Huna Śpiącego Niedźwiedzia
To wstępniak pisany na jedną z grup Rocznego Kursu Huny, dość dobrze oddaje moje podejście do
Huny w tym momencie i ogólnie.
Przypominam że pracujemy w głównej mierze z ideami Serge'a Kahili Kinga. Warto zakupić jego
książki, będzie to opłacalny wydatek.
Ja podobną treść staram się przekładać wam w możliwie spójny sposób i tak by można było
wdrożyć to jak najłatwiej, możliwie bezproblemowo i z dobrymi skutkami.
Z tego powodu odwołuję się często do tego, co już robimy (byśmy mogli robić to inaczej) oraz np.
do anatomii mózgu (by znaleźć najprostszą podstawę do wytłumaczenia Jak i Dlaczego to działa).
Oczywiście, będę też odwoływał się do idei i bardziej odlecianych punktów widzenia, ale
jednocześnie wtedy postaram się to umieścić w takim psychologicznym i fizjologicznym kontekście.
Być może pozbawia to trochę smaczku zajmowania się Wiedzą Cholernie Tajemną, bycia wielce
Duchowo Rozwiniętym czy Bardzo Uezoterycznionym Magikiem, ale za to pozwala zauważyć co jak
działa, wykorzystać to, odkryć to co jest istotne i użyteczne bez obarczania się przesądami
płynącymi ze światopoglądów innych osób. Jednocześnie pozwala to odkryć małe i zwyczajne cuda
w naszym życiu (to, że istniejemy, oddychamy, odczuwamy, poruszamy, myślimy, wchodzimy w
relacje z ludźmi i otoczeniem) oraz te mniej zwyczajne (szczęśliwe zbiegi okoliczności, przemiany
wewnętrzne i zewnętrzne zwiększające radość życia i poczucie sensu w nim).
Oczywiście, że to nie jedynie słuszna prawda, to jedna z wielu możliwości interpretowania tego, co
jest, co widzimy i odczuwamy.
W hunie zresztą przekonania, idee są narzędziami służącymi kształtowaniu naszych doświadczeń
(vide: Świat jest tym, za co go uważamy...). Nie ma Świętych idei czy absolutnych prawd. Na
wszystko możemy spojrzeć z wielu punktów widzenia i wybrać ten, który z jakiś względów będzie
dla nas użyteczniejszy.
Jeden z takich użytecznych punktów widzenia jest zawarty u podstaw huny - duch Aloha,
specyficzne podejście oparte na zaufaniu, radości i wierze. Zgodnie z nim Świat jest dobrym
miejscem. Jesteśmy we właściwym miejscu i czasie, mamy czym się cieszyć i czym dzielić z innymi,
nawet jeśli okoliczności są nie takie jakie byśmy chcieli, zawsze mamy możliwość czynienia
przynajmniej drobnych kroków w stronę tego co chcemy. Cokolwiek zdecydujemy - świat (włącznie
z duchową częścią) będzie nas wspierał.
Owszem działa tu wiele czynników i sprawy nie zawsze idą tak jak tego chcemy, ale zawsze
dysponujemy mocą dostrzeżenia tego, co jest, zmiany własnego sposobu interpretacji tego, czy tego
jak na to reagujemy.
Tak, to oczywiste. Zresztą Huna - znaczeniu swoim to tajemnica, ale nie w kontekście czegoś
cholernie tajemnego, ale raczej tak oczywistego, że to przegapiamy. Jedną z tych, rzeczy jest wpływ
naszych przekonań na doświadczenie. Inną wpływ tego, na czym się koncentrujemy, na nasze ciało,
działania sposób postrzegania i...same wydarzenia w naszym życiu.
Ale jaki to jest wpływ i jak go wykorzystać to tak naprawdę musimy sami ustalić. Jak nie my to kto??
Przecież to my przeżywamy to życie. W tym zawarta jest idea równości i siły wszystkich ludzi.
Dla przykładu: mogę dysponować większą niż przeciętna zdolnością koncentracji, taką wyrobiona
dzięki ćwiczeniom. Ale jednocześnie każdy ma Taką samą, kwestia tematu, jaki wybierze.
Najprawdopodobniej, że w dziedzinie, którą lubi i przy ulubionych czynnościach ten hipotetyczny
ktoś koncentruje się dużo lepiej niż ja po latach ćwiczeń. Spójrzcie zresztą na swoje zachowanie i
zdolność koncentracji przy czynnościach, które lubicie (spotkanie z przyjaciółmi, ulubiona książka
czy film).
Ta filozofia jest bardzo demokratyczna czy humanistyczna (jak zwał tak zwał), doceniająca moc
jednostek, a nie zapominająca o otoczeniu i warunkach, w jakich się znajdujemy. Szaman z 20
letnim doświadczeniem jest równy "jakościowo" osobie, która zna te idee pięć minut. Różnią się co
prawda ilością informacji, wspomnień czy stopniem wiary lub zaufania w to co robią ale..to ten sam
gatunek ;)
W dodatku każdy z nich ma ten sam wpływ na swoje życie, te same zdolności i możliwość ich
zastosowania.. ba.. ten sam stopień wzajemnego wpływu na siebie. Tę samą godność i świętość
własnego życia, ten sam kontakt z duchem.
Hierarchiczne instytucje czy żądni władzy liderzy niezbyt lubią hunę w tej postaci. Ten pogląd po
prostu daje ludziom dużą siłę, zbyt dużą wg niektórych osób. Wróćmy do idei związanych z huną,
dobrym przykładem wielość interpretacji jest Haipule, modlitwa huny czy kreatywna medytacja -
"wysyłanie swojego życzenia". W sumie prowadza się to do określania, co chcemy, żeby się działo,
formułowania swoich celów i życzeń, robienia swojej części i oczekiwania, że świat zrobi swoje. To
działa, tylko trzeba to robić!
Działa, choćby ze względu na swoją mechanikę. Jeśli konsekwentnie wyrażasz życzenia, co chcesz i
czego oczekujes,z i przy tym przynajmniej częściowo przeżywasz to wewnętrznie, to zaczynasz tego
doświadczać.
Choćby przez "zwykłą autosugestię" i mechanizmy filtrujące naszego mózgu - chętniej i łatwiej
zauważamy to, na co już wcześniej zwróciliśmy uwagę. I tu już nawet nie chodzi o cuda, ale o jakość
naszego zwykłego funkcjonowania: żeby nam było dobrze i byśmy dobrze robili, to co robimy, lub
co trzeba robić, potrzebne są nam lekko różowe okulary! To naturalne, że część rzeczy utrudniającą
nam funkcjonowanie przegapiamy, choć czasami ten zdrowy aspekt sprawia nam problemy - to
również w hunie uwzględnia się, kładąc nacisk na uważność i ćwicząc zdolność samodzielnej
analizy własnych doświadczeń.
A bonus jest taki, że w dobrym samopoczuciu, kiedy już radośnie działamy wierząc we własne siły,
rzeczywiście zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe. To też jedna z tez huny: szczęście zdaje się
sprzyjać ludziom szczęśliwym. Albo można też bardziej alchemicznie i tajemnie powiedzieć: Żeby
robić złoto, trzeba mieć złoto.
A gdzie tu miejsce na demokrację i równość? Zwłaszcza kiedy chodzi o wpływanie na innych? Ależ
proszę, jest i założenie z huny: wszystko zawsze reaguje na nasze myśli i zachowania najlepiej
jak potrafi.
Oczywiście, że to nie wyjaśnia ludzkich nieszczęść i niepowodzeń.
Ale też nie ma takiej potrzeby. Po co tracić cenny czas na to?
(dalej część jeszcze bardziej filozoficzna - spokojnie - można nie czytać :) )
W miarę wgłębiania się w hunę czy po prostu w subiektywność ludzkich interpretacji, łatwo
zauważyć, że zmienia się jakość naszych pytań wobec życia. Świat jest taki, jaki myślimy że jest.
Istnieje wręcz nieskończenie wiele czynników mniej lub bardziej ważnych wpływających na obecny
bieg zdarzeń. A zatem pytanie "Dlaczego?" odnośnie wydarzeń swojego czy cudzego życia schodzi
na drugi plan, ważniejsze się staje: Co się dzieje? Jak to się dzieje? co chcemy z tym zrobić? A zatem
przychodzi ogromna wolność wewnętrzna oraz potrzeba przytomności oraz elastyczności w
reagowaniu, co w linii prostej kształtuje sposób nauki huny. Otóż nauka huny, tak jak korzystania z
dowolnego zestawu idei, jest jak nauka chodzenia.
Tak pewnego dnia z przyczyn wewnętrznych (chęć sięgnięcia gdzieś) lub zewnętrznych (widok
chodzących dzieci) powstaje w nas potrzeba powstania i robimy to. Po czym.. upadamy. Płaczemy,
powstajemy i znów upadamy. Kluczem jest umiejętność zmiany naszego myślenia, uczuć i postawy,
krok za krokiem. Aż pewnego dnia umiejętność "kontrolowanego upadania", jaką jest chodzenie,
staje się dla nas naturalna, a my orientujemy się, że świat jest większy i pełen bardziej
skomplikowanych i radosnych zabaw, w dodatku mamy większą swobodę poruszania się w
wybranym przez nas kierunku. I tak jest z huną. To nie kwestia techniki (czy istnieje jakiś jedynie
słuszny sposób chodzenia??), czy życiowych upadków-problemów. Na te z reguły też nie ma jedynie
słusznych rozwiązań. Ale kiedy zamiast użalać się, konsekwentnie skaczemy w nieznane, upadamy i
powstajemy - łapiemy swoje przygody, aż pewnego dnia (to niesamowite!!! i właśnie dlatego tak
mnie huna fascynuje) orientujemy się, że świat nasz się powiększył, częściej spotykamy tych ludzi,
których chcemy, i częściej robimy to, co chcemy, i z takimi efektami, jakich pragniemy, w dodatku
cieszy nas to dużo bardziej. Dzięki hunie? Dzięki modlitwom? Pomimo nich? Tak naprawdę nie
wiadomo, a jeśli po przeczytaniu tego nurtuje cię to jeszcze bardziej, wprost sugeruje: starasz się
jeden rodzaj obłędu zamienić na drugi, najpewniej większy i to przegapiając swoje życie. Jeśli
mówisz, że wiesz - to nie ma dla ciebie ratunku, życie na pewno wyprowadzi cię z błędu i to za
pomocą kopniaka. Mówię całkowicie poważnie, coś w tym jest - działo się tak od tysiącleci.
Mamy różne rodzaje doświadczeń. Życie i wydarzenia w nim mogą być nawet zupełnie
przypadkowe i irracjonalne (dlaczego nie?), ale zawsze kiedy coś się dzieje, możemy wybierać co o
tym myśleć, jak się z tym czuć i co robić dalej.
Ot i cała tajemnica. Jak już mówiłem: całą hunę da się opisać i przekazać w ciągu 5 min. Wręcz
jednym zdaniem... a może jednym słowem?
ALOHA!
Pozdrawiam,
Piotr Jaczewski