Boswell Barbara Genialne rozwiazanie

background image



Barbara Boswell

Genialne rozwiązanie

background image


Rozdzia

ł 1

-

Ona wciąż na mnie patrzy! - powiedział Ned Bolger do

swego adwokata, Kristy

Conway, kierując spojrzenie na żonę,

z którą za chwilę nic go miało nie łączyć a która uporczywie

spoglądała na niego z drugiego końca sali sądowej.

-

Chce mnie zastraszyć! Myśli, że może wyprowadzić

mnie z równowagi. Spójrz tylko na nią! - chwycił rękaw
nienagannie skrojonej, wrzosowej marynarki swojego adwo-
kata. -

Zrób coś, żeby tak na mnie nie patrzyła! Krista

delikatnie

zdjęła jego dłoń z rękawa.

-

Nie zwracaj na nią uwagi, Ned. Nawet nie patrz w jej

stronę, jeżeli cię to drażni. Spróbuj się uspokoić!

Łatwiej powiedzieć niż wykonać - pomyślała Krista. W

ostrej walce rozwodowej emocje narastały czasem tak, jakby

to była sprawa o morderstwo. Przypadek Bolgerów należał do

najtrudniejszych, jakie dotąd prowadziła. Sądząc po ostrych

spojrzeniach, przesyłanych sobie przez Neda i Elaine Bolger,

rozprawą ta łatwo mogła zamienić się w proces o morderstwo.

Ross Perry, adwokat Elaine Bolger, wsta

ł od stołu i

podszedł do Kristy.

-

Czy masz na sobie kuloodporną kamizelkę? - szepnął,

pochylając się nad nią. Uśmiechnęła się, rozbawiona tym, że

oboje myśleli podobnie. Jednocześnie Ned i Elaine

Bolger gro

źnie spojrzeli na swoich adwokatów.

Oczywi

ście - myślała - Krista - Bolgerowie nie mogli

znieść nawet tego, aby ich adwokaci wymieniali pojedyncze

słowa, a co dopiero uśmiechy.

-

Śliczna Elaine gotowa jest pozbyć się ciebie wraz z

Nedem i mną - szepnęła Krista do Rossa. Ross i ona byli na

codzień przyjaciółmi, jednak w sądzie odnosili się do siebie z

rezerwą, a to ze względu na klientów. Powód, który skłonił

Rossa do rozmowy z nią w tych warunkach, musiał być

background image

bardzo ważny, bo ryzykowali gniew obojga klientów. I

rzeczywiście był!

- Mia

łem właśnie wiadomość, że sędzia Benton dziś rano

znalazł się w szpitalu - powiedział Ross. - Wrzód znowu dał o

sobie znać. Przysyłają nam nowego sędziego.

Ciemne oczy Kristy rozszerzy

ły się z przerażenia.

-

Liczyłam na to, że Benton będzie przewodniczył -

powiedziała bardziej do siebie niż do Rossa. Doskonale znała

sędziego Bentona, jego preferencje i uprzedzenia, więc pod

ich kątem przygotowała rozprawę.

-

Ja też na niego liczyłem! - skrzywił się Ross. - Przygotuj

się na jeszcze gorszą wiadomość! - dodał.

Specjalnie zrobi

ł dramatyczną przerwę, zanim przekazał

druzgocącą nowinę.

-

Sprawę poprowadzi gościnnie sędzia z hrabstwa Garret!

- Z hrabstwa Garret?! -

z pogardą powtórzyła Krista.

Hrabstwo to po

łożone było w górach zachodniego

Marylandu i tę zapadłą prowincję od doskonale rozwiniętego i

dobrze prosperującego Montgomery dzieliła nie tylko

odległość na mapie.

- Hrabstwo Garret -

powtórzył jeszcze raz Ross. - Jeżdżą

tam ciężarówkami, noszą baseballowe czapki i mówią z

małomiasteczkowym akcentem. I nieczęsto zdarzają się tam
rozwody -

dodał, zmieniając ton. - Cholera, jak myślisz, jak

taki prowincjonalny sędzia może potraktować mieszczuchów

takich jak my i Bolgerowie? Kiedy tylko usłyszy twój okropny

akcent, może posądzić cię o brak szacunku dla instancji.

Krista stara

ła się zachować powagę, ale usta zadrżały jej w

uśmiechu. Znowu pochwyciła piorunujące spojrzenie Elaine.

-

Twoja klientka gotowa jest wybuchnąć, Ross. Jeśli nie

masz kuloodpornej kamizelki, idź lepiej i spróbuj ją uspokoić.

Ross lekko skin

ął głową i powrócił do rozeźlonej już na

dobre Elaine. Pochylił się nad nią, coś jej tłumaczył, z

background image

wystudiowanym uśmiechem. Krista podziwiała go, widząc,

jak gniew pani Bolger znikał powoli.

Ross Perry by

ł prawnikiem zdolnym i popularnym w

kręgach miejscowej elity. Krista uwielbiała rozprawy, w

których był jej przeciwnikiem. Był jednym z niewielu, którzy

mogli jej dorównać, a nawet raz czy dwa udało mu się z nią

wygrać. Musiała więc go podziwiać, bo w swej

dziesięcioletniej już praktyce sądowej, którą rozpoczęła w

chwili zakończenia studiów, bardzo rzadko przegrywała i nie

znajdowała w okolicy nikogo sobie równego w sprawach

rozwodowych. Te niezwykłe umiejętności zyskały jej sławę
osoby niepokonanej i bar

dziej poważnej niż była w

rzeczywistości. Doskonale o tym wiedziała. Czasami bawiło ją

to, czasem denerwowało. Zdawała sobie sprawę, że jej natura

pełna była sprzeczności - wzięta specjalistka od spraw

rozwodowych, która głęboko wierzy w małżeństwo; mistrzyni

taktyki prawniczej skrycie pragnąca pewnego dnia odnaleźć

prawdziwą miłość.

Na szcz

ęście jej klient, Ned Bolger znał tylko opinię o niej

jako o doskonałej i majętnej prawniczce, jednej z najlepszych

w Montgomery. Uznał, że rozsądniej jest zainwestować w

wygórowane honorarium adwokata niż ryzykować przegraną

w walce o podział majątku. Nigdy więc nie przypuszczałby, że

dla Kristy każdy rozwód oznaczał bolesne rozczarowanie. W

tym momencie Ned znów spoglądał w stronę Rossa i Elaine.

-

Co powiedział Ross? Co ona teraz zamierza? - zapytał.

Krista pochyli

ła się nad nim z uspokajającym uśmiechem i

zapewniła, że z całą pewnością odniosą sukces.

Do sali wkroczy

ł właśnie sędzia i jego pomocnik.

-

Proszę wstać! Otwieram rozprawę. Poprowadzi ją sędzia

Logan Moore -

usłyszano.

Krista od razu zwr

óciła uwagę na imponujący wzrost

sędziego. Przyjrzała mu się zaciekawiona. Musiał mieć co

background image

najmniej metr dziewięćdziesiąt. Pod majestatyczną togą

rysowały się szerokie, muskularne ramiona. A jego dłonie...

Popatrzyła na długie, smukłe palce zaciśnięte na rękojeści

sędziowskiego młotka, kiedy prosił zebranych o zajęcie

miejsc. Miał największe dłonie, jakie kiedykolwiek widziała.

Przypomniała sobie starą anegdotkę, jeszcze z czasów

szkolnych, o związku wielkości ręki mężczyzny z...

Szybko odrzuci

ła to skojarzenie. Po raz pierwszy w życiu

pomyślała w taki sposób o sędzim, ale też sędziowie, których

dotychczas znała, byli o całe lata, może dziesiątki lat starsi od

Logana Moore'a z hrabstwa Garret. Sądząc po jego postawie i

przebłyskach siwizny w ciemnych, gęstych włosach musiał

mieć co najmniej czterdziestkę. Całe pokolenie dzieliło go

więc od siedemdziesięcioletniego sędziego Bentona.

Uwa

żnie przyjrzała się jego twarzy. Rysy miał zbyt

surowe, aby powiedzieć, że był nienagannie przystojny, lecz
ostro zarysowany nos, mocna szcz

ęka i ładnie wykrojone usta

były oszałamiająco męskie i musiały się podobać.

Kiedy rozgl

ądał się po sali sądowej, spojrzenie czarnych

oczu było inteligentne i czujne. Nagle popatrzyli na siebie.

Wytrzymała jego wzrok, czekając, aż pierwszy odwróci oczy
spe

szony jej śmiałością, ale nie zrobił tego! Całkowicie

świadoma swojej urody zaczęła zastanawiać się nad

możliwością wykorzystania tego atutu na sali sądowej. Z

doświadczenia wiedziała, że kontakt wzrokowy, który trwał

dłużej niż dwie sekundy, nie był zwyczajną obserwacją, tylko

agresywnym wyzwaniem, bądź też dowodem szczególnej
fascynacji.

Obydwoje byli wystarczaj

ąco pewni siebie, aby bez

zażenowania patrzeć sobie prosto w oczy. Jednak Krista

okazała się w owym pojedynku słabsza. Było coś

urzekającego w tym mężczyźnie, a w dodatku jego spojrzenie

wywołało w niej dziwne uczucie.

background image

Tymczasem Logan zacz

ął przyglądać się jej uważnie.

Objął wzrokiem całą jej postać. Zamarła, wsłuchując się w

pulsowanie krwi w skroniach. Wydawało jej się, że cała drży.
Nigdy jes

zcze żaden mężczyzna nie wywarł na niej tak silnego

wrażenia.

Co si

ę ze mną u licha dzieje? - pomyślała.

Z rosn

ącym zmieszaniem spojrzała na skórzaną aktówkę i

plik leżących przed nią dokumentów. Kiedy odważyła się

ponownie podnieść wzrok, odkryła, że sędzia wciąż jej się
przy

gląda. Raz jeszcze spojrzenia ich spotkały się.

Z tego osobliwego stanu wyrwa

ł ją dopiero obłąkańczy

szept Neda.

-

Elaine wygląda na cholernie zadowoloną z siebie.

Wydaje jej się, że już wygrała. Wiedźma! Nie mogę już się

doczekać, żeby zobaczyć minę jej i tego adwokaciny, kiedy
ich pokonamy! Zniszczymy ich, prawda, Krista?

Spojrza

ła na niego ze zniecierpliwieniem. Czasami trudno

jej było pogodzić się z nienawiścią, jaka panowała między

ludźmi, którzy kiedyś kochali się i żyli, jak mąż i żona.

Wykonywała swój zawód solidnie, bo wierzyła, że rozwody są

smutnym, ale koniecznym aspektem życia, a prawnicy

powołani zostali do rozwiązywania problemów rozpadających

się małżeństw. Jednak nie chciała być bronią w ręku

mściwych eks - małżonków. Nie zamierzała niszczyć Elaine

Bolger i Rossa Perry'ego. Pragnęła uczciwej wygranej w

sprawie, do której przygotowywała się długo i rzetelnie.

-

Wiedźma! - znowu wyjęczał Ned, rzucając swej

małżonce piorunujące spojrzenie, a ta nie omieszkała
natychmias

t odpłacić mu tym samym.

Adwokaci szybko spojrzeli na siebie. Ross lekko

zmarszczy

ł brwi, a Krista machinalnie wzruszyła ramionami.

Sprawa Bolger przeciwko Bolgerowi miała się właśnie

rozpocząć.

background image

- Sprzeciw oddalony! -

Logan Moore jeszcze raz stuknął

sędziowskim młotkiem. Dźwięk ten odbił się echem w jej

uszach. Pulsowały mu skronie, ucisk pod czaszką stał się nie

do zniesienia. Od dziesięciu lat był sędzią sądu rodzinnego w

Garret, ale dotychczas nie zdarzyło mu się prowadzić tak

zażartej rozprawy.

Czy to mo

żliwe, że ci ludzie kiedykolwiek się kochali? -

zastanawiał się, przysłuchując się zeznaniom świadka.

Wydawało się to nieprawdopodobne, sądząc po złośliwych

zarzutach, jakie padały z dwu stron. Jednak byli małżeństwem

od dwunastu lat i mieli trójkę dzieci. Razem prowadzili firmę,

która zajmowała się architekturą wnętrz. Walczyli teraz o

wszystko, co było dotąd ich wspólną własnością. Logan

próbował wyobrazić sobie Neda i Elaine jako zakochanych

młodych ludzi, układających plany na przyszłość. Co

sprawiło, że teraz chcą się nawzajem zniszczyć?

Krista Conway zerwa

ła się gwałtownie ze swojego

miejsca.

-

Wysoki Sądzie, wyrażam sprzeciw. Świadek jest

napastowany!

-

Podtrzymuję sprzeciw! - powiedział Logan.

Ze zdziwieniem zauwa

żył, że w spojrzeniu, jakim Ross

obdarzył Kristę, nie było zawiści, ale raczej... podziw! I wtedy

zrozumiał! Ci dwoje byli w swoim żywiole. Musieli być

doskonałymi graczami w szachy i tenisa, bo wykorzystywali

elementy obu tych gier na sali sądowej. I na dodatek Krista

Conway wyraźnie wiodła prym.

Logan przypomnia

ł sobie rozmowę, którą prowadził w

sądzie dziś rano.

-

Dostałeś bojowe zadanie - rzekł sędzia Roger Wright,

informując go o zastępstwie za chorego Jacka Bentona.

- Pierwsza w programie jest sprawa rozwodowa z Krista

Conway i Rossem Perry jako adwokatami stron. Mamy

background image

zwykle prawdziwe piekło na sali, kiedy ci dwoje spotykają się

ze sobą w procesie.

-

Spotykają się?! - z kpiną w głosie powtórzyła sędzina

Candy Flynn. - To raczej przy

pomina krwawą bitwę.

Prowadziłam już raz z nimi sprawę rozwodową! Nic

dziwnego, że Jack wolał operację od dzisiejszej rozprawy.

-

Pamiętasz, kto wtedy wygrał, Krista czy Ross? -

zainteresował się Roger.

-

Oczywiście, że pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć?

Krista. Jest niezwyciężona i wszyscy o tym wiedzą. Jest

również błyskotliwa i w rozbrajający sposób przebiegła.

Przypomina mi mnie samą sprzed kilkunastu lat - uśmiechnęła

się Candy.

-

Candy była mistrzynią w prawie rozwodowym, nim

została sędziną. Krista szybko zajęła jej miejsce. Czy

nauczyłaś ją swoich adwokackich sztuczek, Candy? - zapytał
Roger.

-

Ona nie potrzebuje żadnej pomocy - powiedziała z

podziwem Candy. -

Jest bardzo dokładna, naturalna i trzeba

przyznać, że jej wystąpienia w sądzie są naprawdę doskonałe.

-

Jest w niej coś takiego, że nie sposób się jej oprzeć -

dodał Roger.

- Krista Conway -

powtórzył machinalnie Logan.

Kobieta nale

żąca do grona renomowanych i drogich

adwokatów, którzy potrafią uwolnić swoich klientów od

współmałżonków, a drugą stronę absolutnie od całego majątku
- d

odał w myśli.

Nie by

ło takich w hrabstwie Garret. Liczba rozwodów i

dochody adwokatów były tam również nieporównanie
mniejsze od tych w Montgomery.

Candy Flynn u

śmiechała się do niego wyraźnie

rozbawiona.

background image

- Biedny Logan! -

powiedziała. - Najpierw poznałeś mnie,

kobietę - sędziego, a teraz będziesz miał do czynienia z
adwokatem w spódnicy!

-

Przynajmniej będziesz miał interesujące przedpołudnie -

powiedział Wright. - Krista Conway jest chyba najlepszym

adwokatem w okolicy, a Ross Perry lubi utrudniać jej

zwycięstwa. Na pewno nie będziesz się nudził!

-

Nie może się znudzić przyglądanie się kobiecie, która

zarabia dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie - dodała
Candy.

Reakcja Logana na wielko

ść wymienionej sumy wyraźnie

sprawiła jej przyjemność. Rzeczywiście był nią wstrząśnięty.

Dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie? Było to

czterokrotnie więcej niż władze Marylandu płaciły mu za

odpowiedzialną funkcję sędziego miejscowego sądu. Nagle

zapragnął poznać tę renomowaną prawniczkę. Nigdy w życiu
n

ie spotkał kobiety, która mogłaby poszczycić się tak

imponującymi dochodami.

- A na dodatek ten jej styl! -

powiedział Roger. -

Szafirowy bentley z rozsuwanym dachem. To dopiero
samochód! -

zagwizdał z podziwem.

- Pasuje do koloru jej oczu -

zażartowała Candy.

-

Nigdy nie widziałem bentley'a z rozsuwanym dachem,

może tylko w salonie samochodowym - powiedział Logan.

W rzeczywisto

ści nie widział go nawet tam. Nie było

salonów samochodowych w Garret i nie było też ani jednego

bentley'a w całym hrabstwie.

-

Wysoki Sądzie! Sprzeciw! - krzyknął Ross Perry,

przerywając Kriście przesłuchanie świadka, Elaine Bolger. -

Te pytania niczego nie wnoszą do sprawy!

Logan przyjrza

ł się Elaine, kiedy mnąc chusteczkę

wracała na miejsce. Krista odkryła wiele nieścisłości w

gwałtownych zarzutach, jakie Elaine czyniła mężowi.

background image

Nie

źle! - pomyślał Logan. Drapieżna i agresywna pani

adwokat. Mimowolnie spojrzał w jej kierunku. Odwróciła

głowę i ich spojrzenia znowu spotkały się. Oczy kobiety miały

niecodzienny odcień błękitu...

- Sprzeciw oddalony -

usłyszał swój własny głos.

Ross zmarszczy

ł brwi, a Krista nie potrafiła ukryć swego

zadowolenia.

Logan szybko obrzuci

ł wzrokiem tę dwójkę. Zaczynał

tracić pewność siebie. Było to uczucie tyle nieprzyjemne, co
niecodzienne. Zwykle przek

onany był o słuszności swych de-

cyzji, ale teraz nie był pewien, czy obiektywnie decydował na

korzyść Kristy, czy też pod wpływem magicznej siły, jaka

miała ta kobieta.

Poczu

ł jej działanie już tego ranka przy pierwszym

spotkaniu w sądzie. Sędziowie Wright i Flynn wspomnieli mu

wprawdzie o jej zdolnościach, dochodach i imponującym

angielskim aucie, przemilczeli jednak fakt, że była młodą,

nadzwyczaj piękną kobietą, taką, jakie częściej widuje się na

ekranie niż w sali sądowej. Logan nie mógł powstrzymać się
od pa

trzenia na nią. Ciemne, puszyste włosy okalały szczupłą

twarzyczkę o kruchych i delikatnych rysach. Mlecznobiała

cera cudownie kontrastowała z niespotykanie ciemnym

kolorem włosów. Piękno szafirowych oczu podkreślały

klasycznie zarysowane brwi i długie, czarne rzęsy. Dla Lo-

gana nie była teraz agresywnym prawnikiem, była

uosobieniem piękna i wrażliwości.

Jeszcze raz obj

ął wzrokiem całą jej postać. Wrzosowy,

jedwabny kostium musiał kosztować wielokrotnie więcej niż
którykolwiek z jego garniturów. Bard

zo zgrabnie wyglądała w

tej wąskiej spódnicy, pod którą wyraźnie rysowały się

kształtne uda. Zauważył, że nogi miała długie i zgrabne o

delikatnych i szczupłych kostkach. Mogła mieć metr

background image

siedemdziesiąt wzrostu, ale wydawała się znacznie niższa i
drobniejsza.

Logan by

ł zakłopotany swoją reakcją na widok tej

dziewczyny. Nie pamiętał już, kiedy jakakolwiek kobieta

zrobiła na nim takie wrażenie. Nigdy nie czuł nic podobnego
w stosun

ku do swej żony, Beverly, choć szczerze ją kochał.

Popatrzy

ł teraz na piękne, zmysłowe usta Kristy. Cały

jego wewnętrzny spokój został zburzony. Krista stała się dla

niego uosobieniem seksu i pożądania.

-

Wyrażam sprzeciw! - znowu krzyknął Perry.

Logan odchrz

ąknął. Krista spojrzała na niego z

niewinnością przykładnej pensjonarki i przeprosiła zebranych.

Żadna pensjonarka nie miałaby takiego ciała - poprawił się

w myślach. Musiał przyznać, że był nią zafascynowany, a

słuchając jej lub patrząc na nią, wyraźnie podniecony.

-

Wysoki Sądzie, proszę o pięć minut przerwy -

powiedział Ross.

Logan og

łosił przerwę, zastanawiając się, czy Ross

intuicyjnie nie wyczuł jego sympatii do strony przeciwnej.

Czuł narastające zmęczenie. Dzisiejsza rozprawa różniła się

znacznie od tych, które często prowadził w Garret. W swoim

mieście z powodzeniem zajmował się prawem rodzinnym.

Ceniono tam oryginalność jego rozwiązań i częste innowacje.

Tutaj jednak czuł znikomość swoich umiejętności. Tracił

kontrolę nad rozprawą. Krista wyraźnie zdobyła przewagę,

usuwając Rossa w cień. Logan, choć nie wiedział dlaczego,

zamierzał zakończyć proces wyrokiem na korzyść Kristy i jej
klienta.

Ona jest rzeczywi

ście rozbrajająco przebiegła - odkrył

słuszność stwierdzenia Candy Flynn - rzeczywiście trudno jej

się oprzeć.

W tym samym momencie postanowi

ł, że jednak się jej

prze

ciwstawi! Był rzeczywiście oszołomiony, ale nie tylko

background image

Krista Conway. Cała sytuacja była niezwykle frapująca. Styl

życia Bolgerów zaskakiwał rozmachem, dochody sięgające

setek tysięcy dolarów, auta, antyki, coroczne wycieczki do

Europy. Zdumiewał go również dynamiczny i agresywny
sposób prowadzenia rozprawy przez adwokatów.

Nie powinien by

ł dać się oszołomić bogactwu

rozwodzących się Bolgerów i ich obrońców. Nieważne, kim

byli poza salą sądową, tutaj on miał władzę absolutną i

powinien ją właściwie wykorzystać. Spróbował osadzić tę

sprawę w realiach niewielkiego Garret i przeanalizować

wszystko według tamtejszych kryteriów. Wyobraził sobie, że

Bolgerowie są parą robotników z Garret mających na

wychowaniu trójkę dzieci. A dobro dzieci, które jego zdaniem
powin

ny mieć dom i obydwoje rodziców, było dla Logana

Moore'a najważniejsze.

background image

Rozdzia

ł 2

Pi

ęć godzin później napięcie na sali sądowej sięgało

szczytu. Sędzia Logan Moore spędził dwie godziny w swoim

gabinecie analizując sprawę i gotów był już do wydania
wyr

oku. Krista poczuła znajome objawy zdenerwowania,

zsunęła się na brzeg krzesła i zamarła w oczekiwaniu.

-

Sąd odmawia rozwodu Elaine i Nedowi Bolgerom -

rozległ się gromki głos Logana. Na moment zapadła

przerażająca cisza. Adwokaci wymienili niepewne spojrzenia.
Krista wsta

ła powoli ze swego miejsca.

-

Przepraszam, czy... Czy mógłby Wysoki Sąd to

powtórzyć? - ośmieliła się poprosić.

-

Tak. Odmawia się przyznania rozwodu państwu

Bolgerom. Jednocześnie Sąd radzi im obydwojgu, aby
skorzystali z pomocy Porad

ni Małżeńskiej.

-

Poradnia Małżeńska? - Krista, Ross i Bolgerowie

patrzyli na Logana z niedowierzaniem.

-

To małżeństwo trwa już od dwunastu lat - rzekł

stanowczo Logan. -

Należy również wziąć pod uwagę trójkę

dzieci i wspólną, rodzinną firmę. Zważywszy na wszystkie te
oko

liczności, Sąd czuje się w obowiązku wystąpić z

propozycją pojednania między małżonkami.

Adwokaci nie potrafili ukry

ć swojego zdumienia.

-

Chciałbym przypomnieć, że propozycja polubownego

załatwienia sprawy powinna zostać wysunięta, nim podejmie

się jakiekolwiek czynności rozwodowe. Niestety, zwyczaj ten

dawno już tutaj został zaniechany.

- Pojednanie?! -

obłąkańczo wyszeptał Ned. - Nie mogę

żyć z Elaine, zabiję ją, jeśli ona nie zamorduje mnie pierwsza.

Krista, błagam, zrób coś!

Krista by

ła całkowicie zaskoczona usłyszanym przed

chwilą wyrokiem. Po raz pierwszy w jej karierze rozprawa

rozwodowa kończyła się taką decyzją sądu.

background image

Bolgerowie patrzyli na s

ędziego, jak gdyby usłyszeli

wyrok śmierci. Krista powstała ze swego miejsca.

- Wysoki

Sądzie, wyrażam sprzeciw! Tej sprawy nie

można tak zakończyć - powiedziała. Nigdy dotąd nie zdarzyło

mu się, aby adwokat kwestionował wydany przez niego
wyrok.

Ta pi

ękna właścicielka błękitnego bentley'a była

denerwująco bezczelna.

-

Przykro mi, że nie zgadza się pani z moją decyzją, ale

nie jesteśmy w stanie nic zmienić! Wyrok ten nie podlega
apelacji -

dodał.

-

Ale my w Montgomery nie załatwiamy spraw w ten

sposób... -

chciała wyjaśnić, i nagle zdała sobie sprawę, że

popełniła nietakt. Niechcący wypomniała sędziemu, że

przyjechał tu z prowincjonalnej mieściny.

-

Jeśli już pani skończyła... dawać rady sądowi - proszę

pozwolić mi kontynuować - rzekł Logan z sarkazmem.

Zdenerwowana i poni

żona Krista wróciła na miejsce

odprowadzana wzrokiem wszystkich zebranych. Na sali

panowała cisza.

O Bo

że! Co ja zrobiłam!? - myślała Krista. Nigdy dotąd,

nie zdarzyło jej się stracić panowania w trakcie rozprawy. Co

stało się dzisiaj? Sędzia miał absolutną rację. Nie mogła

zmienić wyroku, choć tak bardzo się z nim nie zgadzała. Zaś

publiczne wygłaszanie swojego niezadowolenia było co

najmniej nierozsądne, jeśli nie zwyczajnie głupie.

Skompromitowa

ła się w oczach zebranych. Zasłużyła

sobie na to poniżenie, bo zachowała się jak nowicjuszka, a nie

doświadczony, renomowany adwokat.

S

ędzia Moore odczytywał właśnie Nedowi i Elaine Bolger

szczegóły swego postanowienia, ale Krista nie słyszała ani

słowa, analizowała swoje zachowanie. Zawsze starała się, aby

nie obrazić sędziego i w trakcie procesu nie wywoływać

background image

niesnasek między prawnikami. Jej bezsilny protest przeciwko

decyzji Logana Moore'a był tym bardziej nieuzasadniony, że

w głębi duszy Krista podziwiała jego odwagę, z jaką wygłosił

tak szokujący w tych warunkach wyrok. Rozumiała też

motywy jego postępowania. Zapewne miał na względzie

dobro dzieci i prowadzoną przez Bolgerów firmę.

Jednocze

śnie zdawała sobie sprawę, że to pojednanie

mogło być dobrym rozwiązaniem jedynie w romansie. Była

miłośniczką takiej literatury, bo po dniu spędzonym w sądzie

pośród rozwodzących się małżeństw, lubiła czytać książki o

ludziach, którzy kochali się, żenili i żyli długo i szczęśliwie.

Nigdy nie mieszała jednak świata romansów z

rzeczywistością, dlatego musiała jeszcze raz przyznać, że

sędzia Moore popełnił błąd. W przypadku Bolgerów
polubo

wne załatwienie sprawy było całkowicie niemożliwe.

Żałowała tylko swojego nieopanowania.

-

Nie przejmuj się! - powiedział Ross, kiedy opuszczali

salę. - To tylko prowincjonalny sędzia. Nie zobaczymy go

więcej. Kiedy Bolgerowie ponownie wniosą pozew o rozwód,

już dawno go tu nie będzie.

-

Niestety, panie Perry, nigdzie stąd nie wyjeżdżam! -

usłyszeli za swoimi plecami głęboki głos sędziego.

Obydwoje gwa

łtownie odwrócili się w jego stronę. Ross

zaczerwienił się jak sztubak.

-

Będę zastępował sędziego Billa McCrory, który został

wysłany do Yale na stypendium. Przez rok będę zajmował
jego miejsce.

Rok! -

z przerażeniem pomyślała Krista. Wiadomo było na

pewno, że dzisiejsza sprzeczka zaważy na powodzeniu wielu

rozpraw. Sędzia Moore był do niej uprzedzony i trudno mu

będzie kiedykolwiek stanąć po jej stronie.

-

Chciałam pana przeprosić, panie Moore - powiedziała.

-

Naprawdę? - zapytał Logan, patrząc jej głęboko w oczy.

background image

- Tak! -

potwierdziła. W jego głosie wyczuła nutkę

niechęci i wiedziała, że niełatwo go będzie zjednać. - Nie

mam nic na swoje wytłumaczenie, chyba tylko to, że byłam
zaskoczona wyrokiem.

Logan patrzy

ł na nią przenikliwie.

- Zaskoczona wyrokiem? -

Bo nie zakończył rozprawy

pani zwycięstwem - powtórzył z ironią.

Mimo nieskrywanej z

łośliwości tego pytania, Logan

łagodnie spoglądał na Kristę. Był nią zafascynowany. Zdawał

sobie sprawę z absurdalności tego uczucia. Nigdy nie lubił

bogatych i ekscentrycznych feministek. Miał czterdzieści lat,

był szanowanym i kompetentnym prawnikiem, wdowcem
sam

otnie wychowującym trójkę dzieci, miłośnikiem życia

rodzinnego i tradycji. W Garret miał narzeczoną. Nie byli

wprawdzie jeszcze zaręczeni, ale już planowali małżeństwo.

Zamierzali najpierw oswoić dzieci z myślą o ponownym

związku ojca, a potem ogłosić zaręczyny i pobrać się przed

końcem roku.

-

Nie robią na mnie wrażenia adwokackie sztuczki -

powiedział ostro. - Zamierzam przeciwdziałać zniszczeniu,

jakie sieje pani wśród małżeństw, które dałoby się jeszcze

uratować.

-

Ja ich nie niszczę! - zaprzeczyła Krista. - One są rozbite

na długo przed rozprawą i czasem rozwód jest najlepszym

rozwiązaniem.

-

Spodziewałem się, że pani to powie. Pani przecież robi

na tym majątek! - powiedział nie panując nad sobą.

Chcia

ła wyjaśnić, że zajęła się prawem rodzinnym, bo

j

eszcze na studiach odkryła, że ma ono wiele słabych stron.

Myślała, że jako specjalistka będzie mogła w przyszłości je

zreformować. Nie zamierzała jednak tłumaczyć się przed

sędzią Loganem, który już wyrobił sobie o niej niekorzystną

opinię i nie miał zamiaru jej zmienić.

background image

-

Nie szukam sobie klientów, to oni do mnie przychodzą -

powiedziała zamiast tego. - Znam etykę zawodu prawnika i

wiem, że wymaga ona, by proponować pojednanie, nim

zacznie się postępowanie rozwodowe. Zawsze to robię. Jednak
w przypadku B

olgerów to nie miało szans powodzenia. Tych

ludzi łączy jedynie nienawiść.

-

Nienawiść jest bardzo silnym uczuciem - powiedział

Ross, który dotychczas tylko przysłuchiwał się rozmowie. -

Skoro Bolgerowie zdolni są do takiej pasji, może nie wszystko
jeszc

ze stracone. „Nienawiść jest bardzo silnym uczuciem".

Krista i Logan spojrzeli na siebie, jak gdyby te słowa miały
dla nich szczególne znaczenie.

-

Muszę państwa przeprosić - dodał Ross. - Mam teraz

ważne spotkanie, na które nie chciałbym się spóźnić.

-

W porządku, panie Perry - rzekł Logan wyraźnie

zmieszany. Znowu złapał się na tym, że myślał o Kriście.

Działo się z nim coś dziwnego w obecności tej kobiety.

- Ja... -

również jestem umówiona - szybko powiedziała

Krista. Ona także nie potrafiła ukryć swego zakłopotania i

unikała wzroku sędziego.

-

O, mamy windę - Ross wybawił ich z niezręcznej

sytuacji. Podążyła za nim w kierunku drzwi.

- Ach co za sprawa! -

westchnął Ross, kiedy zostali sami.

-

Najpierw Bolgerowie robią piekło. Potem okazuje się, że

s

ędzia jest zagorzałym przeciwnikiem rozwodów. Chciałbym,

żeby Candace Flynn mogła to zobaczyć! Dla niej rozwód to
sakrament.

Krista nie odpowiada

ła.

-

Pod nieobecność Bentona może nam się to jeszcze

niejednokrotnie zdarzyć - ciągnął Ross. - Wyobraź sobie, że

jeszcze raz czekasz, aż Logan Moore wygłosi wyrok.

Rozśmieszyłaś mnie do łez, wstając, żeby zaprotestować.

background image

Logan o mało nie zabił cię spojrzeniem. To było świetne! -

chichotał.

Krista nie zwraca

ła na niego uwagi. Wciąż była pod

wrażeniem Logana. Nie mogła przestać o nim myśleć.

Wydawał jej się kimś, z kim warto by się zaprzyjaźnić. Gdyby

tylko nie zaprzepaściła wszystkiego w czasie dzisiejszej
rozprawy.

Dot

ąd prowadziła spokojne i przyjemne życie towarzyskie

-

przyjęcia, teatr, drogie restauracje. Jej związki z

mężczyznami były raczej przyjacielskie, oparte na
wzajemnym sza

cunku, pozbawione jednak większego

zaangażowania emocjonalnego. Nie dlatego, że Krista nie

pragnęła niczego głębszego, tylko nigdy dotąd nie spotkała

odpowiedniego partnera. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy

to kiedykolwiek się zdarzy, aż dzisiaj zjawił się Logan, ktoś

zadziwiająco odmienny od wszystkich dotąd poznanych

mężczyzn. Ktoś, o kim w dodatku nie mogła przestać myśleć.

P

óźnym popołudniem Krista prowadziła szafirowego

bentl

ey'a spokojnymi ulicami przedmieść Montgomery.

Wracała do swojego nowego domu, przy kupnie którego

pośredniczyła żona Rossa Perr'ego, właścicielka agencji

handlu nieruchomościami. W okolicy mieszkało dziewięciu
adwo

katów i trzech sędziów i dlatego Calla Perry żartowała,

że jest do osiedle prawników.

Krista zaparkowa

ła samochód przed domem, wysiadła i

rozejrzała się po ogrodzie. Nagle zauważyła na chodniku

jasnowłosą dziewczynkę na wrotkach.

-

Cześć Krissy! - krzyknęło dziecko.

- Witaj, Lauro! -

uśmiechnęła się Krista. - Jak się miewa

moja najlepsza przyjaciółka w okolicy?

-

Twoja jedyna przyjaciółka w okolicy - poprawiła ją

Laura.

background image

Obydwie sprowadzi

ły się tutaj na początku września, trzy

tygodnie temu. Dziewczynka wędrowała wtedy po okolicy w
poszukiwaniu

nowych przyjaciół Pewnego dnia dotarła do

domu Kristy i została zaproszona na podwieczorek. Od tamtej

pory codziennie zjawiała się u swej dorosłej znajomej. Krista

wiedziała, że w okolicy nie ma jej rówieśników i dziecko

czuje się samotne. Lubiła dziewczynkę i poświęcała jej swój

wolny czas. Wkrótce łączyła je nić niecodziennej przyjaźni. I

tym razem Laura miała spędzić popołudnie u swej starszej

koleżanki.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! -

powiedziała Krista, gdy tylko znalazły się w domu, wręczając

dziewczynce kilka kolorowych pudełek.

-

Dziękuję, Krissy! Pamiętałaś?! - wyszeptała mile

zaskoczona Laura.

-

Czy mogłabym zapomnieć o urodzinach mojej jedynej

przyjaciółki? Zobacz, co jest w środku! Dziewczynce nie

trzeba było tego powtarzać. Szybko zdzierała papier i

otwierała kolejne pudełka.

- Barbie! I Ken, i Skipper! I papuga dla Barbie! I tyle

ubranek! Właśnie o tym marzyłam! Dziękuję!

Laura rzuci

ła się, by uściskać dobrą wróżkę, która spełniła

jej marzenia.

-

Ale skąd o tym wiedziałaś? - pytała. Oglądała teraz

wszystkie lalki i przymierzała im wciąż nowe kreacje.
Niebieskooki Tao, syjamski kot Kristy, z zainteresowaniem

obwąchiwał prezenty.

Krista sobie tylko znanymi sposobami dowiedzia

ła się nie

tylko o urodzinach Laury, ale także o tym, że dziewczynka

zamieszkała niedawno w sąsiedztwie ze swoim ojcem i
kilkuna

stoletnim bratem i siostrą. Wiedziała, że matka dzieci

zmarła, kiedy Laura miała pięć lat. Zorientowała się też, że

background image

sympatia, jaką dziewczynka darzyła parę syjamskich kotów -
Inka i Tao -

wynikała z pragnienia własnego zwierzątka.

- Wiesz co? -

zaczęła Laura nie przerywając zabawy. -

Dostałam kartkę urodzinową od okropnej Amy Sue, ale

natychmiast ją podarłam i wyrzuciłam. Czy ten ptaszek nie

jest śliczny?

-

Śliczny! Ale dlaczego podarłaś kartkę od Amy? -

zainteresowała się Krista. Wiedziała już wcześniej, że Amy

Sue była narzeczoną taty, a raczej za taką się uważała.

Dzieci jej nie lubi

ły i robiły wszystko, by zniszczyć

związek ojca z tą kobietą.

-

To była najgłupsza kartka, jaką kiedykolwiek dostałam.

Na pierwszej stronie miała namalowaną ogromną, czerwoną

ósemkę - powiedziała Laura.

-

Ale ty właśnie skończyłaś dziewięć lat!? Dziewczynka

skinęła głową.

-

Mitch mówi, że to wariatka!

Mitch by

ł starszym bratem Laury. Krista poznała

rodzeństwo małej przyjaciółki, bo często przychodzili do niej,

żeby zabrać siostrę do domu.

-

Nie mów tak! Na pewno chciała dobrze - powiedziała.

-

Nie powiemy tacie o tej głupiej kartce. Tylko Denisa

wspomni, że Amy Sue mogłaby chociaż pamiętać o moich

urodzinach i przesłać mi życzenia - zaśmiała się szyderczo
Laura.

Czternastoletnia Denisa r

ównież nie znosiła znajomej ojca.

Krista zbyt długo miała do czynienia z rozwodami, wiedziała

więc, że taka nienawiść dzieci z poprzedniego małżeństwa

może rozbić każdy związek. Jej zdaniem, Amy Sue nie miała

żadnych szans jako przyszła żona ojca i macocha tej trójki.

Nied

ługo potem zjawiła się Denisa, żeby zabrać

siostrzyczkę na obiad.

background image

-

Krissy, przyjdź wieczorem, będzie tort urodzinowy! -

prosiła Laura.

-

Jeśli twój tata nie będzie miał nic przeciwko temu -

obiecała Krista, odprowadzając dziewczęta do drzwi.

-

O! Na pewno nie będzie miał! Tort jest zawsze taki

wielki! -

zapewniała ją przyjaciółka.

-

W takim razie na pewno przyjdę!

Logan Moore sko

ńczył właśnie krojenie kurczaka i podał

półmisek synowi.

-

Jak minął dzień? - zapytał.

- Dobrze! -

odpowiedziały chórem dzieci.

-

Deniso, mogłabyś raz zrobić coś innego na obiad! - żalił

się Mitch. - Kurczak jest już trzeci raz w tym tygodniu. Jeśli

tak dalej będzie, niedługo wyrosną mi pióra i zacznę znosić
jajka.

-

Lubię kurczaki, bo łatwo je przygotować - powiedziała

Denisa.

-

Ja też lubię! - solidarnie przyznała Laura.

Ale tym razem nie zwraca

ła uwagi na to, co jadła. Zajęta

była zabawą lalkami, które dostała dziś w prezencie
urodzinowym.

-

Skąd to masz? - zainteresował się Logan.

-

To prezent od mojej przyjaciółki, Krissy -

odpowiedziała.

-

Dostałaś od niej to wszystko?. - pytał dalej ojciec.

S

łyszał już o koleżance córki, nie znał jednak jej

nazwiska. Nie po

znał także rodziców przyjaciółki, co okazało

się sporym niedopatrzeniem, zwłaszcza ze względu na drogie
pre

zenty, jakimi została obdarowana jego pociecha. Nie mógł

sobie wybaczyć, że nie zrobił dotąd niczego, by nawiązać

znajomość z opiekunami dziewczynki, z którą jego dziecko

spędzało całe niemal popołudnia. Odkąd osiedlił się w

Montgomery, nie miał ani chwili wolnego czasu. Jednak

background image

obiecał sobie złożyć wizytę matce Krissy nazajutrz po

powrocie z sądu.

-

Wszystkim dzieciom smakowały babeczki, które Denisa

upiekła na moje urodziny - pochwaliła się Laura.

-

To świetnie! Podziękuj raz jeszcze siostrze! - ucieszył

się Logan.

Pami

ętał, jaką wagę przywiązywała jego żona, Beverly, do

uroczystości urodzinowych dzieci. Zawsze było małe

przyjęcie w szkole, duże w domu, mnóstwo prezentów i

wspaniały, urodzinowy tort własnoręcznie przez nią
dekorowany.

Niestety, Laura prawie tego nie zna

ła. Matka zaczęła

chorować, kiedy dziewczynka miała niespełna cztery lata, od

tej pory Denisa przygotowywała zawsze jej szkolne przyjęcia.

-

Dostałam takie śliczne prezenty od babci, od cioci

Donny i od cioci Tammy! To są moje najpiękniejsze urodziny!
-

cieszyło się dziecko.

Logan popatrzy

ł na córkę i coś ścisnęło go za gardło. Tak

bardzo podobna była do swej matki, której prawie wcale nie

pamiętała. Znowu bardzo chciał stworzyć dzieciom prawdzi-

wy dom, taki, jaki znał ze swego dzieciństwa. Chciał dla nich

matki, która zawsze byłaby w domu, czekała na ich powrót ze

szkoły i przygotowywała im dobre jedzenie. Kurczak trzy razy
w tygodniu

i pizza w pozostałe cztery dni, nie był to idealny

model żywienia rodziny. Potrzebował kobiety miłej i chętnie

zajmującej się domem, takiej jak Beverly. Osiem miesięcy

temu znalazł kogoś takiego...

-

Dostałaś coś od Amy Sue, Lauro? - zapytał Mitch.

D

źwięk imienia tej, o której właśnie myślał, wyrwał go z

zamyślenia.

- Nie! -

zaprzeczyła młodsza córka.

- Mog

łaby chociaż przysłać jej kartkę urodzinową -

powiedziała starsza siostra.

background image

- Po co? Ona mnie nie cierpi! Nienawidzi nas wszystkich,

prócz taty! - w

yznała Laura.

- Wcale tak nie jest, kochanie! Tyle razy Amy Sue

mówiła wam, jak bardzo kocha całą waszą trójkę.

-

Mówi tylko to, co ty chcesz usłyszeć, tato - przerwał mu

Mitch.

- To nieprawda! -

wykrzyknął Logan.

Wydawa

ło mu się, że znalazł idealną kandydatkę na żonę i

matkę swoich dzieci, ale ona prawie natychmiast wzbudziła

ich nienawiść.

-

Przestańcie mówić o Amy Sue - wtrąciła Denisa. - Już

na sam dźwięk jej imienia robi mi się niedobrze. Dobrze, że

odkąd jesteśmy w Montgomery nie musimy jej widywać.

- Wiesz doskonale, Deniso,

że zdecydowałem się tutaj

pracować, bo chciałem dać sobie i Amy czas do namysłu. Nie

rozstaliśmy się na zawsze! - wyjaśnił ojciec.

-

Ale będziecie musieli! - mruknął Mitch.

Logan zignorowa

ł jego słowa. Przez chwilę przy stole

panowała cisza. Tylko Laura zaczęła nucić jakąś melodię.

-

Czy musisz zawsze śpiewać te obrzydliwe stare piosenki

-

denerwowała się Denisa.

-

Zostaw ją, ona nie zna się na muzyce!

- To stary utwór mojej ulubionej grupy Royal Teens -

rozpoznał Logan. - Niestety, nie mam tej płyty w mojej

kolekcji. Linda Payne zabrała ją, kiedy się rozstawaliśmy.
Próbowa

łem nawet kupić sobie nową, ale nie sposób ją

znaleźć. Gdzie to słyszałaś, Lauro? W radiu?

-

Nie! Słuchałam tego dziś u Krissy. Ona mówi, że to

bardzo

droga płyta i prawie nie do zdobycia, bo wszystkie

egzemplarze znalazły się w rękach kolekcjonerów.

Laura znowu zacz

ęła nucić. Przerwał jej dopiero dzwonek

do drzwi.

-

To Krissy! Zaprosiłam ją na tort urodzinowy, tatusiu!

background image

-

Świetnie! Cieszę się, że o tym pomyślałaś: Nareszcie

będę miał okazję poznać twoją przyjaciółkę i jej mamę. -

Logan ruszył do drzwi w ślad za swoją córką.

-

Jej mamę? - Denisa popatrzyła na brata. - Krista nie

mieszka z rodzicami.

-

Ma za to najwspanialszy w świecie samochód -

rozmar

zył się Mitch. - Może teraz nim przyjechała?

-

Co ty! Przecież mieszka tak blisko! Obydwoje pobiegli

na spotkanie sąsiadki.

background image

Rozdzia

ł 3

-

Cześć Krissy! - wykrzyknęła Laura.

-

Przyjechałaś samochodem? - zapytał Mitch z nadzieją w

głosie. - Masz świetne buty! - zauważyła Denisa.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin,

Lauro -

powiedziała Krista i znieruchomiała.

W drzwiach z tr

ójką znajomych dzieciaków stał sędzia

Logan Moore. Tak, ten wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, ten

sam, który był właśnie sprawcą jej dzisiejszego
niepowodzenia w sprawie Bolger przeciwko Bolgerowi.

Wyglądał zupełnie inaczej, ubrany w wytarte dżinsy i

bawełnianą koszulę z podwiniętymi do łokcia rękawami, a

jednak tak samo silny, władczy i niewiarygodnie męski.

Dopiero teraz Krista u

świadomiła sobie, że on i jej mała

przyjaciółka nosili to samo nazwisko. Ale kto by

przypuszczał, że są spokrewnieni? A jednak. Sędzia był ojcem
Laury.

Patrzyli na siebie zaskoczeni. Krista pierwsza przerwa

ła

niezręczne milczenie.

- Dobry wieczór, panie Moore!
Logan nie m

ógł ukryć zmieszania. Krista Conway w jego

domu? Zna jego dzieci i one ją znają?!

-

Czy pani jest mamą małej Krissy? - zapytał. Ubrana

była drogo i elegancko, wyglądała tak atrakcyjnie i młodo, że

wydawało się nieprawdopodobne, by mogła być czyjąkolwiek

matką. Była chyba jednak mężatką i miała dziecko.

-

Mała Krissy? - powtórzyła zdziwiona Krista.

- To ty! -

zaśmiała się Denisa. - Tata myślał, że jesteś w

wieku Laury.

-

Niezupełnie! - zażartował Mitch.

-

Rzeczywiście sądziłem, że przyjaciółka Laury, to jakaś

dziewczynka z sąsiedztwa - tłumaczył się Logan.

background image

Wydawa

ło mu się niemożliwe, aby ta agresywna

prawniczka umiała zyskać sobie sympatię jego córki.

Zastanawiał się też, jak wytłumaczyć przyjaźń dorosłej

kobiety z dziewięcioletnim dzieckiem? Chyba, że Krista

nawiązała znajomość z Laurą, wiedząc, kto jest jej ojcem.

Krista odgad

ła jego myśli.

-

Nie musi się pan obawiać, panie Moore. Jestem tu

zupełnie przypadkiem. Nie miałam pojęcia, że tatuś Laury, to

właśnie pan.

By

ła to prawda. O ojcu zaprzyjaźnionej trójki wiedziała

jedynie, że spotyka się z jakąś kobietą, o której dzieci mówiły:
„okropna Amy Sue".

-

Zacznijmy wreszcie jeść ten tort - uratowała sytuację

Laura.

Dziewczynka od roku zdmuchn

ęła wszystkie dziewięć

świeczek, wetkniętych w ciasto, na którym wypisane były

urodzinowe życzenia.

Przez ca

ły czas Krista czuła na sobie spojrzenie Logana.

Spoglądał na nią nieufnie. Była intruzem w jego domu.

Podejrzewał ją nawet o to, że zdobyła sympatię dziewczynki,
by w ten sposób d

oprowadzić do zgody z jej ojcem.

Świadomość ta krępowała ją i złościła zarazem; Wiedziała, że

ten mężczyzna najchętniej przyjmowałby tu teraz tę „okropną

Amy", kimkolwiek ona była.

Postanowi

ła nie zwracać na niego uwagi i zajęła się

dziećmi. Uwielbiała całą trójkę, chociaż nie mogła sobie

wyobrazić, że wychowywał ich surowy sędzia Moore.

Mitch mia

ł blisko metr osiemdziesiąt wzrostu i był

przeraźliwie chudy. Miał ciemne włosy i oczy, jak jego ojciec,

i mimo chłopięcego jeszcze wyglądu łudząco podobny był do

niego. Natomiast Denisa była szczupła, drobna, bardzo ładna,

z długimi do ramion ciemnymi włosami. Najmłodsza zaś

Laura była prześliczna, jasnowłosa, o dużych, brązowych

background image

oczach. Ponadto okazała się wyjątkowo szczera i
przyjacielska.

-

Tatusiu! Krista jest prawnikiem, wiesz?

-

poinformowała Denisa.

-

Wiem! Poznaliśmy się dziś rano w sądzie.

-

Naprawdę?! Jak to było? - zainteresował się Mitch.

- Bardzo dobre pytanie -

Krista zwróciła się do Logana.

Miała ochotę poprzekomarzać się z nim trochę. - Jak to było,

Wysoki Sądzie?

- Rozbroili

śmy wrogów i chyba uratowaliśmy jedno

małżeństwo.

-

Zapewne nie ma pan na myśli Bolgerów. Oni przestali

być małżeństwem, nim jeszcze Ross Perry i ja wzięliśmy ich

sprawę w, swoje ręce.

Znudzona rozmow

ą dorosłych Laura znowu zaczęła nucić.

- O, nie! Ona znów zaczyna!

- To jest jeden z zapomnianych przebojów nagranych

przez Kalin Twins.

-

Czyżby pan był wielbicielem starego rock and rolla? -

zapytała Krista. - Tak jak mój brat - dodała w myśli.

-

Rzeczywiście nim jestem. Kolekcjonuję płyty wydane w

latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, zanim nasz rynek

został zalany przez brytyjską tandetę.

-

Zupełnie jakbym słyszała mojego brata! - powiedziała

Krista.

-

Przy tej piosence uczyłem się tańczyć „cza - czę" -

przypomniał sobie Logan.

-

Tańczyłeś „cza - czę", tato? Ale wstyd! - skomentowała

Denisa.

-

Pamiętasz jak tata uczył nas tańczyć? - wtrącił Mitch. -

Jak to się nazywało?

-

Nie pamiętam, ale to było coś równie głupiego i

staromodnego, jak „cza - cza".

background image

-

To był twist - pomógł im Logan. - To był twist,

dzieciaki!

-

Mój brat uczył mnie tego kiedyś - powiedziała Krista. -

Prawie zdarł przy tym płytę Fabianów.

-

Czyją płytę? Jaki to zespół? Krista uśmiechnęła się do

Logana.

-

Ta dzisiejsza młodzież nie ma pojęcia o historii muzyki

-

zażartowała.

-

Pani również jest za młoda, żeby coś wiedzieć o

Fabianach i muzyce lat sześćdziesiątych - odpowiedział.

Im bardziej wydawa

ła mu się pociągająca, tym bardziej

chciał przekonać samego siebie, że nie był nią
zainteresowany. Nie jest w moim typie -

mówił do siebie.

- A jednak wiem! -

podjęła Krista. - To zasługa mojego

brata. Zawsze mi imponował. Od niego nauczyłam się

wszystkich starych piosenek i tańców, kiedy byłam jeszcze w
szkole podstawowej.

Przes

łała Loganowi uśmiech. Zdawało jej się, że pierwsze

lody zostały przełamane. Bardzo chciała zatrzeć złe wrażenie,

jakie zrobiła na nim przy porannym spotkaniu w sądzie.

-

Naprawdę umiesz tańczyć twista? - zapytał ją Mitch.

-

Chcesz, żebym cię nauczyła? Może wasz tata nie

pamięta tego zbyt dobrze? - rzuciła Loganowi zuchwałe
spojrzenie.

-

Ja nie pamiętam twista? - powtórzył. - Tańczyliśmy go z

Lindą Payne w każdą sobotę w klubie młodzieżowym.

-

Tato! Pokażcie nam, jak to się robi, Krista i ty! -

poprosiła Denisa.

- Powiedzia

łaś przecież, że to staromodne, jak cza - cza -

przypomniał jej ojciec.

-

Ale bardzo chciałabym zobaczyć, jak to tańczycie. Mam

ochotę pośmiać się trochę!

background image

-

Pośmiać się? - rzekł Logan wstając od stołu. - Moje

drogie dziecko, zaręczam ci, że twist tak ci się spodoba, że

zaraz zaczniesz błagać, żebyśmy cię go nauczyli!

Odwr

ócił się w stronę Kristy uśmiechnięty, prawie

szczęśliwy. Zapomniał, że nie była w jego typie.

-

Zatańczymy, żeby pokazać im, ile stracili, rodząc się tak

późno?

- Musimy! -

uśmiechnęła się Krista.

Przeszli wi

ęc do salonu i Logan zaczął przerzucać

zakurzone okładki płyt w poszukiwaniu właściwej muzyki.

Pomagała mu, zachwycając się jego kolekcją, która zawierała

wszystkie ulubione płyty jej brata. Była to największa

płytoteka, jaką Krista kiedykolwiek widziała.

Wybrali wreszcie kilka utworów, a kiedy zaczynali

tańczyć, Logan ośmielił się nawet zażartować

- Zobaczymy, czy jest pani tak sprawna w nogach, jak w

języku, pani adwokat.

Pocz

ątkowo mieli trudności z przypomnieniem sobie

wszystkich kroków, ale potem po

ruszali się tak, jakby przez

całe życie tańczyli tylko ze sobą. Mitch, Denisa i Laura

najpierw obserwowali ich, żartując ze wszystkich potknięć i z

samego tańca. Potem przyłączyli się do dorosłych i w lot

uczyli się nieskomplikowanych kroków. Nim zorientowali się

minęła godzina od momentu, kiedy zaczęli się bawić.

Krista znalaz

ła w kolekcji płyt Logana kilka starych

przebojów, przy których można było tańczyć cza - czę i

próbowała nauczyć dzieci tego tańca. Logan, który chętnie jej
w tym poma

gał, zamęczał starszą córkę niezliczonymi

obrotami i wymyślnymi figurami.

-

Dobrze, że cza - cza przestała być modna! - powiedziała

i zrezygnowana rzuciła się na kanapę. - Nie mogłabym

pokazać się w towarzystwie, bo nigdy bym tego nie nauczyła
si

ę. Ale może będę miała więcej szczęścia w fokstrocie.

background image

-

Czy mogę prosić panią adwokat? - żartował Logan. -

Damy dzieciakom jeszcze jedną lekcję!

Znowu znale

źli się na środku salonu, który od dłuższego

czasu służył im za parkiet. Logan trzymając Kristę w

ramionach znowu zapomniał kim była i dlaczego był do niej
uprze

dzony. Czuł się doskonale w jej towarzystwie.

W tym czasie Mitch znalaz

ł w kolekcji ojca jeden z

największych przebojów lat sześćdziesiątych. Był to

nastrojowy utwór kojarzący się Loganowi z potańcówkami w

szkole średniej.

-

No i co? Nie wiecie jak się tańczy wolne kawałki? -

zapytał Mitch, który zauważył chwilowe zmieszanie

obydwojga dorosłych.

-

Wtedy nie tańczyło się wolnych kawałków. Puść jeszcze

raz cza -

czę - rzuciła Denisa. Wesoła paplanina dzieci

uczyniła sytuację mniej niezręczną. Mógł bez zażenowania

objąć

Krist

ę i przytulić do siebie.

-

To właśnie nasze pokolenie odkryło wolne tańce. To

także musimy im pokazać - powiedział do swojej partnerki.

Po

łożyła rękę na jego ramieniu, zgadzając się na jeszcze

jeden pokaz. Tego wieczoru bawiła się świetnie. Słuchała

zapomnianych przebojów, przypominała sobie stare tańce i

żartowała z dziećmi Nie czuła się już jak intruz w tym domu i

nie myślała o swoim porannym niepowodzeniu w sądzie.

Objął ją mocniej, kiedy potknęła się lekko i spojrzał jej

głęboko w oczy. Była taka pogodna i żywa. Od dawna on i

dzieci nie śmiali się tak szczerze i nie bawili tak dobrze, jak

dziś wieczór. Wiedział, że było to jej zasługą. Odkrył, że jej

obecność była w tym domu bardzo potrzebna, a bliskość

podniecająca.

Krista nagle zapragn

ęła znaleźć się w ramionach Logana.

Chciała położyć dłonie na jego szyi, zanurzyć palce w gęstych

background image

włosach i oprzeć głowę na jego piersi. On jednak unikał

zbliżenia. Bał się, że nie potrafiłby opanować przemożnego

pragnienia, by ją pocałować, by dotknąć wargami jej skóry,

gdyby przysunęła się bliżej choćby o milimetr.

Dzi

ś rano, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, był nią

zafascynowany. Teraz czas spędzony w jej towarzystwie

zmienił tę fascynację w głębsze i poważniejsze uczucie.

Musiał jednak panować nad sobą, świadomy obecności dzieci,

które ani na moment nie spuszczały z nich oka.

- Telefon! -

krzyknęła nagle Laura i rzuciła się w stronę

kuchni, żeby go odebrać.

-

Ja odbiorę! - prześcignęła ją Denisa.

- To chyba do mnie! -

Mitch popędził za nimi do drzwi.

-

To także różni nas od młodszego pokolenia -

uśmiechnęła się Krista. - Oni ścigają się, żeby podnieść

słuchawkę, podczas gdy mnie nawet nie chce się podejść do
telefonu.

Laura wr

óciła na moment do salonu, chichocząc

wyłączyła światło i zniknęła z powrotem za drzwiami.

Nieoczekiwanie Krista i Logan zostali sami. Przestali

ta

ńczyć, choć muzyka ze starej płyty rozbrzmiewała

nieprzerwanie. Stali na środku mrocznego pokoju, objęci,
wpatrzeni w siebie.

Krista poczu

ła zażenowanie. Sytuacja została śmiesznie

zaaranżowana przez dzieci.

- Ach, te dzieciaki! -

zaczęła się śmiać nieopanowanie.

-

Przepraszam! Zwykle zachowują się znacznie lepiej. Nie

wiem, co im się dzisiaj stało. Jeszcze raz przepraszam - rzekł

Logan, zapalając wszystkie światła.

-

Proszę się na nich nie złościć. Nic się przecież nie stało -

zapewniła go Krista. Jego zmieszanie pozwoliło jej odzyskać

swobodę. Poczuła się panią sytuacji i postanowiła
wykorzysta

ć swą przewagę.

background image

- T

o nawet zabawne, że dzieci zachowują się w ten

sposób w stosunku do mnie, po tym jak ostro przeciwstawiły

się Amy Sue.

Logan by

ł zszokowany.

-

Słyszała pani o Amy Sue? - udało mu się wykrztusić.

-

Dzieciaki mi o niej wspominały - powiedziała.

Reakcja Logana na te s

łowa wywołała jej uśmiech. Był

przerażony jak wyrostek, u którego matka odkryła stosy

czasopism dla dziewcząt. - Co pani o niej powiedzieli? -

zapytał.

-

Na pewno to samo, co mówią panu!

-

Amy Sue jest porządną, miłą i dobrze wychowaną

młodą damą.

-

O, tego mi dzieci nie mówiły!

Jej wyzywaj

ący uśmiech doprowadzał go do pasji.

Wyraźnie bawiła się jego kosztem.

- Amy jest cudowna!
Krista pami

ętała, jak Denisa opisywała przyjaciółkę jej

ojca. Duży biust, talia jak u osy, długie blond włosy i
ob

rzydliwie sztuczny uśmiech. Zupełnie, jak Barbie.

-

Słyszałam, że jest bardzo atrakcyjna - powiedziała

głośno. Dla kogoś, kto lubi lalki Barbie i nienaturalne

uśmiechy - dodała w myśli.

-

Naprawdę nie wiem, dlaczego dzieci ją tak

znienawidziły.

Logan podszed

ł do okna i ciągnął swoje zwierzenia

patrząc w ciemność. - Lubi rodzinę, jest spokojna, bez

aspiracji do robienia kariery. Chciałaby rzucić pracę

stenotypistki w sądzie, jak tylko wyjdzie za mnie za mąż.

Wtedy zajęłaby się domem i rodziną. Nie wróciłaby już do
pracy zawodowej.

-

To nawet wygodne! Być na czyimś utrzymaniu!

background image

-

Czy chce pani przez to powiedzieć, że Amy wychodzi

za mnie dla pieniędzy?

-

Nie! Wcale o niej nie myślałam. Powiedziałam tu

zupełnie bez zastanowienia. Tyle razy zdarzyło mi się
p

rowadzić sprawy rozwodowe, gdzie małżeństwo rozpadło się

z powodu żony, która nie miała własnych zainteresowań i

swojego życia. Od dnia ślubu zajmowała się tylko domem, a

mąż wkrótce był nią rozczarowany i znudzony. Zwykle w
takich przypad

kach małżonek jest inteligentny, popularny,

osiąga sukcesy w pracy, zupełnie tak jak pan.

-

Zdaje się, że wie pani o mnie więcej niż ja sam -

powiedział z ironią. - Nie mam pojęcia, czego oczekuję od

kobiety, więc jak mogę się nią rozczarować?

-

Sądzę, że to czego spodziewa się pan po towarzyszce

życia niekoniecznie jest tym, czego pan potrzebuje.

- Wiem jedno! Kobieta powinna przede wszystkim

zajmować się domem, być kochającą i czułą żoną, a potem

dopiero myśleć o karierze zawodowej.

-

A czy nie może robić jednego i drugiego jednocześnie?

Można to przecież pogodzić.

- Jest pani ambitna, agresywna i energiczna. Ma pani

dochody przewyższające zarobki niektórych mężczyzn.

-

Zabrzmiało to jak oskarżenie! - powiedziała sucho

Krista.

-

W pani przypadku praca usunęłaby wszystko inne na

dalszy plan -

ciągnął Logan. - Kariera wydaje się być rzeczą

najważniejszą w pani życiu. Czy dlatego dotąd nie wyszła

pani za mąż?

-

Mało jest mężczyzn, którzy chcieliby mieć za żonę

agresywną prawniczkę zarabiającą znacznie więcej niż oni

sami. Ja zaś nie szukam usilnie męża. Poluję za to na

niedoświadczonych mężczyzn, takich jak pan - zadrwiła.

background image

-

Niedoświadczonych, jak ja? Pani chyba żartuje. Byłem

żonaty przez blisko dwadzieścia lat i jestem ojcem trójki
dzieci.

- A jednak nie ma pan na

jmniejszego doświadczenia z

kobietami, jeśli ocenia je pan tak jednostronnie, jak mnie albo

Amy Sue. Wydaje się panu, że pierwsze wrażenie wystarczy,

by jednoznacznie kogoś określić.

-

Trudno z panią sprzeczać się.

-

Uwielbiam zawsze mieć rację! To specyfika mojego

zawodu.

Logan wiedzia

ł, że drwiła z siebie, próbując go w ten

sposób rozśmieszyć. Pamiętał, jak uśmiechała się w sądzie,

grzecznie i układnie, i tylko szatański błysk w oczach zdradzał

jej prawdziwe rozbawienie... We wszystkim, co robiła, była

zawsze odrobina humoru. Dzięki temu wydawała się

sympatyczna niezależnie od tego, co mówiła i jak daleko

posuwała się. Inni ludzie podobnym zachowaniem mogli

wywołać gniew lub niechęć. Ona jednak potrafiła wyrazić

dokładnie to, co chciała, nie będąc posądzana o podłość czy

złośliwość. Obiecał sobie, że ani na moment nie będzie ulegał

czarowi tej dziewczyny. Musiał jej się przeciwstawić.

-

Kobieta, taka jak pani, nie jest w stanie zrozumieć, ile

zalet może mieć dla mężczyzny ktoś w rodzaju mojej Amy.
Ona j

est taka młoda i świeża. Niedługo skończy dwadzieścia

dwa lata i nikogo jeszcze przede mną nie miała.

-

Dwadzieścia dwa lata? - powtórzyła zdziwiona Krista i

szybko się odwróciła.

-

Pani się ze mnie śmieje!

-

Nie, ależ skąd!

- O, tak! Jestem tego pewien!
-

Czy sądzi pan, że zwariowałam, żeby śmiać się z

człowieka, który decyduje w sądzie o powodzeniu moich
spraw?

background image

-

Nie śmieje się pani teraz ze swego przełożonego,

sędziego Moore'a, tylko z sąsiada, Logana Moore'a, ojca trójki

pani przyjaciół! - zdenerwowany chwycił ją za ramiona i

przyciągnął do siebie tak, by musiała spojrzeć mu w twarz.

-

Chyba właśnie tak jest! - przyznała i spoważniała nagle.

- Przepraszam.

Logan zacisn

ął palce na jej szczupłych ramionach. Nie

miał ochoty uwalniać jej teraz, kiedy była tak blisko i czuł jej

drobną, smukłą figurkę tuż przy swojej piersi. Wydawała mu

się taka krucha i delikatna.

-

Próbowałam sobie tylko wyobrazić, co mężczyzna w

pana wieku i z pańskim... doświadczeniem może mieć

wspólnego z dwudziestoletnią, niewinną dziewczyną, która

należy bardziej do pokolenia pańskich dzieci. Przy takiej

różnicy wieku trudno chyba znaleźć wspólny temat -

roześmiała się rozbrajająco.

Logan skrzywi

ł się na tę uwagę. Był bardzo wrażliwy na

komentarze dotyczące wieku jego narzeczonej. Wspólne

upodobania również należały do drażliwych kwestii, odkąd

uznał, że u przyszłej żony wystarczy mu zainteresowanie

domem i chęć poświęcenia mu się całkowicie.

-

Musiał pan być już w szkole, kiedy się urodziła -

ciągnęła Krista.

- To nie pani interes! -

warknął gniewnie. Denerwowała

go ta ciekawska i uparta osóbka.

-

Interesuję się małżeństwem z racji mego zawodu -

podjęła niezmieszana. - Ciekawi mnie, co zbliża ludzi do

siebie, co sprawia, że chcą być razem i również to, co jest
powodem rozstani

a po jakimś czasie. Wydaje mi się, że

odgadłam, co łączy pana i Amy Sue. Pan chce mieć w domu

żonę, a ona chce wyjść za mąż, po to by porzucić pracę.

-

I mieć zapewnione utrzymanie, prawda? - zezłościł się

Logan.

background image

-

Tego nie powiedziałam!

-

Ale to miała pani na myśli!

-

Sprzeciw, Wysoki Sądzie! To już mocno naciągana

interpretacja.

Z trudem powstrzyma

ł śmiech. Znowu z niego drwiła ta

niebieskooka czarownica. Musiał jej przyznać, że potrafiła

zawsze wybrnąć z każdej sytuacji.

-

A teraz zastanówmy się, jakie szanse przetrwania ma

pański związek z dwudziestoletnią dziewczyną - bawiła się
dalej Krista.

Po co to robi

ła? - zastanawiała się sama. Flirtowała z tym

mężczyzną, co zupełnie do niej nie pasowało. Lubiła jasne i

jednoznaczne sytuacje, nienawidziła aluzji i podtekstów.

Czu

ła się w jego uścisku krucha i słaba. Może dlatego

właśnie już od kilku minut grała małą flirciarkę. Oddalona od

niego tylko o centymetry, bardziej niż zwykle zdawała sobie

sprawę ze swojej atrakcyjności. Nigdy jeszcze nie wydawała
si

ę sobie tak kobieca i pociągająca.

-

Dobrze więc, niech mi pani powie, czy mój związek z

Amy ma jakieś szanse powodzenia? - zadrwił i pochylił się

nad nią wyczekująco.

-

Nie mam pojęcia, jakie są gwarancje trwałości takiego

małżeństwa. Dwoje ludzi musi coś łączyć, żeby byli ze sobą

szczęśliwi. Jeśli nie są to wspólne zainteresowania, to może

seks? Ale w tym przypadku to też chyba nie wchodzi w

rachubę. Gdybyście czuli do siebie pociąg fizyczny, to nie

bylibyście teraz oddaleni od siebie o setki kilometrów.

Logan by

ł zdruzgotany. Krista raz jeszcze odkryła prawdę,

której dotąd sam nie był świadom. Nim ją spotkał, nie

wiedział nawet, że jakakolwiek kobieta zdolna jest wzbudzić

w nim takie pożądanie. Całował Amy wielokrotnie, ale nie

pragnął niczego więcej. Szanował jej niewinność i nie

oczekiwał niczego, prócz czułej reakcji na swoje pocałunki.

background image

Teraz Krista uświadomiła mu to wszystko i fakt, że słowa te

padły z jej ust doprowadzał go do pasji.

-

Co taka bezduszna i pyskata prawniczka może w ogóle

wiedzieć o czułości? Podejrzewam, że nic! - wybuchnął.

- Nic?! -

odparła rozbrajająco.

Stali teraz tak blisko siebie,

że ciała ich stykały się ze

sobą. Jego usta oddalone tylko o milimetry od jej pełnych,

wilgotnych warg poruszały się jakby w bezgłośnym szepcie.

-

Pokaż mi, co o tym wiesz! - wyszeptał. Krista zadrżała.

- Logan! -

usłyszała swój głos, zupełnie zmieniony,

wibrujący i delikatny. Poczuła mocne bicie serca i

obezwładniająca fala ciepła spłynęła po jej ciele. Wiedziała

tylko, że on chciał ją pocałować i bardzo tego pragnęła.

- Krista! -

szepnął, po raz pierwszy używając jej imienia.

Zabrzmiało to jak pieszczota. Ich usta połączyły się. Krista

przymknęła oczy, zarzuciła mu ramiona na szyję i wsparła się

ca

łym ciałem na jego silnej, męskiej piersi. Objął ją

mocniej, kiedy złączyli się w szalonym pocałunku. Czuła

ciepło pieszczących ją dłoni.

Wsun

ęła rękę pod jego koszulę. Poczuła pod palcami

wilgotną i gładką skórę muskularnej piersi. Był taki wysoki,

silny i władczy. Wiedziała, że w tym momencie zrobi

wszystko, czego zażądałby ten mężczyzna.

Usta jego sun

ęły teraz po jej szyi. Ich dotyk był

najrozkoszniejszą pieszczotą. Nigdy nie pragnęła nikogo tak,

jak teraz Logana. Postanowiła jednak oprzeć się temu

nierozsądnemu pragnieniu i z determinacją wysunęła się z

jego objęć.

Stali naprzeciw siebie, oddychaj

ąc ciężko. Patrzyli sobie

głęboko w oczy, wciąż jeszcze pod wrażeniem tego, co tak

nieoczekiwanie między nimi zaszło.

Krista dr

żała z emocji. Zdawała sobie sprawę z otchłani,

jaka dzieliła ich dwoje i z absurdalności uczuć, jakie dla niego

background image

żywiła. Ich zdania różniły się nie tylko w kwestiach zawodo-

wych, o czym miała już okazję się przekonać. Pracowali

razem i od momentu spotkania byli skłóceni. Nie akceptował
jej ani jako kobiety, ani jako prawnika. Widzia

ł w niej żądną

pieniędzy i popularności karierowiczkę, niezdolną do

jakiegokolwiek uczucia. Być może nawet przez chwilę jej

pragnął, ale nie chciał tego okazać. Nie chciał jej nawet

polubić!

Logan wci

ąż nie mógł otrząsnąć się z wrażenia, jakie

zrobił na nim ten pocałunek. Był niepowtarzalny, najbardziej

zmysłowy i płomienny ze wszystkich znanych mu dotąd.

Krista okazała się taka delikatna, a jednocześnie pełna pasji.

Niestety, nie była odpowiednią kobietą dla niego. Wspólne

miejsce pracy, różne upodobania i opinie, odmienny styl życia
-

wszystko to utrudniało jakiekolwiek zbliżenie.

Krista bezskutecznie stara

ła się znaleźć dowcipny

komentarz, który wybawiłby ich z niezręcznej sytuacji. Nic

jednak nie przychodziło jej do głowy. Trudno byłoby obrócić

w żart to, co się przed chwilą stało. Zarumieniła się jak

pensjonarka. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co

powiedzieć.

-

Chyba już pójdę - odezwała się wreszcie z trudem.

-

Szkoda, że nam się to zdarzyło, kiedy dzieci są tuż obok,

za ścianą. - On również odzyskiwał równowagę.

Jego uwaga o dzieciach wyra

źnie ją zdenerwowała. Nie

miał dla niej ani odrobiny szacunku, ani czułych słówek, nie

było tu nawet udawanej troski czy sympatii. Chciał tylko

wykorzystać jej słabość i miał doskonałą okazję. Tylko

obecność dzieci go powstrzymywała. Krista czuła się
rozgoryczona.

-

Obecność dzieci nie ma tu nic do rzeczy! Nic więcej i

tak by się nie zdarzyło. To było nieporozumienie!

background image

-

To krzywoprzysięstwo, pani adwokat! Dobrze, że nie

zeznaje pani pod przysięgą.

- Pan p

rzestał mnie interesować. Czy chciałabym mieć

coś wspólnego z mężczyzną, któremu podobają się głupiutkie,

niedoświadczone blondynki?

-

Świetnie powiedziane! - Logan miał ochotę wziąć ją na

kolano i wymierzyć jej porządnego klapsa.

Krista natychmiast to wyczu

ła. Ruszyła szybko do drzwi.

W hallu spotkała Mitcha, Denisę i Laurę wracających właśnie
do salonu.

-

Wychodzisz już, Krista? - zapytała Denisa z

rozczarowaniem w głosie.

-

Muszę, kochanie! Zrobiło się późno, a ja jutro wcześnie

wstaję - tłumaczyła się.

- Kto rano wstaje... -

próbował żartować Logan.

Do

łączył do odprowadzających ją dzieciaków i stał teraz

tuż za jej plecami. Krista machinalnie odsunęła się od niego o
krok.

-

Kto dzwonił? - przypomniał sobie Logan.

Tr

ójka młodych Moore'ów wymieniła porozumiewawcze

spojrzenia.

- Nikt! -

odpowiedziała Denisa.

-

Jak to nikt? To była pomyłka? - zainteresował się ojciec.

- Chyba tak! -

zakończył sprawę Mitch.

Mitch, Denisa i Laura za

śmiali się łobuzersko. Krista

szybko odkryła prawdę. Nigdy nie dawała się oszukać swoim

klientom, którzy próbowali coś przed nią ukryć. Założyłaby

się o swojego pięknego bentley'a, że ten kto dzwonił pod zły

numer, to nie był nikt inny, jak tylko kontrowersyjna Amy Sue
Archer. Ale co j

ą obchodziło, że dzieci Logana i ich przyszła

ma

cocha prowadzili ze sobą wojnę i młodym spiskowcom

udało się właśnie wygrać bitwę. Z całej duszy życzyła im
powodzenia w tej walce.

background image

- Dobranoc dzieciaki! -

pożegnała się. - Dzięki za tort. Sto

lat, mała solenizantko! - Dziękuję, Krissy! - Laura rzuciła się

jej na szyję.

Krista przytuli

ła ją do siebie. Przez cały czas czuła na

sobie spojrzenie Logana. Na pewno nie zyskała nic w jego

oczach z racji tego, że tak łatwo zdobyła sobie przyjaźń Laury.
Jej samej nato

miast sprawiało to ogromną radość, o czym

dziewczynka zdawała się doskonale wiedzieć.

-

Wiesz Krista, odprowadzę cię do domu! - zaofiarował

się Mitch.

-

Dzięki Mitch, ale poradzę sobie sama!

-

Nie powinnaś chodzić sama w nocy - pouczała ją

Denisa. -

Nam nie wolno było tego robić, nawet w Garret.

Znowu zadzwoni

ł telefon. Laura pobiegła go odebrać.

-

Mitch, to do ciebie! Jakiś Jason!

-

Jason Danvers. Poczekaj Krista, za minutkę wracam i

idę z tobą! - krzyczał Mitch, biegnąc do telefonu.

-

To bardzo miło z jego strony, ale naprawdę nic mi się

nie stanie.

-

Niech pani poczeka. Dzieci mają rację! Kobiety nie

powinny chodzić same nocą - powiedział Logan i ruszył za

nią.

-

Proszę się mną nie przejmować, panie sędzio! Nie

sądzę, aby ktoś był tak nieostrożny, żeby mnie zaatakować.
Jedno spojrzenie na mnie wystarczy, by potencjalny napastnik

zaczął się trząść ze strachu.

-

Pani jest nieostrożna! - powiedział, chwytając ją za

nadgarstek. - I uparta! -

dodał.

-

Mój dom jest tuż za rogiem i nie chcę, żeby pan...

-

Nie zawsze chce się tego, czego się naprawdę potrzebuje

-

sparafrazował jej wcześniejsze stwierdzenie. - Chodźmy!

-

Za rogiem skręcamy w lewo, czy w prawo?

- Nie! Idziemy prosto! -

skapitulowała.

background image

Wyra

źnie spieszyło mu się, aby spełnić ten pochopnie

narzucony sobie obowiązek i doprowadzić ją jak najszybciej

do drzwi domu. Szedł szybko, stawiając duże kroki i Krista

musiała prawie biec, by nie zostawać w tyle. Nie odzywali się

do siebie, aż doszli do posesji pani Conway.

-

Dziękuję za towarzystwo, sędzio Moore.

-

Przed chwilą mówiłaś mi po imieniu - przypomniał.

Zabrzmia

ło to wyzywająco i jednocześnie uwodzicielsko.

Spojrzała mu w oczy. Były zamglone i wpół przymknięte.

-

Logan, nie myślałam... - zaczęła.

-

Wydaje mi się, że mamy ten sam problem z myśleniem.

Niewiarygodnie łatwo udaje ci się pozbawić mnie zdrowego

rozsądku, podczas, gdy mówi mi on, że powinienem jak naj-

szybciej pożegnać się i wrócić do domu...

-

Tak właśnie powinien pan zrobić - powiedziała,

próbując wyszarpnąć swoje dłonie z jego uścisku. - Dobranoc,

sędzio Moore!

-

Ale mój rozsądek już przepadł! Oczy zapłonęły mu

niecodziennym blaskiem. -

Zaproś mnie do środka, Krista!

Serce skoczy

ło jej w piersi.

-

Nie mogę, Logan! - z trudem opanowywała drżenie

głosu.

- Dlaczego? -

spytał.

Uj

ął jej twarz w swoje dłonie i przesunął tak, by musiała

mu spojrzeć w oczy.

- Obydwoje wiemy dlaczego! -

powiedziała i odsunęła się

o krok.

Stara

ła się być stanowcza. Trudno było jednak zachować

rozsądek, gdy w grę wchodził taki mężczyzna.

-

Pomijając etykę naszego zawodu, jestem dla ciebie tylko

bezdusznym prawnikiem, osobą której rozrywkę stanowi

rozbijanie małżeństw.

background image

-

A ty myślisz, że jestem despotycznym,

prowincjonalnym głupcem, który ośmiesza się wydając
bezsensowne wyroki -

dopowiedział Logan tym samym

tonem.

Co

ś ich jednak łączyło. Wciąż nie mógł w to uwierzyć.

Krista była wyjątkową kobietą. Fascynowała go i intrygowała.

Czuł się dumny, że potrafił ją zainteresować sobą.

-

Mylisz się, wcale nie uważam cię za głupca.

Jednak on nie zaprzeczy

ł temu, co o sobie powiedziała.

Zauważyła to z przykrością. Próbowała przekonywać się, że

nie ma to dla niej żadnego znaczenia, ale wiedziała, że oszu-

kuje samą siebie. Jeszcze nie znała przyczyn, z powodu

których opinia sędziego Logana tyle dla niej znaczyła, ale tak

właśnie było!

- Bezduszna pani adwokat i despotyczny, prowincjonalny

sędzia! Rzeczywiście niezbyt dobrana z nas para - próbował

żartować. - A jednak mnie lubisz! - dodał zmienionym tonem

- Nie powinnam -

powiedziała miękko.

-

Więc jednak! - zatriumfował.

Zdecydowa

ł, że musi ją mieć. Teraz, natychmiast, nim

jego fascynacja Krista zamieni się w obsesję. Na to nie mógł

sobie pozwolić. Nie była tą kobietą, której on i jego dzieci
potrze

bowały. Jedyne, co mogło ich łączyć, to pociąg

fizyczny.

-

Chciałbym zostać z tobą na noc, Kristo! - wyszeptał.

-

Logan, jutro rano muszę być w sądzie!

-

Czy zawsze jesteś taka wstrzemięźliwa przed

rozprawami? -

choć w jej uszach brzmiało to sarkastycznie, to

jednak ton był poważny i pełen zainteresowania.

- Naturalnie! -

odpowiedziała i uśmiechnęła się. - Tak jak

sportowcy przed ważnymi meczami! Prawnicy też muszą dbać

o doskonałą kondycję.

background image

Gdyby mog

ła powiedzieć mu prawdę! Byłby zaskoczony,

słysząc, że dla niej fizyczna czułość łączy się nierozerwalnie z

miłością.

- Logan... -

zaczęła. - Nie, to nieważne!

I tak by jej nie uwierzy

ł. Przecież uważał ją za

bezwzględną kobietę pochłoniętą jedynie własną karierą i nie

stroniącą od krótkotrwałych, romantycznych przygód.

-

W takim razie, do zobaczenia jutro w sądzie - pani

adwokat -

powiedział zrezygnowany Logan.

-

To niemożliwe! Mam rano tylko jedną rozprawę, której

przewodniczy sędzia Wright.

-

Życie jest pełne niespodzianek, pani Conway. Jutro ja

prowadzę rozprawy sędziego Wrighta. Poprosił mnie o to. Z

powodu jakiejś długo odkładanej wizyty u dentysty nie będzie

w sądzie.

-

I wiedząc o tym, chciał pan mnie uwieść dziś wieczór?

Wielkie nieba! Co ja bym zrobiła, znalazłszy się z panem

twarzą w twarz po takiej nocy? I umiałby pan wydać obiek-

tywny wyrok po tym wszystkim, co zaszłoby między nami?

- Mog

ę pani zaręczyć, że to, czy spędziłaby pani tę noc ze

mną, czy też nie, w najmniejszym stopniu nie wpłynęłoby na
wyrok.

-

Ma pani rację! Na szczęście nie muszę sypiać z sędzią,

aby wygrać jakąś sprawę! I nigdy nie będę! Szybko

przekręciła klucz w zamku i gwałtownie pchnęła drzwi.

- Dobranoc, panie Moore!

background image

Rozdzia

ł 4

Logan przeczyta

ł kiedyś, że rozpraw rozwodowych się nie

wygrywa. Traci zwykle ta strona, która popełnia w procesie

najwięcej błędów. Okazało się to prawdą w sprawie Marshall
przeciwko Marshal

lowi, która zdominowana była przez

omyłki. James Fleener, adwokat Wilsona Marshalla robił

wszystko, aby szala zwycięstwa przechyliła się na stronę

Kristy Conway i jej klientki. Sposób, w jaki Krista radziła

sobie ze sprawą, był jak zwykle bez zarzutu i to stawiało

stronę przeciwną w jeszcze gorszym świetle. Utalentowana,

młoda prawniczka nienagannie przygotowała materiały
dowodowe, od

krywając kilka faktów, które Marshall

świadomie zataił. Poprosiła ekonomistę o fachową pomoc w
oszacowaniu dochodów inwestycyjnych obojga klientów.
Rzeczowo zaprezentowa

ła wkład Alice Marshall w trwające

od dwudziestu ośmiu lat małżeństwo. Wygłosiła też

wzruszającą mowę o tragicznej sytuacji kobiety pozbawionej
domu.

Logan podziwia

ł profesjonalizm Kristy. Musiał oddać

sprawiedl

iwość jej umiejętnościom i nie wchodziły tu w grę

żadne osobiste uczucia. Teraz liczył się tylko proces i sędzia

Moore przyznał Alice Marshall wszystko, co wywalczyła dla
niej zdolna pani adwokat.

Zaraz po powrocie Kristy z s

ądu Denisa i Laura przyszły

do

niej w odwiedziny. Zrobiła im trochę prażonej kukurydzy,

żeby miały co chrupać, gdy rozmawiały o szkole, telewizji,

ulubionych płytach i... Amy Sue, oczywiście!

-

Zupełnie nieoczekiwanie zadzwoniła jeszcze raz po tym,

jak Mitch powiedział jej, że tata wyszedł z przyjaciółką -

opowiadała Denisa. - Tatuś odebrał ten drugi telefon, nim

zdążyliśmy dopaść aparatu.

To musia

ło być wtedy, gdy Logan odprowadziwszy ją,

wrócił do domu, pomyślała.

background image

-

Czy ucieszył się z tego telefonu? - zapytała.

- Nie wiem! - odpowi

edziała Denisa. - Nie mogliśmy

przecież pozwolić mu rozmawiać z tą wiedźmą. Laura musiała

udawać chorą!

Dziewczynka demonstrowa

ła

właśnie

objawy

wczorajszych dolegliwości i zwijała się z bólu.

-

Rzeczywiście, trudno prowadzić romantyczną rozmowę,

kiedy m

ałe dziecko tak cierpi - przyznała Krista.

- Prawda?! -

śmiała się Laura.

-

Więc Amy znowu się nie udało! A jeśli wasz ojciec

poważnie myśli o poślubieniu tej kobiety? Czy uważacie, że to

sprawiedliwe odbierać mu szansę na ułożenie sobie życia,
tylko dla

tego, że wy nie akceptujecie jego wyboru?

-

Tata nie byłby nigdy szczęśliwy z Amy - rzekła Denisa

z przekonaniem. -

Jeśli ożeni się z nią, my będziemy musieli

wyprowadzić się do babci i wcale nie będzie mu bez nas

wesoło.

-

Amy powiedziała, że po ślubie musimy mieszkać z

babcią. Ona nienawidzi nas tak, jak my nie znosimy jej -

wyjaśniła Laura.

-

Ona wam to powiedziała? - zapytała zszokowana Krista.

-

Naprawdę nie chce, żebyście mieszkali razem, kiedy oni się

pobiorą? Czy wasz ojciec o tym wie?

- Babcia

nie pozwoliła mu o tym mówić! - pospieszyła z

wyjaśnieniem Denisa. - Twierdzi, że tacie potrzeba czasu, by

odkryć, jaka naprawdę jest Amy Sue, a my postanowiliśmy

trochę mu w tym pomóc!

- Lubisz naszego tatusia, prawda Krissy? -

spytała Laura.

- O, nie!

Tylko nie próbujcie mnie w to wciągać! Jestem

przekonana, że wasz ojciec opamięta się sam, bez mojej

interwencji. Przepraszam, ale muszę szybko wziąć prysznic i

umyć włosy. Mam randkę dziś wieczorem.

background image

-

Randkę? - zainteresowała się Laura Przesunęła dłonią po

brzuchu krzywiąc się z bólu. - Czuję...

-

Czujesz się świetnie! - zaśmiała się Krista i przytuliła do

siebie główkę małej kłamczuchy.

-

Pamiętaj, że już widziałam, jak potrafisz udawać chorą.

-

To wspaniale, że masz randkę! Z kim? Jest przystojny?

Bardzo go lubisz? -

Denisa zasypywała ją pytaniami.

-

Nazywa się Jeremy Litman i jest fantastyczny -

pospieszyła z odpowiedzią Krista. - Ale ja go prawie nie

znam! Przedstawiono nas sobie na konferencyjnym przyjęciu.
To nasze pierwsze spotkanie od tamtej pory. Powinien zaraz

zadzwonić, bo jeszcze nie wytłumaczyłam mu, jak dojechać
do mojego domu.

-

To my zostaniemy i odbierzemy telefon, kiedy będziesz

brała prysznic! - zaofiarowały się dziewczęta.

-

Naprawdę? - ucieszyła się Krista. - Nie będę tam długo.

Jeśli zadzwoni, po prostu mnie zawołajcie!

Wysz

ła z łazienki po dziesięciu minutach, ubrana w

błękitny szlafrok. Dziewczynki pobiegły za nią do sypialni,

gdzie uważnie obserwowały, jak robiła sobie staranny

makijaż.

-

Podoba mi się, jak malujesz sobie oczy - rzekła Denisa z

podziwem. -

Pomożesz mi kiedyś zrobić makijaż?

-

Czternastoletnie dziewczynki, które malują się,

wyglądają okropnie.

-

Mówisz zupełnie tak samo, jak tata! - powiedziała

Denisa, sięgając po zielony cień do powiek.

-

Powinnyście słuchać ojca! - prawiła Krista. - To

wspaniały człowiek. To, że nie potrafi właściwie ocenić Amy

Sue, nie znaczy, iż nie wie, co jest dobre dla jego własnych
dzieci.

Spojrza

ła na zegarek.

background image

-

Jeremy powinien był już zadzwonić. Mam nadzieję, że

nie przyjęłyście tego telefonu, kiedy byłam w łazience! -

zażartowała.

Dziewczynki za

śmiały się, biorąc ten żart za dobrą

monetę.

-

Nie! Telefon nie dzwonił ani razu! Chodźmy, Lauro!

Musimy wracać do domu!

-

Co mamy dziś na obiad? - zainteresowała się młodsza

siostra.

-

Resztki kurczaka. Pomieszam je z puszką tuńczyka dla

urozmaicenia.

-

O jejku! Tym razem naprawdę się rozchoruję!

-

Ja też! Nienawidzę gotować! A ty lubisz gotować,

Kristo?

Denisa spojrza

ła na starszą przyjaciółkę, która już od

dłuższej chwili przyglądała się im z rozbawieniem. Wzięła je

teraz pod ramiona i sprowadziła po schodach do drzwi.

-

Lubię! - odpowiedziała. - I gdybym nie była umówiona

z Jeremym pokazałabym wam, jakie pyszności można zrobić z
resztek kurczaka.

Dlaczego Jeremy nie zadzwoni

ł? Zastanawiała się Krista

w kilka godzin później. Była już prawie dziesiąta, a ona

umierała z głodu. Może coś go zatrzymało w pracy. Mógłby

chociaż zadzwonić i uprzedzić, że się spóźni.

Przed dziewi

ątą zrobiła sobie coś do jedzenia i przebrana

w piżamę obejrzała wiadomości lokalne. Była wzburzona i

obrażona na Jeremiego Litmana. Po dzienniku postanowiła iść

spać i kiedy właśnie układała się do snu, wzrok jej padł na

mały aparat telefoniczny leżący na podłodze. Słuchawka nie

była starannie odłożona na widełki.

Krista patrzy

ła na nią jak porażona. Jeśli Jeremy próbował

się do niej dodzwonić, to za każdym razem dowiadywał się, że

background image

numer jest zajęty, szybko uświadomiła to sobie i wpadła w

złość.

- Czyja to sprawka? -

spytała swojego syjama, Tao, który

wskoczył do niej na łóżko. Widziała już raz, jak ciekawski kot

obwąchiwał telefon, siedząc na nocnej szafce. Zrzucił wtedy

łapą słuchawkę z widełek i uciekł przerażony sygnałem, który

rozległ się z wnętrza aparatu.

-

Zrzuciłeś telefon z szafki? - pytała z uporem.

Tao miaukn

ął niezrozumiale i zaczął mruczeć. Krista

westchnęła. - Jeremy Litman myśli pewnie, że jestem

obrzydliwym gadem. Może powinnam zadzwonić do niego i

wyjaśnić, co się stało? - zastanawiała się.

Zadzwoni

ła od razu, ale szybko tego pożałowała. Jeremy

nie

mógł opanować wściekłości i nie przyjmował żadnych

tłumaczeń. Krista zdecydowała, że nie warto zabiegać o

względy kogoś, kto tak gwałtownie reaguje z powodu

drobiazgów. Powiedziała mu to wprost, a on rzucił słuchawkę.

-

Jak ci wczoraj udała się randka? - zapytała Denisa

następnego dnia. Przyszły z Laurą niedługo potem, jak Krista

wróciła po południu z biura.

- Nie pytaj! -

skrzywiła się. - To była tragedia, nawet się

nie widzieliśmy.

- To straszne! -

rozpromieniła się Laura.

- Masz zamiar go jeszcze wid

ywać? - wypytywała dalej

Denisa.

- Nie ma mowy! -

Krista pokręciła głową z ubolewaniem.

Dziewczynki wymieniły rozradowane uśmiechy.

Krista przygryz

ła dolną wargę w zamyśleniu. Trójka

Moore'ów nie zawahała się popsuć ojcu telefonicznej randki z
Amy Sue, wi

ęc może wczorajsze kłopoty z telefonem od

Jeremie

go to też była ich sprawka? Czy to możliwe? -

zastanawiała się.

background image

- Krissy! -

powiedziała szybko Denisa. - Powiedziałaś, że

masz świetny pomysł na to, co można zrobić z resztek

kurczaka. Wczoraj tata zabrał nas na hamburgery, więc wciąż

mamy trochę kurczaka w lodówce. Może wpadłabyś do nas i

pomogłabyś mi przygotować obiad.

-

Przyjdź! Proszę cię, Krissy! - błagała Laura i ściskała

dłoń dorosłej przyjaciółki swoją małą łapką.

- No dobrze! -

skapitulowała Krista po chwili wahania i

uśmiechnęła się do dziewcząt. Postanowiła pokazać im, jak

zrobić zapiekankę z drobiu, ryżu, jarzyn, i zniknąć, nim Logan
wróci do domu.

Jedzenie by

ło w piecyku, a Krista właśnie wychodziła,

kiedy zjawił się Mitch i zaczął ją wypytywać o egzaminy

wstępne na uniwersytet. Miał zamiar zdawać i bardzo zależało

mu na jej zdaniu. Potem jeszcze Laura zaciągnęła ją do

swojego pokoju, żeby pochwalić się kolekcją lalek Barbie. I

właśnie wtedy wrócił Logan.

Obrzuci

ł ją uważnym spojrzeniem. W lawendowej bluzce

i dżinsach wyglądała ślicznie i pociągająco. Pamiętał jeszcze

smak jej ust i cudowny zapach ciała. Z trudem przełknął ślinę.

-

Krista zrobiła nam obiad - poinformowała Denisa.

-

Poproś ją, aby została i zjadła z nami, tatusiu!

- Naprawd

ę muszę już iść! - powiedziała Krista głucha na

protesty dzieci.

-

Nalegam, żeby została pani z nami na obiedzie. Nie

może pani odmówić! - zadecydował Logan.

Obiad by

ł wspaniały! Zapiekanka okazała się pyszna,

dzieci były wesołe i rozmowne. Krista bawiła się świetnie.

Logan był ożywiony. Cieszył się, widząc, że ona i dzieci

doskonale się rozumieją nawzajem. Po jedzeniu Mitch

zaproponował, że cała trójka zajmie się zmywaniem i

porządkowaniem kuchni, a dorośli mogą posłuchać starych

nagrań w salonie, potańczyć i odpocząć.

background image

-

Bawcie się dobrze! - zakończył i uśmiechnął się do

sióstr.

Logan potar

ł czoło wyraźnie zmieszany. Mitch mógłby

być subtelniejszy.

-

Niestety, muszę już iść. Zapomniałam nakarmić koty -

tłumaczyła Krista, ruszając do wyjścia.

- Tata c

ię odprowadzi! - powiedziała stanowczo Laura.

-

Czyżbyśmy to już kiedyś przerabiali? - Krista przesłała

Loganowi porozumiewawcze spojrzenie.

-

Nie szkodzi! To będzie powtórka - rzekł Logan, ujmując

jej ramię. - Do zobaczenia później, dzieciaki!

-

Dużo później! - zaśmiał się Mitch.

Logan postanowi

ł przeprosić Kristę za zachowanie swoich

pociech. Wydało mu się zbyt niewłaściwe, aby można było

przejść nad tym do porządku.

- Winien jestem pani przeprosiny za moje dzieci, które

zabawiają się w swatów naszym kosztem. Mam nadzieję, że

nie czuła się pani niezręcznie.

-

Nie! Ależ skąd! - uśmiechnęła się, wdzięczna, że

przerwał wreszcie to przedłużające się milczenie. Z jego

twarzy odgadła, że to właśnie on był najbardziej zakłopotany.

-

To nawet jakaś pozytywna odmiana po kampanii, jaka

przeprowadzały przeciwko Amy Sue - próbowała obrócić

wszystko w żart.

Logan wykrzywi

ł usta w wymuszonym uśmiechu. Nie

podobał mu się dowcip na temat jego słodkiej narzeczonej.

Był, niestety, ostatnią osobą, która nie wiedziała, że jego
ukochana jest prawdziwym potworem w ludzkiej skórze.

Doszli w

łaśnie do drzwi domu i Krista sięgnęła do torebki

po klucze.

-

Muszę pani pogratulować wygranej w procesie

Marshallów. Materiał dowodowy i sposób jego przedstawienia

background image

- bez zarzutu! Nie

miałem żadnych problemów z wydaniem

wyroku -

powiedział Logan, obserwując ją uważnie.

-

Dziękuję panu! - twarz Kristy rozjaśnił promienny

uśmiech.

-

Zgadzam się całkowicie z argumentami, których użyła

pani w obronie Alice Marshall. Rzeczywiście ta kobieta była

w tragicznej sytuacji. Od lat zajmowała się mężem, domem i
wy

chowaniem dzieci, po to, by pewnego dnia przekonać się,

że nic już nie znaczy dla swojego małżonka, który opuszcza ją

dla młodszej i bardziej atrakcyjnej dziewczyny. Alice nigdy
nie pra

cowała zawodowo i nie ma żadnych kwalifikacji. Kiedy

mąż ją opuścił, po raz pierwszy w życiu zaznała prawdziwej

nędzy. Cieszę się, że znalazła odpowiedniego adwokata, by

bronił jej praw.

-

A ja jestem szczęśliwa, że sprawiedliwości stało się

zadość. Dobrze też stało się, że Wilson Marshall postanowił

zaoszczędzić na honorarium dla obrońcy i wynajął Fleenera, a

nie na przykład Rossa Perry.

-

Fleener był rzeczywiście żałosny. Ale i tak musiałbym

oddać sprawiedliwość zdradzonej kobiecie, niezależnie od
zdo

lności adwokatów. W przeciwieństwie do pani, nie jest mi

wszystko jedno po czyjej stronie staję, kiedy w grę wchodzą
aspekty moralne.

- To znaczy? -

spytała Krista, choć to, co powiedział

zabrzmiało dość jednoznacznie.

-

To znaczy, że pani, niezależnie od jej osobistych

przekonań, reprezentuje każdego, kto pani płaci. Gdyby

Wilson Marshall poprosił panią, żeby go pani broniła,

zrobiłaby pani wszystko, żeby Alice nie wygrała.

- To nieprawda! -

zaprzeczyła gorąco.

-

Czyżby?

background image

-

Nie broniłabym kogoś, kto nie miałby racji i chciał

nieuczciwie pozbawić współmałżonka wszystkiego, co mu się

legalnie należy.

-

Jest więc pani szlachetną piranią!?

Wyj

ął klucze z jej dłoni i spróbował jednym z nich

otworzyć drzwi. Objął ją i wprowadził do przytulnego

wnętrza.

Nie panowa

ł już nad uczuciami. Pochwycił ją w ramiona,

nim zdążyła cokolwiek powiedzieć i zaczął ją namiętnie

całować. Próbowała odepchnąć go ręką, ale okazał się zbyt

silny. Po chwili jednak przestała się bronić. Przesuwał ustami
po jej wargach stanowczo, a j

ednocześnie delikatnie. Czuła

zapach i ciepło jego ciała. Przymknęła oczy i objęła go za

szyję ramieniem.

Nareszcie! -

cieszyła się. Nareszcie poznała mężczyznę,

który zdolny był przyprawić ją o zawrót głowy.

Nagle wszystko sta

ło się jasne. To dlatego, gdy na nią

patrzył, była tak zażenowana już od pierwszego spotkania w

sądzie. To dlatego traciła panowanie nad sobą w jego

obecności. Nawet ten natychmiastowy niemal antagonizm w

stosunku do niej był teraz zrozumiały. Musiał doświadczać
podobnie intensywnego

uczucia, które usilnie starał się ukryć.

Pod maską wrogości i dezaprobaty kryła się jednak prawdziwa
fascynacja.

Poca

łunek stał się jeszcze bardziej gorący i namiętny.

Logan wsunął ręce w tylne kieszenie jej spodni i uniósł ją

lekko ku sobie. Wtuliła się w jego objęcia spragniona tej

bliskości.

Nigdy przedtem nie odczuwa

ła tak palącej potrzeby

połączenia się z mężczyzną. Drżała z pragnienia i niepokoju.

Położyła mu dłoń na karku i wsunęła palce w ciemne, gęste

włosy.

background image

Logan wzi

ął ją n a ręce i ru szył p o sch odach w stronę

sypialni. Nagle w ciemnościach coś, podobne do kłębka futra

spadło z góry i wylądowało na kolanach Kristy. Krzyknęła i

szarpnęła się dziko. Nieprzytomna z uniesienia nie mogła w

pierwszym momencie zrozumieć, że to Tao, jej syjamski kot
skoczy

ł z balustrady, domagając się w ten sposób choćby

odrobiny zaintereso

wania. Przerażone zwierzę skoczyło tym

razem na Logana, głęboko wbijając mu w ramię pazury.

-

Co to jest, do diabła! - zaklął Logan.

On r

ównież nie potrafił wytłumaczyć sobie błyskawicznie

zmieniającej się sytuacji. Upuścił Kristę, próbując walczyć z

miauczącym kłębkiem uczepionym jego rękawa.

- Kot?! -

odgadł wreszcie.

Krista opad

ła na kolana tuż u jego stóp i dopiero teraz

odkryła komizm całej sytuacji. Podniosła się szybko i zbiegła

na dół, żeby włączyć światło.

Kiedy w przedpokoju zrobi

ło się widno, Logan znalazł się

oko w oko z olbrzymim, syjamskim kocurem wczepionym w

koszulę na jego ramieniu. Wyciągnął dłoń w stronę

zwierzęcia. Tao zeskoczył z głośnym miauknięciem. Na szyi
Logana

wyraźnie znaczył się długi i czerwony ślad po

zadrapaniu. Widok krwi przeraził Kristę.

-

Logan, on cię zranił! Pozwól mi... - krzyczała, biegnąc

po schodach.

-

Co jeszcze trzymasz w domu oprócz tej krwiożerczej

bestii? Może psy policyjne? Albo karmione ludzkim mięsem
dobermany? -

mówił, wycofując się w kierunku drzwi.

- Tylko dwa koty.
-

A więc, to nie jest jedyna krwiożercza bestia w tym

domu!? Kiedy atakuje ta druga?

-

Logan, nigdy przedtem to się nie zdarzyło. Tao jest z

natury bardzo łagodny. Chciał tylko zwrócić na siebie uwagę.

background image

Jako mały kociak wskakiwał wszystkim na ramię. Pewnie wy-

daje mu się, że wciąż może to robić!

-

I ma rację, jego pazury nie mają jeszcze długości

sztyletów, więc spokojnie może sobie na to pozwolić.

Ostro

żnie dotknął palcami zakrwawionej rany na szyi.

-

Zaraz to przemyję i założę opatrunek. Chodźmy! -

powiedziała ochryple i pociągnęła go za sobą w stronę
kremowo -

zielonej łazienki.

Moment p

óźniej siedział na skraju ciemnozielonej wanny i

obserwował, jak drżącymi rękami przygotowywała opatrunek.

Zauważył także nierówne falowanie jej piersi. Była wyraźnie

wstrząśnięta, a powodem tego wcale nie był wypadek z kotem.

Logan był w stu procentach o tym przekonany.

-

Więc pani adwokat zajmuje się również medycyną w

wolnych chwilach? -

próbował zażartować.

Jeszcze raz popatrzy

ł na nią i nagle zapomniał o kocie i

bolesnym zadrapaniu. Położył dłonie na biodrach Kristy i

przyciągnął ją do siebie. Drżącymi rękoma przyłożyła

wilgotny ręcznik do rany. Serce jej biło gwałtownie.

-

Będzie teraz chwilę szczypało! - uprzedzała, próbując

ukryć swoje zmieszanie. - Bardzo cię boli?

- Straszliwie! -

skarżył się Logan z uśmiechem.

Wyla

ła odrobinę jakiegoś płynu na skrawek waty i

przetarła tym zadrapanie.

-

To musi boleć - powiedziała. - Jesteś bardzo dzielny!

-

Czy dostanę za to nagrodę? Wiem, co chciałbym!

Twarz jego znajdowa

ła się na wysokości jej biustu.

Dotknął ustami bluzki w miejscu, gdzie znajdowała się pierś.

Przez płótno bielizny i cienkiej bluzki czuł jej miękkość i

jędrność.

- Logan! -

powiedziała i zacisnęła dłonie na jego

ramionach. Jego wargi przesuwały się po jej ciele.

background image

-

Chcę cię dotknąć, Kristo! Chcę patrzeć na ciebie!

Całować cię! Chcę się z tobą kochać! Teraz! Chodźmy do
sypialni! -

szeptała.

Jego palce niecierpliwie szuka

ły guzików jej bluzki.

Poddawała się temu bezwolnie. Pragnęła spełnienia z tym

mężczyzną, który wywoływał w niej takie uczucia, jakich nikt
nig

dy przedtem. Instynktownie wyczuła jednak w jego głosie

coś więcej niż niecierpliwość' i palącą potrzebę, której chciała

się poddać. Było w nim odrobinę męskiego uporu i

natarczywości, i to ją od niego odpychało.

-

Logan, to zbyt wcześnie! - powiedziała miękko. - Poza

tym muszę przeprosić cię za moje dzisiejsze zachowanie.

Wcale nie chciałam zaczynać czegoś, czego nie miałam

zamiaru kończyć. Nie wiem, co mi się stało! Straciłam

kontrolę nad sobą. Przypadkowe przygody miłosne to nie

moja specjalność. Nie chodzę do łóżka z mężczyznami,
których znam zale

dwie parę dni.

-

Czyżby? - zapytał z niedowierzaniem.

- To prawda! -

potwierdziła stanowczo. Czuła się

upokorzona i jakby trawiona gorączką.

-

Czy ty aby nie myślisz, że właśnie to często robię?!

Poznaję faceta i zabieram go zaraz ze sobą do łóżka?

W jego oczach znalaz

ła odpowiedź. Zalała ją fala gniewu i

rozczarowania. Uczucia, jaki

mi darzyła Logana, były

szczególne i niepowtarzalne, a jej zachowanie wobec niego

było niewytłumaczalnym efektem ich wzajemnego

oddziaływania na siebie. Przez moment myślała, że on czuł

podobnie. Ach, jakże się myliła!

-

Sądziłeś, że jestem jedną z tych łatwych kobiet, którym

nie robi różnicy, z kim i kiedy idą do łóżka! Uważałeś to za

doskonałą okazję dla siebie. Miała to być jeszcze jedna z

wielu miłosnych przygód, prawda?! - mówiła podniesionym

głosem.

background image

-

Ty też tego chciałaś, Kristo! - przerwał jej. - Nie staraj

się mnie okłamywać!

Wiedzia

ł, że próbuje uchylić się od odpowiedzialności za

to, co się stało. Wyrafinowana światowa dama, myślał o niej.

Czy dla takich kobiet przelotne znajomości nie były chlebem

powszednim! Krista wybiegła z łazienki i zbiegła po

schodach. Logan ruszył za nią do drzwi.

-

Wynoś się z mojego domu! - rozkazała i szeroko

otworzyła drzwi wejściowe. Wychodząc spojrzał na nią. Jej

oczy dziwnie błyszczały. Czyżby to były łzy? Nigdy jeszcze

żadna kobieta nie płakała z jego powodu. Był

zdruzgotany!

- Krista, ja...
-

Proszę cię, wyjdź!

-

Żałuję, że...

-

Żałujesz tylko tego, że nie udało ci się zaliczyć dziś w

nocy jeszcze jednej babki.

Powinna by

ła to przewidzieć. Jego sposób traktowania

kobiet był taki, jak z epoki kamienia łupanego, a ona straciła

głowę dla kogoś takiego! Zachowała się jak naiwna i
niepopraw

na romantyczka. Przygryzła dolną wargę i

wzruszyła ramionami. Gniew opuszczał ją powoli, czuła się

teraz zmęczona i smutna.

-

Nie powinnam cię o nic obwiniać. Po prostu nie

zrozumieliśmy się! Bierzesz mnie za kogoś zupełnie innego!

Rzeczywi

ście, byłby na pewno zaskoczony, gdyby się

dowiedział, że w sprawach miłości i seksu była jeszcze

bardziej tradycyjna i staroświecka niż jego niewinna Amy
Sue. Logan Moore nig

dy by w to nie u wierzy ł. On dzielił

kobiety na dwie kategorie -

zasługujące na szacunek dziewice,

których przeznaczeniem było małżeństwo i lekko traktujące

stosunki z mężczyznami kobiety sukcesu, których ambicją

była z kolei kariera zawodowa.

background image

Zauwa

żył błysk rozczarowania w jej szafirowych oczach.

Było to gorsze niż gniew. Zdawał sobie sprawę, że ją zranił.

Była zupełnie różna od kobiet, które dotąd spotykał. Nigdy nie

marzył nawet, że mógłby zdobyć kogoś takiego, jak ona. A

jednak mu się to udało! I zaraz potem stracił wszystko, raniąc

ją boleśnie. Przeraziło go, że odkrył drzemiące w nim okrutne

instynkty, z istnienia których nie zdawał sobie dotąd sprawy.

- Dobranoc, Logan! -

powiedziała, nie patrząc nawet w

jego stronę.

-

To było nieporozumienie! - powtórzył za nią. - Lecz

jeśli ja brałem cię za kogoś innego, to ciekaw jestem, co ty

wtedy myślałaś sobie?

Gdybym tylko wiedzia

ła! Policzki Kristy zapłonęły. Przez

chwilę wydawało jej się, że był mężczyzną, o jakim marzyła i

na którego czekała całe życie. Teraz, gdy wyswobodziła się z

jego objęć i oprzytomniała, trudno jej było w to uwierzyć.

- Krista... -

Logan zrobił krok w jej stronę. Odsunęła się

szybko.

-

Idź już, Logan! - powiedziała zmęczonym głosem.

Nagle przyb

łąkał się Tao. Mruczał i ocierał się o ich

kostki. Logan schylił się, żeby pogłaskać kota w tym samym

czasie, kiedy Krista wyciągnęła dłonie z zamiarem zabrania

ulubieńca do domu. Ich ręce spotkały się.

- Krista -

powtórzył jeszcze raz Logan.

By

ł nią oczarowany. Pamiętał jej delikatność, słodycz i

czułość, gdy trzymał ją w ramionach. Popsuł wszystko, chcąc

zbyt gwałtownie wziąć to, co dobrowolnie mu ofiarowywała.

- Do widzenia! -

powiedziała stanowczo.

Nie chcia

ł przeciągać struny. Zrobił już tego wieczora

wszystko, co tylko możliwe, żeby ją do siebie zrazić.

Najwyższy czas, żeby sobie poszedł. Szybko zamknęła za nim
frontowe drzwi.

background image

Rozdzia

ł 5

Nast

ępnego popołudnia, gdy Krista podjechała pod dom,

Laura siedziała już na stopniach przed drzwiami.

Dziewczynka trzymała na kolanach czarnego kota. - Cześć
Krissy! -

krzyknęła. - Znalazłam Inka na werandzie. Znowu

polował, bo na podwórzu leżała nieżywa wiewiórka.

- O, nie! -

skrzywiła się Krista z obrzydzeniem. Ink

zawsze przynosił swoje ofiary do ogródka. Było ich bez liku!

W świecie kotów Ink był urodzonym mordercą.

-

Wybiegł z domu dziś rano, gdy wychodziłam do biura.

Uciekł mi, i nie mogłam go schwytać.

Krista dotkn

ęła dużej głowy kocura. Otworzył jedno oko i

obrzucił ją znudzonym spojrzeniem. Laura śmiała się

rozradowana. Krista odpowiedziała jej równie promiennym

uśmiechem. Wizyta Laury bardzo ją ucieszyła. Wracając do

domu, zastanawiała się, czy wczorajszy incydent z Loganem

nie oznaczał także końca przyjaźni z jego sympatyczną có-

reczką. Już sama myśl o tym wydała jej się przygnębiająca.
Uwie

lbiała dziewczynkę i przyzwyczaiła się do jej

codziennych odwiedzin.

Na szcz

ęście, myślała Krista z ulgą, dziecko nie ma

pojęcia o tym, co stało się wczoraj wieczorem między nią a

Loganem. Mogą przyjaźnić się niezależnie od tego.

-

Pochowałam wiewiórkę w petuniach - mówiła Laura,

wchodząc do domu za Krista. Tao powitał je w przedpokoju

radosnym miauczeniem. Dziewczynka wypuściła z rąk jed-

nego kota, po to tylko, żeby wziąć drugiego.

-

Chcesz, żebym je nakarmiła? - spytała.

-

Oczywiście! Zrób to! Będę mogła pójść na górę, żeby

się przebrać - uśmiechnęła się Krista z wdzięcznością.

Laura pow

ędrowała więc do kuchni, a jej dorosła

przyjaciółka poszła na górę zmienić elegancką sukienkę na

wygodne, domowe ubranie. Wieszając suknię zerknęła do

background image

lustra. Zobaczyła bladą twarz i podkrążone oczy. Dzień był

wyjątkowo męczący.

- Marta Landau przysz

ła do biura adwokackiego, zbliżał

się bowiem termin procesu mającego rozstrzygnąć spór

rozwiedzionych małżonków o dziecko.

-

Oddam mu każdy grosz, ale nie pozwolę zabrać sobie

dziecka -

zaklinała raz po raz. Jej upór zamienił się już w

prawdziwą obsesję. Krista dowiedziała się od Rossa Perry'ego,

że Gary Landau myślał podobnie.

- Oddam Marcie wszystko, co mam, absolutnie wszystko,

niech tylko zrzeknie się praw do dziecka! - powtarzał.

Niemal wszystkie rozprawy o przej

ęcie opieki nad

dzieckiem były zwykle bardzo trudne i emocjonujące, ale ta

zapowiadała się szczególnie źle.

Krista westchn

ęła i zaczęła zbiegać w dół po schodach.

Wiedziała, że powodem jej zmęczenia była nie tylko sprawa
Landan

ów. Była zmęczona, bo spędziła bezsenną noc,

rozpamiętując wydarzenia ostatniego wieczoru. Boleśnie

przeżywała chwilę, w której odkryła, że Logan traktował

znajomość z nią jako jeszcze jedną przelotną przygodę.

Otrz

ąsnęła się z tych przykrych wspomnień. Od

pierwszego spotkania z Loganem zachowywała się głupio i

nierozsądnie. Dostała więc dokładnie to, na co zasłużyła.

Nagle przypomnia

ła sobie, że dziś właśnie mijała szósta

rocznica śmierci jej brata, Eryka, i jego przyjaciela Craiga
Raddison

a. Tak, dokładnie sześć lat temu, 25 września zginęli

obaj na pokładzie prywatnego samolotu, który rozbił się w

górach zachodniej Wirginii. Krista odwoziła ich wtedy na

lotnisko. Zachowała w pamięci obraz wysokiego,

jasnowłosego Eryka zmierzającego w kierunku małego,

dwusilnikowego samolotu, Dziwne, że pamiętała każdy

szczegół wyglądu i zachowania brata, a nie mogła

przypomnieć sobie niczego z powierzchowności Craiga. Było

background image

to tym bardziej niezrozumiałe, że byli z Raddisonem zaręczeni

i zamierzali się wkrótce pobrać.

Zadzwoni

ł telefon, przerywając te smutne rozmyślania.

Laura rzuciła się do aparatu, a Krista nie mogła powstrzymać

się od śmiechu. Entuzjazm, z jakim dziewczynka spieszyła za

każdym razem podnieść słuchawkę bawił ją niezmienne.

Telefonowa

ła ciotka Helena.

-

Myślałam dziś o tobie, kochanie! Nie mogłam nie

zadzwonić w tę smutną rocznicę - mówiła.

Po tej rozmowie telefon rozdzwoni

ł się na dobre.

Odezwali się dwaj znajomi z uniwersytetu i przyjaciółki, które

były z nią, kiedy otrzymała tę straszną wiadomość sześć lat

temu. Telefonowali też rodzice, kuzynka i jeszcze jedna
ciotka.

- Tyle ludzi do ciebie dzwoni! -

powiedziała Laura z

podziwem. - Ale dlaczego wszy

scy rozmawiają z tobą o

Eryku?

Dziewczynka siedzia

ła przy kuchennym stole, rysując coś

flamastrami, które Krista spe

cjalnie dla niej kupiła.

Mimochodem przysłuchiwała się wszystkim rozmowom.

-

Dzisiaj mamy szczególnie smutną rocznicę. - wyjaśniła

Krista -

sześć lat temu w katastrofie lotniczej zginął mój brat.

Laura zerwa

ła się z krzesła, zarzuciła ramiona na szyję

przyjaciółki i mocno się do niej przytuliła. Krista ze

wzruszeniem przyjęła ten objaw współczucia. Nie

spodziewała się aż tak impulsywnej reakcji dziecka, ale Laura

różniła się znacznie od swoich rówieśników. Sama przeżyła
traged

ię cztery lata temu, tracąc matkę.

By

ło coś przedziwnie kojącego w tym uścisku, ale dzieci

były dla niej zawsze źródłem nadziei i radości. Nagle

pomyślała o Loganie. Musiał być szczęśliwy, mając taką

trójkę, żywy dowód miłości, jaka łączyła go ze zmarłą żoną.

background image

Gdyby Eryk mia

ł dziecko! - marzyła. Ale on nigdy do tego

nie spieszył się. Wydawało mu się zawsze, że ma jeszcze dużo

czasu, żeby ożenić się i ustatkować. Za bardzo cenił sobie

swobodę i przyjemności. A przecież Eryk był też częścią niej
samej. Gdyby t

ak mogła mieć syna! Myśl ta była dla niej

źródłem pocieszenia i smutku zarazem. Nie została dotąd

matką i w najbliższej przyszłości nie zanosiło się na to.

Najpierw us

łyszała pukanie, a potem dzwonek u drzwi.

Wymieniły z Laurą uśmiechy i, trzymając się za ręce, ruszyły
w

kierunku wejścia.

Na werandzie sta

ł Logan.

-

Cześć tato! - Laura rzuciła mu się w ramiona.

Spojrza

ł w oczy Kristy ponad główką dziewczynki.

Odwróciła się gwałtownie. Nie spodziewała się ujrzeć go tak

szybko. Dlaczego to właśnie on przyszedł dziś po Laurę?
Zwy

kle to Denisa albo Mitch odbierali młodszą siostrę.

-

Mitch i Denisa są w samochodzie - usłyszała odpowiedź

na niezadane głośno pytanie. - Jedziemy na obiad do

restauracji. Dołączysz do nas, Kristo?

-

Och, Krissy! Zgódź się proszę! - błagała Laura, skacząc

wokół niej.

Ch

ętnie zgodziłaby się, żeby zrobić dziecku przyjemność,

ale za żadną cenę nie miała zamiaru stawiać siebie i Logana w

niezręcznej sytuacji i dręczyć się w jego towarzystwie.

-

Przepraszam, ale naprawdę nie mogę! - cofnęła się w

głąb domu. Logan nagle znalazł się tuż obok niej. Czuła jego
oddech na swoim karku. -

Wszyscy bardzo chcielibyśmy,

żebyś z nami pojechała - powiedział.

- Nie! -

urwała stanowczo.

Tym bardziej by

ła przekonana o słuszności swojej

odmowy, że magnetyzm Logana wciąż na nią działał i nawet,

wspomnienie wczorajszego wieczoru nie umniejszało jego

siły.

background image

Odruch zniecierpliwienia targn

ął

Loganem.

Przyzwyczajony był do posłuszeństwa. Ochota, by porwać ją i

zanieść do samochodu wbrew jej woli, walczyła teraz u niego

z dobrym wychowaniem. Zwyciężyło to drugie.

-

Bardzo cię proszę! - powiedział niskim głosem.

Sp

ędził połowę nocy myśląc o niej. Nie mógł sobie

wybaczyć, że tak źle potraktował ją wczoraj;

-

Nie chcesz z nami pojechać? - zapytała Laura i

przyjrz

ała się uważnie obydwojgu dorosłym.

-

Jasne, że chcę z wami jechać na obiad, ale naprawdę

mam dziś tyle pracy. Mnóstwo dokumentów, które muszę

przejrzeć i... - spojrzała na zmartwioną buzię Laury. Tak bar-

dzo nie chciała robić jej zawodu. Obiecała przecież sobie, że

nieporozumienia z Loganem nie zaważą w żaden sposób na

przyjaźni z jego dziećmi.

-

Ale właściwie powinnam znaleźć czas, żeby coś zjeść -

skapitulowała wreszcie.

- Pewnie! -

wykrzyknęła z ulgą Laura. - Chodźmy!

Chwyci

ła jedną ręką dłoń Kristy, drugą ojca i pociągnęła

ich w stronę samochodu.

- Poczekaj momencik! -

śmiała się Krista. - Muszę wziąć

torebkę i uczesać włosy.

-

Nie rób niczego z włosami. Wyglądają tak samo

pięknie, jak zwykle. Zmroziła go wzrokiem i nie

odpowiedziała.

Denisa i Mitch powitali j

ą entuzjastycznie.

-

Usiądziesz ze mną i z Denisą z tyłu, dobrze? -

zaproponowała Laura.

-

Myślę, że Mitch ustąpi miejsca z przodu naszemu

gościowi - szybko wtrącił Logan.

-

Tato, przecież ja ledwo się mieszczę z tyłu - chłopiec

rzucił Kriście spojrzenie męczennika. - Wiesz, że ten

background image

samochód jest jednym z najrzadziej kradzionych w Ameryce.

Mogę wymienić przyczyny.

-

On ma nadzieję, że zaproponujesz, żebyśmy pojechali

twoim autem. Uwielbia twojego bentley'a i umiera z

pragnienia, żeby się nim przejechać - przerwała siostra.

Mitch nie pr

óbował nawet zaprzeczać.

- Masz najwspanialszy samochód, jaki kiedykolwiek

widziałem. Naprawdę!

-

Pamiętam mojego brata, kiedy był w twoim wieku. On

też miał zupełnego bzika na punkcie samochodów. - Krista

uśmiechnęła się na to wspomnienie. Gdyby Eryk, mając

szesnaście lat, miał okazję prowadzić bentley'a z rozsuwanym

dachem, popadłby w prawdziwą euforię, myślała.

-

Chciałbyś przejechać się nim do restauracji? - spytała.

-

Czy chciałbym? - powtórzył zdumiony chłopak. - A

mógłbym?

- Absolutnie nie! -

uciął ojciec.

Krista pomimo to si

ęgnęła do torebki i podała Mitchowi

kluczyki.

- Masz chyba prawo jazdy? -

upewniła się.

-

Od czterech miesięcy! - chłopiec wziął kluczyki z

błyskiem zachwytu w ciemnych oczach.

-

Kristo, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł -

zaoponował Logan.

-

Dlaczego nie? Umie przecież prowadzić, a do restauracji

jest tylko dziesięć minut drogi - powiedziała wyzywająco. - I

zapewniam, że dawno zapłaciłam już ubezpieczenie drogowe,

panie sędzio!

-

Pozwól mu poprowadzić, tato! - prosiła Laura.

- Mitchell, masz... -

zaczął Logan.

Nikt go nie s

łuchał. Dzieci sadowiły się wygodnie w

bentley'u zaparkowanym przed domem Kristy.

background image

-

Tym razem przegrał pan, sędzio! - zadrwiła Krista i

przesyłając mu chłodny uśmiech dołączyła do rozbawionej
trójki.

Mitch okaza

ł się bardzo ostrożnym kierowcą. Prowadził

aż nazbyt uważnie, co Krista odnotowała z rozbawieniem.

Siedziała obok niego, podczas gdy Logan i dziewczynki

umieścili się na tylnym siedzeniu. Do restauracji dotarli bez

żadnych przygód.

Podczas obiadu bawili si

ę świetnie. Jedzenie było

wspaniałe, a wesoła gadanina dzieci nie pozwalała dorosłym

ani przez chwilę czuć się niezręcznie. Logan uparł się, że to on
w drodze powrotnej poprowadzi samochód. Krista z trudem

kryła triumfalny uśmiech. Mitch nie był więc odosobniony w

swoim zachwycie nad jej pojazdem i nie tylko on marzył o
prowadzeniu takiego wozu.

Kiedy podjechali pod dom Moore'

ów, Krista uznała, że

pożegna Logana i dzieci i sama pojedzie do siebie do domu.

Nie sądziła, że Logan miał inne zamiary.

-

Wy tróje wysiadajcie i zmykajcie do domu, ja zaś

odwiozę Kristę - oznajmił dzieciom. - Nie trzeba! -

zaprotestowała. - Potrafię sama prowadzić swój samochód.

-

Bez wątpienia! Chcę jednak dopilnować, żebyś

bezpiecznie dotarła do domu.

Ju

ż chciała powiedzieć, że po tym, co się wczoraj

zdarzyło, znacznie bezpieczniej czułaby się, wracając do

siebie bez jego towarzystwa, ale przemilczała to ze względu

na obecność dzieci.

-

Dżentelmen zawsze odprowadza damę pod jej drzwi -

powiedział Logan, kierując te słowa do Mitcha.

-

Ale przypuśćmy, że dama wcale nie chce być

odprowadzana? -

spytała przekornie Krista.

- On robi to mimo wszystko! -

brzmiała odpowiedź.

-

Więcej w tym szowinizmu niż rycerskości!

background image

- Zara

z wracam! Macie tu klucz! Będę z powrotem, jak

tylko odwiozę Kristę i zabiorę nasz samochód spod jej domu!
-

powiedział Logan z uśmiechem.

Nie pozosta

ło jej nic innego, jak tylko pozwolić mu jechać

z sobą, choćby po to, żeby mógł przyjechać swoim starym
au

tem z powrotem do własnego garażu. Pożegnała się z

młodymi przyjaciółmi i przesiadła się na przednie siedzenie.

Logan zaczekał, aż dzieci znalazły się w domu i ostro ruszył w

stronę posesji Kristy. W drodze nie zamienili ze sobą ani
jedne

go słowa. Kiedy się zatrzymali i kobieta zamierzała

wysiąść, chwycił jej dłoń i przytrzymał.

-

Poczekaj! Pójdę z tobą i otworzę ci drzwi! -

zaproponował.

-

Czy dżentelmen zawsze otwiera damie drzwi? - zapytała

z ironią. - Nie musisz się dla mnie wysilać! Nie jestem damą!

Ostatniej nocy dałeś najlepszy dowód, że mnie za taką nie

uważasz - dodała i zaraz pożałowała tych słów. Poprzednia

noc była ostatnią rzeczą, o jakiej chciałaby z nim teraz mówić.

-

Mylisz się! Wiem, że zasługujesz na szacunek i chcę cię

przekonać, że potrafię zachować się jak dżentelmen. Czy

moglibyśmy porozmawiać o tym, co stało się wczoraj? - jego

dłoń pieszczotliwie gładziła jej ramię. Jest mi bardzo przykro,

że cię zraniłem. Czy to coś zmieni, jeśli przyznam, że bardzo

tego żałuję?

Serce zabi

ło jej gwałtownie. Świadoma jego bliskości i

siły traciła kontrolę nad sobą. Obezwładniała ją myśl, że

wystarczy przesunąć się o kilka centymetrów, aby móc złożyć

głowę na jego piersi i walczyła z pragnieniem, by

rzeczywiście to zrobić. Nagle poczuła paniczną potrzebę
ucieczki.

-

Wczorajszy wieczór był nieporozumieniem, panie

sędzio! - powiedziała wyrywając dłoń z jego uścisku. - Lepiej

byłoby, gdybyśmy o tym zapomnieli.

background image

- Zgoda! Zapomnijmy o tym i zacznijmy wszystko od

nowa. Czy zjadłabyś ze mną jutro obiad?

-

Nie, dziękuję! Mam inne plany!

- Randka?
-

Tak! My, piranie, nigdy nic przestajemy polować na

wciąż nowe ofiary! - powiedziała na pożegnanie i wysiadła z
samochodu.

Zdruzgotany patrzy

ł, jak się oddalała. Nie potrafił jej

zatrzymać. Wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie chce

więcej mieć z nim nic wspólnego. To, co wczoraj stracił,

wydawało się nie do odzyskania. Wysiadł z samochodu i

pobiegł za nią, by oddać jej kluczyki. Wzięła je bez słowa i

ruszyła w stronę domu, a on podążał dwa kroki za nią z
za

miarem pożegnania jej przy wejściu.

Kiedy zauwa

żyła, że drzwi są lekko uchylone, wiedziała

od razu, że coś się stało. Pamiętała, jak zamykała i przekręcała

klucz w zamku. Uderzyło ją też, że wnętrze było zupełnie

ciemne, mimo iż zostawiła przecież zapalone światło w
przedpokoju.

Zdenerwowana gwa

łtownie odwróciła się i wpadła na

postępującego za nią Logana. Szybko powiedziała mu, co

spostrzegła.

-

To wygląda na włamanie - zauważył przytomnie.

Nie tego od niego oczekiwa

ła. Wolałaby raczej, żeby

zaprzeczył jej obawom, spytał, czy jest pewna, że nie

zostawiła drzwi otwartych i nie zgasiła przed wyjściem

światła.

-

Chodźmy do sąsiadów! Wezwiemy od nich policję! -

powiedział zamiast tego. Nagle usłyszeli ciche miauczenie.

-

Tao! Jeśli go zranili... - Krista szybko odwróciła się i

pchnęła drzwi.

background image

-

Nie wchodź tam! Włamywacze mogą być jeszcze

wewnątrz! Nie zwróciła uwagi na jego ostrzeżenie i była już w

środku.

Wszed

ł za nią do ciemnego przedpokoju. Zapaliła światło

i pochyliła się, żeby pogłaskać swojego syjamskiego

ulubieńca.

- Nic mu nie jest! -

powiedziała z ulgą.

Logan zajrza

ł szybko do salonu. Odnalazł lampkę i

włączył światło. To, co zobaczył wyglądało jakby wydarzyła

się tu katastrofa. Poprzewracane sprzęty, porozrzucane po

podłodze rzeczy Kristy.

K

łębek czarnego futra wypadł nagle zza sofy i pognał do

przedpokoju.

-

Inkowi też nic się nie stało! - wykrzyknęła uradowana

Krista.

-

Czy wiesz już, co skradziono? - spytał Logan.

-

Nie ma telewizora i sprzętu stereo. Poza tym trudno się

w tym nieładzie zorientować, co jeszcze zginęło.

Patrzy

ła na swój pokój. Myśl o tym, że ktoś obcy był tu

przed chwilą, że wszedł tu, żeby ją okraść, przyprawiała ją o

mdłości. Mocniej przycisnęła kota do piersi. Tao wyrwał się i

pognał na górę. Wyszła za nim do salonu.

- Krist

a, nie wchodź na górę! Jeśli...

Jeszcze raz zignorowa

ła jego ostrzeżenie i wspinała się już

po schodach na piętro. W domu nie było już nikogo, ale

włamywacze pozostawili aż nazbyt widoczne ślady.

W gabinecie, wyrwane z biurka i wywrócone do góry

dnem szufl

ady przygniatały rozrzucone na podłodze papiery.

Posadzka w sypialni i pokojach gościnnych zasłana była

stosami ubrań, ręczników i pościeli.

-

Nie ma przenośnego telewizora. Zginęło też pudełko z

moją biżuterią! - odnotowała kolejne straty.

background image

Z przera

żeniem patrzyła na bałagan, jaki panował w jej

zwykle czystej i wysprzątanej sypialni. Logan spojrzał na

Kristę uważnie. Była blada i drżąca.

-

Usiądź! - zakomenderował i poprowadził ją w stronę

łóżka. - Ja wezwę policję! Wszystko wydawało się jej takie
nierze

czywiste. Jak przez sen słyszała, że Logan wykręcał

numer, zg

łaszał włamanie, podawał adres i swoje dane. Po

skończonej rozmowie odłożył słuchawkę i usiadł obok Kristy.

-

Zaraz tu będą! Spróbuj się uspokoić.

-

Dziękuję, że zostałeś tu ze mną. Nie wiem, jak bym to

sama zniosła - wyszeptała drżącym głosem.

Wspar

ła się na ramieniu Logana spragniona ciepła i siły,

jaka z niego emanowała. Była mu bezgranicznie wdzięczna za

jego obecność, która działała na nią kojąco. Objął ją ramie-

niem a ona oparła głowę na jego piersi. Czuła się teraz

bezpieczna i spokojna. Pozostali tak nieporuszeni aż do
przyjazdu policji.

Wysz

ła na spotkanie policjantów trzymając się kurczowo

balustrady schodów. Logan był tuż obok, obejmował ją w talii

i podtrzymywał.

-

Nie denerwuj się! - powiedział łagodnie.

W podzi

ękowaniu przesłała mu jeden ze swoich

cudownych uśmiechów.

-

Co było w szkatułce z biżuterią? - pytał oficer.

On i towarzysz

ący mu policjant przeszukali już dom i

sporządzali właśnie listę skradzionych rzeczy.

-

Nie było tego dużo! - Krista próbowała sobie

przypomnieć zawartość pudełka. - Zegarek mam na ręce.

Pierścionek po babci i sygnet Eryka, także!

Nigdy si

ę z nimi nie rozstawała i była do nich bardzo

przywiązana. Jak dobrze, że założyła je również i tym razem.
Trudno by

łoby pogodzić się z ich stratą.

background image

-

W skrzynce było trochę stylowej biżuterii -

przypomniała sobie. - I mój pierścionek zaręczynowy! -

dodała przerażona.

-

Czy był kosztowny? - spytał inspektor.

-

Nie wiem, ile może być wart dwukaratowy brylant -

odparła.

Policjant zagwizda

ł z podziwu i wrócił do swojej pracy.

Reakcja Logana była zupełnie inna.

-

Pierścionek zaręczynowy? Jesteś zaręczona? - spytał,

nie ukrywając zaskoczenia. Nawet obecność policjantów nie

zdołała go powstrzymać od zadania tego osobistego pytania.

-

Byłam - odpowiedziała. - Craig zginął w katastrofie

samolotowej razem z moim bratem, Erykiem sześć lat temu.

-

Więc Eryk również nie żyje? - wydusił zszokowany tą

wiadomością. - Tak mi przykro, Kristo! Tyle razy o nim

mówiłaś, że już poczułem do niego sympatię.

Ze sposobu, w jaki go zawsze wspomina

ła, nie trudno

było odgadnąć, że musiała głęboko cierpieć po jego śmierci.

-

Wiem, jak boli strata kogoś bliskiego - ciągnął Logan. -

A ty straciłaś ukochanego brata i narzeczonego jednocześnie!
To

musiało być okropne!

Tyle by

ło współczucia i zrozumienia w jego spojrzeniu, że

nagle poczuła jakąś duchową więź łączącą ją z nim. Obydwoje

przeżyli tragedię, tracąc najbliższe osoby, a mimo to potrafili

podźwignąć się i rozpocząć życie od nowa. Nieszczęście

sprawiło, że stali się i silni i mądrzy.

-

Sporządziłem raport - odezwał się policjant. Włączę go

do akt, ale proszę się nie spodziewać, że odzyska pani

skradzione przedmioty, nawet jeśli złapiemy złodziei. Na ogół

pozbywają się wszystkiego, co pochodzi z kradzieży.

-

Czy podejrzewa pan kogoś? - zapytał Logan. Policjant

pokręcił przecząco głową.

background image

-

Mamy teraz wiele zgłoszeń włamań w okolicy.

Prawdopodobnie dokonują ich nieletni narkomani, którzy

potrzebują pieniędzy na narkotyki. Kradną wszędzie te same
przedmioty - telewizory, magnetofony i inne rzeczy, które

można szybko sprzedać na ulicy. Pozostawiają natomiast

obrazy i drogocenne dzieła sztuki, bo nie zdają sobie sprawy z

ich wartości.

Spojrza

ł na wyłamany zamek i zmarszczył brwi.

-

I radzę pani założyć solidne zamki albo sztaby, pani

Conway. Ta zasuwa jest do nicze

go, byle amator może ją

wyrwać!

Policjanci odjechali, a Krista i Logan zostali sami w

pustym hallu.

-

Nie wiem nawet, od czego zacząć - powiedziała

załamana Krista. - Dopiero skończyłam porządkować dom po

przeprowadzce i już muszę zaczynać od nowa - siliła się na

uśmiech. . - Nie pozwolę ci dzisiaj nic robić. Zabieram cię na
noc do nas! -

zadecydował stanowczo Logan.

Czu

ła, że powinna odmówić. Powinna od razu zająć się

tym bałaganem. Przecież tyle było do zrobienia.

-

Miło, że troszczysz się o mnie, ale muszę tu zostać!

-

Idź na górę i spakuj swoje rzeczy! - powiedział głosem

nie uznającym sprzeciwu. - Albo, jeśli wolisz, ja sam to

zrobię! Nietrudno je znaleźć, wszystko leży na podłodze! -

próbował żartować.

-

Nie mogę zostawić kotów! - protestowała jeszcze,

chociaż wiedziała, że zabrzmiało to głupio.

-

Zabierzemy je do nas! Włożę je do pudełka w

samochodzie, kiedy ty będziesz się pakowała - zadecydował
Logan.

-

A jeśli włamywacze wrócą?

Nie ba

ła się, ale uprzytomniła sobie, jak bardzo nie chciała

zostawać tu dzisiaj sama.

background image

-

Nie wrócą! Wzięli już wszystko, co chcieli z tego domu!

-

uspokoił ją. - Pospiesz się! Bez sprzeciwu wykonywała jego

polecenia. Poruszała się jak w transie, niezupełnie świadoma

tego, co robi. Logan zapakowa

ł do samochodu jej torbę,

koty i inne potrzebne jej rzeczy. Krista opadła na miękkie

siedzenie znużona i smutna. Przeżyła szok. Jaka to ulga, że był

przy niej ktoś, kto za nią decydował. Jeszcze raz poczuła dla

niego bezgraniczną wdzięczność.

Mitch, Denisa i Laura bardzo zmartwili si

ę wiadomością o

włamaniu, ale obecność gościa i sympatycznych zwierzaków
szybko

wprawiła ich w dobry humor. Mitch zaniósł rzeczy

Kri

sty do gościnnego pokoju z osobną łazienką. Denisa

dostarczyła starszej przyjaciółce całą masę kolorowych

magazynów. Laura domagała się, by pozwolono kotom

nocować w jej pokoju. Przerwała to niecodzienne zamieszanie
interwencja Logana.

-

Krista jest zmęczona - powiedział, zabierając dzieci z jej

sypialni. - Potrzebuje spokoju i ciszy.

Tak naprawd

ę to żałowała, że ją opuścili. Próbowała

przeglądać przyniesione przez Denisę magazyny, ale w tym
stanie nic

jej nie interesowało. Czuła się niespokojna i zdener-

wowana. Za oknem rozszalała się burza. Na odgłos pioruna

zerwała się na równe nogi.

Wesz

ła do wanny łudząc się, że kąpiel ją uspokoi. Na

próżno! Nawet stukanie deszczu o parapet przyprawiało ją o
dreszc

z niepokoju. Przebrała się w powłóczystą, jedwabną

koszulę nocną, położyła się i próbowała usnąć.

Po godzinie w

łączyła lampkę i ponownie sięgnęła po

kolorowy magazyn. Nie mogła jednak czytać! Myślała o

Loganie. Gdyby nie uparł się, żeby ją odwieźć do domu,

musiałaby samotnie stawić czoła temu koszmarowi. Czuła

jeszcze ciepło jego dłoni i siłę ramienia, którym obejmował ją

wpół. Był taki dobry i opiekuńczy. Zajął się wszystkim tak

background image

sprawnie, pocieszał. Zabrał ją i jej kłopotliwe zwierzaki na
noc do swego domu.

Czy powiedzia

ła mu, jak bardzo ceniła sobie jego pomoc?

Czy podziękowała mu za to, co dla niej zrobił? Postanowiła to

zrobić jutro wcześnie rano.

Nagle rozleg

ło się ciche pukanie i do pokoju wszedł

Logan.

background image

Rozdzia

ł 6

Patrzyli na siebie przez d

ługą chwilę w milczeniu. Logan

przyszedł tylko sprawdzić, czy niczego jej nie brakowało.

Widok Kristy ubranej w cieniutką, przezroczystą koszulę

nocną całkowicie zaparł mu dech w piersiach.

-

Pomyślałem, że... że może czegoś potrzebujesz.

Znalazłaś ręczniki? - spytał ochrypłym głosem.

Czy rzeczywi

ście przyszedł zapytać o ręczniki, czy też był

to tylko pretekst, aby tu wtargnąć i skorzystać z okazji, że jest

sama, w jego domu. Zauważyła jego głodne spojrzenie i

zrobiła się czujna.

-

W łazience leży cała masa ręczników i naprawdę nic

więcej mi nie potrzeba, dziękuję! - odpowiedziała.

-

To świetnie! Co w takim razie powiedziałabyś na

kieliszek czegoś mocniejszego? Dobrze by ci to zrobiło!

- Nie! Nie mam ochoty na alkohol.
-

Nie bój się! Nie mam zamiaru cię upić po to, żeby cię

potem uwieść - wyczuł cień podejrzliwości w jej głosie. -

Powiedziałem ci już przedtem, że bardzo mi przykro z powo-

du mojego wczorajszego zachowania. Wiem, że nie jesteś z

tych, co szukają przygód miłosnych w przypadkowych

związkach. Nie sądzisz chyba, że byłbym zdolny skorzystać z

okazji, jaką dzisiaj stworzył ten straszny wypadek.

-

Jestem zdumiona, że tak się o mnie troszczysz. Czy taka

karierowiczka, jak ja, zdolna jest do wrażliwości i

wdzięczności? Jeszcze wczoraj byłeś zdania, że kobiety takie,

jak ja są obojętne i niemoralne! - zadrwiła.

-

Wiem, jak się czujesz po tym wszystkim, co dzisiaj

przeszłaś. Najpierw bolesne wspomnienia związane z rocznicą

śmierci brata i narzeczonego, a potem szok spowodowany

włamaniem. Nie winię cię więc za to, że chcesz się na kimś

odegrać. A ja jestem właśnie w zasięgu ręki!

background image

-

Skończ z tym, Logan! Starasz się być dla mnie miły i

obydwoje wiemy, dlaczego to robisz. Nie musisz mnie wcale

traktować w specjalny sposób.

-

Wydawało mi się, że właśnie trzeba ci kogoś, kto

potraktowałby cię dziś w szczególny sposób! - uśmiechnął się.

- Co przez to rozumiesz?
-

Dlaczego za wszelką cenę chcesz się ze mną pokłócić?

-

Jesteś takim znawcą kobiet mojego pokroju, że zapewne

znasz odpowiedź na to pytanie. Za oknem rozległ się huk

uderzającego z nadzwyczajną siłą pioruna. Krista zadrżała z
przera

żenia.

-

Jesteś roztrzęsiona! - zauważył Logan.

Jej blisko

ść działała na niego obezwładniająco. Z trudem

przełykał ślinę. Tak chciałby zbliżyć swoją twarz do jej

ślicznych ust i ucałować je. Wiedział, że dziś było to

niemożliwe. Ta kobieta potrzebowała bardziej jego pomocy

niż czułości.

-

Chcę cię przytulić! - powiedział nieoczekiwanie.

- Dobrze! Przytul mnie, Logan! - ku jego zdumieniu

zgodziła się chętnie. - Przytul mnie mocno! Trzymał ją w

swoich ramionach, czuł się silny i męski. Potrzebowała go,

potrzebowała opiekuna i przyjaciela, któremu mogłaby zaufać.

Chciał być dla niej wszystkim, czym tylko zechce.

-

Masz rację! To był straszny dzień. Jestem taka

zmęczoną. Otoczyła go ramionami i mocno przywarła do

niego całym ciałem.

-

Wiem! Potrzebujesz teraz snu. Przyniosę ci trochę

brandy! -

zaproponował ponownie.

-

Wciąż próbujesz mnie upić! - zażartowała.

-

Jeśli to pomoże ci usnąć! Nie ma żadnego innego

powodu, dla które

go chciałbym to zrobić. Była taka piękna!

Nareszcie czuła się swobodnie w jego towarzystwie, napięcie

zniknęło z jej twarzy. Jeszcze raz ogarnęło go nieodparte

background image

pragnienie, żeby ją pocałować. Nie chciał jednak wystawiać

na ryzyko świeżo zdobytego zaufania i spokoju, jaki chwilowo

między nimi zapanował.

-

Połóż się, Krista. Zaraz będę z powrotem!

Szybko wr

ócił ze szklaneczką koniaku w ręce. Podał go

jej, a sam stał obok łóżka i patrzył jak piła. Poczuła jak

słodkawy płyn rozgrzewa jej ciało. Spojrzała na swojego
opiekuna, któ

ry nie oddalał się od niej ani na krok.

-

Logan, chcę ci podziękować za wszystko, co dla mnie

dzisiaj zrobiłeś, i w ogóle za to, że byłeś ze mną, kiedy cię

potrzebowałam.

-

Cieszę się, że mogłem ci w czymś pomóc. Jeszcze raz

przekonałem się, że nie należy wierzyć stereotypom.

-

Co masz na myśli?

-

Zawsze wydawało mi się, że niezależne i inteligentne

kobiety sukcesu nikogo nie potrzebują.

-

Może kiedyś dojdziesz do zaskakującego wniosku, że

kobiety sukcesu, to przede wszystkim istoty ludzkie -

zażartowała.

-

Naprawdę czułem, że moja obecność była tam dziś

potrzebna -

powiedział zadowolony z siebie. - Nigdy nie

przypuszczałbym, że możesz tak bardzo potrzebować czyjejś
po

mocy. Jesteś tak imponująco samodzielna i wspaniała.

- A mimo

to, nie dorównuję w twoich oczach

dwudziestoletnim dziewczynom, które umierają z pragnienia,

żeby wyjść za mąż i rzucić nudną pracę! - powiedziała z

przekorą.

Logan pomy

ślał o Amy Sue i zmarszczył brwi. Czy

rzeczywiście była kobietą, jakiej potrzebował? Odkąd poznał

Kristę, coraz bardziej zaczynał w to wątpić. To ona zbudziła w

nim podejrzenie, że Amy może wcale nie uważać go za

mężczyznę swoich marzeń, tylko szukać w tym związku

background image

zabezpieczenia na przyszłość. Wyraźnie zakłopotany spojrzał

w oczy Kriście.

Nie przypuszcza

ł, że ona również będzie zmieszana.

Oczywiście, wolała być silna i samodzielna, a nie słaba i

niezaradna, ale jej niezależność i zdolności zawsze odpychały

od niej mężczyzn, tak jak teraz Logana. Czy musi udawać

afektowaną panienkę, rezygnować z kariery zawodowej i

udawać kogoś, kim nie była, aby pozyskać jego względy?

Krista wiedziała, że byłoby to zbyt duże poświęcenie i nigdy

się na to nie zdobędzie.

-

Idę już! Musisz się przecież wyspać. Dobranoc, Krista! -

powiedział Logan.

On r

ównież czuł się zmęczony. Wydawało mu się, że

świat stanął na głowie, odkąd po raz pierwszy spojrzał na

Kristę. Nic już nie wyglądało tak, jak to sobie przedtem

wyobrażał.

-

Dobranoc, Logan! Acha! Czy ty, albo któreś z dzieci

moglibyście tu zapukać koło siódmej? Niestety, nie zabrałam
budzika! -

przypomniała sobie.

Skin

ął głową i wyszedł z pokoju. Krista opadła na

poduszki. Dopiero teraz poczuła się senna. Burza niezmiennie

szalała za oknem, ale ani jej odgłosy, ani przeszywające niebo

błyskawice nie robiły na niej żadnego wrażenia. Powieki

przymykały się ciężko, wkrótce Krista zapadła w głęboki sen.

background image

Rozdzia

ł 7

Kiedy zbudzi

ła się, pokój rozświetlony był promieniami

słonecznymi wdzierającymi się przez szparę między kotarami.

Przeciągnęła się z rozkoszą. Świetnie spała i teraz czuła się

wypoczęta, tryskała energią. Leniwie spojrzała na zegarek.

Dochodziła jedenasta! Z wrażenia aż usiadła na łóżku. Nigdy

jeszcze nie spała tak długo! Dlaczego nikt jej nie obudził o

siódmej, tak jak prosiła? Czyżby nie słyszała pukania? Czy też

Logan i dzieci zapomnieli o niej zupełnie?

Wyskoczy

ła z łóżka i wybiegła na korytarz w

poszukiwaniu telefonu. W domu nie zastała nikogo. Logan był

prawdopodobnie w sądzie, a dzieci wyszły do szkoły.

Aparat znalaz

ła w kuchni. Jej koty również tam były. Ink

wygrzewał się w słońcu na parapecie okna. Tao, jak zwykle,

wybiegł powitać ją towarzyskim miauczeniem. Krista szybko

wykręciła numer biura. Odebrała jej sekretarka, Vicky Bailey.

- Vicky! -

krzyczała do słuchawki, z trudem łapiąc

oddech. - Ja...

-

Cześć Krista! - pozdrowiła ją urzędniczka. - Jak się

czujesz? Sędzia Moore dzwonił wcześniej i powiedział, że nie

przyjdziesz dziś do biura. Mówił mi o wczorajszym włamaniu

do twojego domu. To okropne! Mam nadzieję, że złapią tych
bandytów.

- Loga

n zadzwonił, żeby mnie usprawiedliwić? -

powtórzyła zdumiona Krista.

-

Mhmm! Powiedział, że musisz wypocząć po tym, co cię

wczoraj spotkało i prosił, żeby odwołać wszystkie umówione

spotkania dzisiejszego ranka. Zjawisz się tu o pierwszej, czy

mam przełożyć również to, co zaplanowałyśmy na

popołudnie?

-

Kazał ci odwołać moje spotkania? - powtórzyła

zdumionym głosem jej przełożona. A więc Logan specjalnie

nie zbudził jej rano, a ponadto ośmielił się decydować o jej

background image

dzisiej

szych planach. Zuchwałość tego mężczyzny najpierw ją

zaskoczyła, a potem zdenerwowała..

-

Nic nie odwołuj, Vicky! Zaraz tam będę, tylko wstąpię

po drodze do sądu. W biurze powinnam być za godzinę!

Jak on

śmiał podejmować za nią jakiekolwiek decyzje?

Jak mógł wydawać polecenia jej sekretarce? To niepojęte,

myślała!

B

łyskawicznie ubrała się w rzeczy, które zabrała ze sobą

wczoraj. Nie pamiętała, aby ktokolwiek doprowadził ją kiedyś
do takiej pasji.

Dwadzie

ścia minut później była już w sądzie. Złość nie

opuszczała jej ani na chwilę. Przebiegła przez biuro i

skierowała się wprost do gabinetu sędziego Moore'a. Nagle

powstrzymała ją myśl, że może Logan jest teraz na jakiejś

rozprawie. Zaklęła cicho. Ta sprawa wymagała załatwienia

natychmiast. Jeśli będzie trzeba wtargnie do sali sądowej i

zażąda przerwy. Wtedy Logan sam będzie miał okazję

przekonać się, jak to jest, gdy ktoś miesza się nam w
zawodowe plany. .

-

Czy sędzia Moore jest u siebie? - zapytała młodego

urzędnika, siedzącego za biurkiem zarzuconym stosami
aktówek.

-

Tak, wszedł właśnie do gabinetu! - odpowiedział. - Czy

była pani z nim umówiona?

- Nie! -

powiedziała i ruszyła w stronę drzwi

prowadzących do biura Logana. Młody sekretarz spojrzał na

nią podejrzliwie, ale postanowił, że rozsądniej będzie

powstrzyma

ć się od interwencji.

Krista wpad

ła do gabinetu i z hukiem zatrzasnęła za sobą

drzwi. Ubrany w czarną, sędziowską togę Logan siedział za

mahoniowym biurkiem i przeglądał rozłożone przed nim

dokumenty. Uniósł głowę i uśmiechnął się, kiedy zobaczył

Kristę.

background image

-

Dzień dobry! - powiedział.

- Dobry? -

powtórzyła drwiąco. - Przez ciebie straciłam

wszystkie spotkania dziś rano.

-

Zajrzałem do ciebie o siódmej, ale spałaś tak smacznie,

że nie śmiałem cię budzić. Sen i wypoczynek były dla ciebie

ważniejsze niż obecność w sądzie, Kristo!

Zacisn

ęła pięści. Jego nieusprawiedliwione niczym

przekonanie, że mógł rozstrzygać, co było dla niej ważne, a co

nie, doprowadzało ją do pasji.

-

Nie masz prawa podejmować za mnie żadnych decyzji,

Loganie Moore! Powiedziałam, że chcę wstać o siódmej i tego

właśnie chciałam. Miałam być w biurze dziś rano! Miałam

zobaczyć się z moimi klientami!

-

Jestem pewien, że nie będzie problemów z umówieniem

klientów na inny termin -

powiedział ojcowskim tonem, który

zdenerwował ją tak, że aż zazgrzytała zębami ze złości. -

Należał ci się odpoczynek. Wyglądasz na cudownie

wypoczętą. Na twojej buzi nie ma już ani śladu wczorajszego

napięcia i wyczerpania. Musisz to przyznać! Czujesz...

-

Czuję, że za moment zacznę krzyczeć. Czy ty nic nie

rozumiesz?

-

Chodź tu i spróbuj mi wytłumaczyć - powiedział z

zapraszającym gestem. Wysunął krzesło zza biurka i

wyciągnął do niej dłoń. Patrzyła na niego jak zauroczona.

Chyba nie spodziewa

ł się, że usiądzie mu na kolanach?

Najwidoczniej jednak właśnie tego oczekiwał. Kiedy stała
dal

ej nieporuszona, sam uniósł się na krześle, przyciągnął ją

do siebie i posadził na swoich kolanach.

- Logan! -

wydusiła.

Jej w

ściekłość ustąpiła miejsca zdumieniu, że znalazła się

nagle w objęciach sędziego, i to w jego gabinecie. Próbowała

się wyrywać, ale jego ramiona mocniej otoczyły jej ciało i

background image

przytrzymały ją skutecznie. Delikatnie musnął ustami szyję

Kristy, powodując dreszczyk podniecenia.

-

Więc, co chciałaś mi powiedzieć? - spytał ochryple.

Spojrza

ła na elegancką spódnicę, która ściągnęła się do

połowy ud i odkrywała długie, smukłe nogi. Przesunął dużą

dłonią po jej nieosłoniętym udzie. Krista zapomniała o
poprzednich zarzutach wobec niego w sytuacji, która

wymagała natychmiastowej reakcji.

-

Puść mnie, Logan!

-

Nie ma o tym mowy tak długo, aż pocałujesz mnie

wreszcie na dzień dobry - uśmiechnął się.

-

Zwariowałeś? - wyjąkała.

-

Wręcz przeciwnie] Czuję się zdrowy jak nigdy, a od

wczoraj jestem chyba nawet mądrzejszy, bo zrozumiałem
pewne rzeczy.

Pochyli

ł głowę i pieszczotliwie potarł jej nos swoim.

-

Spałaś jak dziecko, kiedy przyszedłem do ciebie dziś

rano -

powiedział i delikatnie pocałował jej usta. - Leżałaś na

plecach z rękami na poduszce, wyglądałaś słodko i niewinnie

jak niemowlę. Śliczne i pełne zaufania dziecko!

Krista czu

ła zmysłowość, jaką emanowało jego ciepłe i

silne ciało. Bezwolnie poddawała się jego pieszczotom.

- Logan! -

protestowała słabo.

- Potrzebujesz mnie! -

głos miał głęboki. Muskał ustami

jej policzek, kiedy to mówił. - Zaopiekuję się tobą, kochanie!

Jeszcze raz dotkn

ął jej uda, chcąc zapamiętać jego kształt.

Położyła dłonie na jego ramionach, jakby zamierzała go

odepchnąć, ale nieoczekiwanie poczuła się w jego objęciach
wspaniale.

-

Logan, to co najmniej niewłaściwe w tym miejscu. Co

będzie, jeśli ktoś tu nagle wejdzie? - spytała zmienionym

głosem.

background image

-

Nikt nie wchodzi do gabinetu sędziego bez pukania i

uprzedniego wezwania -

uspokoił ją. - Może powinienem

wnieść poprawkę do tej zasady? Nikt prócz Kristy Conway!

Ale w końcu przysługują ci pewne przywileje że względu na

łączące nas więzi:

-

Nic nas nie łączy! My się przecież nawet nie znamy! -

zaprotestowała, ale wiedziała, że zabrzmiało to słabo i

nieprzekonywująco.

Ca

łował ją i tulił, a ona coraz bardziej traciła poczucie

czasu i miejsca.

-

Zgadzam się, że to wszystko przydarzyło się nam bardzo

szybko, ale czas nie ma żadnego znaczenia wobec prawdziwie

głębokiego uczucia - jego głos brzmiał miękko i
uwodzicielsko.

-

To mi wygląda na jeszcze jedną próbę uwiedzenia! -

powiedziała Krista, przytomniejąc. Jego słowa przypomniały
jej nieporozumienie sprzed dwóch dni.

-

Umówmy się, że pozwolę ci zdecydować, kiedy

będziemy się kochać. Może to uspokoi twoje obawy?

-

Ty mi pozwolisz decydować? - powtórzyła z

oburzeniem. -

Nie możesz pozwalać mi, czy zabraniać

czegokolwiek, Loganie Moore! To ja ustalam, czy w ogóle

będziemy się kochać.

Jej protest nie zdziwi

ł go ani odrobinę.

-

To właśnie chciałem powiedzieć! - zgodził się potulnie.

-

Niezupełnie ci się to udało!

-

Wychodzi z ciebie typowy adwokat, czyż nie, kochanie?

Łapiesz mnie za słowa! - śmiał się szczerze ubawiony. - Oboje

mamy jakieś prawa w tym związku. Ja skorzystałem ze

swojego, decydując dziś rano, że powinnaś się raczej wyspać

niż iść do biura.

Jeszcze raz j

ą pocałował.

background image

-

Miałem przecież prawo, żeby tak zrobić! Teraz jestem

tego pewien -

dodał.

-

Naprawdę?

-

Mhmm! Pomyliłem się co do ciebie! Nie jesteś oziębła i

bezwzględna, jak sobie wyobrażałem. Może stereotypowe

kobiety sukcesu w ogóle nie istnieją. Może są tylko mitem, w

który wierzą mężczyźni, którzy nie odkryli jeszcze prawdy.

-

A ty ją już odkryłeś?

-

Tak! I wiem, że kobieta taka jak ty, potrzebuje

mężczyzny tak samo, jak każda inna, albo jeszcze bardziej.

-

Potrzebuje mężczyzny?! - powtórzyła z uwagą.

-

Dokładnie! Niezależnie od wysokości dochodów i

pozycji społecznej kobieta zawsze potrzebuje kogoś, kto się

nią zaopiekuje. I im bardziej wydaje się zaradna i niezależna,

tym bardziej konieczna jest jej męska opieka i pomoc.

-

Naprawdę tak myślisz? - Krista uniosła się lekko. -

Nawet niezależne i ambitne kobiety muszą uznać wyższość

płci przeciwnej? Czy to miałeś na myśli?

-

To właśn ie! Nag le wyd ało mi się to tak jasn e i

oczywiste, że nie wiem, jak mogłem dotychczas nie zdawać
sobie z tego sprawy.

- Logan! -

jęknęła. - Zastąpiłeś jedną szowinistyczną

opinię inną. Pracujące kobiety nie są ani twarde i moralnie

zepsute, ani też nie są słabymi, niedołężnymi stworzeniami
cze

kającymi, żeby jakiś mężczyzna nimi pokierował!

-

Nie jakikolwiek mężczyzna! - poprawił ją Logan. - Ale

ten jeden konkretny! Na pr

zykład dla ciebie takim kimś jestem

ja.

Spojrza

ła na niego szybko. Dziwne, ale doszła do tego

samego wniosku już znacznie wcześniej, a teraz on

wykorzystał go przeciwko niej. Od poprzedniej nocy wiele się

zmieniło. Teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. A może

to tylko jej tak zdawało się?

background image

-

Stawia cię to w niezręcznej sytuacji, Logan. Jeśli

rzeczywiście jesteś tą jedyną, potrzebną mi osobą, a ty sam
pragniesz kobiety takiej, jak Amy Sue, co wtedy?

-

Przestań, Kristo! Nie mam ochoty mówić o Amy w tym

właśnie momencie.

-

Nigdy nie rozmawiaj o innej z tą, którą trzymasz

właśnie na kolanach! Czy to jedna z zasad waszego męskiego
kodeksu? -

kpiła.

-

A co chciałaś usłyszeć? Czy to, że nie pomyliłaś się co

do Amy? Że wydawało mi się tylko, że potrzebuję kogoś

takiego, jak ona, słodkiej, uległej kobietki nie mającej żadnych

wymagań?

-

Nie ma takich kobiet, Logan! Może jedynie w waszych

marzeniach. Magazyny dla pa

nów robią fortunę, kreując

model dziewczyny o ptasim móżdżku, której jedynym

dążeniem jest zaspokajanie potrzeb swego silnego i

despotycznego władcy.

-

To brzmi nawet nieźle! - zaśmiał się zbity z tropu.

-

Najlepszym dowodem, jak mylne są te wyobrażenia, jest

fakt, że obydwoje utrzymujemy się z rozpraw rozwodowych,

panie sędzio! Chłopak myśli, że żeni się z dziewczyną swoich,

marzeń, a ona udaje taką dla własnej korzyści... przez jakiś

czas! A potem prawda wychodzi na jaw i obydwoje czują się
oszukani.

-

Więc proponujesz, żeby mężczyźni spojrzeli na płeć

przeciwną bardziej realistycznie. I zamiast szukać słodkiego,

wdzięcznego stworzenia odpowiadającego ich wyobrażeniom,

zobaczyli i zaakceptowali kobiety takie, jakimi są: zawzięte,

uparte i kłótliwe! - uśmiechnął się gorzko.

Czy

żby Logan chciał jej powiedzieć, że...? Nie śmiała o

tym myśleć. Przesunęła palcem po jego brodzie.

-

Widzę, że nie jesteś dziś w nastroju, aby poważnie

porozmawiać o socjologicznych implikacjach stosunków

background image

męsko - damskich na naszym obszarze kulturowym -

zażartowała.

-

Rzeczywiście, nie! Mam za to ochotę na co innego!

G

łęboko spojrzał jej w oczy, pochylił niżej głowę i

dotknął jej warg swoimi ustami. Ledwie to zrobił, rozległo się
pukanie do drzwi.

-

Sędzio Moore! Wszyscy czekają już na pana w sali

sądowej! - rozległ się głos sekretarza. Krista najpierw

znieruchomiała, a potem gwałtownie próbowała wyrwać się z

uścisku Logana. Byłby niezły skandal, gdyby ktoś zobaczył ją

na kolanach sędziego w jego gabinecie. Przez moment udało

się jej zapomnieć, kim byli i gdzie się znajdowali. To

niewybaczalny błąd, myślała przerażona.

Pu

ścił ją wreszcie. Poprawiała ubranie sztywnymi ze

zdenerwowania palcami.

-

Kristo, nie denerwuj się! Nikt nie może tu wejść bez

mojego wezwania! -

powiedział, obserwując ją z uśmiechem. -

A co do twojej dzisiejszej randki...

Wielkie nieba! Rzeczywi

ście, była dziś umówiona na

obiad z Tomem Kearnym, którego spotkała na posiedzeniu

związku adwokackiego. W obecności Logana prawie o tym

zapomniała i dopiero on jej o tym przypomniał.

Nie mia

ła wielkiej ochoty na tę randkę, zdecydowanie

wolałaby spędzić popołudnie z Moore'em, ale nie zamierzała

jej odwoływać tylko dlatego, że on by tak chciał. Nie mogła

pozwolić, aby jakikolwiek mężczyzna całkowicie ją sobie

podporządkował.

-

Powiedz, żeby odwiózł cię do mnie wieczorem - ciągnął

spokojnie. -

Twój dom jest wciąż w okropnym stanie i lepiej,

żebyś nie zostawała tam na noc. Jutro pomożemy ci zrobić

porządki, ale jeszcze dzisiaj prześpisz się u mnie w domu.

- O, nie! -

patrzyła na niego zdumiona.

background image

-

Do zobaczenia wieczorem! I chciałbym, żebyś... nie

wracała zbyt późno! - pocałował ją na pożegnanie i zniknął za
drzwiami.

Dopiero kiedy wyszed

ł, Krista pomyślała o wszystkim, co

powinna mu była powiedzieć. W drodze do biura w myśli

wyrzucała Loganowi jego kompletny brak tolerancji i rażącą

arogancję. Radziła mu, aby robił użytek ze swojej
prymitywnej taktyki raczej w stosunku do beznadziejnej Amy

Sue, bo tylko ona mogłaby z nim wytrzymać w zamian za

dożywotnie utrzymanie. Znowu była Kristą Conway u szczytu

swoich adwokackich możliwości. Gdyby tylko Logan był

teraz w zasięgu jej wzroku i mógł to wszystko usłyszeć!

- Kristo! Dzwoni Ross Perry! -

Vicky poinformowała

przełożoną, która właśnie przerzucała korespondencję

położoną na biurku.

-

Cześć Ross! - powiedziała do słuchawki.

-

Kristo, może powinniśmy się spotkać raz jeszcze z

Landau'ami? Czy też uważasz, że to kompletna strata czasu? -

Ross przeszedł od razu do sedna sprawy. Nie należał do ludzi,

którzy marnują czas na towarzyskie pogawędki w godzinach
pracy. -

Pomyślałem, że dobrze byłoby ostatecznie rozważyć

wszystko

przed rozprawą, teraz, kiedy znamy już jej datę!

-

Data została już ustalona? - zapytała ze zdziwieniem.

-

Tak, potwierdzono to pocztą dziś rano.

- Teraz rozumiem! -

skrzywiła się. - Nie miałam jeszcze

czasu, żeby przejrzeć dzisiejszą korespondencję.

Postanowi

ła przemilczeć powód tego zaniedbania. Taki

tytan pracy, jak Ross Perry pomyślałby, że oszalała, gdyby

dowiedział się, że spała do jedenastej i opuściła wszystkie

umówione dziś rano spotkania.

-

Kto będzie przewodniczył w tej rozprawie? - spytała.

Porazi

ła ją myśl, że mógłby to być Logan. Nie byłoby mu

łatwo wydać wyrok w sprawie, w której ona broniła jednej ze

background image

stron. Pomimo ich niezgodności, co do rodzaju uczuć, jakie

ich łączyły, coś ich łączyło i żadne z nich nie potrafiłoby

traktować tego drugiego obojętnie i osądzać obiektywnie.

-

Sędzią jest Candace Flynn - powiedział smutno Ross. -

Będzie się na pewno starała, naśladując króla Salomona,

podzielić małą Julię na dwoje.

-

Rzeczywiście, trzeba Salomona, żeby rozsądzić ten spór

sprawiedliwie! -

westchnęła Krista. - Nigdy nie spotkałam

dwojga ludzi tak zaciekle walczących o przejęcie opieki nad
dzieckiem, jak Gary i Marta Landau. Ciekawe, co zrobi to,

które tę sprawę przegra?

-

Im szybciej się to skończy, tym lepiej dla dziewczynki.

To ciągłe przenoszenie się od jednego z rodziców do drugiego

nie jest dla dziecka najlepszym rozwiązaniem.

Krista przypomnia

ła sobie poważną i nerwową córeczkę

Landau'ów, która spędzała na przemian jeden dzień z matką i
jeden z ojcem od czasu ich tymczasowego rozwodu.

-

Jedyne, co trzyma to dziecko przy życiu, to przekonanie,

że obydwoje rodzice kochają ją i chcą ją mieć przy sobie.

Denerwuję się tym, Ross!

-

Ja też! Czasami marzy mi się, żebyśmy mogli we dwoje

doprowadzić do pojednania Landau'ów. Szkoda, że Logan
Moo

re nie poprowadzi tej sprawy. On na pewno uciekłby się

do tego rozwiązania! - zachichotał Ross.

Ku swojemu zdumieniu Krista obla

ła się rumieńcem.

Cieszyła się, że Ross nie mógł zobaczyć jej reakcji na
wspomnienie imienia Logana.

-

Więc jak? Spotykamy się z Landau'ami raz jeszcze, czy

nie? -

chciał wiedzieć Perry.

-

Chyba nie, Ross! Marta nie da się przekonać, a ostatnim

razem, kiedy się spotkaliśmy...

background image

-

Skończyło się to fiaskiem! Masz rację, oni oboje są tak

samo zawzięci! W takim razie, do zobaczenia w sądzie,
Kristo!

background image

Rozdzia

ł 8

Wracaj

ąc do domu kilka godzin później Krista myślała

wciąż o sprawie Landau'ów. Ani Marta, ani Gary nie

zgodziliby się na kompromis, a nie było żadnych przyczyn,
dla kt

órych można by jednemu z nich odebrać, a drugiemu

zapewnić całkowitą opiekę nad dzieckiem. Spędziła długie

godziny, słuchając zarzutów Marty pod adresem męża, ale nie

znalazła żadnego dowodu na to, że był złym ojcem. Ross
Perry boryka

ł się z identycznym problemem.

Krista ci

ężko westchnęła. Dla dobra dziecka istotnie

byłoby najlepiej, gdyby sprawę poprowadził Logan Moore.

Sam był ojcem, a ponadto wyrozumiałym i uczuciowym

człowiekiem. Nie dałby się zwieść taktyce prawniczej

adwokatów. Wydałby wyrok zgodny z tym, co uznałby za

leżące w interesie dziecka, a jego wyczucie w takich

przypadkach było nieomylne. Zupełnie inaczej było z Candace

Flynn. Krista przeczuwała, że dla sędziny walka rozgrywać się

będzie między Rossem Perrym, a nią samą.

Wesz

ła do swego domu i z obrzydzeniem spojrzała na

zdemolowane wnętrze salonu. Przypomniała sobie decyzję

Logana, że i tę noc spędzi u niego i teraz potraktowała to
bardziej jak zaproszenie. Nie! -

strofowała się. - To, że

podziwiała jego umiejętność rozsądzania trudnych sporów, nie

znaczyło przecież, że akceptowała jego błędne przekonanie, że

przysługiwało mu prawo rozporządzania innymi.

- Tao! Ink! -

krzyknęła w głąb mieszkania i nagle

przypomniała sobie, że ich tam nie ma. Spiesząc się rano do

biura, zostawiła koty w domu Moore'ów. Z westchnieniem

ruszyła do wyjścia. Koty zadomowiły się już w n o w

ym

miejscu. Laura karmiła je tuńczykiem z puszki na stole.

w jadalni. Krista przep

ędziła zwierzaki ze stołu i kazała

dziewczynce zanieść jedzenie do miseczek, które stały w
kuchni.

background image

-

Chciałabym, że Ink i Tao zostały tu już na zawsze! -

roz

marzyło się dziecko. - I chciałabym, żebyś ty też z nami

zamieszkała, Kristo!

Jak mia

ła na to zareagować? Przytuliła dziewczynkę i

szybko zmieniła temat.

- Co w szkole? -

zapytała. - Słyszałam, że wybieracie się

wreszcie z klasą do Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni
Kosmicznej?

- Chyba nie! -

zasępiła się Laura. - Nie ma odpowiedniej

liczby opiekunów, żeby to zorganizować.

-

Przecież jakieś matki zgłosiły się do pomocy?

-

Nie! I pani Dickson powiedziała, że nie poradzi sobie

sama z trzydziestoma dwoma urwisami w muzeum!

-

Rozumiem! Ale dlaczego rodzice nie chcą jej pomóc?

-

Te mamy, które nie pracują, mają małe dzieci pod

opieką, a szkoła zabrania zabierać maluchy na klasowe
wycieczki.

-

To rzeczywiście problem! - Krista zmarszczyła brwi.

Biedna Laura, biedna pani Dickson, kt

óra musi stawić

czoła grupie rozczarowanych czwartoklasistów. Nagle w jej

głowie zaświtała myśl!

-

Lauro, czy sądzisz, że potrafiłabym zająć się grupą na

wycieczce? Nie jestem wpraw

dzie mamą, ale za to nie pracuję

w stałych godzinach. Jeśli tylko wizyta w muzeum nie wy-

padnie w dniu, kiedy muszę być w sądzie, mogłabym pójść z
wami.

-

Powiem to pani Dickson w poniedziałek! - z radością

wykrzyknęła Laura.

- Ale nie wspominaj o tym tacie, dobrze Lauro? - Krista

zarumieniła się zmieszana. Nie było to namawianie dziecka do

ukrywania czegoś przed ojcem, upewniała się.

- Wiesz, to jeszcze nic pewnego i... -

plątała się w

wyjaśnieniach.

background image

-

W porządku! - Laura nie poświęciła tym subtelnościom

zbyt wiele uwagi. W centrum jej zainteresowania z

nalazł się

Tao, który wskoczył na szatkę i obwąchiwał resztki leżącej

tam pizzy. Krista zabrała go natychmiast.

-

Krista! Jak to dobrze, że jesteś! - do kuchni wkroczyła

Denisa w towarzystwie drob

nej, rudowłosej dziewczyny. -

Właśnie miałam do ciebie zadzwonić! To jest Heather Lin-

coln, moja szkolna przyjaciółka! Heather, poznaj Kristę!

Krista roze

śmiała się. Wiedziała, że Denisa bardzo

tęskniła za przyjaciółmi z Garret i ucieszyło ją, że znalazła

wreszcie koleżankę w nowej szkole.

-

Miło cię poznać, Heather!

- Siedzimy razem na algebrze i angielskim, i lubimy ten

sam serial telewizyjny. Heather wpadła dziś do nas po raz
pierwszy -

opowiadała Denisa.

-

Zapytaj ją, Deniso! - szepnęła jej przyjaciółka.

Subtelność nie była jej najmocniejszą stroną.

- Zapytaj o co? -

Krista nie miała zamiaru udawać, że nic

nie słyszała.

-

Heather chce, żebym zjadła dziś u niej obiad i została na

noc -

powiedziała Denisa jednym tchem. - Jej mama nie ma

nic przeciwko temu. Tata też się zgodził, ale on ma ważne
zebranie po p

ołudniu i wróci późno. Myślałam, że Mitch

zostanie z Laurą wieczorem, ale zadzwonił właśnie i

powiedział, że idzie na pizzę i do kina z kolegami z drużyny
koszykarskiej.

-

A więc to tak? - sucho powiedziała Krista, - Wygląda na

to, że nie ma nikogo, kto zostałby z Laurą.

- Popilnujesz jej, Kristo? -

prosiła Denisa. - Tylko do

powrotu taty! Proszę!

-

Ale ja mam randkę!

background image

-

Randkę? - spytała zdziwiona Heather. - Myślałam, że

jesteś narzeczoną ojca Denisy. Krista i dziewczęta zarumieniły

się po uszy.

-

Pokłóciliście się z sędzią Moore'em? - pytała

niedyskretnie rudowłosa Heather. Zapanowała cisza. Krista

doskonale pamiętała jak dzieci Logana zanudzały ją historiami
o okropnej Amy Sue ju

ż od pierwszego spotkania. Myśl o

tym, że teraz naprzykrzały się innym, opowiadając o niej jako

nowej przyjaciółce ojca nie dawała jej spokoju.

-

Mogę zostać sama! - oznajmiła Laura. - Wcale się nie

boję! Zamknę drzwi na klucz i będę oglądała telewizję. Nic mi

się nie stanie!

-

Nie ma mowy! Nie mogę iść z tobą, Heather! Tak mi

przykro! -

powiedziała Denisa, nie ukrywając rozczarowania.

-

Mnie również! - jęknęła jej przyjaciółka.

Wszystkie trzy by

ły wyraźnie zawiedzione. Krista nie

wiedziała, dlaczego czuła się winna. Tak naprawdę, ten obiad
z Tomem Kearnym nic dla niej nie zn

aczył. Tom był miły i

inteli

gentny... Przyjemnie było pójść z nim do restauracji i

porozmawiać na różne tematy, ale to było wszystko. Denisa i

Heather były takie przygnębione! Laura wyglądała równie

nieszczęśliwie dręczona świadomością, że właśnie popsuła
siostrze wieczór.

-

Zadzwonię do niego! - powiedziała nieoczekiwanie

Krista. -

Może zgodzi się, żebym zabrała Laurę ze sobą. Jeśli

nie, zostanę z nią w domu!

Dziewcz

ęta oszalały nagle ze szczęścia. Prawie

jednocześnie rzuciły się jej na szyję, aby wyrazić swą

wdzięczność.

-

Ona jest taka fajna! Masz szczęście, że trafiła ci się taka

macocha, Deniso! -

usłyszała głos Heather z przedpokoju.

Tom Kerny to bardzo fajny facet! -

zadecydowała Krista,

wracając z Laurą do domu Moore'ów przed jedenastą tego

background image

wiecz

ora. Zgodził się, aby zabrała dziewczynkę do najlepszej

restauracji w mieście. Bez słowa przyjął jej wyjaśnienie, że

musi wziąć ze sobą dziecko sąsiadów, którym obiecała się

zająć w czasie ich nieobecności.

R

ównież w restauracji zachował się bardzo ładnie. Nie

stracił cierpliwości, kiedy Laura uparła się, że woli

hamburgera od specjalności francuskiej kuchni. Nie zraził go
okrzyk ob

rzydzenia, jakim dziewczynka skomentowała

zamówioną przez niego baraninę z masłem i musztardą.

Próbował nawet brać udział w dziecinnej rozmowie, jaką

prowadziły w czasie posiłku, aż ostatecznie zrezygnowany

zamilkł.

Zgodzi

ł się też bez sprzeciwu, żeby Krista zapłaciła swoją

część rachunku. Miło było spotkać kogoś pozbawionego

staromodnych uprzedzeń, co do dzielenia się kosztami z ko-

bietą. Kiedy ostatnim razem w restauracji zaproponowała, że

zapłaci za siebie, Logan nie chciał nawet o tym słyszeć.

Tom nie przestrzega

ł też zasad tradycyjnej etykiety. Nie

otwierał kobiecie drzwi samochodu i nie odprowadzał jej pod

dom. Logan zaś nie tylko to praktykował, ale także ciągle

uczył syna tych manier.

Tom Kearny po

żegnał je szybko i zniknął, nim jeszcze

dotarły do drzwi. Gdyby w domu byli włamywacze, byłyby

zdane tylko na siebie, pomyślała nagle poirytowana. Dlaczego

wciąż porównywała Toma z Loganem? Kearny był

wspaniałym mężczyzną, ale jakoś nie miała ochoty

kontynuować tej znajomości.

Kiedy wesz

ły do środka, usłyszały dźwięki dobiegającej z

salonu muzyki. Logan wyszedł im na spotkanie do
przedpokoju.

-

Wróciłyśmy już z randki, tato!

-

Właśnie widzę! - sędzia porwał dziewczynkę, wyrzucił

ją wysoko w górę, a potem postawił z powrotem chichoczącą

background image

na ziemi. -

Znalazłem wiadomość od ciebie przyczepioną na

lodówce. Miło, że Krista zabrała cię na obiad. Podziękowałaś
jej za to?

- O, tak! - z

apewniła go Laura. - I Tomowi także!

- Tom? -

spojrzenia dorosłych spotkały się. Mówił dalej

do dziecka, ale nie spuszczał wzroku z jej przyjaciółki. - Tom

to ten, kto zaprosił Kristę na obiad? Podobał ci się, Lauro?

-

Myślę, że spodobałby się Amy Sue!

-

Tak bardzo go polubiłaś? - uśmiechnął się sucho i

pociągnął ją za warkocz. - Już późno, moja panno! Czas spać!

-

Czy koty mogą spać w moim pokoju?

Krista chcia

ła zaprotestować. Zamierzała wrócić na noc do

domu i zabrać ulubieńców ze sobą. Ale nim zdążyła

cokolwiek powiedzieć, Logan już dawał dziecku zgodę na

zatrzymanie zwierząt w sypialni pod warunkiem, że pójdzie

natychmiast do łóżka, Laura pocałowała ojca, uścisnęła Kristę

i życzyła im dobrej nocy.

Kiedy dziewczynka znikn

ęła na górze, zostali sami.

- Tom? -

zaczął Logan. - Jak się czuł w roli pierwszego

chłopaka mojej córki?

-

Doskonale sobie z nią radził! I niezależnie od tego, co

mówi Laura, on nie zasługuje na Amy Sue.

-

Nie możesz przestać myśleć o tej dziewczynie!

Wspominałaś jej imię dziś w sądzie i teraz... - Skąd ta obsesja

na punkcie dwudziestolatki, która chce rzucić pracę, kiedy

tylko wyjdzie za mąż, po to, żeby już nigdy do niej nie

wrócić?

-

Może stąd, że to twój ideał kobiety i przyszła żona!

-

Cóż... nie zamierzam jej już poślubiać! Dzwoniłem do

niej dziś wieczór i długo ze sobą rozmawialiśmy. Wszystko

między nami skończone. Dzieci wydadzą chyba ogromne

przyjęcie, żeby uczcić tę wiadomość.

background image

Krista czu

ła, że chętnie by do nich dołączyła. Starała się

jednak nie okazywać swojej radości.

-

Jak ona to przyjęła? - zapytała mając nadzieję, że

zabrzmiało to obojętnie.

-

Całkiem spokojnie! Już od jakiegoś czasu musiała coś

podejrzewać. Powiedziała, że była pewna, że się z nią nie

ożenię już wtedy, gdy zdecydowałem się objąć posadę

sędziego w hrabstwie Montgomery. Nie podobało jej się

także, że zbyt ulegam dzieciom. Jej zdaniem nigdy nie

poślubię kobiety, której one nie zaakceptują.

-

Nie sądzę, żebyś znajdował się pod tak absolutnym

wpływem dzieci. Kochasz je i nie chcesz ich zranić, więc
oc

zywiste jest, że nie ożeniłbyś się z kimś, kogo one nie lubią.

-

Chciałaś powiedzieć: nienawidzą! - poprawił. - Dzieci

po prostu nie znosiły jej.

-

Ona też za nimi nie przepadała! - czuła się w obowiązku

dodać.

-

Nowy obiekt zainteresowań Amy jest dla niej znacznie

bardziej odpowiedni. To owdowiały doktor, mający dorosłe i

zamężne dzieci.

- Nowy obiekt zainteresowania? -

oczy Kristy rozszerzyły

się ze zdumienia. - Już sobie kogoś znalazła?

- Ona nie zasypuje gruszek w popiele. Jak tylko

powiedziałem jej, że wyjeżdżam na rok do Montgomery,

zaczęła spotykać się z Malkolmem Chesterem, jednym z
najpopularniejszych chirurgów w Garret. Jest co najmniej

czterdzieści lat od niej starszy. Oczywiście, nic mi o tym aż do

dzisiaj nie wspominała. Widocznie romans rozwinął się,

odkąd stamtąd wyjechałem.

-

A czy złożyła już wymówienie z pracy?

-

To tylko kwestia czasu! Czy myślisz, że ona to robi dla

pieniędzy? - zapytał poważnie. Krista stłumiła śmiech. Nigdy

nie spotkała jeszcze mężczyzny tak mało znającego kobiety.

background image

-

Sądzę, że Amy Sue do szaleństwa zakochała się w tym

chirurgu! -

zadrwiła. - Na pewno straciła głowę z powodu jego

dochodów i braku jakichkolwiek zobowiązań finansowych
wobec rodziny.

-

Mhmm! Tak właśnie myślałem!

-

Jesteś tak spostrzegawczy, Logan! Jak mogłam

kiedykolwiek sądzić, że nie rozumiesz kobiet! - uśmiechnęła

się słodko.

Chwyci

ł jej dłoń i przyciągnął do siebie.

-

Istnieje jedna kobieta, którą rzeczywiście chciałbym

zrozumieć! Jest bogata, ale nie zachowuje się jak

materialistka. Zrobiła błyskotliwą karierę, mieszka sama, ale
nie stroni od ludzi. Prowadzi rozprawy rozwodowe z

drobiazgowością i finezją generała opracowującego

posunięcia strategiczne na wojnie. W życiu prywatnym jest

romantyczką, której nie interesują przelotne przygody
mi

łosne, ponieważ czeka na prawdziwą miłość. Jej natura

składa się z samych paradoksów, więc nic dziwnego, że wciąż

dochodzę do błędnych wniosków. A wtedy ona denerwuje się

i obraża, ale kto może ją za to winić.

- Och, Logan! -

zarzuciła mu ramiona na szyję w

spontanicznym geście i pocałowała go w policzek.

Zapragn

ął wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni. Gdyby

tak mógł zapomnieć o tym, że dzieci były na górze i

prawdopodobnie jeszcze nie spały! Zaniósłby ją wtedy do

swojego łóżka, tłumiąc po drodze wszystkie jej protesty.

Uśmiechnął się do siebie. Kim był ten zmysłowy, zdolny do

takiego uniesienia nieznajomy, który dotąd ukrywał się pod

maską spokoju i zrównoważenia, bo te właśnie cechy Logan

uważał za charakterystyczne dla siebie. Puścił Kristę i odsunął

się od niej na krok.

Wiedzia

ła, że jej pragnął, ale ona chciała też czegoś

więcej. Marzyła, żeby ją kochał, bo sama była w nim

background image

zakochana. Zaszokowana była tą nagłą informacją o Amy Sue.

Jej rozsądek buntował się przeciwko możliwości pokochania

kogoś, kogo znała tak krótko i kto tak mylił się co do niej. Na

próżno próbowała przekonać się, że czuła do tego mężczyzny
jedynie po

ciąg fizyczny. Instynktownie wiedziała, że było to

coś więcej. Przyzwyczaiła się ufać swoim instynktom. W

życiu zawodowym zawsze kierowała się nimi. Intuicja i

spostrzegawczość były niezwykle cenione w jej profesji. A

teraz przeczucie mówiło jej, że zakochała się w Loganie
Moore.

Stali naprzeciw siebie w milczeniu.
-

Zrobiło się późno! Muszę już iść! - powiedziała Krista

cicho. - Przy

jadę jutro po koty.

-

Jestem ci wdzięczny za to, że dzięki tobie Denisa mogła

wyjść do koleżanki, a Mitch pójść do kina. Bardzo przeżyli

zmianę szkoły. Cieszę się, że znajdują sobie nowych

przyjaciół.

-

Ja również!

-

Wprawdzie wolałbym, żebyś została dziś z Laurą u nas,

zamiast zabierać ją ze sobą i trzymać poza domem do późna,
ale...

- Co?! -

przerwała, prawie nie wierząc własnym uszom.

-

Na swoje usprawiedliwienie masz jednak to, że wróciłaś

przed dwunastą, tak jak ci kazałem - skończył poważnie, ale

jego oczy błyszczały od tłumionego śmiechu.

-

Chcesz mnie sprowokować, ty wariacie!

-

Wiedziałem, że reakcja będzie natychmiastowa, pani

adwokat! -

chwycił jej dłoń. - Mam butelkę wina w lodówce.

Napijmy się, nim pójdziemy do łóżka! To jest... chciałem

powiedzieć, do naszych łóżek, w oddzielnych sypialniach.

-

Logan, nie mogę tu zostać na noc! - protestowała, kiedy

prowadził ją w stronę kuchni.

background image

-

Nie pozwolę ci spać w domu, gdzie zamki już raz

okazały się zawodne. Jutro wezwiemy ślusarza, żeby naprawił

i zabezpieczył drzwi i wszystkie okna. Potem z dziećmi

pomożemy ci uporządkować dom. Ale dziś w nocy śpisz tutaj!
Koniec dyskusji!

Usiedli w kuchni na wysokich taboretach.
-

Jest pan bardzo despotyczny, sędzio Moore!

-

Chciała pani chyba użyć słowa - „władczy", adwokacie?

-

A co powiedziałbyś na „apodyktyczny i zaborczy"? -

rzekła śmiejąc się.

- Oddalam sprzeciw!
Jeszcze raz zachwyci

ł się jej wdziękiem i niecodzienną

urodą. Żółty kolor sukienki podkreślał mlecznobiałą cerę i

świetnie kontrastował z ciemnymi włosami. Nalał wina i

postawił przed nią kieliszek.

-

A co do tego Toma, który zaprosił cię dziś na obiad, to...

- Tak? -

Krista wypiła mały łyk wina.

-

Nie chcę, żebyś go widywała!

-

To wszystko? Mówisz mi, że nie życzysz sobie, żebym

się z nim spotykała. I sądzisz, że cię posłucham?

- Tak!
-

W porządku! Spojrzał na nią zdumiony.

-

Wolałbym, żebyś w ogóle nie umawiała się z innymi

mężczyznami - rzekł, obserwując jej reakcję.

-

Nie będę! - powiedziała zwyczajnie. Logan nalał sobie

następny kieliszek wina.

-

Sądzę, że tylko dwudziestoletnie panny, które chcą

wyjść za mąż dla pieniędzy, na wszelki wypadek uwodzą

kilku facetów jednocześnie - powiedział drwiąco.

-

To zwiększa szanse powodzenia ich planów! -

powiedziała sucho Krista.

-

Byłem idiotą, Kristo!

-

Przynajmniej masz odwagę przyznać się do tego!

background image

-

A ty wspaniałomyślnie wszystko mi wybaczasz,

prawda?

- Absolutnie wszystko!
Roze

śmiali się obydwoje. Rozmowa zeszła na tematy

zawodowe. Krista wspomniała o zbliżającej się rozprawie
Landau'ó

w, która miała rozstrzygnąć o opiece nad ich

dzieckiem. Przez chwilę mówili o podobnych przypadkach, z

jakimi zdarzyło im się mieć do czynienia. Potem przypominali

sobie różne historie z czasów studiów i opowiadali o
wspólnym dla nich zainteresowaniu prawem rodzinnym. Ona

zachwycała się tym, że Logan został powołany na stanowisko

sędziego bardzo wcześnie, tzn. gdy miał trzydzieści lat. On

zaś wyraził swoje uznanie, ponieważ udało się jej osiągnąć

wysoką pozycję i stać się niezwykle popularnym adwokatem
w stosunkowo krótkim czasie.

-

Ale dlaczego postanowiłaś specjalizować się w prawie

rozwodowym? -

to pytanie dręczyło go, od chwili, gdy

pierwszy raz na nią spojrzał.

Nie sprawia

ła wrażenia osoby, która wykonywałaby

zawód prawnika rozwodowego z przekonania,

a poznawszy ją

bliżej, wiedział, że w rzeczywistości była przeciwniczką
rozwodów.

-

W czasie studiów odkryłam, że prawo rodzinne ma

wiele słabych stron i czasami bywa niesprawiedliwe.

Uznałam, że dobry adwokat mógłby mieć znaczący wpływ na

jego zmianę. Chciałam tego dowieść. Zaraz po studiach

zaczęłam praktykę w kancelarii mojego brata i jego
wsp

ólnika. Eryk i Craig zgodzili się chętnie, kiedy

poprosiłam, żeby pozwolili mi zająć się rozwodami. Była to

ich zdaniem najgorsza część pracy, a dla mnie to była
r

ewelacja! Przygotowując się do rozpraw mogłam wcielać się

w przeróżne role - psychologa, spowiednika, księgowego,

detektywa i referenta. I odkryłam, że mam do tego talent!

background image

-

Rzeczywiście!

-

Chciałam walczyć z błędami w naszym zawodzie. Nie

biorę wszystkich spraw, są klienci, którym odmawiam. Na

przykład Wilson Marshall i jemu podobni. Nie lubię też

balansować na granicy moralności!

-

Nie masz sobie nic do zarzucenia, jeśli o to chodzi!

Przepraszam, jeżeli cię kiedyś o coś takiego podejrzewałem.
Mów dalej!

-

Candace Flynn była wtedy w okolicy najbardziej

renomowaną specjalistką od spraw rozwodowych. Kiedy

została powołana na stanowisko sędziny, mnie z kolei

przypadł w udziale ten tytuł. Byłam szczęśliwa, mogąc

poświęcić się całkowicie pracy. Po śmierci Eryka i Craiga nie

pozostało mi nic więcej.

-

Rozumiem! Gdybym nie miał dzieci, po śmierci

Beverly, też chętnie mieszkałbym w biurze sądowym.

-

Jak ona zmarła? - zapytała miękko.

-

Choroba nerek! Nabawiła się infekcji paciorkowcem, i

to zrujnowało jej system moczowy. Należała do osób, które

nie znoszą dializy. Umieszczono ją na liście oczekujących na

transplantację, ale i tak było już za późno. Bev była wtedy

zbyt wyczerpana chorobą i zbyt słaba, aby przeżyć operację.

Po

łożyła swoją dłoń na jego ręce w geście współczucia.

Przez moment żadne z nich nic nie mówiło. Pogrążyli się we

wspomnieniach. Krista pierwsza przerwała milczenie.

-

Okazałeś się jednak doskonałym ojcem! - powiedziała. -

Dzieci są cudowne.

-

Też tak sądzę! - uśmiechnął się. - I Amy Sue miała

rację! Nie ma mowy, żebym ożenił się wbrew ich woli. Ich

dobro jest dla mnie najważniejsze!

-

Dobrze, że jest jeszcze ktoś, kto tak uważa. Zwykle

słyszę, jak moi klienci mówią, że ich własne szczęście

najbardziej się liczy, a dzieci powinny się podporządkować.

background image

-

Bolgerowie! Dlatego w tej sprawie postawiłem interes

dzieci na pierwszym miejscu. Ktoś musiał to zrobić!

Krista zmarszczy

ła brwi.

-

Pozostawmy może tę drażliwą kwestię, panie sędzio!

Zegar w kuchni wybi

ł właśnie dwunastą i drewniana

kukułka z hałasem wyskoczyła z małych drzwiczek. Krista i

Logan spojrzeli na nią z niechęcią. Rozbawieni identyczną u
sie

bie reakcją na irytująco hałaśliwy mechanizm, wybuchnęli

śmiechem.

-

Rzućmy ją na pożarcie kotom! - zaproponował Logan.

-

Świetny pomysł! Chociaż nie sądzę, żeby smakowała

moim ulubieńcom.

Zgodzili si

ę więc darować ptakowi życie, a Logan

postanowił nie uruchamiać mechanizmu zegara do końca
swojego rocznego pobytu w tym domu.

Razem weszli na g

órę. Zatrzymali się na moment, żeby

zajrzeć do Laury, która smacznie spała z kotami

rozciągniętymi wygodnie w nogach łóżka. Drzwi pokoju

Mitcha były zamknięte, ale smuga światła padająca ze szpary

pod nimi i dźwięki przyciszonej muzyki rockowej dochodzące

z wnętrza, wskazywały na to, że chłopiec jeszcze nie spał.

- Nie lubisz tej muzyki! -

uśmiechnęła się Krista.

-

To nie muzyka, to hałas!

-

Tato! Jak możesz tak mówić o „ZZ Top"! - krzyknął

Mitch zza drzwi. Krista zaśmiała się, a Logan zmarszczył
brwi.

-

Pamiętam, kiedy dzieciaki były małe - powiedział. - Bev

i ja kładliśmy je spać o pół do ósmej i mieliśmy dla siebie całe

wieczory. Teraz Mitch chodzi czasem spać później niż ja.

Doros

ły syn, który czuwa za ścianą i może w każdej

chwili wyjść ze swojego pokoju, to niezła przyzwoitka, dodał

Logan w myśli. Odprowadził Kristę do drzwi jej sypialni.

background image

-

Na szczęście, mam tu koszulę nocną i przybory

toaletowe -

powiedziała i przypomniała sobie paniczny

pośpiech, z jakim opuszczała dziś rano to miejsce. -

Zostawiłam wszystko z myślą, że wpadnę po to wieczorem!

Stali pod drzwiami jej pokoju jak dwoje nastolatków,

którzy chcą odwlec moment rozstania po wspólnie spędzonym

wieczorze i rozmawiają na werandzie, nie mogąc się zdecydo-

wać na pożegnalny pocałunek.

Wspomnienie koszuli nocnej przywo

łało w wyobraźni

Logan

a obraz Kristy ubranej w bladobłękitny jedwab,

zmysłowo opływający jej kobiece kształty. Zalała go fala

gorąca. Czuł, że przeciąganie tej lekkiej rozmowy pod

drzwiami jej sypialni jest ponad jego siły.

Chwyci

ł jej rękę i delikatnie pociągnął ją za sobą do

pokoju. Zamknął drzwi i trzymając ją za nadgarstki odwrócił

w swoją stronę.

-

Pocałuj mnie chociaż raz na dobranoc!

Na pr

óżno starał się, żeby zabrzmiało to zwyczajnie lub

żartobliwie. Krista wyczuła drżenie w jego głosie i wyczytała
pragnienie z jego oc

zu. Próbowała się uśmiechnąć.

- Dobrze, ale tylko raz!
Jego usta dotkn

ęły jej w spragnionym i zaborczym

pocałunku. Osunęła się miękko w jego ramionach i

westchnęła, zapraszająco rozchylając usta. Jego język zagłębił

się w wilgotne wnętrze.

Zbli

żyła się do niego w geście uległości i otoczyła rękami

jego szyję. Dotknął jej piersi, które natychmiast nabrzmiały,

Krista jęknęła. Czuła, że ostatecznie traci kontrolę nad sobą.

Pocałunek i delikatna pieszczota wydawały jej się szczególnie

podniecające. Pragnęła, aby jej piersi były nagie, żeby Logan

mógł dotykać ustami jej skóry. Myśl ta podniecała ją jeszcze
bardziej.

background image

Chcia

ła wciąż więcej i więcej. Oparła się o niego

biodrami. Położył dłonie na jej pośladkach i przycisnął ją

jeszcze bliżej do siebie.

-

Pragnę cię! - wyszeptał gorączkowo. - Czuję jak płonę

wewnątrz. Chciałbym zabrać cię i zanieść do łóżka. Ale wiem,

że to niemożliwe! - westchnął ciężko, a jego dłonie gładziły

wciąż jej pośladki.

- Wiem! -

wyszeptała. - Ani pora, ani miejsce nie są

odpowiednie. Z

resztą umawialiśmy się na tylko jeden

pocałunek!

Wspi

ęła się na palce, pocałowała go w policzek, a potem

odsunęła się o krok. Nie było sensu odwlekać tego, co

nieuniknione. Ona i Logan mogli spędzać noc pod jednym

dachem, ale nie w jednym łóżku.

- I dotr

zymaliśmy warunków umowy, prawda?! - dodała.

-

Chciałbym, żebyś nie miała racji!

- Dobranoc, Logan! -

przesłała mu pocałunek i ruszyła w

stronę łazienki

- Dobranoc, kochana! -

powiedział Logan czule i

skierował się do wyjścia. Na schodach usłyszał czyjeś kroki.

- Mitch? -

zapytał, marszcząc brwi.

Ch

łopak wchodził właśnie na górę z olbrzymią kanapką w

jednej ręce i szklanką mleka w drugiej.

-

Cześć, tato! Co ty tutaj robisz? - spytał, widząc ojca na

podeście.

-

Właśnie szedłem do łóżka. A ty będziesz miał

koszmarne sny, jeśli zjesz to wszystko o tej porze!

-

Umieram z głodu! - Mitch wzruszył ramionami, a potem

przysunął się bliżej ojca i spytał konspiracyjnym szeptem: -

Masz zamiar odwiedzić Kristę w jej pokoju?

-

W żadnym razie!

- No, tato! Nie rozm

awiasz przecież z Denisą czy Laurą!

Ja wiem, jak to jest między kobietą i mężczyzną.

background image

-

Rzeczywiście?! - Logan zmarszczył brwi.

-

Pewnie! Krista jest śliczna, a do tego miła i bogata.

Może mieć każdego faceta, jakiego tylko zechce. Więc lepiej

się pospiesz, póki jeszcze jest wolna.

Logan wyprostowa

ł się i spojrzał na syna z góry.

-

Przypuszczam, że chciałeś dobrze, Mitch! Ale ja ani nie

potrzebuję, ani nie mam zamiaru przyjmować rad w sprawach
kobiet od mojego szesnastoletniego syna!

-

Ona cię naprawdę lubi! - ciągnął Mitch. - Powinieneś

zrobić pierwszy krok.

- Dobranoc, Mitch!
Ch

łopiec otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze dodać.

Wyraz twarzy ojca wyraźnie go od tego powstrzymał.

- Dobranoc, tato!

Ściskając w dłoniach kanapkę i szklankę z mlekiem,

w

szedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Logan sta

ł nieporuszony, patrząc na drzwi sypialni Kristy,

Mitcha i swojej własnej. Słowa syna wciąż brzmiały mu w

uszach. Krista może mieć każdego faceta, jakiego tylko

zechce. Lepiej pospiesz się, póki jest jeszcze wolna!

Czego taka atrakcyjna i bogata kobieta jak Krista mo

że

oczekiwać od mężczyzny, który ma trójkę dzieci i znacznie
mniejsze od niej dochody?

-

Miłości! - zdecydował wreszcie. Ich wzajemne

oddziaływanie było nad wyraz podniecające i tak samo

wyjątkowe i upajające dla niej, jak i dla niego. Nie szukała

przygód miłosnych, ale nie miałaby nic przeciwko spędzeniu z

nim romantycznej nocy, o tym był przekonany.

Zastanawia

ł się, dlaczego olśniło go to dopiero teraz.

Odkrył, że sam pragnął czegoś więcej niż tylko krótkiego

romansu z tą kobietą. Chciał z nią żyć, dzielić się z nią

wszystkim i mieć z nią dziecko. Uśmiechnął się lekko na myśl

background image

o tym. Kochał dzieci i miał bzika na punkcie niemowląt. Mieć
z Krista dziecko albo nawet dwoje...

Nagle u

śmiech zniknął z jego twarzy. To było nierealne.

Ich związek nie mógł być trwały. Przyjechał do Montgomery

tylko na rok, potem każą mu wracać do Garret, gdzie

pozostawił wszystko, co do niego należało. Ona zaś miała tu

ustaloną pozycję i setki tysięcy rocznego dochodu. Nie

rezygnuje się łatwo z takiej kariery i takich pieniędzy. Dla
nikogo!

A wi

ęc musiał to być tylko romans. Zadowoli się tym, co

ona mu ofiaruje i nie będzie żądał niczego więcej. Pogodził się

z myślą, że wszystko kiedyś się skończy i zaoszczędzi sobie
cierpienia przy nieuchronnym rozstaniu.

Jeszcze raz d

ługo popatrzył na drzwi sypialni Kristy i

zniknął w swoim pokoju, aby spędzić tam kolejną noc w

samotności.

background image

Rozdzia

ł 9

Krista i Logan po

święcili cały weekend na porządkowanie

zdemolowanego przez w

łamywaczy domu. Mitch, Denisa i

Laura przyszli im pomóc, ale większość czasu i tak spędzili w
ogrodzie na zabawie z Inkiem i Tao.

Krista zam

ówiła pizze na sobotni obiad i zapłaciła za nie,

mimo nalegań Logana, że on to zrobi. Po obiedzie wszyscy

włącznie z kotami wrócili do domu Moore'ów. Nowe przeciw-

włamaniowe zamki wprawdzie zostały zamówione, ale ślusarz

nie mógł ich zainstalować przed poniedziałkiem. Logan

zaprosił ją więc, żeby spędziła u nich kolejne dwie noce i

Krista chętnie się zgodziła. Wydawało jej się naturalne, że

idzie z nim i dziećmi, nawet jeśli zostawia swój własny dom.

Kiedy Moore'owie szli do kościoła w niedzielę, Krista także

dołączyła do nich. Po nabożeństwie pojechali do kawiarni na

drugie śniadanie.

Przed wieczorem mieszkanie Kristy by

ło w idealnym

porządku, więc jego właścicielka zabrała Laurę do

supermarketu, żeby kupić coś na obiad. Przekonała się, że

znacznie przyjemniej gotować dla większej liczby osób niż dla

siebie samej. Przygotowała pieczeń baranią z ziemniakami,

brokułami i sałatką. Na deser było ciasto czekoladowe

zrobione z pomocą Denisy. - To wspaniałe, Kristo! -

wykrzykiwał entuzjastycznie Mitch pochłaniając jedną trzecią
wszystkiego. - Krista wspaniale gotuje, prawda, tato?

-

Doskonały obiad - zgodził się Logan, ignorując

podejr

zane znaki, jakie dawał mu syn.

Musia

ł przyznać Mitchowi rację, Krista gotowała

świetnie. Obiad był rzeczywiście bardzo smaczny. I bardzo

drogi! Sam robił zakupy i znał się nieźle na cenach i jakości

produktów. Rachunki za jedzenie pochłaniały lwią część jego

dochodów. Dla Kristy zaś stanowiłyby śmieszną sumę.

background image

Kiedy posi

łek dobiegał końca, Tao wskoczył na stół i

błyskawicznie porwał kawałek mięsa z talerza Mitcha.

Wszyscy zareagowali spontanicznym śmiechem, do którego

przyłączył się także Logan, zapominając o znikomości swoich
dochodów.

W poniedzia

łkowe popołudnie przyszedł ślusarz, żeby

zainstalować nowe zasuwy. Krista wcześniej wyszła z biura,

żeby go przyjąć. Mitch, Denisa i Laura właśnie wracali ze

szkoły, kiedy zauważyli jej auto zaparkowane przed domem.

Postanowili więc na moment wstąpić.

Krista zabra

ła całą trójkę do sklepu ze sprzętem audio -

video, kupiła nowy telewizor, odtwarzacz stereo i

magnetowid. Mitch doskonale znał się na tego rodzaju

sprzęcie i nie mógł wyjść z podziwu, kiedy wybrała
najno

wocześniejsze modele, które sam jej polecił.

Kiedy Logan wr

ócił do domu, zastał swoje dzieci

słuchające muzyki, każde z własnym walkmenem

przyczepionym do paska. W kuchni Krista smażyła steki.

- Zobacz, tato! -

krzyczała Laura i pokazywała mu swoje

małe radio. - Krissy podarowała nam je za to, że pomogliśmy

jej dziś kupić kilka drobiazgów.

- Drobiazgów? -

oburzył się Mitch. - Lauro, nazywasz

drobiazgami sprzęt, jaki Krista dzisiaj kupiła? Tato, to jest po

prostu obłęd! Czytałem o tym w „Magazynie Muzycznym".

Nie mogę się doczekać, żeby móc posłuchać moich nowych

płyt na jej gramofonie.

-

A ja chciałabym obejrzeć Guiding Light w jej nowym

telewizorze -

dodała Denisa. - Mogę zaprosić Heather po

szkole, Kristo? Ale musiałabyś mi dać klucze, bo nie będzie

cię jeszcze wtedy w domu!

- Jasne! -

powiedziała Krista i zaczęła układać pieczone

ziemniaki na półmisku, potem zaś zajęła się krojeniem

pomidorów na sałatkę.

background image

-

Krista kupiła dwudziestosiedmiocalowy odbiornik -

informował dalej Mitch. - Robi wszystko, tylko nie włącza się
sam.

-

Ale za to samoczynnie wyłącza się! - przypomniała

Denisa. -

Pamiętasz ten specjalny przycisk? To ja wybrałam

ten telewizor! Po prostu podobał mi się ten ogromny ekran!

Logan patrzy

ł na całą czwórkę w zdumieniu. Czuł się

jakby traf

ił do teatru na drugi akt przedstawienia i jakby ktoś

oczekiwał od niego, żeby zrozumiał sztukę, mimo iż opuścił

cały początek.

Krista przes

łała mu uśmiech.

-

Dzieci pojechały ze mną po nowy sprzęt audio - video,

który musiałam sobie sprawić na miejsce skradzionego. Po

drodze zatrzymaliśmy się, żeby kupić coś do jedzenia -

wyjaśniła.

- Steki, tatusiu! Twoje ulubione! -

powiedziała Denisa. - I

ciasto z wiśniami na deser!

-

Kupiłaś dziś cały sprzęt elektroniczny? Przecież nie

wypłacono ci jeszcze ubezpieczenia za skradzione
przedmioty!?

Logan by

ł zszokowany. Sam spędził niedawno trzy

miesiące na przeglądaniu magazynów konsumenta, przez kilka

tygodni odwiedzał wszystkie sklepy w całym Garret i oglądał

różne telewizory, nim zdecydował się zmienić ich ośmioletni
odbiornik na nowy.

-

Krista wypisała na wszystko czek! - odpowiedział

Mitch.

Logan wiedzia

ł, że chłopak również był oszołomiony.

Został wychowany w skromnym, praktycznym domu, gdzie

poważny zakup był wielkim wydarzeniem. Moore'owie nie
kupowali telewizora i magnetowidu w tym samym roku, a co

dopiero tego samego dnia! Jeszcze raz Logan uświadomił

background image

sobie, jak bardzo zarobki pani adwokat z Montgomery różniły

się od jego własnych.

- Obiad na stole! Siadajmy! -

oznajmiła Krista.

Dzieci rzuci

ły się do stołu, ona zaś podała Loganowi talerz

ze stekami. Jego palce dotknęły jej ręki, kiedy brał półmisek.

Uśmiechnęła się do niego, a on poczuł, że traci głowę.

-

Co ciekawego zdarzyło się dziś w sądzie? - zapytała.

Spojrza

ł głęboko w jej szafirowe oczy i nagle cały świat

przestał dla niego istnieć. Byli tylko we dwoje, a ona śmiała

się do niego, podawała mu wspaniałe jedzenie i chciała, żeby

opowiedział jej co robił w ciągu dnia.

Przy obiedzie Logan m

ówił o trudnym procesie nieletnich,

któremu przewodniczył tego dnia, a Krista szybko orientowała

się w niuansach i komentowała sprawę. Dyskusja stała się

niezwykle ożywiona, kiedy nagle Laura przerwała im.

-

Krissy, zapomniałam ci powiedzieć, że pani Dickson

wybrała mnie na dyżurną przez cały październik!

Logan spojrza

ł na córkę z niecodzienną irytacją. Ze

zdumieniem zauważył, że dziewczynka patrzyła na niego

dokładnie w ten sam sposób. Czyżby jego dziecko

rywalizowało z nim o zainteresowanie Kristy, myślał

zaszokowany? Doskonale pamiętał, że Laura nie chciała się
nawe

t odzywać do Amy Sue. Raz obiecał jej dolara, żeby

grzecznie przywitała się ze znienawidzoną przyjaciółką ojca,

ale dziewczynka odniosła się z pogardą do tej propozycji.

-

To cudownie, że będziesz dyżurną! - powiedziała Krista

do jego córki.

- I mam rów

nież wiadomość od pani Dickson dla ciebie!

Laura podskoczy

ła i wybiegła z pokoju. Wróciła za

moment z pogniecioną kopertą w ręce.

- List od wychowawczyni Laury? -

spytał zaskoczony

Logan.

background image

-

Krissy idzie z moją klasą do muzeum w przyszłym

tygodniu! - poin

formowała uszczęśliwiona dziewczynka.

Krista szybko przeczyta

ła wiadomość. Nauczycielka

zaadresowała kartkę do „Pani Moore". Dziękowała jej za to,

że wyraziła chęć wejścia w skład komitetu rodzicielskiego

czwartej klasy. Prócz opieki nad dziećmi podczas wycieczki,

do jej obowiązków należało przygotowywanie przyjęć

klasowych w Halloween, Boże Narodzenie i Dzień

Zakochanych. Pani Dickson chciała też spotkać się z nią, żeby

omówić sprawy związane z organizacją imprez w noc

przebierańców.

Krista spojrza

ła na uradowane oblicze Laury, a potem z

powrotem na kartkę.

-

Mogę? - Logan zabrał list, zanim wyraziła zgodę, i

przeczytał go szybko. - Komitet rodzicielski? - powtórzył
zdumiony.

-

Nie pracuję w stałych godzinach - wzruszyła ramionami

Krista. -

Więc pomyślałam sobie, że mogłabym pomóc pani

Dickson w zorganizowaniu kilku imprez dla dzieci. Chyba

potrafię zająć się grupą czwartoklasistów, jak sądzisz?

Mitch przej

ął list z rąk ojca.

- Pani Moore! Ho, ho! -

uśmiechnął się.

Denisa chichota

ła, Logan i Krista zręcznie unikali swojego

wzroku.

-

Po raz pierwszy powierzono mi tak odpowiedzialną

funkcję w szkole! - chwaliła się Laura. - Dziecko, którego

rodzice są opiekunami klasy, może wybierać rodzaje

ciasteczek i cukierków na uroczystości klasowe i podawać

filiżanki i serwetki na przyjęciach.

-

Mamusia zawsze była opiekunką klasy mojej i Mitcha,

zanim zachorowała - powiedziała Denisa. - Zawsze upierałam

się przy czekoladowych babeczkach z różowym kremem na

każdą okazję przez wszystkie te lata.

background image

-

To właśnie wybiorę na naszą uroczystość! - szybko

zadecydowała Laura. - Dobrze, Krissy?

-

W porządku, Lauro! - zgodziła się Krista.

-

Krista ma swoją pracę! - wtrącił Logan. - Nie ma czasu

na szkolne wycieczki, czekoladowe babki i...

- Tato! Ale ona zawsze ma dla mnie czas! -

zaprotestowała jego najmłodsza córka.

Po obiedzie Logan odwi

ózł Kristę do domu jej bentleyem.

Jak zwykle nie odstępował od swoich zasad i odprowadził ją
pod same drzwi.

-

Dziękuję za obiad! - powiedział sztywno. - Był

naprawdę doskonały!

-

Mnie też smakował! - przyznała ze zwykłą sobie

naturalnością.

Czu

ła się dziwnie, opuszczając ciepły i pełen życia dom

Moore'ów, żeby wrócić tutaj, do tego pustego i zimnego

mieszkania, które już przestała traktować jak swoje. Miała

ochotę zostać z nimi na wieczór, ale Logan był nieswój od

momentu, kiedy przeczytał liścik do „pani Moore". Nie bawiły

go żarty Mitcha na ten temat. Z pewnością pomysł poślubienia
agre

sywnej prawniczki nie nadawał się jego zdaniem nawet na

temat do żartów.

Weszli do

środka. Światło w przedpokoju paliło się jak

zwykle, a salon był w idealnym porządku. Nowe sprzęty

zajęły miejsce skradzionych. Logan chrząknął.

- Kristo, ta sprawa z komitetem rodzicielskim...
-

Mogę się z tego wycofać, jeśli nie chcesz, żebym tam

działała! - odpowiedziała bez wahania.

-

To nie to! Tylko... Czy ty rzeczywiście chcesz to robić?

-

To może być zabawne! Oczywiście, sprostuję omyłkę

wychowawczyni, co do „pani Moore" -

zaśmiała się.

Logan r

ównież próbował skwitować to uśmiechem. Krista

uważała tę pomyłkę za śmieszną! Może jednak coś w tym

background image

było! Nigdy nie dziwił się dzieciom, że namawiały go, żeby

zainteresował się Kristą. Była rzeczywiście wspaniała -

wesoła, rozsądna i hojna, a ponadto uwielbiała dzieciaki!

Pociągała go też jej inteligencja, atrakcyjność i niezwykła

kobiecość. Ale czy dzieci byłyby w stanie zrozumieć, że jego

związek z tą kobietą nie może być trwały? On jakoś

pogodziłby się z tym, że rozstanie jest nieuniknione, ale co

one powiedziałyby na TO? Przecież nie chciał ich ranić.

-

Muszę chyba porozmawiać z dziećmi! - myślał głośno. -

One traktują wszystko, jakby miało trwać wiecznie, a przecież

to się musi kiedyś skończyć! Niezależnie od tego, jak daleko

zajdą stosunki między nami, nasz związek nie może być stały.

Dzieci powinny zdawać sobie z tego sprawę!

- Tak, rozumiem! -

Krista z trudem przełknęła ślinę.

Wiedzia

ła, że Logan potrafi być rażąco niedelikatny, ale

tym razem przeszedł samego siebie. Musiała odwrócić głowę,

żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją zranił.

-

Najważniejsze, żeby być uczciwym wobec dzieci -

dodał.

- Tak! To prawda! -

przyznała.

Zachowywa

ła się, jak naiwna i niepoprawna romantyczka!

Wciąż śniła na jawie o swej przyszłości z Loganem, włączyła
w to nawet jego dzieci. Jedna wielka rodzina!

-

Uczciwość jest bardzo ważna! - dodała spokojnie.

Nie mog

ła zarzucić mu nieuczciwości w jego

postępowaniu w stosunku do niej samej. Od początku nic nie

udawał! Było całkiem jasne, że chciał ją mieć w łóżku. I ona

tego chciała! Ale podczas, gdy jemu zależało tylko na

fizycznej miłości, ona pragnęła także głębszego uczucia.

Zadzwoni

ł telefon i Krista tak chętnie, jak niegdyś Laura,

pospieszyła go odebrać. Była to świetna okazja, żeby zostawić

Logana sam na sam z jego uczciwością!

background image

- Przepraszam! -

rzuciła mu krótki, przepraszający

uśmiech i zniknęła mu z oczu. Logan został w hallu. Głos

Kristy brzmiał sucho i rzeczowo.

Telefon z biura! -

pomyślał.

Nie by

ło potrzeby, żeby zostawał tu dłużej. Wyczuł, że

stała się mu obca i obojętna już wtedy, gdy próbował

wybadać, czy traktowała ich znajomość jako przelotny

romans, czy spodziewała się po ich związku czegoś więcej.

Nie zaprzeczyła, kiedy powiedział, że to, co ich łączy, nie ma

żadnych szans przetrwania. Odwróciła się wtedy do niego
plecami. Prawdopo

dobnie obawiała się, że zmusi ją do

obietn

icy, której nie miała ochoty dawać.

Pospiesznie ruszy

ł w kierunku wyjścia. Nie miał ochoty

zostawiać jej tutaj. Przez ostatnie cztery dni była pod jego

dachem i pragnął, by tej nocy było podobnie. Chciał mieć

pewność, że jest bezpieczna, że może się o tym przekonać,

przechodząc tylko przez korytarz i zobaczyć ją słodko śpiącą

w jego domu i pod jego opieką.

Przez moment walczy

ł z pragnieniem, by ją porwać i

zabrać ze sobą, ale był zbyt rozsądny, żeby wprowadzać w

czyn zwariowane pomysły - wyłamywać drzwi i porywać
kobiety.

Jeszcze raz obrzuci

ł wzrokiem jej dom i skierował się w

stronę własnej posesji.

Krista by

ła niespokojna i nie mogła usnąć. Spojrzała na

zegarek i już czwarty raz tej nocy wstała z łóżka. Czas wlókł

się niemiłosiernie. Było zaledwie po północy i wydawało jej

się, że ranek nigdy nie nadejdzie. Do tej pory spędzała

bezsenne noce, myśląc o sądzie, zbliżających się rozpraw i

szczegółach taktyki prawniczej. Dzisiaj nie myślała o pracy i
klientach, po

wód jej bezsenności stanowił Logan!

Od dawna ju

ż nie była tak zdenerwowana. Odczuwała

szczególny rodzaj podniecenia. Jej zmysły były ostrzej

background image

wyczulone, a uczucia gwałtowne. Miała ochotę płakać i śmiać

się jednocześnie.

Westchn

ęła. Zapowiadała się długa noc. W towarzystwie

Tao zeszła na dół. Kot miał nadzieję, że dostanie coś do

jedzenia. Ink był już w kuchni. Siedział na parapecie i

przyglądał się księżycowi.

Krista nape

łniła zwierzakom miski i postanowiła zagrzać

sobie trochę mleka. Przecież gorące mleko było ogólnie

uważane za panaceum na bezsenność! Wprawdzie nigdy

jeszcze tego nie próbowała, ale może właśnie dzisiaj

poskutkowałoby?

Wygl

ąda ohydnie! - myślała patrząc na biały płyn grzejący

się w garnku. Na powierzchni tworzył się cieniutki kożuch. I

ona ma to wypić? Bezsenność nie wydawała się jej już taka
straszna!

I wtedy zadzwoni

ł dzwonek. Krista znieruchomiała na

moment, zastanawiając się, czy nie było to tylko złudzenie.

Kto mógłby dzwonić o tej porze? Dzwonienie rozległo się

znowu. Zdjęła garnek z kuchenki i podążyła w stronę drzwi
bardziej zacie

kawiona niż zaniepokojona. Może to jakaś

specjalna przesyłka. Właśnie spodziewała się paczki albo

chociaż wiadomości od kolegi z Zachodniego Wybrzeża.

Otworzy

ła drzwi. Na werandzie stał Logan Moore.

Patrzyła na niego oszołomiona. Ubrany był w stary
podko

szulek i sprane dżinsy. Potargany i nieogolony,

wyglądał tak, jakby wyskoczył przed chwilą z łóżka, ubrał się

w to, co miał pod ręką i przybiegł do niej.

- Co ty tu robisz?
-

Nie zapytałaś kto to, nim otworzyłaś drzwi! - zaczął

robić jej wyrzuty. - Nie założyłaś nawet łańcucha! W ten

sposób wpuściłabyś tu każdego bandytę!

background image

Logan przyjrza

ł się jej uważnie. Miała na sobie koszulę

nocną w kolorze żurawin, która przypominała mu chińską

tunikę.

-

To prawda! Może mogłabym zamknąć te drzwi i

przećwiczylibyśmy to od początku jeszcze raz? - zapytała

ostrożnie.

Logan jednak, nie zwlekaj

ąc, popchnął drzwi i wdarł się

do środka. Chwycił ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.

-

Mam już dosyć mówienia ci tego, czego nie chcę nigdy

powiedzieć! Nie mogłem dziś spać, nie mogłem nic robić.

Myślałem tylko o tobie i o tym, jak bardzo cię pragnę! -

powiedział chrapliwie.

Jego oczy b

łyszczały niezwykłym blaskiem. Przyciągnął

ją bliżej do siebie.

-

Pragnę cię! Pragnę! - powtarzał.

Dotkn

ął jej warg w gwałtownym pocałunku. Rozchyliła

usta i westchnęła głęboko. Godziny niepokoju i myślenia o

nim spowodowały, że jej ciało było spragnione jego dotyku.

Pod jego wpływem prawie natychmiast stała się uległa i
wilgotna z podniecenia.

Po

łączyli się w namiętnym pocałunku. Logan przesuwał

wargami po jej szyi, brodzie, po

liczkach i znowu całował jej

usta.

- Krista! -

wyszeptał jej imię. Porwał ją w ramiona i

zaniósł do sypialni. Jego twarz pociemniała od namiętności, a
oczy

b

łyszczały, kiedy na nią spoglądał.

-

Nie mogę uwierzyć, że nareszcie jesteśmy sami -

powiedział, kładąc ją w chłodnej pościeli. - Nie ma dzieci ani

kotów! Byłem prawie pewny, że ten wściekły syjamczyk
zaatakuje mnie na schodach! -

próbował żartować.

background image

-

Tao jest teraz za bardzo zajęty jedzeniem, żeby się nami

przejmow

ać! - uśmiechnęła się. Ujęła dłonią jego brodę, palce

drżały jej lekko, kiedy gładziła ostrawy zarost.

-

Tęskniłam za tobą tej nocy! Tak się cieszę, że

przyszedłeś!

Tyle mu chcia

ła powiedzieć, ale czuła w głowie zamęt i

trudno jej było wyrazić myśli. Była w nim zakochana i na

razie tylko to się liczyło! - Ja także się cieszę, Kristo!

Wolno zacz

ął rozpinać guziki jej koszuli, a potem zsunął

miękki jedwab, obnażając piersi.

-

Jakie piękne! - wyszeptał.

Po

łożył na nich dłonie. Ich koniuszki stwardniały pod

w

pływem dotyku. Otoczył ustami jedną z nich i całował z

rozkoszą.

Pieszczotliwie g

ładziła jego ramiona i plecy. Chciała

nauczyć się kochanego ciała na pamięć. Nerwowo usiłowała

rozpiąć jego koszulę. Westchnął z rozkoszy, a ona poczuła się
jeszcze bardziej k

obieca, pociągająca i szaleńczo zakochana.

Dr

żącą dłonią odnalazła suwak jego spodni. Szybko

chwycił jej rękę i przytrzymał w żelaznym uścisku. Z

przerażeniem stwierdził, że traci nad sobą panowanie.

-

Zrobimy to powoli, Kristo! Chcę, żeby było wspaniale!

Przez chwil

ę kusiło ją, by złamać tę silną wolę, która

pozwoliła mu dotychczas trzymać się od niej z daleka.

Zacz

ął pieścić wargami jej piersi i szyję. Powinnam

zaprotestować, myślała nieprzytomnie, ale już zupełnie

odchodziła od zmysłów z niewysłowionej rozkoszy.

-

Nie bój się! Pozwól mi usłyszeć, co czujesz! -

wyszeptała.

Przesun

ął ręką po jej brzuchu, nim zsunął ją jeszcze niżej.

Pragnęła tego dotyku z szokującą niecierpliwością. Zatrzymał

się na linii obszytych koronką majteczek. Przymknęła powieki

background image

i zadrżała z napięcia. Wsuwał swą dużą i ciepłą dłoń coraz
dalej i dalej.

-

Taka uległa i słodka! - był ucieszony niezaprzeczalnym

dowodem jej podniecenia. -

Moja namiętna, mała Krissy,

pragniesz mnie tak bardzo, jak ja ciebie!

Szepta

ł jej czułe słowa miłości. Krista nigdy jeszcze nie

przeżyła niczego podobnego. Udowodnił jej, że była zdolna

osiągnąć wyżyny, o których nawet nie marzyła.

Le

żała obok niego. Patrzył na jej zarumienioną, wilgotną

twarz. Czuł się silny i dumny, jak mężczyzna, który dostarczył

kobiecie największej, najsubtelniejszej rozkoszy. Szeroko

otworzyła oczy i napotkała jego uważne spojrzenie.

- Logan! -

wyszeptała zawstydzona.

Poca

łował ją w czoło i patrzył na nią błyszczącymi

oczyma ogarnięty czułością i zachwytem. Chciał tylko jej. Był

spragniony jej ciepła, śmiechu i słodkiej namiętności. Pożądał

jej całej!

Krista p

łonęła rumieńcem. Nigdy nie podejrzewała, że

może tak spontanicznie i otwarcie reagować.

-

Nie wstydź się mnie! - przesunął dłonią po jej czole. -

Jesteś wspaniała! Taka czuła i namiętna, słodka i oddana. Czy

wiesz, jak czuje się mężczyzna, który uszczęśliwił swoją

kobietę? - pocałował ją.

- Jest zadowolony? -

próbowała zgadnąć, patrząc mu w

oczy.

-

Dumny i męski! - odpowiedział i zaśmiał się. - I bardzo,

bardzo szczęśliwy! Zaczął się rozbierać, zręcznie zrzucając

części swojej garderoby i składając ją w stos na podłodze.

-

A ty możesz mnie uczynić jeszcze szczęśliwszym, jeśli

tylko zechcesz! Jednym ruchem zdjął z niej koszulę, a potem

ściągnął koronkowe majteczki.

background image

Krista patrzy

ła na niego oczami pełnymi miłości, upajając

się widokiem jego wspaniałego, silnego ciała. Wyciągnęła do
niego ramiona.

- Tak, Logan! Chc

ę żebyś był szczęśliwy!

Chcia

ła być tak blisko, jak to tylko możliwe. Wiedziała

już, że pod każdym względem jest dla niego właściwą kobietą.

Gdyby tylko on mógł to zrozumieć.

-

Chodź do mnie! - poprosił czule, a ona posłusznie

wsunęła się w jego objęcia i otoczyła go swoim ciałem.

Podniecenie zaczęło w niej narastać na nowo. Logan drżał z
pra

gnienia. Gorąca i słodka czułość Kristy rozpalała go

jeszcze bardziej. Rozchyliła uda, a on wszedł w nią
zdecydowanym ruchem.

Jego nami

ętność wznosiła ją wyżej i wyżej, wypełniała ją i

zaspokajała. Jeszcze raz targnął nią spazm nieograniczonej

rozkoszy, kiedy Logan kochał ją z gwałtowną, prawie nie
kontro

lowaną żarliwością. Choć nigdy nie sądziła, że to

możliwe, ponownie udało mu się doprowadzić ją do ekstazy.

Zawładnął jej ciałem, sercem i duszą. Zmysłowa eksplozja

wstrząsnęła nią znacznie głębiej i silniej niż poprzednio.

Przytuliła się mocniej i wyszeptała jego imię.

Le

żeli obejmując się, zaspokojeni i milczący w cieple

odpływającego uniesienia. Logan myślał o tym, co przed

chwilą stało się. Było wspaniale i może nawet piękniej niż to

sobie wyobrażał.

Przez moment bezgranicznie nale

żeli do siebie; Nie

powinien był sobie na to pozwolić; Nie miał żadnych złudzeń,

co do trwałości tego związku. Musiał być silny, by pogodzić

się z jego nieuchronnym zakończeniem. Ból, jaki sprawiała

mu sama myśl o tym, był najlepszym dowodem, że miał rację,

zachowując dystans od samego początku.

Krista le

żała w jego ramionach. Milczała, ale czuła

rosnącą potrzebę rozmowy. Chciała mu wyznać, jak bardzo go

background image

kocha, przypomnieć każdą chwilę ich cudownego, dopiero co
od

krytego uczucia. Była tak blisko niego, ale jak na ironię ta

właśnie bliskość powstrzymywała ją od wyrażenia niezwykłej

radości, którą czuła. Pomimo łączącej ich namiętności, w
zacho

waniu Logana wyczuwała rezerwę. Być może nie ufał

jej i wcale jej nie kochał! Szukał tylko przygody i nie zależało

mu na trwałym związku. Przecież sam jej to powiedział.

Logan poca

łował ją czule, a potem wstał i okrył ją kocem.

-

Spróbuj usnąć, kochanie! Tak bardzo chciałbym z tobą

zostać, ale niestety, muszę już iść! Nie mogę zapominać o
dzieciach!

- Wiem! -

obserwowała, jak się ubierał - Wszystko

rozumiem! Odprowadzę cię do drzwi! Zrzuciła z siebie

okrycie i zsunęła się z łóżka.

-

Nie musisz tego robić! Zostań lepiej w łóżku, kochanie!

Ale ona już wkładała szlafrok.

-

Mam coś dla ciebie! - powiedziała z uśmiechem.

Zeszli razem na d

ół. Krista weszła na moment do salonu,

skąd zabrała małą, czarną płytkę.

- To dla ciebie! -

rzekła podając ją Loganowi. - Do twojej

kolekcji! Spojrzał na okładkę.

- Wierz mi Royal Teensó

w! Kristo, nie mogę wziąć jej od

ciebie!

Jest zbyt droga, a poza tym należała kiedyś do Eryka!

-

Chcę, żebyś ją miał! Przecież szukałeś jej do swoich

zbiorów. Wiem, że Eryk nie miałby nic przeciwko temu, żeby

trafiła w ręce prawdziwego konesera. Któż inny potrafiłby ją

właściwie ocenić?

- Nie

mogłem jej nigdzie znaleźć przez całe lata!

Jeszcze raz spojrza

ł na płytę, a potem na Kristę. Oczy jej

błyszczały niecodziennym blaskiem. Gdyby miał coś, co

mógłby jej podarować! Wciąż robiła prezenty jemu i

dzieciom. Ale co można dać kobiecie, która mogła mieć

wszystko? Wziął ją w ramiona i przytulił.

background image

-

Dziękuję, Kristo! Będę myślał o tobie zawsze, kiedy

będę słuchał tej piosenki! Wierz mi! Zareagowała uśmiechem

na tę grę słów.

- Dobranoc, Logan!
-

Dobranoc! Nie zapomnij zamknąć drzwi!

Logan odszed

ł dopiero, kiedy usłyszał dźwięk

przekręcanego w zamku klucza. W ręku trzymał podarowaną

mu cenną płytę.

background image

Rozdzia

ł 10

- Krista!
Odwr

óciła się na dźwięk swojego imienia i dostrzegła

Rossa Perry'ego pędzącego w jej kierunku przez sądowy
parking.

-

Cześć, Ross! Dawno cię nie widziałam!

-

W przyszłym tygodniu będziesz mnie widywać częściej,

niż byś tego chciała! - powiedział, krzywiąc się. - Sprawa

Landau'ów, pamiętasz?

-

Widziałam całą trójkę! W zeszłym tygodniu Marta,

Gary i mała Julia przyszli do mnie do biura. Landau'owie, jak

zwykle wszczęli awanturę, a biedne dziecko uciekło i

schowało się pod stołem. Musiałam zagrozić im, że wezwę

strażnika, żeby przerwać kłótnię!

-

Zrobili podobną scenę w moim gabinecie! - pokręcił

głową Ross. - Biedna Julia! Jest taka znerwicowana!

-

Mimo wszystko wie, że chociaż rodzice nienawidzą się

nawzajem, obydwoje kochają ją tak, jak nikogo innego na

świecie! - Krista przypomniała sobie neurotyczne, smutne
dziec

ko, które przychodziło czasem z rodzicami do jej biura. -

Wydaje si

ę, że tylko dzięki temu przekonaniu znosi całe to

piekło!

-

Chciałbym, żeby już było po rozprawie. Byłbym

szczęśliwy, gdyby to się jakoś ułożyło! A co do sprawy
Gladburych...

-

Lynette Gladbury i ja sama wcale nie spieszymy się,

żeby zacząć działać w tej sprawie!

-

Wiem, wiem! Stara taktyka grania na zwłokę!

Odkładasz rozmowę pojednawczą, wiedząc doskonale, że Joel

Gladbury, jak prawie każdy klient, woli, żeby sprawa została

załatwiona polubownie, bez procesu w sądzie! Z każdym
dniem, kiedy odmawiasz spotka

nia, jego niepewność rośnie -

background image

Ross przesłał jej uśmiech wyrażający podziw i zniecierpliwie-

nie jednocześnie. - Sam kiedyś korzystałem z tej metody!

-

Powiedz Joelowi, że Lynette i ja nie mamy nic

przeciwko rozsądzeniu sporu na drodze procesu.

-

Jeśli mu to powiem, przestraszy się nie na żarty! W jego

wyobraźni twoje adwokackie umiejętności urastają do
mitycznych rozmiarów!

Krista za

śmiała się.

-

Postaram się nie zawieść jego oczekiwań! Idę właśnie

na obiad! Masz ochotę zjeść ze mną?

- Pewnie! Ty stawiasz?
-

Jasne! Możemy to potraktować jako służbowy obiad!

Omówiliśmy przecież sprawy Landauów i Gladburych.

Wsiad

ła do samochodu i otworzyła Rossowi drzwi. Usiał

obok i spojrzał na nią uważnie.

-

Czy możemy porozmawiać teraz o sędziach? - zapytał. -

A w

łaściwie o jednym konkretnie sędzim, Loganie Moore?

Krista w

łączyła silnik i wyjechała z parkingu na ruchliwą

ulicę.

-

Co chcesz mi o nim powiedzieć?

-

Słyszałem plotkę, że wycofał się z przesłuchiwania

spraw prowadzonych przez ciebie.

- Tak?! - zatrzy

mawszy samochód na skrzyżowaniu, ze

zdwojoną uwagą patrzyła na czerwone światło.

Logan nic jej o tym nie powiedzia

ł, chociaż nie zdziwiła

się, że to zrobił. Był bardzo lojalnym przedstawicielem prawa

i nie ośmieliłby się rozsądzać spraw, prowadzonych przed ad-

wokata, z którym od jakiegoś czasu sypiał.

Krista r

ównież nie chciała dopuścić do takiej sytuacji.

Miała zamiar poprosić o zmianę grafiku, gdyby odkryła, że

sędzią na jej rozprawie ma być Logan Moore. Na szczęście,

nie musiała tego robić. Jej sprawy były zręcznie rozpisane

background image

między wszystkich sędziów prócz Moore'a. Teraz wiedziała,

że nie był to przypadek.

-

Naturalnie, ta plotka wywołała wiele domysłów.

Wszyscy zastanawiają się, dlaczego sędzia Moore i Krista

Conway nie mogą być razem na sali sądowej. Co ty na to?

-

Jakie to domysły?

-

Nigdy nie dawaj bezpośredniej odpowiedzi, kiedy

możesz się wykręcić innym pytaniem! Prawda, Conway?

Jesteś typowym adwokatem! - zachichotał Ross. - Nie jesteś w

sądzie, Kristo! Pytam tylko po to, żeby zaspokoić ciekawość

swoją i mojej żony! Calla mówi, że wciąż widuje u ciebie

dzieciaki Moore'a. Widziała nawet jego syna prowadzącego
twojego bentley'a! To znaczy...?

-

Logan i ja zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Zaprzyjaźniłam się też z jego dziećmi! Ross roześmiał się
szeroko.

-

Czy mamy z Callą zacząć już przygotowywać

pożegnalne przyjęcie dla ciebie? Nie wyobrażasz sobie, jak

byłbym szczęśliwy, gdybyś rozpoczęła praktykę w Garret, a ja

przejąłbym sławę najlepszego adwokata w Montgomery.

-

Kto powiedział, że wyjeżdżam? I po co miałabym

zaczynać praktykę w Garret? - zapytała z udaną obojętnością.
-

Przepraszam, że zniweczę twoje nadzieje, ale zapuściłam tu

już korzenie!

Jednak nie myli

ł się aż tak bardzo! Wyjechałaby w każdej

chwili, gdyby tylko Logan ją o to poprosił.

Przez ostatni miesi

ąc spędzali ze sobą prawie cały czas

poza pracą. Zajęła się obiadami dla całej czwórki Moore'ów, a

Denisa chętnie skorzystała z okazji, by przestać opiekować się

domem. Nie lubiła gotować, być może dlatego, że musiała to

robić w czasie choroby matki i po jej śmierci. Początkowo

dziewczyna czasem prosiła Kristę o pomoc w kuchni. Potem

zdarzało się to coraz częściej, bo Denisa miała wiele zajęć

background image

pozalekcyjnych i nie starczało jej już czasu na zajmowanie się

obiadami. Krista zaś nie mogła pozwolić, aby Logan i

dzieciaki żywili się jedynie pizzą i hamburgerami. Obiady u

niej szybko stały się codziennym zwyczajem.

Wydawa

ło się to dosyć naturalne, bo dzieci i tak spędzały

u niej cały swój wolny czas. Denisa przyprowadzała

przyjaciółki, by razem oglądać ulubione programy w nowym

telewizorze Kristy. Mitch słuchał swoich płyt na jej sprzęcie.

Laura bawiła się z kotami w jednym z pokojów na górze.

Każde z nich miało osobny klucz, żeby mogli przychodzić tu
prosto po szkole.

Po obiedzie, dzieci odrabia

ły lekcje przy kuchennym stole,

podczas gdy Krista zmywała i robiła porządki, a Logan

słuchał wiadomości. Wieczorami razem oglądali telewizję,

słuchali muzyki albo czytali. Późnym wieczorem czwórka

Moore'ów wracała do domu, a mieszkanie Kristy wydawało
si

ę znów puste i osamotnione.

A potem, zwykle ko

ło jedenastej, Logan wracał. Otwierała

mu drzwi z niecierpliwością, a on brał ją w ramiona... Krista

zarumieniła się. Zorientowała się, że Ross obserwował ją z
rozbawieniem.

-

Wyglądasz jak moja córka, kiedy patrzy na Dona

Johnsona w telewizji! -

powiedział z uśmiechem. - Myślisz o

Loganie? Nie mylę się! Moje nadzieje są w pełni uzasadnione.

Twoje dni jako najlepszego adwokata w Montgomery są już

policzone, czy chcesz się do tego przyznać, czy nie!

Powinna by

ła zaprzeczyć, ale tego nie zrobiła. Chciała

bardzo -

by była to prawda. Niestety, Logan nie miał zamiaru

prosić jej o rękę. Lubił jej towarzystwo, cieszył się jej

przyjaźnią z dziećmi. Spędzali razem cudowne noce. Ale nie

kochał jej! Wiedziała o tym, bo sama była w nim zakochana

do szaleństwa. Dawała mu z siebie wszystko. Należała do

niego i pozwalała mu to czuć. A on, mimo łączącej ich

background image

namiętności, zawsze zachowywał dystans. Był wspaniałym

kochankiem i przyjacielem, ale wciąż pozostawał obcy.
Widocznie nie

chciał się z nią wiązać na stałe. Krista bolała

nad tym i chciała o wszystkim zapomnieć. Kochała Logana i

była z nim. Na razie ich piątka tworzyła prawdziwą rodzinę.

Nie śmiała prosić o nic więcej!

-

Tatusiu, to najlepszy bal przebierańców, na jakim

kied

ykolwiek byłam! - krzyczała entuzjastycznie Laura. -

Były babeczki, oranżada, całe masy cukierków i jabłek! -

Tańczyła po kuchni. - Wszystkim podobał się mój kostium, a

Krista kupiła nam po dwie paczki gumy do żucia z

potworami! Czy mogę dziś wieczorem iść bawić się z Holly
Wilson?

Krista rozbawiona przygl

ądała się dziewczynce.

-

Holly Wilson jest najlepszą przyjaciółką Laury! -

wyjaśniła Loganowi. - Spotkałam dzisiaj jej matkę, kiedy

przyszła odebrać córkę ze szkoły.

-

Holly przyjdzie tu dziś po południu! - dodała Laura. -

Mama jej pozwoliła! Oj, muszę poprosić Denisę, żeby

pomalowała mi włosy na jeszcze bardziej zielony kolor! -

krzyknęła i wybiegła z kuchni.

-

Czy widziałem przed chwilą trąbę powietrzną? - zapytał

Logan. Z niebiesko - zielono

pomarańczowym kucykiem?! Nie

miałem odwagi zapytać, za kogo się przebrała. Wyglądała na

coś z krainy ciemności albo z cyrku!

- Ona jest punkiem! -

poinformowała go Krista. - Jak

wszystkie dziewczynki w jej klasie! I większość chłopców,
prócz tych, którzy ubrali si

ę w stroje ochronne i wyglądali jak

małpie wojsko!

-

Wszystko się pozmieniało od czasów, kiedy my byliśmy

dziećmi i przebieraliśmy się za czarownice, klownów i

włóczęgów! - Logan otoczył ramieniem jej talię i przyciągnął

ją do siebie.

background image

-

Miałam okazję zobaczyć Halloween z pozycji

nauczyciela! Pani Dickson jest niezwy

kle odważną i spokojną

kobietą! Nie straciła panowania nad sobą nawet wtedy, gdy

jeden ż chłopców o mało nie utopił się próbując wyłowić

jabłko! - opowiadała Krista.

-

Zawsze uważałem, że nauczycielom należy się dodatek

za ryzyko zawodowe! -

odwrócił ją i pocałował w czoło,

policzki i nos. -

Więc chcesz pozostać opiekunką klasy i

przejść przez piekło przygotowań do następnych dwóch

przyjęć?

-

Oczywiście! Obiecałam to już Laurze! To była zabawa -

trochę

szalona

ale

ekscytująca!

Polubiłam

też

wychowawczynię! Ma bardzo dobrą opinię o twojej córce!

By

ło jednak coś o czym Logan nie wiedział! Kiedy Krista

powiedziała pani Dickson, że nazywa się Conway, uznała, że

wyjaśniła wystarczająco dobrze, że nie jest żoną Logana.

Tymczasem nauczycielka zrozumiała, że pani Conway

rozwiodła się z ojcem Laury i wróciła do swojego

poprzedniego nazwiska. Nadal uważała, że Krista jest matką
dziewczynki.

Przypuszczenia jej nie by

ły tak zupełnie bezpodstawne, bo

Laura

podczas uroczystości mówiła do Kristy: „mamusiu".

Krista powinna ją poprawić, ale nie miała serca. Dziewczynka

była tak uszczęśliwiona jej obecnością i dumna z przywilejów

dziecka opiekunki klasy. Poza tym także i jej sprawiało to

przyjemność.

Krista uwolni

ła się z objęć Logana i pobiegła wyjąć mięso

z opiekacza.

-

Aha! Jutro po południu muszę odebrać dziewczynki ze

szkoły! Przywiozę je tutaj, a pani Wilson zabierze Holly o
szóstej!

Logan obserwowa

ł, jak przekładała kotlety na półmisek.

background image

-

Znowu będziesz musiała wyjść wcześniej z biura! -

zauważył. Robi to, co najmniej raz w tygodniu z powodu
moich dzieci -

dodał w myśli.

-

Muszę

tylko

przygotować

szkic

umowy

przedmałżeńskiej dla klienta, który chce się po raz trzeci

ożenić. Mogę to zrobić w domu i dać jutro Vicky do
przepisania.

-

Kontrakt przedmałżeński? - zainteresował się.

-

Mhmm! Ostatnim razem, gdy prowadziłam rozprawę

rozwodową tego klienta, sprawy finansowe okazały się

nadzwyczaj skomplikowane. Zapowiedziałam mu więc, że

jeśli kiedykolwiek się ożeni, a wiedziałam, że to zrobi, to

powinien się do mnie zgłosić po umowę. Na szczęście przyjął

moją radę! - wyjaśniała, stawiając na stole sałatkę z warzyw.

- Zawieranie takich kontraktów chyba jest teraz na czasie!
- Polecam je klientom w szczególnych przypadkach.

Kiedy jedna ze stron jest znacznie bardziej zamożna niż druga,

albo kiedy w grę wchodzą dzieci z poprzedniego małżeństwa,

których prawa trzeba uwzględnić przy podziale majątku.

-

Oczywiście, chciałabyś też taki kontrakt dla siebie!

- Nie, wcale nie! -

powiedziała wolno. - Wolałabym

małżeństwo oparte na zaufaniu raczej niż na pisemnej
umowie!

-

Masz rację! - zgodził się Logan.

Obserwowa

ł jej miękkie i zręczne ruchy, kiedy krzątała się

po kuchni. Wiedział, że była hojna, szczera i podzieliłaby się

wszystkim ze swoim mężczyzną. Przez moment wyobraził

sobie ją jako żonę kogoś innego, dzielącą z nim jego radości i

smutki. Na tę myśl poczuł przeszywający ból.

Ona jest moja, chcia

ł krzyknąć, chociaż wewnętrzny głos

podpowiadał: na razie!

background image

W przysz

łym roku o tej porze on będzie znowu w Garret,

a ona zostanie tutaj i będzie troszczyła się o kogoś innego! Nie

umiał się z tym pogodzić.

Krista zawo

łała dzieci na obiad. Laura i Denisa prawie

natychmiast znalazły się w kuchni.

- Mitch wisi na telefonie! -

oznajmiła starsza z sióstr.

-

Rozmowa musi być wyjątkowo ważna, jeśli nie

przerwał jej, żeby przyjść na obiad - domyślała się Krista.

- O, tak! -

potwierdziła Denisa. - Rozmawia z Joanną

Nimick! Ktoś z jej przyjaciół powiedział jednemu z jego

kolegów, że ona chcę go zabrać na potańcówkę w sobotę.
Naresz

cie zdobył się na odwagę, żeby do niej zadzwonić!

- Kto to jest Joanna Nimick? -

spytał ojciec.

-

To dziewczyna z drużyny dopingującej! Rzeczywiście

śliczna i bardzo popularna! - odpowiedziała córka i zaśmiała

się figlarnie. - Nie miałaby pojęcia, że ktoś taki, jak Mitch w

ogóle istnieje, gdyby nie odwiózł jej z koleżankami do domu

bentley'em Kristy! To ją do niego przekonało!

Mitch pojawi

ł się w kuchni z nieprzytomną miną.

-

Joanna chce iść ze mną potańczyć w tę sobotę! -

zakomunikował i opadł ciężko na krzesło. - Joanna Nimick ze

mną!

-

Lepiej zapytaj Kristę, czy pozwoli ci wziąć bentley'a! -

poinstruowała go Laura.

-

Nie ma potrzeby, żeby Mitch pożyczał samochód od

Kristy! -

powiedział stanowczo ojciec. - Z przyjemnością dam

ci swój wóz na tę potańcówkę, synu!

-

Tato, nie mogę nigdzie zabrać Joanny Nimick tym

starym gratem! -

chłopiec wyglądał na przerażonego. - Bogini

nie jeździ rozsypującym się dodge'm!

-

Pewnie, że nie! - przytaknęła mu Krista, z trudem udało

jej się opanować śmiech. - Weź sobie bentlely'a, Mitch!

background image

-

Dzięki, Krista! - odetchnął z ulgą. - Ty jedna mnie

rozumiesz!

- Bogini?! -

pokręcił głową ubawiony Logan. Teraz! -

pomyślała Krista. - Zapytam go teraz!

-

Logan, w tę sobotę zaproszono mnie na przyjęcie do

klubu „Burning Tree". Zastanawiałam się, czy nie chciałbyś

pójść ze mną?

Wstrzyma

ła na chwilę oddech. Dostała to zaproszenie już

dwa tygodnie temu, ale nie znalazła dotąd odpowiedniego

momentu, żeby mu o tym powiedzieć. Wiedziała, że nie zech-

ce tam pójść! Nigdy nie czuł się dobrze w towarzystwie

nieznanych mu osób. Miała rację. Logan uniósł się na krześle i

zmarszczył brwi.

- Nic chyba z tego nie wyjdzie, Kristo! Denisa i Mitch

mają już na pewno jakieś plany i pewnie będę musiał zostać z

Laurą!

-

Nie mam żadnych planów na sobotni wieczór! -

powiedziała szybko Denisa. - Mogę popilnować Laury!

-

Przyjęcie?! - odezwał się Mitch. - To brzmi nieźle!

-

Przyjęcia są fajne! Będziesz się dobrze bawił, tato! -

przekonywała go Laura. Logan rzucił Kriście krótkie

spojrzenie. Wiedziała, że to nieuczciwe zaczynać rozmowę o
przyj

ęciu, mając trójkę jego dzieci za sprzymierzeńców. Tak

bardzo jednak nie chciała tam iść sama i chciała, żeby on jej

towarzyszył.

-

Kristo! Nie interesuje mnie życie towarzyskie

miejscowej elity, a wielka gala w jakimś marnym, wiejskim

klubie wcale mnie nie pociąga!

Ko

ńczył przerwany posiłek. Dla niego dyskusja była już

skończona. Dzieci miały jednak inne zdanie.

-

Ależ, tato! - interweniował Mitch. - Możesz przecież raz

pójść z Krista na przyjęcie! Tak mało masz rozrywek! Nie

jesteś jeszcze taki stary!

background image

-

Z okropną Amy Sue chodziłeś na różne uroczystości! -

przypomniała mu Laura.

-

Jeśli Krista naprawdę zechce tam iść, może sobie

znaleźć innego faceta. Nie chcesz chyba, żeby to był Glen
Fremont? -

tłumaczyła starsza córka.

- Glen Fremont? -

powtórzyła zdziwiona Krista. - Skąd go

znasz, Deniso?

-

Nie wspominałam o tym? - spytała z udaną

obojętnością. On... dzwonił do ciebie kiedyś. Chyba

zapomniałam ci o tym powiedzieć!

- Chyba tak! -

powiedziała sucho Krista. - Czy prosił o

telefon?

- Tak, jak tylko wrócisz z Europy! -

pospieszyła z

wyjaśnieniem Laura.

- Europy?! -

wykrzyknęli chórem Krista, Logan i Mitch.

Denisa wstała od stołu.

-

Nie zostanę na deserze. Mam dużo zadane z algebry!

Lepiej zabiorę się do tego od razu!

- Siadaj! -

rozkazał ojciec, a dziewczyna wykonała

polecenie bez sprzeciwu.

-

Może teraz raczysz nam wyjaśnić okoliczności tej

rozmowy telefonicznej!

- Ten facet -

Glen Fremont zadzwonił w zeszłym

tygodniu i myślał, że jestem gosposią - westchnęła ciężko
Denisa., -

Powiedział, że chciał zaprosić Kristę na jakieś

przyjęcie. Więc ja... ja mu powiedziałam, że ona jest teraz w

Europie. Wtedy kazał mi powtórzyć, żeby zadzwoniła zaraz
po powrocie.

-

Nieźle, Deniso! - zaśmiał się Mitch.

- To karygodne i niewybaczalne! -

surowo podsumował

Logan. -

Winna jesteś Kriście przeprosiny za to kłamstwo! Za

karę nie wolno ci używać telefonu przez trzy dni, więc

background image

będziesz miała mnóstwo czasu, żeby zastanawiać się nad
swoim zachowaniem!

- Trzy dni bez telefonu? -

powtórzyła Denisa z

przerażeniem.

-

Ależ, tatusiu! - Laura wystąpiła w obronie siostry. -

Deni musiała mu to powiedzieć! Nie chcesz chyba, żeby

Krissy poszła na przyjęcie z kimś innym?!

- Krista jest doros

ła i sama może za siebie decydować! -

odparł ojciec.

-

Masz rację, tatku! - przyznała Denisa słodko. - Jeśli

chcesz mogę zaraz zadzwonić do pana Fremonta, powiedzieć

mu, co zrobiłam, i umówić go na sobotę z Kristą!

- Nie! -

zaprotestował Logan gwałtownie. - Nie ma

potrzeby, żebyś to robiła. Zabiorę Kristę na ten przeklęty
bankiet!

-

Tato, tak się nie mówi! - zganiła go Laura. - Nieładnie

jest przeklinać!

-

Nieładnie jest też manipulować ludźmi, Lauro! - rzucił

Kriście wymowne spojrzenie. Kiedy dzieci wróciły do domu,

Logan zjawił się u niej, jak zwykle, około jedenastej. Jak
zawsze otworzy

ła mu drzwi, ale on tym razem nie przytulił jej

i nie pocałował na powitanie. Stał w małym hallu i patrzył na

nią uważnie.

-

Nie podoba mi się sposób, w jaki konspirujesz z moimi

dziećmi, żeby zmusić mnie do pójścia z tobą do klubu!

-

O co ty mnie oskarżasz! Denisa ingerowała w twoje

sprawy na długo przedtem nim się poznaliśmy! A teraz zajęła

się także moimi!

-

Rzeczywiście! Denisa nie zachowała się najlepiej, ale ty

też nie jesteś w porządku! Dlaczego ten Fremont wciąż do
ciebie dzwoni?

-

Jestem wolną, samotną kobietą! Glen uznał, że nie

jestem z nikim związana. Nietrudno o taką pomyłkę! Przecież

background image

nigdy nie ogłosiliśmy publicznie naszego związku! Było o nas

trochę plotek w sądzie, a poza tym nic, co pozwoliłoby nas ze

sobą skojarzyć! - wciągnęła głęboko powietrze i nagle

zarzuciła go oskarżeniami. - Nie chcesz widywać moich

przyjaciół! Odmówiłam tylu zaproszeniom na obiad albo do

kina, bo ty nie chciałeś ze mną iść. Nie zależało mi na tym, bo

bardzo chciałam być z tobą! Ale teraz zaczynam patrzeć na to

inaczej. Nie chcesz się ze mną pokazywać, bo tak mało ci na

mnie zależy!

Logan zacisn

ął szczęki. Nie bywał z nią na przyjęciach i

spotkaniach towarzyskich, bo miał nadzieję, że w ten sposób

rozluźni więzy łączące ją z Montgomery. Pragnął jej tylko dla
siebie!

Krista spojrza

ła na niego zawiedziona. Nie zaprzeczył

temu, co mówiła, a więc potwierdził! Była dla niego

wygodna! Spała z nim i zajmowała się jego domem. Jej oczy
n

apełniły się łzami. Jak mogła zgodzić się na taką rolę?!

Logan przeczesa

ł palcami włosy.

-

Jak już obiecałem, pójdę z tobą na to przyjęcie! -

chwycił ją za nadgarstek. - Chodźmy na górę!

-

Chcesz się ze mną kochać? Teraz? - patrzyła na niego z

przerażeniem.

- Tak!
-

Sprzeczamy się, a ty spodziewasz się, że pójdę z tobą do

łóżka?

-

Nie wiem, o co się sprzeczamy? Przecież zgodziłem się

już na ten przeklęty bankiet! Masz, co chciałaś!

-

A teraz powinnam ci dać to, czego ty chcesz?! Czy to

miałaś na myśli?

-

Myślałam, że ty też tego pragniesz! - puścił jej rękę.

- Nie teraz! -

potrząsnęła głową.

-

A więc za karę odmawiasz pójścia ze mną do łóżka?

background image

-

Ja nie odmawiam! Po prostu nie mam ochoty kochać się,

kiedy jestem wściekła!

-

Nie będę błagał o łaski jaśnie pani! Jeśli chcesz, żebym

wyszedł, po prostu to powiedz. Miała ochotę krzyczeć ze

złości i upokorzenia. Była głęboko zakochana w tym
m

ężczyźnie, który jej nie kochał! Ona pragnęła stałego

związku ze wszystkimi jego konsekwencjami, on chciał
wygody. J

ak długo mogła to tolerować, by nie stracić

szacunku do siebie? Jednego była pewna...

-

Jeśli pójdziemy dziś razem do łóżka, to nie będzie to

kochanie się, to będzie zwyczajny seks!

-

Więcej semantyki?! Jeśli zechcę pobawić się w gry

słowne, porozwiązuję krzyżówki w gazecie!

-

To nie żadna zabawa! - głos jej drżał i była bliska łez. -

Sam tego chciałeś! Wyjdź, Logan!

-

Jeśli teraz wyjdę, nie wrócę tu więcej! - powiedział.

Wyraz twarzy Kristy by

ł nieodgadniony. Spodziewał się,

że wszystko odwoła i każe mu zostać. Ona jednak tego nie

zrobiła. Nie miał wyboru. Wyszedł bez słowa.

background image

Rozdzia

ł 11

Zerwanie by

ło tym trudniejsze, że w grę wchodziły dzieci.

Mitch, Denisa i Laura nie mieli jednak zamiaru przestać

widywać Kristy, tylko dlatego, że ona i ojciec się
pos

przeczali. Dzieciaki postanowiły zupełnie zignorować ten

fakt. Laura nadal nazywała Kristę mamusią. Mitch pożyczał

od niej samochód. Cała trójka zjawiała się u niej codziennie

po szkole i zostawała na obiedzie. Krista nigdy nie pytała o
Logana, ale Denisa

sama chętnie o nim opowiadała.

W sobot

ę zabrała dzieci do centrum handlowego, gdzie

pospiesznie wybrała sobie czarną, koktajlową sukienkę na

przyjęcie, które miało odbyć się tego wieczora. Po powrocie
do do

mu wzięła prysznic, przebrała się i właśnie robiła

makijaż, kiedy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszała

przerażony głos Mitcha.

-

Krista! Musisz przyjechać! Laura jest chora!

-

Czy turla się po podłodze, trzymając się za brzuch i

krzyczy z bólu? -

zapytała z drwiną.

-

Tym razem nie! Ma temperaturę! Wysoką! Czterdzieści

dwa stopnie! Denisa zmierzyła!

-

Możesz mi dać Denisę? Chłopak przekazał słuchawkę

siostrze.

-

Musisz przyjechać, Kristo! Czy Mitch ci powiedział o

temperaturze?

-

Tak! Wsadziliście termometr we wrzątek! - w słuchawce

zapanowała cisza.

- Deniso!
-

Skąd o tym wiedziałaś?

-

Temperatura jest za wysoka! A poza tym widziałam

Laurę nie dalej jak godzinę temu i czuła się wtedy doskonale.

-

Nie chcemy, żebyś poszła na to przyjęcie! Co będzie,

jeśli spotkasz tam kogoś, w kim się zakochasz?

background image

Krista chcia

ła jej powiedzieć, że to niemożliwe, bo jest już

zakochana i żaden mężczyzna nie jest w stanie wymazać

Logana z jej pamięci. Ale po co wzbudzać w dzieciach złudne
nadzieje.

-

Muszę tam iść! - powiedziała zamiast tego.

-

Tata też nie chce, żebyś poszła na to przyjęcie. Jest w

okropnym nastroju. On...

-

Kochanie, wiem, że ci ciężko to zrozumieć, ale ja i twój

ojciec...

- Nie mów nic! -

przerwała jej Denisa. - Nie chcę tego

słyszeć! Odłożyła słuchawkę, nim Krista zdążyła cokolwiek

powiedzieć.

Na przyj

ęciu Krista spotkała Jeremy'ego Litmana, z

którym pierwsza randka nie udała się jej z powodu podstępu

Laury i Denisy. Dziewczyny przyznały się do tego któregoś

wieczora, a ona skwitowała do nieopanowanym wybuchem

śmiechu.

Dzi

ś wieczór Jeremy sam śmiał się z nieszczęśliwego

trafu, który uniemożliwił im spotkanie i przepraszał, że tak

niegrzecznie się wtedy zachował.

-

Zwykle nie jestem taki gwałtowny - wyjaśniał

nieśmiało. - Ale dwa dni wcześniej włamano się do mojego

mieszkania. Miałem zły tydzień i problemy z dodzwonieniem

się do ciebie ostatecznie wyprowadziły mnie z równowagi!

Doskonale to rozumia

ła. W zamian, opowiedziała mu o

włamaniu do swojego domu. Jeremy towarzyszył jej już do

końca wieczoru. Krista bawiła się świetnie w jego
towarzystw

ie, był troskliwy i dowcipny. Śmiała się i

rozmawiała z nim przez cały czas, a jednak ku swemu

zdumieniu tęskniła za Loganem bardziej niż kiedykolwiek.

-

Chodźmy stąd napić się czegoś w jakimś spokojnym

miejscu! -

zaproponował Jeremy, kiedy po raz kolejny

przerwano im rozmowę.

background image

Krista chcia

ła odmówić, ale nie dał jej dojść do słowa.

-

Znam takie ciche miejsce w południowo - zachodnim

Waszyngtonie. Możemy tam razem pojechać!

By

ł bardzo miły, a Krista nie miała wcale ochoty wracać

do pustego domu, żeby spędzić w nim jeszcze jedną, bezsenną

noc. Zgodziła się pojechać z Jeremym.

Logan domy

ślił się, że pojechała na to przyjęcie bez niego,

kiedy o dziesiątej wieczór, przechodząc koło jej domu, z

przykrością przekonał się, że nie było tam szafirowego bent-
ley'a.

Zastanawiał się, czy udała się tam sama, czy w

towarzystwie jakiegoś mężczyzny.

T

ęsknił za nią bardziej niż zwykle. Najwyższy czas, by

zrezygnował z męskiej dumy i posłuchał głosu serca. Chciał

jej powiedzieć, że ją kocha. Może nawet odważyłby się
poprosi

ć, żeby porzuciła swą karierę i przeniosła się z nim do

Garret. Mogła tam przecież otworzyć praktykę. Czy był

beznadziejnym szaleńcem, przypuszczając, że kobieta taka jak

Krista, pozostawi swą dochodową pracę w dużym mieście, po

to, by zostać żoną prowincjonalnego sędziego i matką trójki
dzieci?

Dzwoni

ł do niej kilkakrotnie tej nocy, ale wciąż nikt nie

odpowiadał. Niespokojny, nie mógł usnąć. Pół do drugiej

postanowił pójść do domu Kristy, by sprawdzić, czy już

wróciła. Garaż był pusty. Gdzie ona się podziewała do tej

pory? Może zdarzył jej się jakiś wypadek?

W

łaśnie miał zamiar wracać do domu, kiedy zauważył

światła dwóch samochodów zbliżających się do posesji Kristy.

Pierwsze auto, to był na pewno bentley. Serce zabiło mu gwał-

townie, błyskawicznie skrył się za żywopłotem.

Obydwa samochody stan

ęły przy ulicy. Mężczyzna, który

wysiadł z czerwonego, sportowego wozu szedł teraz z Krista

do jej domu, obejmując ją wpół. Zazdrość z nieznaną dotąd

siłą wstrząsnęła Loganem. Patrzył, jak zatrzymali się przed

background image

dome

m, żeby porozmawiać. Widział, że nieznajomy dotknął

ustami warg Kristy w pożegnalnym pocałunku. Potem ona

zniknęła we wnętrzu, a jej towarzysz wrócił do samochodu i

odjechał.

Zazdro

ść i upokorzenie Logana zmieniły się nagle w

nieopanowaną złość. Kierowany impulsem zbliżył się do

drzwi i zapukał.

Otworzy

ła prawie natychmiast. Oniemiała na jego widok,

a jej zdumienie przerodziło się w gwałtowną radość. Tak

bardzo za nim tęskniła i nagle w odpowiedzi na jej pragnienia,

wrócił do niej i stał teraz przed nią. Krista zauważyła nagle

napięcie na jego twarzy. Nie wiedziała jeszcze, że to była

złość.

-

Czy coś się stało? - zapytała. - Czy chodzi o któreś z

dzieci?

-

Ty podła! - syknął Logan. Krista pobladła.

- Logan, ja...
-

Widziałem cię z twoim nowym kochankiem na

werandzie. Poszłaś jednak na to przyjęcie z zamiarem

poderwania nowego faceta! I udało ci się, ty mała, okrutna...

Nie pozwoli

ła mu dokończyć. Uderzyła go mocno w

twarz. Przez moment, który wydawał się im wiecznością

zapanowała absolutna cisza.

Nagle zbli

żyli się do siebie i połączyli w szalonym

pocałunku. Kierując się w stronę salonu, pozostawiali za sobą

rozrzucone po podłodze części garderoby, aż w końcu znaleźli

się na długiej, niebieskiej kanapie.

Krista odda

ła mu się całkowicie, ale tym razem żądała

tego samego. Logan poczuł, że stracił panowanie nad sobą.

Poruszali si

ę razem w zmysłowym rytmie. Subtelna

przy

jemność zaczynała osiągać niebotyczne natężenie.

Słodkie płomienie pochłaniały ich, aż razem eksplodowali w
jednoczes

nym, gwałtownym spełnieniu.

background image

Krista wtuli

ła głowę w jego ramiona, łkając ze szczęścia.

Logan po raz pierwszy należał do niej i tylko do niej.

Zrozumiała, że kochał ją szczerze i głęboko.

Logan uni

ósł się lekko na łokciu, by móc spojrzeć na

Kristę. Płakała! Wielkie nieba, co on zrobił?! Przypomniał

sobie, jak porwał ją z przedpokoju, wymusił na niej namiętny

pocałunek, a potem zdarł z niej ubranie. Nie zdawał sobie

sprawy, że wszystkiemu poddawała się z przyzwalającą

uległością i brała w tym czynny udział.

Spojrza

ł na jej zroszone potem ciało i mokre od łez

policzki i przeraził się. Raz zdarzyło mu się stracić panowanie

nad sobą i oto tego efekty. Wziął Kristę siłą, wbrew jej woli!

Czuł się okropnie! Wstał i zaczął się pospiesznie ubierać.

-

Krista! Zupełnie nie wiem, co powiedzieć! Nie

chciałem, żeby to się stało! To się już nigdy nie powtórzy -

obiecywał.

Patrzy

ła na niego zaskoczona. To niemożliwe! Logan nie

opuściłby jej po tym, co zaszło między nimi tej nocy. Opadła

bezwładnie na sofę. Łzy płynęły jej po policzkach, ramiona
dr

żały w nieopanowanym szlochu.

Logan zamar

ł na ten widok. Podszedł do niej i niezręcznie

położył jej dłoń na ramieniu. Przecież nie mógł jej tak

zostawić.

Wsp

ółczucie było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła.

Najpierw ją zranił, a teraz przyszedł pocieszać.

-

Wynoś się! - wyszeptała ochryple. - Zostaw mnie w

spokoju!

Logan poczu

ł, jakby wbito mu sztylet w serce. Wiedział,

że w pełni sobie na to zasłużył, ale to wcale nie zmniejszyło

jego bólu. Powiedział coś niezrozumiale i wybiegł z pokoju.

Us

łyszała trzaśnięcie frontowych drzwi i była pewna, że

tym razem opuścił ją już na zawsze. Skryła twarz w dłoniach i

zapłakała.

background image

Logan z grymasem spojrza

ł na zegarek. Była dopiero

jedenasta rano. Czas dłużył się niemiłosiernie. Wszystkie

piosenki o smutnych poniedziałkach razem wzięte nie były w
sta

nie oddać jego nastroju tego przedpołudnia. Bez kawy nie

mógł dziś pracować.

Zszed

ł do bufetu w podziemiach budynków sądowych.

Przy jednym ze stolików zauważył sędzinę Flynn i sędziego

Wrighta pogrążonych w rozmowie. Nie miał ochoty się do

nich dosiąść i podtrzymywać towarzyskiej rozmowy, poza

tym Candace zawsze go denerwowała; Ale już go dostrzegli i

przywołali do stolika. Z niechęcią dołączył do znajomej
dwójki.

-

Co, do diabła, zrobiłeś Kriście Conway, Moore? -

zagadnęła sędzina.

Logan by

ł zdumiony. Jego dłoń zadrżała gwałtownie i

kawa wylała się z kubka, parząc mu ręce. Roger Wright

pospieszył z pomocą i podał mu serwetkę. Candy spojrzała na

niego i powtórzyła pytanie.

-

Wiedziałam, że ten wasz związek nie przyniesie niczego

dobrego. No i doczekałam się spełnienia moich oczekiwań!

Słyszałeś chyba, co stało się dziś na sali sądowej! Przypusz-

czam, że Krista pobiegła wypłakać się na twojej piersi!

-

Nie! Byłem zajęty i nic nie słyszałem! - odpowiedział

Logan. -

Co się stało?

- Sprawa Landau'ów! -

powiedziała z niesmakiem Candy.

-

Zaczęła się źle i potoczyła jeszcze gorzej! Ani Krista, ani

Ross nie panowali nad sytuacją. Gary i Marta Landau'owie

zaczęli się wyzywać przy wszystkich świadkach i nikt nie był

w stanie ich uciszyć. Zapaliła papierosa i zaciągnęła się

głęboko.

- S

łyszałem od Kristy o tych szaleńcach.

-

Szaleńcach? To zbyt słabe określenie! Kiedy woźny

wprowadzał ich córkę, by zeznawała jako świadek,

background image

Landau'owie rozpętali prawdziwe piekło. Gary wstał i

krzyknął do Marty, że może sobie wziąć swojego bękarta. Na

to Marta wrzasnęła, że wcale nie ma zamiaru. Chciała

zatrzymać dziecko, żeby mu zrobić na złość.

-

I dziewczynka to słyszała? - spytał zdumiony Logan.

-

Oczywiście! Dowiedziała się od swego taty, że nigdy jej

nie chciał i w ogóle nie sądził, żeby była jego dzieckiem!

Mała Julia była zdruzgotana.

- To straszne! -

powiedział Wright. - Co więc zrobiłaś?

-

A co mogłam zrobić?! Oddałam dziecko pod opiekę

babci ze strony matki. Nie byłam też przygotowana na to, że

Krista tak się rozklei! Twoja narzeczona skompromitowała się

dziś przy wszystkich, Moore! Podbiegła do dziecka

Landau'ów i obie szlochały na środku sali!

-

Krista płakała w sądzie? - zdziwił się Logan.

-

Bardzo się na niej zawiodłam! Nie powinna się

an

gażować emocjonalnie w sprawy swoich klientów. Przejęła

to chyba od ciebie, Logan! -

Candy wstała i skierowała się do

wyjścia.

- To twarda sztuka! -

podsumował ją Roger.

-

Muszę znaleźć Kristę! - powiedział Logan.

-

Powiedz, żeby się nie przejmowała! Candace nic jej nie

może zrobić za to, że użaliła się nad losem biednego dziecka...

Po po

łudniu Logan pojechał do Kristy. Jej samochód stał

na ulicy pod oknem, a zatem była w domu. Pukał długo, nim

wreszcie otworzyła drzwi i stanęła przed nim spokojna, ale
smutna.

-

Słyszałem, co stało się w sądzie dziś rano! - powiedział

zamiast powitania.

-

To była najgorsza sprawa, jaką kiedykolwiek

prowadziłam! Chciałam, żebyś to ty przewodniczył! Nie

pozwoliłbyś skrzywdzić tego dziecka! - wyznała.

background image

-

Jesteś taka wrażliwa! I tym bardziej mi przykro z

powodu tego, co stało się sobotniej nocy! Czy kiedyś mi to
wybaczysz?

- Wybaczysz? -

powtórzyła. - To, co się wtedy zdarzyło,

było najwspanialszym dla mnie przeżyciem. Zniknął dystans,

jaki zawsze wobec mnie zachowywałeś. Po raz pierwszy

poczułam, że nic nas nie dzieli!

-

Ależ to był gwałt! Zdarłem z ciebie ubranie! Kochałem

się z tobą w salonie!

-

Logan, przecież ja także rozbierałam cię i także

chciałam się z tobą kochać! A ty myślałeś, że mnie

zgwałciłeś?

- Kristo! Zup

ełnie straciłem głowę!

-

Najwyższy czas! Ja to robię za każdym razem, kiedy

mnie całujesz!

-

Tak, ale mężczyzna zawsze powinien być opanowany i

zdecydowany!

- Czy to jeszcze jedna z twoich szowinistycznych opinii?

Dlaczego nie mielibyście czasem pozwolić decydować

kobiecie, którą...

-

Kobiecie, którą się kocha! - dokończył za nią. - Tak!

Kocham cię, Kristo! I nie chcę cię stracić!

-

Dlaczego miałbyś mnie stracić? Ja też cię kocham! Jak

mogłeś się tego nie domyślać! Przytulił ją do siebie, ich usta

złączyły się w głębokim, namiętnym pocałunku.

- Chc

ę się z tobą ożenić, Kristo! Wyjdziesz za mnie?

-

Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego na

świecie!

-

Zrezygnuję z mojej funkcji w Garret! - obiecał. -

Sprzedam dom i osiedlimy się tutaj na stałe. Znajdę sobie

jakąś rządową posadę! Będziesz mogła dalej wykonywać swój
zawód.

background image

- Och, Logan! -

była zachwycona faktem, że gotów jest

dla niej poświęcić wszystko, co dotąd miało dla niego wartość.
.. -

Wcale nie chcę, żebyś rezygnował ze swojej posady.

Pojad

ę z tobą do Garret. Tam jest twój dom. Dzisiaj w sądzie

zrozumiałam, że pragnę czegoś więcej niż sukcesów w życiu

zawodowym i dobrej posady. Chcę być twoją żoną, mieć z

tobą dziecko, zajmować się twoim domem!

-

Dobrze, ale nie musisz całkowicie rezygnować z pracy!

Mogłabyś prowadzić praktykę w Garret. Tam też jest
potrzebny dobry adwokat i specjalista od prawa

rozwodowego. Na pewno sobie poradzisz! Już raz

udowodniłaś, że świetnie potrafisz łączyć domowe i zawodo-

we obowiązki!

-

Mogłabym pracować na pół etatu! Tak długo, jak

dziecko będzie małe! - podjęła decyzję.

-

Albo dzieci! Chciałbym mieć jeszcze dwójkę!

-

Naprawdę?

-

Tak! Ale to ty decydujesz w tym związku! Kocham cię,

Kristo!

background image

EPILOG
Nigdy nie uwierzysz od kogo dosta

łem list! - powiedział

Logan,

wchodząc do pokoju. Krista siedziała na fotelu,

trzymając na ręku ich trzymiesięczną córeczkę. Pochylił się i

pocałował ją lekko. Pogłaskał główkę dziecka, a ono

uśmiechnęło się do niego.

-

Czyżby Mitch pisał, że nie potrzebuje od nas pieniędzy?

- To dop

iero byłaby niespodzianka! - zaśmiał się Logan.

Mitch studiowa

ł

inżynierię

metalurgiczną

na

uniwersytecie w Lehigh i szło mu nawet nieźle.

-

Nie, kochanie! To list od Elaine Bolger! Pamiętasz ją?

-

Oczywiście! Odmówiłeś im rozwodu i zaproponowałeś

pojedn

anie. Przez cały czas spodziewałam się znaleźć w

gazecie informację, że jedno z nich zamordowało drugie!

- Ale

ż skąd! Bolgerowie pojednali się i przypieczętowali

swój nowy związek uroczystością w kościele! Elaine napisała,

żeby mi podziękować!

- Bardzo

się cieszę! Nigdy nie przypuszczałam, żeby ten

związek można było uratować!

-

Mam jeszcze jedną nowinę! - powiedział Logan, biorąc

małą Erikę z rąk Kristy. - Spotkałem dziś Mala Chestera,

który pytał mnie, czy nie zajęłabyś się jego rozwodem z Amy
Sue?

- Tak?
-

Nie posłuchał rady swojego prawnika i nie sporządził

umowy przedmałżeńskiej.

-

A teraz Amy będzie próbowała zagarnąć lwią część jego

majątku! Chyba wezmę tę sprawę!

-

Mal uważa, że jesteś najlepszą specjalistką prawa

rodzinnego w Garret. Powiedz

iałem mu, że ma rację! - z dumą

wyznał Logan.

Us

łyszeli hałas na schodach. Za chwilę do pokoju wbiegła

Laura.

background image

- Mamo! Tato! Jestem! -

ogłosiła. - Mogę potrzymać

Erykę? Wzięła siostrzyczkę z rąk ojca i przesłała jej

promienny uśmiech.

Krista obj

ęła Logana i przytuliła się do niego. Bardzo

lubiła te chwile, które spędzali razem w domu.

-

Kocham cię! - wyszeptał Logan.

-

Ja też cię kocham! - odpowiedziała.

Za chwil

ę usłyszeli kroki na schodach. Weszła Denisa.

-

Mamo, chciałabym cię o coś poprosić! Wiesz, chcę iść

na potańcówkę w piątek z Tommym Johnsonem, ale on mnie

jeszcze nie poprosił! A dzisiaj w szkole Katie mi powiedziała,

że Jeff Axton także ma zamiar mnie zaprosić! Więc jeśli

zadzwoni telefon, to czy mogłabyś go odebrać? Jeżeli to

będzie Jeff to...

-

Powiem mu, że masz czterdzieści dwa stopnie gorączki!

-

zaproponowała Krista.

-

Albo, że zadzwonisz po powrocie z Europy! - dodał

Logan.

-

Genialne rozwiązanie! - zaśmiała się Denisa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
25 Boswell Barbara Genialne rozwiązanie
25 Boswell Barbara Genialne rozwiazanie
Boswell Barbara Za wszelką cenę
Boswell Barbara W pułapce uczuć
Boswell Barbara Dobrana paczka
Boswell Barbara Zaskoczeni przez miłość
Boswell Barbara Najmłodsza siostra
Boswell Barbara Za wszelką cenę
Boswell Barbara Zaskoczeni przez miłość
Boswell Barbara Idealny maz
Boswell Barbara Ramsey 05 Najmłodsza siostra
310 Boswell Barbara Sekret i zdrada

więcej podobnych podstron