Wtorek, godz 15 00 fragment

background image
background image
background image

Małgorzata Szyszko-Kondej

Agencja Edytorska Ezop

Warszawa 2013

background image

Redakcja: Dorota Koman

Korekta: Elżbieta Cichy

Opracowanie graficzne i projekt okładki: Sylwia Szyrszeń

Zdjęcie na okładce: Thomas Grass/Getty Images/Flash Press Media

Skład i łamanie: Mariola Cichy

Copyright © by Małgorzata Szyszko-Kondej

Copyright © by Agencja Edytorska „Ezop”

Wydawca: Agencja Edytorska „Ezop”

01-829 Warszawa, Al. Zjednoczenia 1/226

tel. (22) 834 17 56

e-mail: 2ezop@wp.pl

www.ezop.com.pl

Warszawa 2013

ISBN 978-83-89133-85-4

Zapraszamy do naszego sklepu internetowego www.ezop.com.pl.

background image

UWAGA KONKURS!!!
Wtorek, godzina 15.00

Zrób telefonem komórkowym krótki (do 3 minut) film i prześlij

go do Sekcji Filmowej Domu Kultury w Warszawie. Start: wtorek
godzina 15.00.

Pokaż nam to, co jest ważne dla ciebie, twoich bliskich, przyjaciół

i twego otoczenia.

Konkurs adresowany jest do młodzieży w wieku od 11 do 14 lat.
Prace należy przesyłać do 30 października.
Finalistów zaprosimy na uroczyste rozdanie nagród!
Nagrodą główną jest Złota Kamera i wycieczka do Paryża.
Regulamin konkursu i karta zgłoszenia znajdują się na stronie

www.wtorekgodzina15.pl.

WTOREK, GODZINA 15.00  

5

background image
background image

T Y T U Ł F I L M U

Aniołki Pani Krysi

R E Ż Y S E R I A , S C E N A R I U S Z

Gabrysia Czarnota

W I E K

14

background image
background image

Co jest ciekawego w mojej miejscowości? Co interesującego

może być w ludziach, którzy mnie otaczają? NIC! Bo u nas nic się
nie dzieje.

Domy i ulice są zwyczajne, nikt się niczym nie wyróżnia. Nuda.
O czym więc mam kręcić film, żeby zdobyć główną nagrodę i po­

lecieć do Paryża? Kto mi podpowie?

– Nakręć historię naszego domu – proponuje dziadek.
– Co może być interesującego w starym domu? – dziwię się.
– Dom, w którym mieszkasz, zbudował w 1933 roku mój dziadek

Piotr, czyli twój prapradziadek. Czy przysłuchiwałaś się, jak skrzy­
pią schody? Na pewno mogłyby wiele opowiedzieć!

Dom jak dom. Piętrowy, drewniany, ma komin i okiennice. Na

parterze mieszkają babcia z dziadkiem, a na górze mama, tata, ja
i Zuzia. Na ganku śpi Rudy, nasz kot. W ogrodzie rośnie zielony gro­
szek, który uwielbiam. I tyle!

Zaraz, ale nad nami jest strych. Wchodzi się tam po drabinie. Po

co jest strych? Żeby skrywać tajemnice. Lampy naftowe, stare
radio z adapterem, wagę z odważnikami, maszynę do pisania, trzy
zegarki, sterty gazet i mnóstwo dziwnych przedmiotów. Tak, to
już jest coś! Aha! Jest też tornister babci, a w środku drewniany
piórnik, liczydła, kałamarz z wyschniętym atramentem, niebieski
zeszyt w linie z bibułką na kleksy.

– Kto dziś wie, co to są kleksy? – Dziadek robi zagadkową minę,

ale nie czeka na odpowiedź.

ANIOŁKI PANI KRYSI  

9

background image

I jeszcze śmieszne narty z bambusowymi kijkami, tara do prania,

wypłowiały miś bez jednego oka. Stoi też wózek dla lalek, którym
bawiła się moja mama!

– No... no... te rzeczy to już historia. – Kiwa głową dziadek.
Już wiem! Nakręcę filmik o strychu. O historycznych rzeczach,

których się kiedyś używało, a dzisiaj śpią, nikomu niepotrzebne.
To byłoby naprawdę ciekawe!

– Twój pradziadek Piotr zginął w czasie drugiej wojny światowej

– dziadek kontynuuje rodzinną opowieść z przeszłości. – W czasie
niemieckiego nalotu cała rodzina schroniła się w piwnicy.

– Tam, gdzie trzymamy kartofle?
– On wyszedł i...
– Wiem, na ścianie jest znak po kuli, babcia mi pokazywała.
– A siostrę prapradziadka Piotra, Zosię, razem z córeczkami So­

wieci wywieźli na Sybir. – Głos dziadka brzmi poważnie, jakby prze­
kazywał mi coś bardzo ważnego. – Z naszych okolic wielu pędzili
w mróz, wagonami bez okien...

– To też wiem! Tak jest napisane na pomniku w parku – chwalę

się wiadomościami.

– Niektórzy z nich wrócili, żyją jeszcze ich dzieci, wnuki, na

pewno mogliby dużo opowiedzieć – zamyśla się.

To drugi dobry pomysł! Zrobię filmik o historii naszej miejscowo­

ści: najpierw nakręcę pomnik Sybiraków w parku, później poroz­
mawiam z ludźmi, którzy pamiętają wojnę. Mieli wtedy tyle lat, co
ja teraz. Ojej, jak trudno to sobie wyobrazić!

– Gabrysiu, szukałaś ciekawego tematu? – teraz z kolei mama

coś sobie przypomina. – Zrób film o Jacku Sawickim. To prawdziwy
bohater! Pamiętasz, co zdarzyło się w zeszłym roku?

– Jasne, że pamiętam.
Upalne lato, lipiec. Każdy marzył tylko o jednym: żeby zanurzyć

się w chłodnej wodzie. Ale w naszej miejscowości nie ma ani rzeki,

ANIOŁKI PANI KRYSI  

10

background image

ani jeziora, ani basenu. Są glinianki wypełnione wodą. I jest tab­
liczka „Kąpiel wzbroniona”. Mama nie pozwala mi tam samej cho­
dzić, ale dziś wyjątkowo się godzi.

– Posiedzimy w lesie, pomoczymy nogi w wodzie – mówi.
Jest sobota, bierzemy rowery, koc, koszyk z jedzeniem i piciem.

Na miejscu okazuje się, że takich jak my – spragnionych wypo­
czynku – jest dużo więcej. Niektórzy mimo zakazu pływają w wo­
dzie. My z mamą leżymy na kocu i przeglądamy kolorowe pisma.

– Monika, Moniczka, Boże! – z leniwego relaksu budzi nas

przejmujący krzyk. Na brzegu podskakuje gruba ciotka dziew­
czynki i chrapliwie błaga: – Ratujcie, Monika się topi, ratunku!

Natychmiast zrywamy się na równe nogi. Na środku glinianek

rozpaczliwie miota się jakaś postać, pewnie Monika, stąd nie
widać. Rany, poszła pod wodę, Jezu, znowu wypłynęła…

I wtedy, zupełnie nie wiem skąd (musiał być tu gdzieś obok), zja­

wia się Jacek. Najstarszy syn Sawickich, którzy mieszkają obok
sklepu. Błyskawicznie wskakuje do wody. Podpływa do Moniki,
nurkuje, już ją ma, trzyma, jak on to świetnie robi, holuje ją do
brzegu...

– Matko Święta, Matko Święta... – powtarza gruba ciotka.
Reszta gapiów stoi na brzegu. Obserwują dramatyczne wydarze­

nie jak scenę z filmu. Nieruchomi, milczący, bez zaangażowania i bez
komentarzy.

Kiedy Jacek podpływa, holując Monikę, nasz sąsiad, pan Tomek,

pomaga wyciągnąć dziewczynkę na brzeg. Chyba jest przytomna.
Mama dzwoni na pogotowie, a Jacek robi Monice sztuczne oddy­
chanie i ostrożnie odwraca ją na bok. Gdzie on się tego nauczył?

– Odsuńcie się! – prosi moja mama, bo ludzie ścisłym kręgiem

otoczyli Monikę i udzielającego jej pierwszej pomocy Jacka.

Po kilkunastu minutach rozlega się świdrujący sygnał pogotowia.

Akurat było blisko, więc pomoc nadeszła dość szybko. Lekarz w czer ­
wonym ubraniu klęka na trawie i bada dziewczynkę, sanitariusze

ANIOŁKI PANI KRYSI  

11

background image

kładą ją na nosze i niosą do karetki. Aha! Lekarz ściska rękę
chłopcu. A on stoi oszołomiony, spogląda w niebo, jakby nie do­
cierało do niego, co zrobił.

– Gratuluję! – Lekarz wypowiada dobitnie tylko to jedno słowo.
Od tego dnia Jacek, słabo uczący się szesnastolatek, cichy, nie­

pozorny, taki „nikt”, stał się bohaterem. Ludzie go poklepywali,
wójt dał mu w nagrodę zegarek, a ciotka Moniki zamówiła w ko­
ściele mszę w jego intencji.

Jasne! Mama ma rację. Jacek wspaniale nadaje się na bohatera

mego filmiku. Przecież nie w każdej miejscowości zdarza się ktoś,
kto uratował człowieka!

– Gabryśka! Ale super wystawa, widziałaś? – Ala, moja koleżanka

z klasy, zaczepia mnie, wyraźnie podekscytowana.

– Jaka wystawa? – Nie rozumiem.
– U nas, w holu, piękna! – Ala ciągnie mnie do szkoły. – Właśnie

ją otwierają.

Przyspieszamy kroku, a potem biegniemy ile sił w nogach. Ciężkie

drzwi uchylają się powoli. Ojej, chyba cała szkoła się zbiegła! Nic
dziwnego, już wiem, co tak bardzo podobało się Ali i innym. Ja też
nie mogę oderwać wzroku od szklanych gablot, w których stoją,
siedzą, wiszą… aniołki. Mnóstwo aniołków. Z gipsu, porcelany,
drewna, gałganków, tektury, słomy. Duże i małe. Uśmiechnięte
i smutne. Białe, błękitne, różowe. O, ten anioł w okularach jedzie
na rowerze! A ten chyba śpiewa, bo ma nuty w dłoni i otwarte usta.

– Skąd ich tu tyle? – Nie mogę się nadziwić.
– Pani Krysia z kiosku Ruchu od trzydziestu lat zbiera aniołki. Nie

wiedziałaś?

– Nie – odpowiadam zdumiona, bo niby skąd miałam wiedzieć.
– Jej kolekcja liczy 1489 aniołków. Kupuje je, dostaje w prezen­

cie, a niektóre robi sama z modeliny albo z włóczki. Mówiła, że
chciałaby utworzyć muzeum aniołków.

ANIOŁKI PANI KRYSI  

12

background image

Nie wytrzymam! U nas muzeum? W dodatku Muzeum Aniołków?

Może przyjeżdżałyby do nas wycieczki? Może stalibyśmy się
sławni?

To dopiero jest temat!
Tylko dlaczego właśnie pani Krysia? Szare włosy, spuchnięta

twarz, małe oczy, ciemny sweter. Niezbyt sympatyczna. W życiu
nie pomyślałabym, że ona może mieć jakieś hobby. Siedzi od rana
do wieczora w kiosku, zwykle czyta gazety, które sama sprzedaje.
Wydawało mi się, że jest tak nudna jak jej wygląd i zachowanie.
A tymczasem ma pasję, kolekcjonuje aniołki! Prawda, że to dziwne?

Przez tydzień dziadek, mama i Ala zadręczali mnie pomysłami:
– Posłuchaj, a może nakręcisz filmik o starym dębie, pod którym

ponoć zatrzymywał się sam Piłsudski? A może o panu Kaziku, który
wywozi śmieci na wysypisko? Kiedyś opowiadał, że znalazł tam
złote obrączki. Albo o bocianie ze złamanym skrzydłem, którym
opiekują się bracia Wiślaki? Bociek został u nich na zimę, zamiesz­
kał w kurniku i zaprzyjaźnił się z kurami.

Coś podobnego! Naprawdę nie spodziewałam się, że w mojej

nudnej miejscowości jest tyle ciekawych rzeczy. A ludzie? Wystar­
czy uważniej się im przyjrzeć. No i trzeba umieć szukać. Idę kręcić
swój film!

ANIOŁKI PANI KRYSI  

13

background image
background image

T Y T U Ł F I L M U

Biały marsz

R E Ż Y S E R I A , S C E N A R I U S Z

Wiktoria Barczak

W I E K

13

background image
background image

Kroki... Słychać głośne kroki... Moja prawa noga... raz, dwa, raz...

Stopa w adidasie, nogawki dżinsów sięgają jezdni... Teraz lewa
noga... Idę powoli. Cały czas w takim samym tempie. Obok i przede
mną dużo nóg... Za mną też, ale tego nie filmuję. Maszerują adi­
dasy, pantofle, szpilki pani od polskiego. Ludzie idą w ciszy... Sły­
chać tylko szuranie butów po asfalcie. Raz, dwa, raz... I słychać
wiatr. Właśnie rozpostarł biały transparent z czarnymi, namalowa­
nymi literami: „Biały Marsz. Stop przemocy”.

– Pójdziemy na pochód? – Krzyś, mój brat, przedszkolak z ze­

rówki, wyraźnie szuka atrakcji.

– Na jaki znowu pochód? – od razu się jeżę.
– No, pochód na pamiątkę śmierci Amelki, babcia mi o tym mó­

wiła. – Jak zwykle coś słyszał, tylko nie wie co i gdzie.

– To ma być marsz nie „na pamiątkę”, ale w proteście, rozu­

miesz, taka biała, pokojowa demonstracja. Nasz samorząd wymy­
ślił, dyra się zgodziła, cała szkoła idzie! – Sama nie wiem, po co
tłumaczę dzieciakowi.

– Ja lubię maszerować – przekonuje.
– Chcemy pokazać, że to prawdziwa tragedia, ona nie żyje, a my

zrozumieliśmy błędy – wyjaśniam.

– Ty też zrozumiałaś?
– Ja? Ja nie ma z tym nic wspólnego. Po prostu będziemy szli

główną ulicą i każdy, kto zechce, będzie mógł się do nas przyłączyć.

– Właśnie, to ja się przyłączam! – Krzyś podskakuje z radości.

BIAŁY MARSZ  

17

background image

– Ale to wcale nie jest wesołe.
– Wiki, mówiłaś, że każdy może z wami iść!
– To prawda, każdy, ale nie ty.

I idziemy. Ja i Krzyś obok mnie. Dalej Kinga, Mariusz, Jasiek, a po

mojej stronie Maja, pan Dzieszowski, matematyk, i taka blondynka
z kręconymi włosami z II b. Wszyscy w jednym rzędzie. Przed nami
Piękna Ula, nasza wychowawczyni, za nami... Zresztą, mniejsza
z tym. Ile osób bierze udział w marszu? Ze sto albo i więcej?

– Chyba z setka ludzi przyszła – szepcze do mnie Maja, jakby zga­

dywała moje myśli. – Połowa nawet nie znała Amelki – wzdycha.

– Czy Amelka była twoją przyjaciółką? – pyta nagle Krzyś.

Nie, nie była moją, nie była niczyją przyjaciółką. Tego jestem

pewna. Przyjaciółki, tak jak chociażby ja i Maja, chodzą w parze po
korytarzu, biegną razem do szkolnego sklepiku, gadają ze sobą,
śmieją się, mają wspólne sekrety. I mnóstwo tematów do obgada­
nia! Tak jak my z Majką. Pędzimy po szkole do cukierni Pychotka,
kupujemy kremówki i gadamy na każdy temat, bez przerwy. Czym
myć włosy, żeby były lśniące i puszyste, dlaczego Rafał wciąż gapi
się na Patrycję, co by było, gdyby nagle przyjechał do naszego
miasta Johnny Depp?

Czasem dołączają do nas Kinga i Jasiek, i jeszcze inni.
Ale nie Amelka. Nie zauważyłam, żeby Amelka w ogóle z kimś ga­

dała. Tak zwyczajnie, a nie tylko o lekcjach. Zaraz, z kim ona wy­
chodziła ze szkoły?

Jak to z kim? Sama! Lekko zgarbiona, w płaszczu z lumpeksu, roz­

jeżdżonych butach, z plecakiem (nie wiadomo dlaczego jaskra ­
wozielonym). Pamiętam, kiedyś staliśmy całą grupą pod szkołą
i za stanawialiśmy się, co robić w Dzień Wagarowicza. Rechotaliśmy.
Wygłupialiśmy się. A Amelka minęła nas i poszła przed siebie. Długą,

BIAŁY MARSZ  

18

background image

prostą drogą. Przez chwilę patrzyłam za nią. Mały, ciemny punkt
z zieloną kropką z tyłu. Ale jej nie zawołałam. Ja też jej nie zawołałam.

Zaczyna padać deszcz. Nie ulewa, tylko szary, jednostajny deszcz

z chmur, które zasnuły całe niebo. Taki jest najsmutniejszy. Boję
się, że film będzie nieostry. Choć z drugiej strony, teraz twarze
mogą wyglądać szczególnie ciekawie. Wychodzę z szeregu, usta­
wiam się ze trzy metry przed pochodem. Tak, tak właśnie miało
być. Tej blondynce z II b wiatr rozwiewa kręcone włosy, które teraz
jeszcze bardziej się skręcają; okulary pana Dzieszowskiego zacho­
dzą mgłą; Jasiek jest zamyślony i chyba pierwszy raz od tygodnia
nie żuje gumy; Kinga... Czemu ona taka blada...? Twarze skupione,
przejęte, trochę jak w modlitwie. O, teraz Majka. Na jej policzku
krople deszczu. A może to łzy?

Wracam na swoje miejsce. Dyrektorka wyjęła czarną parasolkę.

Ja mam kaptur, Krzyś też. Nie spodziewałam się, że dzieciak będzie
taki grzeczny. Spokojnie drepcze, nie rozgląda się, nie podskakuje.
Tylko od czasu do czasu zadaje pytania:

– Czy Amelka miała mamę?

Nie wiem. Ale zaraz... To było chyba z rok temu. Nasza wycho­

wawczyni, Piękna Ula, przeglądała, zdenerwowana, dziennik i cze­
piała się o każdą pałę i nieusprawiedliwioną nieobecność. Najpierw
dopadła Białego Damiana i Czarnego Norberta, bo oni średnio się
uczą i uwielbiają wagary. Później wygłosiła mowę oskarżycielską
do wszystkich:

– Jeśli wy nie będziecie mieć dobrych wyników w nauce, ja jako

nauczycielka... – Przerwała i zamrugała długimi rzęsami. – Ja... ja
za to odpowiadam.

Wciąż patrzyła w dziennik i nerwowo bawiła się połyskującą

bransoletką.

BIAŁY MARSZ  

19

background image

– Amelka, wstań! Do ciebie mówię! – krzyknęła nagle.
Dziewczyna wstała, ale jak to ona – powoli, ociągając się. Spu­

ściła głowę i zakryła się mysimi, cienkimi włosami.

– Masz trzy jedynki z matematyki, jedną z biologii! – Już wia­

domo było, że całą złość na klasę Piękna Ula wyleje na Amelkę.
– Zaniżasz średnią! Czy rozumiesz, co to znaczy?

– Proszę pani, ona nie tylko w nauce zaniża – odezwał się Biały

Damian – zaniża też średnią w image’u.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Amelka skuliła się jeszcze bar­

dziej.

– Gdzie są twoi rodzice? – Wychowawczyni nie zareagowała na

docinki Białego. – Dwadzieścia godzin nieusprawiedliwionych!
– kontynuowała ostro. – Jutro masz pokazać się w szkole z matką
lub z ojcem – dodała, kręcąc błyszczącą bransoletkę.

I Amelka się pokazała.
To była geografia. Klasówka. Pyza rozsiadła się na biurku i pilnie

obserwowała z wysoka, czy nie ściągamy. Każdy z nas coś pisał,
kombinował, było bardzo cicho. I nagle drzwi otworzyły się z ło­
skotem. Wszyscy podnieśli głowy. Do sali wtargnęła krótko ostrzy­
żona kobieta w rozpiętym, granatowym płaszczu i ciągnącym się
po podłodze czerwonym szaliku. Na ramieniu miała otwartą, po­
wycieraną torebkę, z której wystawała długa bułka i butelka z ke­
firem. Dziwnie kołysząc się, podeszła do Pyzy, która natychmiast
zeskoczyła z biurka.

– Tu, tu uczy się moja córka – zaczęła głośno, w ogóle nie zwra­

cając uwagi na uczniów i klasówkę. – Kazali przyjść, to przyszłam.
Nie wiem, nie pamiętam, w pierwszej czy w drugiej klasie, ale
szkoła to na pewno się zgadza... Zaraz, może sobie przypomnę?
– Zachwiała się.

Coś niebywałego! W klasie nadal panowała cisza. Wszyscy pa ­

trzyli na pijaną kobietę jak na przybysza z kosmosu. Pyza naciąg­
nęła sweter, jakby broniła się przed atakiem.

BIAŁY MARSZ  

20

background image

– Mamo, dlaczego mi to robisz? – Amelka wybiegła z ławki i wzięła

kobietę pod rękę. Zdecydowanie wyprowadziła ją z klasy, choć ta
opierała się i próbowała protestować. To „dlaczego mi to robisz?”
usłyszałyśmy chyba tylko ja i Kinga, bo siedziałyśmy w pierwszej
ławce.

Tego dnia Amelka nie wróciła do szkoły. Ale mamę miała na

pewno.

Teraz filmuję czołówkę pochodu. Na przodzie kroczy dyrektorka,

uczniowie z samorządu, którzy niosą sztandar szkoły, i Marta, gos­
podyni naszej klasy. Marta trzyma w ręku powiększone legityma­
cyjne zdjęcie Amelki, przewiązane czarną wstążką. Niesie je
ostrożnie, jak coś wyjątkowego.

Marta – 171 cm wzrostu, długie nogi, pewna siebie brunetka, za­

wsze na topie, w markowych ciuchach. Uwielbia być w centrum
zainteresowania – i zwykle jest w centrum. Śmieje się głośno z byle
czego, z dowcipów o Amelce również się śmiała.

Amelka. Nawet na zdjęciu wyszła nijak. Średnio długie, postrzę­

pione włosy­piórka, wąskie usta w krzywym, nieśmiałym uśmie­
chu. Pewnie fotograf kazał jej się uśmiechnąć, a ona nie umiała się
sprzeciwić. Zawsze była posłuszna. Obie z kompletnie innych
bajek.

Co o sobie wiedziały? Codziennie przez dwa lata spotykały się na

lekcjach i przerwach. Zaraz, niech policzę... Niech będzie sześć go­
dzin dziennie, oprócz sobót i niedziel, minus wakacje, przez dwa
lata... to w sumie... Przydałby mi się kalkulator... To naprawdę bar­
dzo dużo.

Czy one chociaż raz ze sobą rozmawiały? Ile minut patrzyły na

siebie, ot tak, bezwiednie, na przykład podczas klasówki? Marta
siedzi w drugiej ławce w środkowym rzędzie, Amelka w przed­
ostatniej pod oknem. Co stamtąd mogła zobaczyć? Chyba tylko
plecy Marty.

BIAŁY MARSZ  

21

background image

Na chodniku sporo ludzi. Przystają, gapią się. W takim miasteczku

jak nasze demonstracja na głównej ulicy to wielkie wydarzenie. Do
tego telewizja, dziennikarze; niektórzy ludzie specjalnie włażą
przed kamery, robią głupie miny, żeby się pokazać.

Na szczęście mnie nikt nie przeszkadza. Zwykła komórka nie robi

żadnego wrażenia. Teraz filmuję gapiów, czyli przechodniów.
Panią ze spożywczego i jej córkę, która sprzedaje lody, starszego
faceta, który wyszedł na spacer z psem. Stoją i dziwią się (czarny
kundel także), skąd takie zamieszanie.

– No nie! Spójrz! Tam za kioskiem Ruchu! – Szturcham Majkę.
– Wstrętne głupki! – wybucha. – Biały z Czarnym! To przez nich!
– Zwykłe cieniasy! Schowali się za kiosk i udają, że ich nie ma

– obu rzam się.

– Wiki, trzymaj mnie! Chyba zaraz coś im zrobię! I to coś bardzo

złego! Boże, jak ona mogła przez takich się zabić?

– Dlaczego Amelka się zabiła?

Nie tylko Krzyś zadaje takie pytanie. Ja też. I Kinga, Jasiek, Majka,

pani od polskiego, Piękna Ula, dyrektorka, psycholog, który przy­
szedł do nas na godzinę wychowawczą, dziennikarze, którzy
zwietrzyli sensacyjny temat. Dlaczego?

Na pewno każdy z uczestników białego marszu odpowiedziałby

inaczej. Że za bardzo się przejmowała. Że nie umiała walczyć. Że
była skryta, wrażliwa, samotna. Nie pasowała do nas. A może to
my nie pasowaliśmy do niej?

To była lekcja wuefu. Akurat zachorował Rambo, pan od wuefu

chłopaków, i nasza pani postanowiła, że zaprosimy ich do wspól­
nego grania w piłkę. Dziewczyny z chłopakami. Super zabawa!

– Gramy w szczypiorniaka! – zarządziła i rzuciła piłkę w moją

stronę.

BIAŁY MARSZ  

22


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wtorek godz 15 00
gielda 2010 godz 14.00, Giełdy z farmy
aaa Interna 01 godz 17 00
18.05.2012 godz 17.00, 6 rok, gieldy, gieldy 6 rok, interna
Interna 01 godz 17 00(1)
gielda 2010 godz 13.00, Giełdy z farmy
29 czerwca 2012 godz. 15.50 wersja 1, V ROK, Choroby Wewnętrzne
gielda 2010 godz 18.00, Giełdy z farmy
gielda 2010 godz 14.00, Giełdy z farmy
02 02 Grupa nr 3 wtorek 10 15 (1)
gielda 2010 godz 13 00 asia
Michał Nycz 162308, środa N (godz 15)
Baraż GTŻ Grudziądz WTS Betard Sparta Wrocław 23 09 2012 Godz 19 00
Speedway Grand Prix Challenge Goričan ( Chorwacja ) 29 09 2012 Godz 19 00
Metodologia lista stan na 19 stycznia godz 15 14(1)
Baraż ROW Rybnik ŻKS Ostrovia Ostrów Wielkopolski 23 09 2012 Godz 16 00
PROJEKT PŁYTA MICHAŁ NYCZ, 162308, Środa N (godz 15)
R 15 00 DOC
Egzamin rzad I(15 00)

więcej podobnych podstron