Apokalipsa według Wziętego
„Obrazy i symbole Apokalipsy zawsze do mnie silnie przemawiały, szukałem też odpowiedzi na
zadawane przez wielu pytanie: czy jest to proroctwo wypadków, jakie kiedyś w czasie nastąpią,
proroctwo być może zaszyfrowane i bliskie wypełnienia? Czy też w swojej warstwie faktograficznej
jest to jedynie przepowiednia upadku Rzymu? Skłonny jestem wierzyć, że jedno nie wyklucza
drugiego, ponieważ (że użyję terminu, który znalazłem u prawosławnego teologa Sergiusza
Bułgakowa) wizje św. Jana dotyczą metahistorii” – tak pisał Czesław Miłosz we wstępie do
tłumaczonej przez siebie Apokalipsy św. Jana. Przypuszcza się jednak, że tekst ten powstał ok. 95 r.
n.e. Autorem jest Jan, ale nie ma pewności, że jest to ten sam człowiek – autor ewangelii i trzech
listów. Apokalipsa składa się z dwóch części, z których pierwsza to proroctwa, w której Jan ma
widzenie:
„Doznałem zachwycenia w dzień pański i słyszałem za sobą potężny głos, jak gdyby trąby
mówiącej: «Co widzisz, napisz w księdze i poślij siedmiu Kościołom – od Efezu, Smyrny,
Pergamonu, Tiatyry, Sardes, Filadelfi i Laodycei».”
Do tajemniczego spotkania doszło na wyspie Patmos na Morzu Egejskim. Jan wyraźnie
stwierdza:
„Posłyszałem za sobą potężny głos, jak gdyby trąby mówiącej”.
Głos, który słyszał Jan, musiał być dość dziwny. Jan nie użył wprawdzie sformułowania, że
nastąpił przekaz telepatyczny i słyszał go w swojej głowie, ale dźwięk musiał być nietypowy. Tam
otrzymał Jan przekaz – owe listy do siedmiu kościołów.
Druga część to właściwa Apokalipsa, jeżeli można tak się wyrazić. W niej to następuje złamanie
siedmiu pieczęci, po otwarciu których, anioł komentuje objawione Janowi wizje. Bardzo
interesujący jest fragment, w którym Jan odwraca się po usłyszeniu głosu:
„I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił, a obróciwszy się ujrzałem siedem
złotych świeczników i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego,
obleczonego do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem. Głowa Jego i włosy – białe, jak
biała wełna, jak śnieg, a oczy Jego jak płomień ognia. Stopy Jego podobne do drogocennego
metalu, jak gdyby w piecu rozżarzonego, a głos Jego jak głos wielu wód”.
Nie trzeba specjalnie wysilać wyobraźni żeby stwierdzić, że Jan spotkał się z czymś dla niego
zupełnie obcym. Nie był pewny nawet, czy to Syn Człowieczy.
Porównajmy teraz spotkanie Jana z innym wydarzeniem. Miejsce spotkania to Stany
Zjednoczone. Był rok 1967. 25 stycznia doszło do wzięcia Betty Ann Andreasson. Sprawą zajął się
dopiero po kilu latach Raymond E. Fowler, jeden z czołowych reprezentantów amerykańskich
badań nad problemem UFO. Pomińmy szczegółową charakterystykę wzięcia, bardziej w tym
momencie interesujące będzie to, do czego badacze podeszli z pewnym dystansem, a mianowicie
aspekt religijny. Betty rozmawiała, tak jak Jan, z pewnym głosem, który ją znał.
„Zwrócili się do mnie po imieniu i powtórzyli to samo jeszcze głośniej” – to słowa Betty
wypowiedziane 23 czerwca 1977 roku w Instytucie Hipnozy. Nie można nie zauważyć, że zarówno
Jan, jak i Betty byli doskonale znani owej tajemniczej istocie. Bywało już tak w przeszłości.
„A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: Co ty robisz Eliaszu”.
Jakże dokładnie znał imię proroka Jahwe. Jego pojawieniu się towarzyszyło trzęsienie ziemi,
ogień, itp. Eliasz musiał zasłaniać twarz płaszczem, żeby osłonić się przed Jahwe. Analogia jest
wyraźna. Wróćmy jednak do Betty.
–
Dlaczego mnie tu przyprowadzono? – zapytała (...) Betty.
–
Ponieważ cię wybrałem.
–
Czemu nie chcesz mi powiedzieć dlaczego i po co?
–
Jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas. Wkrótce nadejdzie Ten, w którego wierzysz, Ten,
któremu ufasz.
Wyraźny kontekst religijny jest świadomą manipulacją obcych. Mamy wybrańca „boga”, czyli
Betty oraz psychologiczną grę, która bazuje na bogobojności ofiary. Wróćmy jednak do motywu
apokaliptycznego. Porównajmy dwa fragmenty relacji:
1. „I nastąpiły błyskawice i gromy, i głosy i wielkie trzęsienie ziemi, jakiego nie było odkąd
ludzie są na ziemi, trzęsienie ziemi tak wielkie. Miasto wielkie rozpadło się na trzy części i
miasta narodów runęły. A wielka (stolica) Babilon była przed Bogiem, aby dał jej kielich z
winem swego zapalczywego gniewu”.
2. „Wiedziałem wielkie burze, walące się budynki, biegnących z przerażeniem ludzi. Potężne
wichry niszczące wszystko w koło, ogień i trzęsienie Ziemi”.
Pierwszy fragment to oczywiście Apokalipsa św. Jana, natomiast drugi to wizja przekazana
wziętemu w Brazylii, Joao Valeria da Silva. Przekazał on swoją wizję na podstawie jednego z kilku
zdjęć. Owe Apokaliptyczne wizje pokazano mu na pokładzie obcego statku. Zatem wizje
apokaliptyczne zdają się być jednym ze stałych elementów wzięć. Kontrowersyjny Meier twierdził,
że Plejadanie często mówili mu o katastrofie. Meier twierdzi, że już 2 tysiące lat przekazywane są
przez proroków ostrzeżenia o końcu świata, ale ludzie nie wiele z tego sobie robią. Pewne jest, że
przekazywanie przez obcych apokaliptycznych wizji ma czemuś służyć. Być może uwrażliwienie i
kształtowanie naszych postaw za pośrednictwem proroków na nic się zdało, ponieważ ich autorytet
zwykle skutecznie zagłuszany był przez „fałszywych” proroków. Nie zapomnijmy także o
sekciarskich zapędach niektórych ludzi, którzy wykorzystują potrzebę spotkania się oko w oko z
Bogiem.
Przypadki apokaliptycznych wizji można znaleźć w opisie wzięcia Dionisio Llanciego
dokonanego przez Gordona Creightona oraz Charlesa Bowena. Do wzięcia doszło 28 października
1973 roku w Argentynie. Według Llanciego „ludzie ci powiedzieli, że nasza planeta na pewno
doświadczy katastrof, jeśli nie zmienimy swojego postępowania”. Kolejny przykład to wzięcie
kobiety o nie ujawnionym przez badaczy nazwisku. Kobieta ta została wzięta wraz ze swoim
czteroletnim synem. Jak stwierdza G.C. Andrews, który badał ten przypadek, jest on nietypowy ze
względu na fakt, iż uprowadzona pamięta wszystko bez uciekania się do hipnozy.
„Pokazała mi [istota] pewien wycinek historii naszego świata na wielkim ekranie. W tym
samym czasie nad moją głowę opuściło się urządzenie będące jakby połączeniem kuli i stożka,
które umożliwiło mi oglądanie pokazywanych obrazów. Przedstawiały wydarzenia z przeszłości:
wojny, susze, powodzie, morderstwa, płonące domy, wybuchy wulkanów i pożary lasów.
Odniosłam wrażenie, że chcą mi dać do zrozumienia, że to wszystko stało się z naszej winy”.
Czyżby więc kolejna apokalipsa, tym razem według opisu wziętej, młodej matki! Tego rodzaju
opisy można mnożyć w nieskończoność. Długa też jest lista proroków, którzy doświadczyli
apokaliptycznej wizji:
•
Prorok Joel (wzięty?) – ok. 600 r. p.n.e. – przewidywał koniec świata i nadejście nowej ery.
„Góry moszczem ociekać będą, a pagórki mlekiem spływać. Charakterystyczny jest fakt, jak
głosił Joel, że katastrofa się nie wydarzy pod warunkiem poprawy i wyzbycia się grzechu.
•
Malachiasz – (ciekawe jest tłumaczenie tego imienia: „mój wysłannik”). Księga Malachiasza
powstała ok. 450 r. p.n.e. O samym Malachiaszu wiadomo niewiele.
•
Sofoniasz – po spotkaniu z Bogiem podjął misję prorocką. Było to w okresie panowania króla
Jozjasza (639-609 p.n.e.).
•
Zachariasz – chyba najciekawszy rodzaj wizji, które miał za sprawą Boga. Widział niebiańskich
jeźdźców i liczne anioły. Prorok prowadził swoją działalność w latach 520-516 p.n.e. Było to z
pewnością w Persji Dariusza I (522-486 p.n.e.). Proroków tych ( czytaj: wziętych) nie można już
dzisiaj poddać hipnozie czy poprosić o opisanie przebiegu tamtych wydarzeń. Możemy się
jedynie domyślać że już wówczas coś lub ktoś przekazywał tym ludziom apokaliptyczne wizje
końca świata. Jaki był tego cel? Czemu służy tak naprawdę owo apokaliptyczne straszenie?
Może to istotnie zapowiedź czegoś co ma się wydarzyć.
Dlaczego jednak katastrofa zapowiadana jest od tysięcy lat i nigdy przepowiednia się nie
spełniła? Jak olśnienie dotarła do mnie informacja o dziwnym zjawisku zwanym ewulsją! Ewulsja
ma być niezwykle rzadkim zjawiskiem „zlewania” się różnych energii, które spotkają się w jednym
punkcie czasoprzestrzeni. Punkt ten znajduje się w pobliżu naszej planety. Informacja ta, jak i sam
termin „ewulsja” pochodzi od nieżyjącego już Roberta A. Monroe. Człowiek ten doświadczał
stanów, które można określić jako astralne podróże po obszarze, który zwykle odwiedzają zmarli
lub osoby, które doświadczyły śmierci klinicznej. Robert A. Monroe jest autorem kilku książek. W
Polsce ukazały się: „Podróże poza ciałem”, „Dalekie podróże” i „Najdalsza podróż”. Wszystkie za
sprawą wydawnictwa Limbus. Otóż Monroe otrzymał od istoty którą nazywa INSPEKIEM
informację o zgromadzeniu istot, które chcą przyjrzeć się wspomnianej wcześniej ewulsji.
„Dzięki niemu ludzka świadomość zyska rzadką możliwość gwałtownego przekształcenia się w
ujednolicony system inteligentnej energii, który sięgnie daleko poza waszą iluzję czasoprzestrzeni i
będzie tworzył, budował oraz uczył tak, jak to potrafi tylko wykształcona ludzka energia”. –
tłumaczy Robertowi Monroe owa tajemnicza istota. Zatem nie zagłada rodzaju ludzkiego od
uderzenia komety lub meteorytu, ale jego przemiana.
Nie ulega jednak wątpliwości, że istoty, które przybyły, a właściwie przybywają od setek lat na
ten kosmiczny zlot przekazują apokaliptyczne wizje mieszkańcom błękitnej planety. Czy robią to
nieświadome tego faktu, czy po to, aby nas przygotować...? Tego nie wiemy. Pozostaje nam ciągle
szukać, ale metodami różniącymi się od typowej naukowej metodologii. Robert A. Monroe uczy, że
to się nam opłaca.
Autor: Jacek Kluczkowski