Tłumaczenie dla: Translations_Club
Tłumacz: canzone
Korekta: Isiorek
09. Ślub
Nowy Jork, Manhattan
Raj krążył po wąskiej przestrzeni między stolikiem a ścianą ze
szkła w sali konferencyjnej swojego penthouse’u. Naprawdę musiał
poszukać nowego domu. Uwielbiał witalność Manhattanu, ale
potrzebował bezpieczniejszego miejsca. Domu z ogromnym murem i
dużą przestrzenią do odpoczynku.
Ale dlaczego, do diabła, myślał o organizowaniu mieszkania, kiedy
miał większe problemy na głowie?
Chociażby to, że się żenił. Żenił. Wampirzy lord Północnego-
Wschodu miał zamiar przejść między ławami jak porządny człowiek. A
wszystko z powodu małej kobietki, która trzymała jego serce w swoich
rękach. Jego nastrój poprawił się na myśl o Sarze i jej podekscytowaniu
tym wszystkim. Więc, w porządku, może to było tego warte. Gdyby tylko
mógł przeżyć dzisiejszą noc. Dzisiaj był tak zwany próbny obiad, co
oznaczało, że dwaj inni Wampirzy Lordowie najadą jego terytorium, a on
nie mógł nic z tym zrobić.
Nic!
Cholera. Ruszył do drzwi sali konferencyjnej, ale otworzyły się
zanim do nich doszedł.
- Hej, szefie - do pokoju weszła jego porucznik, Emelie, wyglądając
na zrelaksowaną i spokojną. Cóż, jasne, powinna być zrelaksowana. To
nie ona będzie najeżdżana i żeniona w ten sam cholerny weekend. -
Zgaduję, że trochę tu szalejesz – powiedziała. - Więc przyniosłam wieści.
- Masz szczęście - warknął.
Emelie uśmiechnęła się szeroko, wcale niezrażona jego
niewdzięczną odpowiedzią.
- Taa, też tak sądzę. Zobaczmy, Duncan jest oczekiwany w ciągu
godziny. Zaraz ruszam na lotnisko, aby dopilnować jego przybycia.
Samolot Raphaela nie wyląduje, aż do zachodu słońca. Jest całkiem
blisko, ale pokonał całą drogę bez przystanku. Duncan i jego ludzie
zakwaterują się z Raphaelem. Bez niespodzianek, jak sądzę - dodała
powątpiewająco.
- Daj im trochę czasu - parsknął Raj. - Teraz są papużki
nierozłączki, bo Duncan wciąż jest nowy na swoim terytorium. Daj mu
jeszcze miesiąc, a jego instynkt będzie wrzeszczał jak skurwysyn, jeżeli
będzie tak blisko drugiego lorda. Mogą wciąż być przyjaciółmi - pewnie
będą, skoro Raphael jest jego Panem. Ale nie będą zdolni być tak blisko
jak teraz, zwłaszcza dodając sprawę przebywania na terytorium innego
lorda.
- Taa, zdaję sobie z tego sprawę. Więc, jesteś pewien, że nie chcesz
czynić honorów? Nie czułbyś się lepiej witając samoloty, abyś mógł
wiedzieć gdzie są i kto jest z nimi, zamiast czekać tu i dreptać jak
oczekujący ojciec?
Raj spojrzał na nią wrogo.
- Kiepskie porównanie, Em. Bardziej jak generał zmuszony do
siedzenia i czekania, gdy wróg przejmuje jego pola bitwy.
- Sarah jest podekscytowana, że przyjeżdżają - dodała Emelie. -
Cyn jest jej najlepszą przyjaciółką. Poza tym, zawsze sądziłam, że ty i
Duncan byliście pewnego rodzaju przyjaciółmi.
- Byliśmy. Jesteśmy. Ale obecność dwóch Wampirzych Lordów to
trochę za dużo do zniesienia, zwłaszcza, gdy jednym z nich jest Raphael.
Sukinsyn ma za dużo mocy. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale teraz
rozumiem Krystofa, gdy gościł coroczne spotkanie Rady. Pomijając to
całe gówno, oczywiście.
-Oczywiście - zgodziła się E. - Okay, zatem jedziemy na lotnisko.
Dam ci znać, kiedy Duncan wyląduje, a potem znowu, kiedy będzie w
domu Raphaela. Rozstawiłam ochronę całodobowo dookoła domu, tak
przy okazji. Wiem, że Raphael przywiezie swoich, ale to dla swojego
bezpieczeństwa. Ja chcę swoich ludzi, dla naszego.
- Dobry pomysł. Czy coś jeszcze w rozkładzie, o czym muszę
wiedzieć?
- Cóż…
Raj zatrzymał się i odwrócił, aby spojrzeć na swojego porucznika.
Emma nigdy nie ukrywała niczego.
- Em?
- W porządku, jutro wieczorem jest wieczór panieński.
- Że co?
- Wieczór panieński. Cyn to zorganizowała i wszystkie idziemy.
- Wszystkie? - zapytał Raj mając złe przeczucie.
- Cóż… będzie Cyn, oczywiście. I partnerka Duncana, Emma -
jeszcze jej nie spotkałam. I sądzę, że wampirzy ochroniarz Cyn, Elke tam
będzie. To wieczór tylko dla dziewczyn, mamy ochroniarzy i gości w
jednym. I… - Emma uśmiechnęła się słabo - Sarah - powiedziała
przyglądając mu się uważnie. - Nie może być wieczoru panieńskiego bez
panny młodej, prawda? A ja będę na wszystko mieć oko.
Raj patrzył na nią. Jego słodka, mała Sarah zamierzała
imprezować z Cyn i Emelie? Nie wiedział niczego o partnerce Duncana,
ale miał pojęcie jak według Cyn i Emelie wyglądała impreza, a tego nie
chciał. Otworzył usta, aby powiedzieć „nie”, ale zaraz zdał sobie sprawę,
jaka będzie odpowiedź Sary na jego zdanie... i nic nie powiedział.
- Kurwa - zaklął w końcu i odwrócił wzrok.
- Aw, daj spokój Raj. Nie będzie tak źle.
- Taa, będzie, Em. Zdecydowanie będzie.
*****
Cynthia Leighton pocałowała swojego śpiącego kochanka, gładząc
dłonią z upodobaniem jego krótkie, czarne włosy.
- Do zobaczenia, wampirku.
Wszystko wskazywało na to, że spał, ale ona wiedziała, że był
świadomy jej, że wiedział, że ona wychodzi. Gdy podróżowali, zwykle
spała z nim w ciągu dnia, albo spała u jego boku, - ponieważ prowadziła
życie wampira, wstawała nocą, przesypiała cały dzień - albo czasami
wstawała i pracowała na swoim komputerze. Ale zawsze w tym samym
pokoju. Kiedy byli w domu, bezpieczni w posiadłości w Malibu, czasami
jechała do swojego domu, aby posiedzieć na słońcu czy spacerować po
plaży, czy tylko zająć się interesami, które nie mogły być prowadzone w
nocy.
Ale nawet wtedy, jej dzienny, a zatem ludzki, ochroniarz, Robbie,
był z nią. Nigdy nie wychodziła sama.
A dzisiaj nie było wyjątkiem. Zwłaszcza dzisiaj, gdy nie tylko była
daleko od domu, ale też na terytorium innego Wampirzego Lorda. Robbie
będzie z nią, gdy pójdzie na zakupy, a potem Elke go zastąpi na wieczorne
przyjęcie, które było tylko dla dziewczyn.
Ona i Raphael przylecieli z Zachodniego Wybrzeża ostatniej nocy,
a dzisiaj była na Manhattanie, najlepszym centrum zakupowym na
świecie. Dodając do tego, że jedna z jej najlepszych przyjaciółek
wychodziła jutro za mąż, co w umyśle Cyn oznaczało jedno… dzisiaj był
wieczór dla dziewczyn, a ona zamierzała zacząć wcześnie, od małych
zakupów.
Wyszła z podobnego do krypty pokoju, który został specjalnie
zbudowany w nowoczesnym domu Raphaela na Manhattanie. To była
jedna z trzech krypt w domu, aczkolwiek najbardziej elegancka. Druga
była równie prywatna, ale nie tak duża i nie tak bogato umeblowana. Była
przeznaczona dla Duncana i jego zupełnie nowej partnerki, Emmy.
Cyn wątpiła w tę całą sytuację zanim nie spotkała Emmy.
Wszystko zdarzyło się tak szybko, Duncan wyjechał do Waszyngtonu i
nagle miał zarówno terytorium i nową partnerkę. Ale ona i Emma
natychmiast się porozumiały, jakby odnalazła siostrę, której nigdy nie
miała, i obie upajały się marzeniami o sposobach, w jakie będą
torturować swoich szacownych partnerów.
Cyn złapała swój plecak i szybko ruszyła przez wygłuszone
pomieszczenia. Osobisty apartament Raphaela składał się z salonu,
dodatkowej sypialni i sali konferencyjnej. Cyn przeszła przez wszystkie
bez zatrzymywania się, aż doszła do podwójnych drzwi prowadzących na
drugie piętro. Wprowadziła kod zabezpieczający, potem otworzyła drzwi i
wyszła na podest, gdy ciężkie drzwi zamknęły się za nią.
Cyn usłyszała głos Emmy na dole. Doskonale. Musiała tylko
zadzwonić po Sarę i przyjęcie mogło się zacząć. Wyciągnęła telefon i wbiła
numer Sary.
- Cyn! - Sarah odpowiedziała po drugim dzwonku, trochę
zasapana. Podekscytowana.
Cyn uśmiechnęła się szeroko.
- Saro, kochanie, jesteś gotowa, aby świętować ostatnią noc
wolności? - Sarah roześmiała się.
- Trudno tak to nazwać, ale tak. Jestem w drodze, ochroniarz na
miejscu.
- Mężczyzna czy kobieta?
- Eddie - usłyszała, jak Sarah kogoś pyta. - Cyn chce wiedzieć czy
jesteś kobietą czy mężczyzną - szorstki głos wymamrotał coś w tle, a
Sarah roześmiała się znowu. - Mówi, że zdecydowanie jest mężczyzną i
proponuje pokazanie ci wielkiego Eddiego, aby to udowodnić, jeżeli to
konieczne.
- Podziękuj mu, ale nie. Okay, Emma też kogoś ma, więc wygląda
na to, że mamy ochroniarzy. Myślę, że bezpiecznie możemy uderzyć w
niebezpieczeństwa sklepów Manhattanu, co ty na to?
- Ye - wykrzyknęła Sarah, na tyle głośno, że Cyn odsunęła telefon
od ucha i zamrugała. - Zakupy, to jest to!
- Zatem przyjeżdżaj. Czekamy.
Cyn rozłączyła się i wrzuciła telefon do kieszeni.
- Prawda, Emmo? - dodała, gdy stanęła na szczycie schodów i
zwróciła się przodem do małego salonu w pobliżu drzwi.
Partnerka Duncana spojrzała znad komputera, jej niezwykłe
fiołkowe oczy błyszczały.
- Nie wiem, czy nadążam, ale spróbuję.
- Jasne. Wszystko gotowe. Kim jest twój osiłek? - zapytała
spoglądając na wielkiego mężczyznę właśnie mierzącego się z Robbiem.
- Marlon - zawołała Emma przez pokój do swojego ochroniarza. -
Przywitaj się z Cyn Leighton, partnerką Raphaela.
Marlon spojrzał i zatrzymał wzrok na Cyn na dłuższą chwilę.
- Madame - powiedział w końcu.
Cyn skinęła, potem spojrzała na Robbiego, aby spotkać jego wzrok.
Mrugnął do niej. Najwidoczniej Marlon był w porządku.
W tej chwili zabrzmiał dzwonek. Cyn podbiegła, ale jeden z
dziennych strażników Raphaela powstrzymał ją, spoglądając z
dezaprobatą. Ona nie była przeznaczona do otwierania drzwi. Wiedziała o
tym, ale do diabła. Ktokolwiek to był, to przeszedł już przez dwa rzędy
zewnętrznej ochrony, aby dojść do drzwi. Poza tym, to była Sarah, już
słyszała jej głos.
Strażnik otworzył drzwi i weszła Sarah.
- Wychodzę za mąż! - obwieściła niepotrzebnie. Poza tym, to był
powód, z jakiego wszyscy się tu znaleźli, ale Sarah najwidoczniej
potrzebowała tego.
Cyn roześmiała się, a potem cofnęła i powiedziała.
- Chodźmy na zakupy, Emmo!
- Yo! - powiedziała Emma przechodząc przez hol przed Robbiem i
Marlonem. Podeszła od razu do Sary i uścisnęła ją. Spotkały się podczas
ostatniej Rady w Kalifornii, gdzie Sarah była z Rajmundem.
- Wszyscy, to jest Eddie - powiedziała Sarah, wskazując na
ochroniarza stojącego przed drzwiami. Był wielkim facetem i górował nad
Sarą, ale ponieważ Raj i jego wszystkie wampiry też ją przewyższali, Cyn
zdawała sobie sprawę, że Sarah do tego przywykła.
- Okay, taki jest plan - powiedziała Cyn, wyciągając swój zimowy
płaszcz z szafy i zakładając go. - Najpierw zakupy, potem wczesny obiad.
Kiedy słońce zajdzie, Emelie i Elke spotkają się z nami w Chopin, którego
zgodnie z informacjami od Emelie, Raj zgodził się unikać tej nocy, na
korzyść dzisiejszego imprezowania dziewczyn.
Sarah zatańczyła, a Cyn roześmiała się.
- Poza tym – kontynuowała, - to całonocne przyjęcie i niech się leje
alkohol.
- Co z chłopcami? - zapytała Emma, wskazując na ludzkich
ochroniarzy, których twarze pozostały zupełnie obojętne przed wizją
całodziennych zakupów. - I mój wampirzy ochroniarz też jest facetem.
Duncan nie ma jeszcze żadnej kobiety w swojej drużynie.
- Też mogą przyjść na przyjęcie - powiedziała Emma uderzając
Robbiego w ramię. - Faceci są w porządku, oprócz Wampirzych Lordów,
partnerów i przyszłych mężów! Gotowe na zabawę?
- Tak! - krzyknęły jednocześnie Emma i Sarah.
- Robbie - powiedziała Cyn odwracając się do wielkiego rangersa,
- wszystko gra z twojej strony?
Robbie patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a potem westchnął i
powiedział.
- Kończmy z tym.
- Oto duch - powiedziała Cyn, uderzając go w drugie ramię. -
Będziesz się świetnie bawił. Zobaczysz.
*****
- Już się świetnie bawisz? - wymamrotał Marlon, gdy trzej
ochroniarze podążali swoje podopieczne przez centrum handlowe pełne
butików. Ogromna przestrzeń została podzielona na małe sklepiki, a
każdy z nich oferował ostatnie kolekcje mody.
- Hej, przynajmniej nie próbuje się zabić - odpowiedział Robbie,
gdy wchodzili do następnego małego sklepiku, wypełnionego gustownymi
wystawami. - Aczkolwiek jeszcze jest wcześnie.
Z drugiej strony okrągłego wieszaka, Eddie trzymał na oku Sarę.
- Wygląda na to, że masz ręce pełne roboty - drażnił się przez
ramię bez odwracania się
- Nie masz pojęcia nawet o połowie tego - zgodził się Robbie,
śledząc wzrokiem Cyn idącą wzdłuż stołu z kaszmirowymi swetrami. To
były ładne swetry, w ładnych kolorach. Może kupi jeden swojej żonie,
Irinie. Lubiła zakładać jasne kolory, aby zrekompensować sobie życie
nocne wampira. Cyn powiedziała coś do Emmy i podążyła do przebieralni
na tyle sklepu. Robbie wyprzedził ją i zajrzał przez zasłonę sprawdzając
pustą przebieralnię.
- Nie możesz tu wchodzić, Robbie - powiedziała Cyn, uśmiechając
się do niego przez ramię, gdy ruszył za nią.
- Dlaczego nie? - domagał się, przytrzymując ją za ramię.
- To przebieralnia - powiedziała cierpliwie. - Damska
przebieralnia.
- I co? Jest pusta. Sprawdziłem.
Emma ukazała się w tej chwili.
- Może moglibyście chronić stąd, żeby nikt nie wszedł do środka.
Marlon zachmurzył się.
- Może. Pozwól, że sprawdzę najpierw.
- Poczekam tutaj - zapewniła go Emma.
Marlon zniknął za kurtyną, gdy Cyn podeszła do Robbiego.
- Wiem, o czym myślisz - powiedziała przechylając się do jego
ramienia. - Ale zauważ, Robbie. Będziesz znudzony do łez, jeżeli będę
chciała.
- Tydzień – wymamrotał. - Daj mi tydzień na próbę.
- Może zaskoczę cię na twoje urodziny.
Robbie parsknął z niedowierzaniem, ale Cyn uśmiechnęła się
szeroko, spoglądając pytająco na Emmę, gdy śliczna brunetka wyszła z
czeluści damskiej przebieralni.
- Bezpiecznie? - zapytała Cyn.
- Nic tam nie ma - potwierdził Marlon ignorując Cyn i mówiąc do
Robbiego i Eddiego. - Nikogo w środku, żadnego wyjścia.
- Okay - powiedział Robbie. - Proszę bardzo.
*****
- Kurwa, kurwa, Ez, musisz to zobaczyć! - Frankie Ryan rzucał
słowa przez ramię nie oglądając się za siebie, nie chcąc stracić z oka
monitoru stojącego przed nim. Oczywiście, monitor nie pokazywał tego,
do czego był przeznaczony. Był bardziej prywatnym narzędziem służącym
podglądaniu bogatych suk. Ale tylko on i Ez wiedzieli o tym.
- Oj, mamusiu - Ezio Galarza, lepiej znany jako Ez, zajęczał, gdy
spojrzał przez ramię Frankiego i widząc rozbierającą się piękność w
przebieralni numer pięć, jednej z kilku w której prowadzili swoją
działalność. Działalność, która zajmowała im większość czasu. I nie tylko
w cel oglądania nagich kobiet.
- To te - powiedział Ez głosem ochrypłym z podniecenia. - Popatrz
na nie, Frankie. Kurwa, spójrz na te pierścionki i naszyjnik na tej. Te suki
mają kasę, albo się w nią wżeniły. W każdym razie dla mnie to pasuje.
- Są trzy - wskazał Frankie, nie chcąc tego powiedzieć, ale nie
cierpiąc pogardy w głosie Eza. - Planowaliśmy tylko dwie.
- Więc, poczekamy, aż jedna wyjdzie po inny rozmiar i złapiemy
dwie. Nikt nie będzie wiedział, co się stało. Chryste, muszę o wszystkim
myśleć! - to niecałkiem tak, pomyślał Frankie. Cały pomysł był jego.
Aczkolwiek musiał przyznać, ż wykonanie leżało po stronie Eza. Po to
zaangażował w to przyjaciela.
Frankie znał swoje możliwości, a Ez był głową całego
przedsięwzięcia.
Frankie patrzył łakomie na małą blondynkę rozbierającą się w
przymierzalni i podającą ubrania ładnej brunetce, zanim założyła
jedwabną bluzkę z wieszaka. Odwróciła się do kamery, a wtedy oczy
niemal wyszły mu z orbit. Jak na taką małą dziewczynę, miała
najpiękniejszy biust, jaki kiedykolwiek widział, a widział ich dużo w tym
pokoju. Zdał sobie sprawę, że się ślini i przełknął głośno.
- Okay – zabulgotał. - Ale tylko, jeżeli ta blondynka będzie jedną z
nich. Jeżeli ona wyjdzie, to poczekamy.
- Wpadła ci w oko, co? - powiedział Ez, pukając go w ramię. - No
problemo. Zobaczymy, co będzie.
*****
- Jak sądzisz? - Sarah spoglądała w swoje odbicie w lustrze.
- Bluzka jest ładna - powiedziała Emma stojąc za nią i patrząc
krytycznie w lustro. - Ale spódnica jest za duża. Potrzebujesz mniejszej.
- Schudłaś, Saro? - zapytała Cyn, wciągając sweter przez głowę i
potrząsając włosami. - Kiedy ostatnio mierzyłaś suknię?
- Dwa dni temu - powiedziała Sarah, wygładzając dłońmi spódnicę
na swoich biodrach. - Masz rację, Emmo. Jest za duża.
- Tam leżą ich tony - skomentowała Emma. - Pójdę sprawdzić.
- Nie musisz…
- Daj spokój, Saro. Zaraz wracam.
Sarah słyszała jak Emma mówi coś do facetów stojących na
zewnątrz. Wyobraziła sobie trzech ochroniarzy stojących przed
przebieralnią i miała nadzieję, że nikt inny nie chciał skorzystać. Musiała
się upewnić, że na wszelki wypadek zostawią tu trochę pieniędzy. Sklepy
takie jak ten pracowały na małej marży. Rozpięła zbyt dużą spódnicę i
powiesiła ją na wieszaku, a potem zdjęła też bluzkę. Mogła założyć ten
wełniany golf czekając na powrót Emmy. Wyglądał na ciepły, a na
Manhattanie wciąż było zimno, zwłaszcza nocami.
Spojrzała krytycznie na Cyn stojącą w swetrze i zamierzającą go
zdjąć przez głowę.
- To dla ciebie świetny kolor, Cyn - powiedziała patrząc na zielony
kaszmir.
- Będę wyglądała morsko, jeżeli coś takiego założę - Cyn
roześmiała się. - To ładny kolor - zgodziła się. - Raphaelowi będzie się
podobał.
- Raphaelowi ty się podobasz. Podobałby mu się worek, gdybyś go
założyła - wyraz twarzy Cyn rozmarzył się w sposób, jakiego jeszcze Sarah
nie widziała. Zrobiło jej się ciepło na sercu, aczkolwiek to mogła być ta
cała sprawa ze ślubem. Ostatnio czuła się taka naiwna.
Założyła sukienkę przez głowę, wygładzając ją na piersiach i
biodrach, marszcząc się na sposób, w jaki się układała. Spódnica mogła
być zbyt duża, ale ta sukienka... odwróciła się w kierunku lustra i
przechyliła, aby spojrzeć na swój tyłek, gdy usłyszała niespodziewany
odgłos.
Spojrzała, aby zobaczyć jak oczy Cyn otwierają się szeroko, a
potem wypełnia je złość, a potem... już nic.
*****
- Mam misję - obwieściła Emma wychodząc z przebieralni w
poszukiwaniu właściwego rozmiaru spódnicy dla Sary. Jak do tej pory,
miała ubaw. Zakupy z Cyn i Sarą były prawie tak jak z Lacey. Nie takie
same, oczywiście. Nikt nie mógł zastąpić Lacey. Ale odnalazła bratnie
dusze w Cyn i Sarze, które były jedynymi kobietami na świecie, a
przynajmniej na tej półkuli, które mogły zrozumieć, co znaczyło bycie
partnerką dla potężnego wampira.
Marlon ruszył za nią, gdy przebierała stosy spódnic, czekając
cierpliwie, aż wybrała właściwy rozmiar. Złapała kilka innych w różnych
stylach, na wszelki wypadek. I zatrzymała się przy stole wypełnionym
swetrami, myśląc, że może lepiej będą pasować niż jedwabna bluzka,
zwłaszcza o tej porze roku. Marlon nic nie mówił, jego wzrok
przeczesywał mały sklepik, trzymając wszystkich na odległość swoim
wzrostem i wyglądem. To była z pewnością niezamierzona korzyść z
robienia zakupów w towarzystwie trzech ochroniarzy. Nikt, nawet
skupieni na wyprzedażach ludzie, nie przeszkadzali im.
Emma wzięła kilka nowych sztuk i ruszyła z powrotem do
przymierzalni, zostawiając Marlona na straży z innymi, podczas, gdy ona
w końcu wróciła do wielkiej przymierzalni na końcu. Nasłuchiwała,
spodziewając się usłyszeć głosy Cyn i Sary podążając krótkim korytarzem.
Cały dzień paplały. Sarah była tak podekscytowana swoim ślubem, co
było bardzo słodkie. Ale obie były niespodziewanie cicho, więc Emma
zachmurzyła się i pchnęła drzwi znajdując... pusty pokój.
Przez chwilę patrzyła pustym wzrokiem, a potem machinalnie
wyszła i sprawdziła dla pewności czy wybrała właściwą przymierzalnię.
- Cyn? – zawołała. - Sarah?
Wchodząc z powrotem do środka, zobaczyła, że to zdecydowanie
właściwa przymierzalnia. Obie kobiety zostawiły swoje torebki i płaszcze,
i leżał tam sweter Cyn, który miała na sobie wychodząc tego ranka.
Prawie upadła, gdy ogarnęło ją przerażenie, jej serce zaczęło walić
szybko i mocno.
- Marlon!
Wróciła do krótkiego korytarza, wybiegając za róg do wyjścia i
prawie uderzając w swojego ochroniarza.
- Zniknęły! - krzyknęła drżącym głosem. - Cyn i Sarah... - nie
mogła dobyć słów, zanim Marlon nie złapał jej, a dwaj pozostali ruszyli
obok nich.
- Marlon - powiedziała, szarpiąc się w jego uścisku. - Puść mnie,
muszę zobaczyć.
- Poczekaj - warknął.
- Mogę pomóc! Proszę!
Klnąc cicho, wciągnął ją do pustej przymierzalni, trzymając ją
jednym ramieniem tak mocno, że ledwie dotykała stopami podłogi.
Robbie i Eddie wpadali od jednego pokoju do drugiego, trzaskając
drzwiami.
- Boże dopomóż, Cyn - mamrotał Robbie. - Jeżeli to jakiś żart…
Ruszył z powrotem do wyjścia, najwyraźniej myśląc, że Cyn mogła
prześliznąć się jakoś obok niego, aczkolwiek Emma wiedziała, że to
niemożliwe. Coś się stało. Coś złego. A ona nie mogła tego znieść. Nie
ponownie.
W chwili, gdy Robbie wrócił spojrzał na Emmę jak bóg zemsty.
- Czy to żart? - domagał się stojąc nad nią.
- Spokój, koleś - ostrzegł go Marlon, odwracając się tak, by
zasłonić Emmę swoim ciałem.
- W porządku - zapewniła go Emma. Wyszła zza niego i spojrzała
na Robbiego. - Jeżeli to żart, nikt mi o tym nie powiedział. Nie sądzę, aby
Cyn mogła zrobić coś takiego, prawda?
Zacisnął zęby.
- Nie. Do diabła, nie. Więc, gdzie do diabła... - nagle rozległ się
trzask i Eddie krzyknął. - Spójrzcie na to!
Ruszyli z powrotem do przymierzalni, gdzie Emma stanęła w
szoku. Eddie odsunął wielkie lustro, za którym była kamera. A nawet
więcej, bo trzask pochodził od Eddiego, który otwierał coś, co wyglądało
jak cienkie drzwi. Przechylał się do środka pół otwartych drzwi, które
mogły służyć pracownikom.
Emma pomyślała o Sarze i Cyn rozbierających się przed lustrem i
chciało jej się wymiotować. A potem zaczęła zastanawiać się, czego ktoś
mógł chcieć od dwóch bezbronnych kobiet - bo wiedziała, że teraz były
bezbronne, nie znała dobrze Sary, ale wiedziała, że nie było mowy, aby
Cyn dała porwać się bez słowa. Ktokolwiek to zrobił, użył siły, tak, że Cyn
nie miała szans krzyknąć, lub walczyć. A Emma nie chciała myśleć, jakie
wobec tego były zamiary porywaczy.
Robbie rozpiął kamerę i podał ją Eddiemu, odsunął urządzenia na
bok robiąc sobie wejście. Ledwie mieścił się w wąskim przejściu, ale
przecisnął się, a potem zniknął na kilka minut. Kiedy wrócił, otrzepywał
ubranie z kurzu z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
- Przejście - powiedział z obrzydzeniem i wskazał na cienkie drzwi
tłumacząc, dokąd prowadzą. - Prowadzą wzdłuż tego korytarza do klatki
schodowej, która wychodzi na ulicę. Pewnie mieli czekający tam
samochód. Musiał być więcej niż jeden, aby zabrać obie kobiety na raz. A
Cyn jest tygrysicą. Nie poszłaby łatwo - dodał, nieświadomie
wypowiadając to, co myślała wcześniej Emma.
- Nie usłyszałem nawet pisku żadnej z nich - dodał Ed. - Sarah
może nie walczy, ale wie jak krzyczeć. Albo zostały zaskoczone, albo jakoś
pozbawione świadomości.
- Kurwa! - zaklął Robbie, a potem zaczął przeszukiwać rzeczy,
które kobiety po sobie zostawiły. - Komórki – powiedział. - Jeżeli miałyby
swoje... kurwa! - znowu zaklął. Trzymał w ręku telefon, który Emma
wiedziała, że należał do Cyn. - Ed?
Ed trzymał w jednym ręku płaszcz Sary i klepał po kieszeniach.
Zamarł, a potem sięgnął do kieszeni.
- Sary - powiedział ponuro.
Robbie kopnął zajadle połamane drzwi, niszcząc to, co zostało z
przejścia. Nie tracił już czasu, ruszył korytarzem, z Emmą za sobą i
Marlonem, który trzymał ją warcząc z tyłu. Ed przecisnął się koło nich tak
zasłaniając wszystko, że Emma nic nie widziała wpadając na plecy Eda,
gdy zatrzymał się nagle.
- Tędy wyszli - usłyszała jak mówi Robbie, a potem otworzyły się
drzwi. Zimny wiatr wtargnął do wąskiego korytarza niosąc ze sobą zapach
benzyny i śmieci. Drzwi zamknęły się, a oni ruszyli dalej.
Korytarz rozszerzył się i stał się jaśniejszy.
- Biuro ochrony - wymamrotał Robbie. - Sukinsyn. To ma sens.
Która godzina? - zapytał bez emocji.
- Prawie czwarta - odpowiedział Ed.
- O której słońce tutaj zachodzi? Koło szóstej?
- Siódmej, robi się ciemno.
- Okay, to nam daje trzy godziny, aby je obie znaleźć zanim nastąpi
katastrofa. Jakieś pomysły?
- Spójrzmy na to z logicznego punktu widzenia - powiedziała
Emma, czując niespodziewany spokój, gdy minął pierwszy przypływ
paniki. Pozostali trzej mężczyźni natomiast patrzyli na nią jakby straciła
rozum. Spojrzała na nich z niecierpliwością. - Cóż, lepsze to, niż
rozrzucanie dookoła ubrań i jęczenie! - warknęła. No dobra, może nie
była taka spokojna.
- W porządku - powiedział Robbie. - Pomyśl logicznie za nas.
- Okay - Emma wciągnęła powietrze i wypuściła je. - Po pierwsze,
ktokolwiek to zrobił, nie wiedział, kogo porywa. To... - wskazała na
rozmontowaną kamerę i zniszczone drzwi - było tu jakiś czas... pieprzeni
perwersi - dodała zajadle. - W każdym razie, nie mogli mieć na celu nas
trzech. Nie było sposobu, abyśmy weszły do tej konkretnie przymierzalni,
gdy pozostałe były puste. Więc to przestępstwo z okazji. Nie mówię, że nie
planowali tego w końcu zrobić, ale niekoniecznie dzisiaj i nie specjalnie
Cyn i Sarę. Zgadzacie się ze mną dotąd? - Ed i Marlon pokiwali, podczas,
gdy Robbie machnął ponaglająco rękę. Zegar tykał.
- Więc. To butik. Większość rzeczy markowych. To oznacza
pieniądze i w to celowali. Obserwowali bogate kobity i czekali na okazję,
aby porwać jedną, może dwie i domagać się okupu.
- Okay. Sądzę, że masz rację. W czym nam to pomoże? -
powiedział niecierpliwie Robbie.
- Cóż, po pierwsze, to znaczy, że ich nie skrzywdzą.
- To wcale tego nie oznacza - warknął Robbie. - To tylko znaczy, że
ich od razu nie zabiją. Potrzebują ich żywych, aby mieć dowód. To wcale
nie znaczy, że ich nie skrzywdzą, nie... - Robbie zamknął się, zaciskając
mocno zęby w widocznym gniewie czy strachu... może jednym i drugim. -
Ale w jednym masz rację - powiedział w końcu. - Te dupki nie wiedzą, z
kim zadarli.
Emma zamrugała na myśl o porywaczach, którzy mogli już robić
straszne rzeczy Cyn i Sarze. Pewnie były śmiertelnie przerażone.
*****
- Sukinsyn - krzyknęła Sarah. Uderzała twardymi obcasami butów
w drzwi ich więzienia. Słyszała ich głosy, zwierzęcy śmiech dwóch
idiotów, którzy porwali ją i Cyn. Nie mieli pojęcia, z kim mają do
czynienia. Jej ślub był jutro i będzie przeklęta, jeżeli dwóch idiotów to
spieprzy.
Obok niej, Cyn zajęczała cicho po raz pierwszy, od kiedy zostały
porwane.
- Cyn! - syknęła Sarah, wdzięczna, że jej przyjaciółka wreszcie się
budziła. Już zaczynała się martwić. Uderzyli Cyn całkiem mocno, gdy je
wyciągali przez tajne drzwi. Pieprzeni perwersi. Zadrżała, myśląc o
podglądaczach, gdy one się przebierały.
Cyn znów jęknęła, głośniej, potem przekręciła się, a jej związane
ręce próbowały dosięgnąć głowy, gdzie Sarah widziała wielkiego guza pod
ciemnymi włosami.
- Cyn? - powiedziała znowu. - Wszystko w porządku, kochanie?
Powieki Cyn zadrżały. Otworzyła oczy odrobinę, patrząc na
siedzącą obok Sarę, ze związanymi z tyłu rękami, związanymi nogami,
opartą o ścianę.
- Żartujesz sobie ze mnie - wymamrotała Cyn i znowu zamknęła
oczy. Trzymała je zamknięte przez minutę, potem otworzyła je z jękiem.
- Cholera. Miałam nadzieję, że jestem pijana i mam halucynacje -
Sarah roześmiała się słabo.
- Nie, przykro mi. To prawda. Jak twoja głowa?
- Powiem ci, jak usiądę.
Cyn uniosła się do pozycji siedzącej, co było trudne ze związanymi
rękami i nogami, tak jak u Sary. Oparła się wolno o ścianę, oddychając
ciężko.
- Więc - powiedziała - ten cały bajzel za lustrem... to była prawda?
- Taa.
Cyn myślała przez chwilę.
- Pieprzone perwersy.
- To samo powiedziałam.
- Twój ślub jest jutro.
- Wiem - powiedziała zgodnie Sarah.
- A my musimy się stąd wydostać do zachodu słońca.
- Nie gadaj. Chłopcy oszaleją.
Cyn parsknęła.
- Można tak powiedzieć.
- Cyn.
- Taa.
- Czy powinnyśmy być bardziej zmartwione? To znaczy... Nie
jestem wcale przestraszona. Czy mamy się bać?
- Niee. Po pierwsze, nie jesteśmy bezradne. Wydostaniemy się
stąd. Po drugie, nie znam twojego Eda, ale Robbie przewróci to miasto do
góry nogami szukając nas, i totalnie mu ufam. A, w końcu, to jest
naprawdę ważne, ty i ja jesteśmy partnerkami dwóch najgroźniejszych
wampirów na planecie. Gdy tylko zajdzie słońce zrobią z tego gównianego
miejsca jatkę i urwą głowy tym dupkom. Jeżeli wciąż tu będziemy,
oczywiście. Ale nie będziemy.
- Przede wszystkim musimy się stąd wydostać. Raj będzie musiał
dostosować się, jeżeli się obudzi, a ja znów będę porwana.
- Nawet nie mów - zgodziła się ponuro Cyn. - Do diabła, jeżeli Raj
jest podobny do Raphaela, żadna z nas nie zobaczy słońca przez całe lata.
Może nawet dekady. - Sarah pokiwała zgodnie.
- I to zupełnie zrujnuje mój ślub.
- I to jest numer jeden z powodów, dlaczego to się nie zdarzy. Nie
zadzierasz z kobietą w dniu jej ślubu. Więc, ruszajmy się.
Cyn zacisnęła zęby na ogromny ból głowy i odepchnęła się od
ściany, klękając na brudnym dywanie, aż jej stopy znalazły się przy
rękach Sary. Sarah patrzyła na nią ze zdumieniem, ale Cyn uśmiechnęła
się do niej szeroko.
- Włóż rękę do mojego buta, dziewczynko - powiedziała do Sary. -
Mam coś dla ciebie.
- Coś większego niż łapka? - Sarah przesuwała się, aż przekręciła
swoje związane ręce w dziwną pozycję, która pozwalała wsunąć palce w
cholewkę buta Cyn. - Ooo, twarde.
Odsunęła ręce, a potem odkręciła je patrząc na znalezisko. To był
mały, składany nóż, stalowy z perłową rączką.
Sarah zachmurzyła się.
- Ładny, ale spodziewałam się czegoś większego.
Cyn roześmiała się.
- Podaj. Może jest mały, ale poręczny.
Wzięła nóż i obracała go, aż poczuła guzik pod ozdobną rączką.
Nacisnęła go i poczuła jak wysuwa się ostrze z prawie bezgłośnym
świstem.
- To sprężynowiec! - syknęła podekscytowana Sarah. - Nie
wiedziałam, że nosisz taki!
- To długa historia. Powiedzmy po prostu, że odkryłam, że są takie
chwile, kiedy dziewczyna musi mieć w swoim bucie nóż.
Cyn skupiała się, gdy manewrowała ostrzem między swoimi
rękami. Dzięki Bogu, że ci frajerzy używali plastykowych linek. Pewnie
myśleli, że są telewizyjnymi gliniarzami. Idioci. Mogłoby być gorzej,
gdyby używali więzów, a nawet jeszcze gorzej przy taśmie. Wiedziała z
doświadczenia, że srebrna taśma wymagała więcej wysiłku, aby ją
przeciąć, zwłaszcza, gdy była na nadgarstkach. Ostrze było ostre. Ale
mogło zająć Cyn dużo więcej czasu, aby się uwolnić i kosztowałoby kilka
kropel krwi. A Raphael i tak będzie wkurzony, gdy to się skończy. Nie
potrzebowała dodatkowo utraty krwi do jego listy pretensji.
Sarah ucichła, gdy Cyn pracowała, ale Cyn czuła jak jej
przyjaciółka przygląda się jej.
Przedstawiła Sarze optymistyczną wersję ich tarapatów, nie chcąc
jej martwić i wkurzać Raja. Ponieważ jeżeli Raj będzie wkurzony to i
Raphael będzie wkurzony, a tego nie potrzebował. Nie po tym, jak prawie
stracił Cyn nie tak dawno temu. Nie potrzebowała Duncana mówiącego
jej, jak bardzo to wstrząsnęło Raphaelem, gdy Cyn prawie umarła.
Połączenie partnerskie między nimi było potężną rzeczą i miało kilka
tajemnic.
A mówiąc o Duncanie, gdzie była Emma? Wyszła z przymierzalni,
gdy uderzyli porywacze. Cała nadzieja w tym, że udało jej się uniknąć
takiego losu. To była dobra i zła wiadomość. Dobra, ponieważ Emma była
bezpieczna, a zła, ponieważ jej ochroniarz natychmiast dostarczy ją do
Duncana, a Duncan zatrzymał się w domu Raphaela. Cyn westchnęła.
Sama się oszukiwała. Nieważne jak bardzo będzie się uspokajać,
nieważne ile włoży wysiłku w utrzymanie swojego połączenia z
Raphaelem na zasadzie „nie martw się o mnie”, on będzie wiedział
dokładnie o co chodzi. I nie będzie potrzebował pomocy Duncana czy
Raja, aby mu powiedzieli. Więc, Cyn musiała się upewnić, że wróci do
domu zanim on obudzi się, albo naprawdę zacznie się zadyma.
Grube, plastykowe więzy poddały się tak nagle, że Cyn prawie
przecięła sobie ramię. Potrząsnęła szybko ramionami, pocierając
nadgarstki i zaczęła pracować nad więzami Sary.
- Założę się, że będą zaskoczeni - wymamrotała Sarah. - Nie
przyszło wam do głowy, że uciekniemy, dupki?
- Myślę, że myślenie ich nie dotyczy. Jesteś pewna, że są tam? -
Cyn wskazała głową pokój obok, a potem skrzywiła się.
- Cholera- powiedziała, zamykając szybko oczy. - Przypomnij mi,
aby tak nie robić.
Pochyliła się ostrożnie i znów zaczęła ciąć więzy Sary na
nadgarstkach.
- Taa, słyszałam jak wcześniej się kłócili, a teraz oglądają Maury,
jak sądzę. Coś o matce i dwóch potencjalnych ojcach - nadgarstki Sary
były wolne i pocierała je delikatnie, gdy Cyn uwalniała najpierw swoje, a
potem jej kostki.
- Jest ich tylko dwóch? - sprawdzała Cyn.
- Tylko tylu widziałam w sklepie, a potem po drodze, nie słyszałam
nikogo innego.
- Widziałaś jakąś broń, gdy nas porywali?
- Jeden pistolet. Uderzyli cię nim w głowę, a potem wycelowali we
mnie. Czuję się trochę urażona, że najwyraźniej uważali ciebie za
groźniejszą.
- Tylko taką mieli okazję, kochanie - powiedziała Cyn. - Pierwsza
ich zobaczyłam.
- Może. Dupki.
- Najważniejsze, aby się stąd wydostać zanim zrujnują twój ślub,
zgadzasz się?
- Jak cholera. Pieprzone dupki.
Cyn uśmiechnęła się.
- W porządku. Plan. Ty tu zostaniesz… - spojrzała ostrzegawczo na
Sarę, gdy otwierała usta w proteście. - Saro, kocham cię jak siostrę, ale
walka wręcz nie jest twoją mocną stroną. Poza tym, jesteś panną młodą, a
ja tylko druhną. Jeżeli zarobię siniaka czy dwa, nikt nie zauważy. Jeżeli ty
je będziesz mieć, wszyscy zauważą i pomyślą źle o Raju. Chcesz tego?
- Raj nigdy by... - Sarah zaprotestowała głośno, aż Cyn ją uciszyła.
- Oczywiście, że nie. I większość ludzi na ślubie, - który odbędzie
się jutro wieczorem i będzie piękny, - już to wie. Ale zawsze są
zazdrośnicy, szukający dziury w całym. Czy chcesz dać tym gnojkom
satysfakcję?
- Masz rację - zgodziła się Sarah. - Musieliśmy zaprosić kilku
wspólników Raja - powiedziała to jakby byli czymś odrażającym. -
Wampirów w większości. Lizusów.
- Grzeczna dziewczynka. Teraz nie mamy czasu do stracenia.
Zamierzam poczekać, aż publiczność tam zacznie krzyczeć, a potem
ostrożnie otworzę drzwi, aby się rozejrzeć.
Przerwała, gdy nagle uderzyła ją okropna myśl. A co, jeśli drzwi
były zamknięte na klucz? Wzięła wdech, aby zapytać Sarę, czy słyszała
zamykanie na klucz, a szybko się rozmyśliła. Tanie drzwi miały tanie
wzmocnienie i nie miały zamków. Dzięki Bogu za niekompetentnych
porywaczy.
- Okay - nadal mówiła do Sary. - Gdy już się upewnię, że są zajęci,
prześliznę się po podłodze.
- A potem?
- A potem będę miała nadzieję, że są tak zajęci ojcowskim
dramatem u Maury, że zostawili gdzieś leżącą broń. To, albo będę
musiała komuś poderżnąć gardło, a naprawdę lubię ten sweter.
- To jest ładny sweter.
Rozległy się głośne okrzyki z telewizora w pokoju obok i Cyn
nasłuchiwała uważnie.
- To jest to. Usiądź i spróbuj się nie martwić. Stres źle działa na
twoją skórę.
*****
- Pracowali dla ochrony - powiedział Ed, jego obrzydzenie było
oczywiste, gdy patrzył na monitor, który pokazywał przymierzalnię, w
której wcześniej były kobiety. - Można by pomyśleć, że miejsce jak to
mogłoby dobierać ludzi na ochroniarzy.
- Może to ich pierwszy raz - nieobecnie stwierdziła Emma, siadając
przy biurku i grzebiąc w papierach.
- Co robisz, Emmo? - zapytał Marlon.
- Założę się, że wydział ochrony ma dostęp do informacji
personalnych o każdym pracowniku. Gdybyśmy mogli ustalić, kto miał
dzisiaj służbę może moglibyśmy... Ach, tutaj.
- Rozkład pracy - powiedział Robbie, czytając przez jej ramię. - Na
liście jest…, tu, jesteśmy na drugim piętrze. Drugie piętro, stacja
nagrywania, to jest to miejsce.
- Racja - wymamrotała Emma. - Napisane jest, że Ryan i, co to
jest? Galarza. Ktokolwiek to pisał ma okropny charakter pisma.
- Jak dla mnie wygląda na Galarza, a to zdecydowanie Ryan,
więc…
- Więc, teraz szukam... przerwała Emma przysuwając się do
klawiatury komputera. - Szukamy... hmm, to wygląda obiecująco.
Kliknęła kilkoma klawiszami i myszką.
- I... voila! Francis Anthony Ryan, zwany Frankie.
Wszyscy patrzyli na zdjęcie mężczyzny, który pewnie
przetrzymywał Cyn i Sarę w tej chwili.
- Biedny gnojek - wymamrotał Robbie.
*****
Cyn otworzyła drzwi, nasłuchując. Przedstawienie Maury trwało w
pełni, z krzyczącą publicznością, podczas, gdy osoby na scenie kłóciły się
ze sobą. Popchnęła drzwi wyglądając na mały, ciemny pokój. Pierwszą
rzeczą, którą zobaczyła była kanapa, która wyglądała jakby należała do
czyjejś zmarłej babci. Kiedyś była welwetowa, ale teraz była zupełnie
wytarta, pozostawiając wielkie różowe place w materiale. Nawet, kiedy
była nowa, musiała być okropna.
Niedobrze, że zostały porwane, ale mogły chociaż zostać porwane
przez kogoś z dobrym gustem.
Cyn potrząsnęła milcząco głową próbując się skupić. Przeglądając
pokój, skorzystała z okazji i otworzyła szerzej drzwi. Tam byli. Porywacze.
Dwóch mężczyzn, jeden z brązowymi włosami, drugi z rudymi. Obaj byli
krótko, prawie wojskowo obcięci i nosili brązowe uniformy z krótkimi
rękawami, które wydawały się znajome. Byli zwróceni do niej plecami,
siedząc na brzydkiej kanapie obok siebie, w takiej odległości, że nie
wydawali się powiązani seksualnie. Byli wpatrzeni w telewizor, ale nie
byli skupieni na programie. Zajęci byli kłótnią, a ich słowa prawie ginęły
w odgłosach programu. Cyn zamknęła oczy, próbując wyodrębnić ich
słowa z ogólnego hałasu.
- Jak, do cholery, weźmiemy pieniądze za te suki, jeżeli nawet nie
wiemy, kim są? - nalegał ciemnowłosy.
- Hej, to nie moja wina, że zostawiły swoje torebki. To ty
powiedziałeś, że nie potrzebujemy GPS-u w ich komórkach - to mówił
rudowłosy.
- Taa, Einsteinie, w komórkach nie w torebkach. Kurwa, pewnie
mają kilka tysięcy w gotówce na zakupy. A teraz nie mamy nic, bo nawet
nie wiemy, kim są.
- Dobra. Zapytajmy je. Pewnie chcą się stąd wydostać tak jak my -
serce Cyn podskoczyło, przestraszyła się, że zechcą wmaszerować do
pokoju, gdzie ona i Sarah miały przebywać i wywalić ich cały plan
ucieczki zanim jeszcze zaczęły. Ale obaj nie podnosili swoich tyłków z
kanapy. Ciemnowłosy pociągnął długi łyk piwa z butelki i powiedział.
- Ta wyższa jeszcze się nie obudziła. Uderzyłem ją całkiem mocno.
Możemy poczekać, aż będą obie. Może zagramy w dobrego i złego glinę.
- Taa, albo weźmy tę z dużymi cyckami do drugiego pokoju, abym
z niej coś wydobył.
- Później, bracie. Odkryjmy najpierw, kim są, aby dostać okup. Jej
rodzina może chcieć z nią rozmawiać. Możesz z nią zrobić, co chcesz,
potem.
Rudowłosy zachmurzył się, ale skinął.
- Taa, racja.
Wydawało się, że kłótnia się zakończyła, gdy obaj mężczyźni
pochylili się skupiając na telewizji, a Rudy zmienił kanał na sportowy.
Cyn podjęła decyzję, teraz albo nigdy. Jeżeli będzie dłużej czekać,
mogli wrócić do pomysłu sprawdzenia swoich porwanych i wszystko
weźmie w łeb. Teraz był czas na działanie. Niestety, to znaczyło, że
musiała pokonać dwóch młodych i zdrowych mężczyzn, a przynajmniej
jeden z nich był uzbrojony. Oraz, nie powiedziała tego Sarze, były szanse,
że miała wstrząs mózgu. Jej głowa pulsowała razem z sercem i fale
mdłości nie pozwalały się jej skupić.
Cyn obejrzała się na Sarę, trzymając palec na ustach, aby była
cicho, gdy odchylała drzwi na tyle, aby móc się prześliznąć z łatwością. Z
westchnieniem, przeszła przez drzwi do następnego pokoju, natychmiast
zamykając drzwi za sobą.
Mogło przyjść jednemu z nich do głowy, aby spojrzeć i zobaczyć
otwarte drzwi.
Pozostawała na podłodze tak nisko, jak tylko mogła, idąc na
kolanach i wykorzystując oparcie kanapy jako ukrycia. Mięśnie jej nóg
krzyczały z wysiłku. Wciąż nie wróciły jej siły po jej prawie śmiertelnym
doświadczeniu w lasach Seattle. Ćwiczyła na siłowni z Elke nocami, ale to
wymagało czasu, aby odbudować siłę mięśni, nawet przy pomocy
wampirzego uzdrawiania.
Musiała zobaczyć, co to za broń. Albo przynajmniej, zobaczyć czy
była w zasięgu któregoś z mężczyzn. Nie miała ochoty ruszać na nich z
nożem, tylko po to, aby zobaczyć przed sobą pistolet.
Cyn wypuściła cicho powietrze, gdy dotarła do skraju kanapy na
tyle, aby zobaczyć ciemnowłosego z profilu. Miał zamknięte oczy i był
głęboko zanurzony w poduszkach kanapy, jakby spał. Kilka butelek piwa
stało na stole obok. Oczywiście, patrząc na utrzymanie tego mieszkania,
te butelki mogły stać tu od tygodni. Wyglądał na śpiącego, jego pierś
unosiła się wolno i opadała w jednostajnym rytmie. Widocznie, to była
ciężka praca, aby porwać dwie kobiety z przebieralni. Sarah miała rację.
To były dupki.
Odstawiając na bok gniew, Cyn ruszyła odrobinę do przodu
próbując zobaczyć rudowłosego. Nie spał, ale też nie był czujny, leżąc
oglądał telewizję, wydając się zupełnie na luzie. Najwyraźniej myśleli, że
ona i Sarah są związane w pokoju obok i nie przykładali do nich wagi.
Dużo bardziej zainteresował Cyn pistolet leżący na stoliku po lewej. To
był Sig 9mm, i Cyn miała nadzieję, że to broń, którą widziała Sarah,
ponieważ bardzo chciała, aby to była jedyna broń.
Podczas, gdy ona naprężała mięśnie, próbując dosięgnąć, Rudy
podniósł lewą rękę i zaczął zmieniać kanały. Widząc okazję, Cyn szybko
wstała, przebiegła przez pokój w trzech szybkich ruchach i złapała broń ze
stolika, odbezpieczając ją wyćwiczonym ruchem. Rudy zobaczył ją kątem
oka, gdy sięgała po broń. Krzyknął i zrobił ruch, aby samemu złapać
pistolet, ale Cyn już ją miała i mierzyła w jego serce, gdzie, jak sadziła
kilka dziur mogło dobrze wyglądać. Cofnęła się kilka kroków, pozostając
poza zasięgiem Rudego i mieć w zasięgu obu mężczyzn.
Rudy krzykiem obudził swojego partnera, który skoczył na nogi i
patrzył z niedowierzaniem na Cyn.
- Co do kurwy, Frankie! Jak to się stało?
- Zamknij się, Ez - warknął Rudy. Zwrócił swoją uwagę na Cyn i
wygiął wargi z pogardą.
- Co zamierzasz zrobić, kochanie? Chcesz mnie zastrzelić? Nie
sądzę.
Zrobił pewny krok w kierunku Cyn, wyciągając rękę, aby wyjąć
pistolet z jej niedoświadczonych rąk.
Więc, Cyn strzeliła do niego. Upadł krzycząc, zginając nogę, która
krwawiła.
- Nic o mnie nie wiesz, gnojku - warknęła do niego. - Strzelałam do
facetów, których lubiłam, a zapewniam cię, że ciebie nie lubię. Teraz,
zamknij się, albo strzelę ci w coś, co nas pozbawi twojego marudzenia.
Rudy zamknął usta przed krzykiem, szlochając tylko, z szeroko
otwartymi oczami. Wilgotne plamy potu pojawiły się na brązowym
kombinezonie, a Cyn poczuła smród strachu. Spojrzała na tego, którego
Rudy wolał Ez. Trzymał ręce wysoko i wycofywał się, skupiając uwagę na
pistolecie w jej ręku.
- Stój gdzie jesteś – krzyknęła. - Masz jeszcze te plastykowe więzy?
Skinął gwałtownie głową, nie spuszczając wzroku z pistoletu.
- Gdzie są?
Jego spojrzenie szybko przesunęło się na jej twarz.
- W mojej kieszeni - wydusił z siebie. Opuścił rękę do kieszeni, ale
powstrzymał ją czekając na pozwolenie Cyn.
- Jakim grzecznym chłopcem jesteś - powiedziała cynicznie. -
Wyjmij je z kieszeni i połóż na stoliku.
Ez usłuchał rzucając wielki zwój plastikowych więzów obok
butelek piwa.
- Okay - powiedziała wycofując się. - Wyciągnij swojego kumpla
zza kanapy i zwiąż mu ręce z tyłu. Powoli. Chcę wszystko widzieć.
Ruchy Eza przepełnione były strachem, gdy łapał Rudego za
koszulę i przeciągał go dookoła stołu po brudnym dywanie przed Cyn.
Ignorując jęki swojego kolegi, przekręcił go na brzuch i złapał jego ręce z
tyłu, związując je szybkimi ruchami.
- Jak dobrze to zrobiłeś – skomentowała. - Minąłeś się z
powołaniem. Co to było? Policja Wojskowa? Zwiąż też jego kostki -
dodała.
Ez skinął.
- Dwie tury - wymamrotał ruszając do nóg Rudego i używając
plastykowych kajdanek związał jego kostki.
- Szkoda, że nie będziesz mógł lepiej użyć swojego doświadczenia -
powiedziała Cyn. - W porządku, usiądź na podłodze i zwiąż własne kostki,
ścisło. A potem połóż twarz na dywanie obok swojego kumpla.
Ez spojrzał na nią szacując, więc Cyn uśmiechnęła się.
- Wypróbuj mnie – powiedziała. - Mam przed sobą przeklęte
wesele, a ty to schrzaniłeś.
Ez zacisnął usta i usiadł na podłodze i związał swoje kostki, potem
odwrócił się kładąc brzuchem na podłodze. Bez mówienia skrzyżował ręce
na plecach.
- Saro! - zawołała Cyn. - Przyprowadź tu swój śliczny tyłeczek!
- Cyn? powiedziała Sarah, otwierając ostrożnie drzwi i wyglądając.
- Cyn! - krzyknęła i otworzyła szeroko drzwi. - Jesteś najlepsza!
- Taa, cóż, nie było czasu na finezję. Przyjdź tu i pomóż mi z tym
gównem. - Ez podniósł głowę, gdy Sarah ruszyła przez pokój, a potem
jęknął z bólu, gdy Cyn przygniotła go do podłogi całym ciężarem, wbijając
mu kolano w żebra. - To nie jest mój pierwszy raz, dupku – wysyczała. -
Saro, weź jeden z tych więzów ze stołu i zwiąż mu nadgarstki, tak jakbyś
to robiła z kablem komputera.
- Okay - Sarah podeszła obok brzydkiej kanapy i wzięła kilka
plastykowych więzów. Zbladła trochę, gdy spojrzała na Rudego i jego
ranę w nodze. - Czy to poważne? - zapytała zerkając na zakrwawione
biodro mężczyzny.
- Nie obchodzi mnie to - powiedziała cierpliwie Cyn, trzymając
wzrok i pistolet na tyle głowy Eza, wbijając kolano w jego plecy. - Teraz
podejdź, zwiąż tego dupka.
- Racja. Przepraszam. - Sarah pospieszyła unikając bałaganu obok
Rudego. - Musisz się przesunąć, Cyn. Nie mogę sięgnąć do jego rąk.
- Oczywiście, że możesz - odparła Cyn. - Po prostu złap je i unieś.
- Ale czy to nie będzie boleć…
- Boże, mam nadzieję, że będzie.
- Jesteś taka zła - wymamrotała Sarah, gdy łapała grube nadgarstki
Eza w swoje długie palce. Ez jęknął z bólu, a Sarah szarpnęła mocniej.
Cyn spojrzała na nią zaskoczona.
- Musisz przyznać, Saro - powiedziała uśmiechając się. - Że cię to
cieszy.
Sarah wstała i cofnęła się patrząc na mężczyznę z obrzydzeniem.
- Nie zadzieraj z kobietą w dniu jej ślubu. Więc, co teraz?
- Teraz zadzwonię do Robbiego i sprawię mu radość.
*****
Robbie rozmawiał z kontaktem Eddiego w nowojorskiej policji,
gdy przyszło drugie połączenie.
- Daj mi chwilę - powiedział i sprawdził identyfikację numeru, co
powiedziało mu, że dzwoni do niego Frankie Ryan. Marszcząc brwi,
wrócił do swojego rozmówcy. - Może coś mam. Oddzwonię - powiedział
szybko, a potem przeszedł za róg, gdzie Eddie rozmawiał przez swoją
komórkę.
- Mam połączenie od Ryana - powiedział, a potem odebrał. - Czego
do kurwy chcesz? - warknął.
- Robercie Shields! Czy tak odpowiadasz na telefon?
- Cyn! Co do kurwy, kochanie, gdzie jesteś?
- Jesteśmy w jakimś brzydkim mieszkaniu w środku niczego.
- Gdzie Ryan?
- Frankie? Tutaj, przede mną. Trochę skapciały - Robbie roześmiał
się z ulgą. - Cyn, złotko, jesteś cudem. Daj mi adres.
- Okay, spójrzmy… - usłyszał głos Sary i darcie papieru, potem Cyn
powiedziała.
- To tu, Saro - zanim wróciła do telefonu. - Okay, gotowy, Robbie?
Mam rachunek za prąd.
Trzydzieści minut później, Robbie wyważał drzwi, potem złapał
Cyn i uścisnął ją podnosząc.
- Żadnych więcej przymierzalni, Cyn, kochanie. Kupuj, co chcesz i
przymierzaj w domu. Będę odnosił, jeżeli nie będą pasować.
- Też cię kocham - powiedziała klepiąc go po ramieniu. - Teraz
mnie postaw zanim ci mili porywacze spróbują przerwać nasze spotkanie.
Robbie warknął stawiając Cyn na nogach i ruszając do Ezio
Galarzy i Frankiego Ryana, którzy leżeli związani jak świnie. Kopnął
butem w Eza, a potem pochylił się, aby spojrzeć na krwawiącą nogę
Ryana.
- Postrzeliłaś go? - zapytał Cyn.
- Dał się - powiedziała wzruszając ramionami. - Co mogłam
poradzić?
Robbie zaśmiał się i odwrócił do Eda, który odnajdując Sarę był
bardziej powściągliwy.
- Chcesz zadzwonić do chłopców Raja z tym? Muszę zabrać Cyn z
powrotem do domu przed zmrokiem, a czas nam się kończy.
Ed skinął.
- Są już w drodze. Będą ich trzymać, aż Lord Rajmund zdecyduje,
co z nimi zrobić. Jedziemy z Sarą do domu jak tylko tu dojadą - jeszcze
nie skończył mówić, gdy rozbrzmiały kroki na schodach i kilkunastu
dziennych ochroniarzy Rajmunda wypełniło pokój.
- W porządku - powiedział Robbie, biorąc delikatnie Cyn pod rękę.
- Wychodzimy, kochanie. Pożegnaj się.
- Cyn wyrwała się na tyle, aby uścisnąć Sarę, która już była
wypychana z mieszkania przez Eddiego, z parą ochroniarzy idących przed
nimi.
- Nie zapomnij, Cyn - zawołała Sarah, gdy szał korytarzem. -
Potrzebuję cię w penthouse’ie jutro o czwartej, abyś pomogła mi się
przygotować!
- Będę - krzyknęła Cyn. Czekała aż Sarah zniknęła jej z oczu zanim
oparła się ciężko na silnym ramieniu Robbiego.
- Wszystko w porządku, kochanie? - wyszeptał dotykając
delikatnie palcami guza na jej głowie.
- Taa. Tylko... wykończona. Muszę wrócić do niego, Robbie.
Natychmiast.
- To samo myślę. Kończmy z tym.
*****
Cyn ucałowała Robbiego w policzek i pospieszyła schodami domu
Raphaela, doskonale świadoma brakujących do zachodu słońca minut. Za
nią Robbie zamykał drzwi wejściowe i wprowadzał resztę z załogi
dziennej Raphaela w wypadki.
Cyn poszła schodami na drugie piętro i na podeście znalazła
czekającą na nią Emmę, opartą plecami o podwójne drzwi apartamentu,
gdzie spał Duncan.
- Cyn - powiedziała Emma wymieniając uściski. - Tak się
martwiłam. Chciałam z nimi iść, gdy zadzwoniłaś, ale znasz tych facetów.
Nie pozwolili mi. Robbie zadzwonił jak tylko cię znalazł. Wszystko w
porządku? Co ci się stało w głowę?
- W porządku. Mały guz. Będę jutro na czas. Emmo, chciałabym
pogadać, ale muszę dostać się do Raphaela. Zobaczymy się później.
Cyn weszła do apartamentu, zdejmując ubranie, gdy spieszyła
przez elegancki pokój, zdjęła bieliznę, gdy otwierała zamek krypty.
Poczekała, aż otworzyły się ciężkie drzwi i weszła pociągając je za sobą,
wstukała kod zabezpieczający, a potem następny. Poszła od razu pod
prysznic, wrzucając stanik i majtki do prania i wchodząc pod gorącą
wodę.
Musiała zmyć z siebie zapach swojej przeprawy, dla siebie i dla
Raphaela. Nie można było ukryć tego, co się zdarzyło. Był na tyle potężny,
że śledził jej myśli podczas dnia. Nie tak dawno temu używał tej
umiejętności, aby ją uwieść, kochając się z nią w snach, nawet, gdy nie
było jego samego osobiście. Teraz, przeważnie robił to, aby wiedzieć jak
spędziła dzień. Był zaborczym sukinsynem, ale to przychodziło, gdy się
jest Wampirzym Lordem, zwłaszcza tak potężnym jak Raphael.
Silne emocje dzisiejszego doświadczenia gwarantowały, że
Raphael śledził ją. Próbowała, jak powiedziała Sarze, trzymać swój strach
na wodzy, ale i tak tam były.
Mimo jej przekonania, że znajdą sposób, aby uciec, mimo wiedzy,
że w końcu Raphael ją znajdzie, była przerażona. A nic tak nie przyciągało
uwagi Raphaela, jak zapach Cyn w niebezpieczeństwie.
Wyszła spod prysznica i szybko wytarła się ręcznikiem, potem
złapała drugi ręcznik i wycisnęła tyle wody ile mogła z gęstych włosów.
Szybkie suszenie pozostałości bez modelowania, tylko, aby wysuszyć. A
potem wsunęła się do łóżka obok Raphaela, zwijając się u jego boku i
przerzucając jedno ramię przez jego klatkę piersiową, kładąc głowę na
jego szerokim ramieniu.
Nie sądziła, że zaśnie, ale odgłos bicia jego serca przy jej uchu,
wolniejszy niż ludzki, jednostajny i przewidywalny uśpił ją…
Tylko po to, aby za godzinę obudzić się, gdy Raphael zacisnął
dookoła niej ramiona i przekręcił ich oboje i znalazła się pod nim, a on
patrzył na nią w przygaszonym świetle. Jego oczy strzelały srebrnymi
iskrami, gdy przyglądał się jej twarzy, a jego palce delikatnie gładziły
skórę dookoła jej guza. Warknął czując zapach jej krwi przy zranieniu.
Nie było duże, tylko mała ranka, gdy uderzono ją pistoletem. Jego
eleganckie palce przesuwały się po jej twarzy, gładząc jej powieki,
policzki. Pocałował ją lekko, gdy jego inspekcja podążała w dół
przesuwając się na jej szyję, gdzie bił jej puls, ale z podniecenia, a nie ze
strachu.
Raphael nie skrzywdziłby jej.
Zajęczała cicho, gdy sięgnął do jej piersi, zatrzymując się przy
każdym sutku w jego ustach, jego język stanowił torturę, gdy owijał się
delikatnie na jej sutkach. Zaprotestowała słabo, gdy ruszył dalej,
pozostawiając jej piersi wilgotne od pocałunków i pragnące więcej. Ale
Raphael zignorował ją zwracając swoją uwagę na jej ramiona, jego język
zanurzył się pod jej łokciem a potem przesunął do nadgarstków. Poczuła
jego gniew, gdy odkrył ślady związania, gdzie plastykowe więzy otarły jej
skórę ponad mocnym pulsem, a jego usta uspokajały ból delikatnymi
pocałunkami. Znów warknął, z pożądania tym razem, a głęboki dźwięk
zabrzmiał w jej wnętrzu, gdy podjął pocałunki zmierzając w dół.
Cyn wysapała jego imię.
- Raphael - a on ułożył się między jej nogami, zmuszając, aby się
rozdzieliły przed szerokością jego ramion, gdy całował jej biodra,
drażniąc jej skórę delikatnymi ugryzieniami. Czuła ostrość jego zębów,
gładkość jego kłów i drżała z pożądania. Pochylił się nad jej żyłą, a ona
pomyślała, że weźmie jej krew, miała nadzieję, że ją weźmie, miała
nadzieję, że uwolni ją od nieznośnego napięcia tej podniecającej
inspekcji.
- Oh, Boże - wyszeptała, gdy ruszył dalej i używając swojego języka
przesunął po jej wargach sromowych, zanurzając się w jej płci i
przesuwając nad łechtaczką. Zacisnęła palce w jego krótkich włosach,
pospieszając go. Potrzebowała jego fiuta wewnątrz siebie, potrzebowała,
aby okrył ją swoją siłą. Ale nie było ważne, czego ona chciała. Raphael
sprawdzał każdy cal jej ciała, znacząc ją, aby nie było żadnych
wątpliwości. Należała do niego od chwili, gdy pierwszy raz jej dotknął.
Cyn zdusiła okrzyk, gdy wsunął ręce pod jej pośladki i objął je
unosząc do swoich ust i przytrzymując otwartą dla niego. Jego język był
czystą torturą, gdy ją nim drażnił, zanurzając w jej cipce jak małego
członka, a potem zlizując soki jej podniecenia w cichym pomrukiem,
jakby to była najsmakowitsza potrawa.
- Raphael, proszę - błagała ściskając dłońmi swoje piersi, ocierając
sutki, desperacko pragnąc uwolnienia napięcia budującego się przez
seksualne tortury. Raphael tylko rozszerzył jej uda, a jego silne palce
rozchyliły wargi jej cipki, obnażając ją zupełnie przed nim.
Potem krzyknęła, gdy jego zęby nagle zamknęły się na jej
łechtaczce, gdy jeden z jego kłów przebił ten wrażliwy kłębek nerwów.
Uniosła plecy znad łóżka wyginając się, gdy orgazm przetaczał się przez
jej ciało. Raphael ssał mocno jej łechtaczkę, a potem uniósł głowę, a jego
oczy lśniły srebrem, gdy wzrokiem obejmował jej ciało.
- Raphael - Cyn słyszała desperację w swoim głosie, widziała cień
satysfakcji w jego spojrzeniu, gdy uniósł się i pokrył jej ciało. Jego
srebrzyste spojrzenie utkwione w jej oczach trzymało ją bez ruchu, a jej
oddech stał się szybkimi spazmami, aż w końcu, w końcu, poczuła jego
biodra między swoimi, poczuła silne pchnięcie jego fiuta, grubego i
twardego, gdy się w niej zanurzył, rozciągając ją.
Zaczął ją pieprzyć, jego biodra pracowały mocno, gdy wchodził w
nią, jego pocałunki zawładnęły jej ustami, zębami i językiem, jak
spragniony człowiek, który nie mógł się nasycić. Cyn objęła rękami jego
potężne ramiona, krzyżując kostki na jego plecach, trzymając go tak
mocno, gdy wciąż w nią uderzał.
W końcu uniósł głowę, obdarzając jej usta ostatnim liźnięciem, aby
podążyć lekkimi pocałunkami na jej policzek, wzdłuż jej szczęki, zanim
przycisnął kły do jej szyi. Serce Cyn przyspieszyło, każdy nerw w jej ciele
drżał w oczekiwaniu na ostateczny pocałunek Wampirzego Lorda.
Zamknęła oczy, gdy jego kły zanurzyły się w jej szyi, jego ugryzienie było
jak stopione srebro, przelewające się przez jej krwioobieg, krzykiem w
każdym calu jej ciała i nerwach z przeszywającym bólem zastępowanym
przez niewyobrażalną przyjemność. Cyn krzyczała, gdy orgazm przetaczał
się przez nią, ciało złapane w pułapkę, jej mięśnie zaciskały się na fiucie
Raphaela, aż syknął z przyjemności wciąż ją pieprząc, gdy jej pochwa
ściskała go mono, pieszcząc go, pospieszając, aby dołączył do niej w
spełnieniu.
Raphael warknął i pieprzył ją mocniej, poruszając się szybciej,
wchodząc głębiej, aż w końcu krzyknął triumfując, wypełniając ją gorącą
falą swojego spełnienia.
Cyn leżąc pod Raphaelem przyjęła ochoczo ciężar jego ciała,
obejmując wciąż bezwładnie jego szyję, gdy jej serce wciąż waliło, a jej
mięśnie drżały w następstwie jej orgazmu. Pogładziła jedną ręką tył jego
głowy i czekała. Wciąż się do niej nie odezwał, ale wiedziała, że był zły.
Bał się o nią, wściekał się na myśl, że była w niebezpieczeństwie, a
on nic nie mógł zrobić. Furia ich kochania się miała ją oznaczyć, upewnić,
że wciąż do niego należy. Cyn rozumiała jego potrzebę, tak jak sama
potrzebowała poczucia jego siły, poczucia bezpieczeństwa. Nawet, gdy
była związana na tej brudnej podłodze w małym pokoju, wiedziała, że
Raphael przyjdzie po nią, że jej uwięzienie nie będzie trwało dłużej niż do
zachodu słońca. Ale jedno to wiedzieć, że po nią przyjdzie, a drugie to
leżeć pod nim, gdy ich serca wracały do normalnego rytmu, a ich płuca
przypominały sobie jak oddychać.
Raphael uniósł lekko głowę i pocałował ją w usta.
- Skrzywdzili cię? - zapytał w końcu niepotrzebnie. Nawet bez
wcześniejszej inspekcji, wiedział wszystko, co jej zrobiono. Ale musiał
usłyszeć jak ona to mówi.
- Nie - zapewniła go. - Nawet mnie nie dotknęli.
Raphael uniósł sceptycznie brew i pogładził palcami jej znaczącego
guza na głowie.
- Cóż, nic poza tym, mam na myśli. Ochroniarz Sary - nazywa się
Ed - zadzwonił po ludzkich ochroniarzy Rajmunda, aby przejęli dwóch
porywaczy, przy okazji. Ale zdaję sobie sprawę, że wiesz to, albo
przynajmniej gdzieś czeka na ciebie ta informacja.
- Juro się nimi zajmuje.
- Jak sądzę użyłeś swoich super zdolności Wampirzego Lorda, aby
porozmawiać z Juro, co? - zagryzła usta żartobliwie.
- Masz rację - powiedział kwaśno. - Moje super zdolności
Wampirzego Korda. Kim byli ci głupcy, którzy ośmielili się cię porwać?
- Głupcy, to dobre słowo. Nawet nie wiedzieli, za kogo domagać się
okupu - uśmiechnęła się chytrze. - Zapłaciłbyś, gdyby zadzwonili?
Raphael rozważał to przez okropnie długą chwilę.
- Brakowałoby mi ciebie, więc pewnie bym zapłacił. Oczywiście,
gdyby byli rozsądni w swoich żądaniach.
Cyn roześmiała się, a potem pochyliła się i pocałowała go mocno.
Poczuła jak jego fiut zaczyna tężeć wewnątrz niej, a jej ciało odpowiada.
Zaczął poruszać się wolno, ociężale, a Cyn westchnęła z zadowoleniem.
- Żadnych więcej wycieczek na zakupy - warknął Raphael.
- Ale gdzie będę kupować moje ubrania, moje buty? - zapytała Cyn
wciąż grając. Nawet dla Raphaela nie zrezygnuje z zakupów. Uśmiechnęła
się na tę myśl.
- Rozumiem, że jest kanał nazywany Domowe Zakupy. Możesz tam
kupować rzeczy - jej uśmiech zmienił się w przerażenie.
- Ty chyba żartujesz.
- Ubrania to ubrania, moja Cyn. Jakie to ma znaczenie?
- Oh, proszę, Panie Szyte na Miarę Garnitury i Trzystudolarowe
Krawaty. Doskonale wiesz, jakie to ma znaczenie. Poza tym, Robbie
powiedział, że od teraz będzie ze mną wchodził do przymierzalni.
Raphael zmrużył oczy.
- Może będziemy musieli znaleźć dla ciebie kobietę do dziennej
ochrony.
- Wolę Robbiego. Zatrzymam go. Obiecał, że będzie się odwracał,
gdy będę się przebierać.
- Możliwe. Czy żałujesz anulowania waszego wieczoru rozpusty?
- Rozpusty? Z tymi wszystkimi ochroniarzami dookoła? Poza tym,
już czuję się rozpustnicą.
Zadzwonił telefon Raphaela. Wyciągnął długie ramię i wziął go ze
stolika zanim zadzwonił ponownie.
- Raport - powiedział krótko. Cyn patrzyła na jego twarz, gdy
słuchał tego, co jak sądziła mówił mu Juro o szczegółach jej i Sary
wypadków. Tylko po to, aby mu utrudnić, pociągnęła palcami po jego
muskularnych plecach, aż po jego szczupłe pośladki. Ciemne spojrzenie
przesunęło się na nią i było w nim tyle żaru, że poczuła jak sama płonie.
Jego seksowne usta wygięły się w uśmiechu i zaczął się w niej
poruszać, wsuwając wolno fiuta w jej śliską płeć wciąż trzymając telefon
przy uchu. Cyn sapnęła i zagryzała wargę powstrzymując jęk pożądania,
nawet, jeżeli Juro pewnie słyszał szelest pościeli.
Cholerny wampirzy słuch.
- Będę później. Wyślij raport na mój komputer, ale sam zadzwonię
do Rajmunda. Jest gdzieś Duncan? - pochylił się, aby pocałować jej
wargę. - Nie, zadzwonię do niego. W moim biurze za dwie godziny -
rozłączył się i położył telefon z powrotem na stoliku.
- Dwie godziny? - powtórzyła niewinne Cyn. - Masz tylko dwie
godziny na rozpustę ze mną? - uśmiech Raphaela stał się ponury.
- Sądzę, że to wystarczająco dużo czasu, moja Cyn.
*****
Rajmund obudził się warcząc, a fala jego wściekłości przepływała
po jego ludziach jak trzęsienie ziemi, budząc tych, którzy jeszcze spali i
podrywając tych, którzy już wstali z dziennego snu. Nie potrzeba było
słów. Wszyscy od razu wiedzieli, co się wydarzyło i ruszyli do działania.
Rajmund wyskoczył z łóżka. Nie zawracał sobie głowy ubraniem,
ale złapał telefon i dzwonił do szefa swojej dziennej ochrony.
- Gdzie ona jest? - zażądał, gdy mężczyzna odebrał. Nawet
słuchając odpowiedzi kręcił głową. Sarah była w budynku w drodze do
windy. - W moim biurze za godzinę i chcę szczegółów - warknął i
rozłączył się.
Zatrzymał się tylko na tyle, aby złapać parę luźnych spodni, a
potem ruszył do salonu, na czas, aby zobaczyć jak otwierają się drzwi.
Stała tam Sarah i jej ochroniarz, Ed, wielkolud za jej plecami, aczkolwiek
nie przekroczył progu penthouse’u. Wszyscy wiedzieli, że Raj był bardzo
czuły na punkcie tego, kto wchodził. Człowiek powiedział coś do Sary. Raj
był zbyt skupiony na swojej partnerce, aby usłyszeć słowa. Ale cokolwiek
to było, Sarah pomachała i skinęła, a potem zamknęły się drzwi i Sarah
ruszyła w jego ramiona.
Złapał ją, trzymając mocno, widząc swoim wewnętrznym zmysłem
każdą niegodziwość, cały strach, jaki jej dotyczył, gdy została porwana.
Zaniósł ją do ich pokoju, do specjalnej przestrzeni przeznaczonej do
spania, którą zbudował na czas jego dziennego snu. To było
najbezpieczniejsze miejsce w budynku, a on potrzebował teraz tego
bezpieczeństwa, potrzebował wiedzieć, że Sarah jest bezpieczna.
- Skrzywdzili cię? - zapytał Sarę. Mówiąc zdejmował z niej ubranie,
czując potrzebę sprawdzenia samemu.
- Nic mi nie jest, Raj, naprawdę - powiedziała uspokajająco. - Cyn
tam była i wciąż mówiła, że wszystko będzie dobrze - zachichotała, gdy
położył ją na plecach zsuwając jej spodnie z bioder i odrzucając je. -
Naprawdę, Raj – powtarzała. - Wszystko w porządku. Cyn jest ranna
bardziej ode mnie, uderzyli ją w głowę.
Raj natychmiast skupił się na głowie Sary, jego palce
przeczesywały jej piękne włosy szukając guzów. Sarah w końcu wzięła
jego ręce i zmusiła go, aby na nią spojrzał.
- Wszystko w porządku - powiedziała wolno. - Ledwie mnie
dotknęli. Cyn ich obezwładniła, a ja pomogłam ich związać. Byłyśmy
totalnie ostre.
Raj uśmiechnął się, a potem zdjął spodnie i wyciągnął się obok
niej, szybko obejmując jej biodro ręką i przyciągając ją pod siebie.
- Ostre, co? - zapytał. Całował jej powieki, jej usta i szyję, gdzie
zatrzymał się, aby wciągnąć jej zapach. Zadzwonił jego telefon i odebrał
go.
- Rajmund - odpowiedział, a Sarah spojrzała, wiedząc, że tylko
kilku ludzi mogło bezpośrednio do niego zadzwonić poza jego
personelem, a on nie użyłby swojego imienia. - Moi ludzie zajmują się
tym - mówił Raj. - Emelie będzie wkrótce gotowa, aby poinformować
Juro.
- To był Raphael - powiedział jej, usadawiając się między
krągłościami jej małego ciała. - Mam spotkanie z nim i Duncanem za
dwie godziny.
- Też powinnam iść – powiedziała. - Nie widziałam Emmy, a Cyn...
- Raj pocałował ją mocno, miażdżąc jej wargi swoimi, wsuwając język w
jej usta spotykając jej. Kiedy skończył, Sarah była bez tchu, a jej palce
zaciskały się na jego ramionach.
- Kobiet tam nie będzie - powiedział jej, rozsuwając jej nogi i
ustawił swojego członka przy jej gorącym wejściu. - A ty - wsunął się cały
jednym, mocny ruchem - zostaniesz tutaj, gdzie wiem, że jesteś
bezpieczna. Żadnych więcej babskich wieczorów, kochanie. Dopóki nie
dowiem się, co się stało dzisiaj.
- Ale, Raj... - zaprotestowała Sarah bez tchu i zaczęła poruszać
tyłkiem unosząc biodra, aby spotkać go. - Ślub jest jutro, nie chcesz
odwołać…
- Saro - wyszeptał całując łzy zmartwienia z jej zamglonych oczu. -
Pobierzemy się jutro. Nic tego nie zmieni. Chcę, aby to się skończyło.
Chcę, aby moja Sarah wróciła do normalności, chcę cię w moim łóżku
każdego dnia i nocy, a nie zakupów z twoimi szalonym przyjaciółkami i
porywania.
- To nie... - zajęczała, gdy uniósł biodra zmieniając kąt, tak jak
lubiła.
- To nie w porządku - westchnęła, ale wiedział, że nie to chciała
powiedzieć.
- Pieprzyć to, kochanie. Jesteś moja i chcę, abyś była bezpieczna.
Sarah skinęła bez słowa, zamykając oczy, a jej skóra płonęła. Raj
czuł jej zbliżający się orgazm, czuł jej sutki przy swojej piersi, drżenie jej
cipki na jego członku, gdy w nią wchodził, jedwab jej żaru, gdy zbliżała się
do spełnienia.
Pochylił się do jej szyi zlizując słony pot z jej skóry, czując napicie
jej skóry, drżenie mięśni jej szyi w oczekiwaniu na jego ugryzienie.
- Do kogo należysz, Saro - wyszeptał przy jej skórze. - Powiedz to,
kochanie.
- Do ciebie, Raj. Należę do ciebie - powiedziała pospiesznie, gdy
zbliżało się jej spełnienie.
- Moja - warknął i zanurzył kły w soczystej żyle, ciepło popłynęło
do jego ust, gdy wiła się pod nim. Jej krzyki przyjemności odbijały się
echem w jego głowie, gdy pił, a jego członek twardniał pieprząc ją w
zapamiętaniu, gdy zwijała się w fali orgazmu przetaczającym się przez
nią, aż w końcu jego głos dołączył do niej, gdy wpadł w ekstazę.
*****
Ślub upłynął bez komplikacji. Co o czymś świadczyło, jak
pomyślała Cyn, rozglądając się dookoła i zauważając, że większość gości
było wampirami włączając Raphaela i Duncana. Trzech Wampirzych
Lordów w jednym pokoju, razem z ochroniarzami i dodając wampiry,
które miały na celu świętowanie tej okazji… cóż, to mogło stać się
koszmarem. Wampiry źle znosiły towarzystwo. Ale dzisiaj zachowywały
się wzorowo.
Stała z tyłu małej sali balowej i patrzyła na tłum czekając na swoją
kolej. Emelie była już w drodze, elegancka jak modelka, idąc z wdziękiem
do ołtarza. Za nią, organizator ślubu dawał Sarze ostatnie wskazówki. Cyn
rozejrzała się po siedzącym tłumie i uchwyciła Raphaela. Wyglądał
doskonale w swoim smokingu, ale przecież Raphael we wszystkim
wyglądał doskonale. Nadal było coś w jej osobistym Wampirzym Lordzie,
w szytym na zamówienie smokingu, że jej hormony szalały.
Uśmiechnęła się na tę myśl. Jakby ostrzeżony, Raphael odwrócił
się i spojrzał na nią podejrzliwie. Był taki wrażliwy od czasu porwania.
Cały „ty kobieta, ja mężczyzna”. Czy raczej powinno być „ja wampir”,
ponieważ emanował tak silną mocą, że nawet ona ją czuła. I, oczywiście,
Rajmund reagował na to własną mocą, po czym przybył Duncan ze
swoimi falami, więc Cyn zastanawiała się, czy ktokolwiek będzie mógł
stać na nogach zanim dojdą do stołu. Trzej Wampirzy Lordowie w tym
samym pokoju w dwadzieścia cztery godziny po porwaniu ich partnerek,
ich zagrożeniu, i przetrzymywaniu... Wątpiła, aby kiedykolwiek coś
takiego się zdarzyło wcześniej.
Ale nie doszło do nieszczęścia. Ślub Sary był w każdym calu tak
piękny jak chciała. Mała sala balowa była fantazyjnie przystrojona
świeżymi kwiatami i ozdobnymi świecami. Wampirzy goście byli
przystojni i żywotni, w taki sposób, jak tylko wampiry mogą, a ich
partnerki i towarzysze piękni i zdrowi od dzielenia się wampirzą krwią.
Cyn usłyszała jak organizator ślubu szepcze komendę i ruszyła
wzdłuż rzędu ław. Ona i Emelie były oficjalnymi świadkami. Dokładnie
mówiąc, Cyn pełniła funkcję druhny, a Emelie najlepszy człowiek Raja,
chciała założyć piękną suknię, a nie męski smoking, a żadna z nich nie
chciała skończyć w jakimś koszmarze druhny. Więc tygodnie wcześniej
obie wybrały się na zakupy - udowodnić, że mogą, w rzeczywistości,
zakupy na Manhattanie bez porwania. Obie były wysokie i szczupłe i obie
nosiły te same kolory. Więc wybrały jedwabne suknie bez rękawów, co
było zrozumiałe i eleganckie. Oczy Raphaela zalśniły srebrem, gdy Cyn
ubrała się wcześniej, więc wiedziała, że dobrze wygląda. Wiedziała
również, że nie będzie jej miała na sobie nawet pięciu minut, gdy już
wrócą to domu po ślubie. Raphael będzie ją miał nagą w łóżku zanim
jedwab opadnie na podłogę. Ale to było w porządku. Sukni potrzebowała
tylko na jedną noc.
Uśmiechnęła się do Emelie, gdy podeszła do ołtarza. Obie
wyglądały doskonale, każda niosła pojedynczą czerwoną różę
przewiązaną wstążką kontrastującą z czarnym jedwabiem. Był to ukłon w
stronę gwiazdy tego wieczoru, panny młodej.
Oczywiście, to był również ślub Raja, ale wszystkim było wiadome,
że to dla Sary, że Raj chciał ją zadowolić. To nie martwiło w
najmniejszym stopniu Cyn. A właściwie to było raczej słodkie, że Raj
chciał to zrobić dla Sary. Powiedziała to nawet Raphaelowi, ale zmierzył
ją tylko spojrzeniem. Drażliwy temat.
Muzyka się zmieniła. Wszyscy drgnęli, a potem wstali, gdy Sarah
pojawiła się w drzwiach.
Jej widok był oszałamiający. Jej suknia również była bez rękawów
jak Cyn i Emelie, ale tu kończyło się podobieństwo. Kremowy jedwab i
koronka, obejmował jej tułów i przylegał do jej kształtów, podkreślając jej
wąską talię, a potem rozchodząc się na biodrach zanim opadał w dół do
kolan w stylu syreny, delikatnymi i eleganckimi zwojami z przodu
krótszymi, z tyłu dłuższymi. Jej rodzina dawno temu zaprzestała
kontaktów, aby być częścią jej życia, więc sama szła wzdłuż rzędów ławek,
niosąc długą różę w kolorze kremu. Jej włosy zostały upięte na czubku
głowy, zwieszając się długimi, złotymi falami z tyłu. Była szczęśliwa, szła z
szerokim uśmiechem na twarzy w kierunku Raja.
Cyn wróciła pamięcią do ich rozmowy, nie tak dawno temu, gdy
Sarah wątpiła czy Raj chce ją poślubić. Potrząsnęła głową. Wszelkie
wątpliwości powinna porzucić patrząc na Raja, który miał utkwiony
wzrok w idącej Sarze. Nikt nie pożądał tak jak Wampirzy Lord, pożądając
tylko oczami. A wzrok Raja, aż krzyczał „Moja!” tak głośno, jakby
wypowiadał te słowa.
- O czym myślisz?
Cyn otrząsnęła się ze wspomnień mijającego wieczoru i
uśmiechnęła się do Emmy. Ślub się skończył, a parkiet był pełen tancerzy.
Cyn siedziała na jednym z dwóch wielkich, wygodnych foteli przy ścianie
apartamentu Raja i Sary. Obok stała niska sofa oraz mały stolik między
nimi. To nie był prywatny apartament Raja i Sary, nie mieszkali tutaj. To
było oficjalne miejsce, gdzie przyjmowali gości. Aczkolwiek było tu
pięknie. Wysoko nad Manhattanem z widokiem na wieczne i czyste nocne
niebo.
Osobiście, Cyn wolała nieskończoność horyzontu plaż w Malibu,
ale Manhattan z pewnością miał swój urok.
Emma opadła na kanapę i zdjęła naprawdę wystrzałowe buty,
zanim podciągnęła pod siebie stopy. To była pierwsza rozmowa, gdy Cyn
mogła porozmawiać z Emma po ich porwaniu, poza ich szybką wymianą
na korytarzu. Raphael i Duncan wydawali się zdeterminowani, aby z
jakieś powodu trzymać je osobno, jakby porwanie było ich winą, jakby
były przyczyną wybuchu energii czy coś. To głupie.
- Właśnie myślałam o tym, jak pięknie wyglądała Sarah.
- Pięknie - zgodziła się Emma, a zadowolenie wypełniało jej głos,
jakby uroda Sary była zwycięstwem wszystkich kobiet. Cyn też się
zgadzała.
- Chłopcy też dobrze wyglądają - dodała Emma wskazując brodą
tam, gdzie stał Raj i Duncan pogrążeni w głębokiej rozmowie z kilkoma
wampirami, których Cyn nie znała. Emelie też tam była. Spojrzała i
zobaczyła je obserwujące, wymamrotała coś do Raja i ruszyła do foteli.
- Zabijcie mnie - jęknęła Emelie, gdy do nich dołączyła. - Nie mogę
uwierzyć, że zgodziłam się założyć dzisiaj takie wysokie obcasy. Para
lakierków byłaby o wiele prostsza - zostawiła rzeczone szpilki i opadła na
kanapę obok Emmy.
- To są boskie buty - powiedziała Emma.
Trzy kobiety patrzyły na porzucone buty.
- Taa, naprawdę są boskie - zgodziła się Cyn.
- To buty sprawiły, że kupiłam suknię - poskarżyła się Emelie.
Cyn roześmiała się i poklepała Emelie po ręce.
- Wszystkie poświęcamy się dla pięknych butów - Emma skinęła w
zgodzie.
- Zróbcie miejsce dla mężatki - zawołała Sarah i rzuciła się obok
nich, moszcząc się obok Cyn w wielkim fotelu, gdy Cyn zrobiła jej
miejsce.
- Mężatki? - powtórzyła Cyn. - Dobry Boże, Saro, co będzie
następne? Płaskie obcasy? - Sarah sapnęła.
- Bluźnisz! Wstyd mi za ciebie, Cynthio Leighton - roześmiały się
głośniej niż dowcip tego wymagał, ale były zmęczone i to była kilka
stresujących dni. A im udało się wyjść cało. Zasługiwały na trochę
histerycznego śmiechu, pomyślała Cyn z westchnieniem.
Z drugiego końca pokoju, Raj i Duncan odwrócili się, aby spojrzeć
na kobiety, przyciągnięci znajomym śmiechem.
- Kurwa - wymamrotał Raj. - To nie może być nic dobrego.
- Powinniśmy dołączyć ?- zapytał zamyślony Duncan.
Cokolwiek Raj chciał powiedzieć, utknęło to w jego gardle, gdy po
pokoju przewaliła się fala mocy Raphaela, a Zachodni Wampirzy Lord
ruszył. Podszedł od razu do śmiejących się kobiet i bez chwili wahania
wziął rękę Cyn pociągając ją na nogi w swoje ramiona. Odwrócił się i
ruszył do wyjścia, przechodząc obok Raja i Duncana.
- Do zobaczenia za rok, panowie.
Wyszedł z pokoju ze śmiejącą się i machającą Cyn w ramionach.
- Cóż, jedną mniej - zauważył sucho Duncan. Wyciągnął rękę z
zachęcającym uśmiechem, gdy dołączyła do nich Emma. Wzięła jego
dłoń, a on przyciągnął ją do siebie.
- Widziałeś to? - wymamrotała Emma tonem pełnym
niedowierzania.
- Widziałem co? - zapytał Duncan. Roześmiał się, gdy Emma
klepnęła go.
- Jesteście tacy sami.
- Czy mam przerzucić cię przez ramię?
Emma zarumieniła się, a Duncan przyciągnął ją bliżej, całując
lekko w czoło.
- Gotowa do drogi, Emmaline? Myślę, że Raj chce zająć się swoją
żoną.
- Oh! - Emma obdarzyła Raja spojrzeniem pełnym mieszaniny
zaskoczenia i zakłopotania.
- Chryste, Duncan - powiedział Raj. - Co jej opowiadasz?
- Tylko tyle ile trzeba, mój przyjacielu. Gratulacje, Raj. To był
bardzo interesujący weekend. Zobaczymy się za rok na Radzie.
Raj patrzył jak Duncan wychodzi z pokoju obejmując mocno ramię
swojej partnerki, gdy natychmiast otoczyła go ochrona. Gdy wyszli,
odetchną z ulgą. Lubił Duncana. Zawsze go lubił. Ale, do cholery, dobrze
było być jedynym Wampirzym Lordem w pokoju, a już wkrótce w całym,
cholernym mieście. Ochrona Raja przyjęła wyjście Raphaela i Duncan
jako znak i zaczęła delikatnie pospieszać pozostałych gości. Byli grzeczni,
ale nalegający, dotąd, aż nikt nie pozostał.
Raj szarpnął krawat i odpiął górny guzik swojej formalnej koszuli.
Nosił te rzeczy przez cały czas, ale rzadko martwił się, aby były w
porządku. Emelie dała mu znak, a potem prześliznęła się i zamknęła za
sobą drzwi. Raj usłyszał stukanie obcasów Sary i odwrócił się zobaczyć
jak wolno idzie w jego kierunku, kołysząc biodrami pod cienką koronką
jej sukni. Wyglądała pięknie i seksownie.
Wyciągnął rękę.
- Podejdź tu, żono.
Sarah rozpromieniła się, a jej zamglone oczy błysnęły żartobliwie,
gdy przeszła ostanie dwa kroki i wzięła jego rękę. Przyciągnął ją, kładąc
ręce na jej biodrach, gdy zaczęła grać muzyka.
- Zatańcz ze mną - powiedział cicho. Sarah spojrzała na niego
zaskoczona, ale objęła rękami jego szyję i położyła głowę na jego piersi.
Raj pocałował czubek jej głowy, gdy rozbrzmiały dźwięki starej piosenki
miłosnej.
„Całuj mnie każdego ranka przez milion lat..”
Raj trzymał Sarę kołysząc się do taktu.
- Dobrze się bawiłaś, Saro? - wyszeptał.
- To był najlepszy dzień w moim życiu - powiedziała odchylając się
na tyle, aby zobaczyć jego twarz. - Sądzisz, że mamy milion lat, Raj?
Roześmiał się zaskoczony.
- Nie jestem pewien, czy chcę miliona, kochanie. Ale ile mamy,
mamy je wspólnie. Dla mnie wystarczy.
Sarah uśmiechnęła się.
- Więc, co byś powiedział, gdybyśmy się stąd wynieśli i poszli
pieprzyć się do utraty tchu?
- To najlepszy pomysł, jaki dzisiaj słyszałem - uśmiechnął się Raj,
biorąc ją na ręce i niosąc korytarzem do ich prywatnego apartamentu,
gdzie jeden z ochroniarzy przytrzymywał drzwi, podczas, gdy on przeniósł
swoją pannę młodą przez próg.