Thompson Vicki Lewis Szalony weekend

background image

VICKI LEVIS THOMPSON



Szalony weekend




It Happened One Weekend





Tłumaczyła: Maria Wanat

background image

ROZDZIAŁ 1

Adrienne Burnham sączyła powoli wódkę z tonikiem,

przygotowując się do wejścia do salonu. Beverly, jej

przyjaciółka i gospodyni przyjęcia, była zajęta w kuchni.

Adrienne musiała samotnie stawić czoło grupie nie znanych

sobie gości. Właściwie nawet jej to odpowiadało. Być może

dzięki temu nikt nie zorientuje się, że Beverly zorganizowała to

towarzyskie spotkanie właśnie dla niej.

Dotknęła jednego z guzików przy czarnej sukience.

Wybrała modną, ale spokojną kreację, idealną dla młodej

kobiety pracującej jako makler giełdowy w Tucson, w

Arizonie, w znanej firmie C. D. Girard and Sons. Adrienne

miała nadzieję, że Beverly nie myliła się, sądząc, że poznanie

odpowiednich ludzi ułatwi jej karierę zawodową.

Adrienne przyglądała się gościom zebranym w salonie. W

pewnej chwili zatrzymała wzrok na barczystej sylwetce

mężczyzny, odwróconego do niej tyłem. Spojrzała jeszcze raz,

ja

kby nie wierząc własnym oczom. Stwierdziła zaskoczona, że

szare spodnie mężczyzny były rozprute i, o zgrozo, przez

pęknięcie prześwitywały czerwone majtki.

Adrienne zastanawiała się, jak powinna postąpić. Miała

nadzieję, że ktoś inny też to zauważy i dyskretnie zwróci

nieznajomemu uwagę. Mężczyzna roześmiał się i przeniósł

ciężar ciała z nogi na nogę, co sprawiło, że pęknięcie stało się

jeszcze bardziej widoczne. Adrienne wciąż jeszcze czekała, ale

nic się nie wydarzyło. W końcu odstawiła szklankę na półkę,

przeszła przez salon i dotknęła ramienia mężczyzny.

– Przepraszam –

powiedziała cicho. Mężczyzna odwrócił

się do niej z uśmiechem, przerywając rozmowę w pól słowa. –

Beverly prosi o pomoc, coś się stało w kuchni – poinformowała

Adrienne. Przyjrzała się z bliska nieznajomemu i stwierdziła,

że ma do czynienia z bardzo atrakcyjnym mężczyzną.

Już idę – odparł zaskoczony.

Znasz drogę. Idź przodem – poleciła Adrienne.

– Dobrze –

nie oponował i ruszył w stronę kuchni.

Adrienne szła tuż za nim. Odważyła się interweniować i

postanowiła działać konsekwentnie do szczęśliwego finału.

Kiedy znaleźli się w holu, Adrienne rzuciła cicho:

– Idziemy prosto do sypialni Beverly.

background image

Posłuchaj... – Nieznajomy stanął jak wryty. – To bardzo

interesująca propozycja, ale...

Idź szybko. Wcale nie chodzi o to, co masz na myśli –

wpadła mu w słowo Adrienne.

– A o co?

Nie mam zamiaru cię uwodzić – rzuciła gniewnie

dziewczyna. –

Pękły ci spodnie w pewnym miejscu.

Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, oblewając siebie i

Adrienne zawart

ością trzymanej w ręku szklanki. Zaczerwienił

się, nerwowym ruchem zakrył spodnie z tyłu i oparł się o

ścianę.

Masz rację.

Inaczej nie zawracałabym ci głowy. – Adrienne otarła

ręką przód sukienki.

– Przepraszam. –

Mężczyzna zerknął na swoją koszulę i

m

okrą sukienkę kobiety. – Na szczęście to głównie woda.

Czy ty przypadkiem nie masz w życiu pecha?

Na to wygląda – westchnął. – Gdzie jest ta sypialnia?

– Tu obok. –

Adrienne wskazała na otwarte drzwi.

Czy mogłabyś mi pomóc? Nie mam pojęcia, co robić.

Spodziewałam się tego. – Rzuciła okiem w kierunku

salonu. Nikt chyba nie zwrócił uwagi, że wyszli. – Zostawiłam

na łóżku w sypialni torebkę, mam w niej igłę i nici.

Ratujesz mi życie. – Mężczyzna wszedł tyłem do

pokoju. Adrienne natychmiast starannie

zamknęła drzwi.

Jesteś bezpieczny.

Myślisz, że ktoś to zauważył? – westchnął zażenowany.

Miałam nadzieję, że ktoś się zorientuje – przyznała

Adrienne. –

Nie musiałabym się tobą zajmować. Pęknięcie było

jednak coraz bardziej widoczne, a te czerwone... –

zawahała się

czując, że się rumieni.

Cholera! Zapomniałem je zmienić. To naprawdę

okropne. To chyba –

spojrzał na nią i zaczął się uśmiechać –

najzabawniejsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek w życiu

przytrafiła. – Roześmiał się. – Stary Matt Kirkland świeci

majtkami na eleganckim przyjęciu!

Adrienne rozpogodziła się. Nieczęsto zdarzało jej się

spotykać mężczyzn, którzy potrafili śmiać się z samych siebie.

Zapomniałeś dodać, że te majtki są czerwone.

Właśnie. A na dokładkę nie mógł tego zauważyć żaden

facet, tylko ładna blondynka, na której chciałbym zrobić jak

background image

najlepsze wrażenie. – Zachichotał potrząsając głową. –

Typowe.

Aha! A więc jednak jesteś pechowcem – stwierdziła. W

duchu ucieszyła się z komplementu. Podobały jej się

orzechowe, duże oczy mężczyzny i mimiczne zmarszczki,

które się wokół nich pojawiały, kiedy się śmiał. Wyglądał na

jakieś trzydzieści lat.

Muszę przyznać, że jestem znany z tego, że przytrafiają

się mi różne przygody, ale jak do tej pory kończyły się dobrze.

Niezły tupet, pomyślała Adrienne, uzupełniając w myśli

ocenę nowego znajomego.

A jakie korzyści wyniosłeś z tej przygody?

Poznałem ciebie. To znaczy prawie poznałem. Nie

powiedziałaś mi, jak masz na imię.

– Adrienne Burnham.

A więc to ty jesteś Adrienne!

– Co to znaczy?

Ależ nic szczególnego.

Czy coś już o mnie słyszałeś?

Beverly mówiła mi, że jesteś bardzo miła i sympatyczna

odparł Matt, siadając na łóżku.

– Kiedy? –

spytała nagle zaniepokojona Adrienne.

Wspomniała, że zawsze jesteś miła.

– Nie,

chodzi mi o to, kiedy ci to powiedziała? – Adrienne

wyobraziła sobie Beverly, namawiającą wszystkich gości, żeby

byli uprzejmi dla jej przyjaciółki, która rozpaczliwie potrzebuje

nowych klientów.

W zeszłym tygodniu, kiedy mnie tu zapraszała.

– I pewnie z

aproponowała ci, żebyś kupił ode mnie trochę

akcji i innych papierów wartościowych. Koniecznie muszę się

wybić jako makler, a chwilowo mam z tym problemy, tak? –

Adrienne się zaczerwieniła.

– Nie. – Nie?

Do tej chwili nie wiedziałem, czym się zajmujesz.

– Hmm –

odchrząknęła. – Chyba przesadziłam. Bardzo

byłabym ci wdzięczna, gdybyś zachował to, co powiedziałam,

tylko do własnej wiadomości. Beverly zorganizowała tę

imprezę, abym mogła poznać nowych ludzi, potencjalnych

klientów. Naprawdę jest mi trudno, ale miałam nadzieję, że uda

mi się postępować bardziej taktownie.

Nie przejmuj się. Uratowałaś mnie z opresji, więc

background image

chętnie ci się zrewanżuję, dotrzymując tajemnicy. Ale co ja

mam właściwie zrobić z tymi portkami?

Zawahała się przez chwilę. Dopiero teraz zdała sobie w

pełni sprawę z kłopotliwej sytuacji.

Musisz je zdjąć.

Oczywiście. Nie mam już przed tobą żadnych sekretów,

skoro wiesz wszystko o czerwonych majtkach.

– To prawda. –

Adrienne starała się zachowywać równie

swobodnie jak Matt. Zdarzało się jej przecież widywać

mężczyzn w samej bieliźnie. Mimo to, kiedy zrzucił buty i

wstał, by rozpiąć pasek, usiadła po drugiej stronie łóżka i

udawała, że jest niezwykle zajęta szukaniem igły i nitki. – Mam

nadzieję, że nikt nie zauważył, gdy razem opuściliśmy salon.

W razie czego będę szczęśliwy, mogąc bronić twego

honoru. –

Adrienne usłyszała zgrzyt rozsuwanego rozporka.

Serce waliło jej jak młotem, a w ustach nagle poczuła suchość.

Tłumaczyła sobie w duchu, że nie jest bardziej rozebrany, niż

gdyby, na przy

kład, wypoczywali na plaży. Ale teraz

znajdowali się w sypialni za zamkniętymi drzwiami. Nareszcie

odszukała igłę.

Matt podszedł do Adrienne i podał jej spodnie. Na

moment podniosła głowę. Ta króciutka chwila wystarczyła, by

dostrzec muskularne uda mężczyzny i nieszczęsne czerwone

majtki, wystające spod koszuli. Zmieszana zastanawiała się,

czy w ogóle uda się jej nawlec igłę.

Igła z nitką w damskiej torebce. – Matt usiadł obok

Adrienne na łóżku. – To robi na mnie wrażenie. Wyglądasz na

bardzo dobrze zorga

nizowaną młodą kobietę.

Właściwie... tak, ja... – Adrienne próbowała nawlec igłę

drżącymi rękoma. – Mój zawód wymaga... dobrej organizacji.

Jestem gotów założyć się, że jesteś świetnym maklerem.

Szkoda, że nie mogę zostać twoim klientem, ale właśnie

wy

dałem wszystkie pieniądze na zakup samolotu. Jestem

spłukany.

– To niedobrze. –

Adrienne pośliniła nitkę, zdecydowana

tym razem zapanować nad drżeniem rąk.

Nie, to dobrze. Kupiłem małą cessnę. Otwieram własną

szkołę pilotażu. – Przyjrzał się jej uważnie. – Czy to od

nadmiaru kawy tak ci się trzęsą ręce?

– Chyba tak –

skłamała.

Może ci pomóc?

background image

Nie, poradzę sobie. – Wreszcie udało się jej trafić nitką

w ucho igły. Wzięła spodnie do ręki. – Jesteś pilotem? –

spytała, wbijając igłę w materiał.

– Tak, j

estem instruktorem. Latam na małych samolotach.

Do tej pory pracowałem na wypożyczonych maszynach. Teraz

mam swoją cessnę i to za nieduże pieniądze. Doskonały

samolot, ale pozbyłem się wszystkich oszczędności.

Adrienne próbowała skupić się na tym, co przed chwilą

usłyszała. Matt wydał ostatnie pieniądze, żeby kupić samolot.

Nie była to najrozsądniejsza decyzja finansowa. Ten człowiek z

łatwością zburzył jej opanowanie i wywołał ukryte emocje, ale

z całą pewnością nie potrafił mądrze obracać pieniędzmi.

Alek

s... Adrienne naprawdę podziwiała jego umiejętności

lokowania oszczędności tak, by były bezpieczne i przynosiły

zyski. Ale zapach wody po goleniu, której używał Aleks, nigdy

nie wywołał u Adrienne gęsiej skórki. Doprawdy, świeżo

poznany mężczyzna wywierał na niej niezwykłe wrażenie.

– Adrienne?
– Co? –

Drgnęła i wbiła sobie igłę w palec.

Zamyśliłaś się troszeczkę.

– Wcale nie –

zaprotestowała, ssąc bolący palec.

To dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie?

– Jakie pytanie?

Pytałem, czy latałaś już kiedyś małym samolotem.

Odwróciła się w jego stronę. W głowie czuła kompletną

pustkę. Zamiast wymyślić jakąś odpowiedź, wyobraziła sobie

jedwabiste włosy koloru ciemnej, mocnej kawy w swoich

dłoniach. Usta mężczyzny były bardzo piękne i zmysłowe.

Kiedy tak

przyglądała się im w milczeniu, rozciągnęły się w

ujmującym uśmiechu.

Wiesz co, coś się tu chyba dzieje. – W głosie Matta

zabrzmiało czułe rozbawienie, jakby Matt zauważył jej

oczarowanie i dawał do zrozumienia, że sam też uległ

podobnemu wrażeniu.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi –

wyjąkała. – Ja... Nagle

ktoś zastukał do drzwi sypialni.

Adrienne? Jesteś tu?

Adrienne zamarła, słysząc głos Beverly.

– Adrienne? –

Beverly otworzyła drzwi i stanęła jak

wryta.

Spodnie Matta... rozdarły się... – wyjąkała Adrienne,

background image

niezdarnie próbując wyjaśnić sytuację. – Obiecałam, że mu...

Uratowała mnie – powiedział Matt. – Miałaś rację,

Beverly. Ona jest fantastyczna.

– Adrienne jest fantastyczna, to prawda –

przyznała

Beverly, powoli otrząsając się z zaskoczenia. – Cieszę się, że

się poznaliście. Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie

dzwoni współlokatorka Adrienne. Mówi, że to bardzo pilne. –

Beverly wskazała głową na telefon stojący przy łóżku. –

Możesz rozmawiać stąd – dodała i wyszła, zamykając za sobą

drzwi.

– B

everly chciała nas wyswatać, prawda? A więc o to

chodziło! To dlatego mówiła, że jestem miła i sympatyczna. –

Adrienne zwróciła się do Matta.

– Lepiej odbierz telefon. –

Uśmiechnął się.

Nawet mnie nie uprzedziła! I to ma być przyjaciółka!

Uprzedziła, że to pilny telefon – przypomniał Matt.

Masz rację. Później o tym pomówimy. – Adrienne

odłożyła spodnie i wzięła do ręki słuchawkę telefonu. –

Margaret?

Strasznie mi przykro, Adrienne, twoja mama właśnie

dzwoniła ze smutną nowiną.

Czy coś się stało ojcu? – Adrienne chwyciła słuchawkę

w obie dłonie.

Nie, nie ojciec. Chodzi o twoją klacz, Granny* [*Granny

– z ang. pieszczotliwie: babunia]

. Jest bardzo chora. Nie są

pewni, czy dożyje do rana. Chcieli, żebyś o tym wiedziała.

O Boże. – Adrienne poczuła łzy pod powiekami.

Muszę tam jechać, muszę ją zobaczyć, zanim... – Przed

oczami stanął jej obraz ukochanej klaczy, która zawsze z

radością czekała przy bramie na jej powrót ze szkoły, gotowa

do codziennej przejażdżki. Adrienne o mały włos nie

rozpłakała się w głos.

Twoja mama powiedziała, że pewnie będziesz chciała

przyjechać, ale wiadomo, jak trudno jest teraz o miejsce w

samolocie. Prosiła, żebyś do niej zadzwoniła i powiadomiła ją,

co zamierzasz zrobić. Czy mogę ci w czymś pomóc?

– Nie, chyba nie. –

Adrienne z trudem wydobyła głos. –

Poradzę sobie. Jeśli są jeszcze wolne miejsca, to pojadę prosto

na lotnisko. Powinnam wrócić do Tucson w niedzielę

wieczorem.

– Rozumiem. Przykro mi, kochanie.

background image

Nie powinnam tak się rozklejać, ale ona tyle dla mnie

zn

aczy. Myślałam... myślałam, że będzie żyła wiecznie.

Wiem. Bądź dzielna.

Postaram się, Margaret. Na razie. – Adrienne odłożyła

słuchawkę, starając się opanować.

Co się stało? – spytał cicho Matt. Głos mężczyzny

zaskoczył ją. Z przejęcia niemal zapomniała o jego obecności.

Granny jest umierająca.

– Tak mi przykro. Gdzie ona jest?

U moich rodziców, w Utah. To małe miasteczko na

północ od Salt Lake City. Muszę się tam dostać jak najszybciej.

Jeśli uda mi się złapać samolot do Salt Lake City, to tam

w

ynajmę samochód i...

Czy jest tam w pobliżu lotnisko?

W pobliżu miasteczka? – Adrienne odwróciła się do

Matta, wycierając łzy.

Tak. Cokolwiek, na przykład małe lądowisko dla

samolotów rolniczych albo sportowych.

Poleciałbyś?

Oczywiście.

– To bard

zo ładnie z twojej strony. – Adrienne

uśmiechnęła się. – Ale ja naprawdę nie mogę tak cię

wykorzystywać.

Ze mną dostaniesz się szybciej niż zwykłym samolotem.

No i nie musiałabyś wynajmować samochodu.

Ale ty jesteś... – zawahała się. – Sam mówiłeś, że jesteś

pechowcem. Nie sądzę, żeby...

Hej, nie martw się – powiedział, biorąc jej rękę w swoje

dłonie. – Jestem cholernie dobrym pilotem. Zresztą spytaj

Beverly.

Dłoń ją paliła. W uszach dzwoniło. Dlaczego tak

racjonalne rozwiązanie wydało jej się aż tak bezsensowne?

Adrienne pomyślała o Granny. Liczyła się każda chwila, a Matt

proponował jej podróż najszybszą z możliwych. – Słuchaj, nie

miej mi tego za złe, ale rzeczywiście chciałabym najpierw

pomówić z Beverly.

– Jasne.

Zaraz wrócę. – Adrienne podniosła się i ruszyła do

drzwi.

– Ale...

Zszyję te spodnie, obiecuję. – Zanim zdążył

background image

zaprotestować, jej już nie było w pokoju. Nie chciała, żeby

słyszał jej rozmowę z Beverly. Bez spodni nie odważy się

wyjść z sypialni.

Czy coś się stało? – Beverly podniosła głowę znad tacy z

ciasteczkami.

Granny, moja ukochana klacz, na której startowałam w

wyścigach, jest umierająca.

– Tak mi przykro. –

Beverly żywo zwróciła się w jej

stronę.

Ona jest dla mnie jak członek rodziny. Muszę jechać.

– Teraz?
– Tak, a Matt z

aproponował, że zabierze mnie swoim

samolotem.

To świetnie. – W oczach Beverly pojawiły się figlarne

iskierki. –

Miałam nadzieję, że...

Jak wrócę, porozmawiamy o twoich planach

matrymonialnych w stosunku do mnie, droga Beverly, ale w tej

chwili chcę tylko wiedzieć, czy on jest dobrym pilotem.

To instruktor, Adrienne. Ma pilotaż w małym palcu.

Chciałabym tylko wiedzieć, czy ty byś z nim poleciała.

Oczywiście – odparła Beverly. – W szkole wszystkie

dziewczęta szalały za nim. Jest nie tylko przystojny, ale i

opiekuńczy. Na pewno w jego towarzystwie będziesz

bezpieczna. Właściwie to dlatego myślałam...

Zostawmy to na razie, Beverly. Chciałam się tylko

upewnić, czy nie polecę z jakimś wariatem. W końcu odkąd się

znamy, zdążył podrzeć sobie spodnie i oblać mnie martini. Nie

chciałabym, żeby to był początek pechowej serii.

Matt często pakuje się w tarapaty, ale unika poważnych

kłopotów. Można na niego liczyć. Zawsze.

W porządku, więc skorzystam z jego propozycji. I

przestań się tak głupkowato uśmiechać, Beverly. Robię to tylko

dla Granny. Matt nie jest w moim typie.

Adrienne odwróciła się i wyszła z kuchni. Chciała uniknąć

dalszej rozmowy. W sypialni zastała Matta pochłoniętego

zszywaniem spodni. Kiedy pojawiła się w progu, podniósł

głowę i wbił sobie niechcący igłę w palec.

Do diabła! – zawołał, wyciągając igłę.

Przypuszczałeś, że nie wrócę?

Po prostu nie miałem ochoty bezczynnie siedzieć i

czekać. Jestem człowiekiem czynu.

background image

A więc, człowieku czynu, przyjmuję twoją propozycję.

No i dziękuję.

Czy Beverly udzieliła mi dobrych rekomendacji?

Doskonałych.

– Dobra, stara Beverly. –

Podniósł spodnie z łóżka. – W

takim razie musisz je zszyć bardzo dokładnie. Nigdy nie

wiadomo, na czym się wyląduje.

Czy mógłbyś nie robić sobie na ten temat żartów?

– Dobrze. –

Podał jej spodnie. – Nigdy nie leciałaś

jednosilnikowym samolotem, prawda?

– Nie.

Boisz się?

Oczywiście, że nie – odparła Adrienne, myśląc o

Granny, o jej ciepłym, wiernym spojrzeniu. – Nie – powtórzyła,

kończąc zszywanie i podając spodnie Mattowi. – Ty się ubieraj,

a ja zadzwonię do rodziców.

Świetnie. I nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.

Nie wątpię. – Adrienne podniosła słuchawkę,

odwracając się, by nie widzieć jego męskiej i atrakcyjnej

sylwetki.

Matt zaparkował starą corvettę na płycie małego,

prywatnego lotniska. Adrienne wysiadła z samochodu i

podeszła do cessny, pomalowanej na pomarańczowo i biało.

Spojrzała w górę, ale na wygwieżdżonym niebie nie było ani

jednej chmurki.

– Jaka jest prognoza?

Sprawdzałem. Powinno być w porządku. Adrienne

przyglądała się uważnie jednosilnikowemu samolotowi, który

za chwilę miał ją unieść w ciemne niebo.

Nie jest bardzo duży, prawda?

Przeznaczony dla czwórki pasażerów. Nie było mnie

stać na większy – powiedział Matt, odczepiając

zabezpi

eczające cumy z prawego skrzydła. – Czy możesz zająć

się drugą stroną?

– Jasne. –

Adrienne obeszła samolot dookoła i odczepiła

linę z drugiego haka, łamiąc sobie przy okazji paznokieć. Matt

podszedł do niej i otworzył drzwi kabiny.

– Wsiadaj, lecimy – stwi

erdził krótko.

Adrienne z trudem wspięła się na wysoki stopień. Matt

pomógł jej wsiąść, potem zamknął drzwi i wdrapał się do

background image

samolotu z drugiej strony.

Możesz położyć torebkę na tylnym siedzeniu – doradził,

widząc, że ściska ją w ręku jak koło ratunkowe.

– Dlaczego?

Żebyś miała wolne ręce na wypadek... – Sięgnął do

kieszeni kurtki i wyjął z niej papierową torbę. – Wziąłem to od

Beverly. Skoro to twój pierwszy raz...

– Och. –

Adrienne rzuciła torebkę na tylne siedzenie.

Sam też tam zwykle kładę swoje rzeczy – powiedział,

unosząc się na siedzeniu i wyjmując portfel z tylnej kieszeni

spodni. –

Kiedy prowadzę samochód albo samolot, nie lubię,

żeby mnie coś uwierało.

Wrażliwa pupa? – zażartowała Adrienne i natychmiast

pożałowała swoich słów.

– Tak jest –

przytaknął Matt, patrząc na nią z

rozbawieniem. Przekręcił wyłącznik zapłonu i silnik cessny

zaczął pracować. Potem dodał gazu i spojrzał na tablicę

przyrządów.

Czy coś się stało? – spytała, przekrzykując huk.

– Nie.
– Dlaczego nie ruszamy z miejsca?
– Rozgrzewam silnik.

W końcu samolot potoczył się w kierunku pasa

startowego. Matt założył słuchawki i rozmawiał z wieżą

kontrolną. Samolot zatoczył pół koła, ustawił się pod wiatr i

znieruchomiał.

Adrienne spojrzała na Matta z niemym pytaniem w

oczach.

– Wsz

ystko w porządku – uspokoił ją łagodnym tonem. –

Dostaliśmy pozwolenie na start. Nie miej takiej przerażonej

miny.

Miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego

potrząsnął głową, pochylił się nad Adrienne i pocałował ją w

usta.

– A to po co? – spyta

ła zaskoczona.

Żebyś miała czym zająć myśli. Trzymaj się, Adrienne!

background image

ROZDZIAŁ 2

Mały samolocik toczył się wzdłuż pasa startowego,

trzęsąc się i hałasując niemiłosiernie. Adrienne trzymała się co

prawda kurczowo siedzenia, ale zapomniała o strachu.

Pocałował ją! Jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek się

ośmielił to zrobić, był Kenny Christopherson. Dla ścisłości

trzeba by powiedzieć – jedynym chłopcem. Był bowiem

uczniem drugiej klasy liceum. Zrzuciła go wtedy ze schodów,

aby ukarać go za bezczelność. Mężczyźni, z Aleksem włącznie,

zawsze mówili, że czują się przy niej onieśmieleni.

Najwyraźniej Matt Kirkland nie należał do nieśmiałych.

Zwilżyła usta. To był ich pierwszy i z całą pewnością ostatni

pocałunek. Ten bezczelny, pewny siebie pilot zdecydowanie

nie jest w jej typie.

Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Matt przygląda się jej

z uśmiechem. Dopiero teraz zorientowała się, że samolot

wzniósł się w powietrze. Płyta lotniska stawała się z każdą

chwilą mniejsza i bardziej odległa, a na horyzoncie migotało

miasto.

To nie było takie straszne, prawda? – spytał,

przekrzykując hałas silnika.

– Czy w ten sposób uspokajasz wszystkie swoje

pasażerki? – zapytała w odpowiedzi niepewna, czy ją usłyszy.

Powiedz mi najpierw, czy mój sposób okazał się

skuteczny – ro

ześmiał się.

Spojrzała na niego wzrokiem, który ciskał gromy.

Rozumiem, że odpowiedź jest twierdząca – powiedział i

z zadowoloną miną zajął się studiowaniem wskazań zegarów.

Adrienne ogarnął niepokój. Matt miał na nią zadziwiający

wpływ. Odpowiedzialny, poważny i stateczny Aleks nie

wywoływał w jej duszy takiego zamieszania i swoją obecnością

nie przyprawiał Adrienne o przyspieszone bicie serca. To

dziwne, że nawet nie przyszło jej do głowy powiadomić go o

wyjeździe. Zupełnie o nim zapomniała. Może zrobi to Beverly

albo Margaret Prawdę mówiąc, nie ma jednak na co liczyć,

ponieważ nie przepadały za Aleksem. Beverly wyraźnie

zastrzegła, żeby nie zabierała go ze sobą na przyjęcie. Uważała,

że skoro ma ono służyć pozyskaniu nowych klientów, nie

należy zapraszać konkurencji. Adrienne podejrzewała, że

background image

Beverly kierowały także inne motywy.

Adrienne pomyślała, że niepotrzebnie czuje się winna.

Może przecież zadzwonić do Aleksa z Utah. Miejmy nadzieję,

że będzie pamiętać. Jedno spojrzenie Matta wywoływało taki

popłoch w jej sercu! W towarzystwie Aleksa nigdy to się jej nie

przydarzyło. Oczywiście, jest wolną kobietą. Nie jest z

Aleksem zaręczona, nigdy się z nim nawet nie przespała. Ale

on wciąż cierpliwie czeka. Wprawdzie wspomniał ostatnio, że

po trzech miesiącach znajomości jej opory wydają mu się

nieuzasadnione, lecz Adrienne miała swoją receptę na udane

małżeństwo: długi okres narzeczeństwa. Jej dwie starsze siostry

zbyt szybko podjęły decyzję i obie były już rozwiedzione.

Adrienne postanowiła nie powielać ich błędów.

– Widzisz? –

Dźwięk głosu Matta wyrwał ją gwałtownie z

rozmyślań. – To wcale nie takie straszne – dodał, zsuwając

słuchawki z uszu.

Daleko na horyzoncie pokazała się błyskawica, a w kilka

sekund później rozległ się grzmot.

– Burza! –

zawołała Adrienne, pochylając się do przodu,

żeby lepiej widzieć. – Tam jest burza!

Na to wygląda – stwierdził spokojnie Matt, zakładając

ponownie słuchawki. – Czasami zmiany pogody nadchodzą

całkiem nieoczekiwanie – dodał, zamieniwszy kilka słów z

wieżą kontrolną.

Adrie

nne ujrzała następną błyskawicę i policzyła sekundy

do grzmotu. Burza najwyraźniej się do nich zbliżała.

– Co teraz zrobimy?

Będziemy obserwować. Jeśli okaże się to konieczne,

zmienimy kurs.

– Zmienimy kurs?

Pewnie. To łatwe.

– Czy ty mi na pewno mówis

z całą prawdę?

Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? – spytał z uśmiechem.

Chcę wiedzieć, czy zaraz rozbijemy się i zginiemy –

odparła, nieudolnie naśladując jego spokojny, opanowany ton

głosu.

Dziękuję ci bardzo za zaufanie. Odpowiedź brzmi: nie.

– Przepraszam –

szepnęła zawstydzona Adrienne.

W końcu Matt zaproponował jej pomoc i nie zasługuje na

takie traktowanie.

Boisz się, prawda?

background image

To jest... takie groźne. – Adrienne zadrżała, widząc jak

błyskawica rozświetliła ciemne chmury.

Może podać ci trochę danych statystycznych? –

zaproponował Matt. – Co roku więcej ludzi ginie w wypadkach

samochodowych niż w katastrofach lotniczych. Jesteś tu

bezpieczniejsza niż na autostradzie.

Już gdzieś o tym słyszałam.

– Nie wierzysz mi?

Werzę. Ale teraz, kiedy niebo jest całe naładowane

elektrycznością, ziemia daleko, a my nie mamy nawet

spadochronów, dane statystyczne nie są żadną pociechą.

Chyba nadszedł czas, żebyś się trochę zrelaksowała –

powiedział Matt, spoglądając na nią z ukosa.

Ani mi się waż puszczać stery!

– Spokojnie –

odparł Matt – Nie takie rozrywki miałem na

myśli. Masz chłopaka?

Adrienne zawahała się.

No, powiedz. Nie mogę z tobą dyskutować o akcjach i

obligacjach, a ty przecież nie opowiesz mi żadnej dykteryjki z

życia pilotów, więc pozostały sprawy osobiste.

Tak ci się tylko wydaje.

Czy dla ciebie chłopcy nie są ciekawym tematem?

Jestem zaskoczony. Myślałem, że musisz się od nich oganiać

jak od natrętnych much. Czyje serce złamałaś w ostatnim

tygodniu? –

zaśmiał się.

Naprawdę uważam, że to nie twoja sprawa.

No, dobrze. Ja opowiem ci coś pierwszy. – Matt znów

się roześmiał. – Moją pierwszą miłością była Tina. Oboje

mieliśmy po pięć lat i bawiliśmy się przez cały czas w doktora,

dopóki nie wkroczyła mama Tiny. Potem przeszedłem przez

ten

okres w życiu każdego chłopaka, kiedy nienawidzi się

wszystkich dziewcząt. Gdy miałem dwanaście łat, poznałem

szesnastoletnią kobietę i ona właśnie...

Matt, ja naprawdę wcale nie chcę tego słuchać.

Za mało ciekawe jak na twój gust? No, dobrze.

Najdłuższą i najbardziej podniecającą znajomość przeżyłem z

dziewczyną, którą poznałem w szkole średniej. To był

prawdziwy dynamit. Żadnych zahamowań. Była gotowa robić

to w dowolnym miejscu – w wannie, w gondoli balonu, na
rowerze...

– Na rowerze?

background image

Tak. Oczywiście musiałem przez cały czas pedałować,

no i było mi trochę trudno utrzymać kierownicę, bo...

Przestań. – Adrienne zaczerwieniła się i wyjrzała przez

okno na przetaczające się wokół zwały ciemnych chmur.

Nie chcesz, żebym ci o tym opowiedział?

– Nie. –

Zacisnęła szczęki i starała się zapanować nad

wyobraźnią, która podsuwała zmysłowe obrazy. – Myślę, że

opowiadanie szczegółów ze swojego życia seksualnego jest

wysoce niewłaściwe.

Chyba za dużo sobie wyobrażasz. – Spojrzał na nią z

krzywym uśmieszkiem.

Jesteś aroganckim chwalipiętą, któremu sprawia

przyjemność odsłanianie najbardziej intymnych stron

osobistego życia obcej w gruncie rzeczy osobie.

Zakładasz, że to, co ci opowiedziałem, to prawda.

Potrafię doskonale zmyślać.

Ty... ty to wszystko zmyśliłeś? – Spojrzała na niego

ostrożnie.

– Nie wszystko. Opowiadanie o Tinie i o szesnastoletniej

kobiecie było prawdziwe. Ale myślę, że w kochanie się na

rowerze nie powinnaś była uwierzyć.

Skłamałeś? – Adrienne wciągnęła głęboko powietrze.

Wymyśliłem na poczekaniu zabawną historyjkę. Sama

przyznaj. Nawet ty nadstawiłaś ucha.

To chyba za słabe określenie, pomyślała Adrienne. Nie

chciała, by spostrzegł, jak na nią działa. Taki człowiek jak Matt

natychmiast by to wykorzystał. Mogła sobie to z łatwością

wyobrazić. Przystojny samotny mężczyzna, do tego nie

pozbawiony uroku osobistego, z pewnością nie mógł narzekać

na brak miłosnych propozycji. Nie, lepiej wcale o tym nie

myśleć.

Błyskawica znów rozdarła czerń nieba i Adrienne

zadrżała. Matt sprawił, że przez chwilę zapomniała, gdzie się

znajduje, i przestała się bać. Musiała przyznać, że jego metody

są rzeczywiście skuteczne.

– Teraz twoja kolej –

odezwał się po chwili, bez wysiłku

kierując samolotem zagubionym w ciemnościach nocy. – Kto

to jest Aleks?

– A

więc i o nim opowiadała ci Beverly?

Nie musisz tak się złościć. Wspomniała mi, że chodzisz

z nudnym facetem, który ma na imię Aleks, no i że mogłabyś

background image

znacznie lepiej spożytkować swoje wdzięki.

Kiedy wrócimy do Tucson, będę musiała z nią pomówić.

Zupełnie niepotrzebnie miesza się do mojego życia. – Adrienne

zacisnęła mocno usta.

Przecież znasz Beverly. Nie miała nic złego na myśli.

A właśnie, od jak dawna znasz Beverly? Chodziłeś do

szkoły w Tucson?

Tak. Mój ojciec służył w lotnictwie. Wyjechaliśmy,

kiedy miałem szesnaście lat, ale zawsze chciałem tu wrócić.

Poza tym to świetne miejsce do latania. Przyjechałem kilka

miesięcy temu i któregoś dnia spotkałem Beverly w sklepie.

A ona zaprosiła cię na przyjęcie, żebyś mnie poznał.

Właśnie. Sądziła, że możemy przypaść sobie nawzajem

do gustu. –

Matt spojrzał na nią pytająco.

Gdzie jesteśmy? – spytała Adrienne, nie wiedząc, co

odpowiedzieć.

Na północ od Phoenix. Lecimy właśnie nad

płaskowyżem. Niedługo... O, do diabła!

Słucham? – Spojrzała na niego pytająco, ale Matt nie

odpowiedział, tylko założył słuchawki.

Po chwili Adrienne sama zrozumiała, co się stało. Nawet

jej niewyszkolone uszy zarejestrowały nagłą zmianę w

dźwięku silnika, który teraz chrypiał i jęczał. Z zachowania

Matta Adrienne wywnio

skowała, że dzieje się naprawdę coś

złego. Mówił, próbując porozumieć się z kontrolą lotów, ale

nadaremnie. Silnik wciąż się krztusił.

Lądujemy – powiedział, rzucając jej krótkie spojrzenie.

Lądujemy? – Serce Adrienne waliło jak młotem. –

Gdzie? Czy tu

jest jakieś lotnisko?

Może uda mi się znaleźć miejsce na autostradzie.

– Na autostradzie? –

Adrienne nieomal wpadła w panikę.

Matt, nie możesz wylądować na autostradzie!

Chyba masz rację. – Przechylił samolot na jedno

skrzydło i wyjrzał przez zasnute szronem okno. Zaklął pod

nosem.

Co? Co się stało?

Nie starczy dla nas miejsca. Jest za duży ruch.

Więc co zrobimy?

Musimy znaleźć inne miejsce.

W tych skałach?

Słuchaj, nie mamy wyboru – rzucił zniecierpliwiony

background image

przez zaciśnięte zęby. – A teraz zamknij się i rób, co ci każę.

– Matt –

wymamrotała, czując, że braknie jej tchu. – Czy

my się rozbijemy?

Może uda mi się temu zapobiec.

O, Boże! – Adrienne zamknęła oczy. Miała ochotę się

rozpłakać. Czemu zgodziła się na ten głupi pomysł? Ale z niej

idiotka! A teraz...

Silnik zakasłał raz jeszcze i zamilkł. Cisza była

przerażająca. Zaczęli stromo schodzić w dół. Adrienne

zamarła.

Pochyl się jak najbardziej do przodu i schowaj głowę

między kolanami – rzucił Matt rozkazującym tonem.

Adrienne p

osłuchała, przysięgając sobie w duchu, że jeśli

ujdzie z życiem, to nigdy więcej nie podejmie pochopnie

decyzji. Nigdy.

Trzymaj się. Teraz.

Siła uderzenia wbiła ją w fotel. Samolot podskoczył i

znów uderzył w ziemię. Adrienne poczuła w ustach smak krwi.

Samolot sunął wśród kamienistych pagórków. Matt na

przemian krzyczał niezrozumiale i przeklinał:

Zatrzymaj się, stój, do jasnej cholery!

Nareszcie maszyna zaczęła zwalniać i Adrienne zaczęła

mieć nadzieję, że chyba jednak się nie zabiją. Przynajmniej nie

w tej chwili. Przed nimi widać było kamienistą ziemię, a dalej...

dalej rozciągała się pustka.

– Co to jest? –

spytała ochryple. – Jezioro?

Nie. Rozepnij pas, może będziemy musieli skakać. I

módl się, żeby ten samolot zechciał się wreszcie zatrzymać.

Ad

rienne zaczęła się modlić. Brzeg przepaści był coraz

bliżej. Spadną. Na pewno...

Samolot znieruchomiał. Przed nimi rozciągała się czarna

otchłań.

Chyba jesteśmy na samym brzegu – powiedział Matt

cicho, jakby najlżejszy dźwięk mógł naruszyć równowagę

samo

lotu i zepchnąć ich do przepaści. – Otwórz drzwi, ale

pamiętaj, musisz to zrobić bardzo ostrożnie.

Będę tu siedział, aż znajdziesz się na zewnątrz.

– Ale...

Teraz nie dyskutuj. Wychodź.

Zastanawiała się, czy jej się to uda. Ręka obsunęła się po

klamce.

background image

– Spokojnie, Adrienne. Spokojnie. Powoli. Dobrze. W

każdej chwili mogą znaleźć się na dnie kanionu. Powoli. Krok

po kroczku. Spokojnie.

Wreszcie drzwi ustąpiły. Pchnęła je delikatnie,

wstrzymując oddech. Samolot zakołysał się i zaskrzypiał

przeraźliwie. Starała się nie myśleć o znajdującej się pod nimi

przepaści ani o tym, co się stanie, jeśli uda jej się wyjść z tego

cało, a Mattowi nie.

Wyskakuj ze mną – wyszeptała.

Dopiero kiedy będziesz na zewnątrz.

Możemy wyskoczyć jednocześnie.

Adrienne, wynoś się, do licha, z tego samolotu. Już!

– Dobrze. –

Adrienne przełknęła ślinę, zacisnęła zęby i

wysunęła się z fotela. Samolot zaskrzypiał, ale nie poruszył się.

Kiedy postawiła stopę na pierwszym metalowym stopniu,

błyskawica rozdarła niebo, oświetlając leżący pod nimi kanion,

który przypominał otwartą paszczę potwora.

No, już.

Wzięła głęboki oddech, stanęła na stopniu całym ciężarem

i zaczęła zsuwać stopę po pokrywie podwozia. Samolot zatrząsł

się.

Właśnie tak – zachęcał ją Matt. – Po prostu zejdź w dół.

Jak tylko znajdziesz się na ziemi, będę skakał, więc na wszelki

wypadek odejdź jak najdalej od samolotu.

– Dobrze. –

W uszach słyszała tylko tępy łomot swojego

serca. Musi zejść i musi wierzyć, że Mattowi też się to uda.

Popatrzyła pod nogi. Pokrywa koła znajdowała się zaledwie o

metr od przepaści, a przód samolotu wraz ze śmigłem

wystawały nad jej krawędzią.

W porządku – zawołała. – Stawiam nogę na ziemi. Matt,

wychodź.

Postaw tam drugą nogę i uciekaj.

– Jestem na ziemi! –

zawołała, gdy podmuch wiatru

gwałtownie uderzył w bok samolotu. Uciekała, potykając się o

nierówności terenu. Wysoki obcas jej wieczorowych pantofli

zaklinował się miedzy kamieniami i Adrienne upadła, kalecząc

sobie boleśnie dłonie i kolana.

Za plecami usłyszała krzyk Matta. Podniosła głowę, w

chwili gdy samolot pikował w głąb kanionu. Wycie wiatru

zagłuszyło huk rozbijającego się samolotu. Adrienne chciała

krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nagle

background image

zapadła cisza, w której słyszała tylko bicie własnego serca.

– Matt? –

wyszeptała.

Następna błyskawica oświetliła płaskowyż. Adrienne

wytężyła wzrok. Tak, to był Matt! Bogu dzięki, leżał o kilka

metrów dalej. Zdążył wyskoczyć z samolotu, zanim ten runął w

przepaść. Podbiegła do mężczyzny z okrzykiem ulgi.

Matt usiadł i ogłupiałym wzrokiem wpatrywał się w

miejsce, w którym jeszcze kilka sekund wcześniej stał jego

samolot. Potem spojrzał na Adrienne, jakby starał się

przypomnieć sobie, kim ona jest.

– Nie ma go –

powiedział nieprzytomnie.

Ale ty jesteś. – Upadła na kolana i skrzywiła się z bólu. –

Matt, ty żyjesz. Oboje żyjemy. Udało się.

– Nie ma mojego samolotu –

powtórzył tym samym,

pełnym niedowierzania tonem.

Samolot można odkupić – powiedziała, chwytając w

dłonie jego twarz. – A ludzi nie. Matt, ryzykowałeś życie, żeby

mnie ocalić. Byłeś... – Łzy potoczyły się jej po policzku. –

Byłeś wspaniały. Nie potrafię powiedzieć, jak...

Nie płacz – poprosił, choć sam wyglądał, jakby zaraz

miał się rozpłakać.

Ale o mało co nie zginęliśmy. A ty kazałeś mi pierwszej

wyjść. Nawet mnie nie znasz, a byłeś taki dzielny. –

Rozszlochała się na dobre.

Nie płacz – powtórzył, obejmując ją mocno. Szlochała,

czując, jak uchodzi z niej napięcie. Matt gładził włosy

Adrienne i coś cicho do niej mówił, żeby ją uspokoić. W końcu

ucichła, ale wciąż wtulała twarz w szeroką, męską pierś.

Muszę... muszę wytrzeć nos – wymamrotała w końcu.

Odsunął się odrobinę, wyjmując z kieszeni chusteczkę.

Dzięki. – Wyprostowała się i wytarła nos. – Ale co teraz

zrobimy?

Jak na zawołanie lunęło niczym z cebra. – Musiałaś się o

to postarać, prawda? – Matt uśmiechnął się do niej z trudem.

Nie patrz tak na mnie. To nie mnie prześladuje pech.

– Adrienne, nie zaczynaj. – Matt natychmiast

oprzytomniał.

– Przepraszam –

powiedziała szybko zmieszana. Matt

utracił przecież ukochany samolot – Czy... czy sądzisz, że już

po nim?

– Dobre pytanie. –

Matt podniósł się z trudem. – Może coś

background image

będzie widać.

Proszę, nie podchodź za blisko – ostrzegła Adrienne, ale

Matt nie zwrócił na jej słowa najmniejszej uwagi.

Nie przypominam sobie, żebym słyszał wybuch –

stwierdził, podchodząc do krawędzi. Brzegi przepaści

porośnięte były rzadkimi krzewami.

Matt, proszę, uważaj. – Adrienne zatrzymała się. Nie

była w stanie zmusić się, żeby podejść do ziejącej otchłani.

Sama

myśl sprawiła, że poczuła nieprzyjemne mrowienie w

całym ciele. Nie miała pojęcia, jak udało jej się wyjść z

samolotu. Zazwyczaj wystarczało przecież, że wyjrzała przez

okno wieżowca i natychmiast kręciło jej się w głowie.

Nie widzę go – powiedział Matt. – Po ciemku i w tym

deszczu nic nie można dostrzec, ale nie było pożaru. To dobry

znak.

Więc może wróciłbyś tutaj, zamiast tam zaglądać?

Masz lęk przestrzeni, prawda?

– Chyba tak –

przyznała niechętnie. – Matt, proszę, wróć.

– Chyba nic mi innego nie pozostaje. Tam w dole nic nie

widać. Ale skoro nie było pożaru, może uda się uratować

samolot. Jeśli nie cały, to może jakieś części. Może nie

wszystko stracone –

powiedział Matt z nadzieją w głosie,

wracając do Adrienne.

– A ubezpieczenie?
– Jakie ubezpieczenie?

Ubezpieczenie, które pozwoli ci odkupić samolot.

– Nie mam ubezpieczenia.

Co? Czy nie wymagają tego przepisy?

Nie, jeśli latam własnym samolotem. Muszę mieć

ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej za pasażerów,

ale nie było mnie na razie stać na nic więcej.

– To niewiarygodne! Wydajesz na samolot wszystkie

oszczędności i nie płacisz ubezpieczenia? – Adrienne opuściła

ręce.

Miałem zamiar to zrobić, jak tylko zgromadzę trochę

więcej pieniędzy.

Matt, to bez sensu! Nie pozostawia się bez ochrony

całego swojego majątku! Naprawdę...

Słuchaj – zwrócił się do Adrienne – możesz zachować

ten wykład dla swoich klientów. Wystarczająco źle się czuję.

Nie chcę słuchać o odpowiedzialności finansowej w środku

background image

nocy, w ulewnym deszczu, i to od kobiety, której – na swój
nieudolny sposób –

próbowałem pomóc.

– Ja tylko...

Zamknij się!

– Dobrze –

nie dawała za wygraną – ale mam jeszcze

jedno maleńkie pytanie.

– Jakie?
– Co teraz zrobimy?

Będziemy czekać.

– Jak to?
– Zostaniemy przy wraku.
– Chyba o czym

ś zapomniałeś. – Adrienne pomału traciła

cierpliwość. – Nie możemy się nawet do niego dostać. Być

może nikt nigdy go już więcej nie ujrzy.

– Nieprawda –

skrzywił się Matt – Skąd wiesz?

Ja to czuję.

Och, zapomniałam o męskiej miłości do samochodów i

wszelkich innych tego typu pojazdów. Jak widać, także do

samolotów. Być może ty uważasz, że musisz zostać ze swoim

samolotem, ale ja jestem innego zdania. Idę poszukać jakiejś

drogi. –

Adrienne wyrzuciła ręce do góry w geście desperacji.

To czysta głupota. Wszystkie nasze pieniądze i karty

kredytowe są w samolocie. Masz na sobie tylko wieczorową

sukienkę. Nawet jeśli uda ci się dojść do szosy, nikt nie zechce

zabrać ubłoconej nieznajomej kobiety z mokrymi włosami,

poobcieranymi kolanami, w rozdartej spódnicy...

– Jest rozdarta? –

Adrienne spojrzała w dół i zorientowała

się, że spódnica odkrywa jej nogę aż do biodra. Chwyciła

materiał i ściągnęła go, zasłaniając się.

Myślę, ze nie musimy tracić czasu na fałszywą

skromność. Jeśli sądzisz, że na widok twojej gołej nogi rzucę

się na ciebie w tym błocie i na kamieniach, to przeceniasz siłę

mojego popędu seksualnego.

Jesteś okropny. – Spojrzała na niego gniewnie.

No, no, a jeszcze parę minut temu mówiłaś mi, że jestem

wspaniały. Co się stało?

Adrienne s

tała i czuła, jak jej wysokie obcasy powoli

grzęzną w gęstym błocie. Sukienka i pończochy były zupełnie

zniszczone, a rozmazany tusz do rzęs szczypał ją w oczy. Za

kilka godzin rodzice zaczną się poważnie niepokoić. Nie uda

się jej zdążyć na czas, żeby zobaczyć Granny.

background image

– Chyba nie jestem w najlepszej formie –

powiedziała,

odwracając się i brnąc naprzód po kostki w błocie.

Dokąd idziesz?

Poszukać szosy.

Adrienne, bądź rozsądna.

Rozsądna, to znaczy jaka? Mam postąpić tak, jak ty

sobie życzysz? Zostać tu i pilnować tego twojego ukochanego

samolotu? Ale ja muszę myśleć o moich rodzicach, którzy za

parę godzin zaczną szaleć z niepokoju. Jeśli dostaniemy się do

autostrady, może ktoś podwiezie nas do telefonu.

Właśnie, jeżeli uda nam się dostać do autostrady.

Chciałam powiedzieć, kiedy dojdziemy do autostrady.

Idę, i wszystko mi jedno, co ty zrobisz. – Odwróciła się i

ruszyła naprzód, krzywiąc się z bólu. Przez cienkie podeszwy

pantofli czuła ostre kamienie, które zalegały powierzchnię

ziemi.

– Powinien

em po prostu pozwolić ci iść! – zawołał. – Jeśli

tak bardzo chcesz być niezależna, powinienem ci na tę

niezależność pozwolić!

Adrienne szła nie odwracając się. Wolałaby, żeby Matt jej

towarzyszył, ale skoro on nie uważał tego za słuszne, będzie

musiała sama odnaleźć szosę. W końcu niedawno przelatywali

nad autostradą. Wystarczy iść w tamtym kierunku.

Wytężała słuch w nadziei, że usłyszy za sobą kroki

mężczyzny. Nagle pośliznęła się i żeby nie upaść, chwyciła się

gałęzi krzewu. Ostre kolce boleśnie wbiły się w dłoń.

Ruszyła w dalszą drogę, starając się iść bardziej ostrożnie.

Znalezienie drogi wśród gęstych zarośli nie było wcale łatwe.

Podeszwy wieczorowych pantofli ślizgały się po kamieniach, a

błotniste kałuże wydawały się miejscami nie do przebycia.

Adrie

nne patrzyła pod nogi, starając się osłonić twarz przed

ostrym, zacinającym deszczem.

Nagle podniosła głowę i zaczęła przeraźliwie krzyczeć.

Na wprost niej z ciemności wyłoniła się groźna postać.

background image

ROZDZIAŁ 3


Adrienne, idziesz w złym kierunku. – Groźna postać

przemówiła głosem Matta.

Jak mogłeś tak mnie przestraszyć! – zawołała Adrienne.

Gdybym szedł za tobą i wołał, czy byś się zatrzymała?

Obawiam się, że nie. – Matt podszedł o krok bliżej. Jego kurtka

była kompletnie przemoczona, a kosmyki włosów opadały na

czoło.

Być może nie natychmiast, ale nie powinieneś mnie

straszyć tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę.

A co miałem zrobić? Złapać cię za rękę? Wtedy na

pewno dostałbym w głowę.

– Wcale nie! Ja...
– Wszystko jedno. –

Matt z rezygnacją machnął ręką.

Jeżeli chcesz znaleźć drogę, lepiej idź w tę stronę. –

Wskazał na prawo.

A więc wiedziałeś, gdzie jest szosa! Wiedziałeś i nie

powiedziałeś mi – wykrzyknęła coraz bardziej wściekła.

Wiedziałem, z której strony należy jej szukać –

spros

tował. – Ale nikt nie wie, co znajduje się między nami a

autostradą, ani jak długo trzeba będzie iść, zanim dotrzemy do

celu. Poza tym nawet jeśli tam się wreszcie znajdziemy, na

pewno nikt nie będzie nas chciał zabrać do samochodu.

Powiedziałeś nas? Idziesz ze mną?

Nie mam wyboru. Jeśli puszczę cię samą, boję się, że

skończy się to tragicznie.

Szłam w stronę, z której przylecieliśmy – zwróciła mu

uwagę, podnosząc dumnie głowę.

Obawiam się, że nie.

Właśnie, że tak.

Nie mogę pozwolić, żebyś błąkała się sama. Nie masz

zupełnie orientacji w terenie.

A co cię to obchodzi? – Adrienne poczuła, że po

policzkach płyną jej łzy.

Czasami sam się nad tym zastanawiam. – Popatrzył na

nią badawczo. – Ruszajmy wreszcie. – Odwrócił się na pięcie i

zaczął iść we wskazanym kierunku.

Adrienne powlokła się za Mattem. Była przemoczona i

zziębnięta. Poruszała się z trudem po wyboistej i śliskiej ziemi,

background image

ale duma nie pozwalała jej poprosić go o pomoc. Myślałby kto,

mądrala, doświadczony pilot, a nie zapłacił nawet

ubezpieczenia za samolot! Niewiarygodne! Dobrze mu tak, ten

wypadek to kara za bezmyślność.

Przed nami jest strumień – zawołał Matt, spoglądając

przez ramię.

Można go jakoś obejść? – Adrienne miała poważne

wątpliwości, czy uda jej się przejść przez rwący potok. Z

trudem trzymała się na nogach.

Trudno powiedzieć, w tych ciemnościach i deszczu nic

nie widać!

Podeszli razem do brzegu. Woda pieniła się wokół ostrych

kamieni, a przy wystających gałęziach tworzyły się wiry.

Pokonanie tej przeszkody będzie wymagać wiele wysiłku,

pomyślała Adrienne, ale innego wyjścia nie ma.

Chodźmy – powiedziała i pomału zaczęła schodzić z

brzegu.

– Zaczekaj. –

Matt złapał ją za rękę. – Przeniosę cię.

– To nie jest konieczne –

odparła najbardziej wyniosłym

tonem, na jaki było ją stać. Matt zaklął pod nosem.

Wulgarne słowa nie... – zaczęła Adrienne, ale nie dane

jej było skończyć. Dłoń Matta zacisnęła się na jej ramieniu. Bez

dalszej dyskusji przerzucił ją sobie przez ramię, głową w dół. –

Matt, przestań! Sama sobie poradzę!

No pewnie! Ale ja muszę ci dowieść mojej dzielności.

Właśnie! – Adrienne zaczęło szumieć w uszach i kręcić

się w głowie. Ta pozycja z pewnością nie należała do jej

ulubionych. –

O to właśnie mi chodzi! To męskie dążenie do

rządzenia, do władzy. Ty... – z trudem przekrzykiwała szum

rwącej wody.

Zamknij się wreszcie, Adrienne. – Matt dyszał ciężko,

ale udało mu się roześmiać. – Naprawdę jesteś niezwykła.

Nawet z tyłkiem w górze jesteś w stanie dyskutować o

równouprawnieniu kobiet.

Panie Kirkland, byłabym panu wdzięczna, gdyby był

pan uprzejmy nie wyrażać się w ten sposób o moim ciele.

Mężczyzna znów się roześmiał.

Z czego się śmiejesz?

Nie mogę ci powiedzieć, bo musiałbym użyć określeń,

które ci się nie podobają. – Klepnął Adrienne po pośladku.

Jak śmiesz! – zawołała oburzona Adrienne. Matt

background image

chwycił ją mocniej.

Przestań się szarpać – rzucił ostro, zirytowany nie na

żarty. Przesunął ją na ramieniu tak, że oparł policzek o jej

biodro. –

Zaraz oboje się skąpiemy.

Wygląda na to, że świetnie się bawisz.

Nie przypuszczałem, że to zauważysz, ale niektóre

rzeczy istotnie sprawiają mi przyjemność.

Matt, żądam, abyś...

– Hopsa! –

zawołał Matt, stawiając Adrienne na drugim

brzegu.

Adrienne obciągnęła poszarpaną spódnicę, unikając jego

spojrzenia. Wci

ąż czuła na skórze dotyk rąk Matta.

Wydaje mi się, że deszcz ustaje.

– Chyba.

Ton głosu Matta sprawił, że popatrzyła na niego z

niepokojem. Matt przyglądał jej się z założonymi ramionami.

Powiedz mi, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy,

żeby pójść na całość, przestać przejmować się drobiazgami?

Nawet jeśli tak by się miało kiedyś stać, to na pewno nie

z tobą. – Adrienne rzuciła Mattowi gniewne spojrzenie.

Nawet jeśli tak by się miało stać? Czy to znaczy, że

nigdy ci się nic takiego nie przydarzyło?

– To nie twoja sprawa.

Dużo tracisz, Adrienne. Każdy ma tylko jedno życie.

Może być nudne, ale może też okazać się ciekawe i

ekscytujące.

Czy chodzi ci na przykład o wspaniały lot niesprawnym

samolotem w samym środku nocy, podczas burzy, bez

ubezpieczenia, w wieczorowych strojach?

Musisz przyznać, że przynajmniej się nie nudzisz. –

Matt zrobił ironiczną minę.

Jak możesz żartować w tej sytuacji?

Jak możesz być taka poważna? – Mężczyzna roześmiał

się i potrząsnął głową. – Chodź no tu bliżej.

– Coo... –

Zanim się spostrzegła, znalazła się w jego

ramionach. Matt zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Po

dłuższej chwili uniósł głowę i uśmiechnął się. – Ja tylko

sprawdzam.

Adrienne nie zdobyła się na odpowiedź. Pocałunek był tak

nieoczekiwany i... tak na

miętny! Wreszcie oprzytomniała i

odepchnęła Matta.

background image

– Niby co sprawdzasz? –

spytała, starając się, by w jej

głosie zabrzmiało szczere oburzenie. Nie było to łatwe, gdyż

pocałunek sprawił jej prawdziwą przyjemność. Najwyraźniej

Matt znał się na rzeczy.

– Spr

awdzałem, czy mam rację – wyjaśnił. – I

rzeczywiście, nie myliłem się.

– Jak to?

Twój pocałunek jest o niebo słodszy niż to, co słyszę z

twoich ust.

Miała szczerą ochotę rzucić się na niego z pięściami.

Byłabym wdzięczna, gdybyś był uprzejmy zachować te

uwagi dla siebie –

rzuciła z wyniosłą miną. – Tak samo, jak i te

twoje cholerne pocałunki.

Ależ z ciebie zgorzkniała młoda osoba! Czy chodzi tylko

o mnie, czy traktujesz w ten sposób wszystkich mężczyzn?

To nie jest miejsce ani pora, żeby omawiać...

Powiedz krótko. Tyle, żeby zaspokoić moją ciekawość.

No, dobrze, sam się o to prosiłeś. Nie traktuję tak

wszystkich mężczyzn, tylko takich jak ty.

– To znaczy?

Takich, którzy gdy chcą mieć własny samolot, nie

przejmują się tak przyziemnymi rzeczami jak ubezpieczenie.

Takich, którzy jeżdżą sportowymi samochodami i uważają, że

wszystko wiedzą najlepiej. Takich, którzy nie liczą się z

innymi, a szczególnie z kobietami, uważając je za istoty gorsze

i głupsze. Takich, którzy uznają seks za najlepsze lekarstwo.

– Seks? Co ma do tego seks?

Pocałowałeś mnie! Dwa razy!

Moja miła, jeżeli dwa pocałunki to dla ciebie seks, to

znaczy, że Aleks bardzo cię zaniedbuje. – Matt uśmiechnął się

nie bez odrobiny złośliwości.

O to mi właśnie chodziło – odparowała. – Nie dość, że

jesteś porywczy i nieodpowiedzialny, to do tego wszystkiego

jesteś jeszcze bezczelny.

Masz rację z tym ubezpieczeniem – przyznał

nieoczekiwanie, patrząc jej w oczy. – To była czysta głupota.

Trzeba było się ubezpieczyć, nawet jeśli musiałbym pożyczyć

od kogoś pieniądze.

Tak... tak, masz rację – wyjąkała Adrienne, którą

ostatnie słowa Matta zupełnie zbiły z tropu. Zmiana w jego

zachowaniu była całkowicie niespodziewana. Teraz, gdy

background image

znalazła poważny argument przeciwko niemu, on nagle się z

ni

ą zgadza!

Jeśli chodzi o porywczy temperament, twoja ocena też

chyba jest słuszna. A jeśli mowa o bezczelności – przerwał i

obrzucił Adrienne spojrzeniem od stóp do głów – żeby móc to

ocenić, musiałabyś mnie lepiej poznać. Być może jestem po

prostu pewny siebie.

– Ha! –

Adrienne poczuła mrowienie na całym ciele. – Nie

potrzebuję cię lepiej poznawać. I wcale nie chcę.

Matt uśmiechnął się z powątpiewaniem.

Widzisz, sam widzisz, co mam na myśli – powiedziała. –

Jesteś po prostu bezczelny.

– Nieprawda – odp

arł łagodnym tonem.

Starała się popatrzyć na niego z naganą, ale poczuła, jak

wbrew jej woli krew zaczyna szybciej krążyć. Postanowiła

przeciwstawić się aurze zmysłowości i nigdy jej się nie poddać.

– Poszukajmy lepiej drogi –

powiedziała w końcu. Matt

wyc

iągnął rękę. Adrienne zignorowała ten gest i ruszyła przed

siebie. Szli w milczeniu. Ciągle padał deszcz, ale

zdecydowanie mniej ulewny. Adrienne pierwsza dostrzegła

błotniste koleiny pomiędzy drzewami.

Udało się. – Adrienne spojrzała na Matta z tryumfem.

To tylko polna droga. Miasteczko jest pewnie jakieś

czterdzieści kilometrów stąd.

Adrienne poczuła, że siły ją opuszczają. Czterdzieści

kilometrów! Nie uda się tam dojść! Droga nie wyglądała na

uczęszczaną. Może Matt miał rację, że nikt już dzisiaj nie

będzie tędy jechał. Wyglądało na to, że znaleźli się w sytuacji

bez wyjścia.

– Idziemy czy czekamy? –

spytał Matt, podnosząc

kołnierz, aby osłonić się przed przenikającym do szpiku kości

wiatrem.

Adrienne zatrzęsła się z zimna. Dopóki znajdowała się w

ruc

hu, było jej w miarę ciepło.

Nie wiem, co robić – westchnęła wyczerpana.

Słaniasz się na nogach. – Matt uważnie przyjrzał się

Adrienne. Dziewczyna z trudem dokuśtykała do pobocza i

osunęła się na ziemię. Zasłoniła twarz dłońmi, żeby ukryć łzy,

które płynęły teraz niepowstrzymanym strumieniem. – Masz.

– Co? –

spytała, nie odsłaniając oczu.

Jest wilgotna, ale lepszy rydz niż nic. – Adrienne

background image

poczuła, że Matt wkłada jej na ramiona swoją sportową kurtkę.

Podniosła głowę i otarła oczy.

– Nie, Matt, ty jej potrzebujesz.
– Tobie jest bardziej potrzebna.

Adrienne popatrzyła na niego, gotowa przyznać, że

głupotą było upieranie się przy szukaniu drogi w taką pogodę.

– Matt, ja... –

przerwała na widok dwu jasnych

punkcików, które pojawiły się w oddali. – Samochód! –

zawołała. Zerwała się na równe nogi i natychmiast zapomniała

o zmęczeniu. – To samochód!

Masz rację. Miejmy nadzieję, że zechce się zatrzymać.

Oczywiście, że się zatrzyma. To pewnie sympatyczne,

starsze małżeństwo, wracające do domu po miłej kolacji w

mieście. Jestem pewna, że...

Wracają do domu, to prawda. To musiał być niezły

wieczór. Popatrz tylko, ten samochód jedzie zygzakiem!

– Pijany?

Prowadzący albo jest pijany, albo zasnął przy

kierownicy.

To niemożliwe!

Ale cieszę się, że przynajmniej odzyskałaś siły i werwę –

stwierdził Matt, przyglądając się jej z uśmiechem. – Przez

moment naprawdę się o ciebie martwiłem. Wyglądało na to, że

się poddasz.

Ale teraz już nie mam takiego zamiaru. – Adrienne

wyszła na środek drogi i zaczęła machać rękoma.

– Hej! –

Matt odciągnął ją na pobocze. – Oni gotowi cię

przejechać. W tej ciemnej sukience mogą cię nawet nie

zauważyć.

Ale musimy ich jakoś zatrzymać.

Stój tutaj. Ja się tym zajmę.

Ach, stary, dzielny Matt, wydający wszystkim rozkazy.

– Moja ko

szula jest przynajmniej biała. – Wyszedł na

środek drogi, a potem znów się do niej odwrócił. – Chyba że

wolisz zdjąć sukienkę i nią wymachiwać – dodał złośliwie. –

To byłoby jeszcze skuteczniejsze.

– No pewnie –

odburknęła Adrienne.

Światła przybliżyły się i Matt zamachał ramionami.

To chyba ciężarówka – powiedział. – Jedzie powoli,

więc nawet gdyby się nie zatrzymała, mamy szanse wskoczyć

na tył skrzyni.

background image

– Nie wiem, Matt, ja nigdy...
– Cicho –

rozkazał Matt, podnosząc rękę do góry. – A to

co za hałas?

Ktoś śpiewa – zauważyła Adrienne.

Nie podoba mi się to. Ten facet jest zalany w pestkę. –

Matt zamachał nad głową kurtką i krzyknął głośno. Światła

omiotły najpierw prawe, potem lewe pobocze drogi.

Matt, bądź ostrożny.

Boisz się o mnie? – spytał, spoglądając w jej kierunku.

Nigdy w życiu.

Tak też myślałem. – Matt znów pomachał kurtką.

Matt, uważaj! – krzyknęła Adrienne widząc, że

ciężarówka jedzie prosto na niego. Matt usunął się w ostatniej

chwili. Zapiszczały hamulce i ciężarówka zatrzymała się tuż

obok niego.

Chcesz się zabić? – pytał ktoś chrapliwym, pijackim

głosem.

Potrzebujemy kogoś, kto by nas podwiózł – odparł Matt,

powoli zbliżając się do kabiny kierowcy.

– Jacy my?

Adrienne przeszła przez szosę i stanęła obok Matta.

Kierowca c

iężarówki musiał niedawno przekroczyć

sześćdziesiątkę. Twarz pokrywał dwudniowy szary zarost. W

ustach obracał kawałek tytoniu. Śmierdział niczym cała

gorzelnia.

– Ja i moja towarzyszka –

odrzekł Matt, wskazując na

Adrienne. Stary mężczyzna wpatrywał się w nich, z trudem

usiłując skupić spojrzenie na jednym punkcie.

To was jest tylko dwoje? Ja widzę co najmniej sześcioro.

– No pewnie –

wyszeptała Adrienne. – Matt, może on

pozwoli ci prowadzić samochód.

Mieliśmy wypadek – wyjaśnił Matt. Musimy dostać się

do telefonu. Wygląda pan na zmęczonego, panie...

– Mów mi po prostu Archie.

W porządku, Archie. Może pozwoliłbyś mi poprowadzić

samochód. Chcemy jechać do miasta, żeby zadzwonić.

Adrienne ścisnęła mocno kciuki.

Zadzwonić? Mam telefon w domu. Bliżej niż do miasta.

Możecie jechać ze mną. Gdzie wasz samochód?

– Samolot.

Mieliście wypadek samolotowy? – zachrypiał

background image

mężczyzna. – Ale nie jesteście duchami, co?

Nie, nie jesteśmy duchami – odparł z uśmiechem Matt –

Słuchaj, może ja nas wszystkich zawiozę do twojego domu.

Nawet lubię duchy, ale wolę wiedzieć, kiedy mam z

nimi do czynienia –

wtrącił Archie. – Moja żona jest teraz

duchem.

Nie podoba mi się to – wyszeptała Adrienne.

– Nie mamy wyboru –

odpowiedział Matt półgłosem.

Znowu zwrócił się do mężczyzny: – No więc, czy chciałbyś,

żeby dziś zawiózł cię do domu pierwszorzędny kierowca?

– Nikt oprócz mnie nie kieruje Bessie. Wszyscy o tym

wiedzą – odparł Archie. – Wsiadajcie.

Aleja chętnie...

Wsiadacie czy nie? Ja jadę. – Archie dodał gazu, a silnik

z

aryczał jak ranione zwierzę.

– Wsiadamy –

powiedział Matt, gestem nakazując

Adrienne, żeby obeszła z nim ciężarówkę od tyłu. Kiedy

podchodzili do kabiny, wyszeptał: – Ja usiądę obok niego na

wszelki wypadek. Jakby co, zdążę złapać za kierownicę.

Dobrze. Uważaj tylko, żebyś się nie zatruł oparami

alkoholu. Ten facet cuchnie na kilometr.

Nie wybrzydzaj. I tak mieliśmy niesamowite szczęście.

Wsiedli do ciężarówki. Wystające z oparcia sprężyny

wbijały się Adrienne w bok za każdym razem, gdy samochód

podskakiwał na wybojach. Matt obserwował drogę i Archiego,

gotów w każdej chwili chwycić za kierownicę.

Śpiewacie? – spytał Archie.

– Nie – odparli zgodnie Matt i Adrienne.

No pewnie, frajerzy z miasta. Więc ja zaśpiewam.

Archie zaczął wyśpiewywać na całe gardło jakąś pijacką

piosenkę i skierował ciężarówkę w stronę skraju szosy. Matt

był już gotów uchwycić kierownicę, gdy Archie skorygował

kurs i ruszył po przekątnej ku przeciwległemu skrajowi drogi.

Jechali zygzakiem pośród kompletnych ciemności.

Ad

rienne trzymała przy życiu myśl o telefonie, który czekał na

nią na końcu tej szalonej podróży. Zerknęła na zegarek. Była

prawie druga nad ranem. Rodzice na pewno już się niepokoją,

ale może nie powiadomili jeszcze policji.

Wreszcie Archie skręcił gwałtownie w prawo, kierując

ciężarówkę w stronę majaczącego w oddali, ciemnego

budynku.

background image

Pewnie nie ma prądu – wyjaśnił Archie. – Ale mam

świeczki. Znów będę musiał nastawiać ten diabelny zegar.

– Potrzebujemy tylko telefonu –

powiedziała Adrienne, z

trudem gram

oląc się z szoferki. – Gdzie on jest?

Tam, gdzie zawsze był, panieneczko. – Archie zatoczył

się, potykając się podszedł do drzwi i otworzył je kopnięciem. –

Nigdy nie zamykam na klucz –

wyjaśnił, manipulując przy

wyłączniku światła. – Nie ma prądu – powtórzył i wtoczył się

do pokoju, obijając się o meble.

Adrienne zajrzała do środka i czekała, aż jej oczy

przyzwyczają się do ciemności. W mroku majaczyły zarysy

półek z książkami, które zajmowały całą ścianę.

– Widzisz telefon? –

spytał Matt.

– Nie, a on ni

e chce mi powiedzieć, gdzie go szukać.

Zaraz, zaraz... tam! –

zawołała, starając się znaleźć drogę wśród

mebli. –

Na ścianie.

Telefon wisiał na ścianie obok drzwi do kuchni, w której

Archie z łoskotem przeszukiwał szuflady kredensu.

Nie mogę uwierzyć, że to już wreszcie koniec tej

koszmarnej eskapady –

stwierdziła Adrienne. – Może

znajdziemy kogoś, kto zabierze nas stąd do miasta.

Może. Jeśli uda nam się dowiedzieć, gdzie właściwie

jesteśmy.

Masz rację. – Adrienne podniosła słuchawkę. – Dzięki

Bogu, że istnieją takie wynalazki, jak telefon. – Na chwilę

zamilkła, a potem nerwowym ruchem Postukała w widełki.

Aparat milczał jak zaklęty. Odwróciła się w stronę Matta,

czując, że siły znowu ją opuszczają. – To niemożliwe –

powiedziała słabo. – Ten telefon nie działa.

background image

ROZDZIAŁ 4


Daj, może ja spróbuję. – Matt sięgnął po słuchawkę.

Wiem, jak wygląda zepsuty telefon! – Adrienne

wyrwała mu słuchawkę z ręki i rzuciła na widełki.

Jeśli nawet nie był zepsuty, teraz już na pewno jest –

powiedział Matt. – I nie krzycz na mnie. To nie ja obiecywałem

ci, że będziesz mogła stąd zadzwonić. Spytaj naszego

przyjaciela Archiego.

Niech się stanie światłość! – zawołał Archie, wtaczając

się do pokoju i trzymając w ręku świeczkę wetkniętą w szyjkę

butelki. Podniósł ją do góry, tak by oświetliła twarze Matta i

Adrienne, i popatrzył na nich przekrwionymi oczami. – Chyba

nie najlepiej się bawicie.

Dlaczego nie powiedziałeś nam, że telefon nie działa? –

westchnęła Adrienne z rozpaczą.

Nie działa? – Archie przechylił głowę na bok. – No

pewnie, nigdy nie działa, kiedy pada. Gdzieś coś przecieka.

Ściana przemaka i telefon nie działa. – Zamyślił się na moment,

potem odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby. – Ale będzie działał,

kiedy ściana wyschnie. Do rana powinna być sucha.

– To

będzie odrobinę za późno – powiedziała słabym

głosem Adrienne, odwracając głowę, żeby ani Matt, ani Archie

nie dostrzegli łez. Zaczęła trząść się z zimna. Granny na pewno

umrze dziś w nocy. Rodzice będą szaleć z niepokoju, jeśli nie

porozumie się z nimi.

Archie, to bardzo ważne. Adrienne musi zawiadomić

rodziców –

oznajmił Matt – Gdybyś pożyczył nam swoją

ciężarówkę, pojechalibyśmy do miasta...

– Nie ma benzyny –

oświadczył Archie i głośno czknął.

Może jednak trochę zostało. – Adrienne odwróciła się

znó

w w stronę Archiego. – Chociaż tyle, żebyśmy mogli

dojechać do miasta. Zapłacimy ci... – zamilkła, widząc

ostrzegawcze spojrzenie Matta. Nie mieli przecież ani grosza. –

Zapłacimy ci, kiedy uda nam się wydostać portfele z samolotu.

– Nie ma benzyny – powtó

rzył Archie, kręcąc głową. –

Strzałka stoi dokładnie na zerze.

– Gdzie masz kluczyki? –

spytał Matt. – Mogę to jeszcze

raz sprawdzić?

Archie dotknął kieszeni wytartych dżinsów. Świeca

background image

przechyliła się i wosk skapnął na dłoń.

Do diabła – zaklął i potarł dłoń. – Pewnie zostawiłem je

w Bessie. Idź sprawdzić.

Zaraz wrócę – zapowiedział Matt i zniknął za drzwiami.

Nie śpiesz się – rzucił ze śmiechem Archie i mrugnął

porozumiewawczo do Adrienne. –

Napijesz się?

Nie, dzięki. – Zatarła dłonie. Drżała z zimna i

zmęczenia.

Ale ja chętnie. – Archie wziął świecę i chwiejnym

krokiem pomaszerował w stronę szafki pod oknem. – Dorothy

nazywała to barkiem – powiedział, otwierając drzwiczki. –

Była bardzo wyrafinowaną damą. Ja nazywam to szafką na

flaszki. –

Wyjął ze środka dwulitrową butelkę whisky, odkręcił

ją i pociągnął spory łyk.

– Zawsze tyle pijesz? –

spytała Adrienne, szczękając

zębami z zimna.

Przeważnie – odparł, ocierając usta rękawem.

– Dlaczego?

Pytanie zaskoczyło Archiego. Po dłuższym namyśle

odpowiedz

iał wreszcie:

Bo lubię.

Adrienne zastanawiała się, czy to alkohol sprawia, że

Archie nie czuje wcale zimna. Zerknęła na drzwi, licząc na to,

że Matt wróci z dobrymi nowinami. Niestety, kiedy wszedł do

środka i spojrzał na nią, wiedziała już, że nadzieje były płonne.

Oparła się bezwładnie o framugę drzwi.

Archie, czy masz tu może centralne ogrzewanie? –

spytał Matt, rozglądając się dookoła.

– O, nie. –

Archie wskazał ręką. – Ale mam kominek.

– A drewno?
– Na dworze –

odparł Archie. – Pewnie zamokło.

– Raczej tak –

przytaknął Matt, spoglądając przez okno. –

Ale na wszelki wypadek sprawdzę. Może na dole stosu

znajdzie się kilka suchych polan.

W stajni są stare deski – oznajmił Archie, podchodząc ku

nim niepewnym krokiem. –

Świetnie się palą.

– Doskonale. –

Matt zatarł dłonie. – Masz latarkę?

Jest świeczka.

– Dobrze. –

Matt podszedł do stołu.

Idę z tobą – odezwała się Adrienne. – Nie możesz

trzymać na raz i drewna, i świecy, a poza tym wiatr mógłby

background image

zdmuchnąć płomień.

Na dworze jest naprawdę mnóstwo błota – zauważył

Matt, patrząc na nią z namysłem.

Nie żartuj sobie – odparła Adrienne, spoglądając na

swoje ubłocone pantofle i ruszyła w stronę drzwi.

Natychmiast pożałowała swojej decyzji, kiedy znaleźli się

na dworze. W domku było wprawdzie zimno, ale na zewnątrz

chłód przenikał aż do szpiku kości. Matt wcale nie przesadzał,

mówiąc o błocie. Wydeptana ścieżka prowadząca z domu do

stajni była pełna kałuż. Obcasy wieczorowych pantofelków

Adrienne zapadły się w brunatną maź z głośnym mlaśnięciem.

– To gorsz

e, niż przypuszczałam – oświadczyła

zdyszanym głosem.

Weź mnie za rękę.

Tym razem Adrienne nie protestowała. Uścisk dłoni Matta

podziałał na nią uspokajająco. Świeczka zachwiała się, ale na

szczęście nie zgasła. Wreszcie dotarli do budynku, który Archie

nazywał stajnią. Adrienne wyglądało to raczej na szopę.

Wszystko w porządku? – odezwał się Matt.

– Czemu pytasz?
– Trzymasz mnie kurczowo –

odparł, unosząc do góry ich

splecione mocno dłonie.

– Och, przepraszam. –

Adrienne spróbowała zabrać rękę.

– Daj spokój. –

Matt mocniej splótł palce z jej palcami.

Adrienne przestała się wyrywać, napawając się poczuciem

bezpieczeństwa. Kiedy dotarli do stajni, Matt oddał jej świecę,

a sam otworzył zamknięte na skobel drzwi. Uderzył ich zapach

świeżej słomy. Adrienne uniosła świecę i razem weszli do

środka. Zaskoczyła ich czystość i porządek. Na ścianach nie

było widać żadnych zacieków, mimo że wciąż padał ulewny

deszcz. Podłoga była czysto wymieciona. Dostrzegli dwa puste

boksy oraz półki uginające się pod ciężarem narzędzi i

zapasów. Jeden z boksów był wyłożony świeżą słomą. Niektóre

spróchniałe deski wymieniono ostatnio na nowe i w powietrzu

unosił się przyjemny zapach sosnowej żywicy.

Wygląda na to, że Archie spodziewa się czworonogiego

gościa – powiedziała Adrienne, wskazując dłonią na świeżo

przygotowaną zagrodę.

Ponieważ, jak widać, Archie zgromadził łopaty i kilofy,

zgaduję, że będzie to osioł albo muł, zwierzę przydatne przy

poszukiwaniu złota – dodał Matt.

background image

– To prawdziwy traper. –

Adrienne uniosła świecę wyżej.

– Patrz, lampa naftowa.

Znając nasze parszywe szczęście, nie ma w niej na

pewno ani kropli nafty. –

Matt potrząsnął skorodowaną lampą.

Usłyszeli chlupot płynu. – A jednak pech na chwilę nas opuścił.

Matt zdjął szklany klosz. – Jest nawet knot.

Adri

enne podała mu świecę i po chwili wnętrze wypełniło

łagodne, jasne światło.

– Tak jest o wiele lepiej –

westchnęła Adrienne. – Wydaje

się nawet, że nie jest już tak zimno.

– Bo tu jest cieplej.

Matt uniósł lampę tak, że oświetliła twarz Adrienne.

– Wiesz c

o, wyglądasz fatalnie – oznajmił szczerze.

Jak miło z twojej strony, że mi to mówisz. Ty też nie

wyglądasz szczególnie kwitnąco.

– Pewnie nie –

odparł, śmiejąc się cicho – ale ja

przynajmniej nie używam tuszu do rzęs, więc nie wyglądam,

jakby mi ktoś podbił oczy.

A więc sądzisz, że mój rozmazany makijaż wygląda

śmiesznie, co? – najeżyła się Adrienne.

– Noo.

I te uwagi słyszę od tego samego faceta, który świecił

czerwonymi majtkami w salonie pełnym ludzi?

Bystra jesteś, panno Burnham. – Matt roześmiał się

głośno. – Jednak traktujesz życie zbyt serio. Lepiej poszukajmy

tych desek, o których mówił Archie.

Zanim wrócili do domu, Matt z naręczem desek, Adrienne

z lampą w dłoni, Archie zapalił już drugą świeczkę, tym razem

zatkniętą w butelkę po tanim winie. Półleżał rozparty w starym

skórzanym fotelu, czule obejmując butelkę whisky.

Widzę, że znaleźliście dechy. Oderwałem je, kiedy

przygotowywałem boks dla mojego nowego osła. Jutro mają mi

go przyprowadzić. Będzie się nazywał Dorothy Trzecia. Moja

żona miała na imię Dorothy, to była Dorothy Pierwsza, mój

stary osioł to Dorothy Druga, więc ten nowy będzie Dorothy

Trzecią.

– Aha –

mruknęła Adrienne, zastanawiając się, co też

pomyślałaby żona Archiego, gdyby wiedziała, że jej imię

otrzymują kolejne osły. – Znaleźliśmy twoją lampę – dodała,

odsuwając na bok stos starych gazet i stawiając lampę na

drewnianym stoliku.

background image

Lepiej nie marnować nafty. Może mi być potrzebna do

poszukiwań złota, gdy wreszcie dostanę nowego osła.

Odkupimy ci ją – zapewniła Adrienne w obawie, że

Archie zabierze lampę. – Jak tylko będziemy mogli – dodała,

przypominając sobie, że wszystkie ich pieniądze oraz karty

kredytowe spoczywają gdzieś na dnie kanionu.

Matt położył naręcze drewna obok dużego, kamiennego

kominka i podszedł do stolika.

Mogę użyć tych gazet, żeby rozpalić ogień, Archie? –

spytał.

Pewnie, że nie.

– Nie? –

spytał Matt zaskoczony.

– To gazety Dorothy, Dorothy Pierwszej.
– Ale czy Dorothy nie jest...
– Duchem? –

dokończył Archie. – Oczywiście. Ale to są

jej gazety, z kr

zyżówkami. Nie pozwolę, żeby ktoś palił jej

rzeczy.

Dobrze. W takim razie czego mogę użyć?

Ja rozpalę. Mam na to sposób.

Matt wzruszył ramionami i odwrócił się do paleniska.

Ułożył drewno i otworzył szyber.

Odejdź – rozkazał Archie i wstał z butelką w ręku.

Podszedł do stołu, odsunął szufladę, wysypał na dłoń trochę

białego proszku z metalowego pudełka i podszedł do paleniska.

Czy mogę napić się twojej whisky? – spytał Matt, który

obserwował uważnie wszystkie poczynania Archiego.

Matt, może poczekasz, aż... – zaczęła przerażona

Adrienne, która wyobraziła sobie, że teraz będzie miała do

czynienia nie z jednym, ale z dwoma pijanymi mężczyznami.

– Masz, pij –

powiedział Archie, podając Mattowi butelkę.

Matt chwycił whisky, potem złapał Adrienne za rękę i

popchnął ją w kąt pokoju, jak najdalej od kominka.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz? –

syknęła wściekła,

usiłując mu się wyrwać. – Jeśli masz zamiar zacząć pić i

przystawiać się do mnie, to ostrzegam, że tego pożałujesz.

Siedź spokojnie – rzucił stanowczym tonem Matt,

trzymając mocno jej ramię. – On będzie rozpalał ogień

używając prochu strzelniczego.

– Prochu? –

wyjąkała, patrząc na Matta rozszerzonymi z

przerażenia oczami.

Mhm. Chcesz może sobie łyknąć? – spytał, podając jej

background image

butelkę.

W tej samej ch

wili Archie rzucił zapałkę na palenisko.

Buchnął wysoki płomień. Archie cofnął się o krok.

Do diaska. Chyba przesadziłem – wymruczał, chwiejąc

się na nogach.

Na szczęście ogień szybko przygasł i płonął teraz równo i

spokojnie.

– To stara traperska sztuczka –

wyjaśnił Matt. – Nie jest

zbyt niebezpieczna, oczywiście o ile masz pojęcie o tym, co

robisz, no i nie trzymasz w garści flaszki z wódką.

A ja myślałam, że zamierzasz przyłączyć się do

Archiego i zacząć pijaństwo – powiedziała Adrienne

wzdychając. – Znowu mnie uratowałeś, Matt. Myślę, że nawet

wybaczę ci te niewybredne żarty o podbitych oczach.

Ciągle wyglądają na podbite – stwierdził, delikatnie

ściskając ją za ramię.

Da się temu szybko zaradzić. – Adrienne wysunęła się z

ramion Matta i oglądając się na kominek podeszła do Archiego.

Chciałam spytać – zaczęła, patrząc na niego z obawą – czy

mogłabym skorzystać z łazienki. Chciałabym się umyć.

Archie odwrócił się i przyjrzał jej się od stóp do głów.

– To chyba nie wystarczy –

orzekł, żując tytoń. –

Wyglądasz jak strach na wróble.

Wszystkie moje rzeczy zostały w samolocie. – Adrienne

skrzywiła się, słysząc ten kolejny komplement. Od takiego

nadmiaru męskiego podziwu mogłoby jej się chyba przewrócić

w głowie. – Mogę się więc co najwyżej umyć. Archie

przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.

– Zaraz, zaraz, moja panno –

odezwał się w końcu. –

Lepiej doprowadź się naprawdę do porządku. Ale musisz mi

obiecać, że będziesz uważać.

Tak, oczywiście... ja...

I że niczego nie podrzesz.

– Ale czego?

Rzeczy Dorothy. Pozwolę ci przebrać się w jej ciuchy,

ale musisz obiecać, że będziesz ostrożna.

Jak mogłabym pożyczać od ciebie jej ubrania? –

zaprotestowała Adrienne, chociaż myśl o suchym ubraniu była

niezwykle kusząca.

– Tak, zaraz ci je dam. –

Archie odwrócił się w stronę

Matta. –

Ty też nie wyglądasz najlepiej – ocenił. – Kiedy z nią

background image

skończę – powiedział, wskazując głową Adrienne – poszukam

czegoś dla ciebie.

Nie zawracaj sobie głowy – odparł Matt. – To nie jest

konieczne.

– Cicho –

rzucił krótko Archie, zaciskając dłoń na

nadgarstku Adrienne. –

I popilnuj mojej whisky, kiedy będę

szukał czegoś dla twojej narzeczonej. – Wziął do ręki lampę i

pomaszerował w stronę drzwi, ciągnąc Adrienne za sobą.

– Wcale nie jestem jego narzecz

oną – zaprotestowała

Adrienne. Zauważyła, że Matt się uśmiecha. – Matt, powiedz

mu, że nie jestem.

Matt stał milcząc. Adrienne zaskoczył wyraz jego twarzy.

Patrzył na nią z czułością, a przecież znali się zaledwie od kilku

godzin.

Zostawiłem rzeczy Dorothy tak, jak były – powiedział

Archie, prowadząc Adrienne do sypialni, gdzie stała duża,

mahoniowa szafa. – Tutaj –

wskazał, puszczając jej nadgarstek.

Wszystko, czego możesz potrzebować.

Pokój napełnił się zapachem fiołków. Adrienne zajrzała

do szafy, gd

zie wisiały trzy wyblakłe sukienki w kwiatki,

kraciasty niebieski szlafrok, flanelowa koszula nocna, dwie

pary znoszonych dżinsów, błękitna spódnica i trzy koszulowe

bluzki. Garderoba była więcej niż skromna, ale Archie

pokazywał ją z taką dumą, jakby była to ostatnia kolekcja

Diora.

To lubiła najbardziej – powiedział Archie, zdejmując z

wieszaka szeroką, błękitną spódnicę. – Widzisz?

Bardzo ładna – przytaknęła Adrienne.

– Masz. –

Archie rzucił spódnicę w jej stronę. – Ciekawe,

gdzie jest ta bluzeczka? –

Pochylił się i odsunął jedną z szuflad

u dołu szafy. – Tak, to jest bluzeczka do tej spódnicy. – Wyjął z

szuflady białą haftowaną bluzkę i przez dłuższą chwilę

wpatrywał się w nią w milczeniu. – Bardzo ją kochałeś,

prawda? –

odważyła się spytać Adrienne.

Tę bezczelną, zarozumiałą kobietę? – Archie wzruszył

ramionami. –

Zawsze mnie tylko pouczała i poprawiała. Z

trudem ją znosiłem, to wszystko.

Adrienne milczała. Nie wierzyła w ani jedno słowo.

Archie po prostu wstydził się przyznać, jak bardzo kochał

sw

oją żonę i jak bardzo mu jej brak.

Weź to – powiedział, podając jej bluzkę. – Pasuje do

background image

spódnicy.

Nie wiem, czy powinnam... Widzę, że nikt nie ruszał

rzeczy Dorothy, odkąd...

Na pewno chciałaby, żebym ci dał to ubranie. – Archie

przyglądał jej się przekrwionymi oczami. – Wystarczająco

trudno było mi wytrzymać z nią, póki żyła. Nie chcę, żeby teraz

zaczął mnie prześladować jej duch.

Ja... ja dziękuję.

Tu są różne damskie szmatki – stwierdził Archie,

otwierając szufladę pełną bielizny. – I zdejmij wreszcie te

pantofle –

dodał, sięgając w głąb szafy i wyciągając parę

miękkich mokasynów. – Łazienka jest tam. Prysznic,

umywalka... wszystko. Zostawiam ci lampę – dodał i wytoczył

się z sypialni, mamrocząc pod nosem, że stanowczo za długo

pozostawił whisky bez właściwej opieki.

Adrienne zajrzała do szuflady z bielizną. Wyglądało na to,

że Dorothy była naprawdę świetnie zaopatrzona. Dostosowała

stroje do surowych warunków życia, ale pod skromnymi

bluzkami i dżinsami kryły się jedwabne koszulki i majteczki w

pastelowych kolorach. W rogu szuflady tkwił katalog domu

wysyłkowego, zajmującego się sprzedażą bielizny. Adrienne

zastanawiała się, ile też lat mogła mieć Dorothy. Archie

wyglądał staro, ale mogło to wynikać z ciężkiej pracy i

nadużywania whisky.

Adrie

nne wybrała koszulkę i majtki koloru kości

słoniowej i wyruszyła na poszukiwanie łazienki. Zaskoczyła ją

panująca tam czystość. Archie nie wyglądał na kogoś, kto traci

czas na szorowanie umywalki. Adrienne zdjęła sukienkę i

rzuciła ją na podłogę. Po dzisiejszym dniu nadawała się co

najwyżej na szmaty.

Westchnęła z rozkoszy, gdy weszła pod gorący prysznic.

Na wiszącej obok plastykowej półeczce znalazła mydło i

szampon. Nie tracąc czasu namydliła się i szybko spłukała,

starając się zużyć jak najmniej wody. W domu stojącym w

samym środku pustkowia zapasy wody były zapewne

ograniczone. Chciała, aby i Matt skorzystał z kąpieli. Adrienne

zakręciła kran i wytarła się dość zużytym, ale czyściutkim,

różowym ręcznikiem. Dopiero wtedy spojrzała na swoje

odbicie w lusterku.

Oczy nie wyglądały już jak podbite. Zniknęła resztka

makijażu. Z lustra patrzyła na nią blondynka z jasnymi rzęsami

background image

i kremową skórą. Adrienne uważała mocny makijaż za

niezbędny, szczególnie w pracy. Teraz jednak w niczym nie

przypominała tej kobiety, która zjawiła się na przyjęciu u

Beverly.

Wróciła do sypialni. Spódnica była odrobinę za szeroka,

ale całość prezentowała się nieźle. Założyła mokasyny i

podeszła do stojącej w kącie pokoju toaletki, na której leżał

oprawny w srebro grzebień i szczotka.

Za

uważyła oprawione w srebrną ramkę duże zdjęcie.

Adrienne wzięła je w rękę i przyjrzała mu się uważnie.

Pośrodku stał Archie, trzymając za uzdę brązowego osła.

Obejmował za ramiona kobietę, która wyglądała na co najmniej

dwadzieścia lat młodszą od niego. Miała jasnobrązowe krótkie

włosy i pełną słodyczy, uśmiechniętą twarz. Była ubrana w tę

samą niebieską spódnicę i białą, koronkową bluzkę. A więc to

była Dorothy. Z całą pewnością nie wyglądała na osobę

zarozumiałą.

Adrienne trudno było wyobrazić sobie wspólne życie

Dorothy i Archiego, a jednak najwyraźniej łączył ich jakiś

szczególny rodzaj miłości.

Zawahała się przed sięgnięciem po szczotkę, ale w końcu

uczesała włosy. Na toaletce stał też flakonik fiołkowych

perfum. Tak, Dorothy z całą pewnością była w duchu

niepoprawną romantyczką.

Adrienne zwinęła w kłębek przemoczone, podarte ubranie

i otworzyła drzwi. Z salonu dobiegał ochrypły głos Archiego,

który opowiadał Mattowi o poszukiwaniu złota. Adrienne

cichutko podeszła bliżej. Obaj mężczyźni siedzieli wygodnie

rozparci w fotelach przed kominkiem. Wyglądali jak starzy,

dobrzy przyjaciele. Matt upił duży łyk z butelki, którą podał mu

Archie. Adrienne zaczęła żałować, że tak bardzo śpieszyła się.

Najwyraźniej Matt czuje się świetnie, popijając whisky w

towarzyst

wie Archiego. Za godzinę obaj z Archiem będą

prawdopodobnie spali kamiennym snem, a ona zostanie sama

ze swoimi kłopotami i obawami.

Łazienka wolna – powiedziała głośniej, niż zamierzała.

Matt odwrócił się w jej stronę. Adrienne spodziewała się,

że orzeknie, iż bez makijażu wygląda na dwanaście lat. Jednak

Matt milczał, a na ustach pojawił mu się uśmiech. Adrienne

stwierdziła, że musi być pijany.

Całkiem nieźle – ocenił Archie, wyciągając z kieszeni

background image

puszkę z tytoniem. – Nie tak jak Dorothy, ale nieźle.

Dziękuję za ubranie – odezwała się zmieszana Adrienne.

Podniosła do góry zawiniątko ze zniszczonymi rzeczami. – Już

po nich –

powiedziała i patrząc na Matta dodała: – Myślę, że

tobie też przyda się kąpiel.

– Co? –

spytał, nagle wyrwany z zadumy. – Aha, no tak.

Masz rację. – Podniósł się szybko, wcale nie jak pijany.

Adrienne zupełnie nie rozumiała, co się z nim dzieje. W

każdym razie Matt zachowywał się, jakby stracił do reszty

rozum.

Znajdę ci jakieś ubranie – powiedział Archie, wstając z

fotela. – Mam

trochę rzeczy, z których wyrosłem – dodał,

klepiąc się po brzuchu.

Usiądź tutaj. – Matt wskazał Adrienne miejsce. –

Ogrzejesz się trochę.

Dziękuję. – Przechodząc obok niego przyjrzała się

wyrazowi jego twarzy. Znów ten dziwny półuśmiech... Nie

było wątpliwości, Matt zwariował.

Archie i Matt przeszli do sypialni, a Adrienne rozparła się

wygodnie w skórzanym fotelu i zastanawiała się, czemu czuje

się taka szczęśliwa i, przynajmniej w tej chwili, bezpieczna w

tym małym domku razem z Mattem. Przeciągnęła się leniwie.

Skarciła się za to w duchu. Powinna przecież intensywnie

myśleć, jak się stąd wydostać. Jednak ciepło bijące z kominka

sprawiło, że ułożyła się wygodnie, oparła głowę o poduszkę,

zamknęła oczy...

Obudził ją niezwykły odgłos. Poderwała się przerażona na

równe nogi.

Wszystko w porządku – powiedział Matt uspokajającym

tonem. –

To tylko Archie chrapie. Śpij.

Adrienne rzuciła okiem na drugi fotel. Archie spał z

otwartymi ustami i odchyloną do tyłu głową. Dźwięki, jakie

wydawał z siebie, przypominały turkot wagonów

przetaczanych na bocznicy.

Mój ojciec też tak chrapie – roześmiał się cicho Matt. –

Cały dom się trzęsie. Mama mówi, że spać z nim to gorsze niż

mieszkać na pasie startowym. Sypia z zatyczkami w uszach.

Nie sądzę, żeby zatyczki cokolwiek tu pomogły –

powiedziała Adrienne, odwracając się w stronę Matta. Ubranie,

z którego „wyrósł” Archie leżało na nim jak ulał. Matt miał na

background image

sobie czarną kowbojską koszulę, której krój podkreślał jego

szerokie ramiona. Dopasowane dżinsy zaznaczały smukłość

wąskich bioder.

Czemu się uśmiechasz? – spytał. – Nigdy nie widziałaś

kowboja?

Pewnie, że tak. Ale nie wyobrażałam sobie ciebie jako

jednego z nich –

odparła Adrienne, zastanawiając się, czy jej

uśmiech jest podobny do tego, który niedawno widziała na

twarzy Matta.

Ja też nie wyobrażałem sobie ciebie jako wiejskiej

dziewczyny –

oznajmił Matt – a jednak...

Adrienne spojrzała mu w oczy. Nie miała już żadnych

wątpliwości. Powróciły te same uczucia, które ogarnęły ją,

kiedy Matt pocałował ją nad strumieniem. Z tą tylko różnicą, że

teraz nie zagrażało im żadne niebezpieczeństwo. Matt podszedł

o krok bliżej, ale zatrzymał się na dźwięk kolejnego

chrapnięcia.

A oto i cały Archie – powiedziała Adrienne,

uświadamiając sobie znowu, gdzie się znajdują. – Która

godzina?

Parę minut po trzeciej – odparł Matt, spoglądając na

zegarek.

Moi rodzice na pewno zawiadomili już policję –

stwierdziła z przerażeniem. – To straszne, że nie mogę się z

nimi skontaktować. Masz może jakiś pomysł?

Niestety nie. Kiedy spałaś, próbowałem coś wymyślić.

Ale bez telefonu i bez benzyny nic się nie da zrobić.

Utknęliśmy tu na dobre.

– Czemu Archie wraca do domu z pustym bakiem? –

spytała Adrienne, spoglądając na sąsiedni fotel.

Pytałem go o to. Jedzie do miasta, upija się do

niep

rzytomności, a kiedy w końcu decyduje się wracać, jedyna

stacja benzynowa w Saddlehorn jest już zamknięta. To jedna z

przyczyn, dla których kupuje osła.

Saddlehorn? Czy tak nazywa się to miasteczko?

Tak, to jakaś dziura.

– Ale pewnie jest telefon. Gdyb

y udało nam się tam

dostać...

– Gdyby, gdyby... –

Popatrzył na nią uważnie. – Przykro

mi, Adrienne. Powinienem był pozwolić ci lecieć zwykłym

samolotem rejsowym. W tej chwili byłabyś już na miejscu.

background image

To nie twoja wina, więc nie miej do siebie pretensji. Nie

pozwolę na to, szczególnie teraz, kiedy twój samolot leży na

dnie kanionu. Nie mieliśmy szczęścia, to wszystko. Ale czuję

się taka bezradna.

Ja też. Próbowałem coś poradzić, ale nic nie mogę

wymyślić. Może powinniśmy wziąć przykład z Archiego i

trochę się przespać.

Donośne chrapanie stało się jeszcze głośniejsze.

Musiałabym chyba wypić całą butelkę whisky, żeby

zasnąć w towarzystwie Archiego – stwierdziła Adrienne.

Może przenieś się do sypialni – zaproponował Matt.

Proszę cię bardzo, jeśli chcesz, możesz sam spróbować –

oświadczyła Adrienne. – Ja idę do stajni. Świeżo wyłożony

słomą boks i jakiś koc w zupełności mi wystarczą.

Myślałem o tym samym. – Matt uśmiechnął się krzywo.

Ale ty jesteś przyzwyczajony do chrapania. Sam

mówiłeś.

– Wcale nie

. To moją matka do tego przywykła. Kiedy

miałem jedenaście lat, wyłożyłem ściany swojego pokoju

dźwiękoszczelnymi płytkami.

Rzućmy monetę – podsunęła Adrienne.

A może – powiedział Matt, opierając się o półeczkę nad

kominkiem, tak że światło wydobyło z półmroku zarys

szczupłego ciała – oboje moglibyśmy spać w stajni.

background image

ROZDZIAŁ 5


Sądzę, że to nie jest najlepszy pomysł, Matt. – Adrienne

poruszyła się niepewnie w fotelu i odwróciła wzrok.

Nie spodziewałem się innej odpowiedzi.

Poznaliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Nie wydaje

mi się właściwe spędzenie z tobą nocy pod jednym dachem.

Tak, to wysoce niewłaściwe – przyznał Matt, wpatrując

się w nią wyzywającym wzrokiem. – A więc zostaniesz tutaj?

To ty mógłbyś zostać, a ja pójdę do stajni.

– O

bawiam się, że to niemożliwe. Ja nie mam nic

przeciwko dzieleniu z tobą koca, to ty nie chcesz spać razem ze

mną.

To nie jest tak. Ja też nie mam nic przeciwko temu, ale

uważam, że byłoby to nierozsądne. Przecież ledwie się

poznaliśmy – odparła Adrienne. – Och, Matt, przez ciebie to, co

mówię, brzmi tak okropnie pruderyjnie. A przecież ja wcale

taka nie jestem!

– Poszukam koca –

rzucił Matt i zniknął za drzwiami.

Adrienne podniosła się z fotela. Nie uśmiechało się jej słuchać

przez całą noc chrapania Archiego. Prawdę mówiąc, wolałaby

być blisko Matta. W jego towarzystwie czuła się zdecydowanie

bezpieczniej. Tylko jeden powód powstrzymywał ją od

wyrażenia zgody na spędzenie nocy wspólnie w stajni.

Była przekonana, że Matt nie będzie jej się narzucać. Nie,

t

o nie byłoby w jego stylu. Za to z całą pewnością potrafi być

bardzo przekonujący. Adrienne nie była pewna, czy potrafi mu

się oprzeć. Zwłaszcza po tym, czego razem ostatnio

doświadczyli. Na domiar złego Matt w dżinsach i kowbojskiej

koszuli wyglądał niezwykle pociągająco.

Adrienne nie należała jednak do typu kobiet, które

ulegałyby mężczyźnie poznanemu zaledwie kilka godzin

wcześniej. To byłoby wbrew jej mniemaniu o sobie samej,

wbrew jej zasadom. Nie było w tym jednak nic z pruderii.

Właśnie to bezskutecznie próbowała wytłumaczyć Mattowi,

kiedy uśmiechał się do niej w irytujący, wyzywający sposób.

Matt wrócił niosąc dwa koce. Wziął ze stołu lampę i

podszedł do drzwi.

– Do jutra –

powiedział.

– Matt...

background image

Odwrócił się. Archie nagle zachrapał tak głośno, że

nie

omal ściany się zatrzęsły. Adrienne wstała i podeszła do

Matta. Światło lampy naftowej wydobywało z mroku zarys

jego ust, ale oczy pozostawały wciąż w cieniu. Wyglądał

tajemniczo i zdecydowanie zbyt kusząco.

Mam nadzieję, że jest to jasne, iż jeśli pójdę z tobą, to

tylko dlatego, aby uciec od tego hałasu.

Oczywiście – przytaknął, ale na jego ustach znowu

pojawił się lekki uśmieszek.

– To dobrze –

powiedziała Adrienne. – Najważniejsze,

żebyśmy się rozumieli.

Rozumiemy się.

Świetnie.

Lepiej załóż kratę na palenisko, szkoda byłoby puścić

dom Archiego z dymem –

stwierdził Matt.

Adrienne musiała w duchu przyznać, że Matt nie traci

głowy w trudnych sytuacjach i pamięta o istotnych

szczegółach. Zapomniała, że trzeba zabezpieczyć palenisko.

Postępowanie Matta budziło jej zaufanie i podziw. Ufała mu

we wszystkim... prócz jednego.

Owiń się tym kocem – poradził, kiedy podeszła do

drzwi, gotowa do wyjścia. – Nie warto marznąć bardziej, niż to

konieczne.

Adrienne otuliła się szczelnie wełnianym kocem i wyszła

na ganek. Deszcz ustał, a wśród chmur widać było gwiazdy.

Już po burzy. – Matt zszedł po drewnianych schodkach.

Do diabła, zapomniałem o błocie! Trzymaj – rozkazał,

podając Adrienne lampę.

– Dlaczego?

Nie możesz taplać się w kałużach, mając na nogach

mokasyny Dorothy.

– Ale... –

Zanim zdążyła zaprotestować, Matt podniósł ją

do góry. –

To zaczyna się robić irytujące – powiedziała,

obejmując go za szyję. Powoli ruszyli przez podwórze.

Nie robię tego dla ciebie – zapewnił ją Matt. – Archie

o

kazał ci zaufanie, pożyczając ubrania Dorothy. Nie mogę

pozwolić, żebyś je zniszczyła.

Adrienne musiała przyznać, że Matt znowu ma rację.

Jednak bliskość mężczyzny uniemożliwiała zachowanie

dystansu. Jego włosy pachniały szamponem, policzki płynem

po golen

iu. Starała się nie zastanawiać, dlaczego Matt zadbał o

background image

toaletę. To były niebezpieczne myśli.

Tu jest już prawie sucho – powiedział Matt, delikatnie

stawiając ją na ziemi. – Pani pozwoli. – Ukłonił się, wskazując

dłonią drzwi stajni.

Adrienne nie mogła pozbyć się wrażenia, że przyszła na

potajemną schadzkę. Serce zabiło jej żywiej z niepokoju i

słodkiego oczekiwania, kiedy Matt zamknął drzwi.

Ten koc jest bardzo ciężki, więc położymy go na spód.

Przykryjemy się tym drugim, jest bardziej miękki.

– A lamp

a? Mam ją zgasić?

Tu nie ma okien, więc jeśli ją zgasisz, nic nie będziemy

widzieć. – Matt przykucnął, wygładził koc, a potem rozejrzał

się dookoła. – Lepiej postaw ją na środku cementowej podłogi i

przykręć płomień. To bardzo nieprzyjemne obudzić się w

obcym miejscu bez odrobiny światła.

Nie sądziłam, że ty się czegokolwiek boisz.

Naprawdę myślisz, że ze mnie taki chojrak? – spytał,

podchodząc bliżej.

A nie jesteś? – odpowiedziała pytaniem, spoglądając mu

w oczy.

Nie aż tak bardzo, jak sobie wyobrażasz. Ale uważam,

że nie należy przegapiać okazji, gdy można przeżyć coś

naprawdę ciekawego. Życie byłoby okropnie nudne, gdybyśmy

zawsze postępowali zgodnie z normami i zasadami.

Ich łamanie może zniweczyć spokój i zrujnować życie –

odparła Adrienne, starając się nie poddawać urokowi chwili.

Silne ramiona mężczyzny czekają, aby ją przytulić, usta pragną

scałować z jej twarzy obawy i lęk.

Wszystko to Adrienne czytała w błyszczących brązowych

oczach Matta.

Jak myślisz, dlaczego Beverly sądziła, że możemy się ze

sobą dogadać? – spytał, przyglądając się jej uważnie.

– Beverly? –

Adrienne zupełnie zapomniała o

przyjaciółce, która niechcący przyczyniła się do jej kłopotów.

To Beverly zaprosiła Matta na przyjęcie i z czystym sumieniem

poleciła go jako doskonałego pilota.

Nie mam pojęcia. Ona wie, że ja jestem ostrożna, a ty

uwielbiasz ryzyko. Trudno byłoby znaleźć dwie osoby tak

bardzo się różniące.

Żałujesz?

Zastanowiła się przez chwilę. Gdyby zdecydowała się

background image

wtedy polecieć do Utah zwykłym, rejsowym samolotem, teraz

zapewne byłaby już na miejscu. Ale nie uczestniczyłaby w tych

niezwykłych wydarzeniach. Chociaż czuła się bardzo

zagubiona i nieszczęśliwa, sprostanie przeciwnościom

sprawiało jej nie znaną dotąd satysfakcję.

Wiem, czego możesz żałować – domyślił się Matt. – Nie

udało ci się dotrzeć do domu, a na tym ci szczególnie zależało.

Chyba rzeczywiście się nie udało. – Adrienne

zawstydziła się, widząc smutek w jego oczach. – Ale nie żałuję,

że cię poznałam. Przeżyliśmy razem kilka trudnych chwil, ale

udało nam się je przetrwać. Czuję się teraz silniejsza, bardziej

pewna siebie. Może właśnie dlatego ludzie robią różne

niecodzienne rzeczy, na przykład skaczą ze spadochronem...

No, to mi się podoba! – zawołał Matt z entuzjazmem.

Oczywiście ja sama bym się nie odważyła – dodała

szybko.

– Dobrze. Na razie z tym poczekamy –

roześmiał się Matt.

Podobasz mi się w tym stroju. To naprawdę wielka odmiana

w porównaniu z wyrafinowaną, elegancką damą, którą

spotkałem na przyjęciu. Wyglądasz bardziej naturalnie.

Nie da się już wyglądać bardziej naturalnie –

stwierdziła. – Bez makijażu, bez biżuterii, bez...

– Bezpretensjonalnie –

dokończył za nią Matt. – I chyba o

to właśnie chodzi. Wróciliśmy do rzeczy podstawowych, z dala

od gierek, które podejmują mężczyźni i kobiety, strojąc się w

świecidełka i robiąc wszystko, żeby wywrzeć na sobie

nawzajem jak największe wrażenie. Musieliśmy przetrwać. Nie

było czasu na kłamstwa i intrygi.

Te kłamstewka i intrygi służą czasami jako ochrona

przed kimś takim jak...

– To

całkiem niepotrzebne – zwrócił się do niej łagodnie,

wyciągając ręce.

– Zaraz, zaraz. –

Serce zabiło jej mocno, gdy Matt

przyciągnął ją do siebie i wziął w ramiona. – Jeszcze przed

chwilą powiedziałeś, że się rozumiemy.

To prawda. Rozumiemy się. – Wplótł palce w jej włosy i

przyjrzał się uważnie.

Więc powinieneś rozumieć, że ja tego nie chcę.

Uśmiechnął się i pochylił głowę ku jej twarzy.

Matt, nie chcę, żebyś mnie całował.

Pamiętaj, tylko ryzyko pozwala ci poczuć, że żyjesz. A

background image

to jest bezpieczniej

sze niż skoki ze spadochronem –

powiedział, patrząc jej w oczy.

Przez te kilka godzin ryzykowałam tyle razy, że

wystarczy mi to na wiele lat.

Więc powiedz nie – szepnął, zbliżając usta do jej warg.

Spróbowała. Otworzyła usta, ale z gardła nie wydobył się

żaden dźwięk.

Niech żyje ryzyko – powiedział Matt i ujął jej głowę w

dłonie.

Gdy wargi Matta dotknęły jej ust, Adrienne westchnęła

głęboko. Wiedziała, że to nieuchronnie nastąpi, od momentu

gdy Matt zamknął za nimi drzwi.

Przytulił ją do siebie mocno, tak że czuła każdy mięsień

jego ciała. Uczył ją, jak poruszać się zgodnie z jego ruchami.

Adrienne objęła fala gorąca. Matt pieścił jej plecy i pośladki,

przytulał coraz gwałtowniej.

Połóż się ze mną – wyszeptał.

Nie umiała mu się oprzeć, gdy delikatnie poprowadził ją i

ułożył na kocu. Namiętność mężczyzny rozbudziła jej

pożądanie. Patrzył jej w oczy, powoli rozpinając guziki

haftowanej bluzki. Adrienne zauważyła, że spojrzenie Matta

zsunęło się niżej, na jej piersi sterczące pod materiałem

jedwabnej kos

zulki. Zaczerwieniła się, wiedząc, że jej

podniecenie jest wyraźnie widoczne.

Matt popatrzył jej w oczy i dotknął policzka.

Nie ma się czego wstydzić – zamruczał.

– Ale to... to takie do mnie niepodobne.

Skąd wiesz? – Przesunął dłonią po koniuszkach jej

piersi, wciąż patrząc głęboko w oczy. – Czy wiesz o sobie

wszystko?

Już nie – przyznała.

– To dobrze. –

Matt pocałował ją tak, że zaparło jej dech w

piersiach.

Adrienne wygięła ciało w łuk, rozkoszując się dotykiem

męskiej dłoni obejmującej jej pierś i rozchyliła wargi. Nie

umiała już powstrzymać ruchów ciała, które świadczyły o tym,

jak bardzo go pragnie. Nie potrafiła też powstrzymać

miłosnego okrzyku, który bezwiednie wyrwał się jej z ust.

Zapomniała o początkowym zawstydzeniu. Zawładnęło nią

pożądanie. Szarpnęła kowbojską koszulę Matta, obnażając jego

pierś. Matt uniósł głowę i roześmiał się ochryple.

background image

– Spokojnie –

rzucił zdyszany. – Nie zamierzasz chyba

podrzeć koszuli Archiego.

Co się ze mną dzieje? – Adrienne opuściła ręce. – Nigdy

nie byłam tak agresywna wobec mężczyzny.

To dlatego, że znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie. –

Matt pieścił jej pierś, aż zamknęła oczy z rozkoszy. –

Zagrożenie wyostrza zmysły.

Ale ja nie lubię niebezpieczeństwa.

– A to lubisz? –

Matt uniósł jej koszulkę i pocałował nagą

skórę.

Gdy usta dotknęły koniuszka piersi, z gardła Adrienne

wyrwał się znowu miłosny okrzyk. Poczuła, że ogarnia ją

namiętność, której do tej pory nie doświadczyła.

O to mi właśnie chodziło, Adrienne. Rozluźnij się,

poddaj się magii zmysłów – szepnął, unosząc głowę. Popatrzył

jej głęboko w oczy.

Nie mogę nic na to poradzić – wyszeptała.

Po co? Jesteśmy sami. Możemy robić to, co nam się

podoba, co sprawia przyjemność. – Matt zsunął Adrienne

spódnicę i zaczął pieścić uda. Adrienne przeszył dreszcz

oczekiwania.

Pragnę cię – powiedziała zduszonym głosem.

– Wiem –

odparł. Dobiegł ją dźwięk rozsuwanego suwaka

i szelest rozrywanego opakowania.

Będziemy się przepięknie kochać – wyszeptał z ustami

tuż przy jej wargach i zaczął delikatnie całować jej twarz.

– Tak. –

Oszołomiona odwzajemniła jego namiętny

pocałunek. Matt zsunął Adrienne majteczki, które dziewczyna

odrzuciła jednym ruchem. – Kochaj mnie, Matt – wyszeptała,

rozchylając uda i unosząc biodra.

Miłosne okrzyki wypełniły powietrze. Ciała poruszały się

w coraz bardziej szalonym rytmie. Matt umiejętnie dozował

pieszczoty, niespiesznie prowadząc Adrienne do ekstazy.

Oboje dali się ponieść namiętności. Niemal zapomnieli o

otaczającej ich rzeczywistości. Nagle do uszu Adrienne dotarł

dziwny dźwięk.

Powoli uświadomiła sobie, że ten dźwięk nie zrodził się w

jej wyobraźni. Matt wciąż był na wpółubrany i nie zdjął butów.

Poruszając się kopnął nogą w coś metalowego.

Co to było? – zamruczała.

Nie wiem, nieważne. – Pocałował zagłębienie u nasady

background image

jej szyi. –

Nie myśl o niczym. Chcę, żebyś czuła to, co ja.

Proszę, sprawdź.

Na miłość boską... no, dobrze. – Matt spojrzał za siebie.

To tylko kanister na benzynę – powiedział, wodząc językiem

po jej wargach. –

Pocałuj mnie. Nigdy nie dotykałem ust tak

wspaniałych jak twoje.

Kanister na benzynę – szepnęła. – Tylko... zaraz, czy

powiedziałeś na benzynę?

Wiem, że Archie nie powinien był go zostawiać w stajni

pełnej słomy, ale lampa stoi wystarczająco daleko. – Matt

pogładził jej biodro. – Zresztą na pewno i tak jest pusty.

Adrienne, rozluźnij się. Tak nam razem dobrze. Zostań ze mną.

Pozwól mi smakować...

Matt, kanister na benzynę – powtórzyła z naciskiem

Adrienne. –

Może coś w nim jest! Musimy to sprawdzić.

Za chwilę, Adrienne. Jesteś tak rozpalona, tak...

– Czy ty nie rozumiesz? –

Odepchnęła go od siebie. –

Jeżeli tam jest benzyna, możemy pojechać do miasteczka!

– Kanister! –

Matt wcisnął twarz w koc.

– Tak. –

Adrienne przesunęła się do miejsca, gdzie but

Matta natrafił na zardzewiały pojemnik. Podniosła go do góry i

potrząsnęła. W środku zachlupotało. – Jest! – oznajmiła głośno,

podnosząc z posłania majtki i zakładając je w pośpiechu. –

Chodźmy. – Spojrzała na Matta, który wciąż leżał z twarzą

wciśniętą w posłanie. – Chodźmy! – powtórzyła, zapinając

bluzkę.

Daj mi trochę czasu – zabrzmiał stłumiony głos Matta.

Matt, liczy się każda minuta!

Myślisz, że o tym nie wiem? – Podniósł się odwrócony

do niej plecami. Westchnął i zaczął zapinać kolejno zatrzaski

koszuli. Potem powoli włożył koszulę w spodnie.

Matt, proszę, czy mógłbyś się pośpieszyć?

Jak na człowieka w moim stanie, śpieszę się jak mogę. –

Dźwięk podciąganego suwaka zagłuszył wymamrotane pod

nosem przekleństwo. Potem Matt odwrócił się w jej stronę.

Musiałem zająć się paroma rzeczami – powiedział, a

pożądanie wciąż płonęło w jego oczach.

Och, oczywiście. – Policzki zaczęły ją piec ze wstydu. –

Przepraszam, że tak cię popędzałam. Czy...

Wszystko w porządku. Teraz zawiń się w koc i weź ten

kanister. Zaniosę cię do ciężarówki.

background image

– Dobrze.

Potem wrócę, odniosę lampę do domu i napiszę kartkę

do Archiego. Nie chcę, żeby pomyślał, iż przywłaszczyliśmy

sobie ciężarówkę.

Oczywiście. Masz rację. – Adrienne owinęła się kocem.

Było jej wstyd. Jak mogła być tak nietaktowna?

Ma

tt złożył drugi koc, podszedł do drzwi, otworzył je i

wciągnął głęboko powietrze.

– Gotowa? –

spytał, odwracając się do Adrienne.

– Pewnie –

odparła, podchodząc bliżej. Bez dalszych

ceregieli podniósł ją do góry. Bliskość Matta na nowo ją

oszołomiła.

– Matt, przepraszam –

powtórzyła.

– Mhm.

A właściwie skąd wziąłeś prezerwatywę?

Archie mi dał.

– Archie? –

Adrienne otwarła usta ze zdumienia.

Pamiętaj, że uważa nas za kochanków.

No, dobrze, ale wciąż nie rozumiem, po co Archie

miałby... to znaczy, po co zaopatrzył się w nie teraz, zaraz po

śmierci żony?

Nie. To nie tak. Używał ich, kiedy był z Dorothy. Była

od niego dużo młodsza i mogła zajść w ciążę. Nie mogli

pozwolić sobie na dziecko, bo miała wrodzoną wadę serca.

Uważali, że mogłaby nie wytrzymać ciąży i porodu.

Ale nie to ją zabiło, prawda?

Nie. Mimo całej ostrożności i tak umarła na zawał.

Miała zaledwie czterdzieści dwa lata.

Jakież to smutne.

Koniec był smutny, ale małżeństwo musiało być

wspaniałe. Chociaż Archie bez przerwy na nią narzeka,

wygląda na to, że świata poza nią nie widział.

Tak, to naprawdę cudowne, że tak bardzo się kocha – li.

Adrienne dopiero teraz zauważyła, że Matt stoi już przy

ciężarówce. Trzymał ją wciąż mocno w ramionach, jak gdyby

nie miał zamiaru wypuścić z objęć. Spojrzała mu w oczy.

Nawet w mroku nocy dostrzegła w nich pożądanie. – Otworzę

drzwi, ale postaw mnie już na ziemi.

Wcale nie chcę cię stawiać. Chcę...

– Wiem –

powiedziała, przykładając palec do jego ust. –

Ale musimy jechać. Naprawdę – dodała, walcząc z własnymi

background image

emocjami. Starała się przywołać obraz rodziców i Granny.

– No, tak. –

Jeszcze przez chwilę patrzył jej głęboko w

oczy. – Dobrze. Otwórz drzwi.

Sięgnęła ręką i pociągnęła za zimną klamkę. Drzwi

otwarły się głośno skrzypiąc. Matt posadził ją na siedzeniu

obok kierowcy.

– Daj mi kanister –

polecił. – Poszukam lejka. Zatrzasnął

drzwi ciężarówki. Adrienne owinęła się ciasno kocem i dopiero

teraz poczuła, jak jest zimno. Patrzyła, jak Matt brnie w błocie

do stajni, bierze lampę i zamyka drzwi.

Za

pragnęła znaleźć się z powrotem w zacisznym wnętrzu,

w objęciach Matta, poczuć na sobie dotyk jego dłoni. Ale o

czym też ona myśli! Przecież prawie wcale nie zna tego

mężczyzny. To zachowanie przypomina... przypomina

postępowanie jej sióstr!

Adrienne zadrżała, ale tym razem nie z powodu chłodu.

Uświadomiła sobie, że jej postępowaniem kierowała teraz ta

sama siła, która skłoniła siostry do pochopnej decyzji. Miała

wprawdzie na swoje usprawiedliwienie niezwykłe wypadki

tego wieczoru, ale prawdą było, że dała się ponieść uczuciom.

– Wszystko gotowe –

powiedział Matt, wsiadając do

kabiny ciężarówki od strony kierowcy.

Już wlałeś benzynę?

A nie słyszałaś?

Nie... zamyśliłam się.

To brzmi niepokojąco – stwierdził, przekręcając kluczyk

w stacyjce. Silnik zas

koczył powoli. – Czy mogę spytać, o

czym tak myślałaś?

– O moich siostrach.

Słucham?

Obie są rozwiedzione.

To bardzo przykre, ale wciąż nie wiem, jaki to ma

związek z nami. – Matt wyprowadził ciężarówkę na wyboistą

drogę.

Rozwiodły się, bo dały się ponieść emocjom i związały z

ludźmi, którzy... – zawahała się, nie chcąc niepotrzebnie

obrażać mężczyzny, który wiózł ją teraz do miasteczka, dokąd

tak bardzo chciała się dostać – ...których nigdy nie powinny

były poślubić – zakończyła desperacko. Ciężarówka

podskoczyła na wybojach i Adrienne poczuła ukłucie

wystającej z siedzenia sprężyny.

background image

Zaczynam rozumieć. Czujesz, że straciłaś nad sobą

kontrolę. W dodatku w towarzystwie człowieka, który nie

nadaje się na twojego męża.

No, oczywiście to nie to samo...

Tylko że tu nie było nawet mowy o ślubie – rzucił Matt

przez zaciśnięte zęby. – Poza tym nie znasz mnie na tyle

dobrze, aby mnie ocenić.

To prawda, masz rację. Ale nie wiem o tobie

wystarczająco dużo, żeby się z tobą kochać, chociaż właśnie

przed ch

wilą to robiłam.

Nie kochasz się z facetem, jeżeli uważasz, że nie

mogłabyś wyjść za niego za mąż?

To brzmi trochę staroświecko, prawda?

Powiedzmy, że po tym, co się stało w stajni, czuję się

odrobinę zaskoczony – powiedział po chwili milczenia.

Właśnie o to mi chodzi. To nie było w moim stylu. Nie

wiem, co sprawiło, że tak się zachowałam. Może, jak mówiłeś,

była to reakcja po przeżyciach związanych z wypadkiem. Ale

sytuacja wraca do normy i uznajmy sprawę za zakończoną.

– Bo nie jestem dobrym mater

iałem na męża?

Nie określiłabym tego w taki sposób, ale to prawda –

skrzywiła się Adrienne.

Nie zamierzam prosić o rękę kogoś tak nadętego jak ty,

ale ciekaw jestem, co budzi w tobie aż takie obiekcje?

Na przykład ta uwaga. – Adrienne pociągnęła nosem. –

Nie jestem wcale nadęta. Jestem ostrożna i uważająca, a tobie

tych cech brakuje.

Naprawdę? A kto miał prezerwatywy?

Ty powinieneś był je mieć – odparła, podnosząc głos. –

Wszystko ukartowałeś tylko po to, żeby mnie uwieść!

Jeśli chcesz wiedzieć, nie napracowałem się za bardzo.

Szkoda, że nie mogłaś widzieć wyrazu swojej twarzy, kiedy się

obudziłaś. Czy nie możesz przyznać się do tego, że chciałaś

pójść ze mną do stajni? Czy nie masz odwagi powiedzieć, że

pragnęłaś mnie tak samo mocno, jak ja ciebie?

Tak, pragnęłam ciebie! – Adrienne chwyciła się oparcia

fotela, kiedy ciężarówka podskoczyła na wybojach. – Ale nie

stałoby się tak, gdybyś nie rozbił samolotu na pustkowiu, i nie

wytrącił mnie zupełnie z równowagi!

No, tak, uprzejmie jaśnie panią za to przepraszam!

I, do jasnej cholery, przestań celowo wjeżdżać w te

background image

dziury!

W odpowiedzi na te słowa Matt wjechał na pełnym gazie

prosto w głęboką kałużę. Jedyną pociechą dla Adrienne była

myśl, że fotel Matta ma z pewnością równie dużo połamanych

spr

ężyn, co jej.

Wypuść mnie – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie

muszę tego znosić.

Z przyjemnością. – Matt zahamował z piskiem opon,

wyciągnął rękę i otworzył drzwi po jej stronie.

background image

ROZDZIAŁ 6

Zimne powietrze zaparło Adrienne oddech. Nie

zauważyła, że Matt włączył ogrzewanie i że w kabinie

ciężarówki było o wiele cieplej niż na dworze.

– No i? –

spytał, patrząc na nią gniewnie.

Owinęła się szczelniej kocem i spojrzała w zimną

ciemność. Gdyby próbowała dojść do miasteczka pieszo,

ubrana w tę bluzeczkę i mokasyny, ani chybi zamarzłaby na

śmierć. Jej wybuch gniewu był po prostu dziecinny, chociaż

myślała, że jest osobą rozsądną. Matt budził w niej tak

sprzeczne uczucia, że nie mogła przy nim spokojnie zebrać

myśli.

Pochylił się nad nią i zamknął drzwi.

Nie wierzyłem, że to zrobisz – powiedział. Nacisnął

pedał gazu, ale Adrienne zauważyła, że tym razem ominął

najbliższą dziurę na drodze.

Wypuściłbyś mnie, gdybym się na to zdecydowała?

I zostawiłbyś mnie tam samą? – spytała po długiej chwili

milczenia.

Sama sobie odpowiedz na te pytania. Znasz przecież mój

charakter lepiej niż ja sam – powiedział Matt, spoglądając na

nią z ukosa.

Myślę, że nie zrobiłbyś tego. Do końca dbasz o moje

bezpieczeństwo. Tak jak mówiła Beverly.

Beverly powiedziała ci, że taki jestem?

Tak, i miała rację. Bardzo doceniam twoją troskę o mnie,

Matt.

– Akurat.

Właśnie, że tak. – powtórzyła z uporem. – Tyle tylko że

patrzymy na świat w różny sposób. Sam to powiedziałeś dziś

wieczorem, kiedy wędrowaliśmy w ulewnym deszczu, a ty

wyśmiewałeś się, że nie umiem cieszyć się grzesznymi

rozkoszami. Masz rację. To, co stało się z życiem moich sióstr,

świadczy, jak wysoką cenę płaci się za takie przyjemności.

A ja myślę, że za dużo się nad tym zastanawiasz –

powiedział Matt. – Zmieńmy temat, co? Nie pasujemy do

siebie. Dobrze, że kopnąłem ten kanister, bo dało nam to okazję

oprzytomnieć.

Słusznie – zgodziła się Adrienne. Spojrzała na niego i

background image

zobaczyła twarde linie gniewu, rysujące się wokół jego ust.

Oczywiście, ma rację. Ale czemu ona, Adrienne, czuje w tej

chwili taki smutek i nagłą pustkę? Matt w końcu powiedział

tylko to, co sama próbowała wyrazić.

Teraz, kiedy oboje zrozumieli, jak wyglądają ich

wzajemne stosunki, mogą zapomnieć o tym incydencie i

rozstać się chłodno i kulturalnie. Przerywając te zaloty

zachowała się dorośle i dojrzale. Powinna być z siebie dumna.

Jednak przez całą resztę długiej drogi do miasteczka na próżno

usiłowała rozbudzić w sobie uczucie dumy z tego powodu.

W końcu w oddali pojawiły się światła.

Myślisz, że to jest właśnie Saddlehorn? – spytała.

– Mhm.

Nie jest zbyt duże.

– Nie.

Ale chyba mają tu telefon, jak sądzisz?

– Mhm.

Matt, naprawdę, przestań. Przykro mi, że nie układa nam

się razem, ale możemy chyba ze sobą normalnie rozmawiać?

– Nie.

Tylko dlatego, że nie chcę z tobą więcej pójść do łóżka,

ty... –

Adrienne westchnęła.

– To nie tak. Nie chodzi o to, czy pójdziemy razem do

łóżka. Chodzi o przedwczesne i nieuzasadnione wydawanie

sądów o moim charakterze. Pozwoliłaś, żeby doświadczenia

tw

oich sióstr zmieniły cię w wyrachowaną kobietę z gotową

listą wymagań co do potencjalnego partnera. Mam gdzieś takie

przykładanie gotowej miarki do mojej osoby po to tylko, żeby

stwierdzić, że się nie nadaję.

Tym razem Matt nie podniósł głosu, ale jego słowa zraniły

ją do żywego. Wyrachowana. Cóż za okropne określenie!

Możliwe, że jej ocena była nieco pochopna, ale wypadki tej

nocy potoczyły się tak szybko, że nie było czasu do namysłu.

Przed chwilą wcale go nie znała, a zaraz potem musiała

zdecydować, czy zostaną kochankami.

Chyba powinnam cię zapytać... dlaczego chciałeś się ze

mną kochać? – powiedziała Adrienne, przełykając ślinę.

Bo myślałem, że masz w sobie odwagę. Podziwiam

odważnych ludzi. Wygląda na to, że się myliłem.

Odwagę? Ja? Bałam się nawet wsiąść do samolotu, mam

lęk wysokości, ja...

background image

Ale jednak poleciałaś tym samolotem, a potem pomimo

ulewy samotnie wyruszyłaś szukać drogi, byłaś gotowa przejść

przez wezbrany strumień na wysokich obcasach, byle tylko

dostać się na drugą stronę – spojrzał na nią. – No i miałaś

odwagę, żeby powiedzieć całkiem obcemu facetowi, że

rozpruły mu się spodnie na tyłku.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Opisał kobietę,

której zupełnie nie poznawała, ale jednak rzeczywiście to ona

zrobiła te wszystkie rzeczy. Poczuła się speszona. To, co

mówił, sprawiło, że zaczynała wątpić we własne sądy o sobie.

Obok tego baru jest automat. Jeżeli nie działa, możemy

spróbować zadzwonić ze środka – powiedział Matt, kiedy

wjechali do słabo oświetlonego miasteczka.

Adrienne zau

ważyła, że droga stała się równiejsza. Jechali

główną, brukowaną ulicą Saddlehorn. Po lewej stronie minęli

zamkniętą stację benzynową i trzy budynki, mieszczące salon

fryzjerski, aptekę i pocztę.

Po prawej stronie ulicy był sklep spożywczy i bar. Nad

obdra

panymi drzwiami migał czerwony neon. Ze środka

dobiegały dźwięki bardzo głośnej muzyki country. Przed barem

stały dwie poobijane ciężarówki.

W oknach niektórych domów świeciły się jeszcze światła.

Jeżeli będzie to konieczne, Adrienne jest gotowa tak długo

chodzić od domu do domu, aż znajdzie wreszcie czynny

telefon. Nagle uświadomiła sobie, że takie zachowanie

niezupełnie odpowiada charakterowi ostrożnej i powściągliwej

pracowniczki biura maklerskiego. Nic dziwnego, że Matt widzi

ją w nieco innym świetle niż ona sama, ale ten weekend jest po

prostu szalony. Nie znając jej wcześniej, wyobraził sobie, że

Adrienne postępuje tak zawsze.

Matt zaparkował ciężarówkę obok budki telefonicznej,

która wyglądała na jedyny czysty i nowoczesny obiekt w

Saddlehorn. Adrienn

e otworzyła drzwi i zaczęła wysiadać.

– Chcesz drobne? –

spytał. Adrienne uświadomiła sobie,

że nie ma przy sobie ani grosza. Raz jeszcze Matt pomyślał za

nią. Gdyby nie on, nie mogłaby skorzystać z automatu.

Tak, proszę, jeśli coś masz.

Matt uniósł się na siedzeniu i sięgnął do kieszeni spodni.

– Nie ma tego wiele –

powiedział, przyglądając się

monetom. Lepiej zadzwoń przez centralę i poproś, żeby rodzice

zgodzili się zapłacić za rozmowę.

background image

Masz rację – wzięła pieniądze z jego ręki. – Dziękuję.

Podziękujesz mi, jak już sprawdzisz, czy ten telefon

działa. Jeśli nie, będziemy musieli wejść do środka – dodał,

wskazując głową w kierunku baru. – A wygląda na to, że w

środku bawi się banda ochlapusów.

Adrienne zeskoczyła na ziemię, owijając się kocem. Miała

nadzieję, że nie będą zmuszeni wchodzić do hałaśliwego baru.

Przez muzykę przedzierały się co jakiś czas głosy pijanych

mężczyzn. Bez wątpienia wszyscy mieli zdrowo w czubie.

Adrienne pomyślała, że mieli szczęście. Archie zdecydował się

zostawić swoich koleżków i wcześniej jechać do domu. Dzięki

temu spotkali go na drodze.

Zamknęła drzwi budki telefonicznej i podniosła

słuchawkę. Miała ochotę krzyczeć ze szczęścia, kiedy usłyszała

sygnał. Drżącymi palcami wykręciła numer kierunkowy.

Nareszcie będzie mogła porozmawiać z rodzicami, spytać, jak

się czuje Granny, nareszcie...

Nagle rozległ się krzyk Matta. Adrienne odwróciła się w

stronę ciężarówki. Dwóch krzepkich, przysadzistych mężczyzn

w kowbojskich kapeluszach wyciągało Matta z kabiny

ciężarówki. Rzuciła słuchawkę i otworzyła drzwi. Biegła tak

szybko, że koc spadł jej z ramion.

– Co wy wyrabiacie? –

zawołała, chwytając jednego z

mężczyzn za ramię. Poczuła od niego ostry zapach alkoholu. –

Zostawcie go w spokoju!

– Spadaj, panienko. –

Mężczyzna odepchnął ją bez trudu,

nie przestając szarpać się z Mattem, który wyrywał się z całych

sił. – To przestępca!

Puść go! – Adrienne rzuciła się znowu na mężczyznę,

rozdzierając mu skórzaną kamizelkę i strącając kapelusz. – On

nic złego nie zrobił!

– Ma wóz Archiego –

wybełkotał mężczyzna. – Ma ciuchy

Archiego. –

Znowu ją odtrącił. – Jef, łap go z drugiej strony.

– Nic nie rozumiesz! –

krzyknęła Adrienne, widząc, że jest

za słaba, by sprostać któremukolwiek z napastników. – Archie

nam te rzeczy pożyczył.

– Nam? –

Mężczyzna wykręcił Mattowi rękę do tyłu i

odwrócił się w jej stronę. – Do diabła, ona ma na sobie ciuchy

Dorothy! Jef, trzymaj go sam. Ja się zajmę tą ślicznotką.

– Nie ruszaj jej –

ostrzegł Matt.

Przestań się wyrywać, to nie zrobimy jej nic złego –

background image

krzyknął mężczyzna zwany Jefem. – Dobrze mówię, Curtis?

Curtis podniósł z ziemi kapelusz, otrzepał i włożył na

głowę. Potem poprawił kamizelkę i popatrzył ponuro na Matta i

Adrienne.

Nie podobają mi się – odezwał się.

Słuchaj, ja się stąd nie ruszę – obiecał Matt – ale ją

zostawcie w spokoju.

Adrienne poczuła wyrzuty sumienia. Nie była dla Matta

szczególnie miła, a on nadal się o nią troszczy.

No, dobra, jak chcesz stać spokojnie, możesz zrobić to

przy ciężarówce Curtisa – oświadczył Jef, wskazując ruchem

głowy pordzewiały, zielony ford z wgniecionym zderzakiem.

Dobra myśl. – Curtis chwycił Adrienne za ramię. –

Chodźmy, panieneczko.

Powiedziałem, żebyś ją zostawił w spokoju! – warknął

Matt.

Tylko nie próbuj żadnych sztuczek – wybełkotał Curtis,

puszczając rękę Adrienne.

Nie będę – przyrzekła Adrienne. – Słuchajcie, nasz

samolot rozbił się w katastrofie. Udało nam się dojść do drogi.

Trafiliśmy przypadkowo na Archiego, ale jego telefon nie

działa, więc przyjechaliśmy tu, do miasteczka, bo musimy

zadzwonić do moich rodziców. Jeśli pozwolicie mi do nich

zatelefonować, możecie sami z nimi porozmawiać. Oni

potwierdzą, że to, co mówię, jest prawdą.

A skąd niby mamy wiedzieć, do kogo ty zadzwonisz,

panienko? –

spytał Curtis. – A jak to będzie ktoś z waszej

szajki?

– Z szajki? –

powtórzyła Adrienne. – Na miłość boską, nie

jesteśmy z żadnej szajki, jesteśmy...

Powiesz może, że Archie pozwolił wam wziąć Bessie?

– Co?

Ciężarówkę. Archie wam ją pożyczył?

No, tak jakby. Co prawda spał, kiedy znaleźliśmy

kanister

, ale jestem pewna, że chciałby, żebyśmy dostali się do

telefonu.

Bujda. Archie nigdy nikomu nie pożycza wozu –

warknął Curtis.

– Hej, Curtis –

zawołał Jef, gdy dotarli do ciężarówki. –

Daj no tu ten drobiazg, co jest w środku, dobra? Ja mam zajęte

ręce.

background image

Robi się. Wiedziałem, że o to ci chodzi. – Curtis

otworzył drzwi.

Światło w kabinie ciężarówki nie działało, więc Adrienne

nie widziała, co robi Curtis, aż do chwili gdy zobaczyła

wycelowaną w nich dubeltówkę.

– Ty draniu. –

Matt zaklął cicho. – Odłóż to, zanim kogoś

niechcący postrzelisz.

Ja sobie myślę, że ktoś inny mógł już wcześniej zostać

postrzelony. –

Jef puścił Matta i podszedł do Curtisa. – Gadaj,

co zrobiliście z Archiem?

Archie czuje się świetnie – odparł Matt. – Trochę za

dużo wypił, ale ogólnie miewa się doskonale. Próbowałem go

obudzić, nim ruszyliśmy do miasta, ale nie mogłem, bo był

zupełnie pijany.

– No, pewnie –

odezwał się drwiąco Jef. – Biłeś go do

nieprzytomności, tak było. Albo jeszcze co gorszego. Curtis ma

rację. Archie nikomu nie pożycza wozu.

Tak, zresztą popatrz, ona ma na sobie odświętne ciuchy

Dorothy –

zauważył Curtis, machając dubeltówką w stronę

Adrienne.

Odłóż wreszcie tę cholerną strzelbę! – krzyknął Matt –

Jef, możesz sobie wyobrazić, żeby Archie pożyczył komuś

najlepsze ubranie Dorothy?

Nigdy w życiu.

Adrienne zauważyła, że obaj mężczyźni chwieją się na

nogach. Byli tak samo pijani jak Archie, kiedy jechał

ciężarówką do domu. Nagle wpadła na pomysł.

Wszystko da się wyjaśnić, jeśli usiądziemy gdzieś i

pogadamy

w spokoju. Tu jest strasznie zimno. Wejdźmy do

środka i razem się napijmy. Ja stawiam. Jestem pewna, że się

dogadamy.

Matt spojrzał na nią, podnosząc w górę brew. Adrienne

uśmiechnęła się, jakby znakomicie panowała nad całą sytuacją.

– To prawda, tu jest zimno –

potwierdził Curtis,

spoglądając na Jefa.

Zamknij się, Curtis. Ona próbuje nas wykiwać.

– Jak to?

Nie wiem dokładnie jak, ale mam takie przeczucie. Jest

niby ubrana jak nasze dziewczyny, ale na moje oko wygląda na

jedną z tych podstępnych miejskich bab.

Więc co mamy z nimi zrobić, Jef?

background image

– Obszukamy ich –

zdecydował Jef, drapiąc się po głowie.

– Trzymaj ich na muszce, a ja ich obszukam.

– To niesprawiedliwe –

poskarżył się Curtis, obserwując

poczynania Jefa. –

Ja chcę obszukać dziewczynę.

Chciałbyś, co? – zachichotał Jef. – Od kiedy Francine

wyjechała z miasta, brakuje ci kobiety, nie?

Adrienne zdrętwiała. Spojrzała na Matta i zdumiała się na

widok wyrazu jego twarzy.

Jeśli ją który dotknie – rzucił Matt, nie spuszczając

Curtisa z oka – to, jak

mi Bóg miły, zmienię mu głosik z basu

na sopran.

Zapomniałeś chyba, że mamy broń – odparł Curtis

szyderczym tonem.

– Nic nie szkodzi –

warknął Matt. Adrienne nie bardzo

mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób Matt mógłby poradzić

sobie z uzbrojonym mężczyzną, ale było w jego głosie coś

bardzo przekonującego. Curtis chyba także uwierzył w tę

pogróżkę, bo wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.

– Ona i tak nie jest w moim typie –

powiedział w końcu.

– To pewne jak dwa i dwa cztery –

odrzekł Matt i puścił

oko do

zdumionej Adrienne. Niespodziewanie odzyskała

nadzieję, że uda im się jakoś wydostać z tarapatów. Wciąż byli

w kiepskim położeniu, ale porozumiewawcze mrugnięcie

Matta ją uspokoiło. Jeżeli Matt wierzy, że wyjdą szczęśliwie z

opresji, to widać ma po temu powody.

Jef podszedł do Adrienne. Zamarła w bezruchu. Spojrzał

na nią, zaczerwienił się i odszedł.

– Ona nic nie ma.

Nie sprawdziłeś! – zaprotestował Curtis.

To jakoś nie w porządku obmacywać kobietę.

Tchórz cię obleciał i tyle.

Uważaj, co mówisz – powiedział Jef, patrząc gniewnie

na mężczyznę trzymającego broń.

Nie miałem nic złego na myśli – wymamrotał Curtis.

Potem znów zamachał bronią. – No i co z nimi zrobimy?

– Zabierzemy ich do Archiego. Na miejscu przekonamy

się, co z nim zrobili – zdecydował Jef, drapiąc się w brodę.

Pozwólcie mi zadzwonić do rodziców – poprosiła

Adrienne. –

Możecie stać obok i słuchać całej rozmowy.

Bardzo proszę, powiem im tylko, że u mnie wszystko w

porządku.

background image

Nie będziemy tracić czasu – warknął Jef.

Pięć minut nie zrobi aż takiej różnicy – powiedział Matt

Pozwól jej zadzwonić.

– Nie –

odparł Jef. – Jedziemy. Już.

W baku ciężarówki Archiego nie ma paliwa, a stacja

benzynowa jest zamknięta.

Nie szkodzi. Curtis, pilnuj ich, a ja przeleję benzynę z

twojego baku –

orzekł Jef i poszedł w kierunku drugiej

ciężarówki.

Czy nie mogłabym teraz zadzwonić do rodziców? –

spytała Adrienne.

– Nie –

odparł Curtis, przecząco kręcąc głową. – Jeśli Jef

powiedział, że nie, to znaczy, że nie.

– Aleja...

Zamknij gębę, bo inaczej ja ci ją przymknę.

Licz się ze słowami – zagroził Matt, postępując krok do

przodu.

– Szukasz zaczepki? –

Curtis wymierzył lufę dubeltówki

prosto w jego pierś.

– Daj spokój –

wymamrotała Adrienne. – Nie warto dać

się postrzelić z powodu złych manier.

– P

owiedziałaś to tak, jakby ci na mnie troszeczkę

zależało – odrzekł Matt, obrzucając ją spojrzeniem.

Oczywiście, że mi zależy – odparła szybko Adrienne. –

Ja tylko...

– Tylko co? –

spytał łagodnym głosem, patrząc jej w oczy.

Powrót Jefa przerwał rozmowę.

No, to benzyna już jest – oznajmił, wycierając ręce o

spodnie. –

Curtis, daj mi strzelbę i zabierz dziewczynę do

swojego wozu. On będzie prowadził Bessie. Będę go trzymał

na muszce, żeby nie próbował żadnych sztuczek.

– Zaraz, zaraz –

zaprotestował Matt. – Pojadę z Curtisem.

Ty zabierz ją – zażądał, wskazując palcem na Adrienne.

Nikt prócz mnie nie będzie prowadził mojej ciężarówki

oświadczył Curtis. – A nie mogę jednocześnie prowadzić i

trzymać broni.

Właśnie – przytaknął Jef, trąc zarost na brodzie. – Nie,

musi być tak, jak powiedziałem.

– Akurat. –

Matt zgiął ręce i zrobił krok naprzód. Jef

błyskawicznie wyrwał dubeltówkę z rąk Curtisa i wymierzył ją

w Matta.

background image

Chcesz podyskutować? Zawsze możemy cię zastrzelić i

przysięgać, że próbowałeś uciec skradzioną ciężarówką. Nie

masz nawet dokumentów. No i nie podobasz mi się. Gdybym

cię zastrzelił, wszystko byłoby znacznie prostsze.

Adrienne ogarnął paraliżujący strach. Nie wiedziała, do

czego naprawdę są zdolni ci pijani mężczyźni. Zdrętwiała na

myśl o tym, że Mattowi mogłoby przytrafić się coś złego.

On ma rację, Matt. Nie mamy żadnego dowodu na to, że

Archie pozwolił nam wziąć ciężarówkę. Proszę cię, bądź

ostrożny.

Najlepiej posłuchaj się kobiety – poradził Jef. – Nie

masz zresztą wielkiego wyboru. A teraz wsiadaj do ciężarówki

Archiego.

– Czas na nas, panienko –

stwierdził Curtis, patrząc na nią

przeciągłym spojrzeniem.

– My pojedziemy przodem –

powiedział Jef, wsiadając do

samochodu. Odbezpieczoną dubeltówkę położył sobie na

kolana

ch, tak że wylot lufy znajdował się o kilka centymetrów

od rozporka Matta.

– Droga jest wyboista –

powiedział Matt, przekręcając

kluczyk w stacyjce. –

Dubeltówka może wystrzelić.

To by było całkiem niezłe – zarechotał Jef. – Taki z

ciebie ognisty ogier.

Czy mógłbyś uwierzyć mi na słowo, że nie będę

próbował nic zrobić, i skierować lufę w inną stronę?

– Nie ma mowy.

Tak myślałem. – Matt zawrócił powoli, przez cały czas

nerwowo zerkając na oparty na spuście palec Jefa. Jedna dziura

i b ęd zie p o n im. A wszystko to dlatego, że pochopnie

zaoferował Adrienne pomoc. Pan pilot-dżentelmen zawsze

gotów wybawić damę z opresji. W rezultacie rozbił samolot,

wpadł w tarapaty, pokłócił się z Adrienne, a teraz, na dokładkę,

ten podpity świrus może go postrzelić.

– Musz

ę zwilżyć gardło – powiedział Jef, wyciągając z

kieszeni butelkę.

Wolałbym, żebyś nie robił tego z palcem na spuście.

Denerwujesz się? – roześmiał się złośliwie Jef.

Chciałbym zobaczyć twoją minę, gdybyś to ty jechał z

jakimś sukinkotem ze spluwą – wymamrotał Matt.

Trzeba było o tym pomyśleć, zanim ukradłeś ciężarówkę

powiedział Jef i pociągnął z butelki.

background image

Nie ukradłem jej – odparł Matt Niepokoiła go myśl o

tym, że Archie był bardzo pijany. Może już wcale nie pamięta o

tym, że zabrał z szosy do domu dwójkę przemoczonych ludzi i

dał im własne ubranie. W dodatku Adrienne miała w gruncie

rzeczy rację. Archie wcale nie pożyczył im ciężarówki. Nawet

jeśli znalazł kartkę, to i tak może być wściekły, że pojechali bez

pytania.

Zawsze używacie samolotu, kiedy chcecie kogoś

obrobić? – spytał Jef.

– Nie zawsze.

Chodziły pogłoski, że Archie i Dorothy mają kupę złota.

Słyszałeś coś o tym?

– Nie –

odpowiedział Matt i spojrzał w lusterko. Wolał

mieć Curtisa na oku, w razie gdyby ten zaczaj na swój prostacki

s

posób zalecać się do Adrienne.

Nie chcesz mówić, co? – nagabywał Jef i znowu

pociągnął z butelki. – Nie szkodzi. Jak tylko dowiemy się, co

zrobiłeś z Archiem, zmusimy cię do gadania. Nie będziemy tak

od razu niepokoić szeryfa.

Pot zrosił czoło Matta. Przyśpieszył odrobinę, znalazł

kawałek równej drogi i jeszcze raz spojrzał w lusterko.

Na szczęście Curtis zostawił Adrienne w spokoju. Starał

się jechać jak najwolniej i omijać wszystkie wertepy.

Zaczynało już świtać, gdy dotarli do domu Archiego.

Mattowi zdawało się, że w ciągu tych kilku godzin postarzał się

o dwadzieścia lat Może teraz wreszcie skończy się ten koszmar.

Jeżeli Archie potwierdzi prawdziwość ich opowieści, to ci dwaj

szaleni faceci wreszcie się od nich odczepią. Kiedy słońce

wzejdzie, kable telefoniczne wyschną i Adrienne będzie mogła

zadzwonić do rodziców.

Zaparkował ciężarówkę dokładnie w tym samym miejscu,

w którym zostawił ją Archie. Curtis zatrzymał się tuż za nim.

– Wysiadaj, ale powoli – rozkaza

ł Jef z lufą wymierzoną w

Matta. –

I nawet nie próbuj uciekać. Mogę nie trafić w ciebie,

ale nie spudłuję do twojej dziewczyny.

Nie będę uciekał, nie ma po co. Archie wszystko wam

wytłumaczy i nigdy więcej nie będę już musiał oglądać

waszych obrzydliwych facjat. –

Matt z trudnością utrzymywał

się na nogach. Po pełnej napięcia jeździe był sztywny i obolały.

Adrienne wysiadła z ciężarówki i podbiegła do niego, nie

zważając na Curtisa, który krzyczał, żeby się natychmiast

background image

zatrzymała.

Wszystko w porządku? – spytała.

W pewnym sensie tak. Wciąż jestem kompletny. – Matt

uśmiechnął się krzywo.

Tak się bałam, że on niechcący pociągnie za spust –

powiedziała Adrienne, patrząc na Jefa.

Też się tego obawiałem – odparł Matt – Chodźmy do

środka, ty się przecież cała trzęsiesz.

Matt kazał Adrienne iść przodem, w razie gdyby Jef

potknął się i niechcący wystrzelił z dubeltówki. Drzwi do domu

Archiego nie były zamknięte na klucz.

Weszli do środka. Curtis rozejrzał się i zaczął wołać

Archiego.

Pewnie dalej śpi w fotelu przy kominku, gdzie go

zostawiliśmy – zauważył Matt.

– Nie, tam go nie ma –

odparł Curtis.

Może poszedł do łóżka – podsunęła Adrienne, idąc w

kierunku sypialni.

– Ty zostaniesz tutaj –

zdecydował Jef. – Curtis, sprawdź

sypialnię i łazienkę.

Po chwili

Curtis wrócił z informacją, że tam również nie

ma Archiego.

– W takim razie pewnie w stajni –

zasugerował Matt,

czując coraz większy niepokój. Gdzież ten Archie, do licha, się

podziewa?

Sprawdź w stajni – polecił Jef Curtisowi.

Założę się, że tam właśnie jest – stwierdziła Adrienne,

kiedy Curtis wyszedł. – Matt, pamiętasz? Dzisiaj mieli mu

przyprowadzić osła, więc na pewno poszedł sprawdzić, czy

wszystko jest w porządku.

Tak, Archie na pewno jest w stajni i porządkuje boks dla

osła. – Matt spojrzał na nią, zastanawiając się, czy myśli o tym

samym, co on. O tym, co robili w stajni zaledwie kilka godzin

wcześniej. Policzki Adrienne zaróżowiły się leciutko.

Odwróciła głowę.

Dla Matta chwile, kiedy trzymał ją w ramionach i całował

jej delikatną skórę, były jedynymi jasnymi momentami w ciągu

całej tej koszmarnej nocy, chyba najgorszej w jego

dotychczasowym życiu.

Curtis wrócił do domu, bardzo przejęty i zaaferowany.

Sprawdziłem wszystko, Jef. Nie ma go nigdzie. – Stanął

background image

w rozkroku i popatrzył na Matta i Adrienne. – Moim zdaniem

jest tak, jak myśleliśmy. Te dwa ptaszki zrobiły Archiemu coś

złego.

background image

ROZDZIAŁ 7

Adrienne przełknęła ślinę i popatrzyła na Matta.

Musi być na to jakieś wytłumaczenie – powiedziała. –

Może ktoś do niego przyszedł i...

Nie ma co zmyślać – powiedział Jef. – Curtis ma rację.

Teraz musimy znaleźć zwłoki.

Jakie zwłoki?! – zaprotestował gwałtownie Matt. –

Dajcie spokój, chłopaki, naoglądaliście się za dużo

gangsterskich filmów.

Kiedy stąd wyjeżdżaliśmy, spał w fotelu – zapewniła

Adrienne.

– To dlaczego teraz go tu nie ma?
– Nie wiem. –

Adrienne rozejrzała się po pokoju, jak

gdyby liczyła na to, że Archie schował się gdzieś w kącie i że

go po prostu dotąd nie zauważyli.

Słyszałem, że niektórzy tną zwłoki na kawałki, zanim się

ich pozbędą – odezwał się Jef. – Może oni też tak zrobili.

Sprawdź, czy w wannie nie ma krwi.

Curtis ponownie wyszedł z kuchni.

To przecież głupota – stwierdził Matt. – Czy my

naprawdę wyglądamy na ludzi, którzy byliby w stanie zabić i

poćwiartować człowieka?

Jasne, że tak – rzucił ponuro Jef, patrząc na niego spode

łba.

No, dobrze, więc wyglądamy na okrutnych morderców.

Ale co z tego? Po co mielibyśmy zabijać Archiego?

Bo ma złoto.

Nic nie wiemy o żadnym złocie. Zresztą przecież

mielibyśmy je przy sobie, kiedy rewidowaliście nas w

miasteczku –

zaprotestowała Adrienne.

Gdzieś je schowaliście.

Och, na miłość Boską...

– Archie nie ma wanny –

powiedział Curtis wracając.

To co zabrało ci tyle czasu?

Rozglądałem się. Nie ma krwi ani pod prysznicem, ani w

umywalce, ani w koszu na śmieci.

– No, dobra! –

Jef zbliżył się do Adrienne i wycelował w

nią broń. – Powiesz nam, co z nim zrobiliście?

Adrienne miała dosyć tych dwóch ponurych facetów z

background image

dubeltówką. Poczuła, że ogarnia ją znużenie. Nie była w stanie

dłużej znosić ich nonsensownych podejrzeń.

– Nie wiemy, gdzie on jest –

odparła, odpychając od siebie

zimną lufę.

– Adrienne –

powiedział ostrzegawczo Matt – uważaj,

oni...

Jestem zmęczona – przerwała mu w pół słowa. – A ci

idioci zadają w kółko te same głupie pytania. Mam tego dosyć.

Nie wiemy, gdzie on jest! –

krzyknęła, odwracając się w stronę

Jefa. –

Czy to nie dociera do waszych tępych łbów? Nie wiemy!

Przynieś ze stajni kawałek sznura – zwrócił się Jef do

Curtisa, odsuwając się od niej o krok.

– Sznur? –

Zmęczenie Adrienne zniknęło jak ręką odjął.

Prawie poczuła, jak lina zaciska się wokół jej szyi. – Słuchajcie,

nie macie żadnych dowodów. Jeśli nas tu powiesicie,

pójdziecie do więzienia, a może nawet na krzesło elektryczne!

– Mam zamiar

cię związać, a nie powiesić – oznajmił Jef,

nie patrząc na nią. – Żeby Curtis mógł was oboje upilnować,

kiedy ja pójdę rozejrzeć się po okolicy.

Ulga, którą poczuła Adrienne, rozpłynęła się natychmiast,

gdy tylko zrozumiała, że zostaną w domku sami z Curtisem,

który nienawidzi Matta i ma na nią ochotę.

Na twoim miejscu nie ufałbym zanadto Curtisowi –

wtrącił się Matt.

Świetnie was dopilnuje. Nie jestem pewien, czy równie

świetnie szuka dowodów rzeczowych, więc sam to zrobię.

Pilnowanie wymaga więcej inteligencji niż szukanie –

powiedział Matt – a na pierwszy rzut oka widać, że jesteś

bystrzejszy od Curtisa. Na twoim miejscu pozwoliłbym

Curtisowi zdrowo się zmachać przy szukaniu Archiego, a sam

zatrzymałbym dla siebie odpowiedzialne zadanie pilnowania

więźniów. Moglibyśmy namówić Curtisa, żeby nas wypuścił,

ale ciebie nigdy nie udałoby nam się do tego skłonić.

– Racja. –

Jefowi ta ocena bardzo pochlebiła. – Mnie nie

da się oszukać.

To wyślij Curtisa na poszukiwania – poradził Matt, a

Adrienne wstr

zymała oddech.

Nie. Dam mu tylko wskazówki, jak was pilnować. Curtis

się mnie słucha.

Nie mam pojęcia, gdzie się podział ten Archie – szepnęła

Adrienne, spoglądając na Matta. W jej głosie zabrzmiała nutka

background image

desperacji.

Znajdzie się – pocieszył ją cicho Matt. – Nie martw się.

Adrienne patrzyła na niego przez długą chwilę. Ostre

słowa, które powiedziała podczas jazdy ciężarówką wróciły

teraz do niej jak szyderstwo. „Nie do przyjęcia jako partner.”

Nie do przyjęcia? Przez całą tę długą noc bez przerwy stara się

ochronić ją od niebezpieczeństw i podtrzymać na duchu. Aleks

w podobnej sytuacji dawno by się już załamał.

Przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl: być może ta noc,

a szczególnie utrata samolotu nauczyły Matta paru rzeczy.

Może teraz trochę się zmieni, po tych przeżyciach nie może

przecież zostać taki, jaki był – bezczelny i impulsywny.

Zaczęła poważnie zastanawiać się, czy nie dać mu jeszcze

jednej szansy, oczywiście, o ile on sam będzie jeszcze chciał

mieć z nią cokolwiek do czynienia.

Znalazłem – oznajmił tryumfalnie Curtis, wtaczając się

do pokoju ze zwojem liny.

– Dobra –

powiedział Jef. – Przynieś z kuchni dwa krzesła.

Curtis rzucił linę na podłogę i poszedł do kuchni. Po

chwili wrócił, niosąc dwa masywne krzesła.

– Jedno tu –

rozkazał Jef, wskazując w jeden kąt pokoju –

a drugie tam. Twarzą do siebie.

Czy nie łatwiej byłoby nas pilnować, gdybyśmy siedzieli

obok siebie? –

spytał niewinnie Matt.

Zamknij się wreszcie, dobrze? – wrzasnął Jef, machając

dubeltówką w jego stronę. – Mam już dosyć twoich rad. Siadaj.

Widząc, że Matt się waha, przystawił mu lufę do piersi.

Dobrze, jeśli aż tak ci na tym zależy – zgodził się Matt i

usiadł.

Zwiąż go najpierw – rozkazał Jef i Curtis zbliżył się do

Matta niosąc w ręku linę.

– A ty siadaj tam – powied

ział Jef do Adrienne, wskazując

na krzesło stojące koło półki z książkami.

Adrienne usiadła, obserwując Curtisa, który wiązał ręce

Matta z tyłu krzesła. Potem owinął sznur wokół nóg swojego

więźnia. Widać było, że lina wpija się mocno w ciało, ale Matt

naw

et się nie skrzywił. Patrzył na nią tak spokojnie, jak gdyby

siedział sobie na ławce w parku.

Potem Curtis podszedł do niej i wyraz twarzy Matta nagle

się zmienił. Zacisnął szczęki i zmrużył oczy, widząc, jak Curtis

związuje jej ręce z tyłu krzesła. W tej pozycji piersi Adrienne

background image

zarysowały się wyraźnie pod haftowaną bluzką. Lubieżny

uśmieszek Curtisa, który schylił się, żeby związać jej nogi,

mówił jasno, że on również to zauważył.

Curtis dotykał jej łydek znacznie częściej, niż było to

konieczne, żeby je skrępować. Adrienne zauważyła, że Matt

zaczyna się wyrywać. Nareszcie Curtis skończył i odszedł na

bok.

Wychodzę na poszukiwania – oświadczył Jef i wyszedł z

domu nie oglądając się za siebie.

Teraz ja tu rządzę – oznajmił Curtis, patrząc na przemian

na Matta i na Adrienne.

Jak to miło – powiedział Matt.

Tak. Miło. – Curtis odwrócił się ku Adrienne. – Bardzo

miło – dodał innym już tonem.

Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Matt.

W twoim położeniu nie będziesz mówił mi, co mam

robić – stwierdził lekceważąco Curtis i zbliżył się do Adrienne.

Odwróciła głowę, gdy wpatrywał się w jej piersi. Z kuchni

dobiegł ją szum. Spojrzała w tamtą stronę z nadzieją, że ktoś

stamtąd wyjdzie i ją uratuje. Uświadomiła sobie nagle, że to

tylko szum pracującej lodówki. Prąd został włączony. Telefon

najprawdopodobniej również już działa, tyle tylko że ona nie

może się do niego dostać. Curtis pochylił się nad nią. Doleciał

ją kwaśny smród potu i brudu. Dotknął palcem guziczka u

bluzki.

Ładna z ciebie laleczka.

Nim zdążył powiedzieć coś więcej, drzwi otwarły się z

hukiem i do środka wpadł Archie, z dzikim wyrazem twarzy i

zmierzwionymi włosami.

Co tu się dzieje, do jasnej cholery! – zawołał.

Dzięki Bogu, że jesteś, Archie. – Adrienne opadła na

oparcie. – Ci wariaci

myśleli, że cię zabiliśmy.

Widzę tylko jednego wariata, który związał moich

przyjaciół – wykrzyknął Archie. – Curtis, zamknij gębę, odłóż

dubeltówkę i natychmiast ich uwolnij. Ale już!

Jef i ja myśleliśmy, że nie żyjesz – wyjaśnił Curtis z

głupkowatym wyrazem twarzy. Posłusznie odłożył broń i

zabrał się do rozplątywania liny. – Spotkaliśmy ich w

miasteczku, przyjechali twoją ciężarówką, ubrani w twoje

ciuchy. Przywieźliśmy ich tu z powrotem, ale ciebie nie było.

Myśleliśmy, że cię poćwiartowali i schowali w wannie.

background image

Nie mam żadnej wanny – wymamrotał Archie, mocując

się z węzłami wokół dłoni Adrienne.

– Wiem –

powiedział Curtis.

– Gdzie jest Jef?

Poszedł szukać twoich zwłok.

Archie wymamrotał kilka słów, z których Adrienne

wyłowiła tylko: „cholerni głupcy” i „zwariowani idioci”. Kiedy

rozplątał linkę, potrząsnęła dłońmi, żeby przywrócić im czucie,

a potem przyjrzała się nadgarstkom, z których sznur zdarł skórę

do żywego.

Dam ci na to maść – oświadczył Archie, schylając się,

żeby rozwiązać sznur z jej nóg – jak tylko wtłukę Curtisowi

trochę rozumu do głowy.

Wszystko w porządku, Archie. Powiedz mu tylko, że nie

ukradliśmy twojej ciężarówki ani twoich rzeczy, niech sobie

wreszcie pójdzie. Nie chcę, żebyś się z nim bil.

Archie odwinął sznur z jej nóg i znów spojrzał na jej

nadgarstki. Zaklął pod nosem, potem przeprosił i dodał:

Nie mogę znieść, jak ktoś znęca się nad kobietą –

stwierdził, stając przed Curtisem. – Jesteś durniem, Curtis, tak

samo jak Jef. Tym miłym ludziom rozbił się w pobliżu samolot

i

potrzebowali gościny, której im udzieliłem, a wy związaliście

ich jak jakichś zbrodniarzy.

Samolot? To oni mówili prawdę? – Curtisowi zaświeciły

się oczy. – Gdzie on jest? Może moglibyśmy pomóc go

naprawić?

Nie wiem gdzie, ale nie potrzeba, żebyście się przy nim

kręcili – orzekł Archie.

Może mogliby nam pomóc – powiedział spokojnie Matt,

spoglądając na Adrienne.

Adrienne popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie

zamierza chyba zatrudniać Jefa i Curtisa przy wyciąganiu

samolotu z przepaści. Poza tym jej torebka i jego portfel wciąż

są w samolocie. Jeśli Curtis i Jef tam się dostaną, z całą

pewnością ukradną, co się tylko da. Spojrzenie Matta

nakazywało jej jednak milczenie. Nie odezwała się. Po tym

wszystkim, co dla niej zrobił, musi mu zaufać.

Podał przybliżone położenie samolotu, choć stojący obok

niego Archie potrząsał z dezaprobatą głową. Curtis szybko ich

opuścił, mówiąc, że odnajdzie Jefa i natychmiast wyruszą na

poszukiwania.

background image

Na twoim miejscu nie mówiłbym im, gdzie to jest –

powiedział Archie, kiedy za Curtisem zamknęły się drzwi.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś – dodała Adrienne.

Wcale tego nie zrobiłem. – Matt odwrócił się w jej

stronę. – Podałem im fałszywe dane. W przeciwnym wypadku

gotowi byli trafić na wrak całkiem przypadkowo, a tak będą

bezskutecznie przeszukiwać miejsce, w którym na pewno go

nie znajdą.

Dobrze zrobiłeś – pochwalił Archie, a oczy mu zabłysły.

Zasłużyli sobie na to. – Skinął ręką w stronę Adrienne i dodał:

Obtarli jej, dranie, skórę. Już idę po tę maść.

– Najpierw

chciałabym zadzwonić – stwierdziła Adrienne,

podchodząc do telefonu. – Może kable zdążyły już wyschnąć.

Oczywiście, dzwoń – powiedział Archie. – A ja muszę

nastawić ten szkaradny zegar.

Adrienne spojrzała na elektryczny zegar, wiszący nad

półką z książkami. Archie miał całkowitą rację: był

przeraźliwie brzydki. Tarczę otaczała wytłoczona w tandetnym

plastyku martwa natura: butelka wina w koszyku, grono

winogron i kawałki sera w tak jaskrawym odcieniu żółtego,

jakiego nigdy w życiu nie widziała w naturze. Adrienne

podniosła słuchawkę. Archie przystawił do ściany jedno z

krzeseł i wspiął się na nie, by nastawić zegar. Nagle Adrienne

uświadomiła sobie, że w słuchawce rozbrzmiewa sygnał i

straciła z oczu wszystko, co się wokół niej działo.

Zadzwoniła do centrali. Wykręcanie numeru zdawało się

trwać wieczność, ale w końcu odezwał się głos telefonistki.

Adrienne podała numer swoich rodziców.

– Halo? –

odezwał się niski głos ojca. Podniósł słuchawkę

natychmiast i Adrienne pomyślała, że prawdopodobnie czekał

na j

ej telefon, nie oddalając się na krok od aparatu.

– Tato, to...

Czy zgadza się pan pokryć koszty połączenia z Adrienne

Burnham? –

przerwała im telefonistka.

Oczywiście, tak! – wykrzyknął ojciec. – Adrienne?

Wszystko w porządku, tatusiu, naprawdę w porządku.

Dzięki Bogu – powiedział z ulgą, wypuszczając powoli

powietrze. –

Zaczekaj chwilę, zawołam mamę.

Adrienne poczuła, że za chwilę się rozpłacze. Przygryzła

wargę i przetarła dłonią oczy. Po chwili usłyszała głos matki.

Dobrze się czujesz?

background image

– Tak, mamo –

zapewniła Adrienne, z trudem walcząc z

napływającymi do oczu łzami. Nie chciała, żeby rodzice

zorientowali się, jak bardzo jest zdenerwowana. Kiedyś opowie

im całą historię, ale w tej chwili nie czuła się na siłach. –

Mieliśmy trochę kłopotów z samolotem i nie mogłam dostać się

do telefonu.

Gdzie jesteś? – spytał ojciec, włączając się do rozmowy.

– W Saddlehorn, w Arizonie.

Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej miejscowości.

Mam po ciebie przyjechać?

Nie, to za daleko i już za późno. Muszę wracać do

Tucson, do pracy.

– Kochanie –

powiedziała matka, której głos łamał się ze

wzruszenia. –

Tak się o ciebie baliśmy. Na policji oświadczyli

nam, że nie mogą rozpocząć poszukiwań, dopóki się nie

rozwidni, więc całą noc siedzieliśmy i modliliśmy się za ciebie.

Tak się cieszę... – nagle zamilkła i Adrienne zrozumiała, że

stara się opanować łzy.

Tak bardzo mi przykro, że się niepokoiliście. A tak

bardzo chciałabym z wami być – powiedziała, przełykając

dławiącą ją w gardle kulę. – A Granny... czy ona...?

Około czwartej nad ranem – odparł cicho ojciec. –

Zdechła spokojnie i bez cierpień.

– Och. –

Łzy popłynęły po policzkach Adrienne. –

Powinnam była przy niej być.

Wiem, że chciałaś, kochanie, ale nie wszystko i nie

zawsze układa się po naszej myśli. Ale jesteś cała i zdrowa. To

naprawdę najważniejsze.

Tak, ale bardzo chciałam ją zobaczyć po raz ostatni.

– Wiem.

Byliśmy z nią, kochanie – zapewniła matka, wpadając

ojcu w słowo. – Zabraliśmy do stajni przenośny telefon, w razie

gdybyś zadzwoniła, i zostaliśmy przy niej do końca.

Dziękuję, mamo. – Adrienne stłumiła szloch. – Muszę

już kończyć. Mamy z Mattem parę spraw do załatwienia, zanim

stąd będziemy mogli wyjechać.

Poczuła, że szloch zaraz zmieni się w histeryczny śmiech.

Pewnie, że mieli do załatwienia parę spraw. Na przykład

wydobycie pieniędzy i dokumentów z dna kanionu. O tym

jednak nie mogła opowiedzieć rodzicom. Najważniejsze, że nie

będą się już o nią niepokoić.

background image

Czy to znaczy, że samolot miał awarię i musieliście

wylądować w Saddlehorn? – zapytał ojciec.

Właśnie tak było – przytaknęła bez wahania.

Nie da się go naprawić?

– Nie jestem pewna –

powiedziała, starając się za wszelką

cenę powstrzymać śmiech. – Ale jeśli nie, jeżdżą stąd autobusy.

Zadzwoń, gdyby były jakieś kłopoty.

Oczywiście.

Uważaj na siebie, kochanie. Trzymaj się dzielnie.

Oczywiście. Całuję was oboje bardzo mocno. Odezwę

się. – Adrienne powoli odłożyła słuchawkę na widełki. Potem

schowała twarz w dłoniach, żeby stłumić łzy.

Poczuła, jak obejmuje ją silne ramię. Matt odwrócił ją

ostrożnie i troskliwie wziął w objęcia. Szlochała już bez

zażenowania, zlewając strumieniami łez jego czarną,

kowbojską koszulę. W końcu płacz trochę ucichł, ale Adrienne

wciąż nie chciała jeszcze opuszczać bezpiecznego i pewnego

zacisza ramio

n Matta. Wreszcie odsunęła się, słysząc

zbliżające się kroki Archiego, który przyniósł jej całą paczkę

chusteczek do nosa.

Granny umarła, prawda? – spytał cichym głosem Matt.

– O czwartej nad ranem –

potwierdziła, sięgając po

przyniesione przez Archiego

chusteczki i wycierając nos.

Potem spojrzała w górę na Matta.

– Tak mi przykro.

Mnie też – zapewnił Archie.

Musimy znaleźć ci jakiś autobus, żebyś zdążyła na

pogrzeb.

– Jaki pogrzeb? –

spytała zaskoczona Adrienne.

Och, może w twojej rodzinie nie urządza się pogrzebów

powiedział zmieszany Matt.

Nie sądzę, żeby wielu ludzi urządzało pogrzeby koniom

odparła Adrienne, wciąż nic nie rozumiejąc. – Chociaż w

przypadku Granny może byłoby to i słuszne. Ale nie mogę

narażać rodziców na takie kłopoty i wydatki.

– Zaraz, czekaj. –

Oczy Matta zwęziły się niepokojąco. –

Czy ty powiedziałaś koniom?

background image

ROZDZIAŁ 8

Adrienne nie mogła zrozumieć, co tak bardzo poruszyło

Matta.

Tak, powiedziałam koniom. Dlaczego pytasz?

Chcesz powiedzieć, że Granny była koniem?

Oczywiście, że tak. Przecież ci mówiłam.

– Wcale nie.

Na pewno mówiłam. Może nie słuchałeś – warknęła

Adrienne, której nie spodobał się wyraz jego twarzy, zaciśnięte

szczęki i zły błysk w oku.

– Teraz mi to dopiero mówisz! –

Matt krzyczał na cały

głos. – Kiedy rozbiłem samolot, ryzykowałem życie i o mały

włos nie straciłem istotnej części mojego ciała, którą ten idiota

chciał mi odstrzelić! A wszystko to dla jakiejś głupiej chabety!

To nie żadna głupia chabeta! – Adrienne odsunęła jego

wskazujący palec, oskarżycielsko wymierzony w jej twarz. –

Ona jest, to znaczy była, moim najbliższym przyjacielem!

Ale dlaczego nie nazwałaś jej żabcią albo

kwiatuszkiem? Kto przy zdrowych zmysłach nazywa konia

babunią?

Matt, posłuchaj – zaczął Archie. – Imiona zwierząt to

osobista sprawa. Nie ma o co się wściekać.

Z całą pewnością jest się o co wściekać – wrzeszczał

Matt, kierując swój gniew na Archiego. – Ona nazywa konia

Granny, a potem rozpowiada na prawo i lewo, że Granny jest

konająca i że musi przy niej być. Ciekaw jestem, jak ty byś to

zrozumiał?

Tak, ale myślę, że...

Wyjaśnię ci, dlaczego tak ją nazwałam – powiedziała

Adrienne, opierając ręce na biodrach. – Kiedy ją dostałam,

miała już dwanaście lat i była naprawdę babcią. I co ty na to?

Świetnie. Ale gdybyś była uprzejma wytłumaczyć mi to,

kiedy jeszcze byliśmy w domu Beverly, wszystkie te przygody

mogłyby nas ominąć.

Bo nie poleciałbyś ze mną, tylko dlatego że muszę

zaopiekować się konającym koniem, tak?

Nie wiem, ale zasługiwałem chyba na to, żeby wiedzieć,

o co toczy się gra!

Ale dla mnie stawka była bardzo wysoka! Nie żebym

background image

spodziewała się po kimś, kto darzy nabożną czcią zimne,

martwe przedmioty, takie jak samoloty, żeby zrozumiał, jak

kochana, wspaniała, śliczna... delikatna... – Znów rozpłakała

się, szlochając niepohamowanie.

Do diabła.

Mam pomysł – powiedział Archie, odkładając

chusteczki na stół. – Przez tę noc wiele przeszliście i dlatego

zachowujecie się, jakbyście nie byli za bardzo dorośli.

Zanim rozszarpiecie się nawzajem na kawałki,

powinniście się chyba trochę przespać.

Nie... nie w tym samym pokoju, co on, nie chcę –

wykrztusiła Adrienne wśród szlochu. Złapała następną

chusteczkę i głośno wytarła nos.

To idź do sypialni, a on pójdzie do stajni – zdecydował

Archie. – Dorothy b

ędzie tu dopiero za kilka godzin.

Dorothy? Twoja żona? – spytała zaskoczona Adrienne.

Mój osioł. Dorothy Trzecia.

– Aha. No, tak.

Więc teraz wynoście się stąd, oboje. Wszystko będzie

wyglądało lepiej, jak się trochę zdrzemniecie.

– Ale, ale –

zaczął Matt – zapomniałem spytać, gdzie

byłeś, kiedy przyjechaliśmy tu z Jefem i Curtisem? Kiedy

wyjeżdżaliśmy, chrapałeś w najlepsze przy kominku.

Poszedłem odwiedzić Dorothy.

Twojego osła? – spytał Matt – Moją pyskatą żonę.

Ale mówiłeś, że ona nie żyje.

Leży pod ziemią, jeżeli o to ci chodzi. Na pagórku, o

kilometr drogi stąd. Codziennie razem oglądamy wschód

słońca, ja i Dorothy. Czasami rozmawiamy. Czasami nie.

To naprawdę piękne – odezwała się Adrienne,

wzruszona tym wyznaniem.

Może i piękne, ale o mały włos nie zapłaciliśmy za to

życiem – orzekł Matt.

Nie spodziewam się, żebyś potrafił zrozumieć związek

Archiego i Dorothy –

powiedziała i odwróciwszy się na pięcie

pomaszerowała do sypialni.

– Przynajmniej w tym przypadku idzie o dwoje ludzi –

zawołał za nią Matt – Żadne z nich nie chodzi na czterech

nogach i nie ma ogona!

No już, dosyć – powiedział Archie. – Idź do stajni, dam

ci koc. Możesz położyć się na świeżym sianie. Jesteś miejskim

background image

chłopakiem, założę się, że nigdy w życiu tego nie robiłeś.

Adrienne zatrzymała się, żeby usłyszeć, co Matt odpowie.

– Raz –

powiedział – ale nie bardzo mi się podobało.

– No pewnie! –

zawołała i z trzaskiem zamknęła drzwi do

sypialni.

Adrienne obudziła się przykryta wzorzystą kołdrą. Przez

chwilę leżała i zastanawiała się, gdzie się właściwie znajduje.

Powoli zaczęła sobie przypominać wydarzenia ubiegłej nocy,

ale wciąż nie miała pojęcia, jak długo spała. Pamiętała, że

zasnęła natychmiast, niczym się nie przykrywając. Archie na

pewno narzucił na nią kołdrę.

U

siadła na łóżku i założyła mokasyny. W całym domu

panowała cisza. Weszła do dużego pokoju i spojrzała na

brzydki, plastykowy zegar. Kwadrans po trzeciej. Promienie

słońca wpadały radośnie przez okno. Adrienne zauważyła, że

pusta butelka po whisky zniknęła sprzed kominka, a palenisko

zostało do czysta wymiecione.

Stare gazety wciąż znajdowały się na stoliku, ale ktoś je

poukładał, tak że leżały w równym stosiku. Adrienne dopiero

teraz zrozumiała, o co chodziło Archiemu. Sam wprawdzie nie

czyta gazet ani książek, ale robiła to Dorothy. W tych gazetach

były ostatnie krzyżówki, które przed śmiercią rozwiązała.

Adrienne przyjrzała się swojemu ubraniu. Wciąż nie

mogła uwierzyć, że Archie zdecydował się pożyczyć jej rzeczy

Dorothy. Z tak wielkim szacunkiem odnosił się do

wszystkiego, co wiązało się z jego zmarłą żoną. Ubranie Matta

we własne spodnie to drobiazg, ale pożyczenie ubrań Dorothy

to coś całkiem innego.

Te rozmyślania przywiodły jej na myśl wczorajszą kłótnię

z Mattem. Próbowała sobie przypomnieć, czy rzeczywiście

powiedziała mu w domu Beverly, że Granny to koń. Była

pewna, że tak. Z drugiej strony, jego pęknięte spodnie,

informacja, że Beverly celowo zaplanowała ich spotkanie, i ten

nieoczekiwany telefon od rodziców wytrąciły ją bardzo z

równowagi. Być może zapomniała wytłumaczyć, kim, a raczej

czym, była Granny.

Jeśli rzeczywiście tak było, czy Matt miał prawo tak się

rozzłościć? Adrienne pomyślała o jego wszystkich, niczym nie

zasłużonych cierpieniach. Jedynym niedopatrzeniem z jego

strony było to, że nie ubezpieczył samolotu, ale nawet najlepsze

background image

ubezpieczenie nie zmieniłoby biegu wypadków. Matt i tak

musiałby wędrować po deszczu i błocie, jechać samochodem z

pijanym kierowcą, stawić czoło dwójce pijanych zabijaków,

którzy grozili mu bronią i przywiązali do krzesła.

Zniósł to wszystko z niezwykłym wdziękiem, jeśli dodać

do tego jeszcze, że Adrienne odrzuciła go jako partnera w

miłości i poinformowała, że jest zbyt impulsywny i

niezorganizowany, żeby mogła o nim poważnie pomyśleć. A

potem na domiar złego dowiedział się, że pędzili na złamanie

karku po to, żeby zdążyła pożegnać konającego konia, a nie

umierającą babcię.

Adrienne zawstydziła się. Wstydowi towarzyszyło jednak

również inne uczucie – uczucie ciepłej sympatii do Matta, które

wzięło górę nad tym, co przedtem sądziła o jego charakterze.

Poza tym wypadek z pewnością nauczy go zachowywania

pewnych zasad bezpieczeństwa.

A więc, czegóż niby brakuje Mattowi Kirklandowi?

Powinna cieszyć się, że taki mężczyzna zechciał się nią

zainteresować, a nie ciągle od niego uciekać.

Wróciła do sypialni, żeby się trochę odświeżyć. Kilka

pociągnięć szczotką, odrobina pasty do zębów, zimna woda do

opłukania twarzy i już była gotowa stanąć przed Mattem i

przeprosić go. Przy odrobinie szczęścia Matt być może

przyjmie przepro

siny i przestanie się na nią gniewać.

Błoto wyschło na tyle, że bez trudu doszła do stajni.

Ciężarówka zniknęła z podwórza i Adrienne ucieszyła się, że

będzie mogła pomówić z Mattem sam na sam. Drzwi stajni

były uchylone, a z wnętrza dobiegał szelest siana. Dźwięk

obudził w niej wspomnienia poprzedniej nocy. Siano tak samo

szeleściło, kiedy Matt się z nią kochał. Poczuła, że rodzi się w

niej pożądanie. Otworzyła drzwi szerzej i wsunęła się do

środka.

– Matt –

zaczęła, podchodząc do boksu. – Czy... –

przerwa

ła, widząc Archiego, który rozkładał siano w boksie.

No, proszę! Nareszcie się obudziłaś, co?

Czy Matt pojechał ciężarówką? – spytała Adrienne,

starając się nie okazać rozczarowania.

No pewnie. Ale najpierw nakarmiłem go kanapkami z

masłem orzechowym. Nic lepiej nie stawia człowieka na nogi,

niż masło z orzeszków.

Dokąd pojechał? – Adrienne pomyślała, że ze złości na

background image

nią Matt mógł zostawić ją tutaj, żeby sama wróciła do domu.

– Do kanionu –

powiedział Archie, przeżuwając prymkę

tytoniu. –

Zabrał ze sobą liny, będzie próbował dostać się do

swojego samolotu.

– Sam? –

Adrienne poczuła ukłucie strachu w sercu.

Mhm. Niedługo przyprowadzą mi Dorothy Trzecią,

więc nie mogłem z nim pojechać. Ty spałaś jak zabita, zatem

wyruszył sam.

Muszę mu pomóc – stwierdziła Adrienne bez namysłu. –

W jaki sposób mogę się tam dostać?

Prawdę mówiąc, to nie wiem jak – odparł Archie,

zdejmując zdefasonowany kapelusz i ocierając czoło rękawem.

Matt zabrał wóz, a Dorothy Trzeciej jeszcze tu nie ma. Nie

ma żadnego innego środka transportu oprócz... – przerwał i

splunął do wiadra, stojącego w kącie stajni. – No, jest jeszcze

rower Dorothy.

– To wystarczy. Gdzie on jest?

Archie podniósł głowę do góry. Adrienne poszła za jego

przykładem. Na belce zawieszony był fioletowy, poobijany

rower z mocnymi oponami, doskonały dojazdy po nierównym

terenie.

Świetnie – powiedziała Adrienne. Spojrzała na swoją

spódnicę. – Tylko że w tym nie mogę jechać.

Ściągnę rower na dół, a ty idź i weź sobie dżinsy

Dorothy i jakąś mniej elegancką bluzkę – zdecydował Archie.

Czy jesteś pewien, że mogę to zrobić? – Adrienne

zawahała się. – Wiem, jak bardzo kochałeś Dorothy i nie czuję

się dobrze, grzebiąc w jej rzeczach.

Jesteś do niej bardzo podobna – powiedział Archie,

odwracając głowę. – Jakoś pasuje, żebyś nosiła jej rzeczy. A

teraz idź już, musisz złapać Matta, zanim się tam zabije.

Wystarczyło, że wspomniał o niebezpieczeństwie, w

jakim znalazł się Matt, żeby Adrienne popędziła do domu co sił

w nogach. Ledwie zdążyła ubrać się w dżinsy i koszulę, kiedy

do drzwi zastukał Archie.

Jesteś gotowa? – spytał. – Zrobiłem ci kilka kanapek z

masłem orzechowym. Możesz je zabrać ze sobą.

Świetnie! – zawołała i otworzyła drzwi.

Naprawdę przypominasz mi Dorothy – oznajmił

przyjrzawszy je

j się uważnie i podał jej paczuszkę z

kanapkami. –

Szczególnie kiedy się kłócisz z Mattem. Zawsze

background image

tak się kłóciliśmy z Dorothy, ale... zresztą to nieważne.

Chciałeś powiedzieć, że się kochaliście – dokończyła

Adrienne.

– Pewnie tak –

przyznał, patrząc w bok.

Nie ma się czego wstydzić, Archie. Uważam to za

wspaniałe, że tak bardzo ją kochałeś i dalej kochasz.

Powinnaś złapać tego swojego Matta i zawsze

powinniście trzymać się razem. Życie jest krótkie – stwierdził

Archie, wzdychając głęboko.

– Zaczynam

wierzyć, że masz rację.

Straciliśmy z Dorothy za dużo czasu, walcząc ze sobą,

tak jak ty i Matt Ja narzekałem, że ona czyta za dużo książek,

ona, że nie jestem ani trochę, jak to się mówi, kulturalny. –

Popatrzył na nią wilgotnymi oczami. – Dlaczego nie

potrafiliśmy przyjąć siebie takimi, jakimi jesteśmy?

To chyba leży w ludzkiej naturze, żeby próbować

zmienić innych – powiedziała Adrienne. – Jestem pewna, że

Dorothy wiedziała, że ją kochasz, Archie. I ona też cię kochała

pomimo narzekań, że brak ci ogłady.

Ale ona miała rację! Nie mam za grosz kultury. Moim

ulubionym jedzeniem jest masło z orzeszków ziemnych. Żuję

tytoń i piję whisky. Mnóstwo whisky. Poza tym popatrz na ten

paskudny zegar. –

Archie wskazał ręką na ścianę, gdzie wisiała

kompozycja plastykowych winogron, sera i butelki z winem. –

To był mój prezent ślubny dla Dorothy. Szybko się

dowiedziałem, co o nim myśli. Nie cierpiała go.

Jeżeli tak, to czemu go nie zdjęła ze ściany?

Niech mnie piorun strzeli, nie wiem. Tyle razy mówiłem

jej, żeby to zrobiła.

A dlaczego ty go teraz nie zdjąłeś?

Nie wiem. Jakoś nie wypada.

Dlatego że to był prezent ślubny od ciebie dla twojej

żony. Myślę, że go uwielbiała tylko i wyłącznie dlatego, że to

ty jej go podarowałeś.

Nieee. Nienawidziła go.

– Lep

iej pójdę już, Archie – oświadczyła Adrienne,

spoglądając na zegar. Była za dwadzieścia czwarta. – Robi się

późno – dodała, starając się nie urazić go tym, że przerywa jego

zwierzenia. Życie Matta mogło być w niebezpieczeństwie.

Oczywiście. Jedź. – Archie stał bez ruchu, pogrążony we

wspomnieniach.

background image

Adrienne podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.

Zaczekaj. Mam ci jeszcze coś do powiedzenia. Adrienne

zatrzymała się, próbując nie okazać zniecierpliwienia.

Jesteś kobietą, i to podobną do Dorothy, więc może uda

ci się to zrozumieć. Zaczekaj – powtórzył i wszedł do sypialni.

Adrienne czuła, że z każdą chwilą jest coraz bardziej

zdenerwowana. Winna była jednak Archiemu tę odrobinę

cierpliwości. Po kilku minutach wrócił do pokoju, niosąc w

ręku kawałek papieru, który podał jej w milczeniu.

Możesz coś z tego zrozumieć? – spytał po chwili.

Adrienne spojrzała na kartkę, na której kobiecym pismem

napisane były słowa:

Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich innych

prócz matki. Ona jedna widzi w nim to, co na

jpiękniejsze:

wierne serce i miłość do ludzi.

– To chyba poezja –

powiedziała Adrienne.

– To jest zagadka. Zagadka Dorothy.
– I o co w niej chodzi? –

Adrienne ponownie przeczytała

wiersz.

Bardzo się wtedy pokłóciliśmy. Nie pamiętam już, o co

poszło, ale Dorothy była naprawdę wściekła. Zabrała całe moje

złoto i je schowała – wyjaśnił Archie, szurając nogą.

Adrienne drgnęła. Jef i Curtis mówili coś o złocie, ale nie

zwróciła wtedy na to uwagi.

Ta zagadka to ma być wskazówka – wyjaśnił Archie –

ale nic z niej nie rozumiem.

A Dorothy nigdy ci nie powiedziała?

Pewnie by powiedziała, wcześniej czy później, ale miała

zawał. Była tu, a w minutę później już jej nie było. Umarła z

żalem do mnie w sercu. I to mnie najbardziej gnębi.

– Tak mi przykro, Archie – p

owiedziała Adrienne, kładąc

mu dłoń na ramieniu.

– Tak –

westchnął głęboko. – Co się stało, to się nie

odstanie. Myślisz, że uda ci się to rozwiązać?

Spróbuję. – Adrienne przeczytała tekst raz jeszcze,

starając się nauczyć go na pamięć.

– Nigdy tego niko

mu nie pokazywałem. Nie mam do

nikogo tutaj zaufania. Ale ty i Matt jesteście jak Dorothy i ja.

– Nic nikomu nie powiem –

obiecała Adrienne.

Wiem. Dlatego ci to pokazałem. Ale możesz

porozmawiać z Mattem. Jeśli uda wam się to rozwiązać,

background image

połowa jest wasza.

Połowa złota? – Adrienne popatrzyła na niego z

niedowierzaniem.

Tak. Połowa. I tak mi niepotrzebne.

Nie moglibyśmy go przyjąć, Archie. To twoje złoto.

– Lepiej nie decyduj za innych. Czy to nie Matta samolot

leży na dnie kanionu?

Adrienne uświadomiła sobie, że propozycja Archiego to

dla Matta szansa odzyskania samolotu. Nie będzie więc mówiła

w jego imieniu. Jeżeli ktokolwiek zasługuje na to złoto, tym

kimś jest z pewnością Matt.

Lepiej już pojadę – stwierdziła. – Po drodze o tym

pomyślę.

– Trzyma

j się kolein, a znajdziesz go bez trudu – doradził

Archie. –

Rower ma bezdętkowe opony, więc nie powinnaś

mieć kłopotów nawet na ostrych kamieniach.

Dziękuję, Archie. Jesteś hojny.

Dorothy tak by sobie życzyła.

Dorothy była wspaniałą osobą, prawda? – Adrienne

zastanawiała się, czy Archie znowu zacznie nazywać swoją

żonę zarozumiałą.

– Tak –

przytaknął Archie. – Diabelnie wspaniałą.

Wrócimy jak się da najszybciej – powiedziała, widząc,

że Archie walczy z emocjami silniejszymi od siebie. Archie

oczyścił rower z kurzu i oparł go o ścianę ganku. Z tyłu był

mały bagażnik, do którego Adrienne przymocowała torebkę z

kanapkami. Potem wskoczyła na siodełko i ruszyła naprzód.

Główna droga była stosunkowo sucha i równa, więc

szybko dotarła do miejsca, w którym Matt skręcił z niej w

stronę kanionu. Na szczęście koleiny były dosyć wyraźne, więc

nie bała się, że się zgubi pomiędzy skałami i kaktusami.

Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama droga, którą

przemierzyli w nocy. W wygodnym ubraniu, na rowerze, w
promieni

ach popołudniowego słońca, Adrienne rozkoszowała

się każdą chwilą przejażdżki. Nawet rwący strumień, który

skłonił Matta do przerzucenia jej sobie przez ramię i

przeniesienia wbrew jej woli na drugą stronę, teraz zmienił się

w mały potoczek, dający się przejechać bez trudu.

Zbliżając się do kanionu ujrzała ciężarówkę Archiego,

zaparkowaną tuż nad krawędzią. Poznała pokrzywione drzewo,

znaczące miejsce, z którego samolot zanurkował w głąb

background image

przepaści. Matta nie było jednak nigdzie widać. Adrienne

uprzytomniła sobie, że gdyby chciała go znaleźć, będzie

zmuszona podejść do samej krawędzi przepaści. Poczuła nagły

skurcz żołądka. Wyruszając na ratunek, nie wzięła pod uwagę

swojego lęku przestrzeni. Troska o życie Matta raz jeszcze

wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Oparła rower o

ciężarówkę i odczepiła z bagażnika torebkę. Powoli i ostrożnie

zbliżyła się do skarłowaciałego drzewa.

– Matt? –

zawołała. Odpowiedzi nie było. Wokół pnia

okręcona była lina, której koniec zwisał swobodnie przez

krawędź kanionu.

– Matt, je

steś tam? – zawołała ponownie. Jedyną

odpowiedzią był szum wiatru. Nad głową Adrienne zaczął

krążyć jakiś ptak. Po krótkiej obserwacji stwierdziła, że to

chyba sęp. Przebiegł ją zimny dreszcz.

Ostatecznie pogodziła się z tym, że będzie musiała

podejść do drzewa i pociągnąć za linę. Być może Matt właśnie

teraz na niej wisi, a wiatr zagłusza jej wołanie. Śmiało zaczęła

iść w tamtą stronę, ale w połowie drogi skapitulowała, wzięła

torbę z kanapkami w zęby i opadła na czworaki.

Starała się nie patrzyć na nic prócz kamienistej ziemi pod

rękami. Podnosząc odrobinę spojrzenie, zobaczyła drzewo,

którego powykręcane korzenie, jak palce starej czarownicy,

kurczowo trzymały się skraju kanionu.

Nim do niego dotarła, leżała już płasko na brzuchu. Nos i

usta miała pełne pyłu i modliła się, żeby tylko nie natknąć się na

jakiegoś węża. Zamknęła oczy, wyciągnęła rękę i pociągnęła za

linę. Nie stawiała najmniejszego oporu. Adrienne położyła

torbę z kanapkami u swojego boku i ponownie zawołała Matta.

Odpowiedzi nie było. Zdawało się, że kanion pochłonął go

tak samo, jak przedtem połknął samolot. Starała się nie myśleć,

że Matt może teraz leżeć na dnie wąwozu z pogruchotanymi

kośćmi. O, Boże, musi go odnaleźć! Nie będzie go pewnie w

stanie stamtąd wydostać, ale może udzielić pierwszej pomocy i

wezwać Archiego. Zabierze ze sobą kanapki, Matt może ich

potrzebować.

Podczołgała się bliżej drzewa i objęła jego pień, pokryty

korą podobną do skóry aligatora. Stąd na pewno widać już dno

kanionu. Z całych sił nie dopuszczała do siebie myśli, co

będzie, jeśli drzewo nie utrzyma jej ciężaru. W końcu rośnie tu

już od lat. Z pewnością wytrzyma jeszcze trochę i uchroni ją od

background image

upadku w dół.

Wstrzymała oddech i wyjrzała zza kępy suchej trawy,

która zasłaniała widok.

background image

ROZDZIAŁ 9

Adrienne spodziewała się ujrzeć samolot, leżący jak

rozbita zabawka na dnie kanionu. Zamiast tego oczom jej

ukazała się znajdująca się o jakieś trzy piętra poniżej krawędzi

skalna półka, na której tkwił przechylony na bok samolot.

Jedno skrzydło oderwało się od kadłuba i leżało obok. Ogon był

nieco pokiereszowany, ale poza tym samolot wyglądał na nie

uszkodzony.

Najwyraźniej

maszyna

przekoziołkowała,

nim

wylądowała na najszerszej części występu, nosem w stronę

kanionu. Jeżeli uda się wyciągnąć samolot z przepaści, Matt

będzie mógł go naprawić. Adrienne nie mogła uwierzyć w

szczęście Matta. Ale gdzież on się podziewa?

Zawołała jeszcze raz, bez skutku. Na skalnej półce, gdzie

leżał samolot, nie pozostawało tyle wolnego miejsca, żeby Matt

mógł się ukryć przed jej wzrokiem. Głos niósł się echem po

kanionie. Żeby jej nie usłyszeć, musiałby być głuchy. Głuchy

albo...

Adrienne odsunęła od siebie natrętną myśl. Spojrzała na

zwisającą linę. Będzie musiała się jakoś opuścić na dół. To

jedyny sposób, by przekonać się, co stało się z Mattem.

Uniosła się ostrożnie, podniosła torebkę z kanapkami i

schowała ją za pazuchę. Pewnie się pogniotą, ale zawsze lepsze

to niż nic.

Koncentrując wszystkie myśli na osobie Matta, wstała i

chwyciła za linę. Zawsze serdecznie nienawidziła wchodzenia

po linie

na zajęciach wychowania fizycznego. Wtedy lina była

jednak grubsza, a pod nią leżał gruby, miękki materac. Teraz

Adrienne starała się wmówić sobie, że skalna półka też jest

wyłożona takim materacem.

Przypomniała sobie filmy, na których widziała ludzi

upra

wiających wspinaczkę. Trzymali linę mocno napiętą i

odchylali się do tyłu. Tak, ta metoda będzie najlepsza. Dzięki

temu nie będzie musiała patrzyć w dół.

Pode mną leżą grube, puszyste, miękkie materace,

powtarzała w duchu, szukając obutą w miękki mokasyn nogą

występu, na którym mogłaby się oprzeć. Serce jej łomotało.

Znalazła pierwszy występ, potem drugi. Zaczęły ją boleć palce,

a przecież posunęła się o kilka zaledwie centymetrów.

background image

Jeszcze trochę. I jeszcze. Twarz Adrienne znalazła się już

poniżej skraju kanionu. Przed oczami miała tylko spękaną

skałę. Strach zostawiał w ustach metaliczny posmak.

Schodziła w dół, centymetr po centymetrze, trzymając linę

ścierpniętymi z wysiłku palcami. Bolały ją ramiona, czuła,

jakby ktoś wyrywał jej ręce ze stawów.

Przed no

sem przebiegła jej duża brązowa ropucha i

Adrienne krzyknęła głośno, bardziej z zaskoczenia niż ze

strachu. Nagły ruch sprawił, że straciła oparcie i uderzyła o

skałę, obcierając sobie policzek do krwi. Dysząc z przerażenia,

zaczęła nerwowo szukać oparcia dla nogi. Jeden z mokasynów

z głuchym klapnięciem wylądował na skalnej półce,

przypominając jej o odległości, jaka dzieliła ją od bezpiecznego

podłoża.

Pode mną leżą grube, puszyste, miękkie materace,

powtórzyła znowu, ale teraz nie umiała już w to uwierzyć.

Poniżej znajdowała się skalista półka, w dodatku całkiem

wąska. Gdyby spadła, wątpliwe, czy udałoby jej się na niej

zatrzymać, mogłaby przecież łatwo stoczyć się w dół kanionu.

A gdyby nawet udało jej się zejść cało w dół, nigdy w życiu nie

będzie w stanie wdrapać się znowu na górę. Matt może

potrzebować pomocy, a jej pomoc niewiele będzie warta.

Dłonie piekły ją od szorstkiej liny, nogi trzęsły się coraz

bardziej, ale odległość od górnego skraju stawała się coraz

większa. W końcu Adrienne odważyła się spojrzeć w dół i

stwierdziła, że półka jest zaledwie trzy metry pod nią. Wciąż

jednak nie mogła ryzykować, upadek nawet z tej wysokości

byłby bardzo niebezpieczny.

– Matt! –

zawołała, zsuwając się w dół jak mogła

najszybciej. – Matt! To ja!

Odpowiedzi nie b

yło. Adrienne poczuła, że żołądek

podchodzi jej do gardła ze strachu. Mogło być tylko jedno

wytłumaczenie milczenia Matta. O Boże! Przecież nie może go

stracić. Byłoby to zbyt okrutne, teraz, kiedy zdała sobie

nareszcie sprawę, jak bardzo jest jej potrzebny. Znajdzie go i

uratuje, o ile... Ależ oczywiście, Matt na pewno żyje. Na

pewno.

Bosą stopą dotknęła ziemi. Puściła linę i z rozmachem

usiadła na kamieniach. Przyglądała się obolałym,

zaczerwienionym dłoniom, czując, że cała się trzęsie.

Udało się – wyszeptała, spoglądając w górę. Zmęczenie

background image

powoli ustępowało uczuciu tryumfu. – Udało się! – zawołała i

wstała na niepewnych nogach, szukając zgubionego buta.

Potem odwróciła się w stronę samolotu. W kabinie

siedział Matt, ze słuchawkami na uszach, i najspokojniej w

świecie manipulował przy gałkach radia. Przebrał się

wprawdzie w inną koszulę, ale był to z całą pewnością Matt

Widziała dokładnie jego ciemne kręcone włosy i wyrazisty

profil.

Żyje. Nic mu się nie stało. Nie słyszał jej, bo miał na

uszach te choler

ne słuchawki.

Oczywiście gdyby przyszło mu do głowy od czasu do

czasu je zdjąć, na pewno usłyszałby jej wołanie. Nie musiałaby

schodzić po linie. Adrienne spojrzała na swoje piekące,

krwawiące dłonie, potem na samolot. Ryzykowała życie bez

żadnego powodu. Matt wcale jej nie potrzebował.

Podeszła do samolotu, otworzyła drzwi kabiny i

pociągnęła go za rękaw. Kiedy ją zobaczył, podskoczył ze

zdziwienia.

Skąd ty się tu do diabła wzięłaś? – zawołał. Adrienne

wskazała dłonią na koniec liny. – Dlaczego?

Bo się o ciebie bałam, ty durny głupku! Podeszłam do

skraju i wołałam cię, i wołałam, ale ty oczywiście nie

odpowiadałeś, bo miałeś na głowie to – Adrienne wskazała na

słuchawki z obrzydzeniem. – Więc co miałam zrobić?

No, właśnie – powiedział, wpatrując się w Adrienne. –

Właśnie. A co wystaje ci spod koszuli?

Kanapki z masłem orzechowym! – krzyknęła,

wyciągając je i ciskając mu w twarz. Matt złapał torebkę, jak

gdyby była to piłka do rugby.

Panno Burnham, nie mogę w to uwierzyć. Boisz się

wysokości jak ognia i założę się, że nigdy w życiu nie

schodziłaś ze skały po linie.

Dlatego powinnam była wrócić na rowerze Dorothy do

domu i tam szukać pomocy.

Przyjechałaś na rowerze? – Matt rzucił kanapki na

sąsiednie siedzenie i wysiadł z kabiny.

– Tak, w tym mam przynajmniej jakie takie

doświadczenie. Ale schodzenie po tej linie to była najgłupsza i

najbardziej zbędna rzecz, jaką w życiu zrobiłam. Obtarłam

sobie ręce i...

– I policzek –

stwierdził Matt, podnosząc jej twarz do

background image

góry.

Pośliznęłam się i straciłam oparcie. To cud, że nie

spadłam do kanionu, tak mało wiem o wspinaczce.

A właściwie jak ty po tej linie schodziłaś?

Trzymałam się i przesuwałam ręce w dół. A niby jak?

Nie owinęłaś się nią w pasie?

– Nie. A powinnam?

O Boże, kobieto – jęknął Matt, obejmując ją ramionami.

O, Boże – wymruczał, przytulając jej głowę do swojej piersi.

Następnym razem – powiedziała Adrienne – następnym

razem wolałabym, żebyś reagował na odgłosy świata, kiedy

jesteś w niebezpiecznej sytuacji.

Adrienne, czy ty naprawdę sądzisz, że będzie jakiś

następny raz? – spytał, przytulając policzek do jej włosów. –

Masz zamiar popaść w nałóg ratowania mnie z opresji?

Oczywiście, że nie – powiedziała czując, że serce bije jej

coraz szybciej. –

Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz

potrzebował mojej pomocy. To się robi po prostu śmieszne.

Pewnie. Ale wiesz, zastanawiam się, czemu

ryzykowałaś życie dla faceta, który nie jest dla ciebie

odpowiedni.

Nigdy nie powinnam była tego powiedzieć – wyznała po

chwili wahania. Zastanaw

iała się, czy Matt jej wybaczy.

– Tak?

Ja... ja nie miałam prawa osądzać cię w ten sposób po

wszystkim, co dla mnie zrobiłeś. A poza tym myślę, że się parę

razy myliłam.

Może kilka tak – przyznał Matt, biorąc głęboki oddech.

Pochylił się i pocałował ją w policzek, tuż obok skaleczonego

miejsca. –

Ale teraz to nieważne. Przyszłaś, żeby mnie

odnaleźć, szalona kobieto. – Odchylił jej głowę do tyłu, a jego

usta musnęły delikatnie jej policzek.

Nie mogłam cię tu zostawić samego.

Dobrze to wiedzieć. – Delikatnie pocałował kącik jej ust.

Bałam się, że... że ci się stało coś złego.

Nic mi się złego nie stało – powiedział, obwodząc

czubkiem języka kontur jej ust – ale jeśli uda ci się na chwilę

zamilknąć, może mi się przytrafić coś bardzo dobrego.

– Och, Matt –

westchnęła. – Tak się cieszę, że żyjesz.

Ja też – zapewnił i zamknął jej usta swoimi.

Wtuliła się w niego z czułą uległością, a kiedy ją całował,

background image

wiedziała, że wszystkie okropne rzeczy, które mu powiedziała,

zostały wybaczone. Zaborcze ruchy jego języka świadczyły o

tym, że wciąż jej pragnie, tak jak poprzedniej nocy w stajni.

Radośnie odpowiedziała na jego pieszczoty, mocniej

przyciskając się do jego smukłego, silnego ciała. Dłonie Matta

błądziły po jej plecach, pieściły biodra i pośladki, potem

p

rześlizgnęły się w górę, by dotknąć piersi.

Naprawdę zmieniłaś o mnie zdanie? – spytał.

– Tak. –

Wyraz jego orzechowych oczu zaparł jej dech w

piersiach.

Adrienne, może nam być razem tak dobrze.

Teraz już wiem – odpowiedziała, patrząc mu w oczy.

– Pr

agnę ciebie. Teraz. Tutaj. – Matt potarł kciukiem

koniuszek jej piersi. – Ale nic nie mamy. Ani zacisznej stajni,

ani koca, ani siana, zupełnie nic.

No i są węże – dodała Adrienne.

Węże? – Matt znieruchomiał. – Nie pomyślałem o tym.

Boisz się węży? – roześmiała się Adrienne.

Powiedzmy, że nie zachwyca mnie pomysł zdjęcia z

siebie ubrania, co jest niezbędne do tego, co mam na myśli,

jeżeli miałbym się obawiać ukąszenia węża.

Nie będziemy tu siedzieć wiecznie – stwierdziła

Adrienne, tuląc się do niego.

Masz rację. Powinniśmy wracać na górę. Radio nie

działa. Zabierzemy z samolotu portfele i ruszymy do domu.

Nie jestem pewna, czy mi się to uda, Matt Moje ręce...

Wciągnę cię na górę. Wdrapię się pierwszy, a potem

zrzucę ci pętlę z liny. – Wziął w dłonie jej rękę i przyjrzał się jej

uważnie. – Nie mogę cię więcej narażać na takie przeżycia.

Ale dużo się nauczyłam i jestem teraz odważniejsza.

– Nie, wcale nie bardziej –

oznajmił Matt z uśmiechem. –

Zawsze byłaś odważna. Jesteś najodważniejszą kobietą, jaką

znam.

– Matt, ja...
– Ciiicho. –

Matt położył jej palec na ustach. – Słyszałaś?

Adrienne wytężyła słuch i złowiła słaby warkot silnika.

Stawał się coraz głośniejszy, nagle umilkł. Drzwi otworzyły się

i zatrzasnęły z hukiem. Spojrzała na Matta. Zmarszczył czoło.

Hej, miejski chłopaczku!

No, ładnie – powiedział cicho Matt. – Jef i Curtis nas tu

wytropili. Przytul się do ściany kanionu, może cię nie zauważą.

background image

Jesteś pewien, że tu nie zejdą? – spytała szeptem,

otwierając szeroko przerażone oczy.

Curtis jest w stanie to zrobić, żeby ciebie dopaść –

odparł Matt i dodał szybko: – Ale pewnie się nie zdobędzie, jest

na to za tłusty i zbyt leniwy.

Muszą być wściekli za to, że ich wysłałeś na drugi

koniec płaskowyżu.

Na pewno. Myślałem, że zdążę się stąd wydostać, nim

się w tym połapią, ale rano zaspałem. – Matt puścił do niej oko.

W stajni było mi naprawdę wygodnie.

Adrienne uśmiechnęła się i zachichotała cicho.

– Hej, ty tam, w dole!
– Czego chcesz, Jef? –

zawołał Matt, odsuwając się od

Adrienne.

– Po pierwsze, lepszych wskazówek –

odkrzyknął Jef.

– Przepraszam.
– No pewnie. Powiedz mi, co tu robi rower Dorothy?

Adrienne wcisnęła się w ścianę kanionu.

Przywiozłem go ze sobą – krzyknął Matt – na wszelki

wypadek. Nie wiedziałem, czy uda mi się tu dojechać

ciężarówką.

Myślę, że kłamiesz. Myślę, że masz tam ze sobą tę

dziewuszkę.

Chyba sobie żartujesz, Jef. Ją? Masz mnie za mięczaka,

ale ciekaw jestem, co byś powiedział, gdybyś ją lepiej poznał.

Ona ma lęk wysokości. Nigdy w życiu nie zeszłaby po tej linie.

Adrienne wstrzymała oddech.

Taak, chyba masz rację – przytaknął Jef. – Curtis myślał,

że mogła tu za tobą przyjechać, ale ja mówiłem, że tego nie

zrobi. Miejskie dziewuchy nie nadają się do tych rzeczy.

– To prawda. –

Matt uśmiechnął się krzywo do Adrienne.

Nie ma z nich wiele pożytku.

Adrienne popatrzyła na niego gniewnie, a uśmiech Matta

stał się jeszcze szerszy.

Są dobre tylko do jednego – ryknął Jef. – I o to właśnie

chodzi Curtisowi. Gdzie ona jest?

– Zmyka do Tucson, gdzie jej miejsce –

odkrzyknął Matt.

Jak tylko kable wyschły, zadzwoniła do kogoś, żeby po nią

przyjechał.

Aha. No, więc jeśli jesteś tam sam, myślę, że możemy

cię zostawić. Och, byłbym zapomniał.

background image

Adrienne zobaczyła, jak wyraz twarzy Matta gwałtownie

się zmienia.

Ty sukinsynu! Zostaw linę w spokoju! – zawołał.

Może następnym razem nie będziesz się bawił w kotka i

myszkę z Jefem i Curtisem – zabrzmiała odpowiedź i lina

upadła u stóp Matta. Byli w pułapce.

Kiedy dźwięk silnika umilkł w oddali, Adrienne

zauważyła, że słońce niemal całkiem schowało się za

krawędzią kanionu. Powoli podeszła do Matta, który wciąż

wpatrywał się w leżącą u stóp linę.

– I co teraz? –

spytała.

Źle dobierasz słowa – odparł, spoglądając na nią. –

Ostatnio kiedy zadałaś to pytanie, zaczęło padać.

– To nam chyba teraz nie grozi –

odrzekła Adrienne,

patrząc na niebo – ale o zmierzchu węże wypełzają z kryjówek.

Może usiądziemy w samolocie.

Czy to bezpieczne? On chyba może się znów zsunąć w

dół.

Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałem – przyznał

Matt, patrząc na nią z niepokojem. – Masz szczególny talent do

przepowiadania nieszczęśliwych wypadków.

Chcesz mi powiedzieć, że siedziałeś sobie w kabinie

Bóg wie jak długo, bawiąc się radiem, i nawet nie przyszło ci na

myśl, że nagły podmuch wiatru może cię strącić z tej półki?

Chyba tak właśnie było.

Nie mam ochoty siedzieć w samolocie – powiedziała

Adrienne, przyglądając mu się podejrzliwie.

A ja nie chcę spędzić nocy w towarzystwie węży.

Nocy? Nie będziemy tu aż tak długo. Archie przyjedzie

po nas, jeśli nie pokażemy się w domu przed zapadnięciem

zmroku.

A niby jak się tu dostanie? – spytał Matt. – Mamy jego

ciężarówkę. I rower jego żony. Chyba że dostał osła i...

– Nie –

zaprzeczyła Adrienne ruchem głowy. – Powiedział

mi, że osioł nie jest przyuczony do jazdy.

To może pójdziemy do samolotu?

– Nie –

odmówiła Adrienne, przyjrzawszy się uważnie

pozycji samolotu. Podwozie znajdowało się zdecydowanie zbyt

blisko skraju urwiska. –

I wolałabym, żebyś ty też tam nie

siedział.

– Dobrze –

zgodził się Matt wzdychając. – Jesteś głodna?

background image

Tak. Nie miałam nic w ustach od czasu przyjęcia u

Beverly.

Na szczęście mamy kanapki i butelkę wody, którą

zabrałem ze sobą na żądanie Archiego. Wezmę je z samolotu i

możemy usiąść tutaj, plecami do skały. Będziemy widzieć,

skąd nadpełzają węże.

Jest prawie jesień, może już wszystkie śpią –

powiedziała Adrienne, wzruszona, że Matt zgodził się siedzieć

z nią tutaj, zamiast w samolocie, gdzie czuł się bezpieczniej.

Miejmy nadzieję – rzucił w jej stronę, wracając z wodą i

kanapkami.

Znaleźli gładki kawałek skały i oparli się o wciąż ciepłe

kamienie.

Proszę. – Podał jej pajdę chleba z masłem orzechowym.

– Prosto z magla.

Nie obrażaj kanapek, dla których przyniesienia

ryzykowałam życie – powiedziała i ugryzła kanapkę.

Smakowała wyśmienicie.

– Nie przypominaj mi o tym –

uśmiechnął się Matt. –

Prawdę mówiąc, w tym miejscu te kanapki to szczere złoto.

Złoto! – Adrienne spojrzała na niego. – O mały włos

zapomniałabym o złocie Archiego!

Słucham?

Pamiętasz, Curtis i Jef oskarżali nas, że szukamy złota

Archiego. To złoto istnieje, ale je Dorothy schowała, kiedy się

pokłócili. I umarła, nim zdążyła mu zdradzić, gdzie ono jest.

Żartujesz.

Wcale nie. Archie mi to powiedział.

Jesteś pewna, że nie był pijany?

Wyglądał na całkiem trzeźwego. Poza tym obiecał, że

jeżeli pomożemy mu je znaleźć, da nam połowę.

Teraz już całkiem nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego?

– Bo on... –

Zauważyła, że coś pełznie za plecami Matta. –

Nie ruszaj się – ostrzegła. – Po prostu się nie ruszaj.

To wąż, prawda? Wiem, że to wąż – wyjąkał Matt

zduszonym głosem.

Tak, ale myślę, że sobie pójdzie, jeśli nie będziemy się

ruszać.

– Czy jest blisko?

Jakieś dwa metry od ciebie. Nie, nie odwracaj się.

Proszę, powiedz mi, że to jest zwykły zaskroniec –

background image

błagał Matt, którego czoło pokrył kroplisty pot. Adrienne

przyjrzała się wężowi. Był długi na półtora metra, a jego ogon

zakończony był kilkoma paskami i grzechotką.

– Nie, to nie jest zaskroniec.

Takie już moje zezowate szczęście. Czy on na mnie

patrzy?

Nie. Ale wysuwa język, to znaczy, że czuje ciepło

twojego ciała.

Cudownie. Jak możesz być taka spokojna? Jedno

ukąszenie i możemy tu umrzeć, bez żadnej pomocy.

Nie zaatakuje, jeśli będziemy ostrożni. Idzie dalej. Nie

rób żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie poczuł się

zagrożony.

Świetnie. A co ze mną? To ja czuję się zagrożony.

No, już – odetchnęła Adrienne. – Teraz możesz się

odwrócić. Jest tam, obok samolotu.

Przecież to potwór! – wykrzyknął Matt na widok węża. –

Co to za jeden?

Grzechotnik. Założę się, że nigdy w życiu nie spotkałeś

grzechotnika na wolności.

A ty za to widywałaś je na pęczki, co?

Kiedy się jeździ konno, spotyka się węże. Oczywiście,

nie zawsze są to grzechotniki. Widzisz? Poszedł sobie –

powiedzia

ła, gdy wąż zsunął się w dół zbocza poniżej

samolotu.

Jesteś pewna, że nie wolałabyś usiąść w środku? – spytał

Matt.

Chyba wolę zostać tutaj. A teraz powiedz mi szczerze,

czy to było aż tak straszne?

– Tak.

Nigdy nie przypuszczałam, że dożyję dnia, kiedy woja

pewność siebie zniknie. – Adrienne uśmiechnęła się do Matta.

Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję dnia, kiedy

rozluźnisz się i uspokoisz na tyle, żeby pozwolić mi kochać się

z sobą – odparował Matt, wpatrując się w nią uważnie.

Adrienne

spojrzała mu w oczy i już nie mogła od nich oderwać

wzroku.

To niemożliwe – oświadczył, podnosząc się na kolana i

pociągnął ją za sobą. – Być może będziemy zmuszeni spędzić

tu całą noc, a ja skłamałbym, gdybym powiedział, że uda mi się

doczekać poranka nie biorąc ciebie w ramiona. Chcę

background image

wycałować z ciebie całą słodycz. Nie dotrwam do rana, nie

kochając się z tobą.

A węże? – wyszeptała Adrienne.

Do diabła z wężami – odparł, uśmiechając się krzywo.

Objął dłońmi jej pośladki i przycisnął ją do swych bioder. –

Cała naprzód.

background image

ROZDZIAŁ 10

Pokusa pocałunków o smaku masła z orzeszków

ziemnych Odegnała od Matta wszystkie myśli o wężach.

Zamknął oczy i poddał się dotykowi jej delikatnych ust, które

rozchyliły się leciutko, ramion, które go oplotły, jej ciała,

wt

apiającego się w jego ciało. Jej uległość podniecała go, ale

to, co czuł, było o wiele silniejsze niż samo tylko pożądanie.

Jest dla niej tak ważny, że ryzykowała życie, żeby ocalić go

przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem.

Jego palce drżały, gdy próbował rozpiąć guziczki jej

bluzki. Szczupła dłoń Adrienne nakryła jego niezdarną rękę.

– Pozwól –

wyszeptała z ustami przy jego ustach.

Odchyliła się i, patrząc mu głęboko w oczy, rozpięła guziki.

Zdjęła bluzkę, potem koszulkę i rzuciła je na ziemię.

Niemal pr

zestał oddychać. Wtedy, w stajni, był zbyt

przejęty, żeby dokładnie jej się przyjrzeć. Dotyk wiele mu

powiedział, ale teraz na widok jej dumnych, jędrnych piersi

przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie się tak śpieszył. Jej

wzrok zapraszał go do pieszczoty, ale Matt powstrzymał się

jeszcze przez chwilę.

Jesteś przepiękna – wyznał.

Sięgnęła po jego dłonie i oparła je na swoich piersiach.

Chcę, żebyś się ze mną kochał – wymruczała cicho.

Wiem. To jest właśnie najwspanialsze. Spojrzała mu w

oczy i ro

zchyliła usta. Matt czekał, zastanawiając się, czy

Adrienne odważy się powiedzieć na głos to, co czyta w jej

oczach. Zamiast tego zamknęła tylko powieki i odchyliła głowę

do tyłu, a Matt delikatnie objął dłońmi jej piersi i potarł sutki

kciukiem. Powoli st

wardniały, jak mocno zamknięte pączki

kwiatu pożądania.

Pochylił się, by posmakować jej skóry, najpierw

delikatnie badając językiem. Oddech Adrienne stał się szybszy.

Wtedy Matt powoli objął ustami szczyt piersi i jęknął,

rozkoszując się słodyczą ciepłej, pachnącej skóry. Adrienne

wplątała palce w jego włosy i przyciągnęła go bliżej siebie.

Matt pieścił zachłannie piersi czując, jak bicie serca

przyśpiesza nagle pod naciskiem jego dłoni.

Podtrzymał ją ramieniem, a Adrienne wygięła się w łuk,

gestem poddania

, który wzbudził pożar w jego sercu.

background image

Żarłocznie pieścił jej piersi, ssąc je i pocierając, aż stały się

różowe i gorące. Podniecał ją do utraty tchu, a jego własne

pożądanie rosło mocniej i gwałtowniej, niż kiedykolwiek

przedtem.

Proszę – wyszeptała.

Sięgnął ręką do metalowego guzika przy jej dżinsach.

Potem zawahał się. Nie, nie tutaj, nie na ziemi. Lepiej będzie,

jeśli staną przy ścianie kanionu. Czuł, że zaraz oszaleje,

wyobrażając sobie, jak w nią wchodzi, kryje się w jej miękkim

ciele, raduje się jej miłością, która popychała ich do tego

szalonego zespolenia.

– Tam –

powiedział Matt, unosząc ją za łokcie i z trudem

stając na drżących nogach. – Tam – powtórzył, kierując ją w

stronę skały. W półmroku znalazł miejsce, o jakie mu chodziło:

nagrzany słońcem, gładki fragment ciemnobrązowej skały,

która na pewno nie zrani delikatnej skóry Adrienne. Całując jej

usta, oczy, szyję, poprowadził ją w upatrzone miejsce. Drugą

ręką rozpiął jej spodnie i rozsunął suwak.

Dłoń, którą wsunął pod jej majteczki, napotkała słodką

wilgoć, dowód tego, jak bardzo Adrienne go pragnie.

Pocałował ją mocno, głęboko, wzmagając jej pożądanie

rytmiczną pieszczotą. Matt i Adrienne zdawali się stanowić

jedno z odgłosami nocy – świerszcze cykały w rytmie jego

pieszczoty, szelest skrzydeł nietoperzy był jak echo jej

westchnień, ryk osła... Matt znieruchomiał i podniósł głowę,

żeby lepiej słyszeć. Ryk osła?

Co to za hałas? – spytała Adrienne.

Nic ważnego – szepnął Matt, pewny, że się przesłyszał.

Nie mógł czekać ani chwili dłużej, tak bardzo pragnął doznać

rozkoszy. –

Adrienne, potrzebuję cię. Jesteśmy sobie nawzajem

potrzebni. –

Matt rozpiął guzik u swoich spodni. Dziwny

odgłos rozległ się ponownie.

Matt, to był ryk jakiegoś zwierzęcia. Brzmi jak głos osła.

To musi być złudzenie – powiedział Matt, szamocząc się

rozpaczliwie z rozporkiem. – Adrienne...

Matt, ktoś tam śpiewa.

Matt zdobył się na nieludzki wysiłek i wsłuchał się w noc.

Ciszę zakłócił czyjś śpiew i ryk osła. Wzdychając poddał się i

oparł czoło o głowę Adrienne.

Tę melodię już gdzieś słyszałem.

– W nieco odmiennych warunkach.

background image

Można to i tak ująć.

Przyjechał, żeby nas zabrać do domu, Matt –

powiedziała Adrienne. Po chwili roześmiała się.

– Ma dobre serce, ale kiepskie wyczucie –

westchnął Matt,

któremu wcale nie

było do śmiechu.

Dorothy Trzecia protestowała głośno, a jej ryk brzmiał

tak, jakby ktoś lał wodę za pomocą zardzewiałej pompy.

Może... może lepiej się ubierzmy – zaproponowała

Adrienne łagodnie, wyjmując jego rękę ze swoich majteczek.

Matt odwrócił się do skały i ciężko westchnął. Archie właśnie

zatrzasnął mu przed nosem drzwi do raju. Ryk osła rozległ się

znowu.

– Dobrze. –

Matt niechętnie pochylił się i podniósł jej

koszulkę. – Masz ten swój jedwabny frymuśny fatałaszek.

Wiesz, w końcu nie opowiedziałam ci do końca tej

historii ze złotem – przypomniała Adrienne ubierając się.

Kogo obchodzą nudziarskie historie o złocie, skoro jest

tyle znacznie przyjemniejszych i ciekawszych rzeczy do

roboty? Poza tym wcale nie wierzę, że to złoto w ogóle istnieje.

A ja wierzę – odparła Adrienne. – Archie pokazał mi, co

napisała Dorothy, żeby dać mu wskazówkę, gdzie szukać

kryjówki.

Naprawdę?

– Tak. Brzmi to tak:

Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich, prócz

matki. Ona jedna widzi w nim to, co najpiękniejsze: wierne

serce i miłość do ludzi.

Łabędziątko? Tu w pobliżu nie ma nawet kurcząt, a co

dopiero łabędzi.

Nie wiem, co to znaczy, ale Archie chce tę zagadkę

rozwiązać, i to nie tylko po to, żeby znaleźć złoto.

Bo nie chce, żeby Dorothy miała ostatnie słowo?

Pewnie chodzi mu również o to, ale zagadka to coś w

rodzaju przesłania zza grobu. Archie chce wiedzieć, co chciała

mu przekazać Dorothy.

Teraz mnie naprawdę zaintrygowałaś.

To dobrze, może po drodze do domu będziemy mogli...

– Hej sokole, co tam robisz w dole! –

zawołał Archie,

oświetlając lampą naftową skraj kanionu. – Właśnie udało mi

się ułożyć wierszyk. Sokole, co robisz w tym dole. Niezłe, nie?

No, świetnie, znów jest pijany – powiedział Matt cicho.

background image

– Hej, Archie –

zawołał. – Nie podchodź zbyt blisko krawędzi!

– To ty, Matt? –

Nad skrajem przepaści zamajaczyła

głowa Archiego, podświetlona blaskiem lampy.

To ja. I Adrienne. A teraz odsuń się stamtąd, zanim do

nas tu dołączysz.

Spokojnie, nie spadnę – krzyknął Archie, a osioł znów

rozpa

czliwie zaryczał. – Zaniknij się, Dorothy – zażądał

stanowczo Archie. –

Słyszałeś, Matt? Zupełnie jak moja

przemądrzała żona, zawsze ma coś do powiedzenia. Zrzuciła

mnie trzy razy. Na szczęście łyknąłem sobie trochę whisky i nie

bolało za bardzo. Matt, robi się strasznie ciemno. Może byście

stamtąd wyleźli?

Jef i Curtis odcięli linę. Jesteśmy bez wyjścia.

A to skunksy. Chcecie, spuszczę wam na linie butelkę,

na pewno przyda wam się łyk czegoś mocniejszego.

A masz linę?

Pewnie. Obwiążę nią szyjkę i...

Nie potrzebujemy butelki, tylko liny. Możesz ją

przywiązać do drzewa i rzucić nam koniec?

– Jasne.

A co będzie, jeśli ją źle przywiąże? Przecież jest na

rauszu –

spytała po cichu Adrienne.

Musimy zaryzykować. Archie też jest w

niebezpieczeństwie. To cud, że w ogóle tu dotarł na tym nie

ujeżdżonym ośle, ale nie sądzę, żeby udało mu się wrócić do

domu cało i zdrowo.

Pewnie masz rację – westchnęła zrezygnowana

Adrienne.

Ja pójdę pierwszy. – Matt podszedł do samolotu. –

Potem wciągniemy cię na górę. Możesz przy okazji zabrać mój

portfel.

Matt, nie podoba mi się to. Martwię się o Archiego, ale

ponad wszystko boję się o ciebie.

Nic mi się nie stanie – zapewnił Matt, przyciągając ją do

siebie i całując. – Zostało mi parę ważnych rzeczy do zrobienia

na tym świecie, a najważniejsza z nich to wreszcie, bez

żadnych przeszkód, kochać się z tobą przez całą cudowną noc.

Rzucam linę! – zawołał Archie.

Dobrze ją przywiązałeś? – spytał Matt, pociągając za

wolny koniec.

– Jasne –

brzmiała odpowiedź. Matt obwiązał się liną w

background image

pasie.

To właśnie miałaś zrobić, zanim zaczęłaś schodzić.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że zeszłaś na dół bez żadnej

asekuracji.

To było bardzo głupie.

Bardzo odważne. Kiedy dotrę na górę, zwiążę na tym

końcu dwie pętle. Włożysz w nie nogi i wyciągniemy cię na

górę.

To mi się wcale nie podoba, Matt – powtórzyła

Adrienne, spoglądając w górę, gdzie Archie przycupnął obok

drzewa.

Mówiłem ci już, mam niezwykle silną motywację, żeby

przeżyć – powiedział Matt, jeszcze raz pociągając za linę. – A

teraz się odsuń.

Dlaczego mam się odsunąć, skoro nie zamierzasz

spadać?

Zadajesz za dużo pytań, panno Burnham – zauważył,

patrząc na nią z ukosa. – A teraz odejdź na bok, dobrze?

Adrienne odeszła kilka kroków czując, że serce wali jej w

piers

iach. Matt nie był pewien, czy lina go utrzyma, ale

pomimo to postanowił się po niej wspinać.

Wstrzymała oddech i przyglądała się, jak Matt chwyta

mocno linę i opiera nogę na skale. Potem odepchnął się od

ziemi i zaczął wspinać w górę, krok po kroku, aż stał się

ciemną, niknącą sylwetką. Adrienne niemal przestała oddychać

patrząc, jak Matt pnie się do góry.

Kocham go, pomyślała, wytężając wzrok. Kocham tego

mężczyznę. Proszę, niech będzie bezpieczny. Kiedy ujrzała, że

Matt chwyta za korzeń drzewa, podciągając się na skraj

przepaści, poczuła, że po policzkach spływają jej łzy ulgi.

– Adrienne! –

zawołał, odwracając się w stronę kanionu. –

Jesteś gotowa?

Pewnie, że tak – odparła, czując, że wzruszenie dławi ją

w gardle. – Na wszystko.

Usłyszała jego ciepły, głęboki śmiech, który rozległ się

echem po całym kanionie. Tak bardzo go kocha.

Podróż w górę była znacznie łatwiejsza niż zejście w dół.

Mimo to Adrienne czuła ściskanie w żołądku na samą myśl o

tym, że wisi w powietrzu. Matt przywiązał linę do osi

ciężarówki i kazał Archiemu powoli oddalać się od krawędzi,

ale sam stanął na skraju i uważnie obserwował linę, w razie

background image

gdyby Archiemu przypadkiem pomyliły się pedały. Kiedy

Adrienne dotarła w końcu na górę, Matt chwycił ją w ramiona i

bardzo mocno przytulił.

Zdawało mi się, że mówiłeś, że się nie boisz? –

wymruczała, przytulając policzek do jego piersi, żeby słyszeć

mocne uderzenia serca.

Myślisz, że bym się przyznał? – spytał, całując jej włosy.

A więc bałeś się.

– Okropnie.
– Teraz mi to dopiero mówisz.

Teraz powiem ci wiele, wiele różnych rzeczy,

Adrienne...

Nieźle poszło – przyznał Archie, podchodząc ku nim na

niepewnych nogach i spluwając z rozmachem. – Chcecie łyka?

Nie, dzięki – powiedział Matt. – Lepiej... – nagle

przerwał. – Archie, czy zaciągnąłeś hamulec ręczny?

– Dlaczego?

Ciężarówka stacza się w stronę kanionu! – zawołał Matt,

pędząc ku niej co sił w nogach.

Adrienne stała jak sparaliżowana. Z rozpaczliwą jasnością

zrozumiała, co się stanie, jeżeli Matt nie zdąży zatrzymać

pojazdu. Ciężarówka spadnie do przepaści, a ona, Adrienne,

wciąż przywiązana liną do jej osi, też poleci w dół. Ciężarówka

toczyła się powoli. Adrienne czekała w napięciu. Matt

wskoczył do szoferki. Samochód przejechał jeszcze kilka

metrów i zatrzymał się gwałtownie, kołysząc się na boki. Matt

wysiadł i podszedł do niej powoli, jak w transie.

Dzięki. Gdyby ci się nie udało, Ściągnęłaby mnie do

przepaści.

Może zdjęłabyś już tę linę – powiedział Matt, blady jak

ściana.

Dobry pomysł. – Adrienne zaczęła rozsupływać węzeł.

Było groźnie – przyznał Archie, tak samo roztrzęsiony

jak i oni oboje. – Bardzo przepraszam.

Lepiej jedźmy już wreszcie do domu – uciął Matt,

przeczesując dłonią włosy. – Przywiążemy Dorothy do

zderzaka i wrzucimy rower na tył ciężarówki – powiedział i,

spoglądając na Archiego, dodał: – Ja poprowadzę.

– Jasne. –

Archie przytaknął.

Naprawdę mi przykro, że zapomniałem o tym hamulcu –

powiedział, kiedy wyruszyli nareszcie w drogę do domu. – Nie

background image

mógłbym spojrzeć w oczy Dorothy, gdybyś...

Ale jesteśmy wszyscy cali i zdrowi – przerwał mu Matt.

Z tyłu osioł zaryczał głośno. – Nawet Dorothy Trzecia.

Adrienne położyła dłoń na kolanie Matta. Musiała go

dotknąć, upewnić się, że jest obok niej. Sięgnął ręką i

poprowadził jej dłoń na wysokość swojego biodra.

Zaczerwieniła się, ale nie cofnęła ręki.

Co to za zagadka o łabędziach, Archie? – spytał Matt.

Pojęcia nie mam, o co chodzi. Nie ma tu żadnych

łabędzi. Tu jest pustkowie.

Obrazki, zdjęcia łabędzi? – zasugerowała Adrienne.

Nie ma, nawet w książkach. Patrzyłem. – Archie

potrząsnął głową. – Zresztą żeby schować złoto w książkach,

musiałaby wyciąć wszystkie kartki z któregoś z tych grubych

tomów. Nie zrobiłaby tego. Dorothy kochała książki.

To musi być masa złota! – Matt zagwizdał z podziwem.

Daję wam połowę. To znaczy, jeśli uda wam się je

znaleźć.

Nie moglibyśmy tego przyjąć – odparł Matt, potrząsając

głową. – Ciężko pracowałeś, żeby je zdobyć.

– To nie ma znaczenia –

powiedział Archie. – Nie

potrzebuję złota, chociaż muszę go trochę zatrzymać, na

wypadek gdybym zachorował. – Popatrzył przez okno. –

Oddałbym je całe, gdyby mogło uratować życie Dorothy. Ale

ona po prostu umarła, nagle, bez ostrzeżenia. Nie było czasu.

Nawet złoto nic by tu nie pomogło.

Miała chore serce – przypomniała Adrienne.

Zawsze to mówiła. Nie chciała nawet poddać się

operacji. W każdym razie chcę, żebyście wzięli sobie to

diabelne złoto – dodał. – Dorothy by sobie tego życzyła.

– Zobaczymy –

orzekł Matt, ściskając dłoń Adrienne. – Na

razie jeszcze go nie znaleźliśmy.

Myślę, że zagadka może mieć coś wspólnego z

książkami – powiedziała Adrienne. – Kojarzy mi się z bajką

Andersena. Czy Dorothy miała książkę z bajkami?

Możliwe – przyznał Archie – ale przeszukałem całą

biblioteczkę. Nie ma tam złota.

A może to taka gra? Może w książkach jest wskazówka,

którą trzeba znaleźć, żeby wiedzieć, gdzie jest kryjówka?

To by było nawet podobne do mojej przemądrzałej żony

powiedział Archie. – Nigdy mi nie ułatwiała życia.

background image

Jak tylko wrócimy, poszukam książki z bajkami –

zdecy

dowała Adrienne. – Znajdziemy to złoto, ani się

obejrzysz.

Miejmy nadzieję – powiedział cicho Matt, przyciskając

jej dłoń do swojego biodra. Adrienne w duchu przyznała mu

rację. Poszukiwanie złota było niewątpliwie bardzo

ekscytujące, ale nie mniej ciekawa była perspektywa spędzenia

tej nocy razem.

Po powrocie do domu Archie zajął się Dorothy Trzecią,

zapędził ją do stajni i dał jej owsa.

Chodź, pomożesz mi znaleźć książkę z bajkami –

powiedziała Adrienne, biorąc Matta za rękę i prowadząc go do

środka. Dziś wieczorem lampy rozświetlały wnętrze,

zmieniając dom w przytulne schronienie.

Nie chciałbym spędzić całej nocy na poszukiwaniu

czegoś, co być może nie istnieje – stwierdził Matt. – Wolałbym

raczej pożyczyć ciężarówkę i poszukać miejsca, w którym

mog

libyśmy przenocować.

Powiedzmy, że poszukamy przez jakąś godzinkę.

To bardzo długo – odparł Matt, uśmiechając się do niej.

Możesz aż tyle czekać?

Spójrz na to z innej strony: jeśli znajdziemy złoto,

będziesz miał za co wyciągnąć samolot z przepaści i go

naprawić.

A ty? Archie zamierzał dać złoto nam, a nie tylko mnie.

To w pewnym sensie również moja wina, że samolot jest

teraz tam, gdzie jest.

Gdybym miał ubezpieczenie, nie potrzebowałbym złota.

Mimo wszystko jeżeli je znajdziemy, zrzekam się swojej

części na rzecz kosztów naprawy samolotu. Tyle przynajmniej

mogę zrobić – oświadczyła Adrienne, zastanawiając się, co

sprawiło, że Matt porzucił swoją beztroską pozę.

– Zobaczymy –

orzekł Matt. – Ja zacznę z tego końca, a ty

zajmij się drugą stroną.

– Dobrze. –

Adrienne przesunęła palcem po grzbietach

książek. Były ustawione zgodnie z tematyką. Po swojej stronie

znalazła głównie książki historyczne, przyrodnicze i

kucharskie.

To może być to – powiedział Matt, podając jej otwartą

książkę, w której tkwiła nagryzmolona na karteczce notatka.

Brzydkie kaczątko – przeczytała Adrienne, spoglądając

background image

na okładkę. – No pewnie, jest tu też nowa zagadka. Posłuchaj –

powiedziała, biorąc karteczkę do ręki: – Wymowny posłaniec i

zdolny mim, miłość aż po kraniec, na czas zdążysz z nim.

Może chodzi o inną książkę? Książki są posłańcami.

Tak, ale nie sądzę, żeby Dorothy aż tak się powtarzała.

Zaczynasz ją całkiem nieźle poznawać, prawda? –

uśmiechnął się Matt.

Archie mówił, że jestem do niej bardzo podobna –

przyznała. – Tak naprawdę jedną z przyczyn, dla których chce

się z nami podzielić złotem jest to, że stosunki między nami

dwojgiem układają się bardzo podobnie do jego życia z

Dorothy. W pewien sposób dzięki nam przeżywa na nowo

swoją miłość do Dorothy.

No, mój detektywie, może rozwiążemy tę zagadkę do

końca. Jeśli nie książka jest posłańcem, to co?

Posłaniec coś nam mówi. A mim daje wskazówki... –

Powoli rozejrzała się po pokoju. – Na czas zdążysz z nim...

Zaraz, zaraz! Chodzi o ten szkaradny zegar! Z

ałożę się, że tak.

– Dlaczego akurat zegar?
– Bo jest zawsze na czas. Poza tym ten zegar to prezent

ślubny Archiego dla Dorothy, wymowny posłaniec jego

miłości. Powiedział mi, że nie cierpiała tego zegara, ale nigdy

nie chciała go zdjąć ze ściany. To symbol ich wzajemnej

miłości. Wszystko się zgadza! – wykrzyknęła Adrienne

tryumfalnie. –

Pierwsza zagadka mówiła o docenianiu

brzydkiego kaczątka, którym na pewno jest Archie. Druga

mówi o tym, że pomimo całej swej brzydoty ten zegar wyraża

jego miłość do niej, – Rzeczywiście jest szpetny – przyznał

Matt.

Teraz rozumiesz? Dorothy nauczyła się go coraz

bardziej kochać i nie przeszkadzało jej, że prezent jest brzydki,

bo w oczach Archiego był piękny i dlatego go dla niej kupił.

Tymi zagadkami starała się mu powiedzieć, jak bardzo go

kocha, i że wie, jak silne jest jego uczucie.

Jeżeli twoje rozumowanie jest słuszne, w zegarze

powinna być jeszcze jedna karteczka.

Daj krzesło – rozkazała Adrienne. – Sprawdzimy. Matt

przyniósł z kuchni krzesło i właśnie wyciągał rękę w stronę

zegara, kiedy do domu wszedł Archie.

Złaź! – zawołał gniewnie. – Co tam majstrujesz przy

zegarze Dorothy?! Nikt oprócz mnie go nie dotyka.

background image

Znaleźliśmy następną wskazówkę – powiedział Matt, z

trudem ratując się przed upadkiem. – Adrienne uważa, że trop

prowadzi do zegara.

Akurat. Dorothy nienawidziła tego szkaradzieństwa.

– To nieprawda –

zaprzeczyła Adrienne, podchodząc do

Archiego i kładąc mu dłoń na ramieniu. – Posłuchaj tej nowej

zagadki.

– I tak nic z tego nie rozumiem –

odrzekł po chwili. –

Dorothy wszystko komplikowała, żebym już się w niczym nie

mógł połapać.

Była bardzo wykształcona – przyznała Adrienne. – No i

lubiła się z tobą drażnić, prawda?

Jasne, że tak! Przemądrzała baba.

Ale o n a k ochała wszystk o to , o co się z to bą kłóciła.

Kochała ten zegar. Nazywa go posłańcem twojej miłości.

Skąd wyciągnęliście tę kartkę? – spytał Archie.

Była w książce z bajkami, w Brzydkim kaczątku.

No pewnie! Widziałem ją, ale myślałem, że to znowu

jakiś przepisany wiersz.

– Dorothy napis

ała ją dla ciebie, Archie.

Archie przez chwilę wpatrywał się w kartkę papieru,

potem odwrócił głowę i otarł oczy rękawem. Wreszcie wszedł

na krzesło, zdjął zegar ze ściany i przyglądał mu się przez

dłuższą chwilę.

Myślisz, że ona go lubiła? – spytał z niedowierzaniem.

– Jestem tego pewna.
– Nie do wiary –

powiedział. – Nie do wiary.

Obejrzyj go dokładnie – zachęciła Adrienne.

– Nic tam nie ma –

stwierdził Archie, odwracając zegar w

rękach.

Jesteś pewny? – Adrienne poczuła, że nadzieja ją

opuszcza.

Tak. Zaraz, zaraz... Tu wystaje rożek jakiejś kartki. Tyle

razy nastawiałem ten diabelny zegar, a nigdy tego nie

zauważyłem. – Archie wyciągnął kartkę, rozłożył ją i

przeczytał po cichu. Potem ostrożnie odwiesił zegar na miejsce

i zszedł z krzesła.

– No i? –

spytał Matt.

Teraz już wiem – powiedział Archie przytłumionym

głosem. – Miałaś rację – dodał, zwracając się do Adrienne. –

Teraz wiem już, gdzie Dorothy schowała to złoto.

background image

ROZDZIAŁ 11

Archie podał Adrienne kartkę wyjętą z zegara i wyszedł

bez słowa.

– Co tam jest napisane? –

spytał Matt. Adrienne

przeczytała głośno zagadkę:

Imieniem niektórych kobiet nazywają statki, innych dzieci

niosą chwałę przez wieki. Z osła śmieją się, że to hołd zbyt

mały, ale od ciebie, moja miłości, był to największy dar świata.

Matt i Adrienne popatrzyli na siebie i bez słowa pobiegli

do stajni. Drzwi były otwarte, a ze środka dobiegały

rozpaczliwe protesty Dorothy Trzeciej. Archie wrzeszczał na

nią, żądając, żeby zamknęła się raz na zawsze.

Osioł stał przywiązany do belki, z dala od korytka z

owsem. W boksie siano i słoma fruwały aż pod sufit.

Powinienem był wiedzieć, że wsadzi je w takie właśnie

miejsce –

mamrotał Archie pod nosem. – Powinienem był się

tego spodziewać. Przemądrzała baba. Adrienne podeszła do

osiołka i poklepała go po szyi.

– Cicho, spokojnie –

powiedziała miękkim tonem. –

Będziesz miał mnóstwo owsa, jak tylko Archie z tym skończy.

Nie ma się co tak awanturować.

To zadziwiające – oświadczył Matt, opierając się o

ścianę boksu. – Do tej pory nie mogłem sobie tego wyobrazić,

jak wyglądałaś, kiedy byłaś zwykłą, wychowaną na wsi

dziewczyną i zapalonym dżokejem. Ten obrazek pomaga mojej

wyobraźni.

– I jak?

Wyglądasz pięknie. No i odwołuję wszystkie paskudne

rzeczy, które powiedziałem o twojej Granny. Jestem pewien, że

kochałaś ją nie mniej niż innych członków rodziny.

Dziękuję – powiedziała Adrienne, głaszcząc uszy

Dorothy Trzeciej. –

Nie pomożesz Archiemu w demolowaniu

stajni?

Wolę przyglądać się tobie.

Adrienne poczuła niepokój w sercu. Jeżeli Archie dokopie

się do złota, będą mogli wkrótce wyjechać. Rzucą się wreszcie

sobie w objęcia. Niedługo...

Matt, podaj mi, proszę, dłuto – zawołał Archie.

Skąd wiesz, którą deskę wyłamać? – spytał Matt.

background image

Ta cholerna kobieta przynajmniej jedno zrobiła tak, jak

tr

zeba. Postawiła tu maleńki krzyżyk.

– To prawdziwe poszukiwanie skarbów! –

roześmiał się

Matt.

– Tak –

zgodził się Archie, podważając deskę. – To

zupełnie w stylu Dorothy. Ona uwielbiała zagadki.

I krzyżówki. Cała ona.

– Pomóc ci?

Uprzejmie dziękuję, skoro wy odwaliliście pracę

umysłową, ja mogę chociaż sam to odkopać. W tym

przynajmniej jestem dobry.

Jesteś dobry w wielu rzeczach, Archie – powiedziała

Adrienne, podchodząc bliżej. – Utrzymujesz cały dom we

wspaniałym stanie od kiedy... od kiedy Dorothy odeszła.

Wcale nie odeszła. Wiem, gdzie jest – odparł Archie,

napierając na dłuto. Nacisnął jeszcze raz i deska ustąpiła z

głośnym trzaskiem. Zajrzał do środka. – Taaak – powiedział i

roześmiał się. – To na pewno tu. Co za przemądrzała baba. –

Wyjął spod podłogi kawałek papieru, przeczytał go i podał

Adrienne.

Adrienne trzymała karteczkę tak, by Matt mógł także

odczytać słowa Dorothy:

Twoje ziemskie skarby są schowane tu, pod podłogą, ale

my nigdy więcej nie powinniśmy ukrywać przed sobą naszej

miłości. Jesteś moim światem. Nie kłóćmy się więcej. Całuję

Dorothy.

Archie pochylił głowę, wpatrując się tępo w podłogę.

Ona naprawdę cię kochała – stwierdziła Adrienne.

Te zagadki o tym właśnie świadczą. Dorothy myślała, że

kiedy je rozwiążesz, przekonasz się, jak bardzo jej na tobie

zależy.

Archie powoli pokiwał głową.

Adrienne zrozumiała, że zagadki Dorothy znaczyły dla

Archiego więcej niż całe złoto. Przypomniała sobie jednak o

ukrytym skarbie i wiedziona nagłym zaciekawieniem zajrzała

do otworu w podłodze. Światło lampy oświetlało pokrywki

trzech niewielkich słoików po maśle orzechowym. Adrienne

spodziewała się raczej zobaczyć skórzany worek.

I tam jest złoto? – spytała.

Tak. Trzeba je wyjąć – odrzekł Archie, wycierając

rękawem czoło. – Ten słoik może być wasz, twój i Matta, ten

background image

będzie mój, a trzecim się podzielimy.

Adrienne wzięła słój z rąk Archiego, ale kiedy przyjrzała

się bliżej jego zawartości, poczuła ogromny zawód. Słój

zawierał czarniawą mieszaninę piasku i jakiś drobnych

kamyczków. Wyglądało to raczej na śmieci, a nie na

poszukiwany skarb. Archie musiał się pomylić. Z całą

pewnością nie było to złoto.

– Tak mi przykro –

zwróciła się do Matta. – Miałam

nadzieję, że uda ci się wydostać samolot.

– Na pewno mi s

ię uda – oświadczył, wpatrując się w

zawartość słoja.

Ale to przecież nie może być złoto – wyszeptała.

Jak sądzisz, ile te słoje są warte? – roześmiał się Matt –

Nic, chyba że je sprzedasz po dwa centy w skupie szkła.

A może pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt tysięcy?

– Dolarów? –

zdumiała się Adrienne i spojrzała na

Archiego, który przyglądał jej się z kpiącym uśmieszkiem.

Ona nie wierzy, że to jest złoto, prawda? – spytał.

Ale to niemożliwe! – zawołała Adrienne. – To tylko

piasek i kawałki kamienia, no i nawet się nie błyszczy.

Gdyby się błyszczało, nie byłoby warte zachodu i

rozwiązywania tych zagadek – orzekł Archie, spluwając

zamaszyście na bok. – W naturze to, co się świeci, rzadko jest

prawdziwym skarbem.

Więc to jest naprawdę złoto? Gdybyś mi tego nie

powiedział, wyrzuciłabym te słoje do śmieci.

Całe szczęście, że nie robiłaś tu porządków – roześmiał

się Matt.

W każdym razie jest twoje – oznajmiła Adrienne,

podając mu słój.

Nie, to należy do Archiego – uciął Matt, biorąc słój z jej

rąk. – To bardzo hojny gest, Archie, ale nie możemy tak po

prostu zabrać oszczędności całego twojego życia.

Może wyraziłem się niejasno – powiedział Archie. –

Każda młoda para potrzebuje czegoś na początku wspólnego

życia. Dorothy na pewno chciałaby wam pomóc. Jestem

przekonany.

To bardzo piękny uczynek, Archie – zawahał się Matt,

spoglądając na Adrienne – ale Adrienne i ja... no więc, my

niezupełnie...

Nie ustaliliście jeszcze daty? Nie szkodzi, to nie potrwa

background image

długo. Po cielęcym spojrzeniu, jakim się w siebie wpatrujecie,

widać, że nie możecie się już doczekać chwili, kiedy wreszcie

będziecie naprawdę razem.

Adrienne zaczerwieniła się, tak trafna była ocena, którą

przedstawił Archie. Oczywiście, jest trochę staroświecki i

uważa, że „bycie razem” oznacza małżeństwo, że planowali

ślub i potrzebują pieniędzy na start. Chciała, żeby Matt dostał

pieniądze na swój samolot, ale skoro on sam nie chciał ich

przyjąć, rozumiała to doskonale. Musi się w końcu znaleźć inna

metoda wydostania samolotu z przepaści.

Matt ma rację, Archie – potwierdziła. – Nie czulibyśmy

się w porządku, biorąc twoje złoto.

Do diabła – rzucił Archie z ponurą i rozczarowaną miną

Dorothy zawsze mówiła mi, że nie mam pojęcia o prezentach.

Powiedziała, że nie umiem ich dawać.

Ależ wcale nie – zawołała Adrienne, kładąc dłoń na jego

ramieniu. –

Tyle tylko że... – Nie wiedziała, co powiedzieć.

Matt czuł się równie zmieszany. Odmawiając przyjęcia złota,

urazili uczucia Archiego.

Nie mam wiele powodów do radości – powiedział

Archie. – Od

kiedy tu jesteście, sprawia mi dużą frajdę

obserwowanie was, jak się kłócicie i jak się ze sobą godzicie.

Tak bardzo przypomina mi to Dorothy, że czuję się, jak gdyby

ona sama do mnie wróciła. Ja po prostu...

odwrócił głowę na bok – ja po prostu chcę zatrzymać tę

radość na dłużej. Jeżeli weźmiecie to złoto, w jakiś sposób będę

dalej z wami, stanę się częścią waszej przyszłości, nawet

gdybym nigdy więcej was nie zobaczył.

Dobrze, Archie, weźmiemy połowę – zgodził się Matt,

podchodząc bliżej i obejmując ich oboje ramionami. Głos łamał

mu się ze wzruszenia. – I mówię ci, jeszcze się zobaczymy. Po

tym wszystkim, co przeszliśmy, jesteśmy niemal jak rodzina,

prawda?

Coś w tym guście – przyznał Archie, patrząc na niego

wilgotnymi oczami. –

No to napijmy się za to, co?

Matt spojrzał pytająco na Adrienne, a kiedy skinęła

przyzwalająco głową, powiedział:

Świetnie.

Kiedy Dorothy jeszcze żyła, nie piłem aż tak dużo –

wyznał Archie. Popatrzył na dwa słoje, które trzymał rękach. –

Może teraz też będę mniej pił. Wiem już, co czuła Dorothy, co

background image

czuła do mnie, i tak w ogóle...

Rozumiemy cię – powiedziała Adrienne.

Poza tym jeżeli będziecie mnie odwiedzać, pewnego

dnia przywieziecie ze sobą dzieciaki, a przecież nie możecie im

pokazać takiego starego pijaka.

– Ale... –

żachnęła się Adrienne, odsuwając o krok.

– Wszystko w swoim czasie –

powiedział z uśmiechem. –

Na razie nie mieliście nawet czasu wszystkiego spokojnie

omówić. Zawsze ktoś wam przeszkadzał: albo ja, albo Curtis i

Jef. Ale, ale... Mam pewien pomysł – zastanowił się Archie,

patrząc na Matta. – Pani Potter, moja dobra znajoma, prowadzi

hotelik w Saddlehorn. O tej porze roku na pewno jest zupełnie

pusty. –

Archie splunął i chytrze spojrzał na Matta. – Chciałbyś

może wiedzieć, gdzie go znaleźć?

Wskaż mi tylko właściwy kierunek – odrzekł Matt.

W przeciągu pół godziny Adrienne zdążyła się pożegnać z

Archiem i jechała z Mattem ciężarówką w stronę Saddlehorn.

Uzgodnili, że następnego dnia rano Matt wsadzi ją do autobusu,

jadącego do Tucson. Potem sam wróci do Archiego i spróbuje

uratować to, co pozostało z samolotu.

Adrienne pociągnęła nosem, wspominając łzawe rozstanie

z Archiem.

Naprawdę go polubiłam – powiedziała.

Ja też – przyznał Matt, obejmując ją ramieniem i

przyciągając bliżej siebie.

– Skoro zamie

rzasz u niego zostać przez kilka dni, może

mógłbyś mu wyjaśnić, na czym polega nasz związek, a raczej

na czym on nie polega. Archie już teraz czeka na nasze dzieci!

Dobrze, wyjaśnię mu wszystko – obiecał Matt z

dziwnym wyrazem twarzy. Cofnął ramię i mocno oparł obie

dłonie na kierownicy.

Co się stało? Czy znów powiedziałam coś nie tak?

Powtórzyłaś to samo, co mówisz przez cały czas: że nie

chcesz się ze mną trwale związać.

Wcale nie o to mi chodziło! Właśnie, że chcę się z tobą

związać!

– Taak? W jaki sposób?

No więc, ja... – przerwała, nie wiedząc, co chce

powiedzieć. – Myślę, że są szanse na to, że będziemy razem, ale

w końcu znamy się tak krótko, potrzebujemy jeszcze dużo

background image

czasu, żeby się nawzajem poznać, żeby...

– Bzdura.

Słucham?

O, Boże. Teraz wróciliśmy do uprzejmego, chłodnego

zachowania i dobrych manier. Po tym, co zdarzyło się przez

ostatnią dobę, wszystko, czego o mnie nie wiesz, jest mało

istotne. To samo odnosi się do ciebie. Porozumiewaliśmy się na

podstawowym poziomie życia, na poziomie przetrwania.

Nauczyliśmy się razem pracować, kłócić, godzić i kochać. Do

diaska! –

Zahamował ostro. – Kocham cię! Co jeszcze oprócz

tego się liczy?

Nigdy mi tego nie mówiłeś – zauważyła Adrienne,

wpatrując się w niego, jakby go widziała po raz pierwszy w

życiu.

Byłem trochę zajęty. – Wyłączył silnik i odwrócił się w

jej stronę. – Byłem trochę zajęty rozbijaniem samolotu,

rozpalaniem ognia przy użyciu prochu, zadawaniem się z

facetami z dubeltówką, wężami i linami, które mogą w każdej

ch

wili puścić, no i szukaniem złota i ratowaniem twojego

drogocennego tyłka!

Ależ ja to doceniam!

No więc dlaczego to ja mam przełamywać między nami

lody? Dlaczego to ja mam ci to powiedzieć pierwszy? Żebyś się

potem głowiła, czemu nie powiedziałem tego wcześniej?

No, dobrze! Ja cię też kocham!

No i świetnie! – Matt odwrócił się na siedzeniu i

przekręcił kluczyk. – Więc jedźmy.

Jechali w milczeniu. Adrienne wpatrywała się w

opustoszałą drogę i zastanawiała, czy to prawda, że właśnie

przed chwilą wyznali sobie miłość. Z lewej strony dobiegł ją

stłumiony odgłos. Adrienne uświadomiła sobie, że Matt się

śmieje.

Mówię ci, wciąż nie wiem dokładnie, co się między

nami wydarzy, ale wiem jedno: nie będzie nudno. A teraz

chodź tu bliżej mnie.

Jesteś pewien, że do prowadzenia samochodu wystarczy

ci jedna ręka?

Powinienem się był spodziewać tej uwagi – powiedział

wzdychając Matt – Posłuchaj, prowadziłem ten samochód,

kiedy Jef celował z dubeltówki w części mojego ciała

niezbędne do przetrwania gatunku.

background image

– Och,

Matt, nie miałam o tym pojęcia!

Zamierzasz mi to wynagrodzić?

Jeżeli tylko będę umiała. – Adrienne przesunęła dłonią

po opinających mu biodra dżinsach.

Jestem w pełni przekonany, że ci się to uda. Jechali teraz

główną ulicą Saddlehorn.

– Pensjonat p

owinien być na końcu tej uliczki – orzekł

Matt, skręcając w ciemny zaułek.

Trudno uwierzyć, że takie miejsce w ogóle tu istnieje i

że możemy...

Ależ tak, Adrienne, nie tylko możemy, ale nawet z całą

pewnością to zrobimy.

Adrienne poczuła słodki dreszcz oczekiwania. Przed nimi

światło paliło się na jednym tylko ganku. Pani Potter zostawiała

zapaloną lampę, żeby jej gościom łatwiej było trafić. Drzwi

otworzyła im sympatyczna starsza pani.

– Czy pani Potter? –

spytał Matt – Tak.

Chcielibyśmy tu przenocować, o ile to możliwe.

– Tak, mam wolny pokój –

powiedziała kobieta,

przyglądając się im uważnie.

Skąd jesteście? – spytała. – Wydaje mi się, że skądś

znam tę ciężarówkę.

Przysłał nas Archie.

– Aha! –

To stwierdzenie przełamało wszelkie opory. –

Wejdźcie, proszę, chodźcie. Macie jakiś bagaż?

– Nie –

powiedziała Adrienne. – Nie zamierzaliśmy tu

nocować, ale... ale mieliśmy trochę kłopotów.

– Nic nie szkodzi –

orzekła pani Potter. – Czy mogę wam

w czymś jeszcze pomóc? Przyjaciele Archiego są moimi

przyja

ciółmi.

– Chyba nic nam szczególnego nie trzeba –

odparła

Adrienne. –

Czy to prawda, że rano jeździ tędy autobus?

Tak, kwadrans po dziesiątej. – Pani Potter popatrzyła na

Adrienne. –

Jak się miewa Archie? Bardzo się o niego martwię

od czasu, gdy umarła Dorothy.

Myślę, że teraz czuje się lepiej. Kiedy u niego byliśmy,

znalazł list, który Dorothy napisała do niego tuż przed śmiercią.

To wspaniale. Wyobraźcie sobie, że poznali się z żoną

przypadkiem. Ona zatrzymała się na kawę w barze, a Archie

właśnie tam siedział. Stracił dla niej głowę od pierwszego

wejrzenia, a i ona bardzo go polubiła. Chyba odpowiadało jej,

background image

że Archie jest starszy. Kiedyś powiedziała mi, że z jej słabym

zdrowiem wiązanie się z młodym mężczyzną uważałaby za

oszustwo.

Bardzo się kochali, prawda? – spytała Adrienne.

Tak, chociaż na pierwszy rzut oka nie było tego widać.

Bez przerwy się kłócili.

Słyszeliśmy o tym – wtrącił Matt.

Archie musi was bardzo lubić – ciągnęła pani Potter –

skoro pożyczył wam ciężarówkę. Nieczęsto to robi. Prawdę

mówiąc, chyba nigdy nikomu jeszcze jej nie pożyczył. Ale ja tu

gadam, a wy na pewno chcielibyście odpocząć.

– Tak –

odparł Matt, nie patrząc na Adrienne.

Zaraz pokażę wam pokój. Jak będziecie płacić?

Ja zapłacę – powiedzieli chórem Adrienne i Matt i

popatrzyli na siebie zaskoczeni.

Słuchaj – zaczął Matt – pozwól mi zapłacić. Już i tak

oddałaś mi całe... całą zawartość słoja.

Matt, właśnie w ten sposób wpakowałeś się w całą tę

kabałę: nie oszczędzając własnych zasobów finansowych.

Każdy grosz może ci być potrzebny, żeby wyciągnąć ten

samolot.

To jest równie ważne, jak uratowanie mojego samolotu

rzucił podniesionym tonem Matt, patrząc na nią gniewnie.

Chcecie może zapłacić każde osobno? – spytała pani

Potter, która do tej pory w milczeniu

przysłuchiwała się ich

kłótni.

– Nie! – zawtórowali Adrienne i Matt.

Proszę nam wybaczyć – powiedział Matt z uśmiechem.

Musimy się szybko naradzić – dodał, odciągając Adrienne na

bok. –

O to też musimy się kłócić? – spytał cicho.

Chociaż nie chodzi o dużą kwotę pieniędzy, uważam, że

powinieneś nauczyć się finansowej odpowiedzialności, która...

Matt przerwał wykład, przyciągając ją do siebie i mocno

całując.

Czy pozwolisz mi zapłacić za tę noc grzesznych uciech –

wymruczał, patrząc jej głęboko w oczy – czy zamierzasz

zmarnować cały czas na wykład z ekonomii?

– Matt, ale... –

wyszeptała, czując, że jej ciało pragnie go,

a puls przyśpiesza w rekordowym tempie.

Przestaniesz się kłócić czy nie? – spytał, przyciskając ją

mocniej.

background image

– Tak, ale to nie jes

t metoda rozwiązywania sporów.

– Doprawdy? –

Pocałował ją jeszcze raz, wypuścił z objęć

i podszedł do pani Potter. – Proszę zapisać rachunek na moją

kartę – powiedział. – Przepraszamy za zajmowanie pani czasu.

Zaczynam rozumieć, co Archie w was widzi –

stwierdziła kobieta, śmiejąc się i podchodząc do biurka. –

Kłócicie się zupełnie tak samo, jak on i Dorothy.

Pani Potter zaprowadziła ich do pokoju i pozostawiła

samych.

Pokój był najbardziej ukwieconym pomieszczeniem, jakie

Adrienne kiedykolwiek widziała. Różyczki wszystkich

kolorów, kształtów i rozmiarów pokrywały ściany, dywan i

narzutę na dużym łóżku z kolumienkami oraz ręczniki.

Podejrzewam, że ci się tu nie podoba – rzuciła Adrienne,

spoglądając niepewnie na Matta.

Tak sobie tu stoję i myślę o wszystkich rzeczach, o które

moglibyśmy się pokłócić, panno Burnham – zaczął Matt,

opierając się o framugę. – Na przykład o te wzorki albo kto

będzie spał z której strony łóżka, albo czy okno ma być

zamknięte czy uchylone, albo w jaki sposób należy wyciskać

pastę do zębów z tubki? Mam mówić dalej?

Adrienne zachwycił wygląd Matta. Wciąż był ubrany w

kowbojską koszulę, dżinsy i wysokie buty, pożyczone od

Archiego. Podziwiała jego szerokie ramiona i silne dłonie,

które przez ostatnie kilka godzin tak często chroniły ją od

niebezpieczeństw. Matt, w otoczeniu koronek i różyczek,

wyglądał jak przeniesiony żywcem z innej bajki.

Mogę niby powiedzieć, że wszystko to nic mnie nie

obchodzi, ale ty z pewnością i tak wynajdziesz nowe rzeczy, o

które będziemy się spierać – uzupełnił, podchodząc bliżej.

Poczuła teraz delikatny zapach płynu po goleniu,

zmieszany z bardziej pierwotną, męską wonią.

Mówisz, jakbym była taka strasznie kłótliwa i uparta.

Ty? Ależ skąd! – Matt jednym szarpnięciem rozpiął

koszulę. – Jestem pewien, że kiedy się urodziłaś, od razu

powiedziałaś lekarzowi, że powinien podnieść swoje lekarskie

kwalifikacje. Pewnie nawet poinstruowałaś go, w jaki sposób

ma poklepać twój prześliczny nagi tyłeczek.

Nigdy przedtem nie widziała go w pełnym świetle.

Pożądanie sprawiło, że nie mogła wykrztusić ani jednego

słowa. Patrzyła na jego muskularną pierś i brodawki na wpół

background image

ukryte wśród gęstych, ciemnych włosów. Nigdy przedtem nie

pożądała żadnego mężczyzny tak bardzo, jak właśnie teraz. Na

myśl o gwałtowności rządzących nią emocji ogarniało ją

przerażenie.

Podejrzewam, że wiesz również, w jaki sposób mam cię

kochać – dodał, rzucając koszulę na podłogę – jak mam cię

rozbierać i w jakiej kolejności mam całować różne części

twojego ciała? – Stanął bardzo blisko Adrienne. – Jeżeli tak,

lepiej powiedz mi teraz.

Adrienne zadrżała, gdy Matt zaczął rozpinać guziczki jej

bluzki.

No, słucham – ciągnął, powoli uwalniając guzik za

guzikiem. –

No, powiedz mi, że robię to nie tak, jak trzeba, i

jeśli chcesz, możemy się zaraz o to pokłócić. Możemy kłócić

się aż do końca, aż do szczytu rozkoszy, ale chcę, żebyś

wiedziała o jednym: tym razem ten moment naprawdę

nadejdzie.

Adrienne zwilżyła spieczone usta językiem. Jej serce biło

tak głośno, że Matt z pewnością bez trudu je słyszał.

Powoli, na pozór obojętnie, wyciągnął jej bluzkę z

dżinsów.

Nic mnie nie obchodzi, że nagle do drzwi zacznie

dobijać się dwudziestu zdesperowanych maniaków albo że nad

Saddlehorn nadciągnie tornado, albo dom stanie cały w

płomieniach. Po tym, co razem przeszliśmy, wiem, że wszystko

może się zdarzyć.

Adrienne spojrzała w orzechową głębię jego oczu. Nie

drgnęłaby, nawet gdyby zależało od tego jej życie.

Chcę, żebyś wiedziała, czego się spodziewać –

powiedział cicho miękkim głosem. – Nic, absolutnie nic nie

będzie dziś w stanie powstrzymać mnie od kochania cię aż do

ostatniego tchu.

background image

ROZDZIAŁ 12

Adrienne wyciągnęła ręce i splotła je na szyi Matta.

Zawsze wiedziałam, że jesteś bezczelnym typem –

powiedziała głosem ochrypłym z przejęcia.

– Pewnym siebie.

Więc udowodnij mi to, dzielny pilocie.

Pewnie, że ci to udowodnię – wymruczał, przyciskając

ją mocno do siebie.

Wyszła naprzeciw jego pożądaniu, namiętnie się do niego

przytulając się i ocierając o jego ciało, rozchylając usta, by

powitać jego język. Kiedy wsunął ręce pod jej koszulkę,

uniosła ramiona do góry, żeby łatwiej było mu ją zdjąć. Wtedy

Matt napełnił dłonie bujnością jej ciała i pochylił się, by

skosztować przysmaków, które trzymał w rękach.

Adrienne odchyliła głowę i na moment straciła

wnowagę. Nie patrząc uchwyciła się kolumienki łóżka,

starając się utrzymać na nogach. Matt objął ją w talii ramieniem

i delikatnie zdjął jej rękę ze słupka.

– Adrienne, zaufaj mi –

wyszeptał. – Nie upadniesz. Jesteś

ze mną bezpieczna.

Adrienne zamknęła oczy i rozluźniła się w jego

ramionach, wiedząc, że to prawda, że może pozwolić, by

tryumfowało pożądanie, bo Matt jest tu z nią. Powoli

poprowadził ją i ułożył na kwiecistych poduszkach. Klęcząc,

zsunął jej ze stóp mokasyny. Otwarła oczy i przyglądała się, jak

się nad nią pochyla.

Kocham cię – powiedział czysto i wyraźnie. To

wyznanie najwyraźniej miało zostać usłyszane.

– Wiem –

szepnęła, dotykając jego policzka.

Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.

O tym też wiem – przyznała. Nie mogła w to wątpić po

wszystkim, co dla niej zrobił i zaryzykował.

Tak bardzo cię pragnę – wyznał, gładząc wierzchem

dłoni dolinkę pomiędzy jej piersiami. – Wydaje się, jakbym

czekał na tę noc od wielu lat.

To prawda. Oboje czekaliśmy na nią przez całe życie.

– Tak –

odparł Matt, a oczy mu zabłysły.

Ja też cię kocham – powiedziała Adrienne, przyciskając

jego dłoń do swojego mocno bijącego serca.

background image

Wiem. Czytam to w twoich pięknych brązowych oczach.

Kochaj się ze mną, Matt – wyszeptała. – Pragnę ciebie.

Tak samo mocno, jak ty mnie.

Na ten temat moglibyśmy podyskutować – powiedział,

uśmiechając się lekko i sięgając do zamka u jej dżinsów.

Ale nie będziemy.

– Nie –

wyszeptał, pochylając się do jej ust. Delikatnie

rozsunął zamek. Jego pocałunki, zaborcze i zarazem

pieszczotliwe, tak bez reszty pochłonęły zmysły Adrienne, że

ledwie zauważyła, że Matt zdjął z niej resztę ubrania. Kiedy

odnalazły ją jego palce, mocno chwyciła jego ramiona. Za to

dotknięcie, tam, w samym środku rozkoszy, oddałaby

wszystko, co ma

, i wciąż uważałaby, że dała za mało.

Cieszę się, że przeszliśmy razem przez całe to piekło –

powiedział Matt, patrząc jej w oczy i pieszcząc, aż zaczęła wić

się z rozkoszy. – Dzięki temu nasza miłość ma w sobie więcej

słodyczy.

– Tak –

odparła Adrienne rwącym się głosem. – Och,

Matt... –

wygięła się w łuk, ocierając się o jego dłoń.

A to dopiero początek – wymruczał, klękając u stóp

łóżka i wsuwając się między jej uda. Całował gładką skórę jej

brzucha, w dół, aż po złociste kędziorki. – Czekałem na to, tak

bardzo czekałem na chwilę, w której zapragniesz mi się oddać.

Tak jakby miała jakiś wybór! Jego ciepły oddech na nagiej

skórze obudził w niej taki zryw nieokiełznanej namiętności, że

nie mogła się doczekać tego cudownego, najintymniejszego

pocałunku. Kiedy wreszcie nadszedł ten moment, krzyknęła

głośno ze szczęścia i wplotła palce w jego włosy.

Pieścił ją tak doskonale, że Adrienne była pewna, że zaraz

umrze z rozkoszy. Powiedziała mu to łamiącym się głosem, a

świat wokół nich wirował jak kalejdoskop z płatków róży.

Potem, całując ją powoli i nieśpiesznie, Matt odsunął się lekko i

Adrienne zauważyła jak przez mgłę, że zdejmuje z siebie resztę

ubrania. Usłyszała odgłos rozdzieranego pakiecika. Matt dbał o

nią, o jej dobro.

Poczuła na twarzy jego ciepły oddech, ciężar jego ramion

po obu stronach głowy. Otwarła oczy.

Nikt nie dobija się do drzwi – wyszeptała z uśmiechem.

Nie nadeszło tornado.

– Nic nas nie powstrzyma.

Nic na świecie. – Jego orzechowe oczy rozbłysły.

background image

Więc chodź do mnie – powiedziała, wyginając się w łuk,

by go powitać. Połączyli się, jak gdyby odnaleźli i włożyli na

właściwe miejsce ostatni kawałek układanki, jak gdyby odkryli

jedyne doskonałe zespolenie na całym wielkim świecie.

– Tak –

szepnął Matt, zamykając oczy.

Tak, zawtórowało mu serce Adrienne. To jej mężczyzna,

towarzysz życia, jedyny na całe życie. Nigdy nie wolno jej go

utracić. Nigdy. Objęła go mocniej.

Otworzył oczy i popatrzył na nią, przyśpieszając rytm.

– Tak dobrze, tak wspaniale –

szeptał zdyszany. –

Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem... Adrienne, och,

Adrienne, moje kochanie.

Kocham cię – zawołała, czując jak napięcie narasta.

Objęła go nogami, a Matt mruczał z rozkoszy, wchodząc w nią

głębiej.

Gdy rytm jej poruszeń stał się silniejszy, Matt dostosował

się do jej tempa.

– Teraz –

wykrzyknął. – Teraz! Teraz!

Adrienne naparła na niego, czując, jak fale rozkoszy

spadają na nią kaskadami, w rytm jego ruchów. Powoli Matt

rozluźnił się i oparł policzek na jej piersi. Przytuliła jego głowę

i zamknęła oczy. Teraz, nareszcie, była już pewna.

Pozycja, w której się znajdowali była na dłuższą metę

dość niewygodna, więc gdy ich oddechy trochę się uspokoiły,

Matt poszedł do łazienki, a Adrienne zrzuciła z łóżka narzutę i

ozdobne poduszeczki. Łóżko było niezwykle wygodne.

Adri

enne westchnęła, z rozkoszą wyciągając się i przykrywając

kołdrą. Matt wrócił do pokoju i podniósł z podłogi spodnie.

Ubierasz się? – spytała, napawając się widokiem jego

pięknego nagiego ciała.

– Nie. –

Matt włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej

ki

lka małych paczuszek. – Zaopatrzenie – wyjaśnił z

uśmiechem.

Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć? – spytała,

czując, jak na myśl o tym przebiega ją dreszcz oczekiwania.

Myślę, że to całkiem możliwe – przyznał. – Jeżeli uda mi

się cię znaleźć. Cała jesteś różowiutka, możesz mi się zgubić w

tym różanym ogródku, który pani Potter nazywa sypialnią.

Wiedziałam, że ci się nie spodoba – powiedziała

Adrienne, opierając się na łokciu.

background image

Mylisz się. Bardzo mi się podoba. Powinniśmy chyba w

ten sposób ozdobić naszą sypialnię, na pamiątkę tej nocy.

Naszą sypialnię? Nie mamy sypialni, Matt.

– Jeszcze nie. –

Przyciągnął ją bliżej i pokrył jej twarz

delikatnymi pocałunkami. – Adrienne, wyjdź za mnie za mąż.

Kochaj się ze mną do końca życia, w sypialni pełnej różyczek.

– Tak –

westchnęła, przysuwając się bliżej. – Oczywiście,

wyjdę za ciebie za mąż.

Naprawdę? – Wpatrywał się w nią zaskoczony. – Byłem

pewny, że przynajmniej na początku się ze mną nie zgodzisz.

A o czym tu niby dyskutować?

Wcale nie chciałem dyskutować. Myślałem tylko, znając

ciebie, że zanim podejmiesz taką ważną decyzję, będziesz

chciała omówić mnóstwo kwestii.

Nie, nie chcę. – Matt zajmuje w jej sercu niepodważalne

miejsce. Adrienne chciała poślubić tego mężczyznę. Była tego

pewna, jak niczeg

o dotąd w swoim życiu.

Ale znasz mnie przecież od niedawna. – Matt wydawał

się zagubiony. – Zaraz, to ty powinnaś to powiedzieć, a nie ja!

Chyba już wiem o tobie prawie wszystko, co powinnam.

Te kilka godzin mogłoby z powodzeniem zastąpić całe życie.

– No... no, tak. –

Matt zamyślił się na chwilę i zmrużył

oczy. –

A więc krótkie narzeczeństwo czy długie?

– Krótkie.

Ślub wystawny czy kameralny?

– Kameralny.

Naprawdę mnie zaskakujesz. Sam bym tak

zadecydował.

Czy jesteś rozczarowany, że nie mamy się o co

pokłócić? – spytała śmiejąc się Adrienne.

Powiedzmy, że jestem podejrzliwy. Przy tobie nic nie

było do tej pory proste. – Opadł na poduszki.

Może zaczynamy nowy rozdział w życiu i wszystko od

tej pory będzie proste? – powiedziała, pieszcząc go pod kołdrą.

– Dotykaj mnie dalej w ten sposób –

westchnął Matt,

zamykając oczy – a uwierzę we wszystko, co tylko mi powiesz.

Więc mi uwierz: kocham cię i zamierzam przeżyć z tobą

przepiękne życie. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.

Matt przewrócił się na bok i wziął ją w ramiona.

Panno Burnham, ma pani niezwykły dar przekonywania.

Prawdę mówiąc, jeżeli tak dalej pójdzie, możemy nigdy więcej

background image

się nie pokłócić. – Pocałował ją i znów zaczął ją kochać.

Lekkie pukanie do drzwi sypialni obudziło Adrienne. Matt

spał obok, wtulony w ciepło jej ciała. Promienie słońca

przekradały się zza kwiecistych firanek. Adrienne wygramoliła

się z łóżka, owinęła się ciasno dużym ręcznikiem i podeszła do

drzwi.

– Tak? –

spytała cicho.

Przyniosłam śniadanie – oznajmiła pani Potter. – Myślę,

że czas wstawać, jeżeli ma pani złapać ten autobus.

Dziękuję bardzo. Która jest godzina?

Wpół do dziewiątej. Stawiam tacę przed drzwiami.

Dziękuję. Dziękuję bardzo. – Adrienne odczekała, aż

kroki na schodach ucichną, potem otworzyła drzwi i pochyliła

się, żeby przysunąć tacę.

Ale piękny widok – usłyszała za plecami głos Matta.

Odwróciła się gwałtownie i ręcznik spadł na podłogę.

– A teraz jeszcze lepszy. –

Matt obserwował ją, oparłszy

głowę na stercie poduszek.

– No, tak –

powiedziała Adrienne, zamykając drzwi. –

Robię co mogę, żeby ci podać śniadanie, a ty się ze mnie

wyśmiewasz.

Wcale się nie wyśmiewałem. To był wyraz najwyższego

uznania. No, proszę. Chcę zobaczyć, jak się schylasz po tę tacę.

– Doprawdy? –

Adrienne wróciła do łóżka i powoli

podczołgała się w jego stronę. Zauważyła, że Matt wpatruje się

w jej piersi. Uśmiechnęła się z satysfakcją.

Myślę, że to ja chciałabym dostać śniadanie do łóżka –

oświadczyła, pochylając się nad nim i pozwalając koniuszkom

piersi ocierać się o jego ramię. – Możesz przynieść tacę?

– Nie w moim obecnym stanie.

Ale możesz przecież użyć ręcznika – wyszeptała,

delikatnie skubiąc ustami jego dolną wargę.

Mam go powiesić na tym naturalnym wieszaku? –

spytał, przewracając ją na plecy. – Myślisz, że taka z ciebie

mądrala?

– Tak –

zaśmiała się Adrienne.

Ale nie jesteś aż taka sprytna – powiedział Matt,

odrzucając na bok kołdrę – bo twoje śniadanie będzie, niestety,

zimne.

background image

W jakiś czas później Matt założył dżinsy i przyniósł tacę.

Świeże bułeczki wprawdzie ostygły, ale kawa w termosie była

wciąż gorąca.

Od dziś zostanę chyba zwolennikiem zimnych bułeczek

na śniadanie – powiedział Matt, oblizując z palców resztki.

Siedzieli przy stoliku, na starych krzesłach z wysokim

oparciem: Matt miał na sobie tylko dżinsy, a Adrienne owinęła

się kołdrą.

Może nawet zechcesz zamieszkać na stałe w

Saddlehorn?

Tylko pod warunkiem, że Jef i Curtis stąd się wyniosą.

Adrienne wzięła filiżankę w obie dłonie i popijała kawę

powoli, wpatrując się w Matta.

– Wyg

lądasz na szczęśliwą – powiedział Matt z

uśmiechem.

Jestem szczęśliwa.

Wiem. Kochasz mnie dla mojego złota.

– Nie. –

Adrienne roześmiała się. – Ale skoro o tym już

mowa, mam pewien pomysł. Powiedzmy, że twoja część złota

Archiego jest przy ostrożnych szacunkach warta dwadzieścia

pięć tysięcy dolarów.

A czemu nie trzydzieści pięć, szacując to z rozmachem?

Adrienne spojrzała na niego surowo.

Żartowałem – poddał się Matt, podnosząc ręce do góry.

Ale szkoda, że nie widziałaś teraz wyrazu swojej twarzy.

Kojarzył mi się z nożycami do przycinania krzewów.

Próbuję tylko z tobą poważnie porozmawiać.

To niełatwe, kiedy jesteś owinięta kwiecistą kołdrą.

Wyobraź sobie, że jestem kompletnie ubrana i siedzę w

biurze.

Wolałbym wyobrażać sobie ciebie całkiem nagą w

łóżku.

Matt, przestań. Jestem z wykształcenia doradcą

finansowym. Chcę ci udzielić porady.

W porządku – powiedział Matt, ale na jego twarzy

pojawił się ostrożny, niepewny wyraz. Adrienne zignorowała

to ostrzeżenie. Matt na pewno zrozumie, że jej rada jest słuszna.

Ile pieniędzy potrzeba, żeby wydobyć samolot z kanionu

i go naprawić?

Sporo, szczególnie z takiego miejsca. Kadłub jest w

niezłym stanie, ale silnik jest chyba poważnie uszkodzony.

background image

– Tak z grubsza, ile? –

nalegała Adrienne.

– Pow

iedzmy, że całe dwadzieścia pięć tysięcy.

Matt, to oznacza powrót do punktu wyjścia – oceniła

Adrienne, opierając łokcie na stole.

Tak. Niezły ze mnie szczęściarz, no nie? – Matt

uśmiechnął się do niej. – No, jestem niezupełnie w punkcie

wyjścia – dodał, przesuwając palcem po jej nagim ramieniu. –

Jeśli chodzi o najważniejsze kwestie, posunąłem się bardzo

daleko naprzód.

Mógłbyś posunąć się daleko naprzód we wszystkich

kwestiach –

stwierdziła Adrienne, splatając dłoń z jego dłonią.

– W jaki sposób? –

spytał Matt.

– Sprzedaj samolot.

Sprzedać samolot? Chyba żartujesz.

Znajdź najtańszy sposób wyciągnięcia części z kanionu,

sprzedaj je i zainwestuj pieniądze, które dostałeś od Archiego.

W piątek otrzymałam informacje o akcjach, które na pewno...

– Zaczekaj. –

Matt cofnął dłoń. – Wtedy nie miałbym

samolotu. Nie mógłbym zacząć ze swoją firmą.

I tak nie powinieneś był tego robić. Miałeś za mały

kapitał. Nie było cię stać na ubezpieczenie inwestycji. Ale teraz

masz okazję to naprawić. Pozwól mi popracować nad twoim

majątkiem, powiększyć go. Kiedy będziesz kupował następny

samolot, twoje finanse zapewnią ci bezpieczeństwo.

– A ile to zajmie czasu? –

Matt potrząsnął głową.

Nie jestem pewna. Najpierw musimy zobaczyć, ile

zarobisz na sprzedaży samolotu, no i jaka jest sytuacja na

rynku. Z inwestycjami nie można się zanadto spieszyć, ale z

czasem...

Tydzień? Miesiąc?

Oczywiście, że dłużej. – Adrienne potrząsnęła głową. –

Matt, jestem pewna, że teraz już rozumiesz, jak duże podjąłeś

ryzyko. Myślałam, że wypadek skłoni cię do ostrożności.

A ja myślałem, że ten weekend nauczy cię czegoś wręcz

przeciwnego. –

Matt odstawił filiżankę i wstał od stołu.

A cóż to ma niby oznaczać? – odcięła się bez

zastanowienia Adrienne. Natychmiast zapragnęła odwołać te

s

łowa, zmienić ton głosu. Zaczął ją boleć żołądek. Przedtem ich

kłótnie były wyzwaniem, niemal przyjemnością, ale teraz

wcale nie chciała walczyć z Mattem. Gra szła o zbyt wysoką

stawkę.

background image

To znaczy, że życie trzeba łapać w locie – powiedział

Matt, odwracaj

ąc się w jej stronę i zaciskając pięści. – Bo nigdy

nie wiadomo, co czeka cię jutro, ani jak długo będzie nam dane

cieszyć się światłem dnia. Mój Boże, po tym wszystkim, co

przeszliśmy, jak możesz mówić mi o wybieraniu bezpiecznej

drogi?

– Nie rozumiem, ja

k możesz myśleć inaczej! O mały włos

nie straciłeś wszystkiego. I teraz nie chcesz zabezpieczyć się

przed podobnym ryzykiem? –

Adrienne wstała, owijając się

kołdrą.

Wiem, że bezpieczeństwo to złuda. Wiem, że można

stać na krawędzi katastrofy, i nagle nadchodzi cud, wszystko

układa się pomyślnie. Tak było z tym złotem. Tak było zawsze,

w całym moim życiu! Mam talent do wychodzenia cało z

opresji. Mając połowę złota Archiego, byłbym kompletnym

durniem, gdybym nie naprawił samolotu i nie otworzył szkoły

pilo

tażu. Jak mógłbym zaprzepaścić taką szansę?!

Adrienne z trudem przełknęła ślinę. Matt nic się nie

zmienił. Być może, gdyby Archie nie dał mu złota, Matt

zrozumiałby nareszcie, że nie można zawsze liczyć na łut

szczęścia. Ale złoto jest, a Matt uważa je za dowód na to, że

jego osobiste szczęście nigdy go nie opuści. Adrienne nie

wierzyła w cuda. Wierzyła za to w staranne planowanie.

Zaczęła dygotać z zimna. Dwa razy rozpoczynała zdanie,

które boleśnie pulsowało w jej głowie. Wreszcie udało jej się

wykrztusić:

Nie mogę poślubić człowieka, który myśli w taki

sposób.

background image

ROZDZIAŁ 13

Orzechowe oczy Matta zabłysły bólem. Na jego twarzy

pojawił się wyraz rezygnacji.

Przez cały czas oczekiwałem, że to właśnie powiesz.

Bałem się, że cała ta słodycz i uległość nie są szczere.

Po wszystkim, co się zdarzyło, myślałam, że się choć

trochę zmieniłeś!

A ja myślałem, że to ty się zmieniłaś! – krzyknął Matt –

Chyba oboje spodziewaliśmy się cudu, tego, że jak w kinie

każde z nas nagle stanie się taką osobą, jaką pragnie widzieć

druga strona. Ale to jest życie, a nie film.

– Matt –

błagała Adrienne. – Czy ty nie rozumiesz, że...

– Nie. Nie rozumiem –

przerwał Matt ponurym głosem. –

Nie wyobrażam sobie, że mógłbym żyć, postępując zgodnie z

twoimi głupimi zasadami. A ty nie akceptujesz mojego sposobu

życia, wiec jesteśmy kwita.

Ale ja cię kocham.

Doprawdy? Miłość nie każe zmieniać ludzi na swój

obraz i podobieństwo.

Miłość nie pozwala zachowywać się w

nieodpowiedzialny sposób, jeżeli dotyczy to również innych!

– Mówisz,

że jestem nieodpowiedzialny? – spytał Matt po

chwili milczenia. – Ty, osoba, która jeszcze kilka godzin temu

zgodziła się zostać moją żoną, a teraz nagle zmieniła zdanie?

Chyba zbyt długo z tobą przebywałam – powiedziała

Adrienne, tłumiąc szloch.

– No, t

emu da się łatwo zaradzić – stwierdził Matt,

odwracając się do niej tyłem. Jego rysy zastygły w wyrazie

tępego bólu. – Saddlehorn nie jest zbyt dużym miejscem –

oświadczył, zakładając koszulę i buty. – Na pewno ktoś wskaże

ci drogę na przystanek.

Wyjeżdżasz? – Łzy płynęły jej po policzkach.

– Czemu nie. –

Matt założył buty i wsunął portfel do tylnej

kieszeni spodni. –

Najwyraźniej wcale ci nie jestem potrzebny

powiedział i wyszedł z pokoju nie oglądając się za siebie.

Adrienne przebyła drogę autobusem do Tucson w stanie

zupełnego otępienia. Jeszcze z Saddlehorn zadzwoniła do

swojej współlokatorki, Margaret, która wyszła po nią na

background image

dworzec autobusowy, zawiozła do domu i zapakowała do

łóżka.

Adrienne opowiedziała Margaret całą historię dopiero w

poniedziałek. Tego samego dnia zerwała z Aleksem.

Ten wieczór Adrienne i Margaret spędziły razem w domu.

Siedziały w kuchni i jadły pizzę.

Coś mi się tu nie zgadza – oznajmiła Margaret. – Jeżeli

Matt jest dla ciebie zbyt nieodpowiedzialny, czemu w takim
razie zerw

ałaś z Aleksem, najbardziej odpowiedzialnym

facetem na świecie?

Musiałam – wyznała Adrienne – bo dzisiaj dopadł mnie

na korytarzu w pracy i próbował mnie pocałować.

Pewnie za tobą tęsknił. Był bardzo smutny, kiedy

wczoraj powiedziałam mu, że nie może się z tobą natychmiast

zobaczyć. Ale masz rację, to nie jest całkiem w porządku, jeśli

facet łapie cię nagle i w pracy bierze się do całowania.

To, że byliśmy w pracy, wcale mi aż tak nie

przeszkadzało. Najgorsze, że nie mogłam znieść myśli o

pocałowaniu Aleksa. Nigdy w życiu.

– Aha –

mruknęła Margaret, sięgając po następny kawałek

pizzy.

Czemu tak mi się dziwnie przyglądasz?

Zazwyczaj kiedy nie mogę znieść, żeby mnie ktoś

całował, szczególnie jeśli jest to ktoś przystojny i miły, tak jak

Aleks, oznacz

a to, że jestem do szaleństwa zakochana w kimś

innym. To efekt naszej wrodzonej skłonności do monogamii.

Podejrzewam, że ze mną jest tak samo.

Przyznajesz, że jesteś zakochana w facecie, z którym

spędziłaś ten szalony weekend? W tym nieodpowiednim,

nieodpowiedzialnym pilocie?

– Chyba tak –

pokiwała głową Adrienne.

I co zamierzasz zrobić?

Nic. To mi musi przejść. Proste!

Oczekiwanie na to, że miłość do Matta jakoś jej przejdzie,

nie było wcale takie proste. Adrienne zresztą nawet się tego nie

spodzi

ewała. Ale musi jej się to udać. Nie postąpi przecież tak

jak jej siostry. Nie pozwoli sobie na luksus poślubienia kogoś w

imię nieobliczalnych emocji, takich jak miłość, która czyni

człowieka ślepym na realia życia.

Pierwszym trudnym zadaniem było odesłanie Archiemu

background image

ubrań Dorothy. Adrienne nie czuła się na siłach rozmawiać

bezpośrednio z Archiem, więc zadzwoniła do pani Potter i

zapytała, jak ma zaadresować paczkę. Pani Potter opowiedziała

jej ze szczegółami o operacji wyciągania samolotu z kanionu,

która

przykuwała uwagę całego miasteczka. Adrienne

skończyła rozmowę jak tylko mogła najszybciej, zapakowała

uprane rzeczy i skreśliła do Archiego krótki liścik z

podziękowaniami. Napisała, że jest bardzo zajęta pracą, ale za

kilka miesięcy postara się go odwiedzić.

Drugi problem zrodził się w tydzień później, kiedy dostała

najeżony błędami ortograficznymi list od Archiego, który

chciał się dowiedzieć, co się dzieje z Mattem. „Matt jest ponury

i zły jak zbity szczeniak” – pisał Archie. Adrienne nie

odpowiedziała na ten list, ale jakoś nie mogła się zdobyć na to,

żeby go wyrzucić.

Potem nastąpiła dłuższa cisza. Życie Adrienne weszło w

stare, znane koleiny i potoczyło się naprzód. Jak zwykle

pracowała przy jednym z sześciu biurek, ustawionych pośrodku

biura maklersk

iego C. D. Girard and Sons. Od każdego z

początkujących pracowników wymagano codziennie odbycia

co najmniej pięćdziesięciu rozmów telefonicznych z

potencjalnymi klientami. Oprócz tego co sześć tygodni każdy z

nich pracował jako szef biura, obsługując przychodzących tam

interesantów.

Poza Sharon, recepcjonistką, Adrienne była jedyną

kobietą w całym budynku. Plotka, że zerwała z Aleksem,

rozniosła się po biurze lotem błyskawicy. Większość mężczyzn

zwarła szeregi, tworząc nieprzebyty front. Żarciki i przycinki,

do tej pory łagodne, nagle stały się ostre i niewybredne.

Pomimo napięcia Adrienne wciąż uważała pracę za

wspaniałe wyzwanie i pogrążyła się w niej po uszy. Zamiast

telefonować do pięćdziesięciu klientów, starała się zadzwonić

do stu. P

rzychodziła wcześnie i zostawała do późnego

wieczora. Zawsze była w biurze w momencie zamknięcia

nowojorskiej giełdy, o godzinie drugiej czasu lokalnego.

Ten tryb pracy zaczynał przynosić widoczne rezultaty,

chociaż wiele osób wciąż wolało, żeby w kwestiach

finansowych udzielał im porad mężczyzna. Adrienne była już

na to uodporniona i nauczyła się koncentrować na klientach,

którzy pomimo wszystko chcieli z nią współpracować.

W pracy pomagała jej nowo zdobyta wiara we własne siły.

background image

Po pokonaniu tylu przeszkód

, które spiętrzyły się przed nią w

ciągu owych pamiętnych dwu dni, zadzwonienie do setki

obcych ludzi dziennie było doprawdy błahostką. Nawet

przewidywanie zachowania rynku stało się jakby zbyt proste.

Adrienne wstyd było przyznać się nawet przed sobą samą, że

zaczyna to być wręcz nudne.

Stanowczo broniła się przed myślą, że jej życie jest zbyt

przewidywalne, zbyt spokojne i uporządkowane. Pewnego dnia

jeden z klientów opowiedział jej o wycieczkach kajakowych po

rwących górskich strumieniach, a Adrienne skwapliwie

zapisała sobie nazwę firmy, która je organizowała.

Kiedy lepiej się nad tym zastanowiła, stwierdziła, że

ryzyko jako takie wcale jej nie pociąga, ale stanowi sposób,

żeby powróciły uczucia, których doświadczyła u boku Matta:

podniecenie, radość i... miłość. Adrienne podarła informację o

spływie kajakowym na drobne kawałeczki. Jej uczucia do

Matta kiedyś w końcu muszą osłabnąć, wyblaknąć i zniknąć jak

letnia opalenizna.

Praca pozostawała jej głównym zajęciem i źródłem

pociechy przez cały deszczowy listopad. Adrienne obiecała

sobie, że na Święto Dziękczynienia pojedzie do Utah, do

rodziców, zaraz po ogłoszeniu wyników osiągniętych przez

poszczególnych maklerów w tym miesiącu. Tym razem udało

jej się prześcignąć nie tylko wszystkich nowych pracowników,

ale również kilku doświadczonych, starszych kolegów. W

poniedziałek i wtorek zdobyła dwu nowych klientów; jeśli

środa będzie równie udana, z pewnością dopnie swego.

W środę, w przeddzień Święta Dziękczynienia, Adrienne

pracowała wytrwale, dzwoniąc do osób umieszczonych na jej

liście. Tego dnia jednak większość ludzi zajęta była

przygotowaniami do świąt, sprzątaniem i gotowaniem, i nikt

nie miał głowy do rozmów o akcjach i kapitale.

W południe odsunęła dolną szufladę biurka i wyjęła z niej

drugie śniadanie. Nagle uświadomiła sobie, że nie jest w stanie

zjeść jeszcze jednego takiego samego posiłku. Miała już dość

tego zdrowego jedzenia, takiego samego, niezmiennego od

wielu, wielu dni. Może po prostu potrzebne jej są krótkie

wakacje, pomyślała, chowając śniadanie do szuflady.

Postanowiła, że wyjedzie z miasta zaraz po zamknięciu giełdy.

W ten sposób znajdzie się w Utah już następnego dnia rano.

Z radością pomyślała o czekającej ją podróży. W drodze

background image

powrotnej być może zatrzyma się w Saddlehorn. Może

pojedzie na

rowerze Dorothy aż nad kanion. Może...

Rozmarzyła się pani, panno Burnham? – Przy jej biurku

stał zastępca dyrektora, marszcząc groźnie brwi. –

Spodziewałem się zastać panią przy pracy – powiedział,

poprawiając krawat. – Nie przypuszczałem, że pozwoli pani

sobie na zaniedbania teraz, kiedy ma pani tak dobre wyniki. A

może obmyślała pani właśnie menu na jutrzejszy wystawny

obiad?

Niestety, nie jestem szczególnie dobrą kucharką, panie

Dannenger –

odpowiedziała zaciskając zęby. – Jadę do Utah.

– Ach tak, j

edzie pani do rodziców. Czy wiedzą już, jaki z

pani doskonały pracownik?

Zanim zacznę się przechwalać, wolę poczekać na

końcowe wyniki.

Słusznie – powiedział Dannenger. – Bardzo słusznie.

A więc, jeśli pan pozwoli, wrócę do mojej pracy.

Świetnie.

A

drienne podniosła słuchawkę i spojrzała na listę

nazwisk. Wcale nie chciało jej się dzwonić do tych ludzi. Co

gorsza, przestało jej właściwie zależeć na pobiciu rekordu

wyników. Dannenger zatrzymał się jeszcze na chwilę przy jej

biurku. Uśmiechnęła się do niego szeroko, ale gdy tylko

wyszedł, ze złośliwą satysfakcją pokazała mu język.

Jej gest został skwitowany znajomym, stłumionym

śmiechem. Matt! Adrienne odwróciła się błyskawicznie i

zobaczyła go, jak stoi oparty o niskie biurowe przepierzenie.

Poderwała się, ogarnięta nagłą radością.

– Matt, jak ty... –

Zawahała się nagle. Ostatnie słowa, jakie

ze sobą zamienili, nie były szczególnie przyjazne. Nie powinna

cieszyć się, że go widzi. Ale jednak cieszyła się tak bardzo, że

cała aż drżała z radosnego podniecenia. – Co ty... to znaczy...

Sharon nic mi nie mówiła... zaskoczyłeś mnie!

Przekonałem Sharon, że jesteśmy starymi znajomymi i

że nie ma potrzeby uprzedzać cię o mojej obecności.

Adrienne stała w milczeniu, rozkoszując się widokiem

Matta, ubranego w brązową, skórzaną kurtkę i jasne spodnie.

Wręcz emanował seksem.

– Rozumiem –

powiedziała Adrienne, nie wiedząc, co

teraz zrobić. Z całego serca pragnęła, żeby Matt został z nią,

choćby tylko przez krótką chwilę. Jego obecność, śmiech, który

background image

czaił się w orzechowych oczach, dodawały jej sił do życia.

Może usiądziesz? – zaproponowała w końcu.

Nie, dziękuję. Myślałem, że może zjemy razem lunch.

– Lunch? –

Adrienne pomyślała o minie pana Dannengera.

Ktoś musiałby ją tu zastąpić. W firmie nie było to zbyt dobrze

widziane. Poza tym wychodząc, straci przynajmniej jedną

godzinę pracy.

Bardzo chętnie – odparła po chwili wahania, czując

nagły przypływ podniecenia, które zawsze wiązało się w jej

myślach z osobą Matta.

Zdjęła płaszcz z wieszaka, podniosła torebkę i podeszła do

kolegi, siedzącego przy sąsiednim biurku.

– Thorndyke? –

zawołała. Sąsiad podniósł się bez chwili

zwłoki i Adrienne uświadomiła sobie, że cały czas gorliwie

podsłuchiwał ich rozmowę.

Słucham? – spytał.

Czy mógłbyś mnie zastąpić? Wychodzę na lunch.

Na lunch, w ostatnim dniu miesiąca? – zdziwił się.

– Tak. Zrobisz to dla mnie? –

spytała krótko Adrienne.

Tylko pod warunkiem, że dasz mi zastępstwo do końca

dnia.

– Dobrze. Powiem to Sharon.

Taak, w porządku. – Potrząsnął z niedowierzaniem

głową. – Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Przecież ty nigdy nie

wychodzisz na lunch.

Coś się mogło zmienić – powiedziała Adrienne,

podchodząc do Matta. Wciągnęła głęboko powietrze,

rozkoszując się silnym zapachem jego płynu po goleniu.

– Nigdy nie wychodzisz z biura? –

spytał Matt,

spoglądając na nią.

– Nie zaczynaj, dobrze? –

poprosiła Adrienne. –

Spróbujmy być dla siebie nawzajem mili. Chyba możemy zjeść

lunch jak cywilizowani ludzie, nie kłócąc się?

A kto się niby kłóci?

Wiem, do czego zmierzałeś. Miałeś zamiar znowu

zrobić mi wykład na temat tego, że niedobrze robię, unikając

radości życia codziennego.

Może gdybyś wyszła czasem z biura, nie musiałabyś

odreagowywać stresu, przedrzeźniając swojego szefa –

roześmiał się Matt.

– O czym ty w ogóle mówisz? –

spytała, czerwieniąc się i

background image

modląc w duchu, żeby nikt nie usłyszał tej uwagi.

Sharon obserwowała ich z uśmieszkiem na ustach.

Thorndyke zgodził się mnie zastąpić do końca

dzisiejszego dnia –

powiedziała Adrienne.

Naprawdę? – spytała Sharon, z trudem usiłując ukryć

zaskoczenie. –

Już nie wracasz?

Oczywiście, że wrócę, ale zgodziliśmy się, że tak będzie

uczciwiej. Przysługa za przysługę.

A jeśli Adrienne by już dzisiaj nie wróciła? – spytał

Matt, stając odrobinę bliżej recepcjonistki.

– Ja na pew

no wrócę – powiedziała Adrienne, nim Sharon

zdążyła ochłonąć wystarczająco, by udzielić odpowiedzi. –

Będę tu jak zwykle o drugiej, na zamknięcie giełdy.

– O drugiej? Czy to konieczne? –

spytał Matt, spoglądając

na zegarek. –

Teraz jest wpół do pierwszej.

Muszę wrócić przed drugą. Mamy godzinę.

Dobrze

przystał Matt, najwyraźniej siłą

powstrzymując się od dalszych uwag. – Godzina to godzina.

Wyszli przed budynek i Adrienne rozejrzała się, szukając

wzrokiem jego czerwonej corvetty. Matt wziął ją pod ramię i

poprowadził do małej, czterodrzwiowej hondy.

Co się stało z twoim starym samochodem? – spytała

Adrienne, starając się zachować spokój pomimo ciepłego

dotyku jego dłoni na ramieniu.

Teraz jeżdżę tym – odparł Matt – Och.

Otworzył drzwi z prawej strony i pomógł jej wsiąść.

Samochód był wyposażony mniej niż skromnie. Matt wsiadł i

uśmiechnął się do Adrienne.

Podoba ci się?

A co tu jest niby do podobania, pomyślała Adrienne.

Samochód nie był zły, ale zupełnie nie pasował do tego

mężczyzny.

Na pewno jest bardzo oszczędny – powiedziała.

Bardzo oszczędny – powtórzył Matt, kiwając głową.

– No i ma bardzo praktyczny kolor. – Adrienne

zastanawiała się, czemu właściwie czuje się tak bardzo

rozczarowana. Sprzedając swoją corvettę, Matt postąpił bardzo

rozsądnie. Jako doradca finansowy, sama by mu to zaleciła. I z

taką radą Matt z całą pewnością by się nie zgodził.

Matt jechał ostrożnie, respektując wszystkie ograniczenia

prędkości. Nie próbował nawet zaczynać rozmowy.

background image

Jak się miewa Archie? – spytała wreszcie Adrienne.

Dobrze. Przesyła ci pozdrowienia.

Wiedział, że zamierzasz się ze mną spotkać?

– Tak.

Jeżeli kiedykolwiek marzyła o tym, że Matt Kirkland

może kiedyś powrócić do jej życia, z pewnością nie tak sobie to

wyobrażała. Oczekiwałaby raczej, że wpadnie jak burza i

porwie ją ze sobą. Prawdę mówiąc, tego właśnie się

spodziewała, kiedy go dziś ujrzała. Być może zabiera ją na

lunch w jakieś szalenie ekscytujące, cudowne miejsce. Może

chce ją zaskoczyć.

Samochód zatrzymał się przed tanią restauracją.

I jak, może być? – spytał Matt, odwracając się w jej

stronę.

– T... tak –

wyjąkała. – Ceny tu są całkiem przystępne.

Zgadza się – przytaknął Matt. – Sprawdzałem.

Sprawdzałeś?

Oczywiście. Nie mogę przekroczyć mojego budżetu.

– Bud

żetu?

Znów się do niej uśmiechnął, tym dziwnym,

pozbawionym wyrazu uśmiechem, który zupełnie do niego nie

pasował.

Tak, budżetu – potwierdził. – Wejdziemy?

Skinęła głową, zupełnie nie wiedząc, co o tym wszystkim

myśleć. Czy to możliwe, żeby czyjaś osobowość uległa tak

drastycznym zmianom?

Kiedy usiedli, Adrienne zamówiła stek z mnóstwem

dodatków, a Matt sałatkę z tuńczyka. Zupełnie jakby zamienili

się rolami. Adrienne miała nadzieję, że Matt zaproponuje jej

wino. Ponieważ jednak tego nie zrobił, zamówiła wodę

mineralną. Matt poprosił o kawę. Bez kofeiny.

– No, dobrze –

odezwała się w końcu. – Dlaczego

przyszedłeś dziś do mojego biura?

– W interesach –

odpowiedział, nie patrząc na nią.

Na dźwięk tego beznamiętnego stwierdzenia nadzieja, że

Matt ma na myśli coś niezwykle romantycznego, rozwiała się

jak dym. Ale skoro on może udawać, że nigdy dla siebie nic nie

znaczyli, ona, Adrienne, też potrafi świetnie zagrać swoją rolę.

– Jakie to interesy? –

spytała.

Skorzystałem z twojej rady i sprzedałem samolot komuś,

kogo stać na naprawę i ubezpieczenie.

background image

– Rozumiem –

potaknęła Adrienne. Teraz miała naprawdę

ochotę zacząć krzyczeć. A więc zrobił to. Teraz, kiedy było już

za późno, kiedy najwyraźniej stracił do niej wszelkie uczucia.

Zacisnęła dłonie na rogu serwetki, za wszelką cenę starając się

zachować spokój.

No, więc mam trochę pieniędzy, które chciałbym

zainwestować. To samo zresztą dotyczy Archiego.

Chcielibyśmy, żebyś się tym zajęła.

– Dlaczego akurat ja?

Obaj jesteśmy przekonani, że jesteś bardzo dobra w

swoim zawodzie –

powiedział, patrząc na nią uważnie.

Adrienne poczuła nagle, że zaraz wybuchnie histerycznym

śmiechem. Wyobrażała sobie, że lunch z Mattem będzie czymś

nadzwyczajnym, odmianą w codziennej rutynie, ucieczką od

monotonii pracy. Teraz okazało się, że czy tego chce, czy nie,

jest to spotkanie w interesach. Najwyraźniej szalone sytuacje

nie były jej już pisane.

– O jaki rodzaj inwestycji chodzi? –

spytała, zdecydowana

robić to, co do niej należy, chociaż tak naprawdę miała ochotę

natychmiast wstać i uciec.

Coś, co nie podlega opodatkowaniu, no i z niezbyt

wysokim ryzykiem. Chcę mieć pewność, że moje pieniądze są

bezpieczne.

– Cooo? –

Adrienne wpatrywała się w niego z

niedowierzaniem.

Słyszałaś, co powiedziałem. Jestem pewien, że wiesz, o

co mi

chodzi. Podejrzewam nawet, że specjalizujesz się w

takim właśnie typie inwestycji.

Była to, niestety, prawda. Adrienne żałowała z całego

serca, że nie może temu zaprzeczyć, choć ten jeden, jedyny raz.

Więc możesz znaleźć taką lokatę? – spytał Matt – Chyba

tak –

potwierdziła bez entuzjazmu.

Dobrze. Ale pamiętaj, nie chcemy ryzykować.

Co się z tobą stało, Matt – wybuchnęła Adrienne, nie

mogąc dłużej tego wytrzymać. – Mężczyzna, którego znałam,

zażądałby ode mnie lokaty o najwyższym stopniu ryzyka, która

dawałaby szanse największych, szybkich zysków, czegoś, co

będzie ekscytujące, choć można na tym stracić. Skąd nagle ta

troska o bezpieczeństwo?

Być może czas już, żebym spróbował zachowywać się

bardziej ostrożnie. Myślałem też o podwyższeniu stawki

background image

moje

go ubezpieczenia i podjęciu dodatkowej pracy. Słyszałem,

że w jednym ze sklepów poszukują sprzedawcy do działu z

butami.

Ty chyba zwariowałeś!

– O co ci chodzi?

Ani mi się waż zaczynać pracę w jakimś głupim sklepie!

Ani mi się waż! Nie wiem, co cię opętało z tymi pomysłami co

do inwestycji, małym samochodem i pracą w sklepie, ale to, co

mówisz, brzmi po prostu śmiesznie. Ty sprzedający buty, to

mniej więcej to samo, co tygrys zajmujący się haftem

artystycznym.

Ja myślałem... myślałem, że to pochwalisz – powiedział

Matt urażony.

Adrienne popatrzyła na talerz i zaczęła nerwowo bawić się

widelcem. Zaskoczyła ją własna reakcja na plany Matta. W

końcu sama radziła mu, żeby trochę spoważniał. Wtedy jednak

nie miała pojęcia, jak będzie się czuła, widząc, jak odchodzi

dawny Matt, wspaniały człowiek, którego poznała podczas

pamiętnego weekendu.

Czy nie o takim zachowaniu kiedyś mi mówiłaś?

Tak, może niektóre z twoich decyzji są całkiem

sensowne –

powiedziała, nie patrząc na niego. – Sprzedaż

samolotu i zainw

estowanie pieniędzy jest słuszne, ale wydaje

się, że straciłeś cały swój...

Samochód się pali! – zawołał mężczyzna, wpadając do

restauracji. –

Na parkingu pali się czerwona corvetta! Czy jest

tu może jej właściciel?

Do diabła! – Matt zerwał się na równe nogi. – To na

pewno mój samochód –

wymamrotał i wypadł na dwór co sił w

nogach.

background image

ROZDZIAŁ 14


– Twój samochód? –

zawołała Adrienne, zrywając się od

stołu. – Ale ty masz przecież białą hondę! – W drzwiach minął

ją wysoki blondyn, który wyskoczył na dwór, wołając Matta po

imieniu.

Adrienne pobiegła za nim. W oddali rozległo się wycie

syreny. Parking był pełny gryzącego dymu.

Wybiegając zza rogu, Adrienne ujrzała starą corvettę

Matta, której przód zasłaniała chmura czarnego dymu. Spod

pokrywy silnika wyskakiwały wesołe płomyczki. Matt i

blondyn, którego widziała w restauracji, stali o dwa metry

dalej, machając rękami i krzycząc. Na parking wjechała straż

pożarna. Adrienne gorączkowo usiłowała się w tym wszystkim

połapać. Matt ma dwa samochody? Ale jeżeli nawet tak jest,

czemu zaparkował obydwa przed tą samą restauracją? I kim

jest ten blondyn, z którym Matt się teraz kłóci? Patrząc na

płonący samochód, Adrienne zdała sobie sprawę, że całe to

zamieszanie wydaj

e jej się dziwnie znajome. Czuła się teraz

bardziej naturalnie i swobodnie, niż podczas nudnego lunchu z

Mattem.

Nareszcie ogień został ugaszony i wóz strażacki opuścił

parking. Gapie wrócili do restauracji i wkrótce Adrienne, Matt i
tajemniczy blondyn pozostali na parkingu sami.

– Nic nie rozumiem –

zdumiała się Adrienne, szczękając

zębami z zimna.

Ten samochód nie miał się zapalić – zawołał Matt,

patrząc na poczerniałą corvettę.

– To nie moja wina, Matt –

usprawiedliwiał się blondyn.

– Tak –

westchnął Matt.

Słowo ci daję, wszystko było w porządku.

Na pewno masz rację, Jack. – Matt położył mu dłoń na

ramieniu. –

Przepraszam, że się tak uniosłem. Ostatnio byłem

trochę zdenerwowany.

Adrienne przyglądała się to jednemu, to drugiemu

mężczyźnie. Wreszcie wyciągnęła rękę do Jacka.

Dzień dobry, jestem Adrienne – przywitała się.

– Wiem –

odparł blondyn.

Cieszę się, że jest pan tak dobrze poinformowany –

powiedziała czując, że jej cierpliwość zaczyna się

background image

wyczerpywać. – Wszyscy, oprócz mnie, najwyraźniej

dos

konale wiedzą, o co tu chodzi.

– Och, Adrienne, to jest Jack –

przedstawił Matt – Kupiłeś

samochód Matta? –

spytała Adrienne.

– Nie –

odparł Jack. – Ale pożyczyłem mu moją hondę. Ja

przyjechałem corvettę, żeby mógł nią wrócić, ale teraz chyba

mamy już tylko jeden samochód na spółkę. Może was gdzieś

podwieźć?

Przestań! – przerwała mu Adrienne. – Nic z tego nie

rozumiem. Czy ktoś byłby uprzejmy mi wytłumaczyć, co tu się,

do diabła, dzieje?

Zostawiłem ciastko i kawę na stoliku – powiedział Jack,

rzucając Mattowi niespokojne spojrzenie. – Może pójdę je

dokończyć, a wy to sobie w tym czasie sami wyjaśnicie.

Jesteś tchórzem, Jack – roześmiał się Matt.

To ty powiedziałeś mi, że ta kobieta to dynamit.

Co niby powiedziałeś? – Adrienne odwróciła się do

Matta.

– To do zobaczenia –

rzucił Jack, szybko się wycofując.

Dlaczego mówiłeś o mnie coś takiego swojemu

przyjacielowi? –

zawołała Adrienne.

Matt skrzyżował ramiona i przyglądał jej się z ukosa,

tłumiąc z trudem uśmiech.

Doprawdy nie wiem, jak też coś podobnego mogło mi w

ogóle przyjść do głowy – odezwał się w końcu.

I przestań tak na mnie patrzyć, dobrze? Mam wszelkie

prawo być zdenerwowana, przywlokłeś mnie tutaj pożyczonym

samochodem, Bóg wie po co, a teraz...

Przywlokłeś? Przecież nie mogłaś już doczekać się

chwili, w której wreszcie wydostaniesz się z tego biura.

Patrzyłaś na mnie łakomie, jak kot na talerzyk śmietanki.

– Wcale nie! Ja tylko...

Chodź tu – powiedział, biorąc ją w ramiona. – Tak, teraz

lepiej. Całkiem jak za dawnych, dobrych czasów, znowu

pięknie się kłócimy!

Za złych dawnych czasów – poprawiła, próbując bez

przekonania wydostać się z jego ramion. Tak dobrze się czuła,

stojąc blisko niego.

Nie uważam, żeby były aż takie złe. – Przesunął dłonią

po jej plecach i popatrzył głęboko w oczy. – Ten weekend to

były najpiękniejsze dni w całym moim życiu.

background image

To było szaleństwo – powiedziała z bijącym mocno

sercem.

Tak. Wspaniałe szaleństwo. – Objął dłońmi jej pośladki i

przytulił mocniej do siebie. – Powiedziałaś, że tego nie lubisz.

– T

o prawda. Nie lubię.

Kłamczucha. Jak tylko zacząłem mówić o bezpiecznej

lokacie kapitału, widziałem wyraźnie, jak światełko

zainteresowania gaśnie w twoich pięknych brązowych oczach.

Ale teraz to światełko znów się pali, Adrienne. Wystarczy ci

jedna mała katastrofa, i już żyjesz pełnią życia, rozkoszując się

każdą chwilą.

I ty myślisz, że ja to lubię? Samoloty, które się rozbijają,

mężczyzn wymachujących dubeltówką, płonące samochody?

Myślę, że to uwielbiasz. Cała ta bajeczka o lokatach

kapitału śmiertelnie cię znudziła. No, powiedz prawdę.

Szczerze.

– Zaraz, zaraz. Bajeczka? –

Odchyliła się, ale tak

naprawdę wcale nie starała się wyrwać z jego silnych ramion.

Tak. Jak już powiedział ci Jack, pożyczyłem samochód,

wybrałem tę restaurację i obmyśliłem całe mnóstwo nudnych

tematów do rozmowy, żeby sprawdzić, czy to ci naprawdę

odpowiada. To było cudowne widzieć jak na dłoni, że nie

podoba ci się taki typ mężczyzny. Właśnie mnie za to chciałaś

surowo skarcić, kiedy samochód się zapalił.

Wszystko zmyśliłeś? – Adrienne poczuła panikę. Jeżeli

Matt wciąż ma stary samolot, jeżeli nie zmienił się ani na jotę,

będzie musiała trzymać się na baczności.

– Nie wszystko.

Więc co jest prawdą? – Adrienne odrobinę się

rozluźniła.

Sprzedałem samolot, jak tylko wyciągnęliśmy go z

kanionu. Twoja rada była słuszna. Razem z Archiem chcemy

ulokować te pieniądze, ale zależy nam na jak najwyższym

zysku w jak najkrótszym czasie. Budujemy lądowisko, będę

tam woził turystów, a Archie będzie ich zabierał na

poszukiwanie złota.

W oczach Matta błyszczało znów to samo podniecenie,

radość życia, którą tak podziwiała i kochała. Coś się jednak

zmieniło. Adrienne wzięła głęboki oddech.

Czy... Czy corvetta była ubezpieczona?

Tak. Wstyd przyznać, ale twoje uwagi miały zbawienny

background image

wpływ.

Ale ty mnie oszukałeś! – zaprotestowała Adrienne,

starając się wzbudzić w sobie szczere oburzenie. – Biorąc pod

uwagę to, jak ukartowałeś nasze dzisiejsze spotkanie,

powinnam...

Powinnaś pozwolić mi się pocałować. Wiem, że tego

właśnie pragniesz. – Głos Matta stał się miękki i czuły. –

Adrienne, powiedz mi, szczerze. Czy kiedykolwiek czułaś do

kogoś to, co czuliśmy do siebie w tamten weekend?

Taką złość? Nie, nigdy.

I taką namiętność, i miłość?

Patrzyła na niego w milczeniu. Nie, nigdy przedtem nie

czuła takiej miłości. I wciąż ją czuje.

Przez ten weekend nauczyliśmy się nawzajem, jak

bardzo można kochać – powiedział. – Nie umiem tego

zapomnieć. Potrzebuję ciebie i jestem na tyle szalony, by

sądzić, że ty też mnie potrzebujesz.

– Matt, ja nie wie

m. Tak bardzo się różnimy.

Ale to jest właśnie najpiękniejsze. Jesteśmy do siebie

podobni w niektórych, najważniejszych rzeczach. Oboje

jesteśmy odważni i lojalni. Oboje lubimy, żeby się wokół nas

coś działo. Czy beze mnie nie było ci trochę nudno?

– Tro

szeczkę – przyznała Adrienne.

A może trochę bardziej niż troszeczkę?

– No, dobrze, ale...

To tylko chciałem wiedzieć. Słuchaj, zarezerwowałem

pokój w Sheratonie. Zamówiłem pościel w różyczki. Jedziemy

tam. Teraz.

Dokąd?

Mamy spore zaległości. Musi nam być przy tym

wygodnie.

Matt, to bardzo kosztowne. To szaleństwo – Adrienne

poczuła, że rozpala się w niej płomień pożądania.

Właśnie. Ale na pewno ci się spodoba.

Ale ja muszę wrócić do biura – powiedziała, próbując po

raz ostatni zaprot

estować. – Niedługo zamyka się giełda.

Wcale cię nie obchodzi ani giełda, ani praca –

oświadczył, patrząc jej głęboko w oczy. – Na pewno nie w tej

chwili. Pragniesz dokładnie tego samego, co i ja.

– Wcale nie! –

skłamała, wiedząc doskonale, że na pewno

n

ie wróci dziś do biura ani nie pojedzie do Utah.

background image

– Wcale... nie –

powiedziała ciszej, gdy Matt pochylił

głowę i przesunął wargami po jej ustach.

Co powiedziałaś? – zamruczał.

– Tak –

wyszeptała.

Zapamiętaj to słowo – powiedział z ustami przy jej

twarzy. –

Będzie ci znowu potrzebne naprawdę niedługo.

Potem pocałował ją, a Adrienne z westchnieniem

odwzajemniła pocałunek, oddając mu się na całe życie, życie

pełne zaufania, miłości... oraz miliona grzesznych rozkoszy.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HT018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend (Harlequin Temptation 18)
018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend 2
Harlequin Temptation 018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Boże Narodzenie w Connecticut
HT063 Thompson Vicki Lewis Strzala Kupidyna
HT170 Thompson Vicki Lewis Ulubieniec kobiet
051 Thompson Vicki Lewis U ciebie czy u mnie
Thompson Vicki Lewis W hawajskim rytmie (Harlequin Temptation 107)

więcej podobnych podstron