Droga Czytelniczki*!
Witam Cię serdecznie w lutym. Wokół jeszcze zima , ale my już
wyglądamy pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny.
Jednak luiy te/ ma swoje zalety, a jedną z nich są walentynki,
obchodzone w naszym kraju coraz powszechniej. To naprawdę miłe święto.
zwłaszcza że na co dzień zbyt rzadko okazujemy sobie uczucia. Spraw
przyjemność bliskim, kochanym osobom, a sobie podaruj chwilę miłego
wytchnienia, najlepiej przy lekturze kolejnych powieści z serii ROMANS.
Lutowe książki polecam wszystkim zakochanym i czekającym na miłość
czytelniczkom, a zwłaszcza tym. które lubią poznawać obce kraje.
Oto moje propozycje:
Wesele u stóp Olimpu - wraz i bohaterami odwiedzisz piękną Grecję.
To właśnie tutaj rozkwitnie romans między wpływowym greckim
biznesmenem i jego skromną a.systentką.
Wygrana na loterii - odhędziesz spacer ulicami Londynu, ale przede
wszystkim przekonasz się. że od wzajemnej niechęci do miłości wcale nic
jesi tak daleko.
Drużba pozna druhnę przeniesiesz się do Australii, by śledzić rozwój
znajomości, która rozpoczęła się bardzo niefortunnie. Cóż. najtrudniejszy
pierwszy krok...
Siostra Kopciuszka - druga książka z seni Dobre wróżki. Zobaczysz,
jakie nieprawdopodobne historie zdarzają się W Las Vegas, a potem
przeczytasz o dziewiczej przyrodzie w Montanic.
Narzeczona dla dżentelmena. Pospieszny ślub (Duo) - dwa romanse,
bardzo różne w charakterze W pierwszym zachwycisz się pięknem
tropikalnej wyspy i przeżyjesz wraz z bohaterami wiele przygód. Drugi,
rozgrywający się w Chicago, na pewno Cię rozbawi, ale tez zmusi do
zastanowienia, na czym powinien się opierać związek dwojga ludzi.
Życzę miłej lektury!
Grażyna Ordęga
Harleguin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy!
Nasz adres:
Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Jessica Hart
Wygrana na loterii
m
HARLEQUIN*
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału:
Assignment: Baby
Pierwsze wydanie:
Harlequin Mills & Boon Urrited, 2001
Redaktor serii:
Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne:
Urszula Przasnek
Korekta:
Ewa Popławska
Urszula Przasnek
© 2001 by Jessica Hart
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Hartequin
Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 2003
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harłequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Hariequin
i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio O
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 83-238-0494-X
Indeks 360325
ROMANS - 656
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wprost z uroczystości wręczania nagród Fionnula
Jenkins, rudowłosa prezenterka telewizyjna, ulubienica
Brytyjczyków, zjawiła się w najmodniejszej restauracji
„ Cupiditas", a towarzyszył jej Gabriel Stearne {zdjęcie
powyżej), założyciel amerykańskiego giganta budowla
nego Contraxa. Para poznała się w Nowym Jorku, gdzie
Fionnula uczestniczyła w balu charytatywnym, sponso
rowanym przez firmę Contrcaa. Gabriel Stearne znany
jest raczej czytelnikom czasopism finansowych, ale
ostatnio widziano go kilkakrotnie w towarzystwie Fion-
nuli, która jednak odmawia potwierdzenia plotek, że
przyjechał tu dla niej. „Po prostu lubimy ze sobą prze
bywać - powiedziała ",
Tess zdążyła przeczytać jedynie fragment artykułu,
gdyż spłoszył ją trzask otwieranych drzwi gabinetu sze
fa. Pospiesznie wrzuciła gazetę do kosza pod biurkiem.
Gdy Gabriel stanął przed nią, już pisała listy, które
wcześniej jej podyktował.
- Idę na spotkanie z firmą ubezpieczeniową - po-
6 JESSICA HART
wiedział, wciągając płaszcz i zapinając guziki. - Niech
te listy będą gotowe, gdy wrócę. Chcę też mieć na
biurku egzemplarz z opisem projektu i szczegółowe
dane o architektach.
- Tak, panie Stearne.
Miała chłodny, beznamiętny głos z ledwie słyszal
nym szkockim akcentem. Gabriel nie mógł się po
wstrzymać od ironii. Oto idealna asystentka - chłodne
spojrzenie znad okularów, w dłoni długopis, zawsze go
towa notować jego polecenia. Tess Gordon pracowała
z nim od czterech tygodni, a zdążył się o niej dowie
dzieć tylko tego, że jest nadzwyczaj pracowita, ma nie
skazitelne maniery i... wyraźnie go nie lubi.
Mała strata, pomyślał obojętnie. W końcu nie był tu
po to, żeby go lubiano. Miał wprowadzić firmę w dwu
dziesty pierwszy wiek, a sobie zapewnić dobry start
w Europie. Nie zamierzał się w najmniejszym nawet
stopniu przejmować tym, co sądzi o nim zimna panna
Gordon.
- Gdy to skończysz, roześlij e-maile i przypomnij
pracownikom, że telefony nie są do ich prywatne
go użytku - powiedział szorstko. - To samo dotyczy
e-maili. Wkrótce wprowadzimy system monitorujący,
niech wiec zaczynają się przyzwyczajać.
Nie miała wątpliwości, że takie polecenie wywoła
wściekłość większości pracowników, ale uwagi zacho
wała dla siebie.
- Były jakieś wiadomości?
WYGRANA NA LOTERII 7
- Dzwonił pana brat i prosił o telefon.
Gabriel tylko coś mruknął pod nosem. To dziwne,
pomyślała Tess, że człowiek tak zimny i zawsze niena
ganny może być bratem niepoprawnego flirciarza, nie
zbyt dbającego o formy, człowieka o wyjątkowo miłym
głosie. Tess, wrogo nastawiona wobec każdego, kto był
w jakikolwiek sposób związany z Gabrielem, musiała
przyznać, że jego brat jest czarujący. Zupełne przeci
wieństwa!
Gabriel nie zdawał sobie nawet sprawy z niepochleb
nego wyniku porównania, zresztą prawdopodobnie nie
miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Sprawdził, czy
ma w teczce wszystkie potrzebne dokumenty, i nim wy
szedł, zapytał:
- Coś jeszcze?
- Nie - odpowiedziała Tess z wahaniem.
Spojrzał na nią zaskoczony. Jasne, bystre szare oczy
kontrastowały z ciemnymi brwiami. Ciągle nie mogła
się przyzwyczaić do spojrzenia, które zdawało się ją
przenikać na wylot.
- O co chodzi?
- Zastanawiałam się tylko, o której pan wróci.
- Około szóstej trzydzieści. Dlaczego?
- Chciałabym chwilę porozmawiać.
Gabriel uniósł brwi.
- O czym?
Tess chciała go poprosić o podwyżkę, ale nie mogła
przecież powiedzieć tego tak wprost.
8
JESSICA HART
- Wolałabym zaczekać do chwili, gdy nie będzie pan
tak zajęty - powiedziała.
- Więc może jutro?
- Jutro będzie pan załatwiał sprawę Emery - przy
pomniała. No tak, a potem weekend, co oznaczało dwa
kolejne dni zamartwiana się o Andrew. Zacisnęła zęby.
Nie znosiła żebrania, ale nie miała innego wyjścia.
- Byłabym wdzięczna, gdyby po powrocie poświęcił
mi pan jednak pięć minut,
Gabriel raz jeszcze spojrzał na nią. Właściwie nie
była brzydka. Miała delikatne rysy, doskonałą karnację,
kształtne brwi, złotobrązowe włosy zawsze schludnie
zaczesane do tyłu. Byłaby nawet ładna, gdyby tylko się
uśmiechnęła i przestała patrzeć z tak pogardliwą miną.
Nagle przyszło mu do głowy, że może Tess chce
odejść. Zmarszczył brwi. Pracował nad ważnym kon
traktem i nie miał czasu na szukanie nowej asystentki.
Tess przejął razem ze SpaceWorks. Jej znajomość firmy
była bezcenna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na taką
stratę.
- Dobrze - powiedział zirytowany, że będzie musiał
tracić cenny czas. - Zobaczymy się, jeśli zaczekasz na
mój powrót.
- Dziękuję.
Cała Tess. Żadnej radości czy wdzięczności, tylko
chłodne: dziękuję. Była doskonałą asystentką, zawsze
mógł liczyć na jej dobrą organizację i kompetencję. Nie
obrażała się ani nie była zmieszana, gdy czasami pod-
WYGRANA NA LOTERII 9
niósł głos. Była błyskotliwa, inteligentna i dyskretna.
Była ideałem. Ale lubiłby ją bardziej, gdyby czasem się
pomyliła. Lub uśmiechnęła.
Zamknął teczkę i ruszył do drzwi.
- Aha. zarezerwuj stolik w „Cupiditas" - przypo
mniał sobie w ostatniej chwili. - Dziś na dziewiątą.
Dlaczego nigdy nie powie: proszę? To przecież żaden
wysiłek, pomyślała Tess.
- Dla dwóch osób?
- Tak, dla dwóch - burknął zirytowany jej spoko
jem. Większość ludzi czuła się niepewnie w jego obec
ności, ałe nie Tess. Jakby nigdy nic siedziała za biur
kiem, ubrana w elegancki szary kostium i spoglądała na
niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć.
- Oczywiście, panie Stearne.
Gabriel wyszedł z ponurą miną.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Tess wyjęła
Z kosza gazetę, wygładziła pogniecioną kartkę i raz je
szcze przeczytała artykuł, kręcąc głową z niedowierza
niem. Gabriel Stearne i Fionnula Jenkins! Kto by po
myślał? Od rana po biurze krążyły e-maile na temat
prasowych plotek o nielubianym nowym szefie. Tess
początkowo nawet myślała, że to żart, dopóki któraś
z sekretarek nie przyniosła jej gazety z poprzedniego
dnia. Uważnie obejrzała zdjęcie, jakby spodziewając
się. że to jednak pomyłka. Ale nie, to na pewno był
Giabriel. Nikt inny nie miał takich brwi! Niektóre dziew
czyny w biurze uważały wprawdzie, że jest atrakcyjny,
10
JESSICA HART
i ciągle kręciły się w pobliżu, żeby choć przez moment
na niego popatrzeć, ale Tess zupełnie nie rozumiała tego
zainteresowania. Według niej Gabriel wcale nie był
przystojny, za to bez wątpienia gburowaty. Na zdjęciu
w gazecie wyglądał jak zwykle ponuro, zwłaszcza na
tle uczepionej jego ramienia Fionnuli Jenkins, pełnej
dziewczęcego wdzięku, uśmiechniętej. Trudno sobie
wyobrazić bardziej niedopasowaną parę. Fionnula -
gwiazda w pełni sławy, Gabriel - pracoholik, szorstki,
wiecznie zirytowany i - według Tess - gruboskórny.
Co taka znakomitość jak Fionnula w nim widziała?
- zastanawiała się Tess. Wyrzuciła gazetę do kosza
i wykręciła numer restauracji. Fionnula była piękna
i sławna. Mogła mieć każdego. Dlaczego więc wybrała
Gabriela? Z pewnością nie chodziło o pieniądze, bo
miała dość swoich, a tym bardziej nie o wdzięk, bo tego
Gabrielowi brakowało.
Do szóstej wszystko zdążyła już załatwić: stolik za
mówiony, listy, dokumenty i raporty równo ułożone na
biurku szefa. Odruchowo sprawdziła jeszcze raz. Wie
działa, że Gabriel chętnie by ją na czymś przyłapał. Nie
miała wątpliwości, że od pewnego czasu prowadzili
jakąś niewypowiedzianą oficjalnie wojnę. 1 ku swemu
zaskoczeniu zauważyła, że sprawia jej to perwersyjną
wprost przyjemność. Rozłożyła ostatni dokument i po
gratulowała sobie. Gabriel będzie musiał bardziej się
starać, żeby ją pokonać. Wróciła za biurko i wysłała
WYGRANA NA LOTERII
11
krotki e-mail do Andrew, że przesłała mu pieniądze i że
jeszcze spróbuje w następnym tygodniu. Właśnie po
wtarzała sobie argumenty, jakie chciała przedstawić
w sprawie podwyżki, gdy zadzwonił telefon.
- Jakaś pani chce rozmawiać z panem Stearnem -
powiedziała recepcjonistka, - Odmawia podania nazwi
ska Mówi, że to sprawa osobista.
Tess odruchowo spojrzała na zegarek. Gabriel nie
uprzedził, że spodziewa się gościa. Miała nadzieję, że
wizyta nie przeszkodzi w rozmowie o podwyżce.
- Lepiej będzie, jeśli przyślesz ją na górę - powie-
dziala. iłumiąc westchnienie.
Zustanawiała się, kim może być niezapowiedziany
gosć nie spodziewała się jednak, że będzie to starsza
kobieca z dziecinnym wózkiem. Starała się nie okazać
zaskoczenia. Zdjęła okulary i wstała z uprzejmym
uśmiechem.
- W czym mogę pomóc?
Kobieta rozejrzała się wokół, jakby nie mogła się zde-
cydować. czy ma się czuć onieśmielona, czy pewna siebie.
- Szukam Gabriela Stearne'a - poinformowała wo-
jowniczym tonem.
- Niestety, w tej chwili go nie ma. Jestem jego
asystętka - wyjaśniła Tess. - Może mogłabym go
zastąpić?
- Sama nie wiem...
Z kosza umieszczonego pod wózkiem wyciągnęła ga-
zete otwartą na stronie ze zdjęciem Gabriela i Fionnuli.
12
JESSICA HART
- Czy to wasz Gabriel Stearne? - spytała, wskazując
zdjęcie.
- Tak, to pan Stearne.
- Nie tak go sobie wyobrażałam - stwierdziła kobie
ta, rzucając okiem na zdjęcie. - Leanne mówiła, że jest
wspaniały. Że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego
spotkała.
Opuściła kąciki ust z dezaprobatą.
- Nie powiedziałabym, że jest przystojny, a pani?
- Też uważam, że nie - powiedziała Tess. Trudno to
nazwać lojalnością wobec szefa, ale jak mogła zachwy
cać się jego urodą, znosząc codzienne humory.
- Cóż, miłość jest ślepa.
Na chwilę zapadła cisza.
- O czyjej miłości mówimy? - ostrożnie zapytała
Tess.
- Leanne, moja córka, poznała Gabriela w zeszłym
roku na statku - wyjaśniła kobieta. - Jest tam krupierką
- dodała z dumą, widząc, że Tess niczego się nie domy
śla. - A on był pasażerem pierwszej klasy. Mówiła, że
był bardzo zabawny.
Ze zdziwioną miną rozejrzała się po luksusowym
wnętrzu.
- Jakoś nie wyobrażałam go sobie w takim miejscu.
Leanne mówiła, że to lekkoduch.
Nie tylko ona była zaskoczona. Tess z kolei nie mogła
sobie wyobrazić Gabriela jako wesołego lekkoducha krą
żącego po kasynie. Chętnie poznałaby tajemniczą Leanne.
WYGRANA NA LOTERII
13
- Przykro mi, że go tu nie ma. Wróci później. Czy
mam przekazać jakąś wiadomość?
- Nawet coś lepszego niż wiadomość. - Kobieta jak
by nagle podjęła decyzję. - Może pani przekazać mu
syna.
Tym razem Tess straciła zimną krew.
- Syna? - powtórzyła.
- Tak. - Kobieta kiwnęła głową w stronę wózka.
Ma na imię Harry.
Tess spojrzała na wózek. Gabriel ojcem? Wydawało
sie to zupełnie nieprawdopodobne.
- Hm... czy on wie o Harrym? - spytała delikatnie.
- Ależ skąd. Leanne zdecydowała się sama wycho
wywać dziecko. Świetnie - powiedziałam - ale co
z pieniędzmi? Miała dostać pracę na lądzie, a tymcza
sem zaproponowali jej kolejny rejs. Tylko sześć tygodni
i tak dobre zarobki, że nie mogła odmówić.
Tess poczuła się zdezorientowana. Nie do końca ro
zumiała, o co chodziło jej gościowi, ale jednego była
pew na: ostatnia rzecz, jaką chciałby zastać Gabriel po
powrocie do biura, to prezent w postaci małego dziecka
0 imieniu Harry.
- Myślę, że omawianie spraw ojcostwa należy wy-
łącznie do pani córki - stwierdziła zdecydowanie. - Po
za tym pan Stearne nie załatwia w biurze swoich pry
watnych spraw.
- Leanne nie może niczego omawiać, bo jej tu nie
ma - zauważyła zdecydowanym tonem kobieta. -
14 JESSICA HART
l w tym problem. Obiecałam zajad się Harrym podczas
jej nieobecności, ale kilka dni temu dowiedziałam się,
że wygrałam wycieczkę do Kalifornii. Po raz pierwszy
w życiu wygrałam cokolwiek! Zawsze chciałam zoba
czyć Amerykę - kontynuowała rozmarzonym głosem
- ale musiałabym natychmiast lecieć. Już chciałam zre
zygnować, tymczasem wczoraj przeczytałam w gaze
cie, że Gabriel Stearne jest tutaj. Nie widzę powodu, by
odwoływać wyjazd, skoro ojciec Harry'ego może się
nim zająć.
- Tego nie wiem - powiedziała zaniepokojona Tess.
- Jest bardzo zajęty.
- Nie tak bardzo, jeśli może się włóczyć z tą Fion-
nulą Jenkins - oświadczyła babcia Harry
1
ego, wyma
chując gazetą jako dowodem rzeczowym. - Jeśli ma na
to czas, to sądzę, że powinien go znaleźć dla własnego
syna. Uważam, że już najwyższa pora, żeby wziął na
siebie trochę odpowiedzialności za małego. Dlaczego
Leanne ma się ze wszystkim sama borykać? Sama
w ciążę nie zaszła, prawda?
- Nie, oczywiście, ale...
- Nie zostawiam go przecież na zawsze. Wyjeżdżam
tylko na dwa tygodnie. To dobre dziecko, nie sprawi
żadnego kłopotu.
Tess szybko wyszła zza biurka. Wreszcie dotarło do
niej, że to nie żarty.
- Chyba nie myśli pani poważnie o pozostawieniu
tutaj dziecka? - spytała przerażona.
WYGRANA NA LOTERII
15
- Dlaczego nie? Z tego, co mówiła Leanne, wynika,
że Gabriel do ubogich nie należy. Jestem pewna, że da
sobie radę.
- Nie może przecież pani porzucić dziecka!
Nie porzucam go, tylko zostawiam z ojcem. - Po
a się nad wózkiem i pocałowała dziecko. - Bądź
grzeczny, kochanie. Babcia wróci po ciebie za dwa
tygodnie.
Spojrzała uważnie na Tess i wskazała na koszyk pod
wózkiem.
- Jest tu wszystko, czego trzeba na kilka dni, ale
później musicie kupić mleko w proszku i pieluszki.
- Pieluszki? - Tess była przerażona. - Nie może pani
tak po prostu odejść, proszę zaczekać! - zawołała, ale
babcia już zmierzała w kierunku windy.
Ruszyła za nią.
Podniesione głosy obudziły dziecko. Maluch zaczął
płakać. Tess zatrzymała się w drzwiach. Nie mogła
uwierzyć, ale babcia nie zawróciła do płaczącego
wnuka. Gdy Tess wyjrzała na korytarz, drzwi windy
właśnie się zamykały. Podbiegła i gorączkowo nacisnę-
ta przycisk, ale winda nieubłaganie ruszyła. Tess rozej-
rzała sie wokół, szukając pomocy. Wyglądało na to, że
na całym piętrze nikogo nie było. No tak, wszyscy
wyszli o piątej trzydzieści. Jakże żałowała, że ona tego
nie zrobiła.
Zdjęła palec z przycisku windy. Nie było szansy do-
gonienia babci. Wróciła do płaczącego dziecka. Przez
16
JESSICA HART
chwilę bujała wózkiem, ale to nie pomogło. Wzięła je
więc na ręce i delikatnie przytuliła. Widziała jak Bella,
jej przyjaciółka, tak uspokajała swoje maleństwo.
- Cichutko, wszystko będzie dobrze - powiedziała.
1 miała nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie. Spojrza
ła na zegar. Żeby Gabriel wreszcie wrócił!
Wydawało jej się, że trwa to wieki, chociaż wska
zówki zegara przesunęły się zaledwie o dwadzieścia mi
nut. Wreszcie Gabriel wkroczył do biura. Powitało go
westchnienie ulgi.
- Dzięki Bogu, że pan wrócił! - zawołała Tess.
Gabriel zatrzymał sięjak wryty. Wychodząc, zostawił
zasadniczą asystentkę pogrążoną w pracy, a po powro
cie zastał zdenerwowaną dziewczynę, ze szlochającym
dzieckiem na ręku. Bluzkę miała wymiętą małymi rącz
kami i wilgotną od łez. Rozczochrane kosmyki już nie
układały się w nieskazitelną fryzurę.
Uniósł brwi.
- Co tu się dzieje?
W innych okolicznościach tak niezwykła zmiana wy
glądu zawsze doskonałej Tess pewnie by go ucieszyła, ale
spotkanie poszło źle, czekało go jeszcze mnóstwo pracy,
musiał przygotować nową ofertę na następny dzień. W tej
sytuacji nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać dzie
cięcych wrzasków. Potrzebował ciszy i skupienia.
- Czyje to dziecko? - spytał, nie dając jej nawet
szansy odpowiedzenia na poprzednie pytanie.
Tess była już zbyt zdenerwowana, żeby dyplo-
WYGRANA NA LOTERII
17
matycznie przekazać szokującą bez wątpienia wiado
mośc. Wypaliła prosto z mostu:
- Pana.
- Co?! - wrzasnął tak głośno, że Harry podskoczył
i znów zaczął płakać.
- Niech pan tak nie krzyczy! No i co pan najlepsze
go zrobił?! - powiedziała z wyrzutem. - Znów muszę
go uspokajać.
Bujała dziecko na rękach, dopóki nie przestało żałoś-
nie szlochać.
Gabriel z trudem panował nad sobą.
- Tess, proszę mi natychmiast wytłumaczyć, co tu
robi to dziecko - wycedził złowrogo przez zęby.
W kilku słowach opowiedziała, co zaszło podczas
jego nieobecności.
- To wszystko stało się tak szybko - dokończyła. -
W jednej chwili kładłam listy na pana biurku, a w dru-
giej zostałam z dzieckiem na ręku!
- Czy dobrze zrozumiałem? Nie wiadomo skąd zja-
wia się jakaś kobieta, oświadcza, że wyjeżdża na waka-
cje i zostawia ci dziecko, a ty pozwalasz jej odejść
i nawet nie pytasz o nazwisko?
- Powiedziała, że jest pan ojcem Harry'ego - pró-
bowała się bronić.
- A ty jej uwierzyłaś?
- Nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Nie zwierza
mi się pan z osobistych spraw. Niektórzy twierdzą, że
ma pan już chyba z tuzin synów.
18 JESSICA HART
Gabriel spojrzał na nią wściekle.
- Zapewniam cię - powiedział ozięble - że nie mam
żadnego syna i nigdy nie byłem na żadnej morskiej
wycieczce. Z pewnością też nie uwodziłem żadnych
krupierck.
Tess zagryzła wargę i zmartwiona spojrzała na
dziecko.
- Co teraz zrobimy? - spytała.
- My?
Uniósł brwi w wyrazie zdziwienia; miała ochotę go
uderzyć.
- To nie moje dziecko - stwierdziła.
- Moje także nie - odrzekł, lekceważąc groźne błys
ki w jej spojrzeniu. - Wzięłaś na siebie odpowiedział
ność za nie i to ty musisz sobie z tym poradzic
Wyraźnie uważał sprawę za załatwioną. Tess wpadła
w złość. Przez chwilę gapiła się na niego, zaskoczona
tupetem i bezduszną odmową pomocy.
- Zaraz, chwileczkę - zaczęła z wściekłością, ale
nim zdążyła powiedzieć Gabrielowi, co o nim myśli,
zadzwonił telefon. Odruchowo oboje spojrzeli w tam
tym kierunku. Gabriel zaklął pod nosem, niezadowolo
ny, że ktoś im przeszkadza.
- Lepiej ty odbierz - powiedział złośliwie. - Może
ktoś jeszcze chce zostawić dziecko lub psa przed wy
jazdem na wakacje! Zaproponuj, że możemy także pod
lewać kwiatki!
Tess spojrzała z wyrzutem.
WYGRANA NA LOTERII
19
- Jak mam odebrać telefon? Mam tylko dwie ręce,
ale zapewne pan nie zauważył, że obie są zajęte? Może
powinnam podnieść słuchawkę zębami?
Telefon nieustannie dzwonił i nie sposób było go
zignorować.
- Dobrze, odbiorę - zdecydował Gabriel. - Słu
cham? - warknął do słuchawki. - A, Greg. Tak, do
stałem twoją wiadomość. Nie, w niczym nie możesz
pomóc. Chyba że znasz krupierkę, która ma na imię
Leanne - dodał takim tonem, jakby nagle sobie
o czymś przypomniał.
Tess nie mogła słyszeć odpowiedzi Grega, ale mu
siało to być coś zaskakującego, bo Gabriela dosłownie
zamurowało. Rzucił szybkie spojrzenie na Tess.
- Zaczekaj chwilkę - przerwał bratu. - Lepiej bę
dzie, jeśli do ciebie oddzwonię. Za dwie minuty.
- To był mój brat - wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie.
Cała dotychczasowa jego pewność siebie gdzieś się
ulotniła.
- Pana brat? Co on ma wspólnego z matką Hanye-
go? - spytała Tess, oszołomiona niespodziewanym roz
wojem wypadków.
- Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć.
Ściągnął płaszcz, rzucił go na oparcie krzesła i ruszył
do swojego gabinetu.
- A ja co mam teraz robić? - spytała zaczepnie.
- Po prostu - kiwnął ręką wymijająco - zajmij się
dzieckiem, żeby nie płakało.
2 0 J E S S I C A H A R T
- Świetnie, dziękuję! - mruknęła, gdy drzwi się za
nim zamknęły. Przełożyła Harry'ego na drugą rękę; był
mały, ale zaskakująco ciężki. Dziecko cicho kwiliło,
jakby nie miało już siły płakać.
Spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że minęła zaledwie
godzina od chwili, gdy do biura wjechał wózek z dziec
kiem. Nie wiedziała, co dalej robić. Zaczęła chodzić po
pokoju, niezręcznie poklepując Harry'ego po plecach.
Tak robiły jej znajome mające dzieci. Miała nadzieję,
że Gabriel się pospieszy. Łatwo mu było zarządzić, że
dziecko powinno być cicho, ale ona nie była w stanie
tak chodzić w tę i z powrotem przez całą noc.
Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwał
townie. Gabriel był bez marynarki. I bardziej ponury
niż kiedykolwiek.
- I co? - zapytała.
Desperackim ruchem rozluźnił krawat.
- Greg był w zeszłym roku na wycieczce na Karai
bach. Statkiem - powiedział po chwili. - Poznał tam
Leanne, krupierkę. Miał z nią romans. Niestety, jak to
Greg, nawet nie pamięta jej nazwiska, więc tą drogą nie
znajdziemy jej matki. Ale to jeszcze nie znaczy, że Greg
jest ojcem Harry'ego - dodał szybko. - Tyle tylko, że
wiemy przynajmniej, dlaczego twój gość przyczepił się
do mnie.
- Ale ona na pewno powiedziała „Gabriel Stearne'*
- upierała się Tess. - Raczej trudno pomylić Gabriela
z Gregiem.
WYGRANA NA LOTERII 21
Zacisnął zęby, słysząc podejrzliwy ton jej głosu.
- Słuchaj, chciałaś znać sytuację, więc ci wyjaśni
prawda?
Nie miał ochoty opowiadać Tess o Gregu, żeby
mogła potem patrzeć na niego z góry. Kiedy jednak
na nią spojrzał, nie miał wątpliwości, że tak długo
będzie zadawała pytania, aż otrzyma zadowalającą
odpowiedź.
- No dobrze, okazuje się, że Greg czasem przedsta-
wia się moim imieniem - przyznał zrezygnowany. -
Mówi, że w ten sposób dostaje lepszy stolik w lokalu
albo miejsce w samolocie bez rezerwacji. Dzięki temu
w czasie wycieczki statkiem przydzielono mu też lepszą
kabinę. Zamówił miejsce jako Gabriel Stearne i cały
czas tak się przedstawiał. Nie przyznał się do niczego
również Leanne. Nie uważał, że to może mieć jakieś
znaczenie. Wiedział, że ja nie jeżdżę na żadne wyciecz-
ki, mało prawdopodobne było też, że Leanne zajrzy
kiedykolwiek do gazety na strony poświęcone bizneso-
wi i zobaczy tam moje zdjęcie.
- A zatem Greg jest ojcem Harry'ego?
-
Tak.
- Cyli mały jest pana bratankiem - powiedziała
wolno. Spoglądała na nich na przemian, jakby szukając
podobieństwa.
- To możliwe - przyznał niechętnie Gabriel,
Najwyraźniej nie był zachwycony perspektywą powic
rodziny.
22 JESSICA HART
r Czy Greg też myśli, że może być ojcem Harry'ego?
Gabriel usiadł na brzegu biurka i nerwowo zaczął
pocierać kark.
- Nie powiedziałem mu o Harrym - przyznał po
chwili.
Tess była zupełnie zaskoczona. Przecież chyba po to
dzwonił do Grega?
- Dlaczego?
- Bo raz jeden w życiu Greg jest tam, gdzie powi
nien być - wyjaśnił. - Pojechał do matki na Florydę.
Ray, jego ojciec, a mój ojczym, przeszedł operację ser
ca. Matka sama nie daje sobie rady. Nie była zbyt silna,
nawet w lepszych czasach. Wolę, żeby teraz z nią zo
stał. Nam i tak nie pomoże, bo nie ma pojęcia o małych
dzieciach.
- A my mamy? - spytała Tess złośliwie.
Gabriel zignorował pytanie. Wstał z biurka i zaczął
krążyć po pokoju.
- Akurat dziś jest mi to szczególnie nie na rękę -
mówił pod nosem. - Musimy sprawdzić wszystkie dane
w naszej ofercie, jeden rozdział trzeba napisać od nowa.
Nie mam czasu, żeby biegać po Londynie, szukając
bezimiennej babci, która podrzuciła nam dziecko.
- Dlaczego nie zadzwoni pan na policję?
- Nie mogę ryzykować, że sprawa dostanie się do
gazet. Gdyby się okazało, że Greg naprawdę jest ojcem,
mama by się załamała. A i tak ma dosyć zmartwień
z powodu Raya.
WYGRANA NA LOTERII 23
Tess rozbolała ręka. Postanowiła zaryzykować i po
łożyła Harry'ego do wózka. Zaczęła delikatnie kołysać
w obawie, że dziecko znów się rozpłacze. Nigdy by
jej do głowy nie przyszło, że Gabriel Stearne może
być kochającym synem. A tymczasem starał się oszczę-
dzić matce dodatkowych zmartwień. Może gdzieś głę-
boko w środku drzemały w nim ludzkie uczucia?
W każdym razie dotychczas świetnie mu się udawało je
ukrywać!
Tymczasem Gabriel szukał wyjścia z sytuacji. Po-
chylony, z rękami w kieszeniach, spacerował w tę i
z powrotem, aż Tess poczuła przemożną chęć, żeby
podstawić mu nogę i przerwać tę wędrówkę.
- Mogę wynająć prywatnych detektywów, żeby
odnaleźli matkę dziecka - zdecydował po chwili. - Nie
ma znowu tak wielu krupierek o imieniu Leanne.
- No dobrze, ale nawet jeśli wytropią Leanne, po-
trwa trochę, zanim wróci do kraju - zauważyła. - A co
będzie z dzieckiem do tego czasu?
- W końcu od tego są opiekunki.
Zdecydowawszy, co należy zrobić, Gabriel chciał jak
najszybciej zająć się ofertą potrzebną następnego dnia.
Wyprostował ramiona, przeciągnął się z zadowoleniem
i powiedział do Tess:
- Lepiej od razu skontaktuj się z agencją. Za
mów opiekunkę przynajmniej na tydzień. Jeśli do
pisze nam szczęście, przez ten czas odnajdziemy
matkę chłopca.
24
JESSICA HART
Ruszył w stronę gabinetu, uważając sprawę za zała
twioną. Tess spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Dochodzi siódma - powiedziała powoli i wyraź
nie, żeby to do niego dotarło. - Agencje są już nieczyn
ne. Mogę się z kimś skontaktować dopiero jutro rano.
Gabriel spojrzał na nią wściekle. Zdawał sobie spra
wę, że Tess nie jest niczemu winna, ale jej uwagi nie
pozwalały mu zająć się ważniejszymi sprawami. Po pro
stu nie miał czasu na takie drobiazgi.
- W takim razie, co proponujesz? - spytał przez za
ciśnięte zęby.
Tess uśmiechnęła się słodko.
- Będzie pan musiał sam się nim zająć.
- Ja?
- Tak, pan! - powiedziała, z przyjemnością obser
wując jego minę. Był tak przerażony, że z trudem po
wstrzymała się od śmiechu. - Wygląda na to, że właśnie
przejął pan obowiązki wobec Harry'ego.
- Ale jeśli chodzi o dzieci, to nawet nie odróżniam,
który koniec jest który!
- To w końcu tylko jedna noc - powiedziała zdecy
dowanie. - Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku.
Gabriel spojrzał na nią z wyraźną niechęcią. Odrobi
na rozsądku? Kiedy trzymała dziecko na rękach, wcale
nie była taka pewna siebie.
- Sam nie dam rady, będziesz musiała mi pomóc.
- Przykro mi - powiedziała Tess bez cienia żalu
w głosie - ale dziś mam umówione wyjście.
WYGRANA NA LOTERII
25
- Randkę?
Spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej nigdy nie
przyszło mu do głowy, że mogłaby prowadzić normalne
życie, a już na pewno, że jest wystarczająco atrakcyjna,
żeby chodzić na randki.
Tym razem Tess nie ukrywała uśmiechu.
- Tak, jestem umówiona na randkę - odpowiedziała,
choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. Miała się
tylko spotkać z grupką przyjaciół; nie zamierzała mu
jednak tego mówić.
- Nie możesz odwołać?
W głębi duszy Gabriel przeklinał nieobecnego bra
ta, Nigdy nie lubił prosić kogoś o przysługę, a już
szczególnie Tess Gordon z tym jej ostrym szkockim
akcentem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty... Nie
miał jednak wyjścia. Pozostanie z dzieckiem nie
schodziło w grę.
- Posłuchaj, wiem, że proszę o wiele, ale potrzebna
mi pomoc. Sam nie dam sobie rady z Harrym. Nigdy
ze nie miałem dziecka na rękach.
W jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy. Podziałało
to na Tess, ale postanowiła być twarda. On nie był taki
chetny do udzielenia jej jakiejkolwiek pomocy, zanim
sprawa się nie wyjaśniła.
- Na pewno ma pan znajomych, którzy mogliby po
móc - stwierdziła.
- Nie znam w Londynie nikogo - powiedział Ga-
briel. - Jestem tu dopiero od miesiąca.
26
JESSICA HART
WYGRANA NA LOTERII
27
- Tak? - Tess pomyślała o gazecie w koszu pod
biurkiem. - Słyszałam, że zna pan Fionnulę Jenkins.
- Nie na tyle, żeby prosić ją o zajmowanie się cu
dzym dzieckiem przez całą noc.
- Mnie też pan nie zna zbyt dobrze, a jednak żąda
pan ode mnie pomocy.
- To co innego. - Gabriela zadziwił jej brak logiki.
- Pracujesz dla mnie.
- Jestem pana asystentką, a nie nianią!
- Tak, i bardzo byś mi pomogła, gdybyś zajęła się
tym dzieckiem.
Tess uniosła brodę. Nie miała zamiaru tak łatwo sie
poddać.
- Przykro mi - powiedziała stanowczo - aleja...
- Oczywiście zapłacę ci za nadgodziny - przerwał
Gabriel, zmieniając taktykę. - Podwójna stawka - do
dał sprytnie.
To było mistrzowskie posuniecie. Tess zaczęła sic
wahać. Wcześniej zastanawiała się, jak zdobyć pienią
dze, żeby pomóc bratu wydostać się z tarapatów, a teraz
pojawiła się okazja zarobku i to bez żebrania o pod
wyżkę, na którą Gabriel z pewnością i tak by się nie
zgodził.
- Nie wiem o dzieciach więcej niż pan - powiedzia
ła, ale Gabriel już się zorientował, że jej opór osłabł,
i postanowił to wykorzystać.
- Na pewno wiesz więcej - stwierdził. - Daj spokój
Tess, nie możesz mnie zostawić z nim samego.
Pamiętała, jak chciał się wymigać od pomocy i miała
ogromną ochotę odpowiedzieć, że zostawienie go spra-
wiłoby jej ogromną radość, ale spojrzała na dziecko
i zrezygnowała. Miało tak smutną buzię, że intynktow-
nie schyliła się i wzięła je na ręce. Biedne maleństwo
już raz zostało dziś porzucone. Nie miała serca zosta
wiać Harry'ego na pastwę losu.,.
ROZDZIAŁ DRUGI
Westchnęła.
- Dobrze. Pomogę, ale to nie znaczy, że sama wszyst
ko zrobię.
- Zgoda - odpowiedział Gabriel. Czuł taką ulgę, że
gotów był zgodzić się na to, co zaproponuje. - Zabie
rzemy go do mojego mieszkania - szybko mówił dalej,
żeby nie zdążyła zmienić zdania. - Po drodze podje
dziemy do ciebie, weźmiesz, co ci będzie potrzebne na
noc. Zbieramy się.
Wyraźnie starał sieją ponaglić, ale dla Tess wszystko
dziło się trochę za szybko.
Najpierw dobrze byłoby się kogoś poradzić - pró
bowała zyskać na czasie. Nie była przekonana, czy chce
jechać do mieszkania Gabriela. Zgodziła się pomóc, ale
wolała ustalić wcześniej, na czym ta pomoc ma polegać.
- Mówiłaś, że agencje są już nieczynne? - spytał
Gabriel, marszcząc brwi.
- Nie mówię o telefonie do agencji. Moja znajoma
w tym roku urodziła dziecko. Żadne z nas nie wie, co
robić, więc pomyślałam, żeby do niej zadzwonić. Oczy
wiście, jeśli mi wolno - dodała z niewinną miną - bo
WYGRANA NA LOTERII
29
przecież nie życzy pan sobie w pracy żadnych prywat
nych telefonów.
- Dzwoń!-warknął Gabriel; rozmowy telefoniczne
personelu były dla niego w tej chwili najmniejszym
Zmartwieniem.
Ku jego przerażeniu Tess wręczyła mu dziecko, a sa
ma sięgnęła po słuchawkę. Stanął obok na wypadek,
gdyby musiał szybko oddać jej Harry'ego. Trzymał go
nieudolnie w wyciągniętych rękach i spoglądał z mie
szaniną lęku i zaciekawienia. Tess nie przypuszczała, że
ktoś mógłby wyglądać bardziej niezręcznie z dzieckiem
na ręku niż ona. Gabriel jednak był wyjątkowo niepo
radny.
Zauważyła z rozbawieniem, że nagle stracił arogan
cki wyraz twarzy. Bez marynarki, z rozluźnionym kra
watem wyglądał młodziej i mniej odpychająco niż zwy
kle. Tess pomyślała, że może to tylko złudzenie. W koń
cu nigdy nie spotkała człowieka bardziej nieprzystępne
go niż Gabriel Steame: zimnego, pozbawionego
skrupułów i całkowicie obojętnego na sprawy ludzi,
którzy dla niego pracowali. I pomyśleć, że z kimś takim
ma spędzić wieczór. Cóż, przynajmniej będzie za to
trochę pieniędzy.
Przysiadła na krawędzi biurka. Sygnał w słuchawce
świadczył, że numer jest zajęty. Spoglądała na Gabriela,
który zabawiał dziecko, unosząc je i opuszczając. Przez
chwilę Harry nie mógł się zdecydować, czy na pewno
mu się to podoba. Tess wstrzymała oddech, czekając na
30 JESSICA HART
W Y G R A N A N A L O T E R I I 3 1
straszny krzyk, Harry jednak się nie rozpłakał. Niespo
dziewanie na buzi malca pojawił się uśmiech. Gabriel
był zaskoczony i,., zakłopotany. Poczuł ulgę, a nawet
dumę z tak niespodziewanej reakcji na jego zabiegi
i nim się zorientował, instynktownie odwzajemnił
uśmiech.
Tess o mało nie spadła z biurka. Nigdy nie widziała
uśmiechu na twarzy Gabriela, nawet go sobie nie pró
bowała wyobrazić. Zaskoczyło ją, że w zimnych oczach
nagle pojawiły się iskierki radości, usta przestały być
zaciśnięte, policzki zmarszczyły się w uśmiechu. Cał
kiem oszołomiona, dopiero po chwili zorientowała się,
że głos w słuchawce brzmi coraz bardziej natarczywie.
- Halo! Halo! Kto mówi?
- Bella! - Tess przestała gapić się na Gabriela
i wzięła się w garść. - Tu Tess.
- Tess! - wykrzyknęła Bella donośnie. - Jak tam
piekielny szef?
- Stoi tuż obok - wyjaśniła cicho Tess.
Nie odważyła się spojrzeć na Gabriela, nie wiedziała
więc, czy usłyszał pytanie Belli. Jak najzwięźlej starała
się wyjaśnić przyjaciółce sytuację. Nie było to łatwe, bo
Bella wtrącała uwagi i zadawała nieistotne pytania. Tess
z trudem przeszła do zasadniczej kwestii. Kiedy odwa
żyła się spojrzeć na Gabriela, ten znacząco uniósł brew.
Niewątpliwie słyszał doskonale.
- Bella, po prostu powiedz nam, co robić - poprosiła
pospiesznie. - Babcia Harry'ego powiedziała, że wszyst
ko, co potrzebne, schowała do wózka. Dla mnie to jak
zaglądanie pod maskę samochodu. Jest tu dużo rzeczy,
ale nie wiem, co do czego służy.
Gabriel przyciągnął wózek bliżej, żeby Tess mogła
dokładnie opisać, co się znajduje w koszyku.
- Hmm - zastanawiała się Bella. - W jakim wieku
jest dziecko?
Tess zasłoniła mikrofon, choć biorąc pod uwagę, że
Gabriel już i tak słyszał rozmowę, było za późno na
dyskrecję.
- W jakim wieku jest Harry? - spytała.
- Skąd mogę wiedzieć?
Nadal bolało go określenie: „piekielny szef, a na
dodatek irytowało, że nagle nie mógł od niej oderwać
oczu. Mimo że była to ta sama Tess w nieśmiertelnym
eleganckim, szarym kostiumie i pantoflach na płaskim
obcasie, wyglądała jednak jakoś inaczej. Gabriel zasta
nawiał się, jak to się stało, że nie zauważył tak zgrab
nych nóg.
- Dziecko to dziecko, wiek nie ma znaczenia - do
dał gniewnie. Miał nadzieję, że Tess nie dostrzegła, jak
sie jej przyglądał.
- Najwyraźniej ma - odpowiedziała.
Czuła jego wzrok i przeszkadzało jej to uważnie słu-
chać Belli. Był wściekły z powodu jej uwag, nie miała
co do tego wątpliwości. Uznała jednak, że nie ma się
czym przejmować. Gabrielowi dobrze zrobi, jeśli się
wreszcie dowie, co o nim wszyscy myślą. Choć musiała
32 JESSICA HART
przyznać, że chwila nie była najlepsza. Nie powinien
się dowiedzieć, jak bardzo go nie lubi właśnie teraz,
kiedy mieli razem spędzić noc. Odłożyła jednak ten
problem na później i zajęła się ustalaniem wieku Har
ry'ego.
- Czy brat wspomniał, kiedy uczestniczył w tym
sławetnym rejsie?
- W zeszłym roku... chyba w sierpniu - zaczaj
szybko liczyć - wiec dziecko powinno mieć teraz około
pięciu miesięcy.
- Sądzimy, że pięć miesięcy - poinformowała Bellę
- Aha... a dokąd zamierzacie zabrać dziecko?
- Do mieszkania pana Steame'a.
- No, no. Chcesz powiedzieć, że spędzisz z nim naj-
bliższą noc?
Dotychczas Tess starała się o tym nie myśleć. W koń-
cu nie chodziło o spędzenie nocy tak, jak to sobie wy-
obrażała Bella. Jednak sytuacja była niezręczna. Spój-
rżała na Gabriela. Nie potrzebował nic mówić, wystar
czyło uniesienie brwi. Słyszał każde słowo Belli. Ale
jakie to miało znaczenie. Mężczyzna, który umawia się
z kobietami takimi jak Fionnula Jenkins, nie będzie
miał problemów z trzymaniem się z dala od Tess.
- Po prostu musimy zająć się dzieckiem, dopóki nie
znajdziemy jutro jakiejś opiekunki. Bella, gdybyś mogła
tylko powiedzieć, czym mamy go karmić.
Zajęło to trochę czasu, ale w końcu Tess udało się
dowiedzieć wszystkiego na temat sterylizowania bute-
WYGRANA NA LOTERII 33
lek, podgrzewania mleka, kąpieli, noszenia na rękach
po karmieniu i układania do snu. Cały czas skrupulatnie
notowała, na koniec przejrzała zapiski i stwierdziła, że
jeden temat został pominięty.
- Jak zmieniać pieluszki?
- To znaczy?
- Wiesz... skąd mamy wiedzieć, że już trzeba?
Bella roześmiała się.
- Próbowaliście go powąchać?
Gabriel nie czekał na odpowiednie polecenie. Uniósł
Harry*ego wyżej i ostrożnie powąchał. Zmarszczył nos
i zrobił minę, która powiedziała Tess wszystko. Serce
jej dosłownie zamarło.
- Och, zdaje się, że musimy wziąć się za to zaraz.
Więc co mamy zrobić?
- Tess, to nie do wiary! Masz trzydzieści cztery lata
i nigdy nie zmieniałaś pieluchy? - skarciła ją Bella. -
Gdybyś choć raz na jakiś czas zajęła się swoją chrześ-
nicą, dawno byś to wiedziała. Zresztą dlaczego ciągle
powtarzasz: „my"? - mówiła dalej, nim Tess zdążyła
zaprotestować. - Od kiedy jesteście z Gabrielem Stear-
ne'em tacy nierozłączni?
Tess ominęła wzrokiem Gabriela, chociaż czuła, że
on słucha każdego słowa.
- Bella - powiedziała przez zaciśnięte zęby - czy
mogłybyśmy skupić się na zmianie pieluszek?
- No dobrze, ale jutro musisz zadzwonić i wszystko
mi opowiedzieć!
3 4 J E S S I C A H A R T
Tess zanotowała wskazówki Belli, omijając wszelkie
docinki. Miała przeczucie, że następne kilka minut bę
dzie raczej nieprzyjemne.
- Dziękuję ci, Bella - powiedziała oschłym tonem.
- Wprost nie mogę się doczekać.
- Życzę powodzenia! - zawołała Bella, żeby Gabriel
mógł ją słyszeć. -1 powiedz temu twojemu szefowi, że
moim zdaniem ma bardzo zmysłowy głos!
Tess pospiesznie odłożyła słuchawkę. Przy najbliż
szej okazji nie omieszka zamordować Belli.
- Nie wiedziałem, że plotkujesz o mnie ze znajomy
mi. - Gabriel rzucił jej chłodne spojrzenie.
- A ja nie wiedziałam, że ma pan zwyczaj podsłu
chiwać prywatne rozmowy.
Gabriel miał już na końcu języka ciętą odpowiedź,
ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przypomniał so
bie, że dziś będzie jeszcze potrzebował pomocy Tess.
Tymczasem Harry miał już dość zwisania w niewygod
nej pozycji i zaczął popłakiwać.
- Słuchaj, zmieńmy wreszcie tę pieluchę - warknął
Gabriel. - Zróbmy to razem, bo zabieg nie zapowiada
się nazbyt przyjemnie.
- Dobrze.
Tess skorzystała z okazji, żeby się wycofać z nie
zręcznej sytuacji. Obecność Harry^go miała zły wpływ
na nich oboje. Pomyślała, że jeśli nie będzie postępować
ostrożniej, to wkrótce znajdzie się bez pracy. Dodatko
we pieniądze są nie do pogardzenia, ale stała pensja to
WYGRANA NA LOTERII 35
sprawa najważniejsza. Odkąd Gabriel zjawił się w Spa-
ceWorks, zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak
wszystkie proponowane jej stanowiska były gorzej płat
ne, a na to nie mogła sobie teraz pozwolić. Pomyślała
ze smutkiem, że najlepiej będzie trzymać buzię na kłód
kę i robić swoje.
Gabriel, trzymając Harry^go w wyciągniętych rę
kach, zaniósł malca do eleganckiej, lśniącej łazienki
Obok swego gabinetu. Tess rozłożyła na marmurowym
blacie obok umywalki ręcznik.
- Zaczynamy! - oznajmiła, wzięła głęboki oddech
i desperackim ruchem rozpięła śpioszki.
Dziecko zareagowało żałosnym wrzaskiem, do tego
kręciło się niebezpiecznie, więc musieli oboje się nim
zająć, żeby nie zsunęło się na podłogę. Jednocześnie pró-
bowali się zorientować, jak rozplatać pieluchę. Gdy wresz-
cie im się to udało, spojrzeli na siebie, krzywiąc się.
Gabriel zauważył nagle, że oczy Tess mają piękny,
miodowy odcień brązu i że błyszczą w nich złote iskier
ki. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy im się nie
przyjrzał. Zwykle były schowane za okularami, których
używała, pracując na komputerze lub robiąc notatki.
Teraz poczuł dziwny dreszcz. Ich spojrzenia spotkały
się dosłownie na sekundę lub dwie, a miał wrażenie, że
ta chwila trwała wieczność.
Tess często widywała matki, które w toalecie zręcz
nie przewijały dzieci. Nie mogła pojąć, jak udawało im
sie to robić samodzielnie. Ona i Gabriel musieli zerkać
36 JESSICA HART
co chwilę do notatek ze wskazówkami Bel Ii. Kręcili się
w kółko, przynosząc z wózka olejki, zasypki, kremy
i pieluchy. Tess była zadowolona, że nie została sama
z tym problemem, choć za nic na świecie by się do tego
nie przyznała. Gabriel był bardziej niż ona nieporadny,
jego twarz przybrała dziwnie zielony kolor, ale ręce
trzymały dziecko pewnie i spokojnie. Pomyślała, że ta
kie ręce dają prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Były
duże, silne i z bardzo czystymi paznokciami. I takie
miłe w dotyku.
Wreszcie uporali się z zadaniem. Harry, znów zapięty
na wszystkie guziki, wyraźnie poczuł się lepiej i prze
stał popłakiwać. Tess uniosła go i przytuliła do ramie
nia. Pogratulowała sobie w duchu, że zaczyna nabierać
wprawy.
- Dzięki Bogu, że już po wszystkim! - powiedział
Gabriel, z obrzydzeniem wyrzucając brudną pieluchę.
Tess skinęła głową. Ich spojrzenia znów się na mo
ment spotkały. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że
ona i Gabriel mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego,
choćby nieporadną zmianę pieluch.
Był już najwyższy czas, żeby pojechać do domu Ga
briela. Tess często zastanawiała się, dlaczego znajomym
obarczonym dziećmi wybranie się gdziekolwiek zabiera
tyle czasu. Tego wieczoru przekonała się, że mając
dziecko pod opieką, nie można po prostu ubrać się,
wziąć torebkę i wyjść. Harry nie chciał leżeć w wózku,
więc musieli na zmianę trzymać go na rękach, pakując
WYGRANA NA LOTERII 37
jego rzeczy, wyłączając światła i komputery. Wszystko
to trwało wieczność. W połowie drogi do podziemnego
garażu Gabriel przypomniał sobie o dokumentach, któ-
re miał w nocy sprawdzić. Musieli więc zawrócić na
górę. Humor mu się nie poprawił, gdy wreszcie dotarli
do samochodu i należało złożyć wózek. Klnąc pod no-
sem, walczył z gałkami i dźwigniami.
- To nie może być takie trudne - nierozsądnie
stwierdziła Tess. - Ciągle widuję matki z takimi wóz-
kami. Niemożliwe, żeby wszystkie miały dyplomy in
żynierów.
- Nie, ale nikt też nie robi im niepotrzebnych uwag
rzucił opryskliwie.
- Nie musi się pan na mnie wyżywać tylko dlatego,
że nie wie pan, jak to zrobić - powiedziała chłodno,
zapominając, że przyrzekła sobie trzymać język za zę
bami. - To nie moja wina, że jest pan w złym humorze.
Gabriel miał własne zdanie na ten temat. Gdyby od
powiednio załatwiła sprawę z babcią Harry^go, wie-
czór nie stałby się totalną katastrofą. A tak musiał bła-
gać ją o pomoc, zmieniać pieluchę, co wymagało nie
lada samozaparcia, a teraz robił z siebie pośmiewisko,
walcząc z tym przeklętym wózkiem. I nie koniec na
tym. Czekał go jeszcze wieczór w towarzystwie własnej
asystentki, która nie robiła tajemnicy z faktu, że go nie
znosi. Gabriel doszedł do wniosku, że jego zły humor
jest w dużej mierze zasługą Tess, jednak mógł co naj
wyżej posłać jej nienawistne spojrzenie, i to wyłącznie
38
JESSICA HART
w chwili, gdy odwracał się w stronę wózka. Wyładował
złość na dźwigni, którą już wcześniej próbował przesu
nąć. Szarpnął ją ostro i... wózek złożył się jednym
płynnym ruchem.
Wreszcie ruszyli i niemal natychmiast utknęli w kor
ku. Powoli posuwali się na południe od rzeki, w kierun
ku mieszkania Tess, Gabriel niecierpliwie bębnił palca
mi o kierownicę. Obecność Tess bardzo go rozpraszała.
Był zły na siebie, że nie może zapomnieć ani jej oczu,
ani nóg. Żałował, że w ogóle zwrócił uwagę na cokol
wiek. Gdy już raz zaczął się przyglądać, trudno mu było
przestać.
Na zewnątrz było ciemno. W słabym świetle padają
cym z deski rozdzielczej Gabriel widział tylko zarys jej
twarzy i kącik ust. Pomyślał, że do asystentki, która tra
ktowała go z lodowatą uprzejmością, bardziej pasowałyby
zimnoniebieskie oczy, a nie te brązowe, takie ciepłe, przy
ciągające. Gabriel nie był w stanie o nich zapomnieć.
Powtarzał sobie, że teraz nie ma czasu na takie roz
ważania. Objęcie zarządu SpaceWorks było ryzykow
nym posunięciem. Jeśli nie uda się podpisać umowy
z Emery, poniesie klęskę i straci pieniądze. A nie lubił
przegrywać. Nie miał zamiaru ponieść strat tylko dlate
go, że pojawiło się jakieś dziecko albo że sekretarka
zdjęła okulary!
Gdy godzinę później zatrzymali się przed domem
Tess, mały spał, więc Gabriel został z nim w samocho
dzie. Tess wbiegła do mieszkania i szybko wrzuciła do
WYGRANA NA LOTERII 39
torby tylko kilka niezbędnych drobiazgów. Czekała ich
jeszcze jazda przez całe zatłoczone śródmieście, bo
wiem Gabriel mieszkał nad rzeką w starych magazy
nach, niedawno przebudowanych na mieszkania. Kiedy
wreszcie dotarli na miejsce, Tess była już potwornie
zmęczona. Rozejrzawszy się po mieszkaniu Gabriela,
zaczeła żałować, że nie zaproponowała pozostania
u niej. Może nie byłoby tak elegancko, ale przynajmniej
wygodnie. Nawet przez moment chciała coś na ten te
mat powiedzieć, ale zrezygnowała; dom był jej króle-
stwem i nie wiedziała jeszcze, czy chciałaby w nim go
ścić Gabriela.
Wnętrze było obrzydliwie nowoczesne: wszędzie
błyszcząca stal, szkło i tkaniny w neutralnych kolorach.
Żadnej przytulności. Przestrzeń umiejętnie podzielono,
ustawiając odpowiednio meble i oświetlenie. Było ele-
gancko. wytwornie i zupełnie bez wdzięku. Tess nie
mogła sobie wyobrazić, że ktoś chciałby tu naprawdę
mieszkać. W tym wyblakłym otoczeniu kolorowy wó
zek dziecięcy stanowił drażniący kontrast. Doszła do
wniosku, że może lepiej się stało, że nie zaprosiła Ga
briela do siebie. Jeśli ma taki gust, jej mieszkanie wy
dałoby mu się koszmarne.
- Wszystko tu takie... nowe - stwierdziła.
- Nie podoba ci się - domyślił się Gabriel. Za
brzmiało to, jakby zależało mu na jej opinii.
- Nie, po prostu wydaje mi się, że nie ma własnego
charakteru.
4 0 J E S S I C A H A R T
- Nie zależy mi na tym - powiedział krótko. - Po
trzebuję wygody. A te mieszkania były rozchwytywane.
Od razu wyposażone w pościel, ręczniki, naczynia, na
wet w zapas wina. Idealne dla ludzi sukcesu, którzy nie
chcą tracić czasu na zastanawiane się, gdzie kupić kor
kociąg.
Na Tess nie zrobiło to wrażenia.
- Dla mnie to żaden sukces, jeśli nie mam czasu
i chęci, by stworzyć sobie dom.
- Dom to tylko miejsce do spania.
Gabriel, urażony brakiem zachwytu, postanowił za
słonic okna ciągnące się na całej długości ściany. Do
tychczas nie zwrócił na to uwagi, ale gdy na zewnątrz
zrobiło się ciemno i deszcz uderzał w szyby, mieszkanie
istotnie nie wyglądało przytulnie.
- Wprowadziłem się dopiero dwa dni temu - w\jaś
ni!, starając się znaleźć coś, co pozwoliłoby zaciągnąć
zasłony; ponieważ podobał mu się widok z okien, do
tychczas nie musiał tego robić. - Przedtem mieszkałem
w hotelu - dodał. Przesunął ręką wzdłuż krawędzi za
słon, szukając sznura lub jakiegoś mechanizmu. - Ale
tu jest o wiele lepiej. Obsługa jak w hotelu, a czuję się
jak u siebie. Poza tym w nowym mieszkaniu wszystko
działa bez zarzutu.
- Chyba nie wszystko - stwierdziła Tess, obserwu
jąc jego coraz bardziej nerwowe wysiłki. Mruczał coś
pod nosem i był już gotów uciec się do siły. Odsunęła
go na bok.
WYGRANA NA LOTERII
41
- Chwileczkę, ja spróbuję.
Podeszła do ściany, odnalazła dyskretnie umieszczo
ny zestaw przełączników. Nacisnęła jeden z nich i za
słony rozciągnęły się gładko wzdłuż ogromnego okna.
Gabriel poczuł wzbierającą irytację.
- Bardzo wygodne - mruknęła.
Gabriel uniósł wzrok, słysząc ironię w jej głosie, ale
wtedy od strony wózka dobiegł odgłos przypominający
miauczenie.
- Harry się budzi - nerwowo stwierdziła Tess.
Równocześnie pochylili się nad wózkiem. Dziecko
kręciło się i przecierało piąstkami oczy.
- Co mamy teraz zrobić? - spytał Gabriel. Starał się
zachować bezpieczną odległość.
Tess wyciągnęła z torebki instrukcję Bell i.
- Myślę, że trzeba go nakarmić - powiedziała. -
Musimy mu przygotować mleko w proszku. - Kucnęła
i przeszukała rzeczy, które Gabriel przyniósł z samo-
chodu. - Powinna tu być puszka... to chyba ta.
Przeczytała instrukcję na opakowaniu.
- Czy mógłby pan znaleźć jakiś rondelek?
- Myślę, że z tym dam sobie radę - oświadczył Ga-
briel z godnością.
Nadal nie mógł zapomnieć wpadki z zasłonami. Po-
szedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei szafki. Do
tychczas nawet do nich nie zaglądał. Wreszcie znalazł
coś odpowiedniego i podał Tess. Poprosiła, żeby teraz
popilnował Harry'ego.
JESSICA HART
- Nie mogę się skupić, gdy stoi pan nade mną -
przyznała szczerze.
Harry był coraz bardziej niespokojny. Gabriel kręcił
się obok wózka i bezradnie patrzył na małą, wykrzy
wioną płaczem buzię. Gdy w końcu rozległ się donośny
krzyk, spojrzał na Tess. Właśnie ostrożnie odmierzała
proszek i wsypywała go do garnuszka. W oczach Ga
briela malowało się przerażenie.
- Czy mleko już gotowe?
- Nie, muszę je podgrzać - odpowiedziała i spojrza
ła na Harry'ego jak na prześladowcę. - Musi pan go
czymś zająć. .
- Jak?
- Nie wiem... może go przytulić?
Gabriel westchnął, wziął Harry'ego na ręce i pobujał
przez chwilę.
- Nie pomogło - poskarżył się, gdy płacz stal się
jeszcze bardziej donośny.
- Nie dziwię się- stwierdziła, spoglądając znad kuchen
ki; takiego panelu sterowniczego nie powstydziłoby się
i centrum lotów kosmicznych. - To ma być przytulanie?
- Coś nie tak? - spytał sztywno.
- Przytulić, to nie znaczy trzymać kogoś w powie
trzu na odległość rąk i potrząsać nim w górę i dół.
- Nie wiedziałem, że aż tak się na tym znasz - po
wiedział, rzucając złośliwe spojrzenie.
- Nie znam się, ale wiem, jak chciałabym być przy
tulana.
WYGRANA NA LOTERII 43
- Może powinnaś więc udzielać lekcji - odgryzł się.
- Lekcje przytulania byłyby dodatkowo płatne - zri-
postowała Tess - a i tak odrabiam już podwójnie płatne
nadgodziny.
- Nie martw się, nie zapomniałem - zapewnił cierp
kim tonem. Niechętnie przysunął Harry'ego bliżej i za-
czał spacerować w sposób, jaki wydawał mu się uspo
kajający. Niestety, rady Tess nie na wiele się zdały.
- Dlaczego to tak długo trwa? - spytał w końcu,
przerywając wrogą ciszę, jaka zapadła między nimi.
- To przecież tylko mleko, prawda? Można by pomy
śleć, że przygotowujesz obiad z kilku dań.
Tess zacisnęła zęby.
- Staram się tak szybko, jak mogę. Nim mu to po
dam, muszę jeszcze sprawdzić temperaturę.
Pochyliła głowę nad notatkami, potem potrząsnęła
butelką i nalała kilka kropel na wewnętrzną stronę prze
gubu. Jak kazała Bella, było letnie, ale nie gorące. Z ul-
rozejrzała się za czymś do siedzenia. Nie była to
Jednak kuchnia przewidziana do zagracenia jakimś zwy-
czajnym stołem, przy którym można by przejrzeć gaze
to, wypić kawę i zrobić przytulny bałagan. Krzesła sy
metrycznie ustawione wokół szklanego stołu sprawiały
wrażenie wyjątkowo niewygodnych. W końcu niepew
nie przysiadła na jednej z sof pokrytej poduszkami
w kremowym kolorze.
-
Dobrze, spróbujmy,
Gabriel z ulgą podał jej wrzeszczącego Harry'ego
4 4 J E S S I C A H A R T
Tess udała, że przypadkowe zetknięcie się ich rąk nie
zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zajęła się dziec
kiem. Na szczęście karmienie butelką nie było dla
Harry'ego nowością. Gdy tylko poczuł smoczek, na
tychmiast zajął się ssaniem. Gabriel i Tess zapomnieli
o docinkach i obserwowali go z przejęciem. Pozwo
lili sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko zakasłało
i wypluło trochę mleka na ubranie. Tess za późno
przypomniała sobie o śliniakach zapakowanych do
torby z pieluchami.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gabriel.
- Skąd mogę wiedzieć?
Tess uniosła Harry'ego pionowo i poklepała go po
pleckach. Sposób okazał się skuteczny. Kaszel ustał.
Znów ostrożnie zaczęła go karmić.
- Nie myślałam, że zajmowanie się dzieckiem tak
wyczerpuje nerwowo - westchnęła,
- Ja też nie - przyznał Gabriel. Zdjął marynarkę,
stanął przy szklanym stole. Jedną ręką rozluźniał kra
wat, drugą wyciągał dokumenty z teczki. - Wolę co
dzienną nerwową atmosferę w pracy!
- Nie przypuszczałam, że i pan wie, co to napięcie
i stres - stwierdziła Tess
Gabriel zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Pana styl zarządzania trudno nazwać spokojnym
- wyjaśniła z przekąsem. Chodziło jej przede wszyst
kim o ostatnie tygodnie szalonych przygotowań oferty
WYGRANA NA LOTERII 45
dla Emery. - Potrafi pan pracować chyba tylko w ogro
mnym napięciu.
Odchyliła głowę do tyłu. Dziecko spokojnie ssało.
- Dziwi mnie, że w ogóle wie pan, że jest coś takie
go jak stres!
- Wiem, oczywiście - powiedział zirytowanym to
nem. - Ludzie z zarządu ciągle mówią na ten temat!
Chociaż przyznaję, że sam nie mam na to czasu.
- Ale nie każdemu odpowiada praca w ciągłym na
pięciu, tak jak panu. Nie ma pan pojęcia, jak się pracuje
w biurze, gdzie nie ma chwili spokoju, szef się gorącz-
kuje, stawiając ludziom zbyteczne żądania i wszystko
musi być gotowe na wczoraj.
Gabriel ściągnął brwi i spojrzał znad dokumentów na
jej pochyloną głowę, łagodną linię policzka, kasztanowe
włosy, od których światło odbijało się złotym refleksem.
Odwrócił wzrok.
- Tobie to nie przeszkadza.
Tess na chwilę uniosła wzrok.
- Jakoś sobie radzę, ale to nie znaczy, że mi się
podoba.
- Nie musi ci się podobać - stwierdził opryskliwie
Gabriel. Za nic nie chciał okazać, jak bardzo poruszał
go jej widok, gdy tak obejmowała dziecko. - Masz po
prostu wykonywać pracę, za którą ci płacą. Teraz trzeba
dokończyć ofertę dla Emery. Gdy to skończymy, mo-
żesz martwić się stresem. Tymczasem mamy ważniejsze
sprawy na głowie.
46
JESSICA HART
Spojrzał na zegarek.
- Do rana powinniśmy zrobić całkiem sporo. Po
trzebny jest nowy wstęp i chciałbym, żebyś dokładnie
sprawdziła każdą kwotę. Będzie ostra konkurencja i nie
możemy sobie pozwolić, żeby oferta była niedokładna.
- Mam dzisiaj sprawdzać dane? - spytała Tess z nie
dowierzaniem.
- Płacę ci za nadgodziny - przypomniał Gabriel.
- Ale za pomoc przy Harrym!
Machnął ręką.
- Skoro już tu jesteś, możesz pomóc też w sprawie
oferty. Nie ma telewizji ani książek. Tylko ty, ja i mnó
stwo papierkowej roboty. Co innego moglibyśmy robić
w nocy?
Złośliwy ton głosu wywołał rumieniec na twarzy
Tess. Inni ludzie z pewnością mieliby lepszy pomysł na
wspólne spędzenie czasu, ale jej i Gabriela nie łączyły
aż tak bliskie stosunki. Owszem, mieli razem spędzić
noc w tym mieszkaniu, ale on nadal jest jej szefem,
a ona asystentką.
- Nie musisz pomagać - dodał, wzruszając obojęt
nie ramionami. - Tylko od ciebie zależy, czy chcesz
stracić pracę.
Tess gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu zimne
spojrzenie.
- Czy to groźba?
- Nie, żadna groźba. - Gabriel mówił spokojnie
zdecydowanie i równie twardo, jak ona. - Taka jest ize-
WYGRANA NA LOTERII
47
czywistość. Ten kontrakt jest nam potrzebny. Jeśli go
nie dostaniemy, będę musiał pozbyć się udziałów
w SpaceWorks. W takiej sytuacji firma po prostu prze
stanie istnieć, a tym samym i twoja praca. Contraxa jest
liderem na rynku, a jej reputacja zależy od utrzymania
wysokiej jakości i sukcesów. Nie możemy sobie po
zwolić, żeby kojarzono nas z niepowodzeniami, nawet
jeśli miałoby to dotyczyć małej filii.
Tess wiedziała, że miał rację, ale nie mogła się po
godzić z takim lekceważeniem firmy, w której praco
wała ponad dziesięć lat. SpaceWorks to o wiele więcej
niż mała filia!
- Zastanawiam się, po co w ogóle zajął się pan fir-
mą, która jest tak mało ważna!
- Bo uważam, że warto ryzykować, żeby coś osiąg
nąć - powiedział Gabriel, rzucając na stół ostatni plik
dokumentów. - SpaceWorks jest teraz niewiele znaczą
cą filią, ale to się może zmienić. Jeśli nie popełniłem
będu, ryzykując, stąd rozpocznę działanie na terenie
Europy. Mamy teraz światowy rynek. Trzeba wyprze
dzać innych, a nie da się tego zrobić bez ryzyka.
- Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na podejmowa
ryzyka- powiedziała Tess, wzdychając. Pomyślała,
że Andrew ma przed sobą jeszcze rok nauki. - Niektó-
rzy mają zobowiązania.
- Dlatego unikam zobowiązań - przyznał Gabriel.
- Nie można niczego osiągnąć, jeśli ciągle oglądasz się
za siebie, pamiętając o odpowiedzialności
48 JESSICA HART
Łatwo to mówić, pomyślała gniewnie Tess. Zabrała
Harry'emu pustą butelkę, mimo że ściskał ją nieustępli
wie. Zobowiązań sobie nie wybierasz. Postawiła butelkę
na podłodze i wstała z dzieckiem na rękach.
- Właśnie może pan wykazać się odpowiedzialno
ścią - powiedziała zdecydowanym tonem. - Proszę na
chwilę wziąć bratanka.
ROZDZIAŁ TRZECI
Gabriel spojrzał na dziecko, które Tess mu podawała.
- Co niby mam z nim zrobić? - spytał zaniepokojo
ny. Dotychczasowa zimna obojętność nagle go opuściła.
- Bella powiedziała, że powinno mu się odbić. Trze-
ba mu w tym pomóc. Widziałam, jak robił to jej mąż.
Nic prostszego - tłumaczyła, widząc przerażoną minę.
- Wystarczy go trochę ponosić i poklepać po pleckach.
Gabriel uważał, że już dość się nanosił, ale nie wy-
padało odmówić, bo Tess w końcu nakarmiła małego.
Niechętnie wyciągnął ręce.
- Trzyma go pan? - spytała oschle, żeby ukryć nie-
spodziewany dreszcz, który poczuła, gdy zetknęły się
ich dłonie.
- Tak - przyznał, choć bez entuzjazmu.
- Teraz proszę oprzeć go o ramię i poklepać, ale de
likatnie.
Gabriel ostrożnie poklepał.
- Tak?
- Cóż, Roger jednocześnie jeszcze podśpiewuje -
powiedziała Tess, idąc do kuchni, żeby umyć butelkę
- ale to nie jest konieczne.
50
JESSICA HART
Wyjmując z kosza sterylizator, ukradkiem obserwo
wała Gabriela. Z przejętą miną posłusznie spacerował
z Harrym po mieszkaniu. Gdyby pracownicy ze Space-
Works mogli go teraz widzieć... Bezwzględna arogan
cja i pewność siebie pokonane przez małe dziecko. Cza
sem życie bywa też słodkie, pomyślała.
Po kolejnym okrążeniu Gabriel ponownie zjawił się
w kuchni.
- Myślę, że idzie mi coraz lepiej - pochwalił się
i odważył zanucić. W tym momencie Harry zwymioto
wał na jego bardzo kosztowną koszulę.
- Chyba pan fałszował - stwierdziła Tess.
Gabriel wykręcał głowę, próbując ocenić ogrom po
wstałych zniszczeń.
- Na dodatek muszę jeszcze znosić krytykę - powie
dział skwaszony.
Tess przeglądała szuflady, usiłując znaleźć jakąś
ścierkę. W końcu trafiła na całą paczkę. Rozerwała opa
kowanie.
- Teraz już wiem, dlaczego Roger zawsze kład/ic
szmatkę na ramieniu, gdy nosi Rosy - powiedziała, mo
cząc ścierkę pod kranem.
- Cieszę się, że teraz sobie o tym przypomniałaś -
zrzędził.
- Proszę się nie ruszać - poleciła.
Starannie wytarła zabrudzeni i w tym momencie
Harry był uprzejmy znów zwymiotować odrobinę mle
ka. Gabriel się skrzywił.
WYGRANA NA LOTERII 51
- Nie ma się czym denerwować - powiedziała z iry
tacją. - To tylko trochę mleka. - Energicznie potarła
koszulę. - Już, wszystko zeszło.
Podejrzliwie zerknął na wilgotną plamę na plecach,
potem spojrzał na Tess. Miodowe oczy błyszczały
z rozbawienia. Nagle uświadomił sobie, że Tess stoi tuż
obok, że jej gorąca dłoń dotyka go przez koszulę, włosy
błyszczą w świetle, a delikatny zapach jej perfum nie
pokojąco go drażni.
Niemal w tej samej chwili Tess poczuła, że ramię,
którego od niechcenia dotyka, jest twarde, mocne i go-
rące. Nagle dostrzegła w Gabrielu mężczyznę z krwi
i kości. Zaskoczona i zażenowana szybko cofnęła rękę
i odsunęła się.
- Sprawdzę, co jeszcze mamy do zrobienia - wy-
mamrotała.
Dłonie jej drżały, gdy odczytywała z kartki leżącej
na kuchennym blacie wskazówki Belli. Pomyślała, że
musi wziąć się w garść. Nigdy nie uważała Gabriela za
atrakcyjnego i nie zamierzała teraz zmieniać zdania.
Skupiła się na notatkach.
- Coś tu mam na temat kąpieli - powiedziała po
chwili. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej głos znów
brzmi zwyczajnie. - Nie jestem pewna, czy kąpiel ma
być przed, czy po karmieniu. Z tego trudno się zorien
tować.
Ostatecznie zdecydowali, że Harry'emu nic się nie
stanie, jeśli jednego wieczoru ominie go kąpiel. Jutro
5 2 J E S S I C A H A R T
zrobi to opiekunka, a dziś wystarczy obtarcie wilgotną
ściereczką, zmiana pieluchy i przebranie w czyste
ubranko. Dla nich to i tak ogromne wyzwanie.
- Na razie połóżmy go tutaj - zaproponował Gabriel
i zapalił lampkę obok niskiego, szerokiego łóżka stoją
cego w najdalszym kącie mieszkania. Z jednej strony
za szklaną ścianą rozciągał się wspaniały widok na
rozświetlone miasto, z drugiej szafki tworzyły zaciszny
kąt i niczym opiekuńcze ramię odgradzały od reszty
mieszkania.
Tess rozejrzała się wokół. Dopiero teraz zorientowała
się, że w mieszkaniu było tylko dwoje drzwi: wejściowe
i te do łazienki.
- Tu pan śpi?
- Tak.
Gabriel podszedł do okna, żeby zasunąć zasłony. Te
raz już wiedział, jak funkcjonują.
- Ale nie dziś. Nie musisz się martwić. Łóżko mas/
dla siebie, ja się prześpię na sofie.
Tess lekko się zarumieniła.
- Nie martwiłam się - powiedziała, unosząc brodę.
- Po prostu pomyślałam, że nie będzie panu zbyt wy
godnie.
Sofy były co prawda luksusowe, ale z pewnością
projektant nie przewidział, że miałby na nich spać tak
wysoki mężczyzna.
Wzruszył ramionami.
- Żaden problem.
WYGRANA NA LOTERII 53
- Może ja będę spać na sofie - powiedziała z waha
niem. - Jestem niższa.
Gabriel właśnie otwierał drzwi szafy. Zatrzymał się
i spojrzał na Tess przez ramię.
- Wiem,
88 JESSICA HART
- Poświęcam cały wolny czas, a opieka nad dziec
kiem to ciężka praca, o czym oboje się przekonaliśnn
- Nie przeczę.
Ale czuł się rozczarowany. Nie wiedział, że Tess
jest taką materialistką. Trudno, pomylił się. Dotych
czasowe doświadczenia nauczyły go, że kobiety mó-
wią dużo o uczuciach, lecz w rzeczywistości kierują
nimi względy finansowe. Dlaczego więc sądził, że
Tess jest inna?
- Jestem pewien, że jakoś się dogadamy - powie
dział oschle. - A co z pracą? Potrzebuję cię w biurze.
- Będę go zabierać ze sobą. Zawsze mogę poprosić
którąś z dziewczyn o pomoc.
- Dobrze. Jeśli uważasz, że sobie poradzisz.
Tego dnia rano Tess policzyła, ile mogłaby zarobić
za nadgodziny, zwłaszcza jeśli doliczy noce, a nie wi
działa powodu, żeby tego nie zrobić. Kwota okazała się
zaskakująco wysoka. Dzięki temu Andrew mógłby spła
cił długi. Tymczasem Gabriel zaczął powoli zbierać się
do wyjścia.
- Jeszcze jedna sprawa. Czy moglibyśmy mieszkać
u mnie przez ten tydzień? Twoje mieszkanie nie jest
zbyt wygodne dla dziecka - tłumaczyła. - Tutaj jest
wolny pokój i nie będziesz musiał spać na sofie.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, byłaby to miła
odmiana. Jesteś pewna?
- Tak, oczywiście.
- W takim razie przywiozę sobie jakieś ubranie i re
WYGRANA NA LOTERII
89
sztę rzeczy Harry'ego - powiedział, wstając. - Myślę,
że musimy też zrobić większe zakupy.
Początkowo sytuacja była niezręczna. Wspólny wy
jazd do supermarketu, wybieranie warzyw, zastanawia
nie się nad rodzajami pieluch. Tess była ciekawa, czy
w oczach innych wyglądają jak przeciętne małżeństwo
z/ dzieckiem wesoło gruchającym w wózku. Byłoby to
nawet miłe. Musiała sobie ciągle powtarzać, że to tylko
praca, a Gabriel jest jej szefem.
- Trzeba się pozbyć tego starego wózka - stwierdził.
- Mam już dosyć rozkładania i składania go. Kupmy
coś porządnego.
Niedługo potem w samochodzie znalazło się jeszcze
wysokie krzesełko, materacyk, miseczki, butelki i buja
ny fotelik. Największą przyjemność sprawiło im wybie
ranie zabawek. Kiedy wrócili do domu, Harry był już
głodny. Tess podgrzała dla nich zupę, a Gabriel zajął się
karmieniem. Zainteresowała go tablica wisząca na ścia
nie obok stołu, do której przypięte były zdjęcia, wido
kówki i rysunki. Na honorowym miejscu znajdowała się
fotografia przystojnego młodego człowieka, z dumą
opartego o maskę samochodu. Czyżby narzeczony, po
myślał, choć chłopak wydał mu się znacznie młodszy
od Tess.
- Kto to?
Tess odwróciła się, żeby zerknąć.
- To Andrew, mój brat - wyjaśniła. - Zrobiłam to
90
JESS1CA HART
zdjęcie w tym roku, w dniu jego dwudziestych pierw
szych urodzin - powiedziała z uśmiechem. - Jest żako
chany w swym starym samochodzie.
Nie dodała, że dała mu znaczną sumę na jego zakup
Gabriel zauważył, że kiedy mówiła o bracie, uśmiecha-
ła się, a jej twarz uroczo łagodniała. Czyżbym był za-
zdrosny? - pomyślał zaniepokojony.
- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo.
- Jest nas tylko dwoje. Rodzice zginęli w wypadku
dwanaście lat temu. Andrew miał wtedy dziewięć lat
Od tego czasu opiekowałam się nim.
- Ty też byłaś wtedy bardzo młoda.
- Miałam dwadzieścia jeden lat. Krótko przed wy-
padkiem przenieśliśmy się tu z Edynburga, ze względu
na pracę taty. Rodzice kupili wtedy ten dom, wiec po
ich śmierci mieliśmy przynajmniej gdzie mieszkać.
Skończyłam szybko kurs sekretarek i poszłam do
pierwszej pracy, jaka mi się trafiła.
- U Steve'a Robinsona?
- Nie. to było gdzie indziej - powiedziała krótko i zde
cydowanie. Wyraźnie nie chciała rozwijać tego tematu.
- Potem trafiłam do SpaceWorks. Steve był fantastyczm
- wspominała z wdzięcznością. - Rozumiał, że ludzie
mają obowiązki także poza pracą, nie było więc problemu,
jeśli musiałam wcześniej wyjść, żeby odebrać Andrew ze
szkoły albo zostać w domu, kiedy chorował.
Gabriel odstawił pustą już butelkę i uniósł Harry^-
go, żeby poklepać go po pleckach.
WYGRANA NA LOTERII
91
- Nie dziwię się, że tak wychwalasz Steve'a - po
wiedział, czując kłującą zazdrość, podobnie jak w cza-
się rozmowy ojej bracie.
- Nie tylko ja. Taki był dla wszystkich. Czuliśmy się
jak wielka rodzina, dopóki...
- Dopóki ja się nie pojawiłem?
Zapadła chwila ciszy.
- Tak.
Tess pomyślała zaskoczona, że jeszcze przedwczoraj
nie znosili się wzajemnie. A dziś? Trudno jej się było
zdecydować. Nie zmieniła nagle zdania na jego temat,
ciągłe go jeszcze nie lubiła, ale jakby trochę mniej.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Teraz jest oczywiście łatwiej - powiedziała, uni-
kając drażliwego tematu. - Andrew studiuje na uniwer-
sytecie. Nie musze poświęcać mu czasu, potrzebne są
tylko pieniądze.
Uśmiechnęła się i nalała zupę do dwóch miseczek.
- Nigdy zbytnio nie przykładał się do nauki, ale jest
już na ostatnim roku. Czasem się zastanawiam, jak mu
się to udało - westchnęła. - Byłam szczęśliwa, gdy się
tam dostał - przyznała. Postawiła miseczki na stole
i sięgnęła po łyżki. - Ale nie przypuszczałam, że to
będzie tak kosztowne. Wiem, że w dzisiejszych czasach
studentom nie powodzi się najlepiej, ale Andrew zawsze
tonie w długach. Teraz chce na spółkę z kolegami wy
nająć dom, tymczasem właściciel domaga się zastawu
Żadnego z nich na to nie stać. Do tego ktoś rozbił mu
samochód. Naprawa będzie kosztowała majątek.
Usiadła z westchnieniem, ale zaraz znowu wstała, bo
przypomniała sobie o pieczywie.
- Dlatego tak mi zależało na dodatkowym zarobku
- przerwała. Uznała, że przesadziła, opowiadając
o swoich kłopotach.
WYGRANA NA LOTERII 93
Tymczasem Gabriel usiłował umieścić Harry'ego
w nowym foteliku.
- Zamierzałam cię wtedy poprosić o podwyżkę -
wyznała - chociaż przyznaję, że nie mam niskiej pensji.
Pomyślałam więc, że dodatkowe zajęcie pozwoli mi
zaoszczędzić sumkę, którą mogłabym wysłać bratu, że-
by wynajął mieszkanie i naprawił samochód. Szczerze
mówiąc, chciałabym, żeby przestał pracować wieczora
mi w pubie i przyłożył się do nauki, bo niedługo będzie
zdawał końcowe egzaminy.
Gabriel spojrzał na nią spod oka. No tak, pomyślała,
uznał, że mam obsesję na punkcie pieniędzy. Dlaczego
tak się rozgadałam na temat Andrew? Zwierzanie się
z kłopotów nie było w jej stylu.
- W każdym razie cieszę się, że w tym tygodniu
będe się opiekować Harrym - dodała - chociaż, jak wi
dzisz, powody są bardzo prozaiczne.
- Rozumiem - powiedział powoli. - Zastanawiałem
się dlaczego tak ci zależy na pieniądzach.
Choć nie powinno go to obchodzić, poczuł ulgę, że
Tess nie zabiegała o nie dla siebie.
- Rozumiem, że chcesz pomóc bratu, ale nie możesz
le spłacać jego długów. Powiedziałaś, że ma dwa-
dzieścia jeden lat. Najwyższy czas, żeby zaczął być
samodzielny.
- Wiem, jednak czuję się za niego odpowiedzialna.
Rodzice na pewno by mu pomagali. A poza tym po
uczasz mnie, a sam zająłeś się dzieckiem nrnin!
94
JESSICA HART
- Tylko chwilowo - z uśmiechem zaczął się uspra
wiedliwiać. - Przyznaję, ze czuję się odpowiedzialny za
Grega. Wiesz, że przez jakiś czas wychowywałem sic
w Londynie?
- Nie miałam o tym pojęcia - odpowiedziała Tess.
ale zauważyła, że jakoś dziwnie szybko zmienił temat
- Ojciec zostawił nas, gdy piałem czternaście lat
- mówił dalej. - Założył nową rodzinę. Matka jest
Amerykanką. Wróciła do Stanów, zabierając mnie ze
sobą. Przed laty, gdy była jeszcze dorastającą panną,
w sąsiednim domu mieszkał Ray Steame. Spotkali sic
po latach i pobrali. Przyjąłem jego nazwisko. Potem
urodził się Greg. Matka zajmowała się nim, a Ray po
święcał mi dużo czasu. Był dla mnie prawdziwym oj
cem. Pomógł mi stanąć na własnych nogach i pożyczył
pieniądze na założenie pierwszego interesu. Muszę oka
zać mu wdzięczność, choćby wyciągając Grega z kło
potów.
- Twój brat przez telefon jest taki czarujący - za
uważyła Tess.
- Tak. Wszyscy go lubią, pożyczają mu picniądzc
i starają się pomóc. Jest oczkiem w głowie rodziców
Ray wspiera go hojną ręką, a gdy fundusze się kończą.
Greg dzwoni do mnie po pomoc. Twierdzi, że przynaj
mniej jeden z nas powinien mieć trochę pożytku z mo
ich pieniędzy.
Tess zerknęła na Gabriela. Wyobraziła sobie, jak mu
siał się czuć jako dziecko, porzucony przez ojca, wy
WYGRANA NA LOTERII 95
rwany ze znajomego środowiska, w obcym kraju. Miał
szczeście, że trafił na takiego ojczyma.
- Dzwoniłeś dowiedzieć się, jak poszła operacja?
spytała.
- Wczoraj wieczorem, gdy pojechałaś do domu. Ale
Ray był jeszcze na intensywnej terapii. Zadzwonię dzi
siaj - stwierdził, spoglądając na zegarek.
- Nie polecisz go odwiedzić?
Spojrzał na dziecko.
- Tak planowałem. Najpierw jednak muszę odnaleźć
matkę Harry'ego. Jeśli się nie uda, trzeba mieć nadzieję,
cześnicj czy później zgłosi się jego babcia. Chociaż
to wcale nie jest takie pewne.
Był tak zatroskany, że Tess musiała go pocieszyć.
- Znajdziesz ją - zapewniła - a do ojczyma możesz
polecieć i zostawić Harry'ego ze mną. Poradzę sobie.
- Na pewno, ale mam nadzieję, że to nie będzie
konieczne.
Pomyślał, że Tess poradziłaby sobie ze wszystkim.
Właściwie nie bardzo rozumiał, dlaczego do tej pory nie
zarezerwował biletu. Przecież nie dlatego, że chciał być
tu z nią i z dzieckiem. Chyba nie.
Po lunchu ułożyli Harry'ego spać w nowym wózku
w pokoju Tess. Gabriel rozejrzał się z zaciekawieniem.
Pokój był jasny. Promienie słońca padały na łóżko. Wy
obraził sobie Tess, która właśnie się budzi, leniwie prze
ciąga i uśmiecha. Tak wyglądała, gdy obudziła sie w je-
go łóżku.
96 JESSICA HART
- Dlaczego w żadnych drzwiach nie ma klamek '
- spytał, gdy wychodzili z pokoju.
- W czasie wakacji Andrew wyjął wszystkie zamki,
bo na wyprzedaży antyków udało mi się kupić wspania
łe wiktoriańskie klamki. Spójrz, prawda, że piękne?
Musiał jednak wrócić na uniwersytet, nim zdążył je
założyć. Obiecał, że zrobi to na Boże Narodzenie.
- Niewielki z nich pożytek, kiedy leżą na lodówce
Dlaczego sama ich nie zamocujesz?
- Nie znoszę majsterkowania.
- Masz może śrubokręt?
- Co? - Spojrzała zdumiona. Tacy jak on robili inte
resy, ale na pewno nie brudzą sobie rąk pracą fizyczną.
- Mogę założyć te klamki. Dlaczego tak na mnie
patrzysz? W mojej pierwszej firmie pracowałem razem
z innymi. Teraz spędzam czas w biurze, ale nadal od
różniam śrubokręt od klucza.
- Cóż, jeśli nie sprawi ci to wielkiego kłopotu.
Ostatecznie nie tylko założył klamki, ale naprawił też
cieknący kran w łazience, wymienił lampę przy wejściu
i zawiesił lustro w jej sypialni. Zamierzała to wszystko
zrobić od dwóch lat.
- A co z tym? - zapytał, wchodząc do kuchni. Miał
na myśli półkę opartą o ścianę - Gdzie ma wisieć?
Takiego go nie znała. Poruszał się szybko i zdecydo
wanie, na włosach osiadł mu pył z wiertarki. Musiała
przyznać, że wygodnie było mieć w domu tak opera
tywnego mężczyznę.
WYGRANA NA LOTERII
97
- Tu może być?
Spojrzał na nią jakoś dziwnie. Zarumieniła się. Czyż-
by zauważył, że mu się przyglądała?
- Tak, będzie dobrze.
Wróciła do krojenia cebuli, lecz nadal czuła na sobie
jego spojrzenie. Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Bella
chciała wiedzieć, dlaczego Tess nie oddzwoniła.
- Zostawiłam wiadomość na sekretarce.
- Odsłuchałam. - Tess odsunęła się z telefonem jak
najdalej od Gabriela. - Miałam dzwonić, ale coś mi
wypadło - tłumaczyła się niezręcznie.
- Co? Tylko nie mów, że nadal opiekujesz się tym
dzieckiem!
- Coś w tym rodzaju.
- Tess, co się dzieje?
- Naprawdę nic - odpowiedziała ściszonym głosem.
- Dlaczego jesteś taka skryta? Czy ktoś jest z tobą?
Może Gabriel Stearne?
W tej chwili zaczęła warczeć wiertarka i Tess nie
mogła udawać, że jest sama. Otworzyła drzwi i wyszła
do ogródka, gdzie dało się swobodnie rozmawiać.
- Wszystko jest bardzo proste. - Krótko opowie
działa przyjaciółce wydarzenia ostatnich czterdziestu
ośmiu godzin.
- Inaczej mówiąc - podsumowała Bella - spędzasz
weekend z szefem, którego podobno nie znosisz. I do
tego opiekujesz się jego dzieckiem.
- Dzieckiem jego brata.
98
JESSICA HART
- Ostatniej nocy spał u ciebie.
- W innym pokoju.
- A teraz zawiesza ci półki?
Zaległa chwila ciszy.
- Tess, chyba nie jesteś tak głupia, żeby zakochać
się we własnym szefie?
- Zakochać się w... - odpowiedziała poruszona.
Oczywiście, że nie! Bella, nie bądź śmieszna.
Wróciła do kuchni z rozpalonymi policzkami i błysz-
czącymi oczami. Ze złością odłożyła telefon.
- Co cię tak rozgniewało? - spytał Gabriel.
- Nic, nic się nie stało - odpowiedziała przez zaciś
nięte zęby.
Jednak ostrzeżenie Belli zrobiło swoje. Zniknął nastrój
miłego popołudnia. Tess unikała wzroku Gabriela i starała
się go omijać z daleka. Było dopiero piętnaście po siódmej
i nie wiedziała, czym wypełnić wieczór. Miała nadzieję,
że Harry będzie trochę marudził, co zmusi ją do zajęcia
się nim. Jak na złość zasnął natychmiast. Nerwowo zerk
nęła na zegarek. Dopiero dziewiętnasta piętnaście!
- Wezmę kąpiel przed kolacją - poinformowała Ga-
briela.
Leżała po szyję w pianie i sączyła drinka. Na krawę
dzi wanny ustawiła świece, żeby stworzyć miły nastrój.
Nie mogła jednak zapomnieć słów Belli. Ostrzeżenie
przed Gabrielem nie miało sensu. Kiedyś już zakochała
się w mężczyźnie, z którym pracowała. Skończyło się
to prawdziwą katastrofą. Nie miała ochoty na powtórkę
WYGRANA NA LOTERII
99
Poza tym przecież wcale nie lubiła Gabriela. No, może
odrobinę.
Kiedy wyszła z wanny, włożyła najmniej seksowny
strój, jaki udało jej się znaleźć. Pomyślała, że nic nie
wskazuje na to, że jest choćby w najmniejszym stopniu
atrakcyjna dla Gabriela. W jego typie są kobiety takie
jak Fionnula Jenkins. W końcu nic w tym złego, że
dwoje dorosłych ludzi spędzi razem weekend, opieku
jąc się dzieckiem.
Mimo wszystko poczuła ulgę, gdy wieczór dobiegał
końca. Rozmowa się nie kleiła, chwilami zapadała nie
znośna cisza, którą starała się przerwać, mówiąc coś na
obojętne tematy.
- Przepraszam za bałagan - powiedziała po kolacji,
wprowadzając go do pokoju Andre w. - Ale i tak powin
no być ci wygodniej niż na sofie.
- Na pewno. I dziękuję za kolację - dodał po chwili.
- A ja za wszystko, co dziś zrobiłeś w domu. Cóż...
dobranoc. - Gdyby to był ktoś inny, objęłaby go i ży
czyła miłych snów.
Gabriel stał tak blisko, że czuł zapach jej płynu do
kąpieli. Pomyślał, że mógłby ją pocałować. Tak po
przyjacielsku, cmokając w policzek.
- Dobranoc, Tess. - Na tyle tylko się zdobył.
Następnego dnia Tess obudziła się spokojniejsza, jak
by uniknęła niebezpieczeństwa. Zaczęła się zwykła, le
niwa niedziela. Nim Tess zeszła z Harrym na dół, Ga-
1 0 0 J E S S I C A H A R T
briel zdążył zrobić kawę. W ciszy przejrzeli niedzielne
gazety, potem poszli na spacer na pobliską łąkę. Tess
postawiła kołnierz i spoglądała na Gabriela, który pchał
wózek z takim zaangażowaniem, jakby co najmniej
prowadził samochód. Gdy wracali, zaczęło padać
Z każdą chwilą coraz mocniej. Śmiejąc się, przebiegli
ostatnie metry do domu. W przedpokoju Gabriel od-
wrócił się, żeby coś powiedzieć, ale zamilkł w ostatniej
chwili. Twarz Tess błyszczała od deszczu, włosy były
w nieładzie, potargane przez wiatr, a piwne oczy błysz
czały radością. Napotkała jego spojrzenie. Zapadła nic
pokojąca cisza. Przerwała ją Tess.
- Zrobię herbatę - powiedziała i szybko wycofała
się do kuchni.
Gdy weszła z tacą do pokoju, była już opanowana.
Usiadła na dywanie obok Harry'ego i zaczęła się z nim
bawić jedną z miękkich zabawek kupionych w super
markecie.
- Lepiej się do niego tak nie przyzwyczajaj - powie
dział Gabriel. - Wróci jego matka i trzeba będzie się
z nim rozstać.
- Wiem - odpowiedziała Tess, patrząc, jak Harry
wyciąga pulchne rączki po maskotkę. - Nie rozumiem,
jak mogła go zostawić. Nie potrafiłabym tak postąpić.
Jest cudowny, chociaż wstawanie w nocy i zmiana pic
luch potrafią być męczące - przyznała.
- Gdybyś miała dziecko, nie byłabyś samotna -
stwierdził Gabriel.
WYGRANA NA I.OTER1I
101
- Czyżby? - spytała cynicznie. - To nie takie proste.
Myślisz, że jesteś zakochana, wierzysz, że wszystko bę
dzie cudowne. I przez chwilę tak jest. Tylko potem zosta-
sama i próbujesz jakoś dać sobie radę. Kto wie, może
Leannę znalazła się właśnie w takiej przykrej sytuacji?
- Przecież to ona zdecydowała, że nie powie Grego-
wi o dziecku - Gabriel usiłował bronić brata.
Tess spojrzała na niego.
- Powiesz mu?
- Myślę, że to już sprawa matki Harry'ego.
- A gdyby to dotyczyło ciebie, chciałbyś wiedzieć?
- Chyba nie. Założenie rodziny wymaga zbyt wielu
poświęceń. Nie lubię kompromisów.
- Rodzina to dużo więcej niż kompromisy - zapro-
testowała. - To przede wszystkim poczucie bezpieczeń
stwa, zaufanie, miłość.
Gabriel lekceważąco machnął ręką.
- Aby się kochać, wcale nie potrzeba małżeństwa
i dzieci.
- Może - przyznała ze smutkiem - ale jak długo
taka miłość będzie trwać? Dopóki się nie znudzisz? Tyle
że to nie miłość.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Mówisz, jakbyś sama coś takiego przeżyła.
Tess odwróciła głowę, dłońmi objęła kubek z resztką
kawy.
- Oliver pracował w tym samym biurze - zaczęła
cicho. - To była moja pierwsza praca. On był dużo
102 JESSICA HART
starszy, bardziej doświadczony. Bezgranicznie mu ufa
łam. Powiedział, że mnie kocha, ale ze względu na jego
stanowisko w firmie musimy być dyskretni. Uwierz)
łam. Byłam młoda i bardzo naiwna. Do głowy mi nie
przyszło, że tak mu zależało na utrzymaniu naszego
związku w tajemnicy, bo był żonaty, a jego żona była
krewną naczelnego dyrektora. Liczył na krótki romans
Ale okazało się, że i tak wszyscy wiedzieli - kontynuo
wała ze smutnym uśmiechem. - Takich spraw nie da się
ukryć. Gdy plotki dotarły do dyrektora, natychmiast
mnie wezwał. Dopiero wtedy dowiedziałam się o żonie
Olivera. Oczywiście musiałam odejść. Przyrzekłam so
bie wtedy, że nigdy więcej nie uwikłam się w taki zwią
zek. Nie mieszam pracy z życiem prywatnym.
- A teraz?
Tess uniosła głowę zdziwiona tonem jego głosu.
- Co masz na myśli?
- Jestem twoim szefem. Siedzę u ciebie w domu.
Można by to uznać za wkroczenie w twoje prywatne
życie.
- To co innego - stwierdziła. - Nasz kontakt jest służ
bowy, a nie prywatny. Przez cały tydzień pracuję dla cie
bie, teraz zatrudniłeś mnie dodatkowo. Jesteś tu wyłącznie
z powodu Harry'ego. Przecież cię nie zapraszałam. Ten
wspólny weekend to praca, a nie przyjemność.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Gabriel obserwował światła, stukając nerwowo
w kierownicę. Czerwone. W tym tempie dotrą do biura
na popołudnie. Spakowanie rzeczy Harry'ego zajęło im
dużo czasu, a teraz utknęli w poniedziałkowym poran
nym korku. Sapnął ze złością. Tess siedziała obok, iry-
lujaco spokojna. Rano pojawiła się w jednym ze swoich
służbowych strojów, z włosami gładko ułożonymi do
tyłu. Znów była chłodna i utrzymująca dystans. Nic nie
mówiąc, dała do zrozumienia, że sytuacja wróciła do
normy i ich kontakty są wyłącznie oficjalne. Poczuł się
urażony, co jeszcze bardziej zepsuło mu humor. A prze-
cież powinien być zadowolony. Nie zamierzał kompli
kować sobie życia związkiem z asystentką, tymczasem
rachowanie go zaskoczyło. Zwykle to on trzymał
ludzi na dystans. Nadal brzmiały mu w uszach jej sło
wa: „Przecież cię nie zapraszałam. Ten wspólny week-
end to praca, a nie przyjemność". Gdy tylko sobie o tym
przypominał, zaciskał zęby ze złości. Dał się zwieść
miłemu nastrojowi, uśmiechom i spojrzeniom. Zapo
mniał o Harrym, biurze i o tym, że Tess jest po prostu
jego asystentką.
104
JESSICA HART
Gdy wreszcie dotarli na miejsce, wszedł, nie zwraca
jąc uwagi na powitanie recepcjonistki i innych osób.
które ustępowały mu z drogi. Tess z Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej trzymał fotelik dziecka.
- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie
Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk
w drugiej
106
JESSICA HART
biega w czasie deszczu, bawi się z dzieckiem, bierze
długie kąpiele przy zapalonych świecach i siada przed
kominkiem z włosami spadającymi na ramiona.
- Nie, to wszystko - odpowiedział krótko.
- Może filiżankę kawy?
- Tak.
Zauważył, że uniosła brew. Westchnął z irytacją.
- Tak, poproszę, jeśli byłabyś tak uprzejma - poprą
wił się szybko.
Wczoraj rano to on zrobił dla niej kawę. Jedli roga
liki, plotkowali i przeglądali niedzielne gazety. Pewnie
już o tym zapomniała. Złościło go, że nie może przestać
o niej myśleć. Nie była ani niezwykła, ani specjalnie
ładna czy błyskotliwa. Dlaczego więc miał ochotę wejść
pod byle pretekstem do jej pokoju i porozmawiać?
Można by pomyśleć, że chciał usłyszeć jej głos. To po
prostu śmieszne.
Wyszła, a po chwili zadzwonił telefon.
- Tak?
- Fionnula Jenkins na linii - poinformowała Tess.
Zdał sobie sprawę, że w czasie weekendu zupełnie
o niej zapomniał.
- Połącz. - I dodał z sarkazmem: - Jeśli naturalnie
nie sprawi ci to kłopotu.
Tess powstrzymała się od komentarza, ale nie od
rzucenia słuchawką. Hałas przestraszył Harry*ego. Bu
zia ułożyła mu się w podkówkę. Tess pochyliła się, żeby
go przytulić.
WYGRANA NA LOTERII
107
- Przepraszam, kochanie - powiedziała uspokajają-
To nic twoja wina, że wujek jest dziś nie do znie-
sienia.
- Zdaje się. że przychodzę w nieodpowiednim mo
mencie - usłyszała od drzwi znajomy głos.
- Wejdi, Niles - powiedziała z rezygnacją w głosie.
- Więc to jest dziecko szefa - powiedział, spogląda
jąc z zaciekawieniem na Harry'ego. - Nie jest podobny
do tatusia, prawda?
- Pewnie dlatego, że pan Stearne nie jest jego ojcem.
- Ale przecież opiekuje się nim. Słyszałem, że
wspólnie z tobą.
- Tylko chwilowo.
- Podobno spędziliście razem weekend. Emma wi
działa was w supermarkecie,
Tess westchnęła. Londyn to duże miasto, ale gdy
chcesz zniknąć w tłumie, zawsze jakieś wścibskie oko
cię dostrzeże.
- Musieliśmy coś kupić dla Harry
ł
ego. Ale to żadna
tajemnica. Mały jest bratankiem pana Steame'a. Przez
kilka dni będę się nim opiekować, żeby dodatkowo za
robić.
- Szkoda. Myślałem, że zdołałaś pokonać Fionnulę
Jenkins!
- To raczej niemożliwe.
- Daj spokój Tess, jesteś piękną dziewczyną - po
wiedział, przyglądając jej się uważnie. - Gdybyś tylko
rozpuściła włosy, Fionnula nie miałaby przy tobie szans.
108
JESSICA HART
Tess przypomniała sobie weekend, rozpuszczone
włosy, uśmiechniętego Gabriela z Harrym na rekach
Szybko się otrząsnęła. Położyła Harry'ego i podała mu
kilka zabawek.
- Jak wid/.is/. włosy mam spięte, a ty nie powiedzia-
łeś jeszcze, po co właściwie przyszedłeś.
- W sprawie aukcji. Masz jakąś propozycję?
Zupełnie o tym zapomniała.
- Mogę prasować przez dwie godziny - wymyśliła
na poczekaniu,
- Prasowanie? To nudne - skrzywił się Niles. - Stać
cię na coś lepszego.
- Na przykład?
- Podobno dobrze gotujesz. Zaproponuj romantycz-
ny posiłek dla dwojga. Wiele osób miałoby na to ochotę.
- Dobrze, niech już będzie - zgodziła się dla świę
tego spokoju.
- Jesteś wspaniała! - zawołał i objął ją. W tym mo
mencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Gabriel.
- Mówiliśmy o aukcji charytatywnej - wyjaśnił po-
spiesznie Niles. - To ja już wracam do siebie.
Gabriel posłał mu wrogie spojrzenie.
- Dlaczego on ciągle się tu kręci?
Tess zacisnęła usta.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - spytała, nie zamie
rzając wdawać się w dyskusję.
- Zamów mi stolik w „Cupiditas". Zabieram Fion-
nulę na lunch.
WYGRANA NA LOTERII 109
Wystarczy, że kiwnie na niego palcem, a on natych
miast biegnie, pomyślała Tess. Powinien mieć trochę
więcej dumy.
- Na którą?
- Dwunasta trzydzieści. Przyjedzie tutaj, więc zaj
mij się nią, jeśli moje rozmowy się przedłużą.
- Dobrze, panie Stearne.
- Gabriel - przypomniał i wrócił do gabinetu.
Specjalnie umówił się z Fionnulą na lunch. Chciał
pokazać Tess, że też potrafi się tak zachowywać, jakby
nie spędzili razem weekendu. Jednak jej udało się bar
dziej go zirytować; wystarczyło, że znów zwróciła się
do niego po nazwisku.
Ku zdziwieniu Tess, Fionnulą zjawiła się punktu
alnie. Zatrzymała się na chwilę w drzwiach, potrząs
nęła rudymi włosami, rozejrzała wokół niewidzącym
spojrzeniem. Wyglądała jeszcze lepiej niż na zdję-
ciach prasowych.
- Czy jest Gabriel? - spytała.
Nie przedstawiła się. Była widać przekonana, że każ-
dy ją rozpozna. Przez chwilę Tess miała ochotę udawać,
że nie wie. kim jest gość, ale zrezygnowała i zmusiła
się do uprzejmego uśmiechu.
- Przykro mi, jest na spotkaniu. Kazał przeprosić
i powiedzieć, że chwilę się spóźni. Może napije się pani
kawy?
- Nie, dziękuję, kochanie. Poczekam na lunch. -
i ionnula zdjęła kosztowny żakiet i przerzuciła go nie
1 1 0 JESSICA HART
dbale przez oparcie krzesła. - Mam nadzieję, że zamó-
wił jakieś miłe miejsce?
- „Cupiditas" - wyjaśniła Tess. Sporo czasu jej za
jęło przekonanie kierownika, żeby znalazł stolik bez
wcześniejszej rezerwacji.
- Cudownie! Moje ulubione miejsce!
Tess wróciła do komputera. Nagle Fionnula zauwa
żyła Harry'ego machającego nóżkami i gruchającego
w bujanym foteliku.
- Och, cóż za cudowne dziecko! Gabriel nie powie
dział mi, jakim jesteś wspaniałym chłopcem - zawołała
i nie pytając, wzięła chłopca na ręce.
Wspaniale wyglądali tak razem; w tej chwili do po
koju wszedł Gabriel. Tess miała cichą nadzieję, że może
Harry zechce zwymiotować na kaszmirową bluzkę
Fionnuli, niestety dziecko zachowywało się wzorowo.
- Jesteś, kochanie! - Fionnula ruszyła w kierunku
Gabriela z promiennym uśmiechem.
- Przepraszam, że musiałaś czekać. Mam nadzieję,
że Tess się tobą zajęła.
- Ależ oczywiście - stwierdziła Fionnula i dodała
patrząc na Tess: - Jesteś prawdziwym skarbem.
- Widzę, że już poznałaś Harry'ego - zauważył Ga-
briel z przekąsem.
- Och, całkiem się w nim zakochałam.
- Powinniśmy już iść - powiedział.
- Czy możemy zabrać Harry^go? - spytała Fionnu
la tonem troskliwej matki.
WYGRANA NA LOTERII 111
- Obawiam się, że do „Cupiditas" nie wpuszczają
dzieci. - Gabriel wzruszył ramionami.
Bez wątpienia Fionnula o tym wie, pomyślała Tess.
To tylko taka zagrywka. Wielkie, zielone oczy zwróciły
się w jej kierunku.
- To może Tess mogłaby...?
Tess wstała i zdjęła okulary.
- Zajmę się nim - powiedziała, odbierając dziecko.
- Ach, dziękuję - rzekła Fionnula takim tonem, jak
by to ona była odpowiedzialna za dziecko.
- Nie należą mi się podziękowania - odpowiedziała
ehłodno Tess. - Pan Stearne płaci mi za opiekę nad
Harrym.
Te słowa dźwięczały mu w uszach nawet wtedy, gdy
stał obok Fionnuli, czekając na windę. Sam nie rozumiał
dlaczego, ale już zaczynał żałować, że ją zaprosił. Była
piękna, utalentowana, seksowna i większość mężczyzn
wiele by oddała, żeby znaleźć się na jego miejscu,
a tymczasem on...
Gdy po lunchu wracał do biura, zauważył na wysta
wie sklepowej pudełko czekoladek.
- To dla ciebie - powiedział parę minut później,
przesuwając je po blacie biurka.
- Dla mnie? - spytała Tess z niedowierzaniem. Pod-
czas przerwy na lunch starała się nie myśleć o Gabrielu
i Fionnuli.
- Mówiłaś, że to twoje ulubione.
- Tak, ale dlaczego mi je dałeś?
1 1 2 JESS1CA HART
Nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- Z podziękowaniem za opiekę nad Harrym.
- Za to mi płacisz - przypomniała zakłopotana.
- Wiem, że ci płacę. Po prostu zobaczyłem czeko
ladki i pomyślałem o tobie.
Przerwał. Zdał sobie sprawę, że powiedział więcej.
niż zamierzał.
Tess z kolei pomyślała, że co prawda sposób wręczę-
nia prezentu był pozbawiony jakiegokolwiek wdzięku
ale liczyło się to, że pamiętał o niej.
- Dziękuję.
- Wiem, że czasem bywam trudny - przyznał z wa
haniem.
- Powoli się do tego przyzwyczajam - stwier
dziła żartobliwie.
Gabriel uśmiechnął się do niej po raz pierwszy tego
dnia. Odpowiedziała uśmiechem. Nastąpiła chwila ci
szy. Tess spuściła wzrok i wyrównała dokumenty
w idealnym porządku leżące na biurku.
- Jeśli to możliwe, chciałabym wyjść trochę wcześ-
niej i zabrać Harry'ego do domu przed popołudniowy
mi korkami.
- Zawiozę cię.
- Nie - powiedziała szybko - to znaczy... nie trze-
ba. Wezmę taksówkę. Sama się nim zajmę. Na pewno
masz ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się
pieluchami.
WYGRANA NA LOTERII
113
Wieczorem, siedząc we własnym mieszkaniu, Ga
briel powtarzał sobie, że rzeczywiście ma ważniejsze
sprawy niż zmienianie pieluch i podgrzewanie butelek.
W końcu przejął firmę, którą usiłował rozwinąć, miał
dużo pieniędzy, mieszkanie w Londynie i drugie w No
wym Jorku. Był wolny, spotykał się z pięknymi kobie
tami. Czego jeszcze mógłby pragnąć? Rozejrzał się i na
gle mieszkanie wydało mu się zimne i opustoszałe. Tak,
przede wszystkim musi przestać myśleć o Tess.
Po drugiej stronie rzeki Tess setny chyba raz powta
rzała sobie, że dobrze zrobiła. Zależało jej na udowod
nieniu Gabrielowi, że da sobie radę z Harrym bez jego
pomocy. Jeśli chciał się spotykać z Fionnulą, to jego
sprawa. Ale w czasie weekendu przyzwyczaiła się do
obecności Gabriela. Za każdym razem, gdy dotykała
klamek, przypominała sobie, że to on je założył. Patrząc
na półkę, miała przed oczami jego obraz, kiedy w sku
pieniu uderzał młotkiem. Siedząc wieczorem przed ko
minkiem, powtarzała, że nie wolno mieszać pracy z ży
ciem osobistym. Niewiele to jednak pomogło. Dom wy
dawał się wyjątkowo pusty.
Gabriel skontaktował się wprawdzie z prywatną
agencją detektywistyczną i podał im skąpe wiadomości,
jakie uzyskał od Grega, ale mijały kolejne dni i nie było
żadnych wiadomości na temat matki Harry*ego. Każdc-
go ranka Tess zabierała chłopca do biura. Bawił się
114 JESSICA HART
zabawkami na rozłożonej macie, wylegiwał w bujanym
foteliku i czarował uśmiechem każdego, kto tylko zja-
wił sie w pokoju. Gdy się znudził, Tess brała go na
kolana i pozwalała bawić się rzeczami leżącymi na biur-
ku. Wszystko usiłował brać do ust, więc szybko nauczy-
la się usuwać z zasięgu jego rączek spinacze i długopi-
sy, ( /ęsto pomagały jej inne sekretarki. Czasem Gabriel
brał go na ręce i przechadzał się z nim po biurze.
W czwartek, gdy Tess właśnie jedną ręką przeszuki
wała segregatory, a drugą obejmowała Harry'ego opar-
tego na biodrze, zadzwonił telefon. To była Elaine.
- W recepcji jest jakaś Leanne Morrison - powie-
działa niepewnie. - Chce się widzieć z panem Stear-
ne'em. Mówi, że to pilne.
- Przyślij ją na górę.
Zapukała do drzwi Gabriela.
- Co się stało?
- Matka Harry
ł
ego zaraz tu będzie.
Gabriel wytrzeszczył oczy.
- Dlaczego nikt z agencji nas nie uprzedził, że ją
znaleźli?
- To raczej nie oni ją znaleźli - powiedziała Tess
- tylko ona nas.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Tess zupełnie inaczej ją sobie wyobrażała. Nie potra
fiłaby powiedzieć jak, ale na pewno inaczej. Leanne
miała miękkie blond loki, duże niebieskie oczy, miłą
twarz i wylęknione spojrzenie. Zatrzymała się
w drzwiach, rozglądając po pokoju, dopóki nie do
strzegła dziecka na rękach Tess.
- Harry! - powiedziała zdławionym głosem.
Mała buzia rozjaśniła się na widok mamy. Leanne
przycisnęła go do siebie. Powtórzyła kilkakrotnie jego
imię. nie zwracając na nikogo uwagi. Minęła dłuższa
chwila, nim była w stanie rozmawiać.
- Bardzo przepraszam - powiedziała w końcu ze
łzami w oczach. - Jadę prosto z lotniska. Przyleciałam
pierwszym samolotem, jaki udało mi się złapać, gdy
tylko dowiedziałam się od mamy, co zrobiła - mówiła
dalej, tuląc Harry'ego do siebie. - Bałam się, że go tu
nie będzie.
- Był tu naprawdę bezpieczny - zapewniła Tess.
Leanne uśmiechnęła się.
- Wiem, że nie powinnam go zostawiać z mama, ale
potrzebowałam pieniędzy i chodziło tylko o sześć tygo-
116 JESSICA HART
dni. Nie mogę uwierzyć, że zrobiła coś takiego. Nic
miała prawa iść do Gabriela. Powinnam mu to wytłu
maczyć. Gdzie on jest?
Gabriel obserwujący wszystko z boku, zerknął na
Tess.
- Gabriel to ja - powiedział.
- Mam na myśli Gabriela Stearne'a - wyjaśniła
zmieszana Leanne.
- Ja się tak nazywam.
Powoli wyjaśnił nieporozumienie. Trudno mu było
usprawiedliwić postępowanie brata, jednak Leanne na
tyle zdążyła poznać Gregą, że nie była zbyt zaskoczona
obrotem spraw.
- Greg nadal nie wie o Harrym. Myślę, że ty powin-
naś mu powiedzieć - dokończył Gabriel.
- Tak, powinnam to zrobić wcześniej - przyznała
Leanne z westchnieniem - ale nie wydaje mi się, żeby
się tym przejął. Uroczy człowiek, bardzo wesoły, jednak
nigdy nie twierdził, że traktuje nasz związek serio. To
była moja decyzja, żeby mieć dziecko, nie jego. Nie
sądziłam, że byłoby w porządku domagać się od niego
czegokolwiek.
Spoglądała niepewnym wzrokiem na Gabriela i Tess.
- W końcu wy musieliście zająć się Harrym. Prze
praszam.
- Sprawiło nam to wiele radości - stwierdziła Tess.
Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że istotnie tak było.
- Będzie nam go brakować, prawda?
WYGRANA NA LOTERII 117
Rzuciła Gabrielowi znaczące spojrzenie. Chciała, że-
ją poparł.
- Tak - potwierdził Gabriel. - Musisz być zmęczo-
na. Zawiozę cię do Tess. Weźmiesz od niej rzeczy Har-
ry'ego i odwiozę was do domu.
Ostatecznie jednak Tess namówiła Leanne, żeby
u niej przenocowała i odpoczęła po podróży.
- Prześpisz się w wolnym pokoju i jutro zabierzesz
Harry'ego.
- Na mnie już czas. Przyślę po was samochód - po
wiedział Gabriel, wychodząc. Był zadowolony, że
wszystko się jakoś ułożyło.
Leanne nie kryła zaskoczenia.
- Myślałam, że mieszkacie razem. Tak patrzyliście
na siebie...
- Nic podobnego. - Tess zmusiła się do uśmiechu.
- Gabriel jest po prostu moim szefem.
I powtarzała to sobie przez kilka następnych dni.
- Nadgodziny wypłacą ci razem z pensją - oświad
czył Gabriel następnego ranka. Nie dodał, że kazał po
dwoić umówioną stawkę. - W czasie weekendu wyjeż
dżam, żeby odwiedzić ojczyma. Będę w środę. Mam
nadzieję, że do tego czasu wszystko wróci do normy.
W poniedziałek ludzie zaglądali do jej pokoju i gra
tulowali, że wreszcie nic jej nie rozprasza. Przyznawała
im rację, chociaż wcale nie była zadowolona, wszystko
ją irytowało, nie mogła się skupić na pracy. Tłumaczyła
118
JESSICA HART
sobie, że brakuje jej Harry'ego. Przecież to nie nieobec
ność Gabriela była tego przyczyną. Obiecał, że zadzwo
ni z Nowego Jorku, ale tylko przysłał jej e-mail, infor
mując, że wróci dopiero w następny poniedziałek.
- To chyba oczywiste, dlaczego, prawda? - dopyty
wał się Niles. gdy usłyszał wiadomość.
- Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Tak, a jedna z nich ma rude włosy i zielone oczy
Wzruszyła ramionami.
- O czym ty mówisz?
- Tess. nie czytasz gazet? Fionnula jest teraz w No
wym Jorku. Aha, jeśli będziesz z nim rozmawiać, przy
pomnij o aukcji dobroczynnej, dobrze? Bardzo nam za
leży, żeby wziął w niej udział.
Sprawa aukcji była jej zupełnie obojętna, natomiast
bardzo rozzłościła ją wiadomość o Fionnuli. Właściwie
nie rozumiała dlaczego, ale gdy Gabriel wreszcie wró
cił, była dla niego bardzo oschła. Nie zrobiło to na nim
wrażenia. I tak wrócił w gorszym humorze, niż wyjeż
dżał. Wyraźnie starał się zaimponować Fionnuli. Kazał
wysyłać jej kwiaty, rezerwować stoliki w restaura
cjach... Tess dziwiła się, że odpowiada mu takie życic
na pokaz, imprezy, wynajęte limuzyny. A sądziła, że
lubi spacery po parku, nawet w deszczowe dni. Czasem
wspominała wspólny, weekend, Gabriel jednak nigd>
nie wracał do tego tematu i traktował ją bardzo oficjal
nie. Powiedziała sobie, że jest jej to obojętne.
Od pierwszego spotkania Tess utrzymywała kontakt
WYGRANA NA LOTERII
119
z Leanne, która cieszyła się, że znów jest z Harrym.
Było to miłą odmianą w jej życiu, ale nagle Tess uświa
domiła sobie, że czegoś jej brak, że czuje się samotna
Zapragnęła spotykać się z ludźmi, cieszyć się życiem.
Miała już dość wypełniania obowiązków i samotnych
powrotów do pustego domu. Gdy któregoś wieczoru
zadzwonił do niej dawny szef, Steve Robinson, żeby
zaprosić ją na kolację, aż podskoczyła z radości.
- Pójdziemy do dobrego lokalu - oznajmił. - Mam
dla ciebie pewną propozycję.
Nie chciał jednak powiedzieć nic więcej. Tess przej-
rzała szafę, wybrała elegancką, złotą suknię, którą ku-
piła na letniej wyprzedaży. Rozpuściła włosy na ramio-
na. Włożyła pantofle na wysokich obcasach; można
w nich było przejść najwyżej kilkanaście metrów, ale
czuła się w nich niezwykle kobieco.
Stcve aż gwizdnął na jej widok.
- Dziękuję za zaproszenie, Steve. Dokąd jedziemy?
spytała, sadowiąc się obok niego w taksówce.
- Do „Cupiditas" - poinformował z uśmiechem.
- „Cupiditas"? Świetny pomysł - powiedziała bez
rzekonania.
Tak naprawdę wcale nie miała ochoty jechać do ulu-
bionego lokalu Fionnuli. Pocieszała się tylko, że nie
powinna tam spotkać ani jej, ani Gabriela, który tego
dnia kazał zarezerwować stolik w innej restauracji,
- Piękne miejsce - odezwała się do Stcvc'a, gdy
uśmiechnięty kelner podał im karty dań
120
JESSICA HART
Siedzieli z boku zatłoczonej sali. Bogaty wystrój
wnętrza współgrał z widoczną zamożnością klientów
Dopiero teraz Tess zdała sobie sprawę, ile ten wieczór
będzie kosztował Steve'a. W pewnej chwili wydało jej
się, że czuje na sobie czyjś wzrok. Ostrożnie rozejrzała
się i zamarła. Ponad ramieniem Steve'a spostrzegla
mężczyznę, który natarczywie na nią patrzył. To był
Gabriel. Uśmiech zamarł jej na ustach. Patrzyli na sic
bie, jakby byli zupełnie sami, zatopieni w przeraźliwej
ciszy. Steve zamachał dłonią przed jej twarzą i natych
miast wróciła do rzeczywistości.
- Wszystko w porządku? - spytał zdziwiony.
Tess zdążyła się już opanować.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała pospiesznie,
choć ręce nadal jej drżały.
Najchętniej uciekłaby z lokalu jak najszybciej i jak
najdalej. Powstrzymała się tylko ze względu na Steve'a.
który zaczął opowiadać o swojej nowej firmie. Patrzyła
na niego, lecz kątem oka widziała rude włosy Fionnuli.
jej żywiołową gestykulację i Gabriela siedzącego na
przeciwko. W pewnej chwili dotarło do niej, że Steve
oferuje jej pracę.
- Przecież mówiłem, że mam dla ciebie propozycję.
- Nie zatrudniłeś jeszcze asystentki? - spytała. Jego
zdziwiona mina uświadomiła jej, że chyba nie słuchała
tego, co mówił.
- Ależ chodzi o zupełnie inne stanowisko - powtó
rzył cierpliwie. - Wiem, że stać cię na więcej. W nowej
W Y G R A N A N A L O T E R I I 1 2 1
siedzibie zarządu potrzebujemy kierownika biura.
Świetnie się nadajesz.
Nad ramieniem Steve'a spojrzała na Gabriela. Był
trudny, wymagający, nieprzewidywalny, ale... nie miała
ochoty przestać dla niego pracować.
- Co ty na te? - spytał niecierpliwie Steve.
Tess wahała się przez chwilę.
- Ja... muszę się nad tym zastanowić.
Rozczarował go jej brak entuzjazmu. Zauważyła to
i przez resztę wieczoru starała się prowadzić miłą roz
owe, chwaliła wszystko, co pojawiało się na stole,
chociaż tak naprawdę było jej to obojętne.
Gabriel też nie miał apetytu. Widok Tess zupełnie go
zaskoczył. Z trudem ją rozpoznał w kobiecie ubranej
w złotą suknię z lejącego się materiału, tak wspaniale
podkreślającej sylwetkę. Widywał ją w eleganckim ko-
stiumie, w dżinsach, a nawet w nocnej koszuli, a prze-
cież teraz nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała
cudownie. Podczas pobytu w Stanach próbował o niej
zapomnieć. Specjalnie został tam dłużej, a przypadko
we spotkanie z Fionnulą w Nowym Jorku uznał za zrzą
dzenie losu i ułatwienie sprawy. Kiedy wrócił, Tess tra
ktowała go jak kiedyś, z chłodnym dystansem, więc
powiedział sobie, że cała historia z Harrym wkrótce
pójdzie w zapomnienie. Teraz nagle wróciły wszystkie
wspomnienia. Patrzyła na Steve'a Robinsona, śmiali
się. Może była w nim zakochana?
Postanowił, że nazajutrz w biurze nawet nie wspo
122
JESSICA HART
mni o spotkaniu. W końcu poza godzinami pracy Tess
miała prawo żyć własnym życiem.
Jakby nigdy nic wezwał ją do gabinetu i dyktował
listy. Jeden za drugim. Odetchnęła z ulgą, gdy przerwa!
na chwilę i stanął koło okna.
- Nie wiedziałem, że nadal widujesz Steve'a Robin
sona - powiedział, nie mogąc się powstrzymać.
- Nie muszę się tłumaczyć z tego, co robię po pracy
- odpowiedziała chłodno.
- Zdziwiłem się tylko, widząc cię w „Cupiditas"
- Ja też. Rezerwowałam ci stolik w „Dorchester".
- Fionnula zmieniła zdanie. Zna właściciela, więc
załatwił stolik.
Tess zacisnęła zęby. Jjfkoro to takie proste, dlacze-
go ona musiała tracić tyle czasu przy telefonie, próbu-
jąc załatwić rezerwację? Gabriel przeszedł się po po
koju.
- Czy on jest żonaty? - spytał szorstko.
- Rozwiedziony, chociaż nie rozumiem, co cię to
obchodzi.
- Myślałem, że nie mieszasz pracy z prywatnym ży-
ciem - powiedział oskarżycielskim tonem.
- Przecież nie pracuję ze Steve'em - przypomniała
- Pracujesz dla mnie i nie zapominaj o tym. Nie ży-
czę sobie, żebyś mu przekazywała jakiekolwiek poufne
informacje. W końcu on pracuje w konkurencyjnej fir
mie! Czyżbyś zapomniała?
Tess rzuciła mu chłodne spojrzenie.
WYGRANA NA LOTERII 123
- Zapewniam cię, że mamy ze Steve'em ciekawsze
tematy niż praca - stwierdziła.
- Kolejne wyjście? - spytał Gabriel. Tess właśnie
wieszała suknię, którą przywiozła ze sobą do biura.
- Dziś jest aukcja dobroczynna - wyjaśniła, zdejmu-
jac płaszcz. - Musimy być o siódmej w hotelu. Nie ma
sensu, żebym jechała do domu.
- Ja chyba nie muszę tam iść?
- Byłby to miły gest. Tym bardziej, że obiecałeś.
Uniósł gwałtownie głowę.
- Kiedy?
- Powiedziałeś Nilesowi, że przyjdziesz.
- Tylko, że się postaram. To nie obietnica.
- I mnie, gdy prosiłeś, żebym zaopiekowała się Har-
rym. Nie pamiętasz?
- No dobrze - mruknął. - Szkoda, że wcześniej mi
o tym nie przypomniałaś.
- Wpisałam do kalendarza, a przedwczoraj wysła
łam e-mail.
Spojrzał na nią z niechęcią. Wystarczyło, by zaczęła
zachowywać się tak zasadniczo, a już się zastanawiał,
dlaczego tyle wysiłku wkłada w to, by przestać o niej
myśleć. Bezskutecznie zresztą.
- Co mam tam robić?
- Niles już coś obiecał w twoim imieniu - powie
działa, włączając komputer - ale najważniejsze, żebyś
wypisał czek. Musisz się tam pokazać i udawać, że jest
124 JESSICA HART
ci miło. To będzie szansa dla pracowników, żeby cię
poznać.
- W takim razie będzie mi potrzebna świeża koszula.
Kup mi w czasie przerwy na lunch. Mam spotkania
przez cały dzień.
Pracę zakończył dopiero o wpół do siódmej. Wszys
cy pracownicy już pojechali do hotelu.
- Pójdę się przebrać - powiedziała, zdejmując suk
nię z wieszaka.
Gabriel nawet nie uniósł głowy znad podpisywanych
dokumentów.
- Skorzystaj z mojej łazienki.
Wkładając złotą suknię, rozejrzała się po znajomym
wnętrzu. Tu po raz pierwszy przewijali Harry^go. Wy
dawało się, że to było bardzo, bardzo dawno temu.
Wyszczotkowała włosy spadające luźno na ramiona
i spojrzała w lustro. Odruchowo spięła włosy do tyłu
Wychodząc z łazienki, natknęła się na Gabriela zmie
niającego koszulę.
- Przepraszam - powiedziała, odwracając wzrok od
nagiego torsu.
- Do tej nowej koszuli potrzebne są spinki - powie
dział zdenerwowany.
- Nie masz tu żadnych?
- Nie. Musimy kupić jakieś po drodze.
- Spóźnimy się. Zaraz coś wymyślę.
Przeszukała szufladę biurka i znalazła spinacze do
WYGRANA NA LOTERII
125
opasłych dokumentów: dwie wąskie blaszki połączone
gumką.
- To powinno się nadać.
Bez trudu zapiął lewy rękaw, ale z prawym miał już
kłopot. Bezradnie wyciągnął rękę, prosząc Tess o po
moc. Stanęła tuż obok, czuła zapach jego ciała i miała
nieprzepartą ochotę przytulić się do niego. Gabriel spoj
rzał na jej spięte włosy. Najchętniej zanurzyłby w nich
dłonie i usta.
- Wreszcie. Udało się - powiedziała.
Gabriel powoli wyciągnął ręce w kierunku jej twa
rzy. Z radością pomyślała, że chce ją przytulić, ale on
tylko wyciągnął spinki z włosów, które łagodnie opadły
na ramiona.
- W tej sukni wyglądasz ładniej, gdy masz rozpusz
czone włosy.
- Lepiej już chodźmy - zdołała wydusić ochrypłym
głosem.
Gdy dotarli do hotelu, spotkanie trwało w najlepsze.
Nileś przywitał ich z wyraźną ulgą.
- Wszyscy chętni do podpisywania czeków już
przyszli. Możemy zaczynać aukcję!
Stanął za stołem ustawionym na podwyższeniu. Po
wtórzył zasady gry, potem energicznie uderzył drewnia
nym młotkiem.
- Pierwsza oferta. John obiecał przepracować popo
łudnie w ogródku. Od jakiej kwoty zaczynamy?
126
JESSICA HART
Gabriel nie słuchał. Z daleka obserwował Tess stoją.
cą
wśród dziewcząt z biura. Była taka chwila wtedy,
w jego gabinecie, gdy miał ogromną ochotę ją pocało
wać. Ale dobrze się stało, że się opanował. Zawsze
zresztą trzymał się takich kobiet jak Fionnula. Znały
zasady, nie angażowały się niepotrzebnie. Tess była in
na. Słowa traktowała poważnie i wierzyła w obietnice
Jak najdalej od takich kobiet, pomyślał. Sięgnął po te
lefon komórkowy, zastanawiając się, gdzie i o której
umówić się z z Fionnula.
- Sprzedane!
Rozległy się oklaski i Niles uderzył młotkiem.
- Dziesiąta oferta - oznajmił. - Wyjątkowa okazja
1
Tess Gordon obiecała romantyczną kolację. Zaczynamy
od dwudziestu pięciu funtów.
- Trzydzieści! '
Gabriel schował telefon i przysłuchiwał się coraz
bardziej zachmurzony. No nie! W ten sposób każdy
miał szansę się z nią umówić.
- Sto funtów! - zawołał Niles. - Jak dotąd najwyż-
sza kwota. Graham daje sto za romantyczną kolację. Kto
da sto dziesięć?
Graham, dyrektor zaopatrzenia, sprawiał wrażenie
niezwykle zadowolonego, natomiast Tess była wyraźnie
zażenowana.
- Czy ktoś da więcej? - Niles rozglądał się zadowo
lony z uzyskania takiej sumy. - Po raz pierwszy, po raz
drugi.
WYGRANA NA LOTERII 127
- Tysiąc.
Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na Gabriela.
- Tysiąc funtów - powtórzył.
Niles promieniał.
- Czy ktoś da więcej za romantyczną kolację? Nie?
Tess. chyba będziesz musiała postarać się o wyjątkowe
przysmaki. Po raz pierwszy, drugi i trzeci. Obietnica
sprzedana panu Stearne'owi.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Rozległy się owacje, gwizdy i komentarze. Niles
ogłosił krótką przerwę na napełnienie szklanek. Tess
podeszła do Gabriela.
- Nie myślisz, że trochę przesadziłeś? Wszyscy do
brze się bawili, dopóki nie zachowałeś się tak ostenta
cyjnie - powiedziała przyciszonym głosem.
- Przecież to na szczytny cel. Sama mówiłaś, że
powinienem być hojny, więc musiałem włączyć się do
licytacji, a nie zale-żało mi na umyciu samochodu prze/
księgową w bikini.
- Wtedy przynajmniej udowodniłbyś, że masz po
czucie humoru. Przecież na romantycznej kolacji też ci
nie zależy.
Miał teraz niepowtarzalną okazję, żeby przekonać
i ją, i siebie, że wziął udział w tej absurdalnej licytacji
wcale nie z powodu Tess.
- Wręcz przeciwnie. Fionnula powiedziała któregoś
dnia, że byłoby miło zjeść czasem coś w domu. Nic
potrafię gotować, ale gdybyś przygotowała coś wyjął
kowego, moglibyśmy zorganizować jej naprawdę ro
mantyczny wieczór.
WYGRANA NA LOTERII 129
Tess zesztywniała. Poczuła się tak, jakby przy wszyst-
kich uderzył ją w twarz. Jeszcze niespełna godzinę temu
miał ochotę ją pocałować - wiedziała o tym, zdradziło go
własne spojrzenie - a teraz oczekiwał, że przygotuje
romantyczny wieczór dla niego i tej, tej... Fionnuli
Jenkins!
' - Nie ma sprawy, w końcu za to zapłaciłeś - powie
działa ozięble.
Pomyślała, że przygotuje coś wcześniej i nie bę-
k i e musiała być świadkiem ich romantycznego wie-
czoru. Gabriel sięgnął do kieszeni po książeczkę cze
kową.
- Zostawię czek i spróbuję stąd wyjść.
- To raczej niemożliwe - stwierdziła Tess z odrobi
na złośliwości. - Nie była jeszcze licytowana twoja
obietnica.
Złorzecząc pod nosem, ruszył na poszukiwanie Ni-
lesa. Niewiele się jednak od niego dowiedział.
- Proszę jeszcze nie wychodzić - poprosił Niles. -
wszyscy na pana liczą.
- Co będę musiał zrobić?
- To oczywiście niespodzianka, ale myślę, że się
panu spodoba.
Gabriel westchnął. Na pewno szykują drobną złośli
wość nielubianemu szefowi. Trudno, jakoś to zniesie
i jeśli będzie trzeba, udowodni Tess, że ma poczucie
humoru. Pamiętał jej uwagi na temat polepszenia kon-
tów z pracownikami, więc przyłączał się do kolej-
130 JESS1CA HART
nych grup i starał się podtrzymywać rozmowę. Wieczór
ciągną) się w nieskończoność. Wreszcie Niles zarządził
zakończenie przerwy.
- Czas na loterię. Obietnice, które nie brały udziału
w licytacji, będą losowane. Uczestniczą ci, którzy wy
kupili losy.
Wśród śmiechów i żartów zaczęło się odczytywanie
obietnic i szczęśliwych numerów. Wygrywający ma
chali losami.
- Czas na finał - zawołał w końcu Niles. - Specjal
na obietnica pana Steame'a, który złożył już dziś hojny
datek. Wiem, że wiele pań marzy, by to ich los wygrał.
Zobaczmy, która będzie miała szczęście.
Gabriel spojrzał na Tess, unosząc pytająco brwi. Po
kręciła przecząco głową. Naprawdę nie wiedziała, jaką
niespodziankę przygotował Niles.
- Proszę pana, zapraszam do mnie.
Tłum się rozstąpił. Zrezygnowany Gabriel podszedł
do Nilesa z wymuszonym uśmiechem.
- Pan Stearne przyrzekł pocałować panią, której los
zostanie wyciągnięty z kapelusza.
Rozległy się okrzyki i wiwaty. Gabriel nadal twardo
się uśmiechał. Powtarzał sobie, że przecież ma poczucie
humoru. Miał też nadzieję, że Tess to doceni.
- Dziewczyny, jesteście gotowe? - pytał Niles.
Rozległy się piski i śmiechy, gdy wyciągał szczęśli
wy los.
- Może zechce pan sam odczytać - poprosił.
WYGRANA NA LOTERII
131
- Numer dziewięćdziesiąt siedem - przeczytał Ga
briel i dodał zmienionym głosem: - Tess.
Najpierw z niedowierzaniem spojrzała na numer
swojego losu, potem na Gabriela. Wiedziała, że żadne
z nich nie może odmówić, bo oboje by się tylko ośmie
szyli. Wśród zachęcających okrzyków pozwoliła się
więc wypchnąć naprzód i weszła na podwyższenie.
- Zdaje się, że musze dotrzymać obietnicy - powie
dział Gabriel.
Zapadła pełna oczekiwania cisza. Ujął Tess za ręce,
czując na sobie spojrzenia tłumu śledzącego każdy jego
gest. Pomyślał, że lepiej mieć to już za sobą. Szybko
pochylił głowę i pocałował Tess w kącik ust.
- To ma być pocałunek? - zawołał ktoś wśród śmie
chów i gwizdów.
Gabriel spojrzał jej w oczy. Zwilżyła językiem wargi
i lekko skinęła głową. Jeśli nie zrobią tego porządnie,
ludzie nigdy nie pozwolą im zejść z tego podwyższenia.
Niezręcznie objął ją w pasie i przyciągnął bliżej. Tess
oparła dłonie na jego piersi. Zapadła cisza. Gabriel spoj
rzał na tłum i znów w oczy Tess. Czuł jej drżenie. Opu
ściła powieki. Otaczający tłum przestał się liczyć. Ga
briel przycisnął ją do siebie. Już dawno temu chciał ją
pocałować. Oszukiwał się, że jest inaczej. Tess przytu
liła się do niego. Zapomniała o wszystkich wokół. Li
czyło się tylko ciepło jego ust i uścisk mocnych ramion.
Gdy wreszcie wypuścił ją z objęć, stała przez chwilę
półprzytomna, nim dotarty do niej okrzyki i brawa wi-
132
JESS1CA HART
d/ów, którzy nigdy nie przypuszczali, że staną sic
świadkami takiej sceny.
- Cóż, Tess, wiele dziewczyn będzie ci teraz zazdro
ścić - zażartował Niles. A potem zwrócił się do Gabrie
la i cicho tłumaczył: - Trochę naturalnie pomogliśmy
losowi, rozumie pan? Mam nadzieję, że nie ma pan nit
przeciwko temu?
Gabriel zerknął na Tess. Zaczerwieniła się. Miała
ochotę zapaść się pod ziemię, a jednocześnie żałowała,
że pocałunek trwał tak krótko. Zeskoczyła z podwyż
szenia, a koleżanki i koledzy witali ją jak bohaterki;
Wszyscy uważali, że świetnie odegrała swoją role.
uśmiechała się więc i udawała, że doskonale się bawiła
- Nie, w porządku - odpowiedział powoli, nie pa
trząc na Nilesa.
Następnego dnia|Tess zjawiła się w biurze bard/n
zmęczona. Całą noc przewracała się z boku na bok,
usiłując zasnąć. Nie mogła zapomnieć pocałunku Ga
briela i dotyku jego rąk. Ostatecznie zdecydowała, zi
ma tylko jedno wyjście: zachowywać się jak zwykli
i udawać, że potraktowała całą sytuację z przymruże
niem oka.
W biurze panowała cisza. Gabriela jeszcze nie było
na godziny poranne miał umówione spotkanie. Nie mo-
gąc się skoncentrować na żadnej robocie, Tess zaczęła
porządkować dokumenty. Stała właśnie z plikiem pa
pierów przed jednym z regałów, gdy nagle usłyszała za
WYGRANA NA LOTERII 133
plecami głos Gabriela. Zjawił się co najmniej godzinę
wcześniej, niż się spodziewała. Tak ją to zaskoczyło, że
cały plik wysunął jej się z rąk. Zaczerwieniona i zde-
nerwowana usiłowała wszystko pozbierać.
- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć - po-
wiedział.
- Nic nie szkodzi. Po prostu jeszcze się ciebie nie
spodziewałam.
Gabriel odłożył teczkę na biurko i schylił się, żeby
jej pomóc. Spojrzeli sobie w oczy. On także miał za
sobą ciężką noc. W efekcie poranne spotkanie skończy-
ło się fiaskiem, bo zupełnie nie potrafił się skupić.
Wściekły na siebie dotarł do biura.
Tess stała teraz obok biurka, układając rozsypane
dokumenty. Zaczesane do góry włosy odsłaniały szyję.
Miał ochotę ją pocałować. Ciekawe, jak by zareagowa-
ła. Czy odsunęłaby się przestraszona, czy może z uśmie-
chem przytuliła do niego? Z trudem przywołał się do
porządku.
- Czy mogłabyś przyjść do mojego gabinetu, gdy skoń
z z tymi papierami? - spytał, zabierając swoją teczkę.
Weszła zupełnie już opanowana, z nieodłącznym no
sem w ręku. Gabriel podyktował kilka listów i termi-
ny planowanych spotkań, potem zamilkł, przekładając
dokumenty na biurku.
- W sprawie wczorajszego wieczoru - zaczął nie-
zręcznie - chciałbym wiedzieć, kto zaaranżował taką
sytuację
134
JESSICA HART
Tess nawet się domyślała, ale potrząsnęła przecząc"
głową.
- Nie wiem. Nie powinieneś robić z tego użytku. To
miała być tylko zabawa.
- Nie uważam, żeby to było zabawne - powiedział
patrząc jej w oczy - A ty?
Odwróciła wzrok.
- Myślę, że dobrze się stało. Pokazałeś wszystkim,
że potrafisz żartować. Także z samego siebie. To bar-
dziej ci pomoże nawiązać dobre kontakty z pracowni
kami niż setki okólników.
- Czyli wszystko jest w porządku?
Zaczęła się bawić długopisem.
- Wiem, że był to żart nie najwyższego lotu, ale jest
za późno, żeby coś zmienić.
- A ty? Przecież nie tylko ja stałem się obiektem tego
żartu?
Drażnił go jej spokój. Pomyślał, że wydarzenia po
przedniego dnia widać nie poruszyły jej tak jak jego,
Wzruszyła ramionami.
- Wyraźnie zmieniła się opinia na mój temat. Do-
tychczas uważali mnie za trochę sztywną.
Pochyliła się w stronę Gabriela.
- Zgadzam się, że sytuacja była głupia - stwierdzila
nonszalancko - ale chyba nie było to straszne przeżycie,
prawda?
Gabriel nie odpowiedział. Nie mógł zapomnieć chwi-
li, gdy trzymał ją w ramionach.
WYGRANA NA LOTERII 135
- Pocałowaliśmy się. Teraz możemy zapomnieć
o całej sprawie. Cel był szlachetny. Dzięki aukcji zebra
li dużo pieniędzy. Właśnie, skoro o tym mowa, kiedy
mam spełnić obietnicę, za którą tyle zapłaciłeś?
Gabriel postanowił równie lekko traktować sprawę
pocałunku.
- Sprawdzę, czy Fionnula ma wolny weekend - po
wiedział. - Może w sobotę wieczorem?
- Świetnie.
- Jest tak ciemno, że nie widzę, co robię - narzekał
Gabriel, spoglądając znad dokumentów, które usiłował
czytać.
Tess zgasiła górne światła i zaciągnęła zasłony. Włą
czyła lampę stojącą na stoliku.
- Nie musisz teraz czytać. Romantyczna kolacja to
przede wszystkim odpowiedni nastrój.
Powiedziała sobie, że skoro za to zapłacił, i to słono,
będzie miał kolację. Wypakowała kwiaty i świece. Roz
stawiła je na stolikach.
- Potrzebna jest jeszcze muzyka - stwierdziła, spo
glądając z zadowoleniem na przystrojone wnętrze.
- Nie mam tu żadnego sprzętu - powiedział Ga
briel. Cały czas obserwował spod oka, jak poruszała
się z wdziękiem, mimo fartucha i poro/ciąganego
swetrą.
- Przyniosłam odtwarzacz - powiedziała. - Odbiorę
go, gdy przyjadę po resztę rzeczy. Teraz chodź, pokażę
136 JESSICA HART
ci, co trzeba zrobić. Masz tu przystawki i dwa desery
- objaśniła, otwierając lodówkę. - Szampan się chłodzi
Kurczaka wystarczy podgrzać.
- Ale będziesz tu, żeby się tym zająć, prawda?
- Ja? Oczywiście, że nie! Fionnula z pewnością nie
uznałaby wieczoru za nadzwyczaj romantyczny, gdy
bym kręciła się wam za plecami. Wyjdę, nim ona sie
zjawi. Na którą się umówiłeś?
- Na ósmą - odpowiedział bez entuzjazmu. Zasta
nawiał się, jak do diabła wpakował się w taką sytuacje
Tess spojrzała na zegarek. Było dwadzieścia po siód
mej. Miała jeszcze czas, żeby przygotować sałatkę.
- Czy mógłbym w czymś pomóc? - spytał.
- Dziękuję. Najwyższy czas, żebyś się przebrał.
Gabriel bez słowa poszedł do łazienki. Stojąc pod
natryskiem, cały czas myślał o Tess.
- Czy romantyczny nastrój wymaga, żebym włożył
krawat? - spytał, gdy zjawił się w kuchni. Mokre włosy
opadały mu kosmykami na twarz, a żółta koszula pod
kreślała kolor oczu. Wyglądał wspaniale.
- Tak jest dobrze - powiedziała ochrypłym głosem
- Ładnie wyglądasz.
- Tess... - zaczął, lecz natychmiast przerwał.
Nastała chwila krępującej ciszy. W tym momencie
zadzwonił jego telefon komórkowy. Oboje podskoczyli
Gabriel odszedł w głąb mieszkania i rozmawiał przyci
szonym głosem. Wrócił z ponurą miną.
- To Fionnula - stwierdził. - Nie przyjdzie.
WYGRANA NA LOTERII 137
Tak po prostu poinformowała go, że w ostatniej
chwili dowiedziała się o występie na żywo w telewizji.
Musiała w końcu pokazywać się publicznie i dbać
o swój wizerunek.
- Wiem, kochanie, że to nudne, ale muszę - powie
działa.
- Przecież dzisiaj miał być wyjątkowy wieczór. - Ga
briel próbował ją przekonać. - Tess włożyła mnóstwo
pracy, żeby specjalnie dla nas przygotować kołację.
Na chwilę zapadła wiele znacząca cisza.
- Tess? To ta, na którą gapiłeś się w restauracji?
- wycedziła słodko Fionnula.
- Tak... nie! - pospiesznie się poprawił.
- Musi być wyjątkową asystentką, jeśli dla ciebie
gotuje i robi tyle innych rzeczy. Nic dziwnego, że jesteś
w niej zakochany. Powinieneś się z nią ożenić. Nie bę-
dziesz musiał wtedy płacić jej pensji.
- Nie jestem w niej zakochany - warknął. - Po pro-
stu Tess poświęciła wieczór, żeby wszystko dla ciebie
przygotować. Cały wysiłek pójdzie na marne.
- A my nie możemy zawieść twojej niezwykłej asy-
stentki. prawda? Jeśli tak się tym przejmujesz, to razem
zjedzcie ten wspaniały posiłek. Mam ciekawsze propo-
zycje! - zakończyła, rzucając słuchawkę.
Gabriel był wściekły. Uważał, że wyszedł na głupca.
- Jest zajęta - wyjaśnił. - Przykro mi.
- Wszystko się zmarnuje - powiedziała Tess, rozglą-
dając się wokół. - Może spróbuj zaprosić kogoś innego?
138 JESSICA HART
Spojrzał na jej fartuch, porozciągany sweter, ślad
mąki na policzku. Nie, na pewno nie był w niej zako-
chany. Fionnula się myliła. Uspokoił się.
- Miałaś na dziś jakieś plany?
- Nie - przyznała po chwili.
- To zostań i zjemy razem. Już za późno, żeby kogoś
zapraszać. Jedzenie się zmarnuje.
- Zamówiłam taksówkę.
- Zadzwoń i odwołaj.
Spojrzała na sweter, starą bluzkę i buty.
- Nie jestem odpowiednio ubrana,
- Mnie to nie przeszkadza. Wystarczy, że zdejmiesz
fartuch - powiedział zdecydowanie. - Idź się odświe
żyć, a ja zadzwonię w sprawie taksówki.
Poddała się. Poszła umyć twarz i ręce. Poprawiła
makijaż. Zdjęła sweter, pod którym miała obcisłą bluz
kę. Spojrzała w lustro i poczuła się pewniej.
- Mam tu szampana i kieliszki. Co jeszcze potrze
bujemy, żeby zacząć? - spytał Gabriel, gdy wyszła z ła
zienki.
- Zapalę świece. - Po chwili pomieszczenie tonęło
w świetle delikatnych, migoczących płomyków. Cofnę
ła się, żeby sprawdzić efekt.
- Doskonale - stwierdziła z uśmiechem.
Usiadła na dużej sofie i zdjęła pantofle, żeby wygód-
nie podwinąć nogi. Gabriel otworzył szampana.
- Za co pijemy? - spytał, podając jej kieliszek.
- Za dotrzymanie obietnic?
WYGRANA NA LOTERII 139
- Za obietnice - potwierdził.
Zadźwięczały kieliszki, a potem zapadła cisza. Tess
rozejrzała się, ale jej spojrzenie wracało do Gabriela.
Złapała się na tym, że bezwiednie patrzy mu głęboko
w oczy. Odstawiła kieliszek. Pomyślała, że to szaleń
stwo. Nie powinna zostawać, nie powinna godzić się na
tę kolację.
- Sprawdzę, co się dzieje w kuchni.
Przyrzekła sobie, że się opanuje. Żadnych spojrzeń,
wyobrażania sobie wzajemnych czułości. Kiedy wróciła
na sofę, uśmiechnęła się i zaczęła rozmowę na obojętny
temat. Mówili początkowo o pracy, potem o Harrym,
rodzeństwie, o urokach i problemach własnego dzieciń
stwa. Siedzieli dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tess
jadła niewiele. Obserwowała, jak delikatne światło
świec podkreśla rysy twarzy Gabriela. Jakże chciała,
żeby znów ją pocałował. Miała ochotę rozpiąć mu ko
szulę i przytulić się.
- Za chwilę przyjedzie taksówka - powiedziała
zdławionym głosem - powinnam posprzątać.
- Zapomnij o sprzątaniu. Romantyczne kolacje
zwykle nie kończą się zmywaniem, prawda?
Powoli uniosła wzrok. Spojrzała mu w oczy.
- Tak. To prawda.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Gabriel wstał, odsuwając krzesło.
- Usiądźmy gdzieś wygodniej - zaproponował.
Tess z kieliszkiem w ręku przeniosła się na brzei!
sofy obok Gabriela. Obserwowała płomyki świec, sta-
rając się nie patrzeć w jego kierunku.
- Muzyka się skończyła - zauważył i ponownie
włączył odtwarzacz.
Była to składanka piosenek miłosnych z lat pięćdzie-
siątych i sześćdziesiątych. Nastrojowe utwory, których
Gabriel nie słyszał od lat. Odwrócił się do Tess siedzącej
w napięciu.
- Chodź - powiedział nagle - zatańczymy. Roman-
tyczny wieczór nie może się obyć bez tańca.
- Nie, naprawdę. Beznadziejnie tańczę.
- Nie wierzę - stwierdził, pomagając jej wstać. Kie-
liszek z winem odstawił na stolik. - Jesteś dobra we
wszystkim.
Pomyślała, że nie potrafi mu niczego odmówić i że
już właściwie nie wie, dlaczego nie wolno jej się w nim
zakochać.
WYGRANA NA LOTERII 141
Gabriel ujął jej dłoń i objął w pasie, przyciągając do
siebie. Niechcący nadepnął jej na palce.
- Widzisz - szepnął - ja też nie umiem tańczyć.
Przynajmniej możemy tu stać i trochę się pokołysać.
Tess pomyślała, że to zupełne szaleństwo. Nigdy już
nie będzie tak jak dotychczas. Czy pamiętając, jakie to
uczucie trwać w jego ramionach, będzie mogła nadal
być jego asystentką? Powinna wyjść w odpowiednim
momencie. Teraz na rozważania o tym było już za
późno. Jednak tańcząc z Gabrielem w ciepłym świetle
świec, wcale nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Nie
chciała też myśleć o powrocie do pracy w poniedzia
łek. Będzie musiała udawać, że ta chwila nigdy się nie
zdarzyła. Teraz liczyli się tylko oni. Czuła gorący do
tyk jego dłoni. Zamknęła oczy. Gabriel objął ją moc
niej, wtulił twarz w jedwabiste włosy i wdychał ich
zapach.
- Przyznasz, że dopiero teraz jest romantycznie -
zauważył.
Potwierdziła skinieniem głowy.
- Gdybyśmy traktowali to na serio, powinienem cię
teraz pocałować.
- Ale nie jest na serio. - Głos z trudem wydobywał
się z jej gardła. - Tylko udajemy.
- Na pewno?
Pochylił głowę, dotykając ustami jej ucha.
- To... nierozsądne - szepnęła.
- Nie chcę być rozsądny, a ty?
142
JESSICA HART
Delikatnie odsunął z jej twarzy kosmyk włosów. Do-
tknął policzka i spojrzał w oczy.
- A ty? - powtórzył łagodnie.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Dotknął wargami jej ust
Poddała się uczuciom, które wzbierały w niej przez cały
wieczór. Zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła po
całunek. Nie zdawała sobie sprawy, jak to się stało, że
po chwili znów znalazła się na sofie, a Gabriel całował
jej szyję. Palce wplotła mu we włosy. Ostrożnie wsunął
dłoń pod jej bluzkę. Poczuła narastające pożądanie.
Ostry dźwięk dzwonka zagłuszył nastrojową muzy-
kę. Gabriel pierwszy uniósł głowę.
- To pewnie moja taksówka - niepewnym głosem
powiedziała Tess, próbując wstać.
- Zostań - nalegał Gabriel. - Zapłacę mu i powiem,
żeby odjechał.
- Nie... lepiej już pójdę.
- Jesteś pewna?
Przez chwilę się wahała. Ciało domagało się, żeby
dała się przekonać, ale rozsądek podpowiadał, że prze
cież do tej pory Gabriel zupełnie ignorował ją jako
kobietę. Przypomniała sobie nagle wszystkie powody,
dla których nie powinna zostać.
- Tak.
Gabriel podszedł do domofonu.
- Jeszcze pięć minut - powiedział krótko. Odwrócił
się do Tess, która drżącymi rękami pakowała swoje
rzeczy.
WYGRANA NA LOTERII 143
Przy drzwiach pocałował ją mocno na pożegnanie.
- Chciałbym, żebyś została.
- Nie mogę.
- Tchórz - szepnął.
- Może - zmusiła się do uśmiechu - ale rozsądny.
Gabriel przesunął palcem po jej policzku.
- Przed chwilą nie byłaś taka rozsądna.
- Dałam się ponieść romantycznemu nastrojowi. -
Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy. - Myślę, że po
winniśmy zapomnieć o tym wieczorze.
Zapadła cisza. Gabriel opuścił ręce.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał z niedowierza
niem w głosie.
- Tak - powiedziała wbrew sobie. - Rano wszystko
będzie wyglądać inaczej, a w poniedziałek znów przyj
dę do biura jako twoja sekretarka. To będzie możliwe
tylko wtedy, gdy oboje udamy, że nic się nie stało.
Gabriel długo na nią patrzył, nim wreszcie skinął
głową.
- Zgoda. Nie będę cię nachodził ani wydzwaniał.
Jeśli jednak dziś zmienisz zdanie, wróć...
Tess siedziała w taksówce sztywno wyprostowana,
patrząc w zamyśleniu na oświetlone ulice Londynu.
Wiedziała, że postąpiła słusznie. Ale Gabriel miał rację,
nazywając ją tchórzem. Bała się w nim zakochać. Nie
chciała, żeby skrzywdził ją tak jak 01iver. Gabriel był
jednak inny. Nie składał obietnic, nie kłamał. Nie robił
planów na przyszłość. Zaproponował jej tylko wspólną
144
JESSICA HART
noc. Powiedział, że będzie czekać. Taksówka właśnie
skręcała, gdy Tess pochyliła się do kierowcy.
- Zmieniłam zdanie. Może pan zawrócić?
Kierowca mruknął coś pod nosem, ale posłusznie
przejechał z powrotem całą trasę i zatrzymał się po dru
giej stronie ulicy, naprzeciw mieszkania Gabriela. Tess
sięgnęła po banknoty trzęsącymi się rękami. Zerknęła
przez okno i w tej chwili spostrzegła rudowłosą kobiett
naciskającą guzik domofonu.
Fionnula. Tess zamarła. Czyżby Fionnula zdecydo-
wała się przeprosić Gabriela? A może, co gorsza, to on
do niej zadzwonił, przekonany, że Tess już nie wróci?
Pocieszała się, że na pewno jej nie wpuści, jednak po
chwili Fionnula weszła do środka. Pocałują się przy
drzwiach? Usiądą na sofie czy pójdą prosto do łóżka
?
Tess zacisnęła powieki. To była wyłącznie jej wina.
Mogła zostać. Teraz wiedziała jednak, że lepiej było
wyjść. Wmawianie sobie, że wystarczyłaby jej jedna
noc, nie miało sensu. Zakochała się. Jaki los by ją czekał
przy Gabrielu, który nie uznawał kompromisów, po
święceń i trwałych związków?
- Bierze pani resztę?
Pytanie taksówkarza wyrwało ją z zamyślenia
Wyciągał do niej dłoń z monetami i spoglądał nieco
podejrzliwie.
- Przepraszam, pomyliłam się. Chcę jednak jechać
do domu.
WYGRANA NA LOTERII 145
- Dzień dobry,Tess.
- Dzień dobry.
Spojrzał na nią urażony. Jak mogła być tak obojętna?
Zupełnie wymazała z pamięci sobotni incydent. On nie
potrafił tego zrobić. Po jej wyjściu zdmuchnął świece
i zabrał się za sprzątanie. Kiedy nagle zadzwonił domo
fon, był pewien, że jednak wróciła!
- Wjedź na górę - wyszeptał. - Będę czekał przy
windzie. - Gdy drzwi windy powoli się rozsuwały, po
wiedział: - Cieszę się, że przyszłaś... - i przerwał w pół
zdania, widząc uwodzicielsko uśmiechającą się do nie
go Fionnulę.
Na wspomnienie sceny, która potem nastąpiła, aż się
wdrygnął. Był rozczarowany. Wściekły. 1 dopiero po
chwili dotarło do niego, co mówiła.
Niedzielę spędził, czekając na telefon Tess. Kilka
krotnie sam chciał zadzwonić, ale odkładał słuchawkę.
Przecież obiecał, że nie będzie jej nękał. Jeśli teraz
chciała udawać, że nic się nie stało, to trudno. Niech tak
zostanie. Nie zamierzał przyznać się, jak bardzo to prze
żywa. Nigdy jeszcze nie czuł się tak źle i drażnił go ten
stan. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby Tess tego ranka
dała mu odczuć, choćby w najmniejszym stopniu, że
sobotnie spotkanie miało dla niej jakiekolwiek znacze
nie. Nie zdoła jej zapomnieć, widując ją codziennie.
Najlepiej będzie, jeśli wyjedzie na jakiś czas. Tym bar
dziej, że dawno nie odwiedzał biura w Stanach. Będzie
tak zajęty, że na myślenie o Tess nie wystarczy czasu.
1 4 6 JESS1CA HART
- Chciałbym, żebyś zarezerwowała mi miejsce na
lot do Stanów dziś po południu - polecił. Czekał na
jakieś oznaki rozczarowania, ale zapytała tylko, kiedy
wróci.
- Jeszcze nie wiem.
- Co z planowanymi spotkaniami?
- Przełóż je.
- Dobrze.
Spojrzała na niego znad okularów.
- Czy nie będzie cię dłużej niż tydzień?
- Możliwe. Dlaczego pytasz?
Zamarł. Czyżby chciała powiedzieć, że będzie jej go
brakować?
- Myślę, że powinnam cię uprzedzić. Dziś składani
wymówienie. Oczywiście z miesięcznym wyprzedze
niem, ale może będziesz chciał mnie kimś zastąpić, nim
wyjedziesz.
Gabriel patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Odchodzisz? Czy z powodu tego, co zdarzyło się
w sobotę? - wyrwało mu się, choć obiecywał sobie, że
o to nie zapyta.
- Nie. - Wyraźnie jednak unikała jego wzroku. -
Ustaliliśmy już, że to nie miało znaczenia.
Pomyślał z goryczą, że ona tak zdecydowała. Jego
uczuć najwyraźniej nie brała pod uwagę.
- Więc, dlaczego?
- Zaproponowano mi dobrą pracę- wyjaśniła. - Bę
dę szefem biura. Od dawna chciałam wyrwać się z se-
WYGRANA NA LOTERII 147
tariatu i mam teraz doskonałą okazję, żeby zadbać
o własną karierę.
Zacisnął zęby. Nie miał jak jej przekonać, żeby zo
stała.
- Domyślam się, że potrzebne ci będą referencje?
- To nie jest konieczne. Steve zna mnie wystarcza
jąco dobrze.
Gabriel aż sapnął ze złości.
- Steve Robinson? - spytał, marszcząc brwi. - To
u niego będziesz pracować?
- Tak.
- Rozumiem.
Był wściekły. Odchodzi do Steve'a Robinsona!
- Cóż, pewnie powinienem ci pogratulować - wy
dusił.
- Dziękuję.
Ruszył w stronę gabinetu.
- Zawiadom dział kadr, żeby natychmiast dali ogło
szenie. Chcę, żeby ktoś kompetentny zaczął pracę jak
najszybciej.
Tess spojrzała za nim ze łzami w oczach. Czy tylko
tyle znaczyła dla Gabriela? Kompetentna sekretarka,
którą można w razie potrzeby zastąpić? Tak jak w so
botę zastąpiła ją Fionnula?
Dobrze, że wyjeżdżał. Łatwiej zniesie najbliższy
miesiąc. Ale to i tak nie miało znaczenia. W niedzielę,
gdy dzwoniła do Steve'a w sprawie pracy, wiedziała, że
jest za późno. Zakochała się w Gabrielu. Zmiana pracy
148
JESSICA HART
dała jej tylko szansę, żeby opuścić go z godnością. Nie
było to wiele.
Sześć tygodni później Tess wysiadła z autobusu, usi
łując w strumieniach deszczu rozłożyć parasol. Podmu-
chy wiatru były jednak tak silne, że w końcu się pod
dała. Postawiła kołnierz i ruszyła w stronę domu. Było
ciemno, zimno i ponuro. Pomyślała, że aura świetnie
pasuje do jej nastroju.
Od dwóch tygodni pracowała w nowej firmie. Biuro
było ładne, ludzie przyjaźni, praca zajmująca. Osiągnęla
cel, o którym marzyła. Teraz pozostało jej tylko za
pomnieć o Gabrielu. Miała nadzieję, że im więcej mi
nie czasu, tym będzie łatwiej. Na razie jej się to nic
udawało.
Ostatnie tygodnie w SpaceWorks były męczarnią
Gabriel przedłużył pobyt w Stanach, potem wpadł na
jeden dzień, żeby zatwierdzić przyjęcie nowej sekretar
ki i zaraz odleciał do Frankfurtu. Nie był na pożegnaniu
Tess, wysłał tylko e-mail z podziękowaniem za współ
pracę i życzeniami sukcesu w nowej pracy, ale tak ofi
cjalny, że gdy czytała, łzy same napłynęły jej do oczu.
Przysłał też kwiaty, lecz był to gest zupełnie bez zna
czenia. Jedna z sekretarek przyznała, że Gabriel za
dzwonił do niej, żeby je zamówiła.
Tess wielokrotnie powtarzała sobie, że postąpiła
słusznie, ale to wcałe nie pomagało. Cierpiała. Wyob
rażała sobie, jak inaczej mogłoby wszystko się poto-
WYGRANA NA LOTERII 149
czyć, gdyby Gabriel przekonał ją tamtego wieczoru,
żeby z nim została. Mogliby znów obudzić się razem,
kochać się nawet przez całą leniwą niedzielę i razem
pojechać do pracy w poniedziałek. I co dalej? Tu za
wsze urywały się jej marzenia. Miała szansę na noc lub
dwie, nie dłużej. Była przecież piękna Fionnula, która
nie marzyła o wspólnej przyszłości i nie oczekiwała od
niego więcej, niż sam miałby ochotę jej ofiarować. Tak,
to nie miałoby sensu. Słusznie zrobiła, odchodząc.
Szła przez ulicę ze spuszczoną głową. Wiatr targał jej
włosy, deszcz uderzał po twarzy. Dopiero gdy otworzyła
furtkę, spostrzegła, że ktoś czeka na schodach. To był
Gabriel. Podobnie jak ona usiłował osłonić się przed
deszczem. Z twarzy i włosów kapała mu woda. Patrzy
ła, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę on.
- Witaj, Tess.
- Co tu robisz? - spytała ochrypłym głosem.
- Chciałem się z tobą zobaczyć.
Wreszcie zauważyła, że deszcz spływa mu po twarzy.
- Lepiej wejdź do środka - powiedziała, otwiera
jąc drzwi drżącymi rękami.
Wszedł za nią do przedpokoju.
- Daj płaszcz - poprosiła niezręcznie. - Jest całkiem
przemoczony! - zawołała, gdy poczuła jego ciężar.
- Czekałem prawie dwie godziny - wyjaśnił Ga
briel. - Myślałem, że wrócisz wcześniej.
- Zostałam dłużej w pracy.
- W piątkowy wieczór?
150
JESS1CA HART
No cóż, nie musiała się spieszyć do pustego domu.
- Owszem. Wejdź dalej. Usiądź.
Gabriel zasiadł w fotelu, ocierając krople deszczu
z czoła. Tess zaciągnęła zasłony. Włączyła lampy i gaz
w kominku.
- Widziałem wczoraj Harry'ego - zaczął Gabriel.
- Zabrałem ze sobą Grega, żeby poznał syna.
- Jak poszło? - spytała.
- Wydaje mi się, że w porządku. Greg miał dobry
dzień. Nawet zaproponował Leanne małżeństwo, ale
stwierdziła, że raczej powinni zostać przyjaciółmi. Ona
nie jest głupia. Wie, że Greg jest niesolidny. Zgodziła
się na pomoc finansową, więc nie będzie musiała więcej
zostawiać Harry'ego.
- Czy ta pomoc finansowa będzie od Grega?
- Przynajmniej Leanne tak myśli.
Tess skinęła głową ze zrozumieniem. Dotychczas nic
można było powiedzieć o Gabrielu, że jest hojny.
Zapadła cisza.
- Czy tylko o tym chciałeś ze mną rozmawiać? -
spytała w końcu.
Gabriel rozluźnił kołnierzyk.
- O tym też, ale po prostu chciałem cię zobaczyć
- przyznał. - Brakuje mi ciebie.
- Dopiero od dwóch tygodni masz nową asystentkę
- powiedziała Tess. - Trzeba trochę czasu, żebyś się do
niej przyzwyczaił.
- Nie rozumiesz? Tęsknię za tobą.
WYGRANA NA LOTERII
151
Tess poczuła, jak wali jej serce. Nie była w stanie
dusić słowa. Mogła tylko patrzeć na Gabriela.
- Dlatego przyszedłem. Nie było dnia, żebym nie
tęsknił za tobą. Myślałem, że jeśli wyjadę do Stanów,
zapomnę, ale ciągle o tobie myślałem. Wydawało mi
się, że będzie lepiej, gdy odejdziesz. Jednak z dnia na
dzień było gorzej. Wreszcie dotarło do mnie, że nie
potrzebuję nowej sekretarki, tylko ciebie.
Spojrzał niepewnie na Tess.
- Wiem, że świetnie radzisz sobie sama. Ja też za-
wsze byłem sam. Jakoś to przeżyję, jeśli... Po prostu
zastanawiałem się, czy byłoby nam dobrze razem. My
lę, że tak. Moglibyśmy być szczęśliwi.
Przerwał i uśmiechnął się.
- Tess, wiem, że trudno ci uwierzyć. Chciałbym tyl-
ko wynagrodzić ci to, że bywałem niemiły, podnosiłem
na ciebie głos i utrudniałem ci życie. Wyjdźmy gdzieś
razem i zacznijmy jeszcze raz - powiedział niepewnym
tonem. Wziął głęboki oddech. - Chciałbym cię prosić,
zebyś poszła gdzieś ze mną na kolację.
Prosił o tak niewiele, że miała ochotę się roześmiać,
Czy naprawdę nie widział, jak bardzo jest w nim zako-
hana?
- Na kolację? - upewniła się z uśmiechem. - Dokąd
chciałbyś pójść? Do „Cupiditas"?
- Dokąd tylko zechcesz.
Tess udała, że się zastanawia, i pokręciła odmownie
łową.
152
JESSICA HART
- Nie jestem głodna.
- Nie musimy jeść - mówił zdesperowany. - Może
my pójść do kina.
- Nie chcę nigdzie wychodzić.
Patrzył na nią przez chwilę.
- Oczywiście. Rozumiem.
Pochylił się, żeby wstać z fotela.
- Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Chciałem tylko
powiedzieć, co czuję. Teraz już nie będę ci się na
rzucał. Obiecuję.
- Nie odchodź - powiedziała łagodnie. Podeszła do
niego i usiadła mu na kolanach. - Nie chcę wychodzić
- szepnęła - bo wolę, żebyśmy zostali.
- Tess - wymamrotał z niedowierzaniem, gdy go
pocałowała. Objął ją i wargami dotknął jej ust.
- Kocham cię - powiedziała, całując go w policzek
i znowu w usta. - Kocham cię - powtórzyła. - Potrze
buję cię i też tęskniłam za tobą.
Gabriel zanurzył palce w jej mokrych włosach i spoj
rzał głęboko w oczy.
- Nie możesz mnie kochać. Jestem samolubnym,
ponurym zrzędą. Nie zrobiłem niczego, za co mogłabyś
mnie pokochać.
Tess uśmiechnęła się do niego z czułością.
- Wydaje mi się, że zakochałam się w tobie tego
dnia, gdy pojawił się Harry i razem zmienialiśmy mu
pieluchę.
Gabriel roześmiał się.
WYGRANA NA LOTERII
153
- Mam bardziej romantyczne wspomnienia. Pamię
tasz, jak obudziliśmy się razem następnego dnia?
- Pamiętam - szepnęła. Mocniej objęła go za szyję.
- Nie chciałam wtedy, żebyś przestał mnie całować -
przyznała z westchnieniem.
- Następnym razem nie przestanę - odpowiedział,
uśmiechając się. Przytulił ją.
Gdy Tess odzyskała oddech po kolejnym pocałunku,
oparła głowę na ramieniu Gabriela. Czuła się bardzo
szczęśliwa.
- Szkoda, że nie wiedziałam - westchnęła, myśląc
o długich, smutnych nocach, kiedy powstrzymywała się
od płaczu. - Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że
mnie kochasz?
- Sam o tym nie wiedziałem, aż do tego wieczoru,
kiedy przygotowałaś romantyczną kolację i zaczęliśmy
się całować. Jednak w poniedziałek zachowywałaś się
tak, jakbyś tego żałowała. Potem powiedziałaś, że od
chodzisz z pracy. Jakbyś chciała o wszystkim zapo
mnieć. Wyrzucić mnie z pamięci...
- Bałam się, że się domyślisz, jak bardzo cię kocham
- wyznała Tess.
Gabriel odsunął z jej twarzy kosmyk włosów.
- Postąpiłam jak tchórz, a potem żałowałam przez
całą drogę do domu.
- Szkoda, że nie wróciłaś.
- Wróciłam.
Zdziwiony uniósł głowę.
154 JESSICA HART
- I wtedy zobaczyłam, że Fionnula idzie do ciebie.
- Przyszła. Pobiegłem otworzyć, bo myślałem, że to
ty. Zobaczyłem ją i nagle zdałem sobie sprawę, jak bar
dzo zależało mi na twoim powrocie. Nie chodziło mi
o noc z tobą, ale żebyś pokochała mnie tak jak ja ciebie.
Tess spojrzała mu w oczy i delikatnie go pocałowała.
- Kocham cię.
- Zmarnowaliśmy tyle czasu - zaczął żartobliwie
gderać,
- Nie zmarnujemy już ani chwili - pocieszyła go.
- Resztę życia spędzimy razem.
- Obiecujesz? - spytał, obejmując dłońmi jej twarz.
- Tak, obiecuję.