T. JESKE-CHOltiSKI
WALKA LUTRA
Z KATOLICYZMEM
*~Mi
SYNOWIE ST. N1EMIRY
WARSZAWA, PLAC WARECKI 4
*
!
WALKA LUTRA Z KATOLICYZMEM
i
T. JESKE-CHOIŃSKI
WftLKA LUTRA
Z KATOLICYZMEM
3- « ^ .v-
v
c?
S Y N O W I E ST. NIE/AIRY
WARSZAWA, PLAC WARECKI 4
Niktby się w Niemczech nie spodziewał, że jakiś
syn chłopski przewróci do góry nogami religię kato
licką i rządy panujących książąt. ..Tym mistrzem był
Marcin Luther. który przyszedł na świat 10 Listopada
1483 roku w fóisleben. Luthrem nazwał się sam do
piero wtedy, kiedy go nauka posadziła na krześle
profesor skiem w uniwersytecie wittenberskim. Jego
rodzina, która była bardzo liczną w wioskach saskich,
nie miała wcale stałego nazwiska. Zamiast nazwiskiem
posługiwała się różnemi imionami jak naprzykład: Lu-
der, Liider, Leuder i t. p, co potwierdził pisarz nie
miecki, Juliusz Kostien, w swojem dziele p. t. „Życie
Luthra" (Luthers Leben, 1883 r.).
Ojcie" Marcina Luthra, Jan, mieszkał przed jego
narodzeniem w Eislebęn, w Mohra, gdzie mu było
wygodnie i bez troski. Posiadał ładny domek chłopski
i kawał urodzajnej ziemi: Gdyby umiał żyć spokojnie
i nie obrażać swych sąsiadów, byłby się był dorobił
zasem znacznego mienia chłopskiego. Ale charakter
jego nie znosił cierpliwości. Gwałtowność kipiała w jego
duszy, jego mocne pięści tańcowały po łbach jego bli-
— 6 -
źnieh, co potrafili także jego krewni i sąsiedzi. Chłopi
w Mohra lubili bić sąsiada, a on ich.
Od historyków dowiadujemy się różnych awantur
ojca Luthra. Jedni mówią, że rodzic Marcina zabił
w gniewie jakiegoś chłopa, pasącego swojego konia na
jego łące, inni twierdzą, że tego nigdy nie było.
Coś jednak musiało się stać tak albo owak, bo
ojciec Luthra drapnął galopem z Mohry, zostawił &a
miejscu swoje mienie i uciekł z żoną do Eisleben,
bojąc się zapewne kary panującego księcia saskiego
(Kurfursta). W Eisleben nie był długo, zaledwie pół
roku, bo nie miał tam żyć z czego. Przeniósł się do
miasta Mansfeld, gdzie mógł pracować i zarabiać w ko
palniach złota i srebra.
Próżniakiem nie był, głupim także nie. Pracował
dużo, służył uczciwie swojemu panu, hrabiemu Mans
feldowi, i dorobił się znów mająteczku. Drobnego
wzrostu, ale silny i zręczny robotnik, stanął na czele
swoich towarzyszów.
Pracował dużo ojciec Luthra, pracowała tak/
jego matka, Małgorzata, do której był podobny. Przy
nosiła z lasu sama na plecach ciężkie drzewo i gospo
darowała w domu od rana do nocy.
Łukasz Cranach, znakomity malarz niemiecki w o.-
wym czasie, malował w 1527 r. portrety rodziców
Luthra, które się dotąd utrzymały. Żadnych typów
chłopskich nie widzi się na portretach Cranacha. Ma
tka Luthra, szpetna, pospolita, robi wrażenie kobiety
zniszczonej zbyt ciężką pracą. Nie tak jej mąż... Oj
ciec Luthra nie robi wrażenia zniszczenia zdrowia;
przeciwnie, wygląda na portrecie jak człowiek ener
giczny, zdrowy i umiejący myśleć.
— 7 —
II.
Oboje rodzice Luthra me pieścili swojego Mar
cinka. Trzymali go w mocnych szponach, nie pozwalali
mu bawić się z innymi chłopcami, zabronili mu cho
dzić po ogrodzie i zrywać z drzew gruszki, jabłka,
orzechy. Gdy dzieciak zrabował raz w ogródku kilka
orzeszków, wybiła go matka tak okrutnie, iż jego
twarz oblała się krwią. Ojciec trzymał go w twardej
ebroży i śledził jego każdy ruch. Był tak surowym,
iż wystraszony chłopczyna uciekł z domu na pewien
czas.
Gdy się ojciec dorobił znów mająteczku, posta
nowił wykierować swojego najstarszego syna na uczo
nego męża.
Pierwszym nauczycielem Luthra był przyjaciel
jego ojca, obywatel mansfeldski, Oemler. Rozkoszy nie
miał w tej szkole młodziuchny Marcinek, razem ze
swoimi kolegami. Bezlitosny bat pracował bezustannie,
na prawo i lewo £o byle co. Późniejszy reformator
religijny dziwił się, że mu belfer dał bez żadnej przy
czyny aż piętnaście batów.
Po skończeniu małej szkółki powędrował Marcin
Luther w czternastym roku swojego życia z wolą ojca
do Magdeburga. W tem mieście uczył się tylko jeden
rok i udał się do szkoły w Eisenach w r. 1498.
Znalazłszy się w nowem mieście, nie wiedział
młody student, co ma z sobą robić, z czego żyć, bo
jego ojciec nie był w możności dostarczać mu tyle
pieniędzy, ile ich potrzebował. Niepotrzebnie się smu
cił. W owym czasie pomagali sobie ubodzy studenci
śpiewami, muzyką i żebraniną. Śpiewali, grali na
różnych instrumentach, prosząc o jałmużnę.
— s _
Tej sztuki nauczył się Marcin prędko, prędzej,
niż się spodziewał pomocy dobrych ludzi. Pani Cotta,
małżonka bogatego męża, pochodzącego ze szlachty
włoskiej, słuchała z przyjemnością jego śpiewu i de-
klamacyi. Polubiwszy biednego studenta, zaprosiła go
do siebie, do swojego sutego stołu, pozbawiając go
w ten sposób troski o „wikt i opierunek*
4
.
Wygramoliwszy się z przykrej biedy, żył Marciu
Luther wesoło. W szynku pił z kolegami piwo. wino,
śpiewał różne pieśni i grał na lutni. W roku 1501
przeniósł się do JSrfurtu, do najznakomitszego uniwer
sytetu saskiego, w którym uczył się aż do roku 1505
filozofii humanistycznej, gramatyki i retoryki. Najchęt
niej czytywał dzieła autorów rzymskich: Owidiusza,
Yirgila, cicerona, Plauta i innych pisarzu w. Języka
łacińskiego nauczył się doskonale.
Postępował szybko w górę. ucząc się chętnie
filozofii i prawa. Po roku mianowano go „bakalarzem"
a po trzech latacii „magistrem". Były to pierwsze
stopnie zdolnych studentów.
Nie śniło mu się odziać się W suknie kapłańskie
i być księdzem. Jego ojciec. Jan, był przeciwny ka
płaństwu i chciał, by jego najstarszy syn stał sin
świeckim uczonym.
Rzecz dziwna...
Wesoły, bawiący się chętnie świecki uczony z
swoimi kolegami, zmienił się nagie. Niktby nie u wie
rzył, że śpiewak, grajek i hulaka zamknie się w mu
rach klasztornych, i niktby się nie spodziewał, że tę
nagłą zmianę wywołał strach przed śmiercią.
Luther udał się na wakacye do swoich rodziców.
Wracając pieehotą do Erfurtu, szedł przez wioskę
Stotternheim. Nagle zahuczała nad jego głową burza, \
— 9 —
pioruny padały tuż obok niego. Tak się przeraził, iż
runął na ziemię i krzyczał na głos: „Pomóż mi dobra,
święta Anno, chcę być zakonnikiem!" Zkąd mu ten
strach przed śmiercią przyszedł, nie wiedział zapewne
sam. Człowiek odważny nie boi się burzy i piorunów
Ładnie by żołnierz wyglądał, gdyby płakał ze strachu
przed piorunami. Co mu przyszło do głowy, nie wia
domo. Wiadomo tylko, że go ten dziecinny strach za
prowadził do klasztoru.
Pożegnawszy się ze swoimi kolegami, znikł w mu
rach klasztoru augustyańskiego w lipcu 1505 roku.
Rok próby nauczył go posłuszeństwa dla przeora
i przykrej pracy. Kazano mu zamiatać, czyście kruż-
nki, podwórze i żebrać po domach miasta. Nie sma
kowała mu ta ostra próba nowicjusza, ale wytrzymał
ja.. Po skończonej próbie przyjęto go na zawsze do
klasztoru, odziano w czarną suknię i kapotę, a wkrótce
potem mianowano go kapłanem. W* swojej celi siedział
całe duie, badał teologię i czytał bezustanku.
Dziwny charakter miał Luther. Zmieniał się
• iągle w latach młodych i późniejszych. W szkołach
niższych i wyższych nie myślał wcale o życiu klasz-
tornein. Uczył się dużo i bawił się dużo, odgrywając
rolę zucha. Burze" i pioruny znał od lat najmłodszych
w górach manofeldskich. Nie powinien był bać się
zmotu i piorunu. Nie był przecież bojaźliwą niewia-
u 1 nie powinien był uciec ze strachu przed śmier
cią do klasztoru, o którym wcale nie myślał.
Złożywszy, po przykrej próbie, przysięgę kapłań
ską, powinien był zastosować się do obyczajów i roz
kazów zakonu. Obowiązkiem jego było czytać codzren-
nie brewiarz, a on czytał tylko dzieła naukowe, za
miast brewiarza. Bywały tygodnie, które mu groziły
— 10 -
ciężką chorobą, a nawet śmiercią. Jadał bardzo mało.
nie pił nic, nie sypiał czasami aż pięć tygodni, tracąc
przytomność.
Widocznie walczył z sobą, bo mu zawadzało
klasztorne życie.
Życie jego ułatwił Jan von Staupitz, wikaryusz
zakonu św. Augustyna, mąż uczony i dobrego serca.
Około roku 1502 postanowił książę saski, Fry
deryk Mądry, poprawić nędzne szkolnictwo w swojem
państwie. Między innemi chodziło mu o dobrą wyższą
szkołę (uniwersytet) w mieście Wittenberg, zaniedbaną
przez niezdolnych profesorów. Nie wiedząc, kogo szu
kać i znaleźć, prosił o pomoc Jana Staupitz'a, który,
będąc sam utalentowanym profesorem, znał dobrze
odpowiednich kandydatów. Staupitz wybrał, oprócz
innych nauczycieli, także Luthra i wezwał go zim i
1508 roku do Wittenberga.
Luther uczył studentów teologii i filozotii, posu
wając się w górę. Bakalarz i magister zdobył sobie
wkrótce tytuł licencyanta i doktora.
W roku |15L1 posłał Staupitz do Rzymu, do
Watykanu, aby się dowiedział czy wolno połączyć
różne klasztory niemieckie w jedną całość.
Z radością pomaszerował Luther do Włoch, które
pragnął zobaczyć. Szedł zwyczajem zakonników pie
chotą w towarzystwie jednego kolegi.
Obaj mnisi przybyli zdrowo do Rzymu. Klasztor
augustyański (Maria del Popolo) otworzył im chętnie
swoją turtkę i przyjął ich gościnnie.
Wchodząc do Rzymu nabożnie, jak pielgrzym,
rzucił się Luther na ziemię, podniósł ręce i mówił:
„Bądź pozdrowiony, święty Rzymie!"
Rzym podobał mu się, obiegł wszystkie ulice*
— 11 —
stare pamiątki, kaplice i klasztory. Zastał Rzym spo
kojny, nie ocierał się o złodziejów, bandytów i mor
derców, wałęsających się gromadą przed panowaniem
papieża Juliusza IT.
Wiadomo, że humaniści (uczeni) i renesans i
włoscy (w XV i XVI wieku) szukali sobie nowych
dróg do mądrości i wygodnego życia. Przyczepili się
do nich także kupcy i różnego gatunku przemysłowcy.
Humanistom zdawało się, że są bardzo mądrymi i do
skonałymi twórcami literatury i sztuki, a uczyli się
tylko po łacinie i trochę po grecku. Po łacinie mówili
doskonale, a gardzili swoim językiem narodowym, na
zywając go ordynarną gwarą ludową (volgare). Kto
nie umiał po łacinie, ten tracił w ich mniemaniu tytuł
.,oświeconego męża".
Ich pychę zniszczyli renesansiści (pokolenie młod
sze). Poeci włoscy wieku XVI pisali po włosku, cho
ciaż znali tak samo język rzymski, jak humaniści.
Uczeni i poeci walczyli z sobą, a obywatele
i kupcy republik włoskich walczyli także z sobą; ale
nie o piękność literatury, lecz o pełną sakwę-: Trud
niąc się handlem i przemysłem, zarzuciwszy całą Eu
ropę swoimi kantorami bankierskimi i towarami, zgar
niali tyle pieniędzy, iż nie wiedzieli w końcu, na co
ich użyć.
Z wielkim dostatkiem słabła energia możnego
mieszczaństwa, gasły jego cnoty obywatelskie, republi
kańskie i żołnierskie. Bogacz gnuśniał, stawał się sy-
barytą, smakoszem życia, żądnym rozkoszy i blichtru
społecznego (godności, tytułów), piął się w górę. Z e
nergią i cnotami obywatelskimi, uchodziły także cnoty
ludzkie i rodzinne. Pojęcia etyczne chwiały się, usu
wane powoli przez egoizm.
— 12 —
Tysiąc lat na obroży ascetyzmu ehrześeiańskiego
i moralności chrześciańskiej trzymane zmysły, zaczęły
się już w XIV wieku buntować przeciw tej obroży.
Chrześciaństwo domagało się tłumienia instynktów
zwierzęeo-ludzkich dla dobra duszy, ale zmysły łaknęły
.swobody tych instynktów, pełni ich rozwoju, co zna
czy — pełni życia.
Dopóki autorytet Kościoła nie pozwolił zmysłom
się rozhulać, zmysły drzemały pokornie. Ale autorytet
Kościoła zaczął się już w XIV wieku chwiać.
Rozprzęgający pojęcia dawnych czusów ruch wy
wrotowy wpłynął także na duchowieństwo. I ono było
produktem swojej epoki, i ono uległo rozkładowi ety
cznemu odświeżonych trądy cvi pogańskich. Większa
. część humanistów należała do stanu duchownego. Wa
tykan roił się od humanistów, potrzebnych mu w kan-
celaryach.
Kler oświecony XV i XVI stulecia odbiegł we
Włoszech daleko od swojego posłannictwa, zeświecczył
się, dał się unieść prądom chwili. Nie odnosi się to oczy
wiście do całego duchowieństwa włoskiego, jak nie od
nosi się do całej inteligencyi w
T
ogóle. Zawsze i wszędzie"
sa, wyjątki świecące cnotą i szczerą bogbbojuością.
Kler zaczął się psuć od góry. Dziewięciu papie-
żów wieku XV: Marcin V (1420 — 1431), Eugeniusz
IV (1481 —1447), Mikołaj V (1447—1455), Kalikstllł
U455—1458), Pius 11(1458 — 1464), Paweł II (1464-
1471), Sykstus IV (1471—1484), Innocenty VIII (1484—
1492) i Aleksander VI (1492—1503) — zajmowało się
wszystkiem innem chętniej, aniżeli sprawami Kościoła.
Mikołaj V był zaciekłym bibliomanem i budowniczym,
wolał rozmawiać ze swoim antykwaryuszem, Vespa-
zyanem o książkach, i architektami o nowych budo-
— 13 —
wlach, niż z kardynałami o tem, o czem był powinien.
Paweł II, zbieracz numizmatów i drogich kamieni,
zapominał nad swoimi zbiorami o obowiązkach Papie
ża." Pius II, utalentowany literat i niezwykły znawca
ludzi, czuł się najszczęśliwszym na wsi, na łące, nad
strumykiem, w otoczeniu uczonych prałatów. A wszyscy
myśleli tylko o tem, jak zbogacić i posadzić na jakim
tronie książęcym swoich krewniaków (nepotów).
Papież XV-tego stulecia przestał być pasterzem
wiernych, a stał się albo uczonym, albo mecenasem
literatury i riauki, albo zbyt hojnym dobrodziejem
swojej rodziny, albo politykiem.
Najgorszym z wszystkich tych Papieżów, zajmu
jących się tylko sobą albo swoimi krewniakami, okrut
nie zaniedbującym obowiązki naczelnika Kościoła, był
w owym czasie Aleksander VI, ojciec Cezara Borgii,
łotra nad łotrami, zbrodniarza nad zbrodniarzami,
który dążył do korony królewskiej (włoskiej).
Szczęściem było
>
dla Kościoła, że po śmierci
Aleksandra VI i Piusa HI (w roku 1503) zasiadł na
tronie papieskim Juliusz II, który urodził się wido
cznie dla ocalenia katolicyzmu. Był wysokiego wzro
stu, barczystym, muskularnym, miał potężną, jak z mar
muru czaszkę, trzymał się prosto, po żołniersku. Li
czył lat sześćdziesiąt kilka, a w jego dużych, czarnych
oczach, osadzonych głęboko pod wyniosłem czołem,
palił się płomień lat dwudziestu. Żywe, młodzieńcze
ruchy, wydatny nos, zwarte usta i różowa cera twa
rzy dopełniały obraz tego wcielenia siły, energii i mo
cnej woli. Mówił zawsze prosto z mostu to, co myślał
i czuł, nie kłamiąc, nie dyplomatyzując nigdy, posłu
gując się często ostremi wyrażeniami, których eleganccy
Ic
ł
— 14 —
wytworuisie dworscy nie mogli przełknąć. II terrible
papa
nazywano go w całych Włoszech, co w
r
wieku
XVI znaczyło: oryginalny, niezwykły, niepospolity...
Juliusz II pracował cały dzień, ' poczynając *od
samego rana. Pracował szybko, nie namyślał się długo,
bo jego temperament nie znosił niepotrzebnej gadaniny
jego urzędników. Prędko, prędko spieszcie się z tem,
co trzeba, bo szkoda drogiego czasu—mawiał zwykle.
Nie lubił doradców. Sam sobie dawał radę. Nawet
w nocy, w łóżku, przed zaśnięciem, medytował nad
potrzebami Kościoła, a co w nocy obmyślił, to rozka
zał nazajutrz- czemprędzej wykonać.
- Krewniaków swoich (nepotów), weiskających się
do poprzednich Papieżów i wyłudzających bogate ma
jątki albo wysokie urzędy, — omijał i nie bogacił.
Służył nie swojej rodzinie, lecz tylko Kościołowi, co
uważał za obowiązek.
Oczyszczenie i osłabienie Watykanu zaczął Ju
liusz II od Cezara Borgii, który zdobył za czasów
swojego ojca kilka księstw i rwał się do korony wło
skiego królestwa. Tego zbrodniarza wziął za łeb
i wypędził z kraju. Razem z Borgią obezwładnił li
czną bardzo bandę złodziei i morderców, grasujących
w Rzymie bez litości. Jego straż przyboczna (szwaj
carska) zniszczyła w więzieniu łotrów rzymskich i przy
wróciła wielkiemu miastu spokój i bezpieczeństwo.
Nie dość na tem...
Juliusz II postanowił dźwignąć powagę Kościoła,
zachwianą pod rządami jego poprzedników. Chodziło
mu przedewszystkiem o wzmocnienie siły państwa ko
ścielnego, podkopanej przez niesfornych, butnych len
ników, którzy starali się usamowolnić. W czasach,
w których odżyła recepta polityczna pogańskiej Romy:
»
— 15 —
„siła przed prawem!", w których jedyną podporą wła
dzy była mocna, odważna, bezwzględna pięść kondo
tiera, nie można się było upominać o swoje prawa
powoływaniem się na zawarte umowy. Pięść na pięści
Kto mocniejszy, odważniejszy, ten rozkazuje...
Rozumiał to doskonale Juliusz II, wiedział, że
tylko moc uśmierzy pychę i chciwość lenników, zabie
rających bez prawa cudze mienie. W jego żyłach
płynęła krew rozkazującego wodza i władcy. Zamiast
wysłać do walki z lennikami jakiegoś kondotjera,
wsiadł sam na konia i ruszył w otoczeniu swoich ry-
cerzów na wojnę. Perugia i Bolonia poczuły pierwsze
jego niezwykłą odwagę i niezmienną stanowczość.
Ten i ów dziwi się dotąd, że Papież prowadził
sam na krwawe pole swoich żołnierzy.
Słusznie mówi Ludwig Pastor, autor „Historyi
Papieżów" (Geschichte der Papste), że Juliusz 11 byłby
znakomitym królem albo wodzem, gdyby nie był ka
płanem. Musiał jednak w owym czasie bronić rycer
ski Papież Kościoła za pomocą wojska i wojny, bez
niego bowiem zachwiałby się do reszty katolicyzm.
Kapłana-rycerza, Papieża bohatera nie rozumiał
Luther, przypatrując się mu choćby z daleka. Nie
wiedział, że Juliusz II wracał Kościół do porządku,
co jego następcy powtarzali.
Lubił krytykować każdego, którego poznał, ale
Papieża nie śmiał dotknąć palcem. Wróciwszy do
Niemiec, mówił: „Byłbym gotów zabić wszystkich
moich znajomych, którzyby odmówili choćby słówkiem
Papieżowi posłuszeństwa".
Papieża omijał w Rzymie. Kler zwyczajny, pod
rzędny nie podobał mu się wcale. Obrażało go zbyt
wesołe zachowanie się księży, załatwiających zbyt
\
16
—
prędko obowiązki kościelne. Było ich w istocie mnó
stwo lekkomyślnych i zmysłowych.
Chodząc po Rzymie, odwiedzał Luther także
szpitale i dziwił się, że „wesoła" stolica Włoch zbu
dowała dla ubogich chorych sale lecznicze i że cały
szereg wykwintnych i bogatych pań służył biedakom
chętnie. Patrząc na dobroć kobiet i lekarzów, powi
nien był powiedzieć, że we Włoszech są także ludzie
uczciwi i szlachetni.
I dziwił się jeszcze, że się lud włoski nie upijał
tak nieznośnie, jak chłopi niemieccy owego czasu.
III.
Wróciwszy do swojego uniwersytetu, do Witten-
bergu, medytował Luther nad człowiekiem, badając,
kim, czem jest. Strzeliło mu do głowy, iż żaden czło
wiek nie jest uczciwym, dobrym, szlachetnym, bogo
bojnym chrześcianinem, lecz nawskroś kreaturą złą,
podłą, którą można tylko wiarą ocalić. Do jednego.ze
swoich przyjaciół mówił: „Bądź grzesznikiem i grzesz
odważnie, ale jeszcze odważniej wierz i ciesz się
w Chrystusie, który jest zwycięzcą grzechu".
Znaczy to: rób, co chcesz, baw się, hulaj, rabu,],
co tylko możesz, drwij sobie z cnoty, bylebyś wierzył
w Chrystusa, Chrystus otworzy dla, ciebie bramę
nieba.
Zabawna nowa religia... Gdyby poszła tą wa-
ryacką drogą, byłby człowiek gorszym i głupszym od
zwierzęcia. Pies byłby lepszym od niego a lis spryt
niejszym. Chrześcianin musi być nietylko wiernym
spekulantem, ale także uczciwym, prawym, panującym
— 17 —
nad sobą. nad swoimi grzechami. Są rozmaitego ga
tunku egoiści, myślący tylko o swoim brzuchu i wy
godach, ale któż będzie tych sobków prowadził do
nieba? Przecież nie Chrystus Pan; chyba że samolub
zrzuci z siebie w samą porę brudny egoizm i podłość
podłej duszy.
Wiara bez cnoty, bez bogobojności nie może być
wiarą prawdziwą. Może być tylko kłamstwem albo
strachem przed śmiercią.
Słusznie mówił Marcin Pollich, rektor uniwersy
tetu wittenberskiego: „Luther będzie miał dziwne fan-
iazye
Miał je rzeczywiście. Bezustannie myślał, co ro
bić, jak się zachowywać, dokąd dążyć. Zresztą nie on
tylko chciał być dowódcą wiary i mądrzejszym od pa-
pieżów, kardynałów i biskupów. Uprzedzili go: Jan
Hus, Wiklef i inni.
Aż do roku 1517 szanował Papieżów, chociaż
przemawiał dość często w odczytach uniwersyteckich
i na kazaniach kościelnych przeciw obyczajom kato
lików.
Nagle zaczął się odczepiać od Rzymu (1517 r.).
Wiadomo, że Papieże XV stulecia starali się
ozdobić kościoły rzymskie, głównie katedrę św. Piotra
i pałac Watykan. Zajął się tą pracą już Papież Ka-
likst III (1455—1458 r.), ale rychła śmierć zatrzymała
jego plan. Starał się o to samo Juliusz II, lubiący
piękne kościoły, ołtarze, wspaniały pałac i dzieła sztu
ki (Malarstwa i rzeźby). Walcząc z Cezarem Borgią
i chciwymi lennikami, tracił na krwawem polu całe
dochody papieskie. Czuł, że nie da sobie sam rady,
źe potrzeba mu pomocy wszystkich katolików i że
musi żądać od swoich „owieczek" zapomogi, odpustu-
Walka Luthra. 2
X
— l.s
I on nie zdążył postawić chociażby katedry, bo
i on powędrował także przedwcześnie na drugi świat
(1513 r.)-
Po jego śmierci zabrał się do roboty następny
Papież, Leon X, syn bogatego Wawrzyńca de Medici,
zwany „Wspaniałym".
Leon X mógł sypać obficie mamona, ale nie był
tak „wspaniałym", hojnym, gościnnym, jak jego ro
dzic. Każdy katolik miał po spowiedzi i Komunii św;
dawać opłatę stosowną do jego majątku. Papież roz
kazał arcybiskupowi Albrechtowi pilnować: Moguncyi.
Magdeburga, Halberstadta i Brandenburga, aby płaciły
zapomogę dla kościołów rzymskich. Arcybiskupa za
stąpił zakonnik, Jan Tetzel z Parmy, znakomity ka
znodzieja dla ludu i teolog. Tetzel wzywał bezustan
nie z ambony lud niemiecki, aby dał co może Papie
żowi. Zbyt gorliwym był, zanadto żądał od biednych
włościan. Nietylko chłopi gniewali się na- Tetzla, lecz
także inteligenci, a głównie humaniści owego czasu.
Do tych humanistów należał Luther, już jako ucz
uniwersytecki, co byfo niewątpliwie przyczyną jego
„fantazyi", nie mającej nic wspólnego z bogobojnpścia.
Na obroży trzymał go dotąd klasztor. Kazania Tet
zdjęły z niego obrożę i otworzyły mu drogę do jego
fantazyi. Uczuł się wolnym i zaczął gadać dziwaczne
mądrości, bez których się ludzie rozumni mogą obyć.
Dwaj zakonnicy, Tetzel i Luther. zaczęli walk^
z sobą. Tetzel, przybywszy w pobliże Wittenbergu.
służył Papieżowi, a Luther głównie chłopom. Obaj
mistrzowie, doskonali mówcy, podniecali się tezami
i dyskusyą. Tez skomponował Luther 95 sztuk i przy
lepił je do murów kościoła wittenberskiego (31 paź
dziernika 1517 r.). W 86 tezie pisał jak następuj
19 —
„dlaczego Papież, bogatszy od Krezusa, nie buduje
Ś-go Piotra chętniej własnemi pieniędzmi, aniżeli ubo
gich chłopów".
Oprócz takich niegrzecznych tez, wmówił w sie
bie Luther (jak nam opowiada Jan Jansen w swojej
„Historyi niemieckiego ludu"), że jego „działalność
jest rozkazem Boga i jego wszystkie twierdzenia są
skończoną prawdą, o której nigdy nie może zapom
nieć".
Miał o sobie dobre mniemanie, postawił się na
czele religii chrześciańskiej, mówił do swoich przyja
ciół uczonych, wykształconych lepiej, głębiej od niego,
że tylko on może być reformatorem Kościoła. Wtrącał
się pomału we wszystkie sprawy religijne coraz wy
raźniej i odważniej, po swojemu. Zmiarkowano to
w Rzymie, i zmiarkował także w roku 1518 cesarz
Maksymilian. Cesarz katolicki posyłał listy do Papieża,
prosząc go, aby się zabrał ostro do Luthra, który
^rozi wspólnej, jednolitej wierze i zmienia ją na „pry
watne, swawolne mniemania".
Luthrowi zdawało się, że zjedna sobie oprócz
chłopów także wszystkich uczonych Niemców, a prze-
dewszystkiem swoich przyjaciół. Omylił się... Jan Eck.
profesor teologii w uniwersytecie Ingolstadtu i kanonik
należał do jego przyjaciół a mimo to obszedł się z nim
bardzo ostro, zarzucił mu odstępstwo od katolicyzmu
i naśladowanie husytów. Luther zaprzeczał swoich
stosunków z czeskimi odszczepiencami i obiecał, że nie
będzie nigdy myślał o tern, do czego Hus zmierzał,
Do Papieża pisał; „chcę się poddać Papieżowi i Ko
ściołowi, ale tylko wtedy, jeżeli Kościół uzna jego
osobiste poglądy jako prawdziwe i przyjmie jego „no
wą Ewangelię-
— 20
Zdziwił się Watykan, nie spodziewał się arogan-
cyi zakonnika, nie należącego do gromady kardynałów
i biskupów. Dygnitarze kościelni chcieli się przypa
trzeć temu oryginalnemu kapłanowi. Papież posłał
w październiku 1518 roku do Augsburga kardynała
Cajetana, aby zbadał psychologię i charakter Luthra.
„Zuch" reformatorski wystraszył się. Aha, pomyślał,
dygnitarze rzymscy wyleją mi zapewne na łeb słowa
klątwy. By się zabezpieczyć w Niemczech, głównie
w wioskach, zamieszkałych przez lud, wygłosił kaza
nie lekceważące wszelkie klątwy. VVezwany do Aug
sburga, udał się do niego. Kardynał Cajetan przyjął
go uprzejmie, nie przestraszał go wcale, ani jednem
słowem, badając jego duszę. Luther zmiarkował ten
grzeczny egzamin, który mu nie przypadł do smaku.
Zamiast słuchać wytwornej mowy miłego kardynała,
obawiał się aresztu i drapnął po cichu z Augsburga
i wrócił do Wittenbergu.
Chcąc przekonać swoich przyjaciół, że tylko on
rozumie religię, wiarę, postanowił dyskutować z Eckiem
w Lipsku. Książę saski, Jerzy, silny i prawy
charakter, był ciekawym, co też Luther powie o ka
tolicyzmie, był bowiem sam szczerym katolikiem i nie-
cierpiał kłótni religijnej. By przeciwnicy, Luther i Eck.
mogli ruszać się wygodnie w licznej gromadzie słucha
czów, otworzył dla nich swój wspaniały pałac w Pleis-
senburgu. Na dyskusyę przybyło dużo uczonych profe
sorów i obywateli lipskich. W tej gromadzie bywał
także książę codziennie.
Eck, kapłan katolicki i uczony, dawny przyjaciel
Luthra, a obecnie nieznoszący jego „nowej wiary",
jego nienawiści do Papieźów i Kościoła, stawił się
w czerwcu 1519 do dyskusyi.
— 2 i —
Bitwa na języki zaczęła się 27 czerwca i skoń
czyła się 15 lipca. Luther nie oszczędzał swojego ję
zyka i-gwałtownej wymowy. Krzyczeć głośno umiał
doskonale, a Eck potrafił dysputować szybko i mą
drze. Luther nie lubił krytyki, miał się za jedynego
uczciwego i genialnego kapłana. Gniewał się, natural
nie, gdy go Eck kilka razy wydrwił. W złości odpo
wiedział przeciwnikowi, że „takie ogólne Koncylia
(Concilia)
mogą się mylić w sprawach wiary i omyliły
się już nieraz". Na to rzekł mu Eck: „Jeżeli tak my
ślicie, to widzę w waszej duszy poganina i celnika".
Dyskusya lipska pobiła reformatora. Niemcy mil
czeli, a Sorbona francuska, której postano dokumenty
i akta dyskusyi, obeszła się z Luthrem bardzo ostro
w r. 1521. Dyskusya lipska pozbawiła jeszcze „twórcę
nowej wiary" przyjaźni i życzliwości księcia Jerzego,
któremu nie podobały się jego dowody.
Luther czując, że go nie wszyscy lubią, starał
się o przyjaźń husytów. Zjednywał sobie ich szacu
nek już podczas niefortunnej dyskusyi, bo otrzymał
3 października 1519 roku dwa listy 2 Pragi. Husyci
• zescy przysłali mu bardzo przyjemną odpowiedź.
„Czem był kiedyś Jan Hus w Czechach — pisał do
niego jakiś proboszcz—jesteś teraz ty, Marcinie, w Sa
ksonii. Dlatego módl się i T>ądź mocnym, silnym, nie
opuść rąk, gdyby cię uczynili kacerzem; pamiętaj, co
zniósł Chrystus i apostołowie". Drugi husyta ostrzega i
jo:
„Nie pozwól się schwycić antychrystowi; anty
chryst rozporządza tysiącem dróg, prowadzących do
szkody; niech się Chrystus tobą opiekuje".
Te listy, przysłane z Pragi, zjednały sobie Lu-
thra. Nowy „reformator" stał się w lutym 1520 roku
hnsytem i pisał do Spalatina: „ja, głupiec, nic o tern
— 22 —
nie wiedząc, uczyłem się wszystkiego z nauk Jana
Husa; my jesteśmy wszyscy husytami, nie zdając so
bie z tego sprawy; św. Paweł i św. Augustyn są tak
że husytami. Hus jest wielkim męczennikiem Chry
stusa i trzeba go -nazwać świętym."
Wiadomo, że husyci rozkrzewiali swą „nową
ewangelię" ogniem i mieczem. Straszne, okrutne były
wojny tych niby bogobojnych ewangelików. Naślado
wać ich chciał Luther, co potwierdza jego list do
Spalatina: „Przysięgam ci, jeżeli rozumiesz dobrze
ewangelię, to nie wierz, iż ona musi się obyć bez
tumultu, gniewu i buntu. Słowem Boga jest: miecz
wojna, zniszczenie, zburzenie, gniew, trucizna".
Nazywać św. Pawła i św. Augustyna husytami
niema sensu. Jeden i drugi byli nawskroś wykonaw
cami ewangelii Chrystusa Pana i nie potępiali ludzi
tak, jak to czynili husyci i Luther. Zamiast obrażać
chrzescian, uczyli ich uczciwości, obowiązku i cnoty.
O mieczu, wojnie, zniszczeniu, zburzeniu, gniewie,
truciznie. co ma być ^słowem Boga", nie mówili
nigdy. Każde ich słowo tryskało z czystego serca.
Luther odgrywał rolę bohatera, mówił wiele o
sobie, o swojej odwadze i mądrości, ale bohaterstwa
nie było w jego sercu. B*it się byle czego, ciągle mu
się zdawało, że go ktoś zamorduje. Ze strachu choro
wał często. I >o swojego przyjaciela, Spalatina, pisał
już 16 kwietnia 1520 roku: ,.ostrzegano mnie, że jakiś
doktór medycyny chciał mnie zabić".
Tak się obawiał śmierci, iż prosił o pomoc kilku
rycerzów: Huttena, Sickinga i Schaumburga. S^haum-
burg obiecał mu natychmiast opiekę stu szlachciców.
Ulrich von Hutten i Franciszek von Sickingen
— 23 —
namawiali i zachęcali go do rozrzucenia po całym kra
ju niemieckim mnóstwa broszur, aby się lud dowie
dział, jak „trzeba wierzyć . Czego chcieli od niego,
uczynił chętnie, puścił w ruch'całą furę swoich róż
nych książek, które oddalały jego zwolenników nie
mieckich t)d Rzymu, czyli wiary katolickiej.
Widząc, co się dzieje w Niemczech i co dziać
*ię może w innych krajach chrześciańskich, postano
wi! Watykan obezwładnić Lutra. W tym celu pozwo
lił mu namyślać się 60 dni. Jeśli zrzeknie się swoich
błędów, przyjmie go Papież życzliwie, uprzejmie, prze
baczy mu jego zuchwalstwo, zwolni go z grzechów
bez kary; jeśli zaś będzie obrażał dalej Kościół kato
licki i nie będzie posłusznym * Papieżowi, spadnie na
niego klątwa.
Klątwa spadla na niego z Rzymu, gdy nie uwa
lał za potrzebne być posłusznym Papieżowi. Luther
pienił się z gniewu, miotał się ze złości, gdy mu
z Rzymu przysłano dokument klątwy. Tak się rozna-
miętnił. iż spalił papieską bullę (10 grudnia 1520 r.).
Bywał zawsze tak gwałtownym. Mówić spokojnie
i rozważnie nie umiał, albo nie chciał. Ukarany przez
Watykan, miotał się jak opętany. Mszcząc się za swo
ją karę, starał się zniszczyć katolicyzm. Tysiące bro
szur rozrzucił znów po wsiach i miasteczkach, pisząc
paszkwiłe i drwiny przeciw Rzymowi. Chodziło mu
ównie o chłopów, aby ich zjednać dla siebie. W tej
eszlachetnej robocie pomagali mu jego koledzy uni
wersyteccy, humaniści. Najwięcej służyli mu Hutten
i Łukasz Granach (malarz).
Jeszcze przed klątwą Watykanu klął Luther
u na Rzymian. Klął po głupiemu. Pisał do Spala-
tina w czerwcu 1520 roku, że „w Rzymie są wszyscy
waryatami, głupcami, wściekłymi, idyotami, drągami,
kamieniami, piekłem i dyabłem". Z takiej zwaryowa-
nej klątwy można się tylko wesoło śmiać. W drugim
liście do Spalatina pisał jeszcze: .Ja gardzę wściekło
ścią Rzymian i ich łaską. Nie chcę się już nigdy z ni
mi pogodzić; niech mnie przeklną, i spalą... Sylwester
von Schaumburg i Franciszek von Sickingen uwolnili
mnie od strachu ludzkiego... W ięc nie obawiam sią
już, lecz wydaję właśnie książkę niemiecką przeciw
Papieżowi. Chwytam gwałtownie Papieża jako anty
chrysta".
Zdawało się, że Luther, mnich, literat, kazno-
dzieją i stróż chrześciaństwa, zajmował się tylko reli
gią, omijając politykę, ' kto jednak umiał czytać uwa
żnie jego broszury i słuchać jego kazania, wiedz
do czego „nowy prorok" zdąża.
Nietylko duszy ludzkiej pilnował Luther.
także dobrobytu chłopów i ubogich, zbankrutowanych
szlachciców niemieckich. W broszurach swoich podnie
cał ciągle lud wiejski i podupadłych rycerzów przeciw
książętom, bogatym rycerzom, i bardzo bogatym bis
kupom i opatom. Chłopi \
m
ubodzy rycerze poszli je.
drogą. O „nową religię" nie chodziło im wcale. Za
miast modlić się i korzyć się przed Bogiem, wyciąga
chciwe ręce po cudze mienie.
Luther niby bardzo bogobojny, jak mówili o ni
jego przyjaciele, nie zwracał uwagi na charakter swo
ich ziomków. Zaczął przecież od samego początku
swojej działalności reformatorskiej lekceważyć modli
twę religijną, Potrzeba ci tylko wiary — mawiał do
swoich zwolenników— a bez dobrych uczynków cnoty
możesz się obyć.
Od roku 1520 szedł Luther więcej drogą wojen-
— 25 —
ną i polityczną, aniżeli religijną, bo ruch ludu zaczął
wojnę już tu i owdzie z klasztorami katolickiemi, z bi
skupami i magnatami świeckimi. Więc nie reformacya
religii chrześciańskiej zaczęła panować w Niemczech,
lecz zwyczajna, okrutna, krwawa rewolucya głównie
motłochu, która zjawia się od czasu do czasu w róż
nych narodach i państwach. Co się dziś nazywa bol-
szewizmem, działo się także w Niemczech * w XVI
stuleciu. Nie wybuchnęły odrazu kradzieże, rabunki,
w klasztorach, pałacach i zamkach. Powoli rozwijała
się ta zbrodnia ludu i zdemoralizowanych, ubogich ry-
cer2Ów.
Luther podniecał ciągle chłopstwo przeciw kato
licyzmowi i Papieżowi.
Wiadomo, że motłoch zdziczały nie słucha nikogo,
nawet Boga, — staje się głodnym tygrysem, szakalem,
żmiją, zwaryowanyra mordercą— kradnie wszystko, co
spostrzeże, i zabija nawet niewinne niewiasty i dzieci.
Taka dzika hołota chce być koniecznie bogaczem i wo
dzem narodu, co jej się naturalnie nie udaje, bo rządy
rozumne i energiczne, stanąwszy na czele wojska, ni
szczą głupią jej pychę i zbrodnię.
Nieuważnie wzywał Luther chłopów do -.pełnej
wolności". Lud myślał, że ludziom wolnym — wolno
wszystko, co mu się tylko podoba; nie wiedział, że
nawet cesarze, królowie, wodzowie, uczeni i mądrzy
mężowie omijają egoizm, zuchwalstwo i podłość, jeśli
nie otrą się o szalonych Neronów i tego rodzaju ło
trów.
Także ubogą szlachtę podniecał Luther do buntu,
do wojny, chodziło mu bowiem o przewrót chrześciań-
stwa, Rzymu i Niemiec. Jego przewrót religijny nie
miał wielkiego znaczenia. Zdaniem jego, nie potrzebuje
— 26 —
Kościół „dni świątecznych i różnych ozdób, bo są
nieprzyjemne i przykre; wszystkie dni świąteczne po
winny być skasowane, albo przeniesione na niedzielę;
kaplice i polne kościoły należy zupełnie zniszczyć:
ponieważ mnóstwo kupionych mszy gniewa Pana Boga.
będzie użytecznem usunąć te msze: także rozkazanych
postów należy się pozbyć; kary kapłańskie: interdykt,
klątwa i suspenzya księdza, są okrutnemi plagami
złego ducha".
Mało tego... Luther twierdził, że święty sakra
ment nie jest potrzebnym małżeństwu chrześciańskiemu
i że chrześcianie nie powinni gardzić innowiercami, bo
Żyd, Turek i t. p. jest tak samo człowiekiem, jak oni.
Żyd i Turek są oczywiście ludźmi, ale mają inne zwy
czaje, iuną wiarę, są obcymi dla chrześcian. Z takimi
ludźmi trudno się łączyć w jedną całość.
Luther nie wytrzymał milczeć o Papieżach. Znie
ważał ich ciągle, nazywał każdego z nich: dyabłem
kłamcą, antychrystem, złodziejem, bandytą, rabusiem
i t. p.
Niepotrzebnie opowiadał, krzyczał, klął Luther
bo jeden tylko z Papieżów (Aleksander VI) zasłużył
na pogardę i karę. Inni, aczkolwiek nie byli gorliwymi
wodzami Kościoła, nie splamili swojej duszy i swojego
honoru.
W chwili, kiedy krzyezano w Niemczech: „niech
żyje pełna wolności", zasiadł po śmierci Maksymiliana I
\
12 stycznia 1519 r.) na tronie cesarz-król Karol V,
ukoronowany 23 października 1520 r. w Akwizgranie
Aachen).
Król Karol wjeżdżając do Aachen na koniu,
w otoczeniu mnóstwa szlachty i służby, olśnił sobą
tle miasto. Z jego baretu, z jego sukni, z jego służ-
27 —
i koni kapało dużo srebra. Był blondynem średnie*
go wzrostu, bez brody, pozornie delikatnym młodzień
cem, a siedząc na siodle z podniesioną głową, robi!
wrażenie rozkazującego pana, czem był rzeczywiście.
Jechał spokojnie i poważnie na swym wspaniałym
ogierze, nie zwracając uwagi na ciekawą gawiedź.
Urządziwszy się w Niemczech w swoim zamku,
i wał król gromadę książąt, biskupów, różnych dy
gnitarzu w do Wormsu na sejm, zaczynający się 28
stycznia 1521 r., aby się przypatrzeć, co się dzieje
w jego państwie i co czynić trzeba.
Do Wormsu przybyło ż Rzymu dwóch legatów Pa
pieża, Marino Cavaccioli i Hieronim Aleander. Aleander
byt bardzo uczonym i utalentowanym mężem. Przez pe
wien czas uczył w Paryżu studentów języka greckiego.
Dwa tysiące chłopców uwielbiało go. W r. 1511 udał się
do Niemiec i był tam znów nauczycielem greki i sta
rych klasyków. 1 także w Niemczech wielbili go
i kochali uczniowie, ale tylko do rewolucyi, ustalonej
przez Huttena i Luthra. Ci dwaj działacze rewolucyj
ni nazywali wszystkich wiernych katolików głupcami
zdrajcami, łotrami, zbrodniarzami i t. p. Więc się od
Aleaudra, szczerego katolika, usunęli jego uczniowie.
Nie mając już nic w Niemczech do naukowej prący,
wrócił do Rzymu, gdzie go mianowano dyrektorem
lioteki watykańskiej.
Wiedząc kim jest, posłał go Papież do Wormsu
z rozkazem załatwienia przykrej sprawy Luthra, plu-
ego bezustannie na Kościół katolicki i jego wodzów
i kapłanów.
Nie było trudno Aleandrowi, bo zastał na sejmie
mnóstwo dygnitarzów katolickich i katolickiego ceśa-
rza-króla.
i
— 28 —
Cesarz-król, Karol V, był szczerym katolikiem.
Zasiadłszy na tronie postanowił bronić: katolicyzm, de
krety, Kościół wogole, Papieża i krzesło rzymskie.
Aleander, znakomity mówca, przekonał sejm, że
Luther szkodzi narodowi niemieckiemu. Książęta zg
dzili się na wezwanie Luthra do Wormsu, aby
tłumaczył, dlaczego znieważa katolicyzm.
Cesarz-król rozkazał mu stawić się przed jego tron
i naprawić to, co zrobił złego. Pisał do niego: „nie
bój się gwałtu i przykrości, bo nasza wolna opieka
jest dla ciebie bezpieczną. Spodziewamy się że przy-
będziesz. Jeżeli tego nie uczynisz, będziesz ukaranym.
Gdyby rewolucya ludu i ubogiej szlachty była
już w pełnym ruchu, byłby Luther bardzo „odważ
nym" (?), drwiłby z cesarza i książąt, jego pycha nie
słuchałaby nikogo oprócz siebie. Ale że ruch rewolu
cyjny nie ogarnął jeszcze całych Niemiec, poddać s
musiał rozkazowi cesarza-króla. Tak się bał kary <
sarza, że uważał za potrzebne kłamać. Bojąc się na
wet księcia saskiego, Fryderyka, który ran sprzyjał,
posłał mu list tej treści: „jestem gotów czcić z pokorą
Kościół rzymski i nie obrażać go ani w niebie, ani na
ziemi". Ani mu się śniło czcić Kościół katolicki, bo
w pięć dni po tym liście pisał do jednego ze swoich
przyjaciół: „W Wormsie pracują nad tem, abym się
zrzekł wielu artykułów i odwołał moje przekonania*
Moje zrzeczenie się będzie takie: „Papieża nazyw
łem dawniej zastępcą Chrystusa, a teraz odwołuję to
i mówię: Papież jest wrogiem Chrystusa i apostołem
dyabła".
Trzeba być narwanym szałaputem albo przebie
głym lisem i mądrym karyerowiczem, aby takiemi li
stami zakrywać się dwa razv odmiennie. Luther c
— 29 —
chciał stracić przyjaźni księcia, który nie znał dokła
dnie jego charakteru, i nie chciał się narazić jednemu
ze swoich przyjaciół, który stał po jego stronie. Gdyby
ów przyjaciel wiedział, że „prorok nowej ewangelii"
łasi się do księcia Fryderyka, ogłosiłby go w groma
dzie humanistów niedołęgą, albo fagasem wielkich pa
nów. Ani jednym ani drugim nie był czupurny, gwał
towny Luther. Szedł ostro do swojego celu, nie oszczę
dzał pióra i gardła. Piórem umiał dokuczyć swoim
nieprzyjaciołom, co czynił często, a gardłem wrzeszczał
zwykle jako mówca na katedrach uniwersyteckich albo
na ambonach.
Przykro mu było, ale nie było rady. Dnia 2
kwietnia jechał do Wormsu. Po drodze powitali go
w Erfurcie humaniści jak tryumfatora. Mnóstwo ludzi
nazywało go „bohaterem ewangelii".
Zanim szedł do Wormsu, uczył jeszcze swoich
wielbicieli, co i jak mają robić. W kościele aagustyań-
skiin mówił: „Ten buduje kościół, drugi leci do św.
Jakóba, albo do św. Piotra, trzeci pości, modli się
i chodzi bez trzewików... Taka robota jest niczem
i trzeba ją zniszczyć. Nie zapomnij tych słów: nasze
wszystkie dzieła nie posiadają siły. Ja zniszczyłem,
mówi Chrystus Pan, grzechy, które macie na sobie;
wierzcie tylko, że ja jestem tym, a będziecie uczci
wymi". Zawsze to samo powtarzał wszędzie Luther,
chociaż nie było potrzeba. Szczera modlitwa albo po
kuta, aniżeli jego dziwaczna reforma.
Do Wormsu przybył Luther 16 kwietnia. Naza
jutrz wezwano go do sejmu i przed tron cesarza. Py
tano go, czy się przyznaje do swoich książek. Odpo
wiedział półgłosem: tak. Po drugiem pytaniu, czy chce
te książki odwołać, prosił pozwolić mu namyśleć się.
— 30 —
Nos na kwintę spuścił, odeszła go odwaga, głos jeg
zwykle gwałtowny, krzykliwy, był tak cichym, iż go
mało kto pochwycił uchem.
Na jego szczęście, przysłał mu tego dnia Hutten
list, w którym dodał mu otuchy. Nie bój się, trzymaj
się prosto, bądź mężem odważnym, —radził mu, nic ci
nie będzie!
Co Hutten radził, uczynił Luther. Gdy go prze
słuchano, dnia 18 kwietnia odmówił odwołania swoich
książek.
Cesarz Karol V tak się rozgniewał na aroganc
kiego mnicha, iż kazał mu natychmiast opuścić Worms
i siedzieć w domu cicho. Zabronił mu mówić kazania,
czyli podniecania chłopów do wojny rewolucyjnej. Dał
mu na drogę kilku opiekunów, aby mógł wrócić bez
szkody do swojego domu.
Nie udała mu się ucieczka do Wittenburga. Na
połowie drogi napadło go kilku zamaskowanych \iyce-
rzów, zaprowadzili go jak niewolnika 4o Wartnburgu
i umieścili go na zamku pod strażą żołnierzów. Tak
go zręcznie ujęto i schowano, iż nie wiedział,, kto go
wziął za kark i wsadził do kozy. Zdziwiłby się- bar
dzo, gdyby mu powiedziano, że posłał po niego za
maskowanych rycerzów
r
książę saski Fryderyk i kazał
go zamknąć w Wartburgu. Książę Fryderyk iubił go
przecież. Lubił go wprawdzie, ale dowiedziawszy się,
że ten mały mniszek obraził cesarza, biskupów, ksią
żąt panujących i licznych posłów na sejmie, cofnął się
od niego, obawiając się pogardy panów katolickich.
Przyjaciele Luthra roztrąbili po całym kraju, iż
wrogowie pochwycili go na drodze do Wittenberga.
związali mu ręce, obeszli się z nim okrutnie, zabili
i wrzucili trupa w jakiś rów.
— 31 —
Bezmyślna plotka... Rycerze nie dotknęli Luthra
nawet palcem i odwieźli go w całości zdrowego ciała*
Więzień księcia Fryderyka siedział wygodnie na zam
ku, uikt mu w drogę nie wchodził, czuwano nad jego
zdrowiem. Siedząc w kozie, bawił się „nowy prorok"
tłumaczeniem Starego i Nowego Testamentu.
Testamentu Nowego nie umiał prawdopodobnie
dosłowuie tłumaczyć, bo opuszczał z niego niejedno.
Nic w tern dziwnego. Chciał przecież być „prorokiem"
najznakomitszym, czyli mędrcem, któremu wszyscy lu
dzie powinni wierzyć.
Kłócił się podobno z dyabłem i rzucał na niego
kałamarze. Czy tak było, nie wiadomo. Ale wiadomo,
że miał na ustach ciągle szatana przeciw Papieżowi
i swoim krytykom. Teufel, Teufel, Teufel (dyabeł.
dyabeł, dyabeł), krzyczał zawsze, gniewając się na
dyabła albo na swoich przeciwników.
Jego przeciwnicy nie byli tak głupi, jak się jemu
zdawało. Hieronim Emser, nadworny kapelan i sekre
tarz saskiego księcia, Jerzego, Cochliius, Eck i Karol
von Bodmann prześcignęli go nauką i przyzwoitością.
Dużo uczonych humanistów, uwielbiających „mądrość
i odwagę nowego proroka, gdy byli młokosami, wróciło
do Kościoła- katolickiego, zbrzydziwszy sobie szcze
gólnego rodzaju „nowe wiarę".
Arogantem nazwał Emser Luthra. „Twój pyszny
duch — pisał do niego — nie może znieść, by ktoś coś
przeciwko tobie mówił albo pisał*. Słuchać nikogo nie
chce, oprócz tylko siebie samego. „Luther nie wydo
bywał błędów ze swojego własnego garnka, lecz z ksiąg
swoich poprzedników, Wiklefa i Husa. Z tych ksiąg
nauczył się nazywać Papieża antychrystem, chrześcian
Romanistami i kacerzami; święte sakramenta, msze.
kapłańskie błogosławieństwa wyrzucił".
„Dokąd dojdziemy — pytał się Karol von Bod-
mann — z wykładem Luthra tłumaczenia i auterytetu
Biblii?. On wyrzuca te albo owe księgi jako nieapostol-
skie, jako fałszywe, bo nie odpowiadają jego duszy,
Inne księgi będą znów wyrzucone, w końcu nie będzie
się wierzyło w
r
całą Biblię i będzie się ją traktowało
jak niepotrzebną książkę. Już teraz gardzi wielu ludzi
Biblią. I te smutne zjawiska będą coraz liczniejsze,
jeśli Luther i jego towarzysze będą opluwali Kościół,
Papieża i Biskupów."
Luther posłał Papieżowi powinszowanie Nowego
Roku (1520 r,) ordynarne, drwiące, podłe. Tylko bru
tal albo nie szanujący nikogo oprócz siebie, może tak
zuchwale znieważać ludzi wybitnych, rozumnych i wie
rzących w
r
swoją wiarę, wychowanych przez bogoboj
nych i uczciwych rodziców.
IV.
Luther siedział w więzieniu, „poprawiał" Biblię,
kłócił się z dyabłem, a jego przyjaciel, Lange, prowa
dził dalej je„o zamiary, jego rewolucyę.
Jan Lange, mnich augustyński, demoralizował
w Erfurcie i Wittenbergu kazaniami młodzież i hołotę.
Studentom, rzemieślnikom, hołocie miejskiej i chłopom
podobała się ogromnie bijatyka. Cała ta banda, zna
lazłszy broń, rzuciła się nasamprzód na kler. Sześć
dziesiąt domów księżych i bibliotekę zniszczyła; wszyst
kie dokumenty, znajdujące się w pałacu arcybiskupa,
podarła albo spaliła. Kto jej szedł w drogę i zawa-
— 33
—
dzał mordowała. Zamordowała wielu ludzi niewinnych.
Nawet znakomitego, zasłużonego profesora uniwersyte
tu, Maternusa Pistoris, potłukli, wyrzuciwszy go z jego
domu oknem na bruk.
Nie sam tylko Lange pomagał Luthrowi „refor
mować religię". Z klasztorów głównie augustyńskieh
uciekło mnóstwo mnichów. Ci uciekinierzy buntowali
katolików. Wmawiali w nich, że „niepotrzeba trzymać
się religii swoich przodków", bo „stary testament pi
sze wyraźnie, iż jest obowiązkiem pozbyć się wiary
ojców. Kościół jest tylko matką ludzi i pozwala im
wszystko : skąpstwo, rozpustę, niewierność, obłudę
i t. d. Jan Lange nazywał klasztory wolnymi zamka
mi rabusiów
Po kraju rozproszyło się mnóstwo „predykan
tów", powtarzających „mądrość" Luthra i Langego.
Ci predykanci (kaznodzieje, mówcy, działacze) lekce
ważyli post, modlitwę, spowiedź, życie klasztorne i t. p.
Te „nauki" odpowiadały dosłownie reformie Luthra.
Daremnie starał się, oprócz innych znakomitych
katolików; Bartłomiej Usingen, mąż uczony i uczciwy,
przekonać wrogów katolicyzmu, że grzeszą i demora
lizują nowe pokolenie.
Piorunował on ciągle w tumie erfurtskim przeciw
wrogom papiestwr.. Tysiące ciekawych ludzi przybywało
do kościoła i słuchało uważnie jego wspaniałych kazań. -
Słuchali uważnie, ale bez celu. Lud erfurcki przenosił
już „wolność religijną" i nawet polityczną ponad pra
wdziwą wiarę katolicką. Zachciało się mu hulać, bum-
blować, rabować cudze mienie i odgrywać rolę boga
czów i mędrców.
Równocześnie z Erfurtem, działo się to samo
w Wittenbergu (1521 r). Do tej „wolności" dołączyli
"Walka Lntra. 2
wrogowie katolicyzmu jeszcze zniszczenie obrazów na
szych świętych męczenników, bo praktyczna religja nie
lubi dekoracyi kościołów.
Luther sprzykszył sobie więzienie w Wartbur.
i uciekł do Wittenbergu piątego Marca 1522 r. Księcia
saskiemu, Fryderykowi, posłał list, tłumacząc się dla
czego musi być „wolnym, aby mógł służyć bez prze
szkody" nowej religii.
Nie oto prawdopodobnie chodziło mu, lecz o swój'*
stanowisko, które stracił w Witenbergu. Wiadomo że
nazywał siebie posłańcem Pana Boga jedynym człowie
kiem, wiedzącym co trzeba robić, aby zniszczyć Papie-
żów i katolicyzm. Jego pycha nie milczała nigdy, chwalił
się ciągle. Nie obawiał się swoich wrogów bo mu po
magali Hutten i Sickingen.
Ulrych von Hutten urodzony w roku 1488-mym
był potomkiem starożytnej szlachty frankońskiej, ale nie
posiadał majątku. Jego ubogi ojciec przeznaczył go do
stanu duchownego i oddał go w ręce opactwa w Tul-,
dzie. Biedny ojciec omylił się. Jego syn nie chciał być
księdzem. Rycerska krew kipiała w jego żyłach. Oprócz
tego lubił książki naukowe, poezye i wesołe życie. Za
miast siedzieć w klasztorze, uczył się w różnych unu
wersytetach. Gdy cesarz walczył we Włoszech, poszedł
pod*jego chorągiew i bił się jak tęgi rycerz. Dłuższy
czas był we Włoszech, nauczył się tam dużo. Wróciwszy
do Niemiec, pisał dzieła naukowe i poezye. Gdyby się był
zachowywał przyzwoicie i rozumnie, starali by się możni
panowie osłodzić mu życie i ułatwić pracę autorską. Za
wiole dokazywał, za nadto hulał... I. pokumał się z I,u-
threm czego szlachta frankońska nie chciała.—W zło
zwrócił się do Franciszka von Sieking-en.
35 —
iszek Sickingen był bogatym szlachcicem,
przeszkadzało w rabunku ubogich ludzi,
kiełkiem mnóstwem ubogich, zbankruto-
crzów i jeszcze większem mnóstwem mie
szczan i chłopów. Ubogiej szlachcie obiecywał straconą
ziemię, jeśli będzie dobrze biła jego przeciwników.
2 początku, przed działalnością Luthra, palił zamki
rycerskie i chłopskie domki. Był tak pewnym siebie,
tak zuchwałym, iż nie bał się nawet cesarza i króla.
W sam raz spadła na niego „mądrość" Luthra.
Zazdroszcząc biskupom i opatom ogromnych majątków,
medytował nad tem, jak się dostać do tych majątków.
Gdy Luther opluwał od r. 1519: papieżów, kardyna
łów, arcybiskupów, biskupów, prałatów, proboszczów*
zakonnikó,w i nazywał ich bezustannie szatanami, an
tychrystami, kłamcami i łotrami — zatarł ręce, mówiąc
do siebie z humorem: poczciwy Lutherek wie, gdzie
szukać szczęścia; zabieram się- nasamprzód natychmiast
do biskupów, a potem do książąt... „Ewangelia nowa"
Luthra otworzyła mu drogę do lekceważenia katoli
cyzmu. *
Korzystał z takiej „religii". •
Zdobywanie cudzego mienia zaczął w Trier, gdzie
miał swój pałac arcybiskup Ryszard von Greiffenklau.
Szedł swobodnie z częścią swojego wojska, prze
konany, że wypędzi z miasta arcybiskupa na zawsze
i zabierze dla siebie jego mienie.
Zdziwił się, gdy mu się nie udał atak na miasto
Trier.
Arcybiskup Ryszard nie bał się nawet takich
awanturników i zbójów, jak Sickingen. Miał sam
w swojej rycerskiej krwi odwagę i dzielność. Miasto
swoje uzbroił i bronił je. Sickingen rzucał się na jego
— a6 —
stolica kilka razy, ale każdym razem odpędzili go
trierczycy.
Struł się tą klęską ( l i września 1522). Mszcząc
się za nią, spalił wszystkie domy wiejskie, kościoły
i probostwa.
Wracając do siebie, do swego zamku, mruczał:
nie daruję ci, klecho. przyjdę po raz drugi wkrótce
do ciebie i wygarbuję ci skórę.
Arcybiskup nie był tak naiwnym, by się poddać
bez oporu zuchwałemu awanturnikowi.
Arcybiskup Ryszard prosił swoich sąsiadów (kilku
książąt) o pomoc przeciw Sickingenowi. Stawili się
wszyscy, pospieszyli się ze swojem wojskiem, bo i im
groził także ten dziwak zrabowaniem ich księstw.
Arcybiskup i książęta szli zręcznie ze swojem
wojskiem do zamku Sickingena (Landstuhl) i otoczyli
go niespodziewanie ze wszystkich stron.
Sickingen nie spodziewał się tak nagłego ataku.
Nie miał czasu zebrać z okolicy swoich dóbr większej
liczby żołnierzy. Musiał się bronić sam ze szczupłą
gromadą wojowników. #Bił się doskonale ze swoimi
wrogami, ale podaremnie. Którzy przyszli ocalić swoje
dobra, walczyli cierpliwie od kwietnia 1523 r. aż do
. 6 maja. Zamek runął pod kulami*armat, a dziedzic
Sickingen padł i już się nie podniósł. Umarł...
Wkrótce potem, w sierpniu 1523 r. zeszedł także
z tego świata Hutten.
%
.
Luther uciekłszy z Wartberga do Witt.enberga,
wszedł na ambonę i zaczął znów uczyć po swojemu
Niemców „nowej ewangelii". Codziennie stawał na
ambonie i znieważał katolicyzm.
Puszczał znów po całym kraju swoje broszurki,
wzywając w nich czytelników do pogardy: Papieża
— H7 —
kardynałów, biskupów i wiernego jeszcze wogółe kle
ru. Mówił i pisał zawsze namiętnie i. ordynarnie, cze
go ksiądz nie powinien był czynić.
Po śmierci Huttena i Sickingena zachwiał się
Luther, „nowy prorok*. Odważnym był zawsze w gę
bie, w gadaninie, ale rozlewu krwi się obawiał. Prze
raziła go rewolucya, którą sam z początku popierał,
bo widział dokąd dąży chciwość, podłość, nienawiść
chłopów i nędza zubożałych szlachciców.
Starał się załagodzić tę rewolucyę. Daremnie
jednak przekonywał „ewangelików", źe nie trzeba
mordować niewinnych ludzi.
Rewolucye nie mają nigdy serca i rozumu. Są
złodziejami i mordercami.
V.
W Wittenbergu żył teraz Luther dubeltowo: Po
pierwsze, odgrywał rolę proroka, uczącego lud „pra
wdziwej ewangelii", a po drugie odwiedzał często re-
stauracye i wlewał w siebie razem ze swoimi dawny
mi kolegami cały węborek piwa. Niemcy lubili piwo
jak wiadomo i lubią je dotąd. Chlapią je wieczorami,
nieraz do północy.
Luther nie szczędził swojego brzucha. Pić piwo
lubił bardzo, upijał się nieraz gwałtownie, chociaż ta
kiemu jak on „posłańcowi Pana Boga" nie wypadało
bawić się w knajpach.
Jemu, „prorokowi" wolno wszystko (mysłał sam).
wolno mu obrazić przeciwnika, opluć, wydrwić katoli
ków i posłać ich do piekła. Był bezwzględnym... Gdy
np. książę saski,. Jerzy, bardzo pracowity, rozumny
— 38 —
i szczery katolik, skarżył się, iż Luthra nie można
okiełznać, powstrzymać jego złośliwych książek i bro
szurek, i karać jego znieważania całego świata. Pa
pieża, biskupów, cesarza i. książąt—odpowiedział Lu-
ther natychmiast po swojemu. Pisał do księcia Jerzego,
że „jest kłamcą i podłym ciężarem prawdy ewangelic
kiej". Książę nie ukarał wtedy „proroka", bo wojna
religijna rosła codziennie. Trzeba było czekać na skut
ki tego niepożądanego krwawego ruchu. Zamiast księ
cia Jerzego, zwrócił jego minister, Jan von der Pla-
nitz, uwagę Luthra na jego brutalne drwiny. Na to
odpowiedział mu Luther: „księcia nie dotknąłem je
szcze nigdzie tak jak Papieża, biskupów i króla an
gielskiego; księcia prawie zanadto oszczędzałem. Bo
takiego, tyrana, jakim od jest, powinienem był już da
wniej dotknąć po mojemu. Wiem także, że moje dzieła
wszystkie są tego rodzaju, iż patrzą na nie jak na
dyabłów i troskają się o to, aby niebo wkrótce nie
spadło, a później stało się co innego. Jest teraz nowy
czas. w którym można nareszcie dotykać wielkich
głów, czego dawniej nie śmiano, i 'o tern co Bóg ob
myśli, zobaczymy w swoim czasie."
Jeszcze ostrzej mówił Luther o Papieżu, Adrya-
nie VI, aniżeli o księciu Jerzym. Nazywał Adryana
obłudnikiem i najgorszym wrogiem Boga' za to, że po
łączył 31 maja 1528 roku, biskupa Benno, bogobojne
go i czystego jak szkło, z innymi świętymi. Papież
Adryan był tak uczciwym, pracowitym i szlachetnym,
jak żadnego w drugiej połowie 1400 r. nie było. Cóż
więc chciał od niego Luther. Chyba tylko zazdrość
mogła obrazić Papieża. Wszystko zresztą, co Luther
mówił i pisał od dwóch, trzech lat, było jego zazdro
ścią i złością. Chciało mu się koniecznie panować, roz-
— —
kazywać. Żadnego z mężów, jeżeli nie był jego przy
jacielem i wyznawcą „nowej ewangelii", nie uważał
za prawego człowieka i nazywał go zdrajcą, łotrem.
Panować, rozkazywać mocnym książętom nie mógł
bez ich woli, przeto uczepił się głównie chłopów
i swoich życzliwych kolegów (humanistów), łaknących
dobrego majątku. Stał się tern, co się nazywa socyali-
stą, czyli wrogiem szlachty i zamożnego mieszczań
stwa. Tylko socyalista mógł w owym czasie sięgnąć
chciwą ręką po cudze mienie, co się też stało. Nie
Luther kradł, lecz awanturnicy uniwersyteccy i chłopi,
walczący z wielkimi panami. Ratowali się także w ten
sam sposób ubodzy szlachcice.
Na prawo, na lewo kręcił się Luther bezustan
nie, nawracając katolików do „pełnej wolności" i „no
wej ewangelii'-. Chętnie uciekały oprócz już „wol
nych" mnichów młode mniszki z klasztorów, aby im
było przyjemnie w swoim własnym domu i słodko
w objęciach kochającego męża.
Luther nie powstrzymywał mnichów i mniszek,
cieszył się nawet, że uciekinierzy i uciekinierki po
szukali sobie prędko żony i mężów. On sam, jako
„poseł Boga", usunął się tymczasem od tej rozkoszy
o«.l ..wolnej miłości*.
Chcąc koniecznie pokonać katolicyzm, wzywał
nawet „Zakonnych Rycerzów", ab^ złamali przysięgę
zrzucili z siebie „przestarzałą wiarę", a wzięli na
siebie „nową"; powinni się ożenić z kobietami bez na
mysłu i rozdzielić majątek „Rycersko-Zakonny" między
<iebie. Chętnie patrzałby na ślub, na wesele biskupów
i opatów... Zdaniem jago mówił Pan Bóg: „chcę, abyś
ty miał pomocnika i abyś nie był sam".
— 40 —
Skąd on wydobył ten „rozkaz Boski", nie wie
my. Gdzieś musiał być, ale gdzie... Tyle mówił i pi
sał rozmaicie, dziś tak, jutro inak, iż trudno jest i
jego drogami. Był aanadto nerwowym, ale zawsze mu
się zdawało, że bez jego mądrości i twórczego geniu
szu runie w błoto całe chrześciaństw
T
o.
Stał się tak „wielkim, potężnym", iż drwił w Wit-
tenbergu z rozkazu księcia Fryderyka, który mu za
bronił gospodarować w klasztorze i kościele jego zwy
czajem, pozwolił mu tylko służyć ołtarzowi i ambonie
po katolicku".
Luther kpił sobie już w r. 1523 z wszystkiego,
co nie było jego wynalazkiem. Takiej pychy nie znal
ani jeden uczony, uczciwy kapłan katolicki w Rzymie.
Zmiarkowawszy, że chłopstwo wzięło się do rozmaitej
broni i groziło książętom i różnym panom rozlewem
krwi, nie zwracał uwagi na swego stroskanego władcę.
Zamiast mu być posłusznym, żądał 11 lipca 152o r.
od opiekunów kościoła, aby znieśli katolickie msze
święte, były bowiem w jego mniemaniu „nie boskiem
okrucieństwem".
Luther i Melanchton robili wszystko, aby ośmie
szyć katolicyzm. Opowiadali ciemnemu ludowi, że
w Rzymie wyrzucono z Tybru potworne zwierzę, któ
re miało oślą głowę, kobiecą pierś i kobiecy brzuch,
nogi wole, jedną nogę słonia, przy prawej ręce rybie
łuski na nogach i głow
r
ę smoczą na tylnej części; dru
gie dziwne zwierzę, nieudane cielę krowy, urodziło się
w Waltersdorfie pod Freibergiem w Meissen.
Te dziwne „zwierzęta" przeraziły chłopów i ubo
gich mieszczan. Luther i Melanchton starali się, aby
prosty lud, nie mający pojęcia o rzeczywistej praw
dzie, uwierzył w to, co oni mówią. Wystraszyli oczy-
•
— 11 —
wiście ciemną gromadę wiejską. Luther umiał pisać
w swoich broszurkach tak, jak md się podobało, albo
jak potrzebował.
Jeszcze więcej przerazili lud, gdy mu powiedzieli,
że potwór pierwszy, łeb ośli, jest Papieżem, a drwi
mnichem-eielęcym, czyli głupcem.
.Tysiące broszur ozdobionych portretami „potwo
rów
4
*, rozrzucił Luther po całym kraju, powtórzywszy *
w nich to, co Melanchton dowcipnie skomponował.
Tego rodzaju „nauka religijna" mogła się podo
bać wesołym studentom, bawiącym się w szynku bu
telkami piwa, lubiącym różne błazeństwa i t. p., a doj
rzali już uczeni omijają takie głupstwa. Melanchton
powinien się był wstydzić chwalić się takiemi brudami,
bo on przecież należał do najzdolniejszych niemieckich
uczonych pisarzów. Obowiązkiem jego było szanować
swój talent i służyć nim narodowi. Komponując takie
bzdurstwa, jakie sklecił razem z Luthrem, starał się
ośmieszyć przedewszystkie Papieżów, kardynałów, bis*
kupów i zmusić cały lud do pogardy katolicyzmu.
Niemoralność tryskała z takich waryackich do
wcipów i dążeń do przewrócenia Kościoła.
VI.
Nie sam tylko Luther niszczył katolicyzm, lecz
także mnóstwo predykantów szła jego drogą. Mnisi
uciekłszy z klasztorów, uczyli z ambon nowej religii
studentów uniwersyteckich. Każdy predykant mówił
inaczej, tłumacząc religię jak mu się podobało. Stu
denci, zamiast pracować nad poważną nauką humani
styczną, wmieszali się w „nową religię" i kłócili się
— 42 -
o
nią. Ten chciał taką ewangalię, drugi inną, trzeci
jeszcze gorszą. „Wszelkie naukowe studya. leżą na
ziemi
44
— skarżył się rektor wysokiej szkoły.
Z każdym rokiem zapadałsię uniwersytet. W ro
ku 1520 było w Wittenbergu jeszcze 311 studentów,
w r. 1522 już tylko 72, a w r. 1524 zaledwie 34.
Ruinę nauki zbudowali predykanci. Oni to*, ego
iści, myślący jedynie o swoim brzuchu i tłustym za
robku, obrzydzili studentom naukę humanistyczną.
Co się stało w wysokich szkołach, działo się tak
że w szkołach ludu. Te szkoły padły jeszcze gorzej
aniżeli uniwersytety. Chłopi przestali posyłać swoje
dzieci do szkół wiejskich, bo z książeczek Luthni
dowiedzieli się. że „księża i uczeni obeszli się z lu
dem okrutnie'.
Luther nazywał już w r. 1521 uniwersytety „kry
jówkami morderców, świątynią Molocha, synagogą de
moralizacji". W jednem z kazań 1521 r. mówił na
wet, że „trzebaby wysokie szkoły zmienić na proch,
albowiem nic piekielniejszego i dyabelszego nie przy
szło na ziemię z pożytkiem świata; i nic lepszego nie
będzie". Tak samo mniej więcej pisał do Emsera
w r. 1521 Melanchton: „Mic szkodliwszego i bezboż-
niejszego nie odkryto oprócz uniwersytetów: na Pa-
pieżów nie spada ten grzech; sam szatan jest ich twór
cą; Wiklef zmiarkował pierwszy, że uniwersytety są
szkołami dyabłów. Ćhrześcianinem nie jest ten, kto
się nazywa filozofem".
Melanchton, rozumny uczony, zmiarkował, że prze
kroczył nadmierną krytykę wysokich szkół i szkół
wogóle. Wstydząc się niepotrzebnej gwałtowności Lu
thra, wycofał się z jego religijnego otoczenia.
— 43. —
Luther nie cofnął się... Aż do końca swojego
życia twierdził, że „rozum jest kochanką dyabła'-
i r. |
Jego teorya sprzykrzyła się uczonym i utalento
wanym mężom. Najznakomitszy literat swego czasu.
Erasmus z Rotterdamu, pisał do Pirkheimera: „Wszę
dzie, gdzie rządzi lutherstwo, ginie nauka i wiedza...
Ewangelia daje •wszystkim wyznawcom wolność i prf-
(da im tak żij>'. jak sic im podoba."
Wolność i swawolne życie było „mądrością-
Luthra. Nowa religia nie stała nikomu w drodze, bo
nie potrzebowała nawet się modlić. „Za wszystkich
chrześcian modlił się przecie Chrystus Pan i otworzył
im bramę nieba bez bogobcjności"—mawiał ciągle szef
..ewangelii".
Luther cieszył się. gdy mnisi uciekali z klaszto
rów i żenili się z byle kim. On sam nie myślał wcale
o małżeństwie, bo „mu Pan Bóg nie pozwolił uczepić
kobiety".
Stało się znów przeciwnie...
Przyszło mu nagle do głowy, że i jemu nietylko
Pan Bóg pozwolił się żenić. ale „nawet rozkazał mu
poszukać sobie małżonki.
Istna komedya... Dziś przysięgał Luther, że mu
Pan Bóg nie pozwala, a jutro rozkazał mu, aby się
splótł z niewiastą.
Trzeba być szczególnego rodzaju fantastą, aby
skakać co chwila inaczej.
Luther zrzuciwszy z siebie - suknie klasztorne
v
i włożywszy ubranie świeckie, szukał dobrej żony.
alazł Katarzynę von Bora, która uciekła z klaszto-
z innemi zakonnicami.
W szesnastym roku jej życia umieścili ją rodzice"
— 44 —
w klasztorze Nimtzsch; 26 lat miała, gdy wróciła z klatki
do wolności.
Katarzyna Bora podobała się bardzo „posłańcowi
Pana Boga", ale nie śmiał się do niej zbliżyć, bo była
szlachcianką, córką starego rodu. — A niechby mnie
odepchnęła od siebie, cóżbym ja robił? — mruczał.—
Szlachta nie cierpi chłopów... Bał się niepotrzebnie
dumy szlachcianki. Bora ułatwiła mu sama małżeństwo.
Zbliżyła się do niego, okazała mu życzliwość i podała
mu rękę. Złączyli się oboje 16 czerwca 1525 r. Oboje
nie byli urodziwi, co dowodzą ich portrety malowane
przez Cranacha. Ich ślub odbył się inaczej, aniżeli
przed ołtarzem katolickim. Zapowiedzi nie było, omi
nięto spowiedź i ołtarz kościelny. Były proboszcz,
Bugenhagen, a obecnie ewangelik, zaprosił do swego
mieszkania Luthra, Borę i ich przyjaciół i pytał si
czy chcą być małżonkami. Gdy odpowiedzieli, że tak.
złączył ich ręce. Na tem skończył się ślub bez żadnej
.uroczystości. W kilka dni potem urządził „nowy mał
żonek" dla swoich przyjaciół wesołą, sutą kolący':,
dowodząc w ten sposób, że ewangelikowi „wolno
wszystko".
Wolno było wszystko, ale nie wszystkim, uczo
nym Niemcom podobało się to „wszystko". Wielu ffię-
żów przed pospiesznym ślubem było w przyjaźni z Lu-
threm, ale po ślubie zbyt szybkim, niespodziewanym,
wycofali się rozumni koledzy z jego otoczenia. Naj
więcej gniewał się na niego Melanchton.
Luther czuł, że go mądrzy ludzie opuścili. Pisał
do Spalatina: „Zrobiłem się tak małym i wzgardzo
nym, iż mam nadzieję, że aniołowie będą się ze mnie
śmiać a dyabły płakać. Humoru nie miał na dłuższy
•czas i myślał ciągle o śmierci.
Bał się niespodziewanej śmierci, bo' przyspieszył
ją sam. On to przecież wzywał w swoich broszurkach
ubogich chłopów do walki z katolikami, możnymi pa
nami i bogatymi kupcami.
Nie było nic trudnego wzbudzić chciwość w du
szy nędzarza.
W XV stuleciu stroili się w jedwabie, aksamity,
srebra, złota, biżuterye niemcy bpgaci i żyli bardzo
suto w swoich domach. Dowiedziawszy się o tem, na
śladowali ich chłopi zamożni, których było w owym
czasie tiużo. Bogaci chłopi hulali aż karczmy drżały,
a chłopki tańczyły w jaskrawych drogich sukniach.
Nic dziwnego, że ubodzy chłopi zazdrościli swo
im bogatym braciom znacznego majątku i wesołego,
wygodnego życia. Ucieszyli się, gdy broszurki Luthra
zachęcały ich do rewulucyi przeciw bogaczom. Te
broszurki rewolucyjne stanęły nagle, bb „posłaniec
Pana Boga" przekonał się, że przekroczył granicę
trzeźwego rozumu i szkodzi całemu narodowi.
Zamiast Luthra zajęli się ubogimi chłopami jego
dawniejsi przyjaciele: Tomasz Miinzer, Henryk Pfeif
fer. Carlstadt, dr. Baltazar Humbaier i inni.
Ci „mędrcy" byli przez pewien czas predykanta-
lami i podniecali namiętnie z ambon ciemny lud do
walki z bogaczami. Zabierajcie im wszystko, co wam
potrzebne—mówili—podzielcie nawet dla siebie połowę
majątków książąt, hrabiów i baronów.
Rozumie się, że taka „polityka" podobała się
ogromnie nędzarzom.
Dawniejsi przyjaciele Luthra przestali go uwiel
biać. Wszyscy „nowi prorocy" zaczęli go badać, kry
tykować, bo i oni chcieli być geniuszami ^posłańcami
Pana Boga Tomasz Miinzer mówił na ambonie, że
. — 46 —
Luther uczy źle, a on jest „posłańcem nieba-. Nie
Luthra posłał Pan Bóg na ziemię, lecz jego, Miinzera.
i rozkazał mu nie oszczędzać nikogo, gdy trzeba było
zuchwalstwo mocno ukarać.
Carlstadt był także przeciwnikiem Luthra i na
zwał go „gwałtownym, bezmyślnym człowiekiem, ro
gatym osłem".
W ten ordynarny sposób obrażali Luthra tak
inni dawniejsi przyjaciele. Bowiem każdy z nich chciał
być znakomitszym od niego. Luther kazał im trzyma
się jego ewangelii, a oni przewrócili religię i polityk-
do góry nogami, każdy z nich tłumaczył ewangelię
inaczej, bo każdy był pyszałkiem.
Luther chciał usunąć rewolucyę, którą on rozpo
czął. Ale było już zapóźno. Ubogi, głodny lud, zde
moralizowany przez predykantów i zachęcony do wa -
ki z bogaczami, zaczął rabować, co się tylko dało.
w miastach i po wsiach. Nietylko rabował cudze mie
nie* lecz znieważał, niszczył także kościoły, kaplice
katolickie i zabijał jak dzikie zwierzę niewinnych pa
nów i niewinne panie.
W rejwachu niby rewolucyjnym stracili głowę
książęta i magnaci. Znalazł się w roku 1525 odważny
rycerz, Jerzy Truchsess. Zebrał w Szwabii doskonałą *
kawaleryę i dobre armaty. Dnia 4 kwietnia .spotkał
bandę chłopską pod Leipheim i rozpędził ją, zabiwszy
w bitwie 4,000 ludzi. Predykanta Wese czyli wroga
katolicyzmu i ośmiu wodzów chłopskich oddał w ręce
kata. W kilka dni potem, 14 kwietnia, spotkał pod
Wurzach liczną gromadę bandytów. Szesnaście tysięcy
chłopów drapnęło przed nim, ale on przyłapał ich na-
drugi dzień w pobliżu klasztoru "Weingarten i zaczął
odrazu strzelać z armat. Tak się bandyci wystraszyli.
— 47
iż oddali w jego ręce broń i przysięgli; że nie będą
już niepokoili cesarskiego państwa.
Za przykładem Jerzego Truchsessa poszli: hrabia.
Filip Heski, książę saski Jerzy, książę Henryk Braun-
swajgski i kilku drobnych książąt (sąsiadów). "Wszy
scy ci połączyli swoje wojska w jednę zwartą armię
i rzucili się na liczną bandę morderców, prowadzonych
przez Tomasza Miinzera.
Skończyła się rewolucya...
Książęta i hrabiowie rozproszyli na wszystkie
strony wrogów katolicyzmu, zamożnej szlachty i za
możnego mieszczaństwa.
Tomasz Miinzer, jeden z najpyszniejszych działa-
czów „nowej religii", zapłacił swoją dumę życiem. Kat
uciął mu głowę toporem.
To samo spotkało także wkrótce potem Pfeiffera.
VII.
Luther starał się przerobić na ewangelików wszyst
:
kich ludzi, mieszkających w Niemczech. Nie ominął
także żydów. Zdawało mu się. że zjedna ich sobie
jeżeli będzie ich przyjacielem.
Zaczął w roku lt>2l pisać o żydach bardzo ży
czliwie. „Powinniśmy obchodzić się z żydami przyja
źnie,—odezwał się-bo wielu z nich będzie chrześcia-
nami".—„Gdy. się chce pomódz żydom, nie trzeba od
nosić się do Papieża, lecz do miłości ehrześeiańskiej
i trzeba ich przyjąć serdecznie".
Daremnie odgrywał rolę dobrodzieja i przyjacie
la. Nie znał widocznie historyi, psychologii i polityki
*^»
— 48 —
żydów. Przyszło do niego trzech judaitów, pytając się
czyby on chciał być także żydem. Drwili z niego...
Gwałtowny temperament Luthra zemścił się za
żydeWski dowcip. Przypatrzywszy się bliżej żydom,
ich rabinom, księgom i kupcom, zerwał stosunki z ni
mi i stał się ich wrogiem. Ani jednego żyda już wi
dzieć nie chcę — mówił. — Nie chciał widzieć żydów,
ale chciał za to odkryć ich brudny egoizm.
Około 1520.r. nie było trudno zajrzeć w duszę
żydow
r
ską, jeźli się ją znało, nie znały jej jeszcze całe
narody. Potrzeba było do tego znajomości: historyi ży
dowskiej, talmudu, skrytej pychy, dążącej do zniszcze
nia „gojów", chciwości, oszukaństwa, lichwy i wsze
lakich kłamstw judaitów.
Uczeni hiszpańscy, francuscy, angielscy i włoscy
wiedzieli już wówczas kim są żydzi. Włoski literat,
hrabia Jan Picolo delia Mirandola (ur. 1463 f 1494),
znał doskonale język żydowski.
Hebrajskiego języka nauczył się także Luther,
) mu ułatwiało badać charakter żydów. Od czasu do
czasu pisał o nich i odsłaniał ich podłości.
„Żaden naród nie śmierdzi złotem i srebrem bez
ustannie tak jak oni; są i będą ciągle chciwymi łaj
dakami, co nam ich przeklęta lichwa opowiada.
ci
W dalszym ciągu pisał wiele o nich.
Po p i e r w s z e : „Historya opowiada, że żydzi
zatruwają studnie, kradną dzieci i zabijają. Oni są ła
komymi psami, mordercami całego chrześciaństwa." —
.,Talmudyści i rabini mówią, że nie jest grzechem za
bić „goja
4
'; grzechem' jest tylko wtedy, jeżeli źyd za
bije żyda.".
Po d r u g i e : „Widzę pisma żydów, które nas
przeklinają i życzą nam w swoich szkołach i synago-
— 49 —
gach wszelkich nieszczęść. Żydzi kradną nasze pienią
dze przez lichwę i gdzie tylko mogą. Zdaniem ich,
służą Bogu gdy okradają i rabują gojów (chrześcian).
Po t r z e c i e : „Gdzie widzisz jakiego żyda,
albo słuchasz jego nauki, nie myśl inaczej, bo słu
chasz trującego bazyliszka, który także zatruwa i za
bija. — Gdziekolwiek zobaczysz rzeczywistego żyda,
uderz się krzyżem w piersi i powiedz: oto tam idzie
żywy dyabeł.—Cóż my chrześcianie chcemy teraz zro
bić z tym podłym i przeklętym narodem żydowskim?
Trzeba spalić synagogę i szkołę, a co nie da się spa
lić, zasypać ziemią, aby żaden człowiek nie patrzał na
kamienie synagogi albo szkoły.—Trzeba także zburzyć
ich domy, bo robią to samo w swoich domach, co ro
bią w szkołach. Byłoby dobrze, gdybyśmy żydów wsa
dzili pod dach albo do stajni, jak cyganów, aby wie
dzieli, że nie są panami w naszem państwie, czem się
chełpią. - Trzeba im zabrać modlitewniki i talmudy,
które uczą ich bałwochwalstwa, kłamstwa, klątwy. —
Należy zabronić im lichwy. "Wszystko co posiadają,
ukradli nam i zrabowali przez lichwę, bo nie mają
innego pokarmu.— W ręce mocnych, młodych rąk ży
dowskich (obojga płci) trzeba włożyć topory, szpadle,
różne narzędzia, aby się nauczyły zarabiać na chleb
w pocie nosów. Próżniactwo żydów trzeba wypędzić
z ich grzbietów.—Jeśli nie będą pracowitymi robotni
kami, należy wyrzucić ich z kraju."
Luther nie lubił mówić i pisać spokojnie. Gdy
się na kogoś rozgniewał, traktował go jak zbója, ło
tra, złodzieja, szubrawca. Lubił mówić i pisać gwał
townie i potężnie. Ostre słowa tryskały z jego mózgu
i ust, nie oszczędzając nikogo. Nawet cesarza Karola,
Papieżów, kardynałów, biskupów, książąt, znakomi-
Walka Luthra. 4
50
tych autorów lekceważył. Siebie miał za jedynego
mędrca i wodza ehrześciaństwa.
Przekonawszy się, że żydzi go nie szanują a na
wet lekceważą, zabrał się . do nich bystrem okiem
i zmiarkował, dokąd oni dążą. Poznał ich bardzo do
brze i odkrył ich różne podłości, szkodliwe dla ehrze
ściaństwa. Gwałtownie rzucił się na nich i rozkazał
im opuścić Niemcy.
Część żydów wystraszyła się, uciekła do toleran -
cyjnej Polski, a reszta została na miejscu, nie chcąc
stracić łatwego i sutego zarobku. Trudno wykurzyć
żyda z tego albo owego państwa, gdzie mu wygo dnie.
Wygodnie było mu zawsze w Polsce i jest mu dotąd,
jak w swoim własnym domu, co być nie powinno.
Przybłęda, nieproszony gość, nie miał prawa zbudować
„państwa w państwie*. Zrozumiał to Luther słusznie
i stał się zawziętym antyżydem, gdy się żydom uwa
żnie przypatrzył.
VIII.
Luther nie przestał nienawidzieć Papieżów, kar
dynałów i katolicyzmu. Klął bezustannie nawet pod
czas modlitwy. Katolik, Willibald Pirkheimer, pisał
o nim w jednym ze swoich listów: „Zdaje mi się, że
Luther albo zwaryował, albo opętał go jaki zły duch;
bez waryactwa nie mógłby się rzucać tak gwałtownie
i klącTciągle. Luther klnie podczas modlitwy. Nie mo
że się modlić bez klątw, gdy się zetknie z nazwiskiem
Papieża, bo takiego dyabła trzeba przekląć i zniwe
czyć".
Waryatem Luther nie był. Uczepiła się tylko je-
- 51 —
£0 mózgu nieznośna pycha, która mówiła głośno, iż
ona tylko zna drogę do nieba i wie wszystko, co trze
ba zrobić, aby się pozbyć katolicyzmu. Wielu z jego
dawniejszych przyjaciół nie znosiło tej niepotrzebnej
pychy. Gdy który z nich zaprzeczał mu coś, rzucał
się na niego jak rozgniewany brytan. Melanchton
,.skarżył się na jego namiętną gwałtowność, na samo-
lubstwo i chciwość panowania; porównał go z dema
gogiem Kleonem."
Oprócz tego był Luther zanadto wrażliwym i
nerwowym, czego dowodem jego ciężkie choroby. Te
ciężkie choroby zaczęły się w roku 1526. Pierwsza
z nich przestraszyła go 6 lipca nagłym bólem głowy.
Lamentował, że w jego „lewem uchu huczy, dzwoni
jak w falach morskich; potem męczył go nieznośny
ból, jakby burza przelatywała przez głowę. Chciał się
położyć w łóżku, ale zemdlał na progu sypialni."
Druga, taka sama choroba, dzwoniła i huczała
w jego głowie. Miał taki ból, iż nie mógł czytać i pi-
.^ać kilka tygodni.
Jego wrażliwa i nerwowa natura zaczęła powoli
stygnąć. Nic dziwnego; lata jego szły ku końcowi ży
cia. Mówił sam o sobie, że zestarzał i zgnuśniał. Mimo
to nie przestał bezustannie walczyć z Rzymem, aby
rozszerzyć i wzmocnić „Ewangelię". Chcąc ułatwić
Niemcom wygodne życie i „pełną wolność", odrzucił
wszystko, co się „z czasem stało nauką Kościoła",
mianowicie: mszę Św., namiestnictwo Chrystusa Pana,
kult Maryi Panny, Świętych, czyściec, dobre uczynki
i t. p.
Bardzo się podobała „Ewangelia" Luthra elekto
rowi saskiemu, landgrafowi heskiemu, niektórym oby
watelom Rzeszy niemieckiej, młodzieży uniwersyteckiej
i chłopom, bo „Ewangelia" pozbyła się obroży bogo
bojnego życia i pozwoliła im hulać bez kary. Hulało
głównie miasto Wittenberg, w którem Luther stale
mieszkał.' Tak się rozgniewał lekkomyślnością swoich
uczniów i przyjaciół, iż wołał: „precz z Sodomy'*.
Uciec chciał z tego miasta w lipcu 1545 r., ale mu
się nie udało.
Nie udało mu się także zjednać całej Rzeszy
niemieckiej dla jego „Ewangelii", bo cesarz, Karol V,
bronił Kościoła katolickiego.
Dnia 18 lutego 1546 r. w nocy opuścił Luther
życie na ziemi.
Rzecz dziwna... W niektórych kościołach zawie
szano jego portret z tytułem: Dwus et sanctus doctor
M. Lutherus.
Zdawałoby się, że Niemcy nie zapomną po śmier
ci „boskiego i świętego doktora" o jego rodzinie, po
trzebującej zapomogi. Nikt w całych Niemczech nie
spytał się nawet, czy chcą korzystać z ich dobroci.
Żona fjuthra obarczona przez pięcioro dzieci,
była w trudnem położeniu. Nie mogąc dostać w swo
jej ojczyźnie ani grosza, udała się z prośbą do króla
duńskiego. Król nie odpisał ani słowa. Dopiero gdy
Lnthrowa żebrała dwa lata później w r. 1552, przy
słała jej Królewska Mość 50 talarów.
W Wittenbergu powstała szpetna choroba. Lu-
throwa, nie chcąc umrzeć w tem mieście, uciekła
z dziećmi do Torgau. Nie miała szczęścia... Gdy się
konie rozbrykały, wyskoczyła z wozu do rowu. Umar
ła w Torgau 20 grudnia 1552 roku.