1
Michelle Celmer
Pod wspólnym dachem
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nick Bateman leżał w hotelowym łóżku w apartamencie dla nowożeńców.
Udawał, że śpi. Myślał o tym, co zrobił. Zamiast spędzać noc poślubną z kobietą,
którą opuścił w połowie przysięgi małżeńskiej, kochał się z Zoë - menedżerem
swojego biura.
Próbował się wytłumaczyć przed samym sobą ilością wypitego wcześniej
szampana, był jednak wystarczająco trzeźwy, żeby się zorientować, że noc spędzona
z pracownicą nie była dobrym pomysłem. Poza tym Zoë była jedną z jego
najlepszych przyjaciół.
Nick położył rękę na drugiej połowie łóżka. Czuł jeszcze bijące stamtąd
ciepło. Jego skórę i pościel przenikał zapach seksu i ostrych perfum.
Usłyszał ciche przeklnięcie w drugiej części pokoju. Zoë szamotała się w
ciemnościach. Prawdopodobnie od dobrych kilku minut usiłowała odnaleźć
brakujące części garderoby.
Nie mógł przestać myśleć o tym, co się wydarzyło w czasie ceremonii ślubnej.
Zamiast powiedzieć „tak", powiedział „nie" i uciekł od narzeczonej. Drugiej już
zresztą.
Nigdy nie zapomni spojrzenia Lynn, kiedy w połowie wypowiadanej przez
nich przysięgi małżeńskiej odwrócił się i powiedział: „Bardzo mi przykro, ale nie
mogę tego zrobić". Nadal czuł siłę ciosu, który wymierzyła w jego szczękę.
Dlaczego nie mógł znaleźć odpowiedniej dla siebie kobiety? Pięć lat temu
zdecydował, że jest gotowy na założenie rodziny i stabilizację. Do tej pory mógł już
być szczęśliwym małżonkiem z jednym dzieckiem u boku i drugim w drodze.
Nic w jego życiu jednak nie działo się zgodnie z planem.
Po nagłym przerwaniu ceremonii ślubnej Zoë odwiozła go do hotelu. W
apartamencie chłodził się szampan. Nie był w nastroju do picia w samotności, więc
R S
3
poprosił ją, żeby została. Zadzwoniła po serwis hotelowy i przygotowała mu okład z
lodu na bolącą szczękę.
Zawsze się nim opiekowała. I zaopiekowała się nim również tej nocy.
Nie wiedział nawet, jak się to wszystko zaczęło. Przez pierwszą minutę
siedzieli na łóżku i rozmawiali. Zaraz potem jego język znalazł się w jej ustach i
zaczęli zdzierać z siebie ubrania.
Jej usta były gorące i słodkie, a ciało ciepłe i delikatne, poddające się jego
ruchom. Seks okazał się fantastyczny.
Nigdy nie patrzył na Zoë pod kątem jej atrakcyjności, choć zawsze mu się
podobała. Nie była jedną z tych kobiet, które swoim seksapilem hipnotyzują
mężczyzn. Nie można jednak powiedzieć, że nie była ładna. Jej piękno było bardzo
subtelne. Pochodziło z jej wnętrza, z intrygującej osobowości.
Pewnych granic nie można jednak przekraczać. Najszybszy sposób na
zrujnowanie przyjaźni z kobietą to pójście z nią do łóżka.
Wiedział o tym bardzo dobrze z wcześniejszych doświadczeń.
Usłyszał w ciemnościach coś, co brzmiało jak syk bólu. Tym razem obok
łóżka. Mógł nadal udawać, że śpi i pozwolić jej się miotać w ciemnościach albo
spojrzeć jej w twarz po tym, co razem zrobili.
Zapalił nocną lampkę. Ostre światło zalało pokój. Zoë Simmons krzyknęła
przerażona. Usiłując zakryć nagie piersi znalezioną dopiero co sukienką, odwróciła
się od rażącego ją światła.
- Przestraszyłeś mnie - upomniała go.
Bardzo chciała się wymknąć niepostrzeżenie z pokoju. Tak, można ją nazwać
tchórzem. Ale nie była gotowa na to, by mu spojrzeć w oczy. Łóżko wyglądało jak
pobojowisko, a na stoliku i na podłodze leżały podarte opakowania po
prezerwatywach. Wstrząsnęło nią, kiedy pomyślała o tym, w jaki sposób się
dotykali. Jak niewiarygodnie fantastyczne to było.
- Wychodzisz? - zapytał.
R S
4
- Tak.
Spojrzał na zegar na stoliku.
- Jest środek nocy.
- Pomyślałam, że to będzie najlepszy moment, żeby wyjść.
Boże, pomocy! Nie ułatwiał tego. Siedział nagi, przypominając greckiego
boga. Jego mięśnie wyglądały imponująco, a skóra była w kolorze złota. W tym
momencie marzyła jedynie o tym, aby wskoczyć ponownie do jego łóżka.
Skierowała się jednak w stronę łazienki, podnosząc z podłogi torebkę.
- Idę się ubrać, a potem... porozmawiamy - rzuciła.
Nie spuszczał z niej oczu. Zatrzasnęła za sobą drzwi i przekręciła klucz.
Zobaczyła własne odbicie w lustrze i jęknęła z przerażenia.
Ta noc nie mogła się potoczyć gorzej. Jej włosy z jednej strony głowy
przypominały płaski placek, z drugiej zaś sterczały. Makijaż rozmazał się pod czer-
wonymi i spuchniętymi oczami. Na lewym policzku widoczny był ślad poduszki,
która wgniotła jej się w twarz. Była zupełnym przeciwieństwem Nicka, który nawet
teraz wyglądał jak młody bóg. To istny cud, że nie opuścił z krzykiem pokoju, kiedy
ją zobaczył.
Zmoczyła wodą twarz, a rozmazany pod oczami tusz do rzęs próbowała
wytrzeć chusteczką. W torebce odnalazła gumkę do włosów. Uczesała je palcami i
związała w koński ogon. Zupełnie nie wiedziała, gdzie się zawieruszyła jej bielizna.
Za nic w świecie nie chciała jej teraz szukać. Prędzej wróci do domu bez majtek i
stanika.
Naciągnęła zszarganą sukienkę, próbując wyprostować zagniecenia. Nick w
chwili miłosnej pasji zerwał ramiączko. Teraz sukienka wisiała za nisko. Poza tym
nadal była mokra i poplamiona. Zoë wylała na siebie kieliszek szampana. Była to ta
sama sukienką, którą włożyła na pierwszy ślub Nicka. Wyglądało na to, że nadszedł
czas, aby ją odłożyć do szafy lub po prostu spalić.
R S
5
Studiowała swoje odbicie w lustrze, patrząc na zbyt duży teraz dekolt. Może
uda jej się przemknąć niepostrzeżenie do wyjścia z tego pięciogwiazdkowego
hotelu. Nie spodziewała się zresztą spotkać zbyt wielu ludzi o trzeciej trzydzieści
nad ranem.
Usłyszała, że Nick zaczął chodzić po pokoju. Przeraziła ją myśl, że mogłaby
go niechcący przyłapać nago tak jak on ją. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył po
zapaleniu światła, była jej duża pupa.
- Wychodzę z łazienki! - ostrzegła go.
Kiedy nie odpowiedział, otworzyła drzwi. Siedział na łóżku w spodniach, ale
jego tors był nagi. Czy znak na lewym ramieniu to był ślad po jej ugryzieniu?
Umierała ze wstydu. Kiedy do niego podeszła, zauważyła, że ma rozpięty
rozporek. Już miała mu zwrócić uwagę, ale przypomniała sobie, że kilka godzin
temu sama zerwała z niego spodnie i popsuła w nich zamek.
Zdzierali z siebie ubrania z taką pasją, jakby się do tego przygotowywali od
dziesięciu lat. Nigdy nie zapomni momentu, w którym wszedł w nią, zdecydowanie,
szybko i głęboko. Objęła nogami jego biodra. Potem jęczała i błagała o więcej...
Co oni najlepszego zrobili?
Przyciskała torebkę do piersi i szukała butów na podłodze.
- To chyba jest twoje. - Nick trzymał w ręku jej koronkowy biustonosz i
majtki. - Znalazłem pod pościelą - wyjaśnił.
- Dzięki. - Wyrwała mu je z ręki i wepchnęła do swojej małej torebki.
- Czy powinniśmy porozmawiać o tym, co się stało? - zapytał.
- Ja bym to zostawiła bez komentarza i udawała, że nic się nie stało -
zaproponowała.
Przesunął dłonią po ciemnych, połyskujących włosach. Broda pociemniała mu
od lekkiego zarostu.
- To jest jakieś rozwiązanie. - Wydawał się nieco rozczarowany.
R S
6
Wiedział, podobnie jak Zoë, że to, co się wydarzyło, nie powinno nigdy mieć
miejsca.
Nie dlatego, że Nick był złym człowiekiem. Był bogaty, przystojny i
bezinteresownie sympatyczny. Czasami uparty i trudny. Bywały dni, kiedy Zoë
miała ochotę trzepnąć go w głowę, ale wiedziała, że kiedy chciał, potrafił być aż do
przesady słodki i hojny.
Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego do tej pory nie znalazł odpowiedniej dla
siebie kobiety. Może za bardzo się starał lub po prostu miał pecha. Z drugiej jednak
strony przyciągał nieodpowiednie kobiety jak magnes.
Zoë zaś lubiła takie życie, jakie prowadziła. Żadnych zobowiązań, jedynie
wobec siebie i kota Dextera. Uczucia macierzyńskie przelewała na rodzeństwo.
Oboje rodzice zawsze pracowali na pełnych etatach, więc Zoë zajmowała się
wychowywaniem młodszych braci i sióstr.
Nick z kolei przez ostatnich pięć lat potrafił rozmawiać jedynie o tym, że
poślubi kurę domową i będzie z nią miał gromadkę dzieci.
Zoë nie miała nic przeciwko pieluchom dla dzieci, ale tylko na półkach w
sklepie, bo znajdowały się zaraz obok karmy dla kotów.
Od momentu kiedy skończyła osiemnaście lat, była wiecznie zabiegana. Czas
spędzała głównie na kursowaniu pomiędzy miastami Petoskey i Detroit w stanie
Michigan. Dzięki Nickowi mogła być niezależna. Założył firmę budowlaną i nie
zwolnił jej, kiedy się wydało, że kłamała w CV. Wcale nie miała doświadczenia w
pracy biurowej, tak jak zapewniała. Była beznadziejna w stenotypii, a jej
umiejętności w odbieraniu telefonów również pozostawiały wiele do życzenia.
Zamiast wyrzucić ją z pracy, na co zasługiwała, postanowił dać jej szansę. Pomógł
jej skończyć college i wyszkolił ją w sprawach biznesowych. Nauczył ją żyć. Była
wtedy bardzo naiwna, trzymał ją więc pod kloszem.
Do dzisiaj nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego wziął ją pod swoje skrzydła.
Po prostu coś zaiskrzyło między nimi.
R S
7
W zamian za to Zoë była jedyną osobą, na którą Nick mógł liczyć. Jak na
kogoś z rodziny, której zresztą nie miał. Nigdy niczego więcej ponad to nie oczeki-
wał. Jako para prawdopodobnie nie przetrwaliby długo. Byli zupełnie różni.
Pozabijaliby się w pierwszym tygodniu związku.
- Popełniliśmy wielki błąd - powiedziała. Zauważyła, że jej nowiutkie szpilki
marki Jimmy Choo wystają spod łóżka. Wysunęła je stopą. - Znamy się od tylu lat.
Byłoby bardzo źle, gdyby nasza praca ucierpiała z powodu tego, co się właśnie
stało.
- To rzeczywiście byłoby bez sensu - przytaknął. Nie chciała, żeby się
martwił, ale z drugiej strony nie musiał jej tak od razu we wszystkim przytakiwać.
Mógłby przynajmniej udawać, że jest mu przykro.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Wychodzę - oznajmiła.
Jej szpilki miały około siedmiu centymetrów wysokości, ale Nick i tak
przewyższał ją o głowę.
- Odwiozę cię do domu.
- Nie, lepiej nie. Złapię taksówkę.
Spojrzał na zegarek.
- Jest po trzeciej.
Zoë znajdowała coraz więcej powodów, aby go odwieść od tego pomysłu.
Czuła, że w środku nocy nie ufa samej sobie. A co będzie, jeśli zaprosi go do środ-
ka, kiedy już dojadą na miejsce? Nie chciała, aby odniósł wrażenie, że coś mu
proponuje.
Zadziwiające, jak noc przepełniona świetnym seksem może zmienić sposób
postrzegania rzeczywistości.
- Wolałabym nie. Naprawdę.
- Weź więc mój samochód - zaproponował i włożył w jej dłoń kluczyki.
- Jesteś pewien?
R S
8
- Tak.
Ręką wskazał jej drogę w kierunku drzwi sypialni i wyszedł z nią na korytarz
apartamentu. Przy drzwiach wyjściowych spojrzała mu prosto w oczy. Światło
padające z sypialni oświetliło prawą stronę jego twarzy, tę z dołkiem w policzku.
Chociaż wcale się nie uśmiechał. Był raczej smutny. No cóż, w końcu wczoraj
zerwał z narzeczoną.
- Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało z Lynn. Na pewno spotkasz
kogoś innego.
Byle nie kogoś takiego jak pierwsza narzeczona. W dniu ślubu poinformowała
go, że rodzenie dzieci odkłada na dziesięć lat, a teraz skupi się na karierze. Druga
narzeczona była przeciwieństwem pierwszej, ale takiej też by nie chciał. Była
niezwykle zdesperowana, żeby mu urodzić dzieci, jednak najważniejsze były dla
niej jego pieniądze. Na szczęście w porę przejrzał na oczy.
- Tak, wiem - powiedział.
- To pewnie oczywiste i nie powinnam tego mówić, ale zatrzymajmy dla
siebie to, co się dzisiaj stało. W biurze mogłaby powstać dziwna atmosfera, gdyby
ktokolwiek o tym wiedział.
- Jasne. Ani słowa.
- Pójdę już. - Przerzuciła torebkę przez ramię i sięgnęła dłonią do klamki. - Do
zobaczenia w biurze w poniedziałek.
Pochylił się do przodu, opierając dłoń o drzwi i uniemożliwiając jej wyjście na
zewnątrz.
- Skoro to, co się zdarzyło, nigdy więcej ma się nie powtórzyć, to co powiesz
na ostatni pożegnalny pocałunek?
O nie! To właśnie pocałunek Nicka spowodował cały ten galimatias. Ten
człowiek może zdziałać cuda swoimi ustami. Gdyby kiepsko całował, nigdy nie po-
szłaby z nim do łóżka.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
R S
9
Spojrzał na nią jak wygłodzony samiec. Czuła, że jest coraz bliżej niej. Tak
wspaniale pachniał i wyglądał w przygaszonym świetle. Powoli zaczęła tracić do-
tychczasową pewność siebie.
- Daj spokój - wymruczał. - Tylko jeden mały pocałunek.
Poczuła, że lgnie do niego, choć powtarzała, że to nie jest dobry pomysł.
- Prawdopodobnie - przyznał, przyciągając ją mocniej do siebie. Pogładził
palcami jej policzki i włosy, rozluźniając gumkę, tak że blond kosmyki zaczęły jej
się wymykać z kucyka.
- Nick, przestań - wyszeptała, ale nie zrobiła nic, żeby go powstrzymać. -
Uzgodniliśmy, że to się nie może powtórzyć.
- Naprawdę? - Jego ręka opadła na jej ramię. Usłyszała trzask rozdzieranego
drugiego ramiączka sukienki, które spadło na podłogę.
O Boże! Znowu się zaczyna.
Nick zsunął torebkę z jej ramienia, która podzieliła los podartego ramiączka.
Podobnie klucze od samochodu, które trzymała w dłoni.
- Jesteśmy tutaj. Czy kolejny raz zrobi jakąkolwiek różnicę?
Trudno było polemizować z taką logiką, zwłaszcza kiedy łaskotał ją w ucho. I
miał rację. Szkoda już została wyrządzona. Nie mają nic do stracenia.
- Tylko jeden raz - zastrzegła i sięgnęła do guzika jego spodni. Zsunęła je
poniżej jego bioder. - Jeśli się umówimy, że to, co się dzieje w tym pokoju, zostanie
tylko między nami.
- Zgoda - wymamrotał. Pocałował ją, a ona zapomniała o bożym świecie.
Tylko ten jeden ostatni raz, obiecała sobie, kiedy zrzucała z siebie sukienkę.
Objęła nogami jego biodra, a on przycisnął jej ciało do ściany.
Tylko jeden ostatni raz i nigdy więcej się to nie powtórzy...
R S
10
ROZDZIAŁ DRUGI
Czy ten jeden raz może zrobić jakąś różnicę? Najwyraźniej dużo większą, niż
Nick i Zoë przypuszczali.
Zoë zerknęła w górę na wiszący nad jej biurkiem zegar. Później przeniosła
wzrok na dolną szufladę, w której ukryła torbę z apteki. Tkwiła tam od czterech dni.
Nie tylko dlatego, że po pracy zapominała ją zabrać do domu.
Próbowała sama siebie przekonać, że jest po prostu przewrażliwiona.
Najprawdopodobniej złapała jakiś wirus, który ją pozbawił energii, powodował
mdłości każdego ranka i sprawił, że nabrzmiały jej piersi.
I opóźniał się okres.
Była pewna, że to nie może być nic innego jak zwykła infekcja. Nie ma takiej
możliwości, żeby to było coś innego, coś, co wymagałoby karmienia o drugiej w
nocy i zmieniania pieluch.
Byłoby jej znacznie lżej, gdyby miała więcej niż dziewięćdziesiąt pięć procent
pewności, że Nick użył prezerwatywy, kiedy kochali się oparci o ścianę pokoju
hotelowego.
Nie mogła go przecież zapytać wprost. Wszystko by się od razu
skomplikowało. Upłynęło kilka tygodni, zanim ponownie zaczęli się wobec siebie
normalnie zachowywać po tym, co się wydarzyło w apartamencie dla nowożeńców.
Na dodatek było jej bardzo trudno spojrzeć mu prosto w oczy. Widział ją przecież
nagą i dotykał intymnych części jej ciała. Za każdym razem kiedy patrzyła na jego
dłonie, widziała je na swoim ciele. Czuła też ich dotyk. Zdecydowany, mocny, a
jednocześnie bardzo delikatny. Jego szczupłe biodra przywoływały jej w pamięci to,
jak go obejmowała nogami. A on przyparł ją mocno do ściany i wchodził w nią
szybko i głęboko. Pamiętała też, jak się rozkleiła w jego ramionach.
R S
11
I jego lubieżne usta, które spowodowały, że stopiła się jak masło na gorącej
patelni.
Starała się pozbyć powracającego ciągle wspomnienia jego muskularnego
torsu, który wgniatał w materac łóżka jej drżące z podniecenia ciało. Obiecywała
sobie ze sto razy dziennie, że nie będzie więcej przywoływać tych obrazów w
pamięci.
I rzeczywiście ich życie wracało do normy. Mogli ze sobą rozmawiać bez
uczucia wstydu.
Zoë nic nie powiedziała Nickowi o swoich obawach. Nie chciała wywoływać
burzy w szklance wody.
Nie pisnęła słowem nawet swojej siostrze Faith, z którą rozmawiała prawie
codziennie. Chociaż po ich ostatniej rozmowie telefonicznej Zoë była pewna, że
siostra zaczęła coś podejrzewać. Pewnego dnia odwiedziła ją całkiem znienacka. To
nie było w jej stylu. Musiała przeczuwać, że Zoë o czymś jej nie mówi.
Wzięła głęboki oddech. Zachowywała się żałośnie. Powinna zrobić ten
cholerny test i mieć to wreszcie za sobą. Poza tym wydała na niego dziesięć
dolarów. Odwlekanie o kolejny tydzień nie zmieni przecież rezultatu.
Albo jest w ciąży, albo nie. Dobrze by było wiedzieć teraz. Zastanowiłaby się
wtedy, co ma zrobić i czy musi powiedzieć Nickowi.
Sięgała do szuflady biurka, akurat kiedy Shannon z działu księgowości stanęła
w drzwiach.
- Cześć, moja droga. Czy chcesz iść na lunch? Idziemy do restauracji
Shooters.
Zoë była kłębkiem nerwów, ale zdała sobie sprawę, że umiera z głodu.
Zazwyczaj o tej porze jadła sałatkę. Teraz marzyła o burgerze z frytkami i
gigantycznym koktajlu mlecznym. Na deser mógłby być podwójny lodowy deser
czekoladowy.
- Z wielką przyjemnością - rzekła skwapliwie Zoë.
R S
12
Zabrała torebkę i płaszcz. Zerknęła jeszcze ostatni raz na szufladę i podążyła
korytarzem za Shannon.
Obiecała sobie, że po powrocie z lunchu włoży test do torebki i zabierze do
domu, żeby dziś wieczorem poznać prawdę.
Nick przemierzył firmowy korytarz z zamiarem wpadnięcia do Zoë. Zajrzał do
jej pokoju, jednak nikogo w nim nie zastał. Poczuł ulgę, ale i rozczarowanie. Szedł
do jej biura w porze lunchu i wiedział, że może jej nie być. Choć obiecali sobie
nawzajem, że będą udawać, że do niczego między nimi nie doszło, Nick nie mógł
zapomnieć erotycznych doznań, jakich Zoë mu dostarczyła. Bardzo się starał
udawać, że nic się nie stało, ale nie było to łatwe.
Nie mógł przestać myśleć o tym, co będzie, jeśli jej powie, że nie chce już
dłużej udawać, że nic się nie stało.
Nie był pewien jednak, czy miałoby to jakikolwiek sens. Czyż oboje nie mają
skrajnie odmiennych osobowości? Ona lubiła koty, a on miał psa. On uwielbiał
markę Levis i skórzane ubrania, ona miała styl bardzo wyszukany i... kobiecy. Jeśli
chodzi o upodobania muzyczne, on słuchał wielu gatunków muzyki, poczynając od
klasycznego rocka i bluesa, aż po jazz, Zoë zaś skłaniała się raczej ku muzyce pop z
lat osiemdziesiątych. Uwielbiała piosenkarki specjalizujące się w szeroko
rozumianej muzyce rozrywkowej. Miała też uciążliwy zwyczaj słuchania kolęd w
czerwcu.
On lubił jeść mięso i ziemniaki. Zoë funkcjonowała dzięki sałatom i wodzie
mineralnej. On oglądał programy dokumentalne i sport, a ona interesowała się
filmami kryminalnymi i romansami. Nie mógł znaleźć nawet jednej rzeczy, która
mogłaby ich połączyć. Oprócz seksu oczywiście, który świetnie im razem
wychodził.
Możliwe, że mimo tych wielu różnic charakteru byliby w stanie się dogadać,
najgorsze jednak było to, że zupełnie o co innego chodziło im w życiu. Odkąd ją
R S
13
znał, nigdy nawet nie wspomniała o tym, że chciałaby mieć dzieci. Dla Nicka było
to bardzo ważne, bo sam świetnie pamiętał losy swojej rodziny.
Był jedynakiem wychowywanym przez ciotkę i wujka, których tak naprawdę
nie obchodził los ośmioletniego chłopca. Dorastał więc w szkołach i na obozach
sportowych.
Sam chciał mieć przynajmniej trójkę dzieci. Musiał jednak znaleźć kobietę,
która chciałaby tego samego. Taką, która przedkładałaby rodzinę nad karierę
zawodową i która nie wymagałaby spędzenia miesiąca miodowego w Europie,
poprzedzonego polowaniem na luksusową rezydencję w prestiżowych dzielnicach
mieszkalnych w Detroit.
Nick nie był materialistą. Uszczęśliwiało go nowoczesne mieszkanie i
skromny samochód. Szczęścia nie można kupić nawet za duże pieniądze. Prezenty
warte fortunę, które otrzymał od wujka i ciotki, nigdy nie zastąpiły mu miłości i
zainteresowania, których mu nigdy nie dali.
Jego dzieci zawsze będą wiedziały, że są kochane. Nigdy nie będą się czuły
jak zbędne przedmioty.
Nick przez wiele lat żył z piętnem choroby psychicznej, na którą cierpiała jego
matka. Z trudem potrafiła się zająć samą sobą, nie mówiąc już o małym dziecku.
Wujek i ciotka nie byli wcale zainteresowani byciem rodzicami. Chociaż z drugiej
strony mogli go przecież umieścić w przytułku po tym, jak matka straciła prawa
rodzicielskie. Nie zrobili tego jednak.
Nick musiał szczerze przyznać, że mimo że nikt się nim za bardzo nie
interesował, był dość zepsutym dzieckiem. Wystarczał jeden telefon do wujostwa, a
dostawał wszystko, czego chciał. Tak było zaraz po zrobieniu prawa jazdy, kiedy
otrzymał sportowy kabriolet. Innym razem nagrodą za ukończenie szkoły była
wycieczka do Cancun w Meksyku.
Wujostwo opłacili mu też najlepsze szkoły na Wschodnim Wybrzeżu. Ciężko
tam pracował, bo chciał być zawsze na liście najlepszych studentów na roku.
R S
14
Zależało mu, aby jego prawni opiekunowie byli z niego dumni, choć i tak nigdy nie
potrafili mu tego okazać.
Kiedy poprosił o pożyczkę na założenie własnej firmy, astronomiczna suma
pieniędzy wpłynęła na jego konto w ciągu dwudziestu czterech godzin.
Ani wujek, ani ciotka nie wygraliby konkursu na najlepszych rodziców, ale
trzeba im przyznać, że starali się, jak potrafili.
Sam Nick mógłby wypaść dużo lepiej jako rodzic. Musi tylko znaleźć
odpowiednią partnerkę. Kobietę, która chce tego samego co on. Ma też nadzieję, że
znajdzie ją, zanim będzie za stary na to, by grać z synem w piłkę czy nauczyć córkę
jazdy na rolkach.
Nick zaszedł do biura Zoë, próbując sobie przypomnieć, gdzie trzymała dane
personalne pracowników. Widząc, jaki w nim panuje nieporządek, pomyślał, że to,
czego potrzebuje, może się znajdować właściwie wszędzie. Mimo bałaganu w
swoim pokoju potrafiła jednak tak wszystko zorganizować, że całe biuro chodziło
jak szwajcarski zegarek. Stała się dla Nicka niezbędna. Zginąłby bez niej.
Zaczął przeglądać zawartość szuflad, poczynając od najwyższej. I znalazł to,
czego szukał, oczywiście w tej najniższej. Potrzebował dokumentów nowego
pracownika Marka O'Connella. Myślał, że może znajdzie w nich jakieś informacje,
które wyjaśnią, dlaczego efekty jego pracy są tak mierne. Nie wspominając już o
tym, że wiecznie się spóźniał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś z tak
imponującym życiorysem, jest tak niewydajny w pracy.
Zabrał teczkę i już miał zamknąć szufladę, kiedy zaintrygowała go brązowa
papierowa torba umieszczona za dokumentami.
Co to może być? Nie widział jej poprzednim razem, kiedy tutaj zaglądał.
Chwycił torbę i rozdarł, żeby przejrzeć jej zawartość. Już miał zerknąć do środka,
kiedy za plecami usłyszał ciche syknięcie.
- Co ty wyprawiasz?
R S
15
Odwrócił się. W rękach trzymał torbę z apteki. Za jego plecami stała Zoë.
Wróciła właśnie z lunchu, cała przemarznięta.
- Znalazłem to w szufladzie - wyjaśnił.
Kiedy wreszcie odzyskała głos, postarała się, aby brzmiał spokojnie i
zdecydowanie.
- Nie podoba mi się, że grzebiesz w moich rzeczach.
Spojrzał na nią urażony.
- Skąd miałem wiedzieć, że to jest twoje? Torbę znalazłem w szufladzie z
dokumentami pracowników. Muszę mieć do nich dostęp, by prowadzić firmę.
Wiedziała, że miał rację. Powinna była trzymać ją w samochodzie lub w
torebce. Ale jaką miałaby wtedy wymówkę, żeby nie zrobić testu? Podeszła do
niego i wyciągnęła rękę po papierową torbę.
- Masz rację. Przepraszam. Proszę mi to oddać.
Spojrzał najpierw na torbę, potem na nią.
- Co to jest?
- Coś bardzo osobistego.
Zrobiła kolejny krok do przodu, a on jeden do tyłu. Dziwny grymas wykrzywił
mu usta, uwidaczniając dołek w prawym policzku.
- Ile jest to dla ciebie warte? - zapytał. Nie żartował z nią od tygodni.
- To nie jest wcale zabawne, Nick. Proszę, oddaj mi to.
Schował torbę za plecami.
- Zmuś mnie.
Jak dorosły facet mógł się zachowywać jak sztubak? Czy fakt, że nie miał
dzieci, dawał mu prawo do zachowywania się jak dziecko?
Podeszła jeszcze bliżej. Była coraz bardziej zdenerwowana i o mało nie
straciła kontroli nad sobą.
- Proszę.
Zszedł jej z drogi i zadowolony z siebie zaczął krążyć wokół jej biurka.
R S
16
Była bliska furii i miała ochotę go uderzyć. Czuła, że jej szyję i twarz zalewa
gorący rumieniec.
- Zachowujesz się jak kretyn. Oddawaj to natychmiast!
Im bardziej była wkurzona, tym on bardziej rozbawiony.
- To musi być coś niezwykle ważnego, skoro się tak denerwujesz - zażartował,
stukając opuszkami palców o papierową torbę i podniósł ją do góry. Dlaczego on
musi być taki wysoki? - Jeśli tak bardzo ją chcesz dostać, choć tutaj i sama sobie
weź.
- Okej, nie ma sprawy. Bardzo proszę, zajrzyj do środka, jeśli tak bardzo cię
interesują tampony.
Tampony. Chciałaby, żeby to one były w torbie.
Uniósł brwi, jakby nie był pewien, czy jej wierzyć, czy też nie. Kiedy obniżył
torbę, tylko po to, by ją znowu skierować w górę z większym impetem, Zoë rzuciła
się na niego. Jego palce ścisnęły mocniej torbę, a ramię powędrowało do tyłu.
Wówczas zawartość torby wylądowała na dywanie.
Nick spojrzał na pudełko z testem ciążowym, a potem na Zoë. Na jego twarzy
pojawiło się zdziwienie.
- Co to jest, do cholery?
Zamknęła oczy.
- Zoë?
- Co, nie umiesz czytać? - Wyrwała mu z dłoni torbę, w której z powrotem
umieściła test.
- Zoë, myślisz, że jesteś...
- Oczywiście, że nie! - Boże, miała nadzieję, że nie.
- Czy spóźnia ci się...?
Spojrzała na niego z wściekłością.
- Oczywiście, że tak. W innym przypadku nie potrzebowałabyś testów
ciążowych. Jak długo już czekasz?
R S
17
- Trochę. Jestem jednak pewna, że to nic takiego.
- Spaliśmy ze sobą miesiąc temu. Jak długo już trwa twoje „trochę"?
Wzruszyła ramionami.
- Dwa, może trzy tygodnie.
- Dwa czy trzy?
Do diabła. Usiadła na krześle.
- Już prawie trzy.
Wziął głęboki oddech. Mogła przysiąc, że walczy ze sobą, aby zachować
spokój.
- Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?
- Myślałam, że przyplątał mi się jakiś wirus lub infekcja - powiedziała, a on
spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Okres może się spóźniać z kilku przyczyn, prawda? Na przykład z powodu
stresu? - zapytał.
Zaczęła nerwowo pstrykać palcem wskazującym o stojące obok pudełko.
- Myślę, że tak.
- Poza tym zabezpieczyliśmy się.
- Czyżby?
- Wiesz, że tak! - zirytował się.
Ujrzała nagle światełko w tunelu. Prezerwatywa może zawieść, ale
prawdopodobieństwo tego jest niewielkie. Może więc wcale nie jest w ciąży? Może
wszystko sobie wymyśliła?
- Czy ostatnim razem również? - zapytała.
Nick zamyślił się. Nagle stracił całą pewność siebie i przerażenie pojawiło się
na jego twarzy.
- Kiedy robiliśmy to po raz drugi, przy ścianie, użyliśmy prezerwatywy,
prawda? - zapytała z nadzieją w głosie.
R S
18
Nick podrapał się po brodzie. Ten mężczyzna mógłby się golić kilka razy
dziennie, a i tak na jego twarzy widoczny byłby ciemny zarost.
- Zupełnie nie pamiętam.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Zoë poczuła, że traci kontrolę nad sobą, a w
płucach brakuje jej powietrza.
- Nie pamiętasz?
- Najwyraźniej ty też nie. - Oparł się o kant biurka. Miał rację. To nie była
jego wina.
- Przepraszam, ale jestem podenerwowana.
- Mogę spekulować, że skoro zupełnie nie pamiętam, a mój portfel był w
innym pokoju, że się nie zabezpieczyliśmy.
Przynajmniej był szczery. Najwidoczniej oboje się zapomnieli w pasji
miłosnej. Ile razy się kochali? Cztery? Czy mężczyzna nie potrzebuje czasu na
regenerację sił?
- Jest tylko jeden sposób, by poznać prawdę - stwierdził Nick. - Robienie testu
w biurze nie jest dobrym pomysłem, bo ktoś mógłby cię zobaczyć w łazience. Może
więc zrobisz go u mnie? - Nie odpowiedziała. - Czy może chciałabyś być wtedy
sama?
Bycie samą było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę. Ta sprawa dotyczyła
ich obojga. Nie miała wątpliwości co do tego, że Nick będzie ją wspierał bez
względu na to, jaki będzie rezultat testu.
- Zrobimy go u mnie - zdecydowała.
- Chodźmy więc.
- Teraz? Jest środek dnia pracy. - Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Przecież nikt nas nie może zwolnić. To ja tutaj jestem szefem - przypomniał.
R S
19
ROZDZIAŁ TRZECI
Nick wiózł ich do odległego o dziesięć minut jazdy samochodem domu Zoë w
Birmingham. Nie rozmawiali dużo. Zoë przez większą część drogi modliła się:
Boże, spraw, proszę, aby test wypadł negatywnie.
Jak to się stało, że sama się wpędziła w takie tarapaty?
Jej katoliccy rodzice nadal wierzyli, że w wieku dwudziestu ośmiu lat była
niewinna i czysta jak świeży śnieg. Co im powie, jeśli test wypadnie pozytywnie?
Zamordują ją lub się jej wyprą. Bez wątpienia będzie czarną owcą w rodzinie. Nie
będzie wówczas miało znaczenia, że rodzice od lat ją namawiali, by założyła
rodzinę.
Rodzice byliby przeszczęśliwi, gdyby mężczyzną jej życia okazał się Nick.
Choć nie był katolikiem, uwielbiali go. Polubili go od pierwszego spotkania, kiedy
go przywiozła na Święto Dziękczynienia. Od razu został wciągnięty w cały ten
rodzinny chaos, który od początku polubił, podczas gdy ona nienawidziła.
Jeśli poinformowałaby ich teraz, że ona i Nick są razem, zostałaby okrzyknięta
córką roku. Jednak seks przedmałżeński byłby sprawą trudną do wyjaśnienia. Dla jej
rodziców był to wielki grzech.
Głowa Zoë opadła na zagłówek siedzenia w samochodzie. Zamknęła oczy.
Może to, co się dzieje, to tylko zły sen? Może musi się mocno uszczypnąć, żeby
przerwać ten koszmar?
Chwyciła kciukiem i palcem wskazującym kawałek skóry na wewnętrznej
stronie ramienia, która uchodzi za najbardziej wrażliwą, i uszczypnęła się.
Syknęła z bólu.
- Co się stało?
Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Nadal znajdowała się w samochodzie
Nicka. Westchnęła.
R S
20
- Nic - ucięła. Odwróciła się do okna, ale nie zauważała nawet mijanych
domów z sąsiedztwa.
- Nie martw się na zapas - poradził, choć ona była już prawie pewna, jaki
będzie rezultat. Uprawiali seks bez zabezpieczenia i okres się spóźniał. Wynik testu
będzie pozytywny.
Urodzi dziecko Nicka.
Kiedy dotarli do domu, wziął od niej klucze i otworzył drzwi. Odwiedzał ją
tutaj wiele razy, ale dzisiaj czuł się w jej domu bardzo dziwnie. Jakby był na planie
filmu. Horroru. Zoë i Nick grali w nim główne role i oczekiwali pojawienia się
zjawy z nożem, która będzie ich kroić na kawałki.
Zdjęła żakiet i rzuciła na kanapę. Nick rozgościł się w jej zabałaganionym
salonie.
Naczynia z wczorajszej kolacji nadal stały na stole. Sterta gazet z ostatnich
dwóch tygodni zajmowała część kanapy. Zoë zerknęła na dywan, który pokrywały
białe kłaki futra jej kota Dextera, i uświadomiła sobie, że bardzo dawno nie
odkurzała. Jej dom, podobnie jak i życie, był teraz wielkim chaosem.
Nick rozejrzał się po mieszkaniu.
- Musisz zatrudnić pomoc domową.
Rzuciła torebkę na stolik w salonie.
- Nie jestem w nastroju do wysłuchiwania wykładów na temat bałaganu w
domu.
Zdał sobie sprawę, że rzeczywiście jego uwaga w zaistniałej sytuacji była
niestosowna.
- Przepraszam - zreflektował się. Sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki i wyjął
test. - Chyba powinniśmy mieć to już za sobą.
My? Powiedział to tak, jakby to on musiał pójść do łazienki i zrobić, co
mówiła instrukcja. Jakby to on miał przed sobą kilka miesięcy tortur, jeśli wynik te-
stu okaże się pozytywny. Nie wytrzymałby nawet tygodnia siedzenia w domu.
R S
21
- Boję się - powiedziała.
Nick podszedł do niej, objął ją ramieniem i lekko uściskał.
- Zoë, jesteśmy razem. Cokolwiek się stanie, przejdziemy przez to.
Czasami zadziwiało ją, że taki wielki facet może być tak czuły i słodki.
Oczywiście potrafił też być prawdziwym utrapieniem, ale prawda była taka, że
nigdy nie pozostawiłby jej samej sobie w chwili, w której potrzebowałaby pomocy.
Zoë nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
- Dobrze więc. Przekonajmy się.
Wzięła od niego test. Pomaszerowała do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
Była tak zdenerwowana, że czuła ból w żołądku. Otwierała pudełko trzęsącymi się
dłońmi, aż jego zawartość wysypała się na toaletkę.
- Boże, proszę - wyszeptała. - Spraw, aby wynik był negatywny.
Instrukcję użycia przeczytała trzy razy, by się upewnić, że wszystkie
czynności wykona prawidłowo. Przystąpiła do dzieła. Poszło zadziwiająco szybko.
Mniej więcej pięć minut później odczytała wynik.
Nick przechadzał się po salonie. Utkwił wzrok w drzwiach łazienki.
Zastanawiało go, co, do diabła, Zoë tak długo tam robi. Zamknęła za sobą drzwi
dwadzieścia minut temu i nie słyszał nawet jednego szmeru. Żadnych krzyków
rozpaczy, radości czy odgłosu upadającego na podłogę mdlejącego ciała.
O ironio, pięć minut przed powrotem Zoë z lunchu do biura Nick rozmyślał o
posiadaniu dzieci. Nie z nią jednak i nie tak szybko. Idealnie byłoby być żonatym,
ale życie lubi rzucać kłody pod nogi.
Przynajmniej jego życie.
Kichnął i z pretensją w oczach spojrzał na białą futrzaną kulkę, która
wygrzewała się w słońcu na parapecie. Kulka jakby wyczuła, o co mu chodzi, i ob-
darowała go podobnym spojrzeniem, mrużąc zielone oczy.
Nie lubił kotów.
R S
22
Usiadł na kanapie, oparł łokcie na kolanach, a brodę na dłoniach. Była w ciąży
czy nie?
Wszystko działo się bardzo szybko. Zupełnie nie wiedział, co ma myśleć.
Wiedział jednak, że jeśli Zoë nie wyjdzie zaraz z łazienki, rozwali drzwi. Zrobienie
testu nie mogło przecież trwać tak długo. Pamiętał, że na opakowaniu było napisane,
że rezultaty są widoczne po kilku minutach.
Chyba ściągnął ją myślami, bo drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich
Zoë. Jej mina i blada twarz mówiły wszystko.
- O, Boże - westchnął. Zoë była w ciąży. Zostanie ojcem. Oboje będą
rodzicami.
Wyglądała, jakby za kilka sekund miała zemdleć, więc podszedł do niej i
otoczył ją ramionami. Oparła się na nim całym ciężarem, przykładając czoło do jego
klatki piersiowej. Schował twarz w jej włosach. Poczuł zapach jej perfum, ciężkich i
słodkich. Czuł w nich woń cynamonu i jabłek. Uświadomił sobie, jak bardzo za tym
tęsknił. Od momentu, kiedy się kochali, marzył, by ponownie wziąć ją w ramiona.
Już prawie zapomniał, jak dobrze było czuć, że Zoë jest obok niego, jak ich
ciała doskonale do siebie pasowały.
Trwali w uścisku, aż przestała się trząść. Dotknął palcami jej brody i uniósł ją
delikatnie ku górze. Dziecięca bezradność Zoë wyzwoliła w nim tkliwość i czułość.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił.
- Co my zrobimy? - zapytała.
- Będziemy mieli dziecko - wyszeptał i poczuł, jak kąciki jego ust samoistnie
unoszą się do góry.
Spojrzała na niego z przerażeniem i wyrwała się z jego objęć.
- O mój Boże!
- Co?
- Uśmiechasz się. Jesteś zadowolony!
Czy był?
R S
23
Uśmiech rozświetlił całą jego twarz. Nie był w stanie nad nim zapanować.
Rzeczywiście był szczęśliwy. Czuł, że nadszedł czas, by założyć rodzinę. Nie
wyglądało to wprawdzie tak, jak sobie umyślił, bo w swoich planach nie brał pod
uwagę Zoë. Nie oznaczało to jednak, że to był zły pomysł. Powinni przynajmniej
spróbować.
Wzruszył ramionami.
- Tak, wydaje mi się, że gestem zadowolony. Czy czułabyś się lepiej, gdybym
był zły?
- Oczywiście, że nie. Czy zdajesz sobie jednak sprawę z tego, co nas czeka?
Przez co będę musiała przejść?
- Zoë, będziesz miała dziecko. To nie jest coś, co tobie pierwszej się
przytrafia.
- Oczywiście, wiem. Czy ty kiedykolwiek widziałeś, jak się rodzi dziecko?
Nie, ale na pewno będzie chciał być świadkiem narodzin swojego potomka. Za
nic w świecie nie pozbawi się tego doświadczenia.
- Jestem pewien, że to będzie fascynujące - powiedział.
- Fascynujące? - zapytała z niedowierzaniem w głosie. - Byłam przy porodzie
Jonah, mojego młodszego brata.
- I?
- Czy oglądałeś film „Coś"? - zapytała, a on przytaknął. - Czy pamiętasz
scenę, kiedy z faceta wyłania się obce stworzenie, wylewają się z niego krew i
wnętrzności? Tak właśnie wygląda poród. Dodatkowo trwa godzinami i strasznie
boli. A to tylko początek - kontynuowała. - Potem nadchodzą bezsenne noce i
brudne pieluchy. I już nigdy nie będziesz mieć nawet minuty dla siebie, nawet
momentu ciszy. Dzieci płaczą, jęczą, wymagają. Nie wspominając już o tym, że
kosztują fortunę. Później, kiedy stają się starsze, przychodzi czas na szkołę, prace
domowe i rebelie. To się nigdy nie kończy. Dzieci są po to, żeby się o nie
R S
24
zamartwiać. Przez nie właśnie będziesz sobie wyrywać włosy z głowy do końca
życia.
O rany! Wiedział, że Zoë była zgorzkniała przez swoją sytuację rodzinną, ale
nawet nie przypuszczał, że miała aż taki uraz.
- Zoë, byłaś dzieckiem, kiedy musiałaś się zajmować swoim rodzeństwem. To
nie było w porządku ze strony twoich rodziców, że obciążyli cię taką odpo-
wiedzialnością.
Przesunął dłonią w dół po jej ramieniu. Próbował jej dodać otuchy, mając
nadzieję, że gdy tylko się zrelaksuje, spojrzy na swoją sytuację realistycznie.
- Jesteś po prostu w szoku. Wierzę, że kiedy się z tym oswoisz, będziesz
szczęśliwa.
Zamknęła oczy i zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie jestem jeszcze na to gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek będę.
Nagle niepokojąca myśl przyszła mu do głowy. Co będzie, jeśli ona naprawdę
nie chce mieć dzieci? Jeśli myśli o tym, żeby usunąć ciążę? To jej ciało nosiło
dziecko, więc mogła zrobić, co tylko chciała. Jeśli będzie taka potrzeba, zrobi
wszystko, by ją od tego odwieść.
- Czy próbujesz mi powiedzieć, że nie chcesz tego dziecka? - zapytał.
Spojrzała na niego przestraszona.
- Chyba nie mam zbyt dużego wyboru.
- Każda kobieta ma wybór, Zoë.
Spojrzała na niego pobłażliwie, a dłoń położyła na brzuchu, tak jakby chciała
ochronić nienarodzone jeszcze dziecko. Nick był pewien, że nawet nie zdawała
sobie sprawy z wykonywanych gestów.
- Nie zamierzam się pozbyć ciąży, jeśli to właśnie chodzi ci po głowie. Za
kogo ty mnie uważasz?
- Nigdy wcześniej nie brałem pod uwagę, że musiałbym sam wychowywać
własne dziecko, ale jeśli tego chcesz...
R S
25
- Oczywiście, że nie! Za żadne skarby bym się w ten sposób nie pozbyła
swojego dziecka. Moi bracia i siostry doprowadzają mnie do szału, ale kocham ich
nad życie.
Podrapał się po brodzie.
- Wpędzasz mnie w zakłopotanie. Nie wiem, co mam myśleć.
- Zatrzymam dziecko - oznajmiła stanowczo. - Jestem po prostu... jeszcze
trochę w szoku. Poza tym nie było to częścią mojego planu. Bez obrazy, ale byłeś
ostatnim facetem na ziemi, o którym bym pomyślała, że może mi się to z nim
przytrafić.
- W porządku - odpowiedział. Jak by mógł się czuć urażony, skoro wcześniej
myślał o niej podobnie, chociaż może nie jako o ostatniej na ziemi.
Podeszła do kanapy i ułożyła się na poduszkach.
- Moi rodzice mnie zamordują. Oni myślą, że nadal jestem praktykującą
katoliczką. Wyobrażają sobie, że mając dwadzieścia osiem lat, jestem dziewicą i
chodzę dwa razy w tygodniu do kościoła. Co ja im powiem?
Nick usiadł obok niej. Objął ją ramieniem, a ona oparła się o jego miękkie i
ciepłe ciało. Było to bardzo miłe.
- Wydaje mi się, że masz jeden wybór - powiedział.
- Żyć do końca życia z poczuciem wstydu - skwitowała.
Jej pesymizm wpływał na niego przygnębiająco.
- Nie. Powinnaś wyjść za mnie za mąż.
Zoë wyrwała się z jego objęć. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
- Wyjść za ciebie? Zwariowałeś?
Głupie pytanie. Oczywiście, że zwariował.
Zamiast dać jej burę, uśmiechnął się do niej, tak jakby się spodziewał, że Zoë
zakwestionuje jego trzeźwy sposób myślenia.
- A co w tym takiego zwariowanego?
R S
26
Chyba rzeczywiście był nienormalny, skoro sam nie mógł sobie odpowiedzieć
na to pytanie.
- Jeśli się teraz pobierzemy, twoi rodzice nie będą musieli wiedzieć, że byłaś
w ciąży przed ślubem. Problem zostanie rozwiązany - podsumował.
Ale od razu się zastanowił, czy poślubienie kobiety, której nie kocha, ma
jakikolwiek sens. Nie kochał jej tak, jak mężczyzna kocha kobietę.
Zoë też nie miała wątpliwości co do tego, że on ją kocha tylko jako przyjaciel,
a i ona jego darzyła podobnym uczuciem.
- Oboje jesteśmy skołowani i nie wiemy, jak postąpić. Działamy w tym
momencie zbyt emocjonalnie - rzekła w końcu. - Potrzebujemy kilku dni, żeby się
oswoić z sytuacją, zanim podejmiemy jakieś decyzje, które miałyby nieodwracalny
wpływ na nasze życie.
- Będziemy mieli dziecko, Zoë. Nic bardziej nie zmieni twojego życia.
R S
27
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Gratulacje. Wynik twojego testu jest pozytywny. Jeśli jeszcze się nie
umówiłaś na pierwszą wizytę z doktorem Gordonem, wybierz jeden. Jeśli chcesz
rozmawiać z pielęgniarką, wybierz dwa.
Zoë odłożyła słuchawkę biurowego telefonu, przerywając automatyczną
wiadomość na sekretarce, którą usłyszała, dzwoniąc po wyniki badania krwi. Ten
test był jedynie formalnością. Bez wątpienia, nosiła w sobie dziecko Nicka.
Zeszłaby na dół do jego biura, żeby mu o tym powiedzieć, ale nie było takiej
potrzeby, bo wpadał do niej co dziesięć minut z pytaniem, czy wreszcie zadzwoniła
do lekarza.
Spojrzała na zegarek. Po co miałaby w ogóle wstawać z krzesła, skoro Nick i
tak tu będzie za sześć minut.
- No i co?
Nick stał w drzwiach, patrząc na nią wyczekująco.
- Jesteś wcześniej - poinformowała Zoë.
- Wcześniej? - ściągnął brwi. - Zadzwoniłaś?
- Tak.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- I?
Westchnęła.
- Jak by powiedziała moja mama w takiej sytuacji, jestem na dobrej drodze do
założenia rodziny.
- O rany! - Wziął głęboki oddech, a potem głośno wypuścił powietrze. - Czy
dobrze się czujesz?
R S
28
Przytaknęła. Ogarnął ją spokój. Miała kilka dni na oswojenie się z sytuacją.
Przeczuwała, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała, że ciąża skomplikuje życie, ale
nie oznacza przecież końca świata. Będzie mieć dziecko i poradzi sobie z tym.
Podszedł do biurka i usiadł na jego krawędzi. Zoë widziała, że Nick jest
zadowolony, choć usiłował to ukryć. Właściwie dlaczego miałby udawać? Poza
tym, która normalna kobieta nie chciałaby, aby mężczyzna, którego dziecka się
spodziewa, był podekscytowany faktem, że zostanie ojcem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy - wyznała. - Obiecuję, że nie będę więcej
panikować.
Kąciki jego ust podniosły się do góry.
- Rozumiem więc, że mamy kilka spraw do omówienia.
Wiedziała, o jakich sprawach chce rozmawiać. Wyglądał na tak
wniebowziętego, że nie miała żadnych wątpliwości, że będzie wspaniałym ojcem.
Ale mężem? Nie była pewna, czy jest gotowa na wyzwanie, by zostać matką i żoną,
i czy kiedykolwiek będzie.
Sam pomysł dzielenia z kimś życia, pójścia na kompromis i licznych
poświęceń, wydawały jej się czymś niemożliwym do zrealizowania. Lubiła swoje
dotychczasowe życie.
- Nie mam nic przeciwko tobie, ale wydaje mi się, że nam się nie uda.
- Dlaczego miałoby się nie udać? Jesteśmy przyjaciółmi. Dobrze nam się
razem pracuje. Rozumiemy się. - Pochylił się ku niej i spojrzał prosto w oczy. - Nie
mówiąc już o tym, że w sprawach seksu jesteśmy dla siebie stworzeni.
Chciała, żeby przestał tak na nią patrzeć. Musiała jednak przyznać, że miał
rację. Ale udany seks to nie powód, aby brać ślub.
Zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Poczuła zapach płynu po goleniu i mogła
dostrzec brązowe kropki w jego orzechowych oczach.
- Czy możesz przysiąc, że nie wspominałaś naszej gorącej nocy w hotelu
kilkanaście razy dziennie?
R S
29
- Wcale nie było tak świetnie, jak myślisz. - Próbowała być sarkastyczna. Jej
głos zabrzmiał jednak miękko i ciepło. W rzeczywistości wspominała to chyba setki
razy dziennie.
Nick położył ramię na fotelu i zaczął nim obracać.
- Oj, było, było. To był najlepszy seks, jakiego doświadczyłaś w życiu.
Przyznaj się.
Mogła przysiąc, że poczuła ciepło bijące z jego ciała.
- W porządku. Masz rację. Ale nie o to tu chodzi. Nie chcę się angażować w
coś, czego moglibyśmy potem żałować. Co będzie, jeśli po miesiącu małżeństwa
okaże się, że doprowadzamy się do szaleństwa?
- Za późno na takie refleksje, kochanie - dotknął jej policzka, a jej serce zabiło
mocniej. - Ty już doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Zaczynał ponownie swoją grę. Wyglądało na to, że za kilka sekund ją
pocałuje. Chciała tego. Nie obchodziło jej nawet, że ktoś z biura może ich przy-
łapać. Wieści rozeszłyby się po całym budynku w kilka minut.
- Miałam na myśli doprowadzanie do szaleństwa, ale niekoniecznie w
pozytywnym sensie - powiedziała Zoë.
- Więc co chcesz zrobić? Chodzić ze mną na randki?
- W naszym przypadku jest już za późno na randki, nie sądzisz? W sensie
społecznym dogadujemy się ze sobą poprawnie. Nie wiem jednak, czy moglibyśmy
razem mieszkać.
- To brzmi jak doskonałe rozwiązanie. Zabawne, ale żadna propozycja jeszcze
nie padła.
- A co mianowicie miałoby nim być?
- Moglibyśmy razem zamieszkać. Bo czy jest lepszy sposób na sprawdzenie,
czy do siebie pasujemy?
Nigdy nie była w stanie znieść sublokatora. Przynajmniej od momentu, kiedy
się wyprowadziła z rodzinnego domu. Zanim to zrobiła, musiała dzielić pokój z
R S
30
trzema siostrami. Wszystkie pożyczały od niej ubrania i używały kosmetyków bez
pytania. Kiedy chciała zaznać odrobiny prywatności, musiała się zamykać w
łazience, aby po kilku minutach i tak usłyszeć dobijanie się kogoś do drzwi. Teraz
ma dwie łazienki. Jedną w głównej części domu, a drugą w remontowanej obecnie
piwnicy. Powierzchnia jej domu wynosi zaledwie sto metrów kwadratowych, ale ile
przestrzeni może zająć jeden facet?
Chyba że miałaby zamieszkać u niego. Jego mieszkanie było dwa razy
większe od jej domu. Znajdowało się w wysokim apartamentowcu w mieście Royal
Oak.
Marzyła o tym, aby pewnego dnia zamieszkać w wiejskim domu z olbrzymią
działką. Zastanawiała się, jak Nick, urodzony mieszczuch, czułby się w takim
miejscu.
A mogłoby się to zmienić, gdyby rzeczywiście zamieszkali razem.
- A co będzie, jeśli się okaże, że pasujemy do siebie? - zapytała Zoë.
- Pobierzemy się.
- Tak po prostu?
- Tak, właśnie tak - przytaknął.
Była zła na samą siebie, ale musiała przyznać, że to miało sens.
Czy on naprawdę brał to pod uwagę? Dla jej rodziców mieszkanie z
mężczyzną bez ślubu kościelnego było nawet większym grzechem niż seks
przedmałżeński.
- Jeśli mielibyśmy tak zrobić, choć nie twierdzę, że tak zrobimy, najlogiczniej
byłoby, gdybyś ty się wprowadził do mnie. Twoje mieszkanie przetrwa bez ciebie, a
ja muszę się opiekować ogródkiem.
- Nie będzie to dla mnie problemem - zgodził się.
- Powinniśmy też zachować to w tajemnicy.
- Zoë, czy ty się mnie wstydzisz?
R S
31
Jakby to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. Nickowi nie brakowało
pewności siebie.
- Przecież wiesz, jacy są ludzie w naszym biurze. Nie mam zamiaru słuchać
plotek na swój temat. Przynajmniej do momentu podjęcia przez nas jakiejś decyzji.
- Czyli kiedy?
- Spróbujmy przez najbliższy miesiąc. Jeśli nam się nie uda, damy sobie
spokój ze wspólnymi planami.
Nick usiadł.
- Miesiąc, tak? A co się stanie, jeśli się nie pozabijamy w ciągu tego miesiąca?
Ustalimy datę ślubu?
Samo wspomnienie o ślubie spowodowało, że Zoë ogarnął strach. Poczuła
przyspieszone bicie serca, a jej dłonie zaczęły się pocić.
- Jeśli nam się jakoś uda żyć razem przez miesiąc, obiecuję, że poważnie się
zastanowię nad twoją propozycją.
- Dobrze - przystał. - Jeśli nam nie wyjdzie, zaoszczędzimy przynajmniej
trochę pieniędzy na benzynie dzięki wspólnym dojazdom do pracy.
- Jak możesz być tak spokojny, kiedy o tym mówisz?
- Ponieważ jestem pewien, że po miesiącu bycia ze mną pod jednym dachem,
będziesz umierać z chęci poślubienia mnie.
- Skąd to przekonanie?
- Stąd. - Diabelski uśmieszek błąkał się po jego twarzy.
Pochylił się w jej kierunku i wiedziała, że zaraz ją pocałuje. Wcale nie
zamierzała go powstrzymywać. Włożył dłonie w jej włosy, przyciągnął ją do siebie i
przycisnął swoje usta do jej warg. Jej ciało zmiękło. Niemal już zapomniała, jak
świetnie całował. Sama również zatopiła palce w jego kręconych włosach, a
paznokcie wbiła w skórę głowy.
Prawie nie usłyszała, jak drzwi do jej biura się otworzyły i ktoś powiedział:
„Zoë, potrzebuję... Oj, przepraszam", a potem głośno zamknął za sobą drzwi.
R S
32
Nick przerwał pocałunek i obejrzał się za siebie.
- Nie możemy tego dłużej trzymać w tajemnicy.
- Tak - Powinno ją to zmartwić, że sekret tak szybko wyszedł na jaw, ale z
jakiegoś powodu przestało ją to zupełnie obchodzić. Pomyślała jedynie, że marzy o
następnym pocałunku. Wiedziała, że nie będzie teraz w stanie nawet wstać z krzesła,
bo nogi miała jak z waty.
- Kiedy więc mam się do ciebie wprowadzić? - zapytał.
Dlaczego nie zaraz? - pomyślała, ale nie chciała mówić tego na głos, żeby nie
pomyślał, że tak bardzo jej na tym zależy. Może najlepszy byłby piątek? To dałoby
mu cały weekend na zadomowienie się.
Co ja wygaduję!
Spojrzała na Nicka i uśmiechnęła się do niego.
- Dziś wieczorem?
Przed domem Zoë stał renifer. Obok zwierzęcia - Nick, trzymający w jednej
ręce lejce, a w drugiej plastikową torbę.
W rzeczywistości Nick trzymał smycz, a renifer okazał się psem. Olbrzymie,
chude psisko z błyszczącą sierścią.
- Co to jest? - zapytała Zoë przez ochronny ekran w drzwiach. Czy on
naprawdę zamierzał to coś wprowadzić do jej domu?
- To jest mój pies, Tucker - odpowiedział Nick. - Wiedziałaś, że go mam.
Tak, wiedziała, ale nie pomyślała, że to zwierzę też się wprowadzi do jej
domu.
- To mamy problem, bo ja mam kota.
- Tucker nie jest zainteresowany bieganiem za przynętą.
Przynętą? Przekręciła zamek w drzwiach.
- Dexter to nie przynęta.
R S
33
- Tucker jest emerytowanym chartem. Trzeba go czymś przekupić, by zechciał
pobiegać. Niektóre psy są łatwiejsze do przekonania, inne nie. Tucker jest bardzo
trudnym przypadkiem, więc nie stanowi zagrożenia dla kota.
- Jesteś pewien? - zapytała, mrużąc oczy.
- Prawdopodobnie zupełnie zignoruje twojego pupila. - Nick nadal stał na
zewnątrz, czekając, aż Zoë otworzy drzwi. Ona jednak wciąż miała wątpliwości.
- Czy zeżre mi buty? - zapytała.
- On nie je, tylko kolekcjonuje.
- Co?
Nick uśmiechnął się szeroko.
- Lubi telefony komórkowe, piloty do telewizorów, kluczyki od samochodu.
Uwielbia kapcie, im bardziej śmierdzące, tym lepiej. Jest też znany z tego, że lubi
sprzątać ze stołu solniczki i pieprzniczki. Jeśli coś zniknie, jego legowisko jest
pierwszym miejscem do rozpoczęcia poszukiwań.
Zoë spojrzała na psa. Wyczuł to i utkwił w niej swoje wielkie brązowe oczy,
które zdawały się błagać: Pokochaj mnie.
- Ale nie będzie się załatwiać na moim dywanie?
- Został wytresowany i wie, jak się zachowywać w domu. Nie tylko się nie
załatwia, ale i nie szczeka, rzadko linieje i śpi dwadzieścia trzy godziny na dobę. Nie
będzie sprawiał problemów.
Zoë wątpiła.
- Czy zamierzasz nas wpuścić do środka? Nafaszerowałem się poważną dawką
leku na alergię, więc mam nadzieję, że przetrwam obecność twojego kota. Możesz
chyba w zamian dać szansę mojemu Tuckerowi?
Nick miał rację. Jak dużo problemów mógł przysporzyć jeden duży pies?
Otworzyła drzwi.
- Przepraszam za bałagan. Nie miałam czasu posprzątać.
R S
34
Nick i Tucker weszli do środka i od razu pokój zrobił się dużo mniejszy. Nick
spuścił psa ze smyczy, a ten skierował się w kierunku Zoë i zaczął ją obwąchiwać.
Zwierzę wypuściło głośno powietrze z nozdrzy i utkwiło wzrok w Zoë.
- On jest niewiarygodnie wielki.
- Rozmiar XL - przytaknął Nick i zrzucił z siebie skórzaną kurtkę.
- Dlaczego się tak we mnie wpatruje?
- Chce, żebyś go pogłaskała.
- Tak? - Pogłaskała go delikatnie po głowie. - Dobry piesek.
Szczęśliwy, że został tak miło powitany, Tucker ruszył na zwiedzanie domu.
Jego pazury stukały o drewnianą podłogę.
- Czy można go tak puścić samego? - zapytała Zoë.
- Tak, nie narobi bałaganu.
Zoë wskazała na plastikową torbę, którą Nick trzymał w ręku.
- Czy to jest cały twój dobytek?
- Mam jeszcze kilka rzeczy w samochodzie. Pomyślałem, że jeśli będę czegoś
potrzebować, podskoczę do siebie i przywiozę.
- Będziesz spać w oddzielnej sypialni - poinformowała go Zoë.
Nick zrobił bardzo poważną minę.
- Nie pamiętam, żebym się na to zgodził.
- W naszej sytuacji seks może tylko skomplikować sytuację - oświadczyła
Zoë. - Powinniśmy się wdrażać powoli. Musimy się do siebie przyzwyczaić i
upewnić, że ten związek nie jest oparty jedynie na seksie.
Przekorny uśmieszek pojawił się na twarzy Nicka.
- Czy myślisz, że będziesz mogła mi się oprzeć?
Miała taką nadzieję. Już teraz jednak wiedziała, patrząc na jego twarz
okraszoną diabelskim uśmiechem, że nie będzie jej tego ułatwiał.
- Poradzę sobie - zapewniła go mimo to.
R S
35
Z kuchni usłyszeli głośne prychnięcie, a potem do salonu z poślizgiem wpadł
Tucker. Jego łapy rozjeżdżały się na podłodze. Piszcząc jak szczenię, schował się za
swoim właścicielem. W drzwiach kuchni siedział Dexter.
- On krwawi - powiedział Nick, sprawdzając dokładnie nozdrza charta. - Twój
kot zaatakował mojego psa.
- Jestem pewna, że został sprowokowany. - Tak naprawdę była dumna z
Dextera, że broni swojego terytorium. Żadne wielkie psisko nie będzie nim rządzić.
- Obaj potrzebują czasu, żeby się do siebie przyzwyczaić.
Jak ona i Nick.
- Powinniśmy cię wreszcie jakoś ulokować - oznajmiła Zoë, czując się bardzo
dziwnie w tej nowej sytuacji.
Nick podążył za nią do jednej z dwóch sypialni, które znajdowały się na
najniższym poziomie domu. Jedna z nich służyła Zoë za biuro, a druga, po prawej
stronie, za pokój gościnny. Wszedł do środka, przyglądając się falbaniastym
zasłonkom oraz koronkowej narzucie na łóżku.
- Różowe? - Wykrzywił się, jakby go bolały oczy od patrzenia na nie. - Czuję,
jak wysycha mi testosteron. Może powinienem spać na kanapie lub w namiocie
przed domem?
- Nie bądź dzieckiem - ofuknęła go Zoë, a Nick rzucił torbę na łóżko. -
Zajmijmy się kolacją. Możemy coś zamówić, a w międzyczasie odpoczywać lub
przynieść twoje rzeczy z samochodu.
Poszedł za nią do kuchni. Otworzyła szufladę wypełnioną w całości
jadłospisami ze wszystkich chyba możliwych restauracji w okolicy.
- Na co masz ochotę? - zapytała.
- Wiesz, na co mam ochotę. Poza tym zupełnie nie jestem wymagający. To ty
jesteś w ciąży, więc wybieraj.
Wybrała pizzę. Czekając na zamówienie, przynieśli rzeczy z samochodu. Były
to głównie akcesoria dla psa, który leżał w salonie, głęboko wzdychając. Od czasu
R S
36
do czasu łypał jednym okiem dookoła. Prawdopodobnie sprawdzał, czy odległość od
kota jest nadal bezpieczna. Dexter leżał zaś na parapecie i udawał, że nie zauważa
intruza.
Prezentowanie Nickowi prywatnych zakamarków domu było dla Zoë strasznie
trudne. Nie mogła się przyzwyczaić do myśli o tym, że Nick będzie używać jej
ręczników i prać ubrania w jej pralce. Nienormalność tej sytuacji uderzyła ją
dopiero w momencie, kiedy zobaczyła go przed swoim domem. Zupełnie nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak się uzależniła od życia w pojedynkę w ciągu
ostatnich dziesięciu lat.
Zwiedzanie domu zakończyło się w kuchni. Nick otworzył lodówkę i skrzywił
się. Była kompletnie pusta. Jedynie zamrażalnik wypełniały po brzegi potrawy Lean
Cuisine, gotowe do odgrzania w mikrofalówce.
Zoë wzruszyła ramionami.
- Była bardzo atrakcyjna wyprzedaż, więc kupiłam ich dużo.
- Nie masz nic porządnego do jedzenia - skomentował. - Czy ty kiedykolwiek
gotujesz?
Nigdy. To była jedna z niewielu rzeczy, których matka nie kazała jej robić.
Miała nieznośny zwyczaj przypalania wszystkiego. Ostatnim razem, kiedy usiłowała
gotować, zostawiła patelnię z tłuszczem na ogniu, co spowodowało pożar w kuchni.
Dzięki Bogu miała zainstalowany czujnik dymu i sprawną gaśnicę.
- Uwierz mi, oboje jesteśmy bardziej bezpieczni, jeśli nie gotuję - powiedziała
Zoë, jednak oszczędziła Nickowi szczegółów swoich zmagań z gotowaniem.
Nick rozpoczął przegląd szafek kuchennych.
- Co robisz? - zapytała Zoë.
- Robię w myślach listę tego, co będę musiał kupić. Już widzę, że chyba
wszystko.
- Możesz kupić wszystko, co chcesz, pod warunkiem że nie będziesz
oczekiwać, że będę to przyrządzała.
R S
37
- Może cię zaskoczę, ale nie jestem taki kiepski w gotowaniu. Była to jedna z
niewielu czynności, jaką razem robiliśmy z mamą.
Posmutniał, choć usiłował to ukryć. Zawsze tak było, kiedy wspominał mamę.
- Ile miałeś wtedy lat?
- Pięć lub sześć.
- Dobrze się czuła?
Wzruszył ramionami.
- Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek wszystko było z nią w porządku.
Bywały miesiące, kiedy normalnie funkcjonowała. Potem przestawały działać le-
karstwa lub efekty uboczne były tak silne, że odstawiła tabletki. W końcu doszła do
takiego stanu, że całe jej życie było w rozsypce. Miałem osiem lat, kiedy opieka
społeczna mnie zabrała.
- Czy nie widziałeś jej od tamtego czasu?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Dostawałem co jakiś czas listy, ale sześć lat temu przestały przychodzić.
Przeprowadzała się wielokrotnie z jednego zakładu do drugiego. Nie byłem w stanie
jej odnaleźć.
- A co byś zrobił, gdybyś ją dzisiaj odszukał?
- Znalazłbym jej dobry dom opieki, bo ona nie jest w stanie funkcjonować w
społeczeństwie. Ale prawda jest taka, że pewnie już dawno nie żyje.
Jak mógł wytrzymać, nie wiedząc, czy jego matka żyje? Może gdzieś cierpi w
samotności o głodzie i chłodzie?
- Martwisz się o dziecko? - zapytał nagle Nick.
- Co masz na myśli?
- Choroby psychiczne są dziedziczone genetycznie.
Zoë nigdy nawet o tym nie pomyślała. Nie wiedziała nic o chorobach
psychicznych, a tym bardziej o genetyce.
- Czy powinnam się martwić?
R S
38
- Uraz mózgu mojej mamy powstał w wyniku wypadku samochodowego,
któremu uległa, kiedy była dzieckiem. A czy w twojej rodzinie są przypadki tego
typu schorzeń dziedziczonych z pokolenia na pokolenie?
- Moi rodzicie mieli dziewięcioro dzieci, które są kompletnie zwariowane. Ale
nic mi nie wiadomo o tym, aby to, na co cierpią, było nazywane chorobą
psychiczną.
- Mówiąc o dużych rodzinach - zaczął Nick - jeśli się okaże, że wszystko jest
w porządku i się pobierzemy, czy chciałabyś mieć więcej dzieci?
Czy on znał powiedzenie: „Po moim trupie"? I co by powiedział, gdyby była
nieugięta, jeśli chodzi o posiadanie większej liczby dzieci?
- Nie jestem pewna - odpowiedziała jednak, co zresztą nie było kompletną
nieprawdą. Była szansa, że kiedyś się zdecyduje na kolejne dziecko.
- To jest coś, na czym mi bardzo zależy - dodał.
Zoë zauważyła, że oto wyszła na wierzch pierwsza sprawa i pewnie nie
ostatnia, która zawsze będzie ich dzielić.
R S
39
ROZDZIAŁ PIĄTY
Zoë obudziła się o 11.30 w sobotnie przedpołudnie, czując ciepły ciężar leżący
na jej stopach. Z trudem otworzyła oczy i spojrzała w dół łóżka. Wpatrywały się w
nią duże, pełne nadziei brązowe ślepia.
- Co ty robisz w moim łóżku? - Co za pech. Tucker najwyraźniej należał do tej
grupy psów, które lgnęły do ludzi niedarzących ich sympatią. Dała mu delikatnego
kopniaka. - Uciekaj stąd.
Pies westchnął głęboko i opuścił głowę na łóżko. Tymczasem Dexter siedział
na stoliku nocnym obok łóżka i obserwował Tuckera z wyraźną nienawiścią.
- Idź spać do swojego łóżka - poleciła psu i dała mu kolejnego, lekkiego
kopniaka. - Wynocha. - Wskazała mu drzwi.
Tucker westchnął ponownie, ale zeskoczył z łóżka, lądując na dywaniku.
Skierował się do drzwi, a następnie zbiegł na dół po schodach.
Zoë usiadła na łóżku i poczuła, że coś dziwnego dzieje się w jej żołądku.
Zrobiło jej się niedobrze. Do tej pory nie miała porannych mdłości. Przychodziły
dopiero później, po przełknięciu kilku kęsów śniadania.
Zwlokła się powoli z łóżka i nałożyła szlafrok. Spojrzała na podłogę w
poszukiwaniu kapci, ale ich tam nie znalazła.
Cholerny pies.
Zaczęła się przemieszczać w kierunku łazienki. Poczuła zapach jedzenia
dolatujący z kuchni i usłyszała burczenie w swoim żołądku, który domagał się
śniadania. Umyła zęby. Próbowała wyszczotkować włosy.
Cóż, jeśli Nick chce tutaj mieszkać, powinien się przyzwyczaić do tego, że
Zoë po przebudzeniu wygląda jak czarownica. Kiedy otworzyła szafkę z
lekarstwami, zobaczyła kilka rzeczy należących zazwyczaj do facetów. A były nimi
R S
40
płyn po goleniu, woda kolońska, krem i maszynka do golenia, do tego kilka innych
tubek i butelek z różnymi męskimi płynami.
Poszła do kuchni, ale wybrała dwa razy dłuższą drogę niż zazwyczaj. Mrugała
powiekami, aby się przekonać, że to, co się właśnie dzieje, nie jest snem. Ale nie
było. Z kuchni zniknął bałagan, czyli gazety, czasopisma i brudne naczynia. Nick
odkurzył i posprzątał kłaki z liniejącego kota.
Mężczyzna sprzątający dom? Chyba umarła i poszła do nieba lub
niespodziewanie znalazła się w jakimś innym wymiarze.
Tucker wylegiwał się w swoim legowisku umieszczonym za kanapą. Spod
jego wielkiego ciała wystawały dwa różowe kapcie.
- Oddawaj moje kapcie, ty kudłaty złodzieju. - Tucker spojrzał na Zoë.
Wydawał się bardzo zdziwiony. Jego oczy pytały: Kapcie? Jakie kapcie?
Najwyraźniej nie zamierzał się ruszyć. Zoë schyliła się więc sama i
wyciągnęła je spod jego cielska. Na szczęście dla niego nie były nadgryzione ani
pokryte śliną.
Nick stał przy kuchni i przygotowywał coś, co wyglądało jak omlet. Miał na
sobie czerwoną bluzę, której rękawy podwinął aż po same łokcie. Eksponowała ona
jego szeroką klatkę piersiową. Kształt jego niezwykle pociągającej pupy podkreślały
dżinsy. Nie były ani za ciasne, ani za luźne. Na nogach miał skórzane, robocze buty.
- Ładnie pachnie - pochwaliła.
Nick odwrócił się i uśmiechnął.
- Dzień dobry.
Był wykąpany i ogolony. Wyglądał na dziwnie szczęśliwego o tak wczesnej
porze. Zlustrował Zoë od stóp do głowy.
- Miałaś ciężką noc?
- Zapomniałam, że do tej pory miałeś do czynienia jedynie z kobietami, które
zaraz po przebudzeniu są wypoczęte i promienieją. Ja do takich nie należę.
R S
41
Mruknął coś pod nosem. Wydedukował, że lepiej będzie dla niego, jeśli się nie
będzie odzywać. Prawda jest taka, że Zoë wyglądała jak straszydło, ale nie mógł
przecież tego głośno przyznać.
- Dziękuję, że posprzątałeś - powiedziała. - Nie musiałeś tego robić.
- Jeśli mam tutaj mieszkać, zamierzam się angażować w prace domowe. -
Odwrócił się do kuchenki. - Jajka będą gotowe za minutę. W lodówce masz sok.
Sok? Nie miała w lodówce żadnego soku. Jedynie pół galona odtłuszczonego
mleka, które skwasiło się trzy dni temu. Przypomniała sobie, że nie miała też jajek
ani bekonu, który smażył się teraz na patelni, ani brązowych, miniaturowych
kotlecików, które podgrzewały się właśnie w tosterze.
- Skąd to jedzenie? - zapytała.
- Ze sklepu.
- Jeśli chciałeś na mnie zrobić wrażenie, to ci się udało.
Otworzyła lodówkę i zobaczyła, że jest wypełniona jedzeniem. Mleko, sok,
jajka, świeże owoce i warzywa. Zastanawiała się, czy zdążył też umyć okna.
- Co jeszcze dzisiaj zrobiłeś? - zapytała.
Sięgnął po talerze z szafki. Bez wątpienia nie zajęło mu zbyt dużo czasu, żeby
rozpracować jej kuchnię.
- Biegałem, wykąpałem się, posprzątałem i zrobiłem zakupy. Później
pojechałem do mojego mieszkania i zabrałem jeszcze kilka rzeczy.
- O rany! O której wstałeś?
- Po piątej.
- Ale przecież jest sobota?
Wzruszył ramionami.
- Cóż mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Lubię rano wstawać.
Wydawało jej się to chore i dziwne. Musiała jednak przyznać, że nie było
wcale takie złe obudzić się i dostać gotowe śniadanie. Nalała sobie do szklanki soku
jabłkowego i usiadła przy stole. Nick postawił przed nią talerz z jedzeniem.
R S
42
- Wygląda nieźle. Dziękuję - powiedziała.
Nick usiadł naprzeciwko. Zoë zamknęła oczy i wyszeptała modlitwę przed
posiłkiem, pozostałość po jej surowym, katolickim wychowaniu. Pewnych zwycza-
jów nie potrafiła z siebie wyplenić.
Nick zaczął jeść od razu. Pochłaniał jedzenie z wielkim entuzjazmem, tak
samo zresztą jak i robił inne rzeczy. Bez wątpienia potrafił się cieszyć życiem.
Zoë spojrzała na talerz i zaczęła powoli dziobać w nim widelcem.
- Nie jesteś głodna?
- Nie za bardzo. - Odgryzła kawałek tostu. - Poranne mdłości.
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
- Mógłbyś urodzić za mnie dziecko.
Spojrzał na nią w taki sposób, jakby chciał powiedzieć: Chciałabyś, co? Po
kilku minutach dłubania w jajkach poczuła się znacznie lepiej. Apetyt zaczął
wracać. Choć zazwyczaj nie jadła dużych śniadań, tym razem zmiotła z talerza
wszystko. Sięgnęła nawet po ostatni kawałek bekonu na talerzu Nicka.
- Mówiłaś, że nie jesteś głodna.
- Najwyraźniej byłam bardziej głodna, niż myślałam.
Nick wstał i zaczął zbierać naczynia.
- Zastanawiam się, czyby nie skoczyć do biura na kilka godzin. Może
pojedziesz ze mną?
Wystarczało jej biura od poniedziałku do piątku. Weekendy były tylko dla
niej.
- Nie, nie sądzę.
Zazwyczaj czekałaby do popołudnia, aby zmyć naczynia po śniadaniu. Albo i
trzy dni. Tym razem, z poczucia winy, od razu włożyła je do zmywarki.
- Będzie dzisiaj ciepło na dworze, więc mam zamiar pracować w ogrodzie.
Muszę posadzić cebulki mieczyków.
- To zostanę i ci pomogę.
R S
43
Zatrzasnęła zmywarkę i wytarła ręce.
- Nick. To, że mieszkamy razem, wcale nie oznacza, że mamy ze sobą spędzać
każdą minutę dnia.
- Nie proszę o każdą minutę dnia, ale nie szukam też sublokatorki, z którą
miałbym się jedynie mijać w drzwiach. - Objął ją ramieniem. - Jeśli zamierzamy żyć
razem, postarajmy się trochę. Bądźmy parą - poprosił.
Parą idiotów, którzy mają złudną nadzieję, że stworzą udany związek?
Mieszkanie z dużym mężczyzną miało niewątpliwie swoje dobre strony.
Rozsypanie świeżej ziemi w ogrodzie zajęłoby Zoë około dwóch, trzech tygodni.
Tymczasem Nick, który uważał siebie za macho, zrobił to w ciągu trzech godzin.
Chciała mu pomóc, ale oświadczył, że nigdy nie pozwoliłby kobiecie w ciąży
wykonywać jakiejkolwiek ciężkiej pracy. Temperatura na dworze rosła. Nick zrzucił
z siebie bluzę z logo Uniwersytetu w Yale. Zoë nie mogła się skoncentrować na
pieleniu chwastów i wrzucaniu ich na kupę z kompostem. Jej uwagę pochłaniały
pracujące mięśnie ramion Nicka, które widoczne były pod cienkim, białym
podkoszulkiem. Co by poczuła, gdyby dotknęła ich jeszcze raz? Odpędziła jednak
szybko od siebie tę myśl. Żadnego dotykania. Jeszcze nie teraz. Najpierw musi się
upewnić, że ich związek nie jest oparty tylko na seksie.
Coś uderzyło Zoë w ramię. Odwróciła wzrok od Nicka, aby natknąć się na
olbrzymi, kudłaty pysk tuż przy swojej twarzy. Zanim zdążyła zaprotestować, Tu-
cker polizał ją w same usta.
- Tfu! - Rękawem swetra obtarła ślinę psa ze swojej twarzy. - Odejdź, ty
odrażająca bestio!
Nick odwrócił się, żeby zobaczyć, jaka jest przyczyna jej wrzasku.
- Co się stało?
- Twój pies polizał moją twarz.
Nick uśmiechnął się promiennie.
- Chciał ci tylko zakomunikować, że cię lubi.
R S
44
- Nie mógłby znaleźć lepszego sposobu okazywania uczuć? Bez udziału śliny?
Nick wbił widły ogrodowe w ziemię i oparł się na rękojeści trzonka. Krople
potu spływały mu po twarzy.
- Tak sobie myślałem o nas i zdałem sobie sprawę, że tyle razy gdzieś razem
wychodziliśmy, ale nigdy jako para.
- Masz na myśli randkę?
- Właśnie. Może moglibyśmy to nadrobić dziś wieczorem? Co powiesz na
kolację i kino?
Interesujące.
- Masz na myśli prawdziwą randkę?
- No pewnie.
Zoë nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio była na randce. Jej życie
towarzyskie praktycznie nie istniało. Większości mężczyzn chodziło tylko o jedno i
oczekiwali tego od razu po pierwszym spotkaniu. Nie miała nic przeciwko seksowi
przedmałżeńskiemu, ale uważała, że zanim wyląduje z facetem w łóżku, powinna go
jednak trochę poznać.
- Zachodzę w ciążę, wprowadzasz się do mnie i idziemy na randkę. Trochę
dziwna kolejność wydarzeń. Prawda?
- Czy to oznacza „tak"?
- Tak. Bardzo bym chciała pójść z tobą na randkę.
- Potrzebuję jeszcze piętnastu minut, żeby skończyć w ogrodzie. Później
muszę się wykąpać.
- Ja też. Wskoczę pod prysznic zaraz po tobie. Chyba że chciałby wziąć
prysznic razem z nią. Nie! Nie będzie żadnego wspólnego prysznica.
- Jeszcze jedno - zawołał Nick, kiedy oddalała się w stronę domu. - Skoro to
ma być prawdziwa randka, będę oczekiwał buziaka na dobranoc.
Nick przyglądał się w ciemnościach Zoë. Siedziała obok niego w jego
samochodzie. Głowę oparła na szybie, a w ręku ściskała mokrą chusteczkę. Od
R S
45
momentu kiedy wyszli z kina, jej łkanie przerodziło się w czkawkę i pociąganie
nosem.
W skali nieudanych randek, punktując od jednego do dziesięciu, ich pierwsza
uplasowała się na silnej pozycji jedenastej.
Pójście do kina nie było najlepszym pomysłem. Ona chciała zobaczyć jakiś
artystyczny film zagraniczny, a on myślał o fabule opartej na wschodnich sztukach
walk.
Po długiej sprzeczce przystali, a głównie Nick, na komedię romantyczną. W
zamian za to Zoë pozwoliła mu wybrać restaurację. Zdecydował się na kuchnię
bliskowschodnią. Słyszał o tym lokalu wiele entuzjastycznych opinii, ale w tym
wypadku otrzymał od losu niezłą lekcję. Nigdy nie próbuj nakarmić kobiety w ciąży
potrawami kuchni egzotycznej! Chwilę po tym, jak kelner postawił przed nimi
talerze z jedzeniem, kolor skóry Zoë zmienił się na zielony. Po pierwszym kęsie
wylądowała w toalecie.
Czekała na zewnątrz restauracji, kiedy płacił rachunek i brał na wynos
nienaruszone prawie dania. W drodze do kina nadal byli głodni. Zatrzymali się więc
w najbliższym fastfoodzie, aby zabić głód burgerami i frytkami.
Nick zazwyczaj nie oglądał wyciskaczy łez. Jednak musiał przyznać, że ten
film nie okazał się taki zły, jak wcześniej założył. Na szczęście pobyt w kinie odbył
się bez żadnych incydentów, aż do ostatnich minut, kiedy Zoë zaczęła łkać.
Wyglądało to bardzo dziwnie, bo film miał szczęśliwe zakończenie. A ona tak
płakała, że musiał ją prawie wynieść z kina.
Nawet nie udawał, że wie, jaki był powód takiego załamania. Nie miał
pojęcia, co zrobić, żeby jej pomóc.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał, obejmując ją ramieniem.
- Zrujnowałam naszą pierwszą randkę. - Wytarła nos i zaszlochała znowu.
„Zrujnowałam" zabrzmiało bardzo poważnie.
- Nic nie zrujnowałaś.
R S
46
- Źle się poczułam przy kolacji, a potem miałam załamanie nerwowe w kinie.
A jeśli to jest jakiś znak? - zapytała, wciąż płacząc. - Jeśli to Bóg chce nam po-
wiedzieć, że nasz związek będzie wielkim nieporozumieniem? Może to kara za seks
przedmałżeński?
- Zoë, wydaje mi się, że to było spowodowane raczej hormonami niż boską
interwencję.
- To była nasza pierwsza randka. Miała być niezapomniana.
Ciekło jej z nosa, a twarz miała czerwoną i napuchniętą. Nick pomyślał
jednak, że nigdy nie wyglądała tak pięknie jak właśnie teraz. Poza tym nieczęsto się
zdarzało, by mógł się zatroszczyć o Zoë. Zawsze była taka zorganizowana i
niezależna. Podobało mu się, że mógł się nią teraz zaopiekować.
- To, że mogłem być z tobą, było niepowtarzalne samo w sobie.
Spojrzała na niego zapuchniętymi od płaczu oczami.
- To takie... słodkie.
Nie takie słodkie jak jej życie w przyszłości, jeśli wyjdzie za niego. Nick
powstrzymał się jednak i nic nie powiedział.
Co jednak będzie, jeśli to się nigdy nie wydarzy? Jeśli Zoë się nie zgodzi
zostać jego żoną?
R S
47
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Na szczęście niedziela była dniem cichym i ubogim w wydarzenia. Zoë i tym
razem obudziła się na ciepłe śniadanie. Po posprzątaniu kuchni wylegiwali się w
salonie i czytali gazety. Nickowi spodobał się rozkładany fotel, a Zoë dzieliła
kanapę z Tuckerem, który chodził za nią jak cień. On oglądał później futbol i pił
piwo, a ona wzięła się za szydełkowanie, myśląc o wydzierganiu koca dla dziecka.
Było tak... domowo. I chociaż Zoë nigdy nie była fanem sportu, sympatycznie
było przebywać z Nickiem w tym samym pokoju.
Czyż nie tak właśnie spędzali czas jej rodzice, kiedy nie pracowali?
Może tak robiły wszystkie pary?
Nick przygotował na kolację prawdziwe meksykańskie enchiladas. To pewnie
z ich powodu Zoë obudziła się w poniedziałek rano ze zgagą.
Nie mogła się zmusić do pójścia do pracy przed godziną dziesiątą. Kiedy
przestąpiła próg swojego gabinetu, zobaczyła Shannon siedzącą przy jej biurku z
dziwną, zatrwożoną miną.
Była tak zafrapowana wspólnym mieszkaniem z Nickiem w weekend, że
zupełnie zapomniała o tym, że ktoś ją widział w piątek całującą się z nim.
Najwyraźniej wieść już dotarła i do jej przyjaciółki, bo czekała na wyjaśnienia.
Zoë zrzuciła z siebie kurtkę i opadła na krzesło dla gości, bo Shannon
zajmowała jej stanowisko pracy.
- To już wystarczająca podłość, że nic nie wiem o twoim romansie z szefem, a
jeszcze na dodatek dziś rano odebrałam telefon do ciebie z apteki. Powiedziano mi,
że twoje zamówienie jest już gotowe. Zamówienie na witaminy dla kobiet w ciąży.
Cholera! Zoë poczuła się, jakby ktoś właśnie wypompował z niej całą krew.
Shannon uśmiechnęła się z przekąsem.
R S
48
- Czy jest coś, o czym zapomniałaś mi powiedzieć? Przyznaję, że jestem
bardzo urażona. - Nie wyglądała na urażoną, sprawiała raczej wrażenie, jakby
chciała zamordować Zoë. Wstała z krzesła i pochyliła się nad biurkiem w kierunku
winowajczyni. - Może ci wybaczę, bo dzięki tobie jestem bogatsza o pięćset
trzydzieści osiem dolarów.
- W jaki sposób?
- Wygrałam zakład.
- Zakład? - zapytała Zoë, chociaż wcale jej nie interesowało, co Shannon do
niej mówi.
- Za każdym razem, kiedy Nick rzuca narzeczoną, robimy w biurze zakłady na
temat tego, po jakim czasie znajdzie kolejną. Ja typowałam, że w ciągu tygodnia.
- W biurze obstawiane są zwyczaje randkowe Nicka? - zapytała Zoë i zaczęła
się zastanawiać, jak to możliwe, że nic o tym wcześniej nie wiedziała.
- Łatwo było zauważyć pewien rodzaj napięcia, jaki się utrzymywał między
wami od momentu ślubu, te powłóczyste spojrzenia, kiedy nikt nie patrzył. Po nitce
do kłębka doszłam, o co tutaj chodzi - powiedziała Shannon. - Okazuje się, że
miałam rację, prawda?
- Kto o tym wie? - westchnęła ciężko Zoë.
- O tym, że się całowaliście? Całe biuro. To Tiffany was nakryła.
- Powinnam się była domyślić. Ona nigdy nie puka - skwitowała Zoë.
Wiedziała też, że Tiffany jest plotkarą i miała kiedyś chrapkę na Nicka.
- A kto wie o dziecku?
Shannon ponownie usiadła na krześle.
- Tutaj jest problem. Nie będzie łatwo udowodnić, że to ja wygrałam ten
zakład, biorąc pod uwagę konieczność podawania dat. Muszę też zadać pytanie sa-
mej sobie, co jest dla mnie ważniejsze: nasza przyjaźń czy możliwość kupienia
nowego czterdziestocalowego telewizora z płaskim monitorem, który mam na oku, a
R S
49
co za tym idzie wspaniałego seksu, który mi najpewniej zaoferuje mój
uszczęśliwiony małżonek.
- Więc chodzi o wybór między naszą przyjaźnią a dobrym seksem?
- Może nie uwierzysz, ale po dziesięciu latach małżeństwa i trójce dzieci
dobry seks to rzadkość.
- Co więc zdecydujesz?
Koleżanka uśmiechnęła się.
- Nasza przyjaźń jest dla mnie ważniejsza. Kochanie, będziesz moją wielką
dłużniczką.
- Dziękuję - powiedziała miękko Zoë. Ponownie prawie się rozpłakała, co było
zupełnie nie w jej stylu. Nigdy wcześniej nie była skłonna do łez.
- To wcale nie oznacza, że nie interesują mnie szczegóły. Mów.
- Nie planowaliśmy tego - zaczęła Zoë. - To się wydarzyło tylko raz. Po
alkoholu.
- I przytrafiła ci się niespodzianka?
Zoë przytaknęła.
- Cała ta sytuacja to jeden wielki przypadek.
- Nie było żadnego przypadku, Zoë.
Chciała w to wierzyć.
- Poprosił mnie o rękę.
Shannon nie wyglądała na zaskoczoną.
- To bardzo dobrze świadczy o Nicku. Jaką mu dałaś odpowiedź?
- Powiedziałam mu, że nie jestem na to gotowa. Postanowiliśmy, że przed
podjęciem decyzji zamieszkamy razem.
- To ci pewnie pasuje.
- Co masz na myśli?
- Nie obraź się, ale zawsze się starasz tak wszystko ustawić, żeby było dla
ciebie jak najbezpieczniej. Wszystkich trzymasz na odległość.
R S
50
- Nieprawda - oburzyła się Zoë. - Jesteśmy przyjaciółkami od tak dawna.
- Tak. I myślę, że wiesz o mnie prawie wszystko. Prawda?
- Tak mi się wydaje.
- A co ja wiem o tobie? Co mi powiedziałaś o swojej rodzinie?
Zoë przygryzła dolną wargę. Usiłowała sobie przypomnieć, co mówiła
Shannon o swoich rodzicach i rodzeństwie.
- Wiesz na przykład, że mam dużą rodzinę.
- Wiem, że jest was dziewięcioro rodzeństwa, ale zupełnie nie mam pojęcia,
ile sióstr, a ilu braci. Nie znam ich imion. Wiem, że dorastałaś w mieście Petoskey.
Nie wiem natomiast nic na temat tego, jakie miałaś tam dzieciństwo. Nic na temat
szkoły czy przyjaciół. Jeśli chciałam się czegoś dowiedzieć, musiałam to z ciebie
wyduszać. Masz w biurze wielu przyjaciół, ale tak naprawdę nie przypuszczam, aby
ktoś poza Nickiem bliżej cię znał.
Zoë wiedziała, że niestety Shannon ma rację. Nie była bowiem zbyt otwarta na
ludzi. Może jedynie w stosunku do siostry i Nicka. Co do tego ostatniego zresztą,
nie z własnego wyboru. Wdarł się w jej życie jak nieproszony gość. Dlatego właśnie
zawsze czuła w sobie opór wobec niego. I nadal go czuje.
Może jej niechęć do małżeństwa wcale nie jest spowodowana przez jej
rodzinę, tylko raczej przez jej przekorną osobowość? Może nigdy nie nauczyła się
otwierać na ludzi? Jeśli to prawda, to jaka przyszłość czeka jej związek z Nickiem?
Czy ich przyjaźń przetrwa, jeśli odrzuci propozycję małżeństwa? Nick był tak
ważną osobą w jej życiu. Co ona bez niego zrobi?
- Nie mówię tego wszystkiego, by cię zranić - kontynuowała Shannon. -
Myślę, że jesteś wspaniałą osobą. Uważam cię za dobrą przyjaciółkę. Dlatego
właśnie chciałabym, żeby się między wami wszystko dobrze ułożyło. Jesteście dla
siebie stworzeni, choć może nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- Powiedziałam mu, że nie chcę żadnego seksu. - Zoë zaczerwieniła się i
pożałowała, że się do tego przyznała.
R S
51
Shannon otworzyła szerzej oczy.
- Żadnego seksu? Nigdy?
- Nie. Do momentu aż się upewnimy, że łączy nas coś więcej niż seks.
- W ciągu dziesięciu lat znajomości tylko jeden raz poszliście do łóżka, a ty się
o to martwisz? - dziwiła się Shannon.
Zoë nie zdawała sobie nawet sprawy, jak to rzeczywiście było idiotyczne. I jak
żałosne musiało się wydawać Nickowi. Trzeba przyznać, że do tej pory był wy-
jątkowo cierpliwy. W pewnym momencie na pewno będzie miał dość biegania za
nią i wokół niej. Jak może ryzykować utratę mężczyzny, który być może mógłby ją
uszczęśliwić jak nikt inny? Musi podjąć decyzję i to jak najszybciej.
- Nie obchodzą mnie jego wymówki - wrzeszczał Nick do telefonu. John
Miglione, brygadzista, właśnie mu powiedział, że jeden z pracowników wyszedł na
lunch i już nie wrócił do pracy. Zrobił tak czwarty raz w ciągu dwóch tygodni. W
dodatku przynajmniej raz w tygodniu brał wolne, bo się źle czuł. Nick nienawidził
zwalniać ludzi, ale potrzebował odpowiedzialnych pracowników. - Powiedz mu, że
go zwalniam.
- Dobrze, powiem. Jest jeszcze jedna sprawa. - John zamilkł na moment, a
Nick już przeczuwał, o co zostanie zapytany.
- Czy to prawda o tobie i Zoë?
- A co słyszałeś?
- Że Tiffany zastała was w trakcie baraszkowania.
- Tiffany przesadza. Pozwoliliśmy sobie tylko na mały pocałunek.
- Czy to oznacza, że wy...?
- Możliwe. Jesteśmy na okresie próbnym.
- Cóż, najwyższa pora na ciebie.
Nick pokręcił głową.
- Czy wiesz, że jesteś już trzecią osobą, która mi to dziś powiedziała?
R S
52
Zoë pojawiła się w drzwiach. Uniósł palec, aby jej dać znać, że za minutę
skończy rozmawiać. John roześmiał się.
- To powinno ci dać do myślenia, geniuszu. Pocałuj ją mocno również ode
mnie. Pogadamy później.
Nick odłożył słuchawkę i odwrócił się do Zoë.
- Co się stało?
- Czy przychodzę nie w porę? - zapytała.
- Nie. John zadzwonił w sprawie O'Connella. Znowu nie wrócił z lunchu.
Kiedy go zatrudniałem, wydawał się całkiem w porządku. Teraz zupełnie się nie
sprawdza.
- Niedobrze. - Zoë zamknęła drzwi i przekręciła klucz.
Czy mieli spotkanie, o którym zapomniał? Jeśli nawet, to dlaczego zamknęła
drzwi na klucz?
Bez słowa Zoë przeszła przez pokój i skierowała się do jego biurka.
Wyglądała na bardzo zdeterminowaną.
Nick wiedział, co Zoë chce zrobić.
Coś było na rzeczy.
- Co się dzieje? - zapytał.
Z oczami utkwionymi w jego twarzy zaczęła odpinać guziki bluzki.
Patrzył, jak jej ubranie spada z ramion na podłogę. Był zbyt zszokowany, aby
zrobić cokolwiek, zanim usiadła mu na udach. Podciągnęła spódnicę, objęła ra-
mionami jego ciało i pocałowała go.
Nie, to nie był pocałunek. To był atak seksualny.
Zaczęła pożerać jego usta, paznokciami przeczesywała jego włosy i prężyła
się jak tygrysica.
W pokoju było bardzo gorąco i sposób, w jaki rzucała swoim ciałem wydał się
Nickowi dziwny.
R S
53
Czegoś w tym wszystkim brakowało. Czuł, jak wyszarpuje mu koszulę z
dżinsów, mocując się przy tym ze sprzączką paska.
O co chodzi, do diabła?
Nie należał do mężczyzn unikających seksu, nawet jeśli miałby go uprawiać
po południu w biurze. Sama myśl o seksie z Zoë powinna go od razu postawić w
stan gotowości. Coś jednak było nie w porządku. Całowała go i ocierała piersi
okryte koronkowym stanikiem o jego tors, a on nic nie czuł.
Chwycił ją za ramiona i odepchnął od siebie.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał.
- Uwodzę cię - wydyszała. Czy nie było to wystarczająco oczywiste?
- Tak, widzę. Ale dlaczego?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, jakby mówił do niej w obcym języku.
- Dlaczego? - powtórzyła jego pytanie.
- Powiedziałaś, że chcesz zaczekać - przypomniał jej.
- Czy nie mam prawa do zmiany zdania?
- Oczywiście, że tak. - Miał jednak wrażenie, że wcale nie zmieniła zdania i
działała wbrew sobie. - Ale powiedz mi, dlaczego?
- Czy muszę mieć powód? Myślałam, że wykorzystasz okazję.
- W normalniej sytuacji na pewno bym wykorzystał. Mam jednak wrażenie, że
robisz to, bo myślisz, że powinnaś, i że się do tego zmuszasz.
- Przecież mnie nie zmuszasz.
- Przykro mi, ale coś tu nie gra.
Delikatna zmarszczka pojawiła się między jej brwiami.
- Odrzucasz mnie?
Jemu też trudno było w to uwierzyć. Nie mógł sobie przypomnieć nawet
jednego razu, kiedy odmówił kobiecie.
Ześlizgnęła się z jego kolan, podniosła z podłogi spódnicę i zaczęła się
ubierać.
R S
54
- Myślałam, że tego chcesz.
Widział, że bardzo ją zranił, ale chciał znać prawdę.
- Oczywiście, że tego chcę. A ty?
- Nie rozumiem. Jestem tutaj. Chciałam się z tobą kochać.
- Siedziałaś przy biurku i wspominałaś naszą noc w hotelu. Poczułaś wielkie
pożądanie, nie mogłaś już dłużej czekać i dlatego przybiegłaś do mojego biura. Czy
tak było?
Zagryzła dolną wargę. Najwyraźniej nie wiedziała, co powiedzieć. Był trochę
rozczarowany, ale nie zaskoczony.
- Pomyślałam, że będziesz się chciał mnie pozbyć, jeśli nie będziemy się
kochać. Że znajdziesz sobie kogoś innego, lepszego.
Nigdy nie słyszał niczego głupszego.
- W przeciwieństwie do tego co myślisz, mężczyzna może wytrzymać trzy dni
bez seksu. Były czasy, kiedy i tydzień musiałem wytrzymać.
Zoë zaczerwieniła się. Zdziwiło go, że kobieta, która potrafi tak świntuszyć,
jest zawstydzona taką rozmową.
- Dlaczego myślałaś, że cię zostawię, jeśli nie pójdziesz ze mną do łóżka?
- Bo wszystkich trzymam na dystans.
- Na dystans? O czym ty mówisz?
- Jestem skryta. Nie dopuszczam nikogo do siebie.
Skąd te bzdury? Jak inteligentna kobieta mogła tak mówić od rzeczy?
- I co, seks miałby to zmienić?
- To miał być początek. - Wzruszyła ramionami.
- Myślisz, że jestem tak płytki?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Myślę, że jest poważna przyczyna, dla której chcesz czekać. Szanuję to i
rozumiem.
R S
55
- Często wpatruję się w twoje pośladki. Nigdy o tym nie myślałam, ale teraz
wiem, że nie mogę od nich oderwać oczu i chcę ich dotykać. Chcę cię wszędzie
dotykać. Sama więc nie rozumiem, dlaczego ciągle ci odmawiam - przyznała się.
Zoë była urocza, kiedy czuła się zagubiona i sfrustrowana.
- Może zmagasz się teraz z nadmiarem myśli, wydarzeń i dlatego na związek
fizyczny nie jesteś jeszcze gotowa.
- Tak myślisz? - zapytała. Wzięła jego twarz w swoje dłonie. - Wiesz co, jesteś
wspaniałym facetem.
I pocałowała go. Słodki, delikatny pocałunek o mało nie zrzucił go z krzesła.
Wolałby całować ją w taki sposób przez pięć minut niż uprawiać nic nieznaczący
seks przez całą noc.
Tamtej nocy w hotelu wiedział, że łączy ich coś więcej. Może Zoë nie jest
jeszcze gotowa na kolejny krok, ale w końcu na pewno się zdecyduje. Nick był o
tym przekonany.
R S
56
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kiedy Zoë podjechała po pracy pod swój dom, zobaczyła zaparkowany
samochód.
- Cholera!
Nie odpowiadała na telefony siostry. Mogła się spodziewać, że zaniepokojona
Faith pojawi się bez zapowiedzi, zwłaszcza że Zoë dała jej kiedyś klucze od domu.
A może podświadomie chciała się z siostrą spotkać? Może potrzebowała
kogoś, kto by jej poradził, co ma zrobić?
Zaparkowała swoje klasyczne volvo obok błyszczącej karmazynowej mazdy
Miata. Obie z siostrą zawsze się znajdowały na przeciwległych biegunach. Zoë była
praktyczna i odpowiedzialna, a Faith - szalonym dzieciakiem.
Kiedy były małe, Faith chciała, aby Zoë przestała być taka zasadnicza i
nauczyła się, jak się dobrze bawić. Ta jednak koncentrowała się na tym, co zrobić,
aby trzymać Faith z daleka od problemów. Ukrywała przed rodzicami jej nocne
randki i liczne wypady na zwariowane imprezy.
Zabrała swoje rzeczy z samochodu i skierowała się do domu.
- Wróciłam! - krzyknęła w drzwiach.
Faith była w kuchni. Obcięła swoje rude, ogniste loki. Teraz miała krótkie
włosy i fryzurę wystylizowaną żelem. Ubrana była w czarne, obcisłe dżinsy i
zielony sweter, którego odcień doskonale harmonizował z kolorem jej oczu.
W swoich wysokich szpilkach podbiegła do Zoë i zaczęła ją mocno ściskać.
- Niespodzianka!
- Skąd się tu wzięłaś? - zapytała Zoë, która nagle znalazła się w oparach
lakieru do włosów i perfum.
- Nie udawaj, że nie wiesz, dlaczego przyjechałam. Nie oddzwaniałaś do mnie,
więc od razu wywnioskowałam, że coś u ciebie nie gra.
R S
57
- Wszystko gra. Naprawdę. - Cofnęła się o krok i zlustrowała Faith od góry do
dołu. Zawsze była atrakcyjna i dbała o to, by makijaż i kolor paznokci pasowały do
stroju. - Wyglądasz wspaniale. Uwielbiam twoją nową fryzurę - przyznała Zoë.
- A ty wyglądasz na przemęczoną. Tylko nie zmieniaj tematu! Co robią w
twoim domu ten wielki pies i męskie kosmetyki w łazience dla gości?
- Kosmetyki należą do Nicka. Tak samo zresztą jak pies. - Zoë rozejrzała się
dookoła, zastanawiając się, dlaczego Tucker nie przybiegł na powitanie.
- Gdzie jest pies? - zapytała.
- Wypuściłam go na zewnątrz. A co Nick tutaj robi? Czy ma dezynfekcję w
swoim mieszkaniu?
Zanim Zoë zdążyła odpowiedzieć, do domu wszedł Nick.
- Kotlecik schabowy! - krzyknął.
Chwycił Faith w swoje silne ramiona, ścisnął mocno i uniósł do góry.
- Lampa cukrowa! - zapiszczała Faith i przytuliła się do Nicka.
Zoë poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Jej siostra była bardzo otwarta do ludzi.
Dlaczego Zoë nie mogła być taka jak ona?
Nick posadził ją na krześle i zaczął się jej przyglądać.
- Świetnie wyglądasz!
- Zoë miała mi właśnie wyjaśnić, dlaczego tutaj jesteś. Czy coś się stało? Czy
straciłeś swoje mieszkanie?
- Nie, nie... - odparł Nick, spoglądając pytająco na Zoë, tak jakby ona lepiej
wiedziała, co powinni powiedzieć Faith.
Może najlepszym wyjściem w takiej sytuacji jest powiedzenie prawdy?
- Jestem w ciąży - zakomunikowała Zoë.
Siostra otworzyła usta i przez kilka sekund nie była w stanie wydobyć z siebie
słowa.
- W czym jesteś?
- W ciąży.
R S
58
- I nic mi nie powiedziałaś?
- Przepraszam. Miałam do ciebie wkrótce zadzwonić. Jeszcze kilka dni temu
robiłam testy potwierdzające.
- No dobrze, ale nadal nie wiem, co Nick tutaj robi.
Nick i Zoë spojrzeli na siebie. Czy nie jest to jeszcze wystarczająco jasne?
- Z tobą, Nick?
- Musisz obiecać, że nie wygadasz rodzicom - błagała Zoë. - Nie
zdecydowałam jeszcze, co im powiedzieć.
- Jak to się stało? - ciągnęła Faith.
- Zwyczajnie, tak jak zawsze - powiedział Nick, a Zoë poczuła, że rumieni się
ze wstydu.
- Od kiedy się widujecie? I dlaczego żadne z was nic mi nie powiedziało?
- To może ja zacznę przygotowywać kolację, a wy sobie porozmawiajcie. -
Nick szybko się oddalił w kierunku kuchni, tak jakby mu się palił grunt pod nogami.
Tchórz.
- Ty i Nick. - Faith kręciła głową. Nie mogła w to uwierzyć.
Zoë poczuła przypływ złości. W końcu chyba ona i Nick nie należeli do
dwóch różnych gatunków!
- Czy tak trudno sobie wyobrazić, że mogę się podobać Nickowi?
- Oczywiście, że nie - przyznała Faith, choć może w jej głowie pojawiła się
taka myśl. - Chcę znać całą historię. Czekam też na szczegóły.
Zoë dokładnie wiedziała, jakie szczegóły jej siostra ma na myśli.
- To lepiej usiądź wygodnie.
Cała trójka rozmawiała prawie do północy. Mogliby tak siedzieć nawet i
dłużej, gdyby nie to, że Zoë i Nick musieli rano pójść do biura.
Nick zajmował pokój gościnny, więc Faith musiała spać w jednym łóżku z
Zoë. Nałożyły piżamy, wskoczyły razem pod kołdrę i zaczęły rechotać. Zupełnie tak
samo jak przed laty, kiedy były dziećmi i dzieliły piętrowe łóżko.
R S
59
- Naprawdę nie możesz zostać kilka dni? - zapytała Zoë. Nie widywała siostry
tak często, jak by chciała. Żałowała, że nie mieszkały bliżej siebie. Zwłaszcza teraz,
kiedy Faith miała zostać ciocią.
- Naprawdę muszę wracać. Chciałam się tylko upewnić, czy wszystko u ciebie
w porządku. Obiecałam zresztą, że nie zabawię tu długo.
- Obiecałaś? Komu?
- Spotykam się z kimś. Właściwie nikt jeszcze o tym nie wie. - Faith
uśmiechnęła się szeroko.
- I ty mnie oskarżasz o sekrety! - oburzyła się Zoë.
- W moim przypadku rodzice też nie będą szczęśliwi, kiedy się dowiedzą.
- Niech zgadnę. Jest luteranem?
- Nie.
- Żydem?
- Ateistą.
Twarz Zoë wykrzywił wszystko mówiący grymas.
- O Boże!
- I to nie jest on, lecz ona.
Zoë zaniemówiła. Ona?
- Spotykasz się z dziewczyną?
- Czy jesteś aż tak zdegustowana? - zapytała Faith, a jej głos nie brzmiał już
tak zdecydowanie.
- Oczywiście, że nie jestem zdegustowana. Jestem po prostu... zaskoczona.
- Mnie też to zaskoczyło.
- Jak do tego doszło? Po prostu pewnego dnia pomyślałaś, że chcesz
spróbować czegoś innego?
- Znasz mnie. Próbuję wszystkiego przynajmniej raz. Ma na imię Mia. Jesteś
pewna, że nie czujesz obrzydzenia?
R S
60
Zupełnie nie mogła sobie wyobrazić swojej siostry w tej nowej sytuacji.
Najważniejsze było jednak to, że Faith jest szczęśliwa.
- Przysięgam, że nie czuję obrzydzenia.
- To dobrze, bo wydaje mi się, że chyba jestem zakochana.
To rzeczywiście musiało być poważne, bo zazwyczaj Faith, tak samo zresztą
jak Zoë, nie zakochiwała się. Nie chciała się z nikim wiązać na poważnie ani
zakładać rodziny. Zależało jej jedynie na dobrej zabawie.
Zoë poczuła, że zazdrości siostrze. Faith spotkała kogoś, z kim nadawała na
tych samych falach i nie bała się zaangażować, chociaż wiedziała, że na pewno jej to
skomplikuje życie.
Dlaczego Zoë nie mogła być taka? Dlaczego nie może się otworzyć? Dlaczego
tak się broni przed spróbowaniem życia z Nickiem? Dlaczego kazała mu spać w
pokoju gościnnym?
- Myślę, że powinnam powiedzieć rodzicom - postanowiła Faith.
- To naprawdę poważna sprawa.
- Przysięgam, nigdy do nikogo nie czułam niczego tak silnego. Wiem, że
rodzice się strasznie zdenerwują i prawdopodobnie nie będą mnie chcieli znać, ale
muszę tak zrobić. Jestem to winna Mii. Nie chcę, żeby myślała, że się wstydzę
naszego związku. Chciałabym, żebyś ty też ją poznała. Może mogłyśmy razem do
ciebie przyjechać i zostać przez kilka dni?
- Oczywiście - zgodziła się Zoë i uświadomiła sobie, że naprawdę tego chce.
Chciała poznać osobę, która skradła serce jej siostry. - Może w następny weekend?
- zaproponowała.
Rozmawiały jeszcze przez kilka minut, zanim Faith zasnęła. Zoë nie mogła
przestać myśleć o zmianach, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich kilku tygodni. Czuła,
że jej życie przewróciło się do góry nogami.
Wiedziała, że nic już nie będzie takie samo. Ale nie było to wcale takie złe.
R S
61
Przewracała się w łóżku przez dobrych kilka minut. Zdecydowała, że napije
się ciepłego mleka. Może wtedy szybciej zaśnie. Wstała, uważając, by nie nadepnąć
na Tuckera, który spał na dywanie w jej pokoju. Nie mogła w ciemnościach znaleźć
kapci. Nie chciała zapalać światła, żeby nie obudzić siostry. Na bosaka skierowała
się więc w kierunku schodów. Jednak zamiast do kuchni nogi poprowadziły ją na
próg pokoju gościnnego, do którego drzwi były uchylone.
Słyszała miarowy oddech Nicka i wiedziała, że śpi.
Zamiast zawrócić i pójść do kuchni, wślizgnęła się do środka. Nie miała
pojęcia, dlaczego to robi.
Nick był odwrócony do niej plecami. Poczuła, że jej serce szybciej bije. Coś ją
do niego pchało. Chciała być coraz bliżej, choć nie przyszła tutaj po seks. To
wiedziała na pewno.
Odsunęła kołdrę i cichutko wślizgnęła się do łóżka, tuż obok niego. Pościel
była chłodna, miękka i pachniała wodą kolońską Nicka. Poruszył się.
- Zoë? - zapytał zaspanym głosem i odwrócił się twarzą do niej.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.
- Nic nie szkodzi - wymamrotał. Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem.
Zsunął rękę na jej brzuch, a nos włożył w jej włosy.
Jakie to było miłe.
Wstrzymała oddech, czekając na jego następny ruch. Ale, o dziwo, nic takiego
się nie wydarzyło. Nick zasnął ponownie. Tak jakby wiedział, że nie przyszła po
więcej. Położyła swoją dłoń na jego. Było to lepsze od ciepłego mleka. Jej powieki
stały się ciężkie. Ciepło ciała Nicka, jego spokojny oddech i miarowe bicie serca
ukołysały ją do snu.
Bycie w ciąży z szefem miało swoje dobre strony. W każdej innej sytuacji Zoë
zostałaby już dawno zwolniona, biorąc pod uwagę jej notoryczne spóźnianie się do
pracy.
R S
62
Było już po jedenastej, kiedy udało jej się dotrzeć do biura. Siostra wyjechała,
zanim Zoë się przebudziła. Zostawiła kartkę, na której napisała, że zadzwoni
wkrótce w sprawie wizyty w przyszły weekend. Dodała też, że Nick zrobił jej
śniadanie.
Zoë nie słyszała, kiedy Nick wstał. Spała jak zabita w jego objęciach.
Pierwszy raz od dwóch tygodni obudziła się rano wypoczęta. To jeden z powodów,
aby go dzisiaj wieczorem zaprosić do swojej sypialni. Może powinna przenieść jego
rzeczy na górę? Może nadszedł już czas, aby traktować układ między nimi jak
poważny, intymny, monogamiczny związek, w którym ludzie są może nawet w
sobie zakochani? Przynajmniej Zoë była bliska osiągnięcia tego stanu.
Zostawiła żakiet i torbę w swoim biurze i skierowała kroki do pokoju Nicka.
Po drodze zebrała kilka zaciekawionych spojrzeń i dziwnych uśmieszków od
współpracowników. Wiadomość o pocałunku bez wątpienia dotarła już do
wszystkich. Zamiast czuć się z tym źle lub stracić pewność siebie, Zoë zauważyła,
że trzyma głowę wyżej niż wcześniej. O dziwo, na uśmieszki i spojrzenia
odpowiadała szerokim uśmiechem. Była dumna z tego, że jest z Nickiem, z mężczy-
zną tak podziwianym przez innych.
Gdyby tylko znali całą prawdę!
Chciała, żeby ją znali. Była dumna z tego, że urodzi mu dziecko.
Ta konkluzja omal jej nie zwaliła z nóg.
Biuro Nicka było puste. Zoë pamiętała, że miał być na budowie, by osobiście
asystować przy zaplanowanej wcześniej kontroli. Mimo to poczuła się lekko roz-
czarowana, że będzie musiała czekać aż do wieczora, żeby go zobaczyć.
Odwróciła się, chcąc wyjść, i prawie się zderzyła z wchodzącym do biura
mężczyzną.
- Uwaga! - Złapał ją za ramiona i przytrzymał, by uniknąć kolizji. Był to
O'Connell, zatrudniony kilka tygodni temu pracownik, który doprowadzał Nicka do
szału.
R S
63
- Przepraszam - powiedział ostro.
- Nie, to moja wina. - Cofnęła się. - Nie patrzyłam, gdzie idę.
O'Connell wyglądał niesamowicie ze swoimi długimi blond włosami, gęstą
brodą oraz ostrymi rysami twarzy. Miał na sobie typowe ubranie robotnika na
budowie: zakurzone sprane dżinsy, flanelową koszulę i podbite blaszkami trapery.
- Nie ma go w biurze? - zapytał swoim tubalnym głosem.
- Nie, jest na budowie. Będzie w biurze po południu.
Kiwnął głową na znak, że przyjął do wiadomości tę informację, i odwrócił się
do wyjścia. Zoë czuła, jak pod jego ciężkimi krokami drga podłoga.
- Czy mogę ci udzielić pewnej rady? - zawołała za nim. Zatrzymał się i
odwrócił w jej kierunku. - Nick jest cierpliwym człowiekiem i sprawiedliwym
pracodawcą. Ty jednak wyprowadzasz go z równowagi.
O'Connell zmrużył oczy i patrzył na nią zawistnie. Każda kobieta na miejscu
Zoë przestraszyłaby się. Jednak nie ona. Ostatnich dziesięć lat spędziła w towarzy-
stwie tego typu mężczyzn. Wyglądali na twardzieli, ale tak naprawdę byli
nieszkodliwi.
- Czy już mam się zacząć bać? - burknął.
- Referencje miałeś świetne. Dlaczego więc tak często nawalasz?
- I tak byś nie zrozumiała - odwarknął.
Zoë mogła przysiąc, że coś więcej kryło się za tą szorstką powierzchownością.
Jaka była przyczyna opuszczania przez niego pracy?
Oparła ręce na biodrach i spojrzała na niego surowo.
- Naprawdę, twardzielu? Jeśli chcesz, spróbuj ze mną tak pograć jak z
Nickiem!
R S
64
ROZDZIAŁ ÓSMY
Dochodziła trzecia po południu, kiedy Nick wrócił do biura. Przez cały dzień
myślał o tym, że bardzo pragnie zobaczyć Zoë. Ledwo pamiętał, jak się wsunęła do
jego łóżka. Był więc mile zaskoczony, kiedy się obudził rano, a ona spała przytulona
do niego. Gdyby nie miał porannego spotkania z inspektorem na budowie, na pewno
nie zostawiłby jej w łóżku samej.
Poszedł do swojego gabinetu, w którym zastał Zoë siedzącą przy jego biurku.
W drzwiach stał O'Connell, tak jakby właśnie się przygotowywał do wyjścia.
- Miło, że się pokazałeś - zagadnął go Nick, czując, że właśnie traci dobry
humor.
- Witam, szefie - odpowiedział O'Connell, po czym uśmiechnął się do Zoë i
rzucił: - Dziękuję.
Nick czuł rosnącą irytację. Co się tutaj, do diabła, dzieje? Dlaczego ten facet
uśmiecha się do jego kobiety? I dlaczego jej oczy są czerwone? Czyżby płakała?
Zoë pociągnęła nosem, po czym zrewanżowała się O'Connellowi uśmiechem,
co jeszcze bardziej zirytowało Nicka.
- Nie ma żadnego problemu. Musisz mi jednak obiecać, że nic nie zrobisz,
dopóki nie porozmawiam z Nickiem - zażądała.
- Obiecuję. - O'Connell kiwnął do niej głową, po czym odwrócił się na pięcie i
wyszedł, zupełnie ignorując szefa.
- O co tutaj chodzi? - dopytywał się Nick. - Dlaczego płaczesz? Czy ten facet
coś ci zrobił?
Zachichotała i ruchem ręki odpędziła jego obawy.
- Nic mi nie jest.
- Dlaczego chciałaś ze mną rozmawiać?
- Zamknij drzwi.
R S
65
Zrobił to, o co prosiła, i podszedł do swojego biurka.
- Co się dzieje? Nie podoba mi się, że siedzisz z nim sam na sam w biurze. Nie
ufam mu.
- Nick, ty jesteś zazdrosny?
- Oczywiście, że nie jestem - zaprzeczył automatycznie i zaraz się skrzywił, bo
uświadomił sobie, że jednak jest. Zachowywał się jak podejrzliwy małżonek. -
Przepraszam.
- Przyszedł, żeby złożyć wymówienie - wyjaśniła Zoë.
- Świetnie. To zaoszczędzi mi kłopotu zwalniania go.
- Powiedziałam, że nie pozwolę mu złożyć wymówienia. I ty też nie możesz
go zwolnić.
Chyba zapomniała, kto jest właścicielem firmy.
- A dlaczego, do diabła, nie? - zdenerwował się.
- Ten facet miał świetne referencje z poprzedniej pracy. Nie mogli się go tam
nachwalić. Wiedziałam, że musi być jakiś powód, że my mamy z nim problemy.
- I?
- Więc zapytałam. Powinniśmy to byli zrobić kilka tygodni temu.
- I? - Powoli tracił cierpliwość.
- Trochę się opierał, ale w końcu wyznał, dlaczego chce opuścić pracę.
Bez wątpienia O'Connell chce utrzymać pracę. Stara się nawet zmiękczyć Zoë,
która ostatnio nie panuje nad swoimi emocjami.
Nick skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Historia musi być więc bardzo interesująca - powiedział wyczekująco.
- Jego córka jest chora.
Na twarzy Nicka pojawił się grymas. Nie spodziewał się takiej wiadomości.
Oczekiwał raczej, że usłyszy o problemach z alkoholem czy narkotykami, ale nie o
chorym dziecku. Nie wiedział nawet, że O'Connell jest żonaty.
- Na co jest chora?
R S
66
- Ma rzadką odmianę białaczki.
- A jeśli on kłamie? Jesteś pewna, że nie stara się czegoś wymyślić?
- Pokazał mi zdjęcia - przerwała mu Zoë.
Jej głos zaczął się załamywać, a do oczu ponownie napłynęły łzy.
- Ze szpitala. Jest taka słodka i ma tylko siedem lat - dodała Zoë. Pociągnęła
nosem i starła spływające jej po policzkach łzy. - Przepraszam, ale to było takie
smutne. Widziałam, jak się załamywał, kiedy o tym opowiadał. Musi ją bardzo
kochać.
Nick przeklął i pokręcił głową.
- Dlaczego nic nie powiedział?
- Ponieważ zgrywa wielkiego macho i uważa, że sam sobie poradzi ze
wszystkimi problemami. Stracił żonę trzy lata temu, więc zostali z córką zupełnie
sami. Przeprowadzili się tutaj, żeby być bliżej Szpitala Dziecięcego w Detroit. Jeden
z tamtejszych specjalistów twierdzi, że będzie mógł jej pomóc. Leczenie wymaga
kilku wizyt w szpitalu tygodniowo i zdarza się, że O'Connell nie może znaleźć
nikogo do pomocy. Czasami radioterapia i chemoterapia tak ją osłabiają, że nie
może jej samej zostawić.
- Dałbym mu kilka wolnych dni.
- Nie przydałyby się na wiele. Nawet z ubezpieczeniem leczenie pochłania
wszystkie pieniądze, które zarabia. Grozi im eksmisja z wynajmowanego mieszka-
nia. Z tego co mówił, wynika, że mieszkają w jakiejś norze, w niebezpiecznej
dzielnicy. Mówił, że nie mają wyjścia. Muszą się przenieść z powrotem na północ i
zamieszkać u jego rodziców.
- Co się wtedy stanie z córką?
- To leczenie jest jej ostatnią szansą. Bez tego prawdopodobnie umrze.
Nick pochylił się do przodu w swoim fotelu.
- Jak możemy mu pomóc?
R S
67
- Rozmawiałam z nim o ewentualnej pożyczce, jaką firma mogłaby mu
zaoferować, ale twierdzi, że i bez tego tonie w długach - ciągnęła Zoë. Wyciągnęła
chusteczkę higieniczną ze stojącego na biurku pudełka i wytarła kilka łez, które jesz-
cze nie wyschły. - Jest też zbyt dumny, by przyjąć takie wsparcie.
- Musimy coś zrobić - zapewnił Nick. - Na pewno jest jakiś sposób, żeby
pomóc O'Connellowi i nie urazić przy tym jego męskiej dumy. - Spojrzał na Zoë.
Uśmiechała się do niego. Jej oczy były pełne ciepła i zachwytu. - Co? - zapytał.
- Jesteś takim dobrym człowiekiem, Nick.
Wzruszył ramionami.
- Każdy chciałby mu pomóc.
- Dobrze wiesz, że nie każdy. Wiedziałam, że ty nie będziesz się zastanawiać.
Wstała z krzesła i podeszła do drzwi. Myślał, że wychodzi, ale ona przekręciła
klucz. Co jej chodzi po głowie?
Szła w jego kierunku. Przestała nawet płakać. Jej powieki wydawały się
ciężkie, a wzrok bardzo zaspany. Kiedy widział ten wyraz twarzy?
O tak, jej twarz wyglądała podobnie pamiętnej nocy w hotelu, kilka sekund
przed tym, jak się na siebie rzucili.
Policzki miała zaróżowione, a usta wilgotne. Wyglądały jak pokryte rosą
truskawki. Nick nie miał wątpliwości, że na pewno będą tak samo słodkie i soczyste.
Wciągała głośno powietrze i bardzo wolno je wypuszczała z klatki piersiowej.
- Uff, robi się w biurze strasznie gorąco, prawda?
Jemu wcale nie było gorąco.
- Skoro tak mówisz.
Wyprostowała się. Jej oczy wpatrywały się w jego twarz. Powoli zaczęła
rozpinać guziki bluzki. Bardzo powoli. Guzik po guziku, pokazując mu coraz więcej
jasnej skóry.
Nick widział w jej twarzy, że bardzo go pragnie. Na pewno nie robiła tego
tylko po to, by go zadowolić.
R S
68
Hm, rzeczywiście, robiło się gorąco.
- Nie chcę już dłużej czekać - ponagliła.
- A co zrobimy, jeśli ktoś będzie mnie zaraz potrzebować? - zapytał. Pomyślał
też, że byłoby mało odpowiedzialne, gdyby nie oponował przynajmniej odrobinę.
Mimo wszystko byli przecież w pracy.
- Będzie musiał zaczekać na swoją kolej.
Dobrze więc. Rozparł się wygodnie w fotelu i zdecydował się obejrzeć
przedstawienie. Poczuł, że jego serce zabiło mocniej, kiedy zsunęła bluzkę, która
wylądowała na podłodze.
Zoë miała na sobie prześwitujący stanik z czerwonej koronki. Był tak skąpy,
że ledwo zakrywał piersi. Jej skóra była kremowa, a sutki nabrzmiałe i tak czerwone
jak koronka stanika. Nick pomyślał, że natura nie obdarzyła jej pokaźnym biustem,
ale to, co od niej dostała, było wspaniale ukształtowane. Jej piersi idealnie mieściły
się w jego dłoniach.
Nick był bardzo podniecony. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje.
Zoë zaczęła się pozbywać dolnej części garderoby. To, co Nick ujrzał,
przeszło jego oczekiwania. Jej majtki, w takim samym kolorze co stanik, były tak
skąpe i przezroczyste, że nic nie pozostawiały wyobraźni.
Czy ubrała się tak tylko dzisiaj, specjalnie dla niego, czy może nosiła tego
typu bieliznę codziennie do pracy?
Uśmiechnęła się kokieteryjnie.
- Czy patrzysz teraz na coś, co ci się bardzo podoba?
Skierował wzrok na swój rozporek. Od wytrysku dzieliły go chyba sekundy.
- A jak myślisz? - zapytał.
Obserwował ruch jej ręki. Z piersi przesuwała ją ku dolnej części ciała, w
kierunku brzucha. Lekko spowolniła jej ruch, zataczając dłonią koło wokół pępka.
Po chwili skierowała ją jeszcze niżej, na majtki. Jej palce zaczęły się bawić
delikatną koronką.
R S
69
Pochyliła się nad Nickiem i położyła dłonie na oparciu krzesła, dzięki czemu
mógł obserwować piękną dolinę, jaka powstała między jej piersiami.
- Czy teraz też masz ochotę mnie powstrzymać? - zapytała.
O nie, do diabła, nie! Uniósł ramię, chwycił ją za kark i przyciągnął jej twarz
do swojej. Jego palce zagłębiły się w gąszczu jej blond loków.
- Pocałuj mnie - wyszeptał.
Jej usta były miękkie i słodkie, kiedy z pasją przycisnęła je do jego warg.
Usiadła mu na kolanach i objęła jego ciało swoimi udami. Zaczęła ściągać z niego
ubranie.
Nagle ktoś chwycił za klamkę drzwi i kiedy się zorientował, że są zamknięte,
zaczął mocno w nie walić.
- Nick! Otwórz! - krzyczał John.
Cholera!
- Jestem zajęty - wrzasnął Nick. Na jego udach siedziała prawie naga kobieta.
Nie było siły, która mogłaby go teraz powstrzymać. Chciał się z nią kochać.
- To pilne!
Nick zamknął oczy, oparł się z powrotem o krzesło i zaklął.
Zoë puściła rąbek koszuli Nicka, którą trzymała w dłoni.
- Co się stało? - zapytała.
Za drzwiami zapanowała cisza i Nick wiedział, że jego brygadzista zastanawia
się, co ma odpowiedzieć.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie dostałem wiadomość, że zdarzył
się wypadek na budowie Troi.
Zoë westchnęła, a Nick zaklął ponownie.
- Jak poważny? - zapytał.
- Nie jestem pewien. Wiem tylko, że jeden z naszych ludzi został odwieziony
do szpitala.
Nick ukrył twarz w dłoniach.
R S
70
- Nie wierzę.
- Daj nam minutę - rzuciła Zoë w kierunku Johna, a Nick spojrzał na nią
przepraszająco. - Wiem, że musisz iść - powiedziała.
Zeszła z jego kolan i zebrała ubrania leżące na podłodze. Nick wstał i usiłował
włożyć z powrotem koszulę w spodnie.
Obserwował, jak się ubierała. Na jego twarzy odbił się ten sam wyraz
niezadowolenia, który widział u Zoë.
- Wybraliśmy świetny moment, prawda?
- Żarty na bok. - Zapięła bluzkę.
Kiedy ruszyła w stronę drzwi, Nick chwycił ją za ramiona i przyciągnął ku
sobie.
- Dziś wieczorem będziesz cała moja - powiedział.
Niestety wieczorem nic takiego się nie wydarzyło.
Po południu Zoë pobiegła do domu, aby o piątej wyprowadzić psa. Wróciła do
biura i spędziła tam kilka godzin.
Przez kilka ostatnich dni zupełnie nie mogła się skupić na pracy, więc teraz
musiała nadrobić zaległości. Myślała, że zastanie Nicka już na miejscu, kiedy
zajechała pod dom po ósmej wieczorem. Jednak jego samochodu nie było na
podjeździe, a w domu nie paliły się światła.
Uderzyła ją siła rozczarowania, jakie poczuła. Nigdy wcześniej powrót do
pustego domu jej nie smucił. Nie aż tak. Czasami narzekała, że jest sama, ale zawsze
skutecznie się pocieszała towarzystwem Dextera.
Nick mieszkał u niej zaledwie kilka dni, a ona tak bardzo się już od niego
uzależniła.
Wyciągnęła dwa rodzaje gotowych posiłków z zamrażalnika, te, które lubiła
najbardziej. Nie była jednak w stanie zdecydować, który wybrać na kolację.
- Jak myślisz? - zapytała psa, trzymając dania w obu rękach. - Kurczak w sosie
alfredo czy lasagne?
R S
71
Tucker spojrzał na Zoë ze swoim zabawnym psim uśmiechem, który pojawił
się na jego pysku. Kręcił cienkim ogonem jak szalony, uderzając nim w nogę stołu.
- Chcesz, żebym zrobiła oba?
Zaszczekał, co w jego wypadku było wielką rzadkością, więc Zoë zrozumiała,
że jego odpowiedź brzmi „tak". Nigdy nie przepadała za psami, ale Tucker w sumie
nie był taki zły. Nie mogła mu się oprzeć, kiedy chodził za nią krok w krok, patrząc
tymi pełnymi tęsknoty oczami szczeniaka.
Zoë odgrzała oba posiłki i jadła w salonie przed telewizorem. Rzucała od
czasu do czasu co smaczniejsze kąski Tuckerowi, który wyłapywał je
entuzjastycznie. Kiedy skończyli kolację, Zoë rozciągnęła się na kanapie. Kot ułożył
się w kłębek przy jej stopach, a pies na dywanie obok kanapy. Serfowała po
kanałach i zatrzymała się na Discovery Channel, który właśnie prezentował film o
noworodkach. Zaczęła oglądać z zainteresowaniem, ułożyła się bardzo wygodnie na
kanapie i... nagle zdała sobie sprawę, że ktoś usiłuje ją obudzić.
R S
72
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zoë otworzyła oczy. Coś lub ktoś wyrwał ją ze snu. Telewizor był wyłączony,
a nad jej głową stał Nick, którego oświetlało jedynie światło z korytarza.
- Która godzina? - wymamrotała Zoë.
- Już po północy.
- Chyba zasnęłam. - Zoë ziewnęła i przeciągnęła się na kanapie. - Jak poszło w
szpitalu?
- Okazuje się, że wypadek nie był bardzo poważny. Kilka złamanych żeber i
obojczyk. Poszkodowany będzie musiał pójść na zwolnienie na kilka tygodni, ale
wyjdzie z tego. - Nick wyciągnął rękę do Zoë. - Chodź do łóżka - powiedział. -
Spać. Chyba oboje jesteśmy zbyt zmęczeni na coś więcej - dodał szybko, widząc jej
zdziwione spojrzenie.
Miał rację. To był długi, pełen wydarzeń dzień. Chwycił jej dłoń i ściągnął ją z
kanapy.
- Ty też idziesz do łóżka? - upewniła się.
- Z tobą? - zapytał, a Zoë przytaknęła. - Chcesz?
Naprawdę chciała. Uśmiechnął się do niej zalotnie.
- Idę więc do twojego łóżka.
- Muszę najpierw umyć zęby - uprzedziła.
- Ja też. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że skorzystamy
razem z tej samej umywalki? Czy może raczej powinienem zaczekać na swoją
kolej?
Nie był to pierwszy raz, kiedy miała dzielić z kimś umywalkę. W rodzinnym
domu z kilkorgiem rodzeństwa, zdarzało się to bardzo często. Zwłaszcza o poranku,
kiedy wszyscy równocześnie wychodzili do szkoły, a przed domem trąbił
R S
73
zniecierpliwiony kierowca autobusu szkolnego. Poza tym wspólne mycie zębów
było czymś, co pary robiły razem, prawda?
- Nie mam nic przeciwko - zapewniła.
Zoë czuła się jednak bardzo dziwnie, kiedy obserwowała Nicka myjącego
zęby w jej łazience. Była to jedna z czynności dnia codziennego, której zazwyczaj
się nie analizuje. Jednak mycie zębów z drugą osobą było czymś bardzo osobistym i
intymnym. Jak ujawnianie sekretów.
Zoë wyszła z łazienki, kiedy Nick przystąpił do bardziej konkretnych
zabiegów. Niektóre z sekretów nigdy nie powinny zostać ujawnione. Poszła na górę
przebrać się w piżamę. W sypialni zastała Tuckera i Dextera wylegujących się
razem w jej łóżku.
Oparła ręce na biodrach.
- Ty mały zdrajco - powiedziała czule do Dextera. Kot spojrzał na nią z
poczuciem winy w oczach.
- Złaź - poleciła, szarpiąc narzutę na łóżku.
Dexter i Tucker zeskoczyli z łóżka jak dwaj najlepsi przyjaciele i rzucili się na
dół po schodach.
Wyglądało na to, że Dexter zaakceptował nowych lokatorów. To musi być
jakiś znak...
Zoë włożyła duży podkoszulek z logo Happy Bunny na przodzie. Leżała już w
łóżku przykryta kołdrą, kiedy Nick przyszedł na górę. Przesunęła się na swoją stronę
i patrzyła, jak usiadł na brzegu łóżka. Ściągnął robocze buty i skarpetki. Potem
rozpiął guziki koszuli i rzucił ją na podłogę.
Westchnęła z rozkoszą na widok nagiej skóry pokrywającej pięknie
wyrzeźbione mięśnie. Choć miał ciemną karnację i bardzo mocny zarost, jego ciało
nie było tak owłosione, jak można by oczekiwać. Zarost pokrywał delikatnie klatkę
piersiową, potem schodził wąską linią na dół ku pępkowi i znikał na wysokości
klamerki spodni.
R S
74
Nick czuł się bardzo swobodnie w sypialni Zoë. Ściągnął dżinsy i lekkim
kopniakiem przeniósł je w przeciwległy kąt pokoju, prezentując swoje zgrabne
łydki. Zazwyczaj nogi mężczyzn nie robiły na Zoë wrażenia, ale Nicka wydawały
się doskonałe.
Wślizgnął się pod kołdrę tylko w bokserkach, przesunął na swoją stronę łóżka,
położył twarzą do Zoë i pocałował ją niewiarygodnie czule. Zarost na jego brodzie
wydał się bardzo szorstki, kiedy dotknął jej skóry. Pachniało od niego pastą do
zębów, mydłem i płynem po goleniu.
- Dobranoc - wyszeptał.
- Dobranoc - odpowiedziała. Sięgnęła ręką za siebie i zgasiła lampkę. Kiedy
jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zauważyła, że oczy Nicka są zamknięte.
Musiał być bardzo zmęczony. Był na nogach od szóstej rano.
Ona sama zresztą też była wykończona. Zbyt zmęczona, by skończyć to, co
zaczęli po południu w biurze.
Dlaczego więc nie mogła zasnąć? Dlaczego tak bardzo chciała go teraz
dotknąć? Nie chciała dłużej czekać. Chciała się kochać z Nickiem właśnie teraz.
Położyła rękę na jego ramieniu.
- Nick, śpisz? - Nie odpowiedział, więc potrząsnęła nim lekko. - Nick, obudź
się.
Zamruczał coś w odpowiedzi i zaczął chrapać.
Wyglądało na to, że zapadł w sen bardzo mocno.
Zoë westchnęła i odwróciła się. Dwa dni temu nie była jeszcze gotowa na
seks. Teraz nie mogła myśleć o niczym innym. Gdyby tylko mogli zgrać swoje roz-
kłady dnia trochę lepiej!
Jutro, zdecydowała. Jutro pójdziemy na całego i nic nas nie powstrzyma.
- Wydaje mi się, że wiem, jak pomóc O'Connellowi - oznajmił Nick
następnego ranka przy śniadaniu. Przygotował naleśniki, pierożki z kiełbasą i
świeżo wyciskany sok z pomarańczy.
R S
75
Zoë obawiała się, że przez kuchnię Nicka przytyje ze 20 kilogramów, zanim
urodzi dziecko.
- Jak? - zapytała, wbijając widelec w trzeci już pierożek.
- Najważniejszą kwestią do rozwiązania jest znalezienie mu mieszkania za
kwotę, na którą może sobie pozwolić. A ja mam przecież mieszkanie z dwoma sy-
pialniami w Royal Oak, które stoi teraz puste. Mogą się w nim zatrzymać za darmo.
- Jesteś geniuszem! To świetny pomysł. Myślisz, że się zgodzą?
- Mieszkanie jest spłacone, a obecnie nie muszę płacić żadnego czynszu. Nie
powinno więc to być dla nich krępujące.
- Nie mogę uwierzyć, że nie wpadliśmy na to wcześniej. Z twojego
mieszkania będzie miał nawet bliżej do szpitala.
- Jest tylko jeden problem. Będziesz na mnie skazana, Bóg wie na jak długo,
chyba że wyrzucę ich z mieszkania na bruk.
- A czy tobie to przeszkadza? - zapytała Zoë.
- Mnie nie, a tobie?
- Mnie też nie. - Uśmiechnęła się.
- Zastanów się, to bardzo poważna decyzja.
Tak, to był bardzo poważny krok w jej życiu. Czuła jednak, że jest gotowa go
zrobić. Teraz wiedziała, czego chce, i nic jej nie mogło powstrzymać.
- Jestem absolutnie pewna.
- Czy mam powiadomić O'Connella, czy sama chcesz to zrobić?
- Skoro to twoje mieszkanie, byłoby lepiej, gdybyś to ty z nim porozmawiał.
Może będzie dla niego mniej krępujące usłyszeć taką propozycję z ust faceta, a nie
ode mnie - stwierdziła Zoë. - I powinieneś to zrobić natychmiast.
- Daj mi chociaż minutę na posprzątanie po śniadaniu - powiedział, wkładając
talerze do zlewu. - I zaraz potem będziemy się zbierać do wyjścia.
R S
76
Nagle nie mogła się doczekać chwili, kiedy Nick powie o tym O'Connellowi i
już na dobre przeniesie się do jej domu i do jej życia. Nie chciała czekać nawet
minuty dłużej.
Poszła za nim w kierunku zlewu.
- Nick, spójrz na mnie - poprosiła.
Kiedy odwrócił się w jej kierunku, chwyciła w dłonie kołnierz jego koszuli i
przyciągnęła jego twarz do swojej. Namiętnie pocałowała go w usta. Chciała, żeby
wiedział, jak bardzo go pragnie.
Mocne ramiona Nicka objęły ją, przyciskając mocno do jego klatki piersiowej.
Jedna dłoń objęła tył głowy Zoë, a druga wodziła po jej plecach. Wtulała się w jego
ciało coraz ciaśniej, tak jakby myślała, że nigdy nie jest wystarczająco blisko.
W tym momencie nie miała żadnych wątpliwości, że go kocha. Chciała wyjść
za niego za mąż i założyć z nim rodzinę.
Nareszcie zrozumiała, z jakiego powodu niektóre kobiety tak marzą o
posiadaniu męża i dzieci. W jej przypadku dzieci będą Nicka i to on będzie tym, w
którego ramionach będzie się budzić każdego ranka.
Nick odsunął ją delikatnie od siebie i uśmiechnął się zaczepnie.
- O rany! A co to było?
- To była jedynie próbka tego, na co możesz liczyć później.
Połaskotał jej szyję kciukiem, a jego oczy patrzyły na nią z pożądaniem.
- Nie mogę się doczekać.
- Ja też nie. Im szybciej pójdziemy do pracy, tym wcześniej wrócimy do
domu.
O'Connell zgodził się wprowadzić do mieszkania Nicka od zaraz. Opierał się
wprawdzie odrobinę, ale Nick szybko go przekonał. Pracownik szczerze dziękował
za taką przysługę i nie mógł ukryć uczucia ulgi. Jego oczy pełne były łez. Poruszyło
to Nicka.
R S
77
Bez wątpienia O'Connell bardzo kochał swoją córkę. Nick nie mógł sobie
nawet wyobrazić, co by zrobił, gdyby był w jego sytuacji. Najpierw stracił żonę,
która umarła na raka, a teraz brakowało mu pieniędzy na niezbędne leczenie
dziecka, którego życie wisiało na włosku.
Kiedy O'Connell wyszedł, żeby się spakować, Nick się zamyślił. Dopiero teraz
zdał sobie sprawę, jak bezcenne jest ludzkie życie. Starał się wyobrazić sobie swoje
własne bez Zoë. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze, bo była ona nierozerwalnie
związana z jego życiem. Nigdy z inną kobietą nie czuł takiej więzi jak z Zoë.
- Myślę, że poszło dobrze - oceniła Zoë, która właśnie stanęła w drzwiach jego
biura. Szeroki uśmiech rozjaśniał jej twarz. Była taka ładna. Promieniała we-
wnętrznym pięknem i zdrowiem, które powinna mieć każda kobieta w ciąży.
Wyglądała na... szczęśliwą.
- A co sprawiło, że tak myślisz?
- Spotkałam O'Connella w pokoju wypoczynkowym. Uściskał mnie i
ucałował. - Zoë śmiała się jeszcze, kiedy o tym opowiadała. - Szkoda, że nie wi-
działeś, jak innym szczęki opadły. Teraz myślą, że cię zdradzam.
Nick zmarszczył czoło.
- Pocałował cię?
- Spokojnie - studziła emocje Zoë. - Tylko w policzek. I uśmiechnął się. Do
dzisiaj nie wiedziałam nawet, że ma zęby! - zażartowała.
Nie podobało mu się, że ktoś inny ośmielał się ją całować. Jednak Zoë
wyglądała na taką szczęśliwą, że sam poczuł, jak kąciki jego ust samoistnie unoszą
się do góry.
- Naprawdę mu pomogliśmy - stwierdziła.
- Chyba tak - przytaknął.
Przeszła przez pokój i usiadła mu na kolanach, oplatając ramiona wokół jego
szyi.
- To takie przyjemne uczucie.
R S
78
Pocałowała go. Uwielbiał, kiedy to robiła. Smakowała jak słodka herbata i
pączki z różą.
- Może powinniśmy zamknąć drzwi na klucz i trochę poświętować? -
zasugerowała, przytulając się do niego mocniej. Doprowadzała go tym do
szaleństwa. Propozycja była taka kusząca. Musiał jak najszybciej pójść z nią do
łóżka, nie interesował go jednak krótki numerek w biurze. Chciał się kochać z Zoë
bez żadnych ograniczeń czasu i miejsca.
To oznaczało, że będą musieli poczekać. Znowu.
- Nie mamy teraz na to czasu - przypomniał. - Musimy pojechać do mojego
mieszkania i zabrać rzeczy. Powiedziałem O'Connellowi, że będzie się mógł wpro-
wadzić od zaraz.
Zoë kokieteryjnie wydęła usta na znak, że jest rozczarowana. Potem głęboko
westchnęła.
- Powinniśmy się więc pospieszyć - stwierdziła. - Nie obchodzi mnie też, że
wrócimy do domu o drugiej w nocy. Chcę się z tobą kochać.
Podobał mu się ten plan.
Kiedy zapakowali wszystkie rzeczy Nicka do bagażnika jego samochodu i byli
gotowi, by jechać do domu, było już po ósmej wieczorem.
Dom. Teraz to słowo nabrało dla Zoë zupełnie innego znaczenia.
Kiedy mu pomagała pakować rzeczy, dokonała pewnego odkrycia, które ją nie
tyle zaskoczyło, co bardzo zmartwiło. Nick nie miał żadnych zdjęć z dzieciństwa.
Wyglądało to tak, jakby nie miał nawet żadnej przeszłości za sobą, a przynajmniej
takiej, o której chciałby pamiętać.
Zoë miała w mieszkaniu pudła pełne zdjęć z dzieciństwa, kartek
urodzinowych i rysunków, które zrobiło dla niej rodzeństwo. Nadal przechowywała
swoje dwa mleczne zęby i przynajmniej po dwie rzeczy należące kiedyś do każdego
z braci i sióstr.
R S
79
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak Nick musiał się czuć, kiedy dorastał. Jak
musiał być samotny i dlaczego teraz tak bardzo chce mieć szczęśliwą rodzinę.
Zoë pragnęła być tą osobą, która ją dla niego stworzy i sprawi, że poczuje się
nareszcie spełniony. Planowała spędzić resztę swojego życia tak, aby nadrobić z nim
każdą jego samotną minutę. Nawet jeśli miałaby urodzić dla niego drugie dziecko. A
może i trzecie.
To na pewno oznaczałoby posiadanie większego domu. Zaczęła się
zastanawiać, czy Nick chciałby się przenieść na wieś. Mogliby wtedy mieć duży
ogród dla dzieci i dla Tuckera. Ona sadziłaby kwiaty, a może nawet warzywa, i
robiłaby przetwory, dżemy i kisiła ogórki, tak jak uczyła ją babcia. Wzięłaby bardzo
długi urlop macierzyński i poświęciłaby się wychowaniu dzieci. Mogłaby też
pracować na część etatu w domu. Cała gama możliwości, których nigdy nie brała
nawet pod uwagę, pojawiła się teraz w jej głowie. Była bardzo ciekawa, co jej życie
przyniesie w przyszłości.
- Jesteś niewiarygodnie cicha - zauważył Nick. Parkował właśnie samochód na
podjeździe, zaraz za jej autem. - Czy wszystko w porządku?
Odwróciła się w jego kierunku i uśmiechnęła się.
- Oszczędzam energię na inne rzeczy.
Nick zgasił silnik samochodu.
- Nie obchodzi mnie rozpakowywanie tych rzeczy. Najchętniej zostawiłbym
wszystko w garażu.
- Zamek w drzwiach garażowych jest popsuty - poinformowała Zoë.
Birmingham było bezpiecznym miastem, ostoją dla ludzi z wyższej klasy
społecznej. Mimo to Zoë nie ryzykowałaby pozostawienia dorobku Nicka w
niezamkniętym na klucz garażu.
- Jeśli się zmobilizujemy, rozpakujemy pudełka w kilka minut. Możesz to
potraktować jako grę wstępną.
R S
80
- Dobrze, ale ty nie będziesz dźwigać niczego cięższego od książki
telefonicznej - odpowiedział spokojnie, a ona przewróciła oczami.
Wysiedli z samochodu. On otworzył bagażnik, a ona ruszyła do drzwi
wejściowych. Słyszała, jak Tucker się cieszył z ich powrotu. Skakał jak wyrośnięty
królik. Nakarmili go i wyprowadzili na spacer kilka godzin temu, a on witał ich,
jakby ich nie widział przez kilka dni.
- Wiem, wiem - uspokoiła psa Zoë. Pogłaskała go, kiedy usiłował staranować
ją w drzwiach. - My też za tobą tęskniliśmy, ty wielki potworze.
Złapała psa za sierść na karku i przytrzymała. Dzięki temu Nick mógł
normalnie wejść do domu. Niósł dwa pudła z napisem „sypialnia". Minął schody i
skierował się do końca korytarza.
- Gdzie je niesiesz? - zawołała Zoë.
Odwrócił się ze zdziwieniem.
- Do sypialni.
- Nasza sypialnia jest na górze.
Delikatny uśmiech zaczął rozświetlać jego twarz.
- Nasza sypialnia?
- Tak, nasza sypialnia - potwierdziła. - Jestem pewna - dopowiedziała szybko,
bo przeczuwała, jakie będzie kolejne pytanie.
Widząc radość w jego oczach, Zoë skierowała się do wyjścia, aby przynieść
do domu kolejne pudełka. Jeśli myślał, że właśnie osiągnął pełnię szczęścia,
powinien poczekać, aż się nim zajmie w łóżku.
- To wszystko - oznajmił Nick, zamykając frontowe drzwi na klucz.
Wniesienie rzeczy do środka zajęło im w sumie około dwudziestu minut.
- Wiesz, co to oznacza? - zapytała Zoë, spoglądając na niego oczami pełnymi
pożądania. Jej ramiona i nogi były gorące. Czuła, że ma zawroty głowy. Jeszcze
nigdy nie była tak bardzo podniecona samą myślą, że zaraz pójdzie z kimś do łóżka.
Zdjęła kurtkę i rzuciła ją na kanapę. Nick zrobił to samo.
R S
81
Ściągnęła bluzkę przez głowę i czuła, że każdy centymetr jej skóry był
nadwrażliwy. Koronka stanika nieznośnie drażniła nabrzmiałe sutki. Jej uda doma-
gały się pieszczot. Zoë myślała, że ma na głowie szpilki zamiast włosów.
Nick ściągnął koszulę przez głowę i rzucił ją na podłogę. Jego skóra pokryta
była złotą opalenizną. Serce Zoë biło jak szalone, kiedy skierował swoje kroki w jej
stronę, odpinając dżinsy. Nie mogła się doczekać, kiedy położy dłonie na jego ciele.
Stanął przed nią. Myślała, że zaraz zemdleje. Każda komórka jej ciała
wydawała się prosić o jego dotyk. Pochylił głowę, żeby ją pocałować. Ona uniosła
swoją, by spotkać jego usta w połowie drogi. Ich wargi się zetknęły. Ciało Zoë
płonęło, tak jakby ktoś zamienił całą jej krew na płynny płomień.
Rozpiął jej dżinsy i zsunął na dół. Zoë na chwilę przerwała namiętny
pocałunek i kopnęła je do ciemnego kąta za kanapą.
Jej serce biło mocno i równomiernie. W tym samym rytmie rozległo się nagle
ciężkie walenie do drzwi wejściowych.
Nick jęknął. Przycisnął swoje czoło do czoła Zoë.
- Nie wierzę!
Zoë nie miała pojęcia, kogo przyniosło do jej domu o tak późnej porze.
Ktokolwiek to był, nie mógł być tak ważny, jak dobranie się do Nicka.
- Pójdzie sobie zaraz. - Zsunęła rękę do rozporka jego spodni. Przez bokserki
dotknęła twardego od erekcji członka. Nick zamknął oczy i jęknął. Podniósł Zoë do
góry i oparł o ścianę oddzielającą kuchnię od salonu. Założyła nogi na jego biodra i
z trudem złapała powietrze, kiedy poczuła twarde przyrodzenie napierające na jej
ciało.
Pocałowała go w usta, gorące i wilgotne. Mogłaby go żywcem zjeść. Zajęła
się zdzieraniem z niego spodni. Zsunęła je na dół razem z bokserkami. Dłonie po-
łożyła na jego nagich pośladkach, wbijając paznokcie w jego skórę. Straciła
zupełnie kontrolę nad sobą. Była seksowna i dzika. Do tej pory żadnemu
mężczyźnie nie udało się wyzwolić w niej takiej bestii.
R S
82
Walenie do drzwi trwało może kolejną minutę lub dwie. Zaraz potem Zoë
usłyszała szczęk kluczy i chrobotanie otwieranego zamka w drzwiach. Nick musiał
usłyszeć to samo, bo zesztywniał.
To się stało tak szybko, że nie mieli czasu na żadną reakcję. Byli sami przez
jedną minutę i kiedy wybiła kolejna, siostra Zoë stała w drzwiach i patrzyła na nich
z otwartymi ze zdziwienia ustami.
Przez kilka sekund atmosfera była ciężka. Nikt się nie poruszył. Nie padło ani
jedno słowo. Faith spojrzała na dłonie Zoë, które nadal spoczywały na pośladkach
Nicka.
- Ładna pupa - skomentowała, po czym wybuchła płaczem i wycofała się do
wyjścia.
R S
83
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Tak mi przykro. - Faith łkała jeszcze przez długi czas po tym, jak Zoë i Nick
wskoczyli w ubrania i przyprowadzili ją z powrotem do domu. Zoë siedziała obok
siostry na kanapie. Nick stał na środku salonu z typową dla mężczyzny w takiej
sytuacji zażenowaną miną.
Faith nie była osobą skorą do płaczu, nawet kiedy była dzieckiem. Zoë
przeczuwała więc, że musiało się stać coś okropnego. Siostra płakała tak
rozpaczliwie, że nie mogła sklecić sensownego zdania. Udało im się jedynie z niej
wyciągnąć, że nie potrzebuje pomocy lekarza i że nikt nie umarł.
Wysmarkała nos i sięgnęła po kolejną chusteczkę higieniczną.
- Nie mogę uwierzyć. Tak się rozsypałam i na dodatek zastałam was w
trakcie... cóż, sami wiecie czego.
- Przestań wreszcie przepraszać - prychnęła Zoë. - Powiedz, co się stało.
Faith wytarła spływający z jej oczu tusz do rzęs.
- Jestem taką idiotką.
Nick ruszył spod ściany, którą podpierał od pewnego czasu.
- Zostawię was, to sobie porozmawiacie.
Zanim odpowiedziały, wchodził już po schodach na górę.
- O rany! - jęknęła Faith. - Wystraszyłam go.
Zoë obruszyła się.
- Cóż mogę powiedzieć? Jest facetem. Ja sama obarczyłam go ostatnio dużą
dawką kobiecych emocji. Wydaje mi się, że ma już dość.
Faith przez kilka sekund bawiła się chusteczką higieniczną i spojrzała na Zoë
ze smutkiem w oczach.
- Dostałam kosza.
R S
84
- Och, Faith. - Zoë objęła siostrę ramieniem. Tucker chyba wyczuł nastrój
Faith, bo położył głowę na jej kolanach i patrzył na nią z sympatią.
Faith pociągnęła nosem i podrapała go za uchem.
- Powiedziałam jej, że ją kocham i że chcę, żebyśmy razem zamieszkały. I że
chcę wyznać prawdę rodzicom, bez względu na to, jakie będą konsekwencje. A ona
na to, że mi nie wierzy i że wraca do męża.
- Nie wiedziałam, że jest mężatką.
- Ja też nie. Ale wracając do sedna, Mia przyznała, że jedynie ze mną
eksperymentowała, bo chciała wzbudzić zazdrość w mężu. Myślę, że to podziałało.
On chce, żeby do niego wróciła. - Faith otarła z policzków kolejne łzy. - Była taka...
zimna. Jakbym jej nigdy nie obchodziła.
- Kochanie, tak mi przykro. Wiem, jak bardzo ci na niej zależało.
- Tak mi teraz głupio. Nie mogę się uwolnić od myśli, że zasłużyłam sobie na
to.
- Jak możesz myśleć, że zasłużyłaś na takie potraktowanie?
- Czy wiesz, ilu facetów sama rzuciłam? Oni wszyscy twierdzili, że są we
mnie bardzo zakochani.
- Faith, jak każdy inny człowiek zasługujesz na to, by być szczęśliwą.
- Skoro mówimy o szczęściu, wygląda na to, że między tobą i Nickiem dobrze
się układa?
Zoë czuła się winna wobec siostry, która otrzymała od losu taki cios.
- Zamierzam powiedzieć mu „tak". Chcę za niego wyjść.
- O mój Boże! - Faith zapiszczała z radości i rzuciła się w ramiona Zoë. -
Nawet nie mogę sobie wyobrazić lepszego męża dla ciebie. Już nie mówiąc o jego
wspaniałym ciele.
- Chyba masz rację - uśmiechnęła się Zoë.
- Powinnam dać wam szansę dokończenia tego, co zaczęliście. Prześpię się w
hotelu.
R S
85
- Nie pójdziesz do żadnego hotelu. Możesz spać w sypialni dla gości. Zostań
tak długo, jak tylko chcesz.
- Do poniedziałku mam wolne, więc chętnie ukryję się u was przez kilka dni,
jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Wspaniale. - Zoë podniosła się z kanapy i skierowała na górę. - Możemy
wyskoczyć jutro na zakupy. Wydawanie pieniędzy zawsze poprawia humor.
- Chcę, żebyś wiedziała, że będę spać ze słuchawkami na uszach. - Faith
trzymała w dłoni odtwarzacz MP3 i uśmiechała się tajemniczo. - Możecie się za-
chowywać bardzo głośno. I tak nie będę nic słyszeć.
Zoë w końcu dotarła na górę z Tuckerem depczącym jej po piętach. Nick
siedział na łóżku z nagą i imponującą klatką piersiową. Czytał książkę.
- Wszystko w porządku? - upewnił się.
- Dostała kosza.
- Tak myślałem. - Zamknął książkę i odłożył ją na stolik nocny. - Jak to znosi?
- Jest zraniona, ale nie załamana. - Zoë zdjęła koszulę i rzuciła ją w kierunku
kosza na brudną bieliznę, ubranie wylądowało jednak na podłodze, kilkanaście
centymetrów od celu. - Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko temu, żeby została
z nami przez kilka dni. Chyba nie chce być sama.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko i rozumiem, że nic nie wyjdzie z
naszych dzisiejszych planów?
Zoë zdjęła dżinsy i zostawiła je tam, gdzie stała.
- Nie obchodzi mnie, czy dom dziś spłonie, czy nie. Nic nie jest w stanie mnie
powstrzymać. I tak cię rozbiorę do naga.
- To się da zrobić. - Rzucił jej seksowne spojrzenie i zsunął z siebie kołdrę. -
Bo już jestem nagi.
Boże drogi! Nagi i już gotowy. Uniosła brew.
- Czy zacząłeś beze mnie?
R S
86
- Chcę, żebyś mi pomogła w mojej potrzebie - powiedział i wskazał na dolne
partie ciała.
- To będzie dla mnie przyjemność. - Obeszła łóżko dookoła i stanęła po
stronie Nicka, gubiąc po drodze biustonosz i majtki. Nick pożerał ją wzrokiem.
Czuła się jak najseksowniejsza i najbardziej pożądana kobieta na ziemi.
Dotknął swoich ud.
- Choć tutaj.
Wdrapała się na niego i usiadła na jego udach, obejmując je swoimi. Zarost na
jego nogach łaskotał jej skórę. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
- Nareszcie jesteśmy razem - powiedział i delikatnie założył jej włosy za uszy.
- W końcu. Tylko ty i ja. - Dotknął jej policzka i przyglądał się jej twarzy.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie ma nikogo innego na świecie, z kim chciałbym
być bardziej niż z tobą.
Jego słowa rozgrzewały jej duszę i ciało. Ona też nie chciała być z nikim
innym. Nadal bardzo go pragnęła. Nie mogła się doczekać chwili, w której poczuje
go ponownie w sobie, ale niecierpliwość gdzieś nagle zniknęła. Teraz nie chciała się
spieszyć. Wolała się napawać każdą minutą.
On musiał czuć to samo. Całowali się i dotykali.
Jeszcze nigdy do tej pory nie cieszyli się sobą tak długo. Odkrywali się
nawzajem, jakby byli ze sobą w łóżku pierwszy raz, a jednocześnie czuli się tak
komfortowo, jakby się znali od stu lat.
Jak coś może się wydawać tak ekscytujące i nowe, a jednocześnie tak znajome
i cudownie przyjazne?
- Uwielbiam to, co teraz robimy - szepnął namiętnie Nick, pieszcząc delikatnie
dłońmi jej uda. Obserwował swoje własne ruchy i wydawał się nimi zafascynowany.
Jego pieszczoty sprawiały, że na przemian było jej gorąco i zimno. Miała
wręcz zawroty głowy z wrażenia. Uniosła się na kolanach i wyprostowała, aby mógł
się jej lepiej przyjrzeć.
R S
87
Pochylił się ku niej i polizał jej brzuch. Jego włosy łaskotały jej skórę, a usta
były tak gorące, że Zoë jęknęła.
- Jesteś bardzo smaczna. - Spojrzał do góry i uśmiech rozjaśnił mu twarz.
Była zawstydzona i jednocześnie bardzo podniecona.
Nick położył dłonie na jej pośladkach i przyciągnął jej biodra do swoich ust.
Zaczął ją smakować. Każde dotknięcie jego języka przenosiło ją na wyższy poziom
podniecenia. Chciała chwycić jego głowę i wbić ją w łóżko.
Pragnęła więcej pieszczot, a jednocześnie nie mogła ich już dłużej znieść.
Miała świadomość słów, które wypowiadała, ale były one przypadkowe i bez
żadnego sensu. Nie mogła w ciszy znosić dotyku jego gorącego i mokrego języka i
szorstkiej brody.
Rozkosz pojawiła się gdzieś w jej wnętrzu, może nawet w duszy, i wkrótce
rozeszła po całym ciele. Zamknęła oczy, a wszystkie jej mięśnie się naprężyły.
Dłonie zanurzyła w jego włosach. Ciało Zoë drgało w konwulsjach.
Jej serce biło mocno, z taką samą częstotliwością, z jaką pojawiały się
intensywne skurcze między jej udami. Zoë nigdy nie doświadczyła tak silnego orga-
zmu. Nie wiedziała, czy to zasługa umiejętności Nicka, czy może hormonów
ciążowych. A może po prostu kombinacja obu.
Opadła na niego wykończona. Oparła czoło na jego ramieniu i chciała mu
powiedzieć, jak wspaniałe i nadzwyczajne było to, czego właśnie doświadczyła. Nie
mogła jednak wyartykułować żadnego sensownego zdania. Ust używała jedynie do
łapania powietrza i to z wielkim trudem.
Pocałowała go, czując na jego wargach samą siebie, co wydało jej się
niezwykle podniecające. Sięgnęła ręką do tyłu i delikatnie dotknęła jego silnej
erekcji. Nick zamruczał i pocałował ją. Jego członek pulsował w całym swoim
wnętrzu. Był taki twardy i gładki. Chciała wziąć go w usta, przytrzymał jednak jej
głowę.
- Nie.
R S
88
- Ale ja chcę.
- Chcę się z tobą kochać.
- Czy nie możemy zrobić obu rzeczy?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Jestem taki podniecony, że nie możemy teraz zrobić wszystkiego naraz.
Muszę w ciebie wejść.
Cóż, skoro tak zdecydował. Poza tym przecież nie muszą się wcale spieszyć.
Mają całe życie przed sobą, by próbować wszystkiego, o czym tylko zamarzą.
Nigdy nie myślała, że może być kreatywna w łóżku. Z Nickiem chciała spróbować
wszystkiego.
- Wiesz, co jest najlepsze w seksie z kobietą w ciąży? - zapytał, obejmując
ramionami jej biodra.
- Co?
- Że nie trzeba się martwić o prezerwatywę. Ruchem ramion skierował ją na
swoje biodra. Poczuła, jak wchodzi w nią wolno, sprawnie i głęboko.
Głośno jęknął. Przez moment pozostali bez ruchu. Było to prawie
przerażające, ale tak wspaniale do siebie pasowali. Zoë nie miała wątpliwości. Nick
jest mężczyzną, z którym chce spędzić całe życie. Chce rodzić mu dzieci i starzeć
się razem z nim.
Miała nadzieję, że on czuł to samo.
- Nick, kocham cię - powiedziała.
Uśmiechnął się, wziął jej twarz w swoje dłonie i pocałował ją, delikatnie i
czule. Nie mogła zatrzymać swojego ciała, które poruszało się rytmicznie na jego
biodrach. Unosiła się do góry i zaraz opadała na dół, w wolnym i równym rytmie.
Obserwowała jego twarz. Napawała się uczuciem rozkoszy, jakie się na niej po-
jawiło. Nick pozwolił Zoë przejąć kontrolę i poruszać ciałem w tempie, jakie sama
narzuciła. Sam całował ją, dotykał jej i szeptał podniecające i czułe słowa do jej
ucha. Zorientowała się, że mu odpowiada, używając takich słów, których raczej nie
R S
89
znają dobrze wychowane panienki. Bardzo jej się podobały sprośne słowa, którymi
się do niej zwracał.
Rozkosz nadeszła ze wszystkich stron. Była bardzo intensywna. Zoë czuła,
jakby się przeniosła na inną planetę.
Pozostali w sobie jeszcze kilka minut. Z trudem łapali oddech. Powinna już z
niego zejść, ale jego członek nadal był twardy. Czekała. Obserwowała, jak mijają
minuty na zegarze. Dwie, potem trzy, pięć, a on nadal pozostawał w gotowości. Jego
penis zamiast stać się miękki był coraz twardszy.
Tak dla zabawy, zaczęła kołysać biodrami, a on zawył z rozkoszy.
- Nie żartowałeś, mówiąc, że szybko nie rezygnujesz. - Znieruchomiała i
uśmiechnęła się. - Jestem pod wrażeniem.
- Wiesz, co to oznacza? Musimy to zrobić jeszcze raz.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - zapytał Nick. Zoë leżała w jego ramionach,
a jej głowa spoczywała na klatce piersiowej Nicka. Było już bardzo późno. Musieli
wstać rano do pracy.
- Oczywiście. Przyszłam na rozmowę o pracę i nieźle o sobie nakłamałam.
Bawił się jej włosami. Skręcał jej loki na swoim palcu, a potem puszczał je jak
sprężynki. Miała tyle ciekawych miejsc na swoim ciele. Był pewien, że dziś
wieczorem dotknie każdego z nich. Zoë nie miała żadnych zahamowań. Mógł z nią
zrobić, co tylko chciał, bo była otwarta na nowe doznania. Robili razem rzeczy, o
których by nawet nie pomyślał na początku związku z kobietą.
- Wiedziałem, że osiemnastolatka nie może mieć takiego doświadczenia, jakie
było opisane w twoim życiorysie. Byłaś jednak tak młoda i wrażliwa, że nie mogłem
cię odesłać - kontynuował.
Zoë spojrzała na Nicka.
- Chcesz powiedzieć, że ulitowałeś się nade mną?
Uśmiechnął się.
- Raczej tak.
R S
90
Oparła brodę na jego piersi.
- Pierwsze miesiące były dla mnie bardzo trudne, ale tak bardzo chciałam się
uwolnić od mojej rodziny. Byłam bardzo samotna, a ty niezwykle cierpliwy. Wiem,
że na początku byłam beznadziejną sekretarką.
Zachichotał.
- Ale tak bardzo się starałaś, że nie miałem serca cię zwolnić. Gdzieś w głębi
duszy wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. I byłaś taka słodka.
- Nigdy ci tego nie mówiłam, ale przez pierwszy rok podkochiwałam się w
tobie.
- Domyślałem się.
- Naprawdę? - Spojrzała na Nicka zaskoczona.
- Tak. Strasznie mnie korciło, żeby to wykorzystać. Uwierz mi. W tamtych
latach chciałem poważnego związku z kobietą. Nie mogłem zrujnować naszej
przyjaźni, idąc z tobą do łóżka. Za bardzo cię lubiłem.
- Chcesz coś wiedzieć? Każdy mój chłopak, z którym się spotykałam, czuł się
zagrożony naszą znajomością.
- A czy ty chcesz coś usłyszeć, co jest jeszcze ciekawsze? Miałem ten sam
problem z każdą kobietą, z którą się spotykałem. Nie mogły uwierzyć, że taki facet
jak ja może się po prostu przyjaźnić z inną kobietą.
- Może oni wszyscy widzieli coś, czego my nie dostrzegaliśmy?
- Może. - Odgarnął do tyłu loki z jej twarzy. - Nigdy ci nie mówiłem, co Lynn
powiedziała mi przed samym ślubem, czym mnie kompletnie dobiła.
- Co takiego?
- Kiedy wysiadaliśmy z samochodu przed budynkiem sądu, powiedziała, że
wyjdzie za mnie tylko pod warunkiem, że zwolnię cię z pracy.
- Naprawdę? - Zoë otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Chciała, żebym cię przestał w ogóle widywać. Żądała od mnie zerwania z
tobą wszelkich kontaktów.
R S
91
- Nie mieści mi się to w głowie. Co jej odpowiedziałeś?
- Na początku myślałem, że żartuje. Kiedy zdałem sobie sprawę, że mówiła
całkiem serio, tak mnie zamurowało, że nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Oczywiście miałem już wcześniej pewne wątpliwości co do sensowności tego
małżeństwa.
- I czekałeś do ostatniej chwili, by ją rzucić?
- Była taką manipulantką. Chciałem jej dać to, na co zasługuje. Szkoda, że nie
widziałaś jej miny. Kiedy się wycofywałem z przysięgi, oświadczyłem jej, że zo-
stawiam ją i wybieram ciebie.
- To ją musiało zaboleć. - Zoë powiedziała to tak, jakby współczuła
porzuconej narzeczonej, jednak w rzeczywistości rozpierała ją duma. Podobało jej
się, że wybrał ją, a nie tamtą kobietę.
- Wstyd przyznać, ale byłem zadowolony, że ją zostawiłem.
- Witaj w klubie. Mnie też się to podobało.
- Teraz jestem tutaj, czyli tam, gdzie powinienem być. - Położył rękę na jej
płaskim jeszcze brzuchu, w którym rosło ich dziecko. - Jestem tutaj, z tobą i naszym
dzieckiem.
Zoë westchnęła głęboko. Położyła ponownie głowę na jego piersi i wzięła go
za rękę. Ona też była teraz w miejscu, w którym powinna być. I chciała mu to
szczerze wyznać, jednak nie wydawało jej się to na miejscu, skoro jeszcze nie
odpowiedziała na jego propozycję małżeństwa.
- Nick - zaczęła nieśmiało, bawiąc się opuszkami jego palców.
- Tak?
- Ożenisz się ze mną?
Nick milczał. Zoë uniosła wzrok do góry i zobaczyła, że się uśmiechał. Na
jego twarzy pojawił się w końcu szeroki uśmiech, pełen miłości i czułości.
Pochylił się do niej. Objął jej twarz swoimi dłońmi i pocałował w usta.
- Oczywiście - wyszeptał.
R S
92
Odetchnęła z ulgą, ale nie dlatego, że bała się usłyszeć „nie". Raczej dlatego,
że teraz już wiedziała, że to postanowione. Czuła, że jej życie powróciło na odpo-
wiednią drogę.
Ale gdzieś w niej ciągle jeszcze się tliła wątpliwość.
- Myślę, że powinniśmy to zrobić jak najszybciej - stwierdziła, czując, że musi
sfinalizować kwestię małżeństwa. Tak jakby się obawiała, że jeśli będzie to od-
wlekać, zmieni zdanie. - Wiesz, to ważne z powodu dziecka.
- Jak szybko?
- Może w przyszły piątek?
- Doskonale. - Nick wyglądał na zadowolonego.
- Ceremonia powinna być jak najskromniejsza.
- Czego tylko sobie życzysz.
Ułożyła się wygodnie w jego ramionach. Wiedziała, że podjęła słuszną
decyzję.
Nick milczał przez kilka minut.
- Mogę odkryć przed tobą pewien sekret? - zapytał.
- Możesz mi powiedzieć, co tylko chcesz.
- Jeszcze nigdy nikomu nie wyznałem miłości.
Oparła się na łokciu i spojrzała na niego. Jego oczy były takie... smutne.
- Jak to możliwe? Byłeś dwa razy zaręczony.
- Dziwne, prawda?
- Nie kochałeś swoich narzeczonych? - Chciała, by przyznał, że nie. Chciała,
żeby kochał tylko ją.
- Nie wiem. Może na swój sposób kochałem. Może jednak nie jestem zdolny
do miłości.
Być może sposób, w jaki był wychowywany, tak go właśnie uformował. Jakie
to smutne, że są ludzie na świecie, którzy przejdą przez życie, nigdy nie kochając.
- Z tobą, Zoë, jestem innym człowiekiem. Będziemy rodziną.
R S
93
Pozwoliła swojej głowie ponownie opaść na jego pierś. Wdychała zapach jego
ciała i słyszała bicie jego serca.
Rodzina. Ona i Nick.
Czy to oznaczało, że był w niej zakochany? Jeśli tak, dlaczego jeszcze jej tego
nie powiedział? Może rzeczywiście nie potrafił kochać?
Może sam fakt, że ujawnił jej swój sekret, był pierwszym krokiem do
zakochania się?
Nick zamilkł, a wkrótce zaczął miarowo oddychać. Zoë wiedziała, że zasnął.
Kochał ją. I to nie było jedynie jej życzenie. Czuła jego miłość w sposobie, w
jaki na nią patrzył. Czuła ją też, kiedy jej dotykał. Może po prostu nie jest jeszcze
gotowy na takie wyznania.
Musi być cierpliwa.
R S
94
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Zoë czuła, że jest ledwie żywa, kiedy Nick usiłował ją obudzić o siódmej rano.
Otworzyła jedno oko i zobaczyła, że jest już wykąpany i ubrany. Była na tyle
przytomna, by zauważyć, że zaspali. Musiała też chyba wyglądać na niezdolną do
pracy, ponieważ Nick pocałował ją, przykrył kołdrą po sam nos i powiedział, że
zobaczą się później.
Zasnęła ponownie i miała bardzo dziwne sny. Śnił jej się dzień ślubu. Szła
przez środek kościoła w kierunku ołtarza, do którego pod rękę prowadził ją ojciec.
Zamiast białej sukni ubrana była w sukienkę, którą miała na obu niedoszłych
ślubach Nicka. Sukienka miała oberwane ramiączka, była cała w plamach i w
kolorze karmazynowym, takim jak samochód jej siostry.
Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Nikt nie zwracał
uwagi na jej dziwny ubiór. Wszystkie ławki w kościele wypełnione były ludźmi
ubranymi na biało, którzy uśmiechali się do niej i kiwali głowami. Bukiety
czerwonych róż zdobiły drogę do ołtarza.
Jakiś zewnętrzny głos mówił jej, że wszystko jest dobrze, jednak ona
wiedziała, że wcale tak nie jest.
Widziała Nicka czekającego na nią przed ołtarzem. Miał na sobie ten sam
garnitur, w który był ubrany przy okazji swojego ostatniego ślubu. Uśmiechał się,
ale wyglądał bardzo nienaturalnie i sztucznie. Tak jakby stał tam wbrew własnej
woli. Szła w jego kierunku, powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze, ale im
dłużej szła, tym bardziej się od niego oddalała. Kościół wypełniony był zapachem
róż. Nie pachniały jednak jak kwiaty. Wydzielały z siebie woń krwi, która drażniła
jej nos i wywoływała ból żołądka.
Najwyraźniej nie wszystko było w porządku.
R S
95
Przyspieszyła. Z desperacją chciała dotrzeć do Nicka, ale on powoli znikał z
zasięgu jej wzroku. Zawołała go, ale jej nie słyszał.
Zaczęła biec, nogi miała jednak ciężkie i słabe. Nagle znalazła się we mgle,
która zaczęła gęstnieć wokół niej. Starała się z niej wydostać. Czuła, że wypełnia
ona jej płuca i pochłania powietrze. Nic nie widziała, nie mogła oddychać i nie
słyszała nic poza łomotaniem własnego serca.
Zawołała Nicka raz jeszcze. Na nic się to jednak zdało. On, jej ojciec oraz
uśmiechający się ludzie zniknęli. Została sama z okropnym uczuciem, że jest tą
trzecią. Nick zostawił ją przy ołtarzu tak jak poprzednie narzeczone.
Poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia i woła ją po imieniu.
Zoë obudziła się. Była zdezorientowana i z trudem oddychała.
- Hej, czy dobrze się czujesz? - Faith stała obok jej łóżka z wyrazem trwogi na
twarzy.
- Miałam zły sen. - Głos Zoë był słaby i zachrypnięty.
- Wołałaś Nicka, ale nie ma go. Wyszedł już do pracy. - Faith dotknęła czoła
Zoë. - Cała jesteś spocona.
Miała rację. Prześcieradło przykleiło się do jej spoconej skóry. Włosy też
miała mokre. Czuła, że jest jej zimno i gorąco jednocześnie. Wszystko wydawało jej
się rozmazane i dziwne.
Zoë zamrugała powiekami i spróbowała się zmobilizować, by powrócić do
rzeczywistości. Po minucie uświadomiła sobie, że ból w żołądku nie zniknął razem z
marą nocną.
To się nie dzieje naprawdę, powiedziała sobie. Wszystko jest w porządku. Ból
jednak nie ustępował i stawał się coraz intensywniejszy.
Strach przeszył ją na wskroś i poczuła ostre ukłucie w sercu.
Faith patrzyła na siostrę przestraszona.
- Zoë, co się dzieje? Jesteś blada jak prześcieradło.
R S
96
Wszystko jest w porządku, dziecko ma się dobrze, zapewniła samą siebie, ale
ze strachu zaczęły jej drętwieć palce. Nie mogła złapać powietrza.
I nagle poczuła coś jeszcze. Ciepła ciecz zaczęła zalewać jej nogi.
Nie, to się nie mogło stać!
Ona i Nick zamierzali się pobrać. Mieli mieć dziecko.
- Zoë? - Faith była już na dobre przestraszona. Jej ręka spoczęła ponownie na
ramieniu siostry. - Mów do mnie.
Ból się wzmagał, a drętwienie nasilało. Nie, nie, nie, to nie może się stać.
Musi znaleźć sposób, aby to powstrzymać. Musi coś zrobić. Spojrzała na Faith ze
łzami w oczach.
- Chyba tracę dziecko.
Zdenerwowany Nick czekał na szpitalną windę, żeby wjechać na trzecie
piętro. Nie miał pojęcia, co się stało. Dostał wiadomość od Faith, że musi pojechać
do Szpitala Royal Oak Beaumont.
Cały ranek był poza biurem. Na dodatek jego telefon nie działał, bo
poprzedniego dnia zapomniał naładować baterię. Przez kilka godzin nie wiedział, że
w ogóle coś się stało. Dopiero dwadzieścia minut temu, kiedy spotkał przypadkowo
Shannon przed biurem, przekazała mu wiadomość.
Próbował od razu zadzwonić do Zoë i Faith, ale żadna z nich nie odbierała
komórki.
Powtarzał sobie, że musi być jakieś sensowne wyjaśnienie sytuacji i na pewno
z Zoë wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Mimo to żołądek ściskał mu się ze strachu. A jeśli coś się stało? Co wtedy
zrobi?
Winda w końcu zjechała i mógł się dostać na trzecie piętro. Przeciął korytarz i
udał się do pokoju pielęgniarek. Podał jednej z nich nazwisko Zoë.
- Pokój tysiąc trzysta czterdzieści - powiedziała starsza kobieta znużonym
głosem. Wskazała mu drogę. - Tam, za rogiem.
R S
97
Ruszył korytarzem. Serce z każdym krokiem biło mu szybciej i mocniej.
Zoë nic nie jest. Wszystko będzie dobrze.
Skręcił za rogiem i zobaczył Faith stojącą przed jednym z pokoi. Kiedy się do
niego odwróciła, z jej miny od razu wywnioskował, że nie jest dobrze.
- Co się stało? - zapytał. - Czy z Zoë wszystko w porządku?
- Zoë nic nie jest - uspokoiła. - Chcą ją zatrzymać na noc na obserwację.
Poczuł taką ulgę, że omal go nie ścięło z nóg. Oparł się o drzwi. Do tej pory
nawet sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo był przerażony. Więc właściwie co ona
tutaj robi?
I wtedy zrozumiał. Tak się martwił o Zoë, że zupełnie zapomniał o ciąży.
- Dziecko? - zapytał.
Faith zamilkła i przygryzła wargę, wyglądając zupełnie tak jak Zoë, kiedy
działo się coś złego. Cholera.
Stracili dziecko.
Jak Zoë sobie z tym poradzi? Oswoiła się już z myślą, że zostanie matką. Była
szczęśliwa. Nick wiedział, że to dla niej straszny cios. Będzie się czuła winna. A
jeśli to się stało przez to, co robili ostatniej nocy? Nigdy by sobie tego nie wybaczył.
- Czy mogę tam wejść? - spytał.
- Jasne. Czeka na ciebie.
Wziął głęboki oddech, minął Faith i wszedł do pokoju. Zoë siedziała na łóżku
w szpitalnej piżamie. Była taka drobna, samotna i zmartwiona.
- Hej - zawołał. Kiedy podszedł bliżej do łóżka, zauważył, że oczy Zoë pełne
są łez.
- Straciliśmy dziecko - wyszeptała.
Wiedział już o tym, ale kiedy usłyszał to od niej, poczuł, jakby mu ktoś wbijał
nóż w brzuch.
- Faith mi powiedziała. Tak mi przykro, że nie przyszedłem wcześniej. -
Usiadł na brzegu łóżka, a ona obok niego. Była tak wykończona, że z pewnością
R S
98
nawet mały kuksaniec by ją przewrócił. Czy myślała, że Nick ją zostawi w takiej
sytuacji?
- Tak mi przykro - jęknęła.
- Zoë, to nie twoja wina. - Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Od razu
poczuła się lepiej. Załkała jeszcze raz i zaczęła się jeszcze bardziej rozklejać w jego
ramionach. Płakała cichutko przez następnych kilka minut. Nie miał pojęcia, co
powiedzieć, co zrobić. Nie wiedział, co się tak naprawdę stało.
- Myślałam, że będziesz zły - szlochała.
Podał jej chusteczkę higieniczną.
- Dlaczego miałbym być zły? - zdziwił się.
Wzruszyła ramionami i wytarła z policzków łzy.
- Wiem, jak bardzo chciałeś dziecka.
- Ale twoje zdrowie jest dla mnie ważniejsze.
- To takie dziwne uczucie. Byłam przerażona tą ciążą, a teraz czuję się taka...
pusta. Naprawdę chciałam tego dziecka, Nick.
- Wiem. - Odgarnął do tyłu pukiel włosów z jej mokrego policzka. Nie chciał
nawet wiedzieć, co się stało, ale musiał zapytać. - Czy wiadomo, jaka była
przyczyna? Czy ostatnia noc...?
- Ostatnia noc nie była powodem. Pielęgniarka zrobiła mi USG. Sądząc z
wyrazu jej twarzy, coś jest nie w porządku, ale nic mi nie powiedziała. Doktor ma
wkrótce ze mną rozmawiać.
- Przepraszam, że mnie z tobą nie było. - Nick pogłaskał delikatnie jej plecy.
Czasami zapominał o tym, jaka była drobna i bezbronna. Chciał ją chronić i po-
wiedzieć coś, co jej doda otuchy. - Jestem pewien, że wszystko będzie dobrze.
- A jeśli nie? - zapytała przestraszona. - Co będzie, jeśli naprawdę jest jakiś
poważny problem? Do tej pory myślałam, że nigdy nie będę chciała mieć dzieci, ale
teraz sama myśl o tym, że mogę nie być zdolna... - Głos jej się załamał.
- Jak na razie nie ma żadnego powodu, żeby się martwić na zapas.
R S
99
Nick usiłował uspokoić Zoë. Sam jednak zaczął sobie zadawać pytania. Co
będzie, jeśli Zoë nie będzie mogła mieć dzieci? Jeśli nigdy nie będą mogli mieć
razem dzieci? Czy miałby się ożenić z bezpłodną kobietę po tych wszystkich latach
marzeń o rodzinie i dzieciach?
Odpowiedź na to pytanie bardzo go zaskoczyła.
Może na początku jego decyzja o poślubieniu jej była spowodowana tylko i
wyłącznie jej ciążą. Teraz sytuacja zupełnie się zmieniła. Pragnął z nią być.
Z dzieckiem lub bez dziecka.
Doktor Gordon wszedł do pokoju, a za nim Faith na swoich wysokich
obcasach. Zoë wzięła Nicka za rękę i bardzo mocno ścisnęła. Czuł, jak się trzęsie.
- Od razu chcę powiedzieć, że w tym, co się stało, nie było niczyjej winy. W
ciele Zoë wykształciła się błona, która podzieliła jej macicę na dwie części. To
ograniczyło wzrost dziecka i spowodowało poronienie.
Według doktora Zoë miała dużo szczęścia, że zarodek zagnieździł się w
mniejszej części macicy. W przeciwnym razie dziecko rozwijałoby się do czwartego
lub nawet piątego miesiąca, a dopiero potem nastąpiłoby poronienie. Byłaby to bez
wątpienia bardziej bolesna strata.
Nickowi nie podobało się myślenie o wcześniejszej stracie dziecka jako o
mniejszym bólu, jednak to, co mówił doktor, w sumie miało sens.
Zoë nie odezwała się nawet słowem. Zacisnęła jedynie dłoń w pięść i trzymała
ją nieruchomo w dłoni Nicka.
- Czy można coś z tym zrobić? - zapytał Nick, bo wiedział, że Zoë raczej nie
jest w stanie wydobyć z siebie słowa.
- Mogę zrobić niewielki zabieg i usunąć błonę - odparł doktor. - Jeśli nie
będzie komplikacji, rekonwalescencja potrwa nie dłużej niż dwa tygodnie.
- Czy Zoë będzie mogła mieć dzieci po takiej operacji? - Nick zadawał pytania
w jej imieniu, bo wiedział, że ona nie chce mieć żadnych wątpliwości.
- Czy miała pani jakiekolwiek problemy z zajściem w ciążę?
R S
100
- Żadnych - zapewnili zgodnym chórem Nick i Zoë, co wywołało uśmiech na
twarzy doktora.
- Więc nie widzę powodu, dla którego miałaby pani po zabiegu nie zajść w
ciążę ponownie i nie donosić jej do końca - wyjaśnił doktor i uśmiechnął się do Zoë.
- Myślę, że wszystko będzie dobrze.
Pięść w dłoni Nicka rozluźniła się. Mógł przysiąc, że sam poczuł ulgę, jaka
rozpływała się w ciele Zoë. Wiedział, jak się zachowują lekarze. Nie dają fałszy-
wych nadziei. Zoë będzie zdrowa. Przejdą przez to razem. Po zabiegu spróbują
jeszcze raz.
- Zapraszam do mojego gabinetu za dwa tygodnie. Wyznaczymy datę zabiegu.
Nick i Zoë zadali jeszcze kilka dodatkowych pytań i podziękowali doktorowi.
Kiedy opuścił pokój, Faith podeszła do siostry. Mocno ją uściskała i ucałowała.
- Cieszę się, że będziesz zdrowa.
- Dziękuję - powiedziała Zoë. Między siostrami dawało się wyczuć jakieś
niewytłumaczalne i niewypowiedziane porozumienie.
Zoë nie zdawała sobie dotąd sprawy z tego, że jest szczęściarą, bo ma kogoś
tak bliskiego jak siostra. Ma rodzinę. Nick wkrótce też będzie jednym z nich. Kiedy
się pobiorą, jej rodzina będzie też i jego rodziną.
- Pójdę na dół do kawiarni. Dam wam trochę razem pooddychać - oznajmiła
Faith.
Kiedy wyszła, Zoë spojrzała na Nicka.
- Więc jesteś teraz wolny, prawda?
Nick nie wiedział, o jaką wolność jej chodzi. Wziął ją za rękę.
- Co masz na myśli?
- Nie ma dziecka. Nie musisz się ze mną żenić.
- Udam, że tego nie słyszałem.
- A co, jeśli nie będę mogła ponownie zajść w ciążę, Nick?
R S
101
- Byłaby to wielka szkoda, kochanie, bo będziesz wtedy skazana tylko na
mnie.
Łza popłynęła jej po policzku. Nick wytarł ją kciukiem.
- Słyszałaś, co powiedział doktor? Nie będzie żadnych przeciwwskazań.
Przytaknęła ruchem głowy, ale nie była wolna od wątpliwości.
- Jedna rzecz nam jednak umknęła - stwierdził Nick.
- Umknęła? - zatroskała się Zoë.
- Musimy ogłosić nasze plany matrymonialne.
Bawiła go jej zdziwiona mina. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął małe
aksamitne pudełko. Patrzył, jak Zoë otwiera szeroko buzię ze zdziwienia na widok
zaręczynowego pierścionka z brylantem. Szukał takiego przez trzy godziny i
odwiedził sześciu jubilerów.
- O mój Boże! - Z trudem mogła mówić. - Kupiłeś mi pierścionek?
- Tak. Cały ranek szukałem tego najpiękniejszego. - Wyjął błyskotkę z
satynowego wnętrza pudełka. Wstrzymała oddech, kiedy wsuwał ją na palec jej pra-
wej dłoni. Pierścionek doskonale pasował. Był bardzo kobiecy i elegancki.
Uniosła do góry dłoń i napawała się jego pięknem. Kamień błyszczał w
fluorescencyjnym świetle szpitalnego pokoju.
- Skąd wiedziałeś, jaki rozmiar będzie dla mnie dobry? - zapytała.
- Dziś rano pożyczyłem jeden z twoich pierścionków z pudełka z biżuterią.
Podoba ci się?
- Wybrałabym taki sam. - Jej oczy zwilgotniały. Miał nadzieję, że były to łzy
szczęścia. Spojrzała na niego z uśmiechem. - Nick, pierścionek jest cudowny.
- Więc teraz jesteśmy oficjalnie zaręczeni. Nie musimy się spieszyć ze ślubem.
Możemy zaplanować coś specjalnego na tę okazję. Co tylko zechcesz. Słyszałem, że
wiele kobiet poświęca dużą część swojego życia na planowanie ceremonii
małżeńskiej.
Potrząsnęła przecząco głową.
R S
102
- To mnie nie dotyczy. Nie potrzebuję dużego wesela. Nie chcę też czekać.
Chcę to zrobić w przyszły piątek, tak jak wcześniej zaplanowaliśmy.
- Jesteś pewna, że dasz radę? Dużo dziś przeszłaś...
- Od razu poczułam się lepiej, kiedy usłyszałam, że wszystko będzie dobrze.
Chcę ponownie spróbować, gdy tylko doktor powie, że nadeszła odpowiednia pora.
Chcę mieć z tobą dziecko.
- Będzie tak, jak ty zechcesz. - Ścisnął jej dłoń.
- Chcę więcej dzieci niż jedno. Przynajmniej dwoje lub nawet troje.
O rany! Zmieniła swoją postawę i to o pełne sto osiemdziesiąt stopni.
- Cała nasza piątka na pewno się nie pomieści ani w twoim domu, ani w moim
apartamencie. Muszę dla nas wybudować coś większego.
- Z wystarczająco dużym ogrodem dla dzieci i psa?
- Cokolwiek będziesz chciała.
- To jest to, czego chcę - zapewniła Nicka. Objęła go ramionami i
przyciągnęła do siebie. - Dokładnie to, czego chcę.
Wyglądała na zadowoloną i szczęśliwą. Dlaczego więc Nick miał wrażenie, że
jednak coś ją gryzie?
R S
103
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zoë wzięła wolne do końca tygodnia. Nick uważał, że powinna dłużej zostać
w domu i odpoczywać, ona jednak miała dość bezczynnego siedzenia i użalania się
nad sobą. W poniedziałek poszła do pracy.
Była to dobra decyzja. Cztery dni wystarczyły, żeby odzyskała siły. Zarówno
te fizyczne, jak i psychiczne. Gotowa była iść przez życie do przodu.
Cały czas pamiętała słowa doktora Gordona, który powiedział, że mogła
stracić dziecko w czwartym lub nawet piątym miesiącu ciąży. Nie miałaby wtedy
czasu na nabieranie sił. Musiałaby raczej planować pogrzeb. Dziecko byłoby już
wtedy dość rozwinięte. Wiedzieliby, czy było chłopcem, czy dziewczynką. Na samą
myśl przeszedł ją dreszcz.
Poronienie w tak wczesnym stadium ciąży można więc nazwać
błogosławieństwem.
Spodziewała się, że Nick będzie bardziej nieszczęśliwy po tej stracie, bo tak
bardzo chciał zostać ojcem. Okazało się jednak, że troszczył się raczej o jej zdrowie,
a nie rozpamiętywał straty dziecka. Dał jej jednak odczuć, że martwi się o przyszłe
planowanie ich rodziny. Widać było, że poczuł olbrzymią ulgę, kiedy doktor
stwierdził, że zabieg najprawdopodobniej rozwiąże problem.
Nie mogła jednak przestać myśleć o tym, co będzie, jeśli zabieg jej nie
pomoże. Nick nie chciał nawet o tym słyszeć. A jeśli się pojawią komplikacje i
nigdy nie będzie mogła zajść w ciążę? Jaka w takiej sytuacji byłaby decyzja Nicka
co do ich małżeństwa?
Może właśnie dlatego zasugerował, że nie muszą się teraz spieszyć? Zanim jej
pozwoli usidlić się małżeństwem, chce się upewnić, czy może mieć dzieci. Może
wcale nie chce się żenić z kobietą, która nie jest w stanie dać mu potomstwa?
Zamknęła oczy i potrząsnęła głową.
R S
104
Jej przemyślenia były żałosne. W ciągu ostatnich dni Nick był dla niej
niewiarygodnie słodki. Dał jej też przepiękny pierścionek.
Kiedy była w szpitalu, jedyną rzeczą, która dodawała jej otuchy, była myśl o
powrocie do domu. Kiedy jednak do niego wróciła, nie mogła sobie znaleźć miejsca.
Wszystko było inne i nie do zniesienia. Powrót po takiej stracie do rutyny dnia
powszedniego był bardzo trudny. Nick został z nią w domu przez cały pierwszy
dzień. Przynosił jej herbatę do łóżka i tulił, kiedy płakała, czyli nieustannie.
Po co miałby to wszystko dla niej robić, gdyby się nie chciał z nią ożenić?
Gdyby jej nie kochał? Ale skoro ją kochał, dlaczego nigdy jej tego nie powiedział?
- Cześć, Zoë. Jak się czujesz?
Zoë podniosła głowę i zobaczyła stojącą w drzwiach Shannon. Znowu. Już po
raz czwarty tego dnia sprawdzała, czy Zoë dobrze się czuje. A była dopiero trzecia
po południu.
Robiła tak codziennie, od kiedy Zoë wróciła do biura, czyli prawie od
tygodnia. Doglądała jej jak kura swoich kurczaków.
- Czy możesz wreszcie przestać? Nic mi nie jest.
Shannon spojrzała na Zoë podejrzliwie, ale po kilku sekundach uśmiechnęła
się. Cieszyła się, że Zoë była z nią szczera.
- Jeśli będziesz mnie potrzebować, wiesz, gdzie mnie szukać - rzuciła i
zniknęła za drzwiami.
Wieści o tym, co się przydarzyło Zoë, rozeszły się w biurze w rekordowym
tempie. W ostatni weekend dostała kilka bukietów kwiatów i kartek z życzeniami
powrotu do zdrowia. Kartki adresowane były na nią i Nicka, więc bardzo szybko
szydło wyszło z worka. Wcale jej to zresztą nie obchodziło. I tak kiedyś wszyscy by
się dowiedzieli, tak jak już znali ich plany małżeńskie.
Kilku pracowników Nicka chciało zorganizować dla niego wieczór
kawalerski. Nie zgodził się jednak, twierdząc, że w świetle tego, co się stało kilka
dni temu, nie byłoby to na miejscu. Zoë powiedziała to samo koleżankom z pracy,
R S
105
które chciały ją zabrać na przejażdżkę po moście Ambasadora, a potem do klubu z
męskim striptizem w Windsorze.
Zoë chciała sfinalizować sprawę ślubu. Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Obawiała się, że Nick dopiero na ślubnym kobiercu poinformuje ją, że nie może się
z nią ożenić.
Istniało też niebezpieczeństwo, że wcale nie przyjdzie na swój własny ślub.
Postanowili, że noc przed ślubem spędzą osobno. Pomysł wyszedł od Nicka. Ona
została w domu, a on miał nocować w swoim apartamencie, razem z O'Connellem.
Mieli się spotkać dopiero na ceremonii. Żałowała, że przystała na taki pomysł.
Powinni razem pojechać. Wtedy przynajmniej miałaby pewność, że Nick się pojawi.
Rozzłościła się sama na siebie.
Jej zachowanie było żałosne. Popadła chyba w jakąś paranoję. Oczywiście, że
Nick przyjdzie na swój ślub i na dodatek się z nią ożeni.
Za niecałe dwadzieścia cztery godziny zostanie panią Bateman. Czyjąś żoną!
Jeszcze miesiąc temu na samą myśl o czymś podobnym dostałaby drgawek. Z
nieznanych powodów teraz pomysł ten nie wydawał jej się taki idiotyczny. Bardzo
się zmieniła w ciągu kilku ostatnich tygodni. Mieszkając z Nickiem, zrozumiała, że
życie z kimś niekoniecznie musi oznaczać rezygnację z wolności i ze swojej
osobowości na rzecz drugiej osoby.
Nie miała już nawet nic przeciwko jego wielkiemu i głupiemu psu. W
rzeczywistości czuła, że są wielką rodziną, która wkrótce się jeszcze powiększy o
kilkoro dzieci. Prawdopodobnie jej częścią mógłby być mały chłopiec z takim
samym dołkiem w policzku i orzechowymi oczami, jakie ma Nick. A może mała
dziewczynka z lokami takimi jak Zoë i z jej upartym charakterem?
Możliwości było nieskończenie wiele.
Tiffany z księgowości wtargnęła do biura Zoë bez pukania. Zawsze tak robiła.
Przyniosła fakturę i rzuciła ją na biurko.
- Potrzebuję akceptacji - wyjaśniła bez zbędnych słów.
R S
106
Jak miło, pomyślała Zoë. Wszyscy w biurze wiedzieli, że Tiffany uganiała się
za Nickiem, odkąd zaczęła pracować w firmie, czyli od sześciu miesięcy. Z tego co
mówiła Shannon, Tiffany była przekonana, że jest następna w kolejce po względy
Nicka, kiedy ten zerwał z Lynn. On jednak od razu wybił jej to z głowy. Kiedy
poniżyła się do tego stopnia, że zaproponowała mu randkę, zasugerował jej bardzo
kulturalnie, bo taki był właśnie jego styl, żeby dała sobie spokój.
Była młoda i piękna. Szczyciła się swoim dużym biustem i była bardzo
rozpuszczona, bo mężczyźni nigdy jej nie odmawiali. Kiedy przyłapała Nicka i Zoë
na obściskiwaniu się, poczuła, że grunt pali jej się pod nogami. Zaczęła się odnosić
do Zoë bez szacunku.
Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Zoë miała taką pozycję w firmie, że
mogła ją zwolnić. Nie zrobiła tego tylko i wyłącznie z tego powodu, że Tiffany do-
brze pracowała.
- Załatwię to do poniedziałku - obiecała Zoë, mając nadzieję, że to zadowoli
pracownicę i zaraz sobie pójdzie.
Tak się jednak nie stało.
- Jutro jest twój wielki dzień, prawda?
- Mhm - przytaknęła Zoë, udając, że jest pochłonięta zawartością otwartego w
komputerze pliku. Jeśli zignorujesz intruza, szybciej się go pozbędziesz.
- Nie jesteś podenerwowana, kiedy myślisz o reputacji Nicka?
Po prostu ją zignoruj, powtarzała sobie. Ona próbuje cię wkurzyć. Zoë uniosła
wzrok i próbowała zaserwować jej spokojny uśmiech, który musiał jednak wyglądać
jak grymas.
- Tiffany, jestem naprawdę zajęta.
Tiffany kontynuowała, jakby nie zrozumiała, że Zoë kazała jej wyjść:
- Po prostu się o ciebie martwię. Jesteś teraz taka bezbronna.
Litości! Jeszcze udaje, że się martwi o Zoë. Co za tupet!
R S
107
- Doceniam twoją troskę, ale czuję się bardzo niekomfortowo, kiedy
rozmawiam z tobą o moim życiu prywatnym - odpowiedziała Zoë.
- Musisz być jednak trochę niespokojna - nacierała Tiffany. - Mam na myśli
to, że jeszcze do niedawna Nick miał powód, żeby się z tobą ożenić. A teraz, cóż... -
obniżyła głos.
I udało jej się. Zoë z trudem nad sobą panowała. Chciała wstać i wydrapać jej
oczy.
Tiffany usiłowała jej powiedzieć, że teraz Nick nie ma żadnego powodu, żeby
się z nią ożenić, bo nie jest już z nim w ciąży. Zoë nie mogła zaprzeczyć. Poczuła
lodowaty strach, który przeszył ją na wylot. Tiffany trafiła w samo sedno. Było to
złośliwe i chamskie, ale niepozbawione sensu.
- Będzie wyjątkowo bolesne, jeśli zostawi cię przed przysięgą albo w ogóle się
nie pojawi.
Dłonie Zoë spoczywające na kolanach zacisnęły się w pięści. Nie zabijaj jej,
nie zabijaj, powtarzała sobie. Jak wspaniale byłoby, gdyby jej piękne niebieskie
oczy zalały się teraz krwią. Może i Tiffany była osiem lat młodsza i znacznie
wyższa, ale Zoë była pewna, że dałaby jej radę.
- Zamknij się, Tiffany - rzuciła od drzwi Shannon, która pojawiła się jak anioł
wybawiciel. - Jesteś po prostu zazdrosna, bo zaproponowałaś Nickowi randkę i
dostałaś kosza.
Rumieniec pokrył policzki Tiffany. Spojrzała na Shannon zawistnie.
- Stawiam swoje pieniądze, że Nick ją zostawi. Wkrótce się o tym
przekonamy, prawda? - stwierdziła na koniec i wycofała się z pokoju.
- Co za małpa! - rozzłościła się Shannon.
Zoë oparła się na fotelu i westchnęła głęboko.
- Jeślibyś teraz nie przyszła, zostałabym wkrótce oskarżona o próbę
popełnienia morderstwa.
- Nie słuchaj jej. Ona plecie trzy po trzy.
R S
108
- A co miała na myśli, mówiąc, że stawia swoje pieniądze? - zapytała Zoë,
choć chyba już wiedziała, co się za tym kryje.
- Zignoruj ją.
- O co jej chodziło, Shannon?
Shannon przygryzła wargę i najwyraźniej była speszona.
- Nie chciałam ci mówić...
- Pracownicy robią kolejne zakłady, tak?
Była to ostatnia rzecz, której teraz potrzebowała.
Shannon przytaknęła, a Zoë pomyślała, że chciałaby pójść do domu, położyć
się do łóżka, nakryć kołdrą po same uszy i pozostać w nim do końca życia.
- Co dokładnie obstawiają tym razem? - zapytała. Próbowała udawać, że nie
czuje się zraniona i zdradzona przez ludzi, których uważała za swoich przyjaciół.
- Obstawiają, czy Nick się z tobą ożeni, czy cię zostawi na ślubnym kobiercu,
czy może wcale się nie pojawi na ślubie.
Zoë czuła się fizycznie chora.
- A ty co obstawiasz? Myślisz, że mnie rzuci? - zapytała drżącym głosem.
- Tym razem nie wzięłam udziału w zakładach. Ale obstawiałabym, że się z
tobą ożeni. Bez wątpienia. W całym moim długim życiu nie spotkałam dwójki ludzi,
którzy by lepiej do siebie pasowali.
- Nie uważasz, że żeni się ze mną tylko dlatego, że byłam w ciąży?
- Wydaje mi się, że ciąża odrobinę przyspieszyła bieg wydarzeń. Nie wątpię,
że Nick chce mieć dzieci i może to był najważniejszy powód, dla którego chciał
poślubić dwie poprzednie kobiety, ale w tym przypadku jest na pewno inaczej. Ja to
wiem.
Zoë chciała w to wierzyć, ale musiała przyznać, że ma wątpliwości. Może
czułaby inaczej, gdyby Nick jej wyznał, że ją kocha.
R S
109
Załóżmy, że Nick z jakiegoś powodu nie zostawi jej przed ślubem. Pobiorą
się. Czy Zoë chce spędzić życie z człowiekiem, który ją jedynie bardzo lubi? Czy
nie zasługuje na coś lepszego?
- Wszystko będzie dobrze - zapewniła Shannon.
Zoë nie była tego pewna. Co ma w takiej sytuacji zrobić?
- Czy jesteś pewna, że nie chcesz, żebym tam z tobą była? - zapytała Faith po
raz setny. - Jeśli teraz wskoczę do samochodu i będę jechać przynajmniej dzie-
więćdziesiąt mil na godzinę, jest jeszcze szansa, że przyjadę na czas.
Trzy godziny, pomyślała Zoë. Wyjdzie za Nicka za trzy godziny. Wydawało
jej się to takie nierealne.
Ostatniej nocy nie mogła spać i wyczołgała się z łóżka już o świcie. Ze
zdenerwowania nie mogła jeść. Nie była w stanie skoncentrować się na niczym
innym niż picie herbaty przy kuchennym stole i bezsensowne przeglądanie gazet.
Według dziennika „Oakland Press" pogoda zapowiadała się słoneczna, a
temperatura miała dojść do sześćdziesięciu pięciu stopni Fahrenheita. Nie mogła
sobie wymarzyć lepszej aury.
Był to dzień jej ślubu, do diaska! Powinna być szczęśliwa. Dlaczego więc nie
mogła wykrzesać z siebie nawet odrobiny entuzjazmu ani zmobilizować się i wziąć
prysznic? Sukienka, którą kupiła w środę po kilkugodzinnym chodzeniu z Shannon
po sklepach, nadal była zapakowana i leżała na tylnym siedzeniu jej samochodu.
- Zoë? - zapytała Faith.
- Nie jestem pewna, czy tam w ogóle pójdę - wyznała.
- Nawet tak nie mów. Nigdy wcześniej nie widziałam cię tak szczęśliwej.
Wiem, że dużo przeszłaś w ostatnim tygodniu. Może Nick miał rację i może lepiej
by było poczekać i zaplanować ślub i wesele z prawdziwego zdarzenia, na które
mogliby przyjść rodzina i znajomi?
Zoë nie chciała ryzykować bycia porzuconą na ślubnym kobiercu przed całym
klanem Simmonsów.
R S
110
- Nick cię kocha.
- Tak, wiem - odpowiedziała.
W tym jednak tkwił problem. Nick nigdy jej nie wyznał, co czuje, a ona zbyt
się bała, aby go wprost zapytać. Bo co by było, gdyby odpowiedział, że nie kocha?
Przepraszam, Zoë, ale nie jestem zdolny do miłości. Wiem jednak, że bardzo cię
lubię.
- Muszę już kończyć i zacząć się szykować - przypomniała Zoë.
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Tak - zapewniła.
Co za kłamstwo!
- Zadzwonisz do mnie później i opowiesz, jak poszło?
- Obiecuję.
Odłożyła słuchawkę i głęboko westchnęła. Nadal nie była w stanie iść do
łazienki, aby wziąć prysznic. Zrobiła sobie za to kolejną herbatę i ponownie usiadła
przy kuchennym stole.
Dwie godziny później nadal tkwiła w tym samym miejscu. Nie mogła poślubić
Nicka.
Zastanawiała się tylko, co mu powie na swoje usprawiedliwienie.
R S
111
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nick czekał w holu urzędu stanu cywilnego, patrząc co chwila na drzwi
wejściowe. Ciągle też spoglądał na zegarek i wyjmował komórkę z kieszeni mary-
narki, aby sprawdzić, czy działa. Jego wykrochmalona koszula uwierała go pod
ślubnym garniturem, a nowy krawat wbijał się w szyję jak stryczek.
Dzwonił do domu Zoë i na jej komórkę. Nie odbierała jednak telefonów.
Zadzwonił nawet do Faith i rozmawiał z Shannon w biurze, ale żadna z nich nie
miała od kilku godzin żadnych wiadomości od Zoë.
Inteligentny mężczyzna już dawno by sobie poszedł, zaraz po tym, jak zdał
sobie sprawę, że jego narzeczona nie zamierza przyjść na ślub.
Powinien być chociaż trochę zły na Zoë za to, że go wystawiła. Prawda była
jednak taka, że mógł obwiniać jedynie siebie samego.
Zasłużył sobie.
W sumie cieszył się nawet, że Zoë tak się zachowała. Cios, który otrzymał,
obudził go i pozwolił zrozumieć, że jest kretynem.
Czy dał jej chociaż jeden powód, dla którego miałaby uwierzyć, że chce się z
nią ożenić? Ona na pewno nawet nie przypuszczała, że Nick się pojawi w urzędzie.
Oczywiście powtarzał jej, że chce ją poślubić, ale o tym samym zapewniał
przecież również dwie poprzednie kobiety.
Nie pokazał Zoë, że z nią jest inaczej. Że jest tą jedyną.
Kochał ją i powinien był jej o tym powiedzieć.
Miał wiele okazji, żeby to zrobić. Chociażby tej nocy, kiedy ona powiedziała
mu, że go kocha, a on się przyznał, że jeszcze nigdy nikomu nie wyznał miłości.
Mógł powiedzieć „kocham" w szpitalu czy nawet następnego dnia, który
spędzili razem, opłakując stratę dziecka. Wielokrotnie miał słowa „kocham cię" na
końcu języka, zawsze jednak coś go powstrzymywało.
R S
112
Może przyczyna tkwiła w jego przeszłości? Jego matka była jedyną osobą,
która go kochała. Zostawiła go jednak. Nie z własnej winy, ale i tak było to wyjąt-
kowo bolesne.
Możliwe, że ciotka i wuj też go kochali, ale nigdy mu o tym nie powiedzieli.
Kiedy dorastał, ze zwykłej wygody nikomu nie pozwalał się do siebie zbliżyć ani
sam nigdy nie chciał się zakochać. Może gdzieś w głębi duszy nadal był tym małym
chłopcem, który nie chciał, aby jego serce zostało ponownie złamane?
Teraz było już za późno na takie rozważania. Kochał Zoë. Nic nie zyskał na
trzymaniu tego w tajemnicy. Jedynie ją zranił.
- Kocham ją - powiedział do siebie samego i bardzo się zdziwił, że wcale nie
było to takie trudne. Spodobało mu się nawet brzmienie tych słów, zwłaszcza gdy
wymawiały je jego usta.
Czuł, że wypadło to bardzo naturalnie.
Przestał podpierać ścianę w budynku i skierował się do schodów, wiedząc
dokładnie, co musi teraz zrobić.
Najwyższy czas, aby powiedzieć „do widzenia" małemu chłopcu, który w nim
tkwił, i zacząć się zachowywać jak mężczyzna.
Zoë nie wiedziała, ile czasu upłynęło od zaplanowanej godziny ślubu do
momentu, w którym zobaczyła Nicka.
Siedziała samotnie na huśtawce na tyłach domu, nadal w piżamie, z nogami
podciągniętymi do góry. Podpierała kolanami brodę, zastanawiając się, czy Nick
pojawi się w jej domu. Może jest tak wściekły, że nigdy się już do niej nie odezwie?
Drzwi z tyłu domu otworzyły się i stanął w nich Nick, ubrany w ślubny
garnitur. Ręce trzymał w kieszeniach spodni i wyglądał bardziej na zmęczonego niż
zdenerwowanego.
Był niezwykle przystojny w tym garniturze. Prawie tak samo jak bez niego.
- Chyba zapomniałaś, że mieliśmy mieć randkę dziś po południu.
Skuliła się w sobie i spojrzała na niego przepraszająco.
R S
113
- Nick, bardzo cię przepraszam.
- Nie - zaoponował. Usiadł obok niej na huśtawce i poluzował krawat. - To ja
muszę cię przeprosić.
Najwyraźniej wcale jej nie nienawidził.
- To tylko i wyłącznie moja wina. Strasznie się bałam.
- Przestraszyłaś się, że się wycofam w ostatniej chwili albo w ogóle się nie
pojawię?
Przytaknęła. Jak cudownie, że to powiedział. Bardzo jej ulżyło. Najwyraźniej
rozumiał powody jej decyzji.
- Nie dałem ci żadnego powodu, dla którego nie miałabyś mieć tego typu
obaw. - Wziął ją za rękę i splótł jej palce ze swoimi. - Dlatego właśnie to ja jestem
winny.
- Ale powinnam była ci zaufać.
Wybuchnął śmiechem, który jednak wcale nie był radosny.
- A czy kiedykolwiek zrobiłem coś, aby zdobyć twoje zaufanie? Poprosiłem
cię o rękę. Włożyłem pierścionek na palec. I co z tego? Zrobiłem to samo dla dwóch
innych kobiet i nie ożeniłem się z żadną z nich.
O Boże, wbijaj nóż jeszcze głębiej! Dlaczego chciał, żeby się czuła coraz
podlej?
- Zupełnie nie wiem, co masz na myśli, ale nie pomagasz mi.
- Dobrze wiedziałem, czego ode mnie oczekujesz, ale byłem zbyt wielkim
tchórzem, by ci to dać. Byłem w błędzie, kiedy myślałem, że pierścionek załatwi
sprawę i że oficjalnie stworzy z nas parę. Jedynym sposobem na to, żeby nasz
związek nabrał realnych kształtów, powinno być wyznanie ci tego, co tak naprawdę
czuję.
- Mogłam cię sama o to zapytać - uświadomiła mu.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- To nie ty powinnaś się dopytywać o takie rzeczy.
R S
114
Nie, nie powinna. I dlatego właśnie nigdy tego nie zrobiła. Tak, była trochę
uparta i staroświecka, ale wiedziała, że jeśli się coś do kogoś czuje, to mu się to
mówi.
Dotknął palcem wskazującym jej brody i uniósł jej twarz do góry.
- Nigdy nie przypuszczałem, że mogę kogoś tak kochać jak ciebie. Może
właśnie dlatego sam nie mogłem w to uwierzyć.
Czuła, że łzy napływają jej do oczu, a nos puchnie. Hormony ciążowe nie
mogły być żadną wymówką w tej sytuacji.
Delikatnie ją pocałował.
- Zoë, kocham cię. Z całego serca.
Zamknęła oczy i westchnęła głęboko. Nigdy wcześniej żadne słowa nie
brzmiały dla niej tak słodko. Wiedziała, że płynęły prosto z jego serca.
- Ja ciebie też bardzo kocham, Nick.
- Proszę cię tylko o jedno. Zaufaj mi.
- Dobrze.
- Czy mogę dostać z powrotem pierścionek? Tylko na moment.
Zabrzmiało to bardzo dziwnie, ale obiecała, że będzie mu ufać. Zdjęła go z
palca i wręczyła Nickowi.
Ześlizgnął się z huśtawki i uklęknął przed nią.
Zoë wstrzymała oddech. Łzy, które gromadziły się od pewnego czasu w jej
oczach, zaczęły spływać po policzkach.
- Zoë Simmons, czy sprawisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Oczywiście - odpowiedziała. Wsunął pierścionek z powrotem na jej palec, a
ona zarzuciła mu ramiona na szyję i objęła go mocno.
- Wiem, że nie chciałaś hucznego wesela, ale teraz nie masz wyboru -
stwierdził Nick.
Odsunęła go delikatnie od siebie. Miał bardzo dziwną minę na tej swojej
przystojnej twarzy.
R S
115
- Dlaczego? - zapytała.
- Zadzwoniłem do twoich rodziców, aby poprosić ich o twoją rękę. Zgodzili
się. Kiedy kończyłem z nimi rozmawiać, robili już listę gości weselnych.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
- Zadzwoniłeś, żeby ich prosić o moją rękę? - Nie mogła uwierzyć.
- Powiedziałem ci przecież, że chcę teraz wszystko zrobić dobrze.
O mój Boże! Była teraz „córką roku", a jeszcze kilka tygodni temu martwiła
się, że rodzice się jej wyprą.
- A co im takiego powiedziałeś?
- Wyznałem, że jestem w tobie zakochany i proszę ich o twoją rękę.
- Co odpowiedzieli?
Uśmiechnął się.
- Oboje stwierdzili, że już najwyższa pora.
R S
116
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Nick zszedł po schodach z pierwszego piętra. Ostrożnie stawiał kroki, żeby nie
nadepnąć na półnagą lalkę Barbie leżącą na korytarzu. Kopnął na bok kilka
samochodzików blokujących dostęp do drzwi wejściowych. To wszystko powinno
być już dawno pozbierane.
Zobaczył grę wideo na ekranie telewizora i już wiedział, dlaczego bałagan nie
jest jeszcze sprzątnięty. Przeszedł przez pokój i wyłączył telewizor.
- Tato, nie! - krzyknęła dwójka jego najstarszych dzieci, dziewięcioletni
Steven i ośmioletnia Lila.
- Mieliście posprzątać zabawki. Czas do łóżka.
Sześcioletni Nathan, który odziedziczył po ojcu nie tylko ciemne włosy i
orzechowe oczy, ale i najwyraźniej jego geny, zbierał do koszyka klocki lego.
- Jenny się ulało - zauważył Nathan, wskazując na sześciomiesięczną
dziewczynkę, którą Nick trzymał na lewym ramieniu.
Maleństwo usiłowało się zsunąć z jego ramienia na dół i poraczkować. Była to
nowa umiejętność, którą jego córeczka właśnie wczoraj nabyła.
Nick wytarł zwróconą przez dziecko mleczną serwatkę ze swojego ramienia.
Użył do tego kawałka koszuli. Zastanawiał się, czy w ciągu ostatnich dziewięciu lat
był chociaż jeden dzień, kiedy jego ubrania nie były ubrudzone jedzeniem dzieci lub
jego pozostałościami.
- Tatusiu! - piszczała przy drzwiach wejściowych czteroletnia Olivia.
Porozumiewała się jedynie w dwóch rejestrach: głośnym i bardzo głośnym. - Ma-
musia znowu je w kuchni ciastka!
Pochylił się nad nią, zagradzając jej drogę swoim ciałem. Jenny, która była
bliżej podłogi i wolności, wyślizgnęła się z rąk Nicka, krzycząc przeraźliwie.
- Liv, kochanie. Co mamusia i tatuś mówili ci na temat skarżenia?
R S
117
Olivia wykrzywiła dolną wargę.
- Ja też chcę ciastko.
- Nie przed pójściem spać.
- A dlaczego mamusia je ciastka przed pójściem spać? - zapytał Nathan.
- Bo ona jest dorosła - wytłumaczyła mu Lila i dała kuksańca, kiedy
przechodziła obok niego. - I może jeść ciastka, kiedy tylko chce.
- Dostaniesz swoje ciastko jutro - zapewnił Nick Olivię.
- Mama zjadła chyba już całą paczkę - wymamrotał Steven. - Do jutra już nic
nie zostanie.
- Halo, proszę pana! Słyszałam to. - Zoë stanęła w drzwiach kuchni.
Oparła dłonie na biodrach. Jej włosy były mokre, bo dopiero co wzięła
prysznic. Różowy szlafrok pokrywały okruchy ciastek.
- Lila, proszę, zajmij się przez chwilę siostrą. Muszę porozmawiać z tatą.
- Oczywiście, mamo - odpowiedziała ośmiolatka i z entuzjazmem zabrała ojcu
małą Jenny, co oznaczało, że nie musi już sprzątać.
Zoë wypchnęła Nicka z pokoju.
- Piątka dzieci. Kto miał taki świetny pomysł? - mruczała.
Nikt właściwie nie miał takiego pomysłu. Samo tak wyszło. Steven i Lila
urodzili się zgodnie z planem. Zoë i Nick mieli więc już chłopca i dziewczynkę i
postanowili na tym zakończyć powiększanie rodziny. Kiedy Lila podrosła, Zoë
zaczęła jednak myśleć o kolejnym dziecku.
Nie stosowała wtedy żadnej antykoncepcji, doszli więc do wniosku, że jeśli
zajdzie w ciążę, to najwyraźniej tak miało być. Dziewięć miesięcy później urodził
się Nathan.
Olivia była ich pierwszą wpadką, rezultatem zbyt dużej ilości wypitego w
sylwestra szampana.
Jenny, wpadka numer dwa, została poczęta, kiedy byli pewni, że nie ma takiej
możliwości, bo byli bardzo ostrożni.
R S
118
Po jej urodzeniu doktor zapisał Zoë pigułki antykoncepcyjne, które zupełnie
zaburzyły jej cykl miesięczny. Okropnie się przez nie czuła, ale najwyraźniej
antykoncepcja była skuteczna. Rozważali wcześniej też inne opcje, na przykład, aby
Nick się przeniósł do swojego mieszkania, bo po jedenastu latach małżeństwa nie
mógł odkleić od Zoë rąk.
Poszli do pokoju na pierwszym piętrze, obok kuchni. Było to jedyne
pomieszczenie, oprócz sypialni, w którym mogli być zupełnie sami.
Zoë odwróciła się do Nicka. Jej policzki były jeszcze zaróżowione od gorącej
kąpieli. Zadziwiało go, jak bardzo nadal ją kochał.
Często myślał, że już jest niemożliwe, żeby ją kochać jeszcze mocniej. Ciągle
jednak odkrywał dziesiątki małych rzeczy, które sprawiały, że tak właśnie się działo.
Na przykład, kiedy słyszał, jak czyta Olivii książkę do snu, zmieniając głos przy
każdym z bohaterów, lub jak całuje brzuch Jenny, kiedy zmienia jej pieluchę.
Czasami obawiał się nawet, że może jego miłość jest zbyt mocna. Ona darzyła
go jednak tak samo silnym uczuciem.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Mamy problem. - Westchnęła ciężko.
- Jaki problem?
- Może powinnam to raczej nazwać lekką niedogodnością.
Skrzyżował ręce na piersi.
- Co popsuły tym razem?
- Nic nie popsuły. Pamiętasz, jak nieregularnie miałam okres po urodzeniu
Jenny? - Przygryzła wargę. - Pamiętasz, jak ostatnio beznadziejnie się czułam? Jaka
byłam zmęczona i że miałam mdłości?
Chwila, chwila. Miał wrażenie, że już wie, do czego Zoë zmierza.
- Myślałem, że te objawy wywołują pigułki antykoncepcyjne.
- Ja również. Na początku.
- Ale?
R S
119
- Zauważyłam ostatnio, że dość dawno temu miałam ostatni okres.
- Chcesz mi powiedzieć, że spóźnia ci się miesiączka, tak?
Przytaknęła.
Wciągnął głęboko powietrze. Znowu się zacznie...
- Jak długo się spóźnia?
- Dwa, trzy tygodnie.
Uniósł brwi.
- Dwa czy trzy?
- Raczej trzy.
- Czy to oznacza, że muszę pobiec do apteki po test?
- Sama tam poszłam cztery dni temu, zanim odebrałam dzieci ze szkoły.
- Cztery dni temu?
- Odważyłam się zrobić test dopiero dzisiaj, po kąpieli.
Pytanie o rezultat było w tym momencie jedynie formalnością.
- I?
Westchnęła.
- Wpadka.
Próbował powstrzymać uśmiech, ale już czuł, że kąciki jego ust same unoszą
się do góry. Zoë przewróciła oczami.
- Wiem, że jesteś zadowolony, więc proszę bardzo, nie krępuj się, uśmiechaj
się, ile tylko chcesz.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował.
- Kocham cię.
- Sześcioro dzieci - jęknęła, kręcąc głową.
Wyglądała na skołowaną, ale Nick widział, że też jest szczęśliwa.
Prawda była taka, że mogliby mieć następną szóstkę dzieci, a on nigdy by nie
narzekał. Jego miłości starczyłoby jeszcze dla wielu dzieci.
R S
120
- Nawet nieźle jak na kobietę, która kiedyś się zarzekała, że nigdy nie będzie
mieć dzieci.
Zoë przeczesała palcami włosy na jego skroniach. Były już trochę pokryte
siwizną.
- Chyba jesteśmy nienormalni.
- Chyba tak - przyznał jej rację.
- Płacę teraz za to, że poślubiłam faceta, który chciał mieć dużą rodzinę,
prawda?
- Tak, a znasz to powiedzenie?
Zastanowiła się przez chwilę.
- Tylko głupcy spieszą się tam, gdzie aniołowie nie chcą wejść?
Uśmiechnął się.
- Uważaj więc na to, czego się boisz, bo możesz to dostać.
R S