Kordian streszczenie szczegółowe

background image

Juliusz slowacki – kordian


MOTTO

Fragment tzw. „Pieśni Greka”, tj. pierwszej pieśni powieści poetyckiej Słowackiego pt. „Lambro”. W
motcie tym „przytoczone wiersze wypowiada narodowy bard, grecki patriota do zebranych w gospodzie
rodaków, pragnąc zachęcić ich do walki z Turkami” (cytat za: M. Inglot, BN). Treść motta jest
następująca:
„Więc będę śpiewał i dążył do kresu; Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce. Tak Egipcjanin w liście z aloesu,
Obwija zwiędłe umarłego serce; Na liściu pisze zmartwychwstania słowa; Chociaż w tym liściu serce nie
ożyje, Lecz od zepsucia wiecznie się zachowa, W proch nie rozsypie... Godzina wybije, Kiedy myśl słowa
tajemną odgadnie, Wtenczas odpowiedź będzie w sercu - na dnie”.
PRZYGOTOWANIE
Miejscem akcji jest chata czarnoksiężnika Twardowskiego – w Karpatach. Wszystko odbywa się
ostatniego dnia 1799 roku i jest to rzekome przygotowanie do nowego wieku – w przekonaniu szatana,
diabłów i czarownicy, którzy tutaj występują. Według M. Inglota „przesunięcie o rok daty narodzin nowej
epoki nie było pomyłką, lecz celowym zabiegiem poety, zmierzającego do podkreślenia, iż Szatan nie
panuje nad historią w sposób absolutny”, a więc jest nad nim siła wyższa – Bóg. Diabły wspólnie
wrzucają do kotła rozmaite składniki, z których wytwarzają się nowe mieszanki, a z nich wychodzą
widma postaci, które w ich intencji odegrać mają kluczową rolę w nadchodzącym nowym wieku dla
Polaków – niestety, rolę negatywną. Dzięki symbolicznym cechom tych widm – pomimo tego, iż w
żadnym miejscu nie pada ani jedno konkretne nazwisko, bez trudu można odgadnąć, jaka autentyczna
sylwetka, znana z kart historii, kryje się pod daną „mieszanką” diabłów. Po kolei z kotła wychodzą zatem
następujące postaci:
- gen. Józef Chłopicki („Stary – jakby ojciec dzieci, Nie do boju, nie do trudu; Dajmy mu na pośmiewisko,
Sprzeczne z naturą nazwisko”) – dyktator powstania listopadowego, krytyka jego ugodowej postawy
wobec Rosjan, braku odwagi i zapału;
- książę Adam Jerzy Czartoryski („Dajmy mu na pośmiewisko, Sprzeczne z naturą nazwisko; Ochrzcijmy
imieniem Czarta”) – prezes oraz minister spraw zagranicznych rządu powstańczego, krytyka nadmiernej
ostrożności („okulary rozsądku”), braku wiary w bitność Polaków oraz naiwnego przekonania, iż
wszystko można rozwiązać za pomocą rozmów dyplomatycznych;
- generał Jan Skrzynecki („Wódz chodem raka przewini, Jak ślimak rogiem uderzy, Sprobuje – i do
skorupy Schowa rogi, i do skrzyni”) – jeden z następców Chłopickiego, krytyka jego defensywnej
postawy (niczym cofający się rak: „Teraz z konstelacji raka Odłamać oczy i nogi”) oraz niewykorzystania
różnych dobrych dla Polaków momentów, aby odnieść militarny sukces;
- Julian Ursyn Niemcewicz („Rzucić w kocioł Lachów dzieje, Słownik rymowanych końcówek; Milijon
drukarskich czcionek, Sennego maku trzy główek […] Starzec, jak skowronek, Zastygły pod wspomnień
bryłą, Na pół zastygłą, przegniłą, Poeta – rycerz – starzec – nic […] Eunuch…”) – znany poeta, krytyka
jego przesadnej ostrożności i hamowania młodzieńczego zapału innych spiskowców;
- Joachim Lelewel („Paszczę myśli otwiera wciąż głodną, Wiecznie dławi księgarnie i mole; I na
krzywych dwóch nogach się chwieje”) – członek Rządu Narodowego, krytyka nieustannej zmiany jego
poglądów oraz podobnie jak u Niemcewicza – hamowania młodzieńczego zapału i wreszcie:
niezdecydowania podczas dyskusji w sejmie w sprawie pozbawienia polskiej korony Mikołaja I;
- generał Jan Krukowiecki („On z krwi na wierzch wypłynie – to zdrajca! A gdy zabrzmi nad miastem
dział huk, On rycerzy ginących porzuci; Z arki kraju wyleci jak kruk, Strząśnie skrzydła, do arki nie
wróci… Kraj przedany on wyda pod miecz”) – ostatni dyktator powstania listopadowego, krytyka dojścia
do porozumienia z oficerstwem rosyjskim, uwieńczonego podpisaniem aktu kapitulacji Warszawy w 1831
roku (stąd zarzut dotyczący zdrady narodu).
Diabły natychmiast znikają po tym, jak słyszą Głos w Powietrzu mówiący: „W imię Boga! precz stąd!
precz!”. Wyłania się Archanioł, który przemawia do Boga słowami: „Lud skonał… Czas, byś go podniósł,
Boże, lub gromem dokonał. A jeśli Twoja dłoń ich nie ocali, Spraw, by krwi więcej niźli łez wylali…”.
Oznacza to tyle, iż Archanioł roztacza tutaj podwójną wizję przyszłości Polaków – albo będą oni wolnym
narodem, albo zatracą się na wieki i nigdy więcej nie podniosą. Prosi jednak Boga, ażeby – zanim się ów
drugi wariant wypełni – lud poderwał się choć na chwilę i wzniecił bunt, oddał swą krew (symbol
aktywnego działania), nie łzy (bierność wobec sytuacji).

background image

PROLOG
1. Pierwsza Osoba Prologu: można odczytywać tę kwestię jako aluzja do sympatyków „usypiającej naród”
koncepcji Mickiewicza, w myśl której rolą poety jest ukojenie zbolałych, cierpiących rodaków; jest on
niczym prorok, „strażnik masowego snu”; w koncepcji tej mieści się bierność ludzi i nieustanne
wylewanie łez.
2. Druga Osoba Prologu: występuje przeciw walce nieudolnych, bo uśpionych rodaków, również krytyka
koncepcji narodowych wieszczy, poetów-proroków.
3. Trzecia Osoba Prologu: wielu utożsamia jej kwestię z autentycznymi poglądami samego Słowackiego,
w jej myśl poeta przeciwstawia się bierności narodu, rolą poety nie jest ocieranie ludziom łez i budowanie
fałszywych obrazów, a jedynie pobudzanie do aktywnych działań poprzez wskrzeszanie pamięci o
prawdziwych dawnych bohaterach
AKT

I

Scena I
Scena rozgrywa się na dziedzińcu domu wiejskiego (domek znajduje się po jednej stronie sceny),
niedaleko ogrodu (ten zaś po drugiej stronie). Kordian jest 15-letnim chłopcem, siedzi pod drzewem
lipowym, a jego służący, Grzegorz, stoi w pobliżu i czyści myśliwską broń. Młodzieniec rozpoczyna swe
egzystencjalne rozmyślania słowami: „Zabił się – młody…”, mając na myśli prawdopodobnie jakiegoś
dawnego swego przyjaciela. Kordian podkreśla, że wcześniej wraz z innymi potępiał ten czyn, ale teraz
gardzi „głupią ostrożnością gminu, (…), zapala się i płonie” – porównując tym samym własne przeżycia
do stanu, w jakim znajduje się przyroda jesienią („cicho, odludnie i zimno”). Jednocześnie prosi Boga o
zesłanie na niego jakiegoś większego celu życia i wyzwolenie z jarzma egzystencjalnej nudy. Widzi to
stary sługa, który postanawia czymś swego pana zająć, więc raczy go trzema różnymi opowieściami:
- „bajka o Janku” – o chłopcu, który nie miał zapędów do nauki, a zmuszany do niej przez matkę,
postanowił któregoś razu uciec, aż dotarł na okręcie na „jakąś wyspę ludną” i natrafił tam na orszak
królewski – królowi tak się spodobał młodzieniec, że zaangażował go do szycia butów nadwornym
chartom; z tego „stanowiska” Janek już po trzech dniach awansował na szambelana, po sześciu – na
rządcę prowincji, a po dwunastu „został panem”, po czym sprowadził na dwór swoją matkę oraz
przyczynił się do mianowania na biskupa przez króla plebana, który parę lat wcześniej nakazał wysłać
Janka na nauki do szewca; przypowieść ta służyć ma przede wszystkim zmuszeniu Kordiana do przyjęcia
postawy aktywnego działania, dzięki której można w życiu naprawdę wiele osiągnąć;
- opowieść o wyprawie Napoleona na walki o Egipt (1798 r.), w której udział brał także sam Grzegorz –
próba wszczepienia Kordianowi przekonania, iż wszelkie walki o wolność i niepodległość są naznaczone
Bożym błogosławieństwem;
- „opowieść o Kazimierzu”, który wraz z innymi Polakami (po klęsce kampanii napoleońskiej na Moskwę
w 1812 r.) dostał się do rosyjskiej niewoli i aby przywrócić godność swemu narodowi, rzucił się na
tatarskiego pułkownika (wrzucając go do wody, po czym dwie kry na rzece zeszły się i odcięły Tatarowi
głowę), po czym Kazimierz zginął sam, jednak z honorem.
Chociaż Grzegorzowi przez chwilę udaje się zaciekawić tymi historiami Kordiana, to na dłuższą metę
młodzieniec na nowo sprawia wrażenie znudzonego życiem, niemającego żadnego celu, mówi przeto:
„Trzeba mi nowych skrzydeł, nowych dróg potrzeba”. Po chwili słyszy wołanie Laury, pani jego serca,
którą to wychwala tymi słowy: „Ten głos rozwiewa złote zapału świtanie (…)”.
Scena II
Kordian spaceruje z nieco starszą od siebie Laurą po swoim ogrodzie. Podczas gdy on pała do niej
miłością sentymentalną, wygłaszając wzruszające wyznania, Laura traktuje go ostrożnie, nie chce go ani
do siebie przekonać, ani tym bardziej zrazić, postrzega go bardziej jako swego młodszego brata aniżeli
jako potencjalnego kochanka. Przyznaje mu się, iż przeczytała jego wiersz, który zostawił w jej
pamiętniku, z którego wywnioskowała, iż pragnie on popełnić samobójstwo, stąd jej słowa: „Kordian
zapomniał, że ma matkę, matkę wdowę”, chcąc go prawdopodobnie od tego pomysłu odwieźć. Kordian
poczytuje to jednak nie jako „matczyną” opiekę z jej strony, a zwyczajnie jako chłód i bawienie się jego
uczuciami, przyrównując słowa Laury do szronu, który pokrywa drzewa jesienią. Młodzieniec poświęca
mnóstwo uwagi swemu osamotnieniu, na co kobieta odpowiada, że istnieją również inne cele w życiu, a
ich osiągnięciu służyć mają rozmaite talenty otrzymane od Boga. Kordian zaczyna się buntować: „Talenta,
są to w ręku szalonych latarnie, Ze światłem idą prosto topić się do rzeki. Lepiej światło zgasić, i zamknąć
powieki, Albo kupić rozsądku, zimnych wyobrażeń, Zapłacić za ten towar całych skarbem marzeń…”.
Laura zaczyna się niepokoić o stan psychiczny chłopaka, mówi więc mu, że musi iść, ale zawczasu

background image

pragnie się upewnić, czy ten się uspokoi. Kiedy Kordian „z obłąkaniem” odpowiada, że tak (choć
niepewnie), ukochana rzecze mu: „Przyszłość daleka, Póki jesteśmy młodzi, wszystko jest przed nami”.
Kordian w obecności niewiasty i wygłasza monolog dotyczący teorii „dusz bliźniaczych” (teoria ta oparta
na filozofii Emanuela Swedenborga), iż ziemscy kochankowie po śmierci łączą się razem w postać anioła:
„Dusza się roztrysnęła na uczuć kolory, Z których pięć wzięło zmysły cielesne za sługi, Inne zagasły w
nicość… ale jest świat drugi! Tam z uczuć razem zlanych wstanie anioł biały, mniejszy może niż człowiek
(…), ale jasny cały, I plam ludzkich nie będzie na sercu anioła..”
Na te słowa Laura dopytuje, co mu jest, na co on sam odpowiada, że „oszalał”. Kiedy ukochana odchodzi
przerażona, Kordian zostaje sam na sam z własnymi myślami, po czym przykład do czoła swego broń i
mówi: „Nie… nie w tym ogrodzie. Znajdę wśród lasów łąkę kwietną i odludną”.
Scena III
Jest noc, Laura siedzi sama w swoim pokoju i rozmyśla nad tym, w jaki sposób obeszła się tego dnia z
Kordianem. Zastanawia się, czy go przypadkiem nie uraziła, kpiąc z jego rzekomych, tak – jak na jego
wiek – gorących uczuć. Ponadto denerwuje się, że wybiła godzina jedenasta, a chłopca wciąż nie ma we
dworze. Później przystępuje do lektury wiersza Kordiana, który ten zostawił na jednej z kart jej
pamiętnika (pośród wierszy od innych adoratorów). Laura zostaje nazwana w nim „jego aniołem”. W
pewnej chwili słyszy tętent konia, cieszy się z powrotu chłopaka, tymczasem okazuje się, że przybył sam
jego koń, bez jeźdźca. Ponadto Panna (pokojówka) informuje, że Grzegorz nie zasiadł do wieczerzy, tylko
poszedł szukać panicza. Za chwilę jednak powraca i w swym zdenerwowaniu ledwie jest w stanie
wypowiedzieć: „Nieszczęście! Oh nieszczęście! Panicz się zastrzelił!”.
AKT II („ROK 1828. WĘDROWIEC”)
„Scena” 1 (ujęte w cudzysłów, ponieważ formalnie akt nie jest podzielony na sceny, zmiany miejsca akcji
zapowiadane są jedynie przez didaskalia)
Kordian przenosi się do James Parku w Londynie. Obawia się, że ślad, który został na jego czole od
chybionego strzału, rzuci się wszystkim ludziom w oczy i poświadczy im, że Kordian jest niedoszłym
samobójcą (tu przyrównanie do Kaina – wedle zasady, że „człowiek winien miłować siebie jak własnego
brata, stąd samobójstwo jest zbrodnią równą zabójstwu” – wg M. Inglota, BN). Cieszy się, że mógł
porzucić zgiełk wielkiego miasta na rzecz spokojnej okolicy, w otoczeniu przyrody, którą też się
zachwyca. Po chwili przychodzi do Kordiana Dozorca, który pobiera opłatę za krzesło. Kiedy mężczyzna
spostrzega, że Polak płaci mu więcej niż trzeba i wcale nie domaga się reszty, Dozorca komentuje to w
sposób następujący: „Pan mój jak lord płaci, A jak lord siąść nie umie! (…) Na trzech krzesłach zarazem
siadają magnaci: Na jednym lord się kładzie, a na drugim nogi, A na trzecim kapelusz, to trzech pensów
suma”. Kordian spostrzega po drugiej stronie sadzawki pewnego zadumanego człowieka i dopytuje się o
niego Dozorcę. Ten odpowiada mu, że to bankrut, który za długi „potępion wyrokiem”. Kordian pyta,
dlaczego człowiek ten „nie w więzieniu duma, w ogrodzie”, na co Dozorca odpowiada, że wielu jest w
Anglii ludzi niewypłacalnych, którzy popadli w długi, naśladując życie arystokracji – przyznaje, że i za
takiego brał Kordiana, kiedy ten zapłacił mu za krzesło więcej niż trzeba. Ponadto Dozorca opowiada, że
za pieniądze można kupić wszystko, np. „krzesła w parlamencie”, „herbowe pieczęcie” czy „groby w
Westminsterze”.
„Scena” 2
Kordian „siedzi na białej kredowej skale nad morzem, czyta Szekspira” w Dover (nadmorskie angielskie
miasto). Pochłonięty jest lekturą tragedii pt. „Król Lear”, a konkretnie fragmentem, w którym Edgar
opisuje niewidomemu Gloucesterowi widok ze szczytu góry. Kordian zachwycony jest tym opisem i pełen
jest podziwu dla geniuszu samego Szekspira, który doskonale potrafi pobudzić jego własną wyobraźnię.
W pewnym momencie jednak młodzieniec przestaje czytać i zauważa, że poezja jest tylko chwilowym
uniesieniem, natomiast prawdziwa rzeczywistość jest inna, o wiele bardziej brutalna: „Prawdziwie jam
podobny do tego człowieka, Co zbiera chwast po skałach życia. – Ciężka praca!”.
„Scena” 3
Tym razem miejscem rozgrywania się akcji jest „pokój cały zwierciadłami wybity” we włoskiej willi.
Kordian rozmawia z Wiolettą – kobietą, z którą się związał. Postanawia ją jednak wystawić na małą
próbę, aby sprawdzić, na ile prawdziwe są uczucia, które do niego rzekomo żywi. Dopóki więc zapewnia
Wiolettę o swoim bogactwie, którego i ona jest udziałem (np. „Bo zamek ojców moich stopiłem na złoto,
A z tego złota nosisz przepaskę na skroni”), ta przekonuje go o swej wielkiej miłości. Kiedy jednak
młodzieniec mówi jej, że przegrał wszystko podczas gry w karty poprzedniego wieczoru – pragnie go
zrazu porzucić. Za chwilę jednak Kordian przyznaje się do kłamstwa i odkrywa prawdę, że w

background image

rzeczywistości podczas owej gry w karty udało mu się posiąść jeszcze więcej – dziewczyna na powrót
wyznaje mu miłość. Kordian jednak nie chce już tak interesownej kobiety, więc każe jej zsiąść z konia,
kiedy oboje „przelatują czwałem” na publicznej drodze. Patrząc chwilę za jej odejściem, Kordian mówi ze
wzgardą: „Prawdziwie ta kobieta kocha mię szalenie, Poszła, szukając śladów kochanka po drodze…”.
„Scena” 4
Kordian znajduje się w pałacu papieskim w Watykanie i udaje się na prywatne spotkanie z Papieżem,
który wita go słowami: „Witam potomka Sobieskich”. Mówi ponadto, że Polaków spotkało ogromne
szczęście, ponieważ rosyjski car „jako anioł z gałązką oliwy, Dla katolickiej wiary chęci chowa szczere:
Powinniśmy hosanna śpiewać”. Kordian przynosi mu garść polskiej ziemi, aby przekonać głowę Kościoła
o cierpieniu Polaków (aluzja do rzezi Pragi w 1794 r., ale równie dobrze też do mającego nastąpić później
powstania listopadowego), w zamian prosi on o „jedną łzę”, wsparcie dla narodu polskiego. Papież zbywa
go jednak pytaniami o to, czy przybysz zdążył zwiedzić już Bazylikę św. Piotra, Koloseum bądź Panteon.
Na jego sugestię: „Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą…”, Kordian upomina się o swoje: „Lecz
garści krwawej ziemi nikt nie błogosławi. Cóż powiem?”. Papież odpowiada mu drwiąco: „(…) No, mój
synu, idź z Bogiem, a niechaj wasz naród, Wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród, Niech się weźmie
psałterza i radeł i sochy” (ostatni wers odnosić się ma do popularnej maksymy: „módl się i pracuj”).
Kordian nie wytrzymuje, rzuca garść ziemi i krzyczy: „Rzucam na cztery wiatry męczennika prochy! Ze
skalanymi usty do kraju powrócę…”. Papież zapowiada, że w razie jakiegokolwiek buntu przeciw carowi,
obłoży on Polaków klątwą. Słowa te „przypieczętowuje” znajdująca się obok Papuga, która skrzeczy:
„Alleluja!” (radosny okrzyk wielkanocny).
„Scena” 5
Scena na szczycie góry Mont Blanc (scena kulminacyjna dramatu, w której zachodzi wyraźna wewnętrzna
przemiana bohatera). Kordian stoi na najwyższym punkcie Europy i czuje, że w miejscu tym zarówno
przynależy do świata doczesnego, ale również ociera się o sferę niebiańską, że przez niego przechodzą w
tym momencie wszelkie modlitwy zanoszone do Boga, a on sam pierwszy zginie, „jeśli niebo się zawali”.
Mówi o sobie: „Jam jest posąg człowieka, na posągu świata”. Chciałby wspiąć się „na umysłów górę” i
„być najwyższą myślą wcieloną”. Czuje w sobie ogromną wewnętrzną siłę – tak mocną, by porwać za
sobą rzesze ludzi: „Mogę – więc pójdę! ludy zawołam! obudzę!”. Po chwili jednak dopada go zwątpienie i
rozważa możliwość rzucenia się w przepaść, ale znów zbiera się na odwagę i zaczyna rozpamiętywać swe
dotychczasowe życie. Przypomina sobie, że niepotrzebnie jego młodzieńcze lata wypełnione były
rozmyślaniem o kobietach, zaś uświadamia sobie, iż największy szok przeżył podczas audiencji u Papieża,
kiedy został brutalnie zbyty. Podsumowując dawniejsze dokonania, a raczej ich brak, Kordian czuje, że
powołany został do celu najwyższego, tj. do objęcia przywództwa nad polskim narodem, który kocha
bardzo mocno, a jednocześnie pragnie działać w pojedynkę. Na sam koniec wykrzykuje najważniejszą
kwestię w całym dramacie: „Polska Winkelriedem narodów! Poświęci się, choć padnie jak dawniej! jak
nieraz!”. Świadczy to o alternatywnej koncepcji samego Słowackiego dotyczącej sprawy narodowej, a
więc tego, jak Polacy winni się ustosunkować do upadku powstania listopadowego – i to w opozycji do
koncepcji mickiewiczowskiego mesjanizmu. Winkelriedyzm zakłada niebagatelną rolę narodu polskiego
na tle innych uciśnionych narodów, które dzięki jego poświęceniu i powstaniu do walki, same mogą
zdobyć niepodległość. Wysiłek Polaków nie idzie zatem na marne, ponieważ ich heroiczne czyny
pozwalają osiągnąć zwycięstwo innym. Po słowach tych Kordian wraca na swą ojczystą ziemię,
przeniesiony do niej przez chmurę.
AKT III („SPISEK KORONACYJNY”)
Scena I
Scena rozgrywa się na placu przed Zamkiem Królewskim, gdzie zbiera się pokaźna widownia
koronacyjnej ceremonii cara. Odtąd ma się on stać także królem państwa polskiego. Gapie podzieleni są
na grupki, z których każda na inny sposób komentuje zachodzące wydarzenia. W scenie tej żarliwie
dyskutują ze sobą: Pierwszy z Ludu, Drugi z Ludu, Pierwszy Młodzieniec, Drugi Młodzieniec, Szewc,
Szlachcic oraz Garbaty Elegant. Niektórzy ludzie krzyczą w stronę cara: „Niech żyje! Niech żyje!” i z
chęcią biorą udział w hucznych uroczystościach. Wszędzie słychać hymn państwowy Rosji, który
zaczerpnął inspirację w angielskim hymnie, w którym padają słowa: „God save the King” (a więc „Boże,
chroń króla”). Tymczasem jeden z widowni, Żołnierz, śpiewa inaczej niż wszyscy: „Boże, pochowaj nam
króla”. Zwraca mu uwagę Szewc, ale Żołnierz odpowiada: „Ha! nie moja wina, Pod Maciejowicami
ogłuchłem od kuli (…)”. Car udaje się do katedry, gdzie ma dokonać się akt koronacji, a tymczasem

background image

zgromadzony na placu tłum rozchodzi się na ulice Warszawy, aby wspólnie uczestniczyć w wesołych
zabawach i oddać się pijaństwu z tej okazji.
Scena II
Najkrótsza scena całego dramatu. Akcja przenosi się do wnętrza warszawskiej katedry, gdzie ma miejsce
uroczysta msza. Prymas (w rzeczywistości był nim Jan Paweł Woronicz) podaje Cesarzowi (a więc
carowi) księgę konstytucyjną, na którą to car kładzie rękę i wypowiada tylko jedno słowo: „Przysięgam!”.
Scena III
Scena ta ponownie rozgrywa się na placu przed Zamkiem Królewskim w Warszawie, już po ceremonii
koronacji. Zebrani na placu ludzie rozmawiają ze sobą na temat tych wydarzeń. Pierwszy z Ludu wraz z
Drugim z Ludu zastanawiają się, jaką ucztę wyprawi sobie teraz car („Choć królem, to jeść musi jak i
każde źwierze” lub „Toć zapewne nie będzie ogryzał tam kości, Toż królowi na pokarm dostateczny
stawa”). Szlachcic komentuje zaś bardziej drwiąco: „Będzie zjadał bażanty, a na wety [czyli deser –
przypis M. Inglota, BN] prawa”, co stanowić ma aluzję do łamania przez cara postanowień polskiej
konstytucji. Wszyscy zebrani zastanawiają się, skąd pochodzi pewien głośny krzyk. Okazuje się, iż jest to
krzyk pewnej kobiety, której książę (Konstanty, brat cara) zabił dziecko podczas brutalnego rozpędzania
tłumu. Orszak króla wraca do Zamku, muzyka wciąż gra, robi się ciemno, wówczas na estradę wchodzą
zebrani widzowie i rozrywają pokrywające ją sukno, każdy stara się zabrać jak najwięcej dla siebie (być
może jest to paralelna wizja do biblijnego rzucania kości o szaty Chrystusowe, przed Jego męczeńską
śmiercią na krzyżu). Po tym wydarzeniu duża część „publiczności” rozchodzi się do domów, pozostali
zostają, aby napić się wina. Pośród nich przechadza się Nieznajomy, ubrany w czarny płaszcz, który
śpiewa: „(…) Pijcie wino! idźcie śnić! Lecz się będzie świt promienić, Trzeba wino w krew przemienić,
Przemienione wino pić!”. Jest to zapowiedź dalszego rozwoju akcji, która skupić się ma na tytułowym
spisku koronacyjnym. Wedle Nieznajomego bowiem Chrystus za życia wpierw zamienił wodę w wino
(cud w Kanie Galilejskiej), zaś w trakcie wieczerzy oraz po zmartwychwstaniu wino przemienił w krew.
Nieznajomy fakt ten interpretuje na swój własny sposób, jako swoiste „przyzwolenie” na zabicie cara (być
może uważa, iż zabójcy otrzymają za ten czyn rozgrzeszenie, a przynajmniej że rozgrzeszy ich historia).
Ludzie wokoło nie pojmują tych słów, więc wyczuwając tę przedziwną atmosferę, rozchodzą się po kolei
do domów.
Scena IV
W podziemnym lochu w kościele św. Jana, gdzie tegoż samego dnia odbywała się koronacja cara na króla
Polaków, w nocy odbywa się tajne spotkanie spiskowców. Przewodniczy im Prezes, który siedzi w czarnej
masce i „z siwymi jak śnieg włosami” (starość oraz „siwe włosy” wyraźnie na tle całego dramatu mają
negatywną konotację, są synonimem przesadnej ostrożności i hamowania młodzieńczego zapału mniej
doświadczonych, a zatem porywczych spiskowców). W postaci Prezesa wielu badaczy dopatruje się
sylwetki Juliana Ursyna Niemcewicza („Prezes reprezentuje często wspominanych w dramacie starców,
paraliżujących zamiary młodzieży” – M. Inglot, BN). Prezes siedzi obok trumien prawowitych polskich
królów, a zatem czuje się w obowiązku być na straży polskich obyczajów, aby nie splamić kart historii
swego narodu; dopóki jest sam, zadaje sztandarowe pytanie: „Jaż bym tron nieskalany Polaków
zakrwawił? (…) Zapalonej młodzieży sztyletami władam (…)”. Każdy, kto chce wejść do środka, przy
wejściu, już na schodach, musi podać Szyldwachowi (będącemu na warcie) hasło „Winkelried”. Zbiera się
pokaźna liczba spiskowców, wszyscy są ubrani w maski. Kiedy pojawia się Ksiądz (reprezentujący
konserwatywne stronnictwo), Prezes przemawia do niego: „Nie dziw się, że mię w grobach pierwszego
spostrzegłeś, Starość mię prowadziła”. Ksiądz – podobnie jak starzec – pragnie powstrzymać szaleńcze
zapały młodych. Jako następny wchodzi Podchorąży. Jeden ze spiskowców przyznaje, że Prezes wybrał
bardzo dobre miejsce na naradę, ponieważ „kościół otwarty Na czterdziestogodzinne pacierze za cara, A
przy bramie kościelnej stoją szpiegów warty, I spisują pochwały, dla człeka, co wchodzi Pomodlić się za
cara. (…) Będzie nas i kraj kochać, i szpieg cara chwalić”. Kiedy jakiś inny zamaskowany pyta, co to
znaczy Winkelried, Podchorąży odpowiada, że „był to niegdyś dowodca u wolnych Szwajcarów, Śród
walki, w obie dłonie zgarnął wrogów dzidy, I wbił we własne serce i drogę rozgrodził”. Prezes zarządza
początek obrad i jako pierwszy przemawia do zebranych:
„Ludzie, stoję przed wami z osiwiałą głową I powiadam: czekajcie! Moje oczy stare Widziały wielkich
mężów, i mówię wam święcie, Żeście wy niepodobni do nich! Jeśli wiarę Boga chowacie w sercu? na
Boga zaklęcie Zamieńcie na święcone w kościołach pałasze, A kiedyś uderzymy w zmartwychwstania
dzwony, Tak że odgłosem królów zachwieją się trony Jak drzewa porąbane”.

background image

Przeciwny temu stanowisku jest Podchorąży, który wzywa zebranych do okrutnej zemsty na wrogu, tj.
zabicia go, ponieważ dopiero wtedy: „Carowi nie dopita z rąk wypadnie czara! (…) A potem kraj nasz
wolny! potem jasność dniowa! Polska się granicami ku morzom rozstrzela, I po burzliwej nocy oddycha i
żyje (…)”. Prezes sprzeciwia się, twierdząc, że Polska nie może budować swej wolności na
niezmywalnym, śmiertelnym grzechu, tym bardziej, że car ma po swojej stronie większość władców
europejskich, a także – jak się przecież okazało – samego papieża. Spiskowcy dochodzą do wniosku, że
nie wystarczy zabić samego cara – aby plan wyzwolenia polskiego narodu się udał, należałoby zabić po
kolei: cara, jego żonę, syna oraz dwóch braci. Inny Starzec (co dziwne, ponieważ – jak już wcześniej
podano – starość i „białe włosy” stanowią w dramacie niejako symbol zdrady narodu) nakazuje zabijać
królewską rodzinę i obiecuje wziąć tę winę na siebie, a jeśli to nie wystarczy, to i na swoich potomków.
Prezes dziwi się tym słowom, mówi, że Starzec nosi przecie „biały włos”. Przez długi okres czasu toczy
się zażarta dyskusja, której uwieńczeniem ma być tajne głosowanie – wszyscy „za” zabójstwem cara mają
rzucić na stół kulę, a przeciwni takiemu rozwiązaniu – położyć grosz, który „znajdzie się zawsze w
ubogich szkatule...” (słowa Księdza). Prezes liczy wszystkie głosy i, ku rozpaczy Podchorążego, okazuje
się, że padło jedynie pięć kul, zaś „stu pięćdziesięciu przeciw zbrodni głosowało”. Podchorąży, pełen
goryczy i żalu do spiskowców-tchórzów, przemawia, że wcale ich nie potrzebuje, aby walczyć o wolność,
iż poradzi sobie doskonale sam i osobiście zabije cara, po czym zrywa maskę z twarzy. Dopiero wtedy
zebrani dostrzegają, że to Podchorąży to nikt inny jak Kordian we własnej osobie. Po tym wszyscy
również zdejmują swe maski. Kordian pisze na kartce: „Narodowi Zapisuję, co mogę… Krew moją i życie
I tron do rozrządzenia próżny”, kartkę tę rzuca konspiratorom. Choć Prezes próbuje go powstrzymać przed
tym szaleństwem, bohater odchodzi z zamiarem zgładzenia polskiego króla-uzurpatora.
Scena V
Kordian znajduje się w Zamku Królewskim, rozpoczyna swą wędrówkę od tzw. Sali Koncertowej, po
czym wchodzi w długi korytarz i idzie z karabinem z bagnetem. Przed swymi oczami widzi rozmaite
widma, więc każe im natychmiast odejść od niego: „Puszczajcie mię! puszczajcie! jam carów morderca;
Idę zabijać… ktoś mię za włos trzyma”. Imaginacja twierdzi, że mówi oczyma, zaś Strach – że mówi
biciem serca. W jednej z sal, tj. w gabinecie konferencyjnym, na trójnogu „sztucznie ze złota urobionym”
leży „carska korona” (wg M. Inglota, BN: „Eksponując obraz obcej, krwawej korony, chciał poeta
podkreślić złudność konserwatywnych poglądów, których zwolennicy uważali cara za kontynuatora
dziedzictwa królów polskich”). Kordian uporczywie walczy z głosami Imaginacji i Strachu, które
odradzają mu ten haniebny czyn. W pewnym momencie Kordian dostrzega postać wychodzącą z sypialni
cara, jest nią Diabeł, który mówi: „Zdławiłem cara – i byłbym go dobił, Lecz tak we śnie do ojca mego
podobny”. Kiedy słychać dzwony na jutrznię (liturgia odprawiana o wschodzie słońca), Kordian – po
wewnętrznej walce – pada zemdlony tuż przed drzwiami do pokoju swej niedoszłej ofiary, wcześniej
jedynie krzyczy: „Ktoś mi przez ucho Do mózgu sztylet wbija… Jezus Maryja!”. Car wychodzi z pokoju,
a kiedy dostrzega młodzieńca, pyta mu się, czy to sprawka jego brata (nie jest bowiem tajemnicą, iż
Mikołaj I z Konstantym żyli w ciągłym konflikcie). Car nakazuje swojej straży pojmać swego niedoszłego
zabójcę i następnie go rozstrzelać.
Scena VI
Scena ta rozgrywa się w szpitalu wariatów, gdzie w stanie gorączki przebywa Kordian. Obok niego ludzie
powiązani łańcuchami w klatkach, niektórzy też spacerują. Do Dozorcy przybywa obcy Doktor (w
zamyśle Słowackiego uosobienie szatana). Oboje wdają się w dyskusję dotyczącą stanu psychicznego
Kordiana – Dozorca jest zdania, że ten rozum ma bardziej trzeźwy, aniżeli ktokolwiek inny. Doktor
przekupuje stróża i wchodzi odwiedzić Kordiana. Na pytanie bohatera, kim on jest, odpowiada: „Jestem
zapaleńcem”, co Kordian komentuje w sposób następujący: „Musiałeś się więc chyba urodzić dziś rano?
Wszyscy dotąd mówili, żem jeden na świecie”. Doktor przyznaje się, że to on o północy wychodził z
komnaty cara, zaś później wyraża pogląd, iż naród ginie po to, „aby wieszcz narodu Miał treść do
poematu, wieszcz rym odlewał, Aby nieliczną iskrę ognia, pośród lodu, Z pieśni wygrzebał anioł i w
niebie zaspiewał. Widzisz, jak cenię wieszczów gromowładne plemię”. Doktor kpi następnie z
chrześcijańskiej wizji stworzenia świata przez Boga – według niego szóstego dnia Stwórca zlepił
Napoleona, zaś siódmego „Bóg rękę na rękę założył, Odpoczywa po pracy, nikogo nie stworzył”.
Następnie przedstawia Kordianowi dwóch wariatów, z których jednemu wydaje się, że jest krzyżem, do
którego został przybity Jezus (wykpienie idei ofiary), zaś drugiemu – że podtrzymuje sklepienie niebieskie
(wyszydzenie oświeceniowej koncepcji prymatu rozumu nad uczuciem – wg M. Inglota, BN). Do

background image

Kordiana przychodzi Wielki Książę (Konstanty), który nakazuje swym żołnierzom zabrać niedoszłego
zabójcę, zapowiada także jego ogromne męki.
Scena VII
Scena rozgrywa się na placu Saskim, gdzie zostaje wprowadzony Kordian. Konstanty wpierw zapowiada
mu, że jego ciało zostanie przywiązane do czterech koni i po drodze rozszarpane, jednak po chwili
zmienia zdanie – chcąc zabłysnąć przed zebranymi na placu ludźmi, a przede wszystkim przed carem, jak
również wzmocnić swój autorytet przed żołnierzami – obiecuje Kordianowi darować mu życie, jeżeli uda
mu się na koniu przeskoczyć ponad górą ułożoną z karabinów z bagnetami. Kiedy Kordianowi udaje się to
zrobić, Konstanty oraz zebrany tłum nie kryje swej radości. Książę nakazuje odprowadzić młodzieńca do
pokoju, ale car na boku mówi do generałów, że i tak nakazuje go rozstrzelać, ponieważ godził na jego
życie.
Scena VIII
W dawnej celi klasztornej (a obecnie w celi więziennej) przebywa Kordian, który spowiada się Księdzu –
m.in. z tego, iż nie miał żadnych przyjaciół oraz że nie ma dla niego miejsca pośród żywych Polaków,
gdyż kiedy na nich liczył najbardziej, wówczas wszyscy stchórzyli. Jego miejsce jest zaś przy
prawdziwych bohaterach, którzy zginęli w imię swej ojczyzny, mówi zatem: „O zmarli Polacy! Ja idę do
was!”. Do Kordiana przychodzi także jego stary sługa Grzegorz, który modli się gorliwie za swego pana, a
jednocześnie wypomina dawne dzieje, np. próbę samobójczą: „Szatańską pieczątką Pan naznaczyłeś
czoło, giniesz z owej winy”. Kordian pyta się Grzegorza, czy ma dziecko, na co sługa odpowiada, że ma
syna. Bohater prosi, aby dziecku owego syna nadano jego imię, tj. Kordian. Po chwili wchodzi oficer z
„Księdzem zapłakanym”, który obwieszcza mu, iż czeka go śmierć przez rozstrzelanie. Kordian czule
żegna się z Grzegorzem i odchodzi.
Scena IX
Scena rozgrywa się w pokoju w Zamku Królewskim. Car wygłasza monolog, w którym roztacza swoją
wizję, jakoby wszyscy władcy europejscy byli w jego rękach tak, że będzie mógł nimi dowolnie sterować,
wedle uznania. Ponadto cieszy się, mówiąc: „Polska już ostygła, Umarła i na wieki”. Po chwili wbiega do
niego Wielki Książę, próbując przekonać do zmiany decyzji w sprawie Kordiana. Car ani śmie tknąć
palcem w tej kwestii. Oboje zaczynają sobie wypominać dawne dzieje – car Konstantemu haniebny epizod
z młodziutką Angielką w roli głównej, którą to książę zgwałcił, a potem zabił. Konstanty nie pozostaje
dłużny bratu – wypomina mu, że zrzekł się na jego rzecz korony, a nie musiał tego robić, ponieważ jest
starszy. Ponadto zapowiada mu, iż w każdej chwili może wzniecić w mieście bunt, gdyż ma pod sobą całe
wojsko. Car w obliczu tego argumentu postanawia zmienić swoją decyzję i podpisuje ułaskawienie dla
Kordiana, po czym wypowiada znamienne słowa: „Mój brat… już Polakiem”.
Scena Ostatnia
Na Placu Marsowym zbiera się tłum ludzi, którzy przybyli obejrzeć egzekucję Kordiana. Cała „procedura”
zaczyna się od aktu pozbawienia bohatera szlachectwa. Następnie Kordian odmawia założenia mu na oczy
opaski. Ktoś z tłumu pada z jękiem (Grzegorz?). Oficer rosyjski wydaje rozkaz rozstrzelania. Tłum
zauważa carskiego gońca, jednak Pierwszy z Ludu mówi, iż „oficer go nie widzi… rękę podniósł w górę”.
Kompozycja dramatu jest otwarta, tj. dalsze losy Kordiana są nieznane – niewiadomo zatem, czy carski
adiutant dotarł na czas, czy też główny bohater został autentycznie zabity. Można się jedynie domyślać, iż
Kordian miał przeżyć – w koncepcji Słowackiego, ponieważ sugeruje to sam podtytuł dzieła: „Część
pierwsza trylogii”.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KORDIAN STRESZCZENIE SZCZEGÓŠOWE
kordian streszczenie szczegółowe
Dżuma streszczenie szczegółowe
ferdyturke streszczenie szczego Nieznany
DŻUMA streszczenie szczegółowe
Potop streszczenie szczegółowe
Quo vadis streszczenie szczegółowe
Lalka streszczenie szczegolowe
Makbet - streszczenie szczegółowe, streszczenia lektur
Tango streszczenie szczegółowe
Dziady cz.III - streszczenie szczegłowe, KSIĘGA PIERWSZA
DZIADY cz III streszczenie szczegółowe
Pan Wołodyjowski, streszczenie szczegółowe
Waverley albo lat temu sześćdziesiąt streszczenie szczegółowe
Jądro ciemności streszczenie szczegółowe
STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA
Lalka - streszczenie szczegółowe, TOM I

więcej podobnych podstron