Jerzy Zagórski
*
*
*
Zamieszkasz w drewnianym domu i dobrze ci będzie
w nim.
Pudło z sosnowych belek. Na belkach żywiczne sęki.
Las pod werandę podejdzie na wyciągnięcie ręki.
Wieczorem w niebieskie smugi na polu ułoży się dym.
Jak dym znad łąki nad ranem płynie puszysta myła.
Świat jest polaną widoczną przez oczy z mętnego szkła.
W dzień tęcza staje przed gajem. Nie pójdzie na ciebie
wprost,
Odejdzie za drzew zasłonę nad sosny rzucony most.
Z tego, że wszystko jest bliskie i można wszystko
ogarnąć,
Powstało pojęcie ojczyzny, a z tego, że są rzeczy dalsze,
Powstały inne pojęcia, smutniejsze i doskonalsze,
Które tym jaśniej świecą, im głębsza naokół czarność.
Mgła. Dymy. Chmury. Obłoki. O nocy, gdy jesteś
pogodna,
Czy po to płynie nad nami zamętów mlecznych
rzęsistość,
Żebyśmy, patrząc w te drogi i wierząc w sfer
przezroczystość,
Nie mogli nigdy wyczerpać swej głębi spojrzeniem
do dna?
Co w dzień jest grzbietem polany — w noc dnem jest
strasznego leja,
Nad którym świeci, już nie wiesz: pustynia, sen czy
zawieja.
Z drzew cień i szelest wyrasta i nietoperzy pogoń,
A w ludziach jest ciemna miłość i ona chroni przed
trwogą.
Drapieżna i czuła, tragiczna. Na próżno wzywasz jej
imię,
Daremnie rzeźbiłeś kształt jej w postaciach zwierząt
i kłączy,
Bo miłość wiąże nas z sobą, a duch nasz się nigdy
nie złączy,
Choć miłość, tak samo jak duch nasz, rozwiana jest
w gwiazdach i dymie.
[w:] Wyprawy (1937)
WIDOWISKO W OBŁOKACH
Czterej konni zjechali w dół
Jak rycerze urwani z chmur.
Znowu przyszłyśmy krążyć nad tobą
Coraz prędzej, sny z białych piór.
Ta wichura, ten słup, ten lej
Nieruchome niebo myje,
Wybiera,
Gdzie był księżyc, w miejscu tym
Ścięta szyja
(z Apollinaire'a).
Jak pokrywka od kałamarza,
Jak łupina włoskiego orzecha
Spadła głowa o twarzy
Bez grzechu.
Na niebiosach od krwi różowych
Rozcięta łuna,
Aż obłoki zbiły się w krzemień
Jak antyczny obraz pioruna.
Porozpędzam tę pogoń obłoków,
Sam uczynię księżyca zaćmienie,
Który jesteś bez winy wysoko,
Spróbuj pierwszy uderzyć kamieniem.
Dziecko. Właśnie żelazne ostrze
I pipetkę sunięto ze śmiercią,
Kiedy ja w sposób najprostszy
Wziąłem piorun i uniosłem w ręku.
[w:] Przyjście wroga (1934)