www.forever-together-dramione.blogspot.com
PROLOG
Był ciepły, wiosenny dzień. Jeden z tych, które napawają szczęściem i dają nadzieję na lepsze jutro.
W ciągu minionego miesiąca coraz mniej było takich dni. Jane Granger z uśmiechem na ustach
wyglądała przez kuchenne okno wychodzące na podwórze. Jej córeczka bawiła się w najlepsze
wraz ze swoim przyjacielem. Była taka niewinna, taka delikatna. Na początku, Jane obawiała się, że
przyjaźń z tym ponurym, wyniosłym chłopcem zmieni Hermionę. Jednak bardzo się pomyliła. Na
jej oczach ów chłopiec przechodził przemianę. Z zimnego, nieczułego arystokraty, w kochającego
dzieciaka, który troszczył się o swoją przyjaciółkę. Oboje mieli zaledwie dziesięć lat. Kobieta aż za
dobrze pamiętała chwilę, gdy Draco po raz pierwszy zjawił się u nich w domu. Miało to miejsce
chwilę po tym, jak się przenieśli. Hermiona snuła się po podwórku niezadowolona z przeprowadzki.
Mimo że miała jedynie 5 lat, potrafiła postawić na swoim. Tym uporem pozbawiła rodziców
największej sypialni, czyniąc z niej swoje królestwo. Był to jedyny sposób, by wynagrodzić jej
utratę znajomych. Pani Granger wyszła na podwórze w poszukiwaniu córki. Chciała, by sama
rozpakowała swoje zabawki i poukładała je na półkach. Zdziwiła się widząc, że dziewczynka nie
jest sama. Towarzyszył jej blondyn, wyglądali na równolatków.
- Dzień dobry – powiedział na jej widok i pokłonił delikatnie głowę. Gest ten, wykonany przez
dziecko, wydał się Jane zabawny i nie na miejscu. Z czasem zrozumiała skąd w tym chłopcu taka
wyniosłość. Dopiero spędzając czas z Hermioną zaczął zachowywać się normalnie, jak pięciolatek.
Dziewczynka uratowała jego dzieciństwo i sprawiła, że na twarzy Dracona gościł uśmiech.
W tej chwili oboje biegali za piłką śmiejąc się w głos. Co chwilę wpadali na siebie powodując
wzajemne upadki. Jane pokręciła głową i udała się do salonu, gdzie na stoliku do kawy czekała
niedokończona książka. Nie dane jej było jednak, choćby sięgnąć po nią. Ledwo opadła na kanapę,
do salonu wbiegło dwoje dzieci.
- Mamo, mamy coś do picia? - zapytała dziewczynka ocierając brudną rączką spocone czoło. Pani
Granger zaśmiała się cicho i zabrała dwójkę rozrabiaków do kuchni. Po chwili oboje siedzieli
zadowoleni przy kuchennym stole, popijając chłodną lemoniadę.
- Pani lemoniada smakuje o wiele lepiej niż ta kupna – powiedział Draco uśmiechając się
delikatnie.
- Dziękuję za ten komplement kochanie. Cieszę się, że ci smakuje.
Upewniając się, że szklanki trafiły bezpiecznie do zlewu, a dzieci ponownie wybiegły na podwórko,
Jane udała się do salonu. Tym razem zasiadła do lektury i bez przeszkód się w niej zatopiła. Raz, po
raz dobiegały ją wesołe śmiechy.
ROZDZIAŁ 1
Hermiona obudziła się wyjątkowo wcześnie. Budzik stojący przy łóżku wskazywał dopiero godzinę
siódmą. Na dworze świtało. Jej przyjaciel na pewno jeszcze smacznie spał. Tak bardzo nie chciała,
by wyjeżdżał. Wyjeżdżał tylko kilka dni, a ona miała wrażenie, że miną wieki zanim znowu ujrzy
jego roześmianą twarz. Był jedyną osobą, która znała jej tajemnice. I miała nadzieję, że sama była
jedyną, która znała jego. Wiedziała o jego zaufaniu w stosunku do niej. Rozumiała też, czemu nigdy
nie odwiedzali domu Malfoyów. Choć ciężko przyszło mu wyznanie prawdy, zrobił to. Bał się, że
Hermiona się obrazi, dlatego nie chciał nic mówić. Pamiętała jego zdziwioną minę, gdy zamiast
odejść bez słowa rzuciła mu się na szyję i szepnęła na ucho "To nic Draco. Będziemy zawsze
razem". Tak bardzo w to wierzyła. Była naiwnym dzieckiem, które żyło złudzeniami o świecie. Nie
chciała poznawać prawdy. Wbrew logice, która nie była jej obca, nie dopuszczała do siebie myśli,
że coś może ich rozdzielić. Byli i będą razem. Na zawsze. Przecież są przyjaciółmi. Takimi
prawdziwymi. A prawdziwi przyjaciele nigdy nie odchodzą. Tak powtarzała jej mama, która mimo
upływu lat, wciąż spotykała się z ciocią Marie, swoją przyjaciółką ze szkolnych lat. Dziewczynka
wierzyła, że ją i Dracona łączy dokładnie taka sama przyjaźń. Z uśmiechem na ustach przewróciła
się na drugi bok i postanowiła jeszcze trochę pospać.
Miała wrażenie, że ledwo przymknęła powieki, kiedy ktoś ją zbudził. Mruknęła niezadowolona i
otwarła oczy żeby napotykać spojrzenie niebieskich oczu. Draco siedział na skraju jej łóżka
uśmiechając się delikatnie.
- Jak się tu dostałeś? - zapytała zaskoczona dziewczynka siadając na łóżku obok przyjaciela.
- Twoja mama mnie wpuściła. Mówiła, że śpisz, więc przyszedłem cię obudzić. Pośpiesz się, bo z
tego, co czuję na śniadanie będą te pyszne tosty z czekoladą i nie wiem, czy dla ciebie starczy –
powiedział ze śmiechem blondyn i wybiegł z pokoju, zanim Hermiona zdążyła się odezwać. Kręcąc
głową ubrała się pośpiesznie i zeszła na dół. W całym domu pachniało czekoladą. Dziewczynka
zajęła miejsce obok zadowolonego Dracona, który zajęty był zjadaniem jej śniadania.
- Mamo zostało coś dla mnie? - zapytała z nadzieją. Jane zaśmiała się cicho i postawiła przed córką
talerz z tostami.
- Udało mi się kilka uratować, ale musisz się śpieszyć. Coś mi się zdaje, że Draco wciąż ma miejsce
na kilka tostów.
- Na pewno nie moich – zawołała wojowniczo dziewczynka i odsunęła talerz na bezpieczną
odległość.
Po chwili w kuchni rozległ się śmiech obojga dzieci. Jane kochała takie poranki, wypełnione
zapachem czekolady i śmiechem. Wtedy czuła, że wszystko jest na swoim miejscu. Że zrobiła co
było w jej mocy, by zapewnić swojej ukochanej córeczce szczęście.
- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - zapytała cicho Hermiona. Po zjedzonym śniadaniu udali się razem
nad rzeczkę. Uwielbiali siadać w cieniu starego, dużego dębu i spoglądać na cicho szemrzącą wodę,
która nieustannie gnała przed siebie. To było ich miejsce. Ich azyl.
- Wiesz, że tak. Nie chcę, ale nie mam wyjścia. Rodzice są uparci - powiedział krzywiąc się na
samo wspomnienie. Nie podobało mu się, że musi zostawiać Hermionę. Tak bardzo lubił spędzać z
nią czas. Jego życie diametralnie się zmieniło odkąd ją poznał. Był szczęśliwy. Uśmiechał się. I
czuł się z tym bardzo dobrze. Gdyby jego ojciec wiedział, że przyjaźni się z kimś, kto nie jest
czarodziejem, zabroniłby mu spotkań z nią. Na szczęście Lucjusz Malfoy nie miał czasu, by
interesować się przyjaciółmi syna. Był zadowolony, gdy Draco zachowywał się poprawnie w jego
obecności. Cała reszta nie miała dla niego znaczenia.
- Teraz to tylko kilka dni. A co będzie, gdy dostaniesz się do Hogwartu? Nie chcę cię widywać tylko
we wakacje – powiedziała jeszcze ciszej dziewczynka, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Chłopiec nie
mówiąc nic, objął ją ramieniem i pogładził po bujnych włosach. Sam nie wiedział co wtedy będzie.
Tak bardzo tego nie chciał. Gdyby tylko mógł, zabrałby ją ze sobą. Na pewno spodobałoby się jej w
innym świecie. Tak różnym od tego, który znała. Tylko tamten świat nie należał do nich. Nie było w
nim miejsca na ich przyjaźń.
- Hermiono, nie martw się. Jakoś to się ułoży. Będzie dobrze. Ja też nie chce cię zostawiać na tak
długo. Proszę, nie płacz.
Powtarzał te słowa, jak mantrę. Nie wiedział, kogo próbuje przekonać –siebie, czy dziewczynkę w
jego ramionach, która w tej chwili wydawała mu się bardzo krucha. Wiedział, że nic już nie będzie
takie samo. Westchnął cichutko, gładząc przyjaciółkę po ramieniu, które delikatnie drżało.
- Chciałbym ci potem kogoś przedstawić - powiedział niepewnie chłopiec czekając na reakcję
Hermiony. Nie wiedział, czy to był dobry pomysł. Postanowił po raz kolejny zaryzykować. Była dla
niego taka dobra. Nie mógł wymarzyć sobie wspanialszej przyjaciółki. Czuł się tak potwornie źle
wiedząc co nadchodzi.
- Chodzi o tego chłopca, o którym mi wspominałeś? - zagadnęła dziewczynka, ocierając mokre
policzki rękawem. Pamiętała, jak pewnego popołudnia Draco przybiegł jej powiedzieć, że dzisiaj
nie będą mogli się razem bawić. Mówił o jakimś chłopcu, który go odwiedził. Później dodał, że
zanim ją poznał, on był jego jedynym przyjacielem. Mimo wszystko Hermiona cieszyła się, że
Draco miał kogoś, komu mógł ufać zanim ją poznał.
- Pamiętasz takie rzeczy? - zdziwił się blondyn, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech.
Dziewczynka była niesamowita. Mądra i inteligentna, choć bardzo młoda. Tak wiele rozumiała, tak
wiele mu wybaczała. Wiele dawała mu z siebie, nie prosząc o nic w zamian. Wystarczyło jej, że był
obok. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim i nie do końca rozumiał, jak to wszystko działa. Nie
chciał tego pojąć.
- Pamiętam wszystko co mówisz, Draco - zaśmiała się kręcąc głową. Odkąd zdała sobie sprawę, że
ich czas dobiega końca, kolekcjonowała wspomnienia. Miała zamiar wracać do tych piękny chwil,
gdy będzie jej smutno.
Hermiona siedziała skulona na ogrodowej ławce. Dzień chylił się ku końcowi. Nienawidziła
czekać. Nienawidziła być z dala od swojego przyjaciela. Czuła wtedy, że nigdzie nie pasuje. Że nikt
jej nie rozumie. Tylko on wiedział, jaka jest naprawdę. Widział w niej coś więcej. I tak bardzo za
nim tęskniła. Przekręciła delikatnie głowę w lewą stronę. Stamtąd zawsze przybiegał blondyn. Gdy
tylko zbliżał się do jej domu twarz płonęła mu uśmiechem. Tak bardzo lubiła, gdy się uśmiechał.
Starała się, by robił to jak najczęściej. Wiedziała, że w towarzystwie swojej rodziny nie miał zbyt
wielu powodów do uśmiechu. Nie rozumiała tego. Ona posiadała kochających rodziców, którym
zależało na jej szczęściu. Rodzicom Dracona zależało tylko na poprawnym zachowaniu, które
przystoi ludziom, o ich nazwisku. To nie miało sensu. Nie nazwisko przecież świadczy o człowieku,
ale to, co jest w stanie dać z siebie innym. Tego Draco nauczył się dopiero przy niej.
- Hermiono, dobrze się czujesz? - zapytała z troską w głosie Jane. Jej córka od kilku dni chodziła
przygaszona i cicha. Praktycznie nie wychodziła z pokoju, a kiedy już to robiła, siadała na
ogrodowej ławce i patrzyła przed siebie. Niewiele rzeczy ją interesowało.
- Tak mamo. Nic mi nie jest. Po prostu tęsknie za Draco - powiedziała cicho dziewczynka i,
odkładając sztućce na talerz, zsunęła się krzesła. Powolnym krokiem ruszyła w stronę schodów
wiodących do jej pokoju.
Rano czekała na nią niespodzianka. Nie do końca rozbudzona, zeszła na dół, skąd nawoływała ją
mama.
- Coś się stało?
- Spójrz, przyszedł do ciebie list. Może to Draco napisał.
Dziewczynka szybko podbiegła do mamy i wzięła od niej kopertę. Spojrzała na pieczęć. Skądś ją
znała.
- Hogwart – szepnęła, a niedowierzanie odmalowało się na jej młodej twarzy. – Mamo, to nie
wiadomość od Draco. To list ze szkoły magii. Ze szkoły, do której we wrześniu wyjeżdża.
Cała drżała. Nie wiedziała, czy otworzyć kopertę, czy nie. Nie wiedziała, czego mogą od niej
chcieć. Blondyn wspominał jej, że zdarzają się czarodzieje nawet wśród mugoli, ale żeby padło
akurat na nią? To musiał być sen. Zamknęła mocno oczy, a gdy ponownie je otwarła wciąż stała w
holu, trzymając w ręce dziwny list. Nie zwracając uwagi na mamę, która przyglądała jej się,
pobiegła do swojego pokoju. Postanowiła poczekać z otwarciem listu. Chciała mieć przy sobie
Dracona. W końcu to jego świat się nią zainteresował.
Kolejne dwa dni były dla dziewczynki istną męczarnią. List kusił niemiłosiernie, ale wytrwała w
swoim postanowieniu. Gdy w końcu nastał dzień powrotu Draco, nie mogła spać spokojnie.
Obudziła się już o szóstej i nawet przez myśl jej nie przeszło, by spróbować jeszcze zasnąć. Ubrała
się, schowała list do kieszeni spodni i po cichu zeszła na dół. Postanowiła poczekać na niego w ich
miejscu. Miała nadzieję, że będzie sam. Bardzo chciała poznać tego chłopca, ale w tej chwili
potrzebowała przyjaciela na wyłączność. Siadając pod starym dębem rozejrzała się wokół. Nic się
nie zmieniło odkąd była tu po raz ostatni. Nawet kamyki zdawały się leżeć tam, gdzie ponad
tydzień temu. Pogładziła kieszeń, w której znajdował się list. Odkąd go otrzymała zadawała sobie
to samo pytanie: dlaczego napisali? Draco wspominał jej, że listy otrzymują tylko ci, którzy dostali
się do szkoły. Ale ona przecież była całkiem zwykła. Musiała zajść jakaś pomyłka.
Tak pochłonęły ją własne myśli, że nawet nie zauważyła, gdy pojawił się blondyn. Dopiero ciche
chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia.
-Draco! - zapiszczała i wstała, by wyściskać przyjaciela. - Tak bardzo tęskniłam. Musisz mi
opowiedzieć jak było.
- Nie bardzo jest o czym opowiadać - powiedział cicho chłopiec i odsunął się delikatnie,
spoglądając na swoją przyjaciółkę. Tak bardzo brakowało mu jej roześmianych, pełnych życia oczu.
Tam, gdzie spędził ostatnie kilka dni nikt się nie uśmiechał. Zastanawiał się dlaczego tak jest. Może
nikt ich nie nauczył jak się to robi? W końcu on też nie wiedział, że to takie proste, póki nie poznał
Hermiony. Przy niej nie sposób było mieć zły humor. Miał nadzieję, że polubią się z Blaisem.
Zamierzał jutro zabrać go ze sobą.
- Aż tak źle było? - zagadnęła pogodnie z powrotem zajmując miejsce pod drzewem. Draco, po
chwili, poszedł w jej ślady i oboje zatopili się w rozmowie. Dziewczynka niemal zapomniała o
liście. Gdyby nie cichy szelest, który wydał, jeszcze długo siedzieliby i rozmawiali o rzeczach tak
nieistotnych w porównaniu z tym, co spoczywało w zapieczętowanej kopercie.
-Draco! - krzyknęła łapiąc się za kieszeń spodni. - Nie uwierzysz, co się stało. Dostałam list. Z
Hogwartu!
Te kilka słów sprawiło, że z twarzy chłopca zniknął pogodny uśmiech. Obawiał się, że może do
tego dojść. Jednak los i tym razem postanowił zrobić mu na złość.
- Dlaczego się nie cieszysz? Mówiłeś, że tylko osoby, które dostały się do szkoły otrzymują list. To
znaczy, że razem z tobą pojadę do Hogwartu. Nie będziemy musieli się rozdzielać.
Głos Hermiony był tak radosny, że nie miał serca mówić jej, że rzeczywistość może nie być taka
kolorowa. Uśmiechnął się do niej delikatnie i objął ramieniem.
- Dobrze, że będziesz tam ze mną – szepnął przymykając oczy. Chociaż jedna przyjazna dusza po
jego stronie. Ona i Blaise. Teraz, jak nigdy chciał wierzyć w słowa, które kiedyś wypowiedziała
jego przyjaciółka.
To nic Draco. Będziemy zawsze razem.
Na zawsze. Brzmi tak wyniośle. Miał nadzieję, że to "na zawsze" nie skończy się wraz z
przekroczeniem przez nich murów Hogwartu.
ROZDZIAŁ 2
Następnego dnia Hermionę zbudził zapach gofrów. Szybko ubrała się i zbiegła na dół. W kuchni
czekał już na nią Draco. Z szerokim uśmiechem zajadał ciepłe jeszcze gofry z bitą śmietaną.
Dziewczynka westchnęła i zasiadła przy stole.
- Dobrze, że jesteś. Właśnie miałam iść cię budzić- powiedziała Jane stawiając przed córką talerz
gofrów. Wczoraj odbyli poważną rozmowę na temat wyjazdu ich córki do szkoły. Mieli pewne
obawy, ale Hermiona promieniała opowiadając im o szkole i zupełnie innym świecie. W końcu
zdecydowali, że pozwolą jej pojechać.
- Lepiej szybko wcinaj, bo za chwilę przyjdzie Blaise- powiedział Draco odsuwając od siebie pusty
już talerz i biorąc łyk soku pomarańczowego. Dziewczynka rozpromieniła się na tą wiadomość i
zabrała się do zjadania gofrów. Już po chwili oboje siedzieli na ogrodowej ławce czekając na
chłopca.
- Jesteś pewny, że mnie polubi?- zapytała niepewnym głosem Hermiona. Coraz bardziej zaczynała
się denerwować.
- Oczywiście, że tak. Opowiadałem mu o tobie. Nie mógł się doczekać, by tu przyjść.
Przez chwilę panowała między nimi cisza. Dziewczynka rozglądała się nerwowo. W końcu
dostrzegła zbliżającą się do nich postać. Podekscytowana zeskoczyła z ławki i oboje ruszyli w
stronę chłopca. Miał nepewną minę i spoglądał na swoje buty.
- Blaise, to jest Hermiona
- Miło mi cię poznać. Sporo o tobie słyszałem- powiedział chłopiec w końcu unosząc twarz. Jego
niebieskie oczy błysnęły zza grzywy ciemnych włosów. Przyglądał się dziewczynce z
zainteresowaniem. Była dokładnie taka, jak opisał ją Draco. Drobna dziewczyna z promiennym
uśmiechem, błyskiem w czekoladowych oczach i burzą loków. Chyba nie dało się jej nie lubić. On
przynajmniej póki co czuł do dziewczyny sympatię.
- Ciebie także miło poznać. Nie mogłam się doczekać- powiedziała Hermiona i ku zaskoczeniu
obojga, uściskała nowo poznanego chłopca.
Reszta dnia upłynęła im na wspólnej zabawie. Dziewczynka dowiedziała się sporo rzeczy o nowym
koledze. Miała nadzieję, że znajomość z Blaise także zmieni się w przyjaźń. Już teraz czuła się
dobrze w jego towarzystwie. Co prawda przy nikim nie będzie się czuć tak swobodnie, jak przy
Draconie, ale Blaise mógł deptać mu po piętach.
Kilka kolejnych dni wyglądało podobnie. Soptykali się całą trójką w ogrodzie Hermiony i bawili.
Czasem wychodzili nad rzekę. Nigdy jednak nie zabrali Blaise'a w ich miejsce. Nie mówili o tym,
ale instynktownie wiedzieli, że są rzeczy zarezerwowane tylko dla nich. W końcu Blaise musiał
wracać do domu, który niestety mieścił się na drugim końcu miasta. Obiecał jednak, że jak
najszybciej odwiedzi przyjaciół. Znowu zostali we dwójkę.
- Brakuje mi troche Blaise'a- powiedziała dziewczynka, gdy pewnego popołudnia siedzieli pod
swoim drzewem.
- Ja też za nim tęsknie. Obiecał niedługo znowu mnie odwiedzić.
Hermiona zauważyła zmianę w zachowaniu przyjaciela. Odkąd zapoznał ją z Blaisem niechętnie
chciał rozmawiać o koledze. Zupełnie jakby był zazdrosny, bo dziewczyna znalazła z chłopcem
wspólny język. Oczywiście nie mówiła głośno o tym, co zauważyła. Wolała nie denerwować
blondyna. I bez jej sugestii ostatnio chodził zły i łatwo wybuchał.
Zbliżały się wakacje a co za tym idzie jej wyjazdł do nowej szkoły. Nie miała pojęcia, jak to będzie
wyglądać. Mimo opowieści obu chłopców wciąż w jej głowie kształtował się niewyraźny obraz.
Bała się trochę. W końcu był to zupełnie obcy świat. I żałowała, że Draco nie będzie mógł pomóc
jej zdobyć wszystkich potrzebnych rzeczy. Cieszyła się, że przynajmniej Blaise zaproponował, by
pojechali wspólnie. Jego rodzice nie mieli nic przeciwko. Poznała ich w zeszły weekend, gdy po
długich namowach syna zgodzili się przywieźć go do przyjaciółki. Dracona akurat nie było. Musiał
pojechać z rodzicami do dziadków. A mama Hermony nie pozwoliła rodzicom bruneta odjechać bez
wcześniejszego wypicia herbaty. Tym sposobem całą trójką usiedli w ogrodzie pijąc i rozmawiając.
Jane skorzystała z okazji i wypytała o wszystkie nurtujące ją rzeczy. Wtedy padła propozycja, by
pojechali na zakupy wspólnie.
- Chyba zaprzyjaźniłaś się z Blaisem- powiedział blondyn. Był deszczowy dzień, więc oboje
siedzieli w pokoju Hermiony. Mama dziewczyny przyniosła im przed chwilą ciepłe kakao i ciastka
z czekoladą. Teraz siedzieli na puchatym dywanie i zajadali się nimi.
- To coś złego?- zapytała Hermiona zerkając niepewnie na przyjaciela. Widziała zawód w jego
oczach, gdy dowiedział się, że Blaise wraz z rodzicami odwiedził ją. Jeszcze większy ból sprawiła
mu informacja, że razem wybierają się na zakupy na Pokątną.
- Nie. Tylko... Żałuję, że ja tak nie mogę- powiedział cicho chłopiec spuszczając wzrok. Gdyby
tylko jego rodzice nie mieli obsesji na punkcie czystości krwi i wyższości nad resztą świata, jego
życie byłoby o wiele prostsze. Nagle poczuł, że obejmują go drobne ramiona. Hermiona przytuliła
przyjaciela. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Rozumiała, że rodzice Dracona nie są
pokojowo nastawieni do mugoli. Nie była na niego zła. Nie rozumiała skąd w nim ta gorycz.
- Draco... Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nie ważne, co się stanie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję- wyszeptała dziewczynka przytulając przyjaciela. Blaise dużo jej opowiadał o tym, jak
wygląda i funkcjonuje Hogwart. Była świadomo, że jej znajomość z blondynem może być
wystawiona na próbę. Miała nadzieję, że uda im się przetrwać.
Hermiona była bardzo podekscytowana widmem niedalekiej wyprawy do świata magii. Wciąż nie
umiała sobie tego wszystkiego wyobrazić. Bo niby jak wyobrazić sobie sklep, w którym ktoś
wręczy jej do ręki patyk mówiąc "oto twoja różdżka". Czy to nie jest zbyt proste? Im bliżej było do
wyjazdu, tym więcej wątpliwości nie dawało jej spokoju. Zasypywała pytaniami przyjaciół, którzy
cierpliwie to znosili. Była im za to ogromnie wdzięczna.
- Hermiono oddychaj. Poradzisz sobie ze wszystkim- powtarzał Draco, gdy po raz kolejny
próbował uspokoić przyjaciółkę. Rozumiał jej stres. Sam się denerwował, choć przecież żył w tym
świecie od zawsze. Tak bardzo chciał móc jej powiedzieć, że będą tam razem. Że jej pomoże. Ale
nie mógł. Jego ojciec dostał się do rady rodziców. Będzie częstym bywalcem w szkole a to oznacza,
że będzie sprawować pieczę nad swoim synem. Nie powiedział o tym jeszcze Hermionie. Chciał
nacieszyć się jej obecnością póki nikt nie zabronił mu kontaktów z nią. Miał aby nadzieję, że Blaise
będzie w stanie wszystko jej wyjaśnić a ona nie znienawidzi go aż tak bardzo. Nie chciał jej stracić.
Jako jedyna wiedziała o nim wszystko. Rozumiała go. Wiedział, że już nigdy nikomu nie zaufa aż
tak. Hermiona była wyjątkowa.
Wracając do domu miał posępną minę. Nienawidził tego, kim był. Przez nazwisko, które nosił był
wręcz zobowiązany do gardzenia wszystkimi, którzy nie są tacy, jak on. I sądził, że to jest w
porządku, póki nie poznał Hermiony. Kto by pomyślał, że jedna osoba zmieni jego światopogląd o
180 stopni. Szkoda tylko, że jego rodziców nie dało się tak naprawić. Chciał, żeby byli podobni do
rodziców Blaise'a. Tak samo wyrozumiali, uśmiechnięci i kochający. Jego przyjaciel miał wielkie
szczęście. Będzie mógł spędzać czas z Hermioną i nikt za to nie trzaśnie go zaklęciem, by ukarać
go za "niewłaściwe zachowanie". Czuł niesamowity ból w piersi na myśl o tym, że to właśnie on,
Blaise będzie przy Hermionie, gdy ta po raz pierwszy wkroczy do świata czarów. Nigdy nie sądził,
że to kim jest stanie na drodze ich przyjaźni. Zapomniał przez chwilę o tym innym świecie, w
którym panowały inne zasady. Będąc z przyjaciółką tworzyli własny świat, w którym nikt niczego
im nie zabraniał. Czuł się w nim tak dobrze. I wcale nie chciał go opuszczać. Im bliżej było do
początku roku, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jego miejsce zajmie Blaise.
- Nie tak miało być- szepnął chłopiec ocierając jedną, zbłąkaną łzę, która potoczyła się po jego
policzku. Był za młody, by grać według zasad, które ustalono dla o wiele straszych od niego. Był za
młody, by nienawidzić.
ROZDZIAŁ 3
Wycieczka na ulicę Pokątną była dla dziewczyny niesamowitą przygodą. Było tyle rzeczy, które
chciała zobaczyć i miejsc, które chciała odwiedzić, że nie potrafiła się na nic zdecydować.
Rozglądała się na boki chłonąc wszystko głodnym wzrokiem. Jak mogło istnieć coś tak
wspaniałego i jednocześnie ukrytego przed światem? Nie potrafiła tego wszystkiego pojąć
rozumem.
- Spokojnie Hermiono, pamiętaj o oddychaniu- powiedział Blaise, śmiejąc się cicho. Spodziewał się
takiej właśnie reakcji. Na nim to miejsce też wywarło ogromny wpływ, choć ujrzał je dawno temu. I
czuł ekscytację za każdym razem, gdy tu zaglądał.
Ruszyli wzdłuż brukowanej ulicy. Rodzice bruneta zaproponowali, że wybiorą się z mamą
Hermiony do banku, by wymienić pieniądze a oni w tym czasie mogą udać się na małe zwiedzanie.
Umówili się, że za godzinę spotkają się przed księgarnią. Dziewczyna nie mogła się doczekać, by
zobaczyć więcej. Przyjaciel zabrał ją na mały spacer pokazując co ciekawsze miejsca. Minęli
między innymi centrum handlowe, gdzie można kupić zwierzaki i sowy, sklep Olivandera, do
którego na pewno pójdą kupić im różdżki. Jednak najbardziej zainteresowała Hermionę księgarnia.
- Trafiłam do nieba- szepnęła, gdy przekroczyli próg sklepu. Od samej ziemi aż po sufit piętrzyły
się najrozmaitrze książki dosłownie o wszystkim. Z czułością przebiegała palcami po grzbietach
równo poukładanych tomów. Blaise w ciszy wędrował za nią, pozwalając, by nacieszyła się
urokiem tego miejsca. Nagle zatrzymał się, dostrzegając blond czuprynę znikającą kilka regałów
dalej.
- Hermiono- zaczął niepewnie. Dziewczynka odwróciła się i spojrzała na niego.- Wydaje mi się, że
Draco z rodzicami tutaj jest.
Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Ból mieszał się z rozczarowaniem. Zacisnęła dłonie w małe
piąstki i powróciła do przerwanego zajęcia. Mimo wszystko chciała wierzyć, że ich przyjaźń jest
coś warta. Jednak słysząc jego głos nie potrafiła się oprzeć. Weszła w dział, z którego dobiegał.
Wtedy po raz pierwszy ujrzała jego rodziców. Wyniośli, dobrze ubrani, z surowym, pozbawionym
jakichkolwiek uczuć wyrazem twarzy. Dopiero teraz uderzyło w nią to, jak wyglądało życie
blondyna zanim ją poznał. Łzy zaszkliły się jej w oczach, gdy przypomniała sobie jego twarz z ich
pierwszego spotkania. Ta sama wyniosłość i brak emocji. Jakimi ludźmi musieli być jego rodzice,
że skazali niewinne dziecko na coś takiego? Z trudem powstrzymała się od powiedzenia
czegokolwiek. Już zaczęła się odwracać, by wrócić do Blaise'a, który na nią czekał, gdy nagle
Draco odwrócił głowę i spojrzał na nią. Widziała smutek malujący się w jego oczach. I nieme
przeprosiny, że musi być taki, a nie inny. Bezgłośnie wypowiedziała słowa "na zawsze". Wiedziała,
że je zrozumiał. Dostrzegła ten błysk w oku. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wtedy odwrócił
twarz i ruszył za matką a ona powróciła do bruneta.
Siedząc w swoim pokoju, otoczona paczkami z Pokątnej czuła się tak nieszczęśliwie, jak nigdy
wcześniej. Nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Miała dopiero jedenaście lat. Dlaczego
musiała tak szybko dorosnąć i stawić czoła niesprawiedliwemu światu? Chciała po prostu być
dzieckiem. Poznawać to, co jest wokół niej i mieć u boku swojego najlepszego przyjaciela. To
przecież tak niewiele. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach. Otarła je swoją małą rączką i
podeszła do okna. Było z niego widać niewielkie wzgórze, za którym znajdował się dom Dracona.
U dołu stała ławeczka, na której często siadała i czekała, aż jej przyjaciel się zjawi. Przymknęła na
chwilę powieki. Teraz przed oczami miała wyraz twarzy przyjaciela z dzisiejszego spotkania na
Pokątnej. Potrząsnęła głową. Musiała, coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować. Wzięła pierwszą
książkę, która wpadła jej w ręce i udała się do ich miejsca. Zasiadła pod starym, wielkim drzewem i
zatopiła się w lekturze.
Draco chodził po swoim pokoju nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Wciąż przed oczami miał
scenę z księgarni. Jej twarz, oczy. I słowa, które bezgłośnie wypowiedziała. Spojrzał w okno.
Powoli zapadał zmierzch. Westchnął cicho i opadł na łóżko. Miał wielkie szczęście, że na nią trafił.
Była niesamowicie wyrozumiałą i inteligentną dziewczynką. Tak bardzo mu ulżyło, gdy dostrzegł
delikatny uśmiech na jej twarzy. Była przy nim mimo wszystko. Na zawsze. Tak, jak mu obiecała.
Rozejrzał się pustym wzrokiem po pokoju. Kim tak naprawdę był? I kim chciał być? Nie znał
odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiedział za to, kim jego rodzice chcą, by był. Wypranym z
uczyć, gardzącym innymi snobem, który nie wie, co to słabość i nigdy nie płacze. Zawsze
wygrywa, bez względu na cenę. Piękne opakowanie, które nie zawiera w środku niczego
wartościowego. Nie był ideałem. Tak często miał ochotę się poddać. Usiąść i zacząć płakać.
Przyklejał na twarz maskę, którą cenili rodzice a w środku rozpadał się na miliony kawałków. I
tylko Hermiona potrafiła je pozbierać i ułożyć w jedną, spójną całość. W chłopca, którym naprawdę
był. Znała go tak dobrze. Czasem miał wrażenie, że nawet lepiej, niż on sam. I tylko ona wiedziała,
jak ciężko mu teraz było.
Jego ukochana przyjaciółka. Powierniczka tajemnic. Jego sumienie.
Pierwszy września nadszedł nadspodziewanie szybko. Hermiona czuła się rozdarta. Z jednej strony
cieszył ją wyjazd i wielka przygoda, która na nią czekała a mimo wszystko miała ochotę płakać.
Chciała spędzić ten magiczny czas z przyjacielem, jednak nie było jej to dane. Dzień wcześniej
dostała od Blaise'a wiadomość, w której Draco przepraszał ją za wszystko. Dokładnie wiedziała, co
to oznaczało. Ich znajomość nie ma prawa bytu, ponieważ jego ojciec będzie mieć oko na to, z kim
młody Malfoy utrzymuje kontakty. Został jej tylko brunet. I choć bardzo lubiła spędzać z nim czas,
nie był on w stanie zastąpić jej ukochanego, upartego i trochę upierdliwego blondyna, który potrafił
jednym spojrzeniem sprawić, że czuła się wyjątkowa. To on dostrzegł w niej to, czego sama nie
widziała i pokazał, jak silną jest osobą. Doskonale wiedział, że poradzi sobie i teraz.
Z cichym westchnieniem ubrała się i zeszła na dół na śniadanie. Za godzinę mieli po nich
przyjechać państwo Zabini. Dziewczynka cieszyła się, że jej mama ma tak dobry kontakt z
rodzicami Blaise'a. To naprawdę bardzo wiele upraszczało.
- Gotowa do podróży?- zagadnęła Jane, gdy Hermiona skończyła śniadanie. Krótkie skinienie
głowy musiało wystarczyć za odpowiedź. Bez słowa udała się na górę po swój kufer. Po chwili
rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Pół godziny później byli już na dworcu. Dziewczynka pożegnała się z
mamą, która nie mogła jej odprowadzić na właściwy peron, po czym przybrała na twarz maskę
obojętności i, wraz z rodzicami bruneta, przeszła przez barierkę, która prowadziła na peron 9 i 3/4.
Rozejrzała się po miejscu, które było wypełnione czarodziejami w każdym wieku. Z oddali
dostrzegła blond czuprynę Dracona, który stał z rodzicami i jakąś czarnowłosą dziewczynką.
Mijając go spuściła wzrok. Znaleźli wolny przedział, pożegnali się z państwem Zabini i oczekiwali
odjazdu.
- Wiem, że ci ciężko Hermiono- powiedział cicho Blaise. Długo zastanawiał się, czy powinien
cokolwiek powiedzieć. Oboje zachowywali się dokładnie tak samo. Było po nich widać, jak wiele
kosztuje ich rozłąka. Draco potrafił mówić o swojej przyjaciółce godzinami. Nigdy wcześniej nie
widział, by ktoś był tak do kogoś przywiązany. Mieli ogromny skarb, który musieli porzucić. Nikt
nie zapytał ich o zdanie. Miał aby nadzieję, że kiedyś to się zmieni.
- Wiem Blaise, ale widocznie tak musi być. On wie, że może na mnie liczyć bez względu na
wszystko.
Jej głos był przepełniony smutkiem. Brunet westchnął cicho i spojrzał przez okno. Za pięć minut
mieli wyruszyć. Wszyscy zaczynali się żegnać i wsiadać do pociągu. Po chwili do ich przedziału
dosiadło się jeszcze dwóch chłopców. Hermiona całą drogę milczała spoglądając w okno.
Hogwart choć urzekający, nie zrobił na niej wrażenia. Nie potrafiła się cieszyć tym miejscem.
Jeszcze nie teraz. Musi najpierw nauczyć się żyć bez najlepszego przyjaciela. Ceremonia Przydziału
przypieczętowała koniec otwartej znajomości z młodym Malfoyem. Trafił do Slytherinu a ona do
Gryffindoru – dwóch domów, które nienawidzą się z zasady. Co prawda Blaise też tam trafił, ale
spoglądając na niego przez salę dojrzała delikatny uśmiech na jego twarzy, gdy odwzajemnij jej
spojrzenie. Wiedziała, że jej nie zostawi. Chociaż on jej pozostał. Jedyna więź, która łączy ją z
Draconem.
Pierwsze tygodnie były dla Hermiony bardzo ciężkie. Nie trafiła na żadną przyjazną duszę w jej
domu. Wszyscy krzywili się, widząc ją w towarzystwie ślizgona. Nie przejmowała się tym. Starała
się spędzać z nim, jak najwięcej czasu i nie wypytywać za często o blondyna. Tylko czasem padało
pytanie "jak on sobie radzi?". Brunet znosił to wszystko cierpliwie. Takie pytania padały także z ust
Dracona. Rozumiał, że jest im ciężki. Starał się im pomagać, jak tylko mógł. Oboje byli jego
przyjaciółmi.
Nie wszystko jednak zawsze toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli. Z czasem jej kontakt z brunetem
osłabł. Większość dnia spędzał ze swoimi znajomymi a dla niej znajdował znikome ilości czasu. Po
ostatniej kłótni, w której wytknął jej, że przyjaźni się z nim tylko po to, by wypytywać o Dracona,
uciekła z płaczem i od tego czasu unikała spotkań z nim. Kolejna osoba, która ją opuściła. Choć
brunet miał wybór.
Minęły kolejne tygodnie zanim doszła do siebie i zaczęła w miarę normalnie funkcjonować. To
właśnie wtedy po raz pierwszy od kłótni z brunetem ktoś zrobił jej tak wielką przykrość, że uciekła
z płaczem zamykając się w damskiej łazience. To było w noc duchów. Pewien chłopak z jej roku,
Ron Weasley, dokuczał jej na zaklęciach. Słysząc jego nieprzyjemne komentarze, coś w niej pękło.
I skończyło się to dla niej niemal tragicznie. Ktoś wpuścił do szkoły górskiego trola, który za cel
wycieczki obrał sobie łazienkę, w której przebywała. Tylko pomoc Rona i jego przyjaciela,
Harry'ego Pottera uratowała ją. Od tego czasu trzymali się razem.
Gdy Draco usłyszał, jak wielkie niebezpieczeństwo groziło jego przyjaciółce niemal nie rozpłakał
się z bezsilności. Gdyby mógł się z nią przyjaźnić nic takiego nie miałoby miejsca. Gdyby nie ten
półgłówek Blaise, który ją zostawił, Hermiona nie musiałaby płakać. Całe szczęście, że ten Potter i
jego rudy kompan uratowali ją na czas. Choć pewnie, gdyby nie odpowiadali za stan, w którym się
znalazła, nie ruszyliby tyłków, by ją uratować. Kłócąc się z własnym sumieniem w końcu wziął
sowę i napisał do dziewczyny krótką wiadomość.
Ciesze się, że nic ci nie jest. Bardzo się martwiłem.
D.M.
Czytając ją miała łzy w oczach. Nie zapomniał. To ją utwierdziło w przekonaniu, że ich przyjaźń
przetrwa wszystko. Że będą już na zawsze.
ROZDZIAŁ 4
Miesiące szybko mijały. Coraz łatwiej było jej pogodzić się z utratą przyjaciela. Miała dwóch
nowych, którzy może nie byli w stanie zastąpić Dracona, ale robili, co mogli, by nie czuła się
samotnie. A mimo wszystko nie mogła doczekać się powrotu do domu. Chciała już przytulić się do
mamy i wszystko jej opowiedzieć.
- Hermiono słyszałaś, co do ciebie mówiłem? – zapytał Harry, gdy całą trójką stali w lochach
czekając na zajęcia. Dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco i poprosiła, by powtórzył.
- Wracasz do domu na święta?
- Tak. Już nie mogę się doczekać – powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Ktoś za tobą tęskni Granger? – kpiący głos dobiegł zza jej pleców. Powoli odwróciła się stając
twarz w twarz ze swoim przyjacielem, który mimo całej kpiny i chłodu, wciąż miał w oczach to
coś, co nie pozwalało jej tracić nadziei. I to raniło ją najbardziej.
- Owszem, czego nie można powiedzieć o twoich rodzicach – powiedziała cicho i nim blondyn
zdążył coś odpowiedzieć weszła do klasy, za chłopakami. Nienawidziła się za to, co powiedziała,
ale on też powinien poczuć się tak samo, jak ona. Ranił ją na każdym kroku a ona miała tego dość.
Śnieg pokrywał niemal wszystko w zasięgu wzroku. Zauroczona podziwiała znany krajobraz, gdy
wracała z dworca do domu. Niewiele mówiła. Wolała zrobić to przy kubku kakao przed kominkiem.
Na spokojnie. Weszła do swojego pokoju, który wyglądał dokładnie tak samo, jak kilka miesięcy
temu. Podeszła do okna, z którego widać było wzgórze. Była ciekawa, czy Draco jest już w domu.
- Kochanie chodź na dół, bo kakao wystygnie – zawołała Jane. Dziewczynka ostatni raz spojrzała
przez okno i zeszła do salonu, w którym czekała na nią mama. W milczeniu popijały gorący napój.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Hermiona milczała nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów a potem, sama nie wie nawet kiedy,
szlochała w ramionach mamy nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Już dobrze kochanie, możesz mi wszystko opowiedzieć – szeptała Jane tuląc do siebie córkę.
Minęło jeszcze troche czasu, zanim dziewczyna się uspokoiła. A potem zaczęła wszystko
opowiadać. Zaczęła od spotkania w księgarni. Smutnej minie Draco i jego wyniosłem matce.
Póżniej o tym, co powiedział jej Blaise, czego domyśliła się sama i co powiedział jej Draco.
Skończyła na opowieści o relacjach, jakie między nimi panowały w szkole. O tym chłodzie i kpinie,
którym raczył ją na każdym kroku.
- Nie wiem, co ci powiedzieć Hermiono. Wiesz, że jego rodzice to trudni ludzie. Jestem pewna, że
gdyby mógł to zachowywałby się zupełnie inaczej. To nie jego wina – powiedziała w końcu Jane.
Tak bardzo współczuła swojej córce i Draconowi.
- Wiem mamo, ale to nie sprawia, że boli mniej – szepnęła. – Wciąż mam nadzieję, że coś się
zmieni. Wiem, że on też na to czeka, ale powoli mam dość. Jest moim przyjacielem i zawsze nim
będzie, ale to zbyt wiele mamo.
Draco siedział w swoim pokoju sam. Rodzice wyszli do znajomych a on wykręcił się bólem
brzucha. Nie miał ochoty na żadne wyjścia. Chciał siedzieć w tym pokoju aż do końca przerwy
światecznej a potem wrócić do szkoły. Choć tak bardzo nienawidził się za to, jak traktował
Hermionię, cieszył się, że może ją widywać. To dawało mu siłę i nadzieję. Wierzył, że kiedyś to się
skończy. Czarny Pan upadnie a on będzie mógł decydować o swoim życiu. Zastanawiał się, jak
zareagowałaby jego przyjaciółka, gdyby pojawił się na progu jej domu. Za bardzo bał się
odrzucenia, by zaryzykować. Postanowił poprzestać na drobnym upominku, który chciał jej wysłać.
Miał aby nadzieję, że nie wyrzuci go, gdy tylko ujrzy nadawcę. Wstał podchodząc do małej szafki,
w której trzymał ładnie zdobioną szkatułkę. To w niej znajdowało się coś, co chciał podarować
Hermionie. Sięgnął po delikatny łańcuszek z przywieszką w kształcie gwiazdki. Pamiątka po babci,
która kiedyś dostała go od swojego dobrego przyjaciela. Liczył, że doceni ten gest i kiedyś, gdy
będzie już mógł sam o sobie decydować da mu jeszcze jedną szansę. Bo mimo wszystko jej
potrzebował.
Sześć lat później
-Nie wierzę, że znowu tam wracamy. Wakacje nie miały końca – powiedział Ron, gdy rozsiedli się
całą trójką w wolnym przedziale. Hermiona tylko posłała im delikatny uśmiech i zapatrzyła się w
okno, za którym pewien blondyn prowadził ożywioną rozmowę z pewnym brunetem. Już niemal
zapomniała, jak dobrze kiedyś między nimi było. Poza kilkoma epizodami, kiedy w tajemnicy
dodawali sobie otuchy nie mieli w ogóle kontaktu. Poza kpiącymi uwagami i obelgami, których nie
szczędził jej blondyn. Choć zauważyła, że z każdym rokiem słabną na sile. Jakby coś w nim pękało.
Może jeśli poczeka jeszcze trochę to odzyska dawnego przyjaciela? Tylko, czy po tylu latach będą
potrafili wciąż czerpać garściami z tej znajomości? Już dawno przestali być dziećmi.
- … Jestem niemal pewny, że Malfoy coś knuje. - Uszu dziewczyny dobiegł strzęp rozmowy
przyjaciół. Pokręciła głową spoglądając na Harry'ego. Lubiła go, ale od połowy zeszłego roku miał
obsesje na punkcie Dracona. Uważał, że blondyn lada moment wstąpi w szeregi Czarnego Pana i
będzie rzucać avadami po korytarzu. Choć wiele udało mu się osiągnąć przez te kilka lat to był
przewrażliwiony na punkcie ratowania świata, co czasem doprowadzało dziewczynę do białej
gorączki.
- Błagam Cię nie zaczynaj z tym znowu. Niby po co Czarnemu Panu ktoś taki, jak Malfoy?
- Czemu uważasz, że to mało prawdopodobne?
- Bo Czarny Pan jest praktyczny. Nie rozdaje mrocznych znaków, jak lizaków. Skrupulatnie dobiera
sobie zwolenników. Dla niego liczy się to, co dana osoba może mu dać. A Malfoy niewiele ma do
zaoferowania na ten moment.
Harry mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale odpuścił. Postanowił zdobyć dowody zanim
znowu rozpocznie rozmowę na ten temat. Tymczasem zatopił się w grze z Ronem pozostawiając
Hermionę na pastwę swoich myśli.
Minęło sześć lat odkąd ostatni raz rozmawiała normalnie z Draconem. Sześć długich lat, podczas
których poznawała magiczny świat zdana na dwójkę przyjaciół, która nie dorastała do pięt
blondynowi. Tęskniła nawet za Blaisem, choć ten potraktował ją, jak zużytą zabawkę, którą
odstawił w kąt. Brakowało jej ich śmiechu i wspólnych zabaw. Wciąż pamiętała swoją dziecięcą
obietnicę, której starała się być wierna mimo wszystko.
To nic Draco. Będziemy zawsze razem.
Draco kłócił się z Blaisem. Powoli tracił cierpliwość do tego człowieka. Ciągle mieszał się do jego
życia, choć sam nie był od niego lepszy. Nagle jego światopogląd obrócił się o 180 stopni i zaczął
wręcz wielbić poglądy Czarnego Pana, przed którymi tak zawzięcie uciekał. I zaczął namawiać
Dracona, by także podążał tą ścieżką. Problem polegał na tym, że on od dawna wiedział, czego
chciał i nijak to się miało do filozofii Voldemorta. Rozejrzał się, by sprawdzić czy nikt nie domyśla
się o czym mówią. Jego wzrok spoczął na przedziałowym oknie, w którym dostrzegł znajomą burzę
loków. Hermiona spoglądała w dal pogrążona w myślach.
Często zastanawiał się, jakby zareagowała, gdy w szkole podszedł do niej i zamiast obrzucać
obelgami zapytał, co u niej. Tak bardzo potrzebował jej wsparcia i obecności. Całe wakacje
zastanawiał się, jak uwolnić się spod wpływów ojca, których miał już serdecznie dość. Gdy
dowiedział się, że Czarny Pan chce go w czasie świąt włączyć do swojej małej armii robotów
postanowił coś z tym zrobić. Nie zamierzał do końca życia płacić za decyzje, które podjęli jego
rodzice. Nie wiedział tylko, do kogo powinien się zwrócić po pomoc. Jedyną osobą, której ufał była
ona. Ale czy zechce z nim rozmawiać po tych wszystkich latach?
ROZDZIAŁ 5
Szósty rok nie należał do najprostszych. Od pierwszych dni uświadamiano ich, jak wiele jeszcze
muszą się nauczyć w ciągu tych dwóch lat zanim staną przed ostatnim, najważniejszym
egzaminem. To od niego zależała ich przyszłość. Jednak, żeby marzyć o jakiejś przyszłości musieli
przetrwać i wygrać wojnę, która zbliżała się nieuchronnie. Wszyscy byli tego świadomi. Voldemort
rósł w siłę z każdym dniem. Pozyskiwał nowych sprzymierzeńców, siał grozę i strach.
Hermiona westchnęła cicho zamykając książkę od transmutacji. Przetarła zmęczone oczy i
rozejrzała się po pokoju wspólnym. Prócz niej znajdowała się w nim tylko jedna osoba – Ron, który
smacznie spał przy stoliku w kącie. Za poduszkę posłużył mu podręcznik do eliksirów. Dziewczyna
uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do przyjaciela, by go obudzić. Po odesłaniu go do łóżka sama
udała się do dormitorium, w którym panowała błoga cisza i mrok. Usadowiła się na parapecie i
spoglądając w granatowe niebo zatopiła się we własnych myślach. Podświadomie czuła, że ten rok
przyniesie ze sobą morze zmian. Nie była tylko pewna, czy jest na nie gotowa. Wciąż czuła pustkę
w sercu, której chłopcy nie byli w stanie wypełnić. Wyjęła spod szaty łańcuszek z przywieszką w
kształcie gwiazdki. Odkąd dostała go sześć lat temu na święta w ogóle się z nim nie rozstawała. Był
jedyną rzeczą, która dawała jej nadzieję i pomagała przetrwać te wszystkie lata samotności. Bo
choć otaczali ją ludzie, ona czuła jakby była na świecie zupełnie sama. Kolejne ciche westchnienie
wydobyło się z jej ust.
- Jak długo jeszcze mam na Ciebie czekać Draco? - zapytała szeptem spoglądając na trzymaną w
dłoni przywieszkę. Nie chciała gwiazdki z nieba. Prosiła tylko o powrót przyjaciela.
Dni mijały jeden za drugim. Hermiona, pogrążona w nauce, nie zwracała uwagi na to, czym
zajmowali się jej przyjaciele. Czuła, że chyba lepiej dla niej i dla nich, że nie jest w temacie. Nie
miała ostatnio ochoty na pouczanie kogokolwiek i prawienie morałów. Siedząc w Wielkiej Sali na
lunchu obserwowała bezwiednie pewnego blondyna, który siedział dwa stoły dalej, niemal na
wprost niej. Był jakiś przygaszony i jakby zmartwiony. Dawno nie widziała go w takim stanie.
Usilnie nad czymś myślał i irytowało go wszystko. Miała nadzieję, że to nic poważnego i szybko
dojdzie do siebie. Bądź co bądź serce jej się krajało, gdy widziała smutek w jego oczach.
Draco siedział przy swoim stole i dłubał widelcem jedzenie. Wcale nie był głodny. Za to irytowało
go natarczywe spojrzenie Blaise'a, który chyba za punkt honoru przyjął sobie wyprowadzenia go z
równowagi każdego dnia. Wciąż nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji, w której się znalazł. Nigdy
nie był dobrym strategiem. Rozglądając się po sali dostrzegł, że Hermiona bacznie go obserwuje.
Wyglądała, jakby martwiła się jego stanem. Przez chwilę zastanawiał się, co by się stało, gdyby
poprosił ją o spotkanie. Może ona pomogłaby mu znaleźć jakieś rozwiązanie, bo sam nie da rady się
z tego wyplątać na czas. A miał go coraz mniej.
Wieczorem w okno pokoju gryfonki zastukała dostojna, czarna sowa. Znała ją doskonale, bo parę
razy dostawała krótkie wiadomości od Dracona. Ciekawiło ją, co stało się tym razem. Może
wyjaśni się kwestia jego złego samopoczucia? Rozłożyła szybko list i przebiegła po nim wzrokiem.
A potem jeszcze raz. I jeszcze. Nie mogła uwierzyć w to, co czytała. Draco prosił ją o spotkanie.
Nie chciał za dużo opisywać w liście, ale to było ważne. Musiało być bardzo ważne, skoro
zdecydował się do niej napisać. Zerknęła na zegarek. Jeśli chciała zdążyć i nie zawieść blondyna
powinna już wyjść. Do pokoju życzeń był spory kawałek z wieży Gryffindoru. Zeskoczyła z łóżka,
zarzuciła na ramiona ciepły sweter i wyszła. Zdziwiła się nie zastając Harry'ego razem z Ronem.
Mieli się uczyć na jutrzejsze zaliczenie z zaklęć.
Idąc korytarzem prowadzącym na siódme piętro mijała łazienkę chłopców. Nie zwróciła by na to
uwagi, gdyby nie rozmowa z niej dobiegająca. Bez problemu rozpoznała oba głosy. Należały do
Dracona i Harry'ego. Przystanęła i nasłuchiwała. W pomieszczeniu zaległa cisza, którą przerwał
odgłos upadku. Dziewczyna zdecydowanym ruchem otwarła drzwi i weszła do środka. To, co
ujrzała odebrało jej dech w piersiach.
Na posadzce, skąpany we własnej krwi leżał Draco. Twarz miał bledszą niż zazwyczaj, a jego oczy
wyrażały przerażenie. Szybko przyklękła przy nim i zaczęła szeptać śpiewne inkantacje lecznice. W
międzyczasie posłała patronusa do profesora Snape'a. Zdawała sobie sprawę, że Harry użył czarnej
magii z tej przeklętej książki, którą znalazł jakiś czas temu w pokoju życzeń.
- Co ty robisz? - zapytał oszołomiony Harry, który dopiero teraz był w stanie wydobyć z siebie jakiś
dźwięk. Skąd ona się tu wzięła i dlaczego pomagała Malfoyowi?
- Ratuję mu życie matole. Prawie go zabiłeś! Co Ci strzeliło do głowy, żeby rzucać zaklęciami w
niewinnych ludzi?! Wszyscy liczymy, ze uratujesz czarodziejski świat. To może być trudne do
wykonania zza murów Azkabanu – powiedziała spokojnym, choć nieco głośniejszym niż zazwyczaj
tonem. Spojrzała przelotnie na blondyna upewniając się, że nic mu nie będzie i wstała podchodząc
do Harry'ego. - Myślałam, że jesteś lepszym człowiekiem. Szlachetnym, dobrym i sprawiedliwym.
Pomyliłam się. Gdybyś taki był, nigdy nie musiałabym ratować Draconowi życia. Radziłabym Ci
stąd spadać zanim Snape się zjawi, bo możesz nie opuścić lochów do Bożego Narodzenia.
Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć. Otworzył i zamkną parę razy usta zanim się poddał i
opuścił toaletę zostawiając Hermionę sam na sam z Draconem.
- Hermiona? - zapytał słabym głosem blondyn otwierając oczy. Dziewczyna szybko kucnęła obok i
ułożyła jego głowę na swoich kolanach odgarniając mu z czoła denerwujące kosmyki włosów.
- Tak to ja – uśmiechnęła się delikatnie spoglądając przyjacielowi w oczy.
- Szłaś... szłaś się ze mną spotkać, prawda? Inaczej by Cię tu nie było. Nie uratowałabyś mnie,
gdybyś nie dała mi szansy.
- Nie musiałam Ci jej dawać Draco. Ty nigdy jej nie straciłeś – powiedziała cicho. Na
potwierdzenie swoich słów wyjęła łańcuszek, który zdobił jej dekolt. Chłopak oniemiał zerkając to
na twarz dziewczyny to na biżuterię, którą podarował jej tak dawno temu. Często zastanawiał się,
co zrobiła z tym podarunkiem. Wreszcie dostał odpowiedź.
- Co tu się u diabła dzieje? - zapytał cichym, spokojnym głosem Severus wchodząc do łazienki, w
której zastał dwójkę swoich uczniów. Draco wyglądał dokładnie tak, jak w skrócie opisała to panna
Granger. Dziewczynie udało się zatamować krwawienie, ale nie była w stanie poradzić sobie z
odwróceniem zaklęcia. Nic w tym dziwnego. Czarna magia, tak zaawansowana, wykraczała poza
program nauczania.
- Szłam do pokoju życzeń, gdy usłyszałam dziwny dźwięk dobiegający z łazienki. Weszłam i
zastałam w niej Dracona. Postanowiłam mu pomóc i wezwałam pana. Sądzę, że reszta wykracza
poza zakres mojej wiedzy.
Miała nadzieję, że przyjaciel potwierdzi jej wersję wydarzeń i nie zdradzi, kto był napastnikiem.
Miło złości na Pottera, nie chciała wpakować go w kłopoty. Draconowi nic już nie groziło i tylko to
się dla niej liczyło.
- Iście gryfoński gest panno Granger. Teraz, jeśli pani pozwoli, zabiorę pana Malfoya do swojego
laboratorium i dokończę to, co pani zaczęła. Potem wezwę Cię do siebie i oboje wyjaśnicie mi, co
tu miało miejsce.
Krótkie skinienie głowami, wymienione spojrzenia i w łazience została tylko Hermina. Odetchnęła
głęboko i wróciła do swojej wieży. Wolała tam poczekać na wezwanie Severusa. Miała aby
nadzieję, że nie zrobi krzywdy złotemu dziecku, gdy tylko go spotka. Choć miała na to ochotę.
Czy teraz wszystko się zmieni, skoro on wie, że może na nią liczyć? Że będzie stała za nim murem,
cokolwiek by się nie działo? Miała nadzieję, że tak. Potrzebowała go tak, jak on potrzebował jej.
Tylko razem byli w stanie sięgać gwiazd i dobrze o tym wiedzieli. A w obecnej sytuacji każda
namiastka nieba była mile widziana.
Zawsze będziemy razem. ZAWSZE.
ROZDZIAŁ 6
- Powiesz mi, czemu to zrobiłaś?
- Nie.
- Hermiona!
- Harry odpuść.
- Nie zamierzam.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana. Z opresji wyratowała ją sowa, która przyniosła zaproszenie
do lochów. Z duszą na ramieniu opuszczała pokój wspólny. Całą drogę zastanawiała się, jak dużo
wiedział już profesor i co jeszcze wiedzieć powinien. Ile zdradził Draco? I czy wydał Harry'ego?
- Proszę wejść.
Niepewnie przekroczyła próg gabinetu. Odetchnęła widząc przyjaciela, który uśmiechnięty siedział
przy biurku Severusa. Podeszła do niego i zajęła wolne miejsce.
- Może teraz czegoś się dowiem. Pan Malfoy dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie powie kim był
napastnik. Nie będę drążył tego tematu mam ciekawsze zajęcia. Natomiast na temat powodów, dla
których przyszła mu pani z pomocą nie chciał rozmawiać bez pani obecności.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie zerkając na blondyna. Czy to możliwe, że choć działo się
tak wiele, w nim wciąż tkwił ten Draco, którego poznała dawno temu?
Spojrzała na chłopaka niepewna tego, jak wiele może powiedzieć.
- Ufam mu i ty też możesz – powiedział cicho Draco. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że znowu ją
miał. Znowu tu była, u jego boku, gotowa stawiać z nim czoła przeciwnością losu. Zmarnował tak
wiele czasu. I tak bardzo ją przez ten czas zranił. Nie powinna dawać mu szansy. Nie zasłużył na
nią.
- Ja i Draco znamy się od dawna. Zaprzyjaźniliśmy się jako dzieci. Mieszkam niedaleko jego
rodzinnej posiadłości. Gdy okazało się, że pan Malfoy będzie częstym bywalcem szkoły sprawując
jednocześnie nadzór nad kontaktami syna, wiedzieliśmy, że nasza znajomość nie będzie mogła być
kontynuowana. Z ciężkim sercem zaczęliśmy odnosić się do siebie w taki a nie inny sposób.
Wymieniliśmy przez te lata tylko kilka sów w obawie, że ktoś to zauważy.
Profesor Snape milczał przez chwilę analizując to, co właśnie usłyszał. Draco wiele razy
wspominał, że tęskni za przyjacielem z dzieciństwa, ale myślał, że chodziło mu o Blaise'a, który
diametralnie się zmienił. Nigdy nie powiedziałby, że tą dwójkę łączy coś poza czystą nienawiścią.
Jak bardzo musieli przez te wszystkie lata cierpieć grając wrogów.
- I co ja mam z wami zrobić?
- Nic nie rób wujku. Tylko proszę nie mów ojcu, bo skrzywdzi Hermionę.
- Dobrze idźcie już. Panno Granger proszę uważać na Dracona. Przyda mu się teraz przyjaciel.
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się i wyszła za blondynem. Gdy zamknęły się drzwi a ona upewniła
się, że są w korytarzu sami rzuciła się przyjacielowi na szyję.
- Nie masz pojęcia, jak za Tobą tęskniłam – wyszeptała próbując powstrzymać łzy, które już
napłynęły jej do oczu. Chłopak przytulał ją mocno do siebie gładząc po włosach. Zupełnie, jak
kiedyś. Jakby nic się nie zmieniło. Znowu mieli siebie.
- Ja za Tobą też. A teraz choć. Mamy zaległą rozmowę.
Rzucili na siebie zaklęcie kameleona i ruszyli w stronę Pokoju Życzeń. To było jedyne miejsce, w
którym mogli spokojnie porozmawiać.
Tej nocy żadne z nich nie wróciło do swojego łóżka na noc. Przez te lata działo się tak wiele, że bali
się iż jedna noc to za mało, by nadrobić zaległości. Mimo zmęczenia nie zamierzali położyć się
spać. Wciąż rozmawiali i rozmawiali nie mając dość swojego towarzystwa.
Raz po raz padały przeprosiny za podłe słowa, które kierowali w swoją stronę. Wiedzieli, że nie
będzie im łatwo, ale byli gotowi stawić temu czoła. Razem byli niezniszczalni i mieli sobie za złe,
że tak późno to do nich dotarło.
Hermiona co chwilę zerkała na przyjaciela nie mogąc uwierzyć w to, że siedział obok niej. Śmiał
się, żartował. Nie zmieniło się absolutnie nic.
- Draco, nie wiem, co powinniśmy zrobić, ale ja coś wymyślę – powiedziała dziewczyna klepiąc
blondyna po ramieniu. Rozumiała jego strach. - Z samego rana udam się do Dumbledore'a i o
wszystkim mu opowiem. Mam nadzieję, że on nam pomoże.
Chłopak nic już nie powiedział. Przytulił tylko Hermionę chowając twarz w jej włosach. Czuł,
jakby zdjęto z niego ogromny ciężar. Nie był sam. Miał kogoś, komu zależało na jego życiu,
szczęściu, przyszłości. Wierzył jej, gdy mówiła, że bez względu na wszystko będzie przy nim.
Wciąż miał wrażenie, że mijająca właśnie noc była tylko pięknym snem a nie rzeczywistością.
Mimo tylu złych rzeczy, które uczynił los dał mu kolejną szansę. I zamierzał ją wykorzystać.
- Chyba powinniśmy wracać do pokoi zanim ktoś zauważy, że nie było nas całą noc.
- Nie chcę jeszcze iść.
- Hermiono?
- Tak?
- Dlaczego się boisz?
Dziewczyna westchnęła cicho. Starała się, jak mogła, by nie okazać strachu, który zaczął pojawiać
się wraz ze wschodzącym słońcem. Nie wiedziała, jak ubrać to w słowa, by zrozumiał ją dobrze i
nie miał jej tego za złe.
- Boje się, że ta noc była jednorazowym wyskokiem. Nie chcę wracać do tego, co było między nami
jeszcze dwa dni temu.
Blondyn zaśmiał się cicho i poczochrał Hermionę po włosach.
- Już nigdy nie będę dla Ciebie wredny Hermiono. Obiecuję Ci to. Ale doskonale wiesz, że nie
możemy nagle zacząć spędzać ze sobą nie wiadomo, jak dużo czasu, choć bardzo bym tego chciał.
Musimy stopniowo przyzwyczajać ludzi do tego, że się przyjaźnimy.
- W porządku. Cieszę się, że znowu tu jesteś.
- Ja też się cieszę.
Choć bardzo nie chcieli, musieli się już rozstać. Mieli nadzieję, że szybko uda im się spotkać
ponownie. Wciąż było tak wiele do powiedzenia. Jeszcze tyle ważnych faktów im umknęło. Ale
teraz nie bali się, że braknie im czasu, by to wszystko zrobić.
Wierzyli w lepsze jutro i pełni wiary czekali na to, co przyniesie im los.
ROZDZIAŁ 7
Mimo strachu dziewczyna tak jak obiecała poszła do dyrektora. Nakreśliła mu sytuację przyjaciela i
poręczyła za prawdziwość jego słów. Dyrektor chwilę się wahał, ale w końcu kazał przysłać do
siebie blondyna. Długo siedzieli i dyskutowali na temat możliwości, jakie ma chłopak. Pierwszą i
najbardziej podobającą się dziewczynie było przystąpienie do Zakonu. Wtedy byłby chroniony
przez wszystkich członków.
- A jest pan pewny dyrektorze, że reszta nie będzie miała żadnych obiekcji? W końcu jestem
Malfoyem.
- Poręczę za pana tak samo, jak panna Granger. Ufają moim wyborom.
Chłopak odetchnął. Czyżby wreszcie udało mu się znaleźć ludzi, którym będzie zależało na czymś
więcej niż znanym nazwisku i bogactwie?
Rozmowa przeciągnęła się do tego stopnia, że wychodząc z gabinetu dyrektora udali się prosto na
lunch. Zdziwienie w oczach ludzi, którzy widzieli ich wchodzących ramię w ramię do Wielkiej Sali
było bezcenne. Pierwszy raz widzieli dwóch największych wrogów Hogwartu uśmiechniętych i
zachowujących się wobec siebie w uprzejmy sposób. Takie widoki się zapamiętuje.
- Do reszty zwariowałaś?! Najpierw Go ratujesz nie podając żadnych konkretnych powodów. Teraz
paradujesz z nim po szkole. Co się z Tobą dzieje Hermiono?
- Ze mną? Co się dzieje ze mną?! A co z Tobą Harry? Zachowujesz się, jak dupek, któremu
wiecznie coś nie pasuje. Masz uratować świat a patrząc na Twoje ostatnie zachowanie i uprzedenie
do ludzi zaczynam w to wątpić. I dla Twojej wiadomości, jakby Cię to interesowało to Draco Cię
nie wydał. Powinieneś Go chociaż przeprosić.
- Nie zamierzam tego robić. To zwykły śmieć i zawsze będzie kimś takim w moich oczach.
- Ty właśnie teraz stałeś się dla mnie kimś takim.
Próbując pohamować łzy wyszła powolnym krokiem z sali. Nie chciała dać mu satysfakcji ani
pokazać, jak bardzo zabolały ją jego słowa. Co stało się z tym miłym chłopcem, którego znała?
Tym, który za wszelką cenę chciał wszystkim pomagać? Słyszała, że ktoś za nią idzie. Miała tylko
nadzieję, że to nie Potter.
- Hermiono?
- Tak Ron?
- Ja... Ja uważam, że skoro bronisz tej fretki to musisz mieć ku temu powody i... I chcę, żebyś
wiedziała, że nie popieram zdania Harry'ego. Nie przepadam za Malfoyem, ale uważam, że każdy
zasługuje na szansę.
- Dziękuję Ron.
Te kilka słów sprawiło, że dziewczyna zaczęła wierzyć w istnienie dobra. Przyjaciel mile ją
zaskoczył. To prędzej po nim spodziewała by się takiego zachowania, jakie pokazał Harry w
Wielkiej Sali.
Kilka kolejnych dni upłynęło Draconowi w stresie. Bał się spotkania Zakonu, na którym wszyscy
dowiedzą się, że postanowił do nich dołączyć. Czuł, że Potter będzie robić problemy. Nie podobało
mu się to, jak potraktował Hermionę, ale nic nie mógł zrobić, bo ona go o to prosiła. Za to
zachowanie wiewióry mile go zaskoczyło. Kto by pomyślał, że to właśnie on powie, że każdy
zasługuje na szanse.
Dzień spotkania Zakonu Feniksa nadszedł zdecydowanie za szybko. Nie był na to gotowy. Choć
cały czas wspierany przez przyjaciółkę bał się reakcji innych członków. Chciał wierzyć
dyrektorowi, gdy mówił, że Ci ludzie ufają jego wyborom. W końcu zaufali Severusowi.
- Ohh przestań Draco. Nie masz się czego bać. Teraz jesteś po tej samej stronie, co oni. Co my.
Wierz lub nie, ale w tej bitwie liczy się każda osoba, które chce nam pomóc.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie umiem się nie bać. To nie są ludzie, z którymi żyłem w dobrych
stosunkach – powiedział krzywiąc się lekko.
- To przez Twojego ojca. I oni to zrozumieją.
- Mam taką nadzieję.
W gabinecie dyrektora siedzieli już niemal wszyscy. Brakowało tylko Severusa, na którego czekało
obok Hermiony. Blondyn rozglądał się po zebranych w pomieszczeniu osobach. Siedział na uboczu
schowany w cieniu i za Hermioną, gdzie czuł się bezpieczniej. Gdy profesor Snape w końcu dotarł
rozpoczęło się spotkanie.
- Zaczniemy od formalności. Postanowiłem dać szansę pewnemu młodemu mężczyźnie, który
zgłosił się do mnie po pomoc. Mogłem mu ją ofiarować tylko poprzez włączenie go do Zakonu –
powiedział dyrektor spoglądając po twarzach zebranych ludzi. Szeptali między sobą zastanawiając
się, o kim mówił. - Draco powstań. Tak, jak mówiłem. Draco przyszedł do mnie po pomoc, bo nie
chce dłużej żyć tak, jak jego ojciec. Poręczam za niego tak samo, jak poręczyła panna Granger. Czy
ktoś się nie zgadza z moją decyzją?
- Ja się nie zgadzam. Skąd pan wie, dyrektorze, że to nie jest podstęp? Że Malfoy nie jest tu, by
szpiegować Zakon?
- Daj spokój Harry – powiedział Ron próbując powstrzymać przyjaciela przed kompletnym
ośmieszeniem się.
- Nie zamierzam. I dlaczego Hermiona za niego poręczyła. Na jakiej podstawie pan wierzy temu, co
powiedziała?
- Może na takiej, że znam Draco od zawsze? Dorastaliśmy razem Harry. Znam go lepiej, niż
ktokolwiek inny. Sądzę, że na tej podstawie można wierzyć w to, co powiedziałam dyrektorowi.
Chłopak stał osłupiały spoglądając to na dziewczynę, to na blondyna, który siedział obok niej.
Spodziewał się wielu możliwości na wyjaśnienie dziwnego zachowania przyjaciółki. Ale nie
takiego. Znała go od zawsze? Dorastali razem? To nie mogła być prawda. Przecież nienawidzili się
od pierwszego dnia w szkole.
- Jeśli nie masz już nic więcej do powiedzenia Harry, to pozwól, że będę kontynuował zebranie.
Chłopak bez słowa zajął swoje miejsce a dyrektor powrócił do przerwanego przemówienia.
Wyjaśnił wszystkim, na jakich warunkach przyjął Dracona oraz, że będzie on potrzebował opieki,
bo Voldemortowi zależało na jego służbie. Potem wymienił parę uwag z ludźmi, którzy czynnie
działali w ciągu minionego tygodnia i rozdał nowe zadania. Po czym zebranie dobiegło końca.
- Mówiłam, że nie będzie aż tak źle – powiedziała Hermiona uśmiechając się ciepło.
- No zawsze mogło być gorzej.
- Nie przejmuj się Harrym. Kiedyś się ogarnie – powiedział Ron podchodząc do nich. - Chce tylko
żebyś wiedział, że wierze Hermionie i jestem po Twojej stronie tak samo, jak reszta Zakonu.
Dobrze, że do nas dołączyłeś.
- Dzięki Ron.
Rozdział 8
Czy to możliwe, by życie obróciło się o 180 stopni w przeciągu kilku minut? Nie wiedział, ale jego
życie runęło w ciągu kilku sekund. Nigdy nie sądził, że tak to się skończy. Że straci przyjaciół na
rzecz kogoś, kto w ogóle na to nie zasługiwał. Przyjaciel z dzieciństwa? Dobre sobie. Jakoś nie
przekonało go to. Przecież powiedziałaby im, prawda? To musiała być ważna znajomość skoro po
tylu latach upokorzeń ona stanęła za nim murem.
Wypięła się na nich, by ratować tyłek tchórzliwej fretki. Czy było warto?
Harry wiedział, że Ron nie podzielał jego zdania. Został zupełnie sam. I właśnie wtedy zaczął się
zastanawiać, jaki sens miało to wszystko. Po co starał się i narażał własne życie, by pokonać
Voldemorta skoro przyjaciele odwracali się od niego by wesprzeć kogoś, kogo przez tyle lat
uważali za wroga. Czy w ogóle było warto? Czy istniał jeszcze ktoś, kto mógł docenić jego
starania?
Miał dość tego, że wszyscy nim sterowali. Mówili, co powinien robić, myśleć. Co mówić a co
pozostawić dla siebie. Jakim powinien być człowiekiem i na czym należy skupić uwagę.
Marionetka w rękach innych.
Czy będzie mieć odwagę powiedzieć pas i wziąć sprawy w swoje ręce? Czy potrafi jeszcze
decydować o sobie?
Hermiona od dawna nie czuła się tak szczęśliwa. Nagle wszystko zaczęło się układać. Odzyskała
przyjaciela, byli coraz bliżej pokonania Voldemorta. Od miesięcy nikt bliski czy znajomy nie
zginął. Zaczynała wierzyć, że mogą wygrać tą wojnę. Jedyną rysą na szkle radości był Harry. Nie
rozumiała, dlaczego zachowywał się tak a nie inaczej. Owszem miał prawo być na nią zły, ale czy
fakt, że cały Zakon zaufał Draconowi nie powinien dać mu do myślenia? Przecież ludzie się
zmieniają. Dorastają, podejmują decyzje. Czasem dobre, czasem złe. Próbują naprawiać błędy i
stanąć po właściwej stronie. Blondyn wreszcie dorósł i wziął sprawy w swoje ręce. Podjął decyzje i
stanął po odpowiedniej stronie a teraz próbował naprawić błędy, które wciąż rzucały cień na jego
obecne życie. Błędy, które nie były jego wyborem.
Czy nie wycierpiał wystarczająco wiele? Całe życie musiał podporządkować się zasadom i
rozkazom rodziców. Od dziecka wpajano mu chore ideały, którym próbował się przeciwstawić.
Przecież nie raz widziała, jak walczył ze sobą. Jak to, co ona w nim obudziła toczyło bój z tym, co
mówili jego rodzice. Wcale nie miał lekko a mimo to postanowił zaryzykować. Przecież nie miał
pewności, że Dumbledore mu uwierzy, że Zakon pozwoli mu do nich dołączyć. Ta decyzja może
kosztować go więcej, niż są w stanie sobie to wyobrazić. Jeden fałszywy ruch, chwila nieuwagi i
zapłaci najwyższą cenę.
Straci życie w imię tego, w co wierzył.
A ona będzie przy nim do samego końca. Bo tak zachowują się przyjaciele.
Po raz kolejny spotkali się w Pokoju Życzeń. To było jedyne miejsce, gdzie mogli spokojnie
porozmawiać. Wtedy czas stawał w miejscu a oni mogli nadrabiać stracone lata nie martwiąc się o
to, że za chwilę ktoś im przeszkodzi. Nie chodziło o to, że kryli się ze swoją znajomością. Coraz
więcej osób dostrzegało zmianę w ich zachowaniu, ale nie przejmowali się tym. W końcu nikt nie
wiedział, jak wiele czasu zostało do Ostatecznej Bitwy a oni nie chcieli zmarnować ani chwili.
Tym razem pokój przypominał słoneczną, przestronną kuchnię w jej domu. Miejsce, w którym
spędzali tak wiele czasu. Śmiejąc się wspominali te wszystkie poranki, kiedy Draco wpraszał się na
śniadania i zjadał więcej od niej. Albo jak w deszczowe popołudnia piekli z jej mamą ciasteczka,
które potem zjadali przy kominku.
Tak wiele wspomnień, przed którymi uciekali tyle lat. Teraz mogli dać odpocząć swojemu
sumieniu. Spłacili swój dług.
- Jak wrócę do domu muszę wybrać się nad rzekę. Nie byłam tam od wieków.
- Ja też.
- Może pójdziemy tam razem? Jak kiedyś.
- Jeśli rodzice mnie nie wydziedziczą i będę miał gdzie wrócić.
- Nie mów tak. Zawsze możesz zamieszkać u nas.
- Dziękuję.
Cisza, która zapadła chwilę później wcale nie była krępująca. Oboje potrzebowali czasu, by
poukładać sobie parę spraw w głowie. Tak wiele się zmieniło w tak krótki czasie. Za niektórymi
rzeczami wciąż nie nadążali. Ale wiedzieli jedno – póki mają siebie to poradzą sobie ze wszystkim.
Ron siedział w pokoju wspólnym przyglądając się roześmianym uczniom, których jedynym
zmartwieniem były nieodrobione prace domowe. Chciałby mieć takie problemy. W tej chwili nie
wiedział, co zrobić, by jego przyjaciele się pogodzili. Rozumiał i Harry'ego i Hermionę. Nie chciał
stawać po niczyje stronie. Pierwszy raz to on pozostał pośrodku i nie czuł się najlepiej. Owszem
powiedział Malfoyowi, że jest po jego stronie. Może i nabroił, ale postanowił coś z tym zrobić i on
to docenił. Poza tym Hermiona była mądrą czarownicą i nie ufałaby mu, gdyby nie miała ku temu
podstaw. Postanowił nie mieszać się w ich relacje, ale chciał, by wiedziała, że w razie czego mogą
na niego liczyć. Teraz tylko musiał zrobić coś, by w oczach Harry'ego przestać być zdrajcą.
Przecież nie zrobił nic złego. Poszedł za głosem serca – czy to aż tak wielka zbrodnia?
Ile razy on, Harry szedł za głosem serca pakując całą trójkę w kłopoty a oni nadal stali za nim
murem? Dlaczego on nie mógł zrobić tego samego teraz dla Hermiony?
Draco bardzo bał się chwili, w której jego rodzice dowiedzą się, że odszedł. Wiedział, że będą
wściekli, że nie darują mu tego i będą próbowali zmusić, by dołączył do Voldemorta. Nie zamierzał
tego robić i znał konsekwencje. Był poważny, gdy mówił, że może nie mieć dokąd wrócić na
wakacje. I cieszył się, że w całym tym bałaganie znalazł się ktoś kto wciąż wyciągał w jego stronę
pomocną dłoń. Nigdy tak naprawdę nie doceniał siły przyjaźni. W najbardziej nierealnych snach nie
pojawiała się wizja ich ponownej znajomości na takim poziomie. Został pozytywnie zaskoczony i
nie zamierzał narzekać. Los po raz kolejny dał mu szansę.
Nie zmarnuje jej.
Choćby miał zapłacić za to najwyższą cenę pójdzie za głosem serca, które posiadał. Ona je w nim
odnalazła i pokazała, jak z niego korzystać. Pokaże jej, że był pojętnym uczniem.
Jeszcze będzie z niego dumna.