0
ANDREA M. MOOR
Szefowa szefa
1
Wstęp
Powieść, którą przedkładam czytelnikom wprowadza w zajmujący, acz
subtelny sposób w tajemnice pewnej szczególnej sceny życia. Wymagana jest
tu rozsądna dawka tolerancji, jakiej należałoby również życzyć naszemu
społeczeństwu. Mężczyźni o skłonnościach masochistycznych oraz kobiety
usposobione sadystycznie nie są bowiem fikcją, lecz rzeczywistością.
Opowieść ta nie chce być poradnikiem dla kobiet pragnących bardziej
zdecydowanie trzymać w ręku swoich mężczyzn. Jeśli jednak ktoś miałby
ochotę wypróbowywać niektóre przedstawione tu praktyki, niechaj czyni to na
własne ryzyko.
Wszystkie postaci i zdarzenia tej powieści są zmyślone. Wszelkie
podobieństwo do osób lub zdarzeń rzeczywistych jest zupełnie przypadkowe.
RS
2
Pierwsze spotkanie
Frankfurt. Frank Haller stał przed Starą Operą. Narada z przyszłymi
partnerami z USA trwała trochę krócej niż przypuszczał. Spojrzał na zegarek:
10.45. Do odlotu pozostało mu jeszcze pięć godzin. Ucieszył się, że zyskał
trochę czasu dla siebie i postanowił wrócić piechotą do Hotelu Parkowego,
gdzie wcześniej spędził noc i gdzie czekał nań bagaż.
Miał 43 lata i wyglądał elegancko. Swymi 194 cm wzrostu raczej
przewyższał większość ludzi. Burza jasnych włosów, wyraziste rysy twarzy
oraz lazurowo błękitne oczy (męscy zazdrośnicy wątpili co prawda w ich
naturalność) – to wszystko działało na kobiety jak obraz Claude'a Moneta na
miłośników malarstwa impresjonistycznego. Frank znał swe oddziaływanie na
płeć piękną i potrafił to wykorzystać. W żadnym jednak wypadku nie
przypominał Don Juana; był biznesmenem, na tyle pewnym siebie, żeby umieć
rezygnować z dzikich eskapad w celu podniesienia własnego ja. Stanowił
uosobienie człowieka sukcesu. Już w wieku lat 26 odważył się na krok ku
samodzielności.
Dziś o jego zdolnościach świadczył fakt, że kierował fabryką,
produkującą artykuły kosmetyczne, której był ponadto właścicielem. Firma
zatrudniała ponad stu pracowników i cieszyła się dobrą renomą w całej
Europie; teraz chciał odważyć się na skok przez Atlantyk. W interesach
Frankowi rzadko kiedy coś się nie wiodło; wszystko do czego się brał,
prowadziło z reguły do sukcesu. Życie prywatne przebiegało mniej
zadowalająco: był rozwiedziony i obie córki, dziewiętnastoletnia Sara oraz
siedemnastoletnia Debora, mieszkały wraz z matką w Monachium.
RS
3
Przybywszy do hotelu, usiadł w barze i wziął do ręki gazetę. Zaledwie
zdążył pobieżnie przejrzeć pierwsze strony, gdy nagle usłyszał wezwanie do
recepcji. Zaskoczyło go to. Któż mógł wiedzieć, że przebywa o tej porze w
Hotelu Parkowym?
– Otrzymaliśmy telefon z Zurychu, panie Haller. Proszę natychmiast
zadzwonić do swojej sekretarki – poinformowała go uprzejmie recepcjonistka.
Cóż może być tak pilne? Czy przyjąć, że narada jeszcze trwa i zadzwonić
dopiero później? Rzecz nie dawała Frankowi spokoju. Pani Baumann,
sekretarka oraz prawa ręka swego szefa, umiała na ogół prawidłowo ustalać
priorytety. A więc zatelefonuje zaraz.
Sekretarka poinformowała go o niezwykle pilnej i nieoczekiwanej
sprawie, wymagającej jego natychmiastowej decyzji. Frank postanowił
przyspieszyć powrót.
Lot do Zurychu miał trwać niespełna godzinę, lecz mimo to ciekawiło go,
kto zajmie miejsce w fotelu obok; jakaś atrakcyjna i rozmowna dama od-
powiadałaby najbardziej jego życzeniom. Jednakże do siedzenia koło Franka
przymierzał się już jakiś męski przeciętniak, kilka razy porównując numer
miejsca z kartą pokładową. Zawsze to samo: dlaczego latający biznesmeni to w
dziewięćdziesięciu pięciu procentach mężczyźni?
Maszyna wylądowała w Zurychu–Kloten punktualnie. Po kontroli
paszportowej wyprowadził swego srebrzystoszarego jaguara z krytego
parkingu i jak najszybciej pomknął do fabryki. Pani Baumann czekała już z
wyczerpującą informacją o sprawie. Władze francuskie pozytywnie rozpatrzyły
jego prośbę o pozwolenie na budowę filii w Rouffach. Zezwolenie wiązało się
z pewnymi nakładami finansowymi, których celowość należało gruntownie
RS
4
sprawdzić. Tymczasem urząd żądał natychmiastowej zgody, gdyż w
przeciwnym razie pozwolenia udzielono by innemu kandydatowi.
Frank zebrał wszystkie papiery i prosto z pracy pojechał do domu.
Mieszkał niedaleko Zurychu, nad jeziorem, w reprezentacyjnym, aczkolwiek
nie za dużym mieszkaniu z attyką.
Ciążąca na nim decyzja nie dała mu spać dłużej niż kilka godzin. Wstał o
szóstej rano i już przed siódmą był w biurze. Przed wyrażeniem ostatecznej
zgody chciał jeszcze przedyskutować niektóre punkty ze swymi
wicedyrektorami. Nie mógł jednak liczyć, że zjawią się przed ósmą,
postanowił więc zlustrować fabrykę, co czynił niezmiernie rzadko.
Po wizycie w hali produkcyjnej chciał jeszcze krótko przywitać się z
szefem spedycji. Wtedy zobaczył ją. Stała przy drugim stole do pakowania. Na
lewo przed sobą miała tuby z kosmetykami i puste pudełka, na prawo na
palecie spedycyjnej gotowe do wysłania kartony.
Co za widok! Frank od razu wpadł w zachwyt. Kobieta była wysoka,
czarnowłosa, uczesana w koński ogon o twarzy właściwie niezbyt pięknej, ale
bardzo interesującej. Ciemne, pełne wyrazu oczy, wypukłe, lekko pociągnięte
szminką usta, nie za duży, kształtny nos – wszystko to wywierało ogromne
wrażenie. Błądził spojrzeniem po jej ciele, które mógł oceniać tylko do talii,
gdyż resztę zakrywał stół. To, co widział, było podniecające. Miała na sobie
czerwony golf, a na nim transparentny roboczy fartuch z plastyku zapinany z
tyłu na guziki. Pasek, przewiązany wokół szczupłej talii, podkreślał jej figurę i
uwydatniał piersi. Frank był zafascynowany.
Nagle uświadomił sobie, że wpatruje się w tę zapierającą dech kobietę
już znacznie dłużej niż to przystoi właścicielowi firmy. Nadszedł starszy, nieco
mrukliwy kierownik spedycji. Przywitał się krótko i zapytał, czy coś jest nie w
RS
5
porządku. Było rzeczą niezwykłą, żeby szef pokazywał się osobiście na
spedycji, a na dodatek jeszcze tak wcześnie rano. Panu Sperlingowi – bo tak
się nazywał kierownik – w ogóle nie rzuciło się w oczy, do jakiego stopnia
jedna z jego pracownic wyprowadziła z równowagi najwyższego bossa. Frank
zamienił z nim kilka nic nie znaczących zdań i wrócił do biura.
Tymczasem nadeszła sekretarka. Poprosił więc, żeby natychmiast
przygotowała akta personalne wszystkich pracowników spedycji. Pani
Baumann zdziwiła się trochę. Od kiedy to szef interesuje się spedycją?
O dziewiątej zasiadł do narady z wicedyrektorami, by definitywnie
rozstrzygnąć sprawę budowy fabryki w Alzacji. Ponieważ żaden nie zgłaszał
zastrzeżeń, pozytywną decyzję jeszcze tego samego dnia przesłano telefaxem
władzom francuskim.
Frank był bardzo zadowolony. Wrócił do biura. Zamówione akta
personalne właściwie spodziewał się już ujrzeć na biurku, tak jednak nie było.
Sekretarka nie zakwalifikowała widocznie tej sprawy jako pilną. Zrezygnował
z upominania się, jakkolwiek paliła go ciekawość, by się dowiedzieć czegoś
więcej o tej atrakcyjnej pracownicy, którą ujrzał tego ranka pierwszy raz w
życiu i która wzbudziła w nim uczucia, jakich nie był w stanie opisać. Miał
jednak pewność, że chce tę kobietę poznać osobiście.
Po południu akta personalne znalazły się na biurku. W pełnym napięcia
oczekiwaniu sprawdzał jedno dossier po drugim. Pięć z nich z góry nie
wchodziło w rachubę, gdyż znał te pracownice. Pozostały dwa: Manuela
Berger, nazwisko panieńskie: D'Alessandro, urodzona 19 września 1949 roku i,
Carla Ros, urodzona 12 października 1952 roku. Sądząc z wieku, w rachubę
mogły wchodzić obie z nich. Zastanowił się. Najlepiej, gdy wezwie je do
siebie. Zdecydował się na panią Ros.
RS
6
Za jakiś czas rozległo się pukanie do drzwi i pani Baumann wsadziła
głowę do pokoju szefa.
– Czy wzywał pan do siebie panią Ros ze spedycji? – Chciała się
upewnić, czy Frank rzeczywiście chciał rozmawiać z tą kobietą.
– Tak, pani Baumann, proszę ją poprosić! – Udawał odprężonego i
próbował ukryć pełne napięcia oczekiwanie.
Nareszcie! Carla Ros weszła. Nie było po niej widać zmieszania, jakie
często można zauważyć u pracowników, wzywanych do dyrekcji. Była spokoj-
na i pewna siebie. To raczej jej szef zdawał się mieć zahamowania. Poprosił,
aby zamknęła drzwi. Po raz pierwszy mógł napawać się jej widokiem od stóp
do głowy. Rozkoszował się nim. Do czerwonego swetra założyła czarną
spódnicę, ciemne, nylonowe pończochy i skórzane czółenka. Ciągle jeszcze
miała na sobie przezroczysty, plastykowy fartuch, który tak podniecająco
działał na niego, i szelest rozlegający się przy każdym jej ruchu jeszcze
bardziej wzmagał to uczucie.
Carla Ros instynktownie wyczuwała, co dzieje się z tym mężczyzną.
Dosłownie na całym ciele czuła jego spojrzenia.
– Pan chciał ze mną rozmawiać, panie Haller?
Frank podniósł się i szedł ku niej. Czy szukać teraz jakiegoś pretekstu,
czy też nazwać rzecz po imieniu? Zdecydował się na drogę bezpośrednią.
– Pani Ros, myślę, że jest pani bardzo atrakcyjna, bardzo sexy. Mam
ochotę na panią! – To, co powiedział, było nieco zbyt prostackie.
Jego słowa chybiły celu. Carla pozostała niewzruszona.
– Pan zapewne sądzi, że pański status mego przełożonego daje panu
prawo tak ordynarnie mnie zaczepiać. Muszę pana rozczarować, to nie ze mną!
– Starała się być bardzo rzeczowa. – Proszę podać mi powód mojego
RS
7
pojawienia się w pańskim biurze, a potem pozwolić wrócić do pracy, bo nikt
jej w tym czasie za mnie nie wykona!
Frankowi spodobał się sposób, w jaki zareagowała. Jego wypowiedź
wypadła rzeczywiście cokolwiek prymitywnie.
– Czy odpowiada pani praca u nas? – zmienił zręcznie temat.
Carla zdziwiła się, że tak łatwo przełknął jej szorstką reakcję.
– Chce pan wiedzieć, czy podoba mi się moja praca? Zdaje mi się, że pan
w ogóle nie ma pojęcia o tym, co to znaczy pakować tuby z kosmetykami w
pudła, dzień po dniu, od rana do wieczora, pod presją czasu i surową kontrolą
pana Sperlinga! – Poszła na całość i spytała śmiało: – A może chce pan
popróbować, jak to jest? Chętnie zamieniłabym się z panem. Możemy na jeden
dzień zamienić się rolami: pan będzie przez osiem godzin wykonywał moją
pracę, a ja będę udawała pana Sperlinga.
Nigdy nie odważyłaby się na tak prowokacyjne zachowanie względem
swego przełożonego, gdyby ten nie okazał jej wcześniej, że podoba mu się.
Frank zastanowił się. Czy ma przyjąć to wyzwanie? W każdym razie
zawsze stwarza to możliwość bliższego poznania tej atrakcyjnej kobiety.
– Zdziwi się pani, pani Ros, ale pójdzie mi to jak po maśle – usłyszał
swój głos. – Kiedy możemy to zrobić? Może zaraz w najbliższą sobotę?
Na tak spontaniczną zgodę nie liczyła, ale odpowiadała jej ta propozycja.
Pokaże mu, gdzie raki zimują, temu zapatrzonemu w siebie zarozumialcowi,
któremu się wydaje, że wszystko potrafi.
– No, to umowa stoi. Oczekuję pana w pracy punktualnie o siódmej.
RS
8
Zamiana ról
Frank cieszył się na tę sobotę. W myślach przeżywał już ten dzień.
Oczywiście najpierw musi zachować pozory i z godzinę albo dwie wykonywać
pracę pani Ros. Ale ta kobieta na pewno nie jest z drewna i ma na niego taką
samą ochotę, jak on na nią. Co będzie potem – może mógłby powstać między
nimi jakiś całkiem bliski związek – dziś nie bardzo chciał sobie zaprzątać tym
głowy. Jego zasadą było zawsze: nie nawiązywać żadnych intymnych
stosunków z pracownicami we własnym zakładzie, a w przypadku pani Ros
wyjątek jedynie potwierdzałby regułę.
Pełen oczekiwania jechał w sobotę do fabryki. Pięć minut po siódmej
zaparkował jaguara na dziedzińcu. Carla stała tam już, oparta o drzwi wejścio-
we. Kiedy ją ujrzał, opanowało go uczucie niepewności, połączone z silnym
pożądaniem.
Frank posiadał wiele zalet. Uwielbiał nowe wyzwania i praca sprawiała
mu satysfakcję. Przeszkody pokonywał oczywiście śpiewająco i nigdy nie
tracił celu z oczu. Był typem zwycięzcy. Jedyną skłonnością, która sprawiała
mu ciągłe trudności, było masochistyczne usposobienie i feblik do kobiet
ubranych w odzież ze skóry.
Carla zdawała się wyczuwać tę słabość i chciała ją wykorzystać. Jej ubiór
we wzorcowy sposób przykrojony był na miarę jego upodobań: miała na sobie
klasyczny, ciemnoniebieski kostium ze skóry w stylu późnych lat
sześćdziesiątych, białą bluzkę, ciemne pończochy i eleganckie pantofle na
bardzo wysokich obcasach. Spostrzegła reakcję Franka na swój strój i stała się
bardziej pewna. Po krótkim powitaniu weszli do środka i on zamknął drzwi od
wewnątrz. Carla sprawiała wrażenie, że chce smakować swą rolę do końca.
RS
9
– Pozwolę sobie mówić ci dziś na ty, tak jak twój szef spedycji ma
zwyczaj robić to z nami tu zatrudnionymi. Będziesz mógł wtedy naprawdę
poczuć, jak się czuje trzeciorzędny pracownik. Poza tym uważam za
bezczelność, że dałeś mi czekać pięć minut.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Frank pomyślał, że jest trochę zbyt
bezceremonialna w stosunku do niego.
– Dobrze, proszę mi mówić dziś na ty, jeśli sprawia to pani przyjemność.
A z powodu małego spóźnienia nie należy zbytnio dramatyzować.
Podeszła do niego.
– Wydaje się, że jeszcze niczego nie pojąłeś. Osobiście zgodziłeś się na
to, że dziś zamieniamy się rolami. Inaczej mówiąc: dzisiaj ja jestem twoim
szefem! – Spojrzała nań surowo, a stanowczy ton nie pozostawiał wątpliwości,
że zamierza odegrać swą rolę konsekwentnie.
Frank podjął jeszcze jedną próbę narzucenia jej pewnych ograniczeń.
– To prawda, zgodziłem się na tę grę, czy jak zechce to pani określić.
Chciałbym jednakże prosić, aby pani nie przesadzała.
Ciągle jeszcze czuł się przełożonym. Carla wyczuła, że jeśli nie chce
oddać swej ograniczonej czasowo władzy, musi zachować się zdecydowanie.
Sytuacja przypominała scenę w klatce z drapieżnikami: pogromca musi
cały czas jasno sygnalizować, kto nad kim panuje. Krótkie wahanie, mała
niepewność mogą wystarczyć, aby momentalnie utracić kontrolę nad
zdarzeniami. Instynktownie zrozumiała, że Frank ma skłonność do
masochizmu. Wiedziała, że masochiści to typy raczej skomplikowane, uparte,
a ich fantazje seksualne nie muszą pozostawać w żadnym związku z życiem
pozaseksualnym. W życiu codziennym mogą przejawiać silną wolę i
nieustępliwie dążyć do wyznaczonych celów. Trudno też nimi kierować w
RS
10
sprawach zawodowych. Kobieta jednak, która posiada owo „coś",
przyciągające takiego typa, może swego heteroseksualnie usposobionego
„maso" dowolnie tyranizować. Musi być atrakcyjna, postępować z wielką
pewnością siebie, w żadnym razie nie okazywać serwilizmu, lecz umieć żądać,
rozkazywać i karać – nie bez uczucia przyjemności. W harmonijnym związku
te specjalne zachcianki zaspokajane są jedynie jako poszerzenie normalnego
pożycia seksualnego.. Masochiści rzadko mają potrzebę, by
być
zdominowanymi stale.
Chciała całkowitej władzy nad tym mężczyzną, poszła więc na całość.
– Klękaj Frank!
Brzmiało to bardzo pewnie i podziałało jak szok.
– Teraz posuwa się pani stanowczo za daleko – odparł urażony.
Czuł się rozdarty wewnętrznie. Ta kobieta paraliżowała jego dumę, w
innych okolicznościach jakże wyrazistą. Nawet nie drgnął.
– Powtarzam jeszcze raz: klękaj!
On stał nadal. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego: Carla Ros
wymierzyła mu siarczysty policzek, i to podwójny: z prawej i lewej strony. To
podziałało. Opór Franka momentalnie zelżał. Poczuł, że ona jest bardzo silna,
może nawet silniejsza od niego, naturalnie psychicznie. Kochał mocne kobiety
i w szczególnych momentach gotów był im ulegać – do określonych granic.
Najczęściej zresztą nie miał szans na opór. Kobieta o wyrazistej
osobowości, atrakcyjnie ubrana – a nade wszystko przedkładał skórę – była w
stanie całkowicie wyłączyć jego dumę i rozsądek, choć sądził, że granice
swego poddaństwa zaznaczał jasno. Zbyt wielkie miał poczucie rzeczywistości
i zbyt wielkim był egoistą, aby swą osobowość i wolę składać w ofierze jakiejś
kobiecie. Uwielbiał po prostu igranie z ogniem od czasu do czasu. Momenty
RS
11
takie jak ten oferowały mu nie tylko odskocznię od działalności zawodowej,
lecz były również jakże często pełne rozkoszy, akcji i fantazji. Rozkoszował
się tym, kiedy w określonych fazach dawał się porwać i ulegał całkowicie
zachciankom przeciwniczki.
To oczywiste, że w Carli tkwiło mnóstwo fantazji. Miał to jeszcze często
odczuć. Teraz oto rzeczywiście klęczał przed swą pracownicą i został nawet
spoliczkowany. Czuł się jednak dobrze, nawet bardzo dobrze. Był mocno
podniecony, tym bardziej że nie wiedział, co ona zamierza. W przeciwieństwie
do zabaw, które od czasu do czasu przeżywał z profesjonalistkami i podczas
których to on w gruncie rzeczy był reżyserem, tu wszystko było inaczej.
Sytuacja była nieobliczalna, nie wiedział, do czego jeszcze ta kobieta się
posunie. Jego głowa znajdowała się dość dokładnie na wysokości jej piersi,
czuł ich bliskość, wdychał zapach jej perfum. Zwierzęca woń skórzanej
odzieży wzmagała dodatkowo jego pożądanie. Położyła chłodne dłonie na jego
policzkach i zwróciła mu głowę w ten sposób, że musiał patrzeć jej w oczy.
– Pojmujesz teraz, że zamieniliśmy się rolami? Dzisiaj ja jestem twoim
szefem, a to, co ja rozumiem jako rządzenie, niekoniecznie musi się pokrywać
z twoim wyobrażeniem – wyjaśniła z cynicznym podtekstem w głosie. –
Całość jest przecież taka prosta: ty wykonujesz, czego ja zażądam, i oboje
czujemy się świetnie! – Uniosła brwi.
Potem zamieniła bat na marchewkę, objęła głowę Franka i mocno
przytuliła do siebie. Ledwie mógł wytrzymać tę przemienność surowości i
pieszczoty. Carla czuła jego podniecenie i trzymała go bardzo długo w
objęciach. Kiedy uścisk się rozluźnił, Frank podniósł się. Spojrzeli sobie w
oczy i ich wargi zbliżyły się do siebie. Pocałunki były zrazu delikatne i
nieśmiałe, a potem nabrały dzikości.
RS
12
Nagle Carla energicznie uwolniła się z jego objęć.
– No, nie przesadzajmy, na razie wystarczy. Frank stał, wytrącony z
równowagi.
– Jak można być tak zmienną?
Nie wdawała się w dyskusję, lecz oświadczyła zdecydowanie:
– Powinieneś zabrać się wreszcie do pracy, bo inaczej nie dasz sobie
rady, a nie chciałabym, żebyś musiał pracować całą noc.
Ruszyła przed nim do fabrycznej piwnicy, w kierunku oddziału spedycji.
Poruszała przy tym ciałem, a przede wszystkim biodrami w ten sposób, że
znowu całkowicie poddał się jej władzy. Ta bestia nie przepuści żadnej okazji,
by mnie załatwić, pomyślał. Ach, jak bardzo miał rację! ! !
Poszedł za nią aż do stołu, przy którym pracowała od poniedziałku do
piątku.
– Zanim zaczniesz pracę, możesz sobie przewiązać mój fartuch –
powiedziała z lekką drwiną.
– Nie, nie, tego nie muszę. Nie chcę być przecież śmieszny! – odparł z
gniewem.
– Co to znaczy śmieszny? Cóż ty sobie myślisz, jak ja się mogę czuć,
kiedy pracuję tu na dole, w tym, jak to nazywasz, śmiesznym fartuchu? – Stała
się gwałtowniejsza. – Myślisz, że człowiek czuje się świetnie, kiedy wy,
szefowie, wpadając na lustrację, oglądacie go sobie z góry na dół jak jakąś
sztukę bydła?
Poruszony Frank milcząco wskoczył w fartuch. Zapięła mu go z tyłu na
guziki i zawiązała pasek. Wyglądał rzeczywiście śmiesznie, tym bardziej że
fartuch był za mały.
RS
13
– Teraz ci wyjaśnię, co masz robić. Tuby trzeba pakować w pudła
zakrętką do góry, zawsze dwadzieścia tubek do jednego kartonu. Kartony
zamykamy za pomocą tego urządzenia. W ciągu godziny musisz zrobić
trzydzieści kartonów, tzn. do wieczora ma tu, w tej spedycyjnej skrzyni, leżeć
240 gotowych do wysłania pudeł. Nie wymagam od ciebie niczego więcej niż
twój szef spedycji codziennie żąda od nas. Mówię ci jednak od razu: nie
wyjdziesz stąd, dopóki nie będzie tu leżało 240 pełnych kartonów. Pan
Sperling pozwala nam iść do domu dopiero wtedy, gdy norma dzienna jest
wykonana.
Nie wiedziałem, że ten Sperling to takie ścierwo, pomyślał Frank, nie
dając wszakże niczego poznać po sobie.
– Wszystko jasne, kochany Franku? – zapytała Carla.
– Wszystko jasne – potwierdził bez entuzjazmu.
– Jest za piętnaście ósma, do wpół do pierwszej zostawiam cię samego.
Życzę dużej frajdy!
Widok szefa gotującego się w sobie sprawiał jej widoczną przyjemność.
Jeszcze raz podeszła bliżej.
– Będziesz grzeczny, prawda? – szepnęła mu do ucha. Potem opuściła
wielkie i wysokie pomieszczenie swym podniecającym krokiem.
Frank patrzył za nią jak urzeczony. Z powodu przesady w ruchach stale
zmieniał się układ fałd na jej skórzanym kostiumie. Wąska spódnica, wspaniale
ukształtowane nogi, wysokie obcasy – wszystko to oddziaływało stymulująco i
dodawało mu bodźca, by w ogóle zabrać się do leżącej przed nim otępiającej
roboty. Daleko mu było oczywiście do trzydziestu pudeł na godzinę. O
dwunastej miał ich, leżących w skrzyni spedycyjnej, niecałe sto i przeklinał
swoją spontanicznie wyrażoną zgodę na to idiotyczne przedsięwzięcie. Byłby
RS
14
jednak ostatnim, który by teraz pozostał w tyle. Żadna siła nie odciągnęłaby go
od zamiaru zrobienia do wieczora wymaganych 240 kartonów.
Około wpół do pierwszej usłyszał swoją szefową schodzącą w dół po
schodach. Obcasy jej czółenek stukały po kamiennych stopniach. Potem
zostały otwarte drzwi. Ta gnojówa naprawdę zamknęła mnie tu na klucz.
Carla podeszła wprost do niego, jej mina świadczyła o dobrym nastroju.
– No i ile pan zrobił, panie Haller? – Bawiła się, gdyż doskonale
wiedziała, że nie mógł wykonać postawionego mu zadania.
Frank wymamrotał coś w tym stylu, że czynność zajmuje więcej czasu,
niż przypuszczał, i zamilkł.
– Przyniosłam ci coś lekkiego na przekąskę, na pewno to lubisz.
Położyła na stół torbę plastykową i zaczęła ją wypakowywać.
W napięciu spoglądał na mały pojemnik, którego pokrywkę właśnie
unosiła. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń oczekiwał czegoś
okropnego i nie zawiódł się.
– Jestem pewna, że lubisz flaki na zimno.
Ta szatańska baba chce widzieć, jak cierpię nawet przy jedzeniu! – Ależ
oczywiście, kiedy byłem dzieckiem, w domu regularnie jadaliśmy flaki – po-
wiedział. W rzeczywistości ten produkt uboczny uboju napawał go wstrętem i
zaserwowano mu go tylko raz, w wojsku, nie chciał jednak sprawić jej tej
satysfakcji. Przysunął więc sobie krzesło i zaczął jeść, pozornie z apetytem.
Carla usiadła na stole pakunkowym, bezpośrednio obok talerza i efektownie
założyła nogę na nogę, szeleszcząc nylonowymi pończochami. Skórzana
spódnica nieprzypadkowo uniosła się przy tym dość mocno do góry. Wszystko
to znowu oddziałało gwałtownie podniecająco na Franka i tylko dzięki jej
RS
15
wdziękom mógł dokończyć obrzydliwego posiłku. Siedział i gapił się na jej
nogi.
– Wolno ci je całować, jeżeli to lubisz – powiedziała uwodzicielsko.
Dwa razy nie trzeba mu było tego powtarzać. Skwapliwie skorzystał z
zaproszenia. Najpierw delikatnie, a potem w zapamiętałym uniesieniu
wędrował po nich ustami, by w końcu ucałować brzeg skórzanej spódnicy i
dotrzeć do jednego z najpiękniejszych i najbardziej podniecających miejsc.
Upajał się wspaniałym momentem. Lecz oto jego szefowa znów bez żadnego
uprzedzenia gwałtownie zmieniła sposób postępowania: brutalnie chwyciła go
jedną ręką za włosy, odtrącając mu głowę w tył i zsuwając się przy tym ze
stołu. Drugą ręką wygładziła spódnicę.
– Ja tego, do cholery, dłużej nie zniosę! – krzyknął. Wściekłość na tak
nieobliczalne zachowanie osiągnęła punkt, w którym by tę kobietę najchętniej
uderzył. Kiedyś tą pełną zmiennych nastrojów grą jeszcze doprowadzi go do
tego, że się zapomni.
– Nie jestem takim sobie głupim chłopaczkiem, żebyś uprawiała ze mną
takie gierki! – huknął na nią z góry.
– Po pierwsze, już drugi raz zwracasz się do mnie per ty, czego nie było
w umowie. Po drugie, robię to, co uważam za stosowne, a po trzecie –
zapamiętaj to sobie dobrze! – stopniowo będę prowadzić cię do szczęścia. Nie
jestem kobietą na szybką przygodę. Ze względu na swój wygląd i pozycję
jesteś oczywiście przyzwyczajony do prędkich podbojów, ale ze mną jest
inaczej! – Okręciła się na obcasie i energicznym krokiem opuściła pomieszcze-
nie, zamykając go na klucz.
Frank chwycił pierwszy lepszy przedmiot – rozwijacz do taśmy klejącej –
i ze ślepą wściekłością uderzył nim w drewniane drzwi. Ale ze mnie idiota! Ta
RS
16
kobieta próbowała go w bardzo subtelny sposób całkowicie załatwić. Szybko
poznała jego najsłabszy punkt.
A jednak nie chciał się poddać, chciał tę grę z zamianą ról doprowadzić
do końca. Czyżby zakochał się w Carli? Z całą pewnością przeważał tu
bodziec seksualny. To jej nieobliczalność, okrutna i zmienna gra nastrojów
zafascynowały go.
Wziął się z powrotem do roboty: tymczasem zrobiła się pierwsza. Jeśli
się trochę przyłoży, to może się wyrobi na siódmą wieczór; w każdym razie nie
wiedział, kiedy pani Ros uzna za stosowne zwolnić swego pracownika do
domu.
Po trwającym bez żadnej przerwy pakowaniu tubek udało mu się około
wpół do ósmej wieczorem wypełnić wymagane 240 kartonów normy dziennej.
Usiadł na stole pakunkowym' i czekał. Chyba nie pozwoli sobie na to, żeby
mnie tu zostawić – myślał. Wtedy zadzwonił telefon: stary, czarny aparat
ścienny, jakie jeszcze często spotkać można w pomieszczeniach
magazynowych.
– Niestety, zatrzymują mnie różne sprawy. Życzę ci przyjemnego
wypoczynku. Oczekuj mnie jutro około dziesiątej. – Zanim zdążył coś
powiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Ta przeklęta bestia naprawdę odłożyła słuchawkę! Frank nie posiadał się
z wściekłości. Tym razem posunęła się stanowczo za daleko. Jak człowiek
może być taki zły? Nic nie pomogło: sam dobrowolnie doprowadził siebie do
tej sytuacji i zdał na łaskę Carli. Położył się na stole i usiłował zasnąć.
Kwadrans później usłyszał jakiś szelest. Zdawało mu się, że ktoś chodzi
wewnątrz budynku. To nie może być prawda! Włamywacz – tego jeszcze bra-
kowało. On, szef przedsiębiorstwa, zamknięty nocą na spedycji, w
RS
17
plastykowym fartuchu, który ciągle miał na sobie, gdyż nie potrafił rozpiąć
guzików z tyłu – tego było już za wiele. Ukrył się za regałem.
Nie był tchórzem, ale w tej sytuacji nie czuł się za dobrze. Teraz ktoś
schodził po schodach, cicho wprawdzie, ale słyszalnie. Potem zrobiło się
zupełnie cicho. Frank czuł, że nie wmówił sobie tego: ktoś stał pod drzwiami!
Mijały nie kończące się sekundy, zanim klamka została naciśnięta w dół. Puls
walił mu jak młotem, serce biło, jakby się chciało rozerwać. Teraz do zamka
wprowadzono klucz. Wstrzymał oddech. Drzwi zostały ostrożnie otwarte i ktoś
wszedł do środka. Co robić? Wtedy zapaliło się światło.
– Frank, to tylko ja! – Osobą, która to powiedziała, była Carla Ros.
Bawiła się świetnie. Perły potu na jego czole zdradziły, że inscenizacja się
udała, a on trochę pocierpiał w ostatnich minutach.
– Uważam, że to wcale nie jest dowcipne – ofuknął ją.
– Ach, nie znasz się na żartach? – Była w dobrym nastroju, pochwaliła
jego pracowitość i pomogła zdjąć fartuch. Potem wspólnie opuścili
pomieszczenie, a on poprzysiągł sobie nigdy więcej nie wsadzić choćby jednej
ze swoich tubek do kartonu.
Frank zamknął od zewnątrz drzwi wejściowe do swojej fabryki i zwrócił
się do Carli. Wydawała się odmieniona.
– Chciałabym się pożegnać, panie Haller – powiedziała, sprawiając przy
tym wrażenie osoby prawie onieśmielonej. Kobieta, zdolna cały dzień trzymać
swego szefa na granicy wytrzymałości, żegnała się oto z nim jak młoda,
niedoświadczona dziewczynka.
– Czy mogę odwieźć panią do domu?
Mocno odczuwał ochotę, by pobyć z nią jeszcze trochę. Ona wahała się.
RS
18
– Dobrze, jeśli to panu nie sprawi kłopotu – odpowiedziała wreszcie
krótko.
Otworzył jej drzwi samochodu i pozwolił wsiąść. W zamkniętym
wnętrzu musiał zadać sobie wiele trudu, by się opanować. Jej bezpośrednia
bliskość, cudowny zapach perfum, szelest skórzanej spódnicy na również
skórzanym siedzeniu jaguara – wszystko to przyprawiało go o utratę rozsądku.
– Nie pojmuję, pani Ros, po prostu nie mogę zrozumieć, jak jeden i ten
sam człowiek może aż tak bardzo się zmienić w ciągu godziny, a nawet
minuty. Pani jest dla mnie naprawdę zagadką, czegoś takiego jeszcze nie
przeżyłem.
Matowe światło ulicznej latarni oświetlało wnętrze auta. Carla uniosła
głowę i spojrzała na Franka, który pełen podziwu pożerał ją wzrokiem.
– Panie Haller, ja sama siebie nie zawsze rozumiem. Podoba mi się pan, a
mimo to sprawiało mi radość dać panu trochę pocierpieć. Odczuwam rozkosz,
że silne męskie osobowości zmuszam do padnięcia na kolana. Dla osiągnięcia
tego celu dobry jest dla mnie często każdy środek. Potem wydaję się sobie
samej czasami nędzna. Teraz też mam uczucie, że zachowałam się w stosunku
do pana nie fair, wykorzystując pańskie, dające się łatwo odkryć, słabości.
Można jednak łatwo przewidzieć, że chęć doprowadzania pana do
nieprzyjemnych sytuacji znów się we mnie rozpali, gdy tylko nadarzy się ku
temu okazja. Jest coś takiego we mnie, co raz uwolnione, trudno poskromić.
Przez lalka minut milczeli oboje, patrząc w noc, aż wreszcie ona
poprosiła:
– Proszę mnie teraz odwieźć do domu, chciałabym już zostać sama.
Jej prośba brzmiała poważnie. Frank zapalił silnik i zapytał:
– Gdzie pani właściwie mieszka?
RS
19
– W okolicy, w której by pan nigdy nie chciał mieć swego domu –
odparła zuchwale. – Tam, gdzie mieszkają ludzie mojego pokroju – w czwar-
tym okręgu Zurychu.
Nie zareagował na tę uwagę i bez słowa pojechał w kierunku tej
rzeczywiście mało wytwornej dzielnicy. Po zaparkowaniu jaguara i wyłączeniu
silnika próbował przeciągnąć pożegnanie.
– Czy nie pozwalam sobie na zbyt wiele, jeśli zapytam panią, czy będzie
mi wolno wejść na górę, na kawę?
– Gdybym nie była taka zmęczona, chętnie zaraz pokazałabym panu, co
robię z mężczyznami, żądającymi ode mnie bezwstydnych rzeczy! – Brzmiało
to znowu surowo i ostro. – Panu nigdy nie będzie dość, co? – Nie czekając na
odpowiedź, wysiadła z samochodu.
Jemu rzeczywiście nie było dość. Z podziwem odprowadzał ją wzrokiem
do samych drzwi. Cudowne, długie włosy, szczupła figura, piękne nogi, skó-
rzany ubiór, podniecający krok – oto kwintesencja kobiety godnej pożądania!
Jednak bynajmniej nie tylko wygląd zewnętrzny był tym, co go w Carli tak
zafascynowało. W swoim życiu poznał już trochę pięknych kobiet. Nie,
zwariował na jej punkcie z powodu tej egocentrycznej i niezrównoważonej
osobowości, owej zmiennej gry, zimna i gorąca, pieszczoty i udręki,
namiętności i chęci karania. Ta kobieta mogła dać mu wszystko to, o czym
zawsze marzył. W tym momencie wiedział z całą pewnością, że chce ją zdobyć
dla siebie, tylko dla siebie, pod każdym warunkiem.
Ona zaś, w swoim mieszkaniu, popadła w głębokie zamyślenie. Dlaczego
ciągle odczuwała potrzebę poniżania mężczyzn, panowania nad nimi, a nawet
znęcania się? Dlaczego sprawiało jej rozkosz czynić ich zabawką swych
zmiennych kaprysów, swej nieobliczalności? Myśli jej bezwiednie zwróciły się
RS
20
ku czasom dzieciństwa i młodości. Ponieważ matka bardzo ciężko chorowała,
Carla wraz z rodzeństwem wychowywała się u brata swego ojca. Stryj,
wstrętny i choleryczny człowiek, bił często swoją żonę. Ciągle też próbował
dobierać się do Carli i jej siostry.
Marzenia jej wówczas zdominowane były przez wyobrażenie, że może
znienawidzonego wujka zamęczyć na śmierć. Być może tu tkwiły korzenie jej
odmienności. Każdy psychiatra z pewnością próbowałby jej skłonności
sadystyczne wywieść ze złych przeżyć okresu dojrzewania.
Zapytywała siebie, czy nie posunęła się zbyt daleko. Był to bądź co bądź
jej szef. Ale czyż on sam tego nie chciał? Myśl o minionym dniu wywołała na
jej twarzy skryty uśmieszek. Było oczywiste, że utrafiła we właściwe miejsce.
Gra z nim sprawiała radość. Często jeszcze wprowadzi go w zakłopotanie i
będzie karać, doprowadzi od czasu do czasu do szaleństwa, a potem zostawi
samego. Postanowiła jednak, że zabawa nigdy nie przerodzi się w coś
gorszego. Nie chciała popełnić drugi raz tych samych błędów. Frank powinien
zawsze wyjść na swoje. Był zbyt dobrym człowiekiem. Nie chciała stracić
szacunku do niego, mimo zabaw, jakie będą jeszcze razem uprawiać.
RS
21
Wizyta z USA
W dniach, które nastąpiły po tej znaczącej sobocie Frank nie widział
Carli ani nie słyszał o niej. Był bardzo zajęty. Planowanie budowy nowego
miejsca produkcji w Alzacji pochłonęło go zupełnie. W piątek wieczorem pani
Baumann zameldowała, że przygotowała wszystko do wizyty w nadchodzącą
środę. W pośpiechu o mało nie zapomniał o wizycie swych przyszłych
partnerów z USA. Ale nie pani Baumann. Położyła przed nim szczegółowy
plan wszystkich działań: należało dzielnie pokonać wszystkie posiedzenia,
wspólne lunche, zwiedzanie miasta, wycieczkę na Jungfraujoch oraz
obligatoryjny program dla pań.
Podczas pierwszego dnia wizyty gości z kraju Wuja Sama Frank był w
jak najlepszym nastroju. Po śniadaniu pojechał jaguarem bezpośrednio na
lotnisko. Oba małżeństwa z USA czuły się wprawdzie nieco zmęczone –
zjawisko absolutnie naturalne przy przylotach zza oceanu – ale były
przepełnione duchem przedsiębiorczości. Zaplanował dla swych gości
kilkugodzinną przerwę na wypoczynek, ale wyszły z tego nici. Panowie
nastawali na rozpoczęcie rokowań, panie zaś chciały najszybciej, jak można
zacząć zwiedzanie Zurychu i jego cieszącej się światową renomą ulicy
Dworcowej. Frankowi odpowiadało wszystko, co mogło doprowadzić do
zawarcia porozumienia. Jeszcze przed południem zasiadł więc do rokowań z
Amerykanami. Pani Baumann udzielił wskazówki, by im nikt nie przeszkadzał
w naradzie. Na swej prawej ręce mógł zawsze w pełni polegać. Tego poranka
miał jednakże tak prędko nie zapomnieć. Około 11. 00 sekretarka wpadła jak
burza do pokoju narad, nawet uprzednio nie zapukawszy. Nie szła i nie biegła,
nie, po prostu wpadła do pomieszczenia. Widać było, że jest całkowicie
RS
22
wytrącona z równowagi, twarz jej utraciła zwykłą bladość i policzki miała
mocno zaczerwienione. W krótkim czasie, zanim mogła objaśnić swoje najście,
Frank doszedł do wniosku, że w zakładzie musiał wybuchnąć co najmniej
pożar.
– Gdzie się pali, pani Baumann?
Scena ubawiła go mimo wszystko, gdyż swej sekretarki, zawsze
opanowanej i rzeczowej, w takim stanie jeszcze nie widział.
Pani Baumann uznała widać, że obaj Amerykanie ani słowa nie
rozumieją po niemiecku, gdyż z miejsca zaczęła trzęsącym się głosem:
– Proszę mi wybaczyć, panie Haller, ale najchętniej od razu zaczęłabym
głośno krzyczeć. Takiej bezczelności jeszcze w swoim życiu nie widziałam. I
na dodatek to ordynarne babsko ze spedycji musi mnie tak obrażać! Mówię
panu, panie Haller, albo ona stąd odejdzie, albo ja!
Kogo miała na myśli mówiąc ordynarne babsko" stało się momentalnie
jasne i tym samym sprawa stała się podniecająca również i dla niego.
– Proszę mi wyjaśnić, co się stało. Widzi pani, że obaj panowie czekają.
Pani Baumann wzięła się tymczasem trochę w garść.
– Ta Ros, ta szlampa przyszła właśnie do mnie i żąda, żebym pana
wyciągnęła z narady. Kiedy się wzbraniałam, wyzwała mnie i zagroziła, że
mnie spoliczkuje! – Tu głęboko odetchnęła i dodała. – Na znoszenie takiej
bezczelności i na dodatek od takiej osoby, naprawdę nie muszę się godzić!
– Proszę się uspokoić, natychmiast z tą impertynencką osobą
porozmawiam. Przeprosił gości na kilka minut i razem z panią Baumann
opuścił pokój narad.
– Gdzie teraz znajduje się pani Ros? – zapytał, choć sądził, że odpowiedź
zna.
RS
23
– Czeka na pana w biurze. Muszę pana ostrzec, że jest nad wyraz
arogancka i zupełnie niestosownie na taką okazję ubrana.
Ta ostatnia uwaga sprawiła, że serce Franka zaczęło bić szybciej.
Pospieszył do swego biura. Stała tam Carla, atrakcyjna jak zawsze, z głową
dumnie uniesioną, w lekkim rozkroku, stopy tkwiły w wysokich do kolan
kozakach, a nogi opinały ciasno skórzane spodnie. Biała bluzka i czarna
kamizelka dopełniały doskonale tej rasowej oprawy.
– Gnój z ciebie Carla – wyrwało mu się – ale i tak cię lubię.
Spojrzała na niego wyzywająco.
– Jak to jest właściwie z twoją odwagą, Frank? Czy jesteś odważny?
Zastanowił się. Zadała pytanie w bardzo prowokujący sposób – na pewno
ukrywała coś nadzwyczajnego w zanadrzu.
– Możesz mnie przetestować, ale proszę, nie dziś, i na dodatek jeszcze
teraz. Wiesz, że mam gości.
Wiedziała o tym z pewnością. Właśnie dlatego chciała go sprawdzić w
tym tak ważnym dla niego momencie.
– Jeśli rzeczywiście masz odwagę, to musi się to stać tu i teraz, w
przeciwnym razie nie poddam cię więcej tej próbie. A więc jesteś odważny czy
nie?
– Dobrze, masz moją zgodę; jak długo trwa twój test? – chciał wiedzieć.
– Nawet nie dziesięć minut, jeśli jesteś dobry – odpowiedziała znowu
bardzo wyzywająco.
– Zawiążę ci oczy jedwabnym szalikiem, żebyś niczego nie mógł
zobaczyć.
RS
24
Frank był napięty do ostateczności. Serce biło mu dziko, a oddech stał się
bardzo niespokojny. Poczuł, że obwiązuje go szalem. Nie czyniła tego
brutalnie, raczej delikatnie i z miłością.
– Widzisz coś jeszcze?
Potrząsnął głową. Żeby tylko ta Baumann teraz nie weszła. Byłoby mu –
zawsze przyzwoitemu szefowi, zawsze będącemu w porządku – okropnie
głupio. Wtem poczuł, że Carla wzięła się za pasek od jego spodni. Nie zniosą
tego, to napięcie, wszystko to w moim biurze, gdzie w każdej chwili może wejść
sekretarka! Drżał z podniecenia. Spodnie opadły w dół. Potem z dwóch stron
uchwyciła slipy i opuściła je. Jego podniecenie stało się teraz sprawą jawną,
nie dało się już niczego ukryć. Milczał i czekał. Przysłuchiwał się
podniecającemu szelestowi, jaki wydawały jej spodnie, słyszał obcasy na par-
kiecie i z rozkoszą wdychał woń perfum. To, co teraz musiało nadejść, mogło
być jedynie cudowne.
Znowu został zaskoczony. Z czymś takim zupełnie się nie liczył. Na
siedzeniu poczuł mocne uderzenie. Ledwie minął pierwszy strach, nastąpiły
następne ciosy. Ta żmija, ta łajdaczka, spierze mi teraz tyłek na kwaśne jabłko,
jak jakiemuś uczniakowi! Nie był zły, podobało mu się. Robiła to podniecająco
i umiejętnie, w sposób nie pozbawiony uczucia. Ale tyłek naturalnie piekł go
teraz okropnie. Carla wymierzyła około dziesięciu razów, czym, dokładnie nie
wiedział, czuło się to jak uderzenie trzciną.
Włożyła mu slipy i spodnie, zapięła pasek i zdjęła szal. Rzadko kiedy
czuł tak gorące pożądanie, jak w tym momencie. Spojrzał jej w oczy. Jej usta
rozchyliły się, sygnalizując gotowość. Nie mógł się opanować, porwał ją w
ramiona i zaczął namiętnie całować. Ona powstrzymała impuls, by ukarać tę
samowolę i odpowiedziała na jego niepohamowaną pieszczotę. Dzikość jej
RS
25
pocałunków miała w sobie coś zwierzęcego. Lecz oto nagle, bez żadnego
przejścia, pojawiła się gwałtowna zmiana nastroju, której tak nienawidził –
energicznie uwolniła się z jego objęć, okazując zupełny chłód, jakby przed
chwilą nic się nie wydarzyło.
– Nadejdzie dzień, kiedy cię zgwałcę, jeśli częściej będziesz tak
postępować, dziewczyno! – ostrzegł Carlę. – Czy zdajesz sobie właściwie
sprawę z tego, co się ze mną dzieje ? Nie możesz sobie wyobrazić, co ja
przechodzę przez ciebie i twoje zasrane kaprysy? – Trząsł mu się głos. – Ja nie
jestem Pinokiem, którego można odstawić sobie do kąta, gdy się go już więcej
nie chce!
Typowe dla Carli: nie okazała cienia najmniejszej reakcji, żadnego
poczucia winy, nic. Odpowiedzią na wzburzenie Franka był zupełny chłód.
– Masz wolny wybór. Jeśli ktoś się ze mną zadaje, to po prostu musi
znosić moje kaprysy – odparła nieporuszona i ruszyła do wyjścia.
Patrzył za nią. Był wściekły, ale równocześnie świadom, że nie potrafiłby
tak łatwo odejść od tej kobiety.
Wrócił do swoich Amerykanów. Nieobecność usprawiedliwił nieco
mętnymi wyjaśnieniami. Podczas siadania przeszył go błyskawicą ostry
dreszcz bólu. Tyłek piekł go jak ogień i koncentracja przychodziła niełatwo. Z
żelazną konsekwencją jednak zwalczał wszelkie myśli na temat Carli i
doprowadził zebranie do pomyślnego końca.
Następne dwa dni przebiegły bez żadnych zdarzeń. W sobotę rano
odwiózł swych amerykańskich partnerów na lotnisko. Rokowania przebiegły
zadowalająco. Wynik, co prawda, nie był jeszcze taki, jakiego by sobie mógł
życzyć, ale Amerykanie to nie Europejczycy – w rokowaniach okazali się
RS
26
niewzruszeni i chcąc dojść do zawarcia korzystnego kontraktu musiałby
zdecydować się na kilka kompromisów.
W domu, we własnych czterech ścianach, tęsknota za Carlą wzięła w nim
górę. Próbował do niej zatelefonować, ale nikt nie podnosił słuchawki.
Również w następnych dniach nie mógł poszczycić się sukcesem. W końcu
zapytał pana Sperlinga, czy na spedycji nikogo nie brakuje.
– Nikt nie choruje, ale jedna z pracownic jest na urlopie. – Jak zwykle,
Sperling nie był zbyt rozmowny.
– Kto jest na urlopie? – nalegał dalej Frank.
– Ach, ta Ros. Bogu dzięki, chciałoby się powiedzieć – burknął Sperling.
– Dlaczego Bogu dzięki? Nie jest pan z niej zadowolony? – zdziwił się
jego szef.
– Pracuje szybko i można na niej polegać, ale przez te ciągłe udry pomału
robi mi się tu Wariatkowo.
Frank chciał dowiedzieć się czegoś bliższego o zachowaniu Carli w
zakładzie; może zmieniło się ono w ostatnich dniach?
– Jak mam to rozumieć, panie Sperling?
– Już od początku była zawsze taka zadziorna. Kobiety na ogół są
kapryśne, ale ta bije wszystkie na głowę.
Frank uspokoił się. Fakt, że Carla mogła bawić się swoim głównym
szefem, nie skłonił jej do nieodpowiednich zachowań względem innych
pracowników. Najwyraźniej podpadła im już wcześniej, zanim zawarła
znajomość z nim.
Każdego wieczoru usiłował ją zastać. Chciał jej zaproponować podróż do
Alzacji, dokąd się wybierał służbowo. Wreszcie ktoś odpowiedział na telefon.
RS
27
– Carla? – zapytał ponownie, gdyż nie zrozumiał nazwiska,
wypowiedzianego po drugiej stronie.
– Żałuję, ale pani Ros wyszła – poinformował kobiecy głos.
– Czy mogę wiedzieć, z kim rozmawiam?
– Jestem siostrą Carli, moje nazwisko nie ma tu nic do rzeczy.
No trudno. W każdym razie dowiedział się, że Carla ma wrócić jeszcze
tego samego wieczoru. – Proszę jej przekazać, żeby do mnie natychmiast
zatelefonowała.
Krótko przed północą doszło wreszcie do wytęsknionej rozmowy. Pani
była w jak najlepszym nastroju, na lekkim rauszu, jak mu się zdawało. Znów
podniecił się bardzo mocno, z tej tylko przyczyny, że usłyszał jej głos..
– W poniedziałek jadę służbowo do Alzacji. Miałabyś ochotę mi
towarzyszyć? Bardzo bym się cieszył.
– W poniedziałek muszę wracać do pracy w twoim kramiku, mój
kochany – odparła ze śmiechem.
– To nie jest powód, żeby nie jechać ze mną, zaaranżuję to jakoś.
– Jeśli tak, to naturalnie chętnie pojadę z tobą. Wymyślę też jakąś
całkiem szczególną niespodziankę dla ciebie.
Ta ostatnia uwaga obudziła jego czujność. Pomyślał o intermezzo w
trakcie rozmów z Amerykanami. Trzeba być przygotowanym na wiele.
RS
28
W Alzacji
W poniedziałek miał odebrać Carlę z domu. Chętnie przywitałby się z nią
w jej mieszkaniu, ale kiedy zajechał pod starą, czynszową kamienicę, ona
czekała już na chodniku. A jak przy tym wyglądała! – znowu całkiem według
jego gustu. Ubrana była w czarny, skórzany płaszcz z paskiem, czerwone
pończochy i ciemne czółenka. Włosy związała czerwoną wstążką w koński
ogon. Zdziwiły go dwie wielkie torby stojące obok – w końcu wyjeżdżali
zaledwie na trzy dni.
Przywitała go uśmiechem i pocałunkiem. Próbował przyciągnąć ją do
siebie, ale wyczuł drobny opór i dał sobie spokój – wszelki nacisk wywoływał
u Carli natychmiast potężne przeciwnatarcie.
– Czy potrafisz prowadzić auto?
W dzisiejszych czasach jest to właściwie obraźliwe pytanie. Oczywiście
umiała. Frank pomógł jej zdjąć płaszcz i ustąpił miejsca za kierownicą. Prowa-
dziła to w końcu dla niej niezwykłe auto zadziwiająco dobrze, prawie zbyt
śmiało, jak na jego gust. Jaguar to fantastyczny samochód, gdy się zna jego
właściwości. Wprawdzie na pytanie, czy już kiedyś prowadziła taki wóz,
odpowiedziała przecząco, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że to nieprawda.
W tym momencie przyszło mu do głowy, jak mało oboje w ogóle wiedzą o
sobie. Postanowił wykorzystać najbliższe dni, by dowiedzieć się czegoś więcej
o pochodzeniu Carli i jej dotychczasowym życiu. Podczas jazdy rozmawiało
im się świetnie, ale tylko o tym, co działo się aktualnie, lub ewentualnie miało
nastąpić. Ona uparcie unikała rozmów o swej przeszłości.
Był to bardzo dobry pomysł, dać jej prowadzić. Mógł teraz stale ją
obserwować i wyobrażać sobie, jak też wygląda pod czerwoną sukienką.
RS
29
– Czy ty właściwie wiesz, jak bardzo szaleję za tobą?
– Uważasz mnie za tak mało wrażliwą? – Brzmiała w tym uraza. – Silne,
wzajemne przyciąganie odczuwam oczywiście i ja. Ale moja nieobliczalność,
mój ciężki, kapryśny charakter – wszystko to nie ułatwi bynajmniej naszego
związku.
Znać było w tej wypowiedzi ślad smutku, jak gdyby chciała
usprawiedliwić się z tego, jaka jest.
– Nie musisz się wcale tłumaczyć. To właśnie te przez ciebie potępiane
cechy sprawiają, że mnie fascynujesz, dzięki nim nasz związek staje się czymś
szczególnym. Lubię cię taką, jaka jesteś – odparował Frank. Carla umilkła.
Granicę przejechali bez problemu i krótko przed obiadem dotarli do
hotelu, uroczo odrestaurowanego zamku z XVIII w. Położony był idyllicznie,
na skraju lasu, z dala od wszelkiego zgiełku. Frank przezornie zarezerwował
dwa pokoje, żeby zostawić Carli możliwość wyboru. Jej decyzja nie przypadła
mu do smaku: chciała mieć osobny pokój. Był trochę rozczarowany, ale tak
naprawdę nie oczekiwał niczego innego. Zrozumiał już dawno, że ona nie
szuka przygody i że w najbliższym czasie raczej się nie nadarzy okazja do
przespania się z nią. Nie należało oddawać się próżnym nadziejom.
Na popołudnie miał zarezerwowanych kilka terminów. Zabrał Carlę
autem ze sobą do Colmar, gdzie odbywały się narady. W czasie, gdy on
załatwiał interesy, ona chciała zwiedzić miasto.
Późnym popołudniem wrócili do hotelu. Piekielnie interesowało go, jaką
też niespodziankę przygotowała dla niego. W czasie aperitifu w barze hotelo-
wym zdawało mu się, że nadszedł odpowiedni moment, by naprowadzić
rozmowę na ten temat.
RS
30
– Carla – zaczął trochę zakłopotany – sprawa tej niespodzianki – no
wiesz...
– Chciałam cię jeszcze troszeczkę oszczędzić, ale skoro sądzisz... –
Sprawiało jej widoczną przyjemność widzieć go tak pełnym oczekiwania.
– W takim razie musimy jeszcze przed kolacją pójść do mojego pokoju.
Żeby niespodzianka się udała, musisz wybrać jakąś stylową restaurację, poło-
żoną na uboczu, gdzieś daleko stąd.
Frank ujął ją pod ramię i poszli. U siebie Carla uprzedziła go, że jej plan
może przybrać niekoniecznie dla niego miły obrót i że ma teraz jeszcze okazję,
by zeń zrezygnować. Wspaniale potrafiła pobudzać jego ciekawość.
Ostrzeżenie wznieciło w nim znaczne napięcie.
– Jestem gotów do wszelkich czynów hańbiących – odparł z uśmiechem.
Jeszcze tego samego wieczoru uśmiech ten miał mu zamrzeć na ustach.
Najpierw musiał rozebrać się do naga. Potem wręczyła mu stary płaszcz z
brązowej skóry.
– To w spadku po mojej ciotce. Była bardzo postawną kobietą i płaszcz
będzie na ciebie świetnie pasował. No, prędzej, wkładaj go!
– Cóż znowu chowasz w zanadrzu? Może to i dobrze, że nikt mnie tu nie
zna – wyraził trochę niepewnie swą opinię.
– Mówisz, że kochasz wyzwania. A więc proszę – oto napotykasz jedno z
większych! Zapnij wszystkie guziki, od góry do dołu. Posłusznie wykonał
polecenie.
– Włóż teraz buty do konnej jazdy. Nie są po ciotce, tylko po wujku.
Gdyby wiedzieli, że ich stare rzeczy cieszą się jeszcze takim szacunkiem!
Carla promieniała, jego uczucia natomiast były cokolwiek mieszane.
31
– Włóż teraz ręce do kieszeni, przekonasz się, że tam w środku nie ma
wcale podszewek. – Rzeczywiście, przez otwory na kieszenie mógł dotykać
rękoma swego nagiego ciała.
– Cóż to ma oznaczać? – zapytał zdziwiony.
– Teraz nastąpi punkt kulminacyjny. Patrz, mam ze sobą kajdanki, założę
ci je pod płaszczem tak, że niczego nie będzie można zauważyć. Świetne, co? –
Rozpięła dwa środkowe guziki płaszcza i kajdanki szczęknęły na przegubach
rąk. Potem guziki zostały zapięte i oto stał całkowicie bezradny, w dosłownym
sensie tego słowa. Zapięty pod szyję płaszcz sięgał mu poniżej kolan. Nikt nie
mógłby przypuszczać, że jest pod nim zupełnie nagi i że prawie nie może
poruszać rękoma. Wyglądało to po prostu tak, jakby cały czas trzymał ręce
ukryte głęboko w kieszeniach.
– Twoja fantazja naprawdę nie zna granic. – Z wzrastającym napięciem
oczekiwał rzeczy, które miały teraz nadejść. Ona tymczasem wskoczyła w
ciemną, elegancką suknię wieczorową z naszytymi cekinami i zrobiła makijaż.
Czekał cierpliwie. Cóż mu zresztą pozostało innego?
Nikt nie zdawał się zwracać uwagi na tych dwoje, gdy przechodzili przez
hall. Carla zasiadła za kierownicą jaguara. Podczas jazdy do restauracji
zaświtało mu dopiero w pełni, na co się porwał. W gruncie rzeczy, patrząc
trzeźwo, zdał się całkowicie na jej łaskę i niełaskę. Co by się stało, gdyby go
nagle wysadziła? Lub jeszcze gorzej, zechciała się od niego zupełnie uwolnić?
Okazja po temu była korzystna, jak nigdy. Mogłaby pojechać nad jakąś wodę,
wywlec go z auta i zepchnąć z brzegu. Szanse skutecznej obrony miał mierne.
A może cały czas tylko udawała? Może koniec końców nie ona była reżyse-
rem, lecz tylko działała na zlecenie osób trzecich? Może to wszystko było
jedynie dobrze zainscenizowanym teatrem? Z drugiej strony – jaką korzyść
RS
32
mogłaby odnieść z jego śmierci? Żadnej – raczej same kłopoty. Któż zresztą
miałby wchodzić w rachubę jako zleceniodawca ? Był rozwiedziony, dzieci i
tak odziedziczą kiedyś cały majątek. Oczywiście, miał konkurentów, ale na cóż
mógłby im się przydać jego przedwczesny zgon ? Wszystko to nie ma sensu!
Porzucił czarne myśli, biorące się z pewnością stąd, że nie znał Carli jeszcze
zbyt dobrze.
– Nie masz do mnie zaufania? – Zdawała się wyczuwać jego wizje.
– Ależ naturalnie ufam ci! – odpowiedział spontanicznie.
– Musisz w każdym razie przyznać, że zdany jestem na ciebie całkowicie,
a to może budzić określony niepokój.
– Do twarzy ci, jeśli od czasu do czasu możesz przestać odgrywać
niezależnego człowieka interesu – zauważyła cynicznie.
Na parkingu podejrzenia opadły go na nowo. Zastanawiał się, czy nie
odwołać tej imprezy. Lecz czyż to jeszcze było możliwe? Carla mogła okazać
się twarda i wmanewrować go w jakąś jeszcze bardziej nieprzyjemną sytuację.
Teraz musiał już przez to wszystko przejść.
Podobnie jak hotel, restauracja położona była trochę na uboczu. Stylowy
wystrój wnętrza, doskonale wyszkolony personel i wspaniała kuchnia czyniły z
niej wytworny lokal dla elity. Frank spoliczkowałby się chętnie, gdyby tylko
mógł. Chyba zupełnie zwariowałem, żeby zaproponować właśnie to miejsce.
Wewnątrz było już prawie pełno, a światła świec i wszystkie rzeczy
pozwalające spędzić uroczy wieczór stwarzały przyjemną i wytworną
atmosferę. Kelner pomógł Carli zdjąć płaszcz.
– Czy wolno mi wziąć również pańskie okrycie, monsieur? – zapytał
uprzejmie po francusku. Pierwsza nieprzyjemna sytuacja.
RS
33
– Nie, dziękuję – powiedział zakłopotany Frank i wymamrotał coś o
silnym zaziębieniu oraz jakie to dla niego ważne, żeby mieć ciepło. Im
wytworniej sza restauracja, tym dziwaczniejsi goście. Kelner w każdym razie
nie okazał zdziwienia. Poprowadził Carlę i Franka do stolika, usytuowanego na
środku, nieco zbyt centralnie, jak na uczucia pana Hallera.
Jeszcze nigdy karta win i potraw nie była dla niego tak nieważna, jak
tego wieczoru. Carla wybrała sobie na przystawkę łososia, a na danie główne
filet cielęcy z sosem ze smardzów oraz pieczone kartofle. Do przystawki
zamówiła lampkę lekkiego, białego, wytrawnego wina, a do fileta pół butelki
Gevrey–Chambertin. Zdziwiło go, jak swobodnie potrafiła się zachować i jak
dobrze mówiła po francusku. Również jej wiadomości z dziedziny kulinarnej
oszołomiły go; jak na prostą pracownicę ze spedycji poruszała się w tym
otoczeniu zadziwiająco pewnie.
– A co wolno zaserwować panu, monsieur?
Frank wyrwał się z zamyślenia i poczuł się tak, jakby w gardle utkwiła
mu kluska. Carla wyczuła jego bezradność.
– Proszę przynieść mojemu mężowi wywar mięsny i filiżankę czarnej
herbaty – poleciła zdecydowanie i dodała wyjaśniająco: – Popsuł sobie,
niestety, wczoraj żołądek koktajlem z owoców morza.
Frank nie czuł się dobrze w swojej skórze. Zdawało mu się, że wszyscy
patrzą w kierunku ich stolika i obserwują go, dziwacznego oryginała w starym
płaszczu skórzanym, który siedzi jak głupek, nie wyjmując nawet rąk z
kieszeni.
– Kiedy właściwie wykoncypowałaś sobie to chamstwo? – zapytał.
– Rozkoszuję się każdą cenną minutą z tobą, kochany – wywinęła się z
uśmiechem od odpowiedzi.
RS
34
– Bardzo chętnie bym się dowiedział, skąd tak świetnie znasz francuski
oraz wytworną gastronomię – nalegał dalej.
– Nie chcę mówić o mojej przeszłości, o wiele bardziej chcę pomówić o
tobie.
Ta dobitna wypowiedź powstrzymała go od dalszych pytań o przeszłość.
Carla pod tykała mu od czasu do czasu jakiś kąsek. Nie wyglądało to zbyt
przekonywająco, że ktoś z chorym żołądkiem pożywiał się akurat rybą i
mięsem. Był jednak przekonany, że ona wmuszałaby w niego jedzenie tak
dobitnymi gestami i słowami, że zwróciłoby to jeszcze bardziej uwagę innych
gości na ich stolik. Poza tym był głodny. Zrezygnowała z deseru i zamówiła
tylko podwójną kawę z ekspresu. Frank spasował. Pić kawę przez słomkę to
żadna przyjemność. Po chwili ona chwyciła torebkę i wstała. Wyczuła, że
zdenerwował się.
– Nie bój się, chcę tylko doprowadzić się do porządku ! – próbowała go
uspokoić.
– Proszę, Carla bądź kochana i wróć, nie zostawiaj mnie tutaj z
niezapłaconym rachunkiem – błagał.
Pełnymi haustami czerpała przyjemność z jego bezradności. Oto pewny
siebie, czasami nawet arogancki, przywykły do sukcesów biznesmen siedział
tu, jakby nie potrafił zliczyć do trzech. Uśmiechnęła się i opuściła
pomieszczenie.
Mijały minuty, a ona nie wracała. To, czego się bał, stało się
oczywistością: ta podła baba zostawiła go tu samego, z niezapłaconym
rachunkiem, bez pieniędzy, ubranego tylko w płaszcz i ze skutymi rękami. Jak
mogłem wdać się w tak ryzykowną sprawą? Poprzysiągł sobie nigdy więcej nie
RS
35
uczynić czegoś podobnego. I oto nadszedł szef obsługi. Pochylił się nad
stolikiem i dyskretnie przekazał wiadomość:
– Pańska małżonka prosiła przekazać, że już pojechała pierwsza, a pana
prosi o pospieszenie za nią tak prędko, jak to możliwe. Czy wolno mi
przynieść rachunek?
– Proszę przynieść. – Zrobiło mu się ciepło. Gorączkowo zastanawiał się:
istniały tylko dwa realne wyjścia z tego położenia. Jedno z nich: wyjść razem z
szefem na zewnątrz, wyjaśnić mu całą sprawę i poprosić o sprowadzenie
taksówki. Drugie zaś to ucieczka bez opłacenia rachunku. Na obnażanie się
przed personelem nie miał żadnej ochoty. A więc wiać. Drzwi wejściowe do
lokalu zaopatrzone były w automatyczny zamykacz. Musiał zatem czekać, aż
ktoś będzie wychodził, żeby przemknąć się obok, zanim zamek z powrotem się
zatrzaśnie, a potem – znikać, umykać co sił w nogach.
Rachunek znalazł się już na stole. Szef trzymał się dyskretnie na dalszym
planie, obserwując wszakże ukradkiem niecodziennego gościa, czy ten zechce
wreszcie wyciągnąć ręce z kieszeni i wytrząsnąć gotówkę lub kartę kredytową
na stół.
Nerwowość Franka wzrastała. Nikt z gości nie czynił przygotowań do
opuszczenia lokalu. Aż wreszcie – ktoś nieoczekiwanie wszedł do restauracji!
Nie zastanawiał się długo, lecz wstał jednym ruchem, wywracając przy tym
hałaśliwie krzesło do tyłu. Ledwie zdążył się wymknąć na otwartą przestrzeń, a
drzwi już zatrzasnęły się na zamek. Udało się! Nie czuł się jednak jeszcze
bezpieczny. Przecież będą go ścigali. Nie odważył się nawet obejrzeć, lecz
popędził drogą w dół, do wsi. Ograniczona swoboda ruchu ramion oraz długi
wąski płaszcz stanowiły przeszkodę w poruszaniu się, raz nawet rzeczywiście
wyłożył się jak długi, ale udało mu się dobiec do wsi.
RS
36
Miejscowość była jak wymarła. Zbliżała się północ. Jakiś lokal musi być
jeszcze otwarty, w końcu nie jesteśmy w Szwajcarii, lecz we Francji! Obejrzał
się. Nikt chyba nie biegł za nim. Widać wytworny lokal nie musiał koniecznie
urządzać polowania na jednego głupiego naciągacza. Wędrował pustymi uli-
cami. U wylotu wąskiej uliczki dostrzegł światło. Jakiś mały bar był jeszcze
otwarty. Przyćmione światła, zbyt głośna muzyka disco, zadymione powietrze,
paru podejrzanych typów – tutaj nie mógł rzucać się w oczy. Podszedł do lady
i poprosił barmankę, by sprowadziła mu taksówkę. Bez słowa chwyciła za
słuchawkę i za dziesięć minut taksówka zajechała.
Przybywszy do hotelu, odzyskał pewność siebie. Rachunek za przejazd
kazał zapłacić portierowi nocnemu na swój rachunek, a potem polecił mu
zdobyć małą piłkę do żelaza.
– Dwie rzeczy muszę panu jasno powiedzieć – zaczął. – Po pierwsze,
niech pana nie zdziwi to, czego od pana zażądam i proszę o tym nie
rozpowiadać. Po drugie, za pracę, która nie potrwa nawet dziesięciu minut,
zapłacę panu pięćset franków. Wysokość sumy podziałała. Po kwadransie był
wreszcie wolny od kajdanek.
Następny poranek zarezerwował znów na narady. Carla na śniadaniu nie
pojawiła się. Rozprawią się z nią jeszcze po południu, i to nielicho! Zostawić
go z niezapłaconym rachunkiem w lokalu – tym razem zdecydowanie posunęła
się za daleko. Kiedy po południu powrócił do hotelu, recepcjonistka wręczyła
mu kopertę.
„Kochany Franku. Jestem szczęśliwa i dumna z ciebie. Nie każdy by
sobie tak świetnie poradził. Na pewno jesteś jeszcze na mnie wściekły. Dam ci
okazję do uspokojenia się, zanim się znowu zobaczymy. (Zobaczymy się
przecież znowu?) Jestem już w drodze do Zurychu. Twoja Carla. P. S. Nie
RS
37
martw się o niezapłaconą restaurację. Wszystko uiściłam szefowi obsługi, ale
poprosiłam go, aby ci jeszcze raz przedłożył rachunek".
Frank nie wiedział, śmiać się czy płakać.
Na środę zaplanowanych było znów kilka ważnych spotkań w interesach.
Po ostatniej naradzie z przedsiębiorcą budowlanym około czwartej po południu
pojechał z powrotem do Zurychu.
Po podróżach służbowych przeglądał jeszcze zazwyczaj w zakładzie
sprawy do załatwienia, jeśli to tylko było możliwe. Pani Baumann już czekała.
Zorientowała go w najważniejszych problemach z ostatnich trzech dni.
– Proszę przygotować mi na jutro jeszcze raz akta osobowe pani Ros –
poprosił sekretarkę.
– Chce pan tę bezczelną gęś nareszcie zwolnić? – pani Baumann
promieniała.
Odpowiedź szefa była krótka:
– Zwolnić? Nie, z pewnością ją przeniosę.
Znała swego szefa dostatecznie długo, by wiedzieć, że w tej sprawie nie
odpowie już na żadne dalsze pytania.
RS
38
Plotki
Następnego ranka akta Carli leżały na biurku. Frank wynotował sobie na
karteczce jej dane i umówił się na rozmowę z Paulem Hartmannem, jednym z
najbardziej znanych detektywów prywatnych. Po południu Hartmann pojawił
się w biurze. Dostał zlecenie uzyskania możliwie wielu informacji o pani Carli
Ros.
– Pieniądze odgrywają w tym wypadku drugorzędną rolę. Może pan
nawet jechać za granicę, jeśli sprawa będzie tego wymagała. Chcę jednak, by
możliwie prędko przedłożył mi pan fakty. Jasne?
Hartmann nie był zbyt drobiazgowy, nie bez kozery odnosił w swym
zawodzie liczne sukcesy. Żądanych informacji dostarczy z pewnością niezwło-
cznie.
Po naradzie z detektywem nie mógł już dłużej pohamować pragnienia
ujrzenia Carli, udał się więc niby przypadkiem na spedycję. Sperling, jak
zawsze nierozmowny, zapytał o życzenia szefa. Ten nie chciał niczego
konkretnego, chciał tylko zobaczyć Carlę. No i przede wszystkim
porozkoszować się sytuacją; tutaj szefem był znowu on, a ona musiała dla
niego pracować. Pracowała – i to jeszcze jak: nie zaszczyciła Franka ani
jednym spojrzeniem.
– Jak się sprawuje pani Ros, nadal taka pracowita? – zwrócił się do
Sperlinga.
– Już przecież raz panu mówiłem, haruje jak wół. Tylko te chimery... W
każdym razie za żonę bym jej nie chciał mieć. Nie samym pięknym ciałem i
ładnym buziakiem w końcu człowiek żyje.
RS
39
Zadziwiło Franka, że Sperling w sprawach kobiet wykazywał tyle
zdrowego rozsądku.
– Ucieszyłby się pan, gdyby się jej pozbył? – Sperling spojrzał na niego
zaskoczony. Zastanowił się.
– Nie, co to, to nie. W moim długim życiu zawodowym zdobyłem
doświadczenie, że dobrymi pracownikami rzadko kiedy łatwo się kieruje.
Wziąwszy to pod uwagę – nie, nie chciałbym się jej pozbywać. Chyba jej pan
nie zwalnia? – w pytaniu zabrzmiała troska.
– Nie chcę jej wypowiadać. Jeśli to będzie możliwe, zaproponuję jej
bardziej odpowiedzialną pracę.
Sperling nie lubił długich dyskusji. Decyzje szefa akceptował bez
żadnych sprzeciwów. Szef wiedział, co trzeba czynić, a czego poniechać; w to
Sperling nie wątpił ani sekundy. Frank pożegnał się z nim i podszedł do Carli.
Serce biło mu mocniej niż zazwyczaj. Ciągle jeszcze odczuwał nieopisane
drżenie na całym ciele, jeśli tylko znalazł się blisko niej.
Nie przerywała pracy. Inne kobiety z działu spoglądały ku niej z
zaciekawieniem. Były zazdrosne. Czegóż szef chciał od tej Ros? Naturalnie
dowiedziały się już, że od niedawna wolno jej było przychodzić do niego.
– Chciałbym porozmawiać z panią jeszcze dzisiaj. Proszę przed pójściem
do domu zgłosić się do pani Baumann, jasne? – Uniósł brwi. Jakże rozko-
szował się tym momentem! Tutaj nie mogło być z jej strony żadnego
sprzeciwu.
– Przyjdę – powiedziała, nawet nie spojrzawszy na niego.
Około szóstej wieczorem sekretarka zameldowała ją:
– Pańska pani Ros chce znowu z panem mówić.
RS
40
Słowo „pańska" zostało zaakcentowane szczególnie mocno. Frank nie
zareagował na tę złośliwość. Pani Baumann nie znosiła Carli i nie mógł nawet
brać jej tego za złe. Carla była już przebrana do wyjścia. Miała czarny pulower
z wycięciem w kształcie litery V, niebieskie dżinsy oraz sportowe buty na
płaskim obcasie. Nie całkiem tak podniecająco jak zawsze, ale i tak bardzo
atrakcyjnie – uznał Frank. Czarny, skórzany płaszcz trzymała na ręku, torebkę
niedbale przewiesiła przez ramię. Podszedł do niej. Płaszcz i torebka zsunęły
się na podłogę, a Carla objęła go. Pocałowali się namiętnie.
– Czy mogę zaprosić cię dziś wieczorem na kolację? – Frank pokazał, że
jest szarmancki.
– Mam przeczucie, że dzisiaj nie ścierpisz sprzeciwu i chyba się nie
mylę? – odparła z uśmiechem.
– To znaczy, że przyjdziesz – ucieszył się. – Kuchnia co prawda będzie
prosta; gotuję mianowicie sam. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
– Wiesz dobrze, co mogłoby mi przeszkadzać, z pewnością nie twoja
sztuka kulinarna.
– No, nie jest aż tak niebezpiecznie dla ciebie w moim domu. Jesteś
przecież dorosłą kobietą, która wie, czego chce – zauważył lekko drwiąco.
Tak więc pojechali wspólnie do jego apartamentu. Mieszkanie było
dokładnie wysprzątane, stół już nakryty, mise en place w kuchni znalazłaby
uznanie nawet w oczach zawodowego kucharza. Frank przygotował to
wszystko w przerwie obiadowej. Carla okazała zachwyt. Koncepcja
mieszkania, gustowne urządzenie, nietypowy raczej dla samotnego mężczyzny,
sterylny niemal porządek – wszystko to spodobało się jej.
– Czy istnieje jakaś dziedzina, w której nie jesteś doskonały ?
– Zaczekaj tylko, a się przekonasz.
RS
41
W gotowaniu wprawdzie raczej trudno byłoby nazwać go mistrzem, ale
jedzenie było dobre. Przygotowany przez Franka posiłek nie wymagał co
prawda jakichś szczególnych umiejętności. Na przystawkę zaserwował małą
sałatkę mieszaną w sosie francuskim, potem był stek, pieczony na ogniu z
kominka oraz pomidory z grilla, do tego ryż i mocne bordeaux. Cieszyli się
sobą i śmiali z żartu, jaki ona zainscenizowała w Alzacji, jakkolwiek dla niego
zdarzenie nie wypadło tak przyjemnie. Do kawy zasiedli na sofie przed
kominkiem. Frank zachował między nimi dyskretny odstęp, wtedy Carla
przysunęła się bardzo blisko. Natarcie wywołuje przeciwnatarcie – ten fakt
starał się dla własnego dobra stale mieć przed oczyma, kiedy był przy niej.
Noc była cudowna. Miała stać się dla Franka niezapomniana. Carla
udowodniła mu, że nie tylko w wymyślaniu złośliwości pełna jest fantazji.
Następnego ranka obudził się w jej ramionach, z głową na jej piersi.
Zbliżała się już dziewiąta, ale nie mógł się zdecydować na obudzenie swej
ukochanej. Było to zbyt piękne, leżeć po prostu obok niej, czuć jej aksamitną
skórę i obserwować ją we śnie. Nie odważył się mieć nadziei, że prędko zechce
znów sama z własnej woli z nim spać. Kiedy delikatnie począł pieścić jej
piersi, życie ponownie wstąpiło w jej ciało. Oprzytomniała momentalnie.
– Wielkie nieba, która godzina? – zapytała zdenerwowana.
– Właśnie wybiła dziewiąta – odpowiedział z uśmiechem.
– No to spóźniłam się do pracy o ponad dwie godziny. Sperling mnie
zatłucze.
– Ach, daj sobie spokój ze Sperlingiem, a ja kimże jestem? Zostaw mi ten
kłopot, załatwię to.
– Właśnie tego nie chcę. Gdybyś to w końcu potrafił pojąć! Inne baby i
tak są już na mnie wściekłe. Jak najszybciej muszę być w pracy!
RS
42
Poszła pod prysznic.
– Nie masz przypadkiem w domu damskiej bielizny? – Spojrzała na
niego pytająco, wróciwszy do sypialni okryta tylko ręcznikiem kąpielowym.
Pytanie uraziło go.
– Nie ukrywam, że mam pewne słabości, sama znasz je najlepiej, ale
fetyszystą naprawdę nie jestem !
– Przepraszam, tak tylko zapytałam. Daj mi więc najmniejsze slipy, jakie
masz i parę skarpetek.
Ubrała się pospiesznie i chciała z nim pożegnać przelotnym pocałunkiem.
Czekał właśnie na ten moment, by chwycić ją błyskawicznie w ramiona i
ściągnąć z powrotem do łóżka. Otoczył ją ramionami tak dokładnie, że nie
mogła się bronić.
– Proszę, daj mi wyjść, Sperling będzie szalał.
Nie reagował, strasznie chciało mu się teraz kochać z nią jeszcze raz i
Sperling byłby ostatnią osobą, która by mu mogła w tym przeszkodzić! Carla
zmieniła taktykę.
– Jeśli mi natychmiast nie pozwolisz wyjść, to prędko mnie tu znów nie
ujrzysz!
To zadziałało. Frank puścił ją i wypadła z mieszkania.
Po wejściu do łazienki stwierdził, że porządku jego pani zbytnio nie
kochała. Na podłodze leżała rozrzucona jej bielizna oraz ręcznik kąpielowy,
pojemnik z płynem pod prysznic stał odkręcony w wannie, zakrętki brakowało
również na paście do zębów, a ściany były potwornie schlapane.
W firmie pojawił się dopiero krótko przed obiadem. Pani Baumann
przywitała go spojrzeniem pełnym wyrzutu. Nie było w zwyczaju nie
RS
43
powiadamiać jej, że szef przyjdzie później. Nie tłumaczył się jednak, w końcu
nie musiał się jej opowiadać.
Po południu odbyło się cotygodniowe posiedzenie kierownictwa.
Wszystko przebiegało sprawnie. Obaj wicedyrektorzy – panowie Weissmuller i
Ehrsam – byli wypróbowanymi praktykami, zawsze bardzo skrupulatni,
konserwatywni i obowiązkowi. Swoimi osobowościami niekoniecznie
pasowali do Franka, ale – nie musieli przecież. Liczyło się tylko to, co potrafili
w interesie, a tu nie można im było niczego zarzucić.
Przy ostatnim punkcie obrad, w którym były nieuniknione wolne
wnioski, głos zabrał Ehrsam:
– Trochę mi niezręcznie podnosić ten temat – zaczął trochę zażenowany
– wie pan, po naszym zakładzie, tak jak i wszędzie, krążą plotki. Ja również
uważam to za plotkę, ale razem z panem Weissmullerem jesteśmy zdania, że
należy pana o tym poinformować.
Frank zniecierpliwił się.
– Do rzeczy, panie Ehrsam!
– A więc, z różnych stron doniesiono nam, że pan – tu Ehrsam utknął –
że pan, no, że miał pan stosunek z jedną z pracownic. – Podczas tej przemowy
ręce miał złożone i poważnie wpatrywał się w stół.
Haller był zaskoczony. Zastanowił się szybko. Plotkom nie odbiera się
ostrza za pomocą dementi, a poza tym prędzej czy później i tak się wszyscy
dowiedzą. Zdecydował się na bezpośredniość.
– Mówi pan o pani Ros, czyż nie tak? Zgadza się, istnieje pewien bliższy
związek między nią a moją osobą. Dziękuję panu za informację. Nie mogę i
nie chcę niczego dementować, tym bardziej że nie jest to żadna plotka, ale fakt.
RS
44
– Tu zrobił krótką przerwę. Obaj wicedyrektorzy patrzyli nań pełni
oczekiwania.
– Istnieje ponadto możliwość – objawił swym zaskoczonym
współpracownikom – że zabiorę panią Ros ze spedycji.
– A gdzie ją pan obsadzi? – chciał wiedzieć Weissmuller, który nieco
prędzej niż Ehrsam odzyskał mowę.
– Obejmie funkcję kierowniczą, w ścisłej współpracy ze mną.
Obaj wicedyrektorzy oburzyli się.
– No tak, ależ na litość boską, cóż ta Ros będzie robić na tak
odpowiedzialnym stanowisku ? Co to da ? Przecież ona nie ma o niczym
bladego pojęcia! – protestował Weissmuller.
Franka kusiło, żeby coś na to odpowiedzieć, ale dał sobie spokój. Ci dwaj
i tak niczego by nie pojęli. Wydało mu się, że nadszedł wreszcie znowu czas,
by zademonstrować swój autorytet.
– Nie wiem, kto ponosi odpowiedzialność za zatrudnienie pani Ros.
Faktem jednak jest, że umieszczono ją na niewłaściwym miejscu. Jest
inteligentna, bardzo lotna, potrafi się zachować, a przede wszystkim wie, czego
chce. Aby wykonywać tę bezmyślną pracę, nie trzeba aż takich kwalifikacji.
Poza tym, wprawdzie jako członkowie kierownictwa macie prawo do dyskusji,
pozwolę
sobie
jednak
pewne
decyzje
podejmować
na
własną
odpowiedzialność. Panowie mnie zrozumieli?
Sposób, w jaki Frank Haller przemówił, zamknął usta Weissmullerowi i
Ehrsamowi. Był przełożonym na ogół wyrozumiałym, jeśli jednak ktoś
przebrał miarkę, potrafił być bardzo nieprzyjemny. Wiedziano o tym w
zakładzie. A więc na tym zebranie zakończyło się. Wicedyrektorzy pożegnali
się, a Frank wycofał się do swego pokoju.
RS
45
Skoro już w całym zakładzie plotkowano o nim i Carli, nie musiał
zachowywać się ostrożnie. Postanowił do niej zaglądnąć. Było już po szóstej,
ale jak znał Sperlinga (dzięki niej właśnie), będzie musiała odpracowywać
poranne spóźnienie. Nie pomylił się! Była jedyną osobą, pracującą jeszcze na
spedycji.
– Zostaw te rupiecie ! – powiedział na przywitanie. Spojrzała na niego
zdziwiona.
– Chyba nie mówisz tego poważnie?
– Mam do omówienia z tobą ważne rzeczy i chcę cię porwać stąd tak
prędko, jak tylko to możliwe. Kiedy będziesz mogła wyjść? – zniecierpliwił
się.
– Mógłbyś mi pomóc, przecież wiesz, jak to się robi. Razem skończymy
w godzinę.
Chciał i potrafił jej pomóc. Ale nie przy pakowaniu. Miała na sobie ten
przezroczysty fartuch, który tak wspaniale uwydatniał jej kształty. Wiedział, że
nie ma na sobie biustonosza, bo zostawiła go u niego w łazience. Miał ochotę
na wszystko inne, tylko nie na pracę.
Carla nie dała się odwieść od zamiaru dokończenia pracy (wykonania
normy) i pracowała dalej jak mrówka. Podszedł do niej od tyłu, dłońmi ujął
wąską talię, ucałował szyję i ukrył twarz w gęstych włosach.
– Przestań, Frank! Czy też zła ciocia musi wpierw spoliczkować
niegrzecznego chłopczyka? Byłabym teraz w odpowiednim do tego nastroju, to
w końcu przez ciebie jeszcze tu siedzę!
Wydawało się, że nie jest w najlepszym humorze. Usłuchał jej więc.
Około wpół do ósmej zakończyli robotę. Chciał ją zaprosić na późną kolację,
ale odmówiła.
RS
46
– Nie przesadzajmy – powiedziała.
– Dobrze, na dziś dosyć – zgodził się z ociąganiem. – Ale w nadchodzącą
sobotę liczę na ciebie! Chcę, byś mi towarzyszyła na imprezie dobroczynnej.
Carla zdziwiła się.
– Chcesz się ze mną pokazać publicznie, w wytwornym towarzystwie?
Zastanowiłeś się dobrze? Poza tym... – szukała jakiejś wymówki – poza tym
nie mam nic odpowiedniego do ubrania.
– Nie zniosę sprzeciwu. Możesz jutro pójść się ubrać na mój koszt do
„Grieder les Boutiques". Poinformuję ich, że przyjdziesz. Moja była żona była
tam kiedyś stałą klientką i przyczyniała się odpowiednio do ich obrotów.
Ucieszą się, że Haller nareszcie znalazł kobietę, która na drogie ciuchy zostawi
u nich część jego pieniędzy!
– No, skoro tak bezwarunkowo nalegasz – to jest naturalnie propozycja, z
której chętnie skorzystam, już tak dawno nie... – Tu umilkła.
– Co już dawno? – dopytywał się.
– Ach, nic.
RS
47
Poszukiwania
Piątek. O dziesiątej pojawił się na umówione spotkanie Paul Hartmann.
Frank był ciekaw, czy detektyw może już przedłożyć mu pierwsze wyniki. Ten
z tajemniczą miną wygrzebał jakieś dossier ze swej teczki.
– Zdziwi się pan, ile w tak krótkim czasie wynalazłem ! – przedłużał
zręcznie oczekiwanie, chcąc podwyższyć i tak już słone honorarium.
– Proszę nie zadawać mi tortur, proszę mówić! – Frank chciał słuchać
faktów, a nie długich wyjaśnień.
– Dobrze, zaczynajmy. Osoba, o której zbieraliśmy informacje, Carla
Ros, ur. 12. 11. 1953 r. w Barcelonie, jest córką Enrico, byłego restauratora i
Anny, z domu Steiger. Ojciec, z pochodzenia Hiszpan, zmarł w 1978 r. na
serce. Matka jest Szwajcarką, cierpi na paranoje i przebywa od początku lat
osiemdziesiątych w klinice psychiatrycznej w Madrycie. Nasze poszukiwania
wykazały, że pani Ros urwała swój kontakt z matką jeszcze za życia ojca.
Stwierdziliśmy dalej, że okres szkolny spędziła w Hiszpanii, a w 1974 roku
zapisała się na fakultet medyczny uniwersytetu w Lyonie. Tu ślad się urywa,
możliwe, że studiów w ogóle nie podjęła. Pewne jest – tu ma pan fotokopię
aktu małżeństwa – że w 1979 r. w Londynie wyszła za mąż za Arthura
Lippincotta. Lippincott, bogaty angielski przemysłowiec, był starszy od niej o
dobre 20 lat. – Tu Hartmann zrobił przerwę. – A teraz proszę dobrze słuchać,
następuje clou tej historii!
Frank zamienił się w słuch.
– Już w cztery lata po ślubie z młodą Carlą, a więc w 1983 roku,
znaleziono Lippincotta martwego w jego domku letniskowym w Great
Yarmouth, na wschodnim wybrzeżu Anglii. Okoliczności jego śmierci do dziś
RS
48
pozostały owiane tajemnicą. – Hartmann znów umilkł na chwilę. – Lippincott
miał się powiesić na belce w piwnicy, przynajmniej tak wynika z akt
sądowych. Wszystkie okoliczności wskazywały na samobójstwo, dopóki lekarz
nie wykrył, podczas autopsji, na pośladkach denata siedmiodniowych śladów
po uderzeniach kijem. To wywołało u prowadzącego śledztwo inspektora
wątpliwości dotyczące tezy o samobójstwie i rozpoczął on dalsze dochodzenia.
Podczas nich wyszło na jaw, że zmarły był zdecydowanym masochistą. Pani
Lippincott, z domu Ros, stała się osobą podejrzaną o morderstwo. Po
osiemnastu miesiącach aresztu śledczego podczas ciągnącego się przez wiele
dni procesu została jednak uniewinniona z powodu braku dowodów. Innymi
słowy: czynu nie można jej było udowodnić tak, jak wymaga tego prawo, a
więc wedle zasady: In dubio pro reo trzeba było ją zwolnić. Proces wzbudził
wówczas w Anglii wielkie zainteresowanie, był też odpowiednio
wyeksponowany w środkach masowego przekazu, tym bardziej że Lippincott
był znaną osobistością oraz znakomitym biznesmenem. Uczone autorytety
prawnicze, zabierające wtedy głos głównie na łamach prasy codziennej, głosiły
pogląd, że wiele poszlak świadczy przeciwko żonie i w kręgach fachowych
uważano wersję o morderstwie za prawdopodobną.
Frank był skonsternowany. Cała historia wyraźnie irytowała go.
– A co się stało potem? – zapytał. Hartmann położył mu na biurko kopie
różnych artykułów gazetowych i ciągnął dalej:
– Odziedziczyła zaledwie część majątku, przynależną jej obowiązkowo z
mocy prawa, zawsze jednak dość pokaźną. Lippincott zawarł taką klauzulę w
umowie małżeńskiej. Prawdopodobnie pragnął w ten sposób zapobiec
małżeństwu tylko dla pieniędzy. Carla przyjęła z powrotem swoje nazwisko
panieńskie i opuściła Anglię. Zrozumiałe to, jeżeli się pomyśli, że w prasie
RS
49
bulwarowej przedstawiono ją – być może niesprawiedliwie – jako zimną
zbrodniarkę. Dzięki naszym kontaktom w Anglii i Francji udało się nam
ustalić, że do 1985 roku mieszkała w Paryżu. Miała tam spekulować
nieruchomościami i ponieść potężne straty. Nawet pokaźny kapitał nic nie
pomoże, jeśli się nie ma podstawowej wiedzy w branży i nie zna wystarczająco
miejscowych stosunków. Po ostatnim niepowodzeniu – zainwestowała w
projekt jakiegoś faceta cierpiącego na manię wielkości i wszystko straciła –
widziano ją parokrotnie w kasynach gry we Francji i Monaco. Prawdopodobnie
zadłużyła się wtedy bardzo. Potem ślad się urywa, aż wreszcie przy końcu
1986 roku pojawia się w Szwajcarii. Od pół roku pracuje w pańskiej firmie i
żyje całkowicie w cieniu.
– To wszystko mogłoby być materiałem na powieść – zauważył Frank,
nadal bardzo wstrząśnięty.
– Rzeczywiście, zatrudniliście osobę, o której nie można powiedzieć, że
jest niezapisaną kartą – potwierdził Hartmann.
Z wyniku dochodzenia Haller był zadowolony. Jeśli czuł nawet niepokój,
to przecież wiedział teraz więcej o Carli i jej przeszłości. Zaprosił Hartmanna
na obiad, a potem spędził popołudnie w fabryce. O wydajnej pracy nie było co
myśleć. Jego myśli krążyły wokół Carli. To, czego się dowiedział, było
zatrważające. Zastanawiał się, czy w tych okolicznościach nie zerwać kontaktu
z nią. Nie poddawał się iluzjom: jej sadystyczne skłonności odczuł już na
własnej skórze, w wymyślaniu podłości była mocna. Ekstremalnie kapryśna,
mogła zmienić swój nastrój w mgnieniu oka. Była to osobowość
egocentryczna, w najwyższym stopniu pewna siebie i dominująca. Swej
zmiennej przeszłości – mimo odpowiednich starań – nie mogła się wyprzeć.
Ale czy była zdolna do morderstwa? Nigdy się nie dowie, czy rzeczywiście
RS
50
zabiła swego męża. Jeśli mimo to będzie chciał z nią żyć, to musi przyjąć i
niepewność co do tego, czy jest to morderczyni. Jego wola, oparta na rozsądku,
była wszakże mocno ograniczona. To, że pomimo wszystko tęsknił za nią,
uświadomiło mu boleśnie, że nie był już, w stanie podejmować racjonalnych
decyzji. Związek z Carlą nabrał niebezpiecznego charakteru.
Umówił się z nią, że w sobotę przyjedzie po nią mniej więcej na pół
godziny przed rozpoczęciem imprezy dobroczynnej. Był ciekaw, jak wygląda
jej mieszkanie. Po obiedzie zdecydował się odwiedzić ją trochę wcześniej.
Spojrzenie w lustro potwierdziło mu, że dziesięcioletni smoking ciągle jeszcze
leżał na nim bardzo dobrze. W jak najlepszym nastroju wsiadł do auta i
pojechał do niej. Carla zdziwiła się widząc go przed drzwiami swego
apartamentu.
– Czy to mój zegarek stanął, czy też ty dla odmiany zamiast się spóźnić,
przyszedłeś za wcześnie? – zauważyła złośliwie.
– Nie mogłem już dłużej wytrzymać bez ciebie – odparł z uśmiechem.
Ubrana była w miękko spływające, jedwabne kimono. Jej mieszkanie
było bardzo skromnie urządzone, bez jakichkolwiek ekstrawagancji. Właściwie
nie oczekiwał niczego innego, od kiedy poznał historię jej życia.
– Chciałabym wziąć jeszcze dużą kąpiel. Możesz wejść ze mną, jeśli to
lubisz.
Jeszcze jak lubił! Zaledwie położyła się do wanny, zaczął ją delikatnie
głaskać; najpierw stopy, potem miejsca bardziej podniecające. Carla rozkosz-
nie przeciągała się. Kiedy głaskanie przestało mu wystarczać, wszedł do
wanny. W końcu zostało im bardzo mało czasu, oboje zupełnie się zapomnieli.
Kiedy Frank jeszcze raz brał prysznic, ona przygotowała się do wyjścia.
Suknia, którą kupiła na jego koszt, była zrobiona z najdelikatniejszej, czarnej
RS
51
skóry, mocno wydekoltowana i z gołymi ramionami, do talii wąska, a potem
wykrojona szeroko, sięgająca do kolan. Carla wyglądała w niej porywająco. Z
pewnością przyciągnie do siebie wiele spojrzeń.
– Jak ci się podobam? – zapytała prowokująco.
– Wyglądasz w tej sukience doskonale... – zawahał się. – Czy jednak nie
jest troszeczkę za śmiała? – Jego pytanie zabrzmiało niepewnie. O cenę wolał
na razie w ogóle nie pytać.
– Nie będziesz się chyba wstydził za mnie? Ta suknia to model od
Ungaro! – Nie wdawała się w dalsze dyskusje. Nikt nie mógłby odwieść jej od
zamiaru udania się w tej właśnie sukni na bal.
Frank nie mylił się. Nawet on odczuwał formalne spojrzenia, skierowane
na nią – podziwiające mężczyzn, zazdrosne lub pogardliwe pań. Carla smako-
wała przyjemność, płynącą z takiego potwierdzenia swej atrakcyjności. W
imprezie brali także udział pan Weissmuller z małżonką. W trakcie wieczoru
Frank uznał za stosowne poprosić do tańca panią Weissmuller. Jej małżonek ze
swej strony poczuł się zmuszony poprosić do tańca Carlę. Kiedy Frank wrócił
do stolika, ona już tam siedziała. Jej mina zdradzała, że coś jej nie odpowiada.
– Coś nie w porządku? – zapytał. Głos Carli przypominał prychanie
kotki.
– Rzeczywiście, coś nie w porządku. Dokładnie cię obserwowałam,
podoba ci się ta Weissmuller! Inaczej byś się tak do niej nie przyciskał, no nie?
Frank nie czuł się winnym żadnego przestępstwa.
– Nie przyciskałem się do niej. Możliwe, że ona była troszeczkę
natarczywa. Ale ona nie stanowi dla ciebie żadnego niebezpieczeństwa!
Z jednej strony podobało mu się, że jest o niego zazdrosna, z drugiej zaś
uważał jej dramatyzujące zachowanie za niestosowne.
RS
52
– Powiem ci coś: nie chcę, żebyś tańczył z innymi babami, a już na
pewno nie z tą zarozumiałą kozą tego jeszcze bardziej zarozumiałego
Weissmullera!
Milczał. Nie było sensu teraz z nią dyskutować. Ale tańczył tego
wieczoru tylko z nią, żeby była w dobrym nastroju.
Wczesnym rankiem opuścili tę w sumie udaną imprezę. Carla prowadziła
jaguara, jako że poziom alkoholu we krwi Franka nie wytrzymałby kontroli
policji drogowej. Z uwagi na jego stan nie miała też nic przeciw temu, że
chciał przenocować u niej. Po krótkiej demonstracji swej władzy na balu była
znów w jak najlepszym nastroju. Frankowi wydawało się, że jest to korzystna
okazja, by poinformować ją o swych poszukiwaniach.
– Kochana, muszę ci coś wyznać.
– Spojrzała nań oczekująco. – Kiedyś i tak się o tym dowiesz. Wynająłem
detektywa, żeby zebrać o tobie informacje. Wczoraj otrzymałem wyniki. –
Mówił powoli i bardzo poważnie.
Carla osłupiałym wzrokiem wpatrywała się weń.
– Co, proszę, zrobiłeś? – chciała się upewnić.
– Kazałem zbadać twoją przeszłość.
Był przygotowany na bardzo gwałtowną reakcję ale to, co nastąpiło,
zaskoczyło go całkowicie. Podniosła się z fotela, podeszła do niego i pokazując
wyciągniętą ręką drzwi, powiedziała cicho, ale bardzo zdecydowanie:
– Idź! Proszę, wyjdź, zanim się zapomnę!
Znał ją już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że sprzeciw jedynie pogorszy
sprawę. W milczeniu podszedł do drzwi, które ona po jego wyjściu
natychmiast zaryglowała.
RS
53
Tymczasem zaczęło padać. Kluczyków mu nie oddała, postoju taksówek
nie było widać, płaszcz przeciwdeszczowy leżał zamknięty w jaguarze.
– Dobrze mi tak – w smokingu na deszcz! – zaklął pod nosem i popędził
do najbliższej budki, aby zadzwonić po taksówkę.
RS
54
Prawda
Na niedzielę umówił się z córkami, że zawiezie je autem do Genewy na
koncert rockowy. Wczesnym rankiem udał się więc do mieszkania Carli.
Bardzo się zdziwił, gdy auta przed domem nie zobaczył. W drzwiach
mieszkania znalazł kopertę.
„Kochany Franku. Proszę, wybacz moją reakcję z wczorajszego
wieczoru. Właściwie to rozumiem, że zarządziłeś zebranie informacji na mój
temat. Lubię cię pomimo to. Twoja Carla.
P. S. Jako małe odszkodowanie za moje wczorajsze zachowanie
umożliwię ci dzisiaj spędzenie zupełnie osobistej, wolnej od auta, niedzieli.
Przyprowadzę je jutro rano pod fabrykę. Ale się wszyscy zdziwią, gdy zo-
baczą, że wóz szefa stoi tak wcześnie pod drzwiami!"
– Cholera – wyrwało się Frankowi – To było, jest i będzie pospolite
babsko.
Wynajęcie samochodu uratowało w końcu sytuację. Córkom było
obojętne, jakim autem ojciec powiezie je do Genewy, grunt, żeby zdążyły na
czas.
W poniedziałek rano chciał rozprawić się z Carlą.
Zdawało się, że pani Baumann w międzyczasie przyzwyczaiła się do
odwiedzin tej Ros u szefa. Zaniechała w każdym razie swych kąśliwych uwag.
Carla oczekiwała z całą pewnością, że jej najwyższy szef ją wezwie. Jej
strój dopasowany był całkowicie do jego upodobań. Do czarnych, skórzanych
spodni założyła biały pulower. Na jej widok stopniało jego postanowienie, by
ją poważnie zganić. Stanął przed nią.
RS
55
– Czy nie uważasz, że od czasu do czasu jakieś porządne lanie dobrze by
ci zrobiło?
– Ależ Frank, nie chciałbyś chyba być obwiniany o znęcanie się nad
bezbronnymi kobietami? – zaprotestowała z uśmiechem i przyciągnęła go do
siebie.
Objęli się i pocałowali. Już dawno jej przebaczył. Nie mógł inaczej. Co ta
kobieta ze mną wyprawia, że nie jestem w stanie jej poskromić. Co we mnie
wstąpiło?
Usiadła na sofie.
– Skoro już dowiedziałeś się od swego niuchacza wszystkich istotnych
rzeczy o mnie, chciałabym ci do tego czy owego punktu przedstawić moją
wersję. Zgoda?
Oczywiście, że nie miał nic przeciwko temu. Ponieważ była gotowa z
własnej woli opowiedzieć mu o swojej przeszłości, sądził, że będzie fair, poin-
formować ją o wszystkich znanych mu szczegółach.
– Jestem pełna podziwu, że twój pies gończy potrafił wszystko o mnie
odnaleźć. W znacznym stopniu odpowiada to faktom – stwierdziła rzeczowo. –
Co do śmierci mego eks–małżonka, to powinnam dodać kilka uzupełnień –
ciągnęła dalej. – Artur był szczególnym mężczyzną, i to na całej linii. Twardy
jak kamień w interesach, bezwzględny i pozbawiony skrupułów, wybitny retor,
przekonujący polityk, krótko mówiąc: mężczyzna egoistyczny, o silnej woli i
ambicji, potrafiący już w młodych latach zdobyć potężny majątek. Był
szanowanym człowiekiem, ludzie starali się o jego względy, co wcale nie
znaczy, że go również lubili. Większość nie wiedziała, że od swojej żony
wymagał tak samo wiele, jak od swoich pracowników. Innymi słowy: nie mógł
ścierpieć żadnego „nie". Jeżeli czegoś chciał, należało się usłużnie stosować do
RS
56
jego życzeń. Był wobec mnie tyranem. Zadziwiające, że Artur publicznie
nieustępliwy biznesmen, w zaciszu domowym stawał się jednak ekstremalnym
masochistą. Rozumiesz to, Frank? Żądał, żebym go biła na kwaśne jabłko.
Chciał być poniżany, poniewierany, chciał całować moje buty z cholewami i
domagał się wielu innych rzeczy. Był perwersyjny, nigdy nie mieliśmy
stosunku seksualnego. Na początku sprawiało mi to pewną przyjemność,
dominowanie od czasu do czasu nad tą silną osobowością, był zresztą z niego
kawał chłopa. Jego potrzeba coraz surowszych kar w coraz to krótszych
odstępach czasu stała się jednak dla mnie stopniowo nie do zniesienia.
Udało mu się przerwać potok mowy Carli.
– Mam wrażenie, że robienie ze mnie od czasu do czasu pachołka
sprawia ci wyraźnie radość! Podejrzewam, że jesteś przebiegłą sadystką.
– Też wiem o tym, Frank. Tylko, że z tobą jest inaczej. Nie rozkazujesz
mi, co mam robić. Zostawiasz mi swobodę, nie żądasz ode mnie: „Dzisiaj chcę,
żebyś mnie biła". Fantazje sadomasochistyczne wzbogacają nasze normalne
życie seksualne, są rodzajem zabawy, a nie gorzką prawdą; jeśli cię źle
potraktuję, to nie jest to punkt szczytowy, lecz służy zaledwie wzajemnej
stymulacji. Musiał się z nią zgodzić.
– Masz rację, Carla. Nigdy nie pożądałem cię mocniej niż wtedy, gdy
mnie właśnie pobiłaś. W takich momentach mogłabyś mieć ode mnie
wszystko. I tu dokładnie leży wielkie niebezpieczeństwo naszego związku.
Czuję, że będę się od ciebie coraz bardziej uzależniał, że stanę się twoim
niewolnikiem. Nie jestem pewien, co czujesz do mnie, czy mnie kochasz, czy
tylko jestem dla ciebie środkiem do celu. Pytam samego siebie, czy ty w ogóle
jesteś zdolna do prawdziwej miłości?
RS
57
Carla zamyśliła się. Wiedziała aż za dobrze, jak uzasadnione były jego
wątpliwości i unikała wdawania się w dyskusję. Zręcznie zmieniła temat.
– Ale wróćmy do Artura. Jak mówiłam, chciał być poddawany coraz
surowszym karom i takie też sceny działy się w naszym domku letniskowym.
Nie był już najmłodszy, bałam się często, że umrze dosłownie pod moimi
rękami. Czasami to już tylko rzęził, tak długo musiałam go dusić.
Frank przysłuchiwał się z uwagą.
– Tamtego nieszczęsnego dnia w Great Yarmouth upierał się, żebym
założyła mu linkę na szyję i podciągała na kołowrotku powoli do góry.
Urządzenie do wieszania zainstalował osobiście. Robiłam, czego zażądał.
Frankowi zdawało się, że cała historia ciągle jeszcze żywo ją obchodzi.
– Nagle coś zablokowało się w urządzeniu i nie mogłam go opuścić w
dół. Lina okrętowa zacisnęła się ciasno na szyi Artura. Twarz zaczęła sinieć.
Wpadłam w panikę i szukałam przedmiotu, na którym mógłby stanąć.
Pobiegłam z piwnicy na parter i upadłam w pośpiechu na schodach. Kiedy
wreszcie wróciłam z krzesłem do piwnicy, było za późno – Artur już nie żył.
Czy zdawało mu się tylko, czy też Carla rzeczywiście walczyła ze łzami?
Wrażliwa Carla? To byłoby coś zupełnie nowego!
– Jak udało ci się uratować z tej afery? Myślę, że mimo wszystko, to był
wypadek; takie rzeczy się przecież zdarzają. W naszym społeczeństwie, jak
wiadomo, żyją ludzie z najróżniejszymi upodobaniami. Kto zdefiniuje w ogóle,
co jest normalne, a co nie?
– Ty naprawdę wierzysz, iż uwierzono by mi w to, że mówię prawdę?
Artur to był ktoś, kto potrafił swoją prywatność zawsze ściśle odgraniczać od
reszty! Nie, oni by zakładali, że ja chcę części majątku Artura. Pewien
adwokat, dobry przyjaciel naszego domu, który był raczej bliżej ze mną niż z
RS
58
Arturem, w końcu mnie wyratował. Znał prawdę, wszystko mu dokładnie
wyjaśniłam. Tylko temu przyjacielowi mam do zawdzięczenia, że nie siedzę
dzisiaj za angielskimi kratami. – Carla westchnęła głęboko. – Jak mi się wiodło
po procesie, już wiesz. Po mojej nieszczęsnej działalności w charakterze
maklerki nieruchomościami przybyłam w styczniu 1987 całkowicie wypalona
do Szwajcarii. Najpierw przepracowałam dwa lata jako kelnerka w wiejskim
zajeździe. Gospodarz, strasznie ordynarny facet, trzymał mnie tak długo tylko
dlatego, że byłam pracowita i nie mógł znaleźć lepszej. Przy każdym drobiazgu
zwracał mi uwagę, że jestem kapryśnym babskiem i nie nadaję się do pracy w
tym zawodzie. Kiedy spoliczkowałam stałego gościa, ponieważ mnie obma-
cywał, zostałam dyscyplinarnie zwolniona. Potem przez prawie rok byłam
bezrobotna. – Ciągnęła dalej, trochę drwiąco. – Po długich poszukiwaniach,
miałam ostatecznie wielkie szczęście zostać zatrudnioną przez twojego
Sperlinga.
– A tę niewielką resztę, której było ci brak do szczęścia stuprocentowego,
znalazłaś w znajomości ze mną – uzupełnił Frank uśmiechając się chytrze.
Położyła chłodną dłoń na jego policzek, zsunęła but i stopą pogłaskała go
po udach. Pochyliła się nieco do przodu, przyciągnęła jego głowę do siebie i
ucałowała namiętnie. Na chwilę zapomnieli o całym świecie.
RS
59
Urlop na nartach
Wieczorem Carla zaproponowała, żeby spędzili razem Nowy Rok.
– Wynajęłam mały domek w Courmayeur. Jest to wspaniała okolica,
idealna na narty.
Frank spontanicznie wyraził zgodę.
– Co prawda, pojedzie z nami moja siostra – zastrzegła się – ale ona nie
będzie nam przeszkadzała. Nie masz chyba nic przeciwko temu?
Frank nie chciał się wycofywać, choć jego zapał nieco ostygł. Ale
najważniejsze było to, że będzie razem z Carlą.
Podczas śniadania w jego mieszkaniu poinformował przyjaciółkę, że od
połowy stycznia nie będzie już pracowała na spedycji.
– To nie jest praca dla ciebie. Powinnaś mieć ambitniejsze zajęcie.
Zapisałem cię już na różne kursy i seminaria.
– O czym myślałeś, gdzie chciałbyś mnie zatrudnić?
– No cóż, najpierw myślałem o funkcji w kierownictwie, w ścisłej
współpracy ze mną. Powinnaś mnie odciążyć. Jeśli będziesz to robić dobrze, to
kiedy już nauczysz się tej pracy, będziesz pewnymi sprawami kierować
samodzielnie.
– Okazujesz mi wielkie zaufanie, czuję się zaszczycona. Ale co powiedzą
na to inni pracownicy, jeśli z dnia na dzień wykonam tak wielki skok? Czy nie
sądzisz, że mój awans będą kojarzyć z naszym związkiem ?
– Na pewno tak będzie. Tylko – kogo to może coś obchodzić? W końcu
sklepik należy do mnie, ja tu jestem szefem!
Radość Carli była olbrzymia. Zdawało się jej, że wychodzi na swoje. W
ostatnich latach przeżyła wiele wzlotów i upadków. Praca na spedycji była
RS
60
rzeczywiście poniżej jej poziomu, lecz w ówczesnej sytuacji musiała w ogóle
być szczęśliwa, że znalazła jakiekolwiek zajęcie. Teraz poczuła, że powiały
pomyślne wiatry. Frank był jej kluczem do lepszej przyszłości.
Haller spędził Boże Narodzenie z córkami i byłą żoną. Byli wprawdzie
rozwiedzeni, pozostawali jednak w przyjaznych stosunkach, przede wszystkim
ze względu na dzieci. W dniu św. Szczepana miał jechać z Carlą i jej siostrą do
Włoch. Wczesnym rankiem otrzymał telefon.
– Mam dla ciebie jeszcze małą niespodziankę. – Carla czekała na jego
reakcję.
– Znam twoje niespodzianki. Musimy jechać koleją, bo sprzedałaś mój
samochód? – zapytał żartobliwie.
– Nie, ale wyobraź sobie: możesz jechać na urlop nawet z trzema
kobietami! – Wiedziała, że nie będzie tym zbytnio zachwycony.
– Któż, do diabła, jeszcze jedzie z nami? – w jego głosie brzmiała
irytacja. – Jeśli tak dalej pójdzie, to w końcu do przenocowania zostanie mi
tylko psia buda przed domem, bo i cóż innego?
Carla sięgnęła do wypróbowanego środka.
– Żadnych dyskusji. Obie panie jadą z nami i ty też. Zrozumiano?
Nie miał szans. Jak zresztą zawsze, kiedy rozmawiała z nim w ten
sposób, duma i rozsądek opuszczały go w pożałowania godny sposób.
Tak więc zgodnie z umową zadzwonił około ósmej do jej drzwi. Nie
przeczuwał wcale tego, co zaraz go spotka. Romina niewiele różniła się od
siostry, była troszeczkę niższa, jej włosy miały lekko rudawy odcień i w
przeciwieństwie do Carli była mocno uszminkowana.
– Jesteście bliźniaczkami? – spytał zaskoczony. Carla potwierdziła.
RS
61
Barbarę, przyjaciółkę Rominy, rosłą blondynę o mocnej budowie ciała,
trudno byłoby uważać za ładną. Odniósł jednak wrażenie, że jest powściągliwa
i serdeczna. Przypuszczał nawet, że być może odczuwa większą skłonność do
kobiet niż do mężczyzn. Znowu potwierdziła mu się teoria, że ludzie atrakcyj-
ni, jak Carla i Romina, otaczają się chętnie typami przeciętnymi, aby tym lepiej
wypaść na ich tle.
Wyrafinowany w najwyższym stopniu, i z pewnością nie przez
przypadek, był strój trzech dam. Wszystkie tkwiły w „mundurach" ze skóry.
Carla i Romina miały właściwie takie same jasnobrązowe kombinezony,
natomiast nieco mocniej zbudowana Barbara wystroiła się w kostium
dwuczęściowy. Przy wychodzeniu szepnął Carli do ucha:
– Chcesz mnie wyswatać z Barbarą? Uśmiechnęła się. Pytanie
pozostawiła bez odpowiedzi.
Podróż do Courmayeur przebiegła gładko. Tygodnia urlopu z trzema
kobietami na raz nie wyobrażał już sobie tak czarno. Był wprawdzie
przekonany, że Carla wymyśliła kilka małych złośliwości, ale po prawie
trzymiesięcznej znajomości z nią nic więcej już nie było w stanie go poruszyć.
Pani Ros zaofiarowała się prowadzić. Barbara usiadła obok kierowcy, a
Frank i Romina usadowili się wygodnie z tyłu. To znaczy Romina usadowiła
się wygodnie. Zaraz na początku zaczęła uskarżać się na zimne stopy i
poprosiła go, żeby zdjął jej kozaki. Chętnie spełnił to życzenie. Kiedy jednak
położyła mu nogi na podołku, przestał się czuć dobrze. Co tu było grane? Czy
siostry umówiły się, że Romina ma go podniecać, aż nie będzie mógł dłużej
stawiać oporu? Czy też działała na własną rękę, aby sprawdzić, jak mocny jest
ich związek, jak prędko wkroczy Carla?
RS
62
– Ciągle jeszcze mi zimno w stopy, czy sprawi ci kłopot pomasowanie
ich trochę?
Wahał się. W lusterku wstecznym mógł widzieć oczy Carli. Po prośbie
Rominy spojrzała na niego krótko.
– Spokojnie możesz dotykać moich stóp, brałam rano prysznic i
włożyłam czyste pończochy. – Nie ustąpiła, dopóki nie zaczął masować. Carla
milczała.
Dom w Courmayeur mógł mieć ze dwadzieścia lat. Nie był zbyt wielki
ani luksusowy, za to tym bardziej przytulny. Przy podziale sypialni, który zo-
stał, jak można się było domyślać, omówiony przez panie wcześniej,
zaskoczyło go, że Carla upiera się przy osobnym pokoju. Czy miało to
znaczyć, że w nadchodzącym tygodniu nie będzie z niej nic miał, tylko
dlatego, że pozostałe damy były bez mężczyzn? Na górze znajdowały się tylko
trzy pomieszczenia. Frank otrzymał pokój na parterze.
Wspaniałe dni! Pogoda wymarzona, warunki śniegowe idealne i wielki
tłok na trasach narciarskich, co jednak całej czwórce nie przeszkadzało. Oprócz
śniadań jedli wszystkie posiłki poza domem. Frank oczywiście nie rwał się do
tego, by przygotowywać jedzenie, ale Carla zaproponowała zaraz na początku
urlopu, aby w imię powszechnej zgody przegłosowywać punkty sporne, gdyby
powstała różnica poglądów. Decyzji większości musieliby się wszyscy
podporządkować. Z uśmiechem przystał na tę propozycję. Teraz najczęściej on
na tym wychodził najgorzej – również jeśli chodziło o śniadania: panie były za
tym, by co drugi dzień pracę tę wykonywał mężczyzna...
W środę rano Romina przyszła do Franka do kuchni. Było jasne, że nie
pragnęła mu pomóc przy przygotowywaniu śniadania – miała na sobie tylko
lekki, przezroczysty szlafroczek. Jeśli nawet nie przedsięwzięła nic
RS
63
konkretnego, by go podniecić, do zaniepokojenia wystarczył sam fakt, że była
podobna do Carli i wystąpiła w tym stroju. Oparł się jednak pokusie. W
żadnym wypadku nie chciał rozgniewać Carli.
Nocy, która po tym nastąpiła, miał nigdy nie zapomnieć. Po kolacji i
krótkim spacerze grzali się w domu przy ogniu kominka, wypijając butelkę
Barbaresco i prowadząc ożywione dyskusje o tym i owym. Spać poszli około
północy.
Mniej więcej w godzinę po położeniu się do łóżka usłyszał jakiś szelest
przed drzwiami. Drzwi do pokoju nie były zamknięte. Chciał włączyć światło,
ale nie działało, w pokoju panowała nadal zupełna ciemność. Ktoś wszedł do
pomieszczenia.
– To ty, Carla?
Żadnej odpowiedzi. Słyszał, jak ktoś o aksamitnie miękkich stopach
mknie ku niemu.
– Proszę, Carla, powiedz coś! Nie bał się, ale było mu nieprzyjemnie, bo
nie wiedział, kto składa mu wizytę. Poczuł, że ktoś wchodzi do łóżka. Nagie
ciało kobiece uklękło nad nim. Rozpoznał perfumy Carli. Cóż to ma znaczyć?
Sytuacja stała się nie do zniesienia. Był pewien, że ta, która nad nim klęczy, to
nie Barbara – taką różnicę w wadze by zauważył. Nie należało sądzić, że to
jakaś obca kobieta. W grę wchodziły zatem tylko Carla i Romina. Poprosił
jeszcze raz:
– Carla, skończ te gierki. Powiedz wreszcie, że to ty!
Dama pozostała niema. Zamiast tego zaczęła delikatnie gładzić jego
pierś, palcami przejechała po ustach. Pomimo niepewności nie mógł dłużej
hamować podniecenia, tym bardziej że nieznajoma wzięła w swe pracowite
ręce jego najwrażliwszą część ciała. Poczuł, jak przechyla się do przodu.
RS
64
Delikatnie musnęła mu włosami policzki, ucałowała oczy, leciutko przesunęła
językiem po wargach. Powinien właściwie zrzucić tę niemą damę z siebie,
poszukać korków i wyjaśnić, kto próbuje go uwieść. Ale Frank nie chciał już
być rozsądny; podniecenie było zbyt wielkie. Instynkt mówił mu coraz
wyraźniej, że to Romina leży na nim. Podjął ostatnią, słabą próbę wyjaśnienia
tożsamości swej uwodzicielki:
– To ty, Romina? Proszę, przestań. Jak Carla nas odkryje, będzie potężna
awantura!
Dama ani myślała przerywać swej diabelskiej gry.
Nagle włączyło się światło; widać ktoś naprawił je, gdy stwierdził
przerwę w dopływie prądu. W momencie, kiedy Frank ujrzał potwierdzenie
swych obaw, drzwi zostały otwarte jednym energicznym szarpnięciem. Carla
musiała się domyślić, że Romina była u niego. Oboje jak sparaliżowani zamarli
w pozycji, w której ich zastała. Nie odczuwał oczywiście lęku przed kobietą,
wiele dałby jednak w tym momencie za to, żeby jego przyjaciółka była osobą
nieco bardziej flegmatyczną i obdarzoną nie tak ognistym temperamentem.
Wyraz twarzy Carli nie pozostawiał wątpliwości co do tego, jak bardzo była
wściekła. Nastąpił wybuch ślepej nienawiści. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie
widział. Dosłownie za włosy ściągnęła Rominę z łóżka. Potem biła ją, celując
dokładnie. Romina nie miała najmniejszej szansy. Zatoczyła się i upadła. Carla
rzuciła się na nią, młócąc w ślepej wściekłości i rozdrapała jej twarz.
Nie
mógł
dłużej
przyglądać
się
bezczynnie.
Czuł
się
współodpowiedzialny i żal mu było Rominy. Kiedy jednak podszedł do obu
kobiet, Carla wrzasnęła:
– Nie wtrącaj się! To nie twoja sprawa!
RS
65
Przypomniał sobie odkrycie, które zrobił jako chłopiec: „Nigdy nie
próbuj rozdzielać dwóch kotek, bo sam w końcu na tym ucierpisz".
– Jesteś taką samą nędzną świnią, jak ona! Jeszcze gorzko pożałujesz
tego, co mi dzisiaj zrobiłeś. Iść do łóżka z moją własną siostrą – nienawidzę
cię!
Frank rozumiał, że w tym momencie nie ma się co usprawiedliwiać ani
tłumaczyć. W stanie, w jakim się znajdowała, nie przyjęłaby żadnych
wyjaśnień. I kto mu tego piwa nawarzył? Romina, ta rozpieszczona łajdaczka!
Właściwie zasłużyła na lanie, które właśnie brała.
Kiedy Carla wreszcie puściła siostrę i wybiegła z pokoju, ta, krwawiąc z
nosa, leżała prawie bez przytomności; policzki miała rozdrapane, a na szyi
sińce od duszenia. Krew płynęła również z dolnej wargi. Przez kilka
najbliższych dni będzie przedstawiać sobą smutny widok. Położył ją na łóżko,
przyniósł mokry ręcznik i otarł troskliwie twarz.
– Należało mi się – zaczęła drewnianym głosem. – Znam swoją siostrę, to
nie jest pierwszy raz, że mnie bije. A wszystko przez ciebie!
Tego już było mu za wiele. Teraz on ma być wszystkiemu winny?
– Idź już do swojego pokoju. I nie próbuj więcej tak mnie oszukiwać, bo
w przeciwnym razie mógłbym się zapomnieć!
Tej nocy nie zmrużył oka.
Następnego ranka wstał wcześnie. Ku swemu zdziwieniu zastał Carlę i
Barbarę już przy śniadaniu.
– Już wstałeś, ty śpiochu? – pozdrowiła go Carla wesoło. Sądził, że się
przesłyszał. Oczekiwał wszystkiego, tylko nie tego, że zastanie ją w tak
dobrym humorze. Siedziała rozluźniona i gawędziła z Barbarą, jak gdyby nic
się nie stało. Barbara zaś była uosobieniem dobroduszności. Nąjoczywiściej
RS
66
można ją było włączać i wyłączać jak maszynę. Jeśli Carla lub Romina jej
potrzebowały, stawała do dyspozycji, jeśli nie, chodziła własnymi drogami.
Frank nie mógł jeść. Wypił jedynie kawę, którą Carla mu nalała. Potem
nagle zrobiło się wokół niego cicho. Ostatnią rzeczą, którą jeszcze
zarejestrował, była uwaga Carli, skierowana do Barbary:
– Proszę, zostaw mnie dzisiaj z Frankiem samą. Romina jest na górze, w
swoim pokoju, na razie tam zostanie; nie czuje się dobrze.
Kiedy doszedł do siebie, znajdował się w ponurym pomieszczeniu
piwnicznym. Marzł. To zrozumiałe: był odziany tylko w kalesony. Ręce
przywiązano mu mocnym sznurem do rury wodociągowej. Tylko jedna osoba
mogła być odpowiedzialna za jego nędzne położenie – Carla. Musiała mu
dosypać do kawy silnego środka nasennego.
Dopiero za około dwie godziny weszła do pomieszczenia. W tym
momencie był już wykończony, w głowie mu huczało; objawiało się działanie
uboczne środka nasennego. Ona miała przy sobie smycz. Miał wrażenie, że
sobie przypomina, jak bardzo psia smycz może boleć na gołym ciele i
próbował ją ułagodzić:
– Zdają sobie sprawą, co się musiało z tobą dziać, kiedy mnie odkryłaś z
Rominą. To było oczywiście świństwo, przyznaję. I w pewnym stopniu
ponoszą winę również ja. Ale wierz mi, ja tego nie uknułem, ja nie chciałem!
Próba uspokojenia jej nie tylko się nie powiodła, ale jeszcze zaogniła
sytuację. Lepiej by było, gdyby milczał i wszystko zniósł cierpliwie.
– Na domiar złego jesteś jeszcze tchórzem! A więc to Romina ma być tą
osobą, która wszystko zainscenizowała ? Podczas jazdy tutaj spostrzegłam
dosyć, żeby wiedzieć, że masz na nią ochotę! – Głos trząsł jej się z gniewu.
RS
67
Brutalne uderzenia, które potem na niego spadły, nie miały już nic
wspólnego z zabawą, były wymierzone serio. Frank nie odczuwał też przy tym
żadnego podniecenia. Biła twardo i nieustępliwie, ciągle w to samo miejsce. Z
pewnością nie był słabeuszem, ale teraz wymagała od niego zbyt wiele. Kiedy
wreszcie przestała, wyjaśniła mu gorzko:
– Jestem przekonana, że to ty ponosisz wyłączną winę za to, że sprawy
posunęły się aż tak daleko. Adieu, Frank. – Nie dała mu okazji do udzielenia
odpowiedzi i opuściła pomieszczenie.
Nastąpił męczący czas oczekiwania. Robił sobie wyrzuty. Rzeczywiście,
powinien był inaczej zareagować, kiedy Romina weszła do jego pokoju.
Powinien był natychmiast się upewnić, kto wchodzi do łóżka. Dlaczego
popuściłem sobie cugli, dlaczego nie oparłem się pokusie, ach, dlaczego?
Samooskarżanie się nie pomagało jednak szukać wyjścia. Będzie musiał
spróbować wyjaśnić Carli wszystko, przekonać ją, że prawda jest inna.
Pod wieczór w piwnicy pojawiła się Barbara. Zdawała się wiedzieć, co
zaszło i nie zadawała żadnych nieprzyjemnych pytań. Bez słowa rozwiązała
mu więzy na rękach i opatrzyła poranione pośladki. Frank poczuł, że opada nań
jakiś smutek.
– Gdzie jest Carla? – zapytał zatroskany.
Nie odpowiedziała od razu. Nie przychodziło jej łatwo, poinformować go
o decyzji przyjaciółki.
– Przykro mi – zaczęła ostrożnie. – Carla wyjechała. Próbowałam ją
zatrzymać, ale sam wiesz, jaka ona jest.
Stał, jak rażony gromem. – Wyjechała, po prostu wyjechała. Ta się wy-
godnie urządza!
Potem jego rozczarowanie przerodziło się we wściekłość.
RS
68
– A niech sobie jedzie, ta samolubna bestia, to kapryśne babsko. Poradzę
sobie bez niej. Nie będę sobie przez to psuł urlopu. Chodź, Barbaro, pójdziemy
coś zjeść – zawahał się – najlepiej do jakiegoś baru, gdzie można zjeść na
stojąco!
Barbara była dostatecznie wrażliwa, żeby odczuć jego prawdziwy nastrój.
– Dobrze, Frank, tylko się przebiorę i zajrzę do Rominy.
Tego wieczoru dużo pił. Grał rolę mężczyzny, który nie rozpacza po
żadnej kobiecie. W miarę ilości wypitego alkoholu objawiał się jednak jego
prawdziwy nastrój, aż wreszcie przestał się hamować. Barbara przytuliła go do
wielkiej piersi, jak matka tuli swego małego synka. Uznała, że czas już do
domu. Po drodze bełkotał od czasu do czasu:
– Tak cię kocham, Carlo, dlaczego mi uciekasz, ty gnoju? Musisz ją,
Barbaro, sprowadzić z powrotem, proszę, proszę.
Barbarze nie było czego zazdrościć. Znowu przypadło jej w udziale
najgorsze. Carla, zimna jak zwykle, odwróciła się do wszystkiego plecami. Na
Barbarę spadła troska o tego pijanego mężczyznę, który bez Carli zdawał się
niezdolny do życia, oraz o Rominę, wymagającą pielęgnacji. Teraz na dodatek
miała jeszcze wziąć na siebie zadanie połączenia skłóconej pary z powrotem. I
to wszystko nazywało się urlopem...
Frank nie był już w stanie zatroszczyć się o siebie. Barbara położyła go
do łóżka.
– Zostań ze mną, Barbaro, jesteś taka miła – bełkotał.
To nawet zrównoważoną Barbarę doprowadziło do wściekłości.
– Chcesz jeszcze więcej złości? Co ty sobie właściwie wyobrażasz, że ja
będę służyła jako chwilowa wyręka, póki się znowu nie pojawi ukochana
RS
69
Carla? Odeśpij teraz swoje pijaństwo! – Zachowywała się coraz głośniej. To
podziałało. Frank zwinął się w kłębek i natychmiast zasnął.
Następnego dnia Barbara obudziła go. Postanowiła go zabrać na narty,
żeby miał jakieś urozmaicenie i nie myślał cały dzień o Carli.
– No, dalej, wstawaj, ty pijaku. Przyjechaliśmy tu w końcu na narty, a nie
po to, żeby cały dzień wylegiwać się w łóżku!
Frank czuł się podle. Typowy nastrój na kacu.
– Nie sądzę, żebym mógł pójść, czuję się jak zbity pies. – W czaszce mu
huczało, w żołądku robiło się mdło, a o jedzeniu nie mógł nawet pomyśleć.
– Nie będzie teraz żadnych wykrętów. To byłoby piękne! W nocy
odgrywa wielkiego bohatera, a w dzień robi klapę. Nie, teraz wstaniesz i
pójdziesz ze mną. Zobaczysz, że świeże powietrze dobrze ci zrobi.
Barbara nie ustąpiła i spędzili razem wspaniały dzień. Rzeczywiście, na
dworze poczuł się od razu lepiej. Było mu dobrze z Barbarą; prawdziwy z niej
kumpel, wysportowana, naturalna, z humorem, stale w dobrym nastroju i
zawsze przy jego boku. Dlaczego nie mogą się zakochać w takiej kobiecie?
Zawsze ciągnęło go do kobiet egocentrycznych, rozpieszczonych, które dzisiaj
były takie, a jutro inne. Czy to ta nieobliczalność tak go podniecała?
Codziennie nowa niepewność, co też go czeka? Z taką kobietą, jak Barbara, nie
miałby prawie żadnych problemów, robiłaby najczęściej to, co by chciał albo
to, co by było rozsądne, ale przecież nie tego potrzebował. Decydowanie,
branie odpowiedzialności – miał tego dosyć jako szef firmy. Ludzi, którzy
kiwali głowami, jeśli coś zarządził, było aż w nadmiarze.
Tego piątkowego wieczoru zostali w domu. Frank pozwolił otoczyć się
opieką. Nie tylko była świetnym kumplem, ale i wspaniałą kucharką. Romina
nie pokazała się. Barbara zaniosła jej kolację do pokoju. Nie pił zbyt wiele
RS
70
alkoholu; miał jeszcze świeżo w pamięci poranne huczenie w głowie i strzegł
się przed popełnieniem drugi raz tego samego błędu. Ona okazała się bardzo
rozmowna, gdy zapytał o jej stosunki z bliźniaczkami. Tak więc dowiedział się
czegoś. Poznała Rominę w szkole dla pielęgniarek. Kiedy ją ukończyły,
zostały nadal dobrymi przyjaciółkami. Barbara nie ukrywała, że jeśli
dochodziło do różnicy zdań, ona zawsze musiała ustępować.
Pozostała w nim niepewność co do ewentualnych skłonności Barbary do
płci żeńskiej; nigdy nie mówiła o jakichś swoich znajomościach. Inaczej
Romina. Dowiedział się, że już kiedy chodziła do szkoły miała bardzo
ożywione kontakty ze światem męskim. Jak pająk potrafiła omotać swe męskie
ofiary. W niektórych kręgach uważana była za nimfomankę, co sprawiało, że
nie była lubiana przez inne dziewczyny. Jeśli pojawiała się na jakimś party
bądź przy innych okazjach, kobiety szczególnie miały swoich mężów na oku.
Barbara wyznała Frankowi również, że nie pierwszy raz jej dogląda. Nieraz już
traktowana była w podobny sposób przez zazdrosne małżonki. Nie wyciągnęła
z tego żadnych nauk i po ślubie ze znanym szwajcarskim dyrygentem w roku
1985 nadal zachowała swój luźny tryb życia. Jej mąż jest gentlemanem w
każdym calu, ale – na swoje szczęście – zupełnie pozbawionym zazdrości.
– To musisz wyjaśnić mi bliżej – zażądał Frank.
– Ten mężczyzna zna tylko muzykę i karierę. Musi być zwolennikiem
nauk Platona, w każdym razie Romina czyniła takie uwagi. Wie o aferach swej
żony, ale wygląda na to, że mu nie przeszkadzają. Możesz to zrozumieć?
Nie mógł, ale wiedział o innych tego typu związkach.
– Carlę poznałaś więc przez Rominę? – Nadal interesowała go bardziej
Carla niż jej szalejąca na punkcie mężczyzn siostra.
RS
71
– Poznałam ją z okazji jej ślubu w Anglii. Jak może wiesz, w swoim
czasie wyszła za mąż za bogatego przemysłowca. Ich wesele to była wielka
impreza. Miało się wrażenie, że lista gości się nie skończy. Romina po prostu
wzięła mnie ze sobą. Była właśnie wtedy solo i dlatego Barbara, dobry głupiec,
musiała wystąpić w roli partnera.
Frank próbował wyciągnąć z Barbary więcej informacji o Carli, ale na
próżno. W tym punkcie pozostała nieugięta.
W sobotę wrócił z obiema kobietami do Zurychu. Romina sprawiała
wrażenie niepewnej, jakkolwiek jej rany pod grubą szminką były ledwie
widoczne. Nie wspomniała o nieszczęsnej nocy ani słowem. Frank nie
wiedział, czy Barbara zorientowała ją w tym, że i on nie wyszedł bez szwanku.
Co prawda, z tego powodu Romina na pewno nie miałaby wyrzutów sumienia.
Najpierw wysadził Barbarę w jej miejscu zamieszkania, trochę poza
Zurychem. Pożegnał się z nią przyjacielskim pocałunkiem i podziękował za
wszystko, co dla niego zrobiła. Przyrzekli sobie utrzymywać kontakt. Potem
pojechał z Rominą dalej, do jej domu. Dom to było nie najlepiej pasujące
określenie, "willa" bardziej zbliżała się do istoty rzeczy. Posiadłość leżała na
lewym brzegu Jeziora Zuryskiego, bezpośrednio nad wodą. Potężny park z
cudownymi statuami, po części tylko torsy, otaczał wspaniałą budowlę.
Kierując się wskazaniami Rominy, skierował jaguara na szeroki podjazd przed
stylowym wejściem. Zaledwie auto zatrzymało się, pojawiła się pomoc
domowa, aby zanieść bagaż pani Dumas do środka.
– Wejdziesz na szklaneczkę? – spojrzała nań wyczekująco.
Frank wahał się. A więc nie dała jednak jeszcze za wygraną – przemknęło
mu przez głowę. Właściwie nic dziwnego, po wszystkim, czego się dowiedział
od Barbary. Podniecała go, nie mógł się tego wyprzeć. Podobna była do Carli,
RS
72
tak jak tylko bliźniaczki mogą być do siebie podobne. Pomimo to nie była
Carlą, a on kochał tylko i wyłącznie Carlę!
– Dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę go przyjąć. Nie było mnie przez
cały tydzień, muszę jeszcze zajrzeć do zakładu.
Romina nie rozumiała tego. Praca nigdy nie miała dla niej znaczenia, w
przeciwieństwie do pieniędzy. Pewnik, że przez pracę dochodzi się do
pieniędzy, był jej obcy. Umiała zawsze otaczać się odpowiednimi
mężczyznami. Nie wydawała się obrażona. Frank znajdował się na jej liście na
jednym z pierwszych miejsc i było tylko kwestią czasu, kiedy go będzie można
odhaczyć. Chciał się z nią pożegnać bez zachowywania form, próbował
uniknąć jakiegokolwiek cielesnego kontaktu. Ale ona naturalnie nie.
– Boisz się mnie? Tu nikt nas nie widzi, a w każdym razie nikt, kogo by
to obeszło. – Zrobiła krok w jego kierunku. Próbował pomyśleć o czymś
banalnym. Tylko nie okazać teraz słabości! Instynktownie cofnął się.
– Ależ Frank, boisz się jeszcze raz oberwać po tyłku? Przyrzekam ci, że
Carla o niczym się nie dowie. Myślisz, że miałabym ochotę znowu zostać
pobita ?
Próbował zaapelować do jej moralności i rozsądku, ale obie te cechy
występowały u niej jedynie w skromnym wymiarze. Cóż więc miał robić –
uciekać stąd jak tchórzliwy pies?
Stanęła prowokacyjnie przed nim. – Jeśli Romina czegoś chce, dostaje to!
– Nie wątpił w to. Otoczyła mu szyję ramionami i pocałowała przelotnie.
– No to idź do tego swojego zakładu. Zadzwonię do ciebie w przyszłym
tygodniu.
Był dumny, że jej się oparł. Przynajmniej ten jeden raz...
RS
73
Romina i Dagmara
Stos akt na biurku Franka był pokaźny. Najpilniejsze sprawy pani
Baumann położyła osobno. Jego ciekawość obudziła koperta zaadresowana
ręką jednego z wicedyrektorów. Memorandum nie zawierało nic radosnego.
Pan Ehrsam wyrażał się zwięźle:
„Szanowny panie Haller.
Przykro mi, że muszę panu tuż po urlopie przedstawić niepomyślne
wieści:
1. Władze francuskie robią nam trudności. Osobiste rozmowy w Alzacji
są pilnie pożądane. Na moje polecenie pani Baumann zarezerwowała dla pana
pokój z wtorku na środę.
2. Amerykanie okazują się bardziej twardzi niż przypuszczaliśmy.
Ostatnio żądają warunków, które dla nas są zupełnie nie do przyjęcia. Chcemy
w końcu nie tylko dostarczać, ale również zarabiać !
W poniedziałek poinformujemy pana o wszystkich szczegółach.
Pozdrowienia. Ehrsam".
Faktycznie, nieprzyjemny początek po urlopie. Do problemów z Carlą
jeszcze dodatkowo i to. Frank miał już dosyć. Pozostałe sprawy musiały
zaczekać do poniedziałku. Próbował dodzwonić się do Carli, ale jej nie zastał.
Dotarłszy do domu, ponownie wybrał jej numer. Gdzież ona może się
podziewać? Wielokrotnie, acz na próżno naciskał jeszcze tego wieczoru
przycisk powtarzający numer. Chyba rzeczywiście nie było jej w domu, albo
przynajmniej nie miała ochoty podnosić słuchawki. Postanowił następnego
dnia pojechać do niej.
RS
74
Trafił do jej domu około południa. Nie otwierała. Był przekonany, że ona
tam jest. Drzwi wejściowe nie odpowiadały dzisiejszym wymogom
bezpieczeństwa – aż do środka cienkie drewno, górna połowa ozdobiona
cienkimi szybkami zachęcała do włamania. Nie wahał się – jedno uderzenie
pięścią, a szkło rozpadło się, umożliwiając dostęp do zamka od wewnątrz.
Rozczarował się, nie tkwił tam żaden klucz. W tym momencie uświadomił
sobie, co zrobił: włamanie w biały dzień! Wyrzuty sumienia szybko jednak
ucichły. Zdecydowanie wyważył drzwi.
Mieszkanie zdawało się być nie używane od dłuższego czasu. Lodówka
była pusta, nie było śmieci, w łazience nie wisiały ręczniki. Stał tam właśnie,
kiedy nagle posłyszał jakiś hałas. Schował się za drzwiami i zachowywał
cicho. Sytuacja była w najwyższym stopniu nieprzyjemna. Ktoś otwierał drzwi
do szaf, zdawał się czegoś szukać, pakował prawdopodobnie jakieś rzeczy.
Potem znowu kroki. Serce Franka waliło. Kroki zbliżały się do łazienki. Miał
jednak szczęście: zanim drzwi zostały otwarte, zadzwonił telefon.
– Halo, tu mieszkanie Ros.
Rozpoznał głos Barbary. Opowiadała podenerwowana, że ktoś włamał
się przez drzwi wejściowe. Po dłuższej przerwie usłyszał, jak mówi:
– Dobrze Carla, jak chcesz, przyjdę. Odłożyła słuchawkę i zaklęła pod
nosem, nie mógł tego dokładnie zrozumieć. Następnie opuściła mieszkanie.
Gdzie u diabla podziewa się Carla? Dlaczego opuściła apartament i
kazała Barbarze zabrać swoje rzeczy? Nie mógł znaleźć wyjaśnienia. Było to
co prawda teraz mniej ważne; ważniejsze było, żeby podążyć za Barbarą.
Zaprowadzi go bezpośrednio do Carli.
Barbara odjeżdżała na motorowerze. Frank wsiadł do samochodu i
próbował za nią jechać. Nie trzymała się jednak przepisów ruchu drogowego:
RS
75
nierespektowanie czerwonego światła, slalom między zatrzymującymi się
autami, a wreszcie jazda pod prąd na ulicy jednokierunkowej tworzyły rejestr
jej grzechów.
Nie mógł dłużej ryzykować jazdy za nią. Zostawił swoje auto przed
zakazem zatrzymywania się i rozglądał się za jakimś nie zamkniętym na
kłódkę rowerem. W tym czasie stracił Barbarę z oczu. Musiał wreszcie
pogodzić się z myślą, że to nie ma sensu. W zawodzie policjanta żałośnie by
zawiódł. Równocześnie uświadomił sobie, jak śmiesznie się zachował;
przypominało to raczej niedojrzałego młodzieniaszka niż mężczyznę po
czterdziestce. Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby nabrał rozsądku? Nie
powinien żyć tylko dla Carli, zapominając o reszcie świata. Na taką
nieudolność nie mogę sobie więcej pozwolić! Pojechał do domu. Chciał stąd
zatelefonować do Barbary i zapytać, gdzie Carla teraz przebywa. Kochana
Barbara na pewno nie odmówi jego prośbie.
Jakże się mylił. Barbara twierdziła, że nie ma pojęcia o tym, gdzie Carla
się podziewa. Jemu zaś trudno byłoby wyjaśnić, skąd wie, co się wydarzyło.
Wprawdzie obiecała mu, że zadzwoni, gdyby Carla zameldowała się u niej, ale
to pomogło Frankowi niewiele.
Późnym popołudniem zatelefonowała Romina.
– Chcemy zaprosić cię dziś na kolację, kochany Franku. My, to znaczy
mój małżonek i ja. Bardzo byśmy się cieszyli, gdybyś przyszedł. To takie
spontaniczne zaproszenie.
Frank nie wiedział, jak postąpić.
– Nie należy się spodziewać, że zaprosiłaś Carlę?
Romina nie odpowiedziała natychmiast. Przypuszczał, że coś sobie
wymyśla, żeby go zwabić za pomocą tego imienia.
RS
76
– No, nie jest to całkiem wykluczone. Dzwoniła dziś po południu, kiedy
byłam w łazience. Mój mąż z nią rozmawiał. Jak zawsze miał w głowie
muzykę i nie mógł mi powiedzieć, czego chciała. Myślę, że jeszcze raz
zadzwoni, przypuszczalnie chce się ze mną pogodzić. Przy tej okazji mogę ją
zaprosić.
Jeśli nawet w tej opowieści nie było słowa prawdy, to zwietrzył maleńką
szansę ujrzenia Carli i ostatecznie obiecał przyjść.
Romina przyjęła go osobiście w drzwiach. Wyglądała urzekająco.
Głęboko wycięta, ściśle przylegająca do ciała sukienka uwidaczniała jej
szczupłą sylwetkę; długie rękawiczki, wytworne czółenka oraz stonowany
makijaż dopełniały obrazu. Włosy miała rozpuszczone. Uśmiechała się
zapraszająco.
– Ogromnie się cieszę, że mogłeś przyjść – powiedziała przymilnie i
przywitała
go
przyjacielskim pocałunkiem.
Perfumy
jej
pachniały
uwodzicielsko. Poprowadziła go do wspaniałego salonu, urządzonego bardzo
bogato stylowymi antykami oraz supernowoczesnymi meblami.
– Najdroższy Franku, czy mogę ci przedstawić mojego męża?
Czy świadomie użyła sformułowania „najdroższy Franku ?"
Pan Dumas nie sprawiał w żadnym razie wrażenia roztargnionego
artysty, a raczej osoby otwartej i zainteresowanej. Rozmowa z nim przy
aperitifie była bardzo zabawna. Następnie poproszono do stołu. Romina tak
rozplanowała miejsca, że Frank siedział dokładnie naprzeciw niej; mąż zasiadł
u szczytu stołu. Usługiwała dziewczyna. Już podczas jedzenia Romina stale
flirtowała z Frankiem, któremu było bardzo nieprzyjemnie. Panu Dumasowi
zdawało się to jednak nie przeszkadzać. Po jedzeniu Romina przeprosiła na
momencik.
RS
77
– Moja żona wiele o panu opowiadała. – W głosie Dumasa nie było
słychać śladu urazy.
– Mam nadzieję, że tylko dobre rzeczy! – odpowiedział Frank.
– To zależy, co kto uważa za dobre. Ona nie ceni zbytnio odtrącenia
przez mężczyznę.
Frank musiał w tym momencie wyglądać jak ktoś, kto na ulicy spotkał
istotę pozaziemską. Chciał się upewnić, że się nie przesłyszał i poprosił o
powtórzenie.
– Zrozumiał pan całkiem dobrze. Takiej kobiety nie można tak po prostu
odtrącić. Oboje sądzimy, że to nie bardzo taktowne.
Frank już niczego nie pojmował. Romina wróciła do jadalni, prosto do
Franka. Stanęła za nim, otoczyła mu ramionami szyję i przytuliła się do niego.
Czuł jej piersi dotykające tyłu głowy, jej włosy na policzkach, wdychał
odurzającą woń jej perfum – było tego po prostu za wiele. A wszystko na
oczach męża, który najwyraźniej znajdował w tym przyjemność, kiedy jego
żona uwodziła innych mężczyzn! Nie wypuszczała Franka z objęć. Ręką
wędrowała mu po piersi w dół.
– Nie bój się, kochany Franku. Mój mąż woli odgrywać rolę raczej
bierną. Kiedy żona go zdradza, uważa to za podniecające w najwyższym
stopniu. Zwariowane to, no nie?
Nie chciał odpowiadać. Czuł, że tym razem się nie oprze – żaden
normalny mężczyzna nie mógłby się oprzeć w tej sytuacji, powinna to pojąć
również Carla.
Weszła pokojówka. Dopiero teraz zauważył, że Dagmara, jak Romina
miała zwyczaj ją nazywać, to naprawdę ładna młoda osoba. Podeszła prosto do
Dumasa, obserwującego błyszczącymi oczami swoją żonę z Frankiem.
RS
78
Dziewczyna miała na sobie białą bluzkę, krótką, czarną spódnicę z maleńkim
fartuszkiem, ciemne pończochy i czółenka na bardzo wysokich obcasach.
Długie włosy koloru blond i figura bez zarzutu przyczyniały się do tego, że
przyciągała spojrzenia mężczyzn.
– Frank, patrz teraz, ta scena cię zafascynuje – szepnęła mu Romina do
ucha.
Rzeczywiście, nie mógł wyjść ze zdziwienia. Dagmara zrzuciła buty,
uniosła wysoko wąską spódnicę, ukazując nogi. Wypięła z żabki pończochę.
Co za niebiański widok! Zgrabnie zwinęła ją z uda aż do stóp. Dumas trzymał
już ręce z tyłu za oparciem krzesła – widać znał scenariusz. Dagmara
zawiązała mu pończochą przeguby rąk na podwójny węzeł. Frank przyglądał
im się jak zahipnotyzowany. Potem pozbyła się drugiej pończochy, również w
sposób w najwyższym stopniu erotyczny. Dumas otwarł lekko usta. Przełożyła
pończochę, zawiązując ją na węzeł z tyłu głowy. Wydawało się, że Dumasowi
sprawia to nieziemską rozkosz, choć skazany jest już na zupełną bierność.
Dagmara rozpięła bluzkę. Lekko opalona skóra tworzyła wspaniały kontrast z
białym biustonoszem. Teraz Dumasowi nie zrobiło się wprawdzie czarno przed
oczami, jednak dalsze wydarzenia wieczoru mógł już tylko śledzić za pomocą
słuchu – położyła mu bluzkę na głowie i zawiązując rękawy na szyi utworzyła
coś w rodzaju maski.
– Coś takiego podoba mu się, temu paralitykowi. – Romina zdawała się
nie poważać swego męża w żaden sposób. – Wsadź mu jeszcze w spodnie swój
but, Dagmaro, żeby i tam coś się ruszyło! – Zachichotała. – Chodź do mnie,
Dagmaro, czy mamy pośród nas choć jednego prawdziwego mężczyznę?
Uniosła brwi i spojrzała wyczekująco na Franka. On ciągle jeszcze siedział na
krześle przy stole. Romina stała teraz z prawej, Dagmara z lewej. Odczuwał
RS
79
całą tę sytuację jako podniecającą w najwyższym stopniu i odpędził od siebie
skrupuły z powodu Carli. Dziewięciu na dziesięciu mężczyzn marzy o takiej
scenie jak ta!
– To będzie noc, której prędko nie zapomnisz, kochany Franku,
gwarantuję ci to; nieprawdaż Dagmaro? Zostawimy cię w spokoju dopiero
wtedy, gdy już nie będziesz mógł stanąć na wysokości zadania ! – Tu obie
zaśmiały się.
Nie wątpił w to, że obie damy przywiodły już niektórych mężczyzn do
granic wydolności. Było to w istocie niezapomniane, choć bardzo
wyczerpujące przeżycie. Obie nie zostawiały mu zbyt wiele czasu na
wypoczynek, aż nareszcie, mimo najlepszych chęci, nie był już w stanie
niczego więcej zdziałać.
RS
80
Złośliwe zarzuty
Poniedziałek po urlopie oraz bardzo ruchliwym weekendzie okazał się
wyczerpujący i wypełniony pracą. Obaj wicedyrektorzy zorientowali Franka w
wydarzeniach minionego tygodnia. Niezadowalający był postęp w
organizowaniu filii – władze francuskie robiły trudności. Będzie musiał zająć
się tym osobiście, jadąc do Alzacji. Zmiana kursu Amerykanów nie niepokoiła
go natomiast za wiele, tym bardziej że nastawił się na długotrwałe rokowania.
Dopiero pod wieczór znalazł czas, by zatroszczyć się o sprawy prywatne.
– Dobry wieczór, panie Sperling. Jak pracuje pański sklepik? Zbędne
pytanie, zrozumiał to, zanim jeszcze padła odpowiedź.
– Nic szczególnego się nie dzieje, bo i dlaczego? – mruknął Sperling.
Frank polecił mu przysłać panią Ros. Ten jednak nie mógł tego zrobić, jako że
pani Ros przez cały dzień się nie pokazała. Żadnego telefonu, żadnego
usprawiedliwienia, nic.
Wieczorem odszukał Barbarę, w nadziei, że zastanie u niej Carlę.
– Rzeczywiście, chwilowo mieszka u mnie, ale nie życzy sobie z nikim
rozmawiać, z tobą również nie, przykro mi – oznajmiła Barbara.
– Co ma znaczyć ten teatr, do cholery! Chcę rozmawiać z Carlą, tu i
teraz. Nie chcę audiencji u papieża. Kocham Carlę i potrzebuję jej!
Popatrzyła na niego nieporuszona i wręczyła mu kartkę papieru.
– Masz się zobowiązać, że nie będziesz nawiązywał stosunku z żadną
inną kobietą, a już na pewno nie z Rominą, dopóki pozostajesz w związku z
Carlą. Zobowiązanie masz złożyć na piśmie.
Oniemiał, ale pojął, że nie ma innego wyjścia. A więc napisał to, czego
Carla sobie życzyła.
RS
81
– Dobrze, zaniosę jej to, a potem zostawię was samych. – Znowu, jak już
nieraz, stała się zbędna.
Czekał. Miał uczucie, jakby nie widział jej od miesięcy, tęsknota za nią
doprowadzała go prawie do szaleństwa.
Nareszcie! Carla pojawiła się i podeszła prosto do niego. Odwzajemniła
pocałunki, ale nie chciał zbyt wiele ryzykować i okazywał powściągliwość,
choć przychodziło mu to z trudem.
– Carla, przykro mi... – zaczął z wahaniem.
– Proszę, ani słowa więcej o urlopie, zapomnijmy o całej sprawie!
To mu odpowiadało. Pytanie, dlaczego wyprowadziła się i nie przyszła
do pracy, zbyła jakimś unikiem. Odniósł wrażenie, że znowu chciała wyjechać
za granicę.
– Czy mogę cię zaprosić na kolację w środę wieczorem? Jutro z samego
rana muszę jechać do Colmar i wrócę przypuszczalnie późnym popołudniem.
Miał nadzieję, że może ona objawi zainteresowanie i zechce mu towarzyszyć.
Carla zdawała się odgadywać jego życzenia.
– Na pewno masz ochotę dać się kulinarnie rozpieścić w jakiejś
pierwszorzędnej restauracji? – powiedziała z łobuzerskim uśmiechem.
– Scenariusz nie musi być zawsze taki sam; twoja fantazja z pewnością
nie jest jeszcze wyczerpana?
– Rozpieszczę cię na swój sposób, kochany, przyrzekam. Tylko radzę ci,
trzymaj się odtąd z dala od innych kobiet, dopóki jesteśmy razem. Następnym
razem nie skończy się to tylko na obitym tyłku!
Frank mógł tylko mieć nadzieję, że Romina nigdy nie opowie Carli o
ubiegłej nocy. Nie był jednak wcale pewny, czy można było w tym względzie
na Rominie polegać.
RS
82
Już we wtorek rano przeprowadził pierwsze rozmowy z francuskimi
władzami. Przebiegały pomyślnie. Jak wiadomo, o Francuzach nie można
powiedzieć, że są uparci. Kolejne potwierdzenie tej prawdy odebrał Frank jako
rzecz bardzo miłą.
Wieczorem jadł kolację w hotelu. W jadalni zwrócił jego uwagę starszy
pan, który często – o wiele za często – spoglądał na niego. Kiedy Frank chciał
opuścić restaurację, starszy pan podniósł się i powiedział:
– Czy możliwe jest, że się znamy?
Haller za nic nie mógł sobie przypomnieć, żeby gdzieś już widział tego
człowieka.
– Pan jest przecież ze Szwajcarii, z Zurychu ? – dopytywał się dalej
nieznajomy.
Frank nie zaprzeczył, nie miał przecież nic do ukrycia.
– Pan pozwoli, nazywam się Berthoud. Jestem prawnikiem. Między
innymi prawnikiem pani Rominy Dumas, jeśli to panu pomoże.
To przynajmniej stwarzało jakieś powiązanie. Co prawda, usłyszenie
nazwiska Rominy nie wróżyło nic dobrego. Cóż u diabla może chcieć ode mnie
ten facet?
– Pani Dumas jest damą kierującą się wyłącznie własną wolą. Z
pewnością przekonał się pan o tym sam. Zleciła mi, abym pana odszukał, by
porozmawiać w pewnej... – Berthoud zawahał się – no, w pewnej trochę
kłopotliwej sprawie. W pańskim biurze przekazano mi adres pańskiego hotelu i
tak oto przyjechałem. Koszty nigdy nie odgrywają dla pani Dumas żadnej roli.
Frank nie umiał pod pojęciem „kłopotliwa sprawa" niczego sobie
wyobrazić i poprosił Berthouda, by wyraził się ściślej.
RS
83
– Nie jest mi miło mówić o tym z panem, ale zlecenie to zlecenie, a
zanim włączymy policję...
To wystarczyło. Cierpliwość Franka wyczerpała się.
– Niech pan wreszcie będzie konkretny, człowieku! Co to znaczy:
„włączymy policję"? Czy ta Dumas zwariowała? Co to wszystko ma znaczyć?
Berthoud pozostał rzeczowy; jako adwokat był przyzwyczajony do
niejednego.
– Czy to prawda, że noc z ubiegłej niedzieli na poniedziałek spędził pan
w domu pani Dumas? – Frank potwierdził. – Pani Dumas obwinia pana, panie
Haller, że przymusił pan do miłości jej pokojówkę, wyrażając się dyskretnie.
Na razie zorientowała w sprawie tylko mnie.
– To jest szczyt wszystkiego. Ja miałbym zgwałcić pokojówkę!
Człowieku, czy jest pan przy zdrowych zmysłach? Frank nie posiadał się z
oburzenia.
Berthoud mówił dalej bez żadnej emocji:
– Pani Dumas twierdzi, że taki jest stan faktyczny.
Frank zaczął krzyczeć:
– To zmyśla całkowicie! Ja i gwałt na służącej – wierzy pan naprawdę, że
miałbym to zrobić? Wyglądam jak gwałciciel ? – Zauważył, że niektórzy
goście hotelowi zaczęli zaciekawieni spoglądać na nich. Spróbował wziąć się
w garść i mówić ciszej.
– Jako doświadczony adwokat odzwyczaiłem się sądzić ludzi po ich
wyglądzie. Na początku mojej kariery parę razy srodze się pomyliłem. Jak by
nie było, jest faktem, że był pan w domu pani Dumas i zna pan pokojówkę
Dagmarę, czyż nie?
RS
84
– Słusznie. Potwierdzam chętnie, że spędziłem bogatą w wydarzenia noc
z obiema pełnymi temperamentu paniami. Tylko – jeśli ktoś przy tym rzeczy-
wiście był zmuszany do miłości, to ja. Obie damy załatwiły mnie na amen. Na
początku rzecz sprawiała mi wielką uciechę, miałby ją każdy mężczyzna, ale
panie przekroczyły punkt, w którym powinny były dać sobie spokój. Nie mam
już w końcu 20 lat.
Berthoud spojrzał na niego badawczo.
– Wygląda na to, że źle z panem. Według pani Dumas dziewczyna chce
pana oskarżyć. Pani Dumas i jej małżonek będą musieli poświadczyć jej słowa.
– Jasne, właśnie pan Dumas, ten obwisły kutas, będzie mógł wystąpić
jako świadek. Przecież on nic nie widział, bo go te obie oszalałe na punkcie
miłości kobiety na jego własne życzenie związały, zakneblowały i przewiązały
mu oczy!
Berthoud potwierdzająco kiwał głową.
– Rzeczywiście nic nie widział, ale słyszał dosyć, żeby móc sobie
odtworzyć, co się działo. Według opowieści pani Dumas zmusił pan pana
Dumasa do bezczynności wiążąc go. Jak pana widzę, to rozumiem, że pan
Dumas, mężczyzna o tak drobnej budowie, nie miał najmniejszej szansy
przeciwko panu.
Frank zrozumiał, że dyskusja z tym zarozumiałym adwokatem nic nie da.
– Czy istnieje jakaś możliwość, by tę sprawę utrzymać między nami? Nie
mam ochoty na żaden proces.
Na to Berthoud zdawał się czekać. Skwapliwie skierował rozmowę na ten
tor.
– Na pewno taka możliwość istnieje. Zanim pani Dumas poweźmie jakieś
kroki, chce rozmawiać z panem. Cieszę się, że jest pan dostatecznie mądry, by
RS
85
sprawę załatwić poza sądem. Właściwie niczego innego nie oczekiwałem.
Proszę skontaktować się z moją klientką zaraz po powrocie. Tu uznał swoje
zadanie za spełnione i pożegnał się z Frankiem.
Pomimo tej najnowszej, w najwyższym stopniu niemiłej historii udało
mu się pchnąć sprawę budowy filii francuskiej, co prawda za cenę
dodatkowych nakładów. Do Zurychu wrócił w środę wieczorem trochę
wcześniej niż planował. Zaniechał rutynowego pójścia do fabryki i pojechał
prosto do Rominy.
Otworzyła Dagmara. Niczego nie dała po sobie poznać. Czy w ogóle
wiedziała o tej niesłychanej historii, rozpowszechnianej przez swą
chlebodawczynię? Frank uznał, że lepiej z nią o tym nie mówić. Romina
przyjęła go w chwilę potem, uśmiechając się chłodno, i poprowadziła do
salonu. Nie mógł się już dłużej opanować.
– Od kiedy zadaję się z kobietami, a trwa to już dwadzieścia lat, nie
spotkałem jeszcze nigdy takiej podstępnej i chamskiej łajdaczki, jak ty! – był
to prawdziwy wrzask.
Ona zachowała spokój; wiedziała, że ma mocniejszą pozycję. Kto umie
pozostać rzeczowy, w kłótniach zawsze ma więcej szans.
– Zupełnie nie wiem, czemu się tak unosisz. Na razie jeszcze nie
złożyliśmy skargi. Jeszcze wszystko może zostać między nami.
– To, co uknułaś, to podłe oszczerstwo. Wiesz najdokładniej, co się
rozegrało tej nocy, że to ty i Dagmara uwiodłyście mnie, a nie odwrotnie. Przy-
pisywać mi gwałt to absurd. Pozostaje dla mnie niejasne, jaki cel zamierzasz za
pomocą tego oskarżenia osiągnąć.
Romina efektownie zarzuciła nogę na nogę, przy czym wąska spódnica
uniosła się wysoko do góry.
RS
86
– Tej wątpliwej nocy całkowicie się zapomniałeś. Prawdopodobnie za
dużo wypiłeś. Faktem jest, że zarówno Dagmara, jak i mój mąż mogą w sądzie
zaświadczyć, że twoje zachowanie pozbawione było wszelkich hamulców.
Frank spojrzał na nią z wyrzutem. Na jej wdzięki pozostał w tym
momencie zupełnie obojętny.
– Wiesz dobrze, że nie mogę sobie teraz pozwolić na żaden proces.
Nawet jeśli mnie uniewinnią, to i tak zostanie na mnie pewien cień. A więc,
czego chcesz ode mnie, czego żądasz?
Dała mu czekać na odpowiedź.
– Chcę, żebyś zostawił Carlę. To nie jest kobieta dla ciebie. Nie
zasługujesz na nią.
Frank nie wierzył własnym uszom. I to na domiar złego właśnie Romina
musiała powiedzieć coś tak bezsensownego, ona, która była na tyle
pozbawiona skrupułów, żeby rozbijać harmonijny związek.
– A g... ! Kocham Carlę, ona znaczy dla mnie bardzo wiele. Wszystko
bym dla niej zrobił, ale tego na pewno nie zrozumiesz, bo kochasz tylko jedną
osobę: siebie samą!
Podniósł się i podszedł do Rominy.
– Teraz odchodzę i nie mam żadnej ochoty cię jeszcze oglądać. Ale
zanim opuszczę dom, porozmawiam sobie jeszcze z Dagmarą.
Szybko pojęła, że obrana strategia zdobycia Franka dla siebie nie
przyniesie pożądanego efektu. Zmieniła taktykę i zastosowała sposób
sprawdzony i ulubiony przez kobiety: zaczęła płakać. To zadziałało
natychmiast. Jak większość mężczyzn, na widok płaczącej kobiety poczuł się
bezradnie. Usiadł przy niej i pocieszająco objął ramieniem.
RS
87
– Przykro mi Frank, naprawdę. Nie chciałam cię oszukać. Zakochałam
się w tobie. Od pierwszego momentu naszego spotkania chciałam cię mieć.
Jestem zazdrosna o Carlę.
Milczał. Co mógłby powiedzieć? Że pożądał tylko jej ciała, traktując ją
jako namiastkę Carli? A w ogóle: była mężatką i na ile ją znał, rozejrzy się
wkrótce za innymi mężczyznami. Postanowił nie kierować się współczuciem.
– Wiesz, że kocham tylko Carlę. Nie mam już ochoty wystawiać nasz
związek na ryzyko z powodu innych kobiet. Również z twojego powodu,
Romino, i proszę, żebyś to respektowała. Teraz muszę iść, twoja siostra czeka
na mnie.
Romina nie czyniła żadnych gestów, żeby go zatrzymać. Jego
zdecydowanie nie pozostawiało wątpliwości, że jest całkowicie pod urokiem
Carli. To było więcej niż miłość, zdawał się już być beznadziejnie zdany na jej
łaskę i niełaskę.
Spotkał się z nią w znanej restauracji w centrum miasta. Wyglądała
uroczo, czarując go swym niebieskim kostiumem ze skóry. Uznał to za znak
zgody. Tego wieczoru chciał ją zorientować w planach dotyczących jej
szkolenia i pozycji w przedsiębiorstwie.
– Nie chcę, żebyś musiała nadal jako prosty pracownik w piwnicy naszej
firmy pakować tubki. To nigdy nie było miejsce dla ciebie. Powinnaś pracować
na górze, na piętrze szefów, bezpośrednio obok mnie. Zlikwidujemy mały
pokój narad i urządzimy to pomieszczenie stosownie do twoich życzeń. Zanim
jednak do tego wszystkiego dojdzie, chciałbym podczas intensywnego treningu
przygotować cię do twej przyszłej pracy. Masz wielkie luki w wykształceniu,
ale to nie jest znowu takie tragiczne, w dzisiejszych czasach, przy obecnej
ofercie szkoleniowej, można to wszystko w stosunkowo krótkim czasie
RS
88
nadrobić. Zorganizowałem ci wolontariat u jednego z moich partnerów. Tam
będziesz mogła od połowy stycznia przez dwa miesiące stosować nabyte
wiadomości teoretyczne w praktyce. Potem poddamy cię przez tydzień
reżimowi pani Baumann. Tak być musi. Ona z pewnością będzie usiłowała
odkryć twoje słabości i zrobi wszystko, żeby mi udowodnić, że nie nadajesz się
do biura. W odpowiedzi na to będziesz musiała zmobilizować wszystkie
rezerwy, żeby jej zamiar się nie powiódł. Chcę, żebyś odniosła sukces! W
potoku mowy nie zostawił sobie prawie czasu na oddychanie. Wszystko
brzmiało bardzo obiecująco. Tylko – czy pomyślał przy tym również o Carli?
– Uważam, że to wszystko jest wspaniałe, ale trochę mnie dziwi, Frank,
że takie decyzje – decyzje dotyczące mojej przyszłości – podejmujesz, nie po-
rozmawiawszy wcześniej ze mną. A co, jeśli ja nie zechcę? Czy z tym się w
ogóle nie liczysz?
Jej protest nie sprawił na nim żadnego wrażenia.
– Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że kobieciątko z ciebie
ambitne. Jesteś osobowością dynamiczną, zdolną do czegoś więcej niż
pakowanie tubek. Życzyłbym sobie, żebyś w moim zakładzie dopracowała się
stanowiska kierowniczego. – Zaśmiał się drwiąco. – Na przykład będę cię
wysuwał do przodu, kiedy trzeba będzie ogłosić i realizować niepopularne
decyzje. Będziesz trzymała z dala ode mnie moich dwu zdolnych, ale czasami
uciążliwych wicedyrektorów. Powinni odczuć twoją twardą rękę. – Frank
promieniał.
Carla kopnęła go w goleń, mówiąc przy tym z uśmiechem:
– Po prostu jesteś tchórzem. Na pewno myślisz, że mogłabym
wyładowywać swoje nastroje w zakładzie i udawałoby ci się lepiej unikać ich
w domu ?
RS
89
Skinął głową i zaśmiał się kpiąco.
– Poza tym, zapomniałem ci powiedzieć: zanim pierwszego kwietnia – to
nie jest żart! – obejmiesz swoją nową funkcję, spędzimy oboje romantyczny
tydzień urlopu na pewnej małej wyspie na Morzu Śródziemnym. Już wszystko
przygotowałem. Zadowolona ?
No pewnie, że była zadowolona – tylko tak dalej ! Widziała, że cel jest
coraz bliżej. Bardziej bowiem niż tydzień urlopu rozpalała jej zainteresowanie
możliwość zaspokojenia swej żądzy władzy na nowym obszarze. A do
osiągnięcia tego celu dobry był każdy środek.
Tygodnie, które nadeszły, były bardzo wyczerpujące, szczególnie dla
Carli. Musiała stwierdzić, że sama inteligencja to za mało, aby uzupełnić
wielkie luki w wykształceniu w możliwie krótkim czasie. Nazbierało się trochę
tych braków. Młodsi na ogół uczestnicy treningu nie czynili całej sytuacji
łatwiejszą. Żeby zrozumieć to, co nowe, potrzebowała więcej czasu, gdyż brak
jej było potrzebnych do tego celu wiadomości podstawowych. Nie poddawała
się jednak zniechęceniu i zawzięcie przedzierała się przez codzienne zadania,
których skala trudności stopniowo rosła.
W tym pełnym napięcia okresie prawie zupełnie wyrzekła się spotkań z
Frankiem. Widzieli się zaledwie okazyjnie przy posiłku niedzielnym. Frank był
świadom, że szkolenie obciąża ją do granic wytrzymałości. Pomimo to
rezygnacja z jej bliskości nie przyszła mu łatwo. Carla nie uznawała tu jednak
kompromisu. Otworzył jej możliwość objęcia ważnej funkcji, to była jej
szansa. Chciała piąć się do góry, chciała mieć coś do powiedzenia. Była przy
tym świadoma tego, że niektórzy ludzie w jego zakładzie będą próbowali
podstawić jej nogę – przede wszystkim pani Baumann; a może również obaj
wicedyrektorzy.
RS
90
Frank wykorzystał okres bez Carli do intensywniejszego zajęcia się
przedsiębiorstwem. Od czasu ostatniej interwencji we Francji wszystko
przebiegało gładko. Inaczej rokowania z Amerykanami – ci okazali się twardzi
i upierali się przy tym, żeby Frank ustąpił, jeżeli chce w ogóle postawić stopę
na amerykańskiej ziemi. W tych okolicznościach stracił pewność, czy chce
jeszcze przystąpić do amerykańskiego interesu.
Przy końcu lutego pojechał z panem Ehrsamem z trzydniową wizytą
targową do Kolonii. Jeszcze nigdy nie byli razem w podróży; podczas wystaw
fachowych towarzyszył mu przeważnie Weissmuller, który tym razem musiał
zrezygnować z powodów osobistych. Tak się więc złożyło, że mógł poznać
Ehrsama trochę bliżej również od strony prywatnej. I jak to często w męskich
rozmowach bywa, późnym wieczorem pojawił się na tapecie temat „seks".
Obaj stwierdzili przy tym, że w tej dziedzinie hołdują podobnym
upodobaniom. Ehrsam przyznał się całkiem otwarcie – głównie dzięki
skonsumowanemu obficie alkoholowi – do wyraźnych skłonności maso-
chistycznych. Frank pozostał powściągliwy, dał mu jednak wskazówkę –
polecił mu pewną dominę–profesjonalistkę. Dama nazywała się Lady S. i
nietrudno było znaleźć numer telefoniczny jej salonu. Najwyraźniej Ehrsam
zmieniał dotychczas swoje fantazje seksualne w czyny bardzo ostrożnie,
przynajmniej jeśli chodziło o wizyty u profesjonalistek. Frank przekonał go do
„konsultacji" u Lady S. Sam nie miał ochoty, gdyż Carla ofiarowywała mu w
tym względzie wszystko, czego potrzebował.
Następnego dnia Ehrsam wykręcił numer Lady S. Dama kazała mu
przyjść o ósmej wieczorem do swego domu na skraju miasta.
Doświadczeni taksówkarze mają tę miłą cechę, że pewnych rzeczy nie
trzeba im długo tłumaczyć. Wiedzą, z kim mają do czynienia, i przede
RS
91
wszystkim znają właściwe adresy. Ehrsam ucieszył się, że zdążył przybyć na
czas. Wiedział z opowiadań innych, że profesjonalne dominy mogą reagować
na spóźnienia bardzo gniewnie. Kiedy stanął przed drzwiami Lady S., był już
bardzo zdenerwowany. Jeszcze mógł zawrócić, ale jak automat nacisnął guzik
dzwonka.
Otworzyła mu długowłosa blondynka. Stonowany makijaż zapewniał
bladej twarzy nieco atrakcyjności. Ubrana była w klasyczną czerwoną sukienkę
oraz sandały na bardzo wysokich obcasach.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, do jakiego go wprowadziła. Do
oglądania nie było w nim wiele: podłoga z płytek klinkierowych, nagie białe
ściany, biały sufit. Pokój nie miał okien, jedynie mała lampka reflektorowa
oświetlała pomieszczenie. Mebli nie było żadnych. Na polecenie Stelli, gdyż
tak przedstawiła się dziewczyna, rozebrał się i złożył swoje ubranie, buty,
zegarek, pierścionki i osobiste papiery do skrzyni. Stał teraz oto nagi i trochę
zagubiony. Zbudziły się w nim wątpliwości. Również za pierwszym razem,
kiedy za granicą odwiedził pewną dominę, nie było inaczej; już wtedy
najchętniej by uciekł, zaledwie stanął przed swą panią. Jeśli chociażby jeden
drobiazg – twarz, figura, głos, ubiór czy perfumy – nie pasował, cały urok, owo
dopiero co jeszcze mocne pożądanie znikało gwałtownie, jak zdmuchnięte.
Drzwi otwarły się i weszła Stella, pokojówka Lady S.
– Nasza pani jest dziś w wyjątkowo złym nastroju. Nie zniesie
najdrobniejszej nieprawidłowości. Mówię ci to, żeby cię ostrzec. – Szelmowski
śmiech wyrażał radość z cudzego strachu.
Tego mi tylko brakowało. I to wszystko dobrowolnie!
Zaprowadziła go do pomieszczenia, w którym najwyraźniej lady miała go
ciemiężyć. Urządzenia tu stojące mogły przerażać. Niewtajemniczeni musieli
RS
92
odnieść wrażenie, że ofiara opuszczała to miejsce ledwie żywa: mała klatka z
prętami metalowymi, wielka, drewniana rama z hakami oraz urządzeniami do
wieszania, łóżko do rozciągania ofiary z rzemieniami skórzanymi, a także
łóżko z bielizną gumową – wszystko to mogło nowicjuszowi napędzić po-
rządnego stracha. Przygotowana garderoba dominy pokazywała upodobania
masochistów: skórzane buty z cholewami, długie do kolan bądź sięgające na
całą nogę; szpilki z obcasami jak ołówek, spódnice, spodnie, kombinezony ze
skóry i wiele jeszcze innych rzeczy. Rzucały one najoporniejszych na kolana.
Ostatnia wskazówka Stelli, jak należy się zachować jako niewolnik pani,
wzmogła nerwowość Ehrsama.
Potem weszła Lady S. Jej pojawienie się wywarło na nim głębokie
wrażenie. Jej nastrój rzeczywiście zdawał się być nie najlepszy – obrzuciła go
stekiem najgorszych wyzwisk. Nie pomylił się co do adresu; tu nikt go nie
rozpieszczał na francuską modłę. Pokazano mu, jaką impertynencją jest samo
jego przybycie tutaj. Lady o miedzianorudych włosach, wyzywająco
uszminkowana, miała mocną figurę i wydawała się zdolna do komenderowania
bez wysiłku całym regimentem – i biada żołnierzom, którzy by nie usłuchali!
Ubrana była w czarną, skórzaną sukienkę mini, bez rękawów; z głębokiego
dekoltu wylewał się obfity biust. Skórzane rękawiczki sięgały do łokci. Nóg
nie można było właściwie zobaczyć, gdyż cholewy butów na bardzo wysokich
obcasach sięgały skraju sukienki. Pejcz w ręku sygnalizował, że nie przyszła
żartować.
– Nie jesteś tak całkiem nędznym i koszmarnie brzydkim facetem, jak
opisała cię Stella. – Jej głośny śmiech brzmiał ordynarnie. Najwyraźniej
chodziło tu o żart dominy, a więc Stella i Ehrsam zaśmiali się również.
RS
93
– Przeszkadza mi tylko ten brzuch od piwa. Stella, przynieś gorset i
zasznuruj naszego niewolnika tak, żeby miał talię młodzieńca! – Znów
zaśmiała się urągliwie.
To, co mu Stella dopasowała, było strasznie niewygodne.
– Jak się właściwie nazywasz, kluseczko? – zapytała Lady S.
Natychmiast wpadł w pułapkę: spontanicznie wymienił swoje imię i
zainkasował dwa siarczyste policzki.
– Niewolnikom wolno mówić dopiero wtedy, kiedy pani na to pozwala,
jasne? Rzuciła mu złe spojrzenie z góry. Klęczał przed nią, od kiedy weszła.
Również to należało do ceremonii, podobnie jak całowanie butów na
przywitanie.
– Nie wydajesz się jeszcze całkiem obudzony. No, spróbujemy
wyciągnąć cię z twoich snów. Stella, zwiąż go!
Zwyczajowy scenariusz rozwijał się dalej. Stella przymocowała kółka,
dołączone do więzów na rękach i nogach, na hakach tkwiących w rogach
drewnianej ramy, co znacznie ograniczyło mu swobodę ruchów. Lady S.
zapytała, czy wolno jej pozostawić ślady – ważne pytanie, szczególnie u
mężczyzn żonatych. Skinął głową. Jako samotny musiał jedynie uważać
podczas wspólnych pryszniców po turniejach związku sportowego, by nie
wystawiać swojego tyłka na pokaz.
Domina przyłożyła się solidnie do dzieła. Wielokrotnie zmieniała
instrumenty, a pierwszy akt zakończyła kotką o dziewięciu ogonach – biczem
szczególnie „dobroczynnym". Pośladki paliły go jak ogień. Pomimo to jego
zapał po rozwiązaniu więzów pozostawiał jeszcze cokolwiek do życzenia.
RS
94
Jako profesjonalistka z odpowiednim doświadczeniem Lady S. zauważała
zawsze prędko, jeśli klient nie potrafił się zapomnieć i nie dochodził do odpo-
wiedniego nastroju.
– Co jest z tobą? Powinieneś mi może wyjaśnić, czego chcesz. Skąd ja
mam wiedzieć, czego ci potrzeba, do jasnej cholery?
Była naprawdę zła. Nie chodziło jej tylko o to, żeby zarobić pieniądze.
Również w tym rzemiośle istnieje coś takiego, jak duma zawodowa.
Zadowalanie klientów było celem jej dążeń. Jej klientela uważana była za
wymagającą i rekrutowała się w lwiej części z panów dobrze sytuowanych, na
kierowniczych stanowiskach, którzy sporadycznie odczuwali chęć zamiany
wszechwładzy w życiu codziennym na poddańczość i pozostawienia aktywno-
ści drugiej stronie. Paradoksalne w rzeczy samej jest wszakże to, że masochista
również u dominy reżyseruje sytuacje i określa, co jego pani ma robić. Ci
klienci wiedzą dokładnie, czego chcą. Na tym tle Ehrsam zdawał się być
wyjątkiem. Sprawiał wrażenie niezdecydowanego i wystawiał cierpliwość
Lady S. na próbę.
– Ponieważ nie jesteś w stanie sformułować konkretnie swych życzeń,
przestaję ciebie słuchać.
O dalszym przebiegu będę decydować sama i mam nadzieję, że będzie ci
się podobało.
Został teraz rozciągnięty na łożu tak, jakby miał urosnąć kilka
centymetrów. Na nagą skórę wyciągniętego ciała lała Stella gorący wosk ze
świec, troszcząc się w ten sposób o dodatkowy nastrój. Po przerwie na leżenie
domina zadbała o trochę ruchu dla swego niewolnika. Ehrsam otrzymał lekcję
jazdy konnej – co prawda nie jako jeździec, lecz koń. Ćwiczeniu temu
zawdzięczał obfity pot oraz przekonanie, że konie nadają się do tego celu lepiej
RS
95
niż ludzie – szczególnie, gdy amazonka jest bezlitosna i twarda, nie toleruje
przerw na złapanie tchu i robi częsty użytek z pejcza. Lady S. kopała go
ponadto z upodobaniem obcasami swych szpilek po udach, co sprawiało coraz
większy ból. Brutalnie wykonywała dzikie ruchy na jego plecach, ujmując
tułów nogami w ciasne kleszcze. Nie popuściła, dopóki całkiem wyczerpany
nie osunął się na ziemię.
Po krótkiej przerwie został zaprowadzony do małego pomieszczenia ze
ścianami pomalowanymi na czerwono. Zamiast dywanu na podłodze leżała
gruba mata, a w odstępie mniej więcej metra od ścian biegły dwie elastyczne
liny – całość przypominała ring.
– No, potrafisz sobie wyobrazić, co cię czeka? – Lady S. spojrzała nań
wyzywająco.
Skinął głową.
– Urządzimy ci małe zawody zapaśnicze – będziesz mianowicie walczył
ze Stellą. Jeśli wygrasz, ona cię trochę rozpieści, jeśli przegrasz, musisz wy-
stąpić przeciwko mnie. – Panie mrugnęły do siebie porozumiewawczo.
Ehrsam czuł się pewnie, jako mężczyzna miał duże szanse w walce z
kobietami. Tak więc wstąpił razem z pokojówką na ring. Ona zmieniła
sukienkę na czerwony, skórzany, jednoczęściowy strój gimnastyczny, do tego
założyła pasujące czerwone kozaki.
– Ach, prawie bym zapomniała. Jesteś w końcu mężczyzną i górujesz nad
nami siłą. Dlatego należy ci trochę przeszkodzić. Znowu roześmiała się hałaśli-
wie.
Logiczne, mogłem się w końcu domyślić, że mi tak łatwo nie przepuszczą.
Stella przewiązała go w talii paskiem, przywiązując do niego przegub jego
RS
96
prawej ręki. Miał więc wolną tylko lewą, co naturalnie znacznie utrudniało mu
zadanie.
Lady S. oddzwoniła pierwszą rundę. Próbował złapać Stellę za lewe udo,
aby móc rzucić ją plecami na matę. Ona jednak zdawała się mieć doświad-
czenie w walce. Uchwyciła jego wyciągniętą rękę w przegubie, okręciła go,
swoje ramię wcisnęła z tyłu do góry, prawą nogę wstawiła ukośnie przed jego
kończyny dolne – jeden silny cios od tylu i upadł do przodu na matę. Zaledwie
padł na ziemię, a już zakleszczyła mu głowę nogami. Zahaczyła o siebie stopy,
ściskając mu szyję łydkami; klasyczna pozycja zapaśnicza. Na próżno usiłował
ruchami do tyłu uwolnić się z tych nożyc. Im bardziej się wił, tym mocniejszy
był nacisk nóg.
Lady S. pozwoliła mu długo dusić się w tym położeniu, zanim
rozstrzygnęła walkę na korzyść pokojówki.
– Stella, rozwiąż temu słabeuszowi rękę i przynieś mój czarny
kombinezon skórzany oraz czarne, sznurowane kozaki. Potem niech niewolnik
przyjdzie do pani. Szybko, ruszajcie się. Przyzwyczajony do rozkazywania
głos Lady S. napędził stracha obojgu.
Kiedy stanął przed nią, przewiązała mu opaską oczy.
– Wolni ci zdjąć twojej pani rękawiczki, suknię i kozaki. Czy to nie
wspaniałe?
Skinął głową, z oczywistych powodów unikał mówienia. Zobaczyć nie
mógł już nic. Ona poprowadziła jego ręce do swych piersi, co go natychmiast
podnieciło. Potem dotarł po omacku, dotykając jej delikatnie, do zamka
błyskawicznego na plecach i zaczął ostrożnie opuszczać sukienkę wzdłuż form
jej ciała w dół. Nieśmiałymi ruchami zrolował rękawiczki i wreszcie ukląkł, by
zdjąć buty. Przylegające ciasno do ciała cholewki można było ściągnąć
RS
97
otwierając zamek błyskawiczny, dlatego próbował domacać się obiema rękami
ostrożnie górnego ich końca. Mimo że dotykał jej trwożliwie i
niezdecydowanie, oberwał po palcach.
– Otwieraj zamek zębami!
Spróbował wykonać to polecenie, ale nie było to proste. Potem wolno mu
było pomóc wejść jej w skórzany kombinezon oraz zasznurować kozaki.
Sznurówki i liczne dziurki sprawiały mu trudności, bo przecież nic nie widział.
Lady S. kazała zasznurować je aż do samej góry, a potem go ofuknęła:
– To trwa o wiele za długo, musisz to jeszcze ćwiczyć! Dalej, ściągaj i
ubieraj jeszcze raz! Stella, patrz na zegarek, dajemy mu trzy minuty na but. Jak
nie zdąży, to idzie pod lodowaty prysznic! Domina już nie żartowała, lecz była
twarda i nieugięta. Ehrsam starał się, jak tylko mógł, lecz nie udawało mu się.
– Jesteś niezgrabnym głupcem!
Zdjęła mu opaskę z oczu, ujęła go pod brodę i popatrzyła mu wrogo w
oczy.
– Kim jesteś? – pytaniu towarzyszył celnie wymierzony policzek.
Po raz pierwszy odczuł prawdziwy respekt przed tą kobietą.
– Jestem niezgrabnym głupcem – odpowiedział spontanicznie.
– A czego niezgrabni głupcy nie powinni robić? – pociągnęła go za ucho.
– Nie powinni gniewać swej pani. – Znów odpowiedział bez
zastanowienia.
Stella zaprowadziła go do innego pomieszczenia i postawiła pod
lodowaty prysznic.
Zapowiedziano ostatni akt. Jeszcze raz wyszedł na ring, tym razem z
panią. Zrezygnowała ze stawiania mu przeszkód, jego szanse były tym samym
duże. Zostawił jej więc pierwszy chwyt. Prędko okazało się to błędem,
RS
98
ponieważ Lady S. była nie tylko większa i silniejsza od niego, lecz także,
podobnie jak Stella, bardziej doświadczona w walce. Postępowała brutalnie:
szybki cios kolanem w brzuch i zwinął się z bólu odruchowo do przodu, na co
ona rękami ujęła mu klatkę piersiową w klamrę. Położyła na jego tułów cały
ciężar swego ciała. W tej zgiętej pozycji pod nią niewiele mógł począć.
Domina zaczęła chwyt zapaśniczy – uniosła z rozpędem jego nogi z ziemi i
rzuciła go głową do przodu na matę. Potem natychmiast chwyciła go nogami w
nożyce. Podczas gdy uda ściskały mu szyję, czuł jej pupę dokładnie na swej
twarzy. Pozycja, w której go uwięziła, a przede wszystkim zwierzęcy zapach
skórzanej odzieży, podnieciły go momentalnie. Dostarczenie mu wytęsknionej
ulgi stało się następnie zadaniem Stelli.
Przy pożegnaniu domina głaskając go delikatnie po policzku
powiedziała:
– Nie musisz się martwić o swoją siłę. Stella i ja pracowałyśmy długie
lata w naszej dzielnicy w Hamburgu jako zawodniczki w ringu.
Zaspokojony i rozluźniony powrócił Ehrsam z powrotem do
„normalnego" życia.
RS
99
Urlop na Elbie
Tymczasem Carla zakończyła ostatni tydzień praktyki w firmie
przyjaciela Franka. Ocena jej zdolności, zaangażowania i siły przebicia w
realizacji celów wypadła całkowicie pozytywnie; charakterystyka osobowości
natomiast nie wskazywała już na tak wiele zalet i pokrywała się mniej więcej z
obrazem, jaki Frank sobie wyrobił o niej.
Jak można było się spodziewać, szczytowym momentem szybkiego kursu
Carli był tydzień pod rządami pani Baumann. Ta nie przepuściła żadnej okazji,
by móc rozkoszować się władzą. Niejeden raz śmiał się pod nosem, żegnając
się z Carlą po skończonej pracy; ciągle jeszcze siedziała przy biurku nad
jakimś zleceniem z policzkami zaczerwienionymi z gorliwości. Umiała jednak
postawić na swoim i na koniec nawet pani Baumann musiała uznać, że Carla
Ros prędzej padnie trupem niż się podda. Pokonała pierwszą przeszkodę. Jako
koniec wieńczący dzieło nastąpiła teraz podróż z Frankiem na obiecany urlop.
W sobotę wsiedli w Zurychu w południowy samolot do Pizy. Frank
odczuwał od jakiegoś czasu potrzebę poważnej rozmowy z Carlą Samolot nie
był zbyt przepełniony, tak więc oboje mogli swobodnie rozmawiać o swoim
związku.
– Chciałbym, żebyś się jeszcze raz dowiedziała, że kocham cię z całego
serca – zaczął swą wypowiedź. – Odczuwam moją miłość, moje uwielbienie,
wreszcie moje oddanie tobie prawie już jako niezdrowe, by nie powiedzieć
niebezpieczne. Niebezpieczne dlatego, że nikt – z wyjątkiem mojej byłej żony
– nie zna moich słabości tak dobrze, jak ty. W przeciwieństwie do mojej
rozwiedzionej małżonki, jesteś pierwszą partnerką, która moje słabości celowo
wykorzystuje, która z powodu swych naturalnych skłonności odczuwa przy
RS
100
zaspokajaniu moich specyficznych potrzeb przyjemność. Tak popatrzywszy,
można uznać nasz związek za idealny – w końcu masochiści rzadko kiedy
trafiają na takie diabelskie sadystki jak ty. – Z uśmiechem pocałował ją w lewe
ucho.
Carla milczała wyczekująco, gdyż przypuszczała, że on zechce wyznać
więcej.
– Są momenty, kiedy jestem bardzo szczęśliwy. A jednak boję się, że
nasze szczęście nie może trwać. Ciągle pytam siebie, czy ty mnie tak samo
kochasz, jak ja ciebie. Wiem, że te wątpliwości wygłaszałem już wcześniej, ale
twoje zachowanie daje mi czasem powód do zatroskania. Życzyłbym sobie,
żebyś była wobec mnie otwarta i uczciwa i twoją niewątpliwą przewagę nade
mną stosowała zawsze w interesie harmonii naszego związku.
Ponieważ Carla nadal nic nie mówiła, zażądał, żeby się wypowiedziała.
– Żądasz ode mnie otwartości, uczciwości. Dobrze, będę próbowała
przedstawić ci moje odczucia tak uczciwie, jak to możliwe.
Miało się wrażenie, że rozważa każde słowo. Po pewnej przerwie
ciągnęła dalej:
– Czuję twoją mocną miłość do mnie. Ja też cię bardzo lubię. Ale
obawiam się, że moje uczucie do ciebie jest inne, nie takie stałe. Myślę, że nie
jestem w stanie drugiego człowieka tak kochać i wielbić, jak ty to czynisz.
Jestem kobietą skomplikowaną, wiesz o tym, poznałeś mnie już w
międzyczasie dobrze. Moje zachowanie bywa dla mnie samej niekiedy
zagadką. Są momenty, że odczuwam olbrzymią potrzebę bycia pieszczotliwą,
czucia twego ciała, twego ciepła; czuję się wtedy w twojej obecności niepraw-
dopodobnie bezpiecznie. Istnieją jednak również chwile, kiedy wolałabym być
sama, kiedy nie znoszę obecności mężczyzny. Te fazy mogą być
RS
101
niebezpieczne, nie tylko dla naszego związku jako takiego, lecz całkiem
osobiście dla ciebie; jeśli zadaję ci wtedy ból, to nie jest to zabawa, lecz coś
poważnego.
– Muszę powiedzieć, że twoje słowa niekoniecznie brzmią zachęcająco.
Co to znaczy, że chcesz być sama, że nie znosisz obecności mężczyzny?
Carla sięgnęła daleko w przeszłość i opowiedziała o swoim dzieciństwie,
o negatywnych przeżyciach okresu młodości, które wcześnie ukształtowały jej
stosunek do mężczyzn. Jej opowieść co prawda nie uspokoiła Franka, ale było
to przynajmniej możliwe wyjaśnienie jej często nieobliczalnych, kapryśnych
zachowań. Wreszcie chciała zakończyć dyskusje na ten temat. Zamieniła się w
przymilną kotkę, położyła mu rękę na szyi i ucałowała go delikatnie.
– Nie powinniśmy wszystkiego zagadywać na śmierć i wszędzie
doszukiwać się przyczyn. Dajmy się porwać spontanicznym uczuciom!
Niczego to nie zmieni w naszym związku, jeśli stale będziesz ode mnie
wymagał zapewnień o miłości.
Odpięła jeden z najniższych guzików w jego koszuli i mile chłodną ręką
zaczęła go głaskać po brzuchu, podczas gdy ich usta delikatnie się dotykały.
Szybko poczuła jego nadchodzące podniecenie. Jak łatwo można było sterować
tym mężczyzną! Była w dobrym nastroju i gotowa dostarczyć mu niepo-
wtarzalnej przyjemności.
Samolot był w połowie pusty, nikt nie troszczył się o parę zakochanych,
która w ukryciu uprawiała swą grę. Pomimo to Frank rozejrzał się ukradkiem
dookoła, kiedy Carla położyła głowę mu na podołek, naciągnęła na siebie koc i
zaczęła manipulować przy jego spodniach. Jego podniecenie wzrosło do
nieobliczalności. Uczucia tego nie dało się opisać. Carla pieściła go w
najpiękniejszy sposób, o jakim można pomyśleć, a niebezpieczeństwo odkrycia
RS
102
dostarczało dodatkowego bodźca nerwom, czyniąc najintensywniejszy ze
szczytowych punktów życia samą doskonałością.
Po przybyciu do hotelu czuli oboje nieodpartą potrzebę snu. Już podczas
kolacji walczył ze zmęczeniem. Również następnego dnia nie mieli ochoty
nigdzie się ruszać. Po obiedzie chcieli się urządzić wygodnie nad basenem
hotelowym.
Około południa temperatura skoczyła do dwudziestu stopni, jak na tę
porę roku pod tą szerokością geograficzną było więc dość ciepło. Wielu gości
hotelowych korzystało z letniej pogody i już się opalało na leżakach wokół
basenu, nie było jeszcze jednak charakterystycznej dla pełni lata codziennej
walki o nie.
Frank nie leżał na słońcu nawet jeszcze dziesięciu minut, a już zasnął.
Carla nie interweniowała, choć wiedziała, że sen na słońcu nie jest najlepszy
dla zdrowia. Ten stan rzeczy tylko sprzyjał jej planom. Znowu wymyśliła sobie
małą złośliwość. Ale będzie się dziwił, kiedy się obudzi!
Kiedy się wyspał i otworzył oczy stwierdził, że Carli nie ma obok niego.
Intuicyjnie wyczuł, że coś jest nie w porządku. Ta podła jędza zostawiła go
samego – i to jak! Czy to sen, czy jawa? Jej płaszcz kąpielowy zasłaniał
środkowe partie jego ciała przed oczami pozostałych gości. Frank znalazł się w
położeniu, w którym nie potrafił już samodzielnie się podnieść. Przeguby rąk
miał mocno przywiązane do poręczy leżaka, prawdopodobnie pończochami.
Poruszać mógł tylko nogami i tułowiem. Ta gnojówa przywiązała mnie do
leżaka! Sprawa mogła przyjąć naprawdę nieprzyjemny obrót, tym bardziej że
nie widział najmniejszej szansy na odejście stąd. Facet z krzesłem na plecach –
naprawdę idiotyczny widok! Pomimo przykrego położenia musiał się zaśmiać.
Jej fantazja rzeczywiście nie znała granic. Rozejrzał się. Większość gości już
RS
103
sobie poszła, słońce stało nisko na zachodzie. Zrobiło się też odpowiednio
chłodno.
– Czy mogę podać panu drinka?
Zaskoczony słowami kelnera, wzdrygnął się. Wielkie nieba! Sytuacji
obecnej nie można było porównywać z tą z Alzacji. Tam mógł się chociaż
oddalić na własnych nogach. Podziękował za drinka i kelner oddalił się – co
prawda tylko po to, żeby mniej lub bardziej dyskretnie zacząć sprzątać leżaki:
nieomylny znak, że o tej porze goście nad basenem nie są już mile widziani!
Jeden z nich pozostał jednak, mocno zdecydowany stawić czoła zimnu.
Personel zaczął już obowiązkowe spryskiwanie powierzchni wokół
basenu. Gość zaczynał pomału naprawdę przeszkadzać! Strumień wody,
kierowany przez starszego człowieka, zasyczał przelatując nieprzyjemnie w
pobliżu. A Carli ani widu, ani słychu.
Próbował siłą uwolnić się z więzów. Pończochy posiadają wszakże tę
właściwość, że mogą być niezniszczalne – niekoniecznie na pięknych nogach
pań, lecz użyte wbrew swemu przeznaczeniu. Na przykład jako paski klinowe
wyratowały już niezliczone rzesze kierowców z nieprzyjemnego położenia.
Frankowi chciało się krzyczeć. Tym razem wyzwę ją od najgorszych! To zaszło
już naprawdę za daleko!
Tymczasem zaczęło zmierzchać, cały personel zajęty już był gdzie
indziej. Wtedy poczuł dwie chłodne ręce na oczach.
– No i co, dobrze spałeś, kochany?
– Najwyższy czas, żebyś przyszła, do cholery, już mi zimno! – krzyknął
na nią.
– Och, nie jesteś dla mnie miły. Ostatecznie zaoferowałam ci coś
specjalnego.
RS
104
– Uwolnij mnie wreszcie z tych więzów!
– Najpierw musisz mi coś obiecać.
– Obiecuję ci jedynie, że po raz pierwszy w moim życiu uderzę kobietę,
jeśli mnie natychmiast nie rozwiążesz! – Naprawdę nie było mu do żartów.
– Mam wrażenie, że nie zaszkodzi ci jeszcze raz w spokoju przemyśleć
swoją sytuację. Może staniesz się wtedy trochę znośniejszy – odpowiedziała
Carla, okręciła się na obcasie i pomaszerowała z powrotem do budynku
hotelowego.
– Carla, proszę, wróć! Przykro mi, proszę! Robię się śmieszny. Ludzie
muszą pomyśleć, że zupełnie zwariowałem. A poza tym zimno mi.
Wszystkie prośby okazały się płonne. Carla zdecydowanie kroczyła dalej,
nie oglądając się nawet.
Zaczął strasznie przeklinać. Przecież to niemożliwe, żeby ludzka istota
mogła być taka podła! Powędrował spojrzeniem poprzez park do hotelu. W
większości pokoi paliło się światło. Zapadła noc; osądził, że może być gdzieś
około siódmej. Wkrótce pierwsi goście w strojach wieczorowych zaczną
udawać się na kolację, niektórzy wyjdą przed jedzeniem na krótki spacer po
parku. To zupełnie jasne: musi stąd zniknąć. Na Carlę nie ma co liczyć. Była w
stanie zostawić go na dworze na całą noc. Poszukiwał najlepszego rozwiązania.
Czy nie było takich scen w filmach kryminalnych, w których ludzie przywią-
zani do krzeseł rzucali się na ziemię i drewniane ramy łamały się od uderzenia?
Musiał spróbować. Zaczął mocno kołysać tułowiem w prawo i lewo i rzucił się
jednym ruchem na bok leżaka. Udało się – przynajmniej, jeśli chodzi o
wywrotkę. Krzesło wytrzymało. On sam znalazł się natomiast w położeniu o
wiele bardziej dręczącym. Leżał teraz na boku, na ziemi, pończochy nie
popuściły ani na milimetr, a masywne krzesło wspaniale zniosło pełen artyzmu
RS
105
upadek. Całość wyglądała jak scena ze skeczu Loriota. Carla musiała go
obserwować gdzieś w pobliżu, gdyż zaledwie znalazł się na ziemi, stanęła
obok niego. Nie mogła powstrzymać się od śmiechu, pomimo że Frank musiał
odczuwać swoje położenie całkiem inaczej. Ustawiła leżak we właściwej
pozycji.
– Kochasz mnie jeszcze? – pocałowała go delikatnie w czoło.
– Kocham cię, Carla. Ale proszę, rozwiąż mnie teraz, obiecuję, że nic ci
nie zrobię.
Uwolniła go wreszcie z tego nędznego położenia i okryła płaszczem
kąpielowym.
W hotelu wziął gorącą kąpiel. Przy kolacji mógł się już śmiać z
popołudniowej sceny.
– Zapytuję siebie, jak zechcesz mi to wynagrodzić, Carla? – spoglądał jej
w oczy zakochanym spojrzeniem.
– No cóż, myślę, że coś mi wpadnie do głowy. Mamy jeszcze kilka nocy
na Elbie – odpowiadała mu takim samym wzrokiem.
Po kolacji wyraziła swe życzenie, żeby poszli potańczyć. Późnym
wieczorem udali się więc na dancing hotelowy. Było tu jak wszędzie:
przyćmione światła, gęste powietrze, muzyka tak głośna, że uniemożliwiała
rozmowę oraz cały tłum gości. Musieli zająć miejsca na stołkach przy barze.
Kiedy Frank wrócił z toalety, stwierdził niezadowolony, że Carla, bardzo
ożywiona, rozmawia z panem po swej prawej stronie. Nie przerwała tej
rozmowy nawet wtedy, gdy zajął z powrotem swoje miejsce po lewej.
Rozgniewało go to; był przekonany, że Carla celowo go drażni, gdyż przecież
w tym hałasie rozmowa nie mogła być ani sensowna, ani interesująca.
Rozmówcy prawdopodobnie nawet się nie rozumieli. Przez parę minut gotował
RS
106
się w milczeniu ze złości. Potem zapłacił za drinki, zszedł ze stołka,
prowokacyjnie ustawił się przed domniemanym rywalem i wrzasnął do niego:
– Jest kilka rzeczy w życiu, których nie mogę ścierpieć. Należą do nich
na przykład takie typy, jak pan!
Złapał Carlę za rękę i brutalnie ściągnął ze stołka. Nie stawiała oporu.
Czuła, że był okropnie zły. Jego uchwyt był jak z żelaza i z trudem mogła
dotrzymać mu kroku. Wydawała się sobie małą dziewczynką, którą
rozgniewany ojciec wyciąga z podejrzanego lokalu. Dopiero w pokoju
hotelowym wróciła jej mowa. Frank wyglądał ciągle jeszcze na wściekłego.
– Czy już naprawdę nie wolno mi porozmawiać z obcym mężczyzną?
Przecież nic nie robiliśmy!
– Czy mam ci przypomnieć bal dobroczynny w Zurychu, kiedy
tańczyłem z Weissmullerową? – spojrzał na nią pytająco.
– Bądź co bądź miałeś kontakt cielesny z tą wyfiokowaną kozą. Facet
przy barze w żaden sposób nie zbliżył się do mnie. A w ogóle – pogódźmy się,
nie lubię się kłócić z tobą.
Jeszcze przez chwilę udawał obrażonego, lecz nie mógł długo opierać się
jej bliskości.
RS
107
Wprowadzenie do nowej pracy
Poniedziałek był pierwszym dniem pracy Carli na nowym stanowisku.
Frank kazał urządzić pokój zgodnie z jej życzeniami. Decyzja o awansowaniu
jej z prostej pracownicy na osobistą asystentkę nie należała z pewnością do
jego najmądrzejszych posunięć. Nie żywił w tym względzie żadnych iluzji.
Reakcja kierownictwa nie pozostawiała wątpliwości, że postanowienie
napotyka powszechny opór. Wicedyrektorzy i kierownicy działów życzyli
wprawdzie Carli szczęścia na starcie, jednak było widoczne, że robili to z
obowiązku, a nie z przekonania. Miał jednak zwyczaj podtrzymywać swoje
zarządzenia, nawet gdy sam potem się przekonał, że były złe.
W następnych tygodniach najważniejszą sprawą dla Carli stało się
praktyczne zastosowanie nowo nabytych umiejętności oraz zapoznanie się z
planami przedsiębiorstwa, ze strategiami marketingu i stanem ekonomiki
zakładu. Była przy tym całkowicie zdana na współpracę z urzędnikami na
kierowniczych stanowiskach. Można się było spodziewać, jakie będzie ich
zaangażowanie – o pomocy nie mogło być mowy, z jednym wyjątkiem:
Ehrsam, wicedyrektor, był całkowicie pod urokiem Carli. Na naradzie kierow-
nictwa, w której na polecenie Franka brała udział, zauważyła swoje
oddziaływanie na Ehrsama. Ledwie odkrył ją, ubraną w skórzany kostium,
dołożył wszelkich starań, aby przy stole obrad zdobyć miejsce przy niej. Jego
koncentracja podczas zebrania pozostawiała bardzo wiele do życzenia, w
myślach przebywał zupełnie gdzie indziej. Carla wielokrotnie zmieniała
ułożenie nóg, zakładając prawą na lewą i odwrotnie, szeleszcząc przy tym
pończochami oraz skórzaną spódnicą. Od czasu do czasu przesuwała
zmysłowo rękoma po skórze i lekko unosiła tyłek z krzesła, aby go usadzić
RS
108
wygodnie na oparciu. Spódnica często podjeżdżała przy tym do góry, co
Ehrsam wykorzystywał natychmiast na obejrzenie jej nóg. Użyła wszelkich
środków. Na zakończenie upuściła pomiędzy siebie a niego długopis. Ehrsam
rzucił się w pogoń za nim: przechylił się z boku na jej stronę, wyciągniętą ręką
poszukując na ziemi zguby, podczas gdy głową prawie dotykał jej nóg.
– O, jak to miło z pańskiej strony, panie Ehrsam – dziękowała wylewnie,
podczas gdy wicedyrektor wykonywał niemal salto.
– Proszę bardzo, zawsze do usług, pani Ros. – Takiej oferty z pewnością
nie powinna odrzucać; ten człowiek może się jeszcze okazać bardzo przydatny.
Przebieg zdarzeń podczas narady nie uszedł uwagi Franka. Z ubawieniem
obserwował zręczną taktykę Carli. Biedny Ehrsam! Wierzy w cuda. Carla
zagra z nim jeszcze w kotka i myszkę, jeśli nie będzie się miał na baczności.
Właśnie pokazał pierwszą cenną próbę swej odporności na jej niewątpliwy
urok...
Po powiedzeniu Frank wezwał Carlę do siebie.
– Ostrzegam cię – zaczął bez ogródek – Ehrsam to dobry chłop, nie
chciałbym go stracić. Nie przeholuj. Biedny facet, reaguje na twoje wdzięki o
wiele mocniej niż ja, a to może mieć znaczenie. – Śmiejąc się podszedł ku niej,
zamknął mocnym uściskiem w ramionach i ucałował.
– Proszę cię, Frank! Cóż my kobiety możemy na to poradzić, że wy
mężczyźni jesteście tacy słabi. Sam widok pięknych nóg jest w stanie wytrącić
was z równowagi – odparła śmiejąc się.
Następnego ranka znalazła na swoim biurku bukiet czerwonych róż.
Ponieważ wiedziała, że Frank nie lubi, by mu przeszkadzano przed dziesiątą,
napisała karteczkę z podziękowaniem, włożyła ją do koperty i przekazała pani
Baumann. Kilka minut później zadzwonił telefon.
RS
109
– Dzień dobry, Carlo. Od wczoraj powinnaś wiedzieć, że masz jeszcze
innych wielbicieli – głos Franka był nieco rozdrażniony.
Ucieszyła się, że nie mógł jej widzieć w tym momencie; sytuacja była dla
niej wysoce niezręczna.
– Ach... róże nie są od ciebie ? – zadała zbędne pytanie, by zyskać na
czasie.
– Na twoim miejscu zapytałbym Ehrsama. Mam nadzieję, że pomimo
nowego amanta spotkamy się na obiedzie. Ciao, kochana! – Odłożył
słuchawkę.
Carla nie była pewna, co go tak zdenerwowało: czy to, że dostała kwiaty,
czy też fakt, że wzięła go za ofiarodawcę. Tak czy inaczej, za prezent należało
podziękować. Udała się zatem do biura wicedyrektora, chwilę posłuchała pod
drzwiami, zastukała krótko i weszła.
– O, co za niespodzianka! Niepotrzebnie się pani fatygowała! Ehrsam
zerwał się z krzesła i mogło się zdawać, że na jej widok lekko się zmieszał.
Poprosił, żeby zajęła miejsce przy stole dla gości, a sam usiadł naprzeciw.
– Nie chcę pana zatrzymywać. Chciałam tylko podziękować za
przepiękne róże!
– Dla pani zawsze znajdę czas, pani Ros. Nawet, gdyby to miało trwać
całą noc. – Wypowiedziawszy tę uwagę uświadomił sobie dwuznaczność i jego
twarz przybrała nieco zbyt żywy kolor.
– Porozmawiajmy otwarcie – próbowała wybrnąć z sytuacji. – Pamiętam,
że swego czasu pan oraz pan Weissmuller nie byliście zadowoleni z mojego
awansu. Skąd taka nagła zmiana?
RS
110
Ehrsam próbował się wymówić uwagami typu: „nie przeczuwałem, co w
pani tkwi" tudzież „nie miałem odwagi poprzeć tak niekonwencjonalnej de-
cyzji". Po przerwie wszakże dodał:
– Chcę wyznać pani całkiem otwarcie: zakochałem się w pani na umór.
Jestem gotów dla pani zrobić wszystko.
Sprawiał wrażenie niezdarnego chłopaka przy pierwszym wyznaniu
miłosnym i z zażenowaniem spoglądał na blat stołu. Carla nie przyjmowała
tego wyznania do wiadomości i usiłowała go przekonać, że jej związek z
Frankiem Hallerem jest bardzo szczęśliwy.
– Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę i szanuję to, pani Ros. Jednak
nikt nie może mi przeszkodzić w kochaniu pani, ubóstwianiu jej i pomaganiu
we wszystkim. – Teraz dopiero spojrzał jej prosto w oczy. Zerwał się, gdyż
skierowała się do wyjścia. Ponieważ był trochę niższy, musiał spoglądać do
góry.
– Dobrze panie Ehrsam. Już ja pana z tego wyleczę! Chętnie przyjmuję
pana usługi. Będę pana naprawdę wykorzystywać, może nawet wysługiwać się,
aż się pan sam wreszcie przekona, że to zupełnie bez sensu, tak angażować się
dla mnie! – Umilkła na chwilę. – Na początek życzę sobie, żeby mi pan
udzielił korepetycji z ekonomiki przedsiębiorstwa. Zgoda?
To jasne, że rwał się do pomocy; ekonomika była jego domeną.
Podczas obiadu Frank spróbował wypytać Carlę o nowego wielbiciela, ta
jednak odpowiadała wymijająco, poprzestając na zapewnieniu, że nie ma o co
się martwić.
– Kocham cię, Frank. Żaden inny mężczyzna, przynajmniej na razie, nie
ma u mnie szans, a już z pewnością nie Ehrsam. Uważam, że jest naprawdę
śmieszny. Ale przyda mi się. Może nauczyć mnie wielu rzeczy dotyczących
RS
111
zakładu. Chętnie skorzystam z jego pomocy. A jeżeli przy tym czasami
doprowadzę go do siódmych potów, to będę miała dodatkową radość.
Frank uspokoił się. Spontanicznie wyznała mu, że go kocha i wyraźnie
zaznaczyła, że chce zostać z nim. Mały, raczej przeciętnie wyglądający Ehrsam
z pewnością nie stanowił dlań zagrożenia. Ona w najlepszym razie posłuży się
nim dla zabawy, a to mogło przynieść tylko korzyść. Carla potrzebuje wsparcia
wicedyrektora, a jeżeli przy okazji wyładuje na nim trochę swoje humory, to
jakaż to ulga!
Świeżo upieczona asystentka wykorzystywała odtąd systematycznie
gotowość niesienia pomocy, wykazywaną przez wicedyrektora. Ten zaś
poświęcał wiele godzin na wtajemniczanie jej w sekrety nowoczesnego
prowadzenia przedsiębiorstwa oraz w charakterystyczne właściwości zakładu
Hallera. Z powodu nader licznych lekcji często brakowało mu czasu na
uporanie się z własnymi obowiązkami i w rezultacie musiał zaległą pracę
nadrabiać wieczorami lub w weekendy. Był na to przygotowany – najważniej-
sze, że wolno mu było przebywać w pobliżu ubóstwianej kobiety, mimo
niedogodnych warunków, mimo upokorzeń. Carla trzymała go mocno na
wodzy, a uniżony sposób bycia wicedyrektora prowokował ją wręcz do
dręczenia. W porównaniu z nim Frank wykazywał zaledwie cień masochizmu:
chętnie pobawił się od czasu do czasu, podczas gdy tamten lubował się wręcz
w tym, by go poniżano.
W połowie maja nowy wielbiciel Carli obchodził urodziny. Miał zwyczaj
zapraszać z tej okazji panów Hallera i Weissmullera, panią Baumann oraz
kierowników działów na mały bankiet; krąg jego znajomych ograniczał się
widocznie do kolegów z pracy. Nikt w każdym razie nie słyszał o jakichś
RS
112
ewentualnych związkach z kobietami. Carla natomiast nie żywiła żadnych
wątpliwości co do heteroseksualności Ehrsama.
Tegoroczna uroczystość odbywała się w przemiłym lokalu nad Jeziorem
Zuryskim. Z wyjątkiem Franka, który ze względu na jakieś sprawy miał
przyjść później, na przyjęciu pojawili się stali goście. Gospodarz okazał się
szczodry, jedzenie było wyśmienite, wino płynęło obficie i wkrótce zapanował
swobodny nastrój. Wieczór, a raczej noc przy kieliszku zapowiadała się
wesoło.
Na krótko przed północą poproszono Carlę do telefonu. Dzwonił Frank.
– Niestety, w żaden sposób nie uda mi się dotrzeć do Zurychu. Pociągiem
dojechałbym tylko do Lozanny, a to nic nie da.
Miała uczucie, że niemożność przybycia na przyjęcie nie jest mu na rękę.
– Mogłeś mnie uprzedzić. Na urodziny Ehrsama przyszłam tylko z
twojego powodu. Gdybym wiedziała, co po cichu knujesz, z pewnością by
mnie tu nie było!
– Proszę, nie wyrzucaj mi tego, czego nie można zmienić. To nie moja
wina! Posiedzenie w Genewie trwało dłużej niż przewidywaliśmy. A zresztą,
Ehrsam na pewno się o ciebie czule zatroszczy!
Ostatnią uwagę odczuła jako wysoce niestosowną, nie chciała jednak
wdawać się w dyskusje przez telefon. Pożegnała się krótko i wściekła rzuciła
słuchawkę na widełki. Zapłaci mi za to!
Przekazała solenizantowi przeprosiny Franka. Nie poczuł się bynajmniej
dotknięty – mógł teraz sam się cieszyć obecnością Carli.
– Nie powiedziałam ci jeszcze o małej niespodziance z okazji twoich
urodzin – szepnęła Ehrsamowi do ucha, kładąc mu przy tym rękę na udzie.
Poczuł, jak mu się robi gorąco.
RS
113
– Ja... ależ pani miała przecież udział w prezencie od pracowników. Nie
chciałbym, żeby się pani dla mnie narażała na jakieś dalsze koszty. – Nie
ośmielił się mówić do niej na ty.
– To, co sobie wymyśliłam, nic mnie nie kosztuje, najwyżej trochę czasu.
A ten przecież mamy, nieprawdaż?
Jej ręka nie próżnowała. Żar oblewający Ehrsama wzmógł się. Czuł na
sobie i na niej spojrzenia wszystkich gości, chociaż w rzeczywistości nikt na
nich nie zwracał uwagi.
– Chcę teraz, drogi Ehrsamku, żebyś natychmiast zorganizował jakiś
pokój. Ta restauracja musi być przecież połączona z hotelem! – Ręka na udzie
przesunęła się znacznie wyżej.
Wicedyrektor z trudem przełknął ślinę. Pozbierawszy się zaś, stwierdził z
powagą:
– Zdaje mi się, że nie powinniśmy się tak spieszyć. Pani w tej chwili jest
w niepewnym nastroju – do którego przyczyniło się rozczarowanie, że pan
Haller nie mógł przyjść, oraz zapewne trochę alkohol. To dla mnie nowość, że
aż tak pociągam panią. Czuję się oczywiście zaszczycony, ale ze względu na
przełożonego jestem wręcz zobowiązany do odrzucenia tej kuszącej oferty.
Ledwie dokończył przemowy, gdy po raz pierwszy na własnej skórze
doświadczył, co to znaczy sprzeciwiać się życzeniom Carli Ros. To, że nawet
najoporniejszych mężczyzn udawało się jej doprowadzić zawsze tam, gdzie
chciała, zawdzięczała przecież nie tylko urodzie. Ehrsam nie mógł stanowić
żadnego wyjątku. Cofnęła rękę i wyprostowała się.
– Do diabła, masz natychmiast załatwić pokój. Nie mówiłam nic o
wspólnym pójściu do łóżka. Jeżeli kobieta pyta o łóżko, to nie znaczy jeszcze,
że życzy sobie razem z pościelą mężczyzny. Zrozumiałeś?!
RS
114
Żal było patrzeć na niego. Siedział jak zbity pies. A przecież chciał
dobrze. Tym razem usłuchał bez sprzeciwu i w kilka minut później stał z Carlą
przed drzwiami pokoju hotelowego. Chciał się natychmiast pożegnać i więcej
nie ryzykować.
– No, no, któż to tak się zaraz obraża? – odgrywała znów uwodzicielkę.
Spotkała go teraz ta zmienna gra, której doświadczyli już inni mężczyźni.
Frank mógłby o tym również niejedno opowiedzieć.
– Nie chciałbym ponosić winy, gdyby wystąpiły jakieś problemy między
panią a panem Hallerem. – Wydawał się ciągle jeszcze bardzo stanowczy.
Carla uśmiechnęła się, otworzyła drzwi i delikatnie objęła go lewą ręką
za szyję. Następnie błyskawicznie chwyciła prawą dłonią przegub lewej, napię-
ła mięśnie i przycisnęła mu głowę do swojego ciała na wysokości talii. W
przeciwieństwie do niego wypiła niewiele i przewyższała go siłą. Nie stawiał
oporu. Było mu niewypowiedzianie dobrze. Ona zamknęła lewą ręką drzwi
pokoju od wewnątrz i przeszli do stojącego w rogu fotela. Zwolniła uścisk i
powoli usiadła. Ehrsam stał przed nią niezdecydowanie.
– Nie mogę i nie chcę z tobą spać, nie jesteś typem mężczyzny, jakiego
pożądam. Przykro mi, Ehrsamku.
Wyczerpany pozwolił, aby jego ręce osunęły się i spoglądał jej w oczy ze
szczerym oddaniem. Od początku był świadom, że nie ma u niej żadnych
szans; nietaktowna wypowiedź nie była w stanie go urazić. Gotów był, jak i
przedtem, uczynić dla niej wszystko. Ukląkł przed nią, a ona, rozstawiwszy
lekko nogi, uniosła szeroką, sięgającą do łydek spódnicę. Niczego bardziej nie
pragnął, jak móc ją pieścić. Udrapowała spódnicę wokół pochylonego przed
nią tułowia i pozwoliła mu spełnić pragnienie.
RS
115
W następnym tygodniu pani Baumann siedziała u Franka, który dyktował
jej korespondencję. Pracowali intensywnie prawie do południa. Wychodząc,
zatrzymała się z ociąganiem przy drzwiach.
– Czy coś jeszcze, pani Baumann? – zapytał unosząc brwi.
Było widoczne, że ona z trudem znajduje odpowiednie słowa.
– Teraz... nie wiem właściwie, jak mam to powiedzieć... – Zrobiła pauzę.
– Niedawno były przecież urodziny pana Ehrsama, w których pan nie mógł
wziąć udziału i... teraz, to nie jest już dziś tajemnicą, że pan i pani Ros... no, że
państwo się lubią.
Frank wytężył uwagę.
– Co chce mi pani przez to powiedzieć?
– Zauważyłam, że również pan Ehrsam znalazł upodobanie w pani Ros,
by nie powiedzieć, że się w niej zakochał. I właśnie... na tym bankiecie znik-
nęli oboje około północy, po tym, jak pani Ros doprowadziła pana Ehrsama
nieomal do białej gorączki. Myślałam... uważam za słuszne poinformować o
tym pana.
Podziękował za informację, dając jednocześnie pani Baumann do
zrozumienia, że nie ceni donosicieli. Nie zastanawiał się wiele – mimo
najlepszych chęci nie potrafił sobie wyobrazić, żeby Ehrsam odpowiadał
tajemnym upodobaniom Carli. Zresztą wychodził z założenia, że pani
Baumann chce mu dokuczyć i celowo rozdmuchuje błahostkę. Mimo to sprawa
nie dawała mu spokoju. Podczas obiadu skierował rozmowę na ten temat.
– Było mi naprawdę przykro, że nie mogłem przyjść na urodziny
Ehrsama. To nie jest wcale tak, jak ci się wydaje, że chciałem się wykręcić i
nie przyjść. – Wymówka nie zabrzmiała zbyt przekonywająco.
RS
116
– Mniejsza z tym, Frank. Na samym końcu bawiłam się nieźle. –
Uśmiechnęła się mimowolnie.
Bawiła się! Czyżby Baumannka miała rację? Zaniepokoił się. Co było
tam tak zabawnego? Na próżno szukał w twarzy Carli wyrazu zmieszania –
pozostawała obojętna.
– Nie masz pojęcia, jak Ehrsam mnie uwielbia. Usilnie troszczył się o
moje dobre samopoczucie.
Frank spojrzał na nią badawczo.
– Uważam, że powinnaś tę grę... Wychodzę w każdym razie z założenia,
że chodzi o... Nie powinnaś przesadzać w grze z Ehrsamem. Jestem
przekonany, że on angażuje w to wiele uczucia. Ty odczuwasz rozkosz
rozpalając mężczyzn swą urodą i owym szczególnym sposobem bycia. Burzysz
ich krew, rozpalasz celowo przez dłuższy czas, aby ich potem zmrozić w ciągu
sekundy. Ta gra jest nie tylko nie fair, ona jest również diabelnie ryzykowna.
Pewnego dnia któryś straci nerwy i jego uwielbienie przerodzi się
niespodziewanie w nienawiść. Nie chciałbym stracić przez ciebie Ehrsama! –
rozgniewał się nie na żarty.
Carla osłupiała. Co go napadło?
– Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak się denerwujesz. Nic nie zaszło
między mną a Ehrsamem, w każdym razie nic znaczącego. – Frank nie musiał
przecież wiedzieć wszystkiego. – Nie podoba mi się, że wysuwasz roszczenia
do posiadanie mnie. Kocham cię, Frank, ale nie jestem twoją własnością! Jeżeli
innemu mężczyźnie sprawiają przyjemność moje nogi, to wolno mu je przecież
oglądać. Jeżeli bierzesz sobie dość atrakcyjną kobietę na kochankę, to musisz
się liczyć z tym, że ona spodoba się także innym mężczyznom. Nie odpędzę od
ciebie Ehrsama, a wprost przeciwnie!
RS
117
Strząsnęła z siebie jego zatroskanie, podczas gdy on ciągle jeszcze
przeżuwał jej słowa, i zręcznie zmieniła temat.
– Co sądzisz o spędzeniu w sierpniu tygodnia w Londynie? Jedna z
moich przyjaciółek, która swego czasu trzymała ze mną, zaprosiła nas do
siebie. Ma willę, podobną raczej do. pałacu, niedaleko Wimbledonu, a oprócz
tego na Regent Street jeden z najbardziej w Londynie ekskluzywnych butików
z obuwiem i odzieżą.
Perspektywa podróży do Anglii rozjaśniła nieco nastrój Franka. Carla
cieszyła się razem z nim.
– Wymyśliłam coś, co dodatkowo osłodzi ci urlop – zaśmiała się.
Ta uwaga zaciekawiła go.
– Powiesz mi, co? Zdradź mi chociaż troszeczkę proszę, Carla!
Zwlekała.
– No dobrze, powiem ci tylko tyle. Będziesz miał mało czasu na
przeciąganie się w fotelu. Będzie to dla ciebie niepowtarzalne przeżycie.
Wiem, że sprawi ci radość. – Więcej nie można już było z niej wyciągnąć.
Obiecała zorganizować wszystko, co było potrzebne do wyjazdu.
Na posiedzeniu kierownictwa w tym tygodniu zapowiadały się gorące
dyskusje wokół pewnej kontrowersyjnej sprawy, którą należało rozstrzygnąć –
wprowadzeniem ruchomego czasu pracy. Już od początku debaty nad tym,
zdaniem Franka, od dawna koniecznym przedsięwzięciem, toczyły się zaciekłe
polemiki. Obaj wicedyrektorzy wystąpili jako zdecydowani przeciwnicy
zaplanowanej innowacji. Mimo że Frank mógł ostatecznie podjąć decyzję sam,
chciał mieć w tej kwestii postanowienie przyjęte większością głosów.
Carla znała całą sprawę dokładnie. Różnica poglądów sprzyjała jej
zamiarom, gdyż chciała spróbować wywrzeć wpływ na dyrektorów. Nikt nie
RS
118
nadawał się do tego lepiej niż Ehrsam. Aby nie pozostawić mu żadnej szansy
na opór, ubrała się na zebranie w swój skórzany strój.
– Dzień dobry, panie Ehrsam – powitała go przez telefon uwodzicielskim
tonem. – Proszę wpaść do mojego biura.
Już samo to żądanie było impertynencją, gdyż to raczej Ehrsam, jako
członek dyrekcji, mógłby ją wzywać do siebie.
W trzy minuty po telefonie rozległo się pukanie do drzwi Carli. Wskazała
mu miejsce na krześle naprzeciw jej biurka. Dyrektor promieniał.
– Jestem oczarowany pani wyglądem, pani Ros. Jest pani –cudowną
kobietą.
– Dziękuję za komplement – usłyszał w odpowiedzi – jednak bądźmy
szczerzy: jest pan wobec mnie mało obiektywny. Ale cóż, gnębi mnie pewna
sprawa, dotycząca nas wszystkich.
Podniosła się i usiadła na blacie stołu tuż przy nim, prowokacyjnie
zakładając nogę na nogę.
To małe przedstawienie znowu go bardzo poruszyło.
– Wie pani, że chętnie pani pomagam, gdy tylko mogę.
Pewna wygranej przedstawiła mu swoją prośbę. Jednakże nie tak łatwo
można było wpłynąć na niego. Wymienił wszystkie dodatkowe urządzenia,
które trzeba by zainstalować, by móc dobrze obliczać czas pracy. Znał studium
głoszące tezę, że wprowadzenie ruchomego czasu pracy przyczynia się do
powstania w przedsiębiorstwie zawiści i intryg. A wreszcie – gdyby nagle
stanął po stronie innowacji, to co by sobie o nim pomyślał Weissmuller?
Słuchała bez zainteresowania, nie spuszczając zeń oczu. Nie spodziewała
się po nim aż tak wyjątkowego zaangażowania w sprawę. Należało zatem
zmienić taktykę, pójść na całość. Prowokująco postawiła mu stopę na kolanie.
RS
119
– Zdaje się, że nie za dobrze zrozumiałeś, Ehrsamku – uwodzicielski ton
ustąpił stanowczości. Nieważne, czego ty chcesz, ważne, czego ja sobie życzę.
Moja opinia na ten temat zupełnie się różni od twojej. A więc będziesz musiał
błyskawicznie wymyślić przekonywające argumenty, które cię doprowadzą do
właściwych poglądów. – Zarzuciwszy go gradem słów, usadowiła się prosto
przed nim. Milczał, patrząc w ziemię.
– Wstań! – wrzasnęła, jednak on nie drgnął.
Obcas pantofla trafił go w podbicie stopy. Nie można się było
zorientować, czy podskoczył do góry z bólu, czy przerażenia. Zdecydowana
postawa Carli przyniosła natychmiastowy skutek.
– Wiesz, co masz robić! – zabrzmiało jak groźba.
Odczuwał w tym momencie nie tylko podziw, lecz również coś na kształt
strachu przed tą kobietą, która w ciągu kilku sekund potrafiła się przeistoczyć z
anioła w szatana. Mruknął coś w rodzaju: „Jasne, wiem, jak muszę postąpić,
chociaż robię to wbrew własnemu przekonaniu", i wymknął się z biura jak
zbity pies.
Carla czekała niecierpliwie na zebranie. Miało się okazać, czy
demonstracja siły wywarła na Ehrsama jakiś trwalszy wpływ. Frankowi nie
powiedziała nic. Miała to być niespodzianka.
Sporną sprawę odłożono na koniec. Tym razem to Carla ulokowała się
obok wicedyrektora. Chciała go mieć w bezpośredniej, fizycznej bliskości. On
zaś unikał spoglądania na nią, by nie poddawać się jeszcze bardziej jej
wpływom.
– Dobrze, a zatem z niecierpliwością oczekujemy głosu pana Ehrsama –
drgnął usłyszawszy, że Frank prosi o zajęcie stanowiska.
RS
120
Carla tryumfowała wewnętrznie. Jej Ehrsamek wspaniale przygotował się
do nowej argumentacji. Był prawie tak samo przekonywający jak przedtem,
gdy bronił przeciwnego stanowiska. Jedynie pana Weissmullera nie umiał
wprawić w zachwyt.
– Mimo najlepszych chęci nie potrafię pojąć, jak w sposobie myślenia
jednego i tego samego człowieka może dokonać się taka zmiana. Panie
Ehrsam, czy naprawdę wierzy pan w to wszystko, co nam pan usiłuje wmówić?
Nietrudno było zrozumieć gwałtowną reakcję Weissmullera; bez
wsparcia drugiego wicedyrektora znajdował się na straconej pozycji. Decyzja
zatem została powzięta: od pierwszego lipca wprowadzono ruchomy czas
pracy.
Frank spędził wieczór w mieszkaniu Carli.
– Nie mogę pozbyć się podejrzeń, że Weissmuller nie mylił się co do
Ehrsama. Czy to przypadkiem nie kochana Carla maczała palce w tej grze? –
usiłował przybrać groźną minę.
– Przeceniasz mój wpływ. Spodziewałbyś się po mnie czegoś takiego? –
spytała obłudnie.
– W zasadzie nie istnieje nic, czego by się po tobie nie można
spodziewać – zauważył z uśmiechem, wziął ją w ramiona i ucałował.
To, jak bardzo kochał tę kobietę, było niepojęte. Każdy rozsądny
mężczyzna omijałby istotę podobną do Carli z daleka. Tylko taki kompletny
wariat jak ja może być z nią szczęśliwy! Tej nocy miał jednak ponownie
przekonać się, że jego ukochana potrafi być również inna – delikatna,
uczuciowa, pełna oddania.
RS
121
– Zrobię wszystko dla ciebie, najdroższa. Zawsze. Nawet gdybym miał
przy tym zginąć. Boję się jednak, że uległem ci już całkowicie. Proszę cię, nie
wykorzystuj tej mojej słabości zbyt mocno!
Łagodna Carla obiecała wprawdzie, że spróbuje zachować pewne granice
– ręczyć wszakże za siebie nie mogła.
RS
122
Wizyta w Londynie
Dwunastego sierpnia Carla i Frank polecieli do Londynu. Nadchodzący
urlop był Frankowi bardzo na rękę, gdyż mógł się wreszcie nacieszyć uprag-
nionym sam na sam. Nie przewidywał żadnych zdarzeń mogących zakłócić
wspólne chwile.
Lot trwał jak zwykle półtorej godziny. Na wielkim międzynarodowym
lotnisku Heathrow panował ożywiony ruch: ludzie przychodzili i wychodzili,
witali się z radością lub żegnali ze łzami. Na niektórych twarzach wypisany był
strach przed lotem. Roiło się od podejrzanych postaci, nie odlatujących do
nikąd. Frank uwielbiał tę atmosferę.
Urzędniczka w wypożyczalni samochodów wręczyła im kluczyki do
zamówionego wozu. Za kierownicą usiadła Carla – orientowała się przecież
doskonale w tym mieście, którego nie widziała od czasu owego pospiesznego
wyjazdu przed laty. Pojechała prosto do domu przyjaciółki. Podjazd zrobił na
Hallerze wielkie wrażenie – willa przypominała posiadłość Dumasów. Rebeka
spodobała mu się od razu – przynajmniej z wyglądu. Była kobietą bardzo
szczupłą i zadbaną, brunetką o średnio długich włosach. Można było zauważyć
bez trudu, że bardziej woli wydawać pieniądze, niż je gromadzić – nie nadawa-
ła się na żonę przeciętnie zarabiającego mężczyzny!
Na twarzach obu przyjaciółek malowała się radość ze spotkania. Frank
musiał wysilać się, chcąc je zrozumieć. Mówił wprawdzie płynnie po
angielsku, lecz przywykł do jego amerykańskiej wersji. Rebeka objęła Carlę
gwałtownie, przeciągnęła jej ręką po włosach i ucałowała w oba policzki.
Zdziwiło to Franka. Czy jest to radość z ponownego spotkania, czy też kryje się
RS
123
za tym coś zgoła innego? Nigdy dotąd nie wpadł na myśl, że Carla mogłaby
znajdować w innej kobiecie upodobanie wykraczające poza normalność.
Rebeka nie sprawiała wrażenia osoby zachwyconej nim. Nie roił sobie
wprawdzie, że wywrze na nią nieodparty urok, ale nie przypuszczał, że
przyjmie go tak arogancko. Jej rzucona mimochodem uwaga: „Ach, to jest ten,
o którym mi opowiadałaś" utwierdziła go w przekonaniu, że nie jest w jej
typie. Poczuł się nieswojo, a stary, pompatyczny dom umocnił to spontaniczne
uczucie niezadowolenia. Poza niemłodą gosposią nie można było odkryć
jakichś innych mieszkańców. Odniósł wrażenie, że Rebeka prowadzi gos-
podarstwo bez mężczyzn. O ile mógł sobie przypomnieć, Carla nie wspominała
mu nic o ewentualnym towarzyszu życia pani domu.
Z niewiadomych przyczyn Rebeka obstawała przy tym, żeby jej goście
zajęli oddzielne pokoje. Carla podporządkowała się bez sprzeciwu; próbował
nalegać, by zamieszkali wspólnie, ale ona wyraziła opinię, że nie należy
drażnić przyjaciółki.
Jak na angielskie obyczaje, kolacja była bardzo smaczna. Poza tym nie
było żadnych powodów do radości. Co z obiecaną niespodzianką? Jeżeli to
Rebeka miała być ową szczególną atrakcją, to Carla nie miała tym razem
najlepszego pomysłu. Zdawało mu się, że jest zbyteczny i czuł się jak piąte
koło u wozu. Po co w ogóle tu przyjeżdżał? Jeszcze dziś wieczór powie Carli,
że jutro ma zamiar wracać.
Około jedenastej udali się do swoich pokoi. Dopiero teraz zauważył, że
umieszczono go na pierwszym piętrze, obok gosposi. Pani Ros została nato-
miast ulokowana piętro wyżej, w jednym z pokoi pani domu. Coś takiego! To
cholerna bezczelność! Nie odważył się jednak pójść na górę i ucieszył się, gdy
Carla zjawiła się u niego. Zaledwie stanęła w progu, wybuchnął:
RS
124
– W ogóle mi się tu nie podoba! Czuję się tak niepotrzebny, jak rzadko
kiedy! Czego wy chcecie ode mnie? Ciesz się przez tydzień tą swoją Rebeką!
Ja jutro wyjeżdżam!
Miała na sobie przezroczysty, elegancki szlafrok i pozwalało to nieco
zapomnieć o przykrej sytuacji. Usiadła na łóżku, aby w belferski sposób
wygłosić kazanie:
– Przez cały wieczór, nie, właściwie już od chwili przyjazdu,
zachowywałeś
się
zupełnie
nieodpowiednio,
wręcz
okropnie.
Jak
rozpaskudzony dzieciak. To po pierwsze. – Frank był zdumiony. – Po drugie,
wyjedziesz dokładnie tego dnia, na który mamy zarezerwowany powrót, a więc
od jutra za tydzień, i ani dnia wcześniej. Przybyłeś tu nie tylko na urlop, za-
powiedziałam ci przecież szczególną niespodziankę – przerwała, zostawiając
mu nieco czasu. – Rebeka zatrudni ciebie w swoim ekskluzywnym sklepie. Bę-
dziesz miał okazję obsługiwać pierwsze damy Londynu. Przymierzać im buty z
cholewami oraz pantofelki. Myślałam, że ci to sprawi przyjemność. Czyżbym
się myliła?
Milczał, namyślając się gruntownie. To przecież marzenie wielu
masochistów, śniących o przymierzaniu butów wypielęgnowanym paniom. Co
robić? Wynieść się cichaczem? W Londynie prawie nikt go nie pozna,
musiałby to być naprawdę niesamowity przypadek. Nie, takiej okazji nie
można przepuścić.
– No dobrze, nie będę tchórzem. Poddam się również i temu wyzwaniu.
Następnego dnia gosposia obudziła go tuż przed siódmą.
– Na polecenie pani Gardner mam przekazać panu, żeby był pan gotowy
punktualnie o siódmej czterdzieści pięć. Pojedziecie do sklepu. Śniadanie już
przygotowałam – odklepała dźwięcznym głosem wiadomość od Rebeki. Nie
RS
125
ma co. Ładne perspektywy. Przyrzekł sobie, że nie pozwoli jej pójść na całość.
Jeśli ta zarozumiała baba zachowa się grubiańsko, natychmiast rzuci wszystko
w diabły.
O oznaczonej godzinie oczekiwał już w holu. Elegancka sylwetka znów
go zafascynowała, chociaż w jego oczach pani tego domu pozostała nadal
arogantką. Ustąpiła mu miejsca za kierownicą swego białego bentleya.
– Pokażę ci drogę, tylko ruszaj już – powiedziała, widząc jego
niepewność w obcym mieście.
Jazda bezszelestnym, wytwornym samochodem działała kojąco. Unikał
rozpoczęcia rozmowy. O czym miałby mówić? Nie wiedział, co też obie panie
ustaliły między sobą, do jakiego stopnia Carla podzieliła się swoją wiedzą o
nim. Sytuacja stawała się dość nieprzyjemna. Wreszcie Rebeka przerwała mil-
czenie.
– Nie oczekuj, że będę się z tobą obchodzić delikatnie. Jesteś dla mnie
takim samym pracownikiem, jak inni. Carla mówiła, że nie jesteś mimozą, ale
nie przypuszczam, żeby można było kierować tobą bez problemów. Moi
pracownicy nie lubią mnie, ponieważ jestem despotyczna, nieustępliwa i brak
mi cierpliwości. – Zapaliła papierosa. – Dziwisz się pewnie, dlaczego personel
to wytrzymuje i gremialnie nie ucieka ? Z dwóch przyczyn: opłacam moich
ludzi po królewsku, a staż w moim sklepie uważany jest nawet na kontynencie
za pierwszorzędne referencje. Można polegać na kimś, kto pracował u mnie,
gdyż przywykł do twardej szkoły. Próżniacy, jeśli ich w ogóle zatrudnię, bo
mnie też zdarzy się czasem pomyłka, uciekają jeszcze przed pierwszą wypłatą,
możesz mi wierzyć!
Nie wątpił w to nawet przez sekundę. Rebeka z przyjemnością
przeciągnęła się na komfortowym siedzeniu i położyła lewą rękę na oparciu.
RS
126
Zapachniało odurzająco perfumami. Zaryzykował krótkie spojrzenie na nogi.
Wyjęte z pantofli stopy oparła niedbale na desce rozdzielczej. Widocznie
chciała go sprowokować. Jego reakcja nie przeszła niezauważona.
– A propos, powinieneś wiedzieć jeszcze jedno – z rozkoszą zaciągnęła
się papierosem. – Nie jestem bezgraniczną wielbicielką mężczyzn. Zadawalam
się już także z kobietami, należy to do osobliwości mojego charakteru.
Wypowiedź ta nie zaskoczyła go.
– Istnieje w każdym razie kilką kobiet, które mnie wyjątkowo fascynują.
Należy do nich także Carla. Pragnęłam jej już wtedy, gdy była żoną tego
sukinsyna Lippincotta.
Ta uwaga podziałała natychmiast. Jego tolerancja na rywali – a teraz miał
jeszcze dodatkowo rywalkę – nigdy nie była zbyt wielka.
– Radzę ci usilnie, trzymaj ręce z daleka od Carli! Pod tym względem nie
pozwolę z siebie żartować, doświadczyli tego przed tobą już inni. Jeśli sądzisz,
że mogłabyś stanąć między nami, to całkowicie się mylisz. Gdyby ktoś
próbował mi Carlę odbierać, to pozna Franka Hallera z diabelnie
nieprzyjemnej strony. – Wyraz twarzy zdradzał, że mówi to serio.
Jego wzburzenie bynajmniej nie przestraszyło Rebeki – wprost
przeciwnie:
– Zaczynasz mi się podobać. Lubię ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i są
gotowi walczyć o to.
Doprawdy, nie miał zamiaru się podobać. A poza tym – jeżeli nie
potraktuje tego ostrzeżenia poważnie, to pozna go faktycznie naprawdę i nie
będzie miała wtedy powodu do zachwytów.
RS
127
Sklep Rebeki odpowiadał marzeniom każdego dekoratora wnętrz.
Wszystko pasowało tu do siebie, począwszy od wielkości lokalu, a kończąc na
najdrobniejszym szczególe. Na Franku sprawił kolosalne wrażenie.
– Dobrze, a więc do roboty! – Rebeka była tu szefem, a on
pracownikiem. Odkąd wyjawiła mu swoje uczucia względem Carli, nie rwał
się już tak bardzo, by być tu wolontariuszem, ale tego ona nie zrozumiałaby z
pewnością.
– Sklep będzie dzisiaj rano zamknięty. Da mi to okazję przeszkolenia
ciebie, przynajmniej w zakresie podstawowych umiejętności, myślę, że nie
trzeba ci tłumaczyć, co to jest sprzedaż.
Wyjaśniła pokrótce, jak zorganizowany jest magazyn, by mógł
orientować się w fasonach i rozmiarach. Potem nastąpiła lekcja na temat: „Jaki
but pasuje do jakiej kobiety".
– Niektóre panie wbijają sobie do głowy fason, w którym na pewno nie
będzie im dobrze. Zadaniem dobrej sprzedawczyni jest delikatne nakłonienie
tych klientek do czegoś bardziej dla nich odpowiedniego. – Nie wątpił, że
opanowała tę sztukę.
– Przećwiczmy teraz scenki z podziałem na role. Ty będziesz
sprzedawcą, a ją zagram różne typy klientek. – Zastanowiła się krótko. – Mogę
sobie wyobrazić, że będziesz się podobał niektórym kobietom. One dadzą ci to
odczuć – uśmiechnęła się szelmowsko.
Po dwóch godzinach stało się jasne, że Rebeka najlepiej odgrywa typ
klientki zrzędzącej, niezadowolonej, wręcz obrzydliwej. Najtrudniejszą rolę za-
chowała na koniec. Frank miał jej przynieść kolekcję wyszukanych butów z
wysoką cholewką.
RS
128
– Czy uważa pan, że te kozaczki pasują do mnie? Nie jest to obuwie zbyt
pospolite? – zapytywała z niewinną minką.
– Ależ skądże, proszę pani. Sama pani zobaczy, że będzie w nich
wyglądać jeszcze bardziej czarująco – zapewniał szarmancko.
Zdjął jej pantofle i włożył stopę, prowadząc delikatnie swą ręką, w otwór
kozaczka. Następnie podciągnął z uczuciem cholewkę do góry. Nie udało się
przy tym uniknąć znacznego zbliżenia. Łajdaczka musiała wyczuwać, że robi
mu się gorąco. Mimo iż utrzymywała, że woli kobiety, czar jej działał na
mężczyzn.
– Ach, proszę zostawić dłonie jeszcze trochę na mojej łydce –
wyszeptała.
Odsunął się od niej nagłym ruchem.
– Proszę cię, zostaw mnie. Jesteś podła. Dla ciebie to nie ma znaczenia, a
mnie doprowadzasz do szaleństwa!
– Zechcesz łaskawie odegrać swą rolę do końca. Sądzisz, iż zaryzykuję,
żebyś wobec, jakiejś klientki zachował się równie wstrętnie? Znajdzie się
więcej kobiet, które będą chciały cię rozpalać, ręczę za to!
Frank zwlekał. Czuł się wewnętrznie rozdarty. Wydawało się, że Rebeka
odgadła jego dylemat.
– Jeżeli boisz się obsługiwać moje klientki, to nie będę cię do niczego
zmuszać. Musisz sam tego zechcieć. Nie stać mnie na pracowników pozbawio-
nych motywacji, nawet na praktyce. Chociaż, jeśli zrezygnujesz, to w moich
oczach jesteś tchórzem.
O, co to, to nie! Tchórzem nie jestem! – Z powrotem usiadł na stołeczku
naprzeciw jej nóg. Teraz on przeszedł do natarcia:
– Czy mogę pani założyć jeszcze inny model?
RS
129
Mógł. Obiema dłońmi przesunął po cholewce i zaczął głaskać
wewnętrzną stronę ud – bynajmniej nie bojaźliwie, lecz bardzo natrętnie.
– Co pan sobie wyobraża, proszę natychmiast zabrać ręce! – Uwaga
zabrzmiała raczej jak zachęta do kontynuacji.
– Nie mogę inaczej, jest pani kobietą moich marzeń. Jak tylko pani
weszła, moje serce zaczęło bić jak szalone! – teraz Frank rozkoszował się
swoją rolą. No, to przekonajmy się, czy ta kobieta rzeczywiście nie lubi
mężczyzn. Chwyciła jego ręce i poprowadziła tam, gdzie chciała, by się
znalazły.
– Zawołam szefową, jeżeli pan natychmiast nie przestanie – stwierdziła z
przyjemnością, przymykając oczy i przechylając się do tyłu. – Prostaku, po-
winno się panu zabronić obsługiwać damy z pierwszorzędnego towarzystwa.
Uśmiechnął się filuternie.
– Większość dam nie zachowuje się tak figlarnie jak pani.
Poprzestała na rozkoszowaniu się.
Około godziny przed otwarciem sklepu nadeszły sprzedawczynie, bardzo
eleganckie kobiety. Frank nie czuł się na ogół źle w damskim gronie, ale tutaj
było trochę inaczej. Koleżanki, którym został przedstawiony jako wolontariusz
ze Szwajcarii, potraktowały go lekceważąco. Zapytywały nie bez racji, co
mężczyzna w jego wieku ma do roboty na wolontariacie.
Panie, które miał obsługiwać Frank, wybierała Rebeka. Odpowiednie jej
zdaniem klientki pytała, czy byłyby zadowolone, gdyby im przy zakupie dora-
dzał mężczyzna. W grupie chętnych znalazły się zarówno nastolatki, jak i
dystyngowane damy w poważnym wieku. Frank musiał wkrótce przyznać, że
nie był urodzonym sprzedawcą obuwia. Jeszcze raz mógł się przekonać, jak
bardzo marzenia i rzeczywistość różnią się od siebie. Rozkapryszone panie nie
RS
130
dawały mu ani chwili wytchnienia, niezliczoną ilość razy kazały sobie
przynosić coraz to inne modele, by w końcu niczego nie kupić. To jedno
popołudnie całkowicie mu wystarczyło. Był bogatszy o jedno doświadczenie i
nie odczuwał żadnej ochoty odgrywania przez choćby jeszcze jeden dzień
głupiego chłopaczka na posyłki. Praca na posadzie sprzedawcy wyrobów dla
wytwornej klienteli – przeciętnego obywatela nie stać było na buty z tego
sklepu – wymagała gotowości do służenia. Chociaż obciążony skłonnością do
masochizmu, nie był jednak typem służalca. Uświadomił to sobie tego
popołudnia. Był zresztą pewny, że większość klientek nie widziała w nim
mężczyzny, lecz zaledwie istotę, która powinna się cieszyć, że wolno jej
obsłużyć je.
Rebeka okazała się wrażliwsza niż się spodziewał.
– Nie chcę cię już widzieć w moim sklepie. Może nadajesz się na szefa,
ale jako podwładny jesteś niewiele wart, ponadto – spojrzała na niego
wyzywająco – w jakimś ustronnym miejscu mogłabym nauczyć cię posłuchu i
pewnego rodzaju poddaństwa, ale myślę, że niech lepiej zatroszczy się o to
Carla...
Milczał. Co miał powiedzieć? To, czego nie zauważyła jeszcze sama, z
pewnością wiedziała już od przyjaciółki.
– Jedźmy do domu, Rebeko, mam dość.
Nie miał ochoty na kierowanie jej ciężkim autem przez pół Londynu,
prowadziła więc sama i robiła to zgodnie ze swym temperamentem. Cieszył
się, że siedzi w bardzo solidnym angielskim samochodzie.
– Z pewnością nie miałaś jeszcze żadnego wypadku – zauważył
ironicznie.
Nie dała się wyprowadzić z równowagi:
RS
131
– Kim ty właściwie jesteś, mężczyzną czy tchórzem? – odparowała
zjadliwie.
Carla przyjęła ich w dobrym humorze.
– No, miałaś pożytek z mego wolontariusza? – zapytała Rebeki.
Ta zaśmiała się i wyraziła nadzieję, że Frank w łóżku sprawuje się lepiej
niż przy sprzedaży butów.
Nie uważał tych uwag za dowcipne.
– Obsługiwanie głupich bab nie jest rzeczywiście moją najmocniejszą
stroną, wolę bardziej przestawać z paniami na poziomie, które okazują więcej
wyrozumiałości.
Carla pojęła, że jej pomysł okazał się niewypałem i urwała temat.
Przy kolacji Frank zaproponował Carli spędzenie reszty urlopu w
podróży na północ. W przeciwieństwie do nich, Rebeki ten projekt bynajmniej
nie zachwycił.
– To przykre, że chcecie mnie opuścić, ale nie potrafię temu zapobiec.
Oddam wam nawet mojego bentleya. – Skierowała na Franka wskazujący pa-
lec. – Robię to tylko dla Carli, nie dla ciebie.
Pociągnęła go za ucho, a on podniósłszy się i teatralnie skłoniwszy,
ucałował jej rękę.
– Potrafię docenić pani wspaniałomyślność, milady.
Jeden rzut oka na Carlę upewnił go, że ta scena nie przypadła jej do
gustu. Rebeka poprosiła, by na resztę wieczoru zostawił je same. Ponieważ
następnego dnia mieli oboje wyjechać, nie oponował i wycofał się do swego
pokoju.
RS
132
Podróż na północ
Wczesnym rankiem wyruszyli. Kiedy opuścili posiadłość Rebeki, Franka
ogarnęło uczucie, jakby się od czegoś uwolnił. Działała na niego jakoś
osobliwie; zapytywał siebie, czy nie czuje przypadkiem do Rebeki czegoś, co
jest mieszaniną nienawiści i miłości. Nie lubił jej, pomimo to nie był wobec
niej całkiem zimny. Podświadomość ostrzegała go jednak przed dalszym
zbliżeniem, a takie sygnały traktował zawsze poważnie.
Jechali wzdłuż wschodniego wybrzeża via Harwich i Norwich na północ.
Wieczorem znaleźli się w pobliżu Nottingham, gdzie we wspaniałej wiejskiej
posiadłości zajęli jeden z piętnastu pokoi. Tak dobrze i szczęśliwie nie czuli się
od czasów Elby.
– Kocham tę okolicę. Bywałam tu często ze zmarłym mężem. Niestety, z
jego powodu nigdy nie mogłam się nią tak naprawdę cieszyć. Dopiero z tobą
wszystko jest doskonałe.
Okazaną przez Carlę potrzebę czułości zaspokoił chętnie.
Trochę mało delikatnie obudziła go następnego ranka.
– Co powiedziałbyś na to, żebyśmy pojechali dziś do Carlisle? Znam tam
idyllicznie położony Country House Hotel; musisz go koniecznie zobaczyć.
Podczas jazdy zauważyła, że Frank zastanawiająco często spogląda w
lusterko wsteczne i jego spojrzenie pozostaje uwięzione w nim niebezpiecznie
długo.
– Co się tak gapisz cały czas z takim napięciem do tyłu? – zapytała, kiedy
kolejny raz coś odwróciło jego uwagę.
Zareagował dopiero, gdy powtórzyła pytanie.
RS
133
– Nie mogę pozbyć się cholernego uczucia, że od dzisiaj rano śledzi nas
pewien samochód – powiedział raczej zły niż zmartwiony.
– Kto miałby za nami jechać, może się boisz, że mam tu w Anglii
tajemniczego wielbiciela, który mnie teraz odkrył i chce porwać? – próbowała
ośmieszyć jego podejrzenia.
– Jeden diabeł wie, co siedzi w tym czarnym monstrum, gwarantuję ci, że
on czegoś chce od nas.
Carla obejrzała się i stwierdziła, że chodzi o amerykańskiego forda,
model przedwojenny – to właśnie auto Frank uważał za prześladowcę.
– Skąd jesteś taki pewny, że w tym samochodzie siedzi mężczyzna?
To pytanie obudziło nieufność Franka. Może Carla wie w końcu, kto
siedzi w tym wozie? Spróbował teraz zastosować swoje skromne umiejętności j
wyścigowe. Bentley nie poważał wszakże szczególnie I jego odważnego
sposobu jazdy. Przy pierwszej lepszej okazji Frank skręcił przy dość dużej
prędkości w lewo i o mały włos nie doszło do zderzenia z parkującym tam
pojazdem. Zatrzymał wóz na skraju szosy. Po czarnym potworze ani śladu. Był
zadowolony.
– Albo faktycznie to wszystko sobie tylko wmówiłem, albo nauka przez
przyglądanie się dzikim polowaniom z nagonką w telewizji wydała owoce –
zauważył, wyprężając dumnie pierś.
Od tego momentu przestali się spieszyć, robili częste postoje, spacerowali
i cieszyli się dziką, romantyczną okolicą. W końcu nie udało im się dojechać
aż do Carlisle. Nocleg w zajeździe przy drodze głównej niekoniecznie
odpowiadał ich życzeniom, lecz z pewnością był czymś lepszym od snu w
samochodzie. Poszukiwania jakiegoś bardziej uroczego hotelu okazały się
bezowocne.
RS
134
Po obfitym, angielskim śniadaniu wystartowali do dalszej podróży.
– Znowu tam jest! – krzyk Franka wystraszył Carlę.
Rzeczywiście, czarny ford znowu jechał za nimi.
– Dalej myślisz, że to tylko przypadek? – zapytał prawie triumfująco.
Milczała. Nagle porywczo nacisnął na hamulec, zmuszając bentleya do
ostrego zjazdu na skraj szosy, i zatrzymał samochód. Rozwścieczony wypadł z
auta i popędził do tyłu. Ford musiał zatrzymać się z powodu autobusu.
Zaledwie dopadł tajemniczego wozu, zaczął szarpać najpierw przednie, potem
tylne drzwi, usiłując je otworzyć. Na próżno – były zaryglowane. Nie mógł
zajrzeć do środka, gdyż przyciemnione szyby umożliwiały tylko patrzenie od
wewnątrz. Kopnął drzwi i zaczął walić pięściami w dach, lecz w środku i tak
nic nie drgnęło. Gdy autobus zwolnił drogę, ciężki samochód ruszył także.
Frank, gotując się z wściekłości, wrócił biegiem do bentleya.
– Załatwię faceta, jak go tylko dopadnę!
Carla nie dała się wyprowadzić z równowagi.
Miał wręcz wrażenie, że jego zachowanie ją ubawiło.
Pod wieczór dotarli do celu podróży nad Ullswater Lake. Frank był
zachwycony – okolica była piękna jak marzenie! Luksusowy hotel, posiadłość
wiejska z początków epoki wiktoriańskiej, po przebudowaniu mieścił w
trzydziestu pokojach i trzech apartamentach ponad 70 gości. Carla i Frank
wprowadzili się do wspaniałego pokoju z widokiem na jezioro.
Po kolacji, gdzieś około godziny dziesiątej, chciał przynieść mapę z
samochodu, żeby coś sprawdzić. Na parkingu nie wierzył własnym oczom. To
nie może być prawda! Pobiegł z powrotem do hotelu.
– Czy może mi pani powiedzieć, do kogo należy ten czarny ford stojący
na parkingu ? – Używając swego całego wdzięku usiłował przekonać damę w
RS
135
recepcji, żeby zdradziła mu nazwisko właściciela. Ta na początku nie miała
ochoty mówić, dopiero dwadzieścia funtów, które położył na ladę, rozwiązały
jej język.
– Do kogo należy samochód, tego nie mogę panu powiedzieć –
powiedziała wreszcie – ale możemy zapytać chłopca hotelowego, który wnosił
walizki, może potrafi tych ludzi opisać i to panu pomoże.
Chłopiec nie mógł sobie tych gości z czarnego samochodu przypomnieć
dokładnie. Sądził, że z auta wysiadła kobieta.
Frank popędził schodami na górę i wpadł do pokoju. Carla stwierdziła
natychmiast, że coś jest nie w porządku. Jego poszarzała twarz zaniepokoiła ją.
– Spotkałeś potwora z Loch Ness? – zażartowała pomimo to.
Opadł na fotel.
– Wolałbym spotkać potwora; wiedziałbym wtedy przynajmniej, że
chodzi o straszydło. Nie, poważnie: na parkingu na dole stoi ta czarna, zasrana
bryczka!
Jej reakcja na tę wiadomość wzmogła jego gniew: Carla zachowała
zimną krew, wydawała się zupełnie nieporuszona.
– To nie może być przypadek. Ci faceci z tego monstrum chcą czegoś od
nas!
– Czy rzeczywiście sądzisz, że jesteśmy jedynymi turystami, chcącymi w
sierpniu przejechać z Nottingham do Carlisle, żeby móc przenocować w tym
niepowtarzalnym miejscu ?
– Próba uspokojenia go okazała się mało skuteczna. Przeciwnie – im ona
uparciej starała się tę sprawę zbagatelizować, tym bardziej utwierdzał się w
podejrzeniu, że o pasażerach osławionego auta wie więcej niż przyznaje. Mimo
niedobrych uczuć Franka spędzili przyjemną noc.
RS
136
Przy śniadaniu chciał wyjaśnić, czy Carla ma konkretne wyobrażenia o
dalszym przebiegu podróży. Wyraziła życzenie pozostania w Carlisle na jesz-
cze jedną noc.
– A jeśli ja będę bezwarunkowo chciał jechać dalej, to co wtedy? –
zapytał prowokująco.
– Masz z łaski swojej woleć to, czego ja chcę, jasne ? – zaśmiała się przy
tej uwadze, lecz wiedział, że nie żartowała.
Tak więc spędzili dzień na zajęciach sportowych. Przed południem
wynajęli żaglówkę, żeby popływać po jeziorze, a po południu na trawiastych
kortach, należących do hotelu, rozegrali partię tenisa. Jak mógł się przekonać,
czarny samochód stał cały dzień nieporuszony na parkingu. Nie znał nikogo z
pozostałych gości, a również wydawało mu się, że nie ma nikogo z kręgu
znajomych Carli; pomimo to wietrzył ciągle jeszcze lekkie zagrożenie.
Nocą, leżąc w łóżku, napawali się ciszą tego miejsca.
– Musimy jutro wracać. Chętnie zrobiłbym postój w Liverpoolu oraz
Cardiff. W sobotę musimy oddać Rebece samochód. Wiesz, że lot powrotny
zarezerwowaliśmy na niedzielę.
Kolejny raz chciał się dowiedzieć o jej plany. Niespodziewanie nie miała
do jego propozycji żadnych zastrzeżeń.
Parę szklaneczek whisky, na które sobie pozwolił – w tej okolicy
człowiek czuł się zobowiązany do picia whisky – objawiło swoje działanie i
zesłało na niego prędki sen.
Nie wiedział, jak długo już śpi, kiedy Carla potrząsaniem wybiła go ze
snu.
– Ktoś pukał do naszych drzwi! – zaszeptała mu do ucha. – Proszę,
otwórz ty!
RS
137
Podniósł się klnąc. Pukanie rozległo się po raz drugi.
– Kto tam? Czego chcecie? – Nie miał ochoty na przyjmowanie
kogokolwiek w środku nocy.
– To ja, recepcjonistka. Mam dla pana pilną wiadomość, sir!
Znał przecież ten głos! Kto u diabła wie, że tu jesteśmy? Otworzył i to
okazało się błędem. Oniemiał, kiedy zobaczył, kto wchodzi. Zrozumiał, kto
siedział w czarnym samochodzie.
– Czego tu chcesz? – wyjąkał.
– Chcę wam obojgu sprawić radość. Naprawdę wierzyliście, że pozwolę
wam tak jeździć moim ukochanym bentleyem po tej dzikiej okolicy, na zasa-
dzie: ja ci nic, ty mi nic? – Twarz Rebeki promieniała, czego nie można
powiedzieć o Franku. Stał ciągle jeszcze jak rażony gromem i nie ruszał się.
– No, ale teraz koniec z wielbieniem swojej pani, myślę, Carla, że też tak
sądzisz? Zapakujemy teraz twego ukochanego do jego koszyczka, żeby spal, a
same oddamy się radościom, których mężczyźni i tak nie rozumieją. – Śmiała
się głośno i bez pohamowania.
– Zaraz ci pokażę, gdzie jest twój koszyczek! – skontrował Frank. – Więc
wszystko to gra, ukartowana między wami obiema. A ty, Carla, wiedziałaś od
początku, że Rebeka jedzie za nami. Stąd taka trasa podróży. Rozczarowałaś
mnie.
Udawał obrażonego, ale właściwie się ucieszył, że zagadka czarnego
samochodu nareszcie się rozwiązała. Interesowało go także, co obie kobiety
potajemnie planują.
– Czy wszystko przywiozłaś? –zainteresowała się Carla.
Odpowiedzi Rebeki nie mógł zrozumieć, gdyż została wyszeptana Carli
do ucha. Potem Rebeka zaproponowała, żeby pójść do łóżka.
RS
138
– Widzę w tym pokoju tylko jedno podwójne łóżko... – spojrzenie Franka
powędrowało do Carli – ... ale jestem gotów zająć miejsce środkowe z
niewygodną szparą; w końcu jestem gentlemanem!
W napięciu czekał na reakcję obu kobiet. Ku jego rozczarowaniu Carla
zdecydowała inaczej. Oświadczyła dobitnie, że to ona życzy sobie leżeć
pośrodku.
Frank stał się tej nocy jednak bogatszy o kilka doświadczeń – takich, z
jakich niechętnie chciałby zrezygnować. Chociaż Rebeka zachowywała się nie-
kiedy bardzo arogancko, w tych nocnych godzinach pokazała się od swojej
najprzyjemniejszej strony.
Kiedy się obudził, instynkt podpowiedział mu, że z przyjemnościami
koniec. Zdawał się mieć większą potrzebę snu niż jego obie towarzyszki –
Carla i Rebeka stały już w pełnym „umundurowaniu" w pokoju. A jaki to był
strój! Znał Carlę już na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej ubiór nie zawsze miał
oznaczać dla niego przyjemność. Obie przypominały mu amazonki
hiszpańskie: wąskie, czarne spodnie skórzane, białe, haftowane bluzki, czarne,
skórzane bolera, włosy gładko zaczesane do tyłu i związane, ostry makijaż,
wielkie kolczyki. Brakowało jeszcze tylko pejcza.
– Widok, który mi nie jest niemiły, jeśli wolno mi to powiedzieć –
przyznał uczciwie.
– To będzie, tak mniej więcej, jedyna rzecz, która ci się dziś spodoba. –
Rebeka mrugnęła porozumiewawczo do Carli.
– Mam odgrywać konika, czy też planujecie dla mnie coś innego? –
Jeszcze uważał tę sytuację za przyjemną.
Usiadły obie na łóżku. Carla pogłaskała go po włosach jak małego
chłopczyka.
RS
139
– Chcemy dziś posiać niepokój w całej okolicy, ale brak nam jeszcze
trzeciej damy. – Wymieniły ze sobą tajemnicze spojrzenia.
Frank nie zrozumiał od razu.
– A co ja mam z tym wspólnego? Rebeka spojrzała nań zdziwiona.
– Zdaje się, że ty prędko kapujesz, jeśli ci się tylko wystarczająco długo*
tłumaczy. – Zaśmiała się z własnego żartu.
– Naprawdę nie rozumiesz, najdroższy Franku? – zwróciła się teraz do
niego Carla.
Nie lubił, kiedy do niego mówiła „najdroższy Franku"; najczęściej nie
oznaczało to niczego dobrego. – Ciebie chcemy przemienić we wspaniałą da-
mę!
Niczego nie rozumiejąc, spoglądał to na jedną, to na drugą.
– Poza tym czujecie się dobrze ? Ja,. z moim wzrostem, przebrany za
kobietę!
Wspólnie zaczęły przekonywać go do swego pomysłu i w końcu się
zgodził. Dlaczego nie, w końcu będzie jakaś odmiana. Rebeka przywiozła
suknie, perukę i buty. Nałożyły mu potężny makijaż, aby zatuszować wyraźny
mimo dokładnego golenia zarost. Potem uszminkowały oczy i usta oraz
dopasowały perukę. Następnie ubrały mu biustonosz, slipy oraz cienkie
pończochy i musiał wcisnąć się w jaskrawoczerwoną, wąską sukienkę typu
stretch. Brakowało tylko białych, letnich rękawiczek oraz czółenek na średnich
obcasach.
– Jako kobieta nie wygląda właściwie gorzej niż jako mężczyzna! –
zażartowała Rebeka. Carla dała znak do wyjścia.
– Dobrze, lepiej już wyjdźmy na zewnątrz, niech ludzie też coś w końcu
mają z naszego trio!
RS
140
Teraz we Franku zbudziły się wątpliwości.
– Naprawdę nie wiem, jakoś się wstydzę. Dajmy spokój.
Próba rezygnacji jednak nie powiodła się. Panie dosłownie wypchnęły go
z pokoju. Na dole, w holu, poczuł natychmiast, że go obserwują ze wszystkich
stron. A jak będzie w sali śniadaniowej? Carla i Rebeka wzięły go w środek.
Nawet ślepy by zauważył, że dzieje się coś niezwykłego. Nieprzeciętnie
wysoka, silnie zbudowana dama w jaskrawoczerwonej sukience, eskortowana
przez dwie ladies odziane w skórę – nawet dla Anglików było to nad wyraz
niecodzienne. Jego towarzyszki rozkoszowały się tym przedstawieniem
pełnymi haustami. Zahamowania znały tylko z cudzych opowiadań – w
przeciwieństwie do Franka; ten był zupełnie zagubiony, a czerwień palących
go ze wstydu policzków musiała być widoczna nawet przez grubą warstwę
pudru. Poza tym chodzenie na obcasach sprawiało mu kłopoty.
– Gdzie chciałabyś usiąść, najdroższa Samanto? Czy tapicerka na krześle
nie jest zbyt twarda? – Rebeka stawiała pytania tak głośno, że nawet ci goście,
którzy zajęli się już śniadaniem, popatrzyli na nich. Czuł, że wszystkie oczy
skierowane są na niego. Ona umyślnie zachowywała się tak, by zwrócić uwa-
gę. Ledwie usiedli, przywołała kelnera.
– Chcemy zjeść śniadanie, i to w miarę prędko.
Proszę przynieść nam wszystko, co macie do zaoferowania. Również
szampana. Nasza przyjaciółka Samanta obchodzi dzisiaj urodziny. Chcemy to
należycie uczcić toastami.
Pewien dystyngowany pan przy sąsiednim stoliku chrząknął; nie dający
się nie usłyszeć znak dezaprobaty. Towarzysząca mu dama tylko potrząsnęła
głową.
RS
141
– Ten pan tam naprzeciw bierze także kieliszek. Dalej, proszę też mu
nalać szampana! – Rebeka nie dawała kelnerowi odpocząć.
– Niechże się pan do nas przysiądzie – poleciła wreszcie panu z
sąsiedztwa. Ten spojrzał niepewnie na swą towarzyszkę, ale ona odmówiła
energicznym gestem.
Apetyt Franka nie wydawał się wielki. Po dwóch toastach z jajami na
bekonie miał już dość. Wtedy głos zabrała Carla i wszyscy usłyszeli:
– Ależ Samanto, jesz jak ptaszek. Musisz coś jeszcze wcisnąć w siebie,
żebyś z powrotem przyszła do sił.
Gdyby Samanta nie była tak potężna, uwaga Carli przeszłaby
niezauważona; teraz jednak każdy wyciągał szyję, móc lepiej przyjrzeć się
ptaszkowi.
Po śniadaniu czuł się potężnie zestresowany.
– Mam wrażenie, że się nie nadaję na kobietę. Pozwólcie mi znowu być
mężczyzną.
Energiczna opozycja obu pań zniweczyła jednak prędko nadzieję na
przemianę we Franka. Propozycja Rebeki, żeby się udać bentleyem do Carlisle
i ubrać tam Samantę na nowo, znalazła uznanie u Carli. O jego opinię nikt nie
pytał.
Po jeździe trwającej około pół godziny dotarli do celu. Po pierwsze
należało Samancie dopasować nowe buty. Sprzedawczyni była pełna skruchy:
– Niestety, czółenek w rozmiarze 43 nie mamy na składzie. O ile wiem,
modele damskie tej wielkości można mieć tylko na specjalne zamówienie.
W odpowiedzi na to Carla spróbowała wywołać w wytwornym sklepie
nieco emocji.
RS
142
– Czy ja dobrze słyszę! ? Gdzie my jesteśmy ? Nie macie na składzie
nawet czółenek w rozmiarze 43? Co za burdel!
Zachowanie jej było wszystkim innym, tylko nie dyskrecją. Rebeka
bawiła się świetnie. Frank najchętniej by uciekł. Niecodzienne trio
zdominowało zupełnie sytuację w sklepie. Czegoś takiego nie widziano tu już
dawno.
Kiedy kierowniczka nareszcie wyprowadziła ich na zewnątrz, Frank już
nie mógł się opanować.
– Teraz mam dość. Jeśli natychmiast nie przestaniecie się tak
nieprzyzwoicie zachowywać, zedrę z siebie te przeklęte ciuchy na miejscu.
Szyderczy śmiech obu pań zdradził mu, że znajduje się na straconej
pozycji. Wzięły go w środek, z obu stron pod ręce i wesoło pomaszerowały z
powrotem do auta. W hotelu wreszcie mógł się przebrać i od razu poczuł się
lepiej. Carla sama miała mnóstwo fantazji, ale razem z Rebeką przekraczały
prędko granicę tego, na co można sobie pozwolić.
Nad Ullswater Lake zostali jeden dzień dłużej niż planowali. Frank
stwierdził, że Rebeka, niezależnie od atrakcyjnego wyglądu, posiada jeszcze
kilka innych zalet, których u niej nie oczekiwał. W każdym razie bawili się
wspaniale i smakowali kończący się urlop. Najlepiej na tym znowu wyszła
Carla, rozpieszczana w równym stopniu przez Rebekę, co przez Franka. Jemu
było również przyjemnie mieć w swoim towarzystwie dwie dobrze
wyglądające panie.
W dniu wyjazdu Rebeka zdecydowała, że ona poprowadzi do domu
bentleya. Carli i Frankowi przypadł w udziale zaszczyt dostarczenia z
powrotem do Londynu czarnego potwora.
RS
143
– Rebeka wydaje jutro wieczorem party, na które zresztą jesteśmy
zaproszeni – zauważyła mimochodem w czasie jazdy Carla.
– Wiesz przecież, że jutro wieczorem lecimy z powrotem do Zurychu.
Cóż więc ma znaczyć ta sprawa z zaproszeniem?
– Chodzi o party szczególnego rodzaju. Coś niecodziennego ! – Celowo
odgrywała tajemniczość i odniosła sukces – Frank natychmiast starał się coś
wyczuć.
– Szczególnego rodzaju? Co to znaczy? No, dalej, Carla, nie narażaj mnie
na tortury!
Wyjaśniła mu, że chodzi o pewną imprezę dla „sadomaso". To naturalnie
natychmiast odmieniło jego poglądy, dla czegoś takiego gotów był wyrzucić
cały zaplanowany terminarz. Pomimo to naszły go pewne wątpliwości:
– Nie boisz się, że na tej imprezie mogą pojawić się ludzie, których
znałaś dawniej?
Carla uspokoiła go, że Rebeka zadba o to, żeby tak się nie stało.
Ucieszył się na to party; był przekonany, że gospodyni wpadnie do głowy
trochę pomysłów, dzięki którym ta impreza okaże się udana.
RS
144
Party
Około ósmej wieczorem pierwsi goście zjawili się w siedzibie Rebeki.
Sądząc po ekskluzywnych pojazdach, którymi zajeżdżali zaproszeni goście,
chodziło tu wyłącznie o przedstawicieli najwyższych warstw społecznych. Pani
domu zaangażowała oprócz swej gospodyni dodatkowo trzy młode kobiety,
które ubrane stosownie do tej okazji witały gości i także później miały się
troszczyć o ich dobre samopoczucie. Miały one na sobie krótkie, czarne
spódnice, obejmujące je jak druga skóra i białe fartuszki, lśniące jak odzież
gumowa.
Garderoba samej pani domu miała sygnalizować, kto kieruje zdarzeniami
wieczoru. Według Franka Rebeka wyglądała wspaniale. Miała na sobie
głęboko wyciętą, ciasno przylegającą suknię wieczorową ze złotej skóry z
długim, sięgającym prawie do bioder rozcięciem z boku. Do tego włożyła
długie rękawiczki w takim samym kolorze oraz świetnie dopasowane do sukni
czółenka. Jedno akcesorium wszakże zdradzało, że chodzi o spotkanie
szczególnego rodzaju – w prawej ręce miała złotą szpicrutę.
– Strój trochę niecodzienny, jak na przejażdżkę konną, nie sądzisz? –
zakpił Frank.
Rebeka uśmiechnęła się tajemniczo:
– Poczekaj!
Garderoba Carli wypożyczona przez Rebekę była też niczego sobie. Z
wyjątkiem koloru – strój Carli był utrzymany w lila – obie prawie się od siebie
nie różniły.
Gromada znakomitych gości sprawiała wielkie wrażenie. Ze dwa tuziny
osób skorzystało z zaproszenia. Podczas gdy panie wyróżniały się
RS
145
ekskluzywnością stroju – głównie skóra naturalna lub sztuczna – to angielscy
panowie ubrali się raczej powściągliwie.
Rebeka napawała się w pełni swoją rolą gospodyni. Po przywitaniu gości
objaśniła reguły gry tego wieczoru – oprócz Carli i Franka byli na nim obecni
również inni nowicjusze.
– Z zasady nikt nie jest zmuszany do czegokolwiek. Dozwolone jest to,
co się podoba – wyjaśniła Rebeka najważniejszą zasadę. – Kto nie chce w
czymś uczestniczyć, daje to do zrozumienia werbalnie bądź odpowiednimi
gestami. Każdy może w każdym momencie przerwać. Wycofanie się będzie
przez wszystkich bez wyjątku respektowane. Nikt nie będzie z tego powodu
ośmieszany. Kto będzie miał dość, może mój dom bez zbędnych wyjaśnień
opuścić.
Zrobiła krótką przerwę, by podkreślić następne słowa:
– Wszystko powinno odbywać się w dobrym stylu. Wielką wagę
przywiązujemy do estetyki. Jeśli państwo tym regułom gry nie będą chcieli lub
umieli się podporządkować, to macie wolny wybór i możecie teraz opuścić
party. – Potoczyła spojrzeniem po zgromadzonych, lecz nikt nie objawiał
zamiaru odejścia. Podczas tej przemowy krążyła dumnie wśród stojących
gości, prowokując przede wszystkim mężczyzn lekkim uderzeniem się
szpicrutą po ciele od czasu do czasu.
– Wiedzą państwo wszyscy – ciągnęła dalej – że w każdym człowieku, u
jednego mocniej, u innego słabiej ukształtowana, tkwi chęć dokonywania
czynności sadomasochistycznych. Tylko niewielka część ludzi – i my
należymy do ich grona – zamienia swe tajemne żądze w czyn. Rozumie się
samo przez się, że nie mówimy tu o zawodowych oprawcach w więzieniach
czy innych tego typu instytucjach, ani o tchórzliwych mężczyznach,
RS
146
pozbawionych woli i szukających wyrażenia swych własnych problemów
poprzez bicie kobiet. My mamy na myśli zabawy jako uzupełnienie tak
zwanego normalnego życia seksualnego. – Znów rozejrzała się po gościach.
– Dobrze, zaczynajmy! Do naszej pierwszej zabawy potrzebuję trzech
pań, które zechcą usiąść na tych trzech krzesłach. Teraz poproszę cztery panie,
które do tego momentu czuły się raczej masochistkami.
Pań zgłosiło się wystarczająco wiele. Gorzej rzecz się miała z rekrutacją
panów; Rebeka poszukiwała czterech. Spontanicznie zdeklarowało się tylko
dwóch, pozostałych wybrała sama. Frank ucieszył się, że stoi za pewnym
dosyć korpulentnym mężczyzną, który go zakrywał. Jednak ona wypatrzyła
najwyraźniej również i jego, sterując w jego kierunku, prosto do celu.
Panowie musieli uklęknąć przed siedzącymi damami i położyć twarze na
ich łonach. Rebeka usiadła na czwartym krześle, a Frank położył głowę na jej
nogi. Jedna ze służących podała paniom stojącym za mężczyznami po rózdze.
Pani domu czuła się w swoim żywiole. Schwyciła Franka za włosy i
przycisnęła mu głowę do łona. Spodobało mu się to i podniecił go fakt, że jest
tak blisko niej. Carla przypuszczalnie nie uważała tej sceny za coś znaczącego.
– Do dzieła moje panie, teraz możecie na tych milutkich męskich pupach
zostawić swoje ślady. Zaczynamy bardzo delikatnie i stopniowo wzmagamy
intensywność uderzeń. Kto z panów będzie miał dosyć, ten wysiada.
Zwycięzcą jest ten, kto wytrzyma najdłużej. Frankowi zaś szepnęła:
– Ja chcę, żebyś ty wygrał, jasne?
Miał szczęście o tyle, że pani stojąca za nim na początku działała bardzo
niezdecydowanie. Czas jednak pracował przeciwko niemu, również ona
zaczęła odczuwać przyjemność z tej zabawy. Na końcu został w wyścigu z
jednym tylko konkurentem, tak samo twardym w braniu jak on. W końcu
RS
147
zwyciężył, co miał do zawdzięczenia również Rebece, „delikatnie"
uniemożliwiającej mu wstanie.
Pierwsza scena odpowiadała upodobaniom gości; bili brawo.
– Jako zwycięzca nie odejdziesz oczywiście z pustymi rękami. Wolno ci
odegrać macho. Możesz się tam naprzeciw odpowiednio do tego ubrać.
Możesz też wyszukać sobie partnerkę, zakładając, że dama się zgodzi –
wyjaśniła Rebeka.
Obnażono go do pasa, a potem dziewczęta dopasowały mu spodnie
skórzane, pas wybity nitami oraz buty z cholewami. Obrazu mężczyzny typu
macho dopełniła szpicruta. Taka sytuacja była dlań całkowicie nowa. Czy był
w stanie odegrać tu przed wszystkimi ludźmi w sposób przekonywający męż-
czyznę dominującego? Kogo powinien wybrać na partnerkę? Carla nie
wchodziła w rachubę, z pewnością by się nie zgodziła. Jakaś nieznajoma pani,
albo może Rebeka? Zdecydował się na dyplomatyczne rozwiązanie i zapytał
gości, czy jakaś pani zgłosi się dobrowolnie. Jednak u Rebeki ta propozycja nie
przeszła.
– Masz twoją panią wybrać sam! Zawsze będzie mogła powiedzieć „nie",
jeśli nie będzie sobie życzyła.
Najwyraźniej chciała go zmusić do wybrania jej samej.
Nie rozumiał tej kobiety. Musiał się bardzo przezwyciężać, czuł jednak
oczekiwanie całego towarzystwa, wymagającego od niego pewności siebie w
występowaniu. Zdecydowanie podszedł do Rebeki.
– Chcę, żebyś mi służyła! – usłyszał swój głos. I patrzcie – zrobiła to,
odgrywała tę rolę umiejętnie. Uklękła przed nim i powiedziała:
– Uczynię wszystko, czego sobie życzysz, panie.
To zupełnie niezłe, jeśli dla odmiany kobieta zachowuje się pokornie!
RS
148
– Czy niewolnica tak wygląda jak ty? – zapytał. Rebeka potrząsnęła
głową.
– A więc na co czekasz, pozbądź się tej aroganckiej sukni!
Najwyraźniej był bardzo przekonujący, gdyż Rebeka zaczęła wyłuskiwać
się ze swej ściśle przylegającej do skóry łupiny. Wyglądała uroczo, odziana
jedynie w ekskluzywną bieliznę koronkową, pas do pończoch, pończochy i
buty. Poddał ją takiemu samemu scenariuszowi, jak ona jego przedtem. Usiadł
na krześle, kazał jej uklęknąć przed sobą i przycisnął jej głowę do swego łona.
Potem dopuścił do pewnej próby; skinął na Carlę i dał jej znak, żeby
maltretowała pupę Rebece. W ten sposób nie przejmował pełnej
odpowiedzialności i określenie intensywności oraz czasu trwania całej
procedury pozostawiał pani Ros. Zdziwiło go, jak twardo obchodzi się z
przyjaciółką. Czy było możliwe, że Rebece ta rola przypadła do gustu i że
Carla o tym wiedziała? Tak czy inaczej, prędko zrobiło mu się żal i kazał Carli
przestać. Rebeka podniosła się, wskoczyła znów w sukienkę, której długi
zamek błyskawiczny podciągnął z przyjemnością do góry, drugą dłonią piesz-
czotliwie głaszcząc talię. W tym momencie opanowało go nieodparte
pożądanie, którego nie potrafił sobie wytłumaczyć. Poczuł, że zaraz zrobi coś,
czego potem będzie żałować. Obrócił Rebekę do siebie i objął w gwałtownym
podnieceniu. Drżał przy tym na całym ciele. Dziko i namiętnie całował jej
szyję, uszy, przytulał twarz do jej włosów.
Napawała się tym, że jest tak pożądana, pomimo to próbowała uwolnić
się z jego objęć.
– Co w ciebie tak nagle wstąpiło? Czyżby rozgorzała w tobie miłość–
nienawiść do mnie? – żartowała.
RS
149
Jemu jednak nie było do żartów. Zdawał się zapominać o całym świecie,
a przypuszczalna reakcja Carli na to zachowanie obchodziła go w tym momen-
cie niewiele.
Ta krótka scena nie uszła naturalnie uwagi osoby najbardziej
zainteresowanej; Carla nie wtrąciła się jednak.
Po kolacji – przygotowanej w postaci bogato zaopatrzonego bufetu z
niezliczonymi delikatesami – zaczęto tańczyć. Podczas gdy Carla dała się
prowadzić po parkiecie różnym panom, Frank starał się trzymać w swych
ramionach Rebekę. Odgrywanie roli na początku uroczystości obudziło w nim
do tej kobiety uczucie, którego natury nie mógł zgłębić. Czy stało się tak
dlatego, że oboje poniżyli się wzajemnie ? Czy to widok jej półnagiego ciała i
ekskluzywnej bielizny tak go podniecił?
W drugiej części wieczoru kontynuowano gry i zabawy. Każdy gość
mógł wypowiedzieć jakieś życzenie, dotyczące jego, partnerki, partnera lub
większej liczby gości. Propozycje wręczano anonimowo zbierającej je
dziewczynie. Rebeka odczytywała je głośno. Fantazja gości nie znała granic.
Pewna pani zażyczyła sobie, by związano ją nago z panem, którego
wybierze i zostawiono w tej pozycji przez dwadzieścia minut. Sytuacja w
najwyższym stopniu kłopotliwa dla mężczyzny.
Pewien pan miał z zawiązanymi oczami rozpoznać dotykiem rąk i ust
spośród sześciu uczestniczek swoją partnerkę. Jeśli jednak dotknął panie w
miejscach, gdzie sobie tego nie życzyły, następowały, jak dawniej w szkole,
razy laską po palcach. Jego pech polegał na tym, że w podstępny sposób nie
umieszczono jego partnerki wśród uczestniczek.
Kiedy nareszcie zdjęto mu przepaskę z oczu, ręce miał potwornie
zaczerwienione.
RS
150
Kilku fetyszystów życzyło sobie pić szampan z damskich czółenek, jak to
było pokazywane na starych filmach z Hollywood.
Pewna para w średnim wieku odegrała pozostawiającą głębokie wrażenie
scenę, w której w dziki sposób, ale nie pozbawiony erotyzmu, zrywali sobie
wzajemnie odzież z ciała, dopóki nie zostali oboje zupełnie nadzy.
Pomimo tych niecodziennych gier nie doszło do żadnych ekscesów,
poczucie estetyki nie zostało ani razu naruszone, zachowywano cały czas dla
siebie wzajemny szacunek. Po początkowych zahamowaniach goście dali upust
swoim uczuciom, nie tracąc jednak samokontroli. Rebeka wiedziała z
doświadczenia, że przyjęcia tego rodzaju powiązane są z pewnym ryzykiem i
łatwo mogą się przerodzić w rozpustę, jeśli nie ustanowi się od samego
początku jasnych granic i momentalnie nie wyprosi ludzi, którzy tych granic
respektować nie mogą lub nie chcą.
O pierwszej w nocy niektórzy goście zaczęli się już żegnać, około drugiej
Frank, Carla i Rebeka zostali sami. Gospodyni wycofała się już wcześniej.
Frank miał dość, był pozbawiony energii, gotów do łóżka i nie chciał nic
słyszeć o seksie. Nie w takim nastroju były jednak obie damy, wlokące go do
góry do sypialni Rebeki. Musiały wszakże stwierdzić, że nie można wystawiać
na pokusę mężczyzn wbrew ich woli najlepszej części ciała.
Rozstanie po tych bogatych w wydarzenia dniach nie przyszło całej trójce
lekko. Rebeka odwiozła ich na lotnisko. Przy pożegnaniu Frank unikał zbytniej
bliskości z Rebeką, mając świeżo w pamięci gwałtowną temperaturę uczuć
podczas party. To właściwie dziwne, że Carla nie zareagowała na to! Ale z nią
nigdy nie było wiadomo, kiedy i w jakiej formie spotka człowieka rewanż.
RS
151
Posiedzenie bez szefa
W następnych tygodniach zatroszczył się znowu mocniej o sprawy
zakładu, które w ostatnim czasie nieco zaniedbał. Tymczasem Carla rozwijała
się coraz bardziej jako advocata diaboli, doprowadzała triumwirat coraz
częściej do wzburzenia i zakłopotania. Zaczęła angażować całą swą energię w
sprawy kobiet, starała się o awansowanie ich do kadry zarządzającej i
próbowała usuwać to, co uważała za przestarzałe. Frank nie osądzał tego
wprawdzie negatywnie, ale wielokrotnie musiał dawać jej do zrozumienia, że
nie powinna tak wykorzystywać swej pozycji oraz władzy nad nim i
Ehrsamem, zdobytej dzięki tak szczególnym okolicznościom.
Podczas wakacyjnej nieobecności pani Baumann Carla zastąpiła ją,
przechodząc na jej stanowisko. Pewnego wieczoru – w dniu, kiedy Frank już
wczesnym popołudniem wyjechał na jakąś naradę poza zakład – została w
pracy dłużej niż zwykle. Czekała jeszcze na kogoś. Ta osoba manipulowała
później przy drzwiach do jego pokoju. Nie byłby zachwycony, gdyby się o tym
dowiedział.
Następnego dnia zapowiedziano zebranie kierownictwa. Frankowi rzuciło
się w oczy tego ranka, że Carla – tylko ona posiadała jako zastępczyni pani
Baumann drugi klucz – już otworzyła jego biuro. Nie było w zakładzie takiego
zwyczaju. Wyprzedziła jego pytanie:
– Położyłam ci pocztę na biurku, dlatego drzwi są otwarte.
Wyglądała dziś znowu szczególnie uroczo, rozpuszczone włosy dziko
rozwiane, delikatny makijaż podkreślał urodę. Wąska, wysoko zapięta
sukienka w butelkowej zieleni, przewiązana szerokim, czarnym paskiem ze
skóry, podkreślała doskonałą figurę i uwydatniała pięknie uformowany biust.
RS
152
Stanął z tyłu za jej krzesłem i pochylił się nad nią. Jego ręce przesuwały się od
talii w górę, podczas gdy całował jej kark i włosy.
– Och, Carla, jakże kocham twe ciało i ten zapach – najchętniej
uprowadziłbym cię stąd gdzieś, gdzie jest piękniej niż w tym prozaicznym
otoczeniu. Co sądzisz o tym?
Okazała niewielki zachwyt.
– Mam wrażenie, że dawno nie zaglądałeś do terminarza, w przeciwnym
razie wiedziałbyś, że dzisiaj nie ma w nim zaplanowanych takich zabaw.
Położyła mu rękę na szyi i przyciągnęła głowę w dół, aby przytulić jego
twarz do piersi. Rozkoszował się tymi kilkoma minutami bezpośredniej
bliskości. Co najmniej do wieczora nie będzie miał niczego więcej. Gdy nie
chciał się oderwać od niej, rozgniewała się.
– Powinieneś się wreszcie nauczyć lepszego opanowania. Nie możesz
stale folgować swoim żądzom. Praca jest jak wiadomo przed przyjemnością.
Zostawmy sobie trochę na wieczór! Frank obraził się.
– Dobrze ci mówić. Popęd u kobiety nie może się mierzyć z męskim. Jak
myślisz, co ja każdego dnia muszę znosić, jak cię tylko zobaczę, nie mówiąc o
tym, kiedy wdycham twój zapach albo cię dotykam?
– To jest przecież cudowne! Uważam to za wspaniałe, że mnie tak
pożądasz! Ze mną jest inaczej. Podczas gdy mój duch tęskni za tobą, nie za-
wsze odnosi się to do mojego ciała. My kobietki nie jesteśmy takie zwierzęce
w popędach, jak wy, panowie ! – Zaśmiała się. Potem stała się znowu
poważna:
– No, zabierz się wreszcie do pracy, bo zawołam szefa.
Roześmiał się drwiąco.
RS
153
– Nie mogę się pozbyć głupiego uczucia, że w tym momencie szef siedzi
przede mną.
Zaledwie zajął miejsce za biurkiem, Carla, wychodząc, zamknęła drzwi
łączące go z sekretariatem. Zastanowiło go to trochę, ale pomyślał, że pewnie
nie chce go dłużej odrywać od pracy. Po przejrzeniu poczty chciał odwiedzić
jednego z kierowników działów i wtedy dopiero zdziwił się naprawdę. Drzwi
do sekretariatu – jedyne drzwi w jego biurze – były zamknięte na klucz. Nie
byłoby to takie dramatyczne, gdyby jego własny klucz pasował do zamka, lecz
nic z tego! Gwałtownie próbował odryglować klamkę, pukał, krzyczał na Carlę
– żadnej reakcji. Płonąc z oburzenia chwycił za telefon.
– Co to u diabła ma znaczyć? Jestem w areszcie domowym, czy jak?
Słyszalność jego głosu była tak wielka, że pozwalała Carli trzymać
słuchawkę w oddaleniu co najmniej kilku centymetrów od ucha.
– Dokładnie to, najdroższy Franku. Chcemy dziś spróbować
przeprowadzić zebranie kierownictwa bez bossa. Nie musisz się tak
denerwować, nie będziemy podejmować żadnych ważnych decyzji.
Jej wesoły głos wzmagał jego gniew.
– Jeśli mnie natychmiast nie wypuścisz, gwarantuję ci, że sprawię ci takie
baty, jakich jeszcze w całym swoim życiu nie dostałaś!
Wiedział, że nigdy nie uderzy kobiety, a już na pewno Carli. Ale
pogrozić – to co innego. Usłyszał suchy trzask. Odłożyła słuchawkę i
połączenie z nim przełączyła na swój aparat. Telefonować więcej już nie mógł.
Klął, na czym świat stoi. Ta pospolita łajdaczka, ta podstępna, cwana żmija! I
w czymś takim musiałem się zakochać!
Teraz Carla uaktywniła się. Zdecydowanie weszła do pokoju narad.
Panowie Ehrsam i Weissmuller już zajęli miejsca przy stole konferencyjnym.
RS
154
Podczas gdy jej pojawienie się wprawiło Ehrsama w kompletne oszołomienie,
Weissmuller nawet nie udawał, że unosi głowę znad papierów.
– Dzień dobry, moi panowie. Mam wam do zakomunikowania, że pan
Haller jest dziś wyjątkowo niedysponowany. Ponieważ w porządku dziennym
nie ma do rozstrzygnięcia zbyt ważnych problemów, zrezygnował z
przesunięcia zebrania i upoważnił mnie do kierowania nim ad interim. Pan
Haller wyczerpująco zorientował mnie w sprawach do załatwienia i mogę
działać w jego imieniu.
Tego było już panu Weissmiillerowi trochę za wiele na raz. Uniósł się
gniewem:
– To zupełnie nowe obyczaje, żeby nami, doświadczonymi specjalistami,
miała kierować była robotnica. Nie mogę uwierzyć w to, że pan Haller tak
rzeczywiście zarządził. Co to znaczy w ogóle: „niedysponowany"? O ile tylko
mogę sobie przypomnieć, a jest to parę ładnych lat, pan Haller nigdy jeszcze
nie czuł się niedysponowany. Prawdopodobnie nie czuje się dobrze, bo pani
mu kompletnie zawróciła w głowie!
Gotował się z wściekłości. W odniesieniu do szybkowara powiedziałoby
się, że wentyl przekroczył już drugi stopień. Wydawało się, że eksplozja
nastąpi już wkrótce.
Ehrsamowi musiało się zdawać, że jest między młotem a kowadłem. Nie
wiedział, po której stronie ma się opowiedzieć.
Na Carli nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Dawała sobie już radę
nie z takimi mężczyznami. Jej obojętna postawa nie przyczyniła się do
normalizacji położenia wentyla u Weissmullera.
RS
155
– No, niech pan też coś powie, panie Ehrsam. – A może uważa pan, że to
jest w porządku – pogardliwym ruchem ręki wskazał na Carlę – tylko dlatego,
że pana już też wzięła na pasek?
Ehrsam czuł się nieswojo.
– Uważam... w pewnym stopniu to wszystko z pewnością jest raczej
dziwne. Przy czym, to naturalnie jest możliwe, że pan Haller się czuje
niezdrowo, a my naprawdę nie mamy podejmować żadnych istotnych
kroków... a więc ja osobiście niekoniecznie miałbym coś przeciw temu, żeby
pani Ros przewodniczyła zebraniu, skoro jest na bieżąco i pan Haller ją
poinstruował. – Wybrał drogę dyplomatyczną, żeby nie obrazić ani Carli, ani
Weissmullera.
Zebranie rozwijało się od tego momentu przede wszystkim jako
monolog. – Carla referowała poszczególne punkty. Najczęściej znała opinię
Franka w danej sprawie; jeśli nie – wypowiadała własną. Nie odgrywało to i
tak żadnej większej roli. Weissmuller grzebał w swoich papierach nie
zabierając już więcej głosu, Ehrsam słuchał wprawdzie uważnie, zachowywał
jednak swój dyplomatyczny sposób postępowania: najczęściej kiwał
potakująco głową, nie formułując jednakże swej opinii słownie.
Punkt szczytowy zebrania sprowokowała Carla, żądając po godzinie od
pana Ehrsama, by zatroszczył się o kawę. Nie, żeby ten objawił krnąbrność –
Weissmuller wziął to na siebie.
– Teraz to już koniec! Co pani sobie myśli, że kim pani jest? – i
zwracając się do Ehrsama:
– Niech pan się nie waży zastępować tu kelnera!
Spakował swoje rzeczy.
– Ta sprawa znajdzie jeszcze swój epilog! – wysyczał i opuścił pokój.
RS
156
– Nareszcie pozbyliśmy się tego pieniacza. Ty i tak podobasz mi się o
wiele bardziej, Ehrsamku. Zamknij drzwi, chciałabym, byś mnie troszeczkę
rozpieścił.
Po południu drzwi Franka zostały otwarte. Spojrzał ku wejściu, ale nie
Carla tam stała, lecz pani z portierni.
– Pani Ros prosiła mnie, żebym otworzyła pańskie drzwi o szesnastej,
ponieważ nie chciał pan, żeby mu do tego czasu przeszkadzano. Mam przeka-
zać panu tę kopertę.
„Kochany Franku.
Zastanawiam się, czym sobie zasłużyłeś na kogoś takiego, jak ja.
Właściwie należałoby ci życzyć kobiety kochającej, zrównoważonej i pełnej
poświęcenia. Dlaczego musiałeś trafić akurat na mnie? Gdybym miała więcej
czasu, to pożałowałabym cię. Proszę, wybacz mi. Będę cię rozpieszczać.
Z miłością, twoja Carla.
P. S. Musiałam pojechać do domu, gdyż zebranie z Ehrsamem i
Weissmullerem bardzo mnie wyczerpało".
Pojechał do niej jak najszybszą drogą. Najpierw porządna bura – była jak
najbardziej wskazana – a potem dać się rozpieścić. Po drodze odmalowywał
sobie godziny z Carlą w najpiękniejszych barwach.
Nic z tego jednak nie miało się ziścić. Na drzwiach jej mieszkania wisiała
karteczka: Barbara niespodziewanie zaprosiła mnie do siebie. Chciałaby, żebyś też
przyszedł. Poziom adrenaliny u Franka wykonał swój pierwszy skok.
Na drzwiach Barbary zastał następny liścik: „Barbara chciałaby obejrzeć
najnowszy film z Ellen Barkin. Jesteśmy w kinie Rex i cieszymy się na
spotkanie z tobą!". Zwiększonego wydzielania adrenaliny nie dało się teraz
RS
157
uniknąć. Klął tak głośno i zachowywał się tak gniewnie, że pewna starsza pani
nie odważyła się przejść obok niego na klatce schodowej.
Pojechał do wymienionego kina. Poszukiwanie obu pań było kłopotliwe.
Niezliczeni widzowie musieli wstawać, aby go przepuścić, bo wziął za Carlę i
Barbarę dwie obce kobiety; zdecydował się więc siedzieć do przerwy. Pokażę
jej, jeśli nie siedzi tu w środku! – poprzysiągł sobie.
Kiedy znowu zaświeciło się światło, zaczął się rozglądać. Nigdzie nie
mógł ich dojrzeć. Nagle jakieś dwie ręce przesłoniły mu oczy.
– Zgadnij, kto to!
Nie było niczego do zgadywania. Sam zapach rąk, woń perfum
wystarczyłyby, żeby odnaleźć Carlę wśród stu kobiet. Obrócił się do tyłu.
Nie zaskoczyło go, jak ubrana stała przed nim: od stóp do głów w skórę.
Tym samym szanse, by wylać na nią swój gniew, stały się nikłe. Promieniejąc,
zarzuciła mu ręce na szyję, obsypała go pocałunkami i szepnęła mu do ucha:
– Żebyś wiedział, jaką mam na ciebie dziką ochotę!
Nie miał wyjścia. Nie był już w stanie gniewać się na nią. Wiedział, jakie
to zupełnie niewłaściwe i na dłuższą metę niebezpieczne, że tak jej wszystko
uchodzi bezkarnie. Kiedyś ona posunie się za daleko, a na to nie chciał i nie
mógł sobie pozwolić. Musiał znaleźć jakiś sposób, żeby zahamować ten
niezdrowy proces. Tymczasem dzisiaj nie chciał się z nią kłócić, dzisiaj
powinna go jeszcze rozpieścić.
Zaprosił obie panie na kolację. Po niej odwiózł po drodze Barbarę do
domu i nareszcie zostali, po raz pierwszy od rana, znów tylko we dwoje.
– Weissmuller będzie prawdopodobnie się skarżył. Boję się, że zażąda od
ciebie zdjęcia mnie ze stanowiska albo przynajmniej znacznego ograniczenia
moich kompetencji. – W wypowiedzi Carli brzmiała nuta skruchy.
RS
158
– Proszę, uczyń mi tę grzeczność i nie poruszaj spraw zawodowych. Nie
psujmy sobie nastroju, jeśli ten wieczór albo noc mogą uratować cały dzień! –
spojrzał na nią krótko i ręką sięgnął do jej uda.
Przycisnęła się do drzwi auta, żeby nie dać mu możliwości dotykania jej.
– Czy nigdy jeszcze nie słyszałeś o tym, że nie wolno odwracać uwagi
kierowcy podczas jazdy? Masz obserwować drogę oraz ruch, a nie pasażerów.
Jej belferska uwaga nie sprawiała wrażenia poważnej, tym bardziej że
wypowiedziana została z uśmiechem.
W mieszkaniu Carli został sowicie wynagrodzony za hańbę całego dnia.
Następnego ranka obudził go szmer wody. Kilka minut później Carla
pojawiła się w sypialni, owinięta jedynie umocowanym na piersiach
ręcznikiem kąpielowym. Niewiele widział w swym życiu rzeczy piękniejszych
od widoku jaki mu zaoferowała. Wyskoczył z łóżka jak młodzieniaszek, prosto
ku niej i objął ją gwałtownie. Napominała go, odwołując się do rozsądku:
– Szef powinien być zawsze wzorem, a więc musi rano pojawić się
punktualnie w zakładzie. Nie mamy czasu oddawać się takim błazeństwom.
Nie puszczał jej, lecz trzymał mocno w ramionach. Ze spojrzenia
nietrudno było wyczytać, na co ma ochotę.
– Właściwie myślałem niekoniecznie o błazeństwach, chyba że to się
teraz tak nazywa?
Promienny uśmiech nie wystarczał, żeby ją przekonać. Jeśli Carla nie
chciała, to nie chciała. Basta.
RS
159
Nowe wyzwanie
Przypuszczenia Carli nie zawiodły. Weissmuller zameldował się w ciągu
przedpołudnia na rozmowę. Ledwie wszedł do biura, rozpoczął potężną tyradę
urągań. Takie pojęcia, jak: protekcja, kumoterstwo, niemożliwe stosunki, które
padły w potoku słów rozgniewanego wicedyrektora, rozbudziły uwagę Franka.
Już dawno nikt nie powiedział mu swego zdania tak bezpośrednio. Ten
człowiek ma rację! Czy już dawno nie wyrzucono by mnie z tego fotela, gdybym
był tylko dyrektorem, a nie właścicielem tej firmy? W swej bezgranicznej
miłości, graniczącej prawie z poddaństwem, musiał całkowicie utracić zmysł
obiektywizmu.
– Dziękuję panu za tę szczerą rozmowę – przyznał mu rację.
Weissmuller próbował już prawie przepraszać, ale Frank odparował:
– Umiem przyjąć krytykę; zapewniam pana, że szybko podejmę
odpowiednie kroki.
Następną godzinę wykorzystał na ułożenie pewnego planu. Potem
wezwał do siebie Carlę.
– Czy masz już wyobrażenie swojej przyszłości w moim zakładzie? –
zapytał bez ogródek.
– Aha, skarżypyta Weissmuller już się wypłakał u „tatusia".
Z twarzy zniknęła jakakolwiek łagodność; jej południowy temperament
błyskawicznie wziął górę. Widać było, jak trudno jej usiedzieć spokojnie na
krześle.
– Temu zasrańcowi tak kiedyś zerżnę tyłek, że przez dwa tygodnie nie
usiądzie. Znajdę sposób na to, możesz być spokojny! Niech sobie potem
wdraża postępowanie o rękoczyny, niech robi, co chce, wszystko mi jedno!
RS
160
W skrytości, ducha ubawiło go to; starał się jednak niczego po sobie nie
pokazać; nie chciał jakąś pogodną uwagą wywołać jeszcze większej wściekło-
ści. Cieszył się, że tym razem nie on był adresatem – nie, żeby się bał, ale gdy
Carla szalała, to nikomu nie było do śmiechu. Nie mógł się jednak
powstrzymać od jednej uwagi:
– Dla porządku chciałbym ci zwrócić uwagę na to, że karę chłosty w
naszym zakładzie jakiś czas temu znieśliśmy.
– To mnie nie obchodzi. Wam szefom trzeba od czasu do czasu
pospuszczać portki!
Nie zareagował na to, chcąc przejść do rzeczy i przedstawić jej swoją
propozycję. Naszkicował jej pokrótce stan rzeczy w filii alzackiej.
– Jeśli prace budowlane przebiegną zgodnie z programem, będziemy
mogli w listopadzie podjąć produkcję. Mamy jeszcze różne personalne wakaty.
Stanowiska dyrektora i jego zastępcy leżą mi szczególnie na sercu.
Specjalnie zatrzymał się na moment, by móc ocenić stopień oczekiwania
u Carli.
– Bez wchodzenia w tym momencie w bliższe szczegóły – czy czułabyś
się na siłach objąć jedno z tych ważnych stanowisk?
Spojrzenie Carli wyrażało zdziwienie. Co to miało znaczyć? Chciał się jej
w ten elegancki sposób pozbyć? Czyżby Weissmuller dokuczył mu do
żywego?
– Widzisz, że jestem trochę zdziwiona. Po co mam jechać do Alzacji?
Mnie się podoba tu, w Zurychu.
Nie oczekiwał, że będzie się zaraz zachłystywała z zachwytu, wierzył
jednak, że nie będzie się mogła oprzeć pokusie, płynącej z możliwości objęcia
ważnej funkcji.
RS
161
– Nie chcę wywierać żadnego nacisku. Masz dosyć czasu, żeby się
gruntownie zastanowić.
Próbował jej wybić z głowy, że Weissmuller ma z tym coś wspólnego i
wyciągnął kolejną przynętę:
– Firma oddałaby ci do dyspozycji piękny apartament w Alzacji, a twoje
przyszłe zarobki pozwoliłyby ci nadal płacić czynsz za mieszkanie w Zurychu.
Mogłabyś w piątek po południu przyjeżdżać do Szwajcarii i wracać do Alzacji
dopiero w poniedziałek rano. Do tego ja sam przez pierwsze dwa lata będę w
nowym zakładzie pracował co najmniej przez jeden dzień w tygodniu.
Carla nie dawała się tak łatwo przekonać. Nawet, jeśli pozycja sama w
sobie była kusząca, nie mogła się pozbyć uczucia, że Frank chce ją odsunąć.
– Kochasz mnie, jak myślę. Dlaczego więc wysyłasz mnie stąd?
Zrozumiał, że niezręcznością było przedstawienie jej tej propozycji
bezpośrednio po skardze Weissmullera.
– Kocham cię, Carla. Nie wolno ci w to wątpić. Czasami jednak w
miłości korzystniej jest nie spędzać za dużo czasu razem. Jestem przekonany,
że naszemu związkowi w najmniejszym stopniu nie zaszkodzi, jeśli będziemy
się trochę rzadziej widywali.
Carla zastanawiała się. To odpowiedzialne stanowisko nie było
pozbawione uroku i właściwie pasowało do jej konceptu.
– Czy przewidywałeś jeszcze kogoś stąd? Mówiłeś przecież o dwóch
istotnych funkcjach.
Zawahał się. Czy już zorientować ją, jak wygląda jego plan?
– Otóż moim zamiarem było zrobienie ciebie oficjalnie dyrektorką
naszych zakładów w Rouffach. Nadal brak ci jednak niektórych kwalifikacji do
pomyślnego wykonywania tak odpowiedzialnego zadania. Chciałbym więc
RS
162
postawić u twego boku kogoś, kto mógłby na wielu obszarach cię wspierać,
przejmując rolę szarej eminencji.
Carla domyśliła się, kogo miał na myśli.
– Pozwól, że odgadnę. Z pewnością nie dasz mi mężczyzny moich
marzeń, tego upartego Weissmullera. W grę wchodziłby raczej wiernie mi od-
dany Ehrsam. Tylko – nie boisz się, że mógłby pewnego dnia mnie uwieść?
Na tę cyniczną uwagę nie zareagował.
– Widzisz to prawidłowo. Myślę, że Ehrsam to mężczyzna idealny u
twego – ma się rozumieć tylko służbowego – boku. Będzie pracował za dwóch,
jeśli tego od niego zażądasz. Czego chcesz więcej?
Szansę, że ona zgodzi się ostatecznie na jego propozycję, oceniał teraz
bardzo wysoko. I faktycznie: pod koniec tygodnia oznajmiła mu, że w zasadzie
wyraża zgodę i omówili dalsze szczegóły.
Należało teraz porozmawiać z panem Ehrsamem i pozyskać jego zgodę,
ponieważ bez niego nie można było myśleć o obsadzeniu Carli na stanowisku
dyrektorskim. Przy okazji pierwszej rozmowy Frank musiał stwierdzić, że
rzecz wcale nie jest taka prosta. Ehrsam zaznaczył bowiem, że ma niewielką
chęć dokonywania zmian zawodowych oraz że przeniesienie do Francji jako
prawej ręki pani Ros niekoniecznie oznacza awans. Gotów jest objąć posadę w
Alzacji, ale tylko jako najwyższy rangą. Nic innego nie wchodzi w grę, gdyż
by się tylko ośmieszył.
Kiedy Frank omawiał z Carlą nową pozycję wyjściową, nie mogła
powstrzymać diabelskiego, szyderczego chichotu. Zaskoczyła go jednak
elastycznością postawy – nie oczekiwał, że tak łatwo zrezygnuje z bardziej
prestiżowego stanowiska.
RS
163
– Okay, dajmy mu jednak odgrywać dyrektora. Nie martw się, dam sobie
z Ehrsamem radę bez większego zachodu. Zgadzam się na zamianę ról i
funkcjonowanie jako jego prawa ręka. Ta prawa ręka nie będzie wszakże
zawsze łagodna.
Szelmowski uśmiech Franka zdradził, że bardzo dobrze umie
zinterpretować tę uwagę.
W środku listopada można było otworzyć zakład. Carla zdecydowała się
na mniejsze, przytulne mieszkanko w kolmarskim Petite Venise; czynsz
opłacała firma. Ehrsam zajął wspaniały apartament w zakładzie, w kondygnacji
z attyką. Odpowiadałoby ono w zupełności upodobaniom Carli, ale nie chciała
mieszkać w dzielnicy przemysłowej.
Po małym oblewaniu Frank jechał z nią do jej nowego mieszkania.
– Jak to sobie właściwie wyobrażałaś, jeżdżenie z Rouffach do Colmar,
bądź z Colmar do Zurychu? Raczej na pewno nie będziesz chciała korzystać z
komunikacji publicznej, auto byłoby praktyczniejsze.
– Pewnie, że tak – tylko kto miałby za nie zapłacić?
Frank nie rzekł już ani słowa. W milczeniu dojechali do Colmar.
Zaparkował jaguara za czerwonym, sportowym samochodem. Kiedy nie
uczynił żadnego gestu, by wejść z nią na górę, lecz całe zainteresowanie skupił
na czerwonym aucie, wzięła go pod rękę, by poprowadzić do swego nowego
domu.
– Podoba ci się?
Dotychczas nigdy właściwie nie rozmawiali o samochodach; pytanie
zirytowało ją.
– Szybka, świetna bryka, ale chodźże już wreszcie na górę!
Frank nie dawał się odciągnąć.
RS
164
– Chętnie zrobiłbym w nim rundkę, idziesz ze mną?
Spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, a kiedy wreszcie otworzył jej
drzwi, nie mogła już wyjść ze zdumienia.
– A może chcesz ty poprowadzić? W końcu to twoje!
Niespodzianka udała się w pełni, Carli na moment odjęło mowę. –
Moje?... Jak to... Kto... Ty go dla mnie kupiłeś ?
Frank tylko skinął głową, cieszył się jej radością. Objęła go, dosłownie
powiesiła się na nim, unosząc nogi z ziemi. Mało brakowało, a upadliby razem.
Krzyczała z zachwytu i całowała go burzliwie. Jej swawolne gesty skłoniły
kilku przechodniów do tego, by przystanąć, co prawie sprawiło mu przykrość.
To jest Carla! Umiała nie tylko szaleć z wściekłości jak wariatka, lecz także
cieszyć się spontanicznie, jak mała dziewczynka. Kolejny raz uświadomił
sobie, jak silnie przywiązany był do tej kobiety i jak ciężko mu było wyobrazić
sobie życie bez niej.
Spędzili dwa beztroskie dni, a w poniedziałek pojechał z powrotem.
Pożegnanie było cięższe do zniesienia niż przypuszczali, choć przecież Carla
już w piątek chciała być znowu w Zurychu.
Poniedziałek. Pierwszy oficjalny dzień pracy Carli na nowym miejscu, w
nowej funkcji. Jej nowy przełożony to akurat Ehrsam, mężczyzna, którego
mogła rzucić na kolana, ilekroć przyszła jej na to ochota! A czasami jej
przychodziła.
Ehrsam już siedział za swym olbrzymim biurkiem, kiedy przywitała go
przez otwarte drzwi.
– Proszę wejść na krótko do mnie. Chciałbym przeprowadzić z panią
zasadniczą rozmowę o naszej przyszłej współpracy.
RS
165
Carla uznała, że jest naprawdę śmieszny. Teraz chciał zaznaczyć swoją
suwerenność jako szef. Prawdopodobnie żył nawet w iluzji, że z racji swej
nowej pozycji mógłby nią rządzić. Pokrzyżuję mu te plany!
– Bardzo chętnie, panie Ehrsam. W żadnym razie nie chciałabym jednak
zabierać panu cennego czasu. Będzie pan miał z pewnością pełne ręce roboty.
Jej afektacja zdradziłaby każdemu człowiekowi, że Carla bynajmniej nie
myśli tego, co mówi. Ehrsam jednak, choć w innych sytuacjach mógł okazać
się rozgarnięty, zareagował zupełnie naiwnie. Próbował jej uświadomić, że
zaczęła się nowa era i chodzi teraz o to, żeby przezwyciężyć przeszłość. Takie
sceny, jak w hotelu z okazji jego urodzin czy też podczas posiedzeń
kierownictwa w zakładzie nie mogą się więcej powtórzyć. Wyglądał na
zawstydzonego.
– Jest pani niezwykle uroczą kobietą, bez żadnych wątpliwości. Chcę
jednak stanowczo prosić, by swoje wdzięki wypróbowywała pani na innych
mężczyznach. Zdecydowałem się na to niezwykle odpowiedzialne zadanie
również i dlatego, że mogę w ten sposób wyświadczyć przysługę panu
Hallerowi.
Ehrsam podniósł się i przyjął dumną postawę.
– W tym też sensie upraszam panią, by zaniechała pani stanowczo
jakichkolwiek prób spoufalania. Nie jestem wprawdzie z drewna, ale będę
umiał tak się zachować, jakbym był. Będzie dla nas obojga lepiej, jeśli będzie
pani widziała we mnie coś na kształt ojca.
Carla mocno musiała trzymać się w ryzach, by nie wybuchnąć
szaleńczym śmiechem. Ten facet zupełnie zwariował! To zupełnie oczywiste,
że propozycja Franka uderzyła mu do głowy. Uznała wręcz za swój obowiązek
sprowadzić go tak prędko, jak to możliwe, z obłoków na ziemię. Tymczasem
RS
166
jednak chciała pozwolić mu rządzić przez tydzień jako domniemanemu
patriarsze.
Przez pierwsze pięć dni pił swoją radość pełnymi haustami. Carla unikała
drażnienia go choćby w najmniejszym stopniu ubraniem, słowem lub gestem.
Franka ogarnęłaby zgroza na jej widok – nieporządna spódnica, niezgrabne
buty, grube pończochy, najczęściej nieumalowana, z tłustymi włosami,
związanymi w koński ogon. Nie mogła prawie patrzeć na siebie w lustrze.
Ehrsam myślał, że ma przewagę. Trzeba tylko znaleźć odpowiednie słowa i już
są posłuszne, te baby. Obciążał Carlę bardzo mocno. Pani Ros tu, pani Ros
tam. "Co, jeszcze nie załatwione?", „Trzeba przyspieszyć tempo, jeśli u mnie
chce pani odnieść sukces", „Wiem, że wymagam wiele od swoich
współpracowników, ale od siebie też wymagam tyle samo" – takie hasła
codziennie kładł jej w uszy. Nie wystarczało mu, że orała całymi dniami jak
koń, na krótko przed fajrantem potrafił jej z dziką rozkoszą podyktować kilka
stron, które chciał mieć do podpisu jeszcze tego samego wieczoru. Kiedy ona
zamieniała dyktando na listy, on pozwalał sobie w mieszkaniu na pierwszy
aperitif.
Kiedy w piątek po południu chciała około czwartej wyruszyć do Zurychu,
zrobił się nieprzyjemny.
– Tak nie może być, pani Ros! Pani wie, że jestem odpowiedzialny za
budowę tego zakładu. To ja będę mówił moim współpracownikom, co mają
robić, a co nie. Brak mi jeszcze różnych załączników; wolno pani opuścić to
miejsce, kiedy opracowane będą wszystkie nie załatwione sprawy, czy to
jasne?
Mężczyzna, który tak postępował z Carlą mógł być tylko zupełnie głupi
albo naiwny. Ona chciała teraz jednak tylko skończyć tę pracę, nawet gdyby
RS
167
miał ją puścić dopiero w sobotę. Solidnie wzięła się do roboty i skończyła o
siódmej wieczorem. Położyła akta na jego biurku – on sam wycofał się
zapewne do swego apartamentu. Niech się cieszy jeszcze przez ten weekend!
Frank był lekko zagniewany, kiedy znalazła się w jego mieszkaniu
dopiero późnym wieczorem.
– Co to, figlowałaś sobie jeszcze z Ehrsamem? Czekałem na ciebie już
dużo wcześniej.
Carla czuła się podle. Jeśli nie miała teraz na coś żadnej ochoty, to na
pewno na kłótnię z Frankiem.
– Proszę cię, daj mi spokój, mam za sobą wyczerpujący tydzień.
Sprowadził rozmowę na Ehrsama.
– Dwa razy rozmawiałem telefonicznie z twoim nowym szefem. Miałem
przy tym takie dziwne, niemiłe wrażenie – mam nadzieję, że mu ta sprawa nie
uderza do głowy? Zdawało mi się, że się zrobił strasznie ważny, od kiedy jest
dyrektorem. Jak ty to widzisz? Może mi się to wszystko tylko wydaje ?
Uspokoiła go. To prawda, że zachowanie Ehrsama się zmieniło, ale nie
trzeba tego brać poważnie. To wszystko się z czasem unormuje; ona w każdym
razie nie ma żadnych problemów z szefem.
Frank mógł sobie rzeczywiście wyobrazić, że Carla nie ma problemów z
takim mężczyzną, jak Ehrsam.
Następny poniedziałek miał przynieść Ehrsamowi mało radości. Nabrał
już przyzwyczajenia do zjawiania się w zakładzie bardzo wczesnym rankiem.
Zgodnie z dotychczasowymi doświadczeniami nie spodziewał się pani Ros
przed ósmą. Już on ją oduczy przychodzić rano tak późno do pracy!
– O, pani Ros już jest – zauważył cynicznie, kiedy wreszcie
odpowiedziała przez telefon.
RS
168
Carla przywitała go bardzo krótko.
– Zechce pani zjawić się niezwłocznie u mnie. Chcę coś podyktować.
Mam kilka pilnych spraw.
Gdy poinformowała, że chce jeszcze właśnie przejrzeć pocztę, stał się
jadowity:
– Jak mówię natychmiast, to znaczy natychmiast !
Dwie minuty później zapukała do jego drzwi. – Nareszcie!
Kiedy na nią spojrzał, o mało nie trafił go szlag. Siedział wyprostowany,
jakby kij połknął. Szczęka mu opadła. Gapił się nieruchomo na kobietę, która
właśnie weszła, przekręciła klucz w zamku, wyciągnęła go i schowała do
kieszeni spodni. Ehrsamowi odjęło mowę.
Stała w pokoju szeroko rozstawiwszy nogi. Z wyjątkiem głowy, wszystko
pozostałe tkwiło w czarnej skórze. Buty z cholewami, na wysokich obcasach,
wąskie spodnie opinające uda, pulower wspaniale uwydatniający piersi,
rękawiczki; włosy związane w koński ogon, mocny makijaż i potężne klipsy
dopełniały obrazu dominy w czystej postaci. Z wazy na kwiaty, stojącej w
pokoju Ehrsama wyciągnęła bambusowy kij.
– No, ty oklapły kutasie, nauczę cię teraz moresu. Coś ty sobie właściwie
wmówił – że z kobietą taką, jak ja można sobie robić, co się komu żywnie
podoba?
Potem krzyknęła na niego:
– Chodź tu natychmiast!
Nie mógł rozsądnie działać ani myśleć. Nie dorósł do tej despotki. Nie
miał żadnej szansy i zrobił to, czego zażądała. Kiedy stanął przed nią, było tak,
jak gdyby wypuszczono z niego powietrze – żadnego śladu po mężczyźnie,
którego odgrywał przez cały tydzień.
RS
169
– Lubisz skórę, czyż nie? – Skinął głową. – Dobrze, na początek nie chcę
się wziąć za ciebie zbyt twardo. Możesz całować moje buty. Dalej, na dół!
Wstawaj. Na dół.
Ehrsam musiał między pocałunkami ciągle się podnosić. Po dziesięciu
razach z lewej nastąpiło dziesięć z prawej. Już w połowie ćwiczenia na jego
czole pojawiły się krople potu. Wydawał się nie wytrenowany, oddech miał
ciężki.
– Teraz będziesz mógł z bardzo bliska podziwiać swoje biurko. Ale
najpierw spuść spodnie. Dostaniesz teraz to, co ci się już od tygodnia należy –
porządne lanie!
Kiedy wahał się, czy rozpiąć spodnie, pomogła mu. Zmusiła go, żeby
położył głowę oraz ręce na blat stołu.
– Wymień liczbę między 0 a 30!
Ponieważ wiedział, co go czeka, wybrał niską liczbę 8, ale Carla
przechytrzyła go:
– Dobrze, 30 minus 8 równa się 22 i tyle dostaniesz na tyłek!
Po bolesnym drugim akcie wolno mu było znów włożyć spodnie. W
nadchodzących dniach na pewno nie będzie miał ochoty na siedzenie.
Potem kazała mu usiąść przy małej, mechanicznej maszynie do pisania.
– Wypełnisz teraz stronę A4 następującym zdaniem: „Powinienem
szanować moich współpracowników i nie zachowywać się jak świnia". Chcę
widzieć pełną stronę. Przy pisaniu możesz siedzieć albo stać. – Zaśmiała się
urągliwie. – Myślę, że stanie będzie ci lepiej służyło.
Kiedy okazało się, że sprawia mu wysiłek rozwijanie odpowiedniego
tempa przy pisaniu, popędziła go:
RS
170
– Jeśli chcesz u mnie odnieść sukces, musisz zwiększyć tempo –
wyjaśniła mu ironicznie.
Podczas gdy on pisał, rozsiadła się wygodnie w fotelu szefa i położyła
nogi na biurko.
W międzyczasie rozległ się ostry dźwięk telefonu; Frank zgłaszał się z
Zurychu.
– Dzień dobry, panie Ehrsam. No, dobrze się pan czuje? Szukam pani
Ros. Gdzie ona się podziewa?
Nawet mniej wrażliwe natury natychmiast zwróciłyby uwagę, że z
Ehrsamem coś jest nie w porządku. Wydawał się wzburzony i gburowaty.
– Wszystko w porządku? Będę u was w środę. Proszę przekazać pani
Ros, żeby zaraz do mnie zadzwoniła. Do widzenia.
Nikt by nie twierdził, oglądając pracę Ehrsama, że może być z niego
materiał na świetną maszynistkę.
– Nie robi to najlepszego wrażenia. Błąd na błędzie. Ale nie będę taka
surowa.
On sprawiał tymczasem wrażenie zbitego psa, a nie wszechwładnego
dyrektora. – Tym samym przechodzimy do ceremonii zakończenia.
Musiał jeszcze raz paść przed nią na kolana. Założyła mu nogi na barki.
Pomimo – albo właśnie dzięki – upokarzającej sytuacji, w jakiej się znalazł,
czuł, jak nadchodzi mocne podniecenie. Skóra butów uciskających jego
policzki pachniała zwierzęco.
– Dobrze, Ehrsamku, myślę, że na dzisiaj wystarczy. W przyszłości
oczekuję od ciebie, że będziesz zachowywał się tak, jak na lojalnego
przełożonego przystało i że pani Ros będzie miała pociechę z ciebie.
RS
171
Zrozumiałeś to? – Ścisnęła mu mocno policzki butami i kiedy kurczyła i
prostowała nogi, jego głowa skakała w tę i z powrotem.
– Uczynię wszystko, czego pani chce, pani Ros – wyjąkał, będąc teraz
znowu całkowicie pod jej przemożnym wpływem. Nie był w stanie w żaden
sposób stawić czoła tej kobiecie.
Krótko panowało zadowolenie z tego, że panował nad nią. Jeśli nawet
Haller nie może dojść do ładu z tą szatańską babą, to jak ja mam to potrafić?
W gruncie rzeczy to nie hańba, zdać się na łaskę tak atrakcyjnej kobiety,
wielbić ją i spełniać każde jej życzenie. Tak, wszystko zrobi dla niej.
Carla zdjęła nogi z jego barków i podniosła się. Ehrsam pozostał na
kolanach.
– Oficjalnie będziesz nadal dyrektorem tego opuszczonego przez Boga
zakładu w Alzacji. Jedno wszakże ci powiem: Ros nie zostanie tu długo; chcę z
powrotem do Zurychu.
Zrobiła krótką przerwę, zanim nie ogłosiła gromkim głosem:
– Jeżeli Frank Haller wierzy, że może Carlę Ros na zawsze odsunąć do
tej zapadłej dziury, ponieważ stała się mu niewygodna, to się gruntownie
przeliczył. Odpokutuje mi za to, kiedyś będzie mi musiał odpokutować.
Opuściła pokój.
Ehrsam nabrał trochę nadziei. Może jego szanse u Carli wzrosną, jeśli
Haller stopniowo będzie popadał w niełaskę.
Kiedy Carla weszła do biura, przez telefon zgłosił się Frank i
poinformował ją, że wcześniej niż planował musi polecieć w interesach do
USA. Jego partnerzy in spe objawili gotowość do kompromisu, sytuacja
wyjściowa jeszcze nigdy nie była tak korzystna.
– Jak długo zostaniesz? – zapytała.
RS
172
– Nie musisz się martwić, zostanę tam tylko przez tydzień.
Frank unikał zachęcania jej w jakikolwiek sposób do tego, żeby chciała
jechać z nim. Postanowił tę podróż odbyć sam. Od rokowań z Amerykanami
zależało bardzo wiele – eksport do USA był dla rozwoju przedsiębiorstwa
konieczny. Dotychczasowe podróże z Carlą dowiodły mu, że zbyt mocno od-
wracała jego uwagę, a nie mógł już sobie pozwolić na żadną dekoncentrację, w
każdym razie nie przy tym przedsięwzięciu. Istniało poza tym jeszcze coś, co
nie dawało mu spokoju. W drodze powrotnej chciał mieć międzylądowanie w
Londynie, żeby spotkać się tam z określoną damą. O tym Carla nie musiała
wiedzieć.
Nie ukrywając niechęci Carla zakończyła rozmowę.
Późnym popołudniem zameldowano mu gościa, który nie życzył sobie
podawać nazwiska. Frank kazał prosić i po krótkim czasie miał przed sobą
pana Berthoud, adwokata pani Dumas.
– Proszę wybaczyć, że się panu naprzykrzam jeszcze raz z tą bolesną
sprawą. Tym razem chciałbym tylko zakomunikować panu w imieniu mojej
klientki, że chce ona położyć krzyżyk na całej sprawie.
Czekał na reakcję.
– Myślę, że cała rzecz załatwiła się sama już dawno. Od początku była to
wysoce naiwna próba niezręcznego szantażu. Jestem jednak uspokojony, że
potwierdzi mi pan oficjalnie, iż nie będą podejmowane żadne dalsze kroki.
Frank podniósł się, by odprowadzić gościa do drzwi. Przy pożegnaniu
adwokat przekazał mu zamknięty list.
„Kochany Franku.
Od Barbary dowiedziałam się, że rozgniewałeś Carlę. Czuję się
oszukana, ponieważ odsunąłeś ją za granicę. Poza tym miałeś w Anglii
RS
173
interesować się bardzo jej przyjaciółką. Wierz mi: to niemądrze i
niebezpiecznie rozgniewać Carlę. Znam moją siostrę. Pomyśl o tym, co
przydarzyło się jej wcześniejszemu partnerowi. Ja osobiście żałowałabym
bardzo, gdyby ciebie miał spotkać taki sam los.
Romina".
Nie wiedział, co ma sądzić o tym liście. Jak znał Rominę, nie należało
prawie wierzyć jej nagłej trosce o jego osobę. Prawdopodobnie była to
ponowna próba sabotowania jego związku z Carlą. Jeden szczegół wszakże
zastanawiał – fakt, że Carla napomknęła Barbarze o krótkiej scenie z Rebeką.
Pomimo to nie istniał dla niego rzeczywiście żaden powód, żeby bać się Carli.
Jak to było przewidziane, pojechał w środę rano do Rouffach. Ehrsam
sprawiał w rozmowie z szefem wrażenie lekko przybitego, nie było już
żadnego śladu tego zdecydowania, które objawiał światu jeszcze tydzień temu.
Nasuwało się podejrzenie, że między nim a Carlą musiało coś zajść.
Carla powitała go chłodno. Był na to przygotowany.
– Nie owijajmy w bawełnę: wiem, że chętnie poleciałabyś ze mną do
USA. Obiecuję ci, że następnym razem będziesz na pewno też brała udział.
Tym razem jadę sam, od tych rozmów zależy dla mnie, dla nas wszystkich,
bardzo wiele. Nie chcę później czuć się odpowiedzialny za błędy, które przy
mniejszym rozproszeniu uwagi byłyby do uniknięcia.
Carla cały czas Wyglądała obojętnie przez okno. Frank chwycił ją za
ramię i obrócił do siebie tak, że teraz musiała patrzeć na niego i trzymał
mocno.
– Naprawdę nie rozumiesz, prawda? Jak madame coś sobie wbije do
głowy, to biada temu, kto się sprzeciwia. Ale teraz się rozczarujesz, teraz Frank
Haller zrobi dokładnie to, co sobie zaplanował !
RS
174
Jego zdecydowanie nie zrobiło na niej wrażenia. Uwolniła się z uchwytu
i odsunęła się.
– Daj to sobie powiedzieć, Franku Hallerze: jak tak dalej będziesz
postępował, nie wyjdzie z tego do cholery nic dobrego dla nas dwojga. Twoje
nowe maniery zupełnie mi się nie podobają. Ale Carla Ros też umie zachować
się inaczej!
Jej spojrzenie nie wyrażało raczej miłości.
– Czy to groźba?
Kiedy podchodził do niej, znowu pokazała mu plecy.
– Zobaczysz.
Frank stał teraz z tyłu za nią, bardzo blisko. Lubił, gdy Carla sprzeciwiała
się, chociaż teraz sytuacja nie wyglądała różowo. Poza tym odczuwał, jeśli był
tylko w pobliżu niej, olbrzymie pożądanie. Nie liczył na to, że ona dobrze
przyjmie jego próbę poufałości, pomimo to położył ręce na jej ciele i całował
włosy. Zgodnie z oczekiwaniami zachowała się opornie i wywinęła z objęć.
– Tak to by ci pasowało – parsknęła i wybiegła z pokoju trzaskając
drzwiami.
Frank nie myślał ustępować. Tego wieczoru opuścił Alzację, nie
pożegnawszy się z Carlą. Musiał nauczyć się stawiać na swoim w stosunku do
tej kobiety, nie wolno mu było ciągle uginać się przed jej żelazną wolą.
A potem rzeczywiście poleciał sam. Z trochę mieszanymi uczuciami
wprawdzie, ale wytrwał w swoim postanowieniu.
RS
175
Przymusowy urlop
Partnerzy transakcji odebrali go z dworca lotniczego w Bostonie i
zawieźli do hotelu, żeby mógł najpierw wypocząć. Rozmowy zaczęły się
dopiero następnego dnia.
Rokowania, tak jak oczekiwał, układały się rzeczywiście nielekko.
Pomimo to Amerykanie okazywali coraz więcej dobrej woli dla nowo
przywiezionych przez Franka propozycji. Trzeciego dnia ocenił szansę na
podpisanie układu jako dużą, a wieczorem, kiedy zaprowadzili go do
„feudalnej" restauracji na dinner i wznieśli toast za rychły koniec, pojął, że
udało mu się dopiąć swego. Ostatniego dnia podpisano układ. Z wielką
radością i satysfakcją poleciał z powrotem do Europy.
W napiętym oczekiwaniu tego, co miało teraz nastąpić, wysiadał w
Londynie z samolotu. Nie przypuszczał, że już obserwowano go uważnie.
Taksówką kazał się zawieźć do posiadłości Rebeki. Esmeralda, kobieta
prowadząca tu gospodarstwo, zaprowadziła go do salonu, gdzie już oczekiwała
go Rebeka.
– No cóż, ty niewierny łobuzie, nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że
spotykasz się tu ze mną? Co ty sobie myślisz, jak zareagowałaby Carla, gdyby
cię tu ujrzała! – przywitała go, całując po przyjacielsku w oba policzki.
Zaśmiał się drwiąco.
– Myślę, że spuściłaby mi spodnie i solidnie wyłoiła skórę.
Myśl o tym nie była wcale taka niemiła. Pożądanie, jakie odczuwał
wobec Rebeki, nie mogło się już równać tak bardzo z tym, co czuł do niej
podczas owego niecodziennego party. Nie mógł sobie tego wytłumaczyć, ale
teraz nie podniecała go już w ogóle. Nie wynikało to z jej wyglądu,
RS
176
dopracowanego bardzo starannie. Może rzeczywiście miał wyrzuty sumienia z
powodu Carli?
Rebeka zaproponowała mu drinka; rozmawiali właśnie z ożywieniem i
niezobowiązująco o, tym i owym, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi. Zaniepo-
koiło go to trochę, ponieważ nie chciał się w domu Rebeki pod żadnym
pozorem spotykać z nikim, kto mógłby znać również Carlę.
– Oczekujesz jeszcze jakichś gości? – zapytał. Ona potrząsnęła głową.
Pełni oczekiwania patrzyli na drzwi.
Frank nie wierzył własnym oczom, kiedy w salonie pojawił się nowy
gość. To nie może być prawda!
Jak ukłuty przez tarantulę podskoczył do góry, gdy owa dama
podchodziła do niego.
– Carla – ty tutaj? – wyjąkał.
Carla nie sprawiała wrażenia zagniewanej, była, w pełni rozluźniona i
raczej rozbawiona. Najwyraźniej całość była grą, ukartowaną między nią a
Rebeką – obie te nieobliczalne kobiety oszukały go. Rebeka musiała
niezwłocznie powiadomić Carlę, kiedy zwabiała go na potajemną schadzkę w
Londynie; jeśli to nie Carla stała w ogóle od początku za tym zaproszeniem.
Ale ze mnie głupiec! Ale kretyn! To przecież musiało się źle skończyć! Jasne
przecież, że obie baby szły ręka w rękę i robiły z niego idiotę.
– Chciałam właściwie spotkać się z tobą już na lotnisku, ale potem
pomyślałam: zobacz lepiej, czy on rzeczywiście jedzie do Rebeki. Mogło być
przecież możliwe, że masz tu w Londynie jakąś przyjaciółkę ! – powiedziała
ironicznie Carla.
Wiedział, że ona nie jest taka naiwna, by uwierzyć, iż chciał tu składać
jedynie przyjacielską wizytę. Świadczyły przeciwko temu również aluzje w
RS
177
liście Rominy. Patrząc w ten sposób, należało uważać jej luz za wysoce
podejrzany. Wolałby, żeby waliła w niego przedmiotami lub się rzuciła z
pięściami. Tak swobodnie zareagować na rozczarowanie, to nie pasowało do
niej. Nie wątpił ani sekundy, że ukarze go jeszcze aż za dobrze.
– Przykro mi, Carla, powinienem był ci powiedzieć, że w podróży
powrotnej zatrzymam się w Londynie i odwiedzę Rebekę. Proszę, wybacz mi.
– Nie ma o czym mówić – odparowała – nie rób sobie z tego powodu
wyrzutów. Rebeka mnie przecież poinformowała.
Tym samym temat był wyczerpany.
Wczesnym wieczorem Esmeralda zaserwowała kolację. Zaniepokojony
spoglądał na leżący przed nim talerz z przystawką, potrawą z grzybów. Akurat
grzyby! Zrobiło mu się gorąco. Czy one zdolne są do tego, by chcieć go otruć ?
– Chyba lubisz grzyby? – spytała zatroskana Rebeka, widząc jego minę.
Skinął głową, ale z jedzeniem zaczekał, aż obie panie przełkną po
pierwszym kęsie. Potem wydał się sobie nieprawdopodobnie głupi. Co ja sobie
wmówiłem? Carla nie chciałaby przecież być znowu wmieszana w jakąś
zagadkową śmierć, i to akurat w Anglii.
Po jedzeniu usprawiedliwił się, że chciałby wcześniej pójść spać. Swe
ogromne zmęczenie przypisał efektowi opóźnionej reakcji przy podróżach
samolotem, silniejszemu, jak wiadomo, podczas lotów na wschód niż w
odwrotnym kierunku.
Kiedy następnego ranka obudził się z huczeniem pod czaszką i zaczął
ręką szukać kontaktu, by zaświecić światło, zrozumiał, że zemsta Carli Ros się
zaczęła. Prawdopodobnie dała mu, jak już kiedyś, środek nasenny, a potem
przeniosła do tego ciemnego pomieszczenia, w którym teraz rozpaczliwie
poszukiwał jakichś drzwi albo okna. Wszystko, co znalazł, to były drzwi, ale
RS
178
zamknięte na klucz, oraz okno, które się wprawdzie dało otworzyć, ale na
zewnątrz zaopatrzone było w żelazne, nieruchome żaluzje. Zaczął dziko walić
pięściami w drzwi. Krótko potem pojawiła się Esmeralda.
– Co to ma znaczyć, do cholery? – wrzasnął na gosposię, która z
pewnością nie ponosiła żadnej winy za jego położenie.
Trudno mu było zrozumieć jej angielski.
– Jesteśmy w domku weekendowym moich państwa. Pani Gardner razem
z pańską żoną wyjechały.
Ja mam na pana uważać i gotować mu. – Mówiła to całkiem
beznamiętnie.
– Do diabła, co to znaczy,, na mnie uważać"? Sam mogę na siebie
uważać. Nie potrzebuję niańki. Jeśli o mnie chodzi, może pani tu zostać, jak
długo pani zechce, ja natychmiast wyjeżdżam. Zostawiły nam tu przynajmniej
jakiś samochód? – Nie był zbytnio przekonany, że jego angielski brzmi lepiej,
ale obchodziło go to niewiele.
– Zdaje się, że pan nie rozumie, panie Haller. Pan nie może tak sobie
odejść, kiedy się panu spodoba. Obie panie zamknęły nas tutaj.
Po raz pierwszy, odkąd ją znał, rozciągnęła swą twarz w szerokim,
drwiącym uśmiechu.
Jemu do śmiechu bynajmniej nie było. Spojrzał na nią nie wierząc:
– W tym cholernym domu na pewno jest jakiś drugi klucz. A żaluzje z
pewnością dadzą się otworzyć?
Niespokojnie chodził tam i z powrotem, a Esmeralda bawiła się świetnie.
Było jej obojętne, czy musi się troszczyć o Rebekę, czy o Franka. Wyjaśniła
Frankowi, że po wielu włamaniach dom został należycie zabezpieczony.
Żaluzje można zaryglować, sterując centralnie automatem, podobnie drzwi
RS
179
wejściowe. Potrzeba do tego specjalnego klucza, który ma pani Gardner. Frank
najpierw porządnie sobie poklął. To po prostu nie może być, nie będą takie
chamskie!
– Jak długo mamy tu wytrzymać i gdzie one w ogóle pojechały? –
ofuknął gospodynię.
Esmeralda zawahała się, jak gdyby obawiała się jego reakcji.
– Mówiły coś o Paryżu. Tak, myślę, że pojechały do Paryża.
Tego już było za wiele. Obiema pięściami walnął w stół, potem sprawdził
każde okno w domu potrząsając energicznie żaluzjami – bez efektu, wszystko
było rzeczywiście dobrze zabezpieczone przed włamaniem. Telefon!
Naturalnie, telefon. Zapytał Esmeraldę, ale ta tylko machnęła ręką. Nie ma
telefonu w tym domu, pani chce mieć spokój, jak tu przyjeżdża. Napełniała go
wściekłością myśl, że będzie przez dłuższy czas zamknięty w tym przeklętym
bungalowie razem ze służącą, a one w tym czasie będą bawić się w Paryżu.
Musiał istnieć jakiś sposób, żeby stąd wyjść. Kominek! Jasne, to było to.
Niestety, zupełnie fałszywy trop. Sprawdzenie tej możliwości przyniosło
Frankowi jedynie brud na ubraniu i sadzę na głowie. O ucieczce przez kominek
nie było co myśleć – przez ten otwór mogłoby się przecisnąć co najwyżej małe
dziecko. Muszą spróbować otworzyć żaluzje. Oprócz śrubokrętu i małych
obcęgów nie było jednak w domu innych narzędzi.
Po dwóch godzinach gorączkowej aktywności musiał przyznać, że nie
będą mogli stąd wyjść. Zrezygnowany opadł na łóżko. Chciało mu się
krzyczeć. Obie kobiety pozwoliły sobie na nazbyt wiele. Będą musiały mi za to
zapłacić! Przynajmniej Carla zapłaci boleśnie, poprzysiągł sobie. Kochał ją,
pomimo jej wad, ale teraz posunęła się za daleko, teraz to definitywny koniec.
Nic się w końcu nie zdarzyło między nim a Rebeką. Popełnił zdradę tylko raz,
RS
180
wtedy z Rominą i Dagmarą, a o tym Carla nie mogła nic wiedzieć. Nie miała
więc powodu, by tak surowo go potraktować. Będą miały się z pyszna, kiedy
nas stąd wypuszczą!
Początkowo myśl o spędzeniu dłuższego czasu w tym domu była nie do
zniesienia, pomału jednak opuściła go wściekłość. Pogodził się z sytuacją i za-
czął korzystać z wymuszonego czasu wolnego: myślał o nowych strategiach
dla swego zakładu, wiele czytał – biblioteka domowa była bardzo bogata –
oraz całkiem miło rozmawiał z gosposią. Esmeralda pochodziła z Karaibów i
przybyła do Europy z końcem lat siedemdziesiątych z powodu pewnego
mężczyzny. Po roku mąż ją opuścił. Została bez żadnych środków do życia i
nie miała nawet pieniędzy na powrót do domu. Przyjęła więc u Rebeki posadę
osoby prowadzącej gospodarstwo domowe.
Po raz kolejny mógł stwierdzić, że do pewnych grup ludzi odnosi się w
sposób nacechowany przesądami, jak na przykład do tej gosposi. Dopiero
teraz, kiedy rozmawiał z nią, zmuszony do tego poniekąd sytuacją, mógł się
przekonać o jej niebanalnych poglądach oraz doświadczeniach z tak zwanym
lepszym towarzystwem, bywającym w domu Rebeki. Próbował wydobyć z niej
coś więcej na temat niecodziennych przyjęć u pani Gardner.
Esmeralda powiedziała, że z czasem przywykła do nich, co nie znaczy
jednak, że może to pojąć.
– Kiedy byłam młoda, człowiek wstydził się, nie mówiąc już o bólu,
kiedy ktoś go uderzył. Nigdy nie zrozumiem, że inteligentni ludzie mogą
odczuwać rozkosz, gdy są poniżani, lub pierze im się tyłek na kwaśne jabłko.
„Zabawy" mojej pani i jej przyjaciół pozostaną dla mnie na zawsze zagadką.
Ale mówię sobie, jeśli oni tak chcą, to niech sobie robią, w końcu nikt tu
nikogo nie zmusza.
RS
181
Frank nie podjął żadnej próby wyjaśnienia czy też wręcz
usprawiedliwienia tych zachowań.
Kiedy rankiem czwartego dnia wyszedł ze swego pokoju, drzwi do
domku stały otworem. Prawie nie zwracając uwagi na Esmeraldę, pracującą w
kuchni, wypadł na dwór, cieszył się światłem dnia, świeżym powietrzem i
odzyskaną wolnością. Również czarny ford, stojący przed domem, napełniał go
radością.
Po śniadaniu wyruszył z Esmeralda w kierunku Londynu.
Zgodnie z oczekiwaniami, Carli i Rebeki nie było w domu. Wiedzą,
czemu się nie pokazują! Pożegnał się więc niezwłocznie z Esmeralda, nie
zapominając wszakże przekazać przyjacielskich pozdrowień Rebece.
– Proszę jej powiedzieć, żeby była przygotowana na jakąś niespodziankę,
kiedy ją spotkam następnym razem!
RS
182
Inne struny
Kiedy Frank spędzał w Anglii niebiańsko spokojne dni, Carla nie
zwlekając powróciła do Szwajcarii. Pana Weissmullera oraz panią Baumann
poinformowała, że pan Haller pojawi się w zakładzie cztery dni później niż
oczekiwano. Nie wymieniła żadnego uzasadnienia dla zmiany terminu, o to
może Frank zatroszczyć się sam. Załatwiwszy kilka prywatnych spraw w
Zurychu, udała się do Alzacji.
W zakładzie przywitała pana Ehrsama z wielką wylewnością, objęła i
ucałowała go – okoliczność, która go wprawdzie wprawiła w zdumienie, ale na
którą przystał nader chętnie. Poza tym zaprosiła go do siebie do domu na
kolację za cztery dni. Ehrsam zapytywał siebie, czy przypadkiem nie zerwała z
Hallerem.
W dniach poprzedzających zaproszenie zachowywała się w stosunku do
niego szczególnie, prawie tak, jakby była do niego przywiązana. Jego nadzieje
rosły.
Nareszcie. Zadzwoniwszy, stał przed jej drzwiami pełen oczekiwań.
Wystroił się w swój najlepszy garnitur i starannie zadbał o wygląd. Jeśli chodzi
o ubranie, Carla nie ustępowała mu: jej czarna sukienka od Ungaro nie
pozostała bez wpływu na Ehrsama. Pochylił się lekko przed nią i ucałował
dłoń.
– Wygląda pani czarująco, pani Ros – podziwiał ją.
– Proszę nie mówić do mnie ciągle,, pani Ros". Jestem Carla.
Kiedy ucałowała go w policzek, poczuł się onieśmielony. Ona zaś była w
swoim żywiole. Według kalkulacji brak było jeszcze dwóch lub trzech godzin
do momentu, w którym pojawi się jeszcze jeden niezapowiedziany gość.
RS
183
Wtedy na pewno nie będzie nudno. W myślach odmalowywała sobie jego
możliwe reakcje. Było to już troszeczkę za dużo na raz, musiała to przyznać.
Zaśmiała się szyderczo.
Nie przeliczyła się. Siedzieli właśnie przy świetle świec, przy stylowo
nakrytym stole, delektując się deserem, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.
Ehrsam wystraszył się – przeszkoda, teraz, kiedy wszystko wyglądało tak
obiecująco! Zaledwie otworzyła, posłyszał donośny głos, który wydał mu się
znajomy. Carla zwabiła go w pułapkę.
Gość, świadom celu, kierował się wprost do salonu. Popatrzył najpierw
na Ehrsama, potem na stół. Urocza suknia Carli dopowiedziała mu reszty.
– Jesteś podstępną, chamską, nieobliczalną łajdaczką. Co ty sobie
właściwie wyobrażasz, sądzisz, że ci to wszystko ujdzie płazem? – Frank
stracił panowanie nad sobą. Palcem pokazał na Ehrsama.
– Z panem policzę się później!
Carla uczyniła pierwszy krok w kierunku pojedynku, który teraz nastąpił:
z całej siły wymierzyła Frankowi siarczysty policzek:
– To za łajdaczkę.
Chwycił ją mocno w tułowiu, a ona zaczęła go ślepo okładać pięściami.
Chociaż trafiała celnie, parę razy nawet w nos i usta, nie wypuszczał jej.
Zawsze przysięgał sobie, że nigdy nie uderzy kobiety, ale teraz wyjątek od tej
reguły był nie tylko wskazany, lecz wręcz pilnie konieczny. Z wielkim
wysiłkiem udało mu się w końcu przełożyć Carlę przez kolana. Wbiła mu
paznokcie w uda, gryzła i drapała z całej siły – ale Frank nie odczuwał żadnego
bólu i wiedział, co ma robić. O, jaka to ulga! Radość sprawiało mu każde
uderzenie, jakie wymierzał płaską dłonią w jej tyłek. Cieszył się na to całe
cztery dni. Obraz przypominał scenę z „Poskromienia złośnicy", a już
RS
184
szczególnie nieporozumienia pewnej sławnej amerykańskiej pary filmowej.
Dopiero kiedy ręka zaczęła go boleć, puścił ją i wstał. Wtedy nastąpiło coś
niecodziennego: oboje zaczęli siebie dziko pożądać. Całowali się i pieścili jak
w ekstazie, pospiesznie pomagając sobie nawzajem pozbyć się ubrania. Takiej
Carli jeszcze nie widział. Ten temperament, ta namiętność! Ich ciała, lekko
spocone po walce, tuliły się do siebie; jak w szalonym upojeniu tarzali się po
podłodze, zapominając o całym świecie. Carla dopingowała go i domagała się:
– Tak, Frank, pokaż mi, dalej, daj z siebie wszystko, tak, tak jest
wspaniale.
Ciągle na nowo popychała go do czynu. Był bliski granicy swoich
możliwości.
Puls bił im jeszcze gwałtownie, kiedy po punkcie kulminacyjnym zrobili
przerwę.
– Kocham cię. Kocham cię naprawdę, Frank.
Po raz pierwszy, odkąd się znali, miał wrażenie, że ona naprawdę
odczuwa to, co mówi.
– Nigdy nie zrozumiem kobiet, a ciebie to już w szczególności. Jeden
jedyny raz w czasie trwania naszego związku zapominam się i biję ciebie. A ty
potem rozpieszczasz mnie tak, jak mężczyzna może tylko marzyć.
Uśmiechnęła się.
– Zrozumieć psychikę kobiet, to nie jest zadanie dla pierwszego lepszego.
Dopiero teraz spostrzegli, że Ehrsam uznał się za osobę zbędną i po cichu
opuścił mieszkanie. Jeśli był świadkiem choćby tylko początku „delikatnej"
różnicy zdań z dzisiejszego wieczoru, będzie z pewnością trzymał się z daleka
od wszelkich okazji do spotkań z Carlą.
RS
185
Frank był szczęśliwy. Wszystko zwróciło się oto ku dobremu. Szkoda, że
wcześniej na to nie wpadł – wystarczy tylko trzymać ją twardą ręką, a już staje
się czuła i posłuszna. Takie to było proste. Jak się tak dobrze zastanowić,
zawsze dawał sobie radę z kobietami, więc dlaczego z Carlą Ros miałoby być
inaczej. Od tego momentu uroił sobie, że odgrywa dominującą rolę.
Następnego dnia wcześnie wyjeżdżał z powrotem do Zurychu. Nie chciał
jej budzić i nalepił jej karteczkę na lustrze w łazience:
„Najdroższa Carlo.
Dziękuję ci jeszcze raz serdecznie za cudowną noc. Jesteś jedyną kobietą
w moim życiu, dla której zawsze zrobię wszystko.
Twój Frank".
Zadowolony z siebie i ze świata dotarł jeszcze tego samego ranka do
zakładu. Ehrsam już kilkakrotnie próbował telefonicznie go tam zastać. Chciał
przeprosić za ubiegły wieczór oraz swoje zachowanie, ponieważ bał się, że w
oczach Franka stracił szacunek i odbije się to negatywnie na jego dalszej
karierze. Frank uspokoił go – nie Ehrsam uknuł to spotkanie, lecz Carla;
zastosowała swoje metody i zawróciła mu w głowie.
Przed wieczorem Ehrsam zatelefonował jeszcze raz
– Czego on znowu chce? Niech pani go zapyta, pani Baumann, zanim go
pani przełączy.
W krótki czas potem poinformowała że to pilne i że Ehrsam chce
osobiście z nim rozmawiać. Ehrsam wydawał się bardzo podenerwowany:
– Bardzo mi przykro, panie Haller, że jeszcze raz muszę przeszkodzić.
Zaczynam jednak pomału się martwić. Pani Ros nie pojawiła się dzisiaj przez
cały dzień w biurze, chociaż mieliśmy dwa umówione terminy z klientami. W
RS
186
domu też się nikt nie zgłasza. Chciałem się dowiedzieć, czy może pojechała z
panem?
Franka ogarnął niepokój. Cóż to u diabla ma znaczyć? Tej kobiety
zawsze trzymały się niespodzianki. Wystarczyło uroić sobie, że człowiek jest
szczęśliwy, a już wydarzało się coś nieoczekiwanego.
– Proszę pojechać natychmiast do jej mieszkania.
Proszę wyłamać drzwi, jeżeli nie otworzy. Proszę również informować
mnie na bieżąco. Będę tu czekał na telefon.
Bezpośrednio po tej rozmowie Ehrsam wsiadł w samochód i z dużą
prędkością pojechał do Colmar. Blok z mieszkaniami apartamentowymi, w
którym mieszkała Carla, miał dozorczynię, która utrzymywała go w porządku.
Ehrsam poinformował się najpierw u niej, czy nie zaszły jakieś szczególne
zdarzenia, które można by powiązać z nieobecnością pani Ros, a które rzuciły
się jej w oczy. Ona nie mogła sobie przypomnieć, by w ogóle widziała panią
Ros tego dnia. Na kilkakrotne dzwonienie do drzwi nikt nie otwierał,
dozorczyni otworzyła więc swoim passepartout. W mieszkaniu nic nie
wskazywało na pospieszny wyjazd. Wydawało się, że spakowała parę sukienek
i przybory toaletowe, ale Ehrsam miał wrażenie, że wyjechała tylko na kilka
dni. Nie można było wyciągać z tego żadnych wiarygodnych wniosków, a już
w żadnym razie, jeśli idzie o kobietę taką, jak Carla. Jeszcze z jej mieszkania
zadzwonił do Franka i przekazał mu aktualny raport sytuacyjny.
– Ta kobieta wpędzi mnie jeszcze do grobu. Uda jej się to, jestem pewny
– powiedział Frank z nienawiścią.
Co mam teraz robić? Powiadomić policję? Nie było do tego żadnego
przekonywającego powodu. Mógł na razie tylko czekać i mieć nadzieję, że ona
się wkrótce zgłosi. Całą noc rozmyślał nad tym, jaki cel miała Carla w tym
RS
187
najnowszym wyjeździe. Nie było bowiem żadnej wątpliwości – ukrywała
jakieś złe zamiary.
Minęły trzy dni bez żadnego znaku życia od ukochanej. Pomału zaczynał
się naprawdę martwić Gdyby rozstali się w gniewie, rozumiałby tę nagłą
ucieczkę, ale tak wszystko to nie miało sensu. W międzyczasie nawiązał
kontakt ze wszystkimi bliższymi i dalszymi znajomymi Carli, przede
wszystkim z Barbarą i Rominą, nikt jednak nie powiedział, że coś słyszał o
niej. Rebekę zastał dopiero trzeciego dnia, ale i ona nie wiedziała nic o miejscu
pobytu Carli. W każdym razie rozmowa dała okazję, żeby odpowiednio
podziękować Rebece za piękny pobyt w jej domku weekendowym.
– Gdyby chociaż jedna z was została ze mną, nadałoby to całej sprawie
znacznie sympatyczniejszy aspekt, a tak to czułem się jak w psiej budzie. –
Jeszcze raz mocno rozkręcił całą sprawę, choć przecież już dawno przebolał
ten przymusowy pobyt.
– Masz szczęście, że nie musiałeś tam wytrzymywać zupełnie sam.
Gdyby nie ja... Carla nie chciała ci tam zostawić nawet Esmeraldy – odpowie-
działa Rebeka i zaraz zmieniła temat:
– Proszę, zadzwoń natychmiast, jak tylko usłyszysz coś o Carli. Nie
mogę sobie co prawda wyobrazić, że coś jej się stało, ale chciałabym wiedzieć,
gdzie się podziewa.
Następnego dnia w skrzynce pocztowej leżał list od pani Ros:
„Kochany Franku.
Muszę cię w nadchodzący piątek koniecznie zobaczyć. Miejsce: Bar
Odeon, Zurych, godz. 12. 00".
Nareszcie! Głęboko odetchnął i ucieszył się. Tym razem nie da jej tak bez
niczego odejść. W tych dniach niepewności zdecydował się, żeby Carlę zabrać
RS
188
z Rouffach. Ehrsam będzie musiał poradzić sobie bez niej, a to może wywrzeć
na jego zaangażowanie w zakładzie wpływ tylko pozytywny. Poza tym chciał
się postarać, żeby oddała swój apartament w Zurychu. Musi wreszcie nastąpić
koniec z tymi wiecznymi niespodziankami. Zaproponuje jej, żeby na razie
wprowadziła się do niego, a potem rozejrzy się za jakimś domem,
odpowiednim dla nich obojga. Carla musi poczuć, że dla niego to jest sprawa
poważna. Ma dość wodzenia się za nos. Ten nocy spał źle. Wprawdzie cieszył
się na rendez–vous, ale przecież z nią nigdy nie można być pewnym, czy
wszystko przebiegnie tak, jak człowiek sobie wymarzy.
W widoczny sposób zdenerwowany, czekał następnego dnia, już o
kwadrans za wcześnie, w umówionym miejscu. Przez następne pół godziny
jego nerwowość wzrosła. Carla nie pokazała się. Po godzinie zdenerwowanie
przerodziło się we wściekłość. Albo ona mnie doprowadzi do grobu, albo ja ją,
ale tak dalej nie da rady. Ja już nie mogę! – klął w duchu. Zupełnie
zrozpaczony opuścił bar około drugiej po południu. Pojechał bezpośrednio do
miejsca pracy Barbary, ona na pewno coś wiedziała.
– Mimo najlepszych chęci, Frank, ja też nie mogę ci pomóc. Carla nie
zgłaszała się do mnie w ostatnich dniach, uwierz mi.
Wierzył jej.
– Powiedz sama, Barbaro, ta kobieta posuwa się naprawdę za daleko. To,
co mi urządza, to nic innego, jak psychoterror. A ty co myślisz o tym?
Barbara starała się być dyplomatką. Jak długo nie zna się przyczyn
zniknięcia Carli, ciężko jest wyrobić sobie opinię. Obiecała Frankowi zgłosić
się niezwłocznie, gdyby coś usłyszała.
Następnego ranka w biurze Franka pojawił się Paul Hartmann. Umówiła
go tu na zlecenie szefa pani Baumann. Frank zorientował go w stanie rzeczy.
RS
189
– Proszę, niech pan każe swoim ludziom obserwować jej siostrę i
przyjaciółkę i proszę posłać jednego z nich do Anglii, by śledził Rebekę, tej
żmii ufam najmniej.
Hartmann zrobił sobie kilka notatek i spojrzał na Franka poważnie:
– To nie będzie wcale tanie, panie Haller. Ta uwaga nie przyczyniła się
do zmniejszenia
gniewu klienta.
– Czy to pański problem ? Proszę nie martwić się o swoje pieniądze. –
Podniósł się i zaczął dziko gestykulować. – Zapłacę wszystko, koszty grają w
tej sytuacji drugorzędną rolę. Chcę, żeby zwrócił mi pan panią Ros, i to
możliwie prędko. Wszystko jasne?
Hartmann powstrzymał się od dalszych uwag i pospiesznie opuścił biuro.
RS
190
Plany zemsty
W dniu po sprzeczce z rękoczynami i następującym po niej cudownym
pogodzeniu się Carla odczekała, aż Frank wyjdzie. Udawała, że śpi, kiedy on
brał prysznic, golił się i ubierał. Ledwie opuścił mieszkanie, zaczęła
przygotowywać swój wyjazd. Nie chciała i nie mogła pracować dłużej w tym
opuszczonym przez Boga miejscu. Poza tym miała gruntownie dość
współpracy z Ehrsamem, chociaż ten ustępował jej na każdym kroku. Tępoty
Franka w tym względzie nie chciała już dłużej tolerować; niech zrobi kolejny
raz to, czego chce ona, a nie odwrotnie. Zniknie po prostu na parę dni, żeby on
tak naprawdę poczuł, co to znaczy żyć bez niej. Żeby go całkiem rzucić na
kolana, będzie go w międzyczasie zapraszać na spotkania, na które nie
przyjdzie. Ma się czołgać, na kolanach ma mnie prosić, żebym wróciła do
Zurychu! – przysięgała sobie. Jedyną osobą, którą wtajemniczyła, był Ehrsam.
Jeszcze tego samego przedpołudnia przeprowadziła się do małego hotelu,
położonego trochę za Strasburgiem. Stamtąd zadzwoniła późną porą do
Ehrsama i udzieliła mu wskazówek:
– Masz mnie każdego dnia informować o zachowaniu Hallera, jakie
wysiłki podejmuje, żeby mnie odnaleźć. Chcę być informowana o każdym
drobiazgu, słyszysz?
Jeszcze jak słyszał! Jeśli tylko usłyszał głos swej szefowej, wskakiwał
mimowolnie w rolę osoby służebnej.
– Jeśli mnie zdradzisz, albo jeśli potem kiedyś się dowiem, że coś mi
przemilczałeś, dostaniesz takie baty, jakich w całym swoim życiu jeszcze nie
miałeś. Zrozumiałeś mnie, Ehrsam?
Zapewnił ją, że zrobi wszystko, co tylko jest w jego mocy.
RS
191
– Jak będziesz robił to dobrze, a mam taką nadzieję – w twoim własnym
interesie – to pani Ros sprawi ci cudowną niespodziankę, Ehrsamku.
Każdy rozsądny mężczyzna miałby wątpliwości co do takich
przyrzeczeń, ale Carli udawało się ciągle ograniczać, jeśli nie wręcz wyłączać,
pierwiastek racjonalny u mężczyzn pokroju Franka czy Ehrsama.
W poniedziałek po comiesięcznym zebraniu kadry kierowniczej w domu
macierzystym firmy w Zurychu Frank porozmawiał jeszcze chwilę z
Ehrsamem, zanim ten nie wyruszył w drogę powrotną do Rouffach.
– Chciałbym pana prosić, żeby rozejrzał się pan niezwłocznie za nowym
zastępcą – rozpoczął rozmowę.
Ehrsam spojrzał nań oszołomiony:
– Jak mam to rozumieć? Czy już nie liczy się pan z powrotem pani Ros?
Z wielkim przekonaniem wyjaśnił mu, że naturalnie liczy na jej
pojawienie się już wkrótce. Wtedy jednak nie każe jej już dłużej pracować w
zakładzie alzackim, może nadal w Zurychu, ale to jeszcze nic pewnego.
– Pewne jest tylko to, że będzie tu wkrótce mieszkała.
Oddziaływanie tej wiadomości na Ehrsama potwierdziło Frankowi, że ten
bardzo mocno musi być zakochany w Carli, jeśli „niewolnicza zależność" nie
byłaby tu bardziej pasującym określeniem. Ehrsam dosłownie osłabł, wydawał
się sparaliżowany, prawie apatyczny. Frank próbował podbudować go
moralnie:
– Ależ panie Ehrsam, poprowadzi pan zakład i bez pani Ros w
najlepszym stylu, nigdy nie miałem w tym względzie najmniejszych
wątpliwości. Bądźmy uczciwi: geniuszem to ona nie jest, może mogłaby się
nim stać, ale teraz naprawdę nie jest niezastąpiona. Przygnębiony wracał
Ehrsam późnym wieczorem z powrotem do Alzacji. Po drodze zajeżdżał
RS
192
wielokrotnie do restauracji i pozwolił sobie na kilka drinków. Odpowiednio do
wzrastającego poziomu alkoholu we krwi prowadził coraz bardziej niepewnie.
Początkowo głośno i wyraźnie, potem bełkocąco, powtarzał ciągle:
– Ty jej nie dostaniesz, mojej Carli, ty nie, Haller.
Od czasu do czasu otwierał okno, by podmuch wiatru nie pozwolił mu
zasnąć. Wczesnym rankiem dotarł do hotelu, w którym przejściowo ulokowała
się Carla. W foyer świeciło się światło. Ehrsam zaparkował na dziedzińcu i
poszedł pieszo do wejścia. Chwilowo czuł się dużo lepiej.
Na jego pukanie drzwi otworzył mu nocny portier. Ehrsam wyjaśnił mu,
że w bardzo pilnej misji musi zabrać ze sobą panią Ros i zawieźć do Szwaj-
carii. Usłużny portier pospieszył z pożądaną informacją: pani Ros mieszka pod
numerem 26. Ehrsam pospieszył schodami na górę i trzykrotnie mocno zapukał
do drzwi jej pokoju. Potem nasłuchiwał. Kiedy nic się nie poruszyło, zaczął
znów łomotać. Zaspanym głosem zapytała, co się dzieje.
– To ja, Ehrsam. Mam dla pani pilną wiadomość. Proszę otworzyć, pani
Ros. – Sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego.
Otworzyła drzwi i z miejsca go ofuknęła:
– Czyś ty zwariował, żeby mnie budzić w środku nocy? Mam nadzieję,
że masz ważny powód do zakłócania mojego spokoju! – Nie zauważyła, że nie
jest całkiem trzeźwy.
Po drodze z Zurychu do Strasburga ułożył sobie pewien plan, w jaki
sposób mógłby trwale zakłócić stosunek Carli do Franka.
– Przykro mi, pani Ros, że muszę panią informować o rzeczach
nieprzyjemnych; sprawa w istocie jest bardzo poważna.
Carla zniecierpliwiła się.
– Oszczędź sobie wstępów, przejdź wreszcie do rzeczy!
RS
193
– Jak pani wie, mieliśmy dzisiaj po południu nasze comiesięczne zebranie
w Zurychu. Kiedy po konferencji udałem się do auta, nie wierzyłem własnym
oczom. Naprzeciw mnie szła kobieta, podobna do pani jak kropla wody. Na
początku myślałem, że to panią mam przed sobą, ale przecież wiedziałem,że
pani bawi w Alzacji. Kiedy przyjrzałem się dokładniej, poznałem, że musi to
być sobowtór – kłamał Ehrsam, który niedawno usłyszał o istnieniu jej siostry
bliźniaczki. Jego kalkulacja się powiodła; Carla okazała natychmiast żywotne
zainteresowanie. On zaś snuł opowieść o tym, jak czekał w samochodzie, aby
stwierdzić, po kogo ten sobowtór przybywa. Nieźle się zdziwił, kiedy ta dama
w kwadrans później pojawiła się ramię w ramię z Frankiem Hallerem i wsiadła
z nim do jego auta.
– Nie opowiadasz mi na pewno żadnych bajek? Ostrzegam cię, Ehrsam!
Chociaż w historii ani jedno słowo nie odpowiadało rzeczywistości,
zapewniał, że to prawda.
– Pojechałem za tymi dwojgiem. Może pani zgadywać, dokąd pojechali –
do jego mieszkania naturalnie !
Teraz Carli nie można już było opanować.
– Ten podstępny gnój! Odgrywa zmartwionego kochanka, żeby potem
przy pierwszej lepszej okazji zdradzać mnie z tą niepoprawną łajdaczką.
Natychmiast wyruszamy. Już ja im popsuję tę zabawę!
Wybuch wściekłości Carli sprawił mu przyjemność, ale nie dał niczego
po sobie poznać. Plan działa! Jeśli nawet nie zastaną u Hallera żadnej innej
kobiety, krach był już zaprogramowany i uwolnienie się od podejrzeń mogłoby
kosztować Franka wiele trudu. Co ma być potem, nad tym się dokładniej nie
zastanawiał; wątpliwość wszakże byłaby zasiana, mocno obciążając związek
tych dwojga. (Nie mógł nawet przypuszczać, jak doskonały był w rze-
RS
194
czywistości ten plan: siostra Carli potwierdziłaby tę kłamliwą historię bez
wahania, wyciągając z tego własną korzyść, gdyby Frank poprosił ją na
świadka swej niewinności... ).
W pośpiechu spakowała swoje rzeczy, zapłaciła rachunek hotelowy i
wsiadła do samochodu Ehrsama. Dopiero, gdy ten przy wyjeździe z parkingu
wykonał manewry cokolwiek niepewnie i gdy po drodze głównej zaczął jechać
wprawdzie śmiało, ale nie bardzo panując nad sytuacją – dopiero wtedy
spostrzegła, że coś z nim jest nie w porządku.
– Jesteś pijany, co się z tobą dzieje? Uśmiechnął się i spojrzał na nią
mętnym wzrokiem. – Troszeczkę wypiłem, ale czuję się świetnie.
Nadal utrzymywał wielką szybkość. Ten styl jazdy zupełnie, ale to
zupełnie jej się nie podobał.
– Zatrzymaj, ja poprowadzę!
Ehrsam nie zdążył już odrzucić tej propozycji. Nie docenił
nadchodzącego zakrętu, nacisnął zbyt późno i mocno na hamulec, skręcając
przy tym koła – auto wypadło z zakrętu, zjechało ze swego pasa ruchu, prze-
koziołkowało parę razy i uderzyło wreszcie bokiem w drzewo. Siła zderzenia
rozerwała je dosłownie na pół.
Telefon otrzymali około dziesiątej.
– To pilne, panie Haller. Pan Brunner z Policji Miejskiej Zurychu chce z
panem rozmawiać – zameldowała podenerwowana pani Baumann.
Mężczyzna po drugiej stronie mówił wyróżniając się spokojem, prawie
uroczyście.
– Czy rozmawiam z panem Frankiem Hallerem, dyrektorem głównym i
właścicielem zakładu?
RS
195
Frank potwierdził i czekał w napięciu, co też pan Brunner ma mu do
powiedzenia.
– Czy prawdą jest, że pani Carla Ros oraz pan Robert Ehrsam są
zatrudnieni w pańskiej filii w Rouffach? – Frank niecierpliwie potwierdził. –
Mam dla pana smutną wiadomość, panie Haller – zostawił mu czas na wzięcie
się w garść.
Frank poczuł, jak na całym ciele robi mu się nagle słabo.
– Czy pani Ros coś się stało? – Ehrsam nie interesował go w tym
momencie.
– Niestety tak. Dzisiaj, we wczesnych godzinach porannych zginęła
podczas wypadku samochodowego w Alzacji.
Pan Brunner przedstawił Frankowi bliższe szczegóły. Pomimo szybkiego
przybycia pogotowia do wypadku, na wszelką pomoc dla pani Ros było już za
późno – zginęła na miejscu. Ehrsam zmarł w wyniku ciężkich obrażeń w
drodze do szpitala.
Ponieważ oboje zmarli mieszkali samotnie, poproszono Franka do
Strasburga na identyfikację zwłok.
Trzy dni później odbył się w Zurychu pogrzeb Carli.
Od tego dnia Frank żył zupełnie z dala od ludzi i pogrążył się w pracy.
Wypadnięcie kierowniczego duetu w Alzacji mocno obciążyło go w
pierwszych miesiącach dodatkowymi obowiązkami. Przypuszczalnie zmieniłby
się z czasem w nie rzucającego się w oczy samotnika, gdyby w rok po śmierci
Carli nie rozegrało się znaczące wydarzenie:
Pewnego sobotniego wieczoru u drzwi mieszkania Franka rozległ się
dzwonek. Kiedy otworzył, nie wierzył własnym oczom: stała przed nim
Romina Dumas. Włosy ufarbowała na czarno i nosiła je teraz trochę dłuższe.
RS
196
Najbardziej jednak zbiła go z tropu jej garderoba. Czarny, skórzany kostium
oraz eleganckie pantofle na bardzo wysokich obcasach nie mówiły jeszcze
wszystkiego o jej zamiarach. Cieniutka szpicruta, którą trzymała w prawej ręce
wywijając nią prowokacyjnie na boki nie pozostawiała Frankowi cienia
wątpliwości: Romina przechodzi do ofensywy.
RS