Tego e-booka otrzymujesz dzieki:
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Partnerem projektu
jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotek
ę Narodową z egzemplarza
pochodz
ącego ze zbiorów BN. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie
publicznej, co oznacza,
że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
Źródło: http://wiki.wolnepodreczniki.pl/Lektury:Mickiewicz/Ballady/%C5%9Awitezianka
Adam Mickiewicz
Świtezianka
BALLADA
Jaki
ż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej
Świtezi wody
Id
ą przy świetle księżyca.
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.
Ka
żdą noc prawie, o jednej porze,
Pod tym si
ę widzą modrzewiem.
Młody jest strzelcem w tutejszym borze;
Kto jest dziewczyna? ja nie wiem.
Sk
ąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie,
Gdzie usz
ła? nikt jej nie zbada.
Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada.
— „Powiedz mi pi
ękna, luba dziewczyno,
Na co nam te tajemnice —
Jak
ą przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie s
ą rodzice?
Min
ęło lato, zżółkniały liścia
I d
żdżysta nadchodzi pora:
Zawsze mam czeka
ć twojego przyścia
Na dzikich brzegach jeziora?
Zawsze
ż po kniejach jak sarna płocha,
Jak upiór b
łądzisz w noc ciemną?
Zosta
ń się lepiej z tym, kto cię kocha,
Zosta
ń się, o luba, ze mną!
Chateczka moja st
ąd niedaleka
Po
środku gęstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owoców, mleka,
Jest tam dostatkiem zwierzyny”.
— „Stój, stój, odpowie, hardy m
łokosie,
Pomn
ę, co ojciec rzekł stary;
Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie,
A w sercu lisie zamiary.
Wi
ęcej się waszej obłudy boję,
Ni
ż w zmienne ufam zapały;
Mo
żebym prośby przyjęła twoje:
Ale czy b
ędziesz mnie stały?” —
Ch
łopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku,
Piekielne wzywa
ł potęgi,
Kl
ął się przy świętym księżyca blasku…
Lecz czy dochowa przysi
ęgi?
„Dochowaj, strzelcze, to moja rada:
Bo kto przysi
ęgę naruszy,
Ach, biada jemu, za
życia biada!
I biada jego z
łej duszy!”
To mówi
ąc, dziewka więcej nie czeka,
Wieniec w
łożyła na skronie,
I po
żegnawszy strzelca z daleka,
Na zwyk
łe uchodzi błonie.
Pró
żno się za nią strzelec pomyka,
Rączym wybiegom nie sprostał;
Znik
ła jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozosta
ł.
Sam zosta
ł, dziką powraca droga,
Ziemia uchyla si
ę grząska.
Cisza woko
ło, tylko pod nogą
Zwi
ędła szeleszcze gałązka.
Idzie nad wod
ą, błędny krok niesie,
Błędnymi strzela oczyma:
Wtem wiatr zaszumia
ł po gęstym lesie,
Woda si
ę burzy i wzdyma.
Burzy si
ę, wzdyma, pękają tonie,
O nies
łychane zjawiska!
Ponad srebrzyste
Świtezi błonie
Dziewicza pi
ękność wytryska.
Jej twarz, jak ró
ży bladej zawoje,
Skropione jutrzenki
łezką:
Jako mg
ła lekka, tak lekkie stroje
Obwia
ły postać niebieską.
— „Ch
łopcze mój piękny, chłopcze mój młody,
Zanuci czule dziewica —
Po co woko
ło Świteziu wody
Błądzisz przy świetle księżyca?
Po co
żałujesz dzikiej wietrznicy,
Która ci
ę zwabia w te knieje,
Zawraca g
łowę, rzuca w tęsknicy,
I mo
że jeszcze się śmieje?
Daj si
ę namówić czułym wyrazem:
Porzu
ć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie, tu b
ędziem razem
Po wodnym pl
ąsać krysztale.
Czy zechcesz, niby jaskó
łka chybka,
Oblicze tylko wód muska
ć,
Czy zdrów jak rybka, wesó
ł jak rybka,
Ca
ły dzień ze mną się pluskać,
„A na noc w
łożu srebrnej topieli,
Pod namiotami zwierciade
ł,
Na mi
ękkiej wodnych lilijek bieli,
Śród boskich usnąć widziadeł”. —
Wtem z zas
łon błysną piersi łabędzie…
Strzelec w ziemi
ę patrzy skromnie,
Dziewica w lekkim zbli
ża się pędzie,
I — „do mnie, wo
ła, pójdź do mnie!”
I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,
Jak t
ęcza śmiga w krąg wielki,
To znowu siek
ąc wodne zatopy,
Srebrnymi pryska kropelki.
Podbiega strzelec… i staje w biegu…
I chcia
łby skoczyć i nie chce;
Wtem modra fala, prysn
ąwszy z brzegu,
Z lekka mu w stopy za
łechce.
I tak go
łechce i tak go znęca,
Tak si
ę w nim serce rozpływa,
Jak gdy tajemnie r
ękę młodzieńca
Ściśnie kochanka wstydliwa.
Zapomnia
ł strzelec o swej dziewczynie,
Przysi
ęgą pogardził świętą,
Na zgub
ę oślep bieży w głębinie,
Now
ą zwabiony ponętą.
Bie
ży i patrzy, patrzy i bieży,
Niesie go wodne przestworze
,
Ju
ż z dala suchych odbiegł wybrzeży,
Na
średnim igra jeziorze.
I ju
ż dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni,
W pi
ęknych licach topi oczy,
Ustami usta ró
żane goni,
I skoczne okr
ęgi toczy:
Wtem wietrzyk
świsnął, obłoczek pryska,
Co j
ą w łudzącym krył blasku…
Poznaje strzelec dziewczyn
ę z bliska…
Ach, to dziewczyna spod lasku!
— „A gdzie przysi
ęga? gdzie moja rada?
Wszak kto przysi
ęgę naruszy,
Ach, biada jemu, za
życia biada!
I biada jego z
łej duszy!
Nie tobie igra
ć przez srebrne tonie,
Lub nurkiem pluska
ć w głąb jasną,
Surowa ziemia cia
ło pochłonie,
Oczy twe
żwirem zagasną.
A dusza przy tym
świadomym drzewie
Niech lat doczeka tysi
ąca,
Wiecznie piekielne cierpi
ąc zarzewie
Nie ma czym zgasi
ć gorąca”. —
Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,
Błędnymi rzuca oczyma;
A wicher szumi po g
ęstym lesie,
Woda si
ę burzy i wzdyma.
Burzy si
ę, wzdyma i wre aż do dna,
Kr
ęconym nurtem pochwyca.
Roztwiera paszcz
ę otchłań podwodna,
Ginie z m
łodzieńcem dziewica.
Woda si
ę dotąd burzy i pieni;
Dot
ąd przy świetle księżyca
Snuje si
ę para znikomych cieni:
Jest to z m
łodzieńcem dziewica.
Ona po srebrnym pl
ąsa jeziorze,
On pod tym j
ęczy modrzewiem.
Któ
ż jest młodzieniec? Strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? Ja nie wiem.