewna, czy po wyjściu Claudia czuje się lepiej, czy
gorzej. Przedstawiciele miejscowej Cosa Nostra zostali
przed domem, chroniąc ją i drogocenne kamienie, dopóki
nie zastąpi ich kolega Zane’a. Była jednak w domu sama
z Zane’em i znowu zaczęło dokuczać jej własne pobu-
dzone libido.
Odsunęła się od drzwi, ściskając mały, zapisany
odręcznie pamiętnik, który Claudio pospiesznie i potaje-
mnie wsunął jej w dłoń, kiedy tylko Zane wyszedł
z pokoju.
–
To tylko dla ciebie – szepnął, wyciągając książeczkę
spod warstwy gąbki, w której spoczywały szlachetne
kamienie.
Oprawiony w skórę tomik o pozłacanych, wygniecio-
nych stronach zaciążył jej w dłoniach. Zuchwałe spoj-
rzenie mężczyzny sprawiło, że ciężar stał się jeszcze
większy.
–
Należał do mojej matki – wyjaśnił. – Wiele lat
temu, kiedy była młodą kobietą, znalazła dodatek do
dzienników Il Gioiellierego. Był ukryty w rezydencji
rodzinnej i najwyraźniej zapomniany. Chcąc lepiej na-
uczyć się angielskiego, sama przetłumaczyła te zapiski.
To, co odkryła, zmieniło jej życie.
Reina otworzyła tomik na pierwszej stronie, gdzie
widniał starannie wykaligrafowany pięknym, pochyłym
pismem tytuł: Wspomnienia Viviany Bazardi.
Z zachwytu zaparło jej dech w piersiach. Zaczęła
nabożnie przewracać strony i od razu napotkała słowa,
który obudziły jej ciekawość: ,,namiętność’’, ,,nienasyco-
ny’’, ,,oszalały z pożądania’’. Viviana Bazardi była ko-
chanką, dla której Il Gioielliere stworzył swą bezcenną,
zmysłową kolekcję. Była kobietą, którą miliony czytelni-
ków w całym kraju zdążyły już bardzo blisko poznać
dzięki zapiskom jej potajemnego niegdyś kochanka.
A teraz Reina trzymała w ręku kronikę najintymniej-
szych tajemnic i przeżyć Viviany, zastanawiając się, jak
takie wyznania mogą zmienić życie kobiety. Niecierp-
liwie otworzyła książkę w samym środku.
Nauczyłam się na pamięć jego długości. Zapamiętałam
jego grubość. Jego żar. Gdyby inny mężczyzna znalazł się
w mym łożu, nawet gdybym była ślepa, poznałabym mojego
Gianniego, mojego Gioielliere, gdy tylko przywarłby swym
fallusem do mego uda. Przez cały rok nie pozwalał mi poczuć
go w sobie. Dziś jednak spełniło się me najskrytsze marzenie
i moje ciało wciąż...
–
Poszedł już?
Na dźwięk głosu Zane’a Reina podskoczyła, zacho-
wała jednak na tyle zimną krew, żeby nie chować
pospiesznie książki. Opuściła po prostu niedbale rękę,
w której trzymała pamiętnik. Chociaż rzeczywiście
ufała Zane’owi bezgranicznie, nie chciała na razie mówić
mu o tych zapiskach. O ile go znała, od razu chciałby
przeczytać je razem z nią, a miała wątpliwości, czy jej
ciało wytrzyma taki ładunek zmysłowości. Nawet teraz,
kiedy stał tak blisko, nie była w stanie się skupić.
–
Claudio? – zapytała. – Tak, właśnie wyszedł. Wie,
że nie mogę się doczekać, aż zacznę pracę.
Zane wyjrzał na zewnątrz, odsuwając ozdobne prze-
zroczyste zasłonki.
–
System bezpieczeństwa będzie założony dopiero za
kilka godzin, ale wygląda na to, że Rocco i Guido wciąż
trwają na posterunku. – Odwrócił się i oparł nonszalanc-
ko o parapet. – Myślę, że nie byłoby dobrze, gdyby
kamienie leżały na wierzchu, kiedy przyjedzie Brandon.
–
Nie ufasz swojemu przyjacielowi?
–
Brandonowi? Oczywiście, że mu ufam. Ale wolał-
bym zachować to wszystko w ścisłej tajemnicy. Moim
zdaniem mamy do rozwiązania dwa problemy. Przede
wszystkim musimy ochronić klejnoty. Po drugie trzeba
ustalić, kto stoi za kradzieżami w galerii.
Po trzecie, pomyślała Reina, trzeba dociec, dlaczego
nagle zacząłeś mi się wydawać tak niewiarygodnie
pociągający, panie Masterson.
Zacisnęła usta, przekonana, że nie powinna się przy-
znawać do tej osobliwej zmiany. Nie żeby Zane miał być
zaskoczony, iż stał się przedmiotem pożądania kolejnej
kobiety. W chwili kiedy pojawiali się razem na imprezie,
wernisażu czy uczestniczyli w innym towarzyskim
wydarzeniu, natychmiast wokół niej rozlegał się szum
zazdrosnych szeptów. Aż do dzisiejszego popołudnia
sądziła, że sama jest odporna na jego sztuczki.
Pamiętała dobrze chwilę, kiedy poznała, a raczej
zobaczyła Zane’a pierwszy raz. Było to podczas przyję-
cia, ale nie mogła sobie przypomnieć ani gospodarza, ani
okazji. Kiedy wszedł spóźniony do pokoju, zauważyła
go natychmiast, ponieważ wywołał o wiele większe
poruszenie niż jakikolwiek inny gość – tak jakby wszys-
cy, włącznie z mężczyznami, spodziewali się, że skoro
przyszedł Zane, czeka ich wspaniała zabawa. Reina,
biegła w sztuce obserwowania ludzi, natychmiast znala-
zła sobie korzystny punkt do prowadzenia obserwacji.
Przycupnąwszy na szczycie schodów, przypatrywała się
jego nieustannej wędrówce po pomieszczeniu, z subtel-
nych zmian w uśmiechu wnioskowała o stopniu jego
zainteresowania rozmówcami, uczyła się czytać język
jego ciała. Ręce w kieszeniach? To znaczyło, że lubi
osobę, z którą rozmawia. Ramiona skrzyżowane na
piersi? Jest znudzony. Lewą dłonią przeczesuje włosy?
Chętnie ruszyłby dalej.
Kiedy wreszcie dotarł do niej, zdążyła przejrzeć go na
wylot. Zane, który także był niezłym obserwatorem, od
razu to zrozumiał. Wyłączył zatem swój czar i po prostu
się z nią zaprzyjaźnił. Reina podziwiała Zane’a, ufała mu
i uważała, że byłby świetną partią dla kobiety, która
zdołałaby przebić się przez mur jego donżuańskich
zagrywek. Nigdy jednak nie fantazjowała o nim, nie
pragnęła poczuć na ciele dotyku jego dłoni, nie marzyła,
żeby poznać smak jego ust w długim, wilgotnym
pocałunku.
Tak było aż do dziś.
Przeszła obok niego i wróciła do salonu, gdzie scho-
wała książkę do walizki i zatrzasnęła zamek.
–
Dlaczego mamy martwić się teraz galerią? – zapy-
tała Reina. – Zamierzam pracować nad kolekcją w do-
mu. Judi poradzi sobie z prostymi transakcjami, a jeśli
zajdzie potrzeba, mogę od czasu do czasu się tam
pojawić.
–
Nie sądzisz, że personel albo artyści staną się
podejrzliwi, jeśli nagle przestaniesz przychodzić co-
dziennie do galerii?
–
Powiem im, że pracuję nad ulepszeniem systemu
bezpieczeństwa w galerii. Pomyślą, że szukam inwes-
tora.
Zane pokiwał głową, pełen uznania.
–
To powinno wystarczyć, przynajmniej na jakiś
czas. Ukrywając się przed kolegami z pracy, będziesz
miała czas na wykończenie kolekcji Claudia, ale co
potem? Chyba zdajesz sobie sprawę, że wszelkie dowo-
dy wskazują na to, iż włamania były robotą kogoś
z wewnątrz?
O nie, o tym Reina nie miała ochoty rozmyślać.
A jednak rozważanie takiej zdrady pozwoliło jej przy-
najmniej ujarzmić wciąż powracające erotyczne myśli.
–
Oczywiście. Policjanci z wyraźną przyjemnością
obstawali przy tym scenariuszu.
–
Nie wierzysz w to?
Westchnęła. Nie wiedziała, w co ma wierzyć. Fakty
przedstawione przez policję rzeczywiście wskazywały
na sprawcę, który znał takie szczegóły jak kombinacja
do sejfu, rozmieszczenie kamer bezpieczeństwa i sama
obecność cennych klejnotów. Reina często pracowała
nad niezwykle wartościowymi dziełami, ale gdy tylko
były gotowe, bez zwłoki oddawała je właścicielom.
Tymczasem w obu wypadkach kamienie skradziono
niemal natychmiast po dostarczeniu do galerii, zanim
jeszcze zdążyła przekształcić je w swą niepowtarzalną
biżuterię.
–
Gdybym nie wierzyła, nie poprosiłabym cię o po-
moc, Zane. Nie mogę teraz koncentrować się na dalszym
śledztwie, dopóki nie odtworzę kolekcji Claudia i mu jej
nie zwrócę. Kiedy tylko twój kolega założy i uruchomi
system bezpieczeństwa, nie będziesz musiał już tu
siedzieć, jeśli nie chcesz.
–
A kto mówi, że nie chcę?
W głosie Zane’a było coś zmysłowego i podniecające-
go, co sprawiło, że Reina poczuła, iż lepiej będzie, jeśli na
niego nie spojrzy. Zignorowała jednak to ostrzeżenie
i zerknęła w jego stronę, ze zdumieniem odkrywając
nienasycone pragnienie w oczach mężczyzny, gdy pa-
trzył na nią – swoją przyjaciółkę.
Boże, nic dziwnego, że kobiety omdlewały na jego
widok. Jedna iskierka pożądania w tych błękitnych,
przejrzystych oczach sprawiła, że żądza przebiegła jej
ciało niczym błyskawica. Reina odchrząknęła, w nadziei
że zdoła ukryć się za swą maską wyniosłości, której
nigdy nie musiała nakładać w obecności Zane’a. Aż do
dzisiaj.
–
Myślałam po prostu, że jesteś z kimś umówiony na
przyjęciu... albo w sypialni.
Błąd. Rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku scho-
dów.
–
Nie, żadna sypialnia nie czeka na mnie dzisiaj,
Reino – oświadczył Zane, choć i on zerknął w tę samą
stronę. – Oprócz twojej, rzecz jasna.
Rozdział czwarty
Reina uśmiechnęła się szeroko.
–
Daruj sobie ten flirt, Zane. Kiedy wreszcie zro-
zumiesz, że zupełnie na mnie nie działasz?
Jej słowa miały świadczyć o obojętności, ale przeczył
im głęboki rumieniec, który pokrył jej szyję. Grey
widział, jak w obecności Claudia zamienia się w niedo-
stępną uwodzicielkę, i zastanawiał się nad źródłem oraz
celem takiego zachowania. Z pewnością jednak nie
chciał, żeby przywdziewała tę maskę, będąc z nim sam
na sam.
Zastąpił Reinie drogę ucieczki i delikatnie dotknął
palcem smugi czerwieni u dołu jej szyi.
–
Może wreszcie to zrozumiem, jeśli nie będziesz
oblewać się rumieńcem na myśl o kochaniu się ze mną.
Oczy Reiny rozwarły się szerzej, lecz jeśli nawet miała
ochotę odpowiedzieć, ciemne tęczówki nie zdradziły tego
zamiaru. Pochyliła się i chwyciła metalową walizkę, tak
zamaszyście nią bujając, że Grey musiał odskoczyć.
–
Wszystko, czego mi trzeba, mam w tej walizce. No,
i w różowym pudełku pod łóżkiem. Obawiam się, że
będziesz musiał znaleźć własny sposób na zaspokojenie
swych żądz. – Przeszła obok niego, kołysząc biodrami
i uśmiechając się od ucha do ucha. – Zawołaj mnie, kiedy
przyjedzie Brandon. Aha, i zamów kolację. Umieram
z głodu.
Zniknęła na górze, a jej wesoły śmiech zamierał, aż
ucięło go trzaśnięcie drzwi.
Boże, ona sądziła, że to tylko żarty!
Grey rozpaczliwie pragnął dowiedzieć się, jak wy-
glądają relacje między Reiną a jego bratem. Wyjął telefon
komórkowy, ale zawahał się, zanim wybrał numer
Zane’a. A właściwie własny numer. Czy jego brat
powinien wiedzieć, że Grey właśnie rozważa pomysł
uwiedzenia jego lokatorki – kobiety, z którą bliźniak był
na tak przyjaznej stopie, że nie krępowała się mówić mu
nawet o tajemniczym różowym pudełku pod łóżkiem?
A zresztą, na co liczył, igrając z takim ogniem? Czyż
nie zaspokoił już swej żądzy przygód z Lane, po to tylko,
żeby każdy, kto posiadł umiejętność czytania i ma
w kieszeni dwadzieścia cztery dolary i dziewięćdziesiąt
dziewięć centów plus podatek, mógł poznać jego tajem-
nice?
Najwidoczniej jednak nie, zważywszy intensywność
jego erekcji.
Grey zajrzał do książki telefonicznej w komórce
Zane’a i wcale nie zdziwił go widok długiej listy
numerów przeróżnych restauracji. Znalazł taką, którą
lubił, i zamówił dwie porcje pożywnej zupy z ketmii
i kurczaka, bochenek chleba będącego specjalnością
tamtejszej kuchni oraz sernik. Z przyjemnością zama-
wiał swój ulubiony deser, pamiętając czasy, gdy musiał
odmawiać sobie mlecznych przysmaków z powodu
diety Lane. Reina, choć miała szczupłą talię i płaski
brzuch, nie sprawiała wrażenia kobiety, która obawiała-
by się jakichkolwiek zmysłowych rozkoszy, włącznie
z kulinarnymi.
Kiedy tylko upewni się, że Reinie i klejnotom nic
w tym domu nie grozi, zamierzał na różne sposoby
przekonać się, czy te domysły są słuszne.
Brandon Chance przyjechał zgodnie z obietnicą,
obejrzał dom i na skrawku papieru w kuchni wyrysował
plan instalacji. Z furgonetki zaparkowanej za domem
wyniósł wraz ze swoją wspólniczką urządzenia elektro-
niczne, które dla Greya stanowiły całkowitą zagadkę.
Wyczuł natychmiast napięcie i zakłopotanie starego
przyjaciela. Kiedy tylko Reina zeszła na dół i zapewniła
go, że świetnie sobie poradzi sama, a on tymczasem
może pojechać do domu po ubranie na zmianę, Grey
przeprosił i wymknął się do garażu. Brandon jednak
dopadł go w chwili, gdy wyjeżdżał stamtąd jaguarem
Zane’a.
–
No dobra, Grey. Co ty znowu kobinujesz?
Grey jęknął tylko, nie próbując nawet sprzeczać się
z facetem, który znał go od czasów, gdy grali w pił-
karzyki w trzeciej klasie podstawówki.
–
Nic nie kombinuję, Brandon. Zrobiłem sobie tylko
chwilę oddechu. To nie pierwszy raz, jak zamieniamy się
z Zane’em rolami.
Brandon roześmiał się.
–
To prawda, świetnie pamiętam, jak to zrobiliście
–
Boże, kiedy to było? – w ósmej klasie? A ty akurat
zapomniałeś, że ma być ustny sprawdzian z historii.
–
Zane nienawidził historii jeszcze bardziej niż ja.
Nie zamieniłby się, gdybym mu powiedział.
–
No i przez niego oblałeś.
Grey wzruszył ramionami.
–
Cóż, to mi po prostu obniżyło poprzeczkę na resztę
roku. Siostra Katarzyna uważała się potem za najlepszą
nauczycielkę w całej szkole, kiedy przed końcem semest-
ru udało jej się wyciągnąć na piątkę takiego słabego
ucznia.
–
Musi być miło mieć brata bliźniaka, który bierze na
siebie twoje porażki. Czy to dlatego teraz on prowadzi
gazetę? Jeśli nastąpi klapa, to będzie wina Zane’a?
Grey nie miał ochoty ciągnąć dalej tej rozmowy. Poza
tym Zane potrafi poradzić sobie z problemami w redak-
cji. Miał przecież krew Mastersonów, ich geny, dyplom
z dziennikarstwa i wysoki iloraz inteligencji. Nie wspo-
minając już o niewyczerpanych zasobach cierpliwości
i luzu, którego Grey, jak sam był gotów przyznać, nigdy
nie posiadał.
–
A od kiedy to jesteś taki przenikliwy? – zapytał
Grey, nie kryjąc rozdrażnienia.
Brandon uśmiechnął się od ucha do ucha.
–
Tak działa małżeństwo, a zwłaszcza jeśli żenisz się
z kobietą, która zarabia na życie, zgłębiając emocje
i niosąc ukojenie ludziom.
Grey uniósł brwi ze zdziwieniem. Facet właśnie
opisał swoją żonę jakby była psychologiem, gdy tym-
czasem prowadziła w Dzielnicy Francuskiej gabinet
odnowy biologicznej specjalizujący się w aromaterapii.
–
Coś mi się zdaje, że za dużo się nawąchałeś tych
śmiesznych kwiatków Sereny – zażartował Grey.
–
A mnie się zdaje, że ty wąchasz za mało kwiatków,
śmiesznych czy nie. Słuchaj, jeśli chcesz sobie zrobić
wakacje i powąchać kwiatki przez jakiś czas, to super.
Ale te włamania u Reiny to poważna sprawa. Może ją
spotkać krzywda. Ciebie też.
–
Skąd o tym wiesz?
Brandon wsunął dłonie w kieszenie dżinsów.
–
Pilar Price jest jedną z najlepszych klientek Sereny.
Tak, wiem o wszystkim. Zaproponowałem Reinie po-
moc, ale nie miała pieniędzy, żeby zapłacić mi za usługę
i nie zgodziła się przyjąć kredytu. Pilar zgłosiła nawet
gotowość sfinansowania systemu ochrony, ale Reina
odmówiła. Naprawdę chciała poradzić sobie z tym sama.
To, że poprosiła ciebie...
–
Poprosiła Zane’a – sprostował Grey.
–
Nieważne. To, że w ogóle kogoś poprosiła o po-
moc, oznacza, że jest naprawdę zdesperowana. Właś-
ciwie to jej nie znam. Sprawia wrażenie miłej osoby,
ale...
–
Chyba nie zamierzasz ostrzegać mnie, żebym jej
nie skrzywdził, prawda?
Brandon oparł dłonie o drzwiczki samochodu.
–
Nie, cwaniaczku. Reina poradzi sobie nawet z tobą.
Jej matka jest urodzoną femme fatale z sejfem pełnym
błyskotek od senatorów i mężów stanu. To ciebie
chciałem ostrzec przed niebezpieczeństwem.
Grey zaklął, wrzucił wsteczny bieg i wycofał się po
podjeździe, starając się nie uderzyć w furgonetkę Bran-
dona, mimo że świerzbiło go, żeby przyłożyć mu w nos.
Wiedział, że przyjaciel ma dobre intencje, ale od kiedy to
potrzeba mu ochrony przed kobietami?
Wychylił głowę przed okno.
–
Ty się martw przede wszystkim o dom, Brandon.
Jeżeli ktoś choćby oprze się o bramę, chcę o tym
wiedzieć. Zresztą wracam tu za godzinę.
Brandon pomachał mu, uśmiechając się krzywo.
–
Będę tutaj. To chyba potrwa całą noc.
Grey wrzucił bieg i ruszył jak najszybciej brukowa-
nym podjazdem, a skręcając zdążył jeszcze pomachać
Rocco i Guidowi, którzy siedzieli w czarnym sedanie
zaparkowanym przy wylocie drogi. Zanim dojechał do
skrzyżowania z St Charles Street, jego gniew zmienił się
w zwykłe rozdrażnienie. Nie mógł przecież winić Bran-
dona za to, że nieproszony udzielał mu rad. W końcu byli
kumplami od wielu lat.
Jechał do mieszkania Zane’a, klucząc ciemnymi ulica-
mi Nowego Orleanu i zastanawiając się, co zrobiłaby
Reina, odkrywszy, którego z braci Mastersonów gości
w swoim domu. Pomimo ostrzeżeń Brandona, że może
być równie szczwaną sztuką jak jej matka, Grey potrafił
już rozpoznać prawdziwą twarz kobiety o kamiennym
sercu. Reina tak nie wyglądała. Lane – jak najbardziej.
Była głodna władzy, spragniona uznania, rozpaczliwie
pragnęła widzieć swe nazwisko w każdym środku
przekazu, od telewizji po gazety, czasopisma i witryny
internetowe. Żeby osiągnąć ten cel, zdradziła swego
kochanka. Zdradziła samą siebie.
Reina natomiast swą wrodzoną zmysłowość nosiła
niczym płaszcz – uszyty z jedwabiu, podszyty norkami.
To oczywiste, że onieśmielała słabszych mężczyzn swą
odważną seksualnością, arystokratycznym erotyzmem.
Greyowi wydało się także całkiem zrozumiałe, że jego
brat pozostaje w przyjaźni z kobietą taką jak ona
–
obojętną na jego osobliwy czasami, choć bez wątpienia
skuteczny czar. Taką, która potrafiła pokazać mu, gdzie
jego miejsce.
Włączył migacz i skręcił na parking przy ekskluzyw-
nym apartamentowcu brata. Nie znał swego bliźniaka
tak dobrze, jak powinien, a mimo to zgodził się wsko-
czyć w życie Zane’a i przejąć jego zobowiązania. Zrobił
to jednak w chwili desperacji, zakładając głupio, że
każdy problem Zane’a można załatwić w pięć minut.
Dobrą stroną tej sytuacji było to, że przez cały dzień nie
musiał zamartwiać się gazetą, nawet po uwagach Shelby
o piasku w zbiornikach z paliwem, ale czy Zane da sobie
radę z tym wszystkim?
Najwyraźniej jednak jego bliźniak zdobył zaufanie
Reiny, co zapewne nie było łatwym wyczynem. Tak,
poradzi sobie z gazetą.
Grey natomiast stał przed o wiele ciekawszym wy-
zwaniem. Miał doświadczenie dziennikarskie i zupełną
swobodę ruchów. Nie tylko zamierzał rozwiązać zagad-
kę kradzieży w galerii Reiny Price i ochronić kolekcję di
Amantego, lecz także poznać tajemnicę kryjącą się
w obsydianowych oczach Reiny i sprawdzić, czy jej
ostentacyjna zmysłowość sięga tak głęboko, jak podej-
rzewał.
–
To powinno wystarczyć – oznajmił Brandon, prze-
chodząc przez parapet okna w sypialni Reiny i ostrożnie
manewrując swym potężnym ciałem, tak żeby nie
uderzyć głową o framugę. Przyciął ostatni kabel, zaka-
muflował go imitującym drewno szczeliwem, a potem
opuścił i zatrzasnął okno.
–
Skończyłeś?
Reina udawała, że czyta czasopismo, a teraz za-
mknęła je i oparła się o ułożone na łóżku poduszki, za
którymi schowana była metalowa walizeczka. Poznała
Brandona Chance’a przez matkę i uważała go za uczci-
wego i honorowego człowieka, ale nie chciała narażać
dziedzictwa Claudia nawet na najmniejsze ryzyko. Im
mniej ludzi będzie wiedziało o obecności klejnotów w jej
domu, tym lepiej.
–
Tutaj skończyłem – odparł Brandon. – Zostały mi
jeszcze do okablowania dwa okna w sypialni, a potem
muszę zainstalować monitory w pokoju gościnnym
z drugiej strony holu – chyba że chcesz je mieć u siebie?
Reina wykrzywiła usta, obiegając wzrokiem pokój,
który tak starannie urządziła, chcąc stworzyć sobie
otoczenie maksymalnie wygodne i odprężające. Pod
koniec długiego dnia ściany – w jej ulubionym bur-
sztynowym odcieniu – otulały ją swym ciepłem. Eroty-
czne dzieła sztuki, które zgromadziła przez lata, koiły jej
umysł obrazami pożądania. Prostymi. Zmysłowymi.
Suszone kwiaty i świece wypełniały powietrze staro-
świecką wonią. W tym pokoju uciekała do innego
świata. Ostatnią rzeczą, której jej tu brakowało, były
monitory wideo i błyskająca, brzęcząca technika.
–
Nie, w pokoju gościnnym będzie idealnie.
Brandon skinął głową i wsunął śrubokręt do prze-
gródki w pasie z narzędziami.
–
Sam już prawie skończyła pracę na dole i przy
tylnym wejściu. Aha, posłaniec przyniósł kolację. Kaza-
łem mu zostawić ją w kuchni.
Reina sięgnęła po leżącą na łóżku torebkę.
–
Dziękuję. Ile jestem...
Brandon machnął ręką i puścił do niej oko.
–
Dopisałem to do rachunku Zane’a. Przepraszam, że
to tak długo trwa, ale on nalegał, żeby zrobić to solidnie.
Reina rzuciła torebkę z powrotem.
–
Zgadzam się. I doceniam, że zgodziłeś się zostać do
późna. Czy twojej żonie nie przeszkadza, że pracujesz
po nocach?
Brandon ruszył do drzwi.
–
Wynagradzam jej to z nawiązką po powrocie do
domu. – Mrugnął do niej znowu, po czym wyszedł
i zamknął drzwi.
Co do tego nie miała wątpliwości. Reina nie pamięta-
ła, kiedy ostatnio otaczało ją tylu seksownych męż-
czyzn. Najpierw Claudio, potem Zane, teraz Brandon.
Która kobieta potrafiłaby się oprzeć takiemu przystoj-
nemu byczkowi obładowanemu sprzętem i narzędzia-
mi, z których najwyraźniej potrafił zrobić użytek? Reina
westchnęła z uznaniem. Tak, jego żona była szczęściarą.
Za to Reina była podniecona. Podczas gdy Brandon
pracował na dole, zdążyła przeczytać kilka pierwszych
wpisów w dzienniku Viviany. Zdumiewała ją odważna
szczerość kochanki i jej naturalny, współczesny język,
po chwili jednak przypomniała sobie, że tekst pamięt-
nika został zapewne ubarwiony przez tłumaczkę – mat-
kę Claudia. Wyglądało na to, że obie kobiety ceniły sobie
bardziej uczuciową stronę seksualności, aniżeli uznawa-
ły jej potęgę.
,,Seks to władza’’. Reina nie przypominała sobie,
kiedy dokładnie jej matka po raz pierwszy uraczyła ją tą
sentencją, ale była wówczas bardzo młoda. Z pewnością
nie zaczęła jeszcze dojrzewać, a na pierwsze doświad-
czenia seksualne miała czekać jeszcze bardzo długo.
Wciąż pamiętała, jak łatwo przychodziło jej zniewalanie
chłopców, którzy z okazji potańcówek i zawodów
sportowych odwiedzali jej prywatną szkołę dla dziew-
cząt. Wystarczyło, że przeszła kilka kroków, kołysząc
biodrami, a już miała wokół siebie grupę wielbicieli.
Jedno mrugnięcie okiem, sugestia pocałunku i miała
więcej zaproszeń na bal niż wszystkie dziewczęta z in-
ternatu.
Sztuka polegała na tym, żeby utrzymać wokół siebie
aurę tajemniczości i nigdy nie dać zalotnikowi wszyst-
kiego, czego chciał. Tego także nauczyła ją Pilar.
Seks przysporzył jej matce ogromnego bogactwa
i wpływów. Nawet obietnica seksu – nigdy nie spełniona
–
okazywała się wartościowa.
Pilar urodziła się w ubogim regionie Hiszpanii, samo-
dzielnie przyswoiła sobie kilka języków, a wrodzone
zdolności aktorskie wykorzystywała, opowiadając tury-
stom wymyślone historie. Uciekła z pierwszym męż-
czyzną, który obiecał, że zrobi z niej gwiazdę.
Zdaniem Pilar nie zamierzał spełnić przyrzeczenia,
ale w końcu to zrobił. Uwiodła go, zniewoliła, okręciła
sobie wokół palca, aż wreszcie przedstawił ją praw-
dziwemu producentowi w Madrycie. Miała wówczas
nie więcej niż piętnaście lat. Kiedy osiągnęła cel, rzuciła
tego mężczyznę. Prawdziwa z niej była Lolita. Reina
wysłuchiwała tej historii częściej niż inne dzieci bajek
o śpiących królewnach lub prostych dziewczątkach
w jaskiniach pełnych niedźwiedzi.
Teraz Reina miała do przeczytania inną opowieść.
O prawdziwej miłości, o obsesji. O prawdziwej uległości
wobec mężczyzny.
Na szczęście Reina przeczytała już dziennik Il Gia
i poznała głębię jego miłości do Viviany. Wiedziała, że
zasługiwał na całkowite zaufanie kochanki, mimo że nie
mógł ofiarować jej daru, którego pragnęła najbardziej
–
małżeństwa. Jawności. Reina odrzuciła na bok czaso-
pismo i wyjęła dziennik, chcąc koniecznie przeczytać
jeszcze kawałek przed rozpoczęciem pracy nad biżute-
rią.
Nie zdążyła przebiec oczami nawet jednej linijki,
kiedy z dołu dobiegł ją głos Zane’a.
–
Reino?
Zaklęła i schowała pamiętnik.
–
Tutaj jestem – zawołała, wysuwając głowę za
drzwi.
–
Wiem, ale kolacja czeka.
Zane wszedł po schodach, a atmosfera w ciasnym
korytarzu zmieniła się w chwili, gdy ukazał się jej
oczom. Był naprawdę niesamowity. Miał głęboko osa-
dzone, zamyślone niebieskie oczy. Miękkie, falujące
włosy, trochę krótsze niż zazwyczaj, a jednak stworzo-
ne do tego, żeby zanurzyły się w nich kobiece palce. I ten
uśmiech. Zawsze lekko wygięty w jedną stronę, jakby
ciągle bawiło go coś, o czym nie miała pojęcia.
Tyle że dzisiaj uśmiech Zane’a wydawał się mniej
wykrzywiony niż zwykle. Błąkał się po nim cień czegoś,
co Reina określiłaby jako niepewność. Wręcz ostrożność.
Dreszcz przebiegł po jej ciele, nie wiedziała jednak,
czy powodem tego była zmiana w wyrazie twarzy
Zane’a, czy też to, że przekroczył granicę jej przestrzeni
osobistej i stał oparty o framugę drzwi z twarzą tuż przy
jej twarzy.
–
Czyżbyś nie zgłodniała?
Pytanie to było tak silnie nasycone podtekstem
seksualnym, że Reina natychmiast przywdziała swą
ochronną maskę. Oblizała usta, cofnęła się i otwarcie
zmierzyła go wzrokiem.
–
Po prostu umieram z głodu.
Ujął jej dłoń.
–
W takim razie chodź ze mną.
–
Nie chcę zostawiać moich... – urwała, widząc
Brandona, który pracował po drugiej stronie korytarza
–
...skarbów bez opieki.
Tym razem Zane obrzucił jej kibić pełnym uznania
spojrzeniem.
–
Nie, na to nie możemy pozwolić. – Kiwnął głową
w kierunku sypialni. – Jeśli zechcesz, pokażę ci, jak
poradzić sobie z tym problemem.
Reina zagryzała usta, powstrzymując się od uśmie-
chu. Ten flirt mógłby być niezłą zabawą, zwłaszcza że
miała przecież świadomość, iż Zane tylko z nią igra,
wiedząc, że mu wolno. Tak przecież było, czyż nie?
A przynajmniej kiedyś. Na przyjęciach nieraz udawali
z Zane’em czułych kochanków, głównie po to, żeby
rozbawić towarzystwo i powstrzymać zapędy przyja-
ciół, którzy chcieli ich wyswatać. Udawanie wzajem-
nego pociągu seksualnego zawsze było tylko ich prywat-
nym żartem.
Zane wciągnął ją do środka i cicho zamknął drzwi.
Rozejrzał się po pokoju, w milczeniu kiwając głową.
–
O co chodzi? – zapytała.
Odchrząknął.
–
Próbuję sobie przypomnieć, jak wyglądał ten po-
kój, zanim przeprowadziłaś remont.
Reina sama musiała się nad tym przez chwilę za-
stanowić. Remont sypialni był jej pierwszym projektem.
–
Ściany były obite perkalem, chyba w róże.
Zane przytaknął.
–
Rzeczywiście, grand-mère uwielbiała motywy
kwiatowe. A pamiętasz, gdzie stało łóżko?
Reina zamknęła oczy. Tak, przesunęła łóżko, uderzy-
ło ją bowiem natychmiast, że prababka Zane’a ustawiła
je w dziwnym miejscu, tak, że częściowo zasłaniało
okno.
–
Tam – wskazała.
Zane ruszył w stronę okna, które niedawno okab-
lował Brandon, a potem zrobił pięć kroków w kierunku
ściany. Mniej więcej w połowie drogi przystanął i zapu-
kał pięścią w ścianę. Dźwięk był przytłumiony i głuchy.
Przesunął dłoń kilka centymetrów dalej i zastukał zno-
wu. Tym razem rozległ się pogłos.
W tej samej chwili, z mechanicznym zgrzytem,
odsunęła się część ściany.
–
Co to ma...
Zane rozpromienił się w uśmiechu.
–
Chyba nigdy nie wspominałem ci o pewnych
wyjątkowych właściwościach tego starego domu.
Reina rzuciła się do otworu, lecz cofnęła się na-
tychmiast, uderzona intensywną wonią stęchlizny.
Chwyciła dużą świecę zapachową i wetknęła ją w wąską
szczelinę. Płomień zachybotał się, ale nie zgasł i ustabili-
zował się, gdy do środka napłynęło świeże powietrze.
W pokoiku, a właściwie we wnęce, ledwo wystarczało
miejsca dla jednej, wyprostowanej osoby.
–
To jakiś dodatkowy schowek? – zapytała.
Zane wziął od niej świecę.
–
Niezupełnie.
Nachylił się, zanurzając w ciemność, i popukał w ścia-
nę wewnątrz wnęki. Odsunęła się kolejna partia muru.
Ze środka wydobyło się stęchłe powietrze, drażniąc
nozdrza Reiny tak, że prawie kichnęła.
–
Czy to następny pokój? – zapytała, biorąc chus-
teczkę z pudełka na toaletce.
–
Jest ich kilka – powiedział Zane. – Większość
znajduje się na parterze, ale to piętro i strych też mają po
jednym, a do pozostałych ukrytych pomieszczeń prowa-
dzą stąd specjalne korytarze. Grand-mère twierdziła, że
ukrywano w nich zbiegłych niewolników, zanim mogli
zostać przemyceni na jankeskie statki. Bawiliśmy się tu
z bratem w chowanego.
–
Kto jeszcze wie o tych pokojach? – Reina odebrała
mu świecę i odważnie weszła do środka.
–
Mój brat, rzecz jasna. Ojciec prawdopodobnie też,
chociaż pewnie o nich nie pamięta. Jego matka nie była
w najlepszych stosunkach z prababką. W młodości nie
bywał tu więc zbyt często.
Reina natknęła się na coś lepkiego i jedwabistego.
Zerwała pajęczynę.
–
Sądzisz, że klejnoty byłyby tu bezpieczne?
–
Myślę, że mogłabyś tu bezpiecznie pracować. Te-
raz tego nie widać, ale za dnia do pomieszczenia wpada
dużo światła ze świetlika ukrytego pod okapem dachu.
–
Będzie gorąco.
–
Czyż nie jest tak zawsze, kiedy pracujesz? – Zane
zachichotał, a Reina pożałowała, że nie sformułowała
tego inaczej. – Mogę zamontować wentylator. Widzia-
łem jeden w garażu – jest stary, ale może jeszcze działa.
Reina wsunęła rękę w ciemność, oświetlając we-
wnętrzny pokój chwiejnym płomieniem. Pomieszcze--
nie było puste, z wyjątkiem kilku starych skrzynek
i zwałów zgromadzonego przez dziesięciolecia kurzu.
Powinna tu porządnie posprzątać, zanim będzie mogła
otworzyć interes, ale z pomocą Zane’a być może uda się
jej zabrać do pracy nad kolekcją już jutro po południu.
Pokiwała głową, w milczeniu przystając na propozycję.
Nie miała wcale ochoty zamykać kamieni za każdym
razem, kiedy będzie musiała wyjść z pracowni, żeby
skorzystać z łazienki albo wziąć coś do picia. Teraz
jednak, w obecności Zane’a, dzięki tajemnemu pomiesz-
czeniu i systemowi bezpieczeństwa Brandona otaczają-
cemu cały dom, czuła wreszcie pewność, że może
pracować w spokoju.
Ostrożnie wycofując się z ciasnego przedsionka,
stwierdziła z zaskoczeniem, że Zane zastąpił jej przejś-
cie do sypialni. Płomień świecy zamigotał, kiedy za-
trzymała się gwałtownie o kilka centymetrów od piersi
Zane’a.
–
Lepiej być nie może, zgodzisz się? – zapytał.
Zerknęła w ciemność przez ramię.
–
Miejsca powinno wystarczyć, a jeśli obiecujesz, że
będzie światło...
–
Zawsze spełniam obietnice.
Reina zaczerpnęła haust zatęchłego powietrza i po-
czuła w ustach jego suchy, gorzki smak. Co się działo
z Zane’em? Działał ostro, nawet jak na niego. A może
zawsze w ten sposób z nią flirtował, ale w normalnych
okolicznościach potrafiła spławić go bez namysłu. Na
tym w pewnym sensie polegała ich gra, którą zazwyczaj
jednak prowadzili w towarzystwie. Kiedy byli sami,
Reina i Zane tworzyli między sobą strefę bezpieczeń-
stwa, margines, na którym mogli trwać oboje, nie
przejmując się, co sobie pomyśli to drugie albo czego
może pragnąć. A jednak Reina, coraz bardziej znudzona
niekończącym się imprezowaniem, nie pamiętała już
nawet, kiedy po raz ostatni byli sami. I coś w ich
ustalonych relacjach bez wątpienia uległo zmianie.
–
Ty wcale nie masz w zwyczaju składać obietnic,
Zane.
Przez jego twarz przemknął wyraz zwątpienia. Cały
Zane’owy tupet opadł z niego w jednej chwili, a zanim
zdmuchnął świecę, pogrążając ich w mroku, w jego
oczach na moment pojawiła się niepewność. Przecisnął
się przez wąskie tajemne przejście z powrotem do
sypialni.
–
Żadnych obietnic. To dobry sposób, żeby nikogo nie
zawieść.
Podał jej rękę i pomógł wyjść, ale puścił palce Reiny
natychmiast, kiedy znalazła się w pokoju. Pokręciła
głową.
–
Czyżby na tym polegał twój sekret?
–
Nie mam żadnych sekretów – powiedział, unikając
jej wzroku. – Żadnych dobrych, w każdym razie.
Reina wyjęła spod pościeli metalową walizkę, a on
umieścił ją w tajemnym przedsionku, po czym zapukał
w ścianę i poczekał, aż się zamknie. Reina stała tuż przy
nim, chcąc zwrócić uwagę Zane’a, podobnie jak on robił
to przed chwilą.
–
Z takich sekretnych pokojów można zrobić niezły
użytek – stwierdziła.
–
Zupełnie jak ze mnie.
Reina gwizdnęła z zamyśleniem, po czym bez słowa
przeszła przez pokój i otworzyła drzwi na korytarz.
Rzuciła okiem na wybrzuszenie pod kołdrą, gdzie spo-
czywał w ukryciu pamiętnik Viviany, a potem na
miejsce pod łóżkiem, gdzie trzymała swą kolekcję zaba-
wek erotycznych. Nie pamiętała, kiedy po raz ostatni
używała tych, które przeznaczone są dla par.
–
Użytek, mówisz? – powiedziała. – O tym przeko-
namy się przez najbliższe dni, prawda?
Rozdział piąty
Grey przeciągnął się z całych sił, aż chrupnęło mu
w kościach, i zerknął na zegarek przy swoim wciąż
nietkniętym łóżku. Była trzecia nad ranem. Brandon
skończył pracę i wyszedł niespełna dwadzieścia minut
temu. Dom przy First Street był teraz najbezpieczniej-
szym budynkiem w całej Dzielnicy Ogrodów. Reina
poszła spać, a Grey został gruntownie przeszkolony
w obsłudze systemu bezpieczeństwa, by móc pokazać jej
rano, jak działają urządzenia.
Reina jednak nie spała. Spod drzwi jej sypialni sączyła
się wąska strużka światła. Co jakiś czas, pośród od-
głosów starego domu i cichego buczenia monitorów, do
jego uszu dochodził wyraźny szelest ciała przesuwające-
go się w pościeli, zgrzytnięcie sprężyn w materacu,
skrzypienie deski u wezgłowia łóżka, które stało w tym
pokoju od ponad stu lat.
Przeczesał palcami włosy wciąż wilgotne po kąpieli
pod prysznicem, zawiązał w pasie spodnie od piżamy
i szybko narzucił T-shirt. Może nie spała, bo martwiła się
klejnotami. Honor nakazywał mu oczywiście uśmierzyć
jej obawy, czyż nie? A może zaszkodziła jej kolacja,
którą zamówił... ale to raczej wątpliwe.
Siedzieli długo przy jedzeniu, rozkoszując się sma-
kiem potraw i własnym towarzystwem. Grey zabawiał
Reinę opowieściami o dziecinnych przygodach, jakie
przeżywali z Zane’em w tym starym domu, wiedząc
już, że Zane niewiele jej o tym mówił. Musiał bardzo
uważać, żeby nie obarczać swego brata winą za ich
kolejne wybryki, ponieważ sam miał być Zane’em.
Dzięki temu zyskał nową, ciekawą perspektywę.
Być może tak naprawdę Zane wcale nie ponosił winy
za wszystkie ich psoty. Ciekawe, w którym dokładnie
momencie z taką łatwością uznano brata za ,,tego złego
bliźniaka’’. Stało się to tak wcześnie, że żaden z nich nie
miał innego wyjścia, jak tylko dostosować się do oczeki-
wań dorosłych.
Ale co teraz? Grey zdawał sobie sprawę, że uwielbia
ryzyko i lubi szukać przygód, zupełnie tak samo jak jego
brat. Wolał tylko, żeby te wyczyny pozostały jego
prywatną sprawą. Tak jak tutaj, w domu Reiny. W jej
sypialni.
Zastukał do drzwi.
–
Reino?
–
Wejdź – odpowiedziała ospałym, zmysłowym gło-
sem.
Przekręcił gałkę i zaczerpnął głęboko tchu, spodzie-
wając się, że ujrzy ją skuloną pod kołdrą. Tymczasem
jednak Reina siedziała oparta o stos poduszek; twarz
miała oczyszczoną z makijażu, włosy luźno upięte do
góry, a jej ciało spowijała długa, jedwabista, czarna
piżama.
–
Nie możesz zasnąć? – zapytał.
Uśmiech ledwie wygiął jej usta, ale za to rozświetlił
oczy.
–
Och, myślę, że zasnęłabym bez trudu, ale jeszcze
nie próbowałam. Brandon już wyszedł?
Grey skinął głową.
–
Jesteśmy całkowicie bezpieczni.
Kiedy odwrócił się do stolika przy jej łóżku, wsunęła
pod kołdrę małą książeczkę.
–
Może brandy? – zaproponowała, wskazując karaf-
kę i kieliszek stojące pod lampą.
–
Jasne.
Wziął kieliszek, a potem rozejrzał się po pokoju
w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby usiąść. Chociaż
miał do dyspozycji wyściełany szezlong i wygodny fotel,
wolał być bliżej niej. Przysiadł więc na brzegu łóżka
i oparł się o jeden z wysokich narożnych słupków.
Wyglądało na to, że Reina nie ma nic przeciwko temu,
więc uśmiechnął się szeroko.
–
Co czytasz? – zapytał.
Zasznurowała usta, a Grey uświadomił sobie, że
mina, którą podziwiał cały dzień, nie była wynikiem
starannie nałożonej pomadki. Dolna warga Reiny wygi-
nała się w naturalny sposób, co od razu przykuło jego
uwagę i sprawiło, że natychmiast zapragnął ją pocało-
wać.
–
Pamiętnik – odparła.
Grey napił się brandy. Niesamowicie gładki i niewąt-
pliwie bardzo drogi trunek rozgrzał go i odprężył.
–
Tego jubilera?
Zawahała się, przesunęła językiem po zębach i sięg-
nęła przez poduszki, żeby nalać sobie drinka.
–
Niezupełnie.
–
Reina ma sekret – powiedział z uśmiechem.
–
W przeciwieństwie do Zane’a, Reina ma wiele
tajemnic.
–
Zdradź mi jedną z nich.
Napiła się i wyciągnęła przed siebie nogę. Wedle
projektu jej piżama miała być zapewne skromna. Długie
spodnie i rękawy, obciągnięte satyną guziki. Krojem
przypominała męską piżamę, ale na niej wyglądała
zdecydowanie kobieco. Bujne piersi kusząco rysowały
się pod jedwabną tkaniną i nawet jej czarny kolor nie był
w stanie ukryć zarysu sutek ani kształtu ud.
–
Tylko jedną?
–
Na początek.
Reina rzuciła szybkie spojrzenie w bok i wzdrygnęła
się lekko. Grey wyczuł w jej ciele i emocjach napięcie,
które było dla niej zupełnie nietypowe. Wiedział już, że
w obecności jego brata Reina zmieniała maskę wyniosłej
uwodzicielki, przeznaczoną dla mężczyzn takich jak
Claudio czy klienci w galerii, na swą naturalną zmys-
łowość, którą jednak nie zawsze potrafiła utrzymać
w ryzach. Miał niejasne wrażenie, że w jego obecności
–
czyli obecności Zane’a – czuła się skrępowana. I pod-
niecona. A może to po prostu były tylko pobożne
życzenia?
Postawiła kieliszek na stoliku i wyjęła dziennik spod
kołdry.
–
Napisała go kochanka jubilera.
Wręczyła mu książkę. Na skórzanej oprawie nie było
ani jednego wgniecenia czy zarysowania. Papier w środ-
ku pożółkł wprawdzie, a atrament lekko zblakł, ale
nawet niewprawne oko było w stanie stwierdzić, że
dziennika nie spisano w szesnastym wieku.
–
Nie wygląda wcale na taki stary.
–
Bo nie jest. To przekład jej pamiętnika sprzed
jakichś pięćdziesięciu, sześćdziesięciu lat. Tłumaczenia
dokonała matka Claudia, chcąc zapewne wprawić się
w angielskim. Czytam już od kilku godzin. Naprawdę
świetnie jej to wyszło.
Przewrócił kilka stron, żałując, że nie ma okularów.
Wykładał je już kilka razy tego wieczoru, kiedy Reiny
nie było w pobliżu. Zane poddał się operacji skorygowa-
nia dalekowzroczności, więc nie wypadało teraz, żeby
Grey nosił okulary.
–
Przeczytaj mi trochę.
Wyrwała mu książkę z rąk.
–
Lepiej nie.
–
Dlaczego?
–
To jest bardzo... śmiałe.
Napił się jeszcze brandy.
–
Tak, zauważyłem.
Nawet bez okularów i przy nieco przytłumionym
świetle, dostrzegał jej rumieniec.
–
Czytałeś Dzienniki Il Gioiellierego?
Pokręcił przecząco głową.
–
Cóż, jego opowieść o schadzkach z kochanką
wszyscy nazywają teraz nową Kamasutrą. Prowadził
obszerne zapiski dotyczące najlepszych sposobów za-
spokojenia kobiety, nie mówiąc już o kilku ciekawych
spostrzeżeniach na temat sposobów sprawienia roz-
koszy mężczyźnie. Ale wspomnienia Viviany... – pod-
niosła książkę – są naprawdę prowokacyjne.
Teraz już rozumiał fizyczne poruszenie Reiny. Ona
rzeczywiście była podniecona. Ale niestety nie z jego
powodu. Jeszcze nie, w każdym razie.
–
Przeczytaj mi kawałek.
Znowu oblizała usta. Szybki rzut oka na pamiętnik
świadczył, że trudno jest jej oprzeć się pokusie.
–
Jesteś pewien?
W jej pytaniu kryło się więcej, niż można było
przypuszczać. Czyżby to Zane był tym, który zakończył
ich związek? Czyżby to on obstawał przy tym, żeby ich
relacje pozostały platoniczne? To nie było wykluczone.
Głupie, ale nie wykluczone. Jeśli związek z Reiną
zabrnął za daleko, stał się zbyt poważny, Zane na pewno
znalazł sposób, żeby go zakończyć. Tak naprawdę,
z tego, co wiedział Grey, jego brat nigdy nie pozostawał
z kobietą w relacji, którą można by w ogóle nazwać
związkiem. To Grey miał związki. Zane miewał chwilo-
we fascynacje.
Tej nocy zaś, i przez co najmniej kilka kolejnych dni,
miał być Zane’em.
–
Całkowicie – odparł.
Wahała się jeszcze tylko przez sekundę, po czym
wzięła do ręki książkę i zaczęła ją przeglądać, aż znalazła
poszukiwaną stronę.
–
Tutaj przychodzi do niej po raz pierwszy. Ten
mężczyzna miał klasę. Cierpliwość i klasę.
Reina powoli zwilżyła usta językiem, oparła się
wygodnie na poduszkach i zaczęła czytać.
Odwiedził mnie dzisiaj Il Gio. Przyniósł pieniądze za
naszyjnik, a okazał się bardzo hojny i zapłacił więcej niż było
warte to świecidełko. Przyniósł mi także podarunek – bardzo
długi, cienki, złoty łańcuszek o pięknych, delikatnych og-
niwach i z ciężkim złotym wisiorem w kształcie puklerza.
Sądziłam, że chce być po prostu miły albo nawet jest mu
przykro, że muszę sprzedawać moją piękną biżuterię po to,
żeby zapłacić podatki. Oświadczył jednak, że metal będzie
służył mi za ochłodę podczas upalnych letnich nocy. Powie-
dział, że powinnam owinąć łańcuszek wokół szyi i trzymać
puklerz blisko serca.
W jego oczach tańczyło światełko tajemnicy. Nie mogłam
mu się oprzeć. Do snu ubrałam się skąpo – miałam na sobie
tylko koszulkę i jego łańcuszek. Drzwi balkonowe zostawiłam
otwarte, modląc się o bryzę. Nie przyszła. Ale zjawił się on.
Nie wiem, kiedy się obudziłam i uświadomiłam sobie, że
stoi obok mnie. Nie otworzyłam oczu. Ale wiedziałam, że to
on. Wyszeptał moje imię. Utrzymywał, że tak naprawdę
wcale go przy mnie nie ma, że to tylko zjawa, przywołana
przez moje własne żądze.
Pościel leżała splątana wokół moich ud. Zerwał ją ze mnie.
Pod koszulką nie miałam nic. Wiedziałam, że księżyc stoi
wysoko na niebie. A więc widział mnie. Całą. Nie dotykając
mojego ciała, zdjął ze mnie koronki. Szeptał, że jestem piękna.
Że mnie pragnie. Ale jestem jak bezcenny diament i jeszcze nie
może sobie na mnie pozwolić. Gdybym chciała, gdybym się
zgodziła, zapłaciłby za moją miłość rozkoszą.
Rozkoszą? Roześmiałam się. Przyznałam mu, że owszem,
czytałam o tym historie i słyszałam różne opowieści, ale sama
nigdy nie zaznałam miłosnych uniesień. Odparł, że moja
rozkosz będzie jego najwspanialszym dziełem, jeśli tylko
obiecam nie otwierać oczu. Zgodziłam się. Oczami duszy
wciąż przecież widziałam jego postać, jego smagłą skórę
i jasne, błękitne oczy...
Głos Reiny załamał się nagle. Odchrząknęła i sięgnęła
po kieliszek, żeby napić się brandy. Musiała minąć
chwila, zanim Grey uświadomił sobie, że opis mężczyz-
ny pasuje także do niego.
–
Jak się poznali? – zapytał Grey, chcąc przerwać
milczenie.
Reina uśmiechnęła się.
–
Była młodą wdową uważaną za niezwykłą pięk-
ność. Ale ponieważ mąż nie zostawił jej posagu, lecz
ogromne długi, żaden mężczyzna nie chciał jej za żonę.
Nie miała rodziny. Żeby zachować dach nad głową,
sprzedawała Il Giowi swoją biżuterię.
–
Dlaczego się z nią nie ożenił, skoro... był taki
zainteresowany?
–
Miał już żonę.
–
Ale jej nie kochał?
Reina przytaknęła.
–
To było zaaranżowane małżeństwo z oziębłą ko-
bietą. Z jego zapisków wynika, że gdy usiłował roz-
budzić w żonie seksualne popędy, uciekła do zakonu
i tam przez rok z górą modliła się za jego duszę. Po
powrocie zabroniła mu wchodzić do swojej sypialni,
chyba że będzie chciał mieć więcej dzieci. Mieli już
trzech synów.
–
W takim razie uprawiali jednak seks.
Z nocnego stolika wzięła egzemplarz dziennika Il Gia
i rzuciła książkę w stronę Greya.
–
To wszystko jest opisane w kilku pierwszych
rozdziałach. Owszem, kochał się ze swoją żoną, ale nie
było to doświadczenie godne zapamiętania. Niektórzy
ludzie po prostu do siebie nie pasują. Z tego, co prze-
czytałam, wynika, że żona zachęcała go, żeby wziął
sobie kochankę. Początkowo.
Grey przerzucił kilka stron, ale szybko odłożył książ-
kę na bok. Nie mógł czytać bez okularów, a ponadto
pragnął, żeby to Reina opowiadała dalej, choćby po to,
żeby słuchać jej głosu. Był cichy i zmysłowy, naturalnie
melodyjny, naznaczony odcieniem europejskiego akcen-
tu. Zaokrąglone samogłoski i urywane spółgłoski. I cho-
ciaż byli sami w domu, mówiła szeptem, tak jak przy
kolacji, jak gdyby chciała zmusić go, żeby nachylił się
w jej stronę.
–
Potem to się zmieniło?
–
Kochanka stała się jego obsesją. Przez jakiś czas
cierpiała na tym jego praca, ponieważ wszystko tworzył
dla Viviany, a nie na sprzedaż. Wkrótce jednak rozeszły
się plotki o jego biżuterii i jej potencjalnym erotycznym
zastosowaniu. Ludzie zjeżdżali z całych Włoch, żeby
kupować jego wyroby. Stał się bardzo bogaty. Nigdy
jednak nie sprzedał nic z tego, co stworzył dla Viviany,
nawet kopii tych przedmiotów.
Grey kiwnął głową w kierunku odłożonego na bok
przekładu pamiętnika.
–
A kiedy obsesja osłabła?
Reina odstawiła kieliszek i sięgnęła znowu po książ-
kę. Krótka przerwa w czytaniu wypełniona rozmową na
nowo obudziła jej entuzjazm.
–
Według zapisków Viviany, nigdy. Tej pierwszej
nocy rozpoczęły się podchody, uwodzenie i rozkosz,
które trwały dwadzieścia lat.
Grey zagwizdał. Nie potrafił sobie wyobrazić tak
długiego romansu. Małżeństwo, owszem. Jego rodzice
byli razem już prawie czterdzieści lat. Chociaż nie
eksperymentowali raczej z zabawkami erotycznymi
–
wolał nawet nie rozważać takiej możliwości – namięt-
ność między Elizabeth a Nathanem Mastersonami wy-
dawała się równie żywa i świeża, jak wówczas, gdy Grey
i Zane byli nastolatkami. Wtedy chłopcy z zakłopota-
niem patrzyli na uściski i pocałunki rodziców, ale
wzrastanie w domu pełnym miłości i okazywanych
uczuć bez wątpienia przyczyniło się do tego, że obydwaj
już od wczesnej młodości wykazywali zdrowe upodoba-
nie do seksu.
–
Poczytaj jeszcze – poprosił Grey.
–
Już późno.
Aż jęknął, słysząc tak kiepską wymówkę.
–
I co z tego? Bywaliśmy razem na imprezach, które
trwały całą noc i zahaczały o następny dzień. Chcę się
dowiedzieć, jak ten facet ją uwiódł. Tej pierwszej nocy.
Jak daleko się posunął?
Ponaglił Reinę ruchem brwi, całkowicie pewien, że
jego brat byłyby równie zaciekawiony jak on sam.
Z drugiej jednak strony oczywiste było, że kierują nim
pewne ukryte motywy. Chciał, żeby Reina czytała dalej,
bowiem wyznania Viviany budziły jej podniecenie.
Świadczył o tym wiele mówiący rumieniec i łagodne,
rozmarzone spojrzenie oczu barwy obsydianu.
Wzięła książkę i znalazła miejsce, w którym prze-
rwała.
Tak jak nakazał, położyłam puklerz przy sercu i dwa razy
owinęłam łańcuszek wokół szyi. Był taki długi! Nie mogłam
zrozumieć, po co komuś łańcuszek sięgający prawie do kolan.
Ale on, swymi delikatnymi palcami, pokazał mi jego przezna-
czenie. Ujął ciężki złoty wisiorek, a potem rozwinął chłodny
metalowy łańcuszek, wodząc delikatnymi ogniwami po mojej
obnażonej skórze. Zanurzył puklerz między moimi nogami,
a jego ciężar leciutko muskał moje łono. Łańcuszek zacisnął się
nieco na mojej szyi, ale bardzo lekko, na tyle by przypomnieć
mi, żebym leżała bez ruchu. Nie mogłam się zakrztusić, ale
gdybym zbyt gwałtownie odwróciła głowę, zerwałyby się jego
cieniutkie złote ogniwa. Il Gio manipulował łańcuszkiem,
muskając chłodnym metalem moje sutki, okręcając złote
ogniwa wokół piersi. Owinął je kilka razy i pociągnął
mocniej. Zaczęłam się wić pod wpływem nowych doznań,
a puklerz uderzał mnie lekko między nogami. Do głowy
zaczęły napływać mi szalone myśli. Pragnęłam poczuć złoto
w sobie. Jego nacisk. Jego ciężar. Czułabym się zawstydzona,
gdyby nie zabronił mi się wstydzić. Twierdził, że kobiety
stworzone są do rozkoszy. I od chwili, kiedy zaczął mnie
całować, splatając swój język z moim, wierzyłam jego słowom.
Reina zamknęła książkę.
–
To wszystko? – zapytał Grey, wyraźnie rozczaro-
wany.
Złapał się na tym, że bezwiednie zamknął oczy,
porwany melodią jej głosu malującego pełen erotyzmu
obraz.
–
Czy kochałeś się kiedyś z dziewicą?
Grey zaśmiał się, zdumiony, z jaką łatwością Reina
przeskakuje z jednego tematu na drugi.
–
Ale Viviana nie była dziewicą, prawda?
–
Dosłownie – nie. Ale nigdy nie zaznała rozkoszy,
nie miała orgazmu, dopóki nie poznała Il Gia. Czy byłeś
kiedykolwiek tym pierwszym dla kobiety?
Grey w zamyśleniu ściągnął brwi, w pełni świadom,
że jest to grymas o wiele bardziej charakterystyczny dla
niego niż dla Zane’a. Tyle że naprawdę nie mógł sobie
przypomnieć, żeby kiedykolwiek był pierwszym ko-
chankiem, co, jeśli się nad tym zastanowić, wiele mówi-
ło o typie kobiet, jakie go pociągały.
A Zane? Szczerze mówiąc, także i jego brat raczej nie
gustował w dziewicach. Obydwu ciągnęło do bardziej
wyrafinowanych, doświadczonych kobiet, które nie
miały powodu, by lękać się tego, co nieznane, i nie cofały
się przed seksualnym spełnieniem.
Kobiety w typie Reiny... chyba że...
Usiłował nie zdradzać najmniejszych oznak zacieka-
wienia. Masz być znudzony. Bądź znudzony.
–
Dlaczego pytasz?
Wydała pełne żalu westchnienie.
–
Czasami z trudem przypominam sobie swój pierw-
szy raz. Byłam tak młoda. – Machnęła ręką, po czym
sięgnęła po brandy i jednym haustem opróżniła kieli-
szek. – Ale już ci o tym opowiadałam.
Grey zaklął w duchu. Nie mógł przecież udać, że nie
pamięta czegoś tak doniosłego i osobistego, żeby skłonić
ją do ponownego opowiedzenia tej historii, bez względu
na to, jak bardzo pragnął ją usłyszeć. Była młoda. Ale jak
młoda? Miała szesnaście lat? Może mniej? Kim był jej
pierwszy kochanek?
Na szczęście już dawno doprowadził do perfekcji
umiejętność zadawania pytań. Dzięki temu mógłby
teraz uzyskać odpowiedź, nie zdradzając się, że nie jest
tym z braci Mastersonów, któremu kiedyś wyznała swój
intymny sekret.
–
Widujesz jeszcze swojego pierwszego kochanka?
–
Martine’a? – Na jej usta wypłynął słodki uśmiech.
–
On nadal mieszka w Saint Tropez. Widziałam go jakieś
pięć lat temu. Ożenił się, ma trzy córki. I wciąż prowadzi
wraz z ojcem ten stary hotel.
Dlaczego nie zdziwiło go wcale, że Reina utrzymuje
przyjazne stosunki z mężczyzną, który pozbawił ją
dziewictwa?
–
Uwodził mnie przez całe lato.
Melancholia w jej głosie i zamglone, pełne nostalgii
spojrzenie poruszyły Greya. Nagle poczuł się zazdrosny
o chłopaka, który poświęcił tyle czasu na rozbudzenie
zmysłów swojej kochanki. Tacy jak on zbijali Greya
z tropu.
–
Więc poradził sobie, tak?
Reina zamrugała oczami, odpędzając wspomnienie.
–
Martine? Był taki delikatny i zafascynowany moi-
mi reakcjami, jakby sporządzał w myślach notatki. Na
pewno był trochę niezdarny, ale skąd mogłam o tym
wtedy wiedzieć? Miałam tylko czternaście lat.
Grey gwałtownym ruchem odstawił kieliszek, usiłu-
jąc ukryć zdumienie.
–
O co chodzi? – zapytała, wyczuwając jego porusze-
nie. – Przecież już ci o tym mówiłam. Jeśli dobrze
pamiętam, to nawet bawiliśmy się w zgadywanie i wy-
grałam równowartość czynszu za pierwszy miesiąc
wynajmowania twojego domu.
Przysunęła się na łóżku bliżej niego, próbując dojrzeć
twarz mężczyzny przez szkło kieliszka, za którym
usiłował się ukryć. Szybko dopił brandy i zakłócił jej
obserwację, oddając swój kieliszek.
–
Wiem. Ale nadal robi to na mnie wrażenie.
Odstawiła kieliszek na stolik i z powrotem oparła się
na poduszkach, ale tym razem siedziała odrobinę bliżej
niego niż poprzednio.
–
Ty przecież nie byłeś dużo starszy, prawda? A mo-
że wtedy trochę przesadziłeś?
Spojrzała na niego wyzywająco i w zadziorny spo-
sób nachyliła się, podpierając się rękami tak, że piża-
ma rozsunęła się trochę z przodu i Grey, widząc
przez chwilę zarys jej piersi, nie był w stanie zebrać
myśli.
Przełknął ślinę, ale wciąż czuł suchość w ustach. Był
spragniony. Pragnął jej. Chciał posmakować brandy,
której zapach czuł w jej rozpalonym oddechu.
–
Miałem piętnaście lat.
To była prawda, także w przypadku Zane’a. Obaj
stracili dziewictwo z tą samą kobietą, ich dwudziestolet-
nią sąsiadką, która postawiła sobie za punkt honoru
uwieść bliźniaków, chociaż żaden z nich o tym nie
wiedział ani nie dbał o to, kiedy już było po wszystkim.
Skinęła głową i przysunęła się bliżej, a zapach jej
perfum przypominał mu ostrą woń cynamonu.
–
A zatem obydwoje byliśmy młodzi, zostaliśmy
uwiedzeni i obojgu nam doświadczenie to niezwykle się
spodobało. – Jej piersi zafalowały, gdy westchnęła cięż-
ko. – Nic dziwnego, że oboje jesteśmy tak seksualnymi
istotami.
Pochwyciła jego wzrok, a jej tęczówki i źrenice
stopiły się w niezgłębione otchłanie czerni. Kiedy kusi-
cielsko oblizała usta, Grey przestał walczyć z instynk-
tem. Nawet Zane nie oparłby się chęci pocałowania tak
zmysłowej kobiety, bez względu na ich wspólną prze-
szłość.
Kiedy nachylił się ku niej, ich usta zetknęły się w pół
drogi. Na skutek szoku czy też pożądania – nie miał
pojęcia, z jakiego powodu i nic go to nie obchodziło
–
Reina rozchyliła wargi. Jej żar nie przestawał przycią-
gać go i zniewalać nawet wówczas, gdy ich języki
zwarły się i splotły ze sobą. Ale ona odsunęła się nagle.
Zerwała się z łóżka, odwróciła na sekundę i cofnęła
o dwa kroki.
–
Ty nie jesteś Zane!
Rozdział szósty
Grey odetchnął głęboko, starając się z wyrazu twarzy
odczytać, co odczuwa. Wstrząs? Z pewnością. Przeraże-
nie? Raczej nie. Złość? Tak, z początku, ale oburzenie
szybko przerodziło się w chłodną, wypracowaną obojęt-
ność.
–
Ty... nie jesteś... Zane... Masterson.
Wypowiedziawszy to spostrzeżenie drżącym głosem,
Reina zacisnęła wargi, jakby chciała stłumić emocje
wywołane nagłym odkryciem. Przez chwilę Grey miał
wrażenie, że widzi iskierkę rozbawienia w jej oczach, ale
doszedł do wniosku, że to tylko złudzenie. Został
złapany na gorącym pocałunku. Nie znał kobiety, która
takie oszustwo uznałaby za zabawne.
A jednak... Reina nie była zwyczajną kobietą.
–
Niech zgadnę. Czyżbyśmy całowali inaczej? – za-
ryzykował.
Jej brwi powędrowały do góry, ale natychmiast
opadły z powrotem. W każdym razie zdradziła się ze
swym zaskoczeniem, zapominając na chwilę o masce
apatii.
–
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
–
Co takiego?
Wzruszyła ramionami i wróciła do łóżka, jakby ani jego
kłamstwo, ani pocałunek nie miały większego znaczenia.
Na szczęście on doskonale wiedział, że jest inaczej.
–
Nigdy nie całowałam się z twoim bratem.
Grey potrzebował czasu, żeby zarejestrować tę infor-
mację.
–
Nie spałaś z nim?
Reina uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona tym, jak
trudno oswoić mu się z prawdą, którą właśnie poznawał.
–
Zane i ja zawsze byliśmy i na zawsze pozo-
staniemy tylko przyjaciółmi. Jeżeli on powiedział ci coś
innego, Grey... – z naciskiem wymówiła jego imię – ...to
skłamał. Albo przesadzał. W końcu słynie z tego.
Nic dziwnego, że Zane tak lubił tę kobietę. Jego
donżuańska charyzma nie wywierała na niej najmniej-
szego wrażenia. Niewątpliwie miała bardzo dobry
wpływ na przerośnięte ego brata.
Grey rozłożył ręce.
–
Nie, nic mi nie opowiadał. Mówił tylko, że jesteście
dobrymi przyjaciółmi, ale ja sam doszedłem do wniosku,
że...
–
Kiedyś byliśmy kochankami?
–
Jesteś niezwykle piękną kobietą. A poza tym
między nami coś przecież zaiskrzyło.
Reina odchrząknęła i dolała sobie brandy.
–
Tak, już to powinno mi zasugerować, że nie jesteś
Zane’em. Przypisałam to jednak lekturze dzienników
i obejrzeniu kolekcji Claudia. Ale najwidoczniej chodziło
o coś więcej.
–
Cóż... – mruknął Grey. – Coś więcej dopiero może
się wydarzyć. Jesteśmy na dobrzej drodze.
Spodziewał się, że mu zaprzeczy, zwłaszcza że ją
okłamał, ale oparła się o poduszki z kieliszkiem brandy
w dłoniach. Przez chwilę sączyła trunek w zamyśleniu.
–
Lubię znać tożsamość mężczyzny, z którym się
całuję – stwierdziła, po czym nagle, bez ostrzeżenia,
przesunęła się na materacu prawie w to samo miejsce,
gdzie siedziała, kiedy ją pocałował. Znalazła się tak
blisko, że znowu poczuł egzotyczny zapach jej perfum.
I woń brandy na jej ustach.
Jej siła i pewność siebie sprawiły, że omal nie od-
skoczył, ale powstrzymał się i nachylił bliżej. Była
niesamowicie fascynującą kobietą. Przypominała tajem-
nicę, którą trzeba odkryć, dochodzenie, które należy
zakończyć przed oddaniem do druku porannego wyda-
nia gazety.
–
Przepraszam za tę zamianę – powiedział, a jego
palce przesunęły się odrobinę na kołdrze, przyciągane
jakąś niewytłumaczalną siłą ku jej miękkiej piżamie.
Reina siedziała bez ruchu i patrzyła na niego cierp-
liwie, lecz z wyczekiwaniem. Grey jednak był w stanie
myśleć tylko o kontynuacji pocałunku.
–
Chyba nie uważasz, że to wyjaśnienie ma mi
wystarczyć? – zapytała i szybko napiła się brandy.
–
A może powinnam zadzwonić do Zane’a, jeśli chcę
poznać całą prawdę?
–
Nie słyszałaś, że z bliźniaków Masterson to ja
jestem tym uczciwym i pracowitym bratem?
–
Tak, wiem o tym od Zane’a. Myślę, że on docenia
twoje wysiłki, żeby być jego całkowitym i bezwzględ-
nym zaprzeczeniem. Sam zawsze uchyla się od ponosze-
nia zbytniej odpowiedzialności za cokolwiek. Może
jednak powinnam do niego zadzwonić, żeby sprawdzić,
czy daje sobie radę. Przypuszczam, że będąc tobą, jest
bardzo zajęty. – Zerknęła na zegarek przy łóżku. – Hm.
Co takiego Grey Masterson, słynny nowoorleański ko-
chanek i wydawca prasowy, mógłby robić w środku
sobotniej nocy? W zwykłych okolicznościach oczywiś-
cie.
Grey zmarszczył czoło.
–
Prawdziwy Grey Masterson pewnie siedziałby je-
szcze w redakcji, chcąc nadążyć z przygotowaniem
poniedziałkowego numeru. Ale mój brat dzwonił kilka
godzin temu i powiedziałem mu, żeby robił, co chce, nie
pytając go nawet, gdzie jest ani z kim. To dlatego masz
mnie tutaj, Reino. Zmęczyłem się ciągłym byciem sobą.
–
Tak jak wielu ludzi. Szkoda, że wszyscy nie mamy
bliźniąt, z którymi moglibyśmy się zamieniać, kiedy
mamy ochotę uciec od samych siebie. Wy dwaj macie
szczęście.
–
Nie gniewasz się, że nie powiedziałem ci, kim
jestem? Że Zane cię nie ostrzegł?
Zamyśliła się, zaciskając lekko usta.
–
Jakoś to przeżyję. A jeśli Zane wcale nie reprezen-
tuje cię w taki sposób, jak byś chciał?
–
Zane nie może już zrobić ze mnie większego
głupka niż Lane Morrow. Udało jej się przekonać wszy-
stkich, że nie tylko okiełznała moje dzikie żądze, ale do
tego jeszcze złamała mi serce i porzuciła, żebym po-
grążył się w rozpaczy, niezdolny do nowych związków
z kobietami.
–
Próbowałeś udowodnić, że to nieprawda?
–
A po co? – rzucił, po czym zamilkł.
Reina nie musiała przecież wysłuchiwać jego narze-
kań. Zamienił się z bratem przede wszystkim po to, żeby
uciec od rozmyślań o Lane, o brukowcach, swojej gazecie
i o wszystkim, co miało związek z jego własnym życiem.
Nawet teraz, gdy poznała już ich tajemnicę, Grey nie
zamierzał wrócić do swych dawnych zwyczajów. Prag-
nął nadal być Zane’em i dobrze się bawić. Nawet jej
kłopoty związane z włamaniami do galerii nie były
w stanie go zniechęcić.
–
Jestem pewien, że Zane już dopilnuje, żeby udo-
wodnić jej kłamstwo.
Grey opowiedział Reinie o prześladującej go kobiecie
i o problemach w redakcji. A także o wrzodzie żołądka,
który próbował sam zaleczyć, łykając różne lekarstwa,
chociaż nie zamierzał aż tak bardzo wdawać się w szcze-
góły. Był jej jednak winien wyjaśnienia, zwłaszcza że
pomoc Reiny była mu potrzebna, jeśli chciał dalej
prowadzić swą grę.
–
A więc Zane prowadzi redakcję? – Reina nie
próbowała nawet ukryć cynicznego tonu głosu i wyrazu
twarzy.
–
Teraz jego kolej. W końcu ma prawie tyle samo
udziałów, co ja. No i zrobił przecież dyplom z dzien-
nikarstwa. Czy wspominał ci o tym?
–
Nie, ale ja na przykład skończyłam historię sztuki,
co wcale nie upoważnia mnie do prowadzenia Luwru
–
odparowała.
–
Poradzi sobie.
Patrzyła na niego sceptycznie, ale można było odnieść
wrażenie, że wcale nie wątpi w umiejętności Zane’a,
lecz raczej w nie poparte niczym zaufanie, jakim Grey
darzy swojego brata. Tak, bez wątpienia była przenik-
liwą kobietą. Rzeczywiście nie obchodziło go zbytnio,
czy Zane zdoła uratować gazetę. Chciał się po prostu
wyłączyć.
–
Twój brat jest niezwykle zaradny i aż zanadto
wykształcony – stwierdziła. – Ja też jestem pewna, że
sobie poradzi. Ale dziwię się, że nie powiedział mi o waszej
zamianie. Doskonale wie, że dochowałabym tajemnicy.
Grey pokiwał głową. Wprawdzie Zane też go o tym
zapewniał, ale Grey wolał nie wciągać Reiny do spisku.
W przeszłości, za każdym razem, kiedy zamieniali się
rolami, nikt oprócz ich dwóch nie miał prawa wiedzieć
o zamianie. Uważali wówczas, że obecność współspis-
kowców mogłaby zepsuć zabawę.
–
Nie przypuszczałem, że Zane ma przyjaciółkę,
której może tak bezgranicznie zaufać. Jak widać, myliłem
się. Nie będąc nawet kochankami, opowiedzieliście sobie
o swoich pierwszych doświadczeniach seksualnych.
Reina uśmiechnęła się chytrze.
–
Teraz i ty znasz moją tajemnicę, prawda?
Grey wyprostował się nieco.
–
A czy Zane poznał więcej szczegółów? Bo ja
osobiście chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej. Wła-
ściwie, to jest konieczne. Jeśli mam zachowywać się jak
mój brat, powinienem wiedzieć wszystko to, co on.
Zwłaszcza jeśli chodzi o ciebie.
Próba żartu nie okazała się aż tak chybiona, jak Grey
przypuszczał. Jeden kącik zmysłowych ust leciutko,
prawie niezauważalnie uniósł się w górę.
–
Chciałbyś, prawda? Ale wszystko w swoim czasie,
Greyu Masterson. Nie jesteś tym, kim sądziłam, więc co
ja mam teraz z tobą zrobić?
Zmęczenie dawało się już Reinie we znaki silnym
bólem mięśni wokół oczu, a jednak nie usiłowała nawet
zasnąć, dopóki nie uzyska odpowiedzi na kilka niezwyk-
le palących pytań. Wiedziała już przynajmniej, skąd ten
nagły przypływ pożądania wobec mężczyzny, na które-
go wdzięk była odporna od lat. Seksowny, czarujący
przystojniak po prostu nie był Zane’em, ale Greyem
–
zdaniem Zane’a – poważniejszym z bliźniaków.
Ciekawe.
Z Greyem nie miała przecież nic do stracenia. Niewąt-
pliwie lubił seks tak samo jak ona. Nie szukał zapewne
poważnego związku, a po aferze z Lane Morrow ponad
wszystko cenił dyskrecję. Na Boga, ten mężczyzna
wyczyniał z jej libido takie rzeczy, że była bliska obłędu.
Pragnęła go szaleńczo, a uczono ją zawsze, by sięgała po
to, czego pragnie.
Grey zabrał jej brandy, postawił kieliszek na podłodze
i znowu przysunął się blisko.
–
Mam parę pomysłów na to, co mogłaby pani ze mną
zrobić, pani Price, jeśli oczywiście zechce pani je usłyszeć.
–
Wolałabym doświadczyć tego, co masz na myśli
–
odparła. – Niektórzy mężczyźni potrafią tylko gadać.
Jego chytry uśmieszek przerodził się w szeroki
uśmiech.
–
Mógłbym powiedzieć to samo o większości kobiet.
No właśnie. Lane Morrow z pewnością nie szczędziła
słów, ale dopiero po tym, jak już zrobiła swoje. Cóż,
Reina nie zamierzała zostać wciśnięta do jednej szuflad-
ki z taką lafiryndą. Przysunęła twarz trochę bliżej do
niego, nie mogąc oderwać oczu od jego kształtnych ust
i pragnąc znowu poczuć ich smak.
–
Ja nie jestem większość kobiet – szepnęła, mus-
kając lekko wargami jego usta.
–
Udowodnij to.
Słysząc to wyzwanie, poczuła nagły przypływ ad-
renaliny i wiedziona impulsem przycisnęła usta do jego
warg. Grey odwzajemnił się jej równie namiętnie, a ona
bezwiednie zanurzyła dłonie w jego włosach i ścisnęła je
z całej siły, gdy jej tłumiona długo żądza znalazła nagłe
ujście, a Reina poczuła, że porywa ją nowy, niezbadany
dotąd wir doznań. Nie była w stanie myśleć racjonalnie.
Kiedy ją odsunął, w oczach kobiety malowało się zdu-
mienie, lecz szybko odzyskała panowanie nad sobą.
–
No, no... – powiedział.
Reina odgarnęła włosy.
–
To tylko pocałunek – stwierdziła, chcąc przekonać
go, a raczej samą siebie, że nie wydarzyło się nic
szczególnego, nic nowego i zaskakującego.
Grey zmrużył oczy.
–
Chyba nie wierzysz w to, co mówisz?
Zwilżyła językiem usta, nie mając wcale ochoty
przyznawać, że zwykły pocałunek wstrząsnął nią aż do
głębi.
–
Czego ty chcesz, Grey?
–
To oczywiste. Pragnę ciebie, Reino. Pragnę cię od
chwili, kiedy wszedłem do galerii.
Potrząsnęła głową, usiłując wyrwać się z oszołomie-
nia. Reina nigdy nie uciekała od swej seksualności i nie
cofała się przed pójściem do łóżka z pożądanym męż-
czyzną. Ale nigdy też nie pragnęła żadnego mężczyzny
na tyle, by tak się niecierpliwić i nie przeciągać celowo
wzajemnego uwodzenia, rozpalać iskry pożądania tak
długo, aż buchnie ona nieokiełznanym płomieniem.
Chwyciła poły piżamy, rozerwała ją i zaśmiała się na
dźwięk rozsypujących się po podłodze guzików. Powoli
wysunęła ramiona z rękawów, rzuciła koszulę w ślad za
guzikami i spojrzała na Greya, który opuścił wzrok na jej
nagie piersi i sterczące sutki.
–
Na co czekasz? – zapytała.
Pożądanie rozszerzyło jasne, błękitne oczy mężczyz-
ny. Objął jej talię i zaczął powoli przesuwać dłonie
w górę, a jego dotyk był badawczy, lecz władczy
zarazem. Zamknęła oczy, przygotowana, że wreszcie
poczuje go w pełni. Kiedy zatrzymał ręce na wysokości
jej żeber, Reina spostrzegła w oczach mężczyzny odbicie
swego ciała.
–
Znowu na coś czekasz – zauważyła.
–
Nie znasz mnie przecież.
–
Wiem to, co potrzeba.
–
Ale ja nie wiem, czego ode mnie chcesz.
Uśmiechnęła się leciutko i szybkim ruchem ściągnęła
mu koszulę przez głowę. Położyła ręce na jego szerokiej
piersi, zanurzyła palce w porastających ją miękkich,
kręconych włosach i mocno przycisnęła dłonie, aż po-
czuła przyspieszone bicie jego serca.
–
Chcę seksu, Grey. Niezwykłego seksu. Zwalającego
z nóg. Takiego, o którym można napisać książkę.
Zerknęła na pamiętnik Viviany, który prawie całkiem
zniknął w fałdach coraz bardziej skotłowanej pościeli.
Szkoda, że nigdy nie miała zwyczaju opisywać swoich
przygód miłosnych, bowiem teraz, kiedy dłonie Greya
powoli sunęły w górę po jej brzuchu, a szorstkie
koniuszki palców pieściły krągłość piersi, nie mogła sobie
przypomnieć, żeby z jakimkolwiek kochankiem połą-
czyła ją tak nagła, zniewalająca więź.
–
Nie piszę książek o seksie – powiedział. – I nie lubię
ich czytać. Chyba że mają kilkaset lat.
Owładnięta pożądaniem Reina zapomniała zupełnie
o Lane Morrow.
–
Trudno się dziwić – odparła. – Dyskrecja to coś, co
mnie bardzo podnieca, Grey. A może powinnam powie-
dzieć: Zane? Zagram we wszystko, co zechcesz.
Grey zamruczał, pociągnął ją do góry i zaczął całować
długo i namiętnie.
–
Lubię gry, Reino, ale w twoim łóżku chcę pozostać
Greyem. I zamierzam się z tobą kochać.
Odchyliła głowę do tyłu, odpięła klamrę i rozpuściła
włosy.
–
Znowu gadasz. Czy to jedyny użytek, jaki po-
trafisz zrobić z tych swoich ust?
–
Poczekaj tutaj.
Zerwał się z łóżka i wybiegł tak szybko, że ledwie
usłyszał jeszcze pełne rozczarowania westchnienie.
Wpadł na chwilę do pokoju gościnnego i wyjął ze swojej
torby prezerwatywę, po czym zbiegł na dół po schodach.
Czyżby oszalał, zostawiając Reinę samą na tak długo?
Doszedł jednak do wniosku, że zasługuje ona na coś
więcej niż szybki, gwałtowny seks. Być może miała to
być ich jedyna schadzka, więc powinna zapaść im
w pamięć.
Grey wierzył, że Reina zachowa dyskrecję. Wierzył,
że ceni sobie twórczy seks. I wchodząc do dawnej
werandy, którą przerobiła na pracownię, spodziewał się
znaleźć tam coś, co sprawi, że ich pierwszy raz będzie
niezapomnianym przeżyciem.
Wróciwszy do sypialni spostrzegł, że światło lampy
zastąpił teraz migotliwy blask kilkunastu świec. Reina
zdjęła spodnie od piżamy i leżała na łóżku, nieskrępowa-
na w swej nagości, zaś kołdra spoczywała zwinięta u jej
stóp. Zdjął szybko spodnie i rzucił kondom na nocny
stolik. W ukrytej za plecami dłoni trzymał zwój złotego
łańcuszka, zabrany przed chwilą z jej pracowni.
–
Co tam masz? – zapytała.
–
Niespodziankę. Zamknij oczy.
Uśmiechnęła się.
–
Nie jestem Vivianą, Grey. Wiem, co to rozkosz.
Zaśmiał się cicho, nie chcąc pozwolić, by rzekome
doświadczenie Reiny pokrzyżowało jego plany. Rzeczy-
wiście czuł się upokorzony pisaniną Lane, ale zakłopota-
nie to wcale nie wynikało z opisów jego wyczynów
miłosnych. Owszem, był nienasyconym, wymagającym
kochankiem. Owszem, jego żądzę mogło rozpalić nawet
coś tak zwykłego jak wspólne jedzenie pysznego deseru
albo przejażdżka na tylnym siedzeniu limuzyny podczas
burzy. Ale zawsze potrafił zadbać o to, żeby jego
kochanka miała orgazm. Nawet Lane to przyznała,
czarno na białym. Więc bez względu na to, jak wielkie
umiejętności w dziedzinie rozkoszy posiadła Reina, nie
miała jeszcze przyjemności przeżyć orgazmu z Greyem
Mastersonem.
–
Ach tak? Doprawdy?
Wyjął zza pleców zwój błyszczącego złota, odwinął
kilkanaście centymetrów, a potem oplótł nim jej brzuch,
przeciągnął pod piersiami i w poprzek jej napiętego
sutka, muskając skórę kobiety lekko zaostrzonym koń-
cem łańcuszka. Reina westchnęła i zgodnie z jego
poleceniem zamknęła oczy.
Rozdział siódmy
Zdumiewające.
–
Unieś trochę głowę – polecił Grey.
Reina usłuchała, domyślając się, że zamierza spowić
ją w złoto tak samo, jak Il Gio przystroił Vivianę.
Wiedziała, że łańcuszek, który zabrał z jej pracowni, jest
masywniejszy i grubszy niż ten opisany przez kochankę,
a mimo to w pełni ufała Greyowi. Metal chłodził jej
skórę. Kiedy mężczyzna owijał złotem jej piersi, sutki
naprężyły się, a dotyk każdego ogniwa z osobna pod-
niecał ją tak, jakby tysiące palców wędrowało po jej
skórze.
–
Masz niesamowite piersi. – Grey oplótł łańcusz-
kiem prawą pierś, a potem przeciągnął go na drugą
stronę, żeby zrobić to samo z lewą. – Tak równomiernie
opalone. Krągłe i wrażliwe. Czujesz, jak twoje sutki
prężą się ku mnie?
Westchnęła tylko w odpowiedzi, wiedząc, że wcale
nie oczekuje od niej potwierdzenia. Skupiła całą uwagę
na wzrastającym napięciu, gdy mężczyzna zataczał
złotym łańcuszkiem coraz mniejsze ósemki, owijając to
jedną, to drugą pierś, a chłodny metal zbliżał się coraz
bardziej do ich najwrażliwszych punktów. W oczekiwa-
niu na gwałtowne doznanie, kiedy zimne ogniwa wresz-
cie dotkną rozpłomienionych szczytów, Reina zaczerp-
nęła głęboko tchu. Tymczasem Grey skierował łań-
cuszek w dół jej brzucha, a sutki pozostały nieskrępowa-
ne, nadal łaknąc jego dotyku.
–
Unieś biodra, chère.
Reina podniosła zgięte kolana, świadoma, że Grey
pilnuje, aby wyłącznie łańcuszek ocierał się o jej skórę.
Jego ciało i dłonie zaś były wciąż tylko falą gorąca, która
prowadziła złote ogniwa po jej brzuchu, a potem między
nogami, rozdzielając delikatnie jej wargi, by przewlec
łańcuszek pod udem i z powrotem wokół biodra.
–
To jak zawijanie podarunku – szepnął – i ot-
wieranie prezentu zarazem.
Wciąż unosiła biodra nad materacem, podczas gdy
Grey snuł swą magiczną przędzę wokół brzucha kobiety,
a potem znowu w dół, by przewlec ją z drugiej strony,
rozchylając jej wargi. Kiedy wreszcie polecił, by się
odprężyła, uczyniła to ostrożnie, aż sycząc z rozkoszy,
gdy łańcuszek napiął się leciutko w najwrażliwszym
miejscu. Musiała trzymać kolana w górze i rozchylać
nogi, nie chcąc dopuścić, żeby ogniwa zmieniły swe
rozkoszne położenie.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak odsłonięta, bezbronna
i wielbiona jednocześnie. Sutki łaknęły dotyku jego
języka, a z jej wnętrza dobyła się fala gorącej wilgoci.
–
Czy mogę już otworzyć oczy? – zapytała.
–
Jeszcze nie.
Usłyszała, że odchodzi od łóżka w stronę toaletki.
Wróciwszy, położył obok niej coś płaskiego i ciężkiego,
potem oddalił się i znowu wrócił.
–
Teraz?
–
Prawie, ale najpierw trzeba dopełnić całości dzieła.
Nałożę ci na usta trochę tego koloru, który miałaś
wcześniej. Ta szminka, nawiasem mówiąc, doprowadza
mnie do szaleństwa.
Niespiesznie powiódł błyszczykiem po jej ustach,
niczym artysta nadający ostateczny kształt swemu
arcydziełu. Ta dbałość o szczegóły zdumiała Reinę,
wzmagając przy tym jej zaciekawienie Greyem i tym, co
zamierza dalej z nią zrobić.
–
Nie przypuszczałabym, że jesteś takim wzrokow-
cem – powiedziała, gdy zakręcał szminkę. – Przecież
żyjesz w świecie słów.
–
Ale jestem mężczyzną, a my z natury jesteśmy
wzrokowcami. A to, co teraz widzę, jest niezwykle
podniecające.
–
Szkoda, że sama nie mogę tego zobaczyć.
Materac poruszył się, kiedy Grey podniósł ów ciężki,
płaski przedmiot, który zawczasu położył obok niej.
–
Ależ możesz, Reino. Odwróć twarz w moją stronę
i otwórz oczy.
Reina zatrzepotała rzęsami i przez moment musiała
przyzwyczajać wzrok do półmroku panującego w poko-
ju. Po chwili ujrzała swoje własne odbicie w pozłacanym
lusterku kupionym w jednym ze sklepów ze starociami
Dzielnicy Francuskiej. Najpierw pozwolił jej zobaczyć
tylko twarz – oczy szeroko rozwarte z pożądania,
błyszczące ciemnym szkarłatem usta. Zerknęła na Gre-
ya, który stał przy łóżku, zachwycający w swej nagości,
on jednak nakłonił ją, żeby nie odrywała oczu od lustra.
Odsunął się o krok i odwrócił lustro tak, by mogła
zobaczyć swe piersi spętane złotem na tyle mocno, że na
skórze pojawiły się delikatne wgłębienia, a sutki ster-
czały bardziej w górę. Potem nachylił zwierciadło nad jej
brzuchem, po którym przebiegała pojedyncza ścieżka
złotych ogniw, aż wreszcie lustrzana tafla odbiła pełny
obraz jej pożądania.
–
Czy widziałaś kiedyś samą siebie tak podnieconą?
Zaschło jej w gardle, lecz bała się potrząsnąć w od-
powiedzi głową, żeby nie zerwać kunsztownej złotej
sieci.
–
Nie – powiedziała ochryple.
Ujął jej wolną od złotych więzów rękę, uniósł ją do
ust i zaczął delikatnie całować każdy palec po kolei, po
czym rozpalonymi wargami powędrował w górę, aż do
ramienia. Dotarłszy do łańcuszka, sunął wzdłuż niego
językiem, a potem wokół jej piersi, wciąż podążając
śladem złotych splotów, aż każdy odsłonięty fragment
skóry został zwilżony jego ustami, a sutki wyprężyły się
w oczekiwaniu na pieszczotę. Powoli, z niezwykłą
precyzją okrążył językiem obwód stwardniałego sutka,
po czym wziął go do ust.
Reiną wstrząsnęła gwałtowna fala doznań. Wypręży-
ła się, wciskając ciało głębiej w jego usta, lecz ucisk
łańcuszka przypomniał jej, żeby nie robiła zbyt gwał-
townych ruchów. Grey zajął się jej drugą piersią, a tym-
czasem dwa walczące ze sobą instynkty, nakazujące
leżeć spokojnie i wić się z rozkoszy, sprawiły, że zapadła
w końcu w stan erotycznej błogości, jakiego nigdy
wcześniej nie zaznała.
Wargi mężczyzny powędrowały w dół, wzdłuż szla-
ku złotych ogniw. Grey przesunął się obok jej unie-
sionych kolan i zbliżył usta tam, gdzie najbardziej
pragnęła go poczuć. Ale jakże uda jej się pozostać bez
ruchu, jeśli zanurzy w niej język?
–
Grey – zdołała wykrztusić w ramach przestrogi.
Widząc jej niepewność, uśmiechnął się szelmowsko,
a po chwili wyprostował się, prężąc nad nią swe nagie,
wspaniałe ciało. Mięśnie ramion napięły mu się z wysił-
ku, lecz sięgnął do jej szyi i poluzował nieco łańcuszek.
Potem zatrzymał się na moment i spojrzał prosto
w jej oczy.
–
Nie chcę, żebyś bała się poruszyć, kiedy będę cię
smakował.
Reina wpatrywała się badawczo w jego oczy. Jak to
możliwe, żeby mężczyzna wydawał się tak władczy
i bezinteresowny zarazem?
–
Najpierw mnie pocałuj.
Zacisnął usta w zamyśleniu, po czym potrząsnął
głową. Jeszcze raz przebył ustami tę samą drogę w dół jej
ciała, nadal wilgotnym szlakiem na skórze, skubiąc lekko
zębami oba sutki, a potem wsunął ramiona w zgięcia jej
kolan. Pochwycił jej spojrzenie, kiedy jego głowa znalaz-
ła się tuż nad jej wzgórkiem Wenus. Jednak zamiast
języka wsunął pod łańcuszek palec i szarpnął, mocno
napinając ogniwa na jej nabrzmiałym ciele.
–
Co za słodycz – szepnął ochryple, a potem zaczął ją
pocierać, najpierw delikatnie, a potem coraz silniej, aż
Reina niemal wzleciała pod sufit.
Chwyciła go za głowę, ciągnąc ku sobie, kierując go,
bowiem jakaś drobna część jej umysłu pamiętała, że ten
mężczyzna nie zna jej przecież, nie zdążył poznać jej
upodobań i skłonności. Grey odsunął się i zmierzył ją
pełnym urazy spojrzeniem.
–
Odpręż się, Reino. Pytałaś, czy oprócz gadania
potrafię zrobić użytek z moich ust. Właśnie chcę ci to
udowodnić. Zaufaj mi.
Powstrzymała się od odpowiedzi, zamknęła oczy
i próbowała spełnić jego prośbę. Zaufać mu? Nigdy
jeszcze od czasu Martine’a nie pozwoliła żadnemu
kochankowi odkrywać swego ciała bez nadzoru, jeśli nie
wiedział dokładnie, czego i w którym momencie od
niego oczekuje. Jak mogła mu zaufać? Jeśli nie da jej
rozkoszy, jeśli nie sprawi, że spontaniczna decyzja, by
pójść z nim do łóżka okaże się słuszna, co będzie
oznaczał ten romans? Jak wówczas zdoła usprawied-
liwić swoją uległość?
Jakże jednak mogła mu nie ufać, kiedy za pomocą ust,
łańcuszka i palców doprowadził ją na skraj otchłani
rozkoszy. Wykrzyczała jego imię, ponaglając go jeszcze
i żądając więcej, aż jej wnętrze zaczęło eksplodować raz
po raz pulsującymi falami. W owej chwili oszałamiające-
go pędu w dół Grey wyswobodził ją ze złotych więzów,
nałożył prezerwatywę i położył się obok niej. Reina, idąc
za głosem instynktu, przytuliła się do gorącego, silnego
ciała mężczyzny. Została zaspokojona, ale nie na długo.
Wciąż pobrzmiewały w niej echa nienasyconej żądzy.
Dopóki nie poczuje go w sobie, dopóki nie doświadczy
bliskości tego mężczyzny w całej jego okazałości, nigdy
nie dozna zaspokojenia.
–
Więc jednak potrafisz zrobić użytek ze swoich ust
–
mruknęła. – Ale co z innymi umiejętnościami? A może
teraz ja pokażę, co potrafię...
Grey zaśmiał się, nie wiedząc, jak rzadko miała
w zwyczaju składać takie propozycje. Reina sama nie
mogła uwierzyć, że z jej ust padły słowa tak... odważne
i bezpośrednie. Kochała się w życiu z dziesiątkami
mężczyzn – tych zaś wybierała bardzo starannie, od
pierwszego pocałunku wiedząc dokładnie, ile będzie
w stanie dać im z siebie zarówno w łóżku, jak w życiu.
Dzięki Greyowi poznała intensywną przyjemność od-
dania się we władzę kochanka, ale stare przyzwyczaje-
nia trudno było przezwyciężyć.
Pchnęła mężczyznę na plecy i dosiadła go. Nim
zdążyła w pełni odczuć ów błogi moment, gdy twardy
koniec jego członka napierał na jej pulsujące łono,
wsunęła go w siebie i wyprężyła się w górę.
Przeszyła ją natychmiastowa rozkosz. Grey uśmiech-
nął się szeroko, ściskając dłońmi jej biodra.
–
Pasuję do ciebie idealnie, prawda?
Potrząsnęła głową, usiłując odegnać burzę, która
zaczęła szaleć w jej ciele, lecz on tylko unosił biodra
wyżej, sięgając coraz głębiej... Po chwili wsunął dłoń
między ich ciała i jednym palcem pozbawił ją resztek
kontroli. Od tej chwili pędzili już tylko bezwolnie,
porwani nieokiełznaną lawiną, aż w końcu oboje zaczęli
wić się w spazmach długiego, intensywnego orgazmu.
Grey nie miał pojęcia, jak długo Reina na nim leżała,
wciąż połączona z jego ciałem, na przemian dysząc
głośno lub oddychając prawie niedosłyszalnie, jakby co
pewien czas, wstrzymując oddech, chciała go uspokoić.
Wiedział, że nie lubiła wypuszczać steru z ręki, a jednak
to on zdołał utrzymać ów ster dostatecznie długo, by
udowodnić jej, jak wspaniała może być uległość wobec
kochanka. Prawie nie znał Reiny, ale jej potrzeby wyda-
wały mu się równie oczywiste jak słowa wypisane
czarnym atramentem na białej kartce papieru.
Słysząc pełne znużenia westchnienie kobiety, od-
wrócił ją na plecy i wysunął się z jej ciepłego ciała. Pogasił
świece i nakrył ich oboje zmiętą kołdrą, ignorując
wysyłane przez Reinę sygnały, świadczące o tym, że
woli, by poszedł spać do własnego łóżka. Za późno.
Zdążył już poznać słodycz sterowania pragnieniami
Reiny Price. Dopóki więc będzie w stanie zastąpić je
czymś lepszym, czymś czego ona pragnie, sama o tym
nie wiedząc, tak subtelny zabieg jak odsunięcie się
i kurczowe ściskanie pościeli nie skłoni go do zmiany
zdania.
Nie po raz pierwszy kochała się z mężczyzną. Przy-
znawała to z dumą, bez wstydu. To dobrze. Ale Grey był
gotów założyć się o cały dochód, jaki jego gazeta
uzyskiwała z reklam, że od czasów tego młodego ogiera
na francuskiej plaży nigdy nie pozwoliła mężczyźnie na
całkowitą swobodę w obcowaniu z jej ciałem.
Z zamyślenia wyrwało go jej westchnienie. Zgasił
lampę i wziął Reinę w objęcia.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Ale jej
szybki oddech upewnił Greya, że Reina nie zapadła
jeszcze w sen.
–
Nie musisz tego robić – odezwała się wreszcie.
–
Czego?
–
Tulić mnie, dopóki nie zasnę. Udawać, że łączy nas
czułość i głębokie uczucie. Nie jestem tego rodzaju
kobietą.
To zuchwałe oświadczenie nie powinno go zdziwić,
a jednak był zaskoczony.
–
To znaczy jaką?
–
Taką, która przypisuje coś głębokiego seksualnemu
spełnieniu. Jesteś niesamowitym kochankiem, Grey, ale
nie zamierzam się w tobie zakochiwać.
Nie wiedział, czy powinien obrazić się, czy też
odczuwać ulgę albo podziw. Reina Price uwielbiała
sprawiać wrażenie osoby nonszalanckiej i wyzwolonej,
ale nie wiadomo było, w jakim stopniu ten obraz jest
prawdziwy. W końcu i on starał się zachować podobne
pozory, choć w głębi serca pragnął znaleźć bratnią duszę
jak każdy mężczyzna, który wreszcie uświadomił sobie
własną samotność.
–
Jesteś tego całkowicie pewna? – zapytał.
–
Oczywiście. Nie zamierzam się w nikim zakochi-
wać.
–
Nigdy?
Leżała w jego objęciach, więc poczuł, jak wzrusza
ramionami.
–
Och, nigdy nie mów nigdy. Może kiedyś, kiedy
wreszcie odkryję, czego tak naprawdę oczekuję od
małżeństwa. Instytucja ta jest mi raczej słabo znana.
–
Twoja matka nigdy nie wyszła za mąż?
Grey wiedział, że Pilar Price słynie ze swych
romansów, nie znał jednak szczegółów jej życia.
Nawet jeszcze przed tą całą aferą z Lane Morrow
sprawy związane z działem rozrywki przekazał w ręce
redaktorów, których bardziej ciekawiły najnowsze
ploteczki ze świata show biznesu.
–
Nie. Kiedyś powiedziała mi, że przed wielu laty
oświadczyła się pewnemu mężczyźnie, lecz ten ją od-
rzucił, więc od tej pory robiła to samo każdemu, kto miał
odwagę poprosić ją o rękę.
–
A ty chcesz być taka sama jak matka?
Słysząc to, Reina usiadła gwałtownie.
–
Uważaj, co mówisz! Kocham moją matkę, ale jest
ostatnią kobietą na świecie, którą chciałabym naśladować.
Wciąż leżał obok niej, ale teraz podłożył ręce pod głowę.
–
Więc dlaczego to robisz?
–
Co robię?
–
Naśladujesz ją. Nakładasz tę swoją maskę egzotyki
i tajemniczości. Miewasz kochanków, ale nie chcesz się
zakochać. Toż to wykapana Pilar! Czy coś się nie zgadza?
Blask księżyca wdarł się przez okno srebrnym stru-
mieniem, oświetlając twarz Reiny na tyle, że Grey
dostrzegł jej zaciśnięte z oburzenia usta.
–
Owszem. To, że ja miewam kochanków po to, by
zaspokoić swe potrzeby seksualne, a nie finansowe. To,
że ja mam kontrolę nad własną karierą, nad własną
sztuką, zamiast robić chałtury. To, że...
Im głośniej mówiła, tym większe było jego poczucie
winy. Nie chciał przecież jej zdenerwować. Szybkim
ruchem znowu wziął Reinę w ramiona. Początkowo się
opierała, ale ustąpiła, gdy powiedział ,,przepraszam’’.
–
Za co? – zapytała.
–
Za to, że mówię o czymś, o czym nie mam pojęcia.
Jestem dziennikarzem. Nie powinienem się tak za-
chowywać.
Nie odpowiedziała, ale z ruchu jej policzka przy
swojej piersi Grey wywnioskował, że się uśmiecha.
–
Czy uzyskałem przebaczenie?
–
Nie jesteś pierwszym mężczyzną, który w ten
sposób mnie osądza – wyznała, a w jej głosie pojawiła się
znajoma nuta wyuczonego znudzenia. – I wątpię, żebyś
był ostatnim.
Grey zaklął w duchu, ale zanim wymyślił sposób, by
skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory, Reina za-
snęła. Był otępiały ze zmęczenia. Ziewnął, a ciepło jej
bezwładnego ciała zaczęło powoli kołysać go do snu
i Grey zamknął oczy. A jednak, wraz z zapachem
jaśminu i drogich francuskich perfum drażniącym jego
nozdrza, kilka istotnych pytań nie dawało mu spokoju.
Czyżby pragnął udowodnić jej, że myli się co do niego?
A może jednak powinien trzymać się swego planu,
sformułowanego po południu w galerii, gdy postanowił
wdać się w krótki, dyskretny romans z Reiną i na tym
poprzestać? Niestety, o wszystkim zapewne zdecydowa-
ła ta głupia rozmowa, którą sam zaczął.
–
A może jednak nie jest tak źle – mruknął z zadowo-
leniem, kiedy dłoń Reiny sennie zsunęła się na jego
członek.
Rozdział ósmy
Reina podparła się pod boki i przyjrzała swemu
dziełu, nie zważając na kurz pokrywający jej skórę,
włosy i ubrania. Kiedy tylko weźmie prysznic, ostatni
ślad kilkusetletniego brudu zniknie z ukrytego pokoju na
dobre. W kącie pomieszczenia szumiał filtr powietrza.
Drewniana podłoga błyszczała jak wypolerowany bur-
sztyn. Odkurzacz z kablem owiniętym wokół rury i po
raz drugi już wymienionym workiem, stał w przedsion-
ku między wejściem do skrytki a sypialnią i czekał na
powrót do szafy w korytarzu. Reina spojrzała na zega-
rek. Jak na dość niedoświadczoną gospodynię spisała się
całkiem nieźle – zdołała bowiem wysprzątać pokój do
jedenastej, czyli przed upływem dwóch godzin od
przebudzenia się z najbardziej relaksującego snu, jakiego
doświadczyła od lat.
–
No, no, jak na debiutantkę całkiem nieźle sobie
radzisz z Pronto – powiedział Grey, przeciskając się obok
odkurzacza z filiżanką kawy w ręku.
Reina wytarła dłonie o nylonowe szorty i wzięła od
niego napój.
–
Ja nigdy nie byłam debiutantką – odparowała,
wdychając orzeźwiający zapach kawy i cykorii, po czym
ostrożnie upiła łyk. Jak na jej gust dodał za dużo cukru
i mleka, ale doceniła jego dobre chęci. – A co to jest Pronto?
Uśmiech Greya świadczył o tym, że ani przez chwilę
nie wierzy w jej zupełną niewiedzę w dziedzinie środ-
ków czystości. No dobrze, zdarza jej się czasem oglądać
telewizję. I brak natchnienia często usiłuje zwalczyć,
łapiąc za ścierkę i polerując podarowane przez matkę
srebra – pozostałości po romansie z brytyjskim finansis-
tą. Co z tego?
–
Ach, zapomniałem – powiedział. – Jesteś przed-
stawicielką klasy próżniaczej.
Reina nie zdołała powstrzymać szyderczego prych-
nięcia.
–
Jasne. Przedstawicielką klasy próżniaczej, która ma
pełne ręce roboty. Kiedy będę mogła zacząć pracę nad
kolekcją?
Grey wsunął ręce do kieszeni dżinsów. Spodnie miały
dość luźny krój, ale i tak podkreślały nieprzyzwoicie
umięśnione uda mężczyzny. Oczywiście widok ten
bynajmniej nie pomógł Reinie wymazać z pamięci
niezwykle wyrazistego obrazu postaci Greya chodzące-
go wczoraj wieczorem wokół jej łóżka w swej im-
ponującej nagości. Pociągnęła spory łyk kawy i wzdryg-
nęła się, kiedy zbyt gorący napój sparzył jej język.
–
Kiedy tylko skończymy, przeniosę tu twój war-
sztat i wentylator. Będziesz mogła zacząć dziś po
południu.
–
Skończymy? Przecież pokój jest już nieskazitelnie
czysty.
Reina zaczerpnęła głęboko powietrza i nakazała sobie
cierpliwość. Chciała już wziąć się do pracy. Całkowicie
skupić się na klejnotach i projektach. Żeby tylko nie
myśleć o przenikliwym spojrzeniu diabelskich oczu
Greya.
Skinął głową.
–
Nie o tym mówiłem. Muszę ci pokazać, jak działa
system bezpieczeństwa. Przeglądałem też policyjne
sprawozdania z włamań do galerii i nasunęło mi się kilka
pytań.
–
Czy one nie mogłyby poczekać?
–
Jeśli każesz mi czekać, to co mam robić przez cały
dzień, kiedy będziesz pracować?
Chociaż uśmiech Greya nie był tak zawadiacki jak
Zane’a, wydał jej się równie czarujący.
–
Możesz wyjść – zaproponowała.
–
I zostawić cię z kolekcją na cały dzień bez opieki?
–
Przecież mamy system bezpieczeństwa – przypo-
mniała.
–
Tak, ale co poczniesz tutaj zupełnie sama, jeśli ktoś
będzie próbował się włamać? – Dwoma długimi krokami
pokonał dzielącą ich odległość, a Reina już chciała się
cofnąć, lecz zwalczyła ten odruch. Do licha, on napraw-
dę potrafił wytrącić jej broń z ręki. – Pewnie już samym
swoim urokiem zmusiłabyś tego nieszczęśnika, żeby
zostawił cię w spokoju... – dotknął jej brody zgiętym
palcem, a Reina zuchwale spojrzała mu w oczy – ...ale
jeśli złodziejem jest kobieta? Będziesz wtedy zupełnie
bezbronna.
Prychnęła niecierpliwie, ale nie zadała sobie nawet
trudu, by polemizować z tą trzeźwą i jakże trafną oceną.
Rzeczywiście traktowała swą seksualność jako narzę-
dzie i myśl ta po raz drugi w ciągu dwóch dni uświado-
miła jej, że wbrew własnej woli coraz bardziej przypo-
mina matkę.
–
Nie mamy żadnych powodów, by sądzić, że ktoś
będzie chciał się tu włamać.
–
Ze sprawozdania policji wynika, że nie mamy też
powodów, by to wykluczyć, ponieważ nie wiemy, kim
jest ten ktoś. Mogę oczywiście zmienić zdanie, kiedy
odpowiesz na moje pytania. Im szybciej złapię złodzieja,
tym prędzej będziesz miała cały dom znowu dla siebie,
jeśli właśnie to cię tak martwi.
–
Nie przeszkadza mi, że tu jesteś – skłamała,
po czym natychmiast odwróciła się, postawiła fili-
żankę na parapecie i zaczęła zbierać porozrzucane
po całym pokoju ścierki i papierowe ręczniki. – Do-
ceniam to, że pomagasz mi ochraniać kolekcję. Są-
dziłam po prostu, że wolałbyś mieć trochę czasu,
żeby naprawdę być Zane’em, tak jak chciałeś. I cieszyć
się życiem, jak on. Przecież dlatego zamieniłeś się
z nim, prawda?
–
Ale ja się świetnie bawię tutaj. A ty nie?
–
W łóżku było wspaniale, jeśli o to ci chodzi.
Wzruszył wymijająco ramionami.
–
I nadal może być wspaniale, jeśli tego pragniesz.
Zabrał jej stos ścierek, wrzucił je do wiadra i postawił
u jej stóp. Zapach jego imbirowej wody toaletowej
podrażnił jej powonienie i sprawił, że natychmiast wróciła
myślami do łóżka w sąsiednim pokoju. W ramionach tego
mężczyzny przespała całą noc. Kiedy ostatnio pozwoliła
kochankowi pozostać aż do świtu w swym prywatnym
sanktuarium? Tylko że Grey wcale nie został tam do
świtu. W chwili gdy przestała czuć przy sobie jego ciepło
i zapach, natychmiast się obudziła i zobaczyła, jak
mężczyzna po cichu wymyka się do swojego pokoju.
Była nadal wycieńczona, więc przewróciła się na drugi
bok i z powrotem zapadła w sen, pocieszenie znajdując
w marzeniach sennych pełnych niezwykłego, wszechogar-
niającego ciepła Greya.
To, jak udało jej się pomylić tego mężczyznę z jego
bratem, musiało na zawsze pozostać zagadką. Woda po
goleniu, której używał Zane, choć równie kosztowna,
skłaniała się raczej ku nucie cytrusowej, co dawało efekt
świeżości i elegancji. Grey natomiast podkreślał swój
naturalny męski zapach piżma bardziej wyrazistymi
kompozycjami. Były to mieszanki zapachów, których
nie potrafiła nawet zdefiniować, podobnie zresztą jak
mężczyzny, który się nimi spryskiwał.
Pomimo swego bogatego doświadczenia z osobnikami
rodzaju męskiego Reina nie mogła rozgryźć Greya. Tak
rozpaczliwie pragnął wolności, że postanowił udawać
swego brata i porzucił ukochaną pracę. A jednak, zamiast
rzucić się w wir tak lubianych przez Zane’a imprez
i spontanicznych wypadów do egzotycznych miejsc,
Grey chciał zostać z nią tutaj, uwięziony w jej domu,
i upierał się, żeby rozwikłać sprawę kradzieży w galerii.
A już najbardziej zdumiewające było to, że doświadczyw-
szy niedawno publicznego upokorzenia ze strony kobie-
ty, która wyjawiła światu jego niecodzienne upodobania
seksualne, bez chwili wahania wdał się w romans z Reiną.
Wątpiła jednak, czy warto tracić czas i energię na próby
rozszyfrowania tego człowieka i czy byłoby to rozsądne.
A jeśli spodoba jej się to, co odkryje, i zapragnie poznać go
jeszcze lepiej? Albo gorzej – jeśli wcale nie zachwyci jej
coś, co kryje się pod tajemniczym urokiem mężczyzny, ale
straci dla niego głowę w trakcie dochodzenia do prawdy?
Odrzuciła natychmiast ten niepokojący scenariusz,
zadając Greyowi oczywiste pytanie.
–
A która kobieta nie pragnie wspaniałego seksu?
Śmiech Greya odbił się echem w pustym pokoju.
–
Uwierz mi, w bardzo krótkim czasie mógłbym
przedstawić ci całkiem pokaźną ich listę.
Reinie trudno było w to uwierzyć. Z wyjątkiem jej
asystentki, Judi, która w ciągu swego niedługiego życia
przeszła zbyt wiele tragicznie zakończonych związków,
wszystkie znane jej kobiety nieustannie polowały na
zdolnych kochanków. Choćby jej najlepsza przyjaciół-
ka, Chantal. Matka Reiny. A niech to, nawet służąca
matki, Dahlia, miała oczy szeroko otwarte. Reina musia-
łaby być idiotką, żeby spławić Greya tylko dlatego, że
istniało jakieś głupie podejrzenie, iż jest on typem
mężczyzny, w którym mogłaby się zakochać.
–
Mogę cię zapewnić, że mnie na tej liście nie ma.
Nie mając już nic do zrobienia w tajemnym pokoju,
przeszła przez ciasny przedsionek do sypialni, ciągnąc za
sobą odkurzacz.
–
Wcale nie uważam, że jesteś.
Reina rzuciła spojrzenie na łóżko – to łóżko, na
którym spali razem – i odwróciła się do niego. Jeśli chce
jeszcze dziś zacząć pracę nad kolekcją, musi pozbyć się
tego mężczyzny ze swej sypialni.
–
Więc może obejrzymy ten system bezpieczeństwa
i sprawozdania policyjne? – zaproponowała, wiedząc, że
Grey rozłożył swoje papiery na stole w jadalni.
–
Pewnie chciałabyś najpierw wziąć prysznic i się
przebrać. Ja tymczasem odgrzeję wczorajszą zupę i bę-
dziemy mogli rozmawiać przy jedzeniu.
Reina otarła dłonie o szorty. Wspaniale. Był więc
także troskliwy. No i jak, u licha, ma sobie z tym
poradzić?
–
Niezły plan. Czy mógłbyś to zabrać? – Przetoczyła
odkurzacz do drzwi, dając jasno do zrozumienia, że nie
zamierza zdjąć z siebie ani skrawka ubrania, dopóki Grey
nie wyjdzie z pokoju. – Trzymam go w szafie na końcu
korytarza.
Grey pojął w lot jej aluzję.
–
Jasne – odparł. Złapał za uchwyt i wytoczył
odkurzacz z pokoju. Odwrócił się w chwili, gdy zamyka-
ła za nim drzwi. – Nie musisz się zamykać na klucz. Nie
zamierzam tu wchodzić nieproszony.
Stłumiła gniewny grymas i zmusiła się do uśmiechu.
–
To oczywiste. Pan jest, jak się zdaje, dżentel-
menem bez skazy, panie Masterson.
Nachylił się lekko do niej, a ruch ten sprawił, że serce
zamarło na moment w jej piersi i Reina uświadomiła
sobie, iż skrycie obawia się – lub ma nadzieję – że Grey
jednak złamie złożone przed chwilą przyrzeczenie.
–
To zależy, jaka jest twoja definicja słów: ,,dżentel-
men’’ i ,,bez skazy’’.
Grey po raz ostatni szybko omiótł ją wzrokiem,
a w jego oczach rozbłysły podziw oraz niepohamowana
żądza. Potem zagwizdał i zniknął w głębi korytarza.
Reina cicho zamknęła drzwi, oparła się o chłodne
drewno i westchnęła głęboko. Doskonale wiedziała, jak
zdefiniować oba wyrażenia. Pytanie brzmiało, czy Grey
Masterson rzeczywiście tak idealnie odpowiada jej kry-
teriom, czy też znowu odgrywa tylko jakąś rolę.
Grey rzucił okiem na nazwisko dzwoniącego, które
właśnie pojawiło się na wyświetlaczu telefonu obok
warsztatu Reiny. Rozmontował już oświetlenie i urzą-
dzenia powiększające, a teraz pracował przy obszernym
stole, kiedy rozległ się dzwonek telefonu. Dom był stary,
więc plusk wody spływającej rurami z prysznica dawał
się słyszeć aż tutaj. Dzwoniła matka Reiny. Ciekawiło
go, jaka będzie reakcja Pilar na to, że Zane odbiera telefon
w domu jej córki. Podniósł słuchawkę i odezwał się
charakterystycznym dla brata, rozdrażnionym tonem.
–
Zanie Masterson, dlaczego odbierasz telefony
u mojej córki?
Z głosu Pilar trudno było wywnioskować, czy jest zła,
zirytowana, czy po prostu zdziwiona.
–
Mówię ,,halo’’. Skąd wiedziałaś, że to ja?
Usłyszał znudzone westchnienie.
–
Gdzie jest Reina?
–
Pod prysznicem.
–
Sama? Widzę, że coraz gorzej z tobą.
Grey milczał przez chwilę. W porządku, tę sprawę
rzeczywiście zaniedbał, ale jej uwaga najwyraźniej
świadczyła o tym, że Pilar zdążyła poznać Zane’a nie
tylko jako przyjaciela córki i właściciela wynajmowane-
go przez nią domu.
Odpowiedział na jej zaczepkę głośnym parsknięciem.
–
Nie wierzysz chyba w to, co mówisz, prawda?
Pilar mruknęła sceptycznie, ale zmieniła temat.
–
Dlaczego Reina nie jest w galerii? Nie pamiętam,
żeby kiedykolwiek opuściła choćby jeden dzień, nawet
dla kogoś tak uroczego jak ty.
–
Och, daj spokój. Nikt nie jest tak uroczy jak ja.
–
Czy mogę z nią porozmawiać?
Grey usłyszał, że woda przestała szumieć, więc
zerknął w stronę schodów. Miał teraz wspaniały pre-
tekst, żeby pobiec na górę i wręczyć Reinie słuchawkę.
Ale dobierać się do Reiny w chwili, gdy będzie roz-
mawiała z matką – to było jednak zbyt perwersyjne,
nawet jak na niego.
–
A może ja mógłbym w czymś pomóc?
–
Dzwonię, żeby jej przypomnieć o przyjęciu w Ga-
lerii Eastmana. Dziś o siódmej.
Grey usiłował sobie przypomnieć coś na ten temat.
Jego gazeta z pewnością miała zamieścić sprawozdanie
z tego wydarzenia, ale jako sponsor muzeum bez wąt-
pienia otrzymał osobiste zaproszenie. Przed zamianą
z Zane’em bardzo starannie przejrzał swój terminarz, ale
nie pamiętał takiego zapisu. Przyjęcie mogło być jednak
prywatne, a wówczas mógłby rzeczywiście o nim nie
wiedzieć.
–
Galeria Eastmana? Miałem zamiar się tam pojawić.
–
Przyjdź koniecznie. Reina będzie zachwycona, że
ma partnera. Takie imprezy bywają męczące.
–
To po co na nie chodzić?
Pilar roześmiała się, a jej śmiech był tak idealnie
wyuczony i dopracowany, a zarazem kobiecy i seksow-
ny, że Grey oddalił nieco słuchawkę od ucha, zdumiony
niezwykłymi umiejętnościami Pilar. Gdyby nie do-
świadczenia z Lane, być może nie potrafiłby tak dobrze
wyczuć fałszu.
–
Właśnie, po co? Ale ty musisz przyjść. To będzie
przynajmniej jakaś nowość.
Rozłączyła się, nie pozostawiając Greyowi żadnego
pretekstu, żeby przeszkodzić Reinie w kąpieli. Wrócił
więc do pracowni i dokończył rozmontowywanie jej
sprzętu. Właśnie wstawił do mikrofalówki zupę z ket-
mii, kiedy do kuchni weszła Reina. Włosy miała za-
plecione w wilgotny warkocz, twarz oczyszczoną ze
smug kurzu i upudrowaną, a usta pociągnięte bor-
dowym błyszczykiem, który minionej nocy doprowa-
dził go do szaleństwa.
–
Dzwoniła twoja matka.
–
Odebrałeś? – Wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
–
A dlaczego nie? Zane nie miałby raczej oporów.
Skinęła głową, przyznając mu rację.
–
Chciała, żebym oddzwoniła?
–
Nie wiem. Chciała ci tylko przypomnieć o dzisiej-
szym przyjęciu w Galerii Eastmana.
Reina umilkła i zamyśliła się głęboko, po czym
zniknęła w pracowni i wróciła ze swoją torebką. Wyjęła
terminarz i zajrzała na stronę z aktualną datą.
Zatrzasnęła głośno oprawioną w skórę książkę.
–
Mogłabym przysiąc, że już jej mówiłam, że nie idę.
Mikrofalówka zadzwoniła. Grey wyjął miseczki z zu-
pą, postawił je na stole.
–
Pewnie zapomniała.
–
Moja matka nigdy nie zapomina o niczym, co
wiąże się z jej życiem towarzyskim. Już bardziej
prawdopodobne jest to, że liczy na mnie, mimo że nie
chciałam iść.
Grey wyjął z pieca bułeczki, jeszcze od wczoraj
owinięte w folię aluminiową, a potem nalał mrożonej
herbaty do wysokich szklanek. Reina patrzyła na jego
kuchenne poczynania z niekłamanym podziwem. On
zaś poszedł na całość i odsunął jej krzesło.
Opadła na siedzenie i roześmiała się w końcu, kiedy
rozłożył jej serwetkę na kolanach.
–
Chyba nie powiesz, że byłeś kiedyś kelnerem.
Grey usiadł obok niej.
–
Przejąłem rodzinny biznes, kiedy byłem bardzo
młody, i obawiam się, że nie mam doświadczenia
w żadnym innym zawodzie. Ale stara maksyma mówi,
że droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek,
a ja zawsze podejrzewałem, że dotyczy to także kobiet.
One uwielbiają mężczyzn, którzy radzą sobie w kuchni.
To je znacznie odciąża.
–
Pewnie masz rację, ale ja, nawiasem mówiąc,
potrafię gotować – powiedziała Reina, biorąc łyżkę.
Grey uniósł brwi.
–
Francuska szkoła?
–
Oczywiście – odparła. – Nie sądzisz chyba, że to
matka mnie nauczyła? Ona wynajęłaby catering, żeby
sobie zagotować wodę na herbatę. Lubię gotować, ale
rzadko jestem w domu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
upichciłam coś w tej kuchni.
Grey odchrząknął i już chciał złożyć pewną propozy-
cję, ale ugryzł się w język.
–
Cóż, to się da jakoś załatwić.
Pokiwała głową, lecz Grey nie był pewien, czy błysk
w jej oku pojawił się dlatego, że myślała o tym samym co
on, czy też po prostu odgrzana zupa smakowała jej
jeszcze bardziej niż zeszłego wieczoru.
–
Więc naprawdę potrafisz gotować, czy tylko zama-
wiasz jedzenie, a potem wprawiasz kobietę w zachwyt
umiejętnością podgrzewania i podawania potraw?
Greyowi stanęła nagle przed oczami pewna sesja
kulinarna z niedalekiej przeszłości, lecz nie miał ochoty
o tym myśleć, kiedy Reina była tak blisko. Zawsze za
nietakt uważał myślenie o seksie z inną kobietą w obec-
ności nowej kochanki, zwłaszcza że ta ostatnia była
o wiele bardziej szczera i autentyczna niż poprzednia.
Coś musiało zmienić się w wyrazie jego twarzy, bo
odłożyła łyżkę i zaczęła przyglądać mu się ze smutkiem.
–
Myślisz o Lane Morrow, prawda? – Nabrał do ust
pełną łyżkę zupy i potrząsnął głową. – Owszem, myś-
lisz. – Popijała herbatę, jakby jego zaprzeczenie nie miało
żadnego znaczenia.
–
Nie chcę o niej rozmawiać. To stara historia.
–
Kobiety jej pokroju są takie żałosne – ciągnęła
Reina, nie zważając na niego. – To naprawdę żenujące.
Nagle zapragnął stanąć w obronie Lane, co mogło
wydawać się dziwne, zwłaszcza że zgadzał się w zupeł-
ności z trzeźwym osądem Reiny. Jednak stwierdzenie,
że Lane jest samolubną dziwką bez serca, którą bardziej
obchodzi własna sława niż dobre imię osoby, której
zaufanie zawiodła, źle świadczyłoby także o nim jako
o mężczyźnie, który się w niej zadurzył.
Dokończył bułeczkę i dopiero potem odpowiedział.
–
Przez całe życie była aktorką i pragnie bez
przerwy pozostawać w centrum zainteresowania. Nie
powinienem się dziwić, że wykorzystała mnie, żeby
zapewnić sobie zaproszenie do wszystkich możliwych
talk show.
–
Dziwić może nie – powiedziała Reina, odrywając
kawałek chleba – ale to nie znaczy, że nie masz prawa
być na nią wściekły.
–
Byłem wściekły, możesz mi wierzyć.
–
Byłeś?
Grey już raz okłamał Reinę, udając przed nią swojego
brata. Od tamtej pory był jej zatem winien szczerość,
nawet jeśli pewne rzeczy wolałby przemilczeć.
–
Nie mogę marnować już więcej czasu na złość. To
jeden z powodów, dla których zamieniłem się z Zane’em.
Uznałem, że jeśli na pewien czas usunę się w cień i ucieknę
od mediów, będę miał okazję zapomnieć o tej porażce.
–
Więc tym bardziej powinieneś wyjść dziś z domu.
W parku jest odjazdowy koncert, na którym wstyd się
nie pojawić. Powinieneś iść.
–
Odjazdowy?
Reina cmoknęła z dezaprobatą.
–
Tak, skoro chcesz upodobnić się do Zane’a, musisz
chodzić na takie imprezy i nauczyć się odpowiednich słów.
Grey uśmiechnął się pod nosem, widząc jej deter-
minację.
–
A więc tym bardziej powinienem tutaj zostać.
Przyrzekam, że nie poczujesz nawet, że jestem w domu.
Poza tym, jeśli chcesz, żebym znowu był Zane’em, będę
go udawał dzisiaj w Galerii Eastmana.
–
Zane za nic w świecie nie pokazałby się na przyjęciu
charytatywnym na rzecz kolonii artystów walczących
o przetrwanie w górach Hiszpanii – odrzekła chłodno.
–
To dlaczego ty tam idziesz?
–
Nie idę. Matka poprosiła mnie, żebym pojawiła się
tam w jej imieniu. Chyba miała kiedyś romans z mala-
rzem, który prowadzi galerię, i teraz nie ma ochoty go
spotkać. Ale sprawę oczywiście wspiera nadal. Sama
udziela się artystycznie w trupie teatralnej. Nie chciała-
by pewnie obrazić nikogo, kto mógłby kiedyś sięgnąć do
portfela w jej sprawie.
–
W takim razie lepiej do niej zadzwoń. Była przeko-
nana, że idziesz.
Reina pokręciła głową i zamoczyła pieczywo w zupie.
–
Nie mam ochoty się z nią spierać. Dowie się, że nie
poszłam, kiedy nie znajdzie jutro mojego nazwiska
w rubryce towarzyskiej twojej gazety.
–
No właśnie, gazeta – powiedział Grey, trawiony
ciekawością, jak prezentuje się dzisiejsze wydanie.
–
Och, zupełnie zapomniałam. Pewnie leży na ganku.
Grey machnięciem ręki nakazał jej, żeby została,
a sam pospiesznie zjadł resztkę zupy.
–
Ty jedz, a ja chciałbym omówić działanie systemu
bezpieczeństwa i sprawę włamań, a potem urządzić ci
do końca twoją tajemną pracownię, żebyś mogła zająć
się wreszcie kolekcją.
Reina nagrodziła jego entuzjazm podejrzliwym
uśmiechem i żartobliwym tonem.
–
Nie wiedziałam, że tak głęboko przejmujesz się
moją pracą.
Grey urwał kawałek bułki, którą trzymała w ręku.
–
Nie przejmuję się. Ale widziałem, jak biżuteria cię
podnieca i szczerze mówiąc – jestem gotów pomóc ci
osłabić trochę to seksualne napięcie.
–
Ty draniu – powiedziała, lecz zarzut ten złagodził
figlarny błysk w jej oczach, widoczny tylko przez
moment, zanim zadarła nos do góry, demonstracyjnie
ignorując Greya.
–
Nawet nie masz pojęcia, jaki ze mnie drań – odparł.
Na ganku znalazł opakowaną w folię gazetę, ale
zamknął drzwi i zawahał się przez chwilę, zanim ją
rozwinął. Oto miał przed sobą pierwszy numer gazety,
który Zane zamknął w całości sam, bez żadnego wkładu
z jego strony. Jak bardzo był nieudany?
Grey odpakował gazetę i obejrzał pierwszą stronę,
idąc z powrotem do kuchni. Kątem oka dostrzegł, że
Reina wstaje od stołu i niesie swoją miseczkę do zlewu.
Nagłówki były wykonane porządnie, bez literówek
i błędów ortograficznych, nie zauważył też żadnych
dwuznacznych podtekstów. Wszystkie artykuły zawie-
rały obowiązkowe streszczenie faktów w pierwszych
dwóch akapitach tekstu.
Wszystkie, oprócz jednego.
W specjalnej, przyciemnionej ramce pojawiła się
nowa rubryka, wzbogacona o jego własne zdjęcie i pod-
pisana jego nazwiskiem.
Grey pobieżnie przeczytał artykuł, po czym usiadł
i ryknął śmiechem.
–
Co się stało?
–
Przeczytaj mój raport specjalny. – Popukał palcem
w szarą ramkę. – Wygląda na to, że wdałem się w gorący
romans z seksowną, tajemniczą kobietą. I cały Nowy
Orlean zna już jego najpikantniejsze szczegóły.
Rozdział dziewiąty
Reina wzięła ścierkę do naczyń i wytarła ręce, bar-
dziej nawet zafascynowana swobodnym, gromkim
śmiechem Greya niż tym, co Zane napisał w gazecie.
Czyżby to było o niej? Raczej mało prawdopodobne.
Zane nie naruszyłby jej prywatności nawet dla dobra
brata. A gdyby to zrobił, na pewno wiedział, że rozszar-
pałaby go za to na strzępy.
Wziąwszy gazetę do ręki, Reina z ulgą przeczytała
artykuł wstępny Greya – a raczej Zane’a – na temat jego
romansu z seksowną właścicielką butiku, występującą
pod inicjałami T.M.
–
Czyżby to Toni Maxwell? Twoja prześladow-
czyni?
Grey otarł łzę z oka.
–
Otóż to. Żartowaliśmy z Zane’em, że mógłby
uwieść ją po to, żeby sprawdzić, co właściwie knuje.
Powinienem był się domyślić, że nie przepuści takiej
okazji.
Reina kilka razy zamrugała oczami, czytając cały
artykuł, a w miarę jak śledziła słowa, w uszach brzmiał jej
głos Zane’a, jakby to on sam wygłaszał tekst. Według
artykułu ,,Grey’’ miał poznać Toni Maxwell na uroczystym
otwarciu klubu Carnal, a potem spotkać ją znowu podczas
kolacji z politykami w restauracji ,,U Muriel’’. Zaiskrzyło
między nimi natychmiast. Para planuje spędzić razem kilka
najbliższych dni, a ,,Grey’’ zamierza opisywać swój romans
czytelnikom wraz z najpikantniejszymi szczegółami.
A gazetę ,,Louisiana Daily Herald’’ niewątpliwie
czekał wzrost sprzedaży.
–
Wygląda na to, że Zane bawi się lepiej jako Grey niż
ty jako Zane – podsumowała Reina i rzuciła gazetę
z powrotem na stół.
Grey złapał jej rękę, zanim zdążyła ją cofnąć. Podniósł
jej dłoń do ust i zaczął pokrywać ją delikatnymi pocałun-
kami. Nie odrywali od siebie wzroku; Grey przyciągnął
Reinę bliżej i przekręcił jej nadgarstek, chcąc dosięgnąć
językiem wnętrza dłoni. Ta prosta czynność poruszyła
ją tak, jakby pieszczota była o wiele intymniejsza. Kiedy
powiódł językiem po jej linii życia, znacząc ją wilgot-
nym szlakiem aż do nadgarstka, poczuła, że drżą jej nogi.
Nie miała pojęcia, jak on tego dokonał – jakim
sposobem ten bezpretensjonalny, inteligentny mężczyz-
na z taką łatwością uśpił jej czujność. Czyżby matka
niczego jej nie nauczyła?
–
To niemożliwe – stwierdził. – Jeśli on bawi się w tej
chwili lepiej niż ja, to tylko dlatego, że umarł i jakoś
udało mu się wkręcić do nieba.
Reina przełknęła szybko ślinę, chcąc pozbyć się
nagłego ucisku w gardle.
–
Nie przeszkadza ci, że Zane rozgłasza na całe
miasto, że przeżywasz namiętny romans? I opisuje go ze
szczegółami?
–
Ależ to wspaniałe – odparł, składając trzy poca-
łunki wzdłuż jej ramienia. – Brukowce miały prawdziwe
używanie, pisząc w kółko, że nie spotykam się z kobieta-
mi od czasu Lane, bo złamała mi serce. Jeśli Zane dobrze
rozegra swój flirt z panną Maxwell, może to tylko
zadziałać na moją korzyść.
–
A co z twoją prywatnością?
Grey odsunął krzesło od stołu i przyciągnął Reinę
jeszcze bliżej.
–
Nie narzeka. Jest tutaj, z tobą.
Zanim zaczął ją dalej hipnotyzować, Reina złapała
najbliższe krzesło i usiadła na nim, przysuwając do siebie
stertę papierów, które zostawił na stole. Oboje mają
przecież dużo pracy. Na zabawę przyjdzie czas później.
Och i to na jaką zabawę!
–
O co chciałeś mnie zapytać w związku z kradzieża-
mi w galerii?
W jego oczach pojawiło się rozczarowanie, po chwili
jednak sięgnął po leżący pod papierami notes i mrugnął
do niej.
–
Gorąco się tu zrobiło, prawda?
–
Jakoś to zniosę – odparła i pochyliła się kokieteryj-
nie do przodu, świadoma, że obcisły T-shirt podkreśla jej
krągły biust. – Nie lubię być popędzana.
Grey zerknął na swoje notatki, z całych sił starając się
skoncentrować. W kuchni unosił się zapach perfum
Reiny, zmieszany z wonią przypraw do zupy z ketmii,
ostrym zapachem cykorii i wciąż gorącej kawy. Zabrał
notatnik i tekturowe teczki, po czym przeniósł się na
opustoszałą teraz przeszkloną werandę, gdzie został
tylko zestaw wiklinowych mebli, które pamiętał jeszcze
z dzieciństwa. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia.
Nadszedł czas, żeby znowu stać się Greyem. Czas
wejść w temat. Czas rozwiązać zagadkę, nawet jeśli
rozwikłanie sprawy kradzieży mogłoby oznaczać przed-
wczesny koniec romansu, który, choć trudno było w to
uwierzyć, zaczął się zaledwie wczoraj.
Tak, czuł, że się zakochuje, i to w zastraszającym
tempie. Ale czy mogło być inaczej? Reina stanowiła
właściwie wierne odzwierciedlenie jego ideału kobiety.
Była seksowna. Śmiała. Wykształcona. Ceniła prywat-
ność. Może nawet za bardzo, uświadomił sobie nagle.
Skryta za zasłoną zmysłowości, Reina wzniosła wokół
swego serca bariery, które mogły śmiało konkurować
z Chińskim Murem. Nie kryła wcale, że Grey ją pociąga,
on jednak nie miał pojęcia, czego, oprócz seksu, ta
kobieta oczekuje od życia, mężczyzn lub partnera.
Wszystkie kobiety, z którymi spotykał się dotychczas,
natychmiast chciały obnażać przed nim swoje uczucia.
Tak było nawet w przypadku Lane, choć to, co wyznała
mu podczas intymnych rozmów, okazało się stekiem
kłamstw. Zresztą jej oszustwa nie bolały go już tak
bardzo.
Był pewien, że jeśli Reina kiedykolwiek się przed nim
otworzy, powie mu samą prawdę. Sztuka polegała na
tym, żeby przełamać jej system obronny, wytrącić jej
z ręki tę potężną broń, którą stanowił fakt, że w spra-
wach seksu nie bała się niczego. Jak każdy porządny
dziennikarz, musiał bowiem poznać prawdę. I jak każdy
porządny Masterson, nie zamierzał poddać się bez walki.
Ta myśl naprowadziła go z powrotem na notatki,
które sporządził podczas rozmowy z Reiną. Podobnie jak
policja, Grey był przekonany, że złodziej klejnotów
musiał być jednym z pracowników galerii albo mieć
wśród nich wspólnika. Reina jednak twierdziła, że żaden
z artystów, którzy przewinęli się przez galerię w ciągu
ostatnich pięciu lat, nie mógł chować do niej urazy.
Nigdy też nie zwolniła nikogo z podwładnych, nawet
posłańca. Ci, którzy sami odeszli, zrobili to z powodu
przeprowadzki do innego miasta lub dlatego, że znaleźli
lepiej płatną pracę. Każdy otrzymał od niej bardzo
pozytywne referencje.
Podczas pierwszego rabunku złodziej otworzył sejf,
nie pozostawiając odcisków palców. Kilkoro pracow-
ników i artystów znało jeszcze wówczas szyfr. Ale po
włamaniu Reina wymieniła sejf na nowszy model
i nikomu nie zdradziła nowej sekwencji cyfr. Według jej
zapewnień, nie zapisała jej nawet dla siebie.
Mimo to przy kolejnym napadzie znów nie uszko-
dzono sejfu ani mechanizmu zamykającego. Zdaniem
Reiny nikt nie mógł też złamać szyfru. Wybrała bowiem
własną, bardzo osobistą kombinację cyfr, której nie
sposób było odgadnąć, chyba że ktoś znałby na wylot jej
autorkę.
Grey postanowił na tym poprzestać, ponieważ wśród
jej personelu na pewno nie było takiej osoby. Zresztą
ktoś taki zapewne w ogóle nie istniał.
Z wyjątkiem...
Grey popędził na górę i wszedł do jej sypialni przez
otwarte drzwi. Reina zamknęła tajemne przejście do
dużego wewnętrznego pomieszczenia, a w małym
przedsionku powiesiła kilka bluzek, chcąc jak najbar-
dziej upodobnić go do zwykłej szafy. Mężczyzna zapu-
kał lekko, w umówiony sposób, który miał oznaczać, że
chce wejść do środka.
–
Proszę – usłyszał odpowiedź.
Grey odsunął ścianę, ale nie wszedł. Na stole do pracy
rozłożone były arkusze papieru ze schematami. Obok
leżała mała lutownica, a na skrawku materiału spoczy-
wały bryłki złota i złote łańcuszki. Reina zatknęła
okulary ochronne za wycięty dekolt podkoszulka. Wy-
glądała na zapracowaną i nie chciał zbyt długo jej
przeszkadzać, zwłaszcza że już z radością czekał na to,
co nastąpi wieczorem, gdy Reina skończy pracę na dziś.
–
Mam tylko jedno pytanie. Chodzi o tę drugą
kombinację, której podobno nikt nie zdołałby odgadnąć
–
jakie liczby wybrałaś?
Nie wahała się ani przez chwilę.
–
Dwadzieścia pięć, szesnaście, siedem.
–
Co one oznaczają? Coś musi łączyć te liczby,
prawda? Co takiego? Czy to szyfr do twojej szafki
w szkole średniej?
–
Nie sądzisz chyba, że jestem taka głupia? Po tym,
jak mnie okradziono, nie wybrałabym przecież czegoś
tak oczywistego. Liczby te oznaczają mój wiek za
każdym razem, kiedy matka kupowała nowy dom
w Stanach Zjednoczonych. Miałam siedem lat, gdy
kupiła wiejski domek w Wirginii. Mieszkałyśmy tam
latem, kiedy grała na Broadwayu. Potem kupiła dom nad
morzem w Malibu – miałam wówczas szesnaście lat.
Mieszkałyśmy tam podczas jej występów w teatrze
i zdjęć do filmu. Skończyłam dwadzieścia pięć lat na
krótko przed zakupem domu w Nowym Orleanie.
A niech to diabli, ta kobieta naprawdę potrafiła
rozumować w skomplikowany sposób.
–
A zatem twoja matka mogłaby odgadnąć kombina-
cję?
Reina roześmiała się głośno.
–
Pilar? Moja matka nie pamięta własnego numeru
telefonu. Ani prawdziwego roku swojego urodzenia.
–
A jej służąca?
Tym razem zamilkła na chwilę.
–
Dahlia może pamiętać daty naszych pobytów
w Stanach, ale skąd wiedziałaby, że utworzyłam z nich
szyfr do sejfu? Czy w ogóle ktoś mógłby się tego
domyślić? Poza tym użyłam tylko liczb związanych
z zakupem domów. Kilka razy zatrzymywałyśmy się
w hotelach.
–
A jednak...
To był strzał na oślep, ale Grey nie miał żadnego
innego punktu oparcia.
–
Powiedzmy, że Dahlia jest jasnowidzem albo kry-
minalnym geniuszem. Dlaczego miałaby mnie okradać?
Grey pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi na żadne
z tych pytań, ale miał przynajmniej trop – niewyraźny
wprawdzie – którym mógł jednak podążać.
–
Ufasz tej kobiecie?
–
Dahlii? Ona była jedynym stałym elementem
mojego dzieciństwa. Matka zatrudniła ją zaraz po moim
urodzeniu. To więcej niż służąca. Jest prawą ręką Pilar.
To ona mnie wychowywała.
–
Więc zwierzałaś się jej często, prawda?
Reina rozchyliła lekko usta i Grey z niepokojem
dostrzegł wyraz przerażenia, który na chwilę pojawił się na
jej twarzy. Otrząsnęła się jednak szybko i machnęła ręką.
–
Dahlia nie ma żadnego powodu, żeby kraść. Matka
płaci jej naprawdę dobrze, a ona nie ma zbyt wielu
wydatków. Pilar kupuje jej ubrania, zabiera w egzotycz-
ne podróże. Nie wspominając już o tym, że zapisała
Dahlii w testamencie sporą część swego majątku. Gdyby
dopuściła się takiej zdrady, matka bez mrugnięcia okiem
wyrzuciłaby ją na bruk. Straciłaby wszystko. Skradzione
klejnoty były mniej warte niż to, co może zyskać dzięki
mojej rodzinie.
Argumenty Reiny były przekonujące, ale Grey po-
stanowił drążyć dalej. Już wcześniej zdecydował, że
sprawdzi dokładnie przeszłość każdego pracownika i ar-
tystę związanego z galerią. Do listy trzeba więc będzie
po prostu dopisać Dahlię.
–
Masz rację – powiedział, chcąc podnieść ją na
duchu. Rozważanie możliwości, że wieloletnia przyja-
ciółka rodziny tak okropnie ją zdradziła, nie było z pew-
nością tym, czego potrzebowała teraz najbardziej. – Pró-
buję tylko czegoś się złapać. A teraz wracaj do pracy.
Grey zasunął ścianę i zbiegł na dół, a następnie
podłączył telefon komórkowy do komputera, zalogował
się do swojej ulubionej przeglądarki i zaczął od wy-
szukiwania najbardziej podstawowych informacji, ta-
kich jak numer ubezpieczenia, ostatnie miejsce zamiesz-
kania, historia zatrudnienia, sprawozdania o zaciąg-
niętych kredytach. Używając linii telefonicznej Reiny,
zamówił przez Internet skrzynkę koniaku dla swojego
starego kumpla z uczelni, pracującego dla Interpolu,
i kazał dostarczyć ją natychmiast do jego mieszkania
w Londynie. Okazało się bowiem, że większość współ-
pracowników Reiny ma powiązania z Europą. Będzie
zatem potrzebował pomocy Richarda. Skrzywił się na
widok ceny trunku, uznał jednak, że inwestycja warta
jest tak wysokich nakładów. Szczególnie dlatego, że jeśli
rozwiąże tajemnicę kradzieży, zasłuży na dozgonną
wdzięczność Reiny.
Na razie jednak będzie musiał znaleźć prostszy spo-
sób, by się do niej zbliżyć. Już dziś wieczorem.
Reina zerknęła do góry na świetlik, widząc, że
ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem już
dwie godziny temu. Nie przyniosła do pracowni zegar-
ka, ale domyślała się, że pracuje bez przerwy już od
dobrych pięciu godzin. Przez ten czas zdążyła zrekon-
struować model jednego z pierścieni. Był to przepiękny
szafir, który Il Gio miał wedle dziennika nakładać, by
przekazać w ten sposób Vivianie sekretny znak, że tej
nocy zamierza wkraść się do jej sypialni, lecz będzie
w przebraniu.
Sporządziła też projekt rekonstrukcji pojedynczego
kolczyka w kształcie półksiężyca z perłą w środku.
Jubiler nosił go także specjalnie dla Viviany. Kolczyk
wzbogacony był o długi łańcuszek i zapięcie, które
artysta mógł przyczepić do swego członka lub do sutka
–
gdziekolwiek zażyczyła sobie Viviana – i nosić pod
ubraniem podczas wszelkich spotkań towarzyskich,
w których uczestniczył wraz z żoną; było to intymne
przypomnienie, do kogo Il Gio należy naprawdę.
Wykonanie ostatniego z dzieł nie powinno nastręczać
wielu trudności, lecz praca nad nim zabrała Reinie
większość popołudnia. Projekt był zawiły i wzbudził jej
ciekawość na tyle, że zaglądała nie tylko do rysunków
i dzienników Il Gia, lecz przewertowała także pamiętnik
Viviany w poszukiwaniu jej osobistych doświadczeń. Choć
eksperymentowała już z przeróżnymi akcesoriami i zabaw-
kami erotycznymi, nigdy nie próbowała czegoś takiego.
Była zresztą przekonana, że żadna z zabawek dostęp-
nych na Bourbon Street nie może równać się z dziełami
Il Gia pod względem funkcjonalności i piękna. Przed-
miot wykonany był z czystego złota i obciążony rubina-
mi, które Reina zamierzała umieścić w oryginalnych,
rzeźbionych wisiorkach z kości słoniowej. Otaczała go
miękka koźla skórka i fakt ten prawie uniemożliwił
Reinie ukończenie projektu, ponieważ użyty przez Il
Gia materiał dawno już zetlał. Wtedy przypomniała
sobie o rękawiczkach kupionych w zeszłym roku
w Aspen i po gorączkowych poszukiwaniach w ced-
rowej skrzyni wróciła zadowolona do pracy.
Pomimo bólu między łopatkami i kurczu w szyi,
których w żaden sposób nie łagodził własnoręczny
masaż, Reina nie mogła oprzeć się pokusie napoczęcia
tego właśnie projektu.
Nie chciała jednak sama obcować z tak wspaniałym
dziełem – byłaby to strata czasu, gdyby Grey nie pomógł
jej w pełni doświadczyć jego możliwości.
Zastała mężczyznę w kuchni, zajętego gotowaniem.
W nozdrza uderzył ją zapach pikantnych kiełbasek,
czosnku, cebuli i zielonego pieprzu, sprawiając, że kiszki
zagrały jej marsza.
–
Wcale nie żartowałeś, mówiąc o trafieniu do serca
kobiety, prawda? – zapytała, idąc wprost ku niemu
i skwierczącej patelni, której doglądał.
Grey sięgnął po miseczkę z ubitymi jajkami.
–
Nigdy nie żartuję w poważnych sprawach. – Wpraw-
nym ruchem wlał jajka na patelnię. – Siadaj. Właśnie
miałem ci to zanieść.
–
Nie dość, że uzdolniony kulinarnie, to jeszcze
troskliwy... – mruknęła, zerkając na niego przelotnie.
–
Mój brat nie jest jedyną złotą rączką w rodzinie.
Skończyłaś na dzisiaj?
Reina milczała przez chwilę. Z technicznego punktu
widzenia, owszem. Mimo że używała przyrządów po-
większających, bolały ją oczy. Palce miała zdrętwiałe.
W normalnych okolicznościach napięcie spowodowane
pracą starałaby się złagodzić lampką bourbona i długą
kąpielą. Ale tym razem czuła, że pod stanikiem piersi
prężą się w oczekiwaniu na rozkosz, którą miały przy-
nieść jej łańcuszki, zaciski i klejnoty ze zbiorów Il Gia.
Ciekawość, żądza i podniecenie sprawiły, że krew za-
częła krążyć jej szybciej.
Gdzieś głęboko, w ukrytym zakątku serca, skąd
rzadko dochodził jakikolwiek głos, Reina czuła, że gdyby
Grey nie został jej kochankiem, nie przeszłoby jej nawet
przez myśl, żeby wypróbować odtworzone przedmioty.
–
Nie całkiem. Jeden z przedmiotów, którymi się dziś
zajmowałam, jest nieco skomplikowany. Chciałabym
zasięgnąć twojej... opinii.
Grey, do tej pory skupiony na przewracaniu omletów
na patelni, spojrzał jej w oczy.
–
W takim razie dajmy sobie spokój z kolacją.
–
Będziesz potrzebował energii – odparła, starając się
ukryć triumfalną nutę w głosie.
–
Będziemy jedli szybko.
Reina roześmiała się, nalewając czerwone wino, które
Grey otworzył z wielkim pośpiechem. Chociaż oboje
połknęli przepyszne omlety w rekordowym tempie,
popijając je sporą ilością wina, to lekki zawrót głowy,
który poczuła, gdy wchodzili po schodach, trzymając się
za ręce, nie miał nic wspólnego z działaniem alkoholu. Ów
przemożny impuls, który pchał ją teraz do sypialni, każąc
bez zastanowienia zignorować nawet dzwonek telefonu,
wynikał z pożądania, jakie budził w niej ten mężczyzna.
Bez wątpienia jednak kryło się w tym coś więcej, niż
była do tej pory gotowa przyznać sama przed sobą. Po
przeczytaniu zapisków Viviany o tym, jak poznała
właściwości tego właśnie klejnotu, Reina wiedziała już,
czego chce od Greya.
I zamierzała to dostać.
Stanął w drzwiach, gdy tylko ściągnęła przez głowę
podkoszulek.
–
Czy mogę patrzeć? – zapytał.
–
Właściwie – odpięła górny guzik dżinsów – to tak.
Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi i oparł się
umięśnionym ramieniem o klamkę u drzwi. Poza ta
podkreślała wielkość i siłę mężczyzny, sprawiając, że
Reinie zabrakło tchu.
–
Gdzie mam się przenieść?
Reina zdjęła sandałki.
–
Na łóżko oczywiście. Pewnie najpierw chcesz się
rozebrać, ale przykryj się.
–
Nie wstydzę się swojej nagości – przypomniał jej.
–
Nie masz powodu się wstydzić. Ale żeby właściwie
wykonać ten eksperyment, nie możemy się spieszyć.
Przeszedł przez pokój, kilkoma szybkimi ruchami
pozbywając się koszuli i dżinsów.
–
Jak uważasz, chère. Ty tu rządzisz.
Reina uniosła brwi, zdumiona jego przypuszczeniem,
że to ona chce być górą. Ale nie powinna się chyba temu
dziwić. Jeszcze wczoraj w nocy walczyła z całych sił, by
nie pozwolić mu na przejęcie kontroli w łóżku. Gdyby
nie jego sprawne usta i dłonie – no i ta niezrozumiała
chęć zaufania mu – nie pozwoliłaby Greyowi narzucić
własnego tempa i samemu dyktować warunków. Dzięki
temu jednak zaznała rozkoszy i wolności, o jakich jej się
nie śniło, na dodatek będąc spętana łańcuchem...
No właśnie...
Wzięła z toaletki dzieło Il Gia, ciekawa, czy Grey
dostrzega z daleka, co to jest.
–
Nie, dzisiaj nie chcę rządzić.
Grey właśnie wszedł pod kołdrę i opierał poduszki
o wezgłowie łóżka, kiedy dotarła do niego jej odpowiedź.
Odwrócił się i zmrużył oczy, a widok jego zdumionej miny
sprawił, że dreszcz podniecenia przebiegł Reinie po skórze.
–
Cóż to takiego?
–
Przedmiot, który chcę wypróbować.
Sceptycyzmowi w oczach Greya towarzyszył wy-
czekujący uśmiech.
–
A do czego to służy?
Reina wzięła pamiętnik Viviany i rzuciła go na łóżko.
–
Otwórz na stronie zaznaczonej czerwoną wstążką.
Czytaj na głos. Dowiemy się razem.
Rozdział dziesiąty
Grey nie był głupcem i natychmiast wykonał polece-
nie. Mimo że poczuł gwałtowną erekcję, złapał książkę
i otworzył ją na właściwej stronie. Tymczasem Reina
przeszła powoli przez pokój, gasząc górne światło i zapa-
lając lampę przy łóżku.
–
Będziesz miał światło do czytania – powiedziała.
Skinął głową w milczeniu, ale wciąż widział nieostro
odręczne pismo pamiętnika. Cholera, zapomniał okula-
rów. Gdzie one się podziały?
Reina opadła na kolana i wyjęła druciane oprawki
z jego porzuconej na podłodze koszuli. Wstała, przełoży-
ła nad nim nogę i usadowiła się na jego kolanach, po
czym sama umieściła mu okulary na nosie.
Zakołysała biodrami, ocierając się bielizną o jego
wypukłość pod kołdrą. Mógł jednak teraz tylko czekać
i świadomość ta sprawiła, że jęknął z niecierpliwości
i pożądania.
–
Władza cię podnieca, prawda? – domyśliła się Reina.
Spostrzegł teraz, że pomalowała usta błyszczykiem,
który tak uwielbiał. Na myśl, że zatroszczyła się o ten
szczegół specjalnie dla niego, poczuł suchość w ustach.
–
Władza podnieca każdego.
–
Niektóre kobiety lubią być uległe. – Poprawiła mu
okulary na nosie delikatnym, zmysłowym ruchem.
–
A inne tylko bawią się w uległość – zgadywał Grey,
zastanawiając się, cóż takiego Reina planuje i jak daleko
chce się posunąć. – Ty nie potrafisz być uległa. To nie
leży w twojej naturze.
W jej oczach pojawiło się lekkie zdziwienie.
–
Widocznie za mało mnie znasz.
–
Kochanie, wystarczy przebywać w twojej obecno-
ści przez dziesięć sekund, żeby zorientować się, że lubisz
dyktować warunki.
W odpowiedzi uroczo wzruszyła ramionami.
–
Zeszłej nocy to nie ja byłam górą.
–
I spodobało ci się to, prawda? Bardziej niż przypu-
szczałaś. Może aż tak bardzo, że chciałabyś znowu
spróbować?
–
Musisz o to pytać?
Grey był oczywiście gotów podjąć wyzwanie. Nie
zamierzał jednak zmarnować także własnej szansy.
Reina oczekiwała czegoś wyjątkowego. Chciał zaspokoić
jej pragnienie, ale jednocześnie otrzymać coś w zamian.
–
Pod jednym warunkiem.
Objęła dłońmi jego szyję.
–
Czego chcesz?
–
Odpowiedzi.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, patrząc mu prosto
w oczy.
–
Nie chodzi ci o odpowiedzi, ale o wyznania.
–
Cóż za inteligentna kobieta z ciebie. I nieprzy-
zwoicie wręcz seksowna. – Zaczął kąsać lekko jej
ramiona i szyję, a smak jej skóry jeszcze bardziej
zaostrzył jego apetyt.
–
Jestem bardzo skrytą osobą, Grey.
Odsunął cienkie ramiączko jej stanika i pocałował
w obojczyk.
–
Możesz być pewna... że wszystko.... pozostanie...
między nami – powiedział, nie starając się nawet ukryć
szelmowskiego błysku w oku. Z zadowoleniem stwier-
dził, że Reina nie pozostaje mu dłużna.
–
No proszę, a cały Nowy Orlean sądzi, że to Zane
jest tym niegrzecznym bratem.
–
To dopiero frajerzy, prawda?
Przesunął językiem po wypukłości jej piersi nad
brzegiem stanika, zatrzymując się nad sutkiem, by
zanurzyć język głębiej i musnąć wrażliwą brodawkę.
Reina drgnęła i zerwała się z łóżka, jak porażona
prądem.
–
Nie zapędzaj się za daleko, bo pożałujesz. Oboje
pożałujemy. Dobrze, przyjmuję twoje warunki. Ty dasz
mi to, czego pragnę, a odwdzięczę się tym samym.
Przecież na tym opiera się nasz romans od samego
początku, prawda?
Reina zsunęła się z kolan Greya i wróciła do toaletki.
Czego po niej oczekiwał? Jakich wyznań? Ciekawe, czy
w ogóle uświadamiał sobie wagę swoich żądań. Praw-
dopodobnie tak, bo potrafił czytać w niej z niezwykłą
przenikliwością – mieli przecież ze sobą tyle wspólnego.
Teraz jednak nie powinna się nad tym zastanawiać.
Chciała przecież, żeby ich dzisiejsza schadzka oznaczała
rozkosz, ryzyko i nowe, nieznane jeszcze doznania.
Oczekiwała przy tym naiwnie, że uda się sprowadzić
wszystko do fizycznych, zmysłowych doświadczeń.
Powinna była się domyślić, że Grey znajdzie jakiś
sposób, by podnieść poprzeczkę.
Stanęła przed lustrem i rozpięła stanik. Następnie
sięgnęła po łańcuszek, ujmując go za maleńkie zaciski
obszyte miękką skórką jej rękawiczek, zamknęła oczy
i z całych sił skoncentrowała się na chwili obecnej.
Potem spojrzała na odbicie pogrążonego w lekturze
Greya.
–
Co nam mówi Viviana na temat tego przyrządu?
–
zapytała.
Podniósł wzrok znad książki.
–
Nie czytałaś?
–
Tylko przejrzałam. Nie chciałam popsuć sobie
niespodzianki.
Zaśmiał się i wrócił na wcześniejszą stronę.
–
Chodź do mnie – zażądał.
Dobry początek, pomyślała Reina. Złożyła łańcuszek
w starej, wyściełanej aksamitem szkatułce. Spoczywał
w niej przedtem naszyjnik z pereł, który dostała od
kogoś w podarunku. Bez chwili wahania wrzuciła perły
do szuflady z bielizną, przekonana, że dzieło, które
z takim trudem rekonstruowała przez całe popołudnie,
zasługuje na lepszy schowek niż metalowa teczka z gąb-
kową wyściółką. Zdjęła majtki i usiadła na łóżku obok
Greya, kładąc między nimi płaską, prostokątną szka-
tułkę.
Wyraz zdumienia nie schodził z twarzy mężczyzny.
–
No, no – powiedział Grey, przebiegając wzrokiem
po wersach. – Długo się namyślał, zanim ją uwiódł, nie
ma co.
–
Z zapisków wynika, że kochali się dopiero w rok po
pierwszym spotkaniu.
Grey zmarszczył brwi.
–
A więc dla nas jest już za późno.
Reina wzruszyła jednym ramieniem.
–
Ja nie chcę być Vivianą. Pragnę tylko spróbować
tego, czego ona doświadczyła.
–
Czy była równie uparta, jak ty?
Reina wskazała na pamiętnik.
–
A jak sądzisz?
Grey zaczął czytać na głos.
Ręce mi drżą, kiedy piszę te słowa. Bicie mego serca
przypomina tętent kopyt tysiąca rozpędzonych koni. Po-
stanowiłam nawet nie pisać już w swojej sypialni, jak
dotychczas, lecz w jednym z małych, ukrytych zakamarków
domu. U stóp postawiłam maleńką świeczkę. Ach, gdyby ktoś
odkrył moją tajemnicę...!
–
Chyba czujesz, jak miota się między fascynacją
zakazanym owocem a poczuciem winy? – zapytała
Reina.
Grey przytaknął i czytał dalej.
Wczorajszej nocy pieszczoty Il Gia odsłoniły moją praw-
dziwą tożsamość. Jestem przerażona tym, co odkryłam.
Czymże jest kobieta, która dla rozkoszy zrobiłaby wszystko?
A mimo to nie wstydzę się. Nie potrafię. Bowiem mój
kochanek, nawet wówczas, gdy wydaje rozkazy, trzyma moje
serce w czułych dłoniach – w dłoniach, które przyniosły mi tyle
rozkoszy, że trudno mi wyobrazić sobie, cóż jeszcze może on
dać kobiecie.
Grey podniósł na nią wzrok, a wyraz jego twarzy,
niezgłębiony i poważny zarazem, sprawił, że zwątpiła
lekko w swój plan. Była pewna, że mężczyzna przy-
stanie na wyznaczone przez nią reguły gry. Czyżby
jednak Grey trzymał jej serce w czułych dłoniach?
–
przyszło jej nagle do głowy. Jeśli tak, to jakim
sposobem dostał je w swoje ręce?
Wczoraj rano przysłał mi aksamitną szkatułkę. W środku
była biżuteria – nie wiedziałam jednak, do czego służy.
Przypominała naszyjnik, ale zdążyłam się już przekonać, że
dzieła Il Gia mają zwykle podwójne zastosowanie – upięk-
szają ciało i przynoszą mu rozkosz. Łańcuszek miał trzy
końcówki...
Reina cofnęła się w drugi kraniec łóżka i wyjęła
łańcuszek ze szkatułki, po czym rozłożyła go między
nimi, zgodnie z opisem Viviany.
Grey zamknął książkę.
–
Nie chcesz, żeby Viviana pouczyła nas, jak tego
używać? – zapytała.
W odpowiedzi ujął jeden z dużych, przykręcanych
zacisków.
–
Nie jestem kobietą z szesnastego wieku, Reino. Ty
też nie. Oboje wiemy, do czego to służy.
Wyciągnął rękę, trzymając zacisk na wysokości jej
sutka, lecz był za daleko, żeby go dosięgnąć.
–
Będę musiał przysunąć się bliżej.
Podpełzł do niej na czworakach, skradając się jak
tygrys do swej ofiary. W półmroku jego błękitne oczy
błyszczały od czystej żądzy i niezachwianej deter-
minacji. Łańcuszek zaiskrzył się odbitym blaskiem
lampy.
Reina usiadła na piętach, a jej piersi znalazły się na
wysokości jego oczu.
Grey pokręcił głową.
–
Nie jesteś jeszcze wystarczająco pobudzona. Będę
musiał się tym zająć.
Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz. Wstrzy-
mała oddech.
–
Podaj mi pierś – rozkazał.
Puls jej przyspieszył, ale wykonała polecenie i uniosła
pierś do jego ust tak, żeby nie musiał się ruszać. Grey
natychmiast nagrodził jej posłuszeństwo, ssąc jej sutek,
aż stała się wilgotna, napięta i rozpłomieniona.
Na koniec pocałował ją tak delikatnie i czule – patrząc
jej prosto w oczy – że Reina poczuła pieczenie pod
powiekami.
–
A teraz drugą.
Kiedy już była gotowa, ukląkł naprzeciw niej i roz-
winął łańcuszek. Złote ogniwa opadły wzdłuż nagiego
ciała mężczyzny, ocierając się o jego nabrzmiały członek
i potężne uda. Reina patrzyła, jak Grey boryka się
z zapięciem, a jej zniecierpliwienie narosło do tego
stopnia, że musiała zacisnąć pięści, by nie wyrwać mu
zacisków i założyć ich sobie na sutki. Przy innym
mężczyźnie nie byłaby w stanie się pohamować. Przy
innym mężczyźnie w ogóle nie zdobyłaby się odwagę,
by okazać cierpliwość.
Co innego Grey.
Co się z nią działo?
Mechanizm odtworzony przez nią zaledwie kilka
godzin temu z części, które przetrwały w ukryciu ponad
trzysta lat, wydawał się zbyt drobny jak na jego duże,
męskie dłonie. A jednak palce Greya okazały się nad
podziw zwinne. Po chwili miękkie, wyściełane koźlą
skórką brzegi zacisków obejmowały z dwóch stron jej
sutek.
–
Musisz dać mi znać, kiedy będzie za ciasno – po-
wiedział, po czym zaczął dokręcać śrubkę.
Reina nie wiedziała, które z doznań wstrząsało nią
silniej – narastający powoli ucisk na wrażliwej brodaw-
ce, czy też ogień, który płonął w spojrzeniu mężczyzny.
Opuściła wzrok, przestraszona tym, co ujrzała w jego
oczach. Kryła się tam zbyt wielka dbałość o jej wygodę,
zbyt wielka troska nie tylko o jej ciało.
–
Spójrz na mnie – powiedział, dokręcając jeszcze
śrubkę.
Westchnęła gwałtownie i popatrzyła mu w oczy.
–
Wystarczy już? – zapytał.
–
Nie.
Grey musnął opuszkiem palca jej stwardniały sutek.
Jęknęła w odpowiedzi, czując niesamowitą mieszaninę
rozkoszy i bólu.
–
Jesteś pewna? Nie chciałbym cię skrzywdzić.
–
Jeszcze troszeczkę...
Zaczął więc powoli dokręcać śrubkę, lecz przestał,
kiedy Reina wydała cichy okrzyk. Sięgnął po drugi zacisk
i przeniósł rozkoszną torturę na jej lewą pierś. Kiedy oba
zaciski były na miejscu, Grey ujął rozdwojony na końcu
łańcuszek. Przepiękny rubin w kształcie łzy, który Reina
umieściła w miejscu złączenia zgodnie z projektem il
Gia, znalazł się tuż nad jej pępkiem. Stamtąd jedno
z odgałęzień łańcuszka sięgało jeszcze dalej, a na jego
końcu widniał mniejszy zacisk zaopatrzony w maleńką
sprężynkę.
Grey wziął go do ręki.
–
Gdzie powinienem przyczepić tę część?
Reina spojrzała na swój ciemniejący trójkąt, nie
wiedziała bowiem, czy zdoła cokolwiek powiedzieć,
czując na sutkach nieprzerwany, cudowny napór maleń-
kich zacisków.
–
Ale kiedy Il Gio użył tego po raz pierwszy, nie
zamierzał jeszcze kochać się z Vivianą, prawda?
Pokręciła głową i zacisnęła mocno usta przyjemnie
śliskie od połyskliwej szminki. Tej, którą tak lubił. Tej,
której użyła tylko dla niego.
Grey wypuścił z dłoni ostatni zacisk i przysunął się
bliżej. Jego członek trącił o łańcuszek i odchylił go nieco
na bok, przez co Reina poczuła lekkie szarpnięcie na
sutkach. Jęknęła, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać
na to uwagi.
–
Bawił się z nią po prostu, prawda? Ale ona nie
wiedziała, co traci, jeśli dawał jej rozkosz, nie będąc
w środku. Jeszcze nie wiedziała. Ale ty wiesz, Reino,
prawda? Ty już wiesz.
O tak, wiedziała doskonale! Nie chciała jedynie pustej
rozkoszy, orgazmu bez stosunku. To potrafiła zapewnić
sobie sama. Pragnęła tego, co chyba tylko Grey mógł jej
dać – całkowitego spełnienia. Rozkoszy, która przenik-
nie ją do głębi, na wskroś.
Z trudem zdołała pokiwać głową.
–
Odpowiedz mi.
–
Pragnę cię.
–
Och, to wiem. Ale w tej chwili pragnęłabyś chyba
każdego mężczyzny, mam rację?
Znowu szarpnął leciutko łańcuszek, tym razem
w swoją stronę, niewypowiedzianie delikatnie rozciąga-
jąc jej sutki.
–
Nie – wyznała. – Tylko ciebie.
–
Dlaczego?
Pokręciła głową, nie chcąc teraz przywoływać na
nowo zdolności myślenia po to, by sformułować od-
powiedź. Musiałaby wówczas odwrócić uwagę od
wszystkich tych cudownych doznań, od ucisku na
piersiach i narastającego pulsowania.
–
Powiedz, Reino. Przecież taka była umowa, pamię-
tasz?
Dostrzegła szelmowski błysk w jego oczach i zaklęła
w duchu.
–
A więc dlaczego?
Przełknęła ślinę, usiłując zmusić usta do posłuszeń-
stwa.
–
Podniecasz mnie.
–
Nie tak trudno cię podniecić, zwłaszcza teraz.
–
Wypuścił łańcuszek i położył dłonie na jej pośladkach.
Zaczął ściskać je i ugniatać zaborczymi palcami, a wów-
czas Reina przypomniała sobie o innych erogennych
strefach swego ciała, którym nie poświęcała dotąd
uwagi, pochłonięta przeżywaniem rozkosznej tortury.
–
Jesteś świadoma wszelkich swoich pragnień i potrzeb.
I gotowa zrobić wszystko, żeby tylko je zaspokoić,
prawda?
Stłumiła jęk i wyprężyła plecy. Nie wiedziała, czy
stwierdzenie Greya miało stanowić komplement, czy
też naganę, ale nie dbała o to. Była, jaka była i nie
potrafiłaby się zmienić. Zresztą wcale nie zamierzała.
Dla żadnego mężczyzny. Nawet dla niego.
–
Tak, i co z tego?
–
A czy jesteś gotowa złożyć broń? Zdradź mi jakąś
tajemnicę, Reino. Wczoraj mówiłaś, że masz ich wiele.
Zdradź mi taką, której nigdy bym się nie domyślił.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zanim zdecydowała,
czy w ogóle zamierza mu odpowiedzieć, Grey pochylił
głowę i trącił językiem jej sutki. Reinę przeszył silny
dreszcz tak, że musiała chwycić go za ramiona, żeby nie
upaść. Jej piersi, odrętwiałe już od ciągłego ucisku,
łaknęły dotyku jego ust, jak wysuszona ziemia spragnio-
na wody.
Przesunąwszy rozpłomienionymi wargami od jednej
piersi do drugiej, powiódł dalej językiem w górę, ku jej
szyi, znacząc ją delikatnymi ukąszeniami. Kiedy wy-
prostował się i zbliżył jeszcze trochę, by popieścić jej
ucho, jego członek wśliznął się między uda Reiny. Nagle
opadły ją wspomnienia ostatniej nocy, gdy tak idealnie
do siebie pasowali, i nie była już w stanie zdobyć się na
jakąkolwiek odpowiedź.
Grey odsunął się, pozostawiając na jej skórze wilgot-
ne ślady pocałunków.
–
No i co? Czekam.
Reina spróbowała uspokoić oddech i w głębi jego oczu
zaczęła szukać odpowiedzi na to niełatwe pytanie.
–
Nie wiem, czego ode mnie chcesz, Grey.
–
Czyżby? Chcę wejrzeć w twoje serce. Chcę wie-
dzieć, czego tak naprawdę oczekujesz od mężczyzny,
oprócz orgazmu.
Zaczęła bezwiednie kręcić głową, zanim nawet uświa-
domiła sobie, że nie potrafi mu odpowiedzieć. Nie
dlatego, że nie miała ochoty zbliżyć się do niego tak, jak
on by tego pragnął, ale dlatego, że nie znała odpowiedzi
–
najzwyczajniej w świecie, nie miała pojęcia.
–
Niczego od ciebie nie chcę.
Grey uniósł jedną brew.
–
Tak ci się tylko wydaje. Zajrzyj w głąb siebie,
Reino. Powiedz mi, czego pragniesz. Obiecuję, że zrobię,
co w mojej mocy, żeby ci to dać.
Upór Greya ją rozgniewał, ale bliskość jego ciała
pulsującego pożądaniem tak samo jak jej ciało sprawiła,
że złość przerodziła się w zwykłe rozdrażnienie.
–
Przysięgam, Grey. Nie chcę od ciebie niczego,
pragnę tylko poczuć cię w sobie i przez chwilę wznieść
się poza siebie.
Odwróciła wzrok, by odzyskać równowagę, a wtedy
Grey usiadł, nałożył prezerwatywę i zaczął zdejmować
zaciski z jej sutek.
Jego czuły, delikatny dotyk sprawił, że ogień na nowo
zapłonął w jej krtani. W chwili gdy złote narzędzie
tortur spadło na kołdrę, piersi Reiny ogarnął palący żar.
Zadrżałaby zapewne, gdyby Grey pieszczotą warg i dło-
ni nie ukoił jej rozpalonej skóry, na nowo rozbudzając jej
pożądanie.
–
To będzie więcej niż chwila, Reino – powiedział,
rozsuwając jej nogi i przyciągając ją ku sobie.
–
Daj mi tyle, ile chcesz, Grey. Nie będę prosić o....
–
Umilkła nagle, czując, że coraz bliższa jest wyznania
prawdy, lecz on w odpowiedzi tylko chwycił ją wpół
i wszedł w nią.
–
Mnie nie musisz o nic prosić. Wiem, czego prag-
niesz, chère, bo ja pragnę tego samego.
Ostrożnie obrócił ją na plecy, odrywając się od niej
tylko na chwilę tak, że prawie nie odczuła tej krótkiej
rozłąki, po czym znowu pchnął z całych sił, zanurzając
się aż do końca. Ujął nadgarstki Reiny i przełożył jej za
głowę. Przełożył oba jej nadgarstki do jednej dłoni,
a drugą uniósł jej kolana i przycisnął je do muskularnego
torsu. Dzięki temu mógł wejść głębiej, dotrzeć dalej.
Kiedy delikatnie wyprostował jej nogi i położył sobie
kostki na ramieniu, miała wrażenie, że oto udało mu się
przekroczyć ostatnią z barier, które czyniły z nich dwie
osobne istoty.
Leżąc w tej pozycji, nie mogła go dotykać ani pieścić,
a jedynie zatracić się w całkowitym i nieskrępowanym
spełnieniu swych najgłębszych pragnień. A jednak słysza-
ła podniecenie kochanka w jego coraz szybszym oddechu,
w zniżonym głosie – zatem, by zaznać rozkoszy spełnie-
nia, wystarczyło mu tylko to, że czuła go całą sobą.
Powoli narastające napięcie wybuchło wreszcie falą
doznań, której Reina nie była w stanie już dłużej tłumić.
Zresztą nie tego wcale oczekiwał Grey.
–
Tak, właśnie tak – powtórzył, gdy zaczęła jęczeć
coraz głośniej i krzyczeć w uniesieniu, a on parł coraz
głębiej.
Szczytowali jednocześnie – gwałtownie, intensyw-
nie, długo. Wykrzyczała jego imię, lecz on nie przestawał
nacierać, wnikając w nią tak głęboko, że otworzyła
szeroko oczy w zdumieniu i zachwycie.
Potem Reina nie pamiętała już nic do chwili, gdy Grey
przytulił się do niej pod kołdrą i opiekuńczo objął
ramieniem jej kibić. Leżała, wsłuchując się w jego oddech
w oczekiwaniu aż stanie się równomierny, a kochanek
pogrąży się we śnie.
Czekała jednak na próżno. Minuty wlokły się powoli,
a Reina obserwowała cyfry zmieniające się na elektro-
nicznym zegarku zawieszonym na staroświeckim para-
waniku, który kupiła zeszłego lata na Royal Street.
Próbowała teraz przypomnieć sobie tamte zakupy
–
z kim chodziła po sklepach, co jeszcze kupiła, gdzie
jadła lunch tego dnia. Wszystkie szczegóły przebiegały
jej przed oczami i natychmiast ulatywały, nie dając jej
ani chwili wytchnienia, którego tak rozpaczliwie prag-
nęła, dręczona myślą o tym, że Grey Masterson zaczyna
dla niej coś znaczyć. Coś ważnego. I nawet jeśli odszedł-
by nazajutrz, nie byłaby już tą samą kobietą, co przed-
tem, a cele, jakie sobie wyznaczała, także zmieniłyby się
na zawsze.
–
Reino?
Zanim zdążyła się odezwać, po drugiej stronie kory-
tarza rozległ się mechaniczny dźwięk brzęczyka.
Oboje poderwali się na łóżku. Reina złapała kołdrę
i przyciągnęła ją do piersi.
–
Co to? – zapytała.
Było jasne, że ktoś aktywował system bezpieczeń-
stwa, a jednak nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
–
Alarm. Zostań tu – powiedział i w mgnieniu oka
znalazł się po drugiej stronie łóżka, chwytając po drodze
spodnie.
Tym razem jednak Reina nie zamierzała wypełniać
jego poleceń.
Rozdział jedenasty
Grey pospiesznie wciągnął dżinsy, nie tracąc nawet
czasu na zapinanie rozporka. Usłyszał szelest pościeli,
gdy Reina owinęła się prześcieradłem i stanęła za nim,
gotowa do wyjścia. Wstukał kod na zdalnym przełącz-
niku w sypialni, a brzęczyk umilkł natychmiast.
–
Dlaczego nie włączył się cały system? Nie słychać
głównego alarmu – zapytała Reina, zadyszana i wyraź-
nie rozdrażniona.
–
Chcesz przestraszyć złodzieja, czy złapać go na
gorącym uczynku?
Nie odpowiedziała, a Grey poczuł, że krew się w nim
burzy. Niewątpliwie Reina była z natury osobą lubiącą
ryzyko, ale wyglądało na to, że kolekcji nie naraziłaby na
niebezpieczeństwo w żadnym wypadku – nawet za cenę
ujęcia złodzieja. Wszystkie klejnoty Il Gia – z wyjątkiem
owego przyrządu, z którego zrobili tak wspaniały uży-
tek – były rzecz jasna bezpiecznie ukryte w tajemnej
pracowni za ścianą jej sypialni. Nie można było zresztą
stwierdzić, czy ten, kto właśnie wdarł się na teren domu
Reiny, był osobą odpowiedzialną za poprzednie kradzie-
że. Grey wiedział tylko, że tego wieczoru jej matka
wstąpiła na chwilę, by dowiedzieć się, dlaczego Reina
nie przyszła na przyjęcie dobroczynne w Galerii East-
mana.
Na tablicy kontrolnej sprawdził rozmieszczenie świa-
teł w domu i włączył monitory wideo.
–
Ktokolwiek to jest, nie przyszedł głównym podjaz-
dem – stwierdził, czekając, aż w zasięgu kamery umiesz-
czonej nad gankiem pojawi się jakaś postać. – A przecież
to był brzęczyk zamontowany na bramie frontowej.
–
Na bramie frontowej? To mi nie wygląda na
włamywacza – powiedziała z lekką drwiną w głosie.
–
Raczej na gościa.
Grey spojrzał na zegar w komputerze. Było już po
dziesiątej.
–
O tej porze?
–
W Nowym Orleanie to normalne. Czy widać, kto
to jest?
Grey czekał dalej, ale niczego nie dostrzegł. Obraz
zamkniętej bramy wciąż był pusty. Przełączył na tylne
wyjście. Też pusto. Księżyc krył się za chmurami,
a światło na ganku skierowane było tylko na drzwi
i okna, więc nie mógł stwierdzić, czy ktoś nie czai się
wśród gęstych paproci, za masywnymi pniami dębów
lub potężnymi krzewami magnolii.
–
Może ktoś schował się na podwórzu.
Reina ziewnęła.
–
A może to jakieś zwierzę uruchomiło alarm. Kot
albo wiewiórka – zastanawiała się.
Grey pokręcił głową i czekał dalej.
–
Nie sądzę. Mam dziwne przeczucia...
Podniósł słuchawkę i wykręcił numer, który Brandon
zapisał na kartce i przyczepił do głównego monitora.
Podał adres i kod dostępu, po czym wydał polecenie, by
przez najbliższą godzinę ignorowano każdy alarm, jaki
włączy się pod tym adresem.
–
Dlaczego to zrobiłeś?
Nie odrywając wzroku od ekranu monitora, Grey
zapiął spodnie i włożył podkoszulek. Z dna torby wyjął
pistolet, włączył bezpiecznik i wsunął broń do kieszeni.
–
Nie chcę go wystraszyć. – Wziął swój telefon
komórkowy i rzucił go Reinie. Złapała, ale prawie
straciła prześcieradło, którym była owinięta niczym
togą. Nie omówili zawczasu planu działania na wypadek
napaści, ale był przekonany, że dzięki swej inteligencji
i zaradności Reina będzie w stanie stawić czoło każdemu
wyzwaniu.
Wskazała telefonem jego pistolet.
–
Nie wiedziałam, że redaktorzy gazet chodzą uzbro-
jeni po zęby – stwierdziła, ale w tonie jej próżno było
doszukiwać się zarówno uznania, jak dezaprobaty. Jej
umiejętność ukrywania emocji zaczynała już działać
Greyowi na nerwy.
–
Redaktorzy gazet muszą czasami zapuszczać się
w nieciekawe dzielnice. A ja, jak to się mówi, nie jestem
w ciemię bity. Nie martw się, umiem się z tym ob-
chodzić.
Reina wywróciła do góry oczy z uroczym zniecierp-
liwieniem.
–
Co do tego nie mam wątpliwości. Ale jeżeli mam
zmierzyć się z napastnikiem, to nawet jeśli miałabym
tylko zaatakować go tym telefonem, to wolałabym być
przy tym ubrana.
Ruszyła w stronę swojej sypialni, a Grey, tłumiąc
śmiech, ostrzegł ją szeptem:
–
W porządku, ale nie zapalaj światła. Wolałbym,
żeby ten ktoś sądził, że nie ma nas w domu.
Pochylił się nad biurkiem i przebiegając wzrokiem
tam i z powrotem po trzech małych monitorach, za-
stanawiał się z żalem, czemu nie poprosił Brandona
o założenie dodatkowych detektorów dźwięku. Przyja-
ciel proponował mu to, ale Grey odmówił, sądząc, że
instalacja tak zaawansowanego systemu bezpieczeń-
stwa w domu i tak już graniczy z przesadą. A teraz
żałował, że nie może usłyszeć nic oprócz odgłosu
prześcieradła opadającego na podłogę w jej pokoju.
Ciche skrzypnięcie drzwi szafy. Dźwięk przesuwanych
wieszaków. Otwieranie i zamykanie szuflady. Szybko
rzucił okiem na drzwi sypialni Reiny, ale okazało się, że
zgodnie z jego poleceniem nie zapaliła światła.
Ciekawe, jak kobieta z klasą ubiera się na spotkanie
z potencjalnym włamywaczem?
Im dłużej nikt nie pojawiał się przy frontowych ani
tylnych drzwiach, tym bardziej Grey utwierdzał się
w przekonaniu, iż alarm przy bramie był fałszywy albo
wręcz przeciwnie – mieli już napastnika w ręku. Dwu-
krotnie zdawało mu się, że widzi jakiś ruch na samym
skraju ziarnistego, czarno-białego obrazu na ekranie
monitora. Rozważał, czy nie wyjść, żeby przeszukać
teren wokół domu, ale postanowił się ruszać się nigdzie,
dopóki nie wróci Reina.
A wróciła bardzo szybko, ubrana od stóp do głów
w czarny, obcisły kombinezon, długi, cienki płaszcz
i buty na miękkich podeszwach. Stanęła za nim i obser-
wowała monitory zza jego pleców.
–
Gdyby wszystkie policjantki w Nowym Orleanie
ubierały się tak jak ty, przestępcy z własnej woli
oddawaliby się w ich ręce – zażartował.
Cmoknęła z udawanym niezadowoleniem.
–
Mundur oddałam do krawca i tylko to udało mi się
znaleźć.
Grey przełknął ślinę, czując, że dławi go nowy
przypływ pożądania.
–
I jak zwykle wyglądasz zachwycająco.
Uderzyła go lekko w ramię i wskazała palcem moni-
tor.
–
Zauważyłeś coś?
–
Tylko kilka podejrzanych cieni. Ale gość chyba
zapukałby już do drzwi, nie sądzisz?
–
Raczej tak – zgodziła się.
–
Czy kolekcja jest bezpieczna?
–
Zamknięta na cztery spusty w pracowni. Co
robimy?
Grey odsunął sobie krzesło stojące przy biurku, usiadł
i posadził ją sobie na kolanach.
–
Poczekamy jeszcze pięć minut. Jeżeli nikt się przez
ten czas nie pojawi, zejdę na dół i rozejrzę się.
Reina przełożyła nogi na drugą stronę, chcąc zapewne
usadowić się wygodniej, ale jednocześnie rozbudziła na
nowo jego pożądanie. Poczuł zapach seksu, ciepły,
zabarwiony piżmem i subtelną nutą jej ulubionych
perfum.
Kiedy poruszyła się po raz drugi, Grey jęknął.
–
Lepiej przestań – ostrzegł.
–
Przepraszam – odparła, ale żartobliwy ton głosu
świadczył, że nie jest jej ani trochę przykro. – Chyba
muszę usiąść na krześle.
–
Chociaż to dla mnie tortura, moje kolana muszą ci
wystarczyć – powiedział i przesunął się tak, że jego
nabrzmiały członek znalazł się w zagłębieniu jej poślad-
ków.
–
Jesteś nienasycony, prawda?
–
Tak samo nienasycony jak ty. Mimo że ty czasami
się wycofujesz – stwierdził z przekąsem.
Odwróciła się tak szybko, że jej włosy smagnęły go po
twarzy.
–
Z niczego się nie wycofuję.
Powinien wprawdzie obserwować monitory, ale rzu-
cił jej krótkie, powątpiewające spojrzenie.
–
Czyżby? Więc dlaczego o nic mnie nie poprosisz?
–
A dlaczego mężczyznom tak bardzo doskwiera to,
że kobieta ich nie potrzebuje?
Odpowiedział, przyciskając gwałtownie jej biodra do
swego twardego członka.
–
Ależ ty mnie potrzebujesz, chère.
–
Chodzi mi o to, że nie oczekuję niczego poza
seksem. Przecież to cię właśnie niepokoi, prawda? Ale
niepotrzebnie, zważywszy, że liczę na ciebie i twoją
pomoc przy czuwaniu nad bezpieczeństwem kolekcji.
–
Poprosiłaś o to w odruchu desperacji i tylko dlatego,
że sądziłaś, iż jestem moim bratem, który, jak twier-
dzisz, wcale cię nie pociąga.
–
Zane jest moim przyjacielem. I zamierzam go
zabić, kiedy tylko go spotkam – wycedziła przez zaciś-
nięte zęby. – Ale zawsze mogłam na nim polegać.
–
Więc nie spotkałaś nigdy innego mężczyzny, na
którym można polegać?
Ponownie zwróciła wzrok na monitor.
–
Nie.
Na jej nieszczęście Grey nie miał w zwyczaju tak
łatwo rezygnować z odkrywania tajemnicy lub ciekawej
historii.
–
A twój ojciec? Czy na nim nie mogłaś polegać?
Wiedział, że to ryzykowne pytanie. Choć wyglądało
na to, że z matką utrzymuje zażyłe stosunki, ani razu nie
wspomniała mężczyzny, który dał jej drugą połowę
genów.
–
Nie wiem, kim on jest.
–
Nigdy go nie poznałaś?
–
Nie wiem nawet, jak się nazywa.
–
I nie zapytałaś o to matki?
W jej śmiechu nie było ani śladu rozbawienia.
–
Pytałam, ale nie chciała mi powiedzieć. Przypusz-
czam, że nawet Dahlia nie wie, bo matka zatrudniła ją,
będąc już ze mną w ciąży.
–
Nie przeszkadza ci, że nie znasz swojego ojca?
–
Jasne, że mi przeszkadza. – Westchnęła głęboko,
zanim zdecydowała się mówić dalej. – Przez wiele lat za
każdym razem, gdy spotykałam atrakcyjnego mężczyz-
nę w wieku mojej matki, zastanawiałam się – cholera,
robię to do tej pory – czy to może być on. To, czy jestem
do niego podobna, nie ma znaczenia, bo wdałam się
w matkę.
–
I nigdy nie natrafiłaś na jego trop?
Pokręciła głową.
–
Jako dziecko często buszowałam w rzeczach mamy
w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Przeczytałam na-
wet jej pamiętnik, przy którym wyznania Viviany
wydają się niewinne jak przepis na szarlotkę. Kimkol-
wiek był mój ojciec, najwidoczniej nie miał matce nic do
zaoferowania, bo inaczej zatrzymałaby go przy sobie na
dłużej.
Grey pokiwał głową. Zastanawiał się, czy wniosek,
który właśnie mu się nasunął, jest słuszny.
–
A zatem nie wiążesz się z mężczyznami ze strachu,
że porzucą cię tak, jak twój ojciec?
Roześmiała się głośno.
–
Ojej, doktorze Masterson, cóż za przenikliwa diag-
noza. A ja nawet nie sprawdziłam pańskiej licencji
terapeuty!
–
Może powinienem poprowadzić rubrykę porad
w gazecie.
Zachichotali oboje. Wspólny śmiech złagodził trochę
napięcie w jej ciele, więc Reina odprężyła się i oparła
lekko o jego ramię.
Po dłuższej chwili milczenia powiedziała coś, czego
Grey zupełnie się nie spodziewał.
–
Wcale nie jestem taka skomplikowana. Całe życie
patrzę, jak moja matka niszczy mężczyzn, wysysając
z nich pieniądze i miłość. Istnieje prawdopodobieństwo,
że tak samo postąpiła z moim ojcem. Bardzo ją kocham,
ale nie chcę być taka jak ona.
Grey zacisnął usta. Serce biło mu jak oszalałe i poczuł
lekki zawrót głowy. Był pewien, że to wyznanie kosz-
towało Reinę więcej, niż warta była cała kolekcja
kamieni zamknięta w kryjówce za ścianą. Tego właśnie
pragnął, kiedy się kochali – wejrzeć na chwilę w jej serce.
Nie przypuszczał jednak, że znajdzie tam taki smu-
tek.
–
Nie chciałbym znowu tego powtarzać – powie-
dział, mając świadomość, że wpływa na niebezpieczne
wody. – Ale pod wieloma względami jesteś podobna do
matki. Wyglądasz jak ona, masz tę samą wrodzoną
zmysłowość...
–
Wrodzoną? Mój drogi – odparła, a sposobem mó-
wienia tak bardzo przypominała Pilar Price, że Grey się
wzdrygnął – moja zmysłowość nie jest ani trochę
wrodzona. – Zarzuciła nogi na oparcie krzesła i po-
gładziła jego szorstki, nieogolony od wczoraj policzek.
–
Pochodzę z rodu kobiet, które całymi latami ćwiczą się
w sztuce uwodzenia.
Grey zmarszczył brwi. Po raz pierwszy, odkąd ją
poznał, dostrzegał różnicę pomiędzy zmysłowością,
którą potrafiła uruchomić na zawołanie – jak podczas
spotkania z Claudiem poprzedniego wieczora – a tym
urokiem, który roztaczała w jego obecności nawet
wówczas, gdy brała go za Zane’a. Zwłaszcza gdy brała go
za Zane’a. Podziękował bratu w myślach za to, że nigdy
nie starał się uwieść tej niezwykłej kobiety, zaprzyjaźnił
się z nią i zdobył jej zaufanie, któremu Grey, już jako
kochanek, mógł teraz nadać nowy wymiar.
–
Ta wasza zmysłowość to potężna broń – powie-
dział.
Z wyrazem znudzenia w oczach Reina leniwie od-
wróciła się ku monitorom.
–
Tak, chyba masz rację.
Grey już miał odpowiedzieć, kiedy wstała nagle,
przyciskając palec do środkowego ekranu.
–
Spójrz tylko!
Zerwał się na nogi tak gwałtownie, że krzesło
odjechało daleko w tył i zderzyło się bezgłośnie
z łóżkiem. Drobna postać cała ubrana na czarno – od
czapki, po kurtkę i dżinsy – weszła ukradkiem na
ganek z tyłu domu. Rozejrzała się na boki, potem po
raz ostatni sprawdziła podjazd, by wreszcie ruszyć
w stronę drzwi. Następnie wyjęła z kieszeni pęk
kluczy.
–
Mój Boże – szepnęła Reina ochrypłym z wrażenia
głosem. – To Judi.
Zakryła dłonią usta, starając się utrzymać nerwy na
wodzy. Kątem oka obserwowała, jak Grey całkowicie
dezaktywuje alarm. Nie chciał wystraszyć Judi jego
wyciem, żeby mogła wejść do środka bez przeszkód.
Patrzyli, jak otwiera zewnętrzne, oszklone drzwi
i wkłada klucz do zamka.
–
Dałaś jej klucz do domu? – zapytał.
–
Nie, jedyny zapasowy jest u Zane’a.
–
Ale miała dostęp do twojej torebki, prawda?
Tym razem Reina musiała przytaknąć. Oczywiście,
że Judi miała dostęp do jej torebki! Były przecież
przyjaciółkami i wspólniczkami. Przedstawiła nawet
dziewczynę swojej matce, bowiem Judi twierdziła, że
podziwia talent aktorski Pilar od chwili, gdy oglądała jej
występ w swym rodzinnym Nowym Jorku. Nie miała
rodziny w Nowym Orleanie, więc bywała u Pilar
w Święta Dziękczynienia, a w Wigilię wymieniały się
prezentami z Reiną – nocowała wówczas w pokoju
gościnnym, który teraz pełen był urządzeń mających
wykryć jej zdradzieckie zamiary.
–
Czy ona wie, gdzie mieści się twoja pracownia?
–
zapytał.
–
Wie wszystko to, co ja. Ale nie zdradziłam jej
kombinacji do drugiego sejfu.
Grey pokręcił głową ze złowieszczą miną, jakby fakt
ten nie miał jego zdaniem żadnego znaczenia.
–
Ale wiedziała o kamerach, które zainstalowałaś po
pierwszym włamaniu. Mogła nakierować jedną z nich
na sejf w chwili, kiedy wprowadzałaś szyfr.
Reina nie potrafiła w to wierzyć. Judi nie była
przecież taka zmyślna! Prawie miesiąc zabrało jej opano-
wanie nowego systemu obsługi poczty głosowej.
–
Ochroniarz by to zauważył.
–
Mówisz o tym samym ochroniarzu, który utrzy-
muje, że pobito go do nieprzytomności podczas drugiego
napadu?
Reina tupnęła ze zniecierpliwieniem, wiedząc jednak,
że teoria Greya jest bardziej prawdopodobna, niż miała-
by ochotę przyznać.
Z dołu dobiegł ich hałas, a potem stłumiony okrzyk,
jakby Judi wpadła na jakiś mebel. Był to zapewne
wiklinowy fotel przesunięty na drugą stronę przeszklo-
nej werandy po tym, jak Grey zdemontował warsztat
Reiny i przeniósł go na górę.
–
Nigdy bym nie przypuszczała, że Judi może być tak
wyrachowaną oszustką – szepnęła Reina. – A miałam
już do czynienia z najbezczelniejszymi kłamcami na
zachodniej półkuli.
Grey wzruszył ramionami.
–
Jeszcze nie wiemy, jakie są zamiary Judi. Może
powinniśmy to sprawdzić, zanim zaczniemy ją oskarżać
o przestępstwo.
–
Włamanie i wtargnięcie na teren posesji to już coś.
Tyle chyba możemy jej udowodnić, nie uważasz?
Wzburzona Reina ruszyła w stronę drzwi, lecz za-
trzymała się gwałtownie, gdy Grey złapał ją za nadgars-
tek. Wtedy wróciła myślą do chwili, gdy równie mocno
trzymał jej ramię – był wówczas w niej, a ich ciała
tworzyły jedność w momencie najwspanialszego miłos-
nego uniesienia w jej dotychczasowym życiu.
–
Co chcesz zrobić? – zapytał.
Reina uniosła jedną brew. Miała nieodpartą chęć
wymierzyć kopniaka tej dwulicowej kreaturze, ale wy-
chowanie nie pozwalało jej zniżyć się do takiego czynu.
–
Szczerze mówiąc, nie wiem. Zejdźmy na dół,
a potem wymyślimy coś na poczekaniu.
Rozdział dwunasty
Reina oparła się na chwilę o framugę drzwi i zaczęła
oddychać głęboko, chcąc ujarzmić nieco gniew, który
skurczył się stopniowo i przycupnął gdzieś w głębi jej
żołądka. Ukryta w ciemności obok werandy, obserwowa-
ła Judi, która rozpaczliwie grzebała wśród poduszek na
wiklinowej sofie, rozrzucając je po podłodze. Grey stał
tuż za Reiną, a dotyk jego muskularnej piersi i kojący
zapach korzennych perfum dodawały jej pewności siebie.
Przekręciła włącznik światła, a pomieszczenie zalał
zwodniczo ciepły blask.
Judi odwróciła się gwałtownie, straciła równowagę
i opadła na sofę.
–
Reina!
Reina uśmiechnęła się kpiąco. Wytrawna włamy-
waczka? Nic podobnego.
–
Judi.
Jej asystentka zakrztusiła się, przełknęła ślinę i pod-
niosła się z sofy z wdziękiem ciężarnej słonicy.
–
O, to ty, Zane! Ojej, nie sądziłam, że jesteście
w domu. Dzwoniłam do drzwi...
–
Kłamstwo numer jeden – szepnął Grey do ucha
Reiny, najwyraźniej uradowany, że może przekazać jej
dowodzenie.
Trudno było traktować Judi jako poważne zagroże-
nie, dopóki Reina w pełni nie uświadomi sobie roz-
miarów jej zdrady. Judi była nie tylko jej pracownicą,
lecz także przyjaciółką. Reina przyjęła ją u siebie w do-
mu, przedstawiła rodzinie. A ona targnęła się na coś
więcej niż cenną własność i dobre imię przyjaciółki
–
podkopała fundamenty jej zaufania.
Tego zaufania, którym Reina właśnie zaczęła darzyć
Greya. Zaufania, które być może nawet tego wieczoru
pozwoliło jej uczynić pierwszy krok ku miłości. Choć
jego obecność dawała jej siłę, Reina odsunęła się o krok
od mocnego, męskiego ciała.
–
Dziwne, powinnam była usłyszeć dzwonek, bo jest
zamontowany przy schodach na górze.
Judi przenosiła nerwowo wzrok z Greya na Reinę.
Wydawało się wątpliwe, żeby oczekiwała od mężczyz-
ny, którego brała za Zane’a, potwierdzenia jej historyjki
lub jakiegokolwiek wsparcia. Tych dwoje serdecznie się
nie znosiło od chwili, gdy Judi poczuła miętę do Zane’a,
a on dał jej kosza.
–
Może byłaś zbyt zajęta. – Trudno było nie zauwa-
żyć szyderstwa w jej głosie, lecz Reina puściła uwagę
mimo uszu.
–
Dlaczego tu przyszłaś, Judi?
Dziewczyna zaczęła pospiesznie grzebać w kieszeni
obszernej kurtki, do złudzenia przypominającej tę, którą
ochroniarz w galerii nosił podczas chłodniejszych nocy.
Brakowało na niej tylko odznak firmy ochroniarskiej.
–
Chciałam ci to przynieść. – Wystąpiła krok na-
przód, wręczyła Reinie rachunek ze sprzedaży, po czym
wycofała się na bezpieczną w swym mniemaniu odleg-
łość.
Reina przeczytała treść rachunku odbitego na żółtej
kalce.
–
Pani Davis kupiła rzeźbę Raziego. Najwyższy czas.
Od pół roku przychodziła i ją obmacywała.
Ze spokojnego tonu jej głosu Judi wywnioskowała, że
niebezpieczeństwo minęło. Wydała westchnienie ulgi,
które słychać było zapewne w następnej przecznicy.
–
Tak, wiem. Prowizja za tę rzeźbę jest bardzo
wysoka, więc pomyślałam, że chciałabyś się o tym
dowiedzieć natychmiast. Może nie będziesz już musiała
szukać inwestora. Stać cię na nowe ubezpieczenie.
Reina zmrużyła oczy. Istotnie powiedziała podwład-
nym i artystom o wstrzymanym ubezpieczeniu, a pro-
wizja za transakcję z panią Davis rzeczywiście była
imponująca – prawie dziesięć tysięcy dolarów.
Ale to wszystko nie wyjaśniało, dlaczego Judi wtarg-
nęła do jej domu bez zaproszenia.
–
Mogłaś do mnie zadzwonić.
–
Dzwoniłam! Nikt nie odbierał.
Kolejne pytanie Reina rzuciła bez zastanowienia,
dotyczyło bowiem jedynej rzeczy, której była stupro-
centowo pewna.
–
Skąd masz klucz do mojego domu? Nie dawałam ci
go przecież.
Judi rzuciła pełne popłochu spojrzenie ku drzwiom,
na Zane’a, i znowu na Reinę. Po długim milczeniu w jej
wybałuszonych oczach pojawił się błysk zrozumienia.
–
O co mnie oskarżasz, Reino?
Reina wpatrywała się w nią nieruchomo.
–
Oskarżam cię o to, że weszłaś do mojego domu,
posługując się kluczem, którego ci nie dałam.
Roztrzęsiona Judi wyprostowała się nieco.
–
Twoja matka dała mi klucz. Była w galerii przy
tym, jak pani Davis kupowała rzeźbę Raziego. Uznała,
że w zaistniałych okolicznościach na pewno chciałabyś
o tym wiedzieć.
Reina niedbale skrzyżowała ramiona na piersiach,
chowając zaciśnięte w pięści dłonie. Dlaczego nie mogła
jakoś uwierzyć w historyjkę Judi? W pobladłej twarzy
dziewczyny i jej rozbieganych oczach kryło się coś, co
kazało podejrzewać ją o kłamstwo.
Bez słowa przeszła do kuchni, wzięła z półki szklankę
i nalała sobie wody z dużej butelki na lodówce. Grey
ruszył za nią, ale powstrzymała go ruchem ręki. Po-
trzebowała chwili czasu, by przywołać swój słynny
zewnętrzny chłód, nałożyć tę maskę wyniosłości, którą
nieraz zrzucała w obecności Judi. Miała nadzieję, że Grey
to zrozumie.
Puścił do niej oko i odwrócił cię z powrotem do Judi.
–
Skąd Pilar wzięła się w galerii?
Grey postanowił kontynuować przesłuchanie, jako
że zadawanie pytań należało do jego mocnych stron.
Choć dla postronnego obserwatora Reina mogła wyda-
wać się po prostu lekko spragniona, wiedział, że jest
wstrząśnięta do głębi. Potrzebowała teraz chwili wy-
tchnienia.
–
Przyszła z panią Davis.
Grey zerknął za siebie przez ramię. Reina nie reago-
wała, uznał więc, że nie dziwi jej powiązanie matki
z wielbicielką sztuki o grubym portfelu. Swoją drogą
ciekawe, dlaczego Pilar nie wspomniała o tym zakupie,
kiedy dzwoniła wcześniej do córki. I dlaczego Judi nie
powiadomiła swej szefowej po południu, bezpośrednio
po transakcji?
No właśnie. To się nie trzymało kupy i dlatego Judi
siedziała teraz jak trusia, a ręce tak bardzo jej się trzęsły,
że wsunęła je w końcu pod uda. Rozglądała się po
pokoju, starannie unikając ich wzroku, a kiedy wreszcie
napotkała spojrzenie Greya, po policzku spłynęła jej łza.
Jeśli płacz był udawany, to ta kobieta posiadała
większy talent niż Lane Morrow, która otrzymała
przecież Złoty Glob za umiejętność przekonującego
wylewania wodospadów łez. Judi czuła się zraniona
podejrzeniami Reiny, lub, jak przypuszczał Grey, usiło-
wała coś ukryć – prawdopodobnie nieczyste sumienie.
Choć Reina wciąż stała w kuchni z beznamiętnym
wyrazem twarzy, po jej oczach widać było, że usilnie coś
rozważa. Podobnie jak tamtego wieczoru z Claudiem
w salonie, wycofała się, przyjmując postawę biernego na
pozór obserwatora. Grey jednak poznał ją już na tyle
dobrze, by wiedzieć, że bierność nie leży w naturze
Reiny Price. Teraz tylko przysłuchiwała się, przyglądała
i oceniała sytuację z pewnego oddalenia.
Była taka inteligentna. I piękna.
W końcu Reina wróciła do pokoju, niosąc tym razem
kieliszek wina, który podała Judi.
–
Wypij to – poleciła.
Grey odsunął się nieco na bok, rzucając jej pytające
spojrzenie, lecz Reina go zignorowała. Skąd ta gościn-
ność?
Wraz z winem podała dziewczynie chusteczkę, a ta
przyjęła jedno i drugie.
–
Przepraszam, Reino. Nie powinnam była słuchać
twojej matki i przychodzić tutaj.
Reina usiadła obok niej.
–
Słuchanie rad Pilar Price nie jest najmądrzejszą
rzeczą.
Judi piła wino, lecz nie odpowiadała. Fakt ten był
widocznie istotny dla Reiny, ponieważ triumfalnie
spojrzała na Greya, po czym położyła dłoń na kolanie
Judi.
–
Muszę zapytać cię o coś ważnego. Co Pilar może
wiedzieć na temat kradzieży w galerii?
W oczach Judi pojawił się błysk, a ręka z kieliszkiem
zadrżała tak, że kilka kropel wina rozprysło się na boki.
–
Nie wiem. Pewnie to, co sama jej powiedziałaś.
–
Nie mówiłam jej nic od czasu pierwszego napadu.
–
Naprawdę?
Reina pokręciła głową.
–
Ona nic nie wie o ubezpieczeniu ani o moich
kłopotach z pieniędzmi. A w każdym razie nie dowie-
działa się o tym ode mnie. Jeśli dobrze pamiętam, to
prosiłam cię, żebyś zachowała te informacje dla siebie.
–
I tak zrobiłam!
–
Dlaczego więc moja matka zachęcała cię, żebyś
powiadomiła mnie o wysokiej prowizji? Dla kobiety jej
pokroju dziesięć tysięcy dolarów to drobna sumka.
Judi dopiła pospiesznie wino i zerwała się na nogi.
–
Nie wiem, Reino. Nie mam pojęcia. Zrobiłam tylko
to, o co mnie prosiła. – Łzy na nowo popłynęły jej po
policzkach. Otarła je tym, co pozostało z chusteczki.
–
Ja...
Reina wstała i uciszyła ją łaskawym skinieniem
głowy, zanim Judi zdążyłaby powiedzieć coś, co jeszcze
bardziej mogło ją obciążyć. Do czego zmierzała?
–
Idź do domu, Judi.
–
Co takiego? – krzyknął Grey.
Reina spojrzała na niego, wzburzona.
–
Judi nie miała złych zamiarów.
Zwróciła się z powrotem do swojej asystentki i po-
klepała ją po ramieniu, ale lekka sztywność jej ruchów
świadczyła o tym, że ani trochę nie wierzy w to, co
mówi.
Judi postawiła kieliszek na stole i otuliła się połami
kurtki.
–
Nie miałam. Naprawdę nie miałam. – Minęła
Reinę, lecz nagle zawróciła i rzuciła się jej na szyję. – Tak
mi przykro. Przepraszam...
Reina nie odpowiedziała. Nie odwzajemniła uścisku
i nie wyrzekła słowa, gdy Judi sunęła w stronę wyjścia.
Grey złapał ją za zbyt obszerną kurtkę.
–
Zane, proszę...
–
Klucze – zażądał, wyciągając rękę.
Opamiętała się i umilkła, po czym oddała mu klucze
do domu Reiny i wybiegła na dwór.
Grey cisnął je z brzękiem na stół i westchnął głęboko.
–
Nie mogę uwierzyć, że ją wypuściłaś. Ona wie
więcej, niż mówi.
Współczujący wraz twarzy, jaki Reina przybrała
w obecności Judi, ustąpił teraz pełnej determinacji,
zaciętej minie. Chwyciła klucze i obejrzała przyczepiony
do nich breloczek. Najpierw pokiwała głową, a potem
zaczęła kręcić nią z oburzeniem. Dolna warga zadrżała
jej trochę, lecz gdy na niego spojrzała, nie dostrzegł w jej
oczach nic, prócz zimnego, stalowego błysku.
Uśmiechnęła się smutno, lecz w jej głosie zabrzmiała
nuta ironii.
–
Ten breloczek rzeczywiście należy do mojej matki.
Dahlia podarowała go jej, kiedy mieszkałyśmy w Austrii.
–
Więc uważasz, że Judi nie przyszła tu w po-
szukiwaniu klejnotów?
–
Tego nie powiedziałam. Zwróciłeś uwagę na jej
strój?
Przypomniał sobie obszerną, wojskową kurtkę dziew-
czyny.
–
To dziwne ubranie, jak na kogoś, kto lubi modnie
wyglądać.
Reina zaniosła kieliszek do zlewu i umyła go.
–
Ochroniarz, którego zatrudniłam po pierwszej kra-
dzieży, nosi bardzo podobną kurtkę. A tak nawiasem
mówiąc, to na dworze jest dzisiaj blisko trzydzieści
stopni.
Grey patrzył, jak Reina spokojnie i uważnie wyciera
kryształowy kieliszek, ani przez chwilę nie dając po
sobie poznać, że podejrzenia choć trochę ją martwią.
–
Sądzisz, że Judi z ochroniarzem są zamieszani
w kradzieże?
Reina odwróciła wzrok.
–
Nic nie wskazuje na to, żeby Judi się wzbogaciła.
Ochroniarz nadal u mnie pracuje. A zresztą, żeby
uzyskać przyzwoitą cenę za szlachetne kamienie tej
klasy, trzeba mieć odpowiednie koneksje. W lombardzie
nie zostaną wycenione właściwie. Chyba nadszedł czas,
żeby zadać sobie parę poważnych pytań.
–
No właśnie, a tymczasem wypuściłaś Judi.
–
Jeśli mnie zdradziła, to jestem ostatnią osobą,
której powie prawdę. Ale nie przypuszczam, żeby to był
jej pomysł.
–
A komu może powiedzieć prawdę?
Reina podeszła do stołu i ścisnęła w dłoni breloczek.
–
To proste. Mojej matce.
Prowadząc samochód, Grey zadzwonił z komórki do
firmy ochroniarskiej i kazał reaktywować system alar-
mowy. Gdyby ktoś włamał się do domu podczas ich
nieobecności, policja miała się o tym natychmiast dowie-
dzieć. A ponieważ większość klejnotów z kolekcji Clau-
dia spoczywała w sakiewce, którą Reina miała przewią-
zaną w pasie, zaś oryginalne projekty leżały schowane
w ukrytym pokoju, mogli opuścić dom oboje, zupełnie
spokojni o los dziedzictwa Il Gia.
Najwyraźniej jednak stan ducha Reiny daleki był od
spokoju.
Od chwili gdy podała mu adres Pilar, nie odezwała się
ani słowem, a Grey nie zmuszał jej do mówienia.
Ciekawe, o czym mogła myśleć? Pozostawał jeden
niezbity fakt – Judi dostała klucz od Pilar. Był to klucz,
którego Reina nigdy nie dawała matce.
Grey podejrzewał, że Pilar jest w jakiś sposób uwik-
łana w kradzieże. Podpowiadał mu to dziennikarski
instynkt. Choć jej matka zgromadziła majątek, który
z powodzeniem starczyłby na całe życie, to jednak Reina
musiała przyznać, że ona z pewnością wiedziałaby, jak
upłynnić klejnoty, uzyskując za nie odpowiednią cenę.
Mimo że Reina nie dopuszczała nawet myśli, że matka
mogłaby tak haniebnie zdradzić własną córkę, Greya
nurtowały wątpliwości.
Na razie jednak postanowił zdać się na osąd Reiny.
Jako inteligentna kobieta lepiej niż ktokolwiek inny
potrafiła przejrzeć intrygi swojej matki. Nie mając na
razie żadnych dowodów, postanowił powstrzymać się
od snucia domysłów na głos. Do tej pory sądził, że
najgorszej z możliwych zdrad dopuściła się Lane, wyda-
jąc swoją książkę, a potem biorąc udział we wszystkich
telewizyjnych talk show, żeby nawet analfabeci dowie-
dzieli się, jakim on jest maniakiem seksualnym.
Ale jeśli Pilar jest zamieszana w kradzieże? Jej
rodzona matka? Jedynymi osobami, na które Grey
mógł zawsze liczyć, była najbliższa rodzina. Zane
udowodnił to, zajmując się gazetą. Jego rodzice zaś,
kiedy tylko brukowce zaczęły rozpisywać się o wynu-
rzeniach Lane, zadzwonili do niego z zapewnieniem,
że nie wierzą w ani jedno słowo i nie musi martwić
się o ich opinię, gdy wybuchnie skandal. Po prostu
kochali go, i tyle.
A on kochał Reinę, i tyle.
Uczucie to uderzyło go niczym cios pięści w brzuch.
Miłość? Czy to możliwe? Właśnie teraz?
Grey zacisnął zęby. Nie był przecież idiotą. Nigdy
jeszcze nie wyznawał miłości kobiecie, ale nie zamierzał
zrobić tego po raz pierwszy w chwili, gdy obiekt jego
uczuć jest na skraju załamania. Reina wyglądała na
opanowaną i nie groził jej atak histerii, ale podjeżdżając
pod dom jej matki, Grey wyczuł, że zamknęła się w sobie
i ukryła całkowicie pod pancerzem ochronnym.
Przed domem parkowało coupé Judi.
–
Poleciała prosto do niej – stwierdził.
Reina zacisnęła lekko usta.
–
To mnie raczej nie dziwi. Judi przyjaźni się z moją
matką. Nocuje nawet czasem w pokoju gościnnym,
kiedy kłóci się ze swoją współlokatorką. Jeżeli jest
zdenerwowana po tym, jak nakryliśmy ją u mnie, to
normalne, że tu przyjechała.
Grey skręcił, żeby obejrzeć podjazd z drugiej strony
domu. Zatrzymał się, czekając, aż jakiś ciemny sedan
skończy się wycofywać. Średnich rozmiarów limuzyna
szybko odjechała. Grey ruszył ponownie podjazdem, ale
Reina kazała mu się zatrzymać.
–
Czekaj, ktoś stoi przy tylnym wejściu. Wchodzi do
środka.
–
To mężczyzna – powiedział Grey, gasząc reflek-
tory.
Reina przechyliła się w jego stronę, żeby mieć lepszy
widok, a woń jej perfum podrażniła zmysły mężczyzny.
Nie mogąc się powstrzymać, Grey pocałował ją, po czym
zaklął bezgłośnie, gdy prychnęła z oburzeniem i opadła
z powrotem na oparcie fotela.
–
Nie ma sensu teraz do niej iść – powiedziała
z rozdrażnieniem.
Grey zawahał się, nie chcąc tak łatwo dać za wygraną.
To zrozumiałe, że Reina z niechęcią myśli o tym, że musi
postawić własnej matce dość mętne zarzuty posia-
dania klucza niewiadomego pochodzenia. Ale przecież
nie powinna się poddawać z powodu nocnego gościa
Pilar.
–
Nie chcesz się dowiedzieć, o co w tym wszystkim
chodzi?
Reina niecierpliwie machnęła ręką, bezskutecznie
próbując ukryć rozgoryczenie.
–
Nie ma sensu. Najwyraźniej moja matka ma
dzisiaj schadzkę. O ile ją znam, oddała Judi pod opiekę
Dahlii, a sama całą uwagę poświęca nowemu kochan-
kowi.
–
I nie każe mu zaczekać, żeby porozmawiać z rodzo-
ną córka?
Reina rzuciła mu spojrzenie, które świadczyło o grun-
townej wiedzy na temat zwyczajów Pilar Price.
–
Gdybym wdarła się siłą i zażądała wyjaśnień,
dałaby mi akurat tyle czasu, żebym zdążyła się skom-
promitować. Nie, jeżeli chcę porozmawiać z matką
i usłyszeć od niej prawdę, nie mogę pojawiać się tu jako
oskarżyciel. Muszę zdobyć więcej dowodów – ten klucz
i dziwne zachowanie Judi to jeszcze za mało.
Tym razem to Grey musiał jej zaufać. To był jej
problem i jej matka. A poza tym, dlaczego tak bardzo się
spieszył z wyjaśnianiem sprawy kradzieży? Kiedy za-
gadka zostanie rozwiązana, nie będzie już powodu, żeby
u niej mieszkał i nadal pozostawał w jej życiu.
–
Może twoja matka jest tylko niewinnym pion-
kiem. Judi mogła ją wykorzystać, żeby dowiedzieć się
więcej o tobie i wkupić w łaski twojej rodziny.
–
Moja matka nie była niczyim pionkiem od czasów
swego niemowlęctwa. Rozsądek podpowiada mi, że jest
to absolutnie niemożliwe.
–
A co mówi ci serce?
Nie odpowiedziała, ale Grey poczuł, że żołądek zacis-
ka mu się w twardy węzeł. Serce prawdopodobnie nie
mówiło jej nic. Zdołała stłumić jego smutny głos,
chroniąc się w ten sposób przed skutkami bolesnych
rozczarowań. Doskonale znał ten mechanizm, i to
z własnego doświadczenia.
Dopóki jednak jej serce pozostanie zamknięte na
głucho, Reina nie uświadomi sobie własnych uczuć
wobec niego i nie przyjmie do wiadomości, jak bardzo
mu na niej zależy.
–
W takim razie jedziemy do domu – powiedział,
wrzucając bieg.
Reina powstrzymała go jednak, kładąc rękę na jego
dłoni.
–
Nie. Proszę, przejedźmy się trochę.
Słysząc jej smutny i cichy głos, Grey poczuł, że serce
pęka mu na pół. Skinął głową i wykręcił w drugą stronę,
po czym ruszył jaguarem, rozwijając największą pręd-
kość, na jaką pozwalała konstrukcja brytyjskiego silnika.
Pilar nigdzie się nie wybierała, a zatem Reina miała
naprawdę dużo czasu, żeby zdecydować się na rozmowę
z matką i odkryć prawdę.
Zawiózł ją nad Missisipi, w odludne miejsce na skraju
parceli przemysłowej przylegającej do głównego kom-
pleksu zabudowań redakcji. Drzewa i pagórkowaty
teren kryły ich przed wzrokiem osób pracujących na
nocnej zmianie, zaś z drugiej strony chroniła ich rozległa
toń rwącej brązowej wody. Siedzieli na zimnej kamien-
nej ławce i obserwując przepływającą barkę, nie mogli
się nadziwić, jak tankowiec tych rozmiarów może
wyglądać niczym miniaturowa zabawka.
To rzeka potęgowała takie wrażenie. Jej bezkresne,
wieczne, szumiące wody. Szumiące tak głośno, że za-
głuszały nawet zamęt panujący w myślach Reiny.
Nie mogli porozmawiać, nie przekrzykując się, więc
Grey ujął po prostu jej dłoń. Przycisnął ją do siebie
i zmusił, żeby oparła mu głowę na ramieniu, a potem
oplótł ją ramieniem, chcąc przypieczętować wzajemną
bliskość.
Opierała się przez chwilę, lecz w końcu uległa z wes-
tchnieniem, które poczuł tuż przy swoim sercu.
Grey nie miał pojęcia, jak długo tak siedzieli. Po-
zwolił, by miarowy plusk wody wypłukał z jego umysłu
wszelkie myśli, gdy nagle Reina uniosła dłoń i zaczęła
powoli rozpinać guziki jego koszuli. Zanurzyła palce we
włosach na piersi mężczyzny, pociągając je jakby dla
zabawy, gdy jednak rozchyliła mu koszulę aż do pasa,
zrozumiał, że pragnie czegoś więcej. Chciała się z nim
kochać.
Znieruchomiał na moment, nie wiedząc, co powi-
nien teraz zrobić lub powiedzieć. Czy kochając się
z nią w chwili, gdy jest tak bezbronna, postąpiłby
słusznie? Bał się wykonać jakikolwiek ruch. Przy innej
kobiecie nie miałby zapewne takich wątpliwości. Gdy-
by to była inna kobieta, użyłby po prostu swych
umiejętności seksualnych, żeby oderwać ją od trosk.
Ale z Reiną było inaczej. Zdążył się już zorientować,
że seks jest dla niej bronią, sposobem na to, żeby
trzymać mężczyzn na dystans. Swoim kochankom
wytyczała jasno określone granice, mówiła, co mają
robić, a gdy wykonali swoje zadanie, odprawiała ich
z kwitkiem.
Grey nie zamierzał dołączyć do grona tych mężczyzn.
Kiedy usiadła mu na kolanach i zaczęła zdejmować
koszulę, złapał ją za nadgarstki i pokręcił głową.
Zwolnił jednak uchwyt, widząc pełne zmieszania,
skrzywdzone spojrzenie Reiny. Ona zaś ściągnęła mu
koszulę przez głowę i złożyła czuły pocałunek tuż
nad jego sercem. Grey sięgnął pod jej cienki płaszcz
i znalazłszy zamek błyskawiczny kombinezonu, usiło-
wał pociągnąć go w dół. Reina jednak odchyliła się do
tyłu, oblizała usta i tym razem to ona pokręciła
głową.
Potem nachyliła się z powrotem i zaczęła całować
go delikatnie, po razie nad każdym okiem i w oba
policzki.
Zaczął tracić oddech, a jego serce po prostu przestało
bić. Tu nie chodziło o seks. Chodziło o niego. Chciała
pokazać mu, co czuje, ponieważ nie umiała tego powie-
dzieć. W jej duszy pędził teraz wezbrany nurt silnych
emocji, na które nie była przygotowana. Uśmiechnął się
i skinął głową, a Reina rozpoczęła powolną i gruntowną
wędrówkę po jego ciele.
Najpierw rozebrała go bez pośpiechu, a spodnie
złożyła w schludną kostkę, kładąc na nich koszulę
i slipki. Potem zdjęła swój cieniutki, przezroczysty
płaszcz i rozpuściła włosy, na tym jednak poprzestając.
Obeszła ławkę, stanęła za nim i zaczęła starannie
masować jego szyję.
Kiedy zaczęła lekko kąsać jego małżowiny, ciałem
Greya wstrząsnął dreszcz. Reina wróciła na przód ławki,
ujęła jego twarz w obie dłonie i pocałowała. Jej język był
rozpalony, twardy, natarczywy. Znowu chciała być
u steru, lecz tym razem jedynym jej celem było za-
spokojenie kochanka.
Kiedy opadła na kolana i zaczęła rozchylonymi war-
gami całować jego sutki, brzuch i pępek, Grey był bliski
obłędu. Oplotła go ramionami, chwyciła za pośladki,
i pociągnęła na skraj ławki, na skraj orgazmu. Jej broda
ocierała się o czubek jego członka, a włosy rozsypały
się ponętnie na obnażonych udach mężczyzny. Nie
mógł się powstrzymać, by nie zanurzyć dłoni w tych
kruczoczarnych splotach; gdyby nie to, niechybnie po-
łamałby sobie palce – tak mocno zaciskał je na ka-
miennej ławce.
Nie wzięła go do ust od razu. Najpierw nieśmiało
musnęła go wargami, a potem polizała od dołu do góry,
zaś Grey zastanawiał się, czy robi to po raz pierwszy
w życiu.
Wszelkie myśli jednak uleciały w chwili, gdy wzięła
go do ust, nie przestając cudownie pieścić dłońmi jego
ciała, a pieszczoty jej języka i zębów sprawiły, że porwał
go obłąkańczy wir żądzy i obezwładniającej rozkoszy.
Cholera, pragnął tej kobiety. Kochał ją. Cholera, chyba
dochodził.
Kiedy skończył, przyjęła to, co jej dał, a potem
dopełniła jego rozkoszy pocałunkami i delikatnym doty-
kiem. Wreszcie opadła na ziemię, kładąc głowę na jego
kolanach, a Grey zatracił się do końca w gęstwinie jej
jedwabistych włosów.
Gdy znowu był w stanie zebrać myśli, uświadomił
sobie, że dała mu coś więcej niż tylko fizyczne speł-
nienie. Odsłoniła przed nim tę część swego serca, której
strzegła do tej pory niczym unikatowego dzieła sztuki,
posiadającego większą wartość niż wszystkie klejnoty,
nad którymi kiedykolwiek pracowała, delikatniejszego
niż ogniwa złotego łańcuszka. Odsłoniła ją, lecz nie
oddała. Do tego potrzebne są bowiem słowa – słowa,
które on był już gotów wypowiedzieć; wątpił wszakże,
czy Reina jest gotowa je usłyszeć.
Rozdział trzynasty
Zanim zdążył wyjechać z ukrytego zakątka nad
rzeką, Reina już spała, oparta ramieniem o drzwi samo-
chodu, z policzkiem lekko przyciśniętym do szyby. Ta
kobieta potrafiła kontrolować nawet swój sen, zasypia-
jąc w najdogodniejszej chwili, by uniknąć rozmowy
o tym, co ich przed chwilą połączyło.
Zaparkował jaguara w garażu obok domu na First
Street, po czym obudził ją, potrząsając delikatnie. Otwo-
rzyła oczy, a jej pełne ciepła spojrzenie i łagodny, subtelny
uśmiech sprawiły, że Grey podjął decyzję. Nie zamierzał
stracić tej kobiety. Nie pozwoli jej odejść. Nigdy.
–
Cześć – powiedziała.
–
Cześć. Jesteśmy w domu.
Wtuliła się w skórzany fotel.
–
To nie był sen, prawda? – zapytała.
Grey odsłonił zęby w szerokim uśmiechu.
–
W pewnym sensie, był. Najpiękniejszy, jaki mia-
łem od lat.
Odwzajemniła uśmiech, lecz gdy usiadła prosto,
twarz jej spochmurniała.
–
Ale jesteśmy już w domu. Sen się skończył.
–
Wcale nie musiał – odrzekł Grey, gładząc jej
policzek.
Ich oczy spotkały się w blasku rzucanym przez
lampkę w samochodzie, lecz nagle w ciszę wdarł się
wibrujący, mechaniczny dźwięk.
Dzwoniła komórka Greya. Odebrał natychmiast.
–
Pan Masterson? Tu monitoring od Dawsona.
W posesji przy Frist Street włączył się alarm.
Grey wyskoczył z samochodu i szybko zgasił światło,
które przy otwieraniu drzwi automatycznie zapaliło się
w garażu, po czym zaczął nasłuchiwać, czy z domu nie
dochodzi jakiś dźwięk. Już wcześniej wyłączył syreny,
więc alarm był cichy. Dzięki temu wiedział, że w środku
ktoś
jest,
natomiast
ten,
kto
wyłamał
zamek
w drzwiach, nie miał pojęcia, że zostanie złapany.
Gestem nakazał Reinie wysiąść po cichu z samo-
chodu.
–
Czy powiadomiono policję? – zapytał pracownika
ochrony.
–
Zaraz ich panu przyślę. Mamy tu wtargnięcie
tylnymi drzwiami i aktywację czujników ruchu. Jest
pan pewien, że to nie fałszywy alarm?
Judi miała wystarczająco dużo czasu, żeby wrócić na
miejsce zbrodni, wątpliwe jednak, że to zrobiła. Jej
historyjka była zmyślona, ale strach – prawdziwy. Nie
była chyba zresztą taka głupia, żeby włamywać się drugi
raz tej samej nocy. W domu Reiny był ktoś inny. Może
Pilar? Albo ktoś, kogo się nie spodziewali.
–
Nie, to nie jest fałszywy alarm – odparł i rozłączył
się.
Reina czekała na niego w mroku garażu.
–
Ktoś się włamał?
–
Tak, i chyba nadal jest w środku.
Skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła rozcierać sobie
ramiona, jakby zmarzła nagle pomimo ciepła nowoor-
leańskiej nocy.
–
Czy policja już tu jedzie?
–
Tak, zostali wysłani. Ale nie wiadomo, czy tu
dotrą, zanim intruz zdąży coś znaleźć albo da za
wygraną i wyjdzie.
Reina pokręciła głową, odrzucając jego czarny scena-
riusz.
–
Najcenniejsze kamienie mam przy sobie. Poza tym
nikt nie znajdzie ukrytej pracowni.
–
Chyba że przypadkowo.
–
Chcesz tam wejść? – zapytała drżącym głosem.
–
Poprosiłaś mnie o pomoc w rozwiązaniu tej za-
gadki. Najłatwiej będzie to zrobić, jeżeli złapiemy zło-
dzieja na gorącym uczynku – odparł, widząc, że Reina
wpatruje się uparcie w tylne drzwi. I tym razem nie było
na nich widać śladów włamania, przynajmniej z tej
odległości.
–
A jeśli Judi kłamała? – rozmyślała głośno Reina.
–
A jeśli ukradła klucz mojej matce, żeby rzucić na nią
fałszywe podejrzenia, i teraz odwleka tylko chwilę,
kiedy wreszcie upłynni to, co zrabowała z sejfu?
–
Czy trzymasz zwykle w domu wartościowe ka-
mienie?
Zmarszczyła brwi.
–
Przechowuję je w sejfie w galerii, a najcenniejsze
klejnoty wyjmuję stamtąd dopiero wówczas, gdy koń-
czę pracę nad danym przedmiotem. Nigdy nie przynoszę
ich do domu.
–
O ile nam wiadomo, Judi nie wie o klejnotach
Claudia i nie ma też powodu przypuszczać, że pracu-
jesz nad czymś wyjątkowo cennym. A jeśli coś jed-
nak zwąchała? Przecież ruszyła prosto do twojej pra-
cowni.
–
Nie mogła w żaden sposób dowiedzieć się o ist-
nieniu kolekcji.
–
Może podsłuchiwała twoją pierwszą rozmowę
z Claudiem, a ty jej nie zauważyłaś.
Reina zacisnęła usta i zamyśliła się.
–
Musiałabym zauważyć. Mój gabinet mieści się
naprzeciwko recepcji, po drugiej stronie galerii. Judi nie
może nawet odebrać telefonu czy wpuścić do środka
klienta, żebym nie dostrzegła tego zza szklanych drzwi.
–
A czy do podsłuchu mogła użyć telefonu we-
wnętrznego? Albo interkomu?
Reina umilkła i zmrużyła z powątpiewaniem oczy,
ale kiedy spojrzała na Greya, ten dostrzegł w nich cień
podejrzliwości.
–
A ci mężczyźni, którzy asystowali Claudiowi,
kiedy przywiózł mi kamienie? – rzuciła domysł. – Może
postanowili tu wrócić i wykiwać Claudia. Nie chcę,
żebyś wchodził tam, zanim przyjedzie policja. To zbyt
niebezpieczne, Grey. Powinniśmy zostać tu i poczekać.
Pomysł Reiny brzmiał rozsądnie. Miał wprawdzie
pistolet, który ukrył w schowku samochodu, kiedy
wyjeżdżali do Pilar, ale nie był gliniarzem.
–
A jeżeli w środku jest twoja matka? Chciałabyś,
żeby nakryła ją policja?
Twarz kobiety zastygła w obojętną maskę. Spędzili
ze sobą dopiero dwa dni, ale Grey wiedział już, że
zewnętrzny stoicyzm Reiny pomaga jej walczyć z lę-
kiem, złością i poczuciem krzywdy. Wszystkie te uczu-
cia były w jej sytuacji zupełnie naturalne, ale nauczyła
się ukrywać je po to, żeby nikt nie sądził przypadkiem,
że jest taka sama jak inni. Ludzka. Słaba. Wrażliwa.
–
To może jej nawet wyjść na dobre. Wdzięcząc się
i flirtując z policjantami, pewnie zdoła uniknąć kajdan-
ków. Ze mną nie będzie mogła zastosować swoich
sztuczek.
Grey pokiwał głową. Ani przez chwilę nie wątpił, że
złość Reiny będzie straszna, kiedy już postanowi ją
okazać. Jeżeli Pilar rzeczywiście jest w środku, to niech
modli się o przyjazd gliniarzy, bo tylko oni będą mogli ją
ochronić przed gniewem córki.
Jeżeli w ogóle przyjadą. Grey spojrzał na zegarek,
a potem zaczął nasłuchiwać w oczekiwaniu na oznaki
obecności włamywacza. Minęło dopiero pięć minut,
a dla policjantów wtargnięcie do prywatnego domu,
zwłaszcza jeśli nikt nie był w niebezpieczeństwie, nie
stanowiło sprawy priorytetowej. Zanim się zjawią,
złodziej dawno już zdąży wziąć nogi za pas. Im dłużej
zaś przebywał w środku, tym większą miał szansę
odkryć tajemny pokój.
–
Powinniśmy przynajmniej pilnować obydwu
wejść. Ja pójdę do drzwi frontowych, a ty zostań tutaj.
–
Podał jej telefon komórkowy. – Jeżeli kogoś zauwa-
żysz, naciśnij dziewięćset jedenaście.
–
Okropnie się rządzisz – powiedziała Reina z prze-
kąsem.
–
Wszyscy mi to mówią – odparł. Dotknął lekko jej
ramienia i powiódł palcem po szyi aż do policzka. – Nie
chcę, żeby coś ci się stało.
–
Słodki jesteś – powiedziała.
Grey wziął z samochodu pistolet, po czym musnął
wargami jej usta i ukrył broń pod ubraniem.
–
O tak, wiem. Schowaj się.
Słysząc to ostatnie polecenie, z irytacją wywróciła
oczy do góry, ale kiedy zniknął w cieniu wysokiego
żywopłotu otaczającego podwórze, zrobiła to, co kazał
i ukryła się w mroku. Grey ruszył w stronę drzwi
frontowych w nadziei, że do domu Reiny wtargnęła
mafia albo ktoś obcy, a nie jej własna matka lub inna,
bliska jej sercu osoba. Nie zasługiwała na kolejną dawkę
zdrady dziś wieczorem.
I nigdy więcej. Do niego zaś należało zapewnienie jej
bezpieczeństwa.
Reina usiłowała nie spuszczać wzroku z tylnych
drzwi, ale była strasznie senna. Za każdym razem, kiedy
powieki same opadały ze zmęczenia, przed oczami
stawał jej obraz tego, co robiła z Greyem – a właściwie
Greyowi – nad brzegiem Missisipi.
Intymność i bezinteresowność tego, co zrobiła, przy-
prawiały ją o zawrót głowy. Po raz pierwszy w życiu
bowiem dała rozkosz kochankowi... nie pragnąc niczego
dla siebie. Tam, nad rzeką, jeszcze nie uświadamiała
sobie w pełni znaczenia tego faktu. Chciała po prostu,
żeby mężczyzna, którego kocha, przeżył dzięki niej
orgazm; chciała patrzeć, jak rozkosz maluje się na jego
twarzy, pragnęła czuć reakcję jego ciała.
Mężczyzna, którego kocha?
Reina uśmiechnęła się i pokręciła głową. Zupełnie
niedorzeczna myśl. Znała Greya Mastersona od niespeł-
na trzech dni, a nawet dwóch, zważywszy że z początku
brała go za Zane’a.
Ale znała przecież doskonale jego brata bliźniaka. Dla
Zane’a miała uczucie, jakim nigdy nie darzyła innego
mężczyzny – kochała go jak brata. A mimo różnic,
których dopatrywali się wszyscy między braćmi Master-
sonami, Reina była przekonana, że mają ze sobą więcej
wspólnego, niż obaj są skłonni przyznać. Obydwaj byli
troskliwi i lojalni. Przy upodobaniu Zane’a do hedonis-
tycznego stylu życia, trudno było dostrzec, że w jego
sercu kryje się głębokie przywiązanie do rodziny. Zgo-
dził się przecież zastąpić swego brata. Wziął na siebie
odpowiedzialność, której unikał przez całe życie. Dzięki
swym nieszablonowym pomysłom, takim jak rubryka
poświęcona romansowi z Toni Maxwell, mógł tchnąć
nowego ducha w podupadającą gazetę. Reina nigdy nie
wątpiła w inteligencję i pomysłowość Zane’a, a teraz
przekonała się, że Grey nie ustępuje mu po tym wzglę-
dem ani o krok.
Jakże więc mogła nie kochać Greya? Jak mogła nie
kochać mężczyzny, który jest wierną kopią Zane’a,
a jednocześnie jako kochanek potrafi dać jej rozkosz,
jakiej istnienia nawet nie podejrzewała. Od czasów
Martine’a nigdy nie pozwoliła mężczyźnie tak domino-
wać nad swym ciałem i kontrolować jego potrzeb oraz
reakcji. Po swym pierwszym miłosnym doświadczeniu
wiedziała już, czego pragnie, i sama przejęła kontrolę
nad następnymi kochankami. Mówiła im, co i kiedy
mają robić. Wszyscy byli posłuszni.
Natomiast Grey zabrał ją o krok dalej, poza sferę
czystej fizyczności. Odwrócił role, odbierając jej wła-
dzę, a jego namiętność skruszyła mur, który Reina
wzniosła wokół siebie, by uchronić się przed miłością.
Skąd zatem wiedziała, że go kocha? Jak to możliwe,
że tak szybko się zaangażowała? I co powinna teraz
począć?
Rzuciła szybkie spojrzenie na jaguara Zane’a. Kluczy-
ki tkwiły w stacyjce, odbijając słabe światło z tylnego
ganku domu.
–
O Boże – szepnęła.
Zapragnęła uciec. Ale tchórzliwy odwrót nie był w jej
stylu. Musi po prostu odzyskać jakoś panowanie nad
sytuacją. I to szybko. Zanim będzie za późno. Zanim
całkowicie straci głowę.
A to oznaczałoby uległość.
Słabość.
Czyż nie?
Jakiś ruch na ganku kazał jej powrócić do rzeczywis-
tości. Usunęła się dalej w cień, nie spuszczając wzroku
z domu. W środku otworzyły się drzwi i już tylko
szklane drzwi zewnętrzne oddzielały ją od intruza.
Na ganku pojawiła się postać mężczyzny w chwili,
gdy podwórze wypełniły oszałamiające błyski wirują-
cych, niebiesko-czerwonych świateł.
Reina opadła bez tchu na ścianę domu.
–
Claudio!
Przez kolejne kilka minut na podwórzu wrzało jak
w ulu. Policjanci otoczyli dom. Z początku Grey sądził,
że są oblężeni przez całą policję Nowego Orleanu, ale
uspokoiwszy się nieco stwierdził, że na wezwanie
przybyło czterech gliniarzy, po dwóch w każdym z wo-
zów zaparkowanych teraz od frontu budynku. Reina
szła właśnie w stronę domu w towarzystwie policjanta,
wyjaśniwszy mu zapewne, kim jest. Grey zrobił to
samo, a teraz czekał obok żywopłotu, w połowie drogi
między frontowym podwórzem a tylnym wejściem,
podczas gdy drugi gliniarz oglądał jego prawo jazdy
i pozwolenie na broń.
Claudio, spocony i wstrząśnięty, stał na ganku ze
skutymi na plecach rękami i twarzą przyciśniętą do
ściany, miotając raz po raz wściekłe przekleństwa. Na
szczęście klął po włosku, więc policjanci nie mieli
pojęcia, jakimi obelgami ich obrzuca. Kiedy dostrzegł
zmierzającą w stronę domu Reinę, natychmiast prze-
niósł na nią całą uwagę.
–
Reino, bella, wszystko w porządku? Proszę, po-
wiedz tym ludziom, kim jestem. To jest jakieś... – prze-
rwał, szukając w myśli odpowiedniego słowa po angiel-
sku – ... nieporozumienie.
Reina skrzyżowała ramiona na piersi. W oczach miała
wściekłość; usta zacisnęła w wąską, niewzruszoną linię.
Grey zaczął wyobrażać sobie przeróżne scenariusze
wydarzeń. Według najbardziej prawdopodobnego z nich
Claudio chciał ukraść własną kolekcję, żeby otrzymać
odszkodowanie z polisy ubezpieczeniowej, której rzeko-
mo wcale nie posiadał. Po cóż innego miałby włamywać
się do domu Reiny w środku nocy?
–
Niech więc pan się wytłumaczy, signore – odparła,
a jej zwykła pewność siebie zachwiała się tak lekko, że
tylko Grey to zauważył.
Policjant, który sprawdzał tożsamość Greya, oddał
mu obydwa dokumenty.
–
Nie musi pani z nim rozmawiać – poinformował
Reinę drugi. – Już my sobie poradzimy z przesłucha-
niem.
Grey przebiegł przez podwórko, wsuwając portfel do
kieszeni.
–
Co do tego nie mam wątpliwości – wtrącił – ale
przede wszystkim jestem ciekaw, dlaczego na wezwanie
przyjechały aż dwa patrole.
–
Mieliśmy zgłoszenie od tego obywatela zaraz przed
aktywacją alarmu. Wozy zostały więc wysłane oddziel-
nie. – Policjant, którego autorytatywny ton nie licował
zupełnie z młodzieńczym obliczem, zwrócił się znowu
do Reiny. – Czy zna pani tego mężczyznę?
Claudio wyrzucił z siebie kolejną wiązankę włoskich
przekleństw.
–
Przecież to ja wezwałem policję!
–
Co takiego? – zdziwił się Grey.
–
Si. Próbowałem wcześniej się do ciebie dodzwonić
–
powiedział do Reiny. – Chciałem sprawdzić, jakie
robisz postępy, ale nie odbierałaś telefonu. Przyszedłem
tu nawet i zapukałem do drzwi. Na górze paliło się
światło, ale nie zeszłaś mi otworzyć.
Po krótkim zastanowieniu Grey uświadomił sobie, że
Claudio mógł tu być, kiedy kochali się na górze.
–
Nie mogłem cię nigdzie znaleźć, więc wróciłem
i zapukałem, znowu bezskutecznie. Tym razem w domu
było zupełnie ciemno. Zaniepokoiło mnie to, więc
zadzwoniłem na policję, a potem wszedłem do środka,
żeby sprawdzić, czy nic ci się nie stało.
Reina przyglądała mu się sceptycznie.
–
Dlaczego się zaniepokoiłeś? Wiedziałeś przecież, że
jestem z...
Umilkła nagle, a Grey zawahał się przez chwilę.
Zdradził już policjantowi swą prawdziwą tożsamość,
doszedł bowiem do wniosku, że będąc sobą, lepiej
poradzi sobie z policjantami niż jako Zane, który przy
każdej okazji doprowadzał stróżów prawa do białej
gorączki. O tym jednak nie wiedzieli ani Reina, ani
Claudio. Ponieważ jego brat właśnie używał życia,
romansując w jego imieniu z Toni Maxwell, Grey uznał,
że lepiej będzie, jeśli jak najmniej osób dowie się
o zamianie.
–
Ze mną – podpowiedział. – Jestem z Reiną, odkąd
opuścił pan ten dom zeszłego wieczoru. Nie było powo-
du do niepokoju.
Claudio wbił wzrok w ziemię, a Grey poczuł, że ciarki
przechodzą mu po plecach. Podobnie jak Judi, ten
człowiek musiał ukrywać coś ważnego i być może
bardziej wstrząsającego niż chęć zrabowania własnej
kolekcji. Grey miał nadzieję, że jego znajomy z Interpolu
już wkrótce przyśle dane na temat Claudia. Trzeba jak
najszybciej sprawdzić pocztę elektroniczną.
–
Miałem swoje powody – odparł cicho starszy
mężczyzna.
Reina zwróciła się do policjanta.
–
Proszę dać mi chwilę czasu, a wejdę do środka
i sprawdzę, czy moje kosztowności są nienaruszone.
–
To brzmi rozsądnie, ale sam powinienem przedtem
obejrzeć dom i upewnić się, że nikogo więcej tam nie ma.
Potem wezwę panią.
Reina zerknęła na Greya, najwyraźniej nie mając
ochoty zdradzić miejsca ukrycia klejnotów nawet przed
policją. Nie mógł jej za to winić. Sprawa kradzieży
w galerii wciąż pozostawała niewyjaśniona i Reina nie
miała powodu ufać obcym, zwłaszcza że ludzie, których
znała – Judi, Claudio, a może nawet Pilar – okazali się
niegodni jej zaufania.
Policjanci szybko przeszukali dom, po czym jeden
z patroli wrócił do swojego rewiru, zaś pozostali dwaj na
prośbę Reiny pozostali na ganku z Claudiem i Greyem,
podczas gdy ona poszła na górę. Wróciwszy, skinęła
głową Greyowi, na znak, że wszystko jest w porządku.
–
Ten człowiek jest klientem pani Price – powiedział
Grey do policjanta – i choć jego wersja wydarzeń może
się wydawać nieco dziwna, sądzę, że mówi prawdę.
Reina nagrodziła go łagodnym uśmiechem.
–
Z domu nic nie zginęło – oznajmiła.
Policjanci niezbyt chętnie przyznali, że nie ma żad-
nego śladu włamania, a kiedy Reina i Grey jeszcze raz
poświadczyli prawdomówność Claudia – odjechali,
ostrzegając Włocha, że jeśli znowu wpakuje się w kłopo-
ty, zawiadomią urząd imigracyjny.
–
Jak się dostałeś do środka? – zapytała Reina, kiedy
tylko wóz policyjny zniknął za bramą. – Drzwi były
zamknięte na klucz.
–
Całkiem nieźle radzę sobie z... narzędziami – od-
parł Claudio, po czym sięgnął do doniczki z kwiatami
i wyjął stamtąd małą skrzyneczkę, zawierającą zapewne
przeróżne akcesoria, które pozwoliły mu ominąć prze-
szkodę w postaci zamka bez pozostawienia najmniejszej
nawet rysy na drzwiach.
–
Czyżbyś był złodziejem z zawodu?
–
Ależ nie. We Włoszech pracuję jako prywatny
detektyw.
Reina zacisnęła usta.
–
Dlaczego się do mnie włamałeś?
–
Niepokoiłem się o ciebie. Nie kłamię.
–
Ale dlaczego? Coś przede mną ukrywasz, Claudio.
Jeżeli jestem w niebezpieczeństwie, to chcę wiedzieć,
co mi grozi i z czyjej strony. Nalegam, żebyś mi
powiedział.
Grey usiadł i przyglądał się, jak Reina usiłuje wyciąg-
nąć coś z Claudia – tym razem jednak nie posłużyła się
do tego celu swą zmysłowością. Żadnych zalotnych
spojrzeń, prowokacyjnego ściągania ust. Tylko surowe,
ciemne, głęboko osadzone oczy, rozszerzone gniewnie
nozdrza i dłonie wsparte na ponętnych biodrach. Grey
pokręcił głową, nie dając Claudiowi żadnych szans
wobec takiego przeciwnika.
–
Proszę, wejdźmy do środka – poprosił Claudio,
który nagle jakby się trochę postarzał. – Nie mam
zamiaru cię skrzywdzić, Reino. Nie mógłbym tego
zrobić. Nigdy.
–
Dlaczego? A kim ja dla ciebie jestem? Obcą osobą.
Artystką, którą zatrudniłeś, żeby pomogła ci się wzbo-
gacić.
Claudio przeniósł wzrok na Greya, a ten poczuł nagły
przypływ adrenaliny, tak jak zawsze wówczas, gdy
wpadał na trop świetnego materiału na artykuł. To, co
ukrywał Włoch i pod naciskiem Reiny mógł wyjawić,
miało bez wątpienia wstrząsnąć jej życiem.
Claudio znów spojrzał na Reinę i wyciągnął dłoń,
jakby chciał pogładzić jej policzek.
–
Widzisz, to wcale nie jest prawda. Nie jesteś dla
mnie obcą osobą. Kiedyś już się spotkaliśmy. Dawno
temu.
Rozdział czternasty
Reina nie poczęstowała Claudia winem ani brandy,
nie zaproponowała mu nawet, żeby usiadł, choć pod-
powiadało jej to dobre wychowanie. Nie była w stanie
niczego z siebie wykrztusić. Słowa kłębiły się w jej
głowie niczym stado żarłocznych sępów krążących nad
padliną. Wolała milczeć, niż wyjść na bełkoczącą nie-
składnie idiotkę. Na szczęście jednak Claudio nie oczeki-
wał od niej odpowiedzi.
Spełniając jej prośbę, Grey poszedł na górę, zabierając ze
sobą kamienie. Reina wątpiła, czy Claudio będzie całkowi-
cie szczery, jeśli Grey zostanie w pokoju. Postanowiła więc
zaryzykować. Wprawdzie di Amante nie był do tej pory
uczciwy wobec niej, ale raczej nie stanowił zagrożenia.
–
Per favore, bella. Usiądź. Wiem, że przeżyłaś dzisiaj
duży wstrząs.
Reina postanowiła jednak stać, chociaż była to jedy-
nie żałosna próba panowania nad sytuacją, która ewi-
dentnie wymykała jej się spod kontroli.
–
Wstrząs? Ależ nie, jestem po prostu zdezorien-
towana.
Reina prychnęła cicho, rozbawiona własnym dobo-
rem słów. Dezorientacja ani w drobnym ułamku nie
oddawała szalejącej w jej sercu burzy sprzecznych
emocji,.
Dziwne zachowanie Judi i jej domniemany udział
w kradzieżach? Zaskakujące? Owszem. Zaliczała
w końcu tę młodą kobietę do grona swych przyjaciół.
A możliwy udział jej matki? Jedyną emocją, jaką budziła
w niej myśl, że Pilar wykorzystała ją dla pieniędzy,
których nie potrzebowała, był gniew – ślepa furia, którą
tłumiła w sobie przez całe życie, aż w końcu nauczyła się
ukrywać na zawołanie.
Próbowała wyrzucać z pamięci wszystkie swoje uro-
dziny, kiedy Pilar oddawała ją pod opiekę Dahlii, by
służąca prowadziła ją do zoo albo do wesołego miastecz-
ka, zaś sama szła na jakieś nudne przyjęcie albo wylegi-
wała się w łóżku z najnowszym kochankiem. Starała się
nie myśleć o szkołach z internatem ani o zagranicznych
podróżach mających zbliżyć matkę i córkę, które koń-
czyły się tym, że sama chodziła zwiedzać zabytki,
podczas gdy Pilar wdzięczyła się do jakiegoś przystoj-
niaka z wypchanym portfelem. I wreszcie jej zacięte
milczenie, kiedy Reina chciała dowiedzieć się czegoś
o swoim ojcu. Miała tak wiele pytań do matki, ale już
dawno przestała je zadawać, zniechęcona daremnością
swych wysiłków.
Opadła w końcu na fotel i ukryła twarz w dłoniach.
To było ponad jej siły. Musi natychmiast odzyskać
panowanie nad sobą. Odnaleźć równowagę.
Ale jak?
–
Wiem o twojej asystentce – powiedział Claudio,
nachylając się w jej stronę.
Dobrze. Temat Judi wydawał się w tej chwili względ-
nie najbezpieczniejszy. To dobry początek, pomyślała.
–
Skąd?
Claudio zawahał się przez chwilę. Widząc napięcie na
jego twarzy, Reina pożałowała swojego pytania. Być
może lepiej byłoby, gdyby nie poznała odpowiedzi.
–
Kiedy cię nie zastałem, poszedłem do twojej matki.
Rzeczywiście, nie to pragnęła usłyszeć, ale przynaj-
mniej wiadomo już, kim był mężczyzna wchodzący do
domu Pilar tylnymi drzwiami.
–
Znasz moją matkę?
Zadała mu już raz to pytanie, kiedy Claudio przy-
szedł do niej z propozycją odtworzenia kolekcji. Twier-
dził wówczas, że zna Pilar tylko jako aktorkę. Tym-
czasem okazało się, że zna nawet jej adres w Nowym
Orleanie! I jak gdyby nigdy nic wchodzi do jej domu
w środku nocy!
–
Poznaliśmy się dawno temu – wyznał cicho.
Reina popatrzyła na niego spod przymrużonych
powiek, ale była zbyt zmęczona, by oskarżać go o kłam-
stwo sprzed kilku dni. Nie miało to już zresztą więk-
szego znaczenia.
–
Musiała być zdziwiona, widząc cię.
–
Nie widziała mnie. Przyszedłem tam zaraz po
twojej asystentce. I po tym, co usłyszałem, doszedłem
do wniosku, że muszę sprawdzić, czy u ciebie wszystko
w porządku.
–
Co zrobiłeś? Schowałeś się w szafie?
Potrząsnął głową, lecz bez przekonania, tak jakby
Reina niewiele się pomyliła.
–
Nie. Dahlia otworzyła mi drzwi. Czekając w koryta-
rzu, usłyszałem ich rozmowę, a potem wymknąłem się,
zanim Pilar w ogóle zorientowała się, że przyszedłem.
Reino, uważam, że Judi brała udział w kradzieżach
w twojej galerii. Ciągle mówiła o tym, że cię dziś
skrzywdziła, i wspominała coś o włamaniu się do twojego
domu. Była zła na Pilar, ale nie jestem pewien, z jakiego
powodu. Wróciłem, żeby upewnić się, że nic ci nie jest.
Reina usiłowała opanować nerwy. A więc Pilar była
jednak w to zamieszana, chociaż jeszcze nie wiadomo,
co zrobiła i dlaczego.
–
Mówiłeś, że mnie znasz i że kiedyś już się spot-
kaliśmy.
W uśmiechu Claudia kryła się nuta goryczy.
–
Byłaś wtedy dzieckiem. Nad wiek rozwiniętym,
bystrym. Miałaś nie więcej niż cztery lata i biegałaś
wokół letniego domu twojej matki pod Wenecją. Na
pewno tego nie pamiętasz.
Reina poczuła ucisk w piersi.
–
A dlaczego ty zapamiętałeś mnie?
W tym momencie w drzwiach stanął Grey. Na
twarzy miał nieco surowszy niż zwykle wyraz, a w po-
stawie – jakąś sztywność i nieugiętość. Mimo to na jego
widok Reinę przeszedł wewnętrzny dreszcz. Kiedy
rzucił jej krótkie, pełne miłości spojrzenie, poczuła, że
rozpłynie się zaraz na oczach Claudia.
–
Reina dużo dziś przeszła. Więcej niż powinna.
Skoro już ustaliliśmy, że działał pan w trosce o jej dobro,
myślę, że powinien pani już iść i pozwolić jej odpocząć.
Grey podszedł do fotela i położył jej dłoń na ramieniu,
pozbawiając ją resztek energii. Pragnęła dowiedzieć się
więcej, ale Claudio przecież nigdzie nie wyjeżdżał,
dopóki jego majątek znajdował się w jej rękach. Cokol-
wiek chciał powiedzieć, mogło to poczekać do jutra.
Zgodziła się z Greyem, kiwając głową.
–
Kolekcja jest bezpieczna i ja też. – Położyła rękę na
silnej dłoni Greya. – Zadzwonię do ciebie rano i ustalimy,
kiedy będziesz mógł obejrzeć to, co zrobiłam do tej pory.
Claudio machnął ręką i wstał.
–
Nie przejmuj się tym. Weź sobie kilka dni wolnego,
jeśli jesteś zmęczona. Kolekcja jest cenna, ale nie tak jak
ty, bella.
Wyciągnął ramię, jakby znowu chciał pogłaskać ją
w policzek, jednak nie dotknął jej skóry. Reina wiedzia-
ła, że Włosi lubią okazywać uczucia, więc nie odsunęła
się, pragnąc w namacalny sposób doświadczyć silnych
emocji, które odmalowały się w oczach mężczyzny.
Ale jedno spojrzenie na Greya wystarczyło, żeby
Claudio szybko się pożegnał i zniknął za drzwiami.
–
Co to miało znaczyć? – zapytała.
–
Co masz na myśli?
–
Jesteś zły na Claudia. Dlaczego?
Grey pomógł jej wstać i obejmując w talii, po-
prowadził Reinę do schodów.
–
Zupełnie niepotrzebnie cię dzisiaj zdenerwował.
Reina była wykończona, ale zachowała przytomność
umysłu. Grey musiał coś wiedzieć. Wpadł na jakiś trop,
który świadczył o tym, że Claudio wdarł się do jej domu
nie tylko z troski o jej bezpieczeństwo.
–
Nie, wcale nie o to chodzi – odparła.
Weszli powoli po schodach, wspierając się wzajemnie
w sposób, który wydał jej się niezwykle erotyczny.
Znowu go zapragnęła. Mimo zmęczenia chciała poczuć
go w sobie jeszcze raz, zanim pogrąży się we śnie.
Pragnęła, by przepędził poczucie krzywdy, konsternację
i niepokój, które sprawiły, że jej świat zaczął chwiać się
w posadach. I chociaż to on był przyczyną jej najwięk-
szych rozterek, ich niezwykły seks stanowił w tej chwili
dla niej jedyne prawdziwe oparcie.
Na półpiętrze Reina przystanęła, by spojrzeć mu
w oczy. Przez uchylone drzwi jego pokoju dostrzegła
ekran włączonego laptopa. W pełnej skrzypnięć ciszy
starego domu rozlegał się szum przenośnej drukarki.
–
Pracujesz? – zapytała.
–
Tak. Prześpij się. Na razie nie znalazłem jeszcze nic
konkretnego, ale do rana powinienem zdążyć.
–
Rano muszę spotkać się z matką – stwierdziła,
wiedząc, że jeśli jak najprędzej nie rozmówi się z Pilar,
być może nigdy nie pozna prawdy. – Powinna wyjaśnić
mi kilka spraw.
–
Tak, rzeczywiście. A jeśli wszystko pójdzie dobrze
–
skinął głową w stronę swojego pokoju – będę mógł dać
ci broń do ręki.
Na myśl o tym Reina zadrżała.
–
Nie potrzebuję broni przeciw kobiecie, która dała
mi życie, Grey. Poradzę sobie z Pilar. Moja matka jest
świetną aktorką, ale nie potrafi kłamać, tylko zręcznie
omijać prawdę. A na to jej tym razem nie pozwolę.
–
Chcesz, żebym poszedł z tobą?
–
Do łóżka? – zapytała, uśmiechając się figlarnie
pomimo ogromnego zmęczenia.
–
Do matki – wyjaśnił, a w jego oczach zatańczyły
iskierki zwiastujące możliwości, których jednak nie
zamierzał dziś wprowadzić w życie.
–
Nie. Przebywając w tym samym pokoju z przystoj-
nym mężczyzną, Pilar koncentruje się wyłącznie na
uwodzeniu go, więc jeśli tam pójdziesz, nie zwróci na
mnie najmniejszej uwagi.
Skierowała się do sypialni ze świadomością, że na-
prawdę musi spać dziś sama. Dlaczego jednak myśl
o samotnej nocy wydała jej się nagle tak nieznośna?
To oczywiste. Kochała Greya. Reina przyjęła tę
konstatację bez zastrzeżeń, bowiem zabrakło jej energii,
by dalej unikać spojrzenia prawdzie w oczy.
–
Śpij dobrze, Reino – powiedział Grey, całując ją
w policzek.
Obudził go dźwięk klaksonu, po którym na dole
rozległ się odgłos kroków i trzaśnięcia drzwiami. Czyżby
Reina już wyszła? Zbiegł co prędzej na dół po to tylko,
by zobaczyć odjeżdżającą taksówkę. Zaklął, uderzając ze
złości w drzwi, a wtedy zauważył kartkę przyczepioną
tuż nad wizjerem.
Kochany Greyu! Piszę, bo nie chciałam Cię budzić. Jadę
do matki. W razie potrzeby dzwoń na komórkę. Kiedy wrócę,
porównamy nasze wyniki. Całuję, Reina
Kochany Greyu? Och, gdyby to była prawda!
Teraz jednak nie było czasu na takie rozważania.
Sprawy uczuciowe trzeba zostawić na później, kiedy już
upora się z coraz bardziej zawikłaną i niepokojącą
sytuacją Reiny. Kiedy spała, przeczytał raport nadesłany
przez znajomego z Interpolu. Zastanawiał się, czy nie
powinien natychmiast zadzwonić do niej i powiedzieć,
czego dowiedział się na temat Pilar. Albo wyjawić
własne, jeszcze bardziej szokujące podejrzenia, które
żywił wobec Claudia di Amante.
Uznał, że musi najpierw zgromadzić więcej faktów,
więc wstawił kawę, a potem wziął prysznic, ogolił się
i ubrał. Zadzwonił szybko do Zane’a, który nie wybierał
się dziś do biura. Dzięki temu Grey mógł pójść do
redakcji gazety i skorzystać ze swych najbardziej nieza-
wodnych źródeł informacji.
Przed wyjściem zajrzał jeszcze dla pewności do tajnej
pracowni i odkrył, że Reina znowu zabrała ze sobą
najcenniejsze kamienie. Potem włączył wszystkie alar-
my i kamery wideo. Wątpił, że ktoś może być na tyle
głupi, by znowu podjąć próbę włamania, zwłaszcza
w biały dzień.
Teraz miał na głowie poważniejsze sprawy. Chociaż
zgromadził już wszystkie części łamigłówki związanej
z kradzieżami w galerii oraz propozycją Claudia złożoną
w tak dziwnym momencie, to musiał sprawdzić jeszcze
kilka faktów, zanim zacznie rzucać oskarżenia.
Wstąpił na chwilę do swojego mieszkania, żeby ubrać
się bardziej po ,,greyowemu’’: modne spodnie koloru
khaki zmienił na tradycyjne, ciemnoszare spodnie od
garnituru, a obcisły T-shirt na elegancką koszulę i kra-
wat. Potem pojechał do redakcji, zaparkował na ulicy
wściekle czerwonego jaguara Zane’a i wszedł do głów-
nego budynku bocznym wejściem. Zauważył, że znacz-
nie wzmocniono ochronę. Po korytarzach kręciło się
więcej strażników, wszędzie wisiały kamery, a odwie-
dzających zdecydowanie ubyło. Na szczęście nikt go nie
zaczepił i Grey zdołał dotrzeć do swojego gabinetu,
niezauważony nawet przez własną sekretarkę.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, poczuł dziwny
przypływ mocy. Niech to diabli, stęsknił się za tym
miejscem i to bardziej, niż przypuszczał. Bardziej, niż to
się wydawało możliwe. Wziął głęboki wdech, przekona-
ny że czuje zapach farby drukarskiej, mimo że drukarnia
mieściła się kilka pięter niżej. Wsłuchał się w odgłosy
pracy dochodzące zza ściany, z redakcji działu miej-
skiego. Rozdzwonione telefony, gwizd faksów, stukot
klawiatur. Głosy ludzi, przenikające nawet przez grubą
ścianę gabinetu. Właśnie powstawał nowy materiał.
Znalazł na biurku notatkę, z której wynikało, że
niedzielne wydanie gazety sprzedało się znakomicie
dzięki artykułowi Zane’a na temat romansu z Toni
Maxwell. Utwierdził się dzięki temu w przekonaniu, że
jego decyzja o oddaniu spraw w ręce brata była słuszna.
Grey podszedł do długiego szeregu okien i spojrzał na
Missisipi toczącą w dole swe wody. Zaczął rozglądać się
po posesji w poszukiwaniu owego zakątka tuż za
parkingiem, gdzie zabrał Reinę zeszłej nocy, ale tak jak
się spodziewał, drzewa zasłaniały widok. Poczuł nagły
dreszcz pożądania, lecz szybko stłumił swą reakcję.
Zanim skłoni Reinę, by rozpędziła gnębiące ją demo-
ny, i zdoła wreszcie zajrzeć w jej serce, będzie musiał
pomóc jej te demony zidentyfikować, nawet jeśli były
nimi osoby, które kochała.
Usiadł w fotelu i poczekał, aż miękka skóra przy-
stosuje się do kształtu jego ciała. Stęsknił się za swoim
biurkiem. Nie było go tutaj tylko cztery dni, ale w chwili
gdy wpisał do komputera swoje hasło i nałożył słuchaw-
ki od telefonu, wiedział już, że nie mógłby robić w życiu
nic innego.
Połączył się z Internetem i wszedł na stronę swojej
ulubionej przeglądarki artykułów prasowych opubliko-
wanych w sieci. Wpisał nazwisko Claudiego di Amante
i poczekał na wynik. Po kilku sekundach na ekranie
pojawiła się zdumiewająco długa lista tytułów, w więk-
szości pochodzących z włoskich gazet.
Grey uruchomił program do tłumaczeń i spróbował
ponownie. I wtedy, w artykule z jednego z weneckich
dzienników, znalazł to, czego szukał. Kliknął opcję
drukowania, po czym zadzwonił z komórki do hotelu,
gdzie zatrzymał się Claudio.
–
Di Amante – usłyszał głos starszego mężczyzny.
–
Claudio, mówi... – Zawahał się przez chwilę, ale
uznał, że jeśli chce usłyszeć od Włocha słowa prawdy,
sam powinien zdobyć się na szczerość. – Grey Master-
son. Zane jest moim bratem bliźniakiem.
–
Czy coś się stało Reinie? Co z nią?
Troska w głosie mężczyzny powiedziała Greyowi
wszystko, czego chciał.
–
O ile wiem, wszystko jest w porządku. Pojechała
szukać matki. Chce zadać jej kilka pytań.
Claudio odpowiedział dopiero po chwili milczenia.
–
Przynajmniej tyle jej się należy.
Grey uśmiechnął się szeroko.
–
Też tak sądzę. Czy moglibyśmy się spotkać? Jes-
tem wydawcą gazety, signore, ale to, co mi pan powie,
pozostanie między nami. Nie przypuszczam, żeby Pilar
Price wyjawiła swojej córce całą prawdę. A po tylu latach
Reina chyba na to zasługuje, nie sądzi pan?
Claudio zgodził się, a Grey podał mu adres kawiarni
naprzeciwko i odłożył telefon. W zamyśleniu zaczął
bębnić palcami o biurko. Pomysł, który zaczął rodzić się
w jego głowie kilka minut temu, teraz nabrał pełniej-
szych kształtów. Postanowił zaryzykować. Zadzwonił
do kierowniczki działu graficznego, młodej kobiety,
którą zatrudnił przed trzema laty, kiedy była świeżo po
studiach. Doskonale potrafiła zadbać o dobór czcionki,
rozkład tekstu i zdjęć, ale Grey zawsze był ciekaw, jak ta
zdolna dziewczyna poradzi sobie z bardziej nowators-
kim pomysłem.
I właśnie zamierzał się o tym przekonać.
Reina wróciła do domu wykończona. Przez cały dzień
szukała swojej matki, ale Pilar okazała się nieuchwytna.
Komórkę miała wyłączoną, podobnie jak Dahlia. Kiedy nikt
nie otwierał drzwi, Reina wezwała taksówkę i wyruszyła
na poszukiwanie obydwu kobiet. W gabinecie kosmetycz-
nym, który odwiedzały co wtorek, minęła się z nimi o włos.
Potem czekała przed restauracją, gdzie zwykle jadały lunch,
po to tylko, by zobaczyć ich samochód w chwili, kiedy
ruszał z parkingu. Wezwała więc kolejną taksówkę i kazała
zawieźć się pod dom matki. Czekała tam, aż zmęczona grą
w kotka i myszkę i wróciła do siebie.
Włożyła ubranie robocze i zjadłszy w przelocie trochę
owoców i sera, zapukała w ścianę sypialni i weszła do
ukrytej pracowni. Zamknęła za sobą drzwi i przez
chwilę z rozczarowaniem myślała o Greyu, który nie
wrócił ani nawet nie zadzwonił.
Reina marzyła o jego dotyku bardziej niż o tym, by
poznać prawdę. To tylko kwestia czasu, nim dopadnie
wreszcie swoją matkę i zrozumie, jakimi pobudkami
kieruje się Pilar. Rozpaczliwie pragnęła rozmówić się
z matką i poznać wszystkie szczegóły, żeby mieć to już
z głowy, zanim wróci Grey.
Z głowy? Tylko jak długo miała jeszcze czekać?
Nawet jej cierpliwość i opanowanie miały swoje granice.
W ustroniu pracowni Reina zaczęła się śmiać, aż w końcu
śmiech przerodził się w płacz... i szlochała, dopóki starczyło
jej łez. Płakała z powodu matki, która prawdopodobnie nie
zawahała się wykorzystać własnej córki i nadszarpnąć
dobrego imienia jej firmy dla swych niewiadomych, choć
zapewne płytkich celów. Płakała z powodu Judi i Dahlii,
wciągniętych w sieć intryg prawdopodobnie bez własnej
wiedzy. Ale przede wszystkim płakała nad kobietą, którą
sama się stała – wyniosłą i niedostępną. Zdolną odczuwać
rozkosz płynącą z fizycznej miłości, ale lękającą się
doświadczyć prawdziwego uczucia. Jakże jednak mogła
naprawdę kogoś pokochać, jakże zaufać komukolwiek,
skoro jedyna osoba, na którą powinna liczyć w każdej
sytuacji – rodzona matka – nauczyła ją, że ufność jest
słabością i w każdej chwili może zostać wykorzystana
przeciwko niej?
Reina podejrzewała, że tak się właśnie stało – Pilar
nadużyła jej zaufania. A zatem, nawet jeśli kochała Greya,
to jak mogła... Wzniosła wokół siebie tyle barier i szczelnie
zamkniętych wrót, że nawet tak pomysłowy i zdolny
mężczyzna jak on nie był w stanie ich wszystkich pokonać.
Szloch znowu schwycił ją za gardło, ale zdławiła go
sporym łykiem wina. Pociągając nosem, Reina wzięła ze
stołu chusteczkę i otarła łzy. Dosyć tego. Miała przecież
dużo pracy. Żale trzeba zostawić na później. Spojrzała
na zegarek i przejrzawszy rysunki Claudia, postanowiła
odtworzyć broszkę oraz grzebyk. Obydwa projekty były
proste do wykonania, a przedmioty te nie miały żadnego
erotycznego przeznaczenia, jedynie sugestywne kształ-
ty. Reina pracowała, dopóki słońce nie zaszło, a lampa
nie pomagała już jej zmęczonym oczom. Oszlifowała
wszystkie kamienie potrzebne do wykonania broszki
i wycięła kilka zębów grzebyczka, musiała jednak przy-
lutować pewne drobne jego elementy zrobione ze srebra
i hebanu. Obydwa przedmioty nakryła miękką szmatką.
Zamierzała dokończyć je nazajutrz rano, jeśli nic nie
stanie na przeszkodzie. Na przykład jej pożałowania
godna rodzina.
Będąc tego dnia w domu Pilar, Reina postanowiła
trochę tam pomyszkować i teraz, kiedy silne emocje
opadły nieco na skutek ciężkiej pracy, poczuła, że jest
w stanie pomyśleć o tym, co znalazła. W zabytkowym
sekretarzyku matki ukryte były stare listy od wierzyciela
hipotecznego. Reina nie miała pojęcia o istnieniu żadnej
hipoteki. Pilar w życiu nie kupowała nic na kredyt. Nie
zaprzątała sobie głowy nawet miesięcznymi opłatami,
a zresztą rzadko zdarzało jej się zagrzać gdzieś miejsca na
tyle długo, żeby doczekać się rachunku. Poza tym, była
zdania, że bogaci i sławni płacą za wszystko gotówką.
Wyglądało jednak na to, że jej bogata i sławna matka
zalegała z hipoteką na dom od sześciu miesięcy, potem
zaś dokonała dużej wpłaty, regulując cały dług.
Może więc to nie Judi potrzebowała pieniędzy. Reina
nie znała jednak wszystkich szczegółów i nie była
w stanie ich ustalić, dopóki Pilar nie pozwoli się wreszcie
odnaleźć. Zostawiła matce kartkę z prośbą o telefon
i wróciła do domu. Teraz kręciło jej się w głowie. Wyszła
z pracowni i przez chwilę nasłuchiwała, czy Grey nie
wrócił, a potem rozebrała się, napełniła wannę gorącą
wodą i olejkami eterycznymi, po czym zanurzyła zmę-
czone ciało w pachnącej kąpieli.
Kiedy wszystko inne zawodziło, Reina zwykle szuka-
ła odprężenia w wannie. Ale dzisiaj pragnęła tylko
Greya. Potrzebowała go i po raz pierwszy w życiu
zdołała przyznać to przed samą sobą. Kiedy więc zapu-
kał do drzwi, temperatura w łazience wzrosła tak
gwałtownie, jakby Reina dolała do wanny wrzątku.
–
Wszystko w porządku, Reino? – zapytał.
–
Zdecydowanie nie.
Jego śmiech wywołał w niej dreszcz podniecenia.
–
Czy mogę ci jakoś pomóc?
–
Mmm... – odparła wymijająco, rozbawiona włas-
nym rozpaczliwym wysiłkiem, by udawać nieprzystęp-
ną, skoro tak naprawdę miała ochotę wrzasnąć, żeby
natychmiast do niej dołączył.
Grey bez wahania przekręcił gałkę i stanął w drzwiach,
opierając się zawadiacko ramieniem o framugę.
–
Przepraszam, ale nie jestem pewien, czy twoja
odpowiedź była przecząca, czy twierdząca.
–
To ty jesteś dziennikarzem. – Uniosła gąbkę i pola-
ła piersi parującą wodą. W wannie nie było piany,
a włosy miała niedbale upięte do góry, więc oprócz
delikatnej pary unoszącej się w powietrzu, nic nie
przesłaniało mu widoku jej ciała. – Jak ci się wydaje?
Rozdział piętnasty
Pragnął jej nieprzytomnie. Poczuł, że narastająca
erekcja napiera na zamek jego spodni. Węzeł krawa-
ta, choć poluzowany już nieco w czasie pobytu w biu-
rze, nagle zaczął przypominać zaciskającą się pętlę.
Grey zerwał krawat z szyi i schował do kieszeni mary-
narki. Nigdy nie wiadomo przecież, kiedy mógł się
znowu przydać.
–
Coś ci przyniosłem – powiedział, gdy szelest papie-
ru przypomniał mu, co trzyma w ręku.
Reina wychyliła się przez krawędź wanny i dostrzeg-
ła gazetę.
–
Czyżby Zane napisał kolejny fascynujący artykuł
o tobie i Toni Maxwell?
–
Owszem, ale nie z tym przyszedłem.
Grey udał się do redakcji z dwóch powodów. Po
pierwsze, chciał sprawdzić, czy rzeczywiście tęskni do
swojej pracy równie silnie, jak stara się tego wyprzeć,
a po drugie, pragnął zgromadzić wszelkie informacje,
które pozwoliłyby wreszcie uwolnić Reinę od kłopotów
rodzinnych i zawodowych.
Po raz pierwszy w życiu przeklinał swą wrodzoną
zdolność dochodzenia prawdy. Tego popołudnia spędził
godzinę przy biurku, przeglądając zebrany materiał,
i zdążył pogryźć w drzazgi dwa ołówki, zanim najnow-
szy artykuł Zane’a na temat Toni Maxwell wpadł mu
w oko, podsuwając świetny pomysł. Wezwał do biura
kierowniczkę działu graficznego i najlepszego faceta od
makiet, zamówił obiad i wziął się do roboty. Teraz,
o wpół do jedenastej wieczorem, trzymał w ręku owoc
swojej pracy.
–
To nie może czekać. Chyba powinnaś się ubrać.
Reina zachichotała i polała wodą nagie, ponętne,
zmysłowo krągłe ramiona.
–
Nie mam najmniejszej ochoty się ubierać, Grey.
Na Boga, mógłby spędzić całe życie z kobietą, która
tak dobrze wie, czego chce. Tylko czy pozwoli mu zostać
u swego boku tak długo? Czy wybaczy, że wdarł się
przemocą w jej prywatność?
–
Być może zmienisz zdanie, kiedy to przeczytasz.
Podał jej ręcznik, żeby wysuszyła ręce, po czym
zapalił światło, zdmuchnął świeczki ustawione wokół
krawędzi wanny i wręczył Reinie makietę pisma. Prze-
czytała tytuł, unosząc ze zdumieniem brwi.
–
,,Chwila Szczerości’’?
–
To nie jest ostateczna nazwa, tylko jeden z pomys-
łów. Myślę, że ten tytuł może być chwytliwy. To będzie
zbiór artykułów napisanych w pierwszej osobie. Wiado-
mości z punktu widzenia osób w nich uczestniczących,
komentowane z pomocą wytrawnego dziennikarza
–
w tym przypadku, moją. To tylko makieta, wyłącznie
dla twojego użytku.
Reina przeczytała nagłówek: ,,Stulecia tajemnic’’
i u dołu artykułu dostrzegła podpis.
–
Claudio?
–
Rozmawiałem z nim dzisiaj przez dwie godziny.
Jestem głęboko przekonany, że to, co tu znajdziesz, jest
prawdą – powiedział, biorąc jej szlafrok z kołka przy
drzwiach i wyciągając dłoń, by pomóc jej wyjść z wan-
ny. – I uważam, że powinnaś czytać to na suchym
lądzie.
Z jego tonu musiała przebijać powaga, ponieważ
Reina usłuchała natychmiast, wytarła się bez słowa
i poszła za nim do sypialni.
Podał jej gazetę. Możliwe, że chciałaby zostać sama,
ale uznał, że powinien jednak zostać, i usiadł na fotelu
w kącie pokoju. Reina położyła się na łóżku, rozłożyła
gazetę i zaczęła przebiegać tekst wzrokiem tak szybko,
że Grey wątpił, czy w ogóle można czytać w tym
tempie.
Po chwili uświadomił sobie, że czyta wciąż od nowa
ten sam fragment. Usiadła po turecku, jak dziecko nad
książką z obrazkami, i zaczęła wodzić po linijkach
palcem, jakby nie chciała uronić ani jednej litery.
Grey już miał wstać i nalać jej brandy, kiedy górna
warga zaczęła jej drżeć. Wbiła w niego spojrzenie pełne
skrajnej rozpaczy.
–
Gdzie on jest?
–
Jeszcze nie skończyłaś, kochanie. Przeczytaj do
końca. Musisz poznać wszystkie fakty, zanim staniesz
z nim twarzą w twarz.
Cisnęła gazetę na łóżko i zerwała się na nogi; jeszcze
nigdy nie widział jej tak bliskiej wybuchu.
–
Gdzie on jest? – powtórzyła.
Grey wstał i położył jej dłonie na ramionach. Uspoko-
ił się nieco, bo Reina się nie wyrywała.
–
Na dole.
Ruszyła do drzwi i wybiegła z sypialni, a potem omal
nie spadła ze schodów, pokonując po dwa stopnie na raz.
Dotarłszy do salonu, gdzie zostawił Claudia, zadyszana
stanęła w progu, opierając się o framugę.
Grey pobiegł za nią, ale został nieco w tyle. Chociaż
pragnął nade wszystko wziąć ją w ramiona i swoją
obecnością dać jej poczucie bezpieczeństwa, nie wie-
dział, jak zareaguje na to Reina. Przede wszystkim nie
chciał utrudniać jej tego, co i tak było ciężkie do
zniesienia.
–
Od jak dawna o tym wiesz? – zawołała.
Claudio omal nie przewrócił się o stolik do kawy.
–
Dopiero od kilku miesięcy, przysięgam. Po pierwszej
kradzieży Dahlia skontaktowała się ze mną. Zdradziła mi,
kto przed laty ukradł dzienniki i kto zorganizował
włamanie do twojej galerii. Powiedziała też, że jestem
twoim ojcem, ale Pilar zataiła to przed tobą tak samo jak
przede mną. Dahlia uznała, że mógłbym ci jakoś pomóc.
Chciałem to zrobić, zlecając ci odtworzenie kolekcji.
Grey spojrzał na drżące ręce Reiny i zapragnął zabrać
ją stąd, ochronić przed wstrząsem, jaki spowodowało
wyznanie jej ojca. Znając już całą historię dzięki dzisiej-
szej rozmowie z Claudiem, przy całym podziwie wobec
do tego człowieka, Grey nie potrafił pohamować złości.
Oburzała go skomplikowana sieć niedopowiedzeń
i kłamstw, którą zaczął snuć Claudio, pojawiwszy się
w galerii Reiny ze swoją lukratywną ofertą. Powinien
był już wtedy powiedzieć jej prawdę.
Mężczyzna kierował się wszakże słusznymi pobud-
kami. Dlaczego Reina miałaby uwierzyć obcemu, za-
miast własnej matce? Dahlia nie zgodziła się potwier-
dzić jego opowieści ze strachu o swoją posadę. Claudio
obmyślił zatem własny sposób zdobycia zaufania córki,
a Grey miał nadzieję, że Reina zdoła zapomnieć o tym, że
ją oszukiwał, i doceni siłę charakteru ojca.
–
Dlaczego to zrobiłeś? Przecież mnie nie znałeś, nie
wiedziałeś nawet, że masz dziecko – powiedziała drżą-
cym głosem, przerywając milczenie.
–
Bo twoja matka kiedyś mnie kochała.
–
A ty? Kochałeś ją?
–
Nie, ale to nie znaczy, że nie mogę kochać ciebie.
Nie znaczy to też, że miała prawo mi cię odebrać. Moją
córkę. Nie miałem pojęcia, że istniejesz.
Wszelkie tamy puściły i Claudio porwał Reinę w ob-
jęcia. Wtulił głowę w jej ramię, a jego uścisk pełen był
bezgłośnej rozpaczy i desperacji. Wydawało się, że
ściskając córkę z całych sił, pragnie wydusić z niej ból
i gniew niczym sok z cytryny.
Reina nie zareagowała jednak z równą wylewnością.
Plecy miała sztywne. Szyję wyniośle wyciągnęła do góry
i wyprostowała ramiona. Claudio nie mógł dłużej ig-
norować jej obojętnej postawy, więc uwolnił ją z objęć
i poprowadził do sofy, trzymając tylko za rękę.
Grey już miał zostawić ich samych, lecz porzucił ten
zamiar, kiedy nagle otworzyły się drzwi frontowe i do
salonu wpadła Pilar, niczym świetnie ubrane tornado.
–
Zabieraj łapy od mojej córki! – wrzasnęła. Cisnęła
torebką w głowę Claudia, ten jednak zachował na tyle
przytomności, by uchylić się w odpowiedniej chwili.
Reina poderwała się z kanapy.
–
Jak śmiesz! – krzyknęła. – Mamo, to jest mój dom.
Nie masz prawa urządzać tu awantur po to, by odwrócić
uwagę od skutków własnego postępowania.
–
Ja nic nie zrobiłam – oznajmiła Pilar, ale nawet
umiejętności aktorskie nie pozwoliły jej ukryć tak bez-
czelnego kłamstwa. Cofnęła się, wpadając na Greya,
który podtrzymał ją za łokieć.
Reina popatrywała to na ojca, uparcie wbijającego
wzrok w podłogę, to na matkę, która aż kipiała świętym
oburzeniem, jakby niczemu nie była winna. Reina
najwyraźniej nie wiedziała, od czego zacząć, do kogo
najpierw się odezwać. Stawić czoło kłamstwom z prze-
szłości, czy może wyjaśnić te najświeższe? Porozmawić
z ojcem, którego widziała pierwszy raz w życiu, czy
zmierzyć się ze zdradą matki, której, jak się okazało,
nigdy tak naprawdę nie znała?
Trudno dociec, co postanowiła, lecz kiedy spojrzała
Greyowi w oczy, ten wiedział już dokładnie, czego od
niego oczekuje.
Ściskając mocno łokieć Pilar, zaczął prowadzić ją
w stronę kuchni.
–
Pani Price, lepiej będzie, jeśli na chwilę zostawimy
ich samych.
–
Nie zamierzam...
Reina ucięła protest matki ciemnym i surowym jak
granitowa skała spojrzeniem. Nastąpiła potyczka po-
zbawiona słów i gestów – starły się tylko zimne,
rozdzierające spojrzenia dwóch kobiet, połączonych
niegdyś więzią, która leżała teraz w strzępach u ich stóp.
Mając czyste sumienie, Reina zwyciężyła bez trudu.
Pilar wyrwała się Greyowi i ruszyła w głąb domu,
wybijając obcasami na drewnianej podłodze chwiejny,
urywany rytm.
–
Jeśli będziesz mnie potrzebowała, jestem za ścianą
–
powiedział Grey.
Reina przycisnęła do piersi gazetę, jakby chciała
uściskać papier i farbę drukarską za to, że odsłoniły przed
nią prawdę. Oczy miała błyszczące od łez, ale wargi nie
drżały jej już tak mocno.
–
Tak, zaraz będziesz mi potrzebny. Ale najpierw
muszę porozmawiać z Claudiem sam na sam.
Skinął głową i ruszył za Pilar, by dogonić ją, zanim
zrobi jakieś głupstwo albo ucieknie tylnymi drzwiami,
co było dość prawdopodobne, bowiem musiała zdawać
sobie sprawę, że nic jej już nie uratuje. Zdążył jednak
zrobić tylko kilka kroków, gdy Reina podeszła do niego
i złapała za rękę.
Swymi drobnymi palcami ujęła jego dłoń i podniosła
do ust, by złożyć na niej delikatny pocałunek.
–
Dziękuję ci, Grey. – Do oczu napłynęła jej kolejna
fala wilgoci, którą powstrzymywała tylko tama rzęs.
–
Jesteś świetny w tym, co robisz.
Grey zagryzł usta, walcząc ze sobą, by nie porwać jej
w ramiona i scałować łzy, które tak dzielnie trzymała na
uwięzi.
–
Wszyscy mi to mówią.
Puścił do niej oko, a Reina uśmiechnęła się leciutko.
Zmusił się, żeby wyjść, wiedząc, że Reina powinna
uporać się z rodzinnymi sprawami, zanim będzie mogła
podjąć jakąkolwiek decyzję związaną z nim.
Pilar przeszła przez kuchnię, a teraz leżała wsparta na
wiklinowym szezlongu na oszklonej werandzie. Twarz
ukryła dramatycznym gestem w dłoniach, a jej powiew-
na spódnica podjechała nieco do góry, ukazując ponętny
w jej przekonaniu widok kształtnych nóg. Grey pokręcił
głową i zabrał się do parzenia kawy. Barki bolały go po
całodziennym garbieniu się przed komputerem.
Oczywiście mógł to po prostu opowiedzieć Reinie.
Mógł zachęcić Claudia, żeby ten spotkał się z córką,
o której istnieniu nie wiedział jeszcze kilka miesięcy
temu, i opowiedział o swym romansie z jej matką. Nie
wiadomo jednak, dlaczego zapragnął najpierw opisać na
papierze tę skomplikowaną opowieść. Może po prostu
czuł się bezpieczniej w świecie słowa pisanego.
Grey potrafił operować słowami. Ale dzisiaj wyszło
na jaw, że nie pamięta, jak się nimi posługiwać do
innych celów, niż opisanie faktów i zarobienie w ten
sposób kilku dolarów. ,,Chwila Szczerości’’ miała to
zmienić, czyniąc jego pracę ciekawszą i po raz pierwszy
w jego karierze – nieprzewidywalną. Kazał sporządzić
biznesplan przedsięwzięcia swym najlepszym księgo-
wym i specom od marketingu. Zamierzał oczywiście
nadal wydawać dziennik, ale ,,Chwila Szczerości’’ miała
stać się regularnym dodatkiem piątkowym do ,,Louisia-
na Daily Herald’’, powiększając imperium prasowe ro-
dziny Mastersonów.
Zane mógłby brać udział w tworzeniu dodatku, jeżeli
zechce. Najlepiej, jeżeli zajmie się kreatywną stroną
pisma. Bliźniacy nigdy nie robili niczego razem. Za
wszelką cenę starali się różnicą osobowości zatuszo-
wać fizyczne podobieństwo. Grey miał wielką nadzie-
ję, że to się zmieni, tak jak zmieniło się jego własne
życie, odkąd wcielił się w brata i poznał kobietę swych
marzeń.
Jakie miejsce zajmie w tym planie Reina – trudno
było orzec. Nie miał pojęcia, jak zmieni ją dzisiejszy
wieczór. Zapewne postanowi opuścić Nowy Orlean.
I jego.
Grey włączył ekspres i oparł się o blat, nie zważając na
żałosne pojękiwanie Pilar. Z całą pewnością pragnęła,
żeby z nią porozmawiał – nie miał jednak najmniejszego
zamiaru odezwać się nawet słowem.
–
Byłeś jej pierwszym impresariem, prawda?
Reina wciąż ściskała artykuł Greya, rozpaczliwie
pragnąc przeczytać go do końca. Chciała wreszcie wszyst-
ko zrozumieć, ale w głębi duszy czuła, że najpierw musi
usłyszeć szczegóły z ust Claudia. Jego własne słowa.
Teraz patrzyła mu w oczy, szukając w nich szczerości.
I żalu.
–
Impresario to zbyt szumne słowo. Tak jak ona,
byłem jeszcze dzieckiem – chłopcem z głową pełną
marzeń. Pilar była najpiękniejszą dziewczyną, jaką zna-
łem, i miała wprost niewiarygodny talent aktorski.
Pragnąłem związać życie z teatrem, a ona mogła mi
w tym dopomóc – ja zaś mogłem się jej odwzajemnić.
Gdyby tylko dała mi szansę.
–
Ile miałeś lat? Mówiła mi, że była piętnastolatką,
kiedy poznała mężczyznę, który odkrył jej talent.
–
Nie więcej niż siedemnaście. Podróżowałem wów-
czas po Hiszpanii jako asystent człowieka, który zaj-
mował się produkcją sztuk teatralnych w całej Europie.
Byliśmy na wakacjach na wsi, kiedy ją poznałem,
i przyrzekłem przedstawić swojemu pracodawcy. Nie
pamiętam dlaczego, ale musiał nagle wyjechać, zanim
zdążyłem spełnić obietnicę. Więc zostałem z Pilar.
–
Ale jej nie kochałeś?
Claudio potrząsnął głową i spojrzał jej prosto w oczy.
–
Reino, miałem tylko siedemnaście lat. Co mogłem
wiedzieć o miłości? Nie więcej niż Pilar, zaręczam ci.
Zresztą ona nie chciała, żebym ją kochał, przynajmniej
na początku. Chciała, żebym zrobił z niej gwiazdę.
–
I spróbowałeś?
–
Zabrałem ją do Rzymu i przedstawiłem wszystkim
znajomym. Byliśmy młodzi, zadurzeni w sobie. To była
przygoda. Potem rzuciła mnie dla Salvatore Balducciego
–
starszego, naprawdę wpływowego mężczyzny. To on
załatwił jej pierwsze role w teatrze, umożliwił rozpo-
częcie kariery.
–
I nigdy nie powiedziała ci o mnie?
–
Niezupełnie.
–
Co to znaczy?
–
Byliśmy razem przez trzy lata, zanim Balducci
zaczął wreszcie traktować ją poważnie. Przyszła do
mnie i postawiła przed wyborem. Jeśli się z nią ożenię,
jeśli będę ją kochał, wróci ze mną do Wenecji i zostanie
moją żoną. Jeśli nie zechcę jej poślubić, odejdzie do
Balducciego i zostanie gwiazdą.
–
Czy już wtedy była w ciąży?
–
Nie. Byłabyś teraz dużo starsza. Ale ja jej nie
kochałem – nie na tyle, żeby wziąć ją za żonę, lecz
wystarczająco, by wiedzieć, iż powinna gonić swe ma-
rzenie. Powiedziałem więc, żeby odeszła, i tak zrobiła.
Reina zamyśliła się nad jego słowami, zestawiając
je z tym, co słyszała przez całe życie od Pilar. Z jej
opowieści jednak nigdy nie wynikało, że mężczyzna,
który bawił się uczuciami matki, był również ojcem
jej dziecka.
–
Złamałeś jej serce. Jeżeli moja matka była kiedy-
kolwiek zdolna do miłości, to jej tę zdolność odebrałeś,
czyż nie?
Mężczyzna zacisnął usta, rozważając jej słowa z po-
wagą, którą dać mu mogły tylko wiek i osobiste do-
świadczenie.
–
Tak, być może w ostatecznym rozrachunku to
wszystko moja wina. – Mówił coraz ciszej, aż w końcu
zapadło długie milczenie. Reina zerknęła na gazetę,
znowu przebiegając wzrokiem słowa, które potwier-
dzały to, co jej opowiedział. Uświadomiła sobie, że jeśli
chce wiedzieć wszystko, musi przewrócić stronę albo
zapytać ojca. Postanowiła więc czytać dalej. Śledziła
z uwagą tekst, usiłując nie zważać na silne wzruszenie,
które zaczęło chwytać ją za gardło.
–
A więc wróciła do ciebie... Później, już jako gwiaz-
da...
Claudio zaśmiał się cicho.
–
Prawdziwa zemsta, nie sądzisz? Chciała mi poka-
zać, do czego doszła beze mnie, i udowodnić, że teraz
–
kiedy zdobyła sławę – już mnie nie pragnie. Nie
wiedziała jednak o mojej tajemnej broni – dziennikach Il
Gia. Nasz drugi romans przerodził się w bitwę woli.
Skończyło się na tym, że znowu chciała za mnie wyjść,
a ja nadal jej nie kochałem. Odeszła i nigdy już nie dała
znaku życia. Dopiero kilka miesięcy później, kiedy już
była w Stanach, uświadomiłem sobie, że ukradła dzien-
niki.
–
Dlaczego to zrobiła?
–
Z zemsty – odparł chłodno. – Zorientowała się, że
zamierzam zbić na nich majątek. Skoro nie chciałem się
z nią ożenić – ponieważ nie kochałem jej prawdziwie, a ona
nie wiedziała, jak kochać mnie – postanowiła mnie zranić.
–
Ale nie wykorzystała ich w żaden sposób.
–
Nie musiała. I tak na długo zrujnowała moje
marzenia.
–
I nadal mieszkałeś w Wenecji?
Skinął głową.
–
Jeździłyśmy tam na wakacje. Matka miała dom
pod Wenecją. Mówisz, że raz mnie widziałeś. Nie dało ci
to do myślenia?
Claudio wziął od niej gazetę i przebiegł wzrokiem
stronę, po czym wskazał palcem akapit u dołu drugiej
szpalty.
–
Pilar zmieniała kochanków jak rękawiczki. Nie
kochałem jej, ale który mężczyzna mógł się jej oprzeć?
Zawsze kiedy zjawiała się w Wenecji, wynajdywałem
powód, żeby wyjechać.
–
Ale widziałeś mnie! Tak wczoraj twierdziłeś.
–
Si, si. Ale każdy, kto znał Pilar i ciebie, przypusz-
czał, że jesteś dzieckiem jakiegoś zagranicznego księcia
albo hollywoodzkiego gwiazdora. Plotkom nie było
końca, ale nikt nie podejrzewał mnie. Możesz mi wie-
rzyć, gdyby powstały takie domysły, natychmiast do-
szedłbym prawdy. Pilar jednak skrzętnie to ukrywała.
Claudio ponownie ujął jej dłonie, a gdy ich oczy
spotkały się, Reina wiedziała, że cokolwiek teraz powie,
będzie prawdą.
–
Byłem głupcem, Reino. Młodym, beztroskim głup-
cem, który nie przypuszczał ani przez chwilę, że Pilar
może ofiarować mi rzadki i cenny dar, jakim jest
dziecko. Przykro mi. Powinienem był się domyślić.
Reina pokręciła głową. Jak mógł się domyślić? I jaki
sens miało teraz roztrząsanie tej sprawy? Przecież gdy
tylko dowiedział się, że ma córkę, opuścił swój kraj,
przyjechał do Stanów z zamiarem wyciągnięcia jej
z kłopotów spowodowanych czynami matki. Pospieszył
jej z pomocą bez chwili wahania. Dahlia zadzwoniła
–
przyjechał. Koniec, kropka.
–
Dlaczego Pilar w końcu opublikowała dzienniki?
–
Musiałabyś ją o to zapytać. Dahlia mówiła coś
o pieniądzach.
–
I to ona zorganizowała kradzieże w mojej galerii?
Claudio zacisnął usta, jakby nie miał ochoty od-
powiadać, ale skinął głową.
–
Dlaczego Dahlia po prostu mi nie powiedziała?
Uwierzyłabym jej.
Zaprzeczył ze smutkiem.
–
Nie wiedziała o tym. Twoja matka jest niezwykle
silną i władczą kobietą. Ale nie powiem ci, dlaczego to
zrobiła. Nigdy jej nie rozumiałem. Skoro jednak dzien-
niki zostały wydane, mogłem ci pomóc tylko w jeden
sposób – zlecając odtworzenie kolekcji. Przy pomocy
moich ograniczonych środków próbowałem ochronić
ciebie i klejnoty. Po zniknięciu dzienników zostałem
prywatnym detektywem, ale tutaj nie miałem żadnych
koneksji. Na szczęście znalazłaś pana Mastersona, który
ci pomógł.
–
Rzeczywiście, miałam szczęście.
Claudio rozprostował gazetę, po czym złożył ją tak,
że okładka była na wierzchu.
–
To dobry człowiek, Reino. Bardzo cierpliwy. I in-
teligentny.
–
Wygląda na to, że znalazł wielbiciela – zażartowała
i uśmiechnęła się, słysząc gromki śmiech Claudia.
–
Chyba tak. Ale nie we mnie. Widziałem, jak
patrzyłaś na niego przed chwilą. Jesteś w nim przecież
zakochana.
–
Nie mogę teraz o tym myśleć. Znalazłam wreszcie
ojca, ale tak naprawdę go nie znam. Poza tym muszę
skończyć pracę nad kolekcją i...
–
Przestań – rozkazał.
–
Słucham?
Claudio delikatnym, lecz stanowczym ruchem chwy-
cił ją za ramiona.
–
Nie jesteś przecież tchórzem, bella. To wszystko
może poczekać. Czyżbyś nie nauczyła się niczego od Il
Gia i Viviany? Nie czułaś, jakim żalem są przepełnione
ich słowa? Obydwoje zaprzedaliby własną duszę, żeby
móc być razem na zawsze, a nie tylko na krótkie,
skradzione chwile. Żyli w innych czasach, ale ty jesteś
wolna i możesz robić to, co chcesz, brać z życia to, czego
pragniesz. Nie wymyślaj więc wymówek po to tylko,
żeby ochronić swoje serce.
–
Jeszcze nigdy nie byłam zakochana – wyznała.
Uśmiechnął się.
–
Ja też nie i, oprócz tego, że cię nie znałem, tego
właśnie najbardziej żałuję w życiu. Otrzymałaś szansę,
Reino – wykorzystaj ją. Może znajdziesz to, czego ani ja,
ani twoja matka nigdy nie mieliśmy.
Reina wstała, ujęła w dłonie twarz ojca i powstrzy-
mała łzy wzruszenia. Nic dziwnego, że jej matce wyda-
wało się, iż jest w nim zakochana.
–
Mamy sobie tyle do powiedzenia.
Claudio dumnie poklepał się w pierś.
–
Jestem bardzo dziarskim starszym panem, bella.
Zdrowym i, już wkrótce, dzięki kolekcji, bardzo boga-
tym. Mamy dużo czasu, żeby się poznać. Idź teraz do
matki. Dowiedz się całej prawdy, żebyś mogła mieć to
już za sobą.
Roześmiała się.
–
Mówisz, jakby to było takie proste!
–
A nie jest?
–
Nie, bo muszę uporać się z Pilar – jęknęła Reina.
–
Uporaj się więc, moja droga – powiedziała Pilar,
stając w drzwiach, jakby ich framuga była złoconą ramą,
a ona sama – tematem jakiegoś bezcennego arcydzieła
–
bo już mnie zmęczyło to czekanie.
Rozdział szesnasty
Z jedną ręką wspartą na biodrze, a drugą zwieszoną
niedbale wzdłuż boku, Pilar rzuciła nieme wyzwanie,
którego Reina nie mogła zlekceważyć: ,,Proszę, oskarżaj
mnie albo daj mi spokój’’. Reina wstała i zacisnęła pasek
szlafroka. Lepiej niż ktokolwiek inny znała metody
działania matki, która potrafiła wybrnąć z każdej opre-
sji, grając na ludzkich emocjach..
Claudio wstał i podszedł do Reiny, kładąc jej dłoń na
ramieniu.
–
Siadaj, Claudio – rzuciła Pilar pogardliwym tonem.
–
Moja córka nie potrzebowała cię przez trzydzieści lat.
Nie potrzebuje i teraz.
Reina odchrząknęła.
–
Ciekawe od kiedy tak się troszczysz o moje po-
trzeby.
–
Nie bądź niewdzięczna. Wiesz przecież, jak się dla
ciebie poświęcałam.
Reina milczała przez chwilę, przyznając w duchu, że
jej matka istotnie potrafi kierować się uczuciem – ale
tylko wtedy, kiedy jest jej to na rękę. Trudno zaprze-
czyć, że jako rodzic Pilar bywała hojna i czuła, z wyjąt-
kiem chwil, kiedy stawała się samolubna i nieprzy-
stępna.
–
Cóż, chcemy usłyszeć prawdę. Mów. – Reina
ruchem ręki nakazała Claudiowi usiąść, po czym sama
wygodnie usadowiła się pośród poduszek na sofie i zało-
żyła nogę na nogę. – Jestem przekonana, że przygotowa-
łaś wspaniałe przedstawienie. Od czego zaczniemy? Już
wiem. – Wyciągnęła dłonie i ułożyła palce w prostokąt,
kierując go na matkę, jak obiektyw kamery – Akcja!
Pilar zmrużyła oczy, ale nie zareagowała na jadowity
ton córki ani jej protekcjonalne zachowanie.
–
Nie bądź złośliwa.
–
A ty nie kłam – odparła Reina.
–
Nie chciałam cię skrzywdzić.
–
Kiedy? Przez całe życie ukrywając przede mną, kto
jest moim ojcem? Czy wcześniej, gdy nie powiedziałaś
mu o mnie? A może całkiem niedawno, kiedy namówi-
łaś Judi, żeby wykradła kamienie z galerii?
Pilar stała niewzruszona, lecz tylko fizycznie. Oczy
bowiem zwilgotniały jej nagle, jakby ostre słowa córki
rzeczywiście boleśnie ją ugodziły. Ale Reina nawet w to
nie potrafiła uwierzyć. Ta kobieta umiała rozpłakać się
na zawołanie i za udawanie emocji dostała wiele nagród.
Czyż mogłaby się teraz powstrzymać od wykorzystania
tego talentu?
–
Claudio mnie nie kochał. Byłam zbyt dumna, żeby
powiedzieć mu, że jestem w ciąży. Skupiłam się więc na
zarabianiu pieniędzy – chciałam być bogata. Nigdy
niczego ci nie brakowało, prawda? Nawet miłości. Może
jestem płytka i egoistyczna, ale potrafiłam okazać mi-
łość.
Reina nie mogła temu zaprzeczyć. Wiedziała, że
matka kocha ją tak, jak potrafi. Dała jej wspaniałe życie,
pełne podróży i przygód, zapewniła wykształcenie.
Dawne grzechy niech zatem odejdą w niepamięć.
–
W takim razie pomówmy o galerii. Jak udało ci się
zdobyć kombinację do drugiego sejfu?
–
Poleciłam Judi uwieść strażnika. Potem oboje pa-
trzyli przez kamerę, jak wstukujesz cyfry.
Reina pokiwała tylko głową. Grey przewidział taki
scenariusz.
–
Dobrze, a teraz najważniejsze: dlaczego to zrobi-
łaś?
Pilar machnęła ręką, jakby pytanie było prostackie
i błahe.
–
Potrzebowałam pieniędzy.
To było oczywiste, ale nawet znalezione przez Reinę
listy nie tłumaczyły, co się stało z milionami matki.
–
A twoje weksle, lokaty, kosztowności?
Pilar usiadła w fotelu i nalała sobie brandy z karafki.
–
Większość osobistego majątku utopiłam w projek-
cie teatralnym. Wygląda na to, że choć mam talent do
gromadzenia pieniędzy, to inwestowanie nie jest moją
dobrą stroną.
–
Dlaczego po prostu nie poprosiłaś mnie o pomoc?
–
Ty też nie miałaś forsy. Wiedziałam, że każdy cent
wkładasz w galerię. Z gotówką nie było u ciebie naj-
lepiej, nawet zanim Judi zabrała ci pierwszy zestaw
kamieni.
–
Poprosiłaś ją, żeby mnie okradła?
–
Byłam w rozpaczliwej sytuacji. Judi jest młoda
i zrobi wszystko, żeby ją doceniono. A ty miałaś
ubezpieczenie, więc nic ci nie groziło.
Zanim Reina zdążyła zaprotestować przeciw tym
pokrętnym wyjaśnieniom, Claudio zadał własne pyta-
nie.
–
A co z dziennikami? Okazały się bestsellerem,
a przecież to ty sprzedałaś je wydawnictwu. Dlaczego
nie wykorzystałaś zysków do spłacenia długu?
Pilar napiła się brandy.
–
Dali mi żałośnie niską zaliczkę, a nie było gwaran-
cji, że erotyczne wyznania jakiegoś nieznanego jubilera
będą się sprzedawać. Zresztą nie zobaczę zysków jeszcze
co najmniej przez trzy miesiące. Potrzebowałam pienię-
dzy natychmiast, bo inaczej straciłabym dom. Wyob-
rażacie sobie, jakie to byłoby potworne? Ja? Pilar Price?
Brukowce miałyby niezłe używanie.
–
To nie usprawiedliwia okradania własnej córki
–
powiedział Grey.
Reina dopiero teraz zauważyła, że wszedł do pokoju.
Poczuła, że ogarnia ją fala ciepła i ulgi – nie dlatego
jednak, że wstawił się za nią. Wiedziała, że dopóki Grey
jest w pobliżu, ona zdoła wznieść się ponad tych, którzy
ją zdradzili. Tak jak on.
–
Kradzież to nieodpowiednie słowo – stwierdziła
Pilar. – Ja tylko zaciągnęłam pożyczkę. Po otrzymaniu
zysków ze sprzedaży dzienników zamierzałam zwrócić
ci wszystko z nawiązką. Ale wtedy ty zjawiłeś się w jej
życiu – powiedziała, wbijając w Greya lodowate spoj-
rzenie – i zacząłeś bawić się w Herkulesa Poirota. No i ty!
–
Prychnęła szyderczo na Claudia. – Podsłuchiwałeś jak
prostak, za którego zawsze cię uważałam.
Reina wstała, przerywając tę tyradę, zanim matka
mogła posunąć się za daleko. Znała już prawdę, a przy-
najmniej wiedziała wszystko, co potrzeba.
Claudio di Amante był jej ojcem. Zlecił jej odtworze-
nie kolekcji, chcąc w ten sposób zadośćuczynić za
stracone lata i złagodzić skutki knowań matki. Pilar
zorganizowała kradzieże, żeby napełnić sobie kiesę, ale
została złapana, ponieważ Dahlię zaczęło męczyć su-
mienie i skontaktowała się z Claudiem, zaś Grey wyko-
rzystał swój talent do odkrywania prawdy.
Cóż jeszcze powinna wiedzieć?
–
Jestem zmęczona – powiedziała. – Byłabym
wdzięczna, gdybyście oboje wyszli.
Claudio wstał jednocześnie z Reiną. Nachylił się
i delikatnie ucałował ją w policzek, po czym ruszył
w stronę drzwi.
–
Czy mogę jutro zadzwonić? – zapytał.
Reina uśmiechnęła się. Znał ją zaledwie od kilku dni,
a już wiedział, jak wkraść się w jej łaski.
–
Tak.
Pilar nie dała się jednak tak łatwo wyprosić i gniewnie
tupnęła nogą, kiedy tylko za Claudiem zamknęły się
drzwi.
–
Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia?
–
Tak naprawdę, nie mam ci nic do powiedzenia,
mamo. Jestem zbyt wściekła. Potrzebuję czasu, by
zdecydować, co robić.
–
Co robić? – Pilar zbliżyła się do niej, pełna niedo-
wierzania. – Zamierzasz wezwać policję?
Reina nie zareagowała. Wahała się przez chwilę, czy
zapewnić matkę, że nie potrafiłaby odpłacić się jej
równie okrutną zdradą. Doszła do wniosku, że ner-
wowa, nieprzespana noc dobrze zrobi Pilar.
–
Jeszcze nie wiem, co zamierzam. Tymczasem
znajdź nową pracę dla Judi i zostaw w spokoju Dahlię.
Ona chciała zrobić dobry uczynek, co mnie dziwi, biorąc
pod uwagę, że przez tyle lat żyła pod twoim wpływem.
Wszystko zostało powiedziane, więc Pilar opuściła
dom w podobny sposób, jak do niego weszła – niczym
burza. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Reina poczuła,
że napięcie z sykiem wydobywa się z pokoju, jak
powietrze z przekłutego balonu.
Została sama z Greyem. Stał przy drzwiach i wydawał
się równie wyczerpany jak ona. Zapragnęła rzucić mu się
w ramiona, poczuć na swej skórze ciepło bijące od jego
ciała i ukryte w słabym, znużonym uśmiechu mężczyzny.
–
Dziękuję – powiedziała.
Wsunął ręce do kieszeni, wzruszając skromnie ramio-
nami.
–
Za co? Za to, że wywróciłem ci życie do góry
nogami? Zdemaskowałem twoją matkę? Wydałem ojca,
zanim był na to gotów? Musisz wyrazić się precyzyjniej,
bo możliwości jest wiele.
Reina nie mogła powstrzymać uśmiechu. Kierowana
nagłym impulsem, otoczyła Greya ramionami i przycis-
nęła ucho do jego piersi, wsłuchując się w bicie jego serca.
Jego zapach podziałał na nią jak afrodyzjak, napełniając
jej ciało nowym zastrzykiem energii.
–
Chyba najbardziej jestem ci wdzięczna za to, że
pomogłeś mi się pozbyć mojej rezerwy. Poza obojętnego
znudzenia jest być może modna i seksowna – podniosła
na niego wzrok, by spostrzec, że twarz rozjaśnia mu się
w uśmiechu – sieje okropne spustoszenie w duszy.
–
Coś o tym wiem. Tego właśnie się nauczyłem,
będąc Zane’em. Odrzucając bariery, którymi otaczaliś-
my się w życiu, stajemy się wolni.
Reina wtuliła nos w jego pierś.
–
Nie oszukuj się. Zane wznosi wokół siebie takie
same bariery jak ty czy ja. Może nawet trudniejsze do
zburzenia niż nasze. Mam nadzieję, że ta cała Toni
Maxwell stanie na wysokości zadania.
Grey nachylił się i pocałował ją w czubek głowy.
–
Dlaczego rozmawiamy o moim bracie i jego ko-
chance?
–
Bo dzięki temu możemy uniknąć rozmowy o nas.
–
A co nam w tym przeszkadza?
Spojrzała na niego ze zdumieniem. Czyżby nie wie-
dział?
–
Chyba nie jesteśmy w tym najlepsi.
–
Ale robimy, co możemy.
Reina oblizała usta i przylgnęła do niego mocno
całym ciałem, czując przez ubranie narastające pod-
niecenie mężczyzny.
–
Próbujesz mnie rozproszyć – powiedział z jękiem.
–
I udaje mi się?
–
Chère, dobrze wiesz, że tak.
–
Kochaj się ze mną, Grey – poprosiła.
Nigdy nie musiała prosić o to żadnego ze swych
rozlicznych kochanków. Ale nigdy też nie chciała od
mężczyzny niczego ponad to, co mógł dać jej ciału. Ujęła
jego dłonie i poprowadziła ku schodom.
Wchodząc na pierwszy stopień, Grey zawahał się.
–
Zaczekaj – powiedział.
–
Dlaczego? – Odwróciła się.
–
Bo cię kocham.
To wyznanie wcale nie powinno jej zdziwić. Przecież
na tyle sposobów udowodnił już głębię swoich uczuć.
Teraz ona zamierzała pokazać mu, co czuje. Kiedy tylko
zdołała opanować oddech i rozszalałe bicie serca, wy-
ciągnęła dłoń i położyła mu na policzku.
–
Tym bardziej więc powinieneś pójść ze mną na górę.
Oczy Greya zwęziły się, a kąciki ust lekko opadły. Być
może należało po prostu odwzajemnić jego wyznanie.
To dziwne, ale nie przyszło jej nawet do głowy, żeby
wyrazić uczucia słowami. Wolała mu je pokazać.
–
Koniec z zabawą w chowanego, Reino – szepnął
Grey. – Koniec z udawaniem kogoś, kim nie jesteś.
Uniosła jedną brew.
–
I ty to mówisz? Dopiero co sam udawałeś swojego
brata.
–
Ale teraz nie udaję. Jestem Greyem Mastersonem
i kocham cię, Reino Price. Nie mam pojęcia, jak to się stało,
bo jeszcze kilka dni temu byłem całkowicie pewien, że
większość kobiet nie zasługuje na zaufanie, a te, które
zasługują, są ze mną spokrewnione. A już najmniej należy
ufać kobietom takim jak ty – seksownym i uwodziciel-
skim. Tymczasem ty od razu jasno określiłaś, czego
pragniesz. Udało mi się nawet złamać kilka twoich zasad,
a jednak nadal tu jestem. Czy możesz to wyjaśnić?
Reina zacisnęła usta. Była roztrzęsiona i kręciło jej się
w głowie. Czuła niemal... onieśmielenie. Czy to w ogóle
możliwe?
–
Chcesz to usłyszeć z moich ust, prawda?
–
Owszem, chcę.
Zerknęła w stronę sypialni.
–
O wiele lepiej idzie mi wyrażanie uczuć poprzez
sztukę.
–
Ale ja nie jestem kamieniem jubilerskim.
Dlaczego nie potrafiła wypowiedzieć tych słów? Bo
nigdy tego nie robiła? Do diabła, w ciągu ostatnich
trzech dni z Greyem robiła po raz pierwszy w życiu tyle
rzeczy, a jednak nie wahała się ani chwili. Dlaczego teraz
nie potrafiła zdobyć się na szczerość?
Przestąpiła z nogi na nogę i szarpnęła pasek szlafroka.
Było jej gorąco; czuła się uwięziona. Pod wpływem
nagłego impulsu zbiegła ze schodów, złapała go za rękę
i pociągnęła do ogrodu.
Zaprowadziła go do małej kamiennej ławeczki usta-
wionej przy fontannie, którą zamierzała odnowić zaraz
po przeprowadzce, ale nigdy nie znalazła na to czasu.
Rozwiązała pasek i zrzuciła szlafrok. Potem przeczesała
palcami niesforne, splątane włosy, rozpostarła ramiona
i w zaczerpnęła głęboko powietrza.
–
Co robisz?
–
Nigdy jeszcze nie kochałam się na dworze. A ty?
–
Dobrze wiesz, że tak – odburknął.
–
Nie, nie wiem. Nie czytałam książki Lane. I obiecu-
ję, że nigdy nie przeczytam, jeżeli pozwolisz mi to zrobić
po swojemu.
–
Co zrobić?
W odpowiedzi Reina przysunęła się blisko i zaczęła
rozpinać mu koszulę. Najpierw mankiety. Potem wyciąg-
nęła ją ze spodni i zaczęła rozpinać guziki od dołu do góry.
Położyła dłonie na jego gorącej skórze, po czym, pokrywa-
jąc leniwie pocałunkami sutki i barki mężczyzny, zsunęła
mu po kolei rękawy z ramion. Przesunęła rozpalone wargi
po jego prężnym, umięśnionym brzuchu, aż do pępka.
Rozpięła mu pasek, zdjęła spodnie i bieliznę, a potem
buty. Ze zdumieniem zauważyła, że nie nosi skarpetek.
Kiedy pojawił się w łazience, jego ,,greyowy’’ strój nie
zapadł jej w pamięć. Wtedy miała ważniejsze sprawy na
głowie. Ale teraz? Podniosła wzrok, zdziwiona swobodą
jego ubioru.
–
Chyba jednak przeszło na mnie coś z Zane’a
–
wyjaśnił.
Uśmiechnęła się, bowiem im więcej ,,przechodziło’’
z jednego bliźniaka na drugiego, tym lepsi stawali się
obydwaj. Już zbyt długo żyli dwiema skrajnościami,
odgrywając swe role ,,dobrego’’ i ,,złego’’ brata. Reina
pragnęła kochać się z prawdziwym Greyem Master-
sonem równie silnie, jak on chciał usłyszeć od niej
szczerą deklarację uczuć. Dziś po raz pierwszy mieli
szansę na spełnienie obu życzeń.
–
Wydaje mi się, że coś z ciebie przeszło też na mnie
–
stwierdziła, całując wnętrze jego dłoni, po czym
poprowadziła go do ławeczki, którą wysłała swym
miękkim szlafrokiem.
–
Jak to? – Odchylił się do tyłu i poklepał zachęcająco
w kolano.
Reina usiadła mu na kolanach, przyciskając piersi do
twardego torsu mężczyzny.
–
Kocham cię, Greyu Mastersonie.
–
I żeby to wyznać, musiałaś koniecznie rozebrać się
do naga w ogrodzie? – zapytał z rozbawieniem.
–
Czyżbyś narzekał?
–
Ja nie narzekam, kochana. Dostrzegam tylko pięk-
ną, zachwycającą kobietę. Reino, tak dużo dzisiaj prze-
szłaś.
Wolałaby zignorować jego troskliwy ton, nie mogła
jednak zaprzeczyć, że przez ostatnie kilka dni kręciła się
w jakimś emocjonalnym diabelskim młynie. Może nie
powinna podejmować życiowych decyzji bez zastano-
wienia, ale tym razem pragnęła pójść za głosem in-
stynktu.
–
Tak, i dzięki temu mam na tyle rozumu, żeby nie
odrzucić miłości, skoro wreszcie ją znalazłam. Nie będę
jak Viviana, która musiała dzielić miłość swojego życia
z inną kobietą. Pragnę poważnego związku, Grey. A jeśli
ty nie – powiedz mi to od razu.
Ujęła w dłonie jego twarz i przypieczętowała swe
wyznanie długim pocałunkiem. Przez jej ciało przeto-
czył się rwący strumień doznań, wypłukując resztki
strachu, torując drogę do jej serca, które mogło należeć
do Greya, jeśli tylko zechce przyjąć je w darze. A jeśli nie
–
przeżyłaby i to. Poznała własne serce na tyle, by
uwierzyć w swą odwagę. A wszystko to dzięki niemu.
–
Chcę być z tobą, Reino. Na zawsze.
Widać było, że Reina usiłuje ukryć triumfalny
uśmiech, a Grey musiał przyznać, że bardzo jej z tym do
twarzy.
–
A ja chcę być z tobą. Zdumiewające, nie?
–
Jeszcze nie.
Grey przemieścił się odrobinę, po czym z powolną
czułością wsunął się w nią, a gdy ich ciała połączyły
się, zamknął oczy, chcąc dokładnie zapamiętać każde
doznanie, choć wiedział, że nie po raz ostatni przeżywa
to niebiańskie doświadczenie.
–
To. To jest zdumiewające. Kochanie się z kobietą,
którą kochasz i która odwzajemnia twoje uczucie.
–
Hm... to naprawdę coś niezwykłego. I nie potrzeba
żadnej biżuterii ani zabawek, by przeżywać podwójną
rozkosz.
–
Cóż, nie obrażę się, jeśli zechcesz jeszcze kiedyś
poeksperymentować. Nie możemy zapomnieć, jak to się
wszystko zaczęło.
–
Ja nie zamierzam, jeśli i ty nie zapomnisz.
Ale po chwilach uniesienia, które potem nastąpiły,
oboje wiedzieli już, że to niemożliwe.
Czy drugi brat-bliźniak, lekkomyślny Zane Masterson
rzeczywiście sprawdzi sie jako redaktor naczelny ,,Louisiana
Daily Herald’’? O co właściwie chodzi Toni Maxwell, która
próbowała wtargnąć do gabinetu Greya w stroju Goryla?
Przeczytacie o tym w książce ,,Skandalistka Toni’’.