1
O trzy palce
(baśń cypryjska)
Zdarzyło się to w pewnym księstwie za morzem. W jednym dniu i o tej
samej godzinie, w książęcym pałacu i w chatce rybaka, przyszli na świat dwaj
malusieńcy chłopcy. Księżna i żona rybaka zostały matkami i każda z nich
cieszyła się z tego ogromnie.
Syna książęcej pary nianie oraz służące wykąpały w różanej wodzie
i odziały w leciutki jak mgła kaftanik z falbankami, owinęły w powijaki
mięciutkie jak obłok. Potem ułożyły do snu w pięknie rzeźbionej kołysce
z drzewa sandałowego, a nad kołyską zawiesiły złoty dzwoneczek, który
cichutko podzwaniał, „dzyń, dzyń, dzyń, książę śpij”, a gdy chłopiec płakał:
„dzyń , dzyń, smutku zgiń”. Csii, Chłopaczek zasnął. Śpi.
Zaś w chacie nad morzem baba zielarka otuliła syna rybaka kawałkiem
czyściutkiego płótna i podała matce. A on zasnął w jej ramionach. Ćsiii, Już śpi.
Śpi smacznie, równie zadowolony jak mały książę w pałacu, albo nawet
bardziej.
Chłopcy rośli szybko i wkrótce ludzie zobaczyli dziwną rzecz- ci dwaj,
syn księcia i syn rybaka, są do siebie bardzo podobni, jak bracia. Nawet imiona
nadano im prawie takie same: jednemu Cyryl, drugiemu Cyriak. Ale
wystarczyło poznać ich choć trochę, by zobaczyć jak na dłoni, że różni ich
wszystko. Wszystko oprócz wyglądu.
Mały książę, choć śliczny jak z obrazka, miał paskudny charakter. Złościł
się bez powodu, a przykrymi uwagami sypał, jak z rękawa. Na dodatek to temu,
to tamtemu przypiął łątkę i jakby tego było mało, burmuszył się z lada powodu
i spuszczał nos na kwintę. Często chodził zamyślony, ale co z tego? Wiecie
o czym myślał? Myślał tylko o sobie i swoich potrzebach. Taki sobek, co myśli,
że jest ósmym cudem świata.
Syn rybaka był jego dokładnym przeciwieństwem. Miły z niego chłopak.
Lubił ludzi, więc i oni go lubili. Dla każdego miał dobre słowo, a gdy mówił, to
2
jego mowa była „przyprawiona solą”, a znaczy to, że umiał powiedzieć właśnie
to, co w tej chwili należało powiedzieć. Nic więcej i nic mniej. Nie był
pochlebcą, o nie! Po prostu umiał w każdym znaleźć to, co warte było
odnalezienia oi dostrzec dobro. Szanował ludzi i uważał ich za godnych
uznania. Gdy ktoś potrzebował wsparcia, wspierał go, gdy pomocy pomagał. Po
co dłużej się nad tym rozwodzić- po prostu postępował z ludźmi tak, jak
chciałby, by z nim postępowano.
Ludzie często mówili o tych dwóch astronomicznych bliźniakach tak:
- Patrzcie no, tacy sami, a tacy różnią.
Albo:
- Ten to jakby miał w środku biało, a tamten czarno!
Gdy młody książę dowiedział się, że porównuje się go z synem rybaka,
zawrzał gniewem:
- Jak oni śmieli! Bezczelni głupcy! JA i ten…. Jak mu tam? JA! JA! i taki
prostak! Już JA im wszystkim pokażę, już JA ich nauczę! A temu… temu, jak
mu tam…, pokażę, gdzie raki zimują.
Zdarzyło się kiedyś, że obaj wędrowali brzegiem morza z przeciwnych
stron. Jeden z lewa na prawo, drugi z prawa na lewo. Szli zamyśleni, a gdy
podnieśli głowy stanęli jak wryci: książę zobaczył rybaka, rybak zaś księcia.
Stali obok siebie o krok, książę patrzył wrogo na rybaka, rybak zaś na księcia
z zaciekawieniem.
- Z drogi!- krzyknął książę i podniósł rękę do uderzenia. Cyryl uchylił się prze
ciosem, spojrzał pod nogi i… zobaczyłoś połyskującego w słońcu. Podniósł,
ogląda, toż to pióro ptaka, złote! Szczerozłote! Ale i książę Cyriak je zobaczył.
_ Służba, służba!- krzyczy- Do mnie, do mnie, niezguły jedne. Trutnie! Co się
tak guzdrzecie?! Nieudacznicy! No już, już bez tłumaczeń, bo szkoda czasu.
Mojego cennego czasu. Pojmać tego oberwańca żywo i wtrącić do więzienia…
To złodziej!
- Nie jestem złodziejem- oburzył się Cyryl.
3
- Patrzcie go, nie jest złodziejem! A to co trzymasz w ręce, to co?- zakpił książę.
- Ptasie pióro, znalazłem je.
- Złote pióro! Nie udawaj, że nie wiesz, że wszystko, co poddany książęcy
znajdzie na książęcej ziemi należy do księcia! Odbierzcie mu to pióro!
- Ależ ja sam z przyjemnością oddam to pióro, bardzo proszę.
Słysząc tak grzeczną odpowiedź, książę rozzłościł się jeszcze bardziej.
- I tak wtrącić go do więzienia. I nie dawać mu jeść.
Już dwaj halabardnicy prowadzą chłopaka do zamkowego lochu, gdy książę
nagle rozmyślił się.
- Stać!- krzyczy.- Z powrotem do mnie! Szybciej, ofermy!
- Stać, iść, wracać…- szepnął jeden ze strażników do drugiego.
- Bo z naszym księciem już tak jest- odszepnął mu tamten.
- Jak?
- Ano tak, jak to mówią: na dwoje babka wróżyła, albo jeszcze gorzej.
- Hi, hi- zachichotał cicho.
- Co to za szepty?!- rozdarł się książę- Spiskujecie?
- Więzień doprowadzony, według rozkazu waszej książęcej mości- zawołali
chórem strażnicy i stuknęli obcasami, aż ostrogi zadźwięczały.
-No!- powiedział książę podejrzliwie, a potem ciągnął, nie patrząc w stronę
Cyryla.- Powiedzcie temu oberwańcowi, że jeśli nie chce stracić głowy, niech
mi do jutra rana przyniesie tego ptaka, który zgubił złote pióro.
- Jego książęca mość rozkazał…- powiedzieli strażnicy, ale nie dokończyli, bo
Cyryl im przerwał.
- Nie kończcie, bo szkoda czasu i przekażcie jego książęcej mości, że już idę.
No może za chwilę, bo muszę się przygotować do drogi- ukłonił się księciu,
obrócił na pięcie i odszedł.
Książę zbaraniał.
- Niech się śpieszy…- bąknął do strażników ni w pięć ni w dziewięć,
i zadzierając wysoko nosa dla dodania sobie pewności, ruszył do pałacu.
4
„Gdzie szukać tego ptaka? A nawet jak znajdę, to jak go schwytać?” rozmyślał
Cyryl po drodze do chaty. Ale chyba coś wymyślił, bo oczy mu rozbłysły
i uśmiechnął się wesoło. Nie zabawił długo w chacie, czegoś tam szukał, coś
szykował i po chwili wyszedł gotów do drogi. Ruszył raźnym krokiem, niosąc
na plecach cztery cztery bukłaki z koźlej skóry napełnione młodym winem.
Szedł brzegiem morza aż do zachodu słońca i od zachodu do wschodu, a gdy
zaświtał ranek, w pierwszych promieniach słońca coś zalśniło złotym blaskiem.
To były pióra czarodziejskiego ptaka, który nadleciał znad morza i zmęczony
przysiadł na piasku.
Skradając się bezszelestnie, dotarł Cyryl do miejsca, gdzie przysiadł złoty
ptak. Krok po kroku zbliżył się ostrożnie i… hop! Skoczył do ptaka, ale ten był
szybszy. Odleciał i tylko niebo zarysował jak złota strzała.
- Co ja najlepszego zrobiłem, przecież miałem taki dobry plan. A no cóż!
Poszkapiłem się, to fakt. Teraz już będę mądrzejszy.
W pobliżu miejsca, gdzie siedział ptak, biło źródełko, ot, tycie oczko
wodne. Cyryl zaczął czerpać wodę z sadzawki, czerpał i czerpał, aż pokazało się
dno. Wtedy wlał do niej całe młode wino, co je dźwigał w bukłakach. Minęła
krótka chwila, a złoty ptak sfrunął, by się napić wody. Przysiadł na piasku i pił,
pił, pił. A trzeba wam wiedzieć, że wino było mocne, jeden łyk szedł do głowy,
a co dopiero tyle, i to do ptasiego łebka! Nie minęły więc trzy chwilki, a złoty
ptak rozłożył szeroko skrzydła, niepewnie zachwiał się z boku na bok i padł jak
długi. Zasnął z otwartym dziobem. Cyryl ostrożnie owinął go w koszulę i ruszył
w powrotną drogę. Ale im bliżej było domu, tym więcej miał wątpliwości, czy
oddać złotego ptaka młodemu księciu… Znał go przecież jak zły szeląg,
wiedział jaki jest złośliwy, jaki chciwy. „Co robić? Jeśli oddam ptaka, a książę
zrobi mu krzywdę? Oddać czy nie oddawać?” I już miał zwrócić wolność
ptakowi, już zaczął odwijać płótno koszuli, gdy dopadli go słudzy książęcy, siłą
zawlekli przed oblicze księcia i powiedzieli, że Cyryl chciał uwolnić ptaka, ale
mu w tym przeszkodzili.
5
- Wprawdzie obiecałem ci życie, jeśli przyniesiesz mi ptaka, ale nie wiem,
czy powinienem dotrzymać słowa- powiedział Cyriak.- Przecież gdyby nie
słudzy, ptak poszybowałby sobie teraz po niebie…
Cyryl spojrzał tylko smutno i nic nie powiedział. Słudzy podali księciu
owiniętego w koszulę ptaka, a gdy ten zaczął ją gorączkowo rozwijać, ptak
nagle wyszarpnął mu się z rąk, wzbił w powietrze i przez otwarte okno komnaty
poszybował wysoko i daleko. Poleciał aż na ptasią wyspę, gdzie na tronie
wyrzeźbionym przez ptaki siedziała władczyni wyspy, królowa ptaków.
Zapłonęła gniewem, gdy złoty ptak opowiedział jej o tym, co go spotkało.
Uniosła się z tronu, zaćwierkała jak ptak i zewsząd zleciała się chmara ptaków,
ptaszków i ptaszysk, a wtedy zaćwierkała po raz drugi, wydając im rozkaz.
Chmara uniosła się i zniknęła w przestworzach. Po kilku chwilach powróciła,
przynosząc Cyryla i Cyriaka.
- Czy przyznajecie się do porwania mojego złotego ptaka?- spytała patrząc
surowo.
- Tak pani- odparł Cyryl.- Jestem winien. Użyłem podstępu i schwytałem
złotego ptaka, aby…
- A ty?- przerwała mu królowa, zwracając się do Cyriaka.
- Ja nie miałem z tym nic wspólnego! Nie porywałem żadnego ptaka złotego,
srebrnego, ani zwykłego. A w ogóle czy ty wiesz, kim ja jestem?
Królowa była mądra i potężna, ale nie wszechwiedząca. Spojrzała głęboko w
oczy każdemu z młodzieńców, a potem wręczyła każdemu z nich gałązkę
i powiedziała:
- Oto dwie gałązki z drzewa czarów. Mają one magiczną właściwość. W rękach
kłamcy wydłużają się o jakieś trzy palce. Do lochu z nimi! Rano przekonamy
się, który mówi prawdę.
I ptasi słudzy wtrącili Cyryla i Cyriaka do lochu. Choć było w nim wilgotno
i nieprzyjemnie Cyryl zasnął, jak niemowlę. Cyriak zaś po raz pierwszy
wystraszył się i nie mógł zasnąć. Godziny wlokły się nieznośnie, Cyriak
6
przewracał się z boku, na bok, kładł się ,zrywał, to znowu kładł. A gdy pierwsze
promienie słoneczne oświetliły celę Cyriak spojrzał na swoją gałązkę i porównał
z gałązką Cyryla. Był już pewien, wydłużyła się o jeden, dwa, trzy… palce! Bez
chwili wahania odłamał długi na trzy palce kawałek i wyrzucił go pod pryczę.
Ledwie zdążył to zrobić, kiedy słudzy ptasiej władczyni otwierali drzwi. Stanęli
obaj więźniowie przed obliczem królowej. Cyriak z pewną siebie miną
wyciągnął rękę pokazując krótką gałązkę i uśmiechnął się szyderczo, widząc
o ile dłuższa jest gałązka Cyryla. Królowa zaś patrząc surowo na Cyriaka
powiedziała:
- Gałązki to był mój podstęp. One wcale nie wydłużały się same. To twoje
nieczyste sumienie wydłużyło gałązkę, dlatego ją ułamałeś. Nie unikniesz kary,
nikczemny człowieku.
Klasnęła w dłonie i do komnaty wpadły trzy sępy. Pochwyciły Cyriaka
w szpony i poniosły tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. A Cyryl zamieszkał na
wyspie wraz z ptakami. Pomagał w ptasich pracach, a one karmiły go ptasim
mleczkiem i już wkrótce – tak jak królowej- wyrosła mu para pięknych
łabędzich skrzydeł. Mógł teraz latać, tak jak wszyscy na ptasiej wyspie. Wkrótce
on i królowa pokochali się. Odtąd razem królowali ptakom zgodnie
i sprawiedliwie.