Michelle Celmer
Książę i sekretarka
Królewskie związki 02
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wchodząc po pałacowych
schodach, Lizzy Pryce miała wrażenie, jakby się znalazła w bajce. Gdy otworzyły
się przed nią masywne, złocone drzwi, ujrzała tłum ludzi zgromadzonych w głów-
nym holu - kobiety w wieczorowych sukniach, mężczyźni w smokingach. Pomię-
dzy gośćmi uwijali się kelnerzy roznoszący apetycznie wyglądające przystawki i
szampana.
Z sali balowej dobiegał walc grany przez orkiestrę, którą Lizzy wcześniej sa-
ma wybrała. Oczami wyobraźni widziała pary pląsające na parkiecie z lekkością i
gracją jak w hollywoodzkim filmie.
Lizzy miała ochotę odwrócić się i uciec, ale sprawy zaszły za daleko i musiała
jak najszybciej wziąć się w garść. Podeszła do strażnika przy wejściu i pokazała mu
zaproszenie. Zazwyczaj pracownicy pałacu nie uczestniczyli w balach, ale to była
wielka gala z okazji pięćsetnej rocznicy niepodległości Wyspy Morgana. Lizzy
zajmowała ważne miejsce w hierarchii osób zatrudnionych przez rodzinę królew-
ską. Pełniła funkcję osobistej asystentki królowej, dlatego jej nazwisko musiało się
pojawić na liście zaproszonych gości.
Na szczęście użyła nazwiska po byłym mężu. Nie chciała, aby ktokolwiek ją
rozpoznał. Przynajmniej tego wieczoru pragnęła się poczuć jak inni goście, ci
wszyscy piękni i wytworni ludzie, którzy ją otaczali. Nie narzekała na swój wygląd.
Jasne włosy, które zazwyczaj miała gładko zaczesane do tyłu i spięte w koński
ogon, teraz opadały jej luźno na ramiona. Zamiast okularów włożyła soczewki kon-
taktowe, a szary kostium z pracy zamieniła na złotą suknię z wypożyczalni. Z
pewnym zażenowaniem musiała przyznać, że wyglądała w niej wspaniale.
Strażnik porównał nazwisko widniejące na zaproszeniu z listą gości, po czym
zaprosił ją do środka. Kiedy Lizzy weszła do obszernego foyer, nagle wszyscy
spojrzeli w jej stronę. Nie przejmuj się, patrzą, bo cię nie znają, próbowała uspoko-
R S
2
ić siebie w myślach. Jednak w spojrzeniach mężczyzn było zdecydowanie więcej
zachwytu i pożądania niż ciekawości.
Z wysoko podniesioną głową przeszła do sali balowej, po drodze witając się z
gośćmi, których znała dotąd tylko z telewizji i prasy. Byli wśród nich politycy,
gwiazdy filmu i biznesmeni. Zdecydowanie nie pasowała do tego towarzystwa.
Gdyby sprzedano biżuterię obecnych na balu kobiet, z łatwością można by było
wykarmić cały trzeci świat.
Zanim doszła do sali balowej, czuła, że jest kłębkiem nerwów.
Lizzy, masz takie samo prawo tu być jak inni goście, powtarzała sobie. Wzię-
ła kieliszek z szampanem od przechodzącego kelnera i łapczywie przełknęła łyk
alkoholu. Poczuła, jak zimne bąbelki przyjemnie łaskoczą jej podniebienie. Od sali
balowej dzieliło ją kilka kroków.
Zrób to, naciśnij klamkę i wejdź do środka!
Kiedy weszła na salę, miała wrażenie, jakby się znalazła w bajkowym świecie
rozświetlonym cudownym blaskiem kandelabrów. Wytwornie ubrane pary wiro-
wały na parkiecie, a wokół stały grupki gości popijających szampana.
Wszystko wyglądało tak, jak sobie wyobraziła. Przez chwilę stała oniemiała,
napawając się widokiem sali.
- Przepraszam - usłyszała za sobą męski głos z wyraźnym amerykańskim ak-
centem.
Upiła kolejny łyk szampana, aby dodać sobie odwagi. Kiedy się odwróciła,
niemal się zachłysnęła. To był książę Wyspy Morgana, nieślubny syn zmarłego
króla i przyrodni brat obecnego króla Filipa.
Był wyjątkowo przystojny, bogaty i czarujący, a do tego arogancki. Dlaczego
ze wszystkich gości to właśnie on musiał do niej podejść?
- My się chyba nie znamy - powiedział.
W pierwszej chwili miała wrażenie, że z niej żartuje, ale gdy spojrzała w jego
brązowe oczy, zrozumiała, że książę naprawdę jej nie rozpoznał. Trudno było mu
R S
3
się dziwić. Kiedy kilka razy minęli się na pałacowych korytarzach, nawet nie zwró-
cił na nią uwagi. Było to całkiem zrozumiałe, w końcu należała do służby.
- Rzeczywiście, chyba się nie znamy - odparła.
- Ethan Rafferty - przedstawił się książę.
Gdy podała mu dłoń, ujął ją, schylił się i pocałował. Nie było w tym nic
dziwnego, Ethan uchodził za kobieciarza. Słyszała nieraz, jak królowa ubolewa nad
jego skandalicznym trybem życia, o którym rozpisywały się gazety. Król również
apelował do Ethana, aby szanował zwyczaje panujące w rodzinie królewskiej. Jed-
nak najwyraźniej apele bliskich nie przemawiały do niego, gdyż nawet dziś zamiast
galowego stroju miał na sobie smoking. Z zaczesanymi do tyłu włosami był zadzi-
wiająco podobny do swego brata.
Ostatnio wszyscy plotkowali o jego nieoczekiwanym powrocie na łono ro-
dziny w związku z interesami, które połączyły królewskie rodzeństwo. Lizzy nie
mogła się oprzeć jego uwodzicielskiemu spojrzeniu i wyglądowi. Był ucieleśnie-
niem kobiecych marzeń, uosabiał ideał milionera i księcia w jednej osobie. Jej były
mąż także uchodził za przystojniaka, choć nie był tak bogaty jak Ethan. Nie miał
żadnej motywacji do pracy i zarabiania pieniędzy. Podobnie jak książę był aro-
gancki i miał nieprawdopodobne powodzenie u kobiet. Ponieważ jednak Ethan był
księciem, Lizzy ukłoniła się grzecznie i powiedziała:
- Wasza Wysokość, jestem zaszczycona.
Książę skrzywił się z niezadowoleniem.
- Nie lubię tytułów. Wolę, gdy mówi się do mnie Ethan.
Lizzy pomyślała, że gdyby wiedział, z kim ma do czynienia, nie byłby taki
bezpośredni. Chociaż sytuacja ją bawiła, trzeba było jak najszybciej się pożegnać i
znaleźć sobie gościa, który był z jej ligi. Nie mówiąc już o tym, że ich rozmowa
była niezgodna z protokołem. Osoby zatrudnione w pałacu nie mogły się spoufalać
z członkami królewskiej rodziny.
- Miło mi było pana poznać - powiedziała Lizzy, dygając i siląc się na
R S
4
uśmiech.
Kiedy chciała się odwrócić, by pójść w przeciwnym kierunku, Ethan zatrzy-
mał ją i zapytał:
- Nie dosłyszałem pani imienia.
Drań! Czy rzeczywiście nie potrafił sobie przypomnieć, że się znają?
Lizzy odstawiła pusty kieliszek na tacę.
- Nie przedstawiłam się - odparła, rzucając mu niepewne spojrzenie.
- A to dlaczego? - spytał, podchodząc bliżej.
Lizzy zacisnęła usta. Musiała się pilnować. Rozsądek podpowiadał jej, że nie
może być niegrzeczna wobec księcia, choć ostatni raz ścięto kogoś na wyspie za
nieposłuszeństwo ponad dwieście lat temu.
Ethan najwyraźniej nie mógł sobie przypomnieć jej twarzy, więc nie miała nic
do stracenia. Poza tym z doświadczenia wiedziała, że musi się strzec takich męż-
czyzn jak on.
- Bo nie jest pan w moim typie.
Ethan roześmiał się.
- Przecież pani kłamie!
Lizzy odwróciła się gwałtownie i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Słucham?
- Proszę na mnie spojrzeć. Czy nie jest ze mnie chłopak jak malowanie? -
spytał, rozkładając ręce.
Trudno było powiedzieć, czy Ethan żartuje, czy mówi poważnie, czy na-
prawdę jest aż takim narcyzem.
- Uważa pan, że ten żałosny sposób podrywania jest skuteczny?
- To się zaraz okaże - odparł z rozbrajającym uśmiechem.
Trzeba było przyznać, że wyglądał uroczo. Lizzy wiedziała jednak, że za
żadne skarby nie powinna mu podawać swojego prawdziwego nazwiska, choć z
drugiej strony prawda pozwoliłaby jej się od niego uwolnić.
R S
5
- Mam na imię Lizzy - powiedziała, ponieważ w pracy wszyscy mówili do
niej „Elizabeth". - Lizzy Sinclair - dodała, podając nazwisko po byłym mężu za-
miast panieńskie Pryce, do którego wróciła po rozwodzie.
- Czy sprawi mi pani tę radość i zatańczy ze mną, panno Sinclair?
- Wolałabym, gdyby pan mówił do mnie Lizzy.
- Oczywiście, Lizzy.
- Nie, nie zatańczę z panem, ponieważ, jak powiedziałam, nie jest pan w mo-
im typie.
Ethan nie wyglądał na urażonego, ale uśmiech znikł z jego twarzy.
- Nie proszę panią o rękę tylko o jeden taniec, chyba że... ach, rozumiem... nie
umie pani tańczyć.
Czy rzeczywiście myślał, że Lizzy da się nabrać na tę tanią psychologiczną
sztuczkę? Ze swoim byłym mężem chodziła kiedyś na kurs tańca towarzyskiego.
Dopiero potem się okazało, że instruktorka dawała mu również prywatne lekcje.
- Trafił pan w sedno - powiedziała. - A teraz proszę wybaczyć - dodała i ski-
nąwszy głową, wyszła z sali.
Boże, żeby tylko za mną nie poszedł, pomyślała w duchu, wracając do foyer.
- Mógłbym panią nauczyć - usłyszała za sobą jego głos i przeklęła go w my-
ślach.
- Mogłabym nadepnąć panu na nogę i zniszczyć pańskie buty.
- Zdarzyło mi się to wiele razy - Wzruszył ramionami.
- Dlaczego tak pan nalega, żeby zatańczyć z kobietą, która nie ma na to ocho-
ty?
Ethan posłał jej zniewalający uśmiech, który sprawił, że na chwilę wstrzymała
oddech.
- Dlatego, że ta kobieta jest najpiękniejszą damą wśród gości.
Trzeba przyznać, że był niesamowity. O mały włos, a by mu uwierzyła. Jego
słowa działały na nią jak narkotyk i zapewne takie były jego intencje. Mężczyźni
R S
6
pokroju Ethana nie traktowali kobiet jak ludzi, ale jak zwierzynę, którą trzeba upo-
lować i zawlec do łóżka.
Wypiła ostatni łyk szampana z drugiego kieliszka, a Ethan odstawił go na tacę
kelnerowi, który jak za dotknięciem różdżki pojawił się obok nich.
- Proszę, tylko ten jeden raz!
Lizzy przypuszczała, że Ethan rzadko używa słowa „proszę", dlatego uznała,
że musi to być szczera prośba. Poczuła, że dłużej nie będzie w stanie się opierać.
Do tego szampan zrobił swoje i coraz niepewniej stąpała po ziemi. Mogła mu po
prostu powiedzieć, kim jest i to rozwiązałoby problem, ale z jakiegoś powodu nie
zrobiła tego. Jak często zwykła dziewczyna ma szansę tańczyć z księciem? Jeden
taniec nikomu nie zaszkodzi. Gdyby ktoś ją rozpoznał, powie, że nie odmówiła
przez grzeczność.
- No, dobrze! Jeden raz.
Ethan podał jej ramię i zaprowadził z powrotem na salę balową. Lizzy rozej-
rzała się dookoła i z ulgą zauważyła, że nigdzie nie ma królowej. Była to jedyna
osoba, która mogła ją teraz rozpoznać. Kiedy Ethan objął ją ramieniem, poczuła
dreszcz, ale uznała, że to z nadmiaru alkoholu. Była przekonana, że nigdy więcej
nie da się nabrać na sztuczki aroganckiego kobieciarza, do jakich z pewnością zali-
czał się Ethan. Nie obchodziło jej, ile miał pieniędzy i hoteli. Mogła mu poświęcić
kilka minut i ten jeden jedyny taniec.
Kiedy Ethan prowadził ją w takt walca, zauważyła, że jest świetnym tance-
rzem.
- A jednak pani skłamała - odezwał się, a gdy spojrzała na niego pytająco,
dodał: - Moje buty są bezpieczne.
- Pańskie buty?
- To nie jest pani pierwszy taniec w życiu.
- Rzeczywiście - przyznała.
Ethan też nie był nowicjuszem. Sunął po parkiecie lekko i pewnie.
R S
7
- Taniec ze mną to przyjemność, prawda?
Rzeczywiście, było miło, do tego stopnia, że gdy melodia ucichła, Lizzy po-
została w jego ramionach. Mimo to była zdenerwowana. Jak wytłumaczy drugi ta-
niec i dlaczego nie powiedziała mu, jak się naprawdę nazywa?
- Nie widziałam królowej - zauważyła. - Jest na sali?
- Chciałaby ją pani poznać?
- Nie, pytam z ciekawości.
- Pewnie odpoczywa. Niedługo spodziewa się dziecka.
- Tak, słyszałam.
Lizzy odetchnęła z ulgą. Lekarz prosił królową, aby na siebie uważała, po-
nieważ ostatnio skarżyła się na bóle krzyża. Lizzy wciąż za nią chodziła, przypo-
minając, że powinna się oszczędzać i jak najczęściej trzymać nogi na krześle. Kró-
lowa, tak jak Lizzy, nie umiała odpoczywać, choć dla asystentki intensywna praca
była sposobem, aby zapomnieć o samotności.
- Cieszy się pan, że będzie miał bratanka? - spytała.
- Raczej tak. - Ethan wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie lubi pan dzieci?
- Dzieci są wspaniałe, ale nie przepadam za moim bratem - wyjaśnił bez entu-
zjazmu.
Lizzy wiedziała, że się nie lubią, ale nie zdawała sobie sprawy, że niechęć
Ethana do króla jest tak głęboka. Gdy taniec się skończył, pozostała w jego ramio-
nach, gdyż jej ciekawość była silniejsza od strachu.
- Rywalizuje pan z bratem? - ciągnęła rozmowę. - Wiem coś o tym, bo z mo-
imi siostrami zawsze konkurowałyśmy o względy rodziców.
- Trudno go nazwać bratem. Przez przypadek mamy podobne geny. Na tym
się kończy nasze pokrewieństwo - powiedział Ethan, obrócił Lizzy i przyciągnął ją
ku sobie. Byli tak blisko, że czuła pod ubraniem kształt jego ciała i ciepło, które
rozgrzewało ją bardziej, niż chciała.
R S
8
Była przekonana, że to krótkie zauroczenie minie. Jeszcze kilka okrążeń po
sali, parę ulotnych chwil, w których mogła się poczuć jak księżniczka.
Rozsądek jej podpowiadał, że powinna mu powiedzieć, kim jest, ale z nie-
znanych powodów stłumiła ten głos, pragnąc przeżyć bajkę do końca. Ostatni ta-
niec i zniknie.
ROZDZIAŁ DRUGI
Ethan nie zamierzał spędzić balu z jedną kobietą, ale Lizzy miała w sobie coś
magnetyzującego. Nie chodziło tu wyłącznie o jej olśniewającą urodę. Na takich
balach pojawiało się wiele pięknych kobiet. Było w niej jednak coś, co wyróżniało
ją z tłumu. Chociaż nie potrafił wskazać konkretnej cechy, Lizzy wyróżniała się tak
bardzo, że gdy weszła na salę, wiedział, że z nią chce spędzić resztę wieczoru.
Zręcznie zakończył rozmowę z jedną z gwiazdek filmowych, których wianu-
szek kręcił się wokół niego tego wieczoru, po czym szybko podszedł do nieznajo-
mej. Kiedy go zobaczyła, z trudem ukryła zaskoczenie. Potem próbowała się od
niego uwolnić, co sprawiło, że z jeszcze większym zapałem zaczął ją podrywać. Od
lat nie zdarzyło mu się, aby się musiał uganiać za kobietą. Zazwyczaj to panie wal-
czyły między sobą o względy Ethana. Każda chciała czerpać korzyści z jego pozy-
cji i pieniędzy. Gdyby wiedziały, jak bliski był dziś utracenia fortuny, z pewnością
ich zainteresowanie by zmalało.
Lizzy nie kryła swojej niechęci do Ethana, co paradoksalnie zwiększyło jego
zainteresowanie. Kiedy ją objął, aby poprowadzić w tańcu, poczuł intensywne pod-
niecenie, jakiego od dawna nie doznał przy żadnej kobiecie. Rzadko spędzał sa-
motnie noce, ale ostatnio nawet najpiękniejsze kobiety nie były w stanie wzbudzić
jego zainteresowania. Tym razem dreszcz emocji sprawił, że coraz bardziej pragnął
poznać tajemniczą blondynkę, a z czasem zobaczyć ją bez ubrania.
Kiedy muzyka ucichła, goście nagrodzili orkiestrę brawami. Ethan zastana-
R S
9
wiał się, czy Lizzy spróbuje teraz uciec.
- Może wyjdziemy na świeże powietrze? - zaproponował.
- Muszę iść - odparła, spoglądając w stronę wyjścia.
Wiedział, że powinien pozwolić jej odejść, ale z nieznanych sobie powodów
nie potrafił jej puścić.
- Proszę tylko o krótki spacer po ogrodzie.
Na twarzy Lizzy malowało się niezdecydowanie.
- Pięć minut - nalegał.
- Dobrze - zgodziła się wreszcie.
Ethan podał jej ramię i wyprowadził na taras.
- Niech będzie dziesięć - powiedział, nie dając jej szansy, aby zaprotestowała.
Na zewnątrz było wilgotno i wyjątkowo ciepło jak na koniec maja - przy-
najmniej tak mu powiedziano. Niewiele wiedział o swoim rodzinnym kraju i,
prawdę mówiąc, nie zamierzał poszerzać tej wiedzy. Z równą obojętnością słuchał
wykładów króla na temat tradycji i obyczajów swego kraju. Gdyby wiedział, ile
komplikacji przyniesie mu spółka z rodzeństwem, nie zgodziłby się na nią, ale teraz
było za późno. Rodzina wyciągnęła do niego pomocną dłoń i nie mógł jej odtrącić.
Przywołał kelnera i wziął z tacy kieliszek.
- Szampana? - spytał.
Lizzy kiwnęła głową i wzięła kieliszek, po czym wypiła duży łyk. Ethan wziął
szampana również dla siebie. Potem podeszli do balustrady, za którą rozciągał się
wielki trawnik otoczony drzewami. Na końcu zielonego pasa widać było re-
zydencję przyrodniej siostry Ethana, księżniczki Sophie.
Lizzy wysunęła rękę spod jego ramienia i oparła się o balustradę, patrząc na
ogród z nieukrywaną tęsknotą.
- Wieczorem jest tu pięknie. Te światła, zieleń...
Mówiła tak, jakby znała to miejsce od dawna.
- Była tu pani kiedyś? - spytał Ethan.
R S
10
Lizzy zamrugała powiekami, jakby zdała sobie sprawę, że powiedziała coś,
czego nie powinna.
- Raz lub dwa - odparła, ostrożnie dobierając słowa.
- Zna pani kogoś z naszej rodziny?
- Nie.
Obserwował jej profil. Miała wyraziste, a jednocześnie delikatne rysy twarzy,
regularne, a zarazem skrywające jakiś element szaleństwa. Ciekawe, o czym teraz
myślała. Był pewien, że nad czymś głęboko się zastanawia.
- Jak pani poznała moją rodzinę? - spytał.
Lizzy odezwała się po chwili namysłu:
- Właściwie to przez... kontakty zawodowe.
- Czym się pani zajmuje?
- Robi się zimno - powiedziała, puszczając mimo uszu jego pytanie.
Zaczęła rozgrzewać rękami odkryte ramiona. Ethan nie miał jeszcze ochoty
wracać do sali balowej, więc zdjął marynarkę i narzucił jej na ramiona. Przez przy-
padek dotknął jasnych włosów Lizzy i poczuł nieodpartą chęć, aby ją pogłaskać.
Uznał, że przy odrobinie cierpliwości zrobi to niebawem.
- Lepiej? - spytał, obracając ją lekko ku sobie.
- Tak, dziękuję. - Podniosła głowę i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
To był jej pierwszy uśmiech tego wieczoru, szczery i ciepły. Wydała mu się
jeszcze piękniejsza niż na sali balowej. Po chwili jednak znów przybrała poważny
wyraz twarzy, jakby zrobiło jej się wstyd, że się uśmiechnęła. Ethan był gotów zro-
bić wszystko, aby ten uśmiech znów zawitał na jej wargach.
- O czym pani myśli? - spytał.
- O tym, że inaczej sobie pana wyobrażałam.
- Mam nadzieję, że jest pani mile rozczarowana.
- I tak, i nie.
Ich spojrzenia się spotkały. W jej jasnych oczach zauważył jakiś strach, któ-
R S
11
rego wcześniej nie dostrzegł. W innych okolicznościach szybko rozstałby się z no-
wą znajomą. Jednak tym razem jej skrywana słabość wzbudziła jego ciekawość.
Wszystko w Lizzy go fascynowało.
Ostrożnie dotknął jej twarzy i był zdziwiony, że go nie odtrąciła.
- Czy możemy się znów zobaczyć?
- Dlaczego akurat ze mną? - spytała.
- A dlaczego nie?
- Jest tu przynajmniej sto kobiet bardziej odpowiednich dla księcia i wszystkie
zabiegają o względy Waszej Wysokości. Dlaczego ja?
Ethan sam zadawał sobie to pytanie, ale dotąd nie znalazł na nie odpowiedzi.
- Nie wiem - odparł szczerze, choć miał nadzieję, że Lizzy pozwoli mu to
wkrótce zrozumieć.
Instynkt podpowiadał jej, że powinna jak najszybciej wyjść, ale nie potrafiła
ruszyć się z miejsca, tym bardziej że Ethan wciąż trzymał ręce na jej ramionach.
Stała w oddalonym od okien, ciemnym zakątku balkonu z obcym człowiekiem, o
którym słyszała same złe rzeczy, a mimo to nie czuła się zaniepokojona. Zamiast
tego była ciekawa, co się zdarzy za chwilę, chociaż rozsądek jej mówił, że to łatwe
do przewidzenia.
Kiedy Ethan pogłaskał ją po policzku, poczuła przyjemne ciepło rozgrzewa-
jące ją od środka i lekki zawrót głowy. Szukał jej spojrzenia, jakby było w niej coś
fascynującego. Potem powiedział coś, czego pragnęła, a jednocześnie bardzo się
obawiała:
- Mogę cię pocałować?
Z trudem się powstrzymała, aby nie rzucić mu się w ramiona. Serce zaczęło
jej szybciej bić, a usta bezwiednie rozchyliły się w oczekiwaniu na pocałunek.
Wiedziała, że nie powinna się na to godzić, bo to czyste szaleństwo. Ethan był
księciem i milionerem, a ona?
- Wolałabym, aby książę mnie nie całował - powiedziała bez przekonania.
R S
12
- Bo nie jestem w pani typie?
Bo jesteś wspaniały, bo za chwilę stracę głowę! Cóż mogła mu powiedzieć?
Skinęła głową i szepnęła:
- Właśnie...
- Lizzy, widzę, jak bije ci serce - zwrócił się nagle do niej po imieniu, lekko
muskając palcami jej szyję. - Jesteś równie podniecona jak ja.
- Zmęczył mnie taniec.
Uśmiechnął się szeroko.
- Lizzy, znowu kłamiesz.
Podobało jej się, jak wymawiał jej imię. Tak bardzo chciała go pocałować,
spróbować, jak to jest. Czy całował inaczej, może lepiej niż inni mężczyźni? Jeden
pocałunek nie mógł stanowić dla niej wielkiego zagrożenia. Chociaż rozsądek
wciąż jej powtarzał, że to zły pomysł, serce podpowiadało, że nie ma sensu się
opierać.
- Dobrze, tylko ten jeden raz - usłyszała swój głos.
- Jeden raz - zgodził się i pochylił głowę, a gdy jego usta niemal dotykały jej
warg, dodał: - Dwa!
Nim zdążyła odpowiedzieć, poczuła na sobie jego ciepłe wargi, a po chwili
słodko-gorzki smak szampana. Ethan objął ją mocno ramieniem i Lizzy przylgnęła
do niego całym ciałem. Rześki wiatr muskał nagą skórę jej nóg pod złotą suknią.
Marynarka Ethana zsunęła się z jej ramion i Lizzy poczuła chłód na odkrytych ple-
cach. Serce biło jej jak oszalałe.
Wiedziała, że powinni przestać, ale jej ciało zdawało się nie słuchać głosu
rozsądku, jakby działało według sobie tylko znanych zasad. Lizzy chciała, aby ich
pocałunek trwał wiecznie. W swoim dwudziestodziewięcioletnim życiu popełniła
wiele głupstw, ale to było największe.
Ethan oderwał od niej usta i z trudem łapiąc oddech, wyszeptał:
- Mam pokój w pałacu.
R S
13
Miała wielką ochotę bez zastanowienia zgodzić się na tę propozycję. Prawdę
mówiąc, teraz była gotowa zgodzić się na wszystko, co jej zaproponuje. Kiedy jed-
nak otworzyła usta, by powiedzieć „tak", nagle usłyszała, że ktoś znacząco chrząk-
nął tuż obok nich.
- Ethan! - odezwał się znajomy głos.
Lizzy zamarła z przerażenia. Ethan powoli uwolnił ją z objęć i odwrócił się w
stronę króla. Lizzy zrobiła jedyną rzecz, jaka w tej chwili przyszła jej do głowy -
dygnęła, pochylając nisko głowę i modląc się w duchu, aby król jej nie rozpoznał.
- Tak, Wasza Wysokość - powiedział Ethan sarkastycznym tonem.
- Za chwilę będziemy odsłaniać portret - przypomniał mu król.
Lizzy zupełnie o tym zapomniała. Z jednej strony była wdzięczna królowi, że
przerwał ich namiętny pocałunek, z drugiej jednak miała do niego żal.
- Zaraz tam będę - powiedział Ethan.
Król przez moment przyglądał się Lizzy, która wciąż stała ze spuszczoną
głową. Teraz mogła przysiąc, że ją rozpoznał. Jednak po chwili zaczęła się pocie-
szać, że król nie był w stanie zobaczyć w ciemności jej twarzy. Zapamięta jedynie
fakt, że jego brat całował się po kątach z jakąś nieznajomą, zupełnie jak nieopie-
rzony nastolatek. Lizzy była pewna, że król traktuje takie kobiety jak powietrze.
- Liczę na ciebie - powiedział król i odszedł.
Lizzy odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam - powiedział Ethan, odwracając się w jej stronę.
- Nic się nie stało.
- Nieprawda. Powinienem był cię przedstawić.
Gdyby wiedział, jak była mu wdzięczna za to, że tego nie zrobił, bardzo by
się zdziwił. Uratował jej skórę.
- Musisz już iść - przypomniała mu.
- Rzeczywiście - odparł ze smutkiem.
Podniósł marynarkę i okrył nią ramiona Lizzy.
R S
14
- Obiecaj, że zostaniesz.
Wiedziała, że to niemożliwe. Ktoś mógłby ją rozpoznać, a gdy król i królowa
się dowiedzą, nastąpi katastrofa.
- Nie mogę. I tak już chciałam wyjść.
- Dlaczego? O północy zamienisz się w potwora?
- Tak jakby - odparła z uśmiechem.
- Jutro muszę wyjechać, ale wrócę za tydzień. Zobaczymy się?
Marzyła o tym, żeby się na to zgodzić. Zdawała sobie jednak sprawę, że przez
to może stracić pracę, a poza tym Ethan za chwilę będzie miał nową dziewczynę.
Po co się znów narażać na cierpienie, na ciągłe czekanie na telefon? Najlepiej bę-
dzie zakończyć to od razu.
- To nie jest dobry pomysł - powiedziała.
- Wiem, nie jestem w twoim typie - uśmiechnął się Ethan.
Wiedziała, że po tym, co przed chwilą zaszło, każda wymówka będzie
brzmiała nieprzekonująco.
- Po prostu uważam, że to zły pomysł - powtórzyła. - Ale było bardzo przy-
jemnie.
Ethan otworzył usta, jakby chciał ją do czegoś przekonać, ale zmienił zdanie i
powiedział:
- Jak wrócisz do domu?
- Wezmę taksówkę.
- Mój kierowca cię odwiezie.
Propozycja powrotu do domu luksusowym rolls-royce'em była kusząca.
- Proszę, pozwól się odwieźć.
Wiedziała, że nie powinna się zgodzić, ale postanowiła ostatni raz przyjąć je-
go propozycję. Przynajmniej będzie miała miłe wspomnienia.
- Dobrze - powiedziała wreszcie i zauważyła zadowolenie na jego twarzy.
- Powiem szoferowi, żeby czekał na ciebie przy wyjściu.
R S
15
- Dziękuję.
- Może jednak się spotkamy? - spytał, patrząc jej w oczy.
- Kto wie, może.
Nawet jeśli się spotkają, Ethan i tak jej nie rozpozna. Przejdzie obok, traktując
ją jak powietrze, ponieważ będzie dla niego tylko sekretarką z pałacu.
Zrobiło jej się przykro. Ethan rzucił jej czarujący uśmiech i odszedł.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Byłaś na balu? - spytała Maddie, budząc ją telefonem o ósmej rano następ-
nego dnia.
Lizzy usiadła na łóżku i przetarła oczy, jakby się chciała pozbyć uporczywego
obrazu twarzy Ethana.
- Tak, byłam.
Maddie zaczęła piszczeć z radości.
- Było tak wspaniale, jak sobie wyobrażałaś?
- Owszem.
- Owszem? Tylko tyle?
Maddie była jej najlepszą przyjaciółką i powiernicą od pierwszej klasy szkoły
podstawowej. Mówiły sobie o wszystkim, ale tym razem Lizzy nie zamierzała jej
się zwierzać z tego, co się zdarzyło minionej nocy. Bała się, że Maddie usłyszy w
jej głosie ton zdradzający, że się zakochała w Ethanie. Lizzy miała nadzieję, że
nawet jeśli książę ją zauroczył, czar pryśnie w ciągu kilku dni.
- Zasiedziałam się.
- A ja utknęłam w kuchni. Zrobiliśmy chyba z milion przekąsek - pożaliła się
Maddie. - Arystokraci to obżartuchy!
Maddie pracowała w pałacu znacznie dłużej niż Lizzy i traktowała rodzinę
królewską oraz elity towarzyskie z lekką pogardą. Lizzy obawiała się, że jeśli jej
R S
16
przyjaciółka nie będzie się pilnować, któregoś dnia wpadnie w tarapaty.
- Ci ludzie płacą ci pensję - przypomniała jej Lizzy nie pierwszy już raz.
Maddie pracowała głównie w kuchni i nie miała bezpośredniego kontaktu z
rodziną królewską. Lizzy nigdy nie mogła się skarżyć na złe traktowanie, a od kie-
dy jesienią została asystentką nowej amerykańskiej królowej, była wręcz hołubio-
na. Jednak jej przyjaciółka nie dawała się przekonać.
Pewnie ucieszyłaby się, gdyby Lizzy powiedziała jej o pocałunku z księciem,
bo uznałaby to za zdobycie arystokratycznego bastionu. Lizzy wiedziała jednak, że
popełniła głupstwo i obiecała sobie już tego nie powtórzyć.
- Dlaczego nie zostałaś do końca? - spytała Maddie.
- Źle się czułam wśród tych ludzi.
- Zasłużyłaś na kolację i wino - powiedziała Maddie, po czym zaczęła opo-
wiadać jej o tym, co zaszło w kuchni podczas balu, ale Lizzy przestała jej słuchać.
Zaczęła się zastanawiać, co zrobi, jeśli król ją rozpoznał. Cały pałac będzie
wkrótce huczał od plotek.
Przez następny tydzień Lizzy starała się zapomnieć o czarującym Ethanie i
ich cudownym pocałunku. Była pewna, że gdyby książę się dowiedział, kim jest
naprawdę, nie zamieniłby z nią słowa. Nie należała do jego sfery, lecz do pałacowej
służby. Dzieliła ich przepaść i dlatego w innych okolicznościach Ethan nie zwró-
ciłby na nią uwagi. Arystokraci nie stykali się ze zwykłymi śmiertelnikami. Nawet
gdyby się zgodziła na następne spotkanie, szybko wyszłoby na jaw, że pracuje dla
królowej i tak skończyłaby się ich znajomość.
Dobrze, że Ethan wyjechał na tydzień załatwiać interesy. Kiedy w piątek
wróciła do domu, aby się przebrać na kolację, na którą zaprosiła ją Maddie, historia
z księciem wydawała jej się nierealną bajką, a także nauczką, dzięki której inaczej
spojrzała na swoje życie uczuciowe.
Po rozwodzie była pewna, że nie będzie miała ochoty na romanse. Epizod z
R S
17
Ethanem sprawił, że niespodziewanie odżyły w niej różne tęsknoty. Zaczęła wie-
rzyć, że coś ją w życiu jeszcze czeka, że może znajdzie swoją miłość.
Poprawiła makijaż, ułożyła włosy i włożyła bluzkę, która podkreślała jej
kształty. Kto wie, może tego wieczoru spotka mężczyznę swego życia? Kiedy szu-
kała w szafie botków, u drzwi rozległ się dzwonek. Spojrzała na budzik obok łóżka.
Maddie była dziesięć minut wcześniej.
Pobiegła do przedpokoju i otworzyła drzwi, gotowa pogratulować przyjaciół-
ce punktualności. Kiedy jednak stanęła w progu, słowa zamarły jej na ustach.
- Witaj, kochanie - powiedział ze słodkim uśmiechem jej były mąż.
- Czego chcesz, Roger? - spytała ostro.
Niespodziewany gość zmierzył ją od stóp do głów, sprawiając, że poczuła się
nieswojo.
- Kochanie, wyglądasz bosko.
Lizzy cofnęła się o krok.
- Jeśli chcesz pieniędzy, to ich nie mam - zastrzegła.
Dwa razy pożyczyła mu znaczną sumę, której dotąd nie zwrócił. Roger nie
był w stanie zagrzać miejsca w żadnej pracy. Prawdziwy artysta. Kiedyś uważała,
że to oryginalne, ale teraz wiedziała, że służy Rogerowi jako wymówka, aby nic nie
robić.
- Kochanie, wiesz przecież, że nie chodzi mi o pieniądze.
- A o co? - spytała.
- Galeria na Trzeciej Ulicy wywiesiła moje obrazy.
Lizzy wzruszyła ramionami.
- Już dwa sprzedałem - pochwalił się Roger.
- Wspaniale, więc może mi oddasz pieniądze?
Lizzy musiała jeszcze zapłacić czynsz, rachunki i posłać coś matce do Anglii.
Każda kwota się przyda.
- Właśnie dlatego tu jestem - powiedział, wyciągając pieniądze z kieszeni.
R S
18
Kiedy jednak Lizzy chciała je od niego wziąć, cofnął rękę.
- Z tej okazji zapraszam cię na kolację.
Tego było za wiele. Na samą myśl o wspólnym wyjściu zrobiło jej się niedo-
brze. Co prawda Roger wyglądał zniewalająco, miał blond włosy, cudowny
uśmiech i duże poczucie humoru, ale Lizzy niemal fizycznie czuła obecność nie-
zliczonych kobiet, które przewinęły się przez jego łóżko od czasu ich rozwodu.
- Mam plany - powiedziała.
- Randka?
- Nie twoja sprawa. Dasz mi te pieniądze czy nie?
- To znaczy, że wychodzisz z Maddie. Kolacyjka przy winie?
- Daj mi pieniądze - powtórzyła Lizzy, wyciągając rękę.
- Tylko jeśli zjesz ze mną kolację.
- Nie ma mowy!
- Nie ma kolacji, nie ma pieniędzy - powiedział Roger, wzruszając ramiona-
mi.
- Świetnie, do widzenia! - rzuciła przez zęby i zatrzasnęła drzwi.
Słyszała jeszcze, jak Roger coś mówi, ale nie miała ochoty go słuchać. Wie-
działa, że jeśli tego nie zrobi, Roger gotów był wprosić się do jej mieszkania.
Kiedy chciała wrócić do sypialni, zadzwonił telefon. To była Maddie.
- Wychodzę. Będę u ciebie za dziesięć minut, może dwadzieścia. Są straszne
korki.
Jak zwykle była spóźniona.
- Weź kurtkę, bo pada - dodała przyjaciółka.
- Daj znać, kiedy przyjedziesz. Zejdę na dół - rzuciła Lizzy.
Kiedy odłożyła słuchawkę, wróciła do sypialni, żeby poszukać odpowiednich
butów. Po chwili jednak znów usłyszała dzwonek u drzwi. Czy Roger naprawdę nie
rozumiał słowa „nie"? Postanowiła go zignorować, ale po kilku minutach usłyszała
pukanie.
R S
19
- Zwariuję! - mruknęła z wściekłością i ruszyła do przedpokoju.
Otworzyła ze złością drzwi.
- Mówiłam ci już, że... - zaczęła i nagle urwała.
Tym razem to nie był Roger. Kilka razy zamrugała, jakby się chciała upew-
nić, że nie śni. Kiedy Ethan się uśmiechnął, wiedziała, że to nie sen.
Była tak zaskoczona, że zapomniała o przepisowym ukłonie.
- Ethan?
Książę nonszalancko oparł się o framugę drzwi. Miał na sobie sportowe
spodnie i skórzaną kurtkę. Jego ciemne włosy układały się nad czołem w fale, a
twarz zdobił promienny uśmiech, o którym próbowała zapomnieć przez cały zeszły
tydzień.
- A kogo się spodziewałaś? - spytał.
- Co ty tu robisz?
- Mówiłem, że chcę cię jeszcze zobaczyć.
- Skąd znasz mój adres? - spytała, ale niemal w tej samej chwili przypomniała
sobie kierowcę, który odwiózł ją do domu.
Jak mogła być tak głupia?
- Teraz rozumiem, dlaczego chciałeś, żeby mnie odwiózł szofer. W ten sposób
zdobyłeś mój adres.
Ethan uśmiechnął się bez słowa. Kto wie, może Lizzy podświadomie czekała
na jego wizytę? Teraz, kiedy stał w drzwiach, wróciły wspomnienia z balu. Pod-
niecenie, ciepło, zawroty głowy.
- Mogę wejść? - spytał.
- Wychodzę. Jestem umówiona - dodała.
- Tylko na chwilę.
Może nie powinna go wpuszczać? Jak wytłumaczy fakt, że podała mu nieak-
tualne nazwisko? Nikt jej przecież nie dosypał środków odurzających. Z drugiej
strony, jeśli wyjawi mu kłamstwo, sprawa będzie jasna. Przy odrobinie szczęścia
R S
20
Ethan nie wyrzuci jej z pracy i każde pójdzie w swoją stronę.
- Dobrze, tylko na chwilę - westchnęła, cofając się, aby mógł przejść. - Jak
widzisz, nie mieszkam w pałacu - zauważyła nieco zakłopotana.
Ethan rozejrzał się po jej przytulnym mieszkanku, które dotąd wydawało jej
się szczytem marzeń, a teraz, gdy znalazł się w nim książę, poczuła się tak, jakby
go zaprosiła do kurnika.
- Ładnie tu - ocenił.
- Po co przyszedłeś? - spytała, wracając do powodu wizyty.
Powiedz mu, gdzie pracujesz i dla kogo, podpowiadał jej rozsądek.
Ethan zdjął kurtkę i położył na oparciu kanapy. Miał na sobie turkusowy
sweter.
- Nie zaproponujesz mi nic do picia?
- Twój brat... - zaczęła Lizzy.
- Przyrodni brat - poprawił ją Ethan.
- Twój przyrodni brat nie pochwaliłby tego. Jestem pewna.
Ethan jak gdyby nigdy nic rozsiadł się wygodnie na kanapie.
- To dlatego byłaś taka nerwowa na balu? Myślisz, że to ma jakieś znaczenie?
- Oczywiście! Należysz przecież do rodziny królewskiej.
- Po co mieszać w to rodzinę? Powiedz mi tylko, czy mi się wydawało, czy
rzeczywiście coś między nami zaszło?
- Ethan, proszę!
- Czy coś między nami zaszło? - powtórzył. - A może zamiast odpowiedzi
znów usłyszę, że nie jestem w twoim typie?
- Tak, masz rację - przyznała z westchnieniem. - Coś między nami zaszło.
- Lubisz mnie? - spytał, opierając łokcie na kolanach.
- Słucham?
- Słyszałaś przecież. Pytałem, czy mnie lubisz.
Nie ma co, książę nie traci czasu. Powinna mu jak najszybciej powiedzieć,
R S
21
kim jest, i zakończyć tę żenującą rozmowę. Nie potrafiła się jednak przemóc.
- Twój czas minął - powiedziała.
- Lizzy, odpowiedz mi na pytanie - odparł, wstając z kanapy.
Znów wypowiedział jej imię w taki sposób, że ugięły się pod nią kolana.
- Musisz już iść.
- Lubisz mnie? - spytał ponownie, podchodząc do niej. - Tak czy nie?
Lizzy cofnęła się o krok i uderzyła plecami o wejściowe drzwi. Ethan stał tuż
przed nią. Pachniał tak cudownie, że miała ochotę przytulić się do niego i tak zostać
na zawsze. Nie powinna była go wpuszczać. Na pewno zdawał sobie sprawę, jakie
robi na niej wrażenie i jak łatwo mu będzie przełamać jej opór.
Lizzy nie mogła zrozumieć, dlaczego jego obecność sprawiała, że traciła
zdrowy rozsądek. Ethan oparł ręce o drzwi, zagradzając jej drogę ucieczki. Jego
usta były tuż przy jej twarzy. Czuła na szyi jego oddech.
- Znowu bije ci serce - zauważył, delikatnie dotykając palcami jej pulsującej
szyi, tak samo jak zrobił to podczas balu. - Tym razem to nie od tańca.
Serce waliło jej jak oszalałe, a kolana się trzęsły. Dlaczego tak ją dręczył,
dlaczego nie mógł pocałować jej od razu?
Ethan pogładził jej usta, sprawiając, że przeszył ją dreszcz. Potem nachylił się
i szepnął jej do ucha:
- Myślę, że mnie lubisz, Lizzy. Cieszę się, bo ja ciebie też.
Potem delikatnie ugryzł płatek jej ucha, nie sprawiając jej bólu, za to budząc
podniecenie. Lizzy z całych sił próbowała się opanować, ale z jej ust mimowolnie
wydobył się cichy jęk, jakby błagała o skrócenie tortur. Skąd u niego taka pewność
siebie? Nie powinna była wpuszczać go do domu. Nie, pierwszy błąd popełniła,
kiedy zgodziła się z nim zatańczyć. Przy nim popełniała same błędy.
Zacisnęła pięści i stała z ramionami opuszczonymi wzdłuż tułowia, jakby się
bała zrobić najmniejszy ruch. Czuła jednak, że jest za późno na ratunek i sama go-
towa jest rzucić mu się na szyję i go pocałować. Właśnie wtedy zadzwonił telefon.
R S
22
Po krótkiej chwili Lizzy usłyszała klakson samochodu przed domem.
- Niech zgadnę - powiedział Ethan, patrząc na nią z rozbawieniem. - Twoja
randka?
Lizzy skinęła głową.
- Miły facet, nie ma co! Nie chce mu się nawet wejść po ciebie do domu.
- To moja przyjaciółka Maddie. Idziemy razem na kolację.
- Znów skłamałaś.
- Skłamałam, bo chciałam się ciebie pozbyć - rzuciła zdenerwowana.
Telefon umilkł na kilka sekund, po czym znów zaczął dzwonić. Po chwili za
oknem dało się słyszeć trąbienie, tym razem dłuższe i zdradzające zniecierpliwie-
nie.
- Muszę odebrać - powiedziała Lizzy i podeszła do telefonu przy kanapie.
- Cześć, Maddie.
- Jeszcze nie jesteś gotowa? Musimy jechać, bo zajmą nam stolik.
Lizzy odwróciła się w kierunku Ethana, który stał oparty o drzwi i nie spusz-
czał z niej wzroku. Nie potrafiła racjonalnie myśleć, gdy tak się jej przyglądał.
Wyjrzała przez okno. Robiło się ciemno.
- Lizzy, jesteś tam?
Mogła teraz wyjść i raz na zawsze zakończyć tę znajomość. Mogła też zostać
z Ethanem. Wiedziała, że tym razem nie zakończy się to zwykłym pocałunkiem.
R S
23
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Maddie, coś mi wypadło i nie będę mogła z tobą wyjść - powiedziała Lizzy.
Oboje z Ethanem wiedzieli, co to oznacza. Czuła w powietrzu rosnące napię-
cie.
- Czy coś się stało? - spytała zaniepokojona Maddie. - Dobrze się czujesz?
- Nie mi nie jest - odparła Lizzy, słysząc jednocześnie, jak Ethan podchodzi
do niej od tyłu. - Mam gościa.
- Nie mów, że to znowu Roger.
- Nie, to nie Roger.
Maddie chwilę milczała, po czym zapytała:
- Czy to mężczyzna?
Lizzy poczuła na ramieniu rękę Ethana.
- Tak...
- Przystojny, wolny facet?
Druga ręka Ethana spoczęła na jej biodrze.
- Mniej więcej.
- To znaczy przystojny czy wolny? - ciągnęła Maddie.
Dłoń Ethana znalazła się na jej brzuchu. Przyciągnął ją ku sobie i stała teraz
przytulona do niego całym ciałem. Czuła jego podniecenie i nie mogła opanować
drżenia. Oboje byli coraz bardziej rozgrzani. Dla Ethana była to jednak rutyna, dla
niej nowość po długim okresie samotności. Jak dawno ktoś tak jej dotykał? Od jak
dawna nie kochała się z mężczyzną? Przytulona tyłem do Ethana chłonęła jego cie-
pło i zapach. Miała wrażenie, jakby się budziła do życia po długim śnie. Zamknęła
oczy i oparła głowę na jego ramieniu. Czuła, jak mocno bije mu serce.
- Jesteś tam? - odezwała się Maddie.
Lizzy niemal zapomniała, że trzyma przy uchu słuchawkę.
- Maddie, zadzwonię później.
R S
24
- Mam nadzieję. Czekam na szczegóły!
Lizzy poczuła na szyi ciepły oddech Ethana. Jego ręka znalazła się pod jej
biustem.
- Muszę kończyć - powiedziała i rozłączyła się.
Rzuciła słuchawkę na kanapę i gwałtownie odwróciła się do Ethana. Miał
błyszczące oczy i patrzył na nią, jakby chciał ją zjeść.
- Zapamiętaj tę chwilę, bo już się nie powtórzy - powiedziała cicho.
Miała wrażenie, jakby w oczach Ethana pojawiło się rozczarowanie, ale
wszystko działo się tak szybko, że uznała to za przywidzenie.
- Wobec tego będę musiał się bardzo starać, żebyś miała dobre wspomnienia -
odparł i bez wysiłku wziął ją na ręce.
Lizzy czytała w książkach, że mężczyźni podnoszą swe ukochane jak piórko i
niosą do sypialni, ale nigdy nie przypuszczała, że jej samej może się to przytrafić.
Jak widać Ethan postanowił dotrzymać słowa i sprawić, by zapamiętała ten wieczór
do końca życia.
Zaniósł ją do sypialni i postawił przy łóżku. Lizzy szybko ogarnęła wzrokiem
słabo oświetlony pokój. Czysta pościel, żadnej bielizny na podłodze, wszystko
jakby przygotowane na przygodę jednej nocy.
Kiedy Ethan ją pocałował, przestała się zastanawiać, jak wygląda jej miesz-
kanie. Jedyne, o czym myślała, to żeby jak najszybciej pozbyć się ubrania. Tak
dawno nie kochała się z mężczyzną, że teraz nie mogła się doczekać tej chwili. Od
spotkania na balu czuła, że to było nieuniknione. Szybkim ruchem zdjęła z niego
sweter i położyła mu ręce na piersiach. Pod jego ciepłą skórą wyczuwała twarde
mięśnie. Zaczęła pieścić jego ramiona i brzuch. Nigdy dotąd tak się nie zachowy-
wała. Nie należała do nieśmiałych, ale przecież ledwo go znała, a co więcej, wie-
działa, że już nigdy się nie spotkają. Być może dlatego przestała się bronić przed
pożądaniem i emocjami.
Ethan zaczął rozpinać jej bluzkę, ale trwało to zbyt długo.
R S
25
- Zedrzyj ją - rozkazał jej szeptem.
Jego zdecydowanie było tak podniecające, że Lizzy bez wahania jednym ru-
chem ręki zdarła z siebie bluzkę. Guziki potoczyły się po podłodze na wszystkie
strony. Lizzy poczuła powiew chłodnego powietrza na rozgrzanym ciele. Ethan
rozpiął jej stanik i bez namysłu wziął w usta jedną sutkę. Było jej tak dobrze, że
zamknęła oczy.
Mężczyzna, który ją teraz pieścił, był jednym z najbogatszych ludzi w kraju, a
do tego nosił książęcy tytuł. Dlaczego więc jej nie onieśmielał? Jak to możliwe, aby
dwoje obcych sobie ludzi, których dzieli przepaść, mogło tak bezbłędnie wyczuwać
swoje potrzeby?
W pewnej chwili Ethan zawahał się, ujął w dłonie jej twarz, spojrzał jej w
oczy i spytał:
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Nigdy w życiu nie była niczego bardziej pewna. Teraz jeszcze bardziej pra-
gnęła się z nim kochać.
- Jestem pewna - szepnęła i objęła go za szyję.
Przylgnęła do niego całym ciałem i pocałowała. Potem wszystko potoczyło
się jak we śnie. Rozebrali się w mgnieniu oka, zrywając z siebie ubranie, jakby byli
w amoku. Ethan był tak pięknie zbudowany, że Lizzy nie mogła oderwać od niego
oczu. Rzucili się na łóżko i zwarli w miłosnym uścisku. Lizzy wbiła paznokcie w
jego plecy i zaczęła delikatnie gryźć jego ramię i pierś. Jej śmiałość podniecała Et-
hana, więc była coraz odważniejsza w swych pieszczotach. Wreszcie, po latach by-
cia doskonałym pracownikiem i przykładną żoną, choć raz mogła zaszaleć.
Ethan przewrócił ją na plecy, przytrzymując za nadgarstki. Nie poczuła się
zagrożona ani wystraszona, wręcz przeciwnie, pragnęła go coraz bardziej. Objęła
go mocno nogami i przywarła do jego twardego ciała. Usłyszała stłumiony pomruk
zadowolenia. Nagle Ethan cofnął się i zaklął pod nosem.
- Co się stało?
R S
26
- Nie wziąłem prezerwatywy.
- Jak to? Jak mogłeś zapomnieć?
- Kiedy do ciebie jechałem, nie zakładałem, że pójdziemy do łóżka.
Nie mogła się teraz wycofać. Była tak podniecona, że w ostatniej chwili po-
wstrzymała się, by nie przyciągnąć go znów do siebie. Wiedziała jednak, że zda-
rzają się różne nieszczęścia jak niechciane choroby lub ciąża. Oczywiście była
pewna, że sama nie jest nosicielem choroby, ale strach przed ciążą szybko i sku-
tecznie sprowadził ją na ziemię. Zaczęła gorączkowo myśleć, czy nie ma w domu
prezerwatyw i przypomniała sobie o pudełku w nocnej szafce.
- Sprawdź w szufladzie obok łóżka - powiedziała.
Ethan puścił jej ręce i jednym ruchem wyciągnął szufladę. Zrobił to tak gwał-
townie, że wypadła na podłogę wraz z całą zawartością.
- Przepraszam.
- Sprawdź, czy są tam prezerwatywy - powiedziała, nie zwracając uwagi na
jego przeprosiny.
Ethan pochylił się i po chwili zawołał triumfalnie:
- Są!
- Na szczęście - odetchnęła z ulgą i wzięła od niego paczkę.
Szybko ją rozdarła, a kiedy Ethan chciał wziąć od niej prezerwatywę, powie-
działa:
- Ja to zrobię.
Ethan patrzył w milczeniu, jak Lizzy powoli i w skupieniu nakłada mu pre-
zerwatywę.
- Jak tak dalej pójdzie, nie ręczę za siebie - powiedział cicho.
Lizzy nie miała nic przeciwko temu, by nadal go tak pieścić, ale gdy tylko
skończyła, Ethan błyskawicznie znalazł się na łóżku, trzymając ją mocno za ręce.
- Jesteś gotowa? - wyszeptał.
- Tak!
R S
27
Zaczął poruszać biodrami, wolno w nią wchodząc. Wrażenie było piorunują-
ce. Lizzy wygięła się mimo woli, wydając stłumiony okrzyk.
- Jesteś pewna? - usłyszała głos Ethana.
- Tak - powtórzyła szeptem.
Ethan znów uniósł biodra i wszedł w nią, a gdy zacisnęła zęby, spytał:
- Powiedz mi, Lizzy, czego chcesz.
Bała się, że jeśli Ethan jeszcze raz tak zrobi, ona błyskawicznie osiągnie
szczyt. Spróbowała wyrwać ręce z jego uścisku, lecz na próżno. Jęknęła z rezygna-
cją, ale Ethan jej nie puścił. Nie chciał dać jej tego, czego tak bardzo pragnęła. Co
więcej, sądząc po uśmiechu na jego twarzy, było widać, że go to bawi.
- Będę cię tak trzymał, dopóki mi nie powiesz, czego chcesz.
To mówiąc, schylił głowę i ugryzł jej nabrzmiałą brodawkę, po czym zaczął
ją wolno ssać, coraz mocniej i mocniej, aż Lizzy krzyknęła bezradnie, balansując
na krawędzi orgazmu.
- Powiedz - powtórzył.
Lizzy była pewna, że drugi raz takiej próby nie wytrzyma, więc powiedziała
mu wprost, czego od niego chce. Ledwo wypowiedziała te słowa, a Ethan znów był
w niej, wchodząc coraz głębiej i głębiej, jakby pragnął zostać w niej na zawsze.
Potem, nie spuszczając z niej wzroku, uniósł biodra i wolno się wycofał. Przez kil-
ka długich sekund zamarł w bezruchu, po czym wszedł w nią tak gwałtownie, że
znów krzyknęła.
- Za mocno? - spytał ochrypłym głosem, patrząc na nią błyszczącymi oczami.
- Nie - wyszeptała, ledwo wydobywając głos ze ściśniętej krtani.
Zdawało jej się, jakby obserwowała wszystko z boku, spowite we mgle.
- Zrób to jeszcze raz.
Ethan znów uniósł się i opuścił biodra, wnikając w nią głęboko. Jego ruchy
były coraz gwałtowniejsze i szybsze. Lizzy przestała myśleć, koncentrując się na
tym, co czuje. Chłonęła każdy dotyk, pieszczotę, patrzyła na splot ich ciał, przyle-
R S
28
gające do siebie biodra. Wiedziała, że zapamięta ten wieczór do końca swoich dni -
tych kilka długich chwil całkowitej harmonii i pełnej doskonałości. Była w raju z
mężczyzną, z którym już nigdy się nie spotka. Oboje jednocześnie osiągnęli szczyt,
a ich ciałami wstrząsnęło głębokie i intensywne uczucie rozkoszy. Lizzy opadła na
poduszki, bezwolna i wyczerpana.
- Jesteś ze mną? - zażartował Ethan, ale jego głos brzmiał jakby z daleka.
Lizzy otworzyła oczy i spojrzała na jego uśmiechniętą twarz. Opierał się na
łokciu i przyglądał jej uważnie.
- Potrzebowałam tego - westchnęła, oddychając głęboko.
- Mówisz tak, jakby było już po wszystkim.
Tak było z Rogerem. Po jednym razie zapadał w sen, a do tego tylko czasami
sprawiało jej to przyjemność.
- To nie koniec?
Ethan posłał jej czarujący uśmiech, a w jego oczach pojawił się błysk.
- Kochanie, ja się dopiero rozkręcam.
Kilka godzin później leżeli spleceni nogami i mocno do siebie przytuleni.
Lizzy opierała głowę na piersi Ethana. Nigdy dotąd nie doświadczyła takiego speł-
nienia. Ethan zdawał się nienasycony, a jeśli chodzi o wytrwałość, nie miał sobie
równych. Prześcieradło i kołdra leżały zwinięte na krawędzi materaca, a kapa zsu-
nęła się na podłogę, gdzie leżały porozrzucane w nieładzie ubrania i drobiazgi, któ-
re wypadły z szuflady. Sypialnia wyglądała tak, jakby przeszedł przez nią huragan.
Być może dzieliła ich społeczna przepaść, ale w łóżku byli dla siebie stwo-
rzeni. Niestety, nic więcej. Żaden związek nie przetrwa, jeśli poza seksem nie ma
miłości i czułości. Lizzy nie łudziła się, że stworzą z Ethanem parę. Książę za bar-
dzo kochał kobiety, aby się wiązać z jedną. Obawiała się, że jest bliska zakochania
się w nieodpowiednim mężczyźnie.
- Zmęczona? - spytał Ethan, obracając się w jej stronę.
Jedną ręką przyciągnął ją do siebie, drugą zaczął pieścić jej pierś.
R S
29
- Chyba żartujesz - powiedziała Lizzy, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Ethan uśmiechnął się, wyraźnie z siebie zadowolony.
- Zachowujesz się jak dobrze naoliwiona maszyna. Nie chce ci się spać? -
spytała.
- Roger tak robił?
- Skąd wiesz? - spytała zmieszana.
- Kiedy rozmawiałaś przez telefon, powiedziałaś, że to nie Roger jest u ciebie
w domu. To twój były chłopak?
Gdyby go zupełnie nie znała, podejrzewałaby go o zazdrość.
- To mój były mąż. Masz rację, nie był mistrzem. Przynajmniej w naszym
małżeńskim łożu. Nie wiem, co robił z innymi kobietami.
- Brzmi niedobrze.
- Kiedy przyłapałam go pierwszy raz, to było żałosne. Płakał jak dziecko i
błagał, żebym mu wybaczyła. I tak zrobiłam. Jaka ja byłam głupia!
- Długo byliście małżeństwem?
- Cztery lata. O cztery lata za długo.
Nie wiedziała, dlaczego mu to mówi. Może dlatego, że czuła się przy nim
swobodnie i bezpiecznie. Instynkt podpowiadał jej, że Ethan na pewno nie będzie
jej osądzał. Czuła, że ich rozmowa jest taka... naturalna. Zupełnie nie przypominała
niezręcznych rozmów ludzi, którzy dopiero się poznają, są skrępowani i onieśmie-
leni. A przecież spędzili ze sobą zaledwie jedną noc, wspaniałą, niesamowitą noc.
Lizzy wyswobodziła się z jego objęć i usiadła na łóżku.
- Muszę iść rano do pracy - powiedziała, przykrywając się prześcieradłem.
- W sobotę?
- Tak - przytaknęła ze smutkiem.
- Wygląda na to, że wyrzucasz mnie za drzwi.
Ethan nie zdawał sobie sprawy, ile w ten sposób oszczędzi mu kłopotów.
- Obawiam się, że muszę - powiedziała.
R S
30
Ethan nie próbował jej przekonywać. Usiadł na łóżku i zaczął się ubierać.
Powinna się cieszyć, że nie protestował, a jednak było jej przykro. Przecież tego
właśnie chciała. Pomyślała, że prawdopodobnie nigdy go już nie zobaczy, więc
przyglądała mu się uważnie, chcąc zapamiętać, jaki jest przystojny i wspaniale
zbudowany. Zapamięta tę noc na całe życie.
Ethan wciągnął spodnie i wstał, by zapiąć pasek.
- Wiesz, że nie przyszedłem tu, żeby się z tobą kochać? Chciałem cię tylko
lepiej poznać.
- I udało ci się. A teraz musimy się pożegnać.
Posłał jej smutny uśmiech, udając, że ta uwaga go uraziła.
- Czuję się wykorzystany.
- Szybko się otrząśniesz.
Miała nadzieję, że jej także łatwo przyjdzie wziąć się w garść. W każdym ra-
zie oszczędziła sobie kłopotów. Nie musiała tłumaczyć, kim jest i dlaczego go
okłamała. Za tydzień lub dwa Ethan zapomni o niej i zajmie się kolejnymi podbo-
jami. Nawet nie będzie pamiętał jej imienia.
Kiedy się ubrał, Lizzy wstała i włożyła szlafrok. Powinna zachować się
grzecznie i odprowadzić go do drzwi. W milczeniu przeszli do holu. Kiedy Ethan
stanął w drzwiach, odwrócił się i powiedział:
- Dobrze mi było z tobą.
- Mnie z tobą też.
- Gdybyś zmieniła zdanie... - zaczął.
- Wątpię.
- Nie bądź taka pewna. Żadna kobieta mi się nie oprze.
- Cóż, ważne, że ty w to wierzysz.
- Jeden pocałunek na dobranoc? - Ethan pochylił się, by ją pocałować.
- Dobranoc. - Lizzy pocałowała go w policzek.
Kiedy znalazł się na korytarzu, z trudem zamknęła drzwi, a potem nasłuchi-
R S
31
wała, jak odchodzi. Jakby się chciała upewnić, że naprawdę sobie poszedł. Nie
chciała przecież, żeby się pałętał po korytarzu i budził sąsiadów. Co by sobie o niej
pomyśleli?
Zamknęła drzwi na zamek i łańcuch, potem zgasiła światło. Kiedy wróciła do
sypialni, wśród rozrzuconych na podłodze rzeczy zauważyła zegarek Ethana. Schy-
liła się i podniosła go. Był to platynowy zegarek marki Rolex. Musiał kosztować
fortunę, więc jak Ethan mógł o nim zapomnieć? A może zostawił go specjalnie,
żeby mieć pretekst do kolejnego spotkania? Nie byłoby to takie dziwne, w końcu
Ethan był przyzwyczajony do tego, że zawsze dostawał to, czego chciał. Ciekawe,
czy liczył na to, że Lizzy do niego zadzwoni...
R S
32
ROZDZIAŁ PIĄTY
Następnego ranka Ethan spotkał się z kuzynem Charlesem w klubie na coty-
godniowy mecz squasha. Zazwyczaj książę wygrywał bez trudu, ale tego dnia był
w złej formie.
- Co się dzieje? - spytał Charles. - Zwykle rozkładasz mnie na łopatki po kilku
minutach.
- Masz dzisiaj szczęście.
Nie mógł mu przecież powiedzieć, że spał dziś dwie godziny i że wciąż myśli
o kobiecie, z którą spędził noc. Otworzył szafkę, zdjął przepoconą koszulkę i wrzu-
cił ją do środka.
- Ale ze mnie idiota. Przecież od razu mogłem się domyśleć.
- O co ci chodzi? - spytał Ethan, odwracając się w jego stronę.
- Kobieta!
Co, u diaska? Czyżby Charles był jasnowidzem?
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Chyba nie patrzyłeś dzisiaj w lustro.
Ethan przyjrzał się sobie w lusterku zamontowanym na drzwiczkach szafki.
Nie zobaczył nic nadzwyczajnego. Spojrzał ze zdziwieniem na kuzyna.
- Z tyłu - powiedział Charles.
Ethan odwrócił się i przez ramię zobaczył na swoich plecach ślady po ugry-
zieniach i od paznokci, od karku po krzyż. To dlatego rano, kiedy się namydlił pod
prysznicem, czuł, że coś go szczypie.
- Powiesz mi, że to nie kobieta? - spytał Charles, posyłając mu złośliwy
uśmiech.
- Masz rację - przyznał Ethan.
Wspaniała, niesamowita kobieta, o której wciąż myślał.
- Przygruchałeś sobie jakiegoś kociaka?
R S
33
- Nie zamierzam odpowiadać na tak postawione pytania.
Wiedział, że Charles ma w tej dziedzinie wyjątkowo wybujałą wyobraźnię.
Kuzyn zaśmiał się. Nagle w szafce zadzwoniła komórka Ethana.
- Muszę odebrać - powiedział, czując, że nie może zignorować tego telefonu.
- Zamów dla mnie to co zwykle - rzucił przez ramię i zbliżył komórkę do ucha. -
Mówiłem, że mi się nie oprzesz.
W słuchawce zapanowała cisza. Po chwili odezwała się Lizzy:
- Skąd wiedziałeś, że to ja?
- Intuicja. A ja chciałbym wiedzieć, skąd masz mój prywatny numer telefonu?
- Powiedzmy, że mam odpowiednie kontakty.
- Służby specjalne?
- Jeśli odpowiem na to pytanie, będę cię musiała zabić - odparła.
Ethan zastanowił się przez moment, ale nie był w stanie wyobrazić sobie
pięknej Lizzy w roli morderczyni. Była zbyt słodka i kobieca, aby mogła należeć
do służb specjalnych. Prawdopodobnie znała kogoś z rodziny królewskiej albo
osobę zaprzyjaźnioną z dworem i w ten sposób zdobyła jego numer. Właściwie to
nie miało żadnego znaczenia.
- Zostawiłeś u mnie zegarek.
- Wiem.
- Tak po prostu się do tego przyznajesz?
- Nie zostawiłem go tam specjalnie, jeśli to masz na myśli. Zdałem sobie z
tego sprawę w samochodzie. Chciałem zawrócić, ale bałem się, że już mnie nie
wpuścisz.
- Mam uwierzyć, że nie zostawiłeś go, żeby mieć pretekst do spotkania?
- Wyglądam na faceta, który potrzebuje usprawiedliwień?
- Faktycznie, masz tupet jak mało kto.
Ona też nie bawiła się w grzeczności. I to właśnie się Ethanowi podobało.
Lizzy była z pozoru oschła, ale w rzeczywistości czuła i delikatna.
R S
34
- Mogę wpaść o siódmej - powiedział.
- Lepiej o ósmej.
- Dobrze.
- Chciałam cię uprzedzić, że nie wpuszczę cię do środka. Nie zdejmę nawet
łańcucha. I nie pójdę z tobą znów do łóżka.
Ethan ze swej strony był pewien, że nie spocznie, póki nie zaciągnie jej do
sypialni po raz drugi. Mimo to powiedział potulnie:
- Dobrze, chcę tylko odzyskać zegarek.
- Czekam więc o ósmej - powiedziała i rozłączyła się.
Ethan uśmiechnął się do siebie i wrzucił komórkę do torby. Niezależnie od
tego, jak bardzo Lizzy chciała utrzymać dystans, czuł, że jest wobec niego bez-
bronna.
Kiedy Lizzy zobaczyła królową, szybko się rozłączyła. Ciekawe, od jak daw-
na była w pokoju i ile usłyszała z tej rozmowy?
- Przepraszam, że przeszkadzam - odezwała się Hannah.
Była w ósmym miesiącu ciąży i jej brzuch był mocno zaokrąglony, a chód stał
się chwiejny.
- Powinnam była zapukać.
Lizzy chciała zapytać, jak długo królowa przysłuchiwała się jej rozmowie, ale
wiedziała, że nie może tego zrobić. Wsunęła komórkę do górnej szuflady biurka.
- Elizabeth, dziś jest sobota. Dlaczego jesteś w pracy? Umówiłyśmy się prze-
cież, że w weekendy będziesz wypoczywać.
Przesiedzieć cały dzień samotnie w domu, rozmyślając o Ethanie? Musiała iść
do pracy.
- Miałam kilka rzeczy do zrobienia.
- Beznadziejny przypadek - westchnęła królowa, kręcąc głową.
Nawet nie wiedziała, jak celnie podsumowała stan uczuć Lizzy. Była tak sa-
R S
35
motna, że w sobotę rano uciekła z domu do pracy.
- Czy mogę pani w czymś pomóc?
Królowa pokręciła głową.
- Nie, dziękuję. Chodzę, bo bolą mnie plecy, a to przynosi ulgę.
Lizzy próbowała sobie wyobrazić, jak to jest nosić w brzuchu małego czło-
wieka. Kiedyś myślała, że będzie miała dużo dzieci, choć nie zawsze tego pragnęła.
Teraz zdawało jej się, że macierzyństwo nie jest jej pisane. Nie chciała być samotną
matką, a ponieważ jej pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem, obiecała
sobie nie wiązać się z nikim na stałe.
- Ojej! Kopie - odezwała się królowa. - Chcesz zobaczyć?
Lizzy skinęła głową. Wiedziała, że królowa lubi dzielić się z nią swymi prze-
życiami i robi wszystko, by ocieplić ich wzajemne relacje.
Hannah okrążyła biurko, wzięła rękę Lizzy i położyła ją sobie na brzuchu. Po
chwili Lizzy poczuła uderzenie.
- Kopie coraz mocniej - zauważyła.
- Czasem zdaje mi się, że chce się już wydostać - stwierdziła królowa. - Miło
być w ciąży, ale powoli zaczynam mieć tego dosyć.
To mówiąc, ścisnęła Lizzy za rękę.
- Ostatnio tyle mi pomagasz. Za rzadko ci dziękuję.
Słowa królowej obudziły w Lizzy poczucie winy. Jak się odwdzięczała za
życzliwość? Za jej plecami łamała podstawową zasadę obowiązującą personel pa-
łacu. Na szczęście królowa nigdy się o tym nie dowie, nawet jeśli Lizzy będzie mu-
siała do końca życia zachować to w tajemnicy.
- Nie będę ci już przeszkadzać. Nie siedź za długo.
- Dobrze - odparła Lizzy, cofając dłoń.
Królowa podeszła do drzwi, kiwając się na boki. Odwróciła się i powiedziała:
- Wiesz, Elizabeth, mężczyźni uwielbiają gonić króliczka, ale gdy są blisko,
za mało się starają, aby go złapać.
R S
36
A więc usłyszała rozmowę.
Lizzy zarumieniła się ze wstydu. Chciała coś powiedzieć, ale zanim zdołała
wymyślić odpowiedź, królowej już nie było. O mały włos, a wszystko by się wy-
dało. To byłaby katastrofa.
W szufladzie znów zaczął dzwonić telefon. Na ekranie komórki wyświetlił się
numer Maddie. Od rana próbowała się dodzwonić. Tym razem Lizzy musiała ode-
brać. Znów ryzykowała, że zostanie przyłapana na prywatnej rozmowie w godzi-
nach pracy.
- Jestem w pracy - powiedziała do przyjaciółki.
- Wiem, przepraszam. Chciałam się tylko dowiedzieć, jak było zeszłej nocy.
Lizzy ściszyła głos, żeby pokojówki jej nie usłyszały, i powiedziała:
- To było... olśniewające.
Maddie zapiszczała z zachwytu.
- Czy to znaczy, że rok abstynencji się skończył?
- Wiem, trudno w to uwierzyć.
- Ależ to cudownie! Kto to jest? Znam go? Kiedy się znów z nim zobaczysz?
Musisz mi wszystko opowiedzieć. Ze szczegółami!
Niestety Lizzy nie mogła wtajemniczyć przyjaciółki w swój romans. Znając
jej stosunek do rodziny królewskiej, była pewna, że Maddie będzie oburzona. Poza
tym najlepiej, żeby nikt się nie dowiedział o jej znajomości z księciem.
- To była jedna noc, nic więcej.
- Dlaczego? - Maddie spytała zaskoczona. - Rzucił cię?
Lizzy wyobraziła sobie przyjaciółkę z wypiekami na twarzy przyklejoną do
słuchawki i z trudem powstrzymała śmiech. Maddie była niezawodna. Gdyby nie
jej pomoc, Lizzy nigdy nie otrząsnęłaby się po rozwodzie.
- Nie, spokojnie. Sama mu powiedziałam, że musimy się rozstać.
- Był słaby w łóżku?
Lizzy roześmiała się.
R S
37
- Nie, był fantastyczny! Po prostu nie jestem gotowa na związek.
- Co to za facet?
- Nikt szczególny, i na pewno nie jest dla mnie.
- Jakiś artysta? - spytała Maddie z pogardą w głosie.
- Coś w tym stylu.
- Przykro mi, że się nie udało, ale cieszę się, że wreszcie skoczyłaś na głęboką
wodę.
Maddie miała rację. To była wspaniała noc, a dziś po raz ostatni zobaczy Et-
hana, zamknie za nim drzwi i wróci do normalnego życia.
Kiedy Ethan wszedł do baru, Charles siedział przy ich ulubionym stoliku koło
kominka, pod wielkim plazmowym ekranem. Flirtował z młodą i ładną kelnerką.
Kobiety go uwielbiały, a mężczyźni zazdrościli mu urody i uroku osobistego. Śred-
nio raz na tydzień zmieniał dziewczynę i traktował to jak sport. Chociaż żadnej ko-
biecie nie obiecywał wierności, każda wierzyła, że go zmieni i będzie tą jedyną.
Starały się, jak mogły. Jednak Ethan nie mógł sobie wyobrazić kuzyna w roli sta-
tecznego męża i ojca.
Kelnerka odeszła, a Charles odprowadził ją głodnym wzrokiem. Ethan pod-
szedł do niego i usiadł przy stole, gdzie czekała na niego pełna szklanka.
- Niezła - zauważył.
Charles pokiwał głową, nie spuszczając oczu z młodej kobiety.
- Nowa?
- Zaczęła pracować w środę. Niezłe ciało, co?
- Umówiłeś się?
Kiedy kelnerka zniknęła w kuchni, Charles wreszcie spojrzał na kuzyna.
- Dzisiaj wieczorem spotykamy się na drinka - oznajmił z triumfalnym
uśmiechem.
- Nie tracisz czasu - roześmiał się Ethan.
R S
38
- Nie warto. - Charles wzruszył ramionami. - Najważniejsze jest tu i teraz -
powiedział i wypił łyk drinka. - Lepiej powiedz mi, kto tobie zawrócił w głowie.
Znam ją?
- Nie sądzę. Poznałem ją na balu.
- Kobietę w złotej sukni?
- Tak! Skąd wiesz?
- Wyglądała mi jakoś znajomo. Chciałem ją poprosić do tańca, ale byłeś
szybszy. Kto to jest? Arystokratka?
- Nie, chyba sekretarka. Ma małe mieszkanie w centrum.
Charles spojrzał badawczo na Ethana.
- Czy to coś poważnego?
- Dobry seks na jedną noc - odparł Ethan, a gdy zauważył zdziwienie na twa-
rzy kuzyna, dodał: - To ona ustaliła zasady.
- Lubię takie kobiety.
Ethan też, ale teraz zaczęło mu to przeszkadzać. Od jakiegoś czasu nie mógł
przestać myśleć o Lizzy.
- Sęk w tym, że ja chcę czegoś więcej.
- Więcej seksu?
- Wszystkiego. Ona mi się naprawdę podoba.
- Nie muszę ci chyba przypominać, jak na takie rzeczy reaguje twój brat.
- Przyrodni brat - poprawił go Ethan.
Łączyły ich tylko więzy krwi, nic więcej. Filip przypominał mu o tym przy
każdej okazji. Wystarczyło, że rzucił mu to swoje pogardliwe spojrzenie. Ethan
znał swoje miejsce.
- Nie obchodzi mnie, co myśli Filip - powiedział.
- Może powinieneś się tym zainteresować. Tworzycie spółkę, a on może się
wycofać.
- Sophie pilnuje, żeby nie zrobił głupstwa.
R S
39
- Wiesz, że on się nie boi Sophie.
To prawda, ale Sophie była jedyną osobą, która miała na niego wpływ. Filip
nigdy by się do tego nie przyznał, ale jego siostra potrafiła go nakłonić do różnych
rzeczy.
- Wiesz, że Filip jest cholernie uparty i może uprzykrzyć ci życie - zauważył
Charles.
Wiedział, co mówi. W dzieciństwie przyjaźnił się z Filipem. Ethan lubił ku-
zyna, ale zawsze pamiętał o jego więzach z królem, więc był ostrożny i nie mówił
mu wszystkiego. Na pewno nie zamierzał zdradzać mu szczegółów spółki, którą
zawarł z rodzeństwem. Trzeba jednak przyznać, że Charles, podobnie jak Sophie,
przyjął go serdecznie i traktował jak równego sobie. Za to Ethan był mu wdzięczny.
- Jeśli już jesteśmy przy interesach, zebrałem informacje o hotelu Houghton,
tak jak prosiłeś - powiedział Charles. Rodzina Houghtonów miała ten hotel od po-
koleń. Jego budynek przylegał do domu, który remontowała rodzina królewska.
Obie nieruchomości znajdowały się w najdroższej części wyspy.
- Myślisz, że zgodzą się go sprzedać?
- Jeśli nie zechcą zrobić tego bezpośrednio, możemy przystąpić do aukcji,
która będzie za kilka miesięcy. Stary Houghton wpadł w tarapaty finansowe i nie
ma czym zapłacić podatków, więc grozi mu przejęcie posiadłości przez urząd
skarbowy, chyba że ubiegną go ludzie z banku.
- Dla nas to chyba korzystna sytuacja. Co radzisz? - spytał Ethan.
- Powinniśmy ją wykupić, czyli przedstawić Houghtonowi propozycję nie do
odrzucenia. Jeśli dom pójdzie pod młotek, ktoś może podbić cenę i będziemy mu-
sieli zapłacić o wiele więcej niż posiadłość jest warta.
- Masz rację. Przygotuj propozycję. Przedstawimy ją na posiedzeniu zarządu.
- Już nad tym pracuję.
Kiedy omówili sprawy hotelu, Charles wrócił do nowo poznanej dziewczyny.
Ethan przypomniał sobie noc z Lizzy. Zaczął obmyślać plan, jak się dostać do jej
R S
40
mieszkania, bo nie miał zamiaru zrezygnować z podboju.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kiedy wieczorem Ethan zadzwonił do drzwi, Lizzy była przygotowana na
krótką rozmowę. Przekaże mu zegarek, pożegna się, a jeśli znów zapuka, nie otwo-
rzy mu. Uznała, że rozmowa przez zabezpieczone łańcuchem, lekko uchylone
drzwi nie jest dobrym pomysłem. Nie była przecież bezwolną i słabą istotą, która
nie może rozmawiać z Ethanem twarzą w twarz.
Cały dzień przygotowywała się do tego spotkania, ale kiedy nacisnęła klamkę,
serce biło jej jak oszalałe. Ethan ubrany był na czarno i wyglądał wspaniale. Budził
w niej pożądanie, a jednocześnie obawę. Przestraszyła się, że odkrył prawdę.
- Wyglądasz jak włamywacz - zauważyła.
- Wiem, ale widzę, że ci się to podoba - odparł z uśmiechem.
Daj mu ten przeklęty zegarek i zamknij drzwi, mówiła sobie Lizzy, próbując
się trzymać planu.
- Proszę, twój zegarek - powiedziała.
- Nie zaprosisz mnie do środka?
- Ustaliliśmy to przez telefon.
Ethan znów posłał jej czarujący uśmiech i Lizzy poczuła, że nogi się pod nią
uginają.
- Zapomniałaś, że nie możesz mi się oprzeć? Jestem przecież taki czarujący.
- Ale z ciebie narcyz - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach.
- Mówię prawdę.
Kiedy zamierzała zamknąć drzwi, usłyszała kroki na schodach. Wyjrzała na
korytarz i gdy w głębi zobaczyła Rogera, niemal zemdlała z wrażenia. Miał pochy-
loną głowę i przeliczał pieniądze, które trzymał w rękach.
Lizzy wpadła w panikę. Roger nie może zobaczyć Ethana, bo od razu by go
R S
41
rozpoznał. Tak jak wszyscy znał zasady obowiązujące poddanych w kontaktach z
rodziną królewską. Wiedziała, że jej były mąż chętnie skorzysta z okazji, aby się na
niej zemścić. Szybko rozpowie, co widział. Zrobiła więc jedyną możliwą rzecz:
złapała Ethana za kurtkę i wciągnęła go do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ethan był zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się triumfalnie.
- Mówiłaś, że za żadne skarby nie wpuścisz mnie do domu.
- Cicho! - szepnęła Lizzy.
Po chwili Roger zapukał do drzwi. Kiedy Ethan otworzył usta, aby coś po-
wiedzieć, Lizzy syknęła:
- Nie waż się odezwać!
Potem ostrożnie uchyliła drzwi, nie spuszczając łańcucha.
- Czego chcesz? - spytała.
- Cześć, kochanie. Masz towarzystwo?
- Nie.
- Naprawdę? Zdawało mi się, że kogoś widziałem.
- Przywidziało ci się.
Roger wzruszył ramionami i uśmiechnął się sztucznie. Jak mogła kiedyś wi-
dzieć w tym jego nieszczerym grymasie coś pociągającego?
- Może zjemy razem kolację?
- Już jadłam.
Roger pokazał jej plik pieniędzy, które przed chwilą przeliczał, jakby to była
przynęta.
- A może skusisz się na drinka?
- Wolałabym wypić butelkę octu.
Ukrywający się za drzwiami Ethan zachichotał cicho. Lizzy cofnęła gwałtow-
nie jedną rękę, wymierzając mu kuksańca w klatkę piersiową. Roger rzucił jej po-
nure spojrzenie. Jego twarz nabrała złowrogiego wyrazu, co zdarzało mu się bardzo
rzadko.
R S
42
- Jak zwykle biedna, pokrzywdzona Lizzy - powiedział z przekąsem. - Nic
dziwnego, że wciąż jesteś sama i pewnie w tej kwestii długo nic się nie zmieni.
Lizzy tyle razy obiecywała sobie, że nie pozwoli, aby jego słowa ją raniły, ale
zrobiło jej się przykro. Znał dobrze jej słabe punkty i wiedział, gdzie uderzyć. Mo-
że była zbyt oziębła przez ostatni rok ich małżeństwa, ale po zdradach Rogera stra-
ciła do niego zaufanie. Kiedy jej dotykał, od razu wyobrażała go sobie z inną ko-
bietą. Chociaż po pierwszej zdradzie postanowiła z nim zostać, nigdy mu nie wy-
baczyła. Być może, gdyby znów mu zaufała, wciąż byliby razem.
Typowe, znowu obwiniam siebie za cudze błędy, pomyślała z goryczą.
- To twoja ostatnia szansa - ostrzegł Roger, machając jej przed nosem plikiem
banknotów.
Nie zależało jej na jego pieniądzach.
- Weź je sobie - rzuciła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, odczuwając przy
tym wielką satysfakcję.
Oparła się plecami o drzwi, zamknęła oczy i odetchnęła.
- Niech zgadnę - odezwał się Ethan. - To pewnie był Roger.
Lizzy kiwnęła głową.
- Fajny facet.
- Niedobrze mi się robi od jego słodkich uśmieszków.
- A tak przy okazji, muszę ci powiedzieć, że nie wyglądasz na pokrzywdzoną
i biedną. Nigdy dotąd nie spotkałem tak zdecydowanej kobiety.
Zdziwił Lizzy tą wypowiedzią. Dlaczego on wciąż był taki poprawny? Nie
mógł się zacząć zachowywać jak arogant i podrywacz, za którego początkowo go
uważała?
- Wiesz, co to znaczy? - spytała.
- Nie.
- Żeby udowodnić Rogerowi, że nie ma racji, będę musiała iść z tobą do łóż-
ka.
R S
43
- Seks jako zemsta?
- Masz coś przeciwko temu?
Ethan pokręcił głową.
- Nie, ale nie musisz sobie niczego udowadniać. W łóżku też jesteś odważna i
pewna siebie.
Lizzy zdała sobie sprawę, że nie chce nikomu niczego udowadniać, nawet
Ethanowi. Potrzebowała wymówki, aby znów się znaleźć w jego ramionach. Nie
miało znaczenia, jaki będzie powód. Po prostu chciała się z nim kochać.
Obiecała sobie, że tym razem zrobi to po raz ostatni.
Spędzą razem noc, a potem pożegnają się i nigdy więcej go nie zobaczy.
Ethan zaprowadził Lizzy do jej sypialni, po drodze całując ją i rozbierając.
Ściągnął z niej bluzkę i rozpiął stanik z taką wprawą, jakby to robił codziennie.
Najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że miała małe piersi. Roger kilka razy niezbyt
subtelnie zasugerował Lizzy, żeby sobie wszyła implanty. Uwielbiał jej wytykać
najdrobniejsze nawet mankamenty urody. Dopiero po rozwodzie zdała sobie spra-
wę, że większość z nich była wyssana z palca.
To nie jest najlepsza chwila, żeby myśleć o Rogerze, upomniała siebie w du-
chu. Najważniejsze, że Ethanowi jej biust się podoba. Teraz próbował rozpiąć i
zdjąć jej dżinsy. Lizzy pomogła mu, a potem stopą odepchnęła na bok leżące na
ziemi spodnie. Ethan włożył rękę między jej nogi, dotykając jej rozpalonego ciała
przez cienki materiał majtek. W tej pieszczocie było coś tak podniecającego, że
Lizzy zadrżała.
- Połóż się - powiedział Ethan.
Bez słowa położyła się na łóżku, z niecierpliwością czekając na dalsze piesz-
czoty. Ethan uklęknął przed nią, wciąż ubrany, i zdjął z niej bieliznę. Przez chwilę
w milczeniu patrzył na jej nagie ciało. Jego oczy pociemniały z podniecenia.
- Jesteś cudowna - wyszeptał.
Próbowała wymyślić jakąś dowcipną odpowiedź, ale jej podniecenie wzięło
R S
44
górę nad intelektem. Czuła się bezwolna i oszołomiona. Ethan położył ręce na jej
udach i rozchylił je. Czuła, że teraz czeka ją coś niesamowitego. Po chwili poczuła
jego usta na wewnętrznej stronie uda. Gwałtownie wyprężyła się na łóżku.
- Dobrze czy źle? - spytał Ethan, unosząc głowę.
- Dobrze - wyszeptała.
- Na pewno? - spytał i zrobił ruch, jakby chciał wstać.
- Tak! - krzyknęła.
Ethan uśmiechnął się i dotknął gorącej skóry jej uda, po czym delikatnie
przesunął rękę do góry. Pochylił się i zaczął pieścić ją ustami. Intensywne uczucie
rozkoszy przeszyło ją na wskroś. Odwróciła głowę w bok i ukryła twarz w podusz-
ce, aby zdusić jęk.
Zbyt długo pragnęła takich doznań, dlatego chciała, aby trwały wiecznie.
Czuła, że powoli odpływa. Bezwiednie wpiła palce w prześcieradło, a stopami za-
parła się o materac. Całe jej ciało, wszystkie mięśnie naprężyły się i po chwili
osiągnęła szczyt. Niesiona falą rozkoszy poczuła wszechogarniający bezwład i
niemoc.
- Jesteś ze mną? - spytał Ethan.
Lizzy otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą jego twarz. Spojrzała na niego i
uśmiechnęła się.
- Tak, jestem.
- Dobrze ci?
- To było takie... - przerwała, próbując znaleźć odpowiednie słowo, które od-
dałoby to, co czuła, ale nie umiała opisać stanu, w którym się znalazła.
To była najwspanialsza noc jego życia. Ethan leżał obok Lizzy na łóżku, nagi,
spocony i bez tchu. Nie miał siły się ruszyć.
- Która godzina? - spytała Lizzy.
- Znów chcesz mnie wyrzucić? Pracujesz też w niedzielę?
R S
45
- Nie wyrzucam cię. Nie widzę, która godzina, dlatego pytam.
Ethan podniósł głowę, żeby spojrzeć na tarczę elektronicznego zegarka, który
stał przy łóżku.
- Za piętnaście dwunasta.
- Trzy i pół godziny? Nieźle! - stwierdziła Lizzy, czując, że znów ma ochotę
się kochać.
Ethan pomyślał, że jeśli Lizzy nie obetnie paznokci, będzie miał całe plecy
pokryte zadrapaniami. Chciał jej nawet zasugerować, żeby wkładała rękawiczki,
jednak Lizzy twardo trzymała się wersji, że to ich ostatnie spotkanie.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się. - Dlaczego przejmujesz się tym, co
on ci powiedział?
- To skomplikowane - westchnęła.
- Czy to znaczy, że mam się nie wtrącać?
Zapadła cisza. Po chwili Lizzy odpowiedziała:
- Kiedy drugi raz przyłapałam Rogera na zdradzie, powiedział, że to moja
wina, bo jestem oziębła i sama go do tego doprowadziłam.
- Nie jesteś oziębła.
- Może wtedy tak się zachowywałam. Trudno zaufać komuś, kto cię zdradził.
- To nie twoja wina.
- Może nie, ale Roger wie, że mnie to boli, więc mówi takie rzeczy, kiedy jest
zły - wyjaśniła Lizzy, przewracając się na brzuch i opierając na łokciach.
Jasne włosy zakryły jej ramiona. Ethan dotknął kosmyka i okręcił go sobie
wokół palca.
- A ty byłeś kiedyś żonaty? - spytała.
- Nie.
- Zaręczony?
- Nigdy.
- Jesteś przeciwnikiem małżeństwa?
R S
46
- Raczej nie. - Wzruszył ramionami. - Nie spotkałem dotąd kobiety, z którą
chciałbym spędzić resztę życia.
- A jeśli ją spotkasz?
- Dlaczego pytasz? Jesteś zainteresowana? - spytał, obracając się w jej stronę.
- Skądże znowu! - zaprzeczyła nazbyt gorliwie. - Nie gniewaj się, ale nie.
- Wcale się nie gniewam.
- Nie chodzi o ciebie. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła znów wyjść za
mąż. Kiedy byłam z Rogerem, czułam, że nad niczym nie panuję.
- Lubisz kontrolować sytuację?
Lizzy skinęła głową.
- Przyznaję, że to moja słabość. Długo odzyskiwałam pewność siebie i poczu-
cie, że panuję nad swoim życiem. Jeszcze do końca tego nie odczuwam.
- Nie bój się. Ja też się nie spieszę do małżeństwa. Cenię sobie wolność.
Zamilkli na kilka minut.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwała się Lizzy.
- Oczywiście.
- Kiedy odkryłeś, kim jesteś?
- Chodzi ci o odnalezienie sensu w życiu czy powiązania rodzinne?
- To drugie.
Ethan nie wstydził się faktu, że jest nieślubnym synem króla, ale nie lubił o
tym rozmawiać. Wolał nie rozpowszechniać informacji na temat swego życia oso-
bistego. Jednak z jakiegoś powodu pytanie Lizzy nie zdenerwowało go. Być może
czuł, że jeśli ona jest z nim szczera, on może się jej odwdzięczyć tym samym.
- Dowiedziałem się o tym, kiedy byłem na studiach.
- Od matki?
- Umarła, zanim miała okazję mi o tym powiedzieć. Zresztą nie jestem pe-
wien, czy kiedykolwiek by mi powiedziała.
Ethan nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego matka ukrywała przed nim praw-
R S
47
dę, czy chodziło jej o to, by chronić syna, czy siebie.
- Powiedziała mi, że ojciec był biznesmenem, który wciąż podróżował i nie
miał czasu dla rodziny.
- Wychowałeś się w Stanach?
- W Nowym Jorku. Przenieśliśmy się tam, kiedy byłem mały, ale mama uro-
dziła się tutaj, na wyspie.
- Wcześnie zmarła?
- Tak, miała trzydzieści dziewięć lat.
- Chorowała?
- Zginęła w wypadku samochodowym. Po jej śmierci przeglądałem papiery i
znalazłem dokument. To była umowa z rodziną królewską. W zamian za dochowa-
nie tajemnicy mama co miesiąc dostawała pieniądze na moje wychowanie, aż do
mojej pełnoletności. W razie zerwania umowy przestałaby dostawać pieniądze.
- Domyślam się, że król chciał za wszelką cenę uniknąć skandalu.
- To nie król podpisał z matką umowę, ale matka Filipa.
- Królowa? - Lizzy nie wierzyła własnym uszom.
Ethan skinął głową.
- Prawdę mówiąc, zastanawiam się, czy mój ojciec kiedykolwiek dowiedział
się o moim istnieniu. Sophie poznała prawdę dopiero po śmierci królowej. Skon-
taktowała się ze mną i namówiła mnie, żebym przyjechał.
- Gdyby nie ona, nie pojawiłbyś się na wyspie?
- Nie, ale teraz cieszę się, że poznałem Sophie - powiedział.
- A co z Filipem?
- Tolerujemy się.
Ethan wiedział, że są z bratem na siebie skazani i to go przygnębiało. Nie
chciał rozmawiać o Filipie. Wyciągnął rękę i dotknął miękkich włosów Lizzy.
- Pozwól się zaprosić na kolację.
- Teraz?
R S
48
- Dzisiaj, jutro, kiedy chcesz.
- Nie mogę - westchnęła, unikając jego spojrzenia.
Ethan wciąż nie mógł jej rozgryźć. Gdy tylko się do siebie zbliżali, Lizzy ro-
biła krok w tył. Z jego doświadczenia wynikało, że kobiety zazwyczaj zachowy-
wały się inaczej. Lizzy była zupełnie inna.
- Owszem, możesz. Nie chcesz się wiązać na stałe, ja też nie. To idealny
układ.
- To nie ma sensu.
Ethan objął ją ramieniem, po czym zsunął rękę na jej pośladek. Lizzy wes-
tchnęła z zadowoleniem.
- Moim zdaniem to ma sens - zauważył.
- Wiesz, o co mi chodzi. - Lizzy rzuciła mu ostre spojrzenie. - Za bardzo się
różnimy.
Większość kobiet pociągały jego pieniądze. Po raz pierwszy poznał kogoś,
kto się ich obawiał.
- Lizzy, ja cię nie proszę o rękę. Chcę cię tylka zaprosić na kolację. Poza tym
mam dość spotykania się z kobietami z mojej sfery. Potrzebuję odmiany.
- A ja nie.
- Skąd wiesz? Sprawdź to.
Lizzy westchnęła i objęła go czule.
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś wyjątkowo uparty? - spytała.
- Całe życie mi to powtarzają - zaśmiał się Ethan. - Zwykle dostaję to, czego
chcę. Proszę o jedną randkę. Tylko tyle.
Lizzy patrzyła na niego z nieukrywanym żalem.
- Nie mogę. Żałuję, naprawdę. Nie możemy się cieszyć sobą przez tą ostatnią
noc?
- Jeśli tego chcesz.
- Tak, tego właśnie chcę.
R S
49
Ethan nie żartował, mówiąc, że zawsze dostaje to, czego chce. Pragnął Lizzy
coraz bardziej i był gotów walczyć o nią do upadłego. Wierzył, że w końcu i ona
ujrzy ich związek tak jak on.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Lizzy zbudził ze snu dochodzący z kuchni smakowity zapach smażonego
boczku. Po chwili poczuła też woń kawy. Miała wrażenie, że to jeszcze sen, ale
kiedy otworzyła oczy, zapach nie zniknął. Usłyszała, jak ktoś stuka w kuchni na-
czyniami. Mógł to być włamywacz albo Ethan szykujący śniadanie.
Lizzy nie zawsze pamiętała, że Ethan do wszystkiego doszedł sam i nie był
milionerem od urodzenia. Przez większość życia ciężko pracował i nie mógł liczyć
na wsparcie rodziny, która dopiero niedawno go odnalazła i zaakceptowała. To
jednak nie zmieniało faktu, że teoretycznie nadal mógł ją zwolnić z posady w pała-
cu.
Lizzy usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. Było po dziewiątej. Nigdy nie
spała tak długo, nawet w niedzielę. Tym razem trudno było się dziwić, gdyż trzy
czwarte nocy namiętnie się kochali. Była to najwspanialsza noc w jej życiu, ale nie
mogła się powtórzyć.
Lizzy wstała z łóżka i włożyła szlafrok. Poszła do łazienki i uczesała włosy w
koński ogon. Kiedy myła zęby, zauważyła na drążku mokry ręcznik. Widocznie
Ethan zdążył wziąć prysznic przed śniadaniem. Dziwne, że go nie usłyszała.
Kiedy weszła do kuchni, Ethan stał przy blacie odwrócony do niej plecami.
Miał podwinięte rękawy koszuli, a jego mokre włosy zaczesane były do tyłu. Za-
uważyła, że jest bez butów. Przyglądała mu się w milczeniu. Nie wiedzieć czemu
wzruszyło ją, że w jej kuchni krząta się przystojny, pachnący świeżością mężczy-
zna. Przez chwilę rozkoszowała się tym uczuciem, ale wkrótce skarciła siebie w
duchu za romantyzm. Musiała sobie przypomnieć, że to są ostatnie chwile spędzo-
R S
50
ne z Ethanem.
- Dzień dobry. Kawa gotowa - powiedział Ethan, nie odwracając się.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - spytała zaskoczona.
Ethan odwrócił się. Miał rozpiętą koszulę, pod którą widać było idealnie opa-
lony tors. Lizzy pomyślała, że zamiast śniadania chętnie schrupałaby samego księ-
cia, ponieważ wyglądał cudownie.
- Wyczułem, jak zaczynasz myśleć o tym, żeby się mnie pozbyć.
- Czyżby? - spytała z niedowierzaniem.
- Żartowałem. Widziałem twoje odbicie w drzwiczkach mikrofalówki. Co do
reszty, to tylko domysły, ale chyba trafiłem.
Lizzy uznała, że lepiej nie odpowiadać na to pytanie.
- Wcześnie wstałeś - zauważyła, choć dla niej to był prawie środek dnia.
- Mało śpię.
- Co robisz? - spytała, podchodząc bliżej.
Zapach z patelni był tak smakowity, że poczuła głód.
- Jajka na bekonie. Nie gniewasz się, że tak się tu rządzę?
Nawet jeśli miał rację, było za późno, aby cokolwiek zrobić. Lizzy musiała
przyznać, że zrobiło jej się miło, gdy usłyszała, jak Ethan krząta się w kuchni.
Nigdy by się jednak przed nim do tego nie przyznała i nie chciała, żeby się do tego
przyzwyczaił. Lubiła mieszkać sama i samodzielnie ustalać reguły. Jadła, kiedy
czuła się głodna, szła spać, kiedy chciała, miała na wyłączność pilota do telewizora.
Te wszystkie rzeczy miały dla niej wielką wartość. Usiadła przy stole.
- Nie wiedziałam, że jesteś takim dobrym kucharzem - powiedziała.
- Jestem nie tylko przystojny, ale i utalentowany. Nie wiesz o mnie jeszcze
wielu rzeczy - odparł, po czym otworzył szafkę i wyjął z niej dwa kubki. - Jaką pi-
jesz kawę?
- Z cukrem i mlekiem.
Lizzy nie mogła się przyzwyczaić do tego, że Ethan tak szybko poczuł się u
R S
51
niej jak u siebie w domu. Powinna była wyrzucić go za drzwi już za pierwszym ra-
zem.
Ethan zrobił jej kawę i postawił kubek na stole, a potem stanął przy patelni.
Lizzy upiła łyk gorącego płynu.
- Wytłumacz mi, dlaczego tak bogaty człowiek jak ty musiał się nauczyć go-
tować?
- Nie zawsze byłem bogaty - odparł Ethan, przewracając boczek na drugą
stronę. - Poza tym lubię gotować.
- Jak to się stało, że zostałeś właścicielem sieci hoteli?
- Najpierw skończyłem szkołę hotelarską i zacząłem pracować w hotelu jako
portier.
- Naprawdę? - Lizzy nie mogła sobie wyobrazić Ethana dźwigającego cudze
bagaże, ponieważ członkowie rodziny królewskiej nie nosili swoich walizek, a co
dopiero cudze.
- No cóż, zaczynałem od zera.
- Z portiera awansowałeś na właściciela hotelu?
- Ciężko na to pracowałem. Miałem też bogatego wspólnika - wyjaśnił z
uśmiechem, odwracając się w jej stronę.
Lizzy pomyślała, że wspólnik był teraz jeszcze bogatszy, ponieważ uciekł z
pieniędzmi Ethana za granicę. Nie mogła jednak powiedzieć tego na głos, bo Ethan
zacząłby się zastanawiać, skąd ma takie informacje. Wyszłoby na jaw, że wie o tym
od królowej. Zdobywanie poufnych informacji stanowiło jedną z zalet bycia szarą
myszką. Ludzie mówili w jej obecności różne rzeczy, do których przy innych nigdy
by się nie przyznali.
- Masz nade mną przewagę - zauważył Ethan. - Ty o mnie wiesz wszystko, a
ja o tobie nic.
Lizzy nie zamierzała tego zmieniać. Wstała i podeszła do okna. Przez szyby
słychać było dźwięk przejeżdżających samochodów. Było pochmurno i padał
R S
52
deszcz.
- Nie mam wiele do powiedzenia - powiedziała.
- Mieszkasz tu od dawna?
- Wychowałam się w Anglii. Moja mama i dwie siostry nadal tam mieszkają.
Przyjechałam tu studiować, bo dostałam stypendium.
- Jesteś najstarsza z rodzeństwa czy najmłodsza?
- Jakie to ma znaczenie? - spytała, odwracając się od okna.
Chciała go poprosić, żeby sobie poszedł, ale gdy się odwróciła, Ethan stał tuż
przed nią. Nie słyszała, jak się zbliża.
- Chodzisz jak kot.
Ethan uśmiechnął się zadowolony i przyciągnął ją do siebie za pasek szlafro-
ka, który rozwiązał się i spadł na ziemię. Poły ubrania rozchyliły się, ukazując jej
nagie ciało.
- Jesteś naga - zauważył Ethan, z zachwytem patrząc na jej piersi i brzuch.
Lizzy chciała się okryć, ale Ethan ją ubiegł, wsuwając ręce pod miękki mate-
riał. Kiedy zaczynał jej dotykać, nie była w stanie logicznie myśleć. Pochylił głowę
i delikatnie pocałował ją w szyję. Lizzy przeszył dreszcz.
- Chyba nie masz na dziś żadnych planów? - spytał szeptem.
Nawet jeśli miała, nie była w stanie ich sobie przypomnieć. Jego usta wciąż
pieściły jej szyję, a ciepłe, duże ręce dotykały piersi.
- Musisz już iść - wyszeptała z trudem, ale oboje wiedzieli, że nie nastąpi to
szybko.
Ethan zaprowadził ją do sypialni, obsypując pocałunkami i namiętnymi
pieszczotami.
- Śniadanie - zauważyła słabym głosem, ale on całował jej nagą skórę, zapo-
minając o całym świecie.
- Chyba wolę ciebie na śniadanie - mruknął pod nosem, patrząc na nią wy-
głodniałym wzrokiem.
R S
53
Lizzy nie miała siły się opierać, ale obiecała sobie, że po tym niecodziennym
„śniadaniu" pożegna się z księciem na dobre.
Ethan został do wieczora. Kiedy powiedział, że w poniedziałek rano musi le-
cieć do Stanów pozałatwiać interesy i że wróci przed weekendem, Lizzy odetchnęła
z ulgą. Może Ethan pozna kogoś i nigdy więcej się nie odezwie. Mocno w to wie-
rzyła, dopóki w poniedziałek wieczorem nie dostała kolorowego bukietu z ozdobną
wstążką. Kompozycja była piękna, oryginalna, a jednocześnie delikatna.
Pomiędzy kwiatami znalazła karteczkę: „Ten bukiet przypomina mi Ciebie".
Nie było podpisu, ale Lizzy wiedziała, że to od Ethana. Następnego dnia przyszedł
kolejny bukiet, tym razem większy i bardziej kolorowy, a na kartce widniało jedno
słowo: „Tęsknię". Ethan przysłał też kwiaty w środę i w czwartek, tak że w miesz-
kaniu Lizzy pojawiło się mnóstwo bukietów i wszędzie czuć było ich mocny za-
pach.
W piątek Lizzy niecierpliwie czekała na telefon od Ethana. Tak bardzo chcia-
ła go zobaczyć, że wyszła wcześniej z pracy. Siedziała jak na szpilkach, wpatrując
się w zegarek i czekając na dzwonek u drzwi. Włączyła telewizor i sprawdziła
wszystkie kanały. Znalazła film o kobietach, które wyruszyły w podróż życia, ale z
trudem śledziła jego akcję. O dziesiątej uznała, że Ethan nie przyjdzie, a o jedena-
stej czuła wielki zawód. Kiedy minęła północ, ze smutkiem poszła spać. Być może
po wysłaniu ostatniego bukietu w czwartek coś się wydarzyło? Wmawiała sobie, że
powinna się cieszyć, ale w rzeczywistości czuła się oszukana.
Zrozumiała, że zakochała się w Ethanie, całkowicie straciła dla niego głowę.
Ona, zwykła sekretarka, zadurzyła się w księciu. W sobotę większość czasu spę-
dziła przy biurku, bezskutecznie próbując pracować. Powtarzała sobie, że tak bę-
dzie lepiej, ale nie mogła zdusić w sobie rodzącej się rozpaczy. Czego się spodzie-
wała? Że Ethan przyjedzie na białym koniu, porwie ją do pałacu i uczyni księż-
niczką? Przecież w głębi serca wcale tego nie chciała. Życie rodziny królewskiej
R S
54
było pełne obowiązków i ograniczeń. Miliony ludzi obserwowały każdy krok jej
członków, a ich imiona i nazwiska wciąż gościły na łamach brukowej prasy. Trud-
no było sobie wyobrazić większy koszmar. Lizzy wolała pozostać w cieniu.
Kiedy w południe królowa wezwała ją do pałacu, Lizzy była przekonana, że
cała historia zakończyła się w pomyślny dla niej sposób. Najlepiej, jeśli nigdy wię-
cej nie ujrzy Ethana.
Lizzy zapukała do drzwi apartamentu królowej. Kiedy usłyszała jej głos, we-
szła do środka. Królowa siedziała na swoim ulubionym fotelu, z nogami na krześle.
Na sofie siedział jakiś mężczyzna. Dopiero po chwili Lizzy zdała sobie sprawę, że
to był Ethan. Zamarła z przerażenia. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec
albo zakryć twarz skórzaną teczką, którą trzymała w ręku. Była jednak tak zasko-
czona, że nie mogła się ruszyć. Poczuła się jak zwierzę złapane w sidła.
Ethan podniósł głowę, spojrzał na nią, po czym szybko odwrócił wzrok, jakby
patrzył na anonimową osobę ze służby. Lizzy już miała nadzieję, że jej nie poznał,
ale książę znów na nią spojrzał, tym razem ją rozpoznając.
To koniec, pomyślała. Wiedziała, że prędzej czy później prawda wyjdzie na
jaw. Wiedziała o tym od chwili, gdy na balu Ethan poprosił ją do tańca. To była
tylko kwestia czasu.
- Elizabeth, powiedz mi, jak wygląda mój plan zajęć osiemnastego czerwca -
odezwała się królowa.
Przez chwilę Lizzy stała, nie mogąc wydobyć słowa. Ethan nie spuszczał z
niej oczu. Widać było, że intensywnie myśli, próbując zrozumieć, co zaszło. Nie
wyglądał na zadowolonego.
- Elizabeth? - odezwała się zaniepokojona królowa. - Czy wszystko w po-
rządku?
Lizzy mogła się tylko domyślać, jak teraz wyglądała. Ostatkiem sił wzięła się
w garść i odparła:
- Wszystko w porządku, przepraszam. O co pani pytała?
R S
55
- O moje plany na osiemnastego czerwca. Książę poprosił mnie, żebym od-
wiedziła budowę nowego hotelu - wyjaśniła królowa. - Czy wy się znacie? - spyta-
ła, patrząc to na Lizzy, to znów na księcia.
Początkowo Lizzy pomyślała, że królowa zauważyła jej dziwne zachowanie,
ale po chwili uznała, że jak zwykle stara się być grzeczna.
- Nie, proszę pani - odparła, modląc się w duchu, aby Ethan powiedział to
samo i nie wydał jej przed królową.
- Ethan, to moja asystentka Elizabeth Pryce.
Lizzy ukłoniła się zgodnie z nakazami pałacowej etykiety, mimo że wiedziała,
że Ethan tego nie cierpi. Nie miała jednak wyboru, ponieważ książę należał do ro-
dziny królewskiej, chociaż gdy się kochali, a jego ręce pieściły jej ciało, był po
prostu Ethanem. Coś jej mówiło, że od tej pory nic nie będzie już tak jak dawniej.
Ethan uśmiechnął się grzecznie i skinął w jej kierunku głową.
- Panno Pryce. Przepraszam, a może pani Pryce - dodał, choć dobrze wiedział,
że była rozwódką.
Rozumiała jego złość. Powinna była dawno powiedzieć mu całą prawdę.
Trzeba było zrobić to wtedy, gdy na gali poprosił ją do tańca, ale wówczas nie spę-
dziłaby z nim dwóch upojnych nocy, a dziś nie oddałaby ich za żadne skarby świa-
ta. Dzięki niemu znów poczuła, że żyje.
- Obecnie panna - odparła.
Nie była w stanie dalej na niego patrzeć ze świadomością, co się dzieje w jego
głowie. Zdawała sobie sprawę, że mógł się poczuć oszukany i zdradzony. Szybko
otworzyła więc teczkę i zaczęła szukać w niej planu zajęć królowej.
- Rano jest spotkanie z dyrektorem Fundacji Hauswortha na Rzecz Dzieci, ale
popołudnie ma pani wolne.
- Wspaniale! Zapisz więc wizytę w hotelu.
- Tak jest, proszę pani.
- Może być o pierwszej? - zwróciła się królowa do Ethana.
R S
56
- Oczywiście - odparł Ethan i wstał z kanapy. - Muszę już iść. Dziękuję za
radę.
Zachowywał się nienagannie, ale w jego oczach Lizzy dostrzegła złowrogi
blask. Wiedziała, że choć się uśmiecha, w środku kipi ze złości. Trudno było mu się
dziwić.
- Cieszę się, że mogłam ci pomóc - odparła z uśmiechem królowa, nieświa-
doma tego, co się między nimi działo.
Kiedy Ethan przechodził obok Lizzy, rzucił jej piorunujące spojrzenie. Lizzy
cofnęła się, aby go przepuścić przez drzwi. Zastanawiała się, po jaką radę przyszedł
do królowej.
- Miło było panią poznać, panno Pryce - powiedział do niej grzecznym gło-
sem, choć w jego oczach widać było wściekłość.
Lizzy ukłoniła się i odparła:
- Wasza Wysokość.
Kiedy Ethan wyszedł, wzięła głęboki oddech.
- Ethan jest taki miły - zauważyła królowa. - A do tego przystojny.
Lizzy bez słowa skinęła głową.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała królowa.
O co jej chodziło? Może coś podejrzewała? Lizzy nie chciała, aby królowa się
domyśliła, jak bardzo Ethan ją pociąga, choć z drugiej strony zbytnia obojętność
mogła jej się wydać równie podejrzana.
- Jest podobny do króla - odparła wymijająco.
- Prawda? Poza tym obaj są równie uparci - westchnęła królowa i machnęła
ręką, jakby chciała odgonić niemiłą myśl. - Mam nadzieję, że przełamią wzajemną
niechęć i zaczną się traktować jak bracia.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała Lizzy.
- Nie, Elizabeth, możesz odejść. Zadzwonię, jeśli będę cię potrzebować.
Lizzy skłoniła się i wyszła na korytarz. Kiedy została sama, zdała sobie spra-
R S
57
wę z powagi sytuacji. Ugięły się pod nią kolana i zaczęła cała drżeć. Sama była so-
bie winna. Mogła mieć tylko nadzieję, że Ethan nie opowie o tym królowi, choć nie
dziwiłaby się, gdyby wydał mu ją na pożarcie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Lizzy wróciła do skrzydła pałacu, gdzie mieścił się jej gabinet i inne biura
administracji. Z ulgą dotarła do drzwi, nie spotkawszy po drodze nikogo znajome-
go. Była sobota, więc do pracy przyszło niewiele osób. Zamknęła za sobą drzwi,
podeszła do biurka i położyła na blacie skórzaną teczkę. Była spięta i bolały ją
wszystkie mięśnie.
Nagle otworzyły się drzwi. Odwróciła się i zobaczyła Ethana. Stał przed nią,
kipiąc ze złości.
- Panna Sinclair? Asystentka? - rzucił przez zęby.
Uczucia, które ukrywał w gabinecie królowej, teraz w pełni wyszły na jaw.
Lizzy się przestraszyła. Ethan nie był zły czy urażony, on się trząsł ze złości.
- Sinclair to nazwisko po mężu. Chciałam powiedzieć ci prawdę. Wiem, że
powinnam była zrobić to wcześniej.
- Powinnaś?
- Przepraszam.
- Wszystko sobie zaplanowałaś - ciągnął Ethan. - Chciałaś się wkraść do pa-
łacu przez łóżko!
Lizzy patrzyła na niego oniemiała, z trudem pojmując słowa, które wypowie-
dział. Czy on naprawdę wierzył, że byłaby zdolna do takiej niegodziwości?
- To nieprawda! - zawołała, starając się trzymać nerwy na wodzy i nie podno-
sić głosu. - Może nie byłam wobec ciebie całkiem szczera, ale to ty mnie podrywa-
łeś. Chodziłeś za mną podczas balu, a potem pojawiłeś się w moim mieszkaniu.
- Mam uwierzyć, że nie znalazłaś okazji, aby mi powiedzieć, kim jesteś?
R S
58
- Gdybym ci wtedy powiedziała, zdenerwowałbyś się i przez ciebie mogła-
bym stracić pracę.
- Nie ufasz mi?
- Ledwo cię znałam. Nie chciałam się z tobą widywać.
- Mogłaś mi powiedzieć, kiedy tańczyliśmy.
- Wiem. - Lizzy spuściła oczy. - Wiem, ale byłam ciekawa...
- Ciekawa?
Lizzy podniosła na niego wzrok.
- Zgoda, możesz mnie pozwać do sądu, ale musisz wiedzieć, że wtedy chcia-
łam poczuć, jak to jest, gdy się jest kochanym i pożądanym. Chciałam choć raz po-
czuć, że ktoś mnie potrzebuje. Wiem, że każdy powinien znać swoje miejsce, ale
uznałam, że dla jednej nocy z tobą warto zaryzykować. Potem ty sam zacząłeś do
mnie przychodzić.
- Okłamałaś mnie.
Nie mogła temu zaprzeczyć, choć z drugiej strony nigdy nie powiedziała, że
nie pracuje w pałacu. Kłamała, przemilczając różne fakty ze swego życia.
- Masz rację. Przepraszam. Gdybym mogła cofnąć czas, zachowałabym się
inaczej.
Ethan patrzył na nią bez słowa, a to było gorsze niż jakiekolwiek wymówki
lub gesty.
- Powiesz królowej? - spytała Lizzy.
- Chcesz wiedzieć, czy stracisz pracę? Naprawdę myślisz, że byłbym do tego
zdolny?
Lizzy przygryzła wargę, zawstydzona swoimi słowami.
- Myślałem, że jesteś inna. Uwierzyłem, że mnie rozumiesz - powiedział, z
niedowierzaniem kręcąc głową. - Myliłem się - dodał, nie kryjąc rozczarowania.
- Nie wiem, dlaczego tak to przeżywasz, jeśli sam ze mną zerwałeś. Od po-
wrotu ze Stanów ani razu się nie odezwałeś.
R S
59
- Mój samolot się spóźnił i wróciłem dziś rano - odparł, marszcząc czoło. -
Czekałaś na mnie wczoraj?
- Oczywiście, że nie - odparła, uznając, że nie da mu satysfakcji.
- Znowu kłamiesz - powiedział.
Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby ją pozbawić resztek godności?
Czy dzięki temu czuł się lepiej? Dobrze, niech mu będzie.
- Tak, czekałam na ciebie. Chciałam się z tobą zobaczyć, chociaż wiedziałam,
że nasz związek nie ma przyszłości. Dzieli nas społeczna przepaść, a poza tym już
raz byłam mężatką i nie chcę tego powtórzyć. Osobiście nie mam nic do ciebie, ale
uważam, że życie rodziny królewskiej jest przygnębiające i pełne ograniczeń. Nie
życzyłabym takiego losu najgorszemu wrogowi.
Patrząc na Ethana, trudno było stwierdzić, czy te słowa go zabolały, czy obra-
ziły. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Dobrze nam było w łóżku, Ethan.
- Bardzo dobrze - poprawił ją.
- Możemy więc uznać sprawę za zakończoną.
- Pójdę już - powiedział Ethan, kładąc rękę na klamce. - Do zobaczenia.
- Może - odparła Lizzy. - Dziękuję za kwiaty - dodała.
Ethan zatrzymał się na chwilę, jakby chciał coś powiedzieć. Lizzy zdała sobie
sprawę, że i ona miała wiele do powiedzenia. Przede wszystkim chciała mu po-
dziękować za to, że jej przypomniał, jakie to uczucie, gdy się jest zakochanym, że
poza pracą są w życiu rzeczy istotniejsze. Dzięki niemu przez chwilę była szczę-
śliwa. Nie potrafiła się jednak przemóc i powiedzieć, co czuje. Kiedy otworzyła
usta, Ethana już nie było.
Zaledwie kilka minut później zadzwonił telefon. Lizzy poczuła, jak serce za-
czyna jej szybciej bić, ale kiedy spojrzała na ekran komórki, uspokoiła się. Dzwo-
niła Maddie.
- Organizujemy małe spotkanie w pubie. Przyjdziesz? - spytała przyjaciółka.
R S
60
Lizzy miała ochotę wrócić do domu, przebrać się w dres, usiąść na sofie i
płakać w samotności.
- Wątpię.
- Daj się namówić. Nie widziałyśmy się tyle czasu! Wciąż masz u mnie kola-
cję i piwo.
- Jestem zmęczona - powiedziała Lizzy, czując, że rzeczywiście nie jest w
najlepszej formie.
Bolało ją serce, była przygnębiona i dręczyło ją poczucie winy. Co więcej,
odczuwała ból i dogłębny smutek. Nie chodziło tu tylko o zerwanie z Ethanem.
Najbardziej bolała ją świadomość, że go zraniła.
- Mam nadzieję, że nie siedzisz dzisiaj w pałacu - odezwała się Maddie. - Jeśli
królowa złapie od ciebie infekcję, wyrzucą cię z pracy.
Lizzy miała dosyć komentarzy Maddie na temat rodziny królewskiej. Nie ro-
zumiała, co zrobili Maddie przez te dwanaście lat, że zionęła do nich taką nienawi-
ścią. Uznała jednak, że nie warto o tym dyskutować. Tyle razy próbowała przeko-
nać Maddie, aby zmieniła zdanie. Młoda królowa była zupełnie inna, a król Filip
też nie przypominał swojego ojca. Ostatnio robił wszystko, aby zmniejszyć dystans,
który dzielił go od poddanych.
- Może się umówimy na następny weekend? - spytała przyjaciółkę.
- Wiesz co? Przydałby nam się wyjazd za miasto. Pojedziemy autobusem na
drugą stronę wyspy. Pójdziemy na zakupy, do baru, poznamy fajnych facetów. Co
ty na to?
Lizzy chciała się widzieć tylko z jednym mężczyzną.
- Nie mogę wyjechać, kiedy królowa jest bliska rozwiązania.
- Dlaczego?
- Może mnie potrzebować. Co będzie, jeśli poród zacznie się przed czasem?
- Nic! To nie ty odbierasz poród!
- Ale chcę przy niej być.
R S
61
- Po co? Lizzy, nie rozumiem cię. Dlaczego tak się nią przejmujesz? Myślisz,
że im na tobie zależy? Przykro mi to mówić, ale obchodzisz ich tyle co zeszłorocz-
ny śnieg. Jesteś służącą, a to nowoczesna forma niewolnictwa.
Lizzy powstrzymała się, by nie powiedzieć czegoś, czego Maddie i tak nie
zrozumie.
- Maddie, możesz jechać beze mnie.
Przyjaciółka westchnęła z rezygnacją. Uznała, że Lizzy to beznadziejny
przypadek.
- Dbaj o siebie. Zrób sobie rosół i kuruj się.
- Dziękuję.
- Zadzwonię jutro i sprawdzę, jak się czujesz.
- Dobrze. - Lizzy pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Rozejrzała się po mieszkaniu. Wszystko było tak jak przed przyjściem Etha-
na, a jednak coś się zmieniło. Czuła pustkę i denerwowała ją cisza. Może powinna
była przyjąć zaproszenie Maddie na kolację? Wtedy choć na chwilę zapomniałaby
o Ethanie. Podejrzewała jednak, że przyjdzie jej to z trudem.
Po wyjściu z pałacu Ethan wsiadł do samochodu i odjechał. Nie miał kon-
kretnego celu, więc przejechał przez miasto, a potem skręcił nad morze. Jeździł
przez kilka godzin, próbując uporządkować myśli. Przypomniał sobie, co powie-
działa mu Lizzy. Najpierw był wściekły i obiecywał sobie, że nigdy jej nie wyba-
czy.
Kiedy Lizzy weszła do pokoju królowej, w pierwszej chwili jej nie rozpoznał.
Nigdy nie przypuszczał, że może wyglądać tak szaro i nieatrakcyjnie. W niczym
nie przypominała namiętnej, nieprzewidywalnej kobiety, którą poznał na balu. Miał
wrażenie, jakby poznał całkiem inną osobę.
Może Lizzy go okłamała, ale w jednej kwestii miała rację: to on ją prześla-
dował. W złości powiedział, że go usidliła, ale naprawdę tak nie myślał. To prze-
R S
62
cież on nie opuszczał jej na krok podczas balu i odwiedzał w mieszkaniu, podczas
gdy ona powtarzała, że muszą się rozstać. Nie słuchał jej, bo się przyzwyczaił, że
zawsze dostawał to, czego chciał. Mimo gorzkich słów, które padły, nadal jej pra-
gnął. Ich związek wcale nie musiał się zakończyć, tym bardziej że żadne z nich nie
chciało jego legalizacji.
Zaparkował samochód przed blokiem i wszedł schodami na drugie piętro. Na
korytarzu było pusto i cicho. Kiedy stanął przed drzwiami mieszkania Lizzy, usły-
szał dźwięki dobiegające z włączonego telewizora. Zawahał się, po czym nacisnął
dzwonek. Po chwili usłyszał odgłos przekręcanego zamka i drzwi się otworzyły.
Chociaż była dopiero dziewiąta wieczór, Lizzy miała na sobie szlafrok i wy-
glądała na zmęczoną. Nie zdziwiła się, widząc go w drzwiach. Ethan zdał sobie
sprawę, jak za nią tęsknił podczas podróży do Stanów i jak bardzo nie chciał, aby
ich związek się zakończył.
- Zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz - powiedziała, a gdy rzucił jej zdu-
mione spojrzenie, dodała: - Niewiele osób jeździ czarnym, sportowym samocho-
dem. Znowu chcesz na mnie nakrzyczeć?
- Chcę porozmawiać.
Lizzy zawahała się, po czym cofnęła się i wpuściła go do środka. Pokój
oświetlał tylko blask z telewizora. Lizzy podeszła do stolika i zapaliła lampę.
- O czym chcesz rozmawiać?
- O nas.
- Myślałam, że tę kwestię już omówiliśmy.
- Zdaję sobie sprawę, że nagabując cię, postawiłem cię w trudnej sytuacji.
Rozumiem, dlaczego nie byłaś ze mną szczera i dlaczego tak postąpiłaś. Byłem
niesprawiedliwy. Powinienem zrozumieć twoją sytuację.
- Masz prawo być na mnie zły.
- Przestań wreszcie siebie obwiniać - uciął ostro. - Zachowałem się jak idiota i
próbuję cię przeprosić.
R S
63
Lizzy przygryzła wargę i spuściła głowę. Ethan myślał, że za chwilę się roz-
płacze, ale gdy znów spojrzała na niego, jej oczy były suche.
- Wybaczysz mi?
Skinęła głową.
- A ty mi wybaczysz, że kłamałam?
- Już ci wybaczyłem - powiedział, robiąc krok w jej stronę. - Tęskniłem za
tobą.
- Nie rób tego - szepnęła, cofając się.
- Czego?
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Nie waż się mnie dotknąć. Nawet o tym nie
myśl!
- Dlaczego? - spytał niewinnie, choć dobrze wiedział, jak brzmi odpowiedź.
Kiedy jej dotykał, Lizzy traciła panowanie nad sobą i przestawała racjonalnie
myśleć. Nie potrafiła mu się oprzeć. I tego właśnie chciał.
- Trzymaj się ode mnie z daleka - powiedziała, podnosząc rękę.
- Tęskniłaś za mną?
Lizzy nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego w skupieniu.
- Lizzy?
- Oczywiście, że tęskniłam, ale to niczego nie zmienia. To nie ma sensu.
- Przeciwnie. Uważam, że to idealny układ. Żadne z nas nie chce stałego
związku, oboje pragniemy seksu, który jest fantastyczny. Czego możemy chcieć
więcej? To wspaniałe rozwiązanie. Czerpiemy z tego przyjemność bez ograniczania
naszej wolności.
- Zapominasz o jednym. Wciąż pracuję w pałacu, a ty jesteś księciem.
- Nikt nie ma prawa wtrącać się do mojego życia osobistego.
- Tu nie chodzi tylko o ciebie. Zależy mi na tej pracy. Nie mogę sobie pozwo-
lić na zniszczenie kariery tylko po to, żeby z tobą sypiać.
- Nikt się o tym nie dowie.
R S
64
- Mamy się ukrywać po kątach i modlić, żeby nikt nas nie rozpoznał? Przecież
ty jesteś księciem, na miłość boską! Ludzie cię znają.
Ethan zrobił krok do przodu. Lizzy nie ruszyła się z miejsca, dzielnie próbując
stawić mu czoło. Atmosfera była napięta. Trudno było ukryć pożądanie, które oboje
odczuwali. Powietrze zrobiło się gęste, a w ciszy słychać było ich oddechy.
- Nie powiesz mi, że tego nie chcesz.
- To, że czegoś chcę, nie znaczy, że jest dla mnie dobre - odparła, chociaż w
jej głosie dało się wyczuć niezdecydowanie.
Ethan zdawał sobie sprawę, że Lizzy jest bliska złożenia broni i wystarczy jej
dotknąć, aby się poddała.
- Przyznaj, Lizzy - powiedział, podchodząc bliżej. - Przyznaj, że mnie pra-
gniesz.
- Wiesz, że tak - wyszeptała z trudem. - Ale to niczego nie zmienia. Nasz
związek nie ma szans.
Ethan objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Chciał, żeby spojrzała mu w
oczy. Lizzy nie oponowała i czuł, jak jej opór znika, jak zaczyna się do niego tulić.
- To bez sensu - wyszeptała, wsuwając ręce pod jego kurtkę i mocno go
obejmując, tak jakby się bała go stracić.
Odetchnęła głęboko i wypuściła powietrze wprost na jego szyję. Ethan poczuł
ciepło, które rozlało się po całym jego ciele. Odgarnął włosy z czoła Lizzy i uniósł
jej podbródek, tak aby widzieć jej oczy.
- Powiedz prawdę.
Twarz Lizzy była lekko zaróżowiona z podniecenia. Czuł, jak mocno bije jej
serce.
- Pragnę cię, Ethan!
Zanim zdołała coś dodać, Ethan szybko ją pocałował. Pachniała słodko i zna-
jomo. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się mocno, jakby się bała, że Ethan za
chwilę zniknie. Czuła jego wzruszenie i po raz pierwszy miała wrażenie, że jest w
R S
65
odpowiednim miejscu i czasie. Poczuła z nim głęboką więź, jakby połączyło ich
coś materialnego i rzeczywistego.
Ethan mógł sobie powtarzać w nieskończoność, że to tylko seks, ale wiedział,
że chodzi o coś więcej. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jego uczucia zwykle
mają krótki żywot. Nieraz tracił głowę z powodu kobiety, ale nigdy nie trwało to
dłużej niż trzy, cztery miesiące. Znajdował wymówki, aby się nie spotykać, coraz
mniej czasu spędzał z ukochaną, aż wreszcie stawali się sobie obcy. Potem po-
znawał inną kobietę, która wydawała mu się o wiele bardziej atrakcyjna. Był pe-
wien, że tak samo będzie z Lizzy. Jego dewizą było dobrze się bawić i żyć bez zo-
bowiązań.
R S
66
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ethan pojawił się u Lizzy w sobotę o dziewiątej wieczorem i wyszedł dopiero
w niedzielny wieczór. Większość czasu spędzili w łóżku, wychodząc z niego tylko
po to, aby coś zjeść. Kiedy w poniedziałek Lizzy wróciła z pracy, Ethan już na nią
czekał w samochodzie przed domem, a gdy znaleźli się w korytarzu, przyciągnął ją
do siebie i mocno pocałował. Lizzy z trudem odzyskała oddech.
Uśmiechnęła się do niego, czując, jak krew szybciej krąży jej w żyłach. Miło
było wracać do domu z kimś, komu można było opowiedzieć o wydarzeniach mi-
nionego dnia. Dzięki Ethanowi czuła się ważna i było to coś nowego. Roger nigdy
nie dawał jej tego odczuć. Aby podkreślić swoją rolę w związku, wciąż wytykał jej
błędy i udowadniał, jaka jest niedoskonała. Chociaż Lizzy zdawała sobie sprawę,
dlaczego Roger tak się zachowuje, bardzo ją to upokarzało. Długo się na to godziła,
ponieważ uważała, że nikt inny jej nie zechce, a Roger tylko utwierdzał ją w tym
przekonaniu.
Chociaż związek z Ethanem miał być tylko przelotnym romansem, dawał jej
szczęście i poczucie, że jest kochana. Tego nigdy nie zaznała u boku byłego męża.
Teraz zastanawiała się, jak długo to potrwa i kiedy się sobą znudzą. Na razie jednak
nie warto było zaprzątać sobie tym głowy. Po raz pierwszy w życiu Lizzy czuła, że
żyje, dlatego koncentrowała się na teraźniejszości.
- Jeśli nie jadłeś kolacji, zaraz coś ugotuję - powiedziała, kiedy wchodzili na
górę.
- W tej chwili mam ochotę na jedno - odparł z uśmiechem, obejmując ją w ta-
lii.
Rzeczywiście, jego apetyt był nieposkromiony. Ledwo weszli do jej mieszka-
nia, Ethan z wprawą wyjął szpilki z jej włosów i z zachwytem patrzył, jak jasne
pasma luźno opadają jej na ramiona. Potem zaczął odpinać guziki jej marynarki.
Lizzy zrozumiała, że kolacja musi poczekać. Chwyciła Ethana za poły kurtki i po-
R S
67
ciągnęła go w stronę sypialni, gdzie w pośpiechu zdarli z siebie ubranie. Potem
kochali się przez prawie dwie godziny. Wieczorem uznali, że jest zbyt późno, aby
zacząć gotować, więc zamówili jedzenie z rajskiej restauracji. Jedząc, rozmawiali o
tym, jak minął dzień.
- Lubisz swoją pracę - zauważył Ethan.
Lizzy miała usta pełne jedzenia, więc pokiwała tylko głową.
- Masz szczęście. Wiele osób nienawidzi swojej pracy.
Przełknęła kęs i wytarła serwetką kąciki ust.
- Kiedy przyjechała nowa królowa, wszystko się zmieniło na lepsze. Jest dla
mnie bardzo dobra. Ani razu nie odezwała się niegrzecznie i nie podniosła głosu.
Niestety, przedtem często spotykały mnie różne przykrości.
- Hannah to bardzo miła osoba - powiedział Ethan i upił łyk wina. - Ale nie
mogę zrozumieć, co widzi w Filipie. Mimo to wyglądają na szczęśliwych.
- To prawda, chociaż na początku w ich małżeństwie nie układało się najle-
piej. Król ciągle gdzieś wyjeżdżał, a ona była nieszczęśliwa. Nie wiem, co się stało,
ale mniej więcej miesiąc przed ogłoszeniem, że królowa jest w ciąży, wszystko się
zmieniło. Teraz są nierozłączni. Czasem widzę, jak król patrzy na żonę z taką mi-
łością, że zaczynam jej zazdrościć. Gdyby na mnie ktoś tak patrzył, byłabym naj-
szczęśliwszą kobietą na świecie.
Ethan wypił resztę wina.
- Podobno nie chcesz się z nikim wiązać - zauważył.
Lizzy skinęła głową.
- To prawda. Za dużo z tym kłopotu. Ale może gdyby ktoś tak mnie pokochał,
zmieniłabym zdanie.
- Pod warunkiem, że nie byłby z królewskiego rodu, bo życie w pałacu jest
pełne ograniczeń - przypomniał jej z uśmiechem.
- Właśnie!
- Byłaś kiedyś tak zakochana?
R S
68
- Wydawało mi się, że jestem zakochana w Rogerze, ale teraz wiem, że się
oszukiwałam. Tak bardzo chciałam być kochana i akceptowana. Wierzyłam, że
nasz związek jest oparty na uczuciu, co się okazało nieprawdą.
Zanurzyła usta w winie, a po chwili spytała:
- Byłeś kiedyś zakochany?
- Szaleńczo!
Lizzy poczuła nagle zazdrość, lecz w duchu natychmiast skarciła siebie za ta-
ką reakcję. Przecież w luźnych związkach, kiedy ludzie nie mają zobowiązań, nikt
nie jest zazdrosny.
- Jak się nazywała? - spytała.
- Allison Williams. Poznaliśmy się w szkole.
- Średniej czy na studiach?
- Właściwie to w przedszkolu - roześmiał się Ethan. - Przenieśli ją do innej
grupy.
- Ładna historia! A potem? Nie było nikogo?
Ethan pokręcił głową.
Zdawało jej się, że zaprzeczył zbyt gorliwie.
- Dlaczego? - spytała.
- Nie było czasu - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Musiałem rozkręcić in-
teres, a kobieta tylko by mi w tym przeszkadzała. Dlatego wolę się z nikim nie
wiązać.
Lizzy położyła talerz i kieliszek obok łóżka, po czym przytuliła się do Ethana.
- Jak widzisz, nie musimy się przejmować - zauważył, obejmując ją ramie-
niem i całując w czoło.
- Czym?
- Że się w sobie zakochamy. Jak widać, żadne z nas tego nie chce.
- To prawda - przyznała.
Ethan miał całkowitą rację, a więc czemu Lizzy posmutniała? Zdała sobie
R S
69
sprawę, że pragnęła, aby to on był mężczyzną, który patrzy na nią z uwielbieniem.
Jednocześnie wiedziała, że Ethan potrzebuje innej kobiety. Zbytnio się różnili.
Może gdyby się spotkali parę lat temu, byłoby inaczej, ale teraz dzieliła ich prze-
paść.
- Filip bardzo by chciał, żebym się ustatkował - powiedział Ethan. - Powtarza,
że to byłoby dobre dla naszej rodziny. Tak jakbym się tym przejmował.
Lizzy wiedziała, że rodzinę królewską obowiązywało mnóstwo zasad i naka-
zów. Pracując w pałacu, poznała jego reguły i nigdy nie chciałaby się tam znaleźć
w roli domownika. Zbytnio ceniła sobie niezależność.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się Ethan, głaszcząc jej udo.
- Oczywiście.
- Znałaś mojego ojca, prawda?
- Słabo.
- Jaki on był?
- Nigdy go nie spotkałeś? - Spojrzała na niego zaskoczona.
Ethan pokręcił głową. Smutek w jego oczach poruszył ją. Chciała skłamać i
powiedzieć, że jego ojciec był wspaniałym, szlachetnym człowiekiem, ale nie mo-
gła.
- Miał trudny charakter - powiedziała ostrożnie.
- Sophie mówiła, że był zimnym, wyrachowanym i zapatrzonym w siebie
draniem.
- Można tak powiedzieć.
Lizzy zawsze miała wrażenie, że księżniczka Sophie i jej brat Filip mieli
wielki żal do ojca za to, jak ich traktował. Jednak nigdy nie rozmawiali o tym ze
służbą. Nikt nie wyrażał głośno opinii o królu.
- Niestety, o królowej też trudno powiedzieć coś dobrego - ciągnęła Lizzy. -
Żal mi było księżniczki Sophie i księcia Filipa, że trafili im się tacy rodzice.
- Sophie mówiła, że król nie krył się z tym, że zdradzał żonę.
R S
70
- Kiedy chciał, potrafił być czarujący - powiedziała Lizzy.
Sama znała osoby zatrudnione w pałacu, które uległy temu urokowi, mimo że
romans z królem groził wyrzuceniem z pracy. Żadna kochanka nie utrzymała się
jednak zbyt długo w pałacu.
- Co to znaczy „czarujący"? - spytał Ethan, patrząc na nią uważnie.
Lizzy wybuchnęła śmiechem.
- Nie aż tak czarujący jak ty! Przyznaję, że wpadłam mu w oko, ale szybko
dałam do zrozumienia, że nie jestem nim zainteresowana.
- To wszystko wyjaśnia.
- Co?
- Dlaczego tak się ubierasz do pracy. Wyglądasz jak szara myszka.
- W pewnych sytuacjach lepiej być niewidocznym.
- Czasem żałuję, że go nie poznałem, ale potem myślę że byłbym rozczaro-
wany. Mama dobrze o tym wiedziała i dlatego nigdy mi o nim nie powiedziała.
Chociaż przyznaję, że nieraz mam do niej żal.
- Na pewno zrobiła to w dobrej wierze. Podobnie jak moja mama. Ona też
popełniła kilka błędów.
- Jakich?
- Ojciec zostawił nas, kiedy urodziła się moja siostra. Miałam wtedy sześć lat.
Mama próbowała znaleźć kogoś, kto by go zastąpił, ale miała okropny gust. Wszy-
scy jej mężczyźni pili, kilku ją biło. Kiedy zdobyłam stypendium nie mogłam się
doczekać wyjazdu. Przyjechałam na długo przed rozpoczęciem roku akademickie-
go.
- Odwiedzasz ją czasem?
Lizzy pokręciła głową.
- Za dużo jest między nami urazy. Siostry nie mogły mi wybaczyć, że wyje-
chałam. One też nie mają szczęścia w miłości. Przyciągają nieudaczników, którzy
najpierw je wykorzystują, a potem odchodzą. Przyznaję, że ja też miałam pecha.
R S
71
Roger był pasożytem, odebrał mi poczucie własnej godności i pieniądze. Czasem
myślę, że nad kobietami w mojej rodzinie ciąży przekleństwo.
- A może po prostu pech?
- Może... Mimo to co miesiąc posyłam mamie pieniądze. Chcę jej pomóc.
- Chociaż masz do niej żal?
- W końcu to moja mama. - Lizzy wzruszyła ramionami. - Ma swoje wady,
ale ją kocham. Ty zrobiłbyś dla swojej matki to samo.
- To prawda.
- Chyba jesteśmy za dobrzy dla innych - zauważyła, opierając się na łokciu,
aby spojrzeć mu w oczy.
- To wiele wyjaśnia.
- To dlatego jest nam ze sobą tak dobrze. Wreszcie robimy coś dla siebie.
Przez chwilę jesteśmy egoistami. Dla mnie to duża odmiana. Dotąd zawsze robiłam
coś dla innych, a teraz wreszcie zajęłam się sobą. Jakie to miłe uczucie!
- Mam nadzieję - powiedział Ethan, przewracając ją na plecy i kładąc się
między jej nogami. - Możemy to sprawdzić.
Lizzy nie wątpiła w to ani przez chwilę. Z nikim nie było jej tak dobrze jak z
Ethanem. Uniosła biodra, aby poczuć jego twarde ciało w swym wilgotnym, roz-
palonym wnętrzu.
Ethan pochylił się nad nią i musnął ustami jej policzek.
- Co dostanę w zamian? - spytał.
- Co tylko zechcesz!
- Chcę ciebie - odparł i jednym ruchem w nią wszedł.
Lizzy poczuła spełnienie, jakiego nigdy dotąd nie zaznała, a jednocześnie
niepokój, że wkrótce wszystko się skończy. Zaczęła się bać, że znów będzie cier-
pieć.
- Dobrze się czujesz? - spytała królowa, kiedy Lizzy po raz trzeci wyłączyła
R S
72
się z rozmowy i nie odpowiedziała na pytanie.
Siedziały na kanapie w salonie królowej. Hannah miała nogi ułożone na krze-
śle, zaś Lizzy przeglądała wzory kart ogłaszających narodziny dziecka. Z trudem
koncentrowała się na swojej pracy. Wszystkiemu winien był Ethan, bo przez niego
nie spała całą noc. We wtorek i środę miał spotkania biznesowe, więc w czwartek
odbili sobie dwa dni rozłąki. Ethan wyszedł od niej nad ranem. Dlatego teraz była
nieprzytomna.
- Tak, proszę pani. Źle spałam tej nocy.
- Możesz wcześniej wyjść.
Królowa była dla niej tak miła, że Lizzy poczuła się winna. Miała romans z
jej szwagrem, co było nie do pomyślenia i groziło poważnymi konsekwencjami.
- Nic mi nie jest - zapewniła.
Królowa wybrała kartkę z kaczuszkami i królikami.
- Co powiesz o tym? Może zbyt romantyczne dla chłopca?
Obejrzały już tyle wzorów kart, ale wszystkie wyglądały tak samo.
- Ta z niebieskimi klockami wydaje mi się najciekawsza.
- Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne - westchnęła królowa.
- Pani chce, żeby wszystko było doskonałe - zauważyła Lizzy, choć czuła, że
gdyby chodziło o jej dziecko, zachowałaby się tak samo.
Nie była za stara na macierzyństwo. Trzeba było tylko spotkać tego jedynego,
właściwego mężczyznę. Na szczęście miała na to jeszcze kilka lat. Wszystko mogło
się zmienić w mgnieniu oka. Przez kilka ostatnich tygodni całkowicie odmienił się
jej pogląd na życie. Przestała się bronić i zaufała obcemu mężczyźnie. Gdyby ktoś
powiedział jej o tym rok temu, uznałaby to za szaleństwo. Teraz była szczęśliwa.
Zaczęła się zastanawiać, jakim ojcem byłby Ethan. Wiedziała, że nigdy się
tego nie dowie, ale nurtowało ją pytanie, czy chciałby mieć kiedyś dzieci. Niestety,
gdy ludzie ze sobą romansują, nie zadają sobie takich pytań.
- Elizabeth?
R S
73
Lizzy spojrzała na królową i zdała sobie sprawę, że znów nie usłyszała jej
pytania.
- Przepraszam!
- Jesteś rozkojarzona z powodu tego mężczyzny, z którym niedawno rozma-
wiałaś przez telefon?
Lizzy próbowała ukryć zażenowanie, ale zaczerwieniła się po czubek nosa.
Miała ochotę wyjawić królowej całą prawdę, a jednocześnie wiedziała, że Hannah
jest ostatnią osobą, której może się zwierzyć. Po pierwsze, byłoby to wysoce nie-
stosowne, po drugie, na zawsze zmieniłoby ich relacje.
Lizzy przygryzła wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszam, nie powinnam pytać - powiedziała królowa.
- Nie, ja tylko... - zaczęła Lizzy i wzięła głęboki oddech. - To takie skompli-
kowane - dokończyła.
- Zakochałaś się?
Oczywiście, że nie. To byłoby nierozsądne.
- Nie... Nie wiem, co do niego czuję. Jest zbyt...
- Jaki?
- Doskonały - dokończyła z trudem.
Poza tym chciał tylko seksu i żadnych zobowiązań, ale tego nie mogła po-
wiedzieć. Królowa roześmiała się.
- To najdziwniejsza odpowiedź, jaką kiedykolwiek usłyszałam. Jak mężczy-
zna może być zbyt doskonały?
- Chodzi mi o to, że to, co przeżywam, jest takie doskonałe, że aż niemożliwe
- wyjaśniła Lizzy i od razu zdziwiło ją to, co powiedziała.
Z Ethanem łączył ją po prostu wspaniały seks, nic więcej. Nigdy nie stworzą
dobranej pary.
- Bardzo się od siebie różnimy - powiedziała.
- Czasem to dobrze. Spójrz na mnie i Filipa. Trudno znaleźć dwie bardziej
R S
74
różniące się od siebie osoby. Pochodzimy z innych krajów, środowisk, a mimo to
jesteśmy szczęśliwi.
Lizzy nie mogła się zgodzić, że król i królowa są aż tak różni. Oboje wycho-
wali się w bogatych rodzinach, a w żyłach królowej płynęła błękitna krew. Gdyby
wiedziała, z kim spotyka się Lizzy, nie byłaby taka miła.
- To naprawdę skomplikowane.
Królowa uśmiechnęła się.
- Nawet jeśli tego nie chcesz, widać, jak bardzo ci na nim zależy.
Królowa myliła miłość z pożądaniem. Lizzy wolała myśleć, że świadomie
wybrała przelotny romans, a nie trwały związek. Właściwie wyboru dokonał za nią
Ethan, ale fakt był faktem.
- Widziałaś, że kiedy wprowadziłam się do pałacu, między mną a Filipem nie
układało się najlepiej.
- Tak, zauważyłam - przyznała Lizzy. - Cieszę się, że teraz wszystko jest do-
brze.
- Na to trzeba czasu. - Królowa położyła rękę na ramieniu Lizzy. - Może po-
winnaś mu dać szansę?
Lizzy wiedziała, że to nie ma sensu. Uśmiechnęła się jednak i obiecała, że to
zrobi. Królowa była zadowolona. Wróciły do omawiania wzorów kolorowych kart.
Lizzy miała jednak wrażenie, że na tej rozmowie z królową się nie skończy.
R S
75
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Ethan opuścił dwa spotkania z Charlesem w klubie, więc w sobotni poranek
cicho wstał z łóżka, aby nie budzić Lizzy, ubrał się i pojechał na mecz squasha.
Kuzyn już na niego czekał.
- Zastanawiałem się, czy się zobaczymy w tym tygodniu - powiedział. -
Dzwoniłem do ciebie, ale nikt nie odbierał.
- Nie było mnie.
W ostatnim czasie rzadko bywał w domu, ponieważ wszystkie wieczory i no-
ce spędzał u Lizzy. Jego nowa dziewczyna odmówiła odwiedzenia go w jego
mieszkaniu w obawie, że ktoś ją rozpozna i ich romans wyjdzie na jaw. Nie chodzi-
li też do restauracji ani do kawiarni. Unikała nawet jeżdżenia jego samochodem.
Większość czasu spędzali u niej w domu, ale wcale im się nie nudziło.
- Na kogo padło tym razem? - spytał Charles. - Znam ją?
- Mówiłem ci już - rzucił od niechcenia Ethan.
Zdjął kurtkę i powiesił ją w szafce.
- Tak? Aha, chodzi o tę sekretarkę - przypomniał sobie po chwili Charles. -
Nadal z nią chodzisz?
Ethan skinął głową.
- To miało być podobno spotkanie na jedną noc - zauważył. - Mówiłeś, że ona
postawiła takie warunki. Pamiętasz?
- Ale dodałem, że jak czegoś chcę, to to zdobywam.
Kusiło go, żeby opowiedzieć Charlesowi o Lizzy. Wiedział, że jego kuzyn
miał przelotne romanse przynajmniej z kilkoma osobami z pałacu, więc mógł mu
zaufać. Jednak obiecał Lizzy, że dochowa tajemnicy.
- Często się widujecie?
- Codziennie.
- Niemożliwe! - Charles spojrzał na niego z niedowierzaniem, a gdy Ethan to
R S
76
potwierdził, spytał: - Nie boisz się, że ona się zbytnio do ciebie przywiąże?
- Lubię ją, dobrze na mnie wpływa. Przy niej mogę być sobą. Ustaliliśmy, że
nie będziemy się wiązać na stałe.
- Kobiety zawsze tak mówią, żeby nas usidlić - zauważył Charles. - Zanim się
spostrzeżesz, będziesz miał na palcu obrączkę.
- Lizzy jest inna. Przeżyła rozwód i nie chce się wiązać.
- Obyś miał rację. Wybuchnie skandal, jeśli ożenisz się z osobą, która nie na-
leży do arystokracji, a co dopiero z rozwódką! Tego nikt ci nie wybaczy.
- Nie ma o czym mówić. Nie ożenię się z nią.
Charles z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - westchnął ze współczuciem.
- Mam to, czego pragnie każdy facet: wspaniały seks bez zobowiązań.
Ethan pokonał Charlesa w squasha. Po meczu wziął prysznic, wypił kawę i
pojechał do pałacu. Chciał się zobaczyć z Lizzy, która uparcie twierdziła, że musi
pracować w sobotę, mimo że Hannah i Filip wyjechali na piknik charytatywny.
Przypomniał sobie, co mówił Charles. Rzeczywiście, spędzał z Lizzy dużo
czasu. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie kusi losu i czy nie powinien się z nią
widywać rzadziej. Od razu jednak uznał tę myśl za śmieszną. Lizzy też nie chciała
się z nikim wiązać na stałe. Oboje znali reguły gry, więc nie było powodu, aby się
martwić i pozbawiać przyjemności, kiedy wkrótce i tak wszystko się skończy.
W pałacu było pusto, przyszło tylko kilku pracowników administracji. Kiedy
Ethan wszedł do środka, w holu przy biurku siedziała młoda stażystka. Wstała, że-
by go przywitać.
- Mogę w czymś pomóc, Wasza Wysokość? - spytała, kłaniając się zgodnie z
regulaminem.
Nie cierpiał, gdy zwracano się do niego w ten sposób, ale z czarującym
uśmiechem odparł:
R S
77
- Mam nadzieję, że tak.
Potem odwrócił się, jakby się obawiał, że ktoś ich śledzi.
- Chciałbym kupić coś mojemu przyszłemu bratankowi, ale jestem kiepski w
wybieraniu prezentów dla niemowlaków - wyjaśnił, ściszając głos.
Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Może zna pani kogoś, kto mógłby mi pomoc wybrać odpowiedni prezent?
Zależy mi, żeby to była niespodzianka.
- Najlepiej porozmawiać o tym z panną Pryce, asystentką królowej - powie-
działa dziewczyna.
Takiej odpowiedzi oczekiwał.
- Dziś pewnie nie pracuje - zauważył ze smutkiem Ethan.
- Tak się składa, że jest. Na pewno panu pomoże.
- Mogę liczyć na jej dyskrecję?
- Ależ oczywiście! Jej biuro jest na końcu korytarza. Trzecie drzwi po lewej
stronie.
- Wspaniale. Dziękuję - powiedział Ethan i zrobił kilka kroków, po czym się
odwrócił. - Niech ta rozmowa zostanie między nami - dodał, posyłając dziewczynie
czarujący uśmiech. - Gdyby ktoś pytał, mnie tu nie było.
- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna i wykonała gest, jak-
by zamykała usta na kłódkę.
Ethan zapukał do drzwi gabinetu.
- Proszę! - dobiegł ze środka głos Lizzy.
Kiedy wszedł, Lizzy podniosła głowę znad komputera. Miała na nosie okulary
i wyglądała bardzo poważnie. Była ubrana w granatowy kostium, nie miała maki-
jażu, a włosy upięła w kok.
- Panna Pryce?
Lizzy rzuciła mu obojętne spojrzenie, jakby jego obecność była czymś naj-
zwyklejszym w świecie.
R S
78
- Wasza Wysokość!
- Może zdoła mi pani pomóc - powiedział Ethan, zamykając za sobą drzwi.
Dopiero wtedy Lizzy spostrzegła, z kim rozmawia, i jej oczy zrobiły się okrą-
głe z przerażenia.
- Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? - spytał Ethan, podchodząc do biurka.
Lizzy przez chwilę patrzyła na niego zdezorientowana, po czym niemal wy-
krzyknęła przerażona:
- Tutaj? Nie ma mowy!
- Powiedziałem dziewczynie przy wejściu, że potrzebuję pomocy w wyborze
prezentu dla bratanka. Sama mnie do ciebie wysłała.
Podszedł do niej i jednym ruchem przekręcił w swoją stronę fotel, na którym
siedziała.
- Nieźle to sobie wymyśliłem, prawda?
- Ty chyba oszalałeś!
- Może - przyznał, po czym uniósł ją i posadził na biurku. - Ale podoba ci się
to - dodał, siadając przed nią w fotelu.
Lizzy nie przyznałaby się do tego, ale była mile zaskoczona. Widział to w jej
oczach. Jej buzia lekko się zaróżowiła.
- Nikt nas nie może zobaczyć - powiedziała, ale nie przeszkodziła mu, gdy
zdejmował jej buty.
- Wiem, dlatego to takie podniecające.
- Ethan, proszę...
- Ty też tego chcesz - powiedział, rozpinając jej spódnicę.
Jego oczom ukazały się cienkie pończochy. Mruknął z zadowoleniem. Od
niedawna jego ulubioną porą dnia był wieczór, gdy zdejmował z jej nóg te delikat-
ne pończoszki. Teraz jednak nie było na to czasu.
- Co będzie, jeśli ktoś usłyszy? - spytała Lizzy, choć bez oporu poddawała się
R S
79
jego pieszczotom.
- Musisz być cicho.
- Łatwo ci powiedzieć.
Ethan dotknął jej ciepłego ciała między nogami i Lizzy cicho westchnęła.
- Miło?
Zagryzła wargi i skinęła głową.
- A teraz? - spytał, wsuwając palce pod koronkowe majtki.
Lizzy zadrżała, a wtedy Ethan schylił się i zaczął całować wewnętrzną stronę
jej uda. Potem zaczął pieścić drugie udo, a jej oczy zaszły mgłą. Nie zachowywała
się jak kobieta, która nie chce się kochać. Ethan obsypywał ją pocałunkami, aż po-
czuł, że jest całkiem bezwolna.
Nagle przestał i odsunął się od niej.
- Nadal chcesz, żebym przestał?
Lizzy nie odpowiedziała, ale wyraz jej twarzy zdradzał wszystko. Płonęła z
pożądania. Gdyby mieli więcej czasu, poczekałby na jej odpowiedź, ale teraz zo-
stało mu kilka minut. Nie chciał wzbudzać podejrzeń, więc szybko przeszedł do
działania. Patrząc jej w oczy, jednym ruchem ręki zdjął z niej majtki. Kiedy dotknął
jej wilgotnego ciała, przeszył ją dreszcz, a po chwili wyprężyła się w ekstazie. Od-
chyliła głowę, zanurzając palce w jego włosach. Odczuła tak silną rozkosz, że gdy
odzyskała dech w piersiach, nie miała siły się ruszyć. Intensywność tego przeżycia
sprawiła, że zapomniała o strachu przed wykryciem jej miłosnej przygody. Spoj-
rzała na niego podniecona, z czerwonymi ustami, po czym bez słowa zsunęła się z
biurka i rozpięła mu spodnie.
- Pamiętaj, żadnych odgłosów - szepnęła.
Po dwudziestu minutach Ethan wyszedł od Lizzy z obietnicą, że spotkają się
wieczorem w jej mieszkaniu. Kiedy wychodził, dziewczyna przy wejściu podniosła
głowę i z uśmiechem spytała:
R S
80
- Czy uzyskał pan pomoc?
- Och, tak! - odparł, nie kryjąc zadowolenia. - Dziękuję.
Potem poszedł do innego skrzydła pałacu, aby skorzystać z łazienki i natknął
się na Sophie. Szła korytarzem, a on wychodził zza węgła i niemal na siebie wpa-
dli. Gdyby w ostatniej chwili jej nie złapał, pewnie upadłaby na ziemię, była tak
szczupła i lekka. To jednak nie oznaczało, że była słaba psychicznie. Sophie miała
delikatną i kruchą budowę, co podkreślała zwiewnymi strojami, ale za to twardy
charakter.
- Ethan! Skąd się tu wziąłeś? - spytała, zarzucając mu ręce na szyję i całując
go w policzek.
- Przyjechałem załatwić sprawę - wyjaśnił Ethan, mając nadzieję, że uniknie
dodatkowych pytań.
Jednak Sophie chciała znać szczegóły.
- Jaką sprawę?
- Zamierzałem porozmawiać z Filipem, ale okazało się, że wyjechał.
- Bardzo ci daje w kość? - spytała Sophie, marszcząc brwi.
- Nie, tak jak zwykle. Czy Charles powiedział ci o hotelu Houghtonów? -
zmienił temat w nadziei, że zajmie Sophie czymś innym.
- Tak - odparła podekscytowana.
To Sophie wymyśliła rozbudowę hotelu o nowoczesne SPA i klub fitness z
najnowszym sprzętem oraz wysoko wykwalifikowanym personelem. Wpadła też na
pomysł zbudowania dwóch basenów, jednego krytego i drugiego na zewnątrz.
- Wiesz, że pracuję teraz z dekoratorem wnętrz nad projektami? Kupiłam już
sprzęt do kuchni.
- Najnowszej generacji?
- Oczywiście - odparła z szerokim uśmiechem. - Wypróbowałam już pierwsze
przepisy, które włączę do karty dań. Chcesz się poświęcić i spróbować?
- Przykro mi, ale wieczorem jestem zajęty.
R S
81
- Dokąd się wybierasz? Na randkę?
- Coś w tym stylu.
W oczach Sophie pojawiły się iskierki. Od dawna próbowała go wyswatać z
jedną ze swych niezamężnych koleżanek, jednak była bardziej dyskretna od Filipa,
który wywierał na brata presję, aby jak najszybciej się ustatkował. Sophie chciała
tylko, żeby Ethan był szczęśliwy.
- No proszę! Znam ją? - spytała.
- Nie sądzę.
- Tutejsza czy z zagranicy? - ciągnęła Sophie, unosząc brwi.
- Mieszka na wyspie.
- Czy to pierwsza randka?
- Czy to przesłuchanie? - Ethan skrzyżował ręce na piersiach.
- No co? - odparła, wzruszając ramionami. - Nic nie poradzę na to, że jestem
wścibska. Jesteś moim starszym bratem. Chciałabym wiedzieć, co się z tobą dzieje.
- Nie, to nie jest pierwsza randka - odparł Ethan, ciężko wzdychając. - I zanim
zapytasz, nie, to nie jest poważna sprawa i nigdy nie będzie.
- Masz romans?
Określenie to wydawało mu się żałosne, wzięte prosto z jakiegoś romansidła.
Brzmiało tandetnie i podejrzanie. Jednak trudno było zaprzeczyć, że on i Lizzy
spotykali się po to, aby uprawiać seks. Zakładali też, że ich znajomość jest przelot-
na. Cóż więc innego ich łączyło, jak nie romans?
- Tak to można nazwać - odparł niechętnie.
- Czy ona jest mężatką?
- Oczywiście, że nie!
- Zaręczona?
- Nie!
Czy Sophie miała go za drania?
- Ja tylko pytam. - Znów wzruszyła ramionami.
R S
82
- Jest samotna, a właściwie po rozwodzie.
- Chciałabym ją poznać. Może umówimy się na kolację?
Tego by jeszcze brakowało, pomyślał.
- To niemożliwe. Ona czuje się trochę onieśmielona naszą rodziną. Woli za-
chować anonimowość.
Najsmutniejsze było to, że choć Lizzy święcie w to wierzyła, była bardziej
przyzwyczajona do królewskiej rodziny niż on.
- A może ty byś się źle czuł? - spytała Sophie, jakby czytała w jego myślach.
- Sophie, muszę już iść - odpowiedział wymijająco. - Niedługo się zobaczy-
my.
- Dobrze. Zarezerwuj dla mnie jeden wieczór. Stęskniłam się za tobą. Obie-
cujesz?
- Obiecuję. Do zobaczenia!
Czuł na sobie jej spojrzenie, gdy szedł w stronę wyjścia. Uważał, że jego
związek z Lizzy nie jest romansem. Dlaczego więc nie martwiło go, że nigdy nie
będzie mógł się z nią pokazać publicznie ani przedstawić jej rodzinie?
R S
83
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Chociaż przebywanie z Ethanem kojarzyło się Lizzy z samymi przyjemno-
ściami, zastanawiała się, kiedy zniknie dreszczyk emocji związany z potajemnymi
schadzkami, a ich spotkania zaczną ją irytować. Okazało się, że wystarczyły trzy
tygodnie, aby sytuacja zaczęła ją denerwować.
- Chciałbym zaprosić cię na kolację - powiedział Ethan, kiedy spotkali się u
niej w piątkowy wieczór. - Pójdziemy tam, gdzie zechcesz.
Marzyła o tym, bo przecież wszystkie normalne pary wychodzą gdzieś w
piątkowy wieczór. Idą do kina, restauracji, razem bądź z przyjaciółmi. Chciała, aby
ich związek był normalny, choć jednocześnie zdawała sobie sprawę, że to niemoż-
liwe. Ethan sam jej czasem o tym przypominał, rzucając jakieś uwagi, pół żartem,
pół serio.
- Lubię siedzieć w domu - skłamała.
Ona też czuła się zmęczona ograniczeniami. Czuła nudę.
- Możemy wybrać ciche miejsce gdzieś na uboczu - zaproponował.
Niestety oboje wiedzieli, że wszędzie go rozpoznają.
- Chciałabym, ale nie mogę.
Ethan przestał nalegać i zamówili jedzenie do domu.
Następnego dnia wyjechał do Stanów na urodziny przyjaciela. Lizzy bardzo
za nim tęskniła i nie mogła się doczekać jego powrotu. Lot znów się opóźnił i Et-
han przyleciał w nocy, więc nie mogli się spotkać. Całą środę przesiedziała w pracy
jak na szpilkach. Na szczęście królowa była zbyt podekscytowana wizytą lekarza,
aby zwracać uwagę na Lizzy. Termin porodu wypadał za dwa tygodnie
- Uspokoił mnie, że ból, który odczuwam, to jeszcze nie skurcze. Może to po-
trwać jeszcze dwa, trzy tygodnie, ale ja mam wrażenie, że za chwilę zacznę rodzić.
Siedziały w apartamencie królowej, przeglądając i układając dziecięce ubran-
R S
84
ka. Kiedy zadzwonił telefon, Lizzy wstała, aby podnieść słuchawkę. Dzwonił król.
Nie chciał jednak rozmawiać z żoną, lecz z jej asystentką.
- Proszę przyjść do mojego biura - powiedział i odłożył słuchawkę.
Lizzy starała się zachować spokój, ale w jego głosie wyczuła złowrogą nutę.
Próbowała sobie tłumaczyć, że nawet jeśli stało się coś złego, nie ma to związku z
jej pracą. Ze względu na Ethana była przewrażliwiona. Jednak nie codziennie król
wzywa asystentkę królowej do swego gabinetu.
- Król prosi mnie do siebie - powiedziała królowej.
Nawet jeśli królowa wiedziała, o co chodzi, nie dała po sobie poznać. Nadal
beztrosko układała ubranka według koloru i rozmiaru.
- Możesz iść, ale powiedz mu, żeby nie trzymał cię zbyt długo, bo potrzebuję
twojej pomocy. Mamy jeszcze trochę pracy.
Lizzy wyszła na korytarz i przeszła do skrzydła, gdzie znajdował się gabinet
króla. Ze strachu zaczął ją boleć brzuch.
Przywitała się z sekretarką, uśmiechając się grzecznie, ale kobieta zmierzyła
ją tylko wzrokiem. Nigdy nie okazywała sympatii, ale jej zachowanie nie wróżyło
niczego dobrego.
- Proszę wejść. Czekają na panią. Czekają? Kto był w gabinecie oprócz króla?
Lizzy przestraszyła się nie na żarty. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i
uciec. Trzęsącą się ręką nacisnęła klamkę. W pokoju za biurkiem siedział król.
Miał surową minę, wyglądał władczo i nieprzystępnie. Kiedy Lizzy zamknęła za
sobą drzwi i zrobiła krok do przodu, zobaczyła drugiego gościa. Serce podeszło jej
do gardła i z trudem powstrzymała okrzyk. Po drugiej stronie gabinetu siedział Et-
han. Sprawiał wrażenie rozluźnionego, a nawet lekko znudzonego. Co on tu robił?
Kiedy Lizzy się odezwała, usiłowała ukryć drżenie głosu. Być może sprawa
nie dotyczyła jej i Ethana, lecz czegoś zupełnie innego.
- Słucham, Wasza Wysokość.
- Proszę podejść.
R S
85
Lizzy w panice spojrzała na Ethana, próbując odczytać coś z jego twarzy.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały i w jego oczach zobaczyła smutek, zrozumiała, że
ich romans wyszedł na jaw.
- Chyba nie muszę pani wyjaśniać, dlaczego się tu spotkaliśmy?
Lizzy pokręciła głową, czując, że robi jej się niedobrze. Obawiała się, że za
chwilę zemdleje.
- Nie muszę pani również tłumaczyć, jak rodzina królewska zareagowałaby na
ślub księcia z sekretarką?
- Nie, Wasza Wysokość - odparła i nagle zdała sobie sprawę, że padło słowo
„ślub".
Czy Ethan powiedział królowi, że chce się z nią ożenić? Spojrzała na niego
zdziwiona, ale on przybrał swój charakterystyczny, obojętny wyraz twarzy.
- Przepraszam, ale ja... ja... - zaczęła. - Przepraszam.
- Nie musisz za nic przepraszać. Nie zrobiłaś nic złego - odezwał się Ethan.
Król rzucił bratu karcące spojrzenie, po czym zwrócił się do Lizzy.
- Książę powiedział mi, że podszedł do pani podczas balu i mimo pani obiek-
cji wciąż za panią chodził. Czy to prawda?
Lizzy była tak przerażona, że bez słowa skinęła głową. W jej głowie jak echo
pobrzmiewało słowo „ślub". Nie mogła uwierzyć, że Ethan był tak nierozsądny i
powiedział królowi, że chce się z nią żenić.
- A pani pozwoliła na to, żeby ta znajomość się rozwinęła, chociaż wie pani,
jakie za to grożą konsekwencje.
Lizzy spuściła wzrok i znów skinęła głową.
- Mówiłem ci, że miłość nie wybiera - odezwał się Ethan.
Miłość? Czy Ethan mówił poważnie?
- Brat powiedział, że się pani oświadczył i zamierzacie się pobrać wiosną
przyszłego roku.
Lizzy miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Wiedziała jednak, że nie ma wyboru
R S
86
i musi poprzeć Ethana.
- Tak, zgadza się.
- Rozumiem, że po ślubie nie będzie już pani pełnić roli asystentki królowej?
Czy to oznaczało, że król jej nie wyrzuca i że do czasu ewentualnego ślubu
pozwala jej zostać na stanowisku? Lizzy poczuła, że budzi się w niej nadzieja, a
sytuacja nie jest tak dramatyczna.
- Nie, Wasza Wysokość - odparła z trudem.
- Ethan powiedział mi też, że po ślubie zamierza pani pracować w hotelu.
Przyznam, że nie do końca mi się to podoba. Członkowie rodziny królewskiej nie
pracują na etacie.
Członkowie rodziny królewskiej? Co on mówił?
Lizzy była pewna, że tym razem zemdleje. Miała wrażenie, że przeżywa jakiś
koszmar. Przecież ona nie chciała za nikogo wyjść za mąż ani należeć do królew-
skiej rodziny. Najdziwniejsza wydała jej się postawa samego króla. Powinien był
na nią nakrzyczeć, zwymyślać ją i zażądać zakończenia znajomości z Ethanem. On
natomiast zachowywał się tak, jakby się pogodził z decyzją brata.
Ethan wstał i z uśmiechem, niemal obojętnie, spytał króla:
- Czy to wszystko? Jesteś zadowolony?
- Tak, ale wolałbym, żeby takie wiadomości nie spadały na mnie jak grom z
jasnego nieba.
- Moje życie osobiste jest wyłącznie moją sprawą - odparł Ethan.
Lizzy czuła, że król lada chwila wybuchnie. Jednak on rzucił tylko bratu po-
nure spojrzenie i powiedział:
- Dopilnuję, żeby rzecznik dworu niebawem ogłosił wasze zaręczyny.
- Dobrze. - Ethan skinął głową.
To niemożliwe! Jakie zaręczyny? Przecież Ethan nie mógł się zgodzić, żeby
cały świat dowiedział się o zaręczynach, których nie będzie.
- Jeśli to wszystko, chciałbym na osobności porozmawiać z narzeczoną - po-
R S
87
wiedział Ethan.
- Tak, to wszystko. A ja porozmawiam z żoną.
- Chodźmy, kochanie - zwrócił się Ethan do Lizzy, ale ona stała nieruchomo
jak sparaliżowana.
Ethan wziął ją delikatnie za ramię i wyprowadził z gabinetu króla. Kiedy wy-
szli na korytarz, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale książę przerwał jej ru-
chem ręki.
- Nic nie mów, dopóki nie będziemy sami!
Zaciągnął Lizzy na koniec korytarza, gdzie znajdował się jego gabinet, a kie-
dy znaleźli się w środku, zamknął za sobą drzwi na klucz. Potem zwrócił się do
Lizzy:
- Uspokój się. Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Dopiero wtedy Lizzy zdała sobie sprawę, że z trudem łapie oddech.
- Coś ty najlepszego zrobił? - krzyknęła.
- Uratowałem cię przed wyrzuceniem z pracy - odparł, prowadząc ją na fotel.
Lizzy cała się trzęsła i nie była w stanie samodzielnie zrobić kroku. Kiedy
usiadła, spytała:
- Musiałeś powiedzieć królowi, że się pobieramy?
- Dowiedział się o nas. Nie wiem, jak to się stało, ale wezwał mnie dziś na
rozmowę.
- I wymyśliłeś zaręczyny?
- Nie miałem wyboru.
- Nie mogłeś powiedzieć prawdy?
- Wolałabyś, żebym się przyznał do romansu, niż powiedział, że jesteśmy w
sobie szaleńczo zakochani i chcemy się pobrać? Wiem, jak bardzo ci zależy na
pracy, ale król nie może wyrzucić z pałacu swojej przyszłej szwagierki. Jego ro-
dzina miałaby z tego powodu kłopoty, wybuchłby skandal. Filip nie może sobie na
to pozwolić.
R S
88
Ethan miał rację. Gdyby powiedział królowi prawdę, na pewno straciłaby
pracę. Książę próbował ratować jej skórę, a ona nie potrafiła mu powiedzieć jed-
nego dobrego słowa. Była zarozumiała i niewdzięczna.
- Przepraszam, Ethan. Powinnam ci dziękować, a robię wyrzuty. Ale to było
takie niespodziewane.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się. - Wiem, że nie lubisz, kiedy coś wymyka
ci się spod kontroli. Powiedziałbym ci wcześniej, ale nie było czasu.
- Co teraz zrobimy? - spytała. - Przecież nie możemy się pobrać.
- Oczywiście, że nie.
Kiedy Lizzy to usłyszała, poczuła zawód, choć powinna była się cieszyć.
- Będziemy udawać, że jesteśmy zaręczeni, a po jakimś czasie ogłosimy ze-
rwanie. Ty zachowasz pracę i wszyscy będą szczęśliwi.
Plan brzmiał rozsądnie. Najważniejsze, że Lizzy zachowa stanowisko.
- Mam nadzieję, że się uda, bo kiedy się rozstaniemy, również mogą mnie
zwolnić. Co wtedy?
- Przyjmę cię do pracy w hotelu. Nie bój się, cokolwiek się zdarzy, nie po-
zwolę, żebyś została bez pracy. Obiecuję!
Patrzył na nią z takim oddaniem i czułością, że nie mogła się dalej na niego
gniewać. Prawdę mówiąc, sama była sobie winna, że tak sobie skomplikowała ży-
cie. Ethan bardzo się postarał, aby zwrócić na siebie uwagę, ale wiele razy mogła
zakończyć ich znajomość, a tego nie zrobiła.
- Nie musimy się już ukrywać - zauważyła.
- Właśnie! Ludzie powinni nas widywać, dzięki czemu nasza historia będzie
bardziej wiarygodna.
Lizzy nie podobało się to, że Ethan traktuje całą sprawę jak sport, miłą roz-
rywkę. Po namyśle stwierdziła jednak, że nie mógł zrobić tego wszystkiego tylko
dlatego, aby odgonić widmo rutyny. Dla niej to też była szansa. Kto wie, może tych
kilka miesięcy w roli narzeczonej milionera okaże się wspaniałą przygodą? Będzie
R S
89
się mogła przekonać, jak naprawdę wygląda świat, który dotąd obserwowała z ze-
wnątrz. To będzie czas beztroskiej zabawy.
- Co teraz zrobimy? - spytała.
- Najpierw musimy kupić pierścionek zaręczynowy - powiedział Ethan, sia-
dając na brzegu biurka.
- Pierścionek?
- Nie możesz być narzeczoną bez pierścionka. - Wzruszył ramionami.
- Prawdziwy pierścionek?
- Jeśli wolisz, mogę wyjąć plastikowy z automatu - zażartował, ale kiedy za-
uważył zdezorientowane spojrzenie Lizzy, machnął ręką. - Nieważne. Tak, kupimy
prawdziwy pierścionek zaręczynowy.
- Na pewno będzie drogi.
Ethan spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Jakie to ma znaczenie?
Zapomniała, że ma przed sobą bajecznie bogatego księcia. To jednak nie
oznaczało, że ma go naciągać na drogie prezenty.
- Kiedy zerwiemy zaręczyny, oddam ci go - powiedziała.
- Wykluczone! Potraktuj to jak prezent... na pożegnanie.
- Jakoś mnie to nie przekonuje.
- Porozmawiamy o tym, kiedy przyjdzie pora, dobrze?
Lizzy lubiła wszystko planować. Chciała wiedzieć, kiedy się coś wydarzy i
jak się należy zachować. Przypadkowe zdarzenia wyprowadzały ją z równowagi.
Tym razem musiała się jednak zgodzić na propozycję Ethana. Skinęła więc głową i
spytała:
- Coś jeszcze?
- Przyjęcie zaręczynowe.
Tego tylko brakowało! Jednak po namyśle stwierdziła, że rodzina Ethana na
pewno tego oczekuje. Kiedy zdała sobie sprawę, że najbogatsi ludzie w kraju i cała
R S
90
śmietanka towarzyska zbiorą się, aby oddać jej honory, zrobiło jej się słabo. Czy
będzie potrafiła przed nimi udawać?
- Nie przejmuj się - powiedział Ethan, wstając.
Oparł obie ręce na fotelu, na którym siedziała Lizzy, pochylił się i pocałował
ją w usta.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił, patrząc jej w oczy. - To tylko na pokaz.
Między nami nic się nie zmieni.
Jednak Lizzy poczuła żal.
- A jeśli twoja rodzina będzie na mnie zła?
- Jakoś to przeżyją.
- A personel pałacu? Znienawidzą mnie!
- Nie ma znaczenia, co myślą.
Może jemu było to obojętne, ale ona spotykała ich na co dzień. Mogli zmienić
jej życie w koszmar. Widziała, jak kilku pracowników bojkotowano za bardziej
niewinne sprawy. Ciekawe, co na to wszystko powie królowa? Lizzy bała się, że
sprawi jej wielki zawód. Hannah będzie ją podejrzewać o to, że przez cały czas
udawała przyjaźń, aby odwrócić uwagę od romansu z Ethanem.
- Muszę wracać do pracy. Ciekawe, czy król rozmawiał już z królową.
- Z czasem będziesz musiała zacząć zwracać się do nich po imieniu.
- Nie wiem, czy to możliwe.
Przecież i tak zaręczyny to tylko gra, dodała w myślach.
- Kiedy kupimy pierścionek? - spytał Ethan. - Mogę przyjechać po ciebie o
siódmej.
- Dobrze.
- A potem pójdziemy na kolację.
Lizzy skinęła głową. Ethan zaprowadził ją pod gabinet królowej, po drodze
namiętnie całując, jakby nie zależało mu na tym, czy ktoś ich zobaczy. Zostawił ją
na wpół omdlałą i zniknął w korytarzu. Lizzy przez chwilę stała oszołomiona, pró-
R S
91
bując opanować drżenie rąk. Bała się, że będzie musiała stawić czoło niezadowole-
niu królowej.
Pomyślała, że nic na to nie poradzi, mleko już się rozlało i trzeba sobie radzić.
Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Królowa stała przy oknie, patrząc na ogród.
Lizzy drżącą ręką zamknęła za sobą drzwi.
- Proszę pani...
Królowa odwróciła się i powiedziała:
- Właśnie rozmawiałam z Filipem. Czy to prawda?
Lizzy przygryzła nerwowo wargi i przytaknęła. Królowa podeszła bliżej.
- A więc ten tajemniczy nieznajomy to Ethan?
Lizzy poczuła, że znów robi jej się niedobrze.
- Przepraszam, że tego pani nie powiedziałam. Rozumiem, że może pani być
na mnie zła. Zrozumiem też, jeśli zechce pani zmienić asystentkę.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła królowa, stając na wprost Lizzy. - Ale
wiesz, co to oznacza?
To, co miało miejsce potem, zdarzyło się tak szybko, że Lizzy nie miała cza-
su, aby odpowiednio zareagować. Królowa rzuciła jej się na szyję i mocno ucało-
wała.
- Będziemy siostrami - powiedziała uradowana.
R S
92
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Lizzy najbardziej bała się tego, że rozczaruje królową, ale okazało się, że
może być coś jeszcze gorszego. Najtrudniej było znieść szczery entuzjazm Hannah.
Królowa wpadła w szał organizowania przyjęcia zaręczynowego i wesela. Dla
Lizzy to była tortura. Zdecydowanie wolałaby ostre słowa i wymówki, gdyż poczu-
cie winy było nie do zniesienia. Zdawała sobie sprawę, że to wszystko jest grą. Z
każdym dniem było coraz gorzej.
- Od dziś masz do mnie mówić Hannah - zażądała królowa.
Gdyby rzeczywiście miały zostać szwagierkami, byłoby to zrozumiałe, lecz w
obliczu prawdy Lizzy wzdragała się przed mówieniem do królowej po imieniu.
- Ale, proszę pani...
- Żadna pani! - przerwała jej królowa. - Od dziś jesteśmy rodziną.
- Dopiero po moim ślubie - zauważyła nieśmiało Lizzy. - Trudno mi zwracać
się do pani po imieniu. Jestem pani podwładną.
- No dobrze - odparła królowa po chwili namysłu. - Ale tylko do twoich zarę-
czyn. Zgadzasz się?
- Tak - odparła Lizzy. - Wobec tego pani powinna mówić do mnie Lizzy, tak
jak rodzina i przyjaciele.
- Dobrze, Lizzy - odparła królowa, promieniejąc z radości. - Jestem taka
szczęśliwa! Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy wszystko planować. Zoba-
czysz, będziemy się świetnie bawić.
Lizzy z trudem się uśmiechnęła.
- Powinna pani poczekać do rozwiązania. Nie może się pani teraz denerwo-
wać. Właściwie należałoby przełożyć zaręczyny i poczekać, aż dziecko będzie
miało kilka miesięcy, a pani odzyska siły.
Za pół roku Lizzy i Ethan będą już po rozstaniu i niczego nie trzeba będzie
organizować.
R S
93
- Bzdury - orzekła królowa. - W tydzień odzyskam siły. Poza tym wiesz, jak
lubię organizować przyjęcia. W sypialni mam nawet książkę ze wzorami zaproszeń.
Pójdę po nią i od razu wybierzemy coś odpowiedniego na tę okazję.
To mówiąc, podekscytowana pobiegła do pokoju - na tyle szybko, na ile po-
zwalał jej zaokrąglony brzuch. Lizzy patrzyła za nią bezradnie. Wszystko działo się
w takim tempie, że z wrażenia zaczęła ją boleć głowa. Stres związany z konieczno-
ścią kłamania był nie do zniesienia. Westchnęła, usiadła znów na kanapie i bez-
myślnie zaczęła składać rozrzucone dziecięce kocyki. Przygotowania do nadejścia
królewskiego potomka były teraz jedyną realną rzeczą. Całą resztę mogła uznać za
grę, ale za to bardzo wyczerpującą, ponieważ wciąż trzeba było kłamać. Lizzy
miała wrażenie, że kolejne kłamstwa nawarstwiają się i jak kula śniegowa nabierają
niebezpiecznej siły. Coraz bardziej dręczyło ją poczucie winy.
Lizzy zauważyła, że królowej wciąż nie ma. Zaniepokojona chciała wstać i
sprawdzić, co się dzieje, kiedy usłyszała głos Hannah:
- Lizzy, możesz tu przyjść?
W jej głosie było coś niepokojącego. Lizzy odrzuciła na bok stertę kocyków i
pobiegła do sypialni, ale tam królowej nie było.
- Proszę pani?
- Jestem w łazience.
Lizzy zajrzała do środka. Królowa stała przy umywalce, kurczowo trzymając
się blatu. Była blada jak papier.
- Co się stało?
Ruchem głowy królowa wskazała podłogę. Dopiero wtedy Lizzy zauważyła,
że Hannah stoi w kałuży.
- To niemożliwe!
- A jednak. Odeszły mi wody płodowe - powiedziała królowa. - Mam skurcze.
Zaczynam rodzić! - dodała z uśmiechem.
Król chciał jak najszybciej pojechać do szpitala, ale królowa postanowiła, że
R S
94
najbliższe godziny spędzi w domu. Lekarz sprawdził jej stan i zasugerował, by jak
najdłużej chodziła - dzięki temu dziecko szybciej przyjdzie na świat. Lizzy, król
Filip i księżniczka Sophie zmieniali się, aby towarzyszyć królowej w spacerowaniu.
Pod wieczór skurcze stały się tak silne, że wrócili do domu i chodzili po pałaco-
wych korytarzach.
Lizzy zdjęła marynarkę kostiumu i buty. Miała spuchnięte i obolałe stopy.
Nigdy nie przypuszczała, że pozbędzie się szpilek w obecności króla bądź królo-
wej. W pewnej chwili rozpuściła nawet włosy, bo uwierały ją spinki. Co dziwne,
nie czuła się wcale skrępowana. Wszystko wokół i w niej zaczęło się zmieniać.
Była tak pochłonięta asystowaniem królowej, że dopiero gdy o siódmej za-
dzwonił telefon, przypomniała sobie o kolacji z Ethanem.
Weszła do sypialni królowej, aby móc swobodnie rozmawiać.
- Wystawiłaś mnie do wiatru - zaśmiał się Ethan. - Już masz mnie dosyć?
- Przepraszam. Chciałam zadzwonić, ale mamy tu szaleństwo. Królowa, to
znaczy Hannah, zaczęła rodzić.
- Naprawdę? Jesteście w szpitalu?
- Jeszcze nie. Chciała jak najdłużej być w domu.
- Mogę w czymś pomóc?
- Na razie nie. Zadzwonię, kiedy będziemy jechać do szpitala.
- Kupowanie pierścionka musimy chyba odłożyć na inny dzień...
- Załatw to beze mnie.
- Nie uważasz, że powinniśmy to zrobić razem? Co będzie, jeśli pierścionek ci
się nie spodoba?
- Ufam ci i lubię niespodzianki.
- To nieprawda. Chcesz mieć wszystko pod kontrolą.
Ethan miał rację. Dziwiło ją, że tak dobrze ją zna, a mimo to nie wykorzystuje
tej wiedzy przeciw niej.
- Spodoba mi się to, co kupisz.
R S
95
- Skoro tak, to idę - zgodził się.
Wyczuła w jego głosie nutę rozczarowania, ale była przekonana, że tak będzie
lepiej. Wspólne kupowanie pierścionka byłoby nazbyt uroczyste. Lizzy nie chciała
się poczuć jak prawdziwa narzeczona. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby na-
prawdę się zakochać w Ethanie, a nawet gdyby była taka nieostrożna, dobrze wie-
działa, że ich związek nie ma szans. Ethan i tak wkrótce się znudzi.
- Jaki rozmiar? - usłyszała w słuchawce jego głos.
- Słucham?
- Pierścionek - przypomniał jej Ethan. - Chcę, żeby pasował.
- Pięć i pół.
- Dobrze, zapamiętam. Zadzwoń, kiedy mam przyjechać do szpitala. Chcę być
na miejscu, gdy urodzi się mój pierwszy bratanek.
- Zadzwonię, obiecuję. Muszę kończyć.
Kiedy się rozłączyła, ze zdziwieniem zauważyła na korytarzu księżniczkę
Sophie, która stała oparta o ścianę.
- Rozmawiałaś ze swoim narzeczonym Ethanem? - spytała.
Czyżby była na nią zła? Królowa, to znaczy Hannah, mówiła, że Sophie bar-
dzo się przejmuje losem brata.
Lizzy skinęła głową i splotła nerwowo ręce. To były najbardziej stresujące dni
w jej życiu.
- Brat mi o wszystkim opowiedział. Gratulacje!
- Dziękuję.
- Spokojnie. Ja nie gryzę - roześmiała się Sophie.
- Przepraszam - wyjąkała Lizzy, czując, że się rumieni. - Nie byłam pewna,
jak rodzina Ethana zareaguje na tę wiadomość. Pewnie nie jestem wymarzoną
kandydatką na żonę Ethana.
- Dlaczego tak mówisz?
R S
96
- Pracuję w pałacu jako asystentka, a w moich żyłach nie płynie błękitna
krew.
Sophie zniecierpliwiona machnęła ręką.
- Może to jest ważne dla Filipa, ale nie dla mnie. Uważam, że jesteś na wła-
ściwym miejscu. Nigdy dotąd nie widziałam Ethana tak szczęśliwego.
- Naprawdę? - Lizzy była szczerze zdziwiona.
- Kiedy pojawił się w naszej rodzinie, był bardzo zagubiony i samotny. Miał
wielu kolegów w pracy, ludzi, z którymi robił interesy, ale żadnych bliższych zna-
jomości. Zajęło mu dużo czasu, nim uwierzył, że ta nieoczekiwana zmiana w jego
życiu jest na stałe. Filip na pewno mu w tym nie pomógł. Jest zasadniczy i nazbyt
surowy dla innych. Chce dobrze, ale bywa nietolerancyjny i potępia każdego, kto
nie myśli tak jak on. Ostatnio widzę jednak, że Ethan zadomowił się u nas na dobre.
Zrozumiał też, że obok przywilejów ma również obowiązki.
- Zauważyłam - powiedziała Lizzy.
Od kilku tygodni nie usłyszała z ust Ethana złego słowa na temat brata.
- Pytanie, czy ty też odnajdziesz się w naszej rodzinie.
- Postaram się - westchnęła Lizzy.
Musiała się starać, nim się skończy ta cała szopka.
- Najważniejsze, że się kochacie - powiedziała z uśmiechem Sophie.
Te słowa spotęgowały poczucie winy, które Lizzy bezskutecznie próbowała
stłumić.
- Przy okazji, muszę ci powiedzieć, że podoba mi się twoja nowa fryzura.
Bardzo seksowna. Powinnaś chodzić w rozpuszczonych włosach.
Nagle w korytarzu pojawił się Filip.
- Przed chwilą był u Hannah lekarz. Wszystko jest na dobrej drodze. Jeśli
nadal będzie chodzić, urodzi za kilka godzin.
- Pójdę do niej - powiedziała Lizzy.
Opieka nad królową, pocieszanie jej i pilnowanie, aby była w dobrym stanie
R S
97
psychicznym, pozwalały Lizzy zapomnieć o tym, że zakochała się w Ethanie. Po-
zostało jej wierzyć, że książę wie, co robi, i poddać się jego planom.
Ethan nie zdawał sobie sprawy, że poród może trwać tak długo. O dziesiątej
spotkał się z rodzeństwem i Lizzy. Znalazł ich w poczekalni kliniki, gdzie leczyli
się członkowie rodziny królewskiej. Hannah rodziła już od dziewięciu godzin. O
północy wciąż czekali na narodziny dziecka.
Kiedy Ethan pojawił się w szpitalu, Lizzy nie było, ale Sophie natychmiast go
ucałowała. Bił od niej świeży, owocowy zapach.
- Gratuluję, chociaż nie zasługujesz na nią - powiedziała z serdecznym
uśmiechem. - Nie wierzę, że tak długo ukrywałeś to przede mną!
- Znasz mnie. - Ethan wzruszył ramionami. - Lubię cię trzymać w niepewno-
ści. Gdzie jest Lizzy?
- Poszła do łazienki. Między nami mówiąc - dodała ciszej - Lizzy zawsze była
moją ulubienicą. Uważałam ją za najbardziej pracowitego i lojalnego pracownika
pałacu. Na pewno będzie wspaniałą żoną.
- Zgadzam się - powiedział Ethan.
- Ale nie zauważyłam na jej palcu pierścionka - wypomniała mu siostra.
- Dobrze, że o tym wspomniałaś - powiedział Ethan, wyciągając z kieszeni
pudełko. - Nasze zaręczyny były dość niespodziewane, ale pierścionek już jest.
To mówiąc, otworzył wieko. Sophie wyjęła pierścionek i przyjrzała mu się z
bliska.
- Widzę, że nadrabiasz stracony czas wielkością kamienia - zauważyła, pa-
trząc na brylant. - Ile karatów?
- Sześć. Jest platynowy, ponieważ Lizzy nosi głównie rzeczy ze srebra.
- Piękny - oceniła Sophie, oddając mu pierścionek.
- Spodoba jej się?
- Na pewno.
R S
98
Ethan odetchnął z ulgą. Chciał, aby Lizzy zachowała go na zawsze. Pragnął
jej wynagrodzić trudny czas i to, że przez niego cierpiała. Nie wypierał się, że to on
ją poderwał na przyjęciu, a potem nachodził. Przez jego egoizm mogła stracić pracę
i zniszczyć sobie karierę, którą budowała przez dziesięć lat. Rozumiał jej strach,
ponieważ sam przeżył trudne chwile, kiedy jego wspólnik uciekł z całym dorob-
kiem jego życia. Ethan odwlekał myśl o zerwaniu zaręczyn. Z ulgą przyjął fakt, że
prawda wyszła na jaw i teraz mogli się spotykać jak każda normalna para.
Kiedy Lizzy weszła do pokoju, uznał, że poczeka z wręczeniem jej pierścion-
ka do czasu, gdy będą sami.
O pierwszej piętnaście do pokoju wpadł rozpromieniony Filip.
- Trzy i pół kilo, pięćdziesiąt osiem centymetrów! - zakomunikował triumfal-
nie. - Mały i Hannah czują się dobrze.
- Gratulacje! - krzyknęła Sophie z radością i podbiegła do brata, aby go uści-
skać.
Ethan podszedł i podał mu rękę.
- Jakie imię dacie olbrzymowi?
- Fryderyk - powiedział Filip. - Po naszym ojcu.
Ethan zdał sobie sprawę, że jego brat po raz pierwszy zaliczył go do grona
rodziny. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest mu z tego powodu bardzo miło. Być
może z czasem zniknie przepaść, która dzieliła ich do tej pory.
- Ładne imię - zauważył.
- Możemy go zobaczyć? - spytała Sophie drżącym ze wzruszenia głosem.
- Oczywiście. Hannah jest zmęczona, ale chce się nim pochwalić.
Sophie zwróciła się do Lizzy:
- Pójdziesz z nami?
- Idźcie pierwsi. My przyjdziemy za chwilę - odezwał się Ethan.
- Na pewno?
- Tak. Zaraz dojdziemy - powiedziała Lizzy.
R S
99
Kiedy wyszli, Ethan podszedł do Lizzy.
- Nie gniewasz się, że odpowiedziałem w twoim imieniu?
- Ależ skąd. Muszą mieć chwilę dla siebie. Tak naprawdę ty też powinieneś
tam być.
- Wolę być z tobą. Rodzina nie ucieknie.
Usiedli na kanapie. Ethan przyciągnął Lizzy do siebie i objął ramieniem. Sie-
dzieli tak przez chwilę, szczęśliwi i spokojni.
- To niesamowite uczucie być przy rodzącej kobiecie. Trochę mnie to przera-
żało. Bardzo cierpiała, ale chyba każda z nas musi przez to przejść. Teraz przy-
najmniej wiem, co mnie czeka.
Ethan wyczuł w jej słowach tęsknotę za macierzyństwem. Nigdy dotąd nie
pytał, czy chciałaby zostać matką.
- Chcesz mieć dzieci?
- Kiedyś na pewno tak - powiedziała z zadumą. - A ty?
- Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałem. Do tej pory zdawało mi się, że nie
będę miał czasu być ojcem.
Zaczął się zastanawiać, jak wyglądałyby ich dzieci. Czy odziedziczyłyby
blond włosy po matce, czy jego ciemną karnację i czuprynę? Jej kruchą posturę czy
też jego solidną budowę ciała? Jakiej będą płci, ile ich będzie? Był zdziwiony, że
przychodzą mu do głowy takie myśli.
Siedzieli w milczeniu przez kilka minut. Lizzy uspokoiła się i odpoczęła.
Kiedy Ethan przyjechał o dziesiątej wieczór, wyglądała na wykończoną.
- Nie śpisz? - spytał.
- Prawie - odparła leniwie.
- Mam cię zabrać do domu?
Lizzy westchnęła i przytuliła się mocniej do Ethana.
- Najpierw muszę zobaczyć dziecko.
- Mam coś dla ciebie.
R S
100
- Tak? - ziewnęła.
- Pojechałem do jubilera.
Lizzy natychmiast otworzyła oczy i wyprostowała się.
- Naprawdę? - spytała, nie potrafiąc ukryć podniecenia.
Ethan uśmiechnął się. Jej szczera reakcja rozczuliła go.
- Chcesz zobaczyć, co kupiłem?
Lizzy skinęła głową.
Ethan wyciągnął z kieszeni pudełko i podał je Lizzy.
- Nie otworzysz? - spytał, widząc, że się waha.
- Zanim to zrobię, chcę ci podziękować za wszystko, co dla mnie dziś zrobi-
łeś. Dzięki tobie nie straciłam pracy.
- Nie ma za co. A teraz otwórz.
Lizzy wzięła głęboki oddech i otworzyła puzderko. Spojrzała na błyszczący
pierścionek. Z wrażenia nie była w stanie nic powiedzieć. Przez dłuższą chwilę w
milczeniu patrzyła na klejnot.
- I co powiesz? - spytał zniecierpliwiony Ethan.
- Jest piękny - odparła, nie mogąc oderwać wzroku od świecącego kamienia. -
To najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam.
- Nie jest za mały? - spytał z uśmiechem.
- Za mały? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Ile ma karatów?
- Tylko sześć.
- Tylko sześć? Pierścionek od Rogera był tak mały, że z trudem dało się za-
uważyć oczko. To jest po prostu cudo!
- Zobaczymy, czy pasuje - powiedział Ethan i wyjął pierścionek z pudełka.
Gdy wsunął go jej na palec, zawołała z zachwytem:
- Pasuje jak ulał! Jest taki piękny. Ale za drogi.
- Lizzy, uwierz mi, że mogę sobie na niego pozwolić. Przez najbliższe tygo-
dnie zamierzam wydawać na ciebie bez ograniczeń, więc powinnaś się przyzwy-
R S
101
czaić.
Lizzy otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale do pokoju weszła Sophie.
- Hannah prosi, żebyście przyszli.
Hannah siedziała z dzieckiem na łóżku i wyglądała przepięknie. Lizzy nigdy
dotąd nie widziała jej tak szczęśliwej i promiennej.
Powitała gości z radosnym uśmiechem.
- Podejdźcie bliżej.
Stanęli przy łóżku, a Hannah podniosła synka, żeby mogli go lepiej zobaczyć.
Był okrągły i różowy na buzi. Miał ciemną, gęstą czuprynę i niebieskie oczy. Wy-
glądał jak jego ojciec.
- Śliczny - szepnęła Lizzy.
- Chcesz go potrzymać? - spytała królowa.
Lizzy skinęła głową. Gdy wzięła niemowlę, poczuła charakterystyczny za-
pach, mieszaninę mydła i pudru. Dotknęła jego małych paluszków, które natych-
miast zacisnęły się wokół jej palca. Nagle poczuła wielką tęsknotę za ma-
cierzyństwem. Chciała zostać matką tak jak Hannah. To uczucie było tak silne, że
coś zabolało ją w środku. Zrozumiała, że chce mieć dziecko z Ethanem.
To tylko chwilowe wzruszenie, tłumaczyła sobie w duchu. Była zmęczona i
śpiąca. Zapominała o tym, że macierzyństwo wiąże się z nieprzespanymi nocami,
karmieniem, brudnymi pieluchami, no i z odpowiedzialnością. Przyzwyczaiła się
do wolności i na razie nie zamierzała się jej dobrowolnie pozbawić.
- Jest cudowny - powiedziała.
- A jaki uparty - zażartowała Hannah. - Nie spieszył się na ten świat.
- To po tobie - zauważył Filip.
Do tej pory król był milczący i bardzo opanowany. Teraz jednak widać było
na jego twarzy wzruszenie.
Lizzy po raz pierwszy dostrzegła w nim normalnego człowieka. Spodobał jej
R S
102
się w tej nowej roli. Zdawała sobie jednak sprawę, że wkrótce znów będzie jego
podwładną, a on srogim szefem i ta chwilowa bliskość między nimi pójdzie w nie-
pamięć.
- Chcesz go potrzymać? - odwróciła się do Ethana, a gdy wyciągnął ręce, od-
dała mu malucha.
Ethan wyglądał na stremowanego, jakby nigdy dotąd nie trzymał w rękach
małego dziecka.
- Jaki on mały - wzruszył się.
- Ja nie miałam takiego wrażenia - zaśmiała się Hannah. - Nie wyobrażam so-
bie, jak bym urodziła takiego olbrzyma, gdyby doczekał do przewidzianego termi-
nu.
Ethan dotknął malutkiej rączki bratanka, potem jego ust i noska. Lizzy ob-
serwowała go z bijącym sercem. Gdyby miała z nim dziecko, pewnie tak zacho-
wywałby się wobec swego potomstwa. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić te
myśli. Co się z nią ostatnio dzieje? Stała się niebezpiecznie sentymentalna.
Hannah ziewnęła. Filip spostrzegł to i powiedział:
- Powinnaś odpocząć. Pójdziemy już.
- Oboje jesteście zmęczeni - zauważył Ethan, oddając bratu dziecko.
W tej chwili Filip i Ethan byli do siebie tak podobni, że Lizzy patrzyła na
nich, jakby zobaczyła dwie zjawy. Miała nadzieję, że wreszcie zaczną się zacho-
wywać jak prawdziwi bracia. Filip odprowadził ich do wyjścia. Po drodze Ethan
wstąpił do łazienki. Lizzy została sam na sam z królem.
- To był długi dzień - westchnął Filip. - Jutro proszę sobie wziąć wolne. Wła-
ściwie to już dzisiaj - poprawił się.
- Tak zrobię - odparła.
Po raz pierwszy nie miała wyrzutów sumienia, że bierze urlop.
W pałacu będzie huczało od plotek na temat jej zaręczyn. Bała się myśleć, jak
na tę wiadomość zareaguje personel.
R S
103
Nagle Filip położył rękę na jej ramieniu. Była tak zaskoczona, że niemal od-
skoczyła jak oparzona.
- Chciałem pani podziękować za pomoc - powiedział król.
- To mój obowiązek, Wasza Wysokość.
- Dla mojej żony to było bardzo ważne - ciągnął Filip. - Dla mnie też.
- Miło mi.
- Przepraszam, jeśli wczoraj byłem zbyt oschły. Ethan na pewno wspominał,
jak rzadko się widujemy.
Lizzy pomyślała, że nazbyt łagodnie to ujął.
- Może jestem trochę uparty, ale staram się być sprawiedliwy.
- Wiem, Wasza Wysokość.
- Ethan bardzo się zmienił, odkąd się poznaliście.
- Naprawdę?
- Nie jest już taki wojowniczy. Zdaje mi się, że złagodniał i jest gotowy na
zmiany.
Zastanawiała się, czy król próbował przekonać ją, czy siebie. Gdyby nie znała
go tak dobrze, podejrzewałaby, że Filip wie o ich tajnym planie. To jednak było
niemożliwe.
Król ścisnął jej ramię, po czym opuścił rękę.
- Muszę wracać. Jeśli nie wyrzucę z pokoju Sophie, zagada Hannah na
śmierć. Proszę się wyspać.
- Tak, Wasza Wysokość.
Filip zrobił kilka kroków, po czym odwrócił się i dodał:
- Poza pracą proszę mówić do mnie po imieniu.
- Dobrze, Filipie...
To zabrzmiało tak dziwnie, że Lizzy lekko się speszyła.
- Dobranoc, Lizzy - powiedział z uśmiechem.
Kiedy zniknął za drzwiami, Lizzy zdała sobie sprawę, że ona też bezwiednie
R S
104
się uśmiechnęła. To był ciężki, ale wspaniały dzień.
- Czego chciał? - spytał Ethan, stając za jej plecami.
Lizzy odwróciła się, aby mu opowiedzieć o rozmowie z jego bratem, lecz w
ostatniej chwili się powstrzymała.
- Rozmawialiśmy.
- Idziemy?
- Tak. Jestem wykończona.
- Mam cię odwieźć do domu czy wolisz, żebym został na noc?
Z jednej strony czuła się tak zmęczona, że marzyła o samotności, z drugiej nie
chciała być sama.
- Zostań ze mną.
Książę został na noc. Następnego dnia wstali późno, wzięli prysznic i Ethan
zaprosił ją na obiad. Tym razem poszli do restauracji, zrywając z tradycją zama-
wiania jedzenia do domu. Po raz pierwszy nie musieli się obawiać, że ktoś ich zo-
baczy. Poranne gazety informowały o narodzinach królewskiego potomka i zarę-
czynach księcia, dlatego wszyscy przyglądali im się z ciekawością. Kilkanaście
osób złożyło im gratulacje.
Lizzy krępowało takie zainteresowanie. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi.
Nie było to jednak takie straszne, jak przypuszczała. Trochę ją to dziwiło, ale mu-
siała się przygotować na pewne zmiany w swoim życiu, przynajmniej na jakiś czas.
Kiedy wrócili pod jej dom, okazało się, że z rozgłosem wiąże się wiele nie-
przewidzianych sytuacji. Przed wejściem do budynku kłębił się tłum fotoreporte-
rów, a przy krawężniku stały wozy transmisyjne różnych stacji telewizyjnych. Poli-
cja próbowała przywrócić porządek na ulicy.
- Boże! - wyszeptała Lizzy, zakrywając usta.
- Tego się obawiałem - westchnął Ethan.
- Kto im powiedział, gdzie mieszkam?
- Prasa wie wszystko - wyjaśnił, jakby to było oczywiste.
R S
105
Miał rację. Prasa na Wyspie Morgana była niewiele lepsza od brytyjskiej.
- Nie mogę w to uwierzyć.
- Czy jest inne wejście do budynku?
Lizzy potrząsnęła głową. Jedyna droga prowadziła przez tłum dziennikarzy
okupujących chodnik.
Kiedy byli blisko, Ethan nagle ostro skręcił w lewo i zawrócił.
- Dokąd jedziemy?
- Do mnie. Możesz u mnie mieszkać, dopóki sytuacja się nie uspokoi.
- Jak długo to potrwa?
- Dzień lub dwa.
- Nie mam ubrań na zmianę.
- Chcesz z nimi rozmawiać? - spytał, patrząc wymownie w lusterko.
- Nie - westchnęła.
- Wyślę kogoś po twoje rzeczy.
Nie, na to też nie mogła się zgodzić. Nie chciała, żeby obcy człowiek szperał
w jej szafie.
- Poproszę Maddie. Ma klucze do mojego mieszkania.
Wyjęła z torebki telefon komórkowy i zadzwoniła do przyjaciółki. Nikt nie
odbierał. Prawdopodobnie Maddie dowiedziała się o zaręczynach Lizzy i była na
nią zła. Trudno się było dziwić, biorąc pod uwagę jej poglądy. Lizzy nagrała się na
sekretarce, prosząc o telefon, potem wysłała jej mejla. W swojej skrzynce znalazła
dwanaście wiadomości, głównie od dziennikarzy. Wszyscy chcieli przeprowadzić z
nią ekskluzywny wywiad i dowiedzieć się, jak z Kopciuszka przemieniła się w
księżniczkę. Skasowała wszystkie wiadomości. Była też wiadomość od matki i od
jednej z sióstr. Postanowiła wysłuchać ich później. Zwykle dzwoniły, kiedy czegoś
potrzebowały, a potem znów o niej zapominały. Pewnie teraz obiecywały sobie
złote góry i marzyły o przeprowadzce do pałacu.
Ethan jechał wzdłuż wybrzeża w stronę swego domu, a Lizzy z przerażeniem
R S
106
zastanawiała się, czy nie powinna zmienić numeru telefonu. Zjechali do podziem-
nego garażu. W środku było dużo sportowych samochodów i limuzyn. Kiedy zna-
leźli się w windzie, Ethan nacisnął ostatni guzik.
Mieszkanie księcia zaskoczyło Lizzy przestrzenią i minimalistycznym stylem.
Kuchnia, jadalnia i salon nie były przedzielone ścianami i miały podwyższone
sklepienie. W wystroju przeważała czerń, biel, chromowane dodatki, szkło i stal.
Trudno się tu było dopatrzeć kobiecej ręki.
- Oto moje mieszkanie - oznajmił z dumą Ethan.
- Jakie... schludne.
- Wiem, jest zimne i bezosobowe - powiedział, zamykając za sobą drzwi. -
Wynająłem je tylko do czasu znalezienia czegoś lepszego.
- Bardzo tu czysto - zauważyła Lizzy, kładąc torebkę na szklanym blacie sto-
łu.
- Rzadko tu bywam. Mam sprzątaczkę, która przychodzi w poniedziałki, śro-
dy i piątki. Chcesz zobaczyć resztę?
- Jest jakaś reszta?
- Cztery sypialnie - zaśmiał się Ethan. - Mój gabinet i cztery łazienki.
- No to chodźmy.
Pozostałe pokoje były urządzone w podobnym stylu. Sypialnia Ethana była
większa niż całe jej mieszkanie. Po co mu było tyle miejsca? Pewnie gdyby miała
mnóstwo pieniędzy, też nie oszczędzałaby na metrażu.
Nagle zadzwoniła komórka Lizzy.
- Muszę odebrać - powiedziała.
- Chcesz zostać sama?
- Nie pogniewasz się?
- Oczywiście, że nie. Rozgość się. Pójdę po piwo.
- Świetnie.
Kiedy Ethan zamknął za sobą drzwi, Lizzy odebrała telefon.
R S
107
- Cześć, Maddie. Pewnie się zastanawiasz, co się ze mną działo.
- Jak mogłaś, Lizzy? - usłyszała w słuchawce głos przyjaciółki. - Robiłaś to
wszystko za moimi plecami! I to z takim facetem! Czy ty nie masz za grosz godno-
ści?
Maddie była zła i urażona.
- To nie tak jak myślisz. Chciałam ci powiedzieć, ale nie mogłam.
- Jesteś w ciąży?
- Oczywiście, że nie!
- To dlaczego chcesz wyjść za niego za mąż? Przecież on cię wykorzystuje.
- Nieprawda.
- Wierzysz, że cię kocha? Bzdura!
W tej kwestii Maddie miała rację. Lizzy musiała to przyznać z bólem serca.
Postanowiła powiedzieć przyjaciółce prawdę.
- Maddie, my się nie pobierzemy. To tylko gra.
- Jak to? Przecież trąbią o tym we wszystkich gazetach.
Lizzy opowiedziała jej całą historię ich znajomości, od balu w pałacu po na-
rodziny młodego księcia.
- To znaczy, że on robi to tylko dlatego, żebyś nie straciła pracy? - spytała z
niedowierzaniem Maddie.
- Pozwolił mi się u siebie zatrzymać, póki nie opadnie wrzawa wokół mojej
osoby. Niestety nie wzięłam ze sobą żadnych ubrań.
- Powiedz mi, czego potrzebujesz, a pojadę tam, jak szybko się da.
Lizzy przekazała jej listę niezbędnych rzeczy.
- Dziękuję, Maddie. Przepraszam, że nie powiedziałam ci prawdy. Cała ta
sprawa wymknęła mi się spod kontroli.
- Ja też ciebie przepraszam. Nie powinnam być taka surowa.
- Nie przejmuj się.
- Mówię serio! Wiem, że mam wypaczony obraz rodziny królewskiej.
R S
108
- Zastanawiam się dlaczego. Co oni ci takiego zrobili? - spytała Lizzy i od
razu pożałowała swych słów.
- Wiesz, jaki był stary król, jak traktował swoje podwładne? Wszyscy mnie
przed nim ostrzegali, a ja uwierzyłam, że coś dla niego znaczę. Nikomu nie powie-
działam o tym, co się stało, bo za bardzo się wstydziłam.
- Maddie, tak mi przykro.
- Sama byłam sobie winna. Nie chciałabym, żebyś popełniła ten sam błąd.
- Filip i Ethan bardzo się różnią od ojca. Mają dobre serce.
- Pewnie masz rację. Wiem, że powinnam o tym zapomnieć. To było tak
dawno. Obiecuję, że się postaram.
Lizzy poczuła, że kamień spadł jej z serca. Była pewna, że szczera rozmowa
pomoże Maddie uporać się z przeszłością.
- Ale obiecaj mi jedno - powiedziała przyjaciółka.
- Co zechcesz!
- Cokolwiek się zdarzy, nie zakochuj się w nim.
- Obiecuję - odparła, choć doskonale wiedziała, że jest już za późno.
Zakochała się w Ethanie już dawno temu. Teraz musiała znaleźć sposób, aby
się odkochać.
R S
109
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Przyjście do pracy w poniedziałek rano było dla Lizzy dużym przeżyciem.
Ludzie reagowali różnie. Pracownicy z dłuższym stażem patrzyli na nią podejrzli-
wie, bojąc się konkurencji, a młode dziewczyny oglądały się za nią z zazdrością.
Na szczęście Lizzy była tak zajęta, że nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
Tydzień po ogłoszeniu zaręczyn wokół domu Lizzy wciąż kłębił się tłum fo-
toreporterów. Któregoś dnia późnym wieczorem sąsiad Lizzy natknął się na męż-
czyznę kręcącego się koło jej mieszkania. Wystraszył go, a gdy wezwał policję,
okazało się, że nieznajomy próbował wyłamać drzwi. Budynek, w którym miesz-
kała Lizzy, nie miał ochrony, więc Filip i Hannah nalegali, aby przeprowadziła się
do bezpieczniejszego miejsca. Niestety, było to zbyt kosztowne. Kiedy zaoferowali
jeden z apartamentów w pałacu, Ethan z miejsca zaproponował, aby zamieszkała u
niego.
- Naprawdę tego chcesz? - spytała, kiedy zostali sami.
- Tak - zapewnił ją szczerze.
Lizzy ze zdziwieniem zauważyła, że podoba jej się mieszkanie z Ethanem.
Oboje szybko do siebie przywykli. Nie przeszkadzało jej, że ktoś pierze jej ubrania
lub zmywa po niej naczynia. Do tego gospodyni Ethana była świetną kucharką. Z
czasem Lizzy przywykła nawet do zainteresowania prasy, choć nie była w stanie
całkowicie zaakceptować tego, że fotoreporterzy depczą jej po piętach. Na szczę-
ście wiedziała, że Ethan nie kocha jej naprawdę i gra szybko się skończy.
Mijały dni, tygodnie, a Ethan ani razu nie wspomniał o zerwaniu zaręczyn.
Któregoś dnia oznajmił, że kupił bilety do opery na wrzesień, a był dopiero lipiec.
Wspomniał nawet, że mogliby pojechać na wakacje do Stanów.
- Jak ja sobie poradzę, kiedy wyjedziesz? - zastanawiała się Hannah, gdy
Lizzy powiedziała jej o propozycji narzeczonego. - Nie wyobrażam sobie tego.
Lizzy po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że odejście z posady w pałacu jest
R S
110
realne, podobnie jak widoki na pracę w hotelu Ethana. Rzucenie pracy nie wcho-
dziło w rachubę.
- Mogę przeszkolić kogoś, kto zajmie moje miejsce - pocieszała królową.
- Masz rację. Jestem egoistką. Cieszę się, że ty i Ethan się pobieracie. Nigdy
nie widziałam go tak szczęśliwego. A ty dosłownie promieniejesz.
- Promienieję? - powtórzyła Lizzy ze zdziwieniem.
Hannah skinęła głową.
- Promieniejesz szczęściem. Od razu widać, że jesteś zakochana.
Matka Lizzy twierdziła, że jest to oznaką czegoś zupełnie innego. Setki razy
opowiadała historię, jak była z nią w ciąży i wszyscy mówili, że ma piękną skórę.
Podobno nigdy później tak dobrze nie wyglądała.
Lizzy uznała, że w jej przypadku to czysta fantazja. Co prawda, spóźniał jej
się okres, ale to nie było nic nadzwyczajnego. Przez cały czas dbali z Ethanem o
stosowanie antykoncepcji. Dziwiło ją tylko to, że w ostatnim czasie wciąż chodziła
zmęczona.
Nie mogła być w ciąży, to było niemożliwe.
- Lizzy, dobrze się czujesz? - spytała zaniepokojona Hannah. - Jesteś taka
blada.
- Wszystko w porządku, tylko jestem zmęczona - odparła Lizzy z wymuszo-
nym uśmiechem.
- Usiądź, proszę.
Lizzy bez oporu zapadła się w fotel, gdyż była bliska omdlenia. Powtarzała
sobie, że nie może być w ciąży i niepotrzebnie się denerwuje.
- Mogę przynieść ci coś do picia? - spytała Hannah.
Lizzy pokręciła głową. Było jej znacznie lepiej, ale odczuwała coraz większy
niepokój. Musiała jak najszybciej wykluczyć najgorsze.
- Już mi lepiej - zapewniła królową.
- Mimo to powinnaś pójść do domu.
R S
111
Przez dziewięć lat pracy w pałacu Lizzy nigdy nie wyszła przed czasem. Na-
wet w najtrudniejszym okresie, kiedy się rozwodziła i cały jej świat runął, była
zawsze na posterunku. Dziś po raz pierwszy uznała, że musi iść do domu.
- Tak, wyjdę wcześniej.
Kupując test ciążowy, wiedziała, że to strata pieniędzy, ale dla świętego spo-
koju postanowiła to sprawdzić. Kiedy wróciła do domu, wyjęła test z torebki. Et-
hana jeszcze nie było, a gospodyni miała wolne. Lizzy nastawiła wodę na herbatę i
sprawdziła wiadomości nagrane na komórce. Odwlekała otwarcie testu, gdyż była
pewna, że to tylko formalność. Zrobiła sobie herbatę, posłodziła ją i dolała mleko.
Potem wzięła łyk ciepłej bawarki.
Poszła do łazienki i wykonała wszystko zgodnie z instrukcją. Odczekała prze-
pisowe dwie minuty, odwróciła urządzenie i spojrzała na wynik. Zajęło jej dłuższą
chwilę, nim zrozumiała, że jest pozytywny.
Była w ciąży z Ethanem!
Początkowo była tak zaskoczona, że wstrzymała oddech. Potem pojawiło się
to dziwne uczucie, które zrodziło się w sercu i zaczęło promieniować na resztę cia-
ła, obejmując ręce, nogi, dochodząc do palców. Zrozumiała, że to radość. Była w
ciąży i była szczęśliwa. Nie wiedziała tylko, jak na nowinę zareaguje Ethan.
Ze zdziwieniem pomyślała, że w przeciągu tych dwóch miesięcy bardzo się ze
sobą zżyli i było im razem coraz lepiej. Ethan powinien się ucieszyć z wiadomości,
a może nawet skakać z radości. Przez cały ten czas ani razu nie dał jej do zrozu-
mienia, że ich związek jest tymczasowy. Z drugiej strony nie zadeklarował otwar-
cie miłości. Mimo to Lizzy skrycie wierzyła, że ją kocha.
Postanowiła przygotować go stopniowo do nowiny o nieplanowanej ciąży.
Dzień, dwa i wszystko mu powie. Wiedziała, że Ethan przyjmie to z radością i
wszystko jakoś się ułoży. Czuła, że przez ostatnie tygodnie nie była do końca sobą.
Coś się zmieniło. Ethan też coś zauważył i wciąż wypytywał, czy wszystko jest w
R S
112
porządku. Lizzy gorliwie zapewniła, że tak, chociaż czuła, że nastąpiła w niej jakaś
nieuchwytna zmiana.
Ethan zaczął podejrzewać, że Lizzy zakochała się w nim na poważnie i ich
związek nie był oparty tylko na seksie. To oznaczało, że wszystko się skomplikuje,
jego praca zejdzie na drugi plan i będzie musiał więcej czasu poświęcać Lizzy. Nie
był z tego zadowolony, gdyż dopiero co stanął na nogi. Zaczął poważnie myśleć o
tym, aby zakończyć tę grę i zająć się swoimi sprawami. Potem jednak wynajdywał
różne wymówki, aby odwlec moment rozstania. W głębi serca tego nie chciał, a im
dłużej zwlekał, tym trudniej było mu wykonać pierwszy krok. Odkładał to na na-
stępny dzień, potem na kolejny - i tak w nieskończoność.
Lizzy często go rozczulała lub robiła coś, co sprawiało mu taką radość, że
zapominał o swym pierwotnym planie. Czuł, że zrobił błąd, proponując jej, aby się
do niego przeprowadziła. Powinien był ją nakłonić do przyjęcia propozycji Filipa i
Hannah. Był pewien, że prędzej czy później przyjdzie mu za to słono zapłacić. Z
każdym dniem strach przed domniemaną karą był coraz większy.
Tego dnia Lizzy wcześniej wyszła do pracy. Właśnie zamykał za sobą drzwi,
kiedy usłyszał, że dzwoni jej komórka. Okazało się, że zostawiła ją na stole w
kuchni. Kiedy sprawdził, kto dzwoni, okazało się, że to ktoś z pałacu.
- Lizzy? Zostawiłaś w domu komórkę - powiedział, słysząc jej głos.
- Na śmierć o niej zapomniałam. Nie będziesz dziś w okolicach pałacu?
Miał inne plany, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby je zmienić.
- Postaram się podjechać po południu - powiedział i miał wrażenie, że Lizzy
się uśmiechnęła.
- Jeśli ci się uda, obiecuję nagrodę wieczorem.
To oznaczało, że musiał wstąpić do pałacu, a rozmowę o rozstaniu trzeba było
znów odłożyć.
- O jedenastej mam spotkanie. Mogę przyjechać o pierwszej trzydzieści?
- Świetnie. Zjemy razem obiad.
R S
113
- Dobrze - odparł, choć czuł, że im dłużej są razem, tym trudniej będzie wy-
konać decydujący krok.
Pomyślał jednak, że jeden wspólny obiad w restauracji niczego nie zmieni.
- No to jesteśmy umówieni - powiedział.
Włożył komórkę do kieszeni i wyszedł. Kiedy nacisnął guzik windy, znów
zadzwonił telefon Lizzy. Numer na ekranie nic mu nie mówił, ale odebrał, bo może
to było coś ważnego.
- Dzwonię z apteki, aby poinformować pannę Pryce, że zamówione leki już
przyszły.
Jakie leki? Czy Lizzy była chora?
Ethan zaniepokoił się.
Jeśli coś jej dolegało, dlaczego mu o tym nie powiedziała?
- Jakie leki?
- Zestaw witamin dla kobiet w ciąży.
Kiedy słowa farmaceutki do niego dotarły, poczuł się tak, jakby dostał obu-
chem w głowę. Może ktoś pomylił recepty?
- Jest pani pewna, że chodzi o pannę Pryce?
- Oczywiście. Są gotowe do odebrania.
- Dziękuję, przekażę jej wiadomość.
Kiedy się rozłączył, nie był w stanie zebrać myśli. Lizzy była w ciąży.
O dziewiątej trzydzieści drzwi do gabinetu Lizzy otworzyły się i stanął w nich
Ethan.
- Już jesteś? Dziękuję. - Lizzy podniosła głowę znad biurka i uśmiechnęła się
do niego czule.
Kiedy jednak nie odwzajemnił jej uśmiechu, spytała zaniepokojona:
- Czy coś się stało?
- Nie wiesz? - Ethan zamknął za sobą drzwi.
R S
114
Czyżby ktoś umarł? A może coś się stało Fryderykowi?
Setki myśli przebiegło jej przez głowę.
- Powiesz mi, co się stało?
- Dzwonili z apteki. Przyszły twoje lekarstwa.
Lizzy poczuła, jak ze strachu głos więźnie jej w gardle. Powtarzała sobie, że
należy zachować spokój. Może Ethan nie wiedział, co to za leki, może martwi się,
że Lizzy jest chora.
- Przywiozłem ci je - powiedział i położył na biurku opakowanie. - Chyba
zapomniałaś mi o czymś powiedzieć.
Koniecznie musiała mu wytłumaczyć, dlaczego z tym zwlekała. Poczuła su-
chość w ustach i z trudem przełknęła ślinę.
- Zamierzałam ci powiedzieć - powiedziała z wysiłkiem.
- A więc to prawda - wyszeptał, nie kryjąc wściekłości.
Lizzy miała nadzieję, że jest zły na nią, a nie z powodu nieplanowanej ciąży.
Chciała, żeby się cieszył razem z nią.
- Tak, jestem w ciąży.
- Od jak dawna o tym wiesz?
- Od kilku tygodni.
Czuła, że powinna była mu powiedzieć o wiele wcześniej.
- Wiem, mogłam ci powiedzieć o tym od razu. Próbowałam, ale... - przerwała
i wzruszyła ramionami. - Nie miałam odwagi.
- Jak to się stało? - spytał, próbując zachować spokój.
Lizzy przestraszyła się lodowatego tonu w jego głosie.
- Nie wiem. Zawsze uważaliśmy.
Ethan zaklął pod nosem.
- Wiem, że tego nie planowaliśmy i początkowo też byłam zła. Lubię moją
pracę, cenię sobie wolność. Ale kiedy teraz o tym myślę, jestem przekonana, że to
wielki dar od losu.
R S
115
Ethan zdawał się być innego zdania. Najwyraźniej potrzebował czasu, aby
wszystko przemyśleć. Potem sprawy się ułożą i oboje będą szczęśliwi.
- Muszę cię o coś zapytać - odezwał się po chwili. - Proszę, odpowiedz mi
szczerze.
- Słucham?
- Zrobiłaś to specjalnie? - spytał, patrząc jej w oczy.
Lizzy była tak zaskoczona jego słowami, że zaniemówiła. Jak mógł zasuge-
rować jej coś tak obrzydliwego? Patrzyła na niego, nie mogąc wydobyć głosu.
- Chcę usłyszeć prawdę, Lizzy.
Nigdy dotąd nie widziała w jego oczach takiego chłodu, a w głosie takiej
wrogości.
- Mówisz poważnie? - spytała wreszcie.
- Tak czy nie?
Nagle wszystko stało się jasne. Ethan nie chciał dziecka, co więcej, nie chciał
być z nią. To wszystko było tylko grą. Zaręczyny, wspólnie spędzony czas. Grał
swoją rolę po mistrzowsku.
Lizzy nigdy w życiu nie poczuła się tak upokorzona. Maddie miała rację.
Chociaż zapewniał ją, że jest inny, okazał się nieodrodnym synem własnego ojca.
- A czego oczekiwałaś? - spytał. - Naprawdę myślałaś, że będę się cieszył?
- Wynoś się!
Ethan spojrzał na nią zaskoczony.
- Wynoś się! - powtórzyła podniesionym głosem.
Przestało ją nagle interesować, czy personel pałacu coś usłyszy, czy nie. Mu-
siała jak najszybciej zostać sama.
- Wyjdź stąd!
Ethan wyszedł bez słowa, a kiedy zamknął za sobą drzwi, Lizzy wybuchnęła
płaczem.
R S
116
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Ethan wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon. Jeździł kilka godzin bez
celu i z każdą mijającą chwilą zdawał sobie coraz wyraźniej sprawę, że zachował
się jak idiota. Poderwał Lizzy, wszedł z butami w jej życie, a potem rozzłościł się
na nią za to, że pragnęła ich wspólnego szczęścia. Co się z nim działo?
Łatwo było odpowiedzieć na to pytanie. Przestraszył się swojego uczucia do
Lizzy. Kiedy ich związek nie wychodził poza ramy niezobowiązującego romansu, a
Lizzy niczego nie oczekiwała, wszystko było w porządku. Nie przejmował się na-
wet radami Charlesa, ponieważ wiedział, że wszystko wkrótce się skończy. Tak
naprawdę nic nie było na poważnie.
Przypomniał sobie spojrzenie Lizzy, kiedy ją spytał, czy zrobiła to specjalnie.
Nigdy wcześniej nie widział jej w takim stanie. Była załamana, zraniona i rozcza-
rowana. Ale jak miał zareagować? Znów ukryła przed nim ważną sprawę, mimo że
przyjął ją do swojego mieszkania. Lizzy też nie była doskonała. Czy mu się to po-
dobało, czy nie, musieli się zastanowić, jak rozwiązać tę sprawę.
Zamiast wrócić do domu, gdzie była Lizzy, Ethan pojechał do pałacu. Było
późno, prawie wszystkie światła były zgaszone. Zaczął się przechadzać po pustych
i cichych korytarzach, przyglądając się portretom przodków. Dostrzegał w nich ja-
kieś podobieństwo, ale nigdy nie utożsamiał się z królewską rodziną. Być może bał
się, że jeśli zaakceptuje swą rolę w nowej rodzinie, przestanie być ukochanym sy-
nem swej matki.
Kiedy poznał Lizzy, inaczej spojrzał na swoje relacje z rodziną. Poczuł, że go
zaakceptowali i sam się otworzył na ich uczucia. Co więcej, teraz lubił siebie o
wiele bardziej.
Gdy zszedł na parter, zauważył, że w gabinecie króla pali się światło. Zajrzał
do środka i ze zdziwieniem ujrzał Filipa czytającego książkę, ze śpiącym synem na
ramieniu.
R S
117
Zapukał do drzwi. Filip podniósł głowę.
- Ethan - powiedział zaskoczony. - Czy coś się stało?
- Przeszkadzam?
- Nie. Chcę, żeby Hannah trochę pospała. Ostatnio Fryderyk daje nam w kość.
Domaga się, żeby go ciągle nosić na rękach.
- Nie macie opiekunki do dziecka?
Na twarzy Filipa pojawił się grymas.
- Wychowała nas niania, dlatego chcę, żeby moje dzieci wiedziały, co to mi-
łość rodzicielska.
Jego szczerość zdziwiła Ethana.
- Chcesz powiedzieć, że ojciec nas nie kochał?
- Nawet jeśli nas kochał, to nigdy tego nie okazywał - powiedział Filip, ru-
chem ręki zapraszając brata, by usiadł obok niego na kanapie.
- Domyślam się, że jesteś tu bez Lizzy, ponieważ coś się stało.
Ethan chciał powiedzieć bratu, że to nie jego sprawa, ale ugryzł się w język.
Nie mógł nadal zachowywać się jak nastolatek. Filip pytał go, bo się martwił, a nie
dlatego, że chciał mieć nad nim kontrolę.
- Pokłóciliśmy się - przyznał.
- Ty zacząłeś?
- Tak - powiedział i zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy poważnie pokłócił
się z Lizzy.
- Jest w ciąży? - spytał Filip, zaskakując brata swym pytaniem.
Może król kazał umieścić podsłuch w jego mieszkaniu? To jednak było nie-
możliwe. Przecież chodziło o zwykłe sprawy rodzinne, a nie o misję specjalną.
- Skąd wiesz?
- Hannah zaczęła się domyślać. Powiedziała, że Lizzy pięknie wygląda i że
któregoś dnia nagle zasłabła.
- Pięknie wygląda?
R S
118
- Nie wiem, o co chodzi. - Filip wzruszył ramionami. - Jakieś kobiece prze-
sądy.
- Tak. Są sprawy, których faceci nigdy nie zrozumieją.
- Obawiam się, że jest ich całkiem sporo.
Dziecko poruszyło się i cicho jęknęło, więc Filip przełożył je na drugie ramię
i poklepał po plecach.
Za siedem miesięcy Ethan będzie robił to samo. Myśl, że niebawem zostanie
ojcem, wcale go nie przerażała, wręcz przeciwnie, budziła w nim radość.
- Poprosisz ją o rękę? - spytał Filip.
Ethan otworzył usta, aby mu odpowiedzieć, ale nagle zdał sobie sprawę, że
Filip od początku o wszystkim wiedział. Okazało się, że w wielu rzeczach mylił się
co do brata.
- Wiedziałeś, że zaręczyny to była tylko gra?
Filip skinął głową. Chociaż mógł skorzystać z okazji i okazać Emanowi wyż-
szość, nie zrobił tego.
- Od jak dawna wiesz o mnie i o Lizzy?
- Widziałem was na balu w pałacu.
To znaczyło, że Filip wiedział o wszystkim od samego początku i przez cały
czas trzymał to w tajemnicy. Ethan pokręcił głową z niedowierzaniem. Przez te
wszystkie miesiące był święcie przekonany, że wywiódł brata w pole. Jak mógł być
tak zaślepiony, arogancki i naiwny?
Początkowo wybrał sobie Lizzy, bo był pewien, że to się nie spodoba królowi.
Okazało się jednak, że padł ofiarą własnego oszustwa. Filip nie tylko zaakceptował
Lizzy, ale na swój sposób wspierał brata w jego miłosnych poczynaniach.
Tak, teraz Ethan był pewien, że kocha Lizzy.
- Myślałeś, że pozwolę ci zrobić jakieś głupstwo, kiedy podpisaliśmy ważny
kontrakt? - spytał Filip.
Ethan ze zdziwieniem stwierdził, że nie czuje się urażony. Na miejscu Filipa
R S
119
zrobiłby to samo.
- Myślałem, że moja nowa znajomość ci się nie spodoba.
- Może jestem sentymentalny, ale pomyślałem, że pasujecie do siebie.
- To dlaczego wezwałeś mnie na rozmowę?
- Sprawa wyglądała poważnie. Chciałem, żebyś się zadeklarował, zakończył
romans albo się oświadczył. Ale ty mnie ubiegłeś i sam powiedziałeś, że jesteście
zaręczeni. Wtedy uznałem, że pozwolę ci pociągać za sznurki, aż wpadniesz we
własne sidła. Przyznaję, że zaimponował mi twój szlachetny gest.
Ethan zrozumiał, jak bardzo się ośmieszył.
- Przepraszam za to zachowanie - powiedział skruszony. - Nie traktowałem
cię z należytym szacunkiem.
- To prawda, ale ja też nie ułatwiałem ci tego zadania. Długo trwało, zanim
nabrałem do ciebie zaufania. Niepotrzebnie obwiniałem twoją matkę za zdradę na-
szego ojca. Niestety, nie była pierwsza ani ostatnia. Tak się po prostu stało i tyle.
- Czy to oznacza zawieszenie broni?
- Myślę, że to dobry pomysł.
Ethan odczuł wielką ulgę. Zdał sobie sprawę, że gdyby nie Lizzy, nadal byłby
tym samym, zadufanym w sobie mężczyzną, który myśli, że świat kręci się wokół
niego. Zrozumiał, że jego niechęć do Filipa wynikała z zazdrości o ojca, którego
tak mu brakowało przez całe życie. Najpierw nienawidził za to królową, a potem
przeniósł te uczucia na jej syna. Teraz jednak był pewien, że dobrze się stało. Gdy-
by poznał ojca, byłby nieszczęśliwy.
- Myślisz, że mamy jeszcze jakieś rodzeństwo? - spytał.
- Kto wie. - Filip wzruszył ramionami. - Jeśli nie będą stawiać roszczeń ma-
jątkowych, nigdy ich nie poznamy.
- Chciałbym to sprawdzić.
- Po co?
- Ostatnio rodzina stała się dla mnie bardzo ważna.
R S
120
- To może wywołać kolejny skandal. Prasa nie da nam spokoju.
- Ale możemy zyskać rodzeństwo. Oczywiście nie zrobię niczego bez twojej
zgody.
Filip zamyślił się, po czym powiedział:
- Dobrze. Zbadaj sprawę.
- Jesteś pewien?
Król skinął głową.
- Obiecaj tylko, że jeśli coś znajdziesz, powiesz mi, a potem razem zdecydu-
jemy, czy się skontaktować z tą osobą.
- Zgoda.
- Wiesz co, Ethan? Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli przydarzy ci się
coś dobrego, musisz się tego trzymać.
- Chodzi ci o Lizzy?
Filip skinął głową.
- Kochasz ją?
Tak i to bardzo, ale bał się do tego przyznać.
- Tak.
- A ona ciebie?
- Tak myślę.
- A więc kuj żelazo póki gorące. Ja tak właśnie zrobiłem.
Trudno było Ethanowi wyobrazić sobie brata, jak zdobywa serce i rękę Han-
nah. Jednak to oznaczało, że jemu też musi się udać. Trzeba było działać.
Kiedy Ethan wracał do domu, był pewien, że nie zastanie już Lizzy, ale w ga-
rażu podziemnym stał jej samochód. Na szczęście nie uciekła, choć byłoby to cał-
kiem zrozumiałe. Kiedy jednak wszedł do mieszkania, niemal potknął się 5 walizki.
Lizzy szykowała się do wyjścia. Chociaż był przygotowany na taką ewentualność,
na widok jej bagażu poczuł ukłucie w sercu. Nie chciał, żeby się wyprowadzała.
R S
121
Nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej.
Cicho zamknął za sobą drzwi i poszedł jej szukać. Była w łazience. Chowała
do torby kosmetyki i rzeczy osobiste. Jej czerwone oczy zdradzały, że długo płaka-
ła, ale była spokojna i opanowana. Musiała usłyszeć, jak Ethan otwiera drzwi, gdyż
nie przestraszyła się jego głosu.
- Wyprowadzasz się?
- Nie powinno cię to dziwić - odpowiedziała, nie odwracając się.
Zamknęła na suwak torbę.
- Ale ja nie chcę, żebyś się wyprowadzała.
Lizzy patrzyła na swoje ręce, które lekko drżały.
- Za późno.
Wiedział, że Lizzy nie wierzy w to, co mówi, choć bardzo się starała, żeby tak
było. Zrozumiał, że teraz od niego zależy, jak się sprawy potoczą.
Zrobił krok w jej stronę.
- Ale ja cię kocham!
Spodziewał się czułej odpowiedzi, lecz Lizzy bez słowa chwyciła torbę i nie
patrząc w jego stronę, wyszła z łazienki. Nie ułatwiała mu sprawy.
- Nie wmówisz mi, że mnie nie kochasz - powiedział, idąc za nią do salonu.
- Jakie to ma teraz znaczenie? - spytała, wkładając kosmetyczkę do walizki. -
Nasz związek nie ma sensu.
- Żaden związek nie ma sensu.
Lizzy odwróciła się i spojrzała na niego zmieszana.
- Od wielu dni zastanawiam się nad tym, co nam się przytrafiło. Staram się
zrozumieć, co się zdarzyło po drodze, zanim znaleźliśmy się w tym miejscu - po-
wiedziała ze smutkiem.
- W jakim miejscu?
- Tu, gdzie jesteśmy razem. Może tego nie chcieliśmy, ale w pewnym mo-
mencie zaczęliśmy wspólne życie.
R S
122
- Nie rozmawialiśmy nigdy o tym.
- Owszem, ale to nie zmienia faktu, że życie toczy się dalej i wymaga wybo-
rów.
Miała rację. Życie toczyło się dalej - zdawało się, że niezależnie od nich - i
wciągnęło ich w swoje tryby. Było to tak naturalne, że Ethan nawet się nie spo-
strzegł, kiedy to nastąpiło.
- Zawsze uważałem, że jesteś doskonała: piękna, zabawna, cudowna w łóżku i
niezależna.
- A teraz nie jestem już doskonała? - spytała, marszcząc brwi.
- Teraz wiem, że tak jest na pewno. Różnica polega na tym, że kiedyś szuka-
łem w tobie zalet z innych pobudek.
Podszedł do niej i dotknął jej ramienia. Nie protestowała, więc przyciągnął ją
do siebie i przytulił. Czuł, jak jej ciało rozluźnia się i tuli do jego piersi. Teraz był
pewien, że Lizzy nie chce rozstania.
- Kocham cię, Lizzy. Zależy mi na tym, żeby nam się udało.
- Mnie też - szepnęła, wtulona w jego koszulę.
- Naprawdę?
Podniosła głowę.
- Kocham cię, Ethan. Naprawdę nie chciałam zajść w ciążę.
- Jest jeden problem.
- Jaki? - spytała zaniepokojona.
- Nie mogę pozwolić, żeby moje dziecko miało takie życie jak ja.
- Nie rozumiem.
- Nie chcę, żeby było nieślubne. To tak, jakbyśmy pozbawili go rodziny. Dla-
tego muszę cię skłonić, żebyś przyjęła moje oświadczyny. Tym razem naprawdę.
Na jej ustach pojawił się słaby uśmiech.
- Spróbuj. Może to nie będzie takie trudne - powiedziała i podniosła rękę. -
Mam już pierścionek.
R S
123
- Mówiłaś, że nigdy nie wyjdziesz za kogoś z rodziny królewskiej, bo to
ograniczyłoby twoją wolność. Pamiętasz? A ja niestety należę do rodziny królew-
skiej, nawet jeśli uświadomiłem to sobie niedawno.
Lizzy odetchnęła głęboko, jakby postawiona kwestia nie wydawała jej się
zbyt trudna do rozwiązania. Nie potrafiła ukryć rozradowanego spojrzenia.
- Jesteś tylko w połowie księciem, więc myślę, że mogłabym to wziąć pod
uwagę jako okoliczność łagodzącą.
- Mogłabyś, czy możesz?
- Sprawdź!
Ethan uroczyście uklęknął przed nią. Lizzy zasłużyła sobie na to, by ją po-
traktować po królewsku.
Ujął jej dłoń, która lekko drżała. Nie wiedział, czy to ze strachu, czy z emocji,
wiedział tylko, że ta chwila się już nie powtórzy.
- Lizzy, czy zostaniesz moją żoną?
Lizzy objęła go mocno za szyję i pocałowała w czoło.
- Oczywiście, że tak.
Ethan wstał i pocałował ją usta. Zrozumiał, że w życiu niczego nie można być
pewnym. Był zaskoczony, jak wiele się zmieniło, odkąd poznał Lizzy.
- Mam pomysł - powiedziała Lizzy, całując go delikatnie i zanurzając palce w
jego włosach. - Skoro już niedługo weźmiemy ślub, może zaczniemy miesiąc mio-
dowy już teraz?
Ethan zaśmiał się, gdyż pomyślał o tym samym. Wziął ją na ręce i zaniósł do
sypialni.
- Nie mogę się doczekać - szepnął jej do ucha.
R S
124