28 Chastian Sandra Namiętności 28 Banitka

background image









SANDRA CHASTIAN

BANITKA





background image

Rozdział 1.


— Nie ruszaj się, przyjacielu.
Snop rażącego światła nagle zalał ścieżkę. Idący powoli starzec

zatrzymał się i zgarbił nad laską. Cisza zdawała się otulać park. Tylko z
oddali dobiegały dźwięki śmiechu i ruchu ulicznego.

— Rób dokładnie to, co powiem.
Nieznajomy nie potrzebował megafonu do wzmocnienia groźby.
— Spokojnie, Fred — wyszeptała Toni Gresham ze swej grzędy na

konarze olbrzymiego dębu. — Nie ruszaj się, mamy go. — Wstrzymała
oddech, ściskając w ręku gwizdek.

Fred poruszył się niepewnie, odgrywając swoją rolę tak, jak wiele razy

przedtem. Teraz ona powinna zagrać obrońcę prawa, dmuchnąć w gwizdek i
odstraszyć rabusia.

Ten mężczyzna nie wyglądał jednak jak opryszkowie, których

dotychczas przepędzali. Był wielki i podły. Kiedy tak stał w słabym świetle,
widać było, że jest uzbrojony. Toni nie sądziła, żeby gwizdek na niego
wystarczył. Może udałoby się odwrócić jego uwagę, żeby Fred miał
możliwość ściągnięcia pomocy?

Może wieloryby kupiły buty i tańczyły stępa?
Na skraju lasku Adam Ware wolno przeczesywał alejkę światłem

reflektora. Kilka minut wcześniej zauważył starca, który skręcił w rzadko
uczęszczaną Ścieżkę. W pierwszej chwili Adam miał zamiar ostrzec go
przed opryszkami grasującymi w parku. Kiedy stary mężczyzna zaczął
nagle iść krokiem kaleki, Adam zastanowił się, czy nie stanowi to zachęty
dla kogoś do podążenia jego śladem. Przyjrzawszy się dokładniej, Adam
uznał, że mężczyzna nie był stary, nie był także włóczęgą szukającym
miejsca do spania.

Idąc za nim ścieżką wśród drzew, Adam uświadomił sobie, że

mężczyzna postępował jak kokoszka wodna starająca się odwieść
drapieżnika od gniazda. Oto namierzył jednego opryszka lub połowę gangu.
Gdzie był jego wspólnik?

Toni czekała wysoko na drzewie, starając się rozgryźć przeciwnika. Jak

komandos na nocnym patrolu, mężczyzna miał na sobie czarno-zielone
ubranie maskujące i wojskowe buty. Oliwkowozielona opaska przylegała do
czoła, przytrzymując zaczesane do tyłu gęste, ciemne włosy. Balansując

1

RS

background image

swym wysokim, umięśnionym, gibkim ciałem, stał na czubkach palców jak
dzikie zwierzę gotowe do skoku.

— Dobra, teraz. — Nieznajomy spokojnie wydawał polecenia. — Rzuć

broń na ziemię i zrób krok do przodu, bardzo powoli. — Swobodnym
ruchem sięgnął po broń spoczywającą w skórzanej kaburze.

Łysy mężczyzna posłusznie upuścił laskę i spokojnym krokiem zbliżył

się do Adama, uśmiechając się szeroko.

— Dobra, przystojniaczku, nie ma strachu. Dostaniesz moją forsę, bez

obaw. — Kilka razy klepnął dłońmi po udach i uniósł je w geście
rezygnacji. — Mówię, rozluźnij się, przyłapałeś mnie. Ty bierzesz kasę, ja
pryskam. Kapujesz?

— Kogo ja widzę, Martwy Fred! Przestań pieprzyć, Fred, rozstaw nogi.

Jesteś aresztowany. Kiedy zacząłeś węszyć w tym parku?

Serce Toni spłynęło do czubków jej schodzonych reeboków. Popełnili

błąd. Mężczyzna naprzeciwko Freda nie był żadnym rabusiem. Ten facet
reprezentował prawo i przybył tu w interesach.

— Dobra! — wykrzyknął Fred. — Kapitanie, bez rozrób. Księżyc jest

jasny, noc piękna. Pan pozwoli odejść Martwemu Fredowi, a ja znikam.

Pozwoli odejść? Toni zastanowiła się. Mężczyzna na dole nie miał

takiego zamiaru. Musi zrobić coś szybko, zanim Fred skończy swoje teksty
i, robiąc coś głupiego, sprowokuje tego z bronią. Nie miała wątpliwości, że
zrobi coś, żeby ją uchronić od wpadki. Ona go wplątała i teraz musi go z
tego wyciągnąć.

Toni zaczekała, aż nieznajomy zbliży się do Freda. Na szczęście

zatrzymał się pod drzewem, tyłem zwrócony do niej. Cichutko przesunęła
się wzdłuż konara w stronę pnia, gdzie przyczepili linę, po której wspięła się
na drzewo. Splecione konopie nie przypominały liany, a ona Johna Weis-
smullera, lecz teraz była wojna. Okręciła się wokół talii, zawierzając
sznurowi swe cenne życie i pogodzona z losem rzuciła się w ciemność.

— Aaaa-haaa-iii-aaa!
Gdy płynęła na tle nieba na podobieństwo ludzkiej kuli armatniej, jej

mrożący krew w żyłach okrzyk Tarzana rozdarł noc jak wycie ducha.
Przestraszony nieznajomy odwrócił się, a jej stopy uderzyły go w pierś z
głuchym odgłosem. Reflektor poleciał do tyłu, między drzewa, broń
śmignęła w poprzek ścieżki i zniknęła w ciemności. Zanim z poślizgiem
wyhamowała, przygniotła do ziemi uzbrojonego mężczyznę, który padając,

2

RS

background image

uderzył głową w pień drzewa.

— Uciekaj, Fred. Załatwiłam go!
Adam ciężko chwytał powietrze, potrząsał głową, próbując otrząsnąć się

ze skutków upadku. Kobieta! Kamikaze, który w locie znokautował go, był
kobietą, drobną, oraz — wyczuł to, gdy usiłowała go obezwładnić —
szczodrze obdarowaną przez naturę. Pachniała przewiercieniem. Nie, mąciło
mu się w głowie od uderzenia. Lasek pachniał przewiercieniem. Kobieta
pachniała drewnem i żywicą. I przygniatała go, leżąc na nim.

— Nie ruszaj się! — rozkazała, opierając się na rękach tak, aby go objąć

wzrokiem. — Nie waż się drgnąć!

W normalnych warunkach Adam już dawno by ją zrzucił i oplótł w

śmiertelnym uścisku. Jeszcze był trochę oszołomiony. A kiedy uniosła
głowę i światło latarni stojącej przy alejce oświetliło jej twarz, wiedział, że
to początek kłopotów.

Zauważając ogłupiały wyraz twarzy mężczyzny, Toni na moment

zapomniała o Fredzie, a jej uwaga skupiła się na leżącym pod nią.

— Czy jest pan ranny? — zapytała wystraszona.
Czy był ranny? Rozłożony na łopatki w lasku niecałe trzy mile od

Wydziału Policji w Atlancie, „Żelazny" Adam Ware, mocny człowiek, były
obrońca drużyny New Orleans Saints, został unieruchomiony przez
najbardziej anielskie stworzenie, jakie kiedykolwiek na niego skoczyło.
Ranny? Nie. Zadziwiony? Tak. Przyjrzał się jej uważnie.

Jej owalna buzia był zwieńczona puszystymi blond włosami, wśród

których uwięziony był liść. Niewiarygodnie duże błękitno-zielone oczy
świeciły blaskiem tak żywym, że fotografik szukający równie pełnej życia
modelki dałby się zabić. W zakamarkach wyćwiczonej pamięci zabłysło
krótkotrwałe wspomnienie. Widział już tę kobietę, ale nie na ulicy i nie w
melinie. Nie zdołał odgadnąć imienia, lecz wiedział już, że ta akcja zaczyna
toczyć się w złym kierunku.

— Hej! — krzyknęła Toni. — Ejże, do licha! Hej! „Dalej, smyczki, kot i

gęśliczki". Odpowiedz, indyku. Wszystko w porządku?

Adam westchnął, spoglądając w górę na napastniczkę z poddańczą

fascynacją. Nawet w świetle księżyca widział szczerą troskę w coraz
bardziej błękitnych oczach i zmarszczkę między brwiami.

— Nie wiem — powiedział żałośnie. — Chyba mam halucynacje. Zdaje

mi się, że przemawia do mnie anioł deklamujący dziecięce wierszyki. Czy

3

RS

background image

to jawa? — Poruszył ciałem, próbując zbadać jej reakcję. — Ach, to na
pewno cudowny sen.

— Ja jestem prawdziwa. I nie mówię wierszyków dla pana. Wierszyki

zastępują przekleństwa. Staram się tego oduczyć. Pytałam, czy nic panu nie
jest — dodała zimno.

Pomimo że leżący pod nią mężczyzna walnął głową i mógł nie wiedzieć,

co się dzieje, Toni nie mogła ryzykować. Był zbyt duży i zbyt silny. Ona
czuła się odpowiedzialna za Freda i resztę. Oni byli najważniejsi. Najpierw
musi się upewnić, że są bezpieczni, potem może zająć się obrażeniami,
które spowodowała u nieznajomego.

— Nie wiem — powiedział. — A pani zdaniem jestem w porządku?
Drażnił się z nią. Szybkim ruchem, który najwyraźniej zaskoczył go,

złapała go za nadgarstki i wykręciła mu ręce nad głowę. Może i jest drobna,
ale za to obeznana z samoobroną.

„Duży błąd, Toni" — pomyślała natychmiast. Tym ruchem rozpłaszczyła

piersi na jego obojczykach. Jej usta znalazły się w odległości zachęcającej
do pocałunku od mężczyzny, który był uosobieniem najbardziej erotycznej
fantazji każdej kobiety. Nieznajomy mógłby być bratem Mela Gibsona ze
swą wspaniałą, ciemną, ogorzałą twarzą. Wyraziste ciemne oczy zdawały
się wydzielać płynne ciepło. Pełne usta rozsunęły się, zachęcając do
pocałunku.

— Nawet nie waż się drgnąć! — rzekła rozpaczliwie.
— Uwierz mi, dziewczyno z dżungli, nie drgnąłbym na moment, gdyby

to zależało ode mnie. Niestety... — Zamilkł, a jego jedna brew uniosła się.
Obydwoje czuli, że przynajmniej jeden, wiadomy mięsień uparcie odmawiał
wysłuchania jej polecenia.

Toni myślała pośpiesznie, przesuwając kolano wzdłuż jego ud do

miejsca, gdzie, jak sądziła, uczynić mogła najwięcej szkody, a jej brew
uniosła się pytająco. Na końcu języka miała kolejną dziecięcą rymowankę.

— Powinien pan wiedzieć, że potrafię się obronić. Chce się pan

przekonać?

— Dobra, dobra, poddaję się. — Odwzajemnił się jej pełnym podziwu

uśmiechem, który, jak przypuszczał, graniczył z pewnym dzikim rodzajem
namiętności. Ona była odważna, ta zdrajczyni, odważna i sprytna. I zupełnie
wytrąciła go z równowagi. Nigdy się nie drażnił. Nigdy nie pozwalał
osobistym uczuciom ubarwiać wypowiedzi. Przynajmniej nigdy dotąd.

4

RS

background image

Adam był człowiekiem metodycznym, postępował dokładnie tak, jak

nakazywały policyjne metody. A teraz „żelazny człowiek" stał się miękki i
nie bardzo wiedział, jak to się stało. W tej chwili pozwoliłby jej przejąć
inicjatywę. Został wymanewrowany i zmuszony przyznać, że ta kobieta
zaciekawiła go.

Kiedy burmistrz osobiście poprosił go o zajęcie się problemem okradania

starszych ludzi w parku, nie miał pojęcia, w co się pakuje. Szybko się
zorientował, że ktoś podchodził do ofiar i odwracał ich uwagę, a inny rabuś
podbiegał, aby porwać torebkę lub portfel i zniknąć między drzewami.
Starsi ludzie nie odnosili obrażeń, kończyło się na solidnej porcji strachu.
Policja nie zdołała powstrzymać przestępców.

Potem, w zeszłym tygodniu, para ochotników weszła do akcji i uchroniła

od grabieży co najmniej trzy potencjalne ofiary. Zespół ratunkowy składał
się z potężnego mężczyzny, przebranego za włóczęgę, i małego chłopca,
ubranego na czarno. Policja czuła się zakłopotana tą wyręką. Z własnej
inicjatywy Adam patrolował teren, ale bez rezultatu, aż do dzisiaj.

Przełknął z trudnością i puścił wodze fantazji, usiłując uzupełnić

brakujące elementy tej składanki. Kobieta, która go unieruchomiła, była
albo członkiem bandy, albo ochotniczką. Znając kartotekę Freda, bardziej
prawdopodobna była wersja kryminalna. Jednak ona nie wyglądała na
oszustkę. Nie, te oczy i twarz nie mogły należeć do kogoś o przestępczych
skłonnościach. Była żeńskim Robin Hoodem dowodzącym wesołą gromadą.
Teraz, gdy go schwytała, dołączy do jej grupy i będzie walczył o jej
względy. On... Z pewnością majaczył.

Gdyby nie stałe, wolne, pełne pożądania pulsowanie, bijące między ich

ciałami, pomyślałby, że zasnął w czasie patrolu, a to wszystko było
erotycznym snem. To nie był sen. Anioł nim manipulował.

Toni usiłowała nie przyjmować do wiadomości twardości napierającej na

dolną część jej ciała. Nie przyjmowała do wiadomości dziwnych doznań,
bawiących się w chowanego tuż pod jej skórą. Ich nosy niemal dotykały się,
usta rozdzielone były tylko ich oddechem.

Próbując unieść się na rękach, aby oddalić nieco tę krępującą bliskość,

wypuściła jego nadgarstki, biodrami przygniatając erekcję, która zdawała
się potężna.

Rozważanie nieortodyksyjnych problemów nie było nowością dla Toni

Gresham. Jej filozofia od dawna opierała się na zasadzie, że ci, którzy nie

5

RS

background image

popełniają błędu, nic nie robią. W ten czy inny sposób zwykle dawała sobie
radę. Tym razem znalazła się w położeniu, które nie zapowiadało
zwycięstwa. Jednak im dłużej to trwało, tym większą szansę ucieczki miał
Fred. Nie miała takiej pewności co do siebie.

Mężczyzna leżał nieruchomo, obserwując ją z wyrazem rozbawienia na

twarzy. Oboje wiedzieli, że sytuacja była patowa. Zdawała sobie sprawę, że
on czeka na jej ruch i nie miała pojęcia, co zrobić. Oprócz irracjonalnej
chęci przytknięcia swoich ust do warg tego tajemniczego mężczyzny nie
była w stanie wymyślić rozsądnego sposobu ucieczki.

— Czy już skończyliśmy zabawę w policjantów i złodziei? — zapytała w

końcu, mrużąc oczy i składając buzię w ciup.

— Policjanci i złodzieje? Myślałem, że bawimy się w Tarzana i Jane,

władców dżungli — powiedział, leniwie się uśmiechając. — Sądzę, że
jednak powinienem powiedzieć pani, że naprawdę jestem policjantem, a
pani jest aresztowana. Cokolwiek pani powie lub zrobi, może zostać użyte
przeciw pani i... — Trzaski dobiegające z gąszczu oznajmiły im, że nie są
sami.

— Chwila, przystojniaczku, teraz posłuchaj mnie. Zostaw panienkę w

spokoju. Wiedz, że Fred ma twoją spluwę. I Fred chce ci powiedzieć, żebyś
puścił panienkę!

— Co ty wyrabiasz, Fred? Grozisz policjantowi? Czy nie masz dość

kłopotów? I tak zresztą wiem, że nie masz broni, więc przestań blefować.

— Fred, wynoś się stąd! — Toni krzyknęła przez ramię. — Proszę cię! Ja

tu dowodzę. Mam znajomości w ratuszu. Wierz mi, panuję nad wszystkim.
— Ostrzegawczo nacisnęła kolanem erekcję nieznajomego. — Czy nie tak,
panie policjancie?

— Można by się spierać, ale nie mam zamiaru wdawać się w kłótnie—

wycedził, przesuwając dolną część ciała. — Właściwie, skoro ty dowodzisz,
banitko, to na tobie bardziej mi zależy.

— Ja dowodzę.
— I, jeśli dobrze rozumiem, zobowiązujesz się odpowiadać za wszystko,

co narobiłaś?

— Eee, tak. — Toni zaczęła zdawać sobie sprawę, że gra słów w

wykonaniu nieznajomego miała jakiś cel.

— A co z samochodem? — Fred zapytał nieustępliwie. Toni zamruczała

z niezadowolenia. Zaczynają się problemy z Fredem.

6

RS

background image

— Weź go. Zawieź innych do domu. Ja złapię taksówkę.
— O ile nie dołączysz do nas w komisariacie. — Adam zasugerował

mężczyźnie, który zdawał się niechętnie myśleć o opuszczeniu swego szefa.

— Przestań się martwić, Fred. Mój ojciec tym się zajmie. Uciekaj stąd i

już!

Fred wsunął kciuki za szelki w przesadnym geście opanowania. Mógł

okpić faceta leżącego pod nią, ale Toni wiedziała, że resztką sił stara się
zachować spokój.

— Dobrze, Toni — w końcu zgodził się. — Jeśli jesteś taka pewna. Ale

nie radzę mu skrzywdzić ciebie, bo...

— Na pewno, Fred. Powiedz innym, co się stało, i zabroń przychodzić do

parku, aż ja pozwolę. Wrócę najszybciej, jak będę mogła. — Obserwowała
go, jak kilkakrotnie spojrzał to na nią, to na policjanta, zanim niechętnie
oddalił się i zniknął w ciemności. Odgłos kroków urwał się i znów byli
sami.

— Jutro może się z nim zobaczysz — oznajmił Adam — jeśli będziesz

współpracowała, a wasz szef pozostaje w ukryciu. Dziś, panienko, jesteś
moja. — Z łatwością uwolnił ręce z jej uścisku i objął ją w talii, czekając aż
zrozumie, że straciła panowanie nad sytuacją.

— Szef? Nie zaaresztujesz mnie, tak?
— Tak. Obawiam się, że będę musiał zabrać cię do domu. W mowie

policyjnej znaczy to, że jesteś moim więźniem, banitko.

Przez sekundę Toni spróbowała stawić czoło faktom. Od początku

wiedziała, że istnieje możliwość, iż zostaną złapani. W gazetach pisano
ostrzegawczo, że burmistrz podjął akcję przeciw rabusiom z parku. Lecz
starzy ludzie żyjący w mieszkaniach pobliskiego Swan Gardens nie
zauważyli rezultatów. Na pewno istniały lepsze sposoby zwalczania
przestępczości niż ten, który wymyślili razem z Fredem, ale tymczasem nie
miała nic lepszego. Usiłowała jedynie dać tym miłym staruszkom
możliwość spokojnego wyjścia z domów.

A teraz przyplątał się ten samotny wilk, stróż prawa, i zamiast

aresztować przestępców, aresztował jedyną osobę usiłującą wykurzyć ich z
parku.

— Jesteś stuknięty — powiedziała. — Nie zamierzasz mnie naprawdę

aresztować. Jesteś jeszcze w szoku po tym walnięciu głową. Chyba
powinieneś udać się do szpitala na dokładne badania.

background image

Westchnął.
— Masz rację, banitko. Musimy się ruszyć stąd. Ziemia jest twarda, noc

krótka i wiele mil do przejścia, zanim zaśniemy.

Zacytował Roberta Frosta. Facet cytujący Robeta Frosta nie mógł być

całkiem zły. A może ją puści? Pewnie. A wieloryby kupią łyżwy i zaczną
rewię na lodzie...

Obłok wślizgnął się przed twarz mężczyzny, cienie skróciły się,

okrążając miejsce, gdzie leżeli w ciemności. Owady i ptaki wypełniały ciszę
swymi dziwnymi nocnymi dźwiękami. Toni zadrżała. Cała ta przedziwna
sytuacja była czymś, czego nie objęło ani jej przygotowanie inżynierskie,
ani zajęcia z samoobrony.

— Jest jeszcze jedna, drobna rzecz — powiedział, mocniej obejmując ją

w pasie. — Chodzi o zajęcie się problemami, które spowodowałaś.

Toni przełknęła ślinę. Facet mówił poważnie. Odesłała Freda i innych,

żeby byli bezpieczni. Kto teraz jej zapewni bezpieczeństwo?

— Kłopot? Ech... tak — wyjąkała. — Myślę, że rozwiązaniem będzie

zimny prysznic i ciepła brandy. Tak, to załatwi sprawę.

Uniósł brwi.
— Moje słowa odnosiły się do tego, że jesteś przestępcą, w dodatku

aresztowanym, mała. Jak sądzisz, o jakim kłopocie mówiłem?

Znaczenie własnych słów nie docierało do Adama. Drażnił się z nią,

odwlekając wypełnianie obowiązków. Ciągle nie wiedział, dlaczego leży na
ziemi jak jakiś oszołomiony młodzieniec, któremu powiodło się z pierwszą
dziewczyną. A już na pewno nie wiedział, dlaczego jego ręce gładziły ją po
biodrach.

— Nie nazywaj mnie „mała". Na imię mam Toni, a teraz chciałabym

wstać.

— Toni? Tygrys Toni, jak w bajce? Jak byłem dzieckiem, nie miałem

ciebie w pudełku z zabawkami. — Czuł, jak jej piersi poruszają się w
krótkich, szybkich oddechach. Kusiła. Jej oczy błyszczały, na poły ze
strachu, na poły ze złości, jej ciało ciasno przylegało do niego. Cholera! To,
o czym myślał, z pewnością stało w sprzeczności z procedurami
policyjnymi.

Nerwowo oblizała usta, a jego podziw dla niej rósł. Wystraszona? Tak,

ale nie ustąpi na włos. Na pewno intrygowała go, a nie spotkał wielu kobiet,
które go interesowały. Nigdy nie pozwalał sobie na tego rodzaju

8

RS

background image

rozproszenie uwagi. Co by zrobiła, gdyby ją pocałował? Kiedy rozważał
uczynięnie tego, wiedział, że chce ją pocałować, chciał przycisnąć swoje
usta do tych miękkich, drżących warg. Musiał zwariować. Był policjantem.
Nie mógł pocałować kobiety i potem ją aresztować.

Toni wyczuła nagłe napięcie u mężczyzny leżącego pod nią. Kiedy jego

oczy spoglądały badawczo, owładnęła ją fala zakłopotania. Jej ciało zaczęło
trząść się i było jasne, że on czuje, co się z nią dzieje. Leżała na nieznanym
facecie wśród drzew, samotna i — nienawidziła tej myśli — podniecona. W
istocie pragnęła dotknąć tych zmysłowych ust, które zdawały się zbliżać,
smakować je, wsunąć mu ręce pod koszulkę.

— Dobra, sierżancie Friday — wypaplała. — Jestem twoim więźniem.

Odpowiem na wszystkie zarzuty. Jestem odpowiedzialna za zorganizowanie
Peachtree Vigilantes. Opiszę nasz sposób działania. Przeczesujemy okolice,
przepędzamy złych ludzi i czynimy amerykańskie parki bezpiecznymi. Jeśli
bezpieczeństwo to zbrodnia, aresztuj mnie. — Oparła kolano o ziemię,
zamierzając powstać.

— Och, nie martw się, banitko, mam taki zamiar. — Spojrzała na niego i

wstrzymała oddech. Księżyc właśnie wychylił się spoza chmury, rzucając
postrzępione smugi światła w poprzek alejki. Zauważyła, że mężczyzna
miał najbardziej niewiarygodne, skwierczące intensywnością, przenikliwe
spojrzenie. Krew odpłynęła jej z głowy jak rtęć w termometrze zanurzonym
w lodowatej wodzie, wprawiając ją w zakłopotanie, bo miała absolutną
pewność, co musi się stać.

— Dlaczego mnie? — zapytała, odwlekając nieuniknione. — Nie jestem

przestępcą.

Przesunął rękę wzdłuż jej kręgosłupa aż do szyi i objął tył głowy,

przyciągając do siebie. — Nie wiem, kim jesteś.

—Jestem zwykłą kobietą. Kobietą, dla której to wszystko jest zbyt

skomplikowane. Proszę, proszę, nie całuj mnie. — Nie chciała, żeby to
zabrzmiało tak bezdźwięcznie. To miały być słowa protestu, nagany,
odmowy. Nie były. — „Lucy Locket zgubiła torebkę..." To znaczy, nie
chciałam, żeby to tak zabrzmiało. To znaczy, że...

— To znaczy, że chcesz być pocałowana. Jesteś jak otwarta książka, a ja

nie mogę się powstrzymać od czytania twoich sekretów.

„To była prawda" — pomyślał. Ale jeszcze prawdziwsze było to, że

musiał skupić wszystkie swoje siły, aby powstrzymać się od przemożnej

9

RS

background image

chęci pocałowania jej. Była zbyt blisko, zbyt pociągająca, zbyt piękna.
Uniósł głowę.

Toni nie wiedziała, kiedy rozluźniła mięśnie szyi. Nie wiedziała, jak to

się stało, że w pół drogi napotkała jego usta. W myślach opierała się jego
atakowi — atakowi, który nie nadszedł. Zamiast tego zniżyła głowę,
przytknęła usta do jego warg i poczuła, że dla próby odmawia. Nie poczuła,
w którym momencie pocałunek — a tak było — zmienił się w coś
subtelnego i ciepłego. Nagle jej palce zanurzyły się w jego włosach, jego
palce zaś gładziły ją po twarzy.

— Och, do diabła, banitko, zrobiłaś to. — Adam zesztywniał i spróbował

rozerwać obezwładniający urok utkany przez pocałunek. Spojrzał
półprzytomnie w jej rozmarzone oczy. — Nie możemy tego robić. To jest...

— Cudowne — dokończyła. — Cudowne.
— Wbrew zasadom zawodu. — Przycisnął ją do siebie i przetoczył,

łatwo obezwładniając swym ciężarem.

— Co robisz?
— Aresztuję cię, kochanie, zanim zupełnie zapomnę o swej służbie. To

nie wyjdzie. Nie daję się łatwo i nie można mnie kupić. — Powstał, złapał
ją za ręce i postawił.

Gdy się na moment lekko zachwiała, ledwo opanował chęć wsunięcia rąk

pod tę zbyt dużą koszulkę, aby dotknąć brodawki wyraźnie wypychającej
miękki trykot. Jej oczy były wilgotne, niepewnie trzymała się na nogach.
Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie przywróci jej do rzeczywistości, straci
resztkę samokontroli.

— Chodźmy, banitko. — Pomruk zabrzmiał bardziej jak warknięcie niż

polecenie.

Toni myślała, jak bardzo się myliła. On nie był Melem Gibsonem. Mel

Gibson był uśmiechniętą imitacją mężczyzny stojącego przed nią. Pełen
wdzięku, łuki grubych brwi nad ciemnymi oczyma, poważny, gdy wrócił
rozsądek. Silnie zarysowana szczęka znamionowała zdecydowanie. Zdawał
się cierpieć; rysy miał ściągnięte w gniewnym grymasie. Nagle stał się
Brudnym Harrym, a ona przemieniła się w Myszkę Miki.

— Dokąd? — zapytała.
— Do komisariatu, proszę pani, spotkać się z szefem. Chciałbym z panią

pomówić w imieniu czcigodnego burmistrza i Rady Miejskiej. A potem
zapewne będziemy mieć pogawędkę z sędzią.

10

RS

background image

— Mówisz serio, prawda? — Ciągle czuła smak pocałunku na ustach, a

ciało protestowało przed nagłym chłodem, który wypełnił ją w środku.
Wmawiała sobie, że to nocne powietrze. Za dnia było gorąco, ale noc
okazała się zimna. Powinna była założyć żakiet.

— Zawsze mówię serio. Zimno ci?
— Nie, to znaczy... tak. — Był koniec sierpnia, a sierpień w Georgii jest

gorący. Musiała zajść jakaś szalona zmiana w ruchach powietrza.

— Weź moją koszulę. — Zaczął ją ściągać przez głowę.
— Nie. Proszę, nie zdejmuj ubrania. To znaczy, jeśli mamy gdzieś iść, to

chodźmy. Trochę jestem zdenerwowana. Nigdy dotąd nie zostałam
aresztowana. — Nigdy też nie pocałowała nieznajomego w parku.

— Świetnie. Najpierw poszukam broni. Chodź tutaj. — Złapał ją za rękę

i pociągnął w stronę bladej plamy księżycowej poświaty. — Czy mogę
wierzyć, że się nie ruszysz? Nie chciałbym cię skuć. I tak już złamałem dziś
wiele przepisów. Sądzę, że jeden więcej nie zrobi różnicy.

— Oczywiście, możesz mi zaufać. Jestem bardzo uczciwa. Jeśli

pozwolisz mi odejść, nawet nie pisnę nikomu słówkiem o tym, co się tu
zdarzyło.

— A o czym nie piśniesz słówka?
Rzuciła spojrzenie nad jego głową. Był przynajmniej trzydzieści

centrymetrów wyższy i dwadzieścia pięć kilogramów cięższy od niej.
Wszystko w jego postawie ośmielało ją do kłótni.

— Ależ... Przecież mnie pocałowałeś — odparła śmiało.
— Rozumiem. I to jest uczciwe przedstawienie wydarzenia? Ja cię

pocałowałem?

— Nie całkiem. Dobrze, zgadzam się. Sądzę, że ty mógłbyś powiedzieć,

że to ja ciebie pocałowałam, żeby postawić sprawę jasno.

— Naprawdę lubię uczciwe kobiety. — Adam rzekł poważnie. —

Chciałbym uścisnąć pani dłoń. To naprawdę szczególne, spotkać kobietę,
której można całkowicie ufać.

Jakakolwiek myśl o ucieczce wyparowała Toni z głowy, gdy złapał ją za

rękę. Znowu ogarnęło ją ciepłe uczucie. Chłód odpłynął, lecz drżenie
wzmogło się. Jak taki twardy facet mógł mieć takie ciepłe, łagodne usta i
dłonie?

Przez chwilę przytrzymał jej rękę. Potem, uspokojony, że nie ucieknie,

puścił ją i zaczął szukać broni.

11

RS

background image

Toni obserwowała go. „Był zagadką — dumała — chodzącą

doskonałością". Stał, rozglądając się między drzewami, aż dojrzał pistolet i
sięgnął w głąb krzaków, aby go podnieść. To była jej szansa. W tej
sekundzie, gdy miał odwrócić twarz w jej kierunku, popchnęła go i rzuciła
się między drzewa.

Adam zaklął, widząc, jak znika.
— To wszystko uczciwość, kochanie.





























12

RS

background image

Rozdział 2.


— Nie powinienem był jej spuścić z oka — rzekł do siebie Adam.

Słuchając, jak trzaskają gałęzie w poszyciu, próbował ustalić kierunek, w
którym uciekła. W chwili, gdy podjął się tego zadania, wiedział, że będzie
musiał działać szybko po znalezieniu nocnych łowców. Szedł ich tropem
przez trzy noce, ciągle gubiąc ślad — aż do dzisiejszego wieczoru.

Dziś wieczorem znalazł ich, a potem pozwolił ich błękitnookiemu,

jasnowłosemu munchkinowi zagrać Houdiniego i zniknąć. Ale znał ten
park, nie mogła więc stąd uciec. Zmuszona była uciekać w stronę
śródmieścia i ruin starego folwarku więziennego, do wyjścia. Pobiegł tam za
nią.

Ta mała złodziejka była szybsza niż przypuszczał. Wymknąwszy mu się

z kilku zasadzek, odwróciła się tyłem do obiektów cywilizacji i pobiegła w
stronę ostatniego już, samotnego zagajnika, który uchował się w morzu
budynków i asfaltu. Adam przeciął zagajnik w pościgu.

„Wkrótce nawet ten lasek zniknie — pomyślał, gdy się przez niego

przedzierał — jeśli Atlanta zostanie wybrana na miejsce letnich Igrzysk
Olimpijskich 1996 roku. Wiosna olimpijska stanie na przyległym terenie
przemysłowym, a stary folwark więzienny stanie się luksusową
posiadłością." Naturalnie, to były tylko spekulacje, dopóki Komitet
Olimpijski nie ujawni swego wyboru za kilka miesięcy. Biegnąc na skróty,
przyśpieszył kroku i szybko znalazł się w miejscu, gdzie mógł jej zabiec
drogę. Teraz ją miał. Ukryty za drzewem czekał, słysząc zbliżający się
odgłos kroków.

Bez tchu po szalonym biegu, Toni obiegła drzewo i wpadła prosto w

ramiona przeciwnika.

— Och, nie!
— A cóż ty tu robisz? — Chwycił ją na ręce i trzymał, jedna ręka w

zgięciu pod kolanami, druga ściskała żebra. Pod palcami czuł, jak wali jej
serce.

— Weź swoje łapska ze mnie, sierżancie Friday, albo zacznę krzyczeć

tak głośno, że umarli się obudzą.

— I właściwie wszystko, co byś obudziła, to duchy w tamtym starym

więzieniu.

— Jakim więzieniu?

13

RS

background image

Przedarł się przez gąszcz sosen do polanki obok rozpadającego się,

pokrytego dzikim winem budynku.

— To więzienie, stary folwark więzienny. Mówią, że jest nawiedzany

przez duchy. Możliwe, że przez nieuczciwych ludzi też.

Toni uważnie przyjrzała się staremu murowi i zadrżała. W świetle

księżyca wyglądał upiornie. Spodziewała się, że Freddie lada moment
wyjdzie, wrzeszcząc, z tego podobnego do zamczyska budynku.

Z wysiłkiem przeniosła uwagę z budynku na swego świętoszkowatego

stróża prawa.

— Jest jakaś różnica między kimś, kto popełnia przestępstwo, a kimś,

kto... kłamie — powiedziała poważnie.

— Nie dla mnie. Nieuczciwość to nieuczciwość. Ludzie inaczej to

określający też kłamią, tylko w inny sposób.

— A jak jest z ludźmi, na których zwala się jakaś straszna tragedia i nie

mogą się wywiązać ze swych zobowiązań? Wierzę, że wszystkich łączy
braterstwo. Ci, którzy mają więcej szczęścia, powinni pomagać tym, którzy
mają go mniej.

— Może są uzasadnione przypadki, gdy tak się zdarza. Ale co z tymi,

którzy wykorzystują tego rodzaju wymówki, aby uwolnić siebie z
zobowiązań? Tacy zawsze sobie znajdą współczującą duszę, jak ty, która
pomoże im trwać we własnym nieszczęściu. To nie tak, mała, nie kapuję
tego. Zawsze sobie można pomóc, jeśli się chce.

— Najłatwiej jest rozróżniać tylko białe i czarne. Czy nie miewasz w

swoim życiu obszarów szarości?

— W żadnym wypadku. Sprawa jest albo słuszna, albo niesłuszna, dobra

lub zła, uczciwa lub nieuczciwa. Dla mnie wszystko jest proste.

— Zatem, czy ja do tego pasuję? Czy to w ten sposób wszystko jest dla

ciebie proste?

Gdy spojrzała na niego, gorąca złość bijąca z jej oczu osmaliła go. Nie

miał zamiaru wygłaszać kazań o swych poglądach. Nie wdawał się w
filozoficzne dysputy z przestępcami, których aresztował. Także nie całował
się z nimi. Lecz ta kobieta była inna. Bezwiednie dotarła do jego
najintymniejszych obszarów.

— Nie, to nie jest miejsce dla ciebie — powiedział. — Komisariat to

miejsce dla ciebie, natychmiast.

— Nie, moje miejsce jest na ziemi. Znakomicie daję sobie radę z

14

RS

background image

chodzeniem. Tym razem nie będę próbowała uciekać.

— Kolejny przypływ uczciwości?
— Nie mogę cię winić za to. Przypuszczam, że brakuje ci rozsądku na to,

żeby mi zaufać, prawda?

— To niezupełnie tak — przyznał. — Jeśli jesteśmy uczciwi, to muszę

przyznać, że przerażasz mnie. Jesteś niebezpieczna. Trzymać ciebie, to
jakby trzymać bombę gotową lada moment wybuchnąć. To bardzo
pobudzające uczucie.

„Pobudzające" — pomyślała. Boże, wiedziała, czuła, jak z nim było,

kiedy był pobudzony. Mogła określić to wrażenie bardzo precyzyjnie.
Ostatnią rzeczą, której chciała stawić czoła, był ten rodzaj uczciwości, który
jej ofiarował. Tej nocy wszystko było irracjonalne. „Zmień temat, Toni" —
błagała siebie.

Zaklęła. Musiała przestać kląć. I to głupie zastępowanie przekleństw

wierszykami. Zbyt szybko ją rozszyfrował. Nie było sensu dawać mu
odczuć, że wywołał w niej falę strachu.

— Hm... Nigdy przedtem nie widziałam tego budynku. To naprawdę był

folwark więzienny? Trudno uwierzyć, stoi tak blisko śródmieścia, a ja go
nigdy nie widziałam. Skąd o nim wiedziałeś?

Adam wydał głośne westchnienie ulgi, z radością witając nagłą zmianę

tematu.

— Właśnie tutaj zostawiłem motor, zanim poszedłem szukać ciebie i

twego przyjaciela dziś wieczorem. Znam to miejsce od... lat. — Nie musiał
jej mówić, że każdy policjant wiedział o więzieniu. Także każdy
początkujący handlarz narkotykami. To było popularne miejsce sprzedaży
narkotyków i załatwiania innych ciemnych sprawek.

— W czasie, gdy to budowali, śródmieście nie było tutaj — wyjaśnił. —

W tym miejscu produkowali żywność, którą dawali potem więźniom.
Pochodzi z czasów wojny secesyjnej. To miejsce zapomniane od lat.

Budynek wydawał się Toni okropny. Nie był szczególnie wielki, ale

kamienne wieżyczki i grube mury sprawiały okropne wrażenie. Okna były
zakratowane. Księżyc rzucał złowieszcze cienie w poprzek gotyckiej
budowli, uzupełniając niezwykłą atmosferę. Nieświadomie przytuliła się
mocniej i zniżyła głos do szeptu.

— Wygląda dość nieprzyjemnie.
— Nie wmawiaj mi, że boisz się starego, opuszczonego budynku.

15

RS

background image

— Oczywiście, że nie — odparła z pewnością siebie większą niż

naprawdę czuła. — Postawisz mnie?

— Jesteś pewna, że tego chcesz?
Toni wcale nie była pewna, czy chce, żeby ją puścił. Ale każda inna

odpowiedź osłabiłaby jej zuchowatość.

— Oczywiście, tak. Jestem twoim więźniem. Nie będę znowu próbowała

uciec.

— A tak. Zapomniałem. Słowa uczciwej kobiety, bez wątpienia

uczciwej, wyzwolonej kobiety, która kryje się w ciemności, niosąc
zagrożenie niewinnym ludziom.

— Nie jestem oszustką. Robiłam to, co do ciebie należy. Chroniłam

starszych ludzi przed rabusiami.

— Z pewnością. Co byś zrobiła, gdyby jeden z tych rabusiów przyszedł,

jak ja dzisiaj, uzbrojony? Zakrzyczałabyś go na śmierć? Bądźmy poważni,
panienko. Jeśli jesteś jakimś aniołem miłosierdzia, to wplątałaś się w
niebezpieczną grę. To ma być twoja wesoła zabawa? — Postawił ją na
ziemi i puścił.

— Mowa godna człowieka, który został zaprzysiężony, by wspomagać i

chronić ludzi. O rany, pan musi mi szczerze współczuć, panie oficerze. Czy
nie zdarza ci się pomagać ludziom, nie dbając o powody?

— Wykonuję swoją robotę. Innymi słowy, wierzę, że człowiek

odpowiada za swe czyny. Im więcej dobroczyńców, tym mniej mają do
roboty nieodpowiedzialni ludzie.

Podszedł do kępy drzew i wytoczył z nich lśniący potężny motocykl.
— Nałóż to — powiedział, wręczając Toni czarny kask. — Siadaj z tyłu i

trzymaj się mnie — dodał, nasuwając podobny kask na swoją głowę.

— Nie mam zamiaru jechać na tym.
— Proszę bardzo, ale myślę, że będzie ci trudno nadążyć za nim na

własnych nogach. Chyba że wolisz być przykuta do muru, kiedy ja pojadę
po radiowóz.

Adam zdawał sobie sprawę, że postępuje zbyt szorstko z tą kobietą. Ale

pozostawało mu albo być surowym, albo przyznać, że go wzięło. Nawet
teraz wydała mu się pociągająca w sposób, którego nie pojmował.

Toni rzuciła okiem na budynek i zdecydowała, że jazda będzie czymś

nieporównywalnie lepszym od czekania na bardziej oficjalny środek
transportu.

16

RS

background image

— Pojadę. — Zapięła kask i usiadła na motorze.
— Tak myślałem.
W maszynę wstąpiło życie i jak zjawy z powieści o duchach przemknęli

przez zalany światłem księżyca dziedziniec do wyboistej drogi, wyłożonej
połamanymi płytami chodnikowymi.

— Dlaczego już nie jest używane? — krzyknęła Toni. Powiew porwał jej

słowa.

Adam obrócił głowę i uniósł kask, żeby lepiej słyszeć.
— Co?
Toni zsunęła swój kask i pochyliła się, aby mówić mu prosto do ucha.

Czuła na policzku twardość zarostu.

— Pytałam, dlaczego już nie jest używane.
— Zostało opuszczone pod koniec lat czterdziestych, kiedy wybudowano

nowe więzienie, a potem o nim zapomniano. Ciągle jest własnością miasta,
ale nie mogą się dogadać, co z nim zrobić. Towarzystwo Historyczne nie
pozwala im go rozwalić. Jedni chcą tę posiadłość przystosować do celów
przemysłowych, inni przerobić na coś w rodzaju domu. Dotąd nikt nie
zapewnił sobie poparcia większości.

Zatrzymał się na rogu. Rozpoznała znajomą, dobrze oświetloną

śródmiejską ulicę.

Toni odetchnęła z ulgą.
— Dokąd pan mnie zabierze, panie komisarzu?... Właściwie, to z kim

mam przyjemność?

— Przepraszam. Nie przedstawiłem się, prawda? Kapitan Ware, Adam

Ware, ze specjalnej grupy dochodzeniowej przy biurze burmistrza.
Jedziemy do komisariatu.

— O rany, zostałam aresztowana przez policjanta, który jest

prawdziwym oficerem. Wszystko co najlepsze dla Peachtree Vigilantes.

Sięgając za siebie, wpakował jej kask z powrotem na głowę i pozwolił

swojemu opaść na właściwe miejsce. Motocykl znowu wystartował. Po
kilku minutach wjechał na parking przy Wydziale Policji w Atlancie. Adam
skierował motocykl do części przeznaczonej do użytku służbowego i
wyłączył silnik. Obracając się zdjął swój kask, potem Toni.

— Czy teraz wierzysz, że jestem policjantem?
— Nie wątpiłam ani przez chwilę. Czy założysz mi kajdanki?
— Muszę? Nie, nie odpowiadaj. Myślę, że tak będzie lepiej.

17

RS

background image

— Srebrne bransoletki zatrzasnęły się wokół jej nadgarstków.
Zaczął ją prowadzić wokół budynku, opodal głównego wejścia. Przez

chwilę zastanawiał się, czy nie puścić jej wolno. W przeciwnym razie
będzie notowana. Nienawidził myśli, że to on napiętnuje jej przyszłość.

— Czy w ten sposób zwykł pan krępować swe kobiety? Adam zatrzymał

się i odwrócił ją twarzą do siebie. Stali obok osobnego tylnego wejścia,
używanego do wprowadzania niebezpiecznych więźniów. Nie miał pojęcia,
dlaczego przyszedł właśnie tutaj. Możliwe, że podświadomie chciał ją
uchronić od reporterów czyhających wewnątrz.

— Zwykle nie muszę krępować swoich kobiet. Przychodzą z ochotą.

Jeśli nie, mam swoje metody zapewniające ich współpracę. A ty, banitko?
Czy będziemy współpracować tam w środku, czy mam cię oddać
dziennikarzom? — Oboje wiedzieli, że ta rozmowa nie dotyczy spraw
związanych z więzieniem.

— Będę współpracowała — powiedziała — ale nie jestem banitką. Na

imię mi Toni, od Antoinette, Marie Antoinette. Szczerze mówiąc, nigdy nie
byłam tak wystraszona. Czy ścinasz swoich więźniów?

Był szczerze wstrząśnięty.
— Boisz się mnie? Milczała długą chwilę.
— Nie — przyznała. — Siebie się boję. — Zaczepiła podeszwą buta o

stopień i zachwiała się, chwytając jego ramię w obawie przez upadkiem.

Automatycznym ruchem przyciągnął ją do siebie, usuwając ze smugi

światła padającej od drzwi.

— Ja też — wykrztusił.
— Proszę, pozwól mi dokończyć. To ważne.
— Nie bronię ci, Marie Antoinette. — Opuścił ręce i cofnął się.
— Właśnie, że bronisz. Nie umiem myśleć, gdy mnie dotykasz, a nie

chcę tak się czuć. Jesteś typem człowieka, jakiego nie lubię, kapitanie Ware,
człowiekiem absolutnie przekonanym, że jedynie on ma rację. Widzisz,
wierzę, że każdy jest częścią ludzkości, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

— Ja też — zaoponował. — W przeciwnym razie nie zostałbym

policjantem. Prawo chroni niewinnych, a karze winnych — bez wyjątków.

— I ty postępujesz zgodnie z prawem?
— Oczywiście. Ja wspieram prawo. Jestem dobry w tym, co robię.

Dlatego bez względu na swoje chęci, muszę cię aresztować.

Spojrzała smutno.

18

RS

background image

— I to jest problem, kapitanie Ware. Nie to, że mnie aresztujesz. Chodzi

o tę bezwyjątkowość, podział na czarne i białe. Czy wiesz, co powstaje po
wymieszaniu czarnego i białego? Niech mnie pan zaprowadzi do swego
przełożonego, kapitanie Ware, zanim pan zaryzykuje i dowie się.

— Nie wyglądasz na dziwkę — rzekła starsza kobieta o ziemistej cerze,

która dzieliła z Toni celę.

— Zamknij się, Annie — strofował ją głos z górnej pryczy. — Próbuję

zasnąć.

— To nowość dla ciebie, cukiereczku, spanie w nocy — zawołał

mężczyzna z pokoju strażników w głębi korytarza.

— I nie jesteś pijana — ciągnęła Annie. — Za co cię zamknęli?
W czasie minionej godziny Toni Gresham została zarejestrowana jako

podejrzana o rozbój, zdjęto jej odciski palców, sfotografowano i zamknięto
w celi. Mogła porozumieć się z rodziną, jak obiecała Fredowi, ale nie
chciała zranić ich po raz kolejny. Próbowali zrozumieć, gdy wybrała studia
inżynierskie zamiast sztuk wyzwolonych, kiedy chciała uczyć w szkole
zawodowej zamiast w szkole prywatnej. A już praca na rzecz starszych
doprowadziła jej związki z nimi niemal do zerwania. Ten epizod oznaczałby
koniec związków z rodziną.

Toni wpakowała siebie do więzienia i wydobędzie się stąd.

Funkcjonariusz, który prowadził ją do celi, wyjaśnił, że po rozmowie z
sędzią mogłaby dostać zwolnienie za kaucją i wyjść rankiem. Tymczasem
pozostawała w areszcie. Siedziała w ciemnej celi z dwiema kobietami.
Nigdy w życiu nie czuła takiego napięcia. Wmawiała sobie, że jej odwaga
odpłynęła z powodu schwytania, a nie mężczyzny, który ją złapał.
Oszukiwała samą siebie.

— Dlaczego mnie aresztowano? — powiedziała do kobiety o imieniu

Annie. — Ja... należę do grupy zwanej Peachtree Vigilantes.
Patrolowaliśmy parki miejskie, staraliśmy się przepędzać rabusiów.
Wieczorem my... jak zostałam złapana.

— Ach, tak! — Annie przeszła w poprzek maleńkiej celi do pryczy, na

której usiadła Toni, jak gdyby chcąc wzrokiem zweryfikować słowa Toni.
Załzawione oczy Annie zdawały się rozpoznawać. — Słyszałam o tobie.
Jesteś przyjaciółką Dead Freda.

— Pani zna Freda? — Toni poczuła się lepiej. Aresztowanie było

doświadczeniem bardziej przykrym niż przypuszczała. Blok więzienny był

19

RS

background image

nie tylko ciemny, ale brzydko pachniał. To, że Annie znała Freda, stępiło
uczucie obcości.

— Boże, kochanie, Fred jest jednym z nas. Przynajmniej był, zanim

zaczął pracować w Swan. Nigdy nie myślałam, że dożyję dnia, kiedy Dead
Fred będzie szanowany, ale natknął się na jakąś kobietę, która załatwiła mu
pracę portiera, i to go zmieniło. Powiedz... to byłaś ty?

— Jeśli chodzi o to, czy ja mu załatwiłam pracę, to odpowiedź brzmi:

tak. Jestem Toni Gresham. — Toni wyciągnęła rękę i czekała, a stara
kobieta patrzyła na nią z zakłopotaniem.

— Miło mi cię poznać, Toni. — Annie wytarła rękę brudną spódnicą,

zanim chwyciła rękę Toni w mocnym uścisku. —Jestem Annie. Ludzie z
ulicy nazywają mnie Omni Annie, bo się kręcę w pobliżu Omni Center, jeśli
jest tam mecz koszykówki albo koncert. To moje terytorium — rzekła
chełpliwie.

— Bądź ostrożna, panienko. — Ten sam męski głos ostrzegał. —

Uściśniesz dłoń Annie i stracisz palce.

— Nie zwracaj na niego uwagi. Ja nie łamię prawa. Czasami tylko łapią

starą Annie, żeby uszczęśliwić burmistrza. Słyszałam, że pomagasz
wszystkim starym ludziom. To ty wysyłasz te dzieciaki, żeby montowały
nowe zamki w drzwiach, naprawiały hydraulikę i inne rzeczy, kiedy trzeba,
tak?

— To ja.
— Kto cię złapał? — Annie ściskała brzeg pryczy Toni i zerkała na nią w

ciemności. — Kto cię aresztował?

— O ile wiem, ten kapitan nazywa się Ware.
— Och! Adam cię złapał? Twardziel. Jest uczciwy, nie pobłaża nikomu.

Hej... — Zmrużyła podejrzliwie oczy. — Niepotrzebnie wpakowałaś się w
ten gang. Jesteś za młoda, żeby ryzykować życie, nawet w pogoni za złymi
ludźmi. Powinnaś chodzić na przyjęcia i dobrze się bawić.

Toni zjeżyła się.
— Nie wszyscy jesteśmy tacy młodzi. Ja mam dwadzieścia sześć lat.

„Peachtree Vigilantes" mają od osiemnastu do osiemdziesięciu lat. Tylko
Fred i ja patrolujemy park nocą. Poza tym, co ma wiek do pomagania
znajomym? Coś trzeba robić. Robię, co mogę dla tych, którzy potrzebują
pomocy.

— To samo staram się im wytłumaczyć, złotko — powiedziała, śmiejąc

20

RS

background image

się chrapliwie, niewidoczna lokatorka górnej pryczy. — Ale nie kupili mojej
bajki.

Annie parsknęła krótko.
— Więc dlatego cię aresztowali, Toni?
— Kapitan Ware uważa, że jestem jednym ze złoczyńców. Poza tym

twierdzi, że zwykły obywatel nie powinien wspomagać prawa, jeżeli
oficjalni funkcjonariusze tego nie czynią. A mój gwizdek często był
skuteczną bronią.

— Niedobrze, że posłali Adama do tej roboty. Może udałoby ci się

wykiwać innego w niebieskiej koszuli. Teraz, zdaje się, będziesz musiała
przestać, prawda?

— Nie zakładałabym się o to. Nie przestanę, dopóki rabusie nie

przestaną. Staruszkowie mieszkający w Swan Gardens korzystali z tego
parku przez całe życie. Jeśli mi się uda, oni nie będą zmuszeni omijać go.

— Tak, był taki czas, że sama bywałam w tym parku — powiedziała

cicho Annie i dodała: — Fred jest na pewno dobrym pomocnikiem. Cieszę
się, że wyciągnęłaś go z ulicy.

— Od dawna zna pani Freda?
— Znam go chyba tak dobrze, jak wszyscy — odparła Annie dumnie. —

Zanim poszedł swoją drogą, byliśmy sobie dość bliscy.

— Przestańcie tam obydwie gadać! — wrzasnęła trzecia lokatorka celi,

przykrywając głowę poduszką. — Mówiłam wam, że chcę trochę
pochrapać, zanim mój stary mnie stąd wygrzebie.

Annie spojrzała na kobietę i zmarszczyła brwi.
— Lepiej módl się, żeby cię tutaj zostawił, bo jeśli nie, to wcześniej czy

później zaśniesz gdzieś... na zawsze.

— Proszę mi opowiedzieć o Fredzie. — Toni szepnęła, przesuwając się,

aby stara kobieta mogła usiąść obok niej. — Dlaczego nazywacie go
Martwy Fred?

Annie przez chwilę patrzyła z zakłopotaniem, zastanawiając się, czy

odpowiedzieć na pytanie Toni.

— Praca nigdy się go nie trzymała. Wymyślił, że upadnie przed

nadjeżdżającą taksówką, żeby zgarnąć pieniądze od towarzystwa
ubezpieczeniowego.

— Fred? Wyreżyserował wypadek?
— Nie. — Annie zaśmiała się. — Zanim do tego doszło, miał prawdziwy

21

RS

background image

wypadek z udziałem trzech samochodów i oberwał zdrowo. W tym całym
harmidrze, który potem nastąpił, został wpakowany do niewłaściwej karetki
i przewieziony do kostnicy. Kiedy przyszedł do siebie, to gdyby nie to,

że był pewien, że nie żyje, umarłby ze strachu. Urwał się i nigdy nie

doszli, co się stało z ciałem. Toni roześmiała się głośno.

— Martwy Fred... Pięknie. — Zaśmiała się znowu. — A kapitan Ware?

— Zawahała się. — Wydał mi się dość zgorzkniały. Od jak dawna pani go
zna?

— Adama? Oglądaliśmy go w telewizji, kiedy grał w piłkę nożną. Warto

to było oglądać. Łapał tę piłkę i biegał po boisku, aż go uszkodzili. Jakiś
maniak sznurem od bielizny oplótł mu głowę, głowa została, nogi odbiegły,
no i rzucił to.

— Zawodowy piłkarz?
Był wysoki, a po raczej bliskim zapoznaniu się z jego ciałem

wywnioskowała, że ma szybkie ruchy. Ale było w nim coś jeszcze, coś
ukrytego i zatajonego, siła, która dawała o sobie znać dopiero w zgiełku
bitewnym. Konkwistador, toreador, komandos — tym mógł być, ale nigdy
człowiekiem zza biurka.

— Ciągle ma klubowy rekord szybkości, nasz Adam. Przydaje mu się,

gdy trzeba pogonić jakiegoś smarkacza. Daje sobie radę z większością z
nich.

„Z pewnością, dał sobie radę ze mną" — smutno pomyślała Toni.
— Czy jest... żonaty?
— Adam? — Annie roześmiała się. — Życzyłabym mu tego, ale o ile

wiem, nie ma baby. Unika ich. Nie zbliża się do żadnej mi znanej.
Normalny to on nie jest. Z kolei kobiety, z którymi ma do czynienia,
niespecjalnie nadają się do ożenku.

— Czy on ma jakieś życie osobiste? — Toni nie wiedziała, dlaczego tak

wypytuje o kapitana Ware'a. Nawet gdyby go miała już więcej w życiu nie
zobaczyć, to i tak byłoby to za wcześnie dla niej.

—Pewnie. W wolnym czasie pracuje z chłopakami w Klubie

Młodzieżowym. Jest ich trenerem, od wszystkich sportów. Jego szef usiłuje
posłać go na jedno z tych podmiejskich spokojnych zadań. Po cywilnemu,
wiesz, pilnowanie szych spoza miasta. Ale Adam nie pójdzie. Ty jesteś
pierwszą babką z klasą, z którą miał do czynienia. Interesujesz się nim?

— Ja? Niech pani nie będzie niemądra. Nie mam czasu dla mężczyzn, a

22

RS

background image

Adam Ware jest ostatnim, który by mnie zainteresował. On jest zbyt... zbyt
potężny. Nie sądzę, żebym chciała być tą, która... — Ucięła. „Ta., która
co?"

Obraz Adama Ware'a zabłysnął w jej głowie. Rozwiane ciemne włosy,

zielone spodnie, przylegające do masywnych ud, zmysłowy, szeroki
uśmiech. Myślenie o człowieku nigdy nie wystarcza. Wyobrażenie go sobie
jako dzikiego komandosa przyśpieszyło bicie serca. Przedstawiał sobą
samozadowolenie, wroga. Rozum pojmował to, nawet, jeśli ciało stawiało
opór.

Kobieta na górnej pryczy uniosła poduszkę z głowy.
— Nie wiem, kochanie. Jest wiele kobiet, które myślą, że on jest wart

zachodu. Nasz Adam nie włóczy się. Jest prosty jak strzała. Wierz mi —
dodała; rozczarowanie zabrzmiało w głosie. — Wszystkie próbowaliśmy.
Nie marnuj czasu.

— Nie mam zamiaru — Toni odparła ostro, odpędzając z myśli

uporczywie powracający wizerunek mężczyzny. — Niech pani opowie o
sobie, Annie.

Twarz Annie ściągnęła się. Wstała.
— Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Tutaj są tysiące ludzi z

twarzami bez wyrazu. Jestem jedną z nich. Może kiedyś...

Brzęk przerwał jej, gdy umundurowany funkcjonariusz wyciągnął pęk

kluczy i otworzył drzwi celi.

— Dobra, panno Gresham, wychodzi pani.
— To znaczy, że nie muszę widzieć się z sędzią?
— Jest pani wolna.
— Wspaniale. Chciałabym jeszcze załatwić sprawę mojej przyjaciółki,

Annie.

— Omni Annie? Nie chce pani chyba posłać Annie z powrotem na ulicę?

Tutaj przynajmniej ma łóżko, a rano, przed wyjściem, dostanie śniadanie.

— Nie poślę jej na ulicę. Zabiorę ją do siebie do domu.
— Nie, proszę pani. To nie jest dobry pomysł. Może niech pani

porozmawia o tym z kapitanem Ware'em.

Rozmowa z kapitanem Ware'em była ostatnią rzeczą, której Toni

pragnęła. Może później, po przemyśleniu tego, co się zdarzyło, kiedy jej
nerwy się uspokoją.

— Dziękuję, Toni — rzekła Annie — ale lepiej będzie, jeśli tu zostanę.

23

RS

background image

— Uścisnęła dłoń Toni i posłała jej smutny uśmiech.

Toni nie wystarczyło to, że Annie zaakceptowała propozycję strażnika.

Stanie naprzeciwko kapitana Ware'a, nie zważając na to, że myśl o
ponownym ujrzeniu tego ciemnego nieznajomego przyśpieszyła bicie serca
tak bardzo, że aż bolały żebra.

— Dobrze, proszę mnie zaprowadzić do kapitana. Toni wiedziała, że

świat uważał, iż jest zbyt młoda i zbyt

idealistyczna. Ale postawa nieposkromionego optymizmu była dla niej

jedynie sposobem walczenia z trudnościami. Oprócz tego dziwacznego
podejścia do życia zdarzało jej się być po prostu przestraszoną. Lecz bycie
przestraszoną niczego nie zmieniało. Optymizm stanowił jej tarczę przeciw
oponentom.

Wystarczyło przejść się po mieszkaniach Swan Gardens, żeby ujrzeć, co

rozpacz i zapomnienie wyrządziły staruszkom. Ludzie tam mieszkający
kiedyś byli dumni. Ale ich blok przestał znajdować się w najlepszej
dzielnicy miasta, a jego właściciele wydawali pieniądze w lepszych
miejscach. Tylko dotąd sięgała duma.

Dyrektor szkoły zawodowej w Atlancie, gdzie Toni uczyła, wiedział, że

ma szczęście, że za takie pieniądze, jakie był w stanie płacić, miał kogoś z
przygotowaniem inżynierskim. W zamian, niechętnie, zezwalał Toni na
zlecanie uczniom wykonania prawdziwych prac konstrukcyjnych w ramach
zajęć praktycznych. Jednak to, co mogli zrobić, było tylko kroplą w morzu
potrzeb.

Toni świadoma była tymczasowości ich osiągnięć, ale zawsze było to

coś. „Peachtree Vigilantes" było następnym tymczasowym zadaniem,
wyrosłym z rozpaczliwej potrzeby i determinacji Toni. Pod jednym
względem kapitan Ware miał słuszność. Mogło być niebezpieczne. Ona i
Fred ryzykowali. Ale zespół wspomagający, który wchodził do akcji, kiedy
przypierali rabusia do muru, składał się z leciwych mieszkańców
upierających się, by pomagać. Zranienie było rzeczywistym zagrożeniem.
Ochotnicy już nie pokażą się więcej.





24

RS

background image

Rozdział 3.


Adam widział obracające się głowy, gdy Toni Gresham podążała za

umundurowanym policjantem w stronę jego biura. Do diabła, co ona tu
robiła? Nawet mając na sobie brudne dżinsy i trykotową koszulkę, w
żadnym calu nie pasowała do nocnego tłumu, oczekującego wszczęcia
postępowania.

Widział, jak uniosła podbródek, umożliwiając ostrożnemu spojrzeniu

ogarnąć przekrój ludzi przesłuchiwanych przez pojedynczych oficerów przy
pokiereszowanych, zielonych, metalowych biurkach. Nawet on dostrzegał
rozpacz w oczach przygarbionych aresztantów, siedzących na starych
ławkach, ustawionych rzędem wzdłuż ściany. Lecz Toni zdawała się
odzyskiwać śmiałość z każdym kolejnym krokiem.

Zgiął prawą rękę i twarz mu się wykrzywiła. Mimo że drobna, to nieźle

go stłukła. Miał szczęście, że sam wykonywał zadanie. Raczej nie zależało
mu na tym, żeby rozniosło się, że został powalony na ziemię przez
złotowłosego Tarzana płci żeńskiej.

Adam uśmiechnął się. Uczyniła coś, co nikomu przedtem się nie udało.

Odwróciła jego uwagę, umożliwiając ucieczkę reszcie gangu. Odwróciła
uwagę, do diabła. Sięgnęła do jego wnętrza i rozpaliła tę część, o której
sądził, że na zawsze zanikła. Nawet teraz czuł podniecenie na samą myśl o
jej piersiach napierających na jego pierś. I pocałował ją. Nie chciał o tym
myśleć. Cholera! Dlaczego po prostu nie zatrzymała taksówki i nie
pojechała prosto do domu?

Wkraczając niepewnie do służącej za biuro przeszklonej kabiny, Toni

widziała napięcie na twarzy Adama Ware'a. Ciągle miał na sobie
kombinezon. Opaska zniknęła z głowy,

a ciemne włosy zmierzwiły się na czole. Miał zachmurzony wyraz

twarzy. Głębokie zmarszczki na czole i w kącikach ust mówiły, że wyraz
niezadowolenia nie jest związany z jej przybyciem. Być może domaganie
się rozmowy z nim było z góry skazane na niepowodzenie, ale czy to ją
mogło powstrzymać?

Siedząc w ciemnej celi, przekonała się, że to, co zaszło między nimi,

było jedynie fatalnym przypadkiem reakcji hormonalnej wywołanej
strachem. Była zarażona syndromem sztokholmskim, który przywiązuje
ofiarę do napastnika.

25

RS

background image

Nie mogła interesować się mężczyzną, który widział świat w kategoriach

bieli i czerni.

Myliła się. Adam Ware ciągle był najbardziej seksownym mężczyzną,

jakiego w życiu widziała. Był niedobrym chłopakiem z sąsiedztwa, któremu
nie można się oprzeć, zakazanym człowiekiem-cieniem, którego pocałunki
były cudownie niemoralne w późnonocnych fantazjach, często ostatnio
wypełniających jej sny. Myślała, że tacy mężczyźni istnieją tylko w
wyobraźni. Myliła się. Adam Ware był realny.

Wspomnienia z West Side Story, pomyślała i zadrżała w myślach.

Przyszła tutaj, żeby wydostać Annie z więzienia, a nie bawić się w
fantazjowanie na temat mężczyzny zza biurka.

— Dziękuję, panie Smith — powiedział Adam do mężczyzny

eskortującego Toni. — Niech pan nie czeka.

Adam patrzył, jak jego podwładny skinął głową i wycofał się z biura,

zamykając drzwi. Dlaczego nie poprosił Smitha o pozostanie? Czyjaś
obecność uczyniłaby tę rozmowę mniej straszną. Ta kobieta wprowadzała
go w zakłopotanie i była zagrożeniem, któremu musiał stawić czoło.

— Co mogę dla pani uczynić, panno Gresham? — Jego głos brzmiał

sztywno i ostrożnie.

— Chciałabym, żeby pan załatwił zwolnienie mojej przyjaciółki Annie

za kaucją.

— Annie? — Gestem znużenia potarł oczy, po czym przesunął kciukiem

i palcem wskazującym w dół po policzkach. Potarty zarost zaszeleścił w
ciszy jak papier ścierny.

— Nazywają ją Omni Annie.
— Dlaczego, do diabla, chce pani zwolnienia za kaucją dla Annie? Tak

czy owak wyjdzie stąd rano po śniadaniu.

— Chcę, żeby wyszła dziś wieczorem. Zapłacę jej grzywnę.
— Słuchaj, banitko, Annie nie jest tak naprawdę aresztowana.

Przywozimy ją tutaj tylko kilka razy w tygodniu, żeby mogła spokojnie się
przespać. Nie wyrzucę jej z łóżka z powodu czyjegoś zranionego serca. A
teraz idź do domu.

— Pójdę, ale zabieram Annie ze sobą. Dostanie łóżko, śniadanie i czyste

ciuchy. Jedyne, co będzie krwawić, to pan, jeśli jeszcze raz nazwie mnie
„banitką". Nazywam się Antoinette Gresham, panna Gresham dla pana.

Adam sięgnął do kieszeni i wyciągnął na wpół spalony, dokładnie

26

RS

background image

pogryziony niedopałek cygara i wpakował go między zęby. Pokręcił nim
przez chwilę i wyjął, spoglądając na nią z żalem.

— Panno Gresham, czy pani grozi policjantowi?
— Tak sądzę. Prawdę mówiąc, kapitanie Ware, jestem o tym całkowicie

przekonana. Więc albo pan zwolni Annie, albo ja dam panu powód do
odesłania mnie z powrotem do celi. Przyjemnie głośny, jawny powód.

Przyjął do wiadomości jej słowa, mimo że większa część jego uwagi

skoncentrowała się na krótkotrwałej inwentaryzacji jej ciała.

— Niech pani pomyśli o sobie jako o istocie cielesnej, dobrze, panno

Gresham? — Powstał i ponownie wsunął cygaro między usta, kręcąc nim
przez chwilę, jak gdyby delektując się jego smakiem.

— Nigdy nie myślałam o sobie w kategoriach cielesnych, zanim nie

spotkałam pana, kapitanie Ware. Od tamtej pory rzadko zdarza mi się
myśleć o czymkolwiek. — „Cholera — pomyślała — przestań paplać."

Nie wiedziała, czy to cygaro czy jej oświadczenie spowodowało

zadławienie, lecz cygaro zniknęło, a on zaczął gwałtownie kaszleć. Połknął
to cholerstwo.

Kiedy mężnie usiłował wykrztusić niedopałek, Toni szybko obiegła go i

rękoma oplotła brzuch. Dwoma szybkimi ściśnięciami wypompowała
wystarczającą ilość powietrza z płuc, żeby niedopałek wystrzelił. Kapitan
zaczął oddychać normalnie. Chciała zabrać ręce, ale złapał je i trzymał,
jakby były kamizelką ratunkową, a on tonącym.

— Co, do diabła, pani robi? — zapytał.
— Metoda Heimlicha. Zadławił się pan tym paskudztwem. Przełknął z

trudnością i próbował opanować gwałtowne bicie serca.

— Chyba powinienem pani podziękować.
— Nie ma za co, kapitanie. Teraz proszę mnie puścić. Wszyscy patrzą.
Adam obrócił się i popatrzył uważnie na kobietę, która właśnie

przeprowadziła akcję, ratując życie kapitana policji w samym środku sali
odpraw, obserwowana przez wszystkich oficerów.

— Czy to panią wprawia w zakłopotanie? — zapytał.
Poruszył się tak szybko, że ręce Toni ciągle go obejmowały. Czuła się,

jakby znów była na motocyklu z człowiekiem, który poczynił tyle
spustoszenia w jej życiu z gracją byka z nalepki likieru Schlitz Malt.

— Absolutnie nie — ucięła, robiąc krok w tył.
Zmusiła się do myślenia o Adamie Ware, jako o jednym z kierowników

27

RS

background image

firmy jej ojca, noszącym tradycyjnie skrojony, jedwabny garnitur, pstrokaty
krawat i niebieską koszulę. Przekształcenie go w biznesmena powinno
zatrzeć zmysłowy wizerunek, jaki ciągle pojawiał się w jej myślach. To nie
było skuteczne. Nawet zdyscyplinowany umysł buntował się przeciw
ubieraniu mężczyzny z ciałem Adama Ware'a. Ale kiedy udało się jej być
zdyscyplinowaną względem czegokolwiek?

Nadal wyobrażała go sobie w oficjalnym, kierowniczym ubiorze. Jej

sztuczka może by zadziałała, gdyby nie widziała wysokich, po kolana,
czarnych skarpet i miękkich, czarnych włoskich butów.

— Och, bzdura! — W jej wyobraźni ten facet był bezbłędnie ubrany od

pasa w górę. Nie miał na sobie jedynie spodni.

— Słucham?
— „Węże, ślimaki, i szczenięce ogonki!" — wyszeptała z rozpaczą,

wycofując się dla bezpieczeństwa za biurko. Szybko rozejrzała się wokół.
Jeśli któryś z mężczyzn obecnych w sali odpraw przyglądał się im od paru
chwil, to przymknął oko na widok niefachowego postępowania swego szefa.

— Znowu wierszyki? — spytał Adam. — Mówi pani, że nie jest banitką,

ale nie przypuszczałem, że anioły mają brzydkie nawyki.

Toni niespokojnie przesunęła palcami po włosach.
— Nie jestem aniołem i mam tyle samo brzydkich nawyków, co każdy

inny. Sądzę, że pan ma też ich wiele.

— Wady? O, tak. Racja, mam wady. Właśnie mnie pani uratowała od

zadławienia jedną z nich. — Ciągle trzymał niedopałek w ręku i spojrzał na
niego z wściekłością. Nie palił cygar. Przestał dawno temu. Po prostu było
pod ręką; dziecinne panaceum używane dla zdystansowania się od osoby
lub sytuacji. Przyjrzał się dokładnie pogryzionemu cygaru, potem wrzucił je
do metalowego pojemnika pod oknem.

— Co z Annie, kapitanie Ware?
Adam odwrócił się od wielkookiej niewinności, promieniującej z twarzy

Toni Gresham, i podszedł do okna. Musiał dać sobie trochę czasu dla
otrząśnięcia się z mnóstwa uczuć, które wzbudził w nim jej dotyk.

Chciał nią potrząsnąć, ukarać za to, co wyrządziła jego spokojowi ducha

przez ostatnie dwie godziny. Warknął na sierżanta, który przyniósł
wiadomość, że ona chce się z nim zobaczyć. Ostatnią rzeczą, której pragnął,
było spotkanie z panną Gresham znowu — kiedykolwiek. To dlatego nie
wniósł oskarżenia.

28

RS

background image

Zasmuciło go odkrycie, że kobieta, którą aresztował, należała do jednej z

najzamożniejszych rodzin w Atlancie. Ale to nie wszystko. Była znana z
działalności charytatywnej na rzecz osób starszych. Wyglądała prześlicznie,
stojąc tam, ubrana na czarno jak włamywacz. Powiedział szefowi, że
zdecydował się ją wypuścić po rozmowie ostrzegawczej. Problem polegał
na tym, że zdecydował się opóźnić zwolnienie jej aż do ranka, żeby
rozmowę odbył oficer dyżurny.

— Dlaczego chce pani zabrać Annie ze sobą do domu? — zapytał ją,

wypatrując czegoś za oknem. — Nie prowadzi pani nielegalnego zajazdu,
zgadza się?

— Jestem zmęczona, głodna i śpiąca. Chcę się tylko stąd wydostać, a

jeśli pan nie pozwoli Annie pójść ze mną do domu, to możliwe, że obydwie
pójdziemy do domu z panem. W ten sposób mógłby pan nas nadzorować.

Toni pomyślała, że jest zmęczona. Mówiła jak pomylona. Ostatnią

rzeczą, jakiej pragnęła, było iść do domu z kapitanem Adamem Ware'em.
Po prostu sprawiał wrażenie zbyt twardego. Chciała ująć trochę srogości z
jego zachowania.

— Nie zabieram kobiet ze sobą do domu. Wolę mieć jedną damę na raz.

Gdybym jednak miał tak postąpić, panno Gresham, to nie dla nadzoru. —
Wrócił do biurka i nacisnął guzik na konsolecie telefonicznej. — Sierżancie
Price, proszę przyprowadzić Annie z aresztu i zabrać jej rzeczy osobiste i
panny Gresham.

— Dziękuję panu, kapitanie — powiedziała miękko Toni. — I jeszcze

jedno pytanie: dlaczego zostałam zwolniona?

— Wycofujemy oskarżenie pod warunkiem, że zakończy pani swoje

tajne ochotnicze patrolowanie.

— Nie sądzę, żebym mogła to obiecać, kapitanie. Ale obiecuję nie

wciągać w to nikogo więcej.

— Tak właśnie przypuszczałem, panno Gresham. Czy chciałaby pani,

żebym wezwał taksówkę?

— Tak, dziękuję. Nie. Chwileczkę. Zapomniałam. Nie mam pieniędzy.
— Cudownie. Dobrze, chodźmy. Zawiozę was.
— Motocyklem?
— Nie, furgonetką. Troje na motorze to wbrew przepisom.
— Oczywiście, a my nie czynimy nic wbrew przepisom, prawda?
— Jeszcze nie — powiedział Adam, zastanawiając się, czy moralne

29

RS

background image

znęcanie się było wbrew prawu .

Na korytarzu obok tylnego wejścia spotkali zakłopotaną Annie.
— Dokąd mie zabierasz, Adamie?
— Jedziemy na całonocne przyjęcie, Annie. Panna Gresham zaprosiła

nas oboje.

— O cholera! Będzie żarcie?
— Mam nadzieję. Nie jadłem kolacji, bo bawiłem się w Tarzana w lasku.
— Zapomniałam o jeszcze jednej rzeczy — powiedziała Toni z

zakłopotaniem. — Nie mam nic w lodówce.

— Aresztowałem panią i zgodziłem wypuścić. Potem przypomina sobie

pani, że nie ma pieniędzy. Teraz znów nie ma pani czym podjąć gościa, o
którego towarzystwo tak pani zabiegała. Jest pani niezorganizowanym
przestępcą, proszę pani.

— Ma pan rację. Mógłby mi pan pożyczyć dziesięć dolarów? Zwrócę

jutro z procentem .

Patrzyli na siebie przez długą chwilę, zastanawiając się, czy mądrze

czynią, skazując się na ponowne spotkanie.

— Kupię coś do jedzenia — powiedziała Annie, przerywając pełną

napięcia ciszę. — Zatrzymaj się przy sklepie nocnym.

— Nie ma mowy—Adam uciął krótko. — Tylko nie mów, skąd masz te

pieniądze.

— Ona nie okrada ludzi, prawda? — zapytała cicho Toni, przybliżając

się do Adama, by lepiej słyszeć odpowiedź. To był błąd. Gdy tylko ich ciała
zetknęły się, iskra przeskoczyła między nimi. Znowu na siebie spojrzeli.

— Nie wiem — Adam wykrztusił po minucie. — Z tego, co wiem, ma

gdzieś w depozycie majątek wartości miliona dolarów. Mówią, że mieszkała
kiedyś w jednym z tych pięknych starych mieszkań na Ponce de Leon.
Jednym z tych, które zburzono wiele lat temu.

— Naprawdę? — Zatrzymali się tuż po wyjściu na zewnątrz.
Stali teraz w ciemności, prawie tak blisko, jak w lesie, kiedy go

pocałowała. Jej ciało pamiętało. Jej usta pamiętały. Była pod wpływem tego
wspomnienia.

Adam zaklął. Co się z nim, do diabła, działo? Nie miał pojęcia, jak długo

patrzyli na siebie. Nie miał pojęcia, jak długo walczył z pokusą złapania jej
w objęcia i przebicia się przez ciemność do polanki, gdzie ją znalazł.
Chichot Annie przerwał milczenie.

30

RS

background image

— Nie mam nic przeciwko roli przyzwoitki, ale powiedzcie, czy nie

moglibyście migdalić się gdzieś indziej?

— Zamknij się, Annie. Wsiadaj do furgonetki. — Adam szarpnięciem

otworzył tylne drzwi lśniącego białego pojazdu z błyszczącymi
chromowaniami i skrzynką z narzędziami.

Kiedy Toni zrobiła ruch, by pójść w jej ślady, Annie zatrzasnęła jej drzwi

przed nosem.

— Lepiej jedź z przodu z tym gliniarzem — powiedziała. — Nie ufam

temu włóczędze.

— Dobry pomysł — Toni zgodziła się i wspięła na siedzenie obok

kierowcy.

— Proszę zapiąć pas — polecił ochrypłym głosem.
— Nigdy nie zapinam pasów.
— W takim razie spędzimy ten wieczór tutaj — powiedział lekko.
— Nie ma mowy — powiedziała Annie. — Tu, z tyłu, jest tylko jedno

łóżko i ja je zajmuję. Chyba że chcecie, żebym się zwinęła i zostawiła was
samych.

— Łóżko? O, nie. — Toni złapała pas i przeciągnąwszy przez pierś,

zatrzasnęła go. — Jestem przypięta, kapitanie.

— A więc potrafi pani wykonywać polecenia. A już zacząłem się

zastanawiać, czy pani automatycznie nie robi na odwrót tego, o co się panią
prosi.

— Tylko wtedy, gdy polecenia stoją w opozycji do moich instynktów.
Instynkty? Adam zastanawiał się, wycofując furgonetkę z parkingu. Nie

oszukiwał swoich instynktów, kiedy ją całował. Instynkt zachęcający go do
przytulenia jej był równie silny teraz, jak kilka minut temu, a i ona mu się
nie opierała.

Ta kobieta to był czysty kłopot, jakkolwiek by o niej nie myślał.
— A co z prawem i porządkiem?—jęknął zawiedzionym głosem. — Czy

pani zupełnie nie ma szacunku dla prawa?

— Ależ skąd! Prawo jest w porządku. To dla prawodawców nie mam

szacunku. Oni nigdy nie uwzględniają elementu ludzkiego. Prawo?
Oczywiście, ale jeszcze nie było przepisu, który kiedyś nie został złamany.

— Racja. Ludzie zabijają innych ludzi. Pani chce, żebyśmy ich puszczali

wolno?

— Czy pan, kapitanie, zabił kiedyś kogoś?

31

RS

background image

— Cóż, tak, ale to co innego.
— Innego? Pozostaję przy swoim zdaniu.
— To nie to samo i pani dobrze o tym wie. — Żałował, że zaczął tę

rozmowę, żałował, że aresztował tę kobietę, żałował, że nie zabrał jej do
domu na samym początku. Mogli...

— Tak — powiedziała. — To nie jest to samo. Ale ci sami ludzie mogą

mieć rodziny, które potrzebują pomocy. Czy chciałby pan, żeby one zostały
zabite razem ze zbrodniarzem?

— Oczywiście, że nie. Nie jestem bez serca.
— Ale pan odmawia mojej pomocy ludziom, którzy już nie są w stanie

się obronić.

— Och, proszę pani, widzę, że na tym całonocnym przyjęciu nie

będziemy plotkować i chichotać. — Podjechał pod nocny sklep i zgasił
silnik. — Zaraz wracam.

Toni patrzyła, jak wchodzi do sklepu. Tym razem ubranie nie znikło.

Tym razem szerokie ramiona i silne nogi były przykryte, a spodnie
wyglądały jeszcze bardziej zmysłowo niż kiedykolwiek w jej wyobraźni.

— Lubisz go, co?
Głos Annie wtargnął do jej myśli. Chwila złości spowodowała, że

zapomniała o niej.

— To jest najbardziej egoistyczny, denerwujący człowiek, z jakim

miałam do czynienia. Rozmawia się z nim jak z murem. Czy on nigdy nie
ustępuje?

— Nie, kiedy myśli, że ma rację! Ale nie poddawaj się. Jemu potrzebny

jest ktoś, kto mu się sprzeciwia. Trochę porządnego zdenerwowania dobrze
robi duszy, a i nie jest najgorsze dla ciała. Ten Adam to jest mężczyzna, co?

— Myślę, że tak, jeśli to panią interesuje.
— A ciebie nie? — Głos Annie nabrał zadziwiająco przyjemnego

brzmienia.

— Absolutnie nie. Nie mam w życiu czasu na... wygłupy. To zabiera

energię, którą można lepiej zużyć gdzie indziej.

— To niedobrze. Dawno nie widziałam dwojga ludzi mających się tak ku

sobie, jak wy. No cóż, Adam to byłoby pewnie za dużo chłopa dla jakiejś
niedowarzonej panienki z wyższych sfer.

Toni nie chwyciła przynęty.
— Dlaczego, do licha, któraś miałaby chcieć kogoś takiego?

32

RS

background image

— Cóż — rzekła zadumana Annie — jeśli dobrze rozumiem, starasz się

pomagać starszym. Twoja sprawa nie ucierpiałaby, gdyby wciągnąć w nią
Adama, choćby z... jak to się mówi? Pobudek humanitarnych? To znaczy,
nie musiałabyś robić nic, czego nie chciałabyś robić.

— Czy pani naprawdę myśli, że kapitan Ware pomógłby nam?
— Nie, ale myślę, że Adam nie jest aż tak twardy. — Głos Annie

zaskrzeczał z zadowolenia, kiedy znów zaczęła mówić po swojemu. — Ten
facet to kotek, Toni. On nic nie wie. Pogłaskaj go porządnie, a zamruczy.

— Zamruczy?
— Taki zwrot, złotko. Jak się użyje właściwej amunicji, można go mieć.

Oczywiście, nie wyobrażam sobie, że mogłabyś używać jego wpływów albo
robić jakieś kombinacje, ale pomyśleć warto, prawda?

— Przykro mi, Annie. Nie lubię być nieuczciwa, nawet wobec swoich.

Nie jestem osobą tego rodzaju.

— A wiesz, dokładnie tak myślałam. Ty i Adam, obydwoje zamknięci w

sobie i uczciwi. Nie podejrzewałabym kogoś z was o kombinowanie.
Cokolwiek czujecie do siebie, musiałoby być bez okłamywania i otwarcie,
prawda?

— Właśnie tak! — powiedziała Toni odrobinę za głośno.
— To dlaczego obydwoje tulicie się do drzwi samochodu, jakbyście bali

się, że jedno poparzy drugie, jeśli zbliżycie się do siebie za bardzo? Adam
idzie. Zdaje się, będzie duże przyjęcie. Umiesz gotować?

— Niezbyt dobrze.
— Właśnie tak myślałam. Uczycie się budować dom, tam, w tej szkole

zawodowej, ale nie umiecie zrobić czegoś do jedzenia. Dobra, nieważne,
nauczę cię.

— Ależ, Annie, nie mam wcale zamiaru imponować naszemu słynnemu

kapitanowi. Ja...

Drzwi furgonetki przesunęły się.
— Nie wiem, co pani potrafi ugotować — powiedział Adam — więc

rozegrałem wariant bezpieczny. — Cisnął torbę z jedzeniem za fotel i
wspiął się do środka.

— Mogę ugotować wszystko, co jest w tej torbie — powiedziała Toni

odważnie — i trudno mi uwierzyć, że pan ma pojęcie o graniu. I darujmy
sobie ten bezpieczny wariant.

— Potrafię grać w każdą grę, jeśli chcę, banitko, o ile znam jej reguły. —

33

RS

background image

Zatrzasnął drzwi i zapalił silnik. Przez chwilę wpatrywał się w nią.

— Naturalnie, pan musi mieć reguły, prawda? — powiedziała. — Czy

nigdy pan się nie rozluźnia i nie daje porwać wiatrowi?

— To znaczy jak latawiec, który urwał się ze sznurka? Nie. W końcu

wpada między gałęzie drzew lub uderza w niego piorun gdzieś w czarnej
dziurze kosmosu.

— Ach, ale proszę pomyśleć o wspaniałych rzeczach, które zobaczy,

pływając bez skrępowania po niebie. I kto wie, może zaczepiłby o gwiazdę
albo dotarł do Drogi Mlecznej.

Wyjeżdżając na ulicę, Adam wiedział, że nie rozmawiali o latawcach.

Rozmawiali o podejmowaniu ryzyka, o zagrożeniach i nagrodach, o
namiętności i opanowaniu. Siedząca obok niego kobieta o wielkich oczach
drżała z podniecenia. Nie chciał się przed sobą samym przyznać, że jego
ciało też tak reaguje. Z rozmysłem przepędził dzikie obrazy, zalewające
jego myśli. To, o czym myślał, było głupie, a przecież głupcem Adam nie
był na pewno.

— Dokąd, proszę pani? — Miał zabrzmieć jak szofer, którego odgrywał.

Jednak mieszane uczucia ubarwiły głos i był pewny, że nawet Annie
wiedziała, że wskazówki, o które pytał, nie dotyczą jazdy.

— Peachtree do Sherwood Forest i w lewo w Stardust Drive. — Toni

rzuciła krótkie spojrzenie, zanim dodała: — Trzeci zakręt w lewo i do
końca.

— Pani mieszka w domu? A myślałem, że na chmurze lub drzewie.
— Powiedzmy, że ma pan rację w obydwu przypadkach. Moi przyjaciele

określają mój dom jako ekscentryczny. Nie wiem, co pan o nim powie.
Docenianie w pełni wymaga pewnej dozy wyobraźni. Zobaczymy.

Poruszony wyrazem jej oczu, długo zwlekał z odpowiedzią.
— Nie umiem patrzeć na gwiazdy. Myślę, że spędziłem zbyt wiele czasu

patrząc na ziemię. To chyba dlatego jestem taki tępy.

— Ach, kapitanie Ware, dawno nie poznałam nikogo, kto miałby tyle

energii, co pan. Musi się pan nauczyć używać jej właściwie.

— Jeśli kiedyś zechcę, będę pamiętał, że znalazłem właśnie

pierwszorzędną instruktorkę. — Posłał jej leniwy uśmiech.

Jeden uśmiech i wiedziała, że to nie on potrzebuje się uczyć. On już

kierował i panował nad swą energią. Promieniował siłą. Powietrze wokół
niego wydawało się naładowane. Gdyby nie byli zamknięci w furgonetce,

34

RS

background image

spowodowaliby niekontrolowany wybuch, tylko patrząc na siebie.

— Porozmawiamy o tym później — odparła cicho. Z tyłu pojazdu

dobiegł mrukliwy szept.

— Boże, mam nadzieję, że to, co jest w tej torbie, nie spali się na

węgielek przed dotarciem do domu.

Uwaga Annie była dla Adama jedynie pomrukiem, dźwiękiem, na który

nie zwrócił uwagi. Był pochłonięty jazdą do domu zgodnie ze
wskazówkami Toni. Lata planowanego działania zrobiły swoje i nawet nie
dotarło do niego, że dojechał do końca ulicy, zanim nie ujrzał domu.

— O rany, a cóż to, u diabła, jest? Wygląda jak gigantyczna filiżanka na

spodku z nogami.

— Ma pan rację.—Toni rzuciła się ze swego fotela i uścisnęła go krótko,

impulsywnie. — A myślałam, że panu brakuje wyobraźni.

— Zdaje mi się, że się wybrałem na jedną z tych nie planowanych

wycieczek do Strefy Cienia. — Otworzył drzwi i stanął na dobrze
utrzymanym podjeździe z czerwonej cegły.

— Co o tym sądzisz, Annie? Zawsze możesz wrócić do więzienia.
— I stracić to wszystko? — Annie wypełzła przez boczne drzwi i

potrząsnęła głową ze zdziwienia. — Nie wiedziałam, że uczą tak budować
w tej twojej szkole.

— Każdy może mieszkać w pudelku, Annie — powiedziała Toni. —

Ideałem byłoby mieszkać... w magicznym miejscu. Chodźmy.

— Czy to nie odleci w kosmos, kiedy będziemy w środku? — zapytał

Adam i chwyciwszy torbę zjedzeniem, udał się za Toni.

Roześmiała się.
— Prototyp odleciał, ale ten egzemplarz jest umocowany do ziemi.
Po sforsowaniu kilkunastu wąskich schodków, wiodących przez kilka

podestów, dotarli do pomostu z drzewa sekwojowego, który otaczał cały
dom. Jego konstrukcja ze szkła i sekwoi miała kształt olbrzymiej misy. Ciąg
schodów z jednej strony prowadził na dach. Z tej odległości schody były
podobne do ucha filiżanki.

— Czy będziemy rozmawiać o latających spodkach? — Annie spytała

Toni prowadzącą ich do kuchni. — Jeśli tak, to czy nie dałoby się odlecieć z
ziemi następnym razem?

— W stylu prowadzenia rozmowy — odparła Toni. —Jest taka rosyjska

bajka o czarownicy zwanej babą-jagą. Miała magiczną filiżankę, która

35

RS

background image

latała. Strasznie chciałam polecieć w filiżance. Gdy dorosłam, chciałam
mieć dom, który unosi się nad ziemią, więc zbudowałam swoją własną
filiżankę. Podoba ci się?

Adam wyszedł na pomost. Nad czubkami drzew widział pogrążone w

nocy miasto. Wiedział, jak czuje się dziecko chcące odlecieć z domu w
filiżance. Toni miała rację. Stworzyła tutaj swój zaczarowany świat. To go
straszliwie przeraziło.

Wyszła do niego na pomost.
— O czym pan myśli?
— Myślę, że uderzyłem się w głowę mocniej, niż sądziłem. Nie może

istnieć magiczna filiżanka w środku miasta. Pani musi być wytworem mojej
wyobraźni. Lada chwila obudzę się z potwornym bólem głowy.

— Nie może być z panem aż tak źle, żeby dobre jedzenie temu nie

zaradziło, kapitanie — zawołała Annie z kuchni. — Wracajcie tu obydwoje,
zanim odlecicie w noc. Ja nic nie wiem o babie-jadze, ale czuję magię w
powietrzu.

— Nie, dziękuję paniom. Jest bardzo miło, ale muszę zrezygnować z

jedzenia. Jutro mam dzień pełen zajęć.

Łatwo wypowiedział kłamstwo. Jutro miał wolny dzień, ale musiał

wyrwać się od panny Antoinette Gresham, zanim przyzna, że jej magia
odurza go. Przechylona przez poręcz pomostu, patrzyła w noc z wyrazem
zadziwienia na twarzy. Wszystko, czego pragnął, to przytulić ją mocno do
siebie. Przegrywał, najoczywiściej przegrywał i wiedział, że musi uciekać.

— Dobry pomysł, panie kapitanie — rzekła, rzucając mu spojrzenie

przez ramię. — Annie i ja też musimy wstać wcześnie rano.

— Pani i Annie? Co to znaczy?
Przerwała, przypominając sobie słowa Annie o przeciągnięciu Adama na

swoją stronę. Może to nie był taki zły pomysł? I próba pogłaskania go po
futrze może być zabawna.

— Cóż, kapitanie — powiedziała. — Nie sądzę, żeby udało mi się pana

oszukać, więc od razu to powiem. Rankiem w Swan odbędzie się zebranie
„Peachtree Vigilantes". Annie pójdzie ze mną.

— Do cholery, panno Gresham. — Nagle złapał ją i przygarnął do siebie.

— Czy nie dotarło do pani, o czym mówiłem wieczorem? Nie wolno pani
ciągle łamać prawa. Inny oficer nie dopuści, żeby się pani wykpiła rozmową
ostrzegawczą.

36

RS

background image

— Wiem — powiedziała miękko, tuląc się do niego. Dotyk mocnego

ciała na chwilę wprawił ją w zakłopotanie. Zamiast myśleć o planie
zwerbowania go, zaczęła wspominać tamten zbyt krótki pocałunek w parku.
Z wysiłkiem skierowała myśli na właściwy tor. — Dlatego wybrałam pana
na współpracownika.

Zakrztusił się, tym razem nie z powodu połknięcia cygara.
— Współpracownika?
— Chodzi o coś takiego, jak współpraca z wrogiem. Potrzebuję mieć

kogoś w środku.

— W środku? — Przestał się krztusić. Dusił się, rozkosznie umierając.
— Proszę wpaść rano, to omówimy plany.
Niejasno zdał sobie sprawę, że rękoma oplotła jego szyję i wplotła palce

we włosy.

— Co ty robisz, banitko? — Głos miał napięty z emocji.
— Głaszczę twoje futro, Adamie Ware. Zamruczysz, jeśli zrobię to

dobrze?

Jej usta były gorące i namiętne, a siła pocałunku uderzyła jak kula z

magnum kalibru 357, parząc jego ciało.

— Jedź do domu, Adamie — wyszeptała i uwolniła się z jego objęć. —

Ja... nadal chcesz, żebym rano miała dla ciebie szacunek, prawda?

— Podoba mi się pomysł, żebyśmy mieli „rano", ale „szacunek" to

niedokładnie to, co miałem na myśli.

— Wiem. — Głos Toni był ochrypły, a jej głowa zabałaganiona

myślami, które nie miały nic wspólnego z ochotnikami czy Annie. W
którymś momencie, z humanitarnych pobudek, przestała namawiać tego
człowieka. Sama była człowiekiem. Przez chwilę pozwoliła sobie mieć
własne, osobiste, ludzkie marzenie o przebudzeniu się u boku tego
mężczyzny. Tak, „rano" byłoby wspaniałe, gdyby nie było zakazane.

Odpędziła te niemoralnie piękne myśli i wypowiedziała pierwszą rzecz,

jaka jej przyszła do głowy.

— A propos, kocham twoje kierownicze skarpety, Adamie, ale nałóż

spodnie, zanim przyjdziesz rano.

Wróciła do domu i zamknęła drzwi, zostawiając Adama stojącego na

spodku, gapiącego się głupkowato na dom w kształcie filiżanki.


37

RS

background image

Rozdział 4.


— Annie, wyglądasz wspaniale.
— Tak... Ładnie sprzątam, co? Lepiej ubierz się. Kawa^ż bulgocze, a

ciasteczka są w piekarniku.

Toni stała w drzwiach do kuchni, delektując się ciepłym zapachem

pieczonego ciasta. Próbowała przekonać siebie, że ta pełna matczynych
cech kobieta w biało-niebieskiej pasiastej sukience, z czystą twarzą i
dokładnie zaczesanymi włosami była tą samą pomarszczoną istotą, którą
wyciągnęła z aresztu.

— Wyglądasz tak inaczej — powiedziała. — Czy jesteś pewna, że ty to

Omni Annie? — Ziewnęła i przetarła zaspane oczy.

— Masz na myśli ubranie? Zawsze mam prawdziwą kieckę i buty w

torbie. Nigdy nie wiadomo, kiedy zostanę zaproszona na przyjęcie. —
Ochrypły głos krył zadowolenie. Odwróciła się do kuchenki. — Fred
dzwonił. Będzie tutaj. Ma złe wiadomości.

— Mówił jakie?
— Nie, ale powinien tu być za kilka minut.
Na dźwięk dzwonka u drzwi Toni popędziła przez olbrzymi pokój, który

był centrum domu, do sypialni. Ciekawa była, jakie to złe wiadomości miał
przynieść Fred.

Z wyjątkiem Freda, tożsamość jej leciwych pomocników nie została

ujawniona poprzedniej nocy. Ponieważ nie została formalnie oskarżona,
Adam nie miał powodu, aby chodzić za nimi. Nie było także nic
nielegalnego w tym, co robili jej uczniowie ze szkoły zawodowej,
pomagając mieszkańcom Swan. Oczywiście, ktoś mógłby pomyśleć co
innego, widząc starą przędzalnię, gdzie trzymali swoje zapasy. Wszystko,
co tam trzymali, miało legalne pochodzenie, lecz wyglądało podejrzanie.
Bez wątpienia.

Po prostu była nerwowa. Przędzalnia Greshamów została zamknięta w

latach sześćdziesiątych. Nikt nie znał tego miejsca, z wyjątkiem jej rodziny,
ale nikt z nich tam nie pojechał. Oprócz tego, stary zakład ciągle należał do
rodziny Gresham, a ona nazywała się Gresham. Jej rodzice zgodzili się
zatrzymać większość budynków przędzalni po śmierci dziadka, nawet po
zamknięciu zakładu. Ponieważ ona odziedziczyła część udziałów, nie było
niczego bezprawnego w składowaniu tam materiałów budowlanych

38

RS

background image

pochodzących z darów, a przeznaczonych na użytek uczniów szkoły
zawodowej Peachtree.

Jednak...
— Entliczek, pętliczek, zielony... Och! — Tym razem wiersz nie

wyszedł. — Cholera! — Wczoraj wieczorem powinna była ściągnąć do
domu Freda, zamiast bezmyślnie kręcić się, rozmyślając o tym kapitanie
policji.

Adam Ware. Samo jego imię powodowało, że drżała. Zaczerwieniła się,

gdy przypomniała sobie, co się zdarzyło na pomoście. Pocałowała go,
naprawdę go pocałowała, i nie chciała nawet myśleć o tym, co mu obiecała
z wyrachowaniem wampa.

Toni Gresham, która od czasów studenckich nie miała nikogo, wydawała

się być chwilowo zarażona księżycowym szaleństwem. Zawsze jej
zarzucano, że jest podobna do dziadka, żyjąc i oddychając pracą, a poza tym
była bezgranicznie oddana innym. To oddanie miało osobisty wymiar.
Nawet teraz tętno jej podskoczyło na wspomnienie mężczyzny o ciemnych
włosach i bardzo niezadowolonej minie.

— Co za dużo, to niezdrowo — powiedziała do siebie. Bez względu na

to, jak atrakcyjny był Adam Ware, nie mogła pozwolić sobie na
rozproszenie uwagi. Był przykładem najbardziej nie lubianego typu
człowieka, który odmawiał dostrzegania ludzi jako jednostek. Po prostu nie
zobaczy go już więcej. Nie było powodu, żeby ich ścieżki skrzyżowały się,
jeśli będzie ostrożna. Wyśle posterunki, przekupi kreta. Musi znaleźć się
ktoś w Wydziale Policji, kto mógłby ją stale informować o poczynaniach
tego mężczyzny. Jasne. A stepujące wieloryby pewnie popłyną wzdłuż
Peachtree Street, żeby pikietować ratusz.

Chyba że... psiakość! Poprosiła go, żeby przyszedł tego ranka. Z

pewnością zwariowała. Nie przyjdzie. Nie miał powodu do przyjścia. Nie
mieli ze sobą nic wspólnego. Wypełnił swój obowiązek i tyle. Oficer policji
i renegatka nie pasowali do siebie. Ostatni raz widziała swego niby - Mela
Gibsona.

Toni wzięła szybki prysznic i osuszyła włosy ręcznikiem. Przesunęła

palcami po grubych, krótkich lokach, jak każdego ranka. Skupiła uwagę na
problemach

związanych

z

jej

aresztowaniem,

ze

stanowczym

postanowieniem niemyślenia więcej o człowieku, który ją aresztował. Był
jeszcze cenny drobiazg dotyczący Adama Ware'a, którego dotąd nie

39

RS

background image

przemyślała. Przez większą część nocy nie myślała o nim.

Zrobił, co do niego należało. Nie miał powodu, żeby wrócić. Nie byli

sobą zainteresowani. Byli do siebie tak podobni, jak światło słońca do
błyskawicy. To Annie rzuciła myśl, że Adam Ware jest kotkiem, a ona
powinna pogłaskać jego futerko. No, jeśli Annie chce, żeby głaskano jakieś
futerko, to musi sama to uczynić. Toni nigdy nie bawiła się w uprzejmości i
teraz też nie miała zamiaru. Ostatnią potrzebną w jej życiu rzeczą był Adam
Ware, nawet gdyby nakłoniła siebie do ujrzenia go w innym świetle.

Na szczęście zdecydowała się wziąć rozbrat ze szkołą na lato. Szef nie

musiał wiedzieć, że jej najnowszy projekt badawczy dotyczył przestrzegania
prawa. Na razie było jej tajemnicą, że projekt ma raczej humanitarny niż
szkoleniowy charakter. Jeśli kiedyś opublikuje wyniki, to na pewno nie w
prasie technicznej.

Naciągnęła na siebie, jak zwykle, dżinsy i kolorową koszulkę trykotową,

zawiązała sznurowadła zdartych reeboków i udała się z powrotem do
kuchni. Fred był tam. Idąc korytarzem, słyszała jego mrukliwy głos. Będą
musieli trochę zwolnić tempo, zanim nie wymyśli, co dalej.

— Kapitan Ware?
Siedział przy jej stole kuchennym. Konsternacja zmieniła ton jej głosu ze

zdecydowanego na zdesperowany.

— Co pan tu robi?
— Przyszedłem na to „rano", które sobie obiecaliśmy. Czyżbym źle

zrozumiał pani zaproszenie?

Czy źle zrozumiał? Sam jego widok powodował, że jej ciśnienie krwi

grało w klasy z oddechem. Zaskoczona Toni nie miała możliwości
protestować. Ten człowiek był kameleonem. Tego ranka miał na sobie
dżinsy i buty sportowe, jeszcze bardziej zdarte od jej własnych. Toni oparła
się o krawędź stołu, usiłując opanować dzwonienie zakończeń nerwowych.

— Kapitanie Ware, myślę, że my...
— ...mamy aż nadto — przerwała słodko Annie, mrugając do Adama,

gdy stawiała przed nim talerz. — Dla ciebie też jajecznica, Toni?

— Ależ, Annie, myślałam, że mówiłaś, że Fred wpadnie. — Ostrzeżenie

przeszło nie zauważone, gdyż Annie wręczyła Adamowi dzbanek z kawą,
którą zaczął nalewać do filiżanek.

Toni osunęła się na krzesło i podniosła filiżankę do ust. Była gorąca, zbyt

gorąca.

40

RS

background image

— „Prosty Simon spotkał cukiernika idącego na targ" I tam powinnam

być, na jarmarku.

Adam zmarszczył się.
— Kolejny wierszyk?
Toni dmuchnęła w filiżankę i nie odpowiedziała. Nie było sensu dawać

mu poznać, że jego obecność wpływa na nią.

Annie podzieliła jajecznicę na cztery części i włożyła po porcji na każdy

talerz, zostawiając ostatnią na patelni na kuchni. Postawiła talerz z gorącymi
ciasteczkami na stole i usiadła.

— Czy wiesz — powiedziała — że gong przy drzwiach gra

„Wyjeżdżamy w odwiedziny do czarodzieja?" — Nie czekała, aż Adam
potwierdzi jej uwagę. — Tu się mieszka jak w bajce. W łazience jest tapeta
w łabędzie i żółte kafelki na podłodze.

— Łabędzie? Oczywiście. — Adam przytaknął i zaczął jeść.
— Co pan rozumie przez „oczywiście"? — zapytała Toni. Wgryzła się w

ciasteczko, usilnie próbując przegrupować splątane zakończenia nerwowe w
coś na kształt porządku.

— Tarzan? — powiedział. — baba-jaga i jej latająca filiżanka?

Wierszyki? Bajeczki? Cóż jeszcze znajdziemy w tym magicznym miejscu?
Czy wpuszcza pani smoki i chochliki do swej czarującej siedziby?

— Tylko dwunożne, które zakradają się do środka, kiedy jestem

odwrócona.

— Nie wślizgnąłem się. Zostałem zaproszony.
— Mój błąd.
— Dlaczego mam wrażenie, że nikt nie wie, że jestem tutaj? — Annie

skrzywiła się. — Może pójdę i na przykład pościelę łóżka?

— Nie mów nic o łóżkach — ucięła Toni. — To znaczy zostań tam,

gdzie jesteś. Poczęstowałaś kapitana śniadaniem. Pozwól mu zjeść.

— Cóż — powiedział. — W zasadzie śniadanie nie zostało wymienione

w zaproszeniu, więc z radością witam tę zmianę.

— Potem — ciągnęła pośpiesznie, ignorując jego serdeczny uśmiech —

będzie musiał pójść, bo obydwie manty umówione spotkanie, Annie. Nie
chciałybyśmy przeszkadzać panu kapitanowi w wypełnianiu obowiązków
służbowych.

— Nie ma sprawy, panno Gresham — powiedział. — Od wczorajszego

wieczoru pani jest moim obowiązkiem służbowym.

41

RS

background image

Znieruchomiała.
— Co to ma znaczyć? Z pewnością jest więcej zatwardziałych,

łamiących prawo kryminalistów w Atlancie.

— Myślałem, że już pani mówiłem. Rada Miejska wytypowała mnie do

zajęcia się rabusiami w każdy dostępny mi sposób. Nawet nie widziałem
rabusia. Pani tak. I ponieważ wiem, że nie ma pani zamiaru postępować
zgodnie z moimi poleceniami, myślę, że po prostu dołączę do pani grupy.
Sądziłem, że pójdę na to spotkanie z wami, moje drogie panie. Następnie, w
porze lunchu, podejrzewam, że ogarnie mnie tęsknota za hot-dogiem i
frytkami. Co pani o tym sądzi, wspólniczko?

— To znaczy, że pan będzie mnie śledził? — zapytała z

niedowierzaniem. — Nie dopuszczę do tego. Nie może mnie pan zmuszać
do swego towarzystwa. I nie jesteśmy wspólnikami!

— Jeszcze nie. Ale, o ile dobrze pamiętam, banitko, wczoraj wieczorem

zaproponowała pani plan A — jedzenie, którego nie ujrzałem. Potem był
plan B dotyczący dzisiejszego ranka, o czym, zdaje się, pani też zapomniała.
W takim razie, biorę sprawy w swoje ręce, zgodnie z planem C.

— Planem C?
Adam uśmiechnął się. Usta wywinęły mu się powoli, odsłaniając mocne,

białe zęby. Twarz, dotąd poważna, teraz stała się tajemnicza. Ten uśmiech
przywołał w jej umyśle obraz, w którym tuliła się do niego, tak rzeczywisty,
jak obejście stołu dookoła.

— Przyłączam się do pani wesołej gromadki. Toni wybuchnęła pełnym

wściekłości oburzeniem.

— Nie za mojego życia, Kojak! Jeśli choć przez chwilę pan się łudzi, że

mnie pan ubezwłasnowolni, to się pan myli!

Zerwała się na równe nogi, stanowczym ruchem skrzyżowała ręce na

piersi każdy ruch wyzywał, każdy krok oddalający od tego mężczyzny
dawał swobodę oddechowi.

— Cóż, kochanie, to zależy od pani. Możemy to robić po przyjacielsku,

albo możemy się ścierać. Dopóki jestem z panią, będzie pani wiedziała,
gdzie jestem. W przeciwnym wypadku nigdy nie będzie pani miała
pewności.

— To znaczy, że będzie mnie pan śledził, obserwował mój dom?
— Tak.
Toni zdała sobie sprawę, że zapędził ją w kozi róg. Siedział przy stole z

42

RS

background image

tym doprowadzającym do szału niewinnym uśmiechem, pił kawę i jadł z
rozważną powolnością. Równie dobrze mogliby znaleźć się z powrotem w
lesie. Równie dobrze mógłby ją obejmować leżąc na ziemi. Nie byłaby
bardziej świadoma jego fizycznej obecności.

Spróbowała innego sposobu.
— A gdybym obiecała, że nie będę organizowała patroli w lasku?
— Tak, jak wtedy, gdy obiecała pani, że nie ucieknie, kiedy ja szukałem

broni? Nie sądzę, dziecino. Nie można ufać twemu słowu. Będę się kręcił w
pobliżu.

— Dlaczego?
Adam położył nóż na talerz i zastanawiał się, co odpowiedzieć. Mógł jej

powiedzieć, że wczoraj wieczorem, kiedy odjeżdżał, postanowił, że nie
usiądzie przy tym stole. Podjął tę decyzję na długo przed tym, jak wyciągnął
czyste dżinsy i koszulkę i ubierał się. W połowie drogi do jej domu przestał
okłamywać się i usprawiedliwił swoje postępowanie, wmawiając sobie, że
jedzie ostrzec ją, iż nie będzie pobłażania dla kolejnych przykładów łamania
prawa.

Teraz, kiedy podniósł wzrok na nią, uświadomił sobie, że stoi przed nim

problem, którego nie da się łatwo rozwiązać. Przez dziesięć lat rozgrywał to
bezpiecznie, unikając wplątania się w sytuacje wiodące do trwałych
związków. Zbyt wielu mężczyzn, z którymi pracował, przechodziło
depresje, okresy picia, rozwody. Dawno uznał, że jedyną osobą, od której
chciał być uzależniony, był on sam.

I nagle zjawiła się ta kobieta, włamała się do jego serca i rozmontowała

wszystkie dobre zamiary, które miał na przyszłość.

— Dlaczego? — powtórzył. — Do diabła, nie wiem. „Wyjeżdżamy

odwiedzić czarodzieja", zanucił radośnie gong, oznajmiając, że kolejny gość
przybywa na przejażdżkę.

— Czy mam...? — zapytała łagodnie Annie.
— Tak. Nie... nieważne. Ja pójdę. — Toni okrążyła stół i ruszyła w

poprzek kuchni.

— Toni, dziewczyno, słońce pięknie świeci, cieszę się, że cię wypuścili.

Miałem stracha. O rany, glina. — Szeroki uśmiech i leniwy krok Freda
ucięły się nagle, gdy ujrzał przy stole Adama.

— Dzień dobry, Fred. Polecam ciasteczka. Czysta magia. — Adam

wyciągnął zza pleców krzesło i podsunął je Fredowi.

43

RS

background image

Starszy mężczyzna przeniósł wzrok z Adama na Toni. Był wyraźnie

zaniepokojony nieoczekiwaną obecnością oficera policji.

— Wszystko w porządku, Fred. Siadaj — powiedziała Toni. — Kapitan

Ware zdecydował się dołączyć do naszej wesołej gromadki.

— To znaczy będzie nam pomagał straszyć rabusiów? — Zaskoczony

Fred przestał mówić po swojemu.

— Niezupełnie — wycedził Adam. — Mam zamiar upewnić się, że

przestaliście uganiać się za rabusiami. Kawy?

— Aha. Tak właśnie myślałem. — Fred opadł na puste krzesło.
Adam jadł wolno, jakby smakował słynne późne śniadanie w hotelu

„Waverley". Toni chodziła.

Annie cicho nuciła pozostałe zwrotki piosenki o czarodzieju z krainy Oz.
Cisza wzmagała rosnące napięcie, lecz nikt nie przemówił.
— Dobrze — ucięła w końcu Toni. — Co się stało, Fred? Co to za złe

wiadomości? Nie zważaj na naszego strażnika i mów.

— Na pewno?
— Na pewno. Oszaleję, jeśli tego nie powiesz, a kapitan Ware nie ma

zamiaru zostawić nas sam na sam, prawda?

— Słusznie, banitko. — Adam skończył jeść, wytarł usta i rozparł się na

krześle.

— Chodzi o Swan Gardens — powiedział Fred niepewnie. — Sprzedane.

Uwierzysz? Te bydlaki sprzedały Swan Gardens miesiąc temu i nikt nie
pisnął słówka.

— Swan Gardens. To tam, gdzie pracujesz, zgadza się? — Adam

wyprostował się w jego głosie zabrzmiało zainteresowanie.

— Tak. Toni załatwiła mi robotę portiera. Nawet przygotowali mi

mieszkanko na parterze. A teraz wszystko przepadnie.

— Dlaczego to zrobili? — zapytała zaintrygowana Toni. —Posiadłość

leży za tym nowym biurowcem. Peachtree Park graniczy z drugiej strony,
więc jest to zbyt małe do rozbudowy. Na cóż się to komu zda?

— Nie mają zamiaru przeznaczyć tego miejsca na cele handlowe.

Zamierzają tam wybudować luksusowe mieszkania i sprzedać je za ciężkie
pieniądze.

— Wygląda to na dobry interes dla lokatorów — powiedział Adam.
— Nie, człowieku. Najmłodszą osobą w budynku jest Willie Benson, ma

pięćdziesiąt osiem lat i jeździ na wózku. Ci starcy nigdy nie znajdą

44

RS

background image

bezpiecznego miejsca do zamieszkania, na które będą mogli sobie pozwolić.
Czy im się to podoba, czy nie, muszą się stamtąd wynieść.

— Ale tak nie może być — zaprotestowała Toni. — Przecież potrzebna

jest zgoda Wydziału Urbanistyki i Planowania.

— Już ją mają — odparł Fred. — Wiecie, jak naszej Radzie Miejskiej

zależy na rozwoju. Pozbywają się włóczęgów i staruszków. To jest miasto
przyszłości.

— Nigdy się na to nie zgodzimy — zadeklarowała Toni. —

Zorganizujemy transparenty i pikietę. Będziemy...

— Musieli szybko działać — przyznał Fred. — Wykupują umowy

dzierżawne. Mieszkańcy mają sześćdziesiąt dni na wyprowadzkę.

— Oto są ludzie, dla których pan pracuje — oznajmiła Toni, zwracając

się do Adama. — Nasza wspaniała Rada

Miejska bardziej interesuje się postępem niż ludźmi. Mam nadzieję, że

pan poczynił plany na czas starości, bo mogłoby okazać się, że zostanie pan
pozbawiony jedynego, znanego od lat domu.

— Jestem pewien, że to jakaś pomyłka, Toni — rzekł Adam

pojednawczo. — Proszę pozwolić mi to sprawdzić. Mam poważne
wątpliwości, czy burmistrz w ogóle wie coś o tym. Wbrew pani opinii, on
niepokoi się o los starszych.

— Świetnie, ja też. Tymczasem, ponieważ nie wolno nam łapać

oszustów, może zorganizujemy jakieś nowe miejsce dla mieszkańców Swan
Gardens. Muszę się zastanowić. — Otworzyła wahadłowe szklane drzwi,
wyszła na pomost z sekwojowego drewna i zaczęła chodzić wokół domu.

Adamowi nie podobał się wyraz determinacji malujący się na jej twarzy.

Rozsądny był pomysł wykorzystania uczniów do wykonania drobnych
napraw u staruszków. Z tego, co mówili w miejskim biurze
mieszkaniowym, które wiedziało o tej pracy i cicho przyklaskiwało jej
wysiłkom, dobre uczynki Toni były bardzo znane. Nawet chowanie się na
drzewie w celu nastraszenia rabusiów było podziwu godne, na swój szalony
sposób. Ale branie na swoją głowę całego budynku wyeksmitowanych
rodzin, to już co innego. Podszedł do telefonu i zadzwonił do biura. Po
zasięgnięciu kilku poufnych informacji rozłączył się, rozgoryczony, i wrócił
do kuchni w tej samej chwili co Toni.

— Ma pani słuszność — powiedział.
— Mam wyjście — powiedziała równocześnie.

45

RS

background image

— Co takiego? — Adam z niepokojem oczekiwał jej rozwiązania.
— Słuszność w czym? — spytała ostrożnie, znowu w tej samej chwili.

— Dobrze, kapitanie — powiedziała — pan pierwszy.

—Świetnie. Zadzwoniłem do siebie. Sprzedaż jest już zatwierdzona.
— I nie możemy nic z tym począć, prawda, Kojak?
— Obawiam się, że nie. Inspektor powiedział mi, że budynek nie nadaje

się do remontu. Zacytował mi parę decyzji od strażaków i wydziału
inspekcji. Finansowo nie ma szansy na to, żeby z bieżących wpływów z
budynku dokonać niezbędnych remontów. Oni naprawdę nie mają wyboru.
Przykro mi, Toni. Obawiam się, że nie uda się pani tego zmienić.

— Niech się pan nie martwi, kapitanie. Myślę, że mam rozwiązanie.

Zamiast wykorzystywać moich uczniów do napraw, wyremontujemy cały
budynek. Kiedy skończymy, a ludzie ze Swan Gardens wprowadzą się, nasz
burmistrz zobaczy, ile zaangażowani ludzie mogą zdziałać bez pomocy
miasta.

— Zakładam, że pani ma jakieś miejsce na myśli? — Zadając to pytanie,

wiedział, że odpowiedź nie spodoba mu się.

— Oczywiście. Fred, jak myślisz, ile osób mogłoby nam pomóc?
— Wliczając twoich uczniów i moich ludzi, około piętnastu. Dlaczego

pytasz?

—Ja pomogę — powiedziała Annie.—Nie miałam wiele do czynienia z

młotkiem i gwoździami, ale zawsze mogę ugotować garnek zupy.

— Który budynek, banitko. — Przejęty głos Adama przebił się przez

entuzjazm.

— Jak to, oczywiście, stary folwark więzienny. Fred, przesuń spotkanie

w Swan Gardens na jutro. Ja zacznę organizować ludzi i zaopatrzenie.

—Nie ma mowy, panno Gresham. Jako oficer policji muszę panią

ostrzec, że ten budynek nie jest bezpieczny. Na dziedzińcu starego więzienia
sprzedaje się więcej narkotyków niż gdziekolwiek w centrum Atlanty. Nie
wolno pani namawiać tych starych ludzi, żeby przenieśli się do takiego
miejsca.

— Tak, Toni, przystojniak ma rację. Te paniusie umarłyby ze strachu —

powiedział Fred, wracając do swego stylu mówienia. Musimy znaleźć inny
sposób.

— Gdy tam posprzątamy, narkotyki znikną — Toni powiedziała z

pewnością siebie.

46

RS

background image

— Jeśli przeżyjesz — wymamrotała Annie, napełniając talerz Freda.
— Przekonamy ich. Wiem, jak. Pierwsze mieszkanie będzie dla mnie.

Wprowadzę się i zostanę tam. Jeśli młoda, samotna kobieta będzie
bezpieczna, oni też.

— Pani z pewnością będzie bezpieczna, drobny przestępco. Będzie pani

w więzieniu i reszta pani wesołej gromadki też. A kto zapłaci kaucję?
Zakładając, naturalnie, że pani pomocnicy nie są notowani, co
uniemożliwiłoby ich zwolnienie.

Toni rzuciła się wokół stołu.
— Nie zrobiłby pan tego. Nie śmiałby pan nas aresztować za pomoc

okazaną tym biednym ludziom. Ten budynek stoi nie używany.

— Właśnie. Jest pusty od czterdziestu lat. Szczerze, Toni, pani nie zdoła

uczynić go zdatnym do zamieszkania, bez względu na to, jak bardzo będzie
się pani starać. Przykro mi, maleńka. Załatwię pani spotkanie z
burmistrzem.

— Z pewnością. Kiedy?
— Jutro. Może on znajdzie budynek dla nich.
— Dobra. Wyczuwam, kiedy ktoś chce się wykręcić sianem. Słyszałam

już takie słowa, panie kapitanie.

— Nie ode mnie. — Adam zdał sobie sprawę, że broni poglądu, którego

sam nie podziela. Burmistrz był zainteresowany pomyślnością starszych, ale
nie miał więcej szczęścia niż Toni.

— Atlanta nie dysponuje mieszkaniami zastępczymi — ciągnęła. —

Jedna noc, a rano trzeba się wynosić, w przypadku, jeśli ma się szczęście i
znajdzie materac w piwnicy jakiegoś kościoła. Nie, dziękuję. Już
słyszeliśmy obietnice. Miałam nadzieję, że pan jest inny. Czy pan nie ma
serca? Co z pana za człowiek?

—Jestem człowiekiem, który nie zawraca sobie głowy pytaniami

filozoficznymi, na które nie ma odpowiedzi. Większość ludzi, których
znam, nie traci czasu na określenie, kim są. Muszą zarobić na życie.
Oczywiście, nie mieszkają na North Side.

Toni zesztywniała, zacisnąwszy dłonie w obawie, że go uderzy.
— Jak pan śmie mnie klasyfikować? Jest pan twardym, nieczułym

człowiekiem. Mamy szansę naprawdę coś zmienić. Ale skąd pan ma to
wiedzieć? Pan nigdy nie był bez domu. Pan nigdy nie był głodny albo...

— Przypuszczam, że pani była, panno Antoinette Gresham, z rodziny

47

RS

background image

właścicieli Sunnyside Food. Było pani głodno, chłodno i bezdomno. Ile razy
w pani łatwym, głupiutkim życiu?

Chciał atakować jej słowami, lecz ona dotknęła jego bolesnego miejsca.

On wiedział, co to głód i chłód. Wiedział, aż nadto dobrze. Wiele razy
wiodło mu się gorzej niż ta panienka z Riverside Drive mogła sobie
wyobrazić. Usiłował przegnać z głowy te od dawna skrywane myśli. Lecz
tym razem nie zdołał. Postawiła go w sytuacji, kiedy musiał stawić czoło
swej przeszłości i przyszłości. To nie wyszło tak, jak chciał. Chciał, żeby
Toni... żeby Toni wiedziała, że martwił się sytuacją ludzi, którym usiłowała
pomóc, a osiągnęli tylko wytyczenie pola walki. Jej plan był nierozsądny.
Znał bywalców tego starego budynku i ani Toni, ani mieszkańcy Swan
Gardens nie pasowali tam. Gdyby znali prawdę, nawet przez myśl by im to
nie przeszło. Ona była odważna i głupiutka, a on nie mógł jej powstrzymać.

Zrozpaczony, sięgnął do kieszeni spodni i wydobył znany już,

pogryziony niedopałek cygara. Wcisnął go między zęby.

— Toni, pani jest naiwna. Pani z tą magiczną filiżanką i drogą z żółtej

cegły. Pani nie ma pojęcia, o czym mówi.

Toni ściągnęła usta i wysunęła brodę, mężnie walcząc o ocalenie resztek

godności. Nie pojmowała, dlaczego zależy jej na tym, żeby Adam ją
zrozumiał, ale tak było. Jeśli nie umiała go pozyskać, to jak mogła
oczekiwać, że doprowadzi do zmian w mieście?

— Dlaczego pozwala pan sobie oceniać mnie, kapitanie Ware?

Niekoniecznie trzeba umierać, żeby doznać bólu umierania. Zależy mi na
tych ludziach. To, że moja rodzina jest bogata, nie oznacza, że ja też. Każdy
zarobiony grosz wydaję na swoje projekty. Proszę mnie nie oskarżać o to, że
moja rodzina mieszka na Riverside Drive.

Chociaż Annie i Fred byli w kuchni, Adam i Toni zachowywali się tak,

jakby byli sam na sam. Adam był zaskoczony falą ciepła, która przebiegła
między nimi, gdy zbliżyła się do niego. Ściskając buntowniczo cygaro,
patrzył uważnie na kobietę, która zmusiła go do obrony działań jego
pracodawcy. Do diabła, nawet jego praca przestaje mu się podobać. W tym
momencie to on powinien recytować wierszyki.

— Zrobię wszystko, żeby im pomóc — powiedziała w napięciu —

włączając w to... — Jej głos odpłynął, gdy rozejrzała się szybko wokół. —
Musimy porozmawiać na osobności. Teraz. Proszę za mną.

Poczuł ciepło jej dłoni, zanim jeszcze go dotknęła. Wstrząs wywołany

48

RS

background image

tym wrażeniem był większy niż wstrząs wywołany jej czynem.
Poprowadziła go szybko przez gruby brzoskwiniowy dywan w pokoju
dziennym prosto do sypialni. Zamknęła kopnięciem drzwi, wyjęła mu z ust
cygaro i objęła rękoma szyję.

Nie miał możliwości zaprotestować, gdy przycisnęła swoje usta do jego,

z gwałtownością odbierającą oddech. Jej oczy były szeroko otwarte z
uniesienia, a gdy otworzył usta, przeszył go dreszcz podniecenia.
Instynktownie objął ją. Słaby szept wydobył się z niego, gdy poczuł jak jej
piersi twardo napierają na niego.

— Toni — odsunąwszy głowę, chwytał powietrze — przestań.
— Dlaczego? Nie lubisz tego?
— Próbujesz mnie przekupić?
— Oczywiście, głaszczę twoje futerko.
Jej ręka wślizgnęła mu się pod koszulkę i lekko gładziła pierś,

wywołując lawinowe drganie mięśni. Czy lubi to? Do diabła, tak, lubi. Ta
dziewucha uwodziła go. Miał sześć stóp wzrostu, ona blisko stopę mniej, a
oplatała go ściślej niż uciekający złodziej strażnika. Oderwał wargi od jej
gorących ust i przełknął z trudnością. Nie pomogło.

— Nie rób tego, banitko. Mężczyzna zawsze może zażądać więcej. —

Jego głos był ochrypły z pożądania.

Usiłował nie dostrzegać mosiężnego łóżka stojącego za nią, łóżka z białą

satynową narzutą, odsuniętą, jakby przed chwilą wstała, i z poduszkami
ogromnej wielkości, wgniecionymi tam, gdzie spoczywała jej głowa.
Ogarnęła go fala dreszczy.

— Chcę, żebyś mnie pożądał — zamruczała. — Powiedz, że mnie

pożądasz, Adamie. — Chwyciła go za ramiona i przyciągnęła bliżej,
obsypując pocałunkami twarz i usta. — Powiedz, że zapomnisz to, co
usłyszałeś, kapitanie Ware, ja... ja... — Jej głos przeszedł w gardłowy szept.
— Zrobię wszystko, co zechcesz.

Jej nieoczekiwanie miękki głos powstrzymał go. Trzymał ją z dala od

siebie i zaglądał w błękitne oczy, błyszczące nie z gniewu, lecz z pożądania.
Pragnąc złożyć siebie w ofierze sprawy, panna Antoinette Gresham została
pokonana przez własną grę.

— Szczerze, moja droga? — spytał miękko. — Myślę, że mamy tu

przypadek garnka przyganiającego kociołkowi.

— Słucham?

49

RS

background image

— Oferujesz siebie mnie, a ja dziękuję, bo nie mogę przyjąć. Jeżeli

będziemy się kochać, a będziemy, to tylko dlatego, że ty będziesz pożądać
mnie tak bardzo, jak ja ciebie. Poczekam.

— Odrzucasz mnie?
— Nie, zachęcam i myślę, że to jest lepsze niż przekupstwo z zimną

krwią. Nie martw się, Toni. Wiem więcej, niż ci się zdaje, o braku miejsca
do spania. Dlatego nie oddam cię policji, ale też nie mam zamiaru
wykorzystywać cię. — Ofiarował jej szybki słodki pocałunek, otworzył
drzwi i poprowadził osłupiałą do dużego pokoju.

— Nie będziesz nam przeszkadzał? — zapytała.
— Nie rozumiem cię, Toni, ale każdy, kto poświęca siebie dla dobra

sprawy, musi mieć naprawdę wielkie serce. Dlatego skorzystam z twojej
oferty. Poza tym, kiepski z ciebie wamp. Jesteś zbyt uczuciowa.

— Kiepski? Adamie Ware, lepiej uważaj. Przez ciebie stanę się bardziej

szalona, niż jestem. — Ostrzegawczo ścisnęła mu rękę.

Uniósł jej dłoń i dokładnie obejrzał opuszki palców.
— Nie jesteś szalona, kochanie.
— A skąd wiesz?
— To proste. Nie słyszę wierszyków. Co zrobisz z moim cygarem?
Ciągle ściskała je w dłoni.
— Tym razem zamierzam pozbyć się go na zawsze.
— Potrzebuję go, banitko. Zajmuje usta.
— Są inne nałogi.
— Tak mówią. Toni Gresham, czy do wszystkiego podchodzisz z takim

entuzjazmem?

— Oczywiście. Czy zawsze jesteś taki twardy, kapitanie Ware?
Adam jęknął. Toni westchnęła.
Podobne do domu baby-jagi domostwo zdawało się kołysać, jak gdyby

chcąc zerwać się z uwięzi.

Annie i Fred od stóp do głów oglądali trzymających się za ręce

przeciwników, wyglądających tak, jakby w każdej chwili byli gotowi do
udania się na statek kosmiczny.

— O cholera, Fred — prychnęła Annie. — Natychmiast włóż do lodówki

mleko i resztę tych nie ugotowanych jaj. Wczoraj wieczorem jakoś przeżyli,
mimo żaru, w furgonetce. Teraz nie mają szans.

50

RS

background image

Rozdział 5.


Następnego ranka hol domu czynszowego Swan Gardens był zatłoczony

przez staruszków o wykrzywionych twarzach. Adam stanął w drzwiach,
obserwując, jak Toni ściskała i całowała ludzi, kierując się przez tłum w
stronę zniszczonych schodów.

Podeszła schodami do miejsca, skąd cała grupa mogła ją dobrze widzieć.
— Cześć, kochani. Wygląda na to, że nadciągają kłopoty.
— Tragedia — rzekła siwa kobieta.
— Co zrobimy, Toni? — zapytał inny mieszkaniec, ze zrezygnowaniem

kręcąc głową.

— Dokąd pójdziemy? — Trzeci głos zawołał. — Jestem sama jedna na

świecie.

Toni podniosła ręce.
— Teraz cisza, ludzie. Na pewno nie będziemy panikować. Mam... —

Spojrzała na Adama i poprawiła się. — Chyba mam rozwiązanie.

Harmider ucichł. Każdy skierował wzrok na tę niedużą kobietę, ufnie

uśmiechającą się do gromady wielbicieli.

— Co, Toni? Co możesz zrobić? — spytał ktoś niedowierzająco.
„Dobre pytanie" — pomyślał Adam i zastanowił się, jak to się stało, że

został częścią projektu Toni. Czy ta kobieta nie zajmowała się sprawami
tylko jej dotyczącymi? Pozwolił sobie rozważyć, dlaczego nie było nikogo
w jej życiu. Próbował wyciągnąć coś o niej z Freda. Była zdolna, bez
wątpienia. Zajęcia, które prowadziła w Instytucie Technicznym w Atlancie,
były praktyczne i wartościowe. Każdy uczęszczający

na jej lekcje absolwent był przygotowany do pracy i podejmował

wyzwania. Lecz jej życie osobiste nie istniało.

Oczywiście, znaleźliby się tacy, którzy to samo powiedzieliby o jego

życiu. Poza pracą w policji cały wolny czas poświęcał Klubowi
Młodzieżowemu i specjalnym projektom burmistrza. Gdyby go spytać,
dlaczego to robi, powiedziałby, że to musi być zrobione. Obserwował
podrygi jasnych loków, gdy Toni argumentowała zapalczywie, choć
nieskutecznie, za swoją sprawą, i doszedł do wniosku, że odpowiedź Toni
byłaby taka sama.

—Kochani, nie tylko o mnie chodzi — mówiła — lecz o nas.
— Wyremontujemy budynek? W sześćdziesiąt dni? — Mężczyzna na

51

RS

background image

wózku wynurzył się z tłumu. — Toni, kochamy twój zapał, ale sześćdziesiąt
dni nie wystarczy, żeby otrzymać pozwolenie na remont. Wiem, bo przez
trzydzieści lat pracowałem w wydziale mieszkaniowym.

— Willie Benson? — powiedział Adam, rozpoznając głos. Przebił się

przez tłum do mężczyzny na wózku. Poznali się, kiedy Willie pracował
jeszcze w ratuszu.

— Adam Ware? — powiedział Willie. — Nie mogę uwierzyć. Gdzie się

związałeś z tą społeczniczką? Ludzie, to stary przyjaciel z policji. Jeśli
Adam został wciągnięty do planu Toni, to może się uda.

— Ale Willie, ja nie... Obawiam się... — Głos Adama ucichł, gdy

zauważył rozpaczliwą nadzieję w oczach na niego patrzących. Mógł z
łatwością ukrócić Toni. Jakie prawo miała wciągać go w niedowarzony
plan, który z całą pewnością omami tych zrozpaczonych ludzi!
Dobroczyńcy! Cholera, to nie było uczciwe, nic a nic. Ale kiedy życie było
uczciwe? Wiedział, że nie ma najmniejszej szansy na uwieńczenie sukcesem
tego szalonego przedsięwzięcia, ale jak to powiedzieć tym starym ludziom?

— Adam jest osobą urzędową, moi drodzy — powiedziała Toni. —

Osoby urzędowe nie bywają w sytuacji bez wyjścia Lepiej nie uzależniać
się od...

— Kanałów urzędowych — przerwał ostro Adam. — Bez pewnego

nacisku ratusz nie wyda zezwoleń do czasu zatwierdzenia projektu przez
Wydział Urbanistyki i Planowania Przestrzennego.

Toni wstrzymała oddech, czekając, aż Adam powie im, że jej plan jest

skazany na niepowodzenie, że ona nie da rady go zrealizować, że cały
pomysł jest mrzonką. Może miał rację? Ale mógł się mylić. A co innego
mogli zrobić w tym momencie?

— Wobec tego, Adamie — zapytała — jakiego rodzaju oficjalnego

nacisku użyjemy? — Oparła ręce na biodrach i czekała, prowokując go do
zaoponowania.

Adam otworzył usta, by rzec, że nie mają siły przebicia wystarczającej

nawet dla uzyskania licencji na sprzedaż kwiatów na rogu ulicy. Jeden rzut
oka na jej buzię spowodował, że zmienił zamiar. Wchodził w to. Spojrzał
gniewnie na Toni. Wciągnęła go w swój projekt, choć on chciał tylko
częściej ją spotykać.

Zawsze był znany z tego, że za co się wziął, robił dobrze. Na razie nie

było to możliwe, więc zamierzał tym ludziom zaoferować coś szczególnego.

52

RS

background image

Burmistrz podskoczy do sufitu, ale przynajmniej on ma szansę ukrócić brak
rozsądku Toni, zanim ona posunie się za daleko.

— Spotkamy się z burmistrzem — oznajmił. Mieszany chór

podnieconych i niezadowolonych głosów przewalił się przez pomieszczenie.
Adam nie winił ich za reakcję. Można było pomówić z burmistrzem, ale
wpłynąć na Radę Miejską to co innego i wszyscy o tym wiedzieli. Jednak
powiedział swoje i nie miał innego wyboru, jak iść za ciosem.

— Świetnie — powiedziała skonsternowana Toni. Miała wprawdzie

nadzieję, że Adam zdecyduje się jej pomóc, ale jego gest jej nie oszukał. To
był jego sposób na zniechęcenie jej, stawianie zapór. Podobnie czynili
rodzice, kiedy nie pochwalali jej postępowania. Rozmowy z nimi także nic
nie dawały. Dawno temu pogodziła się z tym i poszła swoją drogą. Cóż,
niech tak będzie. Jeśli spotkanie z burmistrzem będzie sposobem na
pozbycie się Adama Ware'a, zrobi to. — Kiedy? — zapytała.

— Dziś po południu. Czy wystarczająco szybko?
— Dobrze, kapitanie. Dziękuję. — Zaciśnięte usta oznaczały, że

podziękowała tylko ze względu na ludzi. Odwróciła się do mieszkańców. —
Tymczasem chcę być z wami szczera. Budynek, który mam na myśli, jest w
złym stanie. Był nie zamieszkany przez czterdzieści lat.

— Nie licząc duchów — powiedział Adam ze znaczącym uśmiechem.
— Duchów? — powtórzył zamyślony Willie Benson. — Duchy. Puste

od czterdziestu lat. Toni, ty nie masz na myśli starego folwarku
więziennego?

— To znaczy... tak. — Zignorowała powątpiewanie w głosie Willie'ego i

falę szeptów, wdając się szybko w uspokajającą argumentację. — Nie
bądźcie obydwaj niemądrzy. Tam nie ma żadnych duchów. I wiem, że jest
w złym stanie. Ale jestem inżynierem. Wierzcie mi, potrzebujemy jedynie
materiałów, a moi uczniowie wykonają konieczne roboty.

— A co z nami, Toni? Nie przydamy się? — Mówca był starszym

mężczyzną, który nie miał połowy palca w prawej dłoni.

— Nie, to byłoby zbyt niebezpieczne dla was. Nie martwcie się.

Wszystkim się zajmę.

Willie głęboko zaczerpnął powietrza i powiedział:
— Toni, nie jestem przekonany, czy twój wybór jest dobry. Może tam

nie ma duchów, ale pomijając sam budynek, tej rejon nie jest całkiem
bezpieczny, o ile dobrze pamiętam.

53

RS

background image

— Dokładnie mój argument — wtrącił Adam, rzucając Toni spojrzenie

mówiące „a nie mówiłem?".

Toni zauważyła wystraszone spojrzenia jej starych przyjaciół i skrzywiła

się. Ten strach został wywołany przez Adama. Udając poparcie, delikatnie
podkopywał jej projekt. Cóż, nie uda mu się. Jej plan był może zbyt śmiały
dla niego, ale nie pozwoli mu się wtrącać.

— Poczekajcie chwilę, ludzie. — Skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła

brodę. — Czy kiedykolwiek zostaliście przeze mnie skrzywdzeni lub
oszukani?

Pocieszona chóralnym „nie", ciągnęła, a jej wyobraźnia była coraz

bardziej rozpalona.

— Słuchajcie. Wielu z was, jako dzieci, mieszkało w wiosce, gdzie była

przędzalnia rodziny Greshamów. Znaliście mego dziadka. On troszczył się o
was, ja też. Wiem, że ten teren cieszy się złą sławą, ale jak już go
posprzątamy i wy się wprowadzicie, wszystko ulegnie zmianie.

— Być może — powiedział Willie — ale przypuśćmy, że się mylisz.

Nawet twój dziadek nie uchronił przędzalni od zamknięcia. Czy nie sądzisz,
że powinniśmy wysłuchać, co Adam myśli o bezpieczeństwie?

Zrozpaczona Toni chciała protestować.
— Adam jest oficerem policji i jest człowiekiem ostrożnym. Nie może

sobie pozwolić na zapewnianie kogokolwiek o czymkolwiek.

— Jeśli ma pani na myśli, że nie zamierzam wprowadzać ludzi w błąd, to

ma pani rację. Tfen teren jest pełen włóczęgów i handlarzy narkotyków.
Nawet ja nie zostałbym tam na noc.

— Pan może nie, aleja tak uczynię — oznajmiła Toni. — Jeśli o to

chodzi, wprowadzę się tam i spędzę każdą noc, aż to miejsce nada się do
zamieszkania. Czy to polepszy wasze samopoczucie? — Zerknęła na Annie
i Freda w nadziei, że podzielą jej zdanie. Była zdumiona sceptyzmem
malującym się na ich twarzach.

— Och, ale to i tak mnie nie przekona, panno Gresham. Ponieważ pani

tego nie uczyni. Zabraniam jako oficer policji.

— Och, ale tak zrobię, kapitanie Ware. A pan pomoże mi przekonać

burmistrza, że to dobry pomysł, albo ja., ja przekażę gazetom, że moja
grupa przepędzała rabusiów z parku, kiedy policja nic nie robiła. I... —
ciągnęła, ożywiając się, gdy wyraz twarzy Adama stawał się coraz
poważniejszy — zaniechano oskarżenia, ponieważ moja rodzina ma

54

RS

background image

powiązania polityczne.

— Nie waż się! — Teraz Adam naprawdę wściekł się. Nigdy nie

otrzymywał specjalnych względów, ale też nigdy nie oskarżono go o ich
rozdzielanie.

— Spróbuj, ważniaku.
Spróbować? Jej oczy błyszczały. Jej piersi falowały z gniewu. Z

pewnością nie chciał konfrontacji z Toni Gresham. Tłum milczał, kiedy
napięcie między nimi rosło. Adam potrząsnął głową i rozważał swoje
szanse. Im szybciej wyciągnie ją stąd i zaprowadzi do burmistrza, tym
szybciej ten niedorzeczny projekt znajdzie swoje zakończenie. A ci ludzie
zaczną snuć realne plany. I tym szybciej zajmie się Toni Gresham, sam na
sam.

— Właśnie to mam na myśli, renegatko — powiedział stalowym głosem.

— Złaź ze swojej mównicy, zabiorę cię do swego szefa. Teraz.

— To mi się podoba. — Toni uniosła kciuki i zaczęła torować sobie

drogę do wyjścia. Poruszając ręką ruchem przypominającym zamiatanie,
przedarła się do Freda i Annie, którzy poszli jej śladem. — Jesteśmy,
kapitanie. Co dalej?

— Podjedziemy do baru na chilidoga z porcją frytek. Potem przejdziemy

do planu D.

— Co to takiego?
— Nie sądzę, żebym mógł to już ujawnić. Ale dowiesz się wkrótce.
Adam wniósł tacę z jedzeniem do jednego z wielu zastawionych

stolikami pomieszczeń restauracji, prowadząc za sobą Toni, Freda i Annie.
Toni, idąca tuż za plecami Adama, cicho podziwiała sylwetkę swego
adwersarza. Ubrany w wypłowiałe dżinsy i znoszoną koszulkę, na której
wydrukowany był napis zachęcający do wsparcia Klubu Młodzieżowego,
przyciągał uwagę, przechodząc przez pomieszczenie swym sprężystym,
lekkim krokiem. Był duży i umięśniony, lecz miał gładki, kanciasty tors
byłego sportowca, który utracił nieco muskulatury i nadwagi, i wyszczuplał
go na szerokiego w ramionach i wąskiego w biodrach mężczyznę.
Porozmawiał z kilkoma zniszczonymi osobnikami, znalazł stolik i usiadł.

Adam oblizał usta, przewidując ucztę.
— Tłuste frytki, mrożony napój pomarańczowy i hot-dogi z cebulą i

chili. Dokładnie tak, jak lubię. Opowiedz mi o swoim dziadku, banitko.
Musiał być dobrym człowiekiem.

55

RS

background image

— Był kimś wyjątkowym. Znał z imienia każdego zatrudnionego w

przędzalni pracownika. Ja... ja kochałam go bardzo.

— A twój ojciec? Czy on też zajmował się zakładem? Annie i Fred

wgryźli się w swoje hamburgery, nie przyłączając się do rozmowy. Toni
powoli jadła swego hamburgera i piła dietetyczną colę; usiłowała nie
zauważać zmysłowego zadowolenia Adama z posiłku.

— Tak — odpowiedziała — ale kiedy miałam sześć lat mój dziadek i

ojciec pokłócili się o przędzalnię i tata przeszedł do bankowości. Dziadek
zmarł rok później.

— Brakuje ci go?
— Tak, bardzo. On był... moim przyjacielem.
Adam podniósł wzrok, słysząc ból w jego głosie. Znał już Toni

wystarczającą dużo, by wiedzieć, iż ona i jej rodzice nie byli sobie bliscy.
Ona otaczała się projektami i robotnikami, ale przyjaciele? To mogłaby być
zupełnie inna historia. Doskonale to rozumiał.

Toni zmusiła się do wypicia dużego łyku coli. Chociaż usiłowała nie

obserwować Adama, trudno było jej się powstrzymać. Trzymał hot-doga
swobodnie w swoich olbrzymich rękach i kiedy gryzł, nawet kawałek cebuli
mu nie spadł. Żuł powoli, całkowicie skoncentrowany. Obserwowanie go,
gdy jadł, potwierdzało to, co już podejrzewała. Cokolwiek robił, pochłaniało
to całą jego uwagę. Zastanawiała się, jak by to było być obiektem tak
intensywnego zainteresowania. Właśnie wtedy zerknął na nią. Ich spojrzenia
spotkały się; przestał żuć. Toni poczuła, że się czerwieni. Przełknęła z
trudnością i uderzyła dłonią o krawędź stolika.

— Czasami człowiek potrzebuje kogoś — powiedział miękko.
— Czasami — szepnęła.
— O rany, Fred. — Annie odchyliła się. — Lepiej kończ swój koktajl

mleczny. Oni znowu zaczęli sypać iskrami.

Zanim dotarli do ratusza, Toni poczuła się bardzo zmęczona.

Przebywanie z Adamem zanadto ją pobudzało i wyczerpywało energię, jak
nic nigdy przedtem. Burmistrz był miły do chwili, gdy usłyszał o
niewiarygodnym planie Toni.i

— Pani chce spędzić noc w folwarku więziennym, żeby udowodnić, że

będzie on bezpiecznym miejscem do zamieszkania przez staruszków?

— Tak, proszę pana. Potem chcielibyśmy wynegocjować z władzami

zezwolenie na wyremontowanie go dla mieszkańców bloku Swan Gardens,

56

RS

background image

przy żadnych wydatkach ze strony miasta, oczywiście.

Adam nic nie powiedział. Nie musiał. Burmistrz musiał za niego zająć

się problemem Toni Gersham i więzienia.

— Absolutnie nie, panno Gresham. Ten budynek nie jest konstrukcyjnie

bezpieczny. To niemożliwe, żebym zatwierdził taki pomysł. Nawet jeśli
zdołałaby pani przeżyć noc, żeby udowodnić, że jest on bezpieczny, to
każdy plan remontu musi pójść do zatwierdzenia do władz mieszkaniowych
miasta i Rady Miejskiej. Ten budynek został przeznaczony do
niskoczynszowego budownictwa rządowego, choć jeszcze nie ma na to
pieniędzy.

— Niskoczynszowe budownictwo rządowe nie jest dokładnie tym, co

mam na myśli, panie burmistrzu. Prywatny remont budynku będzie szybszy
i mniej kosztowny. Czy nie udałoby się panu załatwić zatwierdzenia mojego
projektu?

Burmistrz westchnął, unosząc ręce w geście poddania się.
— Kto wie? Usiłowałem doprowadzić do rozpatrzenia podobnego

pomysłu przez ostatnie dwa lata. Dodam, że bez sukcesu, a było to, zanim
powstała kwestia znalezienia miejsca dla kompleksu olimpijskiego na
Igrzyska w 1996.

— Kompleks olimpijski? — Toni była przerażona. To naprawdę mogło

zrujnować jej pomysł.

— W zasadzie nie. Proponowane miejsce przylega do folwarku

więziennego. Ale Rada będzie niechętnie podejmowała decyzję przed
uzyskaniem wiadomości od komitetu olimpijskiego. Będą woleli poczekać,
aż otrzymamy jakąś informację. A to nie nastąpi przed wrześniem.

— Cóż, może trochę rozgłosu wzmogłoby poparcie ze strony obywateli,

zarówno dla olimpiady, jak i mojej sprawy — zasugerowała Toni. — Jeśli
dowiedzą się, co chcemy zrobić, to jestem pewna, że udałoby się nam
wymusić jakieś kroki.

Burmistrz przez chwilę rozważał jej propozycję.
— To możliwe, panno Gresham, ale wolałbym to sprawdzić w

wydziałach planowania i mieszkaniowym, zanim udzielę poparcia dla pani
wysiłków. O ile pani pozwoli mi zorientować się, skontaktuję się z panią.

— Ależ, proszę pana, nie mamy tyle czasu — zaczęła. Adam łagodnie jej

przerwał.

— Toni, weź pod uwagę fakty. Nie ma sposobu na wyremontowanie tego

57

RS

background image

starego budynku w sześćdziesiąt dni, nawet jeśli miasto zgodzi się.

Toni stała, jej przygnębienie wymalowane było na twarzy.
— Zatem będę zmuszona zrobić coś innego. Dziękuję za poświęcenie mi

czasu, panie burmistrzu.

— Przykro mi, panno Gresham. Miasto jest świadome szczodrości pani

rodziny i wie, jak pani poświęca siebie dla dobra potrzebujących. Nie mogę,
w dobrej wierze, uprawomocnić pani planu, ale mogę spowodować, że rada
mieszkaniowa da mieszkańcom Swan Gardens więcej czasu na
przeprowadzkę. Mogę nawet wyznaczyć kapitana Ware'a do wsparcia pani
w poszukiwaniu nowej lokalizacji dla pani projektu.

— Nie!
— Nie!
Toni i Adam zaprotestowali równocześnie.
— Dziękuję panu — powiedziała Toni. — Ale jestem pewna, że kapitan

Ware ma dużo ważniejsze rzeczy do robienia, niż łażenie za mną. Dziękuję
za przedłużenie czasu.

— Sądzę, że przestępcy uradowaliby się, słysząc, że kapitan Ware przez

kilka dni nie pojawi się na ulicach. Jak myślisz, Adamie? Czy dasz pannie
Gresham wolną rękę na dzień lub dwa?

— Oczywiście, panie burmistrzu — zgodził się Adam, sztywno

wymieniając uścisk dłoni ze swym pracodawcą. — Popytam w
mieszkaniówce i zobaczę, co się da zrobić.

Toni pozostało tylko zgodzić się i trzymać język za zębami, gdy Adam

poprowadził ją z biura burmistrza z powrotem na ulicę. Nie miał nic do
dodania, gdy Toni powiedziała Annie i Fredowi, że, dzięki Adamowi, będą
zmuszeni szukać innego rozwiązania dla problemu Swan Gardens.

— Dziękuję panu, kapitanie Ware — powiedziała ze sztuczną słodyczą w

głosie. — Szkoda , że nie pozwoliłam panu udławić się tym cygarem. Czy
zdaje pan sobie sprawę, że w ciągu dwóch dni zdołał pan rozwiązać
„Peachtree Viligantes" i storpedować mój plan pomocy ludziom
potrzebującym miejsca do mieszkania? Mam nadzieję, że jest pan równie
dobry w wykonywaniu swojej pracy, jak we wtrącaniu się do innych.

— Zgaduję, iż oznacza to, że nie będzie więcej „ranków"? — Adam nie

miał pojęcia, dlaczego to powiedział. Wszystkie poranki z Toni Gresham
prawdopodobnie przybrałyby postać komiksów, nie bajek. Już rozstrzygnął,
że ona była strusiem pędziwiatrem, a on kojotem.

58

RS

background image

Każde dziecko znało zwycięzcę tej rywalizacji.
— Ma pan rację, kapitanie. Do widzenia.
— Co! Nie będzie już więcej scen uwodzenia? — Nie wyglądało na to,

że pozwoli jej odejść. — Lubiłem, jak mnie głaskano po futrze.

— Annie myliła się. Pan nie jest kotkiem, pan jest kameleonem,

zlewającym się w jedno z każdą grupą ludzi, z jaką zdarzy się panu być w
danej chwili.

Leniwym spojrzeniem obrzucił jej drobną figurę, oceniając energię, którą

wytwarzała.

— A co z zadaniem od burmistrza? Mam pomóc pani znaleźć inny

budynek. Chyba nie chciałaby pani, żebym przez nią stracił pracę?

— Niech pan szuka budynku sam, ja też będę szukała sama. — Machnęła

ręką w stronę przejeżdżającej taksówki i wsunęła się na przednie siedzenie
obok kierowcy, wskazując Annie i Fredowi miejsca z tyłu.

— Chwileczkę, banitko. To już czas na plan D. — Adam wsunął głowę

przez otwarte okno taksówki.

— Och? Co to ma znaczyć?
Nawet nie była zaskoczona tym, że ją pocałował. Tylko niecierpliwy

klakson samochodu z tyłu zmusił ją do odsunięcia się.

— Ile liter jest w alfabecie? — zapytała rozmarzonym głosem.
— Dwadzieścia sześć. I mam plany na każdą z nich.
Obserwował odjeżdżającą taksówkę. Toni patrzyła nieruchomo w przód.

Tylko Annie pochyliła głowę w stronę okna, a gdy skręcali za rogiem,
posłała Adamowi znaczące, konspiracyjne mrugnięcie.

Mrugnięcie pomogło. Nawet, kiedy wmawiał sobie, że lepiej będzie, jeśli

uwolni się od tej kobiety i jej dzikich pomysłów, miał dziwne uczucie
porażki z powodu nieznalezienia więcej zrozumienia u burmistrza.
Obietnica, że rozejrzy się, nie powstrzyma banitki.

Toni Gresham była zbyt impulsywna. Skoczyła głową w dół bez

zastanowienia się, jakie ponosi ryzyko. Toni Gresham była katastrofą
czekającą na swą chwilę. A on był całkowicie pochłonięty tą kobietą. Każda
próba walczenia z jej przyciąganiem była skutecznie blokowana przez to, że
burmistrz uczynił go odpowiedzialnym za nią. Wspaniale!

W taksówce Toni prowadziła prywatną wojnę o niepodległość. Adam

Ware jest tylko przeszkodą, tłumaczyła sobie. Uważana była za eksperta w
omijaniu przeszkód. Przypuszczała, że był to genetyczny depozyt rodziny

59

RS

background image

Greshamów. Charakteryzujące ją zdecydowanie buldoga z pewnością nie
było cechą pokolenia jej ojca.

Toni skrzywiła się. Nie chciała myśleć o tym, co matka i ojciec

powiedzieliby o jej najnowszym pomyśle. Po prostu, nie powiedziałaby im.
I tak nigdy nie pochwalali tego, co robiła. Jej wykształcenie inżynierskie
było wystarczającym złem. Nigdy nie pojęliby, po co remontuje cały
budynek. Jedyną częścią tego projektu, którą matka mogłaby zaakceptować,
był Adam Ware. Na tym etapie życia Toni jej matka spojrzałaby łaskawym
okiem nawet na gliniarza. Toni uśmiechnęła się. Przedstawienie go jej
rodzicom byłoby prawdziwą „bombą".

Adam był taką samą przeszkodą na drodze do postępu, jak jej rodzice.

Kiedy stawał się pedantycznym stróżem porządku, wtedy grzęźli w
towarzyskich regułach etykiety i tego, co wypada. Różnica polegała na tym,
że Adam podszedł ją od nowej strony. Jej rozum przestrzegał, lecz jej
rozpalone ciało wzywało do starań. Nie była pewna, czy przetrwałaby
konflikt zbrojny, do którego obydwie strony zdawały się dążyć. Znowu
westchnęła. — Och, dziadku — powiedziała cichutko. — Gdybym tylko
mogła mieć znowu sześć lat, a ty byłbyś tutaj. Pokazalibyśmy im to i owo.

—Toni, dziewczyno. — Fred nadawał z tyłu. — Posłuchaj teraz.

Spotkałaś faceta do pary. Nasz kapitan Ware to jest kawał chłopa, a ty go
masz już w swoich rękach. — Uśmiech Freda wyrażał szczęście. Kierowca
taksówki tylko pokręcił głową i odjechał.

Adam szedł ulicą w stronę Klubu Młodzieżowego. W wolne dni trenował

drużynę koszykówki. Tego dnia miał mecz, który powinien się zakończyć
przed rozpoczęciem służby. Przynajmniej to odwiedzie jego myśli od
banitki i jej nielegalnej działalności. Zostawienie jej na jedno popołudnie
nie powinno zaowocować kłopotami.

Mecz był szybki i emocjonujący. Adam prowadził, jak zwykle, obydwa

zespoły oraz sędziował. Było późne popołudnie, gdy stawił się w
Komendzie Policji i zastał na biurku wiadomość wzywającą go na spotkanie
z burmistrzem. Adam poszedł do przebieralni obok sali odpraw, by wziąć
prysznic i założyć mundur z dystynkcjami kapitańskimi. Następnie udał się
do ratusza. Chciał mieć lepsze samopoczucie w związku z Toni i ich
spotkaniem u burmistrza i miał nadzieję, że wiadomość oznacza, iż
burmistrz znalazł rozwiązanie, a przynajmniej nowe zadanie nie związane z
drobnym kamikaze.

60

RS

background image

Pół godziny później Adam miał odpowiedź. Stary folwark więzienny

miał być oczyszczony z narkotyków począwszy od tego wieczoru. Dobrze
się stało, że pomysł Toni spędzenia nocy w tym budynku został przez
burmistrza zduszony w zarodku.

Adam opuścił biuro burmistrza z przekonaniem, że dobrze uczynił,

powstrzymując Toni. Do chwili obecnej zapewne przedstawiłaby jakiś
nowy, równie nierealny plan, ale przynajmniej jej życie nie byłoby w
niebezpieczeństwie. Niemniej jednak, nie zaszkodziłoby sprawdzić, co się z
nią dzieje. Mimo wszystko, usprawiedliwiał się, burmistrz praktycznie
mianował go jej osobistym strażnikiem. Aresztował ją, pokrzyżował jej
plany i pocałował. Aresztowanie i wtrącenie się było dla jej dobra.
Pocałunek... Pocałunek był dla jego dobra.

Zatrzymał się przy kiosku na rogu i kupił cygaro w miejsce tego, z

którym Toni walczyła o jego życie. Przy takim tempie wydarzeń może go
jeszcze potrzebować. Odpakował cygaro i wsadził do ust. Ponieważ nie palił
tych rzeczy, miał zawsze poważny problem i potrzebował trochę wprawy,
aby całość wyglądała na nawyk.

Zanim dotarł do parkingu policyjnego i zapalił silnik furgonetki, zdał

sobie sprawę, że cygaro nie pomoże. Potrzeba, z którą walczył, mogła być
zaspokojona tylko przez szaloną dziewczynę, która mieszkała w obsypanym
pyłem gwiezdnym, magicznym domu.















61

RS

background image

Rozdział 6.


Magiczna filiżanka była pusta i cicha w świetle wczesnego wieczora. Nic

nie świadczyło o obecności Toni i Annie. Freda nie było w mieszkaniu, a
lokatorzy Swan Gardens byli dziwnie powściągliwi w mówieniu.

Po rutynowym sprawdzeniu hotelu „Omni" i Convention Complex,

Adam uznał, że cała trójka zniknęła. Był zbyt wczesny wieczór, żeby
przeczesywać park w poszukiwaniu rabusiów.

Stary folwark więzienny! Zlekceważyła burmistrza.
— Bzdury! — zamruczał. Do diabła. Przez nią też zaczął mówić

wierszyki. Postawił błękitne światło na dachu furgonetki i pędził przez ulice
śródmieścia, aż dojechał do zagajnika. Gdy znalazł się w środku, podjechał
pod starą komórkę, zgasił silnik i poszedł drogą z popękanych płyt
betonowych w kierunku więzienia. Miał rację. Nie docenił Toni Gresham i
jej determinacji, po raz kolejny.

Byli tam studenci z college'u, starzy ludzie, młodzi chłopcy — wszyscy

zaabsorbowani budynkiem, jakby zostało im piętnaście minut na wykonanie
pracy, z wyznaczoną nagrodą dla najlepszej grupy. Wszyscy przerwali na
widok Adama, uspokajając się, gdy Dead Fred dał im znak uniesionym
kciukiem i podszedł do miejsca, gdzie stał Adam.

— Nie sądziłem, że to zrobi — powiedział Adam, patrząc

niedowierzająco na mrówczą aktywność wokół starego więzienia.

— Niech pan uwierzy, kapitanie. Mówię panu, nasza Toni jest tytanem

pracy. — Fred uśmiechnął się szeroko, wycierając pot z czubka łysej głowy
wielką czerwoną chusteczką, którą następnie z powrotem zawiązał wokół
czoła. Mając jeden zwisający srebrny kolczyk i wojskowe buty, sam
wyglądał jak członek ulicznego gangu.

— Kim są ci wszyscy ludzie? — zapytał Adam.
— Przyjaciele. Pomagają Toni ostro wystartować z realizacją projektu.

Toni liczy, że do czasu, kiedy wzbudzimy zainteresowanie ludzi, a ratusz da
nam zezwolenie, remont będzie dalece zaawansowany.

Adam westchnął. Powinien był zdawać sobie sprawę, że Toni nie

zadowoli się robieniem rzeczy we właściwy, legalny sposób. To nie w jej
stylu.

— A skąd są te wszystkie dzieciaki? — Patrzył szczerze zatroskany na

chłopców w przedziale wieku między dwanaście a szesnaście lat,

62

RS

background image

wykopujących dziką winorośl pnącą się w górę kamiennego muru jednej z
dwu wieżyczek obserwacyjnych więzienia.

— Skauci — wyjaśnił Fred, kierując się w stronę mężczyzny, który

właśnie wjechał furgonetką na dziedziniec. Za nią wjechała pusta
półciężarówka. — Hej tam, ludzie, dzięki. Kończymy na dzisiaj. Zdawajcie
narzędzia.

Po krótkiej sprzeczce skauci i studenci zaczęli składać swoje narzędzia i

wchodzić do furgonetki.

— Ci chłopcy są z zastępu Toni -r- dodał Fred.
— Toni ma zastęp skautów?
— Potrzebowali lidera. Powinien się pan zorientować, że jeśli ktoś

potrzebuje pomocy, Toni już tam jest. Przejęła zastęp i pomogła im zarobić
pieniądze na zakup mundurów. Oni są przekonani, że ona potrafi chodzić po
wodzie. — Spojrzał twardo na Adama. — Tak samo, jak reszta z nas, i nie
chcielibyśmy, żeby jej stała się krzywda.

Furgonetka, pełna teraz skautów i studentów, zawróciła i odjechała z

dziedzińca tą samą opustoszałą drogą, po której jechał dwa wieczory
wcześniej, kiedy aresztował Toni Gresnam. Droga została uprzątnięta, stając
się zdatną do użytku, choć nadal pozostała w ukryciu.

— Jak wam się udało poszerzyć drogę?
— Przyjaciel Toni ma spychacz.
— Oczywiście, Toni ma mnóstwo przyjaciół. — Adam przemyślał swoje

słowa, uważając, żeby wypowiedź wyrażała bardziej zainteresowanie niż
krytykę. Wiedział, że musi działać szybko. Ci ludzie muszą wynieść się,
zanim z nastaniem ciemności przybędzie oddział obserwacyjny. — Studenci
to osobna rzecz, Fred, ale nie wydaje mi się bezpieczne takie tłoczenie się
nastolatków w stuletnim budynku.

— Och, Toni nie pozwoliłaby im wejść na niebezpieczny teren. Jej

pomysły są może szalone, ale ona jest inżynierem, panie Adamie, i to
dobrym. Nie wystawiłaby nikogo na niebezpieczeństwo. Poza tym, ja nie
spuszczam z nich oka.

Adam poszedł za Fredem w poprzek dziedzińca. Weszli do starego

budynku. W głębi grupa ludzi z ulicy ochoczo atakowała sterty śmieci.

— Następna ekipa załogi remontowej Toni?
—Tak. Wpadają od czasu do czasu. Wszyscy zawdzięczają coś Toni.

Przytułek, posiłek za darmo, pożyczka od czasu do czasu.

63

RS

background image

„Zatwardziali włóczędzy albo chwilowo bez grosza" — pomyślał Adam.

Przynajmniej ci ludzie doceniali szczęście, które dają wolne budynki.
Zastanawiał się, jak długo wytrwają, potem dostrzegł determinację w ich
twarzach i uznał, że to nie ma znaczenia. Robili, co mogli. Byli tam. Dzięki
Toni poczuli się ważni. On sam nie był zdolny tego osiągnąć.

— Posłuchaj mnie, Fred — powiedział poważnie. — Nie mogę

powiedzieć, dlaczego, ale uwierz mi. Proszę cię, spraw, żeby ci ludzie
wynieśli się stąd teraz. Szybko! Kiedy będziesz to robił, myślę, że dobrze
byłoby, gdybym zobaczył waszą szefową.

Fred uważnie przyjrzał się Adamowi, pokiwał głową i przeszedł po

budynku, zwołując robotników. Ludzie z zaciekawieniem zerkali na Adama,
nadal mającego na sobie granatowy mundur i kapitańską czapkę, a on
uświadomił sobie, że kilku z nich zna. Prawdopodobnie kiedyś aresztował
większość z nich. Budynek został szybko opróżniony. Cisza wypełniła
teren, gdy ciężarówka wyjechała.

„Zdumiewające, jak dużo zdołali zrobić w ciągu kilku zaledwie godzin"

— pomyślał Adam , rozglądając się wokół. Musiał przyznać, że poczuł coś
w rodzaju dumy z determinacji Toni i zaufania, którym ją darzono. Wszyscy
ci ludzie gotowi byli skoczyć za nią w ogień. Dlaczego zatem czuł się jak
parszywa owca w jej stadzie?

Fred wskazał na przeciwległy narożnik.
— Toni postanowiła zbudować swoje mieszkanie tam, z tyłu, gdzie

musiał mieścić się prywatny gabinet zarządcy.

— Swoje mieszkanie? — wybuchnął Adam. Inżynier czy nie, burmistrz

mówił jej, że to miejsce nie jest bezpieczne.

— Mieszkanie, w którym ona zamierza biwakować — odparł Fred. —

Mówię ci, człowieku, sam się martwię. Jest przekonana, że jeśli wytrzyma
tu sama, mieszkańcy Swan Gardens przestaną się obawiać, a opinia
publiczna zmusi ratusz do poddania się. Sam nie wiem. To miejsce to
naprawdę nora.

— Uwierz mi, Fred, nie ma mowy — Adam powiedział stanowczo. —

Ona tu sama nie zostanie.

— Pewnie. Przekonaj ją, człowieku. — Fred dał krok nad kupką śmieci i

czekał na Adama. — Zaraz złapię Annie i zostawimy was, żebyście to jakoś
rozwiązali.

— Dobry wieczór, Adamie — zawołała Annie, kiedy pokazali się w

64

RS

background image

wejściu. Myła okna, które nie przepuściły promienia światła od lat.

Adam wkroczył do pokoju i niedbale rozglądał się, poszukując kobiety,

która zrujnowała spokój jego ducha i uczyniła z niego opiekuna dzieci. Toni
Gresham była katastrofą szukającą miejsca, gdzie mogłaby nastąpić, a to
miejsce było równie dobre, jak każde inne. Świat potrzebował ochrony
przed jej brakiem rozwagi.

Znowu rozpoczęła się dyskusja, ta sama, którą prowadził sam ze sobą

przez cały dzień. Nie potrzebował takiej kobiety w swym życiu. Kobiety
opętanej ideą czynienia dobra. Tacy ludzie chcieli dobrze, ale nigdy
naprawdę niczego nie zmieniali. Właściwie jedyną rzeczą, którą osiągali,
było zdobywanie rozgłosu.

Jednak, odrzuciwszy pomysł porwania jej, nie widział sposobu na jej

powstrzymanie. Toni sądziła, że jest niewidzialna. Może ona była
prawdziwą czarownicą, czarownicą mieszkającą w filiżance? Wystarczy
spojrzeć na to, co jemu zrobiła. To przez nią pogryzł i połknął ulubione
cygaro. Potem , kiedy wyciągnął je z kosza na śmieci, wyrzuciła je przez
barierkę otaczającą filiżankę. A teraz rzuciła na niego jakiś urok. Jedyne, co
mu przychodziło do głowy, to bajki i pocałunki przy świetle księżyca.

— Dobry wieczór, Annie — powiedział. — Widzę, że zdołaliście wyciąć

kraty z okien .

Annie klepnęła się po biodrze i zarechotała.
— Tak. Zawsze chciałam wyciąć to żelastwo. Nareszcie miałam okazję.
— Lepiej było zostawić. Przynajmniej zagradzały drogę złoczyńcom.
— Mało prawdopodobne, kapitanie. Tu jest tyle dziur w ścianach, że słoń

by wszedł. Czy wiesz, że Toni planuje zostać tutaj? Martwię się. Nie
mógłbyś wpłynąć na zmianę jej postanowienia?

— Z całą pewnością spróbuję. Gdzie jest panna Gresham? Lata wokół

miasta na miotle?

— W łazience. Bawi się w hydraulika — powiedziała Annie z

wymuszonym uśmiechem, machając ręką w kierunku drzwi w głębi. —
Włączyli nam wodę, ale jest tyle dziur w rurach, że musieliśmy owinąć
większość z nich.

— Nie mam zamiaru pytać, jak załatwiliście włączenie wody.
Fred poklepał Adama po ramieniu.
— Słusznie, człowieku. Chodźmy, Annie.
Musimy pogadać.

65

RS

background image

Obydwoje wyszli z pokoju, Adam usłyszał, jak Fred coś
tajemniczo szeptał do Annie.
— Cholera jasna! — wykrzyknęła Annie po minucie. — Ale nie mamy

samochodu. Po prostu poczekamy w lesie, tam jest spokojnie.

— Słusznie, idźcie oboje — wymamrotał Adam. — Zmiatajcie stąd i

zostawcie mnie z nią. — Przemawiał do powietrza. — Dlaczego czuję się
jak Daniel idący do jaskini lwa? — Jego głos wydał się zbyt głośny w tej
nagłej ciszy. Poszedł zgodnie ze wskazówkami Annie, otworzył drzwi i
znalazł się w dużej łazience.

Na pierwszy rzut oka ciemna i pusta , z wyjątkiem kilku pająków i

świerszczyka cykającego w rogu, łazienka była. Na drugi rzut oka zauważył
parę nagich, kształtnych, umazanych nóg, wystających z szafki pod
zardzewiałym zlewem.

Ciało znajdowało się gdzieś w środku, i ciało było prawdopodobnie

ubrane, choć na oko nic na to nie wskazywało. Z pewnością pani inżynier
nie przyszła na płac budowy w bikini. Nawet Jane nosiła w dżungli opaskę
na biodrach.

Opaska. Gdy tylko pomyślał o słowie biodro, poczuł reakcję między

swymi biodrami. Wziął głęboki, uspokajający oddech. Nie miał zamiaru
znowu poruszać kwestii seksualnych. Musiał ją stamtąd wydostać, i to
szybko. Pozostało mniej niż godzina do zmierzchu. Gdy tylko zapadnie
ciemność, oddział operacyjny zajmie stanowiska. Toni nie potrzebowała
rozgłosu, który stałby się jej udziałem, gdyby ją schwytano w akcji przeciw
handlarzom narkotyków.

„Zajmij się obowiązkami, Adam — upomniał samego siebie — nawet

jeśli nogi Bo Derek wydają się krótkie w porównaniu z jej nogami". Nie
mógł sobie pozwolić na niezdecydowanie w wypełnianiu swoich
obowiązków.

Pokręcił głową. Opóźniał konfrontację. Nie miało znaczenia to, co mówił

do siebie. Poza jednym czerwonym otarciem na kolanie, szczupłe, opalone
nogi Toni były prawie idealne. Założyłby się, że ukryte pod tymi
schodzonymi reebokami paznokcie zostały pomalowane na subtelny,
kobiecy, brzoskwiniowy kolor.

Spod zlewu dobiegło przytłumione: Ene, due, fake, torba, borba, make!
— Make? — Adam odchrząknął. Znał uczciwe przekleństwa; te

wierszyki Toni były mu obce. Gdy był dzieckiem, jego matka nigdy nie

66

RS

background image

miała czasu, żeby mu czytać. Faktem jest, że nie umiała dobrze czytać, a
była zbyt dumna, żeby się do tego przyznać. Ale tę rymowankę pamiętał.
Musiał słyszeć ją w szkole.

— Snake! Snake! — wykrzyknęła Toni. — Racja, tam jest snake. ENE,

DUE, FAKE, TORBA, BORBA, SNAKE! Kimkolwiek jesteś, cholernie
potrzeba mi Anglika lub kogoś innego z silną ręką tu, na dole.

— Przykro mi, brak Anglika w pobliżu. Jeśli o mnie chodzi, to jestem

byłym włóczęgą z Cabbage Town. Nadam się? .

— Adam? — Nastąpiła długa cisza. — Co ty tutaj robisz?
— Nie wiem. Powiedzmy, że jestem jednym z tych masochistów, którzy

potrzebują codziennej dawki męczarni. Natomiast ty łamiesz prawo,
przekupujesz miejskie przedsiębiorstwo wodociągowe i usiłujesz nogami
zachęcić mężczyzn do wzniecania zamieszek.

— Słucham?
— Nieważne. Co tam się stało?
— Te rury. Nie mogę ich połączyć. Są zardzewiałe, a złączka nie daje się

przesunąć ani w górę, ani w dół.

— Nie martwiłbym się. Nie musisz tego robić, bo ty tutaj nie zostaniesz.
— Ależ tak, zostaję i będę potrzebowała pomocy. Nie poradzę sobie z

tym, nie wywołując małej powodzi.

— Powodzi? A gdzie jest zawór?
— Nigdy byś go nie znalazł, Adamie. Musisz tu zejść na dół i pomóc mi.
Spieranie się z Toni zabierało zbyt dużo czasu. Będzie musiał połączyć tę

rurę.

— Dobrze. Wyłaź i pozwól mi rzucić okiem. Nie wiem, jak można

pracować w ciemności.

— Mam latarkę w torbie, ale nie mogę tego puścić, bo nigdy nie dam

rady połączyć znowu. Nie możesz się jakoś wślizgnąć tutaj obok mnie?

Adam westchnął. Ledwie wystarczyło tam miejsca dla Toni.
— Jedyny sposób dostania się do wnętrza tego schowka, żeby pani

pomóc, panno Gresham, to położyć się na pani lub pod panią, a nie sądzę,
żeby któryś z tych sposobów pozwalał... rozwiązać pani kłopot.

— Na pewno tak. Uniosę nogi, a ty wślizgniesz się pod nimi.
— Toni, ty chyba nie wiesz, co mówisz. Mam na sobie granatowy

mundur kapitana policji. Wślizgnięcie się po tej podłodze będzie kosztować
więcej niż wezwanie hydraulika, co zresztą proponuję zrobić.

67

RS

background image

— Nie mogę tego zrobić, kapitanie. Wodociągi odcięłyby nam wodę.

Poza tym, nie mamy tyle czasu.

— Czasu? — Miała rację tym razem.
— Ściemnia się. Pośpiesz się, Adamie.
Lekkie drżenie jej głosu wystarczyło. Pochylił się. Pod zlewem mógł

dostrzec, że kurczowo, w jednym ręku, trzyma rurkę wylotową i syfon, a
drugą ręką dociska nieszczelną rurę doprowadzającą wodę. Miała rację.
Gdyby dopuściła do rozdzielenia się rur, rdzawa woda zalałaby jej twarz.

Miała rację jeszcze co do jednego. Nie miał już więcej czasu na kłótnie.

Rozglądając się wokół, pokręcił niedowierzająco głową i zamknął drzwi.

— Nie mogę uwierzyć, że to robię. — Szybko zsunął krawat, marynarkę

munduru i koszulę . Potem zdjął buty. Zostawił skarpetki na nogach i
podwinął nogawki spodni.

— Przyślę ci rachunek z pralni, banitko.
— Zapłacę. Proszę, pośpiesz się, Adamie, nie mogę już dłużej

wytrzymać.

— Dobrze, wpuść mnie pod siebie. Zobaczę, czy we dwoje możemy

jakoś naprawić twoją rurę.

Jedyną częścią Adama, którą Toni widziała, była para muskularnych,

owłosionych nóg. Bardzo seksowna para nóg okrytych czarnymi długimi
skarpetami. Nogi ugięły się do pozycji kucznej, gdy Adam siadał. Potem
wyprostował się na podłodze obok jej stóp.

Tak, patrząc z poziomu podłoża mogła zweryfikować swe poprzednie

obserwacje. Był dużym mężczyzną, w każdym tego słowa znaczeniu. Całe
popołudnie udawało jej się utrzymać myśli z dala od tego dającego wiele do
myślenia, ciemnego mężczyzny, który w jednej chwili mógł mieć na twarzy
wyraz łobuzerskiego wyczekiwania, a w następnej chwili piekielny gniew.
Całe popołudnie podświadomie zdawała sobie sprawę, że oszukuje samą
siebie.

Teraz, ubrany na granatowo, leżał na brudnej podłodze więziennego

folwarku, i wślizgiwał się zmysłowo pod jej uniesione biodra. Toni poczuła
dotyk jego nagiej piersi i jego... Sapnęła.

Rura przesunęła się. Znów skierowała na nią swoją uwagę.
Zanim Adam sięgnął obok jej piersi i przyciągnął nakrętkę do złączki,

oddech Toni stał się nierówny. Przerywany strumyczek rozpylonej wody
dawał potrzebną ulgę, uwalniając od ciepła, które było czymś więcej niż

68

RS

background image

uczciwy pot od uczciwej pracy.

— Uszczelniacz jest w tej puszce przy twoim lewym ramieniu —

powiedziała nieco zbyt głośno.

Jego wielkie ręce szybko nałożyły lepką substancję i przesunęły nakrętkę

w dół i w górę, aż upewnił się, że obydwie części rury spustowej zostały
dopasowane. Pracując prawie na wyczucie, dokręcił nakrętkę. Chociaż
przeciek nie ustał zupełnie, zagrożenie powodziowe minęło. Wyczerpana
Toni opuściła ręce na piersi, potrącając puszkę z uszczelniaczem.

Adam założył wieczko na uszczelniacz i wypchnął puszkę z siłą, która w

najlepszym przypadku mogła uchodzić za nadmierną.

— Żeby to dobrze zrobić, należałoby to polutować. Ale przypuszczam,

że pani to wie, pani inżynier?

— Tak.
— Czy teraz wysłuchasz mnie? — Mówienie wymagało od Adama

wysiłku, zarówno z powodu naporu pleców Toni na tę cześć jego ciała,
która właśnie uczyła się nowych rzeczy o byciu blisko, jak i z powodu
myśli, które zdawały się pogrążać w intymności chwili.

— Nie, teraz nie będę słuchała — powiedziała. — Teraz odkręcimy

wodę i zobaczymy, co osiągnęliśmy. — Przekręciła się, aby wydostać się z
wąskiej szafki. Nie wzięła pod uwagę tego, że Adam spróbuje jej pomóc, co
ostatecznie okazało się czymś innym, gdy jego ręce objęły ją wokół talii.

— Słuchaj, banitko, im mniej się kręcisz, tym lepiej. Ciągle jestem

obolały od czasu naszego ostatniego spotkania. Nie mamy czasu na
wypróbowanie kolejnych twoich uwodzicielskich sztuczek.

— Och! — Zapomniała o kopnięciu, którym uraczyła go w szaleńczym

zeskoku z drzewa w parku. — Przepraszam, nie będę się ruszała —
powiedziała bez tchu. — Miałam na myśli kurek. Och, do licha, znowu to
samo. Przez ciebie zapominam, co mam mówić.

— Tak, to miłe.
Zdawało jej się, że to właśnie Adam kiedyś powiedział, że to miłe, ale

nie miała pewności. Wiedziała tylko, że miał rację. Nie chodziło o to, że on
oddziałuje na jej wymowę. TU chodziło o język ciała. Jej szczęśliwe ciało
leżało na jego szczęśliwym ciele, twarzą do jego twarzy, usta rozdzielone
oddechem. Tym razem bliskość była jeszcze dotkliwsza. On nie były okryty
spodniami wojskowymi i koszulą.

Poruszanie się w takiej bliskości podwinęło jej koszulkę tak, że skóra

69

RS

background image

przylegała do skóry w ciemnej, gorącej szafce, ukrytej przed światem.

—Jesteś miła. — Z pewnością mówił to Adam. — Wzbudzasz we mnie

chęć pocałowania ciebie, Toni Gresham.

— Ale nie powinieneś. Całowanie mnie nie należy do mojego projektu

remontowego. Sam powinieneś rozumieć, że* to kwestia czasu i ruchu,
wydajności.

— Całowanie ciebie nie jest także częścią mojego planu. Ale myślę, że

będziemy zmuszeni to uczynić albo żadne z nas nie posunie się ze swoją
sprawą.

— Jesteś bardzo apodyktyczny, Adamie Ware. Ale czasem miewasz

rację. — Pochylając głowę, zamknęła oczy. Czuła ciepło jego oddechu na
twarzy. To było przyjemne. Dotykanie go było przyjemne. Gdy jego
ramiona otoczyły ją, jej myśli odpłynęły wraz z szumem porywistego
wiatru. To było nie do zniesienia. Nie było ważne, kto kogo pocałował. To
właśnie pocałunek nabrał kształtu i stał się czymś więcej, niż którekolwiek z
nich oczekiwało.

Zdziwienie przekształciło się w czułość, która szybko zmieniła się w

pożądanie, gdy jego język namiętnie wdarł się między jej usta. Ręce
obejmujące pośladki władczo podciągnęły ją w górę, przybliżając do ust,
które oderwały się od jej ust, napiętnowały czoło, zsunęły wzdłuż policzka i
zatrzymały we wgłębieniu szyi.

— Ach, Toni, banitko z dżungli, co ty ze mną wyrabiasz? Współpracuję

z przestępcą, całkowicie tracąc samokontrolę. Gdybyś była moja,
zamknąłbym cię w twoim pokoju.

Gdybyś była moja. Te słowa przeleciały jej przez głowę jak jakiś

nieuchwytny aromat, który drażnił i znikał. Spojrzała mu prosto w oczy,
przesuwając palcami zanurzonymi w poskręcanych kosmykach jego
włosów, czując szorstki zarost na policzkach i drżąc na myśl, że mogłaby
rozpalić tego namiętnego ciemnego mężczyznę takim samym rodzajem
pożądania, który rozpalał jej ciało.

Chciała położyć głowę na jego piersi i czuć siłę oplatających ją ramion.

Potrzebowała jego siły i ta potrzeba zaskakiwała ją. Zawsze samotna, nigdy
nie czuła się w ten sposób. I nie mogła sobie na to pozwolić. Sama myśl o
należeniu do kogoś była niesłuszna. Należała tylko do siebie.

Wargi Adama przesunęły się w dół, do wierzchołków jej piersi. Jęknęła

miękko, zamykając oczy z obawy, że ujawnią, co czuje.

70

RS

background image

— Adamie, to nieuczciwe.
— Dla mnie tak, lecz jeśli uważasz, że potrzebujemy więcej praktyki...

— Jego usta zawadziły o brodawki. — Dobry stróż prawa jest dumny z
tego, że pełni służbę dla dobra dam, starszych i młodych. Czy chcesz być
przeprowadzona przez ulicę?

— Myślę, że już ją przekroczyłam, Adamie. — Odsunęła się i leżała na

nim przez dłuższą chwilę, oczy miała otwarte, w myślach rozpaczliwie
walczyła z cudownym wrażeniem wywołanym jego dotykiem. — Dlaczego
ciągle odwracasz moją uwagę? Wiem, o co ci chodzi — powiedziała z
bólem w głosie. — Chcesz, żebym zapomniała, po co tu jestem.

— Zapomniała? Wcale nie. Chcę, żebyś pamiętała. Chcę, żebyś przeszła

przez to samo, przez co ja przechodziłem przez ostatnie dwa dni. Chcę,
żebyś myślała o tym i o mnie, a nie o tych wszystkich innych ludziach.

— Dlaczego sądzisz, że tak nie jest, Adamie Ware? Jesteś niepożądanym

intruzem, dla którego nie mam czasu. Wiem, że mnie nie pochwalasz.
Dlaczego nie poszedłeś gdzie indziej, żeby wykonywać swoje obowiązki?

— Ty wcale nie jesteś obowiązkiem, Toni. Prawdę mówiąc, to nie wiem,

kim jesteś.

— Jestem sobą, Toni Gresham, inżynierem, nauczycielką i współczującą

osobą.

Zsunął jej włosy z twarzy, obciągnął koszulkę i pociągnął za szlufki

dżinsów z obciętymi nogawkami.

— Wiem tylko, że musimy wynieść się stąd i przedyskutować to.
— Nie ma mowy. Dyskutujmy teraz, kiedy jesteś w niewygodnym

położeniu. Kiedy już nałożysz swój mundur, znowu staniesz się napuszony.
Chyba wolę cię takiego, półnagiego i pożądliwego. — Znowu go
pocałowała.

Pozwolił pocałunkowi trwać przez chwilę, zanim odsunął ją.
— Pożądliwy? Czy tylko w ten sposób zwracam twą uwagę? Jesteś

najbardziej upartym, nierealistycznym źródłem kłopotów, z jakim
kiedykolwiek miałem do czynienia.

Z każdym oddechem Toni Adam coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze

ścisłego przylegania ich ciał. Całą swoją uwagę skupił na rozpaczliwej
samokontroli. Nawet stojąc nieruchomo, nie mógł opanować powolnego
nabrzmiewania. Nie mógł też nie zauważyć powodzi ciepła, która w
odpowiedzi wybuchnęła ze źródła ognia.

71

RS

background image

Zaklął miękko.
— Nigdy dotąd nie spotkałem kobiety tak pochłoniętej sianiem

spustoszenia. Nie wiem, co czynię, leżąc tutaj pod zlewem w zrujnowanym,
starym budynku, pieszcząc się z banitką.

— Boże, ja też nie wiem — dobiegł głos Annie. — I nie będę sprawdzała

tam, na dole. Lecz jeśli oboje nie chcecie mieć widzów, powstrzymajcie
swoje hormony. Jakiś samochód przed chwilą podjechał drogą, zatrzymał
się i zgasił światła. Ściemnia się, a ciężarówki jeszcze nie ma. Co byście
powiedzieli, gdybyśmy z Fredem poszli na Marietta Street i złapali autobus?

Adam uniósł się, walnął głową w naprawioną rurę, zaklął i wypełznął z

szafki, unosząc na sobie zaczerwienioną Toni, która skoczyła na równe nogi
i obciągnęła koszulkę. Annie usiłowała powstrzymać się od śmiechu.

— Nie waż się więcej zostawiać mnie sam na sam z tym człowiekiem,

Annie.

— Słuchaj, Toni, są rzeczy, które nie potrzebują widzów. Poza tym, ktoś

musi zaczekać na powrót ciężarówki.

— Ależ, Annie, ty nic nie rozumiesz. Nie mogłam połączyć tych rur.

Potrzebowałam pomocy Adama. Nie, to znaczy... Tere, fere, dudki.
Nieważne.

— Kochanie, od trzydziestu lat nie słyszałam tak dobrego

wytłumaczenia. Nawet mój świętej pamięci mąż nie był tak pomysłowy. Nie
musisz wyjaśniać. Wierz mi, wiem, co masz na myśli. — Nad ramieniem
Toni rzuciła Adamowi znaczące mrugnięcie okiem i wyszła z maleńkiej
łazienki.

Toni obróciła się.
— Teraz widzisz, co narobiłeś. Wprowadziłeś Annie w błąd. Przecież nic

nie...

— Jeszcze nie. Ale myślę, że dla Annie było jasne, że gdzieniegdzie

nasze ciała dobrze się już poznały. I to dzięki współpracy, moja banitko.
Musimy się uspokoić i porozmawiać.

— Ubierz się, Kojak. Nie ma czego uspokajać. — Z powrotem obróciła

się i zawołała. — Poczekaj chwilę, Annie.

— Mów za siebie, Gresham — rzekł Adam — ale ta twoja mokra

koszulka nie ukrywa wiele więcej niż moje spodnie.

Toni spojrzała w dół na swe napięte brodawki i westchnęła. Ten facet był

absolutną seksmaszyną, a ona reagowała na każdy jego dotyk.

72

RS

background image

— Nie wiem, dlaczego jesteś taki poruszony tym, że jakiś samochód stoi

w lasku — powiedziała. — Pewnie jakieś małolaty szukają miejsca, żeby
się pokochać.

— Ludzie już nie kochają się w samochodach, banitko. Nie muszą. Z

wyjątkiem nielicznych renegatek, które wynajdują opustoszałe budynki ze
zlewami, pod którymi można się ukryć. — W ciemności szukał koszulki.
Było prawie zupełnie ciemno i wiedział, że muszą się pospieszyć.

— Cóż, może to twój duch przyjechał samochodem — rzekła Toni. —

Annie, poczekaj na mnie. — Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. —
Koniec z twoim ulicznym życiem. — Pomaszerowała za Martwym Fredem i
Omni Annie i wcisnęła się między nich. — Zostaniesz w moim domu,
Annie.

— O, nie, myślę, że nie. Twoja mała filiżanka jest miła, ale nie dla mnie.

Lubię sama sobie być szefem. Dziś wieczorem jest koncert w Omni, więc
znajomi będą mnie szukać. Wiesz, jestem instytucją w Atlancie.

— Ale... ale, Fred, Annie... Adam podszedł do niej od tyłu.
— Pozwól im odejść, Toni. To jest właśnie ten problem z pomaganiem

ludziom. Poznałem to już dawno temu, zanim jeszcze zostałem policjantem.
Musisz akceptować to, co jest, i dawać sobie z tym radę. Nie możesz
nakłaniać ludzi do tego, by się zmienili tylko dlatego, że ty tego chcesz.
Oszukujesz samą siebie.

— Ale nie można przestać próbować — zaprotestowała. — Po prostu nie

można. Trzeba wierzyć w ludzi. Jeśli tylko jedna osoba odniesie korzyść,
osiągnęło się...

— Cicho, banitko, niepokoisz duchy.
Toni rozejrzała się wokół budynku. Nie było prawie światła. Ciemność

otuliła więzienie jak czarna mgła. Zadrżała. Nigdy nie przyznałaby się
nikomu, ale myśl o samotnym pozostaniu w tym budynku była przerażająca.
Tak naprawdę, od początku zamierzała namówić Freda i Annie do
pozostania z nią. Teraz oni odchodzili i wyglądało na to, że pozostanie z
ostatnim człowiekiem na ziemi, z którym chciała być sam na sam.

— Muszę iść z Annie — powiedziała z napięciem w głosie, wykonując

ruch w stronę dziedzińca.

— Nie! — Adam chwycił ją za ramię i pociągnął z powrotem do dużego,

otwartego pokoju. Wyszeptane przez niego „nie" wyrażało jasno, że tym
razem nie będzie tolerował nieposłuszeństwa.

73

RS

background image

— Jak śmiesz, Adamie Ware? Czy zdajesz sobie sprawę, co robisz?
— Jeszcze jedno słowo i nałożę ci kaganiec. Chociaż raz w życiu zrób,

co ci każę. Nie wiem, kto tam jest, ale mam rozsądne wytłumaczenie.
Próbowałem ci wytłumaczyć, że zostanie tu na noc jest niebezpieczne.
Teraz być może będziesz musiała tu pozostać.

— Pozostać tutaj? Z tobą? — Toni zaczynała zdawać sobie sprawę, że

Adam mówi poważnie. — Pewnie. A wieloryby wezmą się do pisania
poezji i dołączą do komuny. Zejdź mi z drogi, Kojak.

— Toni, nie spieraj się ze mną. Wszystko wymknęło nam się z rąk.

Właśnie dlatego przyjechałem tu, żeby ci o tym powiedzieć. Dziś na noc
zaplanowano akcję przeciw handlarzom narkotyków. Mad Dog Squad
zacznie obserwację tego miejsca. Przypuszczam, że to pierwsza grupa
przyjechała tym samochodem.

— Akcja przeciw handlarzom narkotyków? Wspaniale. Właśnie takiego

rodzaju rozgłosu potrzebuję. A co z Annie i Fredem?

— Wszyscy wiedzą, że Fred i Annie są czyści. Nawet jeśli policjanci

zauważą ich, uznają, że Annie kręciła się tutaj i pozwolą im odejść.

— Mnie też odejście stąd wydaje się dobrym pomysłem. Myślę, że

zmieniłam zdanie, co do zostania tu dzisiaj. Nie możemy wyślizgnąć się
tylnymi drzwiami? Później wrócę po śpiwór i sprzęt biwakowy.

Budynek nabrał w ciemności upiornego wyglądu. Okna, które błyszczały

w jasnym słonecznym świetle, teraz wyglądały jak olbrzymie ciemne oczy,
spoglądające na nią.

— Nie — powiedział Adam. — Jeśli samochód w lasku nie należy do

chłopaków, to w środku dokonują transakcji. Fred i Annie nie wyglądają
podejrzanie, ale umundurowany oficer zepsułby wszystko. — Westchnął
zrezygnowany. — To był twój pomysł. Teraz zostaniemy tutaj do czasu, aż
zorientuję się, co się dzieje.

— Cudownie. Jak długo? — Tym razem nie usiłowała ukryć drżenia,

które ją opanowało.

— Nie martw się — wyszeptał. — Obronię cię przed złoczyńcami. —

Przerwał. — Ale nie wiem, czy przed zjawami.

Stary budynek skrzypiał i stękał, wypełniając ciszę ledwo słyszalnymi,

trudnymi do rozpoznania dźwiękami. Adam jednak przypuszczał, że usłyszy
intruza.

— Chciałabym, żebyś przestał mówić o duchach — powiedziała

74

RS

background image

poważnie. — Nie ma takich rzeczy.

— Może nie. Teraz chodź za mną, bardzo cicho. Jeżeli tam ktoś jest, to

chcę go zobaczyć, zanim on zauważy nas. W bajce jest tak, że duchem jest
młoda dziewczyna, która nocą chodzi po korytarzach, płacząc i jęcząc.

— Założę się, że wiem, kto ją wymyślił — powiedziała, nieświadomie

zagryzając górną wargę. — W jaki sposób wrócimy do domu?

— Myślałem, że po prostu zagwiżdżesz po swoją latającą filiżankę.

Ruszaj, Toni.

— Och, przeczytałeś bajkę. — Nie zdołała ukryć nieoczekiwanego

wybuchu radości, wywołanego jego słowami.

— lak, wpadłem po południu do biblioteki w klubie młodzieżowym i

sprawdziłem postać baby-jagi. Jest tylko mały problem.

— Co takiego? — Kroczyła za nim, także wyglądając na zewnątrz przez

dziurę ziejącą w ścianie. Obejmująca ją w talii ręka wyglądała tak
naturalnie, jak jej przytulenie do wgłębienia w jego ramieniu.

— Pojazdem baby-jagi wcale nie była filiżanka — szepnął jej do ucha,

obserwując ciemną kępę drzew otaczających budynek. — Był nim moździeż
z tłuczkiem na długich, chudych, kurzych nóżkach. — Nie zauważył
żadnego ruchu. Poczeka, aż ostatni promień światła zniknie, wtedy rozejrzy
się. Tymczasem musiał odwrócić jej uwagę. — Dlaczego zmieniłaś ją w
filiżankę? Czarownice nie mieszkają w filiżankach.

Czuła silne, równe bicie jego serca, gdy ją tak trzymał.
— Adamie Ware, wbrew temu, co myślisz, nie jestem czarownicą.

Gdybym była, zamieniłabym cię w żabę.

— Czy czarownice całują żaby i przemieniają je w księciów?
— Skąd mam wiedzieć? Nigdy nie spotkałam żaby.
— Na pewno spotkałaś. Tere, fere!
Wtedy usłyszał to: dźwięk pospiesznych kroków i szept, tuż za ścianą.
— Jesteś tam? Wyłaź, powoli i spokojnie. Mam cię na muszce.







75

RS

background image

Rozdział 7.


Adam nie zmienił się w księcia. Ale nie był wtedy żabą. „Gdyby był —

pomyślała Toni — to byłby to dobry moment na zarechotanie."

Przycisnął jej palce do ust, a ona posłusznie wypełniła nie

wypowiedziany rozkaz, ten jeden raz nie sprzeciwiając się mu. Dziedziniec
nie był całkiem ciemny, lecz więzienie wewnątrz było jak czarny atrament.
Nie było oświetlenia ulicznego, a księżyc jeszcze nie wzeszedł. Dziwna
cisza wywołała gęsią skórkę na ramionach Toni. Ktoś po drugiej stronie tej
ściany miał broń.

Kolejne kroki. Ktoś jeszcze nadszedł z innego kierunku.
— Jestem tutaj. Masz... — Głos stał się przytłumiony. Obydwaj

mężczyźni odeszli. Nastąpiła krótka szarpanina, wściekła wymiana słów,
potem cisza.

Po długiej chwili Adam wypuścił powietrze. Zrobił krok do tyłu i

pociągnął Toni za sobą.

— Chodźmy do twej łazienki. Tam, zdaje się, jest najciemniejsza część

budynku, bez dziur w ścianie i bez okien. Tam poczekamy.

— Poczekamy? Chyba żartujesz. Na co?
— Jeszcze nie wiem.
— Dlaczego nie miałbyś po prostu wyjść i pokazać się swoim kuplom?

A potem ulotnimy się stąd.

„Dlatego — chciał powiedzieć — że to niebezpieczne. Nie jestem

pewnien, czy ci z samochodu, to ktoś od nas. Jest jeszcze zbyt wcześnie na
przybycie ekipy obserwacyjnej, a ja nie wiem, kim są ci dwaj mężczyźni."
Jeśli coś jeszcze miało nastąpić, nie chciał, żeby Toni znalazła się w samym
środku.

Już poznał metodę działania tej grupy. Pierś ciągle pulsowała w miejscu,

gdzie odcisnęła swą śmiercionośną stopę. Powiedział coś innego.

— Nie, moglibyśmy wpaść na coś i wszystko zepsuć. Na-lepiej zrobimy

czekając. — Skierowali się do małego pomieszczenia i zamknęli drzwi. W
środku zapadła ciemność. Toni wydała krótki okrzyk.

— Coś się stało, banitko?
— Jest bardzo ciemno, prawda?
— Boisz się?
— Ależ skąd!

76

RS

background image

Bała się. Czuł, jak się bała i automatycznie otoczył ręką jej ramiona,

przyciągając do siebie.

— Zsuńmy się po ścianie na dół, posiedzimy i porozmawiamy.
Nie opierała się tej propozycji. Poczuł jej bezgłośne westchnienie, gdy

otarła się o niego. Opadli na podłogę.

— Zdaje się, że zniszczyłeś ubranie.
— Kupisz mi nowe. Jesteś kobietą o szerokich możliwościach. — Jej

skóra była wilgotna. Wyczuł słaby czysty zapach polnych kwiatów.

— Skąd to wiesz? — Próbowała utrzymać między nimi dystans, potem

zarzuciła ten pomysł i zaczerpnęła powietrza. Obawiała się ciemności. Nie
było żadnej obrony, wyjaśniania, udawania, że tak nie jest. Jej dziadek, gdy
była dzieckiem, opowiadał jej baśnie, by oddalić strach. Po jego śmierci
nadal sięgała po te opowieści jako własną niewidzialną osłonę.

Tutaj, w tym przeklętym miejscu, jedyną bajką, która przychodziła jej do

głowy był „Czerwony Kapturek". Obawiała się, że wielki, zły wilk jest już z
nią w pokoju, a ona nawet nie ma nocnej lampki.

Jakikolwiek pomysł Adama o opuszczeniu Toni dla przeprowadzenia

rekonesansu został przez niego zarzucony, gdy zdał sobie sprawę, że jej
drżenie wzmaga się, zamiast zanikać. Miał już tyle razy do czynienia z
panicznym strachem, by mieć pewność, że w chwili, gdy ją zostawi, zacznie
krzyczeć. Musiał czekać. Tymczasem postara się odwrócić jej uwagę od
wydarzeń.

— Wiem, że jesteś inżynierem. Ale dlaczego zdecydowałaś się

wybudować filiżankę?

— Filiżankę? Och, to znaczy mój dom. — Pierwszym pomysłem Toni

było wykonać to w ramach pracy dyplomowej. Ale tak się nie stało. On jej
szczerze powiedział o akcji przeciw narkotycznej, więc w zamian
zasługiwał na szczerą odpowiedź. O ile uda się jej wysłowić powody, nad
którymi dotąd się nie zastanawiała.

— Kiedy byłam małą dziewczynką, czułam się bardzo samotnie po

śmierci dziadka. Miałam wymyślone koleżanki i czytałam baśnie. Nie
chodzi o to, że matka i ojciec nie kochali mnie. Sądzę, że mnie kochali. Po
prostu nigdy nie rozmawialiśmy. Wychowywali mnie tak, jak oni byli
wychowywani — nianie, prywatne szkoły, obozy, wakacje za granicą.
Wiesz, jak to jest.

— Cóż, niezbyt dokładnie. W moich stronach dzieciaki zostają w kupie z

77

RS

background image

kimś, kto nie wstaje o własnych siłach lub nie ma siły pracować. Czytałem
biografie i uprawiałem sport. Taki sam scenariusz, myślę. Inne przyczyny.

— Nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób, ale chyba masz rację. Tak

czy owak, wyszliśmy na ludzi, prawda? — Z wyjątkiem tego, że ona miała
ojca i matkę, powiedziała do siebie, i założyłaby się o duże pieniądze, że
Adam nie miał nikogo. Prawdopodobnie był całkowicie samowystarczalny
od piątego roku życia.

Jej oczy przystosowały się i mogła w ciemności rozróżnić szafkę i zlew.

Nikt nie rozumiał jej powodów, lecz ci starzy ludzie, którym pomagała,
także czuli się opuszczeni, tylko w inny sposób . A ona miała zrozumienie
dla ich obaw. Pomaganie im było dla niej jak przebywanie z dziadkiem. On
by zrozumiał.

Była pewna, że Adam nigdy niczego się nie obawiał, nawet jako dziecko.

Nie sprawiał wrażenia osoby, na której samotność odcisnęła jakieś trwałe
ślady. Możliwe jednak, że było przeciwnie. Możliwe także, że znalazł
sposób na dawanie części miłości, której został pozbawiony. Robił to na
swój sposób. Być może nie było tak dużej różnicy między naprawieniem
zbitej szyby lub cieknącego kranu a zwalczaniem przestępczości.

Ten projekt mieszkaniowy to była jej szansa na dokonanie czegoś

naprawdę ważnego. Lecz pojawił się Kojak i zmącił wodę. Nie pochwalał
jej metod. Nie była nawet pewna, czy ją pochwala. Po prostu lubił ją
całować. Musiała z tym skończyć. Jego ręce nie różniły się niczym od rąk
innych mężczyzn. Ani jego usta. Jednak bardzo skuteczny był jego sposób
przestrzegania prawa poprzez ubezwłasnowolnienie i podporządkowanie jej
sobie.

Właśnie miała zamiar powiedzieć, że jej śpiwór będzie wygodniejszym

siedzeniem niż kamienna podłoga, gdy usłyszała męski głos. Adam napiął
się i wiedziała, że też go usłyszał.

— To nie duch — wyszeptała.
— Cśśśś! — Adam ostrożnie podniósł się, dotykając ramienia Toni

pokazał, że ma pozostać na dole. Ostrożnie przeszedł do dużego pokoju,
obok śmieci, do okna, które Annie umyła wcześniej. Dźwięk męskich
głosów niósł się dobrze w ciemności.

— Przyniosłeś pieniądze?
— Tak. Co z kwalifikacją gruntów, Burns?
— Prawie załatwiona. Zostanie zmieniona z mieszkaniowej na

78

RS

background image

przemysłową w tym samym czasie, kiedy będziesz kupował prawo
własności do nieruchomości wokół wioski olimpijskiej. Co będzie, jak nie
dostaniemy olimpiady?

— Staraj się o przemysłową, panie radny. I tak zrobimy majątek. Ta

ziemia nie jest wiele warta, dopóki nie zmienisz kwalifikacji. Wszyscy
wiedzą, że Rada Miejska przeznaczyła ten grunt na niskobudżetowe
budownictwo mieszkaniowe. Nikt nie będzie sobie zawracał głowy taką
rozbudową do spółki z funduszami rządowymi.

— Nie zapomnij, kto załatwił zmianę kwalifikacji. Stojąca za Adamem

Toni poczuła, jak jej serce zamiera.

Rozpoznała głos pierwszego mężczyzny, tego pytającego o pieniądze.

Ona, i połowa miasta, znała ten głos z transmisji z posiedzeń Rady Miejskiej
. Mężczyzną przyjmującym łapówkę był Richard Burns, członek Rady
Miejskiej.

„Nic dziwnego, że Rada opóźniała załatwienie sprawy" — pomyślała.

Jeden z jej najbardziej wpływowych członków miał zamiar sprzedać zmianę
kwalifikacji gruntów. Zarówno jej plan, jak i rządowy plan budowlany
poszłyby na śmietnik, gdyby kwalifikacja została zmieniona.

Ona i Adam obserwowali, jak bliżej stojąca postać wręczyła

przedstawicielowi rządu małą papierową torebkę. Kiedy łapówka została
przekazana, Adam wciągnął głęboko powietrze i wyszedł na dziedziniec.

W tej samej chwili światło zalało teren i z głośników popłynął głos.
— Tu policja. Nie ruszać się!
— Zgadza się, koledzy. Stójcie bez ruchu. — Adam miał nadzieję, że

obydwaj mężczyźni nie dostrzegą, że przedmiot w jego dłoni to nie broń,
lecz klucz hydrauliczny.

— Policja? — wykrzyknął drugi mężczyzna. — Przyprowadziłeś

gliniarzy, Burns? Pułapka? Ty kapusiu! — Opuścił ramię i uderzył Burnsa,
który stał jak skamieniały w świetle, trzymając torebkę.

Cios posłał starszego mężczyznę na ziemię. Krzyknął z bólu i usiłował

powstać , lecz znowu upadł. Adam zaklął. Gdy nieznany mężczyzna uciekł,
wtedy odwrócił się, by sprawdzić, co z Burnsem.

Pułapka? Toni zdziwiła się. Nie, nie wydawało jej się. Obserwowała, jak

złoczyńca szaleńczo rzucił się do ucieczki, szukając schronienia wśród
drzew, dając nurka w ciemność wzdłuż budynku.

Nie myśląc wiele, wspięła się na stos rozkruszonej skały i pobiegła

79

RS

background image

wzdłuż dachu, dokładnie powyżej szybkonogiego przestępcy. Jeśli była w
czymkolwiek dobra, to było to właśnie straszenie oszustów. Jedyną rzeczą,
na jaką nie liczyła, było to, że ten oszust stanie nieruchomo. Był już blisko
końca ściany.

— Geronimo! — wykrzyknęła, z rozpaczą zeskakując z niskiego dachu

w kierunku przerażonego mężczyzny. W ostatniej chwili uchylił się.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, była ziemia, która wstawała na jej
spotkanie.

— Prosty Simon spotkał cukiernika. — Adam mściwie kopał oponę

ambulansu.

Komisarz Smith podszedł do niego.
— Cukiernik? Czy to nowa uliczna nazwa łapówkarza?
— Nie, to nazwa głupiego policjanta, który nawet nie potrafił uchronić

przed kłopotami jednej maleńkiej banitki. Jak ona się czuje?

— Pewnie będzie cała posiniaczona. Inaczej mówiąc, jeśli jej

zachowanie odzwierciedla stan zdrowia, to ma się dobrze. Po prostu,
solidnie się wystraszyła. Pan wie, kapitanie, kogo przyłapaliśmy na braniu
łapówki?

— Tak, powiedziano mi. Ja tu staram się wyperswadować jednej

kobiecie pomysł przebudowy tego miejsca na dom dla staruszków na jej
własny koszt, a jeden z ojców naszego miasta handluje kwalifikacjami. Nie
mogę w to uwierzyć. Co za pieprznik. Czy burmistrz wie?

— Tak. Chciałby z panem porozmawiać, kiedy pan tu skończy.
Komisarz Smith pokręcił głową.
— Tak naprawdę to nie wierzy pan, że on działał na własną rękę,

prawda?

— Nie wiem, ale jestem absolutnie pewien, że się dowiem. — Adam

rozprostował ramiona i przeszedł na tył ambulansu, gdzie lekarze kłócili się
z bladą, lecz wściekłą Toni Gresham.

— Nie pojadę do szpitala na obserwację. Czuję się świetnie. Niech mnie

tylko ktoś odwiezie do domu.

— Jeszcze nie teraz, Geronimo — powiedział cicho Adam. — Zabiorę

cię do domu. Musimy odbyć poważną rozmowę o twojej lekkomyślności.

— Mojej lekkomyślności? Wybij to sobie z głowy, Adamie Ware. —

Wyrzuciła z siebie te słowa, zaciskając dłonie w małe twarde kulki. — Ja
nie zabierałam się do dwóch kanciarzy z kluczem w ręku.

80

RS

background image

— Wściekasz się, że wykonuję swoją robotę?
— Nie. Wściekam się, ponieważ... ponieważ... Och, jak mogłeś to zrobić,

sprowadzić policję? Ty kapusiu! Zaplanowałeś to, żeby sabotować mój
projekt już na początku.

Toni zdawała sobie sprawę, że przesadza. Nic z tego, co powiedziała, nie

było winą Adama. Nawet, jeśli doniósł na nią, nie mógł wiedzieć o próbie
przekupstwa. Przynajmniej ich obecność uchroniła strefę mieszkaniową od
przekwalifikowania na cele komercyjne. Jednak chciało jej się wrzeszczeć,
wyjść i uderzyć w coś lub kogoś. Nigdy w życiu nie czuła w środku takiego
wrzenia frustracji.

— Słuchaj, panienko. — Niski głos Adama był bliższy groźby niż

wrzasku. — Co to ma znaczyć, że sabotowałem twój plan? Przyjechałem
tutaj, żeby ci powiedzieć o inwigilacji.

Potrząsnęła głową, blond loki zafalowały ze złości. Iskry zdawały się

przelatywać, gdy patrzyła na niego.

— Po pierwsze, nigdy nie miałeś zamiaru pomóc. Pograć trochę w

koszykówkę z dzieciakami. Mieć pogadankę z działkowiczami. Pokazywać
się publicznie w imieniu burmistrza. Jesteś po prostu alfonsem burmistrza.
Rozumiem, że to dobrze robi twemu „ego", ale z rozmysłem zdradzać nas,
mnie — w to nie mogę uwierzyć.

W głosie Toni brzmiał ból i rozczarowanie. Adam chciał potrząsnąć nią,

wziąć w ramiona i pocieszyć. Niewielu ludziom mogło ujść bezkarnie
nazwanie go alfonsem burmistrza. Nikt inny nie mógłby nawet spróbować.

— Posłuchaj, banitko — zaczął spokojnie. — Nie zdradziłem ciebie.

Zdejmij te różowe okulary i poznaj prawdziwy świat. Przed nikim się nie
płaszczę. Dlatego próbowałem cię stąd wyciągnąć. Dowiedziałem się, że
dziś wieczorem zaplanowano nalot, więc przyjechałem cię ostrzec. Nie
mieliśmy pojęcia, że nastąpi próba przekupstwa. To był dodatek ekstra.

Wiedziała, że mówi prawdę i wiedziała, że zraniła go, gdyż prawdziwym

powodem gniewu był system, który pozbawiał starszych miejsca do
mieszkania. Nie mogła znaleźć budynku do remontu z powodu ludzi
podobnych do radnego Burnsa. Istotnie, nie mogła winić Adama za to, co
się zdarzyło.

— Może moje okulary są różowe — przyznała. — Być może zdaję sobie

sprawę, że nie udaje mi się rozwiązywać problemów ludzi starszych, ale
radzę sobie w jedyny znamy mi sposób. Przynajmniej coś robię.

81

RS

background image

Czy ty możesz powiedzieć to samo o sobie?
Przez dłuższy czas zastanawiał się nad odpowiedzią.
— Nie wiem. Chodź, zabiorę cię do domu. Musimy porozmawiać.
— Tak, myślę, że tak.
Szarpnęła się, kiedy sięgnął po jej rękę. Na nogach jak z waty zdołała

dotrzeć do furgonetki, którą wjechał na dziedziniec. Na wejście do środka
zużyła resztkę energii i opadła bez sił na siedzenie.

— Dobrze się czujesz?
— Jestem bardzo zmęczona. Adamie, co się stanie z radnym Burnsem?
— Zawiozą go na rozmowę z szefem. Twierdzi, że nachodził go ktoś, kto

proponował łapówkę za kwalifikację gruntu. Oczywiście, człowiek honoru,
za jakiego się ma, nie mógł dopuścić, żeby ten człowiek przekupił innego
radnego, więc wybrał się, żeby na własną rękę złapać oszusta.

— I ty w to wierzysz?
— Nie, ale jego słowa zostaną przeciwstawione słowom oszusta, a

ponieważ nikt nie wie, kim był ten drugi facet, drogi radny Burns wyjdzie z
tarapatów bez szwanku.

— Adamie, ja wiem, kim był ten drugi mężczyzna. Adam zapalił silnik i

poprowadził furgonetkę między

stertami śmieci, w stronę drogi. Jego myśli obracały się wokół słów Toni.

Wiedziała, kim był ten drugi mężczyzna. Jego pierwszą myślą było
pojechać prosto do śródmieścia, ale zmienił zamiar.

— Rozpoznałaś go?
— Nie, ale już widziałam tę twarz. Prawdopodobnie, gdybym go jeszcze

raz ujrzała, rozpoznałabym. — Zerknęła na Adama, zaskoczona jego
poważną miną. Trzymał kierownicę w ten sam sposób, jak chilidoga, lekko,
lecz z całkowitą kontrolą.

Adam czuł, że nie jest w stanie zapanować nad sytuacją. Toni nie

wiedziała, że torba zawierała mnóstwo pieniędzy, a łapówkarz porzucił ją z
własnej woli. Nikomu, kto pozbywał się takiej forsy, nie spodobałoby się,
że Toni mogłaby go rozpoznać. To znaczy, o ile znał się na tym. Gdyby ta
informacja stała się częścią zapisków policyjnych, stałaby się także
publiczną tajemnicą bez względu na to, jak bardzo próbowaliby ją ukryć.

Adam przejechał przez śródmieście Atlanty, kierując się na północ, do

Peachtree Street. Podczas jazdy układał swój plan.

— Jestem głodny, Toni. Co byś powiedziała na propozycję przegryzienia

82

RS

background image

czegoś? Moglibyśmy to omówić.

— Myślę, że jestem zbyt zmęczona, żeby jeść. Chcę jechać do domu i

pomyśleć, co mam dalej robić.

— Jesteś zbyt zmęczona, żeby się martwić o ludzi ze Swan Gardens.

Poza tym, nie wyjaśniłaś jeszcze wszystkiego, co dotyczy filiżanki. Bardzo
jestem ciekaw.

— Jestem głodna — przyznała. Pokręciła głową, przenosząc wzrok ze

swych obciętych dżinsów na mundur Adama. — Szef policji i dziecko-
kwiat. Jakoś nie wydaje mi się, żebyśmy byli odpowiednio ubrani do
jedzenia w miejscu publicznym.

Pokiwał głową z zakłopotaniem, czując, jak część napięcia stopiła się.
— Myślę, że masz rację. Dobrze, mam pomysł. — Skręcił w prawo, na

Ponce de Leon, podjechał do okienka baru dla zmotoryzowanych i zwrócił
się do Toni: — Lubisz pizzę?

— Z podwójnym serem i ostrym pieprzem?
— Ostrym pieprzem? Zawsze tak igrasz z niebezpieczeństwem?
— Tak. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, ale myślę, że tak. Pan

także, kapitanie Ware?

— Zdarza się. — Złożył zamówienie, podjechał na postój i położył

tabliczkę z numerem zamówienia na dachu furgonetki. — Teraz opowiedz
mi o filiżance.

— Adamie, dlaczego to robisz? Jesteśmy sobie tak obcy, jak Jack Spratt i

jego żona. On nie mógł jeść tłustego, a ona chudego. Zupełne
przeciwieństwa. Zawieź mnie po prostu do domu i zapomnij o mnie. Ja
zrezygnuję z folwarku więziennego, a ty będziesz mógł wrócić do tego, co
zwykle robisz.

— O ile dobrze pamiętam resztę tego wiersza, banitko, to „razem

wylizali talerz do czysta". Może powinniśmy zacząć od początku?
Moglibyśmy znaleźć wspólny talerz. Ja jestem chętny, jeśli ty też.

— Nie wiem, Adamie. Nie potrafię się odsłaniać. Jestem bardzo skryta.
— Po twoim występie w mokrej koszulce i moim rozebraniu się prawie

do bielizny, myślę, że nie zostało nam wiele do odsłonięcia, ale jestem
odważny, jeśli i ty jesteś. — Zaczął rozpinać koszulę.

— Wiesz, co mam na myśli, Kojak. Po prostu chcę od ciebie prawdy.
— Tak naprawdę to wierzysz, że nie ja zorganizowałem wieczorne

wydarzenia, prawda? — Nie wiedział, dlaczego było to dla niego tak ważne.

83

RS

background image

— Tak, wierzę ci. Byłam po prostu wściekła na świat, na Radę Miejską i

na burmistrza. Nie rozmawiajmy więcej o tym. Opowiedz mi o sobie.

„Być może to było lepsze — pomyślał — oddalić rozmowę od niej, żeby

mogła odzyskać panowanie". Odchylił się i gwizdnął.

— Niewiele można powiedzieć. W szkole średniej grałem wystarczająco

dobrze w piłkę nożną, żeby dostać stypendium na uniwersytecie stanowym
w Jacksonville. Wyznaczyli mi zadanie zdobywania większości punktów
dla drużyny. Miałem, zdaje się, szczęście i szło mi tak dobrze, że zostałem
przyjęty do New Orleans Saints.

— Annie powiedziała mi, że byłeś gwiazdą, że ciągle możesz

prześcignąć większość ulicznych chuliganów. Dlaczego zrezygnowałeś?

— W prasie wyjaśnili, że to przez przytrzymanie mnie sznurem przez

szczególnie podłego obrońcę, który chciał mnie wyłączyć z gry. Musiałem
poddać się operacji kolana. Potem? Cóż, kontuzjowane kolano było wtedy
dobrym pretekstem.

— Jak znalazłeś się w policji?
— Na początku rozważałem możliwość pracy z dziećmi. Niedługo potem

zorientowałem się, że duże pensje w tego rodzaju pracy pochodzą z
dostatniego North Side. Dzieci, którym chciałem pomóc, nie mieszkały tam,
więc wróciłem do szkoły i studiowałem kryminalistykę. Chciałem pomóc
ludziom, którzy mnie najbardziej potrzebowali, starym i młodym.

— Dokładnie moje myśli na ten temat, kapitanie. Ty pomagasz na swój

sposób, a ja na swój. Podróżujemy w tym samym kierunku, tylko innymi
drogami.

Zanim zdążył zaoponować, przyniesiono pizzę. Wręczył Toni pudełko i

zapalił silnik. Kiedy zawracał na Ponce de Leon, Toni powiedziała:

— Czy to nie zrobi się zimne, zanim dotrzemy do mojego domu?
— Myślałem, że zjemy w moim domu. Mam serdecznie dość munduru.

Masz coś przeciw temu?

— Chyba nie — zamruczała Toni i skupiła się na milczącym

obserwowaniu ciągnącego się wzdłuż ulicy sklepu. Wzmianka o mundurze
przywiodła jej na myśl łazienkę i rzadką zdolność Adama do
wykorzystywania sytuacji. Poza różnicą w poglądach na temat budynku, w
końcu zdecydował się pomóc. Doceniała, że nie powiedział: „A nie
mówiłem?" Pomyślała nawet, że nie była gotowa przyznać się do własnych
wątpliwości co do przekształcania więzienia w mieszkanie dla staruszków.

84

RS

background image

Jazda trwała krótko. Adam zaskoczył Toni, podjeżdżając pod biały,

pokryty gontami domek, dość tandetnie wykończony. Fotele bujane z
jasnymi poduszkami przysiadły na werandzie, a drzwi wejściowe miały
owalny niebiesko-złoty ornament. Zaparkował furgonetkę i zwrócił się do
Toni z wyrazem zaciekawienia na twarzy.

— Tak to wygląda.
— Adamie, jest cudowny! Nigdy nie zgadłabym, że mieszkasz na terenie

Virginia Highlands. Twój dom jest jak dom z piernika w „Jasiu i Małgosi".
Bardzo mi się podoba.

Jej oczy zajaśniały radością, gdy wyobraziła sobie wnętrze domku. Nie

wiedział, dlaczego ją tu przywiózł, ani jakiego rodzaju reakcji oczekiwał.
Nigdy przedtem nie dzielił swego domu z kobietą. To było jego miejsce
ucieczki od brzydkiego świata, z którym miał do czynienia na co dzień. To
był dom, jakiego nigdy nie miała jego matka, taki, jakiego będąc małym
chłopcem, tak rozpaczliwie potrzebował. Krzepiła go świadomość, że
radość Toni była równie szczera, jak jego własna.

— A myślałaś, że gdzie mieszkam? — zapytał.
— Oj, nie wiem. Jakaś zwariowana kawalerka w jednym z tych

ogromnych bloków. Dlaczego właśnie to?

— Ponieważ to jest dom. Wystarczy pytań o mnie, banitko. Pizza nam

stygnie.

— Masz rację — zgodziła się cichym głosem, podała mu pudełko z pizzą

i wskoczyła z furgonetki. — Chcę zobaczyć wnętrze. — Nie była pewna
swych uczuć, gdy weszła na werandę i czekała, aż Adam otworzy drzwi.
Zawahała się na chwilę, gdy wszedł do środka i cofnął, czekając na nią.

Nagle bała się poruszyć. Widziała promieniujące światło lampy, którą

wyłączył, odbijającą ciepło i zapraszającą do wejścia na lśniącą drewnianą
podłogę. Czuła się trochę jak Małgosia, zaciekawiona, co jest w środku, ale
bojąca się sięgnąć po nieoczekiwaną intymność, którą zapowiadali ten dom
i ten mężczyzna.

— No, czego się boisz? — zapytał. — Nie jestem wielkim złym wilkiem,

a tym nie jesteś małym Czerwonym Kapturkiem.

— Nie, już nie. Bardziej przypomina mi się „wejdź do mej sieci, rzekł

pająk do muchy". — Zaśmiała się ze swych wahań. — Czemu, do licha,
nie?

Zjedzmy coś wreszcie. Jestem pod ochroną prawa, zgadza się?

85

RS

background image

— Tak, proszę pani, jestem zaprzysiężony i wyposażony w odpowiednie

upoważnienia.

Weszła do środka. Adam zamknął drzwi i poprowadził ją korytarzem do

kuchni. Całe jego ciało wyczuwało obecność kobiety za plecami.

Miała rację. Był oficerem policji, zobowiązanym do opiekowania się

każdym obywatelem. Był tylko jeden problem. Nie był na służbie. I nie miał
pewności, kto będzie chronił jego.





























86

RS

background image

Rozdział 8.


Kiedy Adam zmieniał ubranie, Toni rozglądała się po kuchni o ścianach

z czerwonej cegły i otwartych półkach, zastawionych staroświeckimi
sprzętami kuchennymi i naczyniami. Wysunięte okno utworzyło maleńką
przestrzeń dla stolika i krzeseł. Ponad szczytami zwykłych okien
zamocowano wstawki z przydymionego szkła, podobne do tych z drzwi
wejściowych.

— Och, Adamie, jest śliczna.
— Wydajesz się tym zaskoczona. — Półnagi i bosy wszedł z powrotem

do kuchni, zapinając dżinsy, które ciasno opinały mu biodra.

Zarost ciemnym cieniem kładł się na twarzy i brodzie, a włosy

zmierzwiły mu się na czole. Spokojnie spojrzała na niego, słowa utknęły w
gardle. Była zadowolona, że nie ma z nimi Annie, choć pewnie ona zajęłaby
się pizzą.

— Myślę, że zostałam zaskoczona — zdołała w końcu powiedzieć. —

Nie wyglądasz na człowieka zbierającego żelazne patelnie i miedziane
garnki. Musiały należeć do twej matki.

Grymas bólu ocienił mu twarz, gdy przeciągnął czystą koszulkę przez

głowę i wpychał ją w spodnie. Nie zdołała powstrzymać powrotu myśli do
mężczyzny w lesie oficera, gotowego do walki, mającego na sobie
kombinezon, mężczyzny, który pocałował ją, kiedy była bez czucia, a potem
aresztował ją.

Adam Ware był zagadką. W jednej chwili był Rambo. W następnej

minucie był ubranym w mundur sobowtórem Mela Gibsona, którego widok
podniósłby ciśnienie krwi w każdej kobiecie. Potem, bez cienia
zakłopotania, wbiłby się w spodnie i stał umięśnionym mężczyzną z
kalendarza Chippendale . Teraz stał w cudownej wiejskiej kuchni, jakby
prosto z Ladies ' Home Journal. Odwrócił się do lodówki.

— Nie, moja matka nie była kolekcjonerką. Ale lubię myśl, że

podobałoby jej się tutaj. Czego się napijesz? Obawiam się, że nie
przygotowałem porcji trucizny dla czarownic.

— Och, woda sodowa, mrożona herbata, woda.
— Ani piwa, ani wina?
— Nie. Nie znaczy to, że nie mam wad, ale alkohol do nich nie należy.

Bardziej wolę...

87

RS

background image

— Psuć wszystko i wchodzić w paradę — przerwał. — Nie wspominając

wykroczeń, udziału w przestępstwach popełnionych przez nieletnich i
nawoływania do rozruchów. — Wsunął pizzę do kuchenki mikrofalowej i
wyjrzał przez okno ponad zlewem. — Zdaje się, że będzie padało. Dobrze,
że nie jesteśmy zmuszeni do spędzenia tej nocy w twoim nowym
mieszkaniu. Zapewne przemoklibyśmy. Nakryj do stołu, dobrze?

Jego talerze były koloru ciemnopomarańczowego z granatowymi

obwódkami. Znakomicie współgrały z granatowymi i pomarańczowymi
serwetkami, które jej wręczył. Kiedy kładła je na stole, on napełnił lodem
granatowy kubek i otworzył dużą plastikową butelkę coli. Gdy zabrzmiał
brzęczek kuchenki, wyrzucił kartonowe pudełko i podał pizzę do stołu.

— Tak tu przytulnie — powiedziała, uśmiechając się. — Jestem pod

wrażeniem. W moim domu ma się szczęście, jeżeli dostanie się hot-doga na
papierowym talerzyku.

— Nie jestem dobrym kucharzem — wyznał, siadając naprzeciwko

niej.—Tak naprawdę, ma to więcej wspólnego ze scenografią teatralną.

Obserwowała, jak kładł kawałek parującej pizzy na talerz. Nie pozwoliła

sobie na sięgnięcie myślami w przód, dalej niż zjedzenie pizzy.

— Czy masz zamiar przypiekać mnie ogniem i smażyć, aż zacznę

mówić?

— Nie. Prawdę mówiąc, Toni Gresham, wcale nie chcę z tobą

rozmawiać o tym, co się stało. Jutro pojedziemy do śródmieścia i
popatrzymy na zdjęcia z podejrzanymi. Dziś porozmawiajmy o nas, o tobie i
mnie.

— Ani słowa o ochotnikach i policjantach?
— Tak. Dzisiaj zależy mi na baśniach i wierszykach. Mów do mnie,

kwiatuszku. — Ugryzł kawałek pizzy, wyciągając pasma sera, i żuł
łapczywie.

Ona też. Opowiedziała mu o dziadku, który czytał jej cudowne historie o

Śpiącej Królewnie i Hansie Brinkerze. O tym, jak codziennie latem po
zajęciach w przedszkolu pozwalał jej włóczyć się z nim do przędzalni.
Kochała wielkie szpule przędzy i maszyny z ich wibrującym dźwiękiem i
żywymi kolorami. Kochała odwiedzać wioskę przy przędzalni, gdzie ludzie
siadali na stopniach przed sklepem, pili Kool-Aid i mrożoną herbatę.
Dziadek zawsze miał w zanadrzu wierszyk lub zabawną piosenkę dla dzieci
i dobre słowo dla rodziców.

88

RS

background image

Byli nierozłączni, siwowłosy mężczyzna i mała dziewczynka.
I wtedy, pewnego dnia, został zabrany do szpitala i nikt nie wyjaśnił jej,

dlaczego. Miała siedem lat, kiedy zmarł. Jej matka uważała, że jest zbyt
młoda, by wziąć udział w pogrzebie. Ani jej matka, ani ojciec nie dostrzegli
jej żalu i zmuszona była ukryć go gdzieś w zakamarku pamięci. Fabryczkę
zamknięto, a starzy ludzie byli zmuszeni wyprowadzić się. Wkrótce potem
została wysłana do prywatnej szkoły.

— Ależ ty byłaś małą dziewczynką!
— Tak, ale mój dziadek był wyjątkowy. Był jedynym człowiekiem,

któremu naprawdę na mnie zależało. Kochałam go i ci ludzie także go
kochali. Byłam zbyt młoda, żeby zrozumieć, że moi rodzice zrobili jedyną
możliwą do zrobienia rzecz. Wyposażenie przędzalni było przestarzałe, a
koszty zmodernizowania jej wyniosłyby więcej niż dochody z niej
uzyskiwane.

— Co się stało z ludźmi z wioski przy fabryce?
— Musieli się wyprowadzić. Nie mieli pieniędzy na utrzymanie. Stracili

domy i nikt się tym nie przejął. Przysięgłam sobie, że kiedy dorosnę,
naprawię to.

— To dlatego jesteś tak zaangażowana w niesienie pomocy starszym?
— Tak. Nie mogę znowu otworzyć przędzalni. Zbyt późno na to.

Większość wyposażenia została sprzedana, żeby spłacić długi. Na razie
zdołałam przekonać rodziców, żeby zatrzymali prawo własności, choć sama
nie wiem, po co. Właściwie fabryka była dzierżawiona przez lata. My
posiadamy niektóre małe budynki, lecz prędzej czy później je także trzeba
będzie sprzedać.

— To musiało być ciężkim przeżyciem dla ciebie, widzieć jej koniec. —

„Ciężkie? — pomyślał. — To musiała być tragedia".

Zaskoczyło go, jak łatwo przychodziło mu zrozumieć jej uczucia.

Zaskoczyło go to, że zaczynał bardzo lubić Toni Gresham.

— Tak, to było trudne — powiedziała. — Większość ludzi nie

zrozumiałaby. Myślą, że jestem tylko jedną z Greshamów, właścicieli
Sunnyside Food i że tak naprawdę nie mam żadnych zmartwień. A przecież
mam. Tak jak ty. Nie różnimy się tak bardzo od siebie, prawda? — dodała
cicho.

Kiedy kończyli pizzę, rozbrzmiał pojedynczy grom i zabłysła odległa

błyskawica. Toni pozmywała, a Adam wytarł naczynia. On opowiadał o

89

RS

background image

chodzeniu z matką do pracy, zanim poszedł do szkoły. Była pokojówką i
część swego dzieciństwa spędził w Side. Prawie nie pamiętał ojca. Odszedł,
kiedy Adam był bardzo mały. Matka zmarła, kiedy był w szkole średniej.
Od tamtej pory sam musiał dawać sobie radę.

Kiedy wytarli blat i zgasili światło, nawiązała się między nimi dziwna

nić koleżeństwa.

— Jest bardzo późno, Adamie — powiedziała Toni, nie kryjąc znużenia

w głosie. — Dziękuję za obiad, ale chyba lepiej zrobimy, jeśli zawieziesz
mnie do domu, zanim zacznie się burza. — Mam drugą sypialnię —
powiedział obojętnym głosem, odwrócony plecami do niej. — Czy istnieje
możliwość, że zostaniesz tu na cały wieczór?

— Nie, nie sądzę.
Zdawała sobie sprawę, o co prosił i wiedziała, że musi odmówić. Ich

związek zaczął się od pocałunków i wielkiej namiętności. Dopiero dziś
wieczorem zaczęli poznawać się nawzajem. Powiedziała mu o sprawach,
których nikomu dotąd nie wyznała, nawet samej sobie. Podejrzewała, że on
uczynił to samo. Zbyt łatwo się z nim rozmawiało, zbyt łatwo byłoby
pozostać. Było coś między nimi, coś kruchego i jeszcze nie określonego.
Nie można było temu zaprzeczyć. Lecz czy to było prawdziwe, czy
baśniowe?

Musiała przyznać mu następnego plusa. Nie usiłował przekonać jej i nie

dotknął jej do chwili, kiedy dotarli do drzwi jej filiżanki.

— Zostań jutro w domu — powiedział po prostu — aż sprawdzę u siebie

i zorientuję się, jak stoją sprawy. Nie odpowiadaj na telefony i nie wychodź
z domu. Proszę.

— Dobrze, Adamie. Plan dotyczący folwarku więziennego i tak będzie

musiał być zarzucony teraz, kiedy puszczono wolno Mad Dog Squad. Będę
czekała na wieści od ciebie.

Oparł płasko dłoń na ścianie ponad je głową i spojrzał w dół na nią.
— Przykro mi, że przedtem byłem taki bezwzględny wobec ciebie, Toni.

Wpadłem w panikę, kiedy zobaczyłem cię na ziemi, zupełnie nieprzytomną.
Wiedząc, jaka jesteś impulsywna, obawiałem się... Nieczęsto mi się to
zdarza, dlatego przesadziłem.

„Adam naprawdę przejął się mną — pomyślała zdumiona. — Był zły i

poważny, ponieważ martwił się". Zdawała sobie sprawę, że przeprosimy dla
niego też nie były łatwe. Uczyła się, że Adam lubi działać, nie mówić.

90

RS

background image

Tak jak ona.
Gorące powietrze wisiało nieruchomo, w sposób zapowiadający deszcz...

Adam spoglądał na nią, jakby żałował, że tam jest. Ona wyczuwała, że
walczy sam ze sobą. Cisza stała się nie do zniesienia. Nawet dźwięki miasta
stały się wyciszone i niewyraźne.

„Nie mogę go nie pocałować" — pomyślała rozmarzona, tuląc się do

niego. Zdawało się, że on odczuwa tak samo. Ten pocałunek z pewnością
był połączonym wysiłkiem.

Rozpoczął zwyczajnie, obejmując ją i całując włosy, lekko dotykając

palcem jej ust, zanim objął je wargami. Bardzo potrzebowała tego
pocałunku i przytulenia, i oddała mu się z ochotą, jak roślina poszukująca
światła słonecznego.

W końcu uniósł głowę, ciągle obejmując ją delikatnie. Uśmiechnęła się.
— Lubię, kiedy uśmiechasz się, Toni.
Znowu ją pocałował, ale inaczej. Sięgnął głębiej, osiągając ten

przerażający, niezbadany obszar, którego żadne z nich nie chciało poznać.
Byli poruszeni przyjemnością dotyku, obydwoje poddawali się, a każde z
nich wiedziało, że są granice, których nie przekroczą. Wydawało się, że
czas zatrzymał się w trakcie pocałunku. Ręce i ciało Adama ciepło
przykrywały ją, a ona wypełniała w jego życiu próżnię, do której nie chciał
się przyznać. Żadne nie zapomni, jak przyjemnie było czuć się objętym.

Adam odsunął się w końcu.
— Dobranoc, banitko, śpij dobrze.
Jej oczy były ciągle zamknięte, usta figlarnie ściągnięte. Czując się jak

małe dziecko, które właśnie zostało poczęstowane cukierkami, sięgnęła za
siebie, otworzyła drzwi i weszła, lub raczej wpłynęła, do domu.

Adam powoli schodził po schodach. W połowie drogi usłyszał krzyk.
Przemknął schodami w górę, wpadł do domu, zganił ją, że nie zamknęła

drzwi na zamek, i ujrzał jej twarz.

Patrzyła na zlew kuchenny. Miała oczy szeroko otwarte, skóra była biała

z przerażenia. Przeniósł wzrok na miejsce, na które patrzyła i poczuł, jak
powietrze wylatuje mu z płuc. Rozmyślnie ułożony, jakby spał, leżał
kurczak — bardzo duży, martwy, opierzony kurczak. Obydwie jego nogi
zostały obcięte.

— Adamie! — Toni rzuciła mu się w ramiona i mocno przytuliła. Czuła,

jak ciche, pełne skargi jęknięcie wymknęło jej się z ust.

91

RS

background image

— Kto mógł zrobić taką podłą, brzydką rzecz?
Jego ręce otoczyły ją; dotyk ten przyniósł ulgę. Oparła się policzkiem o

jego pierś, poddając potrzebie bycia blisko.

— Jakiś kawalarz — powiedział z przekonaniem. — Może jakiś uczeń

niezadowolony z oceny? — Miał nadzieję, że przekonywanie jej lepiej mu
się uda niż przekonanie siebie. — Pewnie wychodząc rano, zostawiłaś
otwarte drzwi.

Wiedział, że tak nie było. Był tutaj, szukając jej i Annie, i drzwi były

zamknięte. Ten, kto zostawił tego kurczaka, uczynił to w czasie kilku
ostatnich godzin. Nawet nie był jeszcze sztywny. Adam przełączył się na
myślenie analityczne, słuchając i obejmując Toni. Teraz byli sami. Był tego
pewien. Lecz jeśli ktoś dostał się tutaj raz, może uczynić to ponownie. Toni
była w niebezpieczeństwie.

— Cóż, pewnie nie dostanie za to lepszego stopnia — wydusiła dzielnie,

choć obawa ściskała jej gardło. — Ale przez to na pewno wyleci z mojej
klasy. — Przez chwilę pozostała w objęciach, potem odsunęła się i głęboko
zaczerpnęła powietrza. — Czy pozbędziesz się tego... za mnie?

— Pewnie, jak tylko sprawdzę dom.
Stała na środku kuchni, próbując nie patrzeć na zlew, gdy Adam szybko

sprawdził domek.

— Czy masz łopatę? — zapytał, kiedy wrócił do kuchni, zadowolony, że

byli sami.

— Nie. Dlaczego pytasz?
— Myślałem, że zakopię kurczaka.
— Dlaczego?
Próbował dać taką odpowiedź, która nie zabrzmi głupio.
— Zawsze zakopuję to, co zdechnie. Ptaki, przejechane koty, no wiesz.

Chyba tak powinno się postępować.

Przerażenie Toni odpłynęło, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią

Adama. Aresztowanie zatwardziałych kryminalistów i grzebanie martwych
zwierząt. Taki kontrast. Silny i miękki, podobało jej się to. Do licha, lubiła
go coraz bardziej i to ją przerażało.

— Sąsiad obok — powiedziała. — Tam jest mała szopa z narzędziami.

Nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli pożyczymy łopatę.

— Nie my, ja. Ty zamknij za mną drzwi i zaczekaj. Jesteś zbyt

wyczerpana, żeby znowu chodzić po tych schodach.

92

RS

background image

Toni nie protestowała. Nawet zamknęła drzwi na zamek. Włączywszy

resztę świateł, usiadła na sofie i czekała. Dotąd zawsze czuła się bezpiecznie
w swoim domku. Teraz to uległo zmianie. Jej dom został naruszony i nie
miał pojęcia, dlaczego. Mimo to ciągle była twarda. Nigdy dotąd nie dała
się zdeprymować.

Do chwili, kiedy Adam zastukał do drzwi i przedstawił się, odzyskała

panowanie. Podziękowałaby mu i powiedziała „dobranoc", gdyby nie
przemókł do suchej nitki. Deszcz nagle nadciągnął falami.

— Och, Adamie, trochę zmokłeś!
— Ja nigdy nie robię niczego połowicznie, banitko. Jestem całkiem

przemoczony, zaleję ci dywan.

— Przepraszam, to moja wina. Wejdź, włożę twoje ciuchy do suszarki.

To nie potrwa długo.

Adam i tak nie zamierzał opuścić tego domu. Miał teraz pretekst do

pozostania, przynajmniej do czasu, aż będzie miał okazję rozejrzeć się. Nie
było nadziei na to, że zmieści się w którymś z szlafroków Toni, więc
zadowolił się olbrzymią trykotową koszulką i prześcieradłem omotanym na
wzór Polinezyjczyków. Czekolada na gorąco właśnie zaczynała się
gotować, gdy grom uderzył w coś w pobliżu i zgasło światło.

Tym razem Toni nie krzyczała. Po prostu znieruchomiała tam, gdzie

stała. Drżała, kiedy Adam znalazł ją w ciemnościach. Zdał sobie sprawę, że
nie obawiała się rabusiów w parku ani pająków pod zlewem, ale ciemność
ją paraliżowała. Dotknął jej ramienia, a ona odwróciła się do niego z
rozpaczliwym pośpiechem.

— Czy to się często zdarza? — zapytał.
— Czasami. Gromy nie uderzają w dom, bo instalacja uziemiająca jest

podłączona do fundamentów. Trzymam świece w każdym pokoju.
Ciemność to najgorsza rzecz. Słyszę wtedy wiatr i trzeszczenie domu. Ale
dotąd byłam zawsze pewna, że bez względu na to, co dzieje się na zewnątrz,
tu jestem bezpieczna. A teraz nie wiem.

— Jesteś bezpieczna, kochanie. Jestem tutaj.
Tym razem, kiedy ją całował, nie chciał się opanowywać. Chciał być

delikatny, żeby odzyskała pewność siebie. Ale panował nad rękami i ciałem
— usta zdradziły. Plądrowały, smakowały, próbowały i wodziły po Toni,
jak deszcz zalewający dom na zewnątrz.

— Toni — powiedział w końcu ochrypłym głosem.

93

RS

background image

— Chcę dziś zostać z tobą na noc.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego, objęła go rękoma i pocałowała

łapczywie, jak gdyby obawiając się, że są ze sobą ostatni raz w życiu.
Wtargnął w jej życie, wyprzedził wszystkie bliskie jej osoby i odizolował w
swych ramionach. Nikt tego dotąd z nią nie uczynił. Zawsze kochała swoją
filiżankę. Teraz wiedziała, że ona naprawdę jest magiczna.

— Chcę, żebyś został — powiedziała.
Adam wydał z siebie westchnienie ulgi. Zależało mu na ochranianiu jej.

Lecz teraz, kiedy już się zgodziła, zdał sobie sprawę, że chciał czegoś
więcej niż chronienia kobiety, którą trzymał w ramionach. Była taka mała,
taka ufna, taka cudowna. Poddał się potrzebie chronienia i obejmowania jej.

— Zamknij drzwi na zamek, Adamie — powiedziała, niechętnie

uwalniając się z jego ramion — a ja wezmę prysznic.

Potem... — Jej głos zamarł, gdy dostrzegła walkę emocji na jego twarzy.
— Myślę, że będę spał na sofie, Toni. Tak będzie lepiej, w przypadku,

gdyby żartowniś powrócił.

Następna błyskawica przecięła niebo, a po niej nastąpił huk gromu.
— Adamie Ware, jeśli w ogóle planujesz pocieszać mnie, będziesz

musiał być bliżej niż na sofie. Och, Adamie, obejmij mnie.

Znowu była w jego ramionach. Ich ciała dotykały się. Trzaski wymknęły

im się spod kontroli, a ona czuła na biodrze pulsowanie jego podniecenia.
Przytulił ją mocniej, dobierając wgłębienia ciał do ich wypukłości.

—Jesteś pewna, Toni? Chcę, żebyś wiedziała, że nie robię tego zbyt

często — powiedział powoli. — I chcę, żeby do tego doszło nie dlatego, że
boisz się ciemności.

— Nie boję się ciemności, Adamie. Nie teraz, kiedy jesteś ze mną.
— Toni...
Wziął ją na ręce i przeniósł do sypialni, gubiąc swój sarong. Położył ją na

łóżku i uwolnił siebie, potem ją, z koszulki. Kładąc się obok niej, otoczył ją
rękoma. Jej brodawki drażniły jego pierś jak nagrzane magnesy i czuł na
ramieniu wznoszącą się i opadającą w rytm oddechu miękkość piersi.
Zmusił się do mówienia. — Toni, jesteś zabezpieczona?

— Czy ja... Och! Och, Adamie, przepraszam, nie pomyślałam. To

znaczy, ja nie... — Zapłonęła z zawstydzenia, zakłopotanie zalało ją innym
rodzajem ciepła.

Westchnął.

94

RS

background image

— Ja też przepraszam. Mówiłem ci, że nie robię tego zbyt często. Też nie

mam niczego przy sobie. Nic nie szkodzi, najdroższa, zostanę z tobą i będę
cię tulił. Czasami to wystarcza.

Później będziemy mieli dużo czasu. Teraz pogłaskam cię po plecach, aż

zaśniesz.

— Och, Adamie — westchnęła, zarzucając nogę w poprzek jego uda. —

Naprawdę będziesz mnie tulił bez...? Dziękuję ci. — Tym razem jej
westchnienie wyrażało zadowolenie. — Nie zostawisz mnie, prawda?

— Nie zostawię. — Pogłaskał ją po plecach, tak jak jego matka głaskała

go, gdy był chłopcem. Zastanawiał się, dlaczego obawiała się, że pójdzie,
potem zastanawiał się, dlaczego on obawia się, że tego nie zrobi. Przez
dłuższy czas leżała nieruchomo i blisko, potem, kiedy sen ją ogarniał,
poczuł, jak rozprężyła się. Jej oddech stał się swobodny i równy. Noc mijała
jej we śnie, była bezpieczna od tego, kto zostawił okaleczonego kurczaka
jako ostrzeżenie. Adam był przekonany, że w takim zamiarze.

Gdy świt zajaśniał na horyzoncie, wyśliznął się z jej objęcia i wyszedł z

domu. Chociaż on nie zmrużył oka, przynajmniej Toni miała spokojny sen
tej nocy.

Owinięta ostatnimi długimi palcami snu, Toni westchnęła i zdecydowała

się nie budzić. Była całowana. Adam całował ją. Śniła o jego pocałunkach
całą noc, aż zrobiło jej się gorąco i wilgotno z pożądania. Poczuła, jak się
przesunął, oderwał usta od jej ust i przesunął je w dół jej ciała, chwytając
brodawkę i zmieniając ją w drżącą masę pożądania.

Poufale wsunął nogę między jej nogi. Twarde włosy na jej udo. Palce

przesunęły się po dolnej części pleców, skręciły na nagie pośladki i
wśliznęły się do ciepłego tajemniczego miejsca między nogami.

Jej ciało śpiewało z rozpierającej je energii. W głowie zahuczało, a

skądś, głęboko pod jego dotykiem, wypłynęło niekontrolowane drżenie i
przeszyło ją.

— Toni, najdroższa, otwórz oczy. Czy gotowa jesteś kochać mnie teraz?
— Gotowa? Och, tak, Adamie, kochany. Jestem gotowa. — Otworzyła

oczy. Jej sen stał się jawą. Adam pochylał się nad nią, ciemne oczy lśniły
pożądaniem. W naturalny sposób przekręciła się, dając mu swobodny
dostęp do siebie. Odetchnęła powoli i znowu zamknęła oczy, kiedy schwytał
drugą pierś gorącym, drażniącym językiem.

— Mam nadzieję, bo nie sądzę, żebym mógł dłużej czekać. — Jego usta

95

RS

background image

zostawiły jej piersi, kosztowały i drażniły jej ciało, leniwie przesuwając się
w dół, coraz bliżej...

— Adamie! Co ty robisz? — Całkiem obudzona Toni próbowała usiąść.

Jej oczy otworzyły się szeroko na widok promieni słonecznych rozlanych na
jej łóżku i znieruchomiałego nad nią mężczyzny, błyszczącego nagością i
całkiem podnieconego.

Uśmiechnął się do niej łagodnie.
— Właśnie zamierzam uczynić to, czego twoje ciało żądało ode mnie

przez ostatnie pół godziny. Chcesz mieć mnie w środku, banitko, chcesz
mnie czuć głęboko wewnątrz.

— Och, tak.
— Tak powiedziałaś. To i parę innych rzeczy, o których porozmawiamy

później, kiedy będę miał pewność, że już się obudziłaś.

— Już się przebudziłam, Adamie, naprawdę. — Wypuściła głośno

oddech, czując, jak jego koniec napiera na nią. Jego oczy były zamglone.
Jego oddech stał się szybki i gorący, kiedy pochylił się do przodu, opierając
ciało na łokciach. Zażenowana, oślepiona, czuła, jak jej ciało potwierdziło
pożądanie, unosząc się ku niemu.

— Poczekaj. Wczoraj wieczorem — wyszeptała — powiedziałeś, że

musimy poczekać do następnego razu. — Wstrzymała oddech i
uświadomiła sobie, że nerwowo klepie go po ramieniu.

— To jest ten następny raz, kochanie. Ja... — Zawahał się.
— Wymknąłem się wczesnym rankiem i zrobiłem krótką wycieczkę do

apteki. Nie chciałem ryzykować, że nie będzie „ranka".

— Och, Adamie, ty dbasz o wszystko. Kocham to, że jesteś taki

opanowany, lecz zdarza się, że jesteś zbyt powolny.

— Jej biodra wygięły się, a on przestał być powolny.
To nie był sen. To było naprawdę i Toni całkowicie oddała się temu

dzikiemu, zmysłowemu mężczyźnie. Krzyczała, kiedy jedno gorące
doznanie następowało po doznaniu, aż poczuła, jak zadrżał gwałtownie i
wiedziała, że lecą do słońca i z powrotem. Za chwilę uczepiła się go, dzieląc
cudowność jednoczesnego spełnienia.

Adam przygarnął ją do siebie, zamknął oczy i zasnął. Kiedy się obudził,

nie było jej. Od pasa w dół owinął się prześcieradłem i wyruszył na
poszukiwanie, trafiając prosto na Freda i Annie, którzy siedzieli przy stole,
pijąc z Toni kawę.

96

RS

background image

— Dzień dobry — powiedział wpół uśmiechnięty. Potem zrezygnował z

powściągliwości i pocałował Toni.

— Osobiście — powiedziała Annie — oceniłabym atmosferę panującą

tutaj na trójkę. Ciśnienie trochę spadło. Mleko na razie jest bezpieczne. —
Uśmiechnęła się szeroko do Adama i podała mu filiżankę.

— Tak — zgodził się Fred. — Adamie, człowieku, twoja obecność tutaj

może oznaczać szczęście naszej drogiej Toni, ale co do twojego ubioru,
muszę wyznać, jesteś resztką bałaganu z lat sześćdziesiątych.

Adam szczelnie owinął się prześcieradłem i usiadł.
— Och, twoje rzeczy są suche — powiedziała Toni. — Adam przemókł

wczoraj

wieczorem

ciągnęła

pośpiesznie;

jej

twarz

było

ognistoczerwona. — W deszczu.

— O, tak, wczoraj padało też w śródmieściu — powiedziała Annie. —

Późnym wieczorem, bardzo późnym.

Nadszedł czas na przejęcie inicjatywy. Adam odstawił filiżankę z kawą i

powiedział:

— Dobrze, ludziska. Co knujecie?
— Nic, Adamie, kochanie — odpowiedziała Toni, poważnie spoglądając

na Annie i Freda. — Właśnie przekazałam im złe wiadomości o tym, że
musimy wynieść się z folwarku i znaleźć inne miejsca dla ludzi ze Swan
Gardens.

Adam żachnął się.
— Myślałem, że zrezygnowałaś z tego pomysłu, Toni.
— Nie z pomysłu, tylko z lokalizacji. Już zaczęliśmy węszyć. Jakieś

propozycje?

— Jedyną propozycją, jaką mam dla was trojga, to zostać w domu, aż

sprawdzę, co słychać na mieście. Obiecałem szefowi, że dzisiaj dostarczę
dokładny raport.

— Świetnie, jestem umówiona z rodzicami na lunch — powiedziała

Toni. Wzięła głęboki wdech . — Wcale nie mam na niego ochoty.

— O co chodzi, Toni? — z zaciekawieniem zapytała Annie.
— Dlatego, że wszystko jest takie wymuszone. Oni nie wiedzą, co

powiedzieć, a ja tylko siedzę tam, oczekując, że zdarzy się coś strasznego.
Nieważne. Nie mam teraz czasu do stracenia.

— Lunch z twoimi rodzicami — powtórzył Adam. — To znakomicie.

Fred czy ty z Annie moglibyście się tu pokręcić, aż ona będzie gotowa do

97

RS

background image

wyjścia. A może odwieźlibyście ją? Ja ją odbiorę i przywiozę z powrotem.

— Bzdury — powiedziała Toni. — Nie potrzebuję obstawy, Adamie. O

co ci chodzi, boisz się, że załatwię inne miejsce?

— Nie, obawiam się, że wsiądziesz na miotłę i odlecisz. — Powstał

leniwie, spojrzał na Freda i Annie, jak gdyby decydował się na coś. Potem
pocałował ją w dwuznaczny sposób i wolnym krokiem udał się do sypialni.
— Jedyna dla ciebie możliwość latania to ze mną. Chyba się ubiorę.

— Dobry pomysł — powiedziała Annie. — Nie wiem, jak dużo mleko

może znieść.

— I sądzisz, że kurczak był ostrzeżeniem?
Fred stał oparty o furgonetkę Adama ze zdenerwowanym wyrazem

twarzy. Wyszli z Adamem na zewnątrz.

— Dokładnie tak myślę. Ona jest jedyną osobą, która dobrze widziała

człowieka przekupującego radnego Burnsa. Nawet na chwilę nie kupiłem
jego bajeczki, że działał na własną rękę i nie myślał, żeby inni mu uwierzyli.
Ale ujdzie mu to na sucho, bo nie będziemy w stanie udowodnić, że było
inaczej.

— Myślisz, że tamten facet będzie chciał odzyskać swoje pieniądze?
— To znaczy, czy będzie naciskał na Burnsa? Wątpię. Ostania rzeczą,

jakiej mu potrzeba teraz, jest to, żeby wszyscy dowiedzieli się o jego
związku z tą sprawą. Nie, to Toni jest jego zmartwieniem.

— Więc co zrobisz, człowieku?
— Mam zamiar na jakiś czas wprowadzić się do niej do domu.
Oczy Freda zwęziły się, kiedy dokładnie przyglądał się Adamowi.
— Nie przeprowadzasz się do niej tylko dlatego, że chcesz ją chronić,

co? O ile ją znam, jesteś pierwszym facetem, któremu pozwoliła zostać na
noc. Ale nie chciałbym widzieć, że dzieje jej się krzywda.

— Nie skrzywdzę jej, Fred. Wiem, co się dzieje, kiedy mężczyzna

wykorzysta kobietę i porzuci ją.

Fred pokiwał głową i uśmiechnął się.
— Dobra, wierzę ci. Idź złożyć raport, a my będziemy krasnoludkami

Sierotki Marysi aż do twojego powrotu. Przy okazji, w jakim domu ty
mieszkasz?

— Toni powiedziała, że został zrobiony z piernika.
— Piernika? Powinienem wiedzieć. Mam nadzieję, że we dwoje nie

otworzyliście puszki Pandory.

98

RS

background image

— Puszki Pandory? Fred, nie wiedziałem, że jesteś taki wykształcony. —

Adam wspiął się do furgonetki i posłał Fredowi ciepły uśmiech.

— Och, przeczytałem to i owo. — Fred przełożył rękę przez otwarte

drzwi furgonetki. — Mówiąc poważnie. Adamie, przeczytałem też wiersz o
Humpty Dumpty. Wiesz, jak on się kończy.

— Mylisz się — powiedział cicho Adam. — Toni nie siedziała na murze,

ona tam wlazła. Nie spadła, Fred, skoczyła. I ciągle jest w jednym kawałku.
Zachowaj ją taką.

— Być może — Fred wymamrotał pod nosem, kiedy Adam odjechał. —

Lecz jako oficer policji jesteś prawie tak samo ważny, jak człowiek króla.

— Zawsze podejrzewałem, że Burns igra z niebezpieczeństwem —

powiedział burmistrz. — I martwię się o pannę Gresham. Burns przysięga,
że mężczyzna był tylko głosem z telefonu. A teraz nadal ogląda zdjęcia
notowanych. — Burmistrz był zmartwiony, czego Adam się po nim
spodziewał.

— Co się stanie, jeśli rozpozna tego faceta?
— Zawrzemy układ. Pośrednik uniknie kary, jeśli powie nam, kto kryje

się za łapówkami. Wtedy złapiemy grubą rybę. To musi mieć związek z
wyborem Atlanty na miejsce Olimpiady Letniej w 1996 roku. Stare
więzienie nie zostało uwzględnione w planie, ale przylega do proponowanej
lokalizacji wioski olimpijskiej. Komitet Olimpijski nie ogłosi swej decyzji
w sprawie olimpiady przed jesienią, ale nie dopuszczę, żeby Atlanta została
skompromitowana.

— Jednak to nie ma sensu, proszę pana. Kupowanie kwalifikacji to

przestępstwo gospodarcze. Ale kurczak w zlewie? To wygląda na woo-doo
albo czarną magię. — Adam nie mógł zaprzeczyć, że także był wystraszony,
bardziej niż był gotów przyznać przed Toni czy Fredem.

— Rzeczywiście, dlatego chcę, żebyś przebywał z panną Gresham.

Wspomaganie jej w poszukiwaniach nowego budynku, który tak bardzo
chce wyremontować, możesz potraktować jako zadanie specjalne. Dzięki
temu będziesz miał oko na nią i upewnisz się, że nie zostanie użyta jako
zabezpieczenie.

— Myślę, że dam sobie z tym radę, panie burmistrzu. Są jakieś

informacje o opuszczonych budynkach nadających się dla jej zamiarów?

— Nie, ale załatwiłem przedłużenie terminu wyprowadzki dla

mieszkańców Swan Gardens.

99

RS

background image

Zgodzili się dać tym ludziom sześć miesięcy zamiast sześćdziesięciu dni.
Adam uśmiechnął się szeroko.
— Jak panu się udało?
— Mam trochę wpływów tam, w ratuszu. — Powiedział burmistrz i

wstał, dając do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona.

Adam otworzył już drzwi, kiedy zatrzymał go głos burmistrza:
— Nawiasem mówiąc, Adamie, dlaczego nie jesteś w mundurze?
Adam spojrzał na swoje pogniecione dżinsy i pokręcił głową.
— Niech pan nie pyta. Naprawdę nie uwierzyłby pan moim słowom.
„Burmistrz miał rację, przynajmniej co do jednego" — pomyślał Adam

wyjeżdżając z podziemnego parkingu. — Będę musiał wstąpić do domu i
zmienić ubranie." Nie miał pojęcia, czy Greshamowie do tej pory
podejmowali obiadem oficera policji, a chciał wywrzeć dobre wrażenie.

Kwadrans po dwunastej zatrzymał się przed znajomą bramą z kutego

żelaza, która broniła dostępu do posiadłości Greshamów, i zwolnił
czekających tam Freda i Annie. Dopóki ponownie nie spojrzał na bramę, nie
zdał sobie sprawy, że był tam wcześniej, z matką, która tam pracowała.
Ironia losu, pomyślał, oto zakreślił pełne koło.

Odźwierny nie pozwolił mu wejść, więc pokazał odznakę. Nawet wtedy

brama została otwarta dopiero po telefonie do domu. Furgonetka została
wpuszczona. „Może Toni powinna z powrotem wprowadzić się na jakiś
czas do rodzinnego domu — dumał. — TU będzie dużo bezpieczniejsza niż
we własnym domu".

— Adam, co ty tutaj robisz? — zapytała Toni, otwierając drzwi. — Fred

mógł mnie zabrać... — Jej głos zamilkł, gdy obejrzała mężczyznę stojącego
w drzwiach. Nie był to Rambo-Adam, ani Gibson-Adam. Był to ktoś w
rodzaju swobodnie zachowującego się młodego człowieka na kierowniczym
stanowisku, którego jej rodzice z pewnością zaakceptują. Dlaczego o tym
właśnie pomyślała? Nigdy nie miało znaczenia to, co rodzice akceptowali.

Miał na sobie bawełniane spodnie koloru morskiego i czerwoną koszulkę

polo. Studencka powierzchowność nigdy nie zatrze wrażenia z pierwszego
wieczoru, kiedy miał na sobie spodnie maskujące i brudno-oliwkową
koszulę. Rzeczywiście, bez oporu przyznała, że wszystko, co nosi, jest
czystym świętokradztwem. Jego właściwy strój to nagość w świetle
błyskawicy. Jednak, rozstrzygnęła marszcząc się, czym wywołała u Adama
uniesienie brwi, toga byłaby zaraz na drugim miejscu.

100

RS

background image

— Burmistrz mnie przysłał — powiedział. — Mogę wejść?
— Po co?
— Załatwił sześciomiesięczne przedłużenie terminu dla ludzi ze Swan

Gardens.

— Ostrzegam cię, przyjście tutaj oznacza, że jesteś zaproszony na obiad

z hiszpańską Inkwizycją.

— Jestem gotów, banitko. Co się stało z twoimi włosami?
Była ubrana w jaskrawoczerwoną sukienkę. Miała lawendową torebkę i

takiego samego koloru sandałki. Czerwone plastikowe kolczyki zwisały aż
do ramion, a jej blond loki jeżyły się w niby-punkowym stylu, co z
pewnością doprowadzało jej rodziców do pasji.

— Po prostu użyłam odrobiny żelatyny — powiedziała. — Matka

nienawidzi tego.

— Hmm. Gdybym o tym wiedział, wpadłbym do twej fryzjerki i kupił

sobie kilka drutów dla dodania odwagi.

— Nie sądzę, żebyś tego potrzebował — powiedziała Toni i cofnęła się,

by go wpuścić. Tym razem jej uśmiech wskazywał na wewnętrzne
zadowolenie. Nie miał nic przeciwko jej punkowej fryzurze, przeciwnie,
okazał zrozumienie.

— Toni — zawołała jakaś kobieta. — Przyprowadź swego policjanta i

przedstaw nas.

— Swego policjanta? — wyszeptał Adam. — Podoba mi się to. — Wziął

ją za rękę i rzucił rozmarzone spojrzenie. — Naprawdę mi się podoba,
banitko.

Wyszarpnęła rękę.
— Nie myśl sobie zbyt wiele, Kojak. Musiałam im coś powiedzieć. Nic

jeszcze nie wiedzą o folwarku więziennym. Utrzymują towarzystkie
kontakty z Burnsami. Nie miałam okazji powiedzieć im o próbie
przekupstwa.

— Nie mów im. Nie lubię niedyskrecji, a przy odrobinie szczęścia nie

dowiedzą się. A propos, jesteśmy zaręczeni czy tylko mieszkamy razem?

— Ani jedno, ani drugie. Jesteśmy tylko... przyjaciółmi.
— Nimi także — powiedział i ofiarował jej krótki, figlarny pocałunek.
Toni zdołała zwalczyć chęć zaciągnięcia Adama na górę, do sypialni, i

poprowadziła go do jadalni.

— Matko, ojcze, to jest kapitan Adam Ware. Burmistrz przydzielił mi go.

101

RS

background image

Wspólnie pracujemy nad pewnym projektem.

Pan Gresham uważnie przyjrzał się Adamowi z przenikliwym

zainteresowaniem.

— Adam Ware, były zawodnik Saintsów?
Adam mruknął i udzielił zgodnej z oczekiwaniem odpowiedzi. Grywał

już w taką grę.

— Tak, proszę pana. Panie Gresham, pani Gresham. Jestem szczęśliwy,

że poznałem rodziców Toni.

— Współpracujesz z burmistrzem, Toni? — zapytała pani Gresham. —

Chodzi o działalność społeczną, z której Greshamowie zawsze słynęli? To
dobrze, moja droga. Jaki charakter ma projekt, przy którym pomagasz
burmistrzowi?

— Ja nie pracuję z burmistrzem, mamo. Pracuję z ludźmi, którzy

mieszkają w bloku Swan Gardens. Zostali wyrzuceni ze swoich mieszkań.
Opowiadałam ci, kiedy Adam przyjechał. Pamiętasz, ten okropny projekt
mieszkaniowy?

Pani Gresham obruszyła się, potem odzyskała równowagę, mówiąc:
— Ale nie powiedziałaś mi, że burmistrz uważa go za dobry pomysł.

Radzi jesteśmy, że jest pan z nami, kapitanie. Może pan usiądzie?

— Burmistrz nie uważa, że to dobry pomysł. Ani Adam.
Adam zauważył, że wypowiedź pani Gresham była nieporadną, lecz

szczerą próbą okazania zainteresowania. Pan Gresham rozwinął serwetkę i
chwycił widelec, przysłuchując się rozmowie. Adam szybko doszedł do
wniosku, że Greshamowie nie rozmawiają ze sobą. Może rozmawiają, lecz
nie słuchają się. Zanim skończyli jeść, wiedział już, dlaczego Toni mieszka
w filiżance i deklamuje wierszyki.

Próby rozmowy z rodzicami na temat projektu, nauczania, nawet jej

związku z nim, trafiały do nie słyszących uszu lub na szczere zakłopotanie.
W końcu Toni zaczęła udzielać krótkich wyjaśnień, a po chwili zupełnie
przestała mówić. W zupełnym milczeniu obydwoje z Adamem powoli jedli
świeżego łososia i pili bulion. Podziękowali za deser i małymi łykami pili
mrożoną herbatę, czekając aż pan i pani Gresham skończą.

— To cudowny dom — powiedział w końcu Adam, próbując znaleźć

temat, który znajdzie pozytywną reakcję.

— Tak — powiedziała pani Gresham w swój chłodny, lecz zadziwiająco

nieśmiały sposób. — Kupiliśmy go kilka lat temu od Bransonów.

102

RS

background image

Słyszał pan o Branson Candies, nieprawdaż?
— Tak — odparł Adam. — Prawdę powiedziawszy, znałem obydwoje

państwa Branson. Wyjątkowo podoba mi się japoński ogród — dodał
swobodnie. — Staw ze złotymi rybkami jest moim ulubionym miejscem.

— Pan zna nasze ogrody? — Pani Gresham nie zdołała ukryć

zaskoczenia. — Oj, to zabrzmiało okropnie, prawda? Przepraszam, zawsze
zdarza mi się mówić coś niewłaściwego, prawda, Toni?

Pani Gresham uśmiechnęła się nerwowo i spojrzała na córkę z ukrytą

nadzieją w oczach. Kiedy Toni nie odpowiedziała, Adam uświadomił sobie,
że ta scena nie była nowością. Nie uszło jego uwagi delikatne dotknięcie
ręki żony pana Greshama pod pozorem kładzenia serwetki na stole.

— Tak — powiedział Adam. — Jako dziecko bawiłem się tam kiedyś.
— Czyżbym znała pańskich rodziców, panie Ware? — Spojrzała na

niego z zaciekawieniem.

— Wątpię, pani Gresham. — Porozumiewawczo mrugnął do Toni. —

Moja matka była pokojówką pani Branson.

— Och, znowu to samo. Przykro mi. Nie było jej przykro.
— Pani Branson była miłym i szczodrym pracodawcą dla kobiety z

małym chłopcem.

Toni poczuła, że ciężar spadł jej z serca. Adam nie tylko rozumiał jej

matkę, ale nawet nie był przez nią onieśmielony. Odpłaciła mu promiennym
uśmiechem i wstała.

— Przepraszam, że jem i zaraz uciekam, mamo, ale Adam i ja mamy do

zaplanowania parę rzeczy. — Wzięła go za rękę i przyciągnęła do siebie,
dodając przesłodzonym głosem. — Prawda, kochanie?

— Rzeczywiście, kochanie — zgodził się. — Miło było poznać państwa.

— Tym razem pani Gresham była adresatką konspiracyjnego mrugnięcia.
Objął Toni w talii i zapytał głośnym szeptem: — U mnie czy u ciebie?

Sapnięcie Toni było jednoznaczne, tak jak i zduszony śmiech pani

Gresham. Przynajmniej raz Toni uzyskała pewien wyraz aprobaty ze strony
matki. Cieszyła się z każdej sekundy ciszy wypełniającej jadalnię, kiedy z
Adamem szli korytarzem do wyjścia. Już na zewnątrz Toni wydała z siebie
śmiech dostatecznie głośny, by zwrócić uwagę strażnika, który pokręcił
głową.

— Adamie, byłeś cudowny. Twoja matka naprawdę była tutaj

pokojówką?

103

RS

background image

— Tak. Czy z twoimi rodzicami zawsze tak trudno rozmawiać?
— Tak.
— Nic dziwnego, że mieszkasz w niebie. Gdybym był zmuszony tutaj

mieszkać, sam zacząłbym stwarzać pozory. A może tym, banitko, ich
onieśmielasz? Nie sądzę, żeby cię rozumieli.

— Cóż, odwzajemniam to uczucie, zapewniam cię. Co powiedział

burmistrz?

— Że powinienem wprowadzić się do twojego domu i wykorzystywać

każdą chwilę, kiedy nie śpię, na dzikie, zmysłowe kochanie się z tobą.

— Nie wierzę ci. Naprawdę tak ci powiedział?
— Nie, to mój pomysł. Tak naprawdę, to powiedział, że powinienem

spędzić z tobą każdą chwilę do czasu znalezienia miejsc do mieszkania dla
tych starych ludzi. — Otworzył drzwi furgonetki i pomógł jej wsiąść. — A
co ty o tym myślisz, banitko?

Skromnie spuściła oczy.
— Obydwa pomysły wydają się kuszące.
Tym razem to radosny okrzyk Adama zmusił strażnika do wyjścia z

domku z wyciągniętą bronią.


















104

RS

background image

Rozdział 9.


— Adamie, dlaczego nie pozwoliłeś mi powiedzieć im o Richardzie

Burnsie?

— Burmistrz uważa, że dobrze byłoby jeszcze nie rozpowszechniać tej

informacji.

— Jak zamierzacie utrzymać to w tajemnicy?
— Z szefem Mad Dog Squad ustalono, że potwierdzą, iż Burns pracował

na własną rękę. Nawet jeśli wiadomość się rozniesie, będzie mógł
powiedzieć, że robił to, co do niego należało.

— Nie uważam, że powinno mu to ujść na sucho — powiedziała Toni.

— Jak już przyłapie się kogoś nieodpowiedzialnego, to należy ujawnić
starego oszusta, nawet jeśli jest przyjacielem twojego ojca. Już czas, żeby
przeszedł na emeryturę. Miasto potrzebuje w Radzie kogoś, kto ma na
względzie jego dobro.

Adam wstrzymał się z uczciwą odpowiedzią. Wiedział, jaki obrót

przybierają takie sprawy. Burns pewnie uniknie kary. Był członkiem
towarzystwa „dobrych, starych chłopców". Korupcja polityczna zawsze
istniała, a idealizm Toni nie mógł tego zmienić. Niemniej jednak, aby ją
chronić, zgodził się współpracować, przynajmniej do czasu wykrycia grubej
ryby.

— Kiedy już znajdziemy człowieka stojącego za transakcją— powiedział

— będziesz mogła zwołać swoich ludzi i zanurzyć go w smole i pierzu. Sam
wam pomogę. — Otworzył dla niej drzwi od strony pasażera. — Dokąd
teraz, banitko?

— Och, nie wiem, Adamie. Nie ma żadnej wskazówki, gdzie szukać

drugiego budynku dla naszego użytku. Fred,

Annie i ja jeździliśmy wokoło cały ranek, zanim podwieźli mnie pod

dom rodziców. Nie zauważyliśmy niczego, co by się nadało. Jestem tym
przygnębiona.

Ruszając Adam pomyślał, że niewiele ostało się z pomysłu: Toni poddała

się w kwestii budynku. Jednak na jej twarzy malowało się wszystko, tylko
nie przygnębienie. W czerwonej sukience i lawendowych sandałkach
kojarzyła mu się z małą dziewczynką w drodze na przyjęcie urodzinowe.

— Zakładam, że nie zamierzasz poddać się? — Pokazał strażnikowi

znak, unosząc do góry kciuk, i wyjechał na Riverside Drive. — Miałem

105

RS

background image

nadzieję, że spędzimy razem trochę czasu. Może poszlibyśmy na plażę.

— Och, Adamie, przykro mi. Bardzo chciałbym wyjechać z tobą, ale nie

teraz. Nie poddaję się w sprawie budynku. Pomyśl tylko, co by to znaczyło.
— Mówiąc zapalała się coraz bardziej. Adam usiłował nie dostrzegać, że
ten zapał był wywołany przez jej projekt, a nie przez plan wycieczki. —
Nie.

— Chwyciła go za ramię i posłała ciepły, pogodny uśmiech.
— Ci ludzie będą mieli jakieś miejsce do zamieszkania, na które będzie

ich stać, nawet jeśli będę zmuszona sama je wybudować.

— Obawiałem się, że to powiesz. Cóż, jeśli nie możesz wpisać plaży do

swojego planu dnia, to co byś powiedziała o pójściu ze mną na mecz
koszykówki?

— Adamie, naprawdę nie mam czasu. Muszę pójść do szkoły i

posiedzieć przy telefonie. Mamy tylko sześć miesięcy, pamiętasz? Może
kiedy indziej.

Adam uświadomił sobie, że jakikolwiek związek z Toni musiał objąć

także jej dobroczynne projekty. Zaczynał właściwie oceniać narzekania żon
policjantów.

— Dobrze — powiedział, wykorzystując ostatnią deskę ratunku — w

takim razie możemy po drodze wstąpić do biura podatkowego.

— Poco?
— Możliwe, że tam znajdziemy jakiś budynek wystawiony na sprzedaż

za niepłacenie podatków.

— Co nam to da? Materiały budowlane mogę dostać z dotacji, natomiast

nie mam pieniędzy na kupno budynku.

— Muszę ci powiedzieć, Toni, że tak jak nienawidzę wykorzystywać

swojego nazwiska, zbiórka pieniędzy mogłaby być rzeczą, przy której
mógłbym być ci pomocny. W każdym razie, nigdy nie wiadomo. Nie
zaszkodzi zapytać.

Toni spojrzała na rękę. Bez namysłu przesunęła ją wzdłuż dłoni Adama,

aż ich palce zetknęły się. Było w tym coś pocieszającego. Jej własna dłoń
była mała i szorstka. Dłoń Adama, pokryta niedużymi ciemnymi włosami,
była duża i silna. Nie było wątpliwości, czuła się przy nim dobrze.

Zaczynała lubić, że kręcił się w pobliżu, nawet jeśli jego uwagi często

gasiły jej entuzjazm.

Nie pogodzili się co do jej poczynań, lecz pojmowała, że może mieć

106

RS

background image

słuszność, mówiąc o niepraktyczności jej planów. W jakimś sensie było to
niepokojące. Nie chciała wiązać się z kimś, kto akceptował status quo,
nawet jeśli walczył z nim. Chciała zmieniać rzeczy. On chciał je jedynie
ulepszać.

Spojrzała na zegarek, potem na Adama. Pójdzie. Jeśli ofiarował się

pomóc, nie mogła odmówić. W tej chwili dreptała w miejscu. Tylko małe
ukłucie winy dokuczało jej samopoczuciu. Czy zgadzała się z Adamem
dlatego, że chciała tego mężczyzny, czy dlatego, że chciała jego pomocy?

Przez długą chwilę po prostu wpatrywali się w siebie. Jego pełne

uwielbienia spojrzenie stopiło resztkę jej niechęci. Nie pozwoliła sobie na
myślenie o tym, do czego między nrmi doszło, skierowała swoją energię na
mieszkańców Swan Gardens. Lecz jasne wspomnienie ich kochania się
ciągle było obecne. Kiedy już poddała się tej myśli, zgodziłaby się ze
wszystkim, co Adam powiedziałby. Ponadto komiczny był wyraz twarzy jej
matki, kiedy dowiedziała się, że jej gość jest synem pokojówki.

Toni była ciekawa, czy jej matka i ojciec kiedykolwiek dzielili rozkosz,

podobną do tej, jaką ofiarował jej Adam. Kiedyś pewnie musieli. Mimo
wszystko ona była żywym dowodem na to, że kiedyś byli razem. Lecz jej
matka zawsze była taka obca. Toni nigdy nie słyszała, żeby powiedziała coś
osobistego. Jednak wiedziała też, że jej matka nigdy tak naprawdę nie była
snobką i nie była umyślnie nieuprzejma. Po prostu nie znała innego rodzaju
życia.

Ojciec Toni wcale nie był bardziej otwarty. Byli anachronizmem,

cofnięciem do innego czasu. Na swój sposób kochali Toni. Nie mieli po
prostu pomysłu, jak jej to okazywać. Ciągle trudno było Toni uwierzyć, że
jej ciepły, opowiadający historyjki dziadek miał syna tak całkiem innego niż
on sam.

Mimo prób Adama biuro podatkowe nie przyniosło rozwiązania. Toni

szybko zdała sobie sprawę, że Adam cieszył się dużym poważaniem wśród
poborców podatkowych, którzy zgodzili się kontynuować poszukiwania.
Ona była osobą z zewnątrz. Ich zaciekawione spojrzenia były oczywistym
dowodem , że zatrudnieni tam nie byli przyzwyczajeni do widoku Adama z
kimś takim jak Toni i było jeszcze bardziej oczywiste, że oceniali ją z dużą
dozą sceptycyzmu.

— W każdym razie dziękuję, Adamie — powiedziała, kiedy wyszli z

budynku. — Gdzie będzie ten mecz koszykówki?

107

RS

background image

— W klubie młodzieżowym. Mam małą grupę, z którą współpracuję w

większość popołudni. Jeśli pokaże się wystarczająca liczba zawodników,
dzielimy się na drużyny i gramy mecz. Jeśli nie, to gramy dla zabawy.

— Co oznacza „pokaże się"?
— Chłopcy chcą dobrze, ale dla ich dobra muszę walczyć z handlarzami

narkotyków, młodocianymi przestępcami i czasem z ich własnymi
rodzicami. To wieczna walka o to, żeby trzymali się z dala od tego
wszystkiego i żeby ich zaangażować.

— W jakim są wieku?
— Gdzieś między sześć a dwadzieścia sześć, zależnie od tego, czy

chodzili do szkoły i kiedy wyszli z więzienia. Obawiam się, że moje zespoły
nie zasługują na nazwanie ich kandydatami Popa Warnera.

— A dlaczego nie gracie w którejś z lig? Przynajmniej byliby oficjalnie

zorganizowani i granie interesowałoby ich. Nie opłaciłoby się stworzyć
prawdziwej drużyny?

— Masz na myśli prawdziwe kostiumy, prawdziwych sędziów i

terminarz rozgrywek?

— Tak. Czegoś na wzór mojego zastępu skautów.
— Toni, ci chłopcy nie mają nawet adresów. Poprosisz ich o

przyniesienie aktów urodzenia? Zapomnij o tym. Nie ma sposobu, żeby
dopełnić tych wszystkich formalności, wymaganych przed przystąpieniem
do gry w ligach, o których mówisz. Poza tym, nie mam pewności, czy
połowa zespołu nie przyjdzie na mecz tak naćpana, że nie będą w stanie
zagrać.

— Więc dlaczego to robisz, Adamie. Tracisz czas z takimi chłopakami?
— Bo sam byłem taki chłopakiem, Toni. — Jego głos zabrzmiał sztywno

i odrobinę gniewnie. Nie rozumiał jej słów. Jak różnica istniała między tym,
co ona robiła, a jego działalnością? Ona pracowała z tymi, co nie mieli
szczęścia, z potrzebującymi. Różnica, uświadomił sobie, polegała na tym, że
Toni szukała sukcesu i często miała szczęście osiągnąć go. On także miał
nadzieję na pewien sukces, ale znajdował go niewiele.

„Bo sam byłem takim chłopakiem." Toni myślała o cichym wyznaniu

Adama, który właśnie wjechał na plac przylegający do upstrzonego
napisami budynku.

W jego głosie zabrzmiał szczery ból. Czuła się zawstydzona, myśląc, jak

źle musiało mu być, gdy dorasta! i wracał do siebie po lekcjach, podczas

108

RS

background image

gdy ona szła do lodziarni Zesto albo do dzielnicy handlowej.

Jeśli przyjęcie w ratuszu wydało się jej chłodne, to było ono falą ciepła w

porównaniu z lodowatym potraktowaniem jej przez koszykarzy zebranych
pod pozbawioną siatki obręczą w sali gimnastycznej. Adam przedstawił ją,
odprowadził na widownię i wrócił do czekających graczy.

— Dobra, chłopaki, jesteście gotowi do gry?
— Nie, człowieku — powiedział zmęczonym głosem jeden z graczy o

długim stażu. — E.T. został przyłapany ze zwiniętym sprzętem stereo, a
Leno znalazł sobie robotę u Icemana. Brakuje nam dwóch ludzi.

Adam westchnął głęboko. Miał nadzieję, że wywiera pozytywne

wrażenie na chłopcu, któremu nadano przydomek E.T, ale najwyraźniej
mylił się. Później zajmie się tym zatrzymaniem. Może uda musie załatwić
zwolnienie warunkowe. Pójście Lena do Icemana oznaczało jego zgubę.

— Przykro mi, chłopcy. Może po prostu zagramy sparring. Musimy

wykonać plan treningowy.

— Obijaliśmy się całe przedpołudnie — powiedział blady piegus. —

Chcemy zagrać prawdziwy mecz. — Kozłował piłkę wokół siebie. — Pan
mógłby zagrać.

Starszy gracz leniwie wykonał rzut.
— Człowieku, ciągle będzie nam brakowało jednego.
— Wpuścilibyście mnie? — zawołała Toni ze swego miejsca na

widowni.

— Kobieta? — Zawodnicy spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
— Dlaczego nie? — zapytał Adam. — Gracie ze mną, a ja jestem

mężczyzną.

— Tak, ale pan jest kumplem.
— Co z wami, chłopaki, boicie się? — Powstawszy, Toni oparła ręce na

biodrach i kołysała się na czubkach palców.

— Dobra — piegowaty chłopak powiedział drwiąco. — Jeśli pan chce

zaryzykować, kapitanie, będzie pan musiał wziąć ją do swojej drużyny. My
bierzemy Tree'ego, pan babę.

— Świetnie. — Zafrasowny Adam zerknął na Toni. — Mam nadzieję, że

wiesz, co robisz, Toni. Ci ludzie poważnie podchodzą do tego meczu.

— Ja też.
Pół godziny później Adam wiedział już, że Toni była równie oddana grze

w piłkę, co swemu projektowi mieszkaniowemu. Braki w umiejętnościach

109

RS

background image

wyrównywała determinacją. Po niepewnym początku chłopcy odkryli, że
Toni Gresham miała instynkt zabójcy i opanowała podstępny rzut hakiem.
Kiedy dokładnie przykryli Adama, Toni zdobywała punkty. Kiedy skupili
się na Toni, Adam był wolny.

Obydwie drużyny zmieniały się na prowadzeniu przez większą część

meczu, aż Toni w końcu zaczęła słabnąć i chłopcy odskoczyli.
Nieszczęśliwe pośliźnięcie przysporzyło Toni nowego otarcia na
skaleczonym kolanie, więc Adam zakończył spotkanie.

— Przepraszam za nazwanie pani „babą" — powiedział nieśmiało

piegowaty chłopiec. — Pani jest w porządku, Toni.

— Tak — zgodzili się inni. — Dobry mecz, kapitanie. — Kiedy

wymieniali uderzenia wysoko uniesionymi dłońmi, Toni także została
objęta tym koleżeńskim gestem.

Kiedy wyjeżdżali ze śródmieścia, Adam spojrzał na Toni. Jej twarz

błyszczała od potu, kiedy spokojnie opatrywała bolesne otarcie na kolanie.
Skaleczona, zmęczona, całkiem rozczochrana, była prawie na pewno
najbardziej uroczą kobietą, jaką spotkał w życiu.

Jeszcze nie pozwolił sobie na przemyślenie faktu kochania się z Toni.

Nie chciał rozważać, co mogło to znaczyć dla niej, dla niego. Po prostu
zdarzyło się, dopuścił do tego, nawet po tym, jak się od niej odwrócił. Ona
mu ufała, spała w jego objęciach całą noc.

Nawet teraz nie pojmował, dlaczego wyszedł z domu, by kupić środki

antykoncepcyjne. Nie stało się tak dlatego, że szalał z pożądania.
Opanowanie było rzeczą, którą w sobie wykształcił i opanował do perfekcji.
To, co czuł, to było coś więcej niż pożądanie. Była taka mała i taka dzielna.
Chciał ją ochraniać. Przez cały dzień wzbraniał się od myślenia o tych
uczuciach. Była dla niego niedobra. On był niedobry dla niej. Lecz nawet
teraz chciał zjechać na pobocze, zaciągnąć na tył furgonetki i... Podjechał
zbyt blisko samochodu na sąsiednim pasie i gwałtownie przekręcił
kierownicą w prawo.

Przez chwilę jechali milcząc. Lecz milczenie nie było czymś dziwnym.

Było to przyjemne dzielenie przyjaznych uczuć. Przejechał przez tylny
wjazd, graniczący z polem golfowym klubu ludowego, i wjechał do
dzielnicy Toni, Sherwood Forest.

— Dobrze się czujesz, Adamie?
— Toni uświadomiła sobie, że nie rozmawiali, i była ciekawa, czy

110

RS

background image

zezłościła go tym, że włączyła się do meczu koszykówki.

— Świetnie. A ty?
— Świetnie. Dzięki, że pozwoliłeś mi zagrać. Jest to po prostu jedna z

rzeczy, które drażnią moją matkę. Greshamowie pływają, grają w brydża i
tenisa, a nie w baseball czy koszykówkę.

— Teraz rozumiem, pod jakim względem byłaś ciężkim doświadczeniem

dla swej matki. — Sięgnął po jej rękę. Dotykanie jej było czymś równie
naturalnym, co uśmiechanie się do niej, i zauważył, że ciągle to robi. Gdyby
jego koledzy oficerowie ujrzeli go teraz, przysięgliby, że do tej pory
ukrywał się w pokoju przesłuchań. Adam Ware nigdy nie miał reputacji
człowieka wesołego. Puścił ją i sięgnął do kieszeni, wyciągając cygaro.
Wcisnął je do ust, pokręcając nim niepewnie. Oparta o drzwi Toni
badawczo mu się przyglądała.

— Dlaczego to robisz?
— Co robię? — Adam nie był pewien, dlaczego wycofał się. Być może

dlatego, że myślał o matce. Trudno było mu o niej mówić. Byli sobie bardzo
bliscy, planowali jego przyszłość, wybiegali naprzód, do czasu, kiedy nie
będzie musiała pracować tak ciężko. Miał kupić jej domek, wywieźć z Cab-
bage Town i pomóc ludziom, których życie było podobne do jego życia.

Przed ukończeniem szkoły średniej, przyjął stypendium ufundowane

przez Uniwersytet Stanowy w Jacksonville . Ale wtedy już jej nie było, a on
nie miał z kim dzielić swej radości. Przez jakiś czas szalał, aż nabawił się
kontuzji. Potrząsnęło to nim i przypomniało o przyszłości i planach
pomagania innym.

Grał w Saintsach, dopóki kontuzja kolana nie odnowiła mu się, więc

wrócił do college'u. Kiedy był graczem, związał się z kobietą, która szybko
doszła do wniosku, że nie podoba jej się być albo żoną studenta teraz, albo
żoną policjanta w przyszłości. Ich związek skończył się jednocześnie z jego
karierą sportową. Stał się pełnym poświęcenia poważnym człowiekiem,
który postanowił nigdy nie pozwolić sobie na związanie się z kimś. Nigdzie
nie pasował i nauczył się to akceptować.

— Dlaczego gryziesz to cygaro?
— Brzydki nawyk, co?
— Znam ludzi z gorszymi.
— Nie wiem. Myślę, że to rozładowuje frustrację. Tak jak twoje

wierszyki. — Podjechał furgonetką pod jej dom i zgasił silnik.

111

RS

background image

— Czy wiesz, że przez cały dzień nie powiedziałam ani jednego? Myślę

— powiedziała cicho — że znalazłam lepsze ujście dla swoich frustracji. —
Wyciągnęła mu cygaro z ust i wyrzuciła przez okno.

— Czyżby?
— Chodź ze mną, to ci pokażę.
Filiżanka była cicha i spokojna, jak gdyby został na nią rzucony urok.

Kiedy Adam zamykał za sobą drzwi, Toni weszła do sypialni i zaczęła
rozczesywać żelatynowe strąki. Patrzyła, jak wchodzi. Stanął za nią, objął ją
w talii i pocałował w szyję.

— Masz rację, banitko. Usta podpowiadają mi, że następuje

zdecydowana poprawa.

— Och, Adamie, czy my jesteśmy realni? Czyja tu jestem naprawdę z

tobą?

Przycisnąwszy usta do jej policzka, objął rękami ramiona. Chwycił za

ramiączka sukienki i zsunął je. Jego palce odnalazły z tyłu suwak, rozsunął
go, pozwalając sukience opaść na podłogę. Majteczki spadły zaraz potem,
była naga. Uniósł głowę, spojrzał w lustro i zobaczył zaczerwienioną twarz i
zaskoczenie w oczach.

— Jesteś bardzo realna — wyszeptał głosem, którego brzmienie spadło

kilka nutek poniżej chrypy. — Czy ktoś mówił ci, jak jesteś piękna?

Patrzyli w lustro. Jej brodawki zaczęły tężeć. Erekcja Adama uciskała ją,

a jego serce biło w tym samym co jej rytmie. Krzywy uśmiech wy kwitł na
twarzy Adama, kiedy zamknął w dłoni pierś. Począł masować miękką
półkulę, dotykając, sprawdzając, jakby nigdy dotąd nie widział kobiety.

Zaczerwieniła się.
— Nie jestem bardzo wysoka.
— Jesteś absolutnie doskonała. Spójrz na nas. Spójrz, jak bardzo do

siebie pasujemy.

Mięśnie wewnątrz Toni doznały ataku podniecenia i wiedziała, że za

chwilę niezdolna będzie stać nieruchomo.

— Myślę — zdołała powiedzieć — że coś jest nie w porządku w tym

obrazku.

— Co takiego? Według mnie wygląda dobrze. — Adam mógł

powiedzieć, że w dotyku też jest dobry, bo Toni była jak jedwab. Była
ciepła i żywa. Chciał ją przewrócić i zatonąć w niej, twardy i brutalny, i...
Cholera, o czym on myśli? Toni jest mała, delikatna.

112

RS

background image

Zasługiwała na to, żeby być strzeżona jak skarb i adorowana, a nie

gwałcona.

— Ciągle jesteś ubrany — powiedziała. Obróciwszy mu się w rękach,

rozpięła pasek i spodnie i sięgnęła do środka.

— Och, Toni. — Zaczerpnął głęboko powietrza. — Nie rób tego.
Szybkim ruchem zsunęła mu spodnie i spodenki zwróciła swą uwagę na

tę część jego ciała, która nie dbała o jego decyzję powstrzymania się przed
wzięciem jej siłą.

— Chcę patrzeć na ciebie — powiedziała. — Dotykać. Dziś rano byłam

taka... podniecona, że nie miałam okazji tego zrobić. Wstydzisz się, Adamie
Ware?

— Wstyd? Nie wiem. Być może tak. — Westchnął. — To znaczy, chyba

wstydziłem się. Och, Toni, lepiej przestań. Zdaje się, że przy tobie całkiem
tracę panowanie.

— To dobrze. Lubię cię, gdy jesteś dziki i pożądliwy.
— Ja? Dziki i pożądliwy? — Wydał z siebie okrzyk. — Dostaniesz za

swoje, banitko.

Dostała. Kiedy ją kochał, nie pohamowywał się. Pchnięciem

odpowiadała na jego chciwe pchnięcia, unosząc się nad pierwotną dżunglą
pożądania, która porwała ich do początku czasu i cisnęła w przyszłość.
Kiedy skończyli, Adam leżał na plecach, a Toni na nim. Nigdy nie czuł się
tak szczęśliwy.

— O czym myślisz, Adamie — zapytała niepewnie i wstrzymała oddech

w oczekiwaniu na odpowiedź.

— Masz rację, banitko. To dużo lepsze niż cygaro.
Znieruchomiała. Nie miała pojęcia, że tak bardzo pragnie, żeby

powiedział, że ją kocha, do chwili, kiedy tego nie zrobił. Nie pozwoliła
sobie formułować słów, lecz miała świadomość, że są tam razem. Przez
jakiś czas leżała nieruchomo, czując jak oddycha, czując bicie jego serca
równym, wolnym dźwiękiem, odbijającym się echem w jej uchu.

Być może nie miał pojęcia, jak szczególne było to dla niej, dumała. Była

pewna, że jako policjant i kumpel był otoczony setkami kobiet. Ona sama
miała kilka niezbyt poważnych związków, ale żaden z nich nie trwał długo i
żaden nie był podobny do tego.

Adam wyczuł, że Toni nagle znalazła się myślami daleko od niego. Czuł,

że ona potrzebuje rozproszenia wątpliwości, ale nie wiedział, co

113

RS

background image

powiedzieć. Nigdy nie było mu łatwo rozmawiać o sprawach intymnych. Aż
do tej chwili on i Toni walczyli, nie zgadzali się ze sobą, sprzeciwiali się
filozofii życiowej drugiej strony. Niemniej jednak zdawali się tak doskonale
zgrani, że każde rozumiało bez wyjaśnień myśli i słowa drugiej osoby.
Musnął nosem jej czoło. Nie chciał utracić tej wyjątkowej bliskości.

— Co się stało, Toni?
— Nic, Adamie. Nigdy przedtem nie uwiodłam mężczyzny w ten sposób.

Czuję się jak piętnastolatka. To naprawdę wariactwo, prawda? Co
napisaliby na mój temat w magazynie „Cosmopolitan"?

Nigdy nie uwiodła mężczyzny? Nie, w ten sposób nie interpretowałby

tego, co zrobili. Według niego kochali się i to było niezwykłe. Lecz nie
mógł jeszcze wypowiedzieć swoich uczuć. Były zbyt świeże i
przypuszczalnie niezbyt pożądane. Miał zamiar nigdy się nie zakochać.

Napięcie związane z wykonywaniem jego zawodu czyniły spustoszenie

w psychice kobiet. Widział, jak wielu jego ludzi pozwalało domowym
problemom dezorganizować ich zdolność wykonywania zawodu. Widział
także, jakie ta praca czyni spustoszenie w umyśle człowieka, że nie był w
stanie wrócić do domu wieczorem i być ojcem i mężem. Być może sposób,
w jaki Toni widziała to, co zaszło, był lepszy.

— „Cosmo" stwierdziłby, że nie ma nic niezwykłego w tym, że kobieta

czuje pociąg do oficera policji. My reprezentujemy sobą bezpieczeństwo i
zagrożenie. To połączenie często staje się afrodyzjakiem dla kobiety i
mężczyzny, kiedy się ścierają, szczególnie, kiedy są swymi absolutnymi
przeciwieństwami. Atrakcyjność seksualna nie jest niczym niezwykłym w
tych okolicznościach.

„Atrakcyjność seksualna? — pomyślała Toni. — Czy w takim świetle

Adam widział ich kochanie?" Jej śmiałość opuściła ją.

Rozumiem.

Chcesz

powiedzieć,

że jesteśmy zupełnymi

przeciwieństwami, że nasz związek jest czysto seksualny i powinien być
uważany za tymczasowy?

— Myślę, że coś w tym rodzaju. — Chociaż w słowach zgodził się, ręka

opiekuńczo ją objęła, a palce przesunęły się między ich ciałami do piersi,
którą objął. To, co mówił, nie było tym, co czuł.

Toni czuła drżenie w dotyku Adama, czuła także, że znowu twardnieje,

tuląc się do niej w proteście, który mówił głośniej niż słowa. Adam nie był
człowiekiem wodzonym impulsami. Nigdy nagle nie zmieniał tematów ani

114

RS

background image

nie działał powodowany nastrojem chwili, nie bacząc na to, co mogła
pomyśleć. Był człowiekiem czynu, a jednak był cichy. Być może zarówno
jemu, jak i jej, trudno było pogodzić się z tym, do czego między nimi
doszło. Mógł uważać, że był to pociąg czysto seksualny, lecz ona wiedziała
lepiej. „Jack i Jill poszli na wzgórze, postanowili zostać tam dłużej".

— Powinieneś to przemyśleć, Kojak. — Wyszeptała i uniosła się. —

Nawet przez chwilę nie uwierzyłam w te bzdury, które mi opowiadasz. —
Powoli osunęła się, znajdując odpowiednie miejsce dla swoich ust i bioder.
Wślizgując się do środka. Adam postanowił nie polemizować z jej opiniami.

Przez kilka następnych dni Adam nie przyznawał się przed sobą do

rosnących uczuć do Toni. Wiedział, że wyprawiła się na beznadziejną misję,
by znaleźć nowe miejsce do remontu, lecz sama musiała do tego dojść.
Niechętnie zostawiał ją pod całodzienną opieką Freda i Annie, samemu
próbując dowiedzieć się, kto podłożył kurczaka.

Kiedyś ujrzał człowieka stojącego wśród drzew nie opodal domu Toni.

Przeszukanie terenu na nic nie wskazało, więc uznał, że człowiekiem tym
był jeden z sąsiadów, nikt obcy.

Burnsowi nie udało się zidentyfikować tego mężczyzny w książce ze

zdjęciami notowanych przestępców, lecz wydział sztuki sporządził szkic
pamięciowy jego twarzy.

Poza starym folwarkiem więziennym było jeszcze kilka działek i domów

graniczących z terenem proponowanym pod budowę kompleksu
olimpijskiego. Kilku pierwszych właścicieli, z którymi skontaktował się
Adam, nie przyznało się, żeby ktoś stosował wobec nich rozwiązania
siłowe. Pewnego późnego popołudnia złożył wizytę starszej kobiecie, która
prowadziła sklep spożywczy, mieszczący się w przedniej części jej domu.
Stara kobieta była matką E.T. Kiedy dowiedziała się, że to Adam jest
oficerem, który wydobył jej syna z więzienia, niczego nie ukrywała.

— Pewnie — powiedziała, wypluwając ślinę zmieszaną z tytoniem, który

żuła, tuż obok nogawki jego spodni. — Przy-lazł tu facet z kieszeniami
pełnymi pieniędzy i chciał kupić mój domek.

— Czy sprzedała pani?
— Śmiechu warte. Powiedziałam mu, że nie należy do mnie, że go

wynajmuję, tak jak moja mama przede mną. A on zaproponował mi sporo
grosza, żeby wykupić moją... dzierżawę, tak to chyba nazwał. Powiedział,
że i tak chcieli sprzedać ten budynek i go rozebrać. Ale ja mogłabym tu

115

RS

background image

zostać, aż oni przygotują się do tego. Potem przeniosą mnie do jednego z
tych wysokich domów. Nie nabierał mnie, co?

— Nie — zapewnił ją. — Na pewno nie. Czy pani coś podpisała?
— lak, proszę pana, podpisaliśmy dokument. Mam go tam, w kasie.
Pozwoliła mu obejrzeć umowę. Podpis należał do człowieka, którego

rozpoznał: niezależnego przedsiębiorcy budowlanego, który miał na pieńku
z władzami miasta za działanie niezgodne z ustaleniami jego niedużych
kontraktów. Właśnie w poprzednim miesiącu miasto wykreśliło jego firmę z
listy przedsiębiorstw dopuszczonych do przetargu na wykonanie inwestycji
miejskich. Adam zaczynał pojmować, co się działo. Jednak nie widział
powodu do ujawnienia czegokolwiek do czasu, gdy zbierze więcej
informacji.

Przez następne trzy dni Adam szedł szlakiem dokumentów sprzedaży,

każdy z innym podpisem. Wszyscy sprzedający rozpoznali na szkicu,
sporządzonym dzięki Burnsowi, człowieka, z którym dokonali transakcji.

Składając raport burmistrzowi, Adam wyraził swoją frustrację.
— Oczywiście, nie było tajemnicą, że ubiegamy się o organizację

olimpiady. Każdy wiedział, że kompleks będzie wzniesiony w tamtym
miejscu, gdyż miasto jest już właścicielem tego obszaru, więc nic dziwnego,
że ktoś wykupuje przyległe nieruchomości. Nie ma nic nielegalnego w
wydawaniu pieniędzy.

— Ale po co? — zapytał burmistrz. — Jeśli dostaniemy olimpiadę, będą

mieli ziemię, na którą nie będzie popytu.

— Tak, ale proszę pamiętać o zmianie kwalifikacji. Zmiana z nisko

budżetowej mieszkaniówki na komercyjną natychmiast podwaja wartość.
Podejrzany zaryzykował w nadziei, że olimpiada popchnie ceny jeszcze
wyżej. Poza tym, nawet jeśli stracą na olimpiadzie, tanio nabędą prawo
własności, zanim zmiana kwalifikacji zostanie ogłoszona publicznie.

— Całym naszym problemem tutaj jest próba przekupstwa. Teraz wiemy,

kto za tym stoi. Burns będzie musiał zeznawać. On się pewnie wywinie, ale
przedsiębiorca i jego poplecznik zostaną oskarżeni.

— Przynajmniej wcześniej czy później zamiast fabryk zostaną tam

wybudowane domy — powiedział Adam, myśląc, jaka zadowolona będzie
Toni.

Wystawiono nakazy aresztowania przedsiębiorcy i jego wspólnika za

próbę przekupstwa. W tym samym czasie opublikowano stanowcze

116

RS

background image

oświadczenie mówiące, że Toni Gresham nie była jedynym świadkiem jego
przestępstwa. Właściciele nieruchomości także byli w stanie zidentyfikować
przestępcę.

Później, wieczorem, kiedy leżeli w łóżku, Adam powiedział Toni całą

prawdę.

— W tajemnicy od miesięcy przedsiębiorca wykupywał nieruchomości,

oczekując, że Komitet Olimpijski przyzna Atlancie prawo organizacji
letnich igrzysk w 1996 roku. Gdyby zatwierdzono zmianę kwalifikacji
działek, on okazałby się właścicielem terenu wokół kompleksu uzyskanego
za niewielki początkowo wydatek.

— Co stanie się z ludźmi, którzy sprzedali mu nieruchomości, jeśli

Komitet Olimpijski dokona innego wyboru?

— Burmistrz uważa, że przedsiębiorca sprzeda prawo własności i

poprzedni właściciele będą mieli prawo pierwokupu.

— W każdym razie Burnsowi nie spadnie włos z głowy — powiedziała

Toni z niechęcią.

— Na to wygląda. Tak to czasem bywa, najdroższa. Trochę zyskujesz,

trochę tracisz. Przynajmniej mamy nadal szanse goszczenia tutaj letniej
olimpiady. — Złożył na jej ustach pełen radości pocałunek. Nie oddała go.

— Co się stało, banitko?
— System, to wszystko. Miasto zarabia kupę pieniędzy na turystach.

Burns nie zostaje ukarany. Ja tracę folwark więzienny. Ludzie ze Swan
Gardens tracą prawdopodobnie miejsce zamieszkania. A wszystko z
powodu czegoś, co nawet mogło się nie wydarzyć.

— Ale, Toni, zrozum. Nigdy nie dałabyś rady przerobić folwarku na

nadające się do zamieszkania miejsce. Pomaganie ludziom na zasadzie „coś
za coś" to piękna rzecz, ale bądź realistką. Nie możesz brać na siebie całego
tego projektu. Wprowadzasz tym w błąd tych mieszkańców tak samo, jak
ten przedsiębiorca, nie mówiąc właścicielom nieruchomości o zmianie
kwalifikacji. Twój projekt był nierealny i już jest skończony, Toni.
Zostawmy go już w spokoju.

— Nierealny? Chcesz przez to powiedzieć, żebym przestała robić to, co

wydaje się niemożliwe? Nawet odrobinę się z tobą nie zgadzam, Adamie
Ware. — Skoczyła na równe nogi. Nie mogła się poddać tak jak jej rodzice
w sprawie przędzalni po śmierci dziadka. — Jesteś taki sam jak wszyscy,
myślisz o drobiazgach. Nawet nie zacząłeś rozumieć, do czego dążę. Ale

117

RS

background image

masz rację, że to już skończone. Już nic mi nie zagraża, prawda?

Adam miał złe przeczucia co do tego, co miało właśnie miejsce.
— Tak. Aresztowali już tego faceta, który podrzucił kurczaka. Dlaczego

pytasz?

— W takim razie załóż spodnie i wracaj do domu, Kojak. Zbyt długo i

zbyt ciężko pracowałam, żeby teraz poddać się. Jeśli nie czujesz tego w ten
sam sposób co ja, to ruszaj w drogę, mały.

— To znaczy, że ludzie ze Swan Gardens są ważniejsi od nas?
Chciała powiedzieć, że nie, ale prawda była taka, że Adam nie kochał jej.
— Myślę — powiedziała powoli — że nie ma żadnego „nas", Adamie.
Kończyła z tym. Adam najpierw zaniemówił, potem rozgniewał się. Na

pewno był ważniejszy dla Toni. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz i
nadzieja natychmiast zniknęła. Była poważna. Mówiła mu, żeby sobie
poszedł. Zsunął prześcieradło i powstał, patrząc na nią niedowierzająco.

— Dlaczego, Toni?
— Dlatego, że muszę. To nie jakiś projekcik, który nie wyszedł. To jest

to, co robię, Adamie. Jest to dla mnie ważne. Nie możesz tego pojąć? Muszę
to zrobić. Muszę.

Naciągnął na siebie bieliznę i spodnie, wsunął w nie koszulę, a stopy do

butów.

— Nie. Kocham cię, Toni Gresham, i ja jestem tym, czego potrzebujesz.

Kochałem też mego ojca, ale jego nigdy nie było, zajmował się interesami.
Nigdy nie miał dla mnie czasu; pewnego dnia nie wrócił do domu.
Wcześniej czy później, zajmując się tymi ludźmi, którzy są dla ciebie tacy
ważni, znajdziesz może czas dla mnie, cóż, wiesz, gdzie mnie wtedy szukać.

Toni była zdumiona. Wypowiedział słowa, które pragnęła usłyszeć i

wychodził. Chwyciła prześcieradło, owinęła wokół siebie, biegnąc za nim,
potykała się, kiedy stopy zaplątały się w materiał.

— Adamie, zaczekaj.
— I jeszcze jedna rzecz — zawołał przez ramię. — Mogłabyś się

przynajmniej spytać tych ludzi ze Swan Gardens, czego chcą, zamiast bez
pytania zaspokajać własne ego.

Wyszedł i w filiżance zapadła cisza. Magia zniknęła. Stalowe kolumny

zaczęły skrzypieć i zgrzytać, i Toni zadrżała w ciemności.

Co go ugryzło? On powinien zrozumieć, co próbowała osiągnąć. Ale

skąd on miał o tym wiedzieć, prawda? Toni westchnęła. Obydwoje walczyli

118

RS

background image

ze swoją przeszłością. Jej rodzina nie była taka zła, jak zawsze jej się
zdawało. Nie mieli wyboru przy zamykaniu przędzalni. A mogli być
zainteresowani pomocą, gdyby otworzyła się i dała im możliwość. Adam
potrzebował jej. Potrzebował jej, żeby mu pokazała, że są w stanie zmieniać
— razem. A ona potrzebowała jego gdyż... gdyż...

— Och, cholera — zamruczała.
Lecz ktoś musiał zająć stanowisko. Dlaczego ona rozumiała, a Adam

nie? Co do pytania ludzi ze Swan Gardens, czego pragną, to chyba nie
potrzebowała tego robić.

Następny poranek przyniósł odpowiedź. Na pośpiesznie zwołanym

spotkaniu z mieszkańcami usłyszała ich pełne wahań odpowiedzi. Chcieli
drzew i ogrodów, i parku, może miejsca pod uprawę kwiatów i warzyw,
gdzieś z dala od centrum. Prawda była taka, że stary folwark więzienny był
złym pomysłem.

— Dlaczego nic nie powiedzieliście? — zapytała łamiącym się głosem.
— Nie chcieliśmy ranić twoich uczuć, Toni — odpowiedział Willie

Benson. — Wyglądało na to, że to bardzo ważne dla ciebie, a jesteś dla nas
taka dobra.

— Dla mnie? Ależ wszystko, co robię, jest dla was, nie dla mnie. Tak mi

przykro, ludzie. Nie wiem, co teraz robić.

— Dlaczego nie zapytasz Adama, Toni? — powiedział ktoś z wahaniem.

— On wygląda na zrównoważonego młodego człowieka.

— Rozumiem. — Zrównoważenie było tym, czego chcieli. Nie kogoś

porywczego jak ona. Adam nie zarekwirowałby folwarku więziennego.
Nigdy nie zdecydowałby się go wyremontować i wprowadzić tam grupy
starych ludzi bez pytania ich o zgodę. Lecz ona tak.

Próbowali ją pocieszyć, wyjaśniając, że i tak nie oczekiwali od niej cudu.

Już zaczęli przygotowywać plan przeprowadzki.

— Mary Smutny Chłopczyku, przyjdź i zadmij w swój róg — mamrotała

przygnębiona, gdy Fred wiózł ją do starej przędzalni, żeby mogła zabrać
swój samochód. Zostawiła Freda, by załadował część zapasów, które
przechowywali w jednym ze starych budynków, i pojechała z powrotem do
domu.

Adam miał całkowitą słuszność co do niej. Popędziła na oślep, by

ratować świat, nie pytając go, czy życzy sobie być ratowanym. Studiowała
inżynierię, aby budować budynki. W szkole nauczała zawodu, by ludzie

119

RS

background image

umieli zarabiać na życie. Zebrała wokół siebie paczkę wielbicieli, byle tylko
czynić wielkie dobro, nie zastanawiając się nawet nad własnymi motywami.
Czy mogła się mylić?

Nie. Cele były słuszne, lecz metody — możliwe, że nie. Zupełnie jej się

nie powiodło, i w dodatku utraciła Adama. Po raz pierwszy od czasu, gdy
była małą dziewczynką, Toni potrzebowała rękawa, żeby się wypłakać.
Potrzebowała rękawa matki, żeby się wypłakać. Nadepnęła na hamulec,
zawróciła samochód i pojechała w stronę Riverside Drive. Nie miała
pojęcia, co się zdarzy. Nigdy tego przedtem nie uczyniła, ale miała zamiar
poradzić się matki.

— Król jest w swoim gabinecie, liczy swoje pieniądze.
Król i pieniądze, to było to! Pieniądze i prestiż zrujnowały jej projekt,

więc pieniądze i prestiż będą musiały go naprawić. Mimo wszystko dobrzy,
starzy chłopcy dbali o swoje, a jej ojciec należał do tego klubu. Pierwszy raz
w życiu jego też poprosi o pomoc.





















120

RS

background image

Rozdział 10.


Lecz nie do ojca skierowała Toni swe kroki, kiedy wpadła do domu

rodziców.

— Mamo? — wbiegła po schodach, zapukała do drzwi pokoju matki i

wtargnęła do środka. — Mamo, muszę z tobą porozmawiać.

Pani Gresham popatrzyła na Toni ze zdziwionym wyrazem twarzy.
— Czy stało się coś złego, kochanie?
— Tak. Mamo. Ja potrzebuję... potrzebuję z tobą porozmawiać... — Jej

głos był dławiony stojącą w gardle bryłą wielkości gęsiego jajka.

— Naprawdę? — Alice Gresham przez długą chwilę patrzyła zdumiona,

potem szybko wstała i wzięła córkę w ramiona. — To znaczy, że naprawdę
mnie potrzebujesz? W jej głosie zabrzmiało zadowolenie, którego nie
zdołała ukryć.

— Jestem tutaj, kochanie. Co mogę uczynić?
Do tej chwili Toni walczyła z cisnącymi się do oczu łzami, nienawidząc

siebie za okazywanie słabości. Jednak wiedziała, nawet kiedy z matką
zatonęła w pokrytym atłasem łóżku, że łzy podziałają oczyszczająco.

— Straciłam go, mamo. I nie wiem, co zrobić.
— Masz ma myśli Adama? — Pani Gresham pozwoliła Toni szlochać, aż

wydało jej się, że doszła do siebie, wtedy sięgnęła do kieszeni i wydobyła
małą wyszywaną chusteczkę.

— Bardzo w to wątpię. A teraz wytrzyj nos i opowiedz mi, co się stało.
Toni głęboko zaczerpnęła powietrza i postąpiła zgodnie z poleceniem

matki. Głos Alice Gresham nie brzmiał surowo. Wydawała się raczej
szczerze zaniepokojona. Toni uniosła głowę i popatrzyła na matkę.
Zalęknione, niepewne spojrzenie matki oznaczało, że niezbyt dobrze wie,
jak postąpić.

— Och, mamo, zniszczyłam ci bluzkę.
— Któż przejmowałby się bluzką? Toni, ty jesteś najważniejsza.
Nagle, gdy Toni opowiadała matce o wydarzeniach, ściany wywróciły

się, a potem zaczęły na nowo rosnąć i ani matka, ani córka nie wiedziały,
jak je zatrzymać.

— I ty naprawdę zamierzałaś spędzić noc w tym okropnym miejscu?
— Tak mi się zdawało.
— A radny Burns brał łapówkę za zmianę decyzji klasyfikacyjnej?

121

RS

background image

Nasz przyjaciel, Richard Burns?
— Przykro mi, mamo, ale tak było.
— Cóż, nigdy go naprawdę nie lubiłam. Zawsze zjadał wszystkie

krewetki. A teraz zepsuł ci plany i nie możesz znaleźć nowego miejsca. Z
pewnością zasłużył na karę. Poprośmy tutaj ojca. On to poruszy na zebraniu
komitetu klubu ludowego.

— Mamo. — Toni zaśmiała się mimo bólu. — Jesteś cudowna. Ale to

jeszcze nie jest najgorsze. — Spuściła oczy, próbując znaleźć słowa, by
powiedzieć matce całą prawdę. — Byłam tak pochłonięta ludźmi ze Swan
Gardens, że... straciłam Adama.

— Ależ, kochanie, po tym, co widziałam w czasie lunchu, wątpię, czy to

takie proste — stracić Adama. Może go tylko nieco źle potraktowałaś.

— Nie chodzi tylko o to, że nie miałam dla niego czasu. Z uporem

odmawiałam szukania innych sposobów postępowania. Ignorowałam go, tak
jak jego ojciec. Taka już jestem. Ułożę sobie coś w głowie w jakiś sposób i
nie słucham. Nawet nie zapytałam ludzi ze Swan Gardens, czego chcą. Nie
ja. Toni Gresham, Robin Hood dla świata, wyrywająca naprzód z klapkami
na oczach.

— Och, kochanie — powiedziała, wzdychając, Alice Gresham. — To

takie proste. Wierz mi, wiem coś o tym . Dopuściłam do tego, że stało się
tak między nami. Zamknęłam oczy. Nie powiedziałam słowa, kiedy twój
dziadek napełnił twoją głowę marzeniami i ideałami. Nigdy nie chciałam
stawiać cię twarzą w twarz z prawdą.

— Jaką prawdą, mamo? Dziadek był jednym z najwspanialszych ludzi,

jakich znam.

— I tak, i nie. — Alice powstała i podeszła do okna. — Twój dziadek był

słodkim, kochanym, zupełnie nierealistycznym człowiekiem. Pożyczał
pieniądze z twego funduszu powierniczego, wyprzedawał aktywa rodzinne,
wszystko po to, aby ukryć fakty. Zamiast zaakceptować prawdę o przędzalni
i zmienić sposób, w jaki prowadził ten interes, po prostu nadal postępował
według starych metod. Płacił ludziom, którzy niepotrzebnie produkowali
nici i przędzę, których nikt nie chciał kupić. Krótko mówiąc, Toni, lata całe
przędzalnia przynosiła straty, ale on nie przyjmował tego do wiadomości. W
końcu, kiedy umarł, dowiedzieliśmy się, że nie pozostało nic prócz długu.
Musieliśmy sprzedać część przędzalni, żeby opłacić rachunki. To, co
zostało, nie wystarczyło na modernizację.

122

RS

background image

Dlatego przędzalnia została zamknięta.
— Nie wiedziałam. Sądziłam, że ty i ojciec sprzedaliście przędzalnię i

przez was wszystkich ci biedni ludzie stracili pracę, ponieważ nie
chcieliście przejąć interesu dziadka.

— Winiłaś ojca i mnie? — Alice była wstrząśnięta. — Wiedziałam, że

się zmieniłaś, ale myśleliśmy, że to po śmierci dziadka. Byliście sobie tak
bliscy. Uwielbiałaś dziadka, wiec woleliśmy nie pozbawiać cię złudzeń.
Byłaś tylko dzieckiem .

Tym razem to Toni wyciągnęła ręce i pocieszyła matkę.
— Tyle lat — wyszeptała. — I tak się myliłam. — Karała matkę tak

długo, że Alice stała się obca i zimna.

— Cóż, Toni — powiedziała w końcu matka — może jeszcze nie jest

zbyt późno. Zobaczmy, co da się zrobić dla rozwiązania twego problemu.

Do wczesnego popołudnia, przy pomocy rodziców, znalazła rozwiązanie

i przedstawiła swój plan mieszkańcom. Późnym popołudniem zgodzili się
entuzjastycznie na jej pomysł i nalegali, żeby pozwoliła im czynnie
uczestniczyć w jego realizacji. Mężczyzna bez palca był jednym z czterech
byłych cieśli, którzy mieszkali w Gardens. Mieszkali tam także elektryk i
hydraulik i również zgłosili się na ochotnika. Byli smerytami, ale ich
przydatność była bezdyskusyjna.

Toni ze zdumieniem uświadomiła sobie, że mieszkańcy Swan Gardens z

radością wykonaliby wiele z proponowanych przez nią projektów, gdyby
tylko miała inne do nich podejście. Jak zwykle, bez pytania, wszystko jrała
na siebie.

Na koniec pozostał tylko jeden punkt zebrania: demokratyczny wybór

przedstawiciela, który poprosi ratusz o zezwolenie na wykonanie projektu.
Głosowali. Wybrali Adama Ware'a i poprosili Toni, żeby zaznajomiła go z
ich planem.

Nagle Toni straciła pewność siebie. Przesuwanie gór zawsze było łatwe.

Stawienie czoła Adamowi było trudne. Jak statecznie mogli razem
pracować, jeśli on nie wiedział, że go kocha? Nie mogli.

„Wiesz, gdzie mnie znaleźć" — powiedział. W głębi serca wiedziała, że

nie ma wyboru. Pójdzie do niego. Zawsze na siebie brała ryzyko za innych
ludzi. Teraz musi to uczynić na własny rachunek. Powie mu, że go kocha.
Nie zrezygnuje ani z niego, ani ze swych projektów. Ale dowiedziała się,
jak bardzo była w błędzie, postępując szybko i nierozważnie.

123

RS

background image

Musiała też mieć coś do powiedzenia na temat kontaktów z

establishmentem. Rodzina też była ważna. Kiedy poprosiła o pomoc, nawet
jej ojciec ofiarował siebie. Gdybyż tylko tak dobrze poszło z Adamem. Ale
nawet jeśli jej nie kocha, poprosi go o pomoc. Najpierw jednak pójdzie do
domu i zrobi coś ze sobą. Nie zaszkodzi wyglądać najlepiej, jak to tylko
możliwe.

Najpierw dostrzegła furgonetkę, potem Adama zbiegającego po

schodach, kiedy wyjeżdżała na podjazd przed swoim domem. Nadal duży i
groźnie wyglądający, włosy uczesane, lecz nie ogolony. Ubrany w wytarte
dżinsy i schodzone buty sportowe, wyglądał, jakby naciągnął na siebie to,
co mu wpadło pod rękę, i wybiegł za drzwi. Zobaczywszy ją, zatrzymał się i
patrzył na nią.

— Adamie, ja...
— Toni, byłem...
Obydwoje urwali i nagle znalazła się w jego ramionach. Nie

przypominała sobie tego ruchu.

— Och, Adamie, tak się myliłam. Dziś rano odbyłam długą rozmowę z

moją rodziną. Miałeś rację. Mój dziadek nie był taki, jak myślałam. I nie
było winą moich rodziców , że zamknięto przędzalnię. Całe moje życie
próbowałam naprawić to, co, jak myślałam, uczynili moi rodzice, a to przez
cały czas była jego wina.

— Wiem — powiedział Adam. Wziął ją na ręce i zaczął wchodzić po

schodach, biorąc po dwa stopnie naraz. Pocałował ją łapczywie, kopnięciem
zatrzaskując drzwi.

Był

dobrym

człowiekiem,

ale

zupełnie

nierealistycznym.

Przyjechałem tu prosto po rozmowie z twoim ojcem.

Kiedy postawił ją na ziemi, przypatrywała mu się przez długą chwilę.
— Dziś dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie. Byłam ob- , łudna i

protekcjonalna, gorszym snobem niż oskarżana o to przeze mnie matka.

— Mogłaś się mylić, dochodząc do tego, lecz wnioski nie są błędne. I

miałaś rację co do mnie. Wspieranie prawa to tylko jeden ze sposobów
pomagania ludziom, Toni. To łatwy sposób, ponieważ wszystkie reguły są
jasno określone. A ty? Ty ponosisz ryzyko, dajesz swoje serce i to jest
wstrząsające. Ponoszenie ryzyka, to ten obszar szarości, którego nie
chciałem dostrzec.

— Och, Adamie, chcieliśmy dobrze, ale obydwoje byliśmy w błędzie.

124

RS

background image

— Nie we wszystkim, banitko. — Uśmiechnął się szeroko. — Ty i ja,

byliśmy przecież razem i przyjechałem, żeby ci to powiedzieć.

Odetchnęła głęboko.
— Całkowicie się z tym zgadzam. Ja... znaleźliśmy miejsce dla ludzi ze

Swan Gardens. Osadę przy przędzalni Gresha-mów. Greshamowie
dofinansują nieruchomość. Mieszkańcy i moi uczniowie wykonają prace, a
mój ojciec stanie na czele komitetu zbierającego datki na zwieńczenie
planu, jeśli zgodzisz się pomóc.

— To rozsądny pomysł, Toni. Myślę, że to ty doprowadziłaś wszystko

do końca. Nigdy nie wątpiłem, że to osiągniesz.

— Ale, Adamie — powiedziała nieśmiało. — Nie dam sobie rady bez

twojej pomocy. — Opuściła głowę i przytuliła się do jego piersi. — Nawet
nie zamierzam próbować.

Położył palec na jej brodzie.
— Ostatnim razem, kiedy ci pomogłem, o mało nie straciłaś życia,

wtedy, w folwarku więziennym. Muszę ci wyznać, banitko, nie potrafię
prosto wbić gwoździa.

— Ja mogę to robić. Potrzeba mi twojej miłości, dawania mi poczucia

bezpieczeństwa i dzielenia ze mną marzeń. Nie chcę bać się ciemności.
Proszę, kochaj mnie, Adamie.

— Kochać cię, Toni? Nie umiałbym cię nie kochać. Kiedy zeskoczyłaś z

tego drzewa, starłaś linię między czernią i bielą. Bez ciebie moje całe życie
będzie szare. Nie tylko straciłem cię, ale otworzyłaś mi oczy na to, jaki
naprawdę jestem.

— Zawsze postępujesz zgodnie z prawdą.
— Tak myślałem. Myślałem, że pomagam ludziom, z którymi

wzrastałem, ale w głębi serca tak naprawę nie wierzyłem, że mogę coś
zmienić. Więc nie czułem się rozczarowany, kiedy wszystko pozostawało
bez zmian. Akceptowałem porażki i uczyniłem je częścią wszystkiego, co
robiłem.

— Mylisz się, Adamie! Jesteś wzorem dla tych chłopców i troszczysz się

o nich. Oni tego potrzebują.

— Nadal uważam, że sami muszą sobie pomóc, lecz zmieniłem zdanie co

do sposobu, w jaki ja im pomogę.

— Jak?
— Chodzi o to, co powiedziałaś o ligach koszykówki i terminarzu

125

RS

background image

rozgrywek. To mnie natchnęło. Dlaczego nie stworzyć prawdziwej,
oficjalnej drużyny, w ładnych strojach i z terminarzem rozgrywek? Moi
chłopcy nie są gorsi od innych. I muszą mieć tego świadomość. Na tym
polegał mój błąd. Jak mają uwierzyć w siebie, jeżeli ja sam w nich nie
wierzę?

— To wspaniały pomysł, Adamie. Możliwe, że jeśli z przędzalnią

Greshamów dobrze pójdzie, moglibyśmy odnowić kilka budynków i
wprowadzić tam ludzi z Cabbage Town,

Freda i Annie. To będzie wspólne przedsięwzięcie starych i młodych. Co

o tym myślisz?

— Myślę, że powinnaś szybko wyjść za mnie, banitko. Tym razem nie

zaplanowałem wszystkiego. Jestem zupełnie nie przygotowany.

— Adamie Ware, kocham cię.
Uśmiechnęła się i dała mu mocnego przyjacielskiego kuksańca.
—Jeśli jesteś przekonany, że gliniarz może kochać banitkę z bajki, wyjdę

za ciebie choćby jutro.

Opuścił ręce i objąwszy ją za biodra, przyciągnął do siebie.
— Rzuciłaś na mnie urok w chwili, kiedy pierwszy raz mnie

pocałowałaś, moja najukochańsza kryminalistko. Przestałem się martwić o
jutro.

— To dobrze. Zatem nie musimy czekać. Nie gniewasz się na mnie za

scenę w sypialni, prawda, kapitanie Ware?

Szybkim, niecierpliwym ruchem wyciągnęła dłoń i rozsunęła suwak jego

spodni.

— Czy się gniewam? — Zamruczał, kiedy go dotknęła. — Nie. Ilu

ludziom dane jest mieszkać w magicznej filiżance stojącej w środku
zaczarowanego lasu? Miałem wiele szczęścia, a być kochanym przez ciebie,
to zbliżyć się do krainy Oz tak blisko, jak zawsze marzyłem.

— Przy okazji, banitko. Nigdy nie zdradziłaś mi, dlaczego domek baby-

jagi nazwałaś filiżanką. Z tego, co wiem, ona latała w moździeżu
kierowanym tłuczkiem.

Leżeli w łóżku spleceni nogami. Twarz Toni spoczywała na piersi

Adama.

— To nie ja — odparła niechętnie. — To mój dziadek. Powiedział mi, że

latała w czarodziejskiej filiżance. W to też uwierzyłam.

Adam poczuł, jak znieruchomiała. Zdał sobie sprawę, że w ciągu jednego

126

RS

background image

dnia Toni była zmuszona przemyśleć całe swoje dotychczasowe życie.
Kochała dziadka. On na pewno też ją kochał. Adam gotów był założyć się o
wszystko, że fałszywy wizerunek nie był wynikiem rozmyślnego
postępowania starego oszusta. To po prostu był jego sposób na ochranianie
Toni.

— Czy nie sądzisz, że być może... — Zawahał się, odmawiając krótką

modlitwę, by nie zepsuć nastroju chwili. — ...być może twój dziadek sam
nosił różowe okulary?

Toni nie wykonała najmniejszego ruchu.
— Pomyśl — ciągnął Adam. — Przypuśćmy, że sam złapał się w sidła

marzeń o sukcesie, o dalszym prowadzeniu interesów rodziny. W końcu
przędzalnia była stara, urządzenia przestarzałe. Konkurencja ze strony
importerów — zabójcza. Co mógł począć?

— Nie wiem. Moi rodzice nic nie byli w stanie zrobić. Musieli zamknąć

przędzalnię.

— Ale nie mógł tego zrobić twój dziadek. W rezultacie śmiał się,

żartował, rozweselał robotników, jak tylko mógł. Ciebie zresztą też.
Bezbarwność przeistoczył w marzenie, prawda?

Toni powiedziała to, gdyż coś zaczęło jej świtać.
— Na przykład z moździeża zrobił filiżankę. — Spojrzała na niego. Jej

oczy były pełne łez. — Och, ty wspaniały, wspaniały człowieku. Pocałuj
mnie, zanim umrę z miłości do ciebie.

— Chodź tu, banitko.
Zgarnął włosy z jej twarzy i pocałował rozchylone w oczekiwaniu usta.
Fala szczęścia przelała się przez jej ciało, a pożądanie odebrało oddech.

Przetoczył ją przez siebie i pełen uniesienia spojrzał na nią.

Ani Toni, ani Adam nie usłyszeli podmuchu wiatru. Kiedy filiżanka

wzbiła się w powietrze, uśmiechnęli się i przypisali to magii miłości.








127

RS

background image




















128

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
48 Brown Sandra Namiętności 48 Śniadanie w łóżku
Brown Sandra Namiętności 48 Śniadanie do łóżka
46 Chastain Sandra Namiętności 46 Srebrne bransoletki
36 Chastain Sandra Namietności 36 Kochankowie z Dark River
41 Brown Sandra Namiętności 41 Czarodziejka
Kosci, kregoslup 28[1][1][1] 10 06 dla studentow
Ch 28 Pelites
PR CYW PR ROP WYKLAD 28
28 Subkultury medialne i internetowe
28 poniedziałek
Psychiatria W4 28 04 2014 Zaburzenia spowodowane substancjami psychoaktywnymi
28 Zjawiska towarzyszące bombardowaniu ciała stałego elektro
2001 08 28
28 Wykłady z Zarządzania Strategicznego
28
MIKROBIOLOGIA JAMY USTNEJ, WYKŁAD 3, 28 03 2013
28 407 pol ed02 2005

więcej podobnych podstron