Polska gospodarka na tle świata
Aktualizacja: 2011-09-26 7:18 pm
Wolnorynkowy
think tank Instytut Globalizacji przygotował ranking najszybciej rozwijających się
gospodarek świata. Sytuacja Polski, wbrew propagandzie rządowej, nie jawi się tak różowo,
jakbyśmy chcieli (na nczas.com
pisaliśmy na ten temat m.in. tutaj
).
Ranking obejmuje 50 gospodarek świata i bada osiem obiektywnie mierzalnych wskaźników (wzrost lub
spadek produktu krajowego brutto na osobę, inflację, wartość eksportu i importu, napływ bezpośrednich
inwestycji zagranicznych, bezrobocie oraz finanse państwa), na podstawie których powstaje
zestawienie. Im państwo ma niższą inflację i bezrobocie, tym lepiej. Z kolei najwięcej punktów można
dostać za największy handel zagraniczny, napływ inwestycji, nadwyżkę budżetową, najszybszy wzrost
gospodarczy oraz najwyższy PKB w przeliczeniu na osobę.
Środek stawki
Polska w dotychczasowej historii rankingu przeważnie lokowała się w środku stawki. Najnowszy ranking
okazał się jednak druzgocący – Polska zajęła najniższą pozycję w dotychczasowej historii – 29.
(chociaż w zeszłym roku było to jeszcze miejsce 26.). Na taki wynik Polski złożył się spadek w wielu
kategoriach. Pod względem wzrostu gospodarczego w 2009 roku Polska znajdowała się na szóstym
miejscu, a tylko 10 państw nie miało spadku PKB. Minął rok chwalenia się „zieloną wyspą”, wzrost
gospodarczy w Polsce nawet przyspieszył do 3,8%, tylko że… innym przyspieszył bardziej.
Z jednej strony to zrozumiałe, że po spadku część państw wróciła na szybszą ścieżkę rozwoju, a z
drugiej (patrz tabela 1) nie wszystkie wróciły na umiarkowanie średnią ścieżkę wzrostu, jak Polska.
Jak blado wypada 3,8% wzrost Polski na tle 14,5% w Singapurze, 10,8% na Tajwanie, czy nawet 9,2%
w Argentynie (nie wspominając, że po raz kolejny Chiny osiągnęły dwucyfrowy wzrost gospodarczy).
Czy jest się ciągle czym chwalić i podniecać? Może na tle skostniałej Unii Europejskiej (żadnego
państwa w pierwszej dziesiątce, a największy wzrost gospodarczy zanotowała… Szwecja – 5,6%)
Polska nie wypada tak najgorzej, z trzecim najlepszym wynikiem (wyprzedza nas jeszcze Słowacja), ale
na dzień dzisiejszy Unia Europejska to gospodarczy trup. Państwa najbogatsze starają się chronić
przed napływem nuworyszów, takich jak Polska, narzucając im standardy prawne i socjalne stosowane
u siebie. A nie wiedzieć czemu nasi politycy wierzą, że jeśli przejmą ustawodawstwo Zachodu, to od
razu i nasz dobrobyt dorówna do tego poziomu. Ale jak powiedział kiedyś noblista z ekonomii Milton
Friedman: „Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem
zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak
biedne, jak Polska”. Na dzień dzisiejszy Polska naśladuje głównie współczesne kraje zachodnie o
socjalnym nastawieniu. A wystarczy spojrzeć na to, co w przeszłości robiły takie państwa jak Korea
Południowa czy Singapur. Nawet warto spojrzeć na bliższe nam kulturowo Niemcy lat 50. XX wieku (z
poziomem życia porównywalnym do współczesnego u nas).
Wszystkie te państwa w większym lub mniejszym stopniu postawiły na wolny rynek, rozumiany jako
niskie podatki, poszanowanie własności (w Polsce o szacunku dla własności niech świadczy fakt, że wg
Banku Światowego czas uzyskania pozwolenia na budowę plasuje nas na 164. miejscu na świecie na
183 badane państwa) oraz przede wszystkim sprawny system wymiaru sprawiedliwości, a nie taki, który
wydaje prawomocne wyroki nawet 10 lat pod zdarzeniu (ze średnią długością rozprawy ok. tysiąca dni).
Pomimo wielu utrudnień, jakie na każdym kroku spotykają przeciętnego Polaka chcącego utrzymać
siebie i swoją rodzinę, Polska wcale nie radzi sobie aż tak źle, jak chcieliby nasi politycy. Gdyby jednak
1
do takiego kraju nagle przenieść 10 milionów Francuzów czy Niemców to prawdopodobnie umarliby z
głodu, a w najlepszym razie spaliby pod mostem (bo przecież trzeba poczekać prawie rok czasu na
pozwolenie na budowę).
Mimo to jednak Polska wcale źle się nie rozwija, ale – jak już wspomniałem – jest to głównie sukces
Polaków, chcących jak najszybciej dogonić swoich zachodnich sąsiadów. Tylko że inne bliskie kraje
robią to jakby szybciej. Przykładowo: w 2010 roku do 38-milionowej Polski napłynęło bezpośrednich
inwestycji zagranicznych na 10 miliardów dolarów, podczas gdy do 10-milionowych Węgier, na których
czele stoi przecież „faszysta” Viktor Orbán – na 7,3 miliarda dolarów. Najgorzej na tle pozostałych
państw Polska wypada (42. miejsce) pod względem deficytu finansów publicznych. Ale to również efekt
pewnej polityki inwestycyjnej, w którą wierzy obecny rząd (jakby z państwowych inwestycji kiedykolwiek
wyszło coś dobrego). Dziwne, że również wykorzystująca fundusze europejskie do inwestowania
Estonia potrafi wypracować nadwyżkę w finansach publicznych. Ale być może Estonia nie znajduje się
na celowniku międzynarodówki finansowej. W końcu 300 miliardów długu, jakie naprodukował Donald
Tusk z Janem Vincent-Rostowskim, to rokroczny haracz wynikający z odsetek na sumę ok. 15
miliardów złotych z naszych podatków. Co tam taka Estonia mogłaby zapłacić – nie starczyłoby nawet
na pensje zarządu w takim Goldman Sachsie.
Singapur przed Niemcami
Biorąc pod uwagę wszystkie państwa i ich dokonania za 2010 rok, najlepiej wypadł Singapur (41,25
punktu na 50 maksymalnie możliwych). Nie jest to zbyt duże zaskoczenie. Państwo jest bogate, ma
dość duży (jak na liczbę ludności) handel zagraniczny, nieprawdopodobny (14,5%) wzrost gospodarczy,
wysoką nadwyżkę budżetową (przy takim wzroście to nawet Tusk nie zdążyłby wydać wszystkich
pieniędzy), niskie bezrobocie. Zaskakujące może być w rankingu drugie miejsce Niemiec. Ale poprzedni
rok był nad Renem bardzo udany. Wysoki, jak na Niemcy, 3,5-procentowy wzrost gospodarczy, bardzo
niska inflacja, jak zwykle gigantyczne obroty handlu zagranicznego, spadające bezrobocie oraz deficyt
budżetowy. Wbrew pozorom, jeśli Niemcy nie dadzą się wciągnąć w dalsze bezsensowne ratowanie za
wszelką cenę strefy euro, państwo to może nadać nowy asumpt do wzrostu w całej Europie. Odważne
reformy (między innymi wpisanie do konstytucji zakazu zadłużania państwa od 2014 r.), które
przeprowadziła Angela Merkel, powinny być wskazówką na zapatrzonego w nią przyjaciela zza
wschodniej granicy. Trzecie miejsce w rankingu, co nie powinno być niespodzianką, przypadło
kolejnemu azjatyckiemu tygrysowi (Hongkong). Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by w przyszłym
roku Hongkong zamienił się miejscami z Singapurem. Czwarte miejsce to z kolei zeszłoroczny lider –
Chiny. Po raz kolejny dwucyfrowy wzrost gospodarczy powoduje, że różnice w dochodach w stosunku
do reszty świata coraz szybciej znikają. Jednak ciągle jest wiele do nadrobienia – PKB na osobę to ok.
7,5 tys. dolarów, przy polskim ok. 19 tys. czy singapurskim 56,5 tysiąca. Najgorzej w rankingu, co nie
powinno być dużym zaskoczeniem, wypadła Grecja. Recesja w tym kraju jest niezaprzeczalnym faktem
– PKB zmalał o 4,5%, a przykładowo deficyt budżetowy wyniósł prawie 10% PKB. Nie wiadomo, czy
kłopoty Grecji nie rozsadzą całej strefy euro, słusznie posyłając wspólną walutę na śmietnik historii.
Przykre, że polscy politycy nie próbują swoją wyobraźnią sięgać trochę dalej niż do państw Unii
Europejskiej. Gdyby pokazać im możliwość wzrostu gospodarczego przekraczającego 10%, puknęliby
się w głowę. A są państwa, które osiągają takie wyniki. Nie ma jednak nic za darmo – albo wolny rynek,
albo etatyzm i bogactwo dla wybranych. Sądząc po sondażach przed zbliżającymi się wyborami, czeka
nas jeszcze co najmniej cztery lata umacniania myśli prourzędniczej.
Marek Langalis
2
3