Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christie

background image

CHRISTOPHER CARTER

OSTATNIA ZBRODNIA

AGATY CHRISTIE

(Tłumacz: Maria Demidowicz- Domanasiewicz)

background image

ROZDZIAŁ I

Abu był rosłym i przystojnym Nubijczykiem, mie-

rzącym dwieście dziesięć centymetrów wzrostu. Miał

poważną twarz i mocny tors. Już sam jego widok wprawiał

w zdumienie turystów mieszkających w hotelu Stara

Katarakta w Asuanie, w Górnym Egipcie. Szlachetność

tego olbrzyma zrodzonego w głębi Afryki pozostawiała w

nich niezatarte wspomnienie. Schodzili mu z drogi, a on,

choć był tylko służącym, cieszył się powszechnym

szacunkiem.

Nubijczyk był dumny ze swego pochodzenia i kultury.

Od zarania ludzkości jego lud umiał przystosować się do

warunków, jakie stworzyły prażące słońce, wylewy Nilu i

nienasycony apetyt pustyni, z łapczywością pożerającej

poletka ziemi stworzone ludzką pracą.

Ale czasy się zmieniały, i to na gorsze. Nubię dotknęły

pogarda, ucisk i zagłada, a synowie tego szlachetnego

kraju, aby przeżyć, musieli wyemigrować.

Abu znalazł zatrudnienie w Starej Katarakcie, ulu-

bionym hotelu angielskich turystów, których obecność

tworzyła atmosferę elegancji i przytulności, i z tego właśnie

powodu odbywały się tu zawody brydżowe dla osób z

towarzystwa.

Hotel Stara Katarakta, wzniesiony w 1899 roku,

background image

pozostawał jednym z klejnotów Asuanu, dużego miasta

leżącego w południowej części Egiptu, które z każdym

dniem coraz bardziej poddawało się szturmowi nowo-

czesności i przemysłu. Stary budynek z jasnoczerwoną

fasadą i gzymsowanymi narożnikami przyjmował pod swój

dach znaczną liczbę osobistości, pragnących zwiedzić

Egipt, a zarazem korzystać z europejskich wygód. Któż nie

marzył, by otwierać okna z widokiem na Nil, połyskujący

za sprawą boga Ra, odradzającego się rankiem po

zwycięstwie nad ciemnościami?

Ale jeśli piramidy i świątynie odniosły zwycięstwo nad

czasem, to w przypadku Starej Katarakty działo się akurat

odwrotnie. Mimo że początkowo standard był wysoki, teraz

kurki zaśniedziały, tapety wyblakły, a całość szacownego

pałacu zdradzała swój wiek.

Należało więc podjąć w końcu decyzję, od dawna

krytykowaną przez wielbicieli przeszłości: wyremontować

hotel zgodnie z obowiązującą modą, co wiązało się

nieodwołalnie z jego zamknięciem.

Kilka uprzywilejowanych osób mogło jeszcze oczy-

wiście pijać herbatę na tarasie pod daszkiem, gdzie siadały

swobodnie w wiklinowych fotelach, by kontemplować

zachód słońca, podobnie jak ci rozkoszujący się tą

wyjątkową chwilą egiptolodzy, którzy przyszli tu odpocząć

po ciężkim dniu spędzonym w terenie na badaniach

background image

naukowych.

Abu uważał, że większość z nich to zarozumialcy

przesiąknięci wiedzą książkową, która zamyka im oczy i

serca. Ale Nubijczyk pilnował się, by nie ujawniać swojej

opinii przed tymi ludźmi z Zachodu, przekonanymi o

własnej wyższości.

Także pod koniec tamtego popołudnia w Starej Ka-

tarakcie zjawiło się sześciu reprezentantów owego

dziwnego gatunku, jakim są egiptolodzy - czterech

mężczyzn i dwie kobiety, nie licząc miłośnika starożytności

odmiennego typu, Abdel-Mosula, godnego spadkobiercy

rodu złodziei i paserów. Mówili dużo i o niczym, wydawało

się nawet, że sobie docinają. Cała ich wiedza nie dała im

grama mądrości.

Abu otrzymał ważne zadanie i miał zamiar wypełnić je

z właściwą sobie powagą. Dlatego wszedł powoli na trzecie

piętro Starej Katarakty, gdzie właśnie zakończono

malowanie korytarzy. Za niecały miesiąc znów pojawią się

tu zachwyceni turyści, wspominając ostatnią wycieczkę i

oczekując z niecierpliwością kolejnej. Zaliczali Egipt w

biegu,

zapominając

często

o

wdychaniu

jego

najważniejszego zapachu - zapachu wieczności.

Na trzecim piętrze znajdował się najsłynniejszy pokój

- ten, w którym mieszkała angielska pisarka Agata

Christie. Abu nie czytał żadnej jej powieści, ale słyszał, że

background image

ta wielce dystyngowana dama zbiła fortunę, uśmiercając

kilkudziesięciu nieszczęśników. Doprawdy, dziwny sposób

zarabiania na życie.

Abu miał się zająć odnowieniem apartamentu zajmo-

wanego przez królową zbrodni w czasie jej pobytów w

Asuanie. Apartament składał się z sypialni, salonu,

gabinetu i pokoju kąpielowego. Był to prawdziwy raj dla

pisarza. Okna wychodziły na wyspę Elefantynę i świątynię

boga-barana Chnuma, który nieustannie stwarzał świat i

ludzi na swoim kole garncarskim. Abu sądził, iż napawając

się tym niezrównanym widokiem, pani Christie była

niezwykle szczęśliwa i powinna była mieć zgoła nie

zbrodnicze myśli.

Ta raczej niegodna przeszłość miała wkrótce odejść w

zapomnienie. Renowacja apartamentu miała go oczyścić ze

wszystkich ponurych myśli zrodzonych w głowie autorki

kryminałów. Koniec ze starą wanną, łożem z baldachimem,

sztychami przedstawiającymi angielską wieś, deszczową i

zasnutą mgłami! Gusty turystów się zmieniły, trzeba też

było zapewnić gościom nowoczesne wygody.

Abu pchnął drzwi prowadzące do królestwa Agaty

Christie.

Nagle odczuł instynktownie, że wydarzyło się coś

niezwykłego. Zło zaatakowało. Było tu nadal obecne.

Nubijczyk zawahał się w progu.

background image

Palcem wskazującym prawej dłoni dotknął wiszącego

na szyi amuletu. Byt to mały fajansowy krokodyl, odzie-

dziczony po pradziadku.

Odzyskawszy odwagę, Abu wszedł do sypialni, w

której panowała cisza i wszystko wydawało się normalne.

Na chwilę przystanął. Niepokój nadal go nie opuszczał.

Spojrzał w stronę półotwartych drzwi łazienki, następnie w

przeciwną, w kierunku gabinetu.

Zobaczył buty.

Buty i spodnie.

Wolnym krokiem podszedł do gabinetu i dostrzegł

leżącego na brzuchu mężczyznę. W jego plecach tkwił nóż.

background image

ROZDZIAŁ II

Szkocja, z wyjątkiem Spring Island - zagubionej

wyspy ze swoistym mikroklimatem - tonęła w strugach

deszczu. Spring Island, ukryta w głębi jeziora, którego

wody dzięki Golfsztromowi były prawie tak ciepłe jak wody

Morza Śródziemnego, była sercem rozległej posiadłości

należącej do jednego z najstarszych szkockich klanów -

Kilvanocków. Lord Percival, ostatni z rodu, mieszkał na

stałe w Lonecastle, granitowym zamczysku wzniesionym na

środkowym cyplu wyspy.

Tuż przed południem, jak co dzień. Nestor Pwryctswll,

walijski

majordomus

liczący

siedemdziesiąt

lat

i

trzymający służbę żelazną ręką, przyniósł lordowi

Percivalowi kieliszek porto “Noval Nacional", rocznik

1931, pochodzącego z należących do arystokraty winnic

nad górną Duerą.

Walijczyk zastał lorda Percivala w ogromnej bibliote-

ce, przypominającej wersalską Galerię Lustrzaną i miesz-

czącej kilkaset tysięcy woluminów. Spali tu snem wiecznym

wszyscy wielcy autorzy dzieł literatury światowej, ale

prawdziwym konikiem właściciela była kryminologia.

Zgromadził niemal wszystkie studia i prace naukowe, do-

tyczące rozlicznych aspektów zbrodniczej działalności

background image

człowieka, istoty o niewyczerpanej wyobraźni.

Lord Percival, który zadowalał się tym skromnym

tytułem, mimo iż lista pokoleń jego szlachetnych przodków

zajęłaby całą stronę, był spokojnym czterdziestoletnim

mężczyzną, eleganckim w każdym calu, podobnym do

aktora Aleca Guinnessa. Jego szerokie czoło zdobiło kilka

dodających mu uroku zmarszczek, przypominając, że wiele

w życiu przeszedł i że za swój spokój zapłacił słoną cenę.

Miał bystre i przenikliwe spojrzenie i widać było, że jego

umysł nieustannie czegoś poszukuje.

Wchodząc do biblioteki, majordomus usłyszał chra-

pliwy oddech, a następnie zobaczył rycerza, który, mi-

nąwszy go, gwałtownie wszedł w ścianę. “Zły znak",

pomyślał Walijczyk; pojawienie się ducha zamku

Lonecastle wróżyło bowiem rychłe kłopoty. Ów nieszczęsny

rycerz - obrońca praw pokrzywdzonych i niedoszły

prywatny detektyw - został zamordowany przez francu-

skiego zbója i nigdy się z tym nie pogodził. Od czasu do

czasu przypominał lordowi Percivalowi, że jest ostatnim

prawdziwym potomkiem rycerzy Okrągłego Stołu i że

dewiza widniejąca na jego herbie głosi: “Przywracać

prawdę, to uczestniczyć w harmonii".

- Pańskie porto, milordzie.

- Dziękuję, Nestorze. Postaw na konsoli.

- Przed chwilą widziałem ducha.

background image

Arystokrata spojrzał z uwagą na majordomusa.

- Ach tak ... - mruknął. - Czy to się stało dziś rano?

- Sądzę, że nie. Pogoda była piękna i nie było żadnych

nieoczekiwanych telefonów.

Lord Percival z największą przyjemnością wypił

znakomite porto, po czym wspiął się po krętych schodach

na blankowaną wieżę, by popatrzeć na swoje włości.

U stóp zamku ścieliły się trawniki ozdobione mar-

murowymi wazami upamiętniającymi przodków klanu,

lśniły otoczony wieńcem kamyków, muszli i strzyżonym

bukszpanem basen oraz staw dla wędrownych ptaków. W

dali ciągnęły się wrzosowiska i jesionowe lasy, w których

żyły dziki, bażanty, jelenie i rude wiewiórki. W górze

polatywały orły. Żyły tam również wróżki i elfy,

zamieszkujące drzewa i potoki, i oczywiście kelpies, bóstwa

opiekuńcze jeziora, w którego ciepłych wodach lord

Percival co dzień zażywał kąpieli.

Miał szczęście, że mieszkał w tym raju, z dala od coraz

brzydszego i hałaśliwszego świata. Tutaj niebo i ziemia

zachowały jeszcze pierwotną czystość i w silnym wietrze

unosiły się słowa przodków, z których niektórzy byli,

prawdę mówiąc, tęgimi zabijakami.

Charakterystyczny dźwięk przerwał rozmyślania

lorda Percivala: ktoś wspinał się po schodach.

Był to Abercrombie, czarny pies, mieszaniec owczarka

background image

szkockiego, labradora i kilku innych równie potężnych ras.

Reagował jedynie na pełną formę swego imienia, nigdy na

poufałe zdrobnienia typu “Abie", i uparcie protestował

przeciwko dużej, ogrzewanej i wygodnej budzie, którą

dostał od swojego pana. Z wyjątkiem tych dwóch kaprysów

Abercrombie

był

niezrównanym

powiernikiem

i

towarzyszem

potwierdzającym

codziennie

słuszność

głębokiej maksymy jakiegoś zagranicznego filozofa: “To co

najlepsze w człowieku, to jego pies".

Abercrombie stanął na tylnych łapach, przednie oparł

w otworze strzelniczym i podziwiał wspaniały krajobraz w

towarzystwie lorda Percivala.

- Cudownie tu, prawda? Zaraz pójdziemy do lady

Ofelii.

Pies zawarczał radośnie.

Już za chwilę czekał ich długi spacer przez wrzoso-

wiska do zamku narzeczonej lorda Percivala. Arystokrata

nie mógł się z nią niestety ożenić, ponieważ ta młoda dama

należała do wrogiego klanu, któremu Kilvanockowie

poprzysięgli śmierć. Szkocki szlachcic zaś dotrzymuje

słowa, nawet jeśli dał je jeden z jego przodków, żyjący

przed dwunastoma wiekami.

Lord Percival potajemnie finansował klinikę swojej

narzeczonej, która leczyła w niej ginące zwierzęta zranione

przez kłusowników. Jej najlepsza asystentka, Margaret,

background image

słonica indyjska, żyła tam za pan brat z Charlesem,

pelikanem z Antylów.

- Milordzie, milordzie!

Ten łagodny glos, wzywający pomocy, należał do

Dorothei Pettigrew, młodej Angielki z nieskazitelnym

koczkiem, osobistej sekretarki lorda Percivala, którą da-

rzył pełnym zaufaniem w kwestiach zarządzania swoimi

dobrami. Panna Pettigrew była wcieleniem uczciwości i

wybitną specjalistką w dziedzinie lokat finansowych; dzięki

niej fortuna lorda Percivala stale rosła. Urocza panna

Dorothea mogłaby znaleźć zatrudnienie w każdym banku

inwestycyjnym, ale mimo gwałtownej niechęci, jaką żywiła

dla majordomusa, chciała mieszkać tutaj, w Lonecastle.

Zadyszana panna Pelligrew wymachiwała jakimś

listem.

- Milordzie...

- Proszę się uspokoić. Co takiego się stało?

- To straszne... straszne!

Zrozumiawszy, że duch nie ukazał się na próżno i że

sekretarka nie zdoła przeczytać listu, lord Percival wziął od

niej kartkę.

Przeczytał go dwukrotnie.

Sekretarka z napięciem wpatrywała się w pobladłego

pracodawcę.

- Proszę spakować moje walizki i polecić mechanikowi,

background image

aby przygotował helikopter. Lecę do Londynu.

On, ekspert w dziedzinie kryminologii, miał stawić

czoło rzeczywistości, której nigdy nie wyobrażał sobie w tak

brutalnej formie.

Czy los nie zmusi go, by przeszedł od teorii do

praktyki?

background image

ROZDZIAŁ III

Nadinspektor Angus Dodson z racji korpulentnej i

barczystej sylwetki nazywany był przez niektórych

Falstaffem. Syn górnika z Newcastle i sklepikarki, zanim

został jednym z filarów najsłynniejszej policji świata,

zaczął pracę w Scotland Yardzie jako zwykłe hobby.

Reprezentował starą szkołę i dzielił ludzi na uczciwych i

zbrodniarzy. Podanie ręki mordercy było według niego

niemal równoznaczne z przestępstwem, toteż nie darzył

szacunkiem intelektualistów, którzy starali się pokazywać

piękno zbrodni.

Dodson - miłośnik mocnego piwa i ciastek z kremem,

zatwardziały

kawaler

i

zwolennik

roweru,

który

umożliwiał mu zachowanie jako takiej linii i ułatwiał

poruszanie się po ulicach Londynu - miał zwyczaj

prowadzić śledztwo twardą ręką i przesłuchiwać bez

współczucia dla podejrzanych. Obowiązkiem funkcjona-

riusza Scotland Yardu było zaprowadzanie ładu, areszto-

wanie złoczyńców i ochrona niewinnych. Dodson, nawet

gdyby był ostatnim dinozaurem, pozostawałby nieugięty w

tych zasadach.

Z racji nienagannej służby Angusowi Dodsonowi

pozwolono trzymać w biurze Sherlocka, wspaniałego persa

background image

o błękitnawej sierści. Zwierzak sypiał na kaloryferze pod

osłoną grubosza na tyle potężnego, że chronił go przed

nawiewem z klimatyzatora i miliardami roznoszonych

przez niego zarazków. Sherlock był kotem spokojnym i

nieskazitelnie czystym; kiedy miał okazję, darł pazurami

źle związane akta, które nadinspektor starannie przeglądał

jeszcze

raz

przed

przekazaniem

ich

wymiarowi

sprawiedliwości.

Do drzwi gabinetu Dodsona zapukat ordynans.

- Proszę wejść.

- Szefie, ktoś chciałby z panem rozmawiać.

Dodson zajrzał do notesu. Dzisiejszy limit spotkań

został już wyczerpany.

- Niech przyjdzie jutro o dziewiątej.

- Bardzo nalegał... Oto jego wizytówka, szefie. Angus

Dodson rzucił okiem na kartonik, na którym po nazwisku

lorda Percivala Kilvanocka następowała wyliczanka coraz

to bardziej imponujących lyliilow.

Policjant sięgnął do rejestru szlachty Zjednoczonego

Królestwa, uzupełnionego poufnymi notatkami, i stwier-

dził, że jego gość to nie byle kto. Ten szkocki arystokrata

oprócz pokaźnego majątku miał znakomite koneksje, a

nawet prawo bywania w pałacu Bucking-ham. Królowa

regularnie udzielała mu prywatnych audiencji podczas

wakacji w Balmoral. Widziano go również, jak rozmawiał z

background image

nią podczas spaceru z królewskimi psami.

- Niech wejdzie - ustąpił Dodson, obawiając się, czy

aby to spotkanie nie zapoczątkuje serii kłopotów.

Lord Percival ubrany był w niezwykle elegancki

jasnoszary garnitur. Biała koszula uszyta na miarę, bla-

dozielona muszka i eleganckie buty od Lobba nadawały

sylwetce wygląd tak dystyngowany, że nikt nie mógł wątpić

w jego przynależność do starej szlachty.

Mimo to jego oczy nie kryły cienia pogardy. Miał

natomiast kilka uroczych zmarszczek i czarujący sposób

bycia. Dodson wiedział, że Szkot nie przyszedł zamęczać go

błahostkami.

- Jestem szczęśliwy, że mogę pana poznać, panie

nadinspektorze. Jak przypuszczam, zdążył pan zebrać

informacje na temat mojej skromnej osoby?

- No cóż...

Sherlock, perski kot, zwinnie zeskoczył z kaloryfera

prosto na kolana lorda Percivala. Kiedy tylko Kilvanock

zaczął go głaskać, Sherlock zamruczał, jakby znał

przybysza od lat.

Arystokrata docenił przytulny komfort gabinetu

Angusa Dodsona, który tworzyły: fotele z okresu regencji,

mocno podniszczona kanapa, długi wiejski stół, stary mebel

z cytrynowego drewna na akta i polakierowany dębowy

pień na komputer, faks i telefon.

background image

- Jak pan już zapewne wie, panie nadinspektorze,

kryminologia jest moją ulubioną rozrywką, z pewnością z

racji pewnych wydarzeń, jakie zaszły w mojej rodzinie. Ale

dziś dopada mnie współczesność.

Dodson zadrżał.

- Ale pan... Nie popełnił pan chyba zbrodni?

- Proszę się uspokoić. Ktoś jednak to zrobił z nadzieją,

że będzie to zbrodnia doskonała.

- A pan zidentyfikował zabójcę?

- Na razie znam jedynie nazwisko ofiary. Proszę, niech

pan to przeczyta.

Lord Percival podał nadinspektorowi list, który wy-

wołał burzę w jego pogodnym świecie.

Angus Dodson przeczytał na głos:

Szanowny Panie,

W Asuanie zostal właśnie zamordowany Pański przy-

jaciel Howard Langton.

Albo zrobią z tej zbrodni wypadek, albo znajdą

fałszywego winowajcę.

Musi Pan wkroczyć do gry.

- Czy ten Langton był rzeczywiście pańskim przy-

jacielem? - zapytał Dodson.

- To dzielny, ale biedny chłopak, któremu pomoglem w

background image

ukończeniu studiów, ponieważ jego ojciec, jeden z moich

dzierżawców,

przedwcześnie

zmarł.

Howard

został

wybitnym egiptologiem i wyjechał niedawno do Egiptu, by

objąć

stanowisko

szefa

prac

wykopaliskowych

prowadzonych przez Brytyjczyków.

- Ten list to może być żart.

- Niestety, tak nie jest. Udało mi się skontaktować z

władzami Asuanu. Potwierdzili śmierć Howarda Langtona,

ale uczynili to w słowach tak niejasnych, tak rozmyślnie

pokrętnych, że zaczynam wierzyć autorowi tego anonimu.

- Przykro mi, ale nie wiem, co mógłby w tej sprawie

uczynić Scotland Yard... Egipt ma swoją policję.

- Widzi pan, nadinspcktorze, uważam. że muszę

spełnić święty obowiazek względem Howarda i znaleźć jego

zabójcę. W gruncie rzeczy moja przeszłość przygotowała

mnie do tego zadania i mam zamiar niezwłocznie się z nim

zmierzyć.

- Bez urazy, milordzie, ale nie jest pan profesjonalistą!

- To wspaniała okazja, żeby nim zostać. Potrzebuję

pomocy człowieka doświadczonego. Myślę o panu.

Angus Dodson poderwał się gwałtownie:

- Nie mam prawa wkraczać w kompetencje egipskiej

policji!

- To prawda, ale może pan z nią współpracować... jak

również ze mną.

background image

- Trzeba by nie kończących się korowodów admi-

nistracyjnych, żeby...

- Ten drobny szczegół został właśnie załatwiony przez

Foreign Office, które zna skuteczną moc łapówki. Obaj

jesteśmy więc oficjalnie oczekiwani.

- Ależ ja... ja nie wiem absolutnie nic o tym miejscu!

- Ja wiem o nim co nieco i zapewniam pana, że czeka

nas niełatwe zadanie. Dlatego zwróciłem się do najbardziej

gorliwego nadinspektora Scotland Yardu.

- Moi zwierzchnicy się nie zgodzą na...

- Polecenie wyjazdu zostało już podpisane. Pozostało

panu jedynie spakowanie walizek. Wyjeżdżamy jutro rano.

Dziękuję

za

spontaniczną

reakcję

na

propozycję

współpracy, nadinspektorze. Tego się właśnie po panu

spodziewałem.

background image

ROZDZIAŁ IV

Zimą temperatura w Egipcie była wyższa niż latem w

Anglii, a widok miasta zapierał dech.

Ze swego pokoju w Starej Katarakcie lord Percival

ponownie odkrywał Asuan i przywoływał w pamięci

czarujące wspomnienia. Przeżył tu wiele szczęśliwych

chwil, które kształtują życie mężczyzny i nadają mu sens.

Urzekające miasto południowego Egiptu zostało niestety

oszpecone nowoczesnymi budynkami, na których budowę

nie zezwoliłby żaden faraon, ale i tak jego wyjątkowy urok

nadal cieszył oczy.

Ruiny na Elefantynie i grobowce na zachodnim brzegu

przypominały o wielkości antycznych czasów. Widok

złotego piasku i cudownie zielonych palm koił duszę, a

obraz Nilu, po którym powoli przesuwały się feluki z

dużymi białymi żaglami, przesłaniał nowoczesność,

zakotwiczając myśli w wieczności.

Lord Percival chciał poczuć się jak zwykły turysta,

wolny od wszelkich trosk, błądzący pełnym zachwytu

wzrokiem po cudach wyspy kwiatów lub kolumnach

świątyni na wyspie File, poświęconej wielkiej czarodziejce

Izydzie.

Niestety, te spokojne miejsca skaziła zbrodnia i lord

background image

Percival musiał jak najszybciej znaleźć zabójcę. Ktoś

zapukał do drzwi pokoju.

- Proszę wejść, panie Dodson.

Nadinspektor zajmował sąsiedni pokój. Egipskie wła-

dze oddały do dyspozycji Brytyjczyków ten wspaniały

hotel, aby zamanifestować swoją dobrą wolę.

- Co za upał - skarżył się Dodson - i co za pył!

Należałoby gruntownie zamieść ten kraj. Na szczęście nie

musimy się tym martwić. Zabójca Howarda Langtona

został zidentyfikowany i zatrzymany. Jesteśmy umówieni z

nadkomisarzem Asuanu, aby zakończyć tę sprawę.

Mężczyźni wynajęli jedną z ostatnich bryczek pozo-

stawionych przez Anglików, aby przejechać z fasonem

wzdłuż brzegu Nilu. Lord Percival poprosił woźnicę,

bezzębnego i uśmiechniętego staruszka, żeby nie używał

bata i pozwolił koniowi biec własnym rytmem.

Dodson zdziwił się:

- Mówi pan po arabsku, milordzie?

- Bardzo słabo, panie nadkomisarzu. Tyle, ile trzeba,

żeby sobie poradzić w trudnych sytuacjach.

Siedziba komendy głównej w Asuanie różniła się

mocno

od

komisariatów

Scotland

Yardu,

toteż

nadkomisarz zastanawiał się, czy woźnica nie pomylił

adresu. Wyszedł im naprzeciw szeroko uśmiechnięty

background image

pięćdziesięciolatek z wydatnym brzuszkiem.

- Miło mi, że mogę panów gościć w Asuanie. Nazywam

się Omar Abdel-Atif, jestem nadkomisarzem. Zapraszam

na szklaneczkę do mojej ulubionej kawiarni.

Wewnątrz podłoga wysypana trocinami, drewniane

stoły, mężczyźni palący fajki wodne, czytający gazety lub

grający w karty. Ani jednej kobiety.

- Dla panów z pewnością herbata? - zaproponował

Egipcjanin. - Doprawdy czuję się zaszczycony, mogąc

gościć tak znakomite osobistości. Uczynię wszystko, aby

byli panowie zadowoleni z pobytu.

- Tutejsza kawiarnia zrobi bardzo dobry interes, panie

Abdel-Atif.

Napój był bardzo gorący i gorzki. Dodson, który

wolałby starą dobrą szkocką whisky, pił podejrzliwie.

- Co panowie sądzą o Asuanie?

- Czyż Egipt nie jest najpiękniejszym krajem na

świecie? - odpowiedzią! pytaniem lord Percival.

- Dziękuję, że pan to przyznał, milordzie... Na szczęście

będą panowie mogli skorzystać z kilku dni wakacji i

docenić uroki tej pory roku.

- A więc przeprowadził pan błyskawiczne śledztwo?

- Och, to nie było trudne, poza tym miałem szczęście.

Mają panowie ochotę na jakieś ciasteczko? Tutaj są

naprawdę wyborne.

background image

Dodsonowi wcale nie smakowały “anielskie włosy",

którym wszak nie brakowało kremu. Daleko im było

jednak do placka jabłkowego podlanego półkwartą ciem-

nego piwa. Lord Percival uważał, że komisarz Ahdel-Atif to

chytra sztuka. Mimo iż nie dokonano prezentacji,

wydawało się, że doskonale zna zarowno jego, jak i

Dodsona, ponieważ wcześniej starannie przejrzał dossier

obu Brytyjczyków.

- Kto jest mordercą? - zapytał lord Percival.

- To nie ma znaczenia - odparł dość sucho Omar

Abdel-Atif. - Sprawa jest zamknięta i tylko to się liczy.

Asuańska policja wykonała dobrą robotę i morderca

waszego rodaka zostanie osądzony i ukarany. Jesteśmy

bezwzględni dla zbrodniarzy.

- Proszę przyjąć nasze gratulacje, komisarzu. Jednak

nadinspektor i ja chcielibyśmy nieco bliżej poznać sprawę.

Zwykła zawodowa ciekawość, którą tak znakomity śledczy

jak pan z pewnością zrozumie.

Twarz Egipcjanina stężała.

- Nie mają panowie do mnie zaufania?

- Ależ oczywiście, że mamy - zapewnił Szkot - ale

otrzymaliśmy dokładne instrukcje. Howard Langton był

ważną osobistością, więc...

- Tak... myślę, że panowie nie mają do mnie zaufania.

Lord Percival spojrzał na Egipcjanina z uprzejmym

background image

uśmiechem.

- Przypuśćmy, że jest pan na naszym miejscu, ko-

misarzu: czy nie domagałby się pan tego samego? Nie

chodzi o to, że Scotland Yard jest lepszy od policji w

Asuanie. To wymagania czysto zawodowe lub, mówiąc

prościej, ludzkie. Czy zgodziłby się pan podjąć tak długą

podróż na zlecenie pańskiego rządu i zwierzchników, i

nawet nie zobaczyć mordercy?

Egipski policjant poskrobal się w czoło.

- No dobrze, dobrze... Z tego punktu widzenia nie są

panowie tak zupełnie bez racji. Ale uprzedzam: to

niebezpieczne bydlę.

- Wiemy, że zapewni nam pan bezpieczeństwo.

- Jak wszyscy mordercy twierdzi, że jest niewinny.

Przede wszystkim nie dajcie się panowie ponieść emocjom.

- To dla nas nic nowego, komisarzu. Żaden zabójca nie

ułatwia nam zadania.

- Muszę dodać, że chodzi o Nubijczyka - sprecyzował z

rozdrażnieniem Abdel-Atif. - Jest członkiem szczególnie

mściwego i niebezpiecznego plemienia. Nie miałbym panom

za złe, gdybyście nie chcieli się z nim zobaczyć.

- Pańskie ostrzeżenia są bardzo cenne - przyznał lord

Percival - i weźmiemy je pod uwagę. Kiedy zatem

moglibyśmy spotkać się z zabójcą?

Abdel-Atif zajrzał do notesu niczym biznesmen prze-

background image

ciążony spotkaniami.

- Powiedzmy że... jutro, późnym rankiem.

- Czy mógłbym pana prosić o ogromną przysługę?

Abdel-Atif popatrzył podejrzliwie na lorda Percivala.

Ten obcokrajowiec miał w sobie coś wschodniego: fa-

scynował i zniewalał poważnym głosem i niewzruszonym

spokojem.

- Proszę mówić...

- Czy nie sądzi pan, że dobrze by było spotkać się z

mordercą w miejscu zbrodni? Pod wpływem wstrząsu

powie nam całą prawdę z najdrobniejszymi szczegółami.

- Znakomity pomysł - potwierdził Dodson. - Jestem

przekonany, że o tym samym myślał nasz egipski kolega.

- Oczywiście, panowie, oczywiście...

- Do jutra, drogi komisarzu - powiedział lord Percival,

rozpromieniony. - Wykorzystamy tych kilka godzin

wolności na zwiedzanie.

Dodson, mający trudności z aklimatyzacją, wolał

schronić się w pokoju hotelowym, aby nadrobić brak snu.

Lord Percival, w nienagannym białym garniturze,

zapuścił się w uliczki Asuanu. Po chwili szła za nim

gromada żądnych napiwków naganiaczy. Kiedy zauważyli,

że cudzoziemiec mówi ich językiem, system informatorów

zaczął funkcjonować normalnie i nikt już nie naprzykrzał

background image

się przechodniowi, który przeżywał wspomnienia z

młodości.

Zachodzące słońce, zanim zniknęło skąpane w ciemnej

czerwieni i oranżu, ozłociło wzgórza i posrebrzyło Nil,

tymczasem biale żagle feluk przesuwały się w półmroku.

Lord Percival nie cieszył się tym widokiem, ponieważ

myślał o nieszczęsnym Howardzie Langtonie i zastanawiał,

czy uda mu się zidentyfikować mordercę i autora

anonimowego listu.

background image

ROZDZIAŁ V

Po niespokojnej nocy nadinspektor Angus Dodson

wstał z łóżka lewą nogą w przekonaniu, że spóźnił się do

swego biura w Scotland Yardzie.

Promień słońca oświetlający pokój rozproszył kosz-

mar. Egipt... prawda, przecież był w Egipcie. I, otwo-

rzywszy okiennice, ujrzał słońce wychylające się znad

wzgórz otaczających Asuan.

Zegarek wskazywał siódmą dziesięć, powietrze było

rześkie. Angus Dodson, nie całkiem jeszcze rozbudzony,

zszedł ciężkim krokiem w kierunku tarasu, gdzie podano

śniadanie.

Lord Percival już tam był, ubrany w dziewiczo biały

garnitur.

- Czy dobrze pan spał, drogi Dodsonie?

- Tak sobie...

- Proszę usiąść i podziwiać spektakl. Kazałem przy-

gotować dla pana śniadanie tradycyjne, które będzie pan

mógł zjeść bez obaw.

Ta uwaga wzruszyła nadinspektora, któremu zaczynał

doskwierać głód.

- Pod żadnym pretekstem nie wolno opuszczać

wschodu słońca w Egipcie - ciągnął Szkot. - To moment,

background image

kiedy słońce ogłasza zwycięstwo nad ciemnościami i

ukazuje się w formie nowego słońca, które ożywi całe

stworzenie. Starożytna filozofia egipska nie przestaje nas

zaskakiwać.

Tosty, dżem pomarańczowy, plastry bekonu i smażone

kiełbaski bardzo smakowały Dodsonowi, który jadł z du-

żym apetytem.

- Dużo o panu myślałem, milordzie, i sądzę, że to

śledztwo może być niebezpieczne. Proszę nie zapominać, że

otrzymał pan anonim. Niewykluczone, że jego autor

zamierza wciągnąć pana w pułapkę.

-

Takiej

hipotezy

nie

można

wykluczać,

nadinspektorze.

- Cieszę się, że jest pan rozsądnym człowiekiem.

Byłoby lepiej, gdyby został pan w hotelu i pozwolił działać

profesjonalistom. Nie znam tego kraju, to jasne, ale

morderstwo to morderstwo i miejscowy komisarz na pewno

zgodzi się współpracować.

- Czy nie jest pan tu, by mnie bronić, gdybym wpadł w

pułapkę?

- Tu chodzi o prawdziwe morderstwo, milordzie.

Mógłby pan gorzko żałować, że pan w to wdepnął.

Szkot nie odpowiedział na zaskakującą myśl

nadinspektora, ponieważ podszedł do nich niewysoki

Egipcjanin o smagłej cerze, w grubych rogowych

background image

okularach i z ciężką czarną walizeczką.

Lord Percival wstał.

- Cieszę się, że znów pana widzę, doktorze Butros!

Przedstawiam panu nadinspektora Angusa Dodsona ze

Scotland Yardu.

Niewysoki, poważny mężczyzna w brązowym garni-

turze uścisnął dłoń Anglika.

Nagle Dodson zaniepokoił się: dlaczego lord Percival

wezwał lekarza, skoro nie cierpiał na żadną chorobę?

Doktor, widząc wzburzenie Anglika, wyjaśnił:

- Proszę się uspokoić, nadinspektorze. Jestem leka-

rzem sądowym.

- Wydaje się, że nasz wielki przyjaciel, komisarz

Ab-del-Atif, nie zlecił szczegółowej sekcji zwłok Langtona -

wyjaśnił lord Percival. - Chcąc jak najszybciej pozbyć się

tej sprawy, powierzył ciało nieszczęsnego chłopaka le-

karzowi mającemu dużo mniejsze doświadczenie niż

doktor Butros, którego reputacja jest już od dawna

ustalona.

- Abdel-Atif będzie wściekły!

- To możliwe, ale nie zaryzykuje i nie odprawi z kwit-

kiem specjalisty tej klasy co doktor Butros. A rzetelna

sekcja zwłok denata może się okazać niezwykle przydatna.

Pod nieobecność komisarza Abdel-Atifa, którego za-

background image

trzymały ważne sprawy natury administracyjnej, rozmowa

była bardzo zwięzła. Jego zastępca nie znał doktora

Butrosa i dopiero kilka telefonów do ministerstw w Kairze

odblokowało sytuację.

Wreszcie rozpoczął się taniec pieczątek, które wznosiły

się rytmicznie, a następnie opadały z impetem na stosy

mniej lub bardziej sprzecznych ze sobą dokumentów, które

zalegną na podobnych zwałach makulatury. Mimo

komputerów nic nigdy nie zastąpi sakramentalnego

przyłożenia pieczęci.

Dzięki specjalnemu pozwoleniu doktor Butros mógł

dokonać oględzin ciała Howarda Langtona i, jeśli to

konieczne, powtórzyć sekcję.

Doktor Butros, lord Percival i nadinspektor Dodson

spotkali się na tarasie Starej Katarakty.

- Klasyczny przypadek - ocenił doktor Butros. -

Langton zmarł na skutek ciosu sztyletem w plecy, zadanego

z wyjątkową siłą.

- A więc raczej mężczyzna - rzucił Angus Dodson.

- Kobieta przepełniona nienawiścią również byłaby do

tego zdolna, nadinspektorze. Złość wyzwala niewyob-

rażalną siłę, nawet w jednostkach uważanych z delikatne.

Co do reszty, wydaje się, że mój kolega z Asuanu wykonał

dobrą robotę. W Egipcie jesteśmy przecież specjalistami od

mumii...

background image

Rozbawiony własnym dowcipem medyk sądowy, który

był koptem, wypił szkocką whisky, podaną jemu i

Dodsonowi. Bardzo mu smakowała.

- Oczywiście - ciągnął dalej - brakuje kilku szczegółów,

zwłaszcza dokładnej godziny śmierci.

- Sądzi pan, że mógłby to ustalić? - zapytał lord

Percival.

- Trzy fiolki z próbkami pojadą dziś do najlepszego

laboratorium w Kairze. Jak tylko otrzymam wyniki ana-

lizy, dam panom znać.

- Dziękujemy za pańską bezcenną pomoc. Bardzo

lubiłem Howarda Langtona i chciałbym, żeby morderca

został zidentyfikowany.

- Oby Bóg pana wysłuchał, milordzie. Do zobaczenia.

Patrząc za odchodzącym medykiem, Angus Dodson

zaczynał pojmować, dlaczego tylu Brytyjczyków lubi

spędzać zimę w Asuanie i mieszkać w Starej Katarakcie.

Mimo upału i wszechobecności słońca, ogarniała go powoli

radość życia, przenikająca podstępnie duszę i ciało.

Spokój Nilu, majestat emanujący ze skał Elefantyny,

uświęconej przez starożytnych Egipcjan, którzy wznieśli tu

świątynie, i czysty błękit nieba sprawiły, że nadinspektor

prawie zapomniał o swoim przytulnym biurze w Scotland

Yardzie.

Przybycie grupy zdenerwowanych policjantów, stro-

background image

fowanych przez komisarza Abdel-Atifa, wyrwało go z

rozmarzenia.

Umundurowani mężczyźni otaczali czarnoskórego ol-

brzyma zakutego w kajdanki, który spoglądał na nich z

pogardą.

Abdel-Atif wybiegł naprzeciw lordowi Percivalowi.

- Oto nasz winowajca... Jeszcze raz pana ostrzegam;

jest groźny i nieprzewidywalny.

Nubijczyk i arystokrata patrzyli na siebie z jednako-

wym zaskoczeniem. Lorda uderzyła szlachetność Abu,

Nubijczyka zaś spokojna siła cudzoziemca.

- Sądzę, że to wystarczy - ocenił egipski komisarz. -

Zobaczył pan to, co chciał pan zobaczyć.

-

Powinniśmy

pójść

na

miejsce

zbrodni

-

zaproponował Angus Dodson.

- To zbyteczne, on nic wam nie powie.

Szkot podszedł do olbrzyma.

- Jestem lord Percival, a to nadinspektor Dodson. Czy

zgadza się pan odpowiadać na nasze pytania?

Cisza, która zapanowała po tych słowach, zdawała się

nie mieć końca.

- Nazywam się Abu i powiem, co mam do powiedzenia.

background image

ROZDZIAŁ VI

- A więc Jest pan gotów nam pomóc - zapytał lord

Percival.

- Pokój waszej dostojności - powiedział Nubijczyk.

- Pokój panu i miłosierdzie Boga i Jego błogosła-

wieństwo.

Wzrok Nubijczyka wyrażał wdzięczność.

- Wasza dostojność - powiedział spokojnie i dobitnie -

jestem pracownikiem hotelu Stara Katarakta od ponad

dziesięciu lat i nikogo nie zabiłem.

Te słowa wywołały wściekłość komisarza Omara

Abdel-Atifa.

- Przestań kłamać, Abu! Złapano cię na gorącym

uczynku.

- Niezupełnie. To ja znalazłem zwłoki i ja zawia-

domiłem policję, i to mnie oskarżono, żeby uniknąć

poszukiwań prawdziwego mordercy. Następnym razem,

kiedy natknę się trupa, oddalę się najszybciej, jak to będzie

możliwe.

- Czy mógłby pan nam przedstawić swoją wersję

wydarzeń? - zapytał lord Percival.

- Tracimy czas - ocenił komisarz Abdel-Atif. - Lepiej

od razu odesłać tego drania do więzienia!

background image

Nubijczyk wyciągnął skute ręce w stronę Egipcjanina:

- Omar, bądź przynajmniej szczery; zrobiłeś mi to,

żeby jak najszybciej pozbyć się tej cuchnącej sprawy, która

cię przerasta i przez którą możesz mieć spore kłopoty. W

gruncie rzeczy jesteś uczciwym człowiekiem, ale boisz się

swoich przełożonych. Dobrze wiesz, że jestem niewinny.

Pozwól działać temu cudzoziemcowi: on odkryje prawdę, a

ty będziesz spał spokojnie.

Omar Abdel-Atif zaniemówił. Stał z półotwartymi

ustami, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa.

Policjanci odwrócili wzrok.

- Wszyscy jak tu jesteśmy, staramy się dotrzeć do

prawdy - potwierdził lord Percival. - Jeśli pan skłamał,

panie Abu, będziemy o tym wiedzieli.

“Panie Abu..." Nigdy nie obdarzono go takim okre-

śleniem. Mimo kajdanek poczuł się prawie wolny. Przy-

gotowywał się na najgorsze, a miał szansę z tego wyjść. On,

który nie był zbyt gadatliwy i nie lubił rozmawiać o innych,

miał opowiedzieć temu cudzoziemcowi przybyłemu z

zimnego i mglistego kraju wszystko, co wie.

- Chodźmy na taras - zaproponował lord Percival.

Abu osłupiał.

Nigdy nie wyobrażał sobie, że pewnego dnia usiądzie w

jednym z tych wygodnych foteli, w których większość

turystów popijała zimne napoje i prowadziła błahe roz-

background image

mowy.

Komisarz Abdel-Atif, jak obity, poszedł za nimi. Egip-

cjanin, Nubijczyk i obaj Brytyjczycy zajęli miejsca wokół

okrągłego stołu pod zdumionym wzrokiem policjantów.

Była to chwila niezwykłego spokoju. Gra świateł na

Nilu i skały na Elefantynie przywodziły na myśl zaginiony

świat, w którym panowała harmonia.

- Wasza dostojność - zaczął Abu - zostałem wezwany

do hotelu, aby wypełnić jasno określone zadanie: miałem

przygotować renowację apartamentu Agaty Christie. Za

niecały miesiąc miał być znów jak nowy, co wydawało mi

się absolutną mrzonką.

- A więc hotel był zamknięty dla turystów?

- Tak, wasza dostojność. Ale uprzywilejowani goście

mogli pić na tarasie aperitif lub herbatę. Kiedy późnym

popołudniem wszedłem do hotelu, siedziało tam siedem

osób.

- Czy wie pan, kto to był?

- Kiedy się pracuje w luksusowych hotelach, lepiej

mieć pamięć do twarzy. Rozpoznałem inspektora do spraw

starożytności Ahmeda al-Fostata i czterech egiptologów.

Dwie kobiety: Niemkę, panią Strauss, i Francuzkę, panią

Abletout, oraz dwóch mężczyzn: Anglika, pana Faxmore'a,

i Francuza, pana Glotoniego. Był tam jeszcze jeden

Europejczyk, ubrany na czarno, z orlim nosem, którego

background image

nigdy przedtem nie widziałem, i Abd el-Mosul, głowa

bogatego rodu z Południa.

- Czy ten człowiek interesuje się egiptologią?

- Powiedzmy, że... antykami w ogóle.

- Czy miał pan okazję bywać u tych egiptologów?

- Widywałem ich tylko z daleka, kiedy przychodzili do

hotelu. Oni zaś nie utrzymują kontaktów ze służbą.

- Wydaje się, że nie bardzo ich pan lubi, panie Abu.

- Oni mają swoje życie, a ja swoje. Pracują tu kilka

tygodni w roku, a ja nie jestem przekonany, że naprawdę

kochają Egipt.

Komisarz Abdel-Atif otrząsnął się z odrętwienia.

- Twoja opinia nikogo nie interesuje, Abu! Liczą się

tylko fakty. Jeśli będziesz pleść trzy po trzy, każę cię

wsadzić do izolatki!

- To ja zadałem niezręczne pytanie - usprawiedliwił się

lord Percival. - Pan Abu tu nie zawinił.

Egipski policjant, któremu słowa arystokraty wytrą-

ciły broń z ręki, zasępił się. Lord Percival zwrócił się do

Nubijczyka:

- Proszę mówić dalej.

- Wszedłem na trzecie piętro - ciągnął Abu - i

pchnąłem drzwi apartamentu Agaty Christie, tej dziwnej

osoby, która żyła ze śmierci innych. Nagle poczułem, że

wydarzyła

się

jakaś

tragedia.

Atmosfera

była

background image

przytłaczająca. Dotknąłem amuletu, by nie ulec złemu oku,

ale zrobiłem to zbyt późno. Znajdowałem się już w kręgu

zła. Przez moment sądziłem, że się mylę, ale po chwili w

gabinecie zauważyłem zwłoki mężczyzny z nożem wbitym

w plecy.

- Czy czegoś pan dotykał?

- Nie, wasza dostojność.

- Czy zauważył pan jakiś niezwykły szczegół?

- Byłem tak wstrząśnięty, że nic do mnie nie do-

cierało... Wyszedłem stamtąd tyłem i udałem się na

posterunek, żeby zgłosić o moim ponurym odkryciu.

Natychmiast, nie wysłuchawszy mnie, oskarżyli mnie o

morderstwo i wtrącili do więzienia.

Komisarz Abdel-Atif podniósł pięść.

- Wystarczy, Abu! Lepiej zrobisz, przyznając się do

winy!

Nubijczyk wytrzymał wzrok policjanta.

- Powiedziałem prawdę i ty o tym wiesz. A teraz

szukajcie winnego. Jeśli go nie znajdziecie, dusza zmarłego

nie zazna spokoju. Howard Langton to jeden z nielicznych

egiptologów, którzy prosili mnie, bym opowiadał o moim

kraju, o jego pięknie, tradycjach... Howard Langton był

dobrym człowiekiem, nie kradł i nie zadzierał nosa. Z

pewnością dlatego ktoś go załatwił.

background image

ROZDZIAŁ VII

Lord Percival spojrzał komisarzowi Abdel-Atifowi

prosto w oczy.

- Mam do pana trzy prośby: po pierwsze, chciałbym

osobiście obejrzeć miejsca związane z tragedią, po drugie,

chciałbym obejrzeć narzędzie zbrodni, i po trzecie, proszę,

żeby

Abu

był

przetrzymywany

w

znośniejszych

warunkach, ponieważ jest tylko podejrzanym.

Nadinspektor Dodson poczuł nagłą suchość w gardle.

Policjanci zwykle nie lubią, aby mówiono do nich tym

tonem.

Szkot i Egipcjanin przez dłuższą chwilę mierzyli się

wzrokiem. W końcu komisarz Abdel-Atif spasował:

- Oczywiście, oczywiście... Proszę bardzo, apartament

Agaty Christie stoi przed panami otworem.

- A dwie pozostałe prośby?

- Zgoda, zgoda! Póki co, odprowadzę Abu do wię-

zienia.

Patrząc ukosem na arystokratę, który go paraliżował

wzrokiem, komisarz obszedł się z Nubijczykiem przy-

zwoicie.

Lord Percival nie bez wzruszenia wchodził po mo-

numentalnych schodach prowadzących na piętro, na któ-

background image

rym znajdował się apartament Agaty Christie. Jako

przyjaciółka egiptologa Stephena Glanvillc'a, zwiedzała

kraj faraonów w roku 1931 wraz, ze swoim mężem Maxem

Mallowanem. Poznała wówczas Howarda Cartera, od-

krywcę grobowca Tutanchamona. Egipt tak bardzo za-

fascynował królową zbrodni, że napisała sztukę teatralną

poświęconą faraonowi Echnatonowi i królowej Neferetiti,

nie zapominając o samym Tutanchamonie.

Powieściopisarka miała monumentalny rozmach, po-

nieważ w swojej sztuce przewidziała dwadzieścia dwie role

główne oraz całą masę drugoplanowych. Ecknaton nie

został wystawiony, ustępując miejsca Herkulesowi Poirot.

Lord Percival musiał jednak zapomnieć o magii Starej

Katarakty i zająć się szukaniem śladów mordercy, który

znieważył, z pewnością niechcący, pamięć Agaty Christie.

Apartament pisarki pozostał nietknięty.

Salon, łoże z baldachimem, biurko, biblioteczka, toa-

letka z dzbankiem i nocnikiem, schodki po których

wchodzono do wygódki, delikatne ryciny przedstawiające

owce, mgłę i angielską wieś oraz wspaniałe okna wy-

chodzące na Nil i Elefantynę...

Nadinspektor Dodson z trudem nadążał za lordem

Percivalem. Dogoniwszy go, uszanował jego milczenie w

tym apartamencie, który przypominał muzeum.

Szkot poruszał się niczym kot, miękko i lekko, jak

background image

gdyby nie chciał pozostawić najmniejszego śladu swojej

obecności. Dodson patrzył, jak przystępuje do skrupu-

latnego i cierpliwego przeszukania.

- To niezwykłe - powiedział, kiedy skończyli. - Coraz

bardziej przypomina pan zawodowca, milordzie.

- Niestety, królestwo Agaty Christie pozostało nieme i

nie dostarczyło mi żadnej wskazówki.

Komisarz Omar Abdel-Atif położył na biurku nie-

zwykły sztylet, bardzo charakterystyczny z powodu

żelaznego ostrza i rękojeści z kryształu górskiego.

- No cóż - powiedział Abdel-Atif, prezentując sztylet

lordowi Percivalowi i Dodsonowi. - Oto narzędzie zbrodni!

Oryginalne, co? Można by sądzić, że to antyk... Proszę go

wziąć do ręki, panowie. Zobaczcie, jaki jest solidny!

Lord Percival ostrożnie obracał nim w ręku, jak gdyby

trzymał coś bardzo kruchego.

- Rzeczywiście, wydaje się, że to stara broń.

Abdel-Atif zainteresował się:

- Stara... jak bardzo?

- Jeśli się nie mylę, całkowicie przypomina sztylet ze

skarbca Tutanchamona. Egipcjanin podskoczył.

- Mam nadzieję, że pan żartuje?

- Mam bardzo nikłą wiedzę w dziedzinie egiptologii -

wyznał Szkot - ale nie sądzę, żebym się mylił.

background image

- Jeśli pana dobrze rozumiem, milordzie, morderca

miałby ukraść sztylet Tutanchamona z witryny kairskiego

muzeum, aby zadać nim cios w plecy nieszczęsnego

egiptologa Howarda Langtona... To zupełnie niepra-

wdopodobne! Skarb Tutanchamona jest strzeżony dzień i

noc i żaden złodziej nie może się do niego zbliżyć!

- Byłby pan jednak uprzejmy to sprawdzić?

- To śmieszne! Ale ponieważ pan nalega... Komisarz

Abdel-Atif podniósł słuchawkę. Co najmniej dziesięć razy

ponowił próbę, zanim uzyskał połączenie z pracownikiem

technicznym biura muzeum, który kazał mu czekać,

następnie połączył go z innym pracownikiem, który

powiedział, że jest niekompetentny i odłożył słuchawkę.

Rozwścieczony Abdel-Atif ponownie zadzwonił do

muzeum i wyładował się na pierwszej osobie, która

odebrała telefon, grożąc, że wyśle ją za kratki. Groźba

okazała się skuteczna. Niecałe pół godziny później ko-

misarzowi udało się połączyć z jednym z zastępców jednego

z asystentów jednego z konserwatorów.

Pominąwszy wszelkie formułki grzecznościowe, ko-

misarz polecił mu natychmiast sprawdzić, czy sztylet

Tutanchamona znajduje się nadal w witrynie.

Pracownik muzeum sprzeczał się przez kwadrans dla

zasady, tłumacząc, że nie ma pracowników pod ręką i że

sam nie może wyjść z pokoju z powodu ogromnej

background image

odpowiedzialności spoczywającej na jego barkach. Kiedy

Abdel-Atif zdenerwował się nie na żarty, muzealnik

wreszcie ustąpił.

Znowu trzeba było czekać. Brytyjczykom podano

kawę i karkadę - orzeźwiający napój z hibiskusa. Ziry-

towany Abdel-Atif przekładał w tę i z powrotem papiery

upstrzone pieczęciami.

- Gdzie mieszkał Howard Langton? - zapytał lord

Percival.

- W niedużej willi, blisko centrum miasta.

- Czy miał pan czas przeprowadzić tam dokładne

przeszukanie?

- No cóż...

- Czy mogę pana wyręczyć w tym przykrym obo-

wiązku, komisarzu?

Omar Abdel-Atif zamyślił się. W gruncie rzeczy,

dlaczego nie? Ta rewizja nie dostarczy prawdopodobnie

żadnych ważnych dowodów, a on miał ochotę uciąć sobie

drzemkę.

- Proszę bardzo, panowie... Zaprowadzi was jeden z

moich ludzi. Później poproszę o raport.

Wreszcie telefon zadzwonił. Abdel-Atif podniósł słu-

chawkę:

- Tak, to ja... Jest pan absolutnie pewny? Doskonale!

Egipcjanin

rozłączył

się.

Z

szerokim

uśmiechem

background image

zakomunikował:

- Pańska hipoteza jest nieprawdziwa, milordzie. Szty-

let Tutanchamona nadal znajduje się na swoim miejscu.

background image

ROZDZIAŁ VIII

Wiał łagodny wiatr, powietrze było wyjątkowo czyste.

Lord Percival, w jasnym kapeluszu z szerokim rondem,

wszedł do niewielkiego białego domu, w którym mieszkał

Howard Langton. Zasapany Angus Dodson z trudnością

nadążał za Szkotem. Pył, upał, słońce, silna woń

wschodniego miasta, stanowiąca mieszaninę perfum i nieco

mniej szlachetnych aromatów sprawiły, że nadinspektor

tęsknił za wilgotnymi chodnikami Londynu i swoim

wygodnym,

nowoczesnym

biurem.

Jeśli

komisarz

Abdel-Atif miał rację, i mordercą był nubijski olbrzym,

oględziny nie potrwają długo.

Nagie ściany pobielone wapnem, na wykafelkowanej

podłodze dywan o drobnej fakturze, meble z białego

drewna... Wnętrze willi świadczyło o tym, że angielski

egiptolog dopiero co wprowadził się do nowego mieszkania

i nie miał jeszcze czasu, by je zagospodarować.

W salonie piętrzyły się fachowe książki: słowniki

hieroglifów, wśród nich słynny egipsko-niemiecki

Worterbuch, podręczniki archeologii, raporty z wykopa-

lisk, studia poświęcone bogom i przeglądy specjalistyczne,

jak “Joumal of Egyptian Archaeology" czy “Zeitschrift fur

agyptische Sprache". Wreszcie tysiące fiszek starannie

background image

poukładanych w kartonowych pudełkach.

Lord Percival obejrzał kilka z nich.

- Co spodziewał się pan znaleźć? - zapytał

nadinspektor.

- Jest już jakiś punkt zaczepienia: Howard Langton

był egiptologiem wykształconym.

- A nie zawsze tak jest?

- W tym zawodzie, podobnie jak w wielu innych,

machlojki i koneksje liczą się często bardziej niż kom-

petencje. W tym wypadku nie ma wątpliwości: Langton

miał żądane kwalifikacje i solidne doświadczenie, tak w

dziedzinie hieroglifów, jak i w archeologii.

Na niewielkim biurku leżały pióra, notatniki i tekst

hieroglificzny napisany ręką zmarłego

Lord Percival dłuższą chwilę stał pochylony nad

dokumentem.

- Dziwne - powiedział.

- Pan... Zna pan hieroglify? - spytał zaskoczony

Dodson.

- Jestem tylko amatorem. Stary uczony z Eton nauczył

mnie podstaw i zapoznał z najważniejszymi tekstami. Ten

jest znany. To rozdział VI z Księgi umarłych.

- O czym mówi?

- Jeśli zmarły został powołany do pracy w zaświatach,

uprawiania pól lub nawadniania brzegów, odwoływał się

background image

do magicznej figurki, zwanej odpowiadaczem, która

ożywała w cudowny sposób, żeby za niego pracować.

- To bardzo znany tekst, a jednak coś pana w nim

zaskoczyło!

- Nie sam tekst, ale słowo “Uwaga!" napisane i pod-

kreślone przez Langtona.

- Co to oznacza?

- Być może to mało znaczące spostrzeżenie, a być może

ważna wskazówka... Kontynuujmy nasze poszukiwania.

W sypialni pod lampką nocną lord Percival znalazł

poczwórnie złożoną kartkę z notatką: “powstrzymać Abd

el-Mosula".

- Najwidoczniej ten Abd el-Mosul nie był przyjacielem

Langtona - stwierdził nadinspektor. - Ale dlaczego tak

ukrył tę kartkę?

- Albo dlatego, że zamierzał szczegółowo opisać swój

plan działania, albo dlatego, że to początek wiadomości,

którą chciał komuś przesłać. Z całą pewnością nie miał

czasu, żeby pisać dalej.

- Trzeba będzie zebrać jak najwięcej informacji O tym

człowieku; Abd el-Mosul staje się naszym pierwszym

podejrzanym.

- Czyżby pan zapomniał o Abu? - zapytał Szkot z

lekkim uśmiechem.

- Nie, oczywiście, że nie! Ale może miał wspólnika.

background image

Lord Percival i Angus Dodson uważnie i wytrwale

kontynuowali rewizję. W prymitywnej łazience, w której

woda leciała tylko przez kilka godzin, Szkot zatrzymał się

przy antycznym glinianym dzbanie stojącym między

pędzlem a miseczką do rozrabiania piany do golenia.

- Prawdziwy antyk?

- Współczesny wyrób bez wartości artystycznej, ale

dobrze wykonany - ocenił lord Percival, wdychając zapach

wnętrza naczynia, i wlał odrobinę płynu do szklanki.

- Chyba nie zamierza pan tego wypić...

- Trzeba podejmować pewne ryzyko.

- Nie wierzę w klątwę faraonów, milordzie, ale jednak

byli oni znawcami trucizn i...

Ostrzeżenie nadinspektora było zbyteczne. Szkot wy-

pił łyk.

- Tak myślałem: przereklamowane. Chce pan sko-

sztować, nadinspektorze?

Oficer Scotland Yardu nie cofa się przed niczym;

Dodson pociągnął łyk.

- Ależ... Co to za obrzydliwe piwo!

- Delikatnie pan to ujął. Zaledwie nadaje się do picia.

Na podstawce dzbanka widniał głęboko wyryty napis:

“Scottish Brewer".

- To wstyd dla Szkocji - ocenił arystokrata. - Powinien

pan zatelefonować do Scotland Yardu, nadinspektorze.

background image

Niech znajdą tę wytwórnię, jeśli w ogóle istnieje.

Lord Percival ponownie zainteresował się materiałami

naukowymi Howarda Langtona i długo je przeglądał.

- Nie wiedziałem, że Howard był taki skryty.

- Skąd ten wniosek? - zapytał Dodson.

- Ponieważ nowy dyrektor centrum archeologicznego

powinien pisemnie przedstawić szczegółowy projekt. Brak

choćby jednego dokumentu odnoszącego się do tego

projektu jest zaskakujący, by nie rzec nienormalny.

Nadinspektor zmarszczył brwi.

- Istnieje proste wytłumaczenie: morderca ukradł te

dokumenty, ponieważ w taki czy inny sposób zdradzały

jego tożsamość.

- Tak właśnie myślę. Sądzę też, że je zniszczył. W

takim razie Abu byłby niewinny.

Jeśli nawet hipoteza była dobra, sprawiła przykrość

Angusowi Dodsonowi. W jaką pułapkę się wpakował, i to z

dala od Anglii? Nawet gdyby uwierzył wewnętrznemu

głosowi, który mu podpowiadał, że zmaga się z groźnym

przestępcą, nie poddałby się.

- Rozpocznijmy przeszukiwanie domu - zadecydował

niezmordowany lord Percival.

Z największą dokładnością obaj mężczyźni centymetr

po centymetrze obejrzeli ostatnie mieszkanie egiptologa

Hovarda Langtona, jednak bez powodzenia.

background image

ROZDZIAŁ IX

Mina komisarza Abdel-Atifa nie zapowiadała nic do-

brego.

- Dwukrotnie czytałem pański raport, nadinspektorze,

ale wyciągam z niego zgoła inne wnioski niż, pan. Nie ma

podstaw formalnych, aby uniewinnić Abu!

- Ani też żadnych podstaw, aby go oskarżyć - przy-

pomniał lord Percival.

Egipcjanin zapalił papierosa i natychmiast wcisnął go

w popielniczkę wypełnioną niedopałkami.

- Wszyscy jesteśmy uczciwymi i sumiennymi zawo-

dowcami. Czy koniecznie trzeba szukać tajemnic tam,

gdzie ich nie ma? Ahu jest Nubijczykiem, a Nubijczycy są

uparci. Z pewnością w końcu się przyzna.

- Fakty również są uparte - powiedział Dodson

poważnie. - Szanowny kolego, musimy rozszerzyć nasze

śledztwo.

Abdel-Atif westchnął głęboko:

- Tego się właśnie obawiałem... Mieliście jasne i

ewidentne fakty, ale szukacie innych. A jeśli panowie się

mylą, tak jak w przypadku narzędzia zbrodni?

- A właśnie - przerwał Szkot łagodnie. - Chciałbym,

żeby ekspert, w tym przypadku inspektor Ahmed al-Fostat,

background image

rzucił na nie okiem.

- A to z jakiego powodu?

- Czy nie powinniśmy wiedzieć coś więcej o tym

sztylecie?

- Wiemy już najważniejsze: tą bronią zabito Langtona.

Sumienie zawodowe Dodsona zbuntowało się:

- Czy wydał pan polecenie, by szukano ewentualnych

odcisków palców?

- Oczywiście, panie nadinspektorze... Ale ta broń

przechodziła z rąk do rąk, a Abu z pewnością wytarł

rękojeść w ubranie. W tej kwestii nie ma się czego

spodziewać.

Dodson powstrzymał gniew.

- Czy zechce pan wezwać inspektora al-Fostata? -

zapytał z naciskiem lord Percival.

Egipski policjant bardzo chciałby się sprzeciwić swe-

mu rozmówcy, ale ten cudzoziemiec o wyrafinowanej

elegancji, na którego czole nie perliła się najmniejsza

kropla potu, nie przestawał go hipnotyzować.

W dodatku podniósł słuchawkę.

Inspektor Ahmed al-Fostat, liczący około czterdzie-

stki, był niski, nerwowy i irytujący. Jego twarz w kolorze

kakao stanowiła zadziwiający kompromis pomiędzy twarzą

kairskiego mieszczucha i obliczem wieśniaka z Południa.

Wydatny nos, oczy małe i oskarżycielskie, grube wargi i

background image

łysina nie zjednywały mu sympatii. Miał nieskazitelnie

białą koszulę i pomięte czarne spodnie, był przekonany, że

ma wielką władzę i autorytet i zależało mu, żeby i inni

natychmiast o tym wiedzieli.

- Dlaczego mnie pan niepokoi, komisarzu? - zapytał

gniewnie, nie spojrzawszy nawet na cudzoziemców.

- Chodzi o ekspertyzę.

- Proszę wypełnić formularz, zaadresować do mnie i

czekać na odpowiedź.

- Cieszę się, że pana widzę, panie al-Fostat - powiedział

uprzejmie Szkot. - Prawdę mówiąc, zależy nam na jak

najszybszym uzyskaniu pańskich światłych porad w

sprawie dotyczącej zarówno Egiptu, jak i Anglii. Ależ

zachowałem

się

niewybaczalnie!

Zapomniałem

się

przedstawić. Jestem lord Percival Kilvanock, a to mój

kolega, nadinspektor Angus Dodson, ze Scotland Yardu.

Ahmed al-Fostat spojrzał porozumiewawczo na ko-

misarza Abdel-Atifa, który wzruszył ramionami, aby dać

mu do zrozumienia, że tak jest i nic na to nie poradzi.

- Jesteśmy tu u siebie - stwierdził inspektor

skrzekliwym głosem. - Już od dawna nie jesteśmy kolonią

angielską. Scotland Yard nie może więc wydawać mi

żadnych poleceń.

- Potrzebowalibyśmy rady eksperta - powiedział spo-

kojnie Szkot - ponieważ nie znamy się na archeologii. Pan

background image

mógłby nam pomóc.

- Dlaczego miałbym to zrobić?

- Ponieważ chodzi o morderstwo.

Inspektor wydął wargi.

- A... kto jest ofiarą?

- Egiptolog Howard Langton. Przez usta Ahmeda

al-Fostata przemknął cień uśmiechu.

- No proszę... Nowy szef angielskiej misji archeo-

logicznej! Nie pomieszkał sobie długo w Egipcie, bie-

daczek... Smutny los. W imieniu jego egipskich kolegów

oraz Egipskiej Służby Starożytności składam panom wy-

razy współczucia. Przypuszczam, że nasza policja ener-

gicznie poszukuje sprawcy.

- Być może już go znaleźliśmy - przerwał komisarz

Abdel-Atif.

- Czy mógłbym wiedzieć, kto to jest?

- Abu, Nubijczyk, który pracuje w Starej Katarakcie.

W oczach archeologa błysnął gniew i pogarda.

- To z pewnością on!

- Czyżby miał pan dowód? - zapytał Angus Dodson.

- Nubijczycy są zdolni do wszystkiego. Należy ich

unikać; zawsze byli złodziejami i mordercami.

- Czy zna go pan osobiście? - zapytał Szkot.

- Oczywiście że nie. Nie zadaję się z wykolejeńcami

jego pokroju.

background image

- Czy byłby pan łaskaw obejrzeć tę broń?

Lord Percival wskazał sztylet leżący na biurku ko-

misarza Abdel-Atifa. Ahmed al-Fostat niechętnie obrzucił

go wzrokiem, po czym zważył w ręku.

- Co mam panom powiedzieć?

- Z jakiej dynastii pochodzi ten sztylet.

Archeolog wybuchnął śmiechem:

- Pan rzeczywiście nie zna się na egiptologii, milordzie!

To niezręczna podróbka, nieudolna imitacja sztyletu, który

wchodzi w skład skarbu Tutanchamona. Mógłby go pan

kupić za dwa funty szterlingi, gdyby nie był narzędziem

zbrodni.

Turyści,

zwłaszcza

nieobyci,

uwielbiają

przedmioty tego rodzaju i dają się oszukiwać zawodowym

fałszerzom, których wytwórnie pracują tu pełną parą.

- Czy u podstawy ostrza nie ma czasem hieroglifów?

- Fałszerz wyrył byle co... Wyroby tego typu często

mają skazy.

- Wygląda jak “I", “T" lub “N"...

Ahmed al-Fostat spojrzał na Szkota nieufnie.

- Umie pan czytać hieroglify?

- Trochę... Wszędzie sprzedają pocztówki, a nawet

zasady odczytywania alfabetu hieroglificznego. Myślałem,

że rozpoznałem trzy litery.

- Są tak niestarannie wyryte, że można byłoby od-

czytać wszystko! Jeśli pan chce, żebym wybawił pana z tego

background image

kłopotu, komisarzu...

- Chodzi o bardzo ważny dowód - przerwał zbul-

wersowany Dodson. - Musi pozostać w rękach policji.

- Czy mógłbym pana prosić o przysługę zupełnie

prywatną? - zapytał lord Percival.

Ahmed al-Fostat zacisnął mięsiste wargi.

- A o co chodzi?

- Wiele słyszałem o asuańskim nilomierzu. Czy wy-

świadczyłby mi pan grzeczność i objaśnił, do czego służył?

background image

ROZDZIAŁ X

Ruiny antycznej świątyni Chnum drzemały w zimo-

wym słońcu, nawiedzane przez boga-barana, pana kata-

rakty i władcy wylewów. Tymczasem lord Percival i Ahmed

al-Fostat wynajęli felukę, aby popłynąć na Elefantynę, do

niewielkiego pomostu przy muzeum.

Skromne asuańskie muzeum, w niepowtarzalnym

pół-kolonialnym, pół-laotańskim stylu, było w rzeczy-

wistości willą angielskiego inżyniera Williama Wellicocksa.

Zaprojektował on Pierwszą Kataraktę, w imię postępu,

którego zgubne skutki Szkot, jako jeden z nielicznych,

potępiał. Zapora została otwarta w 1902 roku w obecności

księcia Connaught i Winstona Churchilla. Można

pozazdrościć Wellicocksowi, który z wysokości werandy,

zajmowanej obecnie przez sarkofagi, cieszył oczy

wspaniałym pejzażem, w którym niepodzielnie panował

Nil.

Kilka kroków od budynku otoczonego krzewami znaj-

dował się słynny nilomierz - rodzaj kamiennych schodów

wykutych w skale i schodzących do wody.

- Jest pan niezwykle uprzejmy, że poświęcił mi pan

odrobinę swego cennego czasu - powiedział lord Percival do

pełnego dystansu Ahmeda al-Fostata. - Dzięki panu będę

background image

nieco mniejszym ignorantem.

Inspektor przybrał poważną minę.

- Grecki geograf Strabon objaśniał, że kreski wyryte w

kamieniu miały pokazywać wysokość poziomu wody

podczas wylewów. W ten sposób z biegiem lat powstała

prawdziwa kronika wylewów.

- Czy można je przewidywać?

- Inżynierowie faraonów podejmowali to ryzyko.

- W życiu ryzykuje się wielokrotnie, panie al-Fostat.

Przychodząc w zeszłym tygodniu do Starej Katarakty, nie

wiedział pan, że wokół krąży śmierć. Morderca znajdował

się, być może, w niewielkim kręgu osób siedzących na

tarasie.

Ahmed al-Fostat zatrzymał się na pierwszym stopniu

nilomierza.

- O co panu właściwie chodzi? Dobrze pan wie, że

mordercą jest ten przeklęty Nubijczyk!

- Pewne informacje mogą wskazywać, że tak nie jest.

- Istotne?

- Tak je traktujemy. Co pan sądził o Howardzie

Langtonie?

Egipcjanin zszedł schodek niżej. Do Nilu prowadziło

dziewięćdziesiąt stopni.

- Nic. Nigdy się z nim nie spotkałem.

- Z racji swojej funkcji musiał się z panem konta-

background image

ktować.

Ahmed al-Fostat uśmiechnął się ironicznie.

- Anglicy są w większości zarozumiali i powściągliwi...

Szef misji archeologicznej nie przejmował się jakimś

miejscowym inspektorem... Proszę zauważyć, że być może

był w błędzie.

- Co pan chce przez to powiedzieć?

- Nic... Nic konkretnego.

Mężczyźni powoli schodzili.

- W dniu, kiedy popełniono zbrodnię - przypomniał

lord Percival - przyszedł pan na taras Starej Katarakty,

żeby się spotkać z... przyjaciółmi, jak przypuszczam.

- Tak, to miało być zwykłe towarzyskie spotkanie.

- Z jednym wyjątkiem. Myślę o Abd el-Mosulu. Czy

nie ma on reputacji cokolwiek... podejrzanej?

- Myśli pan, że wszystko pan wie, milordzie! Istotnie,

Abd el-Mosul tam był, ale pańskie przypuszczenia są już

nieaktualne. Mój rodak popełnił w przeszłości kilka

błędów, ale czasy się zmieniły. Niech pan nie wierzy we

wszystko, co mówią. Legenda o Abd el-Mosulu to tylko

legenda.

Szkot wpatrywał się w linie wyciosane w skale przez

hydrologów faraona. Przypominały o szczęśliwych czasach,

kiedy wylew, niczym zakochany młodzieniec spieszący na

podbój krain, użyźniał czarną ziemię Egiptu i żywił jego

background image

mieszkańców, pokrywając ją płodnymi madami.

- A czy pani Albertine Abletout była wobec pana

bardziej uprzejma niż brytyjscy archeolodzy?

Ahmed al-Fostat zareagował gwałtownie:

- Osoba ta ma wyraźne skłonności do robienia przed-

stawień. Jest nie tylko egiptologiem, ale i aktorką! Jedynym

obiektem jej zainteresowań jest ona sama. Kiedy

przyjeżdża do Egiptu, wie o tym cały kraj. Jest chora, kiedy

się o niej nie mówi.

- Przecież dokonała ważnych odkryć?

- Przede wszystkim udało jej się przekonać o tym

innych! Słuchając tej damy, odniesie pan wrażenie, że

osobiście zbudowała wszystkie egipskie świątynie! Od-

znaczenia i honory są dla niej ważniejsze niż praca w

terenie. Moja rada, milordzie: im dalej od niej, tym lepiej

dla pana.

- Był jeszcze jeden francuski egiptolog w Starej

Katarakcie, prawda?

- Rzeczywiście, był tam ten dziwak Villabert Glotoni!

Przeciętniak

oddelegowany

do

obsługi

śmietanki

towarzyskiej, co mu najbardziej odpowiada. Oprowadza

wybitnych gości po stanowiskach archeologicznych i, ra-

cząc ich mało precyzyjnymi objaśnieniami, bawi się w

wytrawnego archeologa. Poza tym to kpiarz, który bez

namysłu rozgłasza najgorsze oszczerstwa.

background image

Zamyślony Ahmed al-Fostat zszedł kilka stopni niżej.

- Zaniepokoił mnie pan, milordzie... A jeśli morderca

rzeczywiście znajdował się w gronie osób, które piły aperitif

w Starej Katarakcie?

- Czy coś mogło wzbudzić pańskie podejrzenia?

- Domenica Strauss, niemiecka egiptolog, była ko-

chanką Langtona. To kobieta z głową, zawzięta i gwał-

towna, zdolna do wszystkiego.

- A zatem sądzi pan, że mogło to być zabójstwo w

afekcie? - zasugerował Szkot.

- To niewykluczone... Ale gdybym miał wskazać

podejrzanego, byłby to raczej Steven Faxmore, To człowiek

twardy, sprawny w działaniu i ambitny, który nieustannie

kłócił się z władzami egipskimi, tak bardzo je lekceważy.

Nie tylko wobec nich jest agresywny... Podobno poważnie

pokłócił się z Langtonem. Faxmore jest Szkotem... Może to

dlatego. Wiem, że Anglicy i Szkoci się nienawidzą.

- Wie pan coś więcej o tej kłótni?

- Nic, zwykłe plotki.

Wzburzony Ahmed al-Fostat zszedł szybko aż do

rzeki. Trzy stopnie przed ostatnim schodkiem zatrzymał

się.

- Proszę spojrzeć, milordzie... Ale proszę nie pod-

chodzić!

Na ostatnim stopniu leżała duża żmija.

background image

- Do góry, tylko powoli... Jeśli nie będziemy wy-

konywać gwałtownych ruchów, nie zaatakuje.

Wydawało się, że Egipcjanin stracił pewność i, aby się

nie pośliznąć, oparł się o ścianę nilomierza. Lord Percival

nie okazał najmniejszych oznak emocji.

- Według zeznań Abu w Starej Katarakcie był ktoś

jeszcze - mężczyzna w czerni, którego nazwiska nie znam.

Ahmed al-Fostat odpowiedział dopiero na szczycie

nilomierza:

- To doktor Alan Qerry... Dobrze, że pan o nim

wspomina! On także znakomicie nadaje się na podej-

rzanego. Sporo czasu minęło, odkąd mieszka w Egipcie,

robi to, co lubi, i nikomu się nie tłumaczy. Prowadzi

laboratorium w Kairze, gdzie, między innymi, zajmuje się

badaniem mumii. To nie mogło trwać wiecznie... Wiadomo,

że Howard Langton miał zamiar skontrolować badania

Qerry'ego i opracować własny “program mumie".

Szykował się poważny konflikt.

Grupa turystów przypuściła szturm na muzeum.

- Dziękuję za pouczającą wycieczkę - powiedział Szkot.

- A tak na przyszłość, milordzie, proszę mnie nie

nachodzić. Nie mam nic wspólnego z tą zbrodnią i jestem

bardzo zajęty.

background image

ROZDZIAŁ XI

Lord Percival poprosił przewoźnika, żeby się nie

spieszył i pozwolił, by feluka płynęła swobodnie z prądem

rzeki. Starszy, ale jeszcze sprawny i energiczny mężczyzna

zręcznie sterował i, ryzykując skręcenie karku, udowodnił

Szkotowi, że ciągle jeszcze potrafi wspiąć się na maszt.

Widząc, z jaką przyjemnością cudzoziemiec poddaje

się falowaniu wody, właściciel feluki zataczał kręgi, igrając

z wiatrem i prądami.

Nie ma oczywiście lepszego klimatu i piękniejszego

pejzażu niż w Szkocji, ale arystokrata uległ, jak niegdyś,

magii Egiptu, w którym czas się zatrzymał. Kiedy Stwórca

postanowił celebrować fantastyczne gody wody i pustyni,

nie omieszkał rzucić gdzieniegdzie majestatycznych skał,

na których skrybowie faraona opisywali podboje

awanturników - odkrywców Dalekiego Południa. A oddech

Amona, ukryty początek, nadal objawiał się w wydęciu

białego żagla feluki, bezszelestnie płynącej pod doskonale

czystym niebem.

Na pomoście niecierpliwie czekał na arystokratę

Angus Dodson.

- Dowiedział się pan czegoś ważnego, milordzie?

- To zależy. A co ze Scottish Brewer?

background image

- Nie można się połączyć ze Scotland Yardem: kie-

runek zajęty. Będę jeszcze próbował. Potrzebuję; pańskiej

niezwłocznej pomocy: Albertine Abletout grozi, że skąpie

Egipt w ogniu i krwi, jeśli nie przyjmiemy jej zaproszenia

na śniadanie w Starej Katarakcie.

- Nie ma potrzeby wywoływać kolejnego konfliktu,

nadinspektorze.

Mimo że hotel był oficjalnie zamknięty, francuska

egiptolog dopięła swego: otwarto wielką odświętną jadalnię

i przyniesiono jej ulubione danie składające się z puree z

bobu, szaszłyka z jagnięcia, marchewki i groszku. Mimo

kuszących nazw, jak “Omar Chajjam", “Kleopatra" i

“Egipski Rubin", lepiej było unikać win, których wypicie

groziło błyskawiczną ruiną przewodu pokarmowego.

Zamówiono więc lekkie i ułatwiające trawienie lokalne

piwo.

Ubrana w ciemnofioletowy kostium Albertine Able-

tout, kobieta około sześćdziesięcioletnia, średniego wzrostu

i nieco korpulentna, obdarzona niewyczerpaną energią,

wydawała się bardzo rozgniewana:

- Nie za późno, panowie? Co się stało ze słynną

brytyjską grzecznością?

- Kłania się pani do stóp - powiedział Szkot - z

przeprosinami śledczych tropiących zabójcę.

Szare oczy Francuzki pociemniały.

background image

- Co to za historia z tym morderstwem? Jeszcze jeden

wymysł

Brytyjczyków,

żeby

utrudnić

Francuzom

poszukiwania? Pomyśleć, że nadal zaprzeczacie, iż to

Jean-Francois Champollion jako pierwszy odczytał

hieroglify! Wasi erudyci, panowie, zostali zwyciężeni. Oto

cała prawda.

- Z przyjemnością się z panią zgadzam.

- Tym lepiej. Pokonałam większych uparciuchów niż

wy! Siadajcie i jedzcie, panowie. To, co zamówiłam, jest

wyborne: tak dla mnie, jak i dla innych. A więc, o jaką

zbrodnię chodzi?

- Zamordowano pani kolegę, Howarda Langtona.

- Tylko tego brakowało! Ten biedny chłopak nie był w

stanie dźwignąć odpowiedzialności, jaką mu powierzono.

Jesteście panowie pewni, że nie chodzi o samobójstwo?

- Jesteśmy pewni - odpowiedział Dodson, poirytowany

tupetem Francuzki. - Rzadko popełnia się samobójstwo,

zadając sobie cios nożem w plecy.

- To przykre, zwłaszcza dla niego... Ale nie będziemy

długo opłakiwać waszego Langtona. Był tylko przeciętnym,

zapracowanym praktykiem, pozbawionym cech, dzięki

którym naukowiec zyskuje sławę i uznanie. Chciałabym się

panom z czegoś zwierzyć.

Widząc uważne spojrzenia obu mężczyzn, Alhertine

Abletout z satysfakcją oceniła efekt swojej deklaracji.

background image

- To dla nas wielki zaszczyt - powiedział lord Percival z

przekonaniem. - Dziękujemy, że uważa pani, iż jesteśmy

tego godni.

Francuska egiptolog wyciągnęła szyje:

- Mogę panom wyznać, że poleciłam Howardowi

Langtonowi opuścić Egipt i jak najszybciej wrócić do

londyńskiego biura. Było dla mnie jasne, że ten biedaczek

nigdy nie przyzwyczai się do tego kraju i dozna tu tylko

rozczarowań. Gdyby mnie posłuchał, jeszcze by żył.

Puree z bobu było wyśmienite, a tutejsze piwo, nawet

jeśli okazało się o wiele za słodkie dla podniebienia

Dodsona, to jednak działało orzeźwiająco.

- Przypuszczam, że pani “rada" nie spodobała się

Langtonowi - wtrącił nadinspektor.

- Mniejsza z tym - zagrzmiała Francuzka. - Zwykle

mówię wszystko prosto z mostu, nie przejmując się reakcją

moich rozmówców. Ten Langton winien mi był szacunek i

przezornie nie odpowiedział. Znam się na ludziach! Ale do

rzeczy... Zatrzymaliście winnego?

- Egipska policja uważa, że to Abu...

- Abu... Ten nubijski osiłek, który pracuje w hotelu?

- Ten sam.

Francuska egiptolog zamyśliła się.

- Proszę mi podać szaszłyk, ten najbardziej wypie-

czony... Abu, dziwaczny kolos, jakich umiała stworzyć

background image

antyczna Nubia. Wszyscy byli żołnierzami w armii faraona

i uchodzili za znakomitych wojowników. Myślałam czasem,

żeby zatrudnić go jako robotnika w mojej ekipie

wykopaliskowej, ale tak się nie stało.

- Czy odmówił?

- Nikt nigdy mi nie odmawia! Nie, sama zrezygno-

wałam z powodu jego reputacji... Podobno jest gwałtowny,

ma długi karciane, nieznośny charakter i nienawidzi

rozkazów. Ja zaś nie znoszę, żeby dyskutowano moje

polecenia.

- A więc byłby doskonałym przestępcą.

Sugestia Dodsona nie wzbudziła entuzjazmu Albertine

Abletout.

- Doskonałym? To nie jest takie pewne... Proszę mi

nalać piwa. Nubijczycy są rozważni, nie działają pocho-

pnie. Nie mówię, że nie zabił Langtona, ale jeśli to zrobił,

musiał mieć poważny powód. Bardzo poważny.

- A czy doszły panią słuchy o jakiejś kłótni między Abu

a Langtonem? - zapytał lord Percival.

- Nie, wiedziałabym o tym. Abu miał natomiast

problemy z osobą, którą warto wziąć pod włos.

- Czy chodzi o Abd el-Mosula?

Francuzka podskoczyła.

- Skąd pan wie, milordzie?

background image

ROZDZIAŁ XII

- Intuicja, droga pani. Sława Abd el-Mosula prze-

kroczyła

granice

jego

prowincji.

Francuzka

wybuchnęła:

- Wie pan więcej, niż pan mówi!

- Niestety nie. Gdyby tak było, już bym zidentyfikował

mordercę. Czy zna pani źródło kłopotów, o których pani

wspomniała?

- Nie... Nie utrzymuję kontaktów z takimi osobami jak

Abd el-Mosul i radzę panu, podobnie jak pańskiemu

koledze, byście pozwolili działać lokalnej policji. Jeśli

chodzi

o

pewną

nieco

mętną

sprawę

pomiędzy

Egipcjanami, w którą Langton niepotrzebnie się wmieszał,

to nie muaie tu nic do roboty. Proszę nałożyć mi

marchewkę.

- Sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje

- ocenił lord Percival. - Z jednej strony Howard Langton

był uważany w Anglii za ważną osobistość; z drugiej strony

zaś wina Abu jest wątpliwa.

- Powtarzam panom: pozwólcie działać miejscowej

policji. Tutaj wasze metody nie będą skuteczne.

Albertine Abletout miała wilczy apetyt. Dodson, który

mógłby z nią rywalizować, nie miał zaufania do podanego

background image

jedzenia i zadowalał się chlebem z masłem.

- Czy zna pani projekty Howarda Lanytona?

- Nie było żadnego, inspektorze.

- Czy to nie dziwne?

- Bynajmniej! On budował zamki z piasku, jak byle

szczur biblioteczny. Później zetknął się z twardymi rea-

liami terenu i spuścił z tonu. Musiał wyrzucić do kosza

swoje niedorzeczności i stwierdzić, że nie ma szans na

poważne odkrycia.

- Czy nasz nieszczęsny rodak nie miał żadnego

sojusznika? - wypytywał Dodson.

Francuzka zaatakował drugi szaszłyk.

- O tak, miał przyjaciółkę, głuptas! To niejaka

Domenica Strauss, niemiecka egiptolog, niewiarygodnie

pretensjonalna. Usidliła go.

- Czy ją również uważa pani za niekompetentną?

- Ta Strauss... Ani na krok nie rozstaje się ze swoimi

słownikami i notatkami! Gabinetowy egiptolog, jakich

nienawidzę, i to najgorszego gatunku!

- Czy mamy rozumieć, że panna Strauss była ko-

chanką Howarda Langtona?

- Oczywiście! Ta pozbawiona uroku harpia była

zazdrosna jak tygryska i nie dopuszczała do swojego

Anglika żadnej kobiety. Ale to nie wszystko: jest

nieprawdopodobnie ambitna, marzy jej się rola pierwszo-

background image

planowa. Pewnie uwierzyła, że Langton ją urządzi...

Niestety, sytuacja rozwijała się nie tak, jak tego oczekiwała.

Wasz rodak był zdezorientowany, ale mimo to nie stracił do

reszty zmysłu krytycznego.

- Czy zerwałby z panną Strauss?

- Miał jej dosyć, to jasne. Żeby mieć spokój, musiał ją

porzucić. Kto by zniósł taką pijawkę? Być może była mniej

niebezpieczna niż ta śmieszna kreatura Faxmore.

Egiptolog... Akurat! Chciał raczej rozciągnąć swoje kró-

lestwo na cały kraj. Bardziej interesowały go pieniądze niż

archeologia. Projekt komercyjny... Oto co go prze-

śladowało! Ale który? W każdym razie groził Langtonowi.

- Z jakiego powodu?

- Nie wiem, milordzie. Langton, nawet nie wiedząc o

tym, z pewnością stanął na jego drodze. To konflikt między

Anglikami. Ja się do tego nie mieszam! Niech się nawzajem

wykańczają, to ich sprawa.

Deser zaskoczył Dodsona: tarta z. jabłkami przykryta

śmietaną, zamówiona przez Albertine Abletout. Ale z czego

była

śmietana?

Ostrożny

nadinspektor

wolał

się

powstrzymać.

- Na szczęście - ciągnęła Francuzka, pożerając

łapczywie ciastko - mój zawód przynosi jednak satysfakcję,

dzięki niemu mogę poznawać ludzi wyrafinowanych, jak

wytworny Villabert Glotoni, erudytu bez wieku, cudowny

background image

chłopak, który jest chodzącą grzecznością.

- Ma obowiązek zajmowania się wybitnymi gośćmi,

prawda?

- To zadanie pasuje do niego jak ulał! Jako znakomity

archeolog, może oprowadzać dostojnych gości po

dowolnych stanowiskach i odkrywać przed nimi cuda

Egiptu faraonów. Nikt lepiej od niego nic umiałby wypełnić

tego trudnego zadania... Wielcy tego świata mają zwykle

niewiele czasu na zwiedzanie Sahary, Luksoru czy

Karnaku

i

potrzeba

wielkiego

talentu

Villaberta

Glotoniego, aby streścić to co najważnicjsze w kilku

zdaniach. On również odpowiada za kontakty z prasą, tymi

wspaniałymi dziennikarzami, którzy z racji moich dokonań

nieustannie zasypują mnie pochwałami. Pomaga im lepiej

poznać naszą piękną dyscyplinę.

Albertine Abletout wzięła jeszcze kawałek ciasta,

kelner przyniósł kawę po turecku.

- Miałem okazję rozmawiać z inspektorem Ahmedem

al-Fostatem - wyznał lord Percival - i pokazać mu

narzędzie

zbrodni,

ordynarną

podróbkę

sztyletu

Tutanchamona.

- Zapukał pan do właściwych drzwi! Ahmed al-Fostat

jest człowiekiem oddanym i znakomitym inspektorem do

spraw starożytności, bez wątpienia jednym z najlepszych.

Zdobył solidne wykształcenie i dobrze zna tereny

background image

wykopalisk. Jeśli powiedział panu, że sztylet jest fałszywy,

to znaczy, że tak jest.

Talerz orientalnych słodyczy nie skusił nadinspektora,

który niekiedy usiłował walczyć z otyłością. Przy takim

upale i przymusowej diecie ryzykował, że wróci do

Londynu szczuplejszy.

Lord Percival potarł skroń.

- W waszym spotkaniu w Starej Katarakcie uczest-

niczyła pewna zagadkowa osoba, doktor Alan Qerry.

- Zagadkowa, dobre słowo! A jednak mnie bawi. Jakie

myśli mogą mu krążyć po głowie wskutek obcowania z

mumiami? Qerry mieszka w Egipcie od wielu lat, ale z

nikim się nie zaprzyjaźnił, a swoje prace trzyma w

największej tajemnicy. Ciekawe, co robi na terenach

wykopaliskowych?

Jestem

głęboko

przekonana,

że

tajemniczy doktor Qerry jest człowiekiem niebezpiecznym.

Kiedy się na niego patrzy, natychmiast przychodzi do

głowy myśl, że ma twarz mordercy! Ale, jak to mówią, nie

dajmy się zwieść pozorom. Chociaż w jego przypadku

miałoby się na to ochotę!

- Jeśli dobrze panią rozumiem, doktor Qerry nie ma

zwyczaju uczestniczyć w spotkaniach towarzyskich po-

dobnych do tego, które odbyło się w Starej Katarakcie.

- Istotnie... W gruncie rzeczy to jego sprawa! Wi-

docznie ten jeden raz miał ochotę się rozerwać, wy-

background image

mknąwszy się na kilka godzin swoim mumiom! Zróbcie tak

jak on, panowie: zapomnijcie o tragediach i korzystajcie z

pięknej pogody w tym fantastycznym kraju. Jest tu tyle

rzeczy do obejrzenia, że zdążycie je zaledwie musnąć.

- Czy będziemy mieli jeszcze przyjemność spotkać

panią?

- Wątpię, milordzie; mam dużo pracy.

background image

ROZDZIAŁ XIII

Poniżej Starej Katarakty Brytyjczycy wynajęli felukę

i, po ponad piętnastu minutach targowania się o cenę,

popłynęli w kierunku nekropolii książąt Asuanu. Ci potężni

dostojnicy, żyjący w Egipcie Faraonów, polecili wydrążyć

swoje groby w stromych zboczach wzgórza zwieńczonego

Kubbat al-Hawą, skąd można podziwiać najpiękniejszą

panoramę miasta, Elefantynę i głazy tworzące Pierwszą

Kataraktę, niegdyś trudną do przebycia.

Kiedy Dodson, ubrany w niemodny garnitur w stylu

kolonialnym, zobaczył kamienne schody wiodące do

grobowców, cofnął się.

- Chyba nie będziemy się tędy wspinać!

- Stok nie jest tak niebezpieczny, jak się wydaje -

uspokoił go lord Percival. - Wystarczy wchodzić powoli.

Marynarka i białe spodnie arystokraty, wykonane z

czystej bawełny, były nieskazitelne. Zważywszy na

okoliczności, wybrał klasyczną yardelyowską wodę Fine

Lavande, której zapach odstraszał owady.

Dodson zaatakował podejście z godną szacunku ener-

gią, dostosowując się do tempa Szkota wzruszonego

ponownym widokiem tych magiccznych miejsc, gdzie

mieszkali obok siebie władcy prowincji i odkrywcy

background image

Dalekiego Południa, którzy uwiecznili swoje dokonania w

tekstach hieroglificznych, upamiętniających ich odwagę i

zmysł przygody.

Rampy używane do wciągania sarkofagów tworzyły w

brunatnożółtym piasku falezy szerokie bruzdy, pro-

wadzące do domu wieczności, gdzie po wsze czasy

odradzała się dusza książąt Elefantyny. Kiedy zdyszany

Dodson zobaczył malowidło zdobiące dno grobowca

Sarenputa II, musiał przyznać, że włożony wysiłek był tego

wart. Książę, szlachetny i wyniosły, siedział przy obficie

zastawionym stole ofiarnym, a każdy hieroglif, narysowany

niezwykle kunsztownie, był małym arcydziełem. Słoń,

który dał nazwę Elefantynie, wyglądał zabawnie. Posągi

zmarłego, wyobrażonego jako Ożywiony Ozyrys, zrobiły na

nadinspektorze wielkie wrażenie.

Lord Percival zaprowadził Dodsona do grobowca Sa-

renputa I, poprzedzonego szerokim dziedzińcem. Na

ścianie widniały postaci kobiet w czarnych perukach i

odsłaniających piersi długich białych sukniach na szelkach.

Młoda blondynka, drobna, a zarazem postawna, po-

chylała się nad jedną z tych zachwycających figurek i

precyzyjnie ją rysowała. Miała dużo uroku mimo płó-

ciennych spodni i zielonej, dość zniszczonej koszuli.

Szkot zakasłał.

- Najmocniej przepraszam... Przypuszczam, że pani

background image

nazywa się Domenica Strauss.

Zaskoczona egiptolog odwróciła się.

- Ależ... Kim pan jest?

- Lord Percival Kilvanock. A to jest nadinspektor

Dodson.

- Ze... Scotland Yardu, tutaj, w Egipcie?

- Uczestniczymy w śledztwie dotyczącym zabójstwa

naszego rodaka Howarda Langtona.

- Ach...

Na sam dźwięk imienia nieszczęsnego Langtona zie-

lone oczy Domeniki Strauss zamgliły się smutkiem.

- Chciałabym wyjść z tego grobowca. Wspominanie

Howarda w tym miejscu jest dla mnie nie do zniesienia.

- Czy poinformowano panią o śmierci pana Langtona?

- Ja i pozostali pytaliśmy o niego, ponieważ już od

dawna go nie widzieliśmy... Władze odmówiły nam

odpowiedzi. Miał być obecny na spotkaniu w Starej

Katarakcie, ale nie przyszedł. A przecież to było do niego

niepodobne... A teraz...

Kobieta wybuchnęta płaczem, zakryła twarz, później

znów usiłowała robić dobrą minę.

- Jakie badania pani tu prowadzi? - zapytał lord

Percival.

- Czyżbyście się panowie interesowali egiptologią?

- Sądzę, że grobowce z XII dynastii, jak te tutaj, nie są

background image

zbyt liczne i że ich szczegółowe badanie potrwa jeszcze

długo.

- To prawda... Jeśli chodzi o mnie, to rozpoczęłam

inwentaryzowanie wszystkich postaci kobiecych z tej epoki.

Domenica Strauss, lord Percival i Dodson wyszli z

grobowca. Oślepiło ich słońce.

- Cudowny kraj - powiedziała, - Wszędzie światło,

obecne nawet na malowidłach i w tekstach, jeśli umie się je

zobaczyć. Zima jest tu bardzo łagodna. Trudno sobie nawet

wyobrazić, ze istnieje deszcz i śnieg. Szkoda, że Howard nic

mógł długo delektować się tym szczęściem...

Głos Domeniki załamał się.

- Wydaje się, że tragiczne odejście pana Langtona

bardzo panią poruszyło - zauważył lord Percival.

Kobieta usiadła na skalnym bloku,

- Howard był znakomitym egiptologlem i uroczym

mężczyzną... Jego śmierć jest ogromna stratą dla archeo-

logii. Dlaczego... Dlaczego ktoś go zabił? Nie rozumiem...

Domenica Strauss ze smutkiem patrzyła w niebo.

- Czyż według starożytnych mitów dusze uczciwych

ludzi nie żyją stale wśród gwiazd? Chwilami chciałabym

wierzyć, że Egipcjanie zwyciężyli śmierć i przekazali nam

swoją wiedzę. Ale to inny świat i Howard już do nas nie

powróci.

Lord Percival uszanował bolesne rozważania kobiety.

background image

W tym spokojnym miejscu, którego uroda oparła się dzia-

łaniu czasu, każda tragedia wydawała się niestosowna.

- Gdzie pani poznała Howarda Langtona?

- W Luksorze. Od razu odczuliśmy do siebie sympatię.

Był pełen zapału, dumny i szczęśliwy, że zajmuje tak ważne

stanowisko, że będzie mógł w końcu sprawdzić w terenie

swoje teorie zrodzone w ciszy bibliotek. Dla egiptologa to

marzenie jak z bajki! Poza tym Langton nosił to samo imię

co Howard Carter, odkrywca grobowca Tutanchamona.

- Czy rozmawialiście szczegółowo o jego najbliższych

projektach?

Domenica Strauss zawahała się.

- Zdradził mi to w zaufaniu, milordzie.

- Howard Langton został zamordowany. Najmniejsza

wskazówka może być dla nas bardzo przydatna.

Niemiecka egiptolog przygryzła wargi.

- Rozumiem, milordzie, rozumiem... Wolałabym za-

chować ten sekret dla siebie, jako ostatni dowód uczucia...

Ale to byłby skrajny egoizm. Tak, Howard zwierzył mi się

ze swego najbliższego projektu: chciał odkryć legendarny

grób.

background image

ROZDZIAŁ XIV

Błękitne oczy arystokraty wpatrywały się w niemiecką

egiptolog.

- Czy mogłaby to pani uściślić?

- Niestety nie, milordzie.

- Przypuszczam, że musiało to panią szalenie zacie-

kawić.

- Oczywiście że tak, ale Howard poza określeniem

“legendarny grobowiec" nie chciał nic więcej powiedzieć.

- Według policji egipskiej Howarda miał zabić Abu,

ten Nubijczyk zatrudniony w Starej Katarakcie.

Blondynka wzruszyła ramionami.

- Kompletny absurd! Znam tego Nubijiczyka... To

najłagodniejszy człowiek i bardzo porządny facet. Nie

mógłby popełnić morderstwa.

- Ktoś jednak zasztyletował Howarda Langtona, a on

był jedną z osób obecnych na tarasie Starej Katarakty w

dniu morderstwa.

Domenica Strauss zmarszczyła brwi. Delikatne zmar-

szczki niepokoju pojawiły się w kącikach warg.

- Jedno z najbanalniejszych spotkań towarzyskich...

- Czy przypomina pani sobie, kto w nim uczestniczył?

- Tak, oczywiście... Był tam ktoś, kogo bym się nie

background image

spodziewała! Abd el-Mosul, szef starego klanu rabusiów,

którego członkowie trudnili, się niegdyś poszukiwaniem

plądrowaniem starorożytnych skarbców.

- Niegdyś... a obecnie?

- Pan dobrze zn Egipt milordzie.

- Nigdy nie jest wystarczająco dobrze,

Kobieta uśmiechnęła się.

- Howard bardzo by pana cenił. Powiedzmy... że

niektórzy przypuszczają, iż Abd el-Mosul nie całkiem

zrezygnował ze swojej karygodnej działalności. Chodzą

nawet słuchy, że ostatnio podobno znowu jest na tropie

skarbu.

- Jakiego skarbu, panno Strauss?

- Mówiono o jakimś przedmiocie ze złota, specjalności

jego rodziny od wielu pokoleń. Ale ja w to nie wierzę.

- Z jakiego powodu? - zapytał Szkot.

- To byłoby zbyt piękne! Prawie wszystkie groby

królewskie zostały ogołocone. Nadzieja na odkrycie

przedmiotów tak niezwykłych jak te z grobowca

Tutanchamona jest naprawdę niewielka.

- To jednak nie jest niemożliwe - powiedział ary-

stokrata.

- Przyznaję, że Egipt jest krajem cudów! A jednak

pierwsza bym się zdziwiła...

- Gdybym się ośmielił...

background image

W oczach dziewczyny zajaśniał błysk rozbawienia.

- Co chciałby pan wiedzieć, milordzie?

- Czy mogłaby pani oprowadzić nas po grobowcu

mędrca Heka-iba, który, jeśli się nie mylę, był uważany za

swego rodzaju świętego?

- Ma pan rację! Żył pod koniec okresu Starego

Państwa, a po śmierci wzniesiono dla jego duszy małą

świątynię na Elefantynie. To co, idziemy?

Grobowiec Heka-iba już z zewnątrz przedstawiał się

dość imponująco: dziedziniec, kolumny i ciemnożółta,

zniszczona słońcem fasada. Ściany zdobiły malowidła,

niekiedy w stylu naiwnym, zwłaszcza w przedstawieniach

twarzy. Teksty hieroglificzne zasługiwały jednak na

dokładne obejrzenie.

- Z tego, co pani mówi, wynika, że Howard Lungton

miał bardzo stanowczy charakter - kontynuował lord

Percival, oglądając postaci osób składających ofiary.

- Czy mogę stąd wnosić, że wzbudzał, być może nie-

świadomie, niechęć?

Domenica Strauss położyła palec wskazujący na war-

gach i przez dłuższy czas zastanawiała się.

- Trzeba przyznać, że Howard nie był wielkim dy-

plomatą... A wśród osób obecnych w Starej Katarakcie

wiele zaczęło już mieć go dość!

- Na przykład Albertine Ahletout?

background image

- Podał pan dobry przykład, inspektorzea Ta pani od

wielu lat zajmuje się starożytnościami okręgu asuańskiego i

części Nubii, a ściślej mówiąc, udaje jej się przekonać

innych, że to właśnie robi. W rzeczywistości ta porywcza

Francuzka ma przede wszystkim zmysł do robienia sobie

reklamy i nie znam nikogo, kto lepiej niż ona umiałby się

tak przesadnie wychwalać.

- Jak rozumiem, podważa pani jej kompetencje za-

wodowe?

- Są raczej przeciętne - oceniła Domenica Strauss - ale

istnieją. Mimo to daleko jej do posiadania warsztatu i

erudycji koniecznej, aby rzetelnie wypełniać swoją funkcję.

- Jak sobie wobec tego radzi?- zapytał zaintrygowany

Dodson.

- Nasza droga Albertine zleca pracę swoim uczniom,

którzy, mając nadzieję na otrzymanie posady, muszą

siedzieć cicho i zgadzają się na wykorzystywanie wyników

swoich badań.

- Czy Howard Langlon mógł to zauważyć?

- Tak, inspektorze. Miał wiele zalet, miedzy innymi był

bystry. Howard miał zbyt wysokie pojecie o etyce

naukowca, aby tolerować taką sytuację.

- Jak na to zareagował?

- Howard miał zamiar sporządzić raport o rzeczy-

wistej działalności Albertine Abletout i przedstawić go

background image

wpływowym reprezentantom środowiska egiptologów.

Krótko mówiąc, zaproponował odesłanie francuskiej

egiptolog na emeryturę, po uprzednim przyznaniu jej

wysokiego odznaczenia honorowego, a przede wszystkim

jak najszybszym zastąpieniu jej kimś innym.

- Miał jakieś sugestie co do nazwisk?

- Nic mi o tym nie wiadomo.

- Czy pani Abletout wiedziała o tym?

- Oczywiście. Howard nie należał do ludzi podstę-

pnych. Spotkał się z nią i przedstawił motywy swojej

decyzji.

- Idealna zabójczym! - podsumował Angus Dodson. -

Gwałtowna i niepewna swego. Ta Francuzka postanowiła

pozbyć się Anglika, który groził, że strąci ją z piedestału.

Domenica Strauss przytaknęła:

- Na pierwszy rzut oka rozumowanie nie do pod-

ważenia, nadinspektorze... Ale droga Albertine musiałaby

być jedyną podejrzaną. A moim zdaniem tak nie jest.

background image

ROZDZIAŁ XV

Domenica Strauss w zamyśleniu wyszła z grobowca.

Za nią wyłonili się lord Percival i oblepiony słońcem

Dodson. Przeszli kilka kroków wzdłuż grobowców i usiedli

w miejscu, gdzie jeszcze był cień.

- Howard miał dość burzliwą rozmowę z inspektorem

Ahmedem al-Fostatem - wyjaśniła Niemka. - Właściwie

była to prawdziwa kłótnia.

- Stare animozje między Egipcjanami i Anglikami?

- Znacznie gorzej, milordzie! Prawdę mówiąc, obaj

mieli całkowicie odmienne charaktery. Ich pierwsze ofi-

cjalne spotkanie było jednym z najgwałtowniejszych, ale

Howard nie poprzestał na tym. Chcąc zrozumieć powody

tak okropnego przyjęcia, zażądał raportu dotyczącego

rzeczywistej działalności al-Fostata. Ponieważ władze

egipskie wykręciły się, przeprowadził własne, bardzo

wnikliwe śledztwo. Howard wykazał przy tym szczególną

zawziętość. Odkrył więc, że ten nadęty i arogancki

inspektor to oszust. W dziedzinie egiptologii jest abso-

lutnym ignorantem, ale jako administracyjny tyran nie ma

sobie równych.

- Czy pan Langton zamierzał wystąpić przeciwko

niemu?

background image

- Naturalnie! Howard nienawidził nieuczciwości i

kłamstwa. Dlatego odwiedził wszystkie stanowiska ar-

cheologiczne podległe al-Fostatowi. Wszystkie były za-

niedbane! Mogą sobie panowie łatwo wyobrazić jego

złość... Tak naprawdę al-Fostat kupił swoje stanowisko i

był gotów na wszystko, aby je zatrzymać ze względu na

związane z tym korzyści materialne. Ale Howardowi było

mało.

Postanowił

sporządzić

obciążający

raport,

udowodnić niekompetencję al-Fostata i wznowić poszu-

kiwania przerwane z jego winy.

- Czy Ahmed al-Fostat o tym wiedział?

- Domyślał się - oceniła Domenica Strauss. - Howard

nie umiał ukryć i rozmawiał o swoich zamiarach Z

wysokimi urzędnikami egipskimi, którzy z pewnością nie

omieszkali ostrzec Ahmeda al-Fostata.

Dodson zmartwił się. Inspektor do spraw starożytności

też był idealnym podejrzanym.

Na starożytnym murze, tuż obok lorda Percivala,

usiadł dudek. Wspaniały ptak otrząsnął się i odleciał.

- Dobry znak - powiedziała Niemka. - Podobno dudek

obdarza ludzi, których lubi, przeczuciem.

- Czy w Starej Katarakcie nie było mężczyzny

ubranego na czarno? - zapytał Angus Dodson.

- Tak, to dziwny, niepokojący człowiek... Widziałam

go tam po raz pierwszy i przeraził mnie. Z ponurą miną i w

background image

ciemnym ubraniu wyglądał jak diabeł z piekła rodem. Ale

wiem, że nie należy ufać pozorom.

- Czy Howard Langton mówił pani o doktorze Qerry?

- Tylko raz, i to niezbyt pochlebnie... Ponieważ Qerry

od trzydziestu lat prowadzi pracownię zajmującą się

badaniem mumii, Howard oczekiwał interesujących

rezultatów. Strasznie się zawiódł. Wydaje się, że Alan

Qerry nie zajmował się ani egiptologią, ani mumiami, lecz

miał inną pasję, i to o wiele bardziej podejrzaną... Doktor

zaoponował i bronił się, twierdząc, że zebrał ważne dane,

mimo iż jeszcze nic nie opublikował.

- Czy Qerry mógł myśleć, że jego stanowisko jest

zagrożone?

- Jeśli mierzył Howarda swoją własną miarką, to na

pewno! Ponieważ ten spec od mumii wydaje się zdolny do

najgorszego... Ale może się mylę... Nie znam tego człowieka,

a rzucam na niego ciężkie oskarżenia... Proszę nie brać tego

pod uwagę. Śmierć Howarda tak mną wstrząsnęła, że tracę

rozum.

Płowowłosa piękność czule pogłaskała stary kamień,

jakby dawał jej oparcie.

- Gdybym miała wskazać mordercę Howarda - ciąg-

nęła poważnie - wymieniłabym Stevena Faxmore'a.

Dodson podskoczył.

- Skąd ta pewność, panienko?

background image

- Pewność to przesada... ale byłam świadkiem ponurej

sceny, kiedy Howard i Steven Faxmore strasznie się

pokłócili.

- O co poszło?

- Przyznaję, że nie zrozumiałam powodu tej kłótni...

Wydawało mi się, że Howard podejrzewał Faxmore'a, iż

nie jest uczciwym naukowcem i że chce podjąć komercyjną

eksploatację starożytności.

- Jaką, panno Strauss?

- Tego nie wiem. Howard był wyciekły, ale nie miał

jeszcze pewności, więc nie chciał wnosić oskarżenia bez

dowodów.

- Mimo wszystko pokłócili się.

- Przez Faxmore'a. To furiat, kapany w gorącej

wodzie, który na najmniejszą aluzję zareagował niepra-

wdopodobnym wybuchem. Howiard chciał jedynie poroz-

mawiać i wyjaśnić sytuacje, a wpadł na minę. Faxmore z

całą pewnością miał sobie coś do zarzucenia.

Lord Percival zrobił kilka kroków w zwycięskim

słońcu, które pochłaniało ostatni skrawek cienia.

- A pani nie ma sobie nic do zarzucenia, panno

Strauss?

Jasnowłosa Niemka podniosła się,

- Co... co pan chce przez, to powiedzieć?

Szkot patrzył na Nil.

background image

- Proszę mi wybaczyć niedyskrecję, ale z pani słów

wynika, że była pani blisko związana z Howardem

Langtonem.

Domenica Strauss zacisnęła pięści i odważnie popa-

trzyła mu w oczy.

- Tak, byłam kochanką Howarda i kochałam go.

-

Czy

zamierzaliście

się

pobrać?

-

zapytał

nadinspektor zawsze czujny w sprawach moralności.

- Ani Howard, ani ja nie zadawaliśmy sobie tego

pytania... Po co troszczyć się o przyszłość? Liczyło się tylko

uczucie.

- Dlaczego zapomniała pani powiedzieć nam o fran-

cuskim egiptologu Villabercie Glotonim, obecnym w Starej

Katarakcie?

- Ponieważ... Ponieważ nie mam o nim nic do

powiedzenia.

Lord Percival nie wydawał się zbytnio przekonany.

- Glotoni usiłował pani szkodzić, prawda?

Domenica Strauss spuściła wzrok.

- Villabert Glotoni kazał mi wyjechać z Egiptu. Groził,

że w przeciwnym razie ujawni mój związek z Howardem

Langtonem i wywoła duży skandal, który zrujnuje karierę

Howarda. Oczywiście miałam także oddać mu moje akta z

wynikami badań, które by na pewno wykorzystał do

publikacji artykułów pod swoim nazwiskiem.

background image

- Czy była pani zdecydowana wyjechać?

- A czy chronienie Howarda nie było najważniejsze?

background image

ROZDZIAŁ XVI

W palącym słońcu Dodson z coraz większym trudem

utrzymywał tempo narzucone przez niewzruszonego lorda

Percivala, któremu południowy skwar najwyraźniej nie

przeszkadzał. W eleganckim białym kapeluszu z szerokim

rondem, chroniącym go przed coraz dokuczliwszym

upałem, rozmyślał o zachowaniu Domeniki Strauss, która,

nie mogąc powstrzymać łez ukryła się w grobowcu.

- Może już pora wracać do hotelu? - zasugerował

nadinspektor.

- Niestety, mamy jeszcze jedno spotkanie. Proszę

przyjąć moją radę i osłonić głowę.

- Zgubiłem czapkę...

- Proszę sobie sprawić jedną z tych chust, które

sprzedają obnośni handlarze. O właśnie idzie jeden z nich...

Wytarguję coś dla pana.

Z należycie owiniętą głową nadinspektor znalazł w

sobie odrobinę energii, by udać się w stronę osobliwej

budowli z różowego piaskowca, w której mieściło się

mauzoleum Aghi Khana. Wzniesione na wzór meczetu,

kryło zwłoki duchowego przywódcy ismaelitów - ruchu

religijnego liczącego cztery miliony wyznawców.

Aby dojść do mauzoleum, mężczyźni minęli willę

background image

Begum, żony Aghi Khana. Nadal tam mieszkała, ciesząc się

wyjątkową panoramą, której uroda urągała śmierci.

- Z kim mamy się spotkać?

- Z człowiekiem, który co tydzień przychodzi me-

dytować przed białym, marmurowym sarkofagiem Aghi

Khana.

- Czyżby pan znalazł autora anonimowego listu?

- Kto wie, nadinspektorze.

Budowla wznosiła się na wzgórzu ponad palmami i

kobiercem kwiatów otaczającym willę Begum. Zbyt

regularne warstwy kamienia nadawały mauzoleum nieco

surowy wygląd. Aby dostać się do wejścia, należało

pokonać półokrągłe schody.

Lord Percival zwrócił się do Dodsona:

- Przez szacunek, proszę założyć na buty te płócienne

ochraniacze. Podłoga mauzoleum musi pozostać czysta.

Wnętrze było skromne i pozbawione ozdób. Pod

kopułą znajdowało się sanktuarium, w którym poczesne

miejsce zajmował marmurowy grób z narożnikami zdo-

bionymi wersetami Koranu.

- Czy ten Agha Khan nie był czasem miliarderem? -

zapytał nadinspektor.

- W dniu swoich pięćdziesiątych urodzin - przypo-

mniał lord Percival - poprosił, by go zważono. Na drugiej

szali położono równoważny ciężar w... diamentach. Jego

background image

uczniowie mogli tylko pogratulować sobie jego hojności.

Jedyny odwiedzający to miejsce gość jak co dzień

medytował, by uczcić pamięć zmarłego, wpatrując się w

czerwoną różę leżącą na grobie.

Był wysoki, wyglądał władczo. Egiptolog Steven

Faxmore miał ponad pięćdziesiąt lat i kanciastą twarz

pooraną głębokimi zmarszczkami. Nosił czarne spodnie i

nieco jaskrawą zieloną koszulę. Bokobrody zachodziły mu

na policzki, a spiczasty podbródek wyglądał złowieszczo.

- Czy możemy przerwać panu medytację, panie

Faxmore? - zapytał lord Percival półgłosem.

Mężczyzna odwrócił się, poruszony do żywego.

- Skąd pan zna moje nazwisko?

- W Asuanie jest pan sławny, a każdy właściciel feluki

zna pańskie zwyczaje.

- Kim panowie są? - zapytał Szkot ochrypłym głosem.

- Lord Percival Kilvanock i nadinspektor Dodson. Za

zgodą egipskich władz prowadzimy śledztwo w sprawie

zabójstwa naszego rodaka Howarda Langtona.

- A więc został zamordowany... Krążyły takie plotki,

ale nie można było ich sprawdzić, jak zwykle zresztą. Czy

egipska policja do tego stopnia lekceważy tę sprawę, że aż

przysłała nam arystokratę?

- Zatrzymała podejrzanego - powiedział Angus Do-

dson.

background image

- No proszę... I kto to jest?

- Abu, pracownik Starej Katarakty.

- Ach, ta zabawna kreatura! Zaproponowałem mu,

żeby wstąpił do mojej ekipy wykopaliskowej, ale odmówił.

Szkoda... Mając takie warunki, mógłby pracować za pięciu.

Marzenie archeologa! Ale ten osioł wolał swoje zajęcie.

- Uważa pan, że mógłby być winnym?

- Nie mam pojęcia, panowie! Jeśli się nie mylę, to wasz

problem, a nie mój. Wystarczą mi własne kłopoty.

- Nie interesuje pana, kto zabił? - zapytał lord

Percival.

- Myślicie, że praca w Egipcie tu bajka! Kraj jest

cudowny, ale znajdźcie robotnika, który przychodzi na czas

i prawidłowo wykonuje polecenia... Zaangażowanie się w

program wykopaliskowy i próba doprowadzenia go do

finału to prawie niewykonalne. Trzeba by nie mieć nerwów,

a ja je mam. Tutaj dewiza wszystkich brzmi: “Odłóż na

jutro, co mógłbyś zrobić dziś, później na pojutrze, w końcu

zdaj się na wolę Allaha". Z czasem zostajesz fatalistą i

zasypiasz u stóp antycznej kolumny w nadziei, że dobry

duch wyjdzie z ruin, będzie przekopywał piach za ciebie i

złoży skarby u twoich stóp. Zżera cię rezygnacja i powoli

poddajesz się... chyba że jesteś Szkotem! My w Szkocji

nigdy z niczego nie zrezygnowaliśmy. A zwłaszcza z

wyzwolenia się spod jarzma Anglików.

background image

- Czy mamy rozumieć, że traktował pan Howarda

Langtona jako potencjalnego wroga?

- Nie potencjalnego, milordzie, ale po prostu - jako

wroga! Widzieć, jak przyjeżdża tu młody angielski ar-

cheolog i obejmuje stanowisko, które mnie się należało - to

jak wypowiedzenie wojny!

- A jak zamierzał pan zwalczać swojego wroga?

Steven Faxmore oparł się o ścianę.

- Niestety, miałem przeciw niemu tylko jedną broń.

Langton przyjechał w aureoli dyplomów i swojej wiedzy... I

nikt nie mógł tego podważyć. To był naprawdę łebski gość i

pierwszorzędny

egiptolog

o

bardzo

rozległych

kompetencjach. Jego nominacja była rozsądna. Ale mnie

on przeszkadzał! W dodatku był narwany...

- I miał liczne projekty.

- To jasne, jestem jednak ostatnią osobą, której by je

zlecił! Langton szybko zrozumiał, że obejmując władzę,

zepchnął mnie na margines, i że naprawdę nie miałem

ochoty robić dobrej miny do złej gry.

- Czy miał pan ochotę pozbyć się tak niebezpiecznego

przeciwnika? - zapytał lord Percival.

- Jeśli szukacie specjalisty od śmierci, zwróćcie się

raczej do doktora Qerry.

background image

ROZDZIAŁ XVII

- Co ma pan do zarzucenia Alanowi Oerry, panie

Faxmore?

Egiptolog pogładził palcem wskazującym czerwoną

różę świadczącą o jego przywiązaniu do zmarłego Aghi

Khana.

- Co się tyczy specjalisty od mumii, to tylko specjalista

od mumii! Ale jeden z najniebezpieczniejszych... Już samo

jego zajęcie jest raczej ekscentryczne, a w jego wydaniu

staje się po prostu karygodne. Na szczęście dla Aghi Khana

jego doczesne szczątki nie dostały się w ręce Qerry'ego.

- Proszę mówić jaśniej - zażądał nadinspektor.

Steven Faxmore wpatrywał się w sarkofag.

- Qerry to podejrzany typ, to wszystko, co wiem. Na

waszym miejscu zainteresowałbym się jego działalnością.

Nikomu nie udało się ustalić, co właściwie robi... Być może

jako profesjonaliści mielibyście więcej szczęścia. Ja się

poddaję. Już na sam jego widok dopada mnie chandra. Co

dopiero, kiedy z nim rozmawiam... Ale ponieważ

popełniono morderstwo, nie zdziwiłbym się, gdyby ten

szatan był w nie w taki czy inny sposób zamieszany.

- To poważne oskarżenie - zauważył nadinspektor.

- Co najwyżej domniemanie. Gdyby trzeba było

background image

podejrzewać o morderstwo wszystkie kanalie, z którymi

ostatnio miałem do czynienia, należałoby w pierwszym

rzędzie postawić tego starego łajdaka Abd el-Mosula.

Mówią, że z wiekiem stał się nieszkodliwy, ale ja w to nie

wierzę. Jeśli jest na tropie prawdziwego skarbu, może z

zimną krwią usunąć wszystkich, którzy stoją na jego

drodze.

- I... tak jest w tym przypadku?

- Zobaczycie! A niby dlaczego był w Starej Katarakcie

na tym przerwanym zebraniu egiptologów?

Steven Faxmore zrobił kilka kroków w stronę sar-

kofagu Aghi Khana.

- Czy mam rozumieć - podsunął lord Percival - że

niektórzy egiptolodzy kontaktowali się z Abd el-Mosulem?

Faxmore podniósł ręce do nieba.

- Dajcie spokój, nie udawajcie naiwnych! Wielu

poszukiwaczy zwracało się do miejscowych wywiadowców,

aby odszukać grobowce, których położenie znały tylko

rodziny szabrowników. Bez nich większość badań

zakończyłaby się klęską. Wystarczy sprawdzić, czy stary

Abd el-Mosul jest nadal aktywny, czy też rzeczywiście

przeszedł na emeryturę.

- A pańskim zdaniem?

- Trudno powiedzieć. Jest sprytniejszy niż żmija

piaskowa! Zawsze uśmiechnięty i uprzejmy, a równo-

background image

cześnie zawsze gotowy zadać cios w plecy... Zupełnie jak

jego rodak Ahmed al-Fostat... Inspektor do spraw

starożytności! Co za bzdura! Nie jest nawet w stanie

odczytać kolumny hieroglifów. Nie ma też co go pytać o

różnicę pomiędzy stelą z okresu Starego Państwa a

rzeźbioną tablicą z okresu Ptolemeuszy... Kiedy Langton go

poznał, przeżył szok! Już po chwili zorientował się, że

al-Fostat jest niekompetentny. Krzyczał, aż ściany drżały.

Nie muszę mówić, że Egipcjanin bardzo źle to przyjął...

Tym bardziej, iż Langton oznajmił, że przygotuje

szczegółowy raport, by zmusić go do jak najszybszej

dymisji!

- A więc był pan świadkiem tej sceny.

- I czułem się mocno zażenowany. Kiedy w grę

wchodziła etyka zawodowa, Langton był bezwzględny. Ja

chciałem po prostu przedstawić mu al-Fostata, żeby

nawiązali dobre stosunki. Tymczasem nic z tego nie wyszło.

Nie muszę mówić, że najchętniej skryłbym się w mysią

dziurę, aby uniknąć krzyków.

- Czy Howard Langton i Ahmed al-Fostat spotkali się

po tej kłótni?

- Nic o tym nie wiem. Nie wiem też, czy Langton

dowiedział się, że al-Fostat był zamieszany w brudną aferę.

- Jakiego rodzaju? - zapytał Dodson.

- Al-Fostata podejrzewano o kradzież w muzeum w

background image

Asuanie. Chodziło o mały amulet przedstawiający żabę,

którego wartość handlowa była dość znaczna. Nigdy go nie

odnaleziono. AI-Fostat nie przyznał się i nie można było

dostarczyć przeciwko niemu żadnych dowodów. Ale taka

historia nie powinna figurować w aktach inspektora Służby

Starożytności...

- Czy rozmawiał pan o tym z Howardem Langtonem? -

zapytał lord Percival.

- Starałem się nic dolewać oliwy do ognia, poza tym nie

lubię donosić. W każdym razie Langton i tak by się w

końcu dowiedział, a to tylko pogorszyłoby jego zdanie o

inspektorze.

- Czy jego stosunki z Albertine Abletout były lepsze?

Gdyby nie powaga miejsca, Steven Faxmore wybu-

chnąłby śmiechem.

- Pan żartuje, milordzie! Ta zarozumiała i nieznośna

Francuzka, którą w środowisku przezywają Castafiorą

egiptologii, nienawidzi angielskich kolegów, którzy od-

płacają jej tym samym. Langton nie omieszkał dopiec jej do

żywego, pytając, czy skończy w terminie swój doktorat o

grobowcach Meri-re i Mehu. Szkoda, że nie widział pan jej

reakcji... Prawdziwa furia! Langton potrzebował ogromnej

stanowczości, żeby się jej przeciwstawić, tym bardziej, że

uderzył celnie. Przypomnienie drogiej Albertine, że jest

niezupełnie w porządku w kwestiach naukowych, z

background image

pewnością nie sprawiło jej przyjemności. Proszę zauważyć,

że miała uczniów. Weźmy Villaberta Glotoniego, który

jeszcze nie skończył swojej pracy o magicznych statuetkach

uchebti... Zresztą, to są nasze drobne kłótnie w gronie

specjalistów, które jednak zwykle nie kończą się

morderstwem.

- A jakie jest pańskie zdanie o Domenice Strauss?

- Cholernie poważna... Skończyła swój doktorat.

- Na jaki temat?

- Stożków zmartwychwstania... Nic nadzwyczajnego,

przyznaję, ale ta śliczna blondynka jest prawdziwym

egiptologiem, oddanym badaniom. Mam wrażenie, że

straciła głowę dla Langtona.

- Czy był wrażliwy na wdzięki panny Strauss?

- Anglik tego pokroju, a kto to może wiedzieć! To

prawda, że stanowili ładną parę. Ale Straussówna miała

zbyt wiele wad, żeby się jej udało.

- Co to za wady? - zapytał Dodson.

- Zbyt uczciwa, zbyt pracowita i zbyt rygorystyczna...

Na dłuższą metę to się staje nudne. Nie potrafi ani

intrygować, ani rozdawać kuksańców, które pozwalają

zrobić błyskotliwą karierę. Domenica Strauss pozostanie

zwykłą badaczką i nigdy nie dostanie ważnego stanowiska.

Langton mógłby jej zapewnić piękną przyszłość... Los

jednak zadecydował inaczej.

background image

- Tym razem przybrał kształt zbrodniczej ręki.

- Co to zmienia? Któregoś dnia i tak trzeba umrzeć.

Teraz Langton jest wolny od wszystkich materialnych

trosk.

Nadinspektor był zbulwersowany.

- Jak pan może mówić w ten sposób, panie Faxmore?

- Widać, że nie zna pan Wschodu. Tutaj życie, śmierć i

upływ czasu nie mają żadnej wartości. Wszyscy skończymy

w tym samym niebycie. Jeśli panowie mnie już nie

potrzebują, chętnie wrócę do siebie.

- Kiedy zamierza pan wrócić do Szkocji? - zapytał lord

Percival.

- Jeszcze nie teraz... Ale kto może powiedzieć, co

będzie jutro?

Steven Faxmore oddalił się wolnym krokiem, pozo-

stawiając czerwoną różę jej własnej samotności.

background image

ROZDZIAŁ XVIII

Barwny asuański bazar, równoległy do drogi biegną-

cej wzdłuż brzegu, był miejscem chętnie odwiedzanym

przez turystów, którzy wpadali w zachwyt na widok

wyrobów z bawełny, toreb z jaszczurczej skóry, koszy,

muszel z Morza Czerwonego, hebanowych maczug przy-

pominających o wojowniczym charakterze starożytnych

Nubijczyków, i różnorodnych przypraw korzennych, w

tym szafranu, pieprzu i kolendry.

Villabert Glotoni lubił mieszać się z tłumem, łyknąć

orzeźwiającej karkady i wałęsać się, nie myśląc o pracy i

obowiązkach.

Ostatnimi czasy francuski egiptolog mocno przytył, ale

nie zmieniło to jego dziwacznego wyglądu: duża, prawie

kwadratowa głowa bez szyi, osadzona była na szerokim

tułowiu podtrzymywanym przez krótkie nogi. Płaski,

niemal murzyński nos, gęste brwi, niesforny kosmyk

nieustannie opadający na czoło i wąsik, który od czasu do

czasu golił. Villabert Glotoni nie był ideałem piękności, ale

umiał się podobać i czarować. Dzięki temu uchodził za

egiptologa, dystansując specjalistów doświadczonych, lecz

nie obdarzonych umiejętnością współżycia z ludźmi.

Dziś Glotoni był jednym z filarów egipskiej archeo-

background image

logii. Nic nie mogło się odbywać bez jego wiedzy i zgody.

To poczucie władzy było warte więcej niż byle

upojenie. Postanowił to wykorzystać aż do zaspokojenia

pragnienia.

- Co za pasjonujące miejsce, panie Glotoni, prawda?

Francuski egiptolog obrócił się.

Mężczyzna, który go zagadnął, mógł być tylko An-

glikiem. Zdradzały go nieskazitelnie biały garnitur i

odziedziczony

po

kilku

pokoleniach

kulturalnych

przodków

wygląd

dżentelmena.

Za

to

tęgawy

i

niegustownie ubrany jegomość po jego lewicy przypominał

raczej amerykańskiego turystę, który stracił swoje ko-

rzenie.

- Proszę pozwolić, że przedstawię nadinspektora

Dodsona ze Scotland Yardu. Ja jestem lord Percival

Kilvanock.

- Miło mi... panowie... panowie mnie znają?

- Któż pana nie zna, panie Glotoni?

Francuz pokraśniał z zadowolenia.

- Panowie zwiedzają Asuan?

- Niestety, mamy bardzo mało wolnego czasu, po-

nieważ prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci naszego

nieszczęsnego rodaka, Howarda Langtona.

- Ach, ten biedak! Co za nieszczęście, co za straszne

nieszczęście! Przyjechał do Egiptu, żeby objąć odpowie-

background image

dzialne stanowisko i został zamordowany!

- Jest pan dobrze poinformowany, panie Glotoni.

- Ależ skąd, milordzie! Rozmawiał pan z naszą

wspaniałą Albertine Abletout, a ona wszędzie rozpo-

wszechniła tę wiadomość. Ma już taki charakter i nikt tego

nie zmieni: jak wszystkie kobiety, niczego nie potrafi

zachować dla siebie. Tak więc dowiedziałem się, że śmierć

Howarda Langtona była o wiele tragiczniejsza, niż sobie

wyobrażałem. Pomyśleć, że umówiliśmy się wraz z kilkoma

kolegami na małe spotkanie w Starej Katarakcie i

czekaliśmy na niego na próżno.

- Pierwsze wyniki śledztwa wskazują, że zabójca

znajdował się wśród osób obecnych na tarasie hotelu.

- Mój Boże, to okropne! Czy panowie są tego pewni?

Słyszałem, że policja już zatrzymała winnego.

- To tylko podejrzany.

- A... Czy można wiedzieć, kto to taki?

- Abu, pracownik hotelu.

- Ten nubijski olbrzym, ten wspaniały mężczyzna? Nie

do wiary! Zauważcie panowie, że jest bardzo silny i

porywczy. Słyszałem, że wcześniej z powodu jakiejś

ponurej historii rodzinnej zabił kuzyna. Ale to oczywiście O

niczym nie świadczy.

Handlarz podetknął Glotoniemu pod nos koszyczek

nieudolnie

zdobiony

przez

dwójkę

ze

swoich

background image

osiemnaściorga dzieci.

- Sto funtów egipskich, niedrogo...

Znużony Glotoni pozbył się natręta kilkoma celnymi

arabskimi słowami.

- Egipt to bardzo spokojny kraj, panowie... Tragiczna

śmierć Langtona wszystkich nas poruszyła.

- To bolesna strata dla egiptologii.

Villabert Glotoni skrzywił się i potarł górną wargę.

- Tu się z panem nie zgodzę, milordzie. Sądzę, że warto

by zmodyfikować pańskie zdanie... Być może Langton był

czarujący i dobrze wychowany, ale był kiepskim

egiptologiem. Według mnie znalazł swój dyplom w

skarpetce z prezentami. Wystarczyło zapuścić sondę, aby

się przekonać, iż nie miał żadnych kompetencji i był tylko

urzędnikiem wysłanym z Londynu, który miał postarać się

zaprowadzić

porządek

na

terenach

brytyjskich

wykopalisk. Powiedziałem “postarać", ponieważ jeszcze

żadnemu urzędasowi nie udało się wprowadzić swoich

metod w terenie. Langton połamałby sobie na tym zęby, tak

jak inni.

Francuz zatrzymał się nad piramidą szafranu.

- Czy wiedzą panowie, że to najdroższa przyprawa na

świecie? A tutaj jest tego pod dostatkiem! Doprawiam nią

niemal każdą potrawę. Pozwolą panowie, że im podaruję.

Targowanie się ze sprzedawcą trwało z dziesięć minut.

background image

Villabert Glotoni, mający spore doświadczenie, postawił na

swoim. Dodson, z

dwoma rożkami wypełnionymi

szafranem, czuł się nieco zakłopotany, ale nie dal po sobie

poznać.

- Poza tym - ciągnął Francuz - biedny Langton

wydawał mi się niepoprawnym i zupełnie niedzisiejszym

romantykiem. Postrzegał Egipt jako swego rodzaju raj

utracony, gdzie ukryto niezliczone skarby. Archeologia

naukowa już dawno odeszła od tego rodzaju mrzonek.

Skorupa naczynia mówi nam więcej niż skarby

Tutanchamona.

- Jeśli dobrze rozumiem - powiedział lord Percival -

nie lubił pan denata.

- Stosunki między Anglikami i Francuzami są dość

skomplikowane, zwłaszcza w naszej dziedzinie... Ale pró-

bowałem to załagodzić. Gdyby ten biedny Langton żył dłu-

żej, z pewnością by mi się to udało. Zresztą, moim zdaniem,

nie zagrzałby tu miejsca. O, widział pan to?

background image

ROZDZIAŁ XIX

Villabert Glotoni wpadł w zachwyt nad małym wy-

pchanym krokodylem.

- To już dzisiaj rzadkość! Niektórzy twierdzą, że to

najskuteczniejszy talizman chroniący przed złym okiem.

Należy jednak uważać na podróbki i twardo negocjować

cenę, oko w oko. We trzech nie mamy najmniejszej szansy.

Ponieważ obaj panowie jesteście bardzo sympatyczni,

pokażę wam coś wyjątkowego.

Francuz zanurkował w sklepiku wypełnionym od

podłogi aż po sam sufit miedzianymi talerzami i podniósł

jeden z nich.

- Zobaczcie - szepnął. - To groty zatrutych strzał.

Przynajmniej handlarz tak twierdzi. Osobiście nigdy bym

się nie odważył ich kupić; podobno zranienie może być

śmiertelne.

Glotoni podał sprzedawcy jednofuntowy banknot,

prawie nieczytelny wskutek ciągłego przechodzenia z rąk

do rąk, aby mu podziękować za ten pokaz.

- Tak dobrze zna pan Egipt - powiedział lord Percival -

z pewnością myślał pan o tej tragedii i zastanawiał się, kto

mógłby być sprawcą.

background image

Francuz nerwowo wytarł czoło chusteczką.

- Wręcz przeciwnie, milordzie. Starałam się odpędzić

wszystkie złe myśli! Nie wolno zatruwać sobie umysłu

takimi okropnościami.

- Mimo to chyba zgodzi się pan nam pomóc.

Egiptolog sposępniał.

- Ależ oczywiście... W miarę moich możliwości,

rozumie się samo przez się.

- Wspomniał pan panią Abletout...

- Cudowna kobieta! Wszyscy chylimy czoło przed jej

wiedzą i niewyczerpaną energią. Bez jej działalności

egipska archeologia nie byłaby tym, czym jest. Udało jej się

zmienić obyczaje, pokonać konformizm i właściwie

ukierunkować swoje ekipy poszukiwawcze. I to z jakim

zdumiewającym skutkiem!

- A więc nie wyobraża pan jej sobie w kostiumie

zbrodniarki.

- Nie mówi pan poważnie, milordzie. Pani Abletout ,

zaledwie dostrzegała Howarda Langtona. On, począt-

kujący, świeżo mianowany, musiał dopiero pokazać, że jest

coś warty... Tym bardziej, że był Anglikiem! To przecież

Francuzi stworzyli egipską archeologię i dokonali

największych odkryć. Panowie Anglicy powinni byli

spuścić głowy, prawda? O, przepraszam, zapomniałem,

że...

background image

- Proszę nas nie przepraszać - odparł Szkot. - Pańskie

rozumowanie jest słuszne.

- Gra pan fair, milordzie.

- Jestem tylko obiektywny, nawet jeśli wielcy angielscy

archeolodzy, jak Putrie i Howard Cartcr, odkrywca

grobowca Tutanchamona, dorzucili swój kamyczek do tej

budowli. Wydaje mi się, że teraz coraz więcej egiptologów

to Egipcjanie.

- Rzeczywiście, to nieodwracalna tendencja.

- A jednak usłyszałem niejedną krytykę pod adresem

inspektora Ahmeda al-Fostata.

- Złe języki! - gwałtownie zaprotestował Glotoni. -

Ahmed jest uroczym człowiekiem, który wykonuje swój

zawód z największą sumiennością zawodową. Jest

najlepszym inspektorem egipskim, z jakim się zetknąłem.

Oczywiście, kilku zawistnych kolegów zazdrościło mu jego

stanowiska, ale to ludzkie, prawda? Po kilku niewielkich

sprzeczkach, nieuniknionych między ludźmi, którzy się

słabo znają, w końcu doceniliby się wzajemnie i skutecznie

współpracowali.

- Jak przypuszczam, nie mógłby pan tyle powiedzieć o

Abd el-Mosulu?

- Dlaczego mi pan o nim wspomina?

- Ponieważ był w Starej Katarakcie w dniu morder-

stwa.

background image

- To prawda... Ale Abd el-Mosul nie zasługuje na tak

paskudną opinię, jaka do niego przylgnęła. To prawda, że

jest ofiarą niechlubnej przeszłości rodzinnej, ale dziś jest

tylko sympatycznym staruszkiem, któremu sprawia

przyjemność rozpowszechnianie mniej lub bardziej

przerażających historyjek. Egipcjanie są niezrównanymi

gawędziarzami i bez umiaru koloryzują. Działalność Abd

el-Mosula należy do zamkniętej przeszłości, którą lubi

upiększać.

- Czy bardziej niepokoi pana zachowanie doktora

Qerry?

Villabert Glotoni ze zdziwienia szerzej otworzył oczy:

- Dlaczego miałoby mnie niepokoić? Allan Oerry

ubiera się dość ponuro, przyznaję, ale nie można oceniać

ludzi po wyglądzie. Qerry jest specjalistą od mumii,

jednym z najlepszych. Przeszkadza mu jego trudny cha-

rakter i niezwykła skłonność do samotności. Czy to

zbrodnia? O, proszę spójrzeć! Rzeźbiony ząb hipopotama.

Pochodzi z daleka, bo w Nilu już od dawna nie ma

hipopotamów. Sprzedaż tego rodzaju artykułów jest czę-

ściowo zakazana, ale tu wszystko można załatwić przy

odrobinie dyplomacji.

- Czy hipopotam nie był zwierzęciem boga Setha,

niszczyciela?

- W rzeczy samej, milordzie. Niszczyciela, takiego jak

background image

Faxmore, Szkot, którego wszyscy się boją.

- Z jakiego powodu? - zapytał Dodson.

- Ponieważ uważa się za ucieleśnienie księcia piekieł,

dzierżącego nóż ścinający głowy śmiałkom, którzy mu się

przeciwstawiają.

- Przypuszczam, że to głupie żarty.

- Wcale nie! Groził wielu osobom, także mnie,

ogromnym rzeźnickim nożem i nie wyglądał, jakby żar-

tował. “Jestem bogiem mścicielem i pożeraczem dusz",

krzyczał.

- W takim razie trzeba go zamknąć!

- Jesteśmy w Egipcie, nadinspektorze, a Faxmore'owi

daleko do szaleństwa. Widzi starożytność na swój sposób i

doskonale sobie radzi. Przyjazd Langtona był mu nie w

smak, to jasne, ale od tego do oskarżenia...

- Wiem, że Langton miał przyjaciółkę, Domenicę

Strauss.

- Ach, co to za straszna kobieta! To wszystko przez

nią!

Francuski egiptolog poczerwieniał ze złości:

- Czy mógłby pan mówić jaśniej? - zapytał lord

Percival.

- Co pan chce, żebym panu jeszcze powiedział? Ta

Domenica intrygowała od momentu swego przyjazdu do

Egiptu i Bóg jeden wie, co mogła wymyślić, żeby złowić

background image

Howarda Langtona w swoje sieci. Gdybyście poszukali od

tej strony, nie zawiedlibyście się. No, ale bardzo mi

przykro. Pilne spotkanie zmusza mnie do opuszczenia

panów. Mam nadzieje, że nie mają mi panowie za złe? Być

może się spotkamy. Byłaby to dla mnie przyjemność.

Villabert Glotoni zgrabnie i szybko wmieszał się w

tłum. Po chwili zniknął.

- Na dłuższą metę ten typ jest trudny do zniesienia -

ocenił nadinspektor. - Zastanawiam się, czy gra, czy też jest

szczery.

- Czy mogę pana zaprosić do hotelu na zimne piwo,

mój drogi Dodsonie?

- Mam wrażenie, że drepczemy w miejscu, milordzie.

- I tak, i nie. Opracowaliśmy już kilka ścieżek.

Niektóre z nich mogą nas doprowadzić do celu.

- Egipska policja będzie nam prawdopodobnie rzucać

kłody pod nogi.

- A więc będziemy musieli nauczyć się omijać prze-

szkody.

- Proszę mi powiedzieć, milordzie... Czy za tym

Glotonim nie ciągnie się jakiś nieznośny zapach?

- To zapach różanego olejku, typowy dla Egiptu.

Można go łatwo kupić na bazarze.

background image

ROZDZIAŁ XX

Zachód słońca, kiedy wydmy stroiły się w złoto, a Nil w

srebro, był zawsze magiczny. Wydawało się, że nawet

odgłosy miasta cichną wobec spokoju wieczoru, tej uroczej

chwili, w której dzień i noc świętują fantastyczne gody.

Upal zelżał, a piwo było wyborne. Angus Dodson

odzyskał siły, ale obawiał się, że nie wytrzyma już długo w

tym klimacie, beznadziejnie pozbawionym deszczu i mgły.

Nad nadinspektorem pochylił się kierownik sali w

czerwonej liberii:

- Pańska rozmowa.

- Czy to Scotland Yard?

- Tak mi powiedziano. Przed chwilą uzyskaliśmy

połączenie.

Dodson zerwał się z postanowieniem nierozłączania się

do momentu, aż otrzyma upragnioną wiadomość. Bojowym

krokiem poszedł w kierunku telefonu.

Kierownik sali pochylił się również nad Szkotem. Na

miedzianej tacy leżała koperta.

- Wiadomość dla pana, milordzie. Arystokrata

otworzył kopertę. Wiadomość była krótka:

Jeśli chce pan poznać prawdę, proszę iść do pokoju 102.

background image

Zawierała błąd ortograficzny: słowo “prawda" napi-

sano przez “f; oprócz tego słowa “pan" oraz “iść" były

napisane wspak, od prawej ku lewej.

Lord Percival, oceniwszy, że Dodson nie wróci przed

upływem kwadransa, postanowił przedsięwziąć wyprawę,

do której namawiał go tajemniczy korespondent.

O tej godzinie remontowany hotel był cichy i wy-

ludniony.

Szkot szedł bezszelestnie ciemnym korytarzem pro-

wadzącym do pokoju 102.

Nagle odniósł wrażenie, że ktoś go śledzi.

Nieopodal zaskrzypiał parkiet.

Anglik wstrzymał oddech, przystanął, po chwili powoli

cofnął się, chcąc zaskoczyć szpiega.

Lord Perciyal nie był ani emerytowanym bokserem,

ani doświadczonym wojownikiem, ale uprawiał wiele

sportów i nigdy nie unikał walki. W Eton nie uległ trzem

londyńczykom, którzy wymieniali niegrzeczne uwagi pod

adresem Szkotów. Zostali na placu boju z kilkoma guzami i

złamanym nosem.

Podłoga znowu skrzypnęła, ale był to tylko trzask

drewna. Nie dostrzegłszy śladów obecności człowieka,

arystokrata poszedł dalej.

Przekręcił gałkę w drzwiach pokoju 102, które nie były

background image

zamknięte na klucz, i wśliznął się zręcznie jak kot.

Odnowiony pokój był komfortowy.

Na łóżku leżała duża koperta miejscowej produkcji.

Lord Percival otworzył ją. W środku znajdował się

fajansowy amulet - krokodyl z wykonanym na grzbiecie

czerwonymi wersalikami napisem “Howard Langton".

Przedmiot absolutnie współczesny, pochodzący z pod-

rzędnej wytwórni podróbek.

Szkot uśmiechnął się.

Uczciwość zawodowa kazała mu obejrzeć pokój. Tak

jak przewidywał, nie znalazł nic więcej. Wzbogacony o

cenną wskazówkę, wrócił na taras i czekał na Dodsona,

rozkoszując się ciszą zapadającej nocy.

Nadinspektor pojawił się pól godziny później, wy-

cierając czoło.

- Rozmawiałem ze Scotland Yardem! - zaanonsował

triumfalnie. - W Londynie wszystko w porządku: wielki

smog i żaden, nawet najmniejszy skandal nie dotyczył Jej

Królewskiej Mości. Za to na moim biurku piętrzą się

raporty i wszyscy z niecierpliwością oczekują mojego

powrotu, tym bardziej, że sam szef otrzymał telegram od

komisarza Abdel-Atifa, który donosi, że sprawa została

rozwiązana, a winny siedzi w areszcie. Tłumaczyłem, że

mamy odmienne zdanie, ale nie doszliśmy jeszcze do

ostatecznych wniosków.

background image

- A co ze Scottish Brewer?

- To bardzo znana marka, która, według kartoteki

Yardu, nie ma nawet nielegalnych destylatorni. Ma za to

kairskie biuro, w którym prowadzi się badania nad

możliwością otwarcia rynku w Egipcie. Od około roku

prowadzone są pertraktacje, ale strasznie się ciągną.

- Interesujące - ocenił lord Percival. - Ma pan adres?

- Adres i nazwisko egipskiego przedstawiciela.

- Znakomicie, mój drogi Dodsonie. Ja również nie

traciłem czasu.

- Co się działo?

- Ktoś stara się nam pomóc, nadinspektorze.

- Pomóc nam?... W jaki sposób?

- Wskazując nam ścieżkę prowadzącą do mordercy.

- Ale... kto jest tym nieoczekiwanym współpracow-

nikiem?

- Osoba raczej niezręczna, która pozostawia zdecy-

dowanie zbyt dużo śladów. Same wskazówki zaś są bardzo

wymowne.

Arystokrata pokazał Dodsonowi amulet w kształcie

krokodyla.

- Przedmiot tyle zabawny, co okropny... Ale jest tu

nazwisko Howarda Langtona!

- Co pan sądzi o kolorze atramentu?

- Czerwony... Czy ma to jakieś szczególne znaczenie?

background image

- W takiej sytuacji to rodzaj uroku. Ktoś, kto napisał

czerwonym kolorem nazwisko Langtona na tym kroko-

dylu, źle mu życzył.

- Inaczej mówiąc, ta okropna zabawka miałaby na-

leżeć do mordercy?

- Pańskie rozumowanie jest logiczne.

- A... o kim pan myśli?

- Kto nosi amulet w kształcie krokodyla, jeśli nie Abu,

nubijski wielkolud zatrzymany przez egipską policję? Jeśli

właściwie interpretować tę wskazówkę, oznacza ona, że

Abu rzucił urok na Howarda Langtona i chciał pożreć

swoją zdobycz jak krokodyl.

- Abu byłby więc winny...

- Przynajmniej ktoś chce, żebyśmy w to uwierzyli i jak

najprędzej opuścili ten kraj.

- A... co zamierza pan zrobić, milordzie?

- Jeszcze przez kilka minut rozmyślać o bogactwie

dynastii faraonów, zjeść skromną kolację, dobrze się

wyspać, a później pójść do autora tej wiadomości, który

oskarża Abu, i zapytać, czy jego rewelacje są prawdziwe.

Proszę się nacieszyć Starą Kataraktą, mój drogi Dodsonie;

chwile snu na jawie to w życiu rzadkość.

background image

ROZDZIAŁ XXI

Lord Percival i Dodson zaskoczyli komisarza Omara

Abdel-Atifa, kiedy nadziewał świeżym pomidorem i cebulą

gorący podpłomyk kupiony w sąsiedniej piekarni.

- Drodzy przyjaciele! Ranne z was ptaszki.

- Czy to nie znakomita pora na pracę? - zapytał Szkot.

- Jest jeszcze trochę chłodno, ale mają panowie rację...

Co przyniosły przesłuchania?

- W pełnym poszanowaniu prawa, krok po kroku,

posuwamy się naprzód, komisarzu.

- Bardzo się z tego cieszę! A ja mogę panom

powiedzieć, że mam przeczucie: Abu już wkrótce się

przyzna.

- Interesujące...

Omar Abdel-Atif uważnie spojrzał na rozmówcę.

- Co pana tak dziwi, milordzie?

- Nieoczekiwana wskazówka potwierdzająca pańską

hipotezę.

Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Egipcjanina.

- No widzi pan! Byłem pewien, że w końcu rozsądek

zwycięży.

- Ściślej mówiąc, wszystko wskazuje na to, że ktoś

chce, żeby Abu uchodził za winnego, co zwiększa moje

background image

przekonanie o jego niewinności.

Uśmiech zgasł.

- Zupełnie pana nie rozumiem, milordzie.

- Drogi komisarzu, jestem panu winien kilka wyjaś-

nień. Ktoś dostarczył mi wskazówkę, szytą raczej grubymi

nićmi, chcąc mnie przekonać, że Abu usiłował rzucić urok

na Howarda Langtona. Inaczej mówiąc, że próbował go

zabić. A ponieważ czarna magia okazała się nieskuteczna,

Nubijczyk przeszedł do czynu i ugodził sztyletem

człowieka, którego nienawidził.

- Oto doskonała rekonstrukcja faktów, milordzie! Co

pan jej zarzuca?

- Chodzi mi o kilka niejasnych szczegółów... Autor

listu wiedział, że mieszkam w Starej Katarakcie. Nie znał

biegle mojego języka, ponieważ zrobił błędy ortograficzne.

Jest Egipcjaninem, ponieważ pewne słowa zapisał z prawa

na lewo, a nie z lewa na prawo. I wreszcie zależy mu na

tym, żeby śledztwo zostało zakończone jak najszybciej, aby

uniknąć kłopotów administracyjnych i pozbyć się tej

skomplikowanej sprawy. Musiał mnie więc przekonać, że

winny jest Abu.

Twarz komisarza Omara Abdel-Atifa przybrała dziw-

ny odcień, między bladym brązem a ciemnym popieleni.

Zduszonym głosem powiedział:

- Rozumiem, że nie traktuje pan tego poważnie...

background image

- Uważam ten liścik za swego rodzaju żart - powiedział

lord Percival niczym srogi nauczyciel do ucznia, którego

podejrzewa o oszustwo.

Omar Abdel-Atif przełknął ślinę.

- Pańska postawa wydaje mi się przekonująca, mi-

lordzie. Może lepiej zapomnieć o tym incydencie i nie

odnotowywać go w żadnym dokumencie.

- Takie jest właśnie moje zdanie.

Egipski policjant odetchnął z ulgą.

- Zapomnijmy, zapomnijmy - namawiał gorliwie. -

Biurokracja to jedna z naszych wad, lepiej nie zwracać na

to uwagi.

Uświadomiwszy sobie nagle bardzo nieprzyjemną sy-

tuację, komisarz Abdel-Atif znowu się zdenerwował:

- Jeżeli Abu nie jest winny, to kogo panowie po-

dejrzewają?

- Za wcześnie na formułowanie rozsądnych hipotez,

ale nadinspektor Dodson i ja nie rezygnujemy z odkrycia

prawdy. Chciałbym pana poprosić o drobną przysługę.

- Do usług, milordzie.

- Czy mógłby mi pan zorganizować nieoficjalne

spotkanie z Abd el-Mosulem? Przypuszczam, że nie będzie

chętny do rozmowy ze śledczymi, ale koniecznie muszę z

nim pomówić.

- Gdyby pan mógł zrezygnować z tego, milordzie...

background image

Abd el-Mosul jest starszym człowiekiem, mówią, że nie jest

tak groźny jak niegdyś, ale, moim zdaniem, trzeba

zachować ostrożność... Jeśliby to spotkanie nie było

naprawdę konieczne...

- Naprawdę jest konieczne.

- No cóż... A pan nie jest człowiekiem, który zmienia

zdanie?

- Rzadko, kiedy gra jest warta świeczki.

- Dobrze, dobrze... Zrobię, co będę mógł.

- Tego się właśnie spodziewałem, komisarzu.

Podwładny komisarza zapowiedział wizytę doktora

Butrosa.

Koptyjski lekarz, jak zawsze w swoim siermiężnym

brązowym garniturze, z ciężką czarną walizką, przywitał

się, usiadł, przetarł grube szkła okularów w kościanych

oprawkach i powiedział uroczyście:

- Panowie, współczesna nauka jest istotną zdobyczą

ludzkiego umysłu. Dzięki niej możemy skutecznie zwalczać

przestępczość.

Te słowa zachwyciły nadinspektora Dodsona. W jed-

nej chwili znalazł się w Scotland Yardzie, wspomagany

przez wszystkie najnowocześniejsze nowinki techniczne.

- Dzięki specjalistom z mojego laboratorium - podjął

doktor Butros - udało mi się ustalić niemal pewną godzinę

morderstwa.

background image

Lord Percival wyczuł, że jego koptyjski przyjaciel

stopniuje efekt i powstrzymał się od zadawania pytań. Po

około pół minuty doktor Butros zgodził się podać

najważniejszą wiadomość.

- Możecie panowie przyjąć, że Howard Langton został

zamordowany między szesnastą trzydzieści a siedemnastą.

- Czy pan jest całkowicie pewien? - zapytał komisarz

Abdel-Atif.

- Nie ma wątpliwości. Ale to nie wszystko: ponieważ

zaintrygował mnie kołnierz koszuli ofiary, zleciłem prze-

prowadzenie bardzo szczegółowej analizy. Mogę więc pa-

nom oznajmić, że kołnierz został nasączony perfumami.

- Może Langton lubił się perfumować - podsunął

nadinspektor.

- Nieprawdopodobne, żeby aż do tego stopnia -

sprzeciwił się doktor Butros. - Przyzwoity Brytyjczyk tej

klasy nie perfumowałby się w ten sposób. Jeśli nie jestem

już panom potrzebny, wracam do Kairu.

Lord Percival, chociaż pogrążony w myślach, nie

omieszkał podziękować lekarzowi sądowemu za współ-

pracę.

background image

ROZDZIAŁ XXII

Komisarz Omar Abdel-Atif skrzyżował dłonie na

wydatnym brzuchu.

- Proszę posłuchać, milordzie. Mimo wszystko nie

mogę wyrazić zgody na pańskie prośby!

- Rozumiem, komisarzu. Ale w tym przypadku musi

pan przyznać, że chodzi o postępowanie czysto techniczne.

- Właśnie - potwierdził Dodson. - Z raportu lekarza

sądowego jasno wynika, że Howard Langton został za-

mordowany na godzinę przed spotkaniem egiptologów na

tarasie Starej Katarakty. Stąd wszyscy podejrzani, którzy

przedstawią solidne alibi na czas zbrodni, będą

uniewinnieni.

- Ja jednak nie zamierzam przesłuchiwać tych wszy-

stkich osób! Poza tym mogliby kłamać... A jak to

sprawdzić? Robi się to jedynie w przypadkach grożących

zatargiem dyplomatycznym.

- Sprawdźmy tylko jedno alibi - zaproponował Szkot. -

Myślę o Abu.

- Czy to konieczne?

Dodson potakująco skinął głową. Komisarz Abdel-Atif

westchnął:

- Jak zamierzają panowie to zrobić?

background image

- Proszę wezwać Abu - zasugerował lord Percival.

- Ponieważ nie ma innego sposobu...

Dwaj policjanci przyprowadzili nubijskiego olbrzyma.

Na jego twarzy malowała się obojętność.

- Jak się pan miewa, panie Abu? - zapytał lord

Percival.

- Dobrze na tyle, na ile to możliwe, wasza dostojność.

Dzięki panu traktowali mnie dobrze. Jedzenie słabe,

więzienie potwornie smutne, ale dają mi spokój. A

ponieważ zawarłem ugodę z mijającym czasem, wszystko

idzie ku lepszemu.

- Nasze śledztwo postępuje, muszę panu zadać ważne

pytanie. Czy zgadza się pan odpowiedzieć?

- Tak, wasza dostojność.

- Gdzie pan był w dniu morderstwa Howarda

Langtona między godziną szesnastą

trzydzieści a

siedemnastą? Nubijczyk przez dłuższy czas milczał.

- Normalnie miałbym pewne trudności z precyzyjną

odpowiedzią na takie pytanie.

- No widzicie! - zawołał komisarz Abdel-Atif. - Nie ma

żadnego alibi!

- Tamten dzień był jednak niepodobny do innych -

ciągnął Nubijczyk, nie pozwalając sobie przerwać. - Służbę

miałem dopiero pod wieczór. Na Wschodzie nie

przywiązujemy wielkiego znaczenia do czasu, ale jeśli się

background image

chce utrzymać posadę w Starej Katarakcie, lepiej nagiąć się

do

zachodnich

zwyczajów.

Zgodnie

z

poleceniem

przyszedłem o siedemnastej trzydzieści do mojego

zwierzchnika, który powierzył mi nowe zadanie: miałem

dokładnie obejrzeć pokój Agaty Christie, aby go

przygotować do remontu.

- To cię bynajmniej nie uniewinnia - ocenił komisarz.

- Co robiłeś wcześniej?

- Odpoczywałem u babci, na wiosce, i wyszedłem

stamtąd o siedemnastej piętnaście.

- Jak możesz podawać tak dokładny czas! - zapro-

testował Abdel-Atif. - Opowiadasz bzdury!

- Mówię prawdę - potwierdził spokojnie Abu. - Syn

mojej siostry dostał wtedy zegarek na urodziny i był bardzo

dumny, że może mi podać godzinę, kiedy wsiadałem do

feluki, aby przepłynąć Nil.

- Przestań kłamać, Abu! Pogarszasz swoją sytuację!

- Proponuję, żebyśmy to sprawdzili - powiedział

nadinspektor.

Omar Abdel-Atif zagłębił się w fotelu, nie będąc w

stanie się przeciwstawić funkcjonariuszowi Scotland

Yardu. Jednak jeśli było miejsce, gdzie nie chciałby się

udać, to była właśnie wioska Abu.

Część Elefantyny zajmowała nubijska wioska drze-

miąca w cieniu palm. Domy, których fasady pomalowane

background image

były na żółto, żółtobrązowo, zielono lub niebiesko, dzieliły

wąskie uliczki, w których królował dobroczynny cień.

Abu, eskortowany przez dwóch umundurowanych po-

licjantów, prowadził obu Brytyjczyków i komisarza do

rodzinnego gniazda, które mieściło się w kompleksie

budynków. Na jednej ze ścian widniał niczym komiks

obraz podróży wielkiego ojca do Mekki, od wyjazdu Z

Elefantyny, poprzez niezapomnianą podróż samolotem, aż

po przybycie do świętego miejsca.

- Abu! - krzyknęła starsza kobieta w czerni, ale z

odkrytą twarzą. - Co ci się stało?

- Nic takiego, babciu. Prawda w końcu zatriumfuje.

Policja chciałaby porozmawiać z Mohamedem.

- Gra w piłkę z kolegami. Wejdźcie napić się zimnej

wody.

Dodsona

zdumiało

zachowanie

komisarza

Abdel-Atifa. Chował się za swoimi ludźmi, aby nie

zauważyła go starsza pani, która pchnęła pomalowane na

niebiesko drzwi i wpuściła gości na zacienione podwórko.

W rogu znajdowała się terakotowa “kapliczka", na której

stal duży dzban zimnej wody.

Usiedli na drewnianych ławach, a babcia uroczyście

nalewała każdemu po trochę cennego płynu.

Zobaczyła komisarza:

- Omar! Co za głupstwo jeszcze popełnisz, aby wspiąć

background image

się wyżej w tej twojej przeklętej hierarchii? Dobrze wiesz,

że Abu to porządny chłopak, absolutnie uczciwy!

Jak większość mężczyzn w Egipcie, komisarz Ab-

del-Atif najbardziej obawiał się starych kobiet, które same

stanowiły prawo i nie uznawały żadnej innej władzy.

- To nieco skomplikowana sprawa i policja musi...

- Przestań pleść bzdury! Musisz dać się komuś we

znaki z powodu twojego awansu i wybrałeś Abu, ponieważ

nie było nikogo innego pod ręką, a ten biedny chłopak nie

może się bronić. To źle, bardzo źle, i cała wieś się zbuntuje,

jeśli go natychmiast nie uwolnisz!

Kobieta już miała wybuchnąć gniewem, na szczęście

dla komisarza do domu wbiegł młody Mohamed.

Na ręce miał nowy zegarek.

- Wygraliśmy trzynaście do zera - oświadczył dumnie.

Komisarz usiłował znów zapanować nad sytuacją i

zażądał od młodego sportowca zeznania na temat tego, co

robił Abu w dniu zbrodni.

Mohamed potwierdził słowa olbrzyma, podobnie jak

babcia i dziesiątka innych członków rodziny, którzy stali na

zewnątrz domu, domagając się, żeby komisarz dokładnie

zapisał ich zeznania.

- Drogi kolego - zauważył Dodson - czy wniosek nie

nasuwa się sam przez się?

Omar Abdel-Atif usiłował jeszcze wyjść z honorem:

background image

- Nie wiem, co pan chce powiedzieć...

- Każdy trybunał uwolniłby Abu. Dłuższe przetrzy-

mywanie go w areszcie może zaszkodzić pańskiej karierze.

Egipcjanin musiał przyznać, że jego kolega ma rację.

- Dobrze... Zajmę się formalnościami. Ale jeśli nie on,

to znaczy, że mordercą jest ktoś inny! I kogo ja

zaaresztuję?

background image

ROZDZIAŁ XXIII

Słońce wschodziło nad świątynią w File, królestwem

wielkiej czarodziejki

Izydy.

File, którą

francuski

powieściopisarz Pierre Loti nazwał “perłą Egiptu", zaj-

mowała całą powierzchnię niewielkiej wyspy długości około

czterystu i szerokości stu trzydziestu metrów. Tu nie było

miejsca dla świeckich. Kapłani starożytnego Egiptu czcili

tu “odległą boginię", wściekłą lwicę powracającą z

Dalekiego Południa, która dzięki obrzędom zmieniała się w

łagodną i miłą kotkę. Na File królowały muzyka i miłość, w

tym niepowtarzalnym miejscu bogini Izyda odkrywała

wiernym tajemnicę zmartwychwstania.

Mimo że Dodson czuł się nieswojo w niewielkiej barce

motorowej, którą jechał na wyspę w towarzystwie lorda

Percivala, zapomniał o swoich obawach, zafascynowany

pejzażem.

W jednej chwili współczesny świat zniknął. Były tylko

wznoszące się ku niebu pylony świątyni Izydy, sanktuarium

położone na wodzie, z dala od ludzkich niegodziwości.

Nadinspektor, z głową owiniętą białą chustą, wbity w

przyciasny kolonialny garnitur, cierpiał na chorobę

morską. Lord Percival, w swoim dziewiczo białym gar-

niturze i w kapeluszu z szerokim rondem, otoczony

background image

wyrafinowanym zapachem lawendy, w skupieniu kon-

templował File.

Barka dobiła do małego pomostu. Kapitan pomógł

Dodsonowi wstać i przejść wąską kładką na ląd.

Lord Percival i Dodson pokonali współczesne schody,

następnie arystokrata skierował się w lewo, aby pokazać

Abd el-Mosul lekko się uśmiechnął.

- Jeden z moich synów chciał go zatrudnić jako

służącego w swoim domu w Luksorze. Abu za bardzo kocha

Asuan, aby opuścić to miasto, więc odmówił. Mój syn

potraktował tę odmowę jako zniewagę i podniósł głos.

Musiałem interweniować, żeby go uspokoić i wszystko

wróciło do normy. Oto mój jedyny spór z Abu, który cieszy

się powszechnym szacunkiem i wykonuje dobrą robotę w

Starej Katarakcie. Jest zresztą bardzo ceniony przez

swoich zwierzchników i przez turystów.

Fasada pierwszego pylonu świątyni Izydy była jed-

nocześnie elegancka i potężna. Wielkich rozmiarów bogini,

przedstawiona po obu stronach bramy, wydzielała

magiczne fluidy, dzięki którym faraon mógł pokonać

swoich widzialnych i niewidzialnych wrogów i został

przyjęty do kręgu bóstw.

- Co pan sądził o Howardzie Langtonie? - zapytał lord

Perci val Abd el-Mosula.

Egipcjanin przez dłuższą chwilę milczał.

background image

- To był człowiek z zewnątrz. Całkowicie z zewnątrz.

ROZDZIAŁ XXIV

Abd el-Mosul, lord Percival i Angus Dodson przekro-

czyli bramę świątyni Izydy i weszli na wielki dziedziniec

zamknięty drugim pylonem, przesuniętym względem

pierwszego. Po lewej stronie dziedzińca znajdowało się

inammisi, niewielkie sanktuarium, w którym świętowano

narodziny Horusa, syna zmartwychwstałego Ozyrysa.

Dzięki swojej mocy i znajomości leków Izyda miała

ochraniać dziecko przed złymi uczynkami Setha, aby

mogło dorosnąć i w przyszłości zostać faraonem. W ten

sposób wielka bogini walczyła ze złem i ciemnymi mocami.

Abd el-Mosul zatrzymał się.

- W moim długim życiu poznałem wielu Europej-

czyków - zwierzył się - egiptologów, biznesmenów,

podróżników, wielkie indywidualności, krótko mówiąc,

ludzi różnego pokroju... Ale ten Howard Langton miał

dziwną cechę: był na wskroś uczciwy. Nie trochę uczciwy

czy uczciwy okazyjnie lub tylko w pewnych oko-

licznościach, lub z obowiązku; nie: był z gruntu czło-

wiekiem uczciwym, a w konsekwencji dziwakiem. Dzięki

temu miał szansę stać się obiektem muzealnym.

- Dlaczego jest pan tak kategoryczny? - zapytał lord

Percival.

background image

- Instynkt starego człowieka można porównać do

instynktu rybaka lub myśliwego - nigdy nie zawodzi.

- Co pan jeszcze wie o Langtonie? - dopytywał się lord

Percival.

- Już nic więcej. W moim wieku człowiek szykuje się

na tamten świat i nie interesuje się już życiem innych.

- Czy jego kolega Steven Faxmore pozostawał z nim w

dobrych stosunkach?

- Trudne pytanie. Jak mogę oceniać relacje między

dwoma Brytyjczykami: Anglikiem i Szkotem? Według

mojej wiedzy ta odmienność stworzyła między nimi

przepaść szczególnie trudną do pokonania.

- Przypuszczam, że poznał pan Faxmore'a?

- To człowiek, którego wszędzie pełno i który wie o

Egipcie mniej, niż mu się wydaje. W gruncie rzeczy nie

interesuje się moim krajem i goni za mrzonką, która

niewątpliwie nie ma wiele wspólnego z nauką. Faxmore to

człowiek niebezpieczny, to jasne, nie wolno go lekceważyć,

ale połamie sobie zęby, bo ma większą ambicję niż

możliwości.

- A jaka jest, pańskim zdaniem, ta ambicja? - zapytał

Dodson.

- Skąd miałbym wiedzieć?

Abd el-Mosul przystanął przed wejściem do drugiego

pylonu świątyni Izydy.

background image

Nadinspektor zauważył jego pomieszanie.

- Nie chce pan zwiedzić sali kolumnowej?

- Nie, panie Dodson. Niech sobie mówią, że chodzi

tylko o stanowisko archeologiczne i że bogini Izyda nie

żyje; ja w to nie wierzę i lękam się jej magii. Jestem dobrym

muzułmaninem i chcę nim pozostać. Wejście do takiej

świątyni jak ta jest ryzykowne, a ja unikam ryzyka.

Chodźmy do pawilonu Trajana, to cudowne miejsce.

Trójka mężczyzn opuściła świątynię bogini i udała się

w kierunku eleganckiego pawilonu z czternastoma

kolumnami, zbudowanego za panowania cesarza rzym-

skiego Trajana dla barki bogini.

- Wydaje się, że niemiecka egiptolog Domenica Strauss

była bardzo związana z Howardem Langtonem -

powiedział lord Percival. - Też pan tak uważa?

- Nie znam jej - odpowiedział Abd el-Mosul.

- Za to musi pan dobrze znać Albertine Abletout.

Stary Egipcjanin podniósł wzrok ku niebu.

- Jest jedyna w swoim rodzaju, inspektorze, a to już

dużo! Tak naprawdę o wiele za dużo dla innych. Jeśli chce

pan zaznać trochę ciszy i spokoju, lepiej się do niej nie

zbliżać.

- Jej rodak, Villabert Glotoni, wydaje się sympaty-

czniejszy.

- Wszystko zależy od tego, co pan rozumie przez słowo

background image

“sympatyczny"... To osoba, której nie mam ochoty znać i z

którą się nie widuję.

Abd el-Mosul zaprowadził Brytyjczyków do małej

świątyni Hathor. To właśnie tam bogini była przyjmowana

przez muzyków i muzykantki, którzy łagodzili jej gniew

grą na lirze i śpiewem.

- Co pan sądzi o doktorze Alanie Qerry? - zapytał lord

Percival.

- Nic. Nie przyjeżdża do południowych prowincji.

- Wyznam panu, że mnie on intryguje.

- Czyżby podejrzewał go pan o... zbrodnię?

- Nie mam jeszcze żadnej wyraźnej wskazówki zmie-

rzającej w tym kierunku, ale jego rola w tej sprawie wciąż

pozostaje zagadkowa.

- Jeśli właściwie postrzegam pańską determinację,

milordzie, jestem przekonany, że uda się to panu rozwikłać.

Z pewnością nie zniechęci się pan i nie pozostawi w cieniu

tego, co powinno wyjść na światło dzienne.

- Czy jest pan przyjacielem inspektora Ahmeda

al-Fostata?

Po raz pierwszy starzec okazał zirytowanie.

- Al-Fostat uprawia swój zawód tak, jak go rozumie.

To jego sprawa, nie moja.

- Czy mam rozumieć, że jego postępowanie wydaje się

panu podejrzane?

background image

- Powinien pan zrozumieć, że nie jesteśmy w tym

samym obozie i nie wchodzimy sobie w drogę.

- Przyszła mi do głowy pewna myśl, bez wątpienia

niedorzeczna - powiedział Szkot poufnym tonem. - Czy nie

jest pan na tropie czegoś w rodzaju skarbu?

Twarz Abd el-Mosula stężała.

- Wiem, że przeszłość to przeszłość - ciągnął lord

Percival - i że nielegalne poszukiwania stają się coraz

rzadsze, niemal nie istnieją. Ale przypuśćmy, że otrzy-

małby pan wiadomość o istnieniu obiektów archeologi-

cznych dużej wartości w miejscu trudno dostępnym. Jaka

byłaby pańska reakcja?

- Sam pan sobie odpowiedział: to już przeszłość i w

żaden sposób mnie nie dotyczy. Robi się gorąco, a ja jestem

już stary. Proszę spokojnie kontynuować zwiedzanie

świątyni na File. Ja pójdę odpocząć.

background image

ROZDZIAŁ XXV

Komisarz Abdel-Atif wydawał się skrajnie wyczer-

pany. To była jego dwunasta kawa po turecku od rana.

- Widzieliście się z Abd el-Mosulem?

- Na File, jak było ustalone - odpowiedział lord

Percival.

Egipcjanin był wyraźnie zaniepokojony.

- Czy spotkanie przebiegło pomyślnie?

- Dobrze się zaczęło, gorzej skończyło.

- Chce pan powiedzieć... źle skończyło?

- Abd el-Mosulowi nie podobało się moje ostatnie

pytanie - wyznał arystokrata.

- O co go pan zapytał?

- Czy nie wpadł na trop ukrytego skarbu.

Komisarz zaniemówił.

- Ależ... Ależ... To jedyny temat, którego należało

unikać!

- Wprost przeciwnie, przyjacielu! Jak panu potwierdzi

nadinspektor, Abd el-Mosul ograniczał się do mało

konkretnych rozważań, a o niektórych podejrzanych za-

chował bezpieczne milczenie. Pozostało mi tylko jedno:

sprowokować go.

- I udało się panu?

background image

- Zobaczymy.

- Abd el-Mosul zareaguje gwałtownie!

- A moim zdaniem jego pozycja jest słaba. Odnoszę

nawet wrażenie, że czuje się zagrożony naszymi pytaniami.

Inaczej mówiąc, ma coś na sumieniu.

Komisarz opróżnił filiżankę kawy i bezwiednie prze-

żuwał fusy.

- Nic gorszego nie mogło się zdarzyć... Abd el-Mosul

stoi na czele prawdziwej siatki i nie pozostanie bezczynny!

Powinniście przestać się mu naprzykrzać. Tutaj jest górą.

- Proszę wybaczyć mój upór, ale uważam, że mamy

dobrą kartę.

- Jaką?

- Abd el-Mosul zaniepokoił się. Myśli, że mamy

informacje, które mogłyby mu zaszkodzić i będzie musiał

coś zrobić, żeby się ukryć. W jego wieku z pewnością nie

chce mu się walczyć z policją.

Egipcjanin odzyskał pewność siebie.

- Co pan proponuje?

- W miarę możliwości niech pan każe śledzić Abd

el-Mosula i proszę mi powiedzieć, jeśli wyjedzie lub jeśli się

będzie niecodziennie zachowywał.

- To raczej ryzykowne...

- Ma pan z pewnością kilku speców od śledzenia i kilku

dobrze rozstawionych tajniaków. Nie ma potrzeby

background image

zmieniać stałych dyspozycji, komisarzu, niech tylko będą w

pogotowiu.

Komisarz w odpowiedzi niewyraźnie mruknął.

- Chcielibyśmy przesłuchać doktora Qerry - dorzucił

lord Percival.

- O właśnie! Wszędzie go szukam! Wyszedł z hotelu i

nie ma go w Kairze. A ponieważ nie mam mu nic

konkretnego do zarzucenia, nie mogę rozesłać za nim listów

gończych po całym kraju.

- Jest jednak w kręgu podejrzanych! - zaprotestował

Dodson. - Powinien pan zrobić wszystko, żeby go odnaleźć.

- Dobrze, dobrze... Zajmę się tym. A propos, kazałem

uwolnić Abu. Od tej strony sprawa jest zamknięta.

W Starej Katarakcie prace postępowały w umiarko-

wanym tempie mimo ponaglających próśb biur podróży,

które chciały jak najszybciej wypuścić falę turystów

pragnących zamieszkać w tym prestiżowym hotelu.

Brytyjczycy zostali potraktowani szczególnie ciepło i z

prawdziwą satysfakcją zobaczyli Abu, który podszedł do

nich z tacą.

- Dyrekcja prosi panów o przyjęcie szklaneczki praw-

dziwej szkockiej whisky.

Morale Dodsona poszło w górę.

- Wasza dostojność - powiedział wysoki Nubijczyk,

pochylając się w stronę lorda Percivala. - Chcę panu

background image

podziękować za to, że się pan za mną wstawił. Musi pan

wiedzieć, że jestem pańskim dozgonnym dłużnikiem.

- Czy to nie największa radość, kiedy się patrzy, jak

prawda zwycięża?

- Poza tym, wasza dostojność, nie dopuścił pan do

gwałtownej śmierci.

- O czym pan mówi? - zapytał zaintrygowany Dodson.

- Gdyby nie pańska interwencja, moja babcia naj-

prawdopodobniej zabiłaby komisarza Abdel-Atifa.

- Czy może pan coś dla mnie zrobić, panie Abu?

- Oby Bóg pozwolił mi panu pomóc, wasza dostojność.

- Szukamy doktora Alana Qerry, tego dziwnego

osobnika w czerni. Być może wrócił do Kairu, a być może

jest jeszcze gdzieś tutaj.

- Jeśli tak jest, będą panowie wkrótce wiedzieć.

W cieniu, w wygodnym fotelu ze szklanką whisky w

dłoni, nadinspektor rozkoszował się chwilą rzadkiej

przyjemności.

Na brzegu Nilu bawiły się dwa psy. Lord Percival

myślał o Abercrombiem. Przez telefon dowiedział się, że z

powodu nieobecności pana pies padł ofiarą lekkiej depresji,

którą majordomus leczył podwójną porcją koziego sera i

befsztyku oraz codzienną wizytą u lady Ofelii. Jej słodycz

łagodziła smutek czarnego psa.

Czy tu, w Asuanie, można sobie wyobrazić istnienie

background image

zbrodni? Słońce, Nil, palmy i pustynia utworzyły raj na

ziemi, gdzie najbardziej zagubiona dusza mogłaby znaleźć

odpoczynek.

Któż nie miałby ochoty zostawić tu swoich bagaży,

marzyć o tysiącu istnień i zwierzać się bogom i boginiom,

które, mimo zasłon islamu, pozostawały obecne w sercu

skał i w prądzie rzeki?

- Czy mogę panu przeszkodzić, wasza dostojność?

- Bardzo proszę, panie Abu.

- Doktor Qerry nie opuścił Asuanu.

- Gdzie się ukrył?

- W miejscu raczej niezwykłym, wasza dostojność.

Myślał z pewnością, że nikt go nie zauważy, ale oczy są

wszędzie, nawet na bezludnej pustyni. Jeśli pan chce,

zaprowadzę pana.

Wieczorną ciszę przerwał świst. Abu chwycił Szkota i

pociągnął do tyłu, ale lord poczuł pieczenie w prawym

przedramieniu.

Strzała, która go drasnęła, zakończyła lot na przy-

brzeżnym kamieniu.

- Wasza dostojność, jest pan ranny?

- Lekko... Myślę, że uratował mi pan życie, Abu.

Przynajmniej...

Lord Percival zabrał strzałę: czy jej grot nie został

umoczony w truciźnie?

background image

ROZDZIAŁ XXVI

Dodson chodził tam i z powrotem przed pokojem lorda

Percivala. Abu stał w bezruchu ze skrzyżowanymi

ramionami i oczami utkwionymi w jeden punkt.

- Co tam robią ci lekarze! - złościł się nadinspektor. -

Badają go już przeszło godzinę... I nadal żadnej diagnozy!

W głębi duszy Nubijczyk zastanawiał się, czy słynna

brytyjska samokontrola nie była mitem.

- W wypadku zatrucia - ciągnął Dodson - trzeba

natychmiast przewieźć lorda Percivala do szpitala spe-

cjalistycznego. Przecież nie możemy mu pozwolić tak po

prostu umrzeć!

Wreszcie drzwi do pokoju otworzyły się.

Trzej lekarze wyszli ze skupionymi twarzami i, roz-

mawiając, przepadli w korytarzu.

Pojawił się lord Percival. Dodson i Abu wstrzymali

oddech.

- Diagnoza jest bezlitosna - powiedział. - Rękaw

marynarki rzeczywiście został rozdarty. Co zaś się tyczy

reszty, mam tylko lekkie draśnięcie i ani śladu trucizny.

- Trzeba jak najszybciej odnaleźć sprawcę - stwierdził

Dodson. - Może ponowić atak.

- Inszallah, i wszystko w swoim czasie, nadinspektorze.

background image

Mamy pilniejsze sprawy.

Nadinspektor tęsknił za brzegami Nilu. Panował tam

nieznośny upał, ale lekki wiatr przynosił brytyjskiemu

turyście wyraźną ulgę.

Tu, na pustyni, wydawało się, że skały i piach

wzmagają jeszcze żar słońca. Abu odwiózł gości jeepem,

który, mimo iż można by było uważać go za antyk, zdołał

pokonać wszelkie przeszkody na egipskich drogach, od

wybojów po nieoczekiwane pochyłości.

Opuścili Asuan od strony południowej i wjechali w

dziwny pejzaż, na który składały się różnej wielkości bloki

skalne i połacie pustyni, najwyraźniej niechętne wszelkiej

obecności człowieka. Mimo to technika i przemysł wydały

walkę tym pustkowiom. Słupy wysokiego napięcia powoli

opanowywały królestwo demonów pustyni, które, według

tutejszych bajarzy, prędzej czy później wezmą za to odwet.

Jeep zatrzymał się.

Dodson wysiadł z trudnością.

- Jesteśmy w kopalni granitu należącej do faraonów -

powiedział Abu. - To właśnie stąd pochodziły bloki

używane przy wznoszeniu ich gigantycznych budowli.

- Czy długo będziemy musieli iść? - zaniepokoił się

nadintendent.

- Nie - odpowiedział Nubijczyk. - Doktor Qerry od

dwóch dni ukrywa się w szopie, którą widać o jakieś sto

background image

metrów stąd.

Trzej mężczyźni powoli szli w kierunku baraku skle-

conego z desek, którego drzwi byty zamknięte.

- Doktorze Qerry - powiedział spokojnie Szkot -

chcemy z panem porozmawiać.

Wewnątrz baraku coś się poruszyło. Do szpary przy-

warło oko.

- Jestem lord Percival Kilvanock, a to nadinspektor

Dodson. Czy może pan otworzyć drzwi?

Zapytany ani drgnął.

- Pozwoli pan, że ja się tym zajmę, wasza dostojność?

Arystokrata skinął głową.

Nubijski siłacz wyjął z zawiasów drzwi baraku i po-

łożył je na podłodze.

Wewnątrz siedział skulony niewysoki mężczyzna

ubrany na czarno, zakrywający twarz rękami w rękawi-

czkach.

- Wynoście się stąd, natychmiast!

- Nie ma się pan czego obawiać, doktorze.

- Co pan o tym wie? Ukrywam się, ponieważ grozi mi

śmiertelne niebezpieczeństwo!

- Wasza dostojność, czy życzy pan sobie, żebym wziął

doktora i wsadził go do jeepa?

- Niech ten potwór mnie nie dotyka! - ryknął Alan

Qerry.

background image

- Jeśli chce pan uniknąć jego interwencji - zasugerował

lord Percival - powinien pan wstać i pójść z nami, żebyśmy

mogli spokojnie porozmawiać.

- Mówię wam, że ktoś chce mnie zabić! Jeśli stąd

wyjdę, zastrzeli mnie strzelec wyborowy lub fanatyk

uzbrojony w nóż ugodzi mnie w plecy. Nie mam sobie nic

do zarzucenia i nie chcę być kolejną ofiarą!

- Jest nas trzech, doktorze, i obronimy pana. Chodźmy

do nie skończonego obelisku. Są tam już turyści, będziemy

bezpieczni.

- Zostaję tutaj i nie chcę z wami rozmawiać.

- Szkoda, doktorze Qerry, ponieważ komisarz

Ab-del-Atif wszędzie pana szuka i ma zamiar oskarżyć

pana o dokonanie zabójstwa.

Alan Qerry zerwał się na równe nogi.

- Mnie? A to głupiec!

Specjalista od mumii miał orli nos, wystające kości

policzkowe i bardzo wąskie wargi, a na policzkach

kilkudniowy zarost.

Qerry uderzył się w pierś.

- Jestem niewinny, absolutnie niewinny, ale wiem

wszystko! A ponieważ wiem wszystko, zabiją mnie!

Głos Alana Qerry byt równie dziwny, jak jego zacho-

wanie. Wysoki, to znów niski, nieustannie wznosił się i opa-

dał.

background image

- Jesteśmy tu, aby panu pomóc - potwierdził lord

Percival. - Jeśli zgodzi się pan wyjaśnić swoje zachowanie i

wskaże mordercę Howarda Langtona, wyjdzie pan z tej

historii bez szwanku.

Alan Qerry patrzył na Szkota spod oka, z najwyższą

nieufnością.

- Może mi pan przysiąc?

- Ma pan moje słowo, doktorze.

- I nie wtrąci mnie pan do więzienia?

- Nie ma o tym mowy.

- Czy idąc tutaj, zauważyli panowie jakichś podej-

rzanych osobników?

- Nikogo. Nasz przyjaciel Abu doskonale zna okolicę i

dzięki niemu zapewnimy panu ochronę.

- Proszę podejść, milordzie.

Doktor Qerry powiedział coś arystokracie na ucho.

- Widziałem go w Starej Katarakcie... to Nubijczyk, a

ja nie lubię Nubijczyków. To kłamcy i gwałtownicy. Boję

się ich. Czy jest go pan pewien?

- Mamy dowód, że Abu nie odegrał żadnej roli w

morderstwie Howarda Langtona.

- Znaczący dowód?

- Znaczący.

Doktor Qerry zamyślił się.

- Dobrze... Chciałbym panom wierzyć. Niech ten Abu

background image

idzie przed nami. Pan i pański kolega będziecie szli po

bokach.

Tak zrobili.

Dodson zobaczył niezwykłe miejsce: w skale tkwił

uwięziony gigantyczny obelisk, który po postawieniu

mierzyłby czterdzieści sześć metrów wysokości i ważył by

nie mniej niż tysiąc dwieście ton. Byłby więc najwyższym,

jaki kiedykolwiek wznieśli starożytni Egipcjanie, ale

pozostał w kopalni, ponieważ z powodu trzęsienia ziemi

pękł. Budowniczowie porzucili więc gigantyczny kamień,

martwy jeszcze przed narodzinami.

Czwórka mężczyzn niewielkimi schodami wspięła się

na obelisk i szła po kolosalnym granitowym cielsku

dożywającym wieczności pod słońcem Asuanu. Wyraźnie

zdenerwowany doktor Qerry nie przestawał się rozglądać.

- Dlaczego jest pan taki niespokojny? - zapytał lord

Percival.

- Ponieważ wiem wszystko o morderstwie Howarda

Langtona.

background image

ROZDZIAŁ XXVII

- Mówi pan poważnie, doktorze Qerry? - spytał Angus

Dodson.

- Jestem naukowcem, nadinspektorze, i nie mam

zwyczaju mówić byle czego. Jeśli mówię, że wiem wszystko,

to dlatego, że tak jest. Również dlatego moje życie jest w

poważnym niebezpieczeństwie.

- Powinniśmy usiąść - zaproponował lord Percival.

Dodson i Qerry usiedli na brzegu obelisku z nogami

wiszącymi w powietrzu. Abu, ze skrzyżowanymi ramio-

nami, stał, śledząc wzrokiem okolicę. Arystokrata zwrócił

się do medyka:

- Doktorze Qerry, przypuszczam, że znał pan dobrze

Howarda Langtona.

- Myli się pan! Zetknąłem się z nim tylko raz, na

oficjalnym przyjęciu w Kairze, tuż po jego przybyciu do

Egiptu. W każdym razie nie było powodu, żebyśmy się

spotykali, ponieważ każdy z nas pracował w swojej

dziedzinie, a nasza działalność w żaden sposób się nie

pokrywała.

- Czy Langton był naukowcem wysokiej klasy?

- Został mianowany na stanowisko dyrektora, to

wszystko, co wiem.

background image

- Kto panu powiedział, że został zamordowany?

Na twarzy Alana Qerry malowało się zdziwienie.

- Ależ... to przecież jasne! Stanął na czele brytyjskich

archeologów w Egipcie i zniknął! A więc został

zamordowany.

- Z jakiego powodu, doktorze?

- Ponieważ wszyscy go nienawidzili.

- Czy określenie “wszyscy" obejmuje Abd el-Mosula?

- Nie... On nie jest egiptologiem, lecz potomkiem

rabusiów. Sam pewnie uczestniczył w kilku niewielkich

kradzieżach, ale już dawno tego zaniechał i cieszy się

spokojną starością. “Wszyscy" oznacza egiptologów!

- Również Stevena Faxmore'a?

- Faxmore chciał położyć łapę na wszystkich wyko-

paliskach! Zamierzał opanować cały Egipt, a tu nagle

przyjeżdża Langton! Nietrudno wyciągnąć wniosek.

Przedtem jego śmiertelnym wrogiem była Francuzka

Abletout. Przez lata prowadzili cichą wojnę, nie cofając się

przed ciosami poniżej pasa. Ponieważ specjalnością

Faxmore'a jest wiedzieć wszystko o wszystkich, wyko-

rzystuje najmniejsze potknięcia. Ale Francuzka nie ustą-

piła mu piędzi ziemi i aż do tej pory był to w pewnym sensie

mecz remisowy. Każde z nich zajęło określoną pozycję i w

końcu zadowolili się obroną swoich terenów. Przyjazd

Langtona całkowicie odmienił sytuację. Korzystniejsze

background image

było zjednoczenie niż walka, oraz połączenie sił,

przynajmniej na jakiś czas, aby wyeliminować nie-

bezpiecznego przeciwnika.

- Pan mnie zadziwia, doktorze; pani Abletout wydaje

się osobą miłą i uprzejmą.

- Ona miła i uprzejma? Widać, że pan jej dobrze nie

zna. To najgorsza zaraza. Ile karier zdusiła, ile powołań

złamała, ile cudzych odkryć wpisała na swój rachunek!

Najokrutniejsza tygrysica dobrze by zrobiła, uciekając

przed nią. Nieszczęsny Langton nie miał czasu, by

uświadomić sobie grożące mu niebezpieczeństwo.

- Langton miał przynajmniej sojuszniczkę, Domenikę

Strauss.

- Nienawidzę jej! Dlaczego interesuje się mumiami?

Powinna ograniczyć się tylko do swojej specjalizacji,

zamiast mieszać się do cudzych spraw! Ona wcale nie

kochała Langtona, zajmowała ją jedynie własna kariera.

A kiedy poproszono ją o pomoc, aby ostatecznie

pozbyć się intruza, zrobiła to bez najmniejszych

skrupułów.

- Jeśli dobrze rozumiem - przerwał Angus Dodson -

stawia pan tezę o spisku zawiązanym przeciwko

Howardowi Langtonowi.

- To oczywiste, nadinspektorze! A wśród spiskowców

był również Villabert Glotoni, ten Francuz, na pozór

background image

lekkomyślny, którego niekompetencja rzuca się w oczy, a

który jest jednocześnie kolekcjonerem broni.

- Jaką broń zbiera najchętniej?

- Afrykańskie sztylety i zatrute strzały. Ale nic

panowie u niego nie znajdą. Zaraz po morderstwie sprzedał

wszystko na bazarze. W wypadku rewizji będzie czysty jak

śnieg.

- Skąd pan wie o istnieniu tej kolekcji?

- Pokazał mi ją! Tylko dla mnie zarezerwował ten

przywilej, wiedząc, że jestem człowiekiem dyskretnym i

małomównym. Ale zostało popełnione morderstwo... więc

nie mogę milczeć.

- Mimo to - zauważył lord Percival - Glotoni nie miał

powodu, by bać się Howarda Langtona.

- Proszę w to nie wierzyć! Chodziły słuchy, że Langton

miał zamiar zaprowadzić porządek na wszystkich terenach

wykopaliskowych i usunąć nierobów i parszywe owce...

Zasłona dymna otaczająca Glotoniego zostałaby wkrótce

rozwiana! Inni także mieli pójść do odstrzału, na przykład

inspektor do spraw starożytności Ahmed al-Fostat.

- Co pan mu zarzuca?

- W ogóle nie zna się na egiptologii i kupił swoje

stanowisko, aby móc prowadzić działalność przynoszącą o

wiele większe korzyści niż nadzorowanie terenów

wykopaliskowych. Mam na myśli kradzież. Raz o mały

background image

włos złapano by go za rękę, ale przekupił sędziów i nie

został skazany. Oczywiście robi to nadal, tyle że stara się

kraść przedmioty drobne, za to dużej wartości. Ponieważ

al-Fostat jest wystarczająco zręczny, aby nie zostawiać

śladów, działa zupełnie bezkarnie.

- Wszystkie te osoby zebrały się wówczas w Starej

Katarakcie, aby zadecydować o usunięciu Howarda Lang-

tona?

- To właśnie odkryłem, milordzie, i dlatego chcą mnie

teraz usunąć, żebym milczał!

- No to przegrali - ocenił Dodson - ponieważ miał pan

czas, aby nas o tym poinformować.

Zdawszy sobie nagle sprawę z tej nowej sytuacji, Alan

Qerry podrapał się w ucho.

- I... będziecie interweniować?

- Oczywiście. Dlatego jest pan teraz poza zasięgiem

wrogów.

- Ach tak...

- Dlaczego był pan w Starej Katarakcie w dniu

morderstwa, doktorze Qerry?

- Czysty przypadek... Lepiej by było, gdybym się

znalazł gdzie indziej!

- Otóż nie, ponieważ pańska obecność pozwoli nam

ująć sprawcę.

- Patrząc na to z tego punktu widzenia... Wracam do

background image

Kairu. Czekają na mnie moje mumie.

background image

ROZDZIAŁ XXVIII

“Zwyciężczyni", “matka świata": taki był Kair, któ-

rego widok oszołomił Angusa Dodsona. To oczywiste, że w

godzinach szczytu w londyńskim City panował ruch, ale w

porównaniu z rwącym potokiem poruszającym niemal

bezustannie sercem stolicy współczesnego Egiptu była to

tylko spokojna rzeka.

Samodzielna jazda byłaby szaleństwem. Jedyne roz-

wiązanie to zdanie się na taksówkarza, z nadzieją, że jego

samochód będzie wyposażony w hamulce. Ponieważ do

narodowych sportów należało wpadanie na pieszych

usiłujących pokonać potok samochodów, niektórzy kie-

rowcy upodobali sobie pedał gazu. Rollsy i mercedesy

mieszały się z ledwo identyfikowalnymi przedmiotami

jeżdżącymi, a to bogato ozdobionymi talizmanami i

amuletami, a to pozbawionymi jednych lub dwojga drzwi, a

nawet dźwigni zmiany biegów.

Autobusy

były

oczywiście

niedostępne

dla

Europejczyka. Po pierwsze, nie umiałby zgadnąć, dokąd

jadą, po drugie zaś, nie był dość zręczny, by doczepić się do

ludzi oblepiających szczelnie wypełniony po brzegi pojazd i

uczepionych wszystkiego, co tylko wystawało na zewnątrz.

Kiedy jakiś kairski autobus wpadał do Nilu, liczba

background image

ofiar była znaczna.

Nadinspektor zamknął oczy.

Taksówka o włos minęła osła ciągnącego wózek siana,

na którym siedziało dziesięcioro rozbawionych dzieciaków.

Lord Percival zwrócił się do kierowcy:

- Powiedz mi, przyjacielu, czy jest pan pewien, że

dobrze pan jedzie?

- Jedziemy, profesorze, jedziemy. Ale nie trzeba się

spieszyć.

- Jeśli chce pan dostać przyzwoity napiwek, lepiej

niech pan zawróci, pojedzie wzdłuż brzegu w kierunku

Muzeum Egipskiego, a następnie skręci w ulicę

Champolliona. Tam wskażę panu dalszą drogę.

Kierowca taksówki nie odważył się już więcej dys-

kutować. Po raz pierwszy trafił na turystę, który tak

znakomicie orientował się w egipskiej stolicy.

Kiedy taksówka zwolniła, Dodson otworzył oczy i

zobaczył barwny korowód zachwycających dziewcząt

ubranych po europejsku, zakwefionych kobiet, mężczyzn w

dżellabach lub wyrafinowanych strojach, biegających

podrostków, obnośnych sprzedawców, którzy proponowali

herbatę i krokiety warzywne.

Pęknięta rura kanalizacyjna spowodowała monstrual-

ny korek. Taksówkarz ominął go, jadąc po chodniku,

potem pod prąd i przejeżdżając na czerwonym świetle,

background image

które nigdy nie zmieniało się na zielone.

Samochód zahamował, wbijając się kołami w chodnik.

- Proszę bardzo, profesorze. Może pan być ze mnie

zadowolony.

Lord Percival hojnie zapłacił za kurs i poprosił

kierowcę, żeby na nich zaczekał. Wydawało się, że silnik

samochodu pociągnie do wieczora.

Przed wejściem do budynku Szkot podniósł głowę.

- Na co pan patrzy? - zapytał nadinspektor.

- Są w Kairze domy zwane nagłą śmiercią. Pierwotny

projekt przewidywał trzy lub cztery kondygnacje, a kon-

strukcja liczy ponad dziesięć. Byle trzęsienie ziemi, a cały

budynek wali się jak domek z kart. Ten jest wystarczająco

stary, żeby trzymać się jeszcze jakiś czas.

W progu stał starszy strażnik.

- Pan prezes kogoś szuka?

- Pana Mohameda Rashida.

Strażnik dyskretnie wyciągnął rękę i lord Percival

wsunął do niej banknot wartości jednego funta egipskiego.

- Drugie piętro, drzwi na prawo. Proszę nie jechać

windą, często się psuje.

Zielona farba łuszczyła się ze ścian. Arystokrata

zadzwonił do drzwi z wizytówką “Mohamed Rashid,

dyrektor".

Otworzył młody mężczyzna w białej koszuli, pod

background image

krawatem.

- Pokój wam.

- Pokój panu i miłosierdzie Allaha i jego błogosła-

wieństwo - odpowiedział lord Percival. - Czy pan dyrektor

przyjmuje?

- Zobaczę. Proszę usiąść i poczekać.

Rozpoczęła się próba sił. Oczekiwanie mogło trwać

pięć minut, ale także pięć godzin.

- To może być niepotrzebne - prorokował pesymi-

stycznie Dodson. - Zastanawiam się, czy nie zrobilibyśmy

lepiej, gdybyśmy przycisnęli tego doktora Qerry, który

wydaje się dość niezrównoważony umysłowo.

- Chyba że jest znakomitym aktorem. Młody

mężczyzna znów się pojawił.

- Pan dyrektor pyta, czy ma pan wizytówkę.

- Oczywiście - odpowiedział lord Percival, podając

gęsto zapisany kartonik.

Pół minuty później drzwi biura stały przed nimi

otworem. Arystokrata nie zdradził Dodsonowi, że wybrał

wizytówkę, którą pokazywał rzadko, ponieważ wypisane

były na niej imiona jego wszystkich szlacheckich

przodków.

Mohamed Rashid był człowiekiem szczęśliwym, pro-

miennym i łakomym. Ważył sto dziesięć kilogramów i

przepadał za wybornymi, niestety nieco tłustymi ciastkami.

background image

- Jestem nadzwyczaj szczęśliwy, że mogę gościć tak

wybitne osobistości.

- Cały zaszczyt po naszej stronie - powiedział Szkot. -

Pańska sława wykracza poza granice pańskiego kraju.

- Naprawdę?

- Firma, która nas zatrudnia, uważa pana za jednego z

najbardziej błyskotliwych egipskich przemysłowców... ale

nie pochwala pańskiej współpracy ze Scottish Brewer, z

którym bezpośrednio konkurujemy.

- Ach... To niezręczna sytuacja.

- Bardzo niezręczna, przyznaję, ale nie tracimy na-

dziei, że wejdziemy na rynek egipski.... Należałoby tylko

unieważnić stare kontrakty i zobaczyć, jak moglibyśmy

sporządzić nowy plan z pańskim udziałem.

- Nie mam nic przeciwko temu - powiedział Egipcjanin

- ale jestem związany z doradcą technicznym, z którym

Scottish Brewer współpracuje bliżej niż z innymi. A nie

będzie łatwo obejść jego zgodę...

- Możemy próbować go przekonać, bez pańskiego

udziału oczywiście. Jeśli się nam nie uda, będzie pan nadal

pracować z naszym konkurentem. Jeśli zaś się powiedzie,

podniesiemy w sposób istotny pańskie wynagrodzenie.

Oczy dyrektora rozbłysły.

- To dobrze... bardzo dobrze. Mój doradca techniczny

nazywa się Andrew Johnson i mieszka przy Sharia el-Din.

background image

ROZDZIAŁ XXIX

Znalezienie Sharia el-Din nie było łatwe. Z powodu

ciągłego i gwałtownego wzrostu liczby ludności żaden

kairczyk nie znał już wszystkich ulic w mieście.

Na szczęście taksówkarz znał byłego strażnika bu-

dynku. Dla jego kuzyna, właściciela kawiarni, stolica nie

miała sekretów.

Rozmawiali długo przy wybornej herbacie miętowej,

ale konkluzja była jasna i ostateczna: Sharia el-Din to nowa

uliczka na przedmieściu, gdzie niedawno pobudowano

bloki.

Mimo dość dokładnych wskazówek kierowca wielo-

krotnie się gubił, zanim w końcu trafił na właściwą grupę

budynków.

Żaden blok nie był skończony. Wokół betonowych

fasad wznosiły się drewniane rusztowania i nikt nie

wiedział, kiedy robotnicy znów zabiorą się do pracy. Aby

uniknąć opłat za ukończenie budowy, inwestorom opłacało

się raczej pozostawić niektóre budynki w obecnym stanie.

- Jeśli trzeba pukać do drzwi każdego mieszkania, nie

wyjdziemy stąd przed miesiącem! - stwierdził Dodson.

- Potrzebujemy informatorów.

Lord Percival podszedł do zamiatacza przesuwającego

background image

dostojnym i bardzo powolnym ruchem kupkę śmieci, które

wiatr nieustannie zwiewał w to samo miejsce.

- Szukam Andrew Johnsona. Mieszka w jednym z tych

domów.

Zamiatacz uśmiechnął się.

- Pochodzę z Południa i znam tylko członków mojej

rodziny. Ale mogę ci polecić kolegę.

Suty napiwek umożliwił Szkotowi spotkanie z rzeczo-

nym kolegą, wyraźnie stojącym wyżej w hierarchii, ponie-

waż za skromną opłatą pilnował samochodów z dzielnicy.

- Andrew Johnson? Tak, mieszka tutaj. Na parterze

ostatniego bloku. Teraz go nie ma.

- Czy często tu przychodzi?

- Nie, nie często. I z nikim nie rozmawia.

Mimo kolejnego napiwku arystokracie nie udało się

dowiedzieć niczego więcej.

Na drzwiach mieszkania należącego do Andrewa

Johnsona wisiała tabliczka z napisem: “A.J., Ltd." w al-

fabecie łacińskim i arabskim.

Stróż porządku śledził Brytyjczyków kątem oka.

- Johnson to nasz przyjaciel - powiedział Dodson. -

Prosił, żebyśmy poczekali w środku.

- Czy macie klucze?

- Oczywiście.

Mimo iż z solidnego angielskiego pnia, nadinspektor

background image

Angus Dodson od wczesnej młodości używał jednego z

najbardziej legendarnych wynalazków ludzkiego umysłu:

prawdziwego szwajcarskiego noża. Tym narzędziem był w

stanie naprawić każdą maszynę, otworzyć każdą butelkę i

każde drzwi.

Ostatni napiwek rozwiał nieufność dozorcy. Grunt to

nie wtrącać się do spraw obcokrajowców.

Dodson znalazł włącznik.

Duża żarówka oświetliła garaż przerobiony na pra-

cownię. Stoły stolarskie, metalowe kuwety, różnej wielkości

naczynia, miedziane alembiki.

Nadinspektor uczynił kilka kroków, aby zbadać to

osobliwe królestwo.

- Jeśli się nie mylę, to jest mały browar! Lord Percival

otworzył jutowy worek i skosztował znajdującego się w nim

produktu.

- Ma pan rację, mój drogi Dodsonie. A oto i surowiec:

jęczmień.

Na etażerce zobaczyli kolekcję dzieł egiptologicznych

poświęconych

skarbom

odkrytym

w

grobowcu

Tutanchamona. Szkot przekartkował je i znalazł teczkę z

fotografiami.

Przedstawiały stare ceglane konstrukcje, zawierające

resztki pieca i małe pomieszczenia, gdzie przechowywano

dzbany.

background image

- O co tu chodzi?

- Coś mi świta, nadinspektorze, ale trzeba to sprawdzić

na miejscu.

Inna teczka zawierała rysunki ze scenami przedsta-

wianymi na ścianach egipskich grobowców i liczne teksty

hieroglificzne.

- Co tu jest napisane?

- Nie jestem w stanie odczytać dokładnie, ale jedno

słowo stale się przewija: henket, co znaczy piwo.

- Ale po co by urządzano nielegalny browar na

przedmieściu Kairu?

W szafie znajdowały się liczne mikroskopy, niektóre

bardzo precyzyjne, oraz probówki zawierające barwne

płyny.

- Ten Andrew Johnson prowadzi doświadczenia. Ale

czego tak naprawdę szuka?

- Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję go o to

zapytać.

- Zamierza pan spędzić tutaj noc, milordzie?

- Obawiam się, że tak. A jeśli Johnson nie wróci, trzeba

będzie uzbroić się w cierpliwość. Nikt nie pomoże nam go

odnaleźć, a jest on być może najważniejszym ogniwem

łańcucha, który doprowadzi nas do prawdy.

Dodson zmarkotniał. Już widział siebie, jak spędza

wiele dni i nocy w tym nieprzytulnym pomieszczeniu.

background image

Mimo dokładnej rewizji nie znaleźli ani jednej butelki

piwa.

Dla otuchy Dodson rozmyślał o swoim nowoczesnym

biurze, gdzie miał do dyspozycji wszystkie naukowe

techniki policyjne. Dzięki nim morderca Langtona nie

pozostawałby długo w ukryciu.

Tuż przed północą ktoś włożył klucz do zamka.

Dodson natychmiast oprzytomniał. Lord Percival skoczył

do drzwi wejściowych, które powoli się otworzyły.

Do warsztatu wszedł mężczyzna i zapalił światło.

- Dobry wieczór, panie Johnson.

Przerażony mężczyzna popatrzył na Szkota, następnie

na nadinspektora. Kiedy usiłował uciec, ten ostatni

schwycił go za rękaw i przyparł do ściany.

Dodson przyglądał mu się surowo.

- Dlaczego każe pan nazywać się Andrew Johnson,

doktorze Qerry?

background image

ROZDZIAŁ XXX

Doktor Alan Qerry tym razem ubrany był w niebieski

kombinezon i brązową koszulę.

- Ale... co panowie tutaj robią?

- Jesteśmy na tropie mordercy Howarda Langtona i

jest możliwe, że właśnie dotarliśmy do winnego.

Specjalista od mumii, przyparty do muru silnym

ramieniem Dodsona, na próżno się wyrywał.

- Jesteście w błędzie... Jestem niewinny, całkowicie

niewinny!

- W takim razie proszę się wytłumaczyć - zażądał lord

Percival.

- Co chcecie, żebym wam powiedział?

- Wynajmuje pan to mieszkanie pod fałszywym na-

zwiskiem i warzy pan tutaj nielegalnie piwo. Przypusz-

czam, że Howard Langton odkrył pańską pokątną dzia-

łalność i miał zamiar zamknąć to pseudonaukowe labo-

ratorium.

- Nie, absolutnie nie! Mylicie się! W tej sprawie jestem

tylko skromnym pośrednikiem. Przyszedłem tu dziś

wieczór, aby się upewnić, że wszystko jest w porządku i

trochę tu ogarnąć... Te urządzenia, fiolki, całe to

eksperymentowanie... Nie mam z tym nic wspólnego!

background image

Dodson poczerwieniał.

- Niech pan przestanie mydlić nam oczy!

- Na głowę Jej Królewskiej Wysokości, przysięgam, że

mówię prawdę. Jestem tylko pośrednikiem i pracuję dla

kogoś, kto potrzebuje tego pomieszczenia i nie chce się

ujawniać.

- Kto to jest?

- Honor i uczciwość nie pozwalają mi podać jego

nazwiska. Obiecałem, że nie powiem, niezależnie od

okoliczności.

Jedynie fakt przynależności do Scotland Yardu, co

wymagało przestrzegania pewnych zasad, nie pozwolił

Dodsonowi przejść do rozwiązań ekstremalnych.

- Dobrze - zgodził się lord Percival. - Więcej nie

będziemy pana nachodzić.

Nadinspektor był zaskoczony, ale Szkot podtrzymał

swoją decyzję.

- Widziałem wystarczająco dużo, doktorze. Proszę

dobrze posprzątać lokal, dobrze mu to zrobi. I proszę

pozdrowić ode mnie prawdziwego właściciela.

W taksówce jadącej w stronę Gizy Angus Dodson

wybuchnął:

- Ten Qerry co otworzy usta, to skłamie.

- Mniej więcej, nadinspektorze.

- Był w naszych rękach, należało zmusić go, żeby

background image

powiedział wszystko, co wie!

- Musi pan odpocząć. U stóp piramid jest wspaniały

hotel Mena House, gdzie przeniesie się pan we śnie do

złotego wieku Starego Państwa. A kiedy o świcie otworzy

pan okno swojego pokoju, sen będzie trwał nadal: ujrzy

pan wielką piramidę faraona Cheopsa - to niezrównane

arcydzieło zniszczone przez czas.

- A więc nie wierzy pan w winę doktora Qerry?

- Tyle osób kłamie w tej sprawie... która z nich

posunęła się do morderstwa? Oto jedyne ważne pytanie.

Przez moment Dodson przestał rozumieć metodę,

którą posługiwał się Szkot. W tej samej chwili, kiedy

wydawało się, że prawda jest na wyciągnięcie ręki, lord

Percival oddalił się od niej i obrał inną drogę dla czystej

tylko przyjemności włóczęgi.

- Gdyby się to zdarzyło w Anglii - powiedział

nadinspektor - zaaresztowałbym Qerry'ego i wziąłbym go

w krzyżowy ogień pytań. Twierdził, że wie wszystko o

morderstwie Howarda Langtona, a jego zachowanie

dowodzi, że jest w to w jakimś stopniu zamieszany.

- Proszę sobie przypomnieć, nadinspektorze: sztylet,

którym zabito Langtona, notatkę sporządzoną ręką ofiary,

kołnierzyk koszuli przesiąknięty zapachem, rozdział VI z

Księgi umarłych, małą amforę przechowywaną przez

Langtona... Czy wszystkie te ślady nie układają się w jasny

background image

obraz, który skrywa jeszcze główny motyw, ale którego

kontury zaczynają się już pojawiać?

- To nie jest takie proste... Czy czasem ktoś nie stara

się zamydlić nam oczu?

- Dokładnie tak, mój drogi Dodsonie. Przede wszy-

stkim nie spieszmy się. Prawda jest być może na wy-

ciągnięcie ręki, ale jeśli pomylimy obiekt, może się

wymknąć.

W świetle pełni księżyca odcinał się ogromny, do-

skonały trójkąt. Wielka piramida, ucieleśnienie wieczności,

jaśniała w mroku.

Dodson był zasapany.

Mimo ran, jakie zadali jej arabscy zdobywcy, pozba-

wiając piaskowcowych bloków stanowiących jej ozdobę,

gigantyczna piramida faraona Cheopsa nadal panowała na

płaskowyżu w Gizie, głosząc zwycięstwo Egiptu faraonów

nad śmiercią.

Lord Percival uprzedzał Dodsona, ale wrażenie było

niezapomniane: otworzyć okno na jeden z ocalałych

siedmiu cudów świata - to prawdziwa przyjemność.

Nadinspektor przez kilka minut stał jak skamieniały,

niezdolny oderwać wzroku od ogromnej piramidy,

kamiennego ucieleśnienia promienia pierwotnego światła.

Kiedy odnalazł arystokratę w jadalni Mena House, był

background image

tym jeszcze mocno poruszony. Bekon, jajecznica i zielony

groszek z miętą sprowadziły go na ziemię.

- Proponuję zwiedzanie dużej piramidy, nadinspekto-

rze, później umówimy się na małą wycieczkę do Średniego

Egiptu. Zobaczy pan, krajobraz jest tam cudowny.

Kiedy weszła do sali restauracyjnej, Dodson przerwał

jedzenie.

- Ależ... To Domenica Strauss! Niemiecka egiptolog

zauważyła mężczyzn i podeszła do nich.

-

Dobry wieczór panom. Zwiedzają panowie

piramidy?

- Tak - odparł lord Percival. - Jak nie poddać się magii

tego miejsca?

- Czyżby śledztwo się skończyło?

- Robimy co w naszej mocy, ale droga prowadząca do

prawdy jest czasem kręta. A pani, czy próbuje pani uwolnić

się od okropnego dramatu, który pani przeżyła?

- Ponowne ujrzenie piramid to silne antidotum na

cierpienie. Nie znam skuteczniejszego. Tutaj wszystko

wydaje się efemeryczne i ulotne. Spędzając dzień na

płaskowyżu w Gizie, mam wrażenie, że jestem naprawdę

wierna pamięci Howarda. Proszę mi wybaczyć... Tak

bardzo potrzebuję ciszy.

background image

ROZDZIAŁ XXXI

- Nic tu nie ma, milordzie! - zawołał Angus Dodson na

widok Tall al-Amarina w Środkowym Egipcie.

- Prawie nic - poprawił arystokrata.

Tu było Miasto Słońca, stolica faraona Echnatona i

jego królewskiej małżonki Neferetiti.

Przeciętnego turystę rzeczywiście spotykał tu silny

zawód. Spodziewał się, że zobaczy wspaniały pałac

mieniący się dekoracjami, wielką świątynię, w której

Echnaton i Neferetiti składali ofiary Słońcu, z główną aleją,

gdzie królewska para jeździła w rydwanie podziwiana

przez lud. Wszystko to jednak zniknęło. Pozostała jedynie

rozległa, trochę nijaka równina ciągnąca się wzdłuż Nilu,

zamknięta falezą, w której wykuto groby dla szlachetnie

urodzonych dworzan Echnatona. Były puste, ponieważ po

śmierci faraona wszyscy egipscy urzędnicy powrócili do

Teb, poprzedniej stolicy i miasta boga Amona, które

Echnaton opuścił.

Angus Dodson odniósł jednak korzyść z niezwykłej

wycieczki, ponieważ Szkot pokazał mu widoczne na ziemi

ślady

nieistniejących

budowli.

Nadinspektor

zrekonstruował w wyobraźni królewską wolierę pełną

egzotycznych ptaków, pokoje władcy połączone z pałacem

background image

kładką wiszącą nad główną ulicą miasta, siedzibę

ministerstwa

spraw

zagranicznych,

bogate

domy

arystokracji otoczone wspaniałymi ogrodami i upiększone

basenem. W ten sposób za sprawą kilku ceglanych

murków,

jeszcze

widocznych

planów

i

scen

przedstawionych w grobowcach ożył cały nieistniejący

świat.

W oddali dostrzegli tuman pyłu.

- Jakiś jeździec zbliża się w naszą stronę - stwierdził

nadintendent.

Mężczyzna spiął konia o kilka metrów od śledczych,

którzy zmuszeni byli zamknąć oczy, aby nie dostały się do

nich drobiny piasku.

- Nie macie prawa przebywać tutaj! - wrzasnął

inspektor Ahmed al-Fostat.

- Pokój z panem - powiedział arystokrata.

- Nie czas na formułki grzecznościowe, milordzie.

Znajdujecie się w strefie archeologicznej zamkniętej dla

turystów, co podlega surowej karze. Tym razem puszczę to

w niepamięć, ale macie się stąd natychmiast wynieść!

- Wydaje mi się, że sprawuje pan władzę nad dys-

tryktem asuańskim, panie al-Fostat, a my jesteśmy daleko.

Inspektor do spraw starożytności uśmiechnął się zło-

śliwie.

- Niech pan nie próbuje dyskutować, powołując się na

background image

przepisy administracyjne, które znam lepiej od pana. Jeżeli

będzie pan się upierać przy swoim, wypiszę wam mandat.

- Jesteśmy upoważnieni do prowadzenia śledztwa -

przypomniał Dodson. - Czy w związku z tym zechciałby mi

pan powiedzieć, co pan robi w Tali al-Amarinie?

- Proszę nie zmieniać tematu! Przekroczyliście granice

prawa i poniesiecie konsekwencje tego czynu!

Lord Percival pokazał dokument w języku arabskim

ze swoją fotografią, ozdobiony tuzinem pieczęci.

- Czy wystarczy panu zezwolenie na odwiedzenie

wszystkich stanowisk archeologicznych w Egipcie, wy-

stawione osobiście przez dyrektora Służby Starożytności?

Egipcjanin zsiadł z konia i obejrzał dokument.

- Czyżby pan znał dyrektora Służby?

- To jeden z moich starych przyjaciół.

- Proszę mi wybaczyć. Wykonywałem tylko swoje

obowiązki. Brak czujności z naszej strony sprawia, że

nieświadomi turyści codziennie niszczą cenne zabytki,

których nie potrafią zidentyfikować. Oczywiście byłbym

zobowiązany, gdyby mógł pan puścić w niepamięć ten

incydent i nie wspominać o nim dyrektorowi.

- Na razie, panie al-Fostat, zechce pan odpowiedzieć na

moje pytanie: co pan tutaj robi?

- Wypełniam rutynowe zadanie... Kolega poprosił

mnie, żebym go zastąpił przez dwa-trzy dni i zrobił

background image

inspekcję tego stanowiska. Sam pojechał z wizytą do

rodziny mieszkającej w delcie Nilu.

- Kiedy wraca pan do Asuanu?

- Dziś wieczór. A... pan?

- Zrobimy sobie małą wycieczkę

- Czy śledztwo już się zakończyło?

- Jeszcze trwa, panie al-Fostat, i nie tracimy nadziei, że

dotrzemy do prawdy.

- Tym lepiej, tym lepiej. Jeżeli po powrocie do Asuanu

będą panowie mieli ochotę zwiedzić mniej znane

stanowiska, proszę bez wahania się ze mną skontaktować.

Ułatwię to panom.

- Dziękujemy za pomoc.

Egipcjanin wsiadł na konia i oddalił się galopem.

- Jeśli chodzi o podstępność, ten typ nie ma sobie

równych - ocenił Dodson. - Ale po jakiego diabła za nami

jechał?

- Wkrótce się tego dowiemy. A poza tym nie jest sam.

Lord Percival podał nadinspektorowi miniaturową

lornetkę wyregulowaną przez jednego z jego przodków,

oficera marynarki; dzięki niej można było dostrzec

nieprzyjaciela na dowolnym terenie i przy dowolnej

pogodzie.

- Proszę spojrzeć w stronę grobów dostojników.

- Rzeczywiście, widzę mężczyznę, który zdaje się nas

background image

śledzić... Ma kaszkiet... Ależ to Faxmore, Steven Faxmore!

- We własnej osobie. Chodźmy, nadinspektorze, po-

każę panu coś interesującego.

- Nie chce pan przepytać Faxmore'a?

- To nie będzie konieczne.

- Ale on także nas śledzi!

- To dobry znak, nadinspektorze.

- Nie jestem tego taki pewien... Może nas zaatakować.

- Z panem czuję się bezpiecznie.

Szkot zaciągnął Angusa Dodsona do dzielnicy rze-

mieślników, gdzie znaleziono słynną głowę Neferetiti,

przechowywaną w muzeum w Berlinie. Uważnie, zgodnie z

planem, szedł wzdłuż domów rzeźbiarzy i tkaczy, i w końcu

znalazł pozostałości budynku, którego szukał.

- Co pan o tym sądzi, mój drogi Dodsonie?

- Ściany z surowej cegły, resztki pieca, małe po-

mieszczenia, gdzie składowano dzbany... właśnie to miejsce

sfotografował Oerry!

- Nie ma wątpliwości.

- Skąd takie zainteresowanie tym antycznym war-

sztatem?

- Ponieważ to najstarszy znany browar - odpowiedział

w zamyśleniu lord Percival.

background image

ROZDZIAŁ XXXII

Nie było wiatru, więc wydawało się, że słońce świeci tu

ostrzej niż w Asuanie. Dodson spływał potem, ale lord

Percival czuł się równie dobrze, jak gdyby przechadzał się

po ścieżce w Szkocji.

- Czy czuje się pan na siłach, by iść aż do grobowców,

nadinspektorze?

- Aby przesłuchać Faxmore'a?

- Nie, ucieknie, kiedy tylko zobaczy, że idziemy w jego

kierunku. Chciałbym, żeby pan poznał jednego z moich

starych przyjaciół.

- Jeśli to konieczne...

- Proszę popić wody z manierki. Jest letnia i z cytryną.

Pójdziemy powoli i wszystko będzie dobrze.

Nekropolia Tali al-Amarina, której groby wydrążone

były w falezie wznoszącej się nad nieistniejącą stolicą,

wyglądała patetycznie, w odróżnieniu od Gizy, Sakkary,

Teb i innych wielkich nekropolii Egiptu faraonów. Miejsce

to, zaplanowane jako wieczny dom dygnitarzy Echnatona,

miało jedynie charakter tymczasowy. Poza tym skała była

miękka i płaskorzeźby, bardzo zniszczone, były w

większości nieczytelne.

Pokonawszy zbocze, na tyle strome, że zabrakło im

background image

tchu, Szkot wyprzedził Dodsona i jako pierwszy dotarł do

grobowca

słynnego

Ejego,

który

służył

najpierw

Echnatonowi,

później

Tutanchamonowi,

a

po

przedwczesnej śmierci młodego króla sam został faraonem.

“Tu przynajmniej jestem w cieniu", pomyślał Dodson.

Lord Percival pozwolił Dodsonowi odzyskać siły,

następnie pokazał mu słynny Hymn do Atona ułożony

przez samego Echnatona i zamieszczony w jego grobowcu

przez wiernego Ejego. Tekst wychwalał słońce, którego

obecność dawała życie i radość wszystkim stworzeniom. W

Tali al-Amarinie najważniejszym momentem była adoracja

wschodzącego

słońca,

uważanego

za

stworzyciela

wszystkich rzeczy.

Na progu pojawił się wysoki Egipcjanin w białej

dżellabie, w turbanie na głowie i z długą laską w prawej

ręce.

- Pokój wam, przyjaciele.

- Pokój tobie, Mohamedzie, i twojej rodzinie - od-

powiedział Szkot. - Twój starszy syn jest już pewnie

dojrzałym mężczyzną.

- Został inżynierem, ożenił się, jest szczęśliwy, ale

wyjechał do Kairu... Dziś młodzież nie umie już cenić

uroków wsi. Czy twój dom nadal jest taki piękny?

- Dbam o niego, jak na to zasługuje.

- To obowiązek człowieka o wielkim sercu, przyjacielu.

background image

Jestem szczęśliwy, że znowu cię widzę na tej ziemi.

- Przyjechałem tu z powodu morderstwa popełnionego

w Asuanie, i chciałem się z tobą przywitać.

- Nasza młodość uleciała, ale wiek pozwala nam

patrzeć na nasze życie i życie innych z większym

dystansem. Morderstwo w Asuanie... Cały kraj mówi tylko

o tym. Wszyscy wiedzą, że już kazałeś uwolnić niewinnego

człowieka. I zaaresztujesz, ma się rozumieć, prawdziwego

mordercę.

- Jeśli Bóg tak chce, Mohamedzie.

- Należysz do ludzi, którzy chętnie pomagają Bogu

wypełniać jego zamysły.

Mówiąc biegle po francusku i po angielsku, Mohamed

używał

niekiedy

zaskakujących

wyrażeń,

ale

nie

umniejszało to szlachetności promieniującej od jego osoby.

- Czy przypominasz sobie, przyjacielu, nasz długi

spacer w krainie duchów, kiedy zaprowadziłem cię aż do

grobu Echnatona?

- Szedłem za tobą bez najmniejszej obawy, mimo że

droga była trudna, a nawet niebezpieczna.

- Ale grób został splądrowany...

- A ty, Mohamedzie, ciągle jesteś przekonany, że

istnieje drugi grób.

- Jestem tylko fellachem, nie archeologiem. Ale

ostatnio zrobił się tutaj spory ruch, jak gdyby specjaliści

background image

podzielali moją opinię. Nawet słynny Abd el-Mosul

przyjechał rozejrzeć się po okolicy.

- Czyżby rozpoczął nielegalne poszukiwania?

- Jest dostatecznie sprytny, żeby nie wzbudzać czuj-

ności władz i nigdy nie działa osobiście. Ale powtarzam ci,

wiele się tu ostatnio dzieje...

Z racji funkcji burmistrza Mohamed nie mówił

wprost, a lord Percival nie mógł go wypytywać z obawy, że

go urazi. Należało więc wdać się w długą rozmowę, w której

padło wiele pytań o przyszłość licznych dzieci czcigodnego

starca, który miał tylko dwie żony. Mohamedowi niezbyt

odpowiadały zmiany zachodzące we współczesnym świecie,

a jeszcze mniej podobała mu się inwazja turystów.

- Jakiś egiptolog usiłuje kupić kilka pięknych przed-

miotów za niewielkie pieniądze - poinformował Egipcjanin.

- W okolicy do niedawna nikt go nie znał.

- Kiedy widziałeś go ostatni raz?

- Dzisiaj rano. O tej porze powinien już być w pobliżu

promu, którym popłynie na drugi brzeg.

- Czy mógłbyś zatrzymać ten prom?

- Czego się nie robi dla takiego przyjaciela jak ty,

Percivalu?

Dodson nieprędko zapomni doświadczenie, jakim była

przejażdżka promem zwanym wieśniaczym. Wciśnięty

między motorynkę i owce, usiłował uśmiechać się do starej

background image

zakwefionej Egipcjanki, która przyglądała mu się z

zainteresowaniem.

Duża tratwa płynęła trasą obliczoną na wyczucie.

Lord Percival dostrzegł egiptologa, o którym opo-

wiadał mu Mohamed.

Yillabert Glotoni, w białym kaszkiecie, oparty plecami

o metalowy słup, za wszelką cenę usiłował pozostać nie

zauważonym.

- Pan Glotoni! Jak miło pana widzieć.

Duża kwadratowa głowa Francuza poruszyła się.

- A, lord Percival! Co za niespodzianka... Zrobił pan

sobie małą wycieczkę?

- Chciałem pokazać nadinspektorowi niezwykłe po-

łożenie Tali al-Amariny, rzadko odwiedzanej przez tu-

rystów. Miejsce mało widowiskowe, ale dotyka się tu

prawdziwej archeologii.

- Tak, tak, to prawda...

- A pan, panie Glotoni, przechadzał po okolicy?

- Och nie! Przy takim ogromie pracy to niemożliwe.

Pojechałem sprawdzić pogłoskę o odkryciu posążka ibisa.

Niestety to nieprawda, jak to często bywa. Ale to żelazna

reguła zawodu archeologa i trzeba się z tym pogodzić. Czy

panowie skończyli już dochodzenie?

- Niezupełnie, panie Glotoni. Ale nadinspektor i ja

mamy nadzieję, że to wkrótce nastąpi.

background image

ROZDZIAŁ XXXIII

Właściciel kawiarni pokropił wodą kafle, przeciągnął

wiekową, pamiętającą czasy okupacji brytyjskiej szmatą,

następnie posypał je grubą warstwą wiórów.

Komisarz Abdel-Atif, siedząc przy swoim stoliku, palił

fajkę wodną z grudką haszyszu.

Na widok wchodzących Brytyjczyków skinął ręką.

- Proszę usiąść! Co panowie piją?

- Kawa po turecku dla nadinspektora i napar z

kozieradki dla mnie. Po powrocie do Asuanu poszliśmy na

komisariat i powiedzieli nam, że znajdziemy pana tutaj.

- To ustronne miejsce rozmów... W komisariacie

ściany mają uszy - a jest zbyt wielu podwładnych, którzy

czyhają na moje miejsce. Jak się przedstawiają rezultaty

waszych działań?

- Nienadzwyczajnie, komisarzu, mamy jednak kilka

intrygujących poszlak, które usiłujemy połączyć w jedną

całość.

- Intrygujących? W jakim sensie?

- Jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić.

- Panowie, szczerze mówiąc, oczekiwałem was z

niecierpliwością! Mój przełożony bombarduje mnie

telefonami, pytając o tożsamość mordercy, a z kolei on sam

background image

jest

nieustannie

wzywany

przez

ministra

spraw

wewnętrznych, którego dyskretnie ponagla ambasador

Wielkiej Brytanii. Tak więc, jeśli w krótkim czasie nie

doprowadzą panowie sprawy do końca, pozostanie nam

Abu.

- Wykluczone - sprzeciwił się Dodson - ponieważ

mamy dowody jego niewinności.

- Tym gorzej, nadinspektorze. Jeśli nie zaniknę tej

sprawy, wylecę.

- Proszę uważać na babkę Abu - doradził lord Percival.

- To Nubijka... A pan lepiej ode mnie zna jej magiczną moc.

Komisarz Abdel-Atif zasępił się. Takiego ostrzeżenia

nie wolno było lekceważyć.

- Co zamierzają panowie teraz robić?

- Czekać.

- Jak to czekać! Przecież każda kolejna godzina gra na

naszą niekorzyść!

- Rzuciłem kilka ziaren tu i ówdzie i mam nadzieję, że

doczekamy się plonów. Trzeba być fatalistą, komisarzu,

czyż nasz los nie spoczywa w rękach Boga?

Egipskie słońce było czerwone o świcie, lśniąco białe w

południe i fioletowe pod wieczór. Śledzenie jego toru o

każdej porze dnia to, według starożytnych Egipcjan,

uczestniczenie w bezustannych metamorfozach istoty bo-

skiej, która, ciągle zmieniając swoje oblicze, pozostawała

background image

niezmienna.

Lord Percival nie bez niepokoju uczestniczył w tym

bajecznym widowisku, stojąc na balkonie sypialni. Z

długiej rozmowy telefonicznej z sekretarką dowiedział się,

że na giełdzie odnotowano zwyżkę, a zwłaszcza że

Abercrombie zaczął poważnie cierpieć z powodu nie-

obecności swego pana. Jeszcze nie odmawiał swojej porcji

koziego sera, ale wzrok mu przygasł i mimo pieszczot lady

Ophelii stracił energię.

Dorothea Pettigrew prosiła lorda, by nie przedłużał

pobytu w Egipcie, gdyż stan zdrowia Abercrombiego

pogarsza się.

Nestor Pwryctswll, walijski majordomus, potwierdził

te obawy, zapewniając jednocześnie, że w domu wszystko w

porządku. Nestor nie rozumiał, dlaczego ktoś tak

szlachetnie urodzony jak jego pan pojechał do odległego i

dzikiego kraju, ale wypełniał swoje zadania ze zwykłą

starannością.

Zadzwonił telefon.

Szkot podniósł słuchawkę.

- Lord Percival? - zapytał przytłumiony głos.

- Przy telefonie. Kto mówi?

- To nie ma znaczenia. Mam panu coś do powiedzenia.

- Jestem gotów pana wysłuchać.

- Nie przez telefon.

background image

- Proszę mi wyznaczyć spotkanie.

- Czy zna pan wyspę kwiatów?

- Dość dobrze.

- Proszę przyjść w południe pod najstarszą sykomorę.

Niech pan będzie sam, a przede wszystkim proszę nie

informować komisarza Abdel-Atifa.

- Na świętego Andrzeja, milordzie! - zawołał wzbu-

rzony Dodson. - Chyba nie będzie pan ryzykował wpad-

nięcia w pułapkę!

- Proszę się uspokoić, nadinspektorze. Wyspa kwiatów

to mały raj, z którego wypędzono przemoc.

- Jestem przekonany, że pański rozmówca spróbuje się

pana pozbyć.

- Zobaczymy. Myślę, że zaczynamy zbierać owoce

naszych działań.

- Każmy przynajmniej policji otoczyć wyspę!

- Tylko nie to. Myślę, że zidentyfikowałem mego

rozmówcę - dość nieumiejętnie zmienił głos. Natychmiast

zorientuje się w rozmiarach nadzwyczajnych środków

ostrożności. Jeśli nie wrócę do czternastej, niech pan

podejmie stosowne kroki...

Dodson zrozumiał, że nie należy nalegać. Ale poczuł

ukłucie w sercu, kiedy zobaczył Szkota oddalającego się w

feluce w kierunku wyspy kwiatów.

Hibiskusy, poinsecje, bugenwile, klematisy, drzewa

background image

namorzynowe, figowce, sykomory, drzewa kapokowe,

palmy i inne cuda tworzyły prawie nierealny pejzaż wyspy

kwiatów i drzew, na zachód od północnego krańca

Elefantyny. Raj ten nie powstał spontanicznie, ale zrodził

się z botanicznej pasji brytyjskiego oficera, lorda

Kitchenera, pogromcy pierwszego islamskiego fanatyka

ery nowożytnej, Mahdiego, który miał nadzieję, że podbije

Sudan i Egipt. Żołnierz ten był w głębi serca miłośnikiem

natury w jej najbardziej kuszących formach; dlatego lord

Kitchener sprowadził na wyspę liczne rzadkie rośliny z Azji

i Afryki i zakomponował rajski ogród pełen ptaków i

wyrafinowanych zapachów. Tylko Egipt mógł zmienić

wojownika w twórcę ogrodu botanicznego.

Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami Szkot podążał

zadbaną aleją wprost do najstarszej sykomory na wyspie -

ogromnego drzewa, dającego zbawczy cień. Lord Percival

szedł powoli, poddając się nostalgicznym wspomnieniom.

Realia śledztwa jednak powróciły, kiedy dostrzegł

mężczyznę, którego spodziewał się zobaczyć. Był to Ahmed

al-Fostat, inspektor do spraw starożytności!

background image

ROZDZIAŁ XXXIV

Egipcjanin siedział na murku, w sporej odległości od

olbrzymiego pnia. Arystokrata usiadł po jego lewej ręce,

nie patrząc na niego.

- Z pewnością nie spodziewał się pan mnie ujrzeć,

milordzie.

- Pański telefon był bardzo tajemniczy, panie

al-Fostat.

- Musi pan zrozumieć, że mam skrępowane ręce. Na

moim stanowisku muszę być bardzo dyskretny. Gdyby nas

tu przyłapano, moje życie byłoby w niebezpieczeństwie.

- Czyżby posiadł pan tajemnicę zbyt ciężką na pańskie

barki?

- Istotnie, i nie mam ochoty nadstawiać głowy dla

kogoś, kto usiłuje mną manipulować i kto przy pierwszej

lepszej okazji mnie opuści...

- Czy mógłby pan mówić jaśniej?

- Pod warunkiem, że obieca mi pan pomoc.

- Wszystko zależy od tego, o co mnie pan poprosi,

panie al-Fostat.

Egipcjanin wyrwał kilka ździebeł trawy i zwinął je,

jakby próbował odczynić urok.

- Jestem naprawdę w bardzo trudnym położeniu...

background image

Moja rola polega na ochronie egipskich zabytków przed

rabusiami, a teraz znalazłem się w potrzasku i będę miał

nie lada kłopot, żeby się z niego wydostać. A przecież

budowałem swoją karierę krok po kroku, skrupulatnie, i

nawet nie przypuszczałem, że jakiś diabeł zastawi na mnie

pułapkę na zakręcie drogi.

- Inaczej mówiąc, ktoś pana szantażuje.

- Tak, milordzie. Ktoś, kto chce wykorzystać moją

wiedzę i autorytet, aby prowadzić nielegalną działalność.

Jeśli nie zareaguję, zostanę wbrew sobie wciągnięty w to

całe zamieszanie, a jestem całkowicie niewinny.

- Czy zgodzi się pan podać mi nazwisko tej osoby?

- Muszę... I liczę trochę na pana jako na wybawcę.

- Dlaczego nie ma pan zaufania do komisarza

Ab-del-Atifa?

- Ponieważ to tchórz, który myśli jedynie o swojej

karierze. Nigdy nie odważy się pokrzyżować planów Abd

el-Mosula.

- Abd el-Mosul... A więc nie przestał szukać skarbów!

- Tak naprawdę ustatkował się, ale nadarzyła się

znakomita okazja i jego stare odruchy wzięły górę.

- Chodzi o skarb?

- O niesplądrowany grób.

- To wyjątkowa rzadkość - zdziwił się lord Percival.

- Sam w to nie wierzyłem... Ściślej mówiąc, chodzi o

background image

nienaruszoną część grobowca w Dolinie Orła w Tebach.

Wszyscy byli przekonani, że tam nie ma już nic do

odkrycia, ale mylili się. Abd el-Mosul dowiedział się

oczywiście o moich wcześniejszych poszukiwaniach i

zabronił mi sporządzać raport dla Służby Starożytności

pod groźbą represji w stosunku do mnie i członków mojej

rodziny. Ponieważ skorumpował policję, czułem się

beznadziejnie sam, aż do pańskiego przyjazdu... Najpierw

uważałem, że będzie pan wrogiem, co wyjaśnia moją

postawę. Później zrozumiałem, że ponad wszystko stawia

pan uczciwość. Teraz liczę tylko na pana, bo tylko pan

może przeszkodzić Abd el-Mosulowi w kolejnym rabunku.

- Jeśli dobrze rozumiem, prosi pan, żebym jak naj-

szybciej obejrzał ten grób?

- Decyzja należy do pana, milordzie. Ale tak naprawdę

o to mi właśnie chodzi. Może nakryje pan wreszcie Abd

el-Mosula na gorącym uczynku, dzięki czemu mógłby pan

posłać go do więzienia i wyzwolić Egipt od jednej z plag.

Ale jeśli poinformuje pan komisarza Abdel-Atifa o

pańskich zamiarach, on uprzedzi Abd el-Mosula i znajdzie

pan jedynie ograbiony i zdewastowany grób.

- Czy pójdzie pan ze mną?

- To niestety niemożliwe. Jeżeli się pojawię, ludzie Abd

el-Mosula doniosą mu o tym. A ja mam jedną słabość -

zależy mi na życiu.

background image

- A któż inny mógłby mnie powiadomić, jeśli nie pan?

- Komisarz. Ponieważ jego stanowisko jest zagrożone i

potrzebuje na gwałt winnego, mógłby wskazać panu ten

trop, aby nakryć w końcu Abd el-Mosula na gorącym

uczynku. Wziąwszy pod uwagę, że to ważne miejsce, będzie

tam osobiście, aby kierować akcją. Nie zdziwiłbym się,

gdyby już zaczął... Musi się oczywiście wystrzegać patroli

lokalnej policji, ale z pewnością przekupił kilka osób, które

podały mu dokładne godziny obchodów. W ten sposób

nikogo nie będzie można posądzić o grabież, ponieważ

przepisy będą skrupulatnie przestrzegane. Jeśli pan chce,

milordzie, ten ruch może należeć do pana.

- Czy to oznacza, że Abd el-Mosul jest mordercą

Howarda Langtona?

- Nie mogę tego potwierdzić, bo nie mam dowodów

jego winy. Ale przypuśćmy, że Langton miał odważny

pomysł zaatakowania Abd el-Mosula, aby ujawnić, że

nadal trudni się grabieżą... W takich okolicznościach ten

ostatni mógłby zareagować gwałtownie. Ale, powtarzam, to

tylko hipoteza. Oczywiście, gdyby Abd el-Mosul był pod

kluczem, z pewnością musiałby mówić i wyznać wszystkie

swoje zbrodnie, nie tylko po to, by się tym chełpić.

- To rzeczywiście możliwe.

- A więc... Czy zgodzi się pan mi pomóc?

- Jeśli chcę odkryć prawdę, nie mam wyboru.

background image

- Wskażę panu położenie tego grobu.

Cienkim i ostrym patykiem Ahmed al-Fostat naryso-

wał na piasku plan i pokazał lordowi Percivalowi najlepsze

dojście do niesplądrowanego sanktuarium.

- Proszę wziąć ze sobą mocną linę i latarkę - poradził

Egipcjanin. - I niech pan będzie bardzo ostrożny. Skały są

śliskie, a dostęp do grobu jest utrudniony. Gdyby miał pan

pozwolenie, warto byłoby mieć przy sobie broń. Ale Abd

el-Mosul nigdy się do tego nie posuwa. I będzie tak

wściekły, że został nakryty, że podda się bez walki.

Inspektor do spraw starożytności wstał i rozejrzał się

wokół. O tej godzinie wyspa kwiatów była pusta.

- Proszę stąd odejść po upływie kwadransa - poradził

Szkotowi. - Pozwolę sobie życzyć panu szczęścia.

background image

ROZDZIAŁ XXXV

Mimo znakomitej szkockiej whisky i cudownego cienia

na tarasie Starej Katarakty, rozmowa była krótka.

- To wykluczone, milordzie.

- Jako nadinspektor nie powinien pan działać w te-

renie. Biorę to na siebie.

- Czyżby uważał mnie pan za biurokratę? - zaprote-

stował wyraźnie wzburzony Dodson. - Prawda wymaga

wszelkich poświęceń! A ja jestem gwarantem pańskiego

bezpieczeństwa. Jeśli podejmie pan tę wyprawę, pójdę z

panem.

- Za bardzo cenię sobie wolność jednostki, by panu

zabronić.

- Ahmed al-Fostat nie wzbudza zaufania - stwierdził

nadinspektor - Ale dostarczy nam, być może, klucz do

rozwiązania tej zagadki. Proszę mi powiedzieć szczerze,

milordzie... Czy umiejscowienie tego grobu wydaje się panu

prawdopodobne?

- Oczywiście, mój drogi Dodsonie. Znam dobrze tę

ścieżkę; niegdyś wielokrotnie tamtędy chodziłem. Mam

nadzieję, że nie ma pan zawrotów głowy?

- Nie aż takie, żeby się rozchorować. Ale... skąd

weźmiemy linę?

background image

- Wziąłem ze sobą.

- Jak mógł pan przewidzieć...

- Jest kilka przedmiotów, których nie wolno nigdy

zapominać, wyjeżdżając ze Szkocji. Kiedyś archeolodzy

oprowadzili mnie po niemal wszystkich grobach Doliny

Możnych Notabli w Tebach Zachodnich. Gdzieniegdzie

musieliśmy się wspinać.

Dodson zrozumiał, że to nie koniec jego udręki i że

zdecydowanie lepiej było nigdy nie opuszczać nowo-

czesnego biura w Scotland Yardzie oraz londyńskiego

bruku.

Kto po raz pierwszy ujrzał zachodni brzeg Teb,

zdawał sobie sprawę, że życia byłoby mało, by ogarnąć te

wszystkie cuda. Dolina Królów, Dolina Królowych,

grobowce Możnych Notabli, istniejące tu od milionów lat

świątynie Setiego I, Ramzesa II i Ramzesa III i tyle innych

pamiątek przyszłości, z których wiele pozostawało nie

znanych szerszej publiczności, czyniły z tego magicznego

miejsca najbogatsze stanowisko archeologiczne na świecie.

Tutaj, przez wieki, starożytni Egipcjanie, zgodnie z ich

własnymi słowami, “stworzyli niebo na ziemi" i łączyli się

duchowo z niewidzialnym.

Taksówka, która wiozła obu Brytyjczyków do pod-

nóża falezy Ad-Dajr al-Bahri, nie miała ani hamulców, ani

background image

reflektorów, ani kilku innych nieistotnych drobiazgów, ale

została bogato ozdobiona ręką Fatimy. Mechanik nie byłby

w stanie wyjaśnić, w jaki sposób ten samochód jeździ, ale

kierowca był bardzo grzeczny, nawet jeśli miał irytującą

skłonność do przejeżdżania tuż obok rowerów i osłów.

Słońce jak zwykle silnie operowało na tarasie przed

świątynią Hatszepsut, wzniesioną przez faworyta i archi-

tekta królowej ku czci boga Amona, posiadającego ta-

jemnicę stworzenia. Niezwykła budowla wzniesiona na

tarasach była ściśle połączona z falezą i przyciągała

licznych turystów. W czasach królowej Hatszepsut ta

wspaniała świątynia była częściowo ukryta za zasłoną

zieleni i ogrodów, gdzie rosły drzewa żywiczne.

Lord Percival wybrał okrężną ścieżkę. Była dłuższa od

tej, którą wskazał Ahmed al-Fostat, ale ta ostrożność

pozwalała uniknąć ewentualnego niepożądanego spotkania.

Grupka chłopców usiłowała iść za Brytyjczykami, ale

kiedy zbocze stało się zbyt strome, odpuścili. Jedynie kilku

poganiaczy osłów zapuściło się na te kamieniste ścieżki,

które biegły między szczytami i dominowały nad głównymi

stanowiskami archeologicznymi.

Szkot szedł umiarkowanym tempem doświadczonego

wspinacza, który umie oszczędzać siły. Dodson miał więc

czas na podziwianie niezwykłego pejzażu, zapominając o

upale i wysiłku.

background image

Dolina Orła zasługiwała na swoją nazwę. Dzika,

niemal nieprzyjazna, jeszcze niedawno była królestwem

drapieżników, z których kilka ciągle jeszcze nawiedza te

niedostępne miejsca.

Lord Percival podniósł wzrok.

- Proszę spojrzeć, wejście do grobowca jest tam, w

górze.

Dziewiętnaście metrów nad ziemią widać było otwór w

skale.

- Nie czuję się na siłach, żeby odbyć taką wspinaczkę -

wyznał przygnębiony Dodson.

- Nie będziemy się wspinać, lecz schodzić.

Szkot zaprowadził nadinspektora na ścieżkę, która

wiodła na szczyt falezy.

Lina wpięta w hak sięgnęła wejścia do grobowca.

- Al-Fostat nie kłamał - stwierdził lord Percival.- Ktoś

już tu był.

Arystokrata wpiął w hak linę asekuracyjną.

- Proszę na mnie czekać, nadinspektorze. Jeśli będzie

nam coś groziło, uprzedzę pana.

Angus Dodson nie miał czasu, żeby zaprotestować.

Lord Percival dość zręcznie rozpoczął zjazd.

Udało mu się łagodnie wylądować na małej półce

skalnej, skąd schodziło się do świątyni.

Zapalił latarkę i zniknął w wąskim przejściu.

background image

Kilka metrów niżej poczuł ucisk w sercu.

Lord Percival widywał już trupy, czasem naznaczone

cierpieniem, ale po raz pierwszy ujrzał takie piekło.

Pożar poczernił ściany grobowca, gdzie wszystkie

płaskorzeźby zostały okaleczone. Na podłodze walały się

szczątki mumii, powyrywane ramiona, poucinane nogi,

rozbite czaszki. Wandale nie wykazali najmniejszego

szacunku dla osób, które wierzyły, że znajdą tu wieczny

spoczynek.

Wstrząśnięty takim barbarzyństwem lord Percival

wszedł głębiej do ponurego grobowca.

W rogu zobaczył otwór wznoszący się nad dwoma

belkami. Powyżej drugą salę, w której powinny się

znajdować naczynia i sarkofag.

- Milordzie! - zawołał zaniepokojony Dodson. - Gdzie

pan jest?

Potężny huk przerwał panującą w górach ciszę. Dra-

pieżne ptaki opuściły kryjówki i przeleciały nad inspe-

ktorem.

Z wejścia do grobowca wydostał się obłok dymu.

- Niech się pan odezwie, milordzie. Proszę!

Na arystokratę musiało runąć sklepienie grobowca.

background image

ROZDZIAŁ XXXVI

Angus Dodson ubezpieczył się jako tako liną i opuścił

się w czeluść. Być może istniała jakaś szansa na uratowanie

lorda Percivala.

Już po chwili zobaczył postać wynurzającą się z pyłu,

która wychodziła z grobowca.

- Czy to pan, milordzie?

- Proszę wracać, mój drogi Dodsonie. Zbiorę siły i

przyjdę do pana.

- Czy nie jest pan ranny?

- Wszystko w porządku... Ale zaczęło mi brakować

powietrza.

Szkot pewnie wszedł na szczyt falezy.

- Co się stało?

- Nad progiem tej części grobu, która powinna być

nieograbiona,

jest współczesne rusztowanie. Byłem

ostrożny, ponieważ ta licha konstrukcja wskazywała, że

ktoś tu był. Kiedy dotknąłem wyższej belki, całość runęła.

Zaledwie miałem czas, żeby uciec do wyjścia.

- Al-Fostat świadomie wysłał pana na śmierć!

- Możliwe...

- Jeszcze pan w to wątpi?

- Muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz.

- Co takiego?

background image

- Chciałbym wiedzieć, czy dno grobowca rzeczywiście

nie zostało zbadane.

- Jak chce się pan o tym przekonać?

- Poczekam, aż opadnie pył, i wrócę do tego grobowca,

w którym rabusie wyrządzili okropne spustoszenie.

- Niech pan nawet o tym nie myśli!

- Przypuszcza pan, że moglibyśmy znaleźć ciało na

dnie grobowca?

- Myśli pan o... Abd el-Mosulu?

- Wkrótce się tego dowiemy, nadinspektorze. Szkot

spędził ponad dwie godziny w zdewastowanym grobowcu.

Tym razem nic się nie wydarzyło.

Kiedy lord Percival pojawił się ponownie na powie-

rzchni, Dodson odetchnął z ulgą. Jako umysł ścisły nie

wierzył w przekleństwo faraonów, ale w takich okoli-

cznościach należało zachować ostrożność i nikomu nie

dowierzać.

- Co pan o tym sądzi, milordzie?

- Ten grób został całkowicie zdewastowany już dawno.

Złodzieje wyżyli się nawet na nieszczęsnych mumiach. Ale

znalazłem to!

Otworzył prawą dłoń i pokazał Dodsonowi niewielki

przedmiot - amulet w kształcie żaby.

- Czy to autentyczne?

- Starożytne i autentyczne, nadinspektorze.

background image

Tuzin policjantów ponaglanych przez podekscytowa-

nego Ahmeda al-Fostata wspinał się na szczyt, gdzie

Brytyjczycy chwilę odpoczywali przed zejściem do doliny.

Kiedy inspektor do spraw starożytności zobaczył obu

mężczyzn, głośno dziękował Allahowi i przez dobrą minutę

śpiewał hymny na jego cześć.

- Tak się bałem, tak okropnie się bałem! - wyznał,

ściskając dłoń magnata. - Zrozumiałem, że Abd el-Mosul

wciągnął nas w pułapkę, pana i mnie, ale sądziłem, że

przybędę za późno. Co się stało w grobowcu?

- Banalny wypadek: zawaliły się belki stoczone przez

robaki. Miałem dużo szczęścia, że uszedłem stamtąd z

życiem.

- Jak mógłbym błagać pana o przebaczenie, milordzie?

Byłem naiwny, taki naiwny!

- No cóż, proszę mi wyjaśnić, w jaki sposób roz-

szyfrował pan podstęp Abd el-Mosula.

- To czysty przypadek... Znaleźć coś tak okropnego!

To potworne, aż trudno mi o tym mówić. Myślę o mu-

miach...

Wydawało się, że Ahmed al-Fostat za chwilę zemdleje.

- Wracajmy do Asuanu - zaproponował lord Percival. -

W drodze dojdzie pan do siebie.

W Luksorze lekarz zrobił inspektorowi zastrzyk uspo-

kajający, następnie al-Fostata i obu Brytyjczyków od-

background image

wieziono służbowym samochodem do Asuanu.

- Czy już może pan udzielić wyjaśnień, panie al-

-Fostat?

- Tak, już mi lepiej... dużo lepiej. Co za straszna

historia! Tak przerażająca, że powinna istnieć tylko w

wyobraźni pisarzy! Nigdy bym nie uwierzył, że może się

zdarzyć coś tak odrażającego.

Ahmed al-Fostat mówił urwanymi zdaniami, jakby

miał trudności z dobraniem właściwych słów.

- Na pustyni na zachód od Asuanu odkryto niedawno

mały grób. Wewnątrz było około dziesięciu mumii w

lepszym lub gorszym stanie. Archeolog, który dokonał

odkrycia, przedstawił raport, który wydał mi się dość

niejasny. W podobnych wypadkach lubię sam pojechać w

teren, żeby sprawdzić na miejscu, czy nie przeoczono

czegoś istotnego. Zwykle przyjeżdżam na stanowisko około

dziewiątej rano i odjeżdżam przed południem. Ale tym

razem zepsuł się mój jeep - na szczęście udało mi się go

naprawić samemu. Kiedy doszedłem do grobowca,

zostawiwszy wóz w pewnej odległości, dochodziło pół do

pierwszej.

Miejsce

wydawało

się

wyludnione,

ale

usłyszałem głosy. Natychmiast wzmogłem czujność. Nie-

kiedy złodzieje próbują splądrować znalezisko, zanim

policja zapewni mu ochronę. Ukryłem się w cieniu wydmy,

żeby obserwować, sam nie będąc widzianym. I wie pan,

background image

kogo tam zobaczyłem?

- Przypuszczam, że Abd el-Mosula.

- Tak, ale nie był sam! Targował się z doktorem Qerry.

Ten ostatni coś mu podawał. Abd el-Mosul twardo kłócił się

o cenę.

Dodson zbladł.

- A to coś... To chyba nie była...

- Tak, nadinspektorze! To był kawałek mumii! Qerry

tłumaczył, że wybrał najlepszą, że ma jeszcze dwie lub trzy

inne wartościowe.

- Najlepszą... do czego?

Ahmed al-Fostat spuścił głowę, głęboko zasmucony.

- Niektórzy ciągle jeszcze wierzą, że sproszkowana

mumia ma właściwości afrodyzjaku. Abd el-Mosul jest już

stary, rozumie pan...

- To odrażające! - krzyknął Angus Dodson, którego

sumienie zawodowe doznało gwałtownego wstrząsu.

- Byłem tak zbulwersowany - ciągnął Egipcjanin - że

potrzebowałem czasu, aby zrozumieć, że jeśli Abd el-Mosul

oddawał się tej obrzydliwej transakcji w Asuanie, to

historia z niesplądrowanym grobem była pułapką!

Natychmiast pobiegłem do Luksoru i zawiadomiłem

policję. Na szczęście jest pan cały i zdrowy.

background image

ROZDZIAŁ XXXVII

Lord Percival kończył zawiązywać swój nieskazitelny

biały krawat, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

- To ja, Omar Abdel-Atif, proszę otworzyć!

Szkot założył białą marynarkę i skropił się wodą

toaletową, następnie bez pośpiechu otworzył. Egipski

komisarz był wyraźnie zdenerwowany.

- Już nie mogę, milordzie, jestem na dnie. Ale co się z

panem działo?

- Byłem na wycieczce w Tebach.

- Też coś... Śledztwo trwa, zewsząd naciski, a pan sobie

urządza wycieczki!

- Jakieś kłopoty, drogi kolego?

- Ktoś o mały włos nie zastrzelił Albertine Abletout!

Wyobraża pan sobie ten skandal... Wezwała już catą

lokalną prasę, a jutro zwróci się do korespondentów

zagranicznych dzienników.

Omar Abdel-Atif opadł na fotel.

- Jestem zgubiony... ta tragedia będzie miała dwie

ofiary: Howarda Langtona i mnie.

- Niech pan nie będzie takim pesymistą.

- Nie ma już najmniejszego światełka nadziei... Gdyby

przynajmniej pozwolił mi pan zaaresztować Abu... To by

background image

uspokoiło umysły, zostałby uniewinniony w trakcie procesu

i cała sprawa umarłaby w piaskach pustyni.

- Moim zdaniem to nie jest dobre rozwiązanie.

- Więc niech pan przynajmniej spróbuje uspokoić

panią Abletout!

- Zrobię co w mojej mocy.

Ktoś znowu zapukał do drzwi. Otworzył, żeby wpuścić

Angusa Dodsona.

- Znalazłem ten liścik pod poduszką - oznajmił

nadinspektor.

W brązowej kopercie była biała kartka. Zawierała

kilka stów napisanych po angielsku na maszynie:

Klucz znajduje się u Domeniki Strauss. Wiklinowy kosz

pod oknem w, saloniku.

- Czy mogę przeczytać? - zapytał komisarz. Dodson

pokazał list swemu egipskiemu koledze. Szeroki uśmiech

rozjaśnił twarz Omara Abdel-Atifa.

- Być może jesteśmy uratowani! Autorem tego listu

może być tylko Faxmore. Musiał znaleźć najważniejszą

poszlakę i wskazuje nam ją, ponieważ Domenica Strauss

nie jest Angielką. Domenica Strauss, tak blisko związana z

Langtonem! Dramat namiętności... Doskonale! Nikt nie

zaoponuje, a dziennikarze będą zachwyceni. Chodźmy,

background image

drodzy koledzy!

Nadinspektor przeklinał szczupłość środków techni-

cznych, które miał do dyspozycji. W Londynie taki

dokument zostałby prześwietlony ze wszystkich stron w

laboratorium Scotland Yardu i dostarczyłby z pewnością

mnóstwo interesujących informacji.

Tutaj, mimo wszechobecnego słońca, trzeba było

brnąć we mgle.

- Szybciej, szybciej! - ponaglał co kilkanaście sekund

komisarz Abdel-Atif kierowcę, który maltretował skrzynię

zmiany biegów starego peugeota.

- Czy ma pan nakaz rewizji? - zapytał Dodson

Egipcjanina.

- W nagłych sytuacjach prawo zwalnia z tego obo-

wiązku. A to jest właśnie taki przypadek.

Pojazd zahamował gwałtownie przed budynkami nie-

mieckiej misji archeologicznej i komisarz Abdel-Atif

wyskoczył z niego energicznie.

Strażnik usiłował dowiedzieć się, jaki jest powód tego

najazdu, ale ostra odpowiedź egipskiego policjanta

spowodowała jego natychmiastowy powrót do wartowni.

Czasami lepiej nic nie widzieć i nic nie słyszeć.

Drzwi mieszkania Domeniki Strauss były zamknięte

na klucz. Komisarz Abdel-Atif podniósł kamień, stłukł

kwadratową szybkę, otworzył okno i wszedł do środka.

background image

- Chyba nie będziemy iść za nim - powiedział

skonsternowany Dodson.

- To nie będzie konieczne - ocenił lord Percival.

Komisarz pośpieszył prosto do wiklinowego kosza. To, co w

nim znalazł, wprawiło go w niemałe zakłopotanie. Sądząc,

że zaszła pomyłka, zabrał się do przeszukiwania całego

mieszkania.

Przygnębiony wyszedł drzwiami, które były zamknięte

na zwykłą zasuwę.

- Znalazłem tylko tę niemiecką książkę - powiedział,

pokazując ją nadkomisarzowi.

- Śmierć na Nilu - przetłumaczył Dodson. - Jeśli się nie

mylę, to powieść Agaty Christie.

Omar Abdel-Atif uderzył się w czoło zamkniętą pię-

ścią.

- No jasne... To jest klucz, oczywiście! Howard

Langton został zamordowany w apartamencie Agaty

Christie w Starej Katarakcie, a ta Domenica Strauss jest

czytelniczką powieściopisarki! A zatem... Ktoś był

świadkiem morderstwa i w ten sposób wskazuje nam

sprawcę.

Abdel-Atif popukał palcem wskazującym w książkę.

- Być może ten sposób odkrycia mordercy nie przynosi

nam chwały, panowie, ale liczy się skutek. Teraz musimy

jak najszybciej odszukać pannę Strauss. Miejmy nadzieję,

background image

że nie uciekła!

Niemiecka egiptolog pracowała w bibliotece centrum

archeologicznego, kiedy strażnik zawiadomił ją, że policja

splądrowała jej pokój.

Początkowo nie dowierzając, młoda kobieta odłożyła

przegląd specjalistyczny, który czytała, wyszła z biblioteki,

przeszła przez piaskowy dziedziniec i zauważyła dwóch

Brytyjczyków w towarzystwie komisarza Abdel-Atifa.

Podchodząc bliżej, szacowała szkody.

- Panowie stłukli szybkę i przeszukali moje miesz-

kanie!

Komisarz stawił jej czoło.

- To było konieczne, proszę pani.

- Konieczne... Z jakiego powodu?

- Niech pani nie pogarsza swojej sytuacji. Najlepszym

rozwiązaniem dla pani byłoby przyznanie się. Sędziowie z

pewnością nie będą dla pani zbyt surowi.

- Mam się przyznać? Ale do czego?

- Do zamordowania Howarda Langtona.

- Ależ to kompletna bzdura, komisarzu!

- Nie ma co zaprzeczać.. Mamy dowód pani winy.

background image

ROZDZIAŁ XXXVIII

Drobna, jasnowłosa niemiecka egiptolog zachowała

zimną krew.

- Co to za dowód, komisarzu?

Dodson przyszedł z pomocą swemu egipskiemu ko-

ledze:

- Czy jest pani skłonna się przyznać?

- Nie wiem, dlaczego zmontowali panowie przeciwko

mnie tę intrygę, ale nie przestanę twierdzić, że jestem

niewinna.

- Ten dowód... - kontynuował Dodson.

- Wymyśliliście go! - zaprotestowała Domenica

Strauss. - Dlaczego nie chcecie mi go pokazać?

Egipcjanin gotów był go ujawnić, ale wyperswadował

mu to wzrok lorda Pecivala.

- Zechce pani nie opuszczać miejsca zamieszkania aż

do odwołania.

- Panowie mnie aresztują?

- Oczywiście! - krzyknął Abdel-Atif. - Ponieważ jest

pani cudzoziemką, nie chciałbym odsyłać pani do więzienia,

ale będzie pani pod ścisłym nadzorem. Przede wszystkim

niech pani nie usiłuje uciekać!

Niemka dumnie stawiła mu czoło.

background image

- Doskonale. Kiedy uznacie swój błąd, będę się

domagała oficjalnych przeprosin.

Omar Abdel-Atif nie przestawał się złościć.

- Dlaczego nie pokażemy jej dowodu? Na pewno by

pękła!

- Obawiam się, komisarzu, że pańska strategia przy-

niosłaby mizerne rezultaty. Panna Strauss jest bardzo

opanowana, a ta sprawa ma wiele niejasnych aspektów.

Głos komisarza zadrżał:

- Powinien się pan postawić w moim położeniu,

milordzie: nareszcie mamy prawdopodobnego mordercę!

Domenica Strauss była kochanką Howarda Langtona, on

ją porzucił. A ona go z zemsty zabiła - klasyczna zbrodnia

w afekcie. Jeśli będzie miała dobrego adwokata, niewiele

ryzykuje. Pan i ja zakończylibyśmy ten dramat ku

zadowoleniu władz egipskich i angielskich.

- To moje najgorętsze życzenie, komisarzu. Ale ów

“dowód" może się okazać za słaby.

- Rozumiem... Chce go pan użyć podczas procesu, aby

nie dać szans Domenice Strauss?

- Powiedzmy.

- Dobry pomysł, bardzo dobry... Wy, Brytyjczycy,

jesteście mistrzami strategii. Kiedy się opanowało świat z

małej, zasnutej mgłą wyspy, naprawdę wiadomo, jak się do

tego zabrać!

background image

Hołd złożony potędze imperium ucieszył Angusa

Dodsona. Nadinspektor zawsze uważał, że jedynie polityka

królowej Wiktorii była godna uwagi.

Komisarz Abdel-Atif zaczął się już rozluźniać, gdy

nagły niepokój ścisnął mu gardło.

- Zapomniałem o pani Abletout! Jestem pewien, że

okupuje moje biuro, żeby dostać policyjną ochronę.

Komisarz nie mylił się.

Francuska egiptolog przemierzała wszerz i wzdłuż

pokoje asuańskiej policji, grożąc wszystkim funkcjona-

riuszom, którzy znaleźli się na jej drodze, że ześle ich na

ciężkie roboty, jeśli nie potraktują jej przypadku jako

priorytetowego.

Pod

nieobecność

komisarza

jego

podwładni nie wiedzieli, co powinni zrobić. Jeden przez

drugiego zapewniali Albertine Abletout o swoim naj-

głębszym szacunku i przyrzekali jej, że egipska policja

zmobilizuje wszystkie siły w jej sprawie.

Kiedy Francuzka zobaczyła Brytyjczyków, natych-

miast do nich podeszła. Omar Abdel-Atif ukrył się za

barczystym Angusem Dodsonem.

- To prawdziwy skandal, panowie! Ktoś usiłuje mnie

zabić, a ja nie znajduję nikogo, kto zapewniłby mi ochronę i

powstrzymał bandytę, który chciał mnie usunąć!

- Proszę się uspokoić - powiedział lord Percival

poważnie. - Chcielibyśmy wiedzieć, co się właściwie stało.

background image

- Nareszcie ktoś mnie słucha! Jak dorwę komisarza

Abdel-Atifa, powiem mu, co o tym wszystkim myślę!

Egipski policjant na wszelki wypadek ulotnił się.

- Kiedy to się stało?

- Tej nocy. Z powodu tysiąca i jednego kłopotu

związanych z moją pracą spałam płytko i usłyszałam hałas.

Początkowo sądziłam, że się pomyliłam, później jednak

znowu usłyszałam hałas. Wydawało mi się, że to kroki na

parkiecie. Zapaliłam nocną lampkę i w półmroku

zobaczyłam w drzwiach mężczyznę z wymierzoną we mnie

strzelbą. Nie jestem strachliwa, ale krzyknęłam z

przerażenia! Moja reakcja zaskoczyła napastnika, przez

moment zawahał się, później uciekł. Złapałam oddech,

wyskoczyłam z łóżka, narzuciłam szlafrok i pobiegłam za

nim. Ale zniknął. Zaalarmowałam sąsiadów, ale nie udało

nam się złapać bandziora.

- Czy może go pani opisać?

Wydawało

się,

że

Albertine

Abletoutjest

niezadowolona.

- Jestem naukowcem i mam zwyczaj podawać pre-

cyzyjny opis tego, co widzę... Ale w tym przypadku sama

jestem zawiedziona! W kącie, gdzie stał napastnik, było

dość ciemno, poza tym miał na głowie coś w rodzaju

turbanu. Wszystko, co mogę stwierdzić bez wahania, to to

że był wysoki i atletycznie zbudowany.

background image

- A strzelba?

- Niestety, zupełnie nie znam się na broni palnej. Ale

lufa nie wydawała się zbyt długa...

- Prawdopodobnie spiłowana - rzucił Dodson.

- Proszę się dobrze zastanowić - nalegał lord Percival. -

Czy zauważyła pani jakiś szczegół, choćby najmniejszy?

Albertine Abletout zamyśliła się.

- Bardzo chciałabym wam pomóc... Ale nie sądzę.

- Czy zgadza się pani, żebyśmy obejrzeli miejsce

zdarzenia? Będziemy się starali znaleźć jakiś ślad.

- Oczywiście... Żądam opieki policji. Ten człowiek

wróci, jestem tego pewna!

- Myślę, że ma pani rację.

background image

ROZDZIAŁ XXXIX

Feluka wolno sunęła po Nilu. Słońce igrało z jej białym

żaglem, dając miękkie refleksy, które łączyły się z błękitem

nieba. Przez tysiąclecia Egipcjanie wykorzystywali tę

rzekę, odzwierciedlenie rzeki niebiańskiej, by podróżować

między miastami i przewozić ogromne bloki skalne

używane do budowy piramid i świątyń.

Lord Percival delektował się tymi chwilami, kiedy

życie toczyło się z niezrównanym spokojem. W tej krainie

cudów cud odnawiał się nieprzerwanie. Abu zszedł z

masztu i zręcznie sterował, płynąc zgodnie z prądem rzeki.

- Doskonale mnie pan zastąpił, kiedy rozwijałem

żagiel, wasza dostojność.

- W moim kraju miałem okazję żeglować.

Lord Percival starał się unikać trudów wyjaśniania

morskiej przeszłości swego klanu, którego liczni człon-

kowie okryli się sławą, pływając na angielskich statkach, a

kilku zostało korsarzami.

- Dokąd chciałby pan popłynąć?

- Z wiatrem.

- Moja dusza się smuci...

- Z jakiego powodu?

- Ponieważ mam wrażenie, że pan mnie podejrzewa.

background image

Pan wie, że nie zabiłem Howarda Langtona, ale zastanawia

się pan, czy nie byłem świadkiem zdarzeń, które staram się

ukryć.

- Aby kogoś chronić, na przykład?

- Jest pan człowiekiem prawym, wasza dostojność, i

zauważa pan fałsz. Niełatwo pana oszukać.

- Jak wszystkim, brak mi czasem przenikliwości;

najważniejsze jednak, że nie zawodzi mnie ona w naj-

trudniejszych sytuacjach.

- Jest pan przekonany, że nie powiedziałem panu całej

prawdy.

- Mylę się, czy mam rację?

- Z całym należnym panu szacunkiem, pan się myli.

Gdyby któryś z moich nubijskich braci był zamieszany w to

morderstwo, prawdopodobnie bym się zabił. Ale tak nie

jest, a ja nie mam żadnego powodu, by cokolwiek przed

panem

ukrywać.

Wszystko

przebiegało

tak,

jak

powiedziałem, i nie mogę nawet wysunąć jasnych po-

dejrzeń.

- Dziękuję za współpracę, panie Abu. Szkot miał

nadzieję, choć nie do końca w to wierzył, że nubijski

olbrzym wyłuska z pamięci jakiś znaczący szczegół. Ten

szlak był czysty, nie pozostawało mu więc nic więcej, jak

tylko wypuścić się na trudniejsze drogi. Ale lord Percival

nie poddawał się przygnębieniu po śmierci Howarda

background image

Langtona; jedynie zidentyfikowanie mordercy pozwoliłoby

mu spocząć w pokoju.

Piękna, zadbana feluka podpłynęła na wysokość feluki

Abu.

Na jej pokładzie byli dwaj wioślarze i Abd el-Mosul.

Dumny starzec trzymał się olinowania. Obie łodzie

wyrównały prędkość i płynęły burta w burtę.

- Chciałbym przez chwilę z panem porozmawiać,

milordzie.

- Jestem do pańskiej dyspozycji.

- Płyńmy na brzeg, w jakieś ustronne miejsce.

Feluka Abd el-Mosula ruszyła pierwsza, Abu za nią.

Żeglarze sprawnie zacumowali łodzie pod osłoną skał.

- Czy zrozumiał pan wszystkie wiadomości, które do

pana wysyłałem, milordzie?

- Mam nadzieję.

- W takim razie orientuje się pan znacznie lepiej w tej

zagmatwanej sprawie.

- Staram się.

- Egipt to stare państwo, ja zaś jestem starym czło-

wiekiem. Czas płynie tutaj wolniej niż gdzie indziej, a

tradycja jest silna. Pan z pewnością nie należy do ludzi,

którzy lubią burzyć zastaną harmonię i siać niezgodę tam,

gdzie panuje milcząca zgoda. Czy niszczenie nie oznacza

porażki?

background image

- Czy nie chciał mi pan powierzyć kilku sekretów?

Egipcjanin uśmiechnął się zagadkowo.

- Gdybym popełnił błąd tego rodzaju, milordzie, nie

byłbym tym, kim jestem. Pomogłem panu, myślałem nawet,

że ta pomoc będzie dla pana cenna. Ponieważ pan wie, kto

zabił Howarda Langtona, czy nie byłoby dobrze zatrzymać

go dyskretnie i zakończyć wreszcie tę smutną sprawę?

- Żeby dojść do prawdy, będę jeszcze potrzebował

pańskiej pomocy, jutro wieczorem w Starej Katarakcie.

Wydawało się, że Abd el-Mosul nie jest zadowolony z

tego zaproszenia.

- Miałem nadzieję, że będę mógł odpocząć w Delcie...

- To nie potrwa długo - przyrzekł lord Percival - ale

pańska obecność jest konieczna.

Stary Egipcjanin zrobił zwrot i jego feluka powoli

odpłynęła.

- Panie Glotoni! - zawołał Angus Dodson. - Właśnie

pana szukałem.

Francuski egiptolog, w bladozielonej bawełnianej ko-

szuli i obcisłych spodniach, wkładał do taksówki swoje

walizki.

- Cieszę się, że pana widzę, nadinspektorze, ale bardzo

się spieszę. Samolot do Kairu nie będzie na mnie czekał.

- Bardzo mi przykro, ale trzeba będzie trochę prze-

sunąć pański wyjazd.

background image

- Co to ma znaczyć?

- W związku z naszym śledztwem chcielibyśmy

przeprowadzić coś w rodzaju rekonstrukcji wydarzeń,

jutro wieczorem, w Starej Katarakcie. Mam nadzieję, że

nie widzi pan przeszkód. Pańskie zeznanie mogłoby być dla

nas bardzo cenne.

- Sądzę, że pan się myli... Wszystko już powiedziałem i

nie wiem, w czym jeszcze mógłbym pomóc.

- Często w głębi duszy chowamy skarby, o których nie

mamy pojęcia.

- A gdybym odmówił?

- Bylibyśmy zmuszeni prosić komisarza Abdel-Atifa o

użycie siły. Ale po co się posuwać do środków ostatecznych,

jeśli nie ma pan sobie nic do zarzucenia.

Villabert Glotoni z wściekłością wyjął walizki z ta-

ksówki.

background image

ROZDZIAŁ XL

- Jak tam Domenica Strauss? - spytał lord Percival

komisarza Abdel-Atifa.

- Ta zbrodniarka ma stalowe nerwy! Spędza czas na

czytaniu i sporządzaniu fiszek, jakby nigdy nic! Pracuje,

czasem rozmawia z policjantami, którzy jej pilnują, i zdaje

się nie przejmować ciążącym na niej oskarżeniem! Aż

trudno w to uwierzyć... To prawda, że po kobietach można

się spodziewać wszystkiego! Gdybym wam opowiedział na

przykład o babce Abu...

Dzwonek telefonu przerwał wywody komisarza.

- Tak, to ja... Kto?... Proszę go zatrzymać, oczywiście!

Już jedziemy.

Omar Abdel-Atif wyglądał jak drapieżnik.

- Steven Faxmore został właśnie zatrzymany przez

policyjny patrol między Asuanem i Abu Simbel. Nie ma

pozwolenia na poruszanie się w tym rejonie, a jego

wyjaśnienia są raczej mętne.

Lord Percival był zadowolony, że znów ujrzał pu-

stynię, która ciągnęła się od Pierwszej Katarakty w kie-

runku antycznej Nubii i współczesnego Sudanu. Po obu

stronach drogi nagromadzenia kamieni i piachu tworzyły

piramidy, niektóre całkiem wysokie. Poza tym powietrze

background image

było tu czyste i panowała szczególna, nie znana gdzie

indziej cisza, miraże przejmowały dreszczem ziemię, która

wyglądała jak zmącona fala i, niekiedy, ciągnęła karawana

wielbłądów prowadzonych przez starego samca znającego

każdą przeszkodę na drodze.

Pięciu policjantów otaczało mocno zdenerwowanego

Faxmore'a.

- Dobrze, że panów widzę! Po raz pierwszy robią mi

takie kłopoty z powodu głupich spraw papierkowych!

- Dokąd zamierzał pan jechać? - zapytał komisarz.

- Chciałem zrobić mały wypad do Abu Simbel.

- Ta świątynia nie wchodzi w zakres pańskiego

programu badań - zauważył lord Percival.

- No to co? Nie mam już prawa zwiedzać jej jako

turysta?

- Tak czy inaczej - podsumował Omar Abdel-Atif -

przekroczył pan prawo i wróci pan z nami do Asuanu.

- Dobrze się składa, ponieważ chcemy zaprosić pana

na rodzaj przyjęcia w Starej Katarakcie - uściślił Szkot.

Dwaj policjanci o poważnym wyglądzie ze srogimi

wąsami wepchnęli doktora Alana Qerry do biura komi-

sarza Abdel-Atifa.

- Protestuję przeciwko takiemu traktowaniu, ta mnie

poniża! - krzyknął Qerry kogucim głosem. - To skandal,

ja...

background image

- Dobra, dobra, doktorze! Mógłby pan uniknąć tych

nieprzyjemności, gdyby nie usiłował pan opuścić Kairu na

pokładzie samolotu lecącego do Rzymu, nie załatwiwszy

spraw administracyjnych.

- Zawracają mi głowę bzdurami!

- Co zamierzał pan robić w Rzymie?

- Moje życie prywatne to nie wasza sprawa.

- Jak pan chce... Na razie Scotland Yard i ja będziemy

pana potrzebowali tutaj, w Asuanie.

- Dlaczego mam skorzystać z tego... zaproszenia? -

zapytał zdenerwowany Ahmed al-Fostat.

- Ponieważ to więcej niż zaproszenie - odpowiedział

nadinspektor.

- Miałem zamiar wyjechać na wakacje i nie zmienię

planów! Zresztą nie muszę słuchać angielskiego policjanta.

- Ma pan rację, ale spełniam tu tylko rolę wysłannika.

- A... jeśli nie przyjdę do Starej Katarakty, to co się

stanie?

- W najlepszym wypadku zaaresztują pana pod za-

rzutem ucieczki, w najgorszym pod zarzutem morderstwa.

- Pan żartuje, nadinspektorze!

- Przed rekonstrukcją zbrodni humor, nawet angiel-

ski, jest nie na miejscu.

Wrząca woda w czajniku nie syczałaby wścieklej niż

Albertine Abletout na widok lorda Percivala.

background image

- Jeśli dobrze pana rozumiem, wzywa mnie pan na

konfrontację!

- To zależy od punktu widzenia, droga pani.

- To nadużycie władzy. Pożałuje pan tego, zobaczy

pan!

- Niestety, będzie pani musiała opóźnić o kilka godzin

swój powrót do Paryża.

- Przez pana stracę koktajl i uroczystą dekorację! Czy

zdaje pan sobie z tego sprawę?

- Być może niedostatecznie, ale współczuję pani.

- A jeśli wyjadę?

- Bez pani nasze małe spotkanie w Starej Katarakcie

nie miałoby żadnego smaku.

Ten argument podziałał na Francuzkę kojąco.

- Zgadzam się przyznać panu tę łaskę, milordzie, ale to

będzie już ostatnia!

- Czy Abd el-Mosul zmienił coś w swoich zwyczajach?

- zapytał lord Pecival komisarza Abdel-Atifa.

- Moi wywiadowcy niczego mi nie sygnalizowali. Jest

zupełnie spokojny.

- A zatem kolej na nas.

- Ale... Mamy winną! Przy okazji rekonstrukcji po-

ruszymy wiele drażliwych kwestii i gdyby pan tak nie

nastawał...

- Być może będziemy mieli kilka niespodzianek, drogi

background image

przyjacielu.

Za niecałe dwie godziny Szkot spróbuje zidentyfiko-

wać mordercę Howarda Langtona i rozplatać nici intrygi, z

której angielski egiptolog nie umiał się wymknąć.

Lord Percival będzie również rozmyślał nad brzegiem

Nilu o zaostrzeniu strategii, kontemplując jednocześnie

jeden z tych zachodów słońca, które sprawiają, że człowiek

rozumie, dlaczego warto żyć.

background image

ROZDZIAŁ XLI

Abd el-Mosul, ubrany we wspaniałą jasnobłękitną

dżellabę, stawił się w Starej Katarakcie o zachodzie słońca.

W ciągu kilku minut nad Egiptem zapanowała noc. Na

ulicach i uliczkach jeszcze dwie lub trzy godziny

rozprawiano na progach domów, przekazując sobie ze-

brane tu i ówdzie plotki, popijając kawę lub herbatę.

Egipcjanina powitał Angus Dodson:

- Jest pan ostatni... Proszę za mną.

Abd el-Mosul myślał, że zostanie przyjęty na słynnym

hotelowym tarasie, ale nadinspektor zaprowadził go na

trzecie piętro, aż do apartamentu Agaty Christie.

- Proszę wejść - polecił z napięciem komisarz

Abdel-Atif. - Pozostali uczestnicy rekonstrukcji już są.

Na lewo od drzwi siedział Ahmed al-Fostat ze skrzy-

żowanymi ramionami i nieprzeniknioną twarzą. Inspektor

do spraw starożytności założył przyciasny szary garnitur i

pomarańczowy krawat.

Na prawo od drzwi - Nubijczyk Abu, którego lord

Percival poprosił o interwencję, gdyby zidentyfikowany

morderca usiłował zbiec.

Po stronie łoża z baldachimem - doktor Alan Qerry w

swoim smętnym czarnym garniturze, usiłował pozostać nie

background image

zauważony. Obok niego, oparty plecami o drewnianą

ściankę oddzielającą sypialnię od salonu - Steven Faxmore

w swojej dyżurnej czerwonej marynarce i ciemnych

spodniach.

Na wygodnym fotelu, przed oknem salonu, siedziała

Albertine Abletout w fioletowym kostiumie, spoglądając na

wyraźnie zdenerwowanego Villaberta Glotoniego, który

przemierzał pokój w tę i z powrotem, mnąc bez ustanku

jedwabny biały krawat.

Domenica Strauss, zachwycająca w jasnej bluzce i

zielonych spodniach zharmonizowanych z kolorem oczu,

stała w progu gabinetu Agaty Christie, skąd wyszedł lord

Percival.

- Tu właśnie znaleziono zwłoki Howarda Langtona

zasztyletowanego ciosem w plecy - powiedział. - Tak było,

panie Abu?

Nubijczyk skinął twierdząco głową.

Abd el-Mosul wszedł do salonu i usiadł na jasnożółtym

krześle, między Ahmedem al-Fostatem i Domeniką Strauss.

- Zależało mi na tym, aby was tutaj zebrać - powiedział

lord Percival poważnie - ponieważ z wyjątkiem Abu,

którego niewinność została dowiedziona, wszyscy jesteście

podejrzani.

- Nie chcę tego dłużej słuchać! - krzyknął Villabert

Glotoni. - Może pan sobie oskarżać kogo pan chce, ale nie

background image

mnie... To znaczy nie nas, którzy jesteśmy znanymi i

poważanymi uczonymi!

- Proszę się uspokoić - polecił Szkot. - Czyż francuskie

przysłowie nie głosi, że złość jest złym doradcą?

Wzburzony Glotoni obrócił się plecami do lorda

Percivala i patrzył przez okno.

- Doszedłem do pierwszej konkluzji -ciągnął lord Per-

cival. - Howard Langton był szlachetnym człowiekiem i

kochał swój zawód. Nie miał mentalności karierowicza ani

człowieka egzaltowanego, żądnego sensacji. Przyjechał do

Egiptu podniecony jedną myślą: wypełnić misję, która zo-

stała mu powierzona, niezależnie od trudności.

Glotoni wzruszył ramionami.

- Zaczynając w ten sposób, może się pan bardzo

szybko pogubić! - zaprotestowała Albertine Abletout.

- Może nie, droga pani. Jeśli staramy się zrozumieć

motywy zbrodni, musimy najpierw odpowiedzieć na

podstawowe pytanie: dlaczego kilku egiptologów, oraz Abd

el-Mosul, zebrało się na tarasie Starej Katarakty? Prawdę

mówiąc, było to spotkanie wyjątkowe, jeśli weźmiemy pod

uwagę fakt, że hotel był zamknięty z powodu remontu, oraz

tożsamość uczestników. Tego pytania każdy z was

starannie unikał, aby uprawdopodobnić tezę o zwykłym,

przypadkowym spotkaniu towarzyskim. To właśnie pani

opinia, prawda, panno Strauss? Wydawało się, że Niemka

background image

jest zdziwiona.

- Tak, tak właśnie sądziłam...

- A więc Howard Langton nie powiadomił pani.

- Nie powiadomił o czym?

- Sądzę, że Howard Langton nie znosił ani kłamstwa,

ani niekompetencji. Z młodzieńczą werwą i uskrzydlony

świeżą nominacją zdecydował się “zrobić porządek",

używając potocznego określenia, kiedy zauważył, że

niektórzy kpią z jego misji i przynoszą szkodę egiptologii,

chowając się za tytułami i nabytymi przywilejami. Kiedy

zakończył śledztwo, postanowił wezwać osoby, które

uważał za niegodne, i zmusić je do zmiany postępowania.

- Jeżeli dobrze pana rozumiem - analizowała

Do-menica Strauss - Howard chciał się zabawić w sędziego!

- W pewien sposób.

- Z pewnością ma pan rację, milordzie. To cały on.

- To śmieszne - stwierdził Villabert Glotoni.

- Nie - zaprotestowała Niemka. - Takie postępowanie

znakomicie odpowiadało charakterowi Howarda.

- Przypadek nie odegrał więc żadnej roli w tym

zebraniu - podsumował Szkot. - Howard Langton wy-

znaczył spotkanie wszystkim tym, którym chciał udzielić

upomnienia.

- Niech pan przestanie opowiadać te bzdury! - ucięła

Albertine Abletout. - Czy sądzi pan, że podporządkowa-

background image

łabym się wymaganiom tego małego, pozbawionego polotu

erudyty?

- W tej sytuacji tak, droga pani, ponieważ Howard

Langton zajmował ważne stanowisko i mógłby pani

zaszkodzić. Podobnie jak inni, potraktowała pani jego

pogróżki poważnie, a ciekawość zmusiła panią do szcze-

gółowego zapoznania się z jego zamiarami.

Gdyby oczy francuskiej egiptolog były miotaczami

ognia, arystokrata byłby już garstką popiołu.

Chrapliwy głos Stevena Faxmore'a wypełnił aparta-

ment Agaty Christie:

- Jeśli chcemy uciec od tej wydumanej hipotezy,

wystarczy skupić się na faktach. Abu został uniewinniony,

zgoda, ale nigdy nie wiadomo... Poza tym słyszałem, że

egipska policja znalazła nowego winnego i ma konkretne

zarzuty.

Omar Abdel-Atif popatrzył na lorda Percivala, rzu-

cając mu milczące wezwanie o pomoc.

- Tak jest, panie Faxmore - przyznał arystokrata. -

Panna Strauss jest rzeczywiście podejrzana o popełnienie

morderstwa.

background image

ROZDZIAŁ XLII

Wszystkie spojrzenia powędrowały na niemiecką

egiptolog.

- Miała pani czas na zastanowienie, panno Strauss.

Czy zdecydowała się pani przyznać?

- Moje sumienie jest absolutnie spokojne, lordzie

Percival.

- Powiedz prawdę, dziecko - radziła Albertine

Abletout. - To przyniesie pani ukojenie, a nam wszystkim

zaoszczędzi czasu.

- Nasza koleżanka ma rację - poparł ją Faxmore.

- Na pewno istnieje jakieś wytłumaczenie pani czynu i

wyrok będzie łagodny.

- Nie nalegajcie, drodzy przyjaciele! - odparowała

ironicznie Domenica Strauss. - Wasza troska mnie wzrusza,

ale moja decyzja pozostaje niezmienna.

- Tylko pogarsza pani swoją sytuację - wyszeptał

Glotoni. - Jakie te kobiety potrafią być czasami uparte!

Lord Percival kontynuował:

- Nie oskarżyła pani Abu i nic nie wskazuje na

jakikolwiek związek pani z Abdel el-Mosulem. Jest pani

natomiast uważana za kobietę z głową, zawziętą, nie

pozbawioną gwałtownych uczuć. Ahmed al-Fostat sądzi, że

background image

jest pani osobą “zdolną do wszystkiego".

- Dlaczego nie, zwłaszcza jeśli chodzi o przeciw-

stawienie się złym językom.

Inspektor do spraw starożytności patrzył na swoje

stopy.

- Nikt nie podważa pani kompetencji zawodowych -

ciągnął Szkot. - Pani Abletout sądzi nawet, że pani

najlepszym towarzystwem są słowniki i fiszki.

- Być może moja szanowna koleżanka uważa, że praca

techniczna jest zbędna. Ja nie podzielam tej opinii.

Egiptologia rozwija się tak błyskawicznie, że nie starcza

dnia i nocy, żeby się wszystkiego dowiedzieć. Odrobina

lenistwa i zostajesz z tyłu.

- Pfff! - wydała z siebie w odpowiedzi Francuzka.

- Ach, o czymś zapomniałem: ktoś jeszcze przedstawiał

panią w złym świetle - to Villabert Glotoni. On również

uważa, że jest pani zdolna do wszystkiego i że aby

zidentyfikować sprawcę, należy skierować śledztwo w pani

stronę.

Śliczna Niemka uśmiechnęła się.

- Czy pan Glotoni jest zdolny kochać kogoś oprócz

siebie?

- Zabraniam pani! - krzyknął Francuz.

- Pan pozwala sobie oskarżać mnie o morderstwo, a ja

nie mogę nazwać pana narcyzem!

background image

Domenica Strauss wyraźnie się zdenerwowała. Glotoni

wycofał się.

- Przyznaje pani, że była kochanką Howarda

Langtona?

- Nie stwarzałam pozorów, milordzie; wszyscy

wiedzieli, że byłam jego kochanką i że się kochamy.

Związek ten nie przeszkadzał nam stawiać pracy na

pierwszym miejscu i wywiązywać się terminowo z

obowiązków.

- Według pani Abletout Howard Langton uważał, że

jest pani zbyt zaborcza i zdecydował się zerwać ten

związek. Nie mogąc tego znieść, zabiła go pani z zemsty.

- Moja droga koleżanka nie wie, że Howard Langton

był bardzo niezależnym człowiekiem, a ja pod tym wzglę-

dem w niczym mu nie ustępowałam. Gdybyśmy któregoś

dnia zdecydowali się rozstać, nie byłaby to dla nas tragedia.

- Jest jednak dowód - przypomniał nieśmiało komisarz

Omar Abdel-Atif.

- Nie zapomniałem o tym - zapewnił go Szkot. - Ale

przedtem jeszcze jeden szczegół: zajmuje się pani mumiami

doktora Qerry?

- Poprosiłam go tylko o informacje - wyjaśniła

niemiecka egiptolog - ale on nigdy mi nie odpowiedział. Czy

pokażecie mi w końcu ten słynny dowód, który czyni ze

mnie zbrodniarkę?

background image

Lord Percival udał się do gabinetu Agaty Christie i

wyszedł stamtąd z książką w ręku.

- Oto on: niemieckie wydanie Śmierci na Nilu Agaty

Christie.

Domenica Strauss wydawała się zaskoczona.

- Ale to nie jest moja książka! Poza tym nie czytuję

kryminałów. To oczywiste, że ktoś mi go podrzucił!

Komisarz Abdel-Atif spodziewał się, że lord Percival

podąży tym tropem i zmusi podejrzaną do przyznania się.

Ale reakcja Szkota była zupełnie inna.

- Dokładnie do takiego wniosku doszedłem, panno

Strauss. Jest on tym bardziej słuszny, że sztuczka z książką

była spóźniona i niezręczna. Jest jednak jeden punkt

niejasny dotyczący pani.

Niemka, przez moment rozluźniona, nagle znów za-

niepokoiła się:

- Jaki?

- Kołnierz koszuli Howarda Langtona został nasą-

czony wonnościami. Czy pani doktorat nie dotyczył

stożków wonności, które nosili na głowach goście za-

proszeni na przyjęcie w zaświatach, jak widać to na

płaskorzeźbach licznych grobowców tebańskich?

- Tak, ale...

- Czy po zamordowaniu kochanka nie oddała mu pani

ostatniej, bardzo egiptologicznej, przysługi, aby mógł

background image

spokojnie dotrzeć w zaświaty?

- Ależ nie, milordzie! Byłby to całkowicie szalony

pomysł... Przysięgam panu, że nie zabiłam Howarda

Langtona!

Szkot odwrócił się od Niemki i podrapał w skroń.

- Możliwe, że mordercą jest mężczyzna i że chce

jeszcze zaatakować, ponieważ groził pani Abletout. Chyba

że chodzi o spisek...

Komisarz Abdel-Atif pomyślał, że lord Percival zu-

pełnie się pogubił. Już wyobrażał sobie gwałtowne protesty

obecnych po wyjściu z tej nieudanej konfrontacji i

nieuchronną utratę swego stanowiska.

Lord Percival zwrócił się do Villaberta Glotoniego.

- Czy to nie pan był tym mężczyzną ze strzelbą?

background image

ROZDZIAŁ XLIII

Zaskoczony pytaniem Szkota, Villabert Glotoni

pociągnął swój biały jedwabny krawat, ryzykując, że się

zadusi.

- Dlaczego... dlaczego ośmiela się pan tak uważać,

milordzie?

- Wydaje się, że nikt pana nie lubi.

- I co z tego? Nie muszę już udowadniać moich

kompetencji, są dobrze znane! W tym kraju i w mojej

dziedzinie jestem niezbędny i z tego powodu niektórzy

czują do mnie nienawiść!

- Jest pan jednak szydercą, na przykład w stosunku do

Abu. Wyrażał się pan za to pochlebnie o inspektorze

al-Fostacie, o którym przecież trudno powiedzieć, że jest

“uroczym człowiekiem".

- Kwestia gustu, milordzie. Ocena jest subiektywna,

moja taka sama dobra jak pańska.

- Zgodzi się pan jednak, że przedstawienie mi Abd

el-Mosula jako “sympatycznego staruszka" ma się nijak do

rzeczywistości. Pan dobrze zna kraj i działalność tego

pana... Dlaczego pan kłamał?

- Abd el-Mosul jest dziś osobą szanowaną i ja...

- Jak pan nazwie to, co pan robił na stanowisku w Tali

background image

al-Amarinie, jeśli nie był to dość osobliwy handel? Miał pan

możliwość zbliżyć się do środowiska drobnych złodzie-

jaszków antyków i usiłował pan kupić kilka przedmiotów,

które przeszłyby koła nosa muzeom, czy tak?

- To oskarżenie jest zupełnie bezpodstawne i wniosę

skargę o zniesławienie!

- Pan pochlebiał doktorowi Qerry - przypomniał lord

Percival - ale on nie omieszkał wskazać pana jako

mordercę Howarda Langtona.

Villabert Glotoni najpierw przez chwilę milczał z

oburzenia, później rzucił się na Alana Qerry.

- Coś ty się ośmielił mówić, łajdaku? Dopiero silna

pięść Abu uniemożliwiła Francuzowi uduszenie specjalisty

od mumii, który z trudem odzyskał oddech.

- Nic... nic nie mówiłem - wyjęczał doktor Qerry.

- Jeśli jest pan winny, to pański problem, nie mój!

Statystyki dowodzą, że znacznie więcej zbrodniarzy jest

wśród Francuzów niż wśród innych nacji.

Villabert Glotoni odparł z pogardą:

- Gadanina farbowanego naukowca, nic więcej! Nie

zajdzie pan z tym daleko.

- Mógłby pan jednak zostać skazany za próbę szantażu

na osobie Domeniki Strauss - sprecyzował lord Percival.

Tym razem Glotoni nie zaprotestował.

- Jest pan łajdakiem - rzuciła Niemka, a jej spojrzenie

background image

wyrażało najwyższą pogardę.

- Nie ma pani nic do roboty w Egipcie! - wrzasnął

Francuz. - Im szybciej pani stąd wyjedzie, tym lepiej. W

gruncie rzeczy próbowałem oddać pani przysługę.

- Pan wyjedzie pierwszy - rzuciła proroczo Niemka -

ponieważ pan kocha siebie, a nie Egipt.

Szkot zrobił kilka kroków i zatrzymał się przed

Albertine Abletout.

- Czy mogę pani wyznać, że podejrzewałem panią?

- Nie wiedziałam, że człowiek pańskiego pokroju

miewa takie chwile słabości!

Lord Percival spojrzał do notatek.

- Ta hipoteza nie była tak całkowicie bezpodstawna.

Czy z powodu szczególnego charakteru nie złamała pani

wielu karier?

- Moi oszczercy już nie wiedzą, co mają wymyślić na

mój temat! Mam to w nosie, ponieważ zwykle idę naprzód i

odsuwam od siebie niezdolnych i bezużytecznych.

- Boją się pani z powodu pani wybuchowego tem-

peramentu i teatralnych zachowań. Ktoś powiedział, że im

dalej od pani, tym lepiej się czuje.

Francuska egiptolog nie wydawała się bynajmniej

zażenowana.

- Czy to podstawa pańskiego oskarżenia, milordzie?

- Abd el-Mosul nie lubi pani, a pani twierdzi, że go nie

background image

odwiedza.

- A pan mi nie wierzy?

- Tak, proszę pani.

Francuzka wydawała się przez chwilę zbita z tropu.

- No ale... Co mi pan zarzuca?

- Według Domeniki Strauss, Howard Langton uważał,

że pani działalność w terenie nie odpowiadała pani

reputacji, którą pani starannie sama podtrzymywała.

- Kłamstwa godne pogardy!

- Langton był człowiekiem drobiazgowym i zauważył,

że wykopaliska, za które była pani odpowiedzialna, nie są

prowadzone w sposób zadowalający. Miał również zamiar

żądać, w sposób jak najbardziej dyskretny, pani

przeniesienia. Nie chciał pani szkodzić osobiście, ale

pragnął, by w pani sektorze badania były prowadzone

kompetentnie.

- To niedorzeczne!

- Dla pani zaś największa zniewaga.

- Jak mogłabym czuć się dotknięta równie śmiesznymi

wypowiedziami? Moja reputacja mówi sama za siebie!

Lord Percival naciskał:

- Myślę, że doszło do prawdziwego starcia między

Howardem Langtonem i panią i że pani zażądała, by

opuścił Egipt. “Gdyby mnie posłuchał, jeszcze by żył",

powiedziała mi pani. I to wyznanie panią uniewinnia.

background image

- Chciałam, żeby jak najszybciej wyjechał, to prawda,

ponieważ bałam się katastrofy. Nie myślałam o mor-

derstwie.

- Ja zaś - wyznał lord Percival, idąc w kierunku

Stevena Faxmore'a - nie sądziłem, że jedynym celem

uczonych może być wykorzystywanie swojej wiedzy w celu

zdobycia pieniędzy.

background image

ROZDZIAŁ XLIV

Steven Faxmore, o kanciastej twarzy pooranej głę-

bokimi zmarszczkami, z gęstymi bokobrodami zakry-

wającymi policzki, szpiczastym podbródkiem, chrapliwym

głosem, pociągnął poły swojej czerwonej marynarki, jakby

chciał ochronić swoją godność.

- Czy to pan był tym człowiekiem ze strzelbą? - zapytał

lord Percival.

- Nienawidzę broni palnej.

- A co z bronią białą?

- Podobnie.

- Jeśli dobrze rozumiem, jest pan pacyfistą i czło-

wiekiem bezceremonialnym?

- Dokładnie.

- Bezceremonialnym... To z pewnością wiele znaczy,

panie Faxmore. Zaszliśmy już tak daleko, czy nie powinien

się pan teraz przyznać?

- Pańska metoda prowadzi donikąd. Dobrze pan wie,

że jestem niewinny, nie ma sensu mnie prowokować.

- Niewinny... Jest pan tego taki pewien? W oczach

arystokraty czaiła się ironia.

- Niech mi pan udowodni, że nie.

- Według doktora Qerry wie pan wszystko o wszy-

background image

stkich. Dlaczego nie poda mi pan nazwiska mordercy

Howarda Langtona?

- Ponieważ go nie znam. Qerry przypisuje mi cechy,

których nie posiadam.

- Jest pan Szkotem, Langton był Anglikiem. Jest co

najmniej jeden świadek pańskiej kłótni z ofiarą.

- To jasne, Szkocja i Anglia nigdy nie zawrą pokoju, a

jedynym rozwiązaniem jest przyznanie Szkocji niepod-

ległości. Ale od tego do zamordowania kolegi daleka

droga...

- Pan sam jednak przyznał, że Langton był niebez-

piecznym rywalem i stanowił zagrożenie dla pańskiego

spokoju i stanowiska.

Steven Faxmore uczynił wymijający gest.

- Takie jest życie... Kiedy młody specjalista osiąga

zaszczytną funkcję, stara się wszystkich zniszczyć, żeby

łatwiej narzucić swoją władzę. Tak jest zawsze i zawsze się

to odbywa w taki sam sposób. Nie ma sensu robić z tego

ceregieli... Langton by się opamiętał i w końcu doszlibyśmy

do porozumienia.

- Trudno mi uwierzyć, że nie znał pan planów

Howarda Langtona.

- Ale to prawda, milordzie. Nie miał zresztą żadnego

powodu, by mnie wtajemniczać. Nielogiczne byłoby

przypuszczać, że było inaczej.

background image

- Logiczne jest stwierdzenie, że miał pan motyw, by się

pozbyć Langtona. Oprócz tego, według Villaberta

Glotoniego, uważa się pan za pożeracza dusz i kata, który

chętnie posługuje się nożem.

Skrzeczący śmiech zatrząsł wielkim cielskiem Fax-

more'a.

- Dzielny Glotoni przypomniał bal maskowy, na

którym rzeczywiście pojawiłem się w takim przebraniu...

Proszę być spokojnym, nikogo nie zabiłem.

- O czym pan marzy?

Pytanie lorda Percivala zaskoczyło Faxmore'a.

- O czym marzę? Dlaczego to pana interesuje?

- Być może pozwoliłoby to wyjaśnić morderstwo.

- Byłbym zaskoczony...

- Niech pan nie będzie taki tajemniczy, panie Faxmore.

Pani Abletout przesadzała, jak zwykle zresztą, utrzymując,

że chciał pan objąć władzą cały Egipt, ale miała rację,

przypuszczając, że ma pan “plan komercyjny", co

potwierdził

Abd

el-Mosul,

zaznaczając,

że

pana

prawdziwym celem nie jest rozwój nauki.

- Pogłoski są często nieprawdziwe, milordzie, a ci, na

których się pan powołuje, nie lubią mnie. Mają więc interes

w tym, żeby mi szkodzić.

- Nadinspektor Dodson i ja widzieliśmy pana w

mauzoleum Aghi Khana. Nie wierzymy w to, żeby należał

background image

pan do jego wyznawców i że modli się pan za spokój jego

duszy. Ten multimiliarder jest natomiast wymarzonym

ucieleśnieniem wszystkich pańskich planów. Pamięta pan,

panie Faxmore... podczas urodzin Aghi Khana jego ciężar

w diamentach na szali... Myśli pan, że umiejętność robienia

interesów pozwoli je panu zagarnąć.

- Pan się myli, milordzie! Jestem tylko zwykłym

egiptologiem.

- Jak doktor Qerry, pański przyjaciel i wspólnik?

Specjalista od mumii zaprotestował:

- To nie tak! Jestem samotnikiem, nie mam żadnego

przyjaciela.

Lord Percival odwrócił się do Alana Qerry.

- Steven Faxmore, aby odwrócić moje podejrzenia,

określił pana jako ponurego osobnika prowadzącego dzia-

łalność mętną, wręcz godną potępienia. Każdy zdawał sobie

sprawę, że niczego pan nie odkrył, a pańskie wyniki badań

nie znajdują potwierdzenia... krótko mówiąc, zajmuje się

pan czymś innym, nie mającym związku z nauką. Langton

dowiedział się, co to jest i stwierdził, że nie ma to związku z

pańską oficjalną funkcją.

- Moją specjalnością są mumie, i nic innego!

- Zapomina pan o kłamstwie, panie Qerry: czyż nie

zapewniał nas pan, że nigdy nie spotkał się z Howardem

Langtonem? To poważny błąd... Langton z pewnością

background image

skontaktował się ze wszystkimi, co do których miał

podejrzenia, zanim wezwał ich do Starej Katarakty. Czując

na szyi zaciskającą się pętlę, wymyślił pan tezę o spisku. Ale

marzyło się panu to samo co pańskiemu przyjacielowi

Faxmore'owi: obaj chcieliście się wzbogacić. Od lat

sprzedaje pan kawałki mumii Abd el-Mosulowi, który

wierzy w ich właściwości pobudzające popęd płciowy, a ten

drobny handel przynosił panu skromne korzyści.

- Kto panu naopowiadał tych głupstw?

- Naoczny świadek, którego zeznanie wystarczy, żeby

odesłać pana do więzienia. Doktor Qerry poczerwieniał.

- Nie mówi pan poważnie!

- Nawet pański klient pana oskarżył. Ale to nie

wszystko: pan, podobnie jak Faxmore, nie doceniliście

determinacji Howarda Langtona i nie sądziliście, że jest

zdolny odkryć prawdę. Miał u siebie małą amforę za-

wierającą poślednie piwo, ale które uchodziło za

oryginalne. Wiązaliście z tym wszystkie wasze nadzieje,

doktorze Qerry i panie Faxmore.

Qerry i Faxmore spoglądali na siebie zbici z tropu.

Przerażony Qerry milcząco błagał Faxmore'a o pomoc.

background image

ROZDZIAŁ XLV

- Zgoda - przyznał Steven Faxmore. - Ma pan rację.

Jeśli się dobrze zastanowić, Oerry i ja nie popełniliśmy

żadnego przestępstwa. Nie zaprzeczam, że chcieliśmy

zarobić, ale co w tym złego?

- W oczach Howarda Langtona to było karygodne -

zaoponował lord Percival.

- Bo on był purystą! To ja dałem mu próbkę, którą pan

u niego znalazł, żeby zobaczył, że produkt nie jest jeszcze

gotowy.

- A jednak wezwał pana do Starej Katarakty.

- By dać mi ostateczną odpowiedź.

- A gdyby zażądał, żeby opuścił pan stanowisko i

wrócił do Wielkiej Brytanii?

Steven Faxmore wydawał się przygnębiony.

- Musiałbym się podporządkować, Qerry także. Ani

on, ani ja nie jesteśmy mordercami.

Lord Percival uśmiechnął się.

- Dziękuję za anonimowy list, panie Faxmore.

- Jak pan na to wpadł?

- Nie lubi pan ani tytułów, ani arystokratów, więc

mimo że pan wiedział, kim jestem, zaczął pan list od

zwykłego “szanowny panie". Poza tym jedynie pan, jako

background image

Szkot, mógł być autorem liściku do rodaka. Dzięki panu

dowiedziałem się, że mój przyjaciel Langton został

zamordowany.

- Spełniłem tylko swój obowiązek - powiedział Fax-

more z godnością. - Langton mówił mi o panu w samych

superlatywach, więc wiedziałem, że mogę liczyć na pańską

interwencję.

Lord Percival zwrócił się w stronę Abd el-Mosula,

który nie zdjął swej skórzanej czapeczki zdobionej złotą

lamówką.

- Spotkał się pan z Howardem Langtonem i prosił go

pan, aby się z panem pogodził. Ale on był nieprzejednany.

- Niewybaczalny błąd młodości, milordzie.

- Niektórzy mówili o panu jako o spokojnym sta-

ruszku, który porzucił swoją przestępczą działalność. To

niestety nie jest prawda.

- Mówi pan o handelku częściami mumii z doktorem

Oerry? Zwykła zabawa, milordzie. Zresztą nie kupowałem

towaru proponowanego mi przez tego doktorka...

Potwierdzi to wielu świadków godnych zaufania.

- Mówiłem o poważnym przestępstwie - sprecyzował

Szkot. - Chodzi o ograbianie niesplądrowanych grobów.

- Romantyczne marzenie...

- Nie w pańskim przypadku. Howard Langton wezwał

pana do Starej Katarakty, ponieważ wiedział, że wyruszył

background image

pan na polowanie i podąża interesującym tropem. Takie

jest znaczenie odręcznej notatki, którą znaleźliśmy u

ofiary: “Powstrzymać Abd el-Mosula".

- Langton się mylił, inspektorze.

- Oddalił się pan od swoich baz, żeby eksplorować

pustynie w pobliżu Tall al-Amariny, ponieważ dowiedział

się pan, że w tym rejonie odkryto legendarny grób. Pański

instynkt

kazał

panu

przedsięwziąć

nadzwyczajne

poszukiwania, czyż nie?

- Marzenie, milordzie, tylko marzenie...

- Oczywiście jest pan chodzącą ostrożnością i nie

pokazuje się pan nigdy w pierwszym szeregu. Dlatego

potrzebował pan dobrze ustawionego wspólnika, najlepiej

inspektora do spraw starożytności. Pana, panie Ahmedzie

al-Fostat.

Wąskie oczy Egipcjanina rozszerzyły się.

- Robi pan błąd, milordzie! Jestem uczciwym czło-

wiekiem i pomogłem panu, proszę sobie przypomnieć!

- Pańskie dossier nie jest nadzwyczajne, panie

al-Fostat. Do swego stanowiska doszedł pan pokrętną

ścieżką, a przede wszystkim oszukał mnie pan.

- Ja? Nigdy bym się nie ośmielił!

- Z jednej strony, starał się pan mnie przekonać, że nie

jest pan wspólnikiem Abd el-Mosula: z drugiej zaś,

twierdził pan, że nigdy nie zetknął się z Howardem

background image

Langtonem. Według Domeniki Strauss, Langton odkrył

pańską niekompetencję i układy i chciał oznajmić panu, że

postanowił prosić pańskich przełożonych, aby usunęli pana

z zajmowanego stanowiska.

- Niech pan nie słucha tej kobiety, milordzie.

- Steven Faxmore potwierdził słowa panny Strauss, a

nawet brał udział w scenie, podczas której Langton pana

zdemaskował. Ponieważ chciał zrujnować pańską karierę,

nie miał pan innego wyjścia, jak tylko go usunąć.

- Nigdy nie podjąłbym takiego ryzyka!

- Na tym pańska rola się nie skończyła - ciągnął Szkot.

- W Tali al-Amarinie pan nas śledził, zgodnie z

instrukcjami pańskiego prawdziwego szefa, Abd el-

-Mosula, żeby się dowiedzieć, czy znaleźliśmy grób, na

którym tak wam zależało. Próbował pan nawet odciągnąć

nas od tego miejsca.

- Pan mnie prześladuje... Gdybym był Anglikiem, nie

traktowałby mnie pan w ten sposób!

- W grobie, gdzie wciągnął mnie pan w pułapkę,

znalazłem dowód, że jest pan złodziejem.

Ahmed al-Fostat zbladł, słysząc to oskarżenie.

- To niemożliwe...

Lord Percival wyjął z kieszeni niewielki przedmiot w

kształcie żaby.

- Oto amulet, który pan skradł w muzeum w Asuanie.

background image

Zgubił pan go, przygotowując pułapkę.

- To nieprawda! Sprzedałem amulet Abd el-Mosulowi

i to on go zostawił w grobowcu, żeby mnie oskarżono!

Podczas gdy al-Fostat dał się ponieść emocjom, Abd

el-Mosul zachowywał spokój.

- Pański szef wiedział, że pan go zdradzał - dodał lord

Percival - i zaczął się wycofywać. Egipski wymiar

sprawiedliwości zajmie się wami obydwoma, ale jest coś

poważniejszego: chodzi o narzędzie zbrodni.

Ahmed al-Fostat cofnął się, jakby usiłując wtopić w

ścianę.

- Nic nie wiem.

- Potwierdził pan, że antyczny sztylet, którym za-

mordowano Howarda Langtona, jest fałszywy. Dlaczego,

panie al-Fostat?

- Już nie pamiętam.

- Proszę sobie przypomnieć.

Egipcjaninowi puściły nerwy. Strasznie się zdener-

wował i zaczął na przemian kląć i pomstować.

- Wystarczy - przerwał komisarz Abd el-Atif. - Albo

się zamkniesz, albo zrobi to za ciebie Abu!

Groźba podziałała.

- Ten sztylet, jak najbardziej autentyczny, pochodził z

grobu, którego pan poszukiwał, panie al-Fostat - podjął

lord Percival. - To jasne, że starał się pan odciągnąć mnie

background image

stamtąd, ponieważ pańskim jedynym celem była grabież.

Morderstwo Langtona nie zostało przewidziane w pańskim

planie, a wręcz go rozbiło.

- A więc przypuszcza pan, że ani ja, ani Abd el-Mosul

nie zabiliśmy Langtona?

- W rzeczy samej, ponieważ morderca zapłacił wam,

żebyście kłamali w sprawie narzędzia zbrodni. Obiecał

wam również zgrabną sumkę po umorzeniu sprawy.

Po tych słowach zapanowała długa cisza. Angus

Dodson wstrzymał nawet oddech.

Lord Percival podszedł do okna i patrzył na Nil. - Co

pani myśli o mojej teorii, pani Abletout?

background image

ROZDZIAŁ XLVI

Francuska egiptolog zareagowała gwałtownie:

- Dlaczego pan mnie o to pyta, milordzie?

- Ponieważ stwierdziła pani, że można mieć całkowite

zaufanie do ekspertyzy Ahmeda al-Fostata. Miała pani

nadzieję, że niczego nie zauważę i potraktuję ten stary

sztylet jak ordynarną podróbkę. Pani największym błędem

jest lekceważenie innych i przekonanie o własnej wyższości.

Moja wiedza egiptologiczna jest ograniczona, wystarcza

jednak, bym rozpoznał broń bardzo podobną do słynnego

sztyletu Tutanchamona, z istotną różnicą: inskrypcją

hieroglificzną ITN u podstawy ostrza, czyli z imieniem boga

Atona, którego wielbił Echnaton, heretycki faraon.

- Każdy to wie! - powiedziała drwiąco Albertine

Ableout.

- Skąd mogło pochodzić to małe dzieło sztuki? Z grobu

z tej samej epoki lub z grobu samego Tutanchamona, o

którym wielu sądzi, że pozostał nie odkryty, lub też z grobu

któregoś z jego dostojników. Czy przedmiotem pani

doktoratu, zresztą nie dokończonego, nie były groby Mehu

i Merire?

Francuzka wczepiła się w podłokietniki.

- Tak, ale...

background image

- Mehu był szefem policji Echnatona w jego stolicy

Tali al-Amarinie, a Meri-re to wielki kapłan słonecznej

tarczy, Atona. A zatem zgodnie z zeznaniami Domeniki

Strauss, Howard Langton był o krok od odkrycia słynnego

grobowca, właśnie w Tell al-Amarinie, jak wskazywały

poszukiwania Abd el-Mosula i Ahmeda al-Fostata. Jestem

nawet pewien, że go odkrył, ponieważ pokazał pani ten

sztylet, który stamtąd pochodził. Cóż za zniewaga! Pani,

specjalistka w tej dziedzinie, uprzedzona, a nawet

przyćmiona przez młodego i błyskotliwego egiptologa!

Langton nie dość, że chciał panią zwolnić, to jeszcze

pokonał panią na jej własnym terenie... A to już było za

wiele. Pani “zabiła" już wielu obiecujących naukowców,

łamiąc ich kariery, ale tym razem poszła pani o wiele dalej,

niszcząc ludzkie życie.

Komisarz Abdel-Atif osłupiał. Jak francuska egiptolog

mogła się posunąć aż do morderstwa?

Albertine Abletout mimo rozdrażnienia zdołała za-

chować pozory spokoju.

- Jeśli to, co pan mówi, jest prawdą, niech pan to

udowodni, milordzie.

- Zgubiła panią Agata Christie. Howard Langton

wezwał panią, podobnie jak pozostałych, do Starej Ka-

tarakty, ale to pani zaproponowała mu spotkanie w apar-

tamencie pisarki z mocnym postanowieniem wyduszenia z

background image

niego całej prawdy na temat jego poszukiwań archeo-

logicznych. Czy zaplanowała pani morderstwo? Prawdo-

podobnie tak, ale Langton dostarczył pani wymarzoną

okazję, pokazując sztylet i dając pewność, że popełnia pani

morderstwo doskonałe, które przypisano by profe-

sjonalnemu złodziejowi, Abd el-Mosulowi. Dwa szczegóły

zdradzają pani uwielbienie dla Agaty Christie: podobnie

jak ona, ubiera się pani na fioletowo, a pani ulubionym

deserem jest tarta jabłkowa ze śmietaną, nawet w Egipcie.

Ale popełniła pani dwa błędy. Po pierwsze: podrzuciła pani

Domenice Strauss powieść Agaty Christie i wskazała nam

pani trop w postaci wiadomości pisanej po angielsku,

obciążającej pani niemiecką koleżankę. Tylko że panna

Strauss nie czyta powieści tego typu, a pani o tym nie

wiedziała. Drugi błąd: wymyślenie mężczyzny uzbrojonego

w

strzelbę,

który miał na panią napaść w nocy. De facto, chodziło o

zjawę, która straszyła Agatę Christie, grożąc jej w snach.

W gruncie rzeczy padła pani, jak pani literacki model,

ofiarą przekleństwa Echnatona. Agata Christie tak bardzo

się nim interesowała, że poświęciła mu sztukę teatralną,

która zrobiła klapę; ten faraon pani również nie przyniósł

szczęścia.

- Pan się myli... Nie zamordowałam Howarda

Langtona!

background image

- Rzeczywiście, nie pani trzymała sztylet. Ponieważ

zadbała pani o to, żeby był z panią Villabert Glotoni, który

tak nienawidził Langtona, jak uwielbiał panią. To na pani

rozkaz Glotoni śledził nas w Tall-al-Amarinie, żeby

zobaczyć, czy znajdziemy ten grób.

Lord Percival utkwił wzrok w oczach wyraźnie prze-

rażonego Villaberta Glotoniego.

- Howard Langton wiedział, kim pan jest i trzymał się

od pana z daleka. To pan jest autorem pracy o uchebti,

magicznych figurkach pracujących zamiast zmarłego w

zaświatach, o czym jest mowa w rozdziale szóstym Księgi

zmarłych. Howard Langton dokładnie przestudiował ten

tekst, aby wykazać pańską niekompetencję i dorzucił

wykrzyknik: “Uwaga!". Niestety, nie był dość czujny... Ale

czy mógł przypuszczać, że ugodzi go pan w plecy

starożytnym sztyletem, który przed chwilą powierzył pani

Abletout, aby stwierdziła jego autentyczność.

Wielka kwadratowa głowa Villaberta Glotoniego nie

przestawała się kiwać.

- Pan... pan nie ma prawa mnie oskarżać!

- Po naszym pierwszym spotkaniu - ciągnął lord

Percival - wystraszył się pan, więc postanowił pan mnie

poważnie ostrzec, posyłając strzałę, która miała mnie

zranić i przekonać, że zostałem otruty. Doktor Qerry

zdradził mi, że zbiera pan afrykańskie sztylety i strzały, a

background image

pan okazał tupet - lub głupotę - by pokazać mi to na targu

w Asuanie. Z wrodzoną próżnością sądził pan, że się

przestraszę i porzucę śledztwo.

Glotoni był blady.

Wzrok Percivala ciął jak brzytwa.

- Posłuszny swojej szefowej, po zamordowaniu

Langtona, pan, miłośnik wyrobów egzotycznych, które

kupuje pan na targu, nasączył pan perfumami kołnierz

koszuli pańskiej ofiary, aby obciążyć Domenikę Strauss,

specjalistkę od egipskich wonności. Brudna sztuczka, która

pana zdradziła, ponieważ znaleźliśmy ślady pańskich

perfum różanych na kołnierzu koszuli.

Nozdrza Francuza rozszerzyły się i wymierzył palec

wskazujący w Albertine Abletout.

- To ona wszystko zorganizowała, ona kazała mi zabić

Langtona, ona...

Egiptolog w fioletowym kostiumie spoliczkowała

Glotoniego i z zaskakującą żwawością usiłowała uciec.

Ale odbiła się od nubijskiego giganta Abu, monu-

mentalnego jak starożytny egipski kolos.

background image

EPILOG

Lord Percival spędził cudowny dzień. Domenica

Strauss pokazała mu wszystkie asuańskie grobowce znaj-

dujące się na zachodnim brzegu, tłumacząc teksty

hieroglifów, przypominających niezwykłe losy odkrywców

Dalekiego Południa, których duch żył w tych miejscach

wiecznego spoczynku. Angus Dodson, zmęczony upałem, z

coraz większym trudem nadążał za arystokratą.

Kiedy promienie zachodzącego słońca zmusiły

egiptolog do przerwania, nadinspektor przysiadł na

murku, marząc o wilgotnym bruku brytyjskiej stolicy i o

kwarcie mocnego piwa w tradycyjnym pubie.

- Jak pani dziękować? - zapytał Szkot. - Z takim

talentem ożywiła pani ten cudowny świat!

- A pan, milordzie, rozwiązał tyle zagadek.. Czy nie

odkryłby pan grobu, który spowodował tyle nieszczęść?

- Dokona tego tylko doświadczony archeolog. Poza

tym nie trzeba wszystkiego odkrywać... Czy mumie nie

zasługują na to, żeby spoczywać w pokoju?

- To niezbyt naukowe podejście!

- Pozwoli pani, że będę jej życzył długiego pobytu w

Egipcie i przeżycia tu samych szczęśliwych chwil.

Wzruszona Domenika Strauss uśmiechnęła się.

background image

- Egipt to tajemniczy kraj, milordzie, ale w końcu

dowiadujemy się wszystkiego. Dlatego dowiedziałam się, że

ofiarował pan sporą sumę pieniędzy Abu, by mógł

wspomóc w trudnościach swoich nubijskich braci. On jest

zbyt dumny, żeby panu podziękować. Za to ja...

- Po co bogactwo, jeśli nie dawałoby odrobiny

szczęścia?

- Ponieważ jutro będzie pan już w Szkocji, pozwolę

panu cieszyć się ostatnim zachodem słońca nad Nilem.

W feluce, która wiozła lorda Percivala i Angusa

Dodsona do Starej Katarakty, nadinspektor odważył się

zadać dwa pytania, które paliły mu usta.

- Te ślady perfum Glotoniego na kołnierzu koszuli

ofiary... Czy powiedział panu o tym medyk sądowy, czy też

komisarz Abdel-Atif?

- Ani jeden, ani drugi, drogi Dodsonie, ale czy to nie

było

oczywiste?

Gdyby

miał

pan

do

dyspozycji

laboratorium Scotland Yardu, dostarczono by panu ten

dowód natychmiast. Miałem więc wrażenie, że korzystam z

pańskiej gwarancji moralnej.

Jak obawiał się Angus Dodson, Szkot nie przejął się

ścisłą procedurą.

W Londynie nadinspektor wystąpiłby, przynajmniej

dla formy, z gwałtownym protestem, ale tutaj... I jeszcze

jedno prześladujące go pytanie:

background image

- Proszę mi powiedzieć, milordzie... Jaki jest pański

sekretny sposób na upał? Nawet kiedy wspinaliśmy się po

stromych zboczach, na pańskim czole nie było ani kropelki

potu!

- Tajemnica tkwi w kapeluszu - wyznał Szkot. - Za-

wdzięczam ten wynalazek jednemu z moich przodków,

który badał Afrykę, a nie znosił upałów.

Z przodu kapelusza z szerokim rondem był zainsta-

lowany miniaturowy, bezszelestny wiatraczek, który bez-

ustannie chłodził czoło szczęśliwego właściciela.

Słońce gasło za górą na zachodzie, aby przygotować

swoje zmartwychwstanie, a nad Asuanem zapadała spo-

kojna noc. Bogini nieba już nie zwlekała z przemianą duszy

Howarda Langtona w światło.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cherie Carter Scott Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Carter Christopcher Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Christopher Carter Ostatnia zbrodnia Agaty Christie
Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christie(1)
Ostatnia zbrodnia wg A Christie
Agatha Christie Dom zbrodni
Agatha Christie ' Zbrodnia na?stynie
Christie Agatha Dom zbrodni
Christie Agatha Hercules Poirot Zbrodnia na?stynie

więcej podobnych podstron