DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
Ś
wi
ę
ty AUGUSTYN
WYZNANIA
przeło
ż
ył Zygmunt Kubiak
Matka Augustyna była katoliczk
ą
, ojciec poganinem. Jako młodzieniec Augustyn wybrał manicheizm i
wyznawał t
ę
religi
ę
do 30. roku
ż
ycia. Te lata sp
ę
dził z kobiet
ą
, której imienia nam nie zdradził, niczego te
ż
o niej nie napisał poza tym,
ż
e mieli syna, Adeodata.
Dzi
ę
ki koneksjom manichejskim Augustyn - który całe
ż
ycie z wyj
ą
tkiem paru lat sp
ę
dził w Afryce w
okolicach Kartaginy - uzyskał stanowisko retora przy dworze cesarskim w Mediolanie. Dzi
ę
ki kontaktom z
biskupem Mediolanu,
ś
w. Ambro
ż
ym, poznał zasady alegorycznej interpretacji Biblii, co sprawiło,
ż
e
przestały go razi
ć
obecne w tek
ś
cie sprzeczno
ś
ci. Jednocze
ś
nie wskutek niezgodno
ś
ci nauki Maniego z
tym, co o za
ć
mieniach Sło
ń
ca i Ksi
ęż
yca twierdzili astronomowie zacz
ą
ł w
ą
tpi
ć
w manicheizm - i popadł w
sceptycyzm. Zacz
ą
ł te
ż
z grup
ą
przyjaciół studiowa
ć
pisma Plotyna.
Nało
ż
yły si
ę
na to problemy osobiste. Matka Augustyna pojawiła si
ę
w Mediolanie i zaaran
ż
owała jego
mał
ż
e
ń
stwo z dziewczyn
ą
z bogatego domu - co miało synowi otworzy
ć
drog
ę
do wielkiej kariery.
Wymuszone rozstanie z matk
ą
Adeodata stało si
ę
ź
ródłem cierpie
ń
- i zapewne przyspieszyło decyzj
ę
o
przyj
ę
ciu chrze
ś
cija
ń
stwa.
Ksi
ę
ga VI
13. Gorliwie przynaglano mnie do mał
ż
e
ń
stwa. Ju
ż
si
ę
o
ś
wiadczyłem i zostałem przyj
ę
ty,
w czym najwi
ę
cej było stara
ń
mojej matki, która miała nadziej
ę
,
ż
e skoro si
ę
o
ż
eni
ę
,
obmyje mnie z grzechów zbawcza woda chrztu. Cieszyła si
ę
,
ż
e z dnia na dzie
ń
jestem
coraz lepiej do chrztu przygotowany. W przyjmowaniu przeze mnie wiary widziała
odpowied
ź
na jej modlitwy i wypełnianie si
ę
obietnic Twoich. Zarówno na moj
ą
pro
ś
b
ę
,
jak i z własnego odruchu serca mocnym, serdecznym wołaniem błagała Ciebie
codziennie, aby
ś
jej w jakiej
ś
wizji oznajmił, czym b
ę
dzie moje mał
ż
e
ń
stwo. Ale nie
chciałe
ś
.
Miała tylko niejasne i pełne uroje
ń
sny, wyłonione z ci
ą
głego o tych sprawach
rozmy
ś
lania. Kiedy mi o tych snach mówiła, w jej słowach - zamiast tej ufno
ś
ci, jak
ą
zawsze miała, ilekro
ć
Ty zsyłałe
ś
jej widzenia - wyczuwałem lekcewa
ż
enie. Powiadała
mi,
ż
e jakim
ś
zmysłem, którego nie potrafi okre
ś
li
ć
słowami, umie zawsze odró
ż
ni
ć
Twoje
objawienia od swoich snów przyrodzonych. Przygotowania jednak były w toku i starano
si
ę
o zgod
ę
rodziców. Dziewczynie tej brakowało jeszcze około dwóch lat do wieku
stosownego do mał
ż
e
ń
stwa. Podobała mi si
ę
, wi
ę
c godziłem si
ę
na oczekiwanie.
14. W du
ż
ej grupie przyjaciół cz
ę
sto rozmawiali
ś
my o naszym znu
ż
eniu zam
ę
tem i
troskami
ż
ycia. I byli
ś
my ju
ż
niemal zdecydowani odsun
ąć
si
ę
od tłumu i wie
ść
spokojne
ż
ycie na osobno
ś
ci. Zamierzali
ś
my poł
ą
czy
ć
cały dobytek, jaki posiadali
ś
my, i mie
ć
wspólny fundusz, który by nam tak
ą
spokojn
ą
egzystencj
ę
umo
ż
liwił. W szczerej
przyja
ź
ni nie rozró
ż
nialiby
ś
my, co nale
ż
y do tego, a co do innego z nas. Wszystko miało
nale
ż
e
ć
i do nas wszystkich, i do ka
ż
dego z osobna. Spodziewali
ś
my si
ę
,
ż
e ta
społeczno
ść
b
ę
dzie si
ę
składała z jakiej
ś
dziesi
ą
tki ludzi. Niektórzy byli bardzo bogaci,
zwłaszcza Romanianus, pochodz
ą
cy z mojego miasta. Był on od lat chłopi
ę
cych jednym
z najbli
ż
szych moich przyjaciół, a na dwór w Mediolanie przybył wówczas
ś
ci
ą
gni
ę
ty
jakimi
ś
bardzo wa
ż
nymi interesami. On był do projektu najbardziej zapalony, a pozostali
liczyli si
ę
bardzo z jego zdaniem, gdy
ż
był znacznie od innych bogatszy.
Postanowili
ś
my,
ż
e b
ę
dziemy na ka
ż
dy rok wyznaczali spo
ś
ród siebie dwóch jak gdyby
urz
ę
dników, aby załatwiali wszystkie niezb
ę
dne interesy; a pozostali członkowie grupy
mieli by
ć
od takich spraw wolni. Potem jednak zacz
ę
li
ś
my rozwa
ż
a
ć
, czy nam na to
Strona 1 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
pozwol
ą
nasze miłe kobiety. Niektórzy z nas ju
ż
mieli
ż
ony, inni zamierzali si
ę
o
ż
eni
ć
. I
wtedy cały ten tak pi
ę
knie obmy
ś
lony projekt rozpadł si
ę
nam w r
ę
kach: tak si
ę
rozsypał,
ż
e trzeba go było precz odrzuci
ć
. Wzdychaj
ą
c, j
ę
cz
ą
c - poszli
ś
my jednak dalej szerokimi i
utartymi drogami tego
ś
wiata. Wiele my
ś
li było w naszych sercach, a wola Twoja trwa na
wieki. W m
ą
dro
ś
ci swej woli szydziłe
ś
z naszych planów i sposobiłe
ś
Twoje. Miałe
ś
da
ć
nam pokarm w czasie stosownym, rozewrze
ć
r
ę
k
ę
Tw
ą
i napełni
ć
dusze nasze
błogosławie
ń
stwem.
15. A tymczasem grzeszyłem coraz bardziej. Kobiet
ę
, z któr
ą
dotychczas
ż
yłem,
oderwano od mego boku, gdy
ż
była to przeszkoda na drodze do mał
ż
e
ń
stwa. Poniewa
ż
moje serce mocno do niej przywarło, teraz wyszarpni
ę
to w nim ran
ę
, która broczyła krwi
ą
obfit
ą
. Kobieta wróciła do Afryki,
ś
lubuj
ą
c Ci,
ż
e nigdy si
ę
nie odda
ż
adnemu innemu
m
ęż
czy
ź
nie, a ze mn
ą
zostawiła syna naturalnego, jakiego mi urodziła. Byłem zbyt słaby,
aby na
ś
ladowa
ć
ten wzór, jaki mi dała niewiasta. Niecierpliwiło mnie dwuletnie
oczekiwanie na narzeczon
ą
, bo nie tyle o
ż
ywiało mnie pragnienie mał
ż
e
ń
stwa, ile byłem
niewolnikiem nami
ę
tno
ś
ci. Postarałem si
ę
wi
ę
c o inn
ą
kobiet
ę
i
ż
yłem z ni
ą
bez
mał
ż
e
ń
stwa. Oznaczało to,
ż
e choroba mojej duszy jeszcze si
ę
wzmo
ż
e i umocniona
nieprzerwanym przyzwyczajeniem przetrwa a
ż
do po
ż
ycia z
ż
on
ą
. A rana, jak
ą
spowodowało oderwanie ode mnie mojej poprzedniej towarzyszki, wcale si
ę
nie goiła. Po
okresie straszliwie ostrego bólu zacz
ę
ła ropie
ć
i chocia
ż
wtedy ból jakby st
ę
piał,
cierpiałem tym rozpaczliwiej.
16. Tobie cze
ść
, Tobie chwała,
Ź
ródło miłosierdzia! W miar
ę
jak si
ę
pogł
ę
biała moja
niedola, Ty byłe
ś
coraz bli
ż
ej mnie. Chocia
ż
o tym nie wiedziałem, ju
ż
wyci
ą
gałe
ś
r
ę
k
ę
,
aby mnie z bagna wydoby
ć
i obmy
ć
. Od jeszcze gł
ę
bszego zanurzania si
ę
w topiel
rozkoszy cielesnej powstrzymywała mnie tylko trwoga przed
ś
mierci
ą
i Twoim s
ą
dem.
W
ś
ród wszystkich zmian moich pogl
ą
dów ten l
ę
k nigdy mego serca nie opu
ś
cił. Z
przyjaciółmi, Alipiuszem i Nebrydiuszem, cz
ę
sto dyskutowałem o istocie dobra i zła.
Moim zdaniem Epikur zasługiwałby na najwy
ż
sze uznanie, gdyby nie to,
ż
e - jak
wierzyłem - dusza trwa po
ś
mierci i otrzymuje nagrod
ę
i kar
ę
, na jakie zasłu
ż
yła; a Epikur
odrzucał tak
ą
wiar
ę
. "Gdyby
ś
my byli nie
ś
miertelni - mówiłem - i mogli
ż
y
ć
w nie
ko
ń
cz
ą
cym si
ę
stanie rozkoszy fizycznej, nie l
ę
kaj
ą
c si
ę
jej utraty, czemu
ż
nie mieliby
ś
my
by
ć
szcz
ęś
liwi? Czego jeszcze wi
ę
cej mogliby
ś
my pragn
ąć
?" Nie pojmowałem, na czym
polegała moja prawdziwa niedola: na osuni
ę
ciu si
ę
tak nisko i na takim za
ś
lepieniu,
ż
e
nie dostrzegałem ju
ż
ś
wiatła cnoty i pi
ę
kno
ś
ci, jak
ą
si
ę
kocha dla niej samej. Prawdziw
ą
pi
ę
kno
ść
dostrzega wewn
ę
trzne oko duszy, a nie oko fizyczne. I nie zastanawiałem si
ę
nieszcz
ęś
nik nad tym, co było przyczyn
ą
,
ż
e owe my
ś
li, same w sobie wstr
ę
tne, było mi
słodko snu
ć
po
ś
ród przyjaciół i
ż
e nie potrafiłem by
ć
szcz
ęś
liwy - cho
ć
by w takim sensie,
jaki był wówczas dost
ę
pny memu pojmowaniu - bez przyjaciół, niezale
ż
nie od tego, w
jakie zmysłowe opływałbym rozkosze. Przyczyn
ą
było odczucie,
ż
e przyjaciół kocham dla
nich samych i oni mnie wzajemnie dla mnie samego kochaj
ą
.
Jakie
ż
to były kr
ę
te drogi! Biada zuchwałej duszy, która sobie uroiła,
ż
e je
ś
li od Ciebie
odejdzie, to co
ś
lepszego znajdzie. W któr
ą
kolwiek zwróci si
ę
stron
ę
- w tył, w bok,
znowu w przód - wsz
ę
dzie jej wszystko dolega okrutnie. A tylko Ty
ś
spokojem. I oto
jeste
ś
blisko. I uwalniasz od nieszcz
ę
snego bł
ą
dzenia, stawiasz nas na drodze
wła
ś
ciwej, pocieszasz i mówisz: "Biegnijcie - ja was podtrzymam, ja was powiod
ę
, ja was
wyzwol
ę
".
KSI
Ę
GA VII
1. Umarła ju
ż
moja młodo
ść
zła, haniebna, i wchodziłem w wiek m
ę
ski. Im starszy byłem
latami, tym si
ę
stawałem wstr
ę
tniejszy przez dobrowolne przyjmowanie uroje
ń
. Za
substancj
ę
uwa
ż
ałem tylko to, co mo
ż
na dostrzec oczyma. Ciebie jednak, Bo
ż
e, nie
wyobra
ż
ałem sobie w postaci ciała ludzkiego; taki bł
ą
d odrzuciłem ju
ż
na pocz
ą
tku moich
Strona 2 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
studiów filozoficznych. I z rado
ś
ci
ą
przekonałem si
ę
,
ż
e tak samo odrzuca ten bł
ą
d wiara
naszej matki duchowej, Twego Ko
ś
cioła katolickiego. Ale nie wiedziałem, jak wła
ś
ciwie
powinienem Ciebie pojmowa
ć
. B
ę
d
ą
c człowiekiem, i to słabym człowiekiem, usiłowałem
my
ś
le
ć
o Tobie jako o najwy
ż
szym, jedynym i prawdziwym Bogu. A
ż
do dna serca
wierzyłem,
ż
e jeste
ś
niezniszczalny, nienaruszalny, niezmienny. Chocia
ż
bowiem nie
wiedziałem, dlaczego tak jest, nie ulegało dla mnie w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e to, co mo
ż
e by
ć
zniszczone, jest gorsze od tego, co zniszczone by
ć
nie mo
ż
e; to, czego nie mo
ż
na
naruszy
ć
, bez wahania przekładałem ponad to, co naruszy
ć
mo
ż
na; to, co nie podlega
ż
adnej zmianie, ponad to, co mo
ż
na zmieni
ć
. Serce moje wielkim głosem wołało przeciw
wszystkim moim urojeniom.
Ta jedyna prawda była or
ęż
em duchowym, którym mogłem rozgania
ć
osaczaj
ą
cy mnie
rój nieczystych obrazów. Ale ledwie je na chwil
ę
rozgoniłem, oto znowu si
ę
wokół mnie
kł
ę
biły, rzucały si
ę
na mnie, nie pozwalały mi patrze
ć
przed siebie. Chocia
ż
wi
ę
c sobie
nie wyobra
ż
ałem Ciebie w postaci ciała ludzkiego, nie potrafiłem uwolni
ć
si
ę
od my
ś
li,
ż
e
byłe
ś
jakim
ś
rodzajem substancji cielesnej rozci
ą
gni
ę
tej w przestrzeni, czy to
przenikaj
ą
cej tylko
ś
wiat, czy te
ż
rozlanej równie
ż
w niesko
ń
czono
ś
ci poza
ś
wiatem.
Substancj
ę
t
ę
pojmowałem jako co
ś
nie podlegaj
ą
cego zepsuciu ani ubytkowi, ani
zmianie, a wi
ę
c lepszego od wszystkiego, co mo
ż
e si
ę
psu
ć
, ubo
ż
e
ć
albo przemienia
ć
.
Tak sobie to przedstawiałem. Ilekro
ć
za
ś
usiłowałem poj
ąć
co
ś
bez wymiarów
przestrzennych, wydawało mi si
ę
,
ż
e była to nico
ść
, absolutna nico
ść
;
ż
e nie była to
nawet pró
ż
nia. Gdyby
ś
my bowiem jakie
ś
ciało usun
ę
li z zajmowanej przez nie
przestrzeni i gdyby w tej przestrzeni nie było
ż
adnego innego ciała - czy to ziemi, czy
wody, czy powietrza, czy eteru - pozostałaby jednak sama pusta przestrze
ń
. Niczego
innego by tam nie było; ale byłaby pusta przestrze
ń
.
Mój umysł był tak ot
ę
piały i tak mało
ś
wiadomy nawet samego siebie,
ż
e to, co nie miało
ż
adnych wymiarów przestrzennych, uwa
ż
ałem za absolutn
ą
nico
ść
. Cokolwiek nie miało
czy mie
ć
nie mogło cech zwi
ą
zanych z przestrzeni
ą
, takich jak rzadko
ść
, g
ę
sto
ść
czy
grubo
ść
- wydawało mi si
ę
nico
ś
ci
ą
. Umysł mój w swych wyobra
ż
eniach miotał si
ę
w
ś
ród
takich kształtów, do jakich przywykło oko, a nie u
ś
wiadamiałem sobie,
ż
e siła my
ś
li, która
formowała te obrazy, sama była czym
ś
zupełnie od nich odr
ę
bnym. A przecie
ż
nie
mogłaby ich formowa
ć
, gdyby sama nie była czym
ś
, i to czym
ś
dostatecznie wielkim, aby
by
ć
do tego zdoln
ą
. My
ś
lałem wi
ę
c o Tobie,
ś
ycie duszy mej, jako o wielkiej istocie
rozprzestrzeniaj
ą
cej si
ę
we wszystkich kierunkach w całej niesko
ń
czonej przestrzeni,
istocie przenikaj
ą
cej cał
ą
mas
ę
ś
wiata i si
ę
gaj
ą
cej we wszystkich kierunkach poza ni
ą
, w
bezmiar, tak
ż
e ziemia, niebo i całe w ogóle stworzenie było pełne Ciebie, a granice ich
były w Tobie, podczas gdy Ty nie miałe
ś
ż
adnych w ogóle granic.
Powietrze, czyli atmosfera, która okrywa ziemi
ę
, jest ciałem materialnym, ale to ciało nie
stawia oporu
ś
wiatłu sło
ń
ca.
Ś
wiatło przez nie przenika, nie rozłamuj
ą
c go ani nie
rozpraszaj
ą
c, lecz napełniaj
ą
c je całkowicie. Wyobra
ż
ałem sobie,
ż
e w taki sposób Ty
przenikasz ciała materialne, nie tylko powietrze, eter i morze, lecz tak
ż
e ziemi
ę
, i
ż
e
mo
ż
esz dociera
ć
do wszystkich ich cz
ęś
ci, zarówno najwi
ę
kszych, jak i najmniejszych,
dzi
ę
ki czemu napełnione s
ą
Twoj
ą
obecno
ś
ci
ą
, i
ż
e niewidzialn
ą
t
ą
sił
ą
rz
ą
dzisz
wszystkim, co stworzyłe
ś
, tak od wewn
ą
trz, jak z zewn
ą
trz. Tak
ą
wyznawałem teori
ę
,
gdy
ż
nie potrafiłem sobie wyobrazi
ć
Ciebie w
ż
aden inny sposób. Ale była to fałszywa
teoria. Gdyby bowiem była prawdziwa, oznaczałoby to,
ż
e wi
ę
ksza cz
ęść
ziemi zawiera
wi
ę
ksz
ą
cz
ęść
Ciebie, mniejsza za
ś
cz
ęść
- mniejsz
ą
. Wprawdzie wszystko byłoby
napełnione Twoj
ą
obecno
ś
ci
ą
, ale w taki sposób,
ż
e ciało słonia zawierałoby wi
ę
cej
Ciebie ni
ź
li ciało wróbla, bo jest przecie
ż
wi
ę
ksze i wi
ę
cej zajmuje miejsca. Rozdzieliłby
ś
wi
ę
c swoj
ą
substancj
ę
po kawałku mi
ę
dzy poszczególne składniki
ś
wiata, ka
ż
demu daj
ą
c
wi
ę
cej lub mniej - zale
ż
nie od jego rozmiarów. Oczywi
ś
cie tak nie jest. Ale wtedy jeszcze
nie roz
ś
wieciłe
ś
moich ciemno
ś
ci.
Strona 3 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
2. Przeciwko za
ś
oszukanym oszustom i gadatliwym niemowom - bo nie d
ź
wi
ę
czało w
ich ustach słowo Twoje - przeciwko manichejczykom wystarczał mi, Panie, argument,
którym zwykle posługiwał si
ę
Nebrydiusz jeszcze w czasach, gdy mieszkali
ś
my w
Kartaginie. Argument ten na nas wszystkich wywarł wielkie wra
ż
enie. Nebrydiusz
zadawał pytanie, co mogłyby Ci uczyni
ć
wszystkie siły ciemno
ś
ci, które manichejczycy
uwa
ż
aj
ą
za mas
ę
Tobie przeciwstawn
ą
, gdyby
ś
uchylił si
ę
od walczenia z nimi. Gdyby
odpowiedzieli,
ż
e mogłyby Ci wyrz
ą
dzi
ć
szkod
ę
, oznaczałoby to,
ż
e jeste
ś
naruszalny i
zniszczalny. Gdyby za
ś
rzekli,
ż
e w
ż
adnej mierze moce te nie mogłyby Ci zaszkodzi
ć
,
nie byłoby sensu w walce, w której tylko jaka
ś
cz
ęść
Twoja, jaki
ś
członek Twój albo
odro
ś
l wyłoniona z Twej substancji starłaby si
ę
z przeciwnymi pot
ę
gami, z naturami nie
przez Ciebie stworzonymi; i do tego stopnia byłaby przez nie zepsuta i przemieniona w
gorsz
ą
,
ż
e ze szcz
ęś
liwo
ś
ci osun
ę
łaby si
ę
w n
ę
dz
ę
i do ocalenia i oczyszczenia
potrzebowałaby pomocy. A za tak
ą
wła
ś
nie odro
ś
l uwa
ż
ali oni dusz
ę
ludzk
ą
, któr
ą
, jako
zniewolon
ą
, zbrukan
ą
i zepsut
ą
, miało wspomóc Twoje słowo, jako wolne, czyste i
nienaruszone. W takim jednak wypadku równie
ż
ono podlega
ć
by mogło zepsuciu, bo
przecie
ż
z tej samej pochodziło substancji co dusza.
Kimkolwiek wi
ę
c jeste
ś
- chc
ę
powiedzie
ć
: czymkolwiek jest substancja, dzi
ę
ki której
jeste
ś
tym, czym jeste
ś
- je
ś
li przyznawali,
ż
e jeste
ś
niezniszczalny, wszystkie ich nauki
były fałszywe i godne pot
ę
pienia. Je
ś
liby za
ś
o
ś
wiadczyli,
ż
e jeste
ś
zniszczalny, byłby to
jawny fałsz, który wystarczy usłysze
ć
, aby go ze zgroz
ą
odrzuci
ć
. Wystarczał wi
ę
c
przeciw nim ten jeden argument. Dzi
ę
ki niemu mogłem odepchn
ąć
od siebie ich nauki, t
ę
dławi
ą
c
ą
mnie zmor
ę
. Głosz
ą
c bowiem tak
ą
teori
ę
o Tobie, manichejczycy nie mogli si
ę
z
dysputy wywikła
ć
bez popełnienia w taki czy inny sposób straszliwego
ś
wi
ę
tokradztwa
serca i j
ę
zyka.
3. Ale chocia
ż
mówiłem i mocno wierzyłem,
ż
e Ty, Panie nasz, Bo
ż
e prawdziwy, który nie
tylko nasze dusze, lecz tak
ż
e ciała stworzyłe
ś
, i nie tylko dusze i ciała nasze, lecz
wszystkie rzeczy o
ż
ywione i nieo
ż
ywione - jeste
ś
nieskalany i niezmienny, nie mogłem
znale
źć
wyra
ź
nego i jednoznacznego wyja
ś
nienia przyczyny zła. Jakakolwiek była ta
przyczyna, wiedziałem,
ż
e nie nale
ż
y jej szuka
ć
w takiej teorii, która by mnie zmuszała do
uznania,
ż
e niezmienny Bóg jest zmienny; stałbym si
ę
bowiem sam t
ą
przyczyn
ą
zła,
której szukałem. Spokojnie prowadziłem dalsze badania, upewniwszy si
ę
,
ż
e teorie
manichejczyków s
ą
fałszywe. Całe moje serce buntowało si
ę
przeciwko tym ludziom, bo
widziałem,
ż
e poszukuj
ą
c przyczyny zła sami byli napełnieni złem. Woleli bowiem uzna
ć
,
ż
e Twoja substancja doznaje zła, ni
ż
przyzna
ć
,
ż
e ich ludzka substancja zło popełnia.
Usiłowałem wi
ę
c poj
ąć
to, co mi mówiono:
ż
e przyczyn
ą
czynienia zła jest wybór
dokonywany przez nasz
ą
woln
ą
wol
ę
, a przyczyn
ą
doznawania zła jest Twój
sprawiedliwy wyrok. Nie mogłem jeszcze tego zrozumie
ć
z zupełn
ą
jasno
ś
ci
ą
.
Usiłowałem pod
ź
wign
ąć
moj
ą
zdolno
ść
rozumienia z przepa
ś
ci, w jakiej była pogr
ąż
ona.
Ale znowu spadałem w t
ę
otchła
ń
. Znowu si
ę
d
ź
wigałem w gór
ę
i znowu, znowu
spadałem w dół. Podnosiła mnie ku
ś
wiatłu Twemu przynajmniej ta pewno
ść
: o tym,
ż
e
mam wol
ę
, wiedziałem z równ
ą
pewno
ś
ci
ą
, jak o tym,
ż
e
ż
yj
ę
. Ilekro
ć
czegokolwiek
chciałem albo nie chciałem, byłem całkowicie pewny,
ż
e to wła
ś
nie ja - a nie kto inny -
chc
ę
tego albo nie chc
ę
. I ju
ż
zaczynało mi
ś
wita
ć
,
ż
e wła
ś
nie w woli jest
ź
ródło mego
grzechu. Ilekro
ć
bowiem czyniłem co
ś
mimowolnie, odczuwałem,
ż
e raczej doznaj
ę
, ni
ż
czyni
ę
; a to, czego doznawałem, uwa
ż
ałem nie za win
ę
, lecz za kar
ę
. Poniewa
ż
za
ś
uznawałem Ciebie za sprawiedliwego, natychmiast stwierdzałem w duchu,
ż
e słusznie
odbieram chłost
ę
.
Lecz znowu zadawałem sobie pytanie: Kto mnie stworzył? Czy
ż
nie Bóg mój, który nie
tylko jest dobry, lecz jest dobrem samym? Sk
ą
d
ż
e wi
ę
c we mnie to pragnienie zła i opór
wobec dobra, którymi zasługuj
ę
na sprawiedliw
ą
kar
ę
? Kto to we mnie wszczepił? Kto we
mnie zasiał to gorzkie ziarno, skoro mnie całego stworzył najukocha
ń
szy Bóg mój? Je
ś
li
Strona 4 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
sprawc
ą
jest diabeł, to sk
ą
d
ż
e si
ę
wzi
ą
ł ów diabeł? Je
ś
li był on niegdy
ś
dobrym aniołem i
stał si
ę
diabłem przez zł
ą
wol
ę
, to sk
ą
d
ż
e w nim powstała owa zła wola, przez któr
ą
diabłem si
ę
stał, skoro Stwórca, który przecie
ż
jest dobry, uczynił go dobrym aniołem, a
niczym innym? Te rozmy
ś
lania znowu mnie spychały w przepa
ść
, w której si
ę
dusiłem.
Ale ju
ż
nie osuwałem si
ę
a
ż
do tego piekła bł
ę
du, gdzie nikt Tobie nie wyznaje swej winy,
wol
ą
c uzna
ć
,
ż
e Ty doznajesz zła, ni
ż
stwierdzi
ć
,
ż
e człowiek zło czyni.
4. Skoro wi
ę
c odkryłem,
ż
e to, co nienaruszalne, jest lepsze od tego, co naruszalne,
uczyniłem to podstaw
ą
dalszego dociekania, uznaj
ą
c,
ż
e Ty, czymkolwiek jeste
ś
, na
pewno musisz by
ć
nienaruszalny. Nigdy bowiem
ż
adna dusza nie mogła ani nie b
ę
dzie
mogła poj
ąć
czegokolwiek, co byłoby lepsze od Ciebie, b
ę
d
ą
cego najwy
ż
szym,
doskonałym dobrem. A poniewa
ż
, jak uznawałem, to, co nienaruszalne, jest z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
lepsze od tego, co naruszalne - wynikło z tego,
ż
e gdyby
ś
Ty nie był
nienaruszalny, to byłoby dla mnie mo
ż
liwe dosi
ę
gni
ę
cie my
ś
l
ą
czego
ś
, co byłoby lepsze
od mego Boga. Zrozumiawszy,
ż
e niezniszczalne góruje nad wszystkim, co zniszczalne,
w
ś
wietle tej prawdy byłem obowi
ą
zany szuka
ć
Ciebie i stara
ć
si
ę
o odkrycie
ź
ródła zła,
czyli o zrozumienie, sk
ą
d pochodzi owo zepsucie, które Twojej substancji w
ż
adnym
stopniu nie mo
ż
e naruszy
ć
.
Ska
ż
enie nie dotyka naszego Boga ani poprzez akt woli, ani z konieczno
ś
ci, ani
przypadkiem. Bo przecie
ż
jest On Bogiem. I to, czego On pragnie, jest dobre. I On sam
jest owym dobrem. A stan ska
ż
enia nie jest dobry. Nigdy te
ż
, Panie, nie jeste
ś
zmuszony
do czegokolwiek wbrew swej woli, gdy
ż
wola Twoja nie jest wi
ę
ksza od Twojej mocy.
Tylko wtedy mogłaby by
ć
wi
ę
ksza, gdyby
ś
Ty był wi
ę
kszy od siebie samego. Wola Bo
ż
a i
moc Bo
ż
a to jest wła
ś
nie sam Bóg. A czy
ż
mogłoby si
ę
zdarzy
ć
Tobie cokolwiek
nieprzewidzianego? Przecie
ż
Ty wszystko wiesz - i wszelka natura istnieje tylko dzi
ę
ki
temu,
ż
e Ty j
ą
znasz. Czy
ż
musz
ę
jeszcze dłu
ż
ej dowodzi
ć
,
ż
e substancja, któr
ą
jest
Bóg, nie mo
ż
e by
ć
zniszczalna? Gdyby była zniszczalna, nie byłaby Bogiem.
5. Lecz szukaj
ą
c, sk
ą
d si
ę
wywodzi zło,
ź
le szukałem. Nie umiałem dostrzec zła, jakie
tkwiło w samym moim sposobie badania. Przed oczyma ducha stawiałem sobie całe
stworzenie - zarówno to, co mo
ż
emy zobaczy
ć
: ziemi
ę
, morze, powietrze, gwiazdy,
drzewa i
ż
ywe istoty
ś
miertelne, jak i to, czego ujrze
ć
nie mo
ż
na: utwierdzenie nieba w
górze, wszystkich aniołów, wszystkie duchowe byty nieba. Lecz tak
ż
e te byty, jakby były
ciałami, umieszczała w takich a takich miejscach moja wyobra
ź
nia. Całe Twoje
stworzenie wyobraziłem Sobie jako wielk
ą
mas
ę
składaj
ą
c
ą
si
ę
z ró
ż
nych rodzajów ciał -
niektóre z nich rzeczywi
ś
cie były ciałami, a niektóre tylko w mojej wyobra
ź
ni zast
ę
powały
byty duchowe. Pojmowałem t
ę
mas
ę
jako olbrzymi
ą
, nie mog
ą
c oczywi
ś
cie zna
ć
jej
rozmiarów, lecz wyobra
ż
aj
ą
c j
ą
sobie jako dowolnie wielk
ą
, chocia
ż
we wszystkich
kierunkach ograniczon
ą
. Ciebie za
ś
, Panie, pojmowałem jako ogarniaj
ą
cego j
ą
ze
wszystkich stron i przenikaj
ą
cego j
ą
w ka
ż
dej cz
ęś
ci, a zarazem, pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem
niesko
ń
czonego. Tak jakby rozlewało si
ę
wsz
ę
dzie morze i nie było nic innego oprócz
bezmiernego, niesko
ń
czonego morza, a gdzie
ś
w jego obr
ę
bie byłaby g
ą
bka, wielka, lecz
jednak ograniczona, napełniana we wszystkich swoich cz
ęś
ciach przez owo bezmierne
morze. Tak sobie wyobra
ż
ałem napełnienie ograniczonego Twojego stworzenia Tob
ą
bezgranicznym. Mówiłem sobie: oto Bóg i oto co stworzył Bóg. Dobry jest Bóg i
bezwzgl
ę
dnie lepszy od wszystkiego, co stworzył. Lecz dobrym b
ę
d
ą
c stworzył dobra i w
taki oto sposób ogarnia je i napełnia.
Gdzie
ż
wi
ę
c jest zło? Sk
ą
d i w jaki sposób do tego
ś
wiata si
ę
wkradło? Jaki jest jego
korze
ń
? Co jest jego nasieniem? A mo
ż
e zło w ogóle nie istnieje? Czemu wi
ę
c boimy si
ę
i wystrzegamy tego, czego nie ma? Je
ś
li nasz l
ę
k nie ma uzasadnienia, to na pewno on
sam jest złem, bo bez potrzeby szarpie i dr
ę
czy nasze serce. Tym wi
ę
kszym jest złem
przez to,
ż
e nie istnieje przedmiot l
ę
ku, a jednak si
ę
boimy. Albo wi
ę
c złem jest to, czego
si
ę
boimy, albo złem jest to,
ż
e si
ę
boimy. Sk
ą
d wi
ę
c to zło pochodzi? Bo przecie
ż
Bóg
Strona 5 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
stworzył wszystkie rzeczy, a b
ę
d
ą
c dobry stworzył je jako dobre. B
ę
d
ą
c wi
ę
kszym i
najwy
ż
szym dobrem, stworzył te dobra mniejsze; lecz przecie
ż
wszystko - i Stwórca, i
rzeczy stworzone - wszystko jest dobre. W czym wi
ę
c było zło? Czy w tym, z czego
stworzył
ś
wiat? Czy było co
ś
złego w materii, z której ład
ś
wiata ukształtował? Czy
pozostawił w tej materii co
ś
, czego nie skierował ku dobru? Dlaczego
ż
by jednak tak
post
ą
pił? Czy
ż
mamy przyj
ąć
,
ż
e chocia
ż
był wszechmocny, nie miał dosy
ć
siły, aby tak
przemieni
ć
cał
ą
materi
ę
i nada
ć
jej taki kierunek, by nic złego w niej nie pozostało? A w
ko
ń
cu - dlaczego chciał z niej cokolwiek tworzy
ć
zamiast sprawi
ć
swoj
ą
wszechmoc
ą
,
aby ta materia zupełnie przestała istnie
ć
? Czy w ogóle mogła ona zaistnie
ć
wbrew Jego
woli? Je
ś
li za
ś
od wieczno
ś
ci istniała, to dlaczego przez te bezmiary minionego czasu
pozwolił jej istnie
ć
w takim stanie i tak pó
ź
no postanowił co
ś
z niej uczyni
ć
?
Je
ś
li nagle postanowił działa
ć
, czy
ż
nie nale
ż
ałoby raczej oczekiwa
ć
,
ż
e wszechmoc
ą
swoj
ą
sprawi, by owa materia przestała istnie
ć
? Tak, by nic nie istniało odt
ą
d oprócz
Niego samego b
ę
d
ą
cego cał
ą
prawd
ą
, najwy
ż
szym i niesko
ń
czonym dobrem? Je
ś
li za
ś
nie byłoby dobrze, gdyby Bóg, b
ę
d
ą
c dobry, nie tworzył równie
ż
i nie ustanawiał czego
ś
dobrego, to czy
ż
nie mógł usun
ąć
i zniweczy
ć
owej złej materii, aby zamiast niej uczyni
ć
dobr
ą
, z której mógłby wszech
ś
wiat stworzy
ć
? Nie byłby przecie
ż
wszechmocny, gdyby
do stworzenia czegokolwiek dobrego potrzebował oparcia w materii, której sam nie
stworzył.
Takie to gor
ą
czkowe snułem w duszy medytacje, a mój niepokój był tym dotkliwszy, i
ż
si
ę
l
ę
kałem,
ż
e umr
ę
, zanim znajd
ę
prawd
ę
. Mocno jednak była wszczepiona w moje serce
wiara - otrzymana w Ko
ś
ciele katolickim - w Chrystusa, Syna Twego, a naszego Pana i
Zbawc
ę
. W wielu sprawach pogl
ą
dy moje były jeszcze nie ukształtowane i odbiegały od
wła
ś
ciwej nauki, ale umysł mój nie chciał od niej odej
ść
i z dnia na dzie
ń
coraz gł
ę
biej j
ą
chłon
ą
ł.
6. W tym czasie odwróciłem si
ę
te
ż
od astrologów, odrzucaj
ą
c ich pretensje do
przepowiadania przyszło
ś
ci, bezbo
ż
ne majaczenia. Za to tak
ż
e chc
ę
z gł
ę
bi duszy
podzi
ę
kowa
ć
Twojemu, Bo
ż
e mój, miłosierdziu. Ty bowiem, tylko Ty - nikt inny, nikt
oprócz Ciebie - odwołujesz nas od
ś
mierci, jakiej doznajemy za ka
ż
dym razem, gdy
bł
ą
dzimy, Ty, który jeste
ś
ż
yciem nigdy nie podlegaj
ą
cym
ś
mierci i nie potrzebuj
ą
c
ą
ż
adnego cudzego
ś
wiatła m
ą
dro
ś
ci
ą
, o
ś
wiecaj
ą
c
ą
wszystkich, którzy koniecznie
potrzebuj
ą
o
ś
wiecenia, i rz
ą
dz
ą
c
ą
w
ś
wiecie wszystkim, a
ż
do li
ś
ci szeleszcz
ą
cych na
drzewach. Wła
ś
nie Ty mi zesłałe
ś
przyjaciela, który mnie wreszcie wyleczył z tego oporu,
jaki stawiałem zarówno m
ą
dremu starcowi Windycjanusowi, jak Nebrydiuszowi,
młodemu, a zasługuj
ą
cemu ju
ż
na podziw swym charakterem. Windycjanus
kategorycznie astrologi
ę
odrzucał, Nebrydiusz za
ś
miał w tej dziedzinie pewne
w
ą
tpliwo
ś
ci, ale i on cz
ę
sto powtarzał,
ż
e nie istnieje kunszt rzeczywi
ś
cie pozwalaj
ą
cy na
przepowiadanie przyszło
ś
ci, lecz przewidywania ludzkie nieraz si
ę
sprawdzaj
ą
przez
czysty przypadek. Je
ś
li kto
ś
wypowiedział bardzo wiele przepowiedni, niejedna z nich
oka
ż
e si
ę
potem prawdziwa, ale w chwili przepowiadania nie mógł jeszcze tego wiedzie
ć
;
wiele gadaj
ą
c, tu czy ówdzie przypadkowo natrafił na prawd
ę
.
Zesłałe
ś
mi wi
ę
c przyjaciela, który wprawdzie nie przestudiował dokładnie ksi
ą
g owego
kunsztu, ale gorliwie zasi
ę
gał porad astrologicznych. Znał on pewien przypadek, o
którym si
ę
dowiedział od ojca; a nie zdawał sobie sprawy,
ż
e ów jeden przypadek
całkowicie wystarczał do wykazania nico
ś
ci astrologii. Przyjaciel ten mój, imieniem
Firminus, maj
ą
cy gruntowne wykształcenie retoryczne, którego
ś
dnia przyszedł poradzi
ć
si
ę
mnie jako serdecznego przyjaciela w rzeczach dotycz
ą
cych jego kariery. Pytał, jakie
odczytuj
ę
dla niego nadzieje w jego horoskopie. Wtedy ju
ż
zaczynałem si
ę
skłania
ć
w tej
dziedzinie do opinii Nebrydiusza, nie uchyliłem si
ę
jednak od próby odczytania
horoskopu. Powiedziałem, co dostrzegam w horoskopie, chocia
ż
ju
ż
raczej w to nie
Strona 6 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
wierzyłem. Nie omieszkałem doda
ć
, i
ż
jestem ju
ż
niemal pewny,
ż
e s
ą
to brednie
ś
miechu warte.
Opowiedział mi wtedy Firminus,
ż
e jego ojciec łapczywie pochłaniał ksi
ę
gi astrologiczne,
a miał przyjaciela, który podzielał to zainteresowanie. Obaj si
ę
jednakowo pasjonowali
tymi andronami i wzajemnie jeszcze w sobie podsycali ow
ą
nami
ę
tno
ść
. Nawet gdy
zwierz
ę
ta w ich domach miały małe, zapisywali dokładnie chwil
ę
porodu i sprawdzali
ówczesne układy gwiazd, aby mie
ć
materiał do bada
ń
w dziedzinie owej rzekomej
wiedzy. Nast
ę
pnie odsłonił przede mn
ą
Firminus histori
ę
swoich własnych narodzin, jak
j
ą
usłyszał był od swego ojca. Gdy matka Firminusa była w ci
ąż
y, jednocze
ś
nie
oczekiwała dziecka pewna niewolnica w domu przyjaciela jego ojca. Nie uszła oczywi
ś
cie
ta druga ci
ąż
a uwagi pana, który najdokładniej notował nawet porody swoich suk. Jeden
wi
ę
c z owych dwóch przyjaciół pilnie obliczał dni, godziny i najmniejsze cz
ą
steczki godzin
ci
ąż
y swej
ż
ony, a drugi - słu
ż
ebnicy. I tak si
ę
zdarzyło,
ż
e u obu poród nast
ą
pił w tym
samym momencie. Znaczyło to,
ż
e horoskopy, jakie owi ludzie musieli uło
ż
y
ć
dla obu
noworodków, były we wszystkich szczegółach takie same, chocia
ż
jeden noworodek był
synem pana domu, a drugi niewolnikiem. Skoro tylko obie matki zacz
ę
ły rodzi
ć
, ka
ż
dy z
tych ludzi informował drugiego o tym, co si
ę
w jego domu dzieje. Ka
ż
dy miał na
podor
ę
dziu posła
ń
ca, aby go wyprawi
ć
do drugiego zaraz po przyj
ś
ciu dziecka na
ś
wiat.
Poniewa
ż
oba porody dokonywały si
ę
w ich własnych domach, mogli wie
ść
o nich wysła
ć
natychmiast. Posła
ń
cy, jak mi opowiadał Firminus, min
ę
li si
ę
w miejscu le
żą
cym
dokładnie w
ś
rodku pomi
ę
dzy dwoma domami. Ka
ż
dy wi
ę
c z dwóch przyjaciół musiał
przyj
ąć
dla horoskopu tak
ą
sam
ą
pozycj
ę
gwiazd, skoro zupełnie taki sam był czas obu
porodów. A oto Firminus, urodzony we własnym i zamo
ż
nym domu, kroczył gładszymi
drogami
ż
ywota, pomna
ż
ał swe bogactwo i coraz wy
ż
sze osi
ą
gał godno
ś
ci. Niewolnik
za
ś
słu
ż
ył swoim panom; Firminus, który go znał, twierdził,
ż
e jego los w niczym si
ę
nie
poprawił.
Uwierzyłem tej opowie
ś
ci, gdy
ż
człowiek, który j
ą
powtarzał, zasługiwał na zaufanie.
Przeci
ę
ła ona ostatnie moje w
ą
tpliwo
ś
ci. Zaraz te
ż
postarałem si
ę
o to,
ż
eby równie
ż
Firminusowi wybi
ć
ż
głowy zainteresowanie astrologi
ą
. Powiedziałem mu,
ż
e je
ś
li
układaj
ą
c jego horoskop odczytałem pozycj
ę
gwiazd w sposób prawidłowy, powinienem
w nich dostrzec tylko to,
ż
e jego rodzice byli wa
ż
nymi osobisto
ś
ciami,
ż
e nale
ż
eli do
jednego z mo
ż
nych rodów swego miasta,
ż
e sam Firminus był z urodzenia człowiekiem
wolnym,
ż
e otrzymał wychowanie stosowne do swej kondycji i wykształcenie w sztukach
wyzwolonych. Ale tamten niewolnik urodził si
ę
przecie
ż
pod takim samym układem
gwiazd, a gdyby mnie prosił o interpretacj
ę
swego horoskopu, nie mogłaby ona by
ć
prawdziwa, gdybym nie stwierdził,
ż
e horoskop wskazuje na rodzin
ę
najni
ż
szej kondycji,
pozycj
ę
niewolnika, jak te
ż
wiele innych szczegółów całkowicie odmiennych, a nawet
sprzecznych ze szczegółami odnosz
ą
cymi si
ę
do Firminusa. Dowodziło to,
ż
e gdybym
miał mówi
ć
zgodnie ze stanem faktycznym, musiałbym da
ć
w ka
ż
dym wypadku
interpretacj
ę
odmienn
ą
, chocia
ż
odczytywany przeze mnie układ gwiazd był zupełnie taki
sam. Gdybym za
ś
w obu wypadkach dał interpretacj
ę
tak
ą
sam
ą
, rozmin
ą
łbym si
ę
z
faktycznym stanem rzeczy. Było wi
ę
c dla mnie zupełnie jasne,
ż
e ilekro
ć
przepowiednie
oparte na obserwacji gwiazd okazuj
ą
si
ę
trafne, jest to dziełem przypadku, a nie triumfem
kunsztu astrologicznego. Je
ś
li si
ę
okazuj
ą
fałszywe, wynika to nie z braku biegło
ś
ci we
wró
ż
eniu, lecz z przewrotno
ś
ci przypadku.
Uznawszy takie rozumowanie za odpowiedni punkt wyj
ś
cia, rozwa
ż
ałem dalej to
zagadnienie, aby zawsze mie
ć
gotow
ą
odpowied
ź
, gdyby który
ś
z dziwaków
utrzymuj
ą
cych si
ę
z tego rzemiosła próbował twierdzi
ć
,
ż
e Firminus kłamał albo
ż
e jego
ojciec wprowadził go w bł
ą
d. Byłem gotów do walki z astrologami, a nawet do posłu
ż
enia
si
ę
wobec nich broni
ą
ś
mieszno
ś
ci. Zaj
ą
łem si
ę
przypadkiem bli
ź
niaków, którzy si
ę
zazwyczaj rodz
ą
w krótkim odst
ę
pie czasu. Jakiekolwiek realne znaczenie mog
ą
astrologowie przypisa
ć
temu odst
ę
powi czasu, jest on na pewno zbyt mały, by go mogła
Strona 7 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
wzi
ąć
pod uwag
ę
ludzka obserwacja; nie da si
ę
go zaznaczy
ć
w wykresach, jakie badaj
ą
oni w celu uło
ż
enia wła
ś
ciwego horoskopu. Nie mogłyby wi
ę
c orzeczenia astrologa by
ć
prawdziwe, skoro musiałby opiera
ć
si
ę
na tych samych wykresach zarówno w horoskopie
Ezawa, jak w horoskopie Jakuba i dla nich obu wygłosiłby takie same przepowiednie; bo
przecie
ż
jest faktem,
ż
e losy tych ludzi były odmienne. Astrolog wi
ę
c albo pomyliłby si
ę
w
przewidywaniach, albo - gdyby miał przepowiada
ć
trafnie - nie oczekiwałby takiej samej
przyszło
ś
ci dla obu ludzi. A jednak w obu wypadkach opierałby si
ę
na takich samych
wykresach! Trzeba wi
ę
c wyci
ą
gn
ąć
wniosek,
ż
e gdyby powiedział prawd
ę
, udałoby mu
si
ę
to przypadkiem, a nie moc
ą
kunsztu. Jest tak,
ż
e chocia
ż
ani astrologowie, ani
zasi
ę
gaj
ą
cy u nich porad ludzie nic o tym nie wiedz
ą
- Ty, Panie, najsprawiedliwszy
Rz
ą
dco wszech
ś
wiata, tajemnym impulsem sprawiasz,
ż
e ka
ż
dy człowiek, kiedy szuka
ich opinii, słyszy to, co dobre jest dla niego, by usłyszał. Znasz bowiem ukryte warto
ś
ci
dusz, a wobec niedocieczonej gł
ę
bi Twych sprawiedliwych wyroków niech
ż
e nie pyta
człowiek: "Po co to? Po co tamto?" Niech
ż
e nie pyta. Bo człowiekiem jest tylko.
7. Z tamtych wi
ę
c wi
ę
zów ju
ż
mnie, Wspomo
ż
ycielu mój, wyzwoliłe
ś
. Ale nadal
zmagałem si
ę
z zagadnieniem pochodzenia zła. I nie znajdowałem rozwi
ą
zania. Nie
dopuszczałe
ś
jednak, by mnie jakiekolwiek wzburzone fale rozmy
ś
la
ń
oderwały od tej
wiary, moc
ą
której ufałem,
ż
e Ty istniejesz i
ż
e substancja Twoja jest niezmienna, jak te
ż
ż
e troszczysz si
ę
o ludzi i s
ą
dzisz ich. Wierzyłem te
ż
,
ż
e w Chrystusie, Synu Twoim,
Panu naszym, i w Pi
ś
mie
Ś
wi
ę
tym, które nam zaleca powaga Twego katolickiego
Ko
ś
cioła, otworzyłe
ś
dla ludzi zbawienn
ą
drog
ę
do tego
ż
ycia, które si
ę
zacznie po
doczesnej
ś
mierci. Przekonania te ju
ż
si
ę
utrwaliły w moim umy
ś
le, bezpieczne,
niewzruszone. Lecz jednocze
ś
nie w wielkiej gor
ą
czce badałem, sk
ą
d zło pochodzi.
Jakie
ż
bóle rodzenia prze
ż
ywało serce moje! Jakie
ż
z niego dobywały si
ę
j
ę
ki! O Bo
ż
e
mój! Ty ich słuchałe
ś
, cho
ć
ja nie wiedziałem o tym. Gdy w milczeniu szukałem
ż
arliwie,
bezsłowne mej duszy cierpienia były wielkimi głosami kołacz
ą
cymi do miłosierdzia
Twego.
Ty wiedziałe
ś
, co si
ę
ze mn
ą
dzieje, a nie wiedział tego nikt z ludzi. Jak
ż
e niewiele
mogłem z tego opowiedzie
ć
słowami nawet najbli
ż
szym. Czy
ż
w ogóle do nich docierał
odgłos burzy, jaka w mej duszy si
ę
kł
ę
biła? Ani nie było dosy
ć
czasu, ani usta nie były
dostatecznie wymowne, aby to wyrazi
ć
. Ty jednak wszystko słyszałe
ś
:
ż
e wyłem w bólu
serca,
ż
e ku Tobie wznosiła si
ę
moja t
ę
sknota, a oczy moje ci
ą
gle nie znajdowały
ś
wiatła. Bo
ś
wiatło było.wewn
ą
trz mnie, a ja szukałem go wokół siebie. Nie było go w
przestrzeni, a ja si
ę
wpatrywałem w przedmioty istniej
ą
ce w przestrzeni; i nigdzie w
ś
ród
nich nie znajdowałem oparcia i ukojenia. Ani nie przygarniały mnie one tak, abym mógł
rzec,
ż
e jestem nasycony,
ż
e jest mi dobrze. Ani te
ż
nie pozwalały mi powróci
ć
tam,
gdzie mógłbym znale
źć
ukojenie i szcz
ęś
cie. Byłem istot
ą
wy
ż
sz
ą
od tych przedmiotów,
a ni
ż
sz
ą
od Ciebie. Byłby
ś
moj
ą
prawdziw
ą
rado
ś
ci
ą
, gdybym si
ę
poddał Tobie; a
poddałe
ś
mi wszystkie rzeczy, które stworzyłe
ś
jako ni
ż
sze ode mnie.
Taka wła
ś
nie byłaby owa odpowiednia,
ś
rodkiem
ś
wiata biegn
ą
ca droga mego
zbawienia, dzi
ę
ki której pozostałbym wierny Twemu podobie
ń
stwu i słu
żą
c Tobie
panowałbym nad materi
ą
. Lecz gdy w pysze powstałem przeciw Tobie, gdy wyruszyłem
do walki przeciw Panu chlubi
ą
c si
ę
sił
ą
tarczy mojej, nawet te najni
ż
sze rzeczy wyrosły
nade mnie, osaczały mnie i dusiły. Na pró
ż
no szukałem, sk
ą
d bym mógł tchu
zaczerpn
ąć
. Gdziekolwiek spojrzałem, one si
ę
tłoczyły i cisn
ę
ły przede mn
ą
, a gdy
rozmy
ś
lałem, tłoczyły si
ę
ich obrazy. Zagradzały mi dobr
ą
drog
ę
, jakby chciały
powiedzie
ć
: "Dok
ą
d, tak niegodny i zbrukany, idziesz?" Wszystkie te g
ą
szcze wyrastały z
mojej rany. To Ty rzuciłe
ś
na ziemi
ę
pysznego, jakby
ś
go ugodził or
ęż
em.
Rozwielmo
ż
niona moja pycha oddzielała mnie od Ciebie; tak wyd
ą
łem policzki, a
ż
mi
zasłaniały oczy.
Strona 8 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
8. Ty, Panie, na wieki trwasz, lecz nie na wieki gniewasz si
ę
na nas. Zlitowałe
ś
si
ę
nad
prochem i popiołem i postanowiłe
ś
uleczy
ć
moje ułomno
ś
ci. Bod
ź
cami wewn
ę
trznymi
niepokoiłe
ś
mnie, abym dopóty nie zakosztował uciszenia, dopóki wewn
ę
trzny mój wzrok
nie zacznie Ciebie dostrzega
ć
bez
ż
adnej w
ą
tpliwo
ś
ci. Pod tajemnym dotkni
ę
ciem Twojej
lecz
ą
cej r
ę
ki rozd
ę
ta moja pycha zacz
ę
ła opada
ć
, a zam
ą
cona moja i zaciemniona
inteligencja z dnia na dzie
ń
- dzi
ę
ki oddziaływaniu zbawiennych moich cierpie
ń
- stawała
si
ę
zdrowsza.
9. Najpierw postanowiłe
ś
okaza
ć
mi, jak si
ę
pysznym sprzeciwiasz, a pokornych
obdarzasz łask
ą
i jak wielkim przejawem Twego miłosierdzia było wskazanie ludziom
drogi pokory, gdy Słowo Twoje stało si
ę
ciałem i po
ś
ród ludzi zamieszkało. Posłu
ż
yłe
ś
si
ę
pewnym człowiekiem, którego pycha była wprost niesamowita, aby mi podsun
ą
ł ksi
ąż
ki
platoników przeło
ż
one z greki na łacin
ę
. Przeczytałem w nich - wprawdzie nie w takich
słowach, ale tak
ą
wła
ś
nie tre
ść
, i to wspart
ą
wieloma ró
ż
nymi argumentami -
ż
e na
pocz
ą
tku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo; to było na pocz
ą
tku u
Boga; wszystko si
ę
przez Nie stało, a bez Niego nic si
ę
nie stało. Co stało si
ę
, w Nim jest
ż
yciem. A
ż
ycie było
ś
wiatło
ś
ci
ą
ludzi, a
ś
wiatło
ść
w ciemno
ś
ciach
ś
wieci, a ciemno
ś
ci jej
nie ogarn
ę
ły. Czytałem tak
ż
e, i
ż
dusza ludzka, chocia
ż
daje
ś
wiadectwo o
ś
wiatło
ś
ci,
sama jednak nie jest
ś
wiatło
ś
ci
ą
, lecz jest ni
ą
Bóg Słowo. On jest
ś
wiatło
ś
ci
ą
prawdziw
ą
,
o
ś
wiecaj
ą
c
ą
ka
ż
dego człowieka, który przychodzi na ten
ś
wiat. I czytałem,
ż
e był On w
tym
ś
wiecie,
ż
e
ś
wiat został przez Niego stworzony, a nie poznał Go. Ale o tym,
ż
e do
swojej dziedziny przyszedł, a swoi Go nie przyj
ę
li, wszystkim za
ś
, którzy Go przyj
ę
li, dał
moc, aby si
ę
stali synami Bo
ż
ymi, tym, którzy wierz
ą
w imi
ę
Jego - o tym owe ksi
ąż
ki
milczały.
Czytałem w nich równie
ż
o tym,
ż
e Bóg Słowo nie z ciała ani z krwi, ani z woli m
ęż
a, ani
z woli ciała, lecz z Boga si
ę
narodził. Lecz nie było tam nic o tym,
ż
e Słowo ciałem si
ę
stało i zamieszkało mi
ę
dzy nami. Chocia
ż
wyra
ż
enia były tam odmienne i tre
ść
t
ę
wypowiadano wieloma ró
ż
nymi sposobami, czytałem w owych ksi
ąż
kach,
ż
e Syn w
postaci Ojca nie za grabie
ż
poczytał to,
ż
e jest równy Bogu - bo z natury jest wła
ś
nie taki.
Lecz o tym,
ż
e samego siebie wyniszczył, przyjmuj
ą
c posta
ć
sługi;
ż
e upodobniwszy si
ę
do ludzi był z postaci uznany za człowieka;
ż
e si
ę
uni
ż
ył w pokorze a
ż
do
ś
mierci, i ta
ś
mierci krzy
ż
owej, i
ż
e Go przeto Bóg pod
ź
wign
ą
ł z martwych i dał Mu imi
ę
, które jest
ponad wszelkie imi
ę
, aby na imi
ę
Jezusa zginało si
ę
wszelkie kolano istot niebia
ń
skich,
ziemskich i podziemnych i aby wszelki j
ę
zyk wyznawał,
ż
e Pan Jezus jest w chwale Boga
Ojca - o tym owe ksi
ąż
ki milcz
ą
zupełnie.
Mówiły natomiast,
ż
e przed wszystkimi wiekami i ponad wszystkimi wiekami niezmiennie
trwa jednorodzony Syn Twój współwieczny z Tob
ą
i
ż
e z Jego pełno
ś
ci dusze czerpi
ą
swoje błogosławie
ń
stwo. I
ż
e dzi
ę
ki uczestniczeniu w M
ą
dro
ś
ci, która ich nie opuszcza,
odnawiaj
ą
si
ę
, i to jest
ź
ródłem ich m
ą
dro
ś
ci. Ale nic nie mówi
ą
o tym,
ż
e On w
stosownym czasie umarł za bezbo
ż
nych;
ż
e Syna swego jedynego nie oszcz
ę
dziłe
ś
, lecz
za nas wszystkich wydałe
ś
Go na
ś
mier
ć
. O tym owe ksi
ąż
ki milcz
ą
. Bo te rzeczy ukryłe
ś
przed m
ą
drymi, a odkryłe
ś
je maluczkim, aby przyszli do Niego utrudzeni i obci
ąż
eni;
cichy jest bowiem i pokornego serca; opiekuje si
ę
cichymi przed s
ą
dem, a łagodnych
uczy ich dróg, widz
ą
c uni
ż
enie nasze i nasz trud i odpuszczaj
ą
c nam wszystkie grzechy.
Ci za
ś
, którzy na koturnach jakoby wy
ż
szej wiedzy chc
ą
si
ę
wspi
ąć
wysoko - ci nie słysz
ą
owych słów: "Uczcie si
ę
ode mnie,
ż
em jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie
spoczynek dla dusz waszych". Nawet gdy rozpoznaj
ą
Boga, nie jako Boga Go wielbi
ą
ani
nie składaj
ą
dzi
ę
kczynienia, lecz marniej
ą
w swoich rozmy
ś
laniach i wtedy zaciemnia si
ę
ich nierozumne serce, gdy mówi
ą
sobie,
ż
e s
ą
m
ą
drzy, a głupcami si
ę
stali.
Spotkałem te
ż
w owych ksi
ąż
kach chwał
ę
nieskazitelno
ś
ci Twojej przemienion
ą
w bo
ż
ki i
ró
ż
ne wizerunki, na podobie
ń
stwo postaci zniszczalnego człowieka, ptaków,
czworonogów i w
ęż
ów, czyli w to jadło egipskie, dla którego Ezaw utracił pierworództwo,
Strona 9 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
gdy
ż
lud pierworodny uwielbił zamiast Ciebie głow
ę
czworonoga, sercem zwracaj
ą
c si
ę
ku Egiptowi i pochylaj
ą
c to Twoje podobie
ń
stwo, dusz
ę
sw
ą
, przed wizerunkiem cielca
karmi
ą
cego si
ę
sianem. Równie
ż
taki pokarm znalazłem w owych ksi
ąż
kach; ale tego nie
po
ż
ywałem. Spodobało si
ę
bowiem Tobie, Panie, zdj
ąć
z Jakuba niesław
ę
ni
ż
szo
ś
ci, aby
odt
ą
d starszy słu
ż
ył młodszemu. Wezwałe
ś
pogan do Twego dziedzictwa.
Wła
ś
nie spo
ś
ród pogan i ja do Ciebie przyszedłem. I wpatrzyłem si
ę
w złoto, które z
Twojej woli lud Twój wywiózł z Egiptu; bo Twoim ono było, gdziekolwiek si
ę
znajdowało.
Powiedziałe
ś
te
ż
Ate
ń
czykom przez usta Twego apostoła,
ż
e w Tobie
ż
yjemy,
poruszamy si
ę
i jeste
ś
my, jak to równie
ż
niektórzy z nich mówili. A wła
ś
nie stamt
ą
d
pochodziły owe ksi
ąż
ki, które czytałem. Lecz nie pochyliłem si
ę
ku bo
ż
kom egipskim,
którym składali w ofierze Twoje złoto ci, co przemienili prawd
ę
Bo
żą
w kłamstwo, oddaj
ą
c
cze
ść
i słu
żą
c raczej stworzeniu ni
ż
Stwórcy.
10. Te ksi
ąż
ki zach
ę
cały mnie, abym wrócił do samego siebie. Zacz
ą
łem wi
ę
c wchodzi
ć
w gł
ę
bi
ę
mej istoty za Twoim przewodnictwem. Mogłem w ni
ą
wnika
ć
, poniewa
ż
Ty mnie
wspomagałe
ś
. Wszedłem tam i takim wzrokiem duchowym, jaki był mi dany, dojrzałem w
górze, ponad owym wzrokiem, ponad moim umysłem
ś
wiatło
ść
Boga niezmienn
ą
: nie t
ę
pospolit
ą
ś
wiatło
ść
dzienn
ą
, któr
ą
dostrzega ka
ż
de
ż
ywe stworzenie, ani nawet nie jakie
ś
rozleglejsze
ś
wiatło tego samego rodzaju, które mogłoby si
ę
rozjarzy
ć
, gdyby
ś
wiatło
dzienne wielokrotnie, wielokrotnie si
ę
wzmogło i rozja
ś
niło, i cał
ą
napełniło przestrze
ń
ogromem jasno
ś
ci. Nie było to takie
ś
wiatło, lecz inne, zupełnie odmienne od wszelkich
takich rozjarze
ń
. Było ono nad moim umysłem, ale nie tak, jak oliwa jest nad wod
ą
, ani
nie tak, jak niebo jest nad ziemi
ą
. Była nade mn
ą
ta
ś
wiatło
ść
dlatego,
ż
e ona mnie
stworzyła, a ja byłem w dole, bom został przez ni
ą
stworzony. Kto zna prawd
ę
, zna t
ę
ś
wiatło
ść
, a kto zna t
ę
ś
wiatło
ść
, zna wieczno
ść
. To jest
ś
wiatło
ść
, któr
ą
miło
ść
zna.
Wieczna Prawdo! Prawdziwa Miło
ś
ci! Umiłowana Wieczno
ś
ci! Ty
ś
Bogiem moim, do
Ciebie wzdycham dniem i noc
ą
. Gdy po raz pierwszy Ci
ę
poznałem, Ty
ś
mnie do siebie
przygarn
ą
ł,
ż
ebym zobaczył, i
ż
powinienem co
ś
ujrze
ć
, a tak
ż
e - i
ż
nie jestem jeszcze
zdolny do ujrzenia tego. Schłostałe
ś
słabo
ść
mego wzroku, przemo
ż
nym uderzywszy we
mnie blaskiem, a
ż
zadr
ż
ałem z miło
ś
ci i zgrozy. Zrozumiałem,
ż
e jestem daleko od
Ciebie - w krainie, gdzie wszystko jest inaczej. I zdało mi si
ę
,
ż
e słysz
ę
Twój głos z
wy
ż
yny: "Jam pokarm dorosłych, doro
ś
nij, a b
ę
dziesz mnie po
ż
ywał; i nie wchłoniesz
mnie w siebie, jak si
ę
wchłania cielesny pokarm, lecz ty si
ę
we mnie przemienisz".
Zrozumiałem te
ż
,
ż
e za niegodziwo
ść
ukarałe
ś
człowieka i sprawiłe
ś
,
ż
e si
ę
rozprz
ę
dła
jak paj
ę
czyna dusza moja. Zadawałem pytanie: "Czy
ż
Prawda jest niczym, skoro nie
przysługuje jej rozci
ą
gło
ść
w przestrzeni - czy to sko
ń
czonej, czy niesko
ń
czonej?" I z
wielkiej dali usłyszałem Twój głos: "To jam jest Tym, który jest". Usłyszałem tak, jak si
ę
słyszy głos w gł
ę
bi własnego serca, i od razu si
ę
rozwiały moje w
ą
tpliwo
ś
ci. Łatwiej
byłoby mi w
ą
tpi
ć
w to,
ż
e
ż
yj
ę
, ni
ż
w to,
ż
e istnieje Prawda, któr
ą
poprzez rzeczy
stworzone mo
ż
na zrozumie
ć
i pozna
ć
.
11. Przypatrzyłem si
ę
te
ż
rzeczom istniej
ą
cym poni
ż
ej Ciebie i zrozumiałem,
ż
e one ani
nie istniej
ą
w sposób zupełny, ani nie mo
ż
na rzec,
ż
eby w sposób zupełny nie istniały. S
ą
rzeczywiste w takiej mierze, w jakiej od Ciebie czerpi
ą
istnienie, lecz s
ą
nierzeczywiste w
tym znaczeniu,
ż
e nie s
ą
tym, czym Ty jeste
ś
. To bowiem naprawd
ę
istnieje, co
niezmiennie trwa. Dla mnie dobrze jest przylgn
ąć
do Boga. Tylko wtedy bowiem, gdy w
Nim trwa
ć
b
ę
d
ę
, b
ę
d
ę
mógł trwa
ć
w samym sobie. On za
ś
w samym sobie trwaj
ą
c
odnawia wszystko. Bo
ż
e, Panem moim jeste
ś
, bo
ż
adnych innych dóbr ode mnie nie
potrzebujesz.
12. Stało si
ę
te
ż
dla mnie jasne, i
ż
rzeczy, które ulegaj
ą
zepsuciu, s
ą
dobre. Gdyby były
najwy
ż
szymi dobrami, nie mogłyby ulec zepsuciu. Nie mogłyby te
ż
si
ę
zepsu
ć
, gdyby w
ogóle nie były dobre. B
ę
d
ą
c najwy
ż
szymi dobrami, byłyby niezniszczalne; gdyby za
ś
Strona 10 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
zupełnie nie były dobrami nie byłoby w nich niczego, co mo
ż
na by zepsu
ć
. Zepsucie jest
szkod
ą
; a przecie
ż
nie byłoby szkod
ą
, gdyby nie polegało na zmniejszeniu dobra. Albo
wi
ę
c zepsucie nie wyrz
ą
dza
ż
adnej szkody (co oczywi
ś
cie jest stwierdzeniem
niedorzecznym), albo (co jest oczywist
ą
prawd
ą
) wszelkie rzeczy, które ulegaj
ą
zepsuciu,
s
ą
pozbawiane jakiego
ś
dobra. Je
ś
li za
ś
zostan
ą
pozbawione wszelkiego dobra, w ogóle
przestan
ą
istnie
ć
. Bo przecie
ż
je
ś
liby nadal istniały i ju
ż
nie mogły ulec zepsuciu, byłyby
lepsze, ni
ż
były przedtem, gdy
ż
trwałyby w stanie niezniszczalno
ś
ci. A czy mo
ż
na
wymy
ś
li
ć
okropniejsz
ą
niedorzeczno
ść
ni
ż
eli twierdzenie, i
ż
rzeczy stały si
ę
lepsze przez
utracenie wszelkiego dobra? Trzeba wi
ę
c wyci
ą
gn
ąć
wniosek,
ż
e je
ś
li zostan
ą
pozbawione wszelkiego dobra, nie b
ę
d
ą
w ogóle niczym. Dopóki istniej
ą
, s
ą
dobre.
Wszystko wi
ę
c, co istnieje, jest dobre. A owo zło, którego pochodzenie chciałem odkry
ć
,
nie jest substancj
ą
. Gdyby bowiem było substancj
ą
, byłoby dobrem. Byłoby przecie
ż
albo
substancj
ą
niezniszczaln
ą
, czyli dobrem wysokiego rz
ę
du, albo substancj
ą
zniszczaln
ą
,
która nie mogłaby ulec zepsuciu, gdyby nie była dobra. Poj
ą
łem w sposób zupełnie
jasny,
ż
e wszystko, co stworzyłe
ś
, jest dobre i
ż
e nie ma
ż
adnych substancji, których by
ś
nie stworzył. A poniewa
ż
nie uczyniłe
ś
wszystkich rzeczy równymi, jest tak,
ż
e ka
ż
da
poszczególna rzecz jest dobra, a wszystkie razem s
ą
bardzo dobre, gdy
ż
ogół wszystkich
rzeczy stworzyłe
ś
, Bo
ż
e nasz, jako bardzo dobry.
13. Dla Ciebie w ogóle nie ma zła, i nie tylko dla Ciebie, lecz i dla Twego stworzenia jako
cało
ś
ci, bo poza Tob
ą
nie ma niczego, co mogłoby si
ę
wedrze
ć
do stworzenia i zepsu
ć
ład, jaki w nim ustanowiłe
ś
. W niektórych jednak cz
ęś
ciach stworzenia istniej
ą
pewne
rzeczy, które uwa
ż
amy za złe, gdy
ż
nie harmonizuj
ą
z innymi rzeczami. Ale s
ą
jeszcze
inne, takie, z którymi one harmonizuj
ą
- a wi
ę
c i one s
ą
dobre; tak
ż
e w samych sobie
rzeczy te s
ą
dobre. I wszystkie rzeczy, które si
ę
z sob
ą
nawzajem nie zgadzaj
ą
,
harmonizuj
ą
z ni
ż
sz
ą
cz
ęś
ci
ą
ś
wiata, któr
ą
nazywamy ziemi
ą
; niebo jest chmurne i
wietrzne, lecz wła
ś
nie takie jest odpowiednie dla ziemi.
Niech
ż
e wi
ę
c nigdy nie nawiedzi mnie my
ś
l,
ż
eby te rzeczy przestały istnie
ć
! Bo nawet
gdybym tylko je dostrzegał, to wprawdzie t
ę
skniłbym za czym
ś
lepszym, ale ju
ż
i za nie
powinienem Ciebie sławi
ć
. To,
ż
e
ś
Ty godzien chwały, okazuj
ą
na ziemi w
ęż
e i otchłanie,
ogie
ń
, grad,
ś
nieg, lód, wicher burzy - one wypełniaj
ą
słowo Twoje; góry i wszystkie
wzgórza, drzewa owocodajne i wszystkie cedry, zwierz
ę
ta dzikie i wszelkie bydl
ę
ta, płazy
i skrzydlate ptaki, królowie ziemi i wszystkie ludy, ksi
ążę
ta i wszyscy s
ę
dziowie ziemi,
młodzie
ń
cy i dziewice, starsi z młodymi - niech
ż
e sławi
ą
imi
ę
Twoje. Poniewa
ż
i z nieba
winna d
ź
wi
ę
cze
ć
Twoja chwała, niech
ż
e Ciebie sławi
ą
, Bo
ż
e nasz, na wysoko
ś
ciach
wszyscy aniołowie Twoi, wszystkie Twoje moce, sło
ń
ce i ksi
ęż
yc, wszystkie gwiazdy i
ś
wiatło
ść
, niebiosa niebios i wody, które s
ą
nad niebiosami - niech imi
ę
Twoje chwal
ą
. I
ju
ż
nie t
ę
skniłem za czym
ś
lepszym, gdy to wszystko ogarniałem my
ś
l
ą
. W
ś
wietle
rozumniejszego pojmowania uznałem,
ż
e chocia
ż
rzeczy wy
ż
sze s
ą
lepsze od ni
ż
szych,
to jednak cało
ść
stworzenia jest czym
ś
lepszym od samych tylko rzeczy wy
ż
szych.
14. Brakuje rozs
ą
dku ludziom, którym si
ę
cokolwiek nie podoba w Twoim stworzeniu. Tak
wła
ś
nie mnie nie dostawało rozs
ą
dku, gdy patrzyłem z nagan
ą
na wiele spo
ś
ród rzeczy,
jakie stworzyłe
ś
. A poniewa
ż
dusza moja nie o
ś
mielała si
ę
by
ć
niezadowolona z Boga
mego, zaprzeczała, jakoby było Twoim to, co si
ę
jej nie podobało. Z tego powodu
wybrała była teori
ę
o istnieniu dwóch substancji. Dlatego te
ż
nie mogła znale
źć
ukojenia i
głosiła tezy obł
ę
dne. Potem odrzuciła ow
ą
teori
ę
i wyobraziła sobie Boga rozci
ą
gni
ę
tego
przez cał
ą
przestrze
ń
w niesko
ń
czono
ść
. Uto
ż
samiła tego bo
ż
ka z Tob
ą
i umie
ś
ciła go w
swoim sercu, znowu staj
ą
c si
ę
tak
ą
ś
wi
ą
tyni
ą
, któr
ą
musiałe
ś
si
ę
brzydzi
ć
. Lecz gdy Ty w
sposób dla mnie niespodziewany ukoiłe
ś
moj
ą
głow
ę
i zamkn
ą
łe
ś
moje oczy, aby nie
patrzyły na niedorzeczne urojenia, ogarn
ę
ła mnie senno
ść
i usn
ę
ło we mnie całe to
szale
ń
stwo. Ockn
ą
łem si
ę
ku Tobie i zobaczyłem,
ż
e jeste
ś
niesko
ń
czony, ale w zupełnie
inny sposób, ni
ż
sobie przedtem wyobra
ż
ałem. A poznania tego nie zawdzi
ę
czałem
zmysłom.
Strona 11 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
15. Przypatrzywszy si
ę
innym rzeczom, poj
ą
łem,
ż
e Tobie one zawdzi
ę
czaj
ą
istnienie i
ż
e
w Tobie istniej
ą
wszystkie rzeczy sko
ń
czone, lecz w inny sposób, ni
ż
przedtem
mniemałem: istniej
ą
w Tobie nie jak w przestrzeni, lecz dlatego,
ż
e Ty dzier
ż
ysz
wszystkie rzeczy w Twojej prawdzie, jakby
ś
je trzymał w r
ę
ce. I wszystkie w takiej
mierze, w jakiej istniej
ą
, s
ą
prawdziwe. Fałsz bowiem to nie jest nic innego jak
mniemanie o istnieniu czego
ś
, co nie istnieje. Poj
ą
łem te
ż
,
ż
e wszystkie rzeczy s
ą
dostosowane nie tylko do miejsc, w których istniej
ą
, lecz tak
ż
e do swoich pór. I
ż
e Ty,
który
ś
jest jedyny wiekuisty, nie po upływie nieprzeliczonych wieków zacz
ą
łe
ś
działa
ć
.
Albowiem wszelkie okresy czasu - i te, co przeszły ju
ż
, i te, co przejd
ą
- nie zapadłyby w
przeszło
ść
ani by nie nadchodziły, gdyby
ś
Ty nie działał i nie trwał.
16. Przekonałem si
ę
z własnego do
ś
wiadczenia,
ż
e nie ma w tym nic dziwnego, gdy
człowiekowi choremu nie smakuje chleb, tak błogi dla podniebienia zdrowego; albo gdy
chore oczy odwracaj
ą
si
ę
od
ś
wiatła, za którym, t
ę
skni
ą
oczy zdrowe. Tak te
ż
niegodziwcom nie podoba si
ę
Twoja sprawiedliwo
ść
, jakby dotykali
ż
mij i robaków. A
przecie
ż
tak
ż
e te zwierz
ę
ta stworzyłe
ś
jako dobre, jako odpowiednie dla ni
ż
szych cz
ęś
ci
Twego stworzenia, do których pasma równie
ż
sami owi niegodziwcy w takiej mierze, w
jakiej s
ą
niepodobni do Ciebie, pasuj
ą
za
ś
do wy
ż
szych cz
ęś
ci w takim stopniu, w jakim
staj
ą
si
ę
do Ciebie podobniejsi. Chciałem poj
ąć
, czym jest niegodziwo
ść
, i zrozumiałem,
ż
e nie jest to
ż
adna substancja, lecz tylko przewrotno
ść
woli odwracaj
ą
cej si
ę
od Ciebie,
Bo
ż
e, który
ś
jest substancj
ą
najwy
ż
sz
ą
i kieruj
ą
cej si
ę
w dół ku rzeczom najni
ż
szego
rz
ę
du; odrzucaj
ą
cej to, co w niej samej najbardziej wewn
ę
trzne, i rozgor
ą
czkowanej
po
żą
daniem rzeczy zewn
ę
trznych.
17. Zdumiewało mnie,
ż
e chocia
ż
miłowałem ju
ż
Ciebie, a nie jakie
ś
widmo zamiast
Ciebie, jednak nie byłem stały w radowaniu si
ę
moim Bogiem. Oto Twój czar porywał
mnie ku Tobie, a niebawem odrywała mnie od Ciebie moja własna siła ci
ęż
ko
ś
ci i znowu
spadałem ku rzeczom tego
ś
wiata, płacz
ą
c. Owa siła ci
ęż
ko
ś
ci to były nawyki cielesne.
Ale pami
ęć
o Tobie nie gasła we mnie ani te
ż
w
ż
adnej mierze nie w
ą
tpiłem,
ż
e wła
ś
nie
do Ciebie powinienem przylgn
ąć
. Tylko jeszcze nie byłem do tego zdolny. Albowiem
"ciało, ulegaj
ą
ce zepsuciu, obci
ąż
a dusz
ę
; ziemskie mieszkanie przytłacza umysł pełen
my
ś
li".
Byłem jednak całkowicie pewny,
ż
e poprzez rzeczy stworzone mo
ż
na pozna
ć
niewidzialne sprawy Twoje od ustanowienia
ś
wiata, jak te
ż
wieczn
ą
moc Twoj
ą
i
bosko
ść
. Zastanowiłem si
ę
bowiem, na jakiej podstawie mogłem doceni
ć
pi
ę
kno
ść
rzeczy materialnych, czy to w górze na niebie, czy na ziemi, i co mi umo
ż
liwiało
wypowiadanie trafnych s
ą
dów o rzeczach zmiennych - gdy mówiłem,
ż
e to powinno by
ć
tak, a to inaczej. Staraj
ą
c si
ę
poj
ąć
podstaw
ę
tych moich s
ą
dów, zrozumiałem wreszcie,
ż
e ponad moim umysłem poddanym zmienno
ś
ci istnieje nigdy si
ę
nie zmieniaj
ą
ca,
prawdziwa wieczno
ść
prawdy. W taki sposób krok za krokiem moje my
ś
li zmierzały od
rzeczy materialnych do duszy poznaj
ą
cej
ś
wiat poprzez zmysły, a od niej do tej
wewn
ę
trznej mocy duszy, której zmysły przekazuj
ą
wie
ś
ci o faktach zewn
ę
trznych. Tylko
dot
ą
d si
ę
ga zdolno
ść
, jak
ą
maj
ą
te
ż
nieme zwierz
ę
ta. Dalej bowiem jest zdolno
ść
rozumowania: jej os
ą
dowi poddajemy fakty, o których nas powiadamiaj
ą
zmysły.
Ta zdolno
ść
rozumowania, gdy sobie u
ś
wiadomiła,
ż
e we mnie jest równie
ż
poddana
zmienno
ś
ci, wzniosła si
ę
ku pragnieniu zrozumienia samej siebie. Sprowadziła moje
my
ś
li z ich zwykłych torów i wyrwawszy si
ę
z g
ą
szczu sprzecznych uroje
ń
chciała odkry
ć
,
jakim to ona jest o
ś
wiecona blaskiem wtedy, gdy bez
ż
adnego wahania woła,
ż
e to, co
niezmienne, trzeba uzna
ć
za lepsze od tego, co zmienne. I sk
ą
d w ogóle ona zna to
niezmienne? Bo przecie
ż
gdyby go w
ż
adnym stopniu nie znała, z pewno
ś
ci
ą
nigdy nie
mogłaby mu przyzna
ć
wy
ż
szo
ś
ci nad tym, co zmienne. I oto w chwili wstrz
ą
saj
ą
cego
widzenia dusza moja dotarła do tego, co jest. Wtedy wreszcie poj
ą
łem - poprzez rzeczy
stworzone - niewidzialne sprawy Twoje. Ale nie miałem do
ść
siły,
ż
eby si
ę
w to dłu
ż
ej
Strona 12 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
wpatrywa
ć
. Odepchni
ę
ty własn
ą
słabo
ś
ci
ą
, wróciłem do zwykłych do
ś
wiadcze
ń
, stamt
ą
d
przynosz
ą
c z sob
ą
tylko pełn
ą
t
ę
sknoty pami
ęć
- jakby mnie owiała wo
ń
pokarmu,
którego jeszcze nie byłem zdolny po
ż
ywa
ć
.
18. My
ś
lałem o tym, sk
ą
d powinienem naby
ć
mocy, która by mi umo
ż
liwiła radowanie si
ę
Tob
ą
. Nie znajdowałem na to
ż
adnego sposobu, dopóki nie wyci
ą
gn
ą
łem r
ą
k ku
Po
ś
rednikowi mi
ę
dzy Bogiem a lud
ź
mi, człowiekowi Jezusowi Chrystusowi, który jest
wzniesionym ponad wszystko Bogiem błogosławionym na wieki. Woła On: "Jam droga,
prawda i
ż
ywot". On to zł
ą
czył z naszym ciałem ten pokarm, jakiego ja jeszcze nie byłem
zdolny po
ż
ywa
ć
. Słowo po to stało si
ę
ciałem, aby m
ą
dro
ść
Twoja, przez któr
ą
ś
wiat
stworzyłe
ś
, mogła si
ę
sta
ć
mlekiem karmi
ą
cym nasze dzieci
ę
ctwo. A ja jeszcze nie
przyjmowałem naszego Pana Jezusa Chrystusa jako pokorny pokornego i jeszcze nie
wiedziałem, czego mogłaby mnie nauczy
ć
Jego słabo
ść
. Tego mianowicie,
ż
e Słowo
Twoje jest wieczn
ą
Prawd
ą
, która niezmiernie przerastaj
ą
c najwy
ż
sze nawet cz
ęś
ci
Twego stworzenia, wszystkich, co si
ę
jej poddaj
ą
, podnosi ku sobie. W ni
ż
szej cz
ęś
ci
stworzenia zbudowała sobie ubogi dom z naszej gliny, aby dzi
ę
ki temu mogła ludzi,
którzy si
ę
jej poddaj
ą
, wyzwoli
ć
od nich samych i poci
ą
gn
ąć
ku sobie, lecz
ą
c ich z pychy i
karmi
ą
c w nich miło
ść
, aby ju
ż
nie kroczyli ufaj
ą
c samym sobie, lecz by sobie raczej
u
ś
wiadomili własn
ą
słabo
ść
, widz
ą
c u swych stóp bóstwo osłabione przyj
ę
ciem szaty
naszej
ś
miertelno
ś
ci - aby wreszcie znu
ż
eni rzucili si
ę
do stóp tej Prawdy, a ona,
podnosz
ą
c si
ę
, równie
ż
ich pod
ź
wign
ę
ła.
19. Ja jednak wtedy inaczej te sprawy pojmowałem. Uwa
ż
ałem Chrystusa, mego Pana,
tylko za człowieka wyposa
ż
onego w niezwykł
ą
m
ą
dro
ść
, takiego człowieka, z którym
ż
adnego innego nie mo
ż
na było porówna
ć
. W szczególno
ś
ci Jego cudowne narodzenie
si
ę
z dziewiczej Matki, przez które nam okazał,
ż
e ziemskimi dobrami nale
ż
y wzgardzi
ć
w
celu osi
ą
gni
ę
cia
ż
ycia nie
ś
miertelnego, wydawało mi si
ę
aktem Bo
ż
ej troski o nas: jakby
Bóg chciał, aby przez takie narodzenie Pan nasz zasługiwał na szczególn
ą
cze
ść
jako
Nauczyciel. Jaka za
ś
kryła si
ę
tajemnica w tym,
ż
e Słowo stało si
ę
ciałem - tego nawet
nie przeczuwałem. Z wszystkiego, co o Nim podawały Pisma -
ż
e jadł, pił, spał, chodził,
radował si
ę
i smucił, wygłaszał kazania - taki wyci
ą
gałem wniosek,
ż
e kiedy Słowo Twoje
przyj
ę
ło ludzkie ciało, musiało przyj
ąć
równie
ż
ludzk
ą
dusz
ę
i umysł. Rozumie to ka
ż
dy,
kto wie,
ż
e w samym sobie Słowo Twoje nie mo
ż
e podlega
ć
ż
adnej zmianie; to ju
ż
jako
ś
dotarło do mojej
ś
wiadomo
ś
ci, a nawet nie miałem
ż
adnych w
ą
tpliwo
ś
ci co do tego. Je
ś
li
za
ś
wola porusza członkami ciała, a potem zostawia je w bezruchu, je
ś
li si
ę
odczuwa
jaki
ś
afekt, a potem przestaje si
ę
go odczuwa
ć
, je
ś
li si
ę
wypowiada słowa wyra
ż
aj
ą
ce
jak
ąś
tre
ść
, a potem si
ę
milknie - to nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e w tej duszy i w tym umy
ś
le
istnieje mo
ż
liwo
ść
zmiany. Gdyby za
ś
Pisma podawały to o Nim fałszywie, cał
ą
ich tre
ść
mo
ż
na by oskar
ż
y
ć
o fałsz i ludzko
ść
nie mogłaby w nich pokłada
ć
bezpiecznej ufno
ś
ci.
Uznaj
ą
c,
ż
e Pisma mówi
ą
prawd
ę
, przypisywałem Chrystusowi pełni
ę
człowiecze
ń
stwa,
nie tylko ciało ludzkie i nie tylko o
ż
ywione dusz
ą
ciało bez ludzkiego umysłu; uwa
ż
ałem
Go za pełnego człowieka. Mniemałem,
ż
e górowa
ć
On nad wszystkimi innymi lud
ź
mi nie
przez to,
ż
e był wcielon
ą
Prawd
ą
, lecz przez to,
ż
e w Nim natura ludzka wzniosła si
ę
do
niezwykłej doskonało
ś
ci i
ż
e pełniej uczestniczył w Boskiej M
ą
dro
ś
ci. Alipiusz natomiast
s
ą
dził,
ż
e według wiary katolików był On Bogiem odzianym w ciało, czyli
ż
e w Chrystusie
był tylko Bóg i ciało, lecz nie było ludzkiej duszy. Mniemał,
ż
e katolicy odmawiaj
ą
Chrystusowi ludzkiego umysłu, a poniewa
ż
z drugiej strony był gł
ę
boko przekonany,
ż
e
te Jego czyny, które zapisano, mogły by
ć
dokonane tylko przez istot
ę
wyposa
ż
on
ą
w sił
ę
ż
ywotn
ą
i w rozum, oci
ą
gał si
ę
z przyj
ę
ciem wiary chrze
ś
cija
ń
skiej. Potem jednak
zrozumiał,
ż
e takie bł
ę
dne pojmowanie było wła
ś
ciwe heretykom apolinarystom, i z
rado
ś
ci
ą
przyj
ą
ł przekonania katolickie. Co si
ę
mnie tyczy, musz
ę
przyzna
ć
,
ż
e dopiero
troch
ę
pó
ź
niej dowiedziałem si
ę
, czym si
ę
prawdziwa wiara katolicka ró
ż
ni od bł
ę
du
Fotyna w interpretacji tego,
ż
e Słowo stało si
ę
ciałem. Odrzucenie tez heretyckich
Strona 13 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
bardziej uwydatnia, Panie, wiar
ę
Twego Ko
ś
cioła i tre
ść
prawdziwej nauki. Musiały
pojawi
ć
si
ę
herezje, aby wypróbowani jawnie si
ę
ukazali po
ś
ród słabych.
20. Ksi
ąż
ki platoników, które przeczytałem, zach
ę
ciły mnie do szukania bezcielesnej
Prawdy. Dojrzałem niewidzialne sprawy Twoje, poj
ę
te poprzez rzeczy stworzone, ale nie
mog
ą
c posun
ąć
si
ę
dalej, zrozumiałem,
ż
e na dokładniejsze widzenie nie pozwalaj
ą
mi
ciemne chmury zalegaj
ą
ce m
ą
dusz
ę
. Byłem ju
ż
pewny zarówno tego,
ż
e Ty istniejesz,
jak i tego,
ż
e jeste
ś
niesko
ń
czony - lecz nie w znaczeniu rozci
ą
gło
ś
ci w przestrzeni, czy
to ograniczonej, czy nieograniczonej. Wiedziałem,
ż
e Ty naprawd
ę
istniejesz, b
ę
d
ą
c
zawsze ten sam, nie zmieniaj
ą
c si
ę
w
ż
adnej cz
ęś
ci ani w
ż
adnym poruszeniu.
Wiedziałem te
ż
, i
ż
z Ciebie wszystkie rzeczy czerpi
ą
istnienie, a niezachwianym tego
dowodem jest ju
ż
sam fakt,
ż
e istniej
ą
. Tych prawd byłem całkowicie pewny, lecz jeszcze
byłem zbyt słaby, aby radowa
ć
si
ę
Tob
ą
. Wymownie o tym rozprawiałem, jakbym to
wszystko ju
ż
rozumem ogarn
ą
ł, ale gdybym nadal nie szukał drogi do Ciebie poprzez
Zbawiciela naszego, Chrystusa, nie ja te sprawy, lecz mnie zagarn
ę
łaby zagłada.
Zacz
ę
ła mi pochlebia
ć
opinia,
ż
e jestem m
ą
dry. Była to kara, jak
ą
sam sobie
wymierzyłem. Zamiast płaka
ć
nadymałem si
ę
pych
ą
: jaki
ż
to ja jestem uczony.
Gdzie była owa miło
ść
, która buduje na fundamencie pokory, czyli na Jezusie
Chrystusie? Czy
ż
mogłem si
ę
spodziewa
ć
,
ż
e jej zaczerpn
ę
z ksi
ąż
ek platoników? My
ś
l
ę
,
ż
e z Twojej woli natrafiłem na te ksi
ąż
ki, zanim zacz
ą
łem studiowa
ć
Twoje Pismo
Ś
wi
ę
te.
Chciałe
ś
, aby si
ę
wyryło w mojej pami
ę
ci, jaki wpływ owe ksi
ąż
ki na mnie wywarły, po to,
abym w pó
ź
niejszych latach, gdy ju
ż
mnie wychowały Twoje Ksi
ę
gi i gdy pod
dotkni
ę
ciem Twych uzdrowicielskich palców ju
ż
si
ę
zabli
ź
niły moje rany - abym wtedy
umiał przenikliwie dostrzega
ć
ró
ż
nic
ę
mi
ę
dzy zarozumiało
ś
ci
ą
a wyznaniem, mi
ę
dzy
tymi, którzy wiedz
ą
, dok
ą
d nale
ż
y i
ść
, lecz nie znaj
ą
wiod
ą
cej tam drogi, a tymi, którzy
dobrze rozpoznaj
ą
drog
ę
do błogosławionej ojczyzny, b
ę
d
ą
cej dla nas nie tylko wizj
ą
,
lecz miejscem, gdzie mamy zamieszka
ć
. Gdyby bowiem owe ksi
ąż
ki wpadły mi w r
ę
ce
dopiero po tym, jak mnie ukształtowały Twoje Pisma
ś
wi
ę
te i jak przez za
ż
yłe z nimi
obcowanie zakosztowałem Twojej słodyczy, mo
ż
e wywody platoników oderwałyby mnie
od mocnej podstawy pobo
ż
no
ś
ci albo - gdybym wytrwał w pobo
ż
no
ś
ci zaczerpni
ę
tej z
Pism
ś
wi
ę
tych - mo
ż
e mniemałbym,
ż
e człowiek, który by niczego poza rozprawami
plato
ń
skimi nie czytał, mógłby z nich samych zaczerpn
ąć
takiego samego ducha.
21. Łapczywie wi
ę
c chwyciłem w r
ę
ce czcigodne Pisma natchnione przez Ducha
Ś
wi
ę
tego, a zwłaszcza teksty apostoła Pawła. Rozwiały si
ę
teraz obawy, które mnie
niegdy
ś
n
ę
kały: gdy mi si
ę
wydawało,
ż
e autor ten w pewnych miejscach sam sobie
przeczy i
ż
e to, czego naucza, nie jest w zgodzie ze
ś
wiadectwami Prawa i Proroków.
Zaja
ś
niała przede mn
ą
jednolita tre
ść
ś
wi
ę
tych tekstów. Nauczyłem si
ę
rado
ś
ci
przenikni
ę
tej trwo
ż
n
ą
czci
ą
. Niebawem stwierdziłem,
ż
e cokolwiek w tamtych ksi
ąż
kach
plato
ń
skich było prawdziwego, tu tak
ż
e si
ę
znajduje. A to wszystko poznawałem, tu
lepiej, bo z dzi
ę
kczynieniem za Twoj
ą
łask
ę
. Ten bowiem, kto widzi, nie powinien chlubi
ć
si
ę
, - tak jakby tego nie otrzymał w darze - nie tylko tego, co widzi, lecz tak
ż
e samej
zdolno
ś
ci widzenia. Có
ż
bowiem ma, czego by nie otrzymał? Nie tylko doznaje
pouczenia, jak ma dostrzec Ciebie, który zawsze taki sam jeste
ś
, lecz tak
ż
e otrzymuje
sił
ę
, dzi
ę
ki której mo
ż
e przy Tobie wytrwa
ć
. Je
ś
li jest daleko od Ciebie i nie mo
ż
e Ciebie
dojrze
ć
, otwierasz przed nim drog
ę
, która go doprowadzi tam, gdzie zobaczy Ci
ę
i b
ę
dzie
trwał przy Tobie. Sam człowiek bowiem, cho
ć
by si
ę
wewn
ę
trznie radował prawem
Bo
ż
ym, có
ż
poradzi przeciw innemu prawu w swoim ciele, walcz
ą
cemu z prawem jego
umysłu i wlok
ą
cemu go w niewol
ę
pod prawo grzechu, wypisane w jego członkach? Ty
sprawiedliwy jeste
ś
, Panie, a my zgrzeszyli
ś
my, post
ą
pili
ś
my niegodziwie, byli
ś
my
bezbo
ż
ni, wi
ę
c zaci
ąż
yła nad nami r
ę
ka Twoja i słusznie zostali
ś
my wydani na łup
pradawnemu sprawcy grzechu, ksi
ę
ciu
ś
mierci, bo zdołał zn
ę
ci
ć
nasz
ą
wol
ę
do
upodobnienia si
ę
do jego woli, przez któr
ą
nigdy nie stan
ą
ł w Twojej prawdzie.
Strona 14 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20
Có
ż
uczyni człowiek nieszcz
ę
sny? Kto go wyzwoli z tego ciała
ś
mierci, je
ś
li nie łaska
Twoja przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, którego
ś
zrodził jako współwiecznego
Tobie i stworzył na pocz
ą
tku dróg Twoich? W Nim ksi
ążę
tego
ś
wiata nie znalazł niczego
godnego
ś
mierci, a zabił Go i przez to wymazany jest wyrok, który był wydany przeciwko
nam. Tego w ksi
ąż
kach plato
ń
skich si
ę
nie znajdzie. Nie ja
ś
nieje z nich ta prawdziwa
pobo
ż
no
ść
, nie płyn
ą
łzy wyznania, nie ma tam owej ofiary dla Ciebie: ducha
udr
ę
czonego, serca skruszonego i ukorzonego, nie słyszymy o zbawieniu ludu Twego, o
mie
ś
cie przystrojonym jak oblubienica, o zadatku Ducha
Ś
wi
ę
tego, o kielichu naszego
Odkupienia. Nikt tam nie
ś
piewa: "Komu
ż
jak nie Bogu podda si
ę
dusza moja? Od Niego
zbawienie me! On, nie kto inny, Bogiem moim i Zbawc
ą
, Obro
ń
c
ą
moim. Ju
ż
si
ę
nie
zachwiej
ę
".
Nikt tam nie nasłuchuje wołania: "Chod
ź
cie do mnie, którzy utrudzeni jeste
ś
cie".
Lekcewa
żą
Jego nauk
ę
, bo On cichy jest i pokornego serca. O tak! - ukryłe
ś
to przed
m
ą
drymi i przewiduj
ą
cymi, a objawiłe
ś
maluczkim. Co innego - dostrzec z wierzchołka
poro
ś
ni
ę
tej lasem góry ojczyzn
ę
pokoju w dali, ale nie móc znale
źć
wła
ś
ciwej drogi do
niej, bł
ą
ka
ć
si
ę
bezsilnie po bezdro
ż
ach, tuła
ć
si
ę
w
ś
ród zasadzek; zdradzieckich
rabusiów, uciekinierów z pochodu, których wodzem jest lew i smok, a co innego kroczy
ć
drog
ą
wiod
ą
c
ą
do owej krainy, wytyczon
ą
staraniem niebia
ń
skiego Wodza; nie szerz
ą
tu
rozboju
ż
adni zbiegowie z niebia
ń
skich zast
ę
pów. Oni unikaj
ą
tej drogi jak ka
ź
ni!
Wszystkie te nauki cudownie do mnie przenikały, gdym najmniejszego z Twoich
apostołów czytał; gdy rozwa
ż
yłem dzieła Twoje i zadr
ż
ałem z trwogi.
Strona 15 z 15
Bez tytułu 1
2009-10-20