WALTER LAQ UEUR
O S T A T N I E
D N I
E U R O P Y
Epitafium dla Starego Konty nentu
przełoży ł
PIOTR PAWLACZEK
Spis treści
Przedm owa
Wstęp
Krótki spacer po przy szłej Europie
Ostatnie dni starej Europy
1. Kurcząca się Europa
2. Migracj e
Francj a: od Algierii po Pary ż
Niem cy : od wschodniej Anatolii po Berlin
Wielka Bry tania: od Bangladeszu po East End
Islam ofobia i dy skry m inacj a
Euro islam i Tariq Ram adan
Islam ska przem oc w Europie
3. Długa droga do europej skiej j edności
4. Kłopoty z państwem opiekuńczy m
Niem cy
Francj a
Wielka Bry tania
Włochy i Hiszpania
5. Rosj a: fałszy wy świt?
6. Klęska integracj i oraz przy szłość Europy
Co poszło nie tak?
Europa: co pozostaj e?
Przy szłość m uzułm ańskiej Europy : Wielka Bry tania
Przy szłość m uzułm ańskiej Europy : Francj a
Przy szłość m uzułm ańskiej Europy : Niem cy
Hiszpania
Marząc o Zj ednoczonej Europie
Jak ocalić państwo opiekuńcze?
Ku państwom dwunarodowy m ?
Na ratunek Turcj a?
Moj e wspom nienia o Europie sięgaj ą dzieciństwa w weim arskich Niem czech i nazistowskiej
Trzeciej Rzeszy. Poza ty m od nieco ponad czterdziestu lat regularnie kursuj ę m iędzy Europą a
Am ery ką. Odwiedziłem większość europej skich kraj ów, które przez większość czasu stanowiły
przedm iot m oich zainteresowań. Moj e dzieci chodziły do szkół po obu stronach Atlanty ku, j a sam
pracowałem tam i tu, również dom y m iałem w Am ery ce i w Europie. Czasam i by wało to
niezwy kle wy godne, inny m razem przy sparzało wielkich problem ów.
Prawdą j est, że niektóre części konty nentu znam lepiej od inny ch, to sam o doty czy m oj ej
znaj om ości naj ważniej szy ch j ęzy ków. Istniej e też wiele aspektów historii i kultury europej skiej ,
co do który ch pozostaj ę godny m pożałowania ignorantem . Widy wałem Europę i j ej
m ieszkańców w czasach dobry ch i zły ch, chociaż nigdy nie by łem na przy kład na Bałkanach.
My ślę, że nadeszła pora na podsum owanie, gdy ż Europa, j aką znam , znaj duj e się w fazie zaniku.
Co poj awi się zam iast niej ? Ogólna tendencj a wy daj e się klarowna, nie napełnia ona j ednak
m ego serca zby tnią radością. Nie m am również pom y słu na rozwiązanie poważny ch problem ów,
j akie czekaj ą Europę w naj bliższy ch latach. Zazdroszczę ty m , którzy w ostatnim czasie pisali o j ej
świetlanej przy szłości. Chciałby m podzielać ich opty m izm .
Przy puszczam , że będzie to przy szłość skrom na.
Mam nadziej ę, że czeka j ą coś więcej niż los skansenu.
WALTER LAQUEUR
Waszy ngton i Londy n, grudzień 2006
Krótki spacer po przyszłej Europie
Gdy by który ś z naszy ch przy j aciół lub krewny ch przy j echał przed trzy dziestu laty do
Londy nu, aby zobaczy ć, co nowego powstało w bry ty j skiej stolicy, dokąd by śm y go zabrali?
Decy zj a nie należałaby do łatwy ch - by ć m oże do Barbican, m aj ącego właśnie stać się centrum
kulturalny m wszy stkich dziedzin sztuki, siedzibą galerii, Roy al Shakespeare Theatre, a także do
niezliczony ch restauracj i, pubów oraz barów. A m oże do Canary Wharf, niegdy ś doków West
India i składów towarowy ch, które niebawem m iały by zostać przekształcone w nowe centrum
bankowości i biznesu. „Tętniący ży ciem " - takiego uży liby śm y określenia. W centrum m iasta
planowano nawet budowę nowego lotniska.
Gdy by m iastem docelowy m by ł Pary ż, pokazaliby śm y Centrum Pom pidou otwarte w 1977
roku niedaleko dużej hali targowej w czwartej dzielnicy, co prawda niezby t gustowne (sterczące
rury szpecą kraj obraz), ale coś się w nim działo. Prezentowano tam kolekcj ę piętnastu ty sięcy
dzieł sztuki - rzecz j asna nie wszy stkie wy stawiono. Albo zabraliby śm y naszego gościa do La
Defense, nowo powstałego centrum biznesowego, w który m piętrzą się liczne drapacze chm ur,
im ponuj ący La Grandę Arche i Pałace, zupełnie niepodobne do wcześniej szy ch budy nków tego
rodzaj u. W Berlinie pokazaliby śm y m u m ur, który j ednak do aż tak nowy ch nie należy.
Gdy by naszego przy j aciela interesowała architektura, wy bór by łby oczy wisty - Maerkische
Viertel oraz budy nki zaproj ektowane przez Waltera Gropiusa.
Dziś łatwiej by łoby podj ąć decy zj ę. Gościowi m ożna by pokazać Berlin Mitte, siedziby
m inisterstw, centrum nowej stolicy. Ale Berlin j uż wcześniej by ł stolicą, z liczny m i budy nkam i
rządowy m i od Wilhelm strasse po Bendlerstrasse. Gdy by nasz przy j aciel rzeczy wiście pragnął
zerknąć w przy szłość, rozwlekłe wy j aśnienia i suche opisy by ły by zbędne - krótki spacer lub
przej ażdżka dały by wy starczaj ące poj ęcie o ty m , co m a nadej ść. Na początek znakom ite by ły by
Neukólln lub Cottbusser Tor w Berlinie czy też Saint-Denis albo Evry w pary skich banlieues. Pod
pewny m i względam i poruszanie się tu stało się o wiele łatwiej sze. Mniej j est trudności
j ęzy kowy ch: gwara banlieues ( verlan), j ak czy tam y w „Le Monde", składa się z cztery stu słów.
Chociaż w dzielnicy Kreuzberg (znanej również m iej scowy m j ako SO 36 - za sprawą dawnego
kodu pocztowego) znaj om ość j ęzy ka tureckiego okazałaby się bardziej przy datna niż posługiwanie
się niem ieckim . W kontaktach m iędzy m łodszy m i pokoleniam i Kanakensprach, gwara składaj ąca
się z trzy stu słów (częściowo fekalny ch, częściowo seksualny ch z pochodzenia), j est
prawdopodobnie j eszcze bardziej prakty czna. (Aby się przekonać, o czy m m owa, warto
przy j rzeć się tłum aczeniu na Kanakensprach Królewny Śnieżki oraz Jasia i Małgosi na stronie
internetowej Detleva Mahnerta). W Wielkiej Bry tanii j ęzy k hip-hopu, intry guj ące połączenie
m aterializm u z nihilizm em , m a też sporo wspólnego z przem ocą i pitbulam i; j ego korzenie sięgaj ą
Jam aj ki, ale zupełnie nie są powiązane z islam em .
W Londy nie przeszliby śm y się po Edgware Road, zaczy naj ąc od Marble Arch, lub też,
gdy by nasz gość zechciał zapuścić się w dalsze rej ony, wsiedliby śm y w autobus do Tower
Ham lets (dawnego East Endu) bądź Lam beth, gdzie m ieści się oficj alna rezy dencj a arcy biskupa,
albo do Lewisham . Gdy by naszego przy j aciela szczególnie interesowała południowo-wschodnia
Azj a, poj echaliby śm y z nim na północ do Brent, a gdy by ciekawiło go to, co afry kańskie,
zawieźliby śm y go taksówką do Peckham .
Okolice te oferuj ą wiele atrakcj i, a przewodniki polecaj ą tutej sze gastronom iczne specj ały.
Napotkać tu m ożna dźwięki z Kairu (ty le że w otoczeniu niety powej architektury ), a także widoki i
zapachy z Karaczi oraz Dakki. Niektóre okolice wy dadzą się tury ście niebezpieczne (raczej
bardziej w Pary żu niż w Londy nie czy Berlinie), ale wiele z nich oczaruj e egzoty ką: kobiety
odziane w czarne hidżaby, rzeźnicy dokonuj ący uboj u zgodnie z regułam i halal, budki z kebabam i
i knaj pki, w który ch serwuj e się kuskus, urozm aicaj ące m enu lokalny ch restauracj i, kafej ki
Alady na oraz m inim arkety Marhaba. Odwiedzaj ący będzie m ógł wy brać m iędzy sałatką
fattoush a kulkam i falafel, a wkrótce się przekona, że w dzielnicach ty ch m ecca-cola wy parła
coca-colę. Spora część afiszy i napisów j est w j ęzy kach oraz alfabetach, który ch nie zdoła
odczy tać (chy ba że przy padkiem będzie absolwentem pobliskiej Szkoły Studiów Wschodnich).
W ofercie lokalny ch sklepików w Londy nie znaj dziem y gazety arabskie, bengalskie i urdu, w
Berlinie z kolei tureckie. Odwiedzaj ący będzie m ij ał m eczety, choć nie aż tak wiele, gdy ż
większość poło żona j est na przedm ieściach i w boczny ch uliczkach. W West Ham , niedaleko
nowo powstałego stadionu olim pij skiego, wznoszony j est następny, aby zaspokoić potrzebę
m odlitwy czterdziestu ty sięcy wierny ch. W niektóry ch m iastach m eczetów j est j uż więcej niż
kościołów - na przy kład w Birm ingham czy w Bradfordzie. Kościoły są większe, j ednak świecą
pustkam i. Gość przej dzie obok centrów kultury i klubów finansowany ch przez rząd Arabii
Saudy j skiej , a czasam i Libii. Znaj dzie tam księgarnie sprzedaj ące rozprawy religij ne, ale i
literaturę świecką. Czasam i ktoś wy ciągnie spod lady ulotki o boj owniczej treści, uznawane przez
błądzący ch niewierny ch za literaturę nienawiści.
Edgware Road stanowi intry guj ącą m ieszankę społeczną. Church Street Market, ze straganam i
uginaj ący m i się od owoców i warzy w, z pewnością nie j est m iej scem , w który m zakupy robią
bogaci - j adą do Harrodsa w Knightsbridge, który j est własnością Egipcj anina. Ale lam borghini i
ferrari, które m ożna tu usły szeć i dostrzec wieczoram i, to sam ochody m łody ch Arabów.
Restauracj a Maroush z pewnością nie należy do tanich, natom iast arabskie oraz
północnoafry kańskie gwiazdy pop i tancerki brzucha świetnie zarabiaj ą. W powszechny m uży ciu
są tu hookah, faj ki wodne (w Berlinie znane j ako szisze lub nargile). Po ulicach Kreuzbergu j eździ
niewiele sam ochodów m arki Maserati, ale za to przy Schlesische Strasse znaj dziem y restauracj ę
o nazwie Bagdad.
Muzy ka stanowi zasadniczą część tego kraj obrazu, w który wpisuj ą się Abdel Ali Slim an w
Londy nie oraz Cheb Khaled w Pary żu.
Francuscy raperzy wy konuj ący swoj e rai poj awili się tu j ako pierwsi (ściśle m ówiąc, w
Bobigny w roku 1984), ale wy stępuj ą prawie wy łącznie dla swy ch rodaków, podczas gdy w
Londy nie biorą udział w sesj ach również m łode Angielki i Anglicy. Mniej m uzy ki j est w
Kreuzbergu, który w odróżnieniu od pary skich banlieues wciąż pozostaj e zróżnicowany pod
względem etniczny m . (Ale i w tureckiej części Berlina nie brakuj e gorliwy ch raperów). Mam y
tu do czy nienia z kulturowo-polity czną sprzecznością, gdy ż m uzułm ańscy fundam entaliści, a
przede wszy stkim Bractwo Muzułm ańskie (Muslim Brotherhood - powstałe w Egipcie w 1928
roku), ostro sprzeciwiaj ą się m uzy ce rozry wkowej , nie wspom inaj ąc j uż o tańcu brzucha. Gdy by
j ednak fundam entaliści postanowili narzucić własną wolę w ty ch częściach Pary ża i Londy nu,
przy wódcy duchowi straciliby sporo na popularności. Raperzy z banlieues m aj ą liczniej szą rzeszę
zwolenników niż im am owie; odnoszą się w swy ch tekstach do islam u, Allacha i Mahom eta (często
ku konsternacj i duchowy ch przewodników).
Niektórzy raperzy przepowiadali zam ieszki z 2005 roku, podczas gdy inni apelowali o spokój .
Zupełnie nie przy pom ina to okolic z lat pięćdziesiąty ch i sześćdziesiąty ch ubiegłego wieku,
gdy dzielnice te zam ieszkiwała bry ty j ska, francuska lub niem iecka klasa robotnicza. Miej scowi w
większości się wy prowadzili, a pewne rej ony m iast zy skały nieco na kolory cie (nie tak bardzo w
Pary żu, j ak w Londy nie). Berlińska dzielnica Wedding niegdy ś by ła bastionem kom unistów, a
tam tej szy hy m n Lewa, lewa, lewa czerwony Wedding maszeruje o walce klas i anty faszy zm ie
znały całe Niem cy. Dziś j est wy sy piskiem śm ieci w sercu niem ieckiej stolicy, a niektórzy
opowiadaj ą, że nikt o zdrowy ch zm y słach nie odważy łby się sam otnie spacerować tam nocą po
ulicach. Kiedy ś, dawno tem u, czerwone banlieue by ło bastionem francuskich kom unistów, lecz te
dni również przeszły do historii.
Takie wy cieczki wiele uczą, lecz pom ij aj ąc czy sto folklory sty czne zainteresowanie,
pozwalaj ą również zaj rzeć w przy szłość. A to dlatego, że tam te tereny się rozrastaj ą i w ciągu
pokolenia będą zaj m ować znacznie większe obszary naj ważniej szy ch m iast Europy. Jest to
stopniowy proces, który m ożna zaobserwować na przy kład w berlińskich dzielnicach Tiergarten
czy Moabit. W j akim kierunku będą się powiększać? W Londy nie na zachód od Edgwarę Road
leży dzielnica Bay swater, która j ednak od długiego czasu by ła tery torium arabskim i
bliskowschodnim , na południu leży Hy de Park, a na zachód West End z eleganckim i, drogim i
sklepam i. Bliskowschodnie wy ższe sfery dawno tem u przeniosły się do Knightsbridge i
Kensington, niedaleko od swy ch am basad. W Berlinie nie m a tureckiej klasy wy ższej , j est
j edy nie średnia. Na razie nieliczni j ej przedstawiciele przenoszą się na niektóre ulice w dzielnicy
Schóneberg, a także do Charlottenburga oraz inny ch części na zachodzie. Nie m a j ednak
koncentracj i tureckiej klasy średniej .
To prawda, że północne rej ony Neukólln stały się wielobarwne, a tam tej sze m ieszkania
przestały by ć tanie. Na tej sam ej zasadzie trzeba będzie prawdopodobnie zapłacić blisko m ilion
dolarów za m ieszkanie na Isle of Dogs (na przy kład Seacon Towers), która również stanowi część
londy ńskiego East Endu. Ty le że ludźm i o wy sokim statusie osiedlaj ący m i się w ty ch okolicach są
naj częściej bry ty j scy y uppie, a nie osoby pochodzące z Pakistanu czy z Turcj i.
Ogrom ne zm iany szy kuj ą się w m iastach Europy w ciągu naj bliższy ch dziesięcioleci. Czy
wszy stkie będą j ednostronne, doty kaj ące ty lko rdzenny ch m ieszkańców, a w żadny m razie nie
nowo przy by ły ch?
By ć m oże m uzułm ańskie kobiety zdecy duj ą się na kolory inne niż czerń, a hidżaby ograniczą
do czegoś bardziej sy m bolicznego? Może upodobanie do kuskusu zastąpi apety t na sm ażoną ry bę z
fry tkam i oraz bockwurst? (A j eśli tak się nie stanie, cóż w ty m złego?). By ć m oże frekwencj a w
m eczetach spadnie, podobnie j ak stało się z frekwencj ą w kościołach Europy Zachodniej . Czy żby
atrakcy j ność europej skiego sty lu ży cia by ła tak nikła, że przy ćm ią j ą obce trady cj e i zwy czaj e?
Czy nie j est tak, iż nowi im igranci trwaj ą przy dawny ch zwy czaj ach przy wieziony ch z Anatolii, z
Afry ki Północnej lub z pakistańskich wiosek właśnie dlatego, że wciąż stanowią m niej szość i
obawiaj ą się utraty tożsam ości? I czy j est m ożliwe, że gdy przestaną czuć się prześladowani i gdy
będą w swy ch społeczeństwach większością, ich środowiska otworzą się na wpły wy z zewnątrz,
nie zważaj ąc na ostrzeżenia religij ny ch przy wódców?
Przed stu laty, gdy by śm y odwiedzili Com m ercial Road w londy ńskim East Endzie,
Grenadierstrasse i Scheunenviertel w Berlinie Wschodnim , Belleville i Marais w Pary żu albo też
Lower East Side w Nowy m Jorku, naszy m oczom ukazałaby się zupełnie obca i nieszczególnie
m iła dla oka sceneria. Uj rzeliby śm y ży dowskich im igrantów z Europy Wschodniej w nowy m
europej skim lub am ery kańskim otoczeniu: m ałe sy nagogi, tanie restauracy j ki, zakłady pracy
wy zy skuj ące siłę roboczą, obcoj ęzy czne gazety, m ężczy źni i kobiety w dziwaczny ch,
egzoty czny ch stroj ach.
Są j ednak różnice. Przede wszy stkim skala im igracj i. Zaledwie dziesiątki ty sięcy przy by ły
wówczas do zachodniej Europy, a nie m iliony. Im igranci włoży li wiele wy siłku w to, aby
zintegrować się społecznie i kulturowo. Niem al za wszelką cenę chcieli zapewnić dzieciom
solidne, świeckie wy kształcenie. Wskaźnik m ałżeństw m ieszany ch by ł bardzo duży w ciągu
j ednego pokolenia, a j eszcze większy w ciągu dwóch. Nikt nie przy chodził im z pom ocą, nie by ło
pracowników społeczny ch ani poradni, nikt nie oferował im taniego czy darm owego
zakwaterowania, a takich program ów, j ak Surę Start (bry ty j ski odpowiednik Head Start w Stanach
Zj ednoczony ch) czy „pozy ty wna dy skry m inacj a" j eszcze nie wy m y ślono. Nie by ło darm owej
służby zdrowia ani zasiłków dla bezrobotny ch. Nie by ło sy stem u zabezpieczeń socj alny ch - albo
ktoś utrzy m y wał się na powierzchni, albo szedł na dno. Nie istniały rządowe kom isj e zaj m uj ące
się j udeofobią ani sposobam i j ej zwalczania.
Przy j ezdni Ży dzi odnaleźli swoj e m iej sce w handlu i w wolny ch zawodach, a ich awans
społeczny by ł szy bki i spektakularny. Wnieśli znaczący wkład w kulturalne i naukowe ży cie swy ch
nowy ch oj czy zn.
Niektórzy dąży li do utrzy m ania dawnego sty lu ży cia wschodnioeuropej skich sztetli, j ednak
większość pragnęła asy m ilacj i i akulturacj i.
Wielu im igrantów z 2006 roku ży j e w społeczeństwach odrębny ch niż te w kraj u ich
zam ieszkania. Sy tuacj a taka doty czy zarówno m ały ch, j ak i wielkich m iast. Nie m aj ą oni
niem ieckich, bry ty j skich ani francuskich przy j aciół, nie spoty kaj ą się z nim i, a częstokroć nie
m ówią ich j ęzy kam i. Kaznodziej e wm awiaj ą im igrantom , że wy znawane przez nich wartości i
trady cj e są zdecy dowanie lepsze od ty ch kulty wowany ch przez niewierny ch oraz że wszelkie
kontakty, nawet z sąsiadam i, są niepożądane. Tam tej si m łodzi narzekaj ą, że są wy kluczeni i staj ą
się ofiaram i, lecz ich społeczna i kulturalna odrębność dość często j est dobrowolna.
Zachodnioeuropej skie rządy i społeczeństwa często kry ty kuj e się za to, że nie zrobiły więcej dla
zintegrowania nowy ch m ieszkańców. Lecz czy m am y pewność, że gdy by postarały się bardziej ,
integracj a by się powiodła? Integracj a bowiem nie j est sprawą j ednostronną.
Czy im igranci identy fikuj ą się ze swą nową oj czy zną? Gdy by ich zapy tać, często
odpowiedzą, że są m uzułm anam i (lub Turkam i czy Nigery j czy kam i) ży j ący m i w Wielkiej
Bry tanii, Francj i albo Niem czech. Swoj e poglądy polity czne, religię i kulturę czerpią z arabskich i
tureckich kanałów telewizy j ny ch. By ć m oże identy fikuj ą się na poziom ie lokalny m , kibicuj ąc
druży nie piłkarskiej z rodzinnego m iasta, takiej j ak Hertha BSC czy Liverpool. Kiedy Niem cy
graj ą ze Szwecj ą, j ak podczas ostatnich m istrzostw świata, ludzie ci wy wieszaj ą w Berlinie flagi
niem ieckie i tureckie. Lecz gdy Francj a m a zagrać przeciwko Algierii, chłopcy z banlieues będą
gwizdać podczas Marsylianki, a oklaskiwać zespół z Afry ki Północnej . Jednakże nie m aj ą ochoty
wracać do Turcj i czy Algierii - tu j est ich kraj i to okazuj ą. Nikt nie powinien m ieć co do tego
żadny ch wątpliwości.
Do j akiego stopnia te różne poziom y odrębności oraz identy fikowania się m ogą się zm ienić w
nadchodzący ch latach? To j edno z py tań, do który ch odnosić się będziem y na następny ch
stronach.
Ostatnie dni starej Europy - to sform ułowanie wy m aga kilku słów wy j aśnienia. „Ostatnie dni"
to oczy wiście figura retory czna.
Z tego, co wiem , nie grozi nam wy buch wulkanu, który w ciągu nocy pogrzebałby cały
konty nent, j ak Pom pej e czy Herkulanum . Istniej e wprawdzie niebezpieczeństwo związane z
podnoszący m się poziom em wód w oceanach i m ożliwością zatopienia przy brzeżny ch m iast, nie
j est to j ednak zagrożenie stricte europej skie. Z pozoru wszy stko wy daj e się prawie norm alne,
nawet atrakcy j ne. Ale Europę, j aką znam y, niechy bnie czekaj ą przem iany, prawdopodobnie za
sprawą liczny ch czy nników nie ty lko dem ograficzno-kulturowy ch, ale i społeczno-polity czny ch.
Nawet gdy by Europa się zj ednoczy ła i rozwiązała przeróżne wewnętrzne kry zy sy, j akie j ą
czekaj ą, j ej dom inuj ąca pozy cj a na świecie (rola „pępka świata") oraz decy duj ący głos w
sprawach świata należą do przeszłości, a prognozy, według który ch Europa wy łoni się j ako
m oralna potęga, niewątpliwie pozostaną urzekaj ący m wy tworem fantazj i.
„Stara Europa" nie j est określeniem wy m y ślony m przez by łego sekretarza obrony Stanów
Zj ednoczony ch Donalda Rum sfelda. Uży to go j uż w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku: w
czasie kongresu wiedeńskiego oraz w tekście Manifestu komunistycznego (1848).
Nie odnoszę się j ednak do tam tego history cznego znaczenia ani ty m bardziej do nazwy znanej
restauracj i przy Wisconsin Avenue w Waszy ngtonie (sły nącej z sauerbraten
oraz dużego
wy boru kiełbasek).
Określenie „Stara Europa" w obecny m kontekście odnosi się do Wspólnoty Europej skiej
(wcześniej EWG - Europej skiej Wspólnoty Gospodarczej ), ty le że z uwzględnieniem Rosj i oraz
pozostały ch części by łego Związku Radzieckiego położony ch na zachód od Uralu.
Jaki będzie prawdopodobny kształt nowej Europy, która wy łoni się j ako następczy ni starego
konty nentu? Py tanie to pozostaj e otwarte.
Odpowiedź zależy od wy darzeń nie ty lko w obrębie j ej granic, ale i w inny ch częściach
świata.
Wziąwszy pod uwagę kurczącą się populacj ę, m ożliwe, że Europa, a w każdy m razie spore
j ej obszary, przem ieni się w kulturowy park rozry wki, swoisty Disney land, wy rafinowaną
atrakcj ę dla zam ożny ch tury stów z Chin oraz Indii, w coś przy pom inaj ącego Brugię, Wenecj ę,
Wersal, Stratford-upon-Avon
albo Rothenburg obder Tauber, ty le że na większą skalę. Istniej ą
j uż takie lunaparki: kiedy zam knięto kopalnie węgla w Zagłębiu Ruhry, w Dortm undzie otwarto
Warner Brothers Movie World, w który m nie ty lko m ożna obej rzeć Batm ana, lecz także zwiedzić
m uzeum historii niem ieckiego film u Agfy. Ponadto w m arcu 2006 roku wy brano Essen na
europej ską stolicę kulturalną na rok 2010; poprzednim i stolicam i kulturalny m i Europy by ły
Glasgow i Antwerpia.
Będzie to Europa przewodników tury sty czny ch, gondolierów i tłum aczy : „Panie i panowie,
właśnie odwiedzacie m iej sca wy soko rozwiniętej cy wilizacj i, która niegdy ś wiodła w świecie
pry m . To ona przy niosła nam Szekspira, Beethovena, m odel państwa opiekuńczego i wiele inny ch
wartościowy ch rzeczy ". Proponowane będą wy cieczki, które zaspokoj ą wszy stkie gusty ; nawet
obecnie organizuj e się w Berlinie wy pady do slum sów oraz w okolice uznawane za niebezpieczne
(„Kreuzberg, naj barwniej sza z dzielnic: dwie godziny ").
Scenariusz ten m oże się na razie wy dawać nieco wy dum any, ale biorąc pod uwagę obecne
tendencj e, j est to m ożliwość, której nie da się wy kluczy ć. Od dłuższego czasu tury sty ka m a
pierwszorzędne znaczenie dla Szwaj carii, duże (i coraz większe) dla Francj i, Włoch, Hiszpanii,
Grecj i, Portugalii oraz niektóry ch inny ch kraj ów. Średni wzrost ruchu tury sty cznego w Europie
wy nosi 4 procent rocznie.
W kilku europej skich kraj ach staj e się naj ważniej szy m czy nnikiem ekonom iczny m ,
przy noszący m naj większy napły w obcy ch walut.
Już teraz Chińczy cy odwiedzaj ący Pary ż należą do naj bardziej rozrzutny ch tury stów, a to
dopiero początek.
Możliwe również, że rozwiązawszy w ten czy inny sposób wewnętrzne problem y społeczne i
gospodarcze, m ogąc ponownie konkurować na światowy ch ry nkach, Europa odnaj dzie własne
m iej sce w nowy m porządku świata, który prawdopodobnie nastanie. Będzie to m iej sce
skrom niej sze niż w przeszłości, lecz nadal przy zwoite.
Jest to naj bardziej opty m isty czny scenariusz, ale niewy kluczone również, że ogólny schy łek i
regres będą postępowały, a nawet przy biorą na sile. W wy niku napły wu fali m asowej im igracj i
warunki w Europie m ogą stać się podobne do ty ch, j akie panuj ą w Afry ce Północnej i na Bliskim
Wschodzie. Takie, a m oże j eszcze inne, pośrednie scenariusze wy daj ą się w obecny m czasie
prawdopodobne. Niem ożliwe j est raczej , aby dwudziesty pierwszy wiek należał do Europy, j ak
j eszcze przed kilku laty sądzili niektórzy obserwatorzy, głównie ze Stanów Zj ednoczony ch.
Wówczas dostrzegali oni, że zj ednoczona Europa nie ty lko dogoniła gospodarkę Stanów
Zj ednoczony ch, ale że naj prawdopodobniej w niedługim czasie j ą przegoni. Kraj e europej skie
ży ły ze sobą i swy m i sąsiadam i w pokoj u, dopracowuj ąc się m odelu ży cia bardziej
cy wilizowanego i ludzkiego niż wszy stkie pozostałe. Prawdą j est, że nie by ła polity czno-
m ilitarny m superm ocarstwem w ścisły m tego słowa znaczeniu, ale dzięki swej „sile
transform acj i", służąc za przy kład, zm ieniała świat. Krótko m ówiąc, reszta świata coraz bardziej
upodabniała się do Europy, podążaj ąc w kierunku porządku, który by ł sprawiedliwszy i bardziej
hum anitarny niż inne w dziej ach ludzkości.
Europa j ednak nie zwarła szy ków i nie dogoniła ani nie prześcignęła Am ery ki. Wręcz
przeciwnie, coraz trudniej przy chodziło j ej konkurować z Chinam i czy Indiam i. Charakter władzy
w światowej polity ce nie zm ienił się rady kalnie, a niegdy siej sze przepowiednie wy dawały się
coraz bardziej oderwane od realiów. Nasuwa się więc py tanie, j ak takie wizj e w ogóle m ogły
powstać.
Spoglądaj ąc trzy dzieści czy nawet pięćdziesiąt lat wstecz, m ożna by doszukać się okoliczności
usprawiedliwiaj ący ch ówczesne wnioski, które dzisiaj wy glądaj ą na m rzonki. By posłuży ć się
osobisty m przy kładem : historia powoj ennej Europy m oj ego autorstwa, wy dana po raz pierwszy
w latach siedem dziesiąty ch, w latach dziewięćdziesiąty ch ukazała się (w tłum aczeniu) pod
ty tułem Europa na drodze do uzyskania statusu światowej potęgi - i choć ty tuły utworom literatury
faktu często nadaj ą sam i wy dawcy, a nie autorzy, wówczas nie zaprotestowałem . Nie
protestowałem , gdy ż oży wienie Europy po drugiej woj nie światowej by ło czy m ś
spektakularny m , pod pewny m i względam i nosiło również znam iona cudu.
W 1945 roku, gdy ucichły działa, wielu uważało, że to koniec Europy, która nigdy się j uż nie
podniesie. Ale podniosła się i w ciągu dziesięciu lat m ieliśm y do czy nienia z wielom a cudam i
gospodarczy m i. Ozdrowienie nastąpiło nie ty lko na gruncie ekonom ii. Europej skie standardy
ży cia stały się wy ższe niż kiedy kolwiek, ale ustanowiono również sy stem y opieki społecznej ,
zapewniaj ące dostęp do podstawowej służby zdrowia, darm owej edukacj i i inny ch świadczeń;
nikt nie m usiał się więcej m artwić chorobam i, starością czy bezrobociem . Kraj e Europy ży ły ze
sobą w pokoj u, stopniowo znosząc granice; nie by ło woj ny ani groźby j ej wy buchu - m oże poza
obrzeżam i Europy, takim i j ak Bałkany.
Podczas zim nej woj ny Europa by ła podzielona. Mur berliński upadł wraz z rozpadem
radzieckiego im perium , natom iast kraj e Europy Wschodniej odzy skały wolność. Patrząc z
perspekty wy czasu, istniały wszelkie powody do opty m izm u. To prawda, że Europa nie powróciła
do gry j ako główny rozgry waj ący w sprawach świata, ty lko m usiała polegać na „m iękkiej sile" z
wszy stkim i j ej ograniczeniam i. Jednakże dokonała wielkiego postępu na drodze do bliskiej
współpracy. Poj awiły się wspólne insty tucj e i by ły powody, by wierzy ć, że za kilka lat
opracowana zostanie wspólna polity ka zagraniczna i obronna, tak aby konty nent m ógł znów
odgry wać w sprawach świata rol^ współm ierną do j ego historii i potęgi gospodarczej .
Nawet w latach siedem dziesiąty ch dało się zauważy ć sy gnały ostrzegawcze, gdy wielki boom
zwolnił i zaczęło poj awiać się bezrobocie. Term iny „euroscepty cy zm " i „euroskleroza" pochodzą z
wczesny ch lat osiem dziesiąty ch - ty le że odnosiły się one do braku elasty czności europej skiego
ry nku pracy i, ogólnie m ówiąc, do sy tuacj i ekonom icznej oraz j ej wzlotów i upadków niż do
polity cznej przy szłości konty nentu. Dopiero w później szy ch latach doszło do znaczącej zm iany
europej skich postaw. Rozwój ukierunkowany na dalsze zj ednoczenie utknął w m artwy m punkcie
pom im o wprowadzenia wspólnej waluty euro oraz inny ch, pozornie istotny ch rozwiązań.
Europej ski entuzj azm , niegdy ś tak zdum iewaj ąco pozy ty wny, opadł.
Co ważniej sze, poj awiły się ostrzegawcze sy gnały dem ograficzne. Europa nie rozm nażała się
- orzekli eksperci w późny ch latach osiem dziesiąty ch. Lecz tam ty ch ostrzeżeń władze nie
potraktowały poważnie, ponieważ odnosiły się one do długotrwały ch tendencj i, a rządy w
Europie (tak j ak gdzie indziej ) wy bierano j edy nie na kilka lat. Społeczeństwo również nie
poświęcało tej sprawie wielkiej uwagi, chociaż nie potrzeba by ło specj alisty cznego wy kształcenia
w dziedzinie staty sty ki czy dem ografii, aby zdać sobie sprawę, że zachodzą istotne przem iany -
wy starczy ło przej ść się po ulicach europej skich m iast, by zauważy ć, że dookoła j est znacznie
m niej dzieci niż kiedy ś.
Niektórzy twierdzili, że dem ografowie pom y lili się w przewidy waniach, bo j eszcze w latach
sześćdziesiąty ch wielu prognozowało, że wielkim zagrożeniem dla ludzkości, nie ty lko na świecie,
ale i w Europie, j est przeludnienie. Społeczeństwo poświęciło j eszcze m niej szą uwagę tam ty m
ostrzeżeniom - niektórzy z przy czy n ideologiczny ch, będąc zdania, że świat j uż j est przeludniony i
w wy niku tego zachwiana została naturalna równowaga. Jednak znakom ita większość nieskażona
ideologiczny m i program am i zwy czaj nie zlekceważy ła te zm iany, ponieważ niebezpieczeństwo
(j eśli naprawdę istniało) wy dawało się odległe i niepewne.
W latach dziewięćdziesiąty ch eksperci zaczęli bić na alarm . Kilka prac Alfreda Sauvy 'ego,
naj bardziej znanego francuskiego dem ografa swego pokolenia, oraz j ego ucznia, Jeana-Claude'a
Chesnais'go, wzbudziły pewne zainteresowanie (zob. Chesnais, The Twilight of the Occident
[1995] oraz Revenge of the Third World [1987], a także Sauvy,
The Aging of Nations [2000]). Jak zauważy ł Chesnais, Europa j est stara i skostniała, dlatego
zanika. Można by ło to uznać za naturalny cy kl cy wilizacj i, by ć m oże nieunikniony rozwój
zdarzeń. W Niem czech badania Herwiga Birga, wy bitnego profesora i przewodniczącego
organizacj i zawodowej niem ieckich dem ografów, w końcu zy skały posłuch za sprawą pracy Die
demographische Zeitenwende, która z kolei zainspirowała czołowego dziennikarza Franka
Schirrm achera do opublikowania książki Methusalem Komplott, poruszaj ącej problem
starzej ącego się społeczeństwa. Publikacj a ta przez wiele m iesięcy utrzy m y wała się na
pierwszy m m iej scu listy niem ieckich bestsellerów.
Mroczne prognozy poj awiły się w Rosj i - głównie w kręgach skraj nej prawicy z lat
osiem dziesiąty ch - co do przy szłości narodu rosy j skiego i ukraińskiego: przy woły wano (bardzo
realne) widm o alkoholizm u. Uwagę przy kuwało to, że coraz m niej sza liczba dzieci przy chodziła
na świat, obserwowano m asową ucieczkę ludzi ze wsi, a przeciętna długość ży cia (zwłaszcza u
m ężczy zn) w Związku Radzieckim sy stem aty cznie się obniżała. Ale nawet dzisiaj Rosj a nie do
końca zdaj e sobie sprawę ze swy ch dem ograficzny ch perspekty w.
Już wówczas nie ulegało wątpliwości, że oblicze i charakter Europy się zm ieniaj ą. Poj awili się
gastarbeiterzy, liczeni w m ilionach, którzy odegrali ważną rolę w gospodarczy m cudzie lat
pięćdziesiąty ch.
By li to j ednak w przeważaj ącej m ierze Europej czy cy : Włosi, Hiszpanie, Portugalczy cy i
Jugosłowianie, którzy w końcu wrócili do kraj ów swego pochodzenia. Zastąpiły ich m ilionowe
rzesze nowy ch im igrantów z Azj i, Bliskiego Wschodu i Afry ki; wielu przy by ło, aby ubiegać się o
azy l polity czny, ale w rzeczy wistości szukali oni lepszego ży cia dla siebie i własny ch dzieci. W
odróżnieniu od poprzedników nie m ieli zam iaru wracać do oj czy zn. Jednak wielu z nich nie m iało
także chęci integrowania się z europej skim i społeczeństwam i, tak j ak czy niły wcześniej sze fale
im igrantów. Opór wobec asy m ilacj i stwarzał rosnące problem y społeczne, polity czne i
kulturowe, które uznawano za m ożliwe do rozwiązania aż do chwili, gdy pod koniec wieku nagle
zdano sobie sprawę, że nowo przy by li stanowią prawie j edną czwartą (czasam i j edną trzecią)
populacj i wewnętrzny ch obszarów wielu europej skich m iast. Wśród naj m łodszego pokolenia by li
większością: na przy kład w Brukseli, według stanu na ok 2004, ponad 55 procent urodzeń stanowiły
dzieci im igrantów. W rej onie niem ieckiego Zagłębia Ruhry w ciągu Ukirtaf ponad połowa osób
poniżej trzy dziestego roku ży cia będzie m iała pochodzenie inne niż niem ieckie. W daj ącej się
przewidzieć przy szłości, by ć m oże j eszcze za ży cia wielu z ty ch, którzy teraz chodzą do
przedszkola, osoby niem aj ące niem ieckich korzeni będą stanowiły większość. Ty m sam y m
prawie z dnia na dzień to, co uważane by ło za pom niej szy problem na szczeblu lokalny m , staj e
się poważny m problem em polity czny m , gdy ż m am y do czy nienia z rosnący m oporem ze strony
rdzennej ludności, która sprzeciwia się perspekty wie zepchnięcia na pozy cj ę „obcy ch" we
własnej oj czy źnie. By ć m oże ludzie ci nie m aj ą racj i, reaguj ąc w ten sposób, j ednak j eszcze do
niedawna w ogóle nie zdawali sobie sprawy z podobnej tendencj i, a nikt ich o zdanie nie py tał.
Krótko m ówiąc, do końca wieku powinno by ło stać się j asne, że Europa zboczy ła j uż z drogi ku
osiągnięciu statusu superpotęgi i stanęła w obliczu kry zy su egzy stencj alnego - lub raczej wielu
poważny ch kry zy sów, z który ch naj groźniej szy j est ten związany z dem ografią. Zagrożenie
rozpoznano niem alże naty chm iast, z ty m że poj awiło się zam ieszanie, gdy ż kry zy s ów wy dawał
się nie do rozwiązania - został zidenty fikowany zby t późno. Można by ło j edy nie m ieć nadziej ę, że
przy by sze oboj ętni wobec europej skich wartości lub nawet wrogo do nich nastawieni stopniowo
zaczną wy kazy wać większą tolerancj ę, j eśli nie entuzj azm , albo że wielokulturowość, która
okazała się tak wielkim rozczarowaniem , w końcu na dłuższą m etę zda egzam in.
Nie by ły to wielkie nadziej e i z pewnością nie tłum aczą one złudzeń pewny ch zagraniczny ch
obserwatorów, którzy nadal upierali się przy ty m , że dwudziesty pierwszy wiek będzie należał do
Europy. Twierdzili, że w Europie nastąpiła rewolucj a, z której większość Am ery kanów nie
zdawała sobie nawet sprawy. Europa m iała wizj ę sprawiedliwości i harm onii kontrastuj ącą z ideą
„am ery kańskiego m arzenia", które wówczas zdąży ło j uż pry snąć. Owa europej ska wizj a kładła
szczególny nacisk na współdziałanie, w odróżnieniu od zawężonego kultu indy widualizm u w
Stanach Zj ednoczony ch. Przedkładała ona j akość ży cia nad grom adzenie m aj ątku. Am ery kanie
m usieli pracować ciężej od Europej czy ków i ogólnie rzecz biorąc, o wiele m niej cieszy li się
ży ciem . Nawet j eżeli niegdy ś Goethe powiedział: Amerika, dii hast es besser [Am ery ko, j esteś
zam ożniej sza!, przestało to j uż m ieć cokolwiek wspólnego z prawdą. Mówiło się, że Europej czy cy
są bezinteresowni: według niedawnego sondażu 95 procent z nich oświadczy ło, że altruizm , chęć
pom agania inny m , j est dla nich naj wy ższą wartością. Jak uj ął to inny kom entator: polity ka
nacisku należała j uż do przeszłości - główną bronią Europy by ły sprawiedliwość i praworządność.
Ta m y śl wy wodząca się z Europy m iała rozszerzy ć się na cały świat i stać się główny m
instrum entem światowej polity ki.
Nie interesuj e m nie j ednak w ty m m iej scu porówny wanie Am ery ki i Europy ani dobre i złe
strony poszczególny ch sty lów ży cia, lecz stan Starego Konty nentu, co do którego j ego
am ery kańscy przy j aciele, j ak wkrótce m iało się okazać, zostali niestety źle poinform owani. Jak
wy j aśnić rozm iary tego nieporozum ienia? Moty wacj a i leżące u j ej źródeł założenia by ły
odm ienne; m iały o wiele więcej wspólnego z sy tuacj ą w Am ery ce niż z realiam i europej skim i.
Tony Judt, autor opasłej historii powoj ennej Europy, napisał o Europie poj awiaj ącej się w
początkach dwudziestego pierwszego wieku w roli niedoścignionego wzoru m iędzy narodowy ch
cnót: wspólnoty wartości oraz sy stem u relacj i m iędzy państwowy ch stawiany ch przez
Europej czy ków oraz inne nacj e za wzór do naśladowania dla wszy stkich. Po części by ło to
następstwo rosnącego rozczarowania wariantem am ery kańskim .
Peany dla Europy i przepowiednie świetlanej przy szłości, które z perspekty wy czasu wy daj ą
się tak nietrafne, pisali kry ty cy zagranicznej i wewnętrznej polity ki USA, zwłaszcza adm inistracj i
George'a W. Busha. To, czy ich kry ty ka Stanów Zj ednoczony ch by ła słuszna czy nie, j est w ty m
kontekście sprawą drugorzędną; istotna j est m oty wacj a psy chologiczna. Widzieli oni w Europie
wszy stkie (a przy naj m niej liczne) cechy, j akich brakowało Am ery ce, i uwierzy li nie ty lko w to,
że m odel europej ski j est lepszy, ale również że m odel ów zwy cięży. Jak napisał Mark Leonard w
swej książce zaty tułowanej Why Europę Will Run the list Century: „W m iarę, j ak proces ów
będzie postępował, będziem y świadkam i narodzin Nowego Wieku Europy. Nie dlatego, że Europa
będzie rządzić światem j ako im perium , ale dlatego, że europej ski sposób postępowania
naśladowany będzie przez cały świat". Natom iast odrobinę bardziej ostrożny Tony Judt orzekł:
„Dwudziesty pierwszy wiek m oże j eszcze należeć do Europy ". Ich naj głębsze przekonania
doty czące stanu Am ery ki naj wy raźniej przy słoniły im powagę europej skiego kry zy su. Nie
poj m owali, że ich wy obrażenie o powoj ennej Europie by ło j uż nieaktualne.
To prawda, że do 2006 roku niektórzy z nich, na przy kład Charles Kupchan, wy cofali się z
wcześniej szego opty m izm u, inni j ednak tego nie zrobili. Wciąż pokutowała dziwna obsesj a
doty cząca ry walizacj i Europy z Am ery ką, nieuwzględniaj ąca tego, że powstaj ą inne ośrodki
władzy, które stanowią zarówno większe wy zwanie, j ak i bardzo poważną konkurencj ę.
Niesprawiedliwe by łoby j ednak koncentrowanie się na niepełnej wiedzy lub braku
zrozum ienia wśród niektóry ch am ery kańskich kom entatorów. Gdy uroczy ście witano rok 2000,
j ak przy stało na m om ent wkroczenia w nowy wiek oraz w nowe ty siąclecie, nic nie wskazy wało
na to, że dziej e się coś nadzwy czaj nego. W Stanach Zj ednoczony ch by ł to ostatni rok
prezy dentury Billa Clintona, w Rosj i wy brano Władim ira Putina, Grecj a wstąpiła w szeregi Unii
Europej skiej , natom iast Slobodan Milośević został obalony. Doszło do pewny ch katastrof, takich
j ak tragiczne zatonięcie rosy j skiego okrętu podwodnego Kursk oraz wy buch concorde'a na
lotnisku Charlesa de Gaulle'a w Pary żu. Real Madry t zdoby ł m istrzostwo Europy w piłce nożnej ,
a Hiszpania po raz pierwszy w historii wy grała tenisowy Puchar Davisa.
Pod koniec m arca tam tego roku głowy państw Unii Europej skiej oraz prem ierzy spotkali się w
Lizbonie, aby przedy skutować strategię na naj bliższy ch dziesięć lat. Pośród poruszony ch
zagadnień znalazły się pełne zatrudnienie oraz pobudzenie europej skich badań i innowacj i.
Panowała powszechna zgoda co do tego, że gospodarka europej ska m a się stać naj bardziej
konkurency j ną i dy nam iczną gospodarką na świecie, zdolną do podtrzy m ania stałego wzrostu
dzięki liczniej szy m i lepszy m m iej scom pracy oraz większej j edności społecznej . Jak oznaj m iono
w końcowy m kom unikacie, m ożna to by ło osiągnąć dzięki przej ściu do gospodarki opartej na
nauce, m odernizacj i m odelu europej skiego, zainwestowaniu w ludzi oraz walce z m arginalizacj ą
społeczną. Wszy stkie szkoły powinny uzy skać dostęp do Internetu i m ultim ediów do końca roku
2001, pracownicy powinni by ć niżej opodatkowani, na Bałkanach m iał zapanować pokój ,
natom iast dla Czeczenii należało znaleźć rozwiązanie polity czne.
W sum ie zdefiniowano 28 celów główny ch i włączono do planu 120 poboczny ch. W
lizbońskich postanowieniach nie wspom niano o dem ografii ani o napięciach we wspólnotach
im igranckich.
Nie da się zaprzeczy ć, że delegaci wnieśli do lizbońskich obrad spory wkład wizj i i am bicj i.
Jednak oderwani by li od realiów Europy. Mogło również stać się tak, że na deklaracj e w Lizbonie
zby t m ocno wpły nął pozorny przedświt roku 2000, gdy ż by ł to akurat rok wy j ątkowy pod
względem europej skiego wzrostu gospodarczego, który osiągnął 3 procent - poziom o wiele
wy ższy niż w poprzednich i następny ch latach. Gdy pięć lat później m ężowie stanu spotkali się
ponownie, aby przedstawić raporty wstępne, m usieli przy znać, że postęp j est niezm iernie
ograniczony, choć nawet taka ocena sy tuacj i by ła niedopowiedzeniem w zestawieniu z
rzeczy wistością, gdy ż bezrobocie wzrosło, a wy daj ność pracy nie poprawiła się znacząco.
Nie dokonał się spodziewany m ilowy krok naprzód, a szanse na zdoby cie rangi
naj dy nam iczniej szego obszaru światowej gospodarki wy dawały się bardziej odległe niż
kiedy kolwiek. To prawda, że Europa piętnastu narodów stała się Europą dwudziestu pięciu. Nie
stała się j ednak unią bardziej zwartą. Wręcz przeciwnie, tendencj e od środkowe przy brały na sile,
j ak widać na przy kładzie głosowania przeciwko wspólnej europej skiej konsty tucj i, naj pierw we
Francj i, później w Holandii (oby dwa referenda odby ły się w 2005 roku). By ło to wielkie
zaskoczenie i szok dla brukselskich eurokratów, ale również dla znacznej części europej skiej klasy
polity cznej , gdy ż nie pasowało to do ich wizj i Europy. Zim ny pry sznic by ł nieunikniony.
Sy tuacj a bardziej niż kiedy kolwiek wy dawała się odległa od wspólnej europej skiej polity ki
zagranicznej i obronnej . Wśród wcześniej szy ch euroopty m istów poj awił się pesy m izm . By ł to
nie ty lko wy raz zm iany nastroj u, lecz także zby t późnego uświadom ienia sobie, że konty nent stoi
w obliczu ogrom ny ch problem ów, z który m i j eszcze się nie uporał: że gra toczy się nie o
uzy skanie przez Europę statusu superpotęgi, lecz o j ej przetrwanie. Oficj ele w Brukseli wciąż
sądzili, że w roku 2020 Unia Europej ska będzie wy glądała niem al tak j ak latem 2006 roku, gdy
ukazał się Europę's World. Nawet gdy by to m iało okazać się prawdą, py tanie, j ak m a wy glądać
reszta świata w ty m roku i j aka dokładnie będzie siła Europy na ty m że świecie, pozostało bez
odpowiedzi.
Sauerbraten - duszona wołowina uprzednio zamarynowana w occie (przyp. tłum.).
Stratford-upon-Avon - miasto w środkowej Anglii, miejsce narodzin i pochówku Williama
Szekspira (przyp. tłum.).
Mój dziadek od strony m atki, m ły narz, urodził się w 1850 roku i ży ł na Górny m Śląsku. Miał
sześcioro dzieci. Troj e z nich nie m iało potom stwa, dwoj e m iało po dwój ce, a j edno doczekało się
j ednego dziecka. Tak przedstawia się w skrócie historia wzrostu i upadku populacj i Europy.
Przeciętna europej ska rodzina w dziewiętnasty m wieku m iała piątkę dzieci, ale średnia ta
sy stem aty cznie m alała, by przed wy buchem pierwszej woj ny światowej spaść poniżej
współczy nnika reprodukcj i (2,2) w większy ch kraj ach europej skich. Zdarzały się krótkie okresy,
gdy tendencj a się odwracała, na przy kład podczas wy żu dem ograficznego po drugiej woj nie
światowej , kiedy wskaźnik urodzeń wzrósł powy żej 2,2, a w niektóry ch państwach, takich j ak
Holandia, Irlandia i Portugalia, nawet powy żej 3,0. Trwało to j ednak krócej niż dziesięć lat, by od
końca roku 1950 utrzy m ać tendencj ę spadkową. Obecnie ogólny współczy nnik dzietności wy nosi
1,37. (Przy bliżony wskaźnik urodzeń to liczba urodzeń na 1000 osób rocznie). We Włoszech i w
Hiszpanii w pierwszy ch latach dwudziestego pierwszego wieku przy szło na świat prawie o połowę
m niej dzieci niż w roku 1960.| Tendencj a taka nadal obowiązuj e i trudno znaleźć powód, dla
którego m iałaby się na trwałe odwrócić.
W ciągu stu lat populacj a Europy będzie stanowić zaledwie ułam ek tego, z czy m m am y do
czy nienia dziś, a w ciągu lat dwustu niektóre kraj e m ogą przestać istnieć.
Jest to z pewnością szokuj ąca tendencj a, biorąc pod uwagę, że zaledwie przed stu laty Europa
by ła centrum świata. Afry ka składała się prawie wy łącznie z europej skich kolonii, a Indie by ły
klej notem bry ty j skiego im perium . Niem cy, Francj a oraz Rosj a posiadały naj silniej sze arm ie
świata, a Wielka Bry tania naj silniej szą m ary narkę. Europej ska gospodarka wiodła w świecie
pry m . Am ery ka robiła wprawdzie szy bkie postępy, ale j eszcze wszy stko by ło przed nią, na co
ty lko nieliczni zwrócili uwagę. Pod względem polity czny m i kulturalny m liczy ły się j edy nie
Londy n, Pary ż, Berlin i Wiedeń; nie istniały uzasadnione przy czy ny, dla który ch europej scy
studenci m ieli by uczęszczać na am ery kańskie uniwersy tety, pod każdy m względem pozostaj ące
daleko w ty le za europej skim i.
Na hory zoncie poj awiły się j ednak czarne chm ury, choćby w postaci rewolucj i rosy j skiej
1905 roku. Wprawdzie m iędzy europej skim i potęgam i doszło do napięć, lecz przez kilka
dziesięcioleci panował pokój , a wy buch woj ny wy dawał się m ało prawdopodobny. Pewność
siebie Europy pozostawała niezachwiana. W 1900 roku światowa populacj a liczy ła około 1,7
m iliarda, z czego j edna osoba na cztery zam ieszkiwała Europę. Populacj a europej ska by ła
prawie sześciokrotnie większa od populacj i Stanów Zj ednoczony ch, które w tam ty m czasie
liczy ły 76 m ilionów. Potem wy buchła pierwsza woj na światowa, siej ąc potworne zniszczenie i
przy nosząc wiele m ilionów ofiar - poległo 8,5 m iliona żołnierzy, a 13 m ilionów cy wilów poniosło
śm ierć w wy niku głodu, chorób i pogrom ów. Następnie nadeszły rewolucj e, woj ny dom owe,
inflacj a i m asowe bezrobocie. Europa stała się znacznie słabsza, lecz wciąż pozostawała centrum
świata, j ego siłą przewodnią.
Przez cały ten czas zegar populacy j ny ty kał, ale niewielu zwróciło na to uwagę, gdy ż w
wartościach bezwzględny ch liczba ludności Europy nadal rosła, a ludzie ży li dłużej . Jednak liczby
te w Europie rosły dużo wolniej niż w inny ch częściach świata. O ile w 1900 roku populacj a
Europy wy nosiła 422 m iliony, o ty le w 1950 by ło to 548 m ilionów, a 727 m ilionów w roku 2000.
Tak naprawdę od czasu do czasu poj awiały się fałszy we alarm y doty czące przeludnienia. Kiedy
chodziłem do szkoły w Niem czech (naukę rozpocząłem przed przej ęciem władzy przez nazistów),
nauczy ciele szczegółowo opowiadali o potrzebie lebensraum, „przestrzeni ży ciowej ".
Bestsellerem w tam ty m okresie by ło dzieło Hansa Grim m a Volk ohne Rawn. Autor przez wiele lat
m ieszkał w Afry ce Południowej i uważał, j ak wielu inny ch, że rolnictwo j est naj istotniej szy m
filarem państwowej gospodarki, bo decy duj e o zdrowiu narodu. Nawet wówczas (przed wielką
rewolucj ą techniczną w rolnictwie) by ło to m y lne przeświadczenie i także Hitler założy ł, że dla
zbudowania i utrzy m ania wielkiej , nowoczesnej arm ii rozwój przem y słu ciężkiego j est
ważniej szy od uprawy ziem niaków i pom idorów. Ale nawet po drugiej woj nie światowej baj ka o
przeludnieniu Europy na j akiś czas zy skała wpły wowy ch zwolenników, takich j ak Klub Rzy m ski,
który w 1972 roku wy dał 30 m ilionów egzem plarzy raportu doty czącego lim itów wzrostu,
sy gnalizuj ącego to sam o ostrzeżenie o przeludnieniu.
Jaka by ła przy czy na ciągłego spadku przy rostu naturalnego w Europie? Nie j est to py tanie, na
które łatwo odpowiedzieć, gdy ż tendencj a ta zapanowała na cały m konty nencie - w kraj ach o
bardzo różny m charakterze, na północy i południu, na wschodzie i zachodzie, w kraj ach
katolickich, protestanckich i prawosławny ch, zarówno wśród bardzo bogaty ch, j ak i stosunkowo
biedny ch.
Z tego względu nie j est żadną niespodzianką, że dem ografowie nie są w tej kwestii
j ednom y ślni. Pigułka anty koncepcy j na odegrała tu pewną rolę, ale prawdopodobnie nie
decy duj ącą. Istotniej sze by ło to, że coraz więcej kobiet zgadzało się (lub odczuwało przy m us
godzenia się) na pracę na pełny m etacie i nie chciało, aby ich karierę przerwała ciąża i
konieczność opiekowania się dzieckiem . Podam ty lko j eden przy kład: połowa kobiet naukowców w
Niem czech j est bezdzietna. Naj prawdopodobniej naj istotniej sze j est to, że insty tucj a rodziny
znacznie straciła na wartości i poszanowaniu. Zakładanie rodziny wy szło z m ody. Wielu ludzi
pragnęło dobrej zabawy, a nie ograniczeń związany ch z wszelkiego rodzaj u zobowiązaniam i i
obciążeniam i. Stąd oczy wisty paradoks, że akurat w okresie, w który m Europej czy cy m ogli sobie
pozwolić na posiadanie większej liczby dzieci niż kiedy kolwiek w przeszłości, m ieli ich o wiele
m niej .
Wziąwszy pod uwagę ów spadek, j akie są przewidy wania na przy szłość? Według szacunków
Organizacj i Narodów Zj ednoczony ch i Wspólnoty Europej skiej („World Population Prospects"
oraz „Eurostat") populacj a Francj i zm niej szy się j edy nie nieznacznie, z j akichś 60 m ilionów
obecnie do 55 m ilionów w roku 2050 i 43 m ilionów pod koniec wieku, j ednak liczba rdzenny ch
Francuzów gwałtownie się obniży. Podobną tendencj ę przewiduj e się dla Wielkiej Bry tanii:
z obecny ch 60 m ilionów do 53 w 2050 roku i 45 m ilionów w roku 2100. Większość pozostały ch
kraj ów europej skich wy pada znacznie gorzej . Liczba ludności Niem iec, obecnie 82 m iliony,
spadnie do 61 m ilionów w 2050 roku i 32 w roku 2100. Drasty cznie m a przebiegać zm niej szenie
się populacj i Włoch i Hiszpanii. Włochy liczą teraz około 57 m ilionów m ieszkańców -
spodziewany j est spadek tej liczby do 37 m ilionów w połowie stulecia i do 15 m ilionów w roku
2100. Prognozy doty czące Hiszpanii to 39 m ilionów obecnie i spadek do 28 w 2050 roku oraz do
12 pod koniec wieku. Wszy stkie te przewidy wania nie uwzględniaj ą j ednak m igracj i w
naj bliższy ch dziesięcioleciach. J Przewidy wany uby tek ludności dla Europy Wschodniej w
połowie stulecia j est j eszcze bardziej katastrofalny : pierwszego wieku Europa będzie islam ska.
Ukraina: 43 procent,
Bułgaria: 34 procent,
Łotwa i Litwa: 25-27 procent,
Federacja Rosyjska: 22 procent,
Chorwacja: 20 procent,
Węgry: 18 procent,
Czechy: 17 procent.
Takie prognozy oparte są z j ednej strony na wy ższy m wskaźniku urodzeń w Afry ce i na
Bliskim Wschodzie, a na potrzebie m asowej m igracj i do Europy z drugiej . Ponieważ Europa
będzie się starzeć nawet w ciągu kilku następny ch dziesięcioleci, potrzebni będą m łodsi
pracownicy, aby zapewnić przeży cie we względny m kom forcie pokoleń starszy ch, nieakty wny ch
j uż na ry nku pracy.
Według scenariusza zaprezentowanego w raporcie ONZ zaty tułowany m Replacement
Migration: Is It a Solution to Declining and Ageing Populations? w latach 1995-2050 nie m niej niż
700 m ilionów im igrantów będzie potrzebny ch do przy wrócenia równowagi wieku.
Jednak podobne liczby przeważnie zaliczy ć m ożna do sfery fantazj i, gdy ż nie wiadom o, na ilu
pracowników będzie zapotrzebowanie ani skąd przy będą. Indie i Chiny również się starzej ą, a
wskaźnik urodzeń spada nawet w Bangladeszu. Problem em Europy j est bezrobocie wśród
m łody ch im igrantów oraz to, że nie posiedli um iej ętności konieczny ch do zasilenia ry nku pracy.
Wielu przedstawicieli drugiego pokolenia nie poradziło sobie naj lepiej w europej skim sy stem ie
kształcenia, co oznacza, że nie j est m ożliwe, aby problem ten szy bko został rozwiązany. Nawet
gdy by m ieli odpowiednie um iej ętności, nie j est oczy wiste, że chcieliby pracować niej ako dla
dobra em ery tów w społeczeństwie, z który m się nie utożsam iaj ą. Dostatecznie trudne będzie
osiągnięcie um owy pokoleniowej w łonie społeczeństw Europy, nie m ówiąc j uż o um owie z
udziałem przy by szów spoza j ej granic. To, że Europa będzie potrzebowała im igrantów z
zagranicy, j est oczy wiste, lecz nie wiadom o, czy im igranci z konieczny m i kwalifikacj am i nie
będą na wagę złota.
Wątpliwe, żeby Europa stała się m uzułm ańska pod koniec tego wieku. Może się to okazać
prawdą w wy padku niektóry ch m iast i regionów, a poza ty m nie ulega wątpliwości, że pierwiastek
m uzułm ański będzie odgry wał znacznie istotniej szą rolę w europej skiej polity ce i społeczeństwie
niż obecnie. Nie będzie to j ednak doty czy ło konty nentu j ako całości z różny ch powodów. Przede
wszy stkim wielu nowy ch im igrantów przy by waj ący ch do Europy nie j est m uzułm anam i -
przy j eżdżaj ą z Indii i Azj i Południowo-Wschodniej , z tropikalnej Afry ki, z Indii Zachodnich oraz
inny ch części świata (więcej na ten tem at później ). I choć prawdą j est, że im igranci
m uzułm ańscy wy kazuj ą niezwy kły opór wobec absorpcj i i integracj i, nie j est pewne, że sy tuacj a
taka będzie trwała z równą intensy wnością przez kilka pokoleń. Inny m i słowy, nie j est j asne, j akie
będzie znaczenie j ednostek czy społeczności będący ch „m uzułm ańskim i" pod koniec dwudziestego
pierwszego wieku.
Jest to ty lko prognoza, która m oże zostać zm ody fikowana pod wpły wem rozm aity ch
czy nników. Nie ulega wątpliwości, że Europa pod koniec tego wieku zdecy dowanie będzie się
różniła od Europy dnia dzisiej szego. Wiem y ty lko, że konty nent m oże zostać znacznie osłabiony
pod kątem pozy cj i i wpły wów oraz znaleźć się w poważny ch tarapatach. Niekoniecznie j ednak
zostanie zdom inowany przez islam .
Czy m alej ąca liczba ludności koniecznie m usi by ć czy m ś zły m ?
I do j akiego stopnia liczby rzeczy wiście m aj ą znaczenie? Czy nie j est to pod pewny m i
względam i pożądane, ponieważ zagrożenia związane z przeludnieniem są aż nadto oczy wiste? I
czy cy wilizowane warunki nie panuj ą częściej w m niej szy ch kraj ach Europy aniżeli w duży ch?
To wszy stko m oże by ć prawdą, ale problem em , przed j akim stoi Europa, j est to, w j aki sposób
zapobiec zby t gwałtownem u spadkowi liczby ludności, który pociągnąłby za sobą olbrzy m ie
konsekwencj e społeczne i ekonom iczne.
Kiedy po drugiej woj nie światowej po raz pierwszy wprowadzono rozwiązania państwa
opiekuńczego, struktura populacj i europej skich społeczeństw znacznie różniła się od stanu
dzisiej szego; co więcej , przeciętna spodziewana długość ży cia znacznie wzrosła i będzie rosła
nadal. Zdaniem niektóry ch ekspertów do 2060 roku średnia spodziewana długość ży cia będzie
wy nosić około stu lat. Zm iany te m aj ą bezpośredni wpły w na wy sokość środków sy stem u opieki
społecznej , które trzeba wy płacać, a także opieki zdrowotnej , ubezpieczeń oraz inny ch świadczeń
socj alny ch. Przed identy czny m i problem am i stoj ą pozostałe kraj e rozwinięte, lecz szczególnie
poważne są one w Europie, a w przy szłości j eszcze bardziej się zaostrzą. Skąd przy będą
dodatkowe środki? Co dziej e się z gospodarką w razie spadku liczebności populacj i? Niektórzy
skłaniaj ą się ku poglądowi, że wy daj ność pracy (i kapitału) zapewni dodatkowe środki, lecz w
m iarę upły wu czasu wy daj e się to m niej prawdopodobne. O wiele bardziej prawdopodobne j est,
że świadczenia socj alne zostaną obcięte. Na przy kład wiek em ery talny, obecnie 65 lat w
większości kraj ów europej skich, m oże zostać podwy ższony, a wy płacane sum y (obecnie do 70
procent przeciętnego wy nagrodzenia) by ć m oże trzeba będzie obniży ć.
W wielu państwach Europy podj ęto j uż kroki w ty m kierunku, co j ednak spotkało się ze
zdecy dowany m sprzeciwem . Jednak ci, którzy przeciwstawiali się bolesny m cięciom , nie
potrafili przedstawić realisty czny ch kontrpropozy cj i.
Średnia wieku j est obecnie j edy nie odrobinę wy ższa w Europie niż w Stanach Zj ednoczony ch
(37 lat w porównaniu z 35 w Am ery ce). Jednak zgodnie z prognozam i w 2050 roku będzie ona na
poziom ie 36 w Am ery ce i około 53 w Europie. Stany Zj ednoczone staną się znacznie m łodszy m
państwem . Jest to fakt, który pociąga za sobą nie ty lko wy m ierne staty sty cznie konsekwencj e
gospodarcze, ale również, co by ć m oże ważniej sze, im plikacj e polity czne oraz psy chologiczne.
Jeśli założy m y, że za pięćdziesiąt lat siły m ilitarne wciąż będą potrzebne, to rodzi się py tanie, skąd
Europa weźm ie żołnierzy - chy ba że przesunięta zostanie granica wieku poborowy ch o j akieś
dwadzieścia lat.
Istniej ą też inne czy nniki, który ch nie sposób zm ierzy ć: w ciągu j ednego czy dwóch pokoleń
insty tucj a rodziny ulegnie j eszcze większej deprecj acj i. W Niem czech tendencj a spadkowa
rozpoczęła się wraz z Pokoleniem 1968 i Szkołą Frankfurcką oraz j ej Teorią Kry ty czną, która
um niej szała rolę rodziny zarówno ze społecznego, j ak i ekonom icznego punktu widzenia. Jednak
funkcj a rodziny podupadła również w inny ch społeczeństwach, dla który ch rok 1968 nie stanowił
istotnego punktu zwrotnego. Pewien wy bitny ekonom ista wy raził pogląd, że Horno economicus w
ogóle nie m iałby dzieci. Jakie będą tego konsekwencj e, gdy m łodzi ludzie odkry j ą, że wraz z
zanikiem rodziny ich rodzice będą j edy ny m i krewny m i, j akich m aj ą? Zapewne będzie to świat o
wiele bardziej sm utny i sam otny. Nie znam y odpowiedzi na takie py tania.
Należy j eszcze zastanowić się nad dwiem a kwestiam i: Czy prognozy te m ogą m ij ać się z
prawdą? I czy m ożna odwrócić owe tendencj e, j eśli uzna się, że j est to słuszne?
Doświadczenia history czne wskazuj ą raczej na to, że „polity ka pronatalisty czna" nie j est zby t
skuteczna, przy naj m niej na dłuższą m etę. Pod rządam i Hitlera i Mussoliniego, a także przez
pewien okres władzy Stalina m achiny propagandowe ówczesny ch reżim ów bardzo prom owały
wy ższy przy rost naturalny. Liczniej szy m rodzinom obiecy wano i przy znawano rozm aite dodatki
m oty wacy j ne. Nie wpły nęło to j ednak długoterm inowo na przy rost naturalny. Niem cy
Wschodnie pod rządam i reżim u kom unisty cznego zapewniały ogrom ną liczbę świadczeń
pracuj ący m m atkom , dało się więc sły szeć narzekania, że wraz z upadkiem m uru berlińskiego
spora część ty ch świadczeń została zniesiona. Lecz i to nie m iało trwałego wpły wu na wskaźnik
urodzeń. Spośród społeczeństw dem okraty czny ch Francj a i Szwecj a przy j ęły strategie m ogące
potencj alnie zm niej szy ć obciążenia finansowe związane z posiadaniem dzieci. Obej m uj ą one
urlop wy chowawczy na wiele m iesięcy przed i po urodzeniu dziecka (oraz gwarancj ę stałego
zatrudnienia), obniżenie podatków, świadczenia gotówkowe oraz różne inne rozwiązania
m oty wuj ące, w ty m m ożliwość pracy w niepełny m wy m iarze.
Niektórzy sugerowali, że gdy o tę sam ą pracę będą się ubiegały dwie kandy datki,
pierwszeństwo powinna m ieć m atka przed kobietą bezdzietną. Ogólnie rzecz biorąc, Szwecj a
wy dała na podobne rozwiązania dziesięć razy więcej niż takie kraj e, j ak Włochy i Hiszpania.
Jednak po krótkotrwały m wzroście liczba urodzeń ponownie zm alała - spadek przy pisy wano
tendencj i zniżkowej w gospodarce. Jednak we Włoszech, gdzie współczy nnik urodzeń spadł
j eszcze bardziej , wprost przeciwnie - to dobroby towi przy pisy wano m niej szą liczbę urodzeń.
Krótko m ówiąc, Szwecj a i Francj a, które wprowadziły różnorodne program y zachęcaj ące do
m acierzy ństwa, nie m ogą służy ć za wzór. Można j edy nie przy puszczać, że gdy by nie te
rozwiązania wskaźnik urodzeń obniży łby się j eszcze bardziej .
W europej skich wskaźnikach przy rostu naturalnego w nadchodzący ch latach z pewnością
doj dzie do nieznaczny ch wzlotów i upadków, lecz ogólna tendencj a j est spadkowa, i chociaż
rady kalny zwrot zawsze j est m ożliwy, w obecny m czasie trudno nawet sobie wy obrazić, co
m iałoby go spowodować.
Z niem alże m atem aty czną dokładnością da się przewidzieć, że spadek będzie trwał
przy naj m niej do połowy tego wieku, ponieważ następuj e więcej zgonów niż narodzin, więc
zabraknie całego pokolenia, które m ogłoby wy dać na świat dzieci. W zasadzie przewidy wania
dem ografów doty chczas sprawdzały się j edy nie przy niewielkim współczy nniku błędu. Ich
przewidy wania uwzględniaj ą zarówno naj bardziej , j ak i naj m niej opty m isty czny scenariusz,
wraz z dodatkową prognozą pośrednią. Naj korzy stniej sza prognoza doty cząca światowej
populacj i do połowy wieku m ówi o 10,6 m iliarda, naj gorsza o 7,4, natom iast pośrednia o 8,9
m iliarda. Jednak gdy chodzi o Europę, nawet naj bardziej opty m isty czne scenariusze wy kazuj ą
kierunek negaty wny.
Prawie do roku 2000 w większości rozważań doty czący ch przy szłości Europy - polity czny ch,
społeczny ch, ekonom iczny ch i kulturalny ch - pom ij ano dem ografię. Wizy ta w j akiej kolwiek
szkole m ogłaby sprawić, że niej eden przej rzałby na oczy, j ednak niewielu polity ków, socj ologów
czy filozofów m a w zwy czaj u odwiedzanie szkół.
To prawda, że ty lko nieliczne kraj e w Europie by ły kiedy ś j ednorodne pod względem
etniczny m , ale m niej szości zam ieszkałe w ich granicach nie by ły zby t oddalone od siebie w
kwestii światopoglądu, m entalności i korzeni; nie pochodziły z odległy ch kraj ów czy nawet
konty nentów. Przed pierwszą woj ną światową m igracj e Polaków do zachodnich Niem iec i
północnej Francj i lub Ży dów z Europy Wschodniej odby wały się na stosunkowo niewielką skalę.
Ponadto ówcześni im igranci chętnie przej m owali wartości i sty l ży cia nowy ch oj czy zn. Dość
często zdarzało im się nawet zm ieniać im iona i nazwiska, aby łatwiej się zintegrować.
Im igracj a na skalę m asową po drugiej woj nie światowej by ła wy nikiem zm ian polity czno-
tery torialny ch, takich j ak wy siedlenie Niem ców ze wschodniej i południowo-wschodniej Europy,
a następnie po dziesięciu latach za sprawą cudu gospodarczego. Lecz i ty m razem nowo przy by ła
ludność pochodziła głównie z sam ej Europy : Włosi i Jugosłowianie, którzy wy j echali do Niem iec,
a także Hiszpanie i Portugalczy cy, którzy trafili do Francj i. Jednak większość ty ch grup
narodowościowy ch nie zostawała na m iej scu, ale powracała do kraj u pochodzenia, w m iarę j ak
poprawiała się tam tej sza sy tuacj a gospodarcza. W tam ty m okresie naj większe kraj e Europy
rekrutowały pracowników spoza granic konty nentu do zaj ęć, który ch nie chcieli lub nie potrafili
wy kony wać Europej czy cy.
Kolej na fala im igrantów wiązała się głównie z upadkiem im periów - by li to m ieszkańcy Indii
Zachodnich, Pakistańczy cy oraz Hindusi, który ch celem stała się Wielka Bry tania. Hindusi,
wy pędzeni z Ugandy przez Idi Am ina, osiedlali się także w Wielkiej Bry tanii, a m ieszkańcy
Afry ki Północnej em igrowali do Francj i. Doszło do napły wu Turków, głównie do Niem iec oraz w
m niej szy m stopniu do inny ch kraj ów Europy. Panowało j ednak powszechne przekonanie, że j est
to zj awisko ty m czasowe i że gastarbeiterzy (j ak ich nazy wano) powrócą do swy ch kraj ów po
zarobieniu pieniędzy, które um ożliwią im rozpoczęcie działalności gospodarczej w rodzinny ch
m iastach i wioskach. W rzeczy wistości j ednak ty lko połowa z 2-3 m ilionów pracowników
cudzoziem skich przy by ły ch do Europy Północnej w latach sześćdziesiąty ch wróciła do oj czy zny.
Reszta została, legalnie bądź nie, często nawet sprowadzaj ąc krewny ch, natom iast rządy państw
gospodarzy nie kwapiły się, by wprowadzić prawa wy m ierzone w osoby ich nieprzestrzegaj ące.
Tak oto większe wspólnoty cudzoziem ców powstały w okresie, gdy gospodarka podupadała po
kry zy sie naftowy m roku 1973, a bezrobocie rosło.
Europej skie rządy zaprzestały wy dawania pozwoleń na pracę, co powinno by ło spowodować
zm niej szenie liczby im igrantów lub przy naj m niej zatrzy m anie j ej na stały m poziom ie, lecz tak
się nie stało. A wszy stko dlatego, że, pom ij aj ąc wy soki przy rost naturalny wśród azj aty ckich,
afry kańskich i bliskowschodnich im igrantów, na zwiększenie liczby tej że ludności złoży ło się kilka
przy czy n, który ch stratedzy rządowi nie wzięli pod uwagę. Po pierwsze, liczba osób
pozostaj ący ch na utrzy m aniu inny ch, które zostały sprowadzone legalnie bądź nielegalnie z takich
kraj ów, j ak Pakistan, Turcj a czy niektóre rej ony Afry ki Północnej , by ła znacznie wy ższa, niż
założono.
Po drugie, zwiększy ła się znacznie im igracj a nielegalna i stała się zorganizowany m biznesem .
Nielegalny ch im igrantów przem y cano z Bliskiego Wschodu przez Bałkany i Europę Wschodnią
lub też przez Morze Śródziem ne do Włoch, a z Afry ki Północnej przez Hiszpanię i Włochy.
Dziesiątki, m oże nawet setki zginęły w m orzu i na lądzie w tam ty ch przeprawach.
Dodatkowo są j eszcze osoby ubiegaj ące się o azy l. W 1983 roku by ło ich zaledwie 80 ty sięcy,
ale do roku 1992 liczba ta w całej Europie wzrosła do 700 ty sięcy. Na początku władze m iały dość
liberalne podej ście, chociaż wielu im igrantów, by ć m oże nawet większość, nie by ło uchodźcam i
polity czny m i, ale „im igrantam i ekonom iczny m i", poszukuj ący m i lepszego ży cia dla siebie i
swoich dzieci. Wśród ubiegaj ący ch się o azy l znaleźli się islam iści, a nawet terrory ści naprawdę
zagrożeni aresztowaniem we własny m kraj u, ty le że z powodów niem aj ący ch nic wspólnego z
walką o wolność i dem okracj ę. Niektórzy nielegalni im igranci oraz staraj ący się o azy l by li
przestępcam i i przy by li z zam iarem założenia gangów (wy specj alizowany ch w handlu
narkoty kam i, w prosty tucj i, w kradzieżach sam ochodów itp.) na terenie nowy ch oj czy zn. Wśród
nich zdarzali się prawdziwi uchodźcy polity czni, j ednak wszy stkich ubiegaj ący ch się o azy l,
legalnie czy też nie, wspierało potężne lobby w postaci organizacj i broniący ch praw człowieka
oraz kościołów, które zapewniały pom oc prawną i inne form y wsparcia. Stały one na stanowisku,
że pogwałceniem podstawowy ch praw człowieka j est zawracanie nowy ch im igrantów oraz że w
wątpliwy ch wy padkach powinno rozstrzy gać m iłosierdzie.
Stopniowo stosunek władz przestał by ć tak bardzo tolerancy j ny : często odm awiano zezwoleń
na wj azd, ale decy zj e odm owne pozostawały zazwy czaj m artwą literą. Ponieważ staraj ący się o
azy l z Afry ki i Bliskiego Wschodu często niszczy li własne dokum enty, utrzy m uj ąc, że zostały
zgubione, ich zeznania trudno by ło zwery fikować. Gdy j uż przedostali się na tery torium Europy,
deportacj a stawała się w zasadzie niewy konalna. Według porozum ienia z Schengen
(zainicj owanego w 1985 roku w luksem burskim Schengen m iędzy Luksem burgiem , Belgią,
Holandią, Francj ą i Niem cam i, a później rozszerzonego na inne europej skie państwa) kontrole
graniczne wewnątrz Europy zostały w dużej m ierze zniesione i j eśli im igrant zdołał przedostać się
do j ednego kraj u w Europie, swobodnie m ógł przenieść się do innego.
Celem większości poszukuj ący ch azy lu by ły Niem cy - około 2 m ilionów w latach 1990-2000
- po nich znalazły się Wielka Bry tania, Holandia i Francj a. Liczba poszukuj ący ch azy lu,
prawdziwa i fikcy j na, zaczęła spadać po 2002 roku w rezultacie zaostrzenia procedur kontrolny ch.
Struktura etniczna im igrantów również się zm ieniła: w ostatnim czasie większość pochodziła z
Europy Wschodniej oraz by łego Związku Radzieckiego, Afganistanu i Czeczenii.
Tak pokrótce wy gląda history czne podłoże powstania społeczności m uzułm ańskich.
Liczby na rok 2006 doty czące środowisk m uzułm ańskich w Europie są następuj ące:
Francj a: około 5,5 m in (dwukrotnie więcej niż w roku 1980), Niem cy : 3,6 m in (6800 w roku
1961), Wielka Bry tania: 1,6 m in, Holandia: 1,0 m in (ponad dwukrotnie więcej niż w roku 1980),
Szwecj a: 0,4 m in (trzy razy więcej niż w roku 1980), Dania: 0,3 m in (25 000 w roku 1982),
Włochy : 0,9 m in (120 000 w roku 1982), Hiszpania: 1,0 m in (120 000 w roku 1982), Grecj a: 0,5
m in, Belgia: 0,5 m in, Austria: 0,4 m in (80 000 w roku 1982).
Należy doliczy ć j eszcze 15-18 m ilionów m uzułm anów w Federacj i Rosy j skiej , a także
zam ieszkuj ący ch Bośnię i Albanię.
Wszy stkie przy toczone dane są szacunkowe, w kilku wy padkach m ogą by ć zawy żone. Według
niektóry ch szacunków liczba m uzułm anów we Francj i m oże nie przekraczać 4 m ilionów (liczbę 5
m ilionów przy niosły obliczenia francuskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrzny ch na rok 2000).
Większość dany ch j est j ednak z pewnością zaniżona: liczba m uzułm anów w Hiszpanii (która m a
naj większy wskaźnik im igracj i w Europie) j est prawdopodobnie bliższa 1,5 m iliona, a we
Włoszech uważa się, że przeby wa ich 1-1,5 m iliona, z czego połowę m ogą stanowić im igranci
nielegalni.
Do j akiego stopnia słuszne j est m ówienie w kategoriach „społeczności" m uzułm ańskich, skoro
pochodzą one z różny ch części świata?
Turcj a j est kraj em pochodzenia większości m uzułm anów m ieszkaj ący ch w Niem czech, a
m uzułm anie tureccy stanowią 50 procent ty ch ży j ący ch w Austrii i Grecj i, 40 procent ży j ący ch
w Holandii i niem al że taki sam odsetek w Belgii. Wśród ty ch Turków są j ednak setki ty sięcy
Kurdów, którzy, oględnie rzecz uj m uj ąc, nie ży j ą z Turkam i w naj lepszy ch stosunkach.
Większość francuskich i hiszpańskich m uzułm anów j est pochodzenia afry kańskiego, j ak
również połowa z m ieszkaj ący ch we Włoszech i Belgii oraz by ć m oże 40 procent w Holandii.
Doszło do znacznej , głównie nielegalnej , em igracj i m uzułm ańskiej z Albanii do Włoch. Pokaźna
część nielegalny ch im igrantów przeniosła się dalej na północ, nie sposób j ednak stwierdzić, ilu to
zrobiło. Bry ty j scy m uzułm anie pochodzą z Pakistanu (45 procent) i Bangladeszu (15 procent lub
więcej ).
Tak więc środowiska te w Europie wcale nie są m onolity czne.
Z wy j ątkiem zam ieszkuj ący ch Francj ę, nie m aj ą wspólnego j ęzy ka, a ty lko niewielka część
włada j ęzy kiem arabskim . Ale chociaż ich liczba j est stosunkowo niewielka, wpły w polity czny
rośnie. Dlatego też Muslim Association of Britain uważa się za zdom inowane przez Arabów.
Ogrom ną większość stanowią sunnici, ale istniej ą również zgrom adzenia szy itów (wśród
społeczności tureckiej w Niem czech), alawitów (zwłaszcza w Niem czech), Ahm adiy a (wspólnota
nieuznawana przez wy znawców głównego nurtu islam u), a także różne m isty czne (głównie
sufickie) grupy i zakony.
Religia w ży ciu społeczności m uzułm ańskich odgry wa bardzo istotną rolę: liczba m eczetów
we Francj i zwiększy ła się z prawie 260 w połowie lat osiem dziesiąty ch do ponad 2000 obecnie. W
takich m iastach, j ak Pary ż, Marsy lia czy Ly on znaj duj e się kilka m eczetów ogrom ny ch
rozm iarów; większość j ednak j est nieduża - to sam o doty czy Niem iec oraz inny ch kraj ów
Europy. W latach osiem dziesiąty ch Niem cy m iały około 700 niewielkich m eczetów lub sal
m odlitewny ch, podczas gdy w tej chwili j est ich ponad 2500. W Wielkiej Bry tanii w 1999 roku
by ły 584 „zatwierdzone m eczety ", ale obecnie rzeczy wista ich liczba wy nosi przy naj m niej 2000;
w Birm ingham , drugim co do wielkości m ieście Wielkiej Bry tanii znaleźć m ożem y j uż kościoły,
chociaż nie tak okazałe.
W dzielnicy West Ham we wschodnim Londy nie, w sąsiedztwie terenów przeznaczony ch na
igrzy ska olim pij skie w roku 2012, planuj e się budowę potężnego m eczetu, zdolnego pom ieścić 70
000 wierny ch. Bardzo m ożliwe, że w Wielkiej Bry tanii j est dzisiaj więcej prakty kuj ący ch
m uzułm anów niż członków Kościoła anglikańskiego. \
Jak bardzo ortodoksy j ni są europej scy m uzułm anie? Dane szacunkowe znacznie się różnią w
tej kwestii. Frekwencj ę podczas piątkowy ch m odlitw ocenia się w pewny ch m iej scach nawet na
60 procent, a zaledwie na 10 procent w inny ch, z ty m że starsze pokolenie j est zwy czaj owo
liczniej reprezentowane. Większość m łody ch m uzułm anów urodzony ch w Wielkiej Bry tanii nie
rozum ie kazań wy głaszany ch w j ęzy kach takich j ak urdu, bengalski czy arabski. Organizowaniem
pielgrzy m ki do Mekki (hadżu), j ednego z filarów islam u, zaj m uj ą się organizacj e m uzułm ańskie,
j ednak frekwencj a nie j est zby t duża - uważa się, że wy nosi ona 20 000-24 000 rocznie w
Wielkiej Bry tanii i 16 000-17 000 w Niem czech, a proporcj onalnie niewiele wy ższy wskaźnik
odnotowuj e się w inny ch m iej scach. Biorąc pod uwagę, że opłaty za przej azd są subsy diowane,
nie są to duże liczby.
W sondażu przeprowadzony m wśród Turków w Niem czech 7 procent z nich zadeklarowało, że
są bardzo ortodoksy j ni, podczas gdy 27 procent oświadczy ło, że nie są zby tnio religij ni lub że w
ogóle nie są religij ni. (Inne badania przy nosiły j ednak zupełnie odm ienne wy niki - wiele zależy
od definicj i „religij ności"). Czas poby tu w Europie nie m a raczej dużego znaczenia w ty m
kontekście, ale wy kształcenie i dochody odgry waj ą j uż pewną rolę: osoby z wy ższy m
wy kształceniem i z większy m i zarobkam i na ogół są m niej religij ne od pozostały ch. W ostatnim
sondażu we Francj i 36 procent badany ch przy znało, że ściśle trzy m a się zasad wiary, natom iast o
wiele większy odsetek stosuj e się do poj edy nczy ch nakazów, takich j ak przestrzeganie postu w
ram adanie. Niektóre m eczety są bardziej ortodoksy j ne, inne m niej ; pewna część cieszy się
reputacj ą naj bardziej „woj uj ący ch" (tzn. baz do rekrutacj i terrory stów).
Doty czy to na przy kład londy ńskich m eczetów w Finsbury Park i Brixton, j ednak
niekoniecznie należą one do naj bardziej ortodoksy j ny ch pod względem religij ny m . Orientacj a
religij na zależy głównie od osobowości im am a (kaznodziei). Nabór oraz szkolenie boj owników
odby wa się w rozm aity ch organizacj ach działaj ący ch w otoczeniu m eczetów.
Liczne m eczety tworzą coś na kształt archipelagu, w którego skład wchodzą organizacj e
społeczne, na przy kład kluby sportowe (dla m ężczy zn), szkoły, przedszkola oraz inne insty tucj e.
Im bardziej j ednolita społeczność (j ak w Niem czech), ty m bardziej prawdopodobne j est
powstanie sam owy starczalnego, alternaty wnego społeczeństwa lub podkultury, a ty m m niej sza
potrzeba uczenia się j ęzy ka danego kraj u.
Im igranci m uzułm ańscy nie są równom iernie rozm ieszczeni w różny ch kraj ach Europy.
Główne skupiska znaj duj ą się w wielkich m iastach i w dawny ch strefach przem y słowy ch. W
Wielkiej Bry tanii j est to Londy n (naj częściej niektóre dzielnice takie j ak Tower Ham lets w East
Endzie), a także środkowa Anglia (Bradford, Burnley, Oldham ) oraz Birm ingham . W Niem czech
naj większa społeczność m uzułm ańska zam ieszkuj e Berlin, chociaż pod względem procentowy m
j eszcze liczniej sza reprezentacj a wy stępuj e w regionie Zagłębia Ruhry (Essen, Dortm und,
Duisburg, Solingen).
W wielu inny ch m iastach liczbę m ieszkańców niem aj ący ch niem ieckiego pochodzenia
ocenia się na 25-30 procent, a tuż za nim i plasuj e się Kolonia. We Francj i naj większe skupiska
wy stępuj ą w banlieues, odległy ch przedm ieściach Pary ża (takich j ak Seine/Saint-Denis), a także
w południowej Francj i (w Tuluzie, Ly onie, Nicei i na Lazurowy m Wy brzeżu). Muzułm anie
m ieszkaj ą również w stary ch m iastach przem y słowy ch na północy Francj i, na przy kład w
aglom eracj i Lille. W Hiszpanii główne skupiska istniej ą na południu kraj u i w Madry cie, a także w
Katalonii.
Szwedzkie Malm ó z dzielnicą Rosengard j est zdecy dowanie naj bardziej m uzułm ańskim
m iastem Skandy nawii, j ednak wielu m uzułm anów zam ieszkuj e także północny i północno-
zachodni Sztokholm , w okolicach takich j ak Tensta, oraz wschodni Góteborg. Wśród społeczności
islam skiej w Szwecj i wpły wy anty laickiego Bractwa Muzułm ańskiego są szczególnie silne po
napły wie rady kalny ch, anty za-chodnich kaznodziej ów saudy j skich.
Inną charaktery sty czną cechą przedstawicieli środowisk m uzułm ańskich j est to, że są oni
znacznie m łodsi od ludności niem uzułm ańskiej . Niem al połowa m uzułm anów z Europy
Zachodniej i Środkowej tam się urodziła. Chociaż m uzułm anie stanowią j edy nie 15 procent
m ieszkańców Brukseli, wśród osób w wieku poniżej dwudziestu pięciu lat stanowią 25 lub więcej
procent. Oprócz tego, o czy m by ła m owa wcześniej , ponad 55 procent urodzony ch tam dzieci to
dzieci im igrantów. Poszczególne wartości procentowe w główny ch m iastach Holandii są wy ższe.
Zgodnie z prognozam i populacj a obcokraj owców (w większości m uzułm anów) w roku 2015
przekroczy 40 procent w takich niem ieckich m iastach, j ak Kolonia, Dusseldorf, Wuppertal czy
Duisburg. W sum ie liczba m uzułm anów w Niem czech podwoi się w ciągu naj bliższy ch dziesięciu
lat, podczas gdy liczba rodowitej ludności niem ieckiej zm alej e.
Problem em , przed j akim stoj ą społeczeństwa Europy Zachodniej , są naj częściej m łodzi
im igranci drugiego i trzeciego pokolenia - ci sam i, którzy zgodnie z oczekiwaniam i m ieli się
doskonale zintegrować i stać się równorzędny m i członkam i ty chże społeczeństw.
Niestety, zbuntowali się przeciwko przy branej oj czy źnie. Jako przy czy ny takiego stanu rzeczy
zazwy czaj podaj e się ubóstwo (dwie trzecie bry ty j skich m uzułm anów ży j e w rodzinach o niskich
dochodach), niezadowalaj ące warunki m ieszkaniowe i przeludnienie, spy chanie do gett,
bezrobocie, zwłaszcza wśród m łody ch, brak wy kształcenia oraz uprzedzenia rasowe ze strony
niem uzułm ańskich sąsiadów - co, j ak się twierdzi, prowadzi do braku m obilności społecznej ,
przestępczości i ogólnej m arginalizacj i wspólnot m uzułm ańskich. Sugeruj e się, że te i inne
nieszczęścia są winą władz i społeczeństwa. Jednak niem al wszy scy m uzułm anie, który m udało
się zrobić karierę w biznesie lub odnieść sukces na polu zawodowy m , podkreślaj ą, że ich
tożsam ość etniczna nie by ła żadną przeszkodą.
Do j akiego stopnia zepchnięcie do gett narzucone zostało przez świat zewnętrzny, a w j akim
stopniu odby ło się dobrowolnie? To, że nowo przy by li grom adzą się w określony ch rej onach
m iasta, j est zj awiskiem powszechnie znany m . Przy kładem m oże by ć Londy n, gdzie trady cy j nie
Irlandczy cy (Cam den Town), Ży dzi (East End, a później Golders Green), Australij czy cy i
Polacy (w pobliżu Earls Court i Oly m pii), ciem noskórzy (Brixton), Japończy cy (South
Ham pstead) oraz inna ludność napły wowa osiedlali się na początku. Tam tej sze grupy
narodowościowe m oty wowane by ły chęcią przeby wania wśród ludzi posługuj ący ch się ty m
sam y m j ęzy kiem oraz posiadania sklepów z ży wnością ze swego kraj u, własny ch biur podróży,
klubów i inny ch insty tucj i. W latach dwudziesty ch im igranci rosy j scy w Berlinie grom adzili się
w Charlottenburgu, podczas gdy ubodzy Ży dzi z Europy Wschodniej osiedlali się we wschodniej
części m iasta.
Podobny proces zachodził w odniesieniu do im igracj i m uzułm ańskiej , istniała j ednak
podstawowa różnica: podczas wcześniej szy ch fal im igracj i ludność napły wowa nie otrzy m y wała
żadnej pom ocy w znalezieniu dachu nad głową ze strony państwa ani władz lokalny ch, podczas
gdy w drugiej połowie dwudziestego wieku takie wsparcie stało się bardziej regułą niż wy j ątkiem .
Przez to ludziom brakowało m oty wacj i do wy prowadzania się z m ieszkań, które, choć
niezadowalaj ące, dostępne by ły za darm o bądź za niewy górowaną cenę. Kiedy pod koniec
dziewiętnastego i na początku dwudziestego wieku wschodnioeuropej scy Ży dzi po raz pierwszy
przenosili się do Whitechapel, w Londy nie nie by ło burm istrza, który robiłby wszy stko, by im
pom óc. Ówcześni oraz później si im igranci zdani by li na własne siły, staj ąc w obliczu
nieporówny walnie większy ch trudności - na przy kład nie by ło m owy o dostępie do opieki
zdrowotnej ani innego wsparcia socj alnego - niż współcześni im igranci. Muzułm ańscy przy by sze
naj wy raźniej wolą dłużej trzy m ać się swy ch współwy znawców niż inne grupy im igrantów, a
wręcz zachęcani są do tego przez swy ch przy wódców duchowy ch.
Doty czy to nawet Indii, gdzie zj awisko spy chania do gett wy stępuj e na większą skalę niż w
Europie: wy daj e się, że nawet m uzułm anie ze średniej klasy niechętnie opuszczaj ą rej ony, w
który ch ży j ą członkowie ich społeczności.
Zam ieszkane przez wielu m uzułm ańskich im igrantów tereny wokół Pary ża, na który ch doszło
do eksplozj i nastroj ów w listopadzie 2005 roku, nie wy glądały zby t pięknie i kom fortowo, ale nie
by ły to też slum sy porówny walne z londy ńskim East Endem . A m im o to akurat w ty ch okolicach
wy rosło anty społeczeństwo, j ak wy raził się pewien obcokraj owiec, pałaj ące zażartą nienawiścią
do reszty Francj i oraz głęboko nieufne i wy obcowane (zob. w Internecie arty kuł Theodore'a
Dalry m ple'a The Barbarians at the Gates ofParis). Nienawiść ta, według Dalry m ple'a, przej awia
się w pragnieniu oszpecania wszy stkiego dookoła - od m alowania graffiti po podpalanie
sam ochodów.
Ży czliwość wznieca gniew u tam tej szy ch m łody ch ludzi. Mim o że cieszą się o wiele
wy ższy m standardem ży cia czy konsum pcj i, niż by łoby to m ożliwe w kraj u ich rodziców, nie j est
to żaden powód do wdzięczności, wprost przeciwnie - poczy tuj ą to za zniewagę, ale j ednocześnie
uważaj ą, że im się to należy. Term in „barbarzy ńcy " wy dawał się m ocny, by ć m oże nawet
rasistowski, j ednak czy by ł zupełnie bezzasadny ? Jeden z główny ch gangów
banlieues, zam ieszany w różne działania kry m inalno-terrory sty czne (takie j ak porwanie i
zam ordowanie liana Halim iego w sty czniu 2006 roku), nosił dum ną nazwę „Barbarzy ńcy ".
Jako naj ważniej szą przy czy nę pary skich zam ieszek roku 2005 wy m ieniano warunki
m ieszkaniowe, a bezrobocie m łody ch j ako drugą. We Francj i i w Niem czech bezrobocie
kształtuj e się na poziom ie 30-40 procent, niewiele m niej sze j est w Wielkiej Bry tanii i Holandii.
Jak uj ął to dy rektor pewnej berlińskiej szkoły : „Produkuj em y arm ię długotrwały ch
bezrobotny ch". Odsetek porzucaj ący ch naukę wśród m łodzieży tureckiej w Berlinie j est bardzo
wy soki, podobnie j est w pozostały ch kraj ach Europy ; j ednocześnie o wiele wy ższy wskaźnik
doty czy chłopców niż dziewcząt. W Niem czech zaledwie 3 procent m uzułm ańskiej m łodzieży
dociera do szkół policealny ch. Znaj om ość j ęzy ka j est wśród nich słaba, co nie j est zaskoczeniem ,
gdy ż w dom ach m ówi się po turecku lub arabsku, natom iast do posługiwania się niem ieckim (lub
angielskim ) zniechęcaj ą rodzice, którzy często nie władaj ą nim biegle. Chłopcy posy łani są do
szkół koraniczny ch, ale nie zachęca się ich do uczenia się inny ch przedm iotów.
Dziewczy nkom po ukończeniu szesnastego roku ży cia często zabrania się chodzenia do szkoły,
nie wspom inaj ąc j uż o studiowaniu na uniwersy tetach, gdy ż tam m ogą by ć narażone na
niepożądane wpły wy. Gdy pewna berlińska szkoła postanowiła (po konsultacj ach z uczniam i i
rodzicam i) wprowadzić wy m óg porozum iewania się w j ęzy ku niem ieckim na terenie szkoły,
znalazła się pod ciężkim ostrzałem tureckich m ediów, chociaż większość uczniów i rodziców
poparła to rozwiązanie. Niektórzy z lokalny ch obrońców wielokulturowości, działaj ąc w dobrej
wierze, przy łączy li się do protestów, gdy ż uważali, że j est to równoważne z uciskiem kulturowy m .
Czy j ednak m łode pokolenie m oże poprawić swój status społeczny i kulturowy bez biegłego
opanowania j ęzy ka kraj u zam ieszkania?
Rasizm i ksenofobia rozpoznane zostały j ako czy nniki odpowiedzialne za słabe wy niki w nauce
m uzułm ańskiej m łodzieży. Jednak takie wy tłum aczenie nie doty czy szkolny ch osiągnięć uczniów
pochodzenia hinduskiego czy dalekowschodniego, którzy z większości przedm iotów otrzy m uj ą
lepsze oceny niż przeciętny uczeń niem iecki czy bry ty j ski. Nie wy j aśnia to również, dlaczego
m uzułm ańskie dziewczęta lepiej wy wiązuj ą się z obowiązków niż chłopcy. Czy m oże m ieć to
związek z ty m , że dziewczy nkom nie pozwala się wy chodzić sam otnie na ulicę, podczas gdy
chłopcy spędzaj ą tam większość wolnego czasu? Hinduscy uczniowie w bry ty j skich szkołach
radzą sobie dwukrotnie lepiej niż Pakistańczy cy, a osoby pochodzące z Dalekiego Wschodu
dy stansuj ą prawie wszy stkich pozostały ch.
Istniej e wiele wy tłum aczeń, lecz pogląd, że wszy stko j est winą państwa lub społeczeństwa, nie
j est przekonuj ący i nie pom oże w poprawie sy tuacj i. Dzień po dniu powtarza się m łody m
ludziom , że są ofiaram i społeczeństwa i że j eśli coś im się nie uda, nie j est to wy łącznie ich wina.
Na skutek ty ch niepowodzeń zrodziła się m łodzieżowa kultura przem ocy i przestępczości, która
niewiele m a wspólnego z religią. Pom im o uczęszczania do szkół koraniczny ch (częściej w
Niem czech, gdzie j est większa frekwencj a niż we Francj i czy w Wielkiej Bry tanii) m łodzi ludzie
nie naj lepiej znaj ą własną religię.
Może i chodzą co piątek do m eczetu, lecz potem pij ą alkohol i zaży waj ą narkoty ki, wbrew
religij ny m zakazom . Ani dom rodzinny, ani im am owie nie m aj ą większego wpły wu na ty ch
m łody ch ludzi - naj większy wpły w m a uliczny gang. Rodzice cieszą się niewielkim autory tetem ,
ich sty l ży cia nie przem awia do m łody ch, nie są wy starczaj ąco aserty wni, pracuj ą zby t ciężko,
zby t m ało przy ty m zarabiaj ąc. Poza ty m dla wielu m łody ch staroświecki islam nie j est
specj alnie interesuj ący ; pewien wy soko postawiony im am w Wielkiej Bry tanii powiedział:
„Tracim y połowę z nich". Jedy nie kilku przy wódców duchowy ch, którzy propaguj ą ekstrem alne
działania, potrafi zapewnić sobie określoną liczbę zwolenników wśród m łody ch m ężczy zn.
Dla zrozum ienia sy tuacj i panuj ącej w szkołach i na ulicach Kreuzbergu oraz pary skich
banlieues lepiej nadawałby się raport o przestępczości nieletnich aniżeli Koran.
Szkoła m a naj m niej szy autory tet. We Francj i i w Wielkiej Bry tanii j ęzy k stanowi m niej szą
przeszkodę, ale w Niem czech uczniowie często dosłownie nie rozum iej ą, co nauczy ciel do nich
m ówi, nie dostrzega się też chęci zrozum ienia ani nauczy ciela, ani rówieśników z inny ch kraj ów,
którzy m ówią inny m i j ęzy kam i oj czy sty m i. Rzeszy nauczy cieli nie udaj e się zdoby ć autory tetu,
bo j eśli odważą się ukarać uczniów za złe zachowanie lub nałożą na nich j akieś wy m agania,
oskarża się ich o rasizm i dy skry m inacj ę. Przebiegli uczniowie doskonale wiedzą, w który m
m om encie wy ciągnąć z rękawa asa rasowej dy skry m inacj i.
Muzułm ańska kultura m łodzieżowa różni się do pewnego stopnia w poszczególny ch kraj ach.
Ich wspólny m ianownik to sportowe ubrania (bluzy z kapturem , tram pki itp.) oraz podkreślanie
m ęskości; m owa ciała m łodzieży em anuj e agresj ą. Młodzi chcą szacunku, choć nie bardzo
wiadom o, j akim według nich sposobem ów szacunek m ożna sobie zaskarbić; by ć m oże wszy stko
opiera się na przekonaniu, że „ta ulica (dzielnica) należy do nas". We Francj i i w Wielkiej Bry tanii
zasadniczą rolę odgry wa kultura hip-hopowa: teksty piosenek epatuj ą przem ocą, a częstokroć
sady zm em . Uliczne gangi m aj ą zazwy czaj charakter tery torialny. Turcy w Berlinie m aj ą własne
gangi i to sam o doty czy Arabów i Kurdów, którzy przy by li do Niem iec w później szy m czasie.
Niekiedy gang uliczny opiera się na przy należności do danej wsi lub dzielnicy w kraj u
oj czy sty m , skąd wy wodzi się (wielopokoleniowa) rodzina. Między ty m i grupam i o charakterze
tery torialny m dochodzi do liczny ch starć: w Wielkiej Bry tanii dość często zdarzały się walki
czarnoskóry ch z Hindusam i (bądź Pakistańczy kam i), a w Brukseli - Turków z Afry kanam i.
Gangi uliczne wałęsaj ą się bez celu, często dopuszczaj ąc się drobny ch przestępstw. W
Wielkiej Bry tanii gangi ze środowisk m uzułm ańskich w znacznej m ierze zastąpiły grupy
afry kańsko-karaibskie w handlu narkoty kam i, choć nie zaj m uj ą zazwy czaj ważniej szy ch pozy cj i.
Obrót kradziony m i towaram i j est kolej ny m sposobem na zarobienie pieniędzy potrzebny ch na
ubrania, haszy sz (cięższe narkoty ki są sprzedawane, ale rzadko zaży wane) oraz inne rozry wki.
Nauczy ciele nie m aj ą śm iałości m ieszać się do tego, a lokalna policj a nie kwapi się z
zatrzy m aniam i, ponieważ sędziowie zazwy czaj wy puszczaj ą aresztowany ch, zwłaszcza gdy są
oni niepełnoletni. Niektórzy przechodzą do poważniej szy ch przestępstw. Jest to tem at niechętnie
podej m owany przez europej skie społeczności m uzułm ańskie.
Trudno o staty sty ki przestępczości, wszy scy eksperci są j ednak zgodni, że odsetek m łody ch
m uzułm anów w europej skich więzieniach znacznie przekracza ich proporcj ę w stosunku do ogółu
populacj i. To sam o doty czy gwałtów, które w wielu grupach przestępczy ch stały się częścią
inicj acj i, zwłaszcza we Francj i, a także w m niej szy m stopniu w Wielkiej Bry tanii, Skandy nawii i
Australii. Ofiaram i nie są wy łącznie dziewczęta lub kobiety niem uzułm ańskie, które „sam e się o to
proszą" przez swój bezwsty dny ubiór i zachowanie, ale również m łode m uzułm anki - hidżab nie za
każdy m razem zapewnia ochronę.
Niegdy ś to Stany Zj ednoczone m iały reputacj ę kraj u pełnego przem ocy, ogarniętego
przestępczością w przeciwieństwie do spokoj nej Europy. Jednak w ostatnich latach europej skie
wskaźniki przestępczości zbliży ły się do ty ch w USA, a w niektóry ch wy padkach nawet j e
przewy ższy ły, j ak wy kazał Gerald Alexander w interesuj ącej pracy The Continent of Broken
Windows („The Weekly Standard" z 21 listopada 2005). W Wielkiej Bry tanii dokony wany ch j est
więcej napaści niż w Stanach Zj ednoczony ch, podczas gdy Szwecj a, Norwegia i Holandia
wy kazuj ą m niej więcej podobne staty sty ki. Kradzieży więcej j est w Wielkiej Bry tanii, Danii,
Francj i, Niem czech i Norwegii (współczy nnik kradzieży w Kopenhadze j est pięciokrotnie wy ższy
niż w Nowy m Jorku). Kradzieże z włam aniem i rabunki są równie powszechne w Wielkiej
Bry tanii, Holandii, kraj ach skandy nawskich i Niem czech, j ak w USA. (Ostatnio w kilku
europej skich kraj ach liczby te nieco zm alały, ale nie wpły nęło to na ogólną tendencj ę).
Wskaźnik zabój stw w Stanach Zj ednoczony ch wciąż utrzy m uj e się na wy ższy m poziom ie niż
w Europie, z ty m że am ery kańskie dane obniży ły się, podczas gdy w Europie odnotowano
pokaźny wzrost. Oczy wiście, wzrostu europej skiej przestępczości nie m ożna przy pisy wać ty lko i
wy łącznie im igracj i, nie ulega j ednak wątpliwości, że j est to j edna z główny ch przy czy n. Szef
London Metropolitan Police podał do wiadom ości, że 80 procent przestępstw popełniany ch w
londy ńskim m etrze j est dziełem im igrantów z Afry ki. Szef policj i berlińskiej z kolei oznaj m ił, że
j eden na trzech m łody ch im igrantów w m ieście m a kry m inalną przeszłość. Podobne staty sty ki
uwzględniaj ące pochodzenie etniczne czy religij ne we Francj i są zakazane, j ednak duża liczba
m łody ch m uzułm anów we francuskich więzieniach (wedle niektóry ch szacunków 70 procent
wszy stkich osadzony ch) nie j est żadną taj em nicą.
Jak tłum aczy się niewiary godną agresj ę ty ch gangów, która uj awniła się na przy kład podczas
francuskich zam ieszek w listopadzie 2005 roku, a także wielokrotnie wcześniej i później ? Brak
sukcesów bez wątpienia wzm aga poczucie ogólnego niezadowolenia. Często wy m ienia się w ty m
kontekście kwestię tożsam ości (lub j ej braku).
Wielu przedstawicieli (drugiego) m łodego pokolenia nie czuj e się j ak u siebie ani w oj czy źnie
rodziców, ani w kraj u zam ieszkania. Maj ą poczucie braku akceptacj i w Europie i będą przeklinać
swą przy braną oj czy znę we wszy stkich j ęzy kach, j ednakże j eszcze m niej zadom owieni czuliby
się w Turcj i czy Afry ce Północnej lub na Półwy spie Indy j skim , i nie m aj ą zam iaru wracać do
oj czy stej ziem i. Jak j uż wspom niano, gdy Algieria gra w piłkę nożną z Francj ą, będą kibicować
druży nie algierskiej , lecz przeważnie dla zam anifestowania sprzeciwu oraz rozdrażnienia
Francuzów, a nie za sprawą silnej identy fikacj i z kraj em rodziców czy dziadków.
Tłum ienie potrzeb seksualny ch j est zapewne drugim czy nnikiem , który rzadko, j eśli w ogóle,
om awiany j est wewnątrz ich społeczności czy przez obserwatorów zewnętrzny ch. Może by ć tak
(j ak wy j aśnił Tsvetan Todorov), że tłum ienie to rodzi dodatkową agresj ę. Spostrzeżenia tego
dokonały również m łode m uzułm ańskie kobiety.
Młodzi wy znawcy islam u płci m ęskiej nie m ogą swobodnie spoty kać się z dziewczętam i
pochodzący m i z ich własnej społeczności, a hom oseksualizm uznawany j est za coś odrażaj ącego,
chociaż według liczny ch doniesień j est często prakty kowany - tak j ak by wało w całej historii
islam u. Brak akceptacj i dla innego społeczeństwa przej awia się na wiele sposobów, począwszy od
oszpecania ścian budy nków, a na podpalaniu sam ochodów kończąc, j ak zdarzało się często we
Francj i. W ekstrem alny ch sy tuacj ach m am y do czy nienia z chęcią zdewastowania wszy stkiego
dookoła i zaatakowania każdego, kto się trafi, łącznie ze strażakam i i ratownikam i pogotowia
śpieszący m i w nagły ch wy padkach do gett.
Winę zrzuca się na czy nniki społeczno-ekonom iczne i pod ty m względem m am y do czy nienia
z interesuj ącą analogią do środowiska m łody ch czarnoskóry ch m ężczy zn w Stanach
Zj ednoczony ch: tam często pada argum ent, że gdy by ty lko stworzono więcej m iej sc pracy,
wszy stko zm ieniłoby się na lepsze. Wiele badań wy kazało j ednak, że kiedy takie m iej sca pracy
powstawały (j ak za czasów prezy dentury Clintona w USA), podej m uj ący m i pracę by li
przeważnie im igranci z Am ery ki Łacińskiej i Dalekiego Wschodu. Jak zauważy ł Orlando
Patterson z Harvardu, bardzo niechętnie przy j m owane j est kulturowe wy j aśnienie niedoli
m łody ch czarnoskóry ch. (Interesuj ące by ło również to, że żaden z wniosków, j akie nasunęły
wy niki badań, nie doty czy ł czarnoskóry ch dziewcząt). „Dlaczego m łodzi m ężczy źni by li
wy rzucani ze szkoły ?".
Odpowiedź kry ła się za zj awiskiem , które socj ologowie zwą „kulturą pozy by cia cool" ,
daj ącej zby t dużo saty sfakcj i, żeby z niej rezy gnować. Dla ty ch m łody ch m ężczy zn niem al
narkoty kiem by ło włóczenie się po ulicach w wolny m od szkoły czasie, kupowanie i noszenie
odpowiednich ubrań, angażowanie się w seksualne podboj e, „narkoty ki dy skotekowe" oraz m uzy ka
i kultura hip-hopowa. Kultura ta przy nosiła im niezm ierną saty sfakcj ę, a ponadto budziła sporo
szacunku u białej m łodzieży. Nie wiadom o j ednak, dlaczego bezrobocie m iałoby autom aty cznie
prowadzić do przestępstw i narkoty ków - w Indiach i Pakistanie panuj e duże bezrobocie, podobnie
j ak w Afry ce Północnej i Am ery ce Łacińskiej , a m im o to znacznie m niej tam przestępczości i
narkoty ków.
Te ogólne spostrzeżenia odnoszą się w duży m stopniu do społeczności m uzułm ańskich w całej
Europie, ale istniej ą również poważne różnice, takie j ak pochodzenie etniczne oraz sposób, w j aki
wspólnoty te powstały i z czasem ewoluowały. Do ty ch właśnie szczegółowy ch aspektów
odniesiem y się w tej chwili.
Francj a j est dom em naj większej społeczności m uzułm ańskiej w Europie, co w znaczny m
stopniu j est spuścizną po kolonialny m panowaniu Francj i w Afry ce Północnej . Większość
francuskich m uzułm anów wy wodzi się z Algierii lub Maroka. Jako że francuskie państwo nie
grom adzi ani dany ch religij ny ch, ani etniczny ch, ich liczba pozostaj e nieznana; szacunki różnią
się poważnie, wahaj ąc się m iędzy 3,5 a 6 m ilionam i. Prawie j edna trzecia zam ieszkuj e Pary ż z
przedm ie ściam i, następna j edna trzecia m ieszka m iędzy Marsy lią i Niceą, a poza ty m duże
skupiska znaj duj ą się w okręgach przem y słowy ch na północy, na przy kład Lille-Roubaix-
Tourcoing. Wskaźnik urodzeń wśród kobiet z Afry ki Północnej w latach siedem dziesiąty ch
wy nosił 5 procent; od tam tej pory spadł do 3,5 procent, lecz wciąż j est dwukrotnie wy ższy niż
wskaźnik urodzeń wśród rodowity ch Francuzów.
W takich m iastach, j ak Lille czy Roubaix ponad połowa m łodego pokolenia to m uzułm anie z
pochodzenia. Mniej więcej połowa francuskich m uzułm anów to oby watele francuscy za sprawą
urodzenia lub naturalizacj i.
Francuska polity ka doty cząca m uzułm anów opiera się na zasadach sekulary zm u ( laicite) w
następstwie rozdziału m iędzy kościołem i państwem ustanowionego prawem w 1905 roku oraz
asy m ilacj i. Na ty m polega francuska, republikańska wiara w j ednorodne społeczeństwo;
wielokulturowość j est odrzucana.
Model francuski nie sprawdził się j ednak naj lepiej , chociaż inne m odele w Europie nie
okazały się dużo lepsze. Przez dłuższy czas uważano, że zam ieszki, grabieże i woj ny gangów (na
przy kład w 1990 roku w Ly onie i inny ch m iej scach na południu Francj i oraz w Strasburgu i Lille)
by ły poj edy nczy m i, lokalny m i zdarzeniam i.
Może i rzeczy wiście tak by ło. Sądzono, że wraz z upły wem czasu oraz przy wsparciu, przede
wszy stkim finansowy m , że strony państwa i władz lokalny ch podobne zdarzenia się nie powtórzą.
Głównie przez północną Francj ę i Pary ż przetoczy ła się fala terrory zm u, która swą kulm inacj ę
m iała w latach 1994-1995, wkrótce j ednak ucichła. Przem oc, wzniecana do pewnego stopnia
sy tuacj ą na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza w Algierii, ograniczała się do stosunkowo niewielkiej
grupy m łodzieży, a zdecy dowane działania francuskich sił bezpieczeństwa przy niosły j ej kres.
Właściwie panowało przekonanie, że sy tuacj a w środowiskach im igranckich została
opanowana. Poj awiły się j ednak pierwsze sy gnały ostrzegawcze ze strony osób zorientowany ch
w sy tuacj i, m ówiące o rosnący ch napięciach oraz o coraz większej rady kalizacj i postaw dzieci
im igrantów - pochodzący ch z drugiego i trzeciego pokolenia beurs (lub beurettes). Kultura
przem ocy i zniszczenia wzięła górę, co znalazło uj ście na przy kład w podpalaniu sam ochodów (45
000 w roku 2005) oraz ogólnej działalności gangów. Nie chodziło j edy nie o odrzucenie Francj i i
wy znawany ch tu wartości, lecz o nienawiść do francuskiego społeczeństwa i tam tej szy ch
insty tucj i, j ak wielokrotnie deklarowali przedstawiciele m łodej generacj i. Do roku 2000 w
dzielnicach im igranckich powstało blisko ty siąc stref, do który ch policj a nie wkraczała - chy ba że
w większy ch bry gadach. Jednocześnie szacowano, że ponad połowa osadzony ch we francuskich
więzieniach j est pochodzenia m uzułm ańskiego. Rady kalizacj a, która osiągnęła szczy towy punkt w
zam ieszkach z listopada 2005 roku, nie m iała głównie charakteru religij nego. Prawdą j est, że w
społeczności zachodził proces islam izacj i, wątpliwe j ednak, by m oty wem m łodego pokolenia
by ła przede wszy stkim ortodoksy j ność czy oddanie wierze. Jeśli dziewczęta opowiedziały się za
noszeniem hidżabów, j ak uczy niło wiele z nich, choć nie większość, by ł to akt buntu (lub uległości),
nie zaś wy pełnianie religij ny ch obowiązków.
Sugerowano różne przy czy ny przem ocy : rozgory czenie beurs ty m , że nie są akceptowani
j ako pełnoprawni Francuzi, oraz ogólną dy skry m inacj ę, a także rzecz j asna bezrobocie m łodzieży
i pozostałe problem y społeczne. Gdy Franęois Mitterrand by ł prezy dentem , wy m ownie opisał
brak nadziei straconego pokolenia z biedny ch przedm ieść. Jednakże ani Mitterrand, ani j ego partia
nie m ieli recepty na rozwiązanie problem ów społeczny ch, ani też sposobu, aby wzbudzić w
tam ty m pokoleniu nowe nadziej e. Otwarte również pozostaj e py tanie, czy problem m ożna by ło
rozwiązać, podej m uj ąc decy zj e adm inistracy j ne. By ło coś, czego tem u pokoleniu brakowało -
czegoś, co posiadały wcześniej sze społeczności im igracy j ne, na przy kład Polacy,
północnoafry kańscy Ży dzi czy choćby Chińczy cy w pary skiej trzy nastej dzielnicy lub
Wietnam czy cy, którzy osiedli we Francj i.
Ty m grupom powiodło się zaskakuj ąco dobrze; ich m oty wacj a do zdoby cia wy kształcenia i
wspięcia się wy żej po drabinie społecznej m usiała by ć odm ienna. Wprawdzie by ły to znacznie
m niej sze grupy im igranckie, ale w przeciwieństwie do ludności z Afry ki Północnej , nie
otrzy m y wały żadnej pom ocy od władz. Jeśli teraz m am y do czy nienia z większą ksenofobią, to
m oże stało się tak po części za sprawą reakcj i białej klasy robotniczej na uprzy wilej owane
traktowanie, na j akie często m ogli liczy ć nowi im igranci.
Rasizm Francuskiego lub też niem ieckiego bądź bry ty j skiego) społeczeństwa często podąj e
j ako główną przy czy nę konfliktów m iędzy grupam i im igranckim i a ich nową oj czy zną. Istnienie
uprzedzeń rasowy ch i napięć na tle etniczny m na cały m świecie j est, niestety, faktem
niezaprzeczalny m - trudno znaleźć państwo całkowicie od nich wolne. Nie j est j uż j ednak rzeczą
oczy wistą, że teraz rasizm j est większy niż pięćdziesiąt czy sto lat tem u. Mim o że nowi im igranci
m ogli spotkać się z uprzedzeniam i na ry nku pracy i w wielu inny ch dziedzinach, nie
powstrzy m y wało ich to przed integracj ą w m iniony ch czasach. Rosy j scy im igranci we Francj i
stawiali czoła podobny m trudnościom w latach dwudziesty ch i trzy dziesty ch, nie przeszkodziło im
to j ednak w stopniowej integracj i i w awansie społeczny m . Dlaczego teraz sy tuacj a m iałaby
wy glądać inaczej ? Py tanie to rzadko j est stawiane, ale bez przeanalizowania zasadniczy ch
przy czy n nie da się opracować strategii poprawy sy tuacj i.
Wśród osób pochodzący ch z Afry ki Północnej m ożna podać więcej niż kilka przy kładów
wspaniały ch karier ludzi, który m powiodło się w wielu zawodach, którzy wy pracowali sobie
drogę do klasy średniej i którzy wy dostali się z gett. Wspom niano j uż wcześniej , że podczas gdy
wielu m łody ch m ężczy zn uskarża się na dy skry m inacj ę (np. „Jakie m am szanse z m oim
nazwiskiem i adresem ?"), niewiele kobiet wy suwało podobne zarzuty : Ich nazwiska i m iej sca
zam ieszkania nie stanowiły przeszkody nie do przej ścia. Jednakże te, który m się powiodło, wciąż
należały do m niej szości. Musiała istnieć j akaś cecha m entalności osób, które m iały poczucie
m arginalizacj i, utrudniaj ąca im osiągnięcie ży ciowego sukcesu.
Kolej ne francuskie rządy bez większego powodzenia próbowały wpły nąć na rozwój wewnątrz
m uzułm ańskiej społeczności. Z kilkuset im am ów j edy nie 4 procent m iało oby watelstwo
francuskie, wielu inny ch w ogóle nie znało francuskiego lub w niewielkim stopniu, a dziesiątki z
nich za swoj ą m isj ę uznawały otwarte podburzanie przeciwko władzy. Z j ednej strony rząd
francuski doprowadził do deportacj i osób naruszaj ący ch prawo w naj bardziej rażący sposób, a z
drugiej strony udzielił dotacj i na budowę m eczetów, co w przeszłości finansowane by ło przez
Arabię Saudy j ską oraz inne zagraniczne rządy.
Władze nie znalazły j ednak partnera do dy skusj i. Istniało wiele ugrupowań, ale nie by ło
żadnej głównej organizacj i reprezentuj ącej m uzułm anów we Francj i. W końcu z rządowej
inicj aty wy w 2002 roku założono Francuską Radę Kultu Muzułm ańskiego (Conseil franęais du
culte Musulm an, w skrócie CFCM), która składała się z różny ch centralny ch i regionalny ch
ugrupowań m uzułm ańskich.
Przy niosło to j ednak rządowi pewne rozczarowanie, gdy ż niekończące się debaty nie
prowadziły do żadny ch decy zj i ani działań.
Wreszcie w 2005 roku rząd Francj i powołał j eszcze j edną organizacj ę centralną do budowy i
utrzy m ania m eczetów, szkolenia duchowny ch i nauczy cieli religii, a także do inny ch podobny ch
celów. Czas pokaże, czy nowa organizacj a będzie skuteczniej sza od CFCM.
Naj bardziej wpły wową organizacj ą m uzułm ańską we Francj i w ciągu ostatnich dwudziestu
lat pozostawała Union des Organisations Islam iques de France (UOIF), której orientacj a, ogólnie
rzecz biorąc, j est zbieżna z Bractwem Muzułm ańskim (zakazany m w większości kraj ów
arabskich). Oficj alnie UOIF nie m a żadnego związku z bractwem ani j akim kolwiek ekstrem izm em
w innej form ie, ale według statutu „działa na rzecz zaspokaj ania zapotrzebowania religij nego,
kulturalnego, społecznego i hum anitarnego m uzułm anów we Francj i, uczestnicząc w budowaniu
indy widualnej i wspólnej świadom ości w kierunku odpowiedzialnej i pozy ty wnej integracj i".
W rzeczy wistości UOIF j est organizacj ą polity czną blisko powiązaną z szej kiem Qaradawim ,
wpły wowy m duchowny m z sieci telewizy j nej Al-Dżazira, stoj ący m na czele Europej skiej Rady
do spraw Fatw i Badań, będącej przy kry wką dla Bractwa Muzułm ańskiego, która niegdy ś m iała
siedzibę w Wielkiej Bry tanii, a obecnie m ieści się w Dublinie. Qaradawi uznany został za osobę
niepożądaną w Stanach Zj ednoczony ch, gdy odkry to j ego powiązania z bankiem Al-Ta-qwa,
insty tucj ą należącą do kręgu przy kry wek Al-Kaidy i Ham asu.
Qaradawi i j ego francuscy zwolennicy utrzy m y wali, że są orędownikam i praw kobiet w
islam ie, ale j ednocześnie propagowali zam achy sam obój cze, siali anty ży dowską propagandę i
nawoły wali do dżihadu. W ty m sam y m czasie, aby uniknąć konfliktu z władzam i, UOIF i
ugrupowania sprzy m ierzone ogłosiły, że potępiaj ą anty sem ity zm i „sprzeciwiaj ą się, w im ię
islam u, przenoszeniu obcy ch konfliktów na tery torium Francj i". UOIF, chociaż nie j est
organizacj ą terrory sty czną, angażuj e sięicw polity czną propagandę głoszącą dość rady kalną
wersj ę islam u. Nieco bardziej um iarkowana organizacj a to Federation Nationale des Musulm ans
de France (FNMF), która j est (albo by ła) wspierana przez rząd Maroka. Oprócz tego istniej ą dwie
organizacj e tureckie i kilka afry kańskich organizacj i m uzułm ańskich. Nadal znacząca j est również
pozy cj a wzniesionego w latach dwudziesty ch Wielkiego Meczetu w Pary żu, na którego czele stoi
obecnie Dalii Boubakeir - ze względu na przy wilej wy stawiania świadectw halal (certy fikatów
wy dawany ch przez władze religij ne, potwierdzaj ący ch, że ży wność została dopuszczona przez
prawo islam u).
Są to wszy stko organizacj e niewielkie lub bardzo m ałe, zrzeszaj ące dostoj ników
reprezentuj ący ch prawdopodobnie nie więcej niż 10-20 procent francuskich m uzułm anów.
Jednak uzy skały one legalność i wpły wy dzięki tem u, że francuski rząd chciał uznać j e za
główny ch partnerów wśród ludności m uzułm ańskiej . Pierwotny m zam ierzeniem francuskiej
inicj aty wy by ło wzm ocnienie bardziej liberalnej , europej skiej wersj i islam u, ale w rezultacie
organizacj e te um ocniły bardziej konserwaty wne, a nawet rady kalne siły. Jednocześnie nie
wiadom o by ło, czy na przy kład w Wielkiej Bry tanii dostoj nicy ci m aj ą rzeczy wisty wpły w na
m łodsze pokolenie w swy m gronie.
Jak bardzo religij ni są francuscy m uzułm anie? Według sondażu z 2001 roku 36 procent uważa
się za prakty kuj ący ch wy znawców, lecz j edy nie 20 procent uczestniczy w piątkowy ch
m odlitwach w m eczecie, a zaledwie 33 procent codziennie się m odli. Jednak 70 procent
dochowuj e postu w ram adanie. Porównanie z podobny m badaniem z 1994 roku wy kazuj e wzrost
z 10 do 20 procent, ale wy gląda na to, że Algierczy cy, ci naj bardziej upolity cznieni, są naj m niej
gorliwi, j e śli chodzi o prakty ki religij ne. (Około 35 procent francuskich m uzułm anów pochodzi z
Algierii, 25 procent z Maroka, pozostali natom iast z Tunezj i i Afry ki subsahary j skiej .
Integracj a m uzułm anów we Francj i nie sprawdziła się. Poj awiały się wczesne oznaki
niezadowolenia (albo i gorszy ch nastroj ów), m iały one j ednak zazwy czaj charakter lokalny. W
duży m stopniu (ale nie w całości) m uzułm ańskie wzburzenie skierowane by ło w stronę Ży dów.
Nękanie ży dowskich uczniów w szkołach by ło zj awiskiem częsty m i problem tam ty ch
incy dentów udało się rozwiązać j edy nie przez podział na grupy etniczne. Upolity cznienie w
żadny m razie nie by ło całkowite. Czołowy kandy dat socj alistów, Dom iniąue Strauss-Kahn, został
wy brany w Sarcelles, m iasteczku nieopodal Pary ża zdom inowany m przez ludność
północnoafry kańską, w który m zam ieszkiwała też duża liczba Ży dów, a j ego konkurentem w
wy borach także by ł Ży d. Ale bez względu na szczególne warunki panuj ące w Sarcelles, m ieście
liczący m około sześćdziesięciu ty sięcy m ieszkańców, j est to dobre m iej sce do przeanalizowania
wy stępuj ący ch napięć, ponieważ Ży dzi m ieszkaj ą w centrum , a m uzułm anie w bardziej
odległy ch rej onach i nie m a tam w zasadzie m ożliwości wzaj em ny ch kontaktów.
Sy tuacj a się pogorszy ła, gdy poj awiła się kwestia hidżabów. Około roku 1989, w następstwie
fali islam izacj i, wśród niektóry ch dziewcząt pozostaj ący ch zazwy czaj pod opieką rodziców
m odne stało się chodzenie do szkoły w trady cy j ny ch chustach. Ty le że przy wdziewanie hidżabów
pozostawało w sprzeczności z francuskim prawem i trady cj ą, które zabraniały ostentacy j nej
m anifestacj i sy m boli religij ny ch w szkołach. Co więcej , nie wiadom o by ło, czy noszenie
hidżabów j est okazy waniem poglądów religij ny ch czy polity czny ch. Większość francuskich
nauczy cieli i społeczeństwa sprzeciwiała się tej prakty ce j ako niezgodnej z prawem . Pozostawała
też kwestia ochrony m uzułm ańskich dziewcząt z rodzin świeckich - wiele z nich, by ć m oże nawet
większość, nie m iało ochoty podążać za islam ską m odą.
Spór toczy ł się przez ponad dziesięć lat. Niektóre czołowe osobistości islam u uznały, że
noszenie hidżabu w szkole, choć pożądane, nie j est religij ny m przy m usem , ale przedstawiciele
bardziej ekstrem isty cznego nurtu przy wiązy wali do tego wielką wagę. Problem m ożna by ło
rozwiązać, posy łaj ąc dziewczęta chcące przy wdziewać hidżab do szkół m uzułm ańskich, ale i ten
pom y sł nie wzbudził wielkiego entuzj azm u. Sprawa znalazła finał w sądach, które wy dały różne
orzeczenia.
Dużo bardziej złowróżbne by ły zam ieszki, które rozpoczęły się 28 października 2005 roku w
Clichy -sous-Bois, na wschodnich przedm ieściach Pary ża. Gdy zj awił się tam patrol policy j ny,
aby wy legity m ować grupę m łodzieży, dwóch m łody ch ludzi, którzy grali w piłkę nożną, rzuciło
się do ucieczki. Na nieszczęście trafili do transform atora wy sokiego napięcia i zostali śm iertelnie
porażeni prądem . Poj awiło się kilka wersj i co do przy czy n tego, dlaczego uciekali, skoro nikt ich
nie gonił - ale plotka o ty m , że zostali zabici przez policj ę, szy bko się rozniosła i przez kolej ne noce
gangi wy chodziły na okoliczne ulice, niszcząc cudzą własność, grabiąc i podpalaj ąc szkoły, ośrodki
opieki dziennej , kluby m łodzieżowe i inne insty tucj e, napadaj ąc na policj antów i strażaków.
Naj częstszy m i celam i by ły sam ochody : chociaż podpalanie sam ochodów i ciężarówek nie by ło
czy m ś wy j ątkowy m nawet w spokoj niej szy ch okresach, w trakcie zam ieszek spłonęły ich setki.
W ciągu kilku dni zam ieszki rozszerzy ły się na inne regiony Francj i, a w bardzo nieliczny ch
wy padkach nawet poza j ej tery torium . Ogółem dotknęły 274 gm iny : w ciągu dwudziestu dni ich
trwania spłonęło około 9000 sam ochodów i doszło do 2800 zatrzy m ań. Na szczęście nikt nie zginął
na skutek ataków, ale setki osób, zarówno po stronie policj i, j ak i napastników, odniosły obrażenia.
Straty m aterialne oszacowano na ponad 200 m ilionów euro. 8 listopada ogłoszony został stan
wy j ątkowy, zm obilizowano także rezerwy policj i. 17 listopada prezy dent Jacques Chirac ogłosił
powrót do stanu norm alnego, ponieważ poprzedniej nocy spłonęło zaledwie sto poj azdów.
Tam te wy darzenia wzbudziły konsternacj ę, a nawet szok we Francj i i na cały m świecie.
Francuskie władze przekonane by ły, że m im o wszelkich niepowodzeń m odel francuski się
sprawdza i m oże służy ć za przy kład dla inny ch kraj ów Europy. W pierwszy ch dniach zam ieszek
czołowe osobistości republiki wolały powstrzy m ać się od kom entarzy ; j edy ną osobą, która
postąpiła inaczej , by ł Nicolas Sarkozy, m inister spraw wewnętrzny ch, ostro atakowany przez
uczestników zaj ść oraz ich zwolenników, ponieważ przy równał ich do szkodników, które należy
wy tępić. Sarkozy, znany j ednak z prostolinij ności, wcześniej by ł główny m orędownikiem
pozy ty wnej dy skry m inacj i na rzecz m niej szości, a j ego poglądy i uwagi podzielała
przeważaj ąca część francuskiego społeczeństwa. („Pozy ty wna dy skry m inacj a" to polity ka
podobna do działań zwany ch akcj ą afirm aty wną w Stanach Zj ednoczony ch).
Kim by li uczestnicy zam ieszek i co ich m oty wowało? Przy czy ny, które podawano, by ły j ak
zwy kle takie sam e: bezrobocie, ubóstwo, złe warunki m ieszkaniowe oraz rasizm ze strony policj i i
francuskiego społeczeństwa. Wszy stko to bez wątpienia m iało pewne znaczenie, nie dostarczało
j ednak saty sfakcj onuj ącej odpowiedzi. Woj uj ący islam izm także raczej nie odegrał tu istotnej
roli. Tak naprawdę j edna z organizacj i m uzułm ańskich ogłosiła religij ną fatwę przeciwko
zam ieszkom , a pod ich koniec, gdy nastroj e nieco się uspokoiły, „wielcy bracia", boj ownicy z
m eczetów, wy szli na ulice, próbuj ąc powstrzy m y wać napastników. Inne organizacj e
m uzułm ańskie natom iast potępiły fatwę, gdy ż, j ak utrzy m y wały, ataki nie m iały z nim i nic
wspólnego. W rej onach naj większy ch rozruchów panowało duże bezrobocie (sięgaj ące
45 procent), j ednakże w wielu dzielnicach o równie wy sokich wskaźnikach bezrobocia oby ło się
bez niepokoj ów.
Wszy scy uczestnicy zaj ść by li m łody m i ludźm i - niej ednokrotnie bardzo m łody m i, w wieku
dwunastu lub trzy nastu lat - co dla policj i i sądów by ło kłopotliwe, gdy ż nie m ogły zatrzy m y wać
nieletnich. Z wy j ątkiem pewnej grupy Portugalczy ków uczestnicy zam ieszek pochodzili głównie z
czarnej Afry ki bądź z Afry ki Północnej i należeli do uliczny ch gangów, które nie kierowały się
względam i religij ny m i. W inny m czasie lub w inny ch warunkach równie chętnie posłuchaliby
zarówno przy wódców skraj nej prawicy, j ak i skraj nej lewicy.
Tam , gdzie szerzy ł się handel narkoty kam i, doszło do niewielu ataków, gdy ż dealerzy
narkoty ków nie chcieli narażać na szwank swoich interesów. Ogólnie rzecz biorąc, kwestią
nierozstrzy gniętą pozostaj e, dlaczego zam ieszki wy buchły w określony ch regionach Francj i,
podczas gdy w pozostały ch do nich nie doszło (np. w Marsy lii czy w Bordeaux). Czy dlatego, że
warunki ży cia w Pary żu by ły wy j ątkowo złe? Czy m oże z tego powodu, że uczestnicy zaj ść w
pary skich banlieues by li lepiej zorganizowani? Wszy scy w zasadzie zgadzaj ą się co do tego, że
rozruchy by ły spontaniczne i że nie kry ła się za nim i żadna niewidzialna ręka organizuj ąca i
koordy nuj ąca ataki.
Ale panuj e także przekonanie, że podobne większe zam ieszki m ogą się powtórzy ć i to nie ty lko
we Francj i. Już history cy dziewiętnastowiecznego Pary ża wskazy wali na tworzenie się
„niebezpieczny ch klas", skłonny ch do uży wania przem ocy, zarówno do indy widualny ch
przestępstw, j ak i do zbiorowy ch działań.
Jaką naukę wy ciągnął z ty ch wy darzeń francuski rząd?
Oczy wiście, zadeklarowano chęć rozładowania napięć przez stworzenie nowy ch m iej sc
pracy, ale nie m ogło to by ć proste, gdy we Francj i panowało i tak duże bezrobocie. W ciągu
m iniony ch dziesięcioleci poj awiało się j uż wiele proj ektów m aj ący ch na celu rozwiązanie
trudnej sy tuacj i, niem niej bez znaczący ch osiągnięć. Minister spraw wewnętrzny ch Nicolas
Sarkozy zaproponował, aby 15 procent wszy stkich m iej sc na wy ższy ch uczelniach we Francj i
zarezerwować dla ty ch m niej szości.
Nie będzie łatwo wprowadzić takich rozwiązań w ram ach pozy ty wnej dy skry m inacj i ze
względu na funkcj onuj ące we Francj i tabu związane z określaniem etnicznego i religij nego
pochodzenia oby wateli. Trady cj ę by ć m oże trzeba będzie przełam ać, podobnie j ak opór
przeciwko uprzy wilej owanem u traktowaniu osób na podstawie rasy czy religii. Polity ka
„równy ch szans" zastąpi dawną polity kę integracj i. Będzie trzeba wy próbować owe środki, nie m a
j ednak żadnej pewności, że podziałaj ą. Nie wiadom o przecież, j ak dalece m łodzi bezrobotni będą
skorzy do podj ęcia pracy ani czy będą potrafili osiągnąć sukces we francuskim sy stem ie
szkolnictwa, nawet na szczególny ch warunkach. Rządowi trudno będzie zapewnić zatrudnienie
osobom , które będą traktowane preferency j nie.
W odpowiedzi na oskarżenia o rasizm utworzono nowe insty tucj e, takie j ak Wy soki Urząd do
spraw Zwalczania Dy skry m inacj i i Prom owania Równości (Haute autorite de lutte contrę les
discrim i-nations et pour Pegalite, w skrócie HALDE). Ty le że rasizm we Francj i nie by ł sprawą
j ednostronną; szerzy ły się nastroj e anty francuskie, nie wspom inaj ąc o atakach im igrantów na
inne m niej szości, na przy kład ży dowską. Tak naprawdę ze strony Francuzów zawiści by ło m ało
lub nie istniała wcale, wprost przeciwnie - by li dum ni z osiągnięć im igrantów z Afry ki Północnej ,
który m się powiodło. Takich j ak Zinedine Zidane, z ubogiej berbery j skiej rodziny, który dorastał
w banlieues, a został naj lepiej opłacany m zawodnikiem piłki nożnej na świecie i chlubą
francuskiego sportu.
Niektórzy francuscy socj ologowie utrzy m y wali, że chociaż społeczna i ekonom iczna
integracj a w znaczny m stopniu się nie powiodła, asy m ilacj a kulturowa by ła zupełnie udana, z
ty m że doty czy ło to j edy nie pewny ch aspektów kultury m asowej , w który ch udział m iała
zarówno większość, j ak i m niej szość. Prawdą j est j ednak również, że we wspólnotach
m uzułm ańskich utrzy m uj ą się pewne zwy czaj e, które dla większości Francuzów są odrażaj ące:
podaj e się liczbę 70 000 przy m usowy ch m ałżeństw oraz 35 000 przy padków klitori dektom ii.
Dany ch ty ch nie sposób zwery fikować - m ogą by ć zawy żone lub zaniżone. Przed Francj ą
j eszcze długa droga do rzeczy wistej integracj i kulturowej .
Niemcy: od wschodniej Anatolii po Berlin
Liczba im igrantów m uzułm ańskich w Niem czech wy nosi około 3,5 m iliona, z czego prawie 75
procent j est pochodzenia tureckiego.
Jedna trzecia z nich m ieszka w Nadrenii Północnej -Westfalii, a kolej na j edna trzecia w
Berlinie. Ogólnie j est to społeczność o wiele m łodsza od niem ieckiej , a i wskaźnik urodzeń j est
wśród im igrantów wy ższy. Pierwsi m łodzi pracownicy tureccy przy by li w latach
pięćdziesiąty ch, zatrudniani przez niem ieckie przedsiębiorstwa cierpiące z powodu braku siły
roboczej . Zakładano, że przy j adą oni do Niem iec ty m czasowo, ale w rzeczy wistości z początku
wróciła j edy nie garstka, później natom iast, po zaproponowaniu im pewnej sum y na powrót do
Turcj i, granice Niem iec opuściło 55 ty sięcy z nich. W latach siedem dziesiąty ch zapotrzebowanie
na gastarbeiterów gwałtownie zm alało. Jednak m łodzi robotnicy, którzy osiedlili się w Niem czech,
powrócili do rodzinny ch wiosek i ponownie przy j echali do Niem iec w towarzy stwie żon lub
narzeczony ch. W każdy m razie em igracj a z Turcj i trwała nadal, gdy ż niem ieckie procedury
im igracy j ne by ły zby t łagodne. Kiedy przy by sze podawali się za poszukuj ący ch azy lu, ponieważ
by li ofiaram i prześladowań w swy ch oj czy znach (tak j ak Kurdowie), przy j m owano ich, nawet
j eśli ubieganie się o azy l by ło drugorzędny m celem ich im igracj i. Perspekty wa wy ższego
standardu ży cia w Niem czech by ła o wiele większa, a gdy by pracy nie znaleźli, m ogli liczy ć na
wsparcie socj alne.
W żadny m inny m kraj u im igranci nie by li podm iotem ty lu inicj aty w ze strony tak liczny ch
insty tucj i przy chy lny ch propagowaniu idei integracj i - pracowników opieki społecznej , badaczy
akadem ickich, kościołów chętny ch do podj ęcia dialogu, partii polity czny ch (na przy kład
zielony ch i liberałów) - zainteresowany ch nawiązaniem kontaktu z ty m i społecznościam i.
Pracownicy opieki społecznej oraz „eksperci od m igracj i" uczy nili trochę dobrego, na przy kład
chroniąc nowy ch im igrantów przed właścicielam i ziem skim i wy zy skuj ący m i pracowników, w
sum ie j ednak wy rządzili więcej szkody.
Pokazali Turkom , w j aki sposób korzy stać z zabezpieczeń socj alny ch - czy li j ak uzy skać od
państwa i władz lokalny ch m aksim um wsparcia finansowego oraz inny ch form pom ocy przy
m inim alny m wkładzie dla dobra całego społeczeństwa. Ty m , czego przede wszy stkim
potrzebowała turecka wspólnota i co um ożliwiłoby j ej wspięcie się wy żej na drabinie społecznej ,
by ły pom oc i poradnictwo w zakresie edukacj i. Zam iast tego - co m ożna zobaczy ć nawet podczas
krótkiego spaceru po naj większy ch niem ieckich m iastach, od Berlina, przez Kolonię, na Duisburgu
kończąc - ukształtowało się równoległe społeczeństwo, a problem y, przed j akim i staj ą dziś
Niem cy, są identy czne j ak we Francj i i Wielkiej Bry tanii: zepchnięcie do gett, ponowny zwrot ku
islam owi, duże bezrobocie wśród m łody ch oraz niepowodzenia w sy stem ie edukacj i.
Tureccy (oraz kurdy j scy ) im igranci nie by li w ogóle przy gotowani do ży cia w Europie.
Pochodzili z naj m niej rozwinięty ch części Turcj i, takich j ak wschodnia Anatolia, niej ednokrotnie
by li analfabetam i, a pod względem przekonań religij ny ch i orientacj i polity cznej by li o wiele
bardziej konserwaty wni niż należąca do średniej klasy społeczność w Stam bule i Ankarze.
Przy by sze nie znali j ęzy ka niem ieckiego - w przeciwieństwie do liczny ch em igruj ący ch do
Francj i czy Wielkiej Bry tanii, którzy przeważnie potrafili powiedzieć przy naj m niej parę słów po
francusku czy angielsku. Nie j est zatem żadny m zaskoczeniem , że właściwie od m om entu
przy by cia do Niem iec Turcy ograniczy li się do własnego grona i zwy czaj ów: m eczetów, sklepów
z warzy wam i oraz sprzedaj ący ch ży wność zgodnie z regułam i halal, a także rozm aity ch inny ch
m iej sc, w który ch m ieli szansę przeby wać w gronie rodaków.
Nie m ieli nic przeciwko tem u, aby ich dzieci uczęszczały do niem ieckich szkół, j ednak ostro
sprzeciwiali się udziałowi dziewczy nek w obowiązkowy ch zaj ęciach sportowy ch, wy cieczkach
klasowy ch czy lekcj ach biologii, podczas który ch m iały by rozm awiać o seksie.
Przeciwstawiali się nauczaniu przedm iotów, j akkolwiek niewinny ch, które m ogły by zostać
zinterpretowane j ako niezgodne z ich wiarą. Dom agali się nauki islam u w szkole i walczy li w
sądzie o osiągnięcie tego celu (który nie tak łatwo dało się pogodzić z niem iecką konsty tucj ą). W
końcu dopięli swego. Niem ieckie władze opłacały nauczy cieli religii, z który ch większość
przy by ła z zagranicy, m iała fundam entalisty czne poglądy, a j ęzy k niem iecki znała słabo lub
wcale.
Nikt nie nadzorował tego, j aka nauka (lub indoktry nacj a) odby wała się na ty ch zaj ęciach.
Wprawdzie władze niem ieckie nalegały, aby lekcj e religii prowadzone by ły w j ęzy ku
niem ieckim , ale spotkało się to z silny m protestem ze strony tureckich organizacj i religij ny ch, a
także tureckiego rządu. Niem ieckie sądy w razie wątpliwości rozstrzy gały sprawy na korzy ść
m uzułm anów. Odrzucały skargi niem uzułm ańskich sąsiadów na hałas dobiegaj ący z głośników w
m inaretach, które rozbrzm iewały nawoły waniam i i m odlitwam i m uezina. Decy zj e te, choć
pody ktowane naj lepszy m i intencj am i, nie przy czy niły się do rozwoj u dobry ch relacj i m iędzy
m uzułm anam i a ich niem uzułm ańskim i sąsiadam i.
Muzułm anie, którzy osiedlili się w Niem czech, m ieli poczucie, że różnią się od swego
niem ieckiego otoczenia, którego nie akceptowali nie ty lko ze względów religij ny ch. Kiedy
zakładali rodziny, chęć zachowania odrębności stawała się j eszcze silniej sza - ży ć j ak Niem iec
by ło czy m ś niem oralny m . Nikt nie brał pod uwagę wy j azdu z Niem iec w proteście przeciwko
niewierny m - by ł to w końcu ich m ały świat i, gdy by Bóg pozwolił, ostatecznie m ógł stać się ich
własny m kraj em . To prawda, że m łodsze pokolenie, zwłaszcza chłopcy i m łodzi m ężczy źni,
zaakceptowało stroj e niem ieckich rówieśników, wciąż j ednak bardzo często j edy ną książką w
dom ach pozostawał Koran.
Ze względu na swą reakcy j ną społeczno-kulturowo-religij ną orientacj ę wspólnota turecka w
Niem czech cieszy ła się szczególny m zainteresowaniem prawicowy ch sił fundam entalisty czny ch
w Turcj i, na który ch czele stał Necm ettin Erbakan. Jego ekstrem isty czna partia wy sy łała
im am ów i em isariuszy do Niem iec oraz zapewniała pom oc w różnej form ie.
Dwiem a główny m i organizacj am i by ły grupa Khalifat Cem aleddina Kapłana w Kolonii oraz
Milli Góriis, stowarzy szenie założone w latach osiem dziesiąty ch, które szy bko rozprzestrzeniło się
w Niem czech oraz na m niej szą skalę we wspólnotach tureckich inny ch kraj ów Europy. Grupa
Kapłana pozostawała stosunkowo niewielka; z zasady odrzucała dem okracj ę, a za głównego
wroga uznawała nie ty le Niem cy, ile świecką Turcj ę. Zgodnie z nauczaniem tureckich
fundam entalistów Ży dzi utworzy li dwa państwa - Izrael i Turcj ę - ponieważ założy ciele
nowoży tnej Turcj i, Młodoturcy i Kem al Atatiirk, z pochodzenia by li Dónm e, czy li Ży dam i,
którzy przed wiekam i przeszli na islam z zam iarem stopniowego osłabienia j ego wpły wu,
unowocześnienia i zeświecczenia.
Cem aleddin Kapłan zm arł w roku 1995, a j ego sy n Metin Kapłan obj ął po nim przy wództwo
grupy Khalifat. Wkrótce po ty m ich idol oraz sponsor Erbakan wy brany został na prem iera
Turcj i, drugi raz j ednak przegrał i w końcu zakazano m u działalności polity cznej .
Ówczesne wy darzenia w Turcj i, które doprowadziły do rozłam u wśród tureckich
fundam entalistów, oraz podobne rozłam y w gronie ich zwolenników w Niem czech wy kraczaj ą
poza zakres m oich dociekań. Dość powiedzieć, że Erbakan, profesor fizy ki, który przez wiele lat
m ieszkał w Niem czech, ostatecznie zastąpiony został przez Recepa Tay y ipa Erdogana, niegdy ś
półprofesj onalnego zawodnika piłki nożnej , który w 2003 roku został prem ierem , po ty m , j ak
ciesząc się dużą popularnością, sprawował urząd burm istrza Stam bułu.
Erdogan, choć w gruncie rzeczy także fundam entalista, cechował się większą
powściągliwością niż poprzednik. Opowiadał się za wej ściem Turcj i do Wspólnoty Europej skiej i
za poprawą stosunków z Grecj ą. W polity ce wewnętrznej obrał wprawdzie kurs konserwaty wny,
lecz bardziej wy ważony i pragm aty czny.
W ostatnich latach turecki rząd wy kazy wał duże zainteresowanie społecznościam i tureckim i w
Niem czech, zarówno oficj alny m i, j ak i nieoficj alny m i kanałam i. Większość Turków w
Niem czech inform acj e o własny ch sprawach i wiadom ości ze świata czerpie z tureckich gazet,
takich j ak „Hurriy et", wy dawany ch w Berlinie, a także z tureckiej telewizj i. Odwiedzaj ący
Kreuzberg lub Moabit dostrzegą, że nie m a właściwie ani j ednego m ieszkania, w który m na
balkonie nie by łoby zainstalowanej anteny satelitarnej , dzięki której m ożliwe j est odbieranie
program ów z oj czy zny. Nawet aktualności sportowe pochodzą z publikacj i o interesuj ący m ty tule
„Fanatik". Głośny, ultrapa-trioty czny film Valley of the Wolves odniósł olbrzy m i sukces wśród
społeczności tureckiej w Niem czech i by ł nagradzany owacj am i na stoj ąco.
Grupa Kapłana przez swój rady kalizm w duży m stopniu odizolowała się od głównego nurtu
reprezentowanego przez niem ieckich Turków; w wewnętrznej walce o władzę doszło nawet do
m orderstwa polity cznego. W końcu Metina Kapłana skazano na cztery lata więzienia za
podżeganie do m orderstwa, a po odsiedzeniu wy roku został wraz z rodziną deportowany do
Turcj i. (Gdzie by ł poszukiwany, ponieważ wcześniej planował rozbicie sam olotu o m auzoleum
Atatiirka podczas obchodów święta). Niem ieckie m iasto Kolonia usiłowało ty m czasem odzy skać
200 000 euro, które wcześniej wy płaciło Metinowi Kapłanowi w form ie pom ocy społecznej .
Podczas policy j nego nalotu na j ego m ieszkanie znaleziono ponad m ilion dolarów i dużą ilość
złota. Ten wy padek nieświadom ego dotowania przez europej skie władze działalności
terrory sty cznej oraz utrudniania policj i i sądom ze względów polity czny ch i prawny ch
podej m owania skuteczny ch środków zaradczy ch wcale nie by ł wy j ątkowy.
Grupa Khalifat Kapłana ostatecznie została zdelegalizowana. Jego zwolennicy pozostali j ednak
sektą, podczas gdy Milli Góriis, dzięki spry tny m zabiegom , stała się organizacj ą m asową. Milli
Góriis utrzy m y wała przez cały czas, że przestrzega niem ieckiej konsty tucj i i wierzy w
dem okracj ę, podpisuj ąc się nawet pod „europej skim i wartościam i". Ty le że niem iecki wy wiad
wewnętrzny (agencj a stoj ąca na straży konsty tucj i), a także wielu lepiej zorientowany ch
obserwatorów zewnętrzny ch uważało, że prawda j est zupełnie inna, chociaż tureccy islam iści
uczy nili wiele, aby wkraść się w łaski rządzącej Unii Chrześcij ańsko-Dem okraty cznej (CDU).
Wizj a prezentowana przez Milli Góriis to państwo funkcj onuj ące ściśle według prawa islam u,
nawet j eśli obecnie należałoby pój ść na pewne ustępstwa, dopóki m uzułm anie nie będą stanowić
większości.
Twierdzą oni, że partia nie j est wcale m niej dem okraty czna niż CDU. Zanim przed
dwudziestu laty doszło do pewnego przełom u, tureckie organizacj e religij ne rzeczy wiście by ły
neutralne, a kazania w m eczetach apolity czne. Jednak od tam tej pory czołowe ugrupowania, w
ty m DIT1B (organ tureckiego m inisterstwa spraw religij ny ch), zostały przej ęte ekonom iczne:
m ałżeństwa aranżuj e się, aby zapewnić dobroby t m aterialny rodzinie. Bez względu na to, co
by wa m oty wem , badacze nie zaprzeczy li istnieniu takiej prakty ki, lecz tłum aczy li j ą j ako głęboko
zakorzenioną, etniczną cechę Turków oraz Kurdów. Uważali również że władze nie powinny
ingerować w podobne trady cj e.
Ogólnie biorąc, przem ocy fizy cznej m iędzy społecznościam i m uzułm ańskim i a resztą j est
m niej w Niem czech niż we Francj i i Wielkiej Bry tanii, panuj e j ednak spora wzaj em na
nieufność. Przy wy sokiej stopie bezrobocia wśród m łodzieży i słaby ch osiągnięciach w nauce
sporej części m uzułm anów, będącej wy nikiem braku m oty wacj i oraz islam isty cznej
indoktry nacj i, prawdopodobieństwo konfliktów j est duże. W ty m kontekście znaczenie m aj ą dwa
wskaźniki: 40 procent m łody ch ludzi innego niż niem ieckie pochodzenia w Berlinie nie kończy
nawet Hauptschule, naj niższego poziom u kształcenia i bezpiecznej przy stani dla ty ch, który m się
nie powiodło. W Berlinie j edna na trzy m łode osoby obcego pochodzenia wchodzi w konflikt z
prawem przed ukończeniem osiem nastego roku ży cia. Wprawdzie wśród ty ch 40 procent, który m
nie udaj e się ukończy ć szkoły, są zarówno dziewczęta, j ak i chłopcy, ale dziewczęta radzą sobie
znacznie lepiej , wy daj e się zatem , że j est to bardziej problem m łody ch m ężczy zn niż m łodego
pokolenia w ogóle. Stąd bierze się prawdopodobieństwo wy stąpienia przem ocy w Berlinie oraz w
inny ch m iastach.
Postawa niektóry ch niem ieckich partii polity czny ch, zabiegaj ący ch o głosy wśród ty ch
środowisk, absolutnie sprawy nie ułatwia. Usiłuj ąc bronić im igrantów przed kry ty ką z zewnątrz,
partie te sprzeciwiaj ą się integracj i społecznej i kulturowej , wspieraj ą separaty zm oraz istnienie
równoległego społeczeństwa.
Wielka Brytania: od Bangladeszu po East End
1,6 m iliona m uzułm anów w Wielkiej Bry tanii, głównie z Pakistanu i Bangladeszu (z niewielką
liczbą Som alij czy ków, Arabów i inny ch), stanowi około połowy powoj ennej populacj i
im igrantów Wielkiej Bry tanii. Pod ty m i pod kilkom a inny m i względam i stan ten różni się od
sy tuacj i w pozostały ch kraj ach Europy, w który ch m uzułm ańscy im igranci są czy nnikiem
dom inuj ący m . Bry ty j ska populacj a m uzułm anów skupiona j est w regionach centralny ch, w ty m
w Londy nie, Birm ingham , West Midlands, West Yorkshire i Lancashire. W kilku m iastach, takich
j ak Dewsbury, m uzułm anie stanowią około 30 procent ludności. Nie są bardziej akty wni
polity cznie od inny ch grup im igranckich, j ednak ze względu na rady kalne poczy nania niektóry ch
sfer ty chże społeczności, koncentruj ą na sobie większą uwagę opinii społecznej niż pozostali.
Pierwotnie przy by wali z kilku regionów Indii i Pakistanu, takich j ak Dżam m u i Kaszm ir,
Pendżab i Północno-Zachodnia Prowincj a Pograniczna, a także z Sy lhet w Bangladeszu.
Znaj dowało to również wy raz w orientacj i religij nej , która w duży m stopniu odzwierciedlała
schem at indy j ski: dom inuj ący m i sektam i są indy j scy Barelvi i Deobandi, dość ortodoksy j ni, lecz
nie ekstrem isty czni w sensie polity czny m . Przy by sze z Bangladeszu przy wieźli ze sobą odłam
islam u, na który wpły w m iały um iarkowane pierwiastki sufickie oraz hinduisty czna religia
ludowa. Jednak w Wielkiej Bry tanii pod wpły wem fundam entalisty czny ch przy wódców
duchowy ch z Arabii Saudy j skiej oraz inny ch części świata arabskiego doszło do rady kalizacj i
(„arabizacj i") religii.
W Wielkiej Bry tanii oraz w inny ch kraj ach ze środowisk ty ch wy łonili się poj edy nczy
terrory ści. Powstał raport bry ty j skiego Hom e Office analizuj ący źródła gniewu, wy obcowania i
rozczarowania wśród m łody ch m uzułm anów. Raport uj awnia pogląd, że bry ty j ska polity ka
zagraniczna stosuj e podwój ne standardy (np. w Kaszm irze, Palesty nie i Iraku), nie działaj ąc
zgodnie z interesam i m uzułm ańskim i w tam tej szy ch konfliktach. Co więcej , poj awiaj ą się skargi
doty czące ksenofobii oraz islam ofobii, ponieważ niewinna większość m uzułm anów j est obarczana
winą za agresy wne ataki garstki ludzi.
Chociaż argum ent ten m oże nie by ć zupełnie bezzasadny, prawdą j est też (j ak m ożna
wy wnioskować z raportu), że w wy padku m uzułm anów istniej e większe prawdopodobieństwo niż
w inny ch grupach religij ny ch posiadania niższy ch kwalifikacj i zawodowy ch (dwie piąte nie m a
żadny ch), pozostawania bez pracy i braku akty wności ekonom icznej oraz nadreprezentacj i w
obszarach ubogich. Bezrobocie w grupie m łody ch m uzułm anów j est przy naj m niej trzy krotnie
większe niż wśród ogółu ludności. Dla porównania sy tuacj a takich grup im igranckich, j ak Hindusi,
Sikhowie, Cy pry j czy cy i wiele inny ch j est znacznie lepsza - nie by ło doniesień m ówiący ch o
wy ższy m od średniej bezrobociu wśród m łody ch Hindusów ani o problem ach edukacy j ny ch.
Nie ty lko pod ty m względem sy tuacj a w Wielkiej Bry tanii przy pom ina tę w Niem czech, we
Francj i oraz w inny ch kraj ach Europy. Mniej szość m uzułm ańska radzi sobie gorzej od reszty i
częściej od pozostały ch skarży się na dy skry m inacj ę.
Często zwraca się również uwagę na to, że chociaż m uzułm anie robią więcej hałasu w związku
z wy kluczeniem ich z procesu polity cznego, w m niej szy m stopniu niż pozostałe grupy religij ne
czy etniczne angażuj ą się w działalność oby watelską, a w naj m niej szy m w wolontariat. W
pewny m stopniu specy ficzne problem y doty czące bry ty j skich m uzułm anów tkwią głęboko w
pochodzeniu społeczny m : podobnie j ak im igranci tureccy w Niem czech, wy wodzą się oni z
zacofany ch regionów swy ch kraj ów i są nieprzy gotowani do ży cia w społeczeństwie świeckim .
Odrębność tę potęguj e fakt, że nie m ieszaj ą się z m iej scową ludnością, bardzo rzadko wchodząc
w związki m ałżeńskie z osobam i spoza własnej wspólnoty, a także wolą sprowadzać
współm ałżonków z ty ch regionów, z który ch sam i pochodzą.
Inne grupy im igranckie również usilnie starały się zachować swój swoisty charakter, j ednakże
w odróżnieniu od m uzułm anów nie cierpiały z powodu poczucia, że są grupą uciskaną, nie by ło
wśród nich również tak wielkiego rozżalenia i nienawiści. Inny m i słowy, w pozostały ch
społecznościach panuj e powszechne przekonanie o m ożliwości by cia j ednocześnie Hindusem i
Bry ty j czy kiem czy Sikhem i Bry ty j czy kiem , podczas gdy wśród m uzułm anów popularny j est
pogląd, że winni są loj alność islam owi, a by cie oby watelem Wielkiej Bry tanii i korzy stanie z
bry ty j skiej opieki społecznej niekoniecznie wiąże się z obowiązkiem oby watelskim wobec kraj u
zam ieszkania.
W kwestii tej doszło do pewny ch zm ian: kolej ny raport doty czący Banglij czy ków
zam ieszkuj ący ch East End opublikowany w 1990 roku zwraca uwagę na to, że gdy przy by li po
raz pierwszy, by li oporni wobec przy j m owania wsparcia socj alnego od rządu, uznaj ąc to za
niehonorowe i sprzeczne z wiarą. Dopiero gdy zaczęli stosować się do porad uzy skiwany ch od
pracowników opieki społecznej , zależność od wsparcia socj alnego j ako sposobu na ży cie stała się
akceptowana, by w końcu się upowszechnić.
Dzięki ustawie o stosunkach rasowy ch (Race Relations Act) z roku 1976 oraz różne inne
regulacj e prawne doty czące praw człowieka rząd bry ty j ski zagwarantował ochronę drażliwy ch
aspektów związany ch ze wspólnotam i m uzułm ańskim i. Według liczny ch sondaży większość
bry ty j skich m uzułm anów przy znawała, że w Wielkiej Bry tanii lepiej się ich traktuj e niż w
pozostały ch kraj ach Europy.
W Wielkiej Bry tanii nie by ło na przy kład, w przeciwieństwie do Francj i i Niem iec,
całkowitego zakazu prawnego noszenia hidżabów w szkołach. Poj awiały się natom iast liczne skargi
ze strony naj niższy ch bry ty j skich warstw społeczny ch, że im igranci są traktowani w sposób
uprzy wilej owany przy przy dziale m ieszkań oraz inny ch świadczeń.
Londy n („Londonistan") stał się azy lem rzeszy arabskich ekstrem istów, którzy zostali skazani
na długoletnie więzienie, a nawet śm ierć w swy ch kraj ach oj czy sty ch. Schronili się w Wielkiej
Bry tanii, przy kład Bractwo Muzułm ańskie) m ogły swobodnie funkcj onować w Zj ednoczony m
Królestwie. Niem niej j ednak 26 procent badany ch m uzułm anów nie poczuwało się w ogóle do
loj alności wobec Wielkiej Bry tanii, 40 procent opowiadało się za wprowadzeniem praw szarij atu
w pewny ch częściach Wielkiej Bry tanii (luty 2006), 13 procent usprawiedliwiało ataki
terrory sty czne w sty lu Al-Kaidy, a 47 procent popierało ataki sam obój cze, takie j ak w Izraelu.
Wy niki podobny ch badań opinii publicznej często by wały sprzeczne: według sondażu z lutego
2006 roku 91 procent wy rażało swą wierność wobec Wielkiej Bry tanii, chociaż 16-20 procent w
pewny m stopniu solidary zowało się z zam achowcam i z 7 lipca 2005 roku, którzy zabili w
Londy nie ponad czterdzieści osób; z kolei według innego sondażu nastawienie do niem uzułm anów
by ło bardziej negaty wne w Wielkiej Bry tanii niż w który m kolwiek europej skim kraj u. (Jednak
niem al 50 procent badany ch utrzy m y wało, że władze nie wy kazuj ą się dostateczną surowością w
powstrzy m y waniu agresy wnego elem entu w ich środowiskach - co by ło wy raźną oznaką
polary zacj i w łonie społeczności m uzułm ańskich). Niewy kluczone, że wy niki te są
niedoszacowane, ponieważ j est m ało prawdopodobne, aby wszy scy badani udzielali odpowiedzi
m ogący ch doprowadzić do konfliktu z władzam i.
Chociaż wspólnoty im igranckie na cały m świecie m aj ą w zwy czaj u trzy m ać się razem ,
przy naj m niej w pierwszy m i drugim pokoleniu, zj awisko to j est szczególnie silne wśród
m uzułm anów. Według sondaży ty lko nieliczni wy znawcy islam u m aj ą przy j aciół spoza kręgu
wy znaniowego. Chodzi tu zwłaszcza o ty ch bardzo ortodoksy j ny ch, przestrzegaj ący ch religij nego
zakazu utrzy m y wania relacj i z niewierny m i, zwanego kufr. W znacznie m niej szy m stopniu
doty czy to wy kształconej klasy średniej , która j ednak nie j est liczna.
Główny m i organizacj am i polity czny m i wśród bry ty j skich m uzułm anów są Muzułm ańska
Rada Wielkiej Bry tanii (Muslim Council of Britain - MCB), Muzułm ańskie Stowarzy szenie
Wielkiej Bry tanii (Muslim Association of Britain - MAB) oraz Islam skie Stowarzy szenie Wielkiej
Bry tanii (Islam ie Society of Britain - ISB). Muzułm ańskie Stowarzy szenie Wielkiej Bry tanii m a
powiązania z Bractwem Muzułm ańskim i Ham asem ; skupia się na walce przeciwko Izraelowi i
ściśle współpracuj e z lewicowy m i partiam i, takim i j ak trockistowska Socj alisty czna Partia
Robotnicza (Socialist Workers Party - SWP).
Jedny m z j ej patronów by ł Ken Livingstone, burm istrz Londy nu, który wbrew wszelkiej
kry ty ce zagorzale bronił szej ka Qaradawiego, wpły wowego kaznodziei telewizy j nego i częstego
gościa honorowego w Londy nie. Qaradawi popierał dwuznaczne stanowisko reprezentowane
przez Bractwo Muzułm ańskie w sprawie terrory zm u: sprzeciwiaj ą się terrory zm owi w niektóry ch
wy padkach, w inny ch zaś staj ą w j ego obronie. Gdy na początku 2006 roku poj awiła się sprawa
duńskich kary katur, członkowie bractwa zaprezentowali wy j ątkowo boj owniczce nastawienie,
nawołuj ąc niem al do ogólnoświatowej świętej woj ny. Livingstone utrzy m y wał wtedy, że
Qaradawi j est um iarkowany m głosem postępu.
Muzułm ańska Rada Wielkiej Bry tanii (MCB) konkurowała z MAB o wpły wy w
m uzułm ańskiej społeczności: wy wodzi się ona z pakistańskich sekt islam isty czny ch, podczas gdy
w gronie przy wódców MAB silniej szy j est elem ent arabski. Jedny m z liderów MCB j est Iqbal
Sacranie, który w 1989 roku, po wy buchu skandalu związanego z wy danięm Szatańskich wersetów
SaIm ana Rnshdiego,,publicznie ogłosił, że śm ierć j est zby t łagodną karą dla autora. Sacranie
otrzy m ał następnie ty tuł szlachecki i j ako Sir Iqbal, rzecznik um iarkowanego islam u, został
doradcą prem iera Tony 'ego Blaira. Jednak również wewnątrz MCB zwiększy ły się wpły wy
saudy j skie (Wahabi), czego rezultatem by ło utworzenie w 2005 roku Bry ty j skiego Forum
Muzułm ańskiego (British Muslim Forum - BMF). BMF j est raczej pakistańskie niż arabskie w
charakterze, dy stansuj e się od bardziej rady kalny ch Saudy j czy ków i utrzy m uj e, że reprezentuj e
większą liczbę m eczetów niż pozostałe organizacj e.
Bry ty j scy m uzułm anie podej m owali rozm aite rady kalne inicj aty wy, łącznie z pom y słem
utworzenia własnego parlam entu (Kalim Siddiąi), będącego pierwszy m krokiem ku powstaniu
separaty sty cznego państwa m uzułm ańskiego w Wielkiej Bry tanii. Inni boj ownicy oświadczy li, że
ich walka się nie skończy, dopóki zielona (lub czarna) flaga islam u nie zawiśnie na m aszcie nad
budy nkiem przy Downing Street 10, rezy dencj ą prem iera. Jeden z przedstawicieli m uzułm ańskiej
wspólnoty dom agał się, aby powstały strefy zakazu wstępu, który ch nawet członek gabinetu nie
m iałby prawa przekroczy ć.
W ty ch sam y ch kręgach bry ty j skich m uzułm anów przy j m owano ekstrem isty czną postawę
przy wielu inny ch okazj ach, takich j ak palenie powieści Salm ana Rushdiego Szatańskie wersety
pod koniec lat osiem dziesiąty ch. Stanowczo sprzeciwiały się one um iarkowany m grupom
religij ny m , uznawany m za dy sy denckie (j ak Ahm adiy a), które m iały własne m eczety. Jednak
boj ownicy ci zdy stansowali się od londy ńskich ataków terrory sty czny ch z lipca 2005 roku. W
m iarę m ożliwości chcieli pozostać legalną organizacj ą, otrzy m uj ącą rządowe wsparcie,
j ednocześnie nie odstępuj ąc od rady kalny ch zasad.
Wśród naj bardziej rady kalny ch organizacj i są Hizb ut-Tahrir oraz Al-Murabitun, które zostały
zdelegalizowane w niem alże wszy stkich środkowoeuropej skich i europej skich kraj ach, lecz długo
tolerowane by ły w Wielkiej Bry tanii. Od tego czasu konty nuuj ą działalność, korzy staj ąc z
rozm aity ch kam uflaży. (Rząd Blaira usiłował j e zdelegalizować, ale spotkał się ze sprzeciwem ze
strony kręgów prawniczy ch i służb bezpieczeństwa). Hizb ut-Tahrir, co oznacza „partia
wy zwolenia" opowiada się za przy wróceniem kalifatu; otwarcie nie wy raża poparcia dla
przem ocy, ale j ej członkowie by li zam ieszani w ataki terrory sty czne w różny ch częściach świata.
Przez kry ty ków w obrębie społeczności m uzułm ańskiej określona została j ako rasistowska i
totalitarna, niem niej znalazła popleczników wśród niektóry ch prom inentny ch członków
bry ty j skiej Partii Pracy, takich j ak Clare Short, by ła m inister. Niektóre m eczety, na przy kład w
londy ńskim Finsbury Park, służące za teren werbunku terrory stów, nie zostały zam knięte
będąc pod obserwacj ą władz.
Sy tuacj a m uzułm anów w Wielkiej Bry tanii różniła się od tej w inny ch kraj ach Europy : nie
stanowili większości wśród populacj i im igracy j nej oraz w odróżnieniu od m uzułm anów we
Francj i i w Niem czech nie tworzy li j ednorodnej grupy. Muzułm anie pochodzący z Pakistanu,
Bangladeszu i kraj ów arabskich nie znali wręcz żadnego wspólnego j ęzy ka poza angielskim .
Naj ważniej sze organizacj e, takie j ak MCB czy MAB, nie by ły uznawane przez wszy stkich
bry ty j skich m uzułm anów i chociaż rząd zazwy czaj traktował te grupy j ako partnerów do dialogu,
nie cieszy ły się one wielkim autory tetem w łonie własnej społeczności, a j uż naj m niej szy m
wśród m łodszego pokolenia. Ponadto sąsiedzi, z który m i m ieli codzienny kontakt i z który m i
również dochodziło do napięć, by li naj częściej im igrantam i nieislam skim i, na przy kład
Hindusam i, m ieszkańcam i Indii Zachodnich lub Afry kanam i, nie zaś rodowity m i Bry ty j czy kam i.
Do konfliktów m uzułm anów z ty m i sferam i ludności dochodziło równie często, j ak z białą
większością.
Podej ście bry ty j skich władz trady cy j nie przy bierało form ę polity ki „beztroskiego
lekceważenia": dopóki rady kalne organizacj e m uzułm ańskie rażąco nie zakłócały porządku
publicznego, zostawiano j e w spokoj u. Zaczęło się to zm ieniać po 11 września 2001 roku, po
atakach terrory sty czny ch w Wielkiej Bry tanii z 7 lipca 2005 roku oraz atakach planowany ch w
sierpniu 2006 roku. Bry ty j skie władze ży wiej zainteresowały się rady kalny m i kaznodziej am i
nawołuj ący m i do m ordów: większość utrzy m y wała się wcześniej z zasiłku socj alnego, podobnie
j ak ich koledzy we Francj i i w Niem czech. Uj awnienie tego przez m edia podziałało - kilku z nich
deportowano z Wielkiej Bry tanii, a.j .eden, AbuJdam za al-Mizri, skazany został 2006 roku na karę
siedm iu lat więzienia.
Zasadniczo władze uważały, że nie istniej e alternaty wna droga nawiązania bliskich relacj i i
dialogu z elem entam i wewnątrz wspólnoty m uzułm ańskiej , które uznawano (często błędnie) za
względnie um iarkowane, nawet j eśli ci um iarkowani nie by li zby tnio pom ocni w walce z
terrory zm em i w zapobieganiu atakom . Nawet w obliczu j awnego podburzania do zbrodni, j ak
podczas dem onstracj i „woj ny cy wilizacj i" w luty m 2006 roku, siły bezpieczeństwa wolały
zachować przesadną powściągliwość, zam iast działać zgodnie z obowiązuj ący m w kraj u prawem ,
ignoruj ąc ty m sam y m nawoły wania do przem ocy. Niektóre transparenty podczas dem onstracj i
opatrzone by ły takim i oto hasłam i: „Zarżnąć [albo ściąć] ty ch, którzy obrażaj ą islam !", „Wy tępić
ty ch, którzy zniesławiaj ą islam !", „Do diabła z wolnością!" oraz „Europo, wy ciągnij j akąś naukę z
11 września".
Im igracj a m uzułm ańska do inny ch kraj ów Europy rozpoczęła się później , a w wy padku
Hiszpanii i Włoch by ła przeważnie nielegalna.
Ci, którzy wy bierali Skandy nawię, przy by wali przede wszy stkim j ako poszukuj ący azy lu
polity cznego lub w ram ach łączenia rodzin.
Osoby przy j eżdżaj ące do Włoch (około m iliona) pochodziły z Afry ki Północnej i osiedlały się
głównie na północy kraj u, gdy ż sy tuacj a gospodarcza w południowy ch Włoszech by ła gorsza.
Im igranci, którzy znaleźli się w Hiszpanii (m ilion lub więcej ) rozproszy li się po cały m kraj u.
Włochy i Hiszpania często służy ły j edy nie za kraj e tranzy towe, ponieważ państwa leżące na
północy udzielały większego wsparcia.
Nie by ło to trudne, gdy ż granice pom iędzy europej skim i kraj am i zostały właściwie zniesione
(zob. wy żej porozum ienie z Schengen).
Przez lata główny szlak nielegalnej im igracj i z Afry ki Północnej rozpoczy nał się w Hiszpanii,
przez Ceutę i Melillę, a hiszpańskie władze nie stwarzały utrudnień. Jednak w m iarę j ak strum ień
nielegalny ch im igrantów narastał, a pozostałe kraj e Europy zaczy nały się uskarżać na
pobłażliwość Hiszpanii, uszczelniono granicę z Marokiem .
Wtedy to Włochy, ze swą liczącą 7600 kilom etrów linią brzegową, stały się główną furtką dla
nielegalny ch im igrantów. W 2005 roku kraj ten zarej estrował prawie 70-procentowy wzrost
nielegalny ch przekroczeń granicy przez im igrantów w porównaniu z rokiem poprzednim . Na
dodatek wiadom o, że staty sty kom um knęła spora część nielegalny ch przy by szów.
Podobnie j ak w Niem czech i we Francj i, włoscy nowi im igranci ostatecznie tworzy li skupiska
w określony ch regionach - w pobliżu Mediolanu (przy naj m niej sto ty sięcy m ieszkańców), w
Yarese i Crem onie na północy oraz w okolicach Tury nu. Wśród przy wódców religij ny ch, zwy kle
islam isty czny ch, znaleźli się Egipcj anie, a także rady kalni kaznodziej e z Senegalu oraz z inny ch
kraj ów czarnej Afry ki.
Pozostałe skupiska m uzułm ańskich im igrantów znaj dowały się na południu Hiszpanii i w
Katalonii, j ak również w szwedzkim Malm ó, w Brukseli oraz w większy ch m iastach Holandii.
Ówcześni im igranci by li traktowani dość dobrze. Początkowo, w latach siedem dziesiąty ch i
osiem dziesiąty ch, dochodziło do niewielu napięć. Władze nie deportowały nielegalny ch
im igrantów i nie istniały właściwie żadne ograniczenia im igracj i. Jednak gdy liczba im igrantów
zaczęła rosnąć, stało się oczy wiste, że wbrew oczekiwaniom większość z nich nie m a zam iaru
zintegrować się ze społeczeństwem .
Utworzy li społeczeństwa równoległe i wielu z nich nie zadało sobie nawet trudu, by nauczy ć
się j ęzy ka danego kraj u, gdy ty m czasem w pełni korzy stali z dostępny ch świadczeń socj alny ch,
takich j ak przy dział zakwaterowania, zasiłki dla bezrobotny ch i bezpłatne usługi m edy czne, co
przy sporzy ło kłopotów kraj om goszczący m w okresie ry gory sty cznej polity ki finansowej .
Stopniowo okazy wało się, że wkład wnoszony przez sporą część nowo przy by ły ch nie j est
ty m , na co liczono. To prawda, że niektórzy gotowi by li podj ąć się pracy, której niewielu
Szwedów czy Holendrów (ani też Francuzów bądź Niem ców) by się podj ęło. Zarazem j ednak
wskaźnik przestępczości w ty ch wspólnotach oraz ich współudział w handlu narkoty kam i i w
inny ch aspołeczny ch poczy naniach by ł znacznie wy ższy od średniej kraj owej .
W m iarę j ak ich liczba rosła, członkowie społeczności im igranckich, zwłaszcza w drugim
pokoleniu, zaczy nali udzielać się w polity ce i w inny ch dziedzinach. Naj bardziej dobitnie
przej awiało się to agresy wny m zachowaniem na ulicy - na co częstokroć skarży li się okoliczni
m ieszkańcy - j ak gdy by im igranci chcieli zadem onstrować, że to oni są nowy m i panam i kraj u.
Jednocześnie narzekali, że są dy skry m inowani, że nie okazuj e się im dostatecznego szacunku, że
ich religij ne i narodowościowe uczucia nie są w wy starczaj ący m stopniu respektowane.
Dobrze ilustruj e to przy kład związany ze sporem doty czący m Sądu Ostatecznego
Giovanniego di Modeny w katedrze bolońskiej . Obraz, inspirowany Boską komedią Dantego,
przedstawiał scenę, w której nagi Mahom et i stoj ący obok niego dem on są wrzucani do piekła.
Związek Muzułm anów Włoskich, na którego czele stał Adel Sm ith, wniósł zażalenie do papieża
oraz do inny ch dy gnitarzy Kościoła, dom agaj ąc się usunięcia fresku (stanowiącego większą
zniewagę niż Szatańskie wersety Rushdiego), chociaż z ziem i właściwie nie dało się dostrzec
sy lwetki proroka.
Wątpliwe, aby fresk w istocie uraził pana Sm itha czy kogokolwiek innego. Bardziej
prawdopodobne j est, że został wy korzy stany j ako pretekst do zaognienia konfliktów m iędzy
społecznościam i, do pokazania społecznościom m uzułm ańskim , że są prześladowane i że m uszą
się zj ednoczy ć, przy puszczalnie pod przy wództwem pana Sm itha. To, że m alowidło będące
przedm iotem sporu liczy ło ponad pięćset lat, ani to, że w wielu kraj ach m uzułm ańskich nie
pozwalano nawet wznosić kościołów, by ło bez znaczenia.
Podobne żądania stawiano w inny ch kraj ach. Noszenie hidżabu czy burki odbierane by ło
powszechnie przez niem uzułm anów j ako m anifestacj a polity czna m aj ąca sprowokować osoby
inny ch wy znań. W Madry cie zdetonowano bom by, w Am sterdam ie zabito Theo van Gogha, a w
Danii pod koniec 2005 roku niektórzy członkowie m niej szości m uzułm ańskiej , urażeni
kary katuralny m i ry sunkam i proroka Mahom eta w lokalnej gazecie, sprowokowali
ogólnoświatową kam panię, która doprowadziła do śm ierci wielu osób oraz potężny ch szkód
polity czny ch i ekonom iczny ch w kraj u, który zapewnił im azy l.
Kraj e skandy nawskie, a także Belgia i Holandia w duży m stopniu sam e by ły sobie winne.
Przy j ęły im igrantów w przekonaniu, że by li prześladowani w oj czy źnie, więc podstawowy m
hum anitarny m obowiązkiem by ło zapewnienie nieszczęśnikom schronienia, wy ży wienia oraz
innego wsparcia. Na przy kład w Norwegii, ale również w inny ch kraj ach, przy znano azy l
terrory stom poszukiwany m za m orderstwa w kraj ach pochodzenia. Azy lu udzielano
naj wy raźniej w szczerej wierze, że im igranci ostatecznie znikną albo powrócą w rodzinne strony
bądź też zostaną wchłonięci przez społeczeństwa nowy ch oj czy zn. Niej ednokrotnie uważano ich
za barwne, egzoty czne urozm aicenie nie ty lko scenerii ulicznej , ale i m iej scowej kultury oraz
sty lu ży cia.
Władze ty ch kraj ów nie wzięły pod uwagę dużego przy rostu naturalnego w obrębie wspólnot
im igranckich ani nieum iej ętności lub braku woli do integrowania się. Rządy kraj ów goszczący ch
by ły zupełnie nieświadom e społeczny ch, kulturowy ch oraz polity czny ch konsekwencj i przy j ęcia
ludzi, który ch oby czaj e i wy znawane wartości tak istotnie odbiegały od ich własny ch -
im igrantów, którzy uważali swoj e poglądy za nadrzędne, i ostatecznie, w m iarę j ak rosła ich
liczba, chcieliby narzucić swe przekonania kraj om zam ieszkania. Europej czy cy nie przewidzieli
także, że takie am bicj e ze strony im igrantów staną się źródłem sprzeciwu, wzm ocnią rady kalne
partie ksenofobiczne i zdecy dowanie przy czy nią się do wzrostu wewnętrzny ch napięć.
Hum anitarne intencj e by ły godne pochwały, nie brały one j ednak pod uwagę wy sokiej ceny,
j aką należało zapłacić za naiwność. Gdy państwa te zaczęły uświadam iać sobie rzeczy wistą
sy tuacj ę, by ło j uż za późno na rady kalne posunięcia. Z ogrom ny m trudem deportowano
nieliczny ch agitatorów nawołuj ący ch do przem ocy, ale źródła problem u nie udało się
wy elim inować.
Term in „islam ofobia" wszedł do powszechnego uży tku w następstwie raportu opublikowanego
w 1998 roku przez Runny m ede Trust, bry ty j ską organizacj ę zaj m uj ącą się zwalczaniem
dy skry m inacj i rasowej i utrzy m y waniem bliskich relacj i m iędzy m niej szościam i etniczny m i.
Grupą roboczą badaj ącą problem aty kę związaną z lękiem i nienawiścią wobec islam u i
m uzułm anów kierował profesor Gordon Conway, biolog, rektor Uniwersy tetu Sussex, później szy
szef Fundacj i Rockefellera. Term in ten pochodzi z lat dwudziesty ch, wówczas j ednak się nie
przy j ął, natom iast po roku 1998 znalazł się w powszechny m uży ciu, m im o że wy dawał się
również kontrowersy j ny.
Ci, którzy ostrzegali przed istniej ącą islam ofobią, twierdzili, że m am y do czy nienia z
potężny m ładunkiem nienawiści w stosunku do islam u i że należy skupić się na zwalczaniu tego
zj awiska. Kry ty cy takiego podej ścia (w Wielkiej Bry tanii, Francj i i nie ty lko) twierdzili, że
przestrogi takie są niczy m więcej , j ak ty lko chwy tem reklam owy m , gdy ż w Europie nie m am y
do czy nienia ani ze zbiorową psy chozą, ani z żadną szczególną nienawiścią do islam u j ako religii,
która Europej czy kom j est oboj ętna. W średniowieczu chrześcij anie uważali m uzułm anów za
wrogów głównie za sprawą podboj u przez nich Ziem i Świętej .
Mahom et zaliczany by ł na ogół w poczet fałszy wy ch proroków, j ednak stosunek
chrześcij aństwa do pozostały ch religii, takich j ak j udaizm , oraz do herety ckich sekt w łonie
sam ego chrześcij aństwa, by ł znacznie m niej przy j azny. W później szy ch wiekach islam po prostu
nie funkcj onował w m y śli europej skiej , by ć m oże z wy j ątkiem zawodowy ch teologów. W
bliższy ch nam czasach ko ścioły chrześcij ańskie dokładały wszelkich starań, aby znaleźć
(zazwy czaj bezowocnie) nić ekum enicznego dialogu z islam em . Europa stała przed groźbą
inwazj i m uzułm ańskich - w szesnasty m i siedem nasty m wieku na wschodzie, a w osiem nasty m
wieku na zachodzie.
Jednak inwazj e te wy tworzy ły niewiele odium theologicum.
Jeżeli w ostatnich latach narastała wrogość w stosunku do m uzułm anów w Europie, nie by ła to
reakcj a na ich religię perse, ale na to, że większość ataków terrory sty czny ch by ła właśnie ich
dziełem ; określenie „terrorofobia" bardziej pasowałoby do tego zj awiska.
Gdy by terrory zm em zaj m owali się Eskim osi, fobia i obawy skierowane by ły by przeciwko
nim , chociaż większość Eskim osów nie m iałaby nic wspólnego ze stosowaniem przem ocy.
Niesprawiedliwe j est oczy wiście, j eśli potępienie nieliczny ch przenosi się na całą grupę, ale
prawdopodobnie nie da się tego uniknąć, zwłaszcza gdy spora część całej grupy nie odcina się
j ednoznacznie od „akty wistów" w swy m gronie, nie zniechęca do aktów przem ocy, a przeciwnie,
wy raża poparcie lub choćby zrozum ienie dla terrory stów. Jak wy kazały badania opinii publicznej
w 2005 roku, większość m uzułm anów w takich kraj ach, j ak Jordania i Nigeria, a także 38 procent
w Pakistanie przy znało, że przy naj m niej do pewnego stopnia ufa Al-Kaidzie. Podobnie j est wśród
istotny ch m niej szości w europej skich społecznościach m uzułm ańskich. Brutalna anty zachodnia
retory ka i nacisk na konieczność dżihadu (świętej woj ny ) bez wątpienia sprawy nie poprawiły.
Wy starczy podać kilka przy kładów. W roku 1997 niewiele poj awiało się skarg od europej skich
m uzułm anów; w rzeczy wistości sam term in „islam ofobia" ukuty został dopiero rok później . Po
czterech latach wniesiono j uż trzy krotnie więcej skarg w związku ze zniewagam i o charakterze
religij ny m lub etniczny m . Nie j est taj em nicą, dlaczego doszło do tak nagłego wzrostu: Powodem
by ła eskalacj a terrory zm u. We współczesnej Rosj i, niebędącej kraj em znany m z przesadnej
m iłości do obcy ch (ksenofilii), rząd wspiera m uzułm ańskie władze Azerbej dżanu, podczas gdy
chrześcij ańscy Gruzini uważani są za wrogów ze względu na swą walkę o uniezależnienie się od
Moskwy. W niedawny m badaniu wrogiego stosunku Hiszpanów do m uzułm anów, ostro go
potępiaj ący m , „istotne j est to, że im igranci z Afry ki subsahary j skiej , z który ch wielu to
m uzułm anie i reprezentanci bardzo różny ch kultur, nie zostali uwzględnieni w ty m negaty wny m
postrzeganiu". Prawdą j est, że blisko 80 procent Hiszpanów i Niem ców (oraz prawie identy czny
odsetek Szwedów) postrzegało m uzułm anów j ako fanaty czny ch i agresy wny ch, ale tendencj a ta
poj awiła się na skutek aktów terroru. Wizerunek czarnoskóry ch m uzułm anów afry kańskich w
Hiszpanii, dla przy kładu, by ł pozy ty wny ; negaty wna reakcj a skierowana by ła przeważnie
przeciw m uzułm anom z kraj ów Afry ki Północnej i Bliskiego Wschodu. W Wielkiej Bry tanii i w
inny ch kraj ach zachodnich nie odnotowano antagonizm ów wobec sufich oraz inny ch odłam ów
islam u, które odcinały się od działań z uży ciem przem ocy (zob. Gem a Martin Muńoz w książce
Jocely ne Cesari LfIslam dans les villes europeennes).
W większości społeczeństw poj awiało się niezadowolenie, a nawet wrogość wobec nowo
przy by ły ch, zwłaszcza w kraj ach, które na przestrzeni dziej ów nie udzielały schronienia grupom
nowy ch im igrantów. Rodzi się więc py tanie, czy negaty wne odczucia w stosunku do
m uzułm anów by ły silniej sze niż wobec inny ch grup im igranckich, a j eśli tak, j akie m ogły by ć
tego przy czy ny. W Wielkiej Bry tanii w latach siedem dziesiąty ch doszło do zj awiska zwanego
Paki bashing
, kiedy to biała m łodzież z klasy pracuj ącej robiła wszy stko, żeby sprowokować i
pobić Pakistańczy ków w londy ńskim East Endzie.
Z j ednej strony do podobny ch ataków, j akkolwiek naganny ch, dochodziło w wielu kraj ach w
różny ch okresach, a sam a nagonka ustała, gdy Pakistańczy cy wzrośli w siłę i zaczęli stawiać opór.
Z drugiej strony napady z udziałem im igrantów m uzułm ańskich na inne grupy w Europie
ostatnim i czasy stały się o wiele częstsze.
(Według sondażu z 2005 roku ponad 40 procent bry ty j skich m uzułm anów uważało, że Ży dzi w
Wielkiej Bry tanii stanowią słuszny cel ataków terrory sty czny ch). W Niem czech w 1992 roku
m iej sca ty m czasowego poby tu nowo przy by ły ch im igrantów (głównie Azj atów i Afry kanów)
stały się celem napadów i podpaleń dokony wany ch przez gangi m łodzieżowe, niekiedy o
orientacj i neofaszy stowskiej .
By ły też inne wy padki pobić, a w kilku sy tuacj ach doszło nawet do zabój stw. Ataki te m iały
j ednak charakter ksenofobiczny i wy m ierzone by ły w ludność z czarnej Afry ki i z Dalekiego
Wschodu, a tak że w niem ieckich repatriantów ze Związku Radzieckiego, którzy odpowiadali
uży ciem siły. W tam ty ch incy dentach nie by ło nic, co j akoś szczególnie wiązałoby się z
islam ofobią. W Rosj i do podobny ch ataków dochodziło nawet częściej . Tam na celowniku
znaj dowali się nierzadko przy by sze z Kaukazu, bez względu na to, czy by li m uzułm anam i z
Azerbej dżanu czy chrześcij anam i z Gruzj i bądź Arm enii.
Według raportów Unii Europej skiej zarówno fizy czna, j ak i werbalna agresj a skierowana
przeciw m uzułm ańskim im igrantom uj awniała się w Europie prawie zawsze po większy ch
zdarzeniach terrory sty czny ch, na przy kład po 11 września 2001 roku w Nowy m Jorku, wy buchu
bom b w Madry cie w m arcu 2004 roku czy londy ńskich atakach z lipca 2005. Nagonki przy bierały
różną postać: na m eczetach i budy nkach insty tucj i islam skich poj awiało się graffiti, kobiety w hi-
dżabach stawały się obiektem słowny ch szy kan, a na m uzułm ańskie dzieci wołano „Osam a". W
m ediach dochodziło do „nienawistny ch ataków na ubiegaj ący ch się o azy l". Te „nienawistne
ataki", na które się skarżono, zazwy czaj nie by ły niczy m więcej , j ak ty lko uj awnieniem przez
m edia inform acj i doty czący ch często istotnego udziału im igrantów w popełniony ch
przestępstwach (na przy kład w handlu narkoty kam i), z podkreśleniem tożsam ości sprawców.
Interesuj ąca w ty m kontekście by łaby wiedza o ty m , czy graffiti anty m uzułm ańskie by ło
zj awiskiem częstszy m od bezczeszczenia kościołów, sy nagog i ży dowskich cm entarzy. Ty le że
podobne staty sty ki właściwie nie istniej ą, a nawet gdy by istniały, wciąż nie m ieliby śm y
pewności, czy m oty wem by ła nienawiść etniczna czy religij na. Proj ekt insty tutu badawczego
Pew Research Center z 2006 roku pozwolił wy snuć wniosek, że m uzułm anie w kraj ach, gdzie
islam j est religią dom inuj ącą, są o wiele bardziej kry ty cznie nastawieni do ludzi Zachodu niż
odwrotnie, oraz że to sam o, choć w m niej szy m stopniu, doty czy środowisk m uzułm ańskich w
Europie.
Inny m i słowy, m am y do czy nienia ze znacznie większą fobią wobec ludzi Zachodu i
wszy stkiego, co się z nim wiąże, niż z islam ofobią. Jeśli w m ediach dochodziło do nienawistny ch
ataków na staraj ący ch się o azy l, to nie j est pewne, czy ataki te wiązały się z ludźm i próbuj ący m i
uciec przed brutalną dy ktaturą, z uchodźcam i ekonom iczny m i czy też z islam istam i, którzy w
kraj ach pochodzenia zam ieszani by li w działalność terrory sty czną. Według liczby aresztowań i
wy roków sądowy ch znacznie więcej przem ocy na tle etniczny m lub czy sto kry m inalny m
dopuszczali się m łodzi m uzułm anie niż ludzie kieruj ący się islam ofobią. Podczas publiczny ch
dem onstracj i próżno też by szukać transparentów i tablic nawołuj ący ch do świętej woj ny z
m uzułm anam i.
Twierdzono na przy kład, że oświadczenie włoskiego prem iera, iż zachodnia kultura j est lepsza
od islam skiej , to przej aw słownej agresj i. Wy wiązał się więc spór o to, czy gdy by porównać
oby dwie kultury pod kątem wkładu wniesionego w naukę i inne dziedziny ludzkiej działalności,
opinia wy rażona przez prem iera nie by ła stwierdzeniem faktu. Podobne wy powiedzi co do
wy ższości j ednej kultury (lub religii) nad drugą są bezprzedm iotowe, lecz Zachód nie m iał w ty m
względzie m onopolu: kwestia nadrzędności wartości duchowy ch islam u nad zachodnią
dekadencj ą niej ednokrotnie poj awiała się w kazaniach duchowny ch m uzułm ańskich. Wprawdzie
napięcia i konflikty się spotęgowały, ale zarazem zwiększy ło się zainteresowanie islam em i j ego
wy znawcam i - Koran sprzedawał się w większej liczbie egzem plarzy niż w ubiegły ch
dziesięcioleciach.
Jedny m z podstawowy ch zarzutów wy suwany ch przez organizacj e m uzułm ańskie w Wielkiej
Bry tanii i poza j ej granicam i by ło to, że m łody ch m uzułm anów zaczęto znacznie częściej
legity m ować na podstawie paragrafu 44 ustawy o bezpieczeństwie i przeciwdziałaniu
terrory zm owi oraz przestępczości z roku 2001. Większą liczbę m łody ch m uzułm anów niż
przedstawicieli inny ch wy znań aresztowano j ako podej rzany ch i przetrzy m y wano bez procesu.
Takie zarzuty m ożna usły szeć nie ty lko w Londy nie, ale także w Pary żu i w wielu inny ch
m iastach. Legislacj a i procedury anty terrory sty czne uznawane są za bezpośredni atak na islam
lub też na środowisko m uzułm ańskie.
Nie istniej ą oficj alne staty sty ki, które wy kazy wały by, czy liczba m uzułm anów
zatrzy m y wany ch przez policj ę i niekiedy aresztowany ch rzeczy wiście przewy ższa proporcj ę w
stosunku do ogółu ludności, ale bez wątpienia m aj ą oni takie poczucie. Jednakże siły
bezpieczeństwa nie m ogły działać w inny sposób, wziąwszy pod uwagę, że odkąd skończy ł się
terrory zm w Irlandii Północnej , znaj duj e on zwolenników akurat w obrębie społeczności
m uzułm ańskiej , nie zaś w żadnej innej grupie społecznej . Aby uniknąć wrażenia ty powania
przestępców na podstawie ich przy należności rasowej i etnicznej , policj a, m aj ąc podej rzenia,
m ogła (co też od czasu do czasu czy niła) zatrzy m y wać starsze białe kobiety, osoby upośledzone
czy też ludzi w podeszły m wieku albo bardzo m łode. Jednak podobne próby zachowania
bezstronności nie wnosiły nic poza śm iesznością. Ponieważ dy sponowano ograniczony m i
m ożliwościam i, by ło oczy wiste, że takie ekspery m enty z public relations nie przy służą się sprawie
zachowania porządku publicznego.
Podsum owuj ąc listę skarg m uzułm ańskich im igrantów: doty czą one rasizm u panuj ącego w
więzieniach, przeludnienia oraz dy skry m inacj i religij nej (chociaż j est to prawnie zakazane). W
gospodarstwach dom owy ch utrzy m uj ący ch się z zasiłków, czy li korzy staj ący ch z pom ocy
państwa, m ieszka 54 procent banglij skich i pakistańskich dzieci. Muzułm ańskie dzieci osiągaj ą
słabe wy niki w szkole: zaledwie 34 procent chłopców uzy skuj e pięć ocen na świadectwie
ukończenia szkoły średniej w porównaniu ze znacznie wy ższy m odsetkiem dziewcząt (dane są
niedokładne, lecz przekraczaj ą 50 procent).
Jak dalece winą za dy skry m inacj ę m uzułm ańskich m niej szości m ożna obarczać władze
zachodniej Europy ? W zasadzie sprawa nie j est związana ze wsparciem socj alny m . Chociaż
j edy nie 5 procent populacj i Danii to m uzułm anie, według doniesień m aj ą oni 40-procentowy
udział we wszy stkich wy datkach na pom oc społeczną. Staty sty ki inny ch kraj ów są podobne (z
wy j ątkiem rent i em ery tur oraz inny ch, niem aj ący ch zastosowania kategorii). Gdy by zechciano
podwy ższy ć te świadczenia, odby łoby się to kosztem naj niższej , niem uzułm ańskiej warstwy
m iej scowej ludności. Doprowadziłoby to (podobnie j ak przy pom ocy m ieszkaniowej ) do
dalszy ch napięć społeczny ch i polity czny ch. Sporą część winy zrzuca się na pracowników opieki
społecznej (na przy kład w Skandy nawii), którzy nauczy li im igrantów zręcznego korzy stania z
sy stem u świadczeń socj alny ch.
Niektórzy duchowni tłum aczą wierny m , że m aj ą oni prawo do pobierania wszelkich
m ożliwy ch świadczeń i że j edy nie głupiec nie skorzy stałby z rozm aity ch dotacj i osiągalny ch w
zachodnich społeczeństwach. Zam iast podkreślać wagę wy kształcenia i tłum aczy ć nowo
przy by ły m , j ak znaleźć pracę, stworzy li wśród im igrantów wrażenie, że państwo zadba o ich
potrzeby, a nawet j est zobowiązane do zapewnienia im wsparcia, gdy ż stali się ofiaram i
niesprawiedliwego porządku świata, kolonializm u i tak dalej . Ty m oto sposobem środki
rozdy sponowano zarówno m iędzy potrzebuj ący ch, j ak i ty ch, którzy by li zdolni do podj ęcia
pracy. Dotowano więc nawet boj owników szy kuj ący ch się do działań z uży ciem przem ocy - nie
ty lko ugrupowanie Kapłana w Niem czech, lecz również sam obój czy ch zam achowców w
Wielkiej Bry tanii oraz islam istów ze Skandy nawii i Holandii.
W gettach zaczęły powstawać ogniska nędzy - w większy m stopniu we Francj i i Wielkiej
Bry tanii, w m niej szy m w Niem czech i Skandy nawii. Panowało bezrobocie, zwłaszcza wśród
m łodszego pokolenia, i powstało wrażenie, że setki ty sięcy m łody ch m ężczy zn pochodzenia
tureckiego, arabskiego i północnoafry kańskiego, chętny ch do podj ęcia prawie każdej pracy, są
pozbawione szansy na zatrudnienie po prostu ze względu na nazwisko i to, skąd przy by li. Jednak
żadne tego ty pu skargi nie pły nęły od im igrantów z Indii, w ty m Sikhów, ani z Dalekiego
Wschodu. Co więcej , im igranci przy by li z Cy pru nie napoty kali trudności, z j akim i bory kały się
osoby przy by waj ące z Turcj i.
Robotnicy budowlani, hy draulicy i inni rzem ieślnicy, a tak że nianie z Europy Wschodniej
cieszy li się w Europie Zachodniej naj wy ższą renom ą i by li na wagę złota. Opiekunki z Filipin
darzono wielkim uznaniem . Zagraniczny ch robotników budowlany ch wręcz rozchwy ty wano, lecz
pracowników pochodzący ch z kraj ów m uzułm ańskich próżno by ło szukać na placach budowy.
Istniało spore zapotrzebowanie na ludzi również poza sektorem usług. Chętny ch do pracy w ty ch
dziedzinach nie py tano o adres; nie grało roli, czy m aj ą na im ię John lub Henry czy też Mustafa
lub Ali.
Dużą część odpowiedzialności za tak niefortunny stan rzeczy m ożna by rzeczy wiście
przy pisać władzom , który m nie udało się pokierować im igrantam i tak, aby znaleźli sobie
produkty wne zaj ęcia.
Władze nie skoncentrowały się wcześniej na zapewnieniu dostępu do szkolnictwa specj alnego
ani szkoleń zawodowy ch. Jednak przeważnie nie by ło winą władz, że m łodzi ludzie porzucali
szkoły i prakty ki albo że nie potrafili nauczy ć się j ęzy ka nowego kraj u zam ieszkania (co w całej
Europie stanowiło pewien problem , chociaż nie tak poważny j ak w Anglii i we Francj i). Nasuwa
się więc j eszcze j edno py tanie: czy by ło coś szczególnego w społeczny ch i kulturowy ch
uwarunkowaniach ty ch rodzin i j ednostek, co nie pozwalało im osiągnąć podobny ch wy ników j ak
im igranci z inny ch kultur?
Wiele zależało od środowiska rodzinnego. Skoro dziewczęta z ty ch rodzin radziły sobie w szkole
o wiele lepiej niż chłopcy, czy przy czy ną nie m ogło by ć to, że w odróżnieniu od chłopców,
dziewczętom nie pozwalano na wielogodzinne włóczenie się z gangam i po ulicach? A m oże
rodzice nie potrafili zapanować nad swy m i sy nam i?
Może chodziło też o to, że rodziny wy wodzące się z ty ch religij ny ch i kulturowy ch środowisk
przy wiązy wały m niej szą wagę do edukacj i świeckiej niż ludzie z inny ch kraj ów? Takich py tań w
zasadzie nie stawiano, ty m bardziej więc nie szukano na nie odpowiedzi. By ć m oże ci, którzy
m ogliby j e zadać, obawiali się posądzenia o rasizm .
Częsty m zarzutem ze strony m uzułm anów by ł brak szacunku wobec nich. Ty le że niewiele
takich skarg dało się sły szeć od pozostały ch wspólnot etniczny ch czy religij ny ch. Nie ulega
wątpliwości, że każdy człowiek m a prawo by ć sprawiedliwie traktowany, a nie prześladowany
czy obrażany. Ale ci, którzy narzekali na protekcj onalne traktowanie albo na gorsze przewinienia,
dom agali się czegoś więcej - czegoś, na co należało sobie zasłuży ć własny m i osiągnięciam i lub
pracą na rzecz ogółu. Chociaż ich osiągnięcia często by ły słabe, a o j akim kolwiek wkładzie we
wspólne dobro nie by ło m owy, i tak dom agali się szacunku (lub przy naj m niej posłuchu). Nie by ł
to problem łatwy do rozwiązania.
Polity cy w Am ery ce i w Europie, chcąc uspokoić ty ch, którzy czuli się pokrzy wdzeni,
dokładali starań, aby w publiczny ch wy stąpieniach dobitnie wskazy wać na znaczenie oraz
ponadczasowe wartości islam u. Podkreślali także nieoceniony wkład wnoszony przez pracowity ch
im igrantów. Polity kom ty m nie przy szłoby do głowy, żeby wy głaszać podobne wy razy uznania w
stosunku do chrześcij aństwa, j udaizm u, buddy zm u czy j akiej kolwiek innej religii. Naprawdę w to
wierzy li, czy by ło to iaqi'a - sztuka sy m ulacj i?
Taqi'a m oże m ieć absolutne uzasadnienie j ako środek służący do uspokaj ania nastroj ów w
okresach wzburzony ch em ocj i i niepokoj ów. Niezwy kle rzadko j ednak pozwala na osiągnięcie
długotrwałej poprawy sy tuacj i.
W Wielkiej Bry tanii niektórzy czołowi członkowie wspólnoty m uzułm ańskiej zostali
uhonorowani ty tułem szlacheckim za zasługi dla kraj u; w kraj ach, w który ch nie obowiązuj e
bry ty j ski kodeks honorowy , przy znawano im inne wy różnienia. Ale nie każdem u m ożna by ło
nadać ty tuł lorda. Wszy stkie grupy im igranckie w dziej ach napoty kały pewną wrogość, zanim
zy skały pełną akceptacj ę - nikt nie rozpoczy nał ży cia w nowy m kraj u od szczy tu drabiny
społecznej .
Niełatwo wprowadzić nowy sy stem awansu społecznego.
Paki bashin g — dosłownie: lanie Pakistańców (przyp. tłum.).
Niektórzy na Zachodzie wiązali wielkie nadziej e z powstaniem swoistego euroislam u,
pewnego odłam u tej religii, który uwzględniałby trady cj e i warunki europej skie oraz nie by ł z
nim i sprzeczny.
Euroislam nie m iał wy bitniej szego i bardziej elokwentnego orędownika niż Tariq Ram adan.
Nikt nie pokazy wał się częściej w telewizy j ny ch wy wiadach i talk show w Europie Zachodniej , a
kasety z zapisem j ego przesłania krąży ły w dziesiątkach ty sięcy egzem plarzy. Magazy n „Tim e"
um ieścił go na liście stu naj ważniej szy ch intelektualistów dwudziestego wieku; inni nazy wali go
m uzułm ańskim odpowiednikiem pastora Martina Luthera Kinga Juniora. Tariq Ram adan, wnuk
Hassana al-Banny, założy ciela Bractwa Muzułm ańskiego w Egipcie, urodził się w Szwaj carii w
1962 roku i j est oby watelem tego kraj u. Za m łodu by ł znakom ity m piłkarzem . Grał nawet w
Servet-te Geneva, j edny m z naj lepszy ch szwaj carskich klubów. Oparł się j ednak pokusie
przej ścia na zawodowstwo i zam iast tego przerzucił się na studiowanie islam u. Jako m ówca
poj awiał się w wielu kraj ach i służy ł j ako doradca prem iera Tony 'ego Blaira w Wielkiej Bry tanii,
ale odm ówiono m u wj azdu na teren Stanów Zj ednoczony ch i na j akiś czas do Francj i.
Kry ty cy Tariqa Ram adana, porównuj ący j ego piśm iennictwo i przesłania w j ęzy ku arabskim
oraz j ęzy kach europej skich, twierdzili, że „brat Tariq" m a zwy czaj nauczania um iarkowanej ,
postępowej wersj i swej wiary po francusku i angielsku, a bardziej rady kalne przesłanie
prezentuj e w j ęzy ku arabskim . Krótko m ówiąc, Tariq j est równie gorliwy m zwolennikiem
Bractwa Muzułm ańskiego, j ak j ego dziadek, nieży j ący oj ciec Said oraz bracia, z który ch wszy scy
by li lub nadal są niezwy kle akty wni w działaniach na j ego rzecz. I to nie ty lko w zakresie
propagandy. Tariq oświadczy ł, że nigdy nie by ł członkiem bractwa, nie j est to j ednak wy powiedź
znacząca, gdy ż w zwy czaj ach tej organizacj i, w odróżnieniu od partii polity czny cli, nie
wy stępuj e ty powa dla Zachodu „przy należność party j na", która pociąga za sobą com iesięczne
składki, legity m acj e członkowskie i ty m podobne.
W swoich książkach (na przy kład To Be a European Muslim [1999] oraz Western Muslims and
the Futurę of Islam [2003]) i przem ówieniach Ram adan twierdzi, że wraz z powiększaniem się
społeczności m uzułm ańskich na Zachodzie następuj e stopniowa przem iana (m oże nawet cicha
rewolucj a), która powinna um ożliwić wierzący m i prakty kuj ący m m uzułm anom pozostanie
wierny m religii, a m im o to ży cie w zgodzie ze swy m i współoby watelam i, zam iast izolowania się
w m niej szościowy ch enklawach. Wziąwszy pod uwagę charakter islam u, szarij at (prawo
religij ne) oraz wy ty czne Koranu doty czące tego, j ak zachowy wać się w stosunku do
niewierny ch, nie j est to zadanie łatwe i zm usza Tariqa Ram adana do pogodzenia sprzeczności.
Uważa on, że nie m a nic przeciwko państwu i społeczeństwu świeckiem u, ale j ednocześnie ostro
sprzeciwia się francuskim regulacj om prawny m zakazuj ący m noszenia hidżabów w szkołach.
Mówi, że m uzułm anie przede wszy stkim przy należą do ummy - wspólnoty wy znawców - i nie
powinni robić nic, co czy niłoby ich zły m i m uzułm anam i. Mim o to dodaj e, że m uzułm anie na
Zachodzie powinni by ć wierni państwu i kraj owi, w który m ży j ą. Oznaczałoby to, że powinni by ć
posłuszni wobec władz, j e śli władze te lub społeczeństwo nie narzucaj ą im niczego, co by łoby
sprzeczne z ich wy znaniem . W takich sy tuacj ach powinna by ć stosowana „klauzula sum ienia",
która pozwala na wy rażenie tego, że określone czy ny lub zachowania są sprzeczne z ich wiarą.
Takie wy biórcze podej ście do tego, j akich praw należy przestrzegać, m ożna również znaleźć u
niektóry ch sekt chrześcij ańskich (na przy kład w kwestii służby woj skowej ). W euroislam ie szłoby
to znacznie dalej .
W odróżnieniu od rady kalny ch partii islam skich, takich j ak Hizb ut-Tahrir, która utrzy m uj e, że
m uzułm anie nie powinni m ieszać się do ży cia polity cznego kraj u zam ieszkania, przy naj m niej
dopóki nie będą stanowić tam większości, Tariq Ram adan j est bardzo przy chy lny zaangażowaniu
polity cznem u. Jego poglądy polity czne ciążą ku lewicy - oczy wiście nie m arksistowskiej ,
m aterialisty cznej , ale nowej lewicy i rady kałom z Trzeciego Świata. Do j ego sponsorów i
sprzy m ierzeńców od sam ego początku należały takie postacie, j ak Szwaj car Jean Ziegler oraz
Aląin Gresh, y y y dawca „Le m onde diplom atique" we Francj i. Tariq Ram adan j est zaciekły m
wrogiem globalizacj i i w kazaniach podkreśla przesłanie społeczne islam u oraz zło kapitalizm u,
czy li poglądy podzielane przez Hizb ut-Tahrir. Opinie te nie są j ednak uporządkowane; nie
przy bieraj ą postaci zbliżonej do religij nego socj alizm u ani też nie poj awia się w nich wy m óg,
aby bardzo bogaci m uzułm anie dzielili się m aj ątkiem z biedny m i.
Tariq Ram adan j est orędownikiem nie ty lko zasady ety cznej odpowiedzialności, lecz także
partnerstwa z inny m i grupam i ekologiczny m i i religij ny m i, z rozm aity m i organizacj am i
alternaty wny m i (takim i j ak Association pour la taxation des transactions pour 1'aide aux citoy ens,
w skrócie ATT AC, czy li oby watelska inicj aty wa opodatkowania obrotu kapitałowego), a także z
organizacj am i obrony praw człowieka spoza wspólnoty m uzułm ańskiej . Ram adan m a
świadom ość, że wielu m uzułm anów, niepewny ch swej tożsam ości, nie kwapi się do pój ścia zby t
daleko w ty m kierunku. I rzeczy wiście pom y sły w zakresie ochrony praw człowieka by ły ty m
elem entem nauczania Ram adana, który cieszy ł się naj m niej szy m powodzeniem .
Propozy cj e Ram adana m ówiące, że islam skie zakazy w dziedzinie działalności gospodarczej
trzeba dostosować do potrzeb współczesnego społeczeństwa, nie spotkały się ze specj alny m
sprzeciwem ze strony ortodoksy j nego religij nego establishm entu. Gdy by bowiem ściśle stosować
się do ty ch staroświeckich praw, m uzułm anie nie m ieliby m ożliwości zakładania funduszy
kapitałowy ch, dokony wania inwesty cj i finansowy ch, a także, na gruncie osobisty m , korzy stania z
kart kredy towy ch ani ubezpieczania się. Gdy j ednak Ram adan zaj ął się na przy kład hudud -
karam i nakładany m i przez Koran i szarij at, takim i j ak publiczne kam ienowanie cudzołożnic oraz
odszczepieńców i am putowanie kończy n złodziej om - napotkał znaczny opór. Ram adan zdał sobie
sprawę, że ciem iężenie kobiet j est w pewny m sensie piętą achillesową islam u we współczesny ch
społeczeństwach Zachodu i że należałoby wprowadzić pewne reform y.
Biorąc j ednak pod uwagę potęgę religij nego establishm entu, niewiele m ógł zdziałać.
By ło to całkowicie nie do przy j ęcia dla ortodoksów, w ty m Qaradawiego, telewizy j nego
szej ka z Al-Dżaziry i przy j aciela Kena Livingstone'a, burm istrza Londy nu. Ortodoksy j ny
establishm ent odrzucał po prostu poglądy Ram adana: hudud by ł częścią Koranu, przez co nie
podlegał zm ianie. Ze względu na więzy rodzinne Ram adana j ego oponenci zgodzili się j ednak, z
godny m uwagi oporem , rozważy ć niektóre z j ego reform atorskich propozy cj i. Rezultat łatwo dało
się przewidzieć: j ego propozy cj e zostały j ednogłośnie odrzucone. Jak uj ął to j eden ze znawców
prawa: j eśli dziś wezwiem y do m oratorium na kam ienowanie kobiet i karę śm ierci, nazaj utrz
poj awi się żądanie zniesienia piątkowy ch m odlitw. (Ram adan nie postulował abolicj i dawny ch
praw, ty lko wprowadzenia m oratorium ).
Jeden z kolegów Qaradawiego, czołowy m uzułm ański teolog w Stanach Zj ednoczony ch,
oświadczy ł, że wszelkie m aj strowanie przy hudud j est równoznaczne z niszczeniem narodu
m uzułm ańskiego i ty m sam y m porówny walne do herezj i. Argum ent Ram adana, że norm y
Koranu by ły j uż powszechnie naruszane w świecie m uzułm ańskim przez arbitralne władze, nie
przekonał przy wódców religij ny ch. By li o wiele silniej si, a Ram adan nie m iał naj m niej szej
ochoty odgry wać roli rady kalnego reform atora, a by ć m oże nawet m ęczennika.
Wiele osób, które uważnie śledziły wy powiedzi Ram adana, nie wierzy ło w ich szczerość i
uważało, że w głębi duszy wciąż pozostaj e członkiem Bractwa Muzułm ańskiego, natom iast
reform y, które proponuj e, są ty lko zm ianam i kosm ety czny m i. Na j edną z j ego rozpraw składała
się obrona Bractwa Muzułm ańskiego - atakował intelektualistów ży dowskich we Francj i (w ty m
także ty ch, którzy w rzeczy wistości nie by li Ży dam i) za ich kry ty czne nastawienie do islam izm u.
Również w zasadniczy ch kwestiach nigdy nie odcinał się od bractwa i j ego
fundam entalisty czny ch doktry n.
Można się spierać, biorąc go w obronę, że niesprawiedliwe by ło kry ty kowanie go za
dwulicowość, ponieważ w j ego sy tuacj i by ło to nieuniknione. Nierealne by ło, aby pozostawał
idolem m uzułm ańskich banlieues w Pary żu, a j ednocześnie liberalny ch intelektualistów: m usiał
dostosowy wać się do odbiorców, wy głaszaj ąc różne przem ówienia, często niespój ne, a nawet ze
sobą sprzeczne. Choć w zasadzie pozostał fundam entalistą (j ak pokazały ataki na m uzułm ańskich
liberałów i reform atorów), zdawał sobie sprawę, że reform y w pewny m zakresie są konieczne,
j eśli europej ski islam chciałby zachować wiarę m łodszego pokolenia, narażonego na wpły wy
Zachodu. Od czasu do czasu Tariq Ram adan otwarcie przy znawał się do swego dy lem atu. Gdy w
rozm owie telewizy j nej naciskano, aby uj awnił stanowisko doty czące kam ienowania kobiet j ako
kary za cudzołóstwo, nie chciał odciąć się od tej prakty ki. Odparł ty lko, że opowiadałby się za
m oratorium . Jego brat, doktor filozofii i nauczy ciel z Genewy, usprawiedliwiał kam ienowanie.
Tariq Ram adan m ówił później , że gdy by potępił kam ienowanie, zaprzy j aźniłby się z francuskim
m inistrem spraw wewnętrzny ch Nicolasem Sarkozy m , ale straciłby zwolenników w świecie
m uzułm ańskim , a gdy by go potępiono, nie m ógłby niczego zm ienić w m uzułm ańskim świecie.
Ukazuj e to ograniczenia Ram adana j ako reform atora. Jego przeszłość j est pełna sprzeczności.
Potępił terrory zm w Europie, zwłaszcza w Anglii. Oczekuj e od europej skich m uzułm anów
większej sam okry ty ki, a j ednocześnie większej konserwaty wności pod względem religij ny m .
Twierdzi, że j est przeciwko cenzurze, ale niezwy kle ciężko (i skutecznie) pracował w Genewie nad
delegalizacj ą sztuki Woltera Fanatyzm, czyli Mahomet (1741). Nie m a j ednego Tariqa Ram adana,
j est ich dwóch, i na razie (a także w daj ącej się przewidzieć przy szłości) islam isty czny Tariq bez
wątpienia bierze górę.
Historia bardziej liberalnego islam u nie zaczy na się i nie kończy na Tariqu Ram adanie. Wiele
głosów opowiadało się za reinterpretacj ą Koranu, lecz pochodziły one z Am ery ki Północnej i
Bliskiego Wschodu, z Indii i Indonezj i, nie zaś z Europy, która nie stanowi centrum islam skiej
m y śli religij nej . Reform atorzy ci zapewniaj ą, że islam nie j est anty dem okraty czny, że m usi by ć
dem okraty czny, że należy przestrzegać praw człowieka, że prakty ki powszechne w siedem nasty m
wieku nie obowiązuj ą w naszy ch czasach, że fatwy ortodoksy j ny ch m uzułm ańskich przy wódców
(często sam ozwańcze) nie są wiążące oraz że j ednostki m aj ą prawo do interpretacj i święty ch
pism własnej religii - i m uszą m ieć wolność m y ślenia i wy rażania własny ch opinii.
Są to j ednak, przy naj m niej na razie, poglądy m niej szości, chociaż Internet zapewnił
reform atorom większe grono odbiorców, niż m ogli zebrać kiedy kolwiek w przeszłości.
Konserwaty wny, reakcy j ny establishm ent religij ny wciąż zaj m uj e silną pozy cj ę. Liberalny ch
m uzułm anów odrzuca się j ako nieautenty czny ch, a nawet herety ków, agentów Zachodu.
Paradoksalnie, reform atorski islam j est słabszy w Europie niż w niektóry ch kraj ach islam skich,
natom iast próby francuskich, bry ty j skich i niem ieckich rządów, aby um ocnić elem enty
postępowe i liberalne w społecznościach m uzułm ańskich w ty ch kraj ach, nie by ły zby t udane.
Wiąże się to głównie z ty m , że pośród m uzułm ańskiej em igracj i w Europie j est stosunkowo
niewiele osób wy kształcony ch czy też intelektualistów otwarty ch na m y śl z zewnątrz.
Wielu im igrantów, j ak w wy padku Turków w Niem czech, przy by ło z dalekich i
konserwaty wny ch regionów oj czy zny - nie zaś z ośrodków kosm opolity czny ch. Z biegiem czasu
m oże się to zm ienić, ale na pewno nie tak szy bko. Pewna reform a trady cy j nego islam u stała się
nieuchronna na skutek rozwoj u gospodarczego i technologicznego, ale konserwaty ści usiłuj ą
ograniczy ć zm iany w ty m zakresie. Nawet Osam a bin Laden w latach dziewięćdziesiąty ch w
Sudanie by ł odnoszący m sukcesy biznesm enem , którego działalność niezupełnie dawała się
pogodzić z fundam entalisty czny m islam em .
Wątpliwe, czy fundam entalistom uda się na dłuższą m etę zapobiec em ancy pacj i kobiet.
Próbuj ąc tego dokonać, powołuj ą się m niej na argum enty religij ne niż polity czne oraz
anty zachodniość - że są społecznością znaj duj ącą się pod presj ą z zewnątrz. Ale anty zachodniość
nie m a podłoża czy sto polity cznego. Zagrożeniem , przed j akim stoj ą obecnie islam scy
trady cj onaliści, j est nie ty le reform a religii, ile oboj ętność religij na. Pom im o sukcesów
odnoszony ch przez fundam entalizm w ostatnich dziesięcioleciach m aj ą oni świadom ość (j ak uj ął
to pewien berliński im am ), że droga do m eczetu j est długa i przem ierzaj ąc j ą, m łodzi ludzie
zm agaj ą się z wielom a pokusam i. Młodzi z entuzj azm em m ogą wy słuchiwać Tariqa Ram adana,
ty le że większość z nich nie stosuj e się j uż ściśle do wielu nakazów religij ny ch, ty m bardziej do
pięciu codzienny ch m odlitw. W przy szłości m oże to stanowić rzeczy wiste zagrożenie. Kontrola,
j aką m aj ą nad nim i duchowni, nie j est tak silna j ak nad pokoleniem ich rodziców.
Terrory zm w Europie m a długą historię. Związany j est z nacj onalisty czny m i grupam i
separaty sty czny m i, takim i j ak Irlandzka Arm ia Republikańska, a także z lewicowy m i i
prawicowy m i grupam i ekstrem isty czny m i, począwszy od rosy j skich rewolucj onistów
społeczny ch z dziewiętnastego wieku, poprzez anarchistów z lat 1890-1910, Grupę Baader-
Meinhof z lat sześćdziesiąty ch i siedem dziesiąty ch, a na rozm aity ch neofaszy stowskich sektach
kończąc. Lecz od lat osiem dziesiąty ch ten rodzaj terrory zm u zanikał, a zam iast tego poj awiły się
rady kalne kom órki m uzułm ańskie. Dlaczego celem stała się Europa? Zgodnie z doktry ną Al-
Kaidy i ugrupowań sprzy m ierzony ch Stany Zj ednoczone oraz Izrael, wielki i m ały szatan, są
główny m wrogiem . Jednak Izrael trudno atakować z zewnątrz, tak więc terrory zm w tam ty m
kraj u pozostawiono Palesty ńczy kom . Jeśli chodzi o Stany Zj ednoczone, to od 11 września 2001
roku nie dochodziło do poważniej szy ch ataków.
Wy wiązała się więc dy skusj a, czy państwo to nie j est Dar al Harb, dom em woj ny, w który m
ataki terrory sty czne są nie ty lko dozwolone, ale wręcz pożądane. Naj wy raźniej głównie z
przy czy n pragm aty czny ch większość islam istów zdecy dowała, że ataki w USA nie są obecnie
zadaniem naj ważniej szy m . Wy daj e się również, że poza kilkom a wy j ątkam i, takim i j ak
Schenectady, Nowy Jork lub Jem eńczy cy, w Stanach Zj ednoczony ch nie by ło tak łatwo
zm obilizować boj ówkarzy.
Niem niej j ednak Europa nie by ła oczy wisty m wy borem ; spodziewać się m ożna by ło ataków
przeciwko „bliskiem u wrogowi", czy li arabskim rządom , na przy kład Arabii Saudy j skiej , Egiptu i
Algierii, uznawany m przez ekstrem istów za wrogie. Terrory ści w Egipcie i w Algierii zostali
pokonani, a ich przy wódcy zdali sobie sprawę, że ataki skierowane przeciw cudzoziem com zawsze
będą się cieszy ły większą popularnością w środowiskach arabskich niż ataki na m uzułm ańskich
braci. Ostatecznie wy gląda na to, że wy brano Europę, ponieważ na konty nencie łatwiej by ło
znaleźć rekrutów, a także swobodniej się przem ieszczać i organizować w kraj ach
dem okraty czny ch. O powody do podobny ch ataków nigdy nie j est trudno - m ożna j e tłum aczy ć
j ako karę za pom aganie Stanom Zj ednoczony m w globalnej woj nie z terrory zm em oraz w
inwazj i na Afganistan i Irak bądź też za rzekom e prześladowania lokalny ch m niej szości
m uzułm ańskich.
Włochy zy skały szczególne znaczenie j ako punkt przerzutowy do pozostały ch kraj ów
europej skich, bazę wy j ściową boj owników do Iraku oraz centrum wsparcia finansowego i
logisty cznego. Znaczna część tej działalności odby wała się w obrębie dwóch islam isty czny ch
m eczetów Mediolanu, Viale Jenner oraz Via Quaranta. Włoskie siły bezpieczeństwa zwróciły się
do wy m iaru sprawiedliwości z prośbą o deportacj ę kilku im am ów, m ocno uwikłany ch w tę
nadprogram ową działalność. Jednak w niektóry ch wy padkach sędziowie odrzucili wnioski,
ponieważ traktowali „akty wistów" j ako boj owników o wolność, albo też po prostu odm ówili
dlatego, żeby pokrzy żować plany rządowi włoskiego prem iera Silvia Berlusconiego. Włochy
przeprowadziły dziesiątki aresztowań boj owników, którzy pom agali egipskiej al-Gam a'a al-
Islam iy y a, algierskiej Salafist Group for Cali and Com bat, irackiej Ansar al Islam oraz inny m
ugrupowaniom . By ły także kraj em przerzutowy m dla m uzułm anów z Bośni, a zwłaszcza z
Albanii, z który ch j ednak ty lko nieliczni zam ieszani by li w działalność polity czno-terrory sty czną.
Według francuskich ekspertów istniej e ry walizacj a przy werbunku akty wistów m iędzy
różny m i ugrupowaniam i, takim i j ak salafici (którzy w 1990 roku m ieli m ocną pozy cj ę w Egipcie i
w Afry ce Północnej ) oraz tabligh, skupiaj ący się na edukacj i religij nej w rady kalny m ,
fundam entalisty czny m nurcie, a także na nawróceniach na islam . (Kilku konwerty tów odegrało
znaczącą rolę w akcj ach terrory sty czny ch). Niektóre z ty ch ugrupowań szkoliły j edny ch
członków do działań na terenie Francj i, a pozostały ch do operacj i w Iraku i na Kaukazie oraz w
różny ch inny ch m iej scach poza granicam i kraj u.
W sum ie działalność terrory sty czna w Europie by ła do tej pory stosunkowo ograniczona.
Działo się tak z kilku powodów. Niewy kluczone, że brakowało rekrutów albo też francuskie
działania anty terrory sty czne okazy wały się skuteczne. Możliwe również, że tam te akcj e
terrory sty czne (w latach 1984-1985 oraz w połowie lat dziewięćdziesiąty ch) z perspekty wy czasu
wy dały się nieskuteczne i przez to bezcelowe. Jednak wcześniej sze doświadczenia niekoniecznie
m uszą dostarczać wskazówek na przy szłość, j ako że co pięć, dziesięć lat powstaj e nowe pokolenie
potencj alny ch „boj owników", będący ch pod m niej szy m wpły wem wy darzeń z przeszłości niż
spraw bieżący ch.
To, że terrory zm dawniej nie osiągał wielkich sukcesów, niekoniecznie m usi działać
odstraszaj ąco, gdy ż pam ięć history czna j est krótka.
Trudno ustalić, j ak dalece terrory ści w Europie kierowani i koordy nowani by li z zewnątrz.
Wiadom o by ło ty lko, że ataki z m arca 2004 roku w Madry cie zaplanowała i przeprowadziła grupa
m arokańska, że Algierczy cy akty wnie działali głównie we Włoszech i Francj i, Arabowie
natom iast w Niem czech. W duży m stopniu j ednak akcj e te wy nikały z lokalny ch inicj aty w.
Oczy wiście, różne grupy wzaj em nie się wspierały, ale żeby to osiągnąć, nie potrzebowały
naczelnego przy wództwa. Miej scowe kontakty m ożna by ło znaleźć za pośrednictwem m eczetów,
klubów czy księgarni. Tak więc m y lące by ło określanie Al-Kaidy m ianem pociągaj ącego za
sznurki za każdy m razem , co często czy niły m edia. Stare przy wództwo Al-Kaidy pozostawało w
ukry ciu i właściwie nie m ogło zaplanować ani przy gotować skom plikowany ch operacj i w kraj ach
dalekich od swy ch kry j ówek w Afganistanie i Pakistanie.
Muzułm ańskie siatki powstały w latach dziewięćdziesiąty ch.
Składały się po części z „Afgańców" - ludzi, którzy wcześniej walczy li w Afganistanie - w ty m
z pewnej liczby z Algierii oraz z inny ch kraj ów arabskich i północnoafry kańskich, a także
m iej scowy ch boj owników. Naj częściej kandy datam i do m isj i terrory sty czny ch by li m łodzi,
bezrobotni m ężczy źni przy należący do pewny ch m eczetów lub powiązany ch z nim i klubów.
Wy bierał ich agent werbunkowy, obiecuj ąc celowe działania, które nadadzą sens ich ży ciu, a
także zapewnią zastrzy k adrenaliny. Gangi uliczne odgry wały w ty m kontekście ważną rolę.
Pozostały ch rekrutowali współwięźniowie w zakładach karny ch.
Czy nniki związane z ubóstwem i bezrobociem nie są wy starczaj ący m wy tłum aczeniem .
Niem ała liczba terrory stów w Europie Zachodniej wy wodziła się z rodzin klasy średniej i
studiowała na studiach pierwszego lub drugiego stopnia. Tak by ło w wy padku siatki ham burskiej ,
szy kuj ącej ataki z 11 września 2001 roku w Nowy m Jorku i Waszy ngtonie. Zabój ca
am ery kańskiego dziennikarza Daniela Pearla studiował w London School of Econom ics,
wy kształcony by ł również Moham ed Bouj eri, zabój ca Theo van Gogha, a także wielu inny ch, na
przy kład Khaled Kalkal, francuski terrory sta z lat dziewięćdziesiąty ch, oraz Zacarias Moussaoui,
zwany dwudziesty m pory waczem z 11 września, uj ęty w Stanach Zj ednoczony ch. Osoby z
lepszy m wy kształceniem często rekrutowano przez Internet, który z czasem stał się istotny m
m edium do werbunku dżihady stów.
Kiedy m oty wy społeczne i ekonom iczne nie są dostateczny m wy tłum aczeniem , należy wziąć
pod uwagę czy nniki polity czne i psy chologiczne. Religia bez wątpienia odegrała pewną rolę,
j ednak z tego, co wiadom o, za aktam i przem ocy nie opowiadali się wcale naj gorliwsi wy znawcy
i ortodoksi. Według bry ty j skiego raportu z 2005 roku sporządzonego przez Hom andj o reign Officg,
większość rekrutów pochodzący ch z klasy średniej stanowili sam otnicy, który ch przy ciągnęły
kluby uniwersy teckie opieraj ące swą działalność na przy należności etnicznej lub religij nej ,
rozczarowani obecną sy tuacj ą.
Niektórzy niedawno przy by li z Afry ki Północnej lub Wschodniej , lecz znaleźli się wśród nich
również oby watele bry ty j scy z drugiego lub nawet trzeciego pokolenia, który ch rodziny trafiły tu
niegdy ś z subkonty nentu indy j skiego. W dodatku, j ak podaj e raport, znaczna część pochodziła z
liberalny ch, niereligij ny ch środowisk m uzułm ańskich lub nawróciła się w wieku doj rzały m - w
ty m kilku rodowity ch oby wateli bry ty j skich i wy wodzący ch się z Indii Zachodnich. Wskazuj e to
raczej na rozm aite m oty wy : na nienawiść do Am ery ki, Zachodu oraz przy branej oj czy zny, na
nieukierunkowaną agresj ę oraz pragnienie zy skania szacunku (a przy naj m niej posłuchu), a także
na sprzeciw wobec stosowania przez nowy kraj zam ieszkania podwój ny ch standardów w polity ce
m iędzy narodowej - dlaczego zachowy wał bierność w wy padku Czeczenii, Kaszm iru, Palesty ny i
inny ch konfliktów? Niestety, zby t m ała liczba „akty wistów" została obj ęta badaniam i Hom e and
Foreign Office, aby m ożna by ło dokony wać uogólnień doty czący ch podłoża i m oty wacj i ich
działań.
Niełatwo poj ąć na przy kład m oty wy Turków, i w Turcj i, i w Niem czech, którzy z
entuzj azm em powitali zarówno anty am ery kańskie (oraz anty zachodnie i anty ży dowskie) film y
(np. Valley of the Wolves), j ak i powieści opisuj ące wspólny, turecko-rosy j ski atak nuklearny na
Stany Zj ednoczone. Przecież Am ery ka poparła Turcj ę, gdy ta sprzeciwiła się radzieckim
roszczeniom tery torialny m po drugiej woj nie światowej , wspierała starania Turcj i o wstąpienie
do Unii Europej skiej wbrew sporem u oporowi Europy, pom agała też ratować ży cie
m uzułm anom na Bałkanach. Niewy kluczone, że podziałała tu propaganda przy wódców
duchowy ch ty ch społeczności, według której Am ery ka j est główny m wrogiem , nawet j eśli ani
Rosj anie, ani Arabowie nigdy nie by li wielkim i przy j aciółm i narodu tureckiego (nie
wspom inaj ąc j uż o panturkizm ie). Jeszcze trudniej zrozum ieć powód, dla którego nigery j scy
m uzułm anie m ieliby zabij ać dziesiątki nigery j skich chrześcij an w następstwie publikacj i duńskich
kary katur na początku 2006 roku. Nie da się tego wy tłum aczy ć ani uciskiem kolonialny m , ani
zachodnim paternalizm em , ani brakiem szacunku.
Dlaczego kraj e europej skie sprowadziły na siebie te ataki? Przede wszy stkim z powodu
pewnej naiwności, która um ożliwiła m asową im igracj ę w m iniony ch dziesięcioleciach. Europa
została wy brana przez terrory stów na giganty czną, bezpieczną przy stań, ponieważ w odróżnieniu
od inny ch części świata (w ty m państw Afry ki Północnej , Bliskiego Wschodu i inny ch kraj ów
m uzułm ańskich) zapewniała nie ty lko schronienie, lecz także wsparcie finansowe, które zgodnie z
obowiązuj ący m i zasadam i przy sługiwało staraj ący m się 0 azy l akty wistom .
W ten sposób powstała groteskowa sy tuacj a: Abu Qatadah, uważany za przedstawiciela-
Osam y bin Ladena na Europę, uzy skał azy l w Wielkiej Bry tanit, Abu Ham za al-Masri uczy nił z
m eczetu Finsbury ośrodek „działań boj owy ch" na Europę Zachodnią, Mullah Krekar, przy wódca
Ansar al Islam , zam ieszkał w Norwegii, Abu Talal al-Qasim ir, j eden z przy wódców egipskiej al-
Gam a'a, uczy nił z Danii centrum swej działalności (1993), Abdel Ghani Mzoudi i Mounir
eli Vlouttazadek z kom órki ham burskiej , która przeprowadziła zam achy z 11 września, nadal działa
swobodnie. Aresztowano ich co prawda i j akiś czas przetrzy m y wano, j ednak niem iecki sy stem
prawny okazał się wobec nich bezsilny. Kom órki terrory sty czne powstały 1 przez wiele lat by ły
akty wne w Madry cie, Tury nie, Mediolanie, Frankfurcie, Rotterdam ie, Eindhoven (m eczet Al
Furqan) oraz w wielu inny ch m iej scach.
Niekiedy „boj owników" stawiano przed sąd, ty le że naj częściej trzeba ich by ło uniewinnić.
Większość przez lata utrzy m y wała się z pom ocy społecznej i dostawała z przy działu m ieszkania
oraz dziesiątki ty sięcy (a nawet setki ty sięcy ) dolarów od władz sam orządowy ch bądź
państwowy ch, a także zasiłki dla bezrobotny ch i ich duży ch rodzin. Niektórzy otrzy m y wali
dotacj e na działalność religij ną.
Mullah Krekar, przy wódca Ansar al Islam , został na krótko aresztowany przez duńskie władze,
ale zaskarży ł decy zj ę i dostał 5000 euro odszkodowania za bezprawne aresztowanie (kwotę tę
zwiększono później do 45 000). Przez cały czas akty wiści nie kry li się ze swy m i zam iaram i - w
istocie grozili rządom państw gospodarzy zgubny m i konsekwencj am i w razie niespełnienia ich
żądań.
W większości kraj ów europej skich (a także w USA, Rosj i i Indiach) prawodawstwo
anty terrory sty czne zostało zaostrzone po 11 września 2001 roku i po później szy ch atakach
terrory sty czny ch w inny ch kraj ach. Lecz nawet wówczas władze by ły w duży m stopniu bezsilne,
nie m ogąc zatrzy m y wać ani skazy wać dom niem any ch terrory stów. Gdy tak postępowały, za
niezgodne z prawem działania potępiały j e nie ty lko lokalne organizacj e broniące praw człowieka,
ty pu Am nesty International, ale także europej skie insty tucj e polity czne - zazwy czaj odwołuj ąc
się do Europej skiej Konwencj i Praw Człowieka.
Terrory zm często określano m ianem asy m etry czny ch działań woj enny ch - i pod względem
prawny m bez wątpienia taki właśnie by ł.
Kiedy islam iści zaj m owali się propagandą nawołuj ącą do zbrodniczy ch działań,
niej ednokrotnie m ożna by ło to uznać za dopuszczalne w świetle praw gwarantuj ący ch wolność
słowa. Kiedy przy gotowy wali się do akcj i terrory sty czny ch, m ożna by ło ich aresztować i
przetrzy m y wać kilka dni, j ednak w zasadzie nie dało się ich skazać, gdy ż nie wy rządzili żadnej
szkody. Zawsze m ógł poj awić się argum ent, że tak naprawdę nie m ieli zam iaru przeprowadzić
zam achu terrory sty cznego. Do tego stopnia, że w USA nawet osoby, które przeprowadziły ataki z
11 września 2001 roku, m ogły by zostać na krótko zatrzy m ane, ale nie m ożna by ich by ło postawić
w stan oskarżenia ani uznać za winne, dopóki nie przej ęły by sam olotów przed ostateczną m isj ą.
Jeśli m iały broń, by ło to oczy wiście niezgodne z prawem , j ednak wy roki m usiały by ć pobłażliwe.
Nawet broń m asowego rażenia (zwłaszcza gdy chodziło o broń binarną, czy li m ateriały, które
m ogły by służy ć także celom pokoj owy m ) niekoniecznie by ła dowodem rozstrzy gaj ący m . Jeśli
ponad wszelką wątpliwość udowodniono kom uś członkostwo w organizacj i terrory sty cznej , m ożna
by ło dowodzić, że j est to grupa party zancka chroniona konwencj ą genewską lub ruch
narodowowy zwoleńczy (j ak stało się we Włoszech), do którego przy należność nie by ła czy nem
podlegaj ący m karze, lecz godny m poparcia.
Naj częściej dowody przeciwko dom niem any m terrory stom by ły nie do przy j ęcia przez sąd,
ponieważ zostały przechwy cone w różny sposób albo konieczne by łoby uj awnienie przez służby
bezpieczeństwa źródeł na j awny m posiedzeniu sądu, czego zazwy czaj odm awiano. Ze wszy stkich
kraj ów europej skich j edy nie Francj a m iała sy stem zdolny do m niej lub bardziej skutecznego
radzenia sobie z terrory zm em , w który m to sy stem ie w ślad za postawieniem w stan oskarżenia
szły wy roki oraz deportacj e. W efekcie wielu terrory stów, którzy początkowo znaleźli we Francj i
azy l, legalnie lub nie, w latach dziewięćdziesiąty ch przeniosło się z działalnością do
„Londonistanu". W niem al wszy stkich kraj ach Europy deportacj a okazała się niezwy kle trudna
pod względem prawny m , dlatego też by ła niezwy kłą rzadkością. Osoby uznane za niebezpieczne
dla państwa nie m ogły zostać deportowane do kraj u pochodzenia, gdy ż większość państw spoza
Europy (w ty m Stany Zj ednoczone i większość kraj ów azj aty ckich oraz afry kańskich) nie zniosła
kary śm ierci, zawsze więc istniało ry zy ko, że zostaną potraktowane brutalnie, a nawet poddane
torturom . Przez całe lata trwały ekstrady cj e terrory stów nawet z j ednego europej skiego kraj u do
drugiego, w który m ich poszukiwano.
Niektóre z różny ch przy czy n nigdy nie doszły do skutku. Gdy by z naruszeniem ty ch praw kilku
zatrzy m any ch poddano ekstrady cj i i ostatecznie deportowano, rozpętałoby się piekło. Jakim
prawem tak niehum anitarnie postępuj e się z ludźm i, który ch należy uznawać za niewinny ch,
dopóki ich wina nie zostanie udowodniona? Sy tuacj a by ła ty m bardziej skom plikowana, że
niektórzy z dom niem any ch terrory stów nie by li obcokraj owcam i, ty lko naturalizowany m i
oby watelam i danego kraj u.
Naiwność i nierozum ienie problem u zagrożenia terrory zm em często wy m ieniano j ako
główne przy czy ny liberalnego traktowania ubiegaj ący ch się o azy l, którzy koniecznie chcieli
angażować się w działania z uży ciem przem ocy. Za niebry ty j skie (lub nieskandy nawskie)
uważano nieprzy znanie schronienia osobom , które twierdziły, że w swy ch rodzinny ch kraj ach
znaj duj ą się w śm iertelny m niebezpieczeństwie. Możliwe, że zadziałał także czy nnik nieczy stego
sum ienia, m aj ący swe źródło j eszcze w latach trzy dziesty ch, gdy wszy stkie rzeczone kraj e
odm ówiły przy znania azy lu rzeczy wisty m uchodźcom z nazistowskich Niem iec.
Na pewno w grę wchodziły j ednak również inne pobudki. W Wielkiej Bry tanii na przy kład
islam skim rady kałom dano do zrozum ienia, że gdy by powstrzy m ali się od „nielegalny ch" działań,
to znaczy nawoły wań do działalności terrory sty cznej wewnątrz kraj u, ich obecność będzie
tolerowana, natom iast na resztę poczy nań przy m knie się oko. Ta niepisana um owa naj wy raźniej
obowiązy wała przez lata, a podobne ustalenia widocznie funkcj onowały w pozostały ch
europej skich kraj ach. Można by także przy toczy ć argum ent, że dopóki działalność woj uj ący ch
islam istów nie została zakazana, łatwiej ich by ło infiltrować, niż gdy zm uszeni zostali do zej ścia do
podziem ia.
Wy daj e się, że takie kalkulacj e niej ednokrotnie się sprawdziły, często j ednak nie - nie
zapobiegły na przy kład londy ńskim atakom z lipca 2005. Ogólnie biorąc, podej ście kraj ów
europej skich do terrory stów oraz ich towarzy szy podróży polegało na tolerowaniu, póki „się
zachowy wali", ale w następstwie większy ch ataków terrory sty czny ch wprowadzano obostrzenia.
Jeśli zam achy nie by ły częste, żądania zniesienia ograniczeń nasilały się zawsze wraz z
zacieraniem się pam ięci o ty ch zam achach. Wiele osób oraz grup uważało, że zagrożenie
terrory sty czne j est poważnie wy olbrzy m ione (m oże nawet przez władze) oraz że ochrona praw
człowieka j est obowiązkiem naj ważniej szy m , nawet j eśli m iałaby narażać na szwank ludzkie
ży cie.
W swej walce z terrory zm em europej skie rządy nie m ogły liczy ć na zby tnie wsparcie ze
strony społeczności m uzułm ańskich. Dowódca anty terrory sty cznego wy działu Scotland Yardu
ogłosił we wrześniu 2006 roku, że bry ty j skie siły bezpieczeństwa tropią ty siące
osób podej rzewany ch o planowanie, finansowanie i zachęcanie do ataków. Przedstawiciele
bry ty j skich wspólnot m uzułm ańskich trady cy j nie stali na stanowisku, że albo siły bezpieczeństwa
są w błędzie, albo, co bardziej prawdopodobne, chcą zszargać reputacj ę niewinny ch ludzi.
Niewy kluczone, że naj ważniej szy m problem em , przed j akim stała Europa, wcale nie by ł
terrory zm . Nawet gdy by w Europie nie doszło do żadnego zam achu, wciąż m am y do czy nienia z
głębokim i zm ianam i dem ograficzny m i, społeczny m i i kulturowy m i. Co więcej , istniej ą
organizacj e islam isty czne oficj alnie odcinaj ące się od działań w sty lu Al-Kaidy, niem niej j ednak
wy znaj ą one dżihad oraz inne form y przem ocy. Pod pewny m i względam i przy pom inaj ą ruchy
faszy stowskie z lat trzy dziesty ch, które również wierzy ły w m asową przem oc i dom inacj ę na
ulicach, nie zaś w poj edy ncze akty terrory zm u.
Odnosi się to na przy kład do Hizb ut-Tahrir („partii wy zwolenia"), która założona została na
początku lat pięćdziesiąty ch w j ordańskiej części Jerozolim y. Podobnie j ak większość ty ch
organizacj i, Hizb ut-Tahrir by ła odnogą Bractwa Muzułm ańskiego, uznawanego przez nią za
niedostatecznie anty zachodnie. Jest to ugrupowanie zaciekle anty sem ickie („i zabij aj cie ich,
gdziekolwiek ich spotkacie", j ak m ówi Koran). Jakkolwiek Hizb ut-Tahrir utrzy m uj e, że j ej
deklaracj e zostały wy rwane z kontekstu. Podobno usiłowała działać zarówno j ako legalna partia,
j ak i taj na organizacj a podziem na, czego wy nikiem by ły m iędzy inny m i problem y natury
doktry nalnej . Hizb ut-Tahrir j est bez wątpienia ugrupowaniem fundam entalisty czny m i
rady kalny m (choć według j ej interpretacj i islam j est religią rozsądku), a j ej zasadniczy m celem
j est przy wrócenie kalifatu, zniesionego wraz z abdy kacj ą ostatniego sułtana Turcj i w latach
dwudziesty ch.
Hizb ut-Tahrir oraz j ej nawet bardziej rady kalne odłam y uznaj ą j edy nie nmma,
ogólnoświatową społeczność wierzący ch m uzułm anów, i uważaj ą, że państwa narodowe oraz
istniej ące pom iędzy nim i granice są tworem sztuczny m . Ekstrem iści ci m ówią, że nie popieraj ą
terrory zm u, chociaż poj edy nczy członkowie organizacj i brali udział w operacj ach
terrory sty czny ch (nawet w m isj ach sam obój czy ch), a w swy ch publikacj ach ochoczo przy j ęli
operacj e Al-Kaidy.
Są świetnie zorganizowani i m aj ą dość silną pozy cj ę w niektóry ch społecznościach
m uzułm ańskich, grożąc swy m konkurentom i przeciwnikom wewnątrz wspólnoty bliżej
nieokreślony m i konsekwencj am i. Zakładaj ą sy tuacj ę, w której dochodzą do władzy,
przy puszczalnie z uży ciem przem ocy, gdy będą j uż na ty le silni, aby tego dokonać,
przeniknąwszy uprzednio do aparatu państwowego.
W odróżnieniu od pozostały ch rady kalny ch ugrupowań islam isty czny ch Hizb ut-Tahrir j est
organizacj ą elitarną, werbuj ącą wy kształcone kadry. Swoj e istnienie zapoczątkowała w Wielkiej
Bry tanii, gdzie m a dość silną reprezentacj ę w kam pusach uniwersy teckich, takich j ak
Birm ingham , Bradford oraz London Im perial College. Błędem by łoby j ednak uznać Hizb ut-
Tahrir za ugrupowanie intelektualistów i ideowców. Jej członkowie to raczej technicy i
inży nierowie. We Francj i organizacj a ta nie j est zby t m ocna, ale dość akty wnie działa na
tery torium by łego Związku Radzieckiego, zwłaszcza w Azj i Środkowej . Podczas gdy nawet
bardziej rady kalne grupy angażowały się w um y ślne prowokacj e („wy wiesim y nasze flagi przy
Downing Street 10"), Hizb ut-Tahrir prawdopodobnie uznaj e, że działania takie przy noszą skutki
odwrotne do zam ierzony ch.
Hizb ut-Tahrir to j edna z kilku organizacj i islam isty czny ch działaj ący ch w Europie, a wśród
ugrupowań tego rodzaj u dochodziło i nadal dochodzi do wielu rozłam ów. Przez niektóry ch
wrogów z własnego obozu członkowie Hizb ut-Tahrir oskarżani by li o to, że są agentam i
zachodniego im perializm u - odpowiadano im ty m sam y m . Takiej m ożliwości nie da się przecież
wy kluczy ć. Można założy ć, że większość rady kalny ch ugrupowań j est infiltrowana przez służby
bezpieczeństwa oraz konkurency j ne grupy islam isty czne. Nie wiadom o j ednak, czy ich działania
sterowane są przez czy nniki zewnętrzne. Tak czy inaczej , sam o ich istnienie pokazuj e, że
społeczeństwa europej skie stoj ą w obliczu zagrożeń nie ty lko na poziom ie działań
terrory sty czny ch prowadzony ch przez niewielkie, taj ne kom órki, lecz również organizacj e
polity czne, które w dogodny m czasie będą usiłowały stosować m asowe akty przem ocy. Hizb ut-
Tahrir została zdelegalizowana w większości kraj ów Bliskiego Wschodu (z wy j ątkiem Libanu,
Jordanii i kraj ów Zatoki Perskiej ) oraz w wielu kraj ach europej skich, ale w Europie naj wy raźniej
nie ograniczy ło to zby tnio j ej funkcj onowania.
W ty m zwięzły m przeglądzie rozm aity ch ugrupowań islam isty czny ch nie uwzględniliśm y
j ednej , istotnej kategorii przem ocy, a m ianowicie przem ocy spontanicznej , j aką m ogliśm y
zaobserwować podczas pary skich zam ieszek w listopadzie 2005 roku. Chociaż większość
uczestników tam ty ch rozruchów (lub też poprzednich napięć na tle społeczny m w środkowej
Anglii) by ła m uzułm anam i, nie m a dowodów na to, że podżegały do nich konkretne organizacj e
zgodnie z j akim ś planem . Z j ednej strony zam ieszki by ły wy nikiem „obiekty wny ch"
uwarunkowań i nastroj ów panuj ący ch wśród m łodego pokolenia z gett, a z drugiej strony
indoktry nacj i duchowny ch i agitatorów polity czny ch. Nie oznacza to j ednak, że agitatorzy
polity czni by li zdolni wszcząć niepokoj e czy też położy ć im kres. Całkiem m ożliwe, że analogiczna
sy tuacj a powtórzy się w przy szłości.
Nicolas Sarkozy wspom inał o istnieniu od dwóch do trzech ty sięcy casseurs, głównie
zam ieszkuj ący ch pary skie banlieues, którzy często uciekaj ą się do aktów wandalizm u i przem ocy :
podpalania i niszczenie m ienia, kradzieży oraz rozboj ów. Choć większość casseurs pochodzi z
m uzułm ańskich przedm ieść, j est wśród nich również kilku boj owników ze skraj nej prawicy, j ak
również pewna liczba anarchistów. Jak ocenił francuski politolog Sebastian Roche, zasadniczo są to
ludzie apolity czni, znaj duj ący się poza procesem polity czny m , wierzący w przem oc dla sam ej
przem ocy.
3. Długa droga do europejskiej jedności
Od czasu drugiej woj ny światowej pod względem polity czny m Europa zm ieniła się prawie
nie do poznania. Po niepewny ch początkach dążenie do bliższej współpracy i większej j edności
posunęło się znacznie naprzód w latach pięćdziesiąty ch i sześćdziesiąty ch, postępowało zry wam i,
potem straciło pęd, by później znów nabrać rozm achu. Jednak ruch w ty m kierunku został
wstrzy m any w roku 2005, gdy Francj a i Holandia, dwaj członkowie założy ciele Unii
Europej skiej , odrzuciły poddany pod głosowanie proj ekt konsty tucj i. Przy szłość zj ednoczonej
Europy nadal pozostaj e sprawą niepewną. Aby m óc przeanalizować perspekty wy, należałoby
choć pokrótce podsum ować doty chczasową drogę. „Utworzenie Wspólnoty Europej skiej zalicza
się do naj bardziej niezwy kły ch osiągnięć we współczesnej polity ce światowej , m im o to nie m a
w zasadzie zgody co do j ej celów" - powiedział Andrew Moravcsik, czołowy badacz tej
problem aty ki.
Idea Europy j ako by tu odrębnego wobec Azj i i Afry ki sięga czasów staroży tny ch, nie by ł to
j ednak problem , który by Greków czy Rzy m ian m ocno absorbował. W czasach średniowiecza i
później wy dano rozm aite książki i rozprawy doty czące Europy, lecz by ło to bardziej przedm iotem
zainteresowania geografów niż filozofów polity ki. Zaczęło się to zm ieniać w wieku
siedem nasty m , gdy francuski m inister finansów książę Maxim ilien de Sully, William Penn oraz
kilku inny ch zastanawiało się nad potrzebą utworzenia j akiej ś organizacj i europej skiej lub nawet
parlam entu dla utrzy m ania pokoj u na konty nencie, który w tam ty m okresie poważnie osłabiły
woj ny religij ne (1562-1598) oraz woj na trzy dziestoletnia (1618-1648). My śl tam tą podj ął sto lat
później Charles-Irenee Castel, opat Saint-Pierre
(1658-1743), w swej książce o wieczny m pokoj u Le projet de paix perpetuelle (1713). My śli
księdza de Saint-Pierre trafiły do Jana Jakuba Rousseau, Kanta oraz inny ch m y ślicieli oświecenia.
Zasadniczą koncepcj ą by ła potrzeba zachowania pokoj u, którego, j ak uważano, nie dało się
zagwarantować po prostu dzięki wierze w pokoj owe zam iary władców oraz równowadze
pom iędzy różny m i m ocarstwam i.
Wraz z rewolucj ą francuską nastała era państw narodowy ch i choć idea europej skiej j edności
nie um knęła zupełnie z pola widzenia - m ożna doszukać się j ej w koncepcj i Młodej Europy
Mazziniego oraz Stanach Zj ednoczony ch Europy Victora Hugo - naj większą wagę
przy wiązy wano do nacj onalizm u, a nie m iędzy narodowości, do woj ny i ekspansj i, a nie
m iędzy narodowej współpracy. Niektórzy, na przy kład Richard de Coudenhove-Calergi (1894-
1972), nadal głosili takie idee wzaj em nego bezpieczeństwa, j ak Paneuropa, lecz propozy cj e te
by ły tworam i teorety czny m i: m asy m ożna by ło zm obilizować dzięki ruchom
nacj onalisty czny m , nie zaś abstrakcy j ny m planom . Hitler i Mussolini by li silniej si niż Aristide
Briand i Gustav Stresem ann (m inistrowie spraw zagraniczny ch Francj i i Niem iec, czołowi
szerm ierze pokoj u w Europie, którzy wspólnie otrzy m ali Pokoj ową Nagrodę Nobla w 1926 roku).
Europej ska prawica doktry nalnie sprzeciwiała się kosm opolity zm owi, lecz w gronie lewicy
również nie panował entuzj azm : Lenin potępił ideę Stanów Zj ednoczony ch Europy w czasie
pierwszej woj ny światowej . Wprawdzie nawet Hitler powoły wał się na zam y sł zj ednoczonej
Europy, lecz by ło to pod koniec j ego ży cia, gdy woj na się nie wiodła i potrzebna by ła pom oc w
walce ze Związkiem Radzieckim i aliantam i. W każdy m razie j ego ideą by ła Europa pod
niem iecką dy ktaturą.
Pewna część Europej czy ków zupełnie nie wiedziała, dlaczego m ieliby się do siebie zbliżać.
Mówili różny m i j ęzy kam i, m ieli odm ienne trady cj e i sty le ży cia. To, co ich dzieliło, zdawało się
o wiele istotniej sze niż to, co m ieli wspólnego. Niem cy i Francj a od niepam iętny ch czasów by ły
wrogam i, identy cznie m iała się sprawa w wy padku Niem ców i Słowian. Wielka Bry tania i reszta
konty nentu serdecznie się nienawidziły. Nie istniały Stany Zj ednoczone Azj i ani Afry ki - ani
nawet Am ery ki Łacińskiej (która, poza j edny m wy j ątkiem , rzeczy wiście m ówiła wspólny m
j ęzy kiem ) - więc dlaczego m iały by istnieć Stany Zj ednoczone Europy ? Państwa narodowe
powstały wszakże w sposób naturalny. Europej czy cy chcieli pracować, poświęcać się, a nawet
um ierać za własny kraj , ale nie m ieli analogicznego poczucia loj alności wobec całej Europy.
Dopiero druga woj na światowa wraz z cały m ogrom em zniszczeń stała się źródłem świeżego
bodźca dla rozm aity ch inicj aty w m aj ący ch na celu większe zj ednoczenie. Rządy em igracy j ne
Belgii i Holandii postanowiły utworzy ć bliższy soj usz (Beneluks, czy li Belgia, Holandia i
Luksem burg), lecz by ły też inne, podobne proj ekty ; ry sowały się perspekty wy współpracy.
Jednakże j ako główna siła napędowa dążeń w kierunku zj ednoczenia podziałała konieczność
gospodarcza. Jean Monnet, czołowa postać tego ruchu, który pom ógł poło ży ć podwaliny pod
Europej ską Wspólnotę Gospodarczą (Wspólny
Ry nek), a później Unię Europej ską, powiedział swego czasu, że prawdziwy m unifikatorem
j est kry zy s, a powoj enna Europa bez wątpienia znaj dowała się w poważny m kry zy sie. (Po latach
Monnet przy znał, że gdy by m iał ponownie rozpoczy nać dzieło j ednoczenia Europy,
prawdopodobnie zacząłby od kultury, a nie od gospodarki).
Lecz rozm iar powoj enny ch zniszczeń by ł tak potężny, że wy dawało się nieprawdopodobne,
aby europej skie kraj e powróciły do poprzedniego stanu ty lko dzięki własny m wy siłkom .
Potrzebna by ła pom oc z zewnątrz. Mogła nadej ść j edy nie ze Stanów Zj ednoczony ch. Ale
konieczne by ło j eszcze spełnienie inny ch warunków, aby doszło do ozdrowienia. Obej m owały
one bliską współpracę m iędzy kraj am i Europy, obniżenie tary f celny ch, liberalizacj ę handlu oraz
inne podobne rozwiązania. Am ery ka by ła przy chy lna planom europej skiej j edności, podobnie
j ak Wielka Bry tania, chociaż Churchill sugerował, aby Zj ednoczone Królestwo trzy m ało się od
tego wszy stkiego z daleka. Zaproszony do udziału Związek Radziecki sprzeciwił się, uznaj ąc
pom y sł za zagrożenie dla sowieckich planów doty czący ch przy szłości Europy. Potrzeba bliższego
współdziałania by ła j ednak tak duża, że ZSRR także w końcu utworzy ł organizacj ę współpracy
ekonom icznej , zwaną Radą Wzaj em nej Pom ocy Gospodarczej (RWPG), która połączy ła
Związek Socj alisty czny ch Republik Radzieckich z Czechosłowacj ą, Bułgarią, Polską i Węgram i, a
później z Niem iecką Republiką Dem okraty czną oraz inny m i państwam i w j ego strefie wpły wów.
W takich okolicznościach w latach 1950-1951 rodziła się Unia Europej ska, będąc pierwotnie
stowarzy szeniem związany m z produkcj ą węgla i stali, którego członkam i założy cielam i by ły
Francj a, Niem cy, Włochy i Beneluks. Nie ty lko gospodarka stanowiła czy nnik łączący. Działo się
to w początkowy ch latach zim nej woj ny, ekspansj i kom unizm u w Europie Wschodniej , blokady
Berlina i m ostu powietrznego (1948-1949) oraz wy buchu woj ny w Korei (1950). Istniała potrzeba
obrony Europy Zachodniej , czego poj edy ncze kraj e pozostawione sam e sobie nie m ogły zrobić.
Stąd rozm aite inicj aty wy m aj ące na celu utworzenie europej skiej organizacj i obronnej . Proj ekty
te okazały się j ednak nieudane i obronę Europy pozostawiono Organizacj i Paktu
Północnoatlanty ckiego (NATO), założonej w kwietniu 1949 j ako przy m ierze m iędzy USA,
Kanadą i dziesięciom a kraj am i europej skim i - do który ch w później szy m czasie dołączy ły
Turcj a i Grecj a (1952) oraz RFN (1955).
Gdy po drugiej woj nie światowej czy niono pierwsze kroki ku j edności Europy, idea wspólnej
polity ki zagranicznej i obronnej j eszcze nie uj rzała światła dziennego; poj awiła się znacznie
później , dopiero pod koniec lat siedem dziesiąty ch, lecz wkrótce straciła na rozm achu.
Rozpędu nabrało za to dążenie do wspólnego ry nku. Przez wiele lat francuski prezy dent
Charles de Gaulle blokował wstąpienie Wielkiej Bry tanii. Jednak w 1972 roku Wielka Bry tania i
Dania dołączy ły, a po nich Hiszpania, Portugalia, Grecj a i inne kraj e. Z szóstki zrobiła się
dziewiątka, potem dwunastka i piętnastka, a po rozpadzie Związku Radzieckiego przy łączy ło się
kolej ny ch dwanaście państw. Powstała Rada Europy i Parlam ent Europej ski, a także Try bunał
Sprawiedliwości, Europej ski Bank Centralny, Kom isj a Europej ska i Europej ska Wspólnota Energii
Atom owej (Euratom ) oraz wiele inny ch wspólny ch insty tucj i. W roku 1962 uzgodniono wspólną
polity kę rolną - by ła to j edna z naj bardziej kontrowersy j ny ch decy zj i, która później m iała by ć
przedm iotem niekończący ch się sporów. Wreszcie wprowadzono wspólną walutę euro (2002).
Odby ły się decy duj ące zj azdy, takie j ak ten w holenderskim Maastricht w 1992 roku, na który m
Traktat o Unii Europej skiej powołał do ży cia Unię Europej ską, a także inne, o m niej szy m
znaczeniu. Nie by ło taj em nicą, że państwa wstępuj ące do Unii Europej skiej robiły to z przy czy n
ekonom iczny ch: by ło to rentowne przedsięwzięcie i prawie nikt nie chciał zostać pom inięty.
Naturalnie, każde państwo m iało na uwadze własne interesy, a nadrzędny m py taniem by ło:
„Co będziem y z tego m ieli?". Nie brakowało nierealisty czny ch oczekiwań i nieuzasadniony ch
żalów.
Przy toczm y dwa przy kłady : m niej sze kraj e Europy narzekały, że lekceważy się ich interesy,
a większe potęgi tak zarządzały insty tucj am i europej skim i, j akby należały ty lko do nich. Patrząc
j ednak z perspekty wy czasu, te m niej sze państwa - takie j ak Irlandia, Austria, Hiszpania i
Portugalia - całkiem nie naj gorzej skorzy stały na Wspólny m Ry nku pod względem
gospodarczy m . W kry ty czny ch okresach otrzy m ały znaczącą pom oc, a nie wiadom o, czy
równie dobrze powiodłoby się im poza „Eurosferą". Kolej ny m źródłem skarg okazało się
wprowadzenie euro. Tuż po wej ściu nowej waluty j ej wartość wy nosiła 1,18 dolara
am ery kańskiego. W ciągu niecałego roku spadła ona do 90 centów. W chwili gdy pisane są te
słowa, przelicznik wy nosi 1,25 dolara. Jednak większość Europej czy ków w m niej szy m stopniu
interesował kurs euro w stosunku do dolara, panowało bowiem przekonanie, wcale nie
bezpodstawne, że wprowadzenie nowej waluty spowodowało podwy ższenie kosztów ży cia.
Począwszy od lat osiem dziesiąty ch, co j akiś czas wzbierały fale europesy m izm u (zwanego
również euroscepty cy zm em , eurosklerozą lub europaraliżem ), po części dlatego, że Wspólny
Ry nek nie funkcj onował tak dobrze, j ak oczekiwano. Wprawdzie zniesiono cła, ale istniało wiele
inny ch sposobów na ograniczenie liberalizacj i, na przy kład przez wprowadzenie ograniczeń
pozatary fowy ch, które wy m usiły by na zagranicznej konkurencj i dostosowanie się do standardów
i warunków danego kraj u. Gdy interweniowała Bruksela, znów poj awiały się oskarżenia o
nadm ierną i zbędną ingerencj ę. Owszem , zniesiono wizy i panowała swoboda przem ieszczania
się w granicach Europy, lecz taka sy tuacj a istniała j uż (z wy j ątkiem Rosj i i Turcj i) nawet przed
pierwszą woj ną światową. Niektóre zażalenia m niej wiązały się z funkcj onowaniem Wspólnego
Ry nku, a bardziej z ogólną sy tuacj ą gospodarczą. W pierwszy ch latach wszędzie odnotowy wano
równom ierny, a nawet spektakularny wzrost, ale w następny ch dziesięcioleciach gospodarka
rozwij ała się wolno lub w ogóle. Początkowo bezrobocie nie wy stępowało, lecz pod koniec wieku
stało się poważny m problem em .
W ostatnich latach dwudziestego wieku nastąpił pewien interesuj ący i niepokoj ący zarazem
proces, który od tam tej pory się pogłębiał: zwiększy ła się liczba Europej czy ków kry ty cznie
nastawiony ch wobec Stanów Zj ednoczony ch, a zwłaszcza wobec am ery kańskiej polity ki
zagranicznej . Wskaźnik dezaprobaty sięgnął w Niem czech 58 procent, 62 procent w Hiszpanii, 66
procent we Francj i oraz 41 procent w Wielkiej Bry tanii, a prawie identy czne nastroj e panowały
w Szwecj i i Holandii. Grecj a i Turcj a wy padały niewiele lepiej , ty le że ich sprzeciw wobec
polity ki zagranicznej Stanów Zj ednoczony ch by ł wy soki i wy nosił 70-80 procent.
Nie brakowało kwestii sporny ch. Am ery kanie - to znaczy adm inistracj a George'a W. Busha -
odm ówili podpisania protokołu z Kio-to do Ram owej konwencj i Narodów Zj ednoczony ch w
sprawie zm ian klim atu (globalnego ocieplenia), przedłożonego w 1997 roku i wchodzącego w
ży cie w roku 2005, chociaż Stany Zj ednoczone są główny m producentem gazów cieplarniany ch.
Ponadto Am ery kanie nie zgodzili się na podpisanie porozum ienia ustanawiaj ącego
Między narodowy Try bunał Sprawiedliwości, nad który m pracowała Organizacj a Narodów
Zj ednoczony ch. Nieustannie dochodziło do konfliktów m iędzy USA a Europą w kwestii legalności
europej skich subwencj i rolny ch i ceł na stal, poj awiały się także różnice zdań doty czące
problem ów światowej polity ki, na przy kład konfliktu arabsko-izraelskiego. W czasie trwania
drugiej woj ny irackiej (2003-) j eszcze bardziej nasilił się sprzeciw wobec am ery kańskiej polity ki
zagranicznej . Stało się tak we Francj i i w Niem czech, a także w m niej szy ch państwach. Wskaźnik
dezaprobaty wy nosił 80-90 procent.
Zważy wszy na tak ogrom ny sprzeciw wobec USA, m ożna by się spodziewać, że znaczna
liczba, a nawet większość Europej czy ków wy razi poparcie dla zj ednoczonej Europy. Jednak gdy
w 2004 roku spy tano ich, j ak zareagowaliby, gdy by Europa nazaj utrz przestała istnieć, niecała
j edna trzecia m ieszkańców Wielkiej Bry tanii (a także Europy Wschodniej ) odparła, że m iałaby
poczucie żalu. Zaledwie 54 procent Europej czy ków wy znało, że członkostwo w Unii Europej skiej
j est czy m ś pozy ty wny m . Rok później odsetek ten zm niej szy ł się do 48 procent (do 28 procent w
Wielkiej Bry tanii). Nastroj e te obj ęły również nowe kraj e członkowskie: j ak oświadczy ł
prezy dent Czech w 2006 roku, Europa potrzebuj e więcej dem okracj i, niekoniecznie więcej
zj ednoczenia. Nawet w kraj ach, w który ch sprzeciw wobec własnego rządu nie by ł zj awiskiem
poważny m , entuzj azm dla Europy osłabł. W 2006 roku j edy nie 33 procent Austriaków wciąż
wy rażało poparcie dla członkostwa w unii, chociaż rok wcześniej by ło ich 42 procent. Podobne
by ły staty sty ki w Finlandii.
John Gillingham , history k integracj i europej skiej , w 2003 roku (dwa lata przed poważny m
kry zy sem na skutek odrzucenia w głosowaniu przez Francj ę i Flolandię) w następuj ący sposób
podsum ował sy tuacj ę i widoki na przy szłość zj ednoczonej Europy :
„Przy szłość Europy oraz integracj i europej skiej znaj duj e się dziś w opałach. W ciągu
ostatnich dziesięciu lat UE osiągnęła niewiele, a nawet nic, społeczeństwo j est do niej zrażone, a
decy denci okazali się niezdolni do zapobieżenia katastrofie związanej z rozszerzeniem .
Pry waty zacj a i ury nkowienie właściwie stanęły w m iej scu. Władzę regulacy j ną Unii
Europej skiej , a w istocie j ej legalność, podaj e się w wątpliwość"
.
Lecz w owy m czasie podobny ch pesy m isty czny ch głosów by ło niewiele, zarówno wśród
ekspertów naukowy ch, j ak i brukselskich eurokratów. Znaki ostrzegawcze poj awiły się znacznie
wcześniej .
W 1992 roku Duńczy cy bardzo nieznaczną większością odrzucili raty fikacj ę traktatu z
Maastricht, co wy wołało zarówno ogrom ne zm ieszanie, j ak i oburzenie w naj ważniej szy ch
europej skich stolicach.
(W 2000 roku Irlandczy cy również zagłosowali przeciwko w innej sprawie, co dla wielu by ło
zaskoczeniem ). Prezy dent Francj i Franęois Mitterrand postąpił nierozsądnie, idąc ty m śladem i
decy duj ąc się na referendum , które by ło nieuzasadnione, gdy ż wy starczy łoby proste głosowanie
w parlam encie.
Mitterrand w końcu wy grał - osiągaj ąc 51 procent głosów, co j ednak druzgocący m
zwy cięstwem nie by ło.
Nie ty lko euroscepty czna Wielka Bry tania, ale cała Europa stanęła okoniem wobec elit, które
chciały narzucić własną polity kę ludziom niepy tany m wcześniej o zdanie.
To, czy brukselskie proj ekty m iały sens i czy leżały we wspólny m interesie, by ło nieważne:
powszechne niezadowolenie m iało rozm aite podłoża, ostatnim , lecz nie m niej istotny m by ł
sprzeciw wobec własnej władzy, którą obwiniano o pogarszaj ącą się sy tuacj ę ekonom iczną. Inną
ważną pobudką by ła niechęć w stosunku do zrzeczenia się suwerenności narodowej na rzecz
odległy ch i anonim owy ch insty tucj i centralny ch, nad który m i społeczeństwo nie m iało kontroli.
Rzecz j asna, niektóre kraj e europej skie skorzy stały na brukselskich proj ektach bardziej niż
inne. W j akim stopniu m iał z ty m coś wspólnego sprzeciw wobec j eszcze większego
zj ednoczenia? Niekiedy sprawa by ła zupełnie oczy wista. Jeśli Hiszpanie w 2005 roku licznie
zagłosowali za europej ską konsty tucj ą, m ożna to wy tłum aczy ć ty m , że Hiszpania odniosła
znaczne korzy ści dzięki wsparciu, które um ożliwiło j ej rozwój gospodarczy.
Kwestie gospodarcze z pewnością nie tłum aczą sprzeciwu Francj i, gdy ż kraj ten (nie ty lko
francuscy rolnicy ) również znalazł się wśród główny ch beneficj entów. Na arenie
m iędzy narodowej Francj a odegrała pierwszoplanową rolę właśnie dlatego, że uważano, iż
przem awia w im ieniu całej Europy. Holandia w sum ie nie ucierpiała na zj ednoczeniu - kraj ten
by ł j edny m z założy cieli Unii Europej skiej i przez cały czas uważano go za państwo m odelowe
pod względem wspólnego, europej skiego ducha. Mim o to Holendrzy zagłosowali przeciwko
proponowanej konsty tucj i UE.
Pewna część narastaj ącego europesy m izm u, który doprowadził do kry zy su roku 2005,
związana by ła ze słabnącą popularnością poszczególny ch rządów, zarówno lewicowy ch, j ak i
ty ch z prawej strony sceny polity cznej . W Brukseli wiele się m ówiło o „m odelu europej skim ",
który odróżniał konty nent od Stanów Zj ednoczony ch oraz pozostały ch części świata. Odnosiło się
to przede wszy stkim do koncepcj i państwa opiekuńczego i rzeczy wiście pod ty m względem
panował konsensus. Nawet ktoś tak konserwaty wny, j ak by ła prem ier Wielkiej Bry tanii Margaret
Thatcher nie ośm ielił się tknąć kwestii świadczeń socj alny ch. By ło to j ednak ty lko ogólne
porozum ienie, a ponadto nadszedł czas, gdy konieczne stało się przeprowadzenie reform i cięć w
wy datkach na opiekę społeczną. Coraz częściej poj awiały się py tania o to, na które świadczenia
opieki społecznej m ożna sobie nadal pozwolić w okresie powolnego lub nawet braku rozwoj u oraz
przy gwałtowny m starzeniu się społeczeństwa. Nie widziano potrzeby dalszego utrzy m y wania
j edności. Wy dawało się, że wrogowie zewnętrzni nie istniej ą, tak j ak w trakcie zim nej woj ny.
Także w latach poprzedzaj ący ch i następuj ący ch po przełom ie wieków nie ry sowały się w
świadom ości społecznej żadne inne zagrożenia. Tego, że w Azj i poj awili się groźni konkurenci
gospodarczy, j eszcze nie dostrzeżono. Islam izm zdawał się odległy m niebezpieczeństwem .
Terrory zm postrzegano głównie j ako problem Stanów Zj ednoczony ch.
W sum ie wy dawało się, że Wspólny Ry nek funkcj onuj e nie naj gorzej . Zupełnie nie by ło
wiadom o, dlaczego należałoby zrzekać się dalszy ch suwerenny ch praw, j ak zakładali eurokraci.
Ty le że polity czne elity nie m iały świadom ości nastroj ów panuj ący ch wśród zwy kły ch
oby wateli. W Maastricht podj ęto decy zj ę o Wspólnej Polity ce Zagranicznej i Bezpieczeństwa
(CFSP) j ako j edny m z trzech filarów wspólnego bezpieczeństwa (dwa pozostałe filary wiązały się
z polity ką gospodarczą i społeczną oraz sprawiedliwością i sprawam i wewnętrzny m i). Jak często
j ednak by wało, porozum ienie okazało się w zasadzie ty lko deklaracj ą zam ierzeń. Zgodnie z
brzm ieniem deklaracj i z Saint-Malo z grudnia 1998 roku: „Unia Europej ska powinna odgry wać
ważną rolę na arenie m iędzy narodowej . [...] Aby to osiągnąć, m usi by ć zdolna do działań
autonom iczny ch poparty ch wiary godny m i siłam i m ilitarny m i". Propozy cj a ta, pochodząca od
Wielkiej Bry tanii i Francj i, została zatwierdzona podczas zj azdu w Kolonii sześć m iesięcy później .
W rzeczy wistości j ednak niewiele z tego wy nikło. Francj a wy dawała się zainteresowana taką
wspólną polity ką j edy nie pod warunkiem , że m ogłaby w znacznej m ierze dy ktować polity kę, j ak
to by wało w przeszłości. Jednak wraz z rozszerzeniem Unii Europej skiej stawało się to coraz
trudniej sze. Europa wy kazała się haniebną bezsilnością w latach dziewięćdziesiąty ch podczas
kry zy su bałkańskiego (naj pierw w Bośni, potem w Kosowie). Konflikty te wy stąpiły przecież nie
w żadny m odległy m od Europy zakątku globu, ale na j ej własny m podwórku. I gdy by nie potęga
m ilitarna Stanów Zj ednoczony ch, w ogóle by nie zareagowano. Europa, „cicha superpotęga",
wy słała obserwatorów woj skowy ch - który ch poj m ały m iej scowe arm ie - i obserwatorzy ci
przy glądali się bezradnie, j ak m asakruj e się dziesiątki ty sięcy cy wilnej ludności.
Bezpośrednio po porażce na Bałkanach podczas kolej nego szczy tu w Am sterdam ie w 1997
roku postanowiono usprawnić proces decy zy j ny w zakresie polity ki zagranicznej , a także powołać
j ednostkę planowania polity ki oraz wczesnego ostrzegania. Jednak również postanowienia tego
szczy tu skończy ły się na zam iarach, gdy ż Unia
Europej ska nie posiadała potencj ału m ilitarnego. Bezpośrednio po zj azdach w Helsinkach
(1999) i Nicei (2000) podj ęto decy zj ę o utworzeniu w ciągu kolej ny ch trzech lat europej skiej
j ednostki m ilitarnej składaj ącej się z 60 000 żołnierzy oraz 30 000 lotników i żołnierzy m ary narki
wy posażony ch w 100 j ednostek pły waj ący ch i 400 sam olotów. Wszy stkie siły powinny by ć w
stanie gotowości do działania w ciągu sześćdziesięciu dni. Powierzono im głównie zadanie
utrzy m ania pokoj u w rej onach obj ęty ch konfliktam i i m isj ę hum anitarną.
Od tam tej pory dochodziło do różny ch kry zy sów, na przy kład do trwaj ącego ludobój stwa w
Darfurze, zachodnim regionie Sudanu, siły te j ednak nie zainterweniowały. Lecz gdy by nawet
siły te wy słano do Darfuru, j aki by łby poży tek z oddziałów, które potrzebowały dwóch m iesięcy
do osiągnięcia stanu gotowości? Sy tuacj a zakrawała na absurd.
Czy m wy tłum aczy ć niepowodzenie w opracowaniu wspólnej polity ki zagranicznej i
obronnej ? Częściowo j est to związane z nieprakty czną strukturą, j aka została ustalona. Sporządzono
rozm aite wy ty czne doty czące polity ki oraz procedury sy stem aty cznego dialogu polity cznego, a
w rej ony obj ęte kry zy sem skierowano specj alny ch przedstawicieli. Niestety, w dopracowy wanie
i wdrażanie Wspólnej Polity ki Zagranicznej i Bezpieczeństwa (CFSP) zaangażowany ch by ło zby t
wiele organów - Rada Europej ska, Rada Unii Europej skiej , przewodniczący rady. W dodatku
stworzono kilka nowy ch struktur, na przy kład Wy sokiego Przedstawiciela CFSP, Kom itet Stały ch
Przedstawicieli oraz Kom itet Polity czny i Bezpieczeństwa (PSC), kilka inny ch kom itetów i
podkom itetów. Ty le organów sprawuj ący ch władzę nie m ogło działać szy bko i skutecznie, nawet
gdy by dy sponowały odpowiednim i środkam i m ilitarny m i.
Jednak gdy by nawet istniała struktura dowodzenia pozwalaj ąca na podej m owanie szy bkich
decy zj i oraz europej ska arm ia, wciąż nie by łoby j ednom y ślności m iędzy poszczególny m i
kraj am i co do polity ki i strategii. Aż do zakończenia zim nej woj ny (i później ) NATO zapewniało
Europie ochronę. Ty le że zostało zdom inowane przez Stany Zj ednoczone, więc wraz z rozpadem
radzieckiego im perium wielu ludziom wy dawało się, że NATO straciło racj ę by tu, nawet j eśli
ty lko nieliczni uj m owali to w tak kategory czny sposób. Interesy europej skie nie by ły zbieżne z
interesam i USA. Ale nawet w latach dziewięćdziesiąty ch i później niektóre kraj e europej skie
opowiadały się za współpracą z Am ery ką (państwa atlanty ckie - Wielka Bry tania, Holandia, a
także Europa Wschodnia), podczas gdy inni, j ak Francuzi i niem ieccy socj aldem okraci, chcieli
przeciwwagi dla USA.
Jeszcze inne kraj e, na przy kład Austria, Szwecj a i Finlandia, pozostawały neutralne (lub
neutralisty czne) w swej orientacj i.
Niektóre kraj e Europy współpracowały ze Stanam i Zj ednoczony m i w czasie woj ny w Zatoce
Perskiej oraz w Iraku, podczas gdy pozostałe się im sprzeciwiały. Lecz nawet ci, którzy chcieli
utworzy ć siły niezależne od NATO i USA, nie m ieli tak naprawdę ochoty podj ąć polity cznego,
finansowego ani m ilitarnego trudu koniecznego do utworzenia połączonej j ednostki tego rodzaj u.
Teorety cznie nie powinno to przy sporzy ć zby t wielkich trudności. Kraj e europej skie m iały arm ie
liczące 1,5-2 m iliony żołnierzy, 22 000 czołgów oraz 6500 sam olotów. Gdy by postanowiły
oddelegować zaledwie j edną czwartą ty ch oddziałów, powstałaby poważna siła m ilitarna.
Pom ij aj ąc j ednak kwestię trudności techniczny ch, nie by ło po prostu woli polity cznej ani też
poczucia, że j est to sprawa pilna. Wprost przeciwnie. Właściwie wszy stkie kraj e europej skie w
latach dziewięćdziesiąty ch i w następnej dekadzie obniżały wy datki na woj sko, ograniczaj ąc ty m
sam y m swój potencj ał m ilitarny. Wielka Bry tania i Francj a to potęgi nuklearne, ale czy m ożna
założy ć, że oddały by swój atom owy arsenał do dy spozy cj i europej skiej arm ii? Krótko m ówiąc,
po wszy stkich rozważaniach i decy zj ach Europa nie istniała j ako potęga m ilitarna.
Między Waszy ngtonem a przy wódcam i europej skim i istniały zasadnicze różnice w podej ściu
do tego, j ak radzić sobie z aktualny m i problem am i świata, a wy m iana zdań stawała się coraz
bardziej zacięta. By ł to spór, który m ożna by skwitować zdaniem : „Am ery kanie są z Marsa, a
Europej czy cy z Wenus". Według często przy taczanego arty kułu Roberta Kagana Power and
Weakness („Policy Review", czerwiec 2002) poglądy prezentowane przez Europej czy ków, takie
j ak wiara w Narody Zj ednoczone i dy plom acj ę j ako naj skuteczniej sze instrum enty
rozwiązy wania światowy ch kry zy sów, zostały określone m ianem odzwierciedlaj ący ch nie ty le
„charakter narodowy " - nikt w 1940 roku nie twierdziłby, że Europej czy cy są z Wenus - ile
osłabioną pozy cj ę Europy w świecie. Europa postrzegała współczesny świat j ako ten, w który m
prawa, zasady i m iędzy narodowa współpraca w coraz większy m stopniu decy duj ą, gdy
ty m czasem siła m ilitarna czy nawet polity czna stopniowo j est porzucana. Praworządność stawała
się norm ą nie ty lko w polity ce wewnętrznej , ale i w sprawach m iędzy narodowy ch. Brutalna siła,
według niektóry ch am ery kańskich euroopty m istów, należała do przeszłości, gdy ż świat wznosił się
ponad polity kę siły. Europej scy m ężowie stanu i teorety cy polity ki kry ty kowali Am ery kę za
kpiny i szy dzenie z Organizacj i Narodów Zj ednoczony ch, naj wy ższej władzy i j edy nej nadziei
na światowy pokój (przy Pakistanie, Kubie, Chinach, Rosj i i Arabii Saudy j skiej w nowej
Radzie Praw Człowieka ONZ). Pokoj owy przy kład europej ski, z tam tej szą dem okracj ą i
m odelem społeczny m , w oczach wspom niany ch am ery kańskich euroopty m istów m iał bez cienia
wątpliwości podziałać na resztę świata zgodnie z zasadą dom ina. Europa m iała ostatecznie odnieść
sukces w prom owaniu nowego porządku pokoj u, sprawiedliwości i wolności, podczas gdy
agresy wna polity ka am ery kańska skazana by ła na porażkę. Siła m ilitarna w dwudziesty m wieku
uległa dy skredy tacj i. Europa wy ciągnęła naukę i urosła do rangi m oralnej superpotęgi.
Ilekroć j ednak poj awiał się rzeczy wisty kry zy s, czy to na Bałkanach, czy na Bliskim
Wschodzie, niebawem okazy wało się, że naj wy raźniej ani Teheran, ani nawet Slobodan
Milośević nie są pod wrażeniem statusu Europy j ako cy wilnej potęgi i że bez m ilitarnego
wsparcia Am ery ki Europa nie m oże niczego osiągnąć. Ty godnie sporów zaj ęło zorganizowanie sił
pokoj owy ch do Libanu pod koniec lata 2006 roku - sił o wiele m niej szy ch niż 15 000 żołnierzy - o
co poprosił sekretarz generalny ONZ Kofi Annan.
To, czy strategia Stanów Zj ednoczony ch związana z eksportowaniem dem okracj i m iała się
powieść, czy też nie, stanowi kwestię odrębną; istotna w niniej szy m kontekście j est filozofia
Europy. Czy naprawdę sądzono, że przy szłość należy do europej skiej „m iękkiej si ły ", czy też
by ła to j edy nie racj onalizacj a słabości? Niełatwo odpowiedzieć na to py tanie. Biorąc pod uwagę
światową rzeczy wistość na początku dwudziestego pierwszego wieku, gdy przesiąknięte agresj ą
religie i nacj onalisty czne tendencj e istniej ą nie ty lko w dalekich kraj ach, ale u sam ego progu
Europy ; biorąc pod uwagę dem ograficzną i ekonom iczną słabość Europy, bezrobocie oraz
zależność od ropy ; biorąc pod uwagę porażkę europej skich inicj aty w na Bałkanach i na Bliskim
Wschodzie, a także niepokoj ący rozwój sy tuacj i w by ły m Związku Radzieckim , trudno uwierzy ć,
że ktokolwiek m ógłby poważnie sądzić, iż wiek dwudziesty pierwszy będzie należał do Europy. Nie
m ożna j ednak nigdy lekceważy ć m ocy pobożny ch ży czeń.
By ła to prawdziwie eurocentry czna koncepcj a oparta na rozwij aj ącej się europej skiej
współpracy w okresie powoj enny m oraz na ty m , że woj na m iędzy kraj am i Europy istotnie stała
się nie do pom y ślenia.
By ć m oże również częściowo opierało się to na założeniu, że agresy wna polity ka zagraniczna
Am ery ki skazana j est na porażkę, a j ej wy nikiem będzie wy cofanie się Stanów Zj ednoczony ch
ze światowej polity ki, pewnego rodzaj u neoizolacj onizm . Wszy stko to j ednak absolutnie nie m ogło
wy tłum aczy ć wiary w świat, w który m m iałaby zwy ciężać „m iękka siła". By ł to światopogląd
niebiorący pod uwagę rozpowszechniania się broni j ądrowej , rosnącego prawdopodobieństwa, że
zostanie uży ta broń m asowego rażenia, z j ednej strony bezsilności Organizacj i Narodów
Zj ednoczony ch, z drugiej strony powstawania reżim ów niechętny ch do współpracy, takich j ak
irański czy północnokoreański. Krótko m ówiąc, by ła to wiara oparta na zało żeniu, że reszta świata
j est j ak Europa Zachodnia i Północna, a j eśli nie do końca j eszcze osiągnęła ten sam poziom ,
wkrótce go osiągnie, gdy ż Europa i praworządność stanowią przedm iot zazdrości całego świata.
By ł to pogląd tak odległy od rzeczy wistości, że j ego racj a by tu i m oty wacj e wciąż pozostaj ą
zagadką. Rozwój Unii Europej skiej j est przedm iotem ogrom nego zainteresowania politologów,
konsty tucj onalistów oraz inny ch badaczy. Teorety cy, przede wszy stkim ci zaj m uj ący się
integracj ą, m ieli swój złoty okres, szkoła neofunkcj onalisty czna dorzuciła swoj e, podobnie zresztą
j ak m iędzy rządowcy. Rządy ponadnarodowe, w ty m kwestia wielopoziom owego sprawowania
władzy, stały się tem atem zażartej dy skusj i. Podczas gdy teorety ków absorbowały te
fascy nuj ące dy sputy, poj awiło się niebezpieczeństwo, że pom inięte zostaną nastroj e i obawy
prawdziwy ch ludzi - i tak wła śnie się stało.
Tak, w duży m skrócie, wy glądała sy tuacj a, gdy głosowanie przeciw europej skiej konsty tucj i
pogrąży ło Unię Europej ską w głębokim kry zy sie. Kwestia rozszerzenia (problem Turcj i) stała się
źródłem kolej nego kry zy su. Można by ło, oczy wiście, tłum aczy ć negaty wne wy niki głosowania
j ako „gwałtowną reakcj ę populisty czną" - i wy j a śnienie takie nie by ło do końca błędne. Do
przeciwników bliższej współpracy europej skiej zaliczali się zarówno przedstawiciele skraj nej
prawicy, j ak i lewicy (we Francj i około 75 procent wy wodziło się z lewicy ), a także rozm aite
frakcj e anty globalisty czne i anty dem okraty czne. Sprzeciw często opierał się na narodowy m
egoty zm ie lub na naj bardziej wsteczny m i reakcy j ny m elem encie, który niczego nie zapom niał i
niczego się nie nauczy ł z naj nowszej historii Europy.
Ale by ła to ty lko j edna strona m edalu. Bruksela wzięła oddolne poparcie za pewnik. A skoro
„euroentuzj aści", zanurzeni w świecie własnej fantazj i, naprawdę wierzy li, że Europa stała się j uż
(m oralną) superpotęgą, czego zazdrości j ej reszta świata, po cóż by m ieli się wy silać i um acniać
forty fikacj e?
John G illingham, European Iniegration 1950 - 2005, Cambridge 2003 (przyp. aut.).
4. Kłopoty z państwem opiekuńczym
Naj większe kry zy sy często przy chodzą znienacka, chy ba że są skutkiem większy ch woj en.
Może i nie by ło w latach dziewięćdziesiąty ch XX w. bezpośrednich powodów ku tem u, aby
spodziewać się niepom y ślny ch zdarzeń w przy szłości Europy. Wprawdzie istniały nierozwiązane
problem y, które powinny skłonić do zachowania ostrożności, ale wpły wowe kręgi wy rażały
ży wiołowy opty m izm - nie ty lko brukselscy eurokraci, lecz także rządy narodowe od Berlina po
Pary ż i j eszcze dalej .
Ponadto znaleźli się am ery kańscy naukowcy i sztaby ekspertów, którzy przekonali sam i siebie,
że dwudziesty pierwszy wiek będzie wiekiem Europy. Co stałoby się j ednak, gdy by bezrobocie na
j akim ś poziom ie istniało, a wskaźniki ekonom iczne przez pewien czas nie wy padały zby t
rewelacy j nie? Możliwe, że po dziesięcioleciach dy nam icznego rozwoj u konty nent potrzebowałby
przerwy, aby utrwalić osiągnięcia, po czy m m ógłby konty nuować pewny m arsz naprzód.
A nawet gdy by rozwój w przy szłości okazał się wolniej szy, nie by ł to j eszcze powód do
rozpaczy : Cud ekonom iczny nie wy dawał się konieczny rok po roku, m oże nawet niepożądany.
Wy glądało na to, że nie należy się szczególnie śpieszy ć ani forsować tem pa: ostatecznie w
każdy m sporcie zdarzaj ą się pewne okresy, kiedy zawodnicy m aj ą czas na powrót do sił i
nabranie świeżego rozpędu. To, co sprawdzało się w piłce nożnej czy hokej u, ty m bardziej
sprawdzało się w tak poważny m przedsięwzięciu, j akim by ła budowa nowej Europy.
W ciągu ostatnich dwustu lat Europa wiele razy uznawana by ła za m artwą lub dogory waj ącą,
za każdy m razem j ednak zaskakiwała czarnowidzów swoj ą ży wotnością. Francj ę po klęsce
m ilitarnej z Niem cam i w latach 1870-1871 uznano za „siłę wy czerpaną", wiele traktatów spisano
także o m arny m końcu grandę mtion, kwitowany ch lapidarny m stwierdzeniem : Finis Galliae. A
m im o to w ciągu trzy dziestu lat Francj a doszła do siebie i wszechobecny pesy m izm ustąpił
m iej sca świeżej fali opty m izm u. Zmierzch Zachodu Oswalda
Spenglera okazał się bestsellerem roku 1918 (i przez wiele lat później ), ty le że Spengler
zaj m ował się cy kliczny m i losam i wielkich cy wilizacj i w długich okresach dziej ów. Jean Paul
Sartre i j ego przy j aciele pisali o Europie konaj ącej w konwulsj ach po drugiej woj nie światowej ,
j ednakże powoj enny rozwój wy padków na konty nencie zadał kłam ty m przepowiedniom .
Zam iast upaść, powstała na nowo, czego wy nikiem by ł nie ty lko dużo większy dobroby t, ale też
sprawiedliwsze i bardziej cy wilizowane społeczeństwo niż kiedy kolwiek w przeszłości. A j eśli
nawet w latach dziewięćdziesiąty ch poj awiły się j akieś znaki ostrzegawcze, to j ednocześnie dało
się dostrzec sy gnały przepowiadaj ące wspaniałą przy szłość. Wraz z rozpadem im perium
sowieckiego Europa, która po drugiej woj nie światowej została podzielona, m ogła się nareszcie
ponownie zbliży ć. Na takie zbliżenie potrzeba by ło j ednak trochę czasu, nie należało zatem
niczego przy śpieszać.
Stopniowo j ednak zaczęto dostrzegać, że to, co z początku zdawało się przej ściowy m „okresem
przestoj u", nadal trwa. Ani władze narodowe, ani Bruksela (centrala Unii Europej skiej )
naj wy raźniej nie znalazły odpowiedzi na problem y, przed j akim i stanęła Europa.
W ty m okresie popularność zy skiwała chęć prowadzenia polity ki niezależnej , niezależnej od
Am ery ki, w świecie, który się zm ienił. Ale w m iarę upły wu lat stawało się j asne, że idea
cy wilnej superpotęgi by ła chim erą. Władza polity czna i m ilitarna wciąż liczy ły się w
niespokoj ny m świecie, a kraj e europej skie nie chciały podj ąć wy siłków konieczny ch do
stworzenia siły, z którą należałoby się liczy ć. Nie pogodziły się one z warunkiem , że aby stać się
skuteczną siłą w sprawach świata, m usiały by zrzec się suwerenny ch praw, j ednocześnie
zwiększaj ąc swój potencj ał obronny. „Miękka siła" by ła niezłą alternaty wą dla siły m ilitarnej , ty le
że Europa dy sponowała nieznaczny m potencj ałem oby dwu.
Kiedy należało bić na alarm ? Do czasu pierwszego kry zy su naftowego (1973) wy niki
europej skiej gospodarki by ły znakom ite. Norm ą by ło tem po wzrostu w granicach 5-8 procent w
Niem czech, 4-5 procent we Francj i oraz 5 procent we Włoszech; w ty le pozostawała ty lko Wielka
Bry tania (2,5 procent). W połowie lat siedem dziesiąty ch nastąpił spory spadek: inflacj a wzrosła
do 10 procent i więcej , wzrosło też bezrobocie i pozostawało na stosunkowo wy sokim poziom ie.
Lata osiem dziesiąte by ły okresem „stagflacj i" (stagnacj i z towarzy szeniem inflacj i), lecz
ogólny obraz by ł niej ednoznaczny : niektóre kraj e radziły sobie lepiej niż inne. W latach
dziewięćdziesiąty ch następowało powolne oży wienie, lecz w okresie 1992-1994 doszło do
kolej nego spadku. Pośród naj lepiej funkcj onuj ący ch państw znalazły się Wielka
Bry tania, Hiszpania i Irlandia - kraj e, które we wcześniej szy ch dziesięcioleciach pozostawały
w ty le. Poj awiały się rozm aite sugestie co do przy czy n znacznie wolniej szego wzrostu
gospodarczego, takie j ak „euroskleroza" (zastałe i nieelasty czne ry nki pracy ). Wiadom o by ło
j ednak również, że dy nam iczne tem po okresu powoj ennego tak czy inaczej m usiało zwolnić:
nowy ch m iej sc pracy nie dało się tworzy ć bez końca, a eksportu nie m ożna by ło zwiększać w
nieskończoność, gdy ż istniały granice wzrostu. W rzeczy wistości bezrobocie sy stem aty cznie
rosło: w większości naj ważniej szy ch sy stem ów gospodarczy ch Europy oprócz Wielkiej Bry tanii
przekroczy ło 10 procent, natom iast w Hiszpanii osiągnęło ponad 20 procent. Niezwy kle trudno
by ło zm niej szy ć poziom bezrobocia, bez względu na to, j aką polity kę by prowadzono.
Po 1995 roku wzrost w Europie by ł powolny (niewiele ponad 2 procent), lecz stosunkowo
równom ierny ; bezrobocie j ednak wciąż się pogłębiało. Wiele się m ówiło o pilnej konieczności
reform , zwłaszcza w Niem czech i we Francj i, dwóch kraj ach naj bardziej dotknięty ch ty m
problem em . Zby t wielki by ł j ednak sprzeciw polity czny, więc zrobiono niewiele.
To fascy nuj ące, j ak odm iennie postrzegali stan rzeczy ekonom iści różny ch orientacj i. Jak w
2003 roku zauważy ł Philippe Legrain w „The New Republic"
, standard ży cia podniósł się w
ciągu ostatnich trzech lat o blisko 6 procent w Unii Europej skiej , a zaledwie 1 procent w Stanach
Zj ednoczony ch. Wzrost wy daj ności w kilku kraj ach okazał się wy ższy niż w USA. Wy daj ność w
Niem czech by ła na wy ższy m poziom ie niż w Stanach Zj ednoczony ch, nawet bezrobocie w
niektóry ch kraj ach Starego Konty nentu by ło m niej sze niż w Am ery ce*. Jeżeli Europa cierpiała
na cy kliczną tendencj ę zniżkową, nie oznaczało to długotrwałego spadku. Szty wne regulacj e
europej skiego prawa pracy nie stanowiły tak naprawdę wielkiej przeszkody dla wzrostu. Mim o
ich istnienia niektóry m kraj om Europy udało się prześcignąć Stany Zj ednoczone, a poza ty m
właśnie m iano dokonać reform w tej dziedzinie. Krótko m ówiąc, słabości Europy nie by ły aż tak
wielkie, j ak się zdawało, zalet natom iast nie doceniano. Euro szy bowało w górę, a
długoterm inowe oży wienie wzrostu, związane ze stworzeniem rzeczy wistego j ednolitego ry nku ze
wspólną walutą, m iało by ć im ponuj ące.
By ł to j eden z punktów widzenia, j akie m ożna by ło przy j ąć w odniesieniu do sy tuacj i. W
podobny m też tonie podj ęto (wspom niane na wstępie) postanowienia lizbońskie przy wódców
europej skich
w m arcu 2000 roku. Wielu j ednak w znacznie bardziej ponury ch barwach postrzegało
zarówno bieżące położenie Europy, j ak i widoki na przy szłość. Raport CIA z 2005 roku
przepowiadał upadek Unii Europej skiej w ciągu 10-15 lat, chy ba że wprowadzono by rady kalne
reform y. Poj awiły się książki opatrzone takim i ty tułam i, j ak we Francj i „Upadaj ąca Francj a"
, a
w Niem czech „Czy da się j eszcze ocalić Niem cy ?"
Czy ci ekonom iści i kom entatorzy polity czni pisali o ty m sam y m konty nencie? Pesy m izm
doty czący Europy podsum owali Robert Sam uelson w arty kule zaty tułowany m The End of
Europę („Washington Post" z 15 czerwca 2005) oraz Fareed Zakaria w The Decline and Fali of
Europę („Newsweek" z 14 lutego 2006). Sam uelson zwrócił uwagę na rozbieżności w przy roście
naturalny m m iędzy Europą a Am ery ką i wy kazał, że do roku 2050 j edna trzecia ludności
europej skiej będzie w wieku sześćdziesięciu pięciu lub więcej lat. Pom ij aj ąc duże bezrobocie i
ślam azarny wzrost, w j aki sposób gospodarki europej skie m iały by w przy szłości funkcj onować
przy tak potężnej arm ii osób w podeszły m wieku, zależny ch w duży m stopniu od świadczeń
państwowy ch (wy m uszaj ący ch wy sokie opodatkowanie)?
Europej ska szczodrość by ła godna podziwu, wy m agała j ednak silnej gospodarki. (Podobny
problem wy stępował w Stanach Zj ednoczony ch, ty le że tam tej szy wskaźnik urodzeń by ł znacznie
wy ższy ).
Przecie wszy stkim wielu Europej czy ków ży ło złudzeniam i: wy dawało im się, że j akim ś
cudem pom im o wszy stkich kłopotów ży cie będzie toczy ło się tak j ak dawniej . Prawie każdą
zm ianę czy reform ę poczy ty wano za zagrożenie. Konsty tucj a UE została odrzucona, choć nie
pociągała za sobą żadny ch rady kalny ch przem ian - lecz na niej właśnie Europej czy cy
wy ładowali swoj e rozgory czenie.
Fareed Zakaria, kom entuj ąc szczegółowy raport Organizacj i Współpracy Gospodarczej i
Rozwoj u (OECD) w Pary żu opublikowany na początku 2006 roku, wspom ina o szacunkach
głównego ekonom isty OECD, m ówiący ch, że gdy by obecne tendencj e się utrzy m ały, przeciętny
oby watel Stanów Zj ednoczony ch by łby dwukrotnie bogatszy od staty sty cznego Francuza czy
Niem ca. Do Zakarii nie przem awiał argum ent, że Europej czy cy bardziej cenili sobie wolny czas
niż Am ery kanie, w wy niku czego, chociaż by li biedniej si, cieszy li się lepszą j akością ży cia.
Gdy by m iało im się powodzić ty lko w połowie tak dobrze j ak Am ery kanom , oznaczałoby to
gorszą służbę zdrowia i edukacj ę oraz ograniczony dostęp do wszelkich pozostały ch dóbr i
świadczeń, a co za ty m idzie - gorsze ży cie. Konieczne reform y w Europie nieustannie odkładano
na później , paraliżowały j e straj ki i protesty, a próby liberalizacj i handlu również spoty kały się z
gwałtowny m oporem .
Europej skie szkolnictwo wy ższe oraz badania naukowe, niegdy ś wiodące w świecie pry m ,
sy stem aty cznie podupada ły. W niektóry ch dziedzinach, na przy kład w naukach biom edy czny ch,
Stary Konty nent przestał j uż się liczy ć i niewy kluczone, że prześcigną go kraj e azj aty ckie.
Wszy stko to oznaczało dalszy spadek pozy cj i Europy w świecie. Jednocześnie m niej sze wy datki
na obronę osłabiły j ej zdolność do odgry wania roli m ilitarnego partnera Stanów Zj ednoczony ch
czy nawet do wy sy łania oddziałów w m isj ach pokoj owy ch. Nadwątlenie pozy cj i Europy
oznaczało, że nie m ogła stanowić j uż poważnej konkurencj i dla Am ery ki, więc status Am ery ki
j ako superm ocarstwa m iał się utrzy m ać.
Podobna sy tuacj a by ła j ednak niekorzy stna również dla Stanów Zj ednoczony ch, j ak uj ął to
Sam uelson, ponieważ powodowała osłabienie światowej gospodarki. Europa nie m ogła dłużej
pozostawać silny m soj usznikiem USA: „Nie chcąc zaj ąć się własny m i, rzeczy wisty m i
problem am i, Europej czy cy staj ą się coraz bardziej kry ty czni wobec Am ery ki". Wy woły wało
to wrażenie, że by li akty wni na arenie światowej , podczas gdy po cichu przy zwalali na własny
upadek.
Z perspekty wy czasu ciekawa j est lektura wrażeń am ery kańskich obserwatorów, na przy kład
T.R. Reida, szefa londy ńskiego biura „Washington Post" oraz autora The United States of Europę:
The New Superpower and the End of American Supremacy (2004). Reid opisał sy tuacj ę, gdy
wkrótce po przy j eździe m usiał zabrać swą m ałą córeczkę na izbę przy j ęć londy ńskiego szpitala.
Po zaledwie piętnastu m inutach oczekiwania uprzej m a pielęgniarka wraz z kom petentny m
lekarzem przy j ęli córkę Reida i profesj onalnie załatwili problem . Gdy m ężczy zna wy j ął
książeczkę czekową, pielęgniarka uśm iechnęła się, dum nie oświadczaj ąc, że w Wielkiej Bry tanii
sprawy te załatwia się inaczej i że nie będzie m usiał płacić za opiekę m edy czną.
Reidowi i j ego córce się poszczęściło, ponieważ przeciętny czas oczekiwania na izbie przy j ęć
w Wielkiej Bry tanii wy nosi kilka godzin, i nie m a pewności, czy przy j m ie nas kom petentny
lekarz. Am ery kanin m ógł wspom nieć o inny ch im ponuj ący ch sukcesach bry ty j skiego państwa
opiekuńczego, takich j ak bezpłatna edukacj a, z uwzględnieniem szkolnictwa wy ższego, a nawet
studiów m edy czny ch, oraz prawo em ery tów do korzy stania za darm o z kom unikacj i m iej skiej w
Londy nie. Powinien j ednak napom knąć, że podatki w Waszy ngtonie są niższe niż w Wielkiej
Bry tanii (choć Londy n j est m iastem o wiele droższy m od Waszy ngtonu), że w Stanach
Zj ednoczony ch zasiłki z opieki społecznej są wy ższe albo że zarobki am ery kańskich lekarzy
m edy cy ny po uzy skaniu dy plom u są przy naj m niej dwukrotnie wy ższe niż w Wielkiej Bry tanii.
W przedm owie do swoj ej książki Reid napisał, że Am ery kanie, w ty m oficj alny Waszy ngton i
niem al cała klasa polity czna, przespali powstanie w Europie nowego rodzaj u by tu polity cznego.
Po prostu nie pogodzili się z szy bko rosnącą siłą i władzą rządu UE w Brukseli. Znaj dowali się w
stanie zaprzeczania rzeczy wistości. Niedługo po United States of Europę T.R. Reida ukazała się
następna książka ostrzegaj ąca przed niebezpieczeństwam i wy nikaj ący m i z przesy piania istotny ch
procesów history czny ch: Wlńle Europę Slept (2006) autorstwa Bruce'a Bawera z wszy stko
m ówiący m podty tułem , Jak fundam entalny islam niszczy Zachód od środka. A także trzecia
książka, Die Stunde der Asiaten Jochena Buchsteinera, według której uśpiona Europa (w
przeciwieństwie do Am ery ki) nigdy nie uświadom iła sobie, że na świecie zaszła znacząca zm iana
- Chiny, Indie oraz inne kraj e azj aty ckie stały się czołowy m i potęgam i gospodarczy m i i
polity czny m i. W efekcie Europa została zepchnięta na m argines i teraz pełni ty lko funkcj ę
obserwatora.
Eurofile w Am ery ce i ich europej scy koledzy nie m y lili się całkowicie, wskazuj ąc liczne
społeczne i kulturalne osiągnięcia Europy oraz zalety tutej szego sty lu ży cia. Nie m y lili się
również, podkreślaj ąc, że Stany Zj ednoczone pod pewny m i względam i skandalicznie pozostawały
w ty le oraz że wy stępowały różnice, niekiedy znaczne, w dochodach. Istniały również inne istotne
rozbieżności. Martin Hiifner w Europa, Die Macht von Morgen (2006) słusznie podkreślił urok
europej skiego kraj obrazu. Niektóre z „dwunastu europej skich wartości i cech
charaktery sty czny ch", które wy punktował, aby udowodnić predesty nacj ę Europy do stania się
potęgą j utra, by ły j uż j ednak m niej oczy wiste. Czy naprawdę Europej czy cy (w odróżnieniu od
Am ery kanów) bardziej skłaniaj ą się ku wy bieganiu m y ślą naprzód i planowaniu na przy szłość?
Czy naprawdę są bardziej tolerancy j ni wobec odm ienny ch poglądów i religii? Czy są bardziej
internacj onalni?
Dom inique de Villepin, francuski prem ier, który ukuł poj ęcie „patrioty zm u ekonom icznego",
gdy sprzeciwił się fuzj i pewny ch wielkich korporacj i francuskich z inny m i przedsiębiorstwam i
europej skim i, prawdopodobnie by się z ty m nie zgodził. Jeśli chodzi o przy j m owanie nowy ch
im igrantów, Am ery ka niewiele m ogłaby się nauczy ć od Europy. Z pewnością Europa m iała
m niej sze poczucie m isj i. Lecz by ła też druga strona m edalu: badania opinii publicznej
wy kazy wały, że większość kraj ów europej skich nieszczególnie dum na by ła ze swy ch nowy ch
trady cj i, wartości oraz sty lu ży cia. Jeżeli rezultaty ty ch badań pokry wały się z rzeczy wistością, to
poczucie własnej wartości u Europej czy ków by ło dość niskie.
Euroopty m iści pom y lili się, nie ty lko przeceniaj ąc gospodarczą siłę Europy, ale też
nieustępliwie koncentruj ąc się na porównaniach m iędzy Europą a USA. Nawet gdy by ich
kry ty ka Am ery ki m iała uzasadnienie, niekoniecznie wy nikało z tego, że europej skie osiągnięcia są
niezagrożone i będą długotrwałe. Przede wszy stkim poj awiło się wrażenie, że Stany Zj ednoczone
są główny m ry walem Europy, podczas gdy konkurencj a nadeszła z państw dopiero co
uprzem y słowiony ch.
We wszy stkich dy skusj ach wy bij ała się kwestia państwa opiekuńczego. Jego geneza i idea,
według której w cy wilizowany m społeczeństwie m usi funkcj onować sy stem zabezpieczeń dla
naj słabszy ch, sięga daleko wstecz. W Niem czech m a swoj e źródło w ustawodawstwie
związany m głównie z ubezpieczeniem społeczny m i zdrowotny m ustanowiony m za rządów
kanclerza Ottona von Bism arcka. W Anglii we współczesnej form ie by ł to plan opracowany przez
Sir William a Beveridge'a podczas drugiej woj ny światowej , który przewidy wał uj ednolicony
narodowy sy stem ubezpieczeń społeczny ch i wszechstronną narodową służbę zdrowia,
wy m ierzony w zlikwidowanie nędzy i ubóstwa. Według współczesny ch ekonom istów dzisiej sze
państwo opiekuńcze redy stry buuj e wpły wy od pracuj ący ch m łody ch na rzecz ludzi starszy ch na
em ery turze oraz od bogaty ch na rzecz biedny ch (Assaf Razin i Efraim Sadka). Zgodnie z
klasy czną definicj ą Asy Briggsa (obecnie lorda Briggsa) bry ty j ski sy stem opieki społecznej
gwarantuj e m inim alne standardy, w ty m m inim alne dochody, a także zapewnia bezpieczeństwo
socj alne na wy padek utraty pracy oraz świadczenia na naj wy ższy m z m ożliwy ch poziom ie. Tak
to wy gląda w teorii. W prakty ce świadczenia są na niskim poziom ie i trzeba j e reglam entować
adekwatnie do dostępny ch środków. Charakter państwa opiekuńczego różni się w zależności od
kraj u. We Francj i znaczna część budżetu pokry wa em ery tury i renty, które, tak j ak w Niem czech,
są (lub do niedawna by ły ) stosunkowo wy sokie. W Szwecj i oraz w pozostały ch kraj ach
skandy nawskich opieka państwa j est naj am bitniej sza, zapewnia m inim um socj alne wszy stkim
oby watelom .
Wy datki na cele socj alne są duże i z czasem wzrosły we wszy stkich kraj ach europej skich (i
wszy stkich kraj ach rozwinięty ch).
W 2001 roku by ło to 27-29 procent produktu kraj owego brutto w Danii, Szwecj i, Francj i,
Niem czech oraz Belgii, a powy żej 20 procent we wszy stkich znaczący ch kraj ach Europy, w ty m
południowy ch (Włochy, Hiszpania, Grecj a, Portugalia) oraz niektóry ch wschodnich (Polska,
Węgry i Czechy ). Kraj e spoza Europy wy kazy wały znacznie niższy wskaźnik wy datków na cele
socj alne: 18 procent Australia, Nowa Zelandia i Kanada, 17 procent Japonia, 15 procent Stany
Zj ednoczone, a z europej skich 14 procent Irlandia. Jednak te niższe dane liczbowe są trochę
m y lące, gdy ż na przy kład w USA i w Kanadzie większy niż gdziekolwiek indziej odsetek
ubezpieczenia zdrowotnego pokry wany by ł przez sektor pry watny.
Osiągnięcia europej skiego m odelu państwa opiekuńczego są wy bitne: Am ery kanie m ogą
j edy nie pom arzy ć o trzy dziestopięciogodzinny m ty godniu pracy albo o pięciu ty godniach
płatnego urlopu rocznie - w Danii straj kowano, żądaj ąc szóstego. Niektórzy kry ty cy twierdzili, że
socj alna „siatka asekuracy j na" przy brała form ę „asekuracy j nego ham aka". Poj awiała się surowa
kry ty ka (nie ty lko ze strony przedstawicieli ideowej prawicy ) coraz większy ch naduży ć w
sy stem ie świadczeń socj alny ch wy korzy sty wana przez osoby na nim pasoży tuj ące - a także
twierdzenie, że pod pewny m i względam i zabezpieczenia socj alne zachęcaj ą społeczeństwo do
pasoży tnictwa.
Ale naduży cia te nie by ły prawdziwy m problem em - przy odrobinie nadzoru m ożna j e by ło
skory gować. Problem em by ło to, że wszy stkie program y pom ocy socj alnej bez trudu
pozostawały w zasięgu finansowy m państwa j edy nie pod warunkiem , że następował pokaźny
wzrost gospodarczy. Od wielu j uż lat przy szłość państwa opiekuńczego w Europie by ła sprawą
pilną, aż nabrała znam ion naj ważniej szej kwestii wewnętrznej : le trou dans la Secu - dziura w
świadczeniach opieki społecznej . Oczy wiście nie dlatego, że istniał potężny sprzeciw ideologiczny,
gdy ż żaden polity k, choćby nie wiadom o j ak konserwaty wny, nie uj echałby daleko na
anty socj alny m program ie. Przy czy na leżała w ty m , że opieka społeczna w m iarę upły wu czasu
stawała się coraz droższa z doskonale znany ch powodów. Ludzie ży li dłużej i istniała konieczność
rozdzielania większej liczby rent i em ery tur. Usługi m edy czne drożały coraz bardziej . Przy
rosnący m bezrobociu niezbędne stało się zapewnienie większego wsparcia osobom pozbawiony m
pracy. Od zakończenia drugiej woj ny światowej liczba studentów w całej Europie wzrosła pięcio-
, a nawet dziesięciokrotnie, więc na szkoły i uniwersy tety m usiały by ć przekazy wane
pokaźniej sze kwoty. Krótko m ówiąc, zdrożało wszy stko, a nie by ło wątpliwości, że j est pewna
górna granica podatków, j akie rząd m ógł nałoży ć na oby wateli. Stopa podatkowa osiągnęła 45
procent we Francj i i we Włoszech, a w niektóry ch państwach Europy wręcz przekroczy ła tę
wartość.
W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci przedy skutowano naj różniej sze strategie walki z ty m
problem em , na przy kład stopniowe podnoszenie wieku em ery talnego. Wziąwszy j ednak pod
uwagę skalę problem u - do roku 2050 procentowy udział w populacj i osób w wieku starszy m
podwoi się, podczas gdy odsetek osób zatrudniony ch wy raźnie spadnie - konieczne stanie się
obniżenie em ery tur.
Ogranicza się usługi m edy czne, zm niej sza fundusze przeznaczone na szkolnictwo. Zażarcie
sprzeciwiała się tem u polity czna lewica wraz ze związkam i zawodowy m i, ale nie potrafiły
zaprezentować inny ch sposobów na zwiększenie środków, co według nich j est niezbędne,
utrzy m uj ąc j ednocześnie pły nność finansową gospodarki (w ty m stopy oszczędności i
inwesty cj i).
Jak tłum aczy ć spowolnienie europej skiej gospodarki w ciągu ostatnich dwudziestu lat?
Form ułowano różne teorie. Jedną z naj nowszy ch i naj bardziej znaczący ch j est teoria Mancura
Olsona doty cząca rozkwitu i schy łku państw (The Rise and Decline ofNations: Economic Growth,
Stagflation, and Social Rigidities, 1982). Według autora wąskim grupom interesów łatwiej
forsować korzy stną dla siebie polity kę niż duży m grupom reprezentuj ący m większe interesy. Jeśli
chodzi o rozwiązania korzy stne dla ty ch m niej szy ch grup, istniej e duże prawdopodobieństwo, że
będą m iały one charakter protekcj onisty czny i zdławią innowacj e technologiczne, co odbij e się
negaty wnie na wzroście gospodarczy m . W kontekście ty m m ożna przy wołać przy kład
zachodnioeuropej skich rolników oraz producentów stali.
Niestety, taka teoria j est ty lko częściowy m wy tłum aczeniem . Kry zy s europej ski by łby z
pewnością m niej poważny, a w każdy m razie m niej odczuwalny, gdy by nie powstanie nowy ch
potęg gospodarczy ch w Azj i - naj pierw Japonii, potem wschodnioazj aty ckich „ty gry sów
gospodarczy ch" (takich j ak Korea Południowa, Taj wan i Malezj a), następnie Chin i wreszcie
Indii. W latach dziewięćdziesiąty ch Japonia i azj aty ckie ty gry sy wy kazy wały oznaki słabości, ale
to j uż m inęło.
Wy niki gospodarcze Chin i Indii prezentowały się naj bardziej im ponuj ąco. Przy tem pie
wzrostu rzędu 10 procent Chiny urosły do rangi trzeciej co do wielkości potęgi handlowej na
świecie, a Indie osiągnęły tem po wzrostu wy noszące 7,3 procent. Europa korzy stała z powstania
nowy ch potęg na rozm aite sposoby - przez eksport, inwesty cj e i spółki j oint venture. Oczy wiste
j ednak by ło, że eksport na ty m poziom ie nie będzie trwał w nieskończoność, a Europa często
m iała okazj ę się przekonać, że nie j est m ożliwe konkurowanie z nieustannie wzrastaj ącą ilością i
j akością towarów im portowany ch z kraj ów, gdzie koszty produkcj i by ły nieporówny walnie niższe
od europej skich.
Jak europej ski m odel społeczny m ógłby przetrwać w ekonom iczny m porządku świata, w
który m Europa m usiała konkurować z kraj am i zdolny m i produkować towary przy tak m iażdżąco
niższy ch kosztach? Czy oznaczało to, że „warunki azj aty ckie" w Europie ostatecznie wezm ą górę?
Podobne problem y, a nie py tanie, kiedy Europa m a prześcignąć Stany Zj ednoczone, stały się
naj ważniej sze i niepokoj ące dla Brukseli i europej skich stolic. Wraz ze wzrostem azj aty ckich
gospodarek poprawiłby się znacznie standard ży cia, j ednak osiągnięcie poziom u europej skiego
zaj ęłoby sporo czasu. Obecny dochód na j ednego m ieszkańca w Indiach wy nosi 770 dolarów, a
w Chinach 1700, w porównaniu z 30-40 ty siącam i dolarów w główny ch kraj ach Europy.
Ale czy na pewno kierunki rozwoj u i wskaźniki ekonom iczne dostarczaj ą nam uniwersalnego
klucza do rozszy frowania kwestii rozkwitu i schy łku państw? Historia nie nasuwa oczy wistej
odpowiedzi. Maj ą one niewątpliwie znaczenie, ponieważ słabe i zacofane gospodarki nie m ogą
utrzy m ać kraj ów ani polity cznej akty wności danego konty nentu. Ale sam e czy nniki ekonom iczne
nie wy j aśniaj ą rozkwitu i upadku potęg wielkich i trochę m niej szy ch; czy nniki te nie zawsze nawet
m ogą tłum aczy ć naj ważniej sze tendencj e ekonom iczne. To, czy w narodzie panuj e opty m izm
czy pesy m izm , czy ludzie m aj ą wielkie nadziej e na przy szłość, czy raczej wszelkie nadziej e
porzucaj ą, zależy naj wy raźniej od niezliczonej liczby czy nników.
Edward Gibbon w swoim dziele Zmierzch i upadek Cesarstwa Rzymskiego (1776-1788)
dopatrzy ł się pewnego, by ć m oże naj ważniej szego aspektu w ty m , że społeczeństwa ogarnięte
błogim dobroby tem tracą zapał - po co zadawać sobie trud, skoro ży cie stało się tak proste? Do
pewnego stopnia stagnacj a m oże by ć kwestią zm iany pokoleniowej .
Czy m tłum aczy ć spadek współczy nnika urodzeń, gdy posiadanie dzieci stało się bardziej
realne ekonom icznie niż kiedy kolwiek wcześniej (i gdy wiele m łody ch kobiet chciałoby m ieć
dwoj e lub troj e dzieci)? Czy przy czy ną m oże by ć to, że m łodzi ludzie obawiaj ą się przy szłości
(j ak twierdziło wielu) lub też (co sugerowała równie liczna grupa kom entatorów) że chcą
korzy stać z ży cia nieobciążeni obowiązkiem wy chowy wania dzieci oraz dlatego że insty tucj a
rodziny podupadła, a odsetek rozwodów sięgnął 40 procent? Szacuj e się, że w Niem czech
wy chowanie dziecka do dwudziestego roku ży cia kosztuj e około pół m iliona euro. Ty le że
większość ty ch środków pochodzi od państwa lub od wspólnot lokalny ch. Gdy by nasi
pradziadowie deliberowali nad kwestiam i finansowy m i, większość z nas w ogóle nie poj awiłaby
się na świecie! Jest wiele py tań, lecz żadny ch przekonuj ący ch odpowiedzi.
Philippe Legrain, Europe’s Mighty Economy, „The New Republic” z 16 czerwca 2003
(przyp. aut.).
Nicolas Baverez, La France quitome: Un constatclinią uedu declin franęais
(przyp. red.).
Hans-Werner Sinn, Ist D eiitschland noch zu rei ten ? (przyp. red.).
Niem cy wciąż są naj silniej szą gospodarką w Europie, przez wiele lat by ły główną siłą
napędową Wspólnoty Europej skiej . Lecz nawet przed kry zy sem ostatniej dekady w kraj u ty m
dom inował wy raźny scepty cy zm , wręcz pesy m izm . Od drugiej woj ny światowej Niem cy
m iały skłonność do bardziej nerwowego niż inne kraj e Europy reagowania na wszelkie polity czne
lub gospodarcze zastoj e, nawet te pom niej sze, i towarzy szy ła tem u równie silna skłonność do
pom ij ania długofalowy ch zagrożeń. W latach osiem dziesiąty ch wiązało się to ze strachem przed
kolej ną woj ną światową: szalony am ery kański prezy dent (w owy m czasie Ronald Reagan)
popy chał świat ku woj nie, na ulice wy chodziły więc m asowe dem onstracj e, które m ogły sprawić
wrażenie, że sądny dzień j est blisko. Ale świat by ł j edy nie bliski kresu zim nej woj ny. Jednakże
wielu przedstawicieli niem ieckiej klasy polity cznej nie wy ciągnęło wniosków z błędny ch ocen, a
swój pesy m izm skierowało w inne strony - j eszcze raz na celowniku znalazły się Stany
Zj ednoczone, ry nek i globalizacj a.
Wszy stko to bez wątpienia wiązało się z historią Niem iec w dwudziesty m wieku: porażką w
dwóch woj nach światowy ch, bolesny m doświadczeniem inflacj i, Wielkim Kry zy sem lat
trzy dziesty ch oraz przeży ciam i okresu nazizm u. Lecz inne państwa Europy też m iały własne,
bolesne doświadczenia, a m im o to nie reagowały zby t em ocj onalnie.
Prawdą j est, że niem iecka gospodarka stawiała czoła poważny m trudnościom , które są
doskonale znane. Przez dziesięć lub więcej lat zm niej szy ł się dochód na j ednego m ieszkańca, a
bezrobocie utrzy m y wało się na wy sokim poziom ie. Gdy w 1998 roku kanclerz Gerhard Schróder
doszedł do władzy, obiecał redukcj ę bezrobocia do 3,5 m iliona, a gdy po sześciu latach odchodził,
liczba ta wy nosiła blisko 5 m ilionów. Jak podsum ował j eden z j ego główny ch doradców, Niem cy
stały się społeczeństwem spowolniony m . Od 1995 roku tem po wzrostu spadło do 1-2 procent
rocznie (m niej niż w większości inny ch kraj ów Europy ), a w niektóry ch latach odnotowy wano
wielkość uj em ną. Niem cy nadal pozostawały gigantem eksportu, lecz przy szłość wy glądała
niepewnie. Konsum pcj a kraj owa by ła na niskim poziom ie. Koszty zj ednoczenia m iały okazać się
wy ższe, niż pierwotnie zakładano. Przez całe lata dziewięćdziesiąte i następne transfer kapitału z
Niem iec Zachodnich do Wschodnich wy nosił 4 procent produktu kraj owego brutto. Mim o to
m ieszkańcy Niem iec Wschodnich (Ostdeutsche) czuli się dy skry m inowani, podczas gdy ci z
zachodniej części uważali, że są wy korzy sty wani przez nieudolny ch rodaków ze wschodu
(który ch niekiedy pogardliwie nazy wali „Ossis"). Wy soka i nadal rosnąca cena ropy by ła j eszcze
j edny m czy nnikiem ham uj ący m wzrost gospodarczy.
Nawet prognozy ekspertów podlegały gwałtowny m wahaniom .
W połowie 2005 roku „The Econom ist", coty godniowa biblia klasy polity czno-ekonom icznej ,
opublikował arty kuł obwieszczaj ący, że wszy stko się zm ieniło lub m a się zm ienić, zapowiadaj ąc
pom y ślną, j eśli nie świetlaną przy szłość Niem iec. Po sześciu m iesiącach ten sam ty godnik w
j eszcze dłuższy m arty kule j uż ostrzegał, że ty lko cud m o że uratować kraj .
W czy m doszukiwać się przy czy n takiego m arazm u? Czy chodziło o to, że Niem cy, niegdy ś
znani j ako pracowici i solidni, przestali j uż ciężko pracować, a na skutek skróconego czasu pracy
oraz wy sokich płac koszty produkcj i osiągnęły taki poziom , że przestały by ć konkurency j ne?
Rzeczy wiście, niektóre czołowe korporacj e niem ieckie z tego powodu przeniosły pewną część
fabry k za granicę, w m iej sca, gdzie koszty produkcj i by ły znacznie niższe. Tem u, że Niem cy
pracuj ą teraz m niej szą liczbę godzin niż m ieszkańcy wszy stkich pozostały ch państw, nie da się
zaprzeczy ć. Kraj e europej skie (co prawda m niej sze) o równie wy sokim standardzie ży cia
potrafiły j ednak tworzy ć nowe m iej sca pracy. Czy m arazm m ożna by przy pisać tem u, że
Niem cy straciły wielu m łody ch ludzi, bardziej przedsiębiorczy ch, lepiej wy kształcony ch i
otwarty ch na nowe wy zwania, którzy odkry li znacznie większe szanse na osiągnięcie sukcesu za
granicą, przede wszy stkim w Am ery ce?
Pod rządam i kanclerza Schródera przy gotowano ogólny plan zwany Agendą 2010, który m iał
za zadanie przy wrócić konkurency j ność niem ieckiej gospodarki przez obniżenie kosztów
produkcj i, co m iało stać się m ożliwe dzięki obniżeniu zarobków. Powołano kom itet, z
reform atorem ry nku pracy Peterem Hartzem na czele, m aj ący dokonać cięć niektóry ch
świadczeń socj alny ch, na przy kład obniży ć em ery tury i zasiłki dla bezrobotny ch oraz ograniczy ć
świadczenia m edy czne, które wcześniej by ły darm owe (Hartz I, II, III, IV).
By ły to dotkliwe kroki, które doprowadziły do zubożenia niektóry ch warstw społeczeństwa.
Związki zawodowe i socj aldem okraty czna lewica stanowczo sprzeciwiły się cięciom , niektórzy
nawet kwestionowali legalność pewny ch rozwiązań j ako niezgodny ch z konsty tucj ą gwarantuj ącą
wszy stkim oby watelom godne ży cie. Ale w j aki sposób państwo m ogło zapewnić godne ży cie,
skoro nie m iało na to środków? Z j ednej strony lewicowa opozy cj a twierdziła, że rząd m oże
pom óc gospodarce, wzm acniaj ąc popy t wewnętrzny, czem u nie dało się zaprzeczy ć, lecz
zm usiłoby to rząd do zwiększenia deficy tu budżetowego. Z drugiej strony dla neoliberalnej
opozy cj i reform y Schrodera by ły znacznie poniżej tego, co konieczne.
Podobnie j ak inne kraj e europej skie, Niem cy przekraczały lim ity deficy tu budżetowego
nakładane przez siedzibę główną Unii Europej skiej w Brukseli (3 procent), co oznaczało w
przy szłości poważne kom plikacj e dla europej skiej gospodarki. Pod koniec 2005 roku rząd
Schrodera upadł, gdy ż nie potrafił znaleźć dostatecznego poparcia dla swej polity ki. Jego m iej sce
zaj ęła wielka koalicj a kierowana przez Angelę Merkel, przewodniczącą konserwaty wnej Unii
Chrześcij ańsko-Dem okraty cznej . Poza ty m , że by ła pierwszą kobietą obej m uj ącą fotel kanclerza,
zasiadła na nim również j ako pierwsza osoba pochodząca z Niem iec Wschodnich.
W Niem czech panuj e w zasadzie j ednom y ślność co do tego, że dawny m odel przestał się
sprawdzać i że reform y są nakazem chwili. Istniej e j ednak olbrzy m i opór, gdy ż większość
oby wateli całkiem słusznie zdaj e sobie sprawę, że „m odernizacj a i reform y " oznaczaj ą spore
cięcia w sy stem ie świadczeń socj alny ch oraz obniżenie standardu ży cia dla większości z nich.
Uznaj ą to za rzecz nieuniknioną, lecz nie chcą należeć do grupy, która ucierpi. W ty ch
okolicznościach żadna partia polity czna ani też żadna koalicj a nie zdecy duj e się na taki try b
postępowania, który m ógłby doprowadzić do przegranej w kolej ny ch wy borach. Poparcia dla
polity ki drasty czny ch cięć m ożna się spodziewać j edy nie w reakcj i na poważniej szy, gwałtowny
kry zy s, nie zaś w wy niku powolnego spadku.
Dlaczego j ednak inne kraj e, na przy kład Holandia w latach osiem dziesiąty ch czy Szwecj a w
dziewięćdziesiąty ch, zdołały przebrnąć przez bolesne reform y, które doprowadziły do pewnej
poprawy sy tuacj i ekonom icznej , do znacznego zm niej szenia liczby bezrobotny ch i do spadku
zadłużenia? Prawdopodobnie łatwiej przeprowadzić podobne reform y w kraj ach m niej szy ch niż
w większy ch, bardziej anonim owy ch społeczeństwach. Względne powodzenie Holandii i Szwecj i
m oże m ieć również związek z trady cj am i history czny m i. Tak czy owak, wciąż nie znaj duj em y
przekonuj ącej odpowiedzi.
Gospodarka Francj i j est piątą co do wielkości na świecie, a j ej problem y bardzo
przy pom inaj ą te niem ieckie. Po spektakularny m okresie powodzenia ani rządy prawicowe, ani
lewicowe od lat nie um iej ą pobudzić wzrostu i zatrudnienia. Jak zauważa Nicolas Baverez,
Francj a j est j edy ny m kraj em rozwinięty m , który j eszcze nie przezwy cięży ł kry zy su lat
siedem dziesiąty ch (choć Baverez m ógł do swoj ej listy dorzucić i Niem cy ). Państwu coraz
bardziej zagraża los przeistoczenia się w m uzeum i ośrodek dy stry bucy j ny, oderwany od
procesów produkcy j ny ch i badawczy ch. Znaj duj e to odbicie w nastroj u m oże nie czarnej
rozpaczy, ale braku wiary w cokolwiek, a j uż naj m niej w rządowe obietnice (według taj nego
raportu lokalny ch prefektów dla rządu centralnego dzięki tem u sy tuacj a j est w m iarę spokoj na).
Według badań opinii publicznej zaledwie 9 procent Francuzów uważa, że ich kraj czy ni j akieś
postępy. Reszta przekonana j est, że w naj lepszy m razie m aszeruj e w m iej scu bądź też cofa się w
rozwoj u. Gdy w 1981 roku Franęois Mitterrand został wy brany na prezy denta, obiecał (podobnie
j ak w 1998 roku kanclerz Schróder), że rady kalnie zm niej szy bezrobocie. Gdy odchodził z urzędu,
bezrobocie by ło ponad dwukrotnie wy ższe niż przed j ego obj ęciem . Niektórzy ekonom iści sądzą,
że ten problem w końcu sam się rozwiąże za sprawą m alej ącego przy rostu naturalnego, lecz
nawet j eśli ta prognoza j est słuszna, nie zapowiada się, by nastąpiło to szy bko.
Historia Francj i nigdy nie by ła pasm em nieustannego rozwoj u, lecz składały się na nią
m om enty szy bkiego postępu na przem ian z długim i okresam i stagnacj i lub regresu. Wątpliwe
j ednak, aby przy j ęcie tego do wiadom ości dawało wiele powodów do opty m izm u na przy szłość,
gdy ż stagnacj a trwa j uż zby t długo, a j ej przy czy ny są zby t głęboko zakorzenione, aby m ogło
doj ść do zasadniczej zm iany. Model, który w latach sześćdziesiąty ch dobrze się sprawdzał
(tiirigisme, rodzaj ty powo francuskiej , częściowo planowej gospodarki opartej na gospodarce
ry nkowej ), po czterdziestu latach j uż nie funkcj onuj e. W początkowy ch latach dostarczy ł on
francuskiej gospodarce niezwy kle potrzebnego bodźca, lecz ostatnio nie wy kazy wał się
wy starczaj ącą zdolnością do adaptacj i i innowacy j ności.
Wprawdzie doszło do pewnego odwrotu od tego m odelu, lecz państwo francuskie wciąż j est w
posiadaniu większej części kraj owej gospodarki niż inne państwa w zachodniej Europie: wy daj e
prawie 53 procent PKB. Niewiele pry waty zacj i odby ło się we Francj i, która j est podej rzliwa
wobec ry nku i nie lubi konkurencj i.
Powstał sy stem socj alny, który w swej starej form ie przestał by ć wy płacalny, lecz opór
wobec zm ian j est we Francj i j eszcze silniej szy niż w Niem czech. Przej awia się on m asowy m i
straj kam i oraz podobny m i reakcj am i.
Jedną z osobliwości francuskiej gospodarki j est to, że większa liczba osób zatrudniony ch należy
do sektora publicznego (25-30 procent). Są one znacznie lepiej sy tuowane od reszty, zarówno pod
względem zarobków, j ak i em ery tur, i gotowe są walczy ć do upadłego, aby zachować te
zdoby cze. W latach 1995-1996 m iliony Francuzów wy szły na ulice nie po to, żeby wy razić
rewolucy j ną solidarność klasową albo stawić opór nieczułem u, wrogiem u klasie pracuj ącej
rządowi, ani też nie po to, żeby protestować przeciwko nierówności dochodów czy walczy ć ze
szkodliwy m i skutkam i globalizacj i, lecz - j ak podsum ował Tim othy B. Sm ith, znaj ący się na
rzeczy bezstronny obserwator - żeby zachować korporacy j ne przy wilej e. Takie m asowe straj ki
zdarzaj ą się raz na j akiś czas do dziś.
Chociaż socj alne zdoby cze francuskich pracowników by ły im ponuj ące, prawdą również by ło,
że ograniczały się do pewny ch środowisk, zwłaszcza do osób w ważny ch sektorach m ogący ch
sparaliżować gospodarkę. Istniała (i istniej e nadal) powszechna niechęć i nieufność do sektora
pry watnego, którego pracownicy, z wy j ątkiem pewnej części na wy ższy ch szczeblach, nie są tak
dobrze opłacani i nikt się o nich tak bardzo nie troszczy. Model francuski, razem z party kularny m i
interesam i i grupam i nacisku, pod wielom a względam i j est naj bliższy m odelowi Mancura Olsona,
chociaż Olson przy znał, że ze wszy stkich gospodarek naj m niej rozum ie francuską. Aby
sfinansować taki rodzaj korporacy j nego sy stem u socj alnego (który wy kluczał duże warstwy
społeczne), francuskie rządy m usiały coraz bardziej pogrążać się w długach, ale próby
zapanowania nad sy tuacj ą spotkały się z zaciekły m oporem . Problem wy dawał się
nierozwiązy walny. Gdy zgodnie z ustawą Aubry z roku 2000 wprowadzono
trzy dziestopięciogodzinny ty dzień pracy, sądzono, że przy niesie to w efekcie tworzenie nowy ch
m iej sc pracy (chodziło o to, aby podzielić pracę pom iędzy większą liczbę pracowników), lecz tak
się nie stało. Gdy prem ier Alain Juppe chciał podnieść wiek em ery talny w niektóry ch branżach z
50 do 55 lat, pozwoliło to na zaoszczędzenie pewny ch środków, ale także nie stworzy ło nowy ch
m iej sc pracy.
Jak zauważy ł Tim othy Sm ith, korporacy j ny sy stem socj alny zablokował tworzenie m iej sc
pracy. Globalizacj a by ła popularny m kozłem ofiarny m , j ednak bliższa analiza wy kazuj e, że ty lko
niewielki odsetek francuskich pracowników na niej ucierpiał.
Tury sty ka j est j edną z kwitnący ch gałęzi francuskiej gospodarki.
Niektórzy ekonom iści widzą przy szłość właśnie w tury sty ce, a także w m arketingu. Tury ści
m ogą odnieść wrażenie, że Francj a to piękny i tętniący ży ciem kraj (pod warunkiem że nie
zapuszczą się w któreś z liczny ch gett). Jest to j ednak obraz m y lący, gdy ż roczne tem po wzrostu
wy noszące 0,9-2,0 procent nie wy starczy, żeby Francj a zachowała swoj e m iej sce w świecie;
wskaźniki wzrostu produkcj i przem y słowej w ostatnich latach by ły nawet niższe. Zarówno
polity czna lewica, j ak i prawica we Francj i są zgodne, że należy wzm ocnić sektor wy twórczy
gospodarki, stworzy ć nowe m iej sca pracy i dokonać cięć kosztów w sektorze opieki społecznej .
Ograniczenia konkurencj i w chroniony m sektorze usług i gdzie indziej zm niej szaj ą wy daj ność.
Lewica utrzy m uj e, że wiele nowo powstały ch m iej sc pracy j est źle opłacany ch i oferuj e
zatrudnienie na zby t krótki czas. Podobnie j ak wielu Niem ców, Francuzi nie chcą „warunków
am ery kańskich" ani thatchery zm u w swoim kraj u. Nie przedstawiaj ą j ednak realisty czny ch
propozy cj i.
Przed wielom a laty usły szałem , j ak na konferencj i Ray m ond Aron m ówił, że Francj a od
czasu do czasu by wa świadkiem rewolucj i, lecz niezwy kle rzadko reform . Wówczas uznałem to
za dowcipną uwagę, lecz m oże by ć w ty m więcej prawdy, niż m i się wy dawało.
Po zakończeniu drugiej woj ny światowej bry ty j ska gospodarka pod względem wy daj ności
radziła sobie kiepsko w porównaniu z inny m i kraj am i Europy. Niem cy i Francj a prześcignęły
Zj ednoczone Królestwo, natom iast Włochy do 1990 roku prawie dogoniły Wielką Bry tanię pod
względem wy daj ności.
Do lat siedem dziesiąty ch Wielka Bry tania stała się nowy m „schorowany m " Europy, lecz
zdecy dowane reform y wprowadzone przez prem ier Margaret Thatcher (1979-1990) przy niosły
rady kalne zm iany. Thatcher obstawała za gospodarką wolnory nkową, m ożliwie j ak naj większą
pry waty zacj ą, niższy m opodatkowaniem i ograniczeniem władzy związków zawodowy ch.
Punktem kulm inacy j ny m by ło pokonanie związku zawodowego górników (National Union of
Minę Workers), który pochopnie ogłosił straj k generalny, gdy górnictwo znaj dowało się w
głębokiej recesj i.
Thatchery zm doprowadził do oży wienia bry ty j skiej gospodarki, a także do ogrom nej
wrogości ze strony lewicy. Do negaty wny ch aspektów epoki Margaret Thatcher należał j ej
nieprzej ednany nacj onalizm i przeciwstawianie się Europie konty nentalnej , j ak również zastój w
przem y śle wy twórczy m , j aki nastąpił, gdy sprawowała władzę. Nie wiadom o j ednak, czy nie
doszłoby do tego pod j akim ikolwiek inny m i rządam i. Nawet zaciekli wrogowie Thatcher nie m ogli
zaprzeczy ć, że j ej polity ka się sprawdziła (Peter Mandelson powiedział: „Wszy scy j esteśm y teraz
thatchery stam i"). Bry ty j czy cy, wszy scy razem i każdy z osobna, na koniec epoki Margaret
Thatcher z pewnością nie by li ubożsi niż przed nią.
Pod rządam i Partii Pracy, od połowy lat dziewięćdziesiąty ch do m niej więcej 2005 roku,
nastała złota dekada w bry ty j skim rozwoj u gospodarczy m . Tem po wzrostu w 2002 roku wy nosiło
2,0 procent, a w kolej ny ch latach odpowiednio 2,5, 3,2 oraz 1,9 procent. Do roku 2005 bry ty j ska
gospodarka by ła czwarta na świecie, a Zj ednoczone Królestwo znaj dowało się na dwunasty m
m iej scu wśród naj bogatszy ch kraj ów. Nieustannie trwał wzrost, inflacj a by ła niska, a waluta
m ocna. Stopa bezrobocia należała do naj niższy ch w Europie. Organizacj a Współpracy
Gospodarczej i Rozwoj u (OECD) pochwaliła stabilność i prężność bry ty j skiej gospodarki,
dostrzegła też j ej elasty czność. To, że Wielka Bry tania by ła niem alże sam owy starczalna pod
względem energety czny m dzięki ropie naftowej z Morza Północnego, a także rezerwom węgla,
by ło j edną z m ocny ch stron j ej gospodarki.
Słabą stroną bry ty j skiej gospodarki by ła niska stopa oszczędności i zadłużenie osobiste
powy żej biliona funtów szterlingów. Inna niedobra cecha to uzależnienie od boom u budowlanego i
relaty wna słabość przem y słu wy twórczego, który stanowi j edy nie 16 procent kraj owej produkcj i
i, podobnie j ak w pozostały ch kraj ach Europy, powoli m alej e. Przed rokiem 2005 gospodarka
zwalniała i j ej słabe punkty stawały się coraz lepiej widoczne. Według Anatole'a Kaletsky 'ego,
autora The World in 2006 (opublikowanego przez „The Econom ist"), nie by ło powodów do
rozpaczy, pod warunkiem że bry ty j ski rząd prowadziłby trafną polity kę gospodarczą, co oznaczało
cięcia publiczny ch wy datków, a nie zwiększanie obciążeń podatkowy ch. Siły, które um ożliwiły
złotą dekadę, wciąż oddziały wały : konkurencj a na ry nku pracy i produktów, poprawienie stosunku
cen im portowy ch do eksportowy ch, elasty czność polity ki m onetarnej , rosnący popy t na usługi
oparte na zaawansowanej wiedzy. Otwarte j ednak pozostawało py tanie, czy podobna polity ka j est
realna pod względem polity czny m .
Pom ij aj ąc przy czy ny polity czne i psy chologiczne, stosunkowo niezłe osiągnięcia bry ty j skiej
gospodarki (oraz funta szterlinga na ry nkach walutowy ch) w ostatnich latach wzm ocniły w
Wielkiej Bry tanii ty ch, którzy kwestionowali słuszność zacieśniania j ej więzi ze Wspólnotą
Europej ską.
Porównanie rozwoj u gospodarki hiszpańskiej i włoskiej w ostatnich latach przedstawia studium
kontrastów. Pod rządam i generała Francisca Franco (zm . 1975) i przez kilka lat później Hiszpania
należała do naj bardziej zacofany ch kraj ów Europy. Jednakże w następstwie wej ścia do Unii
Europej skiej w 1986 roku (przy sporej pom ocy ) dokonała bły skawicznego skoku naprzód i do roku
2005 osiągnęła niem al średni poziom ży cia w UE. Jej PKB wy nosi teraz nieco ponad bilion
dolarów; dewaluacj a pesety sprawiła, że hiszpańska gospodarka stała się konkurency j na.
Bezrobocie ograniczono z 23 do 10 procent. Mocno scentralizowany sy stem został w dużej m ierze
zdecentralizowany. Hiszpania stała się nie ty lko j edny m z kraj ów cieszący ch się naj większy m
powodzeniem , ale też j edny m z naj bardziej wierny ch w kontekście europej skim - j ak pokazały
wy niki głosowania nad konsty tucj ą europej ską. Wraz z Francj ą poparła neogaullistowską polity kę
dla Europy, niej ednokrotnie odcinaj ąc się od Stanów Zj ednoczony ch.
Problem y, przed j akim i stała hiszpańska gospodarka, w duży m stopniu pokry wały się z ty m i,
który m stawiały czoła inne państwa Europy : gwałtowny spadek przy rostu naturalnego
doprowadził do starzenia się populacj i, a w konsekwencj i do konieczności reform y sy stem u
socj alnego - przede wszy stkim obniżenia em ery tur.
Włochy swój cud ekonom iczny przeży ły nieco później niż reszta kraj ów europej skich - w
latach sześćdziesiąty ch i na początku siedem dziesiąty ch - lecz od tam tej pory kraj cofał się, a
przez lata tem po j ego wzrostu by ło naj niższe. Włoski przem y sł m iał problem y z przej ściem w
odpowiednim czasie na naj nowsze technologie, przem y sł sam ochodowy nie m ógł konkurować, a
przem y sł teksty lny niem al do ruiny doprowadziła azj aty cka konkurencj a. Główne wpły wy
przy noszą obecnie towary luksusowe (np. ubrania proj ektantów m ody, ży wność oraz
sam ochody ), a także tury sty ka. Czarnory nkowa strefa gospodarki, trady cy j nie m ocna na
południu, nie m iała decy duj ącego wpły wu na ogólne wy niki, z wy j ątkiem by ć m oże pewnej
redukcj i bezrobocia. Tak j ak w Niem czech, pewna część włoskiej produkcj i przem y słowej
przeniesiona została za granicę ze względu na wy sokie koszty pracy. Podobnie j ak w pozostały ch
naj większy ch gospodarkach Europy, panuj e ogólna zgoda, że „sprawy nie m ogą m ieć się tak j ak
wcześniej ", ale istniej e potężny sprzeciw wobec fundam entalny ch reform . Polity ką
centroprawicowego rządu stało się przy pisy wanie winy za stan gospodarki państwa czy nnikom
zewnętrzny m , nad który m i nie by ło kontroli. (Lewicowe rządy wy korzy sty wały identy czny
argum ent - obwiniaj ąc globalizacj ę). Gwałtowny spadek liczby urodzeń oraz im igracj a, często
nielegalna, z Afry ki Środkowej i Północnej , dodatkowo wzm agaj ą napięcia społeczne.
Jak długo j eszcze gospodarki Włoch, Francj i i inny ch naj ważniej szy ch kraj ów Europy będą
m ogły m im o wszy stko j akoś funkcj onować? Możliwe, że dłużej , niż się powszechnie oczekuj e: dla
większo ści ludzi ży cie j est wciąż dosy ć znośne, a często nawet przy j em ne, j eśli nie m a się
wy górowany ch am bicj i. W ty ch okolicznościach powolny, stopniowy spadek wy daj e się bardziej
prawdopodobny od gwałtownego załam ania. Podobnie j ak w ży ciu polity czny m ty ch kraj ów, nie
m a woli do przeprowadzenia dalekosiężny ch zm ian. By ć m oże poj awi się ona w następstwie
drasty cznego spadku, będącego czy telny m i aktualny m zagrożeniem . Nie j est j ednak pewne, czy
doj dzie do takiej sy tuacj i. Spadek m oże by ć powolny, prawie nieodczuwalny, dopóki (na
przy kład) bezrobocie zdecy dowanie nie przekroczy 10 procent. Może się też okazać, że j est zby t
późno na reform y, ponieważ do czasu, gdy powszechnie uzna się taką konieczność, gospodarka
m oże spaść poniżej poziom u, z którego dałoby się j ą uratować (zby t późno w każdy m razie, by
dokonać tego w ram ach sy stem u dem okraty cznego) .
To prawda, że wiele gospodarek m niej szy ch kraj ów europej skich, takich j ak Holandia czy
kraj e skandy nawskie, radziło sobie nieco lepiej od ty ch wielkich. Nie zm ienia to j ednak ogólnego
obrazu. Co więcej , od czasu do czasu poj awiaj ą się obiecuj ące sy gnały, wskazuj ące j aśniej sze
prognozy na przy szłość. Jeśli wy niki europej skich gospodarek w 2005 roku stały w m iej scu, to j uż
na przełom ie lat 2006/2007 poj awiły się pewne oznaki postępu. Niem iecki eksport by ł silniej szy,
podobnie j ak w niektóry ch inny ch kraj ach. Bez względu j ednak na to, czy tem po wzrostu wy nosi
1,3 czy 2,0 procent, podstawowy problem nadal pozostaj e. Zadłużenia finansowe naj większy ch
gospodarek nieustannie rosną, popy t wewnętrzny wciąż j est zby t m ały, nie m a szans na istotny
spadek cen paliwa i powstaj e niewy starczaj ąca liczba nowy ch m iej sc pracy.
Perspekty wy ekonom iczne są w dużej m ierze nieprzewidy walne, gdy ż państwa Europy są w
znaczny m stopniu od siebie uzależnione - a także od Stanów Zj ednoczony ch i Dalekiego Wschodu.
Wszelkie tendencj e zniżkowe m ogą wy wołać naty chm iastowe reperkusj e w Europie.
Trudno nawet spekulować co do polity czny ch konsekwencj i słabości ekonom icznej Europy.
Nie m a wielkich różnic m iędzy propozy cj am i prawicy i lewicy w kwestii zm ian, j akie powinny
nastąpić.
Niem cy m aj ą rząd koalicy j ny, a w Wielkiej Bry tanii konserwaty ści i laburzy ści, j akkolwiek
by się różnili, nie prezentuj ą zasadniczo odm ienny ch poglądów na gospodarkę. Francuska i
hiszpańska lewica wy kazuj e większy sprzeciw wobec liberalizacj i gospodarki niż centrum i m a
większe obawy wobec ry nku, lecz obecna sy tuacj a uniem ożliwia im prowadzenie innej polity ki.
Gdy by um iarkowana prawica i lewica zawiodły, istniej e oczy wiście ry zy ko, że m asowe poparcie
przy padnie partiom ekstrem isty czny m , które w zwy kły ch okolicznościach nie m iały by
naj m niej szy ch szans. Ale one również nie m aj ą m agicznej recepty. Czas faszy zm u i kom unizm u
się skończy ł - przy naj m niej w Europie Zachodniej , Środkowej i Południowej .
To przy kre, że j est tak niewiele nadziei na wy raźny zwrot ku lepszem u. Pozostaj e ty lko
py tanie, czy będzie to powolny rozkład, czy też gwałtowny upadek. Mawiało się o Europie, że j est
gigantem ekonom iczny m , ale karłem polity czny m - a teraz poj awia się ry zy ko, że stopniowo
utraci ona także swój status ekonom icznego giganta.
W takich okolicznościach nie naj gorzej by łoby sięgnąć do książek wy dany ch w nie tak
odległy ch latach na tem at znakom itego okresu powoj ennego, gdy opty m izm by ł ogrom ny, bądź
też do niedawny ch publikacj i przepowiadaj ący ch, że Europa będzie wielką potęgą j utra.
Zawsze istniej e m ożliwość, że przeoczono j akąś wskazówkę doty czącą szans na świetlaną
przy szłość. Niewy kluczone, że do Europy napły nie więcej inwesty cj i zagraniczny ch niż w
ostatniej dekadzie lub dwóch, lecz j akich dziedzin gospodarki m iały by one doty czy ć - tury sty ki
czy naj nowszy ch technologii? Corocznie 75 m ilionów tury stów odwiedza Francj ę, 52 m iliony
Hiszpanię, a 40 m ilionów Włochy - przy nosi to odwiedzany m kraj om 30-40 m iliardów dolarów.
Prowadzi nas to j ednak do punktu wy j ścia - do ewentualnej przy szłej Europy w roli wielkiego
m uzeum .
Stany Zj ednoczone, ze względu na wielkie zadłużenie lub z inny ch przy czy n, m ogą stanąć w
obliczu niespodziewanej , poważnej recesj i. Może się zdarzy ć tak, że wzrost gospodarczy Chin i
Indii, w wy niku wewnętrzny ch zaburzeń ekonom iczny ch i społeczny ch, nagle zwolni lub nawet
się odwróci. Powstanie partii kom unisty czny ch w Indiach m oże się okazać zwiastunem duży ch
napięć i walki klasowej w stary m sty lu. Niczego nie da się wy kluczy ć, ale Europa niekoniecznie
zy skałaby na takim rozwoj u wy padków, wprost przeciwnie - naraziły by one na szwank stabilność,
j akiej pragnie Europa, i zaszkodziły by europej skiem u eksportowi. Oznaczałoby to, że dzisiej si
giganci nie są tak silni, j ak się czasem sądzi, a względna pozy cj a Europy w świecie niezupełnie tak
słaba. W sum ie j ednak m arne to pocieszenie, gdy ż niepowodzenie inny ch nie przy niesie
Europie trium fu. Poza ty m zasadnicze problem y Europy nadal pozostały by nierozwiązane.
Nie sam y m chlebem człowiek ży j e i wbrew sły nnem u powiedzeniu, nie zawsze j est to
kwestia „gospodarki, głupcze"
. Wiele europej skich rządów po drugiej woj nie światowej
wy bierano ponownie m im o kiepskich osiągnięć ekonom iczny ch - i przeciwnie, niektóre ponosiły
klęskę niezależnie od spory ch dokonań: j edny m z przy kładów j est Szwecj a w roku 2006. Tak
naprawdę nie wiem y, j aka religia ani ideologia przy czy nia się do wzrostu gospodarczego; w
czasach współczesny ch poglądy Maxa Webera m iały by zastosowanie do Europy Zachodniej i
Am ery ki Północnej , ale nie do Chin, Japonii czy Korei Południowej . Mówiąc ściślej , rozm aite
czy nniki m ogą wpły wać na przedsiębiorczość, pracowitość i dar przewidy wania. Stan ducha
narodu zależy od przeróżny ch pobudek i przesłanek, także ty ch nieuchwy tny ch, który ch nikt nie
potrafi wy j aśnić bez cienia wątpliwości.
The economy, stupid ! - hasło wyborcze Billa Clintona, które przyczyniło się do jego
wygranej z G eorge’em Bushem w wyborach prezydenckich w 1992 roku. W Polsce znane są
dwie wersje tłumaczenia: „G ospodarka, głupcze!” bądź „Ekonomia, głupku!” (przyp. red.).
Gdy upadł Związek Radziecki, większość Europej czy ków, od wschodu po zachód, odetchnęła z
ulgą i by ła święcie przekonana, że dawne czasy kom unisty cznej dy ktatury, stalinizm u, represj i
wewnątrz kraj u i agresj i poza granicam i bezpowrotnie m inęły. Zachodni przy wódcy z
zadowoleniem powitali Michaiła Gorbaczowa na stanowisku sekretarza generalnego
Kom unisty cznej Partii Związku Radzieckiego w 1985 roku, a po nim rosy j skich prezy dentów
Bory sa Jelcy na i Władim ira Putina, wy rażaj ąc pragnienie współpracy z ty m i przy wódcam i.
Rozpoczęła się współpraca z Rosj ą w ram ach G8 oraz na inny ch polach, nie dlatego, że nowa
Rosj a by ła kraj em tak silny m , ale dlatego, że zachodni przy wódcy woleli zaprosić Moskwę do
swego grona, niż pozostawić j ą na zewnątrz m ściwą i nadąsaną. Zapewne by ła to słuszna takty ka,
ale na razie zby t wcześnie na orzekanie, czy okazała się strzałem w dziesiątkę.
Nie zdawano sobie wówczas powszechnie sprawy z tego, że droga Rosj i ku wolności będzie
długa i naj eżona trudnościam i, m ierzona raczej w pokoleniach niż w latach, oraz że na drodze tej
czy hać będzie wiele kom plikacj i. Sy stem sowiecki przegrał, lecz Rosj a wciąż m iała potężne
rezerwy ropy i gazu, wiele bom b atom owy ch i znaczący przem y sł zbroj eniowy. Straciła j uż
status superpotęgi, nadal j ednak m ogła utrudnić ży cie Europie i Stanom Zj ednoczony m .
W ciągu dwudziestu lat, j akie upły nęły, od kiedy Gorbaczow doszedł do władzy, w Rosj i doszło
do zm iany nastroj ów, nie zawsze j ednak na lepsze. Badania opinii publicznej przeprowadzone w
latach 2003-2004, piętnaście lat po punkcie zwrotny m w historii, j akim by ł rozpad Związku
Radzieckiego, wy kazały, że stary porządek wciąż m a wielu zwolenników zarówno wśród starszego,
j ak i m łodego pokolenia. Na py tanie, czy głosowaliby na Józefa Stalina, gdy by m iał teraz
startować w wy borach, niecała połowa (46 procent) Rosj an odparła, że z pewnością by na niego
nie głosowała. Poza ty m 51 procent określiło Stalina j ako m ądrego przy wódcę, a 56 procent by ło
zdania, że uczy nił więcej dobrego niż złego („Foreign Affairs", luty 2006).
Wy niki te niekoniecznie świadczy ły o wielkim entuzj azm ie dla nieży j ącego wodza, pokazały
j ednak, że j eśli nawet w Rosj i przeprowadzono destalinizacj ę, to nie by ła ona zby t wnikliwa.
„Dem okracj a" dla wielu stała się brzy dkim wy razem , sy nonim em upadku, korupcj i, dekadencj i,
anarchii, rządów sił anty patrioty czny ch. Takie nastroj e znaj dowały odzwierciedlenie nie ty lko w
m y śleniu o przeszłości, lecz także, co ważniej sze, w bieżącej polity ce i nastawieniu.
Trudno zdefiniować polity czny charakter współczesnej Rosj i.
Z pewnością nie stała się dem okracj ą. Przeciwnie, odchodziła od struktur dem okraty czny ch w
kierunku ustroj u autory tarnego. Odby waj ą się tam wy bory, j ednak absolutnie nie m ożna uznać
ich za wolne i niezależne. Istniej ą partie polity czne, lecz nie m aj ą wiele do powiedzenia.
Funkcj onuj e cenzura, pośrednia i bezpośrednia, choć nie totalna w porównaniu z cenzurą w
reżim ach kom unisty czny ch lub faszy stowskich. Nie m a niezależnego sądownictwa. Władzę
dzierży przy wódca i siłozuiki, ludzie na wy sokich stanowiskach, częstokroć by li (lub obecni)
funkcj onariusze taj nej policj i oraz powiązani z nim i pieczeniarze.
Pod pewny m i względam i dzisiej sza Rosj a przy pom ina Rosj ę carską po 1905 roku, z oficj alną
ideologią nacj onalisty czną, bliskim i stosunkam i z Kościołem oraz inny m i zbieżnościam i. Ale w
pozostały ch kwestiach postsowiecka Rosj a różni się oczy wiście od dawnej m onarchii.
Przez j akiś czas po upadku sy stem u sowieckiego wy dawało się, że Rosj a wy cofała się ze
światowej polity ki, a nawet ze spraw europej skich, tak m ocno by ła pochłonięta własny m i,
wewnętrzny m i problem am i. Sy tuacj a ta nie trwała j ednak długo: po kilku latach Rosj a powróciła
j ako akty wny uczestnik, wprawdzie obarczona wielom a słabościam i, ale też ze spory m
potencj ałem sił, żądna przy wrócenia dawnej strefy wpły wów. Nastroj e (j ak m ogło do tego doj ść
- i kto za to odpowiadał?) nie różniły się od ty ch panuj ący ch w Niem czech po pierwszej woj nie
światowej i traktacie wersalskim (1919), utracie części tery torium i upokorzeniu - z ty m
wy j ątkiem , że w wy padku Rosj i m ożna by ło m ówić nie ty le o przegranej woj nie, ile o
wewnętrznej im plozj i. Z tego choćby powodu, j eśli nie z inny ch, nie wolno pom ij ać Rosj i w
żadnej dy skusj i nad przy szłością Europy.
Kogo należy winić za rozwój wy darzeń wewnątrz Rosj i? A m oże rosnące wrogie nastawienie
do Zachodu by ło nieuniknione, a ci na Zachodzie, którzy m ieli nadziej ę na dem okraty zacj ę i
pokoj owe współistnienie, zwy czaj nie się łudzili? Może rządy Putina by ły reżim em , j akiego
większość Rosj an chciała i potrzebowała?
Od schy łku lat siedem dziesiąty ch powinno by ć j asne (i dla niektóry ch by ło), że sy stem
sowiecki zupełnie się nie sprawdza. Stagnacj a w wielu dziedzinach stała się raczej norm ą niż
wy j ątkiem , i takie też, m ówiąc naj ogólniej , by ło podłoże doj ścia Michaiła Gorbaczowa do
władzy. Lecz Gorbaczow, który w poszukiwaniu wzorca spoglądał raczej w stronę Szwecj i, a nie
starego Związku Radzieckiego, łudził się, że sy stem sowiecki da się rady kalnie zreform ować. Inni
u władzy przy j ęli dużo twardsze stanowisko i z perspekty wy czasu wy daj e się, że gdy by zam ach
na „liberałów" z 1991 roku się powiódł, stary sy stem m ógłby trwać przez następną dekadę. Tak
czy inaczej , reform y Gorbaczowa, chociaż przeprowadzane w dobrej wierze, wy wołały
poważny kry zy s gospodarczy i osłabiły władzę państwową, ostatecznie doprowadzaj ąc do
odłączenia się nierosy j skich republik.
Gorbaczow m usiał ustąpić na rzecz Bory sa Jelcy na (sprawuj ącego urząd w latach 1990-
1999), pod którego rządam i odby ła się chaoty czna pry waty zacj a. Wy daj e się, że Jelcy n
zaangażował się w dem okraty zacj ę kraj u, nie m iał j ednak wielkiego poparcia poza niewielką
grupą liberalny ch intelektualistów. Ponadto o ty le nie dopisało m u szczęście, że sy tuacj a
gospodarcza by ła niepom y ślna (w przeciwieństwie do następcy, Putina, nie skorzy stał na
wy sokich cenach ropy ), a gdy początkowy rozm ach osłabł, wy dawało się, że władza wy m y ka
m u się z rąk. W czasie gdy większość Rosj an potrzebowała przede wszy stkim silnego lidera i
silnego państwa, Jelcy n nie zapewnił ani przy wództwa, ani stabilizacj i.
Nieoficj alny m sloganem tam tego okresu by ło Enrichissez-vous („Bogaćcie się"), tak sam o j ak
we Francj i w latach 1830-1848. Ludzie, którzy zaj m owali akurat uprzy wilej owane stanowiska, na
przy kład w Partii Kom unisty cznej , biurokracj i państwowej czy KGB, lub m ieli odpowiednie
koneksj e, w ciągu paru lat zgrom adzili ogrom ne fortuny. Biznesowi oligarchowie wspierali
Jelcy na, gdy ż o bardziej przy chy lny m i uległy m przy wództwie polity czny m nie m ogli nawet
m arzy ć. Lecz Jelcy n, często nietrzeźwy, a j eszcze m niej zgrabny i bardziej żenuj ący w swy ch
polity czny ch wy stąpieniach, stale podej m uj ący decy zj e pod wpły wem im pulsu, nie zdołał
utrzy m ać władzy.
Choć nie udowodniono m u, że by ł bardziej skorum powany od inny ch polity ków, j ego
otoczenie („rodzina") z pewnością by ło m ocno uwikłane w naj większe skandale. Naj lepsze, co m u
pozostało, by ło wskazanie następcy - Władim ira Putina. Ustalono, że ani Jelcy n, ani j em u
naj bliżsi nigdy w przy szłości nie zostaną postawieni przed sądem . Siedem lat po rezy gnacj i, z
okazj i 75. urodzin, Jelcy n oświadczy ł, że Putin by ł dla Rosj i dobry m wy borem . Bez wątpienia by ł
dobry m wy borem dla Jelcy na.
Maj ący wówczas niespełna 50 lat Władim ir Putin karierę zrobił w KGB. Spędził kilka lat w
Niem czech pod rządam i starego reżim u.
Służbę zakończy ł w stopniu podpułkownika, po czy m został doradcą Anatolij a Sobczaka, m era
Sankt Petersburga, którem u wiernie służy ł, obej m uj ąc w końcu stanowisko j ego zastępcy.
Pom agał szefowi nawet wówczas, gdy w później szy m czasie Sobczak popadł w kłopoty i m usiał
uciekać z kraj u.
Następnie Putin znalazł się w otoczeniu Jelcy na i został m ianowany szefem FSB, sukcesorki
KGB, która j ednak by ła znacznie osłabiona i nie m ożna by ło porówny wać j ej wpły wów do
dawny ch struktur.
Putin nigdy nie szukał rozgłosu i gdy obej m ował władzę niewiele o nim wiedziano. Możliwe,
że w j ego ży ciory sie po prostu nie by ło niczego ciekawego, j ak zwy kli m awiać niektórzy j ego
kry ty cy.
W każdy m razie nie by ł osobą o zdecy dowany ch przekonaniach ideologiczny ch, a w
kam paniach przedwy borczy ch starał się dogodzić wszy stkim .
Z pewnością nie by ł m arksistą-leninistą; próżno by ło szukać w j ego przem ówieniach cy tatów
czy poglądów zaczerpnięty ch z tej ideologicznej spuścizny. Przeszłość w KGB oznaczała po
prostu, że j est patriotą i wierzy w silną Rosj ę. Gdy poj awiła się kwestia hy m nu narodowego i
sy m boli narodowy ch w ogóle, opowiedział się za zachowaniem ciągłości, wprowadzaj ąc na
nowo dawny hy m n epoki stalinowskiej . Oznaczało to również określony sty l pracy : zaufać m ożna
by ło ty lko „swoim ", czy li osobom wy wodzący m się z ty ch sam y ch środowisk - naj lepiej ty m , z
który m i w przeszłości pracował. Takie podej ście nie by ło j ednak niczy m nowy m w rosy j skich i
sowieckich dziej ach, nie by ło też wy łącznie rosy j skim sy ndrom em .
W sy tuacj ach kry zy sowy ch, takich j ak zatonięcie okrętu podwodnego Kursk na Morzu
Arkty czny m w 2000 roku lub m asakra w leżący m na Kaukazie Biesłanie we wrześniu 2004 roku,
nie wy kazał się zby t pewną ręką. Sprzy j ała m u j ednak poprawa sy tuacj i gospodarczej kraj u, j aka
m iała swój początek tego sam ego roku, gdy dochodził do władzy (2000). Również sporą
popularnością cieszy ła się j ego kam pania wy m ierzona przeciwko oligarchom . To, że wielu z
pierwszy ch oligarchów m iało ży dowskie korzenie, nie przy sparzało im popularności. Interesuj ące
j est j ednak, że według przeważaj ącej części sondaży aparat państwowy cieszy ł się j eszcze
m niej szą popularnością. Gdy na początku dziewiętnastego wieku j eden z członków rodziny
królewskiej powrócił do kraj u po długiej nieobecności, zwrócił się z py taniem do swoj ego kuzy na,
cara: „Co nowego w Rosj i?". Car odparł lakonicznie: „Nicziewo, kradut" („Nic, kradną").
Względny dobroby t um ożliwił rządowi podniesienie em ery tur, które j ednak wciąż
pozostawały na bardzo niskim poziom ie w odniesieniu do wszelkich standardów. Średnie płace
wzrosły w 2004 roku do 210 dolarów, lecz dy sproporcj e w dochodach wciąż by ły ogrom ne.
Moskwa w początkowy ch latach nowego stulecia zachowy wała wszelkie pozory m iasta w pełni
rozkwitu. Poj awiało się wiele nowy ch budy nków, luksusowy ch sklepów oraz olbrzy m ia liczba
nowy ch sam ochodów, powoduj ący ch giganty czne korki. Ze stolicy pochodziła j edna czwarta
produktu kraj owego brutto, lokowano tam także wiele inwesty cj i kraj owy ch i zagraniczny ch.
Problem w ty m , że dużo m niej działo się poza Moskwą. Wprawdzie stolica przeży wała rozkwit,
ale rosy j ska wieś wy ludniała się, ty siące wsi przestały istnieć, 30 procent ludności rosy j skiego
Dalekiego Wschodu i Północy wy m arło w ciągu kilku lat, a exodus z Sy berii, która nigdy przecież
nie by ła gęsto zaludniona, trwał nadal. Gdzie leżały by granice Rosj i po kilkudziesięciu latach?
Ogrom nej większości Rosj an nadal ży ło się ciężko, a ci, którzy uzależnieni by li od rent i
em ery tur, czy li m iliony, znaj dowali się w j eszcze bardziej opłakanej sy tuacj i. Jednocześnie
wy łoniło się ponad trzy dziestu m iliarderów, z który ch spora część znaj dowała uciechę w
ostentacy j ny m wy dawaniu pieniędzy. Putin nie by ł w zasadzie przeciwny istnieniu bogaty ch
ludzi - pod j ego rządam i m aj ątek m iliarderów w ciągu j ednego roku się podwoił (2004-2005).
Okazy wał j ednak niechęć wobec ty ch, którzy łączy li bogactwo z am bicj am i polity czny m i, j ak
oligarcha Bory s Bieriezowski i potentat m edialny Władim ir Gusiński, którzy niebawem znaleźli się
na przy m usowej em igracj i, oraz m iliarder i przem y słowiec Michaił Chodorkowski, który
skończy ł w sy bery j skim obozie pracy. W ry walizacj i m iędzy oligarcham i a KGB oraz
pozostały m i urzędnikam i aparatu państwowego wkrótce stało się j asne, po czy j ej stronie leży
władza. Wiele du ży ch firm , wśród nich zwłaszcza te bardziej dochodowe, zostało po średnio
przej ęty ch przez państwo lub też, m ówiąc ściśle, przez uprzy wilej owaną kastę wewnątrz aparatu
państwowego. Powstała nowa form a kapitalizm u korporacy j nego, porówny wanego do stanu
panuj ącego w Libii czy Wenezueli. Pozostali oligarchowie poj ęli, że będą m ogli ocalić bogactwa
ty lko pod warunkiem akty wnego wspierania Krem la, i zaczęli zabiegać o przy chy lność
urzędników piastuj ący ch ważne stanowiska. Z dem okraty czny ch reform Jelcy na (takich j ak
wolność słowa) pod rządam i j ego następcy niewiele pozostało.
Stacj e radiowe i telewizy j ne przej ęli ludzie lub spółki bliskie rządowi. Jeśli chodzi o prasę, to
niektóre niezależne ty tuły pozostawiono w spokoj u, lecz ich zasięg by ł niewielki i nie stanowiły
zagrożenia dla prezy denta ani j ego popleczników.
W przeciwieństwie do okresu kom unizm u nie istniała partia, która działałaby j ako siła
napędowa. „Jedność", główne ugrupowanie w Dum ie (rosy j skim parlam encie), założona została
w celu zapewnienia poparcia Putinowi, lecz by ła przede wszy stkim narzędziem do zdoby wania
głosów w wy borach; nie pełniła inny ch funkcj i, tak j ak Partia Kom unisty czna. W gruncie rzeczy
akty wność polity czna w kraj u nie by ła zby t duża, ty le że owego spokoj u (poczy ty wanego za
stabilizacj ę) prawdopodobnie pragnęła większość Rosj an po niespokoj ny ch latach, j akie nastały
po rozpadzie starego Związku Radzieckiego. W każdy m razie popularność Putina utrzy m y wała się
na wy sokim poziom ie przez oby dwie kadencj e j ego prezy dentury (w m arcu 2004 roku ponownie
został wy brany ), i to pom im o woj ny w Czeczenii, która nie przy sparzała popularności.
Jeśli chodzi o polity kę zagraniczną, bliższą j ego sercu niż sprawy kraj owe i gospodarcze, Putin
obrał um iarkowany kurs, m anewruj ąc m iędzy ty m i, którzy chcieli współpracować z Zachodem ,
a rewanży stam i postrzegaj ący m i Am ery kę i pozostałe państwa zachodnie j ako źródło wszelkiego
zła. W Rosj i nie brakowało poczucia zawodu wobec Zachodu: oczekiwano intensy wnej pom ocy,
czegoś w rodzaj u kolej nego Planu Marshalla, co j ednak nigdy nie doszło do skutku.
Potem przy gwałtownej zwy żce cen ropy i gazu pom oc przestała by ć potrzebna. Rozszerzenie
NATO i Unii Europej skiej uznane zostało za zagrożenie dla rosy j skich interesów. Am ery kę i
Europę Zachodnią oskarżano również o to, że pom aga niezależny m siłom w republikach takich j ak
Ukraina i Gruzj a, które odłączy ły się od Związku Radzieckiego i przez Krem l uznawane by ły za
wrogie. Przeciągaj ące się negocj acj e z Unią Europej ską okazały się bezowocne. Waszy ngton
oraz stolice europej skie częstokroć rozm awiały o partnerstwie z Rosj ą i poczy niono wszelkie
polity czne kroki, aby nawiązać bliższe kontakty. Dem okraty czne reform y w Rosj i witano z
nieskry waną radością, nawet wówczas, gdy nie ulegało wątpliwości, że Rosj a odchodzi od
dem okraty zacj i i zm ierza ku państwu autokraty cznem u.
Ale Putin zdawał sobie sprawę z tego, że niektóre interesy Rosj i są zbieżne z interesam i
Waszy ngtonu i Europy, na przy kład w kwestii zwalczania terrory zm u. Uznał więc za nierozsądne
dążenie do konfrontacj i z Zachodem , j ak chcieli ultranacj onaliści w kraj u.
Ty le że Rosj a nie pragnęła wy łącznie uznania i szacunku. Chciała odzy skać wszy stko, co
m ożliwe, z dawnej strefy wpły wów, dlatego konflikt zbliżał się nieuchronnie. Może roztropniej sze
by łoby wolniej sze realizowanie takiej polity ki, ale Putin i j ego świta prawdopodobnie znaj dowali
się pod różny m i naciskam i, zarówno polity czny m i, aby wy kazać j akieś rezultaty, j ak i
ekonom iczny m i - ropa stanowiła potężny oręż, któż j ednak m ógł przewidzieć, na ile j ej j eszcze
wy starczy ? Nader znacząca by ła presj a dem ograficzna: populacj a Rosj i sy stem aty cznie m alała,
a gdy by spadła poniżej pewnej granicy, m arzenia o im perium legły by w gruzach. Według
prognoz ONZ liczba ludności Rosj i w 2050 roku będzie się kształtować w granicach 70-100
m ilionów. Zgodnie z inny m i przewidy waniam i ONZ do 2020 roku populacj a Pakistanu się
podwoi. Ty le że przy naj m niej j edna czwarta m ieszkańców Rosj i nie będzie rodowity m i
Rosj anam i. Poza ty m będą to ludzie starsi. Czy to wy starczy, aby utrzy m ać olbrzy m ie połacie
lądu od Kaliningradu na zachodzie po Włady wostok na wschodzie - nie wspom inaj ąc o wcielaniu
w ży cie am bicj i im perialny ch? Prawie 30 procent ludności zam ieszkuj ącej rosy j ski Daleki
Wschód wy m arło lub wy j echało w ciągu ostatnich dziesięciu lat, to sam o stało się z m niej więcej
dwiem a trzecim i z Północy. Rosy j ski exodus z Sy berii się nie skończy ł.
Rosj a stała się niezwy kle istotny m dostarczy cielem ropy i gazu dla Europy Zachodniej ,
zwłaszcza dla Niem iec i Włoch, w m niej szy m stopniu dla Wielkiej Bry tanii i Francj i. Taka
zależność energety czna m oże przeistoczy ć się w zależność polity czną. W arty kule
opublikowany m w niskonakładowy m czasopiśm ie branżowy m Putin na długo przed obj ęciem
urzędu prezy denta zwrócił uwagę na to, że zapasy ropy i gazu są naj bardziej istotny m
instrum entem w procesie odzy skiwania statusu superm ocarstwa. Rosy j skie groźby podniesienia
cen lub całkowitego odcięcia dostaw (tak j ak stało się na krótko w wy padku Ukrainy i Gruzj i) by ły
sy gnałam i ostrzegawczy m i.
Nie ulegało wątpliwości, że Rosj a nie straci zainteresowania Ukrainą: dawny Kij ów by ł
przecież kolebką rosy j skiej państwowości, a wschodnią Ukrainę zam ieszkuj e wiele m ilionów
rodowity ch Rosj an. Kraj e bałty ckie, m im o pokaźnej liczby Rosj an w nich ży j ący ch,
prawdopodobnie uznano za stracone, lecz by ły to państwa niewielkie i nie m iały znaczenia.
Jednak do 2006 roku Rosj a nie zrezy gnowała z Mołdawii (ściślej z izolacj onisty cznego,
rosy j skoj ęzy cznego regionu Transnistria), a pod pretekstem zachowania pokoj u utrzy m y wała
woj ska w Osetii Południowej i Abchazj i, j ak również w Inguszetii, gdzie władzę sprawował
generał FSB, co m ożna by ło wy korzy stać przeciwko Gruzj i. Ludności z ty ch separaty sty czny ch
regionów przy znano rosy j skie oby watelstwo. W Azj i Środkowej pozy cj a Rosj i um ocniła się ze
względu na słabość tam tej szy ch rządów, które - przeważnie nie ciesząc się w kraj u popularnością
- uzależnione by ły od ekonom icznej , polity cznej i m ilitarnej pom ocy ze strony Rosj i.
Na Kaukazie Moskwa napotkała naj większe problem y. Czeczeński separaty zm by ł raną, która
nie chciała się zagoić. Istniała też groźba rozprzestrzenienia się infekcj i: nie by ło j uż pewności, do
j akiego stopnia Dagestan, republika na północ od Czeczenii, znaj duj e się pod kontrolą Rosj i. Z
perspekty wy czasu wy daj e się j asne, że z sy tuacj ą w Czeczenii m ożna by ło sobie poradzić
bardziej roztropnie. Należało skuteczniej zachęcić Czeczenów, aby pozostali j eśli nie częścią
Rosj i, to w bardzo bliskich z nią relacj ach. Rosj a obawiała się, że utraci cały Kaukaz, gdy pozwoli
na zby t daleko idące ustępstwa.
Naj większe operacj e woj skowe w drugiej woj nie czeczeńskiej dobiegły końca w 2002 roku,
lecz w regionie ty m nie został j eszcze przy wrócony porządek. Choć Czeczenia została bardzo
zniszczona, cena, j aką przy szło zapłacić Rosj i, także by ła wy soka: zginęło kilka ty sięcy żołnierzy, a
j eszcze więcej zostało ranny ch; woj na negaty wnie się odbiła na rosy j skich siłach zbroj ny ch,
postawiła w niekorzy stny m świetle zdolność Rosj an do prowadzenia woj ny party zanckiej i
zaszkodziła Rosj i pod względem polity czny m . Mim o że czeczeński opór pierwotnie m iał charakter
plem ienno-nacj onalisty czny, w m iarę trwania walk zrady kalizował się, a oprócz pobudek
nacj onalisty czny ch poj awiły się islam izm i dżihad. Istniała groźba, że terrory zm rozprzestrzeni
się na cały Kaukaz, a w rezultacie (czy m grozili przy wódcy czeczeńskiego powstania) obej m ie
pozostałe części kraj u.
Rosj a z pewny m i sukcesam i próbowała nawiązać bliższe stosunki z Turcj ą, Iranem oraz
kraj am i arabskim i, częściowo po to, aby zapobiec um iędzy narodowieniu konfliktu kaukaskiego -
przy założeniu, że kraj e te w uznaniu dla wsparcia polity cznego i technologicznego otrzy m anego
od Moskwy, powstrzy m aj ą się od wspierania rady kalny ch m uzułm anów na terenie Rosj i. Nie
by ło j ednak pewne, czy podobnej wdzięczności będzie m ożna się spodziewać przez dłuższy czas.
Co więcej , taka polity ka, uwzględniaj ąca dozbraj anie sąsiadów, na który ch dobrą wolę nie m ożna
liczy ć w nieskończoność, m ogła m ieć groźne reperkusj e związane z długofalowy m i interesam i
Rosj i. Podobna polity ka m iała swego orędownika na długo przed Putinem w osobie m inistra
spraw zagraniczny ch Jewgienij a Prim akowa, by łego szefa KGB, a także prem iera, i
skom plikowała relacj e Rosj i z Zachodem .
Często zapom ina się, że Rosj ę zam ieszkuj e około 15-20 m ilionów m uzułm anów. Wprawdzie
nie m a precy zy j ny ch dany ch, lecz notowany w tej grupie współczy nnik urodzeń z pewnością
znacznie przewy ższa rosy j ski (obecnie 1,2). W dodatku liczba gastarbeiterów z republik Azj i
Środkowej w Rosj i m ogła do chwili obecnej bez problem u osiągnąć kilka m ilionów. Prognozy,
zgodnie z j akim i m uzułm anie przewy ższą liczebnie Rosj an w ciągu j ednego pokolenia, są j ednak
przesadzone. W regionach gęsto zasiedlony ch przez m uzułm anów, takich j ak Tatarstan, wy stępuj ą
silne dążenia ku pełnej autonom ii, które prawdopodobnie nabiorą rozm achu.
Separaty zm j est m ało prawdopodobny, gdy ż rosy j scy m uzułm anie nie zam ieszkuj ą
sąsiaduj ący ch regionów, lecz są m ocno porozrzucani po europej skiej części Rosj i - Tatarstanie,
Baszkortostanie (Baszkirii), Kry m ie, Kaukazie. Przy naj m niej m ilion m uzułm anów m ieszka w
Moskwie, chociaż według niektóry ch szacunków liczba ta j est o wiele wy ższa. Oficj alne staty sty ki
m ówią, że w 2005 roku oby watele inny ch państw wj eżdżali do Rosj i 20 m ilionów razy w
poszukiwaniu pracy. Większość naj wy raźniej pochodziła z republik sąsiednich, zwłaszcza
środkowoazj aty ckich, a tak wy sokie liczby przy puszczalnie m ówią o wielokrotny m przekraczaniu
granicy. Nawet w autonom iczny ch republikach, takich j ak Tatarstan (52 procent) i Baszkortostan
(55 procent), przewaga m uzułm anów nie j est duża.
Lecz w skupiskach ty ch akty wni są rady kalni islam iści, legalnie lub naj częściej nielegalnie,
więc istniej e niebezpieczeństwo, że zaostrzą się napięcia polity czne, zwłaszcza ze względu na
rosnącą pośród rodowity ch Rosj an ksenofobię („Rosj a dla Rosj an").
Groźba neofaszy stowskiego lub narodowobolszewickiego zam achu stanu w czasie rozpadu
Związku Radzieckiego by ła przesadzona. W obecny m czasie j est to m ało prawdopodobne właśnie
dlatego, że rządu Putina nie da się tak łatwo podej ść w kwestii patrioty zm u.
Ale potencj alne zagrożenie nadal istniej e. Kom uniści pod wodzą Giennadij a Ziuganowa
wciąż są drugą siłą w Dum ie, a neofaszy ści, chociaż nadal stosunkowo m ało znaczący pod
względem liczebności, są teraz lepiej zorganizowani niż przed dziesięciu czy piętnastu laty.
Wpły wy kom unistów nieco osłabły : w wy borach 1999 roku stracili m andaty, a w roku 2004
nawet nie stanęli poważnie do walki, świadom i, że Putin m a zwy cięstwo w garści. Jednak to, że
większość Rosj an ży j e w nędzy, a ty siące wsi zwy czaj nie znikaj ą w następstwie m asowej
ucieczki do m iast, stanowi duży potencj ał dla partii ludzi biedny ch nawet pod bezbarwny m
przy wództwem Ziuganowa, człowieka zupełnie pozbawionego chary zm y.
Trudno wskazać j akąś konkretną kom unisty czną treść w ideologii tego ruchu oprócz sprzeciwu
wobec liberalizacj i i pry waty zacj i gospodarki. Z dawnego m arksizm u i leninizm u pozostało
niewiele, a z proletariackiego internacj onalizm u zupełnie nic. Kom uniści są nacj onalistam i na
równi ze skraj ną prawicą. Są partią „prawdziwy ch
Rosj an": dla obcy ch elem entów (do który ch zaliczaj ą się wszy scy bez rosy j skiego rodowodu)
nie m a m iej sca ani w ich szeregach, ani w kraj u, chy ba że się doskonale zakam ufluj ą.
O ile kom uniści są w zasadzie zj ednoczeni, o ty le ugrupowania skraj nie prawicowe i
neofaszy stowskie, choć niezm iernie akty wne i głośne, dzielą się na wiele sekt i frakcj i. Poza ty m
niełatwo ustalić, które z nich zrzeszaj ą prawdziwy ch superpatriotów i faszy stów, a które są
sponsorowane lub wspierane przez FSB (KGB). Podobnie j ak w ostatnich dekadach caratu, taj na
policj a przeniknęła do wnętrza ty ch organizacj i i do pewnego stopnia pociągała za sznurki. Ale od
czasu do czasu ugrupowania te przy wsparciu policj i wy m y kały się spod taj nej kurateli - działo
się tak przed rokiem 1914, m ogło więc dziać się i teraz.
Tak czy inaczej , wszy stkie czołowe grupy rosy j skiej skraj nej prawicy wy wodzą się z Parniati,
organizacj i powstałej w ostatnich latach radzieckiej władzy. Mim o że Pam iat zanurzona by ła
zasadniczo w ideologicznej trady cj i skraj nej prawicy z przedrewolucy j nej Rosj i (anty sem ickiej ,
anty m asońskiej , wierzącej we wszelkie spiski i identy fikuj ącej się z bardziej reakcy j ny m i
kierunkam i Rosy j skiego Ko ścioła Prawosławnego), j ej następcy przy j ęli przeróżne dziwne i
często obce doktry ny. Ty siące faszy stów paradowało w Moskwie 4 listopada 2005 roku,
wy krzy kuj ąc „Heil Hitler!" i „Sieg Heil!". Ich guru utrzy m y wali, że j edy nie faszy zm i nazizm
m ogą wy ciągnąć Rosj ę z obecnej niedoli: korupcj i, ubóstwa, dom inacj i obcy ch oraz ogólnego
upokorzenia i braku nadziei.
Niektórzy usiłowali łączy ć faszy zm ze stary m kom unizm em , podczas gdy inni
rozpowszechniali wszelkiego rodzaj u religij no-sekciarskie idee, często wy wodzące się z Dalekiego
Wschodu, astrologii, różny ch „nauk okulty sty czny ch" oraz poglądów często spoty kany ch na
Zachodzie w kręgach związany ch z filozofią New Age. Swój wpły w m ieli także euroazj aniści.
Szkoła ta sięga czasów doktry ny polity cznej rozwiniętej w Pradze i w Pary żu przez rosy j skich
em igrantów, którzy przy szłość Rosj i koj arzy li raczej ze Wschodem niż Zachodzem . We
współczesnej form ie euroazj anizm cechował się skraj ną wrogością wobec Am ery ki,
postrzeganej j ako źródło wszelkiego zła, oraz agresy wną rosy j ską polity ką zagraniczną, m aj ącą
na celu dom inacj ę Rosj i w Europie, i j eśli to m ożliwe, również w części Azj i. Jak j ednak chciano
zawrzeć soj usz z islam em przy tak głęboko zakorzenionej rosy j skiej ksenofobii?
Problem polegał na ty m , że „azj anizm ", na który powoły wali się tam ci ideologowie, istniał
ty lko w ich wy obraźni. Chiny ani Japonia nie m iały naj m niej szej ochoty wchodzić w bliskie
soj usze z Rosj ą, wprost przeciwnie - stanowiły dla Rosj i zagrożenie w Azj i ze względu na swą
potęgę liczebną. Rosy j skie stosunki ze światem islam u nigdy nie należały do zaży ły ch, a pom y sł
utworzenia osi Rosj a-Turcj a, Rosj a-Iran czy też Rosj a-kraj e arabskie wy dawał się wy dum any w
epoce, w której „Rosj a dla Rosj an" rozbrzm iewało j ako główny slogan rosy j skiej prawicy
(według sondaży pod ty m hasłem podpisy wało się ponad 50 procent wszy stkich Rosj an), a w
m uzułm ańskim świecie dżihady zm m iał wielu wy znawców. Idea ta m oże przem awiać do
pewny ch liderów polity czny ch, ale wśród m as zupełnie nie cieszy się popularnością. Podobne
przy m ierze by ło nierealne, chy ba że euroazj aniści wy obrażali sobie Rosj ę j ako podrzędnego
partnera, co bez wątpienia nie wchodziło w grę.
Niektórzy przy wódcy ty ch sekt (w który ch co rusz dochodziło do rozłam ów, zm ian nazw i
ponownego połączenia) by li barwny m i postaciam i. Aleksander Dugin zdołał stworzy ć ideologię
składaj ącą się z niespój ny ch i sprzeczny ch elem entów rady kalnej m y śli europej skiej skraj nej
lewicy i prawicy, a także z astrologii i inny ch nauk okulty sty czny ch. Udało m u się również
przekonać sztab generalny radzieckiej arm ii, że j ego doktry na j est naj lepszy m - ba, wręcz
j edy ny m - sposobem przy wrócenia ducha patrioty zm u wśród m łody ch Rosj an. Eduard
Lim onow by ł pisarzem i arty stą estradowy m , który zaczął parać się polity ką. Oskarży ł Dugina, z
który m pierwotnie współpracował, o zby t bliskie powiązania z establishm entem polity czno-
woj skowy m i zerwał z nim kontakty.
Ugrupowanie Lim onowa, Partia Narodowo-Bolszewicka, przez j akiś czas by ło zakazane,
podobnie j ak Rosy j ska Jedność Narodowa Aleksandra Barkaszowa wraz z j ej param ilitarny m i
form acj am i, zwany m i rosy j skim i ry cerzam i. Ogólnie biorąc, ugrupowania te nie znaj dowały się
pod zby t wielką presj ą ze strony sił bezpieczeństwa, uznaj ący ch ich członków za nieszkodliwy ch
m łody ch ludzi, którzy od czasu do czasu nie panuj ą nad m łodzieńczy m wigorem . Naj bardziej
widoczni i akty wni na ulicach są rosy j scy skinheadzi, którzy co roku świętuj ą urodziny Hitlera.
Wy daj e się, że zawarty został pakt o nieagresj i m iędzy nim i a siłam i bezpieczeństwa
interweniuj ący m i j edy nie okazj onalnie, gdy na ulicach doj dzie do śm ierci j ednego lub więcej
obcokraj owców.
Guru skraj nie prawicowy ch grup, tacy j ak Dugin, który ch w latach dziewięćdziesiąty ch
uznawano raczej za ekscentry ków i nie traktowano poważnie, stali się m odni w niektóry ch
środowiskach inteligenckich, a wy wiady z nim i zaczęły się poj awiać na łam ach czasopism , które
niegdy ś by ły bastionam i liberalnej inteligencj i.
Jednak m im o wszy stko trudno wróży ć neofaszy zm owi w Rosj i świetlaną przy szłość, chy ba że
doszłoby do j akiegoś kry zy su. Otwarte ataki na obecny establishm ent polity czny nie spotkały by
się ze zby t wielkim odzewem , natom iast napady na pochodzący ch z Kaukazu handlarzy owoców i
warzy w na m oskiewskich bazarach nie są równoznaczne z poważną kam panią polity czną.
Większość Ży dów z Rosj i wy j echała, a ty ch, którzy zostali, trudno uznać za dem oniczny ch
wrogów. Wprawdzie neonaziści prowokuj ą ataki nienawiści wobec Am ery ki (ich zdaniem
odpowiedzialnej za upadek ich kraj u), ale Am ery ka j est daleko, a niebezpieczeństwa czy haj ące
dziś na Rosj ę pochodzą z inny ch, bliższy ch rej onów. Nie m a zatem niebezpieczeństwa, że Stany
Zj ednoczone przej m ą Kaukaz, Sy berię czy rosy j ski Daleki Wschód.
Nowa Rosj a m a olbrzy m ie rezerwy paliw kopalny ch oraz im ponuj ącą ilość broni atom owej .
Nie j est to j ednak wy starczaj ąca podstawa, żeby przy wrócić j ej status superm ocarstwa. Według
sondaży większość Rosj an chciałaby odzy skać tę utraconą pozy cj ę - przecież przez trzy sta lat
Rosj a by ła potężny m m ocarstwem . Jednak py tani o to, czy skorzy by liby do podj ęcia
konieczny ch wy siłków, aby ponownie zy skać m iano potęgi, odpowiadaj ą j uż m niej chętnie, j ak
twierdzi politolog Lilia Szewcowa. Kraj wciąż j est zby t słaby na ry zy kowne przedsięwzięcia.
Gospodarka uzależniona j est od eksportu surowców, nie zaś od wy ników przem y słu. Pozostaj e
daleko w ty le pod względem naj nowszy ch technologii. Szerzą się problem y społeczne -
alkoholizm , narkoty ki, AIDS. Wprawdzie istniej e nienawiść i zawiść wobec wrogów
zewnętrzny ch i ty ch wewnątrz, lecz m orale nie j est wy sokie, a korupcj a wy kracza znacznie poza
to, co w przeszłości uznawano m niej więcej za norm ę. Krótko m ówiąc, kraj nie odzy skał wiary w
siebie koniecznej do uzy skania statusu superpotęgi. Proces powrotu do tego stanu m oże j eszcze
trochę potrwać, a nie wiadom o, ilu oby wateli pozostanie w Rosj i do tego czasu.
Rosy j skie władze nie od razu uświadom iły sobie problem dem ograficzny - obserwuj ąc
wszy stko z Moskwy (będącej j edny m wielkim korkiem uliczny m ), łatwo nie zauważy ć, że reszta
kraj u się wy ludnia. Od dłuższego czasu poj awiały się głosy ostrzegawcze, lecz j ak przy znano na
konferencj i zorganizowanej przez rosy j ski parlam ent w m arcu 2006 roku, rząd nie zwrócił na nie
uwagi. Jak powiedział by ły m inister spraw zagraniczny ch Jewgienij Prim akow, gdy by obecne
tendencj e się utrzy m ały, Rosj a przestałaby istnieć w połowie tego wieku, a wy ludnienie Sy berii i
Dalekiego Wschodu wy tworzy łoby próżnię, która zostałaby przej ęta przez inny ch bez j ednego
wy strzału.
Putin w bardziej powściągliwy m tonie przewidy wał w czerwcu 2006 roku, że w razie
utrzy m ania się takiego kierunku zaludnienie Rosj i wy niosłoby pod koniec wieku połowę tego, co
obecnie. Spadek liczebności populacj i stanowił kwestię priory tetową dla bezpieczeństwa
narodowego. Jeżeli istniała j eszcze j akaś „Rosy j ska Idea", to doty czy ła ona tego, j ak ocalić kraj
od wy ginięcia. Jednakże m inistrowie obrony i generalicj a nigdy nie uczęszczali na spotkania,
podczas który ch om awiano podobne problem y. Kto według nich m iałby bronić oj czy zny w ciągu
piętnastu czy dwudziestu lat? Założy wszy - j ak wtrącił j eden z uczestników - że wciąż by łaby do
obrony j akaś oj czy zna.
W m aj u 2006 roku rząd Putina wy dał dekret zapewniaj ący m iesięczne wsparcie w wy sokości
55 dolarów na pierwsze urodzone dziecko i 110 dolarów na drugie. Ponadto m atki powinny
otrzy m y wać j ednorazową nagrodę kilku ty sięcy dolarów, co j ak na rosy j skie warunki j est
niebagatelną kwotą. W sum ie rosy j ski rząd przeznaczy ł 30-40 m iliardów rubli na pobudzenie
przy rostu naturalnego. Ale wiele rosy j skich kobiet wciąż nie chciało m ieć dzieci. Ponadto nie
by ło j asne, kto dokładnie m iałby wy płacać pieniądze - państwo czy władze lokalne. W przeszłości
poj awiały się doniesienia o naduży ciach towarzy szący ch realizacj i podobny ch program ów, na
przy kład o oddawaniu dzieci do sierocińców po zainkasowaniu gotówki. Gdy by inicj aty wa ta się
powiodła, by łby to pierwszy wy padek w historii, że wy nagrodzenie finansowe doprowadziło do
trwałego zwiększenia przy rostu naturalnego.
6. Klęska integracji oraz przyszłość Europy
Pewien publicy sta w „The Econom ist" uskarżał się ostatnio na to, że według obiegowy ch
sądów współczesna Europa j awi się j ako wy palony, starzej ący się, zastały pod względem
gospodarczy m konty nent, który j est nieuchronnie skazany na utratę pozy cj i nie ty lko na rzecz
dy nam iczny ch Stanów Zj ednoczony ch, ale także Chin czy choćby Indii. Do niedawna j ednak nie
by ło to przekonanie powszechne w am ery kańskich ośrodkach akadem ickich ani zespołach
eksperckich, a i w sam ej Europie nietrudno by ło trafić na przem ówienia, książki i oficj alne
deklaracj e przesy cone opty m izm em . W chwili, gdy pisane są te słowa, niem iecka gospodarka
j est prężniej sza niż w ostatnich latach, więc by ć m oże defety ści ostatecznie się pom y lili.
Jednakże nie sposób wy kluczy ć, że poprawa sy tuacj i j est krótkotrwała albo że j est m irażem
wiodący m ku ponownej fali pesy m izm u na ry nkach i giełdach papierów wartościowy ch.
Obiegowe sądy, podobnie j ak sądy powszechne, zazwy czaj feruj ą słuszne wy roki, a zj awisko
powstania i upadku nie j est czy m ś bezprecedensowy m . Historia utkana j est z dziej ów rozkwitu i
zm ierzchu państw oraz cy wilizacj i, a także wzlotów i upadków wielkich m ocarstw: żadne nie
trwało wiecznie, a niektóre całkowicie zniknęły z powierzchni ziem i. Upadły za sprawą różny ch
przy czy n, niektóre ze względów ekonom iczny ch, inne po przegranej woj nie, j eszcze inne dlatego,
że z czasem wy paliły się i straciły wolę albo siłę ducha, przestaj ąc dbać o to, czy się rozm nażaj ą.
Edward Gibbon pisał, że staroży tni Grecy uważali, iż Rzy m pokonał ich kraj dzięki „fortunie", to
znaczy za sprawą czy stego przy padku. Przy naj m niej częściowo dziełem przy padku by ło to, że
wschodnie Im perium Rzy m skie przetrwało ty siąc lat po ty m , j ak przestała istnieć część
zachodnia.
Nad przy czy nam i upadku państw m ożna by się rozwodzić w nieskończoność. Gdy przy chodzi
do opisu dziej ów zm ierzchu Europy w dwudziesty m wieku, równie dobrze m ożna by spy tać nie o
to, dlaczego siła konty nentu została nadszarpnięta, lecz o to, dlaczego dom inacj a Europy trwała
tak długo. Migracj a m ogła odgry wać pewną rolę w upadku państw, lecz tak sam o często państwa
um acniała, j ak osłabiała. Zarówno historia średniowieczna, j ak i nowoży tna to dziej e m igracj i.
Wy starczy przy pom nieć wy prawy ludności europej skiej do Am ery ki Północnej i Południowej
(em igracj ę włoską i hiszpańską), hugenotów do Niem iec oraz inny ch kraj ów europej skich, polską
em igracj ę do Francj i i Niem iec w dwudziesty m wieku, rosy j ską em igracj ę do Francj i po roku
1917, ży dowską m igracj ę z Europy Wschodniej bądź chińskich czy hinduskich im igrantów
tworzący ch większe wspólnoty w Azj i Południowo-Wschodniej czy nawet w Afry ce.
Naj częściej by li to ludzie bardziej przedsiębiorczy, którzy z rozm aity ch przy czy n opuszczali
swój kraj - i oby dwie strony odnosiły korzy ści: im igranci wspinali się po szczeblach awansu
społecznego, a kraj e ich goszczące korzy stały z um iej ętności i talentów nowo przy by ły ch. Silne,
pewne siebie społeczeństwa prawie zawsze potrafiły wchłonąć takie fale im igrantów i zrobić z
tego naj lepszy uży tek. Początkowo zwy kle poj awiały się trudności: nawet w takim im igranckim
kraj u, j ak Stany Zj ednoczone przez długi czas ani Irlandczy cy, ani Ży dzi, nie wspom inaj ąc j uż o
„żółtej zarazie", nie by li m ile widziani. Od czasu do czasu przy by sze m ieli kłopot z przy j ęciem
obowiązuj ący ch w nowy m kraj u praw i sty lu ży cia - niektórzy odm awiali na przy kład służby
woj skowej . Prawie za każdy m razem odby wała się do pewnego stopnia m igracj a powrotna,
j ednak większość pozostawała w nowej oj czy źnie, aby po kilku pokoleniach stać się nieodłączną
j ej częścią.
Doty czy to również naszy ch czasów. Om ówiłem j uż wkład hinduskich im igrantów w rozwój
Wielkiej Bry tanii, Chińczy ków w rozwój Stanów Zj ednoczony ch oraz inny ch części świata,
Sikhów i Orm ian, Cy pry j czy ków, a także sporą liczbę pozostały ch narodów. Polscy gastarbeiterzy
są m ile widziani w całej Europie, a Filipińczy cy na cały m świecie. Niestety, w czasach
agresy wnego nacj onalizm u m niej szości etniczne znalazły się pod presj ą: Idi Am in wy pędził
Hindusów z Ugandy ; <3am al Abdęl Nasser z Egiptu wy rzucił Greków, Włochów oraz inny ch
Europej czy ków, a także Ży dów, chociaż ży li tam od wielu pokoleń. Chińskie m niej szości by ły
uciskane w Azj i Południowo-Wschodniej . Doty czy ło to j ednak stosunkowo niewielkich grup, a
j edy nie w Europie kwestia im igrantów m uzułm ańskich urosła do rangi znacznego problem u
polity cznego. Integracj a okazała się fiaskiem , po części dlatego, że nie chcieli j ej sam i przy by sze.
Wielokulturowość doprowadziła do powstania równoległy ch społeczeństw i często m iewała
negaty wne konsekwencj e.
Prowadziło to nieuchronnie do rachunku sum ienia: czy j a to wina i j ak wszy stko naprawić?
Jedna z przy czy n leżała w ty m , że europej skie kraj e nie nawy kły do przy j m owania m ilionów
obcokraj owców zakorzeniony ch w zupełnie odm ienny ch kulturach, przej awiaj ący ch
nieszczególną chęć wy zby cia się dawnego sty lu ży cia i przy j ęcia oby czaj ów nowy ch oj czy zn.
Nie j est to cecha wy łącznie europej ska, spoty kam y j ą na cały m świecie, j edy nie z wy j ątkiem
kraj ów, które przez długie okresy by wały w duży m stopniu uzależnione od napły wu im igrantów.
Mowa tu o Am ery ce Północnej , niektóry ch kraj ach Am ery ki Łacińskiej , Kanadzie i Australii.
Gdzie indziej anty patia do cudzoziem ców, nawet ty ch bliskich pod względem j ęzy ka, religii i
kultury, by ła głęboko zakorzeniona i wy stępowała powszechnie.
Nawet losy palesty ńskich uchodźców w kraj ach arabskich często nie należały do różowy ch -
nierzadko przetrzy m y wano ich w obozach, czasam i wy dalano, a ty lko w wy j ątkowy ch
sy tuacj ach przy znawano oby watelstwo, m im o że nie brakowało deklaracj i solidarności z
prześladowany m i braćm i i siostram i.
Istniały j ednak również inne powody. Przede wszy stkim m uzułm ańska em igracj a do Europy
by ła w dużej m ierze nieplanowana i pozbawiona kontroli. Trwała j eszcze długo po ty m , j ak nie
by ło j uż wątpliwości, że gastarbeiterzy nie m aj ą zam iaru wracać do kraj ów pochodzenia, oraz
długo po ty m , j ak okazało się, że nie m a dla nich pracy. Do pewnego stopnia im igracj a ta by ła
konsekwencj ą im perialnej przeszłości: Algierczy cy m ieli prawo osiedlać się we Francj i; a
wy daleni z Ugandy m ieszkańcy Indii oraz Indii Zachodnich - w Wielkiej Bry tanii. Ale takie
postkolonialne tłum aczenie nie obej m owało większości, która urodziła się długo po oddaniu przez
im perium by ły ch dom iniów i odzy skaniu przez kraj e niepodległości. Nie doty czy ło to również
absolutnie ty ch przy by ły ch do Niem iec, Szwecj i czy Austrii, Holandii ani Belgii.
W niektóry ch kraj ach Europy funkcj onowała i w pewny m stopniu nadal funkcj onuj e teoria
m ówiąca o ty m , że klęska integracj i j est winą społeczeństw europej skich, które nie wy kazały
dostatecznie dużo dobrej woli w stosunku do im igrantów i nie przeznaczy ły wy starczaj ący ch
środków na pom oc m ieszkaniową ani doty czącą pozostały ch problem ów, w ty m edukacj i. Lecz
społeczeństw Europy - poj edy nczy ch oby wateli - nigdy nie spy tano, czy chcą m ilionów nowy ch
sąsiadów we własny m kraj u. Oby watele ci m ieli prawo do głosowania nad wszelkim i sprawam i,
tak kraj owy m i, j ak i zagraniczny m i, ale akurat w tej zasadniczej kwestii nikt ich nie spy tał o
zdanie.
Wszy stko zainicj owały rządy i korporacj e. Czy zachowały by się inaczej , gdy by przewidziały
konsekwencj e swoj ej polity ki?
Nawet na tak postawione py tanie nie sposób odpowiedzieć z cały m przekonaniem . Niektórzy
wy kazaliby pewnie więcej ostrożności w sprawie im igracj i i przy znawania prawa do azy lu. Inni
by ć m oże wcale by się nie przej ęli, przekonani, że ich kraj e (i Europa w ogóle) nie m aj ą j uż nic
więcej do wniesienia, że w zasadzie wy pełniły swą history czną m isj ę (j eśli takowa kiedy kolwiek
istniała) oraz że utrzy m anie ich tożsam ości społecznej i kulturowej we współczesny m świecie nie
j est naj ważniej sze. W czasie gdy narody się wy palały, by ć m oże nadeszła pora na przekazanie
kaganka cy wilizacj i w ręce inny ch ludzi, religii i grup etniczny ch.
Niekiedy, na przy kład w Skandy nawii czy Holandii, m ogły podziałać wy rzuty sum ienia
sięgaj ące lat trzy dziesty ch, gdy uchodźcom z nazistowskich Niem iec często odm awiano azy lu,
chociaż by li rasowo lub polity cznie prześladowani. W Niem czech również obawiano się oskarżeń
o rasizm , gdy by odrzucono im igrantów. Z perspekty wy czasu trudno nawet ustalić, czy m
kierowały się ówczesne władze w ty ch kraj ach. Czy zakładały, że pozbawiona kontroli im igracj a
nie przy sporzy większy ch problem ów; że kwestie gospodarcze, społeczne i kulturowe j akoś się
rozwiążą i że im igranci pewnego dnia znikną lub doskonale się zintegruj ą?
Nie oznacza to, że ufne we własne siły europej skie społeczeństwa powinny wówczas
herm ety cznie zam knąć swe podwoj e dla wszy stkich im igrantów. Należało ich j ednak skierować
do produkty wnej pracy, a nie zachęcać do korzy stania od pierwszego dnia poby tu z opieki
społecznej . Kaznodziej e i agitatorzy podburzaj ący owieczki przeciw dekadenckiem u i grzesznem u
zachodniem u sty lowi ży cia powinni zostać wy daleni. Powinno się od nich oczekiwać
postępowania zgodnego z prawem obowiązuj ący m w dany m kraj u, a także z wartościam i oraz
norm am i. Jeśli prawa lub norm y okazały by się niezgodne z ich przekonaniam i, m ogli swobodnie
wy j echać. Tak się przecież działo od zarania dziej ów. Chrześcij anie z Europy Środkowej i Ży dzi z
Europy Wschodniej wy j echali do Am ery ki właśnie dlatego, że czuli się dy skry m inowani i
prześladowani.
Jednak europej skie rządy i społeczeństwa nie by ły j uż tak pewne siebie. Ksenofobia nie
zniknęła, ale w establishm encie nie pozostało wiele dum y z przy należności do danego narodu (lub
Europy ), dom inował kulturowy i m oralny relaty wizm , by ć m oże częściowo będący reakcj ą na
przesadzony nacj onalizm m iniony ch wieków. Takie społeczeństwa nie potrafiły udzielić
przy by szom wskazówek, za to okazały się bardzo perm isy wne. Nowi m ieszkańcy ty ch kraj ów
niewątpliwie odnosili wrażenie, że obowiązuj ące tu prawa i norm y m ożna bezpiecznie ignorować.
Takie postawy, w połączeniu z relaty wizm em kulturowy m i m oralny m , m usiały przy nieść
daleko idące następstwa, a społeczeństwa Europy będą m usiały się z nim i pogodzić. Nielegalni
im igranci w Japonii, Chinach, Singapurze czy właściwie w każdy m inny m kraj u zostaliby
odesłani w ciągu kilku dni, j eśli nie godzin, z powrotem do rodzinny ch kraj ów. Stany Zj ednoczone
stanęły przed podobny m problem em w wy padku im igrantów m eksy kańskich, lecz oni
przy naj m niej nie m ieli zam iaru narzucać nowy ch i obcy ch praw religij ny ch kraj owi, w który m
osiedli. Nielegalny m im igrantom w Europie pozwolono zostać. Nawet gdy by władze przy j ęły
twardsze stanowisko, odbiłoby się to ty lko na m niej szości, ponieważ większość przedstawicieli
społeczności im igranckich to do tej pory oby watele kraj u zam ieszkania albo urodzeni na m iej scu,
którzy m aj ą tam takie sam e prawa j ak wszy scy pozostali.
Stopniowo rośnie świadom ość, j ak wpły nie to na przy szłość Europy - wraz z pozostały m i
zagrożeniam i czekaj ący m i konty nent.
Z pewnością oznacza to koniec Europy j ako ważnego gracza w sprawach świata. Jak j uż
wspom niano, nieszczęścia m ogą przy trafić się też inny m konty nentom . Wiele giganty czny ch
katastrof m oże oczy wiście wy stąpić gdzie indziej . Niektóre opisano w utworach science fiction,
inne om ówił Richard A. Posner w swej pracy Catastrophe: Risk and Response (2004).
Uwzględnił on takie zj awiska, j ak bioterrory zm , pandem ia i globalne ocieplenie, a nawet
zderzenie z kom etą. Wszy stko j ednak wskazuj e na to, że w razie ogólnoświatowej katastrofy
ucierpiałaby również Europa, nie by łoby więc okazj i, aby cieszy ć się z cudzego nieszczęścia.
Chiński ogrom ny boom gospodarczy m oże dobiec końca ze względu na wady „kapitalizm u
kolesiów" i infrastruktury polity cznej , a także sy stem u opieki zdrowotnej i szkolnictwa. Opór
aparatu państwowego wobec reform polity czny ch m oże doprowadzić do alienacj i m as.
Koniunktura w Indiach m oże gwałtownie się załam ać.
Zaledwie ułam ek tam tej szej ludności skorzy stał na dobroby cie: boom powoduj e ogrom ne
dy sproporcj e m iędzy biedny m i i bogaty m i, m iędzy m iastem i wsią, co m oże stać się zarzewiem
konfliktu polity cznego. Siła gospodarcza USA oparta j est na chwiej ny ch podstawach, z który ch
dwie to ogrom ny dług publiczny i deficy t handlowy.
Może doj ść do zagraniczny ch kry zy sów polity czny ch i nasilenia wewnętrzny ch napięć.
Wszy stkie te katastrofy m ogą się wy darzy ć, lecz Europa na nich nie skorzy sta. Europej ska
gospodarka w przeważaj ącej m ierze nastawiona j est na eksport, a gdy ry nek wewnętrzny się
kurczy, gospodarka będzie w przy szłości j eszcze bardziej zorientowana na eksport.
Spadki na naj większy ch ry nkach zapewne doprowadziły by w Europie do kry zy su.
Podsum owuj ąc, niekontrolowana im igracj a nie by ła j edy ną przy czy ną schy łku Europy. W
połączeniu j ednak z inny m i niepowodzeniam i doprowadziła do głębokiego kry zy su. Aby wy bawić
Europę z tak kłopotliwego położenia, konieczny m oże okazać się cud.
Nikt nie potrafi ocenić na pewno, czy w nadchodzący ch latach europej skie zj ednoczenie
posunie się zdecy dowanie naprzód ani j ak funkcj onować będzie europej ska gospodarka. Ale
kłopoty dem ograficzne m ożna przewidzieć z dużą dokładnością, do nich więc powinniśm y się
odnieść na początku. Nawet prognozy populacy j ne opieraj ą się na pewny ch założeniach, a j ak
zauważy ł francuski dem ograf Jean-Claude Chesnais, prognozy sporządzane przez takie insty tucj e,
j ak Organizacj a Narodów Zj ednoczony ch często przesadzaj ą z polity czną poprawnością i
opty m izm em , ponieważ nie chcą nikogo szokować, przez co bagatelizuj ą im plikacj e polity czne.
Szacunki poj edy nczy ch ekspertów są często wiary godniej sze.
Jednak nawet przewidy wania ONZ, oparte na założeniu, że w nadchodzący ch latach wskaźnik
urodzeń w Europie podniesie się o j edną czwartą (co większość uważa za nierealne), nasuwaj ą
wnioski, że do roku 2050 stara Unia Europej ska będzie liczy ła o 60 m ilionów ludzi m niej , a liczba
m ieszkańców całej Europy (z uwzględnieniem Rosj i) zm alej e o 130 m ilionów. Co ważniej sze, po
roku 2050 spadek populacj i będzie o wiele bardziej gwałtowny, ponieważ do tam tego czasu
średnia wieku będzie dużo wy ższa i liczba urodzeń w kraj u takim j ak Niem cy wy niesie zaledwie
połowę stanu obecnego. Jeśliby pom inąć dalszą m igracj ę do Europy - a istniej ą wszelkie powody
ku tem u, aby im igracj a by ła m niej sza z przy czy n zarówno polity czny ch, j ak i ekonom iczny ch
(np. bezrobocia) - to liczba ludności w kraj ach o niskim wskaźniku urodzeń, takich j ak Włochy czy
Hiszpania, zm alej e zasadniczo.
Takie kurczenie się populacj i m ożna zaobserwować nawet obecnie w pewny ch regionach
Europy, na przy kład w europej skiej części Rosj i, gdzie ty siące wiosek zniknęły z powierzchni
ziem i (nie wspom inaj ąc o exodusie z Sy berii i inny ch obszarów północnej Rosj i). W Hiszpanii
wy ludnienie wsi rozpoczęło się w erze postfrankistowskiej : dotknęło Andaluzj ę oraz niezwy kle
ubogie rej ony, takie j ak Extrem adura, a w ostatnich latach nabrało rozpędu. Podej m owano próby
zasiedlenia opuszczony ch wiosek nowy m i im igrantam i, j ednak bez większego powodzenia.
Obserwuj e się dużą m igracj ę z Am ery ki Łacińskiej (zwłaszcza z Ekwadoru i Kolum bii) do
Hiszpanii, lecz tam tej si im igranci zazwy czaj kieruj ą się do m iast, gdzie płace są wy ższe.
Manchester i Newcastle w Wielkiej Bry tanii w ciągu m iniony ch czterdziestu lat utraciły 20
procent populacj i. Około 100 000 ludzi corocznie opuszcza Londy n. Chociaż tam tej sze ceny
nieruchom ości wciąż pozostaj ą na astronom iczny m poziom ie w porównaniu ze Stanam i
Zj ednoczony m i oraz resztą konty nentu, dom y m ożna kupić za bezcen w podupadły ch częściach
centralny ch dzielnic m iast środkowej i północnej Anglii, gdzie trady cy j ne gałęzie przem y słu
przestały funkcj onować. Zwłaszcza w ty ch rej onach znaj duj ą się silne wspólnoty m uzułm ańskie.
W Niem czech wy ludnienie j est wy j ątkowo duże we wschodniej części kraj u, opuszczonej
przez m łody ch ludzi. W ostatnich latach zam knięto dwa ty siące szkół, pozostało niewiele sklepów,
j eszcze m niej lekarzy, a wy j azd ostatnich m ieszkańców liczny ch wsi j est ty lko kwestią czasu.
Proces ten nie ogranicza się j edy nie do obszarów wiej skich. Liczba m ieszkańców m ały ch i
niektóry ch większy ch m iast również gwałtownie m alej e, spadły ceny dom ów, a gdzieniegdzie
m ożna nawet dostrzec opustoszałe ulice. Halle, Rostock, Cottbus i Magdeburg w ciągu ostatnich
dziesięciu lat straciły od 16 do 20 procent m ieszkańców - większość m łodego pokolenia.
Wprawdzie Dusseldorf, w który m również zm alała liczba ludności, wciąż pozostaj e
naj większy m ośrodkiem bankowości i handlu w regionie, ale Zagłębie Ruhry stopniowo chy li się
ku upadkowi, a pobliskie m iasta, w ty m Hagen, utraciły wielu m ieszkańców. Los Hagen i
Gelsenkirchen lepiej ilustruj e sy tuacj ę w cały m regionie niż przy kład Dusseldorfu. To sam o
doty czy regionów górniczy ch i hutniczy ch południowej Belgii (Charleroi i Mons) oraz m iast
francuskich przy granicy z Belgią. Napięcia na tle etniczny m w Antwerpii, niegdy ś urokliwy m i
kwitnący m m ieście, sprawiły, że stało się ono j edny m z naj bardziej niespokoj ny ch m iast w
Europie Zachodniej . W niektóry ch m iastach są takie dzielnice, w który ch nie uj rzy m y wielu
dzieci; przy pom inaj ą one bardziej dom y starców, co nie pokry wa się z trady cy j ny m i
wy obrażeniam i o wielkim m ieście tętniący m ży ciem .
Kto j ednak zadba o starzej ącą się populacj ę? Kto wniesie m łodzieńczy wigor do gospodarki
m aj ącej zapewnić ekonom iczną prężność kraj u, tak aby nie zabrakło ani pieniędzy na em ery tury
dla starszego pokolenia, ani środków na ochronę zdrowia i pozostałe świadczenia? Niegdy ś
uważano, że siły roboczej dostarczy Europa Wschodnia, lecz liczba przy by waj ący ch by ła
skrom na, a czeka j ą j eszcze większe uszczuplenie, ponieważ przy rost naturalny w Europie
Wschodniej j est równie niski (lub nawet niższy ) j ak na Zachodzie.
Wielu m łody ch, bezrobotny ch ludzi - około 25 procent - m ieszka w Afry ce Północnej i na
Bliskim Wschodzie, gdzie przy rost populacj i wy przedza wzrost gospodarczy. W ciągu
naj bliższy ch dziesięciu lat potrzebny ch będzie sto m ilionów m iej sc pracy, ale m ało
prawdopodobne, że zostaną stworzone. Problem bezrobocia w ty ch regionach nazwano bom bą
zegarową, powstaj e ty lko py tanie, czy wy buchnie ona na Bliskim Wschodzie, czy w Europie, czy
w oby dwu częściach świata.
Pom ij aj ąc rozważania polity czne, j aki sens m iałoby sprowadzanie ludzi z tam ty ch rej onów,
gdy w Niem czech, Francj i i inny ch państwach Europy bezrobocie wśród ludności pochodzącej z
kraj ów m uzułm ańskich wy nosi 20, 30, a nawet 40 procent? Przy by cie m łody ch,
niewy kwalifikowany ch pracowników, który m niekiedy brakuj e chęci i m oty wacj i, zaostrzy łoby
bieżące napięcia na tle etniczny m , nie pom agaj ąc w zaspokoj eniu potrzeb ekonom iczny ch i
społeczny ch.
Azj a Południowa i Południowo-Wschodnia, a także środkowo— azj aty ckie by łe republiki
radzieckie są, by ć m oże, bardziej obiecuj ący m źródłem siły roboczej . Na razie j ednak kraj e
Europy nie zadały sobie wiele trudu, aby przy ciągnąć im igrantów z tam ty ch regionów.
Nie wiadom o również, j ak wielu wy kwalifikowany ch pracowników i inży nierów skłonny ch
by łoby przenieść się do Europy akurat wtedy, gdy sy tuacj a gospodarcza ich kraj ów zaczy na się
poprawiać.
W Niem czech przez krótki okres czy niono starania, by przy ciągnąć specj alistów w dziedzinie
inform aty ki z Bangalore oraz inny ch ośrodków przem y słu wy sokich technologii w Indiach. Jednak
przedstawione oferty nie by ły atrakcy j ne i zgłosiło się niewielu chętny ch. (Indiom przy dzielono
ty lko 20 000 niem ieckich zielony ch kart, ale niewielka liczba kandy datów okazała zainteresowanie
i po kilku latach program przerwano). W Hiszpanii na nowo poj awiło się zainteresowanie
em igrantam i z Am ery ki Łacińskiej . W ostatnich latach przy by ły ich dziesiątki ty sięcy, zwłaszcza
z Ekwadoru i Kolum bii, zrodziło się zatem py tanie, czy należy dalej zm ierzać w ty m kierunku.
Jakie j est prawdopodobieństwo zwiększenia się przy rostu naturalnego w europej skich
społeczeństwach?
Przez ostatnich 150 lat przy rost naturalny m alał i odwrócenie tendencj i wy daj e się teraz m ało
prawdopodobne. Dy ktatury lat trzy dziesty ch i reżim Związku Radzieckiego za pom ocą
przeróżny ch prem ii oraz nagród próbowały realizować polity kę pronatalisty czną, lecz bez
większego powodzenia. W Rosj i sugerowano, że członkowie rodzin wielodzietny ch powinni m ieć
pierwszeństwo w zatrudnieniu w adm inistracj i państwowej . We Francj i i w Szwecj i
ustawodawstwo sprzy j aj ące rodzinie (przewiduj ące długie urlopy
m acierzy ńskie) prawdopodobnie przy czy niło się do niewielkiego wzrostu wskaźnika urodzeń i
niewy kluczone, że inne kraj e pój dą w ich ślady. Ale we Francj i i w Szwecj i wskaźnik urodzeń
pozostaj e znacznie poniżej współczy nnika reprodukcj i. Krótko m ówiąc, j eśli nie doj dzie do
j akiegoś nieprzewidzianego rozwoj u wy padków, dom inuj ąca tendencj a się nie odwróci.
To prawda, że wskaźnik urodzeń notowany w Chinach i Japonii (a ostatnio też w Indiach)
również znacznie się obniży ł. Identy czna sy tuacj a m oże się w końcu zdarzy ć na Bliskim
Wschodzie i w Afry ce Północnej . Bezsprzeczne wy daj e się, że współczy nnik urodzeń w
społecznościach m uzułm ańskich w Europie, obecnie znacznie przewy ższaj ący wskaźnik w
populacj i rdzennej (by ć m oże nawet trzy krotnie), także się obniży. Wpły w tego spadku będzie
j ednak odczuwalny dopiero w ciągu j ednego lub dwóch pokoleń, a nie w naj bliższy ch
dziesięcioleciach.
Przyszłość muzułmańskiej Europy: Wielka Brytania
Społeczności im igranckie w Europie są pod wielom a względam i zróżnicowane, więc także
problem y, przed j akim i staną europej skie społeczeństwa w nadchodzący ch latach, będą się
różniły. Uogólnienia doty czące wspólnot m uzułm ańskich ty lko w niewielkim stopniu m ogą okazać
się pom ocne.
Naj ważniej sze fakty doty czące im igrantów z kraj ów m uzułm ańskich w Wielkiej Bry tanii
zostały j uż om ówione: stanowią oni zaledwie połowę ogólnej liczby (1,6 m iliona - by ć m oże
nieco więcej , j eśli wziąć pod uwagę przeby waj ący ch nielegalnie), a prawie połowa z nich to
Bry ty j czy cy z urodzenia. Jest to społeczność m łoda, w której wskaźnik urodzeń j est dosy ć wy soki.
Bezrobocie wśród m łody ch m uzułm anów j est trzy krotnie większe niż wśród reszty społeczeństwa.
Większość obserwatorów dostrzega u nich nie ty lko alienacj ę kulturową, ale również rosnące
poczucie dy skry m inacj i i rozczarowania.
Tak więc rzeczy wiście istniej e groźba działań z uży ciem przem ocy, j ak wy kazało
aresztowanie pakistańskich „boj owników" z sierpnia 2006 roku. Jednak w daj ącej się przewidzieć
przy szłości pod względem polity czny m m uzułm anie w Wielkiej Bry tanii nie będą stanowić siły
rozstrzy gaj ącej na szczeblu kraj owy m , chy ba że bry ty j ski rząd pozwoli w nadchodzący ch latach
na niekontrolowaną im igracj ę, co j est m ało prawdopodobne ze względu na doty chczasowe
doświadczenia. Bry ty j scy m uzułm anie będą w większy m stopniu i akty wniej uczestniczy ć w
ży ciu polity czny m na szczeblu lokalny m , j ako radni m iej scy czy nawet burm istrzowie m iast (j ak
Moham m ed Afzal Khan w Manchesterze) lub członkowie parlam entu. Wątpliwe, aby wy znawcy
islam u stali się decy duj ącą siłą polity czną, z wy j ątkiem by ć m oże dzielnic śródm iej skich m iast
ty pu Bradford czy Birm ingham oraz niektóry ch części Londy nu. Sprawa doty czy czterdziestu lub
pięćdziesięciu okręgów wy borczy ch, na przy kład Birm ingham -Sparkbrook, Bethnal Green oraz
East Ham . Polity cy w ty ch rej onach zwracaj ą większą uwagę na elektorat m uzułm ański, a ze
względu na bry ty j ski sy stem wy borczy wy nik w kilkudziesięciu okręgach m oże okazać się
znaczący. Wielu członków bry ty j skiego parlam entu będzie m usiało spoj rzeć wstecz i ocenić, czy
ich poglądy doty czące Kaszm iru, konfliktu palesty ńsko-izraelskiego i podobny ch problem ów by ły
dostatecznie poprawne polity cznie. Muzułm anie m ogą zapragnąć utworzenia partii etnicznej , ale
j est to m ało prawdopodobne. Koalicj e z inny m i grupam i narodowościowy m i lub religij ny m i
wchodzą w grę, wątpliwe j ednak, by okazały się trwałe.
Rząd bry ty j ski starał się bardziej niż pozostałe rządy w Europie spełnić oczekiwania
społeczności m uzułm ańskich - na poziom ie m akro przy zwalaj ąc niem al bezkry ty cznie na
im igracj ę m uzułm ańską oraz działalność ugrupowań ekstrem isty czny ch zakazany ch w święcie
arabskim . Jak wspom niano wcześniej , w latach dziewięćdziesiąty ch Londy n stał się centrum
rady kalnej działalności islam isty cznej .
Jednocześnie czy niono starania, aby podj ąć dialog z organizacj am i m uzułm ańskim i - i to nie
ty lko ty m i um iarkowany m i. Powołano grupy robocze, aby zm niej szy ć poczucie niezadowolenia,
oraz wprowadzono ustawy chroniące interesy m uzułm anów i zapobiegaj ące dy skry m inacj i. Na
poziom ie m ikro preferency j nie traktowano im igrantów m uzułm ańskich przy przy dzielaniu
m ieszkań i zapewnianiu świadczeń socj alny ch. Niektóre z ty ch inicj aty w by ły godne pochwały,
lecz rezultaty okazy wały się m arne. Według zakroj ony ch na ogrom ną skalę badań postaw
przeprowadzony ch przez Pew Foundation w czerwcu 2006 roku z j ednej strony prawie 63 procent
Bry ty j czy ków wy rażało przy chy lny stosunek do m niej szości m uzułm ańskiej w swy m kraj u, z
drugiej j ednak strony bry ty j scy m uzułm anie „dużo bardziej negaty wnie postrzegali ludzi
Zachodu niż m niej szości m uzułm ańskie w Niem czech, Francj i czy Hiszpanii", przy pisuj ąc
Bry ty j czy kom tak negaty wne cechy, j ak egoizm , arogancj a, agresj a, chciwość,
niem oralność oraz fanaty zm . Bry ty j scy m uzułm anie m ieli również większą skłonność do
dawania wiary teoriom spiskowy m : zaledwie 17 procent z nich zgadzało się, że ataki
terrory sty czne z 11 września 2001 roku przeprowadzone zostały przez Arabów - w
przeciwieństwie na przy kład do 48 procent m uzułm anów francuskich. Kiedy stosunki pom iędzy
grupam i etniczny m i by ły złe, większa liczba Bry ty j czy ków winą obarczała własną grupę
narodowościową (co, j eśli j est zgodne z prawdą, nasuwa przy puszczenie, że skargi na islam ofobię
są w dużej m ierze nieszczere), podczas gdy m uzułm anie oskarżali Bry ty j czy ków.
O wiele więcej m uzułm anów bry ty j skich niż z inny ch kraj ów Europy (47 procent)
pesy m isty cznie spoglądało w przy szłość dlatego, że istniał konflikt m iędzy gorliwy m
wy znawaniem islam u a ży ciem we współczesny m społeczeństwie dem okraty czny m . W ty m
sam y m sondażu oby watele Niem iec i Hiszpanii uj awnili znacznie więcej negaty wny ch odczuć
wobec m uzułm anów ży j ący ch w ich kraj ach niż Bry ty j czy cy. Natom iast stosunek Hindusów do
m uzułm anów (a tak że do Nigery j czy ków) by ł dużo bardziej kry ty czny niż wśród wszy stkich
pozostały ch nacj i w Europie.
Nie badano każdego regionu Wielkiej Bry tanii, ale istniej ą podobne sondaże doty czące
londy ńskiego East Endu (Tower Ham lets, dawniej znanej j ako Bethnal Green, Wapping, Bow,
Stepney oraz Po-plar), a także Bradford - i wnioski nie są zachęcaj ące. Raport doty czący New
East Endu autorstwa profesora Geoffa Dencha i inny ch j est szczególnie interesuj ący (to
konty nuacj a podobnego badania z roku 1954 przeprowadzonego przez Partię Pracy ). Wniosek,
j aki wy ciągnięto w 2006 roku, by ł taki, że East End wciąż j est ty lną częścią (by nie posłuży ć się
bardziej dosadny m wy rażeniem ) bry ty j skiej stolicy.
Wśród im igrantów poj awiła się postawa roszczeniowa, a nowy porządek społeczny przy niósł
im korzy ści, co zantagonizowało przedstawicieli białej klasy pracuj ącej , m aj ący ch poczucie
coraz większego pozbawienia praw oby watelskich. Konkluzj a: „Podej ście skupiaj ące się
wy łącznie na m niej szościach to dolewanie oliwy do ognia".
Niegdy ś by ł to East End targów uliczny ch i Kuby Rozpruwacza, restauracj i Bloom 's
(lockshen
oraz gefilte fish
) f Dixon of Dock Green, legendarnego, podnoszącego na duchu
serialu telewizy j nego z lat pięćdziesiąty ch, a także piosenki Underneath the Arches.
Doszło j ednak do transferu populacj i i zm iany dom inacj i w East Endzie, zam ieszkany m
obecnie głównie przez Banglij czy ków. Znalazło to swoj e odzwierciedlenie m iędzy inny m i w
staty sty kach przestępczości. Podczas gdy do późny ch lat dziewięćdziesiąty ch większość skarg
składany ch na policj i w związku z napaściam i na tle rasowy m pochodziła od im igrantów, obecnie
są to skargi od biały ch, m im o że biali uciekli z tam ty ch rej onów. Jednakże Banglij czy cy, który m
się powiodło pod względem ekonom iczny m i społeczny m (głównie w restauracj ach i ogólnie w
branży gastronom icznej ) również się stam tąd przenieśli, odcinaj ąc się od stary ch gett,
wy bieraj ąc czy stsze i bezpieczniej sze ulice, a także dzielnice, w który ch znaj duj ą się lepsze
szkoły.
Jednocześnie m łodzi z Bangladeszu, który m j uż tak dobrze nie poszło (większość), „zareagowali
na porażkę, przej m uj ąc pewne aspekty bry ty j skiej kontrkultury, niem aj ące nic wspólnego ze
sty lem ży cia ich rodziców". Jest to eufem isty czne określenie dla uliczny ch gangów, kultury
gangsterskiej , zaży wania narkoty ków, kradzieży i rozboj ów. W ty m kontekście odniesienie do
bry ty j skiej kontrkultury wy daj e się nie do końca właściwe. Jeszcze w latach poprzedzaj ący ch
drugą woj nę światową i po niej tutej sze ulice przem ierzały gangi o charakterze kry m inalny m lub
para-kry m inalny m , który ch członkam i by li biali, lecz zanikły one prawie całkowicie. Ale rzadko
kiedy by ły to zj awiska „kontrkulturowe".
Starsze pokolenie im igrantów sprawowało pewną kontrolę nad m łodzieżą z własnego
podwórka, czy li by ło podobnie j ak we Francj i i w Niem czech.
Jedną z istotny ch przy czy n dem oralizacj i biały ch są prakty ki edukacy j ne w East Endzie.
Miej scowe szkoły otrzy m uj ą specj alne środki na pom oc banglij skim uczniom (zgodnie z
przepisem zwany m Paragrafem 11), co wśród biały ch rodziców wy wołało wrażenie, że
priory tetem dla nauczy cieli stało się surowsze ocenianie biały ch dzieci, tak aby szkołę
postrzegano j ako nienagannie wy wiązuj ącą się z obowiązku wspierania m niej szości - oraz
pobieranie większy ch dotacj i.
Inną kwestią powoduj ącą wiele napięć, j est preferency j ne traktowanie nowy ch im igrantów
przy przy znawaniu m ieszkań, co wy wołało w biały ch m ieszkańcach poczucie obcej inwazj i.
Pewna osoba starej daty uskarżała się na oznakowania w j ęzy ku urdu, które nagle poj awiły się w
m iej scach publiczny ch, takich j ak szpitale („Niegdy ś by ła to dzielnica ży dowska, ale nie
przy pom inam sobie żadny ch napisów w hebraj skim alfabecie"). Społeczność banglij ska stawała
się coraz bardziej zależna od pom ocy społecznej , chociaż na początku ludzie m ieli opory wobec
przy j m owania zapom óg, uważany ch za sprzeczne z ich wiarą. Nie trzeba dodawać, że
uzależnienie od zasiłków się przedłużało, utrwalaj ąc ich niższy status w społeczeństwie.
Filozofia kry j ąca się za polity ką pozy ty wnej dy skry m inacj i ze strony Partii Pracy
(sprawuj ącej władzę w East Endzie) sform ułowana została przez przewodniczącego
parlam entarnej partii laburzy stów: biała klasa pracuj ąca, w ty m zwłaszcza starsze pokolenie, to
konserwaty ści, często niereform owalnie rasistowscy i reakcy j ni w przekonaniach, dlatego szkoda
czasu, wy siłku i wy dany ch pieniędzy na zaskarbianie sobie ich poparcia. Wy ższy wskaźnik
urodzeń wśród Banglij czy ków by ł następny m liczący m się czy nnikiem . Jednak w wy borach w
roku 2005 kandy datka laburzy stów (w połowie afry kańskiego, w połowie ży dowskiego
pochodzenia) pokonana została przez George'a Galloway a, prezesa nowej partii o nazwie
Respect, którego powszechnie uważa się za gbura i podej rzanego ty pa.
Jego ugrupowanie opierało się na koalicj i m iędzy Trockistowską Robotniczą Partią
Socj alisty czną a przeróżny m i rady kalny m i grupam i islam isty czny m i. Partia Pracy nie
skorzy stała na własnej strategii - w polity ce nie m a m iej sca na wdzięczność.
Inny przy kład pokazuj e Bradford w Lancashire, m iasto liczące 470 000 m ieszkańców,
zam ieszkiwane przez starą społeczność m uzułm ańską, głównie pakistańską. W Bradfordzie ży j e
obecnie około 80 000 Pakistańczy ków, z czego połowa urodziła się w Wielkiej Bry tanii. Według
półoficj alnego raportu w m ieście ty m szczodrze przy znawano prawa m uzułm anom (organizuj ąc
na przy kład m ęskie i żeńskie szkoły ). W 1982 roku by ł tam j eden m eczet; teraz j est ich ponad 60.
Wkrótce j ednak okazało się (j ak czy tam y w ty m sam y m raporcie), że nie istniej e j edna definicj a
„wspólny ch wartości", na j akie zawsze się w m ieście powoły wano.
Lokalne władze i przy wódcy m uzułm ańscy skutecznie przy m knęli oko na konieczność
podj ęcia przełom owego dialogu na tem at idei zintegrowanego, zróżnicowanego etnicznie
społeczeństwa. Jak podawał następny raport, Bradford stało się m iastem segregacy j ny m ,
poprzecinany m granicam i kulturowy m i, etniczny m i, religij ny m i i społeczny m i. Poziom
przestępczości by ł wy soki, poj awił się problem poważny ch przestępstw, a w niektóry ch częściach
m iasta j awnie kwitła sprzedaż narkoty ków.
Krótko m ówiąc, sy tuacj a by ła dosy ć podobna do tej w inny ch m iastach bry ty j skich o
analogicznej strukturze etnicznej . Bradford by ł j edny m z ty ch m iej sc, w który ch palono książki
Salm ana Rushdiego w wy niku fali oburzenia Szatańskimi wersetami (wy dany m i w 1989 roku),
tam też w roku 1995 i później dochodziło do rozm aity ch niepokoj ów. Ludność niem uzułm ańska,
zarówno Bry ty j czy cy, j ak i Hindusi, została wy parta (niektórzy m ieszkańcy posługiwali
się term inem „czy stka etniczna"), gdy obszar ulegał islam izacj i. Napadano na kościoły i puby. Po
zapadnięciu zm roku kobiety inny ch wy znań nie m ogły ry zy kować wy j ścia na ulice, a nawet za
dnia istniała groźba napaści. Jak m ożna by ło przeczy tać w listach do lokalny ch gazet, śródm ieście
stało się strefą woj ny. Pakistańczy cy uczestniczy li w lokalnej polity ce: m ieli trzy nastu radny ch i
j eden został burm istrzem . Mówiło się też o ty m , że głosy m uzułm ańskich radny ch zazwy czaj
zależą od zaleceń otrzy m y wany ch drogą telefoniczną z Pakistanu, naj wy raźniej od dostoj ników
państwowy ch lub religij ny ch.
Według m uzułm ańskiego intelektualisty, który wy chował się w Bradfordzie, lokalni liderzy
Partii Pracy oraz przedstawiciele bardziej rady kalnej lewicy by li częściowo odpowiedzialni za
taki rozwój wy padków. Założy li konserwaty wną Radę Meczetów, biorąc j ą za głos społeczności:
„Wielokulturowość nie stworzy ła woj uj ącego islam u, ale wy tworzy ła m u w łonie bry ty j skich
społeczności m uzułm ańskich przestrzeń, która wcześniej nie istniała. Sprzy j ała państwu
plem iennem u, osłabiła kierunki postępowe w społecznościach m uzułm ańskich i um ocniła pozy cj ę
konserwaty wny ch przy wódców religij ny ch"
Ci o bardziej lewicowy m światopoglądzie m achnęli ręką na starą m y śl m arksistowską o klasie
robotniczej j ako narzędziu przem ian i przenieśli poparcie na wszelkiego rodzaj u „nowe ruchy
społeczne".
Kiedy to nie wy szło naj lepiej , wsparli „polity kę tożsam ości". Inny m i słowy, liczy ły się nie
wspólne wartości, lecz to, czego rozm aite grupy etniczne i plem ienne, choćby naj bardziej
reakcy j ne, się dom agały.
Jak na ironię wsparcie okazane konserwaty wny m przy wódcom m uzułm ańskim nie ty lko w
Bradfordzie, ale właściwie w całej Wielkiej Bry tanii, również polity cznie nie zaprocentowało.
Wewnątrz społeczności zaostrzał się konflikt pokoleń, a wpły w, j aki przy wódcy religij ni m ieli na
m łodą generacj ę, by ł niewielki lub nie by ło go wcale.
Lokalni przedstawiciele m uzułm ańscy nie negowali istnienia poważny ch problem ów, lecz
winę zrzucali na kry zy s tożsam ości, przez który cierpieli m łodzi m uzułm anie, a także na
bezrobocie, brak szans edukacy j ny ch, alienacj ę społeczną oraz islam ofobię (rasizm ), w
ty m „przesiąknięte islam ofobią kom unikaty m ass m ediów". Ale w m y śl bry ty j skiego prawa
wszelkie tego ty pu przekazy są karalne. W rzeczy wistości nie brakowało szans edukacy j ny ch.
Bradford m a nawet swój uniwersy tet; ty le że m łodzi Pakistańczy cy nie korzy stali z ty ch
m ożliwości - bardzo często nie uczęszczali nawet do szkoły.
Pewien indy j ski dziennikarz przy gotował interesuj ący raport porównuj ący rozwój
społeczności hinduskiej w Leicesterze oraz pakistańskiej w Bradfordzie. (Leicester, m iasto we
wschodniej części środkowej Anglii, liczące 330 ty sięcy m ieszkańców, m a sporo ludności
azj aty ckiej , ale poradziło sobie znacznie lepiej niż Bradford). Hindusi, będąc w Leicester
większością, poprawili swą pozy cj ę. Młodzi Pakistańczy cy z kolei ograniczali się do pusty ch
gestów sprzeciwu i odgry wania roli ofiary : oczekiwali szacunku, usiłowali uciec od niskiego
statusu społecznego przez wy cofanie się do własnego świata, a często do świata przem ocy.
Mężczy źni zapuszczali brody i dom agali się, aby kobiety wkładały hidżaby oraz burki. To prawda,
że przy by waj ący Hindusi (często z Afry ki Wschodniej , wy pędzeni przez Idi Am ina) by li lepiej
wy kształceni i m ieli trochę pieniędzy - nie m iliony, j ak utrzy m y wali niektórzy Pakistańczy cy, ale
kwoty wy starczaj ące do otwarcia skrom nego sklepiku. Hindusom nie brakowało j ednak zapału i
na swą pozy cj ę zapracowali.
Co m ogły uczy nić władze, aby zwiększy ć szanse Pakistańczy ków?
Py tanie to doty czy ło nie ty lko Bradfordu, ale wszy stkich społeczności Wielkiej Bry tanii i
Europy Zachodniej . Władze nie um iały rozwiązać kry zy su tożsam ości, m ogły j ednak udzielić
poży czek lub dotacj i osobom składaj ący m proj ekty, które dawały realne szanse na pozy skanie
środków do ży cia. Gdy by chociaż niektóre z ty ch proj ektów się powiodły, by łaby to pom ocna
inwesty cj a. Przede wszy stkim władze m ogły próbować wszelkim i środkam i zm usić m łody ch
członków tej wspólnoty do chodzenia do szkół, kończenia ich oraz konty nuowania nauki lub
uczestnictwa w kursach. Powinno się im zapewnić szczególne warunki w szkołach ze względu na
pochodzenie społeczne.
Ostatnio rząd bry ty j ski wprowadził w ży cie program „pewny start", który wzorem
am ery kańskiego Head Start
j est program em edukacy j ny m od wczesnego dzieciństwa.
Program został rozbudowany i powinien by ć rozbudowany j eszcze bardziej . To sam o doty czy
nauczania j ęzy ka angielskiego i ośrodków doradztwa zawodowego. Adm inistracj a prem iera
Tony 'ego Blaira popierała szkoły wy znaniowe (islam skie), m im o że większość Bry ty j czy ków się
tem u sprzeciwia. Szkoły te m aj ą obowiązek nauczania zgodnie z państwowy m program em
nauczania, oferuj ąc dodatkowo kształcenie religij ne. Nie istniej e j ednak żadna kontrola nad ty m ,
czego uczy się w ty ch szkołach ani czy pod względem poziom u kształcenia spełniaj ą m inim alne
standardy. Inny program edukacy j ny (Aim Higher
) skupia się na utalentowanej m łodzieży z
ubogich terenów i stara się j ą kierować do dobry ch szkół i uniwersy tetów.
Muzułm ańscy przy wódcy uskarżali się, że na razie z program ów ty ch korzy staj ą przeważnie
osoby afry kańskiego bądź karaibskiego pochodzenia.
By ć m oże dotacj e finansowe należałoby przy znać nie ty lko ty m , którzy w szkole się
wy różniaj ą, ale i osobom wy kazuj ący m j akiekolwiek starania. Cy nicy m ogą się spierać, że
więcej pieniędzy da się zarobić na handlu narkoty kam i i kradzieżach, j ednak j est to również
ograniczona sfera. Jeśli władzom uda się zm niej szy ć liczbę osób nieprzy stosowany ch społecznie i
da się im szansę na prawdziwą pracę, będzie to znaczące osiągnięcie. Z pewnością nie będzie to
sprawiedliwe w odniesieniu do osób inny ch wy znań, lecz j eśli m a się wy bór m iędzy
sprawiedliwością a pokoj em społeczny m , ważniej sze są cele doraźne. Jak powiedział Lee Jasper,
doradca do spraw rasowy ch burm istrza Londy nu Kena Livingstone'a: „Aby traktować ludzi na
równi, należy ich traktować różnie".
Bry ty j ski rząd, za pośrednictwem Hom e Office oraz inny ch insty tucj i, powołał rozm aite
kom isj e i podkom isj e zalecaj ące (i po części przeprowadzaj ące) różnorakie działania, począwszy
od lekcj i na tem at praw i obowiązków oby watela w szkołach m uzułm ańskich oraz rekrutacj i
większej liczby m uzułm ańskich funkcj onariuszy policj i, po przy znawanie rodzinny ch kredy tów
podatkowy ch i akcj ę afirm aty wną w sferze zatrudnienia i szkolnictwa wy ższego, oferuj ąc
uprzy wilej owane traktowanie osobom ze środowisk m uzułm ańskich. Lecz inicj aty wa na rzecz
pozy ty wnej zm iany m usi ostatecznie wy j ść ze wspólnoty m uzułm ańskiej ; władze państwowe i
lokalne m ogą j edy nie ten proces ułatwić. Jeśli rodzice nie będą popierać kształcenia swoich dzieci
- lub, j ak w wy padku córek, będą częstokroć zniechęcać bądź zabraniać uczenia się - władze
niewiele będą m ogły zrobić. Nic nie wskazuj e na to, aby j akieś alternaty wne przy wództwo
m uzułm ańskie m iało się wy łonić w naj bliższy m czasie.
Elem enty liberalne i świeckie w społeczeństwie m uzułm ańskim są słabe, a tworząca się
m uzułm ańska klasa średnia nie okazała zainteresowania wsparciem swy ch rodaków lub
współwy znawców, który m szczęście m niej dopisało. Wielu z nich zdy stansowało się fizy cznie od
wspólnoty. Inicj aty wa władz bry ty j skich m aj ąca na celu wspom ożenie uzdolnionej m łodzieży z
gett w przy j ęciu na czołowe uniwersy tety, na przy kład w Oksfordzie czy Cam bridge, j est j ak
naj bardziej pożądana. Idea, która się za ty m kry j e, j est następuj ąca: koniec końców ci uzdolnieni
m łodzi ludzie zostaną nauczy cielam i i lideram i m łodzieży, m ogąc stanowić wzór do
naśladowania. Lecz ilu wy bierze właśnie tę drogę? Większość prawdopodobnie odnaj dzie swoj e
m iej sce na bardziej urodzaj ny ch polach.
Wprawdzie w Wielkiej Bry tanii znaj duj em y pewną liczbę świeckich intelektualistów
m uzułm ańskich, z który ch niektórzy wy daj ą ilustrowane czasopism o („0"), lecz na ulicy panuj ą
zwolennicy konserwaty wny ch i rady kalny ch im am ów islam isty czny ch. Ci chwaleni przez
bry ty j skich polity ków, takich j ak Livingstone, j ako stanowiący wzorowe przy kłady oświeconego
islam u, m iędzy inny m i telewizy j ny kaznodziej a Qaradawi, to reakcj oniści, według który ch sam
Tariq Ram adan j est niem alże odszczepieńcem . Krótko m ówiąc, walka o adaptacj ę środowiska
m uzułm ańskiego w Wielkiej Bry tanii to Sy zy fowa praca.
Liczne proponowane rozwiązania, które m aj ą na celu j ej ułatwienie, m ogły by okazać się
pom ocne. Nawet dialog z niewłaściwy m i przy wódcam i m oże nie by ć do końca bezcelowy, pod
warunkiem że nie będzie złudzeń co do zasadniczo nieliberalnego charakteru ty ch przy wódców
oraz zawężonego zakresu władzy i wpły wów, j aki m aj ą we własny ch społecznościach.
L o c k s h e n - zwany też lokshen pudding , deser żydowski z cienkiego makaronu (przyp.
tłum.).
Gefd te fish - faszerowana ryba po żydowsku (przyp. tłum.).
Kenan Malik, Bomin Bradford, „Prospect”, październik 2005 (przyp. aut.).
Head Start - dosłownie: przewaga na starcie (przyp. tłum.).
Przyszłość muzułmańskiej Europy: Francja
Podczas gdy m uzułm anie w Wielkiej Bry tanii stanowią stosunkowo nieznaczną m niej szość,
sy tuacj a we Francj i j est zgoła odm ienna. Muzułm ańska ludność Francj i liczy 4-5 m ilionów.
Władze francuskie są o wiele bardziej restry kcy j ne od bry ty j skich w egzekwowaniu
obowiązuj ącego w kraj u (republikańskiego) prawa. Deportowały one im am ów angażuj ący ch się
w polity czne wichrzy cielstwo (niektórzy po niedługim czasie powracali). Nie szły na żadne
ustępstwa w kwestii noszenia hidżabów w szkołach czy też wprowadzania osobny ch szkół m ęskich i
żeńskich. Polity ka, j aką się kierowały, opierała się na integracj i i asy m ilacj i, a nie na
wielokulturowości.
Z j ednej strony rodziło to częstsze konflikty i starcia z uży ciem przem ocy niż w Wielkiej
Bry tanii, z drugiej j ednak strony spowodowało powstanie znacznie większy ch sfer świeckich
m uzułm ańskiego pochodzenia.
Niewiele się o nich sły szy, gdy ż próżno szukać ich przedstawicieli pośród uczestników
zam ieszek, m ałe j est też prawdopodobieństwo, aby m edia zwracały się do nich z prośbą o
wy wiady. Lecz wskaźnik m ałżeństw m ieszany ch we Francj i j est wy ższy niż w Wielkiej Bry tanii,
a i terrory zm u by ło na terenie Francj i m niej niż na Wy spach. Większa liczba m uzułm ańskich
im igrantów drugiego, trzeciego oraz czwartego pokolenia zasy m ilowała się, dostała się do
służby cy wilnej lub adm inistracj i lokalnej i um ocniła swą pozy cj ę we francuskim ży ciu
społeczny m i kulturalny m . Całe grupy, takie j ak Kaby -le (Berberowie) z Afry ki Północnej , nie
brały udziału w m uzułm ańskiej rewolcie banlieues. Oznaczało to poza ty m , że przedstawiciele
ty ch grup często zm ieniali m iej sce zam ieszkania i odcinali się od środowisk m uzułm ańskich.
We Francj i istniej e więcej zakazany ch dzielnic niż w Wielkiej Bry tanii i politolodzy uważaj ą,
że Francj ę w niezby t odległej przy szłości czeka bałkanizacj a. Zapewne trudniej przewidzieć
przy szłość Francj i niż pozostały ch kraj ów Europy ze względu na pilną potrzebę reform - i
wielkiego wobec nich oporu. Równie trudno wy obrazić sobie bałkanizacj ę - to znaczy powstanie
oddzielny ch państw lub autonom iczny ch regionów na francuskiej ziem i. Islam scy rady kałowie
m ogą zażądać pełnej władzy w regionach, w który ch m uzułm anie stanowią większość, lecz są to
obszary biedne, dotknięte m asowy m bezrobociem , kto więc płaciłby za ich utrzy m anie?
Z tej przy czy ny nawet rady kałowie m uzułm ańscy m ogą by ć zm uszeni do sprzeciwienia się
dalszem u napły wowi im igrantów do Francj i, gdy ż im więcej będzie potrzebuj ący ch, ty m m niej
pom óc będzie m ogło państwo. Niewy kluczone, że sy tuacj a rozwinie się w kierunku
autonom iczny ch regionów dwunarodowy ch. Możliwe, że m uzułm anie pój dą na ustępstwa w
kwestii praw szarij atu, a władze francuskie zarzucą m odel republikański z klarowny m rozdziałem
państwa i Kościoła. Zdarzały się m iasta i regiony we Francj i, w który ch etniczna koegzy stencj a
j akoś funkcj onowała, tak j ak w Marsy lii, będącej wzorem , j akiem u należałoby przy j rzeć się
dokładniej .
Nietrudno wy obrazić sobie wszelkiej m aści koalicj e polity czne.
Kom uniści oraz Nowa Lewica bardzo starali się pozy skać zwolenników w gronie społeczności
m uzułm ańskiej , lecz nie osiągnęli wiele.
Sondaż przeprowadzony przez Sky rock, stacj ę radiową w „strefie", przy niósł kuriozalne
wy niki. Gdy spy tano słuchaczy, na kogo będą głosować, Jean-Marie Le Pen, lider
nacj onalisty cznego Frontu Narodowego, znalazł się na pierwszy m m iej scu, Donadieu, sły nny
anty ży dowski gbur, w połowie Francuz, w połowie Senegalczy k, zaj ął m iej sce drugie, a m inister
spraw wewnętrzny ch Nicolas Sarkozy uplasował się na m iej scu trzecim . Żaden inny polity k nie
został wy m ieniony. Może powstać j edna lub więcej m uzułm ańskich partii polity czny ch, lecz
gdy by do tego doszło, uj awniły by się niewidoczne dotąd podziały wśród m uzułm anów - na
przy kład różnice m iędzy ty m i z czarnej Afry ki i Afry ki Północnej , a nawet m iędzy środowiskam i
pochodzenia algierskiego i m arokańskiego. Bardziej prawdopodobne wy daj e się, że istniej ące
partie polity czne będą konkurować w walce o glosy m uzułm anów.
Obecnie nie istniej ą silne organizacj e polity czne w środowiskach m uzułm ańskich, a przy ich
braku naj bardziej prawdopodobne wy daj ą się działania „bezpośrednie" niż polity czne. W
następstwie zam ieszek z 2005 roku francuski rząd dostał propozy cj e doradztwa od rozm aity ch
organizacj i m iędzy narodowy ch, takich j ak International Crisis Group - ICG. Propozy cj e
obej m uj ą „skory gowanie publicznego przy działu m ieszkań przez prom owanie am algam acj i".
Wątpliwe j ednak, aby zainteresowani z entuzj azm em przy j ęli ideę m ieszania się grup etniczny ch.
Nie m a też pewności co do tego, w j aki sposób da się skory gować „bolesne cięcia, które
wpły waj ą na publiczne finansowanie stowarzy szeń od 2002 roku" i zm niej szy ć j e w okresie
kry zy su gospodarczego i ograniczania wy datków, nie krzy wdząc przy ty m osób potrzebuj ący ch z
pozostały ch grup społeczny ch.
Taka polity ka prędzej zaostrzy łaby niż rozładowała napięcia na tle etniczny m . Minister spraw
wewnętrzny ch Nicolas Sarkozy naj bardziej bezpośredni z francuskich polity ków, a zarazem obiekt
naj większej nienawiści islam skich akty wistów, prom ował polity kę pozy ty wnej dy skry m inacj i
oznaczaj ącej uprzy wilej owane traktowanie m uzułm anów. Sprzeciwiała się tem u większość
francuskiego establishm entu. W nadchodzący ch latach m oże się ona j ednak stać polity ką
oficj alną. Nie m a pewności, czy wy starczy to dla utrzy m ania społecznego i polity cznego
spokoj u. Wielokrotnie francuscy socj aliści wy rażali ży czliwość i współczucie wobec im igrantów
m uzułm ańskich, lecz ich polity ka nie różni się w zasadzie od polity ki pozostały ch partii
francuskich.
Trudno ich za to winić, ponieważ nie istniej ą oczy wiste rozwiązania.
Przyszłość muzułmańskiej Europy: Niemcy
Sy tuacj a społeczności m uzułm ańskich w Niem czech pod pewny m i względam i budzi większe
nadziej e, lecz m niej sze pod inny m i. Na przy kład w Berlinie zam ieszkiwany m przez naj większą
społeczność turecką (Kreuzberg, Neukólln, Wedding) ludzie, który m powiodło się pod względem
społeczny m oraz ekonom iczny m , częściej skłaniaj ą się ku pozostaniu w swej dzielnicy i
inwestowaniu w niej . Istniej ą tureckie banki i biura podróży, sklepy oraz gabinety lekarskie.
Mniej sze j est prawdopodobieństwo, że dzielnice te przerodzą się w slum sy niż w bry ty j skich
rej onach śródm iej skich czy na francuskich przedm ieściach (w „strefie"). Ale należy również
zauważy ć, że w m iastach takich j ak Duisburg obraz nie j est j uż tak buduj ący.
Z początku niewiele by ło tureckich firm , poza niewielkim i drewniany m i budkam i
sprzedaj ący m i kebaby, warzy wa i owoce, lecz stopniowo zaczęły się poj awiać m ałe i średniej
wielkości przedsiębiorstwa. Powstało około sześćdziesięciu ty sięcy w większości bardzo m ały ch
interesów rodzinny ch. Istniej ą j ednak również ogrom ne przedsiębiorstwa, a nazwiska takie j ak
Kem al Sahin, który studiował inży nierię i został szefem dużego holdingu, są doskonale znane tak że
poza środowiskiem . Tureccy im igranci drugiego i trzeciego pokolenia weszli do polity ki, są
autoram i poczy tny ch książek, otrzy m uj ą nagrody za naj lepszy film roku. Liczba m ałżeństw
m ieszany ch podwoiła się do prawie 8000 w porównaniu z 4000 sprzed roku 2000.
Mim o wszy stko integracj a tureckich im igrantów nie j est sukcesem : alienacj a kulturowa j est
chy ba nawet większa niż w Wielkiej Bry tanii i Francj i wobec braku wspólnego j ęzy ka (większość
im igrantów przy by wa do Wielkiej Bry tanii z pewną znaj om ością angielskiego, a prawie wszy scy
trafiaj ący do Francj i znaj ą trochę francuski).
Stopa bezrobocia wśród m łody ch ludzi tureckiego pochodzenia j est dwukrotnie wy ższa niż
wśród reszty, a 85 procent m ieszkańców tureckich i arabskich należy do m arginesu społecznego.
Sy tuacj a związana z edukacj ą również nie napawa opty m izm em . W 1985 roku około 86 procent
m łody ch Turków poniżej dwudziestego pierwszego roku ży cia chodziło do szkoły ; dziś odsetek ten
wy nosi około 40 procent. Liczba osób, które nie kończą żadnej szkoły, nawet Hauptschule -
przy stani dla ty ch, który m się nie powiodło - j est duża i stale rośnie. Niewy starczaj ąco znaj ą
j ęzy k niem iecki, a ich kontekst społeczny stanowi uliczny gang. Wskaźnik przestępczości nieletnich
j est dwu-lub trzy krotnie wy ższy niż w inny ch grupach.
Na szczęście około 24 000 Turków studiuj e na niem ieckich uniwersy tetach - liczba ta stanowi
8 procent w ty m przedziale wiekowy m (18-25 lat). To wciąż dość m ało w porównaniu z
odsetkiem m łody ch Niem ców w tej sam ej grupie wiekowej , ale przy naj m niej j est to j akiś j asny
prom y k w ponurej rzeczy wistości. Sy tuacj a poza Berlinem j est j eszcze gorsza - w m iastach
takich j ak Duisburg (którego turecką dzielnicą j est Marxlohe), Ham burg (Wilhelm sburg) a nawet
Kolonia (Kalk i Ehrenfeld).
Po ponad czterech dekadach sy tuacj a panuj ąca w środowiskach tureckich w Niem czech j est
tragiczniej sza niż w wielu m iastach Turcj i - na przy kład w kwestii statusu kobiet. Wpły w
naj bardziej reakcy j ny ch ugrupowań polity czny ch i religij ny ch j est silniej szy w społecznościach
tureckich w Niem czech niż w sam ej Turcj i, gdy ty m czasem znaczenie progresy wny ch sił
świeckich j est m niej sze. Podczas gdy w Turcj i dowódcy arm ii, sędziowie i większość inteligencj i
służą j ako przeciwwaga dla islam istów, wśród Turków w Niem czech brakuj e podobnej
równowagi. Tureccy intelektualiści w Niem czech nie m aj ą wpły wów we własny m środowisku, a
ich książki częściej czy tane są przez Niem ców niż przez rodaków i nie stanowią poważnej
konkurencj i dla kazań im am ów. Nieliczne odważne Turczy nki walczące o przy naj m niej
częściową em ancy pacj ę swy ch rodaczek uznaj e się za zdraj czy nie, grozi się im fizy cznie i są
właściwie wy kluczone ze wspólnoty.
Co m ożna i co należy zrobić, aby poprawić tę sy tuacj ę? Niem iecki rząd dzięki ustawie o
oby watelstwie z 2000 roku znacznie ułatwił Turkom uzy skanie niem ieckiego oby watelstwa. Około
160 000 osób korzy sta corocznie z tego prawa. Kandy daci do naturalizacj i poddawani są pewny m
egzam inom związany m z m inim alną znaj om ością j ęzy ka oraz praw podstawowy ch.
Egzam iny te są przez niektóry ch kry ty kowane - i z j ednej strony to prawda, że m ożna by ć
dobry m oby watelem nawet wówczas, gdy nie zna się nazw główny ch rzek Niem iec ani nazwisk
czołowy ch postaci niem ieckiej literatury. Z drugiej j ednak strony, gdy nie zna się choćby
podstaw j ęzy ka, m ożna m ieć ogrom ne kłopoty (chy ba że istniej ą j akieś szczególne okoliczności) z
przestrzeganiem prawa i z korzy staniem z przy sługuj ący ch praw oby watelskich. Ponadto warto
wiedzieć, że Niem cy leżą w Europie, są państwem dem okraty czny m i prawa szarij atu tam nie
obowiązuj ą. W zasadzie każdy kraj na święcie stosuj e podobne testy, łącznie ze Stanam i
Zj ednoczony m i. (Autor niniej szej książki, profesor historii, nie zdołał udzielić prawidłowej
odpowiedzi na dwa py tania związane z poprawkam i do Konsty tucj i Stanów Zj ednoczony ch). W
Wielkiej Bry tanii regułą by ło, że funkcj onariusz policj i odwiedzał kandy datów do naturalizacj i w
dom u, aby się dowiedzieć m iędzy inny m i, czy m ieszkaj ące tam dzieci chodzą do szkoły i znaj ą
j ęzy k angielski.
Niem ieckie społeczeństwo (podobnie j ak bry ty j skie i francuskie) obarczane j est
odpowiedzialnością za nieudaną integracj ę oraz istnienie gett. Rzeczy wiście, niewielu Niem ców
przy witało nowy ch im igrantów z otwarty m i ram ionam i. Po pierwsze, nikt ich w tej sprawie nie
py tał o zdanie. Po drugie, później trudniej im by ło pogodzić się z ty m , że obecność m ilionów
„obcokraj owców" nie j est j edy nie zj awiskiem ty m czasowy m , ale że zostaną na stałe. Niem iecki
rząd przeznacza obecnie około 100 m ilionów euro rocznie na wspieranie integracj i, co - j ak
wiadom o - absolutnie nie wy starcza, aby rozwiązać naj bardziej palący problem kraj u.
Niestety, nie m a żadnej pewności, że wy niki różniły by się diam etralnie, gdy by wy łożono
kwotę nawet dziesięciokrotnie wy ższą. Tureccy im igranci przeważnie nie chcą, żeby ich dzieci
ży ły j ak Niem cy. Zrozum iałe j est więc, że dobrowolnie stworzone getto stanowi naj lepszą form ę
ochrony przed pokusam i. Rodzice, którzy sam i są słabo wy kształceni, wy kazuj ą niewiele
zainteresowania ty m , by ich dzieci kończy ły szkoły.
Jedy nie nieliczni wstępowali do kom itetów rodzicielskich, aby włączy ć się w ży cie szkoły.
Dzieci pozostały ch grup im igranckich także m iały początkowe trudności z opanowaniem j ęzy ka,
lecz niej ednokrotnie rodzice z pom ocą nauczy cieli organizowali zaj ęcia pozalekcy j ne, żeby dzieci
m ogły szy bko nadrobić zaległości. Doniesień o podobny ch inicj aty wach w środowiskach
tureckich by ło zaledwie kilka. Py tani o brak zaangażowania i współpracy, aż nazby t często
odpowiadaj ą, że do ży cia w getcie znaj om ość niem ieckiego nie j est niezbędna. Istniej ą trzy
lokalne tureckoj ęzy czne kanały telewizy j ne oprócz ty ch, które docieraj ą prosto z Turcj i, nie
wspom inaj ąc o czasopism ach w j ęzy ku tureckim wy dawany ch na m iej scu. Gdy sum ienni
berlińscy nauczy ciele nalegali, aby j ęzy ka niem ieckiego uży wać zarówno w trakcie, j ak i m iędzy
lekcj am i, zagorzali niem ieccy obrońcy wielokulturowości oskarży li ich o stosowanie represj i
kulturowy ch i pozbawianie dzieci kulturowego dziedzictwa. (Wielu z ty ch uczniów uczęszczało do
szkół religij ny ch po zaj ęciach w szkołach państwowy ch).
Nieszczęściem , j akie dotknęło Niem cy, nie by ło przy j ęcie m ilionów im igrantów, lecz to, że
wy wodzili się oni z naj bardziej zacofany ch, naj gorzej wy kształcony ch sfer tureckiego
społeczeństwa. Ty m , co uniem ożliwia m niej lub bardziej udaną absorpcj ę ty chże im igrantów,
j est połączenie czy nników społeczny ch i zły ch duchów fundam entalisty cznej religii, która chce
zachować wpły wy, a dokonać tego m oże j edy nie przez odcięcie się od obcy ch oddziały wań. Dla
wielu tureckich im igrantów starszego pokolenia m eczet wciąż pozostaj e nie ty lko centrum ży cia
religij nego, ale ośrodkiem kulturowy m , społeczny m i polity czny m .
Z ty m że liczne m eczety by ły pod wpły wem grup islam isty czno-nacj onalisty czny ch, takich
j ak Milli Góriis, z czego około trzy dziestu w cały ch Niem czech znaj dowało się pod nieustanną
obserwacj ą ze względu na podej rzenia o głoszenie dżihady -zm u. (Aż do roku 2001 m eczety,
wzorem kościołów, cieszy ły się specj alny m statusem i nie m ogły by ć przedm iotem inwigilacj i
państwowy ch organów bezpieczeństwa, lecz zm ieniło się to w rezultacie ataków terrory sty czny ch
w Europie, Azj i i Am ery ce). Nie ulega wątpliwości, że kluczem do sukcesu j est edukacj a.
Edukacj a i naby wanie um iej ętności nie przesądzaj ą autom aty cznie o loj alności wobec
przy branej oj czy zny, ale znakom icie poprawiaj ą szanse na poprawienie sy tuacj i społecznej i
ekonom icznej , stanowią zatem przy naj m niej potencj alny zaczątek integracj i. Jeśli wpły w
ugrupowań fundam entalisty czny ch oraz ich polity czna indoktry nacj a nie zostaną przerwane - a
wątpliwe, aby niem ieckie władze wy kazały wolę polity czną ku tem u - nie m a m owy o żadny ch
postępach.
Pracownicy opieki społecznej i planiści przez lata wy suwali setki propozy cj i m aj ący ch
poprawić sy tuacj ę im igrantów. Sugerowali kroki m aj ące na celu wzbudzanie zaufania dzięki
„spotkaniom m iędzy kulturowy m ", aby zy skać poparcie osób zam ieszkuj ący ch dzielnice
przeważnie (lub wy łącznie) im igranckie, pozby ć się stereoty pów, które przy lgnęły do gett i
poprawić infrastrukturę na ty ch terenach. Niektórzy są przekonani, że istnienie gett niekoniecznie
przeszkadza w poprawie obecnego stanu rzeczy, podczas gdy dla inny ch podobne skupiska
stanowią poważną przeszkodę. Nigdy wcześniej w historii m igracj i nie by ło ty le ostrożności i
wcześniej szego planowania. Wy niki j ednak okazały się m ierne, debata w znacznej części
odby wała się na abstrakcy j ny m poziom ie i niewiele m ówiło się bez ogródek. Jedy ną kwestią, co
do której naj wy raźniej panuj e powszechna zgoda, j est to, że niektóre problem y łatwiej dadzą się
rozwiązać, gdy poprawi się sy tuacj a gospodarcza, czego niestety za pewnik uznać nie m ożna.
Europej skie kraj e podchodziły do kwestii m niej szości m uzułm ańskich na różne sposoby, często
stosuj ąc polity kę beztroskiego lekceważenia, j ak w wy padku Hiszpanii i Włoch. Liczba
m uzułm anów (głównie z Afry ki Północnej ) ży j ący ch w Hiszpanii nie j est znana, lecz
prawdopodobnie bliska j est m iliona. Zam ieszkuj ą oni południe Hiszpanii oraz naj większe m iasta.
Socj alisty czny rząd Jose Luisa Rodrigeza Zapatero zalegalizował status nielegalny ch im igrantów
w kraj u, w liczbie około 700 ty sięcy, w nadziei, że przy czy ni się to do unorm owania sy tuacj i.
Ale napór m igrantów trwał nadal w latach 2005-2006: wielu usiłowało przedostać się na teren
hiszpańskich enklaw Ceuty i Melilly w Afry ce Północnej , szturm uj ąc m ury, inni z kolei próbowali
dotrzeć na Wy spy Kanary j skie z Afry ki. Hiszpańskie negocj acj e z Marokiem , skąd wy wodziła się
większość m uzułm ańskich im igrantów, zakończy ły się j edy nie częściowy m sukcesem . Ty siące
nielegalny ch im igrantów z Afry ki subsahary j skiej przedostawało się na Wy spy Kanary j skie,
które służy ły j ako furtka do Hiszpanii i całej Europy ; negocj acj e z rządam i państw afry kańskich
okazały się równie bezowocne.
W Maroku panuj e wy sokie bezrobocie, istniej e więc nieustanny napór, aby przedostać się do
Europy, nie ty lko ze strony pracowników niewy kwalifikowany ch, lecz również osób z wy ższy m
wy kształceniem . Choć po stronie m uzułm anów w Hiszpanii niewiele sły chać skarg na złe
traktowanie przez policj ę oraz na „islam ofobię" (m im o trady cy j nego negaty wnego stosunku do
„Moros"), asy m ilacj a społeczna j est nikła. Rząd Hiszpanii założy ł fundacj ę wspom agaj ącą
integracj ę religii m niej szościowy ch z hiszpańskim społeczeństwem , głównie przez kursy
j ęzy kowe.
Lecz j ej budżet wstępny wy nosił sy m bolicznie 3,5 m iliona dolarów - w porównaniu z ponad
m iliardem dolarów przy znany m przez rząd francuski na nauczanie specj alne. Hiszpańskie władze
nie sprzeciwiły się noszeniu w szkołach hidżabów i zaakceptowały m uzułm ańskie zaj ęcia religij ne
w szkole, nie płaciły j ednak m uzułm ańskim nauczy cielom . Ta sprawa, podobnie j ak fundusze na
m eczety, naj wy raźniej rozwiązana j est dzięki istotny m dotacj om z Arabii Saudy j skiej i Libii.
Większość m eczetów naucza głównego nurtu islam u, poj awiały się j ednak doniesienia, że niektóre
zaj m uj ą się rady kalną indoktry nacj ą.
Wiele wskazuj e na to, że w Hiszpanii istniej ą kom órki terrory sty czne w stanie spoczy nku, lecz
z wy j ątkiem m adry ckich ataków w m arcu 2004 roku nie doszło tam do poważniej szy ch
zam achów terrory sty czny ch. Poza poj edy nczy m i wy j ątkam i nie by ło również
anty m uzułm ańskich reakcj i.
Hiszpańskie środowiska m uzułm ańskie, podobnie j ak francuskie, są stosunkowo j ednorodne:
większość ludności pochodzi z Afry ki Północnej , a niewielka część z Afry ki subsahary j skiej .
Jednakże kraj pochodzenia odgry wa nadal istotną rolę - Marokańczy cy (większość) przy wiązuj ą
wagę do religii z tego właśnie kraj u, nie m niej przy wiązani są do własnej Algierczy cy. W Algierii
istniej ą znaczne różnice w gronie populacj i berbery j sko-kaby lskiej , która nie uważa się za plem ię,
lecz za odrębny lud. W łonie organizacj i m uzułm ańskich często dochodziło do konfliktów właśnie
ze względu na te podziały. W pozostały ch kraj ach Europy wspólnoty są o wiele bardziej
różnorodne i chociaż osoby niewy znaj ące islam u na ogół zwracaj ą niewielką uwagę na te
odrębności, często odgry waj ą one niezwy kle istotną rolę w stosunkach m iędzy m uzułm anam i.
Podziały etniczne wewnątrz europej skich społeczności m uzułm ańskich są spore, zwy kle
j ednak się ich nie dostrzega. Ponad j edna trzecia m uzułm anów ży j ący ch w Austrii wy wodzi się z
Bośni i Kosowa. Muzułm anie w Belgii to ludzie po części tureckiego, po części m arokańskiego
pochodzenia, ale też inne kraj e pochodzenia są tam reprezentowane. Sy tuacj a w Holandii j est
podobna. Pośród m uzułm anów we Włoszech ponad j edną czwartą stanowią Albańczy cy.
Chociaż dochodzi do pewnego m ieszania się ty ch grup, często ich członkowie trzy m aj ą się
razem na terenie własny ch osiedli, w ram ach wzaj em nej pom ocy, a także w organizacj ach
sportowy ch i społeczny ch. Napięcia poj awiaj ą się zarówno na poziom ie zbiorowy m , j ak i
indy widualny m , na przy kład m iędzy Turkam i i Kurdam i w Niem czech, często powodowane
przez konflikty w oj czy źnie.
Krótko m ówiąc, podczas gdy świat zewnętrzny przeważnie postrzega społeczności
m uzułm ańskie j ako m niej lub bardziej m onolity czne, w rzeczy wistości składaj ą się one z
różnorodny ch elem entów, m aj ący ch pewne wspólne interesy, ale i doświadczaj ący ch
rozm aity ch napięć i konfliktów.
Po odrzuceniu nowej konsty tucj i europej skiej w głosowaniach we Francj i i Holandii w roku
2005, podj ęto decy zj ę o dłuższej przerwie na refleksj ę - niewiele więcej m ożna by ło zrobić.
Niektórzy, na przy kład m inister spraw wewnętrzny ch Francj i Nicolas Sarkozy, twierdzili, że nowa
inicj aty wa bliższej współpracy m usi wy j ść od nowego akty wnego trzonu złożonego z Niem iec i
Francj i oraz by ć m oże Hiszpanii i Włoch. (Ty le że Francj a właśnie przegłosowała odrzucenie
konsty tucj i UE). Nikt nie m iał wątpliwości, że pierwotna, federacy j na idea „Stanów
Zj ednoczony ch Europy ", która, w taki czy inny sposób, by ła celem oj ców założy cieli po drugiej
woj nie światowej , straciła racj ę by tu, gdy Unia Europej ska zaczęła liczy ć dwudziestu siedm iu
członków.
Niektórzy proponowali nowy Plan D, j ednak nie ulegało wątpliwości, że istotą problem u nie
j est znalezienie nowego sform ułowania, zdolnego ułagodzić obawiaj ący ch się utraty
suwerenności lub nawet tożsam ości narodowej czy kulturowej . Rzeczy wisty m problem em by ło
to, że świeży im puls m ógł nadej ść j edy nie za sprawą nowej postawy psy chologicznej , nowego
nastroj u, świeżego podej ścia do Europy. W zasadzie wszy scy przy chy lni by li zj ednoczonej
Europie w j akiej ś form ie, nie by ło j ednak zgody co do tego, gdzie powinny leżeć j ej granice.
Przede wszy stkim za każdy m razem , gdy interesy państw narodowy ch i Europy ze sobą
kolidowały, interesy ty ch pierwszy ch stawiano j ako pierwsze. Uj awniało się to przy każdej okazj i,
wy starczy więc podać choćby j eden z ostatnich przy kładów.
Na początku 2006 roku odby ło się spotkanie związane z ustanowieniem wspólnego
europej skiego ry nku energii. Wszy scy by li zgodni co do potrzeby wspólnej polity ki. Nawet
obecnie Europa zależna j est od im portu połowy energii z zagranicy. W ciągu naj bliższy ch
dwudziestu lat rezerwy ropy i gazu na Morzu Północny m wy czerpią się, a wówczas zależność ta
zwiększy się do 70 procent lub więcej . Uzależnienie od dostaw gazu ziem nego z Rosj i i Algierii (a
także im portu ropy z państw Zatoki Perskiej ) j est sprawą nie ty le wagi ekonom icznej , ile
polity cznej .
Jeden z przy wódców państw (Lech Kaczy ński z Polski) zaproponował utworzenie
energety cznego NATO, aby zapewnić wzaj em ną pom oc w razie sy tuacj i kry zy sowej , lecz
pom y sł ów nie m iał większy ch szans na powodzenie niż inne propozy cj e. Członkowie UE nie by li
po prostu gotowi scedować na Brukselę prawa decy dowania w sprawach takich j ak energia
j ądrowa oraz, tak naprawdę, wszy stkie pozostałe. Rządy państw za swe główne zadanie uznawały
ochronę kraj owy ch spółek naftowy ch i gazowniczy ch przed przej ęciem przez inne firm y
europej skie. Sy tuacj a wy glądała tak, j akby Wspólny Ry nek przestał istnieć.
Skoro więc nie by ło choćby m inim alnej woli kooperacj i w dziedzinie energii, j eszcze
m niej szy duch współpracy panował w kwestii polity ki zagranicznej i obronnej . Polity czna słabość
Europy została całkowicie obnażona w czasie woj en bałkańskich. Próbowano „m iękkiej siły ",
j ednak dy plom aty czne próby powstrzy m ania walk spełzły na niczy m . Nie by ło m owy o
m ożliwości interwencj i ze strony Europy, a później europej skie państwa m usiały działać w
ram ach NATO pod przy wództwem Stanów Zj ednoczony ch. Po prostu nie m iały innego wy j ścia.
Uświadom ienie sobie słabości zaowocowało decy zj ą doty czącą Wspólnej Polity ki
Zagranicznej i Bezpieczeństwa (CFSP), a nawet powołaniem Wy sokiego Przedstawiciela, który
powinien ostatecznie zostać europej skim m inistrem spraw zagraniczny ch. Do tej pory j ednak nie
m ianowano takiego m inistra i m ało prawdopodobne, aby w naj bliższej przy szłości ktoś taki został
powołany. A nawet gdy by do tego doszło, cóż m ógłby on zdziałać? Czy w ogóle istniej e szansa, że
dwadzieścia siedem państw uzgodni stanowisko w sprawie wspólny ch działań polity czny ch lub
m ilitarny ch? A nawet gdy by się dogadały, wciąż nie m iały by zdolności interwency j nej z
prawdziwego zdarzenia. Europa pozostanie uzależniona od dostaw energii z Rosj i i Bliskiego
Wschodu i zagrażać j ej będą nowe potęgi atom owe.
Krótko m ówiąc, nie istniej ą realne perspekty wy j akiegokolwiek postępu w ty m kierunku.
Belgij ski prem ier (Guy Verhofstadt) powiedział, że j eśli Europa naprawdę chce by ć graczem na
skalę światową, m usi się zintegrować j eszcze bardziej . Nie wiadom o, czy Europa naprawdę tego
chce. Od czasu do czasu, zwłaszcza w okresach kry zy su, sły chać głosy w ty m tonie, lecz w sum ie
nie wy gląda na to, aby idea cieszy ła się powszechny m poparciem . A nawet gdy by takie poparcie
istniało, Europa nie kwapi się do ponoszenia kosztów pozy cj i rozgry waj ącego na światowy m
boisku. Wszak po co się tak wy silać?
Przecież nie istniej e wspólna polity ka zagraniczna ani bezpieczeństwa w Am ery ce Łacińskiej
i konty nent nie poniósł żadny ch negaty wny ch skutków z tego powodu. Możliwe, że zawirowania
nadchodzący ch lat om iną Europę (tak j ak om inęły Am ery kę Łacińską), by ć m oże nie doj dzie w
ogóle do żadny ch zawirowań. Co j ednak w razie wy buchu kolej nej woj ny na Bliskim Wschodzie?
Cóż innego m ogłaby uczy nić Europa, j ak ty lko załam ać ręce w obliczu podobnej katastrofy ?
Absurdalne i całkowicie nieskuteczne negocj acj e m iędzy Unią Europej ską i Teheranem
doty czące irańskiego program u atom owego m ogą by ć unaocznieniem tego, co m a nadej ść.
Oczy wiście, j est to polity ka krótkowzroczna, ale czy istniej e szansa na ry chłą zm ianę
europej skiego podej ścia? Większy kry zy s m ógłby wy zwolić świeże zasoby energii, a istniej e
niestety ogrom na liczba potencj alny ch kry zy sów o większy m znaczeniu - ekonom iczny ch,
polity czny ch i m ilitarny ch - które m ogą się zdarzy ć. Taka sy tuacj a m ogłaby skłonić też do
defety zm u, twierdzenia, że Europa j est za słaba do podj ęcia stanowczy ch działań i nie m oże j uż
dłużej odgry wać czołowej roli w światowej polity ce - czy li, krótko m ówiąc, m ogły by
doprowadzić do abdy kacj i.
Wraz z biegiem czasu coraz trudniej sze m oże się okazać wy pracowanie wspólnej polity ki
zagranicznej i obronnej . Istniej e prawdopodobieństwo, że przy obecny ch tendencj ach
dem ograficzny ch państwa Europy zm ierzaj ą w odm ienny ch kierunkach. Struktura etniczna
ludności Francj i czy Holandii za dwadzieścia lat będzie inna, co m oże poważnie wpły nąć na
uprawianą przez nie polity kę wewnętrzną i zagraniczną, a nawet na stosunki z sąsiadam i. Może to
również doprowadzić do nowego exodusu Ży dów z Europy. Nie zostało ich znów aż tak wielu,
więc j eśli będą trzy m ać się w cieniu, by ć m oże uda im się przetrwać w nowy ch warunkach.
Jak ocalić państwo opiekuńcze?
Opinie czołowy ch ekonom istów doty czące przy szłości państwa opiekuńczego (Europy
bezpiecznej socj alnie, j ej m odelu społecznego) wahaj ą się od czarnego pesy m izm u (państwo
opiekuńcze um arło i nie da się go reanim ować) po względny opty m izm : łącząc nieznaczne cięcia
w świadczeniach z niewielkim podniesieniem podatków, da się ocalić fundam enty państwa
opiekuńczego. Wszy stkie kraj e europej skie od dwudziestu lat m usiały dokony wać cięć w
świadczeniach. Zaczęło się od rządów konserwaty wny ch (Margaret Thatcher w Wielkiej
Bry tanii, Helm uta Kohla w Niem czech, Carla Bildta w Szwecj i), ale rządy socj aldem okraty czne,
które przy chodziły po nich, nie m iały wy j ścia i konty nuowały identy czną polity kę.
Dostępne świadczenia stawały się coraz bardziej kosztowne. Wy nikało to z większej liczby
ludzi i wy ższy ch kosztów usług m edy czny ch. Jednocześnie na sy tuacj ę rzutował słaby wzrost lub
stagnacj a.
Gdy powstawała idea państwa opiekuńczego, wy datki by ły dużo m niej sze, a wzrost
gospodarczy dużo większy.
Cięcia rządowe spoty kały się z zaj adły m oporem i akty wny m sprzeciwem we wszy stkich
kraj ach. Partie polity czne, na przy kład niem ieccy socj aldem okraci pod kierownictwem Gerharda
Schródera, usiłuj ące wdroży ć reform y (czy li cięcia) skazane by ły na porażkę w kolej ny ch
wy borach. Jednak ich przeciwnicy nie by liby wcale skuteczniej si - m ogli ugiąć się pod głosam i
społecznego sprzeciwu i dalej brnąć w długi, ale na dłuższą m etę by ło to nie do utrzy m ania, na
dodatek sprzeczne z zasadam i Unii Europej skiej . Mogli też podwy ższy ć podatki, lecz te w
większości kraj ów Europy by ły i tak wy śrubowane (bliskie 50 procent), natom iast dalsze
podnoszenie zaham owałoby wzrost gospodarczy i doprowadziło do większego bezrobocia.
Polity ka proponowana przez skraj ną lewicę - wy cisnąć co się da z bogaty ch - także nie by ła
właściwa. Rzeczy wiście, w czasie kry zy su ekonom icznego trudniej by ło usprawiedliwić rosnące
dy sproporcj e w dochodach (dlaczego członkowie parlam entu m ieli dostawać em ery tury pięcio-
lub sześciokrotnie wy ższe od przeciętnej ?). Nie by ło j ednak dostatecznej liczby ludzi zam ożny ch,
od który ch m ożna by wy ciągnąć pieniądze, tak więc w sum ie nie zrobiłoby to wielkiej różnicy.
Gdy by firm y lub osoby prowadzące własną działalność przy ciśnięto zby t m ocno, istniało ry zy ko
(wręcz prawdopodobieństwo), że przeniosą się do kraj ów o niższy ch podatkach.
Inny m i słowy, wy glądało na to, że nie m a prostego rozwiązania tego dy lem atu. Rzeczy wiście,
wy dawało się, że nie istniej e żadne rozwiązanie - j eśli sy tuacj a gospodarcza kraj u rady kalnie się
nie poprawi. Jedy ny m wy j ściem by ła um owa społeczno-polity czna m iędzy zainteresowany m i
stronam i, m aj ąca na celu wy kazanie um iarkowania i pogodzenie się z koniecznością cięć,
j akkolwiek bolesną, dla zachowania przy naj m niej niektóry ch podstawowy ch zrębów państwa
opiekuńczego. Osiągnięcie takiej um owy w j edny ch kraj ach okazało się łatwiej sze niż w inny ch -
w Szwecj i i do pewnego stopnia w Holandii podobne porozum ienie zaczęło funkcj onować m im o
niem ały ch uty skiwań. W Niem czech, a zwłaszcza we Francj i, istniej e niewiary godny opór
wobec zrzeczenia się j akichkolwiek osiągnięć państwa opiekuńczego. Populiści winę składaj ą na
karb globalizacj i oraz kapry sów gospodarki ry nkowej . Nie proponuj ą j ednak rozwiązania
problem ów, przed j akim i stanie Europa - m ało prawdopodobne, aby gospodarka nakazowa i
nacj onalizm ekonom iczny stanowiły skuteczną receptę.
Oprócz ogólnej sy tuacj i w Europie istniej e j eszcze problem pokoleniowy, na który nie
znaleziono środka zaradczego. Ponieważ ludzie ży j ą dłużej i m alej ą zasoby siły roboczej , ciężar
troski o wy datki na em ery tów j eszcze bardziej obarcza ludzi m łody ch i obciążenie to
naj prawdopodobniej j eszcze wzrośnie. Um owa m iędzy pokoleniowa będzie konieczna nie ty lko w
Europie, lecz we wszy stkich kraj ach rozwinięty ch.
Z czasem m ożna wy obrazić sobie rozm aite rozwiązania, które ułatwiły by postęp na drodze do
europej skiej j edności. To sam o doty czy, m im o wszelkich trudności, przem odelowania państwa
opiekuńczego, ograniczenia j ego zakresu, ale i uczy nienia go wy płacalny m .
Nadchodzące zm iany dem ograficzne wy daj ą się j ednak nieodwracalne. Powstaj e py tanie
nie o to, czy do nich doj dzie, ale j aki wpły w będą m iały na przy szłość Europy. Często przy tacza
się słowa Augustę^ Com te'a, oj ca współczesnej socj ologii, z który ch wy nika, że dem ografia to
fatum , a sły nny Zmierzch Zachodu Spenglera kończy się cy tatem z Seneki: Ducunt fata volentem,
nolentem trahunt oolentem ducunt („Chętny ch los prowadzi, niechętny ch wlecze za sobą"). To
prawda, że los niekiedy lubi się odwracać, lecz każdy, kto m a oczy, m usiał j uż sobie uświadom ić,
że oblicze Europy się zm ienia i to nie ty lko w większy ch m iastach. Enklawy m uzułm ańskie w
Berlinie i Mediolanie, Madry cie i Sztokholm ie, a także w Londy nie i Kopenhadze się rozszerzaj ą.
Jak powiedział holenderski m inister sprawiedliwości, j eśli w przy szłości większość Holendrów
opowie się za prawam i szarij atu, trzeba będzie to uszanować.
Aby uj rzeć z bliska m uzułm ański bastion, w który m m ożna się spodziewać większości przed
połową stulecia, należałoby udać się na przechadzkę po j edny m z m iast Zagłębia Ruhry, a
następnie wy j echać autostradą prosto na zachód, w kierunku Eindhoven i dalej , albo w kierunku
północno-zachodnim na Nij m egen i Utrecht oraz kanał La Manche. Rozpoczy naj ąc podróż od
Dortm undu i Duisburga, m ij a się północną Francj ę i południową Belgię, naj ważniej sze m iasta
Holandii (Am sterdam , Rotterdam , Utrecht) oraz dawne ośrodki przem y słu ciężkiego i teksty lnego,
takie j ak aglom eracj a Lille-Roubaix-Tourcoing licząca ponad 1,5 m iliona m ieszkańców. Ponadto
istniej ą duże enklawy w Wielkiej Bry tanii, takie j ak Bradford-Burnley -Oldham lub w szwedzkim
Malm ó, j ak również w kilku m iastach na południu Hiszpanii i Francj i. Niektóre z ty ch regionów
stopniowo zaczy naj ą przy pom inać m niej ciekawe części Afry ki Północnej i Bliskiego Wschodu.
Wątpię, czy Georges Sim enon, który urodził się w Liege przed prawie stu laty, poznałby
kraj obrazy swego dzieciństwa.
Takie zm iany dem ograficzne nie są czy m ś wy j ątkowy m . W USA ani Nowy Jork, ani Los
Angeles nie m aj ą j uż białej większości, a za kilkadziesiąt lat także Wielki Waszy ngton i San
Francisco m ogą należeć do tej kategorii. Jest j ednak istotna różnica, ponieważ Stany Zj ednoczone
są kraj em im igrantów, przy wy kły ch do współistnienia z różny m i grupam i etniczny m i. Nowy
Jork, Waszy ngton, Chicago, Los Angeles m iały j uż czarny ch burm istrzów. Co więcej , w Stanach
Zj ednoczony ch nie będzie to sy tuacj a, w której j edna szczególna grupa etniczna zy ska przewagę.
Jeśli biali stracą dom inacj ę, to podobnie stanie się w wy padku czarnoskóry ch, gdy ż grupam i
rosnący m i są Laty nosi i Azj aci. Ponadto, chociaż Am ery ka m oże i nie j est j uż ty glem , w który m
m ieszaj ą się rozm aite grupy narodowościowe, żadna grupa nie m a zam iaru narzucać reszcie
swej religii, praw religij ny ch ani sty lu ży cia.
Dochodzi do napięć społeczny ch, j ednak nawoły wania do dżihadu nie spotkały by się z
wielkim odzewem . W interesie wy wodzący ch się z różny ch grup etniczny ch Am ery kanów le ży
dostatnie ży cie, nie zaś walka - by ć m oże z wy j ątkiem walki o wpły wy w gangsterskim i
przestępczy m światku. Istniej ą w Am ery ce getta, lecz j est też czarna i laty noska klasa średnia,
która się z nich wy prowadza. Jeśli chodzi o em igrantów z Dalekiego Wschodu, to radzą sobie
lepiej od niem al wszy stkich pozostały ch grup - w biznesie, w wolny ch zawodach i w edukacj i.
Em igrantom z kraj ów m uzułm ańskich, w większości wy kształcony m i należący m do klasy
średniej , również powodzi się w USA lepiej niż w Europie.
W j aki sposób doj dzie w Europie do przem iany ? Czy j est to kierunek ku dezintegracj i?
Przesadą by łoby stwierdzenie, że im igranci z Pakistanu i Turcj i, z arabskiego Wschodu i Afry ki
Północnej ponieśli j ednakową porażkę na polu społeczny m i ekonom iczny m . Chociaż dostępny ch
j est niewiele dany ch staty sty czny ch, wiadom o, że pośród m uzułm anów w Wielkiej Bry tanii j est
5400 m ilionerów (ich łączny m aj ątek szacuj e się na 6 m iliardów funtów szterlingów). Na liście
rosy j skich m iliarderów znaj duj em y nie ty lko Michaiła Fridm ana
i Rom ana Abram owicza, ale też Aliszera Usm anowa (2,6 m iliarda), Sulej m ana Kerim owa
(7,1) oraz Iskandera Machm udowa (4,5).
W Niem czech spoty kam y m aj ętny ch Turków, a we Francj i zam ożny ch ludzi pochodzenia
północnoafry kańskiego.
Wszędzie tam , gdzie rezy duj ą środowiska m uzułm ańskie, tworzy się niewielka klasa średnia
m uzułm ańskiego pochodzenia. Ale to prawda, że dzisiaj przeważaj ą getta, podobnie j ak
bezrobocie wśród m łodego pokolenia oraz uzależnienie od zapom óg państwa i władz lokalny ch.
Przy wódcy religij ni usilnie staraj ą się utrzy m ać swą trzódkę razem , a m ogą to osiągnąć ty lko
wówczas, gdy getta przetrwaj ą i gdy wy znawcy nie będą się zby t często kontaktować z
niewierny m i. Młody ch ludzi od naj m łodszy ch lat poddaj e się indoktry nacj i, a wielu z ży j ący ch
w Niem czech, Holandii i Skandy nawii nie zna j ęzy ka kraj u zam ieszkania w stopniu większy m , niż
to konieczne w codzienny m ży ciu. (Znaj om ość oj czy stego j ęzy ka rodziców j est wśród nich także
zazwy czaj dość słaba).
Co wy nika z tego niefortunnego stanu rzeczy ? Panuj e ogólne przekonanie, że ze względu na
spadaj ący wskaźnik urodzeń większość kraj ów Europy w nadchodzący ch latach będzie
potrzebować im igrantów. Bezcelowe j ednak wy daj e się poszukiwanie ludzi niem aj ący ch
um iej ętności ani wy kształcenia, którzy zasililiby ty lko arm ię bezrobotny ch i nie m ieliby szans na
zatrudnienie - społeczeństwa europej skie nie będą m ogły ich utrzy m ać. Potrzebni są im igranci z
um iej ętnościam i i am bicj am i zarazem , należy więc podj ąć próby przy ciągnięcia takich, którzy
by liby zdolni wnieść wkład w zachodnie społeczeństwa, j ak również doskonalić siebie.
Europej scy wy chowawcy, uważnie śledzący ścieżkę edukacy j ną m łody ch m uzułm anów,
uważaj ą, że starsi spośród nich (zwłaszcza m łodzi m ężczy źni) są w dużej m ierze pokoleniem
stracony m . Należy położy ć nacisk na kształcenie m łodszy ch, zarówno pod względem naby cia
zdolności j ęzy kowy ch, j ak i ogólnego wy kształcenia.
Wprawdzie niektórzy z m łodszego pokolenia stworzy li własną subkulturę znaj duj ącą swe
uj ście na przy kład w piosenkach i j ęzy ku, niekiedy naśladowany ch przez biały ch rówieśników,
którzy uważaj ą, że j est to coolf ale ich rap, m izoginisty czny i hom ofobiczny, j est równie brzy dki,
j ak j ęzy k, j akim się posługuj ą. Składa się przeważnie z przekleństw i gwary przestępczej , a
zupełnie pozbawiony j est choćby śladowej dawki hum oru, j ak w wy padku gwary londy ńskiej (
cock-neya) czy berlińskiej .
Chociaż po kandy datach do naturalizacj i nie m ożna spodziewać się dogłębnej znaj om ości
niem ieckiej , francuskiej czy bry ty j skiej kultury - j ak wielu rodowity ch m ieszkańców oblałoby
podobne testy ? -
j est oczy wiste, że zarówno prakty czna znaj om ość j ęzy ka, j ak i obowiązuj ącego prawa oraz
sty lu ży cia, powinna by ć warunkiem wstępny m . Równie dobrze m oże się okazać, że w ciągu
j ednego pokolenia lub dwóch, gdy niegdy siej sze m niej szości przerosną liczebnie rdzenny ch
m ieszkańców Niem iec, Holandii czy Francj i w pewny ch regionach ty ch kraj ów, dy skusj a o
integracj i nie będzie m ieć j uż sensu.
Kiedy im igranci zdobędą przewagę, autochtoni nie będą m ogli oczekiwać od większości, aby
dostosowała się do ich sposobu ży cia, poznawała ich j ęzy k i prawa. Wówczas to zadaniem
autochtonów będzie zintegrowanie się z odm ieniony m społeczeństwem . Ten etap j eszcze nie
nadszedł, ale nie ulega wątpliwości, że należałoby zacząć się zastanawiać nad charakterem
nowego społeczeństwa oraz konsekwencj am i, j akie m ogą nas czekać.
W regionach, w który ch m uzułm anie staną się większością, poj awią się roszczenia doty czące
autonom ii. Separaty zm , czy li żądanie pełnej niezależności, nie j est prawdopodobny, chociażby ze
względu na kry zy sową sy tuacj ę gospodarczą w ty ch regionach. Muzułm anie zasiądą w nowy ch
władzach na szczeblu lokalny m i regionalny m , lecz od państwa oczekiwać będą wzięcia
odpowiedzialności za dobroby t socj alny m ieszkańców; inaczej w naj lepszy m wy padku doj dzie do
zubożenia, a w naj gorszy m do załam ania. By ć m oże w odpowiednim czasie m uzułm ańskie
społeczeństwa wy tworzą elitę niezrównany ch przedsiębiorców, naukowców i inży nierów,
Einsteinów i przy szły ch laureatów Nagrody Nobla, którzy zapewnią większy dy nam izm
gospodarczy i kulturowy ty m społeczeństwom . Jednak obecnie trudno wskazać choćby początek
podobnej tendencj i.
Nawet j eśli w dany m kraj u zaczną by ć wy suwane żądania doty czące wprowadzenia
m uzułm ańskich praw (szarij atu) j ako nowo obowiązuj ący ch zasad, ludność niem uzułm ańska
będzie z nich zwolniona. To prawda, że w niektóry ch kręgach poj awiały się postulaty rady kalnej
islam izacj i (na przy kład w Wielkiej Bry tanii), nie m a j ednak w ty ch kwestiach j ednom y ślności
nawet wewnątrz społeczności m uzułm ańskiej . Inny m i słowy, powstanie państw dwunarodowy ch
wy daj e się bardziej prawdopodobne, chociaż wcześniej nigdy się one nie sprawdziły.
Podkreślm y raz j eszcze, że m uzułm ańskie społeczności pęknięte są wzdłuż granic religij ny ch i
narodowy ch. Nawet w Niem czech w łonie wspólnoty tureckiej istniej e rozdźwięk m iędzy
tureckim i sunnitam i z j ednej , a znaczący m i m niej szościam i, takim i j ak Kurdowie (w liczbie
przy naj m niej pół m iliona) czy alawici, z drugiej strony. Istniej ą głębokie różnice m iędzy
religiam i prakty kowany m i przez Marokańczy ków i Turków w Holandii i Belgii, m iędzy
Pakistańczy kam i i m uzułm anam i z Bliskiego Wschodu w Wielkiej Bry tanii, nawet m iędzy ludźm i
o korzeniach algierskich i m arokańskich we Francj i. Tę listę m ożna by wy dłużać, a poj awiły się
skargi, że polity czni i religij ni przy wódcy z j ednego kraj u (lub j ednej sekty - na przy kład Turcy w
Belgii i Arabowie w Wielkiej Bry tanii) zy skali wpły wy niewspółm ierne do wielkości grupy
etnicznej , do j akiej należą. Zadaniem środowisk m uzułm ańskich będzie znalezienie wspólnego
m ianownika - będziem y m ieli do czy nienia z walką 0 wpły wy i władzę, a j ej rezultat j est wielką
niewiadom ą.
„Eurabia" (od arabsko-m uzułm ańskiej Europy ) j est term inem ciekawy m , ale
wprowadzaj ący m w błąd, gdy ż nie m a zastosowania ani w wy padku Niem iec, ani Wielkiej
Bry tanii, ani też kilku inny ch europej skich kraj ów. Turcy nie są Arabam i, a ich stosunek do
Arabów z ży czliwością nie m a nic wspólnego. Woj ny gangów na ulicach tureckiego Berlina
m iędzy grupam i nastoletnich Turków, Arabów 1 Kurdów nie są przej awem żadnej szczególnej
bliskości ty ch środowisk. Pakistańczy cy również nie są aż tak przy j aźnie nastawieni do Arabów,
m im o że polity cy i kaznodziej e arabskiego pochodzenia narzucili się dość skutecznie
m uzułm ańskim społecznościom w Wielkiej Bry tanii i inny ch kraj ach. Arabskie am bicj e
zdom inowania m uzułm ańskich środowisk w Europie wzbudziły sprzeciw. W Wielkiej Bry tanii
tożsam ość narodowa nie j est j uż główny m celem edukacy j ny m , nie j est też nim integracj a.
Zważy wszy na strukturę etniczną populacj i im igracy j nej , elem ent południowoazj aty cki będzie
potężniej szą siłą w kształtowaniu oblicza i charakteru przy szłej Wielkiej Bry tanii niż arabski.
Nie wiadom o poza ty m , j ak gwałtowny będzie pęd ku religij nem u fundam entalizm owi i
rady kalizm owi w czekaj ący ch nas latach.
Są powody, aby zakładać, że straci on na sile. Rady kalizm m łodego pokolenia m oże
zam anifestować się w religii, wątpliwe j ednak, aby stały za nim inspiracj e religij ne. Skarżą się na
to przy wódcy religij ni w społecznościach m uzułm ańskich w całej Europie. Twierdzą oni, że
wiedza na tem aty związane z islam em wśród m łodego pokolenia j est ograniczona, podobnie
zresztą j ak chęć zanurzenia się głębiej .
Przede wszy stkim doty czy to m łodego pokolenia, ale również ty ch, którzy z takich czy inny ch
powodów opuścili getta, albo dlatego, że wspięli się wy żej po szczeblach drabiny społecznej , albo
z inny ch względów.
Ponieważ m uzułm anie narażeni są na pokusy zachodnich społeczeństw, proces kulturowej i
polity cznej asy m ilacj i j est nieuchronny ; py tanie ty lko, j ak szy bko będzie postępował. Wśród
intelektualistów rośnie zniechęcenie religią, która pod wpły wem rady kalny ch teologów stała się
bardziej pry m ity wna i utożsam iana j est przede wszy stkim z przem ocą polity czną wy m ierzoną
przeciw niewinny m cy wilom . Wśród kobiet, nawet ortodoksy j ny ch, rośnie zapotrzebowanie na
islam , który zaoferuj e im więcej praw, niż skorzy są przy znać fundam entaliści.
Co się ty czy ludzi m łody ch, pewien czołowy im am z Berlina powiedział, że droga do m eczetu
j est długa, a pokusy liczne. Odnosi się to do narkoty ków, przestępstw, seksu oraz inny ch pokus
dekadenckiego Zachodu. Dekadencj a przy ciąga i j est zaraźliwa. W Wielkiej Bry tanii i Francj i
m łodzi m uzułm anie obecnie biorą czy nny udział nie ty lko w handlu narkoty kam i, lecz także w ich
zaży waniu. Ten sam m uzułm anin, który grozi własnej siostrze pobiciem (albo i gorzej ), j eśli ta nie
przy wdziej e skrom ny ch ubrań i hidżabu, nie potępia zachodniej pornografii. Według władz
saudy j skich z 2,2 m iliona uży tkowników Internetu w Królestwie prawie 92 procent łaknie dostępu
do zakazany ch lub nieprzy zwoity ch m ateriałów, co zazwy czaj odnosi się nie do stron
ateisty czny ch, ale do pornograficzny ch („Arab News" z 2 października 2005). Liczby te nie są
m oże wy j ątkowo duże w porównaniu z inny m i kraj am i, j ak zauważy ły władze saudy j skie, ale
niewątpliwie wskazuj ą na bardzo am biwalentne podej ście do rzeczy zakazany ch ze strony
m łody ch m uzułm ańskich m ężczy zn (a j eśli coś j est niedozwolone, pokusa staj e się j eszcze
silniej sza). Ponadto w arabskiej literaturze średniowiecznej istniej e odpowiednik hinduskiej
trady cj i Kamasutry (Om ar Ibn Abi Rabi'a, Ibn Hazm Andalou oraz później Ibn Foulay ta), co
zapewne któregoś dnia zostanie na nowo odkry te.
Tak j ak zespół The Beatles m iał swój skrom ny udział w upadku radzieckiego im perium , tak
arabski pop (na przy kład FunADaAMental, Natasha Atlas, Akhnaton, IAM) m oże przy czy nić się
do osłabienia m uzułm ańskiego fundam entalizm u. W latach osiem dziesiąty ch m uzy ka
rozry wkowa (w ty m pły ty kom paktowe) została surowo zabroniona przez Bractwo Muzułm ańskie
na terenie Egiptu i wszędzie indziej , a j eszcze w 2003 roku wy stępy Nancy Aj ram ,
prawdopodobnie naj sły nniej szej tancerki brzucha w świecie arabskim , zostały zakazane przez
egipski parlam ent na wszy stkich kanałach państwowej telewizj i.
Lecz j ą i j ej koleżanki m ożna wciąż podziwiać w setkach ty sięcy, j eśli nie m ilionach,
wideoklipów oraz na niezliczony ch pry watny ch kanałach telewizj i satelitarnej , j ak Rotana TV,
Nagham czy Melody Hits, nadaj ący ch przez całą na dobę i docieraj ący ch do bardzo dużej
grupy odbiorców. Arabska scena pop powstała na Bliskim Wschodzie oraz w gronie europej skich
środowisk m uzułm ańskich j ako przej aw buntu wobec wszelkich zakazów i fatw.
Rzeczy wiście, teksty europej skich raperów islam skich zawieraj ą wersety z Koranu oraz
nacj onalisty czne slogany („Jestem żołnierzem arm ii Allacha" - czy też Malcolm a X lub Louisa
Farrakhana), ale z ich ust padaj ą też strofy pełne seksizm u, rasizm u wy m ierzonego w biały ch
oraz wy chwalaj ące zbiorowe gwałty. Analiza porównawcza ty ch tekstów j est pouczaj ąca:
podczas gdy teksty autorów pochodzący ch z Bliskiego Wschodu (po arabsku) m aj ą przeważnie
charakter rozry wkowy, europej skie (przede wszy stkim w j ęzy ku francuskim ) są o wiele bardziej
upolity cznione, pełne nienawiści i brutalności.
Dla m uzułm ańskich fundam entalistów subkultura gangsta rapu i hip-hopu j est podej rzana ze
względu na niem uzułm ańskie (afro-karaibskie) korzenie tej m uzy ki i by ć m oże również to, że
niektórzy z czołowy ch przedstawicieli tej sceny nie są z pochodzenia m uzułm anam i, ale
Włocham i (Akhnaton), Koptam i (Mutam assik) czy nawet Ży dam i (Natasha Atlas). Jeśli chodzi o
wartości arty sty czne tej subkultury, to pewien bej rucki profesor zapewne się nie m y lił, m ówiąc,
że kopiowane są nie te naj lepsze, ale naj gorsze przej awy zachodniej kultury m asowej .
Fundam entalisty czny m przy wódcom łatwo by ło wy kluczy ć poza nawias zachodnie ideologie, od
liberalizm u aż po m arksizm , lecz wobec sceny pop oraz piłki nożnej okazali się bezsilni.
W Koranie nie znaj dziem y żadnej wzm ianki o gangach, ale zj awisko to (a także woj ny
gangów) na m uzułm ańskich ulicach Europy j est dość powszechne i nie zostało doty chczas
wy starczaj ąco zbadane. Gangi takie poj awiały się w różny ch częściach świata i wy m ieniano
rozm aite czy nniki dla wy j aśnienia tego zj awiska - rodziny dy sfunkcy j ne, cechy osobowości,
ludzkie insty nkty, m altretowanie dzieci, urbanizacj a, polity ka tożsam ości oraz narażenie na
przem oc w kręgu kulturowy m , w j akim dorastali. Czy nniki etniczne odgry waj ą również pewną
rolę, a niektóre kultury są bardziej skłonne do uży wania przem ocy niż inne. W wielu
społeczeństwach dochodziło do konfliktów pokoleniowy ch, ale podczas gdy na przy kład w
Niem czech bunt skierowany by ł niegdy ś przeciw despoty cznem u oj cu i nauczy cielowi, wśród
m niej szości islam skiej skierowany j est teraz przeciw „ty m inny m ". W europej skich
społecznościach m uzułm ańskich za gangam i m ogą stać również m oty wy ekonom iczne (np.
rozprowadzanie narkoty ków) oraz psy chologiczne (podkreślanie m ęskości, obrona tery torium ).
Gangi o wiele częściej tworzą się w drugim i trzecim pokoleniu im igrantów, co związane j est z
wy cofaniem się państwa, które w dem okraty czny ch społeczeństwach nie m a j uż m onopolu na
przem oc.
W reżim ach autory tarny ch szy bko rozprawia się z awanturnikam i, bez względu na wiek czy
płeć. We współczesny ch społeczeństwach dem okraty czny ch niewiele j est rzeczy, j akich m ożna
się bać: w spo łeczeństwach Europy Zachodniej policj a m a m ocno ograniczone pole działania,
podobnie j ak nauczy ciele w szkołach i sędziowie w sądach. Sprawców czeka uwolnienie w ciągu
kilku dni, j eśli nie godzin, a sam o aresztowanie czy ni z nich bohaterów wśród towarzy szy.
Młodzi m uzułm ańscy członkowie gangów wy powiadaj ą się z pogardą o biały ch rówieśnikach,
którzy rzadko stawiaj ą opór, gdy są napadani i rabowani. Agresy wność m uzułm ańskich członków
gangów m a zapewnić im szacunek, którego łakną.
Zj awisko gangów m iało istotny wy m iar polity czny - na przy kład wśród Laty nosów w
Am ery ce Południowej i Północnej oraz wśród południowoafry kańskich gangów w Soweto - i tak
sam o j est dzisiaj .
Jednakże j eśli chodzi o ideologię gangów: ile w niej islam izm u, a ile kultury hip-hopowej i
gangsta rapu? Z różny ch kraj ów sły chać, że m łodzi propagatorzy szarij atu rozprowadzaj ą
j ednocześnie narkoty ki oraz są ich konsum entam i, angażuj ą się w prakty ki seksualne absolutnie
niedopuszczalne przez religię i nieustannie słuchaj ą m uzy ki rapowej , która też j est wbrew
ścisłem u islam owi. Języ k rapu bez wątpienia nie j est j ęzy kiem religii ani naj głębszej duchowości,
którą ostatnio przy wołał książę Karol (zob. niżej ), lecz przestępczego półświatka. To prawda, że
niektórzy islam iści wy chodzą do gangów i osadzony ch w więzieniach, aby podj ąć próby
nawrócenia, ale gangi również nawiedzaj ą m eczety w celu zwerbowania nowy ch członków.
Zupełnie nie wiadom o, kto w tej poty czce będzie górą. Choć cała działalność j est przeważnie
dom eną m ęskiej części m łodzieży, dziewczęta również biorą udział w niektóry ch z ty ch poczy nań,
zwłaszcza w szkołach. Jest to naj wy raźniej związane z pragnieniem zy skania szacunku albo
przy naj m niej niezy skaniem reputacj i „kurwy " (Schlampe, putaiń) w oczach m łody ch m ężczy zn,
gdy by stały z boku podczas ataku.
Młodzi bry ty j scy i francuscy m uzułm anie często narzekaj ą na form alisty czny i ponury
charakter swoj ej religii oraz na niekończącą się, bezm y ślną recy tacj ę m odlitw. Jak powiedział w
wy wiadzie pewien m łody m uzułm anin z Wielkiej Bry tanii - zapewne wy rażaj ąc to, co czuj e
wielu j ego rówieśników - religia wy m aga od nich zby t wiele.
Chcieliby robić wszy stko to, co robią ich świeccy koledzy, spoty kać się chłopakam i i
dziewczy nam i, wy chodzić do kina, oglądać telewizj ę, grać w gry kom puterowe, a nie ży ć w
społecznej i kulturowej izolacj i.
Mało prawdopodobne, żeby wdawali się z im am am i w dy skusj e na tem at herm eneuty ki
Koranu. O wiele bardziej m ożliwe, że m łodzi m uzułm anie stopniowo porzucą religię lub
ograniczą wiarę j edy nie do słów, z szacunku dla rodziców i rodziny. Kolej na woj na kultur
nie będzie toczy ła się m iędzy wierzący m i i niewierny m i, lecz w obozie wy znawców, ponieważ
wiara religij na podupada nie ty le przez j awny bunt, ile przez skry te działania. Taka erozj a
religij nej ortodoksj i i fanaty zm u z pewnością nie dotknie j ednak wszy stkich. Niestety, inni
fanaty cy m ogą spotęgować swą woj owniczość.
Społeczności m uzułm ańskie rozrastaj ą się liczebnie i będą się rozprzestrzeniać, j ak zatem
m ogą zareagować niem uzułm anie? Niektórzy się wy prowadzą - j est to proces wewnętrznej
m igracj i, który rozpoczął się przed laty - z londy ńskiego East Endu, z dzielnic Dortm undu i
Kolonii, z wielu części pary skich banlieues. Poza ty m niektórzy em igruj ą z Holandii oraz inny ch
m iej sc do kraj ów, w który ch istniej e m niej sze prawdopodobieństwo, że będą narażeni na sty l
ży cia, j akiego nie m aj ą ochoty przy j ąć. Nie sposób ocenić, j ak daleko ten proces posunie się w
przy szłości.
Zapewne łatwiej będzie osiągnąć koegzy stencj ę polity czną niż społeczną. Większość partii
polity czny ch będzie walczy ła o głosy m uzułm ańskie, a niektóre by ć m oże zostaną przez
m uzułm anów przej ęte. Istniej ą zbieżne interesy, dlatego m ożliwe będą koalicj e. W niektóry ch
m iej scach głos m uzułm anów m ógłby okazać się decy duj ący nawet teraz (j ak pokazuj e
zwy cięstwo socj alisty cznej PvdA - holenderskiej partii pracy - w roku 2006, w której połowa
startuj ący ch i wy brany ch radny ch by ła m uzułm ańskiego pochodzenia), a j eszcze większe
znaczenie będzie m iał w przy szłości. Czy Ken Livingstone, burm istrz Londy nu, zostałby wy brany,
gdy by nie m uzułm ańskie głosy ? Wy znawcy islam u m aj ą j edną czwartą reprezentacj i w
brukselskim sej m iku regionalny m ,,a j eden z nich (kobieta) wy brany został na burm istrza. Istniej e
j ednak groźba polary zacj i. Lokalne wy bory w londy ńskim East Endzie w 2006 roku pokazały
wzrost liczby głosów oddany ch na ugrupowania ksenofobiczne: na Bry ty j ską Partię Narodową z
j ednej strony i na grupy trockistowsko-islam isty czne z drugiej .
Partie lewicowe bardzo starały się zy skać zwolenników w społecznościach m uzułm ańskich,
ale j est to coś w rodzaj u m ałżeństwa z rozsądku, które m oże nie przetrwać długo, m im o że w
rady kalny m islam ie silny j est elem ent populisty czny. Anty kapitalizm i anty globalizm
rady kalnego islam u są zakorzenione w reakcy j nie prawicowej ideologii, w której dom inuj e
elem ent skraj nie konserwaty wny.
Wy buch anty m uzułm ańskich nastroj ów ze strony skraj nej prawicy wy daj e się m ożliwy na
szczeblu regionalny m . Przy kładam i m ogą by ć Antwerpia, podobnie j ak okręg Black Country w
Wielkiej Bry tanii i londy ński East End oraz Barking i Dagenham (dzielnice białej klasy
robotniczej ), części Birm ingham u, a także sukces wy borczy Frontu Narodowego we Francj i
(Drieux, Orange, Vitrolles i inne m iasta). Wątpliwe j est j ednak, aby podobne nastroj e m iały
rozstrzy gaj ące ogólnokraj owe konsekwencj e. W utworach z gatunku fikcj i polity cznej
prezentowane są scenariusze, w który ch m uzułm anie (i Ży dzi) zostaj ą w ciągu doby wy pędzeni z
Belgii (Jacques Neiry nck, Le siege de Bruxelles, Paris 1996).
W ty m sam y m duchu, tuż po zam ieszkach we Francj i w listopadzie 2005 roku, nakręcono
francuski thriller polity czny (Clem ent Weill-Ray na, Le songe du guerrier) o prawicowy ch
reperkusj ach. Fala podobny ch nastroj ów j est m ożliwa i to nie ty lko we Francj i, j ednak doj ście
skraj ny ch sił do władzy wy daj e się równie prawdopodobne, j ak rosy j ski wy m y sł, że Francj a
staj e się państwem rady kalnie islam skim , w który m j edy nie garstka chrześcij an stawia opór w
podziem iu - aby w końcu uratowały ich rosy j skie siły zbroj ne (Elena Chudinova, Miecziet
pariskoj Bogomateri, Moskwa 2005). Wierni chrześcij anie są zam knięci w getcie, niszczy się
instrum enty m uzy czne i obrazy, w Pary żu wszy stko przestało funkcj onować, przestało nawet
j eździć m etro.
Polity czne spekulacj e często opieraj ą się na założeniu, że będzie j akiś m onolity czny blok
m uzułm ański, co j ednak nie znaj duj e potwierdzenia w rzeczy wistości. Pom im o religij no-
polity cznej rady kalizacj i ostatnich lat w łonie tej społeczności j est wiele tendencj i od
środkowy ch, j ak również walki wewnętrznej . Pod wielom a względam i j est to wy ścig z czasem .
Po części kwestia doty czy trwałości fanaty zm u - podobne fale inspirowane przez religie nie
trwaj ą wiecznie.
Fanaty zm u środowisk m uzułm ańskich w Europie nie należy przeceniać. Jest tam poparcie dla
tak zwany ch boj owników, j est frustracj a i agresj a oraz chęć okazania niezadowolenia. Ale
większość m uzułm anów nie chce um ierać śm iercią m ęczenników, ty lko wieść spokoj ne i w m iarę
dostatnie ży cie. W j aki sposób prom ować pokoj owe kierunki w europej skich społecznościach
m uzułm ańskich? Jest to przede wszy stkim kwestia podniesienia poziom u edukacj i ludzi z ty ch
środowisk, przekonania ich, żeby m y śleli sam odzielnie, ograniczenia zależności od przewodnictwa
fundam entalisty czny ch im am ów, ży wo zainteresowany ch utrzy m aniem swy ch
współwy znawców w dosłowny m i duchowy m getcie. Nie należy też wy kluczać buntu wobec
fundam entalizm u w łonie środowisk m uzułm ańskich - zdarzało się to w większości religii. Nie
powinno j ednak by ć wątpliwości co do j ednego: nawet j eśli um iarkowany islam weźm ie górę,
Europa nie będzie j uż taka sam a.
Polity ka sił świeckich w Europie będzie się opierała na pewnej dozie ustępstw, chociaż dla
wielu będzie to trudne do przy j ęcia. „Polity ka ustępstw" j est term inem cieszący m się złą
reputacj ą - i słusznie, zważy wszy na j ej history czne konotacj e, sięgaj ące lat trzy dziesty ch. Lecz
skoro państwa nie zdołały przy j ąć twardego stanowiska, które zdołałoby zapobiec obecnem u
kry zy sowi, gdy j eszcze by ło to m ożliwe, j akie rozwiązania pozostaj ą teraz, gdy im igranci
m uzułm ańskiego pochodzenia staj ą się większością w niektóry ch m iastach i regionach, a niedługo
m oże nawet w kraj ach? Państwo dwunarodowe? Nie sprawdziło się ono naj lepiej nawet w kraj u
takim j ak Belgia.
Zj ednoczona Europa, w której nie będzie j uż nacisku na państwa narodowe? Na te py tania nie
znam y dzisiaj odpowiedzi.
Oznacza to m iędzy inny m i powstrzy m anie się od kry ty ki podstawowy ch wierzeń i prakty k
drugiej strony. Jeśli j akaś religia m a 1,2 m iliarda wy znawców, niewskazane j est otwarte i szczere
m ówienie o j ej negaty wny ch aspektach. Ilość, według słów Marksa, staj e się nową j akością.
Niektórzy są zdania, że ory ginalne spostrzeżenie księcia Karola - doty czące tego, j ak
m uzułm ańska kry ty ka m aterializm u pom ogła m u odkry ć na nowo świętą islam ską duchowość -
m oże by ć wzorem dla m ediatorów, w j aki sposób zaprzy j aźniać się i wpły wać na ludzi w epoce
napięć.
Zachodni polity cy oraz m edia stosuj ą j uż pewną autocenzurę, a w przy szłości m oże by ć j ej
więcej , tak j ak w wy padku decy zj i j ednej z europej skich sieci telewizy j ny ch o nienadawaniu
program u o sy tuacj i chrześcij an prześladowany ch w święcie arabskim . Podobnie by ło z
wy razam i ubolewania przekazany m i przez papieża Benedy kta XVI (lecz bez form alny ch
przeprosin) w następstwie przem owy, którą wy głosił w Bawarii we wrześniu 2006 roku, kiedy to
przy toczy ł słowa średniowiecznego cesarza chrześcij ańskiego surowo traktuj ące islam . W ty m
sam y m m iesiącu berlińska opera zrezy gnowała z planów wy stawienia utworu ldomeneo Mozarta
z obawy przed, j ak określiła to policj a, nieprzewidy walny m ry zy kiem obrazy uczuć religij ny ch
m uzułm anów (w scenie dodanej przez reży sera król Krety, ldom eneo, wnosi na scenę głowy
Jezusa, Mahom eta, Buddy i Posej dona i kładzie j e na stołku).
Przy padek Hirsi Ali m oże by ć zwiastunem tego, co nas czeka.
Owa Som alij ka, która uciekła do Holandii, zm ieniła się w ostrą kry ty czkę islam skich prakty k,
do j akich należy okaleczanie kobiecy ch genitaliów, czego wcześniej padła ofiarą. W końcu
zasiadła w holenderskim parlam encie i poj awiła się w opublikowanej przez „Tim es" liście stu
naj bardziej wpły wowy ch osobistości świata. Wszy stko to j ednak nie powstrzy m ało
holenderskiego sądu w 2006 roku przed wy daniem orzeczenia, że m usi opuścić m ieszkanie w
Am sterdam ie, gdy ż j ej obecność stwarza zagrożenie dla holenderskich sąsiadów.
Złoży li oni skargę, twierdząc, że nie są stróżam i swy ch braci i sióstr; niektórzy posunęli się
dalej i uzasadniali, że zakłóca spokój i należy j ą wy rzucić. Ostatecznie w następstwie negaty wnej
kam panii m edialnej zm uszona została do opuszczenia kraj u.
Taqi'a (tłum aczone j ako sy m ulacj a lub udawanie, znane również j ako hetman w j ęzy ku
staroperskim ) od dawna stosowano w sy tuacj ach ekstrem alny ch w świecie arabskim , a w
pewny ch okolicznościach m ogli z niego skorzy stać niem uzułm anie. W epoce dem okracj i, aby
dobrze funkcj onowała koegzy stencj a z rady kalny m i religiam i polity czny m i, m oże by ć potrzebny
nowy Machiavelli. Nie j est to działanie szlachetne, lecz m oże ocalić ludzkie ży cia. Esej
Macaulay a na tem at Machiavellego (1850) m oże by ć punktem wy j ścia do refleksj i nad
powy ższy m . Qui nescit dissimulare, nescit regnare, co w wolny m tłum aczeniu znaczy : „Ten, kto
nie potrafi udawać, nie powinien zaj m ować się polity ką".
Chodzi nie ty lko o okazy wanie zrozum ienia, ale i szacunku lub wręcz podziwu dla cy wilizacj i i
sposobu ży cia z gruntu obcy ch wy znawany m przez siebie wartościom . Dla niem uzułm ańskich
m ieszkańców naj większy ch m iast Holandii, a następnie Niem iec i pozostały ch kraj ów wskazane
będzie osiągnięcie przy naj m niej podstawowej znaj om ości j ęzy ka tureckiego lub arabskiego,
wzorem m ieszkańców południowej Kalifornii, którzy przy naj m niej trochę opanowali j ęzy k
hiszpański. Londy ński Atlas Świata Timesa podaj e, że walutą Niem iec j est euro, a j ęzy k tego kraj u
to niem iecki i turecki - nawet j eśli to przedwczesne spostrzeżenie, to za trzy dzieści lat m oże j uż
okazać się prawdą.
Oznacza to również bardziej zróżnicowane podej ście władz europej skich do m uzułm ańskich
środowisk, które, j ak j uż nieraz podkre ślano, w niczy m nie przy pom inaj ą m onolitów. Nie m a
powodów, aby europej skie władze traktowały m uzułm anów tak, j akby stanowili integralną całość.
Bry ty j ski sposób postępowania z „um iarkowany m i fundam entalistam i" i traktowania ich tak,
j akby by li j edy ny m i prawdziwy m i przedstawicielam i społeczności m uzułm ańskiej , nie okazał się
zby t udany, ponieważ polity ka ta wzm ocniła elem enty anty zachodnie. Rządy i władze lokalne
powinny zaj m ować się wszy stkim i grupam i m uzułm ańskim i. Interesy Berberów nie są zbieżne z
interesam i Algierczy ków. Turcy i Kurdowie, a także Pakistańczy cy i Marokańczy cy, są kim
inny m z pochodzenia i m aj ą odrębne interesy grupowe, które władze powinny brać pod uwagę,
zam iast negocj ować ty lko z częstokroć sam ozwańczy m i lideram i, twierdzący m i, że przem awiaj ą
w im ieniu całej społeczności m uzułm ańskiej .
Ważne znaczenie edukacj i by ło j uż niej ednokrotnie podkreślane.
A m im o to podej ście Niem iec właśnie w tej sprawie okazało się naj m niej skuteczne. Według
niepokoj ący ch doniesień zwy kły proces nauczania prakty cznie legł w gruzach w niektóry ch
szkołach Berlina, do który ch uczęszczaj ą dzieci em igrantów z kraj ów m uzułm ańskich.
Szkoły przeistoczy ły się w szkolne piekło Arabów walczący ch z Turkam i, Turków tępiący ch
Kurdów, m uzułm anów przeciwstawiaj ący ch się em igrantom z Rosj i i Bałkanów - a wszy stkich
razem wy stępuj ący ch przeciw Niem com .
Czy m ogło stać się inaczej ? Muzułm ańskie dzieci wy wodzą się z rodzin patriarchalny ch, w
który ch grozi im kara cielesna nawet za lekkie naruszenie obowiązuj ący ch zasad. Zetknięcie się z
postępową edukacj ą zapewne wy wołało szok kulturowy. Nauczy ciele niewiele wiedzą o
m uzułm anach i ich sposobie ży cia, a ich wy kształcenie przeciwne władzy autory tarnej nie
pom aga w takim kontakcie. Eren Unsal, przedstawicielka Tiirkische Bund w Berlinie, podkreślała,
że pewna doza autory tetu ze strony szkoły i nauczy cieli j est czy m ś bezwzględnie konieczny m .
Pewien m łody Hindus, wspom inaj ąc szkolne czasy w Ealing, w Londy nie, opisał swy ch
bezradny ch nauczy cieli, pełny ch m łodzieńczej werwy i z idealisty czny m podej ściem , którzy
naczy tali się Marksa i Malcolm a X, a także ukończy li fakultaty wny kurs z teorii postkolonialnej na
politechnice.
Desperacko staraj ąc się zsolidary zować z ciem iężony m i uczniam i, by li wstrząśnięci ich
oboj ętnością i rażącą niesubordy nacj ą. „Pożarliśm y ich ży wcem przy pierwszej oznace poczucia
winy, ty powego dla klasy średniej " („The Tim es" z 9 kwietnia 2006). Nauczy ciele w Berlinie
proponowali zam knięcie szkół, które wy m knęły się j uż spod kontroli. Jednakże przy cały m
współczuciu dla m ozolny ch wy siłków oraz przy zrozum ieniu ogrom ny ch problem ów, przed
j akim i staj ą, poj awia się py tanie, czy bardziej autory tarne podej ście przy niosłoby lepsze wy niki.
Sy tuacj a na pary skich banlieues wy gląda niewiele lepiej . W ciągu ostatnich dziesięciu lat
francuskie władze poczy niły wy siłki, by poprawić wy kształcenie na przedm ieściach:
wprowadzono program zwany Drugą Szansą dla chcący ch nadrobić zaległości edukacy j ne w
później szy m wieku, są szkoły sklasy fikowane j ako ZEP (zonę d'education prio- ritaire) oraz ZUS
(zonę urbaine sensible), w który ch uczniowie m aj ą zapewnione szczególne warunki, a także
istniej ą program y zapobiegania przem ocy w szkołach. I m im o wszy stko wy niki nie są
im ponuj ące.
Liczba osób niekończący ch szkoły j est kilkakrotnie wy ższa niż gdzie indziej , a osiągnięcia dużej
liczby uczniów pozostaj ą m ierne.
W j aki sposób m ożna by rozwiązać ten problem ? Posłać m łodzież na boiska sportowe, opłacić
edukacj ę w Turcj i lub Japonii, czy wprowadzić woj skową dy scy plinę w sty lu obozów dla
rekrutów? By ć m oże potrzeba Badena-Powella, aby założy ł nowy ruch skautowski, ale istniej ą
obawy, że gdy by poj awiła się taka osoba, będzie to rady kalny islam ista. Należy pom y śleć o
pewny ch ustępstwach. Jak m a wy glądać program nauczania w szkołach państwowy ch?
Poj awiaj ą się py tania ze strony środowisk im igranckich, czy holenderskie dzieci o m uzułm ańskich
korzeniach powinny uczy ć się o Rem brandcie - który przecież nie należy do ich trady cj i. Czy
m łodzi m uzułm anie we Włoszech powinni m ieć obowiązek uczenia się o epoce renesansu, o
wszy stkich obrazach przedstawiaj ący ch święty ch i Madonnę obcej religii albo o dziełach
Dantego, który niezby t pochlebnie pisał o proroku Mahom ecie?
Wprawdzie Johann Wolfgang Goethe dobrze wy powiadał się na tem at wspólny ch cech
Orientu i Okcy dentu, napisał też zbiór poezj i Dywan Zachodu i Wschodu, ale nie stanowi on części
tureckiej historii.
Dlaczego dzieci m arokańskiego pochodzenia w Holandii m iały by uczy ć się o historii
Im perium Osm ańskiego, które niewiele dla nich znaczy ? Niełatwo będzie znaleźć wspólny
m ianownik. Wy kładowca London School of Econom ics, Iftikar Ahm ed, zastanawiaj ąc się nad
niskim i ocenam i dzieci z rodzin m uzułm ańskich w bry ty j skich szko łach, część winy zrzucił na
karb tego, że poświęcaj ą one zby t dużo czasu nauce na pam ięć Świętego Koranu w szkołach
przy m eczetowy ch i nie starcza im go na odrabianie zadań dom owy ch. Nie um iały też
identy fikować się z niem uzułm ańskim i nauczy cielam i, potrzebne by ły zatem specj alne szkoły
m uzułm ańskie. Czy sy tuacj a z czasem się poprawi? Badania w Niem czech wy kazały, że drugie
pokolenie uczniów z rodzin m uzułm ańskich tak naprawdę radzi sobie gorzej niż poprzednie. Jaka
j ednak by łaby orientacj a polity czno-religij na odrębny ch szkół m uzułm ańskich? Czy utrwalały by
one podziały w społeczeństwie? Lepsze wy kształcenie m łody ch ludzi z środowisk m uzułm ańskich
również nie rozwiązałoby ich problem ów, gdy by po skończeniu nauki nie znalazły się dla nich
m iej sca pracy.
Jak daleko j ednak powinny sięgać ustępstwa? Bry ty j ski kom entator Tim othy Garton Ash
wy raził pogląd, że ostatecznie to, czy oby watele m uzułm ańscy będą czuli się w Europie j ak w
dom u, będzie zależało od postawy osobistej i zachowania setek m ilionów ich europej skich
współm ieszkańców. Przekonanie to oparte j est na założeniu, że am bicj e m uzułm anów nie
wy kraczaj ą poza „czucie się j ak w dom u", czego nie m ożna uznać za rzecz oczy wistą. Ash
słusznie skry ty kował wariant wielokulturowości, który polega na ty m , że „ty szanuj esz m oj e tabu,
a j a szanuj ę twoj e", zauważaj ąc, że gdy by zebrać wszy stkie tabu dla wszy stkich kultur, nie
pozostałoby wiele tem atów do swobodnej rozm owy. Ale właśnie to j est j edną z główny ch kości
niezgody : rady kalni islam iści przy swy m parciu do dżihadu chcą niety kalności od wszelkiej
kry ty ki, podczas gdy sam i nie uważaj ą, aby taka niety kalność należała się pozostały m religiom i
kulturom .
Krótko m ówiąc, autocenzura, takt i podobne półśrodki ze strony społeczeństw Europy m ogą
nie wy starczy ć. Aby polity ka ustępstw okazała się skuteczna, by ć m oże trzeba będzie pój ść
znacznie dalej : wy chwalać piękno islam u oraz sprawiedliwość szarij atu, podkreślać, że j est wiele
rzeczy, j akich Zachód (utraciwszy zręby własnej duchowości) m oże nauczy ć się od duchowości
m uzułm ańskiej . Kto wie, czy nie trzeba będzie również uznać zarzutu, że m uzułm anie od sam ego
początku stanowili ofiary, że ich pretensj e by ły uzasadnione i że to Zachód m usi się poprawić.
Nie wiadom o, czy polity ka wielkich ustępstw się powiedzie. Mo że ona doprowadzić nas do
niełatwej , pokoj owej koegzy stencj i, ale oznaczałoby to prawie całkowitą transform acj ę
europej skiej cy wilizacj i. Jest to nie do przy j ęcia dla większości Europej czy ków, obawiaj ący ch
się o swą pozy cj ę i tożsam ość w przy szłej Europie. Na ty m tle bez wątpienia poj awią się
konflikty. Tolerancj a w stosunku do m niej szości nie by ła w dziej ach j edną z cech wy różniaj ący ch
m uzułm ańskie społeczeństwa. Ani Orm ianom nie wiodło się naj lepiej w Turcj i, ani Koptom w
Egipcie, ani też bahaitom w Iranie. A nawet szy itom , członkom wspólnoty Ahm adij a czy
izm ailitom w Pakistanie, chociaż są m uzułm anam i. Sy tuacj a chrześcij an w Indonezj i, j edny m z
naj bardziej tolerancy j ny ch kraj ów m uzułm ańskich, wciąż j est skom plikowana, podobnie j ak
Chińczy ków w Malezj i. Jeśli w nadchodzący ch dziesięcioleciach to się nie zm ieni, perspekty wy
pokoj owej koegzy stencj i w Europie będą wy glądały ponuro. Doświadczenie pokazuj e, że
j ednostronna tolerancj a nie przy nosi efektów.
A gdy by Turcj a weszła do Unii Europej skiej ?
Doty chczas nie poruszałem tej kwestii w swoich rozważaniach, ponieważ po początkowy m
entuzj azm ie po obu stronach poj awił się scepty cy zm . W Turcj i istniało znaczne poparcie dla
wej ścia w szeregi Unii Europej skiej - około 80 procent, wy ższe niż w większości kraj ów
należący ch do unii - lecz w m iarę upły wu czasu poparcie m ala ło. W Wielkiej Bry tanii i Francj i
opinia publiczna by ła przy chy lna, ale w Niem czech, Austrii i niektóry ch pozostały ch kraj ach
poj awił się poważny sprzeciw. Wielu Niem ców przy puszczało, że Turcy ży j ący na terenie Unii
Europej skiej będą loj alni przede wszy stkim wobec kraj u pochodzenia, nie zaś kraj u zam ieszkania,
lecz by łoby tak bez względu na to, czy Turcj a weszłaby do Unii Europej skiej , czy nie.
Stało się też oczy wiste, że ze względu na tendencj e dem ograficzne Turcj a by łaby naj liczniej
zaludniony m kraj em Europy, wzm acniaj ący m elem ent islam ski wewnątrz unii.
Spadek entuzj azm u w sam ej Turcj i częściowo spowodowały rosnące nastroj e
nacj onalisty czne, a także im ponuj ące osiągnięcia gospodarki - roczne tem po wzrostu sięgaj ące
prawie 10 procent. Mim o wszy stko w Turcj i dochód na głowę j ednego m ieszkańca nadal ledwie
przekracza 4000 dolarów - znacznie m niej niż w pozostały ch kraj ach Europy. Obawiano się więc,
że spowoduj e to dalszy napły w Turków w głąb Europy.
Wy m agania społeczne i polity czne stawiane przez Unię Europej ską wszy stkim kraj om
członkowskim (w dom y śle j ednak przede wszy stkim w odniesieniu do Turcj i) by ły przedm iotem
obaw wielu Turków. Wej ście do unii przy sporzy łoby trudności tureckiem u rolnictwu (j edna
trzecia oby wateli zatrudniona j est w ty m sektorze gospodarki), j ak również właścicielom sklepów.
Wpły nęłoby poza ty m na polity kę wewnętrzną kraj u, choćby w kwestii stosunku do m niej szości,
na przy kład kurdy j skiej .
Czy Turcj a m ogłaby posłuży ć za pom ost do świata islam u i stać się potencj alny m partnerem
w procesie łagodzenia relacj i m iędzy świecką Europą a społecznościam i m uzułm ańskim i? Jest to
by ć m oże zagadnienie podstawowe. Przez dziesięciolecia, począwszy od Kem ala Atatiirka,
założy ciela i pierwszego prezy denta (1923-1938) nowoży tnej Turcj i, państwo zm ierzało ku
m odernizacj i i sekulary zacj i. Lecz w ostatnich dziesięciu czy dwudziestu latach islam izm - a
ściślej m ówiąc, m elanż islam izm u z panturkizm em - rósł w siłę, a wraz z nim zasadniczo
anty zachodnia orientacj a. To prawda, że siły świeckie w Turcj i są znacznie silniej sze niż w
świecie arabskim i że nawet tureckim islam istom , Partii Sprawiedliwości i Rozwoj u (AKP),
daleko do ekstrem izm u Bractwa Muzułm ańskiego. Wskazuj e na to j uż choćby sam o poparcie
kierunku europej skiego oraz niedawne otwarcie m uzeum sztuki współczesnej w Stam bule).
Sy tuacj a w Turcj i wy daj e się j ednak nieprzewidy walna, a kraj porzucaj ący spuściznę Kem ala,
twórcy współczesnej Turcj i, by łby ostatnią rzeczą, j akiej Unia Europej ska by pragnęła.
Tak oto wy gląda Europa w pierwszej dekadzie nowego wieku.
Jest to obraz stopniowego schy łku, który euroopty m istom daj e niewiele powodów do radości.
Przy szli history cy nie będą m ieć poj ęcia, dlaczego świadom ość tego sm utnego stanu rzeczy
przy szła tak późno, chociaż wszy stkie zagrożenia - problem y dem ograficzne, zatrzy m anie ruchu
ku europej skiej j edności oraz kry zy s państwa opiekuńczego - znano j uż przed przełom em wieków.
Gdy by nie m orderstw© film owca Theo van Gogha w 2004 roku, kilku holenderskich
intelektualistów napisałoby arty kuły traktuj ące o wewnętrzny ch kłopotach Holandii z im igrantam i,
ale nie doszłoby do debaty o ty m , co nagle stało się kwestią narodowego by tu.
Nad upadkiem Cesarstwa Rzy m skiego dy skutowano przez wieki i niewy kluczone, że
rozprawianie o upadku Europy potrwa równie długo. Dlaczego przez ty le czasu wszy stko
ignorowano? Po części m ożna to wy j aśnić j ako wy nik fiksacj i Europy na punkcie Am ery ki -
Am ery ki j ako wzoru i straszaka, Am ery ki w roli konkurenta, przeciwnika oraz soj usznika - i
pom inięcia reszty świata. Przy czy ny będą analizowane j eszcze długo. Czy upadek by ł
nieuchronny ? Czy m ożna by ło m u zapobiec? A j eśli tak, to na j akim etapie stał się
nieodwracalny ?
Schy łek zazwy czaj nie następuj e tak szy bko, j ak się wszy scy obawiaj ą. Często poj awiaj ą się
okoliczności, które go opóźniaj ą. Ale - czy na dobre, czy na złe - w naszy ch czasach puls historii
bij e szy bciej niż w średniowieczu. Upadek Związku Radzieckiego nastąpił bły skawicznie. Choćby
nie wiadom o j ak bardzo pan Putin i j ego koledzy starali się wskrzesić przy naj m niej fragm enty
tego, co stracone, ich szanse na powodzenie są nikłe.
Po tak długotrwały m lekceważeniu zagrożeń dla Europy istniej e ry zy ko, że załam iem y ręce
w rozpaczy i zrezy gnowani zgodzim y się, by konty nent stał się m uzeum historii i cy wilizacj i, i że
do pusty ch try bun będziem y przem awiać na tem at wagi m oralności w polity ce.
Schy łek przy nosi wy zwania, które należy podj ąć nawet wówczas, gdy nie m a pewności
sukcesu. Nikt nie m oże z pełny m przekonaniem powiedzieć, z j akim i problem am i trzeba się będzie
zm ierzy ć w zbliżaj ący ch się latach. Całą ludzkość w przy szły ch dekadach m ogą czekać
niebezpieczeństwa, j akich na razie nie sposób przewidzieć.
Nawet j eśli zm ierzch Europy j est j uż nieodwracalny, nie m a powodu, aby przerodził się on w
upadek. Istniej e j ednak podstawowy warunek: należy wreszcie stawić czoło rzeczy wistości.
Debata nie powinna skupiać się na ty m , j akim wzorem czy m oralny m superm ocarstwem j est
Europa, lecz na ty m , j akie j ej trady cj e i wartości da się j eszcze ocalić. Koniec ery złudzeń!
Każdy, kto powątpiewa, niech wy bierze się na wy cieczkę do Neukólln, do La Courneuve albo do
centrum Bradfordu: nie są to m iej sca ani naj lepsze, ani naj gorsze, ale m ogą by ć wskazówką tego,
co nas czeka. Te m iej sca także są skazane na nieuchronne zm iany, lecz będzie to proces powolny,
a w j ego efekcie powstanie Europa całkiem odm ienna od tej , którą znam y.
Demografia
Birg, Herwig, Die demographische Zeitenwende, Miinchen 2003.
Chesnais, J.C., La transition demographique, Paris 1986.
Cohen, R., The Encyclopedia oflmmigrant Groups, Cam bridge 1995.
Colem an, D. (red.), Europę's Population in the 1990s, Oxford 1996.
Dem eny i, Paul, Population Policy Dilemmas in Europę at the Dawn of the Twenty-first
Century, „Population and Developm ent Review", m arzec 2003.
Organizacj a Narodów Zj ednoczony ch (red.), World Population Prospects. The 1998
Reoisions. The 2001 Revisions, bez daty wy dania.
Organizacj a Narodów Zj ednoczony ch (red.), World Population in 2300, bez daty wy dania.
Rada Europy, Recent Dem ographic Developm ents, Strasbourg, bez daty wy dania.
Europa (ogólnie)
Bawer, Bruce, While Europę Slept: How Radical Islam Is Destroying the West from Within,
New York 2006.
Cesari, Jocely ne, When Islam and Democracy Meet, New York 2004.
Fetzer, Joel, i Sper, Christopher, Muslims and the State in Britain, France and Germany, New
York 2004.
Kepel, Gilles, Les banlieues de ITslam, Paris 1987.
Klausen, Jy tte, The Islamie Challenge, New York 2006.
Lewis, Bernard, Islam and the West, London 1993.
Ram adan, Tariq, Western Muslims and the Futurę of Islam, New York 2003.
Rath, Jan, i in., Western Europę and Its Islam, Leiden 2001.
Roy, Oliy ier, Globalized Islam, New York 2005.
Spalek, B. (red.), Islam, Crime and Criminal Justice, Cullom pton 2002.
Spuler-Stegem ann, Ursula, Muslime in Deutschland, Freiburg 2002.
Tibi, Bassam , Europa ohne Identitdt?, Miinchen 1998.
Wiktorowicz, Quinton, Radical Islam Rising, London 2005.
Francja
Baverez, Nicolas, La France qui tombe, Paris 2003.
Beaud, Stephane, i Pialoux, Michel, Violences urbaines, violence sociale, Paris 2003.
Brenner, E., Les territoires perdus de la Republiąue, Paris 2002.
Burgat, F., UIslamisme en face, Paris 2002.
Cites 2003. U Islam en France, Paris 2004.
Fourest, Caroline, Frere Taricj, Paris 2003.
Fourest, Caroline, La tentation obscurantiste, Paris 2005.
Gaspard, Franęoise, i Khosrokavar, Farhad, Lefoulard et la Republique, Paris 1995.
Goaziou, Veronique le, i in., Quand les banlieues brulent, Paris 2006.
Jeleń, Christian, La guerre des mes, Paris 1999.
Juillard, Jacąues, Le malheur franęais, Paris 2006.
Landau, Paul, Sabre et Coran, Paris 2005.
Lawrence, Jonathan, i Vaisse, Justin, Integrating Islam, Washington,vDC, 2006.
Merlin, Pierre, Les banlieues, Paris 1999.
Merm et, Gerard (red.), Francoscopie, Paris 2006.
oum m a.com . Sfeir, A., Les reseaux d'Allah, Paris 2001.
Ternisien, Xavier, La France des mosques, Paris 2004.
Tribalat, Michel, De Fimmigration a Vassimilation, Paris 1996.
Weil, Patrick, La France et ses etrangers, Paris 1991.
Terroryzm islamski w Europie Bundesnachrichtendienst, Verfassungsschutzbericht, Berlin
2005.
Khosravar, Farhad, Suicide Bombers, London 2005.
Marret, Jean-Luc, Les fabriques du jihad, Paris 2005.
McDerm ott, Terry, Perfect Soldiers, New York 2005.
Moniąuet, Claude, Le jihad, Paris 2004.
Vidino, Lorenzo, Al Qaeda in Lurope, Am herst 2005.
Wielka Brytania
Abbas, Taher (red.), Muslim Britain, London 2005.
Ballard, Roger, Desh Pradesh, London 1994.
Baum ann, Gerd, Contesting Culture, Cam bridge 1996.
Dalry m ple, Theodore, Life at the Bottom, Chicago 2001.
Dench, Geoff, i in., The New East End, London 2006.
Jacobson, Jessica, Islam in Transition, London 1998.
Joly, Daniele, Britannias Crescent, Aldershot 1995.
Lewis, Philip, Islamie Britain, London 1994.
Modood, Tariq, Multicultural Politics, Edinburgh 2005.
Philips, Melanie, Londonistan, London 2006.
Thom as, Dom inique, Le Londonistan, Paris 2003.
Niemcy
Bott, Peter, i in., Turkische Jugendliche, Hohengelen 1991.
Heitm ey er, W., i in., Verlockender Eundamentalismus, Frankfurt 1998.
Kelek, Necla, Die uerlorenen Sóhne, Koln 2006.
Kelek, Necla, Islam im Alltag, Miinchen 2002.
Lachm ann, Guenter, Tódliche Toleranz: Die Muslime und unsere offene Gesellschaft,
Miinchen 2005.
Lem m en, Thom as, Islamische Organisationen in Deutschland, Bonn 2000.
Luft, Stefan, Ausldnderpolitik in Deutschland, Grafelfing 2003.
Raddatz, Hans Peter, Die turkische Gefahrl, Miinchen 2004.
Rohe, Mathias, Der Islam - Alltagskonflikte, Freiburg 2001.
Schiffauer, Werner, Die Gottesmdnner, Frankfurt 2000.
Sen, Faruk, i Ay din, Hay rettin, Islam in Deutschland, Miinchen 2005.
Spuler-Stegem ann, Ursula, Muslime in Deutschland, Freiburg 2002.
Tibi, Bassim , Islamische Zuwanderung, Stuttgart 2002.
Tietze, Nikola, Turkische Identitaten, Ham burg 2001.
Unia Europej ska Archer, Clive, i Butler, Fiona, The European Community, New York 1992
Baun, Michael, A Wider Europę, Lanham , Md., 2000.
Bitsch, Marie Therese, Histoire de la construction europeenne de 1945
a nos jours, Paris 1998.
Rada Europy (strona internetowa),
Crafts, N.F.R., i Toniolo, G. (red.), Economic Growth in Europę Since 1945, Cam bridge 1996.
Croci, Osvaldo, European Unity: A Bibliography (Internet).
Denm an, M.J., The Origins and the Development of the European Union 1945-95, London
1996.
Unia Europej ska (oficj alna strona internetowa),
.
Kom isj a Europej ska (strona internetowa),
Rada Unii Europej skiej (strona internetowa),
.
European Voice (Bruksela).
Farell, Mary, i in., European Integration in the 21st Century, London 2002.
Gehler, Michael, Europa: Von der Utropie zum Euro, Frankfurt 2002.
Gillingham , John, European Integration 1950-2003, Cam bridge 2003.
Gruner, Wolf D., i Woy ke, Wichard, Europa Lexikon, Miinchen 2004.
Hay ward, Jack, i Page, Edward, Gooerning the New Europę, Durham , NC, 1995.
Jones, Erie, The European Miracle, Cam bridge 2003.
Judt, Tony, PostWar, New York 2005.
Kagan, Robert, Power and Weakness, „Policy Review", czerwiec 2002.
McCorm ick, John (red.), The European Union: Politics and Policies,
Cam bridge, Mass., 2004.
Milward, Alan, The Reconstruction of Western Europę, London 1992.
Moravcsik, Andrew, The Choice for Europę, New York 1998.
NATO (strona internetowa),
.
Nielsen, Brent F., i Stubb, Alexander, The European Union, Boulder, Co., 2003.
Schim m elfennig, Frank, The EU, NATO and the Integration of Europę, Cam bridge 2003.
Torbioern, Kj ell, Destination Europę, Manchester 2003.
Europa - gospodarczy gigant?
Baverez, Nicolas, La France qui tombe, Paris 2004.
Baverez, Nicolas, Nouoeau monde, oieille France, Paris 2006.
Buchsteiner, Jochen, Die Stunde der Asiaten, Ham burg 2005.
Butterwegge, Christoph, Krise und Zukunft des Sozialstaates, Wiesbaden 2005.
Baily, Martin, i Kirkegaard, Jacob, Transforming the European Economy, Washington, DC,
2004.
Einhorn, Erie, i Logue, John, Modern Welfare State s, New York 1989.
Eurobarom eter.
Eurostat - staty sty ki porównawcze (strona internetowa), www. europa. eu. int.
Hiifner, Martin, Europa, die Macht von Morgen, Miinchen 2006.
Jones, Erie, The European Miracle, Cam bridge 2003.
Kalff, Donald, Unamerican Business, New York 2002.
Kupchan, Charles, The End of the America Era, New York 2002.
Leonard, Mark, Wity Europę Will Run the 21st Century, London 2005
Miegel, Meinhard, Epochenwende, Berlin 2005.
OECD. Raporty roczne doty czące kraj ów.
Olson, Mancur, The Rise and Decline of Nations: Economic Growth, Stagflation, and Social
Rigidities, New Haven 1982.
Ottenheim er, Ghislaine, Nos vaches sacrees, Paris 2006.
Pond, Elizabeth, The Rebirth of Europę, Washington, DC, 1999.
Razin, Assaf, i Sadka, Efraim , The Decline ofthe Welfare State, Cam bridge, Mass., 2005.
Rifkin, Jerem y, The European Dream-How Europę's Vision ofthe Futurę is Quietly Eclipsing
the American Dream, New York 2004 (wy d. poi.
Europejskie marzenie - Jak europejska wizja przyszłości zaćmiewa American Dream,
Warszawa 2005).
Sm ith, Tim othy, France in Crisis, Cam bridge 2004.
Sinn, Hans-Werner, Ist Deutschland noch zu retten? , Essen 2004.
Steingart, Gabor, Deutschland: Der Abschied eines Superstars, Mlinchen 2004.
Rosja
Baker, Peter, i Glaser, Susan, Vladimir Putin's Russia and the End of the Reoolution, New York
2005.
Blotskij , Oleg, Vladimir Putin: Doroga k vlasti, Moskwa 2002.
Evangelista, M., The Chechen Wars, Washington, DC, 2002.
Gołubczikow, Jurij , i in., Islamizacija Rossii: Triewożnyje scenarii buduszczewo, Moskwa 2005.
Hoffm an, David, The Oligarchs, New York 2001.
Johnson's Russia List/Center for Defense Inform ation, http:/
www.cdi.orgrussia/j ohnson/default.cfm
.
McFaul, Michael, i in., Between Dictatorship and Democracy, Washington, DC, 2004.
Politkovskay a, Anna, Putin's Russia, New York 2005 (wy d. poi.
Rosja Putinaf Warszawa 2005).
Putin, Vladim ir, Ot pierwowo lica, Moskwa 2000.
Sakwa, Richard, Putinr London 2004.
Satter, David, Darkness at Dawn, New Haven 2003.
Shevtsova, Lilia, Putin s Russia, Washington, DC, 2005.
Telen, Ludm iła, Pokolenije Putina, Moskwa 2004.
Refleksje na temat przyszłości Europy
Belaid, Chakri, Banlieue: Lendemains de revolte, Paris 2006.
Birg, Herwig, Die Weltbevólkerung, Mlinchen 2003.
Bondy -Gendrot, Sophie, Minorities in European Cities, London 2002.
Cesari, Jocely n, Islam in France, London 2002.
Cesari, Jocely n (red.), Mosque Conflicts in Western Europę, wy d. spec. „Journal of Ethnic and
Migration Studies", listopad 2005.
Conzen, Peter, Fanatismus: Psychoanalyse eines unheimlichen Phanomens, Stuttgart 2005.
Hagedorn, John, The Global Impact of Gangs, „Journal of Contem porary Crim inal Justice",
m aj 2005.
Hall, Tarqin, Salaam Brick Lane, London 2005.
Kaha, Ay an, Sicher in Kreuzberg, Istanbul 2000.
Percy, Andrew, Ethnicity and Victimization, London 1998.
Pew Research Center, An Uncertain Road: Muslims and the Futurę of Europę, Philadelphia
2005.
Posner, Richard A., Catastrophe: Risk and Response, New York 2004.
Puetz, Robert, Unternehmer tiirkischer Herkunft, Berlin 2004.
Rada Europy, The Futurę of European Population, Strasbourg 1992.
Savage, Tim othy, Europę and Islam, „Washington Quarterly ", lato 2004.
Swedenburg, Ted, Islamie Hip-Hop vs. Islamophobia, [w:] Mitchell,
Tony (red.), Global Noise: Rap and Hip-FIop Outside the USA, New York 2002.
White, Jenny B., Turks in Germany: Overview ofthe Literaturę, „Middle East Studies
Association Bulletin", lipiec 1995.