Ś
miertelny wstyd
Kate Wighton
Ludzie zmagający się z chorobą nowotworową równolegle prowadzą jeszcze jedną wojnę: z
lękiem przed reakcją otoczenia. Chorzy obawiają się odrzucenia, ale także uczucia litości.
Tymczasem właściwe wsparcie psychologiczne mogłoby dodać im sił do walki z rakiem.
Kilka tygodni temu brytyjska gwiazda telewizyjna Jennifer Saunders zaskoczyła telewidzów
wyznaniem, że od miesięcy walczy z rakiem piersi. Popularna aktorka komediowa
zdecydowała się ujawnić ten fakt po tym, jak sfotografowano ją na trybunach kortów w
Wimbledonie w peruce, a następnie w okolicach jej domu bez peruki, lecz z bardzo rzadkimi
włosami. 52-letnia matka trojga dzieci utrzymywała do tej pory swoją chorobę w tajemnicy.
Mimo zakończonego powodzeniem leczenia, Saunders nie zgodziła się opowiedzieć
publicznie o tym, co przeszła. Gwiazda serialu "Absolutnie fantastyczne" nie jest jedyną
osobą publiczną, która nie chce mówić o swojej chorobie. W połowie lipca okazało się, że
także 54-letnia Patti Hansen, żona gitarzysty Rolling Stonesów Keitha Richardsa, trzymała w
sekrecie swoją walkę z rakiem pęcherza moczowego, który zdiagnozowano u niej w 2007
roku.
Dlaczego nowotwór jest wiadomością, której nie chcemy rozgłaszać? Dwoje pacjentów klinik
onkologicznych stara się odpowiedzieć na to pytanie.
Ellis Wilde, lat 43, samotny tata
U Ellisa, z Cannock w hrabstwie Staffordshire, zdiagnozowano raka gruczołowo-
torbielowatego w maju zeszłego roku. Zaniepokoił się swoim stanem zdrowia, gdy na szyi
wyrósł mu dziwny guz. Ellis nie chciał martwić swojej rodziny i przyjaciół. Dlatego o swojej
chorobie poinformował jedynie brata. Ellis w przeszłości pracował jako dekarz. Jest ojcem 7-
letniej córki o imieniu Summer.
– Przez około dwa lata ignorowałem guza na szyi, uważając go za cystę – opowiada. –
Zachowałem się jak typowy facet – bagatelizowałem problem.
Ale to był ogromny błąd. Dlatego z całego serca radzę wszystkim, którzy wyczuwają na
swoim ciele dziwne guzy i zgrubienia, aby niezwłocznie udali się do specjalisty.
Ja wybrałem się do lekarza dopiero wtedy, gdy moja twarz zaczęła drętwieć po jednej stronie.
Chirurdzy usunęli guza podczas trwającej aż cztery godziny operacji. Miał rozmiar jajka i był
złośliwy. Kiedy mi o tym powiedziano, myślałem jedynie o mojej córce Summer, która miała
wtedy pięć lat. Od czasu, kiedy jej matka Sarah zmarła nagle, gdy Summer miała trzy
miesiące, mieszkamy we dwoje.
Po pierwszym szoku związanym z informacją o chorobie, zacząłem się strasznie bać o
przyszłość córki. Zastanawiałem się też, czy powiedzieć o chorobie swojej rodzinie. Mój
ojciec zmarł pół roku wcześniej, a mama wciąż nie pozbierała się po jego stracie.
Na początku powiedziałem o chorobie jedynie mojemu braku Paulowi i wyjaśniłem tę
kwestię córce Summer w taki sposób, żeby zrozumiała. Ale w końcu zaprosiłem całą rodzinę
do domu mojej mamy i o wszystkim opowiedziałem. Wylaliśmy wspólnie wiele łez. Trudno
mi było przez to przejść.
Musiałem poddać się intensywnej radioterapii, podczas której straciłem wszystkie włosy, a
także część uzębienia, ale postanowiłem, że nie powiem już nikomu więcej o swojej chorobie.
Nie chciałem, aby ktokolwiek więcej spoza rodziny martwił się o mnie i mi współczuł.
Wyobrażałem sobie, że wszyscy będą nieustannie pukać do moich drzwi i pytać, czy dobrze
się czuję i czy czegoś nie potrzebuję. Wolałem tego uniknąć. Jedyne, czego chciałem, to żeby
zostawiono mnie w spokoju i pozwolono dojść do ładu z moimi problemami.
Kiedy spoglądam na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że moje postępowanie
było niemądre, ale zawsze trudno mi było prosić innych o pomoc. Myślę, że to sięga czasów,
kiedy zmarła mama Summer. Wielu ludzi wątpiło, czy uda mi się samotnie wychować małe
dziecko. Ale wtedy pomyślałem sobie: "Ja wam pokażę!". Summer wyrosła na naprawdę
szczęśliwą, miłą dziewczynkę. Dwa miesiące temu wyczułem na szyi kolejny guz. Testy
wykazały nawrót choroby.
Tym razem postanowiłem powiedzieć o niej także przyjaciołom i rodzicom w szkole mojej
córki. Okazało się, że większość z nich już wcześniej wszystkiego się domyśliła. Podczas
radioterapii ogoliłem głowę, a także straciłem sporo kilogramów, więc było oczywiste, że coś
ze mną jest nie tak.
Od kiedy powiedziałem ludziom o swojej chorobie, otrzymałem wiele propozycji pomocy, a
także mnóstwo SMS-ów i telefonów. To bardzo miłe.
Teraz wiem, że gdybym zrobił to już rok temu, byłoby mi znacznie łatwiej walczyć z
chorobą.
Lekarze powiedzieli mi, że pożyję zapewne jeszcze jakieś 10-15 lat. Oczywiście, mogę żyć i
dłużej, chętnie przyjmę każdy dzień z pozostałego mi czasu. Kiedy widzę radość na twarzy
Summer (która póki co nie przejawia ani strachu, ani paniki), czuję się mocniejszy i
zdrowszy. Nie mam czasu na użalanie się nad sobą. Muszę myśleć o szkole, dowożeniu córki
na zajęcia dodatkowe i po prostu cieszyć się życiem z moją małą Summer. Trzymam za siebie
kciuki.
Lucie Keeley, lat 31, niania
U Lucie z hrabstwa Kent wykryto raka szyjki macicy w listopadzie zeszłego roku podczas
rutynowego wymazu. Kobieta postanowiła ukryć informację o swojej chorobie przed
przyjaciółmi.
– Jest wielu niesamowitych ludzi, którzy otwarcie opowiadają wszystkim o swojej chorobie,
ale jeszcze więcej osób o niej nie mówi. Ja należę do tej drugiej grupy – zwierza się Lucie. –
W pełni rozumiem, dlaczego Jennifer Saunders nie chciała opowiadać publicznie o swojej
chorobie. Ja od początku nie miałam zamiaru mówić o mojej diagnozie znajomym.
Nie chciałam tego robić, ponieważ nie życzyłam sobie, aby inni użalali się nade mną lub
traktowali mnie jak osobę z innej planety. Postanowiłam walczyć z chorobą na swój własny
sposób i w miarę możliwości prowadzić normalne życie.
Wiedziałam, że jeśli powiem komuś o nowotworze, sama zacznę się zamartwiać tym, co inni
ludzie myślą lub mówią o mnie. A przecież w tamtej chwili musiałam się koncentrować
jedynie na poprawie swojego stanu zdrowia. Jeżeli kwestia raka kiedykolwiek pojawiała się w
rozmowie, szybko zmieniałam temat.
Czułam się też jak przegrana osoba, co jak teraz rozumiem, było całkowicie irracjonalne.
Uważałam, że moje ciało mnie zawiodło lub było po prostu wadliwe i wydawało mi się, że
inni też tak pomyślą. Po poważnej operacji usunięcia nabłonka szyjki macicy dowiedziałam
się, że choroba całkowicie ustąpiła.
Wciąż wolę nie opowiadać ludziom, a szczególnie mężczyznom, o rodzaju raka, na jakiego
cierpiałam. Do zrobienia sobie wymazu zainspirował mnie przypadek Jade Goody (gwiazdy
Big Brothera, u której zdiagnozowano raka szyjki macicy; zmarła w marcu 2009 roku w
wieku 28 lat – przyp. Onet.pl). To dziwne, że kobieta, która otwarcie opowiadała o swojej
chorobie, uratowała mi życie, a jednak ja bardziej identyfikuję się z Jennifer niż z Jade.
•
Lucie wystąpiła pod zmienionym imieniem i nazwiskiem, chcąc zachować
anonimowość
Wsparcie jest bardzo ważne
Martin Ledwick, pielęgniarz zajmujący się osobami chorymi na raka z organizacji
charytatywnej Cancer Research UK tłumaczy, dlaczego niektórzy ludzie wolą utrzymywać
swoją chorobę w tajemnicy: – Nie istnieje dobry lub zły sposób radzenia sobie z rakiem –
zaznacza. – To, komu i kiedy powiemy o chorobie, zależy od naszej własnej, osobistej
decyzji.
Choć nie jest łatwo powiedzieć innym o swoim cierpieniu, mogą oni dać nam olbrzymie
wsparcie. Wiele osób dowiaduje się właśnie przy tej okazji, kim są ich prawdziwi przyjaciele.
Chorzy na raka pacjenci często opowiadają mi o ludziach, których uważali za dobrych
przyjaciół, a którzy nie skontaktowali się z nimi, od kiedy dowiedzieli się o ich chorobie.
Zwykle rodzina i znajomi nie wiedzą, co w takich przypadkach powiedzieć, ale najczęściej
wystarczy po prostu słuchać. Jeżeli ktoś z waszych znajomych choruje na raka, ważne jest,
aby powiedzieć mu, że jesteście gotowi być przy nim w cierpieniu. Ale równie ważne jest to,
abyście byli też do jego dyspozycji, jeżeli będzie chciał po prostu się pośmiać. Wiele osób boi
się powiedzieć o swojej chorobie pracodawcy, ale dyskryminacja wobec osób z nowotworami
jest niezgodna z prawem.