background image

Aby rozpocząć lekturę,

 kliknij na taki przycisk           ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z  Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

2

WOJCIECH BOGUSŁAWSKI

CUD MNIEMANY

CZYLI

KRAKOWIACY I GÓRALE

OPRACOWAŁ

STANISŁAW PIETRASZKO

background image

3

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

background image

4

W S T Ę P

I

Leopold Bogusławski, rejent ziemski, dziedzic wsi Glinne pod Poznaniem, zanotował dla

pamięci niemałej wagi fakt rodzinny:

„R. 1757, dnia 9 kwietnia w Wielką Sobotę, urodził się Woś pod znakiem Strzelca, zaraz z

wody ochrzczony”.

Woś – to Wojciech Bogusławski, późniejszy aktor i autor dramatyczny, śpiewak operowy i

reżyser,  kierownik  literacki  i  dyrektor  teatru,  wielki  organizator  sceny  narodowej  i  wycho-
wawca pierwszych zastępów artystów scen polskich.

Rejent Bogusławski, jak niejeden szlachcic czasów saskiego panowania, nie przypadkiem

odnotował  kalendarzowe  okoliczności  urodzin  syna.  Kalendarze  ówczesne  były  dla  saskiej
szlachty skarbcem nieocenionym, źródłem wszelakiej mądrości. Z urodzin w dni świąteczne,
w  dni,  którym  przypisane  były  poszczególne  symbole  astrologiczne,  oznaczające  wpływ
gwiazd czy konstelacji gwiezdnych – można było wywróżyć przyszłe losy dziecka, drogi jego
pomyślności i kariery życiowej. Rejent Bogusławski pragnął pokierować losem syna w spo-
sób  zwykły  w  stanie  majętnej  szlachty,  której  droga  kariery  prowadziła  najczęściej  przez
służbę  na  magnackim  dworze  do  wyższych  dworskich  godności  lub  niewielkich  ziemskich
urzędów.

Wojciech kształcił się więc w szkole pijarów w Warszawie, po czym dla zdobycia ogłady

towarzyskiej zostaje umieszczony na wielkopańskim dworze biskupa krakowskiego Kajetana
Sołtyka. Wkrótce jednak zniedołężniałego biskupa zawieszono w czynnościach kościelnych,
dwór poszedł w rozsypkę i młody Bogusławski musiał szukać innej drogi. W roku 1775 wstą-
pił do pułku pieszego gwardii narodowej. Zaledwie jednak dosłużył się w roku 1777 stopnia
podchorążego, gdy w nie znanych bliżej okolicznościach zrezygnował z wojska i na własną
prośbę otrzymał od swego komendanta, księcia Adama Czartoryskiego, zwolnienie ze służby.
Drogi kariery syna szlacheckiego zostały zamknięte. W roku 1778, w kilka miesięcy po zrzu-
ceniu  munduru,  Wojciech  Bogusławski  wystąpił  w  swej  pierwszej  w  życiu  roli  na  deskach
teatru warszawskiego.

Ojcowskie plany rejenta Bogusławskiego zostały pokrzyżowane. W jesieni 1777 roku podpi-

sał on akt odbierający synowi Wojciechowi prawo do dziedziczenia rodzinnej majętności.

Jeśli powodem do tego surowego kroku nie był jeszcze projekt Wojciecha wybrania zawo-

du aktorskiego, to wieść o wstąpieniu syna do teatru musiała ostatecznie oburzyć szlachcica.
Stan aktorski był w oczach ówczesnej opinii godny najgłębszej pogardy. Trudną i piękną pra-
cę  aktora,  choć  dawała  widzowi  tyle  przyjemnych  przeżyć  i  wzruszeń,  uważano  za  podłe
rzemiosło, a aktora – za kogoś  w rodzaju błazna, bez prawa do  godności osobistej. Jak po-
wszechnie  i  jakimi  sposobami    tę  pogardę  aktorom  okazywano,  mówi  fakt,  że  zwierzchnik
władz  porządkowych,  marszałek  koronny,  musiał  w  roku  1775  pod  groźbą  kar  wzywać  te-
atralną publiczność, „ażeby nikt nie ważył się też Osoby Teatralne lżyć, afrontować, zabawy
teatralne gwizdami czyli innym sposobem przerywać”.

Publiczny teatr polski otwarto w Warszawie z inicjatywy wielkiego i troskliwego opiekuna

literatury i sztuki, króla Stanisława Augusta, dopiero po jego wstąpieniu na tron, w roku 1765.
Do tego czasu sztuki polskie grywano na scenach prywatnych, w pałacach magnackich lub w

background image

5

teatrach szkolnych. Warszawę odwiedzały natomiast często cudzoziemskie zespoły aktorskie,
zwłaszcza francuskie i niemieckie oraz włoskie, które dawały głównie przedstawienia opero-
we  i  baletowe.  Zespoły  zagraniczne,  znajdujące  oparcie  w  cudzoziemskich  gustach  magna-
tów, szukały w Polsce wyłącznie największych materialnych korzyści. Cudzoziemscy przed-
siębiorcy  teatralni,  którzy  przedstawienia  organizowali  i  dla  siebie  zagarniali  główną  część
zysków, potrafili schlebiać gustom publiczności przez odpowiedni dobór wystawianych sztuk,
często bezwartościowych, byle tylko osiągnąć największe korzyści.

Pierwsi aktorzy teatru narodowego stanowili zespół jeszcze słaby, przypadkowy, bez od-

powiedniego przygotowania. Jeden z najlepszych ówczesnych artystów, doskonały aktor ko-
miczny Karol Świerzawski, był z zawodu woźnym sądowym. Zespół polski pracował w cięż-
kich  warunkach,  bez  własnego  lokalu,  w  ciągłej  rywalizacji  z  modnymi  zespołami  cudzo-
ziemskimi. Kierownictwo polskich przedstawień trzymali przedsiębiorcy cudzoziemscy, któ-
rzy szybko porzucili polskie sztuki na rzecz oper włoskich, jako dających większe dochody.

Pierwszym  cudzoziemcem,  który  szczerze  zajął  się  i  polskim  zespołem,  był  przybyły  ze

swą grupą na wiosnę 1778 roku aktor francuski Montbrun. Za jego to właśnie dyrekcji wszedł
po raz pierwszy na scenę  Wojciech  Bogusławski,  jemu  też  zawdzięczał  troskliwą  opiekę  w
swych aktorskich początkach. Pod okiem Montbruna zapoznał się Bogusławski ze wszystkimi
dziedzinami życia teatru, tak jak tego ówczesne warunki pracy w teatrze wymagały. W owych
czasach  często  aktor  był  zarazem  reżyserem,  autorem  lub  tłumaczem  sztuki,  kierownikiem
literackim i administracyjnym zespołu.

U progu swej kariery teatralnej jest już Bogusławski równocześnie aktorem i dostawcą tek-

stów dramatycznych, tłumaczonych z obcych języków. Pierwszy raz występuje na scenie w
przełożonej przez siebie właśnie komedii Barthégo 

Fałszywe niewierności. Tegoż roku upa-

miętnił się Bogusławski w historii polskiej sceny faktem szczególnie doniosłym. Oto na zle-
cenie  Montbruna  przerobił  na  libretto  operowe  komedię  Franciszka  Bohomolca 

Nędza

uszczęśliwiona, przez co stał się współtwórcą – wraz z Maciejem Kamieńskim, kompozyto-
rem  oprawy  muzycznej  –  pierwszej  polskiej  opery,  która  zwycięsko  wytrzymała  na  scenie
warszawskiej rywalizację z operą włoską.

Lecz już za pierwszymi sukcesami rychło nadeszły pierwsze przykre doświadczenia, które

miały Bogusławskiemu dać posmak przyszłych trudów i zmagań, walki o scenę narodową w
ciężkich  warunkach  materialnych,  w  ciężkiej  atmosferze  zależności  od  protektorów,  łask  i
pańskich  kaprysów.  Dźwigający  z  upadku  scenę  polską  aktorski  zespół  Montbruna,  który  z
braku lokalu grywał w pałacu Radziwiłłowskim, otrzymał nagle rozkaz opuszczenia pałacu w
ciągu 48 godzin, ponieważ wracający z podróży książę Karol Radziwiłł zapragnął mieć cały
swój pałac wyłącznie dla siebie. Aktorzy znaleźli się na bruku. Montbrun został zrujnowany
finansowo, zespół rozpadł się. Po bezowocnych próbach przywrócenia sceny narodowej akto-
rzy polscy rozpraszają się. Najlepsi wyjeżdżają do Lwowa, za nimi Bogusławski.

Zjawiwszy się w roku 1782 ponownie w Warszawie Bogusławski znów występuje na sce-

nie. Tym razem ma się z nią związać mocniej. 1 maja 1783 roku przed bramą domu, w któ-
rym  mieszkał,  stanęła  warta  honorowa,  a  po  mieście  obiegła  wiadomość,  że  przedsiębiorcą
widowisk teatralnych został książę Marcin Lubomirski, a dyrektorem teatru polskiego i baletu
włoskiego mianowano Wojciecha Bogusławskiego. Młody, tak wyróżniony aktor z zapałem
zabrał  się  do  pracy.  Ale  to  znów  był  początek  łańcucha  trudności  i  zmagań,  po  paru  tygo-
dniach zostawił teatr własnemu losowi i nagle wyjechał na Śląsk w konkury do bogatej ary-
stokratki.

Mimo  szczodrych  zapomóg  królewskich  nie  mógł  Bogusławski  utrzymać  przedstawień

polskich w Warszawie. Nękany ciągłymi kryzysami finansowymi, płynnością zespołu, intry-
gami  zawistnych  przedsiębiorców  cudzoziemskich  –  szuka  szczęścia  poza  Warszawą.  Teatr
jego  staje  się  grupą  wędrowną.  Daje  przedstawienia  w  Grodnie,  Wilnie,  Lwowie,  Dubnie  i

background image

6

wielu  innych  miastach.  Chwilowe  sukcesy  przeplatają  się  z  coraz  cięższymi  trudnościami
materialnymi.

Bogusławski – w jednej osobie aktor, autor, reżyser i dyrektor, dźwiga na swych barkach

ciężar tych wszystkich funkcji. Jako autor zabiega o ciągle świeży repertuar, tłumaczy i prze-
rabia sztuki obce, a jednocześnie marzy o tym, aby wprowadzić na scenę  wielkich autorów
klasycznych  i  aby  dać  wielkie,  wzruszające  widowisko  o  wysokich  walorach  wychowaw-
czych  i  artystycznych.  Swój  pogląd  na  funkcję  społeczną  teatru  wyraził  w  jednej  ze  sztuk

1

przez usta jej bohatera:

„Dla młodych teatr powinien być zwierciadłem ich śmieszności, przykładem cnót obywa-

telskich, przypomnieniem dzieł walecznych ich przodków, żeby, co widzą na scenie, wznie-
cało w nich chęć stania się podobnymi, godnymi, aby ich kiedyś prawnukom wystawiano na
wzór naśladowania”.

Jako  aktor  grywa  dziesiątki  ról,  i  to  ról  różnego  typu  –  tragicznych,  komicznych,  miło-

snych.  Ukazuje  dużą  skalę  talentu  aktorskiego.  Potrzeba  zmusza  do  nowych  wysiłków.  Po-
nieważ opera ma dużą wziętość i może zasilić ciągle pustą kasę teatru, Bogusławski – aktor
dramatyczny – w braku fachowych śpiewaków sam śpiewa w operze. W dramacie, gdy zespół
aktorski okaże się zbyt szczupły, Bogusławski sam często zastępuje brakującą obsadę ról. Ale
ma też i role ulubione. Jednak najbardziej chyba odpowiadać mu  będzie rola, którą napisze
dla siebie dopiero w gorących dniach 1794 roku.

Jako dyrektor zespołu położył Bogusławski szczególnie wielkie zasługi dla kultury  naro-

dowej.  Ze  swymi  przedstawieniami  docierał  do  najdalszych  zakątków  Polski.  Dał  początek
życiu teatralnemu i organizacji teatru w szeregu miast polskich. W walce z olbrzymimi trud-
nościami,  z  rosnącym  zadłużeniem  utrzymywał  doskonalącą  się  kadrę  aktorów,  a  przygod-
nych amatorów zmieniał w tęgich fachowców sztuki scenicznej. Nierzadko musiał walczyć ze
zbyt wyrosłymi indywidualnościami wśród samych aktorów, by nagiąć ich do potrzeb sztuki,
np. z takim Świerzawskim, który nie chciał grać inaczej jak tylko w kontuszu i z karabelą, a
poza tym za nic sobie wąsów zgolić nie pozwolił.

Teatr wszędzie witano z ochotą, nie wszędzie jednak polskie widowiska znajdowały jed-

nomyślne przyjęcie. Zwłaszcza w scudzoziemczałych kołach artystycznych przekładano ko-
medię francuską czy operę włoską nad sztuki polskie. Oto np. jeszcze w XIX wieku w kołach
towarzyskich  krążyła  opowieść

2

,  charakteryzująca  stosunek  pewnego  ugrupowania  arysto-

kratycznego do przedstawień polskich. W towarzystwie tym, które w pałacu Czartoryskich w
Warszawie  grywało  dla  siebie  sztuki  francuskie,  szczególnie  lekceważącym  stosunkiem  do
polskiego teatru wyróżniał się młody książę Józef Poniatowski. Król Stanisław August zażą-
dał wprost, by książę zechciał bywać na polskich przedstawieniach. Książę – jak mówi opo-
wieść – rozkaz wykonał, przychodził na przedstawienia, tylko że ostentacyjnie odwracał swój
fotel tyłem do sceny... Nie  chodzi  tu  zresztą  o  samego  księcia  Józefa,  który  miał  potem,  w
epoce napoleońskiej, godnie reprezentować honor polskiego żołnierza, lecz o symboliczność
sytuacji dobrze charakteryzującej kosmopolityzm arystokratycznej góry.

II

Okres tułaczki Bogusławskiego skończył się w roku 1790, kiedy to na wezwanie króla zje-

chał  ze  swymi  aktorami  do  Warszawy.  Stolica  przeżywała  swe  wielkie  dni,  gościła  posłów
obradującego właśnie sejmu, który wśród szeregu zamierzonych reform przeprowadził jedną
szczególnie ważną dla Bogusławskiego. Mianowicie w ramach uchwały dotyczącej zniesienia
wszelkich monopoli upadł również przywilej teatralny upoważniający posiadacza (a był nim

                                                

1

 

Człowiek, jakich mało na świecie

, komedia w 3 aktach, Warszawa 1784.

2

 E. Ś w i e r c z e w s k i, 

Wojciech Bogusławski i jego scena

, Warszawa 1929, s. 229.

background image

7

od lat – ze złą sławą – kamerdyner królewski Ryx) do wyłącznych korzyści i decydowania w
sprawach teatralnych.

Bogusławski rozpoczął pracę w nowych warunkach ze świeżym zapałem. Mógł teraz reali-

zować swe marzenia o teatrze-wychowawcy. 15 stycznia 1791 roku był wielkim dniem Bogu-
sławskiego,  a zarazem momentem szczytowym  w  dotychczasowych  dziejach  sceny  narodo-
wej.  Tego  dnia  odbyło  się  pierwsze,  z  entuzjazmem  przyjęte  przedstawienie 

Powrotu  posła

Niemcewicza. W działalności kierownika sceny narodowej  był  to  moment  zwrotny.  Wysta-
wiono sztukę polityczną, która od razu stanęła w ogniu walki ideologicznej. 18 stycznia wy-
stąpił w sejmie przedstawiciel reakcyjnego obozu szlacheckiego, poseł  Suchorzewski,  który
przy okazji napaści na sztukę Niemcewicza zażądał od sejmu, by kierownikowi teatru (tj. Bo-
gusławskiemu)  kierownictwo  odebrać,  ponieważ  teatr  służy  złej  sprawie...  Lecz  większość
posłów  śmiechem  przyjęła  ten  atak,  ponieważ  powszechnie  wiedziano  i  twierdzono,  że
ośmieszony w 

Powrocie posła Starosta jest wiernym portretem literackim posła Suchorzew-

skiego.

Powrót posła był dla Bogusławskiego nie tylko szkołą sztuki politycznej i politycznej agi-

tacji, ale również źródłem pomysłu i podnietą dla jego własnego pióra. Bogusławski pisze i w
kilka  miesięcy  później  wystawia  obraz  dramatyczny 

Dowód  wdzięczności  narodu,  będący

dalszym ciągiem sztuki Niemcewicza. Jest to udramatyzowana gorąca pochwała Konstytucji
3 maja, jej twórców i króla. Z atmosfery czci dla Konstytucji i króla wyrosły też dwie następ-
ne  sztuki  wystawione  przez  Bogusławskiego  –  komedia  Wybickiego 

Szlachcic  mieszczani-

nem i dramat historyczny Niemcewicza Kazimierz Wielki. Były to ostatnie wyrazy hołdu dla
króla, jakie wypowiedział teatr Bogusławskiego. Gdy Stanisław August zdradził naród i przy-
stąpił do Targowicy, Bogusławski odłożył pochwały dla króla, by do nich nie wracać.

W gorących chwilach niebezpieczeństwa grożącego Ojczyźnie, którą obezwładniali zdraj-

cy targowiccy z pomocą swych carskich sprzymierzeńców, gdy pusty skarbiec koronny ape-
luje do narodu o datki dobrowolne na obronę kraju, Bogusławski przeznacza na ten cel szereg
przedstawień teatralnych, a z własnej, tak często pustką świecącej kieszeni składa hojną ofiarę
12 tysięcy złotych.

Choć za rządów Targowicy repertuar teatru musiał ulec zasadniczej zmianie, nie rezygnuje

przecież Bogusławski z akcentów politycznych.  W  jego  komedii 

Henryk  VI  na  łowach  jest

wiele wymowy antymagnackiej,  a  cenzorzy  targowiccy  dopatrzyli  się  nawet  aluzji  antykró-
lewskich. Przedstawienia przerwano, wytoczono sprawę przed sądem sejmowym, a gdy Bo-
gusławski z dużą godnością się wytłumaczył, zarządzono już tylko publiczne ujawnienie au-
tora sztuki.

Nie  znamy  bliżej  osobistych  losów  Bogusławskiego  za  rządów  Targowicy.  W  różnych

przejawach jego działalności, w kontaktach z ludźmi z kół antytargowickich i rewolucyjnych
odczytujemy jego tajną aktywność polityczną. W roku 1793  spotykamy  w  otoczeniu  Bogu-
sławskiego księdza Józefa Meiera, jednego  z  najbardziej  radykalnych  warszawskich  jakobi-
nów, który dla sceny narodowej tłumaczy mieszczańskie dramaty Kotzebuego. W roku 1794,
na kilka tygodni przed wybuchem insurekcji w Warszawie, Bogusławski jest już członkiem
Związku Rewolucyjnego, a nawet – wraz z ks. Meierem – należy do  radykalnego, jakobiń-
skiego skrzydła tej konspiracyjnej organizacji. Bierze udział w zebraniach, na których ustalo-
no  szczegóły  rozpoczęcia  powstania,  prowadzi  agitację,  pracuje  pod  groźbą  aresztowań,  z
optymizmem  obserwuje  potężnienie  nastrojów  rewolucyjnych  wśród  ludu  warszawskiego.
Przeżywa też wzruszenie najbardziej prywatne – narodziny syna.

A Warszawa czekała już tylko hasła wybuchu. Spoglądała „przeciw słonku”, na południe,

na  ziemię  krakowską,,  gdzie  według  planów  władz  powstańczych  z  Kościuszką  na  czele
miała się zacząć insurekcja. Wobec szeregu trudności nie doszło do rozpoczęcia powstania w
pierwszym  planowanym  terminie,  w  jesieni  1793  roku.  Wybuch  odłożono,  ale  w  potężnym
wrzeniu  dojrzewał  on  coraz  bardziej.  Hasła  powstańcze  wybiegły  szybko  poza  ścisłe  kółka

background image

8

konspiracyjne, poza kręgi szlacheckie i mieszczańskie.  Przeniknęły  w  szerokie  rzesze  miej-
skiego  plebsu  i  ludu  wiejskiego  i  na  wzbierającej  fali  rewolucyjnej  budziły  radykalną  myśl
społeczną, budziły aktywność mas ludowych i ciche nadzieje, że walka narodowowyzwoleń-
cza przyniesie i społeczne wyzwolenie. Hasła narodowe nabierały w praktyce wymowy spo-
łecznej, klasowej. Atak na zdrajców targowickich był zarazem atakiem na magnaterię. War-
szawski woźnica, lokaj czy szewski czeladnik, którego nastroje antytargowickie ośmielały do
drwiny  z  panów  feudalnych,  w  piosenkach  wyszydzających  targowickich  hetmanów,  woje-
wodów i biskupów pobierał lekcję rewolucji. A postępowe głowy i pióra nie ustawały w agi-
tacji, odważnej i jawnej prawie. Zdrajcy targowiccy i ich carscy protektorzy z trwogą nasłu-
chiwali  odgłosów  zbliżającego  się  wybuchu,  skwapliwie  chwytali  i  czytali  rozrzucane  po
mieście antytargowickie ulotki – i słali alarmy do Petersburga. Poseł carski Bułhakow z nie-
pokojem donosił swemu rządowi: „Ferment umysłów objawia się w pamfletach, w zuchwa-
łych dyskusjach, w krzykach i hałasach, w oklaskiwaniu takich ustępów komedii, które mogą
być zastosowane ku szkodzie i ośmieszeniu konfederacji”

3

. Przedsięwzięto surowe środki, by

stłumić  wrzenie  i  rozgromić  ośrodki  powstańcze.  W  lutym  1794  roku  ambasador  carski  hr.
Igelström przeprowadził liczne aresztowania, w których wyniku uwięziono grupę aktywnych
działaczy konspiracji. Powstania nie można już było dłużej odkładać. Warszawa, gotowa broń
porwać na rozkaz, czekała na znak Kościuszki.

W tym to czasie i w tych okolicznościach napisał Wojciech Bogusławski 

Krakowiaków i

Górali.

III

Sztuka Bogusławskiego od strony najbardziej zewnętrznej przedstawia nam dwa powiąza-

ne ze sobą wątki: pełną przeszkód miłość dwojga młodych bohaterów 

Cudu,  Stacha  i  Basi,

oraz  konflikt  między  Krakowiakami  i  Góralami.  Akcja  sztuki  jest  rozwinięciem  tych  kon-
fliktów, a ich pomyślne rozwiązanie decyduje o optymistycznym nastroju i wydźwięku cało-
ści. Tym dwu zasadniczym wątkom akcji przyporządkowane są inne elementy budowy utwo-
ru. Wesele Pawła i Zosi, będące w stosunku do podstawowych wątków częścią dość luźną i
łatwą do wyodrębnienia, jest ludowym tłem obyczajowym dla wątku miłosnego dwojga mło-
dych  Krakowiaków.  Odrębność  tego  motywu  wyniknąć  mogła  z  oparcia  się  autora,  w  tym
miejscu szczególnie, na gotowych, zaobserwowanych w życiu chłopskim formach obyczajo-
wych. Zjawiający się we wsi niespodziewanie student Bardos jest autorowi bardzo potrzebny
w  kompozycji  sztuki:  usuwa  kolejno  przeciwności  dzielące  bohaterów  i  swymi  zabiegami
doprowadza do pomyślnego rozwiązania konfliktów. Konflikty te są w istocie dość błahe i nie
tak trudne do rozwiązania, Bardos nie ma zbyt wiele do roboty i choć pomagają mu w tym
sytuacje przypadkowe – nie psuje to naturalności utworu i zgadza się z jego pełną optymizmu
atmosferą.

Czemu więc przypisać należy, że w dziele Bogusławskiego już współcześni widzieli wy-

sokie wartości ideowe i artystyczne, że wskazywali na aktualność, na polityczną wymowę, na
agitacyjną  rolę 

Krakowiaków  i  Górali  i  nawet  ich  wpływ  rewolucjonizujący  w  przededniu

wybuchu  powstania  Kościuszki?  Czemu  przypisać  żywą  i  wyraźnie  polityczną  reakcję  na
wystawienie sztuki?

Choć sam Bogusławski w spisanych u schyłku życia swych 

Dziejach Teatru Narodowego

zostawił  wyznanie,  że  napisał  swe  dzieło  pod  wrażeniem  wieści  o  zwycięstwie  Kościuszki
pod Racławicami (które, przypomnijmy, miało miejsce 4 kwietnia 1794 roku), to jednak zaraz
obok zaprzeczył temu stwierdzeniem, że sztukę wystawiono po raz pierwszy – co też wyraź-
nie potwierdzają inne dokumenty – w dniu 1 marca 1794 roku. Może to osłabiona starością

                                                

3

 W. S m o l e ń s k i, 

Konfederacja targowicka

, Kraków 1903, s. 323.

background image

9

pamięć, a może obawa przed narażeniem się władzom carskim kazała Bogusławskiemu zataić
swoją działalność polityczną przed wybuchem powstania, agitacyjną rolę polityczną utworu i
jego silny związek z przygotowaniami do powstania. A związek ten nie był nie znany ówcze-
snej Warszawie. Jeden z uczestników warszawskiej konspiracji, Sierpiński, po aresztowaniu
go  ok.  23  marca  zeznał  nawet  na  śledztwie,  iż  Bogusławski  był  członkiem  rewolucyjnego
sprzysiężenia i „w myśl wskazówek tegoż” napisał 

Krakowiaków i Górali.

Publiczność warszawska przyjęła sztukę Bogusławskiego entuzjastycznie, jak żadną do te-

go czasu. Władze zaś – po trzech dniach zawiesiły wystawianie 

Krakowiaków i Górali.

Nie  znamy  dzisiaj  autentycznego  tekstu  tych  pierwszych  przedstawień. 

Krakowiaków  i

Górali wydrukowano po pięćdziesięciu blisko latach, już po śmierci Bogusławskiego, w roku
1841, i tekst ten prawdopodobnie nie jest identyczny z tekstem marcowej premiery 1794 roku.

W walce Stacha o ukochaną Basię i w wynikłym z tego konflikcie między Krakowiakami i

Góralami  trudno  nam  dziś  odczytać  kontury  ówczesnych  konfliktów  społecznych  czy  poli-
tycznych. Może widzowie pierwszych przedstawień lepiej potrafili rozszyfrować jakieś aluzje
polityczne w dialogach bohaterów sztuki. Są jednak w 

Krakowiakach i Góralach takie partie

utworu, które w różnych zachowanych wersjach tekstu utrzymały wiele żywych i łatwych do
odczytania  myśli  i  aluzji  politycznych.  To  arie,  piosenki  chłopów  krakowskich,  Górali  czy
studenta Bardosa. One to, wiążąc się niekiedy bardzo luźno z akcją sztuki i głównymi wątka-
mi, były zmienną i stale zmienianą częścią tekstu sztuki.

Krakowiacy i Górale są komediooperą, a jako utwór operowy mają obok tekstu recytowa-

nego także tekst śpiewany z towarzyszeniem muzyki – owe arie przede wszystkim. Teoretycy
literatury tamtych czasów w Polsce, zajmujący się określaniem koniecznych właściwości po-
szczególnych gatunków literackich, wobec utworów operowych, jako po części tylko literac-
kich a po części muzycznych, nie mieli własnego stanowiska i w swych systemach teoretycz-
nych  najchętniej  ten  gatunek  pomijali,  pozostawiając  tym  samym  operę  poza  swoją  surową
nieraz  krytyczną  kontrolą.  Opera  tedy  korzystała  z  niemałej  swobody.  Według  ówczesnego
zwyczaju ta zwłaszcza śpiewana część utworów operowych była nieraz dowolnie zmieniana
przez  aktorów,  często  z  przedstawienia  na  przedstawienie.  W  śpiewkach  operowych  aktor
zwracał się do osób siedzących na widowni, wplatał w tekst pochwały i nagany, pochlebstwa
i złośliwości, krążącą po mieście plotkę czy nawet aluzję polityczną. Ta właśnie część opery
najsilniej wiązała się z chwilą bieżącą, nasycała się aktualnymi problemami, żywym, nie de-
klamowanym z pamięci słowem oddziaływała na społeczeństwo.

Z całego tekstu 

Krakowiaków i Górali – o tych właśnie partiach komedioopery Bogusław-

skiego w jej pierwszych przedstawieniach mamy najmniejsze wyobrażenie. A one zwłaszcza
spotkały się z najwyższym przyjęciem widowni. One to wydarły się szybko z sali teatru i po-
wtarzane  przez  dziesiątki  ust  obiegły  wkrótce  całe  miasto,  zmieniane  ciągle  przez  nowych
wykonawców.  Jak  były  wykonywane  na  scenie  –  wiemy  z  nielicznych  świadectw  ówcze-
snych pamiętnikarzy. Jeden z nich, Trębicki, opisuje scenę, w której grający w 

Krakowiakach

i Góralach Bogusławski aktualizował tekst swej śpiewki, skierowując ją do jednego z obec-
nych na przedstawieniu dygnitarzy kliki targowickiej, hetmana wielkiego koronnego Ożarow-
skiego: „Kiedy obrotny Bogusławski śpiewał tę piosenkę:

Bo jak się nie uda,
Cnota weźmie górę,
To nie będą żadne cuda,
Że ty weźmiesz w skórę,

to dla lepszego okazania, iż niewinną gra farsę, obracał się do loży Ożarowskiego i wprost do
niego  przytomnego  adresując  się  palcem  mu  kiwał.  Śmiał  się  z  głupstwa  sam  Ożarowski  –
patrzyłem na to własnymi oczyma – choć pewnie w duszy jego wesołość nie panowała. Kładli

background image

10

się ze śmiechu na stołkach swoich generałowie i oficerowie moskiewscy, których był ulubio-
nym aktorem pan Wojciech, i pewnie nie zgadywali dowcipu. Lecz cały parter, loże, galerie,
paradyz huczały od oklasków, trzęsły się od tupania”

4

.

Śpiewki aktorów tych pierwszych przedstawień 

Krakowiaków i Górali w sposób, jak wi-

dzimy, bardzo bezpośredni odnosiły się do ówczesnych wydarzeń i ludzi, z dużą otwartością
manifestowały uczucia i nastroje ludu warszawskiego, ze sceny budziły ducha patriotycznego
i  rewolucyjny  optymizm.  Scena  narodowa  stała  się  trybuną  agitacji  politycznej,  w  sposób
śmiały realizowała program przywódców konspiracji. Być może, że i wybitni działacze poli-
tyczni  przyłożyli  się  jakimś  osobistym  wkładem  do  dzieła  Bogusławskiego,  układając  dla
aktorów teksty aktualnych piosenek. Tak tradycja przekazała poparty częściowymi dowodami
domysł, że autorem niektórych piosenek w 

Krakowiakach i Góralach był jeden z organizato-

rów i późniejszych przywódców powstania – Hugo Kołłątaj

5

.

Choć taka czy inna piosenka sama niekiedy by wystarczyła, aby premierze sztuki zapewnić

wówczas sukces, to przecież niesłuszne by było widzieć wartość 

Krakowiaków i Górali tylko

w tych śpiewkach, w ich aktualności i ostrzu politycznym.

By tekst piosenek lepiej trafiał do serc widowni, bohaterowie, którzy te piosenki śpiewali,

musieli najpierw pozyskać te serca w akcji sztuki. Stach, wierny kochanek Basi, Jonek, szcze-
rze mu pomagający jego przyjaciel, Bardos obalający przeszkody  zagradzające obojgu mło-
dym  drogę  do  szczęścia  –  najłatwiej  mogli  zdobyć  sympatię  widzów.  Ale  mógł  ją  zdobyć
nawet organista Miechodmuch, żywa postać humorystyczna, mówiąca własnym, indywidual-
nym językiem, z charakterystycznym tzw. szadzeniem (czyli wymawianiem głosek „s”, „z”,
„c”  jak  „sz”,  „ż”,  „cz”,  żeby  odróżnić  się  od  chłopów  mazurzących,  czyli  wymawiających
głoski „sz”, „ż”, „cz” jak „s”, „z”, „c”). Śmieszny to i poczciwy człowiek, choć wtedy, gdy
występuje jako chytry pomocnik żyjącego z „cudów” plebana – znajdziemy w jego portrecie
rysy satyry jako wynik krytycznej postawy autora. Bliscy stają się nawet Górale, choć prze-
szkadzają Stachowi, bo ukazał ich autor ludźmi żywymi, pełnymi ludzkich uczuć, hojnymi w
przyjaźni, mściwymi w zwadzie; nawet Bryndas, choć rywal Stacha, bo prawdziwie przeżywa
odmowę Basi; nawet Dorota, choć rywalka Basi, bo jednak szczerze zakochała się w Stachu.
Co ważniejsze – autor pokazał ludzkie uczucia i przeżycia z prostą a jednak trafną motywacją,
w powiązaniu z materialnym bytem krakowskich chłopów i Górali. W pieśni przybywających
w gościnę Górali (akt II, sc. 1), w szczerym zmartwieniu Bryndasa i jego kompanów (akt II,
sc. 4) odbija się obraz trudnego, pasterskiego i myśliwskiego, a nieraz i rozbójniczego trybu
życia Górali; w Jonkowej charakterystyce pozycji materialnej Stacha (akt I, sc. 1, w. 82–100)
przebija duma z zamożności krakowskiego chłopa i zrozumienie znaczenia tej zamożności w
staraniach o żonę; w całym losie Bardosa widać beznadziejność doli człowieka z rzadkim na
owe czasy wykształceniem, któremu na nic mądrość, który nie ma  co jeść, bo wówczas lu-
dziom, którzy się nie urodzili bogatymi, tylko łaska pańska lub sukienka duchowna zapew-
niały przyszłość.

Literatura  polska  przed  Bogusławskim  niejednokrotnie  już  sięgała  do  tematyki  ludowej,

ale w tym zestawieniu dopiero widać miarę nowatorstwa autora 

Krakowiaków i Górali. Lite-

ratura nurtu realistycznego podejmowała próby ukazania wsi i jej życia, ale w sposób ograni-
czony, fragmentaryczny. Pokazywano chłopa, ale jako pokornego sługę pańskiego, a pana –
również wbrew prawdzie – jako dobrotliwego ojca swych poddanych. W wieku XVIII wśród
poetów  polskich  bardzo  spopularyzowała  się  sielanka,  gatunek  literacki,  który  miał  służyć
właśnie opiewaniu życia wiejskiego, ale ukazując je według ustalonych schematów przedsta-
wiał życie chłopów fałszywie jako życie beztroskie i szczęśliwe, rzadko dając prawdę o lu-
dzie. Charakterystyczne, że właśnie teatr Oświecenia, nastawiony nie na użytek dworski, ale
na odbiorcę z niższych w ówczesnym porządku warstw społecznych, pozostawił najwierniej-
                                                

4

 Cytuję za książką W. T o k a r z a, 

Insurekcja warszawska

, Warszawa 1950, s. 101.

5

 Pisze o tym W. H a h n  w „Pamiętniku Literackim”, Rk XI, 1912, s. 271–277.

background image

11

sze, najbardziej realistyczne obrazy życia wsi, w dwóch zwłaszcza sztukach. Jedna to 

Czynsz

Franciszka  Karpińskiego,  ukazująca  z  całą  bezwzględnością  wyzysk  materialny  i  moralną
ohydę pańskiej władzy nad chłopem; druga to komedioopera Stanisława Szymańskiego 

Zoś-

ka,  najpopularniejsza  przed  Krakowiakami  i  Góralami  opera  polska,  przedstawiająca  zako-
chaną parę wieśniaków, którzy nie mogą się pobrać wobec zakazu ze strony dworu.

Krakowiakach i Góralach lud polski po raz pierwszy w naszej literaturze dramatycznej

występuje jako gromada, jako zbiorowość. Gromada barwna, z galerią zindywidualizowanych
postaci, ale także reprezentująca cechy wspólne. Uderza bogato opracowana ludowa obycza-
jowość, oryginalne, swawolne nieraz piosenki, wspaniały obraz obrzędów weselnych. Wszy-
scy, poza Bardosem i Miechodmuchem, mówią gwarą. Nie jest to jakaś rzeczywiście istnieją-
ca,  odpowiadająca  pewnemu  regionowi  gwara.  To  raczej  celowa,  artystyczna  kompozycja
językowa.  Krakowiacy  i  Górale  mówią  tak  samo,  ale  ich  język  nie  jest  ani  krakowski,  ani
góralski.  Bogusławski  pozbierał  z  różnych  dialektów,  nawet  do  rodzimej  Wielkopolski  się-
gając,  całą  serię  charakterystycznych  wyrażeń  gwarowych  i  stworzył  z  tego  dość  jednolitą
gwarę, którą obdzielił swych bohaterów. Dowodem dużej wnikliwości autora i dobrej znajo-
mości  gwar  polskich  jest  fakt,  że  język 

Krakowiaków  i  Górali  odzwierciedlił  istotne  cechy

gwarowe i np. w mazurzeniu starał się zachować konsekwentnie „z” tylko w miejscu literac-
kiego „ż”, a nie „rz”, w czym mylili się długo jeszcze liczni pisarze wprowadzający gwarę do
literatury.

Na niemałej znajomości życia wsi oparł się autor w opisach obyczajów i obrzędów. Świe-

żość, nowość dzieła Bogusławskiego, uderzająca w zestawieniu z  poprzednikami, rozporzą-
dzającymi znacznie uboższym materiałem z rzeczywistości w charakterystyce chłopskiej psy-
chiki,  obyczajowości  i  powszedniego  bytowania,  mówi  o  szczerym  zainteresowaniu  autora
życiem  wsi,  o  wnikliwej  obserwacji  i  o  bezpośrednim  dotarciu  Bogusławskiego  do  skarbca
polskiego folkloru.

Nowość obrazu wsi u Bogusławskiego ujawnia się szczególnie w jeszcze jednym punkcie.

Lud występuje jako gromada, ale gromada – bez pana. Już nie na marginesie pańskiego życia,
na drugim planie, nie w zależności od pana, w ucisku społecznym – ale na pierwszym planie,
jako lud – pełnoprawny bohater, którego życie, uczucia, radości i troski mają prawo do tego,
by być przyczyną i przedmiotem wzruszeń.  To  już  lud  wolny,  nie  uciskany,  cierpiący,  pra-
gnący jałowego współczucia, ale lud pełen siły, zdrowia moralnego, energii życiowej, zadzie-
rzysty,  świadomy  swej  wartości,  gotowy  walczyć  o  swoje  prawa,  jeśli  je  ktoś  zechce  naru-
szyć.

Ale czy taki lud, czy taka wieś wówczas w Polsce – i nie tylko w Polsce – istniała? Auto-

rzy sielanek często jako przykład takiego wolnego ludu wskazywali lud szwajcarski. Ale wieś
polska  w  okresie  Oświecenia  była  nabrzmiała  społecznymi,  klasowymi  konfliktami,  czego
odzwierciedleniem są najbardziej realistyczne utwory literackie  owych  czasów.  Tymczasem

Krakowiakach i Góralach tych konfliktów nie odnajdujemy.

Nie  można  widzieć  konfliktu  klasowego  w  konflikcie  Krakowiaków  i  Górali.  Czym  jest

ten konflikt? Czy można się w nim doszukiwać literackiego ujęcia walki jakichś konkretnych
grup społecznych owych czasów? Komentatorzy różnie próbowali to zagadnienie rozwiązać,
różnie objaśniano, kim są właściwie Krakowiacy i Górale, kogo oni konkretnie przedstawiają:
że to jest obraz starcia chłopów ze szlachtą, że Krakowiacy to Polska, a Górale to zaborcy, że
Krakowiacy  –  to  patrioci,  a  Górale  to  targowiczanie,  względnie  ludzie  zbałamuceni  przez
Targowicę, że wreszcie – to prawdziwi Krakowiacy, mieszkańcy ziemi krakowskiej, i praw-
dziwi ludzie z polskich Tatr.

Wydaje się, że wszystkie te sądy są równie po części słuszne. Może i w 1794 roku na któ-

ryś  z  tych  sposobów  odczytywano  konflikt  Krakowiaków  i  Górali.  Jakkolwiek  będziemy
pojmowali Krakowiaków i Górali – zawsze pozostanie jeden zasadniczy sens ideowy całego
utworu: pobudka patriotyczna dla całego narodu, wezwanie do wspólnej walki z wrogiem, do

background image

12

jedności działania. O jakiego wroga i jakie działanie chodziło – lud Warszawy doskonale zro-
zumiał, a po trzech przedstawieniach zrozumieli to także zaborcy i zdrajcy targowiccy. Aby
objąć  cały  naród  skuteczną  agitacją,  trzeba  było  nadać  obrazowi  artystycznemu  zakres  jak
najszerszy, sens najbardziej ogólny. Te założenia ideowe utworu, program szerokiego frontu
walki z zaborcą, kazały autorowi zrezygnować z wyposażenia obrazu wsi w wiele autentycz-
nych rysów, aby ukazaniem stosunku pana do chłopa nie rozjątrzać rozdarcia klasowego spo-
łeczeństwa  w  momencie,  gdy  od  wspólnego  wysiłku  całego  narodu  zależała  niepodległość.
Ułatwiły to prawa rodzajowe opery.

Skorzystał  autor  z  wynikającego  z  konwencji  operowej  szczególnego  prawa  wyelimino-

wania z tekstu utworu rzeczy i zjawisk, które nie są w sztuce potrzebne; w operze, która może
swą akcję sceniczną ograniczyć do rysów najprostszych, dużą rolę odgrywa żywioł liryczny
(piosnki,  arie),  zatem  bogactwo  wiedzy  o  życiu  wypowiada  się  tu  nie  tyle  w  bezpośrednim
obrazie  na  scenie,  ile  w  przeżyciach  bohaterów  utworu.  Te  liryczne  wypowiedzi  ludowych
bohaterów Bogusławskiego są też szczególnie cenną częścią utworu.

Organizatorzy powstania z Kościuszką na czele dobrze zrozumieli, że walka z zaborcą bez

szerokiego ruchu mas ludowych jest z góry skazana na niepowodzenie. Tę rolę, znaczenie i
potęgę mas ludowych należało ukazać choćby samej szlachcie. Ludowi należało uświadomić
jego własną wartość, jego właściwe miejsce w społeczeństwie.

Fantazja twórcza Bogusławskiego kreśli obraz wsi całkiem nowy. Nie jest to jednak obraz

czysto fikcyjny, sielankowy, oderwany od życia. Zbieżności 

Krakowiaków i Górali z literatu-

rą sielankową są tylko zewnętrzne i pozorne. Obraz sielankowy nie zawsze zresztą zrywał z
życiem  rzeczywistym.  Czasem  w  tej  formie  zamknąć  się  mogło  nieśmiałe  wprawdzie,  lecz
szlachetne  marzenie  o  lepszym  życiu  ludzi,  czasem  wypowiadało  ono  nawet  jakiś  program
społeczny.  Ale  marzenie  twórcy 

Krakowiaków  i  Górali  nie  było  spekulacją  myślową  i  nie

było – projektem reform. Rodziło się ono w dniach pobudki do powstania, które mogło wy-
zwolić olbrzymią energię mas ludowych. Ukazywało żywiołową gotowość rewolucyjną mas
ludowych, ich patriotyzm rzetelny jako podstawowej, istotnej części narodu.

Bogusławski  patrzył  na  wieś  ówczesną,  nie  oglądał  jej  jednak  przez  okulary  klasowego

interesu szlachty i dlatego pokazał ją inaczej i prawdziwiej. Wydobył w swym obrazie nie to,
co było w życiu chłopów polskich zjawiskiem nietrwałym, smutną koniecznością i wynikiem
klasowych  stosunków  feudalnych,  pańszczyźnianego  wyzysku,  jak  uległość  i  pokora,  ciem-
nota i zacofanie. Wydobył Bogusławski przede wszystkim najbardziej istotne cechy i praw-
dziwe wartości polskiego chłopa, których nie zdołały zniszczyć wieki feudalnego panowania,
pokazał głęboką ludową mądrość, zdrowe moralne zasady, szczere ukochanie ziemi ojczystej
– warunek  rzetelnego  i  żywego  patriotyzmu.  Pokazał  bogatą  obyczajowość  ludową  i  samo-
rodną twórczość artystyczną, utrwaloną w skarbcu folkloru. Swym ludowym bohaterom przy-
znał  niemały  przywilej  –  przywilej  nie  tylko  literacki  –  pozwolił  im  wyrazić  wielką  sumę
swych własnych, głęboko ludzkich wzruszeń i prawdziwej wiedzy o życiu. Nie tylko brak tu
spojrzenia na wieś ze stanowiska dworu czy plebanii, ale nawet, przeciwnie, dwór i plebania
podlegają tu widzeniu i ocenie z pozycji ludowej mądrości i moralności.

Dzieło Bogusławskiego, dziedzicząc najlepsze tradycje polskiego Oświecenia, a w szcze-

gólności jego optymizm i wiarę w siłę rozumu i możliwości człowieka, wychodzi poza jego
światopoglądowe  ograniczenia  w  punkcie  bardzo  istotnym.  Oto  nie  ma  w 

Krakowiakach  i

Góralach nic z metafizycznego przeświadczenia o niezmienności porządku świata. Obraz wsi
nie jest tu nieruchomą, martwą malowanką. Tu – niezależnie od żywotności akcji, jest tętno
życia i utajona jeszcze co do swego właściwego charakteru i kierunku dynamika  chłopskiej
zbiorowości. Ta energia nie wyładowała się bez reszty w pokazanych przez autora konfliktach
w dziele. Ale gdy ujawni się ona w insurekcyjnej rzeczywistości 1794 roku, w rewolucyjnym
wrzeniu mas ludowych, przerazi nawet szlacheckie koła w kierownictwie powstania. Odbicie
tego procesu w dziele Bogusławskiego u progu insurekcji jest świadectwem realistycznej po-

background image

13

stawy  autora,  jest  wynikiem  nowego  sposobu  patrzenia  na  świat,  jakże  odmiennego  od
ostrożności oświeceniowych reformatorów, pragnących według praw rozumu naprawić giną-
cy feudalizm. Oto jedna z istotnych różnic między Bogusławskim i jego poprzednikami.

Dzięki  czemu  Bogusławski  potrafił  odczuć,  jakie  jest  prawo  historii,  dzięki  czemu  jego

fantazja,  odbiegająca  od  pańszczyźnianej  rzeczywistości  wiejskiej  i  konstruująca  obraz  wsi
całkiem nowy, mogła iść torem prawidłowym i nie zastygła w formie sielankowej? Pomogła
w tym Bogusławskiemu jego postawa rewolucyjna, szkoła polityczna, jaką przeszedł w czasie
swej działalności w radykalnym odłamie Związku Rewolucyjnego, w gronie polskich jakobi-
nów.  Ideologia  tego  środowiska,  które  z  programem  walki  narodowowyzwoleńczej  łączyło
plany i nadzieje na radykalne zmiany porządku społecznego, przekreślała jako przeżytek wieś
pańszczyźnianą i kierowała myśl patriotów ku dniom nadchodzącym. Piórem Bogusławskie-
go kierowała dojrzała w tym środowisku idea patriotyczna, dobrze uświadomiony cel, okre-
ślone zadanie. Spełniając je dla potrzeb gorącej chwili – osiągnął autor więcej. Sztuka stała
się nie tylko narodową pobudką, ale zespoliła patriotyzm z odzwierciedleniem tego, co naj-
bardziej  narodowe.  Ludowym  bohaterom  powierzył  Bogusławski  przetłumaczenie  swej  pa-
triotycznej  idei.  Magnaci  służyli  zaborcy,  szlachecki  sejm  zatwierdził  rozbiory.  Tu  już  lud
stawał się fundamentem i istotą narodu.

Dość ogólny charakter całego obrazu w 

Krakowiakach i Góralach pozwala na różne inter-

pretacje. Pozwala również widzieć w utworze myśl śmiałą i przypisywać jej rewolucjonizują-
ce znaczenie w ówczesnych warunkach. Nie znaczy to, że taki był właśnie cel i zamiar autora.

Idea  utworu  mogła  kierować  dalej,  niż  to  określały  ramy  programu  społecznego  najbar-

dziej postępowych ugrupowań w powstaniu kościuszkowskim, niż to może myślał sam Bogu-
sławski. Raczej ograniczał się on do roli, jaką w sztuce wyznaczył Bardosowi: organizować
jedność, usuwać przeszkody na drodze do niej wiodącej, podeprzeć ruch wiedzą, siłą rozumu
i z tą pomocą kierować walką o słuszną sprawę.

Dlatego też w ograniczonym tylko stopniu występuje w utworze satyra i akcenty krytyki

społecznej.  Oto  śmieszna  postać  Miechodmucha,  kościelnego  organisty.  Postać  ta  jest
wprawdzie  przede  wszystkim  humorystyczna  ,  ale  poprzez  jej  słowa  i  działanie  daje  autor
świetną satyrę na plebanię, żyjącą z wyłudzanych od chłopów datków, z cudów, żerującą na
łatwowierności  ludzi.  W  tym  miejscu  nawiązał  Bogusławski  do  żywych  tradycji  literatury
Oświecenia, nierzadko chłoszczącej swym piórem klasztory, mnichów i tłustych prałatów.

Najsilniej  w 

Krakowiakach  i  Góralach  wystąpiły  akcenty  krytyki  w  sprawach  moralno-

obyczajowych. Za zepsute obyczaje dostało się trochę i księdzu plebanowi, za to właśnie ude-
rza autor w życie dworskie. Tam to, w mieście, w pańskim domu,  nauczyła się młynarzowa
Dorota,  jak  się  zdradza  męża,  jak  lekko  traktuje  się  związek  małżeński,  jak  za  frazesami  o
moralności kryje się tam powszechne wyuzdanie obyczajów. Temu zepsuciu klasy panującej
autor przeciwstawia prawość, zdrowe moralne zasady, bezpośredniość i prostotę uczuć swych
ludowych bohaterów, którzy z dumną świadomością podkreślają swą moralną wyższość nad
pańską obyczajowością.

Obok  krytyki  oficjalnej  obyczajowości  jest  również  krytyka  niektórych  stron  oficjalnej

kultury. Student Bardos wyniósł ze szkół nie tylko niechęć do sławnych autorów, filozofów i
poetów  oraz  przekonanie  o  jałowości  ówczesnych  oderwanych  od  życia  studiów  humani-
stycznych.  Wyniósł  także  krytyczną  ocenę  nauk  przyrodniczych,  których  rozwój  hamowała
często oficjalna nauka, obawiająca się zbyt rewolucyjnych wniosków płynących z tych badań
i ich przeniesienia na życie. Rozczarowany do oficjalnej nauki Bardos, ze szkolnego środowi-
ska akademickich dyskusji, jałowych  spekulacji  i  filozofowania  wynosi  do  wsi  podkrakow-
skiej swą elektryczną maszynę, by przy jej pomocy obalić śmieszne przesądy, ukazać potęgę
ludzkiego rozumu i wielką wartość teorii, gdy wspiera słuszną sprawę. W szczytowym mo-
mencie  akcji  utworu  zabrzmiały  echa  filozofii,  publicystyki,  satyry  Oświecenia,  tak  gorąco
walczących  z  zabobonem.  „Cud  mniemany”,  którego  sprawcą  przy  pomocy  elektryczności

background image

14

jest student Bardos, obnaża nawarstwioną przez wieki przesądność, ukazuje współczesnemu
człowiekowi, jak niepojęte, „cudowne” zjawisko – jest naukowo wytłumaczalnym zjawiskiem
w  przyrodzie.  Tak  właśnie  literatura  Oświecenia  walczyła  z  ciemnotą,  pozostałą  po  epoce
panowania kalendarzy, wróżb astrologicznych i topienia rzekomych czarownic.

Bogusławski, nawiązując w swej twórczości do wzorów, pomysłów i motywów literackich

swej epoki, w 

Krakowiakach i Góralach podszedł do nich szczególnie twórczo. Badania filo-

logiczne wykazały, że pewne sytuacje i motywy swego dzieła zaczerpnął autor z dwóch ob-
cych  utworów,  granych  w  Warszawie  przez  cudzoziemskich  aktorów:  ze  sztuki  francuskiej
Poinsineta 

Czarownik  i  z  niemieckiej  komedii  Weidmanna  Student  żebrak,  czyli  pioruny.

Jednakże poszczególne bezpośrednie czy pośrednie zapożyczenia literackie – motyw biedne-
go studenta, „cud mniemany” z maszyną elektryczną, czy pomysł miłosnej intrygi – zostały
przez  Bogusławskiego  oryginalnie  wykorzystane,  podporządkowane  ogólnej  koncepcji  ide-
owej utworu i zmieniły swą funkcję. Doświadczenia Bardosa z maszyną to już nie dowcipny
sposób rozwikłania intrygi, ale prawie symboliczny  obraz skuteczności postępowej myśli w
rękach  ludzi  świadomych.  Biedny  student  krakowski,  który  zjawia  się  na  scenie  z  pragnie-
niem napełnienia pustego żołądka – z biegiem akcji sztuki zdradza ukryte intencje autorskie:
niespostrzeżenie  urasta  do  roli  przywódcy  i  kierownika  wiejskiej  gromady;  łagodzi  tarcia,
cementuje jedność i kieruje uczucia, energię i bojowość ludu ku sprawie ważniejszej, o której
w Warszawie w dniach niewoli nie można było mówić wprost i zbyt jasno, ale widownia in-
tencję zrozumiała.

Taką rolę mieli w przededniu insurekcji emisariusze Kościuszki. Taką role agitacyjną, pa-

triotyczną miała wówczas scena narodowa, miała sztuka o Krakowiakach, Góralach i ubogim
studencie. Na premierze, jeśli wierzyć świadectwu Trębickiego, grał Bogusławski rolę jedne-
go z Górali. Ale właśnie Bardos był dla autora bohaterem najbliższym i w latach niewoli –
jego ulubioną kreacją aktorską, do której z sympatią ciągle wracał. I jeszcze z szóstym krzy-
żykiem na karku – „cudem mniemanym” godził zwaśnionych Krakowiaków i Górali na sce-
nie  wileńskiej,  według  słów  Karola  Kaczkowskiego  „czując  się  i  mówiąc  jak  młody,  choć
ruszał się i biegał jak stary”.

IV

Tak jak dzieło Bogusławskiego wyrosło z silnego związku warsztatu pisarskiego z życiem

i działalnością autora, tak i dalsze losy 

Krakowiaków i Górali toczą się w dużej zależności od

losów ich twórcy. Można także powiedzieć, że opinia o dziele zaważyła niejednokrotnie na
losach autora.

Targowiczanie  dobrze  zapamiętali  śpiewki  Bardosa.  W  noc  wybuchu  powstania  w  War-

szawie  wojska  carskie,  wysłane  na  zdławienie  rewolucji,  jako  jeden  z  pierwszych  zaatako-
wały kamienicę Latoura, zamieszkałą przez osoby z dawna podejrzane „z głośnego na teatrze
patriotyzmu” – Bogusławskiego i jego aktorów. Bogusławski stracił mienie, lecz życie i wol-
ność ocalił, by po oswobodzeniu Warszawy stanąć do odpowiedzialnej pracy politycznej. W
Deputacji  Rewizyjnej  badał  zdobyte  przez  powstańców  akta  carskiej  ambasady,  zasiadał  w
Deputacji  Indegacyjnej,  mające  przesłuchiwać  osoby  wrogie  rewolucji.  We  wrześniu  1794
roku  otrzymuje  zasiłek  pieniężny  od  rządu  powstańczego  dla  uruchomienia  teatru  „w  celu
podniesienia ducha narodowego”.

Klęska powstania wygoniła z Warszawy wśród tłumu patriotów i Bogusławskiego z jego

aktorami, z których wielu z bronią w ręku dało dowód swego  gorącego patriotyzmu. Odtąd
zaczyna się nowy okres wieloletniej tułaczki pełnej trudów, zawodów i – prześladowań poli-
tycznych. W zaborze austriackim, gdzie najpierw zawędrował, a więc w warunkach stosun-
kowo łagodnych dla Polaków, jedyną sztuką zakazaną byli 

Krakowiacy i Górale, na których

background image

15

granie zezwolono Bogusławskiemu po wielu staraniach i po skreśleniu przez cenzurę wszyst-
kich patriotycznych akcentów tekstu.

Mimo to sztuka miała wzięcie olbrzymie. Muzyka skomponowana do opery przez Czecha

Stefaniego nie była wprawdzie zbyt oryginalna i odkrywcza, ale wystarczała, by silniej jesz-
cze zjednywać publiczność dla treści sztuki. Za bardziej interesującą i ładną muzycznie ucho-
dzi aria Doroty w akcie I, skomponowana w rytmie poloneza.

W warunkach niewoli, nawet po zamazaniu patriotycznej wymowy, nieczęsto można było

Krakowiaków i Górali wprowadzić na scenę.  Bogusławski odświeżał repertuar coraz to  no-
wymi  sztukami,  ale  i  jego  działalność  teatralna  nie  była  łatwa.  Gdy  zjawił  się  wreszcie  w
Warszawie,  znalazł  się  z  miejsca  pod  baczną  uwagą  władz  pruskich.  Po  przedstawieniu,  w
czasie którego rozrzucono  na  widowni  ulotki  z  życzeniami  noworocznymi  –  ale  i  wstawio-
nymi  w  tekst  nieznacznie  myślami  patriotycznymi  –  władze  pruskie  zabroniły  Bogusław-
skiemu nie tylko występowania na scenie, ale i ukazywania się publiczności na widowni.

Gdy zaświtała niepodległość z nadejściem Napoleona, teatr Bogusławskiego wita legiony

polskie i ich wodza Dąbrowskiego – 

Krakowiakami i Góralami. Każde nowe przedstawienie,

wiążące  się  z  ważnymi  dla  narodu  zdarzeniami,  przynosiło  nowe  wstawki,  nowe  śpiewki,
dostosowane  do  potrzeb  chwili.  Tak  organizowane  przedstawienie 

Krakowiaków  i  Górali

stawało się patriotyczną manifestacją. Tak też lata 1807, 1809, 1810, 1815 przynoszą liczne
zmiany i uzupełnienia w tekście sztuki, dyktowane potrzebą chwili. Raz jeszcze w roku 1831,
w  dniach  powstania  listopadowego,  przeżyje  sztuka  Bogusławskiego  swą  wielką  chwilę  na
scenie  warszawskiej,  gdy  wystawiona  „dla  podniesienia  ducha  narodowego”  zmieni  się  w
wielką polityczną demonstrację kół rewolucyjnych przeciwko zwolennikom kapitulacji przed
wrogiem. Ale  już  w  tym  przedstawieniu  nie  było  Bogusławskiego  w  roli  studenta  Bardosa.
Zmarł w roku 1829. W ostatnich latach życia odsunął się od dyrekcji teatru, a w roku 1827
zszedł w ogóle ze sceny.

W wydanych w latach 1820–1823 dwunastu tomach dzieł Bogusławskiego nie znajdziemy

jego dzieła największego – 

Krakowiaków i Górali. Sztuka, która zdobyła tak olbrzymią po-

pularność,  zaczętą  od  pierwszego  przedstawienia  i  nigdy  nie  straconą,  która  tylko  do  roku
1820 miała rekordową, bo nigdy do tego czasu przez żadną polską sztukę nie osiągniętą liczbę
144 przestawień – nie mogła się ukazać drukiem pod carskim panowaniem. Uznawano w Bo-
gusławskim zasłużonego dyrektora i dobrego aktora,  ale  obawiano  się  pisarza–patrioty.  Nie
tylko  zresztą  władze  carskie,  pruskie  czy  nawet  austriackie  miały  taką  opinię  o  Bogusław-
skim. Oto twórca sceny narodowej, zasłużony aktor i autor dramatyczny parokrotnie kandy-
dował na członka warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, które skupiało co znaczniej-
szych przedstawicieli literatury, nauki  i  sztuki.  Kandydaturę  Bogusławskiego  zdecydowanie
odrzucono.  Kierownictwo  Towarzystwa  i  część  członków,  wyrażająca  interesy  kół  arysto-
kratycznych, uznała autora 

Krakowiaków i Górali za obcego ideologicznie. Należałoby przy-

pomnieć, że Towarzystwo nie chciało długo przyjąć do swego grona innego patrioty – Kołłą-
taja, strzegąc się – z biegiem lat coraz bardziej – wszelkich elementów postępowych.

Za Bogusławskim, choć dawno już odszedł od swych heroicznych dni 1794 roku, ciągnęła

się opinia jakobina. Reakcja, ideowi spadkobiercy hetmanów Ożarowskich, zapamiętali sobie
portret Bogusławskiego – działacza rewolucji, Bogusławskiego –  autora 

Krakowiaków,  Bo-

gusławskiego  –  Bardosa.  Ale  nawet  to  wrogie  stanowisko  reakcyjnej  elity  kulturalnej,  sta-
wiające Bogusławskiego poza oficjalną kulturą, nie mogło przeszkodzić sławie i popularności
jego dzieła. Sztuka Bogusławskiego odbiła się w literaturze polskiej, kulturze i obyczajowości
z wielką siłą i trwałością, czego dowodem późniejsze naśladownictwa i reminiscencje.

W  roku  1816  wystawiono  we  Lwowie  sztukę  teatralną  pt

.  Zabobon,  czyli  Krakowiacy  i

Górale, która była pomyślana jako dalszy ciąg utworu Bogusławskiego. Autorem jej był J. N.
Kamiński, dyrektor sceny lwowskiej, który jeszcze w roku 1809 na powitanie wkraczających
wojsk polskich wystawił 

Cud Bogusławskiego z dorobioną przez siebie aktualną „Sceną pa-

background image

16

triotyczną”. W 

Zabobonie wystąpili prócz bohaterów sztuki Bogusławskiego – ekonom oraz

rządca pan Pysznicki, a co ważniejsze – w utworze Kamińskiego pojawił się dość ostro zary-
sowany  konflikt  między  wsią  –  tu  przedstawioną  jako  wieś  pańszczyźniana  –  a  dworem.
Podjęciem  tego  konfliktu  nie  zdobył  sobie  jednak  Kamiński  przewagi  nad  Bogusławskim.
Wprost przeciwnie – porównanie obydwu sztuk ukazuje bezsporną wyższość Bogusławskie-
go.  Szczytowym  punktem  akcji 

Zabobonu  jest  moment,  gdy  okazuje  się,  iż  biedny  student

Bardos to w istocie... szlachcic Jacenty Cnotliwski i że zostaje on niespodziewanie dziedzi-
cem  wsi  Mogiła,  a  więc  panem  „Krakowiaków”.  Ten  szczęśliwy  obrót  spraw  rozwiązuje
wszystkie trudności. Bardos-Cnotliwski łączy Stacha z Basią, wypędza złego ekonoma i Kra-
kowiakom, za dawną ich życzliwość dla siebie, wspaniałomyślnie darowuje podatki na cztery
lata...

W sztuce Kamińskiego, mimo pozorów krytyki społecznej, zatracił się ludowy patriotyzm

dzieła Bogusławskiego, dumna, bojowa gromada zmieniła się w pokornych chłopków, jakich
pięćdziesiąt  lat  wcześniej  pokazywała  nieśmiała  jeszcze  i  ostrożna  literatura  obu  reform  u
progu Oświecenia.

Potomność właściwie zrozumiała i oceniła 

Krakowiaków i Górali Bogusławskiego. Rzecz

znamienna – romantycy, którzy niechętnie (a nieraz aż niesprawiedliwie) wyrażali się o całej
literaturze polskiego Oświecenia – dla Bogusławskiego byli pełni szczerego uznania. Seweryn
Goszczyński w swym głośnym artykule o 

Nowej epoce poezji polskiej napisał o Krakowia-

kach i Góralach, że „była to daleka wprawdzie, ale pierwsza zapowiednia polskiej literatury”,
że „bezstronny sędzia od niej musi zaczynać łańcuch prawdziwej polskiej poezji; w niej do-
strzega, że naród uznał się w samodzielnym wewnętrznym życiu i kształcił się nie pod samym
tylko zagranicznym wpływem”. A Edward  Dembowski, płomienny rewolucyjny demokrata,
wybitny krytyk i szczególnie surowy sędzia literatury Oświecenia, tak powiedział o autorze
Krakowiaków i Górali w swym Piśmiennictwie polskim w zarysie: „W poezji dramatycznej
tylko jeden Bogusławski odstąpił od ślepego wzorów francuskich naśladownictwa...”

Kariera 

Krakowiaków  i  Górali  nie  ograniczyła  się  do  życia  literackiego  czy  teatralnego.

Gdy w wieku XIX coraz częściej pokazywano lud na scenie, ale po myśli warstw posiadają-
cych, fałszywie przedstawiano chłopów racławickich jako wiernych, pokornych poddanych –
ludowi bohaterowie Bogusławskiego odbywali drogę odwrotną. Gdy teatry zarzucały wysta-
wianie 

Krakowiaków i Górali – sztuka Bogusławskiego sama wędrowała do ludu, wchodziła

w jego życie, z którego wyrosła przetworzywszy artystycznie bogaty materiał folklorystycz-
ny.

Piękne  opisy  obyczajowe  z 

Krakowiaków  i  Górali  znalazły  z  kolei  odbicie  w  folklorze,

wrosły w obyczaje polskiego ludu. W zbiorach etnograficznych z drugiej połowy XIX wieku,
które zgromadzili niestrudzeni badacze polskich obyczajów ludowych z Kolbergiem na czele,
w  opisach  krakowskiego  kuligu,  wesela  i  innych  ludowych  obrzędów  spotykamy  wyraźnie
echa  sztuki  Bogusławskiego  nie  tylko  w  śpiewkach,  ale  nawet  w  zachowanych  w  ludowej
tradycji sylwetkach z tych obrzędów w dziele dramatycznym z 1794 roku – Młynarza i Mły-
narki, Górali i Góralek czy szadzącego Organisty.

Kiedy  po  latach  faszystowskiej  niewoli  stanęła  do  pracy  scena  narodowa  –  sięgnięto  po

piękną sztukę Bogusławskiego. Przedstawienie 

Krakowiaków i Górali w Teatrze Wojska Pol-

skiego w roku 1946, w nowatorskiej inscenizacji Leona Schillera, było jednym z pierwszych
doniosłych  wydarzeń  teatralnych  w  Polsce  Ludowej.  Odrodzona  scena  polska  faktem  tym
nawiązała do najlepszych tradycji naszej literatury i kultury narodowej, do najświetniejszych
kart swego istnienia i swej narodowej służby.

background image

17

NOTA BIBLIOGRAFICZNA

Tekst  oparto  na  wydaniu  E.  Kucharskiego  z  r.  1923  w  serii  Pisarze  Polscy  i  Obcy,  nr  6

(przedruk  tegoż  w  r.  1933  w  Bibliotece  Uniwersytetów  Ludowych,  nr  248)  i  zastosowano
nowoczesną pisownię i interpunkcję, z zachowaniem artystycznych właściwości utworu, jak
wymogi wiersza czy cechy gwarowe języka. Do tego tekstu wniesiono parę drobnych popra-
wek,  tylko  w  miejscach  oczywistych  pomyłek  czy  nieuzasadnionych  oboczności.  Podstawą
wydania Kucharskiego (a więc pośrednio i naszego) był nie pierwodruk (Berlin 1841), opra-
cowany przez anonimowego wydawcę rzekomo według rękopisu Bogusławskiego, ale odpis
sporządzony  przez  Ambrożego  Grabowskiego  z  rękopisu  933  znajdującego  się  niegdyś  w
Bibliotece  Baworowskich.  Odpis  ten  uznany  był  przez  Kucharskiego  za  poprawniejszy  niż
popsuty, miejscami niejasny i niepełny (zubożony zapewne przez cenzurę) tekst pierwodruku.

Z prac monograficznych o Bogusławskim najważniejsze:

L.  G  a  l  l  e, 

Wojciech  Bogusławski  i  repertuar  teatru  polskiego  w  pierwszym  okresie  jego

działalności (do roku 1794), Warszawa 1925.

W. B r u m e r, 

Służba narodowa Wojciecha Bogusławskiego, Warszawa 1929.

Z. H ü b n e r, 

Bogusławski, człowiek teatru, Warszawa 1958.

Ważniejsze prace o Krakowiakach i Góralach:

E. K u c h a r s k i, 

Bogusławskiego „Cud czyli Krakowiacy i Górale”, „Pamiętnik Literacki”,

Rk XIII, 1914.

E. K u c h a r s k i, 

Posłowie do wyd. Krakowiaków i Górali, Kraków 1923, „Pisarze Polscy i

Obcy” nr 6.

S. D ą b r o w s k i  i  S. S t r a u s, 

Wstęp do wyd. Krakowiaków i Górali, Wrocław-Kraków

1956, Biblioteka Narodowa, S. I, nr 162.
O języku utworu (w oparciu o tekst berlińskiego pierwodruku):

W. T a s z y c k i, „Pamiętnik Literacki”, Rk XLII, 1951, z. 2.

Do działalności politycznej Bogusławskiego w r. 1794:

W. T o k a r z, 

Warszawa przed wybuchem powstania 17 kwietnia 1794 r., Kraków 1911.

background image

18

Mnie chociaż głód dojmuje,
Lecz duszy mej nie szkodzi.
Śpiewaniem biedę truję,
Wesołość troski słodzi.

C U D  M N I E M A N Y

czyli

K R A K O W I A C Y  I  G Ó R A L E

OPERA W 4 AKTACH ORYGINALNIE NAPISANA

przez

WOJCIECHA BOGUSŁAWSKIEGO

MUZYKĘ DOROBIŁ STEFANI

background image

19

OSOBY:

BARTŁOMIEJ, młynarz
DOROTA, druga żona tegoż
BASIA, córka młynarza z pierwszego małżeństwa
WAWRZENIEC, furman
STACH, syn jego, kochanek Basi
JONEK, przyjaciel Stacha
PAWEŁ
ZOŚKA

}

państwo młodzi

BRYNDAS, Góral, narzeczony Basi
MORAGAL
ŚWISTOS

}

Górale, drużbowie

BARDOS, ubogi student z Krakowa
MIECHODMUCH, organista
STARA BABA
Druhny – Drużbowie – Krakowiacy – Wieśniaczki – Górale – Góralki – Pastuch – Muzykanci

Scena we wsi Mogile pod Krakowem

 

                                                

 

 MOTTO: (z poprzedniej strony) 

Mnie chociaż głód dojmuje

... – fragment z arii Bardosa, w akcie I, ww. 484–

487.

background image

20

A K T  I

Teatr reprezentuje z jednej strony chałupy wiejskie, wpośrzód nich widać karczmę z wy-
stawą

 

. Po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeczka, na której stoi mostek. W głębi wi-

dać wieś Mogiłę, kościół i grobowiec Wandy

S C E N A  I

STACH, JONEK

który siedzi na wierzbie i upatruje na Wiśle

STACH

Cóż tedy, nic tam nie widzis?

JONEK

Nic wcale, prózno się biédzis.

STACH

Patrzaj tylko, miły Jonku,
Patrzaj dobrze przeciw słonku:

 

 

Bo słysałem, ze dziś wcale

 

Mają przypłynąć Górale.
O niescęście tez to moje!
Jakze ja się tego boję!...

JONEK

Nie lękaj się, miły Stachu,

  10 

Wsakci nie umrzem od strachu,
Toć Górale nie są carci...
A jeźli tez są uparci –
Tak ich tu gracko wyćwicem,
Ze się musą wrócić z nicem.

                                                

 

 Uwaga reżys.: 

wystawa

 – tu ganek;

 Mogiła

 – wieś pod Krakowem, dziś teren Nowej Huty.

 

 w. 5 

wcale

 – tu w znaczeniu: właśnie, na pewno.

background image

21

STACH

  15 

Ale jak mi porwą Basię?

 

 

JONEK

 
 

Plecies. Im od tego zasię.

 

Ale cicho! Coś spod góry

 

Płynie: chyba dwa gąsiory.

 

 

 

STACH

Nie inacej, mój Stasieńku
Teraz widzę doskonale,
Ze to są oni, Górale.

skacze z drzewa

STACH

Cóż tu cynić? Cóz pocniewa?

 

namyślając się

Oto do ojca pójdziewa

  25 

I nim Górale przypłyną,
Padnę mu do nóg z dziewcyną
I powiem mu moje chęci.

JONEK

Ja w tym za druzbę słuzę ci.

D u e t t o

 

Idźmy! Wsak on nie ze skały –

  30 

Wzrusy się na me (twe) zapały.
Wsak i on kiedyś w młodym wieku
Musiał tez doznać, nieboze,
Jak to wej

 

 doskwiera cłeku,

Kiej do swej lubej nie moze.

                                                

 

 w. 18 gąsiory – belki drewniane, używane przez flisów przy rzecznym spławie drzewa.

 

 w. 23

 pocniewa

 – poczniewa, dawna forma dramatyczna, zachowana do dziś w niektórych gwarach, używana

dla  oznaczenia  czynności  w  liczbie  mnogiej  (poczniemy);  jest  to  pozostałość  dawnej  tzw.  liczby  podwójnej,
oznaczającej czynności dwóch osób (np. cóż my dwaj poczniewa).

 

 przed w. 29 

duetto

 – (włos.) duet, część składowa utworów operowych; równoczesny  śpiew  dwóch  aktorów;

jako termin muzyczny obejmuje także dwugłos instrumentów.

 

 w. 33 

wej

, także 

wejcie

 – oto, właśnie, więc, patrz; forma powstała ze skrócenia wołacza czasownika: widzieć

(widź – widźcie – wejcie – wej) i często przez autora używana w sztuce; 

doskwiera

 – dokucza.

background image

22

Idą obydwa. Stach przed samym mostkiem zatrzymuje się

STACH

  35 

Ach, nie mogę, mój Jonku, jakoweś mię mory

 

Przechodzą i dr-zę cały.

 

JONEK

Zwycajnie, jamory.
Nieśmiały cłeku!

po małej pauzie

Jeno ośmielze się przecie.

STACH

Wiem, ze młynarz najlepsa jest dusa we świecie;
Ale jego zonecka!... Oj, ta zadną miarą

  40 

Nie pozwoli wej na to. Wsak wies, miły bracie,
Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą;
W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.

JONEK

Dobrze mu, na co stary ozenił się z młodą!
Takie zawse swych męzów rade za nos wiodą.

  45 

Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,
Zeby go, jak po miastach, karmili, poili,
Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki:
Myślał, ze złoto złapie – dziś ma torbę siecki.
Jak tylko pani Dorota

  50 

Wlazła w dom – zaraz niecnota
Starca zawojowała i córkę mu gryzie;
A sama, jak zobacy zwawego chłopaka,
Zaraz do niego lizie
Kieby smoła jaka.

STACH

  55 

Otóz to, miły Jonku, moja biéda cała,
Pani młynarka tak się we mnie zakochała,
Ze gdzie mnie tylko spotka, w oborze lub w gumnie,

 

Zaraz chce całusa u mnie.

                                                

 

 w. 35

 mory

 – od 

mór

 – choroba, tu: niepokój, podniecenie, dreszcze.

 

 w. 36 

dr-zę

 – wymowa oddzielna dla obu spółgłosek. Wymowę tę zaznacza się łącznikiem we wszystkich od-

dzielnych wypadkach;

 jamory

 – (z łac.) amory, miłość.

 

 w. 57 

gumno 

– podwórze w gospodarstwie.

background image

23

Ongi, jak mię pod stogiem siana wywróciła,

  60 

Tak mię ściskała niecnota,
Ze ledwie mnie nie udusiła.

JONEK

Cy tak? No, wejcie, to to ta
Przycyna, ze ci nie chce Basi dać za zonę.
Wies-ze co? Ot, przed Bartkiem oskar-zemy onę,

  65 

Ze się wsystko zakońcy.

STACH

Oj nie, miły Jonku,
Nie przycyniajmy prózno staremu frasonku,

 

Mógłby się na śmierć zagryźć. Gdyby lepiéj
Męzowie na swych zonek figle byli ślepi,
Więcej by spokojności między ludźmi było.

JONEK

  70 

Mów racej, ze rozpustniej by się w świecie zyło.
Ale wies co? Te wsystkie matki korowody

 

Są furdą, jezeli mas słowo panny młodéj.

STACH

Oj, Basia mię lubuje i tak powiedziała,
Ze nie chce tego drągala

  75 

Bryndasa, Górala,
Którego jej macocha za męza obrała.
Tylekroć to ojciec stary, zapewne mu słowa
Zechce dotrzymać, bo to juz dawna umowa
Między nimi stanęła. Ach, oto juz płyną

  80 

Górale i Bryndasa zaręcą z dziewcyną.
Ja się zabiję, Jonku, jeźli ją postradam!

JONEK

Cekaj no, niech ja wprzódy z młynarzem pogadam.
Kto wie, moze go przecię w zdaniu przeinacę,
Jak mu dobrze racyje nase wytłumacę.

  85 

Przeciez to co swój, to swój; na cóz to obcego
Sukać, kiej mamy w domu rodaka swojego.
Alboś to ty wej hołyś jaki lub mitręga?

 

                                                

 

 w. 66 frasonek – frasunek, zmartwienie; tu użyto tej formy dla rymu z wyrazem: Jonek. Formę taką – przejście

„un” w „on” (np. szaconek) – spotyka się zresztą dość często w gwarze.

 

 ww. 71–72 

matki korowody Są furdą

 – zabiegi matki, by przeszkodzić małżeństwu, nie mają znaczenia.

 

 w. 87 

hołyś

, właśc.: hołysz – goły, biedny, nędzarz; 

mitręga

 – tu w znaczeniu: próżniak, nierób, darmozjad.

background image

24

Przeciez to i twój ojciec seść kobył zaprzęga
Do furmanki. Niedawno woził kastelana

 

  90 

Do Warsawy, ba, nawet i samego pana
Wojewodę do Grodna. A jak się obrócił,

 

W trzy niedziel go tam zawiózł i nazad się wrócił.
I ty juz ctery konie pędzis jednym licem,

 

Po wąwozach się wiercis, trzaskas łebsko bicem,

  95 

Mas tez dwa morgi gruntu, dwa zupany syte,

 

Dwie laski w srebro kute, krzemieniem nabite.
Mas i kozuch skalmierski, buty z podkówkami,

 

I tańcujes najlepiej między parobkami,
A jezeli do tego dziewcyna ci sprzyja,

  100 

To się nicego nie bój.

STACH

Ale nam cas mija,
Bo jak oni, Górale, przypłyną do młyna,
Jak się uprze Dorota – a więc starowina
Bartłomiej odda córkę i z chęcią, i z musem.

JONEK

Jesce to nie tak prędko, wzydć az pod Krakusem

 

  105 

Ledwie co ich ujrzałem. Ani za godzinę
Nie będą jesce tutaj. Ty tylko dziewcynę
Staraj się zwabić z młyna, by zmowiliśma się.

 

STACH

Nie wiem, jak to tu zrobić.

Tu pokazuje się Basia w dymniku młyna

 

                                                

 

 w. 89 

kastelan

 – kasztelan, ważny urząd w Polsce szlacheckiej, uprawniający do zasiadania w senacie.

 

 w. 91 Wzmianka o Grodnie może się odnosić do głośnych  ówczesnych  wypadków  politycznych.  W  Grodnie

bowiem w r. 1793 odbył się ostatni sejm niepodległej Polski szlacheckiej, który za staraniem zdrajców targowic-
kich zatwierdził drugi rozbiór Polski.

 

 w. 93 

jednym licem

 – jednym lejcem – (lejce – léjce – lice); sens zdania: sam prowadzisz pojazd zaprzężony w

cztery konie (co jest oczywistym dowodem zamożności).

 

 w. 95

 zupan

 – żupan, część ówczesnego ubioru męskiego, suknia wierzchnia, na którą szlachcic wdziewał jesz-

cze bardzo strojny kontusz.

 

 w. 97 

kozuch skalmierski

 – kożuch pochodzący ze Skalbmierza,  miasteczka  w ziemi krakowskiej,  widocznie

sławnego z wyrobów kuśnierskich.

 

 w. 104 

pod Krakusem

 – koło kopca-mogiły  Krakusa,  wznoszącego  się  na  prawym  brzegu  Wisły  pod  Krako-

wem.

 

 w. 107 

by zmowiliśma się

 – byśmy się zmówili (umówili); tradycja dawnej liczby podwójnej (zob. obj. do w.

23).

 

 w. 108 Uwaga reżys.: 

dymnik

 – otwór w dachu budynku, dla odprowadzenia dymu; w młynie był on znacznie

obszerniejszy, by umożliwić konieczny przewiew.

background image

25

JONEK
spostrzega ją

Oj, widzis ty Basię?...

S C E N A  II

STACH, BASIA, JONEK

STACH
biegnąc ku młynowi

Basiu! Moja ty dusko! Znijdź tu do nas trocha...

BASIA

  110 

Nie mogę, bo młyn wejcie zamknęła macocha.
Ale patrzajcie jeno, jest ona w stodole?...
Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole.

 

JONEK

Nie mas jej, chwilka temu posła za ogrody.

STACH

Zejdź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skody

  115 

Nie zrobiła.

BASIA

Nie bój się, nie pierwsy raz ci to.

Basia schodzi dymnikiem; pokazuje się na kole, po którym pomału schodzi. Stach jej po-
daje rękę, a Jonek patrząc śmieje się

JONEK

Ba, ba! Nie musiałaby chyba być kobiétą,
Zeby się nie umiała wykradać do gacha.
Ale jak zręcnie skace, jak koza, cha, cha, cha!
Mówią, ze nie trza wierzyć po miastach niewieście,

  120 

Diabła prawda, i na wsi to robią, co w mieście.

                                                

 

 w. 112

 po kole

 – po kole młyńskim.

background image

26

STACH

Ach, Basiu, zycie moje, cóz to będzie z nami?

BASIA

Alboz co?

STACH

Juz dwie krypy płyną z Góralami.

 

Niezadługo tu staną.

BASIA

A to niech i staną.

STACH

To cię wej nic nie martwi? To chces być wydaną

  125 

Za Bryndasa Górala?

BASIA

Nic z tego nie będzie.
Wsak wies, ze kiedy u nas był raz po kolędzie.
Powiedziałam mu wyraźnie,
Ize ja się z nim nie draźnie,
Ale mu scerze mówię, ze jak diabła jego

  130 

Nie cierpię i ze pójdę za Stacha mojego,
A ze on nie chce wierzyć, ze tak jest uparty,
Niechze go porwą carty!
Jak przyjdzie, tak tez pójdzie nazad z kwitkiem.

STACH

Dobrze to, moja Basiu, ale gdy z tym wsytkiem

  135 

Ojciec cię musić będzie albo tez macocha?

BASIA

Ojciec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha,
A matuli tez powiem: „Matulu, słuchajcie,
Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajcie,
A jak mnie weźmie gwałtem, pozna, zem kobiéta,

  140 

Tak go gryźć, tak cartowsko zyć-em z nim gotowa,
Ze mu za jeden tydzień jak kadź spuchnie głowa;
A ja zaś cudzoziemca nie chcę mieć, i kwita.

 

                                                

 

 w. 122

 krypy

 – (niem. Krippe) łodzie.

background image

27

Bo wejcie kobiéta taka,
Co bardziej obcych lubi niz swego rodaka,

  145 

Musi być lada jaka.
Przychodzień zawse ciągnie za swoim narodem
I póki jest panem młodym,
Póty się jak lis łasi, a potem niebodze
Zonie nieraz i skórę otaśmuje srodze”.

 

  150 

Otóz to jej tak powiem i na tym się skońcy.
Nie bój się, mój Stasieńku, nic nas nie rozłący –
Jeźli cię nie zmienią jakie przeciwności...

STACH

Basiu, cyliz ty nie znas całej mej miłości?...
Jako wągiel skropiony wodą bardziej parzy,

  155 

Jako wiatr, rozdymając ogień, lepiej zarzy,
Tak moje serce więksych doznaje płomieni,
Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni.

 

BASIA

Juz se więc nie gryź głowy, juz ja w to poradzę,
Ze tego natrętnego Górala odsadzę.

  160 

A jak będzie uparty, zaśpiewam mu wreście
Tę piosenkę, co to ją jakaś panna w mieście
Swemu kawalerowi przed ślubem śpiewała,
Kiej ją matka za niego gwałtem przymusała.

A r i a  I

Mospanie kawalerze,

  165 

Nie zeń się, prosę, ze mną,
Bo ja powiadam scerze,
Ze nie będę wzajemną.
Natura kochać kaze
I mnozyć swoje plemię,

  170 

Ja k’tobie mam odrazę,
Prosę, zaniechajze mię.

Gdzie jest w małzeństwie zgoda,
Tam słodko lata schodzą,
Tam w domu jest swoboda,

  175 

Tam się i ludzie rodzą.
Lec gdzie w małzeństwie łózko
Niezgodę diabeł wdmuchnie,

                                                                                                                                                        

 

 ww. 142–149 opuszczone w pierwodruku z r. 1841.

 

 w. 149 

skórę otaśmować

 – wychłostać, zbić. W podobnym znaczeniu używane niekiedy wyrażenie: wygarbo-

wać skórę (komuś).

 

 w. 157 

Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni

 – kiedy los mi obwieszcza nowe przeszkody.

background image

28

Tam zonie schnie serdusko,
Męzowi głowa puchnie.

  180 

Nie zda się baran kozie
I kacka nie chce kruka,
Wabią się ptaki w łozie,
Kazde swojego suka.
Gdzie się w niewoli zyje,

  185 

Nié mas tam swej lubości,
Pies na powrozie wyje,
Kazdy pragnie wolności.

Otóz to tak mu powiem i kwita.

JONEK
który dotychczas w pole patrzał

Ej, cicho!
Dorota wej tam idzie.

STACH

A cy-ć ją tu licho

  190 

Niesie! Uciekaj, Basiu, by cię nie zocyła!

BASIA

Ale jak? Łatwom spod dachu na dół zskocyła,
Ale w górę nie mozna, a drzwi ode młyna
Zamknęła macocha na kluc, by znać starowina
Ojciec nie wysedł patrzeć, kędy ona chodzi.

  195 

Bo jak wejcie uwazam, ze ona coś godzi
Na jakiegoś jamanta, z którym się zadaje.

 

A musi juz mieć kogoś, bo raniutko wstaje
I biega za stodoły...

JONEK
do Stacha cicho

Ciebie pewnie suka.

STACH
do Jonka cicho

Nie mówze nic!
do Basi

Idź, Basiu, bo cię matka sfuka,

                                                

 

 w. 196

 jamant

 – amant, zalotnik, kochanek.

background image

29

  200 

Najlepiej idź do karcmy pomiędzy dziewcyny,
Tańcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny,
Mają tu przyjść i ojca prosić na wesele;
Ty se potańcuj z nimi – a potem tu śmiele
Przyjdzies, bo między gośćmi nie będzie cię łajać.

BASIA

  205 

Bywaj mi zdrów!
odchodzi

STACH

A ty tez Jonku, przestań bajać!
Gdyby dziewucha matki poznała zaloty,
Miałzebym w domu potem cartowskie kłopoty;
Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas taniec wodzić.

JONEK

Podchlebiaj matce, Stachu, bo ci będzie skodzić,

  210 

Nie zawadzi dla zysku i zdradzić nawiasem,
Wsak i panowie zonki tez zdradzają casem;
A próc tego z przybytku wsak głowa nie boli,
Das ty radę i matce, i córce do woli.

STACH

Nie baj, idź prędzej.

JONEK

Idę. Nim staną Górale,

  215 

Ja tu z całą ceredą w tańcu się przywalę,
Weźmiewa sobie skrzypki i kozę Maćkową.

 

odchodzi

S C E N A  III

STACH i DOROTA potem

STACH

A ja w moje obroty wezmę tu Bartkową,
Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski.

                                                

 

 w. 216 

koza

 – inaczej: kobza, instrument muzyczny wykonany ze skóry, zwany także dudą lub dudami; używa-

ny do dziś szczególnie przez Górali.

background image

30

Jak go wej rozkomosą weselne igraski,

 

  220 

Wtencas mu do nóg padnę i wsystko opowiem,
Moze się da nakłonić.

DOROTA

biegnie i wiesza mu się na szyi

Ach, Stasieńku miły!
Tyś moją dusą, zyciem, tyś jest moim zdrowiem!
Juz cię od świtu sukam... Pewnie cię zwabiły
Dziewuchy wej do karcmy – a ja bez cię konam!

STACH

  225 

Ale... ale... pani młynarko, na cóz to nam
Te prózne swary?
Was pan-mąz stary,
Jakby się wejcie o tym dowiedział, to by to
Dopiero biédy było.

DOROTA

Na cóz się z kobiétą

  230 

Młodą zenił? Kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić,
Gdy w nicym młodej zonie nie umie dogodzić.
Zawse to chore i krzywe,
A jesce tak podejrzliwe,
Chciałby mnie gwałtem kochać, a to nic nie nada:

  235 

On mnie osukał, ja tez osukuję dziada.

A r i a  II

Rzadko to bywa na świecie,
By się małzeństwo kochało,
Chociaz w młodości są kwiecie,
Chociaz się dobrze dobrało.

  240 

Tym gorzej, gdy zona zwawa,
A mąz ledwie ze się chwieje,
Prózno się praca zadawa,
Jak lód przy słońcu topnieje.

Stasiu, tyś zranił mą dusę,

  245 

Ja ci prawdę wyznać musę,
Ze kiej mam starca przy sobie,
Wtencas ja myślę o tobie.

                                                

 

 w. 219 

rozkomosą

 – rozruszają, rozochocą.

background image

31

O, bodajbym cię nie była znała!
Nie byłabym cię kochała,

  250 

Ty mię tak dręcys niebogę,
Ze bez cię wytrwać nie mogę.

Więc się nade mną uzałuj,
Casem mnie tylko pocałuj,
Wsyćko dla ciebie ucynię.

  255 

No? Kochas mnie, cyli nie?

STACH

Pani Bartłomiejowa, gdy mi tak sprzyjacie,
Podchlebiam sobie wejcie, ze mi Baśkę dacie.
Basia mnie bardzo kocha i ja ją wzajemnie.

DOROTA

Baśki ci sie zachciało, zdrajco, a śmies ze mnie

  260 

Takie rzecy wbrew mówić, toć bym na to miała

 

Patrzyć, jakby się Baśka do cię umizgała?

STACH

A więc tez, kiedy inną wynajdę se zonę,
Więcej mnie nie ujrzycie, bo w daleką stronę
Przeniesę się, to i tak wam nic nie pomoze.

DOROTA
na stronie

  265 

Prawda i to.
Głośno

Słuchajze, toć jesce być moze,
Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecać
Musis, ze mi pozwolis tobie się zalecać,
Wsak i ja młoda i zwawa...

STACH

Nie, pani Bartkowa!
Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy uchowa...

  270 

Nie słysyciez wy, jak nas ksiądz o to strofuje?

 

                                                

 

 w. 260 

wbrew mówić

 – wprost, w oczy, bezpośrednio.

 

 w. 270 

strofować

 – upominać, karcić.

background image

32

DOROTA

A ba, niech sobie tam ksiądz zdrowiuchno zartuje!
Pamiętam ja, jak do mnie kopercaki palił,
Kiedym wej chusty prała, ledwie mnie nie zwalił
W Wisłę, azem go chciała kijonką przemierzyć!

 

  275 

Nie ze wsyćkim tez pono trzeba księdzu wierzyć.

STACH

Ale się ludzie gorsą i śmieją się z tego.

DOROTA

Juz my nie zgorsym więcej świata zepsutego.
Pamiętam w mieście ową panią malowaną,
Cośmy to u niej byli z kasą tatarcaną.

  280 

Mąz koło kuchni chodził, a ona w pokoju
Lezała na kanapie w tak cieniuchnym stroju,
Ze ją ledwie nie nago widzieć mozna było,
Dwóch młodych oficerów przy niej się kręciło,
Takze jakiś kanonik i patron nadęty,

 

  285 

Ten poprawiał pońcochy, ów ściskał za pięty,
Azem pękała z śmiechu!

STACH

To się panom godzi,
Bo takim i samo zło na dobre wychodzi.
Ale my zyć powinni, jak poćciwość kaze.
Ja nigdy mojej zony zdradą nie obraze.

DOROTA

  290 

Kiedy tak, więc się Baśki nie spodziewaj prozno,
Dziś ją Górale wezmą, bądź zdrów.

chce niby odchodzić

STACH
biegnąc za nią

A cyz mozno,
Abyście mnie tak dręcyć chcieli? Hej, słuchajcie!
Albo mi zaraz dzisiaj swoją córkę dajcie,
Albo – powiem męzowi, ze wy mnie kochacie!

                                                

 

 w. 274 

kijonka

 – kijanka, zwana też: praczyk, pralnik. Jest to tłuczek drewniany, pomocny przy praniu bielizny.

 

 w. 284

 kanonik

 – godność w hierarhii kościelnej; 

patron

 - dawny tytuł adwokata.

background image

33

DOROTA

  295 

Oho! Próznać to praca, nie wskóras nic, bracie!
Tak ja memu starcowi zakręciła głowę,
Zeby cię jesce wybił za takową mowę,
Spróbuj no, a obacys, jak tam rzecy chodzą,
Gdzie młode zonki starych męzów za nos wodzą.

odchodzi

STACH

  300 

Prózna widzę nadzieja, cóz tu teraz pocnę.

tu słychać strojenie skrzypców w karczmie

Ale otóz i tańce zacynają skocne,
Niechze se tańcują, ja ojca sprowadzę
I z nasym organistą trochę się naradzę;
On jak się na perorę do ojca wysadzi,

 

  305 

Moze od mojej Basi Górala odsadzi.

odchodzi na wieś

S C E N A  IV

    

PAWEŁ, ZOŚKA, BASIA, JONEK, druhny, drużbowie i wiele Krakowiaków wychodzą
z karczmy tańcując. Skrzypek i drugi muzykant z kozą idą przed nimi. Jonek zwyczajem
Krakowiaków stawa zawsze przed młynem, kiedy śpiewa zwrotkę, po której prześpiewa-
nej on z panną młodą, pan młody z Basią, reszta Krakowiaków parami tańcują krakowia-
ka.

JONEK
śpiewa

Oj da da da, oj da da da, tańcujmy wesoło!
Skaccie, chłopcy, skaccie dziewki, skacmy wsyscy wkoło.

tańcują

Wyjdźcie do nas, panie Bartku, pan Paweł was prosi,
Bo dziś jesce chciałby urwać rózyckę u Zosi.

                                                

 

 w. 304

 perora

 – (z łac.) mowa uroczysta.

 

 Scena IV wprowadza obrzęd weselny, zwany oprosinami. Drużbowie z muzykantami obchodzą wieś spraszając

na wesele bogatszych gospodarzy (tu przybyli właśnie prosić młynarza Bartłomieja). Ważną częścią obrzędu są
piosenki o stanie panieńskim, o cnocie panien, o czepku jako symbolu mężatki itd.

background image

34

tańcują

  310 

Zosia ceka niecierpliwie, rychło wiecór będzie,
Bo dostanie piękny cepek, choć rózy pozbędzie.

tańcują

Dziś pan Paweł pozna Zosię, cy mu zyła wiernie,
Jeśli jesce koło rózy ma kolące ciernie.

tańcują

I wy panie Bartłomieju, mieliście te gody,

  315 

Kiejście kwiatek urywali u zonecki młodéj.

tańcują

A więc dłuzej nie wstrzymujta nasej lubej pary,
Bo to młody zywiej pragnie, niźli wejcie stary.

tańcują

S C E N A  V

Ciż sami, BARTŁOMIEJ  I  DOROTA wychodzą z młyna

BARTŁOMIEJ

Witam was, moje dzieci, cegóz tu ządacie?

JONEK

Oto tu, Bartłomieju, państwo młode macie,

  320 

Które was przysło prosić na swoje wesele.
Ja, jako pierwsy druzba, do nóg wam się ściele,
Byście swoją osobą udarzyć ich chcieli,

 

Przy tym, byście swą zonkę i córuchnę wzieli.
Pokorniuchno uprasam.

kłania się

BARTŁOMIEJ

To ta panna mała

  325 

Nasego pana Pawła za męza obrała?

                                                

 

 w. 322 

udarzyć

 – obdarzyć, zaszczycić swoją obecnością.

background image

35

Winsuję! Zyjcie zgodnie w małzeńskiej przyjaźni,
Zawse bez przeciwności i bez zadnej kaźni;

 

Zyjcie w tym stanie, który nam Pan Bóg sporządził,
Kiedy samemu źle być człowiekowi sądził,

  330 

Więc nie męza, nie brata ani tez drugiego
Jadama utworzył mu do zycia wspólnego,
Ale mu zonę z jego uformował ziobra,
Bo to zła rzec jednemu mieskać, dwojgu dobra.
Zyj więc, scęśliwa paro, z dusy zycę tego!

PAWEŁ
kłaniając się

  335 

Dziękujemy wasmości!

BARTŁOMIEJ
do Zosi

A ty kochas jego?
Powiedzze, nie wstydź no się, bo to bez miłości
Za nic małzeńskie śluby.

PAWEŁ

Stroni się wasmości,

 

Nie chce wej gadać.

DOROTA

Mówze.

PAWEŁ

Nie bądź no tak płochą.

BARTŁOMIEJ

Jakze, cy kochas Pawła, Zosiu?

ZOSIA
z prędkością, wstydząc się

I toć kocham.

BARTŁOMIEJ

  340 

Błogosławze więc, Boze, wase serca cyste!

                                                

 

 w. 327 

bez... kaźni

 – bez nieszczęść, bez czynów występnych, które mogą sprowadzić nieszczęścia.

 

 w. 337 

stronić się

 – wstydzić się, lękać się.

background image

36

JONEK

Otóz idzie Stach z ojcem, wiodą organiste:
Usłysemy tu zaraz ślicną oracyją.

S C E N A  VI

Ciż sami, WAWRZENIEC, STACH, MIECHODMUCH

MIECHODMUCH

 

Witam, witam zebraną całą kompaniją
I proszę mi pozwolić, by w ten dzień wszpaniały

  345 

Ręce moje na wdzięcznych czymbałach zabrzmiały.

biorąc się pod boki, jak do oracji

O Pawle, chłopczów ozdobo!
Zosia dziś się łączy z tobą.
I tak się łączą do wszpółki,
Ze kiedyby dwie jaszkółki;

  350 

Poplątawszy swe nogi, jak one we wodzie,
Tak wy dziś utoniecie w małżeńskiej szwobodzie.
Kochajcie się więc zawdy jak szynogarlice.

 

Pnijcie się w górę razem, gdyby chmiel po tyce.
We dwa rzędy szadzony ogórd kształtniej sztoi,

  355 

Dyjament wsadzaon w złoto jaśniej światło dwoi
I dwa szłowiki nawet śpiewają szwobodniej,
Weselej zapalonych gore dwie pochodnie:
Tak i wy w jedno życie z obojga wcieleni, –
Z obydwóch sztron będziecie też błogosławieni!

  360 

A jak wam się szczęścić będzie,
Gdy ksiądz przyjdzie po kolędzie,
Nie zapominajcie o organiście,
A ja za to ogniście
Zagram wam podczas ślubu na całe organy.

  365 

Skończyłem, 

dixi. Siądźmy, ty, panie kochany

 

Pawle, każ nam tu przynieść miodu garczy parę.

                                                

 

  przed  w.  343  Uwaga  reżys. 

Miechodmuch

  –  nazwisko  organisty  Miechodmucha  nawiązuje  do  bogatej  w

Oświeceniu  tradycji  tzw.  znaczeniowych  imion  lub  nazwisk  bohaterów  literackich,  które  same  już  charaktery-
zowały ludzi, ich obyczaje, stanowisko, poglądy; niekiedy same te imiona nadawały postaciom piętno komiczne.
Nazwisko  organisty  wywodzi  się  tu  od  jego  zawodowych  czynności  (dmuchanie  w  miechy  dla  wprawienia  w
ruch organów).

 

 w. 352 

szynogarlice

 – synagorlice,  gołębie.  Gołąb  –  obok  innych  swych  symbolicznych  znaczeń  –  jest  także

symbolem miłości i wierności.

 

 w. 365 

dixi

 – (łac.) powiedziałem, skończyłem mówić.

background image

37

WAWRZYNIEC

Siadajcie, gospodarze, jak zwycaje stare
Zachowują.

siada  za stołem

Jako stryj pana wej młodego
Na miejscu ojca zmarłego

  370 

Moje błogosławieństwo kładąc im na głowę
Taką do nich ucynię mowę:
Zyjcie swobodnie,
Mnózcie się płodnie,
Abyście wase widzieli prawnuki,

  375 

Abyście od przewrotnej dzisiaj nauki
Dalecy – poćciwe mogli wydać plemię.
Uprawiajcie w pocie coła wasą ziemię,
Ona jest matka wsystkich, ona was wyzywi.
Nie bądźcie z nikim fałsywi,

  380 

Kochajcie zawse bliźniego,
Nie odpychajcie od drzwi ubogiego.
Podzielcie się chudobą z potrzebnym sąsiadem,

 

Zyjcie dobrych ludzi przykładem,
A Bóg widząc was godnych

 

  385 

Udzieli wam dni swobodnych
I moze wynieść do tych stanów,

 

Do których wyniósł wasych panów,
Wziąwsy ich z prawnej wam roli,
Bo cóz jest niepodobnym świętej jego woli.

  390 

Niech z was scęśliwse urodzi się plemię
Niz dzisiaj. Nigdy wasej nie rzucajcie ziemie.
Nic wam więcej nie zycę.
A teraz wy, chłopcy, i wy, starsi parobcy,
Stawcie się w przemianie z dziewcęty

  395 

I zaśpiewajcie hymn małzeństwa święty.
Nasa pani Bartkowa, jako gospodyni,
Tę nam łaskę ucyni,
Ze włozy pannie młodej na głowę wianecek.
Wy, druhny, rozpuśćcie jej warkoce.

  400 

Niech pani młodej zatną weselny tanecek,

 

Ja zacnę – zaśpiewajcie, niechaj se wyskoce.

                                                

 

 w. 382 

potrzebny

 – potrzebujący.

 

 ww. 384–391 w pierwodruku opuszczone.

 

 ww. 386–388 Mowa tu o perspektywach społeczno–prawnego wyzwolenia chłopa zgodnie z prawami natury, z

których – jak głosili najbardziej postępowi myśliciele tych czasów – niezgodna jest niewola i panowanie jednego
człowieka nad drugim.

 

 w. 400 

zatną

 – zatańczą, żwawo taniec zaczną.

background image

38

Bartłomiej, Dorota, Organista i kilku starych gospodarzy siedzą po prawej – po lewęj rę-
ce chłopcy i dziewczęta śpiewają na przemiany. Podczas strofy chłopców taneczni pod-
skakują na miejscu, a po skończonej tańcują i powracają na miejsca; Wawrzeniec tańczy
z panną młodą, a Paweł z druhną.

H y m n  w e s e l n y

DZIEWCZĘTA

Zosiu, ach, juz cię traciemy,
Jutro cię panią ujrzemy,
Zblednie kolor twój rumiany,

  405 

Stracis wianecek kochany.

CHŁOPCY

Nie uwazaj, miła Zosiu, lepsy chłopak świezy
Niz kwiatecek w pustym polu, co odłogiem lezy,
I wianecek, kiedy zwiędnie, nic nie będzie płacić,

 

A wy, co go załujecie, rade byście stracić.

DZIEWCZĘTA

  410 

Juz matuchnę twą stradałaś,
Juz do obcych się wybrałaś,
Juz nie ujrzys swej dziedziny,

 

Gdzie słodkie zyłaś godziny.

CHŁOPCY

Skowronecek pod kamieniem, łabędź wedle wody,

  415 

A słowicek w chłodnym gaju uzywa swobody,
Tak tez dziewcę w domu męza znajdzie dobre mienie,
Bo tak wejcie przykazało mądre przyrodzenie.

 

DZIEWCZĘTA

Dotąd nie znałeś zgryzoty,
Teraz poznas, co kłopoty,

  420 

Nie będzies więcej tańcować,
Bo musis na chleb pracować.

CHŁOPCY

Wskaze kazdy cłek, co zyje, stworzony do pracy,
A ci, co nam chleb zjadają, są istni prózniacy,

                                                

 

 w. 408 

nie będzie płacić

 – straci wartość.

 

 w. 412 

dziedzina

 - tu: rodzinna zagroda, miejsce lat dziecinnych.

 

 w. 417 

przyrodzenie

 – przyroda, natura, pawa natury.

background image

39

I wy, dziewki, co w panieństwie swoje troski macie,

  425 

Lec w małzeństwie są rozkose, których wy nie znacie.

DZIEWCZĘTA

Przyjdzie jesce kłopot matki,
Kiedy cię obsiędą dziatki,
Natencas będzies ślochała,
Ześ się panną nie została.

CHŁOPCY

  430 

Chmiel się krzewi, jabłoń rodzi i gniezdzą się ptaki,
By się wsystko nie mnozyło, nie byłby świat taki,
Nikcemne się takie dziewki po świecie tułają
Co się same tylko włócą, a męzów nie znają.

WAWRZENIEC

Dosyć tego juz, chłopcy, łebskoście śpiewali,

  435 

A nawet nie najgorzej Zośkę wyhasali.
I wy, druhny, składnieście se nad nią płakały,
Choć to takiego płacu i wy byście chciały.
Teraz pódźmy do karcemy, jak śniadanie zjemy,
To się wej, panie Bartku, z sobą rozmówiemy.

JONEK
który podchmielony

  440 

Bo mamy coś powiedzieć dla dobra wasego.

WAWRZENIEC

Dalej, dudo! Zagraj nam marsa wesołego,

 

Chodźmy.

wychodzą wszyscy, duda przygrywa

WAWRZENIEC
mówi cicho do syna

Ty pilnuj dobrze i Bartka, i zony,

Nalewaj im gorzałki miodem zaprawionéj,

Wsak wies, ze my podobnie tak, jak i panowie,

  445 

Najlepiej sprawę końcym, kiedy sumno w głowie,
A jak się juz zachliśnie, w tym zacniej pomału

 

                                                

 

 w. 441 

duda

 – zob. obj. do w. 216; tu jako przezwisko muzykanta.

background image

40

Prosić o łaskę dla się. Pewnie o Góralu
Zapomną.

STACH

Ale, ojce, spieście się, jak mozna,
Bo jak Bryndas przypłynie, to juz będzie prozna.

WAWRZENIEC

  450 

Ledwie i za godzinę jesce tutaj staną,
Wysiedli pod kościołem, snadź na msą śpiewaną.
Mamy jesce dość casu.

idzie do karczmy

STACH

Idźmy, tatuleńku.

chce iść, ale go Dorota zatrzymuje, która, gdy inni odeszli, schowała sie za chałupę

DOROTA

Ach, zacekajze na mnie, zacekaj, Stasieńku,
Pójdź tutaj na ustronie, bo tam sparą widno.

STACH

  455 

Cegóz chcecie, młynarko?

DOROTA

Pocies ty mnie biédną.
Pocałujze mnie, choćby raz.

chwyta za szyję

STACH

Ej, cy tam licho,
Dajcie pokój, bo będę wrzescał.

DOROTA
zatykając mu usta

Ale cicho,
Bo stary wej usłysy.

                                                                                                                                                        

 

 w. 446 

jak się juz zachliśnie

 – kiedy go po nadużyciu gorzałki zacznie męczyć czkawka.

background image

41

STACH

Niech słysy.

DOROTA

Choć krzynę...

STACH

Ani by.

DOROTA

Choć raz tylko!

STACH

Mam zdradzać dziewcynę?

DOROTA

  460 

Mój Stasiu!

chwyta go za szyję

STACH
głośno ku karczmie

Bartłomieju!

DOROTA
Nie róbze hałasu.

STACH

Uciekajwa, bo oto ktoś nadchodzi z lasu.
Mógłby nas tu podsłuchać albo dojrzeć okiem.

ucieka

DOROTA
z miną urażonej

Zjes mi diabła, bestyjo! Ujdzie-ć to bokiem.

odchodzi

background image

42

S C E N A  VII

BARDOS

sam, ubrany ubogo, nogi łykiem okręcone, z teką na ramieniu. Torba jedna z książkami,
druga z machiną elektryczną. Kałamarz wielki cynowy przewieszony przez ramię. Idzie z
góry po lewej stronie podskakując i wesoło śpiewa następującą piosenkę

A r i a  III

Świat srogi, świat przewrotny,

 

  465 

Wszystko na opak idzie,
Kto niewart – pan stokrotny,
A człek poczciwy w biédzie.
Lecz rozum górę bierze,
Tym sobie życie słodzę,

  470 

I ja porosnę w pierze,
Choć dziś bez butów chodzę.

Niemądry, kto wśrzód drogi
Z przestrachu traci męstwo,
Im sroższe ciernie, głogi,

  475 

Tym milsze jest zwycięstwo.
Na górze mieszka Sława,
A Szczęście jeszcze wyżej,
Lecz gdy chęć nie ustawa,
Wnet się człek do nich zbliży.

  480 

Im sroższy Los nas nęka,
Tym mężniej stać mu trzeba,
kto podło przed nim klęka,
Ten niewart względów Nieba.
Mnie chociaż głód dojmuje,

  485 

Lecz duszy mej nie szkodzi.
Śpiewaniem biedę truję,
Wesołość troski słodzi.

Prawda, że wesołość i smutek osładza,
Jednak nie ze wszyskim brzuchowi dogadza.

  490 

Widziałem z tej góry wysokiej,
Że tu wesołe wyprawiano skoki.
Dalej i ja też w pląsy, nieźle się skakało,
Ale też teraz bardziej jeść mi się zachciało.

                                                

 

 ww. 464–487 Aria ta była, zdaje się,  wśród  współczesnych  najbardziej popularną  partią  sztuki.  Znamiennym

tego dowodem może być również fakt, że piosenkę Bardosa wydrukowała jedna z gazet  warszawskich  „Kore-
spondent” niezwłocznie po  wyzwoleniu stolicy, 22 kwietnia 1794  r., wraz z krakowskim  aktem  obwieszczają-
cym insurekcję i pierwszymi odezwami Kościuszki. W arii tej można odczytać nie tyle wyraźniejsze aluzje, ile
podkreślenie  ogólnych  założeń  ideowych  sztuki:  wezwanie  do  wytrwałości,  obietnicę  rychłej  odmiany,  nutę
patriotyzmu, akcenty antymagnackie i – mimo smętnej nuty patriotyzmu – optymizm. Skupia zatem ta aria sze-
reg ważnych akcentów ideowych całej sztuki i dlatego w jej całości zajmuje ważne miejsce.

background image

43

Oj, jadłżećbym!... Dwie mile uszedłem o głodzie.

  495 

Choćbym gdzie stanął w gospodzie,
Cóż, ani grosza nie mam...

zbliża się do karczmy

Ach, jakież to smaczne
Rozchodzą się w tej karczmie zapachy kołaczne.

wącha

Coś, niby gęś

wącha

i prosię,
wącha

i pieczone cielę,

Musi tu być wesele.

  500 

Gdyby się tam jak wkręcić... Ale jak?... To sztuka.
Wstydzę się w tak liczną gościnę,
Jak 

pauper studiosus, iść po żebraninę

 

Jeszcze mnie kto wypchnie i wyfuka.
Niewiele teraz popłaca nauka!

  505 

Oj, oszukałem się myśląc, że talenta
Wykierują mię kiedyś, biednego studenta,
Że mi dadzą sławę i mienie...
Widzę, że próżne było moje omamienie.
Diabła tam wskórasz z rozumem,

  510 

Kiedy zaćmienie w kieszeni,
Filozof się w osła zmieni,
Największy mędrzec zgłupieje,
Kiedy ze dwa dni nic nie je.

patrzy na tekę

I na cóż mi się zdacie,

  515 

Wy, szumni szczęścia ludzkiego malarze?
Kiedy go tylko w przywidzianej marze
Ludziom wystawiacie.
Mamże was jeszcze dźwigać, kiedym sam zgłodniały
Jak trzcina chwieję się cały?

rzuca książki

                                                

 

 w. 502 

pauper studiosus

 – (łas.) ubogi student. Określenie to stało się niemal przysłowiową i trafną charaktery-

styką trudnego, nieraz żebraczego życia dawnych studentów.

background image

44

  520 

Precz ode mnie, przeklęte bestyje!
Figury, sylogizmy, subtelne kwestyje...

 

Niech was diabli porwą z teką!
Precz i ty, panie Seneko!

 

Panie Demostenesie i panie Platonie,

 

  525 

I ty, wyszczekany Cyceronie,

 

A najbardziej wy, gałgańskie dusze,
Owidiusze, Wirgiliusze,

 

I wy, miłostki Safy, ody Horacego,

 

Coście mnie tylko nauczyły tego,

  530 

Że sam swoim językiem nie władam,
I choć nie chcę – wierszem gadam.
Cóż mi z tego, żem retor, poeta, fizyk,

 

Kiedym goły jak byk?
Za te więc wasze baśnie

  535 

Niech was jasny piorun trzaśnie!
Raczej się filutem i głupim zrobię,
I tym sposobem więcej podobno zarobię.
Ten, kto się z wami pobrata,
Nie zda się dzisiaj dla świata.

  540 

I głodu się nacierpi, i tak w biedę wlézie

skrobie się za kołnierzem

Że mu niejeden robak dogryzie.
O, jak jest dziwna życia ludzkiego odmiana!
Kiedym się nie chciał z młodu uczyć, jak barana
Wyciągali na ławie, siekli gdyby bydlę.

  545 

Dziś, kiedy mi już wszystko szło jakby po mydle,
Kiedy nawet samego profesora zdanie
Na publicznej dyspucie zbiłem – przez udanie,
Przez plotki tak mię gryźli, tak mi buty szyli,
Że mię wreszcie jak łotra ze szkół wypędzili.

                                                

 

 w. 521 

figury

 – ogólne określenie właściwości stylu literackiego, używane w nauce retoryki i poetyki; 

sylogizm

– termin przyjęty w logice dla określenia specjalnej formy rozumowania.

 

 w. 523 S e n e k a (4 przed n.e. - 65 n.e. ), filozof i pisarz rzymski; dla swych moralizatorskich rozważań bardzo

popularny w Polsce w XVIII wieku.

 

 w. 524 D e m o s t e n e s (384-322 przed n.e.), sławny mówca ateński; P l a t o n (427-347 przed n.e.), wybitny

filozof grecki, uczeń Sokratesa, twórca skrajnie idealistycznego systemu filozoficznego.

 

 w. 525 C  y c e r o n – Marcus Tullius Cicero (106-43 przed n.e.), wielki  mówca rzymski; jego  mowy, obok

mów Demostenesa, były przez wiele wieków sławionym przez nauczycieli retoryki klasycznym wzorem pięknej
wymowy.

 

  w.  527  O  w  i  d  i  u  s  z  –  Publius  Ovidius  Naso  (43  przed  n.e.-ok.  18  n.e.),  wybitny  poeta  rzymki;

W e r g i l i u s z – Publius Vergilius Maro (70-19 przed n.e.), wielki poeta rzymski, przez parę wieków uważany
za większego nawet od Homera.

 

 w. 528 S a f o (na przełomie VII-VI w. przed n.e.), poetka grecka, znana jako autorka wierszy miłosnych; H o r

a c y – Quintius Horatius Flaccus (65-8 przed n.e.), wielki rzymski poeta liryczny, mający licznych i wybitnych
naśladowców w literaturze polskiej.

 

 w. 532 

retor, poeta, fizyk

 – nazwy te odróżniały w dawnych szkołach uczniów poszczególnych klas, ze względu

na wykładane w nich podstawowe przedmioty, jak retoryka, poetyka czy fizyka.

background image

45

patrząc na torbę

  550 

Oj, ty, ty elektryko, ty jesteś jedyną
Nieszczęścia mego przyczyną!

chce ją rzucić

Z ciebie to ta dysputa była dana.
Bodaj cię!... Masz szczęście, żeś szklana.
Schowam cię jeszcze. Może wlazłszy między gbury,

  555 

Jak ich zacznę zabawiać twoimi figlasy,
Dostanę kawał kiełbasy.
Żebym tylko na moment wyszedł tu z nich który...
Oto idą. Słuchajmy, co to są za jedni.

chowa się

S C E N A  VIII

STACH, BASIA, BARDOS ukryty

STACH
nie widząc Bardosa

Ach, Basiu, jakześmy biedni,

  560 

Nic macochę nie wzrusy, jak się wej uparła.

BASIA

Ani by. Gdyby jaka jędza się rozzarła,
Ani se gadać nie da. Alem uwazała,
Ze wej diabelnie ocy na cię przewracała.
Cy ona zaś, niecnota, nie kocha się w tobie...

STACH

  565 

Ej, cóz ty myślis, Basiu? Cóz to znowu tobie?
Ot, zwycajnie kobiéta, jak kobieta w błocie,
Jak sie uprze, ani rus.

BASIA

A cóż w tym kłopocie
Pocniemy?

STACH

      Ja, dalibóg, nie wiem, co juz pocąć.

background image

46

postrzega Bardosa

Ale któz to tam siedzi, chce snadź, widzę, spocąć

  570 

I siadł se.

przypatrując mu się

Och, coś mi się ochapia przeklęcie,

 

On – nie on? On! Jakze się mas, panie studencie?
Cóz tu robis?

BARDOS
wstaje

Kłaniam ci, panie Stanisławie,
Skądżeś się tu wziął?

STACH

Tuć ja mieskam. Z nieba prawie
Zjawiłeś mi się waspan.

BARDOS

W czymże pomóc mogę?

STACH

  575 

Ja, Basiu, z jegomością jeździłem raz w drogę.
Wziąłem go w Małogoscu z prfesorem jego,

 

Sampan mu słuzył. Lec on, słysę, niewart tego.

 

Bo go sampan w naukach duzo przewyzsali,
Jak mi mówili ludzie, co wej pana znali.

  580 

Ej, rozum tez to ma być!

BARDOS

Bodaj go nie miałem!
Za to też chleba i szkół razem postradałem.

STACH

Wejcie!

                                                

 

 w. 570 

ochapia się

 – przypomina się.

 

 w. 576 M a ł o g o s c – Małogoszcz, miasteczko w ziemi kieleckiej.

 

 w. 577 

sampan

 – sposób tytułowania osoby godnej uszanowania.

background image

47

BARDOS

Powiedz mi, proszę, czy to ty się żenisz?
Bo tu widzę wesele.

STACH

To wej mój bratunek

 

Bierze Zośkę.
Skrobie się po głowie

BARDOS

Oboje was jakiś frasunek

  585 

Dręczy, ty się w łeb skrobiesz, a ty się czerwienisz.

STACH

Bo to wej moja luba.

BASIA
rumieni się

A to mój kochanek.

BARDOS

Czemuż się ty nie żenisz?

STACH

Matka nie pozwala.

BARDOS

A dlaczego?

BASIA

Bo mnie chce wydać za Górala.

BARDOS

Za Górala?

                                                

 

 w. 583 

bratunek

 – zamiast: bratanek, dla pełności rymu z  wyrazem:  frasunek. Bratankiem (w znaczeniu: brat

stryjeczny) Stacha jest żeniący się z Zosią Paweł.

background image

48

BASIA

A juści.

STACH

Juz z nią drugi dzbanek

  590 

Miodu mój ojciec pije, ale niewzrusona
Jak wejcie góra w Tatrach skalista.

BARDOS
wskazując na Basię

A ona
Ma-ż ojca?

STACH

Ma, mój panie, ale ze juz stary,
Młoda zonecka nad nim przewodzi bez miary.

 

BARDOS

A on dla was przystaje-ż?

BASIA

On ci by i przystał,

  595 

Ale by w domu jednej godziny nie wystał,
Wygnałaby go zona.

STACH

Ratuj nas, mój panie!

BARDOS

Będzie to, ale wprzódy muszę zjeść śniadanie.
Wy czyście już śniadali?

BASIA

Dopiero do stołu
Zastawiają.

BARDOS

                                                

 

 w. 593 

bez miary

 – poprawka Kucharskiego; w odpisie Grabowskiego było: nad miary.

background image

49

Tym lepiej.

STACH

Będziemy jeść po społu.

BARDOS

  600 

Mniejsza o to, służę wam.

STACH

Co chces, to ci damy.

BARDOS

Nie gardzę niczym.

STACH

Tylko wprzód do Baśki mamy,
Młynarki, obróć, panie, swoje perswazje,
Mas wielki rozum, to ją przekonas.

BARDOS

       Użyję

Całej mojej wymowy, tylko podjem wprzody.

  605 

Ale słuchajcie, aby rzecz nam się udała,
Porzuciwszy niewczesne ze mną korowody
Powiedzcie, jak się wasza miłość zawiązała
I jak daleko zaszła, trzeba mi to bowiem
Wiedzieć.

STACH

Oto tak.

BASIA
przerywając

Cyt no, ja to lepiej powiem.

A r i a  IV

BASIA

  610 

Raz na pniu między dębami,

background image

50

Gdzie siadłsy w parze turkawki,

 

Nie wiem, dla jakiej zabawki,
Trzepotały se skrzydłami,

Patrząc na to ich rusanie

  615 

Taka mnie lubośc przejęła,
Zem słodko Stasia ścisnęła
I stąd wscęło się kochanie.

STACH

Raz nam się krówka ganiała,
A Basia przy mnie siedziała,

  620 

Nie wiem, jak się to zrobiło,
Ze mi sie w ocach zaćmiło.

Bojąc się jakiej zarazy,
Ścisnąłem Basię dwa razy,
Ona mi wzbromną nie była,

  625 

Wtencas się miłość stwierdziła.

D u e t t o

STACH  I  BASIA

Odtąd, jak się gdzie spotkamy,
Zaraz o krówce gadamy
Lub się turkawki wspomina,
A tak się znowu zacyna.

  630 

Kiedy siędziemy we dwoje,
Kiedy się z sobą bawiemy,
Wtencas zda się, ze oboje
Jedną dusycką zyjemy.

BARDOS
na stronie

Rzeczy idą swym torem jak zwykle, a z tego

  635 

Początku łatwo się już domyślę wszystkiego.
Nie trzeba-ć tu w popiele zasypiać tych gruszek.
Sprawa nie cierpi zwłoki.
głośno

Gdzie teraz staruszek
Ojciec wasz jest?

STACH

                                                

 

 w. 611 

turkawka

 – (także: trukawka) dziki gołąb.

background image

51

Tu, w karcmie.

BARDOS

Idźcie tedy przodem,
Ja tam zaraz nadejdę.

STACH

Cekam z dobrym miodem

  640 

I z kawałkiem kiełbasy.

BARDOS

Idźcie, moje dziadki,
Ja tu jeszcze wprzód moje zabiorę manatki
I zaraz przyjdę.

STACH
do Basi

Idźmy.
Odchodzą do karczmy

S C E N A  IX

BARDOS
sam

Na cóż wy, panowie,
Uwieńczeni laurami, wielcy autorowie,
Miałżebym was zostawić krukom na dzióbanie?

  645 

Nie! Z waszej łaski dzisiaj będę miał śniadanie.
Znając, że cos oleju z was mam w głowie mojéj,
Że mnie paradnie wieśniak nakarmi, napoi,
Pogódźmy się więc z sobą. Nuż, panowie Grecy,
Ponieważ nóg nie macie, pójdźcie na me plecy,

  650 

Poniosę was. A kiedy dzisiaj mędrców wiela
Was używa na wsparcie zdań Machijawela –

 

                                                

 

 w. 651 

Machijawel

 – Mikołaj M a c h i a v e l l i (1469–1527), pisarz i polityk włoski, autor głośnego dzieła pt.

Książę

  (1513).  Został  przez  potomność  uznany  za  zwolennika  i  teoretyka  chytrości,  przewrotności  i  nieuczci-

wych zasad w polityce.

background image

52

Ja was na wsparcie bliźnich cierpiących użyję.
Idźmy! Tak mi się zdaje, że już jem i piję.

idąc do karczmy spostrzega statek na Wiśle

A cóż to za mnóstwo Góralów tu płynie?

  655 

To pewnie rywal Stacha: bieżmy, nim czas minie!
Trzeba mu tu tak sztucznie sidełka nastawić,
Żeby go nie rozgniewać i z niczym odprawić.

idzie do karczmy

background image

53

A K T  II

S C E N A  I

Słychać najprzód muzykę góralską, a wkrótce przypływają dwie krypy z Góralami i Gó-
ralkami, niosącymi różne rzeczy, jako to: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły, szpaki i
bryndzę. Muzyka ich składa się z piszczałek, jednego bębna, trąby, drumlów, na których
grają

 

 przy wysiadaniu z kryp i idą do wioski, śpiewając wszyscy

C h ó r  g e r a l n y  G ó r a l ó w

 

My, mieszkańcy Tatrów górnych,
Idziemy do was, Krakowiaków,
Niesiem w darze worek spaków
I sto serków przewybornych.

KOBIETY

 

Jest i bryndza, i lipienie,

 

Są kwiczoły, jemiołuchy,
Niechajze to nasycenie
Słuzy dla wasej dziewuchy.

WSZYSCY

Przyjmijcie nas do gościny

  10 

I otwórzcie wase chaty,
A my poślem nase swaty
By dziś końcyć zaręcyny.

S C E N A  II

Ciż sami, BARTŁOMIEJ, DOROTA, WAWRZENIEC, MIECHODMUCH pijany,
STACH, BASIA, JONEK, Krakowiacy wychodzą z karczmy na przywitanie Góralów.
Basia i Stach są smutni; Dorota ma minę triumfującą, a BARDOS trzyma kawał pieczeni
przy ustach

                                                

 

 Uwaga reżys.: 

drumia

 – instrument muzyczny, zwany także dremla lub dromla, wykonany z metalu, wydający

dźwięki na pomocą dmuchania, które wzmacnia brzęczenie poruszanej palcami sprężynki.

 

 przed w. 1 

Chór generalny

 – ogólny, śpiewają razem wszyscy Górale i Góralki.

 

 w. 5 

lipienie

 – ryby podgórskie z rodziny łososiowatych, pokrewne pstrągom.

background image

54

BARTŁOMIEJ

Witamy gości do nas.

MIECHODMUCH

Witamy! witamy!
Za wasze zdrowie duszkiem szklanki wychylamy.

BRYNDAS

 

  15 

Dziękujemy.

MORGAL

Dziękujemy.

MIECHODMUCH
tonem oracji

O, jak się cieszymy,
Że przecię dzisiaj z wami tańcować będziemy.
Dziś pierwsze zaręczyny, a niedługim czaszem
Bryndasz żłączy się z Basią, a Basia z Bryndaszem!
Obym wam prędko zagrał! Obym też kubany

 

  20 

Doształ, obym was, obym... obym...

BARTŁOMIEJ

Mój kochany
Panie Miechodmuchu, dosyć. Niech raczej panowie
Spocną sobie z podrózy.

MIECHODMUCH

Zgoda. Ja za zdrowie
Ichmościów łyknę jeszcze choć jedną szklanicę.

BRYNDAS

A ja, za pozwoleniem panacka mojego

  25 

I godnej wejcie matki, niech oblubienicę
Przywitam.
całuje Basię w rękę

                                                

 

  przed  w.  15 

Bryndas

  –  imię  tego  Górala  brzmi  w  pierwodruku  Bryndus,  ale  i  tam  pojawia  sie  Bryndas.  Ta

ostatnia  forma  występuje  stale  w  rękopisie  Grabowskiego,  ale  też  z  odchyleniami:  Bryndus;  odchylenia  te  za-
chowujemy tam, gdzie forma ta potrzebna jest dla rymu.

 

 w. 19

 kubany

 – napiwek, prezent, upominek.

background image

55

MORGAL

Nie tęskniłaześ, Basiu, bez swego
Jamanta?

BASIA

Nie.

BRYNDAS

Jak to zaś?

BARTŁOMIEJ

Ma dosyć zabawek.

BARDOS

Czasem też pasie krówki lub szuka turkawek.

na stronie

Oj, już ten nie dla ciebie przysmaczek, nieboże,

  30 

Którego ty tu szukasz.

ŚWISTOS

Jednak casem moze
Wspomniała panienka na swego Bryndasa?

BASIA

Raz tylko.

MORGAL

Bo nowego pewnie umizgasa
Dostała panna!

BASIA

Moze...

DOROTA
ciągnąc ją za suknię

Cy-tze!

background image

56

STACH
Mów wyraźniej!

DOROTA

Milc-ze! Bo jak się z głupim słówkiem tu wyśliznies,

  35 

To cię tak palnę w papę, ze az się obliźnies.

MORGAL

To się panna Barbara tylko pewnie draźni.
Zwycajnie się panienki przed ludźmi sromają,

 

Nigdy nie mówią tego, co w serdusku mają.

BRYNDAS

Ja tak myślę. Bo tez to, Bogu wejcie dzięki,

  40 

Tak dobrze, jak i drugi wart-em Basi ręki.
Wsakze i ja nie wypadł sroce spod ogona.
Raz mi Basia przez ojca była przeznacona,
Tego się trzymam. Dla niej, choć z niemałą stratą,
Odrzuciłem niedawno dziewcynę bogatą,

  45 

A wsyscy mnie z nią chcieli poswatać Górale
I miała tez dobytek, miała tez korale
I spore stado owiec, i płócien niemało;
Ale mi się to wsystko lichem w ocach zdało,
Jakem wspomniał na Basię. Dalej no, panusko!

 

  50 

Na coz się z tym utajać, co cuje serdusko.
Wiem, ze mnie kochas, bo tez mas co kochać we mnie,
Przypatrz no się, jak zwesąd wyglądam przyjemnie.

obraca sie wokoło, śpiewając

A r i a  V

Kazda mi mówi dziewcyna,
Zem chłopak hozy i rosły,

  55 

Wsymukły jestem jak trzcina,
Chodzę jak zuraw wyniosły.

Wąs carny, wargi zwiesiste,
Ustecka, kiejby malowane;
Ciało mam białe i cyste,

  60 

Bom się na mleku wchował.

Kiedy z siekierą harcuję,

                                                

 

 w. 37 

sromają się

 – wstydzą się.

 

 w. 49 

panusko

 – panienko.

background image

57

Wsyscy ode mnie zmykają.
Dziewki mię okiem zjadają,
Kiej im z węgierska tańcuję.

  65 

Będzies się mogła pochlubić,
Ześ se chłopaka dobrała.
Po ślubie będzies mię lubić,
Byleś mnie lepiej poznała.

STACH

Nie wytrzymam i grzmotne za kark samochwała!

JONEK

  70 

Cicho! Będzie cas na to...

BASIA

Niewiele dobrego
Mówią sąsiedzi o tym, co się sam wychwala.

MORGAL

Panienko, nie mas u nas Górala zadnego,
Co by nie przyznał prawdę panu Bryndasowi.
On pierwsy rej prowadzi pomiędzy chłopaki,

  75 

On to najzręcniej pstrągi i lipienie łowi,
On jak kot łapie w sidła kwicoły i spaki,
Biega wej kieby jeleń mil piętnaście na dzień.
I do Warsawy cęsto chodzi z obrazami.
Co się on tam napatrzał! Oj, tego z nas zadzien

  80 

Nie widział; ma tez olej w głowie.

ŚWISTOS

On wej z nami
Dwa razy w rok na odpust chodzi do Krakowa,
On kompaniją wodzi jako pierwsa głowa.
A gdy do karmelitów przychodzi na Piaski,

 

On nas zawse tak suto cęstuje z swej flaski,

  85 

Ze jak po nabozeństwie z kościoła wyjdziewa,
Co do krzty wsystkie rzepy w Krakowie wyjewa.

 

MORGAŁ

                                                

 

 w. 83 

do karmelitów... na Piaski

 – do kościoła przy klasztorze karmelitów na Piasku w Krakowie.

 

 w. 86 

rzepy w Krakowie wyjewa

 – wyjemy rzepy jako  „zakąskę” po gorzałce, którą Bryndas hojnie częstuje

kolegów.

background image

58

Łatwo mu mieć przyjaciół, bo tez ma i grose...
A więc ja, jako pierwszy druzba, panny prose,
Aby nie zwłócąc dłuzej chwalebnego dzieła,

  90 

Do serca i do chaty swojej nas przyjęła,
Wprzódy jednak, jak kaze zwycaj, bądźcie grzecni
Przypatrzyć się, jak wasi sąsiedzi zarzecni

 

Śpiewają i tańcują wedle swojej mody,
Kiedy przychodzą w swaty do obcej gospody.

  95 

Nuz, chłopaki, do skoków! Siądźcie, gospodarze,
Ja przyśpiewywać będę, zagrajcie, dudarze.

M a z u r e k  g ó r a l s k i

Darmo Kasia od nas stroni,
Bo juz Góral za nią goni,
Góral ma nogi bocianie,

  100 

Kogo zechce, to dostanie.
Prózno więc nie uciekajta,
Lepiej się same poddajta.

Raz się Zosia Bartka bała
I na górę uciekała,

  105 

Ale tez za to z wierzchołka
Wywróciła w dół koziołka.
Pasterze się śmiali z Zosi,
Bo widzieli u niej cosi.

Łapał Góral jemiołuchy,

  110 

Skraść mu je chciały dziewuchy,
A ze sidła porusyły,
Same się siatką nakryły.
On jem tez za te igraski
Obom pogniótł Góral ptaski.

  115 

Stała panna nad strumykiem,
I nazwała Jonka bykiem,
On se tez rozek przyprawił,
Jak ją ubodł, tak rozkrwawił;
Teraz płace i narzeka –

  120 

Nie nazywaj bykiem cłeka.

tu kończą taniec

BARTŁOMIEJ

Prosiemy teraz z nami społem na śniadanie,
Potem z sobą o rzecy pomówiemy.

                                                

 

 w. 92 

sąsiedzi zarzecni

 – zarzeczni sąsiedzi, mieszkający za rzeką, po drugiej stronie Wisły, Górale.

background image

59

DOROTA

Panie
Bryndas, weźcie za rękę swoją narzeconą,
Wsak ona juz niedługo będzie wasą zoną.

cicho do Basi

  125 

Daj mu rękę, ani mi słowa piśnij.

STACH
na stronie

Dziwy.
Ze jesce dotąd zyję!

BARDOS

do Stacha

       Bądź tylko cierpliwy.

STACH

Ej, daj mi waćpan pokój. Niemądry, kto ceka,
Kiedy mu bieda dopieka.

BARTŁOMIEJ
do Górali

Prosiemy.

DOROTA

Prosiem z sobą.
Górale i Bartłomiej odchodzą

STACH
do Doroty, która na ostatku idzie

Ej, pani Doroto!

  130 

Zmiłujcie się nade mną!

DOROTA

Nic z tego, niecnoto!
A dałeś mi całusa? Cierp teraz!

WAWRZENIEC
do Krakowiaków

background image

60

Wy, nasi
Państwo młode i goście, oto właśnie Basi
Zmowiny robić będą. Wy ich wej nie kłóćcie,

 

Zostawcie cas Góralom i do karcmy wróćcie.

  135 

Nie dajcie tez pod niebem zostać organiście,
Obudźcie go niech wstanie.

STARA BABA

Ochlał sie wiecyście,
A sam bo tylko pije, nikogo nie prosi.
budząc go

Hej, panie Miechodmuch!

MIECHODMUCH
rozespany

Ale wiem, że Zosi
Wesele, wiem, że trzeba winszować. O, panno!

  140 

Śliczna, młoda i żywa! Obyś nieusztanną
Rozkosz!... Obyś... obyś...

mając oczy zamknięte, mówi do baby, rozumiejąc, że panna młoda przed nim stoi, a baba
za każdym słowem się kłania

STARA BABA

Skońćcies oracyje,
Wypijcie przecie do mnie i ja tez wypije.

MIECHODMUCH

Podźwa do karczmy.
bierze ją pod boki i wychodzi

STARA BABA

Zgoda.

S C E N A  III

WAWRZENIEC, STACH, JONEK, BARDOS

STACH

Ach! Ojce kochany,

                                                

 

 W. 133 

zmowiny

 – zaręczyny.

background image

61

I coz to z tego będzie?

WAWRZENIEC

Juz bym był ządanéj

  145 

Dobił wreście ugody, gdyby się Górale
Nie tak prędko zjawili, ojciec ci chce, ale
Macocha ani gadaj.

STACH

Biéda tez to moja.

JONEK

Pocies się tym, ze Baśka pierwej była twoja.

BARDOS

No, moi przyjaciele, widzę, że tu trzeba

  150 

Dopomóc wam, i sądzę, za pomocą Nieba
Że mi się to i gładko, i pomyślnie uda;
Pan Bóg niespodziewanie często robi cuda.
Stachu, do Basi ręki ty masz prawo przody,
Bo tego mógłbyś żywe postawić dowody.

cicho do niego

  155 

Owa krowa i owe turkawki na pniaku.
Już bym ci był dopomógł dotychczas, biedaku,
Chciałem z Dorotą mówić, gdy stała przed sienią,
Lecz ważną wtenczas miałem przeszkodę: pieczenią.

 

głośno

Teraz tedy słuchajcie, taka moja rada:

  160 

Już tu cierpieć i taić dłużej nic nie nada,
Otwarcie czynić musiem. Wam, ojcze, koniecznie
Trzeba teraz pójść z synem, głośno i statecznie
Oświadczyć: że ponieważ już to wam jest jawno,
Że Stach z Basią nie żartem kochają się dawno,

  165 

Więc na to żadną miarą wy nie pozwolicie,
By dwoje ludzi zgubić na całe ich życie.
Basia też z swojej strony niechaj się przyłączy
Do was, niechaj wbrew powie, że Stasia samego

 

Kocha i że nie pójdzie nigdy za innego.

                                                

 

 w. 158 Miał bowiem usta pełne pieczeni. 

Pieczenią

 – dawna forma biernika liczby pojed.

 

 w. 168 

wbrew powie

 – zob. obj. do w. 260 w akcie I.

background image

62

WAWRZENIEC

  170 

Lec to, mospanie student, cicho się nie skońcy.
To narobi hałasu, wrzasku.

BARDOS

Cóż bez niego
Kończy sie dziś na świecie? Ale po hałasie
Znowu zgoda i pokój nastąpi, już ja się
Tym zatrudnię i wszystkich rozumu mojego

  175 

Poruszę sprężyn, by was pogodzić.

STACH

A kiedy
Przyjdzie z nimi do bitwy?

WAWRZENIEC

A cóz by to biedy
Było!

BARDOS

To próżna trwoga: nigdy oni was tu
Nie zarwą, przecież ich tu ledwie kilkunastu,
A gdy ujrzą, iże wam nie będą zdołali,

  180 

Muszą nareście przystać. Spieszcie jeno daléj,
Bo to z czasu korzystać trzeba!

WAWRZENIEC

Mój jegomość,
Jaka się tylko w domu wynajdzie ruchomość,
Parę butów, półsetek płótna, capkę nową
Damy ci, byleś tylko radził nam swą głową.

STACH

  185 

Znajdzie się i gros w kabzie, jeśli chces pieniędzy.

 

WAWRZENIEC

Więc pódźmy.
odchodzą ze Stachem

                                                

 

 w. 185

 kabza

 – woreczek na pieniądze.

background image

63

S C E N A  IV

BARDOS, JONEK

BARDOS

Ty tu, Jonku, zostań się. Mój bracie,
Wy się, jak widzę, bardzo ze Stachem kochacie,
Więc ty najlepiej wszystkie jego wiesz skrytości.

JONEK

  190 

Gdyby z regestru.

 

BARDOS

A czy wiesz też o miłości
Doroty ku Stachowi?

JONEK

Wsystko wiem, mój panie.

BARDOS
na stronie

Ha, ha! Teraz-em w domu. To ciche szeptanie,
Te jej groźby, ten upór, wiem już, skąd pochodzi.

głośno
A Basia wie też o tym?

JONEK

Coś trochę dochodzi,

  195 

Bo juz Stachowi nieraz wejcie wyrzucała,
Ze mu Dorota w ocy figlarnie patrzała.

BARDOS

Więc ją to musi martwić?

JONEK

A juści.

                                                

 

 w. 190 

gdyby z regestru

 – w znaczeniu: jakbym miał rejestr (spis) tajemnic Stacha.

background image

64

BARDOS

Więc i tę
Zazdrość uprzątanąć trzeba, bo kiedy w małżeństwie
Podejrzenie i zawiść poduszcza kobiétę,

 

  200 

Często mężowska głowa jest w niebezpieczeństwie.

JONEK

Oj, prawda, prawda!

BARDOS

Ale powiedzże mi szczerze,
Czy też Stach dla swej Basi wierny jest w tej mierze,
Czy nie przyjmuje czasem Doroty karesów?

 

JONEK

Juści on teraz wierny, póki kocha Basię,

  205 

Ale jak męzem będzie, kto wie, cy nie da się
Uwieść, bo te kobiéty gorse są od biesów.
A najbardziej te młode mężatki, co starych
Mężów mają, kaducnie lubią chłopców jarych,
I choć się cłowiek broni, one przecie musą

  210 

Onacyć i tak cynią, az chłopaka skusą.

 

BARDOS

To więc ty tak o Stachu sądzisz?

JONEK

Ja, mój panie,
Nie myślę, ze on hultaj; jeno ze kochanie
Jest to sidło na ptaski, a wędka na ryby.
Kto go tylko skostuje, zginie bez ochyby.

 

  215 

Moja ciotka, co męza tez starego miała,
Słuchaj, waspan, jak sobie cęsto śpiewywała.

                                                

 

 w. 199 

poduszcza

 – podburza, podjudza.

 

 w. 203

 karesy

 – (z franc.) pieszczoty, zalecanki.

 

 w. 210 

onacyć

 – onaczyć, czasownik utworzony z zaimka: onaki – ktoś, jakiś, zwykle dla nazwania czynności

trudnej do określenia; tu w znaczeniu: zabiegać, kręcić, czarować.

 

 w. 214 

bez ochyby

 – niechybnie, z pewnością.

background image

65

A r i a  VI

Kiej się kobiéta usadzi,

 

Choćby był chłopak ze skały,
Taki mu węgiel podsadzi,

  220 

Ze wnet rozpali się cały.

Ten węgiel natura daje,
Przez niego wsystko się rodzi,
Z niego cały świat powstaje,
On cęsto kłóci, on godzi.

  225 

Taką to wejcie broń mają
Wsystkie kobiéty na świecie,
Prózno ich chłopcy nie chcecie,
Gdy na was ockiem rzucają.

Choćby najtęzse chłopaki,

  230 

Nigdy mi w boju nie starcą,

 

Bo ony mają wej tarcą,
Co wsystkie zmoze junaki.

BARDOS

Widzę, twa ciotka miała wielkie doświadczenie,
Musiała bywać w różnych obrotach.

JONEK

Jakze nie?

  235 

Przeciez była u dworu za garderobianą.

BARDOS

A no, więc już rozumiem.

JONEK

Podobno dlatego
Spiesno ją za staruska włodarza wydano,
Ze miała nabozeństwo do syna pańskiego.

 

BARDOS

Więc to nie dziw.

                                                

 

 w. 217 

usadzi

 - zaweźmie się, uweźmie.

 

 w. 230 

nie starcą

 – nie starczą, nie wytrzymują, nie dadzą rady.

 

 w. 238 Bo jako chłopka kochała się w pańskim synu.

background image

66

JONEK

Oj, znała ona psie figlasy.

hałas opodal

BARDOS

  240 

Cicho! Już się tam, widzę, zaczęły hałasy.
Oj, będzie też tu wrzasku.

JONEK

I skońcy się biédą.

BARDOS

Nie lękaj się niczego.

JONEK

Otóz wsyscy idą.

S C E N A  V

Ciż, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, DOROTA, BASIA, STACH, BRYNDAS,
MORGAL, ŚWISTOS, Górale i Góralki

BRYNDAS
wpadając ze złością

Choćbym miał stracić wsystko, a wreście i dusę,
Nie daruję swojego i pomścić się musę.

MORGAL

  245 

Taką obelgę cynić! Tak słusnemu cłeku!

 

BARDOS
na boku

Oj, będzież z tym szubrastwem sprawa jak w Osieku!

 

BARTŁOMIEJ

                                                

 

 w. 245 

słuszny człek

 – godny, szanowany, prawy.

 

 w. 246 

sprawa jak w Osieku

 – aluzja do przysłowia upamiętaniającego legendarne pomyłki osieckich sędziów:

sprawa jak w Osieku – ślusarz zawinił, a kowala powiesili.

background image

67

do Bryndasa

Ale, mój Bryndas...

BRYNDAS

To się nie skońcy na ale,
Bo to nie dadzą z siebie przedrwiwać Górale!

MORGAL

Wkrótce my tu, panecku, pokazemy tobie...

BRYNDAS

  250 

Po cóz mnie było zwodzić?...

 

 
 

BARTŁOMIEJ

 

 

Wsakze my to sobie
Tak wymówili wtedy, ze gdy córka moja
Nie zechce, ja jej musić nie będę.

BASIA

A ja to
Dawnom ci powiedziała, ze nie będę twoja!

STACH

A gdy waści nie kocha, cóz ją winić za to?

BRYNDAS
do Stacha, odgrażając mu

  255 

Oj, ty, ty!...

DOROTA

Tak, tyś, spacku, wsystkiego narobił,
Ale pockaj!...

BRYNDAS

Jam się o wsystko przysposobił
Na wesele, kosule, saty, dwa łózecka...

                                                

 

 ww. 250–251 Włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.

background image

68

MORGAL

Stoją dwie becki piwa.

ŚWISTOS

I medery becka.

 

BRYNDAS

A mięsiwo?

MORGAL

A sadła?

ŚWISTOS

A wieprzak karmiony?

BRYNDAS

  260 

Nic z tego nie daruję! Niechaj mię pierony
Ubiją, jezeli się nie pomscę za taką
Krzywdę. Dalej, chłopaki, na krypy! Do wiosła!

BARDOS
na boku

Muszę ja tu uzdeczki wziąć na tego osła,
Bo coś brykać zaczyna.
do Bryndasa

Mospanie, wszelako

  265 

Należy się posłuchać, kiedy dobrze radzą.
Jeźli waćpan masz szkodę, to i pan Bartłomiej,
I przyszły mąż sowitą nagrodę dodadzą,
Bylebyś się chciał pogodzić.

MORGAL
patrząc na Bardosa z pogardą

Patrzcie wej! Oto mi
Cłek do rady?

BRYNDAS

                                                

 

 w. 258 

medera

 – właściwie: madera, wino portugalskie, pochodzące z wyspy Madery na Atlantyku

background image

69

Cy diabeł wniósł tego łajdaka?

BARDOS
na boku

  270 

O, ten człowiek wcale się nie zda na dworaka,
Coś nie umie podchlebiać.
głośno

Ale, mój mospanie,
Cycero tak powiada...

MORGAL
przyskakując do niego

Cicho! Ty gałganie!
Bo jak cię tym obuskiem zacnę wej okładać,

 

To i ty, i Cycerak przestaniecie gadać.

BARDOS

  275 

Cóż robić na takowe niewolące prośby?
Trzeba ustąpić.

STACH

Ale, mospanie Bryndasie!
My tu nie bardzo wiele zwazamy na groźby,
Prosę przestać, bo my tez zacniemy wej!

BRYNDAS

Da się
To widzieć. Dalej, chłopcy, do wioseł, siadajcie!

  280 

Właśnie nam wiatr pomyślny, dalej, pośpiesajcie.

Górale zabierają się do kryp

Ś p i e w y

BRYNDAS

Wnet poznacie zemstę moję,
Ja się tych groźbów nie boję,
Nic gorsego nad Górala,
Gdy go słusny gniew zapala.

STACH I JONEK

                                                

 

 w. 273 

obuszek

 – tu: ciupaga, laska góralska, której rękojeść stanowi siekierka.

background image

70

  285 

Przeciez chciejcie tylko słuchać,
Wsak nie chcemy wasej skody,
Nie damy se w kasę dmuchać,
Aleśma skłonni do zgody.

BRYNDAS I MORGAL

My nie chcemy zgody z wami,

 

  290 

Wnet tu będziem, lec nie sami,
Wkrótce załować będziecie,
Ze nas tak zniewazać chcecie.

BASIA I DOROTA

Mój ty panie Bryndas miły,
Nie chciej nam sprawiać boleści,

  295 

Wsakze my cię zawse tściły,

 

Jak przystoi płci niewieściéj.

BARDOS

I ja także, choć wziętości
Nie znalazłem u was wiele,
Jednak się podać ośmielę

  300 

Tę uwagę dla waszmości,
Że kiedy się dwaj pokłócą –

MORGAL I ŚWISTOS
przerywając mu

To trzeciemu grzbiet wymłócą!
Patrz, by cię to nie spotkało.

BARDOS
na boku

O zuchwałe, głupie gbury,

  305 

Gdyby mi się to udało,
Jakżebym wam łatał skóry!

GÓRALE I GÓRALKI

Dalej, bracia! Nie cekajcie
I od lądu odbijajcie.
Wnet my tutaj pokazemy,

  310 

Jak się krzywdy mścić umiemy.

                                                

 

 ww. 289– 292 Duet Bryndasa i Morgala włączono do tekstu na podstawie pierwodruku.

 

 w. 295 

tściły

 – czciły.

background image

71

KRAKOWIACY I KRAKOWIANKI

Stójcie, bracia! Zacekajcie!
Racej z nami tu zostajcie!
Wsakze my się zgodzić chcemy,
Chociaz pobić was mozemy.

Górale wsiadają do łodzi i śpieszno odbijają od lądu

S C E N A  VI

POZOSTALI

DOROTA

  315 

Zjedz-ze diabła, mas teraz, będzie tutaj biedy!
Pewnie do dworu jadą.

 

BARTŁOMIEJ

I cóz stąd?

DOROTA

A kiedy
Nam kazą wej zapłacić wsystkie pretensyje,
Które porobią do nas te wściekłe bestyje,
To cłeka i z ostatniej zedrą kosuliny.

  320 

A wsystko dla psich figlów tej głupiej dziewcyny.

BARDOS
na boku

Bardziej pono dla twoich.

BARTŁOMIEJ

Ale, moja zono,
Kiedy się wej tak stało, niech będzie skońcone.

WAWRZENIEC

                                                

 

 w. 316 i nast. – jedyne w utworze miejsce wyraźniej wiążące akcję z realiami ówczesnej klasowej rzeczywisto-

ści. Jednak interwencja dworu jest tylko możliwością, którą – rzecz charakterystyczna – kłopoczą się nie młodzi,
pozytywni bohaterowie sztuki, ale małżeństwo młynarzy.

background image

72

Moja pani Doroto, juz się nie sprzecajcie,
Bądźcie grzecni i Basię Stachowi oddajcie.

DOROTA

  325 

Nie! Nigdy nie pozwolę...

WAWRZENIEC
na boku

Ej, tamze do carta!
A jakaz to złośnica jak diabeł uparta...

BARDOS
do Stacha

Stachu, juz ty jej, widzę, inaczej nie zbędziesz.
Przyrzecz jej, że po ślubie kochać się z nią będziesz.
A jak dostaniesz Basię, już ja w to poradzę,

  330 

Że ją gładkim sposobem od ciebie odsadzę.

STACH
do Doroty

Moja pani Doroto, poruscie się przecie.

DOROTA
cicho

A dałeś mi całuska?

STACH

Dam, wiele zechcecie.

DOROTA

Będzies mnie kochał?

STACH

Będę.

DOROTA

Chyba, ze tak. Słowo?

STACH

background image

73

Słowo.

DOROTA
głośno

Słysycie, kiedy juz wselka przeskoda

  335 

Załatwiona została, ja jestem gotową
Przystać wreście, by Stach miał Baśkę zoną.

BARDOS

Zgoda!
Wiwat! Więc wygraliśmy, teraz tedy pódźmy
I dzień ten w wesołości powszechnej obchódźmy.
Górale tu już więcej pewno nie przyjadą

  340 

Chyba chcieliby napaść na was jaką zdradą,
Ale ja z pewnych znaków kalendarskich wróżę,
Że już uciekli.

S C E N A  VII

Ci sami i PASTUCH

PASTUCH
przepływając szybko na łodzi, wrzeszczy

Ratuj! Kto słysy!

BASIA

O Boze!
Cóz to jest?

PASTUCH

Dalej, prędzej zbierzcie się! Kto cuje,
Niech biegnie, niech swe bydło cym prędzej ratuje!

  345 

Wsak Górale na ludzi nasych się porwali,
Związali ich i wsystko bydło nam zabrali.
Pędzą go tam do lasu, nic nie zostawili,
Nawet owce i świnie do kupy spędzili.

WAWRZENIEC

Dalej, bracia, do pałek! Siadajmy do łodzi!

  350 

Bierzcie siekiery, cepy, niech kazdy przychodzi.

background image

74

PASTUCH

Ale oni ruśnice i śturmaki mają,

 

Kto się do nich przyblizy, jak w dzika strzelają.

STACH

Strasny i ozóg w dłoni,

 

       Gdy kto swojego broni.

Krakowiacy odchodzą

BASIA

  355 

Ach, moja krówka łysa!

DOROTA

A moja srokata.

BASIA

Idźmy i my za nimi.

DOROTA

Ale jakze chata
Tu będzie? Idź ty, Basiu, ja w domu zostanę.

BASIA

Pójdę, pobudzę dziewki, niech się wspólnie biją,
Wsakze to ich dobytek, wsakze z niego zyją.

odchodzi

S C E N A  VIII

BARDOS, PASTUCH

BARDOS

                                                

 

 w. 351

 ruśnice i śturmaki

 – rusznice i szturmaki, dawne typy broni palnej.

 

 w. 353 

ozóg

 – ożóg, kij, służący do przegarniania węgli w piecu, drewniany pogrzebacz. Ten dwuwiersz Stacha

miał w r. 1794 niewątpliwą i zrozumiałą polityczną wymowę i cel patriotyczny.

background image

75

  360 

Jakże tu teraz wstrzymać chłopstwo rozhukane?
Obym mógł co takiego znaleźć w mojej głowie,
Żeby ich zgodzić można! Bo mojej wymowie
Nie chcą wierzyć. Gdybym mógł cud pokazać jaki!

myśli

Hola! Jest cud! Cud dobry na takie prostaki.

  365 

Mam z sobą elektrykę – użyję jej teraz
Na zdurzenie szaleńców. Wszakże nią przed laty
Wiele rozumnych nawet odurzano nieraz.
Robili z niej zyskowne cuda jubilaty...

 

Mnie się moja fatyga tym hojniej opłaci,

  370 

Kiedy wstrzymam rozlanie krwi moich współbraci.

do pastucha

Hola! Mój przyjacielu, weź mię do twej łódki,
Staraj się, byśmy mogli wyprzedzić Górale,
A ja i bydło zyskam, i ludzi ocale.

odchodzi do karczmy i wychodzi zaraz zelektryzowany

 

PASTUCH

Z dusy, panie! Siadajmy.
wsiadają do łodzi i odpływają

S C E N A  IX

Mnóstwo Krakowiaków z widłami, cepami, pałkami, siekierami i grabiami. Na czele ich
MIECHODMUCH z kapturkiem do gaszenia świec

MIECHODMUCH

Gdzie są te wyrodki,

  375 

Co się ważą mieszać nam uciechy weszelne?
Dam ja im! Niechby sobie brali dobra czyje,
Ale niechaj zostawią w czałości kościelne.
Mnie tylko o to chodzi, bo z ołtarza żyję.
Jak mi bydła nie wrócą te wyschłe profoszy,

 

  380 

To im wnet tym kapturkiem poucieram noszy.

                                                

 

 w. 368 

jubilaty

 – wzmianka o „robieniu cudów” (wiążąca się z treścią wypowiedzi Miechodmucha w akcie III,

ww. 139-145) oraz fakt, że tytuł jubilata  wiązał się z klerem obchodzącym jubileusze (rocznice) kapłaństwa –
pozwalają przypuszczać, że chodzi tu o księży i że ten fragment zawiera także akcent krytyczny.

 

 po w. 373 Uwaga reżys.:

 zelektryzowany

 – tu w znaczeniu: mający przy sobie maszynę elektryczną.

 

 w. 379 

profos

 – nazwa strażnika więziennego, o odcieniu pogardliwym; użyta tu jako przezwisko pod adresem

Górali.

background image

76

S C E N A  X

Ciż sami, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, STACH, ZOSIA, BASIA, dziewki wpadają
z różnymi narzędziami i śpiewają wszyscy

C h ó r

Nuze, bracia, dzieci, zony!

 

Idźmy wsyscy, idźmy śmiało,
Niech ten będzie zawstydzony,
Kto to dziś miał męstwa mało.

  385 

Gdzie o wsystkich idzie całość,
Tam najpierwsa cnota – śmiałość.

wszyscy siadają na łodzie i z krzykiem odbijają od brzegu

                                                

 

 ww. 381-386 Chór w sc. X wyraźnie demaskuje patriotyczną tendencję utworu. Pogoń za Góralami jest tu tylko

pretekstem, by głosić ze sceny hasło walki o „całość” (takie właśnie było jedno z haseł insurekcji kościuszkow-
skiej).  Dziwnie  brzmi  to  wezwanie  Krakowiaków  ścigających  Górali,  którzy  uciekając  nie  mogli  zagrażać  ich
„całości”. Podobnie zwraca uwagę szerszy niż konflikty sztuki sens i siła emocjonalna wypowiedzi Górali w sc.
I aktu III, zwłaszcza w ww. 15-18.

background image

77

A K T  III

Teatr reprezentuje las; w głębi po prawej stronie widać wzgórek okryty krzewinami

S C E N A  I

BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOS i inni Górale przychodzą z lewej strony, pełni rado-
ści, z siekierami w ręku. Śpiewają

BRYNDAS

Wszystko łebsko się udało,
Mamy bydło, mamy owce,
Niechaj poznają Krakowce,
Co umiemy, choć nas mało.

MORGAL

Sto wieprzaków.

ŚWISTOS

Świń ze dwieście.

MORGAL

       W woły?

 ŚWISTOS

A kozioł tłusty?

MORGAL I ŚWISTOS

Jak się to wyprzeda w mieście,
Będzie cym hulać w zapusty.

BRYNDAS

Więc się ciesmy, przyjaciele,

  10 

Mamy zemstę, mamy chwałę.
I karzem chłopy zuchwałe,

background image

78

I zdobycy mamy wiele.

MORGAL

Ale gdy nas zechcą gonić?
Gdy zechcą bydło odbierać?

 

BRYNDAS

  15 

Trzeba nam się dzielnie bronić,
Lub zwyciężać, lub umierać.

obracając się do imnych Górali w trzech śpiewają

Bracia! Stójmy męznie w boju,
Nie załujmy krwi i znoju,
Wsak, choć casem licha sprawa,

 

  20 

Ten ma słusność, co wygrawa.

 

BRYNDAS

Prawda, ize te łupy, cośmy im zabrali,
Przechodzą nase i skody, i trudy.
Gdyby im jesce mozna zabrać nawet dudy!...
Bo kiej tchórze, niech cierpią; my przeto wygrali.

  25 

Kobiéty nase niechaj zawse wej przed nami
Bydło pędzą, my z tyłu za nimi pójdziemy.
Bo gdyby wej do bitwy przysło z Krakowcami,
My tu się pierwej z nimi ucierać będziemy.
Kaj są nase kobiéty? Niechze idą w przodzie.

MORGAL

  30 

A wsystkie tam zostały pod górą przy wodzie.

BRYNDAS
patrząc za scenę

Patrzaj, jak twoja Kaśka tryksa się z baranem.

 

ŚWISTOS

A Zośka wej na wierzbę wlazła za cabanem.

 

                                                

 

 ww. 14 i 16 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.

 

 w. 19 

licha sprawa

 – niesłuszna, niesprawiedliwa, wbrew prawom.

 

 w. 20 

wygrawa

 – wygrywa.

 

 w. 31 

tryksa się z baranem

 – mocuje się, szarpie.

 

 w. 32

 caban

 – czaban, wół.

background image

79

MORGAL

A Małgośka za rogi pochwyciła byka,
A jakze ona skace! A jakze on bryka!

BRYNDAS

  35 

Łebsko się bawią dziewki.

MORGAL

Okrutnie kontente,

 

Bo tez to ślicne bydło, o, gdyby się ostać
Mogło przy nas! Tylko ze te chłopy zawzięte
Jak nas tu gdzie przysiędą...

BRYNDAS

To ich będziem chłostać,
Wsak i my ręce mamy. Ale cóz to? Cicho!

  40 

Jakiś tam hałas słychać!

ŚWISTOS

Obac jeno z góry.

MORGAL
wybiegając na pagórek

Biada nam! Krakowiacy lecą kieby chmury!...
Oj, cóz to tam tego!

ŚWISTOS

Oj, będzies tu licho!

BRYNDAS

Nie bójta się! Ty, Świstos, krzyknij na kobiety,
Niech pędzą trzodę.
Świstos odchodzi

Reszta skryjmy się w te krzaki,

  45 

A jak nas juz pominą wsystkie Krakowiaki,
Niespodziewanie z tyłu wsiędziem im na grzbiety
I pomięsamy wsystkich.

 

                                                

 

 w. 35

 kontenta

 – (z łac.) zadowolona.

 

 w. 47

 pomięsamy

 – pomieszamy, w znaczeniu: rozbijemy, rozpędzimy.

background image

80

MORGAL
Nie ujrzą nas moze,
Boć jesce są daleko. Dalej w imię Boze!

BRYNDAS

Dalej, bracia! Śpiescie się, a sybko, a zwawo!

odchodzą w prawą stronę

S C E N A  II

BARDOS
sam wchodzi pomału i patrzy za nimi

  50 

Już poszli, próżno chciałbym wstrzymać bitwę krwawą,
Ale ich tak przynajmniej pomięszam, przerażę,
Że może, co przemyślam, z łatwością dokażę.
Przeciągniemy im naprzód drut przez całą drogę,
Jak się nim trąci któren czy w rękę, czy w nogę,

  55 

Uderzony iskierką ognia elektryki

 

Upadnie gdyby mucha.
dobywa z torby machinę elektryczną

Poczekajcie, smyki!
Nauczę ja was lepiej szanować naukę,
Jak wam nosy przypiekę i ziobra potłukę!
Ale gdzież się tu schowam, ażeby machinę

  60 

Z bezpieczeństwem ustawić?

ogląda się i postrzega wzgórek, na który wchodzi

Tutaj, w tę krzewinę.
Właśnie ten paniczek bardzo mi będzie wygodny,
Bo w nim dobrze zakryję całe mu działanie,
A żaden mnie tu z dołu pałką nie dostanie.

schodzi na dół po drut

Otóż to będzie teraz sposób cale modny

 

  65 

Toczenia wojny. Czemuż mój drut przez świat cały

 

                                                

 

 w. 55 

uderzony iskierką ognia elektryki

 – tak naiwnie jeszcze wyobrażono sobie działanie elektryczności.

 

 w. 64 

cale

 – forma staropolska, dziś: wcale.

 

 w. 65–67 To piękne zdanie Bardosa wyrasta z najlepszych tradycji myśli Oświecenia, które szczególnie ostro

walczyło z bezsensem i okrucieństwem wojen, prowadzonych dla poparcia egoistycznych celów klasy panującej.

background image

81

Nie jest dziś przeciągniony, by wstrzymał potoki
Krwi ludzkiej?
wbiega na wzgórek

Jest profesor w katedrze wysokiej...

 

Dam ja wam tu lekcyje, zawzięte cymbały!
Ale cicho, już hałas z daleka powstaje,

  70 

Zaczynamy robotę.

pompuje mocno machinę, słychać wrzeszczące głosy

Ha, łotry, hultaje!

Gońcie! Gońcie!
Bardos ukrywa się lepiej na wzgórku

S C E N A  III

BARDOS ukryty, BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOK i inni Górale, za nimi
WAWRZENIEC, BARTŁOMIEJ, STACH, JONEK, inni Krakowiacy i Krakowianki.

MORGAL

Uciekaj!

BRYNDAS
z resztą Góralami uciekając

Juz po nas!

KRAKOWIACY
krzyczą za nimi

Mordujcie!

GÓRALE
uciekają przez drogę, trafiają na drut elektryczny, którym uderzeni upadają na ziemię,
wszyscy razem wołając

Gwałtu! Gwałtu!

                                                                                                                                                        

Specjalnie silnie postępowa myśl Oświcenia piętnowała wojny zaborcze. Dlatego sławiony w poprzednich wie-
kach  wiekach  macedoński  król-zdobywca  Aleksander  Wielki  w  tej  epoce  nierzadko  zwany  był  „wielkim  zło-
dziejem”.

 

 w. 67

 Jest profesor w katedrze wysokiej

... – pozycja Bardosa schowanego na wzgórzu z zamiarem dania „na-

uczki” Góralom nasuwa mu porównanie z profesorem siedzącym na katedrze.

background image

82

KRAKOWIACY
wszyscy wpadają na scenę, widząc Górali na ziemi, rzucają się na nich, wołając

Teraz ich!

BARDOS
głosem wyniosłym z góry

Krakowiacy, stójcie!
Wstrzymajcie się, mordercy! Także więc srogiemi
Być chcecie? Zabijać ich, gdy leżą na ziemi?

  75 

Chcecież zbrodnicze ręce we krwi bezbronnych maczać?
Wyniosłych karać trzeba, pokornym przebaczać,
Tak prawo boskie uczy. Spuśćcie wasze pałki!

Krakowiacy spuszczają pałki, Bardos obraca sie do Górali

A wy, gałgańskie dusze! Wy, zuchwałe śmiałki!
Wy, rabusie, hultaje, toż to wy dlatego

  80 

Dwa razy w rok na odpust chodzicie na Piaski,
Ażeby się bić w piersi, a krzywdzić bliźniego?
Wstańcie! Dziś oto życie macie z mojej łaski,
A jeżeli mi się tu zaraz nie zgodzicie,
Jeśli wszystkiego bydła im nie powrócicie.

  85 

Tedy ta sama straszna, niewiadoma siła,
Która was, gdyby słomkę, na ziemię rzuciła,

 

Aż na same gorące dno piekła was rzuci!

MORGAL

Baj, baja, niech no waspan tak nie bałamuci.

 

BRYNDAS

Nie mas ci tu w tym cudu, żeśmy się potknęli.

BARDOS

  90 

I nic więcej? Więceście żadnego nie mieli
Uderzenia? Niceście nie czuli, hultaje?

MORGAL

Zwycajnie, kiej cłek w strachu, to się róznie zdaje.

                                                

 

 w. 87–88 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.

 

 w. 88 

waspan

 – skrót pełniejszego zwrotu: waszmość pan (skracano także do form: aspan lub waćpan).

background image

83

BARDOS

A już też bezbożności dopełniacie miarki.
Zaraz ja was przekonam, śmiałe niedowiarki.

  95 

Krakowiacy, stańcie tu!
idą wszyscy na jego stronę

Niech ci przeklętnicy,
Jako już czartów zdobycz, staną po lewicy.
Teraz więc zobaczymy, jeśli potraficie
Pójść stąd.
zaczyna pompować machinę

Jeśli trzy kroki tylko się ruszycie,
Wnet, jak barany na rzeź, padniecie na ziemię.

  100 

Idźcie więc, pozwalam wam, zabierajcie bydło.

KRAKOWIACY

Jak to zaś?

BARDOS

Stójcie cicho.

MORGAL

To prózne mamidło

Idźmy, bracia!

porywają się wszyscy Górale, lecz drutem uderzeni, upadają wołając

Aj, gwałtu!

BARDOS
O, gałgańskie plemię.
Leżysz teraz cichutko i wierzysz nareście,
Że niebo karze tego, co rzecz cudzą bierze?

  105 

Trzeba by wam odliczyć po bizunów dwieście.

 

Ale wstańcie i zaraz mi wyznajcie szczerze:
Nie czujecież wewnętrznie sumienia zgryzoty,
Żeście im skradli bydło?

BRYNDAS

Juści tak coś zda się.

                                                

 

 w. 105

 bizon

 – (także: bizon) bat.

background image

84

BARDOS

A widzisz więc, drągalu!

MORGAL

Nie zwazaj, Bryndasie,

  110 

To musi być carownik od diabła ucony.

BARDOS

Jeszcze bluźnisz? Ach! Jużeś wiecznie potępiony.
Oto Lucyper już cię chwyta za kołtony.

 

Uciekaj! Weź czym prędzej tę butelkę – naści.
To od święconej wody, włóż ją szyjką w ziemię,

  115 

Stań na nią jedną nogą, weź ten drut kręcony.
Prędzej – bo się zapadniesz w piekielne przepaści!

Morgal ogląda się z bojaźnią, nareszcie stawa na butelką, chwyta się drutu. Wtem Bardos
pompuje machinę i widać, jak się wznoszą włosy na głowie Morgala

BARDOS

Otóż patrzcie, jak włosy stoją mu do góry.
Diabli latają nad nim!

MORGAL
ze strachem

Aj! Aj!

BARDOS

Już w pazury
Chcą cię porwać!

WSZYSCY
zdumieni krzyczą

Cud! Cud! Cud!

BARDOS

Dalejże, zuchwały,

  120 

Żałuj za twoje zbrodnie, a zostaniesz cały,
Wyznaj, żeś głupi.

                                                

 

 w. 112 

kołtony 

– kołtuny, w znaczeniu: włosy; tu taka forma dla rymu z: potępiony.

background image

85

MORGAL
drżący

Głupim.

BARDOS

Tchórz!

MORGAL

Tchórz.

BARDOS

Duda!

BARDOS

Naucz się na drugi raz lepiej wierzyć w cuda.
Idź sobie, jużeś wolny. A wy wreście, jego
Kamraci, patrzcie, jak on nad przepaścią stoi.

 

  125 

Niech się więc nikt nie waży rozkazu mojego
Łamać. Gdy pieska biją, niech się lewek boi.

 

Idźcie natychmiast bydło oddać Krakowiakom,
A pierwej jeszcze tutaj, w mojej obecności,
Dajcie im ręce na znak zgody i jedności,

  130 

Ściśnijcie się wzajemnie.

WAWRZENIEC

My wejcie sampanom,
Byle wsystko oddali, darujemy z duse.

BARDOS

Więc zgoda?

WSZYSCY

Zgoda wiecna!

BARDOS

                                                

 

 w. 124 

kamraci

 – (z niem.) koledzy, towarzysze.

 

 w. 126 

Gdy pieska biją, niech się lewek boi

 – przysłowie wyrażające myśl, że gdy słabszego spotka niepowo-

dzenie, mocniejszy tym bardziej uważać i strzec się powinien. Przysłowie to zostało zapisane i weszło do litera-
tury jeszcze w XVIIw. (u Marcina Błażewskiego 1607, potem Cnapiusa (Knapskiego), 1632). Odwrotny sens ma
przysłowie: bać się trzeba trzcinie, gdy wiatr dąb wywinie (wyrwie).

background image

86

Dzięki Bogu za to,
Szczęśliwość wasza będzie prac moich zapłatą.

BARTŁOMIEJ

Alez ten cud!...

S C E N A  IV

Ciż sami i MIECHODMUCH

MIECHODMUCH
Wpadając

  135 

Czud? Gdzie czud? Ja go widzieć muszę,
Usłyszałem z daleka wołające głoszy:
„Czud! Czud!” Aż mi ze strachu na łbie wstały włoszy.
Biegłem jednak co prędzej widzieć to zjawienie.
Oj, byłożby to dla nas zyskowne zdarzenie,

 

  140 

Ksiądz pleban nie największe ma teraz intratki,

 

Gdyby nam się więcej jaki czud objawił rzadki,
Mielibyśmy oferty, wota, fundaczyje.

 

Dopiero bym sobie żył. Nie tak, jak dziś żyję.
Byłyby tu kapłonki, owcze i barany,

  145 

I pieniążki.

WAWRZENIEC
A gdzieześ dotąd był, kochany
Miechodmuchu? Do chaptes w momencieś się zjawił,

 

A kiej się bić wypadało, wasmość się nie stawił

MICHODMUCH

Prawda, że się za górę pod pniaki szchowałem,
Ale was za to często z daleka żegnałem...

 

  150 

A potem, wszak ja przecię oszoba kościelna,

 

                                                

 

  w.  139  Satyryczna  uwaga  przeciwko  księżom,  którzy  z  rzekomych  cudów  i  ciemnoty  ludzi  ciągną  korzyści

materialne.

 

 w. 140 

intratki 

– (zdrobnienie od: intraty) dochody.

 

 w. 142

 oferty

 –  (z łac.) ofiary pieniężne; 

wota 

– (z łac.) kosztowne przedmioty, skaładane jako dary w kościele;

fundaczyje

 – (z łac.) fundacje, sumy pieniężne, zapisywane Kościołowi na odprawianie specjalnych regularnych

nabożeństw.

 

 w. 146 

chaptes

 – łapówka, zysk, korzyść materialna.

 

 w. 149 

żegnałem

 – w znaczeniu: czyniłem znak krzyża, błogosławiłem, aby was nieszczęście nie spotkało.

background image

87

Radzić wojnę, a bić się – to jest rzecz oddzielna.
My, kiedy tego trzeba, wojnę zapalamy,
Ale się sami na sztych nie sztawiamy.

JONEK

Daj go katu! To jakieś wygodne ustawy...

BARTŁOMIEJ

  155 

Był to cud razem strasny i cud do zabawy.

BARDOS

Bracia moi, słuchajcie! Świat ten jest zepsuty,
Są na nim tak bezszelne i podłe filuty,

 

Krórzy widząc, żeście wy prostacy, po trosze
Zmyślonymi cudami ściągają wam grosze.

  160 

Ażeby was więc drugi raz kto nie nadużył,
Powiem wam, że ten figiel, któregom tu użył,
Nie jest to cud prawdziwy ni diabelska sztuka.
Jest to pewna rozumna i piękna nauka,
Ta robi w człeku skutki, kóreście widzieli,

  165 

Alebyście wy tylko za rok nie pojęli.
Wiedzcie tylko, że ten drut, przez drogę cięgniony,
Tak jest jasnym i silnym ogniem napełniony,
Że, kto się go czy ręką, czy nogą dotyka,
Całego jakby piorun natychmiast przenika.

  170 

Ażebyście wierzyli, że ja was nie durzę,

 

Zaraz was doskonale i jaśnie przekonam.

JONEK

Ej, prosiemy wasmości.

WAWRZENIEC

Prosiemy, pokaz to nam.

WSZYSCY

Prosiemy!

BARDOS

                                                                                                                                                        

w

 

 w. 150-153 Satyryczna aluzja do politycznej działalności kleru; 

na sztych

 – przeciwko bagnetom, tu w zna-

czeniu szerszym: nie narażamy się biorąc bezpośredni udział w wojnie; ww. 152-153 nie ma w rękopisie, wpro-
wadził je Kucharski z pierwodruku.

 

 w. 157 

filuty

 – krętacze, wydrwigrosze, oszuści.

 

 w. 170 

durzyć 

– bałamucić, oszukiwać.

background image

88

Zaraz, Stachu, idź tam, stań na górze
I obracaj tą korbą.
Stach odchodzi

A wy, dzieci moje,

  175 

Pobierzcie się dokoła, a wszyscy za ręce.

BASIA

Ej, kiej strasno.

JONEK

Nie bój się.

MIECHODMUCH
śmiejąc się

O szerce zajęce!

BARDOS

Pan Miechodmuch pierwszy tu stanie.

MIECHODMUCH

Ja się boję.

BASIA
Z nas się wasmość śmiał?

BARDOS

Wstydź się! Dalej, stańcie no tu.
Tę rękę daj Bartkowi, tą dotknij się drotu.

 

gdy się dotykają drutu, uderzeni krzyczą

  180 

Aj, aj!

BARDOS

Otóż po wszystkim niechaj wam to służy
Na zdrowie, to przerzedza krew.

 

JONEK

                                                

 

 w. 179 

drotu

 – drutu, forma starsza(drót) zachowana tu dla rymu.

 

 w. 181

 to przerzadza krew

 – prymitywne jeszcze i naiwne pojmowanie działania elektryczności na organizm.

background image

89

Co to za dziwy!

BRYNDAS

Cłek o tym ani słysał.

WAWRZENIEC

To jak cud prawdziwy.

BARDOS

A jednak nie jest cudem. Lecz nie bawmy dłużej;
Powróćcie wszyscy razem w radości do domu,

  185 

A gdy was zwodzić zechcą, nie wierzcie nikomu.
Wy bierzcie bydło wasze, wy złączcie się z niemi
Razem dzisiaj wieczerzać i tańczyć będziemy.

WAWRZENIEC
Mądry-ć to cłek z waspana.

BARDOS

Gdy tak rozumiecie,
Jedną małą nauczkę ode mnie przyjmiecie.

  190 

Niech ona silniej niźli ogień w tej iskierce
Dotknie umysły wasze i rozpali serce.

A r i a  VII

Żyjcie w zgodzie i pokoju,
Nie dajcie się gorszyć światu,
Nie ma zysku w takim boju,

  195 

Który czyni krzywdę bratu.

Bóg nas wszystkich równo stwarza,
Równo nam się kochać każe,
Tego zawsze upokarza,
Kto bliźniego krwią się maże.

wszyscy powtarzają tę arię i odchodzą w tę stronę, gdzie bydło

S C E N A  V

BARDOS i STACH

background image

90

BARDOS

  200 

Stachu, zostań się ze mną, rad bym twe małżeństwo
Szczęśliwym już oglądać, lecz niebezpieczeństwo
Wisi jeszcze nad tobą. Dorota cię kocha,
A kiedy się z tym wyda jak kobieta płocha
To twoja żona, słusznie zazdrosna i czuła,

  205 

Całe by ci pożycie zgryzotą zatruła.
Słuchaj: trzeba ją prędko i zręcznie odsadzić.

STACH

Ale jak?

BARDOS

Gdzież cię ona najczęściej widuje?

STACH

Ona mnie wsędzie suka, wsędzie mnie śpieguje.

BARDOS

Oto musisz ją w takie miejsce gdzie sprowadzić,

  210 

Żeby się tam skryć można, gdy będzie potrzeba.

STACH

A jakby mnie mąz złapał? Dałzebym se chleba!

BARDOS
Próżna trwoga; nie bój się, ale gdzież to zrobić?

STACH

Ona cęsto pod domem długo ze mną gada.
To się za węgieł schowam.

 

BARDOS

Nie, to nie wypada.

  215 

Trzeba koniecznie takie miejsce przysposobić,
Żeby tam młynarzowi zajrzeć wypadało.

STACH

To ja wej w nasą wierzbę schowam się spróchniałą,

                                                

 

 w. 214 

węgieł

 – ściana, narożnik budynku.

background image

91

On tam co chwila patrzy, cy się nie wróciły
Pscoły, co przed miesiącem ul w niej porzuciły.

BARDOS

  220 

A gdzież ta wierzba stoi?

STACH

Przed samymi drzwiami.

BARDOS

A czy się tym tam zmieścisz?

STACH

Nieraz tam we dwoje
Siedzieliśmy se z Basią.

BARDOS

Więc ja tam rzecz moję
Zrobię. Słuchaj! Z Dorotą gdy będziecie sami,
Gdy cię ona już ściskać i całować zacznie,

  225 

Ja wtenczas przyprowadzę młynarza nieznacznie.
Ty się czym prędzej w wierzbę schowasz. On zobaczyć
Zechce pszczoły, lecz ja mu będę tak majaczyć,
Że do tego nie przyjdzie. Jednakże Dorota,
Bojąc się, by nie wyszła na wierzch jej niecnota,

  230 

Tak się w sobie natrwoży, napłonie, nadręczy,
Że ją to może wstrzyma, a może odstręczy.

STACH

A jak tam młynarz zajrzy?

BARDOS

Ja to na się biorę.

STACH

Ba! Waspan nie odlepis, gdy ja wezmę w skorę.

BARDOS

Daję ci słowo moje.

background image

92

STACH

Spuscam się więc na cie.

BARDOS

  235 

Ale to prędko trzeba zrobić, miły bracie,
Bo po ślubie już nie czas. Kto wie, jakie tobie
Mogą potem przyjść myśli.

STACH

Więc to zaraz zrobie,
Jak tylko przyjedziem do dom.

BARDOS

Dobrze.

STACH

Wiem, że ona
Przyleci zaraz do mnie jak ognista łona

 

  240 

I będzie mnie cmokała.

BARDOS

Więc walnie uda sie.

 

STACH

Teraz waspana zegnam, pójdę do mej Basie,

 

Bo wej tęskni beze mnie.

BARDOS

Jedno słowo jeszcze.
Powiedz mi, ale szczerze: te wszystkie zaloty
Młynarki nie wzniecająż w twym sercu ochoty

  245 

Do zdradzenia twej Basi?

STACH

Wsak ja zawse wrzesce,
Kiej mię Dorota ściska.

                                                

 

 w. 239 

łona

 – (staropol.) łuna, pożar.

 

 w. 240 

walnie

 – wybornie (germanizm dawno przyjęty w jęz. polskim).

 

  w.  241 

Basie

  –  staropolska  forma  dopełniacza  liczby  pojed.  rzeczowników  rodzaju  żeńskiego,  zachowana  w

niektórych gwarach, tu użyta dla pełniejszego rymu.

background image

93

BARDOS

Ależ czasem może?...
STACH

Nigdy.

BARDOS

Słowo?

STACH

Przysięgam.

BARDOS
całując go

Szczęśćże ci więc, Boże,
Poczciwy chłopcze!

STACH

Juz ja nie zgorsę się z tego,
Ze rzadko widzieć w świecie męza poćciwego.

A r i a  VIII

  250 

Nie tajność to jest nikomu,
Jak męzowie zony zwodzą.
Tej nie lubią, co jest w domu,
I cęsto do innych chodzą.

Ale tez za swoje mają,

  255 

Bo pobocne marmozele

 

Tak im głowy przystrajają,
Ze chodzą kieby daniele.

 

Tak zazwycaj bywa w świecie,
Wet za wet, darmo nic nie ma.

  260 

Zrób jeden figiel kobiecie,
Ona ci odpłaci dwiema.

Ja więc nie chcę zdradzać zonę,

                                                

 

 w. 255

 marmozele

 – (z franc. 

mademoiselle

) – panny; gwarowa, o pogardliwym odcieniu nazwa kobiety prze-

sadnie strojącej się i łączącej ze sztuką podobania się nadmierną swawolność i lekkość obyczajów.

 

 w. 257

 daniele

 – jelenie; 

chodzą kieby daniele

 – sens: chodzą z głowami przystrojonymi rogami, co oznacza

przenośnie, że (gdy zdradzają swe żony) sami także są zdradzani przez kobiety.

background image

94

Bo chce, aby mnie kochała,
Aby mnie jednego miała,

  265 

A ja tylko jednę onę.

odchodzi

S C E N A  VI

BARDOS
sam, patrząc na ziemię

W tym wieku jeszcze tylko wzór poczciwej cnoty
U nieuczonej można oglądać prostoty!
Rzadka para, by teraz kochała sie wiernie.
Oj! Jak ich uszczęśliwić pragnąłbym niezmiernie.

  270 

Teraz mi jeszcze Basię przekonać zostaje,
Że Stach jest dla niej wierny. Dobry mi podaje
Sposób ta wierzba. Muszę pierwej z nią pogadać,
Ażeby, co też myśli o Stachu, wybadać.
Ale... Czy mi sie zdaje?... Tak! Ona tu bieży.

SCENA VII

BARDOS i BASIA

BASIA

  275 

Cy nie ma tutaj Stacha?... Azem się zdysała!

BARDOS

Dopiero co tam poszedł.

BASIA

Otom się musiała
Z nim minąć.

BARDOS

Czy tak tęsknić bez niego należy?
Całaś w znoju.

 

BASIA

                                                

 

 W. 278 

w znoju

 – w pocie, zmęczona bieganiem w poszukiwaniu Stacha.

background image

95

Ej, nic to.

BARDOS

Lecz tak biegać szkodzi.

BASIA

  280 

Ale bo waspan nie wies, o co mi tu chodzi.
Więc mu się przyznać musę. Mój panie studencie,
Poradź mi, bom jest biedna, gryzę się przeklęcie.
Dociekłam wej, ze w Stachu kocha się młynarka,
A ze to jest przemyślna i zdradna figlarka,
Moze by mi się chłopak kiedy zbałamucił.

  285 

Otóz widząc, ze z nami nie ma go u trzody,
Myślałam, ze sam jeden na pole powrócił,
Azeby się z Dorotą poumizgał przody,
I dlategom tak biegła.

BARDOS

On tu ze mną bawił.

BASIA

Chyba ze tak.

BARDOS

Ustawnie o tobie mi prawił,

 

  290 

Dziękował mi, żem gładko odsadził Bryndusa.

BASIA

On ci mnie kocha, ale nie śpi wej pokusa.
Mógłby mnie zdradzić kiedy.

BARDOS

A gdyby tak było,
Żeby się Stach chciał czasem poumizgać do niéj,
Cóz byś wtenczas robiła?

BASIA

Niech go Pan Bóg broni!

  295 

Dopiero by się piekło w domu otworzyło.

                                                

 

 w. 289 

ustawnie

 – ustawicznie, nieustannie, bez przerwy.

background image

96

BARDOS

Toś ty tak zła?

BASIA

Gdy mnie kto zdradzać chce, niech lepiéj,
Samego diabła z piekła niźli mnie zacepi.

A r i a  IX

Jestem dobra jak baranek,
Jestem słodka jak cukierek,

  300 

Kiej mnie nie zdradza kochanek,
Kiej nie chodzi do fryjerek.

 

Ale gdybym to dociekła,
Ze mnie Stach osukuje,
Ze zdrajca inną całuje,

  305 

Stałabym się jędzą z piekła.

Jej bym warkoce wyrwała,
A samego wałkiem sprała,
Tak bym tłukła, tak bym biła,
Az bym zdradzać oducyła.

  310 

Wiem ja, jak w świecie męzowie
Cęsto zonom mydlą ocy:
„Moje zycie, moje zdrowie,
Ja cię kocham z całej mocy!”

A kiedy za drzwi wychodzi,

  315 

Juz o zonie ani wspomnie;
Oj, cemuz mi się nie godzi
Wziąć ich na naukę do mnie!

BARDOS

Nie troszcz się, miła Basiu, ja ci to dowiodę,
Że twój Stach zawsze wierny i stały dla ciebie.

BASIA

  320 

Bo tez i ja bym za nim skocyła choć w wodę,
Scęśliwą bym z nim była choć o suchym chlebie.

                                                

 

 w. 301 

fryjerka

 – kochanka; także sens podobny do: marmozela (zob. obj. do w. 255).

background image

97

BARDOS

Słuchajże! Jak tu z wami do wioski powrócę,
Uważaj wtenczas dobrze, gdzie ja się borócę,
I jak ci dam znak głową, zaraz przybież do mnie.

  325 

Ja cię tak skryję dobrze, że sama dokładnie
Zobaczysz, jak Dorota Stasia nęci zdradnie,
A on jak ci jest wierny i chowa się skromnie.

BASIA

Ach, prosę, bardzo prosę, dopiero scęśliwa
Będę.

BARDOS

Otóz i cała gromada przybywa.

S C E N A  VIII

Wszystkie osoby powracające od bydła

WAWRZENIEC

  330 

Jest wsystko, ani jednej stuki nie brakuje.

BRYNDAS

Oddaliśmy, mospanie, co do jedej kozy.

MORGAL

Niech wam się we dwójnasób to stadko pomnozy.

ŚWISTOS

Zycemy wsycsy tego.

BARTŁOMIEJ

Dziękuję.

WAWRZENIEC

Dziękuję.

background image

98

do Bardosa

I waspanu tez za to dzięki zanosiemy,

  335 

Ześ nas pogodził. Teraz do domu wracamy
I waspana na gody z soba zaprasamy.

BASIA

Stasiu, ja pójdę z tobą.

STACH
biorąc ją za rękę

Razem se pójdziemy.

WAWRZENIEC

Bydło prosto na pasę zapędzą pastuchy,
A i wy tez sampanu skłońcie się, dziwuchy,

  340 

Podziękujcie za wase krówki.

BASIA

Z całej duse,
Ja za moję srokatą.
kłania się

ZOSIA

Ja za moję płową.

kłania się

DRUHNA

Ja zaś za moję łysą.
jak wyżej

MIECHODMUCH

Ja też i ja muszę
Podziękować za całą trzodę plebanową.

BARDOS

Kłaniam.

BARTŁOMIEJ

Ja się waspanu przysłuzę, cym mogę...

background image

99

  345 

Zupan dobry...

WAWRZENIEC

Ja capkę.

STACH

Ja buty na drogę.

JONEK

Ja pas.

BASIA

Ja półtna stukę.

ZOSIA

Ja jajek pół kopy.

MIECHODMUCH

A ja relikwijarzyk.

 

BRYNDAS

My piwem i miodem.

BRYNDAS

Dziękuję wam.

WAWRZENIEC

Więc idźmy.

BARDOS

Idźcie tylko przodem.
Zaraz przyjdę.
odchodzą wszyscy

S C E N A  IX

                                                

 

 w. 347 

relikwijarzyk

 – relikwiarzyk (z łac.), miniaturowy schowek (pudełeczko, oprawka), którego zawartość

stanowi przedmiot mający szczególną wartość dla kultu religijnego.

background image

100

BARDOS

sam, rozrzewniony

Oj, jak swą szczerością te chłopy

  350 

Przejęli duszę moją!... Uczułem prawdziwie,
Że mi się łzy po oczach kręciły rzewliwie.
Czemuż tak małe dary wielką rozkosz rodzą?
Czemu tak serce miłe? Bo z serca pochodzą.

A r i a  X

Nie ci nam dają, którzy są bogaci,

  355 

Nie ci, co przymus lub interes mają,
Bo pierwsi dają, co zdarli z swych braci,
Drudzy do łaski wzgardę przyłączają,
Lecz ten mi daje dar ze wszech miar drogi,
Kto z serca daje, choć sam jest ubogi.

odchodzi

background image

101

AKT IV

S C E N A  I

Teatr wystawia to samo, co w pierwszej odsłonie

DOROTA
sama

Cóz to, ze ich tak długo nie widać? Aj, cyli
Casem mojego Stasia w bitwie nie zranili?
Oj, toć bym tez becała! Wolałabym wreście,
Zeby mojego starca... Ale cyt, salona!

 

Nie powinna męzowi zycyć śmierci zona,
Choć i brzydki, dość ze cłek poćciwy. Niewieście
Zawse zycie małzonka powinno być drogie.
Ze casem się przytrafi cłeku z ułomności
Zgrzesyć, to jesce nie tak wiele w tym jest złości,

  10 

Ale cyhać na zycie jest przestępstwo srogie.
Ja bym juz i nareście chciała z nim zyć wiernie,
Ale mi Stach serce tak pali niezmiernie,
Ze ledwo zyć bez niego mogę, niescęśliwa.
Za co się tez to cudzej rzecy tak zachciéwa!

  15 

Gdyby Stasio był moim, moze i połowy
Nie byłby mi tak miłym, nie zawracał głowy,
A teraz mię tak dręcy, tak mą niscy dusę,
Ze albo umrę z zalu, albo go mieć musę.

A r i a  XI

Nie wiem, co się to w tym święci,

 

  20 

Ze nowość cłowieka nęci,
I tak do smaku przypada,
Ze się az za nią przepada.
Cudza rzez lepiej smakuje,
A jesce kiej młoda zonka

  25 

Starego mając małzonka
Zadnej swobody nie cuje.

                                                

 

 ww. 19-32  Arię XI, której nie było  w odpisie Grabowskiego i  w  wydaniu  Kucharskiego,  włączamy  z  odpisu

Biblioteki Teatrów Miejskich w Warszawie, za pośrednictwem L. Gallego, który tekst jej podał w przypisach do
swej pracy: 

Wojciech Bogusławski i repertuar teatru polskiego w pierwszym okresie jego działalności

, Warsza-

wa 1925, s. 232-233.

background image

102

Zwycaj to męza kazdego starego
Zrzędzić, zamykać i fukać,
Otóz to zemsta na niego,

  30 

Zeby go składnie osukać,
Wsak nie ja pierwsa torobię,
Wielu tak pozwala sobie.

Obiecał, kiedym na ślub jego przystawała,
Ze mnie tez pocałuje. Jak tylko powróci,

  35 

Cy mi dotrzyma słowa, będę doświadcała,
Bo po ślubie Baśka mu juz głowę zawróci,
A przy tym zła dziewucha, nie da se w kasę
Dmuchać.

S C E N A  II

DOROTA, JONEK, BRYNDAS

DOROTA

Jak się mas, Jonku? A nasi?

JONEK

Za młynem,
Wysiadają tam na brzegu.

DOROTA

A bydło?

BRYNDAS

Na pasę

  40 

Juz go zagnały chłopy.

DOROTA

Jakimze to cynem
Cudownym wy z Góralem w zgodzie?

JONEK

Aj, Bartkowa!
Jak powiemy, to wam się wej zawróci głowa,
Jakie tam dziwowiska ten student wyprawiał!
I pogodził nas wsystkich, i strachu nabawił.

background image

103

BRYNDAS

  45 

I nawracał, i dziwił.

 

DOROTA

Alez jak, gadajcie!

JONEK

Oj, bo to trudno!

BRYNDAS

I jak!

DOROTA

Lec przecię.

JONEK i BRYNDAS

Słuchajcie!

D u e t t o

BRYNDAS

Najprzód ciągnął drut przez drogę.

JONEK

Potem sam uciekł na górę.

BRYNDAS

Potem nas uderzył w nogę.

JONEK

  50 

Potem im chciał wybić skórę.

BRYNDAS

Potem nam kazał powstawać.

                                                

 

 w. 45 

nawracał

 – w mniemaniu Bryndasa, bo kazał wierzyć Góralom w „cud”, by zdobyć nad nimi przewagę

dla odebrania im zrabowanego bydła i doprowadzenia do zgody.

background image

104

JONEK
Potem groził, potem łajał.

BRYNDAS

Potem kazał ręce dawać.

JONEK

Potem jakieś dziwy bajał.

BRYNDAS

  55 

Potem podawał butelki.

JONEK

Potem włosy powstawały.

BRYNDAS

Potem spuścił drut niewielki.

JONEK

Potem kręcił jakieś wały.

BRYNDAS

Potem kazał stanąć w koło.

JONEK

  60 

Potem nas wsystkich uderzył.

BRYNDAS

Potem się rozśmiał wesoło.

JONEK

Potem juz mu nikt nie wirzył.

BRYNDAS

Wreście – diábeł to rozumi,
Co ten cłowiek mądry umi.

background image

105

DOROTA

  65 

Chyba tez diabeł pojmie, bo ja głupia z tego.
Ale otóz i nasi! Widzę Stasia mego!

S C E N A  III

Wszyscy prócz Bardosa

DOROTA

A witajciez! witajciez!

BARTŁOMIEJ

Jakze się mas, zono?
Cies się, juz między nami wsystko zakońcono,
Juz my w zgodzie z sampanem. Ten student, co to tu

  70 

Był z nami, pozbawił nas wselkiego kłopotu.

WAWRZENIEC

Co on tam nawyrabiał – i pojąć nie mozna!
Opowiemy wam wsystko.

JONEK

Na cóz? To rzec prozna,
Juz my tu powiedzieli Dorocie dokładnie.

DOROTA

Coście wy tam bajali, to i bies nie zgadnie.

  75 

Ale mi Stasio wsystko najlepiej opowie.

BASIA
z przygryzkiem

Jest ci tu tyle innych.

BARTŁOMIEJ
do Doroty

Teraz, moje zycie,
Poniewaz na weselu będą ci panowie,
Zakrzątnij się, we wsystko przysposób sowicie,
Idź do chaty. Ty, Stachu, i ty tez, dziewcyna,

  80 

I pomózcie jej. Ja chwilkę zajrzę tez do młyna.

background image

106

odchodzi

WAWRZENIEC

A my pódźmy do karcmy, posilmy się krzynkę
Dobrą gorzałką.

MIECHODMUCH

Ja tez łyknę odrobinkę.

DOROTA

A ja dla was ze Stachem sporządzę śniadanie.
I wsystkich was do chaty zaprasamy na nie.

WSZYSCY

  85 

Przyjdziemy z ochotą.

JONEK

A tanecki, muzyka?

STACH

Idźmy tedy. Hej, wiwat! Niech każdy wykrzyka.

WSZYSCY
krzyczą

Wiwat!
odchodzą do karczmy

DOROTA

Pódźma więc.
ciągnie Stacha do chaty

S C E N A  IV

Ciż i BARDOS, który pokazuje się nieznacznie i kiwa na Basię

BARDOS

Cyt! Cyt!

background image

107

BASIA

to spostrzega i wyprawia ich
Idźcie, bo ja musę
Moment zajrzeć do karcmy. Jam-ci druhna przecie,

  90 

Panna młoda mnie ceka.

DOROTA
na boku

Tym lepiej.
odchodzi ze Stachem

S C E N A  V

BARDOS I BASIA

BASIA
niecierpliwie

Cóz chcecie?
Spiescie się, bo ja na krok stąd się wam nie rusę!
Mam ich wejcie zostawić samych?

BARDOS

Gdzież jest ojciec?

BASIA

We młynie.

BARDOS

To dobrze. No, teraz,
Moja Basiu, wleź mi w tę wierzbę.

BASIA

Ach, dla Boga!

  95 

Ja zaś w wierzbie mam siedzieć jak sowa?

BARDOS

A nieraz

background image

108

Siadywałaś w niej w parze z twoim lubownikiem.

 

BASIA

Ja zaś?

BARDOS

Tak jest.

BASIA
na boku

Ten cłek być musi carownikiem!
Wsystko zgaduje.
głośno

Prawda, zem raz tam siedziała.

BARDOS

Siądźże i teraz, będziesz stąd wszystko widziała,

  100 

Jak się Stasio z Dorotą obchodzi. Ale cię
Przestrzegam, żebyś mi się wynijść nie ważyła,

 

Aż otworzę, bo wszystko zepsujesz.

BASIA

Aj, zjecie

 

Mi carta, pani matko!

BARDOS

No, dalej.

BASIA

Juz włazę.

Włazi do wierzby, a Bardos ją zamyka

BARDOS

To jedno. Wnet tu będą i drudzy. Teraz-że

  105 

Dalej do młyna! Tam się za drzwiami zasadzę,

                                                

 

 w. 96

 lubownik

 – kochanek.

 

 w. 101 

wynijść

 – wyjść, wyleźć (forma staropolska).

 

 ww. 102-103

 zjecie mi czarta

 – wyrażenie przysłowiowe, jego znaczenie: nic nie wskóracie, nie uda się wam

osiągnąć celu zamierzonego (pod adresem młynarzowej Doroty).

background image

109

Zapewne Stach uciekać będzie od Doroty,
Ona go zechce gonić, a gdy swe zaloty
Zacznie palić, ja wtenczas męża wyprowadzę.

odchodzi do młyna

S C E N A  VI

DOROTA, STACH

DOROTA

Nie uciekajze, Stasiu! Nie będźze tak srogi!

STACH

  110 

Moja pani Doroto, puśćciez wy mnie, prosę.

DOROTA

Oj, gdybyś ty cuł w sercu tak srogie pozogi,
Takie męki, jakie ja, niescęsna, ponosę,
Nie byłbyś tak okrutnym... Nie chciejze uciekać,
Pójdź do chaty!

STACH

Nie mogę.

DOROTA

Wsakze nie ma Basi.

STACH

  115 

Ale przyjdzie.
na boku

Tu student kazał na się cekać.

DOROTA

Ona tu nie powróci, nie puscą ją nasi.
To przynajmniej choć mnie raz pocałuj.

background image

110

STACH

Nie mogę.

DOROTA

Dlacegoz to?

STACH

Mam zdradzić Basię moję drogę?
Moja pani Doroto, porzuć te jamory;

  120 

Zyjmy lepiej w przyjaźni. Bo jakby nas ktory
Sąsiad kiedy wypatrzył, a doniósł Bartkowi,
Biada mnie i wasemu byłaby grzbietowi.
Ja tez mam młodą zonkę, którą z dusy kocham.

DOROTA

Ja tez to sama cuję, ze ja trochę płocham,

  125 

Ale cóz, kiejś mi serce tak zranił, niebodze,
Ze cyli śpie, cy cuwam, cy siedze, cy chodze,
Tyś mi przytomny, zawse za tobą się biédzę,

 

Więc choć ostatni raz ściśnij mię.

chwyta go za szyję

S C E N A  VII

Ciż sami, BARDOS i BARTŁOMIEJ

BARTŁOMIEJ

Co widzę!
Cy mnie co ocmuciło?

 

DOROTA

Ach, mąz mój! Uciekaj!

STACH
na boku

  130 

Dalej do wierzby!
chowa się w nią

                                                

 

 w. 127

 Tyś mi przytomny

 – bliski, czuję cię koło siebie; 

za tobą się biédzę

 – tęsknię.

 

 w. 129 

ocmuciło 

– omamiło, otumaniło, przywidziało mi się (od rzeczownika: oćma – mgła, tuman).

background image

111

BARDOS
zatrzymuje młynarza i odwraca go w przeciwną stronę, aby nie widział, gdzie się Stach
chowa, i mówi

Panie młynarzu, zaczekaj!
Patrz no, jak śliczny jastrząb w tę wierzbę się chowa

BATŁOMIEJ

Ej, daj mi waspan pokój.
do Doroty
Cóz to się ma znacyć?
Tyś się tutaj ze Stachem ściskała?

DOROTA

Ot, głowa.
Chyba ze ci się zdało, musiałeś źle bacyć.

 

  135 

Skąd tu Stach?

BARTŁOMIEJ

Przeciez tu był.

DOROTAO

Oto byś nie bzdurzył!
Dopiero com tu wesła.

BARTŁOMIEJ

Toć zem nie pijany.

BARDOS

Może wam się źle w oczach zdało.

BARTŁOMIEJ

Mój kochany
Panie! Gdybyś mnie nie był tym jastrzębiem zdurzył.

 

Byłbym go złapał.

BARDOS

Ale skądże zaś, ja przecie

                                                

 

 w. 134 

bacyć

 – baczyć (staropol.), patrzeć, uważać.

 

 w. 138

 zdurzył

 – tu w znaczeniu: odwrócił moją uwagę.

background image

112

  140 

Mam oczy, a nicem tu nie widział.

DOROTA

Ot, plecie.

BARTŁOMIEJ

Jesce mnie tak pyskujes? Pocekaj!

DOROTA

Na dusę
Przysięgam, ze nic nie wiem.

BARTŁOMIEJ

No, to wierzyć musę,
Kiej tak mówis.

BARDOS

Tak się to czasem nam przywidzi.

BARTŁOMIEJ

Cóz to wam jest, Doroto?

BARDOS

Ot, się darmo wstydzi.

  145 

Niesłusznie ją prawdziwie waszmość posądzacie.
Idźmy. Ale cóż tu jest? Pszczoły pono macie
W tej wierzbie, Bartłomieju?

BATŁOMIEJ

Przed miesiącem były,
Ale nie wiem, dlacego ten ul porzuciły.

BARDOS

Może już są tam znowu, obaczmy.

DOROTA
przelękniona, na boku

Umieram,

  150 

Jak go złapie, to po mnie.

background image

113

BARTŁOMIEJ

Ja co dzień zazieram,

 

Ale ich nigdy nie ma.

BARDOS

Teraz są zapewne.

DOROTA
na boku

Oj! oj! Zginęłam biedna!...

BARDOS

Ale ja wam pewne
Podam sposoby na to, aby je przywabić.

DOROTA
Cicho

Ach, dr-zę cała!

BARDOS

Trzeba najprzód ul dobrze zabić,

  155 

Potem go wysmarować gliną.

DOROTA
na boku

Gdyby jako
Przestrzeć go mozna!

BARTŁOMIEJ

Jać to robię, a wselako
Nie powracają pscoły.

BARDOS

Ale bo spod spodu,
Ot, tutaj, trzeba zawsze podłożyć im miodu.

BATŁOMIEJ

Ja i to robię.

                                                

 

 w. 150 

zazieram 

– (staropol.) zaglądam.

background image

114

DOROTA
cicho

Serce wyleci ze drgania...

  160 

Ach! Nie chcę, nie chcę więcej obcego kochania!

BARDOS

Potem także trzeba mieć o pszczołach pieczę.

BARTŁOMIEJ

Jać im dogadzam.

DOROTA

Ten raz jak mi się upiece,
Przysięgam, ze juz nigdy kochać się nie będę.

BARDOS

Teraz chciałbym zobaczyć w śrzodku i dobędę

  165 

Deszki.

 

idzie i dobywa ją

DOROTA

Aj, mdło mi! Mdło mi! Ratujze mnie, Boze!

BARDOS

niby zdziwiony, dobywając deski

A to co jest?

Stach wychodzi z ula

BARTŁOMIEJ

Stach w wierzbie? A cyz to być moze?
No, toś to tam się schował? A cóz, pani zono?

DOROTA
w pomieszaniu

Ale, bo to...
pomieszana

                                                

 

 w. 165 

deszka

 – deska, częsta gwarowa wymowa tego wyrazu; tu chodzi o deskę zamykającą wejście do ula w

wierzbie.

background image

115

BARTŁOMIEJ

Widziałem ja raz ze stodoły...

BARDOS
przerywając mu

Wy nie wiecie, co to jest, i ona też pono

  170 

Nie wie. Basiu, wyjdź no tu!

Basia wychodzi

Otóż macie pszczoły.

BARTŁOMIEJ

I ona tam?

BARDOS

A jużci, ze Stachem siedziała.

DOROTA

Ta to niecnota wsystko teraz wysłuchała.

BARTŁOMIEJ

Co zeście tam robili?

BARDOS

Jak w parze turkawki
Siedzieli.

BARTŁOMIEJ

Ale na cóz w wierzbie?

BARDOS

Dla zabawki.

  175 

Zwyczajnie, dzieci.

STACH

Tak jest. Wzdyć to było z zartu.

background image

116

BARTŁOMIEJ

Psuć mi ul taki dobry...

STACH

Ej, porwan tam cartu.
Kiej prózny.

BARDOS

Więc widzicie teraz prawdę szczerą:
Darmoście oto żonę zmartwili, złajali,
Bo to oni przed chwilą z sobą się ściskali.

  180 

Przeproścież się.

DOROTA
na boku

Och, teraz odzyłam dopiero.

BARTŁOMIEJ

No, darujzes mi, Dosiu!

DOROTA

Ale tak mnie łajać!

BARTŁOMIEJ

Zgoda?

DOROTA

Zgoda.
podają sobie ręce

BARTŁOMIEJ

No, teraz wy idźcie do chaty,
A ja pójdę dla Basi prosić gości w swaty.
Słuchajciez, nie potrzeba ludziom tego bajać.

odchodzi

background image

117

S C E N A  VIII

Pozostali

STACH

  185 

Wielki tez waspan figlarz.

DOROTA

To dowcipna stuka.

BARDOS

Jest to dla was, Doroto, maleńka nauka,
Nie psujcie córce życia.

DOROTA

Juz nigdy o Stachu
Nie pomyślę. Ledwom ci nie zdechła od strachu,
Nie gniewajze się, Basiu.

BASIA

Łatwo wam przebace,

  190 

Bom się o moim Stachu wiernie przekonała.
On nie wiedział, matusiu, zem ja tam siedziała,
Bo tam sampan mnie schował. Oj, ślicnez kołace
Na mleku jegomości na drogę upiekę!

DOROTA

A ja juz zdradzać męza wiecnie się wyrzekę.

S C E N A  IX  I  O S T A T N I A

WSZYSCY

BARTŁOMIEJ

  195 

Prosiemy na śniadanie.

BRANDYS

Z ochotą.

background image

118

MORGAL

Z ochotą.

BATŁOMIEJ

Jutro wesele wase, a teraz, Doroto,
Bądź nam rada.

BARDOS

Nim jeszcze siędziemy do stołu,
Wprzód sobie zanucimy pioseneczki po społu.

MIECHODMUCH

A ja, podjadłszy szobie, jak się taniecz zacznie,

  200 

Spomiędzy wasz do karczmy wymknę się nieznacznie.
Rozrywkę niespodzianą zrobię dla Bryndusza.
Ubierę się, jak zwyczaj u nas, za Bachusza,

 

I na beczce przyjadę do wasz.

WSZYSCY

Zgoda, zgoda!

BARDOS

Niech tu dziś będzie sama rozkosz i swoboda.

STACH

  205 

A ja za to, ześ waćpan na mnie był łaskawy,
Wiozę cię mymi końmi do samej Warsawy.

BARDOS

A ja co bym tam robił?... Jest tam i beze mnie

 

Wielu takich, co tylko żyją z kałamarza,
Lecz im się często chłodno i głodno być zdarza.

                                                

 

 w. 202 

Bachusz 

– Bachus, w mitologii bóg wina i wesołości; przebieranie się za Bachusa, który na czele weso-

łego pochodu jechał na beczce wina, należało w starożytności do półreligijnych obrzędów ludowych; w Polsce
było częścią karnawałowych zabaw krakowskich studentów, a z czasem przeszło do obyczajów ludowych jako
tzw. bachuski.

 

  ww.  207–209  Krytyczna  charakterystyka  trudnej  doli  licznej  grupy  ówczesnych  literatów  warszawskich.  Ci

pierwsi pisarze zawodowi, co „tylko żyją z kałamarza”, to przede wszystkim pisarze miszczańscy, potem także
księża  czy  zakonnicy,  lub  przyciśnięci  niedostatkiem  synowie  drobnoszlacheccy,  którzy  nie  mając  szczęścia
dostać  się  pod  opiekę  możnego  magnata,  niełatwo  mogli  zarobić  pracą  litracką  i  żyli  w  nędzy.  Los  ten  aż  za
dobrze znał sam Bogusławski i słowa Bardosa są po części i jego osobistym wyznaniem.

background image

119

  210 

Wolę pracować na roli, niż żebrać nikczemnie.
Tu sobie gdzie na gruncie osiędę w Mogile.

WSZYSCY

My waspanu złozemy na pocątek tyle,
Ze będzies gospodarzem.

BARDOS

Dziękuję! Robotę
Skończyłem. Poprawiłem w słabości Dorotę,

  215 

Ochroniłem krew ludzką, zawziętych zgodziłem,
Jeśli jeszcze was przy tym trochę zabawiłem,
Wszystkie żądania moje już są dopełnione.

V o u d e v i l l e

 

BARTŁOMIEJ

Rzadko teraz znaleźć zonę,

By była poćciwa,

  220 

Chociaz cłowiek kocha onę,

Jednak podejrzéwa.

A najbardziej, kiedy stary

Młodą se dobierze –

Wkrótce pójść musi na mary

 

  225 

Lub rogi przybierze.

DOROTA

Gdy, dziewcyno, w młodym wieku

Swawolną się cujes,

Nie ślubuj staremu cłeku,

Bo wnet pozałujes.

  230 

A jezeli z dobrej woli

Juz się z nim połącys,

                                                

 

 przed w. 218

 voudeville

 – (franc.) wodewil, końcowa partia opery, w której po kolei każdy z występujących w

sztuce  aktorów  śpiewa  swoją  piosenkę,  po  czym  chór  ogólny  zamyka  przedstawienie.  Śpiewki  te  były  jakby
końcowym  podsumowaniem  każdej  roli,  zawierały  komentarz  bohatera  do  akcji,  którą  przebył,  a  także  nieraz
dowcipy,  morał,  wycieczki  satyryczne,  wskazania  ideowe.  Śpiewki  wodewilu,  zwane  także  kupletami,  miały
tekst najbardziej zmienny, przestrzegając tylko ustalonej melodii. Nazwa wodewilu związana z obyczajami ludu
francuskiego, wywodzi się z Normandii, gdzie w XV wieku cieszyły się sławą satyryczne śpiewki, które układał
rzemieślnik z miasta Vire nad rzeczką Vire, niejaki Basselin. Piosenki obywatela Vire otrzymały nazwę: vau de
Vire  (piosenki  z  doliny  Vire),  co  potem  zmieniono  na:  vau  de  ville  (zamiast:  Vire  –  ville:  miasto).  Z  czasem
rozwinął  się  osobny  gatunek  sceniczny  –  komedyjka  przeplatana  wesołymi  śpiewkami  –  zwany  wodewilem.
Wodewil  rozpowszechniony  był  w  Polsce  już  z  początkiem  XIX  wieku,  a  bardzo  popularny  jest  i  w  naszych
czasach.

 

 w. 224 

pójść... na mary

 – umrzeć.

background image

120

Nie sukaj obcej swywoli,

 

Bo źle zawse skońcys.

STACH

Wy, chłopaki, cudzej zony

  235 

Nie psujta nikomu,

Bo z tej mody zarazonéj

Tylko biéda w domu.

Tak się teraz w stadłach psują

 

Zony i męzowie,

  240 

Ze ich dzieci nie zgadują,

Którzy ich ojcowie.

BASIA

Wanda lezy w nasej ziemi,

 

Co nie chciała Niemca,

Lepiej zawse zyć z swojemi,

  245 

Niz mieć cudzoziemca.

Gdzie się bardziej cudzy ziomek

Niz rodak podoba,

Biedny bywa taki domek,

Traci się chudoba.

 

BRYNDAS

  250 

Nie pogardzaj ubogimi,

Choć jesteś bogaty,

Bo nie cynią nas wielkimi

Klejnoty i saty.

Nie wydzieraj, co cudzego,

  255 

Sanuj wsystkie stany,

Poznaj w cłeku brata swego,

A będzies kochany.

MORGAL

Nie wierz nigdy siarletanom,

 

A sanuj mądrego,

                                                

 

 w. 232

 obcej swywoli

 – zdradzania męża przez zalecanie się do innych;

 swywoli

 – swawoli, starsza forma tego

samego wyrazu, ukazująca, jak powstawał on ze zrastania się dwóch wyrazów (swa wola), z których pierwszy
sam się odmieniał także w nowej, zrośniętej formie (w dopełniaczu: swéj-woli, co potem dało: swywoli).

 

 w, 238 

stadło

 – (staropol.) małżeństwo.

 

  ww.  242-  243  Basia  przypomina  tu,  jako  pomocne  porównanie  dla  sensu  ideowego  swej  śpiewki,  podanie  o

królewnie Wandzie z bajecznych dziejów Polski, co ma żywe uzasadnienie w akcji sztuki odbywającej się nie-
daleko kopca  Wandy pod Krakowem.

 

 w. 249 

chudoba

 – majątek.

 

 w. 258 

sierletan

 – (z franc.) szarlatan, oszust.

background image

121

  260 

Nie pomagaj wielkim panom

 

Ku biédzie bliźniego.

Bo jak się casem nie uda,

Cnota weźmie górę,

Nie będą-ć to wielkie cuda,

  265 

Ze ty weźmies w skórę.

JONEK

Strzezcie wianków swych, dziewcęta,

Mawiała ma ciotka,

Bo w miłości jest ponęta

Zdradliwa, choć słodka.

  270 

Dawniej chodził ślub na gody

Przez cierniste pole,

Teraz idzie bez przeszkody,

Ani się zakole.

BARDOS

Wy uczeni, którzy wszędzie

 

  275 

Cierpicie dla cnoty,

Nie zawsze wam tak źle będzie,

Nie traćcie ochoty.

Służyć swej ojczyźnie miło,

Choćby i o głodzie,

  280 

Byle światło w ludziach było,

A sława w narodzie.

MIECHODMUCH

Chuda fara, organiszta ceka na akczypę,

 

Rzadko teraz, by kto sprawił krzciny albo sztypę.

 

Ciężko dzisiaj, Boże odpuść, być kościelnym szługą,

  285 

Mruczą ludzie, że im bieda, a zyją dość długo.

Oddawajcie swe daniny,

Czo komu należy,

                                                

 

 w. 260

 Nie pomagaj wielkim panom

 – według pierwodruku; w rękopisie Grabowskiego: dumnym panom.

 

 w. 274 

uczeni

 – pod tym określeniem rozumiano nie tylko uczonych  w dzisiejszym znaczeniu, ale  wszelkich

działaczy kultury i oświaty, a przede wszystkim pisarzy. Słowa piosenki w tym już miały rewolucyjny charakter,
że  głosiły  pochwałę  rozumu,  kontynuację  wielkiego  dzieła  podniesienia  oświaty  i  kultury,  w  czym  reakcyjne
władze  targowickie,  tępiące  wszelkie  postępowe  osiągnięcia  reformatorskie,  widziały  przejaw  jakobinizmu  i
niebezpiecznych tendencji przewrotnych.

 

 w. 282 

Chuda fara

 – uboga parafia; Miechodmuch myśli tu oczywiście o plebanii, którą reprezentuje i dla której

przymawia się o datki, płynące zwykle z okazji obrzędów kościelnych czy zbiórek przeprowadzanych z okazji
świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy; 

akczypa

 – akcypa (z łac.), datek, który organista otrzymywał zwykle

z okazji obrzędów kościelnych.

 

 w. 282 

sztypa

 – stypa, uczta z okazji pogrzebu, urządzana dla uczestników obrzędów pogrzebowych; zwyczaj

niegdyś szeroko rozpowszechniony.

background image

122

Proboszczowi dziesięciny,

 

Klesze na pacierze,

  290 

Organiście na przycynek

Jajec na Wielkanocz,

Parę kiełbasz, parę szynek,

A teraz dobranocz.

C h ó r  o g ó l n y

Poczciwość, wierność, miłość i zgoda

  295 

Niechaj pod naszym dachem panuje,
Niech u nas nigdy przewrotna moda
Głów nie zawraca i serc nie psuje.
Niech to świat pozna, że gdzie prostota,
Tam jeszcze szczera zostaje cnota.

K o n i e c  o p e r y

                                                

 

  w.  288 

dziesięcina

  –  podatek  na  rzecz  plebanii,  który  stanowiła  dziesiąta  część  plonów  gospodarstwa  chłop-

skiego,  poważny  ciężar  materialny  obok  niemałych,  niezależnych  od  tego,  obowiązków  wobec  pana.  Jest  to
wyjątkowy,  lecz  ważny  rys  życia  dawnej  wsi,  który  zatrzymał  Bogusławski  w  swym  optymistycznym  obrazie
skierowanym ku lepszemu jutru.


Document Outline