DianaPalmer
Snynajawie
Tłumaczenie:
Anna
Cicha
===aV5oWGwIbFo4XWsNbls4WmhYOV1qWmpTawlrUmFWZlY=
ROZDZIAŁPIERWSZY
Eleanor
Perrie, skupiona na odpowiednim sformułowaniu pisma,
na chwilę odjęła dłonie od klawiatury i jednocześnie oderwała
wzrok od ekranu komputera. Dyskretnie zerknęła na przybysza.
Prezentowałsiędystyngowanieinienagannieweleganckimszarym
garniturze,dawałjednakwyrazpewnemuzniecierpliwieniu.Często
spoglądał na zegarek i zmieniał pozycje, siedząc na luksusowej
rozłożystej kanapie, postawionej na użytek gości i klientów
wprzestrzennympokoju,wktórympracowałaEleanor.
Najwyraźniej, pomyślała, czekający
nie
może się doczekać na
mojegoszefa.Wtymmomenciepozwoliłasobienanieprofesjonalny
leciutki uśmieszek i połączyła się z miejscem, w którym, jak
wiedziała,zastaniepracodawcę,czylizestajniami.Zezrozumiałych
względów zostały usytuowane w sporej odległości od rozległego
domu.
– O co
chodzi? – usłyszała nieco zirytowany głos Curry’ego
Mathersona.
– Suflet wygląda na gotowy – poinformowała konspiracyjnie,
ściszającgłos.–Bardzonapęczniałyibrązowy
na
wierzchu.
W odpowiedzi
rozległ się cichy gardłowy śmiech, pod wpływem
któregostanęłajejprzedoczamiogorzałatwarzszefa.
–Zaraz
będę.
– Mam nadzieję, szefie – odparła uprzejmie, ale z wyczuwalnym
przekąsemiprzerwałapołączenie.
Ponownie
zwróciła wzrok na mężczyznę w szarym garniturze,
niespokojnie wiercącego się na kanapie. Posłała mu uśmiech, pod
wpływemktóregorozjaśniłasięjejurodziwatwarzomlecznejcerze
i rozbłysły oczy o niezwykłej jasnozielonej barwie, przesłonięte
okularami. Duże czarne oprawki szkieł, zdaniem Eleanor,
harmonizowały z jej bujnymi kruczoczarnymi włosami, które
najczęściej,takjakdziś,upinałanaczubkugłowywschludnykok.
– Pan
Matherson powinien wkrótce nadejść – zwróciła się do
mężczyzny, tym razem mówiąc głośno, tak by jej głos dotarł do
przeciwległegokońcaobszernegopokoju.
– Dziękuję
pani
– odparł sztywno, coraz bardziej zdegustowany
przedłużającymsięoczekiwaniem.
–Jednaznaszych
medalowychklaczyrasyAppaloosaoźrebiłasię
dzisiajrano–dodałaEleanordlalepszegoefektu.–PanMatherson
chciałjejosobiściedopilnować.
– Rozumiem. – Mężczyzna skinął głową z bladym uśmiechem,
któryjednaknieodbiłsięwjego
oczach.
Niestety, niczego
nie rozumiesz, odrzekła mu w duchu Eleanor
iponownieskupiławzroknaekraniekomputera,abypodjąćpisanie
wtymmiejscu,gdziejeprzerwała.
Zdążyła się przekonać, że
Curry
Matherson doskonale wiedział,
jak postępować z ludźmi, aby nie tylko nie przeszkodzili mu
wosiągnięciuzamierzonegocelu,alewręczułatwilimutozadanie.
Pomyślała, że Durwood Magins, bo tak nazywał się mężczyzna,
niemogący się doczekać spotkania z jej szefem, nie ma pojęcia, że
wystąpiwcharakterzebezbronnejrybkizaatakowanejprzezrekina.
Otóż
Curry
Matherson zaplanował wybudowanie nowoczesnego
kompleksu biurowego na terenach należących do Maginsa, które
oczywiście uprzednio zamierzał odkupić. Realizacja ambitnego
wizjonerskiego przedsięwzięcia zależała od tego, czy ów nerwowo
wiercący się na kanapie właściciel gruntu zdecyduje się sprzedać
go po rynkowej cenie, a nie za wydumaną astronomiczną kwotę,
którejpoczątkowozażądał.
ZnużonyukładaniemsięzMaginsem,CurryMathersonzadzwonił
do niego dzisiaj rano i poinformował, że odstępuje od dalszych
negocjacji,ponieważznalazłinnyteren,równiedobrzenadającysię
pod budowę. Piętnaście minut później Durwood Magins zasiadł na
kanapiewpokojudopracyEleanoritkwiłtam,niepotrafiącukryć
zdenerwowania.
Tymczasem
Curry Matherson nie doglądał rodzącej klaczy, bo od
tego miał fachowy personel. Poszedł do stajni tylko po to, aby
zobaczyć źrebaka, co przeciągnęło się do dobrych dwóch godzin.
W tym czasie Magins coraz bardziej się niecierpliwił, nie mogąc
doczekać się spotkania z niedoszłym nabywcą swoich gruntów, na
sprzedażyktórychnajwyraźniejmuzależało.
Eleanor
przeniosła spojrzenie z ekranu komputera na Maginsa
i dyskretnie przyjrzała mu się z mieszaniną współczucia
irozbawienia,myślącotym,żechciwośćstanowczoniewyszłamu
na dobre. Lepiej by zrobił, uznała w duchu, gdyby okazał więcej
elastycznościwnegocjacjachzCurrymMathersonem.Miałaokazję
się przekonać, że szef nie miał sobie równych w taktyce
zmiękczaniaprzeciwnikaprzezzwlekanie.
Właśnie
energicznym
krokiem wkroczył do recepcji. Na jego
pociągłejopalonejtwarzygościłlekkiuśmiech,zktórymjednaknie
szedł w parze niebezpieczny błysk w oczach. Wysoki i atletycznie
zbudowany górował nad większością ludzi, a wysportowaną
sylwetkęiznakomitąkondycjęzawdzięczałgodzinomkonnejjazdy,
pracy na ranczu, a także zamiłowaniu do sportu, który uprawiał
zdoskonałymrezultatem.NiskiMaginswyglądałprzyMathersonie
jakkarzełek.
Eleanor
próbowała nie wpatrywać się w szefa, który, jak
przypuszczała, nazbyt silnie ściskał dłoń niezaproszonego gościa,
ale nie mogła się opanować, by nie wracać wzrokiem do twarzy
o wyrazistych rysach, bujnej czarnej czupryny oraz imponująco
męskiej postaci. Trzy lata temu pomyślnie zakończyły się jej
starania o uzyskanie posady asystentki Curry’ego Mathersona, co
poczytałasobiezasukces.Wówczasniebyławstanieprzewidzieć,
żepokochagobeznadziejnieitrwale.
Uśmiechnęła
się
lekko
na
wspomnienie
tamtego
dnia.
Niespokojna i jednocześnie zdesperowana, czekała na rozmowę
kwalifikacyjną. Poprzedzały ją trzy kandydatki – starsze od niej,
wykwalifikowane sekretarki, dobrze wyglądające i starannie
ubrane,przyczymjednaznichzachwycającopiękna.Zaniąmiały
wejść jeszcze cztery, równie dobrze prezentujące się, wygadane
ifachowe,aprzytymznaczniemniejzdenerwowaneniżona.
Wówczas
Eleanor
miała osiemnaście lat i po śmierci rodziców
mogła liczyć tylko na siebie. Gdyby nie świadomość, że
pozostawiona samej sobie znalazła się w dramatycznej sytuacji
finansowej i gwałtownie potrzebuje pracy, zapewne okręciłaby się
napięcieiuciekła.
Włożyłaprostąsukienkęzzielonejbawełnyibiałesandałki.Włosy
upięła w ciasny wysoki kok, bo uważała, że dodaje jej to powagi
ilat.Oczyukryłazaniemodnymiokularamiwczarnychoprawkach,
w których wyglądała niczym sowa. Miała niewielką wadę wzroku
i w związku z tym potrzebowała szkieł wyłącznie do czytania, ale
w innych sytuacjach służyły jej za tarczę ochronną, rodzaj
kamuflażu.
Nie
próbowała podkreślić walorów swojego wyglądu – zresztą
uważała,żeichnieposiada.Przekonanietowyrobiławniejmatka,
osoba głęboko religijna, dbająca o to, aby córki nie dotknęło
zepsucietegoświata.Eleanoranirazuniebyłanarandce,nigdynie
całowałasięzchłopakiem.Wieczoryspędzaławdomu,wypełniając
obowiązki nałożone przez matkę. Były liczne, żeby nie przyszła jej
ochotanaspotkaniazprzedstawicielamipłciprzeciwnej.
Speszona, weszła
do
gabinetu i zajęła wskazane miejsce po
drugiej stronie masywnego dębowego biurka na wysoki połysk, za
którymsiedziałCurryMatherson.Potencjalnyszefniezaszczyciłjej
spojrzeniem.UtkwiłwzrokwleżącychnablaciepapierachiEleanor
pomyślała, że prawdopodobnie czyta jej podanie o zatrudnienie.
Przyglądała się z podziwem wysportowanej sylwetce, gęstym
czarnym włosom, z rzadka poprzetykanym pierwszymi nitkami
siwizny, śniadej cerze. Przeżyła zaskoczenie, gdy nieoczekiwanie
ichoczysięspotkały,iokazałosię,żejegosąsrebrzyste.Nieszare
ani niebieskie, tylko srebrzyste i błyszczące. Zafascynowana, nie
usłyszałapierwszegopytania.
– Zapytałem – powiedział, nie podnosząc głosu, ale i nie kryjąc
zniecierpliwienia–jakiemapanidoświadczenie.Wpodaniuniema
otymżadnejwzmianki–dodałizamachałwjej
kierunkukartką.
Wyprostowała szczupłe
ramiona, jakby
postawą chciała dodać
sobieodwagi.
–Poskończeniuszkołybyłamsekretarkąojca.–Posmutniałanato
wspomnienie.
–
Prowadziłam
księgi
i
zajmowałam
się
korespondencją.
Matherson
odchylił się na oparcie obrotowego fotela i złożył
dłonie,przytykającjedosiebieopuszkamipalców.Przyglądałsięjej
zwężonymioczami,coEleanorodebrałajakowyrazniechęci.
–Jestpanijeszczenastolatką,prawda,panno–zerknąłwżyciorys
–Perrie?
– Mam
osiemnaście lat, panie Matherson – zaprotestowała,
zadzierającpodbródek.
– Osiemnaście – powtórzył,
bezceremonialnie
taksując ją
wzrokiem.–Mapanichłopaka,pannoPerrie?
Eleanor
przeczącopokręciłagłową.
–Nie?Adlaczego?–Pochyliłsiędoprzodu,oparłłokciamioblat
biurkaiwpatrzyłwnią
badawczo
tymiswoiminiezwykłymioczami.
–Nieprzepadapanizaseksem?
Zszokowana, wzięła głęboki
oddech
i w milczeniu wpatrzyła się
rozszerzonymijasnozielonymioczamiwMathersona.
Tymczasem
jego surowa twarz nieoczekiwanie złagodniała
isrebrzysteoczyrozbłysły,gdysięuśmiechnął.
–Rozumiem,żeniemusiałbymwyganiaćpanizmojego
łóżka,czy
tak, panno Perrie? Ani mieć się na baczności na wypadek, gdyby
przyszłopanidogłowyrzucićsięnamnie?
Eleanor
przemogła się i tłumiąc w sobie zdenerwowanie,
odpowiedziałaspokojnie,zachowującchłodnyton:
– Z całym szacunkiem, panie Matherson, ale wygląda to na
zarozumialstwo z pańskiej strony. Bez urazy, ale aż tak atrakcyjny
panniejest,apozatymowiele
starszyodemnie.
Brwi
Curry’egopowędrowałydogóry.
–Dziewczyno,aile
wedługciebiemamlat?
Przyjrzała
mu
się z uwagą, nie wiadomo dlaczego, na dłużej
zatrzymującspojrzenienakształtnychustach.
– Co najmniej trzydzieści – oświadczyła z bezpośredniością
wybaczanąmłodym.
Brwi
zbliżyłysiędosiebie,aśniadatwarzspochmurniała.
– Trzydzieści dwa, gwoli ścisłości. Mimo to aż do dzisiaj nie
zdawałemsobiesprawyztego,że
ten
zaawansowany wiek plasuje
mnienaliścieoczekującychnadomopieki.
Eleanor
uśmiechnęłasięnieśmiałoispuściławzrok.
– Kwiatuszku
– powiedział łagodnie Curry Matherson. – Jak
mógłbymcięodrzucić?
–
Jestem
zatrudniona?
–
zapytała,
patrząc
na
niego
zniedowierzaniem.
–Wszyscymiewamymomentyniedającejsięniczymwytłumaczyć
słabości–oświadczyłfilozoficznie.–Zdajeszsobiesprawęztego,że
osobista sekretarka czy też asystentka na stałe mieszka
wposiadłości?Mamzwyczajdyktowanialistówopierwszejwnocy,
jednocześnie oglądając wiadomości w całodobowym
kanale
informacyjnym.
– Nic
nie szkodzi. Lubię siedzieć do późna – zapewniła go
pospiesznieEleanor.
Nie
posiadała się z radości. Nie mogła uwierzyć, że zdobyła
upragnionąposadę,atymsamymśrodkidożycia.
–Jakwiększośćdzieci–odrzekłzuśmiechem.
Na
widokjejoburzonejminywybuchnąłgłośnymśmiechem.Taki
był początek ich długotrwałej, satysfakcjonującej dla obu stron
współpracy.
Eleanor
znała Curry’ego jak żadna inna kobieta. Widziała go
zmęczonego,złego,szczęśliwego,radosnego,znudzonego,anawet,
co zdarzało się rzadko, zniechęconego. Miała z nim do czynienia,
gdy pozostawał w rozmaitych nastrojach, kiedy czuł się lepiej lub
gorzej, o różnych porach dnia i nocy. Towarzysząc mu niemal
nieustannie, zbliżyła się do niego niemal jak życiowa partnerka.
Wtychszczególnychokolicznościachzakochiwałasięwnimnatyle
powoli,żepoczątkowoniezdawałasobieztegosprawy.
Nawet
nie
spojrzała
w
kierunku
innego
mężczyzny.
Z ujarzmionymi włosami, nieodmiennie upiętymi w kok na czubku
głowy,wokularachcorokuwymienianychnatakiesame,prostych
sukienkach w bezpretensjonalnym stylu, nie stanowiła zagrożenia
dla przewijających się przez posiadłość licznych kobiet, obiektów
pożądaniaszefa.
Nie
widziały w niej rywalki i dlatego nie czyniły przed nią
tajemnicy ze swojego zainteresowania Currym. Wręcz usiłowały
pozyskać jej względy i poprzez nią zbliżyć się jeszcze bardziej do
ukochanego. Było to jednak z góry skazane na niepowodzenie, bo
Curry zwykle kończył znajomość, polecając Eleanor zamówić
i posłać tuzin żółtych róż. To był jego prywatny kod, sygnalizujący
definitywne zerwanie. Następnie po upływie kilku tygodni
postanawiał rozejrzeć się za następną ofiarą. Lubił nietuzinkowe
kobiety:piękne,smukłe,zadbane.Nieumawiałsięzinnymi.
Czasem
na spotkania lub przyjęcia biznesowe zabierał ze sobą
Eleanor,któraniezmiennieubierałasięwsposóbniewyszukany,nie
nakładała makijażu ani nie zmieniała stylu uczesania. Okulary też
pozostawały na swoim miejscu. Nie zastanawiała się nad tym, czy
robi to specjalnie. Status osobistej sekretarki, pozostającej blisko
szefa i uczestniczącej w jego życiu nie tylko zawodowym, był dla
niejczymśniezwykłym,sprawiałjejprzyjemnośćisatysfakcjonował
jącałkowicie.Wolałanieryzykowaćtrzęsieniaziemi,wyznającmu,
jakgłębokosięzaangażowała.Dawnotemunauczyłasięniechcieć
zbyt dużo. Rozczarowanie nauczyło ją, na jakie niebezpieczeństwa
wystawiająsięci,którymnaczymśzamocnozależy.
Wróciła
do
teraźniejszości, gdy Curry skończywszy rozmawiać
zMaginsem,uścisnąłmudłońiodprowadziłgododrzwi.
–Jesteś
jak
pirat–zwróciłasiędoniego.–Byłbyśnamiejscupod
czarnąbanderą,wieszającludzinarei.
Uniósłbrew,robiączabawnąminę.
–Byćmoże–zgodziłsię.–Coś
nie
tak,Kwiatuszku,sumieniecię
gryzie?
– Zostałam
go
przez ciebie pozbawiona – odgryzła się. – Wręcz
mniezdeprawowałeś.
Curry
roześmiałsięgłośnoiszczerze.
– Rzeczywiście, trudno w to wątpić – ironizował. – Zadzwoń do
Mandy w moim imieniu, dobrze? Powiedz, że wpadnę po nią
później, niż było umówione. Jack Smith dojrzał do pertraktacji
o cenie medalowej klaczy, o której rozmawiam z nim
od dwóch
miesięcy.
–JakAmandatozniesie,gdyjejpowiem,żeklaczzniąwygrała?–
spytała
sucho
Eleanor.
Oczy
Curry’egonabrałyzmysłowegowyrazu.
– Ułagodzę jakoś
jej
wzburzenie – zapowiedział tonem
niepozostawiającymwątpliwościcodocharakterutegodziałania.
Nieoczekiwanie
Eleanor poczuła przypływ zazdrości, ale jej nie
okazała, ponieważ zyskała dużą wprawę w ukrywaniu emocji.
Uśmiechnęłasiępogodnieiobiecała:
–Zadzwoniędoniej.Októrejmiałabysię
ciebie
spodziewać?
–Powiedzmyosiódmej–rzucił
przez
ramię,zmierzającdodrzwi.
Eleanor
odprowadziła wzrokiem wysportowanego i wysokiego
Curry’ego. Wręcz biły od niego męska arogancja i pewność siebie.
Spotykał się z Amandą Mitchell prawie pół roku, swoisty rekord
wjegodotychczasowychznajomościach,alejeśliczułcoświęcejdo
pięknejmodelkiotycjanowskichwłosach,toniepokazywałtegopo
sobie. Potrafił ją zlekceważyć, tak jak zrobił to przed chwilą, nie
okazującnawetcieniapoczuciawinyanisięnieusprawiedliwiając.
Zupełniejakbyuważał,żepowinnabyćnakażdejegozawołanie.
Eleanor
musiałaprzyznać,żemiałpodobniearoganckiepodejście
do niej i do innych ludzi, podporządkowując ich sobie i narzucając
swoją wolę. Zastanawiała się, dlaczego Amanda to znosi. Przecież
nakiwnięciepalcemmogłamiećtuzinymężczyzn,ajednakwolała
Curry’ego. Prawdopodobnie trzymała go na dystans, uznała
Eleanor,byłateżwystarczającosprytna,bygousidlić,aletylkona
pewienczas.Codotegonieżywiławątpliwości.Prędzejczypóźniej
piękna Amanda dołączy do zapomnianych licznych podbojów
Curry’ego.
Wzięła
do
rękitelefoniprzekazałaAmandziewiadomość.
– Typowy
facet – usłyszała uwagę wypowiedzianą melodyjnym,
przyjemnymgłosem.
Oczami
wyobraźniujrzałauśmiechnapięknejtwarzymodelki.
– Byłabym zdziwiona, gdyby Curry chociaż na pięć minut
zapomniał o istnieniu koni – dodała z westchnieniem
Amanda, po
czymspytaławspółczująco:–Eleanor,jaktowytrzymujesz?
–Regularnie
cotydzieńprzechodzęciężkiezałamanienerwowe–
wyjaśniłaześmiechem.
Polubiła miedzianowłosą modelkę. Zresztą,
prawie
wszyscy lubili
tężywiołowąibezpośredniąpiękność.
– Nietrudno mi w to
uwierzyć. Przekaż temu niepoprawnemu
arogantowi,żeczekam,chociażnatoniezasługuje.
– Dobrze, dokładnie powtórzę mu twoje słowa i dodam
od siebie
podobnąuwagę.–Eleanorznówsięroześmiała.
– Akurat, już to widzę – droczyła się Amanda. – Zemdlałby
zwrażenia,gdybyś
mu
siępostawiła.Niewiem,dlaczegopozwalasz
mutaksiętraktować.Toniesamowite,ileznosisz.
– Mam to w pakiecie z posadą osobistej sekretarki. Zdążyłam się
uodpornić. A poza
tym, co by powiedzieli jego ludzie, gdyby
zemdlał?
Amanda
westchnęła.
–Poddajęsię,
ale
tylkonarazie.
–Do
widzenia.
Eleanor
rozłączyłasięiprzyznaławduchu,żezCurrymniełatwo
było wytrzymać, choć czasami był niczym uosobienie męskiego
wdziękuiczaru.Zwłaszczawtedy,gdychciałjąskłonićdopracypo
godzinach.
Ledwo
Curry zdążył odjechać, żeby negocjować cenę sprzedaży
klaczy, a na podjeździe, przed frontowymi schodami, zaparkował
najnowszymodelmercedesa.WysiadłzniegoJimBlackiskierował
się do środka domu. Był o głowę niższy od Curry’ego, mocno
zbudowanyizlekkąnadwagą.Miałwyrazistątwarz,wktórejtkwiły
ładne ciemne oczy. Gdy pojawił się w drzwiach pokoju do pracy,
popatrzył z uśmiechem na Eleanor i oczy mu pojaśniały, gdy ich
spojrzeniasięspotkały.
–Możemiałabyśochotęwybraćsię
ze
mnąnakolację?–spytał.
–Zjawiłeśsięwporę–odparłaEleanor.–Taksięskłada,żeBessie
madzisiajspotkaniewkościeleijem
sama.
–JaktylkowykradnęcięCurry’emu,BessieMillsbędzienastępna
na mojej liście – oświadczył z ożywieniem Jim. – Nie ma w całym
hrabstwie
lepszejkucharki.
–Curry
zawszesięgapoto,conajlepsze,przecieżtowiesz.
– Wiem, bo ty też jesteś najlepsza, Norie. Dlaczego nie chcesz
zacząćdlamniepracować?Zapłacęlepiejidamcidwadniwolnego
wtygodniu,czyliodwa
więcejniżmasztutaj.
–Niekuśmnie–odparłazuśmiechem.–
Wychodzimy
czychcesz,
żebymcicośprzyrządziła?
– Wychodzimy, kobieto! – wykrzyknął z emfazą. – Wystarczająco
ciężkopracujesz.
–Nie
ażtakciężko–zaprotestowała.
–Pójdzieszsięprzebrać?
Eleanor
rozłożyła ręce, jakby chciała zademonstrować swoją
bladożółtąprostąsukienkę.
–Anie
mogęiśćubranatakjakteraz?
–Nie,bozabieramciędoLimelightClub–wyjaśnił–ichciałbym
chociaż
raz
zobaczyćcięwystrojoną.
Eleanor
wpatrzyłasięwniegozeszczerymzdziwieniem.
–Mnie?
– Ciebie – podkreślił Jim. – Dlaczego na jedną noc nie mogłabyś
zrezygnowaćzkamuflażu?Gwarantuję,że
Curry
cięniezobaczy.
–Prosiszowiele
–powiedziałacichoEleanornapołydosiebie.–
Właściwiedlaczego?
–Czy
nie jesteśmy na tyle bliskimi przyjaciółmi, żebym nie mógł
byćodrobinęciekawy,Norie?–spytałłagodnie.
–No…
– Bądź aniołem! Wyobraź sobie, że jesteś jak Mata Hari i musisz
wykraśćważnetajemnicepaństwowe.
Roześmiałasię
wbrew
sobie.
–No
może…Mamtakąsuknię…Jeszczenigdyjejnienosiłam.
– Włóż ją, rozpuść włosy i zdejmij
te okropne okulary, których
wcaleniepotrzebujesz.
Eleanor
obrzuciłaJimabacznymspojrzeniem.
–Co
tyknujesz?–spytałapodejrzliwie.
Zmieszałsię
nieznacznie,ale
dało się to zauważyć. Od początku,
odkąd go poznała, nie potrafił niczego utrzymać przed nią
wsekrecie.Zaprzyjaźnilisięistalisobiebliscy,coEleanorwysoko
ceniła.
– Jim, o co chodzi? – spytała łagodnie, wpatrując się w niego
badawczojasnozielonymioczami.
Uśmiechnąłsiękrzywo.
– Potrzebuję twojej pomocy – przyznał. – Naprawdę to nic
wielkiegoitylko
tenjedenraz–dodałszybko.
–Tystarykocurze,chceszwkimśwzbudzićzazdrość–
bez
trudu
domyśliłasięEleanor.
Poczerwieniał
jak
burak,nacozareagowaławybuchemśmiechu.
– Jim, stary przyjacielu, dla ciebie uczynię, co w mojej mocy, ale
nie spodziewaj się cudownej przemiany – powiedziała i na
odchodnymdorzuciła:–Wyjściowymateriałnatoniepozwoli.
Wcześniej kupiła
dwie
eleganckie suknie i próbowała robić
makijaż,aledzisiejszegowieczoruporazpierwszywżyciumiałasię
zrozmysłempostaraćwyglądaćatrakcyjnie.Tobyłocoścałkowicie
nowego i poczuła się niepewnie, a w dodatku ogarnęło ją
nieprzyjemneprzeczucie,żetegowieczorujejżycienieodwracalnie
się zmieni. Naszedł ją lęk, ale stłumiła go, bo Jim nie zwykł
odmawiać jej pomocy i była mu winna przysługę. Był równie
zamożnyiwpływowyjakCurry,alebezporównaniaprzystępniejszy.
Zaczęławyjmować
szpilki
zwłosów.
ROZDZIAŁDRUGI
Eleanor
wyjęła z szafy długą białą suknię, której do tej pory ani
razuniemiałanasobie,iusiadłaprzedlustrem.
Z mieszaniną ciekawości i zdumienia popatrzyła na swoją nie do
końca znajomą twarz – długie falujące włosy opadały na ramiona,
nieosłonięte okularami oczy wydawały się większe i bardziej
zielone.Lekkimimuśnięciaminałożyłaoszczędniecieńnapowieki,
usta pociągnęła szminką i natychmiast poczuła się winna,
przypomniawszy sobie, jak matka nieustannie ją napominała, aby
nie malowała się i pozostała naturalna, w żaden
sposób nie
podkreślającswoichatutów.
Wstałaiwłożyłasuknię.Miękkiipołyskującymateriałopływałjej
smukłą figurę i kusząco uwydatniał krągłości. Dekolt w szpic był
dość głęboki, a ramiona całkowicie odsłonięte. Elegancką kreację
dopełniały białe sandałki na wysokich obcasach, ozdobione
paseczkamizesztrasów.
Z lustra patrzyła na nią roztaczająca zmysłowy czar kobieta
o ciemnych włosach, zielonych oczach i gładkiej skórze w kolorze
jasnegomiodu,ładniekontrastującejzbieląsukni.Czytonaprawdę
ja?–zadałasobiewduchupytanie,zdumionawłasnąmetamorfozą.
W obawie, że stchórzy lub się rozmyśli, chwyciła koronkowy szal
oraz wieczorową torebkę z zapięciem ozdobionym sztucznymi
perełkamiizeszła
na
dół.
Na
odgłos kroków Jim, stojący u podnóża schodów, spojrzał
w górę i zamarł na widok Eleanor. Miał przy tym taką minę, jakby
wcześniejwogóleniemiałdoczynieniazkobietą.
– No, no… – odezwał się po dłuższej chwili milczenia – …do tej
poryniewidziałemniczego,coprzebiłobyefekttejtransformacji.–
Pokręciłgłową,niemogącwyjśćzezdumienia.–Norie,zawszetak
wyglądałaś i tylko się kamuflowałaś czy trzymasz w pokoju
czarodziejskąróżdżkę?
– Różdżka należy do mojej matki chrzestnej, dobrej wróżki –
odparłaEleanorkonspiracyjnymszeptem.–Niemówotym
nikomu.
– Istny Kopciuszek z ciebie – powiedział ze śmiechem Jim. –
Chodź,
cudowna
istoto,
wskakuj
do
mojego
powozu
zmechanicznymikońmi,azawiozęcię
na
bal.
Luksusowym
błękitnymkabrioletemzajechalipodLimelightClub,
jedną z najlepszych miejscowych restauracji. Jim przekazał wóz
chłopcu parkingowemu, po czym weszli do środka. Szef sali
zaprowadził
ich
do
wydzielonego
boksu,
udekorowanego
doniczkowymi kwiatami. Zajęli wskazane miejsca, a Jim po raz
kolejny obrzucił Eleanor spojrzeniem pełnym podziwu i zarazem
niedowierzania.
– Wiedziałem, że jesteś ładna – powiedział ze zwykłą sobie
bezpośredniością–aleniemiałempojęcia,żemogłabyśzostaćMiss
Świata. Kopciuszku, gdzie twoje łachmany i usmolona
popiołem
buzia?
– Nie chciałam zwracać na siebie uwagi innych, przeciwnie,
wolałam wtopić się w tło, bo tak zostałam wychowana – wyznała
Eleanor. – Moja matka była niezwykle religijna. Próżność uważała
zajedenznajwiększychgrzechówiwpoiła
we
mnieprzekonanie,że
nienależypodkreślaćwłasnegowyglądu.
–Czy
krępujecięto,żejesteśpiękna?
–Przecieżniejestem…–Urwałaispłonęłarumieńcem.
– Jestem ogromnie zadowolony, że wpadłem na pomysł
poproszenia cię o pomoc – oznajmił Jim, wodząc wzrokiem po
twarzy i odkrytych
ramionach Eleanor, wciąż zdumiony jej
metamorfozą.
– Kogo
zamierzamy urabiać? – spytała, gdy oddalił się kelner,
któryprzyniósłimkarty.
– Ją – odparł
Jim, nieznacznym
skinieniem głowy wskazując na
kobietę, która właśnie weszła do restauracji, trzymając pod rękę
znaczniestarszegomężczyznę.
Starając się zrobić
to
jak najdyskretniej, Eleanor odwróciła się
lekko na skórzanej ławie i zerknęła na uroczą młodą blondynkę
o świetnej figurze, delikatną i świeżą jak dopiero zaczynający
rozkwitaćpąkróży.
–Kim
onajest?–spytała,ściszającgłos.
– Córką właściciela tej restauracji; ojciec właśnie ją prowadzi. –
Jim wbił wzrok w menu i dodał: – Chyba mnie zauważyła.
Spostrzegłem, że zostałaś obrzucona zazdrosnym spojrzeniem, ale
terazniepatrzwich
stronę.
– Wreszcie pojęłam, po co mnie tu przyprowadziłeś. Ona ma mi
wywiercićwzrokiemdziuręwplecach.
– Coś w tym sensie – potwierdził Jim. – Norie, jesteś niezawodną
przyjaciółką. Mam nadzieję, że w przyszłości zdołam ci się
odwzajemnić równie ważną przysługą, która pomoże ci uporać się
zjakimśproblemem.
– Dziękuję
ci
za gotowość, ale na razie nie ma takiej potrzeby.
PrzyjemniegraćrolęKupidyna.Wciążrzucazabójczespojrzenia?
–Owszem…Aniech
to!–Jimznieruchomiał.
–Co
sięstało?
–Zasłońsięmenu.Szybko!–zażądałgorączkowo.
–Dlaczego
?
–CurryiAmanda
właśnieweszlidośrodka.
Eleanor
pomyślała, że gdyby była w stanie tego dokonać,
wniknęłaby w skórzane obicie ławy. Po chwili zastanowienia
zreflektowała się, że przecież nie musi się ukrywać ani nie ma się
czego obawiać. Pochyliła jednak głowę i uniosła menu, zakrywając
nimtwarz.
– Cześć,
Jim
– usłyszała nad sobą niski głos Curry’ego. – Dawno
cięniewidziałem.
– Trudno zastać cię w domu. Ilekroć
wpadam
na ranczo,
dowiadujęsię,żeciebieniema–odparłJim.–Czasemudajemisię
zobaczyćNorie.
– Norie – powtórzył z ironią Curry – ale wymyśliłeś. Wygląda jak
Eleanorizdrobnienia
doniejniepasują.
–Przecież
sam
zwracaszsiędoniejperKwiatuszku–przypomniał
muJim.
– Tylko wtedy, gdy jestem w dobrym humorze lub chcę od niej
czegoś ekstra – padła wypowiedziana nieprzyjemnym tonem
odpowiedź.–Eleanorjestdoskonałąsekretarką,alepatrzećniema
na co. Od czasu do czasu biorę ją pod włos. Nic mnie to nie
kosztuje,apomagautrzymaćjejwydajnośćnawysokimpoziomie–
dodałzcynicznym
uśmieszkiemCurry.
–Jakmożesztakoniejmówić–upomniałagołagodnieAmanda.–
Pomijającwszystkoinne,pracujeztobą
trzy
lata.
Słuchająca
tych
wypowiedziEleanorpodziękowałajejwduchu.
– I będzie
ze
mną do końca świata – oświadczył nonszalancko
Curry. – Dokąd miałaby pójść? Żaden mężczyzna nie zainteresuje
się nią na tyle, aby zaproponować małżeństwo, to pewne jak dwa
razy dwa jest cztery. Poza tym dobrze jej płacę. Czego więcej jej
potrzeba?
–Pracy
dlakogośprzyjemniejszegoniżty–oznajmiłJim.
Eleanor,nawet
niepatrzącnaniego,wiedziała,żezmrużyłoczyze
złości.
–Odczasugdyjązatrudniłeś,niemiałaurlopuaniniewzięładni
wolnych–ciągnąłzwyrzutemJim.–Czyprzynajmniejzdajeszsobie
z tego sprawę? Ustępuje ci na każdym kroku i niemal bije ci
pokłony. Któregoś dnia zabraknie jej przy tobie i nie
będziesz miał
kimpomiatać.Cowtedyzrobisz?
– Wciąż próbujesz mi ją wykraść, Black? – W głosie Curry’ego
zabrzmiała
gniewna
nuta.
– Wszelkimi możliwymi sposobami – potwierdził Jim. – Być może
praca u mnie
nie dostarczy Norie tylu emocji, ale za to będzie
traktowanaprzyzwoicie,nacotysięnigdyniezdobyłeś.
Na
chwilęzapanowałoniezręcznemilczenie.PrzerwałjeCurry.
–Amożechciałbyśsię
ze
mnązmierzyć?
–Kiedy
tylkosobieżyczysz–zapewniłgozdecydowanieJim.
– Panowie, to nie czas ani miejsce – upomniała ich Amanda. –
Spróbujmycieszyćsięwizytąwdobrej
restauracji,dobrze?
Eleanor
wyczuła, że napięcie słabnie, ale jej palce, trzymające
menu,wciążdrżały.
– Puśćmy to w niepamięć – zaproponował szorstko Curry
i dorzucił: – Black, ostrzegam cię, trzymaj się z daleka
od mojego
rancza.
– Z przyjemnością – odparł Jim. –
Curry, ja
też cię ostrzegam.
Patrzwyżejswojegonosa,inaczejzginieszmarnie.
Zaczekał, aż
Amanda
i Curry odejdą na odpowiednią odległość,
zanim delikatnie opuścił menu, które służyło Eleanor za tarczę.
Twarz mu się ściągnęła, gdy zobaczył jej jasnozielone oczy pełne
łez.
–Do
diabła!–powiedział.–Chodźmystąd.Straciłemapetyt.
Skinęła w milczeniu głową, zarzuciła szal na ramiona i wstała
z ławy. Idąc z Jimem do wyjścia, miała poczucie, że jest
obserwowana. Gdy znaleźli się na zewnątrz, zaintrygowana,
dyskretnie zerknęła przez szybę i przekonała się, że to Curry
odprowadzał ją wzrokiem. Szybko odwróciła głowę i poszła za
Jimemnarestauracyjnyparking.
– Co
za cholerny, arogancki drań! – rzucił Jim, nawiązując do
bezceremonialnejwypowiedziCurry’egonatematEleanor.
Zatrzymał samochód
przed
frontowymi schodami rozległego
domu, znajdującego się na ranczu Mathersona. Wcześniej, po
opuszczeniu Limelight Club, pojechali do mniej znanej restauracji,
gdziezjedlismacznąkolację.
–Nienakręcajsiętak–przestrzegłagoEleanor,silącsięnalekki
ton.–Wgruncie
rzeczyCurryniejesttegowart.
– Czy w zaistniałej sytuacji zgodzisz się podjąć pracę u mnie?
–
spytałjużspokojnieJim.
Skinęłagłową.
– Daj
mi dzień lub dwa. Potrzebuję trochę czasu, zanim wręczę
Curry’emudwutygodniowewypowiedzenie.
– Dobrze, Norie. Przykro mi, że musiałaś wysłuchać tych bzdur –
powiedział łagodnie Jim, odsuwając zabłąkany kosmyk z jej
policzka.
–Ajanieżałuję.Szkodajedynie,żeprzeztrzylataniezdawałam
sobie sprawy… – Urwała i po
dłuższej chwili dodała: – Dobranoc,
Jim.
–Dobranoc,Kopciuszku.Mam
nadzieję,żemimowszystkobalnie
byłcałkowicienieudany.
Eleanor
pocałowałagowpoliczek.
– Przystojny
książę na pewno mnie nie zawiódł – zażartowała. –
Mam nadzieję, że upatrzona przez ciebie młoda dama została na
tylezaalarmowana,żewkrótcezatelefonuje,abycisięoświadczyć.
–Mógłbym
na
toprzystać.Dobranoc,mojapiękna.
Eleanor
wysiadła z samochodu i patrzyła, jak znikają tylne
światła,poczymciężkowzdychając,odwróciłasię,weszładodomu
iodrazuskierowałasiędoswojegopokoju.Dopierotutajprzestała
trzymać nerwy na wodzy. Miała pełną świadomość, jak bardzo
zabolały ją słowa Curry’ego i jak silnie się do niego rozczarowała.
Oto hołubione w cichości ducha marzenia zostały całkowicie
zniszczone,anieśmiałenadziejeostateczniepogrzebane.
Płakała,dopóki
nie
zasnęła.
Rano
zeszła na dół na śniadanie, uzbrojona w codzienny
rynsztunek: duże okulary, kok na czubku głowy i zwyczajną
sukienkę.JużodproguBessiepoinformowałają,żeCurrywbiegu
zjadł grzankę i wypił kawę, po czym wyszedł na zewnątrz
i niecierpliwie wyglądał Smitha, który miał przyprowadzić nową
klacz.
Obfity
biust gospodyni uniósł się wraz z westchnieniem, gdy
usiadłaprzystoleobokEleanor.Upiłałykkawyidodała:
– Wrócił późno, około czwartej nad ranem. Słyszałam, bo się
przebudziłamizerknęłamnazegarek.Założęsię,żeznowubyłztą
rudą.
–Przypuszczam,żezAmandą–domyśliłasięEleanor.
– Ta młoda kobieta zupełnie nie nadaje się do życia na wsi
i prawdopodobnie nie będzie chciała tu zamieszkać. – Ponownie
wzdychając,Bessieobjęłazaczerwienionymidłońmikubekzkawą.
–Jeślisięzniąożeni,tobędzieżałował.Podejrzewam,żeniebędzie
spieszyła się z urodzeniem
dziecka, bo za bardzo jest dumna ze
swojejfigury.
–Musiszprzyznać,żeznich
wszystkichjestnajbardziejurodziwa.
Eleanor
z trudem zdobyła się na tę uwagę. Zdecydowanie
wolałaby,żebyBessiezmieniłatemat.
–To
znowunietakwiele.
–Kocha
go.
–Akurat!–prychnęła
pogardliwie
Bessie.–Kochajegopieniądze,
ot co. Curry’emu może podoba się to, co ona robi w… – Urwała,
zmieszana.
–Włóżku?–dokończyła
za
niąEleanor.
Bessie
wzruszyłapulchnymiramionamiioznajmiła:
–To
niemojasprawa.
–Ani
moja–powiedziałaEleanor.
Przeszła
do
pokoju, w którym pracowała, i zasiadła za biurkiem.
Przeglądała korespondencję, wyławiając tę wymagającą pilnej
odpowiedzi,gdypojawiłsięCurry.
–Dzieńdobry,Kwiatuszku–powitałjązożywieniem.
Stwierdziła, że
prezentuje
się wręcz młodzieńczo. Od dawna nie
wyglądał tak dobrze. Nie potrafiła się tym cieszyć, wciąż mając
w uszach wczorajsze lekceważące czy wręcz pogardliwe słowa na
swójtemat.Curryzraniłjądożywegoiterazunikałajegowzroku.
Zamierzała powiadomić go o rezygnacji z pracy, ale nie wiedziała,
jakmutoprzekazać.
–Dzień
dobry
–rzuciłanonszalancko,żebydodaćsobieodwagi.
– Coś
nie
tak, Eleanor? – spytał Curry, przyglądając się jej
uważnie.
Rzadko
zwracał się do niej po imieniu. Zwykle wprawiało ją to
w drżenie, ale tym razem zesztywniała i umocniła się w swojej
decyzji.
–Ja…chciałamprosić…–zaczęłazdenerwowana.
– Chcę cię o czymś powiadomić – nie pozwolił jej dokończyć,
nawetnaniąniepatrząc.Wziąłdorękileżącynabiurkudokument
iprzebiegłgooczami.–Równiedobrynatomomentjakkażdyinny
– dodał. – Zaproponowałem Amandzie małżeństwo, a ona
przyjęła
mojeoświadczyny.
ROZDZIAŁTRZECI
Okrutne oceniające ją słowa, które wczorajszego wieczoru padły
zustCurry’ego,byłyniczymwporównaniuztym,coprzedchwilą
Eleanor usłyszała. Ostry, przenikliwy ból przeniknął ją do głębi,
poczuła, że uchodzą z niej radość życia i zdolność obdarzania
miłością.Stałasiępustawśrodku,nawpółmartwa.Zdawałasobie
sprawęztego,żegwałtowniezbladła.Miałanadzieję,żewpatrzony
w dokument Curry nie zauważył, jak zareagowała na rzuconą
mimochodem, a przecież ważną wiadomość o istotnej zmianie
wjegożyciuosobistym.
– Nie słyszałaś, co przed chwilą powiedziałem? – spytał sucho,
przenoszącspojrzenienaEleanor.–Żenięsię.
Uniosłabrwi,krzywiącsięlekko.
–Oczywiście,żesłyszałam–odparłazezniecierpliwieniem.–Daj
mi trochę czasu. Próbuję ułożyć sobie w głowie zgrabne wyrazy
współczuciadlaAmandy–dodałazironią.
W
odpowiedzi
Curry
uśmiechnął
się
z
roztargnieniem.
Najwyraźniejcośniedawałomuspokoju.
–Niezamierzaszodejść?–zapytał,świdrującwzrokiemEleanor.
Nerwowooblizaławargiiopuściławzroknaklawiaturę.
– Ja… zastanawiałam się, jak cię o tym powiadomić… ale…
dostałaminnąofertępracy–odparłazwahaniem.
– Otrzymywałaś propozycje, odkiedy cię zatrudniłem – zauważył
szorstko. – Chcieli cię przejąć Batsen, Boster, a nawet Jim Black.
Tym razem który z nich? Black? – spytał tonem niewróżącym
niczegodobrego.
– Tak. – Podniosła wzrok i napotkała gniewne spojrzenie
pociemniałych oczu Curry’ego. – Proszę cię, zgódź się – dodała. –
Pracuję tu już trzy lata. Nie możesz oczekiwać, że zostanę na
zawsze.Światjestduży,ajapoznałamtylkodomrodziców,apotem
twój. Nie decydowałam o sobie, nie cieszyłam się nawet ułamkiem
wolności,któradlaludzijestczymśoczywistymiktórąuważająza
swoje niezbywalne prawo. Chcę mieć możliwość samodzielnego
podejmowania decyzji, kierowania swoim życiem, a pracując
uciebie,niedostanętakiejszansy.
Curry zmrużył oczy i zacisnął usta, co, jak Eleanor wiedziała
zdoświadczenia,oznaczało,żejestwwojowniczymnastrojuiłatwo
nieustąpi.Wstałazzabiurka,żebyłatwiejbyłojejstawićmuczoło.
– Nie masz takiej szansy?! – powtórzył ze złością. – Przecież nikt
tu ci tego nie broni! – dorzucił podniesionym głosem, po czym
dodał, zmieniając ton: – O co chodzi, kotku? Płacę ci za mało?
Uważasz,żezasługujesznawięcej?
Nie krępując się, z wolna obrzucił taksującym wzrokiem Eleanor,
ubranąjakzwyklewprostąsukienkę,skrywającąjejfigurę.
– Żaden facet nie dałby za ciebie nawet pięciu groszy, ty
nieopierzony kurczaku – ciągnął. – Co spodziewasz się znaleźć
wszerokimświecie?Mężczyznęnatyleślepego,żebycięzechciał,
naiwnacnotko?
Sądziła, że poza mimowolnie wysłuchaną pogardliwą oceną
i wiadomością o ślubie nic więcej nie zdoła jej boleśnie dotknąć.
A jednak te ostatnie słowa, wypowiedziane z rozmysłem przez
wściekłegoCurry’ego,żeonaśmiezrezygnowaćzposady,przelały
czarę goryczy. Poczuła się tak, jakby wbił jej nóż w ranę i nim
obracał,umyślnieprzysparzającbólu.Niezdołałapowstrzymaćłez.
Napłynęłyjejdooczuizawisłynarzęsach.
Odwróciła się, żeby Curry ich nie zauważył, i bez słowa, nie
oglądającsięnaniego,ruszyładodrzwi.
– Dokąd się wybierasz, ty niezgrabny krabie?!- zawołał. – Chcesz
zagrzebaćsięwpiasku?
Otworzyładrzwiiwyszładoholu,nieświadomaobecnościBessie,
która stała jak ogłuszona. Wcześniej, przez minione trzy lata,
gospodyni nie była świadkiem sprzeczki pomiędzy Mathersonem
aEleanor,oawanturzeniewspominając.
– Co z rezerwacją do Miami, panno Perrie? – spytał
nieprzyjemnym,szorstkimgłosemCurry.
SkierowałjedoEleanor,stającwprogupokoju.
Zdłoniąnaporęczyschodów,gotowauciecnagóręischronićsię
w swoim pokoju, Eleanor jednak się odwróciła. Łzy ciekły jej po
policzkach,szczupłeciałodrżałozgniewuiupokorzenia.
–Niechpansamzajmiesięzasmarkanymirezerwacjami!–rzuciła
ze
złością.
–
Natychmiast
wręczę
panu
wymówienie
z dwutygodniowym terminem wypowiedzenia! – podkreśliła i nie
zważając na autentycznie zszokowanego Curry’ego, wbiegła po
schodachnapiętro.
Resztę dnia spędziła w swoim pokoju, siedząc na krześle
naprzeciwkookna.Patrzyłanatańczącenapadokuappaloosy,aza
nimiczarnemedaloweangusy,pasącesięnazielonych,ciągnących
sięażpohoryzontłąkach,alemyślałaotym,cojąspotkało.
Wciąż była wściekła i naszła ją ochota, żeby zejść na dół i rzucić
czymś ciężkim w tego aroganta. Trzy lata znosiła jego wybuchy
i wysłuchiwała wygłaszane przez niego tyrady. Chroniła go przed
ludźmi, z którymi nie chciał się spotkać. Rezerwowała bilety
i miejsca w restauracjach, posyłała kwiaty, bileciki i prezenty jego
kobietom.
Prowadziła
biuro,
kontrolowała
korespondencję
i pilnowała terminów. A do tego nierzadko wstawała z ciepłego
łóżka o drugiej w nocy, bo akurat przypomniał mu się jakiś byk,
którego chciał kupić. To wszystko robiła solidnie i odpowiedzialnie
przeztrzylata,aonwpięćminutzmusiłjądotego,byusunęłasię
zjegożycia.
Nagleprzyszłojejdogłowy,żebyćmożezrobiłtocelowo.Nieraz
i nie dwa przekonała się, że miał niesamowitą zdolność czytania
w jej myślach. A może zauważył, co ona czuje, i postanowił jej
ułatwić odejście? Cóż, niewykluczone, a w każdym razie łatwiej
znieść takie postawienie sprawy niż świadomość, że dla Curry’ego
znaczyła tak mało, a właściwie nic, skoro nie krępował się mówić
oniejlekceważącoipogardliwie.
„Naiwnacnotka.Krab.Pięciugroszyniewarta.Nieznajdziefaceta
ślepegonatyle,żebysięniązainteresował”.
Wcześniej nigdy tak się do niej nie zwracał ani jej nie obrażał.
Pieklił się, ciskał gromy, łatwo tracił cierpliwość, utyskiwał, że za
wolno pisze, gdy chodząc po pokoju, dyktował listy i pisma. Nie
czynił jednak osobistych uwag, nie robił przytyków, nie wyśmiewał
się z niej ani jej nie ranił. Od początku był nastawiony do niej
przyjaźnie, był nie tylko wymagającym szefem, ale i swoistym
opiekunem. Ostatnio to się zmieniło, a dzisiaj ujawnił, co sądzi
oniejjakokobiecie.
Walcząc ze łzami, sięgnęła po telefon i wybrała numer Jima. Gdy
odebrał,mimowoliszlochwyrwałjejsięzgardła.
–Jim?–spytałaochryple.
–Norie,toty?–upewniłsięzniedowierzaniem.
W tym momencie uprzytomniła sobie, że on nie widział jej
płaczącej. Co więcej, prawie nikt nie był świadkiem, jak płakała.
Dołożyłastarań,abykontrolowaćgłos.
–Tak,toja.Właśniepotwornie…potworniestarłamsięzCurrym.
Czy mógłbyś… Nie powinnam cię o to prosić po tym, co on
powiedziałwczorajwieczorem,ale…
–Dajmipięćminut–przerwałjejrzeczowymtonemJim.–Niech
spróbujemniewyrzucićzeswojegodomu,jeśligotobawi.
Połączenie zostało przerwane. Eleanor, wciąż z oczami pełnymi
łez, usiadła przy toaletce, żeby doprowadzić się do porządku. Na
widok swojego odbicia w lustrze ogarnęła ją złość. Wciąż ta sama
sowia twarz, włosy ciasno skręcone na czubku głowy w babciny
kok, blada, pozbawiona życia cera. Nagle zapragnęła stać się inną
istotą,
tą,
którą
była
wczorajszego
wieczoru.
Elegancką,
rozsiewającą urok kobietą, do której mężczyźni się uśmiechali.
Wcześniej nie zaznała męskiej adoracji. Nie mogła więc wiedzieć,
jak to miło stać się obiektem zainteresowania, odbierać oznaki
aprobaty i zachwytu. Przekonała się o tym zaledwie wczoraj, a już
jej tego brakowało. Starając się nie myśleć o przestrogach matki,
zabrałasiędodzieła.
Wyjęła szpilki ujarzmiające długie włosy i opadły na ramiona.
Zaczęła energicznie je szczotkować, aż zaczęły lśnić i ułożyły się
w naturalne miękkie fale. Zdjęła okulary o dużych i czarnych
oprawkach i odłożyła je na bok. Wreszcie zatuszowała ślady łez
i nałożyła na twarz lekki makijaż, taki sam jak przed wczorajszym
spotkaniemzJimem.
Podeszła
do
szafy
i
zaczęła
przeglądać
jej
zawartość
w poszukiwaniu czegoś o bardziej swobodnym charakterze.
Znalazła zieloną wzorzystą spódnicę i pasującą do niej zieloną
bluzkę, podkreślającą kolor jej oczu. Przebrała się, a na nogi
włożyła białe sandałki i opuściła pokój, aby zejść na parter, gdzie
zamierzałapoczekaćnaJima.
Pokonując stopnie schodów, niespokojnie zastanawiała się, jak
powinna zareagować, gdyby Curry… Nie zdążyła rozważyć tej
kwestii do końca, bo spostrzegła, że otworzyły się drzwi
prowadzące do gabinetu i Curry Matherson wkroczył do holu.
Stawiał wielkie kroki, kierując się ku schodom. Miał przy tym
zdecydowany, zacięty wyraz twarzy jak człowiek, który zamierza
załatwićcośpilnegolubważnego.
Eleanorzatrzymałasię,sparaliżowanaobawąprzednieuniknioną
konfrontacją. Tymczasem Curry podniósł wzrok, a kiedy ją
zauważył, znieruchomiał, przybierając wyraz twarzy, jakiego nigdy
dotąduniegoniewidziała.Byłwręczwstrząśnięty.
Oto miał przed sobą smukłą młodą kobietę o delikatnie
zaokrąglonych kształtach, których nie skrywała bezkształtna
sukienka, o ciemnych włosach, spływających falami na ramiona,
jasnozielonych oczach, szeroko otwartych najprawdopodobniej
zprzestrachu.TakiejEleanornieznał.
– Mój Boże… – wyszeptał tak cicho, że ledwie dotarło to do jej
uszu.
W trakcie minionych trzech lat nie widziała Curry’ego w takim
stanie. Zastanowiło ją to, a nawet lekko zaniepokoiło. Już chciała
wyciągnąćdoniegorękę,alewjejgłowierozbrzmiałytewszystkie
obraźliweuwagi,któreodniegousłyszała.
– Jim po mnie przyjedzie – oznajmiła sztywno. – Później nadrobię
zaległościwpracy–dodałatytułemusprawiedliwienia.–Teraznie
mogę przebywać w tym domu, muszę się znaleźć z dala,
gdziekolwiek, byle nie tutaj. – Poczuła łzy pod powiekami
iprzygryzławargę,żebysięnierozpłakać.
–Eleanor…–zacząłzwahaniemCurry,obejmującjąspojrzeniem
lśniących srebrzyście oczu – tak naprawdę nie myślałem tego, co
powiedziałem–wyjawiłponuro,jakbyztrudemprzyszłomusiędo
tego przyznać, a ona wiedziała, że tak rzeczywiście było. – Nie
zamierzałem… nigdy nie zamierzałem… Mogłabyś zejść do mnie?
Usiądźmyiporozmawiajmy.
Przełknęłaztrudem,jakbymiałotojejpomóczdusićurazę.
– Nie bardzo jest o czym rozmawiać – odparła głosem
nabrzmiałymemocjami.–Wszystkozostałopowiedziane.
– Wczoraj wieczorem towarzyszyłaś Blackowi w Limelight Club,
tak?–spytałCurry,patrzącuważnienaEleanor.–Wydawałomisię,
że jest coś znajomego w tych sztywno wyprostowanych drobnych
barkach, ale nie zdołałem skojarzyć. Czemu miał służyć kamuflaż,
który stosowałaś przez te wszystkie lata? Co chciałaś osiągnąć,
Kwiatuszku?
Zesztywniała na dźwięk przydomku używanego przez Curry’ego,
ponieważ doskonale pamiętała, jak wyjaśniał Jimowi, dlaczego ją
taknazywa.
– Co chciałby pan usłyszeć, Matherson? – odparła pytaniem,
przechodzącnaoficjalnyton.–Amożetylkopróbujepanutrzymać
mojąwydajnośćnawysokimpoziomie?–dodałazgoryczą.
WoczachCurry’egopojawiłsiębłyskzrozumienia.
–Słyszałaśztegokażdegównianesłowo,tak?–zapytałzponurą
miną.
–Jakpanraczyłsięwyrazić„każdegównianesłowo”!–rzuciłaze
złością.–ProszęprzekazaćMandy,żewpełnidoceniamto,żesięza
mnąujęła.Moimzdaniem,pannaniąniezasługuje.
– Rzeczywiście nie – zgodził się Curry, co było do niego zupełnie
niepodobne.
Najwyraźniej wciąż nie otrząsnął się z szoku, pomyślała Eleanor,
boprzypatrywałsięjej,jakbyjąwidziałporazpierwszy.–Nadalnie
wyjaśniłaś, czemu miał służyć kamuflaż, stosowany przez ciebie
przezminionetrzylata.
– Wiesz, jaka była moja matka i co mi wbiła do głowy – odrzekła
z lekkim żalem, porzucając oficjalny ton. – Nie muszę chyba
przypominać, co sądziła o malujących się i eksponujących ciało
kobietach. Wczorajszy wieczór był wyjątkowy. Jim poprosił mnie
oto,bo…Zgodziłamsięzrobićtodlaniego,ponieważ…
–Nieważne–przerwałjejCurry.–Mogęsiędomyślić.Todlatego
chceszdlaniegopracować.Naszamaładziewczynkazadurzyłasię
– dodał potępiającym tonem, jakby stało się coś wysoce
niewłaściwego. – Jest stary – dodał. – Równie dobrze mógłby być
twoimojcem!
–AtyojcemAmandy!–odwzajemniłasięzgniewem.
–Jestjednakróżnica…
– Oczywiście, że jest. W pełni się tym zgadzam. – Spojrzała na
niegozpogardą.–NiesypiamzJimem.
–Tymałazdziro!
Eleanor uniosła rękę i zdążyła się zamachnąć, ale Curry
błyskawicznie chwycił i ścisnął jej nadgarstek, zanim wymierzyła
policzek.
– Nigdy więcej nie waż się tak mnie nazwać! – wycedziła ze
złowieszczą furią. Złość rozjarzyła jasnozielone oczy tak, że lśniły
niczym kolumbijskie szmaragdy. – Może i zasługuję na inne
obraźliwe słowa, ale na to na pewno nie. A w ogóle, zachowaj te
ohydneuwagidlasiebie!
Srebrzyste oczy Curry’ego rozbłysły intensywnie, ale po chwili
lekkosięuśmiechnął,rozbrojonywidokiemsmukłegodziewczęcego
ciała,napiętegoigotowegodoataku.
– Ty mała kocico – rzucił jej w twarz. – Naprawdę myślisz, że
dałabyśradęzemnąwalczyć?
– Ja… wcale się ciebie nie boję – oznajmiła Eleanor. – Nie
zastraszyszmnie–dodałazudawanąbrawurą.
Curryutkwiłspojrzeniepociemniałychoczuwjejustach.
– Ależ tak, boisz się. Od pierwszego dnia, kiedy się tu zjawiłaś,
czułaśwobecmnierespekt,aleilęk.Itosięniezmieniło.
– Słowami na pewno mnie nie zastraszysz – zdobyła się na
stanowczyton.
– Zgoda, nie zlękniesz się tego, co powiem, jak również moich
wybuchów złości – przyznał. – Jednak – w jego głosie pojawiła się
niska, niemal pieszczotliwa nuta – przeraża cię moja fizyczność.
Myślisz,żeniezauważyłem,jakdrżysz,Eleanor?
Zdała sobie sprawę z tego, że istotnie tak się rzeczy mają
i policzki zabarwił jej rumieniec. Z okrzykiem spróbowała wyrwać
rękę. Curry pozwolił jej na to i stał z miną zdobywcy, hipnotyzując
jąwładczymwzrokiem.
Eleanor nie miała się dowiedzieć, jak to mogło się zakończyć, bo
ich uwagę przykuł odgłos podjeżdżającego pod dom samochodu.
Wyminęła Curry’ego i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia, czując
naplecachjegooddech.WyszłanazewnątrziwtymmomencieJim
wysiadłzmercedesaispojrzałzezłościąnaCurry’ego,któryzdążył
dogonićEleanoristanąłwjejpobliżu.
–ZabieramNorienacałydzień–oświadczyłstanowczoJim.–Jeśli
maszcośprzeciwkotemu,tochętniesiędowiem.
– Zapowiedziałem ci wczoraj, że nie chcę cię widzieć na mojej
farmie!–przypomniałgroźnieCurry.
– Wobec tego od dzisiaj będę przysyłał po Eleanor któregoś
z moich ludzi. Dopóki w okresie wypowiedzenia będzie tutaj
pracować, będę się z nią widywał każdego dnia, jeśli zajdzie taka
potrzeba–oznajmiłJim.
– Rzeczywiście przysyłaj któregoś ze swoich ludzi, bo inaczej
zastrzelę cię, jak tylko przejedziesz przez bramę – rzucił
zwściekłościąCurry.
Eleanor spojrzała na niego ze zdumieniem, ledwie wierząc
własnym
uszom.
Wcześniej
ani
razu
nie
widziała
go
wyprowadzonegozrównowagidotegostopnia,byrzucałgroźby.
–Ocochodzi?–spytałostroJim.–Czyżbyśbyłzazdrosny?
Na widok wściekłości malującej się na twarzy Curry’ego
przestraszonaEleanorpodbiegładosamochodu,wsiadładośrodka
izatrzasnęładrzwi.WzrokiembłagałaJima,żebydałspokój,zanim
dojdzie do gwałtowniejszych zdarzeń. Nie poznawała Curry’ego,
obawiałasię,żewtymnastrojujestnieprzewidywalny.
– Jim, proszę cię, jedźmy natychmiast – poprosiła Blacka, gdy
otworzyłdrzwiczkiodstronykierowcy.
Poganiała go w duchu, bo niedorzecznie wolno usadawiał się
w fotelu. Gdy odjeżdżali, nie odważyła się spojrzeć na Curry’ego.
Odetchnęłazulgądopierowpołowiedługiegopodjazdu.
–Wcześniejniewidziałamgowtakimstanie–powiedziała.–Nie
zniosłabymtegoaniminutydłużej.Comusięstało?
–Zregułystawiałnaswoim–stwierdziłJim–atymrazemmusię
nie udało. Nie pozwól mu wywierać presji, Norie. Jest podstępny,
możnasięponimwszystkiegospodziewać.
–Currynie…
– Jest niebezpieczny – kontynuował Jim. – Nie sądzę, żeby
kiedykolwiek cię dotknął, ale oboje wiemy, jak działały na ciebie
jegowybuchyzłości.Nieprzejmujsię,aleuważaj.Niekuślosu.
Eleanor nie była pewna, czy podziela jego obawy, ale skinęła
głowąnazgodę.Czułasięzbytzmęczona,żebyoponować.
–Norie,cooncipowiedział?–spytałłagodnieJim,zerkająckątem
okanaEleanor.
Poprawiła się niespokojnie na siedzeniu i odwróciła głowę do
okna.
–Zbytwielejakdlamnieiwolałabymotymnierozmawiać.
– Oczywiście, kochanie – zgodził się natychmiast. – Jeśli wolisz
tamniewracać…
– Rzeczywiście nie chcę, ale dałam słowo. – Westchnęła ciężko. –
Niemogęgocofnąć,niezależnieodtego,jakbardzobymsobietego
życzyła.Toniewmoimstylu.
– Uparta jak, nie przymierzając, teksański muł. – Jim zaśmiał się
niewesoło.–Twardazciebiesztuka,co?
Przynajmniej na zewnątrz tak to wygląda, pomyślała smętnie.
Mimotodzielniesięuśmiechnęłaikuswemuzadowoleniu,ujrzała,
żerozjaśniasiępochmurnatwarzJima.
Pojechalinakrótkąprzejażdżkę,abypopatrzećnapolauprawne–
Jim bardzo to lubił, a Eleanor nie miała nic przeciwko jeździe
dużym samochodem o dobrych resorach, chroniących pasażerów
przed skutkami nierówności wiejskiej drogi. Dobrze się czuła,
patrząc na zielone pola młodej bawełny i orzeszków ziemnych,
rozmieszczone na płaskiej równinie, ciągnącej się kilometrami aż
po horyzont. Pokochała ten region, jego przyrodę, wsie, miasta
iciekawedzieje.Zrosłasięztąfascynującąkrainą.
Zapadał zmierzch, gdy Jim zawiózł ją w końcu na swoje ranczo,
zwane Rolling B, i zaprowadził do rozległego parterowego domu
o drewnianej konstrukcji. W kuchni, przy stole, zastali bliskich
Jima: trzynastoletniego syna Jeffa oraz siostrę Maude, która
prowadziła bratu dom. Potężnie zbudowana, o przenikliwych
ciemnychoczach,wyglądałagroźniejniżniejedenmężczyzna.
– Najwyższy czas, żebyście się zjawili, czekamy z kolacją –
zauważyła z przyganą, kierując ją do brata. Zerknęła na Eleanor
idodała:–Siadajcieizabierajmysiędojedzenia.
Jimusiadł,rozwinąłserwetkę,odmówiłkrótkąmodlitwęinałożył
sobie na talerz ziemniaczane purée, stek, zielony groszek, sałatkę
zpomidoróworazkukurydzę.
–Ostatnirazwidziałamgowtakimnastroju–zauważyłaMaude,
nie zwracając się do nikogo w szczególności – kiedy Ned King
przelicytował go i sprzątnął mu sprzed nosa czarnego ogiera,
któregosobieupatrzył.
– To moja wina – wyjaśniła Eleanor. – Doszło do karczemnej
awanturymiędzymnąaCurrym.Jimpospieszyłminapomoc.
– Wreszcie. – Maude uśmiechnęła się do brata. – Jestem z ciebie
dumna.
–Dlaczego?–spytałazezdziwieniemEleanor.
– Od początku pozwoliłaś, żeby ten człowiek wszedł ci na głowę.
Najwyższa pora, żeby sobie znalazł inną ofiarę. Amanda
zpowodzeniemcięzastąpi–dodałaniecozłośliwie.
–StarłaśsięzCurrym?–spytałwyraźniezaciekawionyJeff.
Eleanor spojrzała na niego z uśmiechem. Miał ciemne oczy
iwydatnynos,jakjegoojciec.
–Owszem–przyznała.
–Walnęłaśgo?–dopytywałsięchłopiec.
–Jeff!–przywołałagodoporządkuMaude.
– No co, po prostu chciałbym wiedzieć. Jeszcze nie widziałem,
żeby ktoś postawił się Curry’emu i nie skończył ze złamanym
nosem.
– Mężczyźni! – rzuciła w przestrzeń Maude. Nachyliła się ku
Eleanor,patrzącnaniąbadawczo.–Rzeczywiściegouderzyłaś?
–Nie,alepróbowałam–wyznałaEleanor.
–Miałemwielkąochotęmuprzyłożyć–wtrąciłJim,przełknąwszy
łyk mrożonej herbaty. – Cholerny, nieustępliwy idiota! Zakazał mi
wstępunaranczoizagroził,żemniezastrzeli,jeślimojanogatam
kiedykolwiekpostanie.
Maudezrobiławielkieoczy.
– Curry Matherson coś takiego powiedział?!- zdumiała się. – Jak
nic,tenfacetzwariował!Niesłyszałam,żebykomuśgroził.
– Cóż, mamy swoje porachunki – przyznał Jim – ale jak dotąd
zachowywałsięprzyjaźnie.ChybawściekłsięzzazdrościoEleanor.
Traktujeją,jakbybyłajegoprywatnąwłasnością.
Eleanorzaczerwieniłasięjakburak.
–Raczejnieznosi,kiedycośidzieniepojegomyśli–sprostowała.
– Nie widziałaś, jak na ciebie patrzył, gdy wsiadałaś do mojego
samochodu – odparł Jim – ale ja zauważyłem to charakterystyczne
spojrzenie. Wiem, co znaczy u mężczyzny. Curry postępuje
niezwykle przebiegle, kiedy czegoś chce, a teraz ewidentnie
upatrzyłsobieciebie,Norie.Bógjedenwie,doczegobędziezdolny.
–Niemartwsię,damsobieradę.
– Jak zagubione dziecko we mgle. – Jim obrzucił badawczym
wzrokiemtwarzEleanor.–Curryjestniebezpieczny.
–Zapewniamcię,żemnienieotruje–rzuciłazpółuśmiechem.
– Ostatnia rzecz, o którą bym się martwił. Norie, jesteśmy
przyjaciółmi, zatem przyjmij moją radę. Uciekaj stamtąd, póki
możesz.Pozwólmipojechaćpotwojerzeczyi…
– Jim – przerwała mu – wstrzymaj się. Mam cię za oddanego
przyjaciela i doceniam twoją troskę. Dałam słowo, że w okresie
wymówienia przepracuję dwa tygodnie, i zamierzam tak postąpić.
Nicmnieodtegonieodwiedzie,apozatymniebojęCurry’ego.
–Ajapoważnieobawiamsięoto,jaktenzłośnikciępotraktuje–
nieustępowałJim.–Będziesztambezradnajakdziecko.
Eleanorutkwiławnimwzrok.
– Widzę, że na serio się o mnie lękasz. Nie myślisz chyba…
ZresztąonjestzaręczonyzAmandą.
– Curry? Zaręczony? – wtrąciła się Maude. – Musi cholernie
pragnąć tego rudego stracha na wróble, skoro jest gotowy się
ożenić.
–Uważaj,comówiszprzychłopaku–ostrzegłsiostręJim.
– Ma prawie czternaście lat – przypomniała bratu –
iprawdopodobniewieotychsprawachwięcej,niżprzypuszczasz.
–CurryuwielbiaMandy–powiedziałaEleanor,broniącmodelki.
– Ale jej nie kocha! – zareagowała impulsywnie Maude. – Setki
razysłyszałam,jakmówił,żeniepozwoliżadnejkobieciezawładnąć
swoim sercem, aby nie skończyć jak ojciec. Przecież nie jest
tajemnicą,żezastrzeliłsię,kiedyżonagoopuściła.
Eleanorskinęłagłowąiwypiłałykherbaty.
–Currynierozmawiałzemnąnatentemat.
– To musi być dla niego zbyt bolesne. Nie, moja droga, Curry
zakochany w kobiecie? – Maude zawiesiła na chwilę głos, po czym
podkreśliła: – To się nie zdarzy. Natomiast jeśli pragnie kobiety
wystarczająco mocno i nie może jej zdobyć innym sposobem, niż
zaproponować jej małżeństwa, to się ożeni. Nie myśl, że ta ruda
latawica o tym nie wie. Pasuje do rancza jak ja do Saksa na Piątej
Alei!
– Przynajmniej wyszorowałabyś im tam porządnie podłogi –
zażartował Jim. – Ale z innej beczki, czy Anderson kontaktował się
wsprawieaukcjiwAlabamie?
Eleanor pomyślała, że wraz ze zmianą tematu będzie mogła
wreszcie odprężyć się, wygodnie rozsiąść na krześle i przestać
myśleć o nieprzewidywalnym szefie. W każdym razie na pewien
czas, bo prędzej czy później czeka ją powrót na ranczo, a ta
perspektywanapawałająlękiem.
ROZDZIAŁCZWARTY
Została z Jimem i jego rodziną do późna. Gdy nadeszła pora
powrotunaranczoCurry’egoMathersona,przyjacielzaproponował,
żebypodrodzewstąpilinapożegnalnegodrinkadolokalnegobaru,
nacoEleanorprzystałazradością.
Głośnadudniącamuzykanieprzypadłajejdogustu,jednakgoście
najwyraźniejdobrzesiębawiliiwokółzapanowałbeztroskinastrój,
któremuEleanoruległa.Odsunęłaodsiebieponuremyśliiudzieliła
się jej wesołość innych. Nigdy dotąd nie piła niczego poza sherry,
teraz jednak namówiła Jima, żeby zamówił dla niej czystą whisky.
Zapachimoctrunkuzpoczątkuostudziłyjejentuzjazm,aleszybko
odkryła, że w miarę picia alkohol zaczyna jej coraz bardziej
smakować. Twarz jej się rozjaśniła, a ciało przyjemnie rozluźniło.
Co najważniejsze, lęki i zmartwienia rozpłynęły się pośród muzyki
iśmiechówinnychludzi.
Gdy wychodzili z baru, była w tak doskonałym humorze, że
śpiewała na całe gardło Żółtą różę Teksasu. Wciąż czuła się silna
i pewna siebie, kiedy Jim zaparkował samochód przed piętrowym
białymbudynkiem,domemnależącymdoCurry’ego.Zauważyła,że
palą się wszystkie światła, a to źle wróżyło bezproblemowemu
powrotowidopokoju.
–Niemogępozwolićcinato,żebyśwtymstaniesamatamweszła
–stwierdziłztroskąJim.
– Jasne, że możesz! – wykrzyknęła z promiennym uśmiechem
Eleanor.
Nagle złapała ją czkawka. Niepewnie sięgnęła do klamki
ichichocząc,wytoczyłasięzsamochoduwciemnośćnocy.
–Aaaalejestemzrelaksowaaaaana!
Jim nie miał wyjścia. Wysiadł z wozu, ujął ją pod ramię i pomógł
wejśćposchodachnaganek.
Currystanąłwdrzwiachwejściowych.Srebrzysteoczybłyszczały,
włosy były potargane od przeciągania po nich palcami, krawat
rozluźniony,akoszularozpiętąpodszyją–wyglądałjakmężczyzna
niecierpliwiewyczekującynaspóźniającąsiękobietę.
–Cholerniepóźnaporajaknapowrótdodomu!–zwróciłsięostro
doEleanor.
Wodpowiedziposłałamubladyuśmiech.
– Chciała spróbować, jak smakuje czysta whisky – wyjaśnił
zlekkimpoczuciemwinyJim.–Niepowinienem…
–Jakcholeraniepowinieneś!–uciąłCurry.–Przywiozłeśjąprosto
tutaj?
–Jeszczejednatakauwaga,awylądujesznaglebie–zagroziłJim.
CurryująłEleanorzanadgarstek.
–KażęBessiesięniązająć.Pilnuj,żebycisilniknieostygł.
Jimspojrzałnaniegogniewnie.
–Zgubiłeśstrzelbę?–zapytałprowokacyjnie.
Currywziąłgłębokioddech,oczymusięzwęziły.
– Obaj wiemy, że podszedłeś ją w momencie słabości, inaczej nie
zrezygnowałaby z pracy u mnie. Nie spodziewaj się dowodów
wdzięczności – dodał znaczącym tonem. Nie planuj także randek,
bo postaram się, żeby była cholernie zajęta w każdej minucie tych
przeklętychdwóchtygodni.
–Codociebie,możeszmiećcholernąpewność,żejeślizadzwoni,
abym po nią przyjechał, to natychmiast się stawię – odparł Jim. –
Będzieszmiałokazjępokazaćsięznajgorszejstrony.Dobranoc.
Nie mówiąc więcej ani słowa, Curry wciągnął Eleanor do domu
i zatrzasnął za sobą drzwi. Szarpnęła słabo ręką, usiłując
oswobodzićsięzsilnegouściskudłoni,więżącejjąwnadgarstku,co
niezrobiłonanimwrażenia.Zacząłjąciągnąćwstronęschodów.
–Puszczaj!–zaprotestowała,wciążzamroczonaalkoholem.
– Nie, dopóki nie doprowadzę cię do jakiego takiego stanu
trzeźwości – zapowiedział stanowczo. – Teraz wykąpiesz się,
smarkulo.
–Kąpałamsię–zaprotestowałabełkotliwie.
– Nie chodzi o taką kąpiel, jakiej się spodziewasz. Bessie! –
zawołał, a ponieważ nie usłyszał odpowiedzi wrzasnął na całe
gardło:–Bessie!
– Idę, idę! Mam tylko dwie nogi i poruszam nimi najszybciej, jak
zdołam – zrzędziła gospodyni, pokonując powoli stopnie schodów,
ażwkońcudotarładourządzonegowbiało-niebieskiejkolorystyce
pokojuEleanor.
– Jeju, co z nią?! – wybuchła, dostrzegłszy rozpuszczone
potargane włosy i szkliste oczy. – Wygląda jak nie ona. Gdzie
okulary? I ubrana jest całkiem jak nie ona. Jest pan pewien, że to
Eleanor?–spytałazprzekąsem.–Gdziejąpanznalazł?
– Wyczołgała się z samochodu Jima Blacka jak niegrzeczna
nastolatka – wyjaśnił z pogardą Curry. – Wsadź ją do zimnej wody,
niech trochę otrzeźwieje – polecił, obrzucając złośliwym wzrokiem
Eleanor, która stała chwiejnie, trzymając się kurczowo oparcia
łóżka.
Odwzajemniłamusięgniewnymspojrzeniem.
–Ależbiednedzieckozziębnie–zaprotestowałaBessie.
–Jeśliniety,jatozrobię–zagroziłzbłyskiemsrebrzystychoczu.–
Nastoprocent.
–Cozadzikipomysł!–BessieobjęłaEleanorramionamiizaczęła
jąciągnąćwstronęłazienki.–Chodź,dziecko,uratujęcię.
– Nie możesz mnie uratować bez zimnej kąpieli? – spytała
niewyraźnieEleanor.
Bessieroześmiałasięszczerze.
– Wiesz, że Curry nie rzuca słów na wiatr. Postaram się, żeby
w kilka minut było po wszystkim, po czym zapakuję cię do łóżka
iprzyniosęciaspirynęorazpysznągorącączekoladę.
–Apo…co…miaspiryna–wymówiłaztrudemEleanor,podczas
gdy Bessie zaczęła ją rozbierać, aby jednak wypełnić polecenie
Curry’ego.
Po szybkiej kąpieli gospodyni owinęła szlafrokiem zdrętwiałą
z zimna Eleanor i zapakowała ją do łóżka. W głowie czuła
nieprzyjemne pulsowanie, a na samą myśl o whisky ogarniały ją
mdłości. Już wiedziała, dlaczego powinna zażyć aspirynę. Sama
takżedoszładowniosku–niktjejniemusiałtegomówić–żerano
bardzoniebędziesiebielubiła.
LedwieBessiewyszła,zostawiającjejaspirynęigorącączekoladę
na nocnym stoliku, pojawił się Curry. Oparł się nonszalancko
o łóżko i popatrzył na upiornie bladą twarz Eleanor, okoloną
czarnymiwłosami,spadającymiswobodnymifalaminaramiona.
– Źle się czujemy? – spytał szyderczo. W srebrzystych oczach
tańczyłyiskierkirozbawienia.
–Czujęsiępotwornie–wyszeptała.
Udałojejsięupićdwałykiczekolady.Wgłowiejejsiękręciło,było
jejniedobrze,sercebiłoprzyspieszonymrytmem.
–Możejeszczeszklaneczkęwhisky?
Spojrzałananiegozwyrazemoburzeniawjasnozielonychoczach.
– Nienawidzę cię – powiedziała rzeczowo, bez emocji, jakby
stwierdzałafakt.
–Zjakiegopowodu?Toniejacięspoiłem.
–Jimteżnie,więcgootoniewiń.
–Dlaczego,złotko?–spytałcicho.
Spojrzałanajegotwarzoregularnychrysach,naktórejmalowała
siępowaga,iwpatrzyłasięwbiałąnarzutę.
–Amusiałabyćjakaśprzyczyna?
– Tak myślę. Wcześniej nie widziałem cię pijanej. – Curry wsunął
ręcedokieszeni.–Czytozpowodutego,copowiedziałem?–spytał
ioczymuspochmurniały.–Wiesz,żejestemwybuchowy,iwcaletak
otobieniemyślę.Cholerajasna!–Przeciągnąłdłoniąpowłosach.–
Nie chcę, żebyś zrezygnowała z pracy u mnie. Nie ma
najmniejszegopowodu,byśniemogłazostaćtutaj,nawetpomoim
ślubiezMandy.Przecieżbardzosięlubicie.
Mężczyźni, pomyślała Eleanor w poczuciu bezradności. Że też
musielizostaćulepieniznajmniejplastycznejgliny.
– A jednak chciałabym odejść – powiedziała uparcie. – Teraz Jim
potrzebujemniebardziejniżty.
Oczymurozbłysłyniebezpiecznie.
–Doczego?Pisanialistówczy…
– Nie waż się powiedzieć tego na głos, Curry Mathersonie –
przerwałamu,dobrzewiedząc,cozamierzałzasugerować.
– Ty mała pruderyjna kobietko – rzekł szyderczo, oczami badając
kształt jej ciała, rysujący się pod pościelą. – Wasza znajomość nie
zaszła jeszcze tak daleko? Nie rozumiem, jak mógł się
powstrzymać, żeby nie zaciągnąć cię w ustronne miejsce.
Z rozpuszczonymi włosami, bez tych idiotycznych okularów,
wyglądasz,jak…Amożetazmysłowośćtotylkozewnętrznypozór?
To, co Eleanor zobaczyła w jego oczach, przyprawiło ją
orumieniec.Poczułasięniepewnie.
–Dlaczegozagroziłeś,żegozastrzelisz?
–Niewiem–przyznałuczciwie,bezwykrętów.
Odwróciła od niego spojrzenie, wzięła aspirynę i przełknęła ją
wrazzdużymłykiemciepłejgęstejczekolady.
– Zostań, Eleanor – poprosił cicho, z dłońmi wciąż wciśniętymi
wkieszeniespodni.
– Nie mogę. – Podniosła na niego wzrok. – Nie po tym, co
powiedziałeś. Nigdy tego nie zapomnę, nie potrafię. Zwłaszcza że
wiem, co o mnie naprawdę myślisz – dodała pełnym bólu,
stłumionymgłosem.
– Naprawdę wiesz? – spytał, a jego pociemniałe oczy przybrały
dziwnywyraz,jakiegonigdydotądwnichniewidziała.–Wyznam,
żejasamniekoniecznie.
Poczuła, jakby powietrze wokół nich zgęstniało od napięcia.
Zauważyła, że kołdra zsunęła się, odkrywając nagą jedwabistą
skóręażdomiejsca,gdziecienkieramiączkaróżowejkoszulinocnej
przylgnęłydomiękkiejwypukłościpiersi.
Curry przesunął wzrokiem wzdłuż ramiączek, po czym zatrzymał
go na twarzy Eleanor. Patrzył na nią tak, jak nie uczynił tego
przedtem: poważnie i zarazem zaborczo. Speszona, podciągnęła
drżącymi palcami kołdrę, ale Curry nie odwrócił od jej twarzy
spojrzenia lśniących srebrzyście oczu. W pewnym momencie na
jego wargach pojawił się zmysłowy uśmieszek, a Eleanor poczuła
sięsłabaibezbronna.Curryroześmiałsięcicho.
–Urocza,małaisłodka–rzekłzzadumą.
Eleanor ogarnęło zakłopotanie, jednak przypomniała sobie jego
słowairzuciłaostro:
–Anienieopierzonykurczak?
Nie odpowiadając, Curry odwrócił się i nonszalanckim krokiem
podszedł do drzwi. Zatrzymał się przy nich z ręką na klamce,
odwróciłgłowęidopieroterazsięodezwał:
–Małekurczaczkisąmiękkieipuchate,przyjemnieichdotykać.
Uśmiechnął się na widok rumieńca zabarwiającego jej policzki
iwyszedł,zamykajączasobądrzwi.
Długotrwało,zanimzasnęła,nanoworozpamiętującjegoostatnią
uwagęizmysłowespojrzenia.Byłotak,jakzapowiedziałJim.Curry
chciał postawić na swoim i aby to osiągnąć, nie wahał się sięgnąć
po wszelkie środki. Mógł się posunąć do flirtowania albo nawet
czegoś więcej, aby ją zatrzymać. Dreszcz ją przeszedł na
wspomnienie wędrującego po jej ciele prowokującego wzroku. Czy
potrafiłaby mu się oprzeć, skoro go kocha? Nie była tego pewna.
Gdybytylkojejdotknął…
Odpędziła tę niepokojącą myśl i ułożyła się wygodniej, aby
wreszciezapaśćwsen.
Zaspała po raz pierwszy od czasu podjęcia pracy w charakterze
osobistejsekretarkiCurry’ego.Przeztrzyminionelatatosięjejnie
zdarzyło.Zbiegłaposchodachnaparter,dokuchni,mającnadzieję,
żeBessiezostawiłajejcośdojedzenia.
–Myślałaś,żepozwolęcigłodować,bonieobudziłaśsięwporę?–
spytaładobroduszniegospodyni.
WyjęłazpodgrzewaczatalerzipostawiłagoprzedEleanor,która
usiadłazastołem,popijającgorącąkawę.
–Proszę.Kiełbaski,jajka,kaszkakukurydziana.Chceszjeszczedo
tegociepłąbułeczkę?
– Tak, poproszę. – Spojrzała nieśmiało na Bessie. – Głowa mnie
boli.
– Nic dziwnego. Postanowiłaś się zalać, co? – nie darowała jej
gospodyni.
– Ależ nie – zaprotestowała Eleanor. – Chciałam się tylko
przekonać,jaksmakujewhisky.
–Ijużwiesz–zauważyłaześmiechemgospodyni.
–Currywyszedł?
– Nie, czekam na ciebie, aż się pozbierasz i będziesz w stanie
zająć codziennymi obowiązkami – rozległ się za jej plecami pełen
niezadowoleniagłos.
Wzdrygnęła się, a tymczasem Curry wszedł do kuchni. Miał na
sobie dżinsy i niebieską koszulę w kratkę, głęboko rozpiętą pod
szyją. Nalał sobie kawy i usiadł za stołem. Obrzucił wzrokiem
Eleanor,któramiałanasobiebluzkęzkołnierzykiemipasującedo
niej spodnie. Włosy zostawiła luźno rozpuszczone, bo spiesząc się,
nie zdążyła ich upiąć. Okulary nonszalancko zsunęła na czubek
głowy.
– Młodzieńczo, co? – spytała Bessie z uśmiechem, ruchem głowy
wskazującEleanoristawiającnastolegorącebułeczkiidżem.
– Wiosennie – zgodził się Curry, patrząc ciepłym wzrokiem na
lekkozarumienionątwarzsekretarki.–BezwątpieniaJimmawtym
swójudział–dodałznieskrywanąniechęcią.
–Bezwątpienia–zgodziłasięEleanorisięgnęłapobułeczkę.
Curry oparł się plecami o krzesło i upił łyk kawy, a Eleanor
przygotowała się na nieuchronny wybuch, sądząc po zmienionym
wyrazietwarzyCurry’ego.
Bessie musiała też to wyczuć, bo wytarła ręce kuchenną
ściereczką, wymruczała coś, że najwyższa pora odkurzyć kwiaty,
iznikłanatylnymganku.
– Mówiłem serio – powiedział spokojnie Curry. – Nie chcę tu
widziećBlacka.
– Bo go zastrzelisz? – spytała, rzucając mu nonszalanckie
spojrzenie.
– Nie zastrzelę – odparł wciąż stonowanym głosem. – Jeśli
rzeczywiście jesteś zdecydowana mnie opuścić, to masz sporo do
zrobienia, zanim się spakujesz. Nie starczy ci czasu na spotkania
iwypady.Będzieszmogłarzucićsięwwirżyciatowarzyskiego,jak
zaczniesz dla niego pracować – doradził i dodał już ostrzej: – Nie
płacęcizazabawianiesię.
–Aodkądtonibyzaniedbujęswojeobowiązki?–spytałazaczepnie
Eleanor.
–OdkądzaczęłaśsięzadawaćzJimemBlackiem!–odpalił.
–Niezadajęsięznimaniznikiminnym!
Przeszyłjąwzgardliwymspojrzeniem.
–Och,nie?–spytałznaczącymtonem.
Twarz jej poczerwieniała z gniewu. Ostentacyjnie złożyła
serwetkę, położyła ją obok talerza z do połowy zjedzonym
śniadaniem.
–Czymamzacząćodrazu,panieMatherson?–spytała,podnosząc
sięnanogi.
– Usiądź i dokończ śniadanie. Na pewno nie życzę sobie, żebyś
zemdlałazgłodu.Jesteśstanowczozaszczupła.
Ruchemgłowyodrzuciładotyłufalującedługiewłosy.
– To z powodu bujnego życia towarzyskiego, które jak
powszechniewiadomoprowadzę–odcięłasię.–Pozatymstraciłam
apetyt.
– Prowokuj dalej, a szybko się przekonasz, jak daleko pozwolę ci
sięposunąć–zagroziłCurry,aleniepodniósłgłosu,iwstałodstołu.
–Wcalesięciebienieboję–oświadczyławyzywającoiodwróciła
się,zamierzającwyjśćzkuchni.
– Na razie – skorygował Curry i poszedł za Eleanor, a te dwa
słowazabrzmiałyjakukrytagroźba.
Przez następną godzinę pracowali w pełnym napięcia milczeniu.
Curry, który rozsiadł się w fotelu za biurkiem, dyktował list za
listem, a Eleanor, zająwszy swoje miejsce przy komputerze,
udawała spokój, którego nie odczuwała. Ledwie nadążała notować
wypowiadane rozmyślnie szybko zdania. W dodatku towarzyszyła
jej świadomość, że Curry nie spuszcza z niej bacznego wzroku.
Nietrudno było odgadnąć jego intencje. Obserwował ją, wyraźnie
czekając, kiedy puszczą jej nerwy. To było dla niej coś nowego –
walczyć. Ekscytujące, ale i mocno wytrącające z równowagi. Ich
dawna przyjacielska zażyłość i poczucie koleżeństwa znikły
definitywnie.Zdnianadzieństalisięprzeciwnikami.
–Maszwszystko?–spytał,kiedyskończyłdyktowaćostatnilist.
–Tak–potwierdziła.–Rozczarowany?
Twarzmustężałaizacząłwolnopodnosićsięzkrzesła,aEleanor
niespokojnie zabiło serce. Nagle drzwi się otwarły i do środka
wkroczyła Amanda w dopasowanym szarym spodnium i białej
jedwabnejbluzce.
– Dzień dobry, kochanie – powitała z uśmiechem Curry’ego. –
Cześć,Eleanor–dodała.
–Dzieńdobry.
Odwróciła wzrok, gdy Amanda otoczyła szczupłym ramieniem
szyję Curry’ego i przyciągnęła jego głowę do pocałunku. Gdy
dobiegł końca, Amanda odwróciła się nagle, jakby coś sobie
uprzytomniła. Z niedowierzaniem popatrzyła na młodą atrakcyjną
kobietę, siedzącą przy stoliku ustawionym obok wielkiego biurka
Curry’ego.
–Toty?–spytała,niekryjączdumienia.
–Ona–potwierdziłCurry,uśmiechającsięzłośliwie.–RobotaJima
–dodał.
– Romans wisi w powietrzu? – zażartowała z wyraźną ulgą
Amanda.
–Może–zgodziłasięprzewrotnieEleanor.
CurryskierowałuwagęzpowrotemnaAmandę.
– Pozwól mi załatwić parę telefonów. Jak tylko skończę, zabiorę
ciędozagrodyipokażę,jakznakujesiębydło.
Eleanorprzysięgłaby,żetwarzAmandyzbladłaodwatony.
– Znakowanie? Curry, kochany – powiedziała pieszczotliwie
iprzyłożyłaszczupłądłońdojegomuskularnejpiersi.–Nastawiłam
sięnato,żedzisiajwybierzemysiędoHouston.
– Pojedziemy później – odparł zdecydowanie. – Nie mogę stracić
całego ranka. Wiesz, jak to jest, kiedy spędzi się bydło w jedno
miejsce.
–Prawdęmówiąc,niemampojęciaiwcaleniejestempewna,czy
chciałabym się dowiedzieć. – Amanda roześmiała się nerwowo. –
Nieprzepadamzakurzem,apozatym,kochanie,bydłośmierdzi.
–Będzieszmusiałasięprzyzwyczaić–stwierdziłstanowczoCurry.
Amandawyglądałanazrezygnowaną.
–Byćmoże.Wkażdymraziepoślubiebędęmogłaumknąćprzed
tym do Houston. Zatrzymam swój apartament, żebyśmy tam
spędzaliweekendy.
Nic na to nie odpowiedział, ale jego opalona wyrazista twarz
przybrałamarsowywyraz.Wybrałnumeripoczekałnapołączenie.
– Terry? Będę cię dzisiaj potrzebował, o ile jesteś wolny. Mam
dostawęjałówekichciałbymjewszystkieoznakować,zanimwłączę
do stada… Możesz? Świetnie, dzięki. W takim razie do zobaczenia
kołopierwszej.–Currysięrozłączył.
Eleanor wiedziała, że rozmawiał z Terrym Briantem, lokalnym
lekarzem weterynarii. Ten zdeklarowany stary kawaler, odrobinę
zrzędliwy, świetnie znał się na swoim fachu i był oddany
zwierzętom,zacoszanowanogoilubiano.Zgodziłsięprzyjśćtylko
ze względu na Curry’ego, ponieważ był to dla niego najgorętszy
okreswrokuitrudnomubyłowcisnąćkogośdodatkowowrozkład
wizytufarmerów.
–Chodźmy–zwróciłsięCurrydoAmandy.
Wziąłzniszczonykapeluszzszerokimrondemipomaszerowałdo
drzwi,niezaszczycającEleanorspojrzeniem.Zrobiłtozrozmysłem,
żebyjąurazić.Potrafiłsięzachowywaćwyjątkowopaskudnie,kiedy
sprawy nie układały się po jego myśli. Tym razem, pomyślała
zniezwykłąjaknaniązaciętością,niepoddamsię,bezwzględuna
to,jaksilnąwywrzenamniepresję.
Przez następne dwa dni wykonywała swoje obowiązki z precyzją
automatu,ignorujączestoickimspokojem,któregowcalenieczuła,
objawy zniecierpliwienia i wybuchy złości Curry’ego. Trzeciego
dniasytuacjaniebezpiecznienabrzmiała.
To był naprawdę długi pracowity dzień. Spragniona chociaż
odrobiny wytchnienia, Eleanor na chwilę przysiadła na huśtawce
ogrodowej, ustawionej na ganku. Rozmawiała przez telefon
z Jimem, kiedy Curry nadszedł od strony łąk, dokąd wybrał się
sprawdzić,jakprzebiegłysianokosy.
–Muszękończyć–powiedziała,kiedytylkodostrzegłaCurry’ego.
–Kiedycięzobaczę?–spytałznaciskiemJim.
–Możewnajbliższyweekend.Zadzwoniędociebie.Dobranoc.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo rozłączyła się i odłożyła telefon,
zanimCurrydotarłdostopniganku.
Przystanął przy pomalowanej na biało kolumnie, podtrzymującej
konstrukcję,ioparłsięoniąplecami.Zsunąłkapelusznatyłgłowy
i przyglądał się badawczo Eleanor. Sprawiał wrażenie, jakby i dla
niego mijający dzień był wyjątkowo ciężki. Koszulę miał rozpiętą
niemal do pasa, poznaczoną plamami potu, spodnie brudne,
poplamione. Nad jedną brwią zastygła smużka krwi z rozcięcia.
Kurzuwypukliłzmarszczki,wyglądałstarzejniżnaswójwiek.
–RozmawiałaśzJimem?–spytałodniechcenia.
–Chybamogę,prawda?
Spojrzałnaniązezłością.
–Wwolnymczasie.Powysyłałaślisty,którecipodyktowałem?
– Co do jednego – zapewniła go spokojnie, nie dając się
wyprowadzićzrównowagi.–Przygotowałamteżraportdziennydla
nowychnabytków.
– Niezwykle wydajna panna Perrie. – Pochwała zabrzmiała
ironicznie.–Jakbędęfunkcjonowałbezciebie?
– Tobie nikt nie jest potrzebny – zauważyła. – Jesteś
samowystarczalnyniczymmarynarz.
–Przecieżsłużyłemwpiechociemorskiej–przypomniałjej.
– Biedna Amanda. Nie będzie miała poczucia, że rzeczywiście jej
potrzebujesz.
–Czasamibędziewręczniezbędna–oznajmiłCurryzeznaczącym
uśmieszkiem.
Zażenowana, zaczerwieniła się, ale mimo to zdobyła się na
rzeczowyton:
–Bezwątpienia.Pytanie,czytojejwystarczy?
Roześmiałsięgłośno,buńczucznie.
–Naprawdęnieznasznatoodpowiedzi?
Eleanoruświadomiłasobie,żeniewygrawtejpotyczce.Wprawiła
huśtawkęwruchiwsłuchującsięwkoncertświerszczy,zapatrzyła
sięnaciemniejącedrzewa,rosnącenapodwórzu.
– A właśnie – odezwała się, jakby sobie coś przypominając –
telefonował King. Pracownia architektoniczna zakończyła plany
nowegokompleksubiurowego.Czekająnatwojąaprobatę.
–CzyMaginspodpisałprzekazanienieruchomości?
–Oczywiście–odparłakwaśno.
Curryskrzyżowałramionanapiersi.
– Nigdy zbytnio nie podobały ci się moje metody. Nie mylę się,
prawda? Ważne, że są skuteczne. Nikt nie osiągnie sukcesu
winteresach,jeśliniedziałazdecydowanieibezwzględnie.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby Jim tak postępował –
powiedziałaszczerze.
Blackbyłdżentelmenem,liczyłsięzinnymiludźmi,olataświetlne
różniłsięodMathersona.
– I z tego powodu nie osiągnie niczego wielkiego – oświadczył
gniewnieCurry.–Niepowiększyfarmy,boniestarczamuambicji,
by dążyć do rozwoju. Nie modernizuje, nie inwestuje. Może żyć
wygodnie,aleniebędziemiałczymsiępochwalić.
– A co w tym złego? – zaperzyła się Eleanor, broniąc Jima. –
Przyjemnie trafić w dzisiejszych czasach na mężczyznę, którego
satysfakcjonujeto,coma.
–Acotakiegoma?–spytałzezwodniczymspokojemCurry.–Jest
pełen wdzięku? Wyrafinowany? Cechuje go niezwykła osobowość?
Czytylkojestdobrywłóżku?
Eleanor nie poznawała samej siebie; ogarnęła ją furia. Drżąc ze
złości,zerwałasięzhuśtawki.
– Nie zamierzam znosić podłych insynuacji ani od ciebie, ani od
nikogo innego – oznajmiła, z trudem panując nad głosem. – Nie
pozwolęcisięnamniewyżywać.Dosyćtego!
Zdążyła zrobić zaledwie krok w kierunku drzwi wejściowych do
domu, gdy Curry chwycił ją za ramię tak mocno, że aż boleśnie,
i szarpnięciem odwrócił ku sobie. Utkwił w jej twarzy spojrzenie
błyszczących oczu. Poczuła ciepło bijące od jego ciała i zapach
męskiejkolońskiej.
–Zrobiłaśsięcholernieharda,mojadroga.Niepodobamisięto–
stwierdził stanowczo. – Możesz próbować ostrzyć język na Blacku,
ale u mnie to nie przejdzie. Nikt mi nie będzie pyskował, a na
pewnoniewmoimdomu.
– Jasne, kto by się odważył – zdobyła się na wypowiedzenie tych
słów,chociażzwściekłościniemaljązatykało.–WszechmocnyPan
iWładcaCurryMathersonniedasobienikomunicpowiedzieć.
–Oczymsięzarazprzekonasz–zapowiedziałponuro.
Muskularnymi ramionami przyciągnął do siebie Eleanor i mocno
przycisnąłdopiersi.
ROZDZIAŁPIĄTY
Nagłe, niespodziewane zetknięcie ich ciał wprawiło Eleanor
w panikę. Unieruchomiona w uścisku umięśnionych ramion
Curry’ego, przyciśnięta do jego twardej klatki piersiowej, poczuła
sięjakschwytanawpułapkę.Zaczęłasięgorączkowowyrywać,ale
szybko okazało się, że jest za słaba, aby skutecznie stawić jemu
czoło.
–Puśćmnie!–krzyknęłaprzeraźliwie.
– Zmuś mnie do tego – odparł tonem, którego wcześniej u niego
niesłyszała.
Odchyliła głowę i spojrzała na niego wyzywająco. Jasnozielone
oczy ciskały błyskawice, pierś unosiła się w gwałtownym oddechu,
gdy znowu podjęła wysiłki, aby się wyswobodzić. W końcu
zrozumiała, że nie zdoła tego uczynić, i się usztywniła, aby do
minimumograniczyćkontaktfizycznyzCurrym.
– Spodziewasz się, że wygrasz? – spytał. Oczy błyszczały mu od
tłumionejfurii.
– W porządku, przyznaję, że masz nade mną przewagę – odparła
zezłością.–Czywreszciepuściszmniewolno?
– Nie – zaprzeczył zdecydowanie Curry. – Najpierw chcę cię
czegośnauczyć–dodałnaglepogrubiałymgłosem.
Zanimzdążyłazapytać,cotomaznaczyć,pochyliłgłowęidotknął
wargami jej ust. Po raz pierwszy w życiu znalazła się w takiej
sytuacji.Zaskoczona,niemającazasobądoświadczenia,poczułasię
bezradnawobectego,coCurrymógłzniązrobić,zwłaszczażejako
silny mężczyzna miał nad nią znaczną przewagę. Wbrew sobie
przyciśniętadojegociała,niezdołałastawićoporu.
Tymczasem on ani myślał liczyć się z jej niewinnością
i nieznajomością rzeczy. Całował ją z pasją, przesuwając językiem
po drżących ustach. Usiłował sprawić, by je rozchyliła, bo chciał
pogłębićpocałunek.Odczasudoczasulekkokąsałzębamijejdolną
wargę, a w pewnym momencie przesunął ręce z jej pleców na
biodratak,żemusiałasięwygiąćpodjegonaporem.
Z gardła Eleanor wyrwał się jęk. Nie sygnalizował jednak ani
przyzwolenia, ani zadowolenia, ale protest. Dłońmi naparła z całej
siły na klatkę piersiową Curry’ego, aby spróbować go odepchnąć.
Natrafiła na ciepłe nagie ciało i zwinięte w pierścionki miękkie
włosy,cowzmogłojejlękprzedtym,cojeszczesięwydarzy.
W tym momencie Curry oderwał wargi od ust Eleanor i objął
spojrzeniem jej pobladłą twarz. Z pociemniałych oczu wyzierał
strach. Poczuł, że jej ciało, które ściśle i mocno trzymał
w ramionach, drży, i to nie z niecierpliwego oczekiwania na ciąg
dalszy intymnego kontaktu, a zwyczajnie ze strachu, jaki wyczytał
zjejwzroku.
Nagle dotarła do niego prawda i ujrzał całą sytuację we
właściwymświetle.
– Mój Boże, wcześniej nikt cię nie całował! – powiedział takim
tonem,jakbyniedokońcawierzyłwto,comówi.
Eleanorztrudemudałosięwydobyćgłos.
–Niecałował–potwierdziłacicho.–Jeśli…taktowygląda…tonie
chcętegonigdywięcej–dodałastanowczo.
Curry opuścił ramiona, co natychmiast wykorzystała, aby się
oswobodzić.Błyskawicznieokręciłasięnapięcieiuciekła.
Nie próbował jej zatrzymać i wkrótce znalazła schronienie
w swoim pokoju. Długo nie mogła zasnąć, rozpamiętując nagły
i gwałtowny pocałunek. Wcześniej wielokrotnie wyobrażała sobie,
że całuje Curry’ego, a on odwzajemnia pocałunek, ale robi to
w sposób czuły i delikatny. Niestety, okazało się, że rzeczywistość
niemiałanicwspólnegozjejmarzeniami–byłaraczejkoszmarem
niżspełnieniemskrytychpragnień.
Tojasne,żechciałdaćjejlekcję,itenplansiępowiódł.Zamierzał
jej pokazać, jak jest słaba i bezbronna w zetknięciu z jego siłą,
iwpełnitosobieuświadomiła.Odczuwałacorazwiększągorycz.Za
kogo Curry ją uważał? Sądził, że jest tak łatwa, że zdążyła zostać
kochanką Jima Blacka? Może i tak, ale tylko dopóki jej nie
pocałował. Musiał rozpoznać, że jest nowicjuszką po tym, jak
zareagowała na pocałunek, szczególnie z jego doświadczeniem
wyniesionymzlicznychznajomościzkobietami.
Zadrżała,przypominającsobie,jakwprawnieizaborczopoczynały
sobie jego usta. Jak by to było, gdyby odprężyła się w ramionach
Curry’ego?Poddałamu,pozwoliłapokazaćsobie,jaktojestmiędzy
mężczyznąakobietą?Toniebyłowjegostylugraćrolęnauczyciela
nieobeznanejdziewczyny.Niebyłomutodoniczegopotrzebne.Od
przyjemności miał Amandę, a ona skupiła na sobie jego uwagę na
chwilęitotylkodlatego,żewgręwchodziłaurażonaambicja.
Jedna rzecz w tym wszystkim nie miała sensu. Dlaczego wybrał
takiwłaśniesposób,abyzmusićjądopozostania?Currynienależał
do mężczyzn skłonnych do eksperymentów, których bawiłoby
uczenie młódki miłosnej gry. Wcześniej nie wywierał na niej presji
ani się nie odgrywał, ale też ona mu się nie przeciwstawiała. Za
każdym razem poddawała się z uśmiechem jego woli i realizowała
najbardziej wyśrubowany plan działania, który rodził się w jego
bezsprzecznie kreatywnym umyśle. Ostatnio usamodzielniła się,
walczyłazCurrym,anawetośmieliłasięzrezygnowaćzposady.To
niemieściłomusięwgłowie,boprzywykłdojejposłuszeństwa.
Przekręciła się na drugi bok i przyłożyła policzek do zimnej
poduszki,coprzyjemnieochłodziłojejrozgrzanątwarz.
Dlaczego nie zakochała się w Jimie Blacku? Stanowczo był
bardziej
w
jej
typie:
delikatny,
dobry,
uważający.
Istne
przeciwieństwo Curry’ego, który mógłby emocjonalnie zniszczyć
kobietęispokojnieodejść,zostawiającjąnapastwęlosu.Takąmiał
naturę. Eleanor pozostało tylko modlić się, aby dwutygodniowy
okres wypowiedzenia minął w miarę bezkonfliktowo i jak
najszybciej. Tak żeby Curry nie miał szansy zranić jej jeszcze
bardziej.
Następnego ranka, gdy zeszła na dół, dowiedziała się, że Curry
jużwybrałsięnaobjazdrancza.Zjadławięcśniadanieiprzeszłado
pokoju, w którym pracowała. Przyszło jej do głowy, że nie mógł
spojrzeć jej w twarz po tym, co wczoraj wieczorem zaszło między
nimi,alenatychmiastoddaliłatęmyśljakoniedorzeczną.Currynie
zwykłcofaćsięprzedkonfrontacją,apozatymzpewnościąnieczuł
się winny. A gdyby nawet delikatnie dały o sobie znać wyrzuty
sumienia, to szybko znalazłby argumenty za tym, że to ona go
sprowokowała.
NiespodziewaniewporzelunchuzjawiłasięAmanda.
– Obiecał zawieźć mnie do Houston – powiedziała i nadąsała się,
usłyszawszy od Eleanor, że nie widziała dzisiaj Curry’ego. –
Cieszyłamsięnalunchwprzyjemnejkameralnejrestauracji.
– Bessie chętnie dostawi nakrycie dla jeszcze jednej osoby –
zapewniłajązuśmiechemEleanor.
Amanda odwzajemniła uśmiech, wyraźnie zaciekawiona nagłą
igruntownąodmianąwygląduasystentkinarzeczonego.
– Rzeczywiście prezentujesz się inaczej – stwierdziła. – Masz
wsobiewięcejżycia.Czy,jakwspomniałmiCurry,interesujeszsię
JimemBlackiem?
Eleanornerwowoporuszyłasięnakrześle.
– To bardzo miły człowiek – odparła wymijająco. – Można
przyjemniespędzićczaswjegotowarzystwie.
–Jednakjestdużostarszyodciebie–drążyłatematAmanda.
–Matrzydzieściczterylata–uświadomiłajejEleanor.–Jestorok
młodszyodCurry’egoMathersona.
– Nigdy nie nazywasz go po imieniu, prawda? – spytała
z zastanowieniem Amanda. – Za każdym razem używasz pełnego
imieniainazwiska.
Eleanorwzruszyłaramionami.
–Tomójszef–powiedziała.
Amanda przysiadła na brzegu biurka, przy którym zazwyczaj
pracował Curry, i zapaliła papierosa, trzymając go w długich,
wąskichpalcach.
– To dla mnie niepojęte, jak udało ci się, mieszkając pod jego
dachemprzeztrzylata,utrzymaćwasząrelacjęwgranicachczysto
zawodowych. – Pokręciła z niedowierzaniem głową. – A może
schowałaś się za okularami i luźnymi sukienkami, a włosy nosiłaś
zwiniętewłaśniedlatego,żebyniedopuścićdopowstaniabliższych
kontaktówzCurrym?
Eleanor zabolały te słowa, ale uznała, że nie warto się na nich
skupiać.
– Zostałam wychowana w duchu skromności i nauczona, że
kobieta nie powinna się malować ani stroić, aby nie kokietować.
Tym bardziej w miejscu pracy. Odstąpiłam od tych zasad, gdy Jim
poprosił mnie o pewną przysługę, która wymagała odpowiedniego
zaprezentowaniasię,iwefekciewyglądałaminaczejniżzwykle.
– Rozumiem, że w tych szczególnych okolicznościach nie mogłaś
sięoprzeć–powiedziałaześmiechemAmanda.–Currywyjawiłmi,
żetamtegowieczoruwrestauracjitotysiedziałaśprzystolikuJima.
Wysłuchanie tego, co o tobie wygadywał, musiało być dla ciebie
okropne.
– Rzeczywiście było okropne – przyznała Eleanor. – Nawiasem
mówiąc,dziękuję,żewystąpiłaśwmojejobronie.
– Drobiazg. Faceci potrafią być potworami. Czy z tego powodu
złożyłaśmuwymówienie?
– Po części. Następnego ranka doszło między nami do poważnej
kłótni. On… mówił okropne rzeczy. To wpłynęło na moją decyzję.
Myślę, że to była właśnie ta ostatnia kropla, która przelała czarę
goryczy.OdrokuJimpróbowałściągnąćmniedosiebie;namawiał,
żebymuniegopodjęłapracę,iwkońcusięzgodziłam.
–Zdajesię,żemasyna.
– Tak, Jeffa, trzynastolatka, podobnego do niego jak dwie krople
wody. Jest jeszcze Maude, siostra. Ta niezwykła kobieta prowadzi
imdom.
–Wyglądanato,żegdybyśtegochciała,miałabyśgotowąrodzinę
–zauważyłaAmanda.Zaciągnęłasiępapierosemiwydmuchaładym
ustami pomalowanymi czerwoną szminką. – Dzieci to jeden
zdrażliwychtematów,któryprędzejczypóźniejpojawisięwmoich
rozmowach z Currym. Nie zamierzam zrezygnować z kariery
modelki, bo za wiele wysiłku kosztowało mnie dojście do punktu,
w którym się obecnie znajduję. W tej sytuacji nie mogę ryzykować
zajściawciążęprzeznastępnychkilkalat.
– Rzeczywiście osiągnęłaś sukces jako modelka – przyznała
szczerzeEleanor.
Amandalekkosięuśmiechnęła.
– To zawód wymagający wyrzeczeń, bywa ciężki, ale kocham
każdąminutęspędzonąprzypozowaniulubwtrakciepokazów.
–Rozumiem,żenieznajdzieszczasunadzieci?
–Nasamąmyślonichprzechodząmnieciarki–wyjawiłaAmanda.
– Niedawno obchodziłam dwudzieste piąte urodziny i zostało mi
kilka ładnych lat w branży modowej, zanim stracę świeżość.
Pieluchyinaderwanenocenieidąwparzezpokazamiwświatłach
reflektorów czy pozowaniem do zdjęć dla znanych magazynów.
Sądzę, że Curry zaakceptuje moją decyzję w tym względzie. Oboje
musimypójśćnapewienkompromis,aletonieprzeszkodzinambyć
całkiemdobrymmałżeństwem.
Curry nie uznawał kompromisów, ale najwyraźniej rudowłosa
piękność tego nie wie, pomyślała Eleanor. Była przekonana, że już
niedługosięotymprzekona.
–Musiszgobardzokochać–zauważyłazuśmiechem.
– Moja droga, miłość jest stanowczo przereklamowana – odparła
Amanda, nie kryjąc swoich poglądów w tej kwestii. – Lubię
Curry’egoiraczejgopragnę,aniekocham.Onchcemniezdobyć,
itaksięstanie,aleniewcześniejniżwdniu,wktórymwłożymina
palec obrączkę. – Oczy rozbłysły jej rozbawieniem na widok
osłupiałej twarzy Eleanor. – Zaszokowana? Przecież to jedyny
sposóbnausidlenieCurry’ego.Pozatymtoniejesttypmężczyzny,
który zadowoli się jedną kobietą i pokocha ją aż po grób. Jest
niezwykle męski i zmysłowy. Potrzebuje kobiety, która odpowie
z równym żarem na jego apetyt seksualny. Trzymałam go na
dystanswystarczającodługoiterazpraktyczniejemizręki.
–To,comówisz,brzmitak…wyrozumowanie.
Amandapokręciłaprzeczącogłową.
–Niejesttak.DamCurry’emuwszystko,czegopragnie,inaswój
sposób będę o niego dbać. Przy swojej niezależnej naturze nie
potrzebuje kochającej, zaborczej żony, tylko takiej, która zadowoli
gowłóżku,apozatymzostawimumargineswolności.Awłaśnieto
mu zapewnię. Naprawdę niewiele kobiet potrafiłoby żyć z nim na
takichwarunkach.Chybazdajeszsobieztegosprawę.
Choć z niechęcią, Eleanor musiała przyznać jej rację. Curry nie
zniósłby nie odstępującej go na krok żony, odgadującej jego
życzenia i obsypującej go czułościami. W ogromnym stopniu
stanowił sam o sobie i był tak niezależny, że pociągały go kobiety
podobnedoniegopodtymwzględem.
Ta myśl napełniła ją smutkiem. Nie mogło być dla niej miejsca
przytakimmężczyźnie.
– Och, kochanie, jesteś wreszcie – powiedziała nieoczekiwanie
Amandaizdusiłapapierosawpopielniczce.
Do pokoju wszedł Curry. Włosy miał wilgotne po świeżo wziętym
prysznicu,
a
w
doskonale
skrojonym
szarym
garniturze,
podkreślającymkolorjegooczu,wyglądałjakmodel.
–Jużmyślałam,żezapomniałeś–dodałazżartobliwąwymówką.
–
Nic
podobnego,
kochanie
–
odparł
ze
znaczącym
półuśmieszkiem, po czym spojrzał na Eleanor. – Masz co robić,
dopókiniewrócęzHouston?–spytałzlekkimrozdrażnieniem.
– Tak, oczywiście – odparła, rozmyślnie unikając wzroku
Curry’ego.
Mimo to przypomniała sobie wczorajszy incydent i jej serce
gwałtownie przyspieszyło rytm, podobnie jak wtedy, gdy znalazła
sięwmocnymuściskuCurry’ego.
–Uaktualnijkartotekiizacznijporządkowaćstarezapisy–polecił
szorstkim tonem. – Chcę zacząć z czystą kartą, kiedy ktoś cię
zastąpi.
– Tak jest, panie Matherson – odrzekła, siląc się na spokój, a jej
głoszabrzmiałrzeczowo.
Wyczuła, że wzbiera w nim gniew, zanim podniosła na niego
wzrokirozpoznałaichwyraz.Pospieszniespojrzałanakalendarz.
–Mamspotkaniapopołudniu?
–Nie,alejutroowpółdodziewiątejranoprzyjeżdżasprzedawca
paszzAtlanty.
– Odwołaj go, bo nie zdążę wrócić. Powiedz mu, że rozwiązałem
kwestiępasz,wymieniającsięzinnymiranczerami,iniepotrzebuję
ekstradostaw.
–Ajeślinieudamisięwporępowiadomićgootejzmianie?
– To zjesz z nim śniadanie, złotko, i wyjaśnisz mu sytuację –
oświadczył lodowatym tonem Curry. – Włóż okulary i jedną z tych
idiotycznych workowatych kiecek, a na pewno wywrzesz na nim
niezapomnianewrażenie.
Gdyby nie obecność Amandy, nie zawahałaby się posłać go do
diabła. Musiał to wyczytać w jej jasnozielonych oczach, bo zadarł
aroganckogłowęispojrzałnaniązgóry,ostrzegającmilcząco,aby
nieważyłasięodezwać.
– W zasadzie dlaczego nie – zgodziła się i dodała z przekąsem: –
Przydamisięwięcejpraktyki.
Emfaza, z jaką wypowiedziała ostatnie zdanie, nie uszła uwagi
Curry’ego i przez moment wydawał się zmieszany, co było u niego
niespotykane. Opanował się jednak szybko i jego twarz przybrała
zwykływładczywyraz.
– Ruszajmy wreszcie, kochanie – zwrócił się do Amandy,
obejmujączaborczymgestemjejszczupłątalię.–Przednamikawał
drogi.
– Nie wtedy, gdy ty prowadzisz – odparła ze śmiechem. – Do
widzenia,Eleanor.
–Dowidzenia–odpowiedziałacicho.
Miałaochotędorzucić„bawciesiędobrze”,alepowstrzymałasię,
nie chcąc jeszcze bardziej rozdrażnić Curry’ego. Rzeczywiście,
uznała w duchu, zaczął się zachowywać nieprzewidywalnie. Nagle
rozbrzmiały jej w uszach ostrzegawcze słowa Jima. To prawda, że
Curry bywał niebezpieczny, ale jeśli wcześniej trochę się go
obawiała, to nie miała żadnego konkretnego powodu. Teraz to się
zmieniło i poważnie zastanawiała się nad tym, jak przetrwa dni,
którepozostałydokońcawymówienia.
Wkażdymrazieniebędziegoażdojutrzejszegowieczoru,dzięki
czemu zyska trochę wytchnienia od napiętej atmosfery. Nagle
poczuła łzy pod powiekami na myśl, że on spędzi ten czas
zAmandą,aniedługoożenisięitostworzymiędzynimibarieręnie
dopokonania.KochałaCurry’egoodtrzechlatiwefekciestracigo
bezpowrotnieprzezkobietę,któraniepotrafidaćmunicinnegojak
tylko namiętność. Nie będzie miał syna, którego tak bardzo
pragnie, nikogo, kto by się nim zaopiekował w chorobie ani na
starość,ani…
Łzyspłynęłyjejpopoliczkachinakazałasobieprzestaćsięużalać
nad swoim i Curry’ego losem. To już naprawdę nie jest moja
sprawa,powiedziałasobiewduchu.Mamwłasneżycieinajwyższy
czas wziąć to pod uwagę. Powinnam zrobić plany na przyszłość,
przyjąć jakąś strategię postępowania. Należy się zastanowić, czy
traktować pracę u Jima Blacka docelowo, czy jedynie jako
przystanek na drodze ku dalszym celom. Niewykluczone, że
powinna jak najdalej uciec od okolicy, w której funkcjonuje Curry
Matherson.
Jim zadzwonił późnym popołudniem i zaprosił Eleanor na kolację
doswojegodomu.
– Och, z przyjemnością – zgodziła się. – Curry zabrał Amandę do
Houston i wrócą dopiero jutro wieczorem. Mam przed sobą noc
ijutrzejszydzieńbłogosławionegospokoju.
–Czysprawyażtakźlestoją?–spytałJim.
Oczami wyobraźni Eleanor ujrzała, jak zaciska usta, a oczy mu
ciemnieją.
Wzięłagłębokioddech,zanimwyjawiła:
–Rzeczywiście,nienajlepiej.
–Będęzapółtorejgodziny–zapowiedziałJim.–Potrzebujęczasu
naodskrobaniezsiebiebłota.
–Błota?–spytałazaciekawiona.
– Pamiętasz tego nieszczęsnego starego byka rasy Brahman,
któregousiłowałemwcisnąćchłopakomnarodeo?
–Jakmogłabymgozapomnieć–odparłaześmiechem.
– W końcu przekonałem Bubbę Morrisa, że jednak znajdzie się
jeździec głupi na tyle, aby zgodził się go dosiąść, więc chłopcy
przyprowadzili platformę pod zagrodę, a ja zarzuciłem na niego
lasso.
–Ibyłatamwielkakałuża…
–Powczorajszymdeszczu–dopowiedział.
–Abykciągnąłsilniejniżty…
– Czytasz w moich myślach, ale nie martw się o mnie. Głowa
przestała mi dokuczać i mam nadzieję, że co bardziej krewcy
kowbojewyprujązniegoflaki.
–Typotworze–oskarżyłagożartobliwie.
– Po co Curry ciągnie Amandę aż do Houston? – Jim
nieoczekiwaniezmieniłtemat.
–Nalunch.
– Dlaczego nie pojechali do San Antone, skoro to dużo bliżej? –
spytał.
Skrócił
nazwę
znanego
teksańskiego
miasta,
zgodnie
zpowiedzeniem,żekażdymieszkaniecTeksasumadwadomy,swój
iSanAntonio.
– Nie wiem. Mogę się tylko domyślić, że chce obejrzeć jej
apartament.
– Wybrał kiepski moment na wyjazdy poza ranczo. Wkrótce
będziemy pędzić bydło – zauważył Jim. – Czeka nas wszystkich
mnóstwo roboty. Przygotować stada do wyruszenia na letnie
pastwiska, obejrzeć każdą sztukę, oznakować nowe – to
pracochłonnezadanie.
– Nie musisz mi tego uświadamiać. – Eleanor westchnęła. – Jak
myślisz,naczyimramieniuwypłakująsięjegoludzie,kiedyniema
go w zasięgu wzroku? Szesnaście godzin pracy i ani dnia przerwy.
Obolałe stopy, żadnego piwa, bo Curry nie pozwala pić w czasie
wypasu, do tego psujący się czasem sprzęt. Wiele razy słuchałam
narzekań i zapewne jeszcze usłyszę. Z tego, co mówił Curry,
wynika, że już się zaczęło. Nawet zaprosił Amandę na ogląd, żeby
przyjrzałasięznakowaniu.
– Przypuszczam, że chodzi o te sztuki, które dopiero co kupił –
odrzekł Jim. – Założę się, że już zawezwał Terry’ego, aby je
posprawdzałijednocześnieoznakował.
– To prawda. O mój Boże, wiedziałam, że to wszystko idzie zbyt
gładko. Zanim stąd odejdę, będę musiała przeżyć jeszcze jedno
pędzenienawypas–uprzytomniłasobieEleanor.
– Gdybyśmy złamali ci nogę, nie byłabyś mu przydatna –
powiedziałJim,udającnamysł.
– Dziękuję. Potrzebuję obu nóg, żeby się stąd ewakuować –
odwzajemniłasiężartem,alenieoszukałaJima.
–Norie,ocochodzi?–spytałzaniepokojonymtonem.
– Nic wielkiego. Jak zwykle chodzi o te jego niekontrolowane
wybuchy–skłamałagładko.–Chybadamsobiespokójzpracąisię
przebiorę. Chcesz, żebyśmy znowu poszli do restauracji i dali tej
młodejdamiemateriałdoprzemyśleń?–spytałazuśmiechem.
Jimmilczałprzezchwilę.
–Dlaczegonie?Pokażemyjej,cotraci.–Roześmiałsię.
Eleanormuzawtórowała.
Kiedysięspotkali,okazałosię,żeJimjestwświetnymnastroju,co
dobrzepodziałałonaEleanor.Restauracjabyładośćzatłoczona,nie
na tyle jednak, aby Eleanor nie dostrzegła ślicznej blondynki,
obiektuwestchnieńJima,zerkającejnanichukradkowo.
– Złapała się na haczyk – powiedziała do Jima, gdy zajęli miejsca
przystolikuoddalonymodwastolikiodtego,przyktórymsiedziała
blondynka.–Posłałamizłespojrzenie.
– Nie masz nic przeciwko temu, że wykorzystuję cię jako
przynętę?–spytałcicho.
NatwarzyEleanorpojawiłsięwyrazzdziwienia.
–Czysiedziałabymtutaj,gdybymmiała?–spytała.
– Można o niej marzyć, prawda, Norie? – Jim uśmiechnął się,
ajegociemneoczyrozbłysły.
– No co ty! Nie jestem zainteresowana dziewczynami – odparła
Eleanor,drażniącsięznim.
–Dajspokój,wiesz,ocomichodzi.
– No dobrze. Wygląda zjawiskowo. Dlaczego nie zaprosisz jej na
randkę?Boiszsię?
Poprawiłsięniespokojnienakrześle.
– No… może trochę – przyznał i westchnął. – Nie jestem młody
imamsyna.Wielukobietombytoprzeszkadzało.
–Irówniewielubynieprzeszkadzało.–Nachyliłasiędoniego.–
Wyzywamcię.
–Norie,niedamrady.
–Podbijamstawkę.
–Aleja…
–Jeśliniety,jatozrobię.
Jimrzuciłtrzymanąwdłoniserwetkęiwstał.
– Dość tego! Czegoś takiego żaden mężczyzna nie zniesie. Jeśli
wrócęnatarczy,zkrwawiącymsercem,tobędzieszwinna.
–Założęciopaskęuciskową–obiecałazpowagą.
Obserwowała Jima dyskretnie, gdy podchodził do stolika, przy
którym siedziała samotnie krucha śliczna blondynka. Pochylił się
lekko i zaczął z nią rozmawiać. Wyraz zadowolenia na twarzy
blondynki, a w miarę przedłużania się rozmowy jej coraz bardziej
rozpromienione, patrzące czule na Jima oczy, powiedziały Eleanor
więcej niż słowa. Uśmiechnęła się do siebie i skupiła wzrok na
jedzeniu,któremiałanatalerzu.
W drodze powrotnej na ranczo Jim mówił tylko o uroczej
blondynce,któramiałanaimięElaine.Jakajestcudowna,miła,jaki
zniegoszczęściarz,żewkońcuzgodziłasięspędzićznimwieczór.
– Co masz na myśli, mówiąc w końcu? – spytała Eleanor. –
Przecież wcześniej jej nie zapraszałeś, bo nie zamieniłeś z nią
słowa,tystarynieśmiałykocurze.
–Norie…dziękujęci.Nawetniewiesz…–Jimwestchnął.
– Ależ wiem, wiem – zaprotestowała. – Nie ma sprawy. Od czego
masięprzyjaciół?
–Toprawda,żepoto,abywzajemniesobiepomagać.–Podjechali
przed frontowe drzwi domu i Jim wyłączył silnik. – Żałuję, że nie
potrafięcięwesprzećwżadeninnysposób,jaktylkooferującpracę.
– Wszystko w porządku – zapewniła go Eleanor, bawiąc się
torebką. – Jestem zmęczona, ale z czasem to minie. Może się
okazać,żeniezostanęztobądługo–dodałałagodnie.–Niejestem
pewna, co chcę osiągnąć. Wcześniej nie wyobrażałam sobie swojej
przyszłości poza tym miejscem. – Wskazała gestem dłoni dom
Mathersona. – Teraz muszę zdecydować, co zrobić ze swoim
życiem. Zdałam sobie sprawę z tego, że mogę być sekretarką nie
tylko ranczera, ale także na przykład lekarza czy prawnika. Mogę
też wyuczyć się nowego zawodu, pójść do szkoły o technicznym
profilu albo pracować i jednocześnie się szkolić. Świat oferuje mi
wielemożliwości.
– Jednym słowem, odejście stąd nie sprawi ci przykrości, czy
dobrzerozumiem?–dociekał.
Eleanorutkwiławzrokwswoichkolanach.
– Tego nie twierdzę, lecz czas leczy rany, nawet te zadane przez
Curry’egoMathersona.Przeżyję.
Podniosła głowę i zauważyła, że Jim przygląda się jej badawczo
wprzyćmionymświetle,padającymzfrontowegoganku.
–Curryjestkompletnymidiotą–oświadczył.–Amandanigdynie
będzie żoną, jakiej on pragnie. Życie na ranczu obrzydnie jej po
dwóch tygodniach i ucieknie do Houston. Chyba nie bardzo się
mylę,zgadując,żeonatamzamieszka.Curryzostanietutajiabysię
zniązobaczyć,będziemusiałdoniejjeździć.
Eleanorwzruszyłaramionami.
–Kochają–powiedziała.
– Nie – zaoponował Jim – jedynie pożąda. Musiałabyś być
mężczyzną, żeby to w pełni rozumieć. To rodzaj palącego
pragnienia, które zwykle gasi pierwszy porządny łyk. Będzie go
trzymała na dystans, dopóki nie włoży jej obrączki na palec
z wszystkimi tego konsekwencjami – ocenił. – Curry nie jest
mężczyzną, który wycofuje się z zobowiązań czy danego słowa –
przyznał – i to dotyczy także małżeństwa. Jest zbyt uparty, żeby
przyznaćsiędoporażkiidaćsobiespokój.
–Niezapowiadasięnawspaniałeżycie?–spytałacicho.
– Na pewno nie – odparł Jim – ale nie myśl, że możesz mu to
uświadomić.
–Akiedytypróbowałeśmucośwyjaśnić?
– Dziesięć lat temu, i dotąd to pamiętam. Ostrzegłem go, że jeśli
kupi ten dziadowski helikopter, żeby używać go do zaganiania
bydła,więcejczasuspędzinanaprawachniżnalataniu.
–Wtedymnietutajniebyło–stwierdziłaEleanor.–Icosięstało?
–Jedenzsezonowychpracownikówzalałsięwbarzeipostanowił
wśrodkunocywzleciećwniebo.
–Umiałlataćhelikopterem?
– Siedział w nim dwukrotnie. W efekcie wiedział, jak go
uruchomić, wystartować i podnieść, ale już nie, jak posadzić
maszynę na ziemi. Zawadził o sosnę, uszkodził śmigło i runął do
jeziora. Trzeba ci było widzieć Curry’ego, kiedy się o tym
dowiedział.Odtamtegoczasuwprowadziłkategorycznyzakazpicia
alkoholu podczas spędu i wypasu. No i – uśmiechnął się Jim – nie
kupiłnowegohelikoptera.
–Wzamianużywamałejcessny–zauważyłaEleanor.
– Tak, z tego powodu i dlatego, że sprawdziła się na wielu
ranczach.
–Czassiępożegnać.Świetniesiębawiłam,Jim.Dziękujęci.
– To ja ci dziękuję. Jeśli Curry będzie cię zanadto nękał, to nie
zważając na okres wypowiedzenia, przyjeżdżaj do nas. Blackowie
potrafiąsięociebieodpowiedniozatroszczyć.
– Wszyscy Blackowie to wspaniali ludzie – stwierdziła
zprzekonaniemEleanor.
–PomożeszmiprzekonaćotymElaine?
–Wkażdejchwili–obiecała.–Dobranoc.
–Dobranoc,Norie.
Weszła do domu z pogodnym wyrazem twarzy, odprężona, bo
towarzyszyłajejświadomość,żeniezastanieCurry’egoiniebędzie
narażona na jego niezadowolenie lub złość. Jutro też będzie sama
i to ona zdecyduje, jak spędzi czas po wypełnieniu wszystkich
obowiązków.
W sumie, nie będzie źle. Zwłaszcza gdy nie dopuści do siebie
poczuciażalu,żejednakniezobaczyCurry’egoranoprzyśniadaniu
ani potem w pokoju, w którym pracuje, czy wieczorem na ganku,
kiedywokółzapanujeprzyjemnyspokój…
ROZDZIAŁSZÓSTY
Eleanor weszła do holu i usłyszała głośny metaliczny dźwięk – to
stary zegar wybijał godzinę. Doliczyła się dwunastu uderzeń. Nie
zdawała sobie sprawy z tego, że zrobiło się tak późno. Dzisiejszy
wieczór był udany. Spędziła go mile w towarzystwie Jima Blacka,
a poza tym ucieszyła się, że najwyraźniej skutecznie wsparła
zabiegiprzyjacielawobecElaine.Niepoznałajejbliżej,aleodniosła
wrażenie,żestaniesiędobrymduchemdlaJimaijegorodziny.
– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz, wracając do domu nad
ranem? – dobiegł ją od strony gabinetu pełen niezadowolenia
znajomygłos.
Znieruchomiała,
zaskoczona
i
zaczęła
się
gorączkowo
zastanawiać, czy puścić mimo uszu tę niegrzeczną uwagę
wypowiedzianązirytacją.Wkońcuodwróciłasiępowoliizobaczyła
Curry’ego, opartego o futrynę drzwi. Miał potargane włosy
i wpatrywał się w Eleanor ze złym błyskiem w oczach. Wyglądał
groźnieiponuro.
– Byłam w restauracji… Myślałam, że pan jest w Houston –
powiedziałaobronnymtonem.–Mówiłpan…
– Nie wyglądasz, jakby cię ktoś całował – nieoczekiwanie
szorstkimtonemzauważyłCurry.
Prześliznął się wzrokiem po ustach Eleanor, pociągniętych
delikatnieszminką,atakżepowłosach,opadającychbujnymifalami
naramiona,aleuładzonych,jakbydopierocosięuczesała.
– Od dawna przypuszczałem, że jest wyprany z temperamentu.
Zaledwierokpoślubiejegożonazaczęłasięprowadzaćzinnymi.
– Nie powinien pan mówić w ten sposób o Jimie – stwierdziła
lodowatym tonem Eleanor, wciąż demonstracyjnie posługując się
oficjalnąformą.
– Dlaczego nie? Założę się, że spotykając się z tobą, nieźle mnie
obgadywałzaplecami.
Zanim
zdążyła
zaprzeczyć,
zdradził
ją
lekki
rumieniec
wypływającynapoliczki.
– Wypij ze mną drinka, Kwiatuszku – poprosił nieoczekiwanie,
odpychającsięramieniemodframugi.–Miałempiekielnywieczór–
dodałzeznużeniem,takuniegoniezwykłym,żeaższokującym.
Z ociąganiem, ale jednak Eleanor weszła do gabinetu
i obserwowała w milczeniu, jak Curry wlewa whisky do dwóch
szklaneczek, wrzuca do nich lód, po czym do jednej z nich dolewa
sporowody.
– Siadaj. – Wskazał gestem na kanapę i wręczył jej szklaneczkę
zrozcieńczonymalkoholem.
Przysiadła na brzegu i z trudem opanowała chęć, żeby się nie
odsunąć, gdy opadł ciężko na kanapę tuż obok niej i skrzyżował
wkostkachdługienogi.Jasnobrązowemiękkiespodniepodkreślały
zarys muskularnych ud, kremowa koszula, nisko rozpięta,
odsłaniała opaloną pierś pokrytą pierścionkami ciemnych włosów.
Curry emanował zmysłowością, która wydawała się równie
nieodłączna od niego jak egzotyczny zapach wody kolońskiej. Był
takmęski,żeEleanornajchętniejbyuciekła.
– Nie napinaj się tak – rzucił burkliwie, zerkając na jej profil. –
Dostałem nauczkę, a zresztą brakuje mi cierpliwości do
wprowadzania przerażonych dziewic w tajniki sztuki miłosnej.
Jesteś całkowicie bezpieczna – zapewnił. – Rozluźnij się, bo
wyglądasz jak sarna otoczona przez myśliwych. Nie zgwałcę cię,
otomożeszbyćspokojna.
Poczerwieniała jak burak i upiła łyk alkoholu. W tym momencie
niecierpiałagotakmocno,jakbygowogóleniekochała.Żałowała,
że brak doświadczenia uniemożliwiał jej zgaszenie go, jak na to
zasłużył.
Przyjrzał się jej w milczeniu i ciężko westchnął. Wyciągnął dłoń
i odsunął kosmyk z jej policzka z nieoczekiwaną czułością, która
wprawiłająwzdumienie.
– Jestem w podłym nastroju. Nie chciałem tego powiedzieć. –
Przechylił szklaneczkę, upił łyk whisky i zamknął oczy. – Poczułem
siędzisiajtak,jakbyziemiausunęłamisięspodnóg.
Eleanor wpatrywała się w złocisty trunek, nękana sprzecznymi
emocjami.
–Chciałbypanotymporozmawiać?–zdecydowałasięzapytać.
Ponowniepodniósłszklaneczkędoustiupiłkolejnyłyk.
– Amanda chce mieszkać w Houston – wyjaśnił bez zbędnych
wstępów.–Przestańzwracaćsiędomnieperpanwtedy,gdyjestci
takwygodnie!–dorzucił,przyszpilającjąspojrzeniembłyszczących
oczu.
– Jest pan moim szefem, jak inaczej miałabym się do pana
zwracać?
–MamnaimięCurry.
Odwróciła głowę, umykając przed jego przewiercającym ją
wzrokiem.Przyłożyłdelikatniedwapalcedojejpodbródkaizmusił,
abyspojrzałananiegoznowu.
–MamnaimięCurry–powtórzyłgłosem,wktórympobrzmiewały
niskie,głębokietony.
Przełknęłanerwowoślinęiprzygryzładolnąwargę.
–Dobrze.
–Wtakimraziewreszciejewypowiedz!
– Curry – wymówiła z wahaniem i lekkim przestrachem, bo
zupełnieniepoznawałagowtymprzedziwnymnastroju.
– Tak lepiej. – Puścił ją, wygodniej rozsiadł na kanapie i postawił
szklaneczkęzwhiskynaswoimudzie.
–Wracającdomeritum.Jakwiesz,jestwziętąmodelką,dlaktórej
kariera wiele znaczy. To prawda, że ciężko pracowała na ten
sukces. Chcę jednak mieć syna, może dwóch, a nawet trzech –
oznajmiłzzaciętąminąidodał:–atakżekobietę,którabędzieprzy
mnie, gdy jej potrzebuję, i dla której będę najważniejszy. Nie
zamierzam z tęsknotą wpatrywać się w nawet najpiękniejszą
fotografię,Kwiatuszku.Pragnękobietyzkrwiikości,którabędzie
płonąć z namiętności w moich ramionach, kiedy będę się z nią
kochał,iktóradamisynów.
Eleanor zaczerwieniła się po same koniuszki uszu, czując się
głębokozażenowana.
– Przepraszam – rzucił szorstko. – Zapomniałem, że mimo trzech
lat spędzonych pod moim dachem pozostajesz obojętna na sprawy
intymne. Natomiast ja nie widzę niczego wstydliwego czy
szokującego w sprawach prokreacji. To całkowicie naturalna
i w gruncie rzeczy piękna strona życia. Niewiele o tym wiesz,
prawda?Niewątpliwiezawdzięczasztozimnejemocjonalniematce,
niezdolnejdookazywaniauczuć.
– Proszę zostawić moją matkę w spokoju! Nie masz prawa jej
osądzać!Niktniema.
– Nawet mimo tego, co ci zrobiła? Na litość boską, Eleanor, gdy
trzymałemcięwobjęciach,miałemwrażenie,żecałujęzimnygłaz,
aniemłodąkobietę.
Odwróciłagłowę,doskonalepamiętająctechwile,kiedyjegousta
chciałyodniejtego,czegoniebyławstaniemudać.
– Wolałabym zapomnieć, że to się kiedykolwiek zdarzyło –
wyszeptała.
–CzynapocałunkiBlackateżtakzareagowałaś?
– Między nami do tego nie doszło! – zaprotestowała, zanim
zdążyłapomyśleć.
–Adoczego?–spytałostrymtonem.
– Do niczego. Mówiłam ci już, że jest moim przyjacielem, a nie
kochankiem. Poza wszystkim, jakim prawem wtrącasz się w moje
życieprywatne?–spytała.
OdwróciłsiębokiemdoEleanor,kładącramięnaoparciekanapy,
iobrzuciłjąprzenikliwymspojrzeniem.
–Rzeczywiścieniemamtakiegoprawa–przyznałnieoczekiwanie
spokojnie i rzeczowo. – Gdy teraz o tym myślę, dochodzę do
wniosku,żezachowałemsiętak,jakbymchciałcięzranić.Szczerze
mówiąc,niewiem,zjakiegopowodu.Niewykluczone,żedlaciebie
będzie najlepiej, jeśli zrezygnujesz z posady mojej osobistej
sekretarki. W trakcie minionych trzech lat nie miałem żadnych
zastrzeżeń do twojej pracy. Jeśli to dla ciebie może być jakimś
zadośćuczynieniem, to oświadczam, że nie mógłbym sobie
wymarzyćlepszejasystentki.
–Dziękuję.
Eleanor utkwiła wzrok w szklaneczce z whisky. Upiła spory łyk
palącego alkoholu, czując, że zaczyna się rozluźniać. Westchnęła
izakołysałaszklaneczką,żebykostkiloduzagrzechotały.Nakreśliła
czubkiem palca wzór na zaparowanych ściankach pękatego
naczynia.
–Czygnębiciętylkoto,żeMandyniechcezamieszkaćnaranczu?
–odważyłasięwreszciezapytać.
Currywziąłgłębokioddech,zanimodpowiedział.
– Ona próbuje przyspieszyć ślub. Nigdy nie rozmawialiśmy
odacie,ateraznalega,abyceremoniaodbyłasięwnadchodzącym
miesiącu.Jakwiesz,nienawidzębyćprzymuszanydoczegokolwiek!
– Kocha cię. – Eleanor była świadoma, że rani siebie, broniąc
narzeczonejCurry’ego.–Tooczywiste,że…
–Wcalenie–przerwałjejCurry.–Wtejcałejsprawiecośminie
pasuje i głowa mi pęka od analizowania, o co może chodzić.
Dzisiejszegowieczoruusiłowałazaciągnąćmniedołóżka–wyjawił,
nieowijającwbawełnę.–Prawiejejsięudało.Przymoimcholernie
zapalnym temperamencie nie pozostało mi nic innego, jak
zrejterować.
–Niepowinieneśmiotymopowiadać!–zaprotestowała.
– Muszę z kimś pogadać, a komu innemu miałbym się zwierzyć,
jak nie tobie? – Zacisnął dłonie w pięści, pochylił się i zapatrzył
niewidzącym wzrokiem przed siebie. – Najwyraźniej Amanda
prowadzizemnągrę,cobardzomisięniepodoba.Dotądtrzymała
mnienapewiendystans,adzisiajnagletosięzmieniło.Wyglądana
to,jakbychciałauzyskaćgwarancję.Dobrzewie,żeniewycofałbym
się,gdybyistniałoprzypuszczenie,żemożebyćwciąży.
Eleanorwstała,podeszładobarkuisięgnęłapobutelkęzwhisky.
–Cosiędzieje,małaobłudnico!–Currypodniósłgłos.–Musiszsię
znieczulićalkoholem,abyrozmawiaćosprawachdorosłych?
Znieruchomiałazrękąnabutelce.
–Budzitowemniezażenowanie,jeślikonieczniechceszwiedzieć
–odcięłasięEleanor.
– W takim razie może powinnaś wstąpić do zakonu. Ile ty masz
lat?–spytałszorstko.
–Prawiedwadzieściajeden.
Milczałprzezdłuższąchwilę.
–Dwadzieściajeden?–upewniłsięzniedowierzaniem.
–Miałamprawieosiemnaście,kiedymniezatrudniłeś.
– Wyglądałaś na starszą, ale to z powodu twojego przebrania –
stwierdził kwaśno. – Dla Blacka jesteś młoda jak roczna klacz,
wobec mnie zachowujesz się jak wiekowa matrona. Tamtego
wieczoru, gdy cię pocałowałem, zesztywniałaś od mojego dotyku.
Sprawiłem ci przykrość, tak? – W głosie Curry’ego zabrzmiała
niespotykanauniegonutaczułości.–Naciskałemnaciebie,bonie
potrafiłem sprawić, żebyś mi uległa. Niezbyt satysfakcjonujące
wprowadzeniewświatnamiętności,co,Kwiatuszku?
Przeszedłjądreszcznawspomnieniepocałunku.
–Janiewiedziałam,że…mężczyźnisądotegozdolni–przyznała
cicho.–Spodziewałamsię,żetenpierwszyrazbędziedelikatniej…
–Pierwszyrazzwykleodbywasięzchłopcemwpodobnymwieku,
który niemal boi się dotknąć dziewczyny i rzeczywiście… jest
delikatnie. Natomiast dorosły mężczyzna zachowuje się inaczej.
Zetknięcie warg to jednocześnie próba i poznawanie, mężczyzna
chceposmakowaćkobiety,anietylkopoczućmiękkośćisłodyczjej
ust. – Roześmiał się cicho. – Cholernie trudno to wytłumaczyć.
Myślę,
że
wszystko
jest
kwestią
pierwotnego
instynktu,
namiętności. Mężczyzna w moim wieku raczej pragnie podniecić
kobietę, niż po prostu ją pocałować, bo zwykle kończy się to
w łóżku. Dlatego z zasady nie zadawałem się z kobietami
nieświadomymi, do czego prowadzi pocałunek czy pieszczota –
wyjaśnił Curry. – To się zmieniło, gdy pojawiła się Amanda – dodał
ponuro. – Zanim zorientowałem się, że jest niewinna, byłem
ugotowany.
– Myślę, że wciąż macie szansę – powiedziała uspokajającym
tonemEleanoriodwróciłagłowę,bypopatrzećnaCurry’ego.
Uznaławduchu,żeskoropokochałAmandę,toonachce,abybył
zniąszczęśliwy.Spojrzeniesrebrzyścielśniącychoczuskupiłnajej
twarzy,poczymobjąłnimjejciałoiznówprzeniósłnatwarz.
– Jesteś zachwycająca, Kwiatuszku – powiedział. – Śliczna jak
marzenie. Niczego nie pragnąłbym bardziej, niż nakryć cię swoim
ciałemnatejkanapieidaćcilekcjęmiłości.
Eleanorodstawiłaszklaneczkęzwhiskyipomyślała,żemusimieć
źrenice rozszerzone strachem. Doszła też do wniosku, że Curry
najwyraźniej przesadził z alkoholem. Inaczej nie wygadywałby
bzdurinieszukałbysubstytutukobiety,którejnaprawdępragnął.
–Ja…jestembardzozmęczona–odparła,podnoszącsięnanogi.–
Bardzochcemisięspać,apozatymjutroczekamniedużopracy–
dodałaiskierowałasiędodrzwi.
–Boiszsięmnie?–usłyszała.
Odwróciła się, zarazem niepewna i zdziwiona, że Curry zadał jej
to pytanie. Najwyraźniej zainteresował się jej odczuciami, a nie
tylkoswoimi.
– Tak – przyznała. – Proszę cię, nie utrudniaj i tak niełatwej dla
mniesytuacji.Niechcęstaćsiętą,poktórąsięgaszwzastępstwie
Amandy, jak również nie chcę, byś ze mną flirtował. Jestem twoją
asystentką, ty jesteś moim szefem, a ponieważ nie może być
inaczej, pozwól mi teraz odejść. Nie zniosłabym, gdybyś
potraktowałmniejakzabawkę–dokończyłapełnymbóluszeptem.
–Skarbie,skądmyśl,żesiętobąbawię?–zapytał.
Nie odpowiadając mu, Eleonor w milczeniu zostawiła Curry’ego
samego. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy pospiesznie
wchodziłaposchodach.Szybkodotarłanapiętroizulgązamknęła
sięwswoimpokoju.Gdywreszcieznalazłasięwłóżku,przezdobrą
godzinę nie mogła zasnąć, choć czuła się fizycznie i psychicznie
wyczerpana. Wciąż dźwięczało jej w uszach ostatnie pytanie
Curry’ego.
Gdy nazajutrz zeszła na śniadanie, zastała Curry’ego przy stole.
Zauważyła,żeoczymaprzekrwioneipomyślała,żetozniedostatku
snu. Nie rozumiała, dlaczego jeszcze jest w domu, skoro dawno
powinien dołączyć do swoich ludzi. Śledził ją spojrzeniem, gdy
siadała naprzeciwko niego na krześle. Usta drgnęły mu w lekkim
uśmiechu.
– Najwyższy czas, żebyś wreszcie wygrzebała się z łóżka –
odezwał się i upił łyk kawy, nie odrywając od niej wzroku. – Chcę,
żebyśmidzisiajtowarzyszyła.
Popatrzyłananiegoniepewnie.
–Gdzie?–spytała.
–Zaczynamywypas.
–Och!–niemogłapowstrzymaćokrzykupodniecenia.
Co roku prosiła Curry’ego, żeby zabrał ją ze sobą wtedy, gdy
pierwsze stada bydła były przepędzane z zimowych pastwisk.
Wiązałosiętozeznakowaniemcielątioglądemprzezweterynarza,
który sprawdzał, czy wszystkie zwierzęta są zdrowe. Dla Eleanor
byłytonajbardziejekscytującedninaranczu.
–Uwielbiaszto,prawda?–spytał,nadalwpatrującsięwjejtwarz.
– Każdą minutę poświęconą na znakowanie i oddzielanie bydła,
a nawet dorzucanie siana koniom. Tak, mądralo – dodał
zsatysfakcją,widząc,żejązaskoczył–orientujęsięwtym,cotusię
wyrabia. Zmusiłaś Johnny’ego, aby ci pozwolił karmić konie
wboksach.Myślałaś,żesięniedowiem?
– Sądziłam, że zarządzający ranczem mają obowiązek trzymać
językzazębami–rzuciłazezłością.
–Owszem,mają.Zapominasztylko,żejaniezatrudniamzarządcy,
a jedynie asystenta zarządcy, czyli mnie. Nikt obcy nie będzie
decydowałotymranczu.
– Jasne – odparła z westchnieniem. – Komenderowałbyś
wszystkimi,gdybytylkocinatopozwolili.
–Tymipozwalałaś…
–Doczasu.Dorosłam–zauważyłazzadowoleniem.
–Niecałkiem.–Uniósłznaczącobrew.
–Możetozależyodmężczyzny?Nieprzyszłocitodogłowy?
– A może mężczyzna nie próbował wystarczająco usilnie. –
Uśmiechnąłsię.–Następnymrazemniebędętakiniecierpliwy.
Eleanorumknęłaspojrzeniemiwpatrzyłasięwtalerz,czując,jak
krewzaczynajejszumiećwżyłach.
– Nie będzie następnego razu – oświadczyła, starając się, aby
zabrzmiałotostanowczo,chociażgłosjejdrżałlekko.
– Jedziesz ze mną? Jeśli tak, to musisz się przebrać, inaczej
zniszczyszładneubranie,któremaszdzisiajnasobie.
Eleanorwłożyłabiałespodnieijasnąbluzkę,spodziewającsię,że
jakzwyklezajmiesiępracąbiurową.
–Dżinsyibawełnianakoszula?–spytała.
–Iwysokiebuty–dodałzuśmiechem.–Masztakie?
–Oczywiście.Przecieżjeżdżękonno–przypomniałamu.
–Niewidziałemcięnakoniuoddwóchmiesięcy.
– Nie zwracałeś uwagi na to, co robię, od sześciu miesięcy –
odcięłasię,unoszącwzrokznadtalerza.
Tym razem Curry nie posłał jej uśmiechu, a przenikliwe
spojrzenie, pod wpływem którego Eleanor zapomniała o filiżance
parującejkawywdłoni.
Bessie weszła hałaśliwie, niosąc dzbanek świeżej kawy i czar
prysł. Eleanor podniosła do ust filiżankę i czekała, kiedy jej
przyspieszonypulswrócidonormy.
–Nawetnietknęłaśśniadania–skarciłajągospodyni.–Czytoon
zepsułciapetyt?–pokazałaruchemgłowynaCurry’ego.
– Może powód jest całkiem inny. – Curry ze śmiechem puścił do
Bessieoczko.
– Oho! Jesteśmy dzisiaj w dobrym humorku, co? – powiedziała
gospodyni z przekąsem, napełniając mu filiżankę świeżą kawą. –
Szykujemysiędoprzejęciaczyjejśobciążonejnieruchomości?
– Zdaje się, że kusisz los – ostrzegł gospodynię Curry, ale
żartobliwymtonem.
– Bez przesady. Trudno będzie znaleźć kogoś tak pozbawionego
rozumu,żebychciałzpanemwytrzymywać.
Eleanor z uśmiechem skinęła głową, dając tym gestem znak, że
zgadzasięzBessie.
–Stoprocentracji–przyznała.
– I kto to mówi? – spytała szyderczo Bessie. – Potrzebowałaś
trzechlat,żebyśodzyskałarozum.
Gospodyni wyszła, a uśmiech na twarzy Eleanor zblakł. Jadła
śniadaniemechanicznie,pogrążonawzadumie.
– Nie myśl o tym – odezwał się po dłuższej chwili Curry
zpoważnymwyrazemtwarzy,porazkolejnyczytającwjejmyślach.
–Spróbujmyżyćdniemdzisiejszym,złotko.
–Jaitakodejdę.
Poszukałwzrokiemjejoczu.
–Zobaczymy.
– Niczego nie zobaczymy – oznajmiła stanowczo, odstawiając
filiżankę. – Nie zamierzam dłużej znosić tego wiecznego
rozkazywania,atyniezmusiszmnie…och…
Przerwała wpół zdania, bo Curry błyskawicznie podniósł się na
nogi i stanął tuż obok jej krzesła. Pochylił głowę i nieoczekiwanie
mocnopocałowałjejnawpółrozchylonewargi.
– Przestań gadać i przebierz się wreszcie. – Potargał czule jej
włosy.–Niemogęnaciebieczekaćcałydzień.
Wyszedł, zanim zdążyła sformułować sensowną odpowiedź.
Bezwiednieprzyłożyłapalcedoust,którezapamiętałypocałunek.
Curry rozmawiał przez telefon, gdy zeszła na parter, mając na
sobie znoszone dżinsy, wysokie buty i bawełnianą koszulę
w niebieski wzór. Związała włosy niebieską wstążką, żeby jej nie
przeszkadzały i zmyła makijaż. Propozycja spędzenia z Currym
całegodniabyłazbytkusząca,abyjąodrzucić,alekiedyusłyszała,
że wymawia imię narzeczonej, oferta właściwie straciła dla niej
urok.
– Amanado, powiedziałem ci wyraźnie – mówił szorstko – że nie
znoszę być do czegokolwiek przymuszany. Poczekamy, aż będę
gotowy,albozapominamyowszystkim.Niechcesz?Toco,udiabła,
robisz w Houston? – Słuchał przez chwilę, po czym zaklął pod
nosem i rzucił: – Nie możesz tego odrzucić? W takim razie zostań
w Houston. Jeszcze jedno: skończ z tym „Och, Curry”. Pragnę cię
jakcholera,aleniedośćmocno,żebyśmnieprowadziłajakosłana
postronku. Amando, żadnych „jeśli, może, ale”. Na moich
warunkach lub wcale. – Znowu słuchał przez chwilę, a potem
westchnął ciężko i powiedział: – W porządku. Może faktycznie
chwila oddechu dobrze nam obojgu zrobi. Zobaczymy się za dwa
tygodnieiwtedyporozmawiamy.
Rozłączył się i wyraźnie spięty stał nieruchomo, wpatrując się
w telefon. Nagle niecierpliwym gestem przeciągnął dłonią po
włosach. Wyglądał, jakby za chwilę miał wybuchnąć, i Eleanor
przezorniezatrzymałasięupodnóżaschodów.
Odwróciłsię,jakbywyczułjejobecność,iposzukałspojrzeniemjej
twarzy.
–Problemy?–spytałałagodnie.
Kiwnął głową i przesunął wzrokiem po jej szczupłym ciele, jakby
obrysowywałjegokontury.
–Rozpuśćwłosy–polecił.
–Wchodząmidooczu–zaprotestowała.
Podszedł do niej i rozwiązał wstążkę, uwalniając falujące
kruczoczarnesploty,poczymzanurzyłwnichdłońiprzesunąłjąna
szyję. Eleanor poczuła na czole przyspieszony, nierówny oddech
Curry’ego.
–Proszę…–wyszeptaładrżącymgłosem,gdypalcamidotknąłjej
podbródkaiuniósłgłowętak,bymogłaspojrzećwjegorozjarzone
srebrzyścieoczy.–Niewykorzystujmnietylkopoto,żebyodwrócić
myśliodAmandy.
–Przypuszczasz,żetakwłaśniejest?
– Wiem, że tak jest. Ja… nic na to nie poradzę, że niechcący
słyszałam, co mówiłeś do niej przez telefon. – Zwilżyła wyschłe
nagle wargi, próbując ukryć, jak bardzo ją to dotknęło. – Przykro
mi,żejesteśrozczarowany,aleskrzywdzeniemnieciniepomoże.
–Czytobyoznaczałokrzywdę?–spytałłagodnie.
Nie odważyłaby się go zapytać, co właściwie miał na myśli, więc
jedyniezwróciłamuuwagę:
–Czyniepowinniśmyjechać?
– Norie, nie bój się mnie – wyszeptał z ustami przy jej skroni, po
raz pierwszy używając tego zdrobnienia. – Mała porcelanowa
drezdeńska figurynko, nie skrzywdzę cię ani fizycznie, ani
psychicznie.Nieuciekajodemnie.
–Ja…nieuciekam,tylkoniechcę…–Urwała,zamykającoczy.
–Czegoniechcesz?–Musnąłwargamijejpowieki.–Pozwólmisię
kochaćztobą.
–Nie!–zawołała.
Odepchnęła go z całej siły i przywarła do ściany. Na pobladłej
twarzymalowałsięstrach;wyzierałtakżezjasnozielonychoczu.
–Nieróbtakiejminy!–zirytowałsięCurry.
–Przezciebieczujęsięjakosaczona!–wypaliła.
Odwrócił się z ciężkim westchnieniem, mamrocząc coś pod
nosem, i ścisnął dłonią kark, jakby czuł w nim ból i chciał się go
pozbyć.
– Chodźmy, oczywiście o ile nie boisz się ze mną jechać –
powiedział z sarkazmem, sięgnął po stary zniszczony roboczy
kapelusziruszyłdodrzwi.
Poszłazanim,chociażprzestałającieszyćperspektywaspędzenia
wspólnie czasu, ponieważ obawiała się tego, do czego mógłby się
posunąć. Zawahała się na ostatnim stopniu frontowych schodów,
podczasgdyonwskoczyłdopickupaiotworzyłprzedniądrzwipo
stroniepasażera.
–Nowięc?–spytał.
Podeszła do samochodu i zajęła miejsce obok kierowcy. Siedziała
sztywno,niepatrzącnaCurry’ego.
–CzychodzioBlacka?Chcętowiedzieć.
Poprawiłasięniespokojniewfoteluiwbiłaniewidzącespojrzenie
wdeskęrozdzielczą.
–Nie.
– Niech to diabli! To jak błagać małża, żeby się otworzył –
utyskiwał, uruchamiając silnik. – W porządku, zapomnij o tym –
rzucił,wyjeżdżającnapełnymgaziezpodwórza.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Jechaliwprzytłaczającymmilczeniu,kierującsięwstronędwóch
bliźniaczychstajni,wktórychtrzymanokonie.Eleanorzerknęłana
Curry’ego i spostrzegła, że z ponurą miną chwycił kierownicę tak
mocno, aż pobielały mu kostki palców. Zupełnie jakbym siedziała
obok
obcego
człowieka,
pomyślała.
Dawne
dobre
czasy
żartobliwego docinania sobie po przyjacielsku najwyraźniej
definitywnie się skończyły. W miejsce przyjacielskiej atmosfery
zapanowałymiędzynimichłódizłość.
Zapatrzyłasięnasoczyściezielonepastwiska,ciągnącesięażpo
horyzont. Rzeki nie było widać, tylko od czasu do czasu jej wody
pobłyskiwały poprzez drzewa, gęsto porastające brzegi. Zarówno
oknopostroniekierowcy,jakipasażerabyłoopuszczone,ponieważ
Curry nie korzystał z furgonetek wyposażonych w klimatyzację.
Wtejsytuacjidokabinywdzierałosięzapierająceoddechgorąco.
Pęd powietrza zawiewał włosy na twarz Eleanor, ponieważ
zapomniała zabrać niebieską wstążkę z domu. Zaczerwieniła się,
przypomniawszy sobie, w jakich okolicznościach ją straciła.
TymczasemCurryjednąrękąściągnąłbandanę,którąmiałnaszyi,
ipodałjąEleanor.
– Zwiąż nią włosy – powiedział, jakby czytał w jej myślach. – Na
dworzejestpiekło.
–Dziękuję–powiedziała.
Zebrała bujne i gęste pasma i zawiązała chustkę w podwójny
węzeł, zostawiając kilka kosmyków opadających swobodnie przy
twarzy. Bandana pachniała używaną przez Curry’ego wodą po
goleniuocierpkichnutach.Wiedziała,żejejnieodda,tylkoschowa
doszkatułkinabiżuterię,doktórejprzezminionetrzylatawkładała
mające sentymentalną wartość drobnostki, upamiętniające chwile
spędzone z Currym. Zamierzała wyjmować je rzadko, jedynie
wmomentachsłabości,iwspominać,patrzącnaniepoprzezłzy.
– Przesiądziemy się na konie – zapowiedział, manewrując wozem
międzywybojami.–Napewnochceszwtymuczestniczyć?–spytał
zpółuśmiechem.–Niejesttoprzyjemnywidok.
– Nie jestem wrażliwą mimozą, drogi panie Matherson – odparła
z przekąsem. – Nie po raz pierwszy będę patrzeć na znakowanie
ikastrowaniebydła.
–Rzeczywiścienie–przyznałCurry.
Zmarszczyłczołoznamysłem,prowadzącfurgonetkęzwprawąpo
wyboistympastwisku.Eleanorpodskakiwałanasiedzeniu,mimoże
pickupbyłwyposażonywdobreamortyzatory,dopewnegostopnia
niwelującewstrząsy.
– Miałeś nadzieję, że zemdleję z gorąca? – spytała, rzucając mu
wymownespojrzenie.
Zerknąłnaniąkątemoka.
–Panizemnąflirtuje,pannoPerrie?–rzuciłzrozbawieniem.
Poprawiłasięnasiedzeniuiodwróciłagłowędookna.
– Ja? Gdzieżbym śmiała, panie Matherson – odparła rzeczowym
tonemkompetentnejsekretarki.
Curryroześmiałsięcicho.
–Rozpuszczonasmarkula.
–Męskiszowinista–odwzajemniłasię,zadowolonazzapanowania
swobodniejszej atmosfery, która przypominała jej ich dawne
przyjacielskiestosunki.
– Ja? – Z przesadnym zdziwieniem uniósł brwi. – Złotko, jestem
stuprocentowymzwolennikiemwyzwoleniakobiet.
–Serio?-spytałapodejrzliwie.
– Śmiertelnie serio. Stanowczo powinniśmy wyzwolić kobiety
zwszelkichobowiązkówdomowych,żebyzyskałyczasnaczekanie
naswoichmężczyzn.
–Jesteśniereformowalny–orzekłaEleanor.
Curry zatrzymał wzrok na krągłości jej piersi. Poprawiła się
nerwowowfotelu,czując,żejejsercebijeprzyspieszonymrytmem.
–
Mógłbyś
przestać
tak
na
mnie
patrzeć?
–
spytała
zzażenowaniem.
–Absolutniebymniemógł.
–Curry!–Jegoimięsamospłynęłonajejjęzyk.
– Wreszcie. Pierwszy raz zwróciłaś się do mnie po imieniu
zwłasnejwoli.–Nachwilęzajrzałjejwtwarz,zanimzwróciłwzrok
zpowrotemnadrogę.–Podobamisię,jakjewymawiasz.
–Wymknęłomisięniechcący.
–Naprawdęniemogłaśoszczędzićsobietegokomentarza?Czuję
się jak sześćdziesięciolatek, kiedy zwracasz się do mnie per panie
Matherson.Niejestemażtyleodciebiestarszy.
–Czternaścielat–przypomniałamu.
Nieoczekiwanie Curry zatrzymał samochód, ale nie wyłączył
silnika. Usiadł bokiem, przerzucił ramię przez oparcie fotela
zajmowanegoprzezEleanoripopatrzyłnaniąbadawczo.
–Czytakbardzocitoprzeszkadza?–spytał.
Tonie,opowiedziałamuwduchu,ajedyniepatrzeniewtetwoje
srebrzyścielśniąceoczy.Postanowiła,żeniedamusatysfakcji,aby
to odkrył. Pochyliła lekko głowę, skupiając wzrok na skórzanym
fotelu, po czym, jakby wbrew woli przesunęła go na niebieskie
dżinsy,okrywająceumięśnionenogiCurry’ego.
– Dlaczego miałoby mi przeszkadzać? – spytała, siląc się na
obojętny,chłodnyton.
– Bo uczucia, które ostatnio we mnie wzbudzasz, nie mają nic
wspólnegozdyktowaniem–przyznałotwarcie.
Szybko uniosła głowę i spojrzała na niego rozszerzonymi oczami,
wypuszczającpowietrzeprzezrozchyloneusta.
– A teraz, kiedy udało mi się przyciągnąć twoją uwagę –
kontynuowałjakbynigdynic–chciałbymcięprosić,żebyśprzestała
wznosićmiędzynaminiewidzialnymur.Pozwólmisięcieszyćtwoim
towarzystwemprzezkrótkiczas,jakinampozostał.
– Coś podobnego! Nie byłam świadoma, że moje towarzystwo
sprawiaciprzyjemność–skomentowałaironicznie.
– Tak się składa, że ja też nie – przyznał szczerze Curry. – Jak
wiesz,częstoniedoceniamytego,comamy,idopieroponiewczasie
orientujemy się, co możemy stracić lub straciliśmy. Będę za tobą
cholernie tęsknił, Kwiatuszku. Zacząłem się… przyzwyczaiłem się
dociebieitrudnomibędzieobyćsiębezciebie.
–Brzmito,jakbyśmówiłojakimśnałogu.
–Łatwoprzyszłobymiwpaśćwtennałógbezreszty–powiedział
znamysłem,wciążprzyglądającsięjejbadawczo.
– Wolałabym, żebyśmy wrócili na płaszczyznę czysto zawodową –
oświadczyłaEleanor.
–Napewno?–spytałłagodnie.–Skądtowiesz?Nigdysięztobą
niekochałem.Nieznaszmnieodtejstrony.
– Czyżby? – spytała, przypominając sobie tamten wieczór, gdy
Curryusiłowałwymócnaniejuległość.
–Terazbyłobyinaczej–obiecał.–Niesprawiłobycitoprzykrości.
Ponownie pochyliła głowę i wpatrzyła się w swoje splecione
dłonie.
– Nie zostanę, Curry – po raz kolejny powtórzyła stanowczo. –
Niezależnie od tego, co zrobisz lub powiesz. Nie schlebiaj mojej
próżności.Niepamiętasz,jakmniepodsumowałeś?„Nieznajdziesz
mężczyznynatyleślepego,bycięzechciał?”–spytałazgoryczą.
– Trudno mi uwierzyć w to, że coś takiego palnąłem. Przyczyniły
się do tego okropne okulary, bezkształtne sukienki, ta aura
konserwatywnej stateczności, która do ciebie przylgnęła… Sama
powiedz,czywiększośćmężczyznpragnęłabytakiejkobiety?
– Pewnie nie – przyznała – ale może tego właśnie chciałam.
Zresztą,samaniewiem.Uważałam,żeto,jakajestem,mawiększe
znaczenieodtego,jakwyglądam;żeliczysięto,cowśrodku,anie
opakowanie.
– Do pewnego stopnia tak jest, złotko. Tyle że to, co mężczyzna
widzi,skłaniago,abyodkryłwnętrzekobiety.Niewiedziałaśotym?
– Uśmiechnął się kpiąco. – Mężczyzna reaguje na wygląd, zapach,
smak, dotyk kobiety. Tacy już jesteśmy. Pierwsze, na co zwróciłem
uwagęuAmandybyłoto,jakjedwabistąmaskórę.
Amanda…SamdźwiękimienianarzeczonejCurry’egowystarczył,
bydlaEleanorsłońcezaszłozachmurę.
– Jest urocza – przyznała powściągliwie. – Dopasuje się, Curry,
tylkodajjejtrochęczasu.
–CzykochaszJimaBlacka?
Umknęławzrokiemprzedjegobadawczymspojrzeniem.
–Niemuszęnatoodpowiadać.
– Chciałbym wiedzieć. Zależy mi na tym, aby nikt cię w żaden
sposóbnieskrzywdził.
– Jim nie jest typem mężczyzny, który wyrządziłby krzywdę
kobiecie.
Curryszarpnąłgłową,unoszącdogórypodbródek.
–Sugerujesz,żejajestem?–spytałoschle.
Odważyłasiępopatrzećmuprostowoczy.
–Tak–potwierdziła.–Wrzeczywistościnielubiszkobiet.Istnieje
dla ciebie tylko fizyczna strona związku z kobietą, słowo „miłość”
nieistniejewtwoimsłowniku,prawda?
Oparłsięodrzwifurgonetki,nieodwracającwzroku.
– Owszem. Nie ma też słów „jednorożec” czy „dobra wróżka” –
dodałspokojnie.–Wiesz,żewłaśnietaktoodczuwam,prawda?
Skinęłagłową,aondodał:
–Alenigdymnieotoniezapytałaś.
–Botoniemojasprawa–wyjaśniła.–Nielubięwchodzićzbutami
doczyjejśduszy.
– Rzeczywiście, Kwiatuszku, nie jesteś wścibska ani nachalna. –
Wyciągnął rękę i odsunął kosmyk z jej pokrytego kurzem drogi
policzka.–Mogęciwyjawićwszystkoto,czegonikomuinnemubym
niepowiedział.Zawszetakbyłomiędzynami.
– Twoje zaufanie mi pochlebia – odparła Eleanor, starając się nie
okazywaćemocji.
–Tylkotyle?
Nie mogła się zdobyć na odpowiedź, bała się nawet pomyśleć,
jakieznaczeniemiałojegopytanie.
Tymczasem Curry usiadł prosto w fotelu kierowcy, wrzucił bieg
inacisnąłpedałgazu.
Później,gdykonnojechaliprzezpastwiska,doEleanorpowróciły
wspomnienia dzieciństwa. Anglezując na grzbiecie cisawego
wałacha, którego Curry dla niej wybrał, chłonęła wzrokiem
krajobraz,nieodłączniezrośniętyzjejdorastaniem.
Teksas – ziemia kontrastów. Pustynie i zielone pastwiska, tereny
równinne i górzyste, stada bydła i wysokościowce, kowboje
imężczyźniwszytychnamiaręjedwabnychkoszulach.
Wzięła głęboki oddech, wdychając zapach trawy, i przymknęła
oczy w rozmarzeniu. Konie stąpały lekkim kłusem, skórzane siodła
poskrzypywały,słońcepóźnegoporankaświeciłojasno.
Oczami wyobraźni widziała ogromne stada na Chisholm Trail
i Goodnight-Loving Trail, legendarnych szlakach, po których
wymęczeni kowboje pędzili bydło z rancz Teksasu na kolej
wKansasalbodalej,ażdoNowegoMeksyku.Wszędzietutaj,wtym
znajomym otoczeniu, czuła powiew historii, obecność straceńców
sprzed wieków, dzielnie stawiających czoło zarówno gwałtownym
burzom, jak i wyniszczającej suszy. Czuła dumę, że ta kraina i jej
ekscytującahistoriatojejrodzinnystrony.
–Gdziejesteś?
Niski głos Curry’ego wyrwał ją z tego snu na jawie. Jechał obok,
górującnadniąnaczarnymjaksmołaogierze.Posłałamunieśmiałe
spojrzenie.
–JechałampoChisholmTrail–przyznałasię.
Roześmiał się, rozsłonecznione niebo i rozległa przestrzeń
najwyraźniejprzywróciłymudobrynastrój.
– Ty dzieciaku – drażnił się z nią. – Ile powieści Zane’a Greya
przeczytałaś?
– Dużo. Uwielbiam wszystko, co napisał. – Popatrzyła na twarz
Curry’ego, ocienioną rondem zniszczonego roboczego kapelusza. –
Czy pasjonowałeś się historią Dzikiego Zachodu, gdy byłeś
chłopcem?Wiesz,kowboje,bandyci,szeryfowie…
Ściągnął cugle i złożył dłonie na łęku. Po chwili zsunął kapelusz
natyłgłowyiprzezdłuższymomentprzyglądałjejsięwmilczeniu.
–Dlaczegochciałabyśtowiedzieć?–spytał.
– Sama nie wiem. – Eleanor wzruszyła ramionami. – Po prostu
jestem ciekawa. – Wybiegła wzrokiem aż po linię horyzontu. – Jak
dalekojeszczemamyjechać?
– Półtora kilometra do dwóch. Myślisz, że twoja pupa to
wytrzyma?
–Przeżyję.–Eleonoruniosłasięwsiodleiopadłananie,myśląc,
żejutrobędziemiałaposiniaczoneuda.
–Jesteśjakaśnerwowadzisiaj–zauważyłCurry.
– Takie wrażenie odniosłeś? Nie czuję się zdenerwowana –
zapewniłago.
– W gruncie rzeczy dotąd nie byliśmy zupełnie sami. Zawsze
gdzieś w pobliżu kręciła się Bessie albo któryś z pracowników. –
Odwrócił głowę, żeby ich spojrzenia się spotkały. – Mógłbym cię
zaciągnąć między drzewa i nikt nie usłyszałby twoich krzyków,
choćbynajgłośniejszych.
Drażnił się z nią, Eleanor była tego świadoma, a jednak
wsposobie,jakimCurrynaniąpatrzył,dostrzegłacośmrocznego,
niebezpiecznego.
– Jestem bezpieczna, przecież sam to podkreślałeś, i to nieraz –
oświadczyła z pewnością siebie, której nie czuła. – Przyznałeś, że
niemaszdośćcierpliwości,abywprowadzaćprzerażonedziewczęta
wtajniki…
Przerwałjej,wziąwszygłębokioddech.
– Masz pamięć jak stalowe wnyki, Eleanor. Czy musisz pamiętać
każdegównianesłowo,któreniechcącywypowiedziałem?
–Niechciałamcięrozzłościć.
– Skoro tak, to nie gadaj głupot – oświadczył szorstko i pobudził
ogiera do biegu, zostawiając jej wybór, czy ma ruszyć za nim, czy
teżnie.
Kilkaset sztuk bydła wzniecało chmury kurzu. Zwierzęta zostały
zgromadzonewzagrodach,zktórychbiegłykorytarzeprzepędowe,
umożliwiające sortowanie bydła w zależności od wieku, płci i rasy.
Dwóch pracowników zajmowało się kierowaniem poszczególnych
sztuk stada do korytarza przepędowego, trzeci pilnował u jego
wylotu, aby zwierzęta się przesuwały. Dwóch innych kowbojów
pracowało przy otwierającej się w obie strony bramce,
umożliwiającejoddzielaniecielątodkrówiwołówopasowych.
– Hałas jak cholera, co? – rzucił ze śmiechem zadowolony Curry,
gdy zbliżyli się do zagrody. – Sortowanie potrwa, a to tylko mała
częśćcałegostada.
–Jakietostado?–spytałarzeczowoEleanor,nasuwająckapelusz
tak,byosłonićoczy.
– Hodowlane. Przepędzamy je w pierwszej kolejności, później
zajmiemysięużytkowymi.
– Nie zazdroszczę tym mężczyznom ich pracy – powiedziała
i rozejrzała się wokół. – Nie widzę Terry’ego – zauważyła,
wypatrującweterynarzawśródkowbojów.
Curryspojrzałnaniągniewnie.
– Black ci nie wystarczy, złotko? A może nabrałaś ochoty na
kolekcjonowanieskalpówmężczyzn,którzystającinadrodze?
Zabrzmiało to bardziej kąśliwie niż żartobliwie, co zdumiało
Eleanor.
– Zastanawiałam się, gdzie jest, co nie znaczy, że zamierzam go
zaatakować,kiedybędziekastrowałbyczki.
–Lubicię–stwierdziłCurry.
– Z okropnymi okularami i tym wszystkim… – odcięła się
zbłyskiemwjasnozielonychoczach.
W odpowiedzi zsiadł sprawnie z konia i stawiając wielkie kroki,
podszedłdozagrody.
Terry Briant pojawił się jak na zawołanie w momencie, gdy
zakończylisortowaniebydła.Eleanorzajęłamiejsceprzyzagrodzie
manipulacyjnej,żebyobserwować,jakcielętasądoniejzapędzane.
Uszywypełniłyjejporykiwaniakrów,zaniepokojonychoddzieleniem
z cielakami, i ryki przerażonych cieląt, śmiechy i rozmowy
pracowników,wplatającychdoangielskiegohiszpańskiesłowa.
Ci, którzy pracowali w zagrodzie manipulacyjnej razem ze
szczupłym,
jasnowłosym
weterynarzem,
tworzyli
zgrany,
kompetentny zespół. Eleanor z przyjemnością obserwowała ich
poczynania. Szyja cielaka została unieruchomiona i w minutę
zostałyzałożonekolczyki,amłodebyczkiwwiększościbezkrwawo
wykastrowane.
Eleanor, przyzwyczajona do takich widoków, patrzyła na to, co
działo się wokół, bez zmrużenia oka. W pewnym momencie
zauważyła, że Curry obserwuje ją z lekkim zaskoczeniem i chyba
rozbawieniem.
Jedno z cieląt zostało oddzielone od reszty i Curry podszedł do
niej,niosącjewramionach.
– Będzie jak znalazł na obiad – zwrócił się do niej i pokazał
skinieniem głowy, żeby wsiadła na konia. – Przekąsimy coś
iwrócimy.
– Dobrze. – Dosiadła konia, ujęła wodze i zapanowała nad nim,
a wtedy Curry podał jej cielaczka. Przerzuciła go przez siodło
i z uśmiechem pogłaskała po jedwabistej skórze. – Biedne
maleństwo – powiedziała pieszczotliwie. – Będziesz je trzymał
wstodole,dopókiniewyzdrowieje?
Nieodpowiedział.Patrzyłnanią,stojącnieruchomo,zjednąrękę
nałęku,drugąnastrzemieniu.Eleanordoszładowniosku,żechyba
nieusłyszałanijednegosłowa,którewypowiedziała.Wpatrywałsię
w nią uporczywie, nawet powieka mu nie drgnęła, a ona nie
potrafiła rozszyfrować wyrazu jego oczu, które lśniły niczym
brylanty.
– Curry? – spytała, nieświadoma tego, jak wygląda z lekko
potarganymi włosami, zaróżowionymi policzkami i rozjaśnionymi
oczami.
–Terazjesteśdokładnienaswoimmiejscu–odparłzuśmiechem.
– Prezentujesz się tak naturalnie z cielakiem w ramionach, jakbyś
byłapionierskąosadniczkąsprzedpółtorawieku.
– Tamte kobiety były pomarszczone i ulepione z twardej gliny.
Z powodzeniem mogły rywalizować z mężczyznami w celnym
strzelaniu, pijaństwie i przeklinaniu. Poza tym wychodziły za mąż,
ledwieskończyłytrzynaścielatimiałypodwanaściorodzieci.
–Chciałabyśmiećtuzindzieci?–spytał.
Popatrzyła na niego, mimowolnie przesuwając wzrokiem po
kształtnych ustach, ciemnych brwiach, gęstych włosach, lekko
skręconych od potu na karku. Mężczyzna taki jak Curry
z pewnością będzie miał synów równie wysokich, dobrze
zbudowanychiprzystojnychjakon.
– Zielone i szare – powiedział z namysłem, patrząc jej badawczo
woczy.–Jakiemiałybyoczytwojedzieci?
–Szare–odparłabeznamysłu,jakbytobyłooczywiste.
Nagleoderwałwzrokodjejtwarzy.
–Jedźmy.
Eleanorzdałasobiesprawęztego,jakiejudzieliłamuodpowiedzi,
ipoczerwieniałagwałtownie.ObserwowałaCurry’ego,gdywsiadał
nakonia,apotemzawróciłaswojego,zanimmógłnaniąspojrzeć.
Wrócili na ranczo i zjedli kanapki grubo obłożone szynką, które
przygotowała Bessie. Milczeli, siedząc przy stole, co jak na nich
byłoniezwyczajne.Gospodynizzastanowieniempopatrywałatona
jedno,tonadrugie.
Zmienili konie na świeże i natychmiast pojechali z powrotem na
znakowanie. Pokonując już znaną sobie drogę, Eleanor pomyślała,
żeparadoksalniepowitazulgąwrzawę,któraichtamotoczy.
Napięcie między nią a Currym było niemal namacalne. Nawet
zapracowani kowboje to wyczuli. Do tego Eleanor ogarnęło
nieprzyjemne przeczucie, że coś złego się wydarzy, mimo że
wszystko szło gładko i jedna po drugiej sztuka bydła przechodziła
przezbramkę.Niestety,wpewnymmomencierozwścieczonywielki
bykrasyHerefordwyrwałsięspodkontroliselekcjonującychstado
mężczyzniwpadłdozagrodymanipulacyjnej.
Bill Bridges, jeden z najbardziej doświadczonych kowbojów,
natychmiast przygotował się do zarzucenia lassa, ale nie docenił
szybkościrozzłoszczonegopotężnegozwierzęcia.Rzucającsię,byk
wyrwałlassozrąkBillaizwróciłsięprzeciwkokowbojowi.
Wypadki potoczyły się z przerażającą szybkością. Bridges znalazł
sięnaziemiizacząłkonwulsyjnieprzetaczać,rozpaczliwiepróbując
uniknąć ciosu byczych rogów. W tym momencie Curry przesadził
barierkę z szybkością biegacza podrywającego się z dołków
startowych.Wdłonitrzymałworekzjuty,któryschwycił,ponieważ
akurat był pod ręką. Zaczął nim wymachiwać, usiłując zwrócić
uwagęrozjuszonegozwierzęcia.
– Zabierzcie go stąd! – krzyknął i natychmiast dwóch
pracownikówwskoczyłodozagrodyiodciągnęłobladegojakpłótno
Billa.
Curryrzuciłworkiemwbykaiodwróciłsię,abyprzeskoczyćprzez
barierkę,aległowaparskającegoiszarżującegobykadosięgłajego
boku. Eleanor zobaczyła grymas bólu na twarzy Curry’ego, zanim
upadłciężkonaziemię.
Przerażona, niewiele myśląc, prześliznęła się między barierkami,
podniosłaporzuconyworekzjutyiwrzasnęłailesiłwpłucach:
–Tygłupiabestio!
Następnie zaczęła okładać byka workiem po zadzie, napędzana
strachem i frustracją. Zapewne byk nie poczuł uderzeń workiem,
ale
jego
ruch
odwrócił
uwagę
zwierzęcia
od
wcześniej
zaatakowanego Curry’ego. W rezultacie poruszył się, zmieniając
ustawieniewielkiego,pokrytegoczerwonąskórącielska.
Dwaj kowboje wskoczyli do zagrody, by korzystając z nieuwagi
byka,odciągnąćCurry’ego,którywidząc,cosięświęci,wykrzyknął:
–Zabierzciestądtęprzeklętąkobietę!
Jed Docious opasał silnym ramieniem talię Eleanor i na poły ją
niosąc, na poły ciągnąc, odprowadził w bezpieczne miejsce,
podczas gdy inni kowboje usiłowali odciągnąć byka, biegając,
skacząc i wymachując rękami. Curry również został wyniesiony
pozazagrodę.
LedwieEleanorznalazłasiępozaogrodzeniem,ruszyłapędemdo
Curry’ego. Leżał rozciągnięty na ziemi, z rany na boku sączyła się
krew. Jeden z pracowników usiłował zatamować krwawienie,
przyciskającdoranyczystąchusteczkę.
–Jaksięczujesz?–spytała,ztrudemłapiącoddech.
Uklękłaobokrannegoiodsunęłaztwarzy,wyraźniepobladłejpod
opalenizną,kosmykzapiaszczonychwłosów.
–Tynarwanaupartaoślico–powiedziałpowoligłosemostrymjak
trzaśnięciebicza.–Typustogłowamaławariatko.Mógłcięzabić,ty
cholerna,obłąkanakobieto.
Szybko okazało się, że to była tylko przygrywka do właściwej
reprymendy. Po niej nastąpił stek głośno wypowiadanych
przekleństw.
Wcześniej
Eleanor
nie
słyszała,
aby
Curry
kiedykolwiek ich użył. Zaczerwieniła się jak burak i kilka łez
spłynęło po jej policzkach, zanim opanowała się, uprzednio
wziąwszygłębokioddech.
– Szefie – odezwał się niepewnie Jed Docious – trzeba jechać do
chirurga,żebycięopatrzył,bowykrwawiszsięnaśmierć.
– A na cholerę mi chirurg! – Pałające srebrzyste oczy skierowały
się na wysokiego kowboja. – Zabierzcie mnie do domu
isprowadźcieJake’a.Potrafimniepozszywać.
–Curry,Jakejestświetny,alezajmowałsiętylkozwierzętami.
– Docious, nie mów mi, jaki on jest i co robi. Sam to wiem. Po
prostugosprowadźcie,dobra?–SpojrzałnapobladłątwarzEleanor
i dodał zgryźliwie: – Jeszcze jedno, wpuśćcie ją do zagrody. Skoro
jużzdecydowała,żejestkowbojem…
To była przysłowiowa ostatnia kropla, która przepełniła kielich
goryczy.Eleanorbłyskawicznieodwróciłaizeszlochempobiegłado
konia. Kiedy go dosiadała, łzy płynęły jej strumieniem po
policzkach.Odjechała,nawetniespojrzawszyzasiebie.
ROZDZIAŁÓSMY
Zaszyłasięwswoimpokojuipozostaławnimdokońcadnia.Nie
wpuściła nawet Bessie proponującej, że przyniesie jej kolację.
Zapiekła się w sobie i nie spytała, co z Currym, chociaż bardzo
chciałausłyszećzapewnienie,żewszystkowporządku.
Tymczasem zapadł zmrok i nadeszła noc. Eleanor zapaliła małą
lampkęprzyłóżku,usiadławstojącymprzyokniefoteluizapatrzyła
sięniewidzącymwzrokiemwciemność.Oczypiekłyjąodpłaczu.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi, odwróciła głowę i zobaczywszy,
że to Curry, spojrzała ponownie w okno. Przygryzła dolną wargę,
usiłując powstrzymać łzy, znowu wzbierające pod powiekami, ale
jednaznichspłynęładokącikaust.
Curry niespiesznie zniżył się do Eleanor i przed nią ukląkł. Miał
rozpiętą koszulę i mogła zauważyć białą opaskę bandaża,
odcinającą się od opalonej, pokrytej czarnymi pierścionkami
włosówskórypiersi.Uniósłręceiobjąłjądelikatnieobiemadłońmi
w talii, patrząc pociemniałymi oczami prosto w jej zamglone łzami
oczy.
–Śmiertelniemniewystraszyłaś,Kwiatuszku.Czyjesteśwstanie
tozrozumieć?–spytałcicho.–Omalnieoszalałem,widząccięprzy
tym rozjuszonym zwierzęciu. W pełni zdawałem sobie sprawę
z tego, jak poważne niebezpieczeństwo grozi ci ze strony
rozsierdzonego byka. Przecież w każdej chwili mógł dosięgnąć cię
rogiem, podobnie jak to zrobił ze mną. Ty kochana mała wariatko,
cobybyło,gdybyprzebiłcibrzuch?Możenawetniemogłabyśmieć
dzieci.Niepomyślałaśotym?
Eleanorprzeczącopokręciłagłową.
–Ja…bałamsię,żeoncięzabije–odparła.
Jasnozielone oczy lśniły od łez, podobnie jak liście zroszone
kroplamiwiosennegodeszczu.
– Skarbie – zniżył głos – jak mógłbym się cieszyć, że uszedłem
z życiem, wiedząc, że ratując mnie, przedwcześnie opuściłaś ten
świat?
Pojedyncza łza spłynęła po zaróżowionym policzku Eleanor.
TymczasemCurryująłjejtwarzwdłonieiwargamiscałowałłzę,po
czymjęzykiemdelikatniemusnąłwilgotnedługierzęsywintymnej
pieszczocie,odktórejzadrżałazemocji.
– Curry – wyszeptała niepewnie, jej dłonie same zawędrowały na
jegoszerokiebarki.
Oddechmuprzyspieszył.
– Tak? – spytał głosem nabrzmiałym emocją i zaczął ustami
poznawaćkonturyjejtwarzy.
–Ty…bardzoucierpiałeś?
–Będęmiałbliznę–odparłzroztargnieniem.
–Mocnokrwawiłeś–wyszeptała.
Zacisnęła palce na jego barkach, powolna i zarazem delikatna
pieszczotadziałałananiąoszałamiająco.
–Ranaisiniaki,nicwięcej–odparłlekceważąco.
Wpatrywał się w jej zamglone łzami oczy badawczo, jakby o coś
pytał. Eleanor nigdy nie doświadczyła takiej intensywności
spojrzenia.Przeniósłwzroknajejrozchyloneustaizapatrzyłsięna
nietakdługo,żesercezaczęłojejniespokojniebićwpiersi.
– Tym razem postaram się, żebyś tego chciała – wyszeptał
ochryple–żebyśmniepragnęła.
Zanimpomyślała,comogłabymuodpowiedzieć,jegowargipowoli
przesunęły się po jej rozchylonych ustach, przylgnęły do nich,
pieściłyjeiwzbudziłymimowolnycichyjękEleanor.Zębydelikatnie
kąsały jej dolną wargę, a koniuszek języka przesunął się po niej,
obwodząc jej kształt, jakby poznając. Ta drażniąca pieszczota
sprawiła, że jej ciało, nieobeznane z intymnym kontaktem
zmężczyzną,przeszedłintensywnydreszcz.
Odsunęła się gwałtownie, ale nie uciekła spojrzeniem w bok ani
się nie przestraszyła. Spodziewała się szyderstwa, a tymczasem
doznałaczułościiskupiłanasobiecałąuwagęCurry’ego.
–Niebędzietakjakostatnimrazem–zapewniłjąłagodnie.
Łzywyschłynajejpoliczkach,jużnieczułasięnieszczęśliwa.Gdy
mocniej zacisnął dłonie na jej talii, nieoczekiwanie dla niej samej
ogarnęłojąpodekscytowanie.
– Nie mam wprawy – wyznała, ponownie kładąc mu dłonie na
barkach.
– Wybacz mi, maleńka, ale to widać – powiedział z ciepłym
uśmiechem.
PopatrzyłaprostowoczyCurry’ego.
–Czywłaśnietakcałująmężczyźni?–spytała.
– Jeśli odprężysz się i pozwolisz mi robić, co chcę przez minutę
czydwie,pokażęci,jakcałująmężczyźni.
Nie poruszyła się, gdy znowu zbliżył twarz do jej twarzy.
Zamknęła oczy i wypuściła długi oddech, gdy poczuła na ustach
pieszczoty warg Curry’ego. W pewnym momencie rozdzielił je
nieubłaganym, ale dającym przyjemność naciskiem. Na intymność
kontaktu zareagowała całym ciałem, doświadczając nieznanych
sobiedoznań,iEleanormimowolniewbiłapalcewbarkiCurry’ego.
On nie ustawał w pieszczeniu jej warg na rozmaite sposoby, co
pogłębiło jej zdolność odczuwania niezwykłych wrażeń do tego
stopnia,żewyrwałsięjejcichyjęk.
–Och,Curry–wyszeptałaurywanie,tużprzyjegoustach.
–Nicniemów–odparłchropawymgłosem.
Wsunął dłoń pod jej bluzkę i zaczął pieścić plecy, co sprawiło, że
Eleanor oblała fala gorąca. Nagle głodna jego ust, przylgnęła do
Curry’ego. Miała wrażenie, że jej skóra płonie pod jego dłońmi,
któreprzesuwałysię,jakbymiałydotegowszelkieprawo,idotarły
dopiersi.
Nieoczekiwanie Curry oderwał się od niej, zostawiając ją
wzawieszeniugdzieśmiędzyrajemarealnymświatem,podniósłsię
z kolan i podszedł do okna. Ciężko oddychając, wpatrzył się
wciemność.
– Nie zamierzałem się posunąć aż tak daleko – odezwał się
wkońcu,wyraźniesobązniesmaczony.
Wpatrzyła się w jego plecy, zdezorientowana. Kochała go
ipragnęła,wciążpłonęłaodjegopieszczot.
–Zrobiłamcośźle?–spytałaprzygaszonymtonem.
– Nie, skarbie, za to ja tak – odparł, wciąż z oczami utkwionymi
w oknie. – Nie pozwól żadnemu mężczyźnie dotykać się w ten
sposób, jeśli nie będziesz gotowa ponieść konsekwencji takiej
bliskości.Tozbytpodniecające.
Zaczerwieniła się. Zażenowało ją nie tylko to, co on powiedział,
aleijejwłasneodczucia.Nawspomnienietego,nacomupozwoliła,
policzki poczerwieniały jej jeszcze bardziej. Zawstydziła się swojej
gorliwości, bo nie odważyła się wyznać, że tak uległa mogła być
tylkowobecmężczyzny,któregokocha.Pochyliłagłowę.
Usłyszała, że się poruszył, i uznała, że musiał się odwrócić, bo
poczułanasobiejegopalącywzrok.
– Eleanor, nie rób takiej miny! Nie jesteś już dzieckiem! –
wybuchnąłnieoczekiwanie.
Zerwałasięzfotelaipospiesznieumknęładodrzwi,czującsięjak
ściganezwierzątko,próbująceuniknąćkulimyśliwego.
–Nieuciekaj–usłyszałajużspokojnygłosCurry’ego,gdypołożyła
rękęnaklamce.–Skarbie,niechciałemnaciebiekrzyczeć.
Zawahałasię,aonszybkoznalazłsięprzyniej;jegokrokimusiał
stłumić dywan. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie, chociaż
usztywniłaciało.
– Mężczyźni czasem tak się zachowują, kiedy są głodni kobiety,
której nie mogą mieć. To się nazywa frustracja, Kwiatuszku.
Pragnąłem cię bardzo i dlatego wymknęło mi się to spod kontroli.
Niedopuszczę,abytosiępowtórzyło.
Eleanor spróbowała zachować zdrowy rozsądek, poradzić sobie
ztąsytuacjąinadmiarememocji.Wprawiłjąwtakiezmieszanie,że
ledwie wiedziała, jak się nazywa. Bliskość ukochanego, nowe
doznania, zażenowanie, że tak łatwo mu na wszystko pozwoliła…
Ogarnęły ją sprzeczne uczucia i w poczuciu bezradności znowu
poczułałzywoczach.
Najwyraźniej Curry wyczuł jej stan, bo odwrócił ją twarzą do
siebieiprzytulił,gdyzaczęłapłakać.
– Ćśśś – wyszeptał jej do ucha. – Przepraszam cię. Nie miałem
prawa dotykać się w ten sposób. Jestem dorosłym mężczyzną, nie
nastolatkiem. Żadne to usprawiedliwienie, ale trudno mi się
powściągnąć. To, co się stało… – Urwał, szukając odpowiednich
słów.
Podjąłpodłuższymnamyśle:
– Tak się dzieje między kobietą a mężczyzną. To część sztuki
miłosnej,nic,czegotrzebabysięwstydzić.Wcaleniejesteśoziębła.
Przeciwnie, jesteś namiętną kobietą, naturalnie reagującą na
pieszczoty. Nie będę udawał, że nie sprawia mi cholernej
przyjemności świadomość, że jestem pierwszym mężczyzną, który
ciętakcałował.
EleanorwtuliłatwarzwjegopierśiCurryroześmiałsięcicho.
– Dobrze, od dzisiaj będziemy bardziej powściągliwi, maleńka.
Dołącz do mnie jutro. Proponuję, że gdy uporamy się z ostatnim
stadem, zajedziemy do sklepu, kupimy coś do jedzenia i picia, po
czymurządzimysobielunchnadrzeką.
–Zprzyjemnością–zgodziłasięEleanor.
Przyłożyła palec do koszuli, którą miał na sobie Curry,
i obrysowała wzór niebiesko-białej kratki. Przyjemnie było czuć
ciepłą,muskularnąpierśpodmateriałem.
Nakryłjejdłońręką,powstrzymującruchpalca.
–Niekuślosu–ostrzegłcicho.
Zwinęłapalcewpięść.
–Przepraszam–rzuciłapospiesznie,unoszącgłowę.
– Ja też… Gdybyś była trochę bardziej doświadczona, zdarłbym
zsiebiekoszulęipokazałci,jakbardzolubiębyćdotykany.
Chciała odwrócić głowę, aby ukryć rumieniec wypływający na
policzki,aleująłdelikatniejejbrodęiprzytrzymał.Uśmiechnąłsię
doniejłobuzersko.
– Rozkwitający wiosenny kwiatuszku… Jesteś całkiem inna od
kobiet,zktórymizwyklemiałemdoczynienia.
–TakjakiAmanda–powiedziała.
Posmutniała na myśl o pierścionku z brylantem, który modelka
dostała od Curry’ego na zaręczyny. Nic dziwnego, to jego
narzeczona…
–Jesteśtegopewna,Norie?–spytałpoważnymtonem,patrzącna
nią
badawczo.
–
Ja
mam
wątpliwości.
Trzeba
pewnego
doświadczenia, żeby próbować zaciągnąć mężczyznę do łóżka. Nie
sądzę,żebyśtywiedziała,jaksiętorobi.
Wkońcuudałosięjejodwrócićgłowę.
–Myślę,żetoprzychodzisamo,jeślisiękochamężczyznę.
– Amanda z pewnością kocha – zgodził się – tyle że moje
pieniądze. Najwyraźniej jednak nie aż tak mocno, aby zamieszkać
ze mną na ranczu. – Wziął głęboki oddech. – Byłabyś szczęśliwa,
znajdującsięzdalaodukochanego?
Eleanorniepotrzebowaładługozastanawiaćsięnadodpowiedzią.
Wiedziała bowiem, że chciałaby pozostawać z ukochanym.
Zaprzeczyła ruchem głowy, obejmując czułym spojrzeniem twarz
Curry’ego i zatrzymując je na jego, jak się przekonała, miękkich
iczułychustach.
– Kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, prosisz się o kłopoty –
powiedział nagle pogrubiałym głosem, przygarniając ją ściślej do
siebie.
Oddechjejprzyspieszył,agdyzajrzałamuwoczy,zrozumiała,że
gopragnie,inicnatonieporadzi.
–Jakiegorodzajukłopoty?–wyszeptałaurywanie.
Przyciskającjądosiebie,pochyliłsię,iwyszeptał,zanimzacząłją
całować:–Ajakmyślisz,małaczarownico?
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Kolana ugięły się pod Eleanor i osłabła, gdy Curry zawładnął jej
ustami w zaborczym, namiętnym pocałunku. Uniósł ją lekko
ijeszczebardziejprzycisnąłdosiebie.Przyszłojejdogłowy,dopóki
jeszcze była w stanie myśleć, że ich ciała – jej wiotkie i szczupłe,
jegoumięśnioneisilne–przylgnęłydosiebietakściśle,jakgdyby
pozostawały
pod
wpływem
oddziaływania
magnesów.
Nie
zaprotestowała ani się nie opierała, zatracając się w doznaniach,
które wzbudzały usta Curry’ego. Darzyła go miłością i pragnęła,
więc poddała się mu całkowicie. W tym momencie nic nie było
ważniejszeodtego,żebyniewypuściłjejzuściskuinieprzestałtak
cudowniecałować…
Nagle poczuła, że Currym wstrząsnął silny dreszcz. Odsunął się
nieco i popatrzył na nią rozpłomienionymi oczami spod na
wpółprzymkniętych powiek. Oddychał ciężko, jak po biegu, lekko
chrypliwie.
–Cudownamałaczarownico,szybkosięuczysz.
Wtejchwiliprzypomniałasobie,żeCurry’egopoturbowałizranił
szalejącybyk.
–Twojeżebra–powiedziała,spoglądającnawidocznąwrozpiętej
zprzodukoszulizabandażowanąpierś.
– Warto było – stwierdził i jeszcze bardziej się odsunął. – Do
zobaczenia rano. Nabrałaś ochoty na kolację? Jeśli tak, powiem
Bessie,żebyprzyniosłacijedzeniedopokoju.
Eleanorprzeczącopokręciłagłową,aCurrywymowniespojrzałna
jejusta.
–Czytoznaczy,żezaspokoiłaśapetyt?–spytałznaczącomiękkim,
pieszczotliwymtonem.
Onaponowniezaprzeczyłaruchemgłowy.
Currydotknąłpalcemjejnabrzmiałychwarg.
–Dobranoc,skarbie.
Wyszedł, a Eleanor wpatrzyła się w miejsce, gdzie jeszcze przed
chwiląstałijąobejmował.
Obudziła się i od razu zadała sobie w duchu pytanie, czy
przypadkiem wczorajszy wieczór jej się nie przyśnił. Gdy wstała
z łóżka i spojrzała na swoje odbicie w lustrze, nie zobaczyła
nabrzmiałychwarganizamglonychoczu.Poczułajednakdreszczyk
emocji na myśl o spotkaniu z Currym i postanowiła jak najszybciej
zrobićtoaletęisięubrać.Włożyłabieliznęiniecierpliwiewciągnęła
na siebie dżinsy i białą bawełnianą bluzkę. Przeczesała włosy,
pozostawiając je luźne, po czym zbiegła po schodach na parter
izatrzymałasięnaprogujadalni.
Ujrzała Curry’ego siedzącego przy nakrytym do posiłku stole
i wyraźnie czekającego na śniadanie. Zaczerwieniła się pod
intensywnym spojrzeniem srebrzyście połyskujących oczu, którego
nieoderwałodniej,gdypodeszła,byusiąśćnakrześle.
Wyczuła, że w ich wzajemnym odnoszeniu się do siebie zaszła
ogromna zmiana. Najwyraźniej to, do czego wczoraj między nimi
doszło, wcale się jej nie przyśniło, a w dodatku otworzyło śluzy
ipotopbyłniedozatrzymania.
– Dobrze spałaś? – spytał głębokim, pieszczotliwym głosem, gdy
zajęłamiejsceprzystole.
– Tak, dziękuję. – Popatrzyła mu w oczy, ale zmieszana
natychmiastpochyliłagłowę,wbijającwzrokwtalerz.–Aty?
– Później ci na to odpowiem. – Nachylił się i pocałował ją lekko
wpoliczek.–Ładnieciwbiałym,maleńka–dodał.
Uśmiechnęła się i gdy podniosła wzrok na Curry’ego, poczuła
ciepło w piersiach, jakby rozgrzały je promienie letniego słońca.
Odwzajemnił uśmiech i przez chwilę wpatrywali się w siebie,
złączenispojrzeniami,jakbytrawiłoichtosamopragnienie.
– Bardzo jesteśmy czuli dzisiejszego ranka, co? – odezwała się
z przekąsem Bessie, wnosząc półmiski z ciepłymi bułeczkami,
jajecznicąipodsmażanymikiełbaskami.
Czarprysł.
Curryuniósłbrew,nieokazujączmieszania.
–Przypomnijmi,żebymcidałpodwyżkęza…powiedzmydziesięć
lat–powiedziałzprzekąsem.
– Skąd przypuszczenie, że mogłabym wytrzymać tak długo? –
odcięłasięBessieipuściłaokodoEleanor.
– A ty zostaniesz, jeśli podwyższę ci pensję? – Curry, pozostając
wżartobliwymnastroju,zwróciłsiędoEleanor.
To pytanie sprawiło, że nagle opuścił ją pełen ekscytacji nastrój.
Przestała patrzeć na świat przez różowe okulary. Wróciła obawa,
czy zachowanie Curry’ego nie wzięło się jedynie z obranej przez
niego na zimno taktyki, mającej ją zmusić do pozostania w jego
domuiżyciu.Nietolerowałsprzeciwu,stawiałnaswoimiuznał,że
niktniesprawi,abyodstąpiłodtejzasady.
Posunąłby się do zalecania do niej, byle tylko zatrzymać ją na
ranczu?–zastanawiałasięEleanor.Wcześniejnieprzyszłojejtodo
głowy, ponieważ przepełniały ją emocje, jakie wzbudził w niej
wprawnymi pocałunkami. Natomiast teraz wątpliwości wróciły ze
zdwojonąsiłą.Nalitośćboską,przecieżzaręczyłsięzAmandą!To
byłniepodważalnyfakticudownepocałunkigoniezmienią.Gdyby
zechciał ożenić się ze mną, pomyślała Eleanor, albo gdyby chociaż
sięwemniezakochał,niepotrzebowałbytrzechlat,żebytoodkryć.
– Nieważne – powiedział Curry, widząc, jak negatywnie Eleanor
zareagowała na jego pytanie. – Żyjmy chwilą. Jedz śniadanie,
skarbie.Muszęzabraćsiędopracy.
– Nie powinieneś oszczędzać się ze względu na ranę? – spytała,
wskazując ruchem głowy na miejsce zranienia, niewidoczne teraz
podzapiętąkoszuląwkolorzekhaki.
– Przecież już ci mówiłem, że jestem twardy jak skała – odparł
z uśmiechem. – Dzisiaj trochę bardziej mi dokucza, ale nic mi nie
będzie.
–Uparciuch.
–Tomojedrugieimię.
Uśmiechnęła się, ale w głębi serca nie czuła radości. Szybko
dokończyłaśniadanie.Myślospędzeniuznimresztydniajużjejnie
cieszyła, raczej sprowadziła obawy. Nie potrafiła się oprzeć
Curry’emuimająctegoświadomość,bałasię,doczegomożedojść,
gdyznowuznajdziesięwjegoramionach.Wdodatkubrakowałojej
doświadczenia, a on miał duży temperament. Kochała go, i to
pogarszało sytuację. Czy potrafi się zdobyć na odrzucenie
Curry’ego?
Bogaty, przystojny właściciel rancza z łatwością znajdzie osobę
nadającąsięnaosobistąsekretarkę.Możewięcniechciałdopuścić
dotego,abyjegorywal,JimBlack,byłgórą,kradnącmuwydajnego
pracownika? Nieważne, pomyślała bezradnie, tak czy owak, ona
wyjdzieztejhistoriipokiereszowana.
Hałas, kurz i gorąco okazały się jeszcze bardziej dokuczliwe niż
poprzedniego
dnia.
Sortowanie
stada
ciągnęło
się
w nieskończoność. Jedna z jałówek zaklinowała nogę pomiędzy
barierkami i dłuższą chwilę zajęło uspokajanie i uwalnianie
przestraszonegozwierzęcia.Kowbojebylizmęczeniipoirytowani.
Kiedy przyszła pora na lunch, Curry wyszedł z zagrody brudny
ispocony.Twarzmiałczerwonązezłości,aoczynabiegłymukrwią.
–Jedźmy–rzuciłkrótko,podchodzącdoEleanor,którastałaprzy
koniach.
Wskoczyli na siodła i skierowali się w stronę małego wiejskiego
sklepiku,usytuowanegoprzydrodze.
–Czytoostatniestado?–spytaławtrakciejazdyEleanor.
– Prawie. Została nam na dzisiaj jeszcze jakaś setka zwierząt –
wyjaśnił Curry, sięgnął po manierkę i łapczywie wypił wodę. –
Chybarobięsięzastarynategorodzajuwyczyny.
– Jim Baylock otworzył nowy dom opieki – powiedziała słodko
Eleanor.–Możepowinieneśzatroszczyćsięoumieszczenietwojego
nazwiskanaliścieoczekujących.
Rzuciłjejspojrzeniezukosa.
– Nie mogę – odparł poważnie. – To cholerne bydło będzie
wypłakiwałooczyztęsknotyzamną.
–Tylkokrowy–rzuciłaześmiechem.
–Tylkotakdalej,aniedamcinicdojedzenia.
–Wtedyosłabnęzgłoduispadnęzkonia–zagroziła.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, a Eleanor spostrzegła, że Curry
lekkosięodprężył.Ciałomiałzdecydowaniemniejsztywne,atwarz
nie tak zaciętą. Wypił wodę do końca i przytroczył manierkę do
siodła. Dojechali do staroświeckiego wiejskiego sklepiku, przed
którymstałstarydystrybutorpaliwa.
Wybrali napoje, frankfurterki, krakersy, trójkąt sera i ciastka
zpiankąwczekoladowejpolewie.Obładowanizakupami,poszukali
cieniadrzewiusiedlinamiękkiejtrawie,żebyzjeśćlunch.
– Mogą nas obleźć swędziki i dostaniemy trombikulozy –
zauważyła
Eleanor
pogodnym
tonem,
przeczącym
tej
katastroficznejwizji.
Ugryzła kiełbaskę i przeżuła ją dokładnie, rozkoszując się jej
smakiem,apotemupiłakilkałykówsokupomarańczowego.
– Możesz poprosić Bessie, żeby natarła cię alkoholem. To
wypróbowanysposób–doradził.
–Założęsię,żenigdycięniepogryzły.Maszzagrubąskórę,żeby
mogłysięprzezniąprzebić.
–Jużtosłyszałem–odparłzszerokimuśmiechem.
Eleanor skończyła jeść i rozciągnęła się na trawie, opierając się
nałokciach.
– Tak tu spokojnie i cicho – powiedziała leniwie z zamkniętymi
oczami.
–Rajskizakątek–potwierdziłCurry.
Wstał, zdjął koszulę i poszedł na brzeg rzeki. Pochylił się nad
wodąizacząłobmywaćzpotupierś,plecyiszyję.Obserwowałago
w milczeniu, przylgnęła wzrokiem do muskularnej piersi,
przypominając sobie z bolesną tęsknotą, jak to było dotykać jej
opuszkamipalców.
Czemu ze wszystkich mężczyzn na świecie wybrała na obiekt
uczuć akurat niedostępnego dla niej Curry’ego Mathersona? –
zastanawiałasię.DlaczegoniemógłtobyćnaprzykładJimBlack?
Uśmiechnęła się na wspomnienie ich ostatniej rozmowy przez
telefon i entuzjazmu, z jakim mówił o ślicznej drobnej blondynce.
Zanosiło się na ślub i wesele, a Eleanor była zadowolona, że
przyczyniła się do połączenia tej pary. Jim, przez lata samotny po
śmierciżony,zasługiwałnaszczęście.
Curry wyprostował się, podszedł z powrotem do Eleanor, rzucił
koszulęnaziemięiwyciągnąłsięoboknatrawie.
– Podoba mi się tutaj – oznajmiła, zamykając oczy, żeby
skoncentrowaćsięnaodgłosachszemrzącejrzeki.
– Czy jest coś, co przeszkadza ci w przebywaniu na ranczu? –
zapytałnieoczekiwanie.
Westchnęła, nasycając się cudownym spokojem. Uniosła powieki,
aby podziwiać zieleń ocieniających ich drzew i srebrzyście
połyskującewodyrzeki.
– Nie, lubię wszystko, co wiąże się z życiem na ranczu. Szczerze
mówiąc,niecierpięmiasta.Aty?–spytałaiodwróciłagłowę.
NieoczekiwanienatknęłasięnaspojrzenieCurry’ego–zmysłowe,
pełne aprobaty dla jej ciała, wyrażające podziw i pożądanie
dojrzałego mężczyzny. Poczuła przyspieszone bicie serca i nagle
uświadomiła sobie, jak pociągający jest dla niej widok jego nagiej
piersi. Miała ją blisko, pokrytą pierścionkami mokrych od wody
włosów, na bandażu widziała ciemniejsze miejsca tam, gdzie go
zmoczył.
–Drżysz?–spytałcicho.–Czegosięobawiasz?
–Niczego–zaprzeczyłaniepewnie.
TymczasemCurrywsunąłpalcepodjejbiałąbluzkębezrękawów
i delikatnie pogłaskał nagrzaną słońcem skórę na obojczyku. Po
chwili zwiększył nacisk palców i Eleanor przeszedł przyjemny
dreszcz.
–Twojaskórajestjakciepłyjedwab–zauważył.
PochyliłsięnadEleanor,któraopadłanaplecy,iunieruchomiłją,
przykładającramionapoobujejbokach.
–Czyniepowinniśmywracać?–spytałazdenerwowana.
– Na razie dobrze mi tutaj – odparł i pochylił głowę, aby
przeciągnąć kusząco ustami po jej wargach. – W gruncie rzeczy ty
teżniechceszsięstądruszać,prawda?Pragnęcię,Eleanor…
Stopniowozwiększałnaciskwarg,ażrozchyliłaustaiwestchnęła
z cichym jękiem. Sięgnął po jej dłonie i przyłożył sobie do nagiej
piersi, ucząc ją bez słów, jak powinna go pieścić i pobudzać, po
czymzawładnąłjejustamiwnamiętnympocałunku.
Zzachwytem,niepewniebłądzącpalcami,poznawałaumięśnioną,
zwartą klatkę piersiową i gęstwę skręconych włosków. Zwiększyła
nieznacznienaciskpalcówizostałanagrodzonacichympomrukiem,
któryCurrywydałzsiebie,nieprzerywającpocałunku.
Odsunęła się, spojrzała na jego twarz, na pociemniałe oczy,
odwzajemniającejejspojrzenie.
–Cudowniewyglądasz,gdycięcałuję–wyszeptałgardłowo.
–Niepowinieneś…–szepnęłaniezdecydowanie.
– Przecież chcesz tego – powiedział stanowczo, z nieodłączną,
niemalwrodzonąarogancją,takdlaniegocharakterystyczną.
Opuściła wzrok na muskularną pierś, której wciąż dotykała. Tak,
pomyślała,chcęrówniesilniejakty,tyleżezmiłości,podczasgdy
dla ciebie to wyłącznie środek do osiągnięcia zamierzonego celu.
Przekręciłasię,wysuwajączobjęćCurry’ego,iwstała.Podeszłado
rozłożystegodęburosnącegonabrzegurzekiispróbowałauspokoić
oddech.
–Cojestnietak?–spytał,pochwilistająckilkakrokówodniej.
–Toniefair,Curry–odparła.
Splotła za sobą drżące dłonie i odetchnęła upajająco wilgotnym
powiewem,którylekkabryzaprzyniosłaznadwody.
– Zarówno wobec Amandy, jak i mnie – dodała. – Przecież jesteś
zaręczony.
–Wiem.–Westchnąłzeznużeniem.
Zamilkłnadłuższąchwilę,zanimsięodezwał.
– Lawina ma to do siebie, że trudno ją powstrzymać, maleńka.
Kiedyzaczniesiętoczyć,jesttowłaściwieniemożliwe.
–Mówiszzagadkami–odrzekła.
Curry podszedł bliżej i stanął przy Eleanor, opierając się o pień
ogromnegodrzewa.Znowumiałnasobiekoszulę,alejejniezapiął.
Spostrzegła ślady swoich paznokci na jego piersi, gdy je wbiła
podczasupojnegopocałunku.
–Pragnęcię–oznajmiłinieumknęłojegouwagi,żezesztywniała
nadźwięktychsłów.–Cholernieciępragnę,itozakażdymrazem
gdyciędotknę.Nicniemogęnatoporadzić,podobniejakzwłasnej
wolinieprzestanęoddychać–wyznał.
Poczuła, że nogi zaczynają jej drżeć i pomyślała, że za chwilę
będzie drżeć na całym ciele. Zamknęła oczy, chłonąc jego głos
przepełniony pożądaniem. Zabrzmiał tak przekonująco, że omal
uwierzyła w szczerość Curry’ego i w to, że on rzeczywiście jej
pragnie. Zaraz jednak otrzeźwiła ją myśl, że doskonale poznała
wszystkie jego metody, sztuczki, całą taktykę osaczania ofiary.
Zpewnościąwłaśniezastosowałkolejnytrik,tymrazemskierowany
do niej po to, by się ugięła i poddała jego woli. Nie jest aż tak
głupia,abynatoniewpaść.
– Fascynacja fizycznością bladnie z czasem – powiedziała. – Nie
chcęztobąromansować.Zresztąznikimnienawiążęromansu.To
mnienieinteresuje.Dopuszczamjedyniestałyzwiązek.
– Obrączka? – spytał posępnie. – Okazuje się, że jesteś na tyle
wyrachowana, żeby sprzedać siebie za odpowiednio wysoką cenę.
W tym nie różnisz się od innych kobiet. Jestem wrażliwy na
cudowne młode ciało, podobnie jak każdy mężczyzna, ale jest
granicaceny,którąbyłbymskłonnyzapłacić.
–AprzypadkiemniekupujeszAmandy?–zauważyłazgoryczą.
Odpowiedziałpodłuższejchwilimilczenia.
–Zniąsprawamasięinaczej.Podobniejakja,niechcewięzów.
– Sądzisz, że w małżeństwie nie powstają więzy? – Spojrzała
prosto w lśniące oczy Curry’ego. – Myślisz, że będę wchodziła po
kryjomu do twojej sypialni, podczas gdy Amanda będzie spędzała
w Houston lepszą część swojego życia? Czy taką rolę mi
wyznaczyłeś?
Miał tyle przyzwoitości, że zmieszał się lekko, po czym
spochmurniał.
–Nietaktobywyglądało.
– Czyżby? Wyobrażasz sobie, że wystarczająco ogłupiłeś mnie
paromapocałunkami,abymzrezygnowałazpropozycjiJimaBlacka,
nadal pełniła rolę twojej osobistej sekretarki i wskoczyła ci do
łóżka? Przykro mi cię rozczarować, ale nie zmieniłam zdania i nie
wycofam wypowiedzenia. Jeśli miałeś nadzieję zatrzymać mnie,
posługującsięswoimnieodpartymczarem,toprzegrałeś.
PrzezmomentCurrywyglądałjakogłuszony.
–Naprawdętakuważasz?–spytałzłowieszczospokojnymtonem.
–Zakładałeś,żemnieomamisz?–spytała.–Żeniedomyślęsię,co
knujesz? – Mówiła, jakby w pełni panowała nad sobą, i o dziwo,
wyglądało to przekonująco. – Mogę być naiwna, ale nie jestem
głupia. Nie zapominaj, że przez trzy lata mieszkałam z tobą pod
jednym dachem i obserwowałam cię w akcji. Wiem, do czego
potrafisz się posunąć, aby dostać to, czego chcesz. Nie mogłeś
znieść, że Jim sprzątnie ci sprzed nosa kogoś, kogo uważałeś za
swojąwłasność.–Odetchnęłagłęboko,zanimzapytałazgoryczą:–
Czyzmuszałeśsiędotego,bymniecałować?Wkońcuniektoinny,
atyuważasz,żetrzebabyćślepym,abymniecałować.
–Oczym,dojasnejcholery,mówisz?–zirytowałsięCurry,ajego
głoszabrzmiałgroźnie.
– Doskonale wiesz o czym! – rzuciła. – Próbowałeś wszystkiego
poza oświadczynami, aby mnie zatrzymać! – oznajmiła z gniewem,
nie potrafiąc dłużej trzymać w ryzach emocji. – Ty i Jim
rywalizowaliście od lat na gruncie zawodowym i dotąd za każdym
razem,
gdy
podejmowałeś
wyzwanie,
wygrywałeś
w
tym
nieustającym pojedynku. Czy rzeczywiście tak cię obeszło, że on
sprzątnie ci sprzed nosa pracownika? A może nie mogłeś znieść
myśli,żemaszkołosiebiekobietę,którapotraficisięoprzeć?
– Oprzeć się? – powtórzył ze złością. – Ty dzikusko, mógłbym
teraz, zaraz, rozciągnąć cię na trawie i dostałbym, czego bym
chciał. Lepiej nie przybieraj póz wiktoriańskiej dziewicy i nie
opowiadaj,jakatojesteśnieczułanamójnieodpartyczar.Niewiele
trzeba,żebycitoudowodnić!
Eleanor splotła ramiona na piersi i zapatrzyła się w wodę, nie
mówiącanisłowa.
– Wciąż jesteś tym samym nieopierzonym, drżącym ze strachu
tchórzem, jakim byłaś, zanim zrzuciłaś to kamuflujące przebranie,
czyli workowate sukienki i wielkie okulary – orzekł Curry,
najwyraźniejniezamierzającjejoszczędzać.–Dlatwojejinformacji,
Kwiatuszku. Nie próbowałem zaciągnąć cię za wszelką cenę do
łóżka. Myślałem, że przyda ci się trochę doświadczenia, zanim
zetkniesz się bliżej z typami pokroju Jima Blacka. Od dzisiaj
zawieszamy twoją edukację na kołku. Jeśli myślisz, że zamienię
Amandę na stłamszoną kupkę nieszczęścia, jaką jesteś, to chyba
zwariowałaś!–zakończyłpodniesionymgłosem.
Eleanor pobladła na twarzy, wbiła paznokcie w ramiona, żeby
skoncentrować się na bólu i nie okazać Curry’emu, jak głęboko
dotknąłjątenbezpardonowyatak.
–Wolnadroga,możesziść,dokądkolwiekcisiępodoba–oznajmił
nieprzyjemnym tonem. – Kochanie się z tobą codziennie to
stanowczozawysokacenazautrzymaniecięprzybiurku.
Zdruzgotana tymi okrutnymi słowami, nie odwróciła głowy,
słysząc,jakodchodził.Minutępóźniejzaskrzypiałopodnimsiodło,
apotemstopniowozamarłwoddalitętentkońskichkopyt.
Dopieroterazprzestałatrzymaćsięwryzach.Łzypopłynęłyjejpo
policzkach. Chciała prawdy, to ją dostała. Jeszcze tylko cztery dni,
usiłowała się pocieszyć, i zamknie za sobą drzwi z ulgą i czystym
sumieniem.
Tylkojakwytrzymanawettakkrótkiokres?
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Dalsze przygotowania do letniego wypasu trwały bez Eleanor.
Skończyły się wspólne wyprawy do zagród hodowlanych i konne
przejażdżki w przyjacielskim milczeniu. Curry unikał jej jak zarazy
iodzywałsiędoniejtylkowtedy,gdymusiał.
W gruncie rzeczy była zadowolona z tego stanu rzeczy i nie
brakowało jej obecności Curry’ego. Zranił ją i potrzebowała czasu,
aby dojść do siebie i złapać dystans do ostatniej nadzwyczaj
przykrejdlaniejrozmowy.
–Cośsięzepsułomiędzywami?–spytałaBessiepodczaskolacji.
Zasiadły do niej same, ponieważ Curry wciąż przebywał poza
domem,dopilnowującpracnaranczu.
Ze wzrokiem wbitym w talerz, Eleanor zmobilizowała się, aby
odpowiedziećlekkimtonem.
–Jakzwykle,krótkiespięcie.
–Jużwyglądałonato,żesiędogadaliście.
–Rzeczywiście–zgodziłasięEleanor.
–Chceszotymporozmawiać?–spytałagospodyni.
Eleanoruśmiechnęłasiębladoipokręciłaprzeczącogłową.
–Wolęotymzapomnieć.
–Ztegowniosek,żejednakodchodziszdoJima,czytak?
–Owszem,naraziepodejmęuniegopracę.
–Acozamierzaszpóźniej?–drążyłaBessie.
Eleanorwzruszyłaramionami.
– Świat jest duży – odparła ze śmiechem, ale nie wydawała się
rozweselona.–Trudnopowiedzieć,gdziewyląduję.
–Napiszesz?
Mimowolnie potaknęła, bez apetytu dziobiąc widelcem jedzenie,
które miała na talerzu. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że
trudno będzie jej bez przygnębienia i tęsknoty nawiązać kontakt
z osobami związanymi z ranczem należącym do Curry’ego. Zbyt
dużobędziejątokosztować.
NastępnegopopołudniazatelefonowałdoniejJimBlackiniemógł
wybraćlepszejpory.Currystaranniejejunikał,aonaskrupulatnie
zrobiła wszystko, co do niej należało. Brak zajęcia wzmógł jej
niepewnośćidyskomfortpsychiczny.Poczułasiębliskanerwowego
załamania.
– Jak długo jeszcze mam na ciebie czekać? – zapytał Jim. –
Zaczynam się niecierpliwić, a wkrótce mogę potrzebować twojej
pomocywprzygotowaniuwesela.
– Och, Jim, gratulacje! – ożywiła się Eleanor. – Mówiłam ci, że to
poskutkuje.
– I miałaś rację. Wraz z Elaine będziemy ci dozgonnie wdzięczni
za to, że popchnęłaś mnie do działania, inaczej w ogóle bym nie
zaczął.Zatemkiedy,Norie?
– Jeszcze trzy dni. Szczerze mówiąc, żałuję, że już jutro nie będę
wolna.
–AmożeporozmawiałbymnatentematzCurrym?
–Raczej…lepiejnie.
– Wiedziałem, że powinienem interesować się tym, co się z tobą
dzieje!–powiedziałgniewnieJim.–Gdybymniebyłtakpochłonięty
życiemosobistym,inaczejbytowyglądało.Kochanie,przepraszam.
Jestźle,prawda?
Okazana jej życzliwość wzruszyła Eleanor; łzy zapiekły ją pod
powiekami.
–Tak–przyznałałamiącymsięgłosem.–Jestźle.
–Możeszbyćwolnaprzezresztędnia?
Eleanorsięrozjaśniła.
–Tak.Jużwszystkoprzygotowałamiuporządkowałam.
– Świetnie. Co powiesz na kolację w naszym towarzystwie? –
spytałJim.–Chciałbym,żebyśpoznałaElaine.Przyjadępociebie.
–Zprzyjemnościąspotkamsięzwami–zapewniłagoszczerze.
–Będęzapółgodziny.Tyleciwystarczy?
Eleanor zmieściła się w czasie. Przebrała się w bladozieloną,
przylegającą do ciała sukienkę, a włosy rozpuściła swobodnie na
ramiona.
Curry ściągnął do domu akurat wtedy, gdy Jim zaparkował na
podjeździe. Obaj popatrzyli na siebie w wymownym milczeniu. Jim
wyglądałschludniewciemnejsportowejkurtce,dobrzedobranych
doniejspodniachijasnejkoszuliokremowymodcieniu.Natomiast
Curryprzybyłprostozpracy–miałnasobierozdartąiwilgotnąod
potukoszulę,zakurzonedżinsy,awłosywstrąkach.
– Zabieram Norie na cały wieczór – oświadczył Jim takim tonem,
jakbyspodziewałsięsprzeciwu.
– Wasza sprawa – rzucił obcesowo Curry, przeszywając Blacka
wrogimspojrzeniem.
– Cieszę się, że w końcu to zrozumiałeś – odciął się Jim. – Bez
urazy.Mamnadzieję,żeprzyjedziesznaślub.
W tym momencie Eleanor zerknęła na Curry’ego. Najwyraźniej
całkowicie zaskoczyła go wieść o ślubie. Pomyślała, że nigdy nie
zapomniwyrazujegościągniętejzgniewutwarzy.
–Ślub?–powtórzyłcichym,złowieszczymtonem.
–Owszem–potwierdziłJim.–Wcześniejczypóźniejwszystkimsię
to przydarza, prawda? Mam nadzieję, że ty i Amanda będziecie
równieszczęśliwijakmy–dodałzszerokimuśmiechem.
Curry rzucił Eleanor nienawistne spojrzenie, w milczeniu obrócił
się na pięcie i wszedł do domu, z hukiem zatrzaskując za sobą
drzwi.
–Atocoznowubyło?–spytałJim.
Potrząsnęłagłową,wzdychając.
– Nie mam pojęcia. Będzie zadowolony, gdy wreszcie odejdę.
Możenawetwydaprzyjęcie,żebytouczcić.
–Wcaleminatoniewygląda–odparłznamysłemJim.
Eleanorwmilczeniuzajęłamiejscewsamochodzieidopiero,gdy
ruszyli,powiedziała:
– Dziękuję ci, że mnie zaprosiłeś. Kolacja z Currym byłaby drogą
przezmękę.
–Cogogryzie?
–Amandaoświadczyła,żepoślubieniezamieszkanaranczu.Jest
wściekły. Uważa, że nie zależy jej na nim wystarczająco mocno,
iziejeogniemjakzranionysmok.
– To dlatego – powiedział Jim takim tonem, jakby myślał, że
zachowanieCurry’egowzięłosięzinnegopowodu.–Wiedziałem,że
to nie wypali. Amanda jest urocza, ale nie nadaje się do życia na
ranczu.
–Nietylkootochodzi.–Eleanorzapatrzyłasięwprzedniąszybę.
– Ona go nie kocha. Bardziej niż Currym interesuje się jego
pieniędzmiiswojąkarierą.
–Aonjąkocha?
– Tak mi się wydaje, chociaż zaprzecza i twierdzi, że jedynie jej
pragnie. Myślę, że w jego przypadku to najsilniejsze uczucie, jakie
możepoczućdokobiety.
–Wtakimrazieniewie,cotraci–zauważyłześmiechemJim.
–Tystarykoźle–docięłamużartobliwie.–Wyglądaszdziesięćlat
młodziej.Założęsię,żetowpływElaine.
–Wygrałabyś.Och,cotozadziewczyna!–zachwyciłsięJim.
Eleanor musiała mu przyznać rację. Kiedy stopniała rezerwa,
naturalna przy poznaniu nowej osoby, okazało się, że ta drobna,
krucha blondynka, nieco od niej starsza, jest jak żywe srebro.
Zewnętrzny urok szedł w parze z wewnętrznymi walorami. Była
ciepłą, przyjazną kobietą, a to, co czuła dla Jima, widać było w jej
wzroku, gdy na niego patrzyła. Maude wyraźnie ją polubiła i dała
temu wyraz swoim zachowaniem. Jeffa również ujął promienny
uśmiechiżyczliwy,pogodnysposóbbyciaElaine.
– Zdaje się, że zawojowałaś całą rodzinę – zauważyła żartobliwie
Eleanor,gdyzaniosłyzebranezestołunaczyniadokuchni.
–Tojestzadziwiające–przyznała.–Odpierwszejchwili,gdytutaj
się pojawiłam, wydawało się, że jestem na swoim miejscu.
Polubiłam Maude i Jeffa, a na punkcie rancza wręcz zwariowałam.
Jimuczymniejeździćkonno.
– Będzie wam dobrze razem – orzekła Eleanor. – Jim od dawna
powinienmiećprzysobiekogośtakiegojakty.Nieukładałomusię
zpoprzedniążoną,pewniewieszotym.
Elaineskinęłagłową.
–Postaramsięmutowynagrodzić.
– Nie sądzę, żebyś miała z tym trudności – odparła z uśmiechem
Eleanor.
– Nie rozmyśliłaś się i nadal chcesz u niego pracować? – spytała
Elaine takim tonem, jakby miało to dla niej znaczenie. – Jim
opowiedział mi, co musiałaś znosić. Wszyscy z niecierpliwością
oczekujemy na ciebie i mam nadzieję, że o tym wiesz. Chętnie
porozmawiam z osobą zbliżoną wiekiem do mnie. Pomyślałam też,
żeczasemmogłybyśmyrazemwybraćsiępozakupy.
– Jeśli ty i Jim chcecie, żebym się przeniosła do tego domu, to
oczywiścieskorzystamzpropozycji.Zostałabymzwamiprzezkilka
tygodni, ale nie dłużej. – Eleanor spuściła wzrok na talerz, który
oczyszczałazresztekjedzenia.–Ja…samaniewiem,gdziewkońcu
osiądę. Nawet dwadzieścia kilometrów od Curry’ego może być za
blisko.Zobaczę,colosprzyniesie.
–Ażtakbardzogokochasz?–spytałałagodnieElaine.
Eleanorskinęłagłową,łzyzamgliłyjejoczy.
–Przykromi,żetoniewyszło–powiedziałaElaine.
– Nie zawsze dostajemy w życiu to, czego pragniemy – odparła
filozoficznieEleanor,wzruszającramionami.–Czasemokazujesię,
żewychodzinamtonadobre.Przeżyję.
–Niemożeszwcześniejodejśćzpracy?
–
Obiecałam
dotrzymać
dwutygodniowego
terminu
wypowiedzeniainiechcęodstępowaćodtegoustalenia.Zostałomi
parędni.Potym,coprzeszłam,tobułkazmasłem.
NastępnegorankapośniadaniuCurryczekałnaEleanorwpokoju
do pracy. Był ubrany w szary garnitur, pasujący kolorem do jego
oczu.Posłałjejzłespojrzenie,jaktylkoujrzałjąwdrzwiach.
– Zostawiłem ci kilka rachunków – oznajmił lodowatym tonem. –
Wyjeżdżam.Uporządkujdokumentytak,żebytwojanastępczyninie
miałazniczymkłopotu.
„Twoja następczyni”. Zabrzmiało to tak bezosobowo, jakby
minionetrzylatacodziennejwspółpracyiprzebywaniapodjednym
dachemnicdlaniegonieznaczyły,pomyślałaEleanor.Zapewnetak
było, uznała. Nie należał do sentymentalnych mężczyzn. Próbował
ją zatrzymać, ponieważ była przydatna i w grę wchodziła jego
urażona ambicja. Nie udało mu się przeprowadzić swojej woli,
zatem po co miałby zadawać sobie wysiłek bawienia się
wgrzeczności.Odrzuciłajegowspaniałąofertę,więcjąskreślił.
– Oczywiście – odparła beznamiętnym tonem, podchodząc do
biurka.
–Kiedyślub?–spytał,odwracającsiędoniejplecami.
–Niewiem,chybawkrótce.
–Niezabrzmiałotoentuzjastycznie.
– Myślę, że to cudowny pomysł – wyprowadziła go z błędu. – To
będziedobremałżeństwo,anawetbardzodobre.
Curryzacisnąłdłoniewpięści.Wziąłdługioddech.
– Zamierzam przywieźć Amandę do domu – rzucił przez ramię. –
Najwyższyczas,abyzrozumiała,jakiesąkonsekwencjemałżeństwa
zemną.Niepozwolęjejzamieszkaćosobno.Musitozaakceptować.
– Nie ustąpisz ani na krok, tak? – spytała Eleanor i udając, że
zerkawdokumenty,odwróciłagłowę,żebyCurryniemógłwidzieć
jejoczu.–Tylkoonamaiśćnaustępstwa?
– Jeśli mnie kocha, to zrezygnowanie z kariery i zostanie matką
niebędziedlaniejpoświęceniem.Dobrzetowiesz!
Nie przyznała mu racji, aby dodatkowo nie wzmacniać i tak
rozdętegoego.
–Blackchcedzieci?–zaskoczyłjąnieoczekiwanympytaniem.
Roześmiała się cicho, przypominając sobie wczorajszą rozmowę
zElaine.
–Otak.Domupełnegochłopcówidziewczynek.
Zapadło przedłużające się milczenie, które przerwał głośny
wybuchCurry’ego.
–Niechgoszlagtrafi!Docholeryznim!Docholeryztobą!
Odwróciłasięizezdumieniemspojrzałanajegotwarzzmienioną
podwpływememocji,nierozumiejąc,ocomu,dolicha,chodzi.
– Jak wrócę, ma cię tu nie być! – rzucił ostro. – Spakuj się
iwyjeżdżajjeszczedzisiaj!Niechcęcięwięcejwidzieć,jasne?!
Zdobyła się jedynie na skinienie głową. Głos uwiązł jej w gardle
z zaskoczenia tym nieoczekiwanym żądaniem. Otwierając drzwi,
posłałjejpożegnalnejadowitespojrzenie.
– Krzyżyk na drogę – dodał. – Wystarczy mi do końca życia
doświadczeńzcnotkami.Odterazniechonsiętobącieszy.
Po tym ostatnim zagadkowym stwierdzeniu Curry wyszedł
z pokoju. Eleanor stała z pobladłą twarzą. Z jednej strony odczuła
ulgę, że ma za sobą bardzo stresującą sytuację i że nie będzie
musiałapatrzećnaniegoiAmandę.Zdrugiejstronypoczułasięjak
kwiatnagleprzeniesionyzesłońcawgłębokicień.
Łzypociekłyjejpotwarzy,gdyporazostatniwyłączyłakomputer.
Odejście okazało się trudniejsze, niż sądziła. Co innego było
spodziewać się tego, a zupełnie co innego przeżywać. Trzy lata to
za długo, aby ot tak zostawić je za sobą. Z tym domem łączyło ją
wiele wspomnień. Późnymi wieczorami, a bywało, że i w nocy,
oglądali telewizję, a w przerwach na reklamy Curry dyktował jej
listy. W trakcie leniwie ciągnących się popołudni on przerywał
pracę i jechali samochodem albo konno zobaczyć świeżo
urodzonego cielaka. Przez długi okres panowała między nimi
atmosfera koleżeństwa i zadzierzgnęła się przyjaźń wykraczająca
poza stosunki szefa i asystentki. Teraz to wszystko należało do
przeszłości.
Bessiesięrozpłakała,gdyJimprzyjechałpoEleanor.
– Nierozumny człowiek – narzekała pomiędzy jednym a drugim
szlochem–Amandagonieuszczęśliwi.
– To jego życie. Robi to, co uważa dla siebie za najlepsze –
odrzekła Eleanor ze łzami w oczach, niezmiennie broniąc
Curry’ego.
– Miał taki skarb. – Bessie spróbowała się uśmiechnąć. – Gdyby
tylkopotrafiłtodostrzec…
– Łatwo znaleźć dobrą asystentkę – zapewniła ją Eleanor. –
Przypomnij sobie dzień, gdy się tu zjawiłam. Przede mną trzy
wykwalifikowane sekretarki odbyły rozmowy wstępne, a po mnie
czekały
cztery.
Nie
będzie
miał
najmniejszego
kłopotu
z zaangażowaniem fachowej osoby. Zresztą, wydaje mi się, że już
poczyniłpewnestarania.
–ZatrudniłBettyMaris,oto,cozrobił!–wypaliłagospodyni.
– Pannę Betty? – upewniła się zdziwiona Eleanor. – Tę, która
mieszka za sklepem Smitha, hoduje fiołki afrykańskie i nienawidzi
mężczyzn?
– Tę samą. Będzie dobrą asystentką, a Curry’emu na pewno nie
udasięjejzastraszyć.Jednakdalekojejdociebie.
– Mandy ją polubi – nie odmówiła sobie drobnej złośliwości
Eleanor.–Będziemiciebiebrakowało,Bessie–dodała.
– A mnie ciebie, złotko. Proszę, utrzymuj ze mną kontakt. Nie
pisnęmuanisłówka,przyrzekam–dodałaporozumiewawczo.
Eleanorskinęłagłowąiniezwlekającdłużej,wyszłazJimem.Nie
obejrzałasięzasiebie.
Pierwszy tydzień okazał się dla Eleanor trudniejszy, niż się
spodziewała. Nie chodziło jednak o obowiązki zawodowe. Zdobyła
wystarczające doświadczenie, by im podołać, a Jim był
wyrozumiałymszefem.Niemiałarównieżkłopotówzeznalezieniem
wspólnegojęzykazElaine,MaudeiJeffem,którzydokładalistarań,
abydobrzeczułasięwnowymmiejscu.To,zczymsięborykała,ico
rozpraszałojejuwagę,byływspomnieniaoCurrym.Wbrewjejwoli
nachodziły ją i osaczały, nie dając spokoju. Myślami mimowolnie
krążyła wokół Curry’ego, oczyma wyobraźni widziała jego twarz
ipostawnąsylwetkę.
Towarzyszyłojejpoczucie,żeprowadzibezustannąbitwęzesobą.
W miarę upływu dni bladość znikała z jej twarzy, zielone oczy
nabierały ożywionego wyrazu, a w niej umacniało się przekonanie,
że powinna się skoncentrować na przeżyciu kolejnego dnia bez
odwoływania
się
do
przeszłości.
Na
przekór
Curry’emu
Mathersonowidasobieradę.
–NieprzywiózłzesobąAmandy–zauważyłodniechceniaJim.
Właśniezasiedlidokolacji.
Eleanor,udającobojętność,wpatrzyłasięwswójtalerz.
–Tak?
–Krążąplotki,żezerwałzaręczyny.
– Najlepsza rzecz, jaką mógł zrobić – wyraziła swoje zdanie
Maude, kiwając głową. – Związek z nią z pewnością by go nie
uszczęśliwił.
–Taksamojakbezustannewyprawy,coobecniepraktykuje.–Jim
upił łyk kawy. – Ledwie Curry wraca na ranczo, znowu gdzieś
wyrusza, zupełnie jakby nie miał domu. To do niego niepodobne. –
Ściągnąłznamysłembrwiidodał:–Możewspomnieniagonękają.
Eleanor niemal współczuła Amandzie. Pomyślała, że rudowłosa
piękność powinna wiedzieć, że mężczyźnie takiemu jak Curry nie
możnadyktowaćwarunków.
– A jak ty się u nas czujesz? – zainteresował się nieoczekiwanie
Jim.
Roześmiałasięirozejrzałapowszystkichsiedzącychprzystole.
–Jestemotoczonatakmiłymiludźmi,żeodpowiedźnatopytanie
jest oczywista – odparła Eleanor. – Nikt z was nie choleruje, nie
krzyczy,niegrozi,żemnieutopiipoćwiartuje.–SpojrzałanaElaine
z promiennym uśmiechem. – Przy okazji chętnie uczestniczę
w przygotowaniach do ślubu. Nawet adresowanie zaproszeń mnie
nienudzi.
– Na szczęście, do ceremonii pozostały tylko dwa tygodnie –
stwierdził Jim, patrząc z uwielbieniem na narzeczoną. – Jak ja to
wytrzymam?
–Beztrudu–orzekłaześmiechemMaude.–Jakkażdyznas.
–Fajnie,żezyskammamę.–Jeffzaryzykowałpuszczenieoczkado
Elaine.–Wszystkimwklasiejużotymopowiedziałem.
– Mam nadzieję, że cię nie rozczaruję – odparła z uśmiechem
Elaine.
Najwyraźniej zdążyła polubić syna przyszłego męża. Nie było
wątpliwości,żebędziedlaniegodobrąmatką.
– Jeśli nie będziesz się upierać przy czytaniu mi bajek na
dobranoc, to na pewno się dogadamy – oświadczył Jeff, na co
wszyscygruchnęliśmiechem.
W kilka dni po tamtej kolacji do domu Jima zadzwoniła Bessie,
pytając, czy może porozmawiać z Eleanor. Od czasu do czasu
kontaktowały się ze sobą telefonicznie, ale nigdy o tak późnej
porze. Eleanor ogarnęły złe przeczucia, gdy podchodziła do
aparatu.
– Coś się stało, prawda? – spytała, nie czekając, aż gospodyni
zaczniemówić.
– Nie tyle stało, co od pewnego czasu się dzieje – skorygowała
Bessieznutąznużeniawgłosie.–Właśnieprzyjechał.
–Jimmówiłmi,żejeststalewrozjazdach–powiedziałaEleanor,
uznając,żeniemasensuudawaćprzedgospodynią,żeniewie,co
porabiałCurry.
–Wygląda,jakbywróciłzzaświatów–stwierdziłaponuroBessie.–
Jestwtakpodłymhumorze,żelepiejsiędoniegonieodzywać.Jak
wiesz,widziałamgojużwróżnymstanie:pijanego,ciskającegosię,
wariującego.Natomiastnigdytakiegojakteraz.Niewiem,corobić.
Niechcezemnągadać.Zresztą,donikogosięnieodzywa.Jestem
poważniezmartwiona.
Eleanorwiedziała,cousłyszy,ibałasiętychsłów,ajednakczuła
sięwobowiązkuspytać:
–Czegoodemnieoczekujesz?
– Przyjedź i spróbuj nawiązać z nim kontakt – zaproponowała
Bessie.–Ztobąrozmawiałnawetwtedy,gdydowszystkichinnych
się nie odzywał. Tylko ty możesz odkryć, co się z nim dzieje. –
Umilkła na chwilę, po czym zaapelowała do Eleanor: – Obie
kochamy tego mężczyznę, niezależnie od jego irytujących wad.
Czasami nachodzi mnie ochota, by go udusić. Naprawdę nie mogę
staćzbokuiobojętniepatrzeć,jaksamsiebieniszczy.Chybatyteż
byśtakniepotrafiła?
Eleanorwpatrzyłasięwprzyciskitelefonu.
– Nie – przyznała cicho. – A twoim zdaniem, kiedy powinnam
przyjechać?
–Najlepiejodrazu.Powiemmu,żezaprosiłamcięnakolację,bo
dawnosięniewidziałyśmy,dobrze?
– Robię to tylko dla ciebie, Bessie. Poproszę kogoś, żeby mnie
zawiózł.Dozobaczenia.
–Dziękujęci.Wiedziałam,żemogęnaciebieliczyć.
Eleanor odłożyła słuchawkę z mieszanymi uczuciami. Wprawdzie
minął pewien czas, ale czy zdoła znieść widok Curry’ego? Czy da
radę wysłuchać utyskiwań i żali z powodu zerwanych zaręczyn?
Z ociąganiem poszła do zajmowanego przez siebie pokoju w domu
Jima, aby się przebrać. Czekało ją jedne z najtrudniejszych zadań,
zjakimiprzyszłojejsięostatniozmierzyć.
Byłojużprawieciemno,kiedyDecker,jedenzpracownikówJima,
wysadził Eleanor przed frontowymi drzwiami domu Curry’ego.
Wyglądał dokładnie tak, jak zapamiętała: obszerny, rozjaśniony
światłem wylewającym się na zewnątrz z okien, sprawiający
wrażenieprzyjaznegomiejsca.Dlaczegosprawynieułożyłysiętak,
bym nie musiała opuszczać murów tego domu? – zadała sobie
wduchupytanie,mocnorozżalona.
Przystanęła
na
pierwszym
schodku
i
odsuwając
chwilę
nieuchronnejkonfrontacjizCurrym,patrzyła,jakDeckerodjeżdża.
Nie miała już pretekstu do dalszego odwlekania przekroczenia
progu domu. Pokonała schodki i stanęła przed zamkniętymi
drzwiami. W porę przypomniała sobie, że powinna zapukać. Nie
mogłapoprostuwejść,takjakdawniej.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Stojącpoddrzwiami,Eleanornerwowymruchemwygładziłabiałą
sukienkębezrękawów.Obawiałasię,żeusłyszyodgłoszbliżających
siękrokówCurry’ego,alekujejuldzeotworzyłajejBessie.
Natychmiast wciągnęła Eleanor do środka, jakby lękała się, że
dziewczyna w ostatniej chwili ucieknie. Uściskała ją serdecznie,
zanimpoprowadziładojadalni.
– Zaprosiłam kogoś na kolację – powiedziała głośno gospodyni,
gdystanęływdrzwiach.
Eleanor poczuła przyspieszone bicie serca na widok Curry’ego,
siedzącegouszczytustołuipatrzącegonaniąsrebrzyścielśniącymi
oczami.
Wyglądał, jakby przybyło mu lat, twarz miał zmęczoną
iwymizerowaną.Wyraźniestraciłnawadze.Uważnymspojrzeniem,
niczym malarz pędzlem, obrysował kontury jej ciała i twarzy, po
czymwpatrzyłsięwjejoczy.
– Jeśli… masz coś przeciwko temu… możemy zjeść z Bessie
wkuchni–wyjąkałazdenerwowanaEleanor.
Pokręciłprzeczącogłowąiwstał.
–Usiądźkołomnie–powiedziałcicho,odsuwająckrzesło.
Bessie znikła, pozostawiając Eleanor samą na placu boju i zdaną
na własne siły. Położyła torebkę na krześle obok i usiadła na
wskazanymmiejscu,starannieunikającwzrokuCurry’ego.
–Cosłychać?–spytałazdawkowo.
–Wporządku–odparłkrótko.
Uniósł filiżankę i wypił spory łyk kawy, najwyraźniej się nią
delektując. Po dłuższej chwili odstawił naczynie i nieoczekiwanie
wyznał:
–Tocholernekłamstwo.Wrzeczywistościnicniejestwporządku.
Bessie po ciebie posłała, bo uważa, że potrzebuję wypłakać się na
czyimśramieniu?
– Martwi się o ciebie – przyznała Eleanor, nie odrywając wzroku
odbiałejserwetki,leżącejoboknakrycianastole.–Niezłośćsięna
nią,proszę.
–Tyteżsięomniemartwisz?
Nie podniosła wzroku i nie odpowiedziała na to pytanie. Curry
wypuściłgłośnopowietrzeistwierdził:
– Oczywiście, że nie. Z jakiego powodu miałabyś się niepokoić
o mnie po tym, jak cię potraktowałem? Czy jesteś szczęśliwa,
Kwiatuszku?–spytałłagodniejszymtonem.
– Nie – zaprzeczyła mimowolnie i natychmiast zezłościła się na
siebiewduchu.Powinnamodgryźćsobiejęzyk,pomyślała.
– Wobec tego witaj w klubie – rzucił z goryczą Curry. –
Nieoczekiwanie wyciągnął rękę i zamknął w dłoni drżące palce
Eleanor. – Kochanie, jeśli nie jesteś szczęśliwa teraz, to tym
bardziej nie będziesz po ślubie. Nie rób niczego pochopnie. Nie
wychodźzaniego.
–Ja?!–zdumiałasięEleanor.–Niewychodzęzamążzaniegoani
zanikogoinnego.
–PrzecieżBlackpowiedział…
– Żeni się z Elaine. Jej ojciec jest właścicielem Limelight Club –
wyjaśniła.–Szalejązasobą.
–Achtak…–Curryznowusięgnąłpofiliżankęinapiłsiękawy.–
Musi być ci ciężko, Eleonor. Pragniesz tego, czego nie będziesz
miała,prawda?
Wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem. Najwyraźniej on
myśli…żeonakochaJima!
Curry opacznie zrozumiał wyraz zdziwienia, malujący się na
twarzyEleanor.
– Zawsze czytałem w tobie jak w otwartej księdze, a od dawna
wiem, co do niego czujesz. Przykro mi, że nie udało ci się
doprowadzićdoszczęśliwegokońca.
Eleanorodwróciławzrokizauważyła:
–Mnieteżjestprzykro,żeniewyszłocizAmandą.Słyszałam,że
nieprzywiozłeśjejnaranczo.
– Do diabła z nią! Wcale jej tu nie chcę! – oznajmił stanowczo
Curry. – W Houston, w jej apartamencie, przyłapałem ją
w niedwuznacznej sytuacji z fotografem. Ponoć właśnie odbywali
sesję zdjęciową. Pierwszy raz słyszałem o tym, że fotograf
imodelkamusząbyćnadzy.
–Och…–wyszeptała,rumieniącsię.
Uniósłbrew,robiącironicznąminę.
– Kompletnie mnie to nie obeszło. Życzyłem im szczęścia,
odebrałempierścionekzaręczynowyiwróciłemdodomu.
–Dlaczegoniewyznałaciprawdy?
– Pytasz o to, chociaż wiesz, ile jestem wart na matrymonialnej
giełdzie? – Roześmiał się niewesoło. – Pieniądze mają nieodparty
urokdlawiększościkobiet.Czyżbyśjeszczeniepoznałatejprawdy?
– Tylko pieniądze? – spytała, odzyskując nieco dawnej śmiałości
wodnoszeniusiędoCurry’ego.
Spojrzałjejprostowoczy.
–
Roznieciliśmy
cudowny
pożar
tamtego
popołudnia
ipoprzedzającegogowieczoru,pamiętasz?–spytałcicho.–Kobiety,
z którymi się zadawałem, miały doświadczenie w miłosnej grze,
a wówczas pierwszy raz w życiu dotykałem niewinnej młodej
istoty… Nigdy nie zapomnę twojej delikatnej jedwabistej skóry ani
tego,jakchętnabyłaśuczyćsięodemniesztukimiłości.
Eleanor oblizała nagle wyschnięte wargi i splotła dłonie, aby
powstrzymaćichdrżenie.
– Wciąż czujesz zażenowanie, kiedy o tym rozmawiasz, tak? –
spytałdomyślnie.
Skinęła głową, nie potrafiąc odpowiedzieć słowami. Jak miała
wyznać,żeczułasięwtedy,jakbyznalazłasięwraju?
– Jest coś, co muszę wiedzieć – powiedział z napięciem w głosie
i nakrył ręką jej leżące na stole dłonie, splecione palcami. – Czy
tamtegowieczorucałowałaśmnie,czywyobrażałaśsobie,żetoJim
Black?
Miała gotową odpowiedź, gdy Bessie wkroczyła z kolacją
i rozniósł się kuszący zapach perfekcyjnie przyrządzonej wołowiny
imłodegozielonegogroszku.Rozmowazamarła,aoniskupilisięna
jedzeniu.
Po kolacji Bessie taktownie wycofała się do kuchni, a Eleanor
i Curry poszli na ganek przylegający do frontowej strony domu,
gdziebyłozacisznieiprzyjemniechłodno.
Usiadła na stojącej na ganku dwuosobowej huśtawce, a Curry
zajął miejsce obok niej i wprawił huśtawkę w ruch. Poskrzypywała
lekkowpanującejwokółciszy.
– Tęskniłem za tobą – wyjawił i zabrzmiało to szczerze. – Panna
Maris nie mieszka u mnie, więc nie mogę jej wyciągnąć z łóżka
odrugiejwnocy,żebypodyktowaćlist–dodałześmiechem.
–Mnierzeczywiściemiałeśpodręką–odparłaEleanor.
Swobodnym gestem, jakby to było całkiem naturalne, objął ją
ramieniemiprzyciągnąłdosiebie.
–UJimaniepracujesztakciężko,prawda?
–Nie–przyznałaEleanor.
Oparła głowę na piersi Curry’ego i spłynęło z niej całe napięcie.
Serce biło mu równo i spokojnie, przez bawełnianą koszulę czuła
ciepło jego ciała. Siedziała oparta o Curry’ego, czuła na swoim
czolejegooddechiogarnęłojąpoczuciebezpieczeństwa.Wdychała
świeże powietrze przemieszane z zapachem krochmalu i wody
kolońskiej o zmysłowych nutach – znajome zapachy, które ją
uspokajały.Tachwilamiaładlaniejmagicznyurok.
– Bessie mówi, że się zapracowujesz – powiedziała z ustami przy
jegokoszuli.
– Pewnie ma rację. – Objął ją mocniej. – Norie… to boli – wyznał
zdławionymszeptem.
Wtuliłasięwniegoiobjęłazaszyję,chcącgopocieszyć.
–Przykromi,żeAmandacięrozczarowała.
–Eleanor…–Zawahałsię,zanimwsunąłdłońpodjejpodbródek,
byunieśćjejgłowęispojrzećwtwarz.–Potrzebujęciebie…chociaż
nachwilę…
W głosie Curry’ego zabrzmiały nuty żalu i tęsknoty za tym, co
stracił.
–Dobrze–zgodziłasię,ajejciałopoddałomusięzapraszająco.
– Nie sprawię ci przykrości – wyszeptał niepewnie i pochylił
głowę.
RozchyliławargiiCurryprzestałsiępowściągać.Posadziłjąsobie
na kolanach i całował jak zdesperowany mężczyzna, który myślał,
że nigdy więcej nie poczuje smaku kobiety – niecierpliwie,
zaborczo,namiętnie.RamionazacisnąłwokółEleanortaksilnie,że
jęknęła.
– Przepraszam – szepnął, na moment odrywając wargi od jej ust
irozluźniającuścisk.–Norie,takbardzociępragnę!Niewiesz,jak
bardzo!
–Janiemogę…–wyszeptałaprosząco.
–Nieproszęcięoto–przerwałjejochryple.–Nigdycięotonie
poproszę…
–Przecieżmówiłeś…
Nie dał jej dokończyć, przygarnął ją tak, że wtuliła twarz w jego
szyję, i znowu wprawił huśtawkę w ruch. Trzymał ją w objęciach
iprzezchwilęzapanowałomilczenienabrzmiałepożądaniem.
–Mężczyźnibywajągłupcami–stwierdziłponuro.–Zdajesię,że
niewiemy,czegonaprawdępragnęliśmy,dopókitegonieutracimy.
– Możesz… ją odzyskać, przecież wiesz… – pocieszała go
bezradnie.
–Prędzejpiekłozamarznie–odparłiotarłsięzmysłowooEleanor.
–Jesteśtakamiękka–wyszeptał–miękkaidelikatna.
Poczułaekscytującemrowieniewcałymciele.
–Nie…–zaprotestowałasłabo.
– Kolejny pierwszy raz, moje niewiniątko? – spytał z ustami przy
jejuchu.
Przesunął pieszczotliwie wargami po jej szyi, a dłońmi powoli
powędrował w kierunku piersi. Wyczuwał, jak jej ciało odpowiada,
gdyrozsuniętepalcedotarłydowzgórkówpiersi.Eleanorzcichym
jękiemspróbowałasięodsunąć.
–Jużminatopozwoliłaś–przypomniałjej–itonieprzezwarstwy
materiału.
–Curry,nie–poprosiłaniepewnie.
–Czyjemupozwoliłaśsiętakdotykać?
–Nikomuniepozwoliłam–obruszyłasię,wpadającwpułapkę.
Wyczuła, że się uśmiecha, kiedy przytulił ją mocniej i siedzieli
jakiśczaswmilczeniu.
–Muszęiść–odezwałasięwkońcu.
Zaborczoprzygarnąłjądosiebie.
–Jeszczechwilę,Kwiatuszku.
Eleonorzdusiłaemocje,którewzbudziłwniejCurry.
– Kolejne gierki? – spytała gorzko. – Wstęp do tego, żebyś od
niechceniazaproponowałmi:„Zapomnijozłamanymsercuiwracaj
dopracy”?
Poczuła,żesięspiął,odepchnęłagowięcizdenerwowanazerwała
się na równe nogi. Nie było trudno odgadnąć, że właściwie
zrozumiałatęreakcję.
– Jest dokładnie tak, jak myślę – stwierdziła. – Przykro mi, dzięki
tobieniejestemjużdłużejnaiwnąniedorosłądziewczynką.
– Rzeczywiście nie. – Curry wstał, obrzucając Eleanor gniewnym
spojrzeniem. – Zmieniłaś się w cyniczną jędzę, która jest ślepa na
to,cooczywiste.Zabierajsięstąd,wracajdoJimainieudawaj,że
się o mnie martwisz. Bardzo cię pragnę, ale i tak nic z tego nie
będzie,bokosztowałobytomniezbytdużowysiłku.
Okręciłsięnapięcieiwszedłdodomu.Pochwiliusłyszałaodgłos
zatrzaskiwanychdrzwigabinetu.
Kolejne dni mijały jej w oszołomieniu. Czuła się tak, jakby tylko
w połowie była sobą, i w związku z tym z trudem funkcjonowała.
Wiedziała, że nigdy nie zapomni gniewnych słów Curry’ego, który
wprost oznajmił, że zdobycie jej nie jest warte zachodu. Nie
zaskoczyłojejto,boodpoczątkuichznajomościnieżywiłazłudzeń
natemattego,coononiejsądzi.Alecomiałnamyśli,stwierdzając,
żejestślepanato,cooczywiste?Tenzarzutjązaskoczył,podobnie
jaksugestia,żejestzakochanawJimie.
Gdybytomogłabyćprawda!MiłośćdoCurry’egonieprowadziła
do szczęśliwego zakończenia, a jednak nie potrafiła przestać go
kochać. W trakcie minionych trzech lat niemal stale mu
towarzyszyła, odgrywając rolę osobistej sekretarki i mieszkając
z nim pod jednym dachem. Świadomie, doprowadzona do kresu
wytrzymałości,opuściłajegodomiwymówiłapracę,ależyciezdala
od Curry’ego wydawało jej się pozbawione smaku, niczym
rozwodnionyciepłydrink.
Każdego popołudnia prosiła Deckera, aby osiodłał dla niej konia,
iwybierałasięnaprzejażdżkę.Czasemzajmowałojejtokilkanaście
minut,innymrazemgodzinęlubdwie.Zdarzałosię,żezapuszczała
się na tereny graniczące z posiadłością Curry’ego, i wtedy go
wypatrywała. Wiele by dała za to, żeby móc chociaż z dala
iprzelotnienaniegospojrzeć.Niestety,dotegoniedoszło,mimoże
od ostatniej burzliwej wymiany zdań między nimi upłynęły dwa
tygodnie.
Tego dnia niespiesznie jechała wzdłuż rzeki, pogrążona
wzadumie.Naglewyrósłprzedniąpotężnykaryogier,naktórego
grzbiecie siedział Curry. Serce zabiło jej mocniej z emocji
wywołanej
nieoczekiwanym
spotkaniem.
Ściągnęła
wodze
izatrzymałakasztanapodrozłożystymdębem.
Curryobrzuciłjąchłodnymspojrzeniem.
–Zabłądziłaś?–spytałszorstko,opierającdłonienałęku.
–Nie,wybrałamsięnaprzejażdżkę–odparła.
–Pomojejziemi–zauważyłarogancko.
– Ja… myślałam, że tereny nadrzeczne wyznaczają granicę –
usprawiedliwiłasięnieśmiało.
– Nie na tym odcinku. – Pochylił się w siodle i przyjrzał jej
badawczo.–Schudłaś,itosporo–zauważył–aprzecieżitakbyłaś
szczupła.Blackniedajecijeść?
–Jemwystarczającodużo–odparłaEleanor,obrzucającuważnym
spojrzeniem wymizerowaną twarz Curry’ego, ocienioną szerokim
rondemkapelusza.–Tyteżniewyglądaszrewelacyjnie.
–Rozpaczampoutraconejmiłości,przecieżwiesz.–Roześmiałsię
gorzko.–Kiedywesele?
–Wnastępnymtygodniu.Jesteśzaproszony.
– Dziękuję, nie skorzystam. Mdli mnie od takich ceremonii.
Idiotycznysposóbnazaciągnięciekobietydołóżka.
–Onjąkocha,Curry–zaprotestowała,patrzącmuprostowoczy.
–Raczejszaleńczopragnie–sprostował.–Miłośćipożądanieidą
w parze wbrew twojej teorii, że jedno z drugim może nie mieć nic
wspólnego.
–Oilesobieprzypominam,tytakuważałeś.
– Kiedyś tak. – Zapatrzył się niewidzącym wzrokiem w rzekę. –
Myliłemsię.
Zrobiłojejsięgożal.Nigdybyniepodejrzewała,żeCurrypotrafi
cierpieć. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak bardzo kochał
Amandę.
– Porozmawiaj z nią – poradziła ze współczuciem. – Nie pozwól,
żeby duma cię zniszczyła. Może ona czuje się tak samo jak ty
przeraźliwiesamotna.
Popatrzyłnaniązroztargnieniem.
–Dumaniematunicdorzeczy,Kwiatuszku.Onamnieniekocha–
wyznałcichoisposępniał.
–Przykromi–powiedziałaszczerzeEleanor.
–Mnieteż.Czyniezechciałabyśmnietrochępocieszyć,maleńka?
–spytałnieoczekiwanie.–Jestempewien,żebyśnieżałowała…
Przyglądałamusięprzezchwilęwmilczeniu.
– Tak mało masz dla mnie szacunku po trzech wspólnie
spędzonychlatach?–spytała.–Widziszwemnietylkociało,środek
douzyskaniachwilowejulgiwmiłosnychcierpieniach?
– A czego ty chcesz? Wyznań dozgonnej miłości i obietnicy
małżeństwa?
–Nieodciebie!–zaperzyłasię,rozzłoszczona.
– Bez obawy, jeszcze nie oślepłem – zrewanżował się, patrząc na
niązimnymwzrokiem.
– Wybacz – rzuciła zduszonym głosem Eleanor, czując łzy pod
powiekami. – Tyle razy powtarzałeś mi, że nie wzbudzam żądzy
w mężczyźnie, że nie powinnam o tym zapominać. – Obróciła
kasztanairuszyławdrogępowrotną,pobudzająckoniadogalopu.
Pędziła przez pastwisko, pochylona nad końską szyją, byle dalej
od Curry’ego. Oczy miała zamglone łzami i nie zauważyła nory
susła. Pobudzony do szaleńczego biegu kasztan nie ominął
zagłębieniaiwkonsekwencjiprzewróciłsię,przygniatającEleanor.
Przebiegłjąostryból,alezarazpotemstraciłaświadomość.
Kiedy ją odzyskała, poczuła nacisk na pierś. Nie był silny ani
miażdżący, czyjś zaniepokojony głos szeptał słowa, których nie
mogłazrozumieć.Czyjeśdłoniedotykałyjej,przesuwałysięponiej
gorączkowoiwciążsłyszałatenniski,ochrypłygłos.
Oszołomiona bólem, uniosła ręce i wsunęła je w gęste włosy.
Czyjaś głowa spoczywała na jej piersi w miejscu, gdzie biło serce,
tensamgłosbłagałją,abynieodchodziła.Nierozumiała,ktobyto
mógłbyć.Chybażejejprzyjaciel,Jim.Oblizaławyschniętewargi.
–Jim?–wyszeptałaztrudem.–Jim?
Głowa znieruchomiała na jej piersi, dłonie zacisnęły się boleśnie
na jej ciele. Po chwili przestała odczuwać obecność tej drugiej
osoby i pomyślała, że to było tylko złudzenie. Wkrótce znowu
straciłaprzytomność.
Światło wdzierało się pod powieki Eleanor. Przytomność wracała
jej powoli, ale konsekwentnie. W końcu z rozmazanego obrazu
wyłonił się mężczyzna w białym fartuchu, pochylający się nad nią
z jakimś niewielkim cylindrycznym przedmiotem, źródłem światła.
Wyprostowałsięipopatrzyłnaniązuspokajającymuśmiechem.
–Jaksiępaniczuje?–spytał.
–Głowamnieboli–odparłapochwilizastanowienia.Poruszyłasię
lekkopodświeżowyprasowaną,sztywnąbiałąpościelą.–Wszystko
mnieboli.
–Nicdziwnego,końpaniąprzygniótł.
Mężczyzna, najwyraźniej lekarz, zniknął za drzwiami, a w chwilę
później pojawił się w pokoju Curry. Podszedł blisko do łóżka
iuważnie,zwyraźnątroską,przyjrzałsięEleanor.
– Jak się czujesz, kochanie? – spytał łagodnie. – Lekarz mówi, że
mogę cię zabrać do domu pod warunkiem, że ktoś będzie czuwał
przytobieprzeznoc.
Eleanorposłałamuzdziwionespojrzenie,aleskinęłagłową.
–Tak,proszę.Chcęwrócićdodomu,tylko…gdziejestmójdom?–
spytałaniezbytprzytomnie.
– Tam gdzie ja, kochanie. – Pochylił się i delikatnie odgarnął
splątane kosmyki z jej twarzy. – Od teraz i na zawsze. Spróbuj
usiąść,skarbie.
Bessie czekała na nich na ganku. Curry przekroczył próg domu,
niosącEleanornarękach.
– Jesteś, złotko – powiedziała gospodyni, poklepując Eleanor po
ramieniu.–Comamprzynieść?–zwróciłasiędoCurry’ego.
–Wodęilód.Trzebająprzebraćwkoszulęnocną.
–Jużidę–odparłaBessie.
CurrynadaltrzymałwramionachEleanor,któraoparłagłowęna
jegopiersiipatrzyłananiegorozkochanymwzrokiem.
–CzypowiadomiłeśJima?–spytała.
– Tak – potwierdził i dodał: – Wyjaśniłem mu, że zajmę się tobą,
aonpoprosił,abyminformowałgonabieżąco.Nieprzyjedzie,jeśli
miałaśtakąnadzieję–dorzuciłzprzekąsem.
–Niespodziewałabymsięgotutaj–odparłaspokojnie.–Curry…
przepraszamzaswojegłupiezachowanie.
– Nie kto inny, a ja cię do tego doprowadziłem – przyznał ze
znużeniem.–Tyleczasucięraniłem…
Obwiodłakoniuszkiempalcawzórnajegokoszuli.
–Tonieważne.
–Norie,niedotykajmniewtensposób–poprosił.
Eleanor zauważyła, że Curry szybciej oddycha, a w jego
pociemniałych oczach dostrzegła błysk pożądania. Rozchyliła usta,
nagle spragniona pocałunku. Wciąż oszołomiona wypadkiem
i bliskością oraz zachowaniem ukochanego, uśmiechnęła się
niefrasobliwie.
– W taki też nie? – spytała, wsuwając palce w rozcięcie koszuli
idotykającpierścionkówwłosów,pokrywającychciepłąskórę.
Curryzadrżał.Przycisnąłjądopiersi,wszedłdodawnegopokoju
Eleanor i ostrożnie opuścił ją na łóżko. Stał nad nią, ciężko
oddychającipatrzącwtakisposób,żejeszczebardziejzapragnęła
pocałunkówipieszczot.
–Doczegochceszdoprowadzić?–spytałostro.
– Ja… nie wiem…. – wyszeptała niepewnie. – Ja tylko chciałam…
ciebiedotknąć.
–Uderzyłaśsięmocnowgłowę,doznałaśłagodnegowstrząśnienia
mózgu i pewnie dlatego robisz to, na co w innych okolicznościach
byśsięniezdobyła–zauważył.
–Pewnietak.Niejestemsobą,inaczejniepoprosiłabymcię,żebyś
sięzemnąkochał–odważyłasiępowiedzieć.
Milczałprzezdługąchwilę,stojącnieruchomo.
–Rzeczywiścietegochcesz?
Potwierdziłaskinieniemgłowy,zaciskającpalcenapoduszce.
– Będziesz wyobrażać sobie, że jestem Jimem Blackiem? – spytał
gorzko.
–Nie,wpełnizdajęsobiesprawęztego,żetoty–zapewniłago,
wpatrującsięwpoduszkę.–Niezwracajnamnieuwagi.Odjęłomi
rozum, nie to powiedział ci lekarz? Zbzikowałam z powodu
wstrząśnienia mózgu. Lepiej stąd wyjdź, zanim wstanę i zerwę
zciebieubranie.
–Skarbie–roześmiałsięcicho–wierzmi,niebędęsiębronił,ito
niezależnie od tego, kiedy i gdzie to nastąpi. Lepiej jednak, żebyś
wydobrzała,bomożeciniestarczyćsiłynato,conastąpipotem.
Ostatnie słowa ledwie do niej dotarły, przed oczami zaczęły się
zacierać kontury mebli i ścian. Zanim Eleanor zasnęła, wydawało
sięjej,żektośczulewypowiedziałjejimię.
Następnego ranka obudziła się jak nowo narodzona, po bólu
głowy nie zostało śladu, nie odczuwała też żadnych innych
dolegliwości,jakiemogłowywołaćwstrząśnieniemózgu.
Przebiegła wzrokiem pokój i zatrzymała spojrzenie na pustym
kubku i talerzu. Domyśliła się, że musiał je tutaj zostawić Curry.
Bessie nigdy by sobie na to nie pozwoliła. Czy to oznaczało, że
czuwałprzyniejwnocy?
Usiadła na łóżku, zastanawiając się nad tym. Odwróciła głowę,
słysząc,żektośotwieradrzwiispojrzałaprostowrozbawioneoczy
Curry’ego.Wdłonitrzymałkubekzparującąkawą.Postawiłgona
stolikunocnymiprzylgnąłwzrokiemdowypukłościjejciała,dobrze
widocznych przez prześwitującą koszulę nocną. Eleanor pochyliła
głowę i na widok tego, co zobaczyła, szarpnięciem podciągnęła
pościelpodbrodę.
–Niezapóźnonatengest?–spytał.–Siedziałemtutajipatrzyłem
naciebieprzezcałąnoc.Niespokojniespałaś,mojamaleńka.
Koszula była zbyt obszerna, ramiączka ześlizgiwały się irytująco
z ramion, a gdy spała, musiały opaść i odsłonić piersi… Podniosła
głowę i na widok wyrazu twarzy Curry’ego zrozumiała, że widział
więcej,
niż
ujawniała
koszula.
Rumieniec
spłynął
z
jej
zaczerwienionychpoliczkównaszyję.
–Przyjemnienaciebiepatrzeć,Kwiatuszku.Masztakądelikatną,
perłoworóżowąskórę…
–Curry–przerwałamupoirytowana.
Przyłożyłopalonypalecdojejust.
–Niezaczynajzemnąkolejnejsprzeczki.Mamświeżowpamięci
ostatniwieczór.
–Toznaczy?–spytałazaintrygowana.
– Nie pamiętasz, co się wydarzyło? – Uniósł brew w wyrazie
zdziwienia.
Eleanornamyślałasięprzezchwilę,wreszcieprzeczącopokręciła
głową.
–Wszystkomisięmiesza.Cojatakiegozrobiłam?
– Zapowiadałaś, że mnie rozbierzesz – oświadczył rzeczowym
tonem.–Potemzaczęłaśprosić,żebymsięztobąkochał.
Wciągnęłagłośnopowietrzeizaprotestowała:
–Niemożliwe!
– Ależ możliwe – zapewnił ją z uśmiechem. – Wcześniej ani razu
nie odczuwałem tak silnej pokusy, aby pozwolić kobiecie spełnić
swojeżyczenie.
–Wiesz,żeitaktegobymniezrobiła!
Usiadł na łóżku obok niej, nawinął sobie na palec pasmo jej
włosówipociągnąłzaniegodelikatnie.
–Naprawdęniczegoniepamiętasz?–dopytywałsię.
– Nie – potwierdziła i zobaczyła, że wesołość znikła z jego oczu,
które przybrały intrygująco mroczny wyraz. – Rzeczywiście
posunęłamsiędotego,oczymmówisz?
– W każdym razie chciałaś się posunąć – odparł. – Jednak nie
należędomężczyzn,którzywykorzystująchwilęsłabościkobiety.
– Bo nie pragnąłeś mnie, prawda? – spytała niepewnie i wbiła
wzrokwpościel.–Tylerazymitopowtórzyłeś…
Ująłjąpodbrodęipopatrzyłnaniązpoważnymwyrazemtwarzy.
–Wiesz,cotokamuflaż,prawda?
Eleanorwzruszyłaramionami.
–Takmisięwydaje.
– Zatem przyjmij do wiadomości, że pragnę cię od dawna. Nie
masz pojęcia, co się ze mną działo przez ostatnie tygodnie. –
Dotknął palcem jej warg, po czym obrysował ich kontur. –
Przypominasz sobie, jak pierwszy raz zobaczyłem cię na schodach
zrozpuszczonymiwłosamiibezokularów?Wtedyzapragnąłemcię
tak silnie, że nigdy bym siebie o to nie podejrzewał. A to był
zaledwie początek. Z czasem moja namiętność stawała się coraz
bardziejintensywna.
Opuściławzroknajegopierś.
–TobyłoskierowanedoAmandy–przypomniałamu.
–Nie,Norie–zaprzeczył.–Tamtejnocy,gdywróciłemzHouston
po tym, jak Amanda próbowała mnie uwieść, nie zdradziłem ci
prawdziwego powodu mojej rejterady. Nie uległem jej, bo usilnie
pragnąłemciebie,anieinnejkobiety–wyznał.
TwarzEleanorwyrażałaszczerezdziwienie.
–Nierozumiem–wyszeptała.
– Nie? Początkowo myślałem, że zżera cię tęsknota za Jimem,
iztegopowodubyłemwściekły.Wyobrażałemsobie,żejestztobą
blisko,podczasgdymnietrzymasznadystans.Byłempewien,żeon
cię wprowadza w życie erotyczne. To się zmieniło tego dnia, gdy
byk mnie zaatakował. Później pocałowałem cię na ganku
i odkryłem, że jesteś zupełnie niedoświadczona. Tamtego wieczoru
marzyłem,żebynauczyćcięwszystkiego,comożezaistniećmiędzy
mężczyzną a kobietą. Wymknęło mi się to spod kontroli, od tamtej
pory nie potrafiłem się powstrzymać, żeby cię nie dotknąć.
Popełniłem błąd i odgrywałem się na tobie, bo nie chciałem ci
okazać,jakąmasznademnąwładzę.
–Ja?–spytałazniedowierzaniem.
–Wczorajwieczoremzrobiłaśto–powiedziałcicho.
Rozpiął koszulę pod szyją i ujął jej dłoń, po czym przycisnął do
swojejpiersi.
– Po raz pierwszy dotknęłaś mnie z własnej woli i mogłaś się
przekonać,jaktonamniedziała.Tymniepragnęłaś,Eleanor.
Spojrzała w jego srebrzyste oczy i przypomniała sobie, co robiła,
mówiłaijaksięprzytymczuła.Przesunęłapalcamipojegopiersi.
–Więcejniebędęztobąwalczyć–zapewniłagoulegle.
–Aczegochcesz,kochanie?–spytałłagodnie.
– Kochać cię – odparła po prostu. – Tak długo, jak mi na to
pozwolisz.
Currypatrzyłbadawczonajejzarumienionątwarz.
–Myśliszofizycznejstroniemiłościczyduchowej,Eleanor?
–Oobydwu–przyznała,niedbającoto,jakbardzoucierpinatym
jejduma.
–Cobędzie,jeśliwezmęcięzasłowoipoproszę,żebyśposzłaze
mnądomojejsypialni?
Przygryzładolnąwargę.
–Ja…pójdę…–zapewniłagonerwowo.
Curryzamknąłnachwilęoczy,jakbydoznałulgi.
–Czytoznaczy,żemniekochasz,Eleanor?
– Przecież to wiesz, Curry – powiedziała i ze wzruszenia łzy
napłynęłyjejdooczu.–Odtrzechlat,odtrzechdługichlat!
Wziąłjąwobjęcia,przytuliłmocnoischowałgłowęwjejbujnych
włosach,spływającychwzdłuższyi.
– Wczoraj po twoim fatalnym upadku ukląkłem obok ciebie,
przyłożyłem głowę do twojej piersi i błagałem cię, żebyś nie
umierała.Przytuliłaśmnieispytałaś„Jim?”.–Wziąłgłębokioddech.
–Byłemzdruzgotany.
– Przypominam sobie – powiedziała z zastanowieniem. –
Pomyślałam wtedy, że jedyną osobą, której może zależeć na moim
życiujestJim.Niesądziłam,żeciebieteżtoobeszło.
–Gdybyśumarła,przeżyłbymcięopięćminut–oświadczyłCurry.
– Eleanor, ja cię kocham – wyznał cicho, nie odrywając wzroku od
jejoczu.
Rozjaśniła się cała na dźwięk tych magicznych słów; w jednej
chwiliwypiękniała.
–Och,Curry–szepnęła.
– Później porozmawiamy. – Pochylił głowę i dodał, niemal
dotykającjejustswoimiwargami:–Terazjestemciebietakgłodny,
żeledwiemogętowytrzymać.Chodźdomnie,skarbie…
Ich pocałunek był długi, powolny. Curry ujął dłonie Eleanor
i pokierował nimi, by rozpięła mu koszulę i dotykała go,
a jednocześnie ją pieścił. Rozpalali się oboje i w końcu wydawało
sięim,żewrazznimipłoniecałypokój.
– Powinniśmy to przerwać – powiedział urywanym głosem,
odsuwającsiędoEleanor.
Podniósł się na nogi i patrzył wzrokiem pełnym miłości, gdy
poprawiałakoszulę,zarumieniona.
–Wyjdzieszzamnie?
–Czytoniezawysokacena?–drażniłasięznim.
–Chcęczegoświęcejniżtylkotwojegociała,mojetyniewiniątko–
odciął się, ale oczy miały czuły wyraz. – Synów, o których kiedyś
rozmawialiśmy.Piknikównadrzeką.Spokojnychdługichwieczorów,
spędzanych na rozmowach. Wspomnień zbieranych przez całe
życie,dzieńpodniu.Ztobąchcęwszystkiego.
– Czy możemy wziąć ślub w kościele ze wszystkimi szykanami? –
spytałaEleanor.
– A ty będziesz pięknie wyglądała w białej sukni, o ile się
pospieszymy–dodałzszelmowskimuśmieszkiem.
Eleanorzaczerwieniłasię.
–JutroporozmawiamzBessieoprzygotowaniach–powiedziała.
Currynachyliłsięimusnąłwargamijejusta.
– Dzisiaj – poprawił ją. – O ile dobrze pamiętam, książę nie
marnował czasu, żeby zaprowadzić Kopciuszka do ołtarza, kiedy
okazałosię,żeszklanypantofelekpasuje.–Pocałowałją,tymrazem
mocno i podniósł z łóżka. – Chodźmy podzielić się wiadomością
zdobrąwróżką.Myślisz,żeudzielinambłogosławieństwa?–spytał
zuśmiechem.
Eleanor odrzuciła włosy ruchem głowy i roześmiała się całą
piersią,takjaknieśmiałasięodtygodni.
–Niebędziemiaławyjścia.Kochacięprawietakmocnojakja.
Curryobjąłjąramieniemipoprowadziłdodrzwi.
– Potem pojedziemy nad rzekę i pozwolę ci dokończyć to, co
zaczęłaśwczorajszegowieczoru.
– Tylko tym razem bez wstrząśnienia mózgu zaznaczyła ze
śmiechemEleanor.
Przytuliłjąmocniej.
–Bardzonatoliczę–zażartował.
Pocałował ją w skroń i po chwili trzymając się za ręce, opuścili
pokójischodamizeszlinaparter.
–Wybieraciesiędokądś?–spytałaBessie,gdyznaleźlisięnadole.
– Na piknik – poinformowała ją Eleanor i dodała z dumą
ientuzjazmem:–Pobieramysię!
–Toświetnie–skomentowałazpromiennymuśmiechemBessie.–
Ateraz,skorojużmitoogłosiliście,niesądzicie,żemacienajpierw
cośdozrobienia?
Spojrzelinaniązezdziwieniem,apotempopatrzyliposobie.
– Norie – zaczęła gospodyni, ściągając brwi – nie możesz tak
jechaćnapiknik.Cobysąsiedzinatopowiedzieli?
Eleanor opuściła wzrok na bladozieloną prześwitującą koszulę
nocnąiwestchnęłazprzesadą.
–Tojestjedynaniedoskonałośćwmojejhistoriiodobrejwróżce.
Wbiegła schodami na górę, żeby się przebrać. Rozpierała ją
radość, była w upojnym nastroju. Oto zrealizowały się jej, zdawało
się, nieosiągalne marzenia. Ukochany odpowiedział miłością na jej
miłość. Zostanie z nim i nie będzie musiała ze złamanym sercem
szukać szczęścia w szerokim świecie. Będą razem pracować,
kochać się i troszczyć o rodzinę. Cudowna perspektywa, uznała
Eleanor.Toniebajka,tonajprawdziwszarzeczywistość!
Tytułoryginału:Dream’sEnd
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,1979
Redaktorserii:DominikOsuch
Opracowanieredakcyjne:BarbaraSyczewska-Olszewska
Korekta:DominikOsuch
©1979byDianaPalmer
©forthePolisheditionbyHarlequinPolskasp.zo.o.,Warszawa2015
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła
wjakiejkolwiekformie.
WydanieniniejszezostałoopublikowanewporozumieniuzHarlequinBooksS.A.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie
przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gwiazdy Romansu są
zastrzeżone.
WyłącznymwłaścicielemnazwyiznakufirmowegowydawnictwaHarlequinjestHarlequin
Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody
właściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarlequinPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-1288-5
GwiazdyRomansu116
KonwersjadoformatuEPUB:
LegimiSp.zo.o.|