Jessica Hart Wygrana na loterii

background image

Droga Czytelniczki*!
Witam Cię serdecznie w lutym. Wokół jeszcze zima , ale my już

wyglądamy pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny.

Jednak luiy te/ ma swoje zalety, a jedną z nich są walentynki,

obchodzone w naszym kraju coraz powszechniej. To naprawdę miłe święto.

zwłaszcza że na co dzień zbyt rzadko okazujemy sobie uczucia. Spraw

przyjemność bliskim, kochanym osobom, a sobie podaruj chwilę miłego

wytchnienia, najlepiej przy lekturze kolejnych powieści z serii ROMANS.

Lutowe książki polecam wszystkim zakochanym i czekającym na miłość

czytelniczkom, a zwłaszcza tym. które lubią poznawać obce kraje.

Oto moje propozycje:

Wesele u stóp Olimpu - wraz i bohaterami odwiedzisz piękną Grecję.

To właśnie tutaj rozkwitnie romans między wpływowym greckim

biznesmenem i jego skromną a.systentką.

Wygrana na loterii - odhędziesz spacer ulicami Londynu, ale przede

wszystkim przekonasz się. że od wzajemnej niechęci do miłości wcale nic

jesi tak daleko.

Drużba pozna druhnę przeniesiesz się do Australii, by śledzić rozwój

znajomości, która rozpoczęła się bardzo niefortunnie. Cóż. najtrudniejszy

pierwszy krok...

Siostra Kopciuszka - druga książka z seni Dobre wróżki. Zobaczysz,

jakie nieprawdopodobne historie zdarzają się W Las Vegas, a potem

przeczytasz o dziewiczej przyrodzie w Montanic.

Narzeczona dla dżentelmena. Pospieszny ślub (Duo) - dwa romanse,

bardzo różne w charakterze W pierwszym zachwycisz się pięknem

tropikalnej wyspy i przeżyjesz wraz z bohaterami wiele przygód. Drugi,

rozgrywający się w Chicago, na pewno Cię rozbawi, ale tez zmusi do

zastanowienia, na czym powinien się opierać związek dwojga ludzi.

Życzę miłej lektury!

Grażyna Ordęga

Harleguin. Każda chwila może być niezwykła.

Czekamy na listy!

Nasz adres:

Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o.

00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21

Jessica Hart

Wygrana na loterii

m

HARLEQUIN*

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż

Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

Tytuł oryginału:

Assignment: Baby

Pierwsze wydanie:

Harlequin Mills & Boon Urrited, 2001

Redaktor serii:

Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne:

Urszula Przasnek

Korekta:

Ewa Popławska

Urszula Przasnek

© 2001 by Jessica Hart
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Hartequin

Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 2003

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harłequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Hariequin
i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone.

Skład i łamanie: Studio O

Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona

ISBN 83-238-0494-X

Indeks 360325
ROMANS - 656

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wprost z uroczystości wręczania nagród Fionnula

Jenkins, rudowłosa prezenterka telewizyjna, ulubienica

Brytyjczyków, zjawiła się w najmodniejszej restauracji

„ Cupiditas", a towarzyszył jej Gabriel Stearne {zdjęcie

powyżej), założyciel amerykańskiego giganta budowla­

nego Contraxa. Para poznała się w Nowym Jorku, gdzie

Fionnula uczestniczyła w balu charytatywnym, sponso­
rowanym przez firmę Contrcaa. Gabriel Stearne znany

jest raczej czytelnikom czasopism finansowych, ale

ostatnio widziano go kilkakrotnie w towarzystwie Fion-
nuli, która jednak odmawia potwierdzenia plotek, że

przyjechał tu dla niej. „Po prostu lubimy ze sobą prze­

bywać - powiedziała ",

Tess zdążyła przeczytać jedynie fragment artykułu,

gdyż spłoszył ją trzask otwieranych drzwi gabinetu sze­

fa. Pospiesznie wrzuciła gazetę do kosza pod biurkiem.
Gdy Gabriel stanął przed nią, już pisała listy, które
wcześniej jej podyktował.

- Idę na spotkanie z firmą ubezpieczeniową - po-

background image

6 JESSICA HART

wiedział, wciągając płaszcz i zapinając guziki. - Niech

te listy będą gotowe, gdy wrócę. Chcę też mieć na

biurku egzemplarz z opisem projektu i szczegółowe

dane o architektach.

- Tak, panie Stearne.

Miała chłodny, beznamiętny głos z ledwie słyszal­

nym szkockim akcentem. Gabriel nie mógł się po­
wstrzymać od ironii. Oto idealna asystentka - chłodne

spojrzenie znad okularów, w dłoni długopis, zawsze go­

towa notować jego polecenia. Tess Gordon pracowała

z nim od czterech tygodni, a zdążył się o niej dowie­

dzieć tylko tego, że jest nadzwyczaj pracowita, ma nie­

skazitelne maniery i... wyraźnie go nie lubi.

Mała strata, pomyślał obojętnie. W końcu nie był tu

po to, żeby go lubiano. Miał wprowadzić firmę w dwu­
dziesty pierwszy wiek, a sobie zapewnić dobry start
w Europie. Nie zamierzał się w najmniejszym nawet
stopniu przejmować tym, co sądzi o nim zimna panna
Gordon.

- Gdy to skończysz, roześlij e-maile i przypomnij

pracownikom, że telefony nie są do ich prywatne­

go użytku - powiedział szorstko. - To samo dotyczy

e-maili. Wkrótce wprowadzimy system monitorujący,

niech wiec zaczynają się przyzwyczajać.

Nie miała wątpliwości, że takie polecenie wywoła

wściekłość większości pracowników, ale uwagi zacho­
wała dla siebie.

- Były jakieś wiadomości?

WYGRANA NA LOTERII 7

- Dzwonił pana brat i prosił o telefon.

Gabriel tylko coś mruknął pod nosem. To dziwne,

pomyślała Tess, że człowiek tak zimny i zawsze niena­
ganny może być bratem niepoprawnego flirciarza, nie­

zbyt dbającego o formy, człowieka o wyjątkowo miłym
głosie. Tess, wrogo nastawiona wobec każdego, kto był

w jakikolwiek sposób związany z Gabrielem, musiała

przyznać, że jego brat jest czarujący. Zupełne przeci­
wieństwa!

Gabriel nie zdawał sobie nawet sprawy z niepochleb­

nego wyniku porównania, zresztą prawdopodobnie nie

miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Sprawdził, czy
ma w teczce wszystkie potrzebne dokumenty, i nim wy­
szedł, zapytał:

- Coś jeszcze?
- Nie - odpowiedziała Tess z wahaniem.

Spojrzał na nią zaskoczony. Jasne, bystre szare oczy

kontrastowały z ciemnymi brwiami. Ciągle nie mogła
się przyzwyczaić do spojrzenia, które zdawało się ją
przenikać na wylot.

- O co chodzi?
- Zastanawiałam się tylko, o której pan wróci.

- Około szóstej trzydzieści. Dlaczego?

- Chciałabym chwilę porozmawiać.

Gabriel uniósł brwi.

- O czym?
Tess chciała go poprosić o podwyżkę, ale nie mogła

przecież powiedzieć tego tak wprost.

background image

8

JESSICA HART

- Wolałabym zaczekać do chwili, gdy nie będzie pan

tak zajęty - powiedziała.

- Więc może jutro?

- Jutro będzie pan załatwiał sprawę Emery - przy­

pomniała. No tak, a potem weekend, co oznaczało dwa
kolejne dni zamartwiana się o Andrew. Zacisnęła zęby.

Nie znosiła żebrania, ale nie miała innego wyjścia.

- Byłabym wdzięczna, gdyby po powrocie poświęcił

mi pan jednak pięć minut,

Gabriel raz jeszcze spojrzał na nią. Właściwie nie

była brzydka. Miała delikatne rysy, doskonałą karnację,
kształtne brwi, złotobrązowe włosy zawsze schludnie
zaczesane do tyłu. Byłaby nawet ładna, gdyby tylko się

uśmiechnęła i przestała patrzeć z tak pogardliwą miną.

Nagle przyszło mu do głowy, że może Tess chce

odejść. Zmarszczył brwi. Pracował nad ważnym kon­
traktem i nie miał czasu na szukanie nowej asystentki.

Tess przejął razem ze SpaceWorks. Jej znajomość firmy
była bezcenna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na taką

stratę.

- Dobrze - powiedział zirytowany, że będzie musiał

tracić cenny czas. - Zobaczymy się, jeśli zaczekasz na

mój powrót.

- Dziękuję.

Cała Tess. Żadnej radości czy wdzięczności, tylko

chłodne: dziękuję. Była doskonałą asystentką, zawsze

mógł liczyć na jej dobrą organizację i kompetencję. Nie
obrażała się ani nie była zmieszana, gdy czasami pod-

WYGRANA NA LOTERII 9

niósł głos. Była błyskotliwa, inteligentna i dyskretna.
Była ideałem. Ale lubiłby ją bardziej, gdyby czasem się
pomyliła. Lub uśmiechnęła.

Zamknął teczkę i ruszył do drzwi.
- Aha. zarezerwuj stolik w „Cupiditas" - przypo­

mniał sobie w ostatniej chwili. - Dziś na dziewiątą.

Dlaczego nigdy nie powie: proszę? To przecież żaden

wysiłek, pomyślała Tess.

- Dla dwóch osób?
- Tak, dla dwóch - burknął zirytowany jej spoko­

jem. Większość ludzi czuła się niepewnie w jego obec­

ności, ałe nie Tess. Jakby nigdy nic siedziała za biur­
kiem, ubrana w elegancki szary kostium i spoglądała na
niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć.

- Oczywiście, panie Stearne.

Gabriel wyszedł z ponurą miną.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Tess wyjęła

Z kosza gazetę, wygładziła pogniecioną kartkę i raz je­
szcze przeczytała artykuł, kręcąc głową z niedowierza­
niem. Gabriel Stearne i Fionnula Jenkins! Kto by po­
myślał? Od rana po biurze krążyły e-maile na temat
prasowych plotek o nielubianym nowym szefie. Tess
początkowo nawet myślała, że to żart, dopóki któraś

z sekretarek nie przyniosła jej gazety z poprzedniego

dnia. Uważnie obejrzała zdjęcie, jakby spodziewając

się. że to jednak pomyłka. Ale nie, to na pewno był

Giabriel. Nikt inny nie miał takich brwi! Niektóre dziew­

czyny w biurze uważały wprawdzie, że jest atrakcyjny,

background image

10

JESSICA HART

i ciągle kręciły się w pobliżu, żeby choć przez moment

na niego popatrzeć, ale Tess zupełnie nie rozumiała tego
zainteresowania. Według niej Gabriel wcale nie był
przystojny, za to bez wątpienia gburowaty. Na zdjęciu

w gazecie wyglądał jak zwykle ponuro, zwłaszcza na

tle uczepionej jego ramienia Fionnuli Jenkins, pełnej

dziewczęcego wdzięku, uśmiechniętej. Trudno sobie

wyobrazić bardziej niedopasowaną parę. Fionnula -

gwiazda w pełni sławy, Gabriel - pracoholik, szorstki,

wiecznie zirytowany i - według Tess - gruboskórny.

Co taka znakomitość jak Fionnula w nim widziała?

- zastanawiała się Tess. Wyrzuciła gazetę do kosza

i wykręciła numer restauracji. Fionnula była piękna
i sławna. Mogła mieć każdego. Dlaczego więc wybrała

Gabriela? Z pewnością nie chodziło o pieniądze, bo

miała dość swoich, a tym bardziej nie o wdzięk, bo tego

Gabrielowi brakowało.

Do szóstej wszystko zdążyła już załatwić: stolik za­

mówiony, listy, dokumenty i raporty równo ułożone na
biurku szefa. Odruchowo sprawdziła jeszcze raz. Wie­

działa, że Gabriel chętnie by ją na czymś przyłapał. Nie

miała wątpliwości, że od pewnego czasu prowadzili

jakąś niewypowiedzianą oficjalnie wojnę. 1 ku swemu

zaskoczeniu zauważyła, że sprawia jej to perwersyjną

wprost przyjemność. Rozłożyła ostatni dokument i po­
gratulowała sobie. Gabriel będzie musiał bardziej się
starać, żeby ją pokonać. Wróciła za biurko i wysłała

WYGRANA NA LOTERII

11

krotki e-mail do Andrew, że przesłała mu pieniądze i że

jeszcze spróbuje w następnym tygodniu. Właśnie po­
wtarzała sobie argumenty, jakie chciała przedstawić

w sprawie podwyżki, gdy zadzwonił telefon.

- Jakaś pani chce rozmawiać z panem Stearnem -

powiedziała recepcjonistka, - Odmawia podania nazwi­
ska Mówi, że to sprawa osobista.

Tess odruchowo spojrzała na zegarek. Gabriel nie

uprzedził, że spodziewa się gościa. Miała nadzieję, że

wizyta nie przeszkodzi w rozmowie o podwyżce.

- Lepiej będzie, jeśli przyślesz ją na górę - powie-

dziala. iłumiąc westchnienie.

Zustanawiała się, kim może być niezapowiedziany

gosć nie spodziewała się jednak, że będzie to starsza

kobieca z dziecinnym wózkiem. Starała się nie okazać

zaskoczenia. Zdjęła okulary i wstała z uprzejmym

uśmiechem.

- W czym mogę pomóc?

Kobieta rozejrzała się wokół, jakby nie mogła się zde-

cydować. czy ma się czuć onieśmielona, czy pewna siebie.

- Szukam Gabriela Stearne'a - poinformowała wo-
jowniczym tonem.

- Niestety, w tej chwili go nie ma. Jestem jego

asystętka - wyjaśniła Tess. - Może mogłabym go

zastąpić?

- Sama nie wiem...

Z kosza umieszczonego pod wózkiem wyciągnęła ga-

zete otwartą na stronie ze zdjęciem Gabriela i Fionnuli.

background image

12

JESSICA HART

- Czy to wasz Gabriel Stearne? - spytała, wskazując

zdjęcie.

- Tak, to pan Stearne.

- Nie tak go sobie wyobrażałam - stwierdziła kobie­

ta, rzucając okiem na zdjęcie. - Leanne mówiła, że jest

wspaniały. Że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego
spotkała.

Opuściła kąciki ust z dezaprobatą.

- Nie powiedziałabym, że jest przystojny, a pani?

- Też uważam, że nie - powiedziała Tess. Trudno to

nazwać lojalnością wobec szefa, ale jak mogła zachwy­
cać się jego urodą, znosząc codzienne humory.

- Cóż, miłość jest ślepa.

Na chwilę zapadła cisza.

- O czyjej miłości mówimy? - ostrożnie zapytała

Tess.

- Leanne, moja córka, poznała Gabriela w zeszłym

roku na statku - wyjaśniła kobieta. - Jest tam krupierką
- dodała z dumą, widząc, że Tess niczego się nie domy­

śla. - A on był pasażerem pierwszej klasy. Mówiła, że

był bardzo zabawny.

Ze zdziwioną miną rozejrzała się po luksusowym

wnętrzu.

- Jakoś nie wyobrażałam go sobie w takim miejscu.

Leanne mówiła, że to lekkoduch.

Nie tylko ona była zaskoczona. Tess z kolei nie mogła

sobie wyobrazić Gabriela jako wesołego lekkoducha krą­
żącego po kasynie. Chętnie poznałaby tajemniczą Leanne.

WYGRANA NA LOTERII

13

- Przykro mi, że go tu nie ma. Wróci później. Czy

mam przekazać jakąś wiadomość?

- Nawet coś lepszego niż wiadomość. - Kobieta jak­

by nagle podjęła decyzję. - Może pani przekazać mu
syna.

Tym razem Tess straciła zimną krew.
- Syna? - powtórzyła.
- Tak. - Kobieta kiwnęła głową w stronę wózka.

Ma na imię Harry.

Tess spojrzała na wózek. Gabriel ojcem? Wydawało

sie to zupełnie nieprawdopodobne.

- Hm... czy on wie o Harrym? - spytała delikatnie.
- Ależ skąd. Leanne zdecydowała się sama wycho­

wywać dziecko. Świetnie - powiedziałam - ale co
z pieniędzmi? Miała dostać pracę na lądzie, a tymcza­
sem zaproponowali jej kolejny rejs. Tylko sześć tygodni

i tak dobre zarobki, że nie mogła odmówić.

Tess poczuła się zdezorientowana. Nie do końca ro­

zumiała, o co chodziło jej gościowi, ale jednego była
pew na: ostatnia rzecz, jaką chciałby zastać Gabriel po

powrocie do biura, to prezent w postaci małego dziecka

0 imieniu Harry.

- Myślę, że omawianie spraw ojcostwa należy wy-

łącznie do pani córki - stwierdziła zdecydowanie. - Po­
za tym pan Stearne nie załatwia w biurze swoich pry­

watnych spraw.

- Leanne nie może niczego omawiać, bo jej tu nie

ma - zauważyła zdecydowanym tonem kobieta. -

background image

14 JESSICA HART

l w tym problem. Obiecałam zajad się Harrym podczas

jej nieobecności, ale kilka dni temu dowiedziałam się,

że wygrałam wycieczkę do Kalifornii. Po raz pierwszy

w życiu wygrałam cokolwiek! Zawsze chciałam zoba­

czyć Amerykę - kontynuowała rozmarzonym głosem
- ale musiałabym natychmiast lecieć. Już chciałam zre­

zygnować, tymczasem wczoraj przeczytałam w gaze­
cie, że Gabriel Stearne jest tutaj. Nie widzę powodu, by
odwoływać wyjazd, skoro ojciec Harry'ego może się

nim zająć.

- Tego nie wiem - powiedziała zaniepokojona Tess.

- Jest bardzo zajęty.

- Nie tak bardzo, jeśli może się włóczyć z tą Fion-

nulą Jenkins - oświadczyła babcia Harry

1

ego, wyma­

chując gazetą jako dowodem rzeczowym. - Jeśli ma na
to czas, to sądzę, że powinien go znaleźć dla własnego
syna. Uważam, że już najwyższa pora, żeby wziął na
siebie trochę odpowiedzialności za małego. Dlaczego

Leanne ma się ze wszystkim sama borykać? Sama

w ciążę nie zaszła, prawda?

- Nie, oczywiście, ale...

- Nie zostawiam go przecież na zawsze. Wyjeżdżam

tylko na dwa tygodnie. To dobre dziecko, nie sprawi
żadnego kłopotu.

Tess szybko wyszła zza biurka. Wreszcie dotarło do

niej, że to nie żarty.

- Chyba nie myśli pani poważnie o pozostawieniu

tutaj dziecka? - spytała przerażona.

WYGRANA NA LOTERII

15

- Dlaczego nie? Z tego, co mówiła Leanne, wynika,

że Gabriel do ubogich nie należy. Jestem pewna, że da

sobie radę.

- Nie może przecież pani porzucić dziecka!

Nie porzucam go, tylko zostawiam z ojcem. - Po­

­­­­­­a się nad wózkiem i pocałowała dziecko. - Bądź

grzeczny, kochanie. Babcia wróci po ciebie za dwa

tygodnie.

Spojrzała uważnie na Tess i wskazała na koszyk pod

wózkiem.

- Jest tu wszystko, czego trzeba na kilka dni, ale

później musicie kupić mleko w proszku i pieluszki.

- Pieluszki? - Tess była przerażona. - Nie może pani

tak po prostu odejść, proszę zaczekać! - zawołała, ale
babcia już zmierzała w kierunku windy.

Ruszyła za nią.
Podniesione głosy obudziły dziecko. Maluch zaczął

płakać. Tess zatrzymała się w drzwiach. Nie mogła

uwierzyć, ale babcia nie zawróciła do płaczącego

wnuka. Gdy Tess wyjrzała na korytarz, drzwi windy

właśnie się zamykały. Podbiegła i gorączkowo nacisnę-

ta przycisk, ale winda nieubłaganie ruszyła. Tess rozej-
rzała sie wokół, szukając pomocy. Wyglądało na to, że
na całym piętrze nikogo nie było. No tak, wszyscy

wyszli o piątej trzydzieści. Jakże żałowała, że ona tego

nie zrobiła.

Zdjęła palec z przycisku windy. Nie było szansy do-

gonienia babci. Wróciła do płaczącego dziecka. Przez

background image

16

JESSICA HART

chwilę bujała wózkiem, ale to nie pomogło. Wzięła je
więc na ręce i delikatnie przytuliła. Widziała jak Bella,

jej przyjaciółka, tak uspokajała swoje maleństwo.

- Cichutko, wszystko będzie dobrze - powiedziała.

1 miała nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie. Spojrza­

ła na zegar. Żeby Gabriel wreszcie wrócił!

Wydawało jej się, że trwa to wieki, chociaż wska­

zówki zegara przesunęły się zaledwie o dwadzieścia mi­

nut. Wreszcie Gabriel wkroczył do biura. Powitało go
westchnienie ulgi.

- Dzięki Bogu, że pan wrócił! - zawołała Tess.

Gabriel zatrzymał sięjak wryty. Wychodząc, zostawił

zasadniczą asystentkę pogrążoną w pracy, a po powro­
cie zastał zdenerwowaną dziewczynę, ze szlochającym
dzieckiem na ręku. Bluzkę miała wymiętą małymi rącz­

kami i wilgotną od łez. Rozczochrane kosmyki już nie
układały się w nieskazitelną fryzurę.

Uniósł brwi.

- Co tu się dzieje?

W innych okolicznościach tak niezwykła zmiana wy­

glądu zawsze doskonałej Tess pewnie by go ucieszyła, ale

spotkanie poszło źle, czekało go jeszcze mnóstwo pracy,
musiał przygotować nową ofertę na następny dzień. W tej

sytuacji nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać dzie­

cięcych wrzasków. Potrzebował ciszy i skupienia.

- Czyje to dziecko? - spytał, nie dając jej nawet

szansy odpowiedzenia na poprzednie pytanie.

Tess była już zbyt zdenerwowana, żeby dyplo-

WYGRANA NA LOTERII

17

matycznie przekazać szokującą bez wątpienia wiado­

mośc. Wypaliła prosto z mostu:

- Pana.
- Co?! - wrzasnął tak głośno, że Harry podskoczył

i znów zaczął płakać.

- Niech pan tak nie krzyczy! No i co pan najlepsze­

go zrobił?! - powiedziała z wyrzutem. - Znów muszę
go uspokajać.

Bujała dziecko na rękach, dopóki nie przestało żałoś-

nie szlochać.

Gabriel z trudem panował nad sobą.

- Tess, proszę mi natychmiast wytłumaczyć, co tu

robi to dziecko - wycedził złowrogo przez zęby.

W kilku słowach opowiedziała, co zaszło podczas

jego nieobecności.

- To wszystko stało się tak szybko - dokończyła. -
W jednej chwili kładłam listy na pana biurku, a w dru-
giej zostałam z dzieckiem na ręku!

- Czy dobrze zrozumiałem? Nie wiadomo skąd zja-
wia się jakaś kobieta, oświadcza, że wyjeżdża na waka-
cje i zostawia ci dziecko, a ty pozwalasz jej odejść

i nawet nie pytasz o nazwisko?

- Powiedziała, że jest pan ojcem Harry'ego - pró-

bowała się bronić.

- A ty jej uwierzyłaś?

- Nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Nie zwierza

mi się pan z osobistych spraw. Niektórzy twierdzą, że
ma pan już chyba z tuzin synów.

background image

18 JESSICA HART

Gabriel spojrzał na nią wściekle.
- Zapewniam cię - powiedział ozięble - że nie mam

żadnego syna i nigdy nie byłem na żadnej morskiej
wycieczce. Z pewnością też nie uwodziłem żadnych

krupierck.

Tess zagryzła wargę i zmartwiona spojrzała na

dziecko.

- Co teraz zrobimy? - spytała.

- My?

Uniósł brwi w wyrazie zdziwienia; miała ochotę go

uderzyć.

- To nie moje dziecko - stwierdziła.

- Moje także nie - odrzekł, lekceważąc groźne błys­

ki w jej spojrzeniu. - Wzięłaś na siebie odpowiedział
ność za nie i to ty musisz sobie z tym poradzic

Wyraźnie uważał sprawę za załatwioną. Tess wpadła

w złość. Przez chwilę gapiła się na niego, zaskoczona

tupetem i bezduszną odmową pomocy.

- Zaraz, chwileczkę - zaczęła z wściekłością, ale

nim zdążyła powiedzieć Gabrielowi, co o nim myśli,
zadzwonił telefon. Odruchowo oboje spojrzeli w tam­
tym kierunku. Gabriel zaklął pod nosem, niezadowolo­
ny, że ktoś im przeszkadza.

- Lepiej ty odbierz - powiedział złośliwie. - Może

ktoś jeszcze chce zostawić dziecko lub psa przed wy­

jazdem na wakacje! Zaproponuj, że możemy także pod­

lewać kwiatki!

Tess spojrzała z wyrzutem.

WYGRANA NA LOTERII

19

- Jak mam odebrać telefon? Mam tylko dwie ręce,

ale zapewne pan nie zauważył, że obie są zajęte? Może
powinnam podnieść słuchawkę zębami?

Telefon nieustannie dzwonił i nie sposób było go

zignorować.

- Dobrze, odbiorę - zdecydował Gabriel. - Słu­

cham? - warknął do słuchawki. - A, Greg. Tak, do­

stałem twoją wiadomość. Nie, w niczym nie możesz

pomóc. Chyba że znasz krupierkę, która ma na imię
Leanne - dodał takim tonem, jakby nagle sobie

o czymś przypomniał.

Tess nie mogła słyszeć odpowiedzi Grega, ale mu­

siało to być coś zaskakującego, bo Gabriela dosłownie
zamurowało. Rzucił szybkie spojrzenie na Tess.

- Zaczekaj chwilkę - przerwał bratu. - Lepiej bę­

dzie, jeśli do ciebie oddzwonię. Za dwie minuty.

- To był mój brat - wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie.

Cała dotychczasowa jego pewność siebie gdzieś się

ulotniła.

- Pana brat? Co on ma wspólnego z matką Hanye-

go? - spytała Tess, oszołomiona niespodziewanym roz­

wojem wypadków.

- Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć.

Ściągnął płaszcz, rzucił go na oparcie krzesła i ruszył

do swojego gabinetu.

- A ja co mam teraz robić? - spytała zaczepnie.
- Po prostu - kiwnął ręką wymijająco - zajmij się

dzieckiem, żeby nie płakało.

background image

2 0 J E S S I C A H A R T

- Świetnie, dziękuję! - mruknęła, gdy drzwi się za

nim zamknęły. Przełożyła Harry'ego na drugą rękę; był
mały, ale zaskakująco ciężki. Dziecko cicho kwiliło,

jakby nie miało już siły płakać.

Spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że minęła zaledwie

godzina od chwili, gdy do biura wjechał wózek z dziec­

kiem. Nie wiedziała, co dalej robić. Zaczęła chodzić po

pokoju, niezręcznie poklepując Harry'ego po plecach.

Tak robiły jej znajome mające dzieci. Miała nadzieję,

że Gabriel się pospieszy. Łatwo mu było zarządzić, że
dziecko powinno być cicho, ale ona nie była w stanie

tak chodzić w tę i z powrotem przez całą noc.

Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwał­

townie. Gabriel był bez marynarki. I bardziej ponury

niż kiedykolwiek.

- I co? - zapytała.

Desperackim ruchem rozluźnił krawat.

- Greg był w zeszłym roku na wycieczce na Karai

bach. Statkiem - powiedział po chwili. - Poznał tam
Leanne, krupierkę. Miał z nią romans. Niestety, jak to
Greg, nawet nie pamięta jej nazwiska, więc tą drogą nie

znajdziemy jej matki. Ale to jeszcze nie znaczy, że Greg

jest ojcem Harry'ego - dodał szybko. - Tyle tylko, że

wiemy przynajmniej, dlaczego twój gość przyczepił się

do mnie.

- Ale ona na pewno powiedziała „Gabriel Stearne'*

- upierała się Tess. - Raczej trudno pomylić Gabriela
z Gregiem.

WYGRANA NA LOTERII 21

Zacisnął zęby, słysząc podejrzliwy ton jej głosu.
- Słuchaj, chciałaś znać sytuację, więc ci wyjaśni­

­­­ prawda?

Nie miał ochoty opowiadać Tess o Gregu, żeby

mogła potem patrzeć na niego z góry. Kiedy jednak

na nią spojrzał, nie miał wątpliwości, że tak długo

będzie zadawała pytania, aż otrzyma zadowalającą

odpowiedź.

- No dobrze, okazuje się, że Greg czasem przedsta-
wia się moim imieniem - przyznał zrezygnowany. -

Mówi, że w ten sposób dostaje lepszy stolik w lokalu

albo miejsce w samolocie bez rezerwacji. Dzięki temu

w czasie wycieczki statkiem przydzielono mu też lepszą

kabinę. Zamówił miejsce jako Gabriel Stearne i cały

czas tak się przedstawiał. Nie przyznał się do niczego
również Leanne. Nie uważał, że to może mieć jakieś

znaczenie. Wiedział, że ja nie jeżdżę na żadne wyciecz-

ki, mało prawdopodobne było też, że Leanne zajrzy

kiedykolwiek do gazety na strony poświęcone bizneso-

wi i zobaczy tam moje zdjęcie.

- A zatem Greg jest ojcem Harry'ego?
-

Tak.

- Cyli mały jest pana bratankiem - powiedziała

wolno. Spoglądała na nich na przemian, jakby szukając

podobieństwa.

- To możliwe - przyznał niechętnie Gabriel,
Najwyraźniej nie był zachwycony perspektywą powic­

­­­­­­­ rodziny.

background image

22 JESSICA HART

r Czy Greg też myśli, że może być ojcem Harry'ego?

Gabriel usiadł na brzegu biurka i nerwowo zaczął

pocierać kark.

- Nie powiedziałem mu o Harrym - przyznał po

chwili.

Tess była zupełnie zaskoczona. Przecież chyba po to

dzwonił do Grega?

- Dlaczego?

- Bo raz jeden w życiu Greg jest tam, gdzie powi­

nien być - wyjaśnił. - Pojechał do matki na Florydę.
Ray, jego ojciec, a mój ojczym, przeszedł operację ser­

ca. Matka sama nie daje sobie rady. Nie była zbyt silna,
nawet w lepszych czasach. Wolę, żeby teraz z nią zo­
stał. Nam i tak nie pomoże, bo nie ma pojęcia o małych

dzieciach.

- A my mamy? - spytała Tess złośliwie.

Gabriel zignorował pytanie. Wstał z biurka i zaczął

krążyć po pokoju.

- Akurat dziś jest mi to szczególnie nie na rękę -

mówił pod nosem. - Musimy sprawdzić wszystkie dane
w naszej ofercie, jeden rozdział trzeba napisać od nowa.
Nie mam czasu, żeby biegać po Londynie, szukając
bezimiennej babci, która podrzuciła nam dziecko.

- Dlaczego nie zadzwoni pan na policję?
- Nie mogę ryzykować, że sprawa dostanie się do

gazet. Gdyby się okazało, że Greg naprawdę jest ojcem,

mama by się załamała. A i tak ma dosyć zmartwień

z powodu Raya.

WYGRANA NA LOTERII 23

Tess rozbolała ręka. Postanowiła zaryzykować i po­

łożyła Harry'ego do wózka. Zaczęła delikatnie kołysać
w obawie, że dziecko znów się rozpłacze. Nigdy by

jej do głowy nie przyszło, że Gabriel Stearne może

być kochającym synem. A tymczasem starał się oszczę-
dzić matce dodatkowych zmartwień. Może gdzieś głę-

boko w środku drzemały w nim ludzkie uczucia?
W każdym razie dotychczas świetnie mu się udawało je
ukrywać!

Tymczasem Gabriel szukał wyjścia z sytuacji. Po-

chylony, z rękami w kieszeniach, spacerował w tę i

z powrotem, aż Tess poczuła przemożną chęć, żeby

podstawić mu nogę i przerwać tę wędrówkę.

- Mogę wynająć prywatnych detektywów, żeby

odnaleźli matkę dziecka - zdecydował po chwili. - Nie

ma znowu tak wielu krupierek o imieniu Leanne.

- No dobrze, ale nawet jeśli wytropią Leanne, po-

trwa trochę, zanim wróci do kraju - zauważyła. - A co

będzie z dzieckiem do tego czasu?

- W końcu od tego są opiekunki.

Zdecydowawszy, co należy zrobić, Gabriel chciał jak

najszybciej zająć się ofertą potrzebną następnego dnia.
Wyprostował ramiona, przeciągnął się z zadowoleniem
i powiedział do Tess:

- Lepiej od razu skontaktuj się z agencją. Za­

mów opiekunkę przynajmniej na tydzień. Jeśli do­

pisze nam szczęście, przez ten czas odnajdziemy

matkę chłopca.

background image

24

JESSICA HART

Ruszył w stronę gabinetu, uważając sprawę za zała­

twioną. Tess spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Dochodzi siódma - powiedziała powoli i wyraź­

nie, żeby to do niego dotarło. - Agencje są już nieczyn­

ne. Mogę się z kimś skontaktować dopiero jutro rano.

Gabriel spojrzał na nią wściekle. Zdawał sobie spra

wę, że Tess nie jest niczemu winna, ale jej uwagi nie

pozwalały mu zająć się ważniejszymi sprawami. Po pro­
stu nie miał czasu na takie drobiazgi.

- W takim razie, co proponujesz? - spytał przez za­

ciśnięte zęby.

Tess uśmiechnęła się słodko.

- Będzie pan musiał sam się nim zająć.

- Ja?
- Tak, pan! - powiedziała, z przyjemnością obser­

wując jego minę. Był tak przerażony, że z trudem po­
wstrzymała się od śmiechu. - Wygląda na to, że właśnie

przejął pan obowiązki wobec Harry'ego.

- Ale jeśli chodzi o dzieci, to nawet nie odróżniam,

który koniec jest który!

- To w końcu tylko jedna noc - powiedziała zdecy

dowanie. - Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku.

Gabriel spojrzał na nią z wyraźną niechęcią. Odrobi­

na rozsądku? Kiedy trzymała dziecko na rękach, wcale

nie była taka pewna siebie.

- Sam nie dam rady, będziesz musiała mi pomóc.

- Przykro mi - powiedziała Tess bez cienia żalu

w głosie - ale dziś mam umówione wyjście.

WYGRANA NA LOTERII

25

- Randkę?

Spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej nigdy nie

przyszło mu do głowy, że mogłaby prowadzić normalne
życie, a już na pewno, że jest wystarczająco atrakcyjna,
żeby chodzić na randki.

Tym razem Tess nie ukrywała uśmiechu.

- Tak, jestem umówiona na randkę - odpowiedziała,

choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. Miała się
tylko spotkać z grupką przyjaciół; nie zamierzała mu

jednak tego mówić.

- Nie możesz odwołać?

W głębi duszy Gabriel przeklinał nieobecnego bra­

ta, Nigdy nie lubił prosić kogoś o przysługę, a już

szczególnie Tess Gordon z tym jej ostrym szkockim

akcentem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty... Nie

miał jednak wyjścia. Pozostanie z dzieckiem nie

schodziło w grę.

- Posłuchaj, wiem, że proszę o wiele, ale potrzebna

mi pomoc. Sam nie dam sobie rady z Harrym. Nigdy

ze nie miałem dziecka na rękach.

W jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy. Podziałało

to na Tess, ale postanowiła być twarda. On nie był taki
chetny do udzielenia jej jakiejkolwiek pomocy, zanim

sprawa się nie wyjaśniła.

- Na pewno ma pan znajomych, którzy mogliby po­

móc - stwierdziła.

- Nie znam w Londynie nikogo - powiedział Ga-

briel. - Jestem tu dopiero od miesiąca.

background image

26

JESSICA HART

WYGRANA NA LOTERII

27

- Tak? - Tess pomyślała o gazecie w koszu pod

biurkiem. - Słyszałam, że zna pan Fionnulę Jenkins.

- Nie na tyle, żeby prosić ją o zajmowanie się cu­

dzym dzieckiem przez całą noc.

- Mnie też pan nie zna zbyt dobrze, a jednak żąda

pan ode mnie pomocy.

- To co innego. - Gabriela zadziwił jej brak logiki.

- Pracujesz dla mnie.

- Jestem pana asystentką, a nie nianią!
- Tak, i bardzo byś mi pomogła, gdybyś zajęła się

tym dzieckiem.

Tess uniosła brodę. Nie miała zamiaru tak łatwo sie

poddać.

- Przykro mi - powiedziała stanowczo - aleja...

- Oczywiście zapłacę ci za nadgodziny - przerwał

Gabriel, zmieniając taktykę. - Podwójna stawka - do

dał sprytnie.

To było mistrzowskie posuniecie. Tess zaczęła sic

wahać. Wcześniej zastanawiała się, jak zdobyć pienią

dze, żeby pomóc bratu wydostać się z tarapatów, a teraz

pojawiła się okazja zarobku i to bez żebrania o pod­

wyżkę, na którą Gabriel z pewnością i tak by się nie

zgodził.

- Nie wiem o dzieciach więcej niż pan - powiedzia­

ła, ale Gabriel już się zorientował, że jej opór osłabł,

i postanowił to wykorzystać.

- Na pewno wiesz więcej - stwierdził. - Daj spokój

Tess, nie możesz mnie zostawić z nim samego.

Pamiętała, jak chciał się wymigać od pomocy i miała

ogromną ochotę odpowiedzieć, że zostawienie go spra-

wiłoby jej ogromną radość, ale spojrzała na dziecko

i zrezygnowała. Miało tak smutną buzię, że intynktow-
nie schyliła się i wzięła je na ręce. Biedne maleństwo

już raz zostało dziś porzucone. Nie miała serca zosta­
wiać Harry'ego na pastwę losu.,.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Westchnęła.

- Dobrze. Pomogę, ale to nie znaczy, że sama wszyst

ko zrobię.

- Zgoda - odpowiedział Gabriel. Czuł taką ulgę, że

gotów był zgodzić się na to, co zaproponuje. - Zabie­

rzemy go do mojego mieszkania - szybko mówił dalej,
żeby nie zdążyła zmienić zdania. - Po drodze podje

dziemy do ciebie, weźmiesz, co ci będzie potrzebne na
noc. Zbieramy się.

Wyraźnie starał sieją ponaglić, ale dla Tess wszystko

dziło się trochę za szybko.

Najpierw dobrze byłoby się kogoś poradzić - pró­

bowała zyskać na czasie. Nie była przekonana, czy chce

jechać do mieszkania Gabriela. Zgodziła się pomóc, ale

wolała ustalić wcześniej, na czym ta pomoc ma polegać.

- Mówiłaś, że agencje są już nieczynne? - spytał

Gabriel, marszcząc brwi.

- Nie mówię o telefonie do agencji. Moja znajoma

w tym roku urodziła dziecko. Żadne z nas nie wie, co

robić, więc pomyślałam, żeby do niej zadzwonić. Oczy­
wiście, jeśli mi wolno - dodała z niewinną miną - bo

WYGRANA NA LOTERII

29

przecież nie życzy pan sobie w pracy żadnych prywat­
nych telefonów.

- Dzwoń!-warknął Gabriel; rozmowy telefoniczne

personelu były dla niego w tej chwili najmniejszym
Zmartwieniem.

Ku jego przerażeniu Tess wręczyła mu dziecko, a sa­

ma sięgnęła po słuchawkę. Stanął obok na wypadek,

gdyby musiał szybko oddać jej Harry'ego. Trzymał go

nieudolnie w wyciągniętych rękach i spoglądał z mie­

szaniną lęku i zaciekawienia. Tess nie przypuszczała, że

ktoś mógłby wyglądać bardziej niezręcznie z dzieckiem

na ręku niż ona. Gabriel jednak był wyjątkowo niepo­

radny.

Zauważyła z rozbawieniem, że nagle stracił arogan­

cki wyraz twarzy. Bez marynarki, z rozluźnionym kra­

watem wyglądał młodziej i mniej odpychająco niż zwy­

kle. Tess pomyślała, że może to tylko złudzenie. W koń­
cu nigdy nie spotkała człowieka bardziej nieprzystępne­
go niż Gabriel Steame: zimnego, pozbawionego

skrupułów i całkowicie obojętnego na sprawy ludzi,

którzy dla niego pracowali. I pomyśleć, że z kimś takim
ma spędzić wieczór. Cóż, przynajmniej będzie za to
trochę pieniędzy.

Przysiadła na krawędzi biurka. Sygnał w słuchawce

świadczył, że numer jest zajęty. Spoglądała na Gabriela,

który zabawiał dziecko, unosząc je i opuszczając. Przez

chwilę Harry nie mógł się zdecydować, czy na pewno

mu się to podoba. Tess wstrzymała oddech, czekając na

background image

30 JESSICA HART

W Y G R A N A N A L O T E R I I 3 1

straszny krzyk, Harry jednak się nie rozpłakał. Niespo­

dziewanie na buzi malca pojawił się uśmiech. Gabriel

był zaskoczony i,., zakłopotany. Poczuł ulgę, a nawet

dumę z tak niespodziewanej reakcji na jego zabiegi

i nim się zorientował, instynktownie odwzajemnił

uśmiech.

Tess o mało nie spadła z biurka. Nigdy nie widziała

uśmiechu na twarzy Gabriela, nawet go sobie nie pró­
bowała wyobrazić. Zaskoczyło ją, że w zimnych oczach

nagle pojawiły się iskierki radości, usta przestały być

zaciśnięte, policzki zmarszczyły się w uśmiechu. Cał­
kiem oszołomiona, dopiero po chwili zorientowała się,
że głos w słuchawce brzmi coraz bardziej natarczywie.

- Halo! Halo! Kto mówi?
- Bella! - Tess przestała gapić się na Gabriela

i wzięła się w garść. - Tu Tess.

- Tess! - wykrzyknęła Bella donośnie. - Jak tam

piekielny szef?

- Stoi tuż obok - wyjaśniła cicho Tess.

Nie odważyła się spojrzeć na Gabriela, nie wiedziała

więc, czy usłyszał pytanie Belli. Jak najzwięźlej starała
się wyjaśnić przyjaciółce sytuację. Nie było to łatwe, bo
Bella wtrącała uwagi i zadawała nieistotne pytania. Tess
z trudem przeszła do zasadniczej kwestii. Kiedy odwa­
żyła się spojrzeć na Gabriela, ten znacząco uniósł brew.
Niewątpliwie słyszał doskonale.

- Bella, po prostu powiedz nam, co robić - poprosiła

pospiesznie. - Babcia Harry'ego powiedziała, że wszyst­

ko, co potrzebne, schowała do wózka. Dla mnie to jak
zaglądanie pod maskę samochodu. Jest tu dużo rzeczy,
ale nie wiem, co do czego służy.

Gabriel przyciągnął wózek bliżej, żeby Tess mogła

dokładnie opisać, co się znajduje w koszyku.

- Hmm - zastanawiała się Bella. - W jakim wieku

jest dziecko?

Tess zasłoniła mikrofon, choć biorąc pod uwagę, że

Gabriel już i tak słyszał rozmowę, było za późno na
dyskrecję.

- W jakim wieku jest Harry? - spytała.
- Skąd mogę wiedzieć?

Nadal bolało go określenie: „piekielny szef, a na

dodatek irytowało, że nagle nie mógł od niej oderwać
oczu. Mimo że była to ta sama Tess w nieśmiertelnym
eleganckim, szarym kostiumie i pantoflach na płaskim
obcasie, wyglądała jednak jakoś inaczej. Gabriel zasta­

nawiał się, jak to się stało, że nie zauważył tak zgrab­
nych nóg.

- Dziecko to dziecko, wiek nie ma znaczenia - do­

dał gniewnie. Miał nadzieję, że Tess nie dostrzegła, jak

sie jej przyglądał.

- Najwyraźniej ma - odpowiedziała.

Czuła jego wzrok i przeszkadzało jej to uważnie słu-

chać Belli. Był wściekły z powodu jej uwag, nie miała
co do tego wątpliwości. Uznała jednak, że nie ma się

czym przejmować. Gabrielowi dobrze zrobi, jeśli się

wreszcie dowie, co o nim wszyscy myślą. Choć musiała

background image

32 JESSICA HART

przyznać, że chwila nie była najlepsza. Nie powinien

się dowiedzieć, jak bardzo go nie lubi właśnie teraz,

kiedy mieli razem spędzić noc. Odłożyła jednak ten
problem na później i zajęła się ustalaniem wieku Har

ry'ego.

- Czy brat wspomniał, kiedy uczestniczył w tym

sławetnym rejsie?

- W zeszłym roku... chyba w sierpniu - zaczaj

szybko liczyć - wiec dziecko powinno mieć teraz około
pięciu miesięcy.

- Sądzimy, że pięć miesięcy - poinformowała Bellę
- Aha... a dokąd zamierzacie zabrać dziecko?
- Do mieszkania pana Steame'a.
- No, no. Chcesz powiedzieć, że spędzisz z nim naj-

bliższą noc?

Dotychczas Tess starała się o tym nie myśleć. W koń-

cu nie chodziło o spędzenie nocy tak, jak to sobie wy-
obrażała Bella. Jednak sytuacja była niezręczna. Spój-
rżała na Gabriela. Nie potrzebował nic mówić, wystar­
czyło uniesienie brwi. Słyszał każde słowo Belli. Ale

jakie to miało znaczenie. Mężczyzna, który umawia się

z kobietami takimi jak Fionnula Jenkins, nie będzie

miał problemów z trzymaniem się z dala od Tess.

- Po prostu musimy zająć się dzieckiem, dopóki nie

znajdziemy jutro jakiejś opiekunki. Bella, gdybyś mogła
tylko powiedzieć, czym mamy go karmić.

Zajęło to trochę czasu, ale w końcu Tess udało się

dowiedzieć wszystkiego na temat sterylizowania bute-

WYGRANA NA LOTERII 33

lek, podgrzewania mleka, kąpieli, noszenia na rękach
po karmieniu i układania do snu. Cały czas skrupulatnie
notowała, na koniec przejrzała zapiski i stwierdziła, że

jeden temat został pominięty.

- Jak zmieniać pieluszki?

- To znaczy?

- Wiesz... skąd mamy wiedzieć, że już trzeba?

Bella roześmiała się.

- Próbowaliście go powąchać?
Gabriel nie czekał na odpowiednie polecenie. Uniósł

Harry*ego wyżej i ostrożnie powąchał. Zmarszczył nos
i zrobił minę, która powiedziała Tess wszystko. Serce
jej dosłownie zamarło.

- Och, zdaje się, że musimy wziąć się za to zaraz.

Więc co mamy zrobić?

- Tess, to nie do wiary! Masz trzydzieści cztery lata

i nigdy nie zmieniałaś pieluchy? - skarciła ją Bella. -

Gdybyś choć raz na jakiś czas zajęła się swoją chrześ-

nicą, dawno byś to wiedziała. Zresztą dlaczego ciągle

powtarzasz: „my"? - mówiła dalej, nim Tess zdążyła

zaprotestować. - Od kiedy jesteście z Gabrielem Stear-

ne'em tacy nierozłączni?

Tess ominęła wzrokiem Gabriela, chociaż czuła, że

on słucha każdego słowa.

- Bella - powiedziała przez zaciśnięte zęby - czy

mogłybyśmy skupić się na zmianie pieluszek?

- No dobrze, ale jutro musisz zadzwonić i wszystko

mi opowiedzieć!

background image

3 4 J E S S I C A H A R T

Tess zanotowała wskazówki Belli, omijając wszelkie

docinki. Miała przeczucie, że następne kilka minut bę­

dzie raczej nieprzyjemne.

- Dziękuję ci, Bella - powiedziała oschłym tonem.

- Wprost nie mogę się doczekać.

- Życzę powodzenia! - zawołała Bella, żeby Gabriel

mógł ją słyszeć. -1 powiedz temu twojemu szefowi, że
moim zdaniem ma bardzo zmysłowy głos!

Tess pospiesznie odłożyła słuchawkę. Przy najbliż­

szej okazji nie omieszka zamordować Belli.

- Nie wiedziałem, że plotkujesz o mnie ze znajomy­

mi. - Gabriel rzucił jej chłodne spojrzenie.

- A ja nie wiedziałam, że ma pan zwyczaj podsłu­

chiwać prywatne rozmowy.

Gabriel miał już na końcu języka ciętą odpowiedź,

ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przypomniał so­

bie, że dziś będzie jeszcze potrzebował pomocy Tess.
Tymczasem Harry miał już dość zwisania w niewygod­
nej pozycji i zaczął popłakiwać.

- Słuchaj, zmieńmy wreszcie tę pieluchę - warknął

Gabriel. - Zróbmy to razem, bo zabieg nie zapowiada

się nazbyt przyjemnie.

- Dobrze.
Tess skorzystała z okazji, żeby się wycofać z nie­

zręcznej sytuacji. Obecność Harry^go miała zły wpływ
na nich oboje. Pomyślała, że jeśli nie będzie postępować
ostrożniej, to wkrótce znajdzie się bez pracy. Dodatko­
we pieniądze są nie do pogardzenia, ale stała pensja to

WYGRANA NA LOTERII 35

sprawa najważniejsza. Odkąd Gabriel zjawił się w Spa-

ceWorks, zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak

wszystkie proponowane jej stanowiska były gorzej płat­
ne, a na to nie mogła sobie teraz pozwolić. Pomyślała

ze smutkiem, że najlepiej będzie trzymać buzię na kłód­

kę i robić swoje.

Gabriel, trzymając Harry^go w wyciągniętych rę­

kach, zaniósł malca do eleganckiej, lśniącej łazienki
Obok swego gabinetu. Tess rozłożyła na marmurowym
blacie obok umywalki ręcznik.

- Zaczynamy! - oznajmiła, wzięła głęboki oddech

i desperackim ruchem rozpięła śpioszki.

Dziecko zareagowało żałosnym wrzaskiem, do tego

kręciło się niebezpiecznie, więc musieli oboje się nim

zająć, żeby nie zsunęło się na podłogę. Jednocześnie pró-
bowali się zorientować, jak rozplatać pieluchę. Gdy wresz-

cie im się to udało, spojrzeli na siebie, krzywiąc się.

Gabriel zauważył nagle, że oczy Tess mają piękny,

miodowy odcień brązu i że błyszczą w nich złote iskier­
ki. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy im się nie
przyjrzał. Zwykle były schowane za okularami, których

używała, pracując na komputerze lub robiąc notatki.

Teraz poczuł dziwny dreszcz. Ich spojrzenia spotkały
się dosłownie na sekundę lub dwie, a miał wrażenie, że

ta chwila trwała wieczność.

Tess często widywała matki, które w toalecie zręcz­

nie przewijały dzieci. Nie mogła pojąć, jak udawało im
sie to robić samodzielnie. Ona i Gabriel musieli zerkać

background image

36 JESSICA HART

co chwilę do notatek ze wskazówkami Bel Ii. Kręcili się
w kółko, przynosząc z wózka olejki, zasypki, kremy

i pieluchy. Tess była zadowolona, że nie została sama

z tym problemem, choć za nic na świecie by się do tego

nie przyznała. Gabriel był bardziej niż ona nieporadny,

jego twarz przybrała dziwnie zielony kolor, ale ręce

trzymały dziecko pewnie i spokojnie. Pomyślała, że ta­
kie ręce dają prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Były
duże, silne i z bardzo czystymi paznokciami. I takie

miłe w dotyku.

Wreszcie uporali się z zadaniem. Harry, znów zapięty

na wszystkie guziki, wyraźnie poczuł się lepiej i prze­
stał popłakiwać. Tess uniosła go i przytuliła do ramie­
nia. Pogratulowała sobie w duchu, że zaczyna nabierać
wprawy.

- Dzięki Bogu, że już po wszystkim! - powiedział

Gabriel, z obrzydzeniem wyrzucając brudną pieluchę.

Tess skinęła głową. Ich spojrzenia znów się na mo­

ment spotkały. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że

ona i Gabriel mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego,

choćby nieporadną zmianę pieluch.

Był już najwyższy czas, żeby pojechać do domu Ga­

briela. Tess często zastanawiała się, dlaczego znajomym

obarczonym dziećmi wybranie się gdziekolwiek zabiera

tyle czasu. Tego wieczoru przekonała się, że mając
dziecko pod opieką, nie można po prostu ubrać się,

wziąć torebkę i wyjść. Harry nie chciał leżeć w wózku,
więc musieli na zmianę trzymać go na rękach, pakując

WYGRANA NA LOTERII 37

jego rzeczy, wyłączając światła i komputery. Wszystko

to trwało wieczność. W połowie drogi do podziemnego

garażu Gabriel przypomniał sobie o dokumentach, któ-

re miał w nocy sprawdzić. Musieli więc zawrócić na

górę. Humor mu się nie poprawił, gdy wreszcie dotarli
do samochodu i należało złożyć wózek. Klnąc pod no-

sem, walczył z gałkami i dźwigniami.

- To nie może być takie trudne - nierozsądnie

stwierdziła Tess. - Ciągle widuję matki z takimi wóz-

kami. Niemożliwe, żeby wszystkie miały dyplomy in­
żynierów.

- Nie, ale nikt też nie robi im niepotrzebnych uwag

rzucił opryskliwie.

- Nie musi się pan na mnie wyżywać tylko dlatego,

że nie wie pan, jak to zrobić - powiedziała chłodno,
zapominając, że przyrzekła sobie trzymać język za zę­

bami. - To nie moja wina, że jest pan w złym humorze.

Gabriel miał własne zdanie na ten temat. Gdyby od­

powiednio załatwiła sprawę z babcią Harry^go, wie-

czór nie stałby się totalną katastrofą. A tak musiał bła-

gać ją o pomoc, zmieniać pieluchę, co wymagało nie

lada samozaparcia, a teraz robił z siebie pośmiewisko,

walcząc z tym przeklętym wózkiem. I nie koniec na

tym. Czekał go jeszcze wieczór w towarzystwie własnej

asystentki, która nie robiła tajemnicy z faktu, że go nie
znosi. Gabriel doszedł do wniosku, że jego zły humor

jest w dużej mierze zasługą Tess, jednak mógł co naj­

wyżej posłać jej nienawistne spojrzenie, i to wyłącznie

background image

38

JESSICA HART

w chwili, gdy odwracał się w stronę wózka. Wyładował

złość na dźwigni, którą już wcześniej próbował przesu­

nąć. Szarpnął ją ostro i... wózek złożył się jednym

płynnym ruchem.

Wreszcie ruszyli i niemal natychmiast utknęli w kor­

ku. Powoli posuwali się na południe od rzeki, w kierun­
ku mieszkania Tess, Gabriel niecierpliwie bębnił palca­
mi o kierownicę. Obecność Tess bardzo go rozpraszała.

Był zły na siebie, że nie może zapomnieć ani jej oczu,

ani nóg. Żałował, że w ogóle zwrócił uwagę na cokol­

wiek. Gdy już raz zaczął się przyglądać, trudno mu było

przestać.

Na zewnątrz było ciemno. W słabym świetle padają­

cym z deski rozdzielczej Gabriel widział tylko zarys jej

twarzy i kącik ust. Pomyślał, że do asystentki, która tra­
ktowała go z lodowatą uprzejmością, bardziej pasowałyby
zimnoniebieskie oczy, a nie te brązowe, takie ciepłe, przy­

ciągające. Gabriel nie był w stanie o nich zapomnieć.

Powtarzał sobie, że teraz nie ma czasu na takie roz­

ważania. Objęcie zarządu SpaceWorks było ryzykow­

nym posunięciem. Jeśli nie uda się podpisać umowy

z Emery, poniesie klęskę i straci pieniądze. A nie lubił
przegrywać. Nie miał zamiaru ponieść strat tylko dlate­
go, że pojawiło się jakieś dziecko albo że sekretarka
zdjęła okulary!

Gdy godzinę później zatrzymali się przed domem

Tess, mały spał, więc Gabriel został z nim w samocho­
dzie. Tess wbiegła do mieszkania i szybko wrzuciła do

WYGRANA NA LOTERII 39

torby tylko kilka niezbędnych drobiazgów. Czekała ich

jeszcze jazda przez całe zatłoczone śródmieście, bo­

wiem Gabriel mieszkał nad rzeką w starych magazy­
nach, niedawno przebudowanych na mieszkania. Kiedy
wreszcie dotarli na miejsce, Tess była już potwornie

zmęczona. Rozejrzawszy się po mieszkaniu Gabriela,

zaczeła żałować, że nie zaproponowała pozostania

u niej. Może nie byłoby tak elegancko, ale przynajmniej
wygodnie. Nawet przez moment chciała coś na ten te­

mat powiedzieć, ale zrezygnowała; dom był jej króle-

stwem i nie wiedziała jeszcze, czy chciałaby w nim go­

ścić Gabriela.

Wnętrze było obrzydliwie nowoczesne: wszędzie

błyszcząca stal, szkło i tkaniny w neutralnych kolorach.
Żadnej przytulności. Przestrzeń umiejętnie podzielono,

ustawiając odpowiednio meble i oświetlenie. Było ele-

gancko. wytwornie i zupełnie bez wdzięku. Tess nie

mogła sobie wyobrazić, że ktoś chciałby tu naprawdę
mieszkać. W tym wyblakłym otoczeniu kolorowy wó­

zek dziecięcy stanowił drażniący kontrast. Doszła do
wniosku, że może lepiej się stało, że nie zaprosiła Ga­
briela do siebie. Jeśli ma taki gust, jej mieszkanie wy­
dałoby mu się koszmarne.

- Wszystko tu takie... nowe - stwierdziła.

- Nie podoba ci się - domyślił się Gabriel. Za­

brzmiało to, jakby zależało mu na jej opinii.

- Nie, po prostu wydaje mi się, że nie ma własnego

charakteru.

background image

4 0 J E S S I C A H A R T

- Nie zależy mi na tym - powiedział krótko. - Po­

trzebuję wygody. A te mieszkania były rozchwytywane.
Od razu wyposażone w pościel, ręczniki, naczynia, na­
wet w zapas wina. Idealne dla ludzi sukcesu, którzy nie

chcą tracić czasu na zastanawiane się, gdzie kupić kor­

kociąg.

Na Tess nie zrobiło to wrażenia.
- Dla mnie to żaden sukces, jeśli nie mam czasu

i chęci, by stworzyć sobie dom.

- Dom to tylko miejsce do spania.
Gabriel, urażony brakiem zachwytu, postanowił za

słonic okna ciągnące się na całej długości ściany. Do­

tychczas nie zwrócił na to uwagi, ale gdy na zewnątrz

zrobiło się ciemno i deszcz uderzał w szyby, mieszkanie
istotnie nie wyglądało przytulnie.

- Wprowadziłem się dopiero dwa dni temu - w\jaś­

ni!, starając się znaleźć coś, co pozwoliłoby zaciągnąć
zasłony; ponieważ podobał mu się widok z okien, do­
tychczas nie musiał tego robić. - Przedtem mieszkałem
w hotelu - dodał. Przesunął ręką wzdłuż krawędzi za­
słon, szukając sznura lub jakiegoś mechanizmu. - Ale
tu jest o wiele lepiej. Obsługa jak w hotelu, a czuję się

jak u siebie. Poza tym w nowym mieszkaniu wszystko

działa bez zarzutu.

- Chyba nie wszystko - stwierdziła Tess, obserwu­

jąc jego coraz bardziej nerwowe wysiłki. Mruczał coś

pod nosem i był już gotów uciec się do siły. Odsunęła

go na bok.

WYGRANA NA LOTERII

41

- Chwileczkę, ja spróbuję.
Podeszła do ściany, odnalazła dyskretnie umieszczo­

ny zestaw przełączników. Nacisnęła jeden z nich i za­
słony rozciągnęły się gładko wzdłuż ogromnego okna.
Gabriel poczuł wzbierającą irytację.

- Bardzo wygodne - mruknęła.

Gabriel uniósł wzrok, słysząc ironię w jej głosie, ale

wtedy od strony wózka dobiegł odgłos przypominający

miauczenie.

- Harry się budzi - nerwowo stwierdziła Tess.

Równocześnie pochylili się nad wózkiem. Dziecko

kręciło się i przecierało piąstkami oczy.

- Co mamy teraz zrobić? - spytał Gabriel. Starał się

zachować bezpieczną odległość.

Tess wyciągnęła z torebki instrukcję Bell i.
- Myślę, że trzeba go nakarmić - powiedziała. -

Musimy mu przygotować mleko w proszku. - Kucnęła

i przeszukała rzeczy, które Gabriel przyniósł z samo-
chodu. - Powinna tu być puszka... to chyba ta.

Przeczytała instrukcję na opakowaniu.

- Czy mógłby pan znaleźć jakiś rondelek?

- Myślę, że z tym dam sobie radę - oświadczył Ga-

briel z godnością.

Nadal nie mógł zapomnieć wpadki z zasłonami. Po-

szedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei szafki. Do­

tychczas nawet do nich nie zaglądał. Wreszcie znalazł

coś odpowiedniego i podał Tess. Poprosiła, żeby teraz

popilnował Harry'ego.

background image

JESSICA HART

- Nie mogę się skupić, gdy stoi pan nade mną -

przyznała szczerze.

Harry był coraz bardziej niespokojny. Gabriel kręcił

się obok wózka i bezradnie patrzył na małą, wykrzy­
wioną płaczem buzię. Gdy w końcu rozległ się donośny
krzyk, spojrzał na Tess. Właśnie ostrożnie odmierzała

proszek i wsypywała go do garnuszka. W oczach Ga­
briela malowało się przerażenie.

- Czy mleko już gotowe?

- Nie, muszę je podgrzać - odpowiedziała i spojrza­

ła na Harry'ego jak na prześladowcę. - Musi pan go

czymś zająć. .

- Jak?

- Nie wiem... może go przytulić?

Gabriel westchnął, wziął Harry'ego na ręce i pobujał

przez chwilę.

- Nie pomogło - poskarżył się, gdy płacz stal się

jeszcze bardziej donośny.

- Nie dziwię się- stwierdziła, spoglądając znad kuchen­

ki; takiego panelu sterowniczego nie powstydziłoby się
i centrum lotów kosmicznych. - To ma być przytulanie?

- Coś nie tak? - spytał sztywno.
- Przytulić, to nie znaczy trzymać kogoś w powie­

trzu na odległość rąk i potrząsać nim w górę i dół.

- Nie wiedziałem, że aż tak się na tym znasz - po­

wiedział, rzucając złośliwe spojrzenie.

- Nie znam się, ale wiem, jak chciałabym być przy­

tulana.

WYGRANA NA LOTERII 43

- Może powinnaś więc udzielać lekcji - odgryzł się.
- Lekcje przytulania byłyby dodatkowo płatne - zri-

postowała Tess - a i tak odrabiam już podwójnie płatne
nadgodziny.

- Nie martw się, nie zapomniałem - zapewnił cierp­

kim tonem. Niechętnie przysunął Harry'ego bliżej i za-

czał spacerować w sposób, jaki wydawał mu się uspo­

kajający. Niestety, rady Tess nie na wiele się zdały.

- Dlaczego to tak długo trwa? - spytał w końcu,

przerywając wrogą ciszę, jaka zapadła między nimi.

- To przecież tylko mleko, prawda? Można by pomy­

śleć, że przygotowujesz obiad z kilku dań.

Tess zacisnęła zęby.

- Staram się tak szybko, jak mogę. Nim mu to po­

dam, muszę jeszcze sprawdzić temperaturę.

Pochyliła głowę nad notatkami, potem potrząsnęła

butelką i nalała kilka kropel na wewnętrzną stronę prze­

gubu. Jak kazała Bella, było letnie, ale nie gorące. Z ul-

rozejrzała się za czymś do siedzenia. Nie była to

Jednak kuchnia przewidziana do zagracenia jakimś zwy-

czajnym stołem, przy którym można by przejrzeć gaze­

to, wypić kawę i zrobić przytulny bałagan. Krzesła sy­
metrycznie ustawione wokół szklanego stołu sprawiały

wrażenie wyjątkowo niewygodnych. W końcu niepew­
nie przysiadła na jednej z sof pokrytej poduszkami

w kremowym kolorze.

-

Dobrze, spróbujmy,

Gabriel z ulgą podał jej wrzeszczącego Harry'ego

background image

4 4 J E S S I C A H A R T

Tess udała, że przypadkowe zetknięcie się ich rąk nie

zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zajęła się dziec­
kiem. Na szczęście karmienie butelką nie było dla
Harry'ego nowością. Gdy tylko poczuł smoczek, na­
tychmiast zajął się ssaniem. Gabriel i Tess zapomnieli

o docinkach i obserwowali go z przejęciem. Pozwo­

lili sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko zakasłało
i wypluło trochę mleka na ubranie. Tess za późno

przypomniała sobie o śliniakach zapakowanych do
torby z pieluchami.

- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gabriel.

- Skąd mogę wiedzieć?
Tess uniosła Harry'ego pionowo i poklepała go po

pleckach. Sposób okazał się skuteczny. Kaszel ustał.
Znów ostrożnie zaczęła go karmić.

- Nie myślałam, że zajmowanie się dzieckiem tak

wyczerpuje nerwowo - westchnęła,

- Ja też nie - przyznał Gabriel. Zdjął marynarkę,

stanął przy szklanym stole. Jedną ręką rozluźniał kra­
wat, drugą wyciągał dokumenty z teczki. - Wolę co­
dzienną nerwową atmosferę w pracy!

- Nie przypuszczałam, że i pan wie, co to napięcie

i stres - stwierdziła Tess

Gabriel zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Pana styl zarządzania trudno nazwać spokojnym

- wyjaśniła z przekąsem. Chodziło jej przede wszyst­

kim o ostatnie tygodnie szalonych przygotowań oferty

WYGRANA NA LOTERII 45

dla Emery. - Potrafi pan pracować chyba tylko w ogro­

mnym napięciu.

Odchyliła głowę do tyłu. Dziecko spokojnie ssało.

- Dziwi mnie, że w ogóle wie pan, że jest coś takie­
go jak stres!

- Wiem, oczywiście - powiedział zirytowanym to­

nem. - Ludzie z zarządu ciągle mówią na ten temat!

Chociaż przyznaję, że sam nie mam na to czasu.

- Ale nie każdemu odpowiada praca w ciągłym na­

pięciu, tak jak panu. Nie ma pan pojęcia, jak się pracuje

w biurze, gdzie nie ma chwili spokoju, szef się gorącz-

kuje, stawiając ludziom zbyteczne żądania i wszystko

musi być gotowe na wczoraj.

Gabriel ściągnął brwi i spojrzał znad dokumentów na

jej pochyloną głowę, łagodną linię policzka, kasztanowe
włosy, od których światło odbijało się złotym refleksem.

Odwrócił wzrok.

- Tobie to nie przeszkadza.

Tess na chwilę uniosła wzrok.
- Jakoś sobie radzę, ale to nie znaczy, że mi się

podoba.

- Nie musi ci się podobać - stwierdził opryskliwie

Gabriel. Za nic nie chciał okazać, jak bardzo poruszał
go jej widok, gdy tak obejmowała dziecko. - Masz po

prostu wykonywać pracę, za którą ci płacą. Teraz trzeba

dokończyć ofertę dla Emery. Gdy to skończymy, mo-

żesz martwić się stresem. Tymczasem mamy ważniejsze

sprawy na głowie.

background image

46

JESSICA HART

Spojrzał na zegarek.
- Do rana powinniśmy zrobić całkiem sporo. Po­

trzebny jest nowy wstęp i chciałbym, żebyś dokładnie

sprawdziła każdą kwotę. Będzie ostra konkurencja i nie
możemy sobie pozwolić, żeby oferta była niedokładna.

- Mam dzisiaj sprawdzać dane? - spytała Tess z nie­

dowierzaniem.

- Płacę ci za nadgodziny - przypomniał Gabriel.
- Ale za pomoc przy Harrym!
Machnął ręką.

- Skoro już tu jesteś, możesz pomóc też w sprawie

oferty. Nie ma telewizji ani książek. Tylko ty, ja i mnó­

stwo papierkowej roboty. Co innego moglibyśmy robić
w nocy?

Złośliwy ton głosu wywołał rumieniec na twarzy

Tess. Inni ludzie z pewnością mieliby lepszy pomysł na

wspólne spędzenie czasu, ale jej i Gabriela nie łączyły
aż tak bliskie stosunki. Owszem, mieli razem spędzić

noc w tym mieszkaniu, ale on nadal jest jej szefem,

a ona asystentką.

- Nie musisz pomagać - dodał, wzruszając obojęt­

nie ramionami. - Tylko od ciebie zależy, czy chcesz

stracić pracę.

Tess gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu zimne

spojrzenie.

- Czy to groźba?

- Nie, żadna groźba. - Gabriel mówił spokojnie

zdecydowanie i równie twardo, jak ona. - Taka jest ize-

WYGRANA NA LOTERII

47

czywistość. Ten kontrakt jest nam potrzebny. Jeśli go

nie dostaniemy, będę musiał pozbyć się udziałów

w SpaceWorks. W takiej sytuacji firma po prostu prze­
stanie istnieć, a tym samym i twoja praca. Contraxa jest

liderem na rynku, a jej reputacja zależy od utrzymania

wysokiej jakości i sukcesów. Nie możemy sobie po­

zwolić, żeby kojarzono nas z niepowodzeniami, nawet

jeśli miałoby to dotyczyć małej filii.

Tess wiedziała, że miał rację, ale nie mogła się po­

godzić z takim lekceważeniem firmy, w której praco­
wała ponad dziesięć lat. SpaceWorks to o wiele więcej
niż mała filia!

- Zastanawiam się, po co w ogóle zajął się pan fir-

mą, która jest tak mało ważna!

- Bo uważam, że warto ryzykować, żeby coś osiąg­

nąć - powiedział Gabriel, rzucając na stół ostatni plik

dokumentów. - SpaceWorks jest teraz niewiele znaczą­

cą filią, ale to się może zmienić. Jeśli nie popełniłem

będu, ryzykując, stąd rozpocznę działanie na terenie

Europy. Mamy teraz światowy rynek. Trzeba wyprze­

dzać innych, a nie da się tego zrobić bez ryzyka.

- Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na podejmowa­

­­­ ryzyka- powiedziała Tess, wzdychając. Pomyślała,

że Andrew ma przed sobą jeszcze rok nauki. - Niektó-

rzy mają zobowiązania.

- Dlatego unikam zobowiązań - przyznał Gabriel.

- Nie można niczego osiągnąć, jeśli ciągle oglądasz się
za siebie, pamiętając o odpowiedzialności

background image

48 JESSICA HART

Łatwo to mówić, pomyślała gniewnie Tess. Zabrała

Harry'emu pustą butelkę, mimo że ściskał ją nieustępli­

wie. Zobowiązań sobie nie wybierasz. Postawiła butelkę
na podłodze i wstała z dzieckiem na rękach.

- Właśnie może pan wykazać się odpowiedzialno­

ścią - powiedziała zdecydowanym tonem. - Proszę na
chwilę wziąć bratanka.

ROZDZIAŁ TRZECI

Gabriel spojrzał na dziecko, które Tess mu podawała.

- Co niby mam z nim zrobić? - spytał zaniepokojo­

ny. Dotychczasowa zimna obojętność nagle go opuściła.

- Bella powiedziała, że powinno mu się odbić. Trze-

ba mu w tym pomóc. Widziałam, jak robił to jej mąż.
Nic prostszego - tłumaczyła, widząc przerażoną minę.

- Wystarczy go trochę ponosić i poklepać po pleckach.

Gabriel uważał, że już dość się nanosił, ale nie wy-

padało odmówić, bo Tess w końcu nakarmiła małego.
Niechętnie wyciągnął ręce.

- Trzyma go pan? - spytała oschle, żeby ukryć nie-

spodziewany dreszcz, który poczuła, gdy zetknęły się

ich dłonie.

- Tak - przyznał, choć bez entuzjazmu.
- Teraz proszę oprzeć go o ramię i poklepać, ale de­

likatnie.

Gabriel ostrożnie poklepał.

- Tak?

- Cóż, Roger jednocześnie jeszcze podśpiewuje -

powiedziała Tess, idąc do kuchni, żeby umyć butelkę

- ale to nie jest konieczne.

background image

50

JESSICA HART

Wyjmując z kosza sterylizator, ukradkiem obserwo­

wała Gabriela. Z przejętą miną posłusznie spacerował
z Harrym po mieszkaniu. Gdyby pracownicy ze Space-
Works mogli go teraz widzieć... Bezwzględna arogan­

cja i pewność siebie pokonane przez małe dziecko. Cza­

sem życie bywa też słodkie, pomyślała.

Po kolejnym okrążeniu Gabriel ponownie zjawił się

w kuchni.

- Myślę, że idzie mi coraz lepiej - pochwalił się

i odważył zanucić. W tym momencie Harry zwymioto­
wał na jego bardzo kosztowną koszulę.

- Chyba pan fałszował - stwierdziła Tess.
Gabriel wykręcał głowę, próbując ocenić ogrom po­

wstałych zniszczeń.

- Na dodatek muszę jeszcze znosić krytykę - powie­

dział skwaszony.

Tess przeglądała szuflady, usiłując znaleźć jakąś

ścierkę. W końcu trafiła na całą paczkę. Rozerwała opa­
kowanie.

- Teraz już wiem, dlaczego Roger zawsze kład/ic

szmatkę na ramieniu, gdy nosi Rosy - powiedziała, mo­

cząc ścierkę pod kranem.

- Cieszę się, że teraz sobie o tym przypomniałaś -

zrzędził.

- Proszę się nie ruszać - poleciła.

Starannie wytarła zabrudzeni i w tym momencie

Harry był uprzejmy znów zwymiotować odrobinę mle­

ka. Gabriel się skrzywił.

WYGRANA NA LOTERII 51

- Nie ma się czym denerwować - powiedziała z iry­

tacją. - To tylko trochę mleka. - Energicznie potarła

koszulę. - Już, wszystko zeszło.

Podejrzliwie zerknął na wilgotną plamę na plecach,

potem spojrzał na Tess. Miodowe oczy błyszczały

z rozbawienia. Nagle uświadomił sobie, że Tess stoi tuż
obok, że jej gorąca dłoń dotyka go przez koszulę, włosy

błyszczą w świetle, a delikatny zapach jej perfum nie­

pokojąco go drażni.

Niemal w tej samej chwili Tess poczuła, że ramię,

którego od niechcenia dotyka, jest twarde, mocne i go-

rące. Nagle dostrzegła w Gabrielu mężczyznę z krwi

i kości. Zaskoczona i zażenowana szybko cofnęła rękę

i odsunęła się.

- Sprawdzę, co jeszcze mamy do zrobienia - wy-

mamrotała.

Dłonie jej drżały, gdy odczytywała z kartki leżącej

na kuchennym blacie wskazówki Belli. Pomyślała, że

musi wziąć się w garść. Nigdy nie uważała Gabriela za

atrakcyjnego i nie zamierzała teraz zmieniać zdania.

Skupiła się na notatkach.

- Coś tu mam na temat kąpieli - powiedziała po

chwili. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej głos znów

brzmi zwyczajnie. - Nie jestem pewna, czy kąpiel ma

być przed, czy po karmieniu. Z tego trudno się zorien­

tować.

Ostatecznie zdecydowali, że Harry'emu nic się nie

stanie, jeśli jednego wieczoru ominie go kąpiel. Jutro

background image

5 2 J E S S I C A H A R T

zrobi to opiekunka, a dziś wystarczy obtarcie wilgotną
ściereczką, zmiana pieluchy i przebranie w czyste

ubranko. Dla nich to i tak ogromne wyzwanie.

- Na razie połóżmy go tutaj - zaproponował Gabriel

i zapalił lampkę obok niskiego, szerokiego łóżka stoją­
cego w najdalszym kącie mieszkania. Z jednej strony
za szklaną ścianą rozciągał się wspaniały widok na

rozświetlone miasto, z drugiej szafki tworzyły zaciszny
kąt i niczym opiekuńcze ramię odgradzały od reszty
mieszkania.

Tess rozejrzała się wokół. Dopiero teraz zorientowała

się, że w mieszkaniu było tylko dwoje drzwi: wejściowe
i te do łazienki.

- Tu pan śpi?

- Tak.
Gabriel podszedł do okna, żeby zasunąć zasłony. Te­

raz już wiedział, jak funkcjonują.

- Ale nie dziś. Nie musisz się martwić. Łóżko mas/

dla siebie, ja się prześpię na sofie.

Tess lekko się zarumieniła.
- Nie martwiłam się - powiedziała, unosząc brodę.

- Po prostu pomyślałam, że nie będzie panu zbyt wy­

godnie.

Sofy były co prawda luksusowe, ale z pewnością

projektant nie przewidział, że miałby na nich spać tak

wysoki mężczyzna.

Wzruszył ramionami.

- Żaden problem.

WYGRANA NA LOTERII 53

- Może ja będę spać na sofie - powiedziała z waha­

niem. - Jestem niższa.

Gabriel właśnie otwierał drzwi szafy. Zatrzymał się

i spojrzał na Tess przez ramię.

- Wiem,

background image

88 JESSICA HART

- Poświęcam cały wolny czas, a opieka nad dziec­

kiem to ciężka praca, o czym oboje się przekonaliśnn

- Nie przeczę.

Ale czuł się rozczarowany. Nie wiedział, że Tess

jest taką materialistką. Trudno, pomylił się. Dotych

czasowe doświadczenia nauczyły go, że kobiety mó-

wią dużo o uczuciach, lecz w rzeczywistości kierują
nimi względy finansowe. Dlaczego więc sądził, że

Tess jest inna?

- Jestem pewien, że jakoś się dogadamy - powie

dział oschle. - A co z pracą? Potrzebuję cię w biurze.

- Będę go zabierać ze sobą. Zawsze mogę poprosić

którąś z dziewczyn o pomoc.

- Dobrze. Jeśli uważasz, że sobie poradzisz.

Tego dnia rano Tess policzyła, ile mogłaby zarobić

za nadgodziny, zwłaszcza jeśli doliczy noce, a nie wi­

działa powodu, żeby tego nie zrobić. Kwota okazała się

zaskakująco wysoka. Dzięki temu Andrew mógłby spła
cił długi. Tymczasem Gabriel zaczął powoli zbierać się
do wyjścia.

- Jeszcze jedna sprawa. Czy moglibyśmy mieszkać

u mnie przez ten tydzień? Twoje mieszkanie nie jest
zbyt wygodne dla dziecka - tłumaczyła. - Tutaj jest
wolny pokój i nie będziesz musiał spać na sofie.

- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, byłaby to miła

odmiana. Jesteś pewna?

- Tak, oczywiście.

- W takim razie przywiozę sobie jakieś ubranie i re

WYGRANA NA LOTERII

89

sztę rzeczy Harry'ego - powiedział, wstając. - Myślę,

że musimy też zrobić większe zakupy.

Początkowo sytuacja była niezręczna. Wspólny wy­

jazd do supermarketu, wybieranie warzyw, zastanawia­

nie się nad rodzajami pieluch. Tess była ciekawa, czy

w oczach innych wyglądają jak przeciętne małżeństwo
z/ dzieckiem wesoło gruchającym w wózku. Byłoby to

nawet miłe. Musiała sobie ciągle powtarzać, że to tylko

praca, a Gabriel jest jej szefem.

- Trzeba się pozbyć tego starego wózka - stwierdził.

- Mam już dosyć rozkładania i składania go. Kupmy

coś porządnego.

Niedługo potem w samochodzie znalazło się jeszcze

wysokie krzesełko, materacyk, miseczki, butelki i buja­
ny fotelik. Największą przyjemność sprawiło im wybie­
ranie zabawek. Kiedy wrócili do domu, Harry był już

głodny. Tess podgrzała dla nich zupę, a Gabriel zajął się
karmieniem. Zainteresowała go tablica wisząca na ścia­
nie obok stołu, do której przypięte były zdjęcia, wido­
kówki i rysunki. Na honorowym miejscu znajdowała się
fotografia przystojnego młodego człowieka, z dumą

opartego o maskę samochodu. Czyżby narzeczony, po­

myślał, choć chłopak wydał mu się znacznie młodszy

od Tess.

- Kto to?
Tess odwróciła się, żeby zerknąć.

- To Andrew, mój brat - wyjaśniła. - Zrobiłam to

background image

90

JESS1CA HART

zdjęcie w tym roku, w dniu jego dwudziestych pierw

szych urodzin - powiedziała z uśmiechem. - Jest żako

chany w swym starym samochodzie.

Nie dodała, że dała mu znaczną sumę na jego zakup

Gabriel zauważył, że kiedy mówiła o bracie, uśmiecha-

ła się, a jej twarz uroczo łagodniała. Czyżbym był za-
zdrosny? - pomyślał zaniepokojony.

- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo.
- Jest nas tylko dwoje. Rodzice zginęli w wypadku

dwanaście lat temu. Andrew miał wtedy dziewięć lat
Od tego czasu opiekowałam się nim.

- Ty też byłaś wtedy bardzo młoda.
- Miałam dwadzieścia jeden lat. Krótko przed wy-

padkiem przenieśliśmy się tu z Edynburga, ze względu
na pracę taty. Rodzice kupili wtedy ten dom, wiec po
ich śmierci mieliśmy przynajmniej gdzie mieszkać.
Skończyłam szybko kurs sekretarek i poszłam do

pierwszej pracy, jaka mi się trafiła.

- U Steve'a Robinsona?

- Nie. to było gdzie indziej - powiedziała krótko i zde­

cydowanie. Wyraźnie nie chciała rozwijać tego tematu.

- Potem trafiłam do SpaceWorks. Steve był fantastyczm

- wspominała z wdzięcznością. - Rozumiał, że ludzie

mają obowiązki także poza pracą, nie było więc problemu,

jeśli musiałam wcześniej wyjść, żeby odebrać Andrew ze

szkoły albo zostać w domu, kiedy chorował.

Gabriel odstawił pustą już butelkę i uniósł Harry^-

go, żeby poklepać go po pleckach.

WYGRANA NA LOTERII

91

- Nie dziwię się, że tak wychwalasz Steve'a - po­

wiedział, czując kłującą zazdrość, podobnie jak w cza-

się rozmowy ojej bracie.

- Nie tylko ja. Taki był dla wszystkich. Czuliśmy się

jak wielka rodzina, dopóki...

- Dopóki ja się nie pojawiłem?
Zapadła chwila ciszy.
- Tak.

Tess pomyślała zaskoczona, że jeszcze przedwczoraj

nie znosili się wzajemnie. A dziś? Trudno jej się było

zdecydować. Nie zmieniła nagle zdania na jego temat,

ciągłe go jeszcze nie lubiła, ale jakby trochę mniej.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Teraz jest oczywiście łatwiej - powiedziała, uni-

kając drażliwego tematu. - Andrew studiuje na uniwer-

sytecie. Nie musze poświęcać mu czasu, potrzebne są
tylko pieniądze.

Uśmiechnęła się i nalała zupę do dwóch miseczek.

- Nigdy zbytnio nie przykładał się do nauki, ale jest

już na ostatnim roku. Czasem się zastanawiam, jak mu

się to udało - westchnęła. - Byłam szczęśliwa, gdy się
tam dostał - przyznała. Postawiła miseczki na stole

i sięgnęła po łyżki. - Ale nie przypuszczałam, że to
będzie tak kosztowne. Wiem, że w dzisiejszych czasach
studentom nie powodzi się najlepiej, ale Andrew zawsze
tonie w długach. Teraz chce na spółkę z kolegami wy­

nająć dom, tymczasem właściciel domaga się zastawu

Żadnego z nich na to nie stać. Do tego ktoś rozbił mu

samochód. Naprawa będzie kosztowała majątek.

Usiadła z westchnieniem, ale zaraz znowu wstała, bo

przypomniała sobie o pieczywie.

- Dlatego tak mi zależało na dodatkowym zarobku

- przerwała. Uznała, że przesadziła, opowiadając

o swoich kłopotach.

WYGRANA NA LOTERII 93

Tymczasem Gabriel usiłował umieścić Harry'ego

w nowym foteliku.

- Zamierzałam cię wtedy poprosić o podwyżkę -

wyznała - chociaż przyznaję, że nie mam niskiej pensji.

Pomyślałam więc, że dodatkowe zajęcie pozwoli mi

zaoszczędzić sumkę, którą mogłabym wysłać bratu, że-
by wynajął mieszkanie i naprawił samochód. Szczerze
mówiąc, chciałabym, żeby przestał pracować wieczora­
mi w pubie i przyłożył się do nauki, bo niedługo będzie

zdawał końcowe egzaminy.

Gabriel spojrzał na nią spod oka. No tak, pomyślała,

uznał, że mam obsesję na punkcie pieniędzy. Dlaczego
tak się rozgadałam na temat Andrew? Zwierzanie się

z kłopotów nie było w jej stylu.

- W każdym razie cieszę się, że w tym tygodniu

będe się opiekować Harrym - dodała - chociaż, jak wi­

dzisz, powody są bardzo prozaiczne.

- Rozumiem - powiedział powoli. - Zastanawiałem

się dlaczego tak ci zależy na pieniądzach.

Choć nie powinno go to obchodzić, poczuł ulgę, że

Tess nie zabiegała o nie dla siebie.

- Rozumiem, że chcesz pomóc bratu, ale nie możesz

le spłacać jego długów. Powiedziałaś, że ma dwa-

dzieścia jeden lat. Najwyższy czas, żeby zaczął być

samodzielny.

- Wiem, jednak czuję się za niego odpowiedzialna.

Rodzice na pewno by mu pomagali. A poza tym po

uczasz mnie, a sam zająłeś się dzieckiem nrnin!

background image

94

JESSICA HART

- Tylko chwilowo - z uśmiechem zaczął się uspra­

wiedliwiać. - Przyznaję, ze czuję się odpowiedzialny za
Grega. Wiesz, że przez jakiś czas wychowywałem sic

w Londynie?

- Nie miałam o tym pojęcia - odpowiedziała Tess.

ale zauważyła, że jakoś dziwnie szybko zmienił temat

- Ojciec zostawił nas, gdy piałem czternaście lat

- mówił dalej. - Założył nową rodzinę. Matka jest

Amerykanką. Wróciła do Stanów, zabierając mnie ze
sobą. Przed laty, gdy była jeszcze dorastającą panną,
w sąsiednim domu mieszkał Ray Steame. Spotkali sic
po latach i pobrali. Przyjąłem jego nazwisko. Potem

urodził się Greg. Matka zajmowała się nim, a Ray po
święcał mi dużo czasu. Był dla mnie prawdziwym oj

cem. Pomógł mi stanąć na własnych nogach i pożyczył

pieniądze na założenie pierwszego interesu. Muszę oka
zać mu wdzięczność, choćby wyciągając Grega z kło­
potów.

- Twój brat przez telefon jest taki czarujący - za­

uważyła Tess.

- Tak. Wszyscy go lubią, pożyczają mu picniądzc

i starają się pomóc. Jest oczkiem w głowie rodziców

Ray wspiera go hojną ręką, a gdy fundusze się kończą.

Greg dzwoni do mnie po pomoc. Twierdzi, że przynaj­

mniej jeden z nas powinien mieć trochę pożytku z mo­

ich pieniędzy.

Tess zerknęła na Gabriela. Wyobraziła sobie, jak mu­

siał się czuć jako dziecko, porzucony przez ojca, wy

WYGRANA NA LOTERII 95

rwany ze znajomego środowiska, w obcym kraju. Miał

szczeście, że trafił na takiego ojczyma.

- Dzwoniłeś dowiedzieć się, jak poszła operacja?

spytała.

- Wczoraj wieczorem, gdy pojechałaś do domu. Ale

Ray był jeszcze na intensywnej terapii. Zadzwonię dzi­
siaj - stwierdził, spoglądając na zegarek.

- Nie polecisz go odwiedzić?

Spojrzał na dziecko.

- Tak planowałem. Najpierw jednak muszę odnaleźć

matkę Harry'ego. Jeśli się nie uda, trzeba mieć nadzieję,

cześnicj czy później zgłosi się jego babcia. Chociaż

to wcale nie jest takie pewne.

Był tak zatroskany, że Tess musiała go pocieszyć.

- Znajdziesz ją - zapewniła - a do ojczyma możesz

polecieć i zostawić Harry'ego ze mną. Poradzę sobie.

- Na pewno, ale mam nadzieję, że to nie będzie

konieczne.

Pomyślał, że Tess poradziłaby sobie ze wszystkim.

Właściwie nie bardzo rozumiał, dlaczego do tej pory nie

zarezerwował biletu. Przecież nie dlatego, że chciał być

tu z nią i z dzieckiem. Chyba nie.

Po lunchu ułożyli Harry'ego spać w nowym wózku

w pokoju Tess. Gabriel rozejrzał się z zaciekawieniem.
Pokój był jasny. Promienie słońca padały na łóżko. Wy­

obraził sobie Tess, która właśnie się budzi, leniwie prze
ciąga i uśmiecha. Tak wyglądała, gdy obudziła sie w je-
go łóżku.

background image

96 JESSICA HART

- Dlaczego w żadnych drzwiach nie ma klamek '

- spytał, gdy wychodzili z pokoju.

- W czasie wakacji Andrew wyjął wszystkie zamki,

bo na wyprzedaży antyków udało mi się kupić wspania

łe wiktoriańskie klamki. Spójrz, prawda, że piękne?

Musiał jednak wrócić na uniwersytet, nim zdążył je
założyć. Obiecał, że zrobi to na Boże Narodzenie.

- Niewielki z nich pożytek, kiedy leżą na lodówce

Dlaczego sama ich nie zamocujesz?

- Nie znoszę majsterkowania.

- Masz może śrubokręt?

- Co? - Spojrzała zdumiona. Tacy jak on robili inte­

resy, ale na pewno nie brudzą sobie rąk pracą fizyczną.

- Mogę założyć te klamki. Dlaczego tak na mnie

patrzysz? W mojej pierwszej firmie pracowałem razem

z innymi. Teraz spędzam czas w biurze, ale nadal od­
różniam śrubokręt od klucza.

- Cóż, jeśli nie sprawi ci to wielkiego kłopotu.

Ostatecznie nie tylko założył klamki, ale naprawił też

cieknący kran w łazience, wymienił lampę przy wejściu

i zawiesił lustro w jej sypialni. Zamierzała to wszystko

zrobić od dwóch lat.

- A co z tym? - zapytał, wchodząc do kuchni. Miał

na myśli półkę opartą o ścianę - Gdzie ma wisieć?

Takiego go nie znała. Poruszał się szybko i zdecydo­

wanie, na włosach osiadł mu pył z wiertarki. Musiała
przyznać, że wygodnie było mieć w domu tak opera­
tywnego mężczyznę.

WYGRANA NA LOTERII

97

- Tu może być?

Spojrzał na nią jakoś dziwnie. Zarumieniła się. Czyż-

by zauważył, że mu się przyglądała?

- Tak, będzie dobrze.

Wróciła do krojenia cebuli, lecz nadal czuła na sobie

jego spojrzenie. Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Bella

chciała wiedzieć, dlaczego Tess nie oddzwoniła.

- Zostawiłam wiadomość na sekretarce.

- Odsłuchałam. - Tess odsunęła się z telefonem jak

najdalej od Gabriela. - Miałam dzwonić, ale coś mi
wypadło - tłumaczyła się niezręcznie.

- Co? Tylko nie mów, że nadal opiekujesz się tym

dzieckiem!

- Coś w tym rodzaju.

- Tess, co się dzieje?

- Naprawdę nic - odpowiedziała ściszonym głosem.

- Dlaczego jesteś taka skryta? Czy ktoś jest z tobą?

Może Gabriel Stearne?

W tej chwili zaczęła warczeć wiertarka i Tess nie

mogła udawać, że jest sama. Otworzyła drzwi i wyszła

do ogródka, gdzie dało się swobodnie rozmawiać.

- Wszystko jest bardzo proste. - Krótko opowie­

działa przyjaciółce wydarzenia ostatnich czterdziestu
ośmiu godzin.

- Inaczej mówiąc - podsumowała Bella - spędzasz

weekend z szefem, którego podobno nie znosisz. I do

tego opiekujesz się jego dzieckiem.

- Dzieckiem jego brata.

background image

98

JESSICA HART

- Ostatniej nocy spał u ciebie.

- W innym pokoju.
- A teraz zawiesza ci półki?

Zaległa chwila ciszy.
- Tess, chyba nie jesteś tak głupia, żeby zakochać

się we własnym szefie?

- Zakochać się w... - odpowiedziała poruszona.

Oczywiście, że nie! Bella, nie bądź śmieszna.

Wróciła do kuchni z rozpalonymi policzkami i błysz-

czącymi oczami. Ze złością odłożyła telefon.

- Co cię tak rozgniewało? - spytał Gabriel.

- Nic, nic się nie stało - odpowiedziała przez zaciś

nięte zęby.

Jednak ostrzeżenie Belli zrobiło swoje. Zniknął nastrój

miłego popołudnia. Tess unikała wzroku Gabriela i starała
się go omijać z daleka. Było dopiero piętnaście po siódmej

i nie wiedziała, czym wypełnić wieczór. Miała nadzieję,
że Harry będzie trochę marudził, co zmusi ją do zajęcia
się nim. Jak na złość zasnął natychmiast. Nerwowo zerk­
nęła na zegarek. Dopiero dziewiętnasta piętnaście!

- Wezmę kąpiel przed kolacją - poinformowała Ga-

briela.

Leżała po szyję w pianie i sączyła drinka. Na krawę­

dzi wanny ustawiła świece, żeby stworzyć miły nastrój.
Nie mogła jednak zapomnieć słów Belli. Ostrzeżenie

przed Gabrielem nie miało sensu. Kiedyś już zakochała

się w mężczyźnie, z którym pracowała. Skończyło się
to prawdziwą katastrofą. Nie miała ochoty na powtórkę

WYGRANA NA LOTERII

99

Poza tym przecież wcale nie lubiła Gabriela. No, może

odrobinę.

Kiedy wyszła z wanny, włożyła najmniej seksowny

strój, jaki udało jej się znaleźć. Pomyślała, że nic nie
wskazuje na to, że jest choćby w najmniejszym stopniu

atrakcyjna dla Gabriela. W jego typie są kobiety takie

jak Fionnula Jenkins. W końcu nic w tym złego, że

dwoje dorosłych ludzi spędzi razem weekend, opieku­

jąc się dzieckiem.

Mimo wszystko poczuła ulgę, gdy wieczór dobiegał

końca. Rozmowa się nie kleiła, chwilami zapadała nie­

znośna cisza, którą starała się przerwać, mówiąc coś na
obojętne tematy.

- Przepraszam za bałagan - powiedziała po kolacji,

wprowadzając go do pokoju Andre w. - Ale i tak powin­

no być ci wygodniej niż na sofie.

- Na pewno. I dziękuję za kolację - dodał po chwili.
- A ja za wszystko, co dziś zrobiłeś w domu. Cóż...

dobranoc. - Gdyby to był ktoś inny, objęłaby go i ży­

czyła miłych snów.

Gabriel stał tak blisko, że czuł zapach jej płynu do

kąpieli. Pomyślał, że mógłby ją pocałować. Tak po
przyjacielsku, cmokając w policzek.

- Dobranoc, Tess. - Na tyle tylko się zdobył.

Następnego dnia Tess obudziła się spokojniejsza, jak­

by uniknęła niebezpieczeństwa. Zaczęła się zwykła, le­
niwa niedziela. Nim Tess zeszła z Harrym na dół, Ga-

background image

1 0 0 J E S S I C A H A R T

briel zdążył zrobić kawę. W ciszy przejrzeli niedzielne
gazety, potem poszli na spacer na pobliską łąkę. Tess
postawiła kołnierz i spoglądała na Gabriela, który pchał
wózek z takim zaangażowaniem, jakby co najmniej
prowadził samochód. Gdy wracali, zaczęło padać
Z każdą chwilą coraz mocniej. Śmiejąc się, przebiegli
ostatnie metry do domu. W przedpokoju Gabriel od-
wrócił się, żeby coś powiedzieć, ale zamilkł w ostatniej
chwili. Twarz Tess błyszczała od deszczu, włosy były

w nieładzie, potargane przez wiatr, a piwne oczy błysz

czały radością. Napotkała jego spojrzenie. Zapadła nic

pokojąca cisza. Przerwała ją Tess.

- Zrobię herbatę - powiedziała i szybko wycofała

się do kuchni.

Gdy weszła z tacą do pokoju, była już opanowana.

Usiadła na dywanie obok Harry'ego i zaczęła się z nim
bawić jedną z miękkich zabawek kupionych w super­

markecie.

- Lepiej się do niego tak nie przyzwyczajaj - powie­

dział Gabriel. - Wróci jego matka i trzeba będzie się
z nim rozstać.

- Wiem - odpowiedziała Tess, patrząc, jak Harry

wyciąga pulchne rączki po maskotkę. - Nie rozumiem,

jak mogła go zostawić. Nie potrafiłabym tak postąpić.

Jest cudowny, chociaż wstawanie w nocy i zmiana pic

luch potrafią być męczące - przyznała.

- Gdybyś miała dziecko, nie byłabyś samotna -

stwierdził Gabriel.

WYGRANA NA I.OTER1I

101

- Czyżby? - spytała cynicznie. - To nie takie proste.

Myślisz, że jesteś zakochana, wierzysz, że wszystko bę­

dzie cudowne. I przez chwilę tak jest. Tylko potem zosta-

sama i próbujesz jakoś dać sobie radę. Kto wie, może

Leannę znalazła się właśnie w takiej przykrej sytuacji?

- Przecież to ona zdecydowała, że nie powie Grego-

wi o dziecku - Gabriel usiłował bronić brata.

Tess spojrzała na niego.

- Powiesz mu?

- Myślę, że to już sprawa matki Harry'ego.

- A gdyby to dotyczyło ciebie, chciałbyś wiedzieć?
- Chyba nie. Założenie rodziny wymaga zbyt wielu

poświęceń. Nie lubię kompromisów.

- Rodzina to dużo więcej niż kompromisy - zapro-

testowała. - To przede wszystkim poczucie bezpieczeń­

stwa, zaufanie, miłość.

Gabriel lekceważąco machnął ręką.

- Aby się kochać, wcale nie potrzeba małżeństwa

i dzieci.

- Może - przyznała ze smutkiem - ale jak długo

taka miłość będzie trwać? Dopóki się nie znudzisz? Tyle

że to nie miłość.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Mówisz, jakbyś sama coś takiego przeżyła.

Tess odwróciła głowę, dłońmi objęła kubek z resztką

kawy.

- Oliver pracował w tym samym biurze - zaczęła

cicho. - To była moja pierwsza praca. On był dużo

background image

102 JESSICA HART

starszy, bardziej doświadczony. Bezgranicznie mu ufa

łam. Powiedział, że mnie kocha, ale ze względu na jego

stanowisko w firmie musimy być dyskretni. Uwierz)
łam. Byłam młoda i bardzo naiwna. Do głowy mi nie

przyszło, że tak mu zależało na utrzymaniu naszego
związku w tajemnicy, bo był żonaty, a jego żona była

krewną naczelnego dyrektora. Liczył na krótki romans

Ale okazało się, że i tak wszyscy wiedzieli - kontynuo
wała ze smutnym uśmiechem. - Takich spraw nie da się

ukryć. Gdy plotki dotarły do dyrektora, natychmiast

mnie wezwał. Dopiero wtedy dowiedziałam się o żonie

Olivera. Oczywiście musiałam odejść. Przyrzekłam so­

bie wtedy, że nigdy więcej nie uwikłam się w taki zwią

zek. Nie mieszam pracy z życiem prywatnym.

- A teraz?
Tess uniosła głowę zdziwiona tonem jego głosu.

- Co masz na myśli?

- Jestem twoim szefem. Siedzę u ciebie w domu.

Można by to uznać za wkroczenie w twoje prywatne
życie.

- To co innego - stwierdziła. - Nasz kontakt jest służ­

bowy, a nie prywatny. Przez cały tydzień pracuję dla cie­

bie, teraz zatrudniłeś mnie dodatkowo. Jesteś tu wyłącznie

z powodu Harry'ego. Przecież cię nie zapraszałam. Ten
wspólny weekend to praca, a nie przyjemność.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gabriel obserwował światła, stukając nerwowo

w kierownicę. Czerwone. W tym tempie dotrą do biura

na popołudnie. Spakowanie rzeczy Harry'ego zajęło im

dużo czasu, a teraz utknęli w poniedziałkowym poran­

nym korku. Sapnął ze złością. Tess siedziała obok, iry-
lujaco spokojna. Rano pojawiła się w jednym ze swoich

służbowych strojów, z włosami gładko ułożonymi do

tyłu. Znów była chłodna i utrzymująca dystans. Nic nie

mówiąc, dała do zrozumienia, że sytuacja wróciła do

normy i ich kontakty są wyłącznie oficjalne. Poczuł się
urażony, co jeszcze bardziej zepsuło mu humor. A prze-
cież powinien być zadowolony. Nie zamierzał kompli­
kować sobie życia związkiem z asystentką, tymczasem

rachowanie go zaskoczyło. Zwykle to on trzymał

ludzi na dystans. Nadal brzmiały mu w uszach jej sło­

wa: „Przecież cię nie zapraszałam. Ten wspólny week-

end to praca, a nie przyjemność". Gdy tylko sobie o tym

przypominał, zaciskał zęby ze złości. Dał się zwieść
miłemu nastrojowi, uśmiechom i spojrzeniom. Zapo­
mniał o Harrym, biurze i o tym, że Tess jest po prostu

jego asystentką.

background image

104

JESSICA HART

Gdy wreszcie dotarli na miejsce, wszedł, nie zwraca

jąc uwagi na powitanie recepcjonistki i innych osób.

które ustępowały mu z drogi. Tess z Harrym na ręku
dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej trzymał fotelik dziecka.

- Chyba o czymś zapomniałeś? - spytała spokojnie

Harrym na ręku

dogoniła go przy windach. Jedną ręką naciskał przycisk

w drugiej

background image

106

JESSICA HART

biega w czasie deszczu, bawi się z dzieckiem, bierze

długie kąpiele przy zapalonych świecach i siada przed

kominkiem z włosami spadającymi na ramiona.

- Nie, to wszystko - odpowiedział krótko.

- Może filiżankę kawy?

- Tak.
Zauważył, że uniosła brew. Westchnął z irytacją.
- Tak, poproszę, jeśli byłabyś tak uprzejma - poprą

wił się szybko.

Wczoraj rano to on zrobił dla niej kawę. Jedli roga­

liki, plotkowali i przeglądali niedzielne gazety. Pewnie

już o tym zapomniała. Złościło go, że nie może przestać

o niej myśleć. Nie była ani niezwykła, ani specjalnie
ładna czy błyskotliwa. Dlaczego więc miał ochotę wejść
pod byle pretekstem do jej pokoju i porozmawiać?

Można by pomyśleć, że chciał usłyszeć jej głos. To po
prostu śmieszne.

Wyszła, a po chwili zadzwonił telefon.

- Tak?
- Fionnula Jenkins na linii - poinformowała Tess.

Zdał sobie sprawę, że w czasie weekendu zupełnie

o niej zapomniał.

- Połącz. - I dodał z sarkazmem: - Jeśli naturalnie

nie sprawi ci to kłopotu.

Tess powstrzymała się od komentarza, ale nie od

rzucenia słuchawką. Hałas przestraszył Harry*ego. Bu­
zia ułożyła mu się w podkówkę. Tess pochyliła się, żeby
go przytulić.

WYGRANA NA LOTERII

107

- Przepraszam, kochanie - powiedziała uspokajają-

To nic twoja wina, że wujek jest dziś nie do znie-

sienia.

- Zdaje się. że przychodzę w nieodpowiednim mo­

mencie - usłyszała od drzwi znajomy głos.

- Wejdi, Niles - powiedziała z rezygnacją w głosie.

- Więc to jest dziecko szefa - powiedział, spogląda­

jąc z zaciekawieniem na Harry'ego. - Nie jest podobny

do tatusia, prawda?

- Pewnie dlatego, że pan Stearne nie jest jego ojcem.
- Ale przecież opiekuje się nim. Słyszałem, że

wspólnie z tobą.

- Tylko chwilowo.
- Podobno spędziliście razem weekend. Emma wi­

działa was w supermarkecie,

Tess westchnęła. Londyn to duże miasto, ale gdy

chcesz zniknąć w tłumie, zawsze jakieś wścibskie oko
cię dostrzeże.

- Musieliśmy coś kupić dla Harry

ł

ego. Ale to żadna

tajemnica. Mały jest bratankiem pana Steame'a. Przez
kilka dni będę się nim opiekować, żeby dodatkowo za­

robić.

- Szkoda. Myślałem, że zdołałaś pokonać Fionnulę

Jenkins!

- To raczej niemożliwe.
- Daj spokój Tess, jesteś piękną dziewczyną - po­

wiedział, przyglądając jej się uważnie. - Gdybyś tylko

rozpuściła włosy, Fionnula nie miałaby przy tobie szans.

background image

108

JESSICA HART

Tess przypomniała sobie weekend, rozpuszczone

włosy, uśmiechniętego Gabriela z Harrym na rekach

Szybko się otrząsnęła. Położyła Harry'ego i podała mu

kilka zabawek.

- Jak wid/.is/. włosy mam spięte, a ty nie powiedzia-

łeś jeszcze, po co właściwie przyszedłeś.

- W sprawie aukcji. Masz jakąś propozycję?
Zupełnie o tym zapomniała.
- Mogę prasować przez dwie godziny - wymyśliła

na poczekaniu,

- Prasowanie? To nudne - skrzywił się Niles. - Stać

cię na coś lepszego.

- Na przykład?

- Podobno dobrze gotujesz. Zaproponuj romantycz-

ny posiłek dla dwojga. Wiele osób miałoby na to ochotę.

- Dobrze, niech już będzie - zgodziła się dla świę

tego spokoju.

- Jesteś wspaniała! - zawołał i objął ją. W tym mo­

mencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Gabriel.

- Mówiliśmy o aukcji charytatywnej - wyjaśnił po-

spiesznie Niles. - To ja już wracam do siebie.

Gabriel posłał mu wrogie spojrzenie.

- Dlaczego on ciągle się tu kręci?

Tess zacisnęła usta.

- Co mogę dla ciebie zrobić? - spytała, nie zamie

rzając wdawać się w dyskusję.

- Zamów mi stolik w „Cupiditas". Zabieram Fion-

nulę na lunch.

WYGRANA NA LOTERII 109

Wystarczy, że kiwnie na niego palcem, a on natych­

miast biegnie, pomyślała Tess. Powinien mieć trochę

więcej dumy.

- Na którą?
- Dwunasta trzydzieści. Przyjedzie tutaj, więc zaj­

mij się nią, jeśli moje rozmowy się przedłużą.

- Dobrze, panie Stearne.

- Gabriel - przypomniał i wrócił do gabinetu.
Specjalnie umówił się z Fionnulą na lunch. Chciał

pokazać Tess, że też potrafi się tak zachowywać, jakby
nie spędzili razem weekendu. Jednak jej udało się bar­

dziej go zirytować; wystarczyło, że znów zwróciła się

do niego po nazwisku.

Ku zdziwieniu Tess, Fionnulą zjawiła się punktu­

alnie. Zatrzymała się na chwilę w drzwiach, potrząs­
nęła rudymi włosami, rozejrzała wokół niewidzącym
spojrzeniem. Wyglądała jeszcze lepiej niż na zdję-
ciach prasowych.

- Czy jest Gabriel? - spytała.

Nie przedstawiła się. Była widać przekonana, że każ-

dy ją rozpozna. Przez chwilę Tess miała ochotę udawać,

że nie wie. kim jest gość, ale zrezygnowała i zmusiła

się do uprzejmego uśmiechu.

- Przykro mi, jest na spotkaniu. Kazał przeprosić

i powiedzieć, że chwilę się spóźni. Może napije się pani

kawy?

- Nie, dziękuję, kochanie. Poczekam na lunch. -

i ionnula zdjęła kosztowny żakiet i przerzuciła go nie

background image

1 1 0 JESSICA HART

dbale przez oparcie krzesła. - Mam nadzieję, że zamó-

wił jakieś miłe miejsce?

- „Cupiditas" - wyjaśniła Tess. Sporo czasu jej za

jęło przekonanie kierownika, żeby znalazł stolik bez

wcześniejszej rezerwacji.

- Cudownie! Moje ulubione miejsce!
Tess wróciła do komputera. Nagle Fionnula zauwa

żyła Harry'ego machającego nóżkami i gruchającego
w bujanym foteliku.

- Och, cóż za cudowne dziecko! Gabriel nie powie

dział mi, jakim jesteś wspaniałym chłopcem - zawołała

i nie pytając, wzięła chłopca na ręce.

Wspaniale wyglądali tak razem; w tej chwili do po

koju wszedł Gabriel. Tess miała cichą nadzieję, że może

Harry zechce zwymiotować na kaszmirową bluzkę

Fionnuli, niestety dziecko zachowywało się wzorowo.

- Jesteś, kochanie! - Fionnula ruszyła w kierunku

Gabriela z promiennym uśmiechem.

- Przepraszam, że musiałaś czekać. Mam nadzieję,

że Tess się tobą zajęła.

- Ależ oczywiście - stwierdziła Fionnula i dodała

patrząc na Tess: - Jesteś prawdziwym skarbem.

- Widzę, że już poznałaś Harry'ego - zauważył Ga-

briel z przekąsem.

- Och, całkiem się w nim zakochałam.
- Powinniśmy już iść - powiedział.

- Czy możemy zabrać Harry^go? - spytała Fionnu­

la tonem troskliwej matki.

WYGRANA NA LOTERII 111

- Obawiam się, że do „Cupiditas" nie wpuszczają

dzieci. - Gabriel wzruszył ramionami.

Bez wątpienia Fionnula o tym wie, pomyślała Tess.

To tylko taka zagrywka. Wielkie, zielone oczy zwróciły

się w jej kierunku.

- To może Tess mogłaby...?
Tess wstała i zdjęła okulary.
- Zajmę się nim - powiedziała, odbierając dziecko.
- Ach, dziękuję - rzekła Fionnula takim tonem, jak­

by to ona była odpowiedzialna za dziecko.

- Nie należą mi się podziękowania - odpowiedziała

ehłodno Tess. - Pan Stearne płaci mi za opiekę nad

Harrym.

Te słowa dźwięczały mu w uszach nawet wtedy, gdy

stał obok Fionnuli, czekając na windę. Sam nie rozumiał

dlaczego, ale już zaczynał żałować, że ją zaprosił. Była

piękna, utalentowana, seksowna i większość mężczyzn
wiele by oddała, żeby znaleźć się na jego miejscu,

a tymczasem on...

Gdy po lunchu wracał do biura, zauważył na wysta­

wie sklepowej pudełko czekoladek.

- To dla ciebie - powiedział parę minut później,

przesuwając je po blacie biurka.

- Dla mnie? - spytała Tess z niedowierzaniem. Pod-

czas przerwy na lunch starała się nie myśleć o Gabrielu

i Fionnuli.

- Mówiłaś, że to twoje ulubione.

- Tak, ale dlaczego mi je dałeś?

background image

1 1 2 JESS1CA HART

Nie znał odpowiedzi na to pytanie.

- Z podziękowaniem za opiekę nad Harrym.
- Za to mi płacisz - przypomniała zakłopotana.

- Wiem, że ci płacę. Po prostu zobaczyłem czeko

ladki i pomyślałem o tobie.

Przerwał. Zdał sobie sprawę, że powiedział więcej.

niż zamierzał.

Tess z kolei pomyślała, że co prawda sposób wręczę-

nia prezentu był pozbawiony jakiegokolwiek wdzięku
ale liczyło się to, że pamiętał o niej.

- Dziękuję.
- Wiem, że czasem bywam trudny - przyznał z wa­

haniem.

- Powoli się do tego przyzwyczajam - stwier

dziła żartobliwie.

Gabriel uśmiechnął się do niej po raz pierwszy tego

dnia. Odpowiedziała uśmiechem. Nastąpiła chwila ci­

szy. Tess spuściła wzrok i wyrównała dokumenty
w idealnym porządku leżące na biurku.

- Jeśli to możliwe, chciałabym wyjść trochę wcześ-

niej i zabrać Harry'ego do domu przed popołudniowy­

mi korkami.

- Zawiozę cię.

- Nie - powiedziała szybko - to znaczy... nie trze-

ba. Wezmę taksówkę. Sama się nim zajmę. Na pewno

masz ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się
pieluchami.

WYGRANA NA LOTERII

113

Wieczorem, siedząc we własnym mieszkaniu, Ga­

briel powtarzał sobie, że rzeczywiście ma ważniejsze
sprawy niż zmienianie pieluch i podgrzewanie butelek.
W końcu przejął firmę, którą usiłował rozwinąć, miał

dużo pieniędzy, mieszkanie w Londynie i drugie w No­

wym Jorku. Był wolny, spotykał się z pięknymi kobie­
tami. Czego jeszcze mógłby pragnąć? Rozejrzał się i na­

gle mieszkanie wydało mu się zimne i opustoszałe. Tak,

przede wszystkim musi przestać myśleć o Tess.

Po drugiej stronie rzeki Tess setny chyba raz powta­

rzała sobie, że dobrze zrobiła. Zależało jej na udowod­

nieniu Gabrielowi, że da sobie radę z Harrym bez jego

pomocy. Jeśli chciał się spotykać z Fionnulą, to jego

sprawa. Ale w czasie weekendu przyzwyczaiła się do
obecności Gabriela. Za każdym razem, gdy dotykała
klamek, przypominała sobie, że to on je założył. Patrząc

na półkę, miała przed oczami jego obraz, kiedy w sku­
pieniu uderzał młotkiem. Siedząc wieczorem przed ko­

minkiem, powtarzała, że nie wolno mieszać pracy z ży­

ciem osobistym. Niewiele to jednak pomogło. Dom wy­

dawał się wyjątkowo pusty.

Gabriel skontaktował się wprawdzie z prywatną

agencją detektywistyczną i podał im skąpe wiadomości,

jakie uzyskał od Grega, ale mijały kolejne dni i nie było

żadnych wiadomości na temat matki Harry*ego. Każdc-

go ranka Tess zabierała chłopca do biura. Bawił się

background image

114 JESSICA HART

zabawkami na rozłożonej macie, wylegiwał w bujanym
foteliku i czarował uśmiechem każdego, kto tylko zja-

wił sie w pokoju. Gdy się znudził, Tess brała go na
kolana i pozwalała bawić się rzeczami leżącymi na biur-

ku. Wszystko usiłował brać do ust, więc szybko nauczy-

la się usuwać z zasięgu jego rączek spinacze i długopi-
sy, ( /ęsto pomagały jej inne sekretarki. Czasem Gabriel
brał go na ręce i przechadzał się z nim po biurze.

W czwartek, gdy Tess właśnie jedną ręką przeszuki

wała segregatory, a drugą obejmowała Harry'ego opar-

tego na biodrze, zadzwonił telefon. To była Elaine.

- W recepcji jest jakaś Leanne Morrison - powie-

działa niepewnie. - Chce się widzieć z panem Stear-

ne'em. Mówi, że to pilne.

- Przyślij ją na górę.
Zapukała do drzwi Gabriela.
- Co się stało?

- Matka Harry

ł

ego zaraz tu będzie.

Gabriel wytrzeszczył oczy.

- Dlaczego nikt z agencji nas nie uprzedził, że ją

znaleźli?

- To raczej nie oni ją znaleźli - powiedziała Tess

- tylko ona nas.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tess zupełnie inaczej ją sobie wyobrażała. Nie potra­

fiłaby powiedzieć jak, ale na pewno inaczej. Leanne
miała miękkie blond loki, duże niebieskie oczy, miłą

twarz i wylęknione spojrzenie. Zatrzymała się

w drzwiach, rozglądając po pokoju, dopóki nie do­

strzegła dziecka na rękach Tess.

- Harry! - powiedziała zdławionym głosem.

Mała buzia rozjaśniła się na widok mamy. Leanne

przycisnęła go do siebie. Powtórzyła kilkakrotnie jego

imię. nie zwracając na nikogo uwagi. Minęła dłuższa

chwila, nim była w stanie rozmawiać.

- Bardzo przepraszam - powiedziała w końcu ze

łzami w oczach. - Jadę prosto z lotniska. Przyleciałam

pierwszym samolotem, jaki udało mi się złapać, gdy

tylko dowiedziałam się od mamy, co zrobiła - mówiła

dalej, tuląc Harry'ego do siebie. - Bałam się, że go tu

nie będzie.

- Był tu naprawdę bezpieczny - zapewniła Tess.
Leanne uśmiechnęła się.

- Wiem, że nie powinnam go zostawiać z mama, ale

potrzebowałam pieniędzy i chodziło tylko o sześć tygo-

background image

116 JESSICA HART

dni. Nie mogę uwierzyć, że zrobiła coś takiego. Nic

miała prawa iść do Gabriela. Powinnam mu to wytłu

maczyć. Gdzie on jest?

Gabriel obserwujący wszystko z boku, zerknął na

Tess.

- Gabriel to ja - powiedział.

- Mam na myśli Gabriela Stearne'a - wyjaśniła

zmieszana Leanne.

- Ja się tak nazywam.

Powoli wyjaśnił nieporozumienie. Trudno mu było

usprawiedliwić postępowanie brata, jednak Leanne na
tyle zdążyła poznać Gregą, że nie była zbyt zaskoczona
obrotem spraw.

- Greg nadal nie wie o Harrym. Myślę, że ty powin-

naś mu powiedzieć - dokończył Gabriel.

- Tak, powinnam to zrobić wcześniej - przyznała

Leanne z westchnieniem - ale nie wydaje mi się, żeby
się tym przejął. Uroczy człowiek, bardzo wesoły, jednak

nigdy nie twierdził, że traktuje nasz związek serio. To

była moja decyzja, żeby mieć dziecko, nie jego. Nie
sądziłam, że byłoby w porządku domagać się od niego

czegokolwiek.

Spoglądała niepewnym wzrokiem na Gabriela i Tess.

- W końcu wy musieliście zająć się Harrym. Prze­
praszam.

- Sprawiło nam to wiele radości - stwierdziła Tess.

Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że istotnie tak było.

- Będzie nam go brakować, prawda?

WYGRANA NA LOTERII 117

Rzuciła Gabrielowi znaczące spojrzenie. Chciała, że-

ją poparł.

- Tak - potwierdził Gabriel. - Musisz być zmęczo-

na. Zawiozę cię do Tess. Weźmiesz od niej rzeczy Har-

ry'ego i odwiozę was do domu.

Ostatecznie jednak Tess namówiła Leanne, żeby

u niej przenocowała i odpoczęła po podróży.

- Prześpisz się w wolnym pokoju i jutro zabierzesz

Harry'ego.

- Na mnie już czas. Przyślę po was samochód - po­

wiedział Gabriel, wychodząc. Był zadowolony, że

wszystko się jakoś ułożyło.

Leanne nie kryła zaskoczenia.

- Myślałam, że mieszkacie razem. Tak patrzyliście

na siebie...

- Nic podobnego. - Tess zmusiła się do uśmiechu.

- Gabriel jest po prostu moim szefem.

I powtarzała to sobie przez kilka następnych dni.

- Nadgodziny wypłacą ci razem z pensją - oświad­

czył Gabriel następnego ranka. Nie dodał, że kazał po­
dwoić umówioną stawkę. - W czasie weekendu wyjeż­
dżam, żeby odwiedzić ojczyma. Będę w środę. Mam

nadzieję, że do tego czasu wszystko wróci do normy.

W poniedziałek ludzie zaglądali do jej pokoju i gra­

tulowali, że wreszcie nic jej nie rozprasza. Przyznawała

im rację, chociaż wcale nie była zadowolona, wszystko

ją irytowało, nie mogła się skupić na pracy. Tłumaczyła

background image

118

JESSICA HART

sobie, że brakuje jej Harry'ego. Przecież to nie nieobec­

ność Gabriela była tego przyczyną. Obiecał, że zadzwo­

ni z Nowego Jorku, ale tylko przysłał jej e-mail, infor

mując, że wróci dopiero w następny poniedziałek.

- To chyba oczywiste, dlaczego, prawda? - dopyty­

wał się Niles. gdy usłyszał wiadomość.

- Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Tak, a jedna z nich ma rude włosy i zielone oczy

Wzruszyła ramionami.

- O czym ty mówisz?

- Tess. nie czytasz gazet? Fionnula jest teraz w No­

wym Jorku. Aha, jeśli będziesz z nim rozmawiać, przy
pomnij o aukcji dobroczynnej, dobrze? Bardzo nam za­

leży, żeby wziął w niej udział.

Sprawa aukcji była jej zupełnie obojętna, natomiast

bardzo rozzłościła ją wiadomość o Fionnuli. Właściwie

nie rozumiała dlaczego, ale gdy Gabriel wreszcie wró­

cił, była dla niego bardzo oschła. Nie zrobiło to na nim

wrażenia. I tak wrócił w gorszym humorze, niż wyjeż­

dżał. Wyraźnie starał się zaimponować Fionnuli. Kazał

wysyłać jej kwiaty, rezerwować stoliki w restaura­

cjach... Tess dziwiła się, że odpowiada mu takie życic

na pokaz, imprezy, wynajęte limuzyny. A sądziła, że
lubi spacery po parku, nawet w deszczowe dni. Czasem
wspominała wspólny, weekend, Gabriel jednak nigd>
nie wracał do tego tematu i traktował ją bardzo oficjal­
nie. Powiedziała sobie, że jest jej to obojętne.

Od pierwszego spotkania Tess utrzymywała kontakt

WYGRANA NA LOTERII

119

z Leanne, która cieszyła się, że znów jest z Harrym.

Było to miłą odmianą w jej życiu, ale nagle Tess uświa­

domiła sobie, że czegoś jej brak, że czuje się samotna
Zapragnęła spotykać się z ludźmi, cieszyć się życiem.

Miała już dość wypełniania obowiązków i samotnych

powrotów do pustego domu. Gdy któregoś wieczoru
zadzwonił do niej dawny szef, Steve Robinson, żeby
zaprosić ją na kolację, aż podskoczyła z radości.

- Pójdziemy do dobrego lokalu - oznajmił. - Mam

dla ciebie pewną propozycję.

Nie chciał jednak powiedzieć nic więcej. Tess przej-

rzała szafę, wybrała elegancką, złotą suknię, którą ku-

piła na letniej wyprzedaży. Rozpuściła włosy na ramio-

na. Włożyła pantofle na wysokich obcasach; można

w nich było przejść najwyżej kilkanaście metrów, ale

czuła się w nich niezwykle kobieco.

Stcve aż gwizdnął na jej widok.

- Dziękuję za zaproszenie, Steve. Dokąd jedziemy?

spytała, sadowiąc się obok niego w taksówce.

- Do „Cupiditas" - poinformował z uśmiechem.
- „Cupiditas"? Świetny pomysł - powiedziała bez

rzekonania.

Tak naprawdę wcale nie miała ochoty jechać do ulu-

bionego lokalu Fionnuli. Pocieszała się tylko, że nie

powinna tam spotkać ani jej, ani Gabriela, który tego

dnia kazał zarezerwować stolik w innej restauracji,

- Piękne miejsce - odezwała się do Stcvc'a, gdy

uśmiechnięty kelner podał im karty dań

background image

120

JESSICA HART

Siedzieli z boku zatłoczonej sali. Bogaty wystrój

wnętrza współgrał z widoczną zamożnością klientów

Dopiero teraz Tess zdała sobie sprawę, ile ten wieczór

będzie kosztował Steve'a. W pewnej chwili wydało jej
się, że czuje na sobie czyjś wzrok. Ostrożnie rozejrzała
się i zamarła. Ponad ramieniem Steve'a spostrzegla

mężczyznę, który natarczywie na nią patrzył. To był

Gabriel. Uśmiech zamarł jej na ustach. Patrzyli na sic
bie, jakby byli zupełnie sami, zatopieni w przeraźliwej
ciszy. Steve zamachał dłonią przed jej twarzą i natych­
miast wróciła do rzeczywistości.

- Wszystko w porządku? - spytał zdziwiony.
Tess zdążyła się już opanować.

- Tak, oczywiście - odpowiedziała pospiesznie,

choć ręce nadal jej drżały.

Najchętniej uciekłaby z lokalu jak najszybciej i jak

najdalej. Powstrzymała się tylko ze względu na Steve'a.
który zaczął opowiadać o swojej nowej firmie. Patrzyła
na niego, lecz kątem oka widziała rude włosy Fionnuli.

jej żywiołową gestykulację i Gabriela siedzącego na­

przeciwko. W pewnej chwili dotarło do niej, że Steve
oferuje jej pracę.

- Przecież mówiłem, że mam dla ciebie propozycję.
- Nie zatrudniłeś jeszcze asystentki? - spytała. Jego

zdziwiona mina uświadomiła jej, że chyba nie słuchała
tego, co mówił.

- Ależ chodzi o zupełnie inne stanowisko - powtó­

rzył cierpliwie. - Wiem, że stać cię na więcej. W nowej

W Y G R A N A N A L O T E R I I 1 2 1

siedzibie zarządu potrzebujemy kierownika biura.
Świetnie się nadajesz.

Nad ramieniem Steve'a spojrzała na Gabriela. Był

trudny, wymagający, nieprzewidywalny, ale... nie miała
ochoty przestać dla niego pracować.

- Co ty na te? - spytał niecierpliwie Steve.
Tess wahała się przez chwilę.

- Ja... muszę się nad tym zastanowić.

Rozczarował go jej brak entuzjazmu. Zauważyła to

i przez resztę wieczoru starała się prowadzić miłą roz­

­owe, chwaliła wszystko, co pojawiało się na stole,

chociaż tak naprawdę było jej to obojętne.

Gabriel też nie miał apetytu. Widok Tess zupełnie go

zaskoczył. Z trudem ją rozpoznał w kobiecie ubranej

w złotą suknię z lejącego się materiału, tak wspaniale

podkreślającej sylwetkę. Widywał ją w eleganckim ko-

stiumie, w dżinsach, a nawet w nocnej koszuli, a prze-

cież teraz nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała

cudownie. Podczas pobytu w Stanach próbował o niej

zapomnieć. Specjalnie został tam dłużej, a przypadko­

we spotkanie z Fionnulą w Nowym Jorku uznał za zrzą­

dzenie losu i ułatwienie sprawy. Kiedy wrócił, Tess tra­
ktowała go jak kiedyś, z chłodnym dystansem, więc
powiedział sobie, że cała historia z Harrym wkrótce
pójdzie w zapomnienie. Teraz nagle wróciły wszystkie

wspomnienia. Patrzyła na Steve'a Robinsona, śmiali
się. Może była w nim zakochana?

Postanowił, że nazajutrz w biurze nawet nie wspo

background image

122

JESSICA HART

mni o spotkaniu. W końcu poza godzinami pracy Tess

miała prawo żyć własnym życiem.

Jakby nigdy nic wezwał ją do gabinetu i dyktował

listy. Jeden za drugim. Odetchnęła z ulgą, gdy przerwa!

na chwilę i stanął koło okna.

- Nie wiedziałem, że nadal widujesz Steve'a Robin

sona - powiedział, nie mogąc się powstrzymać.

- Nie muszę się tłumaczyć z tego, co robię po pracy

- odpowiedziała chłodno.

- Zdziwiłem się tylko, widząc cię w „Cupiditas"

- Ja też. Rezerwowałam ci stolik w „Dorchester".
- Fionnula zmieniła zdanie. Zna właściciela, więc

załatwił stolik.

Tess zacisnęła zęby. Jjfkoro to takie proste, dlacze-

go ona musiała tracić tyle czasu przy telefonie, próbu-

jąc załatwić rezerwację? Gabriel przeszedł się po po­

koju.

- Czy on jest żonaty? - spytał szorstko.

- Rozwiedziony, chociaż nie rozumiem, co cię to

obchodzi.

- Myślałem, że nie mieszasz pracy z prywatnym ży-

ciem - powiedział oskarżycielskim tonem.

- Przecież nie pracuję ze Steve'em - przypomniała
- Pracujesz dla mnie i nie zapominaj o tym. Nie ży-

czę sobie, żebyś mu przekazywała jakiekolwiek poufne

informacje. W końcu on pracuje w konkurencyjnej fir­
mie! Czyżbyś zapomniała?

Tess rzuciła mu chłodne spojrzenie.

WYGRANA NA LOTERII 123

- Zapewniam cię, że mamy ze Steve'em ciekawsze

tematy niż praca - stwierdziła.

- Kolejne wyjście? - spytał Gabriel. Tess właśnie

wieszała suknię, którą przywiozła ze sobą do biura.

- Dziś jest aukcja dobroczynna - wyjaśniła, zdejmu-

jac płaszcz. - Musimy być o siódmej w hotelu. Nie ma
sensu, żebym jechała do domu.

- Ja chyba nie muszę tam iść?

- Byłby to miły gest. Tym bardziej, że obiecałeś.

Uniósł gwałtownie głowę.

- Kiedy?
- Powiedziałeś Nilesowi, że przyjdziesz.
- Tylko, że się postaram. To nie obietnica.
- I mnie, gdy prosiłeś, żebym zaopiekowała się Har-

rym. Nie pamiętasz?

- No dobrze - mruknął. - Szkoda, że wcześniej mi

o tym nie przypomniałaś.

- Wpisałam do kalendarza, a przedwczoraj wysła­

łam e-mail.

Spojrzał na nią z niechęcią. Wystarczyło, by zaczęła

zachowywać się tak zasadniczo, a już się zastanawiał,

dlaczego tyle wysiłku wkłada w to, by przestać o niej

myśleć. Bezskutecznie zresztą.

- Co mam tam robić?
- Niles już coś obiecał w twoim imieniu - powie­

działa, włączając komputer - ale najważniejsze, żebyś

wypisał czek. Musisz się tam pokazać i udawać, że jest

background image

124 JESSICA HART

ci miło. To będzie szansa dla pracowników, żeby cię

poznać.

- W takim razie będzie mi potrzebna świeża koszula.

Kup mi w czasie przerwy na lunch. Mam spotkania
przez cały dzień.

Pracę zakończył dopiero o wpół do siódmej. Wszys­

cy pracownicy już pojechali do hotelu.

- Pójdę się przebrać - powiedziała, zdejmując suk­

nię z wieszaka.

Gabriel nawet nie uniósł głowy znad podpisywanych

dokumentów.

- Skorzystaj z mojej łazienki.
Wkładając złotą suknię, rozejrzała się po znajomym

wnętrzu. Tu po raz pierwszy przewijali Harry^go. Wy­
dawało się, że to było bardzo, bardzo dawno temu.

Wyszczotkowała włosy spadające luźno na ramiona
i spojrzała w lustro. Odruchowo spięła włosy do tyłu
Wychodząc z łazienki, natknęła się na Gabriela zmie­
niającego koszulę.

- Przepraszam - powiedziała, odwracając wzrok od

nagiego torsu.

- Do tej nowej koszuli potrzebne są spinki - powie­

dział zdenerwowany.

- Nie masz tu żadnych?

- Nie. Musimy kupić jakieś po drodze.

- Spóźnimy się. Zaraz coś wymyślę.

Przeszukała szufladę biurka i znalazła spinacze do

WYGRANA NA LOTERII

125

opasłych dokumentów: dwie wąskie blaszki połączone

gumką.

- To powinno się nadać.

Bez trudu zapiął lewy rękaw, ale z prawym miał już

kłopot. Bezradnie wyciągnął rękę, prosząc Tess o po­
moc. Stanęła tuż obok, czuła zapach jego ciała i miała
nieprzepartą ochotę przytulić się do niego. Gabriel spoj­
rzał na jej spięte włosy. Najchętniej zanurzyłby w nich
dłonie i usta.

- Wreszcie. Udało się - powiedziała.
Gabriel powoli wyciągnął ręce w kierunku jej twa­

rzy. Z radością pomyślała, że chce ją przytulić, ale on

tylko wyciągnął spinki z włosów, które łagodnie opadły

na ramiona.

- W tej sukni wyglądasz ładniej, gdy masz rozpusz­

czone włosy.

- Lepiej już chodźmy - zdołała wydusić ochrypłym

głosem.

Gdy dotarli do hotelu, spotkanie trwało w najlepsze.

Nileś przywitał ich z wyraźną ulgą.

- Wszyscy chętni do podpisywania czeków już

przyszli. Możemy zaczynać aukcję!

Stanął za stołem ustawionym na podwyższeniu. Po­

wtórzył zasady gry, potem energicznie uderzył drewnia­

nym młotkiem.

- Pierwsza oferta. John obiecał przepracować popo­

łudnie w ogródku. Od jakiej kwoty zaczynamy?

background image

126

JESSICA HART

Gabriel nie słuchał. Z daleka obserwował Tess stoją.

wśród dziewcząt z biura. Była taka chwila wtedy,

w jego gabinecie, gdy miał ogromną ochotę ją pocało­
wać. Ale dobrze się stało, że się opanował. Zawsze

zresztą trzymał się takich kobiet jak Fionnula. Znały
zasady, nie angażowały się niepotrzebnie. Tess była in
na. Słowa traktowała poważnie i wierzyła w obietnice
Jak najdalej od takich kobiet, pomyślał. Sięgnął po te­
lefon komórkowy, zastanawiając się, gdzie i o której
umówić się z z Fionnula.

- Sprzedane!

Rozległy się oklaski i Niles uderzył młotkiem.

- Dziesiąta oferta - oznajmił. - Wyjątkowa okazja

1

Tess Gordon obiecała romantyczną kolację. Zaczynamy
od dwudziestu pięciu funtów.

- Trzydzieści! '
Gabriel schował telefon i przysłuchiwał się coraz

bardziej zachmurzony. No nie! W ten sposób każdy

miał szansę się z nią umówić.

- Sto funtów! - zawołał Niles. - Jak dotąd najwyż-

sza kwota. Graham daje sto za romantyczną kolację. Kto

da sto dziesięć?

Graham, dyrektor zaopatrzenia, sprawiał wrażenie

niezwykle zadowolonego, natomiast Tess była wyraźnie
zażenowana.

- Czy ktoś da więcej? - Niles rozglądał się zadowo­

lony z uzyskania takiej sumy. - Po raz pierwszy, po raz
drugi.

WYGRANA NA LOTERII 127

- Tysiąc.

Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na Gabriela.
- Tysiąc funtów - powtórzył.

Niles promieniał.

- Czy ktoś da więcej za romantyczną kolację? Nie?

Tess. chyba będziesz musiała postarać się o wyjątkowe

przysmaki. Po raz pierwszy, drugi i trzeci. Obietnica

sprzedana panu Stearne'owi.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Rozległy się owacje, gwizdy i komentarze. Niles

ogłosił krótką przerwę na napełnienie szklanek. Tess

podeszła do Gabriela.

- Nie myślisz, że trochę przesadziłeś? Wszyscy do

brze się bawili, dopóki nie zachowałeś się tak ostenta

cyjnie - powiedziała przyciszonym głosem.

- Przecież to na szczytny cel. Sama mówiłaś, że

powinienem być hojny, więc musiałem włączyć się do
licytacji, a nie zale-żało mi na umyciu samochodu prze/
księgową w bikini.

- Wtedy przynajmniej udowodniłbyś, że masz po

czucie humoru. Przecież na romantycznej kolacji też ci

nie zależy.

Miał teraz niepowtarzalną okazję, żeby przekonać

i ją, i siebie, że wziął udział w tej absurdalnej licytacji
wcale nie z powodu Tess.

- Wręcz przeciwnie. Fionnula powiedziała któregoś

dnia, że byłoby miło zjeść czasem coś w domu. Nic

potrafię gotować, ale gdybyś przygotowała coś wyjął
kowego, moglibyśmy zorganizować jej naprawdę ro­

mantyczny wieczór.

WYGRANA NA LOTERII 129

Tess zesztywniała. Poczuła się tak, jakby przy wszyst-

kich uderzył ją w twarz. Jeszcze niespełna godzinę temu

miał ochotę ją pocałować - wiedziała o tym, zdradziło go

własne spojrzenie - a teraz oczekiwał, że przygotuje
romantyczny wieczór dla niego i tej, tej... Fionnuli

Jenkins!

' - Nie ma sprawy, w końcu za to zapłaciłeś - powie­

działa ozięble.

Pomyślała, że przygotuje coś wcześniej i nie bę-

k i e musiała być świadkiem ich romantycznego wie-

czoru. Gabriel sięgnął do kieszeni po książeczkę cze­

kową.

- Zostawię czek i spróbuję stąd wyjść.

- To raczej niemożliwe - stwierdziła Tess z odrobi­

na złośliwości. - Nie była jeszcze licytowana twoja
obietnica.

Złorzecząc pod nosem, ruszył na poszukiwanie Ni-

lesa. Niewiele się jednak od niego dowiedział.

- Proszę jeszcze nie wychodzić - poprosił Niles. -

wszyscy na pana liczą.

- Co będę musiał zrobić?

- To oczywiście niespodzianka, ale myślę, że się

panu spodoba.

Gabriel westchnął. Na pewno szykują drobną złośli­

wość nielubianemu szefowi. Trudno, jakoś to zniesie

i jeśli będzie trzeba, udowodni Tess, że ma poczucie
humoru. Pamiętał jej uwagi na temat polepszenia kon-

tów z pracownikami, więc przyłączał się do kolej-

background image

130 JESS1CA HART

nych grup i starał się podtrzymywać rozmowę. Wieczór

ciągną) się w nieskończoność. Wreszcie Niles zarządził

zakończenie przerwy.

- Czas na loterię. Obietnice, które nie brały udziału

w licytacji, będą losowane. Uczestniczą ci, którzy wy­

kupili losy.

Wśród śmiechów i żartów zaczęło się odczytywanie

obietnic i szczęśliwych numerów. Wygrywający ma­
chali losami.

- Czas na finał - zawołał w końcu Niles. - Specjal­

na obietnica pana Steame'a, który złożył już dziś hojny

datek. Wiem, że wiele pań marzy, by to ich los wygrał.

Zobaczmy, która będzie miała szczęście.

Gabriel spojrzał na Tess, unosząc pytająco brwi. Po­

kręciła przecząco głową. Naprawdę nie wiedziała, jaką

niespodziankę przygotował Niles.

- Proszę pana, zapraszam do mnie.
Tłum się rozstąpił. Zrezygnowany Gabriel podszedł

do Nilesa z wymuszonym uśmiechem.

- Pan Stearne przyrzekł pocałować panią, której los

zostanie wyciągnięty z kapelusza.

Rozległy się okrzyki i wiwaty. Gabriel nadal twardo

się uśmiechał. Powtarzał sobie, że przecież ma poczucie

humoru. Miał też nadzieję, że Tess to doceni.

- Dziewczyny, jesteście gotowe? - pytał Niles.

Rozległy się piski i śmiechy, gdy wyciągał szczęśli­

wy los.

- Może zechce pan sam odczytać - poprosił.

WYGRANA NA LOTERII

131

- Numer dziewięćdziesiąt siedem - przeczytał Ga­

briel i dodał zmienionym głosem: - Tess.

Najpierw z niedowierzaniem spojrzała na numer

swojego losu, potem na Gabriela. Wiedziała, że żadne
z nich nie może odmówić, bo oboje by się tylko ośmie­

szyli. Wśród zachęcających okrzyków pozwoliła się

więc wypchnąć naprzód i weszła na podwyższenie.

- Zdaje się, że musze dotrzymać obietnicy - powie­

dział Gabriel.

Zapadła pełna oczekiwania cisza. Ujął Tess za ręce,

czując na sobie spojrzenia tłumu śledzącego każdy jego
gest. Pomyślał, że lepiej mieć to już za sobą. Szybko
pochylił głowę i pocałował Tess w kącik ust.

- To ma być pocałunek? - zawołał ktoś wśród śmie­

chów i gwizdów.

Gabriel spojrzał jej w oczy. Zwilżyła językiem wargi

i lekko skinęła głową. Jeśli nie zrobią tego porządnie,

ludzie nigdy nie pozwolą im zejść z tego podwyższenia.

Niezręcznie objął ją w pasie i przyciągnął bliżej. Tess
oparła dłonie na jego piersi. Zapadła cisza. Gabriel spoj­
rzał na tłum i znów w oczy Tess. Czuł jej drżenie. Opu­

ściła powieki. Otaczający tłum przestał się liczyć. Ga­
briel przycisnął ją do siebie. Już dawno temu chciał ją
pocałować. Oszukiwał się, że jest inaczej. Tess przytu­

liła się do niego. Zapomniała o wszystkich wokół. Li­
czyło się tylko ciepło jego ust i uścisk mocnych ramion.
Gdy wreszcie wypuścił ją z objęć, stała przez chwilę

półprzytomna, nim dotarty do niej okrzyki i brawa wi-

background image

132

JESS1CA HART

d/ów, którzy nigdy nie przypuszczali, że staną sic

świadkami takiej sceny.

- Cóż, Tess, wiele dziewczyn będzie ci teraz zazdro

ścić - zażartował Niles. A potem zwrócił się do Gabrie­

la i cicho tłumaczył: - Trochę naturalnie pomogliśmy
losowi, rozumie pan? Mam nadzieję, że nie ma pan nit

przeciwko temu?

Gabriel zerknął na Tess. Zaczerwieniła się. Miała

ochotę zapaść się pod ziemię, a jednocześnie żałowała,

że pocałunek trwał tak krótko. Zeskoczyła z podwyż

szenia, a koleżanki i koledzy witali ją jak bohaterki;
Wszyscy uważali, że świetnie odegrała swoją role.

uśmiechała się więc i udawała, że doskonale się bawiła

- Nie, w porządku - odpowiedział powoli, nie pa

trząc na Nilesa.

Następnego dnia|Tess zjawiła się w biurze bard/n

zmęczona. Całą noc przewracała się z boku na bok,

usiłując zasnąć. Nie mogła zapomnieć pocałunku Ga
briela i dotyku jego rąk. Ostatecznie zdecydowała, zi­

ma tylko jedno wyjście: zachowywać się jak zwykli

i udawać, że potraktowała całą sytuację z przymruże­
niem oka.

W biurze panowała cisza. Gabriela jeszcze nie było

na godziny poranne miał umówione spotkanie. Nie mo-
gąc się skoncentrować na żadnej robocie, Tess zaczęła

porządkować dokumenty. Stała właśnie z plikiem pa
pierów przed jednym z regałów, gdy nagle usłyszała za

WYGRANA NA LOTERII 133

plecami głos Gabriela. Zjawił się co najmniej godzinę

wcześniej, niż się spodziewała. Tak ją to zaskoczyło, że

cały plik wysunął jej się z rąk. Zaczerwieniona i zde-

nerwowana usiłowała wszystko pozbierać.

- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć - po-

wiedział.

- Nic nie szkodzi. Po prostu jeszcze się ciebie nie

spodziewałam.

Gabriel odłożył teczkę na biurko i schylił się, żeby

jej pomóc. Spojrzeli sobie w oczy. On także miał za
sobą ciężką noc. W efekcie poranne spotkanie skończy-

ło się fiaskiem, bo zupełnie nie potrafił się skupić.

Wściekły na siebie dotarł do biura.

Tess stała teraz obok biurka, układając rozsypane

dokumenty. Zaczesane do góry włosy odsłaniały szyję.

Miał ochotę ją pocałować. Ciekawe, jak by zareagowa-

ła. Czy odsunęłaby się przestraszona, czy może z uśmie-

chem przytuliła do niego? Z trudem przywołał się do

porządku.

- Czy mogłabyś przyjść do mojego gabinetu, gdy skoń­

­­­­z z tymi papierami? - spytał, zabierając swoją teczkę.

Weszła zupełnie już opanowana, z nieodłącznym no­

­­sem w ręku. Gabriel podyktował kilka listów i termi-

ny planowanych spotkań, potem zamilkł, przekładając

dokumenty na biurku.

- W sprawie wczorajszego wieczoru - zaczął nie-
zręcznie - chciałbym wiedzieć, kto zaaranżował taką

sytuację

background image

134

JESSICA HART

Tess nawet się domyślała, ale potrząsnęła przecząc"

głową.

- Nie wiem. Nie powinieneś robić z tego użytku. To

miała być tylko zabawa.

- Nie uważam, żeby to było zabawne - powiedział

patrząc jej w oczy - A ty?

Odwróciła wzrok.
- Myślę, że dobrze się stało. Pokazałeś wszystkim,

że potrafisz żartować. Także z samego siebie. To bar-

dziej ci pomoże nawiązać dobre kontakty z pracowni

kami niż setki okólników.

- Czyli wszystko jest w porządku?

Zaczęła się bawić długopisem.

- Wiem, że był to żart nie najwyższego lotu, ale jest

za późno, żeby coś zmienić.

- A ty? Przecież nie tylko ja stałem się obiektem tego

żartu?

Drażnił go jej spokój. Pomyślał, że wydarzenia po

przedniego dnia widać nie poruszyły jej tak jak jego,

Wzruszyła ramionami.

- Wyraźnie zmieniła się opinia na mój temat. Do-

tychczas uważali mnie za trochę sztywną.

Pochyliła się w stronę Gabriela.

- Zgadzam się, że sytuacja była głupia - stwierdzila

nonszalancko - ale chyba nie było to straszne przeżycie,
prawda?

Gabriel nie odpowiedział. Nie mógł zapomnieć chwi-

li, gdy trzymał ją w ramionach.

WYGRANA NA LOTERII 135

- Pocałowaliśmy się. Teraz możemy zapomnieć

o całej sprawie. Cel był szlachetny. Dzięki aukcji zebra­

li dużo pieniędzy. Właśnie, skoro o tym mowa, kiedy
mam spełnić obietnicę, za którą tyle zapłaciłeś?

Gabriel postanowił równie lekko traktować sprawę

pocałunku.

- Sprawdzę, czy Fionnula ma wolny weekend - po­

wiedział. - Może w sobotę wieczorem?

- Świetnie.

- Jest tak ciemno, że nie widzę, co robię - narzekał

Gabriel, spoglądając znad dokumentów, które usiłował
czytać.

Tess zgasiła górne światła i zaciągnęła zasłony. Włą­

czyła lampę stojącą na stoliku.

- Nie musisz teraz czytać. Romantyczna kolacja to

przede wszystkim odpowiedni nastrój.

Powiedziała sobie, że skoro za to zapłacił, i to słono,

będzie miał kolację. Wypakowała kwiaty i świece. Roz­

stawiła je na stolikach.

- Potrzebna jest jeszcze muzyka - stwierdziła, spo­

glądając z zadowoleniem na przystrojone wnętrze.

- Nie mam tu żadnego sprzętu - powiedział Ga­

briel. Cały czas obserwował spod oka, jak poruszała

się z wdziękiem, mimo fartucha i poro/ciąganego

swetrą.

- Przyniosłam odtwarzacz - powiedziała. - Odbiorę

go, gdy przyjadę po resztę rzeczy. Teraz chodź, pokażę

background image

136 JESSICA HART

ci, co trzeba zrobić. Masz tu przystawki i dwa desery

- objaśniła, otwierając lodówkę. - Szampan się chłodzi

Kurczaka wystarczy podgrzać.

- Ale będziesz tu, żeby się tym zająć, prawda?

- Ja? Oczywiście, że nie! Fionnula z pewnością nie

uznałaby wieczoru za nadzwyczaj romantyczny, gdy
bym kręciła się wam za plecami. Wyjdę, nim ona sie
zjawi. Na którą się umówiłeś?

- Na ósmą - odpowiedział bez entuzjazmu. Zasta

nawiał się, jak do diabła wpakował się w taką sytuacje

Tess spojrzała na zegarek. Było dwadzieścia po siód­

mej. Miała jeszcze czas, żeby przygotować sałatkę.

- Czy mógłbym w czymś pomóc? - spytał.

- Dziękuję. Najwyższy czas, żebyś się przebrał.
Gabriel bez słowa poszedł do łazienki. Stojąc pod

natryskiem, cały czas myślał o Tess.

- Czy romantyczny nastrój wymaga, żebym włożył

krawat? - spytał, gdy zjawił się w kuchni. Mokre włosy
opadały mu kosmykami na twarz, a żółta koszula pod

kreślała kolor oczu. Wyglądał wspaniale.

- Tak jest dobrze - powiedziała ochrypłym głosem

- Ładnie wyglądasz.

- Tess... - zaczął, lecz natychmiast przerwał.

Nastała chwila krępującej ciszy. W tym momencie

zadzwonił jego telefon komórkowy. Oboje podskoczyli

Gabriel odszedł w głąb mieszkania i rozmawiał przyci­

szonym głosem. Wrócił z ponurą miną.

- To Fionnula - stwierdził. - Nie przyjdzie.

WYGRANA NA LOTERII 137

Tak po prostu poinformowała go, że w ostatniej

chwili dowiedziała się o występie na żywo w telewizji.

Musiała w końcu pokazywać się publicznie i dbać

o swój wizerunek.

- Wiem, kochanie, że to nudne, ale muszę - powie­

działa.

- Przecież dzisiaj miał być wyjątkowy wieczór. - Ga­

briel próbował ją przekonać. - Tess włożyła mnóstwo
pracy, żeby specjalnie dla nas przygotować kołację.

Na chwilę zapadła wiele znacząca cisza.

- Tess? To ta, na którą gapiłeś się w restauracji?

- wycedziła słodko Fionnula.

- Tak... nie! - pospiesznie się poprawił.

- Musi być wyjątkową asystentką, jeśli dla ciebie

gotuje i robi tyle innych rzeczy. Nic dziwnego, że jesteś
w niej zakochany. Powinieneś się z nią ożenić. Nie bę-
dziesz musiał wtedy płacić jej pensji.

- Nie jestem w niej zakochany - warknął. - Po pro-

stu Tess poświęciła wieczór, żeby wszystko dla ciebie

przygotować. Cały wysiłek pójdzie na marne.

- A my nie możemy zawieść twojej niezwykłej asy-

stentki. prawda? Jeśli tak się tym przejmujesz, to razem

zjedzcie ten wspaniały posiłek. Mam ciekawsze propo-

zycje! - zakończyła, rzucając słuchawkę.

Gabriel był wściekły. Uważał, że wyszedł na głupca.

- Jest zajęta - wyjaśnił. - Przykro mi.
- Wszystko się zmarnuje - powiedziała Tess, rozglą-

dając się wokół. - Może spróbuj zaprosić kogoś innego?

background image

138 JESSICA HART

Spojrzał na jej fartuch, porozciągany sweter, ślad

mąki na policzku. Nie, na pewno nie był w niej zako-

chany. Fionnula się myliła. Uspokoił się.

- Miałaś na dziś jakieś plany?
- Nie - przyznała po chwili.
- To zostań i zjemy razem. Już za późno, żeby kogoś

zapraszać. Jedzenie się zmarnuje.

- Zamówiłam taksówkę.

- Zadzwoń i odwołaj.

Spojrzała na sweter, starą bluzkę i buty.

- Nie jestem odpowiednio ubrana,

- Mnie to nie przeszkadza. Wystarczy, że zdejmiesz

fartuch - powiedział zdecydowanie. - Idź się odświe­
żyć, a ja zadzwonię w sprawie taksówki.

Poddała się. Poszła umyć twarz i ręce. Poprawiła

makijaż. Zdjęła sweter, pod którym miała obcisłą bluz
kę. Spojrzała w lustro i poczuła się pewniej.

- Mam tu szampana i kieliszki. Co jeszcze potrze

bujemy, żeby zacząć? - spytał Gabriel, gdy wyszła z ła

zienki.

- Zapalę świece. - Po chwili pomieszczenie tonęło

w świetle delikatnych, migoczących płomyków. Cofnę­
ła się, żeby sprawdzić efekt.

- Doskonale - stwierdziła z uśmiechem.

Usiadła na dużej sofie i zdjęła pantofle, żeby wygód-

nie podwinąć nogi. Gabriel otworzył szampana.

- Za co pijemy? - spytał, podając jej kieliszek.
- Za dotrzymanie obietnic?

WYGRANA NA LOTERII 139

- Za obietnice - potwierdził.

Zadźwięczały kieliszki, a potem zapadła cisza. Tess

rozejrzała się, ale jej spojrzenie wracało do Gabriela.

Złapała się na tym, że bezwiednie patrzy mu głęboko

w oczy. Odstawiła kieliszek. Pomyślała, że to szaleń­

stwo. Nie powinna zostawać, nie powinna godzić się na
tę kolację.

- Sprawdzę, co się dzieje w kuchni.

Przyrzekła sobie, że się opanuje. Żadnych spojrzeń,

wyobrażania sobie wzajemnych czułości. Kiedy wróciła
na sofę, uśmiechnęła się i zaczęła rozmowę na obojętny
temat. Mówili początkowo o pracy, potem o Harrym,
rodzeństwie, o urokach i problemach własnego dzieciń­
stwa. Siedzieli dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tess

jadła niewiele. Obserwowała, jak delikatne światło

świec podkreśla rysy twarzy Gabriela. Jakże chciała,

żeby znów ją pocałował. Miała ochotę rozpiąć mu ko­

szulę i przytulić się.

- Za chwilę przyjedzie taksówka - powiedziała

zdławionym głosem - powinnam posprzątać.

- Zapomnij o sprzątaniu. Romantyczne kolacje

zwykle nie kończą się zmywaniem, prawda?

Powoli uniosła wzrok. Spojrzała mu w oczy.
- Tak. To prawda.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gabriel wstał, odsuwając krzesło.
- Usiądźmy gdzieś wygodniej - zaproponował.
Tess z kieliszkiem w ręku przeniosła się na brzei!

sofy obok Gabriela. Obserwowała płomyki świec, sta-

rając się nie patrzeć w jego kierunku.

- Muzyka się skończyła - zauważył i ponownie

włączył odtwarzacz.

Była to składanka piosenek miłosnych z lat pięćdzie-

siątych i sześćdziesiątych. Nastrojowe utwory, których

Gabriel nie słyszał od lat. Odwrócił się do Tess siedzącej

w napięciu.

- Chodź - powiedział nagle - zatańczymy. Roman-

tyczny wieczór nie może się obyć bez tańca.

- Nie, naprawdę. Beznadziejnie tańczę.
- Nie wierzę - stwierdził, pomagając jej wstać. Kie-

liszek z winem odstawił na stolik. - Jesteś dobra we

wszystkim.

Pomyślała, że nie potrafi mu niczego odmówić i że

już właściwie nie wie, dlaczego nie wolno jej się w nim

zakochać.

WYGRANA NA LOTERII 141

Gabriel ujął jej dłoń i objął w pasie, przyciągając do

siebie. Niechcący nadepnął jej na palce.

- Widzisz - szepnął - ja też nie umiem tańczyć.

Przynajmniej możemy tu stać i trochę się pokołysać.

Tess pomyślała, że to zupełne szaleństwo. Nigdy już

nie będzie tak jak dotychczas. Czy pamiętając, jakie to
uczucie trwać w jego ramionach, będzie mogła nadal
być jego asystentką? Powinna wyjść w odpowiednim

momencie. Teraz na rozważania o tym było już za
późno. Jednak tańcząc z Gabrielem w ciepłym świetle
świec, wcale nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Nie
chciała też myśleć o powrocie do pracy w poniedzia­
łek. Będzie musiała udawać, że ta chwila nigdy się nie

zdarzyła. Teraz liczyli się tylko oni. Czuła gorący do­
tyk jego dłoni. Zamknęła oczy. Gabriel objął ją moc­

niej, wtulił twarz w jedwabiste włosy i wdychał ich
zapach.

- Przyznasz, że dopiero teraz jest romantycznie -

zauważył.

Potwierdziła skinieniem głowy.

- Gdybyśmy traktowali to na serio, powinienem cię

teraz pocałować.

- Ale nie jest na serio. - Głos z trudem wydobywał

się z jej gardła. - Tylko udajemy.

- Na pewno?
Pochylił głowę, dotykając ustami jej ucha.

- To... nierozsądne - szepnęła.
- Nie chcę być rozsądny, a ty?

background image

142

JESSICA HART

Delikatnie odsunął z jej twarzy kosmyk włosów. Do-

tknął policzka i spojrzał w oczy.

- A ty? - powtórzył łagodnie.

Zaprzeczyła ruchem głowy. Dotknął wargami jej ust

Poddała się uczuciom, które wzbierały w niej przez cały
wieczór. Zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniła po
całunek. Nie zdawała sobie sprawy, jak to się stało, że
po chwili znów znalazła się na sofie, a Gabriel całował

jej szyję. Palce wplotła mu we włosy. Ostrożnie wsunął

dłoń pod jej bluzkę. Poczuła narastające pożądanie.

Ostry dźwięk dzwonka zagłuszył nastrojową muzy-

kę. Gabriel pierwszy uniósł głowę.

- To pewnie moja taksówka - niepewnym głosem

powiedziała Tess, próbując wstać.

- Zostań - nalegał Gabriel. - Zapłacę mu i powiem,

żeby odjechał.

- Nie... lepiej już pójdę.
- Jesteś pewna?

Przez chwilę się wahała. Ciało domagało się, żeby

dała się przekonać, ale rozsądek podpowiadał, że prze­
cież do tej pory Gabriel zupełnie ignorował ją jako
kobietę. Przypomniała sobie nagle wszystkie powody,
dla których nie powinna zostać.

- Tak.

Gabriel podszedł do domofonu.
- Jeszcze pięć minut - powiedział krótko. Odwrócił

się do Tess, która drżącymi rękami pakowała swoje

rzeczy.

WYGRANA NA LOTERII 143

Przy drzwiach pocałował ją mocno na pożegnanie.

- Chciałbym, żebyś została.

- Nie mogę.
- Tchórz - szepnął.

- Może - zmusiła się do uśmiechu - ale rozsądny.
Gabriel przesunął palcem po jej policzku.

- Przed chwilą nie byłaś taka rozsądna.

- Dałam się ponieść romantycznemu nastrojowi. -

Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy. - Myślę, że po­

winniśmy zapomnieć o tym wieczorze.

Zapadła cisza. Gabriel opuścił ręce.

- Naprawdę tego chcesz? - spytał z niedowierza­

niem w głosie.

- Tak - powiedziała wbrew sobie. - Rano wszystko

będzie wyglądać inaczej, a w poniedziałek znów przyj­

dę do biura jako twoja sekretarka. To będzie możliwe

tylko wtedy, gdy oboje udamy, że nic się nie stało.

Gabriel długo na nią patrzył, nim wreszcie skinął

głową.

- Zgoda. Nie będę cię nachodził ani wydzwaniał.

Jeśli jednak dziś zmienisz zdanie, wróć...

Tess siedziała w taksówce sztywno wyprostowana,

patrząc w zamyśleniu na oświetlone ulice Londynu.
Wiedziała, że postąpiła słusznie. Ale Gabriel miał rację,

nazywając ją tchórzem. Bała się w nim zakochać. Nie
chciała, żeby skrzywdził ją tak jak 01iver. Gabriel był

jednak inny. Nie składał obietnic, nie kłamał. Nie robił

planów na przyszłość. Zaproponował jej tylko wspólną

background image

144

JESSICA HART

noc. Powiedział, że będzie czekać. Taksówka właśnie
skręcała, gdy Tess pochyliła się do kierowcy.

- Zmieniłam zdanie. Może pan zawrócić?

Kierowca mruknął coś pod nosem, ale posłusznie

przejechał z powrotem całą trasę i zatrzymał się po dru­

giej stronie ulicy, naprzeciw mieszkania Gabriela. Tess
sięgnęła po banknoty trzęsącymi się rękami. Zerknęła
przez okno i w tej chwili spostrzegła rudowłosą kobiett

naciskającą guzik domofonu.

Fionnula. Tess zamarła. Czyżby Fionnula zdecydo-

wała się przeprosić Gabriela? A może, co gorsza, to on
do niej zadzwonił, przekonany, że Tess już nie wróci?
Pocieszała się, że na pewno jej nie wpuści, jednak po
chwili Fionnula weszła do środka. Pocałują się przy

drzwiach? Usiądą na sofie czy pójdą prosto do łóżka

?

Tess zacisnęła powieki. To była wyłącznie jej wina.

Mogła zostać. Teraz wiedziała jednak, że lepiej było
wyjść. Wmawianie sobie, że wystarczyłaby jej jedna
noc, nie miało sensu. Zakochała się. Jaki los by ją czekał
przy Gabrielu, który nie uznawał kompromisów, po­

święceń i trwałych związków?

- Bierze pani resztę?

Pytanie taksówkarza wyrwało ją z zamyślenia

Wyciągał do niej dłoń z monetami i spoglądał nieco
podejrzliwie.

- Przepraszam, pomyliłam się. Chcę jednak jechać

do domu.

WYGRANA NA LOTERII 145

- Dzień dobry,Tess.
- Dzień dobry.

Spojrzał na nią urażony. Jak mogła być tak obojętna?

Zupełnie wymazała z pamięci sobotni incydent. On nie
potrafił tego zrobić. Po jej wyjściu zdmuchnął świece

i zabrał się za sprzątanie. Kiedy nagle zadzwonił domo­

fon, był pewien, że jednak wróciła!

- Wjedź na górę - wyszeptał. - Będę czekał przy

windzie. - Gdy drzwi windy powoli się rozsuwały, po­

wiedział: - Cieszę się, że przyszłaś... - i przerwał w pół
zdania, widząc uwodzicielsko uśmiechającą się do nie­
go Fionnulę.

Na wspomnienie sceny, która potem nastąpiła, aż się

wdrygnął. Był rozczarowany. Wściekły. 1 dopiero po
chwili dotarło do niego, co mówiła.

Niedzielę spędził, czekając na telefon Tess. Kilka­

krotnie sam chciał zadzwonić, ale odkładał słuchawkę.
Przecież obiecał, że nie będzie jej nękał. Jeśli teraz

chciała udawać, że nic się nie stało, to trudno. Niech tak

zostanie. Nie zamierzał przyznać się, jak bardzo to prze­
żywa. Nigdy jeszcze nie czuł się tak źle i drażnił go ten

stan. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby Tess tego ranka
dała mu odczuć, choćby w najmniejszym stopniu, że

sobotnie spotkanie miało dla niej jakiekolwiek znacze­
nie. Nie zdoła jej zapomnieć, widując ją codziennie.
Najlepiej będzie, jeśli wyjedzie na jakiś czas. Tym bar­
dziej, że dawno nie odwiedzał biura w Stanach. Będzie
tak zajęty, że na myślenie o Tess nie wystarczy czasu.

background image

1 4 6 JESS1CA HART

- Chciałbym, żebyś zarezerwowała mi miejsce na

lot do Stanów dziś po południu - polecił. Czekał na

jakieś oznaki rozczarowania, ale zapytała tylko, kiedy

wróci.

- Jeszcze nie wiem.
- Co z planowanymi spotkaniami?
- Przełóż je.

- Dobrze.

Spojrzała na niego znad okularów.
- Czy nie będzie cię dłużej niż tydzień?
- Możliwe. Dlaczego pytasz?
Zamarł. Czyżby chciała powiedzieć, że będzie jej go

brakować?

- Myślę, że powinnam cię uprzedzić. Dziś składani

wymówienie. Oczywiście z miesięcznym wyprzedze­
niem, ale może będziesz chciał mnie kimś zastąpić, nim

wyjedziesz.

Gabriel patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Odchodzisz? Czy z powodu tego, co zdarzyło się

w sobotę? - wyrwało mu się, choć obiecywał sobie, że
o to nie zapyta.

- Nie. - Wyraźnie jednak unikała jego wzroku. -

Ustaliliśmy już, że to nie miało znaczenia.

Pomyślał z goryczą, że ona tak zdecydowała. Jego

uczuć najwyraźniej nie brała pod uwagę.

- Więc, dlaczego?
- Zaproponowano mi dobrą pracę- wyjaśniła. - Bę­

dę szefem biura. Od dawna chciałam wyrwać się z se-

WYGRANA NA LOTERII 147

tariatu i mam teraz doskonałą okazję, żeby zadbać

o własną karierę.

Zacisnął zęby. Nie miał jak jej przekonać, żeby zo­

stała.

- Domyślam się, że potrzebne ci będą referencje?
- To nie jest konieczne. Steve zna mnie wystarcza­

jąco dobrze.

Gabriel aż sapnął ze złości.

- Steve Robinson? - spytał, marszcząc brwi. - To

u niego będziesz pracować?

- Tak.
- Rozumiem.

Był wściekły. Odchodzi do Steve'a Robinsona!

- Cóż, pewnie powinienem ci pogratulować - wy­

dusił.

- Dziękuję.

Ruszył w stronę gabinetu.

- Zawiadom dział kadr, żeby natychmiast dali ogło­

szenie. Chcę, żeby ktoś kompetentny zaczął pracę jak
najszybciej.

Tess spojrzała za nim ze łzami w oczach. Czy tylko

tyle znaczyła dla Gabriela? Kompetentna sekretarka,
którą można w razie potrzeby zastąpić? Tak jak w so­
botę zastąpiła ją Fionnula?

Dobrze, że wyjeżdżał. Łatwiej zniesie najbliższy

miesiąc. Ale to i tak nie miało znaczenia. W niedzielę,
gdy dzwoniła do Steve'a w sprawie pracy, wiedziała, że

jest za późno. Zakochała się w Gabrielu. Zmiana pracy

background image

148

JESSICA HART

dała jej tylko szansę, żeby opuścić go z godnością. Nie­
było to wiele.

Sześć tygodni później Tess wysiadła z autobusu, usi­

łując w strumieniach deszczu rozłożyć parasol. Podmu-
chy wiatru były jednak tak silne, że w końcu się pod
dała. Postawiła kołnierz i ruszyła w stronę domu. Było

ciemno, zimno i ponuro. Pomyślała, że aura świetnie
pasuje do jej nastroju.

Od dwóch tygodni pracowała w nowej firmie. Biuro

było ładne, ludzie przyjaźni, praca zajmująca. Osiągnęla
cel, o którym marzyła. Teraz pozostało jej tylko za

pomnieć o Gabrielu. Miała nadzieję, że im więcej mi­

nie czasu, tym będzie łatwiej. Na razie jej się to nic
udawało.

Ostatnie tygodnie w SpaceWorks były męczarnią

Gabriel przedłużył pobyt w Stanach, potem wpadł na

jeden dzień, żeby zatwierdzić przyjęcie nowej sekretar­

ki i zaraz odleciał do Frankfurtu. Nie był na pożegnaniu

Tess, wysłał tylko e-mail z podziękowaniem za współ­

pracę i życzeniami sukcesu w nowej pracy, ale tak ofi­

cjalny, że gdy czytała, łzy same napłynęły jej do oczu.

Przysłał też kwiaty, lecz był to gest zupełnie bez zna­

czenia. Jedna z sekretarek przyznała, że Gabriel za­

dzwonił do niej, żeby je zamówiła.

Tess wielokrotnie powtarzała sobie, że postąpiła

słusznie, ale to wcałe nie pomagało. Cierpiała. Wyob­
rażała sobie, jak inaczej mogłoby wszystko się poto-

WYGRANA NA LOTERII 149

czyć, gdyby Gabriel przekonał ją tamtego wieczoru,
żeby z nim została. Mogliby znów obudzić się razem,

kochać się nawet przez całą leniwą niedzielę i razem

pojechać do pracy w poniedziałek. I co dalej? Tu za­

wsze urywały się jej marzenia. Miała szansę na noc lub

dwie, nie dłużej. Była przecież piękna Fionnula, która

nie marzyła o wspólnej przyszłości i nie oczekiwała od
niego więcej, niż sam miałby ochotę jej ofiarować. Tak,

to nie miałoby sensu. Słusznie zrobiła, odchodząc.

Szła przez ulicę ze spuszczoną głową. Wiatr targał jej

włosy, deszcz uderzał po twarzy. Dopiero gdy otworzyła

furtkę, spostrzegła, że ktoś czeka na schodach. To był

Gabriel. Podobnie jak ona usiłował osłonić się przed

deszczem. Z twarzy i włosów kapała mu woda. Patrzy­

ła, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę on.

- Witaj, Tess.

- Co tu robisz? - spytała ochrypłym głosem.
- Chciałem się z tobą zobaczyć.

Wreszcie zauważyła, że deszcz spływa mu po twarzy.

- Lepiej wejdź do środka - powiedziała, otwiera­

jąc drzwi drżącymi rękami.

Wszedł za nią do przedpokoju.

- Daj płaszcz - poprosiła niezręcznie. - Jest całkiem

przemoczony! - zawołała, gdy poczuła jego ciężar.

- Czekałem prawie dwie godziny - wyjaśnił Ga­

briel. - Myślałem, że wrócisz wcześniej.

- Zostałam dłużej w pracy.

- W piątkowy wieczór?

background image

150

JESS1CA HART

No cóż, nie musiała się spieszyć do pustego domu.
- Owszem. Wejdź dalej. Usiądź.
Gabriel zasiadł w fotelu, ocierając krople deszczu

z czoła. Tess zaciągnęła zasłony. Włączyła lampy i gaz
w kominku.

- Widziałem wczoraj Harry'ego - zaczął Gabriel.

- Zabrałem ze sobą Grega, żeby poznał syna.

- Jak poszło? - spytała.

- Wydaje mi się, że w porządku. Greg miał dobry

dzień. Nawet zaproponował Leanne małżeństwo, ale

stwierdziła, że raczej powinni zostać przyjaciółmi. Ona
nie jest głupia. Wie, że Greg jest niesolidny. Zgodziła
się na pomoc finansową, więc nie będzie musiała więcej
zostawiać Harry'ego.

- Czy ta pomoc finansowa będzie od Grega?
- Przynajmniej Leanne tak myśli.

Tess skinęła głową ze zrozumieniem. Dotychczas nic

można było powiedzieć o Gabrielu, że jest hojny.

Zapadła cisza.
- Czy tylko o tym chciałeś ze mną rozmawiać? -

spytała w końcu.

Gabriel rozluźnił kołnierzyk.

- O tym też, ale po prostu chciałem cię zobaczyć

- przyznał. - Brakuje mi ciebie.

- Dopiero od dwóch tygodni masz nową asystentkę

- powiedziała Tess. - Trzeba trochę czasu, żebyś się do

niej przyzwyczaił.

- Nie rozumiesz? Tęsknię za tobą.

WYGRANA NA LOTERII

151

Tess poczuła, jak wali jej serce. Nie była w stanie

dusić słowa. Mogła tylko patrzeć na Gabriela.

- Dlatego przyszedłem. Nie było dnia, żebym nie

tęsknił za tobą. Myślałem, że jeśli wyjadę do Stanów,

zapomnę, ale ciągle o tobie myślałem. Wydawało mi

się, że będzie lepiej, gdy odejdziesz. Jednak z dnia na

dzień było gorzej. Wreszcie dotarło do mnie, że nie

potrzebuję nowej sekretarki, tylko ciebie.

Spojrzał niepewnie na Tess.

- Wiem, że świetnie radzisz sobie sama. Ja też za-

wsze byłem sam. Jakoś to przeżyję, jeśli... Po prostu

zastanawiałem się, czy byłoby nam dobrze razem. My­

­lę, że tak. Moglibyśmy być szczęśliwi.

Przerwał i uśmiechnął się.

- Tess, wiem, że trudno ci uwierzyć. Chciałbym tyl-

ko wynagrodzić ci to, że bywałem niemiły, podnosiłem
na ciebie głos i utrudniałem ci życie. Wyjdźmy gdzieś

razem i zacznijmy jeszcze raz - powiedział niepewnym

tonem. Wziął głęboki oddech. - Chciałbym cię prosić,

zebyś poszła gdzieś ze mną na kolację.

Prosił o tak niewiele, że miała ochotę się roześmiać,

Czy naprawdę nie widział, jak bardzo jest w nim zako-

hana?

- Na kolację? - upewniła się z uśmiechem. - Dokąd

chciałbyś pójść? Do „Cupiditas"?

- Dokąd tylko zechcesz.
Tess udała, że się zastanawia, i pokręciła odmownie

łową.

background image

152

JESSICA HART

- Nie jestem głodna.
- Nie musimy jeść - mówił zdesperowany. - Może

my pójść do kina.

- Nie chcę nigdzie wychodzić.
Patrzył na nią przez chwilę.

- Oczywiście. Rozumiem.

Pochylił się, żeby wstać z fotela.

- Dzięki, że mnie wysłuchałaś. Chciałem tylko

powiedzieć, co czuję. Teraz już nie będę ci się na­
rzucał. Obiecuję.

- Nie odchodź - powiedziała łagodnie. Podeszła do

niego i usiadła mu na kolanach. - Nie chcę wychodzić
- szepnęła - bo wolę, żebyśmy zostali.

- Tess - wymamrotał z niedowierzaniem, gdy go

pocałowała. Objął ją i wargami dotknął jej ust.

- Kocham cię - powiedziała, całując go w policzek

i znowu w usta. - Kocham cię - powtórzyła. - Potrze­
buję cię i też tęskniłam za tobą.

Gabriel zanurzył palce w jej mokrych włosach i spoj­

rzał głęboko w oczy.

- Nie możesz mnie kochać. Jestem samolubnym,

ponurym zrzędą. Nie zrobiłem niczego, za co mogłabyś

mnie pokochać.

Tess uśmiechnęła się do niego z czułością.

- Wydaje mi się, że zakochałam się w tobie tego

dnia, gdy pojawił się Harry i razem zmienialiśmy mu

pieluchę.

Gabriel roześmiał się.

WYGRANA NA LOTERII

153

- Mam bardziej romantyczne wspomnienia. Pamię­

tasz, jak obudziliśmy się razem następnego dnia?

- Pamiętam - szepnęła. Mocniej objęła go za szyję.

- Nie chciałam wtedy, żebyś przestał mnie całować -
przyznała z westchnieniem.

- Następnym razem nie przestanę - odpowiedział,

uśmiechając się. Przytulił ją.

Gdy Tess odzyskała oddech po kolejnym pocałunku,

oparła głowę na ramieniu Gabriela. Czuła się bardzo

szczęśliwa.

- Szkoda, że nie wiedziałam - westchnęła, myśląc

o długich, smutnych nocach, kiedy powstrzymywała się

od płaczu. - Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że
mnie kochasz?

- Sam o tym nie wiedziałem, aż do tego wieczoru,

kiedy przygotowałaś romantyczną kolację i zaczęliśmy
się całować. Jednak w poniedziałek zachowywałaś się
tak, jakbyś tego żałowała. Potem powiedziałaś, że od­
chodzisz z pracy. Jakbyś chciała o wszystkim zapo­

mnieć. Wyrzucić mnie z pamięci...

- Bałam się, że się domyślisz, jak bardzo cię kocham

- wyznała Tess.

Gabriel odsunął z jej twarzy kosmyk włosów.
- Postąpiłam jak tchórz, a potem żałowałam przez

całą drogę do domu.

- Szkoda, że nie wróciłaś.
- Wróciłam.

Zdziwiony uniósł głowę.

background image

154 JESSICA HART

- I wtedy zobaczyłam, że Fionnula idzie do ciebie.
- Przyszła. Pobiegłem otworzyć, bo myślałem, że to

ty. Zobaczyłem ją i nagle zdałem sobie sprawę, jak bar­

dzo zależało mi na twoim powrocie. Nie chodziło mi

o noc z tobą, ale żebyś pokochała mnie tak jak ja ciebie.

Tess spojrzała mu w oczy i delikatnie go pocałowała.

- Kocham cię.
- Zmarnowaliśmy tyle czasu - zaczął żartobliwie

gderać,

- Nie zmarnujemy już ani chwili - pocieszyła go.

- Resztę życia spędzimy razem.

- Obiecujesz? - spytał, obejmując dłońmi jej twarz.
- Tak, obiecuję.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Liczyć na loterie czy nie
Jessica Hart Uroki przyjaźni
Carolyn Hart Śmierć na życzenie Morderstwo na zamówienie (2016)
Czechow Antoni Los na loterii
Mackenzie Myrna Romans Duo 1009 Los na loterii
326 Jessica Hart Serce nie sługa
Carolyn Hart Smierć na żądanie
Juliusz Verne Los na loterię [pl]
Carolyn G Hart Śmierć na żądanie
Ogień i woda Jessica Hart ebook
Jessica Hart Debbie czy Debora

więcej podobnych podstron