Jak będąc ironicznym i brutalnie szczerym nawiązywać
Pamiętam jak dziś piękny kwietniowy wieczór, kiedy wraz z moją grupą taneczną
jechałem do Wałcza na zawody taneczne. Spędziliśmy 12h w pociągu rozmawiając o
tym jak to będzie, czego oczekujemy, jaki chcemy osiągnąć wynik. Naprawdę długo i
intensywnie przygotowywaliśmy się do tamtych zawodów. Poznaliśmy mnóstwo
wspaniałych tancerzy, którzy chętnie uczyli nas nowych figur. Czuło się, że wszyscy
przyjechali po to, żeby dobrze się bawić. Jedni wygrywali, drudzy przegrywali, ale na
sali bocznej i wieczornej imprezie wszyscy sobie kibicowali, każdy dostawał brawa i
dosłownie każdego można było poprosić o pomoc.
Po takim wyjeździe motywacja do treningów rośnie diametralnie. Chcesz na sali być
jeszcze częściej (chociaż trenowaliśmy codziennie) i dłużej. Mimo, że jesteś
zmęczony, to i tak znajdujesz kolejne pokłady energii i tańczysz dalej. Minął miesiąc
i na lekcji w-fu skakaliśmy w dal. Każdy miał oddać trzy skoki. Kiedy nadeszła moja
kolej na trzeci skok zadzwonił dzwonek. Wuefista kazał nam iść przebierać się do
szatni. Wtedy powiedziałem: „akurat teraz do szatni? Chcę oddać swój ostatni
skok!”. Wuefista zgodził się.
Rozpędziłem się, odbiłem od deski i widziałem jak pode mną mijają kolejne metry.
Wylądowałem i wszyscy koledzy, którzy stali przy piaskownicy słyszeli jak coś
strzeliło mi w kolanie. To był moment, który przekreślił moją przygodę z tańcem, a
szkoda bo dzisiaj chłopaki, z którymi zaczynałem są widoczni w „You can dance”,
„Mam talent” i uczą w dużej szkole tańca. Robią dokładnie to, o czym każdy z nas
wtedy marzył. Mimo, że nie znaleźli się w finałowych edycjach, to naprawdę bardzo,
bardzo mocno im kibicuję. Zapewne jeszcze nie raz o nich usłyszycie
Tutaj możecie zobaczyć co Grzesiek i Marcin obecnie prezentują
Wylądowałem w szpitalu – noga do gipsu. Po miesiącu czasu nie było widać
poprawy, a lekarz stwierdził, że z tańcem mogę się pożegnać bo kontuzja jest
poważna. Wtedy wiele osób mnie odwiedzało i próbowało pocieszać. Mówili:
„Wszystko będzie dobrze, dasz sobie radę”, „Jakoś to będzie”, „Może jeszcze uda Ci
się wrócić na parkiet”. Czym bardziej starali się mnie pocieszyć, tym bardziej ja
utwierdzałem się w przekonaniu, że wcale nie będzie tak kolorowo. Zbliżały się
egzaminy gimnazjalne, a ja byłem zdołowany. Pewnego dnia odwiedził mnie kolega,
który mało tego, że nie próbował mnie pocieszać, to jeszcze się ze mną zgadzał!
Mówił: „No faktycznie, przejebane masz. Tak dobrze Ci szło, a teraz to już dupa z
tańca.” Ja na to: „Nie no, bez przesady, znajdę sobie inne hobby”. A on: „A tam inne,
Ty chciałeś tańczyć, a teraz nie możesz.” Pomyślałem sobie: „No to zobaczymy!”.
Później dodał, że tak naprawdę mam wybór: albo się będą nad sobą użalał, albo
wezmę się do roboty. I faktycznie po tej jego wizycie bardzo szybko się pozbierałem.
W zeszłym roku kupiłem okazyjnie sporo książek dotyczących rozwoju osobistego,
duchowego i biznesu. Wśród tej kolekcji była książka Franka Farelly’ego „Terapia
prowokatywna”. Okazuje się, że Frank w terapii stosuje dokładnie to, co zrobił mój
kolega. Jest sarkastyczny, ironiczny, przerysowuje problemy klienta, a miejscami
bywa bardzo chamski. W książce przytoczone są dialogi z jego sesji i naprawdę ostro
jeździ po swoich pacjentach.
Głaskanie po główce i pocieszanie wcale nie działa tak dobrze, jak sądzono. Okazuje
się, że impulsywna, ostra i bardzo szczera krytyka może otworzyć oczy i przynieść
niespodziewane efekty. Farelly wyszkolił wielu terapeutów, którzy również znacznie
poprawili efektywność swojej pracy. Jednym z najlepszych uczniów Franka był Nick
Kemp. Połączył on sarkastyczne podejście Farelly’ego z elementami hipnozy i NLP
tworząc Provocative ChangeWorks. Zarówno Frank Farelly jak i Nick Kemp co jakiś
czas pojawiają się w Polsce.
Na temat komunikacji prowokatywnej można znaleźć niewiele materiałów, a jak się
okazuje metoda ta przynosi ciekawe korzyści również na innych polach. Nick Kemp
uczy jak korzystać z humoru, absurdu, wyolbrzymiania i ironii w komunikacji
biznesowej.
Wyobraź sobie, że dzwoni do Ciebie klient, a Ty słysząc jego głos mówisz:
„O matko, ale ma Pan głos, chyba wczoraj nieźle Pan zabalował”.
Być może łamie to pewne konwenanse, ale czy z drugiej strony klient nie zyskuje
poczucia, że dodzwonił się do normalnego człowieka, a nie do wyszkolonego
telemarketera, który idealnie wyuczył się skryptu? Poza tym, kto w ramie społecznej
może sobie pozwolić na tego typu uwagi odnośnie głosu czy wyglądu?
Przyjaciele
Zatem taka reakcja z Twojej strony mało tego, że nie wyrządzi nikomu krzywdy, to
może spowodować, że błyskawicznie zaczniesz nawiązywać ciepłe i szczere relacje z
klientami.
Nie musisz uczyć się bezczelnej manipulacji aby klienci chcieli od Ciebie kupować.
Możesz być szczery, zabawny, ironiczny – po prostu możesz być sobą i sprawić by
ludzie, z którymi się kontaktujesz również zdjęli maski. Takie podejście znacznie
bardziej mi odpowiada (i sam się przekonałem jakie może dać efekty, chociaż mój
kolega zapewne zupełnie nieświadomie zastosował na mnie terapię prowokatywną
)
.
Nick Kemp poprowadzi szkolenie
„ Provocative ChangeWorks w Biznesie”
Warszawie, w dniach 11-13 czerwca i mam zamiar się od niego uczyć Wierzę, że
będzie to szkolenie pełne humoru i merytorycznej wiedzy. Nicka do Polski
sprowadza Artur Król, z którym miałem okazję przeprowadzić
marca.
Jeżeli ktoś chce poznać Nicka Kempa będzie ku temu okazja. W czwartek o godzinie
19:00 jest
otwarte spotkanie z Nickiem Kempem
. Koszt udziału w spotkaniu wynosi
20zł. Niestety sam nie zdążę dotrzeć na czwartek ze względu na prowadzone
szkolenia, ale w piątek już o 7:00 będę na miejscu.
Po szkoleniu obiecuję napisać relację i zdradzę kilka komunikacyjnych ciekawostek.
Wszak wiedza jest po to, by się nią dzielić
Bartek
Przyszły komunikator prowokator