Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
2
WOJCIECH BOGUSŁAWSKI
CUD MNIEMANY
CZYLI
KRAKOWIACY I GÓRALE
OPRACOWAŁ
STANISŁAW PIETRASZKO
4
W S T Ę P
I
Leopold Bogusławski, rejent ziemski, dziedzic wsi Glinne pod Poznaniem, zanotował dla
pamięci niemałej wagi fakt rodzinny:
„R. 1757, dnia 9 kwietnia w Wielką Sobotę, urodził się Woś pod znakiem Strzelca, zaraz z
wody ochrzczony”.
Woś – to Wojciech Bogusławski, późniejszy aktor i autor dramatyczny, śpiewak operowy i
reżyser, kierownik literacki i dyrektor teatru, wielki organizator sceny narodowej i wycho-
wawca pierwszych zastępów artystów scen polskich.
Rejent Bogusławski, jak niejeden szlachcic czasów saskiego panowania, nie przypadkiem
odnotował kalendarzowe okoliczności urodzin syna. Kalendarze ówczesne były dla saskiej
szlachty skarbcem nieocenionym, źródłem wszelakiej mądrości. Z urodzin w dni świąteczne,
w dni, którym przypisane były poszczególne symbole astrologiczne, oznaczające wpływ
gwiazd czy konstelacji gwiezdnych – można było wywróżyć przyszłe losy dziecka, drogi jego
pomyślności i kariery życiowej. Rejent Bogusławski pragnął pokierować losem syna w spo-
sób zwykły w stanie majętnej szlachty, której droga kariery prowadziła najczęściej przez
służbę na magnackim dworze do wyższych dworskich godności lub niewielkich ziemskich
urzędów.
Wojciech kształcił się więc w szkole pijarów w Warszawie, po czym dla zdobycia ogłady
towarzyskiej zostaje umieszczony na wielkopańskim dworze biskupa krakowskiego Kajetana
Sołtyka. Wkrótce jednak zniedołężniałego biskupa zawieszono w czynnościach kościelnych,
dwór poszedł w rozsypkę i młody Bogusławski musiał szukać innej drogi. W roku 1775 wstą-
pił do pułku pieszego gwardii narodowej. Zaledwie jednak dosłużył się w roku 1777 stopnia
podchorążego, gdy w nie znanych bliżej okolicznościach zrezygnował z wojska i na własną
prośbę otrzymał od swego komendanta, księcia Adama Czartoryskiego, zwolnienie ze służby.
Drogi kariery syna szlacheckiego zostały zamknięte. W roku 1778, w kilka miesięcy po zrzu-
ceniu munduru, Wojciech Bogusławski wystąpił w swej pierwszej w życiu roli na deskach
teatru warszawskiego.
Ojcowskie plany rejenta Bogusławskiego zostały pokrzyżowane. W jesieni 1777 roku podpi-
sał on akt odbierający synowi Wojciechowi prawo do dziedziczenia rodzinnej majętności.
Jeśli powodem do tego surowego kroku nie był jeszcze projekt Wojciecha wybrania zawo-
du aktorskiego, to wieść o wstąpieniu syna do teatru musiała ostatecznie oburzyć szlachcica.
Stan aktorski był w oczach ówczesnej opinii godny najgłębszej pogardy. Trudną i piękną pra-
cę aktora, choć dawała widzowi tyle przyjemnych przeżyć i wzruszeń, uważano za podłe
rzemiosło, a aktora – za kogoś w rodzaju błazna, bez prawa do godności osobistej. Jak po-
wszechnie i jakimi sposobami tę pogardę aktorom okazywano, mówi fakt, że zwierzchnik
władz porządkowych, marszałek koronny, musiał w roku 1775 pod groźbą kar wzywać te-
atralną publiczność, „ażeby nikt nie ważył się też Osoby Teatralne lżyć, afrontować, zabawy
teatralne gwizdami czyli innym sposobem przerywać”.
Publiczny teatr polski otwarto w Warszawie z inicjatywy wielkiego i troskliwego opiekuna
literatury i sztuki, króla Stanisława Augusta, dopiero po jego wstąpieniu na tron, w roku 1765.
Do tego czasu sztuki polskie grywano na scenach prywatnych, w pałacach magnackich lub w
5
teatrach szkolnych. Warszawę odwiedzały natomiast często cudzoziemskie zespoły aktorskie,
zwłaszcza francuskie i niemieckie oraz włoskie, które dawały głównie przedstawienia opero-
we i baletowe. Zespoły zagraniczne, znajdujące oparcie w cudzoziemskich gustach magna-
tów, szukały w Polsce wyłącznie największych materialnych korzyści. Cudzoziemscy przed-
siębiorcy teatralni, którzy przedstawienia organizowali i dla siebie zagarniali główną część
zysków, potrafili schlebiać gustom publiczności przez odpowiedni dobór wystawianych sztuk,
często bezwartościowych, byle tylko osiągnąć największe korzyści.
Pierwsi aktorzy teatru narodowego stanowili zespół jeszcze słaby, przypadkowy, bez od-
powiedniego przygotowania. Jeden z najlepszych ówczesnych artystów, doskonały aktor ko-
miczny Karol Świerzawski, był z zawodu woźnym sądowym. Zespół polski pracował w cięż-
kich warunkach, bez własnego lokalu, w ciągłej rywalizacji z modnymi zespołami cudzo-
ziemskimi. Kierownictwo polskich przedstawień trzymali przedsiębiorcy cudzoziemscy, któ-
rzy szybko porzucili polskie sztuki na rzecz oper włoskich, jako dających większe dochody.
Pierwszym cudzoziemcem, który szczerze zajął się i polskim zespołem, był przybyły ze
swą grupą na wiosnę 1778 roku aktor francuski Montbrun. Za jego to właśnie dyrekcji wszedł
po raz pierwszy na scenę Wojciech Bogusławski, jemu też zawdzięczał troskliwą opiekę w
swych aktorskich początkach. Pod okiem Montbruna zapoznał się Bogusławski ze wszystkimi
dziedzinami życia teatru, tak jak tego ówczesne warunki pracy w teatrze wymagały. W owych
czasach często aktor był zarazem reżyserem, autorem lub tłumaczem sztuki, kierownikiem
literackim i administracyjnym zespołu.
U progu swej kariery teatralnej jest już Bogusławski równocześnie aktorem i dostawcą tek-
stów dramatycznych, tłumaczonych z obcych języków. Pierwszy raz występuje na scenie w
przełożonej przez siebie właśnie komedii Barthégo
Fałszywe niewierności. Tegoż roku upa-
miętnił się Bogusławski w historii polskiej sceny faktem szczególnie doniosłym. Oto na zle-
cenie Montbruna przerobił na libretto operowe komedię Franciszka Bohomolca
Nędza
uszczęśliwiona, przez co stał się współtwórcą – wraz z Maciejem Kamieńskim, kompozyto-
rem oprawy muzycznej – pierwszej polskiej opery, która zwycięsko wytrzymała na scenie
warszawskiej rywalizację z operą włoską.
Lecz już za pierwszymi sukcesami rychło nadeszły pierwsze przykre doświadczenia, które
miały Bogusławskiemu dać posmak przyszłych trudów i zmagań, walki o scenę narodową w
ciężkich warunkach materialnych, w ciężkiej atmosferze zależności od protektorów, łask i
pańskich kaprysów. Dźwigający z upadku scenę polską aktorski zespół Montbruna, który z
braku lokalu grywał w pałacu Radziwiłłowskim, otrzymał nagle rozkaz opuszczenia pałacu w
ciągu 48 godzin, ponieważ wracający z podróży książę Karol Radziwiłł zapragnął mieć cały
swój pałac wyłącznie dla siebie. Aktorzy znaleźli się na bruku. Montbrun został zrujnowany
finansowo, zespół rozpadł się. Po bezowocnych próbach przywrócenia sceny narodowej akto-
rzy polscy rozpraszają się. Najlepsi wyjeżdżają do Lwowa, za nimi Bogusławski.
Zjawiwszy się w roku 1782 ponownie w Warszawie Bogusławski znów występuje na sce-
nie. Tym razem ma się z nią związać mocniej. 1 maja 1783 roku przed bramą domu, w któ-
rym mieszkał, stanęła warta honorowa, a po mieście obiegła wiadomość, że przedsiębiorcą
widowisk teatralnych został książę Marcin Lubomirski, a dyrektorem teatru polskiego i baletu
włoskiego mianowano Wojciecha Bogusławskiego. Młody, tak wyróżniony aktor z zapałem
zabrał się do pracy. Ale to znów był początek łańcucha trudności i zmagań, po paru tygo-
dniach zostawił teatr własnemu losowi i nagle wyjechał na Śląsk w konkury do bogatej ary-
stokratki.
Mimo szczodrych zapomóg królewskich nie mógł Bogusławski utrzymać przedstawień
polskich w Warszawie. Nękany ciągłymi kryzysami finansowymi, płynnością zespołu, intry-
gami zawistnych przedsiębiorców cudzoziemskich – szuka szczęścia poza Warszawą. Teatr
jego staje się grupą wędrowną. Daje przedstawienia w Grodnie, Wilnie, Lwowie, Dubnie i
6
wielu innych miastach. Chwilowe sukcesy przeplatają się z coraz cięższymi trudnościami
materialnymi.
Bogusławski – w jednej osobie aktor, autor, reżyser i dyrektor, dźwiga na swych barkach
ciężar tych wszystkich funkcji. Jako autor zabiega o ciągle świeży repertuar, tłumaczy i prze-
rabia sztuki obce, a jednocześnie marzy o tym, aby wprowadzić na scenę wielkich autorów
klasycznych i aby dać wielkie, wzruszające widowisko o wysokich walorach wychowaw-
czych i artystycznych. Swój pogląd na funkcję społeczną teatru wyraził w jednej ze sztuk
1
przez usta jej bohatera:
„Dla młodych teatr powinien być zwierciadłem ich śmieszności, przykładem cnót obywa-
telskich, przypomnieniem dzieł walecznych ich przodków, żeby, co widzą na scenie, wznie-
cało w nich chęć stania się podobnymi, godnymi, aby ich kiedyś prawnukom wystawiano na
wzór naśladowania”.
Jako aktor grywa dziesiątki ról, i to ról różnego typu – tragicznych, komicznych, miło-
snych. Ukazuje dużą skalę talentu aktorskiego. Potrzeba zmusza do nowych wysiłków. Po-
nieważ opera ma dużą wziętość i może zasilić ciągle pustą kasę teatru, Bogusławski – aktor
dramatyczny – w braku fachowych śpiewaków sam śpiewa w operze. W dramacie, gdy zespół
aktorski okaże się zbyt szczupły, Bogusławski sam często zastępuje brakującą obsadę ról. Ale
ma też i role ulubione. Jednak najbardziej chyba odpowiadać mu będzie rola, którą napisze
dla siebie dopiero w gorących dniach 1794 roku.
Jako dyrektor zespołu położył Bogusławski szczególnie wielkie zasługi dla kultury naro-
dowej. Ze swymi przedstawieniami docierał do najdalszych zakątków Polski. Dał początek
życiu teatralnemu i organizacji teatru w szeregu miast polskich. W walce z olbrzymimi trud-
nościami, z rosnącym zadłużeniem utrzymywał doskonalącą się kadrę aktorów, a przygod-
nych amatorów zmieniał w tęgich fachowców sztuki scenicznej. Nierzadko musiał walczyć ze
zbyt wyrosłymi indywidualnościami wśród samych aktorów, by nagiąć ich do potrzeb sztuki,
np. z takim Świerzawskim, który nie chciał grać inaczej jak tylko w kontuszu i z karabelą, a
poza tym za nic sobie wąsów zgolić nie pozwolił.
Teatr wszędzie witano z ochotą, nie wszędzie jednak polskie widowiska znajdowały jed-
nomyślne przyjęcie. Zwłaszcza w scudzoziemczałych kołach artystycznych przekładano ko-
medię francuską czy operę włoską nad sztuki polskie. Oto np. jeszcze w XIX wieku w kołach
towarzyskich krążyła opowieść
2
, charakteryzująca stosunek pewnego ugrupowania arysto-
kratycznego do przedstawień polskich. W towarzystwie tym, które w pałacu Czartoryskich w
Warszawie grywało dla siebie sztuki francuskie, szczególnie lekceważącym stosunkiem do
polskiego teatru wyróżniał się młody książę Józef Poniatowski. Król Stanisław August zażą-
dał wprost, by książę zechciał bywać na polskich przedstawieniach. Książę – jak mówi opo-
wieść – rozkaz wykonał, przychodził na przedstawienia, tylko że ostentacyjnie odwracał swój
fotel tyłem do sceny... Nie chodzi tu zresztą o samego księcia Józefa, który miał potem, w
epoce napoleońskiej, godnie reprezentować honor polskiego żołnierza, lecz o symboliczność
sytuacji dobrze charakteryzującej kosmopolityzm arystokratycznej góry.
II
Okres tułaczki Bogusławskiego skończył się w roku 1790, kiedy to na wezwanie króla zje-
chał ze swymi aktorami do Warszawy. Stolica przeżywała swe wielkie dni, gościła posłów
obradującego właśnie sejmu, który wśród szeregu zamierzonych reform przeprowadził jedną
szczególnie ważną dla Bogusławskiego. Mianowicie w ramach uchwały dotyczącej zniesienia
wszelkich monopoli upadł również przywilej teatralny upoważniający posiadacza (a był nim
1
Człowiek, jakich mało na świecie
, komedia w 3 aktach, Warszawa 1784.
2
E. Ś w i e r c z e w s k i,
Wojciech Bogusławski i jego scena
, Warszawa 1929, s. 229.
7
od lat – ze złą sławą – kamerdyner królewski Ryx) do wyłącznych korzyści i decydowania w
sprawach teatralnych.
Bogusławski rozpoczął pracę w nowych warunkach ze świeżym zapałem. Mógł teraz reali-
zować swe marzenia o teatrze-wychowawcy. 15 stycznia 1791 roku był wielkim dniem Bogu-
sławskiego, a zarazem momentem szczytowym w dotychczasowych dziejach sceny narodo-
wej. Tego dnia odbyło się pierwsze, z entuzjazmem przyjęte przedstawienie
Powrotu posła
Niemcewicza. W działalności kierownika sceny narodowej był to moment zwrotny. Wysta-
wiono sztukę polityczną, która od razu stanęła w ogniu walki ideologicznej. 18 stycznia wy-
stąpił w sejmie przedstawiciel reakcyjnego obozu szlacheckiego, poseł Suchorzewski, który
przy okazji napaści na sztukę Niemcewicza zażądał od sejmu, by kierownikowi teatru (tj. Bo-
gusławskiemu) kierownictwo odebrać, ponieważ teatr służy złej sprawie... Lecz większość
posłów śmiechem przyjęła ten atak, ponieważ powszechnie wiedziano i twierdzono, że
ośmieszony w
Powrocie posła Starosta jest wiernym portretem literackim posła Suchorzew-
skiego.
Powrót posła był dla Bogusławskiego nie tylko szkołą sztuki politycznej i politycznej agi-
tacji, ale również źródłem pomysłu i podnietą dla jego własnego pióra. Bogusławski pisze i w
kilka miesięcy później wystawia obraz dramatyczny
Dowód wdzięczności narodu, będący
dalszym ciągiem sztuki Niemcewicza. Jest to udramatyzowana gorąca pochwała Konstytucji
3 maja, jej twórców i króla. Z atmosfery czci dla Konstytucji i króla wyrosły też dwie następ-
ne sztuki wystawione przez Bogusławskiego – komedia Wybickiego
Szlachcic mieszczani-
nem i dramat historyczny Niemcewicza Kazimierz Wielki. Były to ostatnie wyrazy hołdu dla
króla, jakie wypowiedział teatr Bogusławskiego. Gdy Stanisław August zdradził naród i przy-
stąpił do Targowicy, Bogusławski odłożył pochwały dla króla, by do nich nie wracać.
W gorących chwilach niebezpieczeństwa grożącego Ojczyźnie, którą obezwładniali zdraj-
cy targowiccy z pomocą swych carskich sprzymierzeńców, gdy pusty skarbiec koronny ape-
luje do narodu o datki dobrowolne na obronę kraju, Bogusławski przeznacza na ten cel szereg
przedstawień teatralnych, a z własnej, tak często pustką świecącej kieszeni składa hojną ofiarę
12 tysięcy złotych.
Choć za rządów Targowicy repertuar teatru musiał ulec zasadniczej zmianie, nie rezygnuje
przecież Bogusławski z akcentów politycznych. W jego komedii
Henryk VI na łowach jest
wiele wymowy antymagnackiej, a cenzorzy targowiccy dopatrzyli się nawet aluzji antykró-
lewskich. Przedstawienia przerwano, wytoczono sprawę przed sądem sejmowym, a gdy Bo-
gusławski z dużą godnością się wytłumaczył, zarządzono już tylko publiczne ujawnienie au-
tora sztuki.
Nie znamy bliżej osobistych losów Bogusławskiego za rządów Targowicy. W różnych
przejawach jego działalności, w kontaktach z ludźmi z kół antytargowickich i rewolucyjnych
odczytujemy jego tajną aktywność polityczną. W roku 1793 spotykamy w otoczeniu Bogu-
sławskiego księdza Józefa Meiera, jednego z najbardziej radykalnych warszawskich jakobi-
nów, który dla sceny narodowej tłumaczy mieszczańskie dramaty Kotzebuego. W roku 1794,
na kilka tygodni przed wybuchem insurekcji w Warszawie, Bogusławski jest już członkiem
Związku Rewolucyjnego, a nawet – wraz z ks. Meierem – należy do radykalnego, jakobiń-
skiego skrzydła tej konspiracyjnej organizacji. Bierze udział w zebraniach, na których ustalo-
no szczegóły rozpoczęcia powstania, prowadzi agitację, pracuje pod groźbą aresztowań, z
optymizmem obserwuje potężnienie nastrojów rewolucyjnych wśród ludu warszawskiego.
Przeżywa też wzruszenie najbardziej prywatne – narodziny syna.
A Warszawa czekała już tylko hasła wybuchu. Spoglądała „przeciw słonku”, na południe,
na ziemię krakowską,, gdzie według planów władz powstańczych z Kościuszką na czele
miała się zacząć insurekcja. Wobec szeregu trudności nie doszło do rozpoczęcia powstania w
pierwszym planowanym terminie, w jesieni 1793 roku. Wybuch odłożono, ale w potężnym
wrzeniu dojrzewał on coraz bardziej. Hasła powstańcze wybiegły szybko poza ścisłe kółka
8
konspiracyjne, poza kręgi szlacheckie i mieszczańskie. Przeniknęły w szerokie rzesze miej-
skiego plebsu i ludu wiejskiego i na wzbierającej fali rewolucyjnej budziły radykalną myśl
społeczną, budziły aktywność mas ludowych i ciche nadzieje, że walka narodowowyzwoleń-
cza przyniesie i społeczne wyzwolenie. Hasła narodowe nabierały w praktyce wymowy spo-
łecznej, klasowej. Atak na zdrajców targowickich był zarazem atakiem na magnaterię. War-
szawski woźnica, lokaj czy szewski czeladnik, którego nastroje antytargowickie ośmielały do
drwiny z panów feudalnych, w piosenkach wyszydzających targowickich hetmanów, woje-
wodów i biskupów pobierał lekcję rewolucji. A postępowe głowy i pióra nie ustawały w agi-
tacji, odważnej i jawnej prawie. Zdrajcy targowiccy i ich carscy protektorzy z trwogą nasłu-
chiwali odgłosów zbliżającego się wybuchu, skwapliwie chwytali i czytali rozrzucane po
mieście antytargowickie ulotki – i słali alarmy do Petersburga. Poseł carski Bułhakow z nie-
pokojem donosił swemu rządowi: „Ferment umysłów objawia się w pamfletach, w zuchwa-
łych dyskusjach, w krzykach i hałasach, w oklaskiwaniu takich ustępów komedii, które mogą
być zastosowane ku szkodzie i ośmieszeniu konfederacji”
3
. Przedsięwzięto surowe środki, by
stłumić wrzenie i rozgromić ośrodki powstańcze. W lutym 1794 roku ambasador carski hr.
Igelström przeprowadził liczne aresztowania, w których wyniku uwięziono grupę aktywnych
działaczy konspiracji. Powstania nie można już było dłużej odkładać. Warszawa, gotowa broń
porwać na rozkaz, czekała na znak Kościuszki.
W tym to czasie i w tych okolicznościach napisał Wojciech Bogusławski
Krakowiaków i
Górali.
III
Sztuka Bogusławskiego od strony najbardziej zewnętrznej przedstawia nam dwa powiąza-
ne ze sobą wątki: pełną przeszkód miłość dwojga młodych bohaterów
Cudu, Stacha i Basi,
oraz konflikt między Krakowiakami i Góralami. Akcja sztuki jest rozwinięciem tych kon-
fliktów, a ich pomyślne rozwiązanie decyduje o optymistycznym nastroju i wydźwięku cało-
ści. Tym dwu zasadniczym wątkom akcji przyporządkowane są inne elementy budowy utwo-
ru. Wesele Pawła i Zosi, będące w stosunku do podstawowych wątków częścią dość luźną i
łatwą do wyodrębnienia, jest ludowym tłem obyczajowym dla wątku miłosnego dwojga mło-
dych Krakowiaków. Odrębność tego motywu wyniknąć mogła z oparcia się autora, w tym
miejscu szczególnie, na gotowych, zaobserwowanych w życiu chłopskim formach obyczajo-
wych. Zjawiający się we wsi niespodziewanie student Bardos jest autorowi bardzo potrzebny
w kompozycji sztuki: usuwa kolejno przeciwności dzielące bohaterów i swymi zabiegami
doprowadza do pomyślnego rozwiązania konfliktów. Konflikty te są w istocie dość błahe i nie
tak trudne do rozwiązania, Bardos nie ma zbyt wiele do roboty i choć pomagają mu w tym
sytuacje przypadkowe – nie psuje to naturalności utworu i zgadza się z jego pełną optymizmu
atmosferą.
Czemu więc przypisać należy, że w dziele Bogusławskiego już współcześni widzieli wy-
sokie wartości ideowe i artystyczne, że wskazywali na aktualność, na polityczną wymowę, na
agitacyjną rolę
Krakowiaków i Górali i nawet ich wpływ rewolucjonizujący w przededniu
wybuchu powstania Kościuszki? Czemu przypisać żywą i wyraźnie polityczną reakcję na
wystawienie sztuki?
Choć sam Bogusławski w spisanych u schyłku życia swych
Dziejach Teatru Narodowego
zostawił wyznanie, że napisał swe dzieło pod wrażeniem wieści o zwycięstwie Kościuszki
pod Racławicami (które, przypomnijmy, miało miejsce 4 kwietnia 1794 roku), to jednak zaraz
obok zaprzeczył temu stwierdzeniem, że sztukę wystawiono po raz pierwszy – co też wyraź-
nie potwierdzają inne dokumenty – w dniu 1 marca 1794 roku. Może to osłabiona starością
3
W. S m o l e ń s k i,
Konfederacja targowicka
, Kraków 1903, s. 323.
9
pamięć, a może obawa przed narażeniem się władzom carskim kazała Bogusławskiemu zataić
swoją działalność polityczną przed wybuchem powstania, agitacyjną rolę polityczną utworu i
jego silny związek z przygotowaniami do powstania. A związek ten nie był nie znany ówcze-
snej Warszawie. Jeden z uczestników warszawskiej konspiracji, Sierpiński, po aresztowaniu
go ok. 23 marca zeznał nawet na śledztwie, iż Bogusławski był członkiem rewolucyjnego
sprzysiężenia i „w myśl wskazówek tegoż” napisał
Krakowiaków i Górali.
Publiczność warszawska przyjęła sztukę Bogusławskiego entuzjastycznie, jak żadną do te-
go czasu. Władze zaś – po trzech dniach zawiesiły wystawianie
Krakowiaków i Górali.
Nie znamy dzisiaj autentycznego tekstu tych pierwszych przedstawień.
Krakowiaków i
Górali wydrukowano po pięćdziesięciu blisko latach, już po śmierci Bogusławskiego, w roku
1841, i tekst ten prawdopodobnie nie jest identyczny z tekstem marcowej premiery 1794 roku.
W walce Stacha o ukochaną Basię i w wynikłym z tego konflikcie między Krakowiakami i
Góralami trudno nam dziś odczytać kontury ówczesnych konfliktów społecznych czy poli-
tycznych. Może widzowie pierwszych przedstawień lepiej potrafili rozszyfrować jakieś aluzje
polityczne w dialogach bohaterów sztuki. Są jednak w
Krakowiakach i Góralach takie partie
utworu, które w różnych zachowanych wersjach tekstu utrzymały wiele żywych i łatwych do
odczytania myśli i aluzji politycznych. To arie, piosenki chłopów krakowskich, Górali czy
studenta Bardosa. One to, wiążąc się niekiedy bardzo luźno z akcją sztuki i głównymi wątka-
mi, były zmienną i stale zmienianą częścią tekstu sztuki.
Krakowiacy i Górale są komediooperą, a jako utwór operowy mają obok tekstu recytowa-
nego także tekst śpiewany z towarzyszeniem muzyki – owe arie przede wszystkim. Teoretycy
literatury tamtych czasów w Polsce, zajmujący się określaniem koniecznych właściwości po-
szczególnych gatunków literackich, wobec utworów operowych, jako po części tylko literac-
kich a po części muzycznych, nie mieli własnego stanowiska i w swych systemach teoretycz-
nych najchętniej ten gatunek pomijali, pozostawiając tym samym operę poza swoją surową
nieraz krytyczną kontrolą. Opera tedy korzystała z niemałej swobody. Według ówczesnego
zwyczaju ta zwłaszcza śpiewana część utworów operowych była nieraz dowolnie zmieniana
przez aktorów, często z przedstawienia na przedstawienie. W śpiewkach operowych aktor
zwracał się do osób siedzących na widowni, wplatał w tekst pochwały i nagany, pochlebstwa
i złośliwości, krążącą po mieście plotkę czy nawet aluzję polityczną. Ta właśnie część opery
najsilniej wiązała się z chwilą bieżącą, nasycała się aktualnymi problemami, żywym, nie de-
klamowanym z pamięci słowem oddziaływała na społeczeństwo.
Z całego tekstu
Krakowiaków i Górali – o tych właśnie partiach komedioopery Bogusław-
skiego w jej pierwszych przedstawieniach mamy najmniejsze wyobrażenie. A one zwłaszcza
spotkały się z najwyższym przyjęciem widowni. One to wydarły się szybko z sali teatru i po-
wtarzane przez dziesiątki ust obiegły wkrótce całe miasto, zmieniane ciągle przez nowych
wykonawców. Jak były wykonywane na scenie – wiemy z nielicznych świadectw ówcze-
snych pamiętnikarzy. Jeden z nich, Trębicki, opisuje scenę, w której grający w
Krakowiakach
i Góralach Bogusławski aktualizował tekst swej śpiewki, skierowując ją do jednego z obec-
nych na przedstawieniu dygnitarzy kliki targowickiej, hetmana wielkiego koronnego Ożarow-
skiego: „Kiedy obrotny Bogusławski śpiewał tę piosenkę:
Bo jak się nie uda,
Cnota weźmie górę,
To nie będą żadne cuda,
Że ty weźmiesz w skórę,
to dla lepszego okazania, iż niewinną gra farsę, obracał się do loży Ożarowskiego i wprost do
niego przytomnego adresując się palcem mu kiwał. Śmiał się z głupstwa sam Ożarowski –
patrzyłem na to własnymi oczyma – choć pewnie w duszy jego wesołość nie panowała. Kładli
10
się ze śmiechu na stołkach swoich generałowie i oficerowie moskiewscy, których był ulubio-
nym aktorem pan Wojciech, i pewnie nie zgadywali dowcipu. Lecz cały parter, loże, galerie,
paradyz huczały od oklasków, trzęsły się od tupania”
4
.
Śpiewki aktorów tych pierwszych przedstawień
Krakowiaków i Górali w sposób, jak wi-
dzimy, bardzo bezpośredni odnosiły się do ówczesnych wydarzeń i ludzi, z dużą otwartością
manifestowały uczucia i nastroje ludu warszawskiego, ze sceny budziły ducha patriotycznego
i rewolucyjny optymizm. Scena narodowa stała się trybuną agitacji politycznej, w sposób
śmiały realizowała program przywódców konspiracji. Być może, że i wybitni działacze poli-
tyczni przyłożyli się jakimś osobistym wkładem do dzieła Bogusławskiego, układając dla
aktorów teksty aktualnych piosenek. Tak tradycja przekazała poparty częściowymi dowodami
domysł, że autorem niektórych piosenek w
Krakowiakach i Góralach był jeden z organizato-
rów i późniejszych przywódców powstania – Hugo Kołłątaj
5
.
Choć taka czy inna piosenka sama niekiedy by wystarczyła, aby premierze sztuki zapewnić
wówczas sukces, to przecież niesłuszne by było widzieć wartość
Krakowiaków i Górali tylko
w tych śpiewkach, w ich aktualności i ostrzu politycznym.
By tekst piosenek lepiej trafiał do serc widowni, bohaterowie, którzy te piosenki śpiewali,
musieli najpierw pozyskać te serca w akcji sztuki. Stach, wierny kochanek Basi, Jonek, szcze-
rze mu pomagający jego przyjaciel, Bardos obalający przeszkody zagradzające obojgu mło-
dym drogę do szczęścia – najłatwiej mogli zdobyć sympatię widzów. Ale mógł ją zdobyć
nawet organista Miechodmuch, żywa postać humorystyczna, mówiąca własnym, indywidual-
nym językiem, z charakterystycznym tzw. szadzeniem (czyli wymawianiem głosek „s”, „z”,
„c” jak „sz”, „ż”, „cz”, żeby odróżnić się od chłopów mazurzących, czyli wymawiających
głoski „sz”, „ż”, „cz” jak „s”, „z”, „c”). Śmieszny to i poczciwy człowiek, choć wtedy, gdy
występuje jako chytry pomocnik żyjącego z „cudów” plebana – znajdziemy w jego portrecie
rysy satyry jako wynik krytycznej postawy autora. Bliscy stają się nawet Górale, choć prze-
szkadzają Stachowi, bo ukazał ich autor ludźmi żywymi, pełnymi ludzkich uczuć, hojnymi w
przyjaźni, mściwymi w zwadzie; nawet Bryndas, choć rywal Stacha, bo prawdziwie przeżywa
odmowę Basi; nawet Dorota, choć rywalka Basi, bo jednak szczerze zakochała się w Stachu.
Co ważniejsze – autor pokazał ludzkie uczucia i przeżycia z prostą a jednak trafną motywacją,
w powiązaniu z materialnym bytem krakowskich chłopów i Górali. W pieśni przybywających
w gościnę Górali (akt II, sc. 1), w szczerym zmartwieniu Bryndasa i jego kompanów (akt II,
sc. 4) odbija się obraz trudnego, pasterskiego i myśliwskiego, a nieraz i rozbójniczego trybu
życia Górali; w Jonkowej charakterystyce pozycji materialnej Stacha (akt I, sc. 1, w. 82–100)
przebija duma z zamożności krakowskiego chłopa i zrozumienie znaczenia tej zamożności w
staraniach o żonę; w całym losie Bardosa widać beznadziejność doli człowieka z rzadkim na
owe czasy wykształceniem, któremu na nic mądrość, który nie ma co jeść, bo wówczas lu-
dziom, którzy się nie urodzili bogatymi, tylko łaska pańska lub sukienka duchowna zapew-
niały przyszłość.
Literatura polska przed Bogusławskim niejednokrotnie już sięgała do tematyki ludowej,
ale w tym zestawieniu dopiero widać miarę nowatorstwa autora
Krakowiaków i Górali. Lite-
ratura nurtu realistycznego podejmowała próby ukazania wsi i jej życia, ale w sposób ograni-
czony, fragmentaryczny. Pokazywano chłopa, ale jako pokornego sługę pańskiego, a pana –
również wbrew prawdzie – jako dobrotliwego ojca swych poddanych. W wieku XVIII wśród
poetów polskich bardzo spopularyzowała się sielanka, gatunek literacki, który miał służyć
właśnie opiewaniu życia wiejskiego, ale ukazując je według ustalonych schematów przedsta-
wiał życie chłopów fałszywie jako życie beztroskie i szczęśliwe, rzadko dając prawdę o lu-
dzie. Charakterystyczne, że właśnie teatr Oświecenia, nastawiony nie na użytek dworski, ale
na odbiorcę z niższych w ówczesnym porządku warstw społecznych, pozostawił najwierniej-
4
Cytuję za książką W. T o k a r z a,
Insurekcja warszawska
, Warszawa 1950, s. 101.
5
Pisze o tym W. H a h n w „Pamiętniku Literackim”, Rk XI, 1912, s. 271–277.
11
sze, najbardziej realistyczne obrazy życia wsi, w dwóch zwłaszcza sztukach. Jedna to
Czynsz
Franciszka Karpińskiego, ukazująca z całą bezwzględnością wyzysk materialny i moralną
ohydę pańskiej władzy nad chłopem; druga to komedioopera Stanisława Szymańskiego
Zoś-
ka, najpopularniejsza przed Krakowiakami i Góralami opera polska, przedstawiająca zako-
chaną parę wieśniaków, którzy nie mogą się pobrać wobec zakazu ze strony dworu.
W
Krakowiakach i Góralach lud polski po raz pierwszy w naszej literaturze dramatycznej
występuje jako gromada, jako zbiorowość. Gromada barwna, z galerią zindywidualizowanych
postaci, ale także reprezentująca cechy wspólne. Uderza bogato opracowana ludowa obycza-
jowość, oryginalne, swawolne nieraz piosenki, wspaniały obraz obrzędów weselnych. Wszy-
scy, poza Bardosem i Miechodmuchem, mówią gwarą. Nie jest to jakaś rzeczywiście istnieją-
ca, odpowiadająca pewnemu regionowi gwara. To raczej celowa, artystyczna kompozycja
językowa. Krakowiacy i Górale mówią tak samo, ale ich język nie jest ani krakowski, ani
góralski. Bogusławski pozbierał z różnych dialektów, nawet do rodzimej Wielkopolski się-
gając, całą serię charakterystycznych wyrażeń gwarowych i stworzył z tego dość jednolitą
gwarę, którą obdzielił swych bohaterów. Dowodem dużej wnikliwości autora i dobrej znajo-
mości gwar polskich jest fakt, że język
Krakowiaków i Górali odzwierciedlił istotne cechy
gwarowe i np. w mazurzeniu starał się zachować konsekwentnie „z” tylko w miejscu literac-
kiego „ż”, a nie „rz”, w czym mylili się długo jeszcze liczni pisarze wprowadzający gwarę do
literatury.
Na niemałej znajomości życia wsi oparł się autor w opisach obyczajów i obrzędów. Świe-
żość, nowość dzieła Bogusławskiego, uderzająca w zestawieniu z poprzednikami, rozporzą-
dzającymi znacznie uboższym materiałem z rzeczywistości w charakterystyce chłopskiej psy-
chiki, obyczajowości i powszedniego bytowania, mówi o szczerym zainteresowaniu autora
życiem wsi, o wnikliwej obserwacji i o bezpośrednim dotarciu Bogusławskiego do skarbca
polskiego folkloru.
Nowość obrazu wsi u Bogusławskiego ujawnia się szczególnie w jeszcze jednym punkcie.
Lud występuje jako gromada, ale gromada – bez pana. Już nie na marginesie pańskiego życia,
na drugim planie, nie w zależności od pana, w ucisku społecznym – ale na pierwszym planie,
jako lud – pełnoprawny bohater, którego życie, uczucia, radości i troski mają prawo do tego,
by być przyczyną i przedmiotem wzruszeń. To już lud wolny, nie uciskany, cierpiący, pra-
gnący jałowego współczucia, ale lud pełen siły, zdrowia moralnego, energii życiowej, zadzie-
rzysty, świadomy swej wartości, gotowy walczyć o swoje prawa, jeśli je ktoś zechce naru-
szyć.
Ale czy taki lud, czy taka wieś wówczas w Polsce – i nie tylko w Polsce – istniała? Auto-
rzy sielanek często jako przykład takiego wolnego ludu wskazywali lud szwajcarski. Ale wieś
polska w okresie Oświecenia była nabrzmiała społecznymi, klasowymi konfliktami, czego
odzwierciedleniem są najbardziej realistyczne utwory literackie owych czasów. Tymczasem
w
Krakowiakach i Góralach tych konfliktów nie odnajdujemy.
Nie można widzieć konfliktu klasowego w konflikcie Krakowiaków i Górali. Czym jest
ten konflikt? Czy można się w nim doszukiwać literackiego ujęcia walki jakichś konkretnych
grup społecznych owych czasów? Komentatorzy różnie próbowali to zagadnienie rozwiązać,
różnie objaśniano, kim są właściwie Krakowiacy i Górale, kogo oni konkretnie przedstawiają:
że to jest obraz starcia chłopów ze szlachtą, że Krakowiacy to Polska, a Górale to zaborcy, że
Krakowiacy – to patrioci, a Górale to targowiczanie, względnie ludzie zbałamuceni przez
Targowicę, że wreszcie – to prawdziwi Krakowiacy, mieszkańcy ziemi krakowskiej, i praw-
dziwi ludzie z polskich Tatr.
Wydaje się, że wszystkie te sądy są równie po części słuszne. Może i w 1794 roku na któ-
ryś z tych sposobów odczytywano konflikt Krakowiaków i Górali. Jakkolwiek będziemy
pojmowali Krakowiaków i Górali – zawsze pozostanie jeden zasadniczy sens ideowy całego
utworu: pobudka patriotyczna dla całego narodu, wezwanie do wspólnej walki z wrogiem, do
12
jedności działania. O jakiego wroga i jakie działanie chodziło – lud Warszawy doskonale zro-
zumiał, a po trzech przedstawieniach zrozumieli to także zaborcy i zdrajcy targowiccy. Aby
objąć cały naród skuteczną agitacją, trzeba było nadać obrazowi artystycznemu zakres jak
najszerszy, sens najbardziej ogólny. Te założenia ideowe utworu, program szerokiego frontu
walki z zaborcą, kazały autorowi zrezygnować z wyposażenia obrazu wsi w wiele autentycz-
nych rysów, aby ukazaniem stosunku pana do chłopa nie rozjątrzać rozdarcia klasowego spo-
łeczeństwa w momencie, gdy od wspólnego wysiłku całego narodu zależała niepodległość.
Ułatwiły to prawa rodzajowe opery.
Skorzystał autor z wynikającego z konwencji operowej szczególnego prawa wyelimino-
wania z tekstu utworu rzeczy i zjawisk, które nie są w sztuce potrzebne; w operze, która może
swą akcję sceniczną ograniczyć do rysów najprostszych, dużą rolę odgrywa żywioł liryczny
(piosnki, arie), zatem bogactwo wiedzy o życiu wypowiada się tu nie tyle w bezpośrednim
obrazie na scenie, ile w przeżyciach bohaterów utworu. Te liryczne wypowiedzi ludowych
bohaterów Bogusławskiego są też szczególnie cenną częścią utworu.
Organizatorzy powstania z Kościuszką na czele dobrze zrozumieli, że walka z zaborcą bez
szerokiego ruchu mas ludowych jest z góry skazana na niepowodzenie. Tę rolę, znaczenie i
potęgę mas ludowych należało ukazać choćby samej szlachcie. Ludowi należało uświadomić
jego własną wartość, jego właściwe miejsce w społeczeństwie.
Fantazja twórcza Bogusławskiego kreśli obraz wsi całkiem nowy. Nie jest to jednak obraz
czysto fikcyjny, sielankowy, oderwany od życia. Zbieżności
Krakowiaków i Górali z literatu-
rą sielankową są tylko zewnętrzne i pozorne. Obraz sielankowy nie zawsze zresztą zrywał z
życiem rzeczywistym. Czasem w tej formie zamknąć się mogło nieśmiałe wprawdzie, lecz
szlachetne marzenie o lepszym życiu ludzi, czasem wypowiadało ono nawet jakiś program
społeczny. Ale marzenie twórcy
Krakowiaków i Górali nie było spekulacją myślową i nie
było – projektem reform. Rodziło się ono w dniach pobudki do powstania, które mogło wy-
zwolić olbrzymią energię mas ludowych. Ukazywało żywiołową gotowość rewolucyjną mas
ludowych, ich patriotyzm rzetelny jako podstawowej, istotnej części narodu.
Bogusławski patrzył na wieś ówczesną, nie oglądał jej jednak przez okulary klasowego
interesu szlachty i dlatego pokazał ją inaczej i prawdziwiej. Wydobył w swym obrazie nie to,
co było w życiu chłopów polskich zjawiskiem nietrwałym, smutną koniecznością i wynikiem
klasowych stosunków feudalnych, pańszczyźnianego wyzysku, jak uległość i pokora, ciem-
nota i zacofanie. Wydobył Bogusławski przede wszystkim najbardziej istotne cechy i praw-
dziwe wartości polskiego chłopa, których nie zdołały zniszczyć wieki feudalnego panowania,
pokazał głęboką ludową mądrość, zdrowe moralne zasady, szczere ukochanie ziemi ojczystej
– warunek rzetelnego i żywego patriotyzmu. Pokazał bogatą obyczajowość ludową i samo-
rodną twórczość artystyczną, utrwaloną w skarbcu folkloru. Swym ludowym bohaterom przy-
znał niemały przywilej – przywilej nie tylko literacki – pozwolił im wyrazić wielką sumę
swych własnych, głęboko ludzkich wzruszeń i prawdziwej wiedzy o życiu. Nie tylko brak tu
spojrzenia na wieś ze stanowiska dworu czy plebanii, ale nawet, przeciwnie, dwór i plebania
podlegają tu widzeniu i ocenie z pozycji ludowej mądrości i moralności.
Dzieło Bogusławskiego, dziedzicząc najlepsze tradycje polskiego Oświecenia, a w szcze-
gólności jego optymizm i wiarę w siłę rozumu i możliwości człowieka, wychodzi poza jego
światopoglądowe ograniczenia w punkcie bardzo istotnym. Oto nie ma w
Krakowiakach i
Góralach nic z metafizycznego przeświadczenia o niezmienności porządku świata. Obraz wsi
nie jest tu nieruchomą, martwą malowanką. Tu – niezależnie od żywotności akcji, jest tętno
życia i utajona jeszcze co do swego właściwego charakteru i kierunku dynamika chłopskiej
zbiorowości. Ta energia nie wyładowała się bez reszty w pokazanych przez autora konfliktach
w dziele. Ale gdy ujawni się ona w insurekcyjnej rzeczywistości 1794 roku, w rewolucyjnym
wrzeniu mas ludowych, przerazi nawet szlacheckie koła w kierownictwie powstania. Odbicie
tego procesu w dziele Bogusławskiego u progu insurekcji jest świadectwem realistycznej po-
13
stawy autora, jest wynikiem nowego sposobu patrzenia na świat, jakże odmiennego od
ostrożności oświeceniowych reformatorów, pragnących według praw rozumu naprawić giną-
cy feudalizm. Oto jedna z istotnych różnic między Bogusławskim i jego poprzednikami.
Dzięki czemu Bogusławski potrafił odczuć, jakie jest prawo historii, dzięki czemu jego
fantazja, odbiegająca od pańszczyźnianej rzeczywistości wiejskiej i konstruująca obraz wsi
całkiem nowy, mogła iść torem prawidłowym i nie zastygła w formie sielankowej? Pomogła
w tym Bogusławskiemu jego postawa rewolucyjna, szkoła polityczna, jaką przeszedł w czasie
swej działalności w radykalnym odłamie Związku Rewolucyjnego, w gronie polskich jakobi-
nów. Ideologia tego środowiska, które z programem walki narodowowyzwoleńczej łączyło
plany i nadzieje na radykalne zmiany porządku społecznego, przekreślała jako przeżytek wieś
pańszczyźnianą i kierowała myśl patriotów ku dniom nadchodzącym. Piórem Bogusławskie-
go kierowała dojrzała w tym środowisku idea patriotyczna, dobrze uświadomiony cel, okre-
ślone zadanie. Spełniając je dla potrzeb gorącej chwili – osiągnął autor więcej. Sztuka stała
się nie tylko narodową pobudką, ale zespoliła patriotyzm z odzwierciedleniem tego, co naj-
bardziej narodowe. Ludowym bohaterom powierzył Bogusławski przetłumaczenie swej pa-
triotycznej idei. Magnaci służyli zaborcy, szlachecki sejm zatwierdził rozbiory. Tu już lud
stawał się fundamentem i istotą narodu.
Dość ogólny charakter całego obrazu w
Krakowiakach i Góralach pozwala na różne inter-
pretacje. Pozwala również widzieć w utworze myśl śmiałą i przypisywać jej rewolucjonizują-
ce znaczenie w ówczesnych warunkach. Nie znaczy to, że taki był właśnie cel i zamiar autora.
Idea utworu mogła kierować dalej, niż to określały ramy programu społecznego najbar-
dziej postępowych ugrupowań w powstaniu kościuszkowskim, niż to może myślał sam Bogu-
sławski. Raczej ograniczał się on do roli, jaką w sztuce wyznaczył Bardosowi: organizować
jedność, usuwać przeszkody na drodze do niej wiodącej, podeprzeć ruch wiedzą, siłą rozumu
i z tą pomocą kierować walką o słuszną sprawę.
Dlatego też w ograniczonym tylko stopniu występuje w utworze satyra i akcenty krytyki
społecznej. Oto śmieszna postać Miechodmucha, kościelnego organisty. Postać ta jest
wprawdzie przede wszystkim humorystyczna , ale poprzez jej słowa i działanie daje autor
świetną satyrę na plebanię, żyjącą z wyłudzanych od chłopów datków, z cudów, żerującą na
łatwowierności ludzi. W tym miejscu nawiązał Bogusławski do żywych tradycji literatury
Oświecenia, nierzadko chłoszczącej swym piórem klasztory, mnichów i tłustych prałatów.
Najsilniej w
Krakowiakach i Góralach wystąpiły akcenty krytyki w sprawach moralno-
obyczajowych. Za zepsute obyczaje dostało się trochę i księdzu plebanowi, za to właśnie ude-
rza autor w życie dworskie. Tam to, w mieście, w pańskim domu, nauczyła się młynarzowa
Dorota, jak się zdradza męża, jak lekko traktuje się związek małżeński, jak za frazesami o
moralności kryje się tam powszechne wyuzdanie obyczajów. Temu zepsuciu klasy panującej
autor przeciwstawia prawość, zdrowe moralne zasady, bezpośredniość i prostotę uczuć swych
ludowych bohaterów, którzy z dumną świadomością podkreślają swą moralną wyższość nad
pańską obyczajowością.
Obok krytyki oficjalnej obyczajowości jest również krytyka niektórych stron oficjalnej
kultury. Student Bardos wyniósł ze szkół nie tylko niechęć do sławnych autorów, filozofów i
poetów oraz przekonanie o jałowości ówczesnych oderwanych od życia studiów humani-
stycznych. Wyniósł także krytyczną ocenę nauk przyrodniczych, których rozwój hamowała
często oficjalna nauka, obawiająca się zbyt rewolucyjnych wniosków płynących z tych badań
i ich przeniesienia na życie. Rozczarowany do oficjalnej nauki Bardos, ze szkolnego środowi-
ska akademickich dyskusji, jałowych spekulacji i filozofowania wynosi do wsi podkrakow-
skiej swą elektryczną maszynę, by przy jej pomocy obalić śmieszne przesądy, ukazać potęgę
ludzkiego rozumu i wielką wartość teorii, gdy wspiera słuszną sprawę. W szczytowym mo-
mencie akcji utworu zabrzmiały echa filozofii, publicystyki, satyry Oświecenia, tak gorąco
walczących z zabobonem. „Cud mniemany”, którego sprawcą przy pomocy elektryczności
14
jest student Bardos, obnaża nawarstwioną przez wieki przesądność, ukazuje współczesnemu
człowiekowi, jak niepojęte, „cudowne” zjawisko – jest naukowo wytłumaczalnym zjawiskiem
w przyrodzie. Tak właśnie literatura Oświecenia walczyła z ciemnotą, pozostałą po epoce
panowania kalendarzy, wróżb astrologicznych i topienia rzekomych czarownic.
Bogusławski, nawiązując w swej twórczości do wzorów, pomysłów i motywów literackich
swej epoki, w
Krakowiakach i Góralach podszedł do nich szczególnie twórczo. Badania filo-
logiczne wykazały, że pewne sytuacje i motywy swego dzieła zaczerpnął autor z dwóch ob-
cych utworów, granych w Warszawie przez cudzoziemskich aktorów: ze sztuki francuskiej
Poinsineta
Czarownik i z niemieckiej komedii Weidmanna Student żebrak, czyli pioruny.
Jednakże poszczególne bezpośrednie czy pośrednie zapożyczenia literackie – motyw biedne-
go studenta, „cud mniemany” z maszyną elektryczną, czy pomysł miłosnej intrygi – zostały
przez Bogusławskiego oryginalnie wykorzystane, podporządkowane ogólnej koncepcji ide-
owej utworu i zmieniły swą funkcję. Doświadczenia Bardosa z maszyną to już nie dowcipny
sposób rozwikłania intrygi, ale prawie symboliczny obraz skuteczności postępowej myśli w
rękach ludzi świadomych. Biedny student krakowski, który zjawia się na scenie z pragnie-
niem napełnienia pustego żołądka – z biegiem akcji sztuki zdradza ukryte intencje autorskie:
niespostrzeżenie urasta do roli przywódcy i kierownika wiejskiej gromady; łagodzi tarcia,
cementuje jedność i kieruje uczucia, energię i bojowość ludu ku sprawie ważniejszej, o której
w Warszawie w dniach niewoli nie można było mówić wprost i zbyt jasno, ale widownia in-
tencję zrozumiała.
Taką rolę mieli w przededniu insurekcji emisariusze Kościuszki. Taką role agitacyjną, pa-
triotyczną miała wówczas scena narodowa, miała sztuka o Krakowiakach, Góralach i ubogim
studencie. Na premierze, jeśli wierzyć świadectwu Trębickiego, grał Bogusławski rolę jedne-
go z Górali. Ale właśnie Bardos był dla autora bohaterem najbliższym i w latach niewoli –
jego ulubioną kreacją aktorską, do której z sympatią ciągle wracał. I jeszcze z szóstym krzy-
żykiem na karku – „cudem mniemanym” godził zwaśnionych Krakowiaków i Górali na sce-
nie wileńskiej, według słów Karola Kaczkowskiego „czując się i mówiąc jak młody, choć
ruszał się i biegał jak stary”.
IV
Tak jak dzieło Bogusławskiego wyrosło z silnego związku warsztatu pisarskiego z życiem
i działalnością autora, tak i dalsze losy
Krakowiaków i Górali toczą się w dużej zależności od
losów ich twórcy. Można także powiedzieć, że opinia o dziele zaważyła niejednokrotnie na
losach autora.
Targowiczanie dobrze zapamiętali śpiewki Bardosa. W noc wybuchu powstania w War-
szawie wojska carskie, wysłane na zdławienie rewolucji, jako jeden z pierwszych zaatako-
wały kamienicę Latoura, zamieszkałą przez osoby z dawna podejrzane „z głośnego na teatrze
patriotyzmu” – Bogusławskiego i jego aktorów. Bogusławski stracił mienie, lecz życie i wol-
ność ocalił, by po oswobodzeniu Warszawy stanąć do odpowiedzialnej pracy politycznej. W
Deputacji Rewizyjnej badał zdobyte przez powstańców akta carskiej ambasady, zasiadał w
Deputacji Indegacyjnej, mające przesłuchiwać osoby wrogie rewolucji. We wrześniu 1794
roku otrzymuje zasiłek pieniężny od rządu powstańczego dla uruchomienia teatru „w celu
podniesienia ducha narodowego”.
Klęska powstania wygoniła z Warszawy wśród tłumu patriotów i Bogusławskiego z jego
aktorami, z których wielu z bronią w ręku dało dowód swego gorącego patriotyzmu. Odtąd
zaczyna się nowy okres wieloletniej tułaczki pełnej trudów, zawodów i – prześladowań poli-
tycznych. W zaborze austriackim, gdzie najpierw zawędrował, a więc w warunkach stosun-
kowo łagodnych dla Polaków, jedyną sztuką zakazaną byli
Krakowiacy i Górale, na których
15
granie zezwolono Bogusławskiemu po wielu staraniach i po skreśleniu przez cenzurę wszyst-
kich patriotycznych akcentów tekstu.
Mimo to sztuka miała wzięcie olbrzymie. Muzyka skomponowana do opery przez Czecha
Stefaniego nie była wprawdzie zbyt oryginalna i odkrywcza, ale wystarczała, by silniej jesz-
cze zjednywać publiczność dla treści sztuki. Za bardziej interesującą i ładną muzycznie ucho-
dzi aria Doroty w akcie I, skomponowana w rytmie poloneza.
W warunkach niewoli, nawet po zamazaniu patriotycznej wymowy, nieczęsto można było
Krakowiaków i Górali wprowadzić na scenę. Bogusławski odświeżał repertuar coraz to no-
wymi sztukami, ale i jego działalność teatralna nie była łatwa. Gdy zjawił się wreszcie w
Warszawie, znalazł się z miejsca pod baczną uwagą władz pruskich. Po przedstawieniu, w
czasie którego rozrzucono na widowni ulotki z życzeniami noworocznymi – ale i wstawio-
nymi w tekst nieznacznie myślami patriotycznymi – władze pruskie zabroniły Bogusław-
skiemu nie tylko występowania na scenie, ale i ukazywania się publiczności na widowni.
Gdy zaświtała niepodległość z nadejściem Napoleona, teatr Bogusławskiego wita legiony
polskie i ich wodza Dąbrowskiego –
Krakowiakami i Góralami. Każde nowe przedstawienie,
wiążące się z ważnymi dla narodu zdarzeniami, przynosiło nowe wstawki, nowe śpiewki,
dostosowane do potrzeb chwili. Tak organizowane przedstawienie
Krakowiaków i Górali
stawało się patriotyczną manifestacją. Tak też lata 1807, 1809, 1810, 1815 przynoszą liczne
zmiany i uzupełnienia w tekście sztuki, dyktowane potrzebą chwili. Raz jeszcze w roku 1831,
w dniach powstania listopadowego, przeżyje sztuka Bogusławskiego swą wielką chwilę na
scenie warszawskiej, gdy wystawiona „dla podniesienia ducha narodowego” zmieni się w
wielką polityczną demonstrację kół rewolucyjnych przeciwko zwolennikom kapitulacji przed
wrogiem. Ale już w tym przedstawieniu nie było Bogusławskiego w roli studenta Bardosa.
Zmarł w roku 1829. W ostatnich latach życia odsunął się od dyrekcji teatru, a w roku 1827
zszedł w ogóle ze sceny.
W wydanych w latach 1820–1823 dwunastu tomach dzieł Bogusławskiego nie znajdziemy
jego dzieła największego –
Krakowiaków i Górali. Sztuka, która zdobyła tak olbrzymią po-
pularność, zaczętą od pierwszego przedstawienia i nigdy nie straconą, która tylko do roku
1820 miała rekordową, bo nigdy do tego czasu przez żadną polską sztukę nie osiągniętą liczbę
144 przestawień – nie mogła się ukazać drukiem pod carskim panowaniem. Uznawano w Bo-
gusławskim zasłużonego dyrektora i dobrego aktora, ale obawiano się pisarza–patrioty. Nie
tylko zresztą władze carskie, pruskie czy nawet austriackie miały taką opinię o Bogusław-
skim. Oto twórca sceny narodowej, zasłużony aktor i autor dramatyczny parokrotnie kandy-
dował na członka warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, które skupiało co znaczniej-
szych przedstawicieli literatury, nauki i sztuki. Kandydaturę Bogusławskiego zdecydowanie
odrzucono. Kierownictwo Towarzystwa i część członków, wyrażająca interesy kół arysto-
kratycznych, uznała autora
Krakowiaków i Górali za obcego ideologicznie. Należałoby przy-
pomnieć, że Towarzystwo nie chciało długo przyjąć do swego grona innego patrioty – Kołłą-
taja, strzegąc się – z biegiem lat coraz bardziej – wszelkich elementów postępowych.
Za Bogusławskim, choć dawno już odszedł od swych heroicznych dni 1794 roku, ciągnęła
się opinia jakobina. Reakcja, ideowi spadkobiercy hetmanów Ożarowskich, zapamiętali sobie
portret Bogusławskiego – działacza rewolucji, Bogusławskiego – autora
Krakowiaków, Bo-
gusławskiego – Bardosa. Ale nawet to wrogie stanowisko reakcyjnej elity kulturalnej, sta-
wiające Bogusławskiego poza oficjalną kulturą, nie mogło przeszkodzić sławie i popularności
jego dzieła. Sztuka Bogusławskiego odbiła się w literaturze polskiej, kulturze i obyczajowości
z wielką siłą i trwałością, czego dowodem późniejsze naśladownictwa i reminiscencje.
W roku 1816 wystawiono we Lwowie sztukę teatralną pt
. Zabobon, czyli Krakowiacy i
Górale, która była pomyślana jako dalszy ciąg utworu Bogusławskiego. Autorem jej był J. N.
Kamiński, dyrektor sceny lwowskiej, który jeszcze w roku 1809 na powitanie wkraczających
wojsk polskich wystawił
Cud Bogusławskiego z dorobioną przez siebie aktualną „Sceną pa-
16
triotyczną”. W
Zabobonie wystąpili prócz bohaterów sztuki Bogusławskiego – ekonom oraz
rządca pan Pysznicki, a co ważniejsze – w utworze Kamińskiego pojawił się dość ostro zary-
sowany konflikt między wsią – tu przedstawioną jako wieś pańszczyźniana – a dworem.
Podjęciem tego konfliktu nie zdobył sobie jednak Kamiński przewagi nad Bogusławskim.
Wprost przeciwnie – porównanie obydwu sztuk ukazuje bezsporną wyższość Bogusławskie-
go. Szczytowym punktem akcji
Zabobonu jest moment, gdy okazuje się, iż biedny student
Bardos to w istocie... szlachcic Jacenty Cnotliwski i że zostaje on niespodziewanie dziedzi-
cem wsi Mogiła, a więc panem „Krakowiaków”. Ten szczęśliwy obrót spraw rozwiązuje
wszystkie trudności. Bardos-Cnotliwski łączy Stacha z Basią, wypędza złego ekonoma i Kra-
kowiakom, za dawną ich życzliwość dla siebie, wspaniałomyślnie darowuje podatki na cztery
lata...
W sztuce Kamińskiego, mimo pozorów krytyki społecznej, zatracił się ludowy patriotyzm
dzieła Bogusławskiego, dumna, bojowa gromada zmieniła się w pokornych chłopków, jakich
pięćdziesiąt lat wcześniej pokazywała nieśmiała jeszcze i ostrożna literatura obu reform u
progu Oświecenia.
Potomność właściwie zrozumiała i oceniła
Krakowiaków i Górali Bogusławskiego. Rzecz
znamienna – romantycy, którzy niechętnie (a nieraz aż niesprawiedliwie) wyrażali się o całej
literaturze polskiego Oświecenia – dla Bogusławskiego byli pełni szczerego uznania. Seweryn
Goszczyński w swym głośnym artykule o
Nowej epoce poezji polskiej napisał o Krakowia-
kach i Góralach, że „była to daleka wprawdzie, ale pierwsza zapowiednia polskiej literatury”,
że „bezstronny sędzia od niej musi zaczynać łańcuch prawdziwej polskiej poezji; w niej do-
strzega, że naród uznał się w samodzielnym wewnętrznym życiu i kształcił się nie pod samym
tylko zagranicznym wpływem”. A Edward Dembowski, płomienny rewolucyjny demokrata,
wybitny krytyk i szczególnie surowy sędzia literatury Oświecenia, tak powiedział o autorze
Krakowiaków i Górali w swym Piśmiennictwie polskim w zarysie: „W poezji dramatycznej
tylko jeden Bogusławski odstąpił od ślepego wzorów francuskich naśladownictwa...”
Kariera
Krakowiaków i Górali nie ograniczyła się do życia literackiego czy teatralnego.
Gdy w wieku XIX coraz częściej pokazywano lud na scenie, ale po myśli warstw posiadają-
cych, fałszywie przedstawiano chłopów racławickich jako wiernych, pokornych poddanych –
ludowi bohaterowie Bogusławskiego odbywali drogę odwrotną. Gdy teatry zarzucały wysta-
wianie
Krakowiaków i Górali – sztuka Bogusławskiego sama wędrowała do ludu, wchodziła
w jego życie, z którego wyrosła przetworzywszy artystycznie bogaty materiał folklorystycz-
ny.
Piękne opisy obyczajowe z
Krakowiaków i Górali znalazły z kolei odbicie w folklorze,
wrosły w obyczaje polskiego ludu. W zbiorach etnograficznych z drugiej połowy XIX wieku,
które zgromadzili niestrudzeni badacze polskich obyczajów ludowych z Kolbergiem na czele,
w opisach krakowskiego kuligu, wesela i innych ludowych obrzędów spotykamy wyraźnie
echa sztuki Bogusławskiego nie tylko w śpiewkach, ale nawet w zachowanych w ludowej
tradycji sylwetkach z tych obrzędów w dziele dramatycznym z 1794 roku – Młynarza i Mły-
narki, Górali i Góralek czy szadzącego Organisty.
Kiedy po latach faszystowskiej niewoli stanęła do pracy scena narodowa – sięgnięto po
piękną sztukę Bogusławskiego. Przedstawienie
Krakowiaków i Górali w Teatrze Wojska Pol-
skiego w roku 1946, w nowatorskiej inscenizacji Leona Schillera, było jednym z pierwszych
doniosłych wydarzeń teatralnych w Polsce Ludowej. Odrodzona scena polska faktem tym
nawiązała do najlepszych tradycji naszej literatury i kultury narodowej, do najświetniejszych
kart swego istnienia i swej narodowej służby.
17
NOTA BIBLIOGRAFICZNA
Tekst oparto na wydaniu E. Kucharskiego z r. 1923 w serii Pisarze Polscy i Obcy, nr 6
(przedruk tegoż w r. 1933 w Bibliotece Uniwersytetów Ludowych, nr 248) i zastosowano
nowoczesną pisownię i interpunkcję, z zachowaniem artystycznych właściwości utworu, jak
wymogi wiersza czy cechy gwarowe języka. Do tego tekstu wniesiono parę drobnych popra-
wek, tylko w miejscach oczywistych pomyłek czy nieuzasadnionych oboczności. Podstawą
wydania Kucharskiego (a więc pośrednio i naszego) był nie pierwodruk (Berlin 1841), opra-
cowany przez anonimowego wydawcę rzekomo według rękopisu Bogusławskiego, ale odpis
sporządzony przez Ambrożego Grabowskiego z rękopisu 933 znajdującego się niegdyś w
Bibliotece Baworowskich. Odpis ten uznany był przez Kucharskiego za poprawniejszy niż
popsuty, miejscami niejasny i niepełny (zubożony zapewne przez cenzurę) tekst pierwodruku.
Z prac monograficznych o Bogusławskim najważniejsze:
L. G a l l e,
Wojciech Bogusławski i repertuar teatru polskiego w pierwszym okresie jego
działalności (do roku 1794), Warszawa 1925.
W. B r u m e r,
Służba narodowa Wojciecha Bogusławskiego, Warszawa 1929.
Z. H ü b n e r,
Bogusławski, człowiek teatru, Warszawa 1958.
Ważniejsze prace o Krakowiakach i Góralach:
E. K u c h a r s k i,
Bogusławskiego „Cud czyli Krakowiacy i Górale”, „Pamiętnik Literacki”,
Rk XIII, 1914.
E. K u c h a r s k i,
Posłowie do wyd. Krakowiaków i Górali, Kraków 1923, „Pisarze Polscy i
Obcy” nr 6.
S. D ą b r o w s k i i S. S t r a u s,
Wstęp do wyd. Krakowiaków i Górali, Wrocław-Kraków
1956, Biblioteka Narodowa, S. I, nr 162.
O języku utworu (w oparciu o tekst berlińskiego pierwodruku):
W. T a s z y c k i, „Pamiętnik Literacki”, Rk XLII, 1951, z. 2.
Do działalności politycznej Bogusławskiego w r. 1794:
W. T o k a r z,
Warszawa przed wybuchem powstania 17 kwietnia 1794 r., Kraków 1911.
18
Mnie chociaż głód dojmuje,
Lecz duszy mej nie szkodzi.
Śpiewaniem biedę truję,
Wesołość troski słodzi.
C U D M N I E M A N Y
czyli
K R A K O W I A C Y I G Ó R A L E
OPERA W 4 AKTACH ORYGINALNIE NAPISANA
przez
WOJCIECHA BOGUSŁAWSKIEGO
MUZYKĘ DOROBIŁ STEFANI
19
OSOBY:
BARTŁOMIEJ, młynarz
DOROTA, druga żona tegoż
BASIA, córka młynarza z pierwszego małżeństwa
WAWRZENIEC, furman
STACH, syn jego, kochanek Basi
JONEK, przyjaciel Stacha
PAWEŁ
ZOŚKA
}
państwo młodzi
BRYNDAS, Góral, narzeczony Basi
MORAGAL
ŚWISTOS
}
Górale, drużbowie
BARDOS, ubogi student z Krakowa
MIECHODMUCH, organista
STARA BABA
Druhny – Drużbowie – Krakowiacy – Wieśniaczki – Górale – Góralki – Pastuch – Muzykanci
Scena we wsi Mogile pod Krakowem
MOTTO: (z poprzedniej strony)
Mnie chociaż głód dojmuje
... – fragment z arii Bardosa, w akcie I, ww. 484–
487.
20
A K T I
Teatr reprezentuje z jednej strony chałupy wiejskie, wpośrzód nich widać karczmę z wy-
stawą
. Po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeczka, na której stoi mostek. W głębi wi-
dać wieś Mogiłę, kościół i grobowiec Wandy
S C E N A I
STACH, JONEK
który siedzi na wierzbie i upatruje na Wiśle
STACH
Cóż tedy, nic tam nie widzis?
JONEK
Nic wcale, prózno się biédzis.
STACH
Patrzaj tylko, miły Jonku,
Patrzaj dobrze przeciw słonku:
5
Bo słysałem, ze dziś wcale
Mają przypłynąć Górale.
O niescęście tez to moje!
Jakze ja się tego boję!...
JONEK
Nie lękaj się, miły Stachu,
10
Wsakci nie umrzem od strachu,
Toć Górale nie są carci...
A jeźli tez są uparci –
Tak ich tu gracko wyćwicem,
Ze się musą wrócić z nicem.
Uwaga reżys.:
wystawa
– tu ganek;
Mogiła
– wieś pod Krakowem, dziś teren Nowej Huty.
w. 5
wcale
– tu w znaczeniu: właśnie, na pewno.
21
STACH
15
Ale jak mi porwą Basię?
JONEK
Plecies. Im od tego zasię.
Ale cicho! Coś spod góry
Płynie: chyba dwa gąsiory.
STACH
Nie inacej, mój Stasieńku
Teraz widzę doskonale,
Ze to są oni, Górale.
skacze z drzewa
STACH
Cóż tu cynić? Cóz pocniewa?
namyślając się
Oto do ojca pójdziewa
25
I nim Górale przypłyną,
Padnę mu do nóg z dziewcyną
I powiem mu moje chęci.
JONEK
Ja w tym za druzbę słuzę ci.
D u e t t o
Idźmy! Wsak on nie ze skały –
30
Wzrusy się na me (twe) zapały.
Wsak i on kiedyś w młodym wieku
Musiał tez doznać, nieboze,
Jak to wej
doskwiera cłeku,
Kiej do swej lubej nie moze.
w. 18 gąsiory – belki drewniane, używane przez flisów przy rzecznym spławie drzewa.
w. 23
pocniewa
– poczniewa, dawna forma dramatyczna, zachowana do dziś w niektórych gwarach, używana
dla oznaczenia czynności w liczbie mnogiej (poczniemy); jest to pozostałość dawnej tzw. liczby podwójnej,
oznaczającej czynności dwóch osób (np. cóż my dwaj poczniewa).
przed w. 29
duetto
– (włos.) duet, część składowa utworów operowych; równoczesny śpiew dwóch aktorów;
jako termin muzyczny obejmuje także dwugłos instrumentów.
w. 33
wej
, także
wejcie
– oto, właśnie, więc, patrz; forma powstała ze skrócenia wołacza czasownika: widzieć
(widź – widźcie – wejcie – wej) i często przez autora używana w sztuce;
doskwiera
– dokucza.
22
Idą obydwa. Stach przed samym mostkiem zatrzymuje się
STACH
35
Ach, nie mogę, mój Jonku, jakoweś mię mory
Przechodzą i dr-zę cały.
JONEK
Zwycajnie, jamory.
Nieśmiały cłeku!
po małej pauzie
Jeno ośmielze się przecie.
STACH
Wiem, ze młynarz najlepsa jest dusa we świecie;
Ale jego zonecka!... Oj, ta zadną miarą
40
Nie pozwoli wej na to. Wsak wies, miły bracie,
Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą;
W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.
JONEK
Dobrze mu, na co stary ozenił się z młodą!
Takie zawse swych męzów rade za nos wiodą.
45
Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,
Zeby go, jak po miastach, karmili, poili,
Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki:
Myślał, ze złoto złapie – dziś ma torbę siecki.
Jak tylko pani Dorota
50
Wlazła w dom – zaraz niecnota
Starca zawojowała i córkę mu gryzie;
A sama, jak zobacy zwawego chłopaka,
Zaraz do niego lizie
Kieby smoła jaka.
STACH
55
Otóz to, miły Jonku, moja biéda cała,
Pani młynarka tak się we mnie zakochała,
Ze gdzie mnie tylko spotka, w oborze lub w gumnie,
Zaraz chce całusa u mnie.
w. 35
mory
– od
mór
– choroba, tu: niepokój, podniecenie, dreszcze.
w. 36
dr-zę
– wymowa oddzielna dla obu spółgłosek. Wymowę tę zaznacza się łącznikiem we wszystkich od-
dzielnych wypadkach;
jamory
– (z łac.) amory, miłość.
w. 57
gumno
– podwórze w gospodarstwie.
23
Ongi, jak mię pod stogiem siana wywróciła,
60
Tak mię ściskała niecnota,
Ze ledwie mnie nie udusiła.
JONEK
Cy tak? No, wejcie, to to ta
Przycyna, ze ci nie chce Basi dać za zonę.
Wies-ze co? Ot, przed Bartkiem oskar-zemy onę,
65
Ze się wsystko zakońcy.
STACH
Oj nie, miły Jonku,
Nie przycyniajmy prózno staremu frasonku,
Mógłby się na śmierć zagryźć. Gdyby lepiéj
Męzowie na swych zonek figle byli ślepi,
Więcej by spokojności między ludźmi było.
JONEK
70
Mów racej, ze rozpustniej by się w świecie zyło.
Ale wies co? Te wsystkie matki korowody
Są furdą, jezeli mas słowo panny młodéj.
STACH
Oj, Basia mię lubuje i tak powiedziała,
Ze nie chce tego drągala
75
Bryndasa, Górala,
Którego jej macocha za męza obrała.
Tylekroć to ojciec stary, zapewne mu słowa
Zechce dotrzymać, bo to juz dawna umowa
Między nimi stanęła. Ach, oto juz płyną
80
Górale i Bryndasa zaręcą z dziewcyną.
Ja się zabiję, Jonku, jeźli ją postradam!
JONEK
Cekaj no, niech ja wprzódy z młynarzem pogadam.
Kto wie, moze go przecię w zdaniu przeinacę,
Jak mu dobrze racyje nase wytłumacę.
85
Przeciez to co swój, to swój; na cóz to obcego
Sukać, kiej mamy w domu rodaka swojego.
Alboś to ty wej hołyś jaki lub mitręga?
w. 66 frasonek – frasunek, zmartwienie; tu użyto tej formy dla rymu z wyrazem: Jonek. Formę taką – przejście
„un” w „on” (np. szaconek) – spotyka się zresztą dość często w gwarze.
ww. 71–72
matki korowody Są furdą
– zabiegi matki, by przeszkodzić małżeństwu, nie mają znaczenia.
w. 87
hołyś
, właśc.: hołysz – goły, biedny, nędzarz;
mitręga
– tu w znaczeniu: próżniak, nierób, darmozjad.
24
Przeciez to i twój ojciec seść kobył zaprzęga
Do furmanki. Niedawno woził kastelana
90
Do Warsawy, ba, nawet i samego pana
Wojewodę do Grodna. A jak się obrócił,
W trzy niedziel go tam zawiózł i nazad się wrócił.
I ty juz ctery konie pędzis jednym licem,
Po wąwozach się wiercis, trzaskas łebsko bicem,
95
Mas tez dwa morgi gruntu, dwa zupany syte,
Dwie laski w srebro kute, krzemieniem nabite.
Mas i kozuch skalmierski, buty z podkówkami,
I tańcujes najlepiej między parobkami,
A jezeli do tego dziewcyna ci sprzyja,
100
To się nicego nie bój.
STACH
Ale nam cas mija,
Bo jak oni, Górale, przypłyną do młyna,
Jak się uprze Dorota – a więc starowina
Bartłomiej odda córkę i z chęcią, i z musem.
JONEK
Jesce to nie tak prędko, wzydć az pod Krakusem
105
Ledwie co ich ujrzałem. Ani za godzinę
Nie będą jesce tutaj. Ty tylko dziewcynę
Staraj się zwabić z młyna, by zmowiliśma się.
STACH
Nie wiem, jak to tu zrobić.
Tu pokazuje się Basia w dymniku młyna
w. 89
kastelan
– kasztelan, ważny urząd w Polsce szlacheckiej, uprawniający do zasiadania w senacie.
w. 91 Wzmianka o Grodnie może się odnosić do głośnych ówczesnych wypadków politycznych. W Grodnie
bowiem w r. 1793 odbył się ostatni sejm niepodległej Polski szlacheckiej, który za staraniem zdrajców targowic-
kich zatwierdził drugi rozbiór Polski.
w. 93
jednym licem
– jednym lejcem – (lejce – léjce – lice); sens zdania: sam prowadzisz pojazd zaprzężony w
cztery konie (co jest oczywistym dowodem zamożności).
w. 95
zupan
– żupan, część ówczesnego ubioru męskiego, suknia wierzchnia, na którą szlachcic wdziewał jesz-
cze bardzo strojny kontusz.
w. 97
kozuch skalmierski
– kożuch pochodzący ze Skalbmierza, miasteczka w ziemi krakowskiej, widocznie
sławnego z wyrobów kuśnierskich.
w. 104
pod Krakusem
– koło kopca-mogiły Krakusa, wznoszącego się na prawym brzegu Wisły pod Krako-
wem.
w. 107
by zmowiliśma się
– byśmy się zmówili (umówili); tradycja dawnej liczby podwójnej (zob. obj. do w.
23).
w. 108 Uwaga reżys.:
dymnik
– otwór w dachu budynku, dla odprowadzenia dymu; w młynie był on znacznie
obszerniejszy, by umożliwić konieczny przewiew.
25
JONEK
spostrzega ją
Oj, widzis ty Basię?...
S C E N A II
STACH, BASIA, JONEK
STACH
biegnąc ku młynowi
Basiu! Moja ty dusko! Znijdź tu do nas trocha...
BASIA
110
Nie mogę, bo młyn wejcie zamknęła macocha.
Ale patrzajcie jeno, jest ona w stodole?...
Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole.
JONEK
Nie mas jej, chwilka temu posła za ogrody.
STACH
Zejdź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skody
115
Nie zrobiła.
BASIA
Nie bój się, nie pierwsy raz ci to.
Basia schodzi dymnikiem; pokazuje się na kole, po którym pomału schodzi. Stach jej po-
daje rękę, a Jonek patrząc śmieje się
JONEK
Ba, ba! Nie musiałaby chyba być kobiétą,
Zeby się nie umiała wykradać do gacha.
Ale jak zręcnie skace, jak koza, cha, cha, cha!
Mówią, ze nie trza wierzyć po miastach niewieście,
120
Diabła prawda, i na wsi to robią, co w mieście.
w. 112
po kole
– po kole młyńskim.
26
STACH
Ach, Basiu, zycie moje, cóz to będzie z nami?
BASIA
Alboz co?
STACH
Juz dwie krypy płyną z Góralami.
Niezadługo tu staną.
BASIA
A to niech i staną.
STACH
To cię wej nic nie martwi? To chces być wydaną
125
Za Bryndasa Górala?
BASIA
Nic z tego nie będzie.
Wsak wies, ze kiedy u nas był raz po kolędzie.
Powiedziałam mu wyraźnie,
Ize ja się z nim nie draźnie,
Ale mu scerze mówię, ze jak diabła jego
130
Nie cierpię i ze pójdę za Stacha mojego,
A ze on nie chce wierzyć, ze tak jest uparty,
Niechze go porwą carty!
Jak przyjdzie, tak tez pójdzie nazad z kwitkiem.
STACH
Dobrze to, moja Basiu, ale gdy z tym wsytkiem
135
Ojciec cię musić będzie albo tez macocha?
BASIA
Ojciec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha,
A matuli tez powiem: „Matulu, słuchajcie,
Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajcie,
A jak mnie weźmie gwałtem, pozna, zem kobiéta,
140
Tak go gryźć, tak cartowsko zyć-em z nim gotowa,
Ze mu za jeden tydzień jak kadź spuchnie głowa;
A ja zaś cudzoziemca nie chcę mieć, i kwita.
w. 122
krypy
– (niem. Krippe) łodzie.
27
Bo wejcie kobiéta taka,
Co bardziej obcych lubi niz swego rodaka,
145
Musi być lada jaka.
Przychodzień zawse ciągnie za swoim narodem
I póki jest panem młodym,
Póty się jak lis łasi, a potem niebodze
Zonie nieraz i skórę otaśmuje srodze”.
150
Otóz to jej tak powiem i na tym się skońcy.
Nie bój się, mój Stasieńku, nic nas nie rozłący –
Jeźli cię nie zmienią jakie przeciwności...
STACH
Basiu, cyliz ty nie znas całej mej miłości?...
Jako wągiel skropiony wodą bardziej parzy,
155
Jako wiatr, rozdymając ogień, lepiej zarzy,
Tak moje serce więksych doznaje płomieni,
Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni.
BASIA
Juz se więc nie gryź głowy, juz ja w to poradzę,
Ze tego natrętnego Górala odsadzę.
160
A jak będzie uparty, zaśpiewam mu wreście
Tę piosenkę, co to ją jakaś panna w mieście
Swemu kawalerowi przed ślubem śpiewała,
Kiej ją matka za niego gwałtem przymusała.
A r i a I
Mospanie kawalerze,
165
Nie zeń się, prosę, ze mną,
Bo ja powiadam scerze,
Ze nie będę wzajemną.
Natura kochać kaze
I mnozyć swoje plemię,
170
Ja k’tobie mam odrazę,
Prosę, zaniechajze mię.
Gdzie jest w małzeństwie zgoda,
Tam słodko lata schodzą,
Tam w domu jest swoboda,
175
Tam się i ludzie rodzą.
Lec gdzie w małzeństwie łózko
Niezgodę diabeł wdmuchnie,
ww. 142–149 opuszczone w pierwodruku z r. 1841.
w. 149
skórę otaśmować
– wychłostać, zbić. W podobnym znaczeniu używane niekiedy wyrażenie: wygarbo-
wać skórę (komuś).
w. 157
Kiedy na mnie fortuna przeciwności mieni
– kiedy los mi obwieszcza nowe przeszkody.
28
Tam zonie schnie serdusko,
Męzowi głowa puchnie.
180
Nie zda się baran kozie
I kacka nie chce kruka,
Wabią się ptaki w łozie,
Kazde swojego suka.
Gdzie się w niewoli zyje,
185
Nié mas tam swej lubości,
Pies na powrozie wyje,
Kazdy pragnie wolności.
Otóz to tak mu powiem i kwita.
JONEK
który dotychczas w pole patrzał
Ej, cicho!
Dorota wej tam idzie.
STACH
A cy-ć ją tu licho
190
Niesie! Uciekaj, Basiu, by cię nie zocyła!
BASIA
Ale jak? Łatwom spod dachu na dół zskocyła,
Ale w górę nie mozna, a drzwi ode młyna
Zamknęła macocha na kluc, by znać starowina
Ojciec nie wysedł patrzeć, kędy ona chodzi.
195
Bo jak wejcie uwazam, ze ona coś godzi
Na jakiegoś jamanta, z którym się zadaje.
A musi juz mieć kogoś, bo raniutko wstaje
I biega za stodoły...
JONEK
do Stacha cicho
Ciebie pewnie suka.
STACH
do Jonka cicho
Nie mówze nic!
do Basi
Idź, Basiu, bo cię matka sfuka,
w. 196
jamant
– amant, zalotnik, kochanek.
29
200
Najlepiej idź do karcmy pomiędzy dziewcyny,
Tańcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny,
Mają tu przyjść i ojca prosić na wesele;
Ty se potańcuj z nimi – a potem tu śmiele
Przyjdzies, bo między gośćmi nie będzie cię łajać.
BASIA
205
Bywaj mi zdrów!
odchodzi
STACH
A ty tez Jonku, przestań bajać!
Gdyby dziewucha matki poznała zaloty,
Miałzebym w domu potem cartowskie kłopoty;
Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas taniec wodzić.
JONEK
Podchlebiaj matce, Stachu, bo ci będzie skodzić,
210
Nie zawadzi dla zysku i zdradzić nawiasem,
Wsak i panowie zonki tez zdradzają casem;
A próc tego z przybytku wsak głowa nie boli,
Das ty radę i matce, i córce do woli.
STACH
Nie baj, idź prędzej.
JONEK
Idę. Nim staną Górale,
215
Ja tu z całą ceredą w tańcu się przywalę,
Weźmiewa sobie skrzypki i kozę Maćkową.
odchodzi
S C E N A III
STACH i DOROTA potem
STACH
A ja w moje obroty wezmę tu Bartkową,
Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski.
w. 216
koza
– inaczej: kobza, instrument muzyczny wykonany ze skóry, zwany także dudą lub dudami; używa-
ny do dziś szczególnie przez Górali.
30
Jak go wej rozkomosą weselne igraski,
220
Wtencas mu do nóg padnę i wsystko opowiem,
Moze się da nakłonić.
DOROTA
biegnie i wiesza mu się na szyi
Ach, Stasieńku miły!
Tyś moją dusą, zyciem, tyś jest moim zdrowiem!
Juz cię od świtu sukam... Pewnie cię zwabiły
Dziewuchy wej do karcmy – a ja bez cię konam!
STACH
225
Ale... ale... pani młynarko, na cóz to nam
Te prózne swary?
Was pan-mąz stary,
Jakby się wejcie o tym dowiedział, to by to
Dopiero biédy było.
DOROTA
Na cóz się z kobiétą
230
Młodą zenił? Kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić,
Gdy w nicym młodej zonie nie umie dogodzić.
Zawse to chore i krzywe,
A jesce tak podejrzliwe,
Chciałby mnie gwałtem kochać, a to nic nie nada:
235
On mnie osukał, ja tez osukuję dziada.
A r i a II
Rzadko to bywa na świecie,
By się małzeństwo kochało,
Chociaz w młodości są kwiecie,
Chociaz się dobrze dobrało.
240
Tym gorzej, gdy zona zwawa,
A mąz ledwie ze się chwieje,
Prózno się praca zadawa,
Jak lód przy słońcu topnieje.
Stasiu, tyś zranił mą dusę,
245
Ja ci prawdę wyznać musę,
Ze kiej mam starca przy sobie,
Wtencas ja myślę o tobie.
w. 219
rozkomosą
– rozruszają, rozochocą.
31
O, bodajbym cię nie była znała!
Nie byłabym cię kochała,
250
Ty mię tak dręcys niebogę,
Ze bez cię wytrwać nie mogę.
Więc się nade mną uzałuj,
Casem mnie tylko pocałuj,
Wsyćko dla ciebie ucynię.
255
No? Kochas mnie, cyli nie?
STACH
Pani Bartłomiejowa, gdy mi tak sprzyjacie,
Podchlebiam sobie wejcie, ze mi Baśkę dacie.
Basia mnie bardzo kocha i ja ją wzajemnie.
DOROTA
Baśki ci sie zachciało, zdrajco, a śmies ze mnie
260
Takie rzecy wbrew mówić, toć bym na to miała
Patrzyć, jakby się Baśka do cię umizgała?
STACH
A więc tez, kiedy inną wynajdę se zonę,
Więcej mnie nie ujrzycie, bo w daleką stronę
Przeniesę się, to i tak wam nic nie pomoze.
DOROTA
na stronie
265
Prawda i to.
Głośno
Słuchajze, toć jesce być moze,
Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecać
Musis, ze mi pozwolis tobie się zalecać,
Wsak i ja młoda i zwawa...
STACH
Nie, pani Bartkowa!
Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy uchowa...
270
Nie słysyciez wy, jak nas ksiądz o to strofuje?
w. 260
wbrew mówić
– wprost, w oczy, bezpośrednio.
w. 270
strofować
– upominać, karcić.
32
DOROTA
A ba, niech sobie tam ksiądz zdrowiuchno zartuje!
Pamiętam ja, jak do mnie kopercaki palił,
Kiedym wej chusty prała, ledwie mnie nie zwalił
W Wisłę, azem go chciała kijonką przemierzyć!
275
Nie ze wsyćkim tez pono trzeba księdzu wierzyć.
STACH
Ale się ludzie gorsą i śmieją się z tego.
DOROTA
Juz my nie zgorsym więcej świata zepsutego.
Pamiętam w mieście ową panią malowaną,
Cośmy to u niej byli z kasą tatarcaną.
280
Mąz koło kuchni chodził, a ona w pokoju
Lezała na kanapie w tak cieniuchnym stroju,
Ze ją ledwie nie nago widzieć mozna było,
Dwóch młodych oficerów przy niej się kręciło,
Takze jakiś kanonik i patron nadęty,
285
Ten poprawiał pońcochy, ów ściskał za pięty,
Azem pękała z śmiechu!
STACH
To się panom godzi,
Bo takim i samo zło na dobre wychodzi.
Ale my zyć powinni, jak poćciwość kaze.
Ja nigdy mojej zony zdradą nie obraze.
DOROTA
290
Kiedy tak, więc się Baśki nie spodziewaj prozno,
Dziś ją Górale wezmą, bądź zdrów.
chce niby odchodzić
STACH
biegnąc za nią
A cyz mozno,
Abyście mnie tak dręcyć chcieli? Hej, słuchajcie!
Albo mi zaraz dzisiaj swoją córkę dajcie,
Albo – powiem męzowi, ze wy mnie kochacie!
w. 274
kijonka
– kijanka, zwana też: praczyk, pralnik. Jest to tłuczek drewniany, pomocny przy praniu bielizny.
w. 284
kanonik
– godność w hierarhii kościelnej;
patron
- dawny tytuł adwokata.
33
DOROTA
295
Oho! Próznać to praca, nie wskóras nic, bracie!
Tak ja memu starcowi zakręciła głowę,
Zeby cię jesce wybił za takową mowę,
Spróbuj no, a obacys, jak tam rzecy chodzą,
Gdzie młode zonki starych męzów za nos wodzą.
odchodzi
STACH
300
Prózna widzę nadzieja, cóz tu teraz pocnę.
tu słychać strojenie skrzypców w karczmie
Ale otóz i tańce zacynają skocne,
Niechze se tańcują, ja ojca sprowadzę
I z nasym organistą trochę się naradzę;
On jak się na perorę do ojca wysadzi,
305
Moze od mojej Basi Górala odsadzi.
odchodzi na wieś
S C E N A IV
PAWEŁ, ZOŚKA, BASIA, JONEK, druhny, drużbowie i wiele Krakowiaków wychodzą
z karczmy tańcując. Skrzypek i drugi muzykant z kozą idą przed nimi. Jonek zwyczajem
Krakowiaków stawa zawsze przed młynem, kiedy śpiewa zwrotkę, po której prześpiewa-
nej on z panną młodą, pan młody z Basią, reszta Krakowiaków parami tańcują krakowia-
ka.
JONEK
śpiewa
Oj da da da, oj da da da, tańcujmy wesoło!
Skaccie, chłopcy, skaccie dziewki, skacmy wsyscy wkoło.
tańcują
Wyjdźcie do nas, panie Bartku, pan Paweł was prosi,
Bo dziś jesce chciałby urwać rózyckę u Zosi.
w. 304
perora
– (z łac.) mowa uroczysta.
Scena IV wprowadza obrzęd weselny, zwany oprosinami. Drużbowie z muzykantami obchodzą wieś spraszając
na wesele bogatszych gospodarzy (tu przybyli właśnie prosić młynarza Bartłomieja). Ważną częścią obrzędu są
piosenki o stanie panieńskim, o cnocie panien, o czepku jako symbolu mężatki itd.
34
tańcują
310
Zosia ceka niecierpliwie, rychło wiecór będzie,
Bo dostanie piękny cepek, choć rózy pozbędzie.
tańcują
Dziś pan Paweł pozna Zosię, cy mu zyła wiernie,
Jeśli jesce koło rózy ma kolące ciernie.
tańcują
I wy panie Bartłomieju, mieliście te gody,
315
Kiejście kwiatek urywali u zonecki młodéj.
tańcują
A więc dłuzej nie wstrzymujta nasej lubej pary,
Bo to młody zywiej pragnie, niźli wejcie stary.
tańcują
S C E N A V
Ciż sami, BARTŁOMIEJ I DOROTA wychodzą z młyna
BARTŁOMIEJ
Witam was, moje dzieci, cegóz tu ządacie?
JONEK
Oto tu, Bartłomieju, państwo młode macie,
320
Które was przysło prosić na swoje wesele.
Ja, jako pierwsy druzba, do nóg wam się ściele,
Byście swoją osobą udarzyć ich chcieli,
Przy tym, byście swą zonkę i córuchnę wzieli.
Pokorniuchno uprasam.
kłania się
BARTŁOMIEJ
To ta panna mała
325
Nasego pana Pawła za męza obrała?
w. 322
udarzyć
– obdarzyć, zaszczycić swoją obecnością.
35
Winsuję! Zyjcie zgodnie w małzeńskiej przyjaźni,
Zawse bez przeciwności i bez zadnej kaźni;
Zyjcie w tym stanie, który nam Pan Bóg sporządził,
Kiedy samemu źle być człowiekowi sądził,
330
Więc nie męza, nie brata ani tez drugiego
Jadama utworzył mu do zycia wspólnego,
Ale mu zonę z jego uformował ziobra,
Bo to zła rzec jednemu mieskać, dwojgu dobra.
Zyj więc, scęśliwa paro, z dusy zycę tego!
PAWEŁ
kłaniając się
335
Dziękujemy wasmości!
BARTŁOMIEJ
do Zosi
A ty kochas jego?
Powiedzze, nie wstydź no się, bo to bez miłości
Za nic małzeńskie śluby.
PAWEŁ
Stroni się wasmości,
Nie chce wej gadać.
DOROTA
Mówze.
PAWEŁ
Nie bądź no tak płochą.
BARTŁOMIEJ
Jakze, cy kochas Pawła, Zosiu?
ZOSIA
z prędkością, wstydząc się
I toć kocham.
BARTŁOMIEJ
340
Błogosławze więc, Boze, wase serca cyste!
w. 327
bez... kaźni
– bez nieszczęść, bez czynów występnych, które mogą sprowadzić nieszczęścia.
w. 337
stronić się
– wstydzić się, lękać się.
36
JONEK
Otóz idzie Stach z ojcem, wiodą organiste:
Usłysemy tu zaraz ślicną oracyją.
S C E N A VI
Ciż sami, WAWRZENIEC, STACH, MIECHODMUCH
MIECHODMUCH
Witam, witam zebraną całą kompaniją
I proszę mi pozwolić, by w ten dzień wszpaniały
345
Ręce moje na wdzięcznych czymbałach zabrzmiały.
biorąc się pod boki, jak do oracji
O Pawle, chłopczów ozdobo!
Zosia dziś się łączy z tobą.
I tak się łączą do wszpółki,
Ze kiedyby dwie jaszkółki;
350
Poplątawszy swe nogi, jak one we wodzie,
Tak wy dziś utoniecie w małżeńskiej szwobodzie.
Kochajcie się więc zawdy jak szynogarlice.
Pnijcie się w górę razem, gdyby chmiel po tyce.
We dwa rzędy szadzony ogórd kształtniej sztoi,
355
Dyjament wsadzaon w złoto jaśniej światło dwoi
I dwa szłowiki nawet śpiewają szwobodniej,
Weselej zapalonych gore dwie pochodnie:
Tak i wy w jedno życie z obojga wcieleni, –
Z obydwóch sztron będziecie też błogosławieni!
360
A jak wam się szczęścić będzie,
Gdy ksiądz przyjdzie po kolędzie,
Nie zapominajcie o organiście,
A ja za to ogniście
Zagram wam podczas ślubu na całe organy.
365
Skończyłem,
dixi. Siądźmy, ty, panie kochany
Pawle, każ nam tu przynieść miodu garczy parę.
przed w. 343 Uwaga reżys.
Miechodmuch
– nazwisko organisty Miechodmucha nawiązuje do bogatej w
Oświeceniu tradycji tzw. znaczeniowych imion lub nazwisk bohaterów literackich, które same już charaktery-
zowały ludzi, ich obyczaje, stanowisko, poglądy; niekiedy same te imiona nadawały postaciom piętno komiczne.
Nazwisko organisty wywodzi się tu od jego zawodowych czynności (dmuchanie w miechy dla wprawienia w
ruch organów).
w. 352
szynogarlice
– synagorlice, gołębie. Gołąb – obok innych swych symbolicznych znaczeń – jest także
symbolem miłości i wierności.
w. 365
dixi
– (łac.) powiedziałem, skończyłem mówić.
37
WAWRZYNIEC
Siadajcie, gospodarze, jak zwycaje stare
Zachowują.
siada za stołem
Jako stryj pana wej młodego
Na miejscu ojca zmarłego
370
Moje błogosławieństwo kładąc im na głowę
Taką do nich ucynię mowę:
Zyjcie swobodnie,
Mnózcie się płodnie,
Abyście wase widzieli prawnuki,
375
Abyście od przewrotnej dzisiaj nauki
Dalecy – poćciwe mogli wydać plemię.
Uprawiajcie w pocie coła wasą ziemię,
Ona jest matka wsystkich, ona was wyzywi.
Nie bądźcie z nikim fałsywi,
380
Kochajcie zawse bliźniego,
Nie odpychajcie od drzwi ubogiego.
Podzielcie się chudobą z potrzebnym sąsiadem,
Zyjcie dobrych ludzi przykładem,
A Bóg widząc was godnych
385
Udzieli wam dni swobodnych
I moze wynieść do tych stanów,
Do których wyniósł wasych panów,
Wziąwsy ich z prawnej wam roli,
Bo cóz jest niepodobnym świętej jego woli.
390
Niech z was scęśliwse urodzi się plemię
Niz dzisiaj. Nigdy wasej nie rzucajcie ziemie.
Nic wam więcej nie zycę.
A teraz wy, chłopcy, i wy, starsi parobcy,
Stawcie się w przemianie z dziewcęty
395
I zaśpiewajcie hymn małzeństwa święty.
Nasa pani Bartkowa, jako gospodyni,
Tę nam łaskę ucyni,
Ze włozy pannie młodej na głowę wianecek.
Wy, druhny, rozpuśćcie jej warkoce.
400
Niech pani młodej zatną weselny tanecek,
Ja zacnę – zaśpiewajcie, niechaj se wyskoce.
w. 382
potrzebny
– potrzebujący.
ww. 384–391 w pierwodruku opuszczone.
ww. 386–388 Mowa tu o perspektywach społeczno–prawnego wyzwolenia chłopa zgodnie z prawami natury, z
których – jak głosili najbardziej postępowi myśliciele tych czasów – niezgodna jest niewola i panowanie jednego
człowieka nad drugim.
w. 400
zatną
– zatańczą, żwawo taniec zaczną.
38
Bartłomiej, Dorota, Organista i kilku starych gospodarzy siedzą po prawej – po lewęj rę-
ce chłopcy i dziewczęta śpiewają na przemiany. Podczas strofy chłopców taneczni pod-
skakują na miejscu, a po skończonej tańcują i powracają na miejsca; Wawrzeniec tańczy
z panną młodą, a Paweł z druhną.
H y m n w e s e l n y
DZIEWCZĘTA
Zosiu, ach, juz cię traciemy,
Jutro cię panią ujrzemy,
Zblednie kolor twój rumiany,
405
Stracis wianecek kochany.
CHŁOPCY
Nie uwazaj, miła Zosiu, lepsy chłopak świezy
Niz kwiatecek w pustym polu, co odłogiem lezy,
I wianecek, kiedy zwiędnie, nic nie będzie płacić,
A wy, co go załujecie, rade byście stracić.
DZIEWCZĘTA
410
Juz matuchnę twą stradałaś,
Juz do obcych się wybrałaś,
Juz nie ujrzys swej dziedziny,
Gdzie słodkie zyłaś godziny.
CHŁOPCY
Skowronecek pod kamieniem, łabędź wedle wody,
415
A słowicek w chłodnym gaju uzywa swobody,
Tak tez dziewcę w domu męza znajdzie dobre mienie,
Bo tak wejcie przykazało mądre przyrodzenie.
DZIEWCZĘTA
Dotąd nie znałeś zgryzoty,
Teraz poznas, co kłopoty,
420
Nie będzies więcej tańcować,
Bo musis na chleb pracować.
CHŁOPCY
Wskaze kazdy cłek, co zyje, stworzony do pracy,
A ci, co nam chleb zjadają, są istni prózniacy,
w. 408
nie będzie płacić
– straci wartość.
w. 412
dziedzina
- tu: rodzinna zagroda, miejsce lat dziecinnych.
w. 417
przyrodzenie
– przyroda, natura, pawa natury.
39
I wy, dziewki, co w panieństwie swoje troski macie,
425
Lec w małzeństwie są rozkose, których wy nie znacie.
DZIEWCZĘTA
Przyjdzie jesce kłopot matki,
Kiedy cię obsiędą dziatki,
Natencas będzies ślochała,
Ześ się panną nie została.
CHŁOPCY
430
Chmiel się krzewi, jabłoń rodzi i gniezdzą się ptaki,
By się wsystko nie mnozyło, nie byłby świat taki,
Nikcemne się takie dziewki po świecie tułają
Co się same tylko włócą, a męzów nie znają.
WAWRZENIEC
Dosyć tego juz, chłopcy, łebskoście śpiewali,
435
A nawet nie najgorzej Zośkę wyhasali.
I wy, druhny, składnieście se nad nią płakały,
Choć to takiego płacu i wy byście chciały.
Teraz pódźmy do karcemy, jak śniadanie zjemy,
To się wej, panie Bartku, z sobą rozmówiemy.
JONEK
który podchmielony
440
Bo mamy coś powiedzieć dla dobra wasego.
WAWRZENIEC
Dalej, dudo! Zagraj nam marsa wesołego,
Chodźmy.
wychodzą wszyscy, duda przygrywa
WAWRZENIEC
mówi cicho do syna
Ty pilnuj dobrze i Bartka, i zony,
Nalewaj im gorzałki miodem zaprawionéj,
Wsak wies, ze my podobnie tak, jak i panowie,
445
Najlepiej sprawę końcym, kiedy sumno w głowie,
A jak się juz zachliśnie, w tym zacniej pomału
w. 441
duda
– zob. obj. do w. 216; tu jako przezwisko muzykanta.
40
Prosić o łaskę dla się. Pewnie o Góralu
Zapomną.
STACH
Ale, ojce, spieście się, jak mozna,
Bo jak Bryndas przypłynie, to juz będzie prozna.
WAWRZENIEC
450
Ledwie i za godzinę jesce tutaj staną,
Wysiedli pod kościołem, snadź na msą śpiewaną.
Mamy jesce dość casu.
idzie do karczmy
STACH
Idźmy, tatuleńku.
chce iść, ale go Dorota zatrzymuje, która, gdy inni odeszli, schowała sie za chałupę
DOROTA
Ach, zacekajze na mnie, zacekaj, Stasieńku,
Pójdź tutaj na ustronie, bo tam sparą widno.
STACH
455
Cegóz chcecie, młynarko?
DOROTA
Pocies ty mnie biédną.
Pocałujze mnie, choćby raz.
chwyta za szyję
STACH
Ej, cy tam licho,
Dajcie pokój, bo będę wrzescał.
DOROTA
zatykając mu usta
Ale cicho,
Bo stary wej usłysy.
w. 446
jak się juz zachliśnie
– kiedy go po nadużyciu gorzałki zacznie męczyć czkawka.
41
STACH
Niech słysy.
DOROTA
Choć krzynę...
STACH
Ani by.
DOROTA
Choć raz tylko!
STACH
Mam zdradzać dziewcynę?
DOROTA
460
Mój Stasiu!
chwyta go za szyję
STACH
głośno ku karczmie
Bartłomieju!
DOROTA
Nie róbze hałasu.
STACH
Uciekajwa, bo oto ktoś nadchodzi z lasu.
Mógłby nas tu podsłuchać albo dojrzeć okiem.
ucieka
DOROTA
z miną urażonej
Zjes mi diabła, bestyjo! Ujdzie-ć to bokiem.
odchodzi
42
S C E N A VII
BARDOS
sam, ubrany ubogo, nogi łykiem okręcone, z teką na ramieniu. Torba jedna z książkami,
druga z machiną elektryczną. Kałamarz wielki cynowy przewieszony przez ramię. Idzie z
góry po lewej stronie podskakując i wesoło śpiewa następującą piosenkę
A r i a III
Świat srogi, świat przewrotny,
465
Wszystko na opak idzie,
Kto niewart – pan stokrotny,
A człek poczciwy w biédzie.
Lecz rozum górę bierze,
Tym sobie życie słodzę,
470
I ja porosnę w pierze,
Choć dziś bez butów chodzę.
Niemądry, kto wśrzód drogi
Z przestrachu traci męstwo,
Im sroższe ciernie, głogi,
475
Tym milsze jest zwycięstwo.
Na górze mieszka Sława,
A Szczęście jeszcze wyżej,
Lecz gdy chęć nie ustawa,
Wnet się człek do nich zbliży.
480
Im sroższy Los nas nęka,
Tym mężniej stać mu trzeba,
kto podło przed nim klęka,
Ten niewart względów Nieba.
Mnie chociaż głód dojmuje,
485
Lecz duszy mej nie szkodzi.
Śpiewaniem biedę truję,
Wesołość troski słodzi.
Prawda, że wesołość i smutek osładza,
Jednak nie ze wszyskim brzuchowi dogadza.
490
Widziałem z tej góry wysokiej,
Że tu wesołe wyprawiano skoki.
Dalej i ja też w pląsy, nieźle się skakało,
Ale też teraz bardziej jeść mi się zachciało.
ww. 464–487 Aria ta była, zdaje się, wśród współczesnych najbardziej popularną partią sztuki. Znamiennym
tego dowodem może być również fakt, że piosenkę Bardosa wydrukowała jedna z gazet warszawskich „Kore-
spondent” niezwłocznie po wyzwoleniu stolicy, 22 kwietnia 1794 r., wraz z krakowskim aktem obwieszczają-
cym insurekcję i pierwszymi odezwami Kościuszki. W arii tej można odczytać nie tyle wyraźniejsze aluzje, ile
podkreślenie ogólnych założeń ideowych sztuki: wezwanie do wytrwałości, obietnicę rychłej odmiany, nutę
patriotyzmu, akcenty antymagnackie i – mimo smętnej nuty patriotyzmu – optymizm. Skupia zatem ta aria sze-
reg ważnych akcentów ideowych całej sztuki i dlatego w jej całości zajmuje ważne miejsce.
43
Oj, jadłżećbym!... Dwie mile uszedłem o głodzie.
495
Choćbym gdzie stanął w gospodzie,
Cóż, ani grosza nie mam...
zbliża się do karczmy
Ach, jakież to smaczne
Rozchodzą się w tej karczmie zapachy kołaczne.
wącha
Coś, niby gęś
wącha
i prosię,
wącha
i pieczone cielę,
Musi tu być wesele.
500
Gdyby się tam jak wkręcić... Ale jak?... To sztuka.
Wstydzę się w tak liczną gościnę,
Jak
pauper studiosus, iść po żebraninę
Jeszcze mnie kto wypchnie i wyfuka.
Niewiele teraz popłaca nauka!
505
Oj, oszukałem się myśląc, że talenta
Wykierują mię kiedyś, biednego studenta,
Że mi dadzą sławę i mienie...
Widzę, że próżne było moje omamienie.
Diabła tam wskórasz z rozumem,
510
Kiedy zaćmienie w kieszeni,
Filozof się w osła zmieni,
Największy mędrzec zgłupieje,
Kiedy ze dwa dni nic nie je.
patrzy na tekę
I na cóż mi się zdacie,
515
Wy, szumni szczęścia ludzkiego malarze?
Kiedy go tylko w przywidzianej marze
Ludziom wystawiacie.
Mamże was jeszcze dźwigać, kiedym sam zgłodniały
Jak trzcina chwieję się cały?
rzuca książki
w. 502
pauper studiosus
– (łas.) ubogi student. Określenie to stało się niemal przysłowiową i trafną charaktery-
styką trudnego, nieraz żebraczego życia dawnych studentów.
44
520
Precz ode mnie, przeklęte bestyje!
Figury, sylogizmy, subtelne kwestyje...
Niech was diabli porwą z teką!
Precz i ty, panie Seneko!
Panie Demostenesie i panie Platonie,
525
I ty, wyszczekany Cyceronie,
A najbardziej wy, gałgańskie dusze,
Owidiusze, Wirgiliusze,
I wy, miłostki Safy, ody Horacego,
Coście mnie tylko nauczyły tego,
530
Że sam swoim językiem nie władam,
I choć nie chcę – wierszem gadam.
Cóż mi z tego, żem retor, poeta, fizyk,
Kiedym goły jak byk?
Za te więc wasze baśnie
535
Niech was jasny piorun trzaśnie!
Raczej się filutem i głupim zrobię,
I tym sposobem więcej podobno zarobię.
Ten, kto się z wami pobrata,
Nie zda się dzisiaj dla świata.
540
I głodu się nacierpi, i tak w biedę wlézie
skrobie się za kołnierzem
Że mu niejeden robak dogryzie.
O, jak jest dziwna życia ludzkiego odmiana!
Kiedym się nie chciał z młodu uczyć, jak barana
Wyciągali na ławie, siekli gdyby bydlę.
545
Dziś, kiedy mi już wszystko szło jakby po mydle,
Kiedy nawet samego profesora zdanie
Na publicznej dyspucie zbiłem – przez udanie,
Przez plotki tak mię gryźli, tak mi buty szyli,
Że mię wreszcie jak łotra ze szkół wypędzili.
w. 521
figury
– ogólne określenie właściwości stylu literackiego, używane w nauce retoryki i poetyki;
sylogizm
– termin przyjęty w logice dla określenia specjalnej formy rozumowania.
w. 523 S e n e k a (4 przed n.e. - 65 n.e. ), filozof i pisarz rzymski; dla swych moralizatorskich rozważań bardzo
popularny w Polsce w XVIII wieku.
w. 524 D e m o s t e n e s (384-322 przed n.e.), sławny mówca ateński; P l a t o n (427-347 przed n.e.), wybitny
filozof grecki, uczeń Sokratesa, twórca skrajnie idealistycznego systemu filozoficznego.
w. 525 C y c e r o n – Marcus Tullius Cicero (106-43 przed n.e.), wielki mówca rzymski; jego mowy, obok
mów Demostenesa, były przez wiele wieków sławionym przez nauczycieli retoryki klasycznym wzorem pięknej
wymowy.
w. 527 O w i d i u s z – Publius Ovidius Naso (43 przed n.e.-ok. 18 n.e.), wybitny poeta rzymki;
W e r g i l i u s z – Publius Vergilius Maro (70-19 przed n.e.), wielki poeta rzymski, przez parę wieków uważany
za większego nawet od Homera.
w. 528 S a f o (na przełomie VII-VI w. przed n.e.), poetka grecka, znana jako autorka wierszy miłosnych; H o r
a c y – Quintius Horatius Flaccus (65-8 przed n.e.), wielki rzymski poeta liryczny, mający licznych i wybitnych
naśladowców w literaturze polskiej.
w. 532
retor, poeta, fizyk
– nazwy te odróżniały w dawnych szkołach uczniów poszczególnych klas, ze względu
na wykładane w nich podstawowe przedmioty, jak retoryka, poetyka czy fizyka.
45
patrząc na torbę
550
Oj, ty, ty elektryko, ty jesteś jedyną
Nieszczęścia mego przyczyną!
chce ją rzucić
Z ciebie to ta dysputa była dana.
Bodaj cię!... Masz szczęście, żeś szklana.
Schowam cię jeszcze. Może wlazłszy między gbury,
555
Jak ich zacznę zabawiać twoimi figlasy,
Dostanę kawał kiełbasy.
Żebym tylko na moment wyszedł tu z nich który...
Oto idą. Słuchajmy, co to są za jedni.
chowa się
S C E N A VIII
STACH, BASIA, BARDOS ukryty
STACH
nie widząc Bardosa
Ach, Basiu, jakześmy biedni,
560
Nic macochę nie wzrusy, jak się wej uparła.
BASIA
Ani by. Gdyby jaka jędza się rozzarła,
Ani se gadać nie da. Alem uwazała,
Ze wej diabelnie ocy na cię przewracała.
Cy ona zaś, niecnota, nie kocha się w tobie...
STACH
565
Ej, cóz ty myślis, Basiu? Cóz to znowu tobie?
Ot, zwycajnie kobiéta, jak kobieta w błocie,
Jak sie uprze, ani rus.
BASIA
A cóż w tym kłopocie
Pocniemy?
STACH
Ja, dalibóg, nie wiem, co juz pocąć.
46
postrzega Bardosa
Ale któz to tam siedzi, chce snadź, widzę, spocąć
570
I siadł se.
przypatrując mu się
Och, coś mi się ochapia przeklęcie,
On – nie on? On! Jakze się mas, panie studencie?
Cóz tu robis?
BARDOS
wstaje
Kłaniam ci, panie Stanisławie,
Skądżeś się tu wziął?
STACH
Tuć ja mieskam. Z nieba prawie
Zjawiłeś mi się waspan.
BARDOS
W czymże pomóc mogę?
STACH
575
Ja, Basiu, z jegomością jeździłem raz w drogę.
Wziąłem go w Małogoscu z prfesorem jego,
Sampan mu słuzył. Lec on, słysę, niewart tego.
Bo go sampan w naukach duzo przewyzsali,
Jak mi mówili ludzie, co wej pana znali.
580
Ej, rozum tez to ma być!
BARDOS
Bodaj go nie miałem!
Za to też chleba i szkół razem postradałem.
STACH
Wejcie!
w. 570
ochapia się
– przypomina się.
w. 576 M a ł o g o s c – Małogoszcz, miasteczko w ziemi kieleckiej.
w. 577
sampan
– sposób tytułowania osoby godnej uszanowania.
47
BARDOS
Powiedz mi, proszę, czy to ty się żenisz?
Bo tu widzę wesele.
STACH
To wej mój bratunek
Bierze Zośkę.
Skrobie się po głowie
BARDOS
Oboje was jakiś frasunek
585
Dręczy, ty się w łeb skrobiesz, a ty się czerwienisz.
STACH
Bo to wej moja luba.
BASIA
rumieni się
A to mój kochanek.
BARDOS
Czemuż się ty nie żenisz?
STACH
Matka nie pozwala.
BARDOS
A dlaczego?
BASIA
Bo mnie chce wydać za Górala.
BARDOS
Za Górala?
w. 583
bratunek
– zamiast: bratanek, dla pełności rymu z wyrazem: frasunek. Bratankiem (w znaczeniu: brat
stryjeczny) Stacha jest żeniący się z Zosią Paweł.
48
BASIA
A juści.
STACH
Juz z nią drugi dzbanek
590
Miodu mój ojciec pije, ale niewzrusona
Jak wejcie góra w Tatrach skalista.
BARDOS
wskazując na Basię
A ona
Ma-ż ojca?
STACH
Ma, mój panie, ale ze juz stary,
Młoda zonecka nad nim przewodzi bez miary.
BARDOS
A on dla was przystaje-ż?
BASIA
On ci by i przystał,
595
Ale by w domu jednej godziny nie wystał,
Wygnałaby go zona.
STACH
Ratuj nas, mój panie!
BARDOS
Będzie to, ale wprzódy muszę zjeść śniadanie.
Wy czyście już śniadali?
BASIA
Dopiero do stołu
Zastawiają.
BARDOS
w. 593
bez miary
– poprawka Kucharskiego; w odpisie Grabowskiego było: nad miary.
49
Tym lepiej.
STACH
Będziemy jeść po społu.
BARDOS
600
Mniejsza o to, służę wam.
STACH
Co chces, to ci damy.
BARDOS
Nie gardzę niczym.
STACH
Tylko wprzód do Baśki mamy,
Młynarki, obróć, panie, swoje perswazje,
Mas wielki rozum, to ją przekonas.
BARDOS
Użyję
Całej mojej wymowy, tylko podjem wprzody.
605
Ale słuchajcie, aby rzecz nam się udała,
Porzuciwszy niewczesne ze mną korowody
Powiedzcie, jak się wasza miłość zawiązała
I jak daleko zaszła, trzeba mi to bowiem
Wiedzieć.
STACH
Oto tak.
BASIA
przerywając
Cyt no, ja to lepiej powiem.
A r i a IV
BASIA
610
Raz na pniu między dębami,
50
Gdzie siadłsy w parze turkawki,
Nie wiem, dla jakiej zabawki,
Trzepotały se skrzydłami,
Patrząc na to ich rusanie
615
Taka mnie lubośc przejęła,
Zem słodko Stasia ścisnęła
I stąd wscęło się kochanie.
STACH
Raz nam się krówka ganiała,
A Basia przy mnie siedziała,
620
Nie wiem, jak się to zrobiło,
Ze mi sie w ocach zaćmiło.
Bojąc się jakiej zarazy,
Ścisnąłem Basię dwa razy,
Ona mi wzbromną nie była,
625
Wtencas się miłość stwierdziła.
D u e t t o
STACH I BASIA
Odtąd, jak się gdzie spotkamy,
Zaraz o krówce gadamy
Lub się turkawki wspomina,
A tak się znowu zacyna.
630
Kiedy siędziemy we dwoje,
Kiedy się z sobą bawiemy,
Wtencas zda się, ze oboje
Jedną dusycką zyjemy.
BARDOS
na stronie
Rzeczy idą swym torem jak zwykle, a z tego
635
Początku łatwo się już domyślę wszystkiego.
Nie trzeba-ć tu w popiele zasypiać tych gruszek.
Sprawa nie cierpi zwłoki.
głośno
Gdzie teraz staruszek
Ojciec wasz jest?
STACH
w. 611
turkawka
– (także: trukawka) dziki gołąb.
51
Tu, w karcmie.
BARDOS
Idźcie tedy przodem,
Ja tam zaraz nadejdę.
STACH
Cekam z dobrym miodem
640
I z kawałkiem kiełbasy.
BARDOS
Idźcie, moje dziadki,
Ja tu jeszcze wprzód moje zabiorę manatki
I zaraz przyjdę.
STACH
do Basi
Idźmy.
Odchodzą do karczmy
S C E N A IX
BARDOS
sam
Na cóż wy, panowie,
Uwieńczeni laurami, wielcy autorowie,
Miałżebym was zostawić krukom na dzióbanie?
645
Nie! Z waszej łaski dzisiaj będę miał śniadanie.
Znając, że cos oleju z was mam w głowie mojéj,
Że mnie paradnie wieśniak nakarmi, napoi,
Pogódźmy się więc z sobą. Nuż, panowie Grecy,
Ponieważ nóg nie macie, pójdźcie na me plecy,
650
Poniosę was. A kiedy dzisiaj mędrców wiela
Was używa na wsparcie zdań Machijawela –
w. 651
Machijawel
– Mikołaj M a c h i a v e l l i (1469–1527), pisarz i polityk włoski, autor głośnego dzieła pt.
Książę
(1513). Został przez potomność uznany za zwolennika i teoretyka chytrości, przewrotności i nieuczci-
wych zasad w polityce.
52
Ja was na wsparcie bliźnich cierpiących użyję.
Idźmy! Tak mi się zdaje, że już jem i piję.
idąc do karczmy spostrzega statek na Wiśle
A cóż to za mnóstwo Góralów tu płynie?
655
To pewnie rywal Stacha: bieżmy, nim czas minie!
Trzeba mu tu tak sztucznie sidełka nastawić,
Żeby go nie rozgniewać i z niczym odprawić.
idzie do karczmy
53
A K T II
S C E N A I
Słychać najprzód muzykę góralską, a wkrótce przypływają dwie krypy z Góralami i Gó-
ralkami, niosącymi różne rzeczy, jako to: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły, szpaki i
bryndzę. Muzyka ich składa się z piszczałek, jednego bębna, trąby, drumlów, na których
grają
przy wysiadaniu z kryp i idą do wioski, śpiewając wszyscy
C h ó r g e r a l n y G ó r a l ó w
My, mieszkańcy Tatrów górnych,
Idziemy do was, Krakowiaków,
Niesiem w darze worek spaków
I sto serków przewybornych.
KOBIETY
5
Jest i bryndza, i lipienie,
Są kwiczoły, jemiołuchy,
Niechajze to nasycenie
Słuzy dla wasej dziewuchy.
WSZYSCY
Przyjmijcie nas do gościny
10
I otwórzcie wase chaty,
A my poślem nase swaty
By dziś końcyć zaręcyny.
S C E N A II
Ciż sami, BARTŁOMIEJ, DOROTA, WAWRZENIEC, MIECHODMUCH pijany,
STACH, BASIA, JONEK, Krakowiacy wychodzą z karczmy na przywitanie Góralów.
Basia i Stach są smutni; Dorota ma minę triumfującą, a BARDOS trzyma kawał pieczeni
przy ustach
Uwaga reżys.:
drumia
– instrument muzyczny, zwany także dremla lub dromla, wykonany z metalu, wydający
dźwięki na pomocą dmuchania, które wzmacnia brzęczenie poruszanej palcami sprężynki.
przed w. 1
Chór generalny
– ogólny, śpiewają razem wszyscy Górale i Góralki.
w. 5
lipienie
– ryby podgórskie z rodziny łososiowatych, pokrewne pstrągom.
54
BARTŁOMIEJ
Witamy gości do nas.
MIECHODMUCH
Witamy! witamy!
Za wasze zdrowie duszkiem szklanki wychylamy.
BRYNDAS
15
Dziękujemy.
MORGAL
Dziękujemy.
MIECHODMUCH
tonem oracji
O, jak się cieszymy,
Że przecię dzisiaj z wami tańcować będziemy.
Dziś pierwsze zaręczyny, a niedługim czaszem
Bryndasz żłączy się z Basią, a Basia z Bryndaszem!
Obym wam prędko zagrał! Obym też kubany
20
Doształ, obym was, obym... obym...
BARTŁOMIEJ
Mój kochany
Panie Miechodmuchu, dosyć. Niech raczej panowie
Spocną sobie z podrózy.
MIECHODMUCH
Zgoda. Ja za zdrowie
Ichmościów łyknę jeszcze choć jedną szklanicę.
BRYNDAS
A ja, za pozwoleniem panacka mojego
25
I godnej wejcie matki, niech oblubienicę
Przywitam.
całuje Basię w rękę
przed w. 15
Bryndas
– imię tego Górala brzmi w pierwodruku Bryndus, ale i tam pojawia sie Bryndas. Ta
ostatnia forma występuje stale w rękopisie Grabowskiego, ale też z odchyleniami: Bryndus; odchylenia te za-
chowujemy tam, gdzie forma ta potrzebna jest dla rymu.
w. 19
kubany
– napiwek, prezent, upominek.
55
MORGAL
Nie tęskniłaześ, Basiu, bez swego
Jamanta?
BASIA
Nie.
BRYNDAS
Jak to zaś?
BARTŁOMIEJ
Ma dosyć zabawek.
BARDOS
Czasem też pasie krówki lub szuka turkawek.
na stronie
Oj, już ten nie dla ciebie przysmaczek, nieboże,
30
Którego ty tu szukasz.
ŚWISTOS
Jednak casem moze
Wspomniała panienka na swego Bryndasa?
BASIA
Raz tylko.
MORGAL
Bo nowego pewnie umizgasa
Dostała panna!
BASIA
Moze...
DOROTA
ciągnąc ją za suknię
Cy-tze!
56
STACH
Mów wyraźniej!
DOROTA
Milc-ze! Bo jak się z głupim słówkiem tu wyśliznies,
35
To cię tak palnę w papę, ze az się obliźnies.
MORGAL
To się panna Barbara tylko pewnie draźni.
Zwycajnie się panienki przed ludźmi sromają,
Nigdy nie mówią tego, co w serdusku mają.
BRYNDAS
Ja tak myślę. Bo tez to, Bogu wejcie dzięki,
40
Tak dobrze, jak i drugi wart-em Basi ręki.
Wsakze i ja nie wypadł sroce spod ogona.
Raz mi Basia przez ojca była przeznacona,
Tego się trzymam. Dla niej, choć z niemałą stratą,
Odrzuciłem niedawno dziewcynę bogatą,
45
A wsyscy mnie z nią chcieli poswatać Górale
I miała tez dobytek, miała tez korale
I spore stado owiec, i płócien niemało;
Ale mi się to wsystko lichem w ocach zdało,
Jakem wspomniał na Basię. Dalej no, panusko!
50
Na coz się z tym utajać, co cuje serdusko.
Wiem, ze mnie kochas, bo tez mas co kochać we mnie,
Przypatrz no się, jak zwesąd wyglądam przyjemnie.
obraca sie wokoło, śpiewając
A r i a V
Kazda mi mówi dziewcyna,
Zem chłopak hozy i rosły,
55
Wsymukły jestem jak trzcina,
Chodzę jak zuraw wyniosły.
Wąs carny, wargi zwiesiste,
Ustecka, kiejby malowane;
Ciało mam białe i cyste,
60
Bom się na mleku wchował.
Kiedy z siekierą harcuję,
w. 37
sromają się
– wstydzą się.
w. 49
panusko
– panienko.
57
Wsyscy ode mnie zmykają.
Dziewki mię okiem zjadają,
Kiej im z węgierska tańcuję.
65
Będzies się mogła pochlubić,
Ześ se chłopaka dobrała.
Po ślubie będzies mię lubić,
Byleś mnie lepiej poznała.
STACH
Nie wytrzymam i grzmotne za kark samochwała!
JONEK
70
Cicho! Będzie cas na to...
BASIA
Niewiele dobrego
Mówią sąsiedzi o tym, co się sam wychwala.
MORGAL
Panienko, nie mas u nas Górala zadnego,
Co by nie przyznał prawdę panu Bryndasowi.
On pierwsy rej prowadzi pomiędzy chłopaki,
75
On to najzręcniej pstrągi i lipienie łowi,
On jak kot łapie w sidła kwicoły i spaki,
Biega wej kieby jeleń mil piętnaście na dzień.
I do Warsawy cęsto chodzi z obrazami.
Co się on tam napatrzał! Oj, tego z nas zadzien
80
Nie widział; ma tez olej w głowie.
ŚWISTOS
On wej z nami
Dwa razy w rok na odpust chodzi do Krakowa,
On kompaniją wodzi jako pierwsa głowa.
A gdy do karmelitów przychodzi na Piaski,
On nas zawse tak suto cęstuje z swej flaski,
85
Ze jak po nabozeństwie z kościoła wyjdziewa,
Co do krzty wsystkie rzepy w Krakowie wyjewa.
MORGAŁ
w. 83
do karmelitów... na Piaski
– do kościoła przy klasztorze karmelitów na Piasku w Krakowie.
w. 86
rzepy w Krakowie wyjewa
– wyjemy rzepy jako „zakąskę” po gorzałce, którą Bryndas hojnie częstuje
kolegów.
58
Łatwo mu mieć przyjaciół, bo tez ma i grose...
A więc ja, jako pierwszy druzba, panny prose,
Aby nie zwłócąc dłuzej chwalebnego dzieła,
90
Do serca i do chaty swojej nas przyjęła,
Wprzódy jednak, jak kaze zwycaj, bądźcie grzecni
Przypatrzyć się, jak wasi sąsiedzi zarzecni
Śpiewają i tańcują wedle swojej mody,
Kiedy przychodzą w swaty do obcej gospody.
95
Nuz, chłopaki, do skoków! Siądźcie, gospodarze,
Ja przyśpiewywać będę, zagrajcie, dudarze.
M a z u r e k g ó r a l s k i
Darmo Kasia od nas stroni,
Bo juz Góral za nią goni,
Góral ma nogi bocianie,
100
Kogo zechce, to dostanie.
Prózno więc nie uciekajta,
Lepiej się same poddajta.
Raz się Zosia Bartka bała
I na górę uciekała,
105
Ale tez za to z wierzchołka
Wywróciła w dół koziołka.
Pasterze się śmiali z Zosi,
Bo widzieli u niej cosi.
Łapał Góral jemiołuchy,
110
Skraść mu je chciały dziewuchy,
A ze sidła porusyły,
Same się siatką nakryły.
On jem tez za te igraski
Obom pogniótł Góral ptaski.
115
Stała panna nad strumykiem,
I nazwała Jonka bykiem,
On se tez rozek przyprawił,
Jak ją ubodł, tak rozkrwawił;
Teraz płace i narzeka –
120
Nie nazywaj bykiem cłeka.
tu kończą taniec
BARTŁOMIEJ
Prosiemy teraz z nami społem na śniadanie,
Potem z sobą o rzecy pomówiemy.
w. 92
sąsiedzi zarzecni
– zarzeczni sąsiedzi, mieszkający za rzeką, po drugiej stronie Wisły, Górale.
59
DOROTA
Panie
Bryndas, weźcie za rękę swoją narzeconą,
Wsak ona juz niedługo będzie wasą zoną.
cicho do Basi
125
Daj mu rękę, ani mi słowa piśnij.
STACH
na stronie
Dziwy.
Ze jesce dotąd zyję!
BARDOS
do Stacha
Bądź tylko cierpliwy.
STACH
Ej, daj mi waćpan pokój. Niemądry, kto ceka,
Kiedy mu bieda dopieka.
BARTŁOMIEJ
do Górali
Prosiemy.
DOROTA
Prosiem z sobą.
Górale i Bartłomiej odchodzą
STACH
do Doroty, która na ostatku idzie
Ej, pani Doroto!
130
Zmiłujcie się nade mną!
DOROTA
Nic z tego, niecnoto!
A dałeś mi całusa? Cierp teraz!
WAWRZENIEC
do Krakowiaków
60
Wy, nasi
Państwo młode i goście, oto właśnie Basi
Zmowiny robić będą. Wy ich wej nie kłóćcie,
Zostawcie cas Góralom i do karcmy wróćcie.
135
Nie dajcie tez pod niebem zostać organiście,
Obudźcie go niech wstanie.
STARA BABA
Ochlał sie wiecyście,
A sam bo tylko pije, nikogo nie prosi.
budząc go
Hej, panie Miechodmuch!
MIECHODMUCH
rozespany
Ale wiem, że Zosi
Wesele, wiem, że trzeba winszować. O, panno!
140
Śliczna, młoda i żywa! Obyś nieusztanną
Rozkosz!... Obyś... obyś...
mając oczy zamknięte, mówi do baby, rozumiejąc, że panna młoda przed nim stoi, a baba
za każdym słowem się kłania
STARA BABA
Skońćcies oracyje,
Wypijcie przecie do mnie i ja tez wypije.
MIECHODMUCH
Podźwa do karczmy.
bierze ją pod boki i wychodzi
STARA BABA
Zgoda.
S C E N A III
WAWRZENIEC, STACH, JONEK, BARDOS
STACH
Ach! Ojce kochany,
W. 133
zmowiny
– zaręczyny.
61
I coz to z tego będzie?
WAWRZENIEC
Juz bym był ządanéj
145
Dobił wreście ugody, gdyby się Górale
Nie tak prędko zjawili, ojciec ci chce, ale
Macocha ani gadaj.
STACH
Biéda tez to moja.
JONEK
Pocies się tym, ze Baśka pierwej była twoja.
BARDOS
No, moi przyjaciele, widzę, że tu trzeba
150
Dopomóc wam, i sądzę, za pomocą Nieba
Że mi się to i gładko, i pomyślnie uda;
Pan Bóg niespodziewanie często robi cuda.
Stachu, do Basi ręki ty masz prawo przody,
Bo tego mógłbyś żywe postawić dowody.
cicho do niego
155
Owa krowa i owe turkawki na pniaku.
Już bym ci był dopomógł dotychczas, biedaku,
Chciałem z Dorotą mówić, gdy stała przed sienią,
Lecz ważną wtenczas miałem przeszkodę: pieczenią.
głośno
Teraz tedy słuchajcie, taka moja rada:
160
Już tu cierpieć i taić dłużej nic nie nada,
Otwarcie czynić musiem. Wam, ojcze, koniecznie
Trzeba teraz pójść z synem, głośno i statecznie
Oświadczyć: że ponieważ już to wam jest jawno,
Że Stach z Basią nie żartem kochają się dawno,
165
Więc na to żadną miarą wy nie pozwolicie,
By dwoje ludzi zgubić na całe ich życie.
Basia też z swojej strony niechaj się przyłączy
Do was, niechaj wbrew powie, że Stasia samego
Kocha i że nie pójdzie nigdy za innego.
w. 158 Miał bowiem usta pełne pieczeni.
Pieczenią
– dawna forma biernika liczby pojed.
w. 168
wbrew powie
– zob. obj. do w. 260 w akcie I.
62
WAWRZENIEC
170
Lec to, mospanie student, cicho się nie skońcy.
To narobi hałasu, wrzasku.
BARDOS
Cóż bez niego
Kończy sie dziś na świecie? Ale po hałasie
Znowu zgoda i pokój nastąpi, już ja się
Tym zatrudnię i wszystkich rozumu mojego
175
Poruszę sprężyn, by was pogodzić.
STACH
A kiedy
Przyjdzie z nimi do bitwy?
WAWRZENIEC
A cóz by to biedy
Było!
BARDOS
To próżna trwoga: nigdy oni was tu
Nie zarwą, przecież ich tu ledwie kilkunastu,
A gdy ujrzą, iże wam nie będą zdołali,
180
Muszą nareście przystać. Spieszcie jeno daléj,
Bo to z czasu korzystać trzeba!
WAWRZENIEC
Mój jegomość,
Jaka się tylko w domu wynajdzie ruchomość,
Parę butów, półsetek płótna, capkę nową
Damy ci, byleś tylko radził nam swą głową.
STACH
185
Znajdzie się i gros w kabzie, jeśli chces pieniędzy.
WAWRZENIEC
Więc pódźmy.
odchodzą ze Stachem
w. 185
kabza
– woreczek na pieniądze.
63
S C E N A IV
BARDOS, JONEK
BARDOS
Ty tu, Jonku, zostań się. Mój bracie,
Wy się, jak widzę, bardzo ze Stachem kochacie,
Więc ty najlepiej wszystkie jego wiesz skrytości.
JONEK
190
Gdyby z regestru.
BARDOS
A czy wiesz też o miłości
Doroty ku Stachowi?
JONEK
Wsystko wiem, mój panie.
BARDOS
na stronie
Ha, ha! Teraz-em w domu. To ciche szeptanie,
Te jej groźby, ten upór, wiem już, skąd pochodzi.
głośno
A Basia wie też o tym?
JONEK
Coś trochę dochodzi,
195
Bo juz Stachowi nieraz wejcie wyrzucała,
Ze mu Dorota w ocy figlarnie patrzała.
BARDOS
Więc ją to musi martwić?
JONEK
A juści.
w. 190
gdyby z regestru
– w znaczeniu: jakbym miał rejestr (spis) tajemnic Stacha.
64
BARDOS
Więc i tę
Zazdrość uprzątanąć trzeba, bo kiedy w małżeństwie
Podejrzenie i zawiść poduszcza kobiétę,
200
Często mężowska głowa jest w niebezpieczeństwie.
JONEK
Oj, prawda, prawda!
BARDOS
Ale powiedzże mi szczerze,
Czy też Stach dla swej Basi wierny jest w tej mierze,
Czy nie przyjmuje czasem Doroty karesów?
JONEK
Juści on teraz wierny, póki kocha Basię,
205
Ale jak męzem będzie, kto wie, cy nie da się
Uwieść, bo te kobiéty gorse są od biesów.
A najbardziej te młode mężatki, co starych
Mężów mają, kaducnie lubią chłopców jarych,
I choć się cłowiek broni, one przecie musą
210
Onacyć i tak cynią, az chłopaka skusą.
BARDOS
To więc ty tak o Stachu sądzisz?
JONEK
Ja, mój panie,
Nie myślę, ze on hultaj; jeno ze kochanie
Jest to sidło na ptaski, a wędka na ryby.
Kto go tylko skostuje, zginie bez ochyby.
215
Moja ciotka, co męza tez starego miała,
Słuchaj, waspan, jak sobie cęsto śpiewywała.
w. 199
poduszcza
– podburza, podjudza.
w. 203
karesy
– (z franc.) pieszczoty, zalecanki.
w. 210
onacyć
– onaczyć, czasownik utworzony z zaimka: onaki – ktoś, jakiś, zwykle dla nazwania czynności
trudnej do określenia; tu w znaczeniu: zabiegać, kręcić, czarować.
w. 214
bez ochyby
– niechybnie, z pewnością.
65
A r i a VI
Kiej się kobiéta usadzi,
Choćby był chłopak ze skały,
Taki mu węgiel podsadzi,
220
Ze wnet rozpali się cały.
Ten węgiel natura daje,
Przez niego wsystko się rodzi,
Z niego cały świat powstaje,
On cęsto kłóci, on godzi.
225
Taką to wejcie broń mają
Wsystkie kobiéty na świecie,
Prózno ich chłopcy nie chcecie,
Gdy na was ockiem rzucają.
Choćby najtęzse chłopaki,
230
Nigdy mi w boju nie starcą,
Bo ony mają wej tarcą,
Co wsystkie zmoze junaki.
BARDOS
Widzę, twa ciotka miała wielkie doświadczenie,
Musiała bywać w różnych obrotach.
JONEK
Jakze nie?
235
Przeciez była u dworu za garderobianą.
BARDOS
A no, więc już rozumiem.
JONEK
Podobno dlatego
Spiesno ją za staruska włodarza wydano,
Ze miała nabozeństwo do syna pańskiego.
BARDOS
Więc to nie dziw.
w. 217
usadzi
- zaweźmie się, uweźmie.
w. 230
nie starcą
– nie starczą, nie wytrzymują, nie dadzą rady.
w. 238 Bo jako chłopka kochała się w pańskim synu.
66
JONEK
Oj, znała ona psie figlasy.
hałas opodal
BARDOS
240
Cicho! Już się tam, widzę, zaczęły hałasy.
Oj, będzie też tu wrzasku.
JONEK
I skońcy się biédą.
BARDOS
Nie lękaj się niczego.
JONEK
Otóz wsyscy idą.
S C E N A V
Ciż, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, DOROTA, BASIA, STACH, BRYNDAS,
MORGAL, ŚWISTOS, Górale i Góralki
BRYNDAS
wpadając ze złością
Choćbym miał stracić wsystko, a wreście i dusę,
Nie daruję swojego i pomścić się musę.
MORGAL
245
Taką obelgę cynić! Tak słusnemu cłeku!
BARDOS
na boku
Oj, będzież z tym szubrastwem sprawa jak w Osieku!
BARTŁOMIEJ
w. 245
słuszny człek
– godny, szanowany, prawy.
w. 246
sprawa jak w Osieku
– aluzja do przysłowia upamiętaniającego legendarne pomyłki osieckich sędziów:
sprawa jak w Osieku – ślusarz zawinił, a kowala powiesili.
67
do Bryndasa
Ale, mój Bryndas...
BRYNDAS
To się nie skońcy na ale,
Bo to nie dadzą z siebie przedrwiwać Górale!
MORGAL
Wkrótce my tu, panecku, pokazemy tobie...
BRYNDAS
250
Po cóz mnie było zwodzić?...
BARTŁOMIEJ
Wsakze my to sobie
Tak wymówili wtedy, ze gdy córka moja
Nie zechce, ja jej musić nie będę.
BASIA
A ja to
Dawnom ci powiedziała, ze nie będę twoja!
STACH
A gdy waści nie kocha, cóz ją winić za to?
BRYNDAS
do Stacha, odgrażając mu
255
Oj, ty, ty!...
DOROTA
Tak, tyś, spacku, wsystkiego narobił,
Ale pockaj!...
BRYNDAS
Jam się o wsystko przysposobił
Na wesele, kosule, saty, dwa łózecka...
ww. 250–251 Włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.
68
MORGAL
Stoją dwie becki piwa.
ŚWISTOS
I medery becka.
BRYNDAS
A mięsiwo?
MORGAL
A sadła?
ŚWISTOS
A wieprzak karmiony?
BRYNDAS
260
Nic z tego nie daruję! Niechaj mię pierony
Ubiją, jezeli się nie pomscę za taką
Krzywdę. Dalej, chłopaki, na krypy! Do wiosła!
BARDOS
na boku
Muszę ja tu uzdeczki wziąć na tego osła,
Bo coś brykać zaczyna.
do Bryndasa
Mospanie, wszelako
265
Należy się posłuchać, kiedy dobrze radzą.
Jeźli waćpan masz szkodę, to i pan Bartłomiej,
I przyszły mąż sowitą nagrodę dodadzą,
Bylebyś się chciał pogodzić.
MORGAL
patrząc na Bardosa z pogardą
Patrzcie wej! Oto mi
Cłek do rady?
BRYNDAS
w. 258
medera
– właściwie: madera, wino portugalskie, pochodzące z wyspy Madery na Atlantyku
69
Cy diabeł wniósł tego łajdaka?
BARDOS
na boku
270
O, ten człowiek wcale się nie zda na dworaka,
Coś nie umie podchlebiać.
głośno
Ale, mój mospanie,
Cycero tak powiada...
MORGAL
przyskakując do niego
Cicho! Ty gałganie!
Bo jak cię tym obuskiem zacnę wej okładać,
To i ty, i Cycerak przestaniecie gadać.
BARDOS
275
Cóż robić na takowe niewolące prośby?
Trzeba ustąpić.
STACH
Ale, mospanie Bryndasie!
My tu nie bardzo wiele zwazamy na groźby,
Prosę przestać, bo my tez zacniemy wej!
BRYNDAS
Da się
To widzieć. Dalej, chłopcy, do wioseł, siadajcie!
280
Właśnie nam wiatr pomyślny, dalej, pośpiesajcie.
Górale zabierają się do kryp
Ś p i e w y
BRYNDAS
Wnet poznacie zemstę moję,
Ja się tych groźbów nie boję,
Nic gorsego nad Górala,
Gdy go słusny gniew zapala.
STACH I JONEK
w. 273
obuszek
– tu: ciupaga, laska góralska, której rękojeść stanowi siekierka.
70
285
Przeciez chciejcie tylko słuchać,
Wsak nie chcemy wasej skody,
Nie damy se w kasę dmuchać,
Aleśma skłonni do zgody.
BRYNDAS I MORGAL
My nie chcemy zgody z wami,
290
Wnet tu będziem, lec nie sami,
Wkrótce załować będziecie,
Ze nas tak zniewazać chcecie.
BASIA I DOROTA
Mój ty panie Bryndas miły,
Nie chciej nam sprawiać boleści,
295
Wsakze my cię zawse tściły,
Jak przystoi płci niewieściéj.
BARDOS
I ja także, choć wziętości
Nie znalazłem u was wiele,
Jednak się podać ośmielę
300
Tę uwagę dla waszmości,
Że kiedy się dwaj pokłócą –
MORGAL I ŚWISTOS
przerywając mu
To trzeciemu grzbiet wymłócą!
Patrz, by cię to nie spotkało.
BARDOS
na boku
O zuchwałe, głupie gbury,
305
Gdyby mi się to udało,
Jakżebym wam łatał skóry!
GÓRALE I GÓRALKI
Dalej, bracia! Nie cekajcie
I od lądu odbijajcie.
Wnet my tutaj pokazemy,
310
Jak się krzywdy mścić umiemy.
ww. 289– 292 Duet Bryndasa i Morgala włączono do tekstu na podstawie pierwodruku.
w. 295
tściły
– czciły.
71
KRAKOWIACY I KRAKOWIANKI
Stójcie, bracia! Zacekajcie!
Racej z nami tu zostajcie!
Wsakze my się zgodzić chcemy,
Chociaz pobić was mozemy.
Górale wsiadają do łodzi i śpieszno odbijają od lądu
S C E N A VI
POZOSTALI
DOROTA
315
Zjedz-ze diabła, mas teraz, będzie tutaj biedy!
Pewnie do dworu jadą.
BARTŁOMIEJ
I cóz stąd?
DOROTA
A kiedy
Nam kazą wej zapłacić wsystkie pretensyje,
Które porobią do nas te wściekłe bestyje,
To cłeka i z ostatniej zedrą kosuliny.
320
A wsystko dla psich figlów tej głupiej dziewcyny.
BARDOS
na boku
Bardziej pono dla twoich.
BARTŁOMIEJ
Ale, moja zono,
Kiedy się wej tak stało, niech będzie skońcone.
WAWRZENIEC
w. 316 i nast. – jedyne w utworze miejsce wyraźniej wiążące akcję z realiami ówczesnej klasowej rzeczywisto-
ści. Jednak interwencja dworu jest tylko możliwością, którą – rzecz charakterystyczna – kłopoczą się nie młodzi,
pozytywni bohaterowie sztuki, ale małżeństwo młynarzy.
72
Moja pani Doroto, juz się nie sprzecajcie,
Bądźcie grzecni i Basię Stachowi oddajcie.
DOROTA
325
Nie! Nigdy nie pozwolę...
WAWRZENIEC
na boku
Ej, tamze do carta!
A jakaz to złośnica jak diabeł uparta...
BARDOS
do Stacha
Stachu, juz ty jej, widzę, inaczej nie zbędziesz.
Przyrzecz jej, że po ślubie kochać się z nią będziesz.
A jak dostaniesz Basię, już ja w to poradzę,
330
Że ją gładkim sposobem od ciebie odsadzę.
STACH
do Doroty
Moja pani Doroto, poruscie się przecie.
DOROTA
cicho
A dałeś mi całuska?
STACH
Dam, wiele zechcecie.
DOROTA
Będzies mnie kochał?
STACH
Będę.
DOROTA
Chyba, ze tak. Słowo?
STACH
73
Słowo.
DOROTA
głośno
Słysycie, kiedy juz wselka przeskoda
335
Załatwiona została, ja jestem gotową
Przystać wreście, by Stach miał Baśkę zoną.
BARDOS
Zgoda!
Wiwat! Więc wygraliśmy, teraz tedy pódźmy
I dzień ten w wesołości powszechnej obchódźmy.
Górale tu już więcej pewno nie przyjadą
340
Chyba chcieliby napaść na was jaką zdradą,
Ale ja z pewnych znaków kalendarskich wróżę,
Że już uciekli.
S C E N A VII
Ci sami i PASTUCH
PASTUCH
przepływając szybko na łodzi, wrzeszczy
Ratuj! Kto słysy!
BASIA
O Boze!
Cóz to jest?
PASTUCH
Dalej, prędzej zbierzcie się! Kto cuje,
Niech biegnie, niech swe bydło cym prędzej ratuje!
345
Wsak Górale na ludzi nasych się porwali,
Związali ich i wsystko bydło nam zabrali.
Pędzą go tam do lasu, nic nie zostawili,
Nawet owce i świnie do kupy spędzili.
WAWRZENIEC
Dalej, bracia, do pałek! Siadajmy do łodzi!
350
Bierzcie siekiery, cepy, niech kazdy przychodzi.
74
PASTUCH
Ale oni ruśnice i śturmaki mają,
Kto się do nich przyblizy, jak w dzika strzelają.
STACH
Strasny i ozóg w dłoni,
Gdy kto swojego broni.
Krakowiacy odchodzą
BASIA
355
Ach, moja krówka łysa!
DOROTA
A moja srokata.
BASIA
Idźmy i my za nimi.
DOROTA
Ale jakze chata
Tu będzie? Idź ty, Basiu, ja w domu zostanę.
BASIA
Pójdę, pobudzę dziewki, niech się wspólnie biją,
Wsakze to ich dobytek, wsakze z niego zyją.
odchodzi
S C E N A VIII
BARDOS, PASTUCH
BARDOS
w. 351
ruśnice i śturmaki
– rusznice i szturmaki, dawne typy broni palnej.
w. 353
ozóg
– ożóg, kij, służący do przegarniania węgli w piecu, drewniany pogrzebacz. Ten dwuwiersz Stacha
miał w r. 1794 niewątpliwą i zrozumiałą polityczną wymowę i cel patriotyczny.
75
360
Jakże tu teraz wstrzymać chłopstwo rozhukane?
Obym mógł co takiego znaleźć w mojej głowie,
Żeby ich zgodzić można! Bo mojej wymowie
Nie chcą wierzyć. Gdybym mógł cud pokazać jaki!
myśli
Hola! Jest cud! Cud dobry na takie prostaki.
365
Mam z sobą elektrykę – użyję jej teraz
Na zdurzenie szaleńców. Wszakże nią przed laty
Wiele rozumnych nawet odurzano nieraz.
Robili z niej zyskowne cuda jubilaty...
Mnie się moja fatyga tym hojniej opłaci,
370
Kiedy wstrzymam rozlanie krwi moich współbraci.
do pastucha
Hola! Mój przyjacielu, weź mię do twej łódki,
Staraj się, byśmy mogli wyprzedzić Górale,
A ja i bydło zyskam, i ludzi ocale.
odchodzi do karczmy i wychodzi zaraz zelektryzowany
PASTUCH
Z dusy, panie! Siadajmy.
wsiadają do łodzi i odpływają
S C E N A IX
Mnóstwo Krakowiaków z widłami, cepami, pałkami, siekierami i grabiami. Na czele ich
MIECHODMUCH z kapturkiem do gaszenia świec
MIECHODMUCH
Gdzie są te wyrodki,
375
Co się ważą mieszać nam uciechy weszelne?
Dam ja im! Niechby sobie brali dobra czyje,
Ale niechaj zostawią w czałości kościelne.
Mnie tylko o to chodzi, bo z ołtarza żyję.
Jak mi bydła nie wrócą te wyschłe profoszy,
380
To im wnet tym kapturkiem poucieram noszy.
w. 368
jubilaty
– wzmianka o „robieniu cudów” (wiążąca się z treścią wypowiedzi Miechodmucha w akcie III,
ww. 139-145) oraz fakt, że tytuł jubilata wiązał się z klerem obchodzącym jubileusze (rocznice) kapłaństwa –
pozwalają przypuszczać, że chodzi tu o księży i że ten fragment zawiera także akcent krytyczny.
po w. 373 Uwaga reżys.:
zelektryzowany
– tu w znaczeniu: mający przy sobie maszynę elektryczną.
w. 379
profos
– nazwa strażnika więziennego, o odcieniu pogardliwym; użyta tu jako przezwisko pod adresem
Górali.
76
S C E N A X
Ciż sami, BARTŁOMIEJ, WAWRZENIEC, STACH, ZOSIA, BASIA, dziewki wpadają
z różnymi narzędziami i śpiewają wszyscy
C h ó r
Nuze, bracia, dzieci, zony!
Idźmy wsyscy, idźmy śmiało,
Niech ten będzie zawstydzony,
Kto to dziś miał męstwa mało.
385
Gdzie o wsystkich idzie całość,
Tam najpierwsa cnota – śmiałość.
wszyscy siadają na łodzie i z krzykiem odbijają od brzegu
ww. 381-386 Chór w sc. X wyraźnie demaskuje patriotyczną tendencję utworu. Pogoń za Góralami jest tu tylko
pretekstem, by głosić ze sceny hasło walki o „całość” (takie właśnie było jedno z haseł insurekcji kościuszkow-
skiej). Dziwnie brzmi to wezwanie Krakowiaków ścigających Górali, którzy uciekając nie mogli zagrażać ich
„całości”. Podobnie zwraca uwagę szerszy niż konflikty sztuki sens i siła emocjonalna wypowiedzi Górali w sc.
I aktu III, zwłaszcza w ww. 15-18.
77
A K T III
Teatr reprezentuje las; w głębi po prawej stronie widać wzgórek okryty krzewinami
S C E N A I
BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOS i inni Górale przychodzą z lewej strony, pełni rado-
ści, z siekierami w ręku. Śpiewają
BRYNDAS
Wszystko łebsko się udało,
Mamy bydło, mamy owce,
Niechaj poznają Krakowce,
Co umiemy, choć nas mało.
MORGAL
Sto wieprzaków.
ŚWISTOS
Świń ze dwieście.
MORGAL
W woły?
ŚWISTOS
A kozioł tłusty?
MORGAL I ŚWISTOS
Jak się to wyprzeda w mieście,
Będzie cym hulać w zapusty.
BRYNDAS
Więc się ciesmy, przyjaciele,
10
Mamy zemstę, mamy chwałę.
I karzem chłopy zuchwałe,
78
I zdobycy mamy wiele.
MORGAL
Ale gdy nas zechcą gonić?
Gdy zechcą bydło odbierać?
BRYNDAS
15
Trzeba nam się dzielnie bronić,
Lub zwyciężać, lub umierać.
obracając się do imnych Górali w trzech śpiewają
Bracia! Stójmy męznie w boju,
Nie załujmy krwi i znoju,
Wsak, choć casem licha sprawa,
20
Ten ma słusność, co wygrawa.
BRYNDAS
Prawda, ize te łupy, cośmy im zabrali,
Przechodzą nase i skody, i trudy.
Gdyby im jesce mozna zabrać nawet dudy!...
Bo kiej tchórze, niech cierpią; my przeto wygrali.
25
Kobiéty nase niechaj zawse wej przed nami
Bydło pędzą, my z tyłu za nimi pójdziemy.
Bo gdyby wej do bitwy przysło z Krakowcami,
My tu się pierwej z nimi ucierać będziemy.
Kaj są nase kobiéty? Niechze idą w przodzie.
MORGAL
30
A wsystkie tam zostały pod górą przy wodzie.
BRYNDAS
patrząc za scenę
Patrzaj, jak twoja Kaśka tryksa się z baranem.
ŚWISTOS
A Zośka wej na wierzbę wlazła za cabanem.
ww. 14 i 16 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.
w. 19
licha sprawa
– niesłuszna, niesprawiedliwa, wbrew prawom.
w. 20
wygrawa
– wygrywa.
w. 31
tryksa się z baranem
– mocuje się, szarpie.
w. 32
caban
– czaban, wół.
79
MORGAL
A Małgośka za rogi pochwyciła byka,
A jakze ona skace! A jakze on bryka!
BRYNDAS
35
Łebsko się bawią dziewki.
MORGAL
Okrutnie kontente,
Bo tez to ślicne bydło, o, gdyby się ostać
Mogło przy nas! Tylko ze te chłopy zawzięte
Jak nas tu gdzie przysiędą...
BRYNDAS
To ich będziem chłostać,
Wsak i my ręce mamy. Ale cóz to? Cicho!
40
Jakiś tam hałas słychać!
ŚWISTOS
Obac jeno z góry.
MORGAL
wybiegając na pagórek
Biada nam! Krakowiacy lecą kieby chmury!...
Oj, cóz to tam tego!
ŚWISTOS
Oj, będzies tu licho!
BRYNDAS
Nie bójta się! Ty, Świstos, krzyknij na kobiety,
Niech pędzą trzodę.
Świstos odchodzi
Reszta skryjmy się w te krzaki,
45
A jak nas juz pominą wsystkie Krakowiaki,
Niespodziewanie z tyłu wsiędziem im na grzbiety
I pomięsamy wsystkich.
w. 35
kontenta
– (z łac.) zadowolona.
w. 47
pomięsamy
– pomieszamy, w znaczeniu: rozbijemy, rozpędzimy.
80
MORGAL
Nie ujrzą nas moze,
Boć jesce są daleko. Dalej w imię Boze!
BRYNDAS
Dalej, bracia! Śpiescie się, a sybko, a zwawo!
odchodzą w prawą stronę
S C E N A II
BARDOS
sam wchodzi pomału i patrzy za nimi
50
Już poszli, próżno chciałbym wstrzymać bitwę krwawą,
Ale ich tak przynajmniej pomięszam, przerażę,
Że może, co przemyślam, z łatwością dokażę.
Przeciągniemy im naprzód drut przez całą drogę,
Jak się nim trąci któren czy w rękę, czy w nogę,
55
Uderzony iskierką ognia elektryki
Upadnie gdyby mucha.
dobywa z torby machinę elektryczną
Poczekajcie, smyki!
Nauczę ja was lepiej szanować naukę,
Jak wam nosy przypiekę i ziobra potłukę!
Ale gdzież się tu schowam, ażeby machinę
60
Z bezpieczeństwem ustawić?
ogląda się i postrzega wzgórek, na który wchodzi
Tutaj, w tę krzewinę.
Właśnie ten paniczek bardzo mi będzie wygodny,
Bo w nim dobrze zakryję całe mu działanie,
A żaden mnie tu z dołu pałką nie dostanie.
schodzi na dół po drut
Otóż to będzie teraz sposób cale modny
65
Toczenia wojny. Czemuż mój drut przez świat cały
w. 55
uderzony iskierką ognia elektryki
– tak naiwnie jeszcze wyobrażono sobie działanie elektryczności.
w. 64
cale
– forma staropolska, dziś: wcale.
w. 65–67 To piękne zdanie Bardosa wyrasta z najlepszych tradycji myśli Oświecenia, które szczególnie ostro
walczyło z bezsensem i okrucieństwem wojen, prowadzonych dla poparcia egoistycznych celów klasy panującej.
81
Nie jest dziś przeciągniony, by wstrzymał potoki
Krwi ludzkiej?
wbiega na wzgórek
Jest profesor w katedrze wysokiej...
Dam ja wam tu lekcyje, zawzięte cymbały!
Ale cicho, już hałas z daleka powstaje,
70
Zaczynamy robotę.
pompuje mocno machinę, słychać wrzeszczące głosy
Ha, łotry, hultaje!
Gońcie! Gońcie!
Bardos ukrywa się lepiej na wzgórku
S C E N A III
BARDOS ukryty, BRYNDAS, MORGAL, ŚWISTOK i inni Górale, za nimi
WAWRZENIEC, BARTŁOMIEJ, STACH, JONEK, inni Krakowiacy i Krakowianki.
MORGAL
Uciekaj!
BRYNDAS
z resztą Góralami uciekając
Juz po nas!
KRAKOWIACY
krzyczą za nimi
Mordujcie!
GÓRALE
uciekają przez drogę, trafiają na drut elektryczny, którym uderzeni upadają na ziemię,
wszyscy razem wołając
Gwałtu! Gwałtu!
Specjalnie silnie postępowa myśl Oświcenia piętnowała wojny zaborcze. Dlatego sławiony w poprzednich wie-
kach wiekach macedoński król-zdobywca Aleksander Wielki w tej epoce nierzadko zwany był „wielkim zło-
dziejem”.
w. 67
Jest profesor w katedrze wysokiej
... – pozycja Bardosa schowanego na wzgórzu z zamiarem dania „na-
uczki” Góralom nasuwa mu porównanie z profesorem siedzącym na katedrze.
82
KRAKOWIACY
wszyscy wpadają na scenę, widząc Górali na ziemi, rzucają się na nich, wołając
Teraz ich!
BARDOS
głosem wyniosłym z góry
Krakowiacy, stójcie!
Wstrzymajcie się, mordercy! Także więc srogiemi
Być chcecie? Zabijać ich, gdy leżą na ziemi?
75
Chcecież zbrodnicze ręce we krwi bezbronnych maczać?
Wyniosłych karać trzeba, pokornym przebaczać,
Tak prawo boskie uczy. Spuśćcie wasze pałki!
Krakowiacy spuszczają pałki, Bardos obraca sie do Górali
A wy, gałgańskie dusze! Wy, zuchwałe śmiałki!
Wy, rabusie, hultaje, toż to wy dlatego
80
Dwa razy w rok na odpust chodzicie na Piaski,
Ażeby się bić w piersi, a krzywdzić bliźniego?
Wstańcie! Dziś oto życie macie z mojej łaski,
A jeżeli mi się tu zaraz nie zgodzicie,
Jeśli wszystkiego bydła im nie powrócicie.
85
Tedy ta sama straszna, niewiadoma siła,
Która was, gdyby słomkę, na ziemię rzuciła,
Aż na same gorące dno piekła was rzuci!
MORGAL
Baj, baja, niech no waspan tak nie bałamuci.
BRYNDAS
Nie mas ci tu w tym cudu, żeśmy się potknęli.
BARDOS
90
I nic więcej? Więceście żadnego nie mieli
Uderzenia? Niceście nie czuli, hultaje?
MORGAL
Zwycajnie, kiej cłek w strachu, to się róznie zdaje.
w. 87–88 włączone do tekstu przez Kucharskiego na podstawie pierwodruku.
w. 88
waspan
– skrót pełniejszego zwrotu: waszmość pan (skracano także do form: aspan lub waćpan).
83
BARDOS
A już też bezbożności dopełniacie miarki.
Zaraz ja was przekonam, śmiałe niedowiarki.
95
Krakowiacy, stańcie tu!
idą wszyscy na jego stronę
Niech ci przeklętnicy,
Jako już czartów zdobycz, staną po lewicy.
Teraz więc zobaczymy, jeśli potraficie
Pójść stąd.
zaczyna pompować machinę
Jeśli trzy kroki tylko się ruszycie,
Wnet, jak barany na rzeź, padniecie na ziemię.
100
Idźcie więc, pozwalam wam, zabierajcie bydło.
KRAKOWIACY
Jak to zaś?
BARDOS
Stójcie cicho.
MORGAL
To prózne mamidło
Idźmy, bracia!
porywają się wszyscy Górale, lecz drutem uderzeni, upadają wołając
Aj, gwałtu!
BARDOS
O, gałgańskie plemię.
Leżysz teraz cichutko i wierzysz nareście,
Że niebo karze tego, co rzecz cudzą bierze?
105
Trzeba by wam odliczyć po bizunów dwieście.
Ale wstańcie i zaraz mi wyznajcie szczerze:
Nie czujecież wewnętrznie sumienia zgryzoty,
Żeście im skradli bydło?
BRYNDAS
Juści tak coś zda się.
w. 105
bizon
– (także: bizon) bat.
84
BARDOS
A widzisz więc, drągalu!
MORGAL
Nie zwazaj, Bryndasie,
110
To musi być carownik od diabła ucony.
BARDOS
Jeszcze bluźnisz? Ach! Jużeś wiecznie potępiony.
Oto Lucyper już cię chwyta za kołtony.
Uciekaj! Weź czym prędzej tę butelkę – naści.
To od święconej wody, włóż ją szyjką w ziemię,
115
Stań na nią jedną nogą, weź ten drut kręcony.
Prędzej – bo się zapadniesz w piekielne przepaści!
Morgal ogląda się z bojaźnią, nareszcie stawa na butelką, chwyta się drutu. Wtem Bardos
pompuje machinę i widać, jak się wznoszą włosy na głowie Morgala
BARDOS
Otóż patrzcie, jak włosy stoją mu do góry.
Diabli latają nad nim!
MORGAL
ze strachem
Aj! Aj!
BARDOS
Już w pazury
Chcą cię porwać!
WSZYSCY
zdumieni krzyczą
Cud! Cud! Cud!
BARDOS
Dalejże, zuchwały,
120
Żałuj za twoje zbrodnie, a zostaniesz cały,
Wyznaj, żeś głupi.
w. 112
kołtony
– kołtuny, w znaczeniu: włosy; tu taka forma dla rymu z: potępiony.
85
MORGAL
drżący
Głupim.
BARDOS
Tchórz!
MORGAL
Tchórz.
BARDOS
Duda!
BARDOS
Naucz się na drugi raz lepiej wierzyć w cuda.
Idź sobie, jużeś wolny. A wy wreście, jego
Kamraci, patrzcie, jak on nad przepaścią stoi.
125
Niech się więc nikt nie waży rozkazu mojego
Łamać. Gdy pieska biją, niech się lewek boi.
Idźcie natychmiast bydło oddać Krakowiakom,
A pierwej jeszcze tutaj, w mojej obecności,
Dajcie im ręce na znak zgody i jedności,
130
Ściśnijcie się wzajemnie.
WAWRZENIEC
My wejcie sampanom,
Byle wsystko oddali, darujemy z duse.
BARDOS
Więc zgoda?
WSZYSCY
Zgoda wiecna!
BARDOS
w. 124
kamraci
– (z niem.) koledzy, towarzysze.
w. 126
Gdy pieska biją, niech się lewek boi
– przysłowie wyrażające myśl, że gdy słabszego spotka niepowo-
dzenie, mocniejszy tym bardziej uważać i strzec się powinien. Przysłowie to zostało zapisane i weszło do litera-
tury jeszcze w XVIIw. (u Marcina Błażewskiego 1607, potem Cnapiusa (Knapskiego), 1632). Odwrotny sens ma
przysłowie: bać się trzeba trzcinie, gdy wiatr dąb wywinie (wyrwie).
86
Dzięki Bogu za to,
Szczęśliwość wasza będzie prac moich zapłatą.
BARTŁOMIEJ
Alez ten cud!...
S C E N A IV
Ciż sami i MIECHODMUCH
MIECHODMUCH
Wpadając
135
Czud? Gdzie czud? Ja go widzieć muszę,
Usłyszałem z daleka wołające głoszy:
„Czud! Czud!” Aż mi ze strachu na łbie wstały włoszy.
Biegłem jednak co prędzej widzieć to zjawienie.
Oj, byłożby to dla nas zyskowne zdarzenie,
140
Ksiądz pleban nie największe ma teraz intratki,
Gdyby nam się więcej jaki czud objawił rzadki,
Mielibyśmy oferty, wota, fundaczyje.
Dopiero bym sobie żył. Nie tak, jak dziś żyję.
Byłyby tu kapłonki, owcze i barany,
145
I pieniążki.
WAWRZENIEC
A gdzieześ dotąd był, kochany
Miechodmuchu? Do chaptes w momencieś się zjawił,
A kiej się bić wypadało, wasmość się nie stawił
MICHODMUCH
Prawda, że się za górę pod pniaki szchowałem,
Ale was za to często z daleka żegnałem...
150
A potem, wszak ja przecię oszoba kościelna,
w. 139 Satyryczna uwaga przeciwko księżom, którzy z rzekomych cudów i ciemnoty ludzi ciągną korzyści
materialne.
w. 140
intratki
– (zdrobnienie od: intraty) dochody.
w. 142
oferty
– (z łac.) ofiary pieniężne;
wota
– (z łac.) kosztowne przedmioty, skaładane jako dary w kościele;
fundaczyje
– (z łac.) fundacje, sumy pieniężne, zapisywane Kościołowi na odprawianie specjalnych regularnych
nabożeństw.
w. 146
chaptes
– łapówka, zysk, korzyść materialna.
w. 149
żegnałem
– w znaczeniu: czyniłem znak krzyża, błogosławiłem, aby was nieszczęście nie spotkało.
87
Radzić wojnę, a bić się – to jest rzecz oddzielna.
My, kiedy tego trzeba, wojnę zapalamy,
Ale się sami na sztych nie sztawiamy.
JONEK
Daj go katu! To jakieś wygodne ustawy...
BARTŁOMIEJ
155
Był to cud razem strasny i cud do zabawy.
BARDOS
Bracia moi, słuchajcie! Świat ten jest zepsuty,
Są na nim tak bezszelne i podłe filuty,
Krórzy widząc, żeście wy prostacy, po trosze
Zmyślonymi cudami ściągają wam grosze.
160
Ażeby was więc drugi raz kto nie nadużył,
Powiem wam, że ten figiel, któregom tu użył,
Nie jest to cud prawdziwy ni diabelska sztuka.
Jest to pewna rozumna i piękna nauka,
Ta robi w człeku skutki, kóreście widzieli,
165
Alebyście wy tylko za rok nie pojęli.
Wiedzcie tylko, że ten drut, przez drogę cięgniony,
Tak jest jasnym i silnym ogniem napełniony,
Że, kto się go czy ręką, czy nogą dotyka,
Całego jakby piorun natychmiast przenika.
170
Ażebyście wierzyli, że ja was nie durzę,
Zaraz was doskonale i jaśnie przekonam.
JONEK
Ej, prosiemy wasmości.
WAWRZENIEC
Prosiemy, pokaz to nam.
WSZYSCY
Prosiemy!
BARDOS
w
w. 150-153 Satyryczna aluzja do politycznej działalności kleru;
na sztych
– przeciwko bagnetom, tu w zna-
czeniu szerszym: nie narażamy się biorąc bezpośredni udział w wojnie; ww. 152-153 nie ma w rękopisie, wpro-
wadził je Kucharski z pierwodruku.
w. 157
filuty
– krętacze, wydrwigrosze, oszuści.
w. 170
durzyć
– bałamucić, oszukiwać.
88
Zaraz, Stachu, idź tam, stań na górze
I obracaj tą korbą.
Stach odchodzi
A wy, dzieci moje,
175
Pobierzcie się dokoła, a wszyscy za ręce.
BASIA
Ej, kiej strasno.
JONEK
Nie bój się.
MIECHODMUCH
śmiejąc się
O szerce zajęce!
BARDOS
Pan Miechodmuch pierwszy tu stanie.
MIECHODMUCH
Ja się boję.
BASIA
Z nas się wasmość śmiał?
BARDOS
Wstydź się! Dalej, stańcie no tu.
Tę rękę daj Bartkowi, tą dotknij się drotu.
gdy się dotykają drutu, uderzeni krzyczą
180
Aj, aj!
BARDOS
Otóż po wszystkim niechaj wam to służy
Na zdrowie, to przerzedza krew.
JONEK
w. 179
drotu
– drutu, forma starsza(drót) zachowana tu dla rymu.
w. 181
to przerzadza krew
– prymitywne jeszcze i naiwne pojmowanie działania elektryczności na organizm.
89
Co to za dziwy!
BRYNDAS
Cłek o tym ani słysał.
WAWRZENIEC
To jak cud prawdziwy.
BARDOS
A jednak nie jest cudem. Lecz nie bawmy dłużej;
Powróćcie wszyscy razem w radości do domu,
185
A gdy was zwodzić zechcą, nie wierzcie nikomu.
Wy bierzcie bydło wasze, wy złączcie się z niemi
Razem dzisiaj wieczerzać i tańczyć będziemy.
WAWRZENIEC
Mądry-ć to cłek z waspana.
BARDOS
Gdy tak rozumiecie,
Jedną małą nauczkę ode mnie przyjmiecie.
190
Niech ona silniej niźli ogień w tej iskierce
Dotknie umysły wasze i rozpali serce.
A r i a VII
Żyjcie w zgodzie i pokoju,
Nie dajcie się gorszyć światu,
Nie ma zysku w takim boju,
195
Który czyni krzywdę bratu.
Bóg nas wszystkich równo stwarza,
Równo nam się kochać każe,
Tego zawsze upokarza,
Kto bliźniego krwią się maże.
wszyscy powtarzają tę arię i odchodzą w tę stronę, gdzie bydło
S C E N A V
BARDOS i STACH
90
BARDOS
200
Stachu, zostań się ze mną, rad bym twe małżeństwo
Szczęśliwym już oglądać, lecz niebezpieczeństwo
Wisi jeszcze nad tobą. Dorota cię kocha,
A kiedy się z tym wyda jak kobieta płocha
To twoja żona, słusznie zazdrosna i czuła,
205
Całe by ci pożycie zgryzotą zatruła.
Słuchaj: trzeba ją prędko i zręcznie odsadzić.
STACH
Ale jak?
BARDOS
Gdzież cię ona najczęściej widuje?
STACH
Ona mnie wsędzie suka, wsędzie mnie śpieguje.
BARDOS
Oto musisz ją w takie miejsce gdzie sprowadzić,
210
Żeby się tam skryć można, gdy będzie potrzeba.
STACH
A jakby mnie mąz złapał? Dałzebym se chleba!
BARDOS
Próżna trwoga; nie bój się, ale gdzież to zrobić?
STACH
Ona cęsto pod domem długo ze mną gada.
To się za węgieł schowam.
BARDOS
Nie, to nie wypada.
215
Trzeba koniecznie takie miejsce przysposobić,
Żeby tam młynarzowi zajrzeć wypadało.
STACH
To ja wej w nasą wierzbę schowam się spróchniałą,
w. 214
węgieł
– ściana, narożnik budynku.
91
On tam co chwila patrzy, cy się nie wróciły
Pscoły, co przed miesiącem ul w niej porzuciły.
BARDOS
220
A gdzież ta wierzba stoi?
STACH
Przed samymi drzwiami.
BARDOS
A czy się tym tam zmieścisz?
STACH
Nieraz tam we dwoje
Siedzieliśmy se z Basią.
BARDOS
Więc ja tam rzecz moję
Zrobię. Słuchaj! Z Dorotą gdy będziecie sami,
Gdy cię ona już ściskać i całować zacznie,
225
Ja wtenczas przyprowadzę młynarza nieznacznie.
Ty się czym prędzej w wierzbę schowasz. On zobaczyć
Zechce pszczoły, lecz ja mu będę tak majaczyć,
Że do tego nie przyjdzie. Jednakże Dorota,
Bojąc się, by nie wyszła na wierzch jej niecnota,
230
Tak się w sobie natrwoży, napłonie, nadręczy,
Że ją to może wstrzyma, a może odstręczy.
STACH
A jak tam młynarz zajrzy?
BARDOS
Ja to na się biorę.
STACH
Ba! Waspan nie odlepis, gdy ja wezmę w skorę.
BARDOS
Daję ci słowo moje.
92
STACH
Spuscam się więc na cie.
BARDOS
235
Ale to prędko trzeba zrobić, miły bracie,
Bo po ślubie już nie czas. Kto wie, jakie tobie
Mogą potem przyjść myśli.
STACH
Więc to zaraz zrobie,
Jak tylko przyjedziem do dom.
BARDOS
Dobrze.
STACH
Wiem, że ona
Przyleci zaraz do mnie jak ognista łona
240
I będzie mnie cmokała.
BARDOS
Więc walnie uda sie.
STACH
Teraz waspana zegnam, pójdę do mej Basie,
Bo wej tęskni beze mnie.
BARDOS
Jedno słowo jeszcze.
Powiedz mi, ale szczerze: te wszystkie zaloty
Młynarki nie wzniecająż w twym sercu ochoty
245
Do zdradzenia twej Basi?
STACH
Wsak ja zawse wrzesce,
Kiej mię Dorota ściska.
w. 239
łona
– (staropol.) łuna, pożar.
w. 240
walnie
– wybornie (germanizm dawno przyjęty w jęz. polskim).
w. 241
Basie
– staropolska forma dopełniacza liczby pojed. rzeczowników rodzaju żeńskiego, zachowana w
niektórych gwarach, tu użyta dla pełniejszego rymu.
93
BARDOS
Ależ czasem może?...
STACH
Nigdy.
BARDOS
Słowo?
STACH
Przysięgam.
BARDOS
całując go
Szczęśćże ci więc, Boże,
Poczciwy chłopcze!
STACH
Juz ja nie zgorsę się z tego,
Ze rzadko widzieć w świecie męza poćciwego.
A r i a VIII
250
Nie tajność to jest nikomu,
Jak męzowie zony zwodzą.
Tej nie lubią, co jest w domu,
I cęsto do innych chodzą.
Ale tez za swoje mają,
255
Bo pobocne marmozele
Tak im głowy przystrajają,
Ze chodzą kieby daniele.
Tak zazwycaj bywa w świecie,
Wet za wet, darmo nic nie ma.
260
Zrób jeden figiel kobiecie,
Ona ci odpłaci dwiema.
Ja więc nie chcę zdradzać zonę,
w. 255
marmozele
– (z franc.
mademoiselle
) – panny; gwarowa, o pogardliwym odcieniu nazwa kobiety prze-
sadnie strojącej się i łączącej ze sztuką podobania się nadmierną swawolność i lekkość obyczajów.
w. 257
daniele
– jelenie;
chodzą kieby daniele
– sens: chodzą z głowami przystrojonymi rogami, co oznacza
przenośnie, że (gdy zdradzają swe żony) sami także są zdradzani przez kobiety.
94
Bo chce, aby mnie kochała,
Aby mnie jednego miała,
265
A ja tylko jednę onę.
odchodzi
S C E N A VI
BARDOS
sam, patrząc na ziemię
W tym wieku jeszcze tylko wzór poczciwej cnoty
U nieuczonej można oglądać prostoty!
Rzadka para, by teraz kochała sie wiernie.
Oj! Jak ich uszczęśliwić pragnąłbym niezmiernie.
270
Teraz mi jeszcze Basię przekonać zostaje,
Że Stach jest dla niej wierny. Dobry mi podaje
Sposób ta wierzba. Muszę pierwej z nią pogadać,
Ażeby, co też myśli o Stachu, wybadać.
Ale... Czy mi sie zdaje?... Tak! Ona tu bieży.
SCENA VII
BARDOS i BASIA
BASIA
275
Cy nie ma tutaj Stacha?... Azem się zdysała!
BARDOS
Dopiero co tam poszedł.
BASIA
Otom się musiała
Z nim minąć.
BARDOS
Czy tak tęsknić bez niego należy?
Całaś w znoju.
BASIA
W. 278
w znoju
– w pocie, zmęczona bieganiem w poszukiwaniu Stacha.
95
Ej, nic to.
BARDOS
Lecz tak biegać szkodzi.
BASIA
280
Ale bo waspan nie wies, o co mi tu chodzi.
Więc mu się przyznać musę. Mój panie studencie,
Poradź mi, bom jest biedna, gryzę się przeklęcie.
Dociekłam wej, ze w Stachu kocha się młynarka,
A ze to jest przemyślna i zdradna figlarka,
Moze by mi się chłopak kiedy zbałamucił.
285
Otóz widząc, ze z nami nie ma go u trzody,
Myślałam, ze sam jeden na pole powrócił,
Azeby się z Dorotą poumizgał przody,
I dlategom tak biegła.
BARDOS
On tu ze mną bawił.
BASIA
Chyba ze tak.
BARDOS
Ustawnie o tobie mi prawił,
290
Dziękował mi, żem gładko odsadził Bryndusa.
BASIA
On ci mnie kocha, ale nie śpi wej pokusa.
Mógłby mnie zdradzić kiedy.
BARDOS
A gdyby tak było,
Żeby się Stach chciał czasem poumizgać do niéj,
Cóz byś wtenczas robiła?
BASIA
Niech go Pan Bóg broni!
295
Dopiero by się piekło w domu otworzyło.
w. 289
ustawnie
– ustawicznie, nieustannie, bez przerwy.
96
BARDOS
Toś ty tak zła?
BASIA
Gdy mnie kto zdradzać chce, niech lepiéj,
Samego diabła z piekła niźli mnie zacepi.
A r i a IX
Jestem dobra jak baranek,
Jestem słodka jak cukierek,
300
Kiej mnie nie zdradza kochanek,
Kiej nie chodzi do fryjerek.
Ale gdybym to dociekła,
Ze mnie Stach osukuje,
Ze zdrajca inną całuje,
305
Stałabym się jędzą z piekła.
Jej bym warkoce wyrwała,
A samego wałkiem sprała,
Tak bym tłukła, tak bym biła,
Az bym zdradzać oducyła.
310
Wiem ja, jak w świecie męzowie
Cęsto zonom mydlą ocy:
„Moje zycie, moje zdrowie,
Ja cię kocham z całej mocy!”
A kiedy za drzwi wychodzi,
315
Juz o zonie ani wspomnie;
Oj, cemuz mi się nie godzi
Wziąć ich na naukę do mnie!
BARDOS
Nie troszcz się, miła Basiu, ja ci to dowiodę,
Że twój Stach zawsze wierny i stały dla ciebie.
BASIA
320
Bo tez i ja bym za nim skocyła choć w wodę,
Scęśliwą bym z nim była choć o suchym chlebie.
w. 301
fryjerka
– kochanka; także sens podobny do: marmozela (zob. obj. do w. 255).
97
BARDOS
Słuchajże! Jak tu z wami do wioski powrócę,
Uważaj wtenczas dobrze, gdzie ja się borócę,
I jak ci dam znak głową, zaraz przybież do mnie.
325
Ja cię tak skryję dobrze, że sama dokładnie
Zobaczysz, jak Dorota Stasia nęci zdradnie,
A on jak ci jest wierny i chowa się skromnie.
BASIA
Ach, prosę, bardzo prosę, dopiero scęśliwa
Będę.
BARDOS
Otóz i cała gromada przybywa.
S C E N A VIII
Wszystkie osoby powracające od bydła
WAWRZENIEC
330
Jest wsystko, ani jednej stuki nie brakuje.
BRYNDAS
Oddaliśmy, mospanie, co do jedej kozy.
MORGAL
Niech wam się we dwójnasób to stadko pomnozy.
ŚWISTOS
Zycemy wsycsy tego.
BARTŁOMIEJ
Dziękuję.
WAWRZENIEC
Dziękuję.
98
do Bardosa
I waspanu tez za to dzięki zanosiemy,
335
Ześ nas pogodził. Teraz do domu wracamy
I waspana na gody z soba zaprasamy.
BASIA
Stasiu, ja pójdę z tobą.
STACH
biorąc ją za rękę
Razem se pójdziemy.
WAWRZENIEC
Bydło prosto na pasę zapędzą pastuchy,
A i wy tez sampanu skłońcie się, dziwuchy,
340
Podziękujcie za wase krówki.
BASIA
Z całej duse,
Ja za moję srokatą.
kłania się
ZOSIA
Ja za moję płową.
kłania się
DRUHNA
Ja zaś za moję łysą.
jak wyżej
MIECHODMUCH
Ja też i ja muszę
Podziękować za całą trzodę plebanową.
BARDOS
Kłaniam.
BARTŁOMIEJ
Ja się waspanu przysłuzę, cym mogę...
99
345
Zupan dobry...
WAWRZENIEC
Ja capkę.
STACH
Ja buty na drogę.
JONEK
Ja pas.
BASIA
Ja półtna stukę.
ZOSIA
Ja jajek pół kopy.
MIECHODMUCH
A ja relikwijarzyk.
BRYNDAS
My piwem i miodem.
BRYNDAS
Dziękuję wam.
WAWRZENIEC
Więc idźmy.
BARDOS
Idźcie tylko przodem.
Zaraz przyjdę.
odchodzą wszyscy
S C E N A IX
w. 347
relikwijarzyk
– relikwiarzyk (z łac.), miniaturowy schowek (pudełeczko, oprawka), którego zawartość
stanowi przedmiot mający szczególną wartość dla kultu religijnego.
100
BARDOS
sam, rozrzewniony
Oj, jak swą szczerością te chłopy
350
Przejęli duszę moją!... Uczułem prawdziwie,
Że mi się łzy po oczach kręciły rzewliwie.
Czemuż tak małe dary wielką rozkosz rodzą?
Czemu tak serce miłe? Bo z serca pochodzą.
A r i a X
Nie ci nam dają, którzy są bogaci,
355
Nie ci, co przymus lub interes mają,
Bo pierwsi dają, co zdarli z swych braci,
Drudzy do łaski wzgardę przyłączają,
Lecz ten mi daje dar ze wszech miar drogi,
Kto z serca daje, choć sam jest ubogi.
odchodzi
101
AKT IV
S C E N A I
Teatr wystawia to samo, co w pierwszej odsłonie
DOROTA
sama
Cóz to, ze ich tak długo nie widać? Aj, cyli
Casem mojego Stasia w bitwie nie zranili?
Oj, toć bym tez becała! Wolałabym wreście,
Zeby mojego starca... Ale cyt, salona!
5
Nie powinna męzowi zycyć śmierci zona,
Choć i brzydki, dość ze cłek poćciwy. Niewieście
Zawse zycie małzonka powinno być drogie.
Ze casem się przytrafi cłeku z ułomności
Zgrzesyć, to jesce nie tak wiele w tym jest złości,
10
Ale cyhać na zycie jest przestępstwo srogie.
Ja bym juz i nareście chciała z nim zyć wiernie,
Ale mi Stach serce tak pali niezmiernie,
Ze ledwo zyć bez niego mogę, niescęśliwa.
Za co się tez to cudzej rzecy tak zachciéwa!
15
Gdyby Stasio był moim, moze i połowy
Nie byłby mi tak miłym, nie zawracał głowy,
A teraz mię tak dręcy, tak mą niscy dusę,
Ze albo umrę z zalu, albo go mieć musę.
A r i a XI
Nie wiem, co się to w tym święci,
20
Ze nowość cłowieka nęci,
I tak do smaku przypada,
Ze się az za nią przepada.
Cudza rzez lepiej smakuje,
A jesce kiej młoda zonka
25
Starego mając małzonka
Zadnej swobody nie cuje.
ww. 19-32 Arię XI, której nie było w odpisie Grabowskiego i w wydaniu Kucharskiego, włączamy z odpisu
Biblioteki Teatrów Miejskich w Warszawie, za pośrednictwem L. Gallego, który tekst jej podał w przypisach do
swej pracy:
Wojciech Bogusławski i repertuar teatru polskiego w pierwszym okresie jego działalności
, Warsza-
wa 1925, s. 232-233.
102
Zwycaj to męza kazdego starego
Zrzędzić, zamykać i fukać,
Otóz to zemsta na niego,
30
Zeby go składnie osukać,
Wsak nie ja pierwsa torobię,
Wielu tak pozwala sobie.
Obiecał, kiedym na ślub jego przystawała,
Ze mnie tez pocałuje. Jak tylko powróci,
35
Cy mi dotrzyma słowa, będę doświadcała,
Bo po ślubie Baśka mu juz głowę zawróci,
A przy tym zła dziewucha, nie da se w kasę
Dmuchać.
S C E N A II
DOROTA, JONEK, BRYNDAS
DOROTA
Jak się mas, Jonku? A nasi?
JONEK
Za młynem,
Wysiadają tam na brzegu.
DOROTA
A bydło?
BRYNDAS
Na pasę
40
Juz go zagnały chłopy.
DOROTA
Jakimze to cynem
Cudownym wy z Góralem w zgodzie?
JONEK
Aj, Bartkowa!
Jak powiemy, to wam się wej zawróci głowa,
Jakie tam dziwowiska ten student wyprawiał!
I pogodził nas wsystkich, i strachu nabawił.
103
BRYNDAS
45
I nawracał, i dziwił.
DOROTA
Alez jak, gadajcie!
JONEK
Oj, bo to trudno!
BRYNDAS
I jak!
DOROTA
Lec przecię.
JONEK i BRYNDAS
Słuchajcie!
D u e t t o
BRYNDAS
Najprzód ciągnął drut przez drogę.
JONEK
Potem sam uciekł na górę.
BRYNDAS
Potem nas uderzył w nogę.
JONEK
50
Potem im chciał wybić skórę.
BRYNDAS
Potem nam kazał powstawać.
w. 45
nawracał
– w mniemaniu Bryndasa, bo kazał wierzyć Góralom w „cud”, by zdobyć nad nimi przewagę
dla odebrania im zrabowanego bydła i doprowadzenia do zgody.
104
JONEK
Potem groził, potem łajał.
BRYNDAS
Potem kazał ręce dawać.
JONEK
Potem jakieś dziwy bajał.
BRYNDAS
55
Potem podawał butelki.
JONEK
Potem włosy powstawały.
BRYNDAS
Potem spuścił drut niewielki.
JONEK
Potem kręcił jakieś wały.
BRYNDAS
Potem kazał stanąć w koło.
JONEK
60
Potem nas wsystkich uderzył.
BRYNDAS
Potem się rozśmiał wesoło.
JONEK
Potem juz mu nikt nie wirzył.
BRYNDAS
Wreście – diábeł to rozumi,
Co ten cłowiek mądry umi.
105
DOROTA
65
Chyba tez diabeł pojmie, bo ja głupia z tego.
Ale otóz i nasi! Widzę Stasia mego!
S C E N A III
Wszyscy prócz Bardosa
DOROTA
A witajciez! witajciez!
BARTŁOMIEJ
Jakze się mas, zono?
Cies się, juz między nami wsystko zakońcono,
Juz my w zgodzie z sampanem. Ten student, co to tu
70
Był z nami, pozbawił nas wselkiego kłopotu.
WAWRZENIEC
Co on tam nawyrabiał – i pojąć nie mozna!
Opowiemy wam wsystko.
JONEK
Na cóz? To rzec prozna,
Juz my tu powiedzieli Dorocie dokładnie.
DOROTA
Coście wy tam bajali, to i bies nie zgadnie.
75
Ale mi Stasio wsystko najlepiej opowie.
BASIA
z przygryzkiem
Jest ci tu tyle innych.
BARTŁOMIEJ
do Doroty
Teraz, moje zycie,
Poniewaz na weselu będą ci panowie,
Zakrzątnij się, we wsystko przysposób sowicie,
Idź do chaty. Ty, Stachu, i ty tez, dziewcyna,
80
I pomózcie jej. Ja chwilkę zajrzę tez do młyna.
106
odchodzi
WAWRZENIEC
A my pódźmy do karcmy, posilmy się krzynkę
Dobrą gorzałką.
MIECHODMUCH
Ja tez łyknę odrobinkę.
DOROTA
A ja dla was ze Stachem sporządzę śniadanie.
I wsystkich was do chaty zaprasamy na nie.
WSZYSCY
85
Przyjdziemy z ochotą.
JONEK
A tanecki, muzyka?
STACH
Idźmy tedy. Hej, wiwat! Niech każdy wykrzyka.
WSZYSCY
krzyczą
Wiwat!
odchodzą do karczmy
DOROTA
Pódźma więc.
ciągnie Stacha do chaty
S C E N A IV
Ciż i BARDOS, który pokazuje się nieznacznie i kiwa na Basię
BARDOS
Cyt! Cyt!
107
BASIA
to spostrzega i wyprawia ich
Idźcie, bo ja musę
Moment zajrzeć do karcmy. Jam-ci druhna przecie,
90
Panna młoda mnie ceka.
DOROTA
na boku
Tym lepiej.
odchodzi ze Stachem
S C E N A V
BARDOS I BASIA
BASIA
niecierpliwie
Cóz chcecie?
Spiescie się, bo ja na krok stąd się wam nie rusę!
Mam ich wejcie zostawić samych?
BARDOS
Gdzież jest ojciec?
BASIA
We młynie.
BARDOS
To dobrze. No, teraz,
Moja Basiu, wleź mi w tę wierzbę.
BASIA
Ach, dla Boga!
95
Ja zaś w wierzbie mam siedzieć jak sowa?
BARDOS
A nieraz
108
Siadywałaś w niej w parze z twoim lubownikiem.
BASIA
Ja zaś?
BARDOS
Tak jest.
BASIA
na boku
Ten cłek być musi carownikiem!
Wsystko zgaduje.
głośno
Prawda, zem raz tam siedziała.
BARDOS
Siądźże i teraz, będziesz stąd wszystko widziała,
100
Jak się Stasio z Dorotą obchodzi. Ale cię
Przestrzegam, żebyś mi się wynijść nie ważyła,
Aż otworzę, bo wszystko zepsujesz.
BASIA
Aj, zjecie
Mi carta, pani matko!
BARDOS
No, dalej.
BASIA
Juz włazę.
Włazi do wierzby, a Bardos ją zamyka
BARDOS
To jedno. Wnet tu będą i drudzy. Teraz-że
105
Dalej do młyna! Tam się za drzwiami zasadzę,
w. 96
lubownik
– kochanek.
w. 101
wynijść
– wyjść, wyleźć (forma staropolska).
ww. 102-103
zjecie mi czarta
– wyrażenie przysłowiowe, jego znaczenie: nic nie wskóracie, nie uda się wam
osiągnąć celu zamierzonego (pod adresem młynarzowej Doroty).
109
Zapewne Stach uciekać będzie od Doroty,
Ona go zechce gonić, a gdy swe zaloty
Zacznie palić, ja wtenczas męża wyprowadzę.
odchodzi do młyna
S C E N A VI
DOROTA, STACH
DOROTA
Nie uciekajze, Stasiu! Nie będźze tak srogi!
STACH
110
Moja pani Doroto, puśćciez wy mnie, prosę.
DOROTA
Oj, gdybyś ty cuł w sercu tak srogie pozogi,
Takie męki, jakie ja, niescęsna, ponosę,
Nie byłbyś tak okrutnym... Nie chciejze uciekać,
Pójdź do chaty!
STACH
Nie mogę.
DOROTA
Wsakze nie ma Basi.
STACH
115
Ale przyjdzie.
na boku
Tu student kazał na się cekać.
DOROTA
Ona tu nie powróci, nie puscą ją nasi.
To przynajmniej choć mnie raz pocałuj.
110
STACH
Nie mogę.
DOROTA
Dlacegoz to?
STACH
Mam zdradzić Basię moję drogę?
Moja pani Doroto, porzuć te jamory;
120
Zyjmy lepiej w przyjaźni. Bo jakby nas ktory
Sąsiad kiedy wypatrzył, a doniósł Bartkowi,
Biada mnie i wasemu byłaby grzbietowi.
Ja tez mam młodą zonkę, którą z dusy kocham.
DOROTA
Ja tez to sama cuję, ze ja trochę płocham,
125
Ale cóz, kiejś mi serce tak zranił, niebodze,
Ze cyli śpie, cy cuwam, cy siedze, cy chodze,
Tyś mi przytomny, zawse za tobą się biédzę,
Więc choć ostatni raz ściśnij mię.
chwyta go za szyję
S C E N A VII
Ciż sami, BARDOS i BARTŁOMIEJ
BARTŁOMIEJ
Co widzę!
Cy mnie co ocmuciło?
DOROTA
Ach, mąz mój! Uciekaj!
STACH
na boku
130
Dalej do wierzby!
chowa się w nią
w. 127
Tyś mi przytomny
– bliski, czuję cię koło siebie;
za tobą się biédzę
– tęsknię.
w. 129
ocmuciło
– omamiło, otumaniło, przywidziało mi się (od rzeczownika: oćma – mgła, tuman).
111
BARDOS
zatrzymuje młynarza i odwraca go w przeciwną stronę, aby nie widział, gdzie się Stach
chowa, i mówi
Panie młynarzu, zaczekaj!
Patrz no, jak śliczny jastrząb w tę wierzbę się chowa
BATŁOMIEJ
Ej, daj mi waspan pokój.
do Doroty
Cóz to się ma znacyć?
Tyś się tutaj ze Stachem ściskała?
DOROTA
Ot, głowa.
Chyba ze ci się zdało, musiałeś źle bacyć.
135
Skąd tu Stach?
BARTŁOMIEJ
Przeciez tu był.
DOROTAO
Oto byś nie bzdurzył!
Dopiero com tu wesła.
BARTŁOMIEJ
Toć zem nie pijany.
BARDOS
Może wam się źle w oczach zdało.
BARTŁOMIEJ
Mój kochany
Panie! Gdybyś mnie nie był tym jastrzębiem zdurzył.
Byłbym go złapał.
BARDOS
Ale skądże zaś, ja przecie
w. 134
bacyć
– baczyć (staropol.), patrzeć, uważać.
w. 138
zdurzył
– tu w znaczeniu: odwrócił moją uwagę.
112
140
Mam oczy, a nicem tu nie widział.
DOROTA
Ot, plecie.
BARTŁOMIEJ
Jesce mnie tak pyskujes? Pocekaj!
DOROTA
Na dusę
Przysięgam, ze nic nie wiem.
BARTŁOMIEJ
No, to wierzyć musę,
Kiej tak mówis.
BARDOS
Tak się to czasem nam przywidzi.
BARTŁOMIEJ
Cóz to wam jest, Doroto?
BARDOS
Ot, się darmo wstydzi.
145
Niesłusznie ją prawdziwie waszmość posądzacie.
Idźmy. Ale cóż tu jest? Pszczoły pono macie
W tej wierzbie, Bartłomieju?
BATŁOMIEJ
Przed miesiącem były,
Ale nie wiem, dlacego ten ul porzuciły.
BARDOS
Może już są tam znowu, obaczmy.
DOROTA
przelękniona, na boku
Umieram,
150
Jak go złapie, to po mnie.
113
BARTŁOMIEJ
Ja co dzień zazieram,
Ale ich nigdy nie ma.
BARDOS
Teraz są zapewne.
DOROTA
na boku
Oj! oj! Zginęłam biedna!...
BARDOS
Ale ja wam pewne
Podam sposoby na to, aby je przywabić.
DOROTA
Cicho
Ach, dr-zę cała!
BARDOS
Trzeba najprzód ul dobrze zabić,
155
Potem go wysmarować gliną.
DOROTA
na boku
Gdyby jako
Przestrzeć go mozna!
BARTŁOMIEJ
Jać to robię, a wselako
Nie powracają pscoły.
BARDOS
Ale bo spod spodu,
Ot, tutaj, trzeba zawsze podłożyć im miodu.
BATŁOMIEJ
Ja i to robię.
w. 150
zazieram
– (staropol.) zaglądam.
114
DOROTA
cicho
Serce wyleci ze drgania...
160
Ach! Nie chcę, nie chcę więcej obcego kochania!
BARDOS
Potem także trzeba mieć o pszczołach pieczę.
BARTŁOMIEJ
Jać im dogadzam.
DOROTA
Ten raz jak mi się upiece,
Przysięgam, ze juz nigdy kochać się nie będę.
BARDOS
Teraz chciałbym zobaczyć w śrzodku i dobędę
165
Deszki.
idzie i dobywa ją
DOROTA
Aj, mdło mi! Mdło mi! Ratujze mnie, Boze!
BARDOS
niby zdziwiony, dobywając deski
A to co jest?
Stach wychodzi z ula
BARTŁOMIEJ
Stach w wierzbie? A cyz to być moze?
No, toś to tam się schował? A cóz, pani zono?
DOROTA
w pomieszaniu
Ale, bo to...
pomieszana
w. 165
deszka
– deska, częsta gwarowa wymowa tego wyrazu; tu chodzi o deskę zamykającą wejście do ula w
wierzbie.
115
BARTŁOMIEJ
Widziałem ja raz ze stodoły...
BARDOS
przerywając mu
Wy nie wiecie, co to jest, i ona też pono
170
Nie wie. Basiu, wyjdź no tu!
Basia wychodzi
Otóż macie pszczoły.
BARTŁOMIEJ
I ona tam?
BARDOS
A jużci, ze Stachem siedziała.
DOROTA
Ta to niecnota wsystko teraz wysłuchała.
BARTŁOMIEJ
Co zeście tam robili?
BARDOS
Jak w parze turkawki
Siedzieli.
BARTŁOMIEJ
Ale na cóz w wierzbie?
BARDOS
Dla zabawki.
175
Zwyczajnie, dzieci.
STACH
Tak jest. Wzdyć to było z zartu.
116
BARTŁOMIEJ
Psuć mi ul taki dobry...
STACH
Ej, porwan tam cartu.
Kiej prózny.
BARDOS
Więc widzicie teraz prawdę szczerą:
Darmoście oto żonę zmartwili, złajali,
Bo to oni przed chwilą z sobą się ściskali.
180
Przeproścież się.
DOROTA
na boku
Och, teraz odzyłam dopiero.
BARTŁOMIEJ
No, darujzes mi, Dosiu!
DOROTA
Ale tak mnie łajać!
BARTŁOMIEJ
Zgoda?
DOROTA
Zgoda.
podają sobie ręce
BARTŁOMIEJ
No, teraz wy idźcie do chaty,
A ja pójdę dla Basi prosić gości w swaty.
Słuchajciez, nie potrzeba ludziom tego bajać.
odchodzi
117
S C E N A VIII
Pozostali
STACH
185
Wielki tez waspan figlarz.
DOROTA
To dowcipna stuka.
BARDOS
Jest to dla was, Doroto, maleńka nauka,
Nie psujcie córce życia.
DOROTA
Juz nigdy o Stachu
Nie pomyślę. Ledwom ci nie zdechła od strachu,
Nie gniewajze się, Basiu.
BASIA
Łatwo wam przebace,
190
Bom się o moim Stachu wiernie przekonała.
On nie wiedział, matusiu, zem ja tam siedziała,
Bo tam sampan mnie schował. Oj, ślicnez kołace
Na mleku jegomości na drogę upiekę!
DOROTA
A ja juz zdradzać męza wiecnie się wyrzekę.
S C E N A IX I O S T A T N I A
WSZYSCY
BARTŁOMIEJ
195
Prosiemy na śniadanie.
BRANDYS
Z ochotą.
118
MORGAL
Z ochotą.
BATŁOMIEJ
Jutro wesele wase, a teraz, Doroto,
Bądź nam rada.
BARDOS
Nim jeszcze siędziemy do stołu,
Wprzód sobie zanucimy pioseneczki po społu.
MIECHODMUCH
A ja, podjadłszy szobie, jak się taniecz zacznie,
200
Spomiędzy wasz do karczmy wymknę się nieznacznie.
Rozrywkę niespodzianą zrobię dla Bryndusza.
Ubierę się, jak zwyczaj u nas, za Bachusza,
I na beczce przyjadę do wasz.
WSZYSCY
Zgoda, zgoda!
BARDOS
Niech tu dziś będzie sama rozkosz i swoboda.
STACH
205
A ja za to, ześ waćpan na mnie był łaskawy,
Wiozę cię mymi końmi do samej Warsawy.
BARDOS
A ja co bym tam robił?... Jest tam i beze mnie
Wielu takich, co tylko żyją z kałamarza,
Lecz im się często chłodno i głodno być zdarza.
w. 202
Bachusz
– Bachus, w mitologii bóg wina i wesołości; przebieranie się za Bachusa, który na czele weso-
łego pochodu jechał na beczce wina, należało w starożytności do półreligijnych obrzędów ludowych; w Polsce
było częścią karnawałowych zabaw krakowskich studentów, a z czasem przeszło do obyczajów ludowych jako
tzw. bachuski.
ww. 207–209 Krytyczna charakterystyka trudnej doli licznej grupy ówczesnych literatów warszawskich. Ci
pierwsi pisarze zawodowi, co „tylko żyją z kałamarza”, to przede wszystkim pisarze miszczańscy, potem także
księża czy zakonnicy, lub przyciśnięci niedostatkiem synowie drobnoszlacheccy, którzy nie mając szczęścia
dostać się pod opiekę możnego magnata, niełatwo mogli zarobić pracą litracką i żyli w nędzy. Los ten aż za
dobrze znał sam Bogusławski i słowa Bardosa są po części i jego osobistym wyznaniem.
119
210
Wolę pracować na roli, niż żebrać nikczemnie.
Tu sobie gdzie na gruncie osiędę w Mogile.
WSZYSCY
My waspanu złozemy na pocątek tyle,
Ze będzies gospodarzem.
BARDOS
Dziękuję! Robotę
Skończyłem. Poprawiłem w słabości Dorotę,
215
Ochroniłem krew ludzką, zawziętych zgodziłem,
Jeśli jeszcze was przy tym trochę zabawiłem,
Wszystkie żądania moje już są dopełnione.
V o u d e v i l l e
BARTŁOMIEJ
Rzadko teraz znaleźć zonę,
By była poćciwa,
220
Chociaz cłowiek kocha onę,
Jednak podejrzéwa.
A najbardziej, kiedy stary
Młodą se dobierze –
Wkrótce pójść musi na mary
225
Lub rogi przybierze.
DOROTA
Gdy, dziewcyno, w młodym wieku
Swawolną się cujes,
Nie ślubuj staremu cłeku,
Bo wnet pozałujes.
230
A jezeli z dobrej woli
Juz się z nim połącys,
przed w. 218
voudeville
– (franc.) wodewil, końcowa partia opery, w której po kolei każdy z występujących w
sztuce aktorów śpiewa swoją piosenkę, po czym chór ogólny zamyka przedstawienie. Śpiewki te były jakby
końcowym podsumowaniem każdej roli, zawierały komentarz bohatera do akcji, którą przebył, a także nieraz
dowcipy, morał, wycieczki satyryczne, wskazania ideowe. Śpiewki wodewilu, zwane także kupletami, miały
tekst najbardziej zmienny, przestrzegając tylko ustalonej melodii. Nazwa wodewilu związana z obyczajami ludu
francuskiego, wywodzi się z Normandii, gdzie w XV wieku cieszyły się sławą satyryczne śpiewki, które układał
rzemieślnik z miasta Vire nad rzeczką Vire, niejaki Basselin. Piosenki obywatela Vire otrzymały nazwę: vau de
Vire (piosenki z doliny Vire), co potem zmieniono na: vau de ville (zamiast: Vire – ville: miasto). Z czasem
rozwinął się osobny gatunek sceniczny – komedyjka przeplatana wesołymi śpiewkami – zwany wodewilem.
Wodewil rozpowszechniony był w Polsce już z początkiem XIX wieku, a bardzo popularny jest i w naszych
czasach.
w. 224
pójść... na mary
– umrzeć.
120
Nie sukaj obcej swywoli,
Bo źle zawse skońcys.
STACH
Wy, chłopaki, cudzej zony
235
Nie psujta nikomu,
Bo z tej mody zarazonéj
Tylko biéda w domu.
Tak się teraz w stadłach psują
Zony i męzowie,
240
Ze ich dzieci nie zgadują,
Którzy ich ojcowie.
BASIA
Wanda lezy w nasej ziemi,
Co nie chciała Niemca,
Lepiej zawse zyć z swojemi,
245
Niz mieć cudzoziemca.
Gdzie się bardziej cudzy ziomek
Niz rodak podoba,
Biedny bywa taki domek,
Traci się chudoba.
BRYNDAS
250
Nie pogardzaj ubogimi,
Choć jesteś bogaty,
Bo nie cynią nas wielkimi
Klejnoty i saty.
Nie wydzieraj, co cudzego,
255
Sanuj wsystkie stany,
Poznaj w cłeku brata swego,
A będzies kochany.
MORGAL
Nie wierz nigdy siarletanom,
A sanuj mądrego,
w. 232
obcej swywoli
– zdradzania męża przez zalecanie się do innych;
swywoli
– swawoli, starsza forma tego
samego wyrazu, ukazująca, jak powstawał on ze zrastania się dwóch wyrazów (swa wola), z których pierwszy
sam się odmieniał także w nowej, zrośniętej formie (w dopełniaczu: swéj-woli, co potem dało: swywoli).
w, 238
stadło
– (staropol.) małżeństwo.
ww. 242- 243 Basia przypomina tu, jako pomocne porównanie dla sensu ideowego swej śpiewki, podanie o
królewnie Wandzie z bajecznych dziejów Polski, co ma żywe uzasadnienie w akcji sztuki odbywającej się nie-
daleko kopca Wandy pod Krakowem.
w. 249
chudoba
– majątek.
w. 258
sierletan
– (z franc.) szarlatan, oszust.
121
260
Nie pomagaj wielkim panom
Ku biédzie bliźniego.
Bo jak się casem nie uda,
Cnota weźmie górę,
Nie będą-ć to wielkie cuda,
265
Ze ty weźmies w skórę.
JONEK
Strzezcie wianków swych, dziewcęta,
Mawiała ma ciotka,
Bo w miłości jest ponęta
Zdradliwa, choć słodka.
270
Dawniej chodził ślub na gody
Przez cierniste pole,
Teraz idzie bez przeszkody,
Ani się zakole.
BARDOS
Wy uczeni, którzy wszędzie
275
Cierpicie dla cnoty,
Nie zawsze wam tak źle będzie,
Nie traćcie ochoty.
Służyć swej ojczyźnie miło,
Choćby i o głodzie,
280
Byle światło w ludziach było,
A sława w narodzie.
MIECHODMUCH
Chuda fara, organiszta ceka na akczypę,
Rzadko teraz, by kto sprawił krzciny albo sztypę.
Ciężko dzisiaj, Boże odpuść, być kościelnym szługą,
285
Mruczą ludzie, że im bieda, a zyją dość długo.
Oddawajcie swe daniny,
Czo komu należy,
w. 260
Nie pomagaj wielkim panom
– według pierwodruku; w rękopisie Grabowskiego: dumnym panom.
w. 274
uczeni
– pod tym określeniem rozumiano nie tylko uczonych w dzisiejszym znaczeniu, ale wszelkich
działaczy kultury i oświaty, a przede wszystkim pisarzy. Słowa piosenki w tym już miały rewolucyjny charakter,
że głosiły pochwałę rozumu, kontynuację wielkiego dzieła podniesienia oświaty i kultury, w czym reakcyjne
władze targowickie, tępiące wszelkie postępowe osiągnięcia reformatorskie, widziały przejaw jakobinizmu i
niebezpiecznych tendencji przewrotnych.
w. 282
Chuda fara
– uboga parafia; Miechodmuch myśli tu oczywiście o plebanii, którą reprezentuje i dla której
przymawia się o datki, płynące zwykle z okazji obrzędów kościelnych czy zbiórek przeprowadzanych z okazji
świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy;
akczypa
– akcypa (z łac.), datek, który organista otrzymywał zwykle
z okazji obrzędów kościelnych.
w. 282
sztypa
– stypa, uczta z okazji pogrzebu, urządzana dla uczestników obrzędów pogrzebowych; zwyczaj
niegdyś szeroko rozpowszechniony.
122
Proboszczowi dziesięciny,
Klesze na pacierze,
290
Organiście na przycynek
Jajec na Wielkanocz,
Parę kiełbasz, parę szynek,
A teraz dobranocz.
C h ó r o g ó l n y
Poczciwość, wierność, miłość i zgoda
295
Niechaj pod naszym dachem panuje,
Niech u nas nigdy przewrotna moda
Głów nie zawraca i serc nie psuje.
Niech to świat pozna, że gdzie prostota,
Tam jeszcze szczera zostaje cnota.
K o n i e c o p e r y
w. 288
dziesięcina
– podatek na rzecz plebanii, który stanowiła dziesiąta część plonów gospodarstwa chłop-
skiego, poważny ciężar materialny obok niemałych, niezależnych od tego, obowiązków wobec pana. Jest to
wyjątkowy, lecz ważny rys życia dawnej wsi, który zatrzymał Bogusławski w swym optymistycznym obrazie
skierowanym ku lepszemu jutru.