Courths Skowronek


Jadwiga Coulcmahler

Skowronek

Tytuł oryginału: Heidelerche
Translation by Paweł Łatko
Znak firmowy Oficyny Wydawniokej '' . "
znaki firmowe serii wydawniczych "A


^"">,
ISBN 83-85715-57-6
Projekt okładki i strony tytułowej
Marek Mosiński
Redakcja
Wiesława Piskor
Redakcja techniczna
Lech Dobrzański
Korekta
Janusz Kwiatkowski
Wydanie pierwsze
Wydawca: "Akapit" Katowice 1993-
Ark. druk. 16,25. Ark. wyd. 16,5.
Skład i łamanie: Z.U. Studio "P" * ~
Druk i oprawa: Rzeszowskie Żak W . _ . ne
Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuli 19. P^' 10/4*/93


i Poproś, Franciszku moją siostrę,
żeby zaraz tu przyszła.
Po tak ciężkiej nocy powinien pan
jeszcze wypoczywać, panie
baronie zmartwił się stary sługa.
Nie pouczaj mnie, mój Franciszku.
Nie czuję się aż tak źle, żeby
nie móc porozmawiać z siostrą o
ważnych sprawach. Poza tym nie
potrwa to długo.
Przynajmniej niech pan wypije
trochę rosołu. Wczoraj znowu
niczego pan nie zjadł.
To daj, ty stary zrzędo. Zanudzisz
mnie na śmierć.
Sługa podał tacę ze śniadaniem i z
satysfakcją przyglądał się, jak pan
Hallerstedt sięgnął po kanapki.
No, a teraz biegnij po panią
Renatę.
Franciszek przeszedł długim
szerokim korytarzem do głównych
schodów prowadzących do hallu
zamku, po czym skręcił w stronę
węższej klatki łączącej wyższe piętra z
parterem. Zapukał do drzwi
przedpokoju na drugim piętrze.
Kobiecy głos zapraszał do wejścia.
Franciszek znalazł się w prze-
stronnym, przytulnie urządzonym pokoju.
Przy oknie siedziała około
pięćdziesięcioletnia kobieta o gęstych
posiwiałych włosach. Na jej
jeszcze pięknej twarzy widać było zadumę,
zrezygnowanie, a jednocześ-
nie surowość i wyniosłość. Naprzeciwko
Renaty von Seebach siedziała
młodsza, bo trzydziestoletnia kobieta,
córka pani Renaty, która po

ii
ii
krótkim, nieszczęśliwym i burzliwym małżeństwie z baronem von Holst
owdowiała i z dwójką dzieci znalazła schronienie w zamku Lindeck
należącym do jej wuja, Manfreda Hallerstedta.
Inga von Holst była ładną, wysoką i szczupłą niewiastą, bardzo
podobną do matki. Obie należały do tego typu kobiet, po których nie
widać upływu lat, gdyż zawsze zachowują spokój i stoicką równowagę
ducha.
W pokoju znajdowała się jeszcze jedna kobieta: Anita von Seebach,
pasierbica pani Renaty, córka jej męża z pierwszego małżeństwa. Gdy
pobierali się przed laty, dla obojga był to już drugi ślub.
Pierwszy mąż Renaty, niejaki major von Fuchs, zmarł, a ona została
z córką Ingą i synem Kurtem, który mając dziś dwadzieścia osiem lat
studiował w Berlinie i wcale nie zamierzał szybko kończyć nauki, bo
uważał, że będąc siostrzeńcem bogatego i bezdzietnego wuja, nie jest mu
potrzebny żaden dyplom.
Anita von Seebach miała zaledwie trzy lata, gdy zmarła jej matka,
a ojciec ożenił się z Renatą von Fuchs. Okazało się, że cały majątek po
bogatej matce odziedziczyła Anita, a panu Seebach przysługiwała tylko
niewielka renta po żonie. O tym pani Renata nie wiedziała. Liczyła, że
małżeństwo z bogatym wdowcem zapewni byt nie tylko jej, ale także
dwójce jej dzieci z pierwszego małżeństwa. Gdy trzy lata temu pan von
Seebach umarł, okazało się, że cały majątek należał do jego pierwszej
żony, która przepisała go na córkę, czyli Anitę.
Dla dumnej pani Renaty był to prawdziwy cios. Anita bez żadnych
zastrzeżeń zgodziła się, by macocha i jej dzieci pozostały w jej domu, na
jej utrzymaniu, ale urażona pani von Seebach wolała przyjąć propozycję
brata i przeniosła się do zamku Lindeck.
Wkrótce dołączyła do niej córka Inga wraz z dwójką osieroco-
nych dzieci, a także Anita, którą Manfred Hallerstedt bardzo po-
lubił, choć wcale przecież*nie była z nim spokrewniona. Znał dobrze
jej ojca, a gdy ten zmarł, Manfred został formalnym opiekunem Anity.
Berlińska willa, w której mieszkała -pani Renata z dziećmi do śmierci
pana von Seebach, należąca do Anity, stała na ogół zamknięta.
Korzystali z niej wszyscy, gdy na kilka zimowych miesięcy przenosili się
do Berlina. W ten sposób Anita rewanżowała się za gościnę na zamku
Lindeck.


Z macochą łączyły ją bliskie stosunki, ale swojego opiekuna
Manfreda Hallerstedta lubiła szczególnie. Rozumieli się znakomicie.
Już jako dojrzała kobieta zawsze chodziła do niego po radę i pomoc
w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie. Macosze i przyrodniemu
rodzeństwu nigdy nie odważyłaby się zwierzyć ze swoich intymnych
spraw. Instynktownie wyczuwała ich chłód i żal o to, że tylko ona
odziedziczyła majątek po matce.
Służący zawiadomił panią von Seebach, że pan Hallerstedt chce z nią
rozmawiać. Nie odkładając robótki pani Renata spytała:
Jak brat dziś się czuje, Franciszku? Spał całą noc?
Niestety nie, szanowna pani. Nawet nie zmrużył oka. Skarżył się
na duszności i bóle serca, a rano uparł się, że wstanie. Czeka na panią
w swoim gabinecie.
Dobrze, Franiszku, zaraz przyjdę i obsztorcuję go za to, że
wyszedł z łóżka.
Renata wyjęła z kosmetyczki lusterko i szminkę, by pomalować usta.
Nigdy nie pokazywała się bratu, zanim nie poprawiła makijażu.
Zeszła do gabinetu, gdzie opatulony przez Franciszka w koce
siedział za biurkiem Manfred Hallerstedt.
Dzień dobry, braciszku! Jak się dziś czujesz? Franciszek mówił,
że źle spałeś i martwi się, że już wyszedłeś z łóżka. Po ataku powinieneś
przecież wypocząć.
Nie marudź, Renato! Wiem, że nie życzysz mi źle, ale jestem już
za stary na karcenie, a jako zatwardziały kawaler ciężko znoszę łagodne
połajanki kobiet.
Karcę cię, bo się martwię.
Daj spokój. Jak już mówiłem, chcę ci przekazać ważne informa-
cje. Co prawda powinienem zrobić to dawno temu, ale zobowiązałem się
do milczenia. Dziś jednak czuję się już zwolniony z przysięgi i chcę wydać
dyspozycje odnośnie do tego, co będzie się tu działo po mojej śmierci.
Sięgnął po leżący na biurku telegram i podał siostrze.
Przeczytaj rzekł.
Moja matka nie żyje muszę pozostać jakiś czas w Sztokholmie
proszę o urlop do odwołania z wyrazami szacunku Gunnar
Lundstrom.




Ach, ten twój pełnomocnik! To może trochę potrwać. Martwię
się, że przez jego urlop będziesz miał więcej pracy.
Manfred otarł ukradkiem łzę spływającą po policzku.
Tak. Potrwa to dłużej, niż myślałem, a nie mogę się doczekać jego
przyjazdu. Bóg mi świadkiem, wcale nie chodzi mi o nadmiar pracy.
Teraz, gdy mogę powiedzieć prawdę, on akurat musi być tak daleko ode
mnie. Nie chciałbym umrzeć, zanim go nie zobaczę...
Patrzyła na brata z udawanym współczuciem.
Boże drogi, wygląda, że kochasz tego człowieka bardziej niż
nas, twoich najbliższych krewnych. Ciągle dawałeś mu fory. Mimo
młodego wieku to on został twoim pełnomocnikiem w zarządzie
największego przedsiębiorstwa. Darzysz go większym zaufaniem niż
kogokolwiek z nas, i tylko dlatego, że przyjaźniłeś się z jego ro-
dzicami.
Milczał przez chwilę patrząc przed siebie wzrokiem pełnym głębo-
kiej tęsknoty.
Tak westchnął ciężko. Gunnar jest mi bardzo bliski, bliższy
niż wy wszyscy razem.
Ależ, Manfredzie!
Uśmiechnął się gorzko.
Nie denerwuj się, Renato. Pozwól mi powiedzieć do końca.
Chciałbym, żeby on też przy tym był, ale trudno... Czy nigdy nie
zauważyłaś Renato, że Gunnar jest bardzo do mnie podobny?
Spojrzała na brata lekko przerażona.
No, cóż, jakieś tam podobieństwo jest, ale... o co ci chodzi?
Że ktoś jest podobny, to wcale nie powód do wyróżnienia go i ob-
sypywania zaszczytami.
Uśmiechnął się znowu z wyraźnym wysiłkiem.
Przemawia przez ciebie egoizm, siostro. Wiesz, że nigdy nie
byłem zarozumiały i pfóżny, więc nie oskarżaj mnie o byle co.
Podobieństwo Gunnara jest uzasadnione. Renato, mam ochotę ska-
kać z radości, ale słowa prawdy z trudem przechodzą mi przez usta.
Tak długo musiały milczeć. Teraz dopiero mogę powiedzieć głośno:
Renato, Gunnar Lundstróm... jest moim synem!
Zabrzmiało to jak krzyk tryumfu wydzierający się z głębi stłam-
szonej piersi.


Pani von Seebach skurczyła się jak uderzona obuchem w głowę.
Pobladła, wykrzywiła w straszliwym grymasie usta, a w oczach błysnęła
nienawiść.
Boże! Co ty bredzisz, Manfredzie? Jesteś chory, czy co?
W jego zapatrzonych w dal oczach zakręciły się łzy.
Mój syn! Mój syn Gunnar! Syn... Renato, ja nie oszalałem. Przez
długie lata nie wolno było mi o tym mówić. Przysięgłem dochować
tajemnicy dopóki żył domniemany ojciec Gunnara i jego matka. Pan
Lundstróm umarł kilka lat temu, za późno niestety, abym mógł ożenić
się z Rahnhildą, choć bardzo tego pragnąłem. Gdy została wdową, od
razu do niej napisałem, ale ona odpowiedziała: "Za późno, mój drogi.
Jestem już starą, steraną życiem kobietą. Kim byłabym teraz dla ciebie?
Pozwól, że zostanę tą, którą byłam dotychczas". Tak mi odpisała,
Renato...
Chyba nie chcesz powiedzieć, Manfredzie, że ta kobieta urodziła
twojego syna będąc już żoną... Lundstróma.
Zacisnął usta.
Wstrzymaj się z komentarzem, siostro, i nie próbuj mnie
obrażać. Nie życzę też sobie żadnych uwag na temat tamtej kobiety. Nie
mów, a nawet nie myśl o niej źle. Była jeszcze dzieckiem, gdy ojciec
zmusił ją do małżeństwa z człowiekiem brutalnym, cynicznym, gwałtow-
nym i ze wszech miar odrażającym. Poznaliśmy się w Rzymie, gdy
przypadkiem podziwialiśmy ten sam obraz. Była piękniejsza niż samo
dzieło! Mieszkaliśmy, jak się okazało, w tym samym pensjonacie
i wielokrotnie byłem świadkiem awantur i złego traktowania jej przez
męża. Całymi tygodniami spotykaliśmy się ukradkiem, tęsknili za sobą
i... obmyślali zemstę nad brutalem, którego znienawidziłem z całej
duszy. Ja czułem głównie litość, ona szukała u mnie schronienia. Ale
serce nie sługa... Byliśmy bardzo szczęśliwi, jednakże o rozwodzie nie
mogło być mowy, bo zerwanie umowy ślubnej groziło jej ojcu utratą
honoru.
Musieliśmy się rozstać, ale zanim to nastąpiło, wiedzieliśmy, że
nasza miłość zaowocowała. Rahnhildą oczekiwała dziecka, a ja musia-
łem jej przysiąc, że nikomu o tym nie powiem, dopóki jej mąż żyje.
Obiecałem, ale zrobiłem wszystko, by nie stracić z nią kontaktu:
nawiązałem korespondencję z jej mężem. Gdy chłopiec dorósł, za-

proponowałem mu objęcie wysokiego stanowiska, a jego domniemany
ojciec sam nalegał, by je przyjął. Z Rahnhildą nie spotkałem się już ani
razu. Nawet gdy próbowałem, zawsze znajdywała jakąś wymówkę. Żyła
tylko dla Gunnara. Ja zaś nie potrafiłem myśleć o żadnej innej kobiecie
i nigdy się nie ożeniłem. Czy możesz sobie wyobrazić, co czułem, gdy
Gunnar opowiadał mi o swojej matce, którą uwielbiał, i o ojcu, tym
rzekomym, którego nienawidził? Ileż to razy chciałem mu powiedzieć:
"Chłopcze, to nie on, ale ja jestem twoim ojcem". Nie mogłem...
przysięga zobowiązywała. Po śmierci Lundstróma, jak już wspomnia-
łem, Rahnhildą nie chciała wyjść za mnie, a gdy pomyślę, że kobieta,
którą kiedyś tak kochałem, już nie żyje, serce wprost wyrywa mi się
z piersi. Ty chyba mnie nie rozumiesz, Renato, ale wierz mi, że szczęście,
choć trwało tak krótko, wystarczyło mi na całe życie. Jako ojciec
Gunnara czułem się też szczęśliwy, a teraz wprost nie mogę się doczekać
jego powrotu. Oby dobry Bóg pozwolił, żebym dożył do tej chwili.
Niech wreszcie nie musi wstydzić się ojca, który w istocie nim nie był...
Niewiele będę miał czasu dla mojego syna. Tej nocy, kiedy rozmyślałem
nad tym, że Rahnhildą już nie żyje, odczuwałem dziwną tęsknotę za nią
i miałem przeczucie, że wkrótce się z nią spotkam na tamtym świecie.
Czuję, że nie dożyję powrotu Gunnara, ale czy wolno mi nalegać, by nie
czekał do pogrzebu matki? Muszę uzbroić się w cierpliwość i prosić
Boga, by pozostawił mnie przy życiu jeszcze tych parę dni. Z tobą zaś
powinienem wszystko omówić, Renato, dopóki nie jest za późno.
Patrzyła na brata piorunującym wzrokiem.
Wiem przynajmniej, dlaczego ceniłeś tego Gunnara wyżej niż
mojego syna. Trudno mi było pogodzić się z myślą, że właśnie tamtego
wyznaczyłeś pełnomocnikiem do zarządzania twoją firmą rzekła
z wyrzutem w głosie.
Twój syn, droga Renato, nie podołałby tak odpowiedzialne-
mu zadaniu. Tam potrzebny był prawdziwy mężczyzna, taki jak mój
syn odpowiedział z uśmiechem, z dumą podkreślając ostatnie
słowa. Twój Kurt wybacz, że powiem to wprost jest leniwym
i nieodpowiedzialnym obibokiem, który w życiu nie skończy żadnych
studiów. W moim przedsiębiorstwie potrzebny jest człowiek, któremu
mogę w pełni zaufać. Nawet gdybym nie miał Gunnara, Kurtowi bym
firmy nie powierzył.
8


Właśnie okazując mu ciągle brak zaufania, zniechęciłeś go do
studiów.
Nie wmawiaj sobie takich rzeczy, siostro, i nie pozwól, by twój
syn się tym tłumaczył. Gdyby był uczciwym człowiekiem, już dawno
udowodniłby mi, że źle go oceniam. Chyba znam Kurta lepiej niż ty.
Z rękoma w kieszeniach czeka, aż zostanie dziedzicem mojego majątku,
postanie niezłą nauczkę, gdy dowie się, że spadek go ominie. Chciałem
ci o tym powiedzieć dawno temu, ale nie mogłem złamać przysięgi.
Mówię ci to natychmiast, gdy dowiedziałem się o śmierci matki
Gunnara. On odziedziczy po mnie wszystko. Jest moim synem.
Manfred nie mógł się nacieszyć brzmieniem słów "mój syn"
i powtarzał je z naciskiem przy każdej okazji. Renata von Seebach
odbierała je jak bolesne ukłucia w samo serce. Nadzieja, że jej dzieciom
przypadnie majątek brata, runęła bezpowrotnie. A przecież wydawało
się, że nic nie stoi na przeszkodzie. Blada jak trup, rzucała na Manfreda
gniewne spojrzenia.
To nieuczciwe z twojej strony. Wiesz dobrze, jak wygląda nasza
sytuacja. Po mężu nie został mi ani grosz. Wszystko odziedziczyła Anita,
gdyż cały majątek należał do jej matki. Szkoda słów... Jestem biedna jak
mysz kościelna, a Inga po mężu też niczego nie dostała.
Przestań biadolić, Renato. Chyba nie sądzisz, że zostawię was na
lodzie. O tym nie było mowy. Chciałem tylko cię zawiadomić, kto będzie
moim głównym spadkobiercą. W testamencie sporządzonym przed laty
już zapisałem wszystko Gunnarowi. Tobie zapewniam dożywotni pobyt
w zamku Lindeck, utrzymanie i niewielką rentę na drobne wydatki. To
samo Indze, a jej dzieciom część kapitału: dziewczynce na posag,
chłopcu zaś na skończenie studiów. Kurt, dopóki nie skończy studiów,
będzie dostawał dotychczasową pensję, a po zrobieniu pracy dyp-
lomowej wypłaci się mu dwadzieścia tysięcy marek na rozpoczęcie
własnej praktyki. Później musi urządzać sobie życie na własny rachu-
nek. Jak widzisz, zadbałem o przyszłość twoich najbliższych i nie musisz
się o nich martwić.
Renata z trudem trzymała nerwy na wodzy. Nie chciała, żeby brat
się domyślił, jak bardzo liczyła na spadek po nim i jak niecierpliwie
czekała na dzień, gdy to się stanie. Manfred od dawna chorował na
serce i "kochający" krewni wiedzieli, że nie dożyje on późnej starości.

Zwłaszcza Kurt był pewien swego i nawet nie starał się poważnie zająć
studiami. Uważał, że nie będą mu potrzebne.
Teraz wszystkie rachuby wzięły w łeb i Renata von Seebach nie
wiedziała, jak poinformować o tym swoje dzieci. Znienawidziła
Gunnara Lundstróma jeszcze bardziej, choć nigdy nie darzyła go
sympatią za jej zdaniem szczególne faworyzowanie go przez
brata. Gdzie jest sprawiedliwość, jeżeli ten przybłęda i bękart zgarnie
jej sprzed nosa olbrzymią fortunę? Czy rzeczywiście, jako syn z nie-
prawego łoża, ma prawo do spadku? Jak Manfred śmiał przyznać
się do ojcostwa?
Uważam, Manfredzie, że postąpiłeś z nami okrutnie. Czy nie
wystarczyłoby zostawić Gunnarowi pelnomocnitwa w twojej firmie
i podpisać z nim kontrakt na dziesięć lat?
Absolutnie nie! Dziesięcioletnią umowę podpisałem od razu,
chcąc zatrzymać go w firmie i przekonać, że ma zapewnioną pracę na
całe życie. Sprawdził się zresztą znakomicie. Chciałem też, żeby
zamieszkał w moim domu i oddałem mu do dyspozycji przybudówkę
zamku, prosząc, żeby się tam urządził. Ciągle uważałem, że winienem
mu jeszcze więcej, i stąd ten zapis w testamencie. Dokument leży tu
w biurku. Spisał go mój stary przyjaciel, radca prawny Briinnig, ale
nawet jemu nie powiedziałem, że Gunnar jest moim synem. .Do
testamentu dołączyłem list do mojego syna, z adnotacją, żeby nie
otwierał koperty przed śmiercią swojej matki. Dowie się wszystkiego
tego, co mam ciągle nadzieję przekazać mu osobiście.
Otworzył przegródkę biurka, w której znajdowała się pancerna
kaseta, przytwierdzona z jednej strony do ściany. Wyjął żółtą kopertę
z pięcioma pieczęciami, na której było napisane: "Do mojego pełnomoc-
nika. Otworzyć po mojej śmierci." Pokazał ją siostrze, głaszcząc
delikatnie papier.
Patrz, Renato, tu w środku jest moja ostatnia wola i spowiedź
przed moim synem. Sądziłem, że na tym pisemnym wyznaniu będę
musiał poprzestać, ale teraz widzę cień szansy, że wszystko mu to
powiem w cztery oczy. Oby tylko nie zwlekał z przyjazdem, bo przy
mojej chorobie w każdej chwili może zdarzyć się najgorsze. Zrobię
wszystko, by się nie denerwować i jak najdłużej utrzymać przy życiu,
byleby doczekać spotkania z synem. Nie rób już, siostrzyczko, takiej
10


złej miny i życz mi, aby moje pragnienie się spełniło. Całe życie byłem
taki samotny.
Ciągle naburmuszona rzekła cierpko:
_ I mówisz to mnie, która zawsze troszczyła się o ciebie i dzieliła
z tobą radości i smutki, nawet kosztem własnych dzieci?
Pomyślał, że ani ona, ani jej dzieci nigdy nie okazały mu choćby
odrobiny serca. Jedynie mała Anita potrafiła go zrozumieć i darzyła go
wielkim przywiązaniem. Lubił ją i czasami zastanawiał się, czy jego
syn nie powinien ożenić się z tą jasnowłosą, przemiłą osóbką. Gdy mu
kiedyś podsunął ten pomysł, Gunnar zaśmiał się i rzekł:
Panna Anita dla wielu byłaby wprost idealną żc/ną, ja jed-
nak mógłbym ją kochać tylko jak siostrę. Moją towarzyszką życia
musi być kobieta, z którą potrafiłbym dzielić wszystkie troski codzien-
ności.
Manfred dowiedział się więc, że Anita nie podoba się jego synowi.
Przy nadarzającej się okazji podobne pytanie postawił także jej:
Pan Lundstróm jest bardzo interesującym mężczyzną, ale wyjść
za niego bym nie chciała. Traktowałabym go jak istotę wyższą, a sama
czułabym się mała i głupia. Można by zwierzyć mu się z kłopotów
i trosk; z pewnością by pomógł, ale małżonkowie powinni być równi
sobie. Czy nie tak, wujku Manfredzie?
Pogłaskał ją wtedy po głowie i przyznał rację, bo wiedział, że z jego
planów połączenia tych dwojga nic nie wyjdzie.
W małżeństwie, Anitko, oboje powinni być jednakowi albo też
diametralnie różni.
W ciągu tych kilku lat wspólnego zamieszkiwania w zamku Lindeck
tak naprawdę Manfred polubił tylko Anitę. Ani Inga von Holst, ani
siostrzeniec Kurt von Fuchs nie potrafili zdobyć sympatii wuja, który
był pewien, że czekają tylko na jego spadek. Skoro siostra przypomniała
mu teraz o dzieciach i swoim poświęceniu dla niego, uśmiechnął się
i rzekł:
Możesz być pewna, Renato, mojej wdzięczności za zastępowanie
mi żony w roli gospodyni. Jeżeli zaś chodzi o uczucia dla ciebie i twoich
dzieci, to z pewnością odpłaciłem wam dokładnie tym, czym wy mnie.
Nie sądzę, żebym był wam cokolwiek dłużny. Syna i kobiety, którą
naprawdę kochałem, nie byliście w stanie mi i tak zastąpić. Podaj mi
11

rękę, siostro, i powiedz, że wybaczysz tak długie milczenie w tej ważnej
dla ciebie sprawie.
Powiedział to z takim przejęciem i bólem, że Renata, choć z trudem,
na chwilę zapomniała o swojej nienawiści. Z wymuszonym uśmiechem
podała mu dłoń.
Nie miałeś innego wyjścia, Manfredzie. Życzę ci, abyś się nie
zawiódł na... twoim synu i żeby za twoją dobroć nie odpłacił ci
niewdzięcznością.
Uśmiechnął się.
Niewdzięcznością? Ty nie znasz mojego syna. Ja zaś nie liczę
nawet na podziękowanie, bo niby za co?
To ogromny spadek...
To zaledwie namiastka tego, co powinienem mu był dać.
Wystarczy, że dałeś mu życie.
O to chodzi. I czuję się zobowiązany uczynić mu to życie łatwym
na tyle, na ile mnie stać. Sądzisz, że dzieci powinny dziękować rodzi-
com za to, że się urodziły?
Myślę, że tak.
Jestem innego zdania, ale nie kłóćmy się, Renato.
Manfred schował żółtą kopertę pomiędzy inne papiery w kasecie.
Renata podnosiła się powoli, nie mogąc oderwać wzroku od listu,
jakby chciała oczyma pochłonąć dokument i unicestwić go na zawsze.
Westchnęła ciężko pytając:
Chciałeś coś jeszcze?
Nie, Renato. Ulżyło mi po tej spowiedzi, ale wciąż jestem
niespokojny. Zawołaj Franciszka. Spróbuję zdrzemnąć się trochę.
Pani von Seebach wyszła wyprostowana, z wysoko uniesioną głową.
Nikt nie powiedziałby, że przed chwilą przeżyła jedno z największych
rozczarowań w swoim życiu. Manfred odetchnął z ulgą. Bał się tej
rozmowy, bo wiedział, /e siostrze i jej dzieciom bardzo zależało na
spadku po nim.


II
Renata wróciła do pokoju, skąd przed godzi* "* Wywołał ją słu-
żący. Z córką i pasierbicą zajmowała całe drugie P^tro środkowego
skrzydła zamku Lindeck. Dwa pokoje były też ^ezerwowane dla
Kurta von Fuchsa. Korzystał z nich, gdy w czasie^ąkacji przyjeżdżał
do matki.
Wnuki pani Renaty, chłopiec i dziewczynka, rtf^kały z Ingą, ale
właściwie zajmowała się nimi Anita, bo ich matka i'ie łniała siły użerać
się z rozbrykanymi urwisami. Dzieci uwielbiały clcię Anitę, która
zawsze miała czas na zabawy, nie mówiąc już o łaniach.
Korzystając z nieobecności surowej babci, wkfac% się do pokoju
i pałaszowały przyniesione przez Anitę ciasteczka ^a widok rozsier-
dzonej pani Renaty pospuszczały oczy, nie mając w^tpliwości, że za
chwilę będą musiały opuścić pomieszczenie, a co gofsz^ także tacę ze
słodyczami.
Babcia zmarszczyła czoło i popatrzyła na Anit?
Bądź tak dobra, Anito, rzekła i ^prowadź dzieci.
Pospaceruj z nimi po parku. Świeci słońce i jest jv^c'epło, a ja muszę
porozmawiać z Ingą.
Anita wstała zadowolona, że może wyjść, a dzicl.&rzekrzykując się
nawzajem czepiały się jej spódnicy, również szczrj^e, że wolno im
pobawić się z ciocią w parku. Czasami pozwał'110 im na to, ale
w towarzystwie bony, kobiety bardzo surowej, a wif" ^ie lubianej przez
malców. Anita pozwalała im poszaleć i nigdy nie kazała: "Nie rusz!
Chodź tu!"
Gdy zostały same, Ingą spojrzała na matkę:
O czym chcesz rozmawiać, mamo? Jesteś t^a zdenerwowana.
Renata opadła na fotel przy oknie i uśmiechnf'a ^ię z przekąsem.
Zdenerwowana? To zbyt łagodne określeń ^a to, co czuję.
Przeżyłam coś okropnego, a niestety ciebie czeka tef'z to samo. Krótko
mówiąc, twój wuj oświadczył oficjalnie, żebyśmy "^ liczyły na jego
spadek.
Ingą pobladła i wlepiła chłodne niebieskie ocz)'w matkę.
Ależ, mamo... komu to wszystko zostawi, /eU nie nam?
13


Matka zaśmiała się szyderczo.
Swojemu synowi!
Inga osłupiała.
Synowi? Przecież on nie ma syna, skoro się nie ożenił.
A jednak, wyobraź sobie, ma. Niech go diabli porwą. A wiesz,
jak się nazywa? Gunnar Lundstróm!
Inga skuliła się.
Mój Boże! On?
Tak. Teraz wiem przynajmniej, dlaczego faworyzował tego
przybłędę. Zawsze się zastanawiałam, czemu wuj Manfred tak się z nim
ceregieli.
Opowiedziała córce całą historię miłości Manfreda i Rahnhildy, nie
szczędząc przy tym komentarzy przesyconych złośliwymi uwagami
Gunnara nigdy nie lubiła, a teraz wprost znienawidziła z całą zawzię-
tością kobiety oszukanej, której odebrano coś, co jak sądziła, słusznie
do niej należało. Inga podzielała uczucie matki i już miała to powie-
dzieć, gdy nagle przyszła jej do głowy myśl, że lepiej z Gunnarem
ułożyć sobie dobre stosunki, niż wdawać się w bezsensowną wojnę.
A czemu by nie wyjść za niego za mąż? W końcu był przystojnym,
interesującym mężczyzną i teraz, gdy okazał się jedynym spadko-
biercą wuja, warto poświęcić mu nieco więcej uwagi, tym bardziej że
jak się okazuje ona sama odziedziczy niewiele. Nigdy nie
powiedziała, że nie wyjdzie drugi raz za mąż; niech więc będzie żoną
Gunnara Lundstróma.
Myśl ta od razu zaprzątnęła całkowicie jej umysł, usuwając jakie-
kolwiek uczucie nienawiści podobne do miotającego wciąż panią
Renatą. Matce nie należało teraz przerywać, a już na pewno wspominać
o Gunnarze, na którym skupiła całą swoją złość. Gdy wreszcie
przerwała, Inga rzekła:
To rzeczywiście, mamo, przykra wiadomość, która zaskoczy
przede wszystkim Kurta. Cokolwiek by powiedzieć, ty i ja mamy
zapewniony pobyt w Lindeck i pełne utrzymanie. Nie ma innej rady, jak
pogodzić się z tym.
Renata żachnęła się:
Pogodzić się? Chyba straciłaś rozum! Jak można czuć się
zadowolonym, gdy zamiast porządnego spadku doszaje się ochłap?
14


Mamo, nie możesz traktować dożywotniego utrzymania jak
resztek z pańskiego stołu. Prawdę mówiąc, cieszę się, że tak to wygląda.
A gdyby tak wuj Manfred całkiem nas wydziedziczył?
Matka aż wstała z oburzenia.
Zupełnie cię nie rozumiem, Ingo. Z wielkim spokojem przyj-
mujesz wiadomość o nieszczęściu... wręcz katastrofie? Chyba nie
uświadamiasz sobie jej rozmiarów. Ja oszaleję! Przecież ten przybłęda
gotów nas stąd wyrzucić na bruk. Mówię ci, najlepiej byłoby wykraść
ten nieszczęsny testament i od razu spalić.
Inga spojrzała na matkę. Oczywiście, gdyby jej pomysł można było
bezkarnie zrealizować, nie miałaby nic przeciwko temu. Za Gunnara
i tak mogłaby wyjść, ale już z zupełnie innym posagiem. Byłaby to
znacznie lepsza sytuacja.
Westchnęła głęboko.
Rozumiem cię, mamo, i ucieszyłabym się, wiedząc, że ten
testament nie istnieje. Po śmierci wuja nikt nie miałby wątpliwości, że
spadek należy się nam, skoro nie ma żadnego dokumentu. Syn
z nieprawego łoża przecież nie dziedziczy. Tymczasem jednak musimy
robić dobrą minę do złej gry. Wuj uzna Gunnara zaraz po jego
przybyciu do Lindeck, a my powinnyśmy przyjąć ten fakt z uśmiechem.
Twojemu bratu na tym bardzo zależy, więc gdy zobaczy nasze
skwaszone miny, gotów okroić już przyznaną nam część spadku.
Pewnie by to zrobił! Co na to powie Kurt? Liczył nie tylko na
przejęcie zamku, ale także firmy wuja Manfreda.
Inga wzruszyła obojętnie ramionami.
Musi się pogodzić z faktami, podobnie jak ty. Pamiętaj, że
Lundstróm podpisał kontrakt na dziesięć lat, więc zarządzałby fabryką
niezależnie od tego, czy ją odziedziczy, czy nie. Jako dyrektor ma
przecież nieograniczone pełnomocnictwa. Szczerze mówiąc, była to
słuszna decyzja wuja, gdyż mając kłopoty z sercem, sam nie potrafiłby
przypilnować interesów. Kurt w żadnym wypadku by sobie z tym nie
poradził.
Głupstwa pleciesz! Gdy Bóg da komuś stanowisko, da mu też
rozum.
Nie chcę się z tobą sprzeczać, mamo, ale na tak odpowiedzial-
nym stanowisku Kurt na pewno by się załamał.
15

Mnie tam nie zależy; niech sobie Lundstróm dalej zarządza.
Kurtowi to chyba nie przeszkadza.
I ja tak myślę. Braciszek zadowoliłby się rolą pana na zamku
i wysoko postawionej osoby.
Nie masz o Kurcie wysokiego mniemania.
Ależ, mamo, wiem dobrze, że podzielasz mój pogląd. Jedno jest
pewne: głównym spadkobiercą wuja jest Lundstróm... dopóki nie
pozbędziemy się testamentu.
Powiedziała to niby od niechcenia, ale spojrzała na matkę śledząc
wyraźnie jej reakcję. Ich oczy spotkały się i nikt chyba nie mógłby
zaprzeczyć, że nie było to spojrzenie pełne tajemniczego porozumienia
i wzajemnej zgody.
Od tej chwili myśli obu kobiet skupiły się na żółtej kopercie
spoczywającej w pancernej kasie i na pragnieniu, żeby stamtąd zniknęła
w chwili, gdy Gunnar Lundstróm przyjedzie, a wuj Manfred nie będzie
już żył.
Serca matki i córki połączyły się jakby magnetycznym strumieniem,
który z pewnością poraziłby każdego. Gdyby więc życzenia miały moc
zabijania, Manfred Hallerstedt jeszcze tej nocy byłby martwy...
Renata von Seebach wstała i bez słowa przeszła do swojego pokoju,
by napisać list do syna, informując go o decyzji wuja. Powinien czym
prędzej przyjechać do Lindeck. Do wielkanocnych ferii pozostało kilka
dni; niewiele straci, a jego obecność jest tutaj niezbędna.
Inga obserwowała matkę spod oka i zastanawiała się, jak najlepiej
postąpić w obecnym stanie rzeczy. W istocie nie był on najgorszy: jeżeli
wuj dożyje przyjazdu Lundstróma w co należy wątpić, zważywszy na
opinię lekarza, który obawia się, że starszy pan może umrzeć w każdej
chwili jej pozostanie możliwość oczarowania głównego spadkobiercy
i wyjścia za niego za mąż. Pozycja pani na zamku Lindeck nie byłaby
najgorszą, ale jak do niej dojść? Nigdy o tym nie myślała i traktowała
Gunnara chłodno, niekryjąc pretensji, które matka i brat mieli do niego
o rzekome faworyzowanie przez wuja. Była przecież młodą kobietą i nie
zamierzała reszty życia spędzić jako wdowa. Gunnar zaś był mężczyzną,
którego nie trzeba się wstydzić, nawet gdy okazał się bękartem. Czy nie
potrafiłaby rozbudzić w jego sercu prawdziwej miłości i przeżyć kilku
naprawdę cudownych chwil?
16


Trzeba spróbować! rzekła do siebie i podeszła do wiszącego
miedzy oknami lustra. Wyglądała nieźle. Wystarczy trochę przypud-
rować twarz i ppkryć szminką przybladłe nieco usta... Czy jednak
Gunnar zechce zwrócić na nią uwagę? Zachowywał się tak, jakby nie
miał duszy. Widywali się często, gdyż w zamku Lindeck zajmował on
sąsiadujące skrzydło, spotykali się przy stole i podczas przyjęć, a on
jakby nikogo nie dostrzegał. Nigdy też nie zareagował na umizgi dwojga
rozkosznych maluchów jej dzieci.
Manfred Hallerstedt był właścicielem ogromnych winnic położo-
nych nad brzegami Renu i Mozeli. W swoich przetwórniach wyrabiał
między innymi słynne wino musujące "Lindeck", znane i cenione nie
tylko w Niemczech, ale na całym świecie. Zamek górujący nad
nadreńską doliną został zakupiony przed laty i gruntownie odno-
wiony. Manfred zamieszkał w nim na stałe. Żył samotnie, mimo że wiele
kobiet nie ukrywało chęci wyjścia za nie^o i to nie tylko ze względu na
majątek, gdyż jeszcze dziś był mężczyzną przystojnym i szarmanckim.
Widocznie żadna z nich nie dorównywała Rahnhildzie Lundstróm...
Jej syna, Gunnara, wziął do siebie zaraz po ukończeniu przez chłopca
studiów i od dziesięciu niemal lat dyskretnie nim kierował i przygoto-
wywał do roli spadkobiercy. W tym czasie obaj mężczyźni bardzo
się do siebie zbliżyli, a Gunnar szanował i podziwiał Manfreda, nie
mając pojęcia, że to on jest jego ojcem, nie zaś pan Lundstróm, któ-
rego wręcz nienawidził za brutalne i poniżające traktowanie uko-
chanej matki. Możliwość pracy u "przyjaciela rodziców" bardzo
Gunnara ucieszyła. Jeśliby pozostał w Sztokholmie, pewnego dnia
rzuciłby się chyba na ojca, gdyby ten nie przestał maltretować żony.
Matka nie chcąc dopuścić do tego, wręcz nalegała, żeby wyjechał jak
najprędzej.
Przybycie Gunnara zupełnie odmieniło Manfreda Hallerstedta.
Mając przy sobie syna, odzyskał chęć do życia, odnalazł jego cel.
Pomagał młodemu zarządcy na wszelkie sposoby, nie szczędząc dob-
rych rad fachowych czy życiowych, a w głębi serca cieszył się niezmier-
nie, ze chłopiec prgjaadązywał się do niego coraz bardziej. Gunnar da-
f .?. Sron>HAt^*^^^n i opowiadał o swoich przeżyciach, nie
Pomijając wyciszeń w rocznym domu. Pewnego dnia rozgoryczony
Postępowan/e&.p.ica zawoła "
17
Skowronek

Gdyby mój ojciec był choć trochę podobny do pana, już czułbym
się szczęśliwy!
Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie zrobiły te słowa na Man-
fredzie, ale on musiał milczeć, wciąż jeszcze milczeć...
Z zamku Lindeck rozciągał się cudowny widok na rzekę i całą
okolicę otoczoną lesistymi wzgórzami. Dla Gunnara był to najpiękniej-
szy zakątek ziemi, gdzie naprawdę mógł czuć się szczęśliwym, jakby po
latach odnalazł ojczysty kraj. Czasami spotykał się z niechęcią pani von
Seebach i jej dwojga dzieci. Anita wręcz przeciwnie darzyła go
sympatią, a malcy Ingi lgnęli do niego bardziej niż do wiecznie
napuszonego wuja Kurta.
Na zamku Lindeck młody Szwed czuł się znakomicie i pisał o tym
często matce, wciąż za nim tęskniącej mimo upływu lat.
Ani słowem nie wspominał nigdy o Indze von Holst. Nie in-
teresowała go, a ona sama nie zwracała zresztą też na niego uwagi. Teraz
wszystko miało się zmienić. Inga uśmiechnęła się do siebie na myśl
o zaplanowanej grze.
Po pogrzebie Gunnar Lundstróm wrócił natychmiast do mieszkania
matki, do domu nad jednym z wielu kanałów przecinających Sztok-
holm. Stanął przy oknie i zapatrzony w zgiełk ulicy próbował uwolnić
się od dręczącego smutku. Bardzo kochał matkę i trudno mu było
pogodzić się z myślą, że ją utracił na zawsze. Przeniosła się do tego
czteropokojowego mieszkania zaraz po śmierci męża, który wprawd/ie
nie pozostawił jej wielkiego majątku, ale zapewnił dochody zupełnie
wystarczające na pokrycie skromnych wydatków. Pomagała jej stara
służąca, pamiętająca jeszcze dom rodziców matki, która potem towa-
rzyszyła jej w najtrudniejszych chwilach nieudanego małżeństwa i po/o-
stała wierna do ostatnich dni. Chodziła teraz bezradnie po pustych
pokojach, a nie wiedząc co począć, zastukała do drzwi Gunnara.
Nie chciałby pan czegoś ciepłego, Gunnarze? Na dworze jest tak
zimno, że z pewnością pan przemarzł.
Odwrócił się i patrząc ze współczuciem na staruszkę rzekł:
Tak, Krystyno. To dobry pomysł. Poproszę o herbatę i coś
mocniejszego. Chyba w domu niczego nie brakuje? Byłem ostatnio tak
zajęty, że nawet pani o to nie spytałem.
18


_ Wszystko mam, paniczu Gunnarze. Jeść i pić przecież musimy,
chociaż serce tak bardzo boli.
Skinął ze smutkiem głową.
_. pani też musi być teraz ciężko, Krystyno. Tyle lat byłyście
z matką razem...
Służąca podniosła róg fartucha i wytarła nim łzy.
_ Bóg jeden wie, panie Gunnarze, że przez te wszystkie lata
cierpiałam razem z nią. Jestem Mu wdzięczna, że pozwolił jej doczekać
chwili pańskiego powrotu. Bez pożegnania nie mogłaby biedaczka
spokojnie umrzeć... A życie jej nie głaskało. Zaznała trochę ulgi dopiero
po śmierci pana radcy Panie odpuść mu wszystkie winy gdy była
już bliska załamania. Nie oszczędził jej żadnej przykrości, a ona zawsze
tylko powtarzała: Dobrze, że^mój syn tego nie widzi. To moja jedyna
radość, Krystyno.
Gunnar zacisnął usta.
Wiem, Krystyno, jakie cierpiała męki... i to przez niego musiała
tak młodo umrzeć. Bogu dzięki, że miała przynajmniej lekką śmierć.
Porozmawiajmy jednak o pani. Co będzie dalej? Czuję się zobowiązany
opiekować się panią. Bez pani pomocy matka nie dałaby sobie rady
w czasie mojego pobytu w Niemczech.
Och, jakże się cieszyła, że panu się tam powodzi! Każdy list był
dla niej najszczęśliwszym zdarzeniem. A co ze mną? Mam te szcześć-
dziesiąt lat i niewiele już poradzę, ale na swoje potrzeby chyba jeszcze
jakoś zapracuję.
Nie może być mowy o nowej posadzie, Krystyno! Zarabiam
nieźle i mogę sobie pozwolić na wypłacanie pani niewielkiej dożywotniej
renty. Poza kilkoma pamiątkami, które zamierzam zabrać, resztę rzeczy
i mieszkanie zostawiam pani. Jeden pokój może pani wynająć studentce,
a ona, w razie potrzeby, będzie pani służyć pomocą.
Starsza pani podniosła obie dłonie.
Och, nie! To stanowczo zbyt wiele, paniczu. Nie mogę się
zgodzić.
Proszę nie odmawiać czegoś, co się pani należy, Krystyno. A co
mam zrobić z tym wszystkim? Zabrać nie mogę, więc co? Sprzedać? Nie
chciałbym, żeby rzeczy matki trafiły do obcych rąk, a pani sobie na nie
zasłużyła pomagając jej przez tyle lat i znosząc z nią wszystkie cierpienia.
19

Dzięki pani z pewnością było jej lżej. Nie mówmy już o tym. Proszę tu
zostać, a gdy mnie ściśnie tęsknota, chętnie przyjadę, by porozmawiać
o matce.
Po twarzy staruszki popłynęły rzęsiste łzy.
Sama nie wiem, jak panu dziękować! Jeżeli rzeczywiście bym tu
została i niczego nie musiała kupować, poradziłabym sobie znakomicie,
bo przecież mam trochę oszczędności. Dwa pokoje wystarczą mi
zupełnie, więc dwa można by wynająć. Mogłabym też gotować dla
lokatorów, sama przecież jem tak niewiele...
Dobrze, Krystyno, ale mimo to proszę napisać, ile pieniędzy pani
potrzeba, żeby żyć wygodnie i bez konieczności oszczędzania. Co
miesiąc je pani przyślę.
Kobieta ze wzruszena miała zamiar pocałować Gunnara w rękę, ale
on, uśmiechając się, objął ją i poprowadził do drzwi.
Zapomniała pani o mojej herbacie, Krystyno. Proszę mi ją
przynieść, a ja tymczasem przejrzę sekretarzyk matki i uporządkuję
dokumenty. Czym prędzej muszę wracać do Niemiec.
Popłakując ze szczęścia kobieta wyszła do kuchni, Gunnar zaś stanął
przy biurku matki. Wisiały nad nim dwie stare fotografie: jedna jego,
a druga matki wykonana w rok po ślubie. Przyjrzał jej się dokładnie. Na
bardzo pięknej, dziewczęcej niemal twarzy zauważył wyraz smutku, tak
znany mu z lat późniejszych. I te oczy patrzące na świat z żalem
i tęsknotą... Biedna matka! szepnął do siebie; a rozglądnąwszy się
dookoła, z radością stwierdził, że w całym mieszkaniu nie ma ani jednej
fotografii radcy Lundstróma. Nie lubił go nigdy i wręcz się bał, gdy
zjawiał się z miną surowego wychowawcy i bezdusznego, despotycznego
tyrana. Później, gdy już zrozumiał, jak ojciec traktuje matkę, wprost nie
potrafił ukryć nienawiści i był naprawdę zadowolony, że może opuścić
rodzinny dom.
Westchnął teraz^głęboko i pochylił się nad biurkiem. Po śmierci
Lundstróma prosił matkę, by przyjechała do Niemiec i zamieszkała
z nim w Lindeck, ale ona wtedy kategorycznie się sprzeciwiła, tłumacząc
krótko, że starych drzew się już nie przesadza.
Żegnając się ostatni raz z synem objęła go i rzekła:
Gdy mnie już nie będzie na świecie, zajrzyj, drogi Gunnarze, do
mojego biurka. Zostawię ci tam mój pamiętnik i list. Przysięgłam, że
20


zachowam przed tobą pewną tajemnicę, ale gdy umrę, możesz ją poznać.
Przeczytaj moje zapiski, a dowiesz się co i dlaczego zrobiłam. Od-
okutowałam już winę latami wspólnego życia z twoim ojcem i cieszę
się że ty wyjeżdżasz do Niemiec. Po mojej śmierci zrozumiesz, dlaczego
nie' mogłam pojechać tam z tobą. Zrozumiesz moje postępowanie, gdy
uważnie przeczytasz pamiętnik, i mam nadzieję, mój synu, że mi
wybaczysz.
Ależ, mamo, czy tak święta osoba, jak ty, byłaby zdolna do
wyrządzenia komuś krzywdy?
Szepnęła tylko cicho:
Niestety, synu, nie jestem świętą, ale biedną,zagubioną kobietą.
Muszę ci jednak wyznać, że mój błąd był zarazem jedynym szczęściem
w moim życiu i nigdy nie żałowałam, że go popełniłam.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wybuchnęła szlochem. Uspo-
koiła się szybko i patrząc na Gunnara wypowiedziała ostatnie w życiu
słowa:
Pozdrów ode mnie ojca, synu, i bądźcie obaj szczęśliwi.
Pomyślał, że matka zaczyna tracić rozum, bo nigdy od śmierci
Lundstróma o nim nie wspominała. Nie mógł jednak wiedzieć, że
myślała o kimś innym.
Stojąc teraz przy biurku przypomniał sobie te słowa i gorączkowo
zaczął szukać wspomnianego przez nią pamiętnika.
Znalazł go, a odwijając papier zauważył też list i fotografię nie
znanego mężczyzny. Chciał ją odłożyć, ale przyjrzał się dokładnie i...
osłupiał. Przypomniał sobie identyczne zdjęcie wiszące w oprawie na
ścianie salonu w Lindeck. Przedstawiało Manfreda Hallerstedta w wie-
ku młodzieńczym...
Jak urzeczony przyglądał się z bliska. Skąd matka miała tę
fotografię? Z niedowierzaniem odłożył wizerunek, ale zaraz wziął go do
ręki i uśmiechnął się: przecież rodzice znali Manfreda, gdyż spotkali go
we Włoszech w czasie jedynej w ich życiu podróży do Rzymu.
Zaprzyjaźnili się wtedy. Gunnar nieraz się zastanawiał, czy Manfred
podtrzymywałby tę znajomość, gdyby naprawdę poznał charakter
ojca, jego podłość i bezduszność.
Położył zdjęcie na biurku i otworzył kopertę.
21

Najdroższy mój synu!
Gdy zaczniesz czytać te słowa, twojej matki nie będzie już wśród
żyjących. Stwierdzisz, że nie miałam odwagi powiedzieć ci prawdy, której
dowiesz się z listu. Pytałeś mnie nieraz: Mamo, czy to możliwe, żebym
tak nienawidził ojca, iż z trudem powstrzymuję się, by nie uderzyć go
w twarz? Czy syn może aż tak różnić się od ojca?
Bardzo chciałam ci odpowiedzieć, bo przecież tylko ja potrafiłam
rozwiać twoje wątpliwości. Zabrakło mi słów. Bałam się, że poznawszy
prawdę, nie zechcesz już spojrzeć mi w oczy. Teraz nie muszę się bać: nie
jesteś synem Axela Lundstroma.
Nie sądź, że wstydzę się tej miłości, którą obdarzyłam tamtego
mężczyznę, twojego prawdziwego ojca. Jego jednego kochałam naprawdę
i pielęgnowałam to uczucie do śmierci. Nie wstydź się więc swojej matki,
a z kart pamiętnika przeczytasz o tym, co przeżyliśmy z Twoim ojcem.
Z niego też możesz być dumny, gdyż wiem, jak bardzo Ciebie ceni.
Przekaż mu, synu, moje ostatnie pozdrowienia. Obdarz go synowską
miłością i zapewnij w moim imieniu, że niczego nie żałuję, gdyż moje
uczucie do niego było tak wielkie i głębokie, szlachetne i święte, że
strzegłam go jak największy i najcenniejszy skarb. Pamiętnik pomoże Ci
wszystko zrozumieć. Zostawiam Ci też zdjęcie ojca, które podarował mi
w chwili, gdy bezlitosny los nas rozdzielił. Twoim ojcem jest Manfred
Hałłerstedt. Niech Bóg ma was obu w opiece!
Twoja matka
Gunnar, blady jak ściana, odłożył list. Właściwie odczuł wyraźną
ulgę i ucieszył się, bo nareszcie zrozumiał, dlaczego darzył Manfreda
Hallerstedta tak wielkim zaufaniem. Często się zastanawiał, czy zauwa-
żalne podobieństwo do szanownego "szefa" jest tylko sprawą przy-
padku. Pełne uczuć i dumy spojrzenia też musiały coś oznaczać. By-
ły tak różne od obcego i nienawistnego spojrzenia ojca, który
jak się okazało na szczęście nim nie był. Teraz wszystko się wyja-
śniło.
Oparł się w fotelu i rozkoszował uczuciem ogarniającego go
spokoju, jakby odpoczywał po zrzuceniu z ramion przygniatającego
ciężaru. Ocknął się, gdy Krystyna postawiła przed nim filiżankę
z herbatą.
22


Nie spojrzał na służącą, gdyż w tej chwili nie byłby w staniie
mawiać z kimkolwiek. Kobieta dyskretnie wyszła z pokoju, a Gum-
fr sięgnął po pamiętnik matki. Z ogromnym wzruszeniem zatopił siię
w lekturze jej własnoręcznie spisanej historii życia.
Wyszła za Axela Lundstroma, by uratować honor ojca, któr~y
współpracując z nim popełnił jakieś drobne wykroczenie i był szam-
tażowany. Próbowała go pokochać. W tym celu zgodziła się na podróż
do Rzymu, gdzie spotkała Manfreda. Dzień po dniu opisała w pamięt-
niku historię ich szybko wzbierających uczuć. Przytoczyła też rozmowę
pożegnalną, gdy wzajemnie sobie przyrzekli nie zdradzić tajemnicy ic h
dziecka, zanim nie umrze Lundstróm i ona.
Gunnar poznawał inne oblicze swojej matki i musiał przyznać, że
mimo dręczącego ją poczucia winy, zachowywała się godnie. Wszelkie
zniewagi męża znosiła jako pokutę za grzech młodości, a jednocześnie
z dumą podtrzymywała uczucie, które się wtedy zrodziło.
Nie dziwił się matce, że uległa urokowi i osobowości tego człowie-
ka. Sam też nie miał do niego żalu, że wtedy zostawił ją i nie starał
się walczyć. To przecież ona nie mogła odejść od mężczyzny, który gro-
ził jej ojcu skandalem, a milcząc przez całe życie cierpliwie ponosiła
ofiarę.
Czytał i nie mógł się oderwać od zapisków matki. Jakże się cie-
szyła, dopisując na marginesie, że Manfred Hałłerstedt zatrudnił
swojego syna, a potem odnotowując każdy list, w którym Gunnar
donosił, że w Lindeck bardzo mu się podoba, a "szef darzy go wielkim
zaufaniem.
Trafił wreszcie na notatkę sporządzoną już po śmierci Lundstroma,
gdy Manfred prosił matkę, by za niego wyszła. Zachował się brudnopis
listu, jaki wtedy mu wysłała:
Kochany i wierny Manfredzie!
Z całego serca dziękuję Ci za wzruszający list, który po tylu latach
milczenia zechciałeś mi przysłać. Wiesz dobrze, że myślami zawsze byłam
przy Tobie i nigdy nie kryłam radości, jaką mi sprawiłeś zabierając
unnara do siebie. Cieszę się, że jesteś z niego dumny i że go kochasz.
Wzruszyłam się Twoją propozycją, by wyść za Ciebie, skoro już
undstrbm nie żyje i skończyły się dni mojej udręki, a przecież minęło już
23

k
tyle lat... Choć bardzo Cię kocham, najdroższy Manfredzie, nie mogę się
zgodzić. Jednakże nie dlatego, że moje uczucia do Ciebie oslably
pozostaną zawsze takie jak wtedy ale trudne przeżycia tak mnie
przygnębiły, że nie mam już sil zmieniać czegokolwiek i nie potrafiłabym
dać Ci szczęścia. Wiem, że sprawiam Ci zawód, ale nie chcę się z Tobą
zobaczyć. Jestem teraz starą, steraną życiem kobietą i w niczym nie
przypominam Rahnhildy, którą kiedyś pokochałeś.
Bardzo sobie cenię Twój zamiar poślubienia mnie nawet teraz, gdyż
świadczy on o przetrwaniu w głębi serca tej siły, która kiedyś ciągnęła Cię
do mnie. Ja już ją straciłam i nie chcę walczyć o swoje szczęście. Być może
jego miejsce zajęła chęć uzyskania przebaczenia za wszystkie moje winy.
Nie powinniśmy się spotkać, Manfredzie. Zachowaj mnie w pamięci taką,
jaką poznałeś, a ja zapamiętam tak Ciebie. Niegdysiejsza miłość z czasem
uległa zmianie i boję się, że próbując ją odtworzyć, zabilibyśmy to uczucie,
które w nas przetrwało.
Dziękując Ci za złożoną propozycję, przekazuję mój najcenniejszy dar
naszego syna. Kochaj go i daj mu wszystko, co zdolna jest dać Twoja
miłość. Gdy umrę a czuję, że nastąpi to wkrótce powiedz mu
o naszym związku. On Cię pokocha, skoro już teraz, nie wiedząc kim dla
niego jesteś, darzy Cię wielkim szacunkiem.
Życzę Ci wielu szczęśliwych dni, Manfredzie. Mnie zaś pozwól przeżyć
pozostałe w ciężko wywalczonym spokoju
Twoja wierna do śmierci
Rahnhilda
Gunnar odłożył kartkę dogłębnie poruszony. Ojciec postąpił bardzo
szlachetnie proponując matce małżeństwo, gdy tylko została wdową,
ona zaś zachowała się naprawdę dzielnie odmawiając. Gdy teraz
przywołał w pamięci pełną godności i spokoju sylwetkę Manfreda
Hallerstedta, próbował wyobrazić sobie obok niego matkę, kobietę
drobną, steraną nieustannymi zgryzotami, choć wciąż jeszcze piękną,
ale zmęczoną i wyzbytą wszelkiej chęci do życia.
Nie potrafiłby osądzić postępowania tych dwojga nieszczęśliwych
ludzi. Jakież mieli inne wyjście poza potajemnym szukaniem wzajemnej
miłości i szczęścia, do których otwarcie nie mogli się przyznać? Wzięli za
swoje postępowanie pełną odpowiedzialność i każde z nich złożyło


łka ofiarę, a przecież połączył ich przypadek i on też brutalnie
WlCdzielił. Gunnar zawsze uważał matkę za osobę świętą i w niczym nie
pienił teraz zdania, przeczytawszy jej pamiętnik do końca. Nie mógłby
tego zrobić, wiedząc co przeżyła w ciągu tych lat nieudanego małżeń-
stwa Któż'zresztą jest całkiem bez winy?
Wziął fotografię ojca i przyglądając się czuł, że potrafi przelać na
niego wszystkie uczucia, jakimi darzył matkę. Już chciałby być teraz
obok niego. Z pewnością o*też czeka na tę chwilę, by powiedzieć mu to,
co zmuszony był pod przysięgą ukrywać przez długie lata. Zrobi to
z wielką radością.
Gunnar powoli zamknął pamiętnik, włożył do niego zdjęcie ojca i list
matki. Musi pokazać go ojcu, by i on przeczytawszy zapiski mógł się
przekonać, co przeżyła i wycierpiała chcąc zmazać winę.
Siedział przy biurku matki, jakby bał się poruszyć, gdy zjawiła się
służąca, aby zabrać filiżankę. Widząc, że nawet nie tknął herbaty, rzekła
z wyrzutem:
Ależ, panie Gunnarze! Niczego pan nie zjadł!
Spojrzał na nią jak zbudzony ze snu.
Oj, rzeczywiście, zupełnie zapomniałem. Bardzo proszę o świeżą
herbatę, Krystyno. Kanapki zjem zamiast kolacji.
Patrzyła na niego ze współczuciem i zawstydziła się, że sama zdążyła
zjeść nie tylko podwieczorek, ale i wypić zwyczajowo cztery filiżanki
herbaty.
Szybko zakrzątnęła się w kuchni, a wróciwszy do pokoju usiadła
z Gunnarem przy stole. Rozmawiali o sprawach do załatwienia już
jutro, bo za dwa dni zamierzał wyjechać do Niemiec. Zdążył także nadać
telegram do Manfreda Hallerstedta, informując go o powrocie.
III
Tego ranka, gdy Gunnar opuszczał Sztokholm, przed gabinetem
Manfreda czekała Anita von Seebach. Przez starego Franciszka po-
Prosiła o rozmowę z ciągle niedomagającym Manfredem.

25
24


Starszy pan przeżył bardzo ciężką noc i lokaj najchętniej nie
dopuściłby do niego nikogo, ale ta młoda dama zawsze potrafiła
podtrzymać chorego na duchu, więc długo się nie wahał.
Pan Hallerstedt siedział za biurkiem w pozycji półleżącej. W zasięgu
ręki miał aparat telefoniczny, gdyż pod nieobecność Gunnara sam
musiał załatwiać wiele różnych interesów firmy. Gdy tylko poczuł się
lepiej, nie chciał pozostawać w łóżku, lecz prosił Franciszka o usadowie-
nie go przy biurku.
Sługa zapowiedział wizytę Anity.
Wprowadź ją, Franciszku rzekł uśmiechając się. Ona j;ik
promyk słońca rozświetli ten ponury pokój szpitalny.
Dziewczyna ukłoniła się na powitanie i pocałowała Manfreda
w czoło.
Dzień dobry, wuju! Jeżeli ci przeszkadzam, powiedz mi to
otwarcie.
Skąd taki pomysł, moje dziecko? Siadaj mi tu zaraz, niech ci się
przyjrzę. Jak zawsze, wyglądasz cudownie.
Uśmiechnęła się przekornie:
Czy oczekujesz, że odpowiem ci też komplementem?
Kiwnął tylko przecząco głową i rzekł cicho:
Nie żądam, żebyś mówiła nieprawdę...
Och, wcale nie muszę, jeżeli powiem, że wyglądasz nie jak chory,
ale jak bardzo przystojny mężczyzna. Przecież to nie kłamstwo.
A mówiąc poważnie, wuju, gdybym ciągle nie słyszała wokół o twojej
chorobie, nigdy bym w nią nie uwierzyła.
Moje dziecko! westchnął. Cierpię na dolegliwość, która do
ostatniej chwili udaje, że człowiekowi nie szkodzi, a potem ze zdwojoną
energią zaatakuje i uwolni nieszczęśnika od siebie raz na zawsze. Ale nie
o tym chyba chciałaś ze mną rozmawiać? Może coś cię dręczy! Powiedz.
Martwię się o twoje zdrowie i głównie dlatego tu przyszłam, ale
przy okazji muszę cię o coś spytać.
No, śmiało!
Czy pozwolisz mi kupić samochód?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale rzekł spokojnie:
A dlaczegóż to ja miałbym ci pozwalać czy zakazywać, Anito?
Jesteś już pełnoletnia i moja opieka się skończyła... Ale jest przecież
26


chód, który kupiłem specjalnie dla kobiet, i możesz z niego
f0Tzystać,'kiedy chcesz.
Skrzywiła się, ale zaraz zamieniała grymas na uśmiech:
__ Owszem, wuju, wiem że taka była twoja wola, ale przeważnie
. ,^zj njm mama lub Inga. Zabierają dzieci na zakupy do Kolonii lub
Koblencji, ja zaś wolałabym wybrać się dalej, wzdłuż Renu czy Mozeli,
, doliny Lahn, gdzie nie ma tłumów ludzi. Nie pomyśl czasem, że staję
się odludkiem, ale przychodzą chwile, gdy muszę być sama lub, co
najwyżej, z dziećmi. Biedactvra pod nadzorem babci i mamy są ciągle
strofowane za zbyt głośne zachowanie i po prostu mi ich żal. Za-
brałabym je gdzieś własnym samochodem, a kobiety niech sobie jadą na
zakupy choćby do Hamburga. Malcom brakuje tej odrobiny swobody,
a ja też nie mogę znieść gromiącego mnie wzroku mamy i Ingi, gdy
ich zdaniem pozwalam dzieciom zbytnio dokazywać.
Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
Och, nie musisz mi o tym mówić! Któż mógłby cię zganić za tak
dobry pomysł?
A jednak mama od razu powie, że jestem rozrzutna, bo pieniądze
przydadzą się na coś innego.
Z pewnością wolałaby, żebyś dała je jej!
Tego nie miałam na myśli rzekła czerwieniąc się. Cho-
ciaż...
Tak to już jest, moje dziecko! Powtarzam ci więc jeszcze raz
jasno i wyraźnie, że zarówno siostra, jak i Inga dostają ode mnie dość
pieniędzy i wcale nie potrzebują twoich. Nie czyń sobie żadnych
wyrzutów i nie ograniczaj swoich wydatków słuchając gderania Renaty.
W końcu to nie jej pieniądze, lecz twojej matki, które zgodnie z prawem
tylko ty odziedziczyłaś. Nawet ojciec, gdy żył, był tylko zarządcą
twojego majątku. Jeżeli moja siostra liczyła, że coś się zmieni, to się
Pomyliła. Przecież dobrze znała treść testamentu wcześniej. Ty nie masz
żadnych zobowiązań względem macochy ani tym bardziej jej dzieci
1 powtarzam ci jeszcze raz: nie miej co do tego wątpliwości!
Renatę i jej najbliższych przewidziałem w swoim testamencie,
zapewniając im utrzymanie, a nie jak ona sobie myśli czyniąc
g ownym spadkobiercą. Tego poznasz niebawem. Wróćmy jednak do
ernatu: masz prawo kupić sobie najnowsze i najdroższe auto, a na
27

dodatek zatrudnić własnego kierowcę. Poszukaj tylko kogoś doświad-
czonego i godnego zaufania, a na uwagi macochy jawne czy szeptane
za plecami nie zwracaj uwagi. To nie jej sprawa. Dysponując takim
majątkiem, możesz sobie pozwolić na znacznie większe wydatki, musisz
tylko spokojnie, ale zdecydowanie, postawić na swoim. Masz ponadto
obowiązek dzielenia się z innymi. Byłoby nieprzyzwoitością ściskanie
worków z pieniędzmi, gdy wokół wielu cierpi głód i niedostatek.
Spokojnie możesz oddać dochody z odsetek i w ogóle nie odczujesz ich
braku. Wierz mi, zdobędziesz sobie w ten sposób więkAy szacunek'
ludzi, niż gdybyś kupiła trzy największe i najdroższe limuzyny. Pokazy-
wałem ci już roczne zestawienie twoich dochodów. Wiesz, ile zarobiłaś,
i widzisz, że na twoje wydatki wystarczą same odsetki. Nie wahaj się z tą
decyzją, zwłaszcza że matka i Inga będą miały samochód tylko dla
siebie, a twoim będziesz wozić też ich dzieci.
Dziękuję ci, wuju! odetchnęła z ulgą. Bardzo mi pomogłeś,
przypominając oczywiste fakty.
To należy do moich obowiązków, Anito! Poczekaj jednak
z kupnem samochodu do powrotu Gunnara. Ja się już stąd nie ruszę,
a on z chęcią pomoże ci dokonać wyboru i przeprowadzi transakcję
jak należy.
Widzę, że pozbyłam się wszystkich kłopotów naraz zażar-
towała. Trudno byłoby mi znaleźć kogoś bardziej godnego zaufania.
Twarz Manfreda rozpromieniła się:
O, tego możesz być pewna!
A propos, słyszałeś już, wuju, że Kurt von Fuchs też zapowie-
dział przyjazd?
Starszy pan uśmiechnął się, nie kryjąc złośliwości:
Z pewnością uknuł jakieś plany związane... ze mną. Liczy na
dodatkowe wakacje. Zresztą, czy coś przez to straci? I tak więcej czasu
spędza na próżnowaniu niż na wykładach.
Nie chciałabym o tym mówić, wuju Manfredzie. Mama zawsze
się na mnie złości, gdy głośno coś powiem na Kurta.
Wiem, wiem, moje dziecko. To źle ulokowane pieniądze i moja
siostra jeszcze nieraz pożałuje, że pozwoliła synowi na wszystko. To ona
przecież utrzymywała go w przekonaniu, że zdobędzie majątek nie
kiwnąwszy nawet palcem. Najpierw miał być spadek po ojcu, a teraz ,
28


juje że odziedziczy po mnie. Będzie znów rozczarowany, gdy
^ k go zawód, ale może to być dla niego ostatnia deska ratunku
SPozurnie wreszcie, że musi zabrać się do pracy. Przypuszczam, że
1 Zftka wezwała go właśnie, by mu o tym powiedzieć, gdyż kilka dni temu
ma kazałem jej informację o moim testamencie. Nie patrz tak na mnie,
pf je dziecko, wkrótce i ty dowiesz się o wszystkim.
__ Wiedziałam, że coś strasznego musiało się zdarzyć westchnęła
głęboko. Mama i Inga były w wyjątkowo złym humorze.
_ -TO z mojej winy, Anito, ale musiałem zburzyć płonne nadzieje
siostry. Powinienem był powiedzieć jej dawno, ale obiecałem dotrzy-
mać danego słowa.
Anita wstała.
_ Nie chcę cię fatygować, wuju Manfredzie. Obiecałam mamie, że
nie zostanę dłużej niż dziesięć minut.
Jak chcesz, moje dziecko rzekł głaszcząc jej rękę. Chciał-
bym, żebyś towarzyszyła mi całymi godzinami, ale po pierwsze nie
mogę cię więzić przy łóżku chorego, a po drugie pozostali chcieliby
też posiedzieć tu tyle czasu co ty... Chyba bym tego nie zniósł. Idź więc,
a gdy tylko Gunnar Lundstróm wróci, jedź z nim do Kolonii lub
Frankfurtu i wybierz sobie samochód. Chyba po raz pierwszy pod-
piszesz własnoręcznie twój czek?
No właśnie, wuju Manfredzie.
Wiesz, że wolno ci płacić czekiem za wszystko. Pokazałem ci, jak
go wypełnić i potem rozliczyć. Gdybyś jednak czegoś nie wiedziała,
poproś Gunnara, a on zawsze ci pomoże.
Pamiętam wuju, i nie zapomnę też, że pozycji nie zdobywa się
kupując drogie rzeczy, ale trzeba pamiętać również o biedniejszych
ludziach. Szybko się uczę? żartowała śmiejąc się przekornie.
Bardzo, ale wyrzuć z głowy wszelkie obawy. Mam pewien
pomysł: opłacisz z własnych pieniędzy utrzymanie guwernantki dla
dzieci Ingi. W ten sposób będziesz mogła wpływać na ich wychowanie
i wybrać osobę, która najbardziej ci się spodoba. Siłą rzeczy guwernant-
ka będzie musiała liczyć się z twoim zdaniem.
Świetny pomysł, wuju! Lepszego bym nie wymyśliła.
Nachyliła się i głaszcząc Manfreda po policzku roześmiała się, jak
mogła najweselej.
29

l III
l li
Wracaj do zdrowia, wuju, i nie gniewaj się, jeżeli jutro znów
wpadnę na dziesięciominutową pogawędkę.
Już się nie mogę doczekać.
Anita wychodząc ukłoniła się z daleka i ostrożnie zamknęła drzwi.
Idąc korytarzem drugiego piętra obok salonu matki, stanęła jak
wryta. Zza drzwi męski podniesiony głos mieszał się z równie gniewnymi
słowami Renaty von Seebach. Anita miała ochotę wejść, ale szybko
rozpoznała głos przyrodniego brata i cofnęła się. Bez wątpienia matka
zdążyła już przekazać mu wiadomość o decyzji wuja Manfreda, że
głównym spadkobiercą będzie ktoś inny. Wuj dobrze wiedział, co robi,
a że nie miał na myśli siostry i jej dzieci, wiedziała na pewno. Obiecał, że
ich zabezpieczy, ale im wciąż było mało. Ile to razy Kurt wyłudzał
pieniądze od Anity, o czym wuj w ogóle nie wiedział?
Nie potrafiła się zdecydować czy wejść do salonu, czy też odejść od
drzwi, gdy nagle usłyszała wyraźnie słowa Kurta.
To naprawdę bezczelność z jego strony i manipulowanie nie
sprawdzonymi faktami. Nigdy nie powiedział wprost, że to nie my
dziedziczymy, aż tu nagle wszystko oddaje komuś obcemu, do tego
jakiemuś bękartowi! Tak nie możemy tej sprawy zostawić, mamo,
stanowczo musimy się sprzeciwić.
Krzyczał coś głośno, ale niewyraźnie, i Anita nie rozumiała już
ani słowa. Matka próbowała go uspokoić, jednak bez skutku. W tej
sytuacji lepiej było nie pokazywać się im na oczy. Anita pobiegła do
pokoju dzieci, by upewnić się, czy nie są przypadkiem świadkami
gorszącej awantury.
Renata tymczasem usiłowała uciszyć Kurta.
Proszę cię, synu, opanuj się! Gdy wuj się o tym dowie, zabierze'
ci nawet tę część, o której mówił.

l
Niech się nią udławi! Toż to mniej niż jałmużna! Stary dureń
chce przekazać przybłędzie wszystkie prawa należne dzieciom z legal-
nego łoża, a ty się z tym zgadzasz? Musimy coś zrobić, mamo rzekł
spokojnie, ale wciąż bardzo zdenerwowany.
Matka chwyciła go za rękę.
Nic nie poradzimy, synu. Dzwoniłam już do naszego adwokata
i on potwierdził, że wszystko, co wuj napisał w testamencie jest
obowiązujące w świetle prawa. Oczywiście, nie wspomniałam mu ani


effl o decyzji Manfreda. Jeżeli więc testament jakimś zrządze-
S -m losu nie zniknie, musimy pogodzić się z najgorszym.
111 Mówiąc to spojrzała Kurtowi prosto w oczy. On zniżył głos i spy-
tał:
'__ Widzisz możliwość... zniknięcia testamentu? Gdzie wuj go
trzyma?
Opowiedziała o żółtej kopercie i pancernej skrytce.
_. Wierz mi, synu, że miałam ochotę wyrwać mu go z rąk i spalić, ale
on na pewno napisałby nowy i wydziedziczył nas całkowicie. Istnieje
drobna szansa zdobycia testamentu, jeżeli wuj umrze przed przyjazdem
Lundstróma. Być może udałoby się wcześniej zniszczyć nieszczęsny
dokument. Gdy jednak Gunnar zastanie Manfreda przy życiu, dowie
się, że jest jego synem i głównym spadkobiercą. Wtedy nie mamy już
żadnych szans.
Kurt spojrzał na matkę spod oka.
Chyba mamy prawo nie dopuścić do niesprawiedliwości. Ten
bękart nie może tu rządzić. Nie dojdzie do tego, gdy nie będzie żadnego
testamentu.
Masz rację, ale wuj powie o jego istnieniu przy najbliższym
spotkaniu z Lundstrómem.
Patrzyli na siebie bez słowa, gdy nagle z sąsiedniego pokoju weszła
Inga, która całą rozmowę podsłuchiwała pod drzwiami.
Jest jedenasta rzekła. Musimy iść do wuja.
Kurt opadł na fotel i nieruchomo patrzył przed siebie.
Weź się w garść, bracie, i nie okazuj swojej złości przed wujem.
Pamiętaj, że lekarz ostrzegał, żeby go nie denerwować, bo jego życie wisi
dosłownie na włosku.
Matka i brat jednocześnie spojrzeli na Ingę.
Podsłuchiwałaś?
Tak, mamo odparła hardo i bez namysłu.
Zamilkli wszyscy troje, wymieniając między sobą badawcze spoj-
rzenia. Nie ulegało wątpliwości, że każde na swój sposób pragnęło,
y Manfred Hallerstedt umarł przed przybyciem Gunnara Lund-
stróma.
Pierwsza odezwała się Renata von Seebach:
Chodźcie, dzieci! Wuj już na nas czeka.

30
31





Kurt zawahał się:
Idźcie same. Możecie powiedzieć, że jestem zdruzgotany decyzją
wuja i przyjdę, gdy tylko trochę ochłonę. Nie będę ukrywać przed nim
rozczarowania i muszę się zastanowić, jak mu to powiedzieć.
Kobiety spojrzały po sobie i wyszły, a Kurt zerwał się natychmiast
z fotela i roztrzęsiony zaczął szybkim krokiem przemierzać pokój.
Nienawiść do wuja narastała w nim coraz bardziej i podsuwała mu coraz
to nowsze plany pozbycia się testamentu. Nie mógł wybrać żadnego.
Musiał spokojnie się zastanowić. Wiedział, że na pewno nie oszczędzi
wujowi gorzkich słów prawdy i wygarnie mu wszystko prosto w twarz.
Już miał wyjść z pokoju, gdy zjawiła się Anita z dwójką malców.
Sądziła, że Kurt poszedł z matką i siostrą do chorego, a zobaczywszy go
rozzłoszczonego, osłupiała.
Ach, to ty?
Jak widzisz, we własnej osobie.
Mama wspomniała, że zamierzasz dziś przyjechać. Masz już
wakacje?
Nie, jeszcze muszę wrócić do Berlina.
Kurt nigdy nie zostawał w Lindeck zbyt długo i szybko się tu nudził.
Pewnie nie mogłeś się już doczekać?
Miał chęć odpowiedzieć, że to nie jej sprawa, ale przypomniał sobie
o swoim pustym portfelu. Pożyczał od Anity już nieraz i jak na razie nie
oddał nawet feniga. Dziś także bardzo potrzebował jej pomocy
finansowej.
Popatrzył na dzieci. Małą Hanię pociągnął za blond loki, a Dietero-
wi dał solidnego klapsa, wyrażając w tak osobliwy sposób uczucia do
swoich siostrzeńców. Malcy uderzyli w płacz, a Anita rzekła z wyrzutem.
Wystarczy, że bona maltretuje je codziennie, więc nie musisz im
dokuczać jeszcze ty.
Wcale im nie zaszkodzi, jak sobie trochę popłaczą. Jestem dziś
w nie najlepszym,,wręcz pieskim humorze.
Nie musisz się jednak wyładowywać na dzieciach.
Skrzywił się.
Nie masz dosyć tych bachorów? Zresztą, nie moja sprawa. Ale
trochę współczucia mogłabyś też znaleźć dla mnie, bo wiedzie mi się
znacznie gorzej niż tym malcom. Prosiłem już mamę o pomoc.
32


__ Jak zwykle, chodzi o pieniądze.
_____ j jak zwykle nic nie dostałem. Powiedziała mi nie tylko o za-
kującej decyzji wuja, ale też że dziś nie może mi dać ani grosza. A jest
S, a;om nołowa miesiąca... Jak wytrzymam do pierwszego? Nie mog-
dOplclu * . jt A v n
łabyś podać mi pomocnej dłoni, Anito?
Spojrzała na Kurta i od razu przypomniały jej się słowa Manfreda.
_- Nie. Nie mogę rzekła twardo.
_- Powiedz lepiej, że nie chcesz, bo znając twoje dochody, nie mogę
uwierzyć, że nie masz pieniędzy.
Skoro tak, myśl sobie, że nie chcę. Od Bożego Narodzenia da-
łam ci już cztery tysiące marek, które miałeś mi zwrócić do Wielka-
nocy, a tymczasem żądasz następnych.
Odrzucił dumnie głowę i rzekł zgryźliwie:
Bogaci ludzie są tacy skąpi!
Wzruszyła ramionami.
Może wreszcie nauczysz się gospodarować pieniędzmi, które co
miesiąc dostajesz od wuja. Moim zdaniem, powinny ci wystarczyć.
Dzięki za dobrą radę, ale za to nic nie kupię. Nie bądź tak
uparta, Anito! Daj chociaż tysiąc.
Nie mam nawet stu marek...
Wypisz mi czek; nie poczujesz, że coś mi dałaś.
Nie zrobię tego, zanim nie oddasz mi czterech tysięcy. Zwrócisz,
dam ci znowu, ale nie więcej niż tę sumę.
Popatrzył jej w oczy i musiał skapitulować, bo zobaczył w nich
niezwykłą zawziętość. Jak nigdy dotąd. Dlaczego się zmieniła? I to
właśnie teraz, gdy jej pieniądze tak bardzo by mu się przydały, gdy li-
czył na pokaźniejszą sumę, zakładając oczywiście, że nigdy ich nie
zwróci.
Zrozumiał, że niczego już nie wskóra, więc trzasnąwszy drzwiami
wyszedł bez słowa z pokoju.
Dzieci przytuliły się do Anity. Hania popatrzyła jej w oczy
1 rzekła:
Niedobry wujek Kurt!
Dieter zacisnąwszy piąstkę pogroził w stronę drzwi.
Jak będę duży, to go zabiję. On mi zawsze dokucza!
Pogłaskała malców po główkach.
33
Skowronek

i-i
On wcale nie jest zły, moje dzieci.
A właśnie że jest! Złości się na nas bardziej niż panna Helena
upierał się Dieter.
Panna Helena była opiekunką dzieci i rzeczywiście traktowała je
dosyć surowo.
Anita usiadła na kanapie i przygarnęła maluchów do siebie.
Panna Helena wkrótce wyjedzie z Lindeck.
I już nie wróci? spytały równocześnie.
Nie, nigdy.
A ty będziesz bawić się z nami cały czas? To cudownie!
ucieszyła się Hania.
Nie będę mieć na to czasu, ale przyjmiemy nową panią na-
uczycielkę, która was nauczy wielu pięknych i ciekawych rzeczy.
I nie będzie nas biła?
Oczywiście, że nie! Będzie dla was dobra, jeżeli będziecie grze-
czni i nigdy nie rozzłości się tak jak panna Helena. A gdy narozrabiacie,
bardzo się zasmuci.

'
Nie chcemy, żeby była smutna. Chcemy się śmiać i wesoło bawić]
zapewniał Dieter.

i
Musicie więc być grzeczni i dobrzy dla pani nauczycielki, zawsze
mówić prawdę i nigdy nie kłamać, co wam się nieraz zdarzało przy
pannie Helenie.
Ale ona nas biła, gdy mówiliśmy prawdę, ciociu Anito broniła
się Hania.
Nawet wtedy nie wolno było kłamać i należało zgodzić się na
parę klapsów.

i
Dieter patrzył poważnie.
To ciężka sprawa mówić prawdę. Nawet mama i babcia nie
zawsze to robią, jak zdążyłem zauważyć.
Ach, ty głuptasku! Dorośli muszą czasami skłamać, aby zapo-
biec jakiemuś nieszczęściu, a was nie powinno to obchodzić. Dzieci
muszą mówić tylko prawdę.
Nie da się ukryć, że mają trudniejsze życie niż dorośli. Panna
Helena bardzo często coś zmyśla, a jak powiemy o tym mamie, zaraz
nas bije. Powiedz, ciociu, czy ta nowa nauczycielka też nas zbije, gdy
zauważymy, że mówi nieprawdę?
34


Możesz być pewien, że ona nie będzie kłamać. Znajdę wam
która nigdy nie bije dzieci, zwłaszcza zaś za to, że mówią
nrawdę. . ....
Buzie Dietera i Hani rozpromieniły się.
_ LZy długo musimy rosnąć, żeby móc czasami skłamać?
Anita zastanowiła się chwilę, jak odpowiedzieć na tak trudne
pytanie. , . ...,,,.
Sami zobaczycie, ale wpierw musicie się bardzo dużo uczyć.
Pewnego dnia zauważycie, że już jesteście tak mądrzy, iż możecie
pozwolić sobie na małe kłamstewko. Ale pamiętajcie, musi ono pomóc
wam osiągnąć coś dobrego, a wtedy Pan Bóg wam wybaczy.
_ ja wolę nie dorosnąć! westchnęła poważnie Hania i od razu
dodała: Daj nam lepiej po ciasteczku lub cukierku.
Anita wstała i sięgnęła po słodycze. Malcom należała się nagroda,
i to bez dyskusji.
Manfred Hallerstedt siedział za biurkiem, gdy do gabinetu weszła
siostra z córką. Przywitały go bardzo serdecznie, a Inga z przesadną
opiekuńczością starała mu się przypodobać bardziej niż zwykle.
Jak się dziś czujesz, kochany wujaszku? Tak się za tobą
stęskniłam. Od trzech dni nie miałam przyjemności z tobą poroz-
mawiać...
Inga najwyraźniej starała się oczarować wuja na wypadek, gdyby
Gunnar Lundstróm jednak został spadkobiercą. Musiała pokazać, jak
potrafi być czuła i miła, i przekonać go, że byłaby odpowiednią żoną dla
jego syna.
Usiądź spokojnie, Ingo rzekł Manfred dosyć chłodno.
Wiedział dobrze, czego można się spodziewać po swoich krewnych
1 Parzył z politowaniem na Renatę, troskliwie poprawiającą mu
poduszkę pod plecami. Zauważyła to spojrzenie i bez słowa usiadła.
A gdzież to się podział Franciszek? spytała wreszcie. Nie
tyło go przed drzwiami, gdy wchodziłyśmy.
Posłałem go na spacer. Siedzi przy mnie całymi dniami, a wie-
la em, że przyjdziecie, więc kazałem mu odpocząć i zaczerpnąć trochę
świeżego powietrza. Przed chwilą była tu też Anita.
~~ Wiem, ale prosiłam ją, żeby cię zbytnio nie fatygowała.
35

Ona? To bardzo rozsądna dziewczyna. Chciała tylko spytać, czy
powinna kupić sobie samochód.
Obie, jak na zawołanie, zacisnęły usta.
Skoro ją na to stać... wycedziła Inga.
Tak też jej poradziłem rzekł wiedząc, że znalazł skuteczny
sposób zamknięcia obu kobietom ust. Przynajmniej nie będziecie
musiały dzielić się z nią samochodem, który wam dałem.
To dobry pomysł mruknęła pospiesznie Renata ledwo
otwierając usta.
Rzeczywiście, bo Anita postanowiła zabierać dzieci na zieloną
trawkę, by mogły trochę poszaleć, gdy wy wybierzecie się do Kolonii,
Frankfurtu czy Koblencji. Ona nie lubi biegać po mieście.
Ale musi też zabrać bonę! zawołała Inga nie mogąc ukryć
radości, że tak nieoczekiwanie uwolniła się od dzieci, które najwyraźniej
ją krępowały.
Nie widzę takiej potrzeby. Anita radzi sobie doskonale bez niej.
Tylko rozpieszcza maluchów.
Cóż, nadmiar miłości jakoś dzieciaki zniosą, a panna Helena
postara się, żeby im pieszczoty wybić z głowy. Skoro już o niej mówimy:
moim zdaniem nadszedł już czas, by bonę zastąpiła nauczycielka
z prawdziwego zdarzenia. Pod tym względem mam określone zasady
i uważam, że na naukę nie jest nigdy za wcześnie.
Inga spojrzała na niego ujmującym wzrokiem.
Ależ, wuju, nauczycielka zażąda co najmniej dwa razy wyższej
pensji niż bona, która ponadto wykonuje dla mnie niektóre prace
pokojówki. Wiesz, że nie mam za wiele pieniędzy. Mama pomaga mi,
jak może, ty też mnie wspierasz, ale choć cieszę się, że uznałeś swojego
syna i jemu chcesz wszystko zostawić muszę poważnie zastanowić si?
nad przyszłością. Wydatki na nauczycielkę zrujnowałyby mnie do-
szczętnie. ,
Tak też pomyślałem rzekł pocierając czoło i dyskretnie
podsunąłem Anicie pomysł, by to ona opłacała guwernantkę do twoich
dzieci. Podchwyciła go, bo bardzo malców lubi, a nawet zobowiązała si?
sama znaleźć odpowiednią osobę. W ten sposób zdejmie z ciebie spory
kłopot, czy nie, Ingo? Prosiła mnie również o wysłanie ogłoszenia do
gazet, za które także obiecała zapłacić. Sądziłem, że nie będziesz '"'"
36


zeciwko temu i od razu przygotowałem jego treść. Przeczytaj
nic vltj ' " .
O0wiedz, czy czegoś me pominąłem.
' Inga miała teraz na głowie ważniejsze problemy niż znalezienie
howawczyni dla dzieci, ale skoro zaistniała możliwość zaoszczędze-
pieniędzy wydawanych na bonę, a Anita chce płacić za nauczycielkę,
mogła odrzucić oferty. By nie narażać się wujowi, sięgnęła po kartkę.
Poszukuje się guwernantki, dyplomowanej nauczycielki dla dwojga
dzfeci dziewczynki lat pięć i chłopca lat sześć. Kandydatki w wieku
poniżej trzydziestu lat zechcą przysiąc ofertę do zamku Lindeck, załącza-
jąc fotografię i odpis dyplomu.
Skinąwszy tylko głową oddała list Manfredowi.
Cóż mogę dodać, wuju, poza serdecznym podziękowaniem za
twoją troskę. Anicie podziękuję osobiście.
Mam nadzieję, że nie zapomnisz. I pozwól jej zadecydować
o wyborze nauczycielki. Bonie daj wymówienie, bo im wcześniej stąd
odejdzie, tym lepiej.
Podniósł słuchawkę, połączył się z redakcją gazety i przekazał treść
ogłoszenia. Inga zaś zastanawiała się, czy w wolnym czasie nauczy-
cielka zechce wykonywać drobne czynności domowe. Słyszała, że są to
osoby bardzo "kapryśne", ale teraz chyba nie warto o tym myśleć.
Trzeba poczekać, aż rozwiąże się problem spadku, bo nie jest wy-
kluczone, że w przyszłości będzie mogła pozwolić sobie na zatrudnienie
pokojówki...
Pani Renaty nie interesowały sprawy wychowania wnuków, więc
cały czas szamotała się z myślą, że Anita lepiej by zrobiła dając pieniądze
JeJ> niż "lekkomyślnie trwoniąc" je na kupno samochodu. Ostatecznie,
niech go kupi. Nie będzie korzystała z ich wspólnego auta, a co
aJWażniejsze uwolni ją od dzieci, które czasami tak dokuczały, że
2 trudem je znosiła.
Pogrążona w myślach nie mogła oderwać wzroku od pęku kluczy
ących na biurku. Z pewnością był wśród nich i ten, którym Manfred
zdh "^ pancernL* skrytkę z testamentem. Gdyby tak udało się go
YC, można by zaraz po śmierci brata wykraść dokument, nawet
Gunnar Lundstróm zdążył wrócić.
37

Jako syn z nieprawego łoża, bez testamentu nie miałby prawa
dziedziczyć, bo nie mógłby udowodnić, że ojciec uczynił go spadkobier-
cą. Trzeba ten klucz w jakiś sposób zdobyć. Na pewno po śmierci
Manfreda znajdzie się okazja, by otworzyć skrytkę i usunąć z niej o\vą
nieszczęsną kopertę.
Plan spodobał się Renacie tak bardzo, że musiała odpędzać go
w myślach, by niczym się nie zdradzić i móc wrócić do rozmowy.
Manfred akurat spytał:
Mówiła mi Anita, że Kurt dziś przyjedzie. Zaczęły się już ferie?
Jeszcze nie, Manfredzie, ale uznałam za stosowne zawiadomić
go, że spadkobiercą będzie twój syn. Kurt przyjechał przed godziną i już
mu o wszystkim powiedziałam. Wyobrażasz sobie, jak na to zareago-
wał. Załamał się zupełnie i prosił, żebyś poczekał, aż się uspokoi. Zaraz
powinien tu przyjść.
Manfred wzruszył ramionami.
Nie chciałem mu sprawiać zawodu, a jak ci już mówiłem,
wiadomość ta wreszcie może sprowadzić go na ziemię i zmusić do
zastanowienia się nad swoim postępowaniem.
Ktoś zapukał w tym momencie do drzwi, a na głośne zaproszenie
Manfreda do pokoju wszedł Kurt. Był blady jak ściana. Każdy mięsień
jego twarzy drgał ze zdenerwowania, gdy energicznym krokiem pod-
szedł do biurka i spojrzał wujowi prosto w twarz.
Dzień dobry, wuju! Mam nadzieję, że nie oczekujesz ode mnie
ciepłych słów powitania i uśmiechu na twarzy. Po tym, co mi powiedzia-
no, nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało.
Manfred patrzył na niego ze spokojem.
Nie oczekuję serdeczności, ale żądam, żebyś zmienił ton chcąc
przebywać w tym pokoju.
Matka i siostra patrzyły na Kurta z niepokojem. Renata próbowała
zażegnać kłótnię*
Kurt, bądź rozsądny, synu! błagała kładąc rękę na jego
ramieniu.
Rozsądny? otrząsnął się. Kto tu stracił rozum? Czy to
wuj Manfred przez długie lata okłamywał nas, że po nim odziedziczymy
wszystko? Wpędził nas w niezłe bagno. To wręcz niesłychane, podłe
i nieuczciwe.
38


__ Daj spokój, Kurt! Mój Boże, opamiętaj się! krzyczał matka,
szarpała za ramię nieprzytomnego ze złości brata.
3 L- Przestań, Kurt. Wujowi nie wolno się denerwować rzekła
chcąc si? przypodobać.
Manfred zbladł i próbował się podnieść, by uspokoić furiata, ale
} że nie starczy mu sił. Napad złości zdenerwował go tym bardziej,
. k'y{ nieuzasadniony i co gorsza... wywołany z premedytacją. Kurt
aerał va banąue, postawił wszystko na jedną kartę. Wiedział bowiem
dobrze, że ze spadku dostanie niewiele i nigdy nie zdoła spłacić swoich
zobowiązań.
_ Zachowuj się jak człowiek! wrzasnął Manfred, gdy Kurt
rzucił się na niego z rozcapierzonymi palcami.
Jak człowiek? A ty jak nas potraktowałeś? Oddajesz wszystko
bękartowi, a nam rzucasz resztki z pańskiego stołu. Czy po tylu latach
przeświadczenia, że jestem twoim spadkobiercą, panem na zamku
Lindeck i zarządzającym przedsiębiorstwami, mam się z tym pogodzić?
Mam ustąpić temu przybłędzie, synowi ladacznicy, naiwnej łowczyni
przygód miłosnych, tej...
Manfred zebrawszy wszystkie siły wstał i podniósł ręce, jakby chciał
uderzyć napastnika.
Zamilcz, ty śmieciu! I ani słowa więcej o moim synu i jego
matce. Są stokroć więcej warci od ciebie. Wynoś się stąd. Precz mi
z oczu!
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zbladł nagle i opadł na fotel.
Próbował wstać raz jeszcze. Złapał się tylko za gardło i chwytając
rozpaczliwie oddech odrzucił głowę do tyłu. Z szeroko otwartymi
oczami znieruchomiał... Nie żył. Jego osłabione serce nie wytrzymało
tak intensywnej emocji.
W pokoju zaległa grobowa cisza. Kurt zupełnie wyczerpany opadł
na fotel i odwrócił się, by nie patrzeć na bladą jak płótno twarz wuja
Manfreda. W głowie kołatała się myśl: "Zabiłeś go... z pełną świadomo-
ścią zamordowałeś. Choć nikt ci tego nie udowodni, całe życie będziesz
Pamiętał, że zrobiłeś to celowo."
nga ze zdenerwowania zaczęła szlochać, matka zaś dumna
ywna jak zawsze podeszła i patrząc bez wyrazu rzekła:
Przestań i nie rób hałasu.
39

Odwróciła się i zamknęła szeroko otwarte oczy zmarłego.
Nie musisz sobie niczego wyrzucać, synu rzekła do Kurta.
Uniosłeś się i tyle. Wuj i tak musiał umrzeć, a wola boska, że stało się
to, zanim jego bękart wdarł się do praw naszej rodziny. Weź się w garść,
bo nie masz chwili do stracenia.
Z niezwykłym jak na tę chwilę spokojem Renata von Seebach
sięgnęła po leżące na biurku klucze i wyjęła z pancernej skrytki żółtą
kopertę, którą pokazał był jej brat.
Weź to i natychmiast wyjeżdżaj do Berlina. Przeczytaj testament
dopiero na miejscu i zniszcz go, by nie pozostał żaden ślad. Tu nie ma ani
czasu, ani możliwości. Weź samochód i powiedz, że wuj ci pozwolił. Za
dziesięć minut masz wyjechać, zanim ktokolwiek się dowie, że on nie
żyje. Wtedy ty musisz być daleko. Ja zostanę tu z Ingą do chwili twojego
wyjazdu, a potem obie wrócimy do siebie, nim Franciszek wróci
i podniesie alarm. Spiesz się, bo szkoda każdej sekundy.
Kurt bezwiednie wziął kopertę i wsadził ją do wewnętrznej kieszeni
marynarki. Nie mieściła się, ale nie zważając na nic, wybiegł z pokoju,
posłuszny poleceniom matki. Lokajowi kazał przyprowadzić wóz.
W swoim apartamencie na drugim piętrze przełożył żółtą kopertę do
kieszeni płaszcza, w której zmieściła się bez trudu. Złapał kapelusz
i rękawiczki, nie rozpakowaną jeszcze walizkę i wybiegł na korytarz.
W pokoju obok Anita bawiła się z dziećmi. Na oślep zszedł po scho-
dach i stanął przed bramą, pod którą zajechał właśnie największy
samochód, używany przez Manfreda lub Gunnara tylko do dalekich
podróży.
Kurt rzucił walizkę na tylne siedzenie, wsiadł i rzekł do szofera:
Jedziemy do Berlina, Kreiner. Muszę być jutro wcześnie rano na
wykładach i wuj pozwolił mi wrócić samochodem.
Kierowca ukłonił się.
Jak pan sbie życzy.
Zamknął za Kurtem drzwi i usadowił się za kierownicą. Kurt ze
strachem spojrzał w stronę okna gabinetu wuja. Było otwarte na oścież,
a matka, stojąc w nim, spokojna choć blada, pomachała ręką.
Do zobaczenia, mamo! zawołał.
Do widzenia, synku! Wuj prosi, żebyście nie jechali zbyt szybko,
bo nawet nie przekraczając siedemdziesiątki, zdążycie na czas.
40


Wypowiedziała te słowa zachowując zimną krew, ale gdy tylko
chód zniknął za zamkową bramą, Renata opadła bezsilnie na fotel.
salll a nje odzywała się ani słowem, patrząc przed siebie jak za-
owana. Teraz dopiero się odwróciła i rzekła:
C __ Wielki Boże, mamo, czy to aby się uda?
Matka podniosła się, nie patrząc w stronę zmarłego.
__ To zależy już wyłącznie od nas. Chodzi nam o nasze prawo, o nic
więcej. Wracajmy do siebie. Za kwadrans przyjdzie Franciszek i pod-
niesie wrzawę.
Rozglądnęła się uważnie po pokoju. Wszystko było na miejscu. Pęk
kluczy spoczywał na biurku, a Manfred siedział w fotelu, jakby się na
chwilę zdrzemnął. Renata raz jeszcze domknęła mu oczy. Zrobiłam to
dla moich dzieci, Manfredzie. Musisz mi wybaczyć. Lundstróm spokoj-
nie będzie mógł rządzić przedsiębiorstwem, a my dostaniemy to, co nam
się należy powiedziała sama do siebie.
Inga też spojrzała na wuja i pomyślała: Podzielę się swoją częścią
spadku z Gunnarem, gdy tylko zechce się ze mną ożenić.
Była pewna, że do tego dojdzie, i obiecała sobie w duchu, że nigdy
nikomu nie powie, co tu się zdarzyło, a swoją współwinę zmazę dzieląc
się majątkiem z Gunnarem.
Obie kobiety, uspokojone, opuściły gabinet, który był już teraz
pokojem pogrzebowym.
Nikt nie widział, jak wychodziły. Dopiero przy schodach prowadzą-
cych na drugie piętro spotkały służącego. Popatrzył na nie zdziwiony,
ale Renata szybko zareagowała:
Pan chce się zdrzemnąć do powrotu Franciszka. Proszę więc
nikogo nie wpuszczać.
Do usług, łaskawa pani rzekł lokaj.
Matka i córka weszły do salonu na drugim piętrze.

IV
ita zaczerwieniła się słysząc po raz pierwszy, że Inga za coś

i
Anita bawiła się z dziećmi.
Byłyście już u wuja Manfreda? spytała wchodzące kobiety,
Tak, Anito. Właśnie chciał trochę odpocząć, gdyż rozmowy g0
męczą. Był w dobrym nastroju i pozwolił Kurtowi wrócić do Berlina
swoim samochodem, aby zdążył na jutrzejsze wykłady. Powiedział nam
też, że chcesz kupić samochód przeznaczony wyłącznie dla ciebie,
i przekonał nas, że podjęłaś właściwą decyzję. Nie będziesz musiała
liczyć się z naszymi planami podczas wspólnych wyjazdów.
Anita zdziwiła się, że ominęły ją zarzuty, i wywnioskowała, że wuj
musiał użyć w stosunku do matki jakichś wyjątkowych argumentów.
Cieszę się, że mój pomysł wam się podoba. Poczekam na pana
Lundrsttóma. Chcę, żeby pojechał ze mną do Frankfurtu lub Kolonii
i pomógł mi wybrać model. Muszę też znaleźć odpowiedniego szofera,
To na pewno, bo musiałybyśmy ciągle uzgadniać terminy
wyjazdów.
Inga i matka były dziś wyjątkowo łagodnie usposobione, a przei
cięż jeszcze godzinę temu kłóciły się z Kurtem. On później musiał
rozmawiać z wujem. Czyżby doszło do jakichś nowych uzgodnień
w sprawie podziału spadku? To, że wuj pozwolił siostrzeńcowi wrócić
do Berlina swoim osobistym samochodem, mogłoby też świadczyć
o dojściu do porozumienia. Anita cieszyła się, że tak się stało, gdyż ciągłe
utarczki w rodzinie, choć bezpośrednio jej nie dotyczyły, znosiła coraz
gorzej.
Przy okazji spytała o wychowaczynię dla dzieci.
Czy wuj nie wspominał, że widzi konieczność zatrudnienia
nauczycielki?
Ależ tak, Anito. I bardzo ci dziękuję, że podjęłaś się zapłacenia
wszelkich kosztów z tym związanych. Dla mnie to wielka ulga i jestem ci
bardzo wdzięczna.
Inga wypowiedziała ostatnie zdanie z naciskiem, chcąc podkreślić,
że w odróżnieniu od matki i brata ona pogodziła się z decyzją wuja
o podziale spadku. Ponadto nikt nie powinien się domyślić, że wie już
o śmierci wuja, a co gorsze, że była jej świadkiem.
42


Dai spokój, Ingo. Dla dzieci gotowa jestem zrobić wszystko. Wuj
fred obiecał, że wyśle ogłoszenie w sprawie nauczycielki...
_ jak; zadzwonił do redakcji przy nas i przekazał jego treść.
W nomniał też, że chciałabyś sama wybrać odpowiednią kandydatkę.
7 odziłam się z przyjemnością, bo prawdę mówiąc, sama nie po-
trafiłabym zdecydować.
Skąd nagle taka uległość? zastanawiała się Anita i rzekła:
_ Cieszę się, Ingo, że masz do mnie tyle zaufania i zapewniam, że
zrobię wszystko, by cię nie zawieść. Nie myśl jednak, że chodzi mi
o rozpieszczanie twoich dzieci, ale one naprawdę potrzebują więcej
miłości, niż daje im panna Helena.
Niewątpliwie masz rację, ale trzymałam pannę Helenę głównie
dlatego, że czasami wyręczała mnie w pracach, które zazwyczaj
wykonuje pokojówka. Mimo to, chętnie dam jej wymówienie.
Inga wypowiedziała ostatnie zdanie z świadomością, że spadek
jest uratowany, dzięki czemu stać ją będzie na zatrudnienie własnej
służby.
Anita nie ukrywała radości, że udało jej się osiągnąć wszystko, na
czym jej bardzo zależało, i najchętniej od razu chciałaby podziękować
wujowi za pomoc w przekonaniu matki i siostry.
Czas płynął niemiłosiernie powoli i obie kobiety nie mogły doczekać
się powrotu Franciszka. By ukryć zdenerwowanie, sięgnęły po koszyk
z robótkami. Panna Helena zajęta była prasowaniem koronek Ingi
1 przyszywaniem kołnierzyków do garderoby malców, więc Anita
skorzystała z okazji i zaproponowała dzieciom spacer po parku.
dziwo, nikt się nie sprzeciwił. Wychodząc z salonu Anita uśmiechnęła
S1Czy nie powinnam zaprowadzić dzieci do wuja Manfreda, żeby
mu podziękowały za wszystko, co dla nich zrobił? On też by się
ucieszył...
W żadnym wypadku! krzyknęła niespodziewanie Inga, a mat-
wstala i udając, że czegoś szuka przy oknie, rzekła spokojnie:
Wuj prosił, żeby mu nie przeszkadzać, gdyż nie spał w nocy i chce
S1? teraz zdrzemnąć.
43

W takim razie pójdziemy do niego później rzekła do dzieci
wyprowadzając je z salonu.
Dlaczego Inga i matka tak gwałtownie zareagowały na samą
propozycję odwiedzin? Mogły przecież zwyczajnie powiedzieć, że wuj
zasnął, a one aż pobladły i przeraziły się. Zauważyła, że ich uprzejmość
była wyraźnie wymuszona, że myślami obie były gdzie indziej, jakby
problem, który je nurtował, został załatwiony połowicznie i czekał na
dalszy bieg wydarzeń. Coś musiało się stać, o czym ona jeszcze nie
wiedziała. Kobiety ukrywały zdenerwowanie, a Kurt pospiesznie wyje-
chał do Berlina. Chyba nie bez powodu? Ale Anita wyszła już z dziećmi
na dziedziniec i zaprowadziwszy malców do parku, zajęła się nimi
i zapomniała o wszystkich wątpliwościach.
Pomiędzy drzewami mignęła postać posłańca. Przychodził do
zamku dość często przynosząc z poczty listy i telegramy, więc nie
wzbudzał już niczyjego zainteresowania. Podszedł jak zwykle do wejścia
dla dostawców i służby. Majordomus odebrał przesyłkę i zaprosił gońca
na poczęstunek do kuchni.
Telegram był adresowany do Manfreda Hallerstedta, a przyszedł ze
Szwecji od Gunnara Lundstróma. Zdążył go wysłać tuż przed wyjazdem
ze Sztokholmu.
Franciszek wrócił właśnie ze spaceru, a wchodząc wejściem dla
służby spotkał się z majordomusem.
Przyszedł telegram do jaśnie pana. Weź go, Franciszku, gdy
pójdziesz na górę.
Lokaj wziął przesyłkę bez słowa i poszedł do swojego pokoju. Zdjął
kapelusz i płaszcz, a założywszy kamizelkę w niebieskie pasy, spojrzał na
zegarek: minęła dokładnie godzina od czasu, gdy wyszedł na spacer.
Wziął depeszę i udał się do gabinetu pana Hallerstedta.
Otworzył po cichu drzwi, a zobaczywszy, że pan zdrzemnął si?
przy biurku, wycofał się dyskretnie. Być może telegram zawierał
pilną wiadomość, ale sen dla jaśnie pana miał niewątpliwie ważne
znaczenie, gdyż pozwalał mu zapomnieć o cierpieniach towarzyszą-
cych jego chorobie. Franciszek już chciał zamknąć za sobą drzwi, gdy
zauważył w postawie pana Manfreda coś niepokojącego. Przyjrzał
mu się jeszcze raz i podszedł ostrożnie, na palcach, z trudem opano-
wując lęk.
44


jaśnie panie! zawołał półgłosem.
przeraził się jeszcze bardziej, bo pan obudziłby się natychmiast,
by na przykład igła spadła na dywan, a teraz nawet się nie po-
ruszył-
_- Jaśnie panie! Depesza...
Lokaj nie wiedział co robić. Pan leżał w fotelu w dość niewygodnej
zycji, OCZy miał zamknięte. Zmarli mają zawsze oczy szeroko otwarte,
dopóki ich ktoś nie zamknie...
Dopiero teraz Franciszek odważył się ująć rękę leżącego i natych-
miast cofnął się przerażony: trzymał za rękę zmarłego!
Rzucił depeszę na biurko. Spadła obok leżących tam kluczy,
o których wiedział, że pan zawsze pilnie ich strzegł przed dostaniem się
w obce ręce. Czy nie powinien teraz ich zabrać i oddać dyrektorowi
Lundstrómowi, któremu pan Hallerstedt ufał jak nikomu innemu
i z pewnością wydał jakieś dyspozycje na wypadek śmierci. Gdyby pan
Gunnar był już w Lindeck, jego pierwszego Franciszek zawiadomiłby
o tym, co się stało w gabinecie i poczekałby na dalsze polecenia.
Wiedział, że pan Hallerstedt nie miał najlepszego zdania o swoich
najbliższych krewnych. Że też musiał umrzeć akurat, gdy Gunnar był
nieobecny! Coś jednak trzeba zrobić. Powinien zawiadomić panią von
Seebach. Jest przecież siostrą zmarłego... Czy oddać jej klucze? A może
schować? Gdy jednak coś się stanie, ona może mieć do niego pretensje.
Nie lubiła go, był tego pewien, więc lepiej się nie narażać... Ostatecznie,
pan Hallerstedt nie pominął jej w testamencie, co znaczy, że nie byli w aż
tak złych stosunkach...
Franiciszek westchnął głęboko, wziął telegram i poszedł do pani von
eebach. Spojrzał jeszcze od drzwi na bladą twarz swojego pana i zdziwił
Sł? znowu, że umarł z mocno zaciśniętymi powiekami. Przestał o tym
myśleć. Ciężkim krokiem wdrapał się na drugie piętro i zapukał do drzwi
salonu pani Renaty.
S Ki/6 cze'caJ^ce tam niecierpliwie kobiety zerwały się na równe nogi.
zybko jednak usiadły, a pani von Seebach głośno i spokojnie od-
Pw.edziała na pukanie.
Jdamany i śmiertelnie blady lokaj zatrzymał się w progu.
Jaśn' _nowna Pani mój Boże zaczął się jąkać Nieszczęście...
116 Pan...
45

Nie mógł wymówić słowa. Renata podbiegła do służącego.
Co się stało? Na Boga, mówże Franciszku! Cały się trzęsiesz
Czy pan źle się czuje?
Bezwiednie wyciągnął rękę, w której trzymał depeszę.
Jaśnie pan... chciałem doręczyć mu telegram... on nie żyje!
Matka i córka jednocześnie opadły na fotele, zalewając się łzami
Bynajmniej nie udawały, bo wyczerpane długim oczekiwaniem, w ten
sposób dały upust swoim nerwom, napiętym do granic wytrzymałości
Lokaj aż zdziwił się widząc ich rozpacz, ale pomyślał, że chłodny
stosunek do Manfreda był tylko zewnętrzną pozą, a w głębi serca
pozostawały jednak szczere rodzinne uczucia. Stał chwilę w drzwiach,
nie wiedząc jak zareagować na wybuch płaczu obu kobiet, ale pani von
Seebach oprzytomniała i z wielkim trudem wstała.
To niemożliwe, Franciszku! Pożegnałyśmy się z panem Manf-
redem przed kwadransem. Był zmęczony i chciał się przespać.
Siedzi, łaskawa pani, przy swoim biurku, jakby zasnął. Na-
wet ma zamknięte oczy, a przecież ludzie umierają z szeroko otwar-
tymi.
Renata wzdrygnęła się. Zrobiła błąd zamykając bratu oczy. Także
Inga pomyślała o tym samym i z niepokojem spojrzała na matkę. Jej
wzrok nie uszedł uwagi Franciszka: dlaczego pani von Holst popatrzyła
na matkę z wyrzutem, gdy usłyszała o zamkniętych oczach pana
Manfreda?
Renata von Seebach udała, że nic się nie zdarzyło.
Daj mi ten telegram, Franciszku. W tej sytuacji muszę go ja
otworzyć.
Przyjeżdżam środa wieczór synowskie pozdrowienia. Gunnar
Przeczytawszy te słowa Renata zbladła. "Synowskie?" Skąd takie
określenie? Czyżby Lundstróm wiedział, że Manfred jest jego ojcern?
Być może matka zdążyła mu o tym powiedzieć przed śmiercią. Zatem
nie przewidziane kłopoty! Ale przecież testament zniknął, a Gunnar beZ
niego, choćby nawet wiedział, czyim jest synem, do żadnego spadku ntf
ma prawa. Może co najwyżej po dobroci starać się pozyskać łaski
rodziny, ale mu się to nie uda, jeżeli od początku zachowa
odpowiedni dystans. Dzieci z nieprawego łoża mają tylko tyle praw
przyzna im rodzina ojca.


ta przyj?ła swoją zwyczajną sztywną pozę.
Renakoro brat zmarł z zamkniętymi oczyma, należy przypuszczać,
~~ ' askoczyła go podczas snu. Miejmy więc nadzieję, że się biedak
ześniier ^ dawna wszyscyśmy się tego bali. Co za szczęście, że
nie męcz>'. dosłownie chwjii mogłyśmy z nim porozmawiać. Był tak
* OSt'rwy i serdeczny, że nawet pozwolił mojemu synowi wrócić do
ffriina swoim samochodem, aby mógł zdążyć na jutrzejsze wykłady.
ffr araz Kurtowi wysłać telegram, żeby nie odsyłał samochodu, lecz
czym prędzej przyjechał do Lindeck. Ingo, zajmuj się tym ty, bo ja
zupełnie nie mogę się pozbierać.
Inga odetchnęła z ulgą, gdy matka sprytnie wybrnęła z pułapki.
Spojrzała tryumfująco na lokaja i spytała:
Co to za telegram, mamo? Od kogo?
Dyrektor Lundstróm pisze, że jutro przyjedzie.
Inga ucieszyła się:
Chwała Bogu! Będziemy potrzebować jego pomocy, bo Kurt na
pewno się załamie.
Renata wytarła chusteczką oczy.
Chodź, Ingo, pójdziemy do naszego kochanego zmarłego.
Franciszku, będziesz nam towarzyszył.
We troje ruszyli do gabinetu Manfreda.
Franciszek szedł zamyślony. Cieszył się, że go poproszono, ale nie
wiedział, że miał być głównym świadkiem na wypadek, gdyby ktoś
podejrzewał obie kobiety o otwarcie tajnego schowka.
Manfred Hallerstedt siedział za biurkiem tak, jak zastał go lokaj
przed chwilą. Renata i Inga z płaczem rzuciły się do kolan zmarłego,
jakby rzeczywiście chciały go za coś przeprosić. Nie zdobyły się na
odwagę, by spojrzeć na jego twarz.
Franciszek stanął w drzwiach i złożywszy nabożnie ręce odmówił po
cichu "Ojcze nasz". Pani von Seebach podniosła się z klęczek i rozejrzała
P pokoju, niezbyt zadowolona, że niechętny jej sługa będzie musiał
czyć wszystkim, co za chwilę zrobi. Nieprzytomnym wzrokiem
Dojrzała na lokaja:
~~ Co powinniśmy zrobić, Franciszku? Nie potrafię w żaden sposób
zebrać myśli.
~~ Najpierw chyba trzeba zawołać doktora, łaskawa pani.

47
46


Racja. Zadzwoń z tego aparatu.
Gdy sługa skończył rozmowę, pani von Seebach rzekła:
Widzę, że brat zostawił na biurku klucze. Nie mogą tak leżeć na
wierzchu, gdy za chwilę wejdą tu obcy ludzie. Co robić, Franciszku?
Jeżeli wolno mi wyrazić swoje zdanie, proponowałbym włożyć ie
do dużej mocnej koperty i opieczętować. Jaśnie pan pouczył mnie
kiedyś, że gdyby coś się stało, muszę przede wszystkim przekazać klucze
dyrektorowi Lundstrómowi, a on będzie wiedział, co robić dalej. A]e
pana dyrektora nie ma i nie wiem, czy powinienem te klucze zabrać, czy
nie. Sądzę, że za pani zgodą należy je zapieczętować i schować do
przyjazdu pana Lundstróma.
Franciszek zauważył, że obie panie słuchały bardzo uważnie i od
czasu do czasu wymieniały między sobą spojrzenia.
Rzeczywiście, nie spodziewały się, że Manfred Hallerstedt zdążył
wydać służącemu jakieś dyspozycje na wypadek śmierci. Czyżby
rozmawiał o tym także z Gunnarem? Renata szybko odpędziła tę myśl,
bo przecież brat wyraźnie powiedział, że Lundstróm nie wie, że jest jego
synem. Zatem nie rozmawiał z nim o testamencie, a tylko o sprawach
ogólnych. Zresztą, dokument zniknął i nikt nie potrafi dowieść, że nie
zniszczył go sam Manfred...
Renata usiadła bez sił w fotelu i poleciła lokajowi zająć się kluczami
zgodnie z jego propozycją. Nie dał się długo prosić, bo przynajmniej
miał pewność, że pani von Seebach nie wykorzysta kluczy i nie otworzy
skrytki jaśnie pana.
Wyjął z szuflady biurka wielką kopertę, wsunął do niej pęk kluczy
i zakleiwszy dokładnie przyłożył aż pięć razy łąkową pieczęć zmarłego.
Podsunął pakunek pani Renacie. Wzięła pióro i napisała na odwrocie:
"Zamknięto i opieczętowano w naszej obecności. Renata von Seebach".
Podając pióro Indze, rzekła:
Podpisz i ty, a na końcu zrobi to też Franciszek. W takich
sprawach należy spełnić wszystkie wymagania. Zostawimy teraz kopef"
tę z kluczami w biurku, a co dalej, zdecyduje pan Lundstróm, gdy wrod.
skoro taka była wola zmarłego. Nic więcej chyba nie możemy już zrobić-
Z przeniesieniem zwłok mojego ukochanego brata też musimy czekado przyjazdu doktora. Później pokój się zamknie, a klucz oddasS
Franciszku, panu Lundstrómowi.
48


\r iowi nie spodobał się pomysł zabrania klucza do siebie.
Jeżeli łaskawa pani pozwoli, wolałbym przechować go w szafie
^rnej, w biurze na Parterze-
Pan nobrze, tak będzie lepiej odparła bez cienia wyrzutu w głosie,
' Franciszek liczył się ze sprzeciwem, ponieważ nigdy nie darzyła go
choć r r d
7bvtmą sympatią.
Postanowił też, że przekazując klucze zażąda pokwitowania i za-
vnia jeden odcinek dla siebie, a drugi da pani von Seebach.
Podświadomie czuł, że ona coś kryje i za wszelką cenę chce uniknąć
deirzeń związanych z kluczami i dlatego tak dba o zachowanie
wszelkich formalności. Trzeba więc dobrze zapamiętać wszystko, co
zdarzyło się od chwili, gdy znalazł w gabinecie pana Hallerstedta już
nieżywego.
Później każdy zajął się czynnościami, które zazwyczaj podejmuje się
w domu, gdzie ktoś zmarł. Pani von Seebach wysłała telegram do syna,
zawiadamiając go oficjalnie o śmierci wuja i prosząc o niezwłoczne
przybycie.
Lekarz stwierdził, że przyczyną zgonu Manfreda Hallerstedta był
zawał serca, i zezwolił na przeniesienie zwłok do sypialni. Składając
kondolencje najbliższym, wspomniał, że od dawna wiedział, iż w tym
stanie serca pacjent nie pożyje długo. Nie omieszkał spytać, czy przed
śmiercią nie zdenerwował się czymś przypadkiem. Pani von Seebach
opowiedziała o przebiegu jej ostatniej rozmowy z bratem i o decyzjach
wtedy podjętych. Wspomniała też o Kurcie, ale ani słowem nie zdra-
dziła o jego haniebnym zachowaniu, które stało się bezpośrednią
przyczyną śmierci, za to pochwaliła wspaniałomyślność brata, który
pozwolił siostrzeńcowi wrócić do Berlina swoim samochodem. Nie
nappmknęła też o przyczynie, dla której Kurt przyjechał na tak
rotko do Lindeck. Gdyby ktoś o to spytał, miała gotową odpo-
16 z. syn musiał uzgodnić z matką możliwość podjęcia dalszych
studiów.
^ nita dowiedziała się o śmierci wuja Manfreda zaraz po powro-
zamku, po przechadzce z dziećmi. Przeraziła się, mimo że od
oni 1^ PrzYgotowana na tę wiadomość. Zostawiła malców pod
ze z ^ Panny Heleny, a sama pobiegła do pokoju zmarłego. Myślała,
S anie 8' Jak zwykle, w gabinecie, ale drzwi były już zamknięte.
4 Sk'-onek ^

Lokaj wychodzący z sypialni oznajmił jej, że przy nieboszczyku jes(
teraz lekarz, a panie von Seebach i von Holst siedzą w pokoju obole
Podeszła do obu pogrążonych w smutku kobiet i drżącym głose^
złożyła im kondolencje.
_ Wiem, jaki musi być wasz smutek, skoro mnie samej trudn0
pogodzić się / myślą, że wuja Manfreda nie ma już wśród nas. Był takin,
dobrym i szlachetnym człowiekiem rzekła po cichu ściskając ręce
macochy i przyrodniej siostry.
_ Możesz być pewna, że nieszczęście najbardziej dotknęło nas
_ rzekła Renata podnosząc chusteczkę do oczu.
Anita też rozpłakała się, ale w jej przypadku były to łzy szczere.
_ Pewnie umarł zaraz po waszym wyjściu.
_ Chyba tak. Że też stało się to dzisiaj, kiedy był tak pełen humoru
i chęci do życia!
_ I nje denerwował się podczas rozmowy z wami dodała ze
współczuciem Anita.
_ Skądże! Unikałyśmy każdego słowa, które mogłoby go wy-
prowadzić z równowagi. Kurt opowiedział mu nawet anegdotę, wywo-
łując uśmiech, tak rzadki na ustach wuja.
Anita zdziwiła się. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić Kurta roz-
śmieszającego wuja zabawnymi historyjkami kilka minut zaledwie
po tym, jak miotając się ze złości, pomstował, że nie chciała mu poży-
czyć pieniędzy- Ponadto nie rozmawiał z wujem zbyt długo, bo już
dziesięć minut po sprzeczce o pożyczkę widziała go wyjeżdżającego
przez bramę.
Nie wątpiła ani przez chwilę, że wuja też prosił o pieniądze. Cos tu
zatem nie pasowało. Czy zły humor Kurta miał coś wspólnego #
słowami, które usłyszała pod drzwiami, gdy zamierzała wejść do salonu
matki? Czy macocha i Inga wiedziały już, kto będzie główny11
spadkobiercą? Chyba tak, skoro Kurt nazwał go bękartem.
Co się tu dzieje?
Pocieszała się myślą, że chociaż wuj darował wszystko kom
innemu, zadbał o zabezpieczenie siostry i jej dzieci tak, że nie b
dopominać si? wsparcia od Anity. Zresztą, tak jak dotychczas,
zostawiłaby ich na pastwę losu, ale przynajmniej o rozmiarach porn
może decydować sama i nie musi słuchać ich wyrzutów czy sK:
50


Hnym wypadku nie pomoże już Kurtowi. Najwyższy czas, żeby
Z żnie pomyślał o nauce i wreszcie się usamodzielnił. Wuj zadbał
P zt,edne minimum, a reszta zależy od Kurta. Dziwne, że Manfred
wolił mu dziś na wyjazd swoim sportowym samochodem...
P Myśli te przelatywały jej przez głowę, mimo że w sercu czuła
rornny smutek. Dopiero zobaczywszy zmarłego, w pełni zrozumiała,
straciła kogoś bliskiego, bo największego i najwierniejszego przyjacie-
la Teraz pozostał jej już tylko Gunnar Lundstróm...
Nagle pomyślała, że i jego może stracić! Nowy właściciel zamku
Lmdeck zapewne każe się wyprowadzić nie tylko jej, ale także macosze
i przyrodniej siostrze. Dobrze, że nie sprzedała willi w Berlinie.
Wygodnie urządzi się tam mieszkanie dla wszystkich, łącznie z Ingą i jej
dziećmi. Nie obejdzie się bez pomocy Gunnara. Jaka szkoda, że go tu nie
ma! Mogłaby spytać o radę jak mądrego starszego brata. Musi jednak
poczekać do jutrzejszego wieczora.
Poszła do dzieci. Siedziały w kąciku swojego pokoju zajęte prze-
glądaniem książki z obrazkami. Na środku panna Helena rozłożyła
deskę i prasowała białe koronki pani Ingi. Zobaczywszy wchodzącą
ciocię, dzieci aż podskoczyły z radości. Helena rzuciła tylko gniewne
spojrzenie.
Anita ubrała się już w skromną czarną suknię.
Radzę odłożyć prasowanie koronek i poszukać dla mamy
i siostry czarnych strojów. Przecież pani wie, że pan Hallerstedt nie żyje.
Czemu miałabym nie wiedzieć, ale dostałam od pani Ingi
polecenie, żeby kołnierzyki wyprasować i przyszyć do sukien.
Mama i siostra są tak załamane, że nie mogą myśleć teraz
0 su'cniach. Proszę więc przyjąć moje polecenie i przygotować obu
Paniom czarne suknie.
Panna Helena skrzywiła się.
Zdawało mi się, że pracuję tu jako hona, a nie pokojówka...
l ~7 acJa' tylko że jako pokojówka sprawuje się pani znacznie
dr J' , Przyszłości radzę poszukać sobie zajęcia przy sukniach i nie
_, zyc dzieci. Haniu, Dieterze, chodźcie do salonu. Jest tam więcej
mieJsca niż tu!
w Cena rzuc*ła za wychodzącymi piorunujące spojrzenie, zmięła
asowane już koronki i cisnęła na podłogę. Nie miała najmniejszej
51

ochoty szukać żadnych czarnych sukien. Otworzyła szufladę, w której
trzymała interesującą powieść, i zabrała się do lektury. Żeby ktoś
wchodząc przypadkiem, nie zarzucił jej próżnowania, wzięła do ręki igłę
i udawała, że naprawia koronki.
Długo nie czytała, bo do pokoju weszła Inga i poprosiła o przy-
gotowanie czarnych sukien, także dla matki. Panna Helena nie
ukrywała niezadowolenia z "ciągłego pomiatania" i nie omieszkała
powiedzieć o tym głośno. Bardzo się zdziwiła, że pani Inga nie
próbowała oponować, a wręcz przeciwnie kazała jej się wynieść.
Jak wielu pracowników, panna Helena uważała się za niezastąpioną,
a tu nagle wymówienie! Próbowała przepraszać, tłumaczyć się prze-
pracowaniem, nawałem zajęć, ale Inga zasypała ją zarzutami o niewłaś-
ciwym traktowaniu dzieci, po czym ucięła całą rozmowę krótkim
stwierdzeniem: pierwszego maja panna Helena ma opuścić zamek
Lindeck.
Ubrane już w czarne suknie obie damy zasiadły w salonie i nie
przejmując się obecnością Anity zaczęły głośno zastanawiać się nad
krojem żałobnych strojów i wyborem najlepszego domu mody w Ber-
linie, gdzie zamierzały złożyć zamówienie. Z rozmowy wynikało, że nie
będą żałować grosza na najdroższe toalety i Anita nie mogła się nadziwić
ich rozrzutności, skoro wiedziały, że otrzymają tylko niewielką część
spadku po wuju.
Temat najwyraźniej odpowiadał obu kobietom, bo szybko zapom-
niały o odgrywaniu roli pogrążonych w smutku krewnych i o obecności
Anity, sądząc zresztą, że jest ona mocno zajęta dziećmi.
Gdy skończyły, Inga jakby od niechcenia odezwała się do przyrod-
niej siostry:
Wiesz, Anito, że wymówiłam już pracę pannie Helenie. Odejdzie
pierwszego maja, więc chciałam de prosić o szybkie znalezienie tej
nauczycielki, bo gama na pewno nie będę miała na to czasu. Po śmierci
wuja Manfreda zupełnie nie mogę się pozbierać i sporo czasu upłynie,
zanim wrócę do psychicznej równowagi.
Chętnie się wszystkim zajmę, Ingo, choć i mnie trudno otrząsnąć
się z tego nieszczęścia.
Inga kiwnęła tylko głową i przysiadła się do matki wertującej stos
najnowszych żurnali mody.


Jasnowłosa dziewczyna w sportowym stroju wyszła z lasu na szosę
,0\vadzącą do pobliskiej wioski. Na głowie miała prosty kapelusz,
który teraz zdjęła i włożyła do torby. Spod rozpiętej bluzy widać było
flanelową koszulę.
Dziewczyna rozglądnęła się dookoła przymrużywszy żywe brązowe
oczy, nie przyzwyczajone do jasno święcącego słońca. Nuciła coś wesoło
nod nosem i machając bukietem leśnych kwiatów ruszyła w stronę
wioski.
Nazywała się Herma Heli i z dumą zawsze podkreślała, że jej
nazwisko w sam raz oddaje cechy charakteru, których nie musi się
wstydzić: jasne spojrzenie, jasny uśmiech i przejrzyste zamiary.
Zwłaszcza teraz miała Herma szczególny powód do zadowolenia
i patrzenia na świat z radością: kilka dni temu zdała końcowy egzamin
i uzyskała dyplom nauczycielki. Dla odpoczynku wybrała się na pieszą
wędrówkę w dolinę Lahnu. Na nic więcej nie było ją po prostu stać. Po
zmarłych rodzicach pozostał jej niewielki spadek, ale prawie wszystko
zdążyła już wydać na pokrycie kosztów kształcenia. Zostało zaledwie
kilkaset marek; za mało na podróż, jednak wystarczająco na pieszą
wędrówkę po okolicy. Później poszuka sobie odpowiedniej posady.
Wpierw jednak chciała przewietrzyć trochę głowę od wielce naukowych
formułek i rozprostować kości po długich tygodniach ślęczenia nad
książkami. Czasami trzeba zaryzykować powiedziała sobie po
zdaniu egzaminu i zrezygnowała z pokoju wynajmowanego u pani
Brausig. Spakowała swój niewielki dobytek i poprosiła gospodynię
0 przechowanie go do czasu, aż poda jej adres, pod który należy wysłać
walizę. ,
W podręcznej torbie miała tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Nie nosiła
Prowiantu, bo po drodze zawsze zatrzymywała się gdzieś w gospodzie,
a na wszelki wypadek zabierała torebkę z kanapkami.
Teraz torebka była pusta. Do wieczora jakoś wytrzyma, a dziś
Jeszcze stacją na coś ciepłego, niezbyt drogiego, skoro zamierza dojść do
Rgnu, przynajmniej do Koblencji.
Co dalej, nie myślała. Dobry Bóg zawsze coś znajdzie dla kogoś, kto
ce pracować i z radością wykonywać swoje obowiązki. Byle się nie
53

poddawać i kontynuować tę wspaniałą wędrówkę, bo kto wie, czy
kiedykolwiek znajdzie się jeszcze podobna okazja.
Herma stała już przy szosie, gdy nadjechał sportowy samochód.
Widziała, jak siedzący obok kierowcy mężczyzna zdejmował palto,
a rzucając je na tylne siedzenie nie zauważył wysuwającej się z kieszenie
żółtej koperty, która wypadła przez otwarte okno. Krzyknęła, ale hałas
silnika zagłuszył słowa, a samochód szybko się oddalił.
Wybiegła z przydrożnego rowu i rozpaczliwie zaczęła wymachiwać
rękoma, ale ani pasażer, ani szofer nie zwrócili na nią uwagi. Z daleka
zdążyła tylko odczytać numer: 1722. Zapisała go w notesie i podniosła
leżącą kopertę. Na odwrocie był odręczny napis: "Po mojej śmierci
otworzyć w obecności dyrektora mojej firmy".
Stała i patrzyła za szybko znikającym samochodem.
Pasażer będzie się dziwił, gdy nie znajdzie koperty w kieszeni. Być
może są w niej ważne dokumenty; jest dosyć gruba. Czy jest jakiś sposób
na oddanie zguby właścicielowi. Masz przecież numer samochodu.
Dobrze, Hermo, że o tym pomyślałaś. Jest: 1722! Aleś ty głupia! Widać,
że nie znasz się na samochodach. Trzeba było przede wszystkim odczytać
litery. To one wskazują miejsce zamieszkania właściciela! Boże, i ty chcesz
zostać nauczycielką? Biedne dzieci, które będziesz uczyła!
Tak ganiać samą siebie zastanawiała się, co robić. List jest bez
wątpienia ważny. Kto wie, czy dla znalazcy nie przewidziano nagrody.
Powinnaś się postarać, Hermo, i nie dać sobie sprzątnąć okazji sprzed
nosa. Skąd ten samochód jechał? Przypuszczalnie z Koblencji. Jadąc
z taką prędkością mógł wyjechać stamtąd jakąś godzinę temu.
Ważyła kopertę w dłoni, a potem wsunęła ją do pustej torebki na
prowiant. W gospodzie powie, że znalazła list i poda adres jakiegoś
hoteliku trzeciej klasy w Koblencji, gdzie właściciel może odebrać
zgubę. Jeżeli mu na tym zależy, wróci tą samą trasą i będzie pytać
w każdym możliwym miejscu, zwłaszcza zaś w gospodach. Nie wy-
kluczone, że zjawi się jeszcze dziś. Ona jutro wyruszy w kierunku
Koblencji, więc jeżeli samochód stamtąd wyjechał, właścicielowi będzie
łatwiej się z nią skontaktować.
Szła przed siebie, ale jakby z mniejszą ochotą. Raz po raz odwracała
się, by sprawdzić, czy nie zobaczy wracającego samochodu. Przejeżdżały
inne, ale nie ten duży, sportowy, z którego wypadła koperta.
54


Dotarła wreszcie do wioski, a schludna i uprzejma karczmarka
ała się kobietą tak rozmowną, że Herma już po kilku minutach
^wiedziała jej o przygodzie z listem.
P _____ 2 powodu listu raczej nikt nie zawraca z drogi, ale gdy będą go
kac, z pewnością tu zaglądną przekonywała karczmarka.
Herma uspokoiła się, poprosiła o wynajęcie pokoju i zamówiła
kolację- W gospodzie było naprawdę czysto. Z podręcznej walizki
eła nową bluzkę, a na to miejsce włożyła kopertę. Umyła się, uczesała
oiekne, jasne włosy i szybko zeszła na dół zwabiona zapachami
dolatującymi z kuchni.
Wciągu najbliższej godziny nawet nie pomyślała o kopercie, później
zresztą też nie, bo położyła się wcześnie spać, by o świcie wyruszyć
w drogę i o ile się uda jeszcze jutro dojść do Koblencji, a potem
zwiedzić okolicę idąc w górę rzeki.
Zasnęła natychmiast i obudziła się dopiero, gdy służący głośno
zastukał do drzwi.
Zerwała się na równe nogi, a jak potem wymyła się cała w malutkiej
miednicy, pozostanie już jej tajemnicą. Wykonała też kilka zwyczajo-
wych ćwiczeń gimnastycznych, a rozczesując śliczne włosy wesoło
podśpiewywała. O żółtej kopercie zdążyła zapomnieć.
Spakowała podręczną walizkę, zostawiając tylko torbę na prowiant.
Kupi sobie coś na drogę, więc kopertę musiała wyjąć i przełożyć na dno
walizki. Jeżeli miała dla właściciela jakieś znaczenie, z pewnością zrobi
wszystko, by ją odzyskać. Herma nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby
jakimś cudem nie mogła mu jej zwrócić.
Zjadła ze smakiem śniadanie, zapłaciła niezbyt wysoki rachunek
1 ruszyła w drogę, wzdłuż doliny Lahnu.
Dziś szło jej się gorzej niż wczoraj, bo cały czas musiała nieść walizkę
w r?ku, dopiero później udało jej się zatrzymać sympatycznego woźnicę,
który bryczką podwiózł ją aż do samej Koblencji. x
Do miasta dotarli już pod wieczór, gdyż zatrzymywali się wielo-
rtnie, to aby konie odpoczęły, to aby podziwiać niezwykle piękne
okolice.
Herma bez trudu odnalazła wskazany w przewodniku hotelik
icszyła się, że rzeczywiście pokoje były tam czyste, a jedzenie
rgie. Zadowolona położyła się do łóżka, ale zanim zasnęła, wróciła
55

myślami do poprzedniego etapu wędrówki i przygody z kopertą. Jutr0|
spróbuje odszukać właściciela samochodu z numerem 1722. Może mię
w Koblencji i zechce od razu wypłacić nagrodę za odng
zienie zguby... Gdyby tak się stało, mogłaby sobie pozwolić na przejażc,
parowcem po Renie. Wyobrażając sobie uroki takiej wycieczki, zasnę
Kurt von Fuchs chciał znaleźć się czym prędzej w Berlinie i nawet
mu do głowy nie przyszło, że zgubił bezcenną kopertę. Zapomniał, %
włożył ją do kieszeni płaszcza i gdy zrobiło mu się za ciepło, zdjął okrycie
i rzucił na tylne siedzenie. W czasie jazdy nie zwracał uwagi na płaszcz,
a wysiadając założył go i pospiesznie wbiegł od razu do mieszkania.
Najpierw poprosił gospodynię, żeby przygotowała szoferowi kola-
cję. Wtedy to zobaczył leżący na stoliku telegram. Dobrze wiedział, jaką
wiadomość zawiera, ale otworzywszy go, odegrał przed zdumionym
kierowcą prawdziwą histerię. Wbiegł do kuchni i wymachując depeszą
przed oczyma gospodyni krzyczał:
Wszechmogący Boże! Mój biedny wuj! Umarł na serce... Musz?
natychmiast wracać do Lindeck. Niech pan szybko zje, Kreiner,
zatankuje samochód i będzie gotów do drogi. Dobrą godzinkę będę
zajęty, ale później ruszamy, żeby nad ranem być już na miejscu. Biedna
matka, ona z bólu chyba postrada zmysły.
Szofer posmutniał na wieść o zgonie swego pracodawcy i drżącym ze
wzruszenia głosem złożył Kurtowi kondolencje. Obiecał też zrobić
wszystko, co mu polecił, sądząc, że rozmawia już z nowym panem
zamku Lindeck. O tym, że majątek Hallerstedta dostanie się w ręce!
kogoś z rodziny von Seebach lub von Fuchs, nikt spośród służby nie'
wątpił i wszyscy o tym głośno rozmawiali. Jedynie stary Franciszek1
milczał podejrzewając, że wcale nie było to takie pewne...

j
Kurt wszedł do swojego pokoju i wtedy przypomniał sobie o koper-
cie z testamentem. Sięgnął do kieszeni płaszcza i... osłupiał. Stał bez
ruchu przez chwilę, a potem nerwowo przeszukał dokładnie całe palto.
Gdzie, u licha, podziała się żółta koperta? W Lindeck z cała pewnością
przełożył ją z marynarki, gdyż nie się mieściła w kieszeni. Miał ją jeszcze
w Koblencji, gdzie zatrzymali się na posiłek w zajeździe. Nie zdejmow ał
wtedy płaszcza, a siedząc w samochodzie, czuł, że sztywny papier uwiera
go przez marynarkę. Później już nigdzie nie wysiadał, ale po połud >1U
56


aźnie się ociepliło i musiał zdjąć płaszcz. Rzucił go na tylne siedzenie.
# Berlinie nie sprawdził, czy koperta była w kieszeni, więc jeżeli
adła, powinna leżeć w samochodzie; pewnie na podłodze, bo na
Rdzeniu musiałby ją zauważyć.
pobiegł do kuchni.
__ Daj mi szybko klucze, Kreiner. Zapomniałem coś z samochodu.
Skacząc po kilka stopni wybiegł przed dom i z narastającym
niepokojem dokładnie zaglądał do każdego zakamarka za siedzeniami.
Po żółtej kopercie nie było ani śladu. Bladymi ustami rzucał jedno
przekleństwo za drugim, ale poszukiwania i tak okazały się bezskutecz-
ne. Wniosek nasuwał się wprost przerażający: koperta wypadła z płasz-
cza gdzieś po drodze! Tylko kiedy i gdzie?
Wchodził powoli po schodach zastanawiając się, co teraz począć.
Wyobrażał sobie reakcję matki, gdy dowie się o stracie dokumentu.
Kazała mu go zniszczyć po przeczytaniu, owszem, ale co powie, gdy
zguba się odnajdzie? Znalazca pomyśli, że w kopercie mogą być
pieniądze lub papiery wartościowe i z pewnością ją otworzy. Przeczyta
też treść, a co zrobi później, Bóg raczy wiedzieć! Wszystko zależy od
tego, w czyje ręce dokument wpadnie.
Kurt usiadł w fotelu i zamyślił się. Mógł liczyć na szczęśliwy obrót
sprawy tylko w dwóch przypadkach: po pierwsze, gdy koperty nikt nie
znajdzie i leżąc gdzieś w rowie papier ulegnie zniszczeniu. I po drugie,
gdy trafi do rąk kogoś niezbyt rozgarniętego, a ten bezmyślnie ją podrze
lub nie znalazłszy wewnątrz nic wartościowego nie będzie starał się
odszukać właściciela.
Na samą myśl, że znalazca trafi ze zgubą do zamku Lindeck, Kurta
blał zimny pot. Obrzucał samego siebie po kolei wszystkimi wyzwis-
kami, jakie tylko przyszły mu do głowy. Jak mógł nie dopilnować tak
ważnego dokumentu? Trudno, ale co dalej? W drodze powrotnej
mgłby zatrzymywać się w każdej gospodzie i pytać o kopertę, ale wtedy
1 tak rozniesie się wieść, że testament wuja został zgubiony. Do tego nie
mzna dopuścić! Jeżeli ktoś znalazł kopertę i odeśle ją do zamku, to
2adnyni wypadku nie może paść podejrzenie ani na niego, ani na
tkę lub Ingę, że mieli coś wspólnego z zaginięciem testamentu. Jeżeli
s znalazł zgubę, to wiadomość o tym musi dotrzeć do Lindeck
C14gu najbliższych dni. W przeciwnym razie można uznać testa-
57

ment za ostatecznie stracony, bo nawet odnaleziony, będzie nie do
odczytania.
Czekają więc Kurta ciężkie chwile oczekiwania. Od jutra każdy liS(
musi trafić do niego. Nie będzie to trudne do załatwienia, bo po śmierci
wuja korespondencją zajmie się matka.
Odetchnął z wyraźną ulgą, choć wiedział, że czeka go jeszcze
najgorsze: rozmowa z matką. Nic, tylko wyrzuty! A przecież nie
szczędził ich sam sobie już teraz. Jak mógł być tak beztroski? Cóż,
wspomnienie wydarzeń w gabinecie wuja nie opuszczało go ani na
chwilę. Cały czas uparcie dręczyła go myśl, że swoim grubiańskim
zachowaniem przyspieszył śmierć starszego pana, i co najgorsze
zrobił to z premedytacją, chciał, żeby wuj się zdenerwował i umarł.
Jak do tego doszło? Przecież nie mógł pozwolić, żeby ni stąd ni zowąd
jakiś przybłęda i do tego bękart sprzątnął mu sprzed nosa ogromny
spadek! Za kilka dni czy tygodni wuj i tak wyzionąłby ducha, czy za-
tem należy czynić sobie aż takie wyrzuty? Gdyby ten nieszczęsny
testament nie zginął! Wspomnienia, choćby najgorsze, z czasem się
zamazują...
Siedział tak pogrążony w myślach z dobrą godzinę. Wreszcie podjął
ostateczną decyzję: nigdzie nie będzie pytać o zgubione dokumenty.
Gdyby przypadkiem się odnalazły, jego zadaniem i matki będzie jak
najszybsze ich zniszczenie. Innego wyjścia nie widział, a ochłonąwszy
zupełnie, kazał sobie podać kolację. Zjadł i natychmiast wyruszył
w drogę powrotną do Lindeck.
W samochodzie Kurt próbował zasnąć, ale uporczywie powra-
cające myśli o zgubionym testamencie nie pozwoliły mu zmrużyć oka
ani na chwilę.
Dotarł do celu rankiem, gdy matka wraz z córkami siedziały jużi
przy śniadaniu. W obecności Anity nie mógł zdradzić się ani słowem
z dręczących go .kłopotów, więc barwnie opowiadał o swoich przeży-;
ciach po przeczytaniu telegramu. Matka słuchała ze współczuciem,
a potem sama dała upust swojej rzekomej rozpaczy, próbując mimo
wszystko trzymać się dzielnie.
Anita, przysłuchując się z boku, zauważyła, że macocha i jej dzieci
wymieniają między sobą dziwne, porozumiewawcze spojrzenia. Nie
mogła oprzeć się wrażeniu, że za ich słowami kryje się jakaś tajemnica.
58


bne uczucie ogarnęło ją wczoraj, gdy zauważyła nagłą zmianę
? ostępowaniu tych trJga'
W PO śniadaniu pani von Seebach zaproponowała synowi, żeby razem
l O0modlić się przy trumnie, w której jeszcze wczoraj złożono
p0SZll y
zmarłego-
Anita zauważyła, że Kurt zbladł jak ściana.
__ Czy muszę tam iść, mamo? spytał cicho. Widok niebosz-
czyków zawsze mnie przeraża.
Nie pleć bzdur! Wuj wygląda, jakby zasnął przed chwilą.
Zmówisz przynajmniej pacierz za niego.
Renata patrzyła na syna wręcz błagalnym wzrokiem. Wstał i razem
wyszli z pokoju.
Trumna stała na katafalku w sypialni Manfreda Hallerstedta.
Przy drzwiach Kurt chwycił matkę za rękę.
Nie mogę, mamo. Oszczędź mi tego!
Popatrzyła na niego ze współczuciem i byłaby ustąpiła, gdyby
z sąsiedniego pokoju nie wyszedł Franciszek.
Weź się w garść! rzuciła cierpko i otworzyła drzwi.
Lokaj wyraźnie widział pobladłą twarz młodego von Fuchsa
i trudny do opisania grymas, jaki się na niej pojawił.
Tak wygląda ktoś, kto ma nieczyste sumienie pomyślał stary
sługa, widząc, jak pani von Seebach niemal siłą wciąga syna do sypialni,
która stała się teraz pokojem pogrzebowym pana Manfreda.
Franciszek cofnął się do pokoju, ale nie odchodząc od drzwi usłyszał
słowa Renaty:
~- Nie wygłupiaj, się Kurt! Przecież nie musisz na niego patrzeć,
a cnciaż przez chwilę możesz wytrzymać.
Dosłownie po chwili Franciszek usłyszał zamykanie sąsiednich
rz*i: matka i syn rzeczywiście weszli tylko na moment. Ciekawe,
aczego młody panicz tak nagle załamał się nerwowo? zastanawiał
^jr stary sługa. Zawsze udawał bohatera. Coś musi się za tym kryć.
Przypomniał sobie znowu, że po śmierci jego pan miał już zam-
"o musiał przy nim być. Zapewne ktoś z krewnych... A prze-
C1^z Pęk kluczy leżał wtedy na biurku! Czy nie dlatego pani von Seebach
) zależało na schowaniu ich w obecności służącego, że
tak
59
Kni?te oczv.

wcześniej zdążyła już je wykorzystać? Zaraz po tym, jak zamknęła bratu
oczy?
Franciszek nigdy nie ufał Renacie ani tym bardziej jej synowi, jj,
był tylko lokajem i wolał się nie wtrącać do spraw rodziny...
Zajął się swoimi czynnościami, lecz wciąż powracały dręczą^
go myśli.
Pani von Seebach wprowadziła Kurta do swojego pokoju i od razu
skoczyła na niego z wymówkami:
Jesteś przecież mężczyzną, Kurt. Jak mogłeś się tak zachować?!
Usiadł w fotelu ze spuszczoną głową.
Wiesz dobrze, że umarł, ponieważ źle wyraziłem się o tym
bękarcie.
Powiedział to głośno i matka z przerażeniem w oczach zatkała mu
ręką usta, jakby nie chciała, by mówił dalej. Nie wiedziała natomiast, że
Anita weszła na chwilę do pokoju sąsiadującego z salonem. Dziewczyna
zrozumiała każde słowo. Po cichu wyszła na korytarz, oparła się o ścianę
i złapała ręką za serce. Dotarło do jej uszu tylko jedno zdanie Kurta, ale
wyraźnie znaczyło, że on czuje się odpowiedzialny za śmierć wuja
Manfreda. Zastanowiła się nad każdym słowem i zrozumiała, że stało się
coś, o czym nie wie. Czyżby w chwili śmierci Manfred Hallerstedt nie był
sam? Co Kurt chciał ukryć, wyjeżdżając tak nagle do Berlina, a matka
i siostra wróciły do wuja, twierdząc, że chciał się zdrzemnąć? Skąd taka
nerwowość obu pań i nagły przypływ uprzejmości? Czekały wtedy
niecierpliwie na powrót Franciszka, żeby to on zawiadomił wszystkich
o śmierci pana.
Westchnęła ciężko.
Ani przez chwilę nie wierzyła w bajkę, że Kurt opowiadał wujowi
śmieszną anegdotę. Jak miał to zrobić, skoro przed chwilą w pokoju na
górze aż kipiał z nienawiści do starszego pana? A on rzekomo pozwolił mu
wrócić do Berlina jego sportowym wozem... Bzdura! Skąd jednak mowa
o bękarcie? O kogo tu chodzi? Gdyby Gunnar był na miejscu, mogłaby
z nim porozmawiać o swoich wątpliwościach i spytać, co o tym sądzi.
Bogu dzięki, że przyjedzie już dziś wieczorem!
Macocha wspomniała o tym dziś rano, stwierdziwszy, że zrobiła już
wszystko, co mogła, a resztą zajmie się dyrektor Lundstróm, który o
pewno otrzymał od wuja dyspozycję na wypadek śmierci.
60


'ta cieszyła się na powrót Gunnara także z innego względu. Bała
niechcący znowu usłyszy strzępy rozmów Renaty i Kurta, i nie
S'?JZ wiedziała jak postąpić. Gdy Gunnar wróci, tamci przestaną
SP! p j von Seebach, trzymając rękę na ustach syna, rzekła ostro:
__ Nie opowiadaj głupstw i przestań zmyślać! Dni Manfreda i tak ,
były policzone i gdyby przypadkiem igła spadła obok niego,
estraszyłby się i umarł na serce. Skutek byłby więc taki sam, jak po
twoich niewiele znaczących wyzwiskach.
Kurt miał ochotę krzyknąć, że nie były to wcale błahe słowa, lecz
świadomie wybrane obelgi, które miały wuja wytrącić z równowagi
j __ w rezultacie zabić.
Zacisnął tylko usta i patrzył przed siebie. Matka trwożliwie roz-
glądała się dookoła. Podeszła do drzwi pokoju Anity, zajrzała, a ponie-
waż nikogo nie było, podeszła do Kurta.
A teraz najważniejsze, synu. Przejrzałeś testament i zniszczyłeś?
Kurt przeciągnął bezradnie ręką po włosach.
Ani jedno, ani drugie! Nie zdążyłem, bo zgubiłem kopertę.
Zbladła i osunęła się na fotel.
Zgubiłeś? Chyba zwariowałeś. Takich rzeczy się nie gubi...
Zaśmiał się ochryple.
Dla przyjemności na pewno nie! Czułem się okropnie, mając
ciągle przed oczyma twarz umierającego wuja. Było mi gorąco, więc
zdjąłem płaszcz, do którego włożyłem kopertę, bo w kieszeni marynarki
si? nie mieściła i bałem się, że będzie widoczna. W czasie jazdy musiała
wypaść z samochodu, ale nie wiem ani kiedy, ani gdzie. Stwierdziłem jej
brak dopiero w Berlinie.
Pani von Seebach nerwowo przebierała palcami, gdy Kurt usiłował
P zeiconać ją używając argumentów, które jemu zdołały przywrócić
pokój. Oboje doszli do wniosku, że pozostała im tylko nadzieja, iż
^zczęsny dokument nigdy już nie ujrzy światła dziennego, bo gdyby
kl T8 CUc*eni znalazł się w zamku Lindeck, dla nich oznaczałoby to
? Patrzyli na siebie z wielce zasmuconymi minami, ale bynajmniej
^ z Powodu śmierci Manfreda, lecz ze zmartwienia o losy żółtej
perty zawierającej jego testament.

-'
VI
Następnego dnia Herma Heli zaczęła poszukiwania w Koblenc,
samochodu z numerem 1722. Wzięła ze sobą żółtą kopertę i udała sie
pod wskazany adres. Wóz stał przed domem i z daleka było już widać, ^
to nie on przejeżdżał wtedy drogą. Tabliczka z numerem przykręcona!
była do starego niedużego auta, a nie do eleganckiej sportowej maszym
z której wypadła koperta.
Dziewczyna posmutniała, że nie otrzyma nagrody za zwrot zgubj
ale specjalnie się nie zmartwiła. Trochę pieniędzy jeszcze jej zostało
i może sobie pozwolić na kilkudniowy pobyt w Koblencji, a nawet na
przejażdżkę parowcem po Renie. Było tu tak cudownie. Kto wie, cz\
kiedykolwiek przyjedzie tu jeszcze raz?
Żyła najskromniej, jak mogła, i starała się wydawać jak najmniej
pieniędzy. Pogoda była wyjątkowo piękna, choć był dopiero kwiecień
idealna wprost na piesze wędrówki. Dziewczyna chłonęła wrażenia, by
zapamiętać je na długie lata. Płynąc parowcem patrzyła na skąpane
w słońcu krajobrazy i pełna zachwytu stawiała sobie pytanie: Boże, ile
kosztuje świat? Chyba sporo, a mimo to ja czuję się tak bogatą, jakby
cały był już mój!
Co wieczór jednak, gdy wracała do hoteliku, zabierała wyłożone tam
gazety kolońskie i koblenckie. Najpierw czytała ogłoszenia o zgubach,
czy przypadkiem ktoś nie szuka żółtej koperty, a potem przeglądała
oferty pracy. Może dopisze jej szczęście i znajdzie się posada tu, nad
Renem? To byłoby cudownie. Chętnie wróciłaby w rodzinne strony,
w okolice Hanoweru, ale z góry wiedziała, że na pracę musiałaby taffl
czekać dość długo.

Już drugiego dnia wieczorem natrafiła w kolońskiej gazecie n*
ogłoszenie, któjre kazał zamieścić Manfred Hallerstedt tuż przed swój?
śmiercią. W zamku Lindeck poszukiwano wprawdzie nauczycielki dla
pięcioletniej dziewczynki i sześcioletniego chłopca, a Herma liczył*
raczej na pracę ze starszymi dziećmi, mimo to postanowiła odpowi*"
dzieć na ofertę. Ostatecznie, pieniądze były ważniejsze od ambicji, a d"
tego mieszkałaby w zamku! Już widziała siebie przechadzającą się P
komnatach w towarzystwie swoich wychowanków. To byłoby cos-
62


, :echnęła się do siebie, a sprawdziwszy na mapie, że zamek Lindeck
ł /ony Jest w pi?knej okolicy, postanowiła natychmiast odpowiedzieć
P ogłoszenie.
Nie zastanawiając się już dłużej, przygotowała odpis dyplomu
. J0)ączyła napisaną z rozmachem prośbę o posadę. Zdania układały się
me a brzmiały tak optymistycznie, że czytając potem list drugi raz
Herma zastanawiała się, czy go nie zniszczyć i nie napisać zwykłego
odania, bardziej oficjalnego. Ostatecznie postanowiła wysłać list w tej
njerwszej wersji. Być może rodzice dzieci nie będą sztywnymi formalis-
tami i napisany "od serca" list zrobi na nich wrażenie. Dobrze byłoby też
trafie do rodziny miłej i schludnej. Nie lubiła ludzi brzydkich. Przekony-
wała samą siebie, że wygląd o niczym nie świadczy, ale nie potrafiła
wyzbyć się podejrzeń.
Wzięła swoją fotografie: No, droga Hermo, na surową nauczycielkę
to ty nie wyglądasz! pomyślała. Czy zawsze musisz się uśmiechać?
Nie masz chyba zbyt wielu powodów do radości. Ktoś patrząc na twoje
zdjęcie może zwątpić, czy podołasz obowiązkom nauczycielki. Trzeba
było u fotografa założyć sobie okulary i sztuczny wydatny nos, albo
przynajmniej przypomnieć słowa opiekuna, który często powtarzał:
"Więcej powagi i uległości, Hermo! Jesteś biedną dziewczyną i musisz
walczyć o byt z zaciśniętymi zębami".
Uśmiechnęła się na wspomnienie swojego opiekuna, który ode-
tchnął z ulgą, gdy osiągnęła pełnoletność i nie musiał już zwracać
uwagi na jej zachowanie. Boże drogi, czy mogła wyzbyć się wesołego
usposobienia, które jak pas ratunkowy pomagało jej pokonać wzbu-
rzone fale trudności, jakich nie szczędziło życie. To ono nauczyło
J3 powagi i zmuszało do poważnego traktowania, a że przy tym
pozwoliło na zachowanie dobrego humoru? Dzięki Bogu! On też
sprawi, że ci ludzie z zamku Lindeck dostrzegą w jej uśmiechniętej
warzy coś, co skłoni ich do przyjęcia oferty. Nie powinna ukrywać
P awdy o sobie, pisząc do nich oficjalny list, zwłaszcza że po przeżyciach
s atnich dni miała ochotę wykrzyczeć swoją radość przed całym
światem.
Nakleiła kopertę i postanowiła wrzucić ją do skrzynki pocztowej
ZC2e Przed kolacją. Właściwie była już bardzo głodna. Boże, ileż to
wiek potrafi przejeść pieniędzy!
63

Przeliczyła zawartość sakiewki i stwierdziła, że dziś może soble
pozwolić na kotlet schabowy z pieczonymi ziemniakami. Wkrótce, być
może, dostanie pierwszą w życiu posadę. Czy aby w zamku Lindeck
dobrze gotują? Jeżeli tak, to przynajmniej raz w tygodniu może liczyć na
ulubioną pieczeń cielęcą z jarzynami i coś słodkiego na deser. Ale nie
czas na marzenia...
Po obiedzie wzięła z recepcji gazety. Być może ktoś szuka zgubionej
żółtej koperty i dał ogłoszenie. W dzisiejszych dziennikach go jednak nie
było. Pozostanie w Koblencji do najbliższej soboty i jeżeli nikt się nie
zgłosi, trzeba będzie uznać, że w kopercie nie ma ważnych dokumentów
i nikt jej nie poszukuje.
W ciągu tych kilku dni Herma trafiła na inne ogłoszenia dotyczące
pracy, wysłała swoje oferty, ale po cichu liczyła, że otrzyma pozytywną
odpowiedź z zamku Lindeck. W przewodniku przeczytała, że sam
obiekt wart jest zwiedzenia, więc nie mogła oprzeć się myśli, by przed
wyjazdem przynajmniej obejrzeć to "wymarzone" miejsce.
Żółtą kopertę, po którą nikt się nie zgłaszał, schowała na dno
podręcznej walizki. Jakoś nie miała odwagi rozpieczętować listu, choć
nie było wykluczone, że wewnątrz znajdowała się jakaś informacja
prowadząca do właściciela. Czytanie czyjeś korespondencji wydawało
jej się nieuczciwością. Być może po roku, jeżeli adresat się nie odnaj-
dzie, ona zdecyduje się na otwarcie koperty, gdyż najwyraźniej nie ma
w niej nic cennego. Z pewnością człowiek, który sporządził na odwrocie
listu odręczną notatkę, posiada kopie dokumentów albo też może je
w każdej chwili sporządzić i wcale nie przejmuje się stratą tych, które
ona znalazła. Musiał to być ktoś ważny, skoro do zarządzania przedsię-
biorstwem zatrudniał dyrektora i jemu przekazał kopertę z polecenia-
mi na wypadek swojej śmierci.
Tymczasem niech sobie zguba poleży w walizce, a jeśli Bóg ze-
chce, by się odnalazła, w odpowiednim czasie da znać. Szkoda te; \?
tracić cenny czas tak pięknie rozpoczętych ostatnich wakacji. Naj\
raźniej Opatrzność była tego samego zdania, bo pogoda poprawi
się z dnia na dzień. Jak na kwiecień zrobiło się wyjątkowo cier
świeciło słoneczko. Łąki pozieleniały, a pąki na drzewach dosłow
rosły w oczach. W czystym powietrzu rozbrzmiewał śpiew skown
ków i kosów. Herma czasami aż przystawała z zachwytu, a zamknąw
64


mówiła głośno: Mój Boże, czyżbyś to wyczarował tylko dla
cz^7 jakże piękny jest ten Twój świat!
flinlfr''e sądziła jednak, że najpiękniejszym stworzeniem na tym świecie
-J-.A r-,*-k^41m \rinAil \*\,\n 10 f\ /-nrr*1 f\-n Q *7 ClLV\1f 1 cłr\ff\\n
clL
<ł"~ J - " - - "
sama, gdyż rzadko kiedy była zadowolona z siebie i starała się
b via IIA J"*' " J " ~
ze poprawiać swoje niedoskonałości. Czas mijał szybko i za-
z ovvane wakacje zbliżały się ku końcowi. Pozostała jeszcze tylko
jrizyta w zamku Lindeck.
Tymczasem tam zapanowała wyjątkowo napięta atmosfera. Wszys-
cy niecierpliwie wyczekiwali przyjazdu dyrektora Lundstróma, jakby to
od niego zależało, czy powróci tam spokój po niespodziewanej śmierci
pana domu. Poniekąd wszyscy mieli rację, gdyż nawet za życia
Manfreda Hałlerstedta dyrektor zarządzał nie tylko winnicami, wy-
twórniami wina i piwnicami, ale także samym zamkiem. Od lat był
prawą ręką właściciela.
Gdy Gunnar Lundstróm wreszcie dojechał, wszyscy odetchnęli
z ulgą.
Pani von Seebach surowo nakazała kierowcy wyjeżdżającemu na
dworzec po młodego pana, by ani słowem nie zdradził, że pan
Hallerstedt nie żyje. Czekała później przed bramą aż samochód
nadjedzie i natychmiast poprosiła podróżnego do siebie. Gunnar
wolałby pójść od razu do Manfreda i podzielić się z nim wiado-
mością, o której dowiedział się z listu matki, ale doszedł do wniosku,
że być może chory ojciec nie czuje się najlepiej i trzeba najpierw
porozmawiać z panią von Seebach.
Wszedł z nią do salonu, gdzie czekała już Inga von Holst. Młoda
wdowa wyglądała bardziej ponętnie niż zwykle i przywitała gościa
P omiennym uśmiechem. Gunnar przyjrzał jej się dokładnie i dopiero
eraz zobaczył, że obie kobiety noszą żałobne suknie. Serce zaczęło mu
ocno bić. Patrzył szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co powie-
2lec- Pocałował damy w rękę i głosem drżącym ze wzruszenia rzekł:
. ~~ Szanowna pani życzyła sobie rozmawiać ze mną. Ale widzę...
bne stroje... proszę więc mówić.
, Cnata von Seebach podeszła z wysuniętą do przyjęcia kondolencji
Ł ^a Inga wytarła chusteczką oczy.
Jak sądzę, domyślił się pan, panie dyrektorze, jakie nieszczęście
s spadło. Wczoraj mój najdroższy brat zmarł na zawał serca.
65
" Skowronek

Gunnar zbladł jak ściana, a obserwująca go z boku Inga nie rnogj
się oprzeć wrażeniu, że w tym momencie jego twarz przypominała jai
nigdy rysy wuja Manfreda.
Mój Boże, więc on... umarł? wyjąkał Gunnar i chwycił sie
mocno oparcia fotela jakby w obawie, że upadnie.
Tak, drogi przyjacielu. Wiem, że rozumie pan, jaką ponieśliśmy
wszyscy stratę odezwała się Inga podając mu dłoń.
Ledwie słyszalnym głosem złożył obu kobietom kondolencje. Serce
omal mu nie pękło. Tak czekał na spotkanie z ojcem, tak tęsknił za nim
i tak wiele rzeczy miał mu do powiedzenia, tak bardzo kochał tego
człowieka i szanował, nawet nie wiedząc, kim dla niego był w rzeczywis-
tości. I przybył za późno! Za późno, by mu to wszystko powiedzieć, za
późno, by przekazać ostatnie pozdrowienia od matki. Boże, jak szybko
do niej dołączył. Pewnie są już razem i z góry patrzą teraz na swojego
syna...
Czuł, że blednie, a do oczu napływają mu łzy. Ugiął się jak pod
straszliwym ciosem, ale szybko przezwyciężył ból i ochłonąwszy trochę
rzekł łamiącym się jeszcze głosem:
To dla mnie prawdziwy cios. Wiele zawdzięczam panu Hallers-
tedtowi, wręcz wszystko, i nigdy już nie będę mógł mu za to po-
dziękować.
Kobiety nie wiedziały, że miał na myśli wdzięczność za to, że był jego
ojcem. Same postanowiły skrzętnie przemilczeć wszystko, co dotyczyło
związku łączącego Manfreda z Gunnarem. Jeżeli on dowiedział się
o tym od umierającej matki, to nie zdecyduje się zbyt szybko na
wyznanie, że należy też do rodziny zmarłego. Jeżeli zaś nie wie, tyffl
lepiej, a smutek na jego twarzy wszyscy odczytają jako ból po stracie
dobrego i szanowanego pracodawcy.
Rozumiemy, że zgon mojego drogiego brata też pana dotknął,
zważywszy na .przyjaźń, jaką on pana darzył. Pogrążeni w żałobie
czekaliśmy pańskiego powrotu, bo jak by to powiedzieć po śmierci
Manfreda wszyscy potraciliśmy głowy. Pan zawsze był jego prawą ręk?
i wierzymy, że zdoła pan opanować sytuację i pokieruje wszystkim, jak
należy.
Gunnar zacisnął usta i z trudem się opanował. Wciąż był bardzo
blady.
66


Szanowna pani może na mnie liczyć. Proszę mi wybaczyć, ale
, JJ10ść ta zaskoczyła mnie zupełnie. Pozwólcie, panie, że trochę
cznę, ate-- wcześniej chciałbym móc pomodlić się chwilę przy
rłego.
trutnni6 /.m"-~t,~-
Matka z córką wymieniły ukradkiem spojrzenia. Inga podeszła
vbko do Gunnara i wzięła go pod rękę.
__ Oczywiście! Niech pan idzie, panie dyrektorze. Przecież tak
H hrze z wujem się rozumieliście. Trumna stoi w sypialni. Nie pójdziemy
tam bo rozumiemy, że chce pan zostać ze zmarłym sam. Nikt nie będzie
przeszkadzać.
Gunnar zdziwił się, że zawsze chłodna i nieprzystępna Inga von
Holst potrafi tak serdecznie mówić. Podziękował jej pocałunkiem
złożonym na jej dłoni.
Gdy tylko trochę ochłonę, będę do waszej dyspozycji, szanowne
panie.
Dziś wieczorem i tak nie potrafilibyśmy rozmawiać ani o spra-
wach urzędowych, ani majątkowych, panie dyrektorze. Zostawmy
wszystko do rana.
Ukłonił się, nie mogąc wyrzec ani słowa więcej. Na korytarzu oparł
się o ścianę i stał chwilę bez ruchu. Anita wyszła ze swojego pokoju
i ujrzawszy go, rzuciła się na powitanie. Zobaczywszy jego zbolałą twarz
osłupiała. Wszystko jasne! Ściągnięte, blade rysy znacznie postarzały
Gunnara i w tym momencie był on niezwykle podobny do wuja
Manfreda. A więc to on był tym bękartem, którego przeklinał Kurt!
Kiedyś już zauważyła pewne podobieństwo między wujem a młodym
Szwedem, ale dziś było ono wprost uderzające.
Zaskoczona zdumiewającym odkryciem stanęła przed Gunnarem
me wiedząc, co powiedzieć. Chwyciła go za rękę i zobaczyła, jak bardzo
Clerpi. Zatem musiał wiedzieć, że wuj był jego ojcem.
~~ Gunnarze, przyjacielu! Nareszcie pan wrócił! rzekła po cichu.
Spojrzał na nią nieprzytomnymi oczyma, jakby obudził się z głębo-
żo snu. Chciał coś powiedzieć, ale machnął tylko ręką i popatrzył
ażalnym wzrokiem. Rozumiała go bez słów.
atrz^a za nim, gdy odchodził powoli, a gdy otworzył drzwi do
a ni wuja, rzekła sama do siebie: Syn chce porozmawiać ze
Q już ojcem.
67


Musiała zrobić wszystko, żeby mu t/z^ie P^eszkadzał. Chodziła
po korytarzu tam i z powrotem, a gdy zob/ ^ła nadchodzącego lokaja,
podeszła szybko i rzekła: _
- Franciszku, dyrektor Lundstróm />si? z wuJem Manfredem.
Proszę tu poczekać aż wyjdzie i niech iVikt me P^eszkadza... Patl
przecież wie, jak on wuja lubił i szanowJ
- Nikt tego nie wie lepiej niż ja, pa/:Amto ~ rzekł stary słu8a.
- Ciągle widziałem ich razem, a roznWL ze sobą bardziej Jak Jci<*
z synem, niż jak właściciel ze swoim zar/^' Jaśme Pan bardzo cen
dyrektora Lundstróma. Teraz rzeczywA mkt nie Powinien tam
wchodzić. a
Anita kiwnęła tylko głową i pobiegła dmgie pl?tro-
Gunnar zaś ukląkł przy trumnie ojej*,/lówił do nieg' Jakby nie
wierzył, że on już nie żyje. Powiedział ^ dokładnie wszystko, co
zaplanował po przeczytaniu listu matki. n
Franciszek musiał długo czekać, aż G/" ar wyJdzie z sypialni jasnie
pana. Na widok sługi podszedł do niego i/^llczeniu uścisnął mu dłoń.
- Zostawmy wszystko do jutra, FCC1SZkU'~ rzekł P clchu
i szybko oddalił się korytarzem w stA skrzydla zamku> ktore
zajmował. :
Lokaj stał jak wryty, jakby zobaczył (^ra' ^ ~ Podobe Jak
Anicie - rzuciło mu się w oczy niezi/Le Podobieństwo młodego
Szweda do zmarłego jaśnie pana. Dlac/* ni^ przedtem tego me
zauważył?
Nie mógł tej nocy zmrużyć oka, al^nkiem usPokoił si?' gdy.
spotkawszy wypoczętego i jak zwykle spokO80 dyrektora' me dostrzegl
już tak wyraźnych śladów podobieństwa. T^ b?c Przypadkowe.
Gunnar zaś wróciwszy do swojego Q)u Padł bezwładnie na
fotel. Czuł się tak wyczerpany, jakby ju/1 gÓle nie istmał> SiedZą
teraz samotnie ntiał wrażenie, że ojciec i /.?ka s^ z nim [ obJe PatrZ$
teraz na niego z miłością. Bał się ot/^,, Czy'.by me f2"3'
rozczarowania, że ten miły obraz pows1' , iyiKU w JCBU wyuui
Ogarnął go podwójny smutek; nie przeboi^eszcze śmierci matki' , . "
musiał pogodzić się ze stratą ojca. Dladf;? me mógł teraz miec 1CJ
obojga i podziękować z całego serca za to, ^ ^ah mu ^^ ze Przekaza"
tyle dobrych i cennych cech charakteru?
68
,11 tT,ivo w jego wyobraźni-


Tei nocy nie położył się wcale. Za oknem zaczynało już szarzeć, gdy
a(y w krótki, ale głęboki sen.
^/budził sję nagle, zdziwiony, że zasnął w fotelu, i natychmiast
pomniał sobie przeżycia z wczorajszego dnia. Zacisnął zęby. Nie
^leżał jednak do ludzi, którzy łatwo się załamują. Wziął szybko, jak co
ń zimny prysznic i zastanowił się trzeźwo, co robić dalej. Ojciec
vdał mu kiedyś dyspozycje na wypadek swojej śmierci. Powiedział coś
testamencie i osobistym liście, które to dokumenty zamknął w pod-
ecznej skrytce. Przekazał też, żeby list otworzyć po czasie określonym
na odwrocie.
Gunnar nie wiedział, że ojciec napisał tam: "Przeczytaj dopiero po
śmierci twojej matki".
Przypomniał sobie teraz, że testament kazał pan Hallerstedt ot-
worzyć w obecności zaufanego notariusza firmy, a także jego oraz
krewnych, lokaja Franciszka i tych służących, którzy od lat pracowali
w zamku. Powiedział wtedy dokładnie: "Pewnie się pan zdziwi, drogi
Gunnarze, że taki testament sporządziłem, ale wszystko pan zrozumie
po przeczytaniu listu, który do niego dołączam. Proszę mi obiecać, że
dokładnie wypełni pan wszystkie moje rozporządzenia".
Gunnar miał do swojego pracodawcy bezgraniczne zaufanie, więc
bez wahania przysiągł spełnić jego prośbę, wiedząc, że nie każe mu
wykonywać czegoś nieuczciwego. Gdyby miał jakiekolwiek złe zamiary,
me podpisywałby z nim kontraktu aż na dziesięć lat, mianując przy tym
pełnomocnikiem i dyrektorem przedsiębiorstwa. Dał mu tym samym
zupełną swobodę działania, jaką tylko szef może pozostawić swojemu
najbardziej oddanemu i doświadczonemu pracownikowi. Teraz dopiero
^unnar zrozumiał, że tak mógł postąpić tylko ojciec względem syna.
wierzył mu przecież, oprócz kierowania fabryką, także zarządzanie
2amkiem.
Kontrakt trwał już dwa lata, więc będzie obowiązywał jeszcze przez
siern- Mimo tak korzystnych klauzul Gunnar nie podpisałby doku-
entu, gdyby wyraźnie nie było w nim przewidziane, że obowiązuje
Ze PO śmierci Manfreda Hallerstedta. Nie chciał, żeby jego krewni,
j zyPUszczalni spadkobiercy zamku i firmy, w jakikolwiek sposób
^ kwali w pełnomocnictwa objęte kontraktem. Nie ufał pani von
ach ani tym bardziej jej synowi, leniwemu i bezczelnemu Kurtowi
69

rości)
zamkU]
von Fuchs, który wręcz manifestował swoją wrogość i zazdri
przychylności Manfreda.
Gunnar ubrał się i poszedł do jadalni w środkowej części
gdzie zazwyczaj jadał posiłki, zasiadając do stołu z całą
Manfreda Hallerstedta. Dziś Anita była tam pierwsza. Stała przy
i czekała na przyjście macochy i przyrodniej siostry. Gdy Gunnar
wszedł, odwróciła się i podając mu machinalnie rękę popatrzyła w oczy
On pochylił się, by pocałować jej dłoń.
Przepraszam, panno Anito, że wczoraj przywitałem się tak
zdawkowo, ale rozumie pani, jak wiadomość o śmierci Manfreda
głęboko mną wstrząsnęła. Nie mogłem pozbierać myśli.
Doskonale pana rozumiem, panie Lundstróm, i wiem, co pan
czuje. Wuja Manfreda traktował pan niemal jak ojca i trudno się dziwić
że przejął się pan tak bardzo jego śmiercią.
Rzeczywiście, nie sposób pani nie przyznać racji. Ale teraz już
ochłonąłem i mam nadzieję służyć paniom pomocą we wszystkich
sprawach. Nawet gdy pojawi się tu pan von Fuchs, jestem pewien, że
będzie on w stanie zająć się tylko matką i siostrą.
Anita zrobiła dziwny grymas.
On? Nie pomoże, a jeszcze przysporzy niemało kłopotów!
Poza tym już przyjechał wczoraj rano. Był tu w dniu śmierci wuja, nawet
z nim przez chwilę rozmawiał, a potem szybko wrócił do Berlina
pożyczonym sportowym samochodem. Zanim dojechał, telegram wy-
słany przez matkę już na niego czekał. Wrócił więc tym samym autem
do Lindeck.
Gunnar słuchał ze zdziwieniem, gdyż ojciec bardzo sobie cenił
sportowy wóz i prawie nikomu nie pozwalał nim jeździć. I zgodził się dać
go Kurtowi?
Dziwne! Na pewno był to wóz pana Hallerstedta? Wiem, że
niechętnie go pożyczał, nawet mnie. '
Anita popatrzyła z błyskiem w oku.
Właśnie też się zdziwiłam, że Kurt dostał akurat ten samochód.
Ale... przerwała, jakby nie wiedziała, czy mówić dalej.
Ale co? zachęcił ją.
Och, sama nie wiem, czy powinnam o tym opowiadać, bo m
się okazać, że to tylko moje głupie podejrzenia.


Czyżbyśmy już nie byli przyjaciółmi, panno Anito? Nie ma pani
^nie zaufania?
Westchnęła ciężko i spuściła głowę.
__ Nie o to chodzi. Jeszcze przed śmiercią wuj Manfred zapewniał
że mogę zwrócić się do pana zawsze, gdy tylko będę potrzebowała
m , jub pomocy. W tym przypadku jednak coś chwyta mnie za gardło,
r L uważam, że powinnam o wszystkim powiedzieć. Nie wiem tylko,
czy dobrze zrobię.
_ Wierzę, że podpowie pani serce i czyste sumienie, panno Anito.
Jedno i drugie każe mi mówić. Właściwie już się zdecydowałam,
ale teraz patrząc na pana, znów się zawahałam, bo nie chciałabym
sprawić panu przykrości. Dla mnie to kłopotliwa sprawa.
Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, a szare oczy patrzyły
z opalonej twarzy z wielką dobrocią i ciepłem, jakby chcąc dodać Anicie
odwagi.
Jeżeli obawia się pani, że jakieś słowa mogą mi sprawić
przykrość, proszę się tym nie przejmować.
Taka już jestem, ale nie mogę milczeć, jeżeli ktoś planuje
wyrządzić krzywdę komuś, kogo szanuję. Powiem panu o tym za kilka
dni, gdy pozbieram już myśli i upewnię się, że moje podejrzenia są
słuszne.
Patrzyła mu w twarz szukając podobieństwa do wuja Manfreda,
które wczoraj tak ją uderzyło. Dziś było ono prawie niewidoczne, ale
mimo to nie wątpiła ani przez chwilę, że to Gunnara nazwał roz-
wścieczony Kurt bękartem.
Niech pani wszystko przemyśli jeszcze raz, a gdy dojdzie do
wniosku, że powinienem o tym wiedzieć, proszę do mnie przyjść.
~ Jeżeli pan pozwoli, przyjdę do biura, gdyż tam przynajmniej nikt
nie D?dzie nam przeszkadzać. Mam zresztą inny pretekst do złożenia
Panu wizyty, więc nie wzbudzę niczyich podejrzeń.
~~ Zatem, czekam na panią.
Rozmawiali już o czymś mało ważnym, gdy do jadalni weszła pani
n Seeach z córką, a za nimi także Kurt von Fuchs.
""zywitali się oschle; tylko Inga mocniej uścisnęła dłoń Gunnara
0 pJrzała czule w jego oczy. Nie rozumiał jej postępowania. Krewni
zawsze traktowali go z dystansem, czasami wręcz ignorowali,

71
70


a Inga zachowywała się dokładnie tak samo. Teraz coś się zmieniło
Nawet pani Renata siliła się na odrobinę serdeczności... Kurt jau
zwykle odzywał się tonem wyniosłym i za wszelką cenę chciał podkreś-
lic swoją wyższość. Nie wiedział jeszcze, jakie pełnomocnictwa uzyskał
Gunnar w swoim dziesięcioletnim kontrakcie, a już cieszył się, ^
wkrótce udowodni tamtemu, kto tu jest panem. Miał nadzieję, Le
żółta koperta się nie odnajdzie, a tymczasem kontrolował każde
nadejście poczty. Z każdą godziną, gdy nieszczęsna zguba nie trafiała
do zamku Lindeck, pewność siebie Kurta rosła. Jego matki zresztą
również.
Podczas śniadania wrócono w rozmowie do smutnych wydarzeń
z ostatnich dni. Pani von Seebach zwróciła się serdecznym tonem do
Gunnara:
Mam nadzieję, że otrząsnął się pan, panie dyrektorze, na tyle,
żeby zająć się już sprawami koniecznymi w takim przypadku jak nasz.
Przypuszczam, że mój brat wydał panu jakieś szczególne polecenia.
J]
Owszem, szanowna pani. Wiem, co mam robić.
Kurt zerwał się i spojrzał na Gunnara z furią.
Jak to? Co pana obchodzą nasze sprawy?
Matka obrzuciła syna gniewnym wzrokiem, usiadł więc nie od-
zywając się już.
Gunnar zaś odparł spokojnie, ale zdecydowanie, patrząc Kurtowi
prosto w oczy.
Obchodzą, i to bardziej niż pan myśli, panie von Fuchs.
Co pan sugeruje? zerwał się znowu i aż poczerwieniał.
Tylko tyle, że pan Hallerstedt polecił mi zająć się otwarciem jego
testamentu. Zaraz po pogrzebie należy w obecności naszego notariusza
otworzyć pancerną skrytkę w gabinecie i odczytać znajdujący się w niej
dokument. Przy otwarciu testamentu powinni być obecni krewni pana
Hallerstedta i służba pracująca w zamku od wielu lat, zwłaszcza zaś
lokaj Franciszek, gdyż zostałem zobowiązany do natychmiastowej
wypłaty wszystkim należnej odprawy w gotówce. Pozostałe należności
zostaną zablokowane na rok, oprócz wydatków na utrzymanie zafflku
i działalność przedsiębiorstwa.
Kurt uśmiechnął się ironicznie.
Brzmi to tak, jakby pana ustanowiono zarządcą naszych dóbr-
72


przecenia pan moją rolę; jestem tylko pełnomocnikiem pana
w
7" stedta i dyrektorem jego przedsiębiorstwa.
A iak pan udowodni istnienie takich pełnomocnictw? zdener-
1 si? Kurt, nie mogąc już ścierpieć spokoju Gunnara. Należą się
10 jeż mnie, jako jedynemu męskiemu krewnemu wuja.
'fZ Gunnar zmarszczył tylko czoło i rzekł:
__ Jak udowodnię? Kto mnie zna, uwierzy mi na słowo. Ale
nieważ pan von Fuchs mnie me zdążył poznać, przewidziałem, że
będzie próbował utrudniać mi wykonanie przyjętych zobowiązań,
Doprosiłem pana Hallerstedta o udzielenie pełnomocnictw na piśmie.
Oczywiście, odpowiedni dokument przedstawię notariuszowi.
Kurt aż kipiał ze złości i byłby wybuchnął, gdyby siedząca obok
matka nie uspokoiła go Jej także nie spodobało się, że brat podjął tak
ostre środki ostrożności, ale udała, że nic się nie stało.
Powinieneś się cieszyć, Kurcie, że wszystkie te niemiłe obowiązki
bierze na siebie dyrektor Lundstróm rzekła. Ty i tak nie byłbyś
w stanie ogarnąć całości spraw przedsiębiorstwa, skoro się nim nie
zajmowałeś na co dzień. Przypuszczam, że cię to nie ominie, bo jako
następca wuja będziesz musiał mieć oko na wszystko. Zrezygnujesz ze
studiów i popracujesz trochę w przedsiębiorstwie.
Anita słuchała słów macochy ze zdumieniem. Czyżby wiedziała, że
Kurt nie będzie głównym spadkobiercą? Chyba o tym wtedy roz-
mawiali. O co tu chodzi?
Nie odezwała się ani słowem, ale nabierała coraz większego przeko-
nania, że musi o swoich wątpliwościach porozmawiać z Gunnarem.
Określenie "popracować trochę" nie przypadło Kurtowi do gustu.
Tego by brakowało, żeby pan na zamku Lindeck musiał pracować!
W chłodnym wzroku matki dostrzegł jednak przypomnienie, że z panem
undstrómem należy postępować ostrożnie, dopóki sprawa spadku nie
zostanie rozstrzygnięta. Poskutkowało. Złość opuściła go nagle i z obo-
jga miną Kurt usiadł.
~~r Masz rację, mamo, dobrze się stało, że pan Lundstróm może nam
mc. Proszę wybaczyć, panie dyrektorze, że formalizując utrudniłem
Panu zadanie.
jed Unnar skłonił się bez słowa. Nie wątpił, że Kurt von Fuchs jako
V męski krewny zostanie głównym spadkobiercą i nawet do głowy
73

mu nie przyszło, że mógłby nim być on sam. Cieszył się, że podpjs
kontrakt, który pozwoli przytrzeć nosa temu pyszałkowatemu obiboU
wi, gdy tylko zacznie wtrącać się w nie swoje kompetencje.
Zatem, szanowna pani, zajmę się otwarciem testamentu. Proszę
mi jednak powiedzieć, czy wszystkie przygotowania do pogrzebu pan"
Hallerstedta są już zakończone?
Sądzę, że tak. Lekarz mojego brata zajął się tym od razu, gdyż
Manfred dawno dał mu pisemną zgodę na kremację zwłok. p0
uroczystościach wrócimy do zamku i otwarcie testamentu nastąpi tutaj
Wiedziała doskonale, że tego dokumentu nie ma już w Lindeck, ale
musiała udawać, że wszystko jest w porządku.
W tej sytuacji pozwolicie państwo, że zejdę teraz do biura
i sprawdzę, czy nie trzeba załatwić jakichś spraw służbowych. Gdybym
był potrzebny, proszę zadzwonić.
Bardzo dziękujemy, panie dyrektorze. Rozumiemy, że interesy
też są ważne rzekła Renata von Seebach siląc się na uprzejmość.
Inga uśmiechnęła się przyjaźnie:
Niech mi będzie wolno uścisnąć pańską dłoń w imieniu nas
wszystkich i podziękować za tak wielką troskliwość, panie dyrek-
torze.
Gunnar odwzajemnił uścisk i szybko wyszedł. Anita patrzyła z nie
ukrywanym zdziwieniem. Pani von Seebach pochwaliła córkę, a Kurt
skoczył na siostrę z wyrzutami:
Już podlizujesz się naszemu samozwańczemu szefowi? Rób
tak dalej, a wkrótce obrośnie w piórka, ten bę...
Matka wrzasnęła przerywając mu w pół słowa.
Milcz, Kurt! Uspokój się wreszcie i zrozum, że go potrzebujemy-
Spojrzała ukradkiem na Anitę. Musiała dostrzec, że dziewczyna
domyśliła się, jakie to obraźliwe słowo chciał powiedzieć Kurt. Ona zaś
wiedziała już tera? na pewno, że chodziło o Gunnara i że był on synem
wuja Manfreda. Spuściła wzrok udając, że ogląda filiżankę. Inga
tymczasem nie dawała za wygraną.
Nie życzę sobie takich uwag, Kurt. Ty za to potraktowałeś pana
Lundstróma jak cham, zamiast brać z niego przykład. Jest tylko pi?A
sześć lat od ciebie starszy, a już pracuje na tak odpowiedzialny!11
stanowisku.
74


Kurt poprawił się w fotelu.
_ Wielka mi sztuka! Przy takim poparciu wuja...
Matka podniosła krzyk, a Inga starała się mówić jeszcze głośniej.
__ Tobie żadne poparcie by nie pomogło, bo jesteś śmierdzącym
leniem i próżniakiem.
__ A diabła cię to obchodzi! wrzasnął.
Inga szykowała się już do kolejnej szarży na słowa, ale nagle
myślała, czy aby broniąc zaciekle Gunnara nie zdradzi się z planem
P ścia za mego. Zanim jednak zdążyła powiedzieć cokolwiek, matka
odezwała się znowu:
Czy wyście oszaleli, żeby obrzucać się obelgami? Przecież
musimy się teraz trzymać razem, jak nigdy dotąd! Ty, Kurt, jesteś po
prostu głupi. Inga ma więcej rozumu od ciebie i pojęła, że pana
Lundstróma należy traktować uprzejmie. Nie upieraj się i postępuj
jak ona.
Znowu popatrzyła na Anitę przysłuchującą się kłótni. Dziewczyna
poczuła się nieswojo.
Pójdę do dzieci, bo panna Helena jest w coraz gorszym humorze
i pewnie nie szczędzi malcom klapsów.
Dobrze, że o tym pomyślałaś, Anito. Jak widzisz, ja tracę już
głowę. Dziękuję ci, że zastępujesz mnie przy dzieciach. Naprawdę
jestem ci wdzięczna rzekła Inga podchodząc do przyrodniej siostry
i całując ją w policzek.
Dawno tego nie robiła, więc zdumienie Anity nie miało już granic.
Nie mogła wiedzieć, że Inga próbuje, czy potrafi jeszcze być dla kogoś
słodka i miła. Myślała oczywiście o Gunnarze.
Anita schodząc do zamkowego hallu zobaczyła młodego Szweda
w opałach: Dieter siedział mu na ramionach, a Hania przetrząsała po
Kolei wszystkie kieszenie dopominając się słodyczy.
Gunnar bezradnie patrzył na Anitę, a gdy podeszła bliżej, rzekł po
cichu:
~~ Zupełnie zapomniałem o malcach.
Skinęła tylko głową, a do dzieci powiedziała z uśmiechem.
. Oczywiście, że pan Lundstróm przywiózł wam coś słodkiego
c wał w moim pokoju. Musicie być jednak grzeczne, bo tylko pod
warunkiem pozwolę was poczęstować.
75



Będziemy, ciociukrzyknęła Hania, a Dieter stojąc już na ziem-
dodał:
Wujek Lundstróm jest naprawdę dobrym wujkiem. Bardzo g0
kochamy, prawda, ciociu Anito?
Gunnar pogłaskał malca po główce i wzruszył się na myśl, że jest on
rzeczywiście jego bliskim krewnym. Anita od razu odgadła przyczyn*
refleksji Gunnara.
Oczywiście, ale teraz zostawcie już dobrego wujka w spokoju
rzekła przygarniając dzieci do siebie.
Gunnar ukłonił się z wdzięczności, że wybawiła go z niezręcznej
sytuacji. Wiedział, że Anita znajdzie zawsze coś słodkiego w swoim
pokoju.
I rzeczywiście: były to dwie spore torby cukierków, które rzekomo
wujek Lundstróm specjalnie przywiózł ze Szwecji.
VII
Już po kilku dniach, jeszcze przed pogrzebem Manfreda Hallersted-
ta, Anita dostała cały stos odpowiedzi na ogłoszenie. Każdą przesyłkę
przynosił jej Kurt, który skrupulatnie przeglądał całą korespondencję
przychodzącą do zamku, by nie przegapić ewentualnego zwrotu żółtej
koperty. Dotychczas nie nadeszła, więc humor jego i matki poprawiał
się z dnia na dzień.
Tymczasem trumnę ze zwłokami Manfreda zabrano już do kremato-
rium w Kolonii, a o wyznaczonej godzinie wszyscy uczestnicy ceremonii
pogrzebowej wyruszyli samochodami z zamku Lindeck. Mężczyźni:
Kurt, Gunnar, notariusz i lekarz wsiedli do sportowego wozu, gdzie
oprócz kierowcy zmieścił się także lokaj Franciszek, zaproszony
specjalnie przez Gunnara.
Kobiety jechały limuzyną, a dla pracowników przedsiębiorstwa
wynajęto taksówki. Wielu znaj ornych dołączyło do konduktu własnym1
samochodami.
76


zed zamknięciem trumny Gunnar znalazł jeszcze chwilę czasu, by
ć sam ze zmarłym ojcem, o czym nie wiedział nikt prócz Anity
Ztarego Franciszka.
'S Teraz siedział w samochodzie obok Kurta i notariusza i przez całą
do Kolonii nie odezwał się ani razu.
Uroczystości pogrzebowe odbywały się w sposób niczym nie
dbiegający od zwyczajów; dla uczestników, którzy żegnali kogoś
bliskiego, były ciężkim przeżyciem, dla pozostałych tylko mniej lub
bardziej nudnym widowiskiem.
Pani von Seebach i Inga szlochały rozdzierająco pod gęstymi
woalkami, Anita ukradkiem wycierała chusteczką oczy, a Gunnar stał
blady jak ściana, z powagą i spokojem na twarzy. Kurt wyglądał dość
dziwnie: był spięty i niezwykle zmęczony. Wczoraj wieczorem zamknął
się w swoim pokoju i wypił duszkiem tyle alkoholu, że zasnął jak kłoda,
i dziś dręczyła go straszliwa chandra. Dopóki zwłoki wuja spoczywały
w domu, Kurt czuł się nieswojo, ale liczył, że uczucie to ustąpi po
pogrzebie. Gdyby jednak sumienie wciąż nie dawało mu spokoju, wróci
natychmiast do Berlina. Stać go teraz na wynajęcie apartamentu
w luksusowym hotelu i na wydatki, o jakich zawsze marzył, wyobrażając
sobie ideał życia w stolicy: bez konieczności pracy, bez zobowiązań,
słowem życia dla przyjemności.
Po ceremonii większość uczestników pozostała w Kolonii. Do
Lindeck wrócili tylko domownicy.
Gunnar wyznaczył spotkanie w celu otwarcia testamentu o godzinie
trzeciej po południu. W ten sposób wszyscy mieli czas na zjedzenie
obiadu, a on na chwilę odpoczynku i odprężenia.
Anita wykorzystała kilkugodzinną przerwę na przeglądnięcie kore-
spondencji, którą przed pogrzebem dostarczył jej Kurt. Większość
stów dotyczyła posady nauczycielki. Na biurku zaroiło się od zdjęć,
pisow dyplomów, życiorysów, referencji. Jakoś Anita nie mogła się
ecydować. Z fotografii patrzyły na nią bądź surowe, kościste twarze
arornodnych guwernantek, bądź wyfiokowane oblicza bojowych
ncypantek. Nie było ani jednej kandydatki młodej, uśmiechniętej.
list Hrzewertowała Juz ponad połowę ofert, gdy wreszcie wpadł jej w ręce
errny Heli. Gdy popatrzyła na śmiejące się z fotografii, pełne życia
y> Piękne świeże rysy twarzy, wesoły uśmiech i mądre życzliwe
77


spojrzenie, ucieszyła się i rzekła sama do siebie: Ta będzie dobrał
i od razu rzuciła okiem na odpis dyplomu. Przeczytała też dołączony
list. Zdziwiła się, że nie zawierał jakichś tam górnolotnych i wzniosłych
sformułowań, a jedynie krótki, napisany prostymi słowami życiorys
z którego wynikało, że dziewczyna poniosła niemało wyrzeczeń, bv
zdobyć wykształcenie, ale bynajmniej się nie skarżyła, wręcz przeciwnie
cieszyła się z życia i ufała boskiej opatrzności.
Anita przeczytała list ponownie. Popatrzyła w uśmiechniętą twarz
Hermy na zdjęciu i odetchnęła z ulgą: Tak, wybiorę tę. Ona nie
zniechęci dzieci do nauki nie będzie ich dręczyć.
Przeglądnęła jeszcze pozostałe oferty, ale nad żadną już nie za-
trzymała się dłużej. Odłożyła list Hermy na bok, a pozostałe poskładała
i przygotowała do odniesienia do biura Gunnara. Chciała go prosić, by
sekretarka odesłała je nadawczyniom, załączając do każdego kilka słów
podziękowania. Spojrzała na zegar. Miała czas na odpisanie Hermie
Heli natychmiast, ale pomyślała, że powinna wpierw omówić podjętą
decyzję z Ingą, pokazać jej przynajmniej fotografię.
Weszła do pokoju przyrodniej siostry, która zajęła się akurat
doborem biżuterii na ceremonię otwarcia testamentu, by zbytnio nie
rzucała się w oczy przy obowiązkowej przecież sukni żałobnej. Nie
spodziewała się wizyty Anity i z trudem kryjąc niezadowolenie rzekła
obojętnie:
Ach, to ty? Potrzebujesz czegoś?
Wybacz, że ci przeszkadzam, ale przeglądałam oferty na ogłosze-
nie, które nadał jeszcze wuj Manfred. Nadeszło ich sporo, ale większość
z nich jest nie do przyjęcia. Wybrałam tylko jedną i chciałabym, żebyś
przynajmniej rzuciła okiem na fotografię tej młodej damy.
Podsunęła Indze zdjęcie przed oczy, gdyż ta ani na chwilę nie
przestała malować sobie brwi.
Hm! Wygląda na zadowoloną z siebie i chyba zbyt młodo, jak na
nasze wymagania.
Nie uważam młodości za wadę, Ingo. Dzieci potrzebują troch?;
swobody, a dziewczyna ma ponadto wyśmienity dyplom.
Skoro uważasz, że się nadaje, nie będę się wtrącała. A teraZJ
zostaw mnie już, bo nie zdążę się przygotować. Ty też powinnaś si?j
chyba przebrać.
78


__ Nie, zostanę w tej sukni.
__ Jak uważasz. A pannie... jak jej tam?... odpisz.
_ Nazywa się Herma Heli.
__ Dziwne nazwisko. Jasna! Ale łatwe do zapamiętania. Dziękuję
a Anito, za to, co zrobiłaś.
' __ Drobiazg. Dla dzieci zrobię wszystko dodała z przekąsem,
'dząc, że dla Ingi ważniejszy był makijaż niż sprawa wychowawczyni
dla jej dzieci.
Anita napisała pannie Heli, że wybór padł na nią i jeżeli mc me stanie
jej na przeszkodzie, chciałaby odebrać ją pojutrze z Koblencji. Niech
czeka w hotelu na przysłany samochód. Jeżeli zaś miałaby zamiar
pojechać jeszcze na kilka dni do Hanoweru, niech zadzwoni do zamku
Lindeck i zawiadomi pannę Anitę von Seebach.
Dobrze byłoby, gdyby panna Heli mogła rozpocząć pracę natych-
miast, bo tylko w ten sposób można by czym prędzej uwolnić dzieci od
coraz bardziej złośliwej panny Heleny.
Postanowiła pojechać do Koblencji sama i przy okazji porozmawiać
z panną Heli bez świadków, wydać jej niezbędne polecenia.
List włożyła do skrytki pocztowej, skąd jeszcze dziś wieczór zo-
stanie zabrany i wysłany. Tymczasem musiała zejść do gabinetu wuja
Manfreda.
Gunnar zdziwił się, że drzwi gabinetu były zamknięte. Lokaja
Franciszka spytał o przyczynę, a on szczegółowo wyjaśnił, że zrobił
tak na prośbę pani von Seebach i opowiedział po kolei o wszystkim, co
się zdarzyło do chwili przekazania kluczy kasjerowi w biurze na
parterze.
Stary lokaj był zadowolony, że młodemu panu spodobało się jego
Postępowanie, ale nie odważył się wspomnieć o zamkniętych oczach
swojego pana, choć uważał, że było w tym coś niezwykłego.
Punktualnie o trzeciej kasjer otworzył drzwi gabinetu, pod którymi
zgromadzili się wszyscy zaproszeni uczestnicy ceremonii odczytania
testamentu. Weszli w uroczystym milczeniu. Służący szybko wnieśli za
nim' krzesła.
Gunnar podał notariuszowi swoje pełnomocnictwo. Urzędnik prze-
a' Je po cichu, stwierdził, że jest ważne, i oddał właścicielowi.
79

Gdzie są klucze? spytał podchodząc do biurka.
Wstała pani von Seebach i drżącym głosem wyjaśniła, że w obecność'
lokaja Franciszka zostały włożone do koperty, zalakowane i schowan
do szuflady. Dodała skwapliwie, że nastąpiło to zaraz po wejściu \vra
z lokajem do gabinetu, w którym zmari jej najukochańszy brat.
Notariusz wyjął wskazaną mu kopertę i sprawdziwszy dokładnie
złamał pieczęcie. Pęk kluczy znajdował się wewnątrz. Próbując po kolei
odnalazł właściwy i otworzył panceiną skrytkę.
Obecni wstrzymali oddech. Gunnar siedział skupiony i spokojny
Pani von Seebach i jej dzieci byli bladzi i za wszelką cenę starali się
zachować obojętny wyraz twarzy. Anita usiadła z boku i mogła
dokładnie śledzić zachowanie każdego z obecnych. W zasadzie nie
musiała tu przychodzić, ale mieszkając w zamku od lat uważała się
poniekąd za krewną Manfreda Hallerstedta.
Służba usiadła za rodziną zmarłego, a Gunnar przyglądał się
wszystkim z boku, podobnie jak Anita. Dziewczynie cały czas dźwięcza-
ły w uszach podsłuchane słowa macochy i jej dzieci. Musieli wiedzieć, że
Gunnar będzie głównym spadkobiercą, a mimo to nie widać było na ich
twarzach niezadowolenia. Coś tu się stanie, więc nie może spuścić z oka
ani tych trojga, ani Gunnara.
Notariusz włożył rękę do skrytki, ale trafił na dno. W schowku nie
było ani żółtej, ani w ogóle żadnej koperty.
Wyprostował się i patrząc na zgromadzonych oznajmił o swoim
spostrzeżeniu. Anita zauważyła, że lokaj Franciszek zerwał się nagle
z krzesła i z szeroko otwartymi oczyma patrzył zdumiony na notariusza.
Urzędnik zwrócił się do Gunnara:
Panie dyrektorze, w skrytce nie ma żadnej koperty. Jest tylko
kasetka na kosztowności, zawierająca zapewne biżuterię.
Gunnar nie wstał.
Proszę ją ptworzyć. O ile mi wiadomo, są w niej rodzinne
klejnoty. Być może pan Hallerstedt włożył tam też testament.
Wśród zebranych zapanowało nerwowe poruszenie. Franciszek
wychylił się ze swojego krzesła, chcąc dojrzeć twarz pani von Seebach.
Notariusz tymczasem odnalazł kluczyk do kasetki. Rzeczywiście>
wewnątrz znajdowała się biżuteria rodziny Hallerstedtów. Nie były to
przedmioty drogocenne, ale każdy miał swoją historię. Na dołączonej
80


" było tylko krótkie zdanie: "Po mojej śmierci przekazać
^rodzinne mojej siostrze, Renacie von Seebach, lub jej spad-
M"J"" ' ,5
k Żadnej koperty, zwłaszcza tej z testamentem, w kasetce nie było.
tariusz przeszedł wśród obecnych, by udowodnić swoje stwierdzenie,
o czym przekazał biżuterię pani Renacie.
P Uśmiechnęła się i skinęła głową.
Tak, to nasza rodowa biżuteria, którą dziedziczy zawsze najstar-
szy członek rodziny.
Notariusz popatrzył na Gunnara.
__ Gdzie zatem jest testament? Wie pan na pewno, że został on
sporządzony?
_ Oczywiście, panie mecenasie. Przed moim wyjazdem do Sztok-
holmu pan Hallerstedt wsadził go do wąskiej żółtej koperty i na
odwrocie napisał: "Po mojej śmierci otworzyć w obecności dyrektora
mojej firmy". Później wystawił mi pełnomocnictwo, które pan był
łaskaw przeczytać, a z którego wyraźnie wynika, że powinienem
wypłacić podane w testamencie odprawy pieniężne, wstrzymując na rok
wypłatę wszystkich należności oprócz wydatków na utrzymanie zamku
i działalność przedsiębiorstwa.
Powiedział to tak przekonywająco, że nikt nie wątpił w istnienie
testamentu. Zaraz jednak pani von Seebach wstała, wyprostowana jak
zwykle i oświadczyła:
Nie poddaję w wątpliwość pańskich słów, ale po wydaniu panu
pełnomocnictwa, mógł przecież zmienić zdanie. Pan zaś wyjechał do
Sztokholmu. Widziałam się z nim krótko przed śmiercią, gdy wraz
z dziećmi złożyłam mu wizytę. Rozmawialiśmy o jego zdrowiu. Nie czuł
si? najlepiej i z pełnym spokojem dopuszczał myśl, że wkrótce będzie
musiał umrzeć. Pamiętam jego słowa: Sporządziłem już testament,
ale wciąż mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłem. Muszę się zastanowić
1 chyba napiszę nowy, albo i nie, skoro ty i twoje dzieci jesteście moimi
Jedynymi spadkobiercami. Zganiłam go wtedy za to, że myśli
0 śmierci, i szybko zmieniłam temat rozmowy. O testamencie już więcej
nie wspominał.
Przytknęła chusteczkę do oczu i osunęła się na fotel, szlochając
Pojmujące.
81
1 Sko*ronek

Anita słuchała z przerażeniem i już chciała wstać i powiedzieć, że jej
macocha kłamie, i to z premedytacją. Ona też przecież rozma\viała
z wujem Manfredem zaledwie kilkanaście minut wcześniej i on wyraźnie
powiedział, że głównym spadkobiercą nie będzie jego siostra, ale ktoś
inny. Czy jednak wypadało kompromitować matkę przed wszystkimi?
Powstrzymała się, ale obiecała samej sobie, że powie o tym Gunnarowi.
On zaś wysłuchał panią von Seebach i z nie zmąconym spokojem
rzekł:
Nie wykluczam możliwości, że pan Hallerstedt powziął inną
decyzję, a nawet zniszczył testament, o czym ja nie wiem, i nie zdążył
sporządzić nowego. Nie wątpię, że cały majątek chciał przekazać
najbliższym krewnym, ale żałuję, że nie mogę wypłacić wszystkim
należnych odpraw. Chociażby w tym celu muszę testament odnaleźć.
Mógł przecież zostać złożony w innym miejscu.
Kurt zerwał się i wzrokiem pełnym nienawiści przeszył Gunnara na
wylot.
Czyżby liczył pan na niebotyczną odprawę dla siebie? spytał
ironizujące.
Zebrani aż poruszyli się słysząc te napastliwe słowa. Tylko Gunnar
zachował kamienny spokój.
Nie radziłbym sądzić innych według siebie, panie von Fuchs.
Byłoby ujmą dla mojego honoru odpierać tak perfidne zarzuty. Mój
czcigodny pracodawca był łaskaw zabezpieczyć moje interesy, więc nie
muszę liczyć na jakikolwiek spadek. Będę mu za to wdzięczny po wsze
czasy. Poza tym zawsze wolę liczyć na własne umiejętności niż na
oddziedziczone po kimś pieniądze.
Powiedział to tak dobitnie, że nikt z obecnych nie miał wątpliwości,
że mówił prawdę. Kurt też już się nie odezwał, skarcony surowym
spojrzeniem matki.
Ku powszechnemu zdumieniu wstała Inga i patrząc na Gunnara
rzekła głośno i stanowczo:
Wierzymy panu całkowicie, panie dyrektorze. Brat wyraźnie
traci nerwy i mówi od rzeczy.
Kurt chciał naturalnie zaprzeczyć, ale matka przytrzymała go za
rękę. Anita zaś obserwując całe zajście zaczynała rozumieć, że to
dopiero początek jakiejś tajemniczej rozgrywki.
82


\V tym momencie nieśmiało wstał lokaj Franciszek.
__ Czy wolno mi w tej sprawie powiedzieć swoje zdanie.
_ Oczywiście, słuchamy zachęcił Gunnar.
Franciszek wciągnął głęboko powietrze.
_ Chciałem powiedzieć, że w dniu swojej śmierci jaśnie pan, gdy go
ano ubierałem, popatrzył na mnie i rzekł: "Mój stary druhu, masz ze
mną istny krzyż pański, ale długo już nie będę cię męczył. W testamencie
zapisałem ci tyle, że już nie będziesz musiał pracować i wreszcie sobie
odpoczniesz".
Lokaj usiadł załamany.
Pani von Seebach rzuciła w jego stronę piorunujące spojrzenie.
Rozumiem z pańskich słów, że chodzi o wyłudzenie od nas,
głównych spadkobierców, jak największej renty. Zamierzaliśmy zapew-
nić panu godziwą odprawę, ale nie pozwolimy się szantażować w tak
nikczemny sposób. Przy tej okazji proszę przyjąć do wiadomości, że nie
potrzebujemy już pańskich usług. Jest pan zwolniony. Należy się
kwartalna odprawa i zwrot kosztów przeprowadzki. Nic więcej.
Stary lokaj zbladł i rzekł drżącym głosem:
Szanowna pani, ja jestem tylko sługą, ale mam także swoją
godność. Nie pozwolę się obrażać... co to, to nie!
Zamilcz! Powiedziałam i zdania nie zmienię.
Pani von Seebach ucieszyła się w duchu, że w tak prosty sposób
pozbyła się znienawidzonego lokaja. Ale odezwał się Gunnar:
Proszę wybaczyć, łaskawa pani, ale mam nadzieję, że zechce pani
uwzględnić fakt, iż Franciszek nie skłamał. Pan Hallerstedt wielokrotnie
powtarzał mu te słowa, także w mojej obecności, i prosił mnie, abym
dopilnował, by jego długoletniemu słudze nie stała się krzywda.
Tu Kurt nie wytrzymał znowu.
~y Proszę więc znaleźć ten rzekomy testament i wszyscy przekona-
mV się, czy wuj właśnie tak zadecydował
^unnar nawet nie spojrzał w jego stronę, ale rzekł z naciskiem:
~~ Może pan być pewien, że zrobię wszystko, by testament się
^a azł, a przynajmniej ta żółta koperta, bo o ile mi wiadomo był
Seebach
1fM także list do mnie. A na nim zależy mi szczególnie. Pani von
* -~-*->) *-M w^i*.Ljł\^ AAIV/JVJ inwviyw\_szczał zamku, więc skoro przed wyjazdem widziałem żółtą kopertę
83
powiedziała, że w czasie mojej nieobecności pan Hallerstedt nie

w schowki^ Htogę przypuszczać, że wciąż tu gdzieś się znajduje, jeżeij
oczywiście pan Hallerstedt nie zniszczył jej osobiście tuż przed śmiercią
Ma pan rację, panie dyrektorze. Kopertę trzeba odnaleźć. Brat
nie wychodził poza te dwa pomieszczenia, więc może pan ograniczyć
poszukiwania tylko do nich. Mamy do pana pełne zaufanie i sądzimy, że
poradzi pan sobie sam.
Dziękuję, pani von Seebacłi, ale wolałbym, aby był ze mną
notariusz. W takich przypadkach lepiej mieć świadka, nieprawdaż
panie von Fuchs? wyraźnie prowokował Kurta, ale ten odrzuciwszy
dumnie w tył głowę powiedział:
Nie myli się pan. Takie są zresztą przepisy.
Inga uśmiechnęła się patrząc z uwielbieniem na Gunnara. Za-
stanawiał się nad niezwykłą zmianą jej usposobienia, ale zwracając się
do wszystkich rzekł:
W tej sytuacji nie mamy chyba już nic więcej do roboty. Jeżeli
testament się nie znajdzie, szanowna pani i jej dzieci będziecie uznani za
jedynych prawowitych spadkobierców pana Hallerstedta. Formalnoś-
ciami zajmie się wtedy notariusz. Ja mimo to zachowam swoje
pełnomocnictwo i nie pozwolę wydać w ciągu roku ani feniga poza
wydatkami bieżącymi.
Kurt przerwał mu.
Czy w związku z tym przez cały rok nie wolno nam korzystać ze
spadku?
Oczywiście, że nie. Jest tu wyraźnie napisane: "Oprócz odpraw
w ciągu roku nie będą wypłacone pieniądze ani z moich oszczędności,
ani z wpływów z mojego przedsiębiorstwa. Nie dotyczy to bieżących
wydatków na utrzymanie zamku i działalność przedsiębiorstwa".
Kurt zaśmiał się sarkastycznie.
Czyli nie mogę wziąć z mojej części niczego?
W ciągu roku będzie pan dostawał miesięczną pensję w dotych-
czasowej wysokości.
Bzdura! Wierutna bzdura. Dlaczego wuj wydał aż tak daleko
idące ograniczenia?
Na to pytanie nie znam odpowiedzi, panie von Fuchs. Musz?
jednak zastosować się do udzielonych mi poleceń. Sprawa wymaga
załatwienia wielu formalności, więc i tak nie dostałby pan spadku
84


i
chffliast, a rok przecież szybko minie. Tymczasem musi pan
"Idowolić się tym, co się należy. **
Kurt patrzył jak na wroga. W ten sposób na wymarzone beztroskie
je musi poczekać jeszcze rok, co wcale nie oznacza, że nie może
ciągnąć na to konto kredytów. Czy może? Owszem, jeśli jakimś cudem
nie odnajdzie się ta przeklęta koperta.
\V takim razie dobrze byłoby natychmiast zgarnąć sporą część
majątku Manfreda i przelać ją na własne konto. Niestety, ten przebiegły
staruch zabezpieczył się sprytnie i ze swojego bękarta uczynił pana
i władcę nad wszystkimi i wszystkim.
Ale złość i przekleństwa nic tu nie wskórają. Służba opuściła już
gabinet, gdy Inga podeszła do Gunnara i z płomiennym uśmiechem na
ustach rzekła serdecznym tonem:
Będzie pan miał z naszego powodu sporo kłopotów, panie
dyrektorze. Chciałabym, żeby znalazł pan chwilę czasu, by przy
herbacie omówić z nami wszystkie sprawy w mniej oficjalnej atmo-
sferze.
Znowu się zdziwił zagadkową zmianą postępowania Ingi.
Nie wiem, ile czasu ma dzisiaj pan mecenas, ale zależy mi prze-
de wszystkim na niezwłocznym odszukaniu żółtej koperty. Oczywiście,
nie chodzi mi o podważenie pani praw do spadku ani też praw pana
von Fuchsa czy waszej matki, lecz jedynie o wypełnienie moich
obowiązków wynikających z testamentu.
Inga uśmiechnęła się porozumiewawczo:
A nie należy pan do ludzi, którzy nie wywiązują się z zobowiązań!
Właśnie tę cechę najbardziej sobie u mężczyzn cenię. A więc, jeżeli pan
mecenas odejdzie przed podwieczorkiem, proszę do nas niezwłocznie
Przyjść.
Gunnar ukłonił się bez słowa, nie wiedząc co odpowiedzieć na
prowokujące spojrzenie młodej wdowy. O co jej chodzi? Skąd ten
nagty przypływ serdeczności? pomyślał.
Ona tymczasem podążyła za matką i bratem, którzy opuścili już
lnet wuja. Gunnar został sam z notariuszem, gdy Franciszek
PrzestępująC z nogi na nogę spytał niepewnie:
~~ Z przeproszeniem, panie dyrektorze, czy mógłbym zamienić
Panem kilka słów?
85

Gunnar przyjaźnie spojrzał na starego sługę, którego bardzo
szanował za długoletnią wierną służbę u ojca, a którego teraz pani von
Seebach potraktowała tak bezdusznie i niesprawiedliwie.
Oczywiście, Franciszku. Teraz jednak muszę zostać z panem
mecenasem. Jak długo zamierza pan pracować? spytał notariusza
Urzędnik spojrzał na zegarek.
Nie dłużej niż godzinę oświadczył.
A zatem, drogi Franciszku, może ta sprawa poczekać do
siódmej? Umówiłem się z paniami na herbatę. Pewnie mają jakieś
specjalne życzenia. Później muszę przejrzeć w biurze dzisiejszą kore-
spondencję i podpisać pisma przygotowane do wysyłki. Od siódmej
będę wolny.
Przyjdę więc o siódmej, panie dyrektorze.
Najlepiej niech pan przyjdzie do mojego mieszkania. Tam nikt
nie będzie nam przeszkadzał.
Dziękuję panu bardzo ukłonił się lokaj odetchnąwszy z ulgą.
Gunnar z notariuszem przejrzeli skrupulatnie każdy zakątek biurka,
ale żółtej koperty oczywiście nigdzie nie znaleźli. Urzędnik zbierał się do
wyjścia, więc Gunnar prosił go, by zabrał z sobą pęk kluczy ojca. W ten
sposób sam nie będzie mógł szukać testamentu i uniknie niepotrzebnych
podejrzeń Kurta von Fuchsa. Musiał postępować ostrożnie i zgodnie
z wszelkimi regułami prawa. Był wdzięczny ojcu, że tak rozsądnie
pokierował sprawą pełnomocnictwa i całego kontraktu.
Pani von Seebach wróciła do swojego salonu i dopiero tam Kurt dał
upust swojej złości i nienawiści do "bezczelnego przybłędy i bękarta",
który wyobraża sobie, że jest nie tylko dyrektorem przedsiębiorstwa, ale
i panem na zamku. Matka przekonywała syna, że powinien zachować
absolutny spokój, by jakimś nieodpowiedzialnym słowem nie zepsuć
wszystkiego. Pana Lundstróma nie należy prowokować, gdyż przynaj-
mniej przez rok ichjosy będą zależeć od niego.
Właśnie to denerwuje mnie najbardziej! Muszę go prosić o każdy
grosz!
Aż tak źle nie będzie, synu. Jeżeli testament się nie odnajdzie,
my uzyskamy pełne prawo do spadku i pan Lundstróm będzie musiał
się z nami liczyć, byleby tylko go nie drażnić. Dlatego też powtarzam
ci jeszcze raz: przestań go denerwować!


___ I ja tak myślę wtrąciła się Inga. On wcale nie zamierza nas
7Vwdzić. Przedtem nie zwracałam na niego uwagi, ale teraz widzę, że
człowiek niezwykle uczciwy i miły. Jestem dla niego pełna podziwu.
Brat skrzywił się.
_ Coś podobnego! Widzę, że już całkowicie przeszłaś na jego
tronę. Znudziło ci się wdowieństwo i postanowiłaś machnąć się za
niego?
Poczerwieniała, ale uniosła wysoko głowę i rzekła z dumą:
Cóż, jeżeli uda mi się spowodować, że poprosi mnie o rękę,
z pewnością mu nie odmówię, chociażby dlatego, żeby choć w części
wynagrodzić mu krzywdę, którą ty i mama wyrządziliście kradnąc tes...
Milcz, głupia! wrzasnęła matka i trwożliwie rozglądnęła się
dookoła, jakby bojąc się, że ktoś może podsłuchiwać pod drzwiami.
Bronię się tylko przed zaczepkami Kurta. Co go to obchodzi, czy
wyjdę drugi raz za mąż?
Prawdę mówiąc, nic a nic. Masz moje błogosławieństwo, tylko
nie strój się w szaty niewiniątka i nie udawaj, że w tej sprawie nie brałaś
udziału, zwalając wszystko na mamę i na mnie. Zamierzasz zagarnąć
wszystko dla siebie, ale brudną robotę zostawiłaś nam. Nie, nie, skarbie,
twój udział też się liczy. O tym musisz pamiętać, a jeżeli już koniecznie
chcesz zostać panią Lundstróm, to nie zapominaj, że twój wybranek nie
ma do tego pięknego szwedzkiego nazwiska żadnego prawa.
Mamo, powiedz Kurtowi, żeby przestał mnie dręczyć, bo dłużej
już tego nie zniosę. Powinieneś mi być wdzięczny, że przynajmniej
częściowo chcę wyrównać krzywdę, jaką wyrządziliście Gunnarowi.
Pani von Seebach załamała ręce.
Dzieci, błagam was, przestańcie się kłócić. Nie denerwuj już
siostry, Kurt, i nie dokuczaj jej. Ona ma rację. Jeżeli zostanie żoną
Lundstróma, on raz na zawsze przestanie nam zagrażać. Powinieneś
w|?c popierać plan Ingi ze wszystkich sił, a zwłaszcza nie przeszkadzać
?' '^ widzę Jest znacznie od ciebie sprytniejsza. W końcu
yrektor Lundstróm nie jest partią do odrzucenia: ma niezłe dochody,
przystojny, a że jest synem z nieprawego łoża... Boże drogi, któż dziś
^raca jeszcze na to uwagę.
Widzę, że muszę powoli oswajać się z myślą, iż wkrótce zyskam
agra, bo skoro ty się zgadzasz, mamo, i pomożesz Indze, to nie widzę

87
86


możliwości, żeby wam się Lundstróm wymknął z sieci. Zatem, na zgodę
iJig o! Szczęścia nie życzę, żeby nie zapeszyć. Pozwólcie też, że nie wezmę
udziału w intymnym podwieczorku, bo dziś nie jestem jeszcze przygoto-
r do cierpliwego znoszenia wyniosłego tonu waszego miłego gościa,
raczej limuzynę i przejadę się do Kolonii. Dasz mi trochę
drobnych, mamo?
Sięgnęła po stumarkowy banknot, sądząc, że od dziś nie musi już
oszczędzać. Kurt nie wyglądał na zachwyconego.
Na skromną kolacyjkę powinno wystarczyć, więc nie czekajcie
n& mnie wieczorem. Przyjemnego podwieczorku życzę! dodał
i ztiiknął za drzwiami swojego pokoju. Lokajowi kazał przygotować
limuzynę, a gdy wychodził już z zamku, spotkał Anitę wracającą
z Przechadzki po parku.
Widzę, że nie męczy cię rola niańki, Anito zagadnął.
Poczucie przydatności na tym świecie wręcz dodaje mi sił. Skąd
poimysł o zmęczeniu! odparowała nie zastanawiając się długo.
Popatrzył na nią z wyrzutem.
No, no! Chyba czas zejść z obłoków, siostrzyczko. Teraz już twój
fliajątek może się równać z naszym. I czym tu imponować?
Nie odezwała się ani słowem. Wzięła dzieci za ręce i weszła do
zaimku. Nie miała ochoty dyskutować z Kurtem, nie potrafiła też zająć
si? malcami, gdyż cały czas myśl o zaginięciu testamentu nie dawała jej
spokoju. Czy nie powinna powiedzieć przy wszystkich, że w czasie
ramowy z wujem, krótko przed jego śmiercią, napomknął on wyraźnie
o tym dokumencie, wspominając nawet, że głównym spadkobiercą
b?Clzie ktoś spoza kręgu rodziny. Wuj Manfred nie należał przecież do
ludzi, którzy w ciągu kilku godzin, a zwłaszcza minut zmieniają zdanie
W tak ważnej sprawie. Z pewnością nie miał zamiaru oszukiwać swojej
siostry. Zatem ona kłamała, i to świadomie. Musiała mieć ku temu
po\vód. Ponadto jej oświadczenie nie zgadzało się z wypowiedziami,
które Anita podsłuchała pod drzwiami. Słyszała przecież wyraźnie
słowa Kurta, który krzyczał rozjuszony: "To naprawdę bezczelność
z j^go strony i manipulowanie nie sprawdzonymi faktami. Nigdy nie
posiedział wprost, że to nie my dziedziczymy, aż tu nagle wszystko
oddaje komuś obcemu, do tego jakiemuś bękartowi! Tak nie możemy tej
sprawy zostawić, mamo, stanowczo musimy się sprzeciwić".


podobnie jak matka, musiał już wtedy wiedzieć, że wuj Manfred
vzllaczył innego spadkobiercę i wcale tego nie krył przed siostrą.
przypomniała też sobie inną podsłuchaną wypowiedź Kurta, gdy
ozniawiał z matką w pokoju obok: "Wiesz dobrze, że umarł, ponieważ
źle wyraziłem się o tym bękarcie".
Przecież to oznacza, że oni byli u wuja w chwili jego śmierci, co
gorsza Kurt przyczynił się do niej, obrzucając obelgami Gunnara,
czym zdenerwował chorego na serce starszego pana.
Byli więc ze zmarłym sami... klucze leżały na biurku... wśród nich
także ten od skrytki. Wystarczyło ją otworzyć, wyjąć żółtą kopertę... To
tylko chwila, a zaraz potem Kurt wyjechał do Berlina... pewnie, by
zniszczyć ten dokument... Mój Boże! Wuj nie żył już, gdy one wróciły do
swojego pokoju, a wydawał ostatnie tchnienie, gdy Kurt uciekał jego
samochodem! Tak mogło być naprawdę. Anita odpędzała tę straszliwą
myśl, ale ona uparcie wracała i podsuwała dalsze skojarzenia. Matka
i siostra były bardzo zdenerwowane, gdy wróciły na górę po wizycie
u wuja. A jak się przeraziły na pomysł Anity, żeby z dziećmi pójść do
gabinetu i podziękować panu Hallerstedtowi za ogłoszenie w sprawie
nauczycielki! Matka zaraz wymyśliła pretekst, że wuj chciał się zdrzem-
nąć...
Anita szybko odprowadziła dzieci do pokoju, gdzie czekał na nie
podwieczorek. Sama usiadła w jednym z zakamarków hallu i wcale nie
miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek, a już na pewno nie z macochą
i siostrą. Chciała zostać sama i przemyśleć jeszcze raz dokładnie
wszystko, co musi powiedzieć Gunnarowi. W żadnym wypadku nie
wolno jej milczeć, gdyż mimowolnie stałaby się współwinną nieczystej
gry, jaka tu się toczy. Najlepiej będzie poczekać do jutra. Pójdzie do
Gunnara do biura, by poprosić go o pomoc przy kupnie samochodu.
Pojadą do Kolonii lub Frankfurtu, więc po drodze znajdzie się okazja
d rozmowy. A może nie czekać do rana i wpomnieć o aucie już dziś,
przy herbacie właśnie? Tak zrobi. Pobiegła do swojego pokoju, by się
przebrać, i na schodach spotkała starego Franciszka. Zobaczywszy jego
adą, zdruzgotaną twarz, rozglądnęła się szybko dookoła i rzekła:
~~ Franciszku, proszę się nie przejmować tym, co powiedziała
^a- Jest mocno zdenerwowana i nie panuje nad sobą. Pan wie, że
erlinie bywam rzadko i przydałby się ktoś zaufany, kto pod moją

89


nieobecność zadbałby o porządek w willi. Znam pana od dawna i bardzo
bym się ucieszyła, gdyby pan zgodził się przyjąć posadę zarządcy.
Franciszek czerwienił się i bladł na przemian, a w zasmuconych
oczach pojawił się błysk radości.
Ależ, panno Anito, czy pani mówi poważnie? Rzeczywiście
potrzebuje pani kogoś takiego jak ja?
Tak, Franciszku, i to bardzo pilnie. Wie pan przecież, że bez
zarządcy trudno utrzymać willę w Berlinie.
A czy... szanowna pani von Seebach... nie będzie się sprzeci-
wiała?
Anita wyprostowała się dumnie.
Do moich spraw nie powinna się wtrącać. Więc zgadza się pan?
Mój Boże! Czy się zgadzam? Gdzie taki stary człowiek jak ja
miałby się podziać? Odłożyłem trochę pieniędzy, ale inflacja tyle zżarła,
że na życie już nie wystarczy. To zaś, co świętej pamięci pan Hallerstedt
dla mnie przewidział, źli ludzie po prostu ukradli.
Anita rozglądnęła się trwożliwie. Czyżby stary lokaj coś wiedział?
Proszę się nie martwić, Franciszku! U mnie będzie miał pan
wszystko zapewnione aż do śmierci.
Niech panience Bóg wynagrodzi! Jestem pani szczególnie wdzię-
czny za dodanie mi otuchy, bo już czułem się starym, niepotrzebnym
sługą, którego wyrzuca się po prostu na śmietnik.
Tak nie wolno panu myśleć. Proszę wysłać swoje rzeczy do
Berlina i zgłosić się w mojej willi do kucharki, pani Liiders. Zaraz do niej
napiszę. Na pewno się ucieszy, że w domu zjawi się mężczyzna, bo sama
z jedną tylko pokojówką ledwo dają sobie radę. O szczegółach
porozmawiamy potem, gdyż teraz spieszę się na podwieczorek.
Ukłoniła się z uśmiechem i pobiegła do salonu.
Gdy weszła, wszyscy siedzieli już przy stole. Przeprosiła za spóź-
nienie. ,
Pewnie znowu nie mogłaś uwolnić się od dzieci? rzekła
uprzejmie Inga. Bardzo ci jestem zobowiązana, ale naprawdę brak mi
dla nich czasu.
Opowiedziała Gunnarowi o gotowości Anity do opłacenia nauczy-
cielki i zaangażowaniu, z jakim zabrała się do znalezienia odpowiedniej
kandydatki.
90


Nie słuchał jej prawie, gdyż znowu się zastanawiał nad zmianą, jaka
iła w postępowaniu Ingi. Wiedział przecież, że ani ona, ani matka
n.u, nje powiedziały Anicie dobrego słowa. Do głowy by mu nie
zło, Le robią to tylko po to, by mu się przypodobać. Nie był aż tak
P rozumiały, a co ważniejsze swoje obserwacje traktował zawsze
z dużą rezerwą.
Anita przerwała monolog przyrodniej siostry:
Najważniejsze, Ingo, że nowa nauczycielka przybędzie już
pojutrze. Sama przywiozę ją z Koblencji, gdzie teraz przebywa. Jutro
zaś chciałabym urwać trochę czasu panu Lundstrómowi, jeżeli nie
będzie zbytnio zajęty. Uzgodniłam z wujem Manfredem, że kupię
sobie samochód, a on poradził mi, żebym także w tej sprawie popro-
siła pana o pomoc, panie dyrektorze. Czy mogę liczyć na pańskie
towarzystwo już jutro? Nie wiem tylko, czy jechać do Kolonii, czy do
Frankfurtu.
Gunnar zastanawiał się.
Proponuję wyjazd o dziesiątej. Odpowiada pani? Wrócimy
jeszcze przed obiadem-nawet z Frankfurtu, gdzie wybór jest większy,
i z pewnością kupimydobry i odpowiedni wóz.
Zgadzam się, B. co do wyboru zdaję się całkowicie na pana gust.
Porozmawiamy o tym w drodze, żeby nie zanudzać teraz mamy i Ingi.
Z pewnością macie ciekawsze tematy do rozmów.
Gunnar skinął tylko głową i gdy Anita wyszła, przysiadł się do obu
dam.
VIII
Herma Heli wstała wcześnie rano, gdyż postanowiła wreszcie
Pojechać do zamku Lindeck. Czekała na odpowiedź, ale skoro nie
Przychodziła ani pozytywna, ani negatywna, nie miała innego wyjścia
jak zakończyć wakacje i szukać innej pracy.
Przygotowała się do ostatniej wycieczki. Zabrała pustą torbę na
Prowiant i zeszła do hotelowej jadalni na śniadanie.
91

i
Nie było najwystawniejsze, ale jednak smaczne, a co naj-
ważniejsze niezbyt drogie. Zwyczajowo już przerzuciła gazety
szukając ogłoszenia o zgubionej żółtej kopercie. Dziś nie ukazało się
także.
Siedziała jeszcze przy stole, gdy listonosz przyniósł ranną pocztę.
Zdziwiła się, że właściciel przejrzawszy przesyłki wyjął z paczki biała
satynową kopertę z wybitym monogramem i z uśmiechem popatrzył
w stronę stolika, przy którym siedziała. Odłożyła gazetę, pociągnęła
spory łyk kawy i podbiegła do lady. Nie ciesz się, droga Hermo.
Z pewnością odmowa. Zaraz przeczytasz, że dziękujemy za list, ale
poszukujemy prawdziwej i godnej zaufania nauczycielki. Kropka,
koniec! pomyślała.
Wstrzymała oddech i otwierając kopertę rzekła sama do siebie:
Odwagi! Tylko się nie rozbecz!
Zamek Lindeck, 3 maja 19...
Szanowna panno Heli!
Otrzymaliśmy wiele zgłoszeń, ale żadne nie zasłużyło na większą
uwagę niż nadesłane przez Panią.
Herma jęknęła cicho i szepnęła: "Spraw, dobry Boże, żeby mnie
przyjęli" i czytała dalej:
Wprawdzie moja siostra, dla której dzieci poszukuję nauczycielki,
stwierdziła, że jest Pani bardzo młoda, a więc mało wymagająca, ja
twierdzę przeciwnie, że obie te cechy są główną Pani zaletą. Biedne
maleństwa przy obecnej opiekunce nie zaznały ani dobroci, ani też ra-
dości. Przyznaję, że nie mam żadnego doświadczenia w wychowywaniu
dzieci, ale wiem na pewno, że bez odrobiny serca niczego się nie wskóra.
Patrząc na Pani uśmiechniętą twarz, nabrałam przekonania, że musi
być Pani dobrym człowiekiem. Podjęłam się z własnej woli tej misji
i wierzę, że Bóg pozwoli mi spełnić ją dobrze. Pani brak doświadczenia jest
pewnym niedostatkiem, który jednak z dnia na dzień może zostać
naprawiony. Przyglądając się notom na dyplomie, nie mam wątpliwości,
że szybko sobie z tym Pani poradzi. Chyba się nie mylę i gotowa jestem
Panią zatrudnić.
92


Herma oparła się o krzesło, jakby bała się, że upadnie. Przycisnęła
r t do serca: Dobry Boże, oni gotowi mnie przyjąć! Będę pracować
/arnku Lindeck! Gdybym teraz była gdzieś w lesie lub na łące,
vkrzyczałabym mojemu Bogu całą radość, a pewnie fiknęłabym też ze
zY koziołki. Bądźże wreszcie poważna, Hermo! Teraz już nie wypada
dokazywać, nawet gdy nikt cię nie widzi. Opanuj się, moja droga.
Zaczęła czytać dalej.
O wynagrodzeniu porozmawiamy później, gdyż decyzja, na szczęście,
należy wyłącznie do mnie. Pokoik i utrzymanie ma Pani zapewnione
w zamku. Miesiące zimowe spędzamy przeważnie w Berlinie, w mojej willi,
więc postaram się zapewnić Pani trochę rozrywki, gdyż w Lindeck życie
mamy raczej mało urozmaicone. Jest tu za to bardzo pięknie, zwłaszcza
wiosną i latem.
Zależałoby mi na tym, żeby mogła Pani objąć posadę natychmiast,
gdyż dzieci ledwo już wytrzymują złośliwości dotychczasowej opiekunki.
Jakoś do niej nie dociera, że dyscyplinę można wymusić także uśmiechem
i miłością. Moja siostra jest wdową i też uważa, że dzieci należy trzymać
krótko. Ja jestem Innego zdania i chcę Panią pocieszyć, że w sprawie
metod wychowania siostra pozostawiła mi wolną rękę. Proszę więc
wszystkie sprawy omawiać tylko ze mną. O szczegółach porozmawiamy
pojutrze, 5 maja, gdy około U00przyjadę po Panią do hotelu w Koblencji.
Gdyby jednak chciała Pani wcześniej pojechać jeszcze do Hanoweru,
proszę zadzwonić do zamku Lindeck i poprosić pannę Anitę von Seebach.
Jeżeli nie otrzymam telefonu, będę uważała, że Pani przyjęła moją
propozycję. Inne sprawy omówimy na miejscu.
Z wyrazami szacunku
Anita von Seebach
Herma znów przytuliła list do piersi. Była tak wdzięczna nie-
znajomej młodej damie. Młodej? Przecież mogła to pisać stara panna,
szystko jedno. Najważniejsze, że pisała szczerze i bez sztucznej
yniosłości. Nie ukrywała też różnicy zdań dzielącej obie siostry,
nawet otwarcie sugerowała, żeby z tamtą nie rozmawiać. Trzeba teraz
wszelką cenę zachować należną powagę, a jeżeli dzieciaki będą
s !czne, wszystko pójdzie jak po maśle. Będą się bawić, ale też pilnie
93

uczyć. Dziś jest czwarty maja, zatem ta tajemnicza Anita von Seebach
przyjedzie już jutro. Oczywiście, że nigdzie już się nie ruszy i rozpocznie
pracę natychmiast. Pokoik już czeka. Boże! Zamieszkam wysoko
w wieży, blisko Ciebie, będę podziwiała Twój piękny świat! Dajże
spokój, Hermo! Zejdź na ziemię. Nie wiesz nawet, czy zamek Lindeck
ma w ogóle wieżę. Ciesz się, jeżeli dostaniesz pokój nad kuchnią, w części
przeznaczonej dla służby. Powinien ci wystarczyć, zwłaszcza że za
darmo otrzymasz jeszcze wiele innych rzeczy. Pomyśl wreszcie o najważ-
niejszym: jak zostaniesz przyjęta w zamku w stroju podróżnym, z trzema
spranymi bluzkami, czterema parami pończoch, dwiema zmianami
bielizny, tenisówkami, pantoflami i z jedną parą butów wyjściowych?
Trochę czasu upłynie, zanim pani Brausig przyśle pozostawioną u niej
skrzynię. Jakoś sobie musisz poradzić. Za resztę pieniędzy mogłabyś
kupić niedrogą, prostą czarną suknię wieczorową. Będzie nieraz po-
trzebna, a ta stara z pewnością już i tak jest za wąska. Nie bądź
przynajmniej teraz skąpa i uszczknij z książęcej wyprawy okrągłą sumkę
na porządną suknię, koniecznie z koronkowym kołnierzykiem, skoro
o takiej zawsze marzyłaś! Niech tak będzie. Teraz szybko telegram do
pani Brausig: skrzynię wysłać eskpresem, do zamku Lindeck, pociągiem
do Koblencji. Stara Brausig padnie z wrażenia, gdy przeczyta: zamek
Lindeck! Przenoszę się do zamku! Nie własnego wprawdzie, ale co za
różnica?
Podobne myśli kłębiły się jej w głowie przez cały dzień. Telegram
wysłała. Suknię z kołnierzykiem za trzy marki co za rozrzutność!
kupiła. Wycieczkę do zamku Lindeck mogła sobie darować. Jutro
pojedzie tam o wiele wygodniejszym środkiem, bo z pewnością będzie to
elegancka limuzyna. Teraz czas jednak zająć się pakowaniem. Część
garderoby do prania, część do prasowania i cerowania. Herma jeszcze
raz przymierzyła wieczorową suknię; wyglądała bosko! Nawet nie
zauważyła, kiedy minąi dzień. Układając rzeczy w walizce wzięła do ręki
żółtą kopertę i zastanawiała się, co z nią zrobić. Nic lepszego nie przyszło
jej do głowy, jak włożyć ją na dno kuferka i zabrać do zamku Lindeck.
Nie wiedziała oczywiście, że w ten sposób trafi ona tam, gdzie być
powinna i gdzie prawie wszyscy stawali na głowie, żeby ją odnaleźć.
Skończyła pakowanie. Położyła się i westchnęła, czując rozpierającą
ją radość. Boże, dzięki Tobie jutro już będę kłaść się do snu w zamku!
94


Długo nie mogła zasnąć. Przeróżne myśli kotłowały jej się w głowie,
edy wreszcie zamknęła oczy, przyśniło jej się, że jest już w zamku
T 'ndeck, ale tam wszystkie pokoje były bez okien. Nie mogła patrzeć na
kolicę, chodziła zła i klęła architekta, głupca jakiegoś, który zapomniał
aprojektować okna. Obudziła się, gdy jasne promienie wschodzącego
s}ońca zalewały już hotelowy pokoik.
Zaczynał się dzień 5 maja...
Wyskoczyła z łóżka. Po kilku energicznych ćwiczeniach gimnastycz-
nych pobiegła do łazienki. Ubrała się, wrzuciła resztę rzeczy do walizki
i mogła zejść na śniadanie. Zapłaciła za pobyt i całkowicie już odprężona
sięgnęła po poranne gazety. Na widok ogłoszeń w sprawie pracy
uśmiechnęła się tryumfująco:
Dziękuję, już was nie potrzebuję!
Co za wspaniałe uczucie: panna Hermina Heli, wychowawczyni na
zamku Lindeck! Czy aby będzie to dobrze płatna posada! Utrzymanie za
darmo... najwyżej dostanie sto marek miesięcznie. Dobre i to. Z pomocą
boską można nawet co nieco zaoszczędzić.
Punktualnie o siódmej lokaj Franciszek zapukał do drzwi pokoju
Gunnara. ,
Proszę, Frafticiszku. O czym pan chciał ze mną rozmawiać?
Staruszek rozglądnął się niepewnie.
Ach, panie dyrektorze, właściwie to już nie powinienem za-
wracać panu głowy, bo moja sytuacja zmieniła się na korzyść i nie mam
już żadnych zmartwień. Panna von Seebach niech Bóg ją błogosławi
zaproponowała mi posadę zarządcy jej willi w Berlinie.
Gunnar uśmiechnął się.
To cała Anita! Ona wie, jak komuś pomóc! Cieszę się, że wybrnął
Pan z kłopotów, bo niestety przeszukaliśmy dokładnie całe biurko
1 PO testamencie nie ma ani śladu. Nie mogę uwierzyć, żeby pan
Hallerstedt położył dokument w innym miejscu. To do niego niepo-
dobne.
Ja też w to nie wierzę, panie dyrektorze. Cały czas zachodzę
głowę i tak sobie myślę, co tu się stało naprawdę. Mam pewne
P wejrzenia, jednak sam nie wiem, czy powinienem o nich panu mówić.
me już ten testament niepotrzebny: nie potrzebuję dzięki pannie
95

k
Anicie żadnej odprawy, ale nie mogę pogodzić się z myślą, że ostatnia
wola jaśnie pana nie zostanie spełniona. Czuję się więc zobowiązany
szczerze z panem porozmawiać o wszystkim, co leży mi na sercu.
Oczywiście, powiem to tylko panu, bo pan najlepiej będzie wiedział, co
robić dalej.
Gunnar podsunął staruszkowi fotel.
Niech pan usiądzie, Franciszku. Cały dzień dziś pan biegał.
Proszę mówić otwarcie, bo jeżeli pańskie podejrzenia są bezpodstawne,
spróbuję je rozwiać; jeżeli zaś będą choćby w niewielkiej części
uzasadnione, musimy je potraktować poważnie.
Tak też sobie pomyślałem, panie dyrektorze. Otóż, wiem na
pewno, że jaśnie pan napisał testament i trzymał go w skrytce przy
biurku. Rozmawiał ze mną o nim jeszcze tego ranka, którego później
umarł. Po śniadaniu pomogłem panu Manfredowi przy ubieraniu.
Popatrzył na moją bladą twarz i kazał mi odpocząć, najlepiej wyjść na
spacer. Powiedział, że nie będzie mnie potrzebował, bo najpierw
przyjdzie do niego Anita, a później siostra i pani von Holst. Dałem się
przekonać, sądząc, że jaśnie pan ma zapewnioną opiekę. Gdybym był
wiedział, że tak to się skończy, nie ruszyłbym się na krok.
Niepotrzebnie czyni pan sobie wyrzuty, Franciszku.
A jednak! Gdy wracałem po godzinie ze spaceru, majordomus
dał mi telegram dla jaśnie pana. Wiedziałem, że on nań czekał, więc
niezwłocznie poszedłem do gabinetu. Pan Manfred siedział przy biurku
i w pierwszej chwili wydawało mi się, że zasnął i już chciałem się wycofać.
Zdziwiłem się, bo zazwyczaj ruszenie klamką od razu go budziło... Poza
tym człowiek podświadomie wyczuwa obecność śmierci; podszedłem do
siedzącego i głośno go zawołałem. Rzuciłem depeszę na biurko; upadła
obok leżących tam kluczy, to pamiętam dokładnie. Przyglądnąłem się
panu Manfredowi z bliska wciąż byłem pewien, że śpi, bo... proszę
sobie wyobrazić: miał mgcno zamknięte oczy!
Gunnar słuchał uważnie, nie przerywając lokajowi. Teraz jednak
poruszył się i spytał:
Miał zamknięte oczy?
Tak, panie dyrektorze! Widziałem już wielu umierających i nikt
nie zamknął po śmierci oczu sam. Jedni odchodzili z tego świata
z szeroko otwartymi, inni jakby patrzyli przez szparkę, ale nikt nie
96


cisnął oczu tak mocno jak świętej pamięci pan Manfred. Mam
rażenie, że ktoś musiał mu je zamknąć.
Gunnar zastanawiał się przez chwilę, potem rzekł:
_ Proszę mówić dalej, Franciszku.
Lokaj opowiedział szczegółowo dalszy bieg wydarzeń aż do momen-
tu gdy zapieczętował kopertę z kluczami i zamknął gabinet po wyjściu
lekarza. Wspomniał też o wątpliwości, jaką w nim wzbudził wyjazd
Kurta sportowym samochodem pana Hallerstedta i dziwne zachowanie
młodego von Fuchsa, gdy matka prowadziła go do trumny zmarłego,
czego był przypadkowym świadkiem. Zwrócił też uwagę Gunnara na
fakt, że od opuszczenia przez panią von Seebach pokoju brata do chwili,
gdy on znalazł go martwego, nie minęło więcej niż piętnaście minut.
Tymczasem nieboszczyk był już wtedy zimny, więc zgon musiał nastąpić
przed półgodziną.
Podsumowując, panie dyrektorze: wiem, że kilka dni przed
śmiercią pan Hallerstedt powiedział siostrze, że nie ona ani jej dzieci
będą głównymi spadkobiercami. Jaśnie pan ostatnio mówił często sam
do siebie. Słyszałem jak powiedział: "Renaty o mało szlag nie trafił, gdy
usłyszała, że ktoś inny po mnie dziedziczy".
Gunnar przerwał mu:
Na pewno się pan nie przesłyszał?
Nie, paniofLundstróm. Nie mylę się. Zwłaszcza że wiedziałem
o wizycie, bo wspominał o niej pan Manfred.
Gunnar popatrzył Franciszkowi prosto w oczy i rzekł wyraźnie
poruszony:
Bardzo pana proszę o szczerość, panie Franciszku. Obiecuję, że
97
bez pana zgody nikomu nie powtórzę pańskich słów.
Lokaj wahał się długo, ale w końcu rzekł stanowczo:)^
Jestem pewien, że jaśnie pan umarł w obecności swojej siostry i jej
dzieci. We troje złożyli mu wizytę i czymś go zdenerwowali, mimo że
lekarz nas wszystkich ostrzegał. Jedno z nich zamknęło zmarłemu oczy,
a *toś inny otworzył zaraz skrytkę i wyjął z niej kopertę. Przypuszczam,
ze pan von Fuchs zabrał dokument do Berlina, by tam spokojnie go
przeczytać i w razie potrzeby zniszczyć. Żeby nie wzbudzać niczyich
Podejrzeń, panie poczekały aż do wyjazdu Kurta w gabinecie, a potem
rociły do swoich apartamentów, wiedząc, że ja wrócę i odnajdę pana
7 Skowronek

już nieżywego. Powiedziały nawet jednemu z lokajów, żeby nie prze-
szkadzać jaśnie panu, bo chce się zdrzemnąć. Oto, co myślę, panie
dyrektorze. Musiałem to wyrzucić z siebie, bo także dzisiejszej nocy
przyśnił mi się pan Manfred. Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy
i rzekł: "Czemu się wahasz, Franciszku? Przecież tak było naprawdę!"
Jestem tylko prostym człowiekiem, panie Lundstróm, ale jeżeli przeby-
wa się w czyimś domu przez tyle lat, to zna się domowników lepiej niż
najlepsi nawet przyjaciele. Powiedziałem o wszystkim tylko panu, gdyż
dobrze pamiętam, co mówił mi pan Hallerstedt: "Jeżeli zdarzy się, że nie
będziesz wiedział co robić, idź do pana Lundstróma i poproś go o radę".
Proszę tylko nie myśleć, że wymyśliłem tę historyjkę, by oczernić panią
von Seebach i zemścić się za zwolnienie ze służby. Nie, bo poszedłbym
z tym prosto do notariusza. Chcę jedynie, żeby wykonano wolę mojego
pana.
Gunnar zamyślił się. W opowieści lokaja rzeczywiście było wiele
sugestii i przypuszczeń, które nie pozwalały na jasny osąd podanych
również faktów. Po chwili rzekł:
Dziękuję za wielkie zaufanie do mnie, Franciszku, ale zanim
podejmę jakąkolwiek decyzję, muszę wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Nie z powodu podejrzeń, że chce pan dokuczyć pani von Seebach, ale nie
mogę wprost uwierzyć, że tak straszna rzecz mogła się zdarzyć
naprawdę. Poczekajmy więc jeszcze kilka dni. Jedno jest pewne, że
testament zginął w tajemniczych okolicznościach, bo że był, to już nie
mam żadnych wątpliwości.
Ani ja. Wiem nawet, że były w nim zapisane odprawy dla
mnie i jeszcze kilku ze służby, w tym także dla starej Kunertowej, która
ze względu na reumatyzm chciała już odejść na rentę. Wspomniał mi
o tym sam jaśnie pan. A jak już mówiłem, miał on zwyczaj głośnego
myślenia, więc wyraźnie słyszałem, że i dla pana przewidział coś
szczególnego.
Gunnar uniósł obie ręce, jakby się bronił.
Za życia dał mi już tyle dobrego, Franciszku, że nawet się nie
spodziewam, żebym miał jeszcze coś otrzymać po jego śmierci. Żal mi
tylko jednego: listu, który jak mi wiadomo znajdował się w żółtej
kopercie i był przeznaczony dla mnie. Nie mogę znieść myśli, że nigdy go
nie przeczytam i gotów jestem zrobić wszystko, żeby go odzyskać.


7 nim jednak cokolwiek postanowię, muszę się zastanowić. Bardzo się
. 6 ze panna Anita wyręczyła mnie i zatroszczyła się o pana. Życzę
wszystkiego najlepszego, drogi Franciszku dodał ściskając serdecznie
dłoń starego lokaja.
Następnego dnia punktualnie o dziesiątej Anita i Gunnar wyjeżdżali
do Frankfurtu przez Moguncję. Siedzieli obok siebie, głęboko zamyś-
leni, w ogóle się nie odzywali. Anita otrząsnęła się pierwsza i patrząc na
współpasażera rzekła:
Wydaje mi się, że limit na milczenie już wyczerpaliśmy.
Drgnął, jakby zbudził się ze snu.
Przepraszam, panno Anito, że zaniedbałem swój obowiązek, ale
po głowie krążą mi przedziwne myśli.
Tego się nie da ukryć. Zastanawia się pan nad zniknięciem
testamentu, nieprawdaż?
Właśnie.
Mówiłam już panu, że musimy porozmawiać i umówiłam się
w biurze.
Tak, pamiętam.
Pomyślałam jednak, że skoro traci już pan czas na wyjazd ze
mną, wykorzystam go na zaplanowaną rozmowę.
Zatem już pani wie, co chce mi powiedzieć.
Tak, już jestem pewna, że gdybym nie podzieliła się z panem
moimi wątpliwościami, stałabym się współwinna wielkiej krzywdy.
Prószę więc mówić, panno Anito. Chętnie pomogę na miarę
moich możliwości, oczywiście.
Uprzedzam od razu, że mogę panu sprawić przykrość.
Mnie?
Tak, panu.
Nagle złapała go za rękę.
Drogi Gunnarze, czy pan wie, dlaczego wuj Manfred tak pana
lubił?
Zbladł, ale odważnie popatrzył jej w oczy.
Czy to znaczy... że pani wie dlaczego?
Skinęła głową i mocniej ścisnęła jego dłoń.
Tak, wiem.

99
98


Czy mój... czy pan Hallerstedt powiedział to pani osobiście?
Potrząsnęła głową.
Nie, ale... mimo woli słyszałam słowa Kurta, który rozwścieczo-
ny i wyprowadzony z równowagi rozmawiał z matką. Nie wiedziałam,
że słowo to dotyczy pana. Nie chcę go powtarzać, bo jest bardzo
obraźliwe i sprawi panu ból. Mimo to wolałabym, żeby znał pan całą
prawdę.
Gunnar zacisnął zęby, ale po chwili rzekł spokojnie:
Zatem ja wypowiem to słowo. Jest obelżywe, ale nie dla mnie.
Kurt von Fuchs nazwał mnie bękartem, czyż nie?
Skuliła się i znowu chwyciła dłoń Gunnara.
W ten sposób wyraził się o człowieku, którego wuj Manfred
wyznaczył na głównego spadkobiercę. Podczas mojej ostatniej wizyty
u wuja powiedział mi wyraźnie, że główną część majątku zapisuje komuś
innemu, a nie najbliższym krewnym.
Gunnar pocierał ręką czoło.
Widzę, panno Anito, że musimy ze sobą rozmawiać szczerze
i otwarcie. Pan Hallerstedt rzeczywiście był moim ojcem, ale oficjalnie
nie mógł mnie uznać, bo obiecał mojej matce, że nie uczyni tego, do-
póki żyją ojczym i ona. Mnie zaś powiedział tylko o liście, który schował
wraz z testamentem do żółtej koperty. Rozumie pani, dlaczego ten list
jest dla mnie tak ważny. Są w nim przecież słowa, które on pierwszy
i ostatni raz kierował do mnie jako do syna. Nie mogę pogodzić się
z myślą, że nigdy ich nie przeczytam. Możliwe, że wyznaczył mnie na
głównego spadkobiercę, ale dla mnie nie ma to teraz żadnego znaczenia.
Oddałbym wszystko, żeby ten list odzyskać. Za życia ojciec dał mi już
tyle, że niczego więcej nie pragnę. Nie mógł mi jednak dać słów prawdy
o swoich ojcowskich uczuciach. Zawarł je w liście. Czy pani mnie
rozumie?
Tak, drogi przyjacielu. Rozumiem doskonale i dlatego też
właśnie z panem chciałam podzielić się moimi spostrzeżeniami i wąt-
pliwościami.
Pochylił się i spojrzał gorejącymi oczami.
Bardzo proszę, panno Anito. Liczę na panią jak na szczerego
i oddanego przyjaciela.
Za takiego też pana uważam. A zatem proszę posłuchać...
100


Opowiadała, nie pomijając najdrobniejszego szczegółu. On zaś
łączył poszczególne fakty ze znanymi mu już podejrzeniami starego
lokaja. Przebieg zdarzeń stawał się coraz klarowniejszy.
Kończąc Anita rzekła:
Nikomu nie ośmieliłamsig. tego powiedzieć, bo jestem pewna, że
tylko panu zależy na uniknięciu skandalu, a mimo to potrafi pan
odzyskać należne prawa. Niełatwo jest rzucać podejrzenia na macochę
i przyrodnie rodzeństwo, ale musiałam to zrobić, żeby uszanowano wolę
zmarłego, który nie tylko był moim opiekunem, ale też najlepszym
i najwierniejszym przyjacielem oraz doradcą. Wiem, że nie zaznałby on
spokoju w grobie, gdyby jego testamentu nie zrealizowano, a winowajcy
nie zostali osądzeni i skazani. Gdybym przemilczała to, co wiem, sama
czułabym się winna zdrady.
Ujął jej rękę i podniósł, by złożyć na niej pocałunek.
Nie ma mowy, droga Anito, o rzucaniu podejrzeń na macochę.
Pani wyznanie pozwoliło mi tylko na uzupełnienie tego, co już
wiedziałem. Wczoraj wieczorem przyszedł do mnie Franciszek i po-
chwalił się posadą, którą tak wspaniałomyślnie mu pani zaproponowa-
ła. Nie chodziło mu więc o odprawę zapisaną w testamencie, lecz
głównie o to, że wola jego pana nie zostanie spełniona. Powiedział mi
dokładnie o wszystkim, co wiedział.
Anita wysłuchała wątpliwości, jakie przekazał stary lokaj, i wes-
tchnęła głęboko:
Obawiam się, że Franciszek nie mija się z prawdą. Jestem niemal
pewna, że mama, Kurt i Inga byli u wuja w chwili, gdy zmarł. Świadczą
tym chociażby słowa rozgoryczonego Kurta wypowiedziane do matki:
"Wiesz dobrze, że umarł, bo się zdenerwował, gdy obraziłem tego
bękarta". To przerażające!
Pogłaskał jej dłoń.
Straszne, droga Anito! Gdy pomyślę, że mogłem zastać ojca przy
tyciu i uchronić go przed tymi nikczemnymi obelgami... Bóg mi
świadkiem... mam ochotę zabić tego von Fuchsa jak parszywego psa.
Nie doszłoby do tego, gdybym wtedy nie musiał wyjechać. Co jednak
Kurt zrobił z żółtą kopertą? Jeżeli rzeczywiście zabrał ją do Berlina, jak
Pfzypuszcza Franciszek, z pewnością ją zniszczył. Nie ma żadnych
wodów, że tak się stało. Jeżeli oskarżę krewnych o kradzież testamen-
101

tu, wybuchnie tylko skandal, a sprawy i tak nie wygram. Muszę się
dobrze zastanowić nad dalszym postępowaniem. Znajdę jakiś inny
sposób. Kurt wyprze się wszystkiego, nawet jeżeli przytoczę jego słowa
i przedstawię znane mu fakty. Zniszczy też list mojego ojca, o ile nie
podarł go wraz z testamentem. Z tego, co ustaliłem, wiem przynajmniej,
że mogę wypłacić odprawę Franciszkowi, starej Kunertowej, kucharce
i długoletnim służącym. Panią zaś bardzo proszę o milczenie, droga
Anito. Spróbuję jeszcze raz poszukać z notariuszem tej żółtej koperty.
Z pewnością jej nie znajdziemy, ale być może zachowały się jakieś
notatki, z których dałoby się odtworzyć treść zapisu. Chociaż kwoty
należnych odpraw. Ojciec pracował także leżąc w łóżku; musimy
przeglądnąć więc jego sypialnię. Nie wiem, jak teraz rozmawiać z panią
von Seebach i jej dziećmi, ale jakoś sobie poradzę. Liczę też bardzo na
pani dyskrecję.
Podała mu rękę i rzekła po cichu:
Cieszę się, że mam tę rozmowę za sobą. Wyraźnie czuję ulgę, bo
cały czas miałam wrażenie, że pana zdradziłam. Odzyskałam więc prawa
rodzinne, Gunnarze, bo wuj Manfred traktował mnie jak najbliższą
krewną, chociaż nią wcale nie byłam. A ja jego. W przyszłości musi pan
zgodzić się, żebym nazywała pana kuzynem, choć prawdę mówiąc, już
dziś mam uczucie, że rozmawiam z bratem. Najważniejsze, żebyśmy
teraz trzymali się razem. Zgoda?
Niczego bardziej nie pragnę, Anito. Dziękuję z głębi duszy
i cieszę się, że będę mieć kogoś bliskiego. Taka też była wola ojca.
Pamiętam jak mówił: "Gdy już mnie nie będzie, zajmij się, mój drogi,
sprawami Anity, gdyż z przykrością muszę stwierdzić, że moi krewni
bezwzględnie ją wykorzystują. Przeszkadzam im, jak mogę, więc nie
zawahaj się zrobić tak samo". Nie musiał mi tego mówić, bo mam oczy,
i widziałem, co się dzieje. Proszę więc pamiętać, że w każdej sprawie
stanę za panią jak rodzony brat.
Uśmiechnęła się.
Wypadałoby teraz przejść na braterskie "ty", ale sądzę, że jeszcz
nie pora. Ze względu na tamtych pozostańmy przy "pani" i "pan", ale
naszej przyjaźni nie będziemy ukrywać.
Cieszę się, że to pani wyszła z tą propozycją i zgadzam się, byleby
tylko oszczędzić pani jakichkolwiek przykrości. A wracając do sprawy
102


tego nieszczęsnego testamentu: z obu relacji wynika, że ojciec zaraz po
trzymaniu wiadomości o śmierci mojej matki powiedział pani von
cgebach, że ja jestem jego synem i że wyznaczył mnie na głównego
spadkobiercę.
Jestem tego pewna, bo jak inaczej wytłumaczyć nerwowe
zachowanie mojej macochy i Ingi?
Jasne! Obelgi Kurta też to poświadczają. Matka wezwała go
zaraz do Lindeck, a gdy dowiedział się o mnie, wpadł w szał, bo cały
czas myślał, że to on odziedziczy wszystko. Pani odmówiła mu po-
życzki, więc zezłościł się jeszcze bardziej i pobiegł za matką i siostrą do
gabinetu ojca. Tam wylał całą gorycz, rzucając obelgi pod moim
adresem. Ojciec tak się zdenerwował, że dostał śmiertelnego ataku.
Matka natychmiast kabała Kurtowi wywieźć żółtą kopertę do Berlina
i tam ją zniszczyć, albo... schować. By nie wzbudzić żadnych podej-
rzeń, zataiła fakt śmierci mojego ojca, a żegnając się z synem z okna
gabinetu ojca chciała wręcz podkreślić, że on jeszcze żyje. Muszę spytać
szofera, co konkretnie wtedy powiedziała. Zostały same z Ingą
przy ojcu i jedna z nich zamknęła mu oczy, nie wiedząc, że robi coś, co
może je zdradzić. Odkrycie zgonu pana Hallerstedta pozostawiły
celowo Franciszkowi, by nikt nie przypuszczał nawet, że mogło to
nastąpić w ich obecności. Co do tego nie mam najmniejszej wątpli-
wości, nie wiem tylko, co Kurt zrobił z żółtą kopertą. Mógł ją
gdzieś schować w Berlinie i w tym przypadku istnieje minimalna
szansa na odzyskanie dołączonego do niej listu mojego ojca, ale muszę
tLż założyć, że Kurt był na tyle przezorny, by zadbać o staranne
zatarcie śladów, i zniszczył dokładnie wszystko. Jeżeli to zrobił, już nie
Przeczytam skierowanych do mnie słów ojca. Słyszałem ich wiele za jego
^cia i dopiero' teraz, gdy wiem, kim był naprawdę, rozumiem, że
'ozrnawiał ze mną jak z synem, a nie z podwładnym. Tym bardziej
Jest mi żal, że nie mogę poznać jego ostatnich słów. Czy pani mnie
rzumie, Anito?
~~~ Doskonale, mój przyjacielu. Od czego zaczniemy?
~~ Trudno powiedzieć. Fakty podane przez panią, Franciszka
^orane moje własne informacje nie wystarczą, by wystąpić na drogę
ową j me Wywołać przy tym skandalu. Muszę najpierw poszukać
ych dowodów na istnienie testamentu, chociażby wśród notatek
103

ojca. Muszę porozmawiać z szoferem, który wiózł Kurta do Berlina;
może on widział u niego żółtą kopertę. A przede wszystkim musze
bacznie obserwować zachowanie tych trojga, którzy spowodowali całe
to zamieszanie. Liczę na pani dyskretną pomoc, Anito. Proszę infor-
mować mnie o wszystkim, a być może pewnego dnia uda mi się wystawić
im rachunek za wyrządzoną ojcu krzywdę.
Sprawiedliwości musi stać się zadość, Gunnarze!
Musimy jej w tym pomóc.
W czasie jazdy raz jeszcze omówili przypuszczalny przebieg zda-
rzeń tamtego feralnego dnia i nie mieli już żadnych wątpliwości, że byli
bliscy prawdy.
W dużym salonie sprzedaży Anita bez najmniejszego kłopotu
wybrała wygodny i bogato wyposażony samochód spośród najnow-
szych modeli eleganckich limuzyn.
Właściciel salonu był niezwykle uprzejmy wobec swoich klientów,
doradzając w różnych sprawach, więc Gunnar w czasie rozmowy
mimochodem wpomniał, że Anita będzie potrzebowała doświadczone-
go i godnego zaufania kierowcy. Oczywiście sprzedawca zaoferował
swoją pomoc. Znał pewnego młodego człowieka, który szuka posady,
najchętniej daleko od Frankfurtu. Zostawił numer telefonu, więc jeżeli
szanowni państwo sobie życzą, można od razu z nim porozmawiać. Był
to bardzo rozsądny mężczyzna i właściciel gotów był go zatrudnić
u siebie, ale młodzieniec nie chciał pracować we Frankfurcie ze względu
na jakieś tam "układy rodzinne", jak mówił. Chciał być inżynierem, ale
zabrakło mu pieniędzy i musiał przerwać studia.
Anicie bardzo spodobał się pomysł zatrudnienia szofera inteligent-
nego i wykształconego. Popatrzyła na Gunnara i nie miała wątpliwości,
że i on się zgadza.
W pół godziny po telefonicznej rozmowie z właścicielem salonu
młody człowiek był już na miejscu. Anita i Gunnar w pierwszej chwili
wzięli przybysza za jednego z klientów, a gdy się przedstawił, oboje
z trudem próbowali ukryć zdumienie. Anita przywitała się niezbyt
zdecydowanie, gdyż odniosła wrażenie, że spotyka kogoś ze swojego
środowiska. Nie mogła uwierzyć, że on chce być szoferem. Spojrzała
w jego stalowoniebieskie oczy patrzące na nią chłodno z góry i ogarnął ją
dziwny niepokój. Spuściła wzrok i zaczerwieniła się.
104


kbv zza ściany dolatywały do niej pierwsze słowa, jakie Gunnar
a ił z młodym kandydatem na kierowcę. Ocknęła się, gdy usłyszała:
zain__ ^a jaae zamieszka pan w Lindeck, a później być może przeniesie
do Berlina, gdzie panna von Seebach ma willę, z której korzysta
głównie w zimie.
Młody człowiek rozpromienił się:
Bardzo mi to odpowiada. Zanim jednak zdecydujecie się państ-
mnie zatrudnić, proszę pozwolić mi powiedzieć kilka słów o sobie.
Niedy nie pracowałem jako szofer. Zaraz po wojnie, w której brałem
udział przez dwa lata jako bardzo młody człowiek, zapisałem się na
studia w Charlottenburgu, gdyż chciałem zostać inżynierem budowy
maszyn. Niestety, półtora roku przed końcowym egzaminem musiałem
zrezygnować, gdyż wskutek inflacji ojciec stracił prawie cały majątek.
Nawet gdybym skończył studia, z dyplomem inżyniera też nie szybko
stanąłbym na własnych nogach. Nie pomyślałem jednak, że z niepełnym
wykształceniem nie mogę liczyć ffa*"pełnopłatną posadę. Próbowałem
robić różne rzeczy, ale z ledwością wiązałem koniec z końcem. Szwagier,
mąż mojej siostry, zatrudnił mnie w swoim przedsiębiorstwie, ale
czułem, że zrobił to z litości. Nie byłem tam potrzebny, a pracę, którą
wykonywałem, mógł robić ktoś inny, i to za wiele niższą zapłatą. Nie
mogłem dłużej żyć na koszt szwagra, który sam czynił nieludzkie wprost
wysiłki, by utrzymać firmę na rynku. Odszedłem, ale pracę raz mam,
a raz nie mam. Teraz znów szukam posady, a do siostry przyjechałem
tylko z wizytą. Powiedziałem jej, że zostanę kierowcą, bo mam ku temu
odpowiednie kwalifikacje, ale ona zdecydowanie się sprzeciwia. Oboje
ze szwagrem woleliby utrzymywać mnie za darmo, niż zgodzić się na mój
pomysł. Ja jednak wolę pracować niż pozostawać na czyimś garnuszku.
Nacisnął mocno zęby. Słuchając zrozumieli, że przywiązuje wielką
Wa8unnar słuchał uważnie, a Anita patrząc na młodzieńca ze współ-
uciem z trudem opanowywała wzruszenie. Chciałaby pomóc temu
0wiekowi, choć dobrze wiedziała, że posada kierowcy nie będzie
najwłaściwszym rozwiązaniem.
grązona w myślach nie słuchała ani pytań Gunnara, ani od-
ledzi, jakich udzielał Frank Soltau. Dopiero teraz zapamiętała
s Padające w rozmowie nazwisko młodego frankfurtczyka.
105

, Jeżeli państwo dacie mi szansę, zrobię wszystko co w mojej mocy
usłyszała wyraźnie ostatnie słowa Franka.
Od dawna ma pan prawo jazdy? spytała.
Zdobyłem je jeszcze podczas wojny. Długi czas jeździłem po
Berlinie. Prowadziłem też mercedesa do Włoch. W Szwajcarii pokony-
wałem alpejskie przełęcze, a po Niemczech mogę jeździć bez mapy.
Ale nigdy nie pracował pan jako kierowca...
Frank zaczerwienił się:
Mercedes należał do mojego ojca. Studebakerem jeździłem ze
szwagrem, gdyż na dłuższe trasy bał się wyjeżdżać sam.
Anita i Gunnar popatrzyli na siebie i Frank był pewien, że w tej
chwili decydują się losy jego posady. Ciekawe, czy ci dwoje są zaręczeni?
pomyślał. Na pewno nie byli małżeństwem ani rodzeństwem, gdyż
zwracali się do siebie przez pan pani, ale najwyraźniej coś ich łączyło.
Gunnar odezwał się pierwszy:
Panna von Seebach jest gotowa pan przyjąć, a ja jako jej doradca
muszę przyznać, że zrobił pan na mnie korzystne wrażenie. Niemniej
nie wolno mi kierować się sympatiami i muszę spytać o pańskie
referencje.
Frank Soltau zawahał się wyraźnie, walcząc z myślami. Wreszcie
rzekł zdecydowanie:
Informacje o mnie możecie państwo uzyskać u wielu ludzi,
jednakże ze względu na siostrę i szwagra, bardzo proszę nie wspominać,
że staram się o posadę szofera. Ja się tego bynajmniej nie wstydzę, bo
uważam, że żadna uczciwa praca nie hańbi, ale siostra i szwagier
mogliby czuć się niezręcznie w kręgu swoich znajomych. Siostra bardzo
mnie lubi i wolałaby widzieć mnie na lepszej posadzie, szwagier zaś musi
liczyć się z układami towarzyskimi i zawodowymi. Z tego tylko względu
wolałbym, aby nikt nie wiedział, że będę szoferem. Jeżeli wolno mi
zaproponować, proszę powiedzieć swoim rozmówcom, że chodzi o po-
sadę w pańskim przedsiębiorstwie.
Oczywiście, panie Soltau, chętnie spełnię pańską prośbę, gdyż
podziwiam ludzi, którzy potrafią walczyć o swoją egzystencję, zapomi-
nając o pochodzeniu.
Frank podał Gunnarowi kartkę z adresami firm i osób prywatnych,
dla których kiedyś pracował.
106


A nie można by zasięgnąć referencji telefonicznie? spytała
zaniepokojona Anita, wyraźnie sugerując, że chciałaby jeszcze dziś
powziąć ostateczną decyzję.
Oczywiście, panno von Seebach. Numery są podane na kartqe.
Gunnar uśmiechnął się:
Zatem do dzieła! i zwracając się do stojącego z boku
właściciela salonu spytał: Pozwoli pan, że zadzwonię z pańskiego
aparatu?
Obaj mężczyźni odeszli do biura przylegającego do sali sprzedaży,
a Anita została z Frankiem sama.
Dyrektor Lundstróm niepotrzebmć się upiera przy tych referenc-
jach, ale w sprawach służbowych trudno go przekonać, żeby odstąpił od
formalności.
Uważam, że postępuje słusznie. A pani bardzo dziękuję za
okazane mi zaufanie.
Nie widzę powodu do podejrzeń. Pańskie wypowiedzi brzmią
szczerze i przekonywająco. Potrzebuję kogoś, na kim mogę polegać, bo
sama nie znam się na samochodach nic a nic; choć podróżuję wiele.
Mogę tylko obiecać, panno von Seebach, że będzie pani ze mnie
zadowolona.
Popatrzyła na niego i spuszczając szybko oczy rzekła cicho:
Żałuję, że nie mogę panu dać lepszej posady.
Dziś nikt nie pyta o lepszą, lecz bierze każdą, która mu się trafi.
W każdym razie ja będę uważać się za szczęśliwca, jeżeli pani mnie
przyjmie.
Uśmiechnęła się, a on nie mógł się oprzeć wrażeniu, że tak miłą
i czarującą dziewczynę spotyka pierwszy raz w życiu.
Poczekamy na dyrektora Lundstróma. Jeżeli przyniesie dobre
wiadomości w co zresztą nie wątpię będzie miał pan pracę.
W jego stalowoniebieskich oczach pojawił się błysk wdzięczności.
Pani jest dla mnie łaskawa, panno von Seebach. Nie wątpię, że
pan Lundstróm usłyszy same tylko dobre opinie.
Może zechciałby pan rzucić okiem na wóz, który wkrótce będzie
pańskim stanowiskiem pracy.
O, chętnie rzekł i pierwszy ruszył w stronę lśniącej nowiutkiej
limuzyny.
107

i
Zapalił motor, posłuchał jego pracy, potem dokładnie obejrzał
wnętrze i spód karoserii.
Chodzi mi o wyposażenie. Sądzi pan, że niczego nie pominęłam?
Uśmiechnął się i popatrzył odważnie na Anitę.
Skądże! Moim zdaniem samochód ma wszystko, czego młoda
i piękna kobieta może potrzebować. Chyba jest trochę za duży, bo
oprócz szofera zmieści się w nim wygodnie aż sześć osób.
O to mi właśnie chodziło, gdyż będę często wyjeżdżała razem
z dziećmi.
Zdziwił się i zrobił minę, jakby popełnił gafę.
Przepraszam, pani von Seebach, że zwracałem się przez "pan-
no"...
Zaśmiała się rozbawiona.
Miałam na myśli dzieci mojej przyrodniej siostry, która też
mieszka w zamku Lindeck, a maluchy chętniej przebywają ze mną niż
z matką.
Frank zdziwił się, że dzieci mogą nie lubić towarzystwa własnej
matki, ale oczywiście głośno swojej opinii nie wyraził. Pochylił się nad
samochodem, zadowolony, że będzie mógł go prowadzić.
Będę dbał o to auto, żeby zawsze wyglądało tak jak teraz rzekł.
Sprzątanie samochodu nie będzie pana obowiązkiem. W Lin-
deck są jeszcze dwa wozy i ich czystością zajmuje się służba.
Frank ucieszył się, bo któż z kierowców lubi sam myć swój
samochód! Rzekł jednak coś innego:
Mimo to będę doglądać, żeby zawsze był czysty i w razie potrzeby
sam go wytrę.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nadszedł właśnie pan Lundstróm
z daleka wołając:
Nasłuchałem się tylu dobrych opinii, a niektórzy pracodawcy
wręcz mi gratulowali, że pana zatrudniam.
Frank poczerwieniał, ale skłonił się tylko bez słowa.
Gunnar tymczasem zabrał Anitę na stronę i spytał o ostateczną
decyzję. Potwierdziła ją bez wahania:
108
Sprawia korzystne wrażenie, co więcej uważam, że mieliśmy
szczęście trafiając akurat na niego. Proszę, niech pan załatwi formalno-
ści, Gunnarze.


Ustalono, że Frank będzie otrzymywać dwieście marek miesięcznie,
czego młody frankfurtczyk bardzo się ucieszył. Jutro miał przyjechać
nowym wozem do Lindeck, gdzie na miejscu otrzyma dalsze dyspozycje.
Gdy odszedł, Gunnar rzekł do Anity:
_ Chodźmy teraz coś prz&kąsić, nie będziemy chyba wracać
o pustych żołądkach. \
Poszli do hotelowej restauracji. Anita była bardzo podniecona
i z ożywieniem co chwila wracała w rozmowie do sprawy jej nowego
szofera. Że też człowiek taki jak on musi tak twardo walczyć o swoje
utrzymanie! Gunnar udawał, że słucha, ale właściwie myślami był gdzie
indziej. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Wrócili do Lindeck.
Następnego dnia Anita pojechała do Koblencji na spotkanie
z Hermą Heli. O umówionej godzinie samochód zatrzymał się przed
hotelikiem, gdzie mieszkała nowa nauczycielka i teraz z rosnącym
niepokojem czekała na swoją pracodawczynię.
Herma nieśmiało podeszła do samochodu i spojrzała na przybyłą.
Ależ ty masz szczęście, Hermo! Jeżeli twoja pani tak przyjaźnie na ciebie
patrzy, nie musisz się niczego obawiać. Ukłoniła się i spytała:
Czy mam przyjemność rozmawiać z panną von Seebach?
Szofer otworzył drzwi i Anita wyszła z samochodu, wyciągając na
powitanie rękę.
Miło mi panią poznać, panno Heli. Czy możemy od razu jechać?
Nie ma pani więcej bagażu? spojrzała na walizkę, którą
kierowca odbierał z rąk Hermy.
Tylko ten kuferek, proszę pani. Wybrałam się na pieszą wędrów-
?- więc resztę rzeczy zostawiłam w Hanowerze. Są spakowane, więc
kaz? je przysłać od razu do Lindeck. Za parę dni tam będą.
Herma weszła do samochodu i usiadła na rozkładanym krzesełku
eznaczonym dla służby, jeżeli przypadkiem zabierano kogoś w po-
Anita uśmiechnęła się i wskazując miejsce obok siebie rzekła:
709

Nikt więcej z nami nie jedzie; dlaczego chce pani siedzieć na
wąskim i niewygodnym krzesełku?
Uśmiechnęła się zażenowana, bo miękki fotel wyraźnie ją krę-
pował.
O mój Boże! Siedzę jak Zeus na boskim tronie. Proszę się nie
dziwić, ale dotychczas przemieszczałam się wyłącznie dzięki własnym
nogom.
Co, jak widzę, wcale nie zepsuło pani dobrego nastroju.
Skądże! Nogi mam na szczęście zdrowe. A swoją drogą, to boskie
uczucie móc zwiedzać tak cudowną okolicę siedząc wygodnie w fotelu.
Widzę, że trzeba samej wszystko przeżyć, żeby mieć pojęcie, że coś
takiego istnieje.
Sądzę, że teraz pani już zdecydowała, jaki środek lokomocji
wybrać w przyszłości: wygodne auto, czy własne nogi?
Herma spoważniała, ale zaraz uśmiechnęła się i popatrzyła wesoło
na Anitę.
Prawdę mówiąc, postawię na nogi. Są moje i nie muszę się
martwić, że pewnego dnia będę musiała je sprzedać. Gdyby jednak
zrządzeniem niebios trafił mi się taki samochód, też nim nie pogardzę.
To muszę panią uprzedzić, że od jutra czekają panią częste
przejażdżki. Wprawdzie nie tym samochodem należy do matki ale
moim własnym, który specjalnie kupiłam, żeby zabierać dzieci na
wycieczki.
Herma złapała się za serce.
Wiedziałam, że będę mieć szczęście! Ciągle coś spada mi wprost
z nieba, choć wcale nie zasłużyłam.
Anita popatrzyła na rozpromienioną twarz młodej nauczycielki. Co
za dzielna dziewczyna! Chodzące szczęście i pełnia życia... Przyda się, by
ożywić sztywną atmosferę panującą ostatnio w zamku. Głośno zaś
rzekła:
Myślę, że niebiosa pamiętają o zasługach. Trzeba tylko im zaufać
i wciąż mieć nadzieję, nie zapominając też o wdzięczności.
Jakżebym mogła! Cieszę się z tego, co mam, i nigdy nie
narzekam, choć straciłam ojca w czasie wojny, a zaraz potem umarła
moja matka, nie mogąc pogodzić się z jego śmiercią. Zaopiekowali się
mną dobrzy ludzie, a przyjaciel ojca zajął się spadkiem i dzielił go tak
110


i uczciwie, że wystarczyło na opłacenie moich studiów. F"
egzaminie mogłam sobie jeszcze pozwolić na tę cudowną pieszl
drówkę. ^ostało mi już niewiele, ale na czarną godzinę wystarczy-
Dzięki pani mam pracę, a więc szczęście mnie nie opuszcza. Jadę d
baśniowego zamku Lindeck, będę mieszkać w przepięknej Nadrenii,
Boże, czy trzeba mi czegoś więcej?
_1 Zazdroszczę pani takiego podejścia do życia. Ale skąd przypusz-
czenie, że zamek Lindeck jest baśniowy?
Mnie każdy zamek kojarzy się zitaśnią. Marzyłam o przyjeździe
do Lindeck, nawet gdyby mnie pani nie zatrudniła. Teraz jednak
poczułam się nieswojo i jeżeli pani pozwoli, powiem, o co mi chodź'-
Słucham, panno Heli.
_ Tak sobie pomyślałam, że pracując w zamku powinnam nos'c
porządne stroje, by nie naruszać panującego tam obyczaju. I tu mam
kłopot. Zabrałam tylko jedną suknię i kilka zmian strojów turystycz-
nych. Gdy przeczytałam pani odpowiedź, od razu pobiegłam kup'c-
knię wieczorową. Reszta rzeczy przyjedzie pocztą z Hanoweru, ^
su
i tak będą to tylko skromne studenckie ubranka. Mam jeszcze pt
groszy, ale wydanie ostatnich pieniędzy na lepszą suknię wydało mi sie=
lekkomyślnością. Jeżeli jednak pani uważa, że powinnam kupić porząd-
ną suknię, nie będę się upierać. Zostawiłam u krawcowej moją miar?^
więc mogłabym szybko złożyć zamówienie.
Anita patrzyła z przejęciem na zatroskaną twarz Hermy i przypofl1-
niała sobie, że w dniu śmierci wuja nadeszła przesyłka z Berlinaa
z zamówionymi w domu mody sukniami. Teraz, w okresie żałoby, tie
będzie ich nosiła. Powinny pasować pannie Heli. Przecież i tak<
musiałaby je odłożyć na dłuższy czas i byłyby już niemodne. Nie mo^63
darować ich młodej nauczycielce wprost, bo dziewczyna gotowa się?
obrazić, że traktuje ją jak żebraczkę.
Anita zastanawiała się co robić. Nie były to na szczęście wyszukał196
stroje, lecz zwykłe suknie wyjściowe i domowe.
Tak rzekła po chwili dobrze byłoby mieć kilka porządnfth
sukien. Pod tym względem moja macocha jest dość nieustępliwa*^
zwłaszcza że będzie pani siadać z nami do stołu, bo dzieci jedzą głó^11'-6
Posiłki ze wszystkimi i wymagają jeszcze nadzoru. Tak się złożyło,^
nosimy teraz żałobę po wuju, który zmarł kilka dni temu, a ja
111

zamówiłam w Berlinie nowe suknie. Nie włożę ich jeszcze długo, wiec
gdyby zechciała je pani odkupić, byłabym bardzo wdzięczna.
Herma aż poczerwieniała z radości, ale szybko uśmiech zniknął z jej
twarzy. Anita domyśliła się powodu tej zmiany.
Oczywiście, nie policzę pani drogo, bo jak już mówiłam suknie
będą mi nieprzydatne. Dziesięć marek za sztukę... nie za dużo? Potrącę
z miesięcznej wypłaty, więc przez cztery miesiące nie poczuje pani
zbytnio uszczuplenia dochodów. Przesyłka przyszła dziś rano i nikomu
o niej nie mówiłam. Każę przenieść pudło do pani pokoju i nikt nie
domyśli się, że są to moje sukienki. Gdyby trzeba było nieco przerobić,
sądzę, że doskonale sobie pani poradzi z tym sama. Problem strojów
mamy zatem rozwiązany i moja macocha nie przyczepi się do pani
wyglądu. Zgoda?
Herma siedziała sztywno, jakby bała się poruszyć. Na przemian to
bladła, to czerwieniła się, w oczach stanęły jej łzy. Roześmiana
zazwyczaj buzia nagle spoważniała. Poruszała bezwiednie ustami
i szybko połykała ślinę, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Odezwała się wreszcie drżącym ze wzruszenia głosem.
Jak mogłabym się nie zgodzić, panno von Seebach? Zapropono-
wała mi pani pomoc w tak miły i przemyślany sposób, że choćbym nawet
chciała odmówić, nie znalazłabym żadnego pretekstu. Proszę jednak nie
myśleć, że uwierzyłam w możliwość kupienia sukni za dziesięć marek.
Moja czarna, skromniutka kosztowała aż czterdzieści, a przypuszczam,
że pani w tak tanich sklepach się nie zaopatruje. Wiem i doceniam
taktowność pani propozycji... Po ca ja to mówię... Sama pani widzi, że
po prostu mam szczęście... Nie potrafię nawet okazać całej mojej
radości, ale proszę mi wierzyć, że wdzięczność niemal rozrywa mi serce.
Mam nadzieję, że czymś będę mogła się zrewanżować.
Anita pogłaskała ją po dłoni.
Wszystko może się zdarzyć. Trzymam panią za słowo i zaliczam
na konto spłaty fakt, że uwfllniła mnie pani od niepotrzebnych ciuchów.
Doliczę też radość, jaką mi pani sprawi nosząc te suknie. Powinny
pasować jak ulał. Wiec mogę kazać je zanieść do pani pokoju?
Oczywiście, będzie to nasza tajemnica.
Herma spojrzała w taki sposób na Anitę, że ta w jednej chwili
zrozumiała, że zyskała w młodej nauczycielce najwierniejszą przyjaciół-
772



kę.
temat rozmowy. Anita opowiadała o mieszkańcach
zaniku, ich zwyczajach, a dyskretnie próbowała przedstawić Hermie
woie oczekiwania odnośnie do wychowania malców. Sugerowała, że
dzieci potrzebują przede wszystkim miłości, a dyscyplina powinna
obowiązywać tylko w razie konieczności. Dokładnie na odwrót po-
stępowała panna Helena. Ale jej stosunek do dzieci wynikał głównie
z braku czasu, gdyż została dodatkowo obarczona obowiązkami
pokojówki.
Herma słuchając Anity pomyślała, że ciotka musi być dla dzieci
prawdziwym aniołem, i pokrótce przedstawiła swoje zasady wychowaw-
cze. Anita była zachwycona. Prosiła Hermę, żeby nie ulegała żadnym
sugestiom matki dzieci ani ich babki, lecz konsekwentnie realizowała
swój plan. Nie musi zresztą ich słuchać. Obie damy będą się wtrącać
tylko na początku, a później szybko o dzieciach zapomną.
Anita opowiadała też o Kurcie i Gunnarze. Z różnicy tonu, w jakim
przedstawiła obu mężczyzn, Herma od razu odgadła, że z tym drugim
musi Anitę łączyć coś bliższego. Być może się myliła, ale postać młodego
dyrektora od razu wzbudziła jej zainteresowanie.
Czas podróży minął niepostrzeżenie i gdy na horyzoncie ukazał się
zamek Lindeck, Herma nie wiedziała jak okazać swój zachwyt. Była tak
wzruszona, że Anita miała ochotę ją uściskać i wycałować. Nastrój
tamtej widocznie udzielił się jej także, choć przyczyna radości była
zupełnie inna: Anita wiedziała, że nareszcie będzie miała w zamku
prawdziwą przyjaciółkę.
Przy bramie czekał stary Franciszek. Pozdrowił uprzejmie obie
damy, a Anita uśmiechając się serdecznie spytała, kiedy zamierza
wyjechać do Berlina. Inni służący na widok Anity uśmiechali się, z czego
Herma wywnioskowała, że wszyscy ją tu lubią.
Franciszku, proszę zanieść te kartony, które dziś przyszły
erlma, prosto do pokoju panny Heli. Bardzo mi na tym zależy.
oie weszły na schody wiodące na drugie piętro. Zaczynały się one
a u, w połowie wysokości przechodziły w wysunięty półokrągły
dre 6St' tworza-cy Jakby teatralny balkon. Przy balustradzie stały stare
!ane, bogato rzeźbione fotele. Po grubych dywanach na posadzce
ze estnie poruszali się lokaje. Zewsząd wyczuwało się atmosferę
Sko\ri
drego bogatego domu.
onek
773

Herma, zawsze odważna i zaradna, nagle poczuła się niepewnie,
a serce waliło jej jak młot. Za chwilę miała stanąć przed paniami von
Seebach i von Holst.
Przyjęły ją dość chłodno, lustrując od stóp do głów. Pani Renata
przyłożyła do oka lornion, osadzony na długiej rączce i oglądała
dziewczynę, jakby zamierzała oszacować jakość towaru wyłożonego do
sprzedaży.
Zaczęło się przesłuchanie. Anita stała za plecami obu dam i uśmie-
chała się porozumiewawczo do Hermy, chcąc dodać jej odwagi. Powoli
odzyskiwała pewność siebie i swój naturalny sposób bycia. Spokojnie
i logicznie odpowiadała na każde postawione pytanie, uważnie wy-
słuchała wywodów pani von Holst na temat jej zasad właściwego
wychowania dzieci. Pamiętała o przestrodze Anity i ani razu nie
zaprotestowała, choć wielokrotnie miała ochotę krzyknąć: Boże, biedne
te dzieci! Inga utrzymywała, że dzieci należy nauczyć dyscypliny
i zażądała, żeby od zaraz został opracowany plan nauki, który dzieci
muszą bezwzględnie realizować. Herma była innego zdania, ale nie
przerwała pani von Holst. Najchętniej zadałaby jej tylko jedno py-
tanie: Czy te dzieci mają wyrosnąć na normalnych ludzi, czy na
hipokrytów?
Powstrzymała się jednak, a na podsumowanie "wykładu" rzekła
tylko, że zrobi wszystko, by wychować dzieci na porządnych ludzi.
Inga wydała jeszcze kilka poleceń i pozwoliła Hermie odejść,
przypominając jednak, że w jadalni spotykają się wszyscy na obiedzie.
Panna Heli ukłoniła się i wyszła wraz z Anitą, która chciała
przedstawić nową nauczycielkę także dzieciom.
Inga odprowadziła ją krytycznym wzrokiem i zaraz rzekła do matki:
Jest stanowczo za ładna na nauczycielkę.
Ładna, to zbyt słabe określenie, moja droga. Gdyby ją ubrać
w porządną suknię, musiałabyś przyznać, że jest śliczna. Na szczęście
w przypadku nauczycielki nie ma to większego znaczenia, a dziew-
czyny tego pokroju wcale nie potrafią korzystać z darów, jakimi
obdarzyła je natura. Najważniejsze, że sprawia wrażenie rozsądnej
i zdecydowanej. Wydaje mi się, że zbytnio nalegałaś na nią, by
traktowała dzieci surowo i ostro. Nauczycielki mają to po prostu we
krwi i nie trzeba ich zachęcać.
114


Chciałam tylko ubiec Anitę, bo to ona zastrzegła sobie opłacanie
nauczycielki, a wiem, że gotowa dzieci rozpieścić.
Na tym matka i babka skończyły rozmowę na temat wychowania
dzieci Na głowie miały znacznie ważniejsze problemy.
Anita uśmiechnęła się do Hermy i spytała:
Ciężko było, panno Heli?
_ O mój Boże! W tym zamku wszystko jest wyjątkowe, ale te dwie
damy są wyjątkiem od wyjątku. Chyba się nie wygłupiłam?
_ Na pewno nie. Odpowiadała pani rozsądnie i celnie. Najgorsze
już za panią, gdyż nie sądzę, żeby kiedykolwiek kazano jeszcze pani
składać sprawozdanie z działalności wychowawczej. Uff! Chodźmy
teraz do dzieci.
Weszły do ich pokoju. Dieter siedział przy stoliku i układał
drewniane klocki, a Hania tuż obok niego trzymała na kolanach
pudełko ze szklanymi paciorkami i mozolnie nanizywała je na nitkę.
Panna Helena siedziała przy oknie i zszywała jedwabną bieliznę swojej
pani. Na widok wchodzących dziewcząt zrobiła groźną minę i warknęła:
Nie wstawać! pod adresem dzieci, które najwyraźniej miały ochotę
podbiec do cioci Anity.
Herma stała u progu i pierwsze spojrzenie skierowała na pannę
Helenę, dopiero później przyjrzała się dzieciom i odetchnęła z ulgą.
Dzięki Bogu, że były ładne i miłe. Na pewno je polubi, a potem na pewno
już da sobie radę.
Anita zwróciła się do panny Heleny:
Może pani już odejść. Zostaniemy tu z dziećmi.
Wstała wyraźnie się ociągając. Rzuciła cierpko:
Pilnowałam dzieci na prośbę pani von Holst.
Anita zrozumiała, o co jej chodzi: dzieci siedziały przykute do stołu,
o tak życzyła sobie Inga! Sama by do tego nie dopuściła... Nie miała
jednak ochoty na sprzeczkę ze zgorzkniałą damą.
Może pani spokojnie dokończyć szycie u siebie. Ja zajmę się
d2lecmi aż do obiadu.
elena uniosła dumnie głowę i ostentacyjnie wyszła z pokoju. Dzie-
P^skakując z radości rzuciły się w ramiona Anity.
Och, ciociu, jak dobrze, że wreszcie przyszłaś.
775

Czy coś nam przyniosłaś, ciociu? dopytywała się Hania.
Oczywiście! Popatrzcie tylko tam: to jest panna Herma, wasza
nowa nauczycielka!
Dzieci uważnie zlustrowały Hermę od stóp do głów. Na ich twa-
rzyczkach widać było niepokój, czy rzeczywiście ta nowa pani bę-
dzie choć trochę lepsza od panny Heleny. Patrzyły z niedowierza-
niem w roześmianą twarz panny Heli i na jej złożone jak do modlitwy
ręce.
Nie chcecie powiedzieć mi "Dzień dobry"? spytała łagodnym
głosem.
Malcy odstąpili na krok od Anity, nie wiedząc, co począć dalej. Dała
im znak, by podeszli do pani nauczycielki. Nagle wybuchnęli śmiechem
i wyciągnęli ręce.
Herma schyliła się i mocno przygarnęła ich do siebie.
Bardzo się cieszę, że będę mogła z wami tu zostać rzekła.
Panna Helena nigdy się nie cieszy, a gdy musi z nami zostać,
ciągle narzeka rzekł Dieter sprawdzając, czy coś się zmieniło.
Ja nawet nie potrafię narzekać! zaśmiała się Herma.
A jak będziemy niegrzeczni? upewniała się Hania.
Ani wtedy. Będzie mi tylko bardzo smutno i nie chciałabym
płakać. Wolę, żeby wszyscy byli uśmiechnięci.
Dzieci patrzyły zaskoczone, a po chwili Dieter rzekł poważnie:
My też lubimy się śmiać, tylko panna Helena nie lubi i złości się
na nas.
A pani nie będzie się złościć, gdy narobimy hałasu, panno... Jak
mamy do pani mówić?
Herma uśmiechnęła się i przytuliła Hanię.
Mówcie mi panno Hermo. A co do złości to wierzcie mi, że mam
spokojne nerwy i trudno mnie wyprowadzić z równowagi.
Czy to znaczy, że przy pani możemy zachowywać się głośno?
nie dowierzał Dieter*
Możecie, ale pod warunkiem, że nikomu to nie przeszkadza.
Chętnie poszaleję z wami, ale tylko na wolnym powietrzu.
Dzieci aż zaniemówiły. Dieter nagle obłapił nową nauczycielkę
i zawołał:
Wspaniale! My chyba już lubimy naszą panią, co Haniu?
116


.. ,}a główką i przytuliła się do Hermy.
Na pewno, ale chyba będziemy musieli dużo się uczyć. Panna
szyła naS; Ze z panią nie pójdzie nam tak łatwo. Czeka nas
ciężka praca.
Herma nie miała wątpliwości, że jej poprzedniczka cały swój żal
próbowała wyładować na dzieciach.
__ Panna Helena przecież mnie nie zna, więc skąd mogła wiedzieć,
/amierzam z wami robić? A jeżeli pytacie mnie, czy będziecie musieli
dużo się uczyć, to wam powiem, że nie musicie, ale możecie się dużo
uczyć Nauka to cudowna rzecz i daje tyle radości, że jak już ktoś zaczął,
to nie przestanie uczyć się aż do śmierci. Bawić się też będziemy, a gdy
już z nudów nic nam nie zechce się robić, zabierzemy się do nauki. Kto
nauczy się najwięcej, zostanie królem.
Herma próbowała odpędzić strach dzieci przed nauką, przed-
stawiając uczenie się jako zabawę dającą wiele radości. Chyba jej się
udało, bo Dieter rzekł poważnie.
Ja pierwszy zostanę królem, bo Hania jest za mała i za głupia.
Poczekaj, ty! Ja ci pokaże, sprzątnę ci wszystko sprzed nosa, ty
sknero! złościła się Hania.
Oj, chyba nie zaczniemy od kłótni? Zobaczymy, kto zostanie
królem za jakiś czas. Wiem, że może nim być tylko ten, kto najwięcej się
nauczy. Zgadzacie się ze mną.
Widzę, że zanosi się na niezłą zabawę podsumował Dieter,
a Hania skwapliwie potwierdziła kiwając poważnie głową.
W ten sposób Herma miała za sobą swój pierwszy sukces pedagogi-
czny: przekonała dzieci, że nauki nie należy się bać. Anita obserwowała
scenę z boku i była pełna podziwu, że taka młoda osoba od samego
początku radzi sobie z problemami, których doświadczona rzekomo
Panna Helena nie potrafiła rozwiązać przez tyle lat. Uczenie się to nie
Przymus, ale przywilej! Nie chodzi więc o wymuszanie, lecz o przyjem-
ność równie emocjonującą jak zabawa, gra, w której zwycięża ten, kto
w'ecej pracuje. Cudownie to wymyśliła!
Teraz jednak panna Herma musi już iść do swojego pokoju
Przebrać się do obiadu włączyła się Anita. Chcecie ją od-
Prowadzić? Zobaczycie też salę do nauki, którą kazałam dla was
Przygotować. Na pewno wam się spodoba.
777

Dzieci były wprost zachwycone. Uczepione rąk Hermy podążały za
Anitą, która prowadziła "wycieczkę" długim korytarzem, gdzie za
rogiem, w tym samym skrzydle co apartamenty Gunnara Lundstrórna
ale piętro wyżej, kazała urządzić pokoje dla nauczycielki.
Anita otworzyła drzwi i przepuściła Hermę. Dziewczyna stanęła jak
wryta, patrząc na jasno pomalowane ściany swojej sypialni i przylegają-
cej do niej łazienki. Za oknami rozciągał się widok na okoliczne wzgórza
porośnięte winoroślą, a gdyby się wychylić, można podziwiać pięknie
urządzony park.
A więc, panno Hermo chyba wolno mi zwracać się tak do
pani? to będzie sypialnia, a tuż obok kazałam urządzić salę do nauki,
która poza godzinami lekcyjnymi może pani służyć za pokój dzienny.
Na razie nie miałam innych możliwości, ale sądzę, że tak też jest nie
najgorzej.
Herma nie wiedziała, czy skakać z radości, czy tylko załamać ręce.
Czegoś takiego nigdy się nie spodziewała. Już sama sypialnia wyglądała
jak z bajki, a salon wydał jej się jak wyczarowany przez dobrą wróżkę.
Przy dużym oknie stało stare biurko w stylu flamandzkiego baroku
i pokryty genueńskim aksamitem fotel. Przy ścianie za biurkiem
postawiono ogromną kanapę, na której leżały wielkie, pięknie haf-
towane poduszki. Obok przeszklony kredens, a w nim mnóstwo
przeróżnych drobiazgów. W rogu stał wielki fotel z oparciami pod
łokcie oraz okrągły stolik, na którym dojrzała piękny bukiet wiosennych
kwiatów.
Była to ta część pokoju, którą Anita przeznaczyła dla Hermy jako
salon. Po drugiej strome stała natomiast szkolna ławka dla dwojga
dzieci i stolik dla nauczyciela. Na ścianie wisiała wielka mapa i czarna
tablica do pisania. Obok stał regał na książki, a także okrągły stół
z blatem pokrytym skórą i kilka krzeseł.
Specjalnie kazałem tu wstawić meble już trochę podniszczone,
żeby nie musiała się pani przejmować każdą plamką czy rysą. Pokoik
sprawia wrażenie zagraconego, ale zależało mi na wygospodarowaniu
kąta, gdzie po pracy mogłaby pani spokojnie wypocząć. W przeciwnym
razie pozostałaby pani tylko sypialnia.
Herma cały czas trzymała się za serce.
Ależ tu jest ślicznie, panno von Seebach. Gdyby pani widziała,
118


. jj warunkach już mieszkałam, na pewno nie dziwiłaby się, że teraz
Tn/ochotę skakać z radości.
_ Panno Hermo, niechże mi pani mówi po imieniu, skoro ja już
ełani- Jesteśmy niemal rówieśniczkami i nie widzę powodu, żeby
ddawać się sztywnej atmosferze zamku Lindeck. Czy nie mam racji?
w
łątkowe wyróżnienie. Dziękuję bardzo.
Dzieci tymczasem zajęły swoją szkolną ławkę, zaglądając do wszyst-
kich zakamarków i z boku, i od spodu. Najwyraźniej były zachwycone,
zwłaszcza zeszytami, kredkami i piórami, których ciocia Anita nakupiła
aż w nadmiarze. Zaintrygowała je też stojąca z boku maszyna do
pisania. Już chciały, żeby nauczyć je korzystania z tego dziwnego
urządzenia. Dzieci spędziły trochę czasu w Paryżu, gdzie ich ojciec, pan
von Holst, był przedstawicielem firmy spedycyjnej. Oprócz języka
ojczystego nauczyły się też francuskiego. Po powrocie do Niemiec nie
miały już okazji do rozmów po francusku, więc bardzo się ucieszyły, że
panna Herma zna ten język i co chwila sprawdzały, czy aby na pewno.
Bawiły się przy tym znakomicie, a gdy usłyszały, że będą uczyć się także
angielskiego, ich radość nie miała granic. Anita przysłuchując się
rozmowie, stwierdziła, że chętnie też by się pouczyła i spytała Hermę,
czy nie mogłaby brać udziału w konwersacjach. Nie spotkała się ze
sprzeciwem, wręcz odwrotnie.
Anita wyszła tymczasem z dziećmi, aby Herma miała czas przy-
gotować się do obiadu. Na stole w sypialni stał już karton z sukniami
przysłanymi z Berlina. Anita zawróciła do progu i rzekła z uśmie-
chem:
Niech go pani rozpakuje i wybierze coś już na dzisiaj. Chcę panią
widzieć przy stole w nowej sukni. Ma pani prawie godzinę. Jadalnia jest
na dole, przyślę więc Franciszka, żeby panią przyprowadził.
Dziękuję, panno Anito. Na pewno będę gotowa.
Cidy została w pokoju sama, natychmiast podbiegła do okna.
ale
końcu mam szczęście, czyż nie? spytała samą siebie, jakby chciała
2 Usić w zarodku jakąś wątpliwość. Któż jednak mógłby mieć jakieś
i etensJe? Za oknem winnice o tej porze nie wyglądały zbyt malowniczo,
na horyzoncie widać było lesiste wzgórza, a na jednym z nich
zamczyska uroczo kontrastujące z wiosenną zielenią drzew.
119

Herma wychyliła się, by zajrzeć w głąb parku. Przez gęste korony
drzew niewiele zobaczyła, ale wyobrażała sobie, jak musi tam być
pięknie. Przypomniał jej się widok ciasnego i mrocznego pokoiku
w Hanowerze, gdzie tylko krótko przed zachodem słońca docierało
trochę światła. Przez moment myślała, że śni, ale nie: ten baśniowy
pokój był rzeczywiście jej obecnym mieszkaniem. A do tego zjawił się
i książę z bajki pomyślała, widząc młodego wysokiego człowieka,
z opaloną twarzą, o rysach, które zawsze kojarzyły jej się z ideałem
prawdziwego mężczyzny.
Był to Gunnar Lundstróm. Wyszedł z biura i przechodził do
skrzydła zamku, w którym znajdowały się jego pokoje. Przed obiadem
musiał zmienić ubranie, gdyż takie obowiązywały zasady. Nie miał
pojęcia, że ktoś obserwuje go z drugiego piętra i porównuje do księcia
z bajki. W tej części mieszkał dotychczas tylko on i nie wiedział
o przybyciu młodej, bardzo atrakcyjnej nauczycielki, którą Anita
ulokowała nad jego pokojami. Nie spojrzał więc do góry, a nawet gdyby
to zrobił, i tak nie zobaczyłby jasnowłosej dziewczyny, bo Herma
szybko odeszła od okna. Serce zabiło jej tak mocno, że nie wiedziała co
z sobą robić. To musi być pan dyrektor Lundstróm, o którym panna
Anita tak ciepło się wyrażała. Lubiła go, to pewne, ale co się dziwić,
skoro był tak przystojny. Chyba lepiej dla ciebie, Hermo Heli, jeżeli
zejdziesz mu z drogi i nie będziesz szukać w nim podobieństwa do księcia
z bajki. Po co sobie komplikować życie. Trzymaj się rzeczywistości.
Przekonywała samą siebie, jakby te przestrogi miały ją uchronić
przed coraz mocniejszym biciem serca.
Herma przypomniała sobie o kartonie. Otworzyła go i z niedowie-
rzaniem sięgnęła po zawartość. Na wierzchu leżała plisowana suknia
w białe i truskawkowego koloru pasy, z białym kołnierzem i man-
kietami. Obok leżał biały skórzany pasek. Druga suknia była szara
z odpowiednio dobraną narzutką. Nadawała się na spacery. Trzecia
z ciemnoniebieskiej krepowanej satyny miała naszywki z matowe-
go i błyszczącego jedwabiu. Czwarta, ciemnozielona też była wykoń-
czona jedwabiem, ale w kwieciste wzory i miała rozkloszowaną modną
spódnicę.
Herma bezradnie opuściła ręce i opadła na fotel. Jeżeli to nie sen, to
chyba przeniosłam się w świat bajek. Wielki Boże, przecież to tylko
120


zkowi dobra wróżka przyniosła tak cudne suknie! Księcia na
kPcl -e spotka, ale czarodziejka istniała naprawdę. Była nią piękna
Pe . ,4arna ze złocistobrunatnymi włosami i szarymi, skrzącymi się
m \ wvm blaskiem oczami. Panna Anita musiała być tą bajkową
^ "ka która specjalnie zjawiła się w zamku Lindeck, aby obsypać
e szczodrymi darami. Sukienka za dziesięć marek! Świat nie słyszał
Każda musiała kosztować co najmniej sto pięćdziesiąt. Jak ja się
" k Lę w mojej najlepszej sukni za czterdzieści marek?
Zerwała się i otworzyła swój podróżny kuferek. Czarną suknię
t>ołożyła obok podarowanych przez Anitę. Jeszcze dziś rano wydawała
jej się taka piękna...
Muszę je szybko wszystkie przymierzyć, może nie jest aż tak zła?
Po kolei ubierała się to w jedną, to w drugą. Nie byłaby prawdziwą
kobietą, gdyby zajęcie to nie sprawiało jej prawdziwej radości, zwłaszcza
że każda kreacja leżała jakby była specjalnie na nią szyta. Wyglądała
prześlicznie i pani von Seebach wcale się nie myliła mówiąc do córki, że
dopiero doceni urodę swojej nauczycielki, gdy zobaczy ją ładnie ubraną.
Nagle Herma znieruchomiała: czas podjąć decyzję, którą suknię
wybierze do obiadu. Trudne to zadanie. Słowo "obiad" przypomniało
jej, że właściwie jest już potwornie głodna i w wyobraźni stanął jej obraz
bogato zastawionego stołu. Zasiądzie razem z państwem i na pewno nie
podadzą tam byle czego. Przypomniały jej się skromne posiłki, które
jadła razem z koleżanką u swojej gospodyni. Dziewczyna ta, wesoła
i beztroska studentka, zasiadając do stołu zawsze mawiała z uśmiechem:
"Skromności, ty nigdy nie opuszczaj mnie przy stole, lecz w każdy
czas podsuwaj kęs, który najbardziej wolę."
Herma zamyśliła się, lecz szybko przypomniała sobie o upływającym
czasie. Skoczyła do łazienki i znowu zamarła ze zdumienia. Królowała
arn ogromna wanna obudowana białymi kaflami, na czerwonej
cementowej podłodze leżały biało-czerwone puszyste chodniki. Wielka
miednica wisiała na ścianie. Pomieszczenie nie było duże, ale za to
Ws2ystko znajdowało się w zasięgu ręki.
Herma nieśmiało przekręciła kurek z napisem "ciepła", a natych-
last z natrysku poleciała gorąca woda. Dziewczyna nie mogła oprzeć
? pokusie skorzystania z kąpieli, pierwszej w zamku Lindeck! Czuła się
kim i za
Ja Prawdziwa księżniczka. Cieszyła się dosłownie wszystki ;
121

każdym razem miała ochotę skakać i śmiać sią z radości. Nagle jednak
zadumała się. Chyba uderzyło ci do głowy, panno Heli rzekła do
siebie. Czy nie powinnaś wreszcie spoważnieć? Czy tak zachowuje się
dyplomowana nauczycielka? Weźże się w garść, dziewczyno! Poćwicz
trochę, na pewno ochłoniesz. Nie widzisz, że musisz już się ubierać?
Zrobiła kilka szybkich przysiadów i skłonów, po czym umyła się
dokładnie. Tak, tylko w co się ubrać? Najbardziej podobała jej się
plisowana suknia wyglądająca jak truskawki ze śmietaną, ale stwier-
dziła, że lepiej będzie zostawić ją sobie na bardziej uroczystą okazję.
Ciemnozielona też wydawała jej się niezbyt odpowiednia do obiadu.
Szary komplet nadawał się raczej na spacer. Pozostała niebieska
z białym kołnierzykiem i mankietami.
Od razu widać było, że nie jest to tania suknia, ale innego wyboru już
nie miała.
Założyła ją, potem szybko przeczesała włosy, które choć jasnoblond
miały odcień, absolutnie nieosiągalny żadnymi sztucznymi metodami.
Pozbierała w pośpiechu porozrzucane rzeczy. Pusty karton także
włożyła do szafy i zamknęła drzwi, których jedno skrzydło było
ogromnym lustrem. Stanęła przed nim i nie mogła uwierzyć, że
zobaczyła własne odbicie. W te piękne suknie będzie się ubierać tylko do
stołu lub w niedzielę. Na zajęcia i w czasie wolnym musi nosić stare
rzeczy. Przynajmniej na razie, bo przecież coś z zarobionych pieniędzy
odłoży i na pewno kupi sobie lepsze suknie, nie tak drogie jak te cztery,
ale równie eleganckie.
Co za zbieg okoliczności, że Anita ma dokładnie taką samą figurę!
Obróciła się kilka razy przed lustrem, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Wszedł Franciszek, a z dołu doleciał dźwięk gongu wzywającego na
obiad.
Polecono mi, żeby panią zaprowadzić do jadalni, panno Heli
rzekł lokaj. f
Herma ukłoniła się i powiedziała z uśmiechem:
Dziękuję panu za fatygę.
Robię to z przyjemnością, panno Heli!
Zeszli razem do hallu, a stamtąd do przedpokoju przylegającego do
jadalni. Anita i Gunnar czekali tam, zajęci rozmową. Umówili się, że
zawsze będą przychodzić wcześniej przed innymi, żeby choć przez chwilę
722


ać bez świadków. Dziś Anita opowiedziała o spotkaniu
porozrn ycjeiki z dziećmi, które wprost oczarowane natychmiast
weso ej j nę}y Gunnar zainteresował się nową mieszkanką
^ v' ale szybko zmienił temat i spytał, czy Anita podjęła jakieś
Zam ' w sprawie nowego samochodu, który dziś miał przyjechać
F nkfurtu. Zaproponował, żeby Frank Soltau zamieszkał w tym
Zv dle co on, w jednym z wolnych pokoi gościnnych, bo pomiesz-
nia nad garażami były już zajęte przez innych kierowców. Soltau
mógłby korzystać też z tego samego wejścia bocznego, gdyż parter tej
części zamku w ogóle nie był połączony z hallem, w odróżnieniu od
wyższych pięter.
Anita ucieszyła się.
_ Och, to dobry pomysł. W ten sposób mój szofer nie musiałby
spotykać się z resztą służby. Czułby się znacznie raźniej.
Tak też pomyślałem i wydałem już polecenia nie pytając panią
o zgodę, ale wiedziałem, że się pani nie sprzeciwi.
Poczerwieniała nagle, jednak szybko ochłonęła i rzekła spokojnie:
Kolejny raz udało się panu odgadnąć moje życzenie. Mam
nadzieję, że tak będzie zawsze, drogi przyjacielu.
Będę się starał, droga przyjaciółko.
Podała mu rękę, a w tym momencie weszła panna Heli i zobaczyła
ich przy oknie trzymających się za ręce. Osłupiała rozpoznając swojego
"księcia z bajki". Podeszła nieco skrępowana.
Gunnar na widok wchodzącej zmieszał się. Anita mówiła wpraw-
dzie, że nowa nauczycielka jest urocza, ale tak cudownego stworzenia się
nie spodziewał. Spotkał wiele pięknych kobiet, lecz jeszcze żadna nie
zrobiła na nim takiego wrażenia już przy pierwszym spotkaniu. Nie
wiedział co zrobić z oczami, gdy Anita przedstawiła mu przybyłą.
Wyciągnął bezwiednie rękę:
Mam więc zaszczyt powitać nową lokatorkę zamku Lindeck...
rterrna podała mu rękę nie mogąc oderwać oczu od jego twarzy. On
szybko spytał:
7~ Czy podoba się pani u nas?
Westchnęła głęboko.
ba k St ^ Prostu cudownie. Mam wrażenie, że trafiłam do świata
1 nie mgę uwierzyć w to, co widzą moje oczy.
123

Ciągle w baśniowym nastroju? zaśmiała się Anita.
Jak tu nie wierzyć w bajki?
Gdy Gunnar odszedł, by przynieść Hermie krzesło, ona rzekła po
cichu do Anity, głaszcząc swoją suknię:
"Drzewko, drzewko, porusz liście,
Obsyp złotem mnie rzęsiście!"
Anita obejrzała Hermę ze wszystkich stron.
Mówiłam przecież, że mamy taką samą figurę.
Gunnar wrócił, a Anita stanęła obok Hermy i spytała:
Nieprawdaż, drogi Gunnarze, że jesteśmy do siebie podobne?
Przyglądał się przez chwilę; potem rzekł:
Rzeczywiście. Obie blondynki, tyle że pani włosy, Anito, są
trochę ciemniejsze, co w połączeniu z szarymi oczami... daje uroczy
kontrast. Nie chcę oceniać wrażenia, jakie wzbudzają brązowe oczy
panny Heli na tle jej jasnych włosów. Jest piorunujące.
Anita zaśmiała się.
Nie będziemy skąpe, drogi Gunnarze, i też odwzajemnimy się
komplementem: pana jasnoniebieskie oczy zbytnio się wyróżniają na
opalonej twarzy i zupełnie nie pasują do ciemnych, prawie czarnych
włosów.
Wcale nie jestem pewien, droga Anito, czy panna Heli rzczy
podzielać pani pogląd.
Herma poczerwieniała, czując na sobie jego płomienny wzrok,
zebrała całą swoją odwagę i rzekła patrząc mu w twarz:
Nie zdążyłam się przyjrzeć tak dokładnie jak panna Anita, panie
dyrektorze, ale zauważyłam nordycki typ pańskiej urody.
Moja matka była Szwedką rzekł, nie wspominając o ojcu.
Rozmawiali i żartowali wesoło, a gdy Gunnar wspomniał o dzie-
ciach, Herma spoważniała:
Cieszę się, że dzieciaki są miłe i że od razu udało mi się zyskać ich
sympatię. To dobry początek. Nie chciałabym zaczynać od przekony-
wania kogoś do siebie, nawet gdyby chodziło tylko o dzieci.
One już szaleją na pani punkcie. Czekają zawsze na mnie, gdy
wychodzę z biura. Dziś wprost nie mogłem się od nich opędzić, kiedy na
przemian prześcigały się w wymyślaniu komplementów pod adresem
panny Hermy.
124-


Krew znowu podeszła do policzków panny Heli, ale tym razem nie
powodu słów, które usłyszała, ale ciepłego tonu, z jakim Gunnar
wymówił jej imię. Po raz pierwszy zabrzmiało tak pięknie. Może sprawił
to nieco obcy akcent, a może nie? Spojrzała ze strachem na Anitę. Jeżeli
ona kocha tego mężczyznę, to musiała zauważyć ton, z jakim wymówił
imię obcej kobiety. Tymczasem w oczach Anity nie dostrzegła ani cienia
zazdrości. Chyba jednak nie łączy ich miłość.
W tym momencie serce Hermy zaczęło mocniej bić, a na twarz
wystąpiły gorące rumieńce. Nie wiedziała jak się zachować; na szczęście
weszła pani von Seebach z Ingą i Kurtem. Za nimi zjawiła się panna
Helena prowadząc za rączki dzieci.
Inga od razu zwróciła Hermie uwagę, że w przyszłości do jej
obowiązków będzie należało także punktualne przyprowadzanie dzieci
do stołu. Ukłoniła się i natychmiast podeszła do nieco zagubionych
malców stojących bezradnie wśród dorosłych. W obecności babki,
matki, a do tego jeszcze panny Heleny, zupełnie nie wiedziały jak się
zachować. Kurt także odbierał im dobry nastrój. Czasami szalał z nimi
po parku, ale tylko gdy miał dobry humor. Przeważnie jednak dokuczał
im i wolały schodzić mu z drogi. Nigdy nie były pewne, jak się zachowa.
Prawdziwymi "przyjaciółmi" byli tylko wujek Lundstróm i ciocia
Anita. Teraz dołączyła do nich panna Herma. Od razu Dieter i Hania
uczepili się jej rąk.
Pani von Seebach mimochodem przedstawiła Hermie swojego syna,
gdyż obie z Ingą nie mogły oderwać oczu od eleganckiej sukni nowej
nauczycielki. Matka popatrzyła na córkę, jakby chciała powiedzieć:
I co? Nie mówiłam! Przyjrzyj się jej teraz. W tym stroju już wygląda
Jak z obrazka.
Inga ze złością musiała przyznać, że matka miała rację, ale w żaden
sposób nie czuła się zagrożona ze strony "tej małej", jak ją w duchu
nazwała. Nie zwracając już na nią uwagi, podeszła prosto do Gunnara
* szerokim przymilnym uśmiechem.
^ymczasem na nowego domownika uwagę zwrócił Kurt. Do stu
v! Co za cizia! Jak laleczka! Z taką by się człowiek nie nudził tu,
- i.ueck, gdzie prawdopodobnie matka każe mu zostać dłużej, by
wsy^J e<*z'ca l próbował jak najwięcej uszczknąć z krępującego ich
"^ pełnomocnictwa Gunnara Lundstróma. Niestety, praktycz-
125

nie pozostał bez pieniędzy. Mógłby pożyczać, ale wierzyciele wykoń
czyliby go odsetkami. Kurt nie miał innego wyjścia jak pogodzić si
z koniecznością oszczędzania przez ten rok, choć mógł pocieszyć się
przynajmniej myślą, że jest bogatym spadkobiercą. O kontynuowaniu
studiów nie myślał już wcale.
A teraz ta nauczycielka... Co za szczęście, że zjawiła się akurat teraz'
I do tego jaka piękna! Wyglądała też na bardzo romantyczną, kto wie
czy nie zakocha się w nim od razu? Udawać chyba nie potrafi.
Kurt nie mógł oderwać oczu od Hermy, wzbudzając swoją natar-
czywością niechęć Gunnara. Jego antypatia do młodego von Fuchsa
rosła z minuty na minutę. Był gotów go spoliczkować za krępujące
młodą damę spojrzenia.
Dla Ingi nie był najrozmowniejszym partnerem przy stole. Herma
zauważyła jej zaloty, ale też i jego obojętność. Inga wyraźnie nie miała
u niego żadnych szans, choć zamiary miała zupełnie poważne. Zapom-
niała, że Gunnar był przecież rodzonym synem jej wuja. Widziała w nim
tylko przystojnego mężczyznę. Dotąd nie zauważała ani jego urody, ani
zdecydowanego charakteru. Coś było w nim imponującego. Czyżby po
kilku latach wdowieństwa obudziła się w niej kobiecość? A może tylko
wyrachowanie, bo z natury była osobą raczej oziębłą.
Gunnar obserwując postępowanie Ingi nie bardzo wiedział, jak
się zachować. Zawsze wydawała mu się chłodna, wyniosła i nieprzy-
stępna, a teraz za wszelką cenę stara się być miła. Udawanie serdecznej
i kokietującej kobiety zupełnie jej nie wychodziło i raziło sztucznością.
Gunnar postanowił więc nie reagować na jej starania, co ona w swojej
zarozumiałości tłumaczyła sobie nieśmiałością młodego Szweda.
On na pewno nie może uwierzyć w czekające go szczęście i trzeba
będzie przełamać jego opór wewnętrzny i dodać mu otuchy. Po-
winna wyraźniej dać mu to do zrozumienia, a on odważy się poprosić
ją o rękę. ,
Herma cały czas zajmowała się dziećmi i odzywała się tylko, gdy ktoś
zwracał się do niej z pytaniem. Mogła więc spokojnie obserwować
poszczególnych współbiesiadników i rozkoszować smakiem podawa-
nych potraw. Na początek była to przepyszna zupa jarzynowa, a zaraz
po niej pieczona ryba, którą pani von Seebach odsunęła z niesmakiem,
twierdząc, że jest łykowata. Herma zdziwiła się, bo tak delikatnej ryby
126


życiu nie jadła. Głównym daniem była soczysta pieczeń cie-
jeszcze ^^ pieczarkowym, do której podano też kompot i zieloną
l?ca ^a d^r wniesiono leguminę z owoców i bitej śmietany.
83 \ to w zwykły dzień! Boże, co też oni jadają w niedzielę? za-
wiała się Herma. Gdyby Gunnar nie patrzył tak często, chętnie
S ł żyłaby sobie z każdego dania podwójną porcję. Innym jakoś nic nie
akowało. Nakładali sobie niewiele i Hermie też nie wypadało brać
więcej. Pocieszała się, że przynajmniej nie przytyje.
Przy deserze zauważyła jednak, że Gunnar i Anita dołożyli sobie
druga porcję. Bez słowa sięgnęła także po salaterkę. Dzieci natychmiast
poprosiły o dokładkę. Herma już miała spełnić ich życzenie, gdy Inga
zaprotestowała stanowczo:
_ Dzieci z każdego dania otrzymują tylko jedną porcję, panno
Heli, i proszę o tym pamiętać na przyszłość rzekła to głośno
i zdecydowanie.
Herma ukłoniła się i odstawiła puste talerzyki malców. Na szczęście
na swój zdążyła nałożyć, bo po tej reprymendzie nie miałaby już odwagi.
Ukradkiem spojrzała na Gunnara, który ze smakiem pałaszował drugą
porcję deseru i uśmiechał się znacząco. Najwyraźniej odgadł, o czym
przed chwilą pomyślała. Poczerwieniała i nie wiedziała, gdzie uciec
z oczami. Przypadkiem popatrzyła na Kurta. Przeraziła się widząc
wlepiony w nią wzrok i odruchowo się wyprostowała. Skrzywiła się
lekko, nie mogąc powstrzymać niechęci do tego człowieka. Gunnar
podchwycił jej minę i w duchu bardzo się ucieszył, domyślając się, że
w ten sposób zareagowała na zalotne spojrzenie Kurta.
Popatrzył w jego stronę i zobaczył, że próbuje on na migi powiedzieć
Hermie, że chce z nią porozmawiać. Ona odwróciła głowę i z dumną,
obojętną miną udawała, że patrzy przez okno.
Gunnar był usatysfakcjonowany.
Kozmowa przy stole nie była zbyt ożywiona. Anita wspomniała, że
Zls Powinien nadejść z Frankfurtu jej nowy samochód, który przy-
Prowadzi osobisty szofer. Nikt nie podchwycił tematu. Kurt spytał tylko
arkę, a Inga o wyposażenie wnętrza. Anita odpowiedziała w kilku
acn, po czym znów zapadła cisza. Spytała więc, czy matka zgadza
cjC' zęby szofer zamieszkał w bocznym skrzydle. Nie sprzeciwiła się. Od
'' gdy pasierbica postanowiła kupić samoch6d, wiedziała, że nie
727

może już liczyć na jej pieniądze. Ponadto czuła już się panią na zamku
Lindeck. Co jakiś czas jednak dręczyła ją niepewność, czy ten nieszczęs-
ny testament się nie odnajdzie, ale ponieważ upłynęło już tyle dni i nikt
go nie odesłał, pani Renata czuła się coraz spokojniejsza. Nie wiedziała
nieszczęsna, że ta śliczna blondynka, wesoło przekomarzająca się teraz
z dziećmi Ingi, trzyma tę żółtą kopertę w walizce zamkniętej w szafie, tu,
dwa piętra wyżej. I nie wie, że na jej odnalezieniu zależy dokładnie
wszystkim siedzącym przy stole domownikom.
Budynki biurowe, piwnice i tłocznie firmy Manfreda Hallerstedta
znajdowały się u stóp wzgórza, na którym stał zamek. Pozostałe hale
pobudowano w pobliżu winnic, ale też niedaleko od Lindeck. Z owoców
szlachetnej winorośli wyrabiano słynne wino musujące. Olbrzymie pola
należące do przedsiębiorstwa wydzierżawiono plantatorom, którzy
zebrane winogrona odstawiali wprost do tłoczni. Przetwórnia była
nowocześnie urządzona i posiadała własną elektrownię. Codziennie
specjalne wielkie samochody odstawiały na stację kolejową tysiące
skrzynek z winem. Najlepsze trunki składowano w piwnicach, gdzie
poddawane procesowi dojrzewania czekały nieraz długie lata, zanim
trafiły na stół.
Od lat zarządzaniem przedsiębiorstwem zajmował się Gunnar
Lundstróm, a właściciel, Manfred Hallerstedt, z zadowoleniem przy-
glądał się swojemu synowi, który z wielkim zaangażowaniem udos-
konalał fabrykę, tak że zaczynała przynosić nieoczekiwanie wysokie
dochody.
Wszyscy przyzwyczaili się do młodego dyrektora i nikt nie wątpił, że
to on jest odpowiedzialny za przedsiębiorstwo. Nic więc się nie zmieniło
i teraz, gdy Kurt von Fuchs został spadkobiercą i następcą zmarłego
właściciela, zwłaszcza że powszechnie wiedziano o kontrakcie pana
Lundstróma podpisanym na wiele lat.
128


(junnar mógł więc wykonywać swoje obowiązki bez najmniejszych
rzeszkód. Czynił to z jeszcze większą ochotą, pamiętając, że stanowis-
L0 powierzył mu własny ojciec.
Dziś, gdy tylko wrócił do zamku, kazał zawołać szofera, który
opiekował się sportowym samochodem, a w wolnych chwilach prowa-
dził także jedną z ciężarówek.
Gunnar chciał z nim rozmawiać jeszcze przed południem, ale
Kreiner odjechał z ładunkiem wcześnie rano i miał wrócić wieczorem.
Stał teraz z czapką w ręku przed biurkiem dyrektora. Gunnar
przywitał się z nim i kazał usiąść. Szofer nie był zaskoczony uprzejmoś-
cią szefa, bo tak jak wszyscy pracownicy wiedział, że ten bardzo szanuje
podwładnych i traktuje ich sprawiedliwie.
Kreiner, chciałem prosić, żeby pan dobrze sobie przypomniał
wszystko, co działo się w dniu śmierci pana Hallerstedta, gdy jechał pan
do Berlina.
Dokładnie pamiętam, panie dyrektorze. Wyjazd wypadł tak
niespodziewanie, że nawet nie zdążyłem się przygotować. Na łeb na szyję
tankowałem benzynę, więc mi zabrakło i musiałem uzupełniać na trasie.
W drodze do Berlina, czy z powrotem?
Z powrotem to już w ogóle się nie zatrzymywaliśmy. Pan von
Fuchs bardzo się spieszył i nawet na stacji benzynowej nie wyszedł
z samochodu. Kazał mi jechać dziewięćdziesiątką, a przecież mój świętej
pamięci pan zabronił przekraczać prędkość siedemdziesięciu kilomet-
rów na godzinę. Pani von Seebach też mnie o to prosiła. Nie
sprzeciwiałem się panu Kurtowi, ale i tak nie jechałem szybciej niż mi
wolno.
I co pan von Fuchs na to?
Kreiner roześmiał się:
Nawet nie zauważył, a poza tym on się na niczym nie zna.
~~ O której byliście w Berlinie?
. Przed dziesiątą. Pan von Fuchs poprosił swoją gospodynię,
Y mi dała coś do zjedzenia, zanim wyjadę, bo prawdę mówiąc, byłem
J,Uz 8*odny jak wilk. Zaraz też pan Kurt przeczytał telegram i gdy
leaział się, że jaśnie pan umarł, chciał natychmiast wrócić do
decyzję o powrocie podjął dopiero w Berlinie?
129
9 Skowronek

Keiner zawachał się i nad czymś zamyślił.
Właściwie tak, ale przypominam sobie, że jeszcze przed do-
mem powiedział: "Niech pan nie odjeżdża natychmiast, Kreiner, bo
samochód może mi być jeszcze potrzebny. A poza tym musi pan coś
zjeść."
Na pewno powiedział, że być może będzie mu potrzebne auto?
Tak, panie dyrektorze. Pan Hallerstedt bardzo niechętnie pozy-
czał swój samochód komukolwiek, więc zdziwiłem się, że pozwoli}
jeździć nim panu Kurtowi po Berlinie. Zastanawiałem się, czy nie
odmówić, ale wtedy dowiedziałem się o zgonie jaśnie pana i już nie
mogłem pozbierać myśli. Taki był dobry pan! Że von Fuchs chciał
natychmiast wracać też się nie dziwiłem.
Gunnar zastanowił się i doszedł do przekonania, że Kurt wiedział już
o śmierci wuja w chwili wyjazdu do Berlina.
Wyjechał zaś, by wywieźć z zamku testament, a także zwrócić uwagę
wszystkich na fakt, że opuszcza Lindeck jeszcze za życia wuja.
Nic więcej poza tym się nie zdarzyło? Rozumiem, że zaraz po
kolacji wyjechaliście.
Tak, ale coś sobie przypomniałem. Nie wiem, czy to ważne, panie
dyrektorze.
Proszę mówić. Mam ważny powód, żeby o wyjeździe pana von
Fuchsa wiedzieć dokładnie wszystko.
Otóż, gdy siedziałem u gospodyni w kuchni, pan Kurt wpadł tam
zdenerwowany i blady jak ściana. Chciał, żebym dał mu kluczyki, bo coś
zgubił w samochodzie.
Gunnar poruszył się.
Zgubił?
Tak powiedział.
A nie wie pan, co to było?
Spytałem, czy jakąś cenną rzecz, bo chciałem zejść z nim i pomóc
mu szukać, ale on gwałtownie się sprzeciwił, złapał kluczyki i zbiegł P
schodach. Wrócił po chwili, jeszcze bardziej blady i zły. Nie znalazł tego,
czego szukał, ale rzekł, że to bezwartościowa pamiątka, której jednak
trochę mu żal, ale nie ma o czym już mówić. Zdziwiłem się, że z powodu
byle drobiazgu tak się potrafi zdenerwować i że nie zlecił poszukiwań
mnie.


]Vlało ważny" szczegół Kreinera rzucił nowe światło na rozważania
runnara. Ciekawe, czy tą "bezwartościową pamiątką" nie była czasami
'Ha koperta? W pośpiechu mógł niezbyt dokładnie włożyć ją do
kieszeni i zgubił po drodze. W jego sytuacji byłoby to wielkie niedopat-
nie aie Gunnar znał dobrze Kurta i jego lekkomyślne traktowanie
wiele ważniejszych spraw. Z kopertą mógł postąpić dokładnie tak
samo.
Zakładając, że ją zgubił; jak ją odzyskać? Gdzie jej szukać? Jeżeli nie
została zniszczona, to i tak szansę na odnalezienie były raczej nikłe.
Ewentualny znalazca nie wiedziałby, gdzie ją odesłać.
Nagle przypomniał sobie, że ostatnio Kurt i jego matka czynią
nadludzkie wysiłki, żeby przychodząca poczta trafiła wpierw do ich
rąk. Czy aby nie szukają listu od znalazcy żółtej koperty?
Bez otwarcia jej nikt nie wiedziałby, gdzie odesłać zgubę, gdyż
prócz napisu: "Otworzyć po mojej śmierci w obecności dyrektora
mojej firmy", nie było adresu ani nawet nazwiska.
Ale kopertę mógł otworzyć już Kurt...
Znalazca, gdy zajrzał do wnętrza, mógł się przestraszyć, że zo-
stanie posądzony o naruszenie cudzej tajemnicy i nie zechce się ujaw-
nić albo też stwierdzi, że zawartość jest nic nie warta i wyrzuci ją na
śmieci.
Należałoby także liczyć się z tym, że zguby nikt nie odnalazł i leży
teraz gdzieś na przykład w rowie.
Wszystkie te myśli cisnęły się Gunnarowi do głowy już po odejściu
K-reinera. Czegóż by teraz nie dał komuś, kto mógłby mu powiedzieć, co
zdarzyło się naprawdę! Oddałby cały swój spadek, gdyby tylko mógł
odzyskać list od ojca!
Wyjrzał przez okno i zobaczył nową limuzynę Anity, którą Frank
au próbował zaparkować przed wejściem. Wychylił się i ręką kazał
kierowcy się zatrzymać.
yszedł szybko na dziedziniec, a Frank tymczasem wysiadł już
stanął na baczność obok samochodu.
Jak podróż? Wszystko w porządku?
^ank ukłonił się.
sam , ,ystk w porządku, panie dyrektorze. Gdzie mam postawić

130
131


Z drugiej strony zamku są garaże. Proszę zaczekać, ^u,-,*
z panem.
Gunnar poszedł do swojego biura, wydał jakieś dyspozycje, vvziai
kapelusz i wrócił do samochodu. Usiadł obok Soltaua i pokazy\vaj
mu drogę. Garaże prywatnych samochodów znajdowały się niemal m
szczycie wzgórza. Gunnar poinformował też Franka, że pokoje dla
szoferów są zajęte, więc zamieszka on w bocznym skrzydle zamku.
Wydaje mi się, że tak będzie dla pana lepiej uśmiechnął się
Jestem za to panu winien stokrotne dzięki, panie dyrektorze.
Widzę, że zabrał pan niepotrzebnie walizę. Mogłem panu od razu
pokazać pokój. Co zrobimy? Poniesie pan ten kufer?
Jeżeli nie ma pan innych poleceń, chętnie.
Soltau ustawił limuzynę na wskazanym miejscu w garażu i chwycił
walizkę. Musiała być ciężka, bo od razu zarzucił ją sobie na ramię.
Gunnar uśmiechnął się.
Poszło, jakby na co dzień przenosił pan ciężary.
Wszystkiego należy popróbować. Gdyby trzeba było mógłbym
zostać nawet tragarzem.
Chodźmy, szkoda czasu.
Weszli przez bramę parkową, obchodząc w koło zamek, tak że nikt
z mieszkańców ich nie zauważył. Gunnar otworzył boczne drzwi
i poprowadził Franka do jego pokoju. On zrzucił ciężar na podłogę
i z czapką w ręku czekał na polecenia Gunnara.
No, to niech się pan tu urządzi, panie Soltau. Uzgodniłem
z panną von Seebach, że posiłki służba będzie przynosić panu do
pokoju.
Krew lekko uderzyła mu do głowy.
Bardzo panu dziękuję, panie dyrektorze.
Muszę panu wyznać zaśmiał się że na wyjątkowe trak-
towanie swojego szofera może sobie pozwolić tylko panna von Seebach,
która jest na zamku gościem. Gdyby nie to, jadałby pan z resztą
służby.
Specjalnie by mi to nie przeszkadzało, ale skoro nie muszę, jestem
panu i pannie von Seebach wielce zobowiązany.
Proszę się rozpakować i o czwartej stawić u panny von Seebach.
Musi pan podejść do głównego wejścia, a lokaj pana zaprowadzi dalej-
132


_ Będę punktualnie o czwartej.
nar skłonił się i wyszedł. Frank został sam w czystym i przytul-
okoiku, z którego rozciągał się za oknem taki sam widok jak
n^ . kanka panny Heli. Frank westchnął i obtarł czoło, jakby zrobiło
Z 'e aorąco. Przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z siostrą, gdy
m iac się powiedział o posadzie szofera, na którą się zgodził.
Rozpłakała się rzewnymi łzami.
_ Takie poniżenie, Frank! Dlaczego mi to zrobiłeś?
_ rjla mnie, Sylwio, poniżeniem jest żerowanie na przedsiębior-
stwie twojego męża. Nie mogę tak dłużej żyć i musisz pogodzić się
z myślą, że ułożę sobie przyszłość na swój sposób i na własny ra-
chunek.
Mąż będzie miał do ciebie pretensje!
_ O co? Że chcę zarobić na życie uczciwą pracą? Poza tym mo-
żecie się nie martwić, że przyniosę wam wstyd. Będę was obchodzić
z daleka, a w liberii nie przyjadę tu na pewno.
Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie będziemy się widywać? Mam
tylko ciebie i bardzo cię kocham. Co jakiś czas musimy się spotkać.
Mąż nie zgodzi się przyjmować szofera w swoim domu, a poza
tym ja też nie będę miał czasu na odwiedziny.
Rzuciła mu się na szyję.
Wymyśl coś, żebyśmy mogli się spotykać. Proszę cię, Frank.
Ustalili, że dopóki będzie pracować w zamku Lindeck, siostra raz
w miesiącu przypłynie z Moguncji parowcem do najbliższej przystanii.
Wcześniej wyśle pocztówkę lub list.
Ubiorę się bardzo skromnie, braciszku, i albo spotkamy się
g lesna drodze, albo też przyjadę do twojego mieszkania. Dowiedz się
0 razu, czy będzie to możliwe. Tak czy inaczej, raz w miesiącu przyjadę
1 sobie porozmawiamy. Mężowi na razie nic nie powiem, bo gotów mi
zabronić.
tedy właśnie wszedł szwagier. Gdy Frank przedstawił mu swój
miar, tamten wzruszył nerwowo ramionami:
Wiesz, że będę mieć przez ciebie nieprzyjemności, Frank...
toh' em' alg nie mam innego wyjścia. Nie mogę pasożytować na
, . . - j w^"ili lepszej posady mi nie zaproponowano. Mam
leJę, że za jakiś czas stanę na nogi, teraz jednak mogę mówić
133

o szczęściu, zew ogóle coś znalazłem. Proszę, żebyś i ty nie miał ^0
pretensji. Lindeck jest daleko stąd, a gdy moja pracodawczyni pr^en .
się do Berlina, zniknę w tłumie bez śladu. Nie rób zbytecznej tr^a ??
skoro już pogodziłem się z losem.
'
>
będzie
od
nie
Frank rozejrzał się po swoim pokoju zastanawiając się, czy
mógł tu przyjąć siostrę. Nikt więcej tu nie mieszkał. Wejść mo
tyłu, dróżką, którą pokazał mu pan Lundstróm mówiąc, że tędy
chodzi. Sylwia mogłaby wejść i wyjść niepostrzeżenie.
rno
Jeżeli jednak z jakichś powodów zaproszenie tu siostry nie
możliwe, musi znaleźć odpowiednie miejsce gdzieś w lesie
zamkiem a najbliższą przystanią parowców. Przejeżdżając t"
widział dom letniskowy, prawie pusty, zapewne odwiedzany
w niedziele. Ale Sylwia może przyjechać przecież w roboczy dZłlen
Uspokoił się, że znalazł jakieś wyjście i wręcz ucieszył, że zadyrektor Lundstróm, jak i panna von Seebach są tak wyrozum^ a]-
zadbali już od początku o to, by nie czuł się skrępowany wśród s ^
Szybko poukładał swoje rzeczy w szafie i bieliźmarce, pr^vhorv
toaletowe używane na co dzień położył na stoliku obok umywal L l
której - ku jego wielkiej radości była doprowadzona ciepła i ^inina
woda. Przywiózł na wszelki wypadek duży składany brodzik ^ nie
przepuszczalnej tkaniny, który nieraz już służył mu w prymityv^nvch
warunkach za wannę. Powiesił swoje dwa dobrze utrzymane gar^Lv
do szafy i popatrzył na nie ze smutkiem, bo jeżeli będzie musiał nosić
liberię, nieprędko je stąd wyjmie. Zamknął oczy i próbował sobie
wyobrazić siebie w mundurze za kierownicą, ale szybko uspokoił s ie bo
z pewnością jego piękna pani wykaże się dobrym smakiem i nie ka^'mu
nosić byle czego.
Ubrał się szybko i za pięć czwarta zadzwonił do głównej br-amy
gdzie czekał już Franciszek zatrudniony oficjalnie jako lokaj panny
Anity. Staruszek wiedział, że ma przyjść szofer; zobaczywszy zaś
Franka, aż zaniemówił. Nazwisko się zgadzało, więc nie pytając o nic
więcej zaprowadził gościa do panny von Seebach.
Czekała w saloniku dziwnie poruszona. Nie mogła sobie znaleźć
miejsca. Poszła nawet do salki lekcyjnej i przysłuchiwała się pierwszym
lekcjom Hermy Heli. Dzieci były zachwycone, bo nauka bardziej irn
przypominała zabawę niż trudne obowiązki.
134


Stała przy oknie w saloniku i patrzyła na park. Obiecała dzieciom, że
0 podwieczorku zabierze je z Hermą na przejażdżkę swoim nowym
pochodem. Czekała na szofera i sama się dziwiła, że się tak
denerwuje.
Gdy jednak Franciszek go przyprowadził, wyprostowała się dumnie
i przybrała surową minę.
Widzę, że docenia pan punktualność rzekła.
Staram się, szanowna pani.
Czy dostał pan już pokój?
Pan dyrektor Lundstróm był tak łaskaw i sam zaprowadził mnie
do mieszkania.
Spodobało się panu?
Bardzo... bardzo dziękuję, panno von Seebach.
Powiedział to tak wzruszająco, że Anita poczuła rumieniec na
twarzy.
W Berlinie jednak będzie pan musiał mieszkać nad garażem, ale
tam nie ma innych kierowców.
Pani tak się o mnie troszczy. Nie wiem, jak się odwdzięczę...
Przerwała mu w pół zdania.
Dbam tylko o zasady i nie mogę zapominać o pańskim po-
chodzeniu.
Teraz i on wyprostował się dumnie.
Mimo to bardzo panią proszę, aby nie robiła sobie pani z tego
powodu żadnych kłopotów. Dobrowolnie zrezygnowałem z pewnych
przywilejów i godzę się z konsekwencjami.
Popatrzyła z litością na tego dzielnego młodzieńca, który tak twar-
do musiał walczyć o byt. Uśmiechnęła się z sympatią.
Ale skoro mogę panu pomóc, uważam to za obowiązek.
~~ Już zdążyłem się przekonać, że jest pani niezwykle wyrozu-
miała.
Porozmawiajmy więc o ubraniu roboczym. Moja służba w Ber-
e cndzi w prostych granatowych garniturach. Proszę wysłać do
onu "Adama" w Berlinie swoją miarę i zamówić także szary płaszcz
odniejsze dni. Nakrycie głowy nie jest obowiązkowe, ale może pan
wic zwykłą ciemnogranatową czapkę, podobną do noszonych
zez oficerów marynarki.
735

Uśmiechnął się lekko. Jego pracodawczyni rzeczywiście była bard
wyrozumiała i dobra. Chciał jej to powiedzieć głośno, ale ukłonił s'
tylko. ę
Zrobię wszystko, co pani każe, panno von Seebach.
Dobrze. W zamówieniu do "Adama" proszę zaznaczyć, żeby
należność potrącili z mojego konta i pośpieszyli się z wysyłką. Do tego
czasu muszę pana prosić o noszenie własnych ubrań. To wszystko
Franciszek przekazał moje polecenie do kuchni, żeby panu na czas
dostarczano posiłki do pokoju. Po podwieczorku proszę na mnie czekać
o wpół do szóstej. Pojedziemy z dziećmi i nauczycielką na mała
przejażdżkę.
Z przyjemnością, proszę pani!
Frank wyszedł z czekającym za drzwiami Franciszkiem.
Anita stała na środku saloniku i patrzyła w drzwi, które zam-
knęły się za Frankem. Odruchowo złapała się za serce i opuściła
głowę.
Nie była zadowolona z rozmowy, choć sama nie wiedziała dla-
czego. Czuła dziwny niepokój.
Punktualnie o piątej trzydzieści wyszła przed bramę razem z uśmie-
chniętą jak zawsze Hermą i dwójką rozbrykanych malców. Frank
Soltau stał wyprostowany przy otwartym samochodzie. Pomógł wsiąść
obu damom, a dzieci uniósł wysoko w powietrze i wsadził przez otwar-
ty dach. Dieter od razu zajął się oględzinami.
Twoje auto jest śliczne, ciociu, i jak błyszczy! Nie tak jak babci.
A twój szofer wygląda jak wielki pan!
Patrz, Haniu! Jest nawet stojak na parasole!
Poduszki takie mięciutkie... oj, aż się zapadłam!
Herma rozłożyła dla siebie składane krzesełko. Anita pociągnęła ją
do siebie:
Tam mogą siedzieć dzieci, panno Hermo!
Frank sprawdził, czy pani i dzieci siedzą wygodnie, po czym spytał:
Dokąd pani życzy sobie pojechać?
Anita podała nazwę jakiejś znanej miejscowości wypoczynkowej.
Droga prowadziła wśród lasów. Frank znał tę trasę, ukłonił się więc
i usiadł za kierownicą. Zjeżdżali powoli z góry. Samochód sunął miękko,
zwłaszcza że droga była dobrze utrzymana.
136


atrzyła ponad główkami dzieci na prosto trzymaną głowę
^nl -ggo mocny kark, szerokie ramiona i spokojne płynne ruchy,
szofera, aj trzymając pewnie kierownicę. Nagle odezwała się
Ja
rację, panno Anito. Ten elegancki pan nie wygląda
na szofera.
Poczerwieniała.
__ Bo też nim nie jest! Pochodzi z mieszczańskiej rodziny, ale
dzisiejszych trudnych czasach musi pracować fizycznie. Chciał być
żynierem, ale z braku pieniędzy nie mógł skończyć studiów. Przyjął
więc tymczasowo posadę szofera.
_ Biedaczystko! Nie jemu jednemu to się przydarzyło. Ale i tak
ma szczęście, że trafił do pani, bo o ile zdążyłam panią poznać, będzie
miał tu lepiej niż gdziekolwiek indziej.
Uważani za swój obowiązek pomagać ludziom.
Och, proszę mi wierzyć, niewielu tak myśli jak pani.
Ciociu, to nowe auto jedzie jak po maśle. Czy mogę potem usiąść
obok szofera? spytał Dieter.
Naprawdę tego chcesz?
Och, i to jak!
A w tamtym aucie nigdy nie chciałeś?
Pewnie, że nie. Szofer był niesympatyczny, a ten mi się podoba.
Mimo to, musimy go spytać, czy ci pozwoli.
To on aż taki ważny?
~ A jak myślałeś? To jego miejsce.
W takim razie sam spytam.
TT F J
Hania, przysłuchując się rozmowie, nie omieszkała spytać, dlaczego
kierowca nie nosi liberii.
~~ Dopiero musimy mu zamówić ubranie w Berlinie.
~~ A jakie?
~~ Granatowe, takie, jakie noszą wszyscy moi służący w stolicy.
~~ A Pojedziemy tam zimą znowu?
~~~ Nie wiem, Haniu. O tym decydują twoja mama i babcia.
~~ Przecież to twoja willa!
mieszka
Wszern, ale mama i babcia są moimi gośćmi i mogą tam
gdy tylko zechcą.
137

A ja wiem dlaczego! zawołał Dieter.
To powiedz.
Bo willa wcale ci się nie należy. Słyszałem, jak babcia mówił
mamie, że gdyby wszystko poszło zgodnie z prawem, to willa byłaby je-
własnością.
Herma popatrzyła na Anitę przerażona, ale ona uśmiechnęła si?
tylko. Wiedziała, że macocha cały czas nie mogła pogodzić się z myślą
że Anita nie odstąpiła jej swojej części spadku. Dieterowi jednak
odpowiedziała:
Babcia się myli, bo willa należała do mojej matki i ona dała ją
mnie, a nie babci przecież.
Dzieci zadowoliły się odpowiedzią, a Anita wyjaśniła Hermie
szczegóły.
Moja macocha była bardzo rozczarowana, gdy po otwarciu
testamentu ojca okazało się, że był on tylko zarządcą majątku swojej
pierwszej żony, czyli mojej matki, po której dziedziczyłam tylko ja.
Do dziś nie może się z tym pogodzić i ma do mnie żal.
Ale przecież to nie pani wina.
Ona jednak jest innego zdania.
Herma rzeczywiście zwróciła uwagę, że przy stole panie von Seebach
i von Holst odnoszą się do Anity niezbyt uprzejmie, ale pomyślała:
Cóż, jest bogata, co nie zawsze oznacza, że szczęśliwa.
Anita szybko zmieniła temat i wkrótce zapanowała luźna, wesoła
atmosfera. Frank siedział za kierownicą oddzielony od pasażerów
grubą szybą i nie uczestniczył w rozmowie, ale jemu też udzielił się
nastrój zabawy i uśmiechał się radośnie.
Dojechali do celu. Frank zaparkował auto, a panie z dziećmi
poszły na wieżę widokową, skąd podziwiały piękną panoramę Re'
nu i okolicy. Nawet nie wchodząc na wieżę, Frank mógł cieszyć si?
urokami nadreńSkiego krajobrazu. Było cudownie. Kiedy wyciecz-
kowicze wrócili do samochodu, mały Dieter podszedł prosto do
Franka:
Panie kierowco, czy teraz mógłbym siedzieć obok pana?
Oczywiście, że możesz, paniczu!
Nazywam się Dieter, a nie panicz.
Dobrze, Dieter, wskakuj do auta!
138


' s\ potem wsiąść paniom i usadowił małą Hanię. Ruszyli,
natychmiast zasypał Franka lawiną pytań. Malec interesował
a , -sanli samochodów i nawet dużo już na ten temat wiedział.
S1? owa z brzdącem sprawiała Frankowi wielką radość.
7 trzymali się dopiero w Lindeck. Dieter był tak zachwycony
przyjacielem-szoferem", że uparł się odprowadzić go aż do
nrażu. Potem odebrał go Franciszek przy głównym wejściu do zamku.
Frank Soltau był zadowolony ze swojej posady, ale uważał, że ma za
mało zajęć. Czasami tylko wyjeżdżał ze swoją panią dwa razy w ciągu
dnia, a później mógł co najwyżej doglądać sprzątania i mycia samo-
chodu. Po kilku dniach poprosił Anitę o dodatkowe zajęcie. Gdyby się
zgodziła, chciałby dorobić parę fenigów. Popatrzyła na niego z uzna-
niem.
_ Proszę spytać dyrektora Lundstróma, być może coś dla pana
znajdzie.
Frank zszedł właśnie do jego biura, ale dyrektor był zajęty.
Muszę teraz iść do maszynowni. Znowu zepsuł się silnik
i wezwaliśmy inżyniera z Kolonii.
A nie mógłbym pójść z panem, panie dyrektorze?
Oczywiście. Czemuż by nie. Porozmawiamy, gdy tylko inżynier
uruchomi ten nieszczęsny silnik.
W siłowni kilku mężczyzn stało bezradnie przy rozkręconej maszy-
nie. Fachowiec, jasnowłosy młodzieniec o inteligentnej twarzy, głośno
się zastanawiał nad ewentualną przyczyną unieruchomienia maszyny.
Sprawdził już wszystko, ale silnik nie ruszał.
Frank przysłuchiwał się wywodom inżyniera z wielkim zaintereso-
waniem. Studiował przecież budowę maszyn, a kiedy musiał przerwać
auicę na uniwersytecie, ani na chwilę nie przestał się uczyć sam. Przez
ien czas pracował nawet w fabryce, by lepiej poznać praktyczne
erny eksploatacji maszyn. Liczył na to, że zda egzamin dyp-
owy, gdy tylko zdobędzie potrzebne pieniądze. Oszczędzał każdy
- z, by móc dokończyć studia i otrzymać oficjalny dokument
Pędzający jego wiedzę.
ro razu zorientował się, że młody inżynier pogubił się w swoich
Pod aniacri i na pewno nie poradzi sobie z uruchomieniem silnika,
ł do Gunnara i spytał po cichu:
139

l
Panie dyrektorze, czy nie mógłbym rzucić okiem na tę ma-
szynę?
Gunnar spojrzał na Franka zdziwiony, a widząc błysk w jego oczach
rzekł:
Czemuż by nie? Proszę za mną odsunął robotników robiąc
przejście Frankowi.
Po dobrej pół godzinie sprawdzania wszystkich mechanizmów
i systematycznej ich regulacji, ku ogromnemu zaskoczeniu koloń-
skiego inżyniera, silnik wykonał pierwsze obroty.
Obok Gunnara stał urzędnik odpowiedzialny za przebieg pro-
dukcji. Zaraz po uruchomieniu silnika rzekł:
Sądzę, panie dyrektorze, że zgodnie z sugestią pana Hallerstedta
powinniśmy zatrudnić na stałe jakiegoś zdolnego inżyniera. Awarie, jak
ta dzisiejsza, zdarzają się zbyt często i powodują przerwy w produkcji
trwające nieraz cały dzień. Przyjazd inżyniera też trzeba było opłacić,
a on niestety nie zawsze od razu usuwa usterkę. Dziś też by sobie nie
poradził i szukałby pomocy w Kolonii, gdyby nie wyręczył go zwykły
szofer.
Gunnar uśmiechnął się i rzekł głośno, tak aby stojący niedaleko
Frank mógł usłyszeć:
Ten zwykły szofer jest już w połowie inżynierem... a kto wie,
czy nie całym. Wybawił nas pan z kłopotu rzekł zwracając się do
Franka. Widzę, że maszyny nie stanowią dla pana tajemnicy.
Miałem dość czasu, panie dyrektorze, aby im ją wydrzeć.
Przypuszczam, że nauczyłem się więcej niż w najlepszej uczelni i bez
trudu zdałbym końcowe egzaminy.
Gunnar patrzył na Franka z uwagą, a zwracając się do szefa
produkcji rzekł:
Musimy się zastanowić nad pańską propozycją. Proszę przyjść
do mojego biura.,
Patrzyli wszyscy trzej na równomiernie i spokojnie pracującą
maszynę, a Gunnar rzekł:
Muszę jeszcze rzucić okiem na pozostałe urządzenia. Nie
chciałby pan pójść ze mną, panie Soltau, i obejrzeć całej fabryki-
Myślę, że sprawa, z którą pan przyszedł, może jeszcze poczekać.
Dziękuję, panie dyrektorze! Bardzo się cieszę.
140


przeszli przez hale tłoczni i ogromne, wypełnione po strop piwnice.
Frank wszędzie znajdował coś ciekawego. Zatrzymali się w wielkiej
nodziemnej sali, gdzie stały potężne beczki z dojrzewającym winem.
_ Te trzy olbrzymy spędzają nam sen z oczu. Niech pan spojrzy:
wsporniki zmurszały już zupełnie i bezwzględnie trzeba je wymienić.
Kłopot polega na tym, że nie wolno ani na chwilę zmienić położenia
beczki. W przeciwnym razie wino straci na jakości. Jeżeli zaś podpory
runą, straty będą o wiele groźniejsze.
Frank obejrzał beczki ze wszystkich stron. Przyglądał się podporom,
ale także ścianom i stropowi.
Wystarczy unieść beczki na wysokość potrzebną do wymiany
wsporników.
A więc jednak ruszyć je z miejsca. Zawartość beczki nie może ani
drgnąć.
Odeszli, ale Soltau nie interesował się już niczym, nie przestając
rozmyślać o kapryśnych beczkach.
Znaleźli się w końcu w biurze dyrektora. Gunnar podał Frankowi
cygaro i sam je zapalił.
Jaki mamy problem, panie Soltau? Przed południem panna von
Seebach mówiła mi, że chce pan ze mną się spotkać, ale nie znam
szczegółów.
Mam za dużo wolnego czasu, panie dyrektorze. Powiedziałem
0 tym pannie Anicie, a ona skierowała mnie do pana. W ciągu dnia
zajęty jestem przez trzy godziny, a więc stanowczo za mało.
Zatem ma pan czas na studiowanie inżynierii...
Owszem, ale za to nie dostanę ani feniga. Na studia mam czas
wieczorem. Chciałbym wykorzystać doskonałe warunki, jakie mi stwo-
rcynście, pan i pani von Seebach, i zarobić trochę więcej pieniędzy.
- anna Anita się zgadza i sugerowała, że pan coś dla mnie znajdzie.
~~ Przed chwilą sam pan znalazł zażartował Gunnar.
Tak, ale był to przypadek. Panna von Seebach wyjeżdża przed
dniem między jedenastą a dwunastą oraz wieczorem między piątą
^dnią. Pozostałe godziny mógłbym poświęcić panu.
n Unnar zastanawiał się, czy aby Frank nie jest lepszy od sprowadzo-
1 fach 2 inżyniera, po tym jak w ciągu pół godziny sprawnie
WQ uporał się z zepsutym silnikiem. Pomysł szefa produkcji, by na
141

stale zatrudnić fachowca odpowiedzialnego za utrzymanie maszyn
w ruchu, od razu mu się spodobał. Dlaczego miałby nim nie być ten oto
młody człowiek? Chociażby na okres próbny. Niech przychodzi tylK
w wolnych godzinach i udowodni, że rzeczywiście jest tak zdolny
i zaradny, albo okaże się, że dzisiejszy sukces przy silniku był tylko
przypadkowy.
Patrzył uważnie na Franka i zastanawiał się, czy chce spełnić jedynie
dobry uczynek, czy też rzeczywiście wprowadzić do firmy cennego
fachowca. Niewątpliwie dla Soltaua byłaby to okazja do wydźwignięda
się z pożałowania godnej sytuacji. Chyba zasłużył, żeby mu pomóc.
Anita straci w tym przypadku zaufanego szofera, ale na pewno się nie
sprzeciwi. Gunnar znał ją przecież dobrze, a ona, jak się zdaje, bardzo
interesuje się tym młodym człowiekiem.
Jest pan zręczny i pracowity, więc zajęcie dla pana zawsze się
znajdzie. Sam już o tym pomyślałem, widząc pana w akcji. Poroz-
mawiam z panną von Seebach, choć wiem, że się zgodzi, bo inni
kierowcy w wolnym czasie też pracują, prowadząc ciężarówki.
Chętnie do nich dołączę, panie dyrektorze!
Gunnar uśmiechnął się:
Ale ja już wymyśliłem dla pana lepsze zajęcie. Wykorzystam
pańską znajomość maszyn. W siłowni bardzo się pan przyda.
W oczach Franka pojawił się błysk.
Naprawdę, panie dyrektorze? Byłbym szczęśliwy...
Tak też myślałem. Wydam polecenie, żeby wypisano panu
przepustkę do maszynowni i w razie jakiejkolwiek awarii zwracano się
do pana. Obsługa maszyn będzie podlegała bezpośrednio panu, więc
proszę kontrolować także pracę personelu. Traktuję tę posadę jako
tymczasową, a później zobaczymy. Na razie chcę głównie panu pomoc.
Bardzo jestem wdzięczny, panie dyrektorze! rozpromienił się
Frank.
t
Gunnar uścisnął mu mocno dłoń.
Liczę na pana, Soltau, bo wiem, że posada szofera to nie miejsce
dla takich ludzi jak pan. Panna von Seebach znajdzie sobie kogo5
innego, ale muszę ją spytać o zgodę.
Zdaję się całkowicie na pańską decyzję. Cokolwiek będę robie-
nie zawiodę pana.


__ W to nie wątpię. Teraz jednak muszę zająć się innymi sprawami,
podpisana przepustka do maszynowni, a z szefem porozmawiam
oso
l[)13V.--
Frank wziął dokument, ukłonił się i wyszedł.
jyliał chwilę czasu, więc udał się wprost do maszynowni i dokładnie
beirzał wszystkie pracujące tam urządzenia. Przypomniały mu się też
beczki stojące na zmurszałych podporach. Musi być jakiś sposób na
O0(}niesienie ^ j nieporuszenie zawartości...
XI
Następnego dnia Gunnar wyszedł z biura wcześniej. Do obiadu
pozostawało jeszcze piętnaście minut, miał więc czas na przechadzkę po
parku. Spacerował pięknie utrzymanymi alejkami i pogrążył się w myś-
lach. Zastanawiał się nad dalszym postępowaniem w sprawie spadku.
Coraz bardziej był pewien, że Kurt wraz z matką świadomie ukryli
testament. Po rozmowie z szoferem Kreinerem obserwował ich oboje
i zauważył, że jedno z nich każdego dnia oczekiwało na listonosza
i odbierało całą korespondencję. Od Franciszka dowiedział się też, że
służba otrzymała polecenie meldowania o wizycie każdej obcej osoby
a'bo pani von Seebach, albo panu von Fuchsowi.
Opowiedział o wszystkim Anicie. Ona także nie miała wątpliwości,
ze macocha z przyrodnim bratem uknuli jakiś spisek.
~ Podejrzewam, że Kurt zgubił żółtą kopertę albo przynajmniej
^?sc jej zawartości. Można by się o tym łatwo przekonać rzekł
o
W jaki sposób? spytała z zaciekawieniem.
Dość prosto. Trzeba by wysłać do Lindeck list informujący
p znalezieniu "testamentu czy nawet tylko ważnych dokumentów.
ając adres poste restante, należałoby zażądać nagrody za znalezie-
me Założę się. * - -.
l :-r -v, = JVUIL Łtiuo jcgu matka przeczytaliby ten list, nawet
od ' y nie by* adresowany na nich. Niewątpliwie wysłaliby natychmiast

143
142


Czy byłaby wystarczającym dowodem ich winy?
Tak, gdybym wystąpił do sądu. Ale ze względu na pamięć oica
wolałbym uniknąć skandalu. Mimo to pomysł z listem warto K,
zrealizować. Dowiemy się przynajmniej, czy koperta zginęła, czy tej
została zniszczona. Wcale nie musimy odpisywać na ten list. Przydałabv
się maszyna do pisania.
Trzeba to zrobić, Gunnarze.
Mam pewne opory, ale przecież tylko w ten sposób możemy
pozbyć się wątpliwości co do losów żółtej koperty.
Spacerując teraz po parku Gunnar zastanawiał się znowu, jakich
użyć słów w liście. Nagle z zadumy wyrwał go głośny śmiech dzieci
i następujący po nim ciepły, miły głos. Zdumiał się, bo nagle serce zabiło
mu mocno. Była to Herma, która korzystając z pięknej pogody
prowadziła zajęcia w parku. Gunnar zakradł się po cichu i zza gęstych
krzewów przyglądał się nauczycielce stojącej przy okrągłym kamiennym
stole oraz dzieciom zbierającym kolorowe kamyki.
Chodźcie, już wystarczy. Zaraz znajdziemy kamykom zajęcie
wołała Herma.
Widział dokładnie jej wesołą uśmiechniętą twarz i zgrabne ręce,
którymi przebierała położone na stół "skarby" dzieci.
Dowiemy się, ile też kamieni leży na każdej kupce. Ty, Dieter,
policz jedne, a ty Haniu drugie.
Dzieci zajęły się liczeniem: Dieterowi wyszło szesnaście, a Hani
dziewiętnaście.
Bardzo chciałabym wiedzieć, ile kamieni nazbieraliście razem
Nic prostszego. Zaraz się dowiemy, panno Hermo. Do moich
szesnastu dodamy dziewiętnaście Hani.
Naprawdę? Jaki ty jesteś mądry!
Ja też wiedziałam! wołała Hania.
Nie wątpię, ale niech najpierw doda Dieter, a potem ty.
Gunnar z ukrycia przyglądał się twarzy Hermy. Nie wiedziała, żejes
obserwowana, toteż zachowywała się naturalnie i nie była skrępoWan
jak przy stole, gdzie Gunnar widywał ją tylko w czasie posiłków. A
i tam budziła jego podziw. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że mg -
jeszcze takiej kobiety nie spotkał. Była tak pełna życia i radości, że mi
144


hote porwać ją w ramiona i uściskać. Nigdy nie odczuwał
trzeby względem Anity, którą przecież bardzo lubił i szanował. Serce
Pyraźnie ciągnęło go do pięknej nauczycielki.
Gdyby tak mogło związać się z jej sercem... na całe życie. Z taką
kobietą się ożenić... byłoby cudownie.
Stał i patrzył teraz przez świeże wiosenne liście na jej skąpane
w
słońcu jasne włosy, na roześmianą twarz i nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że ogląda rusałkę czy leśną nimfę. Nagle zrozumiał, że
spektakl zbliża się do końca, gdyż Herma zawołała:
_ Pozbierajcie teraz pięknie wszystkie kamyki, które nam tak
pomagały, i odnieście je do swoich braciszków. Pewnie już się martwią,
że zostawicie je tu na stole same. Pospieszcie się, żeby nie musiały się bać.
A wy, szybko na górę, umyć ręce, bo czas już na obiad.
Gunnar wyszedł z ukrycia i kroczył alejką, tak aby zobaczyły go
dzieci. Podbiegły od razu.
Wujku Gunnarze! Czy wiesz, ile jest dwanaście dodać siedemnaś-
cie? spytał Dieter, rzucając mu się na szyję.
Myślę, że ty już też potrafisz policzyć.
Oczywiście: dwanaście dodać siedemnaście jest dwadzieścia
dziewięć. *
To łatwe. A wiesz, wujku, ile razy można zabrać trzy kamienie
z dwunastu? spytała Hania.
Spojrzał na Hermę i przyłożył rękę do czoła.
No, to muszę się zastanowić rzekł z poważną miną.
A ja wiem od razu! Z dwunastu kamieni można zabrać po trzy aż
cztery razy.
Widzę, panno Heli, że dzieciom spodobała się arytmetyka
w Parku.
Pojrzała na "księcia z bajki" z obawą, że spłonie rumieńcem.
~~ Słońce tak pięknie świeci, więc szkoda siedzieć w domu. A uczyć
na Wszędzie. Musimy już jednak wracać na obiad,
z b ozwoli pani, że się przyłączę. Sam też wyszedłem wcześniej
ra, żeby choć trochę pospacerować.
nato rma e sPrzeciwi*a si?> a^e też nie odezwała się w ogóle. Zaczęła
czynić sobie wymówki: Głupia kozo, czego się tak
esz? Pierwszy raz rozmawiasz z mężczyzną, czy co? Serce
145

skacze ci aż do gardła i pewnie jesteś czerwona jak burak. A wszystko
dlatego, że widząc go pierwszy raz nazwałaś go księciem z bajki. Chodzj
ci to po głowie i zachowujesz się jak przysłowiowa gęś. A w ogó]e
przestań o nim myśleć. Anita go kocha i, głupie serce, choćbyś się
i wyrwało, nic na to nie poradzisz. Jasne?
Mam nadzieję, że dzieci nie sprawiają pani kłopotów?
Słowa Gunnara zabrzmiały jak z innego świata. Próbowała za-
chować wrażenie spokoju.
O kłopotach nie ma mowy. Wręcz przeciwnie: jestem z nich
bardzo zadowolona. Uczą się chętnie i szybko.
Nie dziwię się, skoro jak wiem wszystko się pani udaje.
Powtarzam tylko słowa panny von Seebach.
Uważam za swój najświętszy obowiązek ułatwianie dzieciom
nauki. Przemocą nic tu się nie zdziała. Fakt, że zdarzają się dzieci
krnąbrne i leniwe, ale Bogu dzięki, nie dotyczy to moich podopiecznych.
Z takimi musi się udać. A poza tym rzeczywiście szczęście mi sprzyja.
Spojrzał na nią zdziwiony.
Mało ludzi może tak o sobie powiedzieć, a jeszcze mniej w to
wierzy.
Och, wystarczy tylko cieszyć się tym, co się ma, i już można
mówić o szczęściu. Niewielu jednak chce w to uwierzyć.
Próbuje mnie pani przekonać?
Cóż na to poradzę, że widzę świat tylko w różowych kolorach.
Ktoś już tak powiedział.
Oglądał pan pewnie sztukę Fuldy Talizman. Rita, córka wik-
liniarza, mówi tam mniej więcej tak:
"Niebiosa i ziemia obdarowują mnie szczęściem!
Czy to moja wina, że świat jest tak piękny?"
Chyba niezbyt dokładnie zacytowałam, ale taki był sens słów po-
wtarzanych przez wiecznie zadowoloną Rite. Nie jest wykluczone, ze to
od niej nauczyłam się w taki sposób patrzeć na świat.
To cenny i piękny dar.
I nigdy nie przestanę dziękować Stwórcy za wszystko, co mi dj
A jak po kilku dniach pobytu podoba się pani u nas? f
O Boże! Obym mogła przeżyć jak najwięcej pięknych
w zamku!
146


Powiedziała to tak spontanicznie, że Gunnarowi zrobiło się gorąco.
to byłoby za szczęście móc uścisnąć tę cudowną istotę, nie mówiąc
uż o zdobyciu jej serca.
Dzieci jednak przypomniały o swojej obecności i domagały się
ozrnowy z wujkiem Lundstrómem.
Doszli do zamku. Gunnar musiał się przebrać, więc pożegnał się
rzucając na odchodne jakiś żart. Herma dopilnowała, by dzieci umyły
ręce i zmieniły ubranka. Ani na chwilę nie zostawiała ich z panną
Heleną. Gdy dzieci były już gotowe, Herma zapukała do pokoju Anity,
zajętej jeszcze pisaniem listów, ale już przebranej do obiadu.
Mogę u pani zostawić na chwilę dzieci? Włożę tylko na siebie
jedną z tych ślicznych sukni z zaczarowanego kuferka spytała
uśmiechając się porozumiewawczo.
Anita skinęła głową.
Bardzo proszę. Zaczekamy tu na panią.
Dzieci musiały opowiedzieć cioci Anicie o wszystkich ciekawych
rzeczach, których nauczyły się dziś przed obiadem. Herma tymcza-
sem szybko umyła ręce, schłodziła wodą płonące policzki i nałożyła
ciemnozieloną suknię. Przeczesała włosy i stanęła przed lustrem, patrząc
na swoje odbicie krytycznie i z uwagą. Jeszcze tylko by brakowało,
żebyś to swoje głupie serce straciła dla... jakiegoś "księcia z bajjd".
Chcesz bawić się w nieszczęśliwie zakochaną, Hermo Heli? zapytała
samą siebie. Odwróciła się plecami i rzekła z przekorą: A właśnie, że
będę!
Doszła do przekonania, że nawet jeśli będzie kochać Gunnara bez
wzajemności, przeżyje coś niezwykle pięknego. Szczęśliwa miłość wyda-
la jej się czymś nieosiągalnym dla tak biednej dziewczyny jak ona,
Wl?c pozostało jej zadowolenie się przynajmniej nieszczęśliwą. To lepiej,
mz nie przeżyć żadnej miłości.
nnara, z niepokojem Herma popatrzyła na Anitę. Czy ona tego nie
W DlaczeS nic nie mówi?
edziała, ale nie wyglądała na zmartwioną. Albo była pewna uczuć
prz ra' a'bo... nie zależało jej na nim, albo rzeczywiście był tylko jej
naJba H1C.em^ Nagle ogarnął ją niepokój, że ta trzecia możliwość była
21eJ Prawdopodobna. Czy pani von Holst kocha Gunnara, było
147

jej zupełnie obojętne. Może niesłusznie? Ale nie z jego zachowania
razu było widać, że nie poświęca jej żadnej uwagi, co więcej stara
unikać jej awansów.
Była zajęta swoimi myślami i dopiero teraz zauważyła czarne oczy
von Fuchsa natarczywie szukające jej spojrzenia. Wzdrygnęła się
i popatrzyła w drugą stronę. Za każdym razem jednak, gdy mimowolnie
natrafiła na jego wzrok, oblatywał ją strach.
Kurt próbował już nawiązać rozmowę, ale zawsze udawało jej się
sprytnie wymigać. Czego się przyczepił ten niesympatyczny młody
człowiek, który włóczy się bezczynnie po całych dniach i kradnie Panu
Bogu czas? Lepiej, żeby dał jej spokój i swoim zachowaniem nie burzył
szczęśliwych chwil, jakie przeżywała w zamku Lindeck, i nie mącił jej
snów i marzeń o księciu z bajki. O czym zresztą biedna dziewczyna
mogła marzyć? Żeby tylko nie musiała odejść!
Pani von Holst już starym zwyczajem spytała o postępy dzieci.
Herma zaczęła mówić, ściągając na siebie wzrok wszystkich obecnych.
Zapamiętała tylko pełne podziwu i sympatii oczy Gunnara. Pozostali
też obserwowali Gunnara. Pani Renata i Kurt nie dostrzegli niczego
szczególnego. Inga była wściekła, Anita zaś cieszyła się w duchu, że on ją
ignoruje. Nie miała żadnych szans u Gunnara, to było jasne od
początku.
Pogoda była bardzo ładna, więc kawę podano dziś na tarasie, pod
rozpiętymi pasiastymi markizami. Inga wciągnęła Gunnara w rozmowę
i zaprowadziła aż do balustrady ozdobionej zwisającymi pelargoniami.
Frank Soltau, obchodząc zamek, wracał właśnie do swojego pokoju.
Uchyliwszy kapelusz pozdrowił gości na tarasie. Ubrany był w prywat-
ny garnitur, gdyż zamówiona liberia jeszcze nie nadeszła. Inga popat-
rzyła zdumiona na Gunnara, który odpowiedział na pozdrowienie
nieznajomego.
Kto to był? spytała.
Szofer panny Anity, szanowna pani.
Inga podeszła do siostry i z dziwnym grymasem na twarzy rzcK>a-
Och, widzę, że znalazłaś sobie bardzo przystojnego szofe1"3-
Anitko!
Wszyscy spojrzeli w tę stronę, a Herma zauważyła, że panna Ań'
zmieszała się i poczerwieniała.
148


_ Wcale go nie szukałam. Był jedynym, który się zgłosił z polecenia
łaściciela salonu, gdzie kupowaliśmy samochód.
__ Ho, ho! Wygląda bardziej na dziedzica niż na szofera.
_ Trafiłaś w dziesiątkę, siostrzyczko, bo tak jest w istocie. Tylko
niezbyt szczęśliwy splot okoliczności zmusił go do przyjęcia takiej
posady.
Radzę ci być ostrożna, Anito. Ludzie wyrwani ze swojej sfery
potrafią czasami iść na całego ostrzegł Kurt, nie przebierając
w słowach.
Anita oburzona, wyprostowała się dumnie.
A ja radzę ci, Kurt, nie sądzić innych wedle siebie rzekła
półgłosem, tak że słyszał tylko on i Herma.
Dziewczyna przestraszyła się, ale i ucieszyła z riposty, jaką dostał
Kurt. Spojrzał na Anitę sztyletującym wzrokiem:
Jak zwykle, jesteś bardzo uprzejma warknął.
Odwróciła się do niego plecami. Stała teraz do Hermy twarzą, na
której widać było wyraźną bladość. Czyżby pannę Anitę łączyło coś
z nowym szoferem? Na pewno nie był jej obojętny pomyślała Herma.
Inga próbowała podtrzymać rozmowę. ,
Kurt ma rację, Anito. Musimy trzymać się z dala od takich ludzi.
Ten jest do tego bardzo przystojny; żeby tylko nie zawrócił ci w głowie!
Anita zacisnęła zęby i po chwili rzekła spokojnie:
Nie rozumiem, dlaczego akurat jego mam traktować inaczej?
Przecież już się zdarzyło, że szofer uwiódł swoją panią. Kurt ma
racJ?, że oni idą na całość.
Możesz się nie martwić, Ingo, mnie wcale nie tak łatwo uwieść.
e szczerze ci powiem, że nie zastanawiałabym się ani minuty, gdyby
Poprosił mnie o rękę uczciwy i pracowity mężczyzna, który byłby tylko
0 erem. Nie jest ważne, czym się człowiek zajmuje, ale jak postępuje
1 CZY umie kochać.
J^ga popatrzyła zalotnie na Gunnara.
^ A co pan sądzi o poglądach Anity?
07" o<*zielam je całkowicie odparował patrząc porozumiewaw-
?0*a Anitę.
w tvm WlC a*a> ze za ta > odpowiedzią kryła się pewna myśl, która
ornencie przyszła mu do głowy. Otóż Anita najwyraźniej coś
149

czuła do Franka Soltaua, wymiana zdań z siostrą i bratem ty]]c
w tym upewniły. Obiecał popierać ją we wszystkim, więc i tym ra ^
musi wywiązać się z danego słowa. Pomoże Frankowi wyjść z truHn"
sytuacji, zanim jeszcze Anita 7"''"""'"'"-~---'
1
>
__c _ ..*~6^/ ji^/wa. rumoze rrankowi wyjść z tr^H
sytuacji, zanim jeszcze Anita zwierzy się ze swej miłości. Jeżeli nie zr
tego zawczasu, dziewczyna może znaleźć się w kłopotliwej sytuacji
Herma też myślała tylko o Anicie i nowym kierowcy, ale '
w pamięci utknęły głównie słowa o tym, że mogłaby wyjść za mąż
każdego uczciwego człowieka... byleby go kochała.
Była już niemal pewna, że Gunnara i Anity nie łączyło nic więce,
poza czystą przyjaźnią. Ulżyło jej na sercu. Cały czas zajmowała się
dziećmi, stwarzając wrażenie, że wymiana zdań między rodzeństwem
wcale jej nie interesuje. Pani von Seebach podjęła się roli arbitra
i postanowiła zdecydowanie uciąć spór:
Anita zawsze była trochę dziwaczką i wcale się nie zdziwię, gdy
pewnego dnia wyjdzie za pierwszego lepszego, w którym się zakocha.
Wyznanie macochy i wyrozumiałość dla ludzkich słabości rozbawiło
Anitę i przywróciło jej dobry humor.
Cieszę się, mamo, że jesteś przygotowana na najgorsze.
Całe zajście zostało obrócone w żart. Tylko Gunnar i Herma wciąż
mieli wrażenie, że stało się doś ważnego.
Gunnar za wszelką cenę próbował uwolnić się od Ingi. Gdy wreszcie
przyniesiono kawę, udało mu się usiąść obok Anity.
Chciałbym z panią porozmawiać. Czy może mi pani towarzyszyć
w drodze do biura?
Chętnie. Poczekam przy wejściu do parku.
Frank Soltau przeszedł obok tarasu wracając do maszynowni.
Naprawiał jakieś urządzenie i potrzebował narzędzi, które przechowy-
wał w swoim pokoju. Tym razem widziała go tylko Anita. Gunnar
patrząc na nią z boku dostrzegł tęskne spojrzenie, z jakim odprowadzała
Franka.
Sam też micfł ochotę porozmawiać z Hermą Heli, ale ona zdążyła Juz
odprowadzić dzieci. Pożegnał się i szedł do swojego pokoju. Anita
powoli, nie spiesząc się, zmierzała w stronę parku.
Pani von Seebach i jej dzieci zostali jeszcze chwilę, a potem matlc
i córka poszły się zdrzemnąć, Kurt zaś z nudów błąkał się P^
zamkowych korytarzach. Gdyby udało mu się spotkać tego "motylka
150



- w
hu nazywał Hermę sam na sam! Dzieci po obiedzie też
na odpoczynek, więc ona jest teraz sama.
kładły si? wlaśnje z dziecięcego pokoju, ale zanim zdążyła podejść,
^ysz a rogiem korytarza wiodącego do części zamku, w której
znikn? a ^ozejrzaj sję SZybko, czy nikt go nie widzi. Matka i siostra
!? h* mż u siebie, a Anita wyszła do parku.
7 nukał leciutko do drzwi sali klasowej, która jak wiedział
_ była równocześnie pokojem dziennym Hermy. Dziewczyna do-
^yśhła się, kto stoi za drzwiami, gdyż zauważyła wałęsającego się
korytarzach Kurta i przezornie zamknęła za sobą drzwi. Nie
odpowiedziała na pukanie. Gdy jednak zastukał mocniej, podeszła
bliżej.
Kto tam?
_ To ja, Kurt von Fuchs. Proszę otworzyć, chcę coś pani powie-
jziec odezwał się półgłosem, żeby nie zwrócić uwagi kogoś przecho-
d/ącego korytarzem.
Przykro mi, ale nie przyjmuję wizyt. Jeżeli ma pan do mnie
sprawę, proszę powiedzieć to przy wszystkich, a przynajmniej w obecno-
ści pańskiej matki.
Po co te formalności? zaśmiał się szyderczo. Niech pani
otworzy!
Nie ma mowy! odpowiedziała zdecydowanie i głośno.
W takim razie poczekam na panią w altance, w parku. Muszę
7 panią poważnie porozmawiać.
Dobrze, ale pod warunkiem, że przyjdzie albo pani von Seebach,
a'bo pańska siostra. /
~ Ależ, dziecino, proszę nie opowiadać głupstw.
"~~ wypraszam sobie! Dla pana jestem panną Heli i tak proszę się do
-.. j_*v;vjwi wa\^ oit^ na jjiwi wdz^ oiviinviłiv, * Y"-*? j"-" "~ ~-~ "j
"erdził się tylko w przekonaniu, że musi ją zdobyć. Trzeba
Postępować jak z każdą damą. Będzie się droczyć, ale w końcu
rnić się, byle nie za bardzo! taka zdaje się była zasada.
nic koro ^k, musi się liczyć z wydatkami. W Lindeck życie prawie
8 nie kosztuje, więc parę marek może poświęcić dla Hermy,
'e zwracać. Teraz jednak nie odezwę się już ani słowem. ^
^ urt zrozumiał, że ta śliczna dziewczyna potrafi też być stanowcza
Utw^*?'' Pot^erwa^ żi? na pierwsze skinienie ręki, jak sobie wymyślił.
151
~" " " ' ' ł < ' ^ - -1- _ -Ł-.ll..^

zwłaszcza że jego polbyt tu przedłuży się i zanim wyjedzie, Herma
już jego.
Szedł powoli kor 'ytarzem, a gdy znalazł się na schodach, natknął sjs
na Franciszka.
Co pan tu r~obi aa górze? Czemu jeszcze nie wyjechał
z Lindeck? zaataJkowal lokaja, wyładowując swoją złość.
Idę właśnie c3o siebie spakować ostatnie rzeczy, proszę pana
Zostało mi trochę b*elizriy. Jutro opuszczę zamek.
Mniejsza z ty ni. Sam pan sobie winien, że musi odejść.
Franciszek popatfrzyłtnu odważnie w oczy.
Taka jest wola koska, a Bóg wie co robi. Wierzę też, iż
doprowadzi do tego, że ostatnie życzenie jaśnie pana zostanie w końcu
spełnione.
Kurt o mało nie rzuci} się na starego lokaja, ale powstrzymał go
niezwykły wyraz ócz u Franciszka. Warknął tylko:
Jutro rano ni^ chcę już pana tu widzieć. Jasne?
Do usług, jaśfiie panie.
Świadectwo w^ypisze panu moja matka.
Pan wybaczy, aleja nie służyłem u pani von Seebach, tylko
u świętej pamięci jej brata.
I nawet bez odprawy może pan bawić się w emeryta? Tak się pan
przy wuju obłowił, cć>?
Niestety, proszę pana. Połowę moich uczciwie odłożonych
pieniędzy pożarła inflacja Chciałem tylko powiedzieć, że świadectwo
wypisał mi jeszcze jaśnie pan Hallerstedt, a na emeryturę nie idę, bo
znalazłem nową posa-dę.
To się panu udało Nie wiem tylko, komu potrzebne w domu
takie stare próchno cisnął ze złością Kurtynie mogąc znieść
pogardliwego spojrzenia lokaja. Ten zaś nie pozosfół dłużny:
Stare próchno może być przydatniejsze, niż młody byk wałęsaj?'
cy się bezczynnie i kradnący Panu Bogu czas. Na szczęście są jeszcze
dobrzy ludzie, którzy fiie pozwolą zginąć staremu człowiekowi, niesłusz-
nie wyrzuconemu po tylu latach służby na bruk.
Kurt rozwścieczony podsunął mu pięść pod nos.
Hola! Nie bądź bezczelny, staruszku! Czy tak rozmawia służący
ze swoim panem?
752


_ Nigdy nie byłem pańskim sługą i nim nie będę.
Odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju.
Kurt stał oszołomiony. Sprzeczka z lokajem wcale nie poprawiła
złego nastroju. Wrócił do siebie i wściekły rzucił się na kanapę.
Anita spacerowała po parku, czekając aż przyjdzie Gunnar. Zoba-
czywszy go z daleka podeszła wyciągając dłoń.
__ Co za nowiny przynosi mój przyjaciel Gunnar?
Przepraszam, Anito, ale ostatnio prawie nie mamy okazji
porozmawiać na osobności. Tymczasem mam sprawę, o której nie mogę
mówić przy świadkach.
Czy coś wiadomo o testamencie?
Niestety, nie. Chodzi o nowego szofera.
Zauważył ciemny rumieniec ogarniający jej policzki i nie miał
wątpliwości, że Soltau coś dla niej znaczy. Musi jej pomóc.
O Franka Soltaua? spytała zaniepokojona.
Uśmiechnął się bo dopiero teraz skojarzył, że Anita nigdy nie
mówiła "mój szofer", lecz zawsze nazywała go po imieniu. Gdyby jej na,
nim zależało, mówiłaby po prostu: Soltau.
Tak, o nim, Anito. Wiem, że pani gotowa pomagać wszystkim
i wszędzie. O Franku wiadomo, że został kierowcą li tylko ze względu na
trudną sytuację materialną. Obserwowałem go przez kilka dni i jestem
Pewien, że na tej posadzie się po prostu marnuje.
Rumieniec na jej twarzy zmienił barwę.
~ Ja też tak myślałam. Ale czy inogliśmy go nie przyjąć, skoro tak
P'lnie potrzebował zajęcia?
~~ Nie, nie to miałem na myśli. Musieliśmy pomóc, ale teraz się
astanawiam, czy rzeczywiście mu pomogliśmy? Jako szofer sprawuje
, znakomicie i nie wiem, czy powinienem go pani zabierać... miałbym
aia niego ciekawszą pracę.
^ita spojrzała z niepokojem.
Chodzi o posadę?
prac Uwszem. Uważam, że choć nie skończył studiów, samodzielną
jest ^uPehiił wiedzę i mógłby przystąpić do końcowego egzaminu.
'mu o *3ro^em pieniędzy, który uniemożliwia mu zdobycie dyp-
Posiadanych umiejętnościach przekonał mnie wczoraj, gdy
153

w ciągu pół godziny ustalił przyczynę awarii i uruchomił silnik, n;
którym' od rana trudził się sprowadzony z Kolonii dyplomowaj
inżynier. Ojciec przed śmiercią często doradzał mi, żeby zatruciu
fachowca na stałe, bo liczne awarie i oczekiwanie na naprawę powód
wały znaczne straty. Przemyślałem to sobie jeszcze raz i postanowił^
posłuchać rady ojca, a przy okazji pomóc temu zdolnemu chłopci
dorobić trochę pieniędzy. Prosił mnie wczoraj o jakąś pracę, wia
pomyślałem, czy nie zatrudnić go tymczasowo przy maszynach. Jeżel
wykorzysta tę szansę i zda egzamin, będę bardzo zadowolony. Równo
tóeśnie może służyć także u pani, dopóki nie znajdzie się ktoś na jegi
miejsce. Decyzja należy do pani, Anito.
Słuchała uważnie, a teraz chwyciła mocno dłoń Gunnara.
Cieszę się, przyjacielu, że o tym pomyślałeś. Od samego pc*
czątku czułam się nieswojo traktując go jak szofera, i miałam wrażenie,
że wyrządzam mu krzywdę. Tak było w momencie, gdy kazałam mu
zamówić liberię. Na szczęście jeszcze nie nadeszła, więc nie będzii
musiał jej nosić. Spadł mi kamień z serca i dziękuję panu za wybawie-
nie mnie z krępującej sytuacji. Zgadzam się na jego odejście od zaraz.
Zasługuje na to, żeby mu pomóc i cieszę się, że mogę się do tego
przyczynić. Dopóki nie znajdę nowego kierowcy, poproszę go o pro-
wadzenie mojego samochodu, nie z obowiązku, ale w formie przy-
sługi.
Wiedziałem, Anito, że nie stanie mu pani na przeszkodzie. Gdy
go pani spotka dziś wieczorem, proszę mu powiedzieć, że jest zwolniony,
bo jak go znam, sam o to nie poprosi.
Oczywiście, że to zrobię. Powinnam mu powiedzieć, że dostanie
lepszą posadę?,
Widział w jej oczach, że chciała to zrobić.
Czemuż by nie? Dziś już się z nim nie zobaczę. Porozmawiam
z nim jutro w biurze. Chciałbym, żeby pozostał w dotychczasowy^
mieszkaniu i nie przenosił się do miasteczka, gdzie mieszkają pozosta
pracownicy firmy. Awarie zdarzają się często wieczorem i dobrze ;
było mieć pana Soltaua pod ręką. W ten sposób pozbyłbym się cz?sc
obowiązków, których i tak mam w nadmiarze. 4
na
Cieszę się, Gunnarze, że przy okazji pan także skorzysta
obsadzeniu tego stanowiska.
154


/rozumiał, że mówiąc "także" myślała o sobie. Oświadczyła wpraw-
ił że mogłaby wyjść za szofera, byleby był uczciwym człowiekiem
kochał ją, ale na pewno się bardziej ucieszy wychodząc za inżyniera
dvplomem w kieszeni. Jeżeli się pokochają, będą sobie równi. Tylko czy
F ank Jest wolny i czy Anita mu się spodoba? Tego nie wiedział.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Potem Gunnar wrócił do biura,
Anita zaś zniknęła w zamku. W swoim pokoju usiadła przy oknie
cieszyła żi? uczuciem wielkiej ulgi, jakiej doznała po wiadomości
o zmianie posady dla swojego szofera. Czy chodziło tylko o współ-
czucie? Czy cieszyła się dlatego, że pokrzywdzony przez los młody'
człowiek mógł odzyskać utraconą pozycję?
Z zadumy wyrwało ją ciche pukanie do drzwi. Weszła Herma,
wyraźnie czymś zaniepokojona.
Bardzo proszę, Hermo. Nie jestem zajęta. Może pani usiąść. Czy
coś się stało?
Przepraszam, panno Anito. Nie zamierzałam pani przeszkadzać,
ale muszę porozmawiać i poprosić o radę.
Usiadła, a Anita podsunęła jej pudełko z cukierkami, dając znak, że
może zostać dłużej. Była wyraźnie zdenerwowana.
Chcę poskarżyć się na pana von Fuchsa. Powinnam właściwie
pójść do jego matki, ale nie jestem pewna jej obiektywizmu. Pani
najlepiej wie, jak bardzo zależało mi na pracy w zamku. I gdy teraz grozi
mi jej utrata, nie mogłam się powstrzymać przed przyjściem do pani, bo
W1Lm, że mogę liczyć na pomoc i radę.
Anita zauważył^ zaczepne spojrzenia Kurta przy stole i domyśliła
S1?> że Herma chce o tym porozmawiać.
Przypuszczaj^, ze mój przyrodni brat przesadził w zalotach. Czy
nie o^o chodzi, droga Hermo? X
powt
w k ^ższego czasu usiłuje niedwuznacznymi spojrzeniami i słó-
lan m' zrozumienia, że chciałby się ze mną spotkać.
m-7pr-i am 8' a^e dziś posunął się już za daleko i nie mogę tego
' ~zeć.
orzyła całą rozmowę pod drzwiami jej pokoju. Anita aż
'arnać,
- - że jest bezczelny, ale nie sądziłam, że odważy się
iązuja_c:y w zamku porządek i swoimi zachciankami moles-
155

II
tować wychowawczynię dzieci swojej siostry. Dobrze, że mi pani o tym
powiedziała. Być może pogodzi się z odmową, jaka go spotkała, chocia'
nie sądzę. Brakuje mu wrażliwości. Gdyby zaczął znowu, proszę zara2
mnie zawiadomić. Porozmawiam z jego matką, a gdy to nie pomóż?
także z dyrektorem Lundstrómem.
Och, nie! Jemu proszę nie mówić! przestraszyła się Herma
A czemuż by nie zdziwiła się Anita, widząc jej płonące
oczy.
Dziewczyna była tak zdenerwowana, jak nigdy dotąd. Czyżby
Gunnar zajmował w jej sercu jakieś szczególne miejsce? Nie spytała
jednak o to, gdyż Herma pokrętnie tłumaczyła, że pan Lundstróiu
mógłby nie rozumieć postępowania Kurta albo je zlekceważyć, uważa
jąć, że zawsze kobiety są winne i prowokują zaczepki.
Anita uśmiechnęła się tylko.
Gunnar zna Kurta lepiej niż my obie razem. Jestem pewna, że do
rozmowy z nim nie dojdzie, bo brat widząc, że niczego nie wskóra,
przestanie panią napastować.
Już jestem spokojniejsza. Tak się bałam, że mogę stracić pracę.
O to proszę się nie martwić. Zawsze będę panią bronić.
Dziękuję, panno Anito. Pójdę już, bo nie chcę przeszkadzać.
Ależ skąd! Dzieci i tak jeszcze odpoczywają.
Dopiero o czwartej zaczynamy lekcję pisania.
Jak zauważyłam, maluchy strasznie gryzmolą.
Początki są trudne, ale lada dzień to się zmieni.
Nie wątpię. Przy pani metodach... Po podwieczorku wyjedziemy
na spacer.
O, bardzo się cieszę.
Nareszcie widzę uśmiech. Weszła tu pani zupełnie załamana.
Czyżby na chwilę opuściło panią przeświadczenie, że szczęście pani?
lubi?
Gdyby mnie nie lubiło, to skąd wzięłabym tik wyrozumiałeś
pomocnika w pani osobie? zaśmiała się znowu.
Najważniejsza rzecz, to nie załamywać się. A ja... co to chciała
powiedzieć?... straciłam właśnie szofera.
Herma przeraziła się.
Och! Co się stało?
156


jeszcze nie wie, że dam mu wymówienie rzekła uśmiechając się
a"adkowo.
__ Gdybym nie dostrzegła tego błysku w pani oczach, już żałowała-
pana Soltaua, ale widzę, że nie ma czego.
__ Zatem sądzi pani, że nie potrafię być zła?
__ Nie wyobrażam sobie.
__ No cóż, Soltauowi należy się lepsza posada, ale to już zależy od
Gunnara Lundstróma.
_ Patrząc na was oboje mam wrażenie, że potraficie tylko pomagać
mnym powiedziała po cichu Herma.
_ W tym przypadku była to jego inicjatywa, a ja tylko nie
zamierzam mu przeszkadzać. Chce zatrudnić Franka w przedsiębiorst-
wie jako inżyniera. Brakuje mu fachowców, a wczoraj Soltau naprawił
w ciągu pół godziny silnik, z którym nie mógł sobie poradzić inżynier
z Kolonii.
Herma popatrzyła na Anitę.
Dla Franka to doskonała oferta, ale pani straci zaufanego
szofera.
Sądzi pani, że dla własnej wygody powinnam sprzeciwić się
czyjemuś awansowi?
Ach, nie, tak nie myślałam broniła się.
Poproszę Franka, żeby prowadził jeszcze mój wóz, dopóki nie
zatrudnię kogoś na jego miejsce. Od tej pory nie powinnyśmy traktować
g jak szofera, ale jak usłużnego młodego człowieka.
Jeśli o mnie chodzi, nie będzie żadnego problemu. Od razu jakoś
n'e pasował mi do liberii.
Anita roześmiała się z radości, czując ulgę, że mogła z kimś
rzmawiać. Herma stała się jej bliższa niż ktokolwiek z przyjaciół.
w 7" /*-acJa, droga Hermo. Przyznam sj$f że ja też nie potrafiłam
^- yc się wrażenia, że za kierownicą siedzi przyjaciel, który dobrowol-
^e*ie nas na przejażdżkę.
m0\\i-. ,ardzieJ zawiedziony będzie Dieter, bo już nie będzie mógł
^ -,moj przyjaciel szofer cioci Anity".
sie nn esrniaty si? obie równocześnie, a Anita pożegnała się, bo zbliżała
P0ra Podwieczorku.

l i
XII
Anita posłała Frankowi wiadomość, że chce z nim porozmawiaj
u siebie, w salonie.
Czekała z bijącym sercem, ale było to bicie inne niż poprzednio. ^Ł1S
nie będzie musiała zadręczać go instrukcjami co do liberii, lecz przekaże
radosną wiadomość. Cieszyła się, że Gunnar pozwolił jej to zrobić, nie
domyślała się jednak, że on postąpił tak celowo.
Gdy lokaj zapukał do pokoju Franka, ten akurat szorował ręce
pobrudzone smarem w czasie prac w maszynowni. Przyjął polecenie, ale
nie spieszył się, dopółki nie wymył dokładnie rąk i nie wyczyścił
paznokci.
Czy łaskawa pani ma jakieś polecenie? spytał stoją
w drzwiach.
Uśmiechnęła się.
Od tej chwili nie mam już dla pana żadnych poleceń i bardzo się
z tego cieszę. Nie przychodziło mi łatwo je wydawać i teraz też powiem
krótko: zwalniam pana z posady mojego kierowcy.
Zbladł, a jego stalowoniebieskie oczy aż poczerwieniały z za
skoczenia.
Czy w czymś uchybiłem swoim obowiązkom, proszę pani'
spytał nieśmiało.
Potrząsnęła głową uśmiechając się zagadkowo.
Nie o to chodzi! Absolutnie. Pan dyrektor Lundstróm bardzo
prosił żebym pana zwolniła, bo chce panu powierzyć inne stanowisko
Odetchnął z ulgą, ale rzekł zdecydowanie:
Mimo to czuję się wobec pani zobowiązany. Nie mogę zostawić
pani bez pomocy, dopóki nie znajdzie się ktoś na moje miejsce. Dziękuj?
pani za wszystko, zwłaszcza za to, że zaryzykowała pani zgadzając si? na
zatrudnienie mnie. Chcę się pani odwdzięczyć.
Nawet pan nie wie, jak się cieszę, że nie musiałam pana ut>ra
w liberię. Dyrektor Lundstróm nalegał, żebym pana zwolniła dopigr
po znalezieniu następcy, ale przekonałam go, że nawet pracuj.
w przedsiębiorstwie, przez jakiś czas będzie mógł pan służyć mi
kierowcę. Muszę jednak prosić pana o zgodę.
158


podrapał się po głowie.
,_ Jestem trochę oszołomiony tym, co mi pani powiedziała, i nawet
\yieni, c Pan Lundstróm zamierza ze mną zrobić.
__ Upoważnił mnie, żebym to panu powiedziała: w przedsiębiorst-
. brakuje inżyniera, który stale nadzorowałby pracę maszyn i do-
oladał pracowników obsługi. Chce to stanowisko powierzyć panu.
Zmarszczył czoło.
_ Mnie? Ależ ja jeszcze nie jestem inżynierem!
Dyrektor Lundstróm jest innego zdania. Uważa, że brakuje
panu dokumentu, a nie wiedzy. Chce panu pomóc w dokończeniu
studiów. Innymi słowy, to on stwierdził, że nie nadaje się pan na szofera
i przekonał mnie, żebym nie stawała na drodze do pańskiej kariery. Nie
jestem aż taką egoistką i chętnie się zgodziłam.
Widziała, jak ze zdenerwowania drgały mu wszystkie mięśnie na
twarzy. Zbierał myśli; wreszcie rzekł:
Nawet pani nie wie, jak wielką przysługę mi wyświadczyła,
zgadzając się na pracę u dyrektora Lundstróma. Nie jestem w stanie
wyrazić teraz mojej wdzięczności, ale obiecuję zrobić wszystko, by na tę
dobroć zasłużyć. Bardzo pani dziękuję, panno von Seebach.
Nie trzeba dziękować, panie Soltau. Cieszę się, że w ten sposób
nasze wzajemne relacje nareszcie ułożyły się jak należy. Na nowym
stanowisku życzę panu wszystkiego dobrego.
Ukłonił się nisko i pocałował ją w rękę.
Dziękuję za życzenia. Być może los pozwoli mi się odwdzięczyć
kiedyś za wszystko nie tylko słowami. Przypomniało mi się... Przyszła
w'aśnie paczka z salonu "Adama". Przypuszczam, że przysłano zamó-
Wlne stroje.
Zarumieniła się ze wstydu, że próbowała go ubrać w uniform.
Proszę ją przekazać Franciszkowi. Ubrania będą pasować na
w 8' a Ponieważ nie mogłam pozwolić, żeby długoletniego służącego
r!!COno na bruk, zatrudniłam go w mojej willi w Berlinie.
Ukłonił się.
^ Ma pani jeszcze jakieś polecenia?
Prośh -1C' me' ^ poleceniach nie może być mowy! Mam natomiast
b>m 2 ,ze y wPÓł do szóstej czekał pan przy samochodzie. Chciała-
Zlećmi i panną Heli r^jechać do Koblencji.
/
759

Będę czekał, proszę pani.
A jutro przed południem proszę pójść do biura dyrektoi
Lundstróma i omówić resztę spraw. Aha, może pan zatrzymać poL
w zamku, bo dyrektor nie chce, żeby przenosił się pan do miasta. W r^
awarii byłby pan na miejscu w każdej chwili.
W jego oczach błyszczała radość, ale jednocześnie żal mu byj
opuszczać miejsce przy tej miłej i dobrej kobiecie.
Dziękuję raz jeszcze, panno von Seebach. Jestem tak wzruszom
że nie potrafię znaleźć słów, by wyrazić, co teraz czuję.
Podała mu rękę jak równemu sobie i uśmiechnęła się:
Doskonale pana rozumiem i proszę mi wierzyć, że bardzo s
cieszę, iż choć trochę mogłam pomóc. Nie chcę teraz pana zatrzymywać
na pewno ma pan coś pilnego do roboty.
Ukłonił się i pocałował Anitę w rękę. Za drzwiami stanął na chwil;
i złapał się za głowę. Potem niemal biegiem przemierzył schody i udał sii
prosto do swojego pokoju. Wziął pióro i napisał do siostry list.
Droga Sylwio!
Piszę w pośpiechu, ale tą wielką radosną wiadomością muszę podzielić
się z tobą natychmiast. Nie jestem już szoferem! W przedsiębiorstwie
Hallerstedta otrzymałem posadę inżyniera, dzięki czemu wkrótce będ(
mógł opłacić studia i końcowy egzamin. Jak do tego doszło, napiszę ci
jutro. Chciałem tylko, żebyś się już dziś nie martwiła, że masz brata
szofera. Mam nadzieję, że z boską pomocą rozpoczynam szczęśliwszy
okres w moim życiu. Zaczynam też wierzyć, że wśród ludzi zdarzają si(
anioły. Całuję.
Twój brat Frank
Dopisał jeszcze pozdrowienia dla szwagra i wsadził list do koperty-
by odprawić go z dzisiejszą wieczorną pocztą.
Karton z ubraniami służbowymi zaniósł Franciszkowi. Siedząc
podwieczorku wciąż wracał myślami do rozmowy z Anitą i zastana
się czy i jak mógłby zrewanżować się tym dwojgu uczynnym lud/io111'
Zupełnie nie wiedział, co mógłby zrobić dla Anity. Z dyrektore ^
Lundstrómem pójdzie mu łatwiej, bo pracując dla niego na pewno
okazie ^nairl^if p,~~~-~i --<-
. . . , . j .T.^J, .-/^pia^ujcj^uici mego na pewno ja*-1
okazję znajdzie. Przypomniał sobie o beczkach "spędzających wsz>s
160



en z oczu", których podpory zmurszały, a nie można ich wymienić,
vzykując zepsucia wina najlepszej jakości. Beczka nie powinna
01 t drgnąć! Myślał już nad tym wczoraj, a i dziś znowu sobie o tym
n nornniał. Musi być jakiś sposób założenia podpór pod beczki, nie
ruszaj^ ich z miejsca!
Nawet w czasie wycieczki do Koblencji problem beczek nie dawał
spokoju. Wrócili na kolację, a zaraz potem Frank zamknął się
swoim mieszkaniu. Nie spał pół nocy, aż nagle wpadł na gienialnie
prosty sposób uratowania cennego trunku. Dziwił się, że zabrało
mu to tyle czasu, ale nie mógł się nacieszyć, że przynajmniej rozpocznie
nową pracę od udanego pomysłu i uchroni firmę przed ogromnymi
stratami.
Zasnął natychmiast, choć na krótko. Obudził się po pierwszym
brzęknieciu budzika, szybko wziął zimny prysznic, wykonał kilka
ćwiczeń gimnastycznych. Gdy się ogolił i ubrał, lokaj przyniósł mu już
śniadanie. Służący spytał też, czy "byłby uprzejmy" czekać z samo-
chodem przed wejściem głównym o dziesiątej, a zaraz potem zgłosić się
do dyrektora Lundstróma.
W czasie śniadania Anita i Gunnar poinformowali jaśnie państwa,
ze szofer awansował na stanowisko inżyniera. Kurtowi oczywiście
decyzja ta się nie spodobała. On jest tu teraz panem i nikt go o zdanie nie
sPytał. Rzucając wyniosłe spojrzenia rzekł:
Czy nie należało tego wpierw omówić ze mną, panie dyrektorze?
Spokojnie, ale z naciskiem, który jeszcze bardziej zdenerwował
Urta, Gunnar rzekł, patrząc mu prosto w oczy:
~~ Nie, panie von Fuchs. Dopóki ja jestem dyrektorem, pańska
nie jest mi potrzebna. Udzielono mi wszechstronnych pełnomoc-
w ! ja decyduję o tworzeniu nowych stanowisk i o ich obsadzie.
~~ l tak z niczego, nagle pan stwierdził, że ten szofer nadaje się na
Sam doszedłby pan do takief^wniosku, widząc jak pan Soltau
Prawił w ciatni pół godziny silnikjhad którym trudził się od rana
lkoroi
nek
b\ło*adZny Z Kolonii inżynier z dyplomem. Ale pana przy tym nie
, H k'na Pewno nic pan nie wie, że ten szofer zaliczył siedem semestrów
^obiTk^ cnwili moze zdac egzamin dyplomowy. Dotychczas tego nie
' bo zabrakło mu pieniędzy.
161

Ależ Kurt! Wiesz przecież, że pan dyrektor nigdy nie poA
muje pochopnych decyzji odezwała się Inga patrząc zalotnie .
Gunnara.
On zaś przyjął rzucone z jej strony koło ratunkowe z wyrazu.
irytacją. Denerwowało go jej cukierkowate spojrzenie. Popatrzył ^
Hermę i ze zdziwieniem dostrzegł, że jej zazwyczaj uśmiechnięta twą
dziś była wyraźnie spięta i pokryta rumieńcem. Czyżby speszyła się jeg
spojrzeniem? Zdążyła szybko opuścić wzrok. Czekał. Popatrzyła wresj
cię prosto w jego oczy. Trwali tak przez chwilę i oboje mieli nieodparti
wrażenie, że coś ich połączyło, z czego dotychczas nie zdawali sobu
sprawy.
Po śniadaniu Kurt znowu próbował podejść Hermę w momencii,
gdy zostanie sama z dziećmi. Miał jednak pecha: z dziecięcego pokojj
wyszła także Anita.
Czekasz tu na mnie, Kurt? spytała zdziwiona.
Czemu akurat na ciebie?
Bo w tej części korytarza nie masz nic do roboty.
Ale zakazu też nie mam.
Pod warunkiem, że nie przeszkadzasz. A zapewniam cię, że wcale
nie jesteś mi teraz potrzebny.
Toteż nie miałem zamiaru wchodzić ci w drogę.
Cieszę się, że jesteś domyślny. Nie przypuszczam, żeby odezwał;
się w tobie uczucia dobrego wujka. Zejdź lepiej na dół i dołącz do matk
i Ingi.
Ciekawe, co to ciebie obchodzi! warknął.
Bo sądzę, że ci się pomieszała ulica Tauentziena w Berlintf
z korytarzami w zamku w Lindeck.
Chyba ja wiem najlepiej, co z czym mi się myli. Nie uważasz.
Nie! A jeżeli chcesz, to poproszę matkę, żeby ci wytłumaczy'8'
jak należy zaehowywać się w zamku.
Kurt spojrzał na Hermę, która blada jak ściana stała za plecafl11
Anity, ale nie wierzył, żeby jej odmowa była ostateczna. Na pewno cze
na inną okazję. Patrząc pięknej nauczycielce prosto w oczy rzekł:
Nie sądzę, żeby mama chciała zajmować się drobiazgami. ^
Powiedział tak, bo rzeczywiście wolałby, żeby matka nie wied'
o jego podchodach do Hermy. Przy śniadaniu postanowił sobie, ze
162


spotkać Hermę, chociażby nawet w czasie lekcji w ogrodzie. Na
J^eci jakiś sposób znajdzie.
Niestety, spotkał go znowu zawód: Herma z dziećmi i Anitą
viechały samochodem z tym "szoferem, co tak się wszyscy z nim
ackają" Ja^ 8 nazwał ze złości w swoich myślach.
O jedenastej Frank Soltau był już w biurze Gunnara.
Chciał pan mnie widzieć, panie dyrektorze?
_ Owszem uśmiechnął się ale najważniejsze już powiedziała
panu panna von Seebach.
Ukłonił się nie jak kierowca, ale jak człowiek z tej samej sfery.
Panna von Seebach przekazała mi tak radosną wiadomość, że do
tej chwili trudno mi w nią uwierzyć i nie wiem, jak panu dziękować,
panie dyrektorze.
Gunnar patrzył na niego poważnie, jakby chciał przejrzeć go na
wylot.
Panie Soltau, jako zarządzający tą firmą biorę pełną odpowie-
dzialność za decyzję o zatrudnieniu pana. Znam się na ludziach i jestem
pewien, że podoła pan wszystkim obowiązkom, jakie postawiłbym
dyplomowanemu inżynierowi, i wierzę, że nie będzie pan szczędził sił, by
wykorzystać szansę, którą panu daję. Chcę panu pomóc wydostać się
z mielizny i wierzę, że popłynie pan we właściwym kierunku. Zdobył pan
moje zaufanie już przy pierwszym spotkaniu. Podobnego zdania jest
panna von Seebach. Oboje nie potrafimy obojętnie patrzeć na ludzi
walczących o swój byt, a którym wystarczy tylko podać rękę, by
yptyneli na szersze wody. Tę pomocną dłoń chcemy panu podać,
estern pewien, że nas pan nie zawiedzie.
^ rankowi stanęły łzy w oczach. Bez^fcwa chwycił dłoń Gunnara
ch iCn ^ ^cisnął. Nie mógł wydobyć^Kebie głosu przez dłuższą
? Gdy wreszcie ochłonął, Gunnar przedstawił mu zakres obowiąz-
Ą ' ^staW wynagrodzenie i zezwolił na prowadzenie samochodu
H ani V pki niL znajdzie nowego szofera. Frank przyjął proponowane
"nKi bez słowa.
dmu m ar Pdziękował mu za naprawioną jeszcze wczoraj po połu-
aszynę. Frank bronił się, że zajął się nią z nudów, że zrobił to dla
163\

i

przyjemności. Już miał wyjść z biura, gdy zatrzymał się w drzwiaci
i rzekł:
Myślałem, panie dyrektorze, o tych beczkach, które
panu sen z powiek...
Tak, i nie tylko mnie. Wszyscy się martwią, że musimy je snj,
sać na straty. Podpory nie wytrzymają długo i runą pod ciężareu
Strach pomyśleć... A najgorsze, że stracimy nasze najcenniejsze rocz.
niki wina.
Spróbuję je uratować, panie dyrektorze.
Chyba nie mówi pan poważnie? spytał z niedowierzaniem.
Gdzieżbym śmiał żartować!
Gdyby się udało, panie Soltau, dla firmy byłby to ogromny zysk
Nie... nie da się wymienić podpór, nie ruszając z miejsca tych nieszczęs-
nych beczek. Nie ma takiego sposobu. Gdyby jednak... Nie, to
niemożliwe.
Frank uśmiechnął się.
Chyba że odkryję jajko Kolumba, panie dyrektorze. Od chwili,
gdy mi pan pokazał te zmurszałe podpory przyszedł mi do głowy prosty
pomysł. Wiem jak ustawić beczki na nowych, lepszych podporach, me
ruszając kolosów nawet o milimetr. Co więcej, metodę tę można
zastosować do wszystkich beczek, od najmniejszej do największej.
Gunar chwycił go za ramiona i potrząsnął:
Chłopie, jeżeli to się uda, mamy rozwiązany problem na długie
lata. Podniosę panu pensję o jedną trzecią. Ale wróćmy do szczegółów
Czy będzie to bardzo kosztowna metoda?
Bez nakładów się nie obejdzie, ale będą raczej niewielkie.
No, niechże już nie trzyma mnie pan w napięciu...
Frank wyprostował się dumnie.
Musiałbym to panu pokazać na modelu. Niech ktoś przyniesie tu
pustą małą beczkę wraz ze wspornikami...
Gunnar podniósł telefon i połączył się z warsztatem.
A także cztery deski, gdzieś tej długości pokazał rękoma
Oczekując na dostarczenie modelu, Gunnar próbował wyp>'ta
Franka o szczegóły jego pomysłu, ale on rzekł uśmiechając się:
Zaraz panu pokażę sposób przeprowadzenia eksperymentu
początku do końca.
164


___ Dobrze, poczekam. Może pan tymczasem podpisać umowę
g Proszę ją przeczytać. Jest tam wpisana możliwość skorzystania
,,rinou na czas zdawania egzaminów. Musi pan pojechać do Charlot-
,riuy - - .
burga, a kiedy, to ustalimy we właściwym czasie.
Frank przeczytał kontrakt, a gdy już zamierzał go podpisać, Gunnar
wał mu papier z ręki i dopisał, że wynagrodzenie zostanie pod-
esione o jedną trzecią, jeżeli pracownik wymieni podpory, nie ruszając
beczek z miejsca. Potraktował dopisek jako żart, natomiast Frank
przyjmując wyzwanie złożył na dokumencie zamaszysty podpis.
przyniesiono tymczasem beczułkę z podporami oraz deski.
Frank sprzątnął stojący u okna wielki stół i postawił na nim
wsporniki, na których spoczywała leżąca na boku beczka.
No to wyobraźmy sobie, że jest to nasze ogromne naczynie,
a podpory już całkowicie zmurszały i musimy je wymienić, nie ruszając
beczki.
Na razie wszystko jasne. Proszę dalej niecierpliwił się Gunnar.
Weźmy teraz deski. Muszą być odpowiednio mocne i mieć tę
samą wysokość co wspornik w najwyższym miejscu. Zbijemy z nich
szalunek między podporami. O tak! Frank ustawił deski na krawędzi,
tworząc czworokąt obejmujący podpory pod beczułkę.
Gunar patrzył jak zahipnotyzowany.
Teraz już pan widzi, co będzie dalej. Wystarczy podłożyć izolację
1 wlać do drewnianej skrzynki ciekły beton, taki jak w nowoczesnych
konstrukcjach żelbetonowych. Wypełni on dokładnie przestrzeń pod
eczką, a gdy zwiąże, szaluneAnożna usunąć. Zmurszałe podpory
^gą zostać na miejscu, nie będą^Lż potrzebne, lub je zdemontować.
szty, jak pan widzi, nie będą duże, a całą operację można przep-
rowadzić w ciągu kilku dni.
unar słuchał zauroczony. Usiadł teraz w fotelu, westchnął i patrzył
^WWa "a Pdnieconego wykładem Franka.
yciągnął do niego rękę i trzymając ją w uścisku rzekł:
Io , , 2u'em, ze trafiłem na właściwego człowieka, a teraz już mam na
Jdjko K ^ai"e Boże, dzięki Ci, że mnie oświeciłeś. To rzeczywiście
Umvsł ^Um^a' a ze Pan to odkrył, świadczy o jasności pańskiego
do reaij ^^ Panie Soltau, do dzieła! Niech pan przygotuje wszystko
a9Ji tego wspaniałego planu, a ja zawiadomię moich fachow-

l


ców, że o beczki już mogą się nie martwić. Nie powiem im dlaczego,
dopóki wszystko nie będzie skończone. Nie chce panu zabierać satysfak-
cji pochwalenia się tym przed paniami.
Frank rozpoczął realizację swojego projektu, więc Gunnar jakb1
zapomniał o sprawach prywatnych, interesując się, podobnie JW,
wszyscy w zamku i w przedsiębiorstwie, wyłącznie pracą Soltaua. Nawel
niechętny mu Kurt zabierał głos, krytykując zresztą i powątpiewając
w końcowy sukces przedsięwzięcia. Anita z kolei, pełna entuzjazmu,
zrezygnowała nawet z codziennych przejażdżek samochodem, nie chcąc
zabierać Frankowi cennego czasu.
Po ośmiu dniach beczki stały już na nowych, betonowych tym razem
podporach. Gratulacjom i wyrazom uznania nie było końca. Frank
bronił się nieśmiało przed sypiącymi się zewsząd komplementami,
twierdząc, że niczego szczególnego przecież nie dokonał, a sposób był
tak prosty, że aż niewart takiego uznania.
Anita zadbała o zainteresowanie projektem Franka obu pań na
zamku. Pani von Seebach, zaskoczona powodzeniem przedsięwzięcia,
w przypływie chwilowego entuzjazmu zaprosiła nawet Soltaua na obiad
w najbliższą niedzielę. Anita nieomal rzuciła jej się na szyję, bo przecież
zaproszenie to oznaczało uznanie towarzyskiej pozycji Franka i chęć
puszczenia w zapomnienie, że był kiedyś szoferem w Lindeck. On też się
ucieszył, ale głównie dlatego, że jak równy z równym będzie mógł usiąść
z Anitą przy stole.
Radość Anity z sukcesu Franka wcale nie zdziwiła Gunnara. Był
pewien, że od tej chwili ona już nie będzie ukrywać swoich uczuć, a ich
przyjaźń stanie się jeszcze większa. Widział, jak cały czas drżała o wynik
eksperymentu, a gdy powiedział jej o pomyślnym zakończeniu, nie
ukrywała zadowolenia, a ściskając dłoń Gunnara radośnie wołała:
Taka jestem szczęśliwa. Dzięki Ci, Boże, że to się udało!
Z niepokojem oczekiwała niedzielnego obiadu.
Przygotowała się do niego szczególnie. Ze względu na żałobę mogła
założyć tylko czarną suknię, ale za to wybrała tę, w której było jej
najbardziej do twarzy. Czerń zresztą bardzo pasowała do jej złocisto-
brunatnych włosów i jasnej cery, nie mówiąc już o błyszczących szarych
oczach.


[lenna wyczuwała, że dla Anity będzie to ważny dzień, więc
stanowiła dopasować się do nastroju swojej przyjaciółki i założyć tę
lubioną sukienkę w kolorze truskawek "ze śmietaną", z białym
, jjjjerzykiem i mankietami, tudzież białym, skórzanym paskiem,
riekawe, czy "książę z bajki" zauważy tę śliczną kreację i czy mu się
podoba? Była już pewna, że Gunnara i Anitę łączy tylko przyjaźń, że
ona wyraźnie skłania się ku Frankowi, więc postanowiła spróbować
swego szczęścia. Kto wie, czy nie spełni się marzenie o księciu? A czemu
nie miałby nim być Gunnar Lundstróm? Czekał na nią kilka razy
w parku i odprowadzał do zamku, gdy wracała z dziećmi po zajęciach.
Były to najszczęśliwsze chwile w ciągu dnia, ale nie brakowało też
nieprzyjemnych. Kurt przeróżnymi sposobami próbował wejść jej
w drogę albo przynajmniej zaczepiać natarczywymi komplementami.
Nie przejmował się nawet obecnością dzieci. Herma nie wiedziała już jak
się bronić.
Próbowała mu dać do zrozumienia, że czuje się skrępowana,
próbowała energicznie nalegać, żeby nie przeszkadzał jej w prowadzeniu
zajęć, do niego jednak żadne argumenty nie docierały.
Gdy w niedzielę Herma weszła do sypialni, by przebrać się do
obiadu, zobaczyła leżącą na stoliku nocnym paczuszkę i list. Podeszła
bliżej i stwierdziła, że przysłał je Kurt. Z pewnością nie prosił o to służbę,
ale sam bezczelnie wszedł do jej mieszkania. Nie mówiła Anicie o każdej
zaczepce Kurta. Tym razem już przesadził i nie będzie milczała.
W pośpiechu ubrała się, spojrzała w lustro; wyglądała cudownie, ale nie
miała czasu zachwycać się swoim wy^dem. Koniuszkami palców
chwyciła paczuszkę i list, i nie rozpieczętując pobiegła do Anity.
Kończyła właśnie toaletę. W aksamitnej czarnej sukni wyglądała
Prześlicznie. Na widok Hermy uśmiechnęła się:
~~ Och, widzę, że zdecydowała się pani założyć dziś tę ulubioną
sukienkę.
~~ Sądziłam, że jest ku temu dobra okazja.
Wygląda w nie pani czarująco, panno Hermo!
~~7 Nie powiem, żeby w tej czarnej nie było pani do twarzy
srmechnęła się zapominając na chwilę o swoim zmartwieniu. Po
rzekła cicho:
Chciałabym pani o czymś powiedzieć.

166
767


Anita odwróciła się od lustra, zaskoczona poważnym tonem głosi
Hermy.
Znowu jakieś nieprzyjemności? Zmartwiona mina zupełnie ni
pasuje do tej pięknej sukni. Co się stało?
Nie chciałam pani zawracać głowy, ale proszę zobaczj
wyciągnęła rękę, w której trzymała list i paczuszkę ... Pan von Kuj
zaczepiał mnie już w sposób niezbyt elegancki i nie szczędził 15
krępujących komplementów. Odpierałam te ataki zdecydowanie, ale jal
widać bezskutecznie. Dziś znalazłam w moim pokoju to. Przypuszczam
że położył to na stoliku sam, bo któż inny w zamku mógłby to zrobić'
Służby na pewno nie prosił. Nie widzę innego wyjścia jak oddać te rzecz;
pani i prosić, żeby mu je zwróciła.
Anita aż pobladła z gniewu. Wzięła z rąk Hermy oba przedmioty.
Pozwoli pani, że otworzę? spytała.
Oczywiście. Sama nie miałam odwagi.
Zaczęła czytać:
Słodka, czarująca Hermo! Dlaczego ciągle ten opór? Czy nie widz
Pani, żejaplonę? Odpychając mnie, tylko podsyca Pani tenplomień, który
- by nie zgasnąć szuka Pani obecności, o najcudowniejsza z nauczycie-
lek! Niechże Pani odrzuci przesądy. Możemy być razem szczęśliwi
i pokonać ziejącą zewsząd nudę tego zamku. Kocham Panią i tęsknię. Musi
mnie Pani wysłuchać; spełnię każde życzenie, bo nigdy jeszcze tak nie
pragnąłem żadnej kobiety, i to od pierwszej chwili, gdy Panią poznałem'
Niech mnie Pani dłużej nie dręczy, moja słodka! Proszę przyjąć ten oto
dołączony klejnot na pamiątkę od targanego namiętnością Kurta, którf
chciałby wiedzieć, kiedy raczy go Pani przyjąć, by mógł udowodnić, żt
kocha.
Anita zgniotła kartkę ze złością.
Nie po\vinna pani tego czytać, Hermo. Perfidna gra mojego
przyrodniego braciszka! Przysłał w tym pudełku jakiś klejnot i myśli, #
pani poleci na błyskotki. Wstydzę się za niego i czuję się tak, jakbym t (
ja panią obraziła. Dlatego proszę pozwolić, że ja zwrócę jego "prezenty
i odpowiednio za nie podziękuję. Nie pozbiera się, drań jeden! A jeśli t
nie pomoże, powiem o wszystkim matce. Proszę wie, Hermo, o inform
cję, jeżeli kiedykolwiek Kurt zbliży się do pani.
168


Herma uścisnęła rękę Anicie:
Dziękuję pani bardzo. Proszę mi wierzyć, że ja cały czas byłam
uprzejma i w niczym nie uchybiłam dobrym obyczajom.
_- W to nie wątpię, droga Hermo. Wiem, jaki Kurt jest. W Berlinie
otwarcie napastował moje służące, więc kazałam mu natychmiast
wyprowadzić się z domu. Od kilku lat już nawet nie przychodzi do mojej
willi- A teraz odważył się nękać panią! Niestety, z Lindeck nie mogę go
wyrzucić, ale w razie potrzeby porozmawiam z matką. Prawdę mówiąc,
najlepiej byłoby pójść z tym od razu do dyrektora Lundstróma; chyba
jego jednego jeszcze się Kurt trochę boi.
Herma nagle zbladła.
Och, nie, panno Anito! Wolałabym, żeby pan Gunnar o tym nie
wiedział. A jeżeli pomyśli, że ja też nie jestem bez winy? Mężczyźni
w takich przypadkach skłonni są uważać, że to kobiety prowokują ich,
a potem się skarżą wyjaśniła drżącym ze strachu głosem.
Anita znowu zauważyła, że Herma ożywia się na dźwięk nazwis-
ka Gunnara. Czyżby ta wesoła, zawsze zadowolona dziewczyna,
uważająca się za dziecko szczęścić, nagle straciła dla Lundstróma
głowę? Anita ujęła ją za rękę i popatrzyła jej z uwagą w oczy:
Proszę nie brać tej sprawy tak poważnie! Nie widzę potrzeby
zawiadamiania Gunnara już w tej chwili. Z pewnością uda nam się
przepędzić Kurta własnymi sposobanKażę mu przyjść tu, do tego
pokoju, i porządnie zmyję mu głowę. POTiadto, on chyba nie posiedzi
w Lindeck zbyt długo. Nudzi się, a gdy zobaczy, że u pani nie ma szans
wyjedzie. Co on sobie, łobuz jeden, wyobraża? Że kobiety to
zabawki? Już ja mu natrę uszu! Mężczyźni tacy jak on tylko węszą,
gdzieby tu komuś zrobić krzywdę.
"ogładziła Hermę po włosach. Ona szybko złapała jej dłoń i przysu-
n?}a ją do ust.

Dziękuję, za tyle wyrozumiałości, panno Anito szepnęła
rma.
Ale teraz chcę widzieć tylko radosną i uśmiechniętą twarz, moja
Szkoda psuć sobie dobry nastrój przez tego obiboka. Szybko,
tnTt Pan' potrze Policzki, żeby odzyskały rumieńce, bo bez nich ta
ławkowa suknia wypadnie bladawo! l
erma uśmiechnęła się nareszcie. l
769

Oj, straciłaby cały urok. A jest taka piękna, nieprawdaż?
Stanęły obie naprzeciwko lustra.
Jest, jest, ale chodźmy już, bo się spóźnimy!
Ukłoniły się sobie nawzajem, właściwie swoim zwierciadlany!,
odbiciom, a potem Herma pobiegła do dziecięcego pokoju po swoicl
podopiecznych.
Gunnar czekał już w jadalni. Przyszedł wcześniej mając nadzieję, ż
choć przez chwilę będzie mógł porozmawiać z Hermą.

,
Najpierw jednak musiał przywitać się z dziećmi. Trwało to dośj
długo, zanim wreszcie mógł wtrącić półgłosem komplement:
Ma pani cudowną sukienkę, panno Heli. Doskonale leży.
Herma poczuła się jak w siódmym niebie. Więc jednak zauważ
zmianę w jej wyglądzie... Nie mogła jednak przemilczeć, że suknia ni<
była jej.
To bardzo kosztowna kreacja i nigdy bym sobie nie mogła ni
taką pozwolić, gdyby nie panna Anita. Zamówiła dla siebie czter,
piękne suknie, ale zanim przyszły, musiała założyć stroje żałobne
Odstąpiła mi je, a właściwie... sprzedała, choć za śmiesznie niską cenę.
Nie mogłabym przyjąć tak drogiego prezentu, więc wymyśliła tę
sprzedaż. Ona naprawdę gotowa wszystko rozdać.
Słuchał wyraźnie zaskoczony.
Tak, ona potrafi pomagać, jak mało kto. Sądzę, że przyjmując te
suknie sprawiła jej pani wielką radość.
Nie wiedziała co odpowiedzieć, więc spojrzała tylko z dziwnym
blaskiem w oczach. Ale po chwili dodała:
Co prawda, bardzo się nie wzbraniałam, bo rzeczywiście ni<
miałam się w co ubrać. Studenckie stroje nie pasowałyby do wygląd'
nauczycielki, a na kupno nowych muszę najpierw zarobić. Prawu
wszystkie oszczędności wydałam na studia.
Patrzył na nią-z podziwem i miał ogromną ochotę wziąć ją w ramiona
i przytulić. Serce wprost wyrywało się do niej. Kochał ją, to pewne; żeby
tylko ona zechciała go też pokochać!
Niestety, nie mieli już szansy zamienić ani słowa więcej. Inga weszła
do jadalni w bardzo wyszukanej, choć żałobnej sukni. Na widok
Gunnara rozmawiającego z Hermą ogarnęła ją złość. Podeszła i tonefl1
pełnym gniewu rzekła:
170


__ Dzieci wrzeszczały i biegały po całym korytarzu, panno Heli.
Zaniedbuje pani swoje obowiązki.
Herma pobladła. Wymówka zabolała ją tym bardziej, że padła
obecności Gunnara. Już chciała się usprawiedliwić, gdy on odezwał się
spokojnie:
_ Xo moja wina, proszę pani. Zbyt długo droczyłem się z malcami
i sprowokowałem ich do głośnej zabawy.
Inga popchnęła dzieci w stronę Hermy, a grożąc uciesznie palcem
podeszła do Gunnara:
Pan mi rozpieszcza to towarzystwo, drogi dyrektorze, ale też
trudno zaprzeczyć, że dzieci za panem szaleją.
Udała wzruszoną i poufale położyła rękę na ramieniu Gunnara,
patrząc mu prosto w oczy.
Cofnął się odruchowo i spojrzał na Hermę. Na twarzy widział ból
i niepokój, ale też wielki wysiłek, z jakim próbowała ukryć swoje
uczucia. Nagle zrozumiał bezceremonialny atak Ingi na Bogu ducha
winną nauczycielkę. Przecież ona od dłuższego czasu stara się zwrócić na
siebie jego uwagę! Nie mówi wprost, o xo jej chodzi, ale z pewnością
chce, żeby się w niej zakochał. W niej? Zawsze była chłodna i od-
pychająca...
Zresztą ona też musiała wiedzieć o tym, że matka i brat ukradli
testament. Nie potrafi tego jeszcze udowodnić, ale nie może też
pozwolić, żeby tych troje wodziło gg^^kos. Najwyższy czas przestać
udawać, że wierzy w ich prawo do spadku.
. W tym momencie zjawiła się pani von Seebach, za nią szedł Kurt
1 Anita na końcu. Gdy wszyscy byli już w sali, lokaj zameldował
nadejście Franka Soltaua.
Zgodnie ze zwyczajem chciał on w przeddzień zaprosin złożyć pani
n ^eebach wizytę, ale nie zastał jej, więc teraz Gunnar musiał
Przedstawić go po kolei wszystkim zebranym.
In am a Przywitała się z gościem z właściwą sobie wyniosłością,
stud US"llechała si? bez wyrazu, a Kurt ukłonił się nieznacznie na
rękę6^ modłe- Anita za to posłała mu tryumfalny uśmiech i*podała
^Pros0 Pcałowarua> witając przy stole i dziękując za przyjęcie
ukłonił nm ^ Hermą wymienili serdeczny uścisk dłoni, a dzieci
? grzecznie, nie mogąc ukryć zdziwienia, że "szofer cioci
171

Anity" siada z nimi do obiadu. Herma zdążyła im po cichu objaśnić, 7
on tylko udawał kierowcę, bo w rzeczywistości jest on wielkim panem
Od razu mi się tak zdawało! pomyślał Dieter, ale tak głośno, $
wszyscy przy stole usłyszeli. Każdy wiedział, co chłopiec miał na myśij
nikt jednak się nie odezwał.
Frank zachowywał się bardzo naturalnie, więc szybko atmosfera
stała się luźniejsza. Siedział między Dieterem a Gunnarem i w kazdei
chwili mógł liczyć na wsparcie jednego lub drugiego "przyjaciela". DO
rozmowy włączyła się też Anita. Pani von Seebach musiała przyznać, %
jej gość umiał zachować się w towarzystwie i był obyty z życiem
salonowym. Inga głównie chciała zaimponować Gunnarowi i próbowa-
ła popisywać się erudycją, podczas gdy Kurt brylował znajomością
studenckiego środowiska, wtrącając raz po raz typowe wyrażenia
z uniwersyteckiego żargonu. Rozmowa toczyła się żwawo. Frank
spoglądał co chwilę na Anitę, śląc jej spojrzenia głębokiej wdzięczności.
Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi. Gdy po kawie, podanej na tarasie,
Frank żegnał się z gospodynią, pani von Seebach rzekła:
Będzie nam miło, jeżeli w którąś niedzielę znów zechce nas pan
zaszczycić obecnością przy stole.
Ukłonił się grzecznie i odparł, że chętnie przyjmie każde zapro-
szenie.
Anita słysząc tę rozmowę miała ochotę ucałować macochę za
okazaną Frankowi sympatię. Gdy już odchodził, zdążyła go zagadnąć.
Miałby pan czas dzisiaj na małą przejażdżkę wzdłuż Renu?
Obiecałam to dzieciom. Przez cały tydzień był pan zajęty w firmie, więc
prawie w ogóle nie ruszaliśmy się z zamku.
O której proponuje pani wyjazd? spytał uradowany.
Jak zwykle po podwieczorku, o w pół do szóstej.
Będę gotów.
Frank odszedł, a pani von Seebach skomentowała:
Ten młody człowiek ma nienaganne maniery i jest bardzo
rozmowny. Mam nadzieję, że zapraszając go znowu, wyraziłam także
wasze życzenie.
Wszyscy przytaknęli z większą lub mniejszą ochotą, jedynie Kuf
mruknął: W tym gronie było tylko dwóch mężczyzn; wzmocnień^
męskiej części towarzystwa wydaje mi się dobrym pomysłem.
172


po obiedzie, jak co dzień, wszyscy udawali się na odpoczynek. Anita
echodząc obok Kurta rzekła po cichu:
_ Mógłbyś na chwilkę wpaść do mojego pokoju? Chcę z tobą
porozmawiać.
powiedziała to spokojnie, jakby mimochodem, ale spojrzenie, jakim
"o obrzuciła, wyglądało groźnie.
__ Oczywiście. Chętnie, bo z nudów już sam nie wiem co robić.
_ A nie przyszło ci do głowy rozejrzeć się za jakimś poważnym
zaieciem? To musi być straszne dla mężczyzny takie bezczynne szwen-
dame się po zamku.
Wzruszył ramionami.
_ A co miałbym robić? Kończyć studia? Po co mi one! Szkoda,
żebym jakiemuś biedakowi zajmował miejsce i odbierał chleb od ust.
Spojrzała mu prosto w oczy.
Właściwie, to mi ciebie żal.
Niby czemu? Nie czuję się w pożałowania godnej sytuacji. Zrób
mi przyjemność i nie próbuj uszczęśliwiać mnie na siłę. Wcale mi na tym
nie zależy.
Nie odezwała się ani słowem. Po chwili spotkali się w jej salonie.
Co ci leży na sercu, siostrzyczko? spytał rozłożywszy się
wygodnie w fotelu. Skrzyżował wyciągnięte nogi i bawił się opuszkami
palców.
Podeszła do szafki, na której j^ał list i paczuszka. Kładąc je przed
nim na stole, rzekła: M
Chciałam ci to zwrócić.
Spojrzał, po czym, oburzony, wstał.
~~ Co to ma znaczyć?
~~ Słyszałeś: chciałam ci to zwrócić.
Obrzucił ją wściekłym spojrzeniem.
~~ Słuchaj, czy ty czasami nie posuwasz się za daleko, wtrącając się
moich spraw? Ja na twoje machlojki z szoferem nie powiedziałern^nf
a, nawet gdy awansowałaś go na inżyniera,
^ladła, ale odpowiedziała spokojnie:
^Służył
teś
2asł, , Szcz?ście niektórym ludziom nie jesteś w stanie zaszkodzić.
w tym momencie na policzek. Możesz się uważać za
mego.
173

Zreflektował się, że przeholował.
Przepraszam cię. Rzeczywiście palnąłem głupstwo, ale nie d
się moim nerwom, skoro ciągle wchodzisz mi w drogę.
Nie miałari) takiego zamiaru. Muszę jednak spełnić próśb,
panny Heli, która przyniosła mi te przedmioty, nie mogąc sobit
poradzić z twoją natarczywością. Na szczęście nie otworzyła listu i njt
przeczytała twoich wynurzeń, zgadzając się, bym ja to zrobiła. Co h
sobie wyobrażasz? Czy nie potrafisz odróżnić porządnej dziewczyny od
twoich berlińskich powiedzmy "przyjaciółek"? Już raz mnie zmusiłeś
do wyrzucenia cię z domu, gdy napastowałeś moje pokojówki w Ber.
linie. Zaczepianie zaś damy, jaką niewątpliwie jest panna Heli, to już nie
brak wychowania, ale zwykła głupota.
Wypraszam sobie...
Co? Posłuchaj do końca. Powinieneś znać kobiety na tyle.
żeby wiedzieć, iż te w rodzaju panny Heli nigdy nie staną się twojaj
zabawką.
Patrzcie! Ona mnie uczy poznawać kobiety!
Te, które znasz z Berlina, rzeczywiście łatwo przejrzeć, ale co
do panny Heli na pewno się mylisz. Pamiętaj przede wszystkim, że
jest wychowawczynią twoich siostrzeńców. Pracuje ciężko na swoje
utrzymanie i zależy jej na posadzie, ale jestem pewna, że będzie wolała
odejść, niż zgodzić się na twoje bezceremonialne zaloty. Już czuje si?
zagrożona.
Moim zdaniem, jest zbyt ładna jak na nauczycielkę. Piękne
dziewczyny powinny robić zupełnie coś innego. Oczywiście, jestem
gotów z nawiązką wyrównać wszystkie szkody wynikłe z porzucenia
posady.
Myślisz, że ona gotowa jest zostać twoją kochanką?
A nie? To się z nią ożenię ucieszył się z pomysłu.
Jeżeli taki był twój zamiar, to dziwnie zacząłeś. Kandydatki n
żonę nie napastuje się i nie obraża.
Uśmiechnął się cynicznie.


Myślałem, że uda się zdobyć ją taniej niż za cenę obrącz
ślubnej. Ale skoro się nie udało, ożenię się. Zakochałem się w niej na t>
że gotów jestem palnąć to głupstwo. I po co się złościsz, dobra dus
Nie będę zaczepiać twojej podopiecznej, ale najzupełnie poważnie s
174


o jej r?k?- Obiecaj, że nie powiesz o tym matce czy Indze, bo zagadają
mnie na śmierć. Ta słodziutka dziewczyna musi być moja... za każdą
cenę! Nawet za cenę mojej wolności!
__ Cóż, jeżeli twoje zamiary są poważne, nie będę się wtrącać.
Zobaczysz sam, z kim masz do czynienia, i nie wyobrażaj sobie, że w ten
sposób osiągniesz cel.
Uśmiechnął się z przekąsem.
_ Chcesz powiedzieć, że ta mała będzie się zastanawiać, czy przyjąć
moje oświadczyny?
Ta mała, jak mówisz, ma przede wszystkim silny charakter
i wyjdzie za mąż za kogoś, kogo pokocha.
Oho! Koń by się uśmiał.
Widzę, że mężczyźni tacy jak ty muszą się o kobietach uczyć od
nowa. One potrafią same zarobić na swoje utrzymanie i wcale nie chcą
być na utrzymaniu męża. Uważaj, żebyś się nie rozczarował.
Wiesz, moja droga, twój dar przewidywania wprost mi im-
ponuje. Załóżmy się, że śliczna Herma padnie mi w ramiona, gdy tylko
spytam, czy chce być moją żoną. ~*
Nigdy się nie zakładam, a już na pewno nie w takich sprawach.
Nie sądzę jednak, że spotka mnie zawód.
To zobaczymy. Spróbuj więc zaaranżować spotkanie z panną
Heli. Powiedz, że chcę ją przeprosić, że zrozumiałem swój błąd i chcę
z nią poważnie porozmawiać!!
Dobrze. Uważam, że pMeprosiny należą jej się przede wszystkim.
Nabieraj teraz swój list i paczlcę, i zostaw mnie samą.
Wychodząc już, odwrócił się i rzekł:
~- Swoją drogą, ta mała nie powinna od razu uwierzyć, że zostanie
n'4 von Fuchs. Muszę to jeszcze w spokoju przemyśleć.
w?mszyła ramionami.
od ~~ Pewnie myślisz, że ja uwieFzyłanTK^hcę tylko, żebyś trzymał się
Panny Heli ? daleka i przestał ją napasWać.
e odezwał się już więcej.
Hermy
Herma
.",, zaniknął za sobą drzwi, Anita poczekała chwilę i poszła do
Opowiedziała jej dokładnie przebieg rozmowy z Kurtem.
usłyszawszy, że zamierza on prosić ją o rękę, zerwała się
775

l
Mój Boże, panno Anito! Niech on tego nie robi! Jeżeli rnu
odmówię, wyrzucą mnie z pracy!
Więc zamierza pani odmówić?
Oczywiście! Ja go nie kocham co gorsza., nie znoszę g0i
rzekła zdecydowanie i odważnie.
Anita uśmiechnęła się.
Pani nie wie, komu daje kosza, panno Heli! To bogaty dziedzic
Kurt von Fuchs!
I nic poza tym! dodała szybko Herma.
Ale przy nim zniknęłyby wszystkie pani troski i kłopoty. Nie
musiałaby się pani martwić o pracę. Byłaby panią na zamku Lindeck!
Herma próbowała się uśmiechnąć.
Wystarczy, jeżeli pożyję tu kilka lat i odchowam moich pod-
opiecznych. Wszystko inne w ręku Boga. Panno Anito, mnie naprawdę
nie zależy na tym, żeby zostać panią von Fuchs. Nie jestem zarozumiała
czy dumna, ale słówko "tak" nie przeszłoby mi przez usta.
Anita spojrzała na nią uważnie.
Czy to znaczy, że w pani sercu już ktoś jest?
Herma poczerwieniała i po chwili wahania popatrzyła jej w oczy.
Tak, panno Anito, jest ktoś, choć wygląda to beznadziejnie.
Gdyby nawet tak nie było, za pana von Fuchsa nigdy bym nie wyszła, bo
go nie kocham. Niech mu pani powie, żeby nie prosił mnie o rękę. Bed?
musiała mu odmówić, a boję się, że będzie to dla mnie straszne przeżycie
Anita nagle objęła ją ramionami.
Jest pani taka dzielna, Hermo! Polubiłam panią. Powinnyśmy
zostać przyjaciółkami.
Dziewczyna ze szczęścia poczerwieniała jeszcze bardziej i odrucho-
wo uścisnęła Anitę.
I kto powie, że nie jestem dzieckiem szczęścia? zawołała
Przy najdrobniejszej przeszkodzie, jaką napotykam, zaraz zjawia się
ktoś z pomocą. W sercu od dawna traktowałam panią jak najbliższą W
osobę. Teraz pani pyta, czy nie możemy zostać przyjaciółkami... BOZL-
nawet o tym nie marzyłam. Dziękuję, jak najmocniej. Tak się ciesz?
śmiała się i płakała ze szczęścia.
Wycałowały się serdecznie i długo, a potem milcząc patrzyły SOD'
w oczy. Anita odezwała się pierwsza.
176


___ proszę mi wierzyć, Hermo, że jestem bardzo samotna i również
trzebuję kogoś bliskiego. Mój opiekun umarł niedawno, a Gunnar
hociaż oddany i szczery przyjaciel, może poświęcić mi niewiele czasu.
Macocha i przyrodnia siostra są do mnie raczej wrogo usposobione.
lestern więc sama na tym świecie.
Herma patrzyła ze zrozumieniem.
Czy mogę pani zadać bardzo osobiste pytanie spytała nagle.-
_ Oczywiście, jesteśmy przyjaciółkami...
__ Myślałam, że dyrektor Lundstróm jest dla pani kimś więcej niż
przyjacielem...
Nie, Hermo rzekła kręcąc głową. Pozostaliśmy tylko
przyjaciółmi, chociaż moglibyśmy pójść dalej.
Tak myślałam rzekła Herma wzdychając z ulgą.
Nie spytała jednak o Franka Soltaua, gdyż czuła, że o sprawach
sercowych Anita nie była jeszcze gotowa rozmawiać, podobnie zresztą
jak ona o swoich.
Obie wiedziały, że coś zaczyna się rodzić w ich sercach.
Rozmawiały jeszcze o innych sprawach aż do momentu, gdy Herma
musiała zająć się dziećmi. Anita obiecała, że porozmawia z Kurtem
i poradziła, żeby poczekać, czy on rzeczywiście zamierza się oświadczyć.
Przyda mu się nauczka, jeżeli dostanie kosza, a że Herma nie straci
posady, to już Anita się o to postan]
a^
XIII
oprócz
Gunnar po obiedzie wrócił do swojegcTpSkoju. Po zakończeniu
rniarry podpór beczek miał wreszcie/czas zastanowić się nad swoimi
emarni. Korzystając z niedzielnego spokoju, Wrócił myślami do
rze Wy tes*arnentu. Koniecznie musi się upewnić, czy Kurt i jego matka
nius^ywiście wykradli ten dokument. Wprost mu tego nie powiedzą,
czekaWl? Wysłać list'na który jak się wydaje oni z niecierpliwością
i nnr. notariuszem przejrzeli już wszystkie zakamarki biurek ojca
irnek
notatek liczbowych niczego ważnego nie znaleźli. Cyfry
177

przypuszczalnie dotyczyły wysokości odpraw, ale żadnych wskazówe
komu ile wypłacić, nie zawierały.
Kurt i pani Renata skrupulatnie kontrolowali każdą partię poczi
przynoszoną do zamku. Nigdy przedtem tego nie robili. Była wi<
szansa zmuszenia ich do odkrycia się. Jeżeli Kurt rzeczywiście zgub
żółtą kopertę lub jej zawartość, sfingowany list od znalazcy musi na nir
zrobić wrażenie. Gunnar postanowił wreszcie uruchomić swój pla
Ułożył sobie treść listu. W żaden sposób nikt nie powinien się domyśliv
że on jest jego autorem. Napisze go na maszynie. Miał ją u siebii
w pokoju, bo często wieczorami lub w soboty czy niedziele pisał co
także i nie potrzebował wychodzić do biura. Usiadł teraz, wystukał n,
maszynie list i zaadresował kopertę.
Wsiadł szybko do samochodu i gdy wszyscy odpoczywali pi
obiedzie niepostrzeżenie pojechał do Koblencji. Na podwieczorek by
już z powrotem w Lindeck. Nikt z domowników nie zauważył jeg<
chwilowej nieobecności.
Po posiłku Anita z Hermą i dziećmi szykowały się do przejażdżki
Gunnar podszedł i poprosił z uśmiechem:
Nudzę się dziś okropnie. Nie mogłybyście panie zabrać mnie
też na wycieczkę? Usiądę obok pana Soltaua.
Oczywiście, drogi Gunnarze, ale musi się pan szybko prze-
brać, bo już wyjeżdżamy. Pojedziemy w górę Renu poinformowała
Anita.
On tymczasem ukradkiem spojrzał na Hermę i zobaczył radosny
błysk w jej oczach i rumieńce na policzkach.
Inga i Kurt patrzyli z niechęcią na wsiadających do samochodu
Kurt złościł się na samego siebie, że nie wpadł na pomysł zabrania się na
wycieczkę, a Inga wściekała się na Gunnara, którego uważała już za
swoją zdobycz, gdy tymczasem on zabrał się z panną Hermą. Już prz>
obiedzie podchwyciła ich porozumiewawcze spojrzenie, ale zadufa113
w sobie, nie czuła się zazdrosna o jakąś tam nauczycielkę. Teraz musiaf
zrewidować swoją postawę. Musi iść na całego i przekonać Gunnara. i
ma u niej szansę; wtedy przestanie interesować się nauczycielką, choć j
była niewiadomo jak piękna. Chyba nie jest ślepy i potrafi wyt>ra '
Tamta jednak jest młodsza o co najmniej dziesięć lat, a mężczyźni są
nieobliczalni. Nie wolno już zwlekać!
178


czas rozmyślała, co zrobić, żeby jak najszybciej skłonić
Gunnara do oświadczyn.
Kurt znudzony okropnie usiadł w swoim pokoju i rozkoszował się
vślą, że wkrótce zaoferuje małżeństwo tej ślicznej nauczycielce. Że ona
może się nie zgodzić, nie zakładał ani przez moment.
Następnego ranka Kurt jak zwykle czekał na listonosza. Wziął od
niego plik przesyłek i od razu w hallu, na dużym stole, oddzielił gazety
i czasopisma od listów. Te ostatnie przeglądnął starannie. Na niebieskiej
kopercie ostemplowanej w Komblencji rzucił mu się w oczy napisany na
maszynie adres: "Do rąk Pana Dyrektora lub osoby upoważnionej
w zamku Lindeck. Dotyczy zguby."
Kurt zadrżał i rozglądnął się trwożliwie wokół siebie. Odetchnął:
w hallu nie było nikogo. Szybko schował list do kieszeni. Wiadomo, że
me przekaże go dyrektorowi, choć domagał się tego nadawca.
Pozostałe listy zebrał ze stołu i zaniósł^do jadalni, gdzie czekali już
wszyscy na śniadanie. Kurt nonszalanckimi ruchami rozkładał kore-
spondencję, ale Gunnar od razu zwrócił uwagę na jego bladą twarz
i drżące z niepewności ręce. Sam zdążył już ochłonąć, bo idąc z rana do
zamku był pewien, że dziś rozstrzygnie się sprawa testamentu. Jego
sfingowany list był już w zamku. Jeżeli Kurt jest niewinny, powinien mu
go teraz wręczyć, albo przynajmm|i pokazać.
Siląc się na spokój, Gunnar zjadWiiadanie. Wychodząc z sali każdy
zabierał swoją pocztę. Dla pani von Seebach, Ingi i Gunnara nie było
niczego. Herma dostała list od swojego opiekuna, przyjaciela ojca,
Ąmta kartkę od starego Franciszka, który/dojechał już do Berlina
Ją* posadę w willi. Przed wyjazdem staruszek pożegnał się tylko
unnarem, który obiecał mu, że dopilnuję, aby sprawiedliwości stało
Sl? zadość.
a stliku pozostały tylko gazety i pisma reklamowe.
svv |lnar spieszył się do biura. Anicie zdążył powiedzieć, że uruchomił
?dran n" Czekała w napięciu na konsekwencje, ale niczym się nie
Mus:
ed\vie. Gunnar wyszedł, Kurt podszedł do matki.
2? z tobą porozmawiać, mamo. Chodźmy do mojego po-
też.
Ingo, ty
779

l
l
Herma popatrzyła zdumiona na Anitę. Czy aby Kurt nie x^
powiedzieć matce o swoim zamiarze ożenienia się? zaniepokio i'^*
ale Anita odgadła jej myśli i z uśmiechem pokręciła przecząco
Gdy troje tamtych wyszło z jadalni, rzekła:
Nie o pani głowę im chodzi, Hermo. Spokojnie, Kurt tak
nie podejmie decyzji.
Inym
Obie z dziećmi poszły do parku. Lekcje niemieckiego na
powietrzu malcom podobały się szczególnie.
von
Kurt z matką i siostrą tymczasem udali się do salonu pani
Seebach. Zaraz u progu pani Renata spytała:
Co tam masz, Kurt?
Wyjął list z kieszeni i bez słowa podsunął go matce pod no s. Ona
jęknęła tylko: "Wielkie nieba!"
Inga zaniepokoiła się:
Co to jest? spytała, a gdy zobaczyła kopertę, zbladła.
Czytałeś już? Boże, co za szczęście, że pilnowaliśmy poczty.
Otwórzże ten list, Kurt! niecierpliwiła się pani von Seebach.
Kurt wyjął z koperty kartkę i zachął czytać półgłosem:
Nadawca tego listu znalazl dokumnety, które być może dla mies-zkd-
ców zamku Lindeck są bardzo ważne. Gotów jestem odesłać je m
odpowiednim wynagrodzeniem, ale muszę być pewien, że trafią w
właściwe ręce. Proszę dokładnie opisać, jak zgubione dokumenty wy
glądają, oraz gdzie i kiedy zostały utracone. Opis i proponowaną surą
znaleźnego proszę przystać na adres poczty głównej w Koblencji z dopis-
kiem "Rzeczy znalezione". Zgubę odeślę za zaliczeniem pocztowym.
Uczciwy znaJazcs
Wszyscy troje patrzyli na siebie bez słowa.
. Co teraz zrobimy? odezwała się Inga.
Tylko bez paniki! Musimy się dobrze zastanowić rzekła Pal"
Renata Chwała Bogu, że list trafił do naszych rąk. Zawsze mówiialT1'
że ostrożności nigdy nie za dużo! Najgorsze mamy już za sobą. Ter32
trzeba ustalić tylko nagrodę dla znalazcy, a on odeśle nam zgubę. Nie
wiem, czy on otworzył żółtą kopertę.
180


Pewnie tak, bo skąd by wiedział, że dokumenty dotyczą zamku
,". - zauważył trzeźwo Kurt.
r ^Rzeczywiście. Musimy się liczyć z niedyskrecją tego człowieka.
7ież adres zamku mógł być wymieniony na kopercie, do której wuj
Judził testament, albo na liście, który rzekomo miał tam zostawić dla
^dstróma. Do wnętrza kopert pewnie nie zaglądał licząc na nagrodę
k1"1 desłanie dokumentów. Gdyby to zrobił, znałby treść testamentu
^ \ listu, i przypuszczam, że zażądałby od razu potężnego okupu za
Jeżenie.' Mam nadzieję, że nie orientuje się w treści znalezionych
-olcumentów. .
Oby tak było, mamo. Mimo to, musimy czym prędzej odzyskać
e papiery. Jak myślisz, ile mu zaproponujemy? spytał Kurt.
Nie za dużo, t>o pomyśli, że ma w ręku coś ważnego i będzie się
targował. Przede w$zystkim musimy go przekonać, że są to tylko
duplikaty oryginalnych dokumentów, które posiadamy. Nie chcemy,
żeby odpisy rodzinnjch akt poniewierały się po świecie i gotowi jesteśmy
ich znalazcy zapłacić, powiedzmy, pięćset marek za fatygę. Powinien być
zadowolony. Pozwól, Kurt, że ja odpiszę na list. Mam niewątpliwie
większą wprawę.
Pani von Seebach od razu usiadła do pisania. Kurt dosłownie czekał
pod drzwiami, a gdy był gotów, porwał go i samochodem matki zawiózł
do Koblencji, wprost na główną pocztę.
Pozostało teraz cierpliwe czekanie na przesyłkę za zaliczeniem
pocztowym. Pani von Seebach opisała dokłte żółtą kopertę, obiecała
wysłać od razu pięćset marek, a potwierdźcie przyjęcia "znalazca"
powinien odesłać na nazwisko pana Kurta von Fuchsa. Wszyscy troje
martwili się tylko, czy znalazca nie okaże się szantażystą. Inga
rzmyślała już, jak zabezpieczyć swoje interesy na wypadek ujawnienia
prawdy. Najlepszym wyjściem wydawało jej się wymuszenie oświadczyn
Gunnara. Jeżeli zostanie jego narzeczoną, żadne niebezpieczeństwo
7 JLgo strony jej nie grozi. Wóz, albo przewóz.
Opracowała pl^n, który jeszcze tego samego dnia zamierzała
wspólnej kolacji Gunnar szybko wrócił do swojego pokoju, gdyż
rzal Jeszcze popracować nad sprawami, których nie zdążył
181

t
i
l
>
załatwić w biurze. Usiadł przy biurku i zapalił cygaro. W tej części
zamku mieszkał tylko Soltau, było więc cicho i spokojnie, niemniej
Gunnar miał wrażenie, że ktoś po Cichu otworzył i zamknął drzwj
wejściowe. Czyżby Frank wychodził gdzieś wieczorem? Wiedział na
pewno, że po kolacji wrócił już do siebie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Gunnar nie wstając z miejsca zaprosi)
gościa do wejścia. Sądził, że Soltau ma jakąś pilną sprawę. Osłupiał
zobaczywszy w progu Ingę von Holst. Zamknęła szybko i cicho drzwi
i wyraźnie zdenerwowana stanęła przed Gunnarem.
Szanowna pani, skąd ten zaszczyt o tej porze? spytał wstając.
Wyglądała wyjątkowo pięknie. Z podniecenia zaróżowiły się jej
policzki, a oczy błyszczały niesamowicie.
Podeszła bliżej i uśmiechnąła się lekko:
Zaskoczył pana mój widok, nieprawdaż? spytała po cichu.
Nie ukrywam, że tak. Mam nadzieję, że nic złego się nie stało.
Nie, nie! Chciałam... muszę z panem porozmawiać. Widzimy się
często, ale czasu na rozmowę prawie nie mamy. Bardzo pana cenię
i rozumiem wuja Manfreda, że obdarzył pana tak wielkim zaufaniem
powierzając odpowiedzialne stanowisko w swojej firmie. Jestem przeko-
nana, że ja też mogę liczyć na pana.
Ukłonił się bardzo formalnie.
Dla mnie to wielki zaszczyt, proszę pani.
Czy mogę usiąść? spytała.
Podsunął jej szybko fotel.
Przepraszam za niedopatrzenie, ale pani wizyta bardzo mnie
zaskoczyła.
Zdecydowałam się na nią w ostatniej chwili. W czasie wieczor-
nego pacierza Dieter spytał mnie nagle: Mamo, dlaczego wujek
Gunnar nie jest naszym tatusiem? Dzieci mają czasami dziwne
pomysły, czyż nie?
Gunnar zrozumiał, że musi się przygotować na zmasowany atak.
Tak rzekł zamyślony aż się wierzyć nie chce, że wymyśliły to
same.
Uśmiechnęła się jak mogła najszczerzej, widząc za powątpiewa w jej
słowa. Przeważnie dzieci do snu układał ktoś obcy. Wiedział, że robiła to
Anita, a ostatnio także Herma Heli.
182


Owszem, ale w przypadku Dietera mogę zrozumieć jego wypo-
Dzieci pana lubią... Gunnarze... i czują, że ich los leży w pańskich
h Mię będę ukrywać, że ja też tak myślę. Mam już szczerze dosyć
dawania smutnej wdowy. Pan rozumie, że jestem jeszcze za młoda, by
ygnować z małżeńskiego szczęścia. Ja z kolei rozumiem, że z powodu
dumy nigdy nie ośmieli się pan zbliżyć do mnie. Dlatego ja odważyłam
się przyjść pierwsza. Mówię otwarcie: jeżeli poprosi mnie pan o rękę, nie
powiem "nie". W pewnym sensie chciałabym spełnić wolę wuja
Manfreda i umożliwić panu poprzez małżeństwo udział w spadku. Ale
to sprawa drugorzędna. O innych moich uczuciach niech świadczy moje
zachowanie. Do żadnego mężczyzny bym nie poszła i nie wyznała
otwarcie swojej miłości, a do pana przyszłam. Decyzja należy do pana,
Gunnarze, ja już powiedziałam wszystko.
Siedziała z opuszczonymi bezradnie rękoma. Wyobrażał sobie, ile
wysiłku musiało kosztować tę dumną kobietę takie wyznanie. Docenił
teżjej dobre chęci dopuszczenia go w ten sposób do udziału w spadku po
ojcu. Musiała przecież wiedzieć, że był synem Manfreda Hallerstedta,
a z pewnością pomagała też przy wykradzeniu testamentu i teraz
w swoisty sposób chce wynagrodzić krzywdę, jaką wyrządziła. Trudno
mu, jako mężczyźnie, odmawiać kobiecie w takiej sytuacji, ale nie
może Indze obiecywać niczego, skoro jego serce należy już do Hermy,
czego był całkiem pewny. Nie może też odprawić Ingi bez słowa wy-
jaśnienia, że nie powinna liczyć na niego. Milczał jeszcze przez chwilę,
Potem rzekł: _
Pani von Holst! Zaufanie, jPJ^nmnie pani darzy, bardzo sobie
ceri'ę, ale ani przez chwilę nie wolno mi podsycać pani złudzeń, że może
jsc do małżeństwa między nami. Trudno mi o tym mówić, ale istnieją
orrnalne przeszkody uniemożliwiające taki związek.
o bladła zraniona do głębi w swej kobiecej dumie. Opanowała się
Jcanak
O jakich przeszkodach pan myśli?
sPojrzał na nią poważnie.
0 ~~ Muszę pani zdradzić tajemnicę: Manfred Hallersted był... moim
- poprawiła się.
głośno,
tym wie? Chciałam rzec... wie na pewno? -
183

Na pewno. Za życia ojciec nie mówił o tym nikomu, choć wiem
że miał zamiar to zrobić po śmierci mojej matki. Tak czy inaczej,
jesteśmy kuzynami, a małżeństwa wśród tak bliskich krewnych rzadko
bywają udane. Ja w każdym razie bym się nie odważył.
Mój Boże! Kuzyni dość często żenią się z kuzynkami.
Wiem, ale ja nie chcę. Poza tym, nie będę ukrywać: kocham już
inną kobietę.
Wstała raptownie, a jej twarz przybrała dziwny grymas.
Skoro tak... to, oczywiście... niech pan traktuje tę rozmowę jako
niebyłą. Ja... podeszła szybko do drzwi. Gunnar przytrzymał ją.
Proszę zaczekać. Sprawdzę, czy może pani wyjść niepostrzeżenie.
Soltau czasami wychodzi na spacer. A co do mnie, to obiecuję, że
rozmowa ta pozostanie między nami. Gdy pani wyjdzie, już wymażę ją
z pamięci.
Skinęła machinalnie głową. Wyszedł pierwszy, a zobaczywszy
w pokoju Franka zapalone światło, odprowadził Ingę aż do narożnika
zamku i poczekał, dopóki nie zniknęła w głównej bramie. Wracał powoli
do siebie. Usiadł bezradnie w fotelu i zapatrzył się przed siebie.
Właściwie powinien się cieszyć, że kobieta, która bez wątpienia
pomagała wydrzeć mu jego własność, sama przyszła się przed nim
upokorzyć. Takie uczucia były mu jednak obce. Czuł się, jakby sam
popełnił niegodziwość, choć naprawdę nie mógł znaleźć żadnego
zarzutu przeciwko sobie. Nie dawał jej przecież żadnych nadziei,
zdecydowanie odtrącając jej awanse. Jeżeli czuje się upokorzona, to jest
sobie sama winna. Na pewno nie przypuszczała, że tak się stanie.
Myślała, że on rzuci się w jej ramiona, jeżeli zaproponuje mu część
spadku, która przypadnie jej z podziału zrabowanych łupów. I przeli-
czyła się, a mogła sobie zaoszczędzić poniżenia, jemu zaś niezręcznej
sytuacji.
Nie sądził, żetiy rzeczywiście go kochała. Chyba w ogóle nie była
zdolna do głębszych uczuć. Dlaczego jednak zdecydowała się przyjść-
i to akurat dzisiaj? Przypomniał mu się list, który wczoraj wysłał,
musiał go dziś rano znaleźć i na pewno pokazał go matce i siostrze,
przestraszyła się konsekwencji odnalezienia testamentu i być
postanowiła znaleźć się po właściwej stronie, proponując rękę
narowi.
184


Tak, to mógł być powód. Gunnar nie miał żadnych wątpliwości
zawziął się: przeliczyła się i musi ponieść konsekwencje!
Nie mógł się doczekać odpowiedzi, którą z pewnością już wysłały.
XIV
Frank Soltau okazał się dobrym nabytkiem dla firmy. Wszędzie było
go pełno. Gdziekolwiek by nie wystąpiła awaria, wzywano Franka.
Ktoś nie mógł sobie z czymś poradzić, jego proszono o pomoc i radę.
Cieszył się i nikomu nie odmawiał. Gunnar spotkał go kiedyś na
korytarzu i zawołał:
Naprawdę nie wiem, jak myśmy dawali sobie radę bez pana?
Naprawdę pan nie wie, jak wielką radość mi pan sprawił
zaśmiał się Frank powtarzając słowa szefa i dodał: Jeżeli mi czegoś
potrzeba, to wyłącznie wiedzy praktycznej.
Przychodził do fabryki wcześnie, przed innymi, a wychodził ostatni.
Gunnar był pełen podziwu dla jego pracowitości i pomysłowości, toteż
wkrótce obaj mężczyźni bardzo się polubili. Bez specjalnych zaproszeń
Frank zaczął przychodzić wieczorando gabinetu Gunnara. Palili
cygara, opowiadali o różnych zdarciach z ich życia, poruszając
czasami tematy, o których rozmawiają tylko bliscy przyjaciele. Nie
pomijali też opinii o mieszkańcach zamku. Gdy tylko padło imię Anity,
na twarzy Franka pojawiał się wyraz anielskiego zachwytu. Gunnar nie
miał wątpliwości, co to oznacza. Bardzo się ucieszył, bo znał przecież
Anitę i wiedział, że interesowała się młodym inżynierem, nie tylko ze
^zżlędu na pracę, jaką wykonywał dla Gunnara. Gdyby jej uczucie
miało Pozostać bez odpowiedzi, Gunnarowi byłoby żal dziewczyny, ale
mgł spokojnie czekać, bo Frank najwyraźniej też z Anitą wiązał jakieś
tam nadzieje.
tymczasem kilka dni niczym specjalnie się nie wyróż-
'ani Inga czuła się nie najlepiej i kilka razy nie zjawiła się przy
t0 Ci to Przesadnie zaczęła interesować się dziećmi. Dla Hermy były
16 dni i nie wiadomo za co wciąż obrywała. Gdyby nie Anita,
785

byłoby jeszcze gorzej. Początkowo Heirmanyślała, że napady złośq
pani von Holst zawdzięcza Kurtowi. IPewng powiedział siostrze, że
zamierza się ożenić z nauczycielką i ona teraz wyładowuje na niej swą
złość. Nie wiedziała, nieszczęsna, że Inga kieruje się zazdrością
Obserwowała Hermę i Gunnara i przech-wytti]ac ich czułe spojrzenia nie
miała wątpliwości, z czyjego powodu zostali odtrącona. Najchętniej
odprawiłaby Hermę od razu, ale nie m.ogłamaieźć żadnego ku temu
powodu, więc przynajmniej starała się jej dobczyć przy każdej okazji
Gunnar wykorzystał służbowy wyjaizd do Koblencji, by pójść m
główną pocztę. List rzeczywiście już tam czey. Rozpoznał pismo pan
von Seebach. Schował kopertę do kieszeni nrrócił do Lindeck. Chcia!
przeczytać list dopiero wieczorem w sw-oim pokoju.
Przed kolacją w jadalni zastał Herrnę samą. Dzieci otrzymywały
o siódmej tylko lekki poczęstunek i za,raz kładły się spać. Do stołu
z innymi już nie siadały. Gdy podszedł do Hermy, ona jak zwykle
zarumieniła się. Ubrana była w czarną skronią suknię, tę, którą kupiła
sobie w Koblencji. Wyglądała w niej czarują. Gunnar przywitał się
serdecznie, ale nie nazbyt wylewnie.
Widzę, panno Heli, że swoją eskortę zdążyła już pani ułożyć do
snu.
To już pora. Ale zostałam zobo-wiązana przekazać ich całusy
wujkowi Gunnarowi. Pani von Holst zabroniła, dzieciom mówić o panu
przy pacierzu, a one zupełnie nie wiedzą dlaczego.
Coś podobnego? Zabroniła o mn_ie wspominać? zdziwił się.
Pewnie chce panu dokuczyć. TylJko po co miesza w to dzieci?
Nigdy tego nie robiła.
Zmieniła poglądy, i tyle rzekł, chcijc przerwać rozmowę.
Och, na pewno! Cały czas chodzi zagniewana i naburmuszona.
Aż boję się odezwać i gdyby nie panna Aiuta. przypuszczam, że dawno
już by mnie tu m'e było.
Jak to? spoważniał, t- Gdzie ona znajdzie lepszą i bardziej
oddaną nauczycielkę niż pani?
Myślałam, że jest ze mnie zadowolona, ale od kilku dni wciąż coś
jej się nie podoba. Przykro mi, że ją zawiodłam.
Zamyślił się na chwilę. Dlaczego na.gle laga zaczęła dziewczyn'6
dokuczać? Czyżby się domyśliła, że odm owił jej z powodu Hermy?
186


Spojrzał ze współczuciem w jej smutne oczy. Dziś nie wyglądała na
dziecko szczęścia.
_- Nie powinna się pani przejmować, panno Heli. Panie w pewnym
wieku miewają złe dni, a wtedy najlepiej robić swoje i nie zwracać na
nie uwagi.
W jego głosie dało się słyszeć ironię pod adresem Ingi.
Być może pani von Holst nie czuje się najlepiej. Nie powinnam
wpadać w panikę, lecz tylko wykonywać sumiennie swoje obowiązki.
Na pewno jej złość minie i przestanie mnie besztać.
To aż do tego się posunęła?
Och, nie było tak źle przestraszyła się Herma, widząc
zdenerwowanie Gunnara. Coś ją gryzie i dlatego nie zawsze panuje
nad słowami.
Wcale jej to nie upoważnia do wyładowywania swoich złości na
pani powiedział stanowczym tonem, jakiego jeszcze Herma u niego
nie słyszała.
Nie potrafiła zapanować nad radością, jaka nagle ją ogarnęła.
Dobrze, że pani Inga wpadła w zły nastrój! "Książe z bajki" rycersko
stanął w obronie krzywdzonej dziewczyny! Hermo, ty naprawdę masz
szczęście! Drżącym ze wzruszenia głos rzekła Gunnarowi:
Jest pan niezwykle miły. Ale jłoszę nie upominać pani von
Holst. Być może ja jestem przeczulona i niemądra.
Powiedziała to bez zastanowienia, a teraz musiała się rumienić.
Co za określenie: "niezwykle miły"! Co on sobie o tobie pomyśli, głu-
pia gęś?
ach
lękiem spojrzała na jego twarz. Boże, jak on patrzył? Te oczy...
Przenikające aż w głąb serca.
s utlnar zaś ledwo zdołał zachować spokój. Jeszcze jedno takie
ac JI7en'e' a straci głowę. Uśmiechnął się, chcąc rozładować sytu-
łona.
Jakoś nie zauważyłem dotychczas, żeby pani była przeczu-
ta tego niemądra; wręcz przeciwnie, uważam panią za bardzo
w [ l rozsądną dziewczynę.
Herme fT momencł w drzwiach stanęła Inga von Holst. Obrzuciła
na Pozd Cewa^ącyiP spojrzeniem, a Gunnarowi ledwie odpowiedziała
Wlenie nieznacznym skinieniem głowy. Co się dzieje? zdzi-
187

wiła si<^ Herma. Dotychczas Inga nie przeszłaby obok Gunn
posyłaj ą? mu zalotnych spojrzeń i nie zamieniając kilku
a teraz zachowała się tak chłodno i odpychająco...
Her-ma zerknęła na Gunnara, ciekawa jego reakcji. Na
dostrze gfe nic poza spokojem i wewnętrzną satysfakcją f rze?
wieczór- nie przestawała rozmyślać, dlaczego Inga nagle potraktuj
Gunnara Lundstróma tak obcesowo, dlaczego on rozzłościł się s,v
ze pani V0n Holst wyładowuje swój zły humor na Bogu ducha win
nauczycielce. Ani na pierwsze, ani na drugie pytanie Herma nie znała?
logicznej odpowiedzi. Coś tych dwoje poróżniło, ale czy w ogóle r
łączyło ich kiedykolwiek? Gunnar traktował Ingę oficjalnie i rar7
chłodncx we
Her*na nagle pomyślała, że zaczyna wybiegać poza rzeczywistość 2c
puszcza, wodze rozbudzonej wyobraźni. O co ci właściwie chodzi
dziewczyno! karciła samą siebie. Serce wyrywa ci się z piersi
a wszysatko dlatego, że w odruchu ludzkiego współczucia i dobroci
Gunnar- powiedział ci kilka ciepłych słów? Ty od razu wyobrażasz sobie
nie wiacdomo co! Bądźże rozsądna i stań na ziemi.
Pon^oglo; znowu poczuła się zwykłą, skromną nauczycielką.
Rozmowa przy stole nie kleiła się zupełnie. Pani von Seebach i Kurt
byh wyr-aźnie czymś zdenerwowani. Gunnar domyślił się, że martwią się
brakiem^ odpowiedzi na list. Kurt nawet nie spojrzał na Hermę. Anita
wiedziała, że Gunnar miał dziś jechać do Koblencji. Patrzyła na niego
porozumiewawczo, a on dał jej do zrozumienia, że list odebrał, ale
jeszcze r-ńe przeczytał.
Po kolacji wszyscy rozeszli się szybciej niż zazwyczaj. Anita wzięta
Hermę L>od rękę:
Ghodź do sali lekcyjnej. Poplotkujemy trochę przed snem.
Stosunki między obiema młodymi damami stawały się bardzo
serdeczne, ku wielkiej radości osaczonej Hermy. Rozmowa od razu
zeszła m^. temat złego humoru pani von Holst i przykrości, jakie z tego
powodu Spadły na Hermę.
PO co sobie łamać głowę, dziewczyno! uspokajała Anita-
Nie tylko siostra, ale także macocha i Kurt są ostatnio czyn1*
zdenerwowani. Inga próbuje wyładować złość na pani, ale przynajmn'eJ
Kurt się odczepił; widać ma coś ważniejszego na głowie.
188


a uśmiechnęła się gorzkawo:
l dwojga złego wolę to pierwsze.
" oczywiście też nie wiedziała o wizycie Ingi u Gunnara,
zczała jedynie, że powodem kiepskiego nastroju pani von
Prz-Pch j jej dzieci jest sprawa testamentu.
jtt
funnar wrócił do swojego pokoju, a zamknąwszy drzwi na klucz,
dl przy biurku. Rozpieczętował kopertę i wyjął złożoną na pół
rtkę zapisaną kaligraficznym pismem pani von Seebach:
Szanowny Panie!
tr,
Kurt von
Otrzymaliśmy przysłane do nas pismo, z którego wynika, że jest Pan
ic posiadaniu żółtej koperty, opatrzonej napisem: "Otworzyć po mojej
śmierci w obecności dyrektora mojej firmy." Wewnątrz powinny znaj-
dować się kopie dokumentów ważnych dla naszej rodziny, a bezwartoś-
ciowych dla osób postronnych. Podkreślam, że chodzi o odpisy. Oryginały
tych dokumentów posiadamy, mimo to zależy nam na odzyskaniu zguby,
gdyżnie chcemy, żeby papiery poniewierały się w obcym domu. Kopertę tę,
opatrzoną pięcioma pieczęciami, zgubił mój syn jadąc samochodem
- Koblencji do Berlina. Pieczęć odwzorowuje głowę barana umieszczoną
nad półksiężycem. Podaję tak szewiotowy opis zgubionej koperty, aby
uvkazać, że jesteśmy jej prawowityfki właścicielami. Prosimy o odesłanie
i?J w solidnym opakowaniu za zaliczeniem pocztowym na sumę pięciuset
marek. W ten sposób pragniemy wynagrodzić trud, jaki Pan sobie zadał.
już wspomniałam, nie są to dokumenty wartościowe, a ich odzyskanie
wyłącznie prestiżowo. Przesyłkę proszę zaadresować: Pan
s, zamek Lindeck. Korespondencja prywatna.
Z wyrazami uszanowania
Pani von Fuchs
Pani von Seebach przedsięwzięła szczególne środki ostrożności
Podpisując się nazwiskiem swojego pierwszego męża. Gunnar uśmiech-
nat S1? gorzko:
~~ NO, to mam was w ręku! rzekł głośno i rzucił kartkę na biurko,
i si rrzyrnal dowód rzeczowy potwierdzający przypuszczenia Anity
arego Franciszka. Zatem w rzeczywistości wszystko odbyło się tak,
189

jak wynikało z relacji naocznych świadków. Z nimi i tym listem "."^
śmiało złożyć pozew do sądu i domagać się zwrotu zagarniętego spadku
Wybuchnie wielki skandal, tylko czy za taką cenę warto szargać dobre
imię ojca?
Przynajmniej Gunnar wiedział teraz na pewno, że Kurt chciał żółtą
kopertę wywieźć do Berlina, lecz zgubił ją po drodze. Tak więc nie
przeczytał testamentu, a to świadczyło, że Kurt, matka, a chyba także
Inga, wiedzieli od Manfreda Hallerstedta, że ma on syna i jemu
przekazuje cały spadek. By temu zapobiec, wykradli dokument.
Jednak zginął nie tylko testament ojca, ale także list, który napisał do
Gunnara. Tej straty najbardziej żałował. Chyba nie było już szans na
odnalezienie żółtej koperty? Co zatem dalej? Przemilczeć i pozwolić tyrn
podstępnym ludziom cieszyć się zagrabionym majątkiem i nawet im nie
powiedzieć, że zna całą prawdę? O, nie! Tej przyjemności sobie nie
odmówi. Musi zobaczyć ich miny, gdy zostaną zdemaskowani.
Już teraz odchodzą od zmysłów, oczekując na poleconą przesyłkę.
Niech jeszcze poczekają, niech się pomartwią. Całkowicie sobie na to
zasłużyli.
Gunnar chciał od razu podzielić się wiadomością o liście z Anitą, ale
gdyby spotkali się teraz, mogliby wzbudzić podejrzenie tych trojga.
Lepiej zaczekać do śniadania. Umówi się z Anitą, bo wspólnie muszą
ustalić, co robić dalej.
Teraz włożył list do koperty i zapalił cygaro usiadłszy w fotelu przy
otwartym oknie. Tej nocy nie zmrużył już oka.
Rankiem w jadalni zastał już Anitę. Nie mogli rozmawiać teraz
o liście, więc umówili się przy wejściu do parku. Kurt przeglądał właśnie
pocztę. Wydawał się zdenerwowany, ale zobaczywszy Hermę przyprowa-
dzającą dzieci podszedł do niej, grzecznie się ukłonił i spytał, czy dobrze się
wyspała. Chciał najwyraźniej porozmawiać z nią na osobności, a Anita
zauważyła, że Gunnar obserwuje jego poczynania, nie spuszczając Hermy
z oka ani na chwilę. Musiała się uśmiechnąć: nie dało się ukryć, że
Gunnarowi zależy na tej małej. Bez słowa odwróciła się i podeszła do
nauczycielki, uniemożliwiając Kurtowi rozpoczęcie rozmowy.
Tymczasem zeszły pani von Seebach i Inga. Bez przywitania si?
z kimkoliwek pani Renata spytała syna:
Przynieśli pocztę?


_- Tak, mamo.
___ A tę przesyłkę... z koronkami, dostali wreszcie?
_ Niestety, mamo. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Renata zrobiła kwaśną minę.
_ Mój Boże! Jak to na ludziach nie można polegać!
Zamówiłaś koronki, mamo? Nic o tym nie mówiłaś odezwała
się Anita.
_ Takie zwykłe: do bielizny, do starych sukien, bo trzeba już
niektóre powymieniać. Zależało mi na szybkim przesłaniu. A tu masz!
Zwariować można.
Inga była tego samego zdania. Gdy Dieter, chcąc o coś spytać,
uwiesił się jej ręki, ona ze złością odtrąciła dziecko i wrzasnęła:
Niechże się pani zajmie dziećmi, panno Heli! Cały czas kręcą się
przy mnie, więc po co tu panią trzymam?
Herma pobladła, ale nie odzywając się ani słowem, przytuliła
chłopca i odprowadziła na bok.
Usiedli do stołu. Najpierw Herma nałożyła na talerze dzieciom,
potem dopiero zajęła się sobą. Gunnar patrzył na nią ze współczuciem.
Dla Ingi było tego już za wiele:
Od jutra będzie pani jadała^miadanie wraz z dziećmi w sali
lekcyjnej. Tu nawet nie można spolAnie porozmawiać.
Herma ukłoniła się. ^
Jak pani rozkaże, pani von Holst.
Anita i Gunnar wymienili porozumiewawcze spojrzenia, wyraźnie
oburzeni decyzją Ingi.
W takim razie ja też będę jadać w klasie rzekła Anita.
" Przywykłam już do wspólnych śniadań z dziećmi i będzie mi ich
brakowało.
Odezwał się Gunnar:
"~- Skorzystam i ja z okazji, i każę przynosić śniadanie do mojego
Pokoju. Zjemy razem z Soltauem, a nie tracąc czasu, porozmawiamy
sprawach służbowych. Proszę łaskawie o zwolnienie mnie z obowiąz-
u Przychodzenia na śniadania.
, errna słuchała jak urzeczona. Nie spodziewała się, że Anita
^nnar ta^ zareagują na decyzję Ingi. Tamta też się tego nie
zawała. Zbladła tylko ze złości i bez słowa skinęła głową.

L
191
190


Kurt wcale nie był zachwycony perspektywą śniadań w towarzy.
stwie matki i siostry, zwliszcza że ominie go rzadka okazja zoba.
czenia pięknej nauczycielki. Rzucił w stronę siostry sztyletujące spój.
rżenie.
Do końca już nikt się nie odezwał. Nawet dzieci milczały, wy.
czuwając wiszącą w powiarzu przedburzową atmosferę.
Herma zaraz potem wjszła z nimi do parku na lekcję. Gunnar na
chwilę wpadł do swojego pokoju, a Anita wyszła przed zamek i zmierza-
ła w stronę parku. Frank Soltau spieszył się do pracy, gdy zobaczył
powoli idącą Anitę. Ukłomł się z daleka, ale ona zawołała:
Już do swoich maszyn, panie Soltau?
Najwyższy czas, panno von Seebach.
I jak się panu podoba ta praca?
Wiem, z czym mani do czynienia, i to jest najważniejsze.
Dyrektor Lundstrón bardzo pana chwali i wciąż dziękuje mi.
że pana zwolniłam. Od jutra już nie będę panu zabierać czasu
przychodzi nowy szofer.
Chętnie służyłbym pani jeszcze, ale z pewnością zatrudnienie
kierowcy na stałe będzie o wiele wygodniejsze. Oby tylko trafił si?
ktoś uczciwy.
Mam nadzieję. A w niedzielę je pan z nami obiad?
W jego oczach pojawił się błysk.
Pani von Seebach biła tak uprzejma i potwierdziła zaproszenie.
Cieszę się, że pani nie ma tic przeciwko temu.
A dlaczego miałabjm się sprzeciwiać? Wręcz przeciwnie. Jest
pan doskonałym rozmową przy stole. Teraz jednak nie zatrzymuj?
już pana. Do zobaczenia M niedzielę.
Do widzenia, panno von Seebach.
Frank odchodził z wyraźną niechęcią. Anita za to z przyjemnością
mogła dłużej podziwiać jego smukłą sylwetkę i sprężysty krok. Wokół
serca odczuwała przyjemneciepło i wprost nie mogła oderwać oczu oznikającego powoli wśród drzew Franka. Cieszyła się, że w przed-
siębiorstwie spotkał się z żytzliwym przyjęciem i zyskał sobie powszech-
ny szacunek. Stała zamyśloia jeszcze przez chwilę i nawet nie dostrzegł3
nadchodzącego Gunnara. Podała mu rękę.
I co, przyjacielu, zntlazł pan w tym liście?
192 ^


_ Pełne przyznanie się do winy. Państwo dość nieostrożnie i naiw-
je sądzą, że testament może wrócić do ich rąk.
_. Pewnie te koronki zamówione przez pocztę, na które czeka moja
macocha, to właśnie ten dokument.
_ Chyba tak. Ale się nie doczeka. Proszę... niech pani przeczyta, co
napisała.
Anita wzięła list i zbladła przeczytawszy go do końca. Szepnęła
tylko: Przynajmniej nie oskarżyliśmy ich bezpodstawnie.
Tak wydawało mi się na początku.
_ Ależ pisząc ten list, oddali się wprost w ręce sprawiedliwości!
Dokładnie tak.
I co pan zrobi, Gunnarze?
Do sądu oczywiście nie pójdę. Listu od ojca i tak chyba nie
odzyskam, bo któż wie, gdzie ten lekkoduch Kurt go zgubił. Znalazcą
wiedziałby komu go zwrócić, gdyby otworzył kopertę, ale skoro
dotychczas tego nie zrobił, muszę się pogodzić z myślą, że już nigdy listu
nie dostanę. Nie powstrzymam się jednak przed powiedzeniem tym
bezwzględnym ludziom prosto w oczy, że znam całą prawdę. Niech
przynajmniej wypłacą służbie naene odprawy.
Jak zawsze, najpierw pan rapli o innych rzekła ściskając mu
dłoń. A przecież chodzi o ogromny pański udział w spadku!
Inni bardziej potrzebują pieniędzy niż ja i muszę o tym poroz-
mawiać z jaśnie państwem. Niech wiedzą przynajmniej, że nie będą
skakać, jak mi zagrają; nie pozwolę wodzić się za nos.
Kiedy zamierza pan z nimi porozmawiać?
Nie wiem jeszcze; poczekam na właściwy moment. Teraz na
Pewno nie są w najlepszym nastroju. Zdenerwowani czekają na
Przesyłkę od rzekomego znalazcy. Powiem, kiedy się zdecyduję, bo chcę,
Zeby Pani była przy tym obecna, Anito.
Oczywiście drogi Gunnarze, chętnie posłucham,, a poza tym ja
62 ufm im co^ do Powiedzenia: chodzi mi o Hermę Heli.
estchnął lekko i zmarszczył rumieniące się czoło.
^ Czy coś się dzieje niedobrego?
p0z, , a dziewczyna kłopoty. Odnoszę wrażenie, że Inga chce się jej
chod kilku dni szuka dziury w całym; wydaje mi się, że wiem, o co
ronelt
193

Spojrzał zdziwiony.
Co pani podejrzewa?
Milczała przez chwilę.
Właściwie nie powinnam panu mówić, bo Herma bardzo mnie
o to prosiła.
Dlaczego akurat mnie?
Bardzo się boi zaśmiała się że może pan mieć o niej złe
zdanie. Przekonywałam ją, że przesadza, bo przecież doskonale pan
rozumie, że to nie jest jej wina, gdy napastuje ją jakiś łobuz.
Zbladł.
O co tu chodzi, Anito?
Widzę, że najlepiej zrobię, jeżeli powiem o wszystkim od
początku. Zaprzyjaźniłyśmy się z Hermą i od pewnego czasu szczerze
sobie opowiadamy o wszystkich kłopotach i radościach. Herma prosiła
mnie o radę i pomoc, co w miarę moich możliwości próbowałam spełnić.
Nie wiem tylko, czy moja interwencja wystarczy, więc poradziłam
Hermie, żeby porozmawiała z panem. Ona zdecydowanie się sprzeciwi-
ła. Woli kłopotać się sama, niż stracić dobrą opinię w pana oczach tak
sobie wbiła do głowy.
Kiwał zdumiony głową.
Rzeczywiście, to przecież nonsens.
Tłumaczę jej, ale ona się upiera. Obiecałam, że nic panu nie
powiem, jednak bez pańskiego wsparcia nie poradzę sobie. Musze,
złamać dane słowo i bardzo proszę, żeby pan niczym się nie zdradził, że
o tym rozmawialiśmy.
Nerwowo chwycił jej rękę.
Obiecuję, Anito, ale proszę mówić... jeżeli tylko będę mógł
pomóc...
Liczę tylko na pana, Gunnarze.
Opowiedziała, o staraniach Kurta, o odmowie Hermy, ojej strachu
przed wyrzuceniem z pracy... Nie pominęła żadnego szczegółu, choć
zauważyła, że słucha coraz bardziej zdenerwowany. Wspomniała tez
o zamiarze Kurta, by się oświadczyć, i o reakcji Hermy, gdy o tyi11
dowiedziała się od Anity.
Przypuszczam dodała po krótkiej przerwie że
powiedział o swoich planach małżeńskich Indze, a ona w swojej
194


zumiałości oczywiście się sprzeciwiła i uznała za stosowne wypędzić
Herm? z zathku. Szuka tylko pretekstu. Nie mogę pozwolić, żeby
dziewczyna o4eszła. Podoba jej się tu, a co najważniejsze dzieci ją lubią.
Gdzie znajdą lepszą nauczycielkę? Mogłabym zapewnić Ingę, że Herma
odrzuci oświadczyny Kurta, ale boję się, że ona mi nie uwierzy. Ale może
się mylę i Inga nic nie wie o planach Kurta. Gdy jej o tym powiem
pierwsza, tylko pogorszę sytuację Hermy. Co robić, przyjacielu?
Zamyślił się głęboko.
Dziękuję przede wszystkim za zaufanie, Anito. Szczerość za
szczerość, moja przyjaciółko: kocham Hermę Heli... i chyba nie jestem
zarozumiały, jeśli myślę, że ona też coś do mnie czuje.
Objęła go serdecznie, a na jej twarzy pojawił się płomienny uśmiech.
Oj, coś mi się widzi, że męskie serca topnieją dla tej wesołej
dziewczyny! Nawet mój Gunnar padł pod jej urokiem? Nie będę więc
taiła przed panem moich obserwacji. Zauważyłam, że ilekroć padnie
pańskie imię, Herma rumieni się^z ożywieniem opowiada o panu same
superlatywy, z czym zresztą w^błni się zgadzamy. Trudno znaleźć
człowieka bardziej godnego zaufania niż pan. Innych komplementów
nie będę powtarzać, bo Herma zrobi to na pewno lepiej. Widzę, że
dobrze zrobiłam prosząc pana o pomoc dla niej. Czy nie sądzi pan, że
Inga dokucza Hermie, bo nie chce, żeby zwykła nauczycielka została
żoną jej wysoko urodzonego brata?
Gunnar doskonale wiedział, że nie była to przyczyna złości Ingi.
wiadomość, że Herma cierpi z powodu jej zazdrości o niego, jeszcze
ardziej upewniła go w uczuciach do ślicznej guwernantki. Obiecał
ze, że nikomu nie powie o odwiedzinach w jego pokoju.
~- Nie, Anito, wiem na pewno, że Inga złości się z zupełnie innego
wodu rzekł po chwili. Nie mogę jednak o tym teraz mówić.
s Ple;*'.^eby pani z nią nie rozmawiała o Hermie.^Kurt ma wielkie
ęscie, że zdecydował się swoje bezczelne zaczepki odkupić poważ-
Ka OSWladczynami. Jeżeli tego nie zrobi, policzę się z nini inaczej-.
?0st rnusi ż spotkać z tej czy innej strony. Tymczasem proponuję
\v 2ad 1C sPraw? losowi. Hermę może pani zapewnić, że zaczepki Ingi
nauczv ^P0sok n'e zaszkodzą jej posadzie. Pani przecież zatrudniła
Pzwol' L ?- W^ ty'k pani ma prawo ją zwolnić. Jasne? Nie
my> żeby ten skowronek odleciał z Lindeck, co Anitko?
795

Powiedział to ostatnie zdanie z wielkim uczuciem. Anicie w oczach
zakręciły się łzy. Uścisnęła mocno dłoń Gunnara.
Zawsze wiedziałam, że wystarczy do pana przyjść z jakimkolwiek
zmartwieniem, a znika ono jak kamfora.
To może spróbujemy jeszcze jakieś przepędzić? Uporaliśmy się
z kłopotem Hermy, a swojego pani czasem nie ma?
Poczerwieniała i uśmiechnęła się zagadkowo, pół żartem pół serio.
Och, coś by się znalazło, ale w tej chwili nie jest to jeszcze naglące.
Spróbuję poradzić sobie sama. Jeżeli dojdę do wniosku, że nie wybrnę,
zapewniam, że przyjdę z tym do pana.
Jesteśmy przecież przyjaciółmi, czyż nie, Anito? Dziękuję ser-
decznie za zaufanie w sprawie Hermy Heli. Zaoszczędziła mi pani wielu
zmartwień i chyba wolno mi panią prosić o dalszą opiekę nad naszym
skowronkiem.
Oczywiście. Jest moją przyjaciółką, a sam pan najlepiej wie, że
przyjaźń traktuję poważnie.
Ukłonił się. Na pożegnanie mocno uścisnęli sobie dłonie.
Anita wróciła do zamku, a Gunnar pospieszył do biura.
XV
Herma wyszła z dziećmi do parku. Zajęta lekcjami zapomniała
o swoim zmartwieniu i szybko odzyskała dobry humor. Dziś uczyła
malców arytmetyki posługując się kwiatami. Ile też trzeba narwać
kwiatków, żeby ułożyć bukiet, a ile trzeba na wianek? Ile wianków
można uwić ze stu kwiatków. Dla babci bukiet powinien zawierać
trzydzieści kwiatków, dla mamy dwadzieścia pięć, a dla cioci AmO
dwadzieścia. Ile razem będzie kwiatków?
Sama w tym czasie uwiła wianek dla Hani. Dieter zaś nauczył się.ze
mężczyzna powinien być rycerski dla dam. On uważał się już z
wielkiego pana, a Hanię traktował jak "małą smarkulę". Herrfl
wyraźnie jednak podkreślała, że nawet małe damy zasługują n.
szacunek, zwłaszcza od dorosłych mężczyzn. Pozwoliła Dietero
196


własnoręcznie włożyć kwiatową koronę na jasnoblond główkg Hani.
sam zaś mia^ prawo włożyć sobie do butonierki marynarskiej bluzki
kilka związanych bukiecików, oczywiście z pomocą Hani. Była to
nagroda za "rycerskość". Pozostało jeszcze policzenie, ile kwiatków
poszło na wianek, a ile na bukiecik.
Zabawa przeplatała się z nauką i dzieci wcale nie czuły, że mają
jakieś obowiązki. Dziś jednak radosny nastrój został zmącony. Główną
aleją parku szedł Kurt, z rękoma w kieszeniach i w słomkowym
kapeluszu zsuniętym zawadiacko na tył głowy. Zbliżył się do grupki,
a stojąc przed przerażoną Hermą spytał:
Czy nie mógłbym skorzystać z lekcji i poduczyć się rachunków,
panno Heli?
A nie wolałby pan pospacerować i nie przeszkadzać dzieciom
w nauce. Ktoś może mieć to panu za złe.
Rozumiem, że pani mnie przepędza. Skąd taka bezwzględność?
Czuję się upokorzony. Czy Anita nie mówiła, jaką ofiarę gotów jestem
ponieść dla pani?
Herma udała, że nic nie sł^y, a zwracając się do Dietera spytała:
Dieter, czy pamiętasz, czeg^nie wolno robić dżentelmenowi, gdy
rozmawia z damą?
Chłopiec aż zamrugał z zadowolenia, że może się pochwalić
znajomością obowiązków prawdziwego mężczyzny.
Nie powinien rozmawiać z rękoma w kieszeniach i w kapeluszu
na głowie wyrecytował, patrząc z ukosa na wuja.
Kurt wyjął wprawdzie ręce, ale zrobił z nich niespodziewany dla
malca użytek: złapał go za ramiona i potrząsnął z całej siły, by
yrnierzyć mu siarczysty policzek. Herma wyrwała chłopca z opresji,
Zucając na Kurta pełne wściekłości spojrzenie.
To wstyd! Jak pan śmie karać dziecko za wykonanie mojego
Polecenia?
opatrzył na nią płonącymi namiętnością czarnymi oczyma.
Niech pani mnie nie prowokuje, śliczna Hermo. Właściwie
UVi . enern panią ukarać za wykorzystanie dziecka do zwracania mi
5' *naczej by pani śpiewała.
oprawdy? Jestem tylko biedną nauczycielką, co wcale nie
' ze mżna mnie traktować byle jak. Domagam się szacunku.
797

Czy prośba o rękę to pani zdaniem jeszcze nie wyraz
szacunku?
Podniosła dumnie głowę.
Proszę liczyć się ze słowami. Słuchają dzieci. Chcemy pracować.
Nie mam wyboru, skoro pani mnie unika.
A ja nie mam o czym z panem rozmawiać.
Dumna Hermo! Gdybyś ty nie była tak podniecająca...
Herma przytuliła Dietera, który dzielnie walczył z napływającymi do
oczu łzami, i głaskała go po policzku. Nie zwracając uwagi na Kurta
prowadziła dalej lekcje. On stał i wodził za nią oczyma. Bała się, żeby
czasami nie oświadczył się teraz, bo musiałaby mu odmówić, co z kolei
spowodowałoby konieczność natychmiastowego opuszczenia zamku.
Widzę, że nie daje mi pani żadnych szans odezwał się po
chwili. Pozostaje mi tylko poprosić o rękę w obecności mojej matki. Być
może to panią zadowoli.
Herma nie zareagowała, a ponieważ Kurt powiedział to półgłosem,
pomyślał, że rzeczywiście mogła nie usłyszeć. Odszedł.
Dzieci patrzyły na siebie zdumione, Hania odezwała się pierwsza:
Dlaczego wujkowie nie są tacy sami, panno Hermo?
Co masz na myśli, Haniu?
Bo wujek Gunnar jest zawsze dobry, przynosi nam różne łakocie,
jest wesoły i cieszy się, gdy nas widzi. Wujek Kurt nas często bije, patrzy
na nas ze złością i krzyczy.
Ludzie różnie się zachowują, Haniu.
Jak dorosnę, to będę dobry jak wujek Gunnar obiecał Dieter.
Herma uśmiechnęła się:
Masz rację, Dieter. Na pewno wszyscy będą cię lubić.
Nigdy nie będę też bił dzieci, gdy będę duży.
Nawet teraz nie wolno bić nikogo.
A wujkowi Kurtowi wolno?
Też nie, ale on na pewno nie chciał być niedobry.
Nie chciał! Popatrz na jego oczy. On zawsze jest zły.
Herma szybko zmieniła temat rozmowy.
Kurt wracał akurat z przechadzki po parku, ale na szczęście - ^
zatrzymał się. Przechodząc rzucił tylko:
Słodki uparciuchu, i tak będziesz moja!
198


Spojrzała na niego z nienawiścią. Nigdy! pomyślała i zajęła' się
dziećmi.
Przed obiadem opowiedziała o zajściu Anicie.
. Tylko bez paniki, Hermo. Kurt wkrótce będzie miał inne kło-
poty na głowie i nie tak prędko przypomni sobie o zalotach. Sądzę, że
odechce mu się ożenku i oświadczyn.
Anita wiedziała, że Gunnar zrobi teraz wszystko, by zniechęcić
Kurta do zaczepiania Hermy, ale nie mogła tego powiedzieć głośno.
Oddałabym wszystko, byleby tylko pan von Fuchs zechciał
zrozumieć, że nie mogę zostać jego żoną. Na pewno pani von Holst też
przestałaby się na mnie złościć.
Czemu pani się nią przejmuje, Hermo? Widzę, że muszę coś pani
obiecać.
A co takiego? zaśmiała się po raz pierwszy.
Ze nie wypuścimy naszeep skowronka z Lindeck powtórzyła
słowa Gunnar a. ^^^
To o mnie chodzi? Boże, gdyby to mogła być prawda! roz-
promieniała się, ściskając dłoń Anity, która patrząc na nią z uśmie-
chem, pomyślała: Gdyby dziewczyna wiedziała, że powtórzyłam
wypowiedź Gunnara, ze szczęścia zmiażdżyłaby mi rękę.
Podczas obiadu panowała wyjątkowo napięta atmosfera. Pani von
Seebach i jej potomkowie byli chyba jeszcze bardziej zdenerwowani niż
zwykle. Inga co chwilę upominała Hermę i czerwieniała, gdy Gunnar
ciskał w jej stronę pełne wyrzutu spojrzenia.
Kurt dopiero teraz zauważył, że Gunnar nie cieszy się już względami
n&, i chyba domyślił się, co się stało. Matce też nie uszło to uwagi, ale
"tysli miała zaprzątnięte czymś zgpła innym. Problemy córki muszą
czekać, aż wyjaśni się sprawa z tyjn nieszczęsnym testamentem. Gdy
2 ten dokument znajdzie się w jej ręku, natychmiast go zniszczy.
Poki istnieje choćby najmniejsze niebezpieczeństwo, że ktoś może
^ *nic jego treść, nie należy podejmować żadnych pochopnych decyzji.
Pod mUS' ^ć pewny, dopiero później można się martwić o jego
r,~,. Cz,0rem PO kolacji Gunnar rzekł do siedzących jeszcze przy stole
199

Proszę państwa, chciałem uprzejmie prosić o pozostanie jeszcze
na miejscu, gdyż mam do omówienia ważną dla wszystkich sprawę.
Panno Heli, ponieważ chodzi o problemy rodzinne, bardzo proszę
o pozostawienie nas samych.
Herma wstała i pożegnała się. Spojrzała ukradkiem na Gunnara
i dostrzegła w jego oczach tyle serdeczności, że natychmiast zrobiło jej
się gorąco. Dobrze, że znalazła się już za drzwiami.
Pani von Seebach spytała od razu, trochę zaskoczona:
Co to za ważne sprawy, panie dyrektorze?
Najpierw chciałem zawiadomić, że z panem mecenasem przej-
rzeliśmy wszystkie papiery pana Hallerstedta i zaginionego testamentu
nigdzie nie znaleźliśmy.
Przecież od razu mówiłem, że go nie było, a pan sobie wmówił, że
mój wuj zostawił jakiś testament żachnął się Kurt.
A jednak pan się myli, panie von Fuchs. Testament istniał i był tu
jeszcze w dniu śmierci pańskiego wuja, ba, nawet w chwili gdy pan
Hallerstedt umierał. Mam na to dowody.
Pani von Seebach zbladła, a spojrzenia wszystkich trojga lękliwie się
skrzyżowały. Kurt zaśmiał się szyderczo:
A to ciekawe! Gdzie pan je znalazł i co to za dowody?
Zaraz powiem, ale jeżeli pozwolicie, najpierw przedstawię his-
torię zaginięcia testamentu.
Z ciekawością posłucham pańskich relacji odezwała się pani
Renata.
Rozumiem pani ciekawość. Chce pani wiedzieć, czy nie pomiń?
jakiegoś szczegółu. Udowodnię, że wiem wszystko, ale najpierw oficjal-
nie poinformuję państwa o czymś, co już i tak wiecie... jestem
pozamałżeńskim synem Manfreda Hallerstedta.
W jadalni zapadła na chwilę grobowa cisza. Anita zamknęła oczy, by
ukryć zdenerwowanie. Macocha i przyrodnie rodzeństwo siedzieli jak
sparaliżowani.
To dopiero nowina!
Pozwoli pani, że nie uwierzę. Wiem bowiem, że ojciec sam to pan|
powiedział krótko przed śmiercią i zapewne wyjaśnił, dlaczego wcześniej
nie mógł o tym mówić.
200
l


Wybaczy pan, dyrektorze Lundstróm, ale ta sprawa w ogóle nas
nje obchodzi. Powinien pan wiedzieć, że bękar... chciałem powiedzieć
pozamałżeńskim dzieciom nie przysługuje żadne prawo do spadku
_- przerwał mu ostro Kurt.
Gunnar z kamienną twarzą popatrzył na niego.
. Jeżeli o mnie chodzi, mógł pan śmiało wymówić to słowo, które
uwięzło panu w gardle. Dzieci z nieprawego łoża od wieków nazywano
bękartami, a z historii powinien pan wiedzieć, że mimo to dochodziły
nieraz do bardzo wysokich stanowisk, gdyż jako owoce miłości
dziedziczyły po rodzicach najlepsze ich cechy. Nie chcę być zarozumiały
i uważać się za szczególnie uzdolnionego, ale każdy musi obiektywnie
przyznać, że nieślubne potomstwo już od kołyski zmuszone jest do walki
o przeżycie, czego nie doświadczają dzieci mające zagwarantowaną
opiekę obojga rodziców. To gwoli wyjaśnienia. Ja osobiście nie wstydzę
się, że moi rodzice poczęli mnie poza prawnie uświęconym związkiem,
gdyż wiem o łączącym ich dozgonnym głębokim uczuciu. Oboje byli
bardzo uczciwymi ludźmi i tylko zły splot okoliczności uniemożliwił im
wspólne życie. Wybaczcie tę^ługą dygresję, ale chcę uświadomić panu
von Fuchsowi, że nie życzę soCT^fcby kiedykolwiek jeszcze pogardliwie
wyrażał się na temat mojego urodzenia. Jako pozamałżeńskie dziecko
nie mam najmniejszego zamiaru starać się o wejście do rodziny mojego
jca. Dziękuję z góry za taki zaszczyt, wątpliwy zresztą, choć wiem, że
ostatnią jego wolą było ustanowienie mnie głównym spadkobiercą.
Kurt roześmiał się:
Musiałby pan to wpierw udowodnić!
Tak, musiałbym to udowodnić, a tymczasem list ojca do mnie
aginął wraz z testamentem... w chwili śmierci, zaraz po tym jak ojciec
Umknął oczy...
~- Co pan za bajki powiada?! oburzyła się pani Renata
yskawszy już równowagę^
Pani najlepiej wie, że to nie bajka rzekł patrząc jej prosto
* oczy.
~~ O co panu znowu chodzi? spytała rozdrażniona.
iem, że ojciec powiedział pani, że jestem jego synem i odzie-
* P nim majątek. Nie zrobił tego wcześniej, bo obiecał mojej
e dochowa tajemnicy aż do jej śmierci. Pewnie powiedział pani
201

również, że proponował matce małżeństwo, gdy owdowiała, ale ona
odmówiła. Wyobrażam sobie, jak musiało mu być ciężko, że nie móg}
nawet mnie wyznać, iż jestem jego synem. Napisał więc list, na wypadek
gdyby nie zdążył przekazać mi swojej tajemnicy. Ten list też zaginął
a były w nim drogie mi słowa, którymi ojciec pierwszy i jedyny raz
zwracał się do mnie jako do syna.
Pan chyba bredzi, panie Lundstróm! zawołała wzburzona
pani von Seebach.
O nie, droga pani. Jestem przy zdrowych zmysłach. Wiem
natomiast więcej, niż się pani spodziewa.
Zamieniam się cała w słuch nie ustępowała pani Renata,
ledwo poruszając pobladłymi ustami.
Wiem na przykład, że kazała pani synowi natychmiast przyje-
chać do Lindeck, gdy tylko dowiedziała się od ojca o tym, że jestem
dziedzicem. Chciała pani zawiadomić Kurta, żeby nie liczył na spadek
Przyjechał, a rozgoryczony wtargnął do gabinetu ojca i zdenerwował go
swoim wybuchem gniewu, powodując przedwczesną śmierć chorego na
serce starszego człowieka.
Kurt, blady jak ściana, obruszył się:
Niewiarygodne! Na co pan sobie pozwala?
Spojrzał na niego ostro.
Pozwolę sobie na jeszcze więcej, panie von Fuchs. Wiedział pan
dobrze, że najmniejsze wzruszenie mogło spowodować zgon mojego
ojca lekarz mówił o tym wielokrotnie a mimo to nie zawahał si?
pan czynić mu wyrzutów. Wiele mógłbym panu wybaczyć, ale nigdy nie
zapomnę tego, że odebrał mi pan jedyną możliwość porozmawiania
z ojcem jako jego syn, gdybym po powrocie z pogrzebu matki zastał go
przy życiu. Pańska chciwość zaślepiła pana całkowicie. Wiedział pan
o testamencie i o tym, że ojciec uzna mnie za syna, gdy tylko wróć?
Postanowił pan do- tego nie dopuścić. Testament musiał zniknąć, wi?c
ledwo ojciec wydał ostatnie tchnienie, jedno z was trojga wykradło zjego
biurka opieczętowaną kopertę. Samochodem ojca wywiózł ją pan, pame
Fuchs, do Berlina, by tam ukryć lub zniszczyć testament. Matka i Pal11
von Holst udawały, że w momencie wyjazdu pan Hallerstedt jeszcze z>
Dopiero gdy pan zniknął, obie panie wyszły z gabinetu ojca. Jedna z nic .
wyświadczyła mu ostatnią przysługę i nieopatrznie zamknęła jego oczy-|


fen jedyny ludzki odruch zdradził waszą obecność przy ojcu w chwili
jego śmierci.
Wszyscy troje słuchali jak porażeni. Pani von Seebach jedna tylko
trzymała nerwy na wodzy i próbowała zaprzeczać.
_ Widzę, że wymyślił pan sobie tragiczną historyjkę, panie dyrek-
torze, i muszę stanowczo zaprotestować przeciwko rzucaniu na nas
podejrzeń. Że też musimy tego słuchać!
Gunnar uśmiechnął się gorzko.
Niech pani się nie użala nad sobą. Proszę mi wierzyć, że nigdy nie
odważyłbym się mówić w ten sposób, gdybym nie miał niezbitych
dowodów na każdy z przedstawionych faktów.
Bzdura! Dowody! Jakie ma pan dowody! wrzeszczał pół-
przytomny ze złości Kurt.
Proszę bardzo. Słuchajcie tylko uważnie: pani von Seebach
niepotrzebnie czeka na przesyłkę z koronkami, która za opłatą zwrotną
pięciuset marek powinna nadejść lada dzień. Ona nie nadejdzie!
To znaczy... więc pal^^Łprzechwycił? wyjąkała pani Renata.
Gunnar pokręcił głową.
Niestety nie. Może być pani spokojna. Po co mi koronki? Chyba,
że wierzy pani w uczciwego znalazcę, który miał zwrócić żółtą kopertę?
Swoją drogą, lekkomyślny synalek mógł lepiej zabezpieczyć tak bezcen-
ne trofeum i nie zgubić go w czasie jazdy samochodem. Teraz już chyba
pani nie wątpi, że wiem o wszystkim. Wiedziałem zresztą od dawna,
brakowało mi jednak dowodu. A teraz dostarczyliście mi go sami.
Przestępca zawsze popełni jakiś błąd. Mam tu w kieszeni list, w którym
Pani von Seebach informuje mnie, że jej "syn w drodze do Berlina zgu-
hł żółtą kopertę z pięcioma pieczęciami, opatrzoną napisem: Otwo-
rzyć po mojej śmierci w obecności dyrektora mojej firmy." Chodzi
"'^wątpliwie o kopertę z testamentem i listem do mnie. Spytałem o nią,
z wy odpowiedzieliście, że istniała, ale została zgubiona. Mam na to
dowód.
pani von Seebach opadła bezsilnie na fotel.
~~ To potwór! Czort! On mnie zabije! jęknęła po cichu,
^ga załamała ręce i podbiegła do Gunnara.
dzo i/raz Pan rozumie' Gunnarze, że chciałam naprawić wyrzą-
rzywdę i proponowałam panu moją rękę wraz ze spadkiem

203
202


i
przymilała się wzbudzając niesmak nie tylko Anity, ale także matki
i brata. Najwyraźniej próbowała ratować własną skórę.
Dla Kurta było już tego za wiele: zerwał się i skoczył na Gunnara.
Pomieszały się panu fakty z urojeniami i plecie pan głupstwa.
Myśli pan, że uwierzymy w te brednie? Szachowe zagranie, panie
Lundstróm, co? Chce pan zagarnąć spadek, proszę pokazać testament!
Należy udokumentować swoje prawa. Na razie to my jesteśmy legal-
nymi spadkobiercami Manfreda Hallerstedta i nie damy się prze-
straszyć. Mamo, Ingo! Nie bądźcie naiwne i nie dajcie się nabrać na
zwykły blef!
Gunnar spojrzał na niego z wyższością i rzekł ironicznie:
Ma pan zupełną rację, panie von Fuchs. By udowodnić prawo do
spadku, muszę przedstawić testament, a przy tej okazji wybuchnie
skandal naruszający dobre imię mojego ojca, czego chciałbym uniknąć
za wszelką cenę. Nie będę więc żądać zwrotu należnej mi części. Chodzi
mi tylko o list. Może pan być spokojny. Zadowolę się powiedzeniem
wam prawdy prosto w oczy i poczekam, aż pewnego dnia dokument ten
ujrzy światło dzienne. Cieszcie się więc podstępnie zdobytym majątkiem
i módlcie się, żeby żółta koperta nie wpadła w moje ręce, bo wtedy na
pewno nie zawaham się walczyć o swoje. Nie panikujcie więc jeszcze
państwo. Na wszelki wypadek zatrzymam uprzejmy list od "pani von
Fuchs" i postawię tylko jeden warunek.
Pani von Seebach i Inga ochłonęły już nieco i musiały przyznać, ze
Gunnar postąpił jak prawdziwy dżentelmen. Żadne z nich nie byłoby
w stanie zachować "wielkiego stylu". Zatem nie wszystko stracone,
skoro Lundstróm nie wnosi pretensji do spadku.
Kurt nie mógł uwierzyć, że Gunnar tak po prostu rezygnuje
z ogromnego majątku, ale skoro o tym mówi, chyba lepiej go nie
prowokować. Westchnął tylko ciężko i spytał spokojnie:
Co to za wanunek, panie Lundstróm?
Wiem, że ojciec przyznał odprawy lokajowi Franciszkowi,
kucharce Kuhnerowej i kilku jeszcze długoletnim służących. Z od-
nalezionych notatek wynika, że Franciszek miał dostać dwadzieścia
tysięcy marek, kucharka piętnaście, a pozostali po dziesięć tysięcy-
Chodzi o troje służących. Razem trzeba więc wydać sześćdziesiąt tysi?cy
marek. Chcę, żeby ci ludzie otrzymali swoje pieniądze. Jak widzicie, dla
204


siebie nie żądam niczego ale służbie należy się sprawiedliwość,
zobowiązujecie się wypłacić odprawy natychmiast?
Pani von Seebach i Kurt skwapliwie potwierdzili swoją zgodę.
Gunnar ukłonił się.
_ W takim razie nie mam już nic więcej do powiedzenia i mogą
państwo wrócić do siebie. Przepraszam, panno Anito, że zatrzymałem
także panią, ale chciałem mieć świadka, na którego uczciwość i bez-
stronność mogę zawsze liczyć.
Pocałował Anitę w rękę, pozostałym ukłonił się tylko i wyszedł.
Anita chcąc uniknąć ewentualnej sprzeczki, wycofała się dyskretnie.
Chyba miała rację, bo tych trojga czekała teraz trudna rozmowa.
Anita zastukała do drzwi Hermy. Od pewnego czasu zamykała je na
klucz, więc zanim otworzyła, przezornie spytała:
Kto tam?
Chciałam poplotkować trochę przed snem rzekła od progu.
Och, to wspaniale!
Nie przeSHBŁam?
Nie, skądże! Przyszywałam kołnierzyki do sukien.
Zazdroszczę pani. Już dawno zauważyłam, że wiele rzeczy
potrafi pani zrobić sama.
Uszyłam już kiedyś całą suknię. Nie była to, oczywiście, kreacja
na miarę tych, które dostałam od pani, ale nadawała się do noszenia.
Anita westchnęła.
U pani zawsze jest spokojnie i wesoło. Na dole wręcz przeciwnie
burzliwa atmosfera, a przy tym uczucie zaduchu. Gunnar spowodował
tam niezłą zawieruchę, ale udowodnił, że jest prawdziwym mężczyzną.
Czyżby i oji-miał jakieś kłopoty?
Anita uśmiechnęła się widząc zatroskaną minę Hermy.
Tu każdy ma jakieś problemy, ale prawdę mówiąc, nie chciała-
bym być w skórze mojej macochy i jej dzieci. Pomówmy jednak
0 Przyjemniejszych rzeczach. Aha, żeby nie zapomnieć... Inga wcale nie
ł OSC1 si? na panią z powodu Kurta. Przyczyna jest zupełnie inna.
Anita
Herma patrzyła z szeroko otwartymi oczyma.
A mogłabym wiedzieć jaka?
się
zastanawiała się chwilę, a potem potrząsnęła głową śmiejąc
205

T1
Nie, lepiej żeby pani nie wiedziała, ale zapewniam: Gunnar zrobi
wszystko, by pani pozostała w Lindeck.
Poczerwieniała nagle i ukłuła się igłą w palec, próbując nagle zająć
się szyciem.
On? A jaki on ma interes troszczyć się o pracę nauczycielki?
To nie zauważyła pani, że on najchętniej zajmuje się ludźmi
potrzebującymi pomocy?
Tak, rzeczywiście. To wyjątkowo przedsiębiorczy i dobry czło-
wiek. Właściwie można się było spodziewać, że zainteresuje się także
moją sprawą.
Może mu pani zaufać.
Zmieniły temat rozmowy. Opowiadały o książkach, które ostatnio
przeczytały, a zanim się spostrzegły, zrobiło się późno i trzeba było się
pożegnać.
Od następnego dnia w zamku Lindeck zapanowała trudna do
zniesienia atmosfera. Posiłki, z wyjątkiem śniadań, jadano dalej wspól-
nie, bo pani von Seebach, a także Gunnarowi nie zależało na tym, żeby s
służba cokolwiek podejrzewała. Obowiązywała cicha, niepisana umowa J
o nieagresji.
Inga też zaprzestała ataków na Hermę, co dziewczynę bardzo
uspokoiło, ale zmusiło też do zastanawiania się, czy nie był to już skutek
interwencji Gunnara. Słowa Anity często wracały w jej pamięci. Mimo
prób przekonywania samej siebie, nie potrafiła przestać myśleć o swoim
"księciu z bajki". Kochała go miłością beznadziejną i być może dlatego
uczucie to było tak głębokie i niewzruszone. Wiedziała, że nie ma szans,
ale wcale nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa, wręcz przeciwnie:
dziękowała niebiosom, że pozwoliły jej doświadczyć tak cudownych
przeżyć. Kiedy Gunnar rozmawiał z nią od czasu do czasu, patrzyła mu
odważnie w oczy myśląc, że panuje nad sobą, ale on i tak właściwie
odczytywał, co do niego czuje.
Nie chciał jednak przyspieszać biegu wydarzeń. Wolał poczekać, aż
ona sama uzna, że może mu wyznać miłość.
W niedzielę na obiad miał przyjść Soltau i wszyscy oczekiwali, że
jego obecność rozładuje gęstniejącą atmosterę wśród domowników
i ożywi rozmowę przy stole.
206


Pani von Seebach była dla niego niezwykle uprzejma i już na samym
początku oświadczyła:
. Uważam pana za stałego gościa naszych niedzielnych obiadów,
więc proszę przychodzić, nie czekając na moje zaproszenie.
Frank od razu spojrzał na Anitę, a widząc, że uśmiecha się
i przytakuje głową, chętnie przystał na propozycję.
Po posiłku, gdy wszyscy się rozeszli, a Gunnar zaproponował
Frankowi wspólny spacer. Gdy ten się zgodził, Gunnar spojrzał na
Anitę:
A pani nie miałaby ochoty przejść się z nami?
Ucieszyła się, ale szybko spytała:
Czy nie powinniśmy zabrać też panny Heli? Umówiłam się z nią
na pogawędkę, gdy tylko ułoży dzieci do poobiedniej drzemki.
Gunnar podziękował jej wzrokiem za złożoną propozycję. Spotkają
się z Hermą w miejscu, gdzie umówiła się z Anitą. Czekała już, gdy
nadchodzili wszyscy troje. Zdziwiła się bardzo. Od dawna wiedziała, że
Anita zechce wyciągnąć kiedyś Franka na spacer, ale nigdy się nie
spodziewała, że przy tej okazji uda się jej pospacerować ze swoim
"księciem". Jb>
Wkrótce Frank szedrepok Anity, więc siłą rzeczy Herma została
z Gunnarem. Zaczęły się ożywione rozmowy, i co się dziwić, skoro obie
pary tak rzadko miały okazję otwarcie i szczerze ze sobą porozmawiać.
Każdy temat okazywał się niewyczerpalny. Gunnar nie mógł się
nadziwić, że jego skowronek odzyskał dawną wesołość i szczebiotał
dając upust swojej radości. Nigdy jeszcze z nikim w ten sposób nie
rozmawiał.
Frank i Anita też zatopili się w rozmowie. Z każdym słowem stawali
S1? sobie bliżsi^-Auua słuchała z płonącymi policzkami, gdy Frank
opowiadał o swoim dzieciństwie, o cudownej atmosferze panującej
domu, o rodzicach, których w krótkim czasie stracił. Matka umarła
Pierwsza, i całe szczęście, że nie musiała patrzeć, jak ich majątek topniał
nia na dzień wskutek inflacji. Ojciec nie przeżył dwu nieszczęść
^ ających na niego równocześnie śmierci żony i bankructwa
r o K*1 wkrótce potem. Siostra wyszła za mąż, a Frank został sam jak
cię ' j w^rzucony przez dziejową burzę. Nie skarżył się na swój los;
się tylko tym, że stanął wreszcie na nogi i może zacząć budować
207

życie od nowa. Dziękował za to Gunnarowi, podziwiał jego osobowość
i gotowość niesienia pomocy. Nie krył też wdzięczności dla Anity, która
pomogła mu pierwsza angażując go do pracy, a także dla pani von
Seebach, która traktowała go jak gościa w zamku Lindeck.
Było widać, jak bardzo cieszy go to, że może teraz spacerować
z Anitą i rozmawiać z nią jak równy z równym. Przyznał, że cieszyłby się
także z pozycji jej szofera, ale skoro los sprawił mu niespodziankę, jest
szczęśliwy podwójnie.
Cokolwiek by powiedzieć, niedzielny spacer pozwolił obu parom
poznać się lepiej i głębiej. Doszli powoli do parkowej bramy, gdzie
trzeba było się pożegnać. Gunnar popatrzył w roześmiane oczy Hermy
i rzekł:
Proponuję, żeby wspólne spacery stały się od dziś tradycją. Co
wy na to?
Wszyscy przytaknęli z radością, tylko Herma się przestraszyła:
Nie wiem, czy mi wypada umawiać się z góry?
Ze śmiechem wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że wypada.
Dziewczyny weszły do hallu, gdzie przy oknie stał Kurt i obserwował
ich rozstanie z Gunnarem i Frankiem.
No, jak? Dobrze się bawiłyście? zagadnął, rzucają w stronę
Hermy zazdrosne spojrzenia.
A wątpisz? odparowała Anita i biorąc Hermę pod rękę
pociągnęła ją ku schodom, by przypadkiem nie została z Kurtem sama.
Spojrzał na nią wilkiem. Od pamiętnej rozmowy z Gunnarem był
w wyjątkowo podłym nastroju. Matka i siostra nie przebierały w sło-
wach zarzucając mu, że tak lekkomyślnie wypuścił z rąk żółtą kopertę
z testamentem. Sprzeczki wybuchały niemal codziennie. Poniekąd byli
zadowoleni, bo Gunnar ani nie odbierał im praw do spadku, ani też nie
zamierzał się sądzić, ale myśl, że testament może w każdej chwili się
odnaleźć, wciąż niedawała im spokoju. Gunnar zagroził, że wykorzysta
go bezwzględnie. Bez tego dokumentu musiałby wywołać skandal, ale
mając go w ręku, sięgnie po majątek. I tego się obawiali.
Gunnar tymczasem pogodził się z myślą, że żółtej koperty już nie
odnajdzie, a nie wiedział, niestety, że leży ona spokojnie i bezpiecznie
w kuferku uroczej nauczycielki mieszkającej piętro wyżej... Herma
o podręcznej walizce dawno zapomniała...


Minęło kilka tygodni.
W każde niedzielne popołudnie czworo młodych ludzi spacerowało
godzinami po parku, a z każdym krokiem stawali się sobie bliżsi. Herma
nie szamotała się już z myślami, że nie wolno jej marzyć o "księciu
z bajki", Frank zaś wcale już nie uważał, że sięga za wysoko.
Gdyby już miał ten dyplom w kieszeni! Czy dzięki niemu stałby się
kimś innym? Niewiele by się zmieniło. I tak nie mógłby prosić o rękę
Anity, nie mając w ręku nic poza wiedzą i wielką chęcią wykorzystania
jej. Różnicy majątkowej to nie wyrówna... Ale czy dwoje kochających
się ludzi koniecznie musi się rozstać tylko dlatego, że jedno jest bogate,
a drugie biedne?
Będąc blisko Anity Frankowi wydawało się, że powiedzieć: "Ko-
cham cię" przyszłoby mu z łatwością, ale gdy został sam ze swoimi
myślami, był pewien, że słowa te nie przejdą mu przez usta.
Anita, która zazwyczaj łatwo odgadywała czyjeś problemy, nie
domyśliła się, z jakimi myślami walczy Frank. Nie wątpiła, że mu się
podoba. Łatwo mogła to odczytać z jego głosu, błyszczących oczu,
w których jednak czasami widziała także głęboki smutek. Wzruszała się
i miała ochotę krzyknąć: Nie wahaj się! Będę twoja!
Spośród trojga zj^Pchanych Gunnar wydawał się najspokojniej-
szy. Był w zasadzie pewien uczuć Hermy, ale nie chciał w żaden sposób
zmuszać jej do wyznań, zanim sama się nie zdecyduje. Czekając
planował ich przyszłe życie. Na okres trwania kontraktu miał zapew-
nione trzypokojowe mieszkanie w zamku, co być może nie było zbyt
wiele dla młodego małżeństwa i ewentualnie rozrastającej się rodziny.
Trzeba raczej pomyślać o kupnie domu albo też budowie. Ten ostatni
Pomysł wydał mu się interesujący. Nad samym brzegiem Renu leżała
P'?kna działka budowlana. Należała do posiadłości Lindeck i być może
udałoby się jpEgkonać spadkobierców, żeby mu ją sprzedali. Jeżeli się
zidzą, czym prędzej poprosi Hermę o rękę. Tak zdecydował.

208
ronek


l
XVI
Świeciło piękne czerwcowe słońce. Anita wyszła do parku i położyła
się w cieniu, na hamaku rozpiętym między dwoma drzewami. Krzaki
i korony liści chroniły ją przed wzrokiem ciekawskich, sama zaś mogła
obserwować część zamku, gdzie mieszkali Gunnar i Frank.
Co chwilę odrywała wzrok od książki, by zerknąć w stronę
otwartych okien mieszkania Franka. Zasłony były do połowy zaciąg-
nięte i przez okno widać było sporą część pokoju.
Nagle jedna z firanek poruszyła się, jakby porwana przeciągiem.
Ktoś widocznie wszedł do pokoju. Anita odłożyła książkę i poprzez
listowie przyglądała się uważnie. Czyżby Frank wyszedł wcześniej
z pracy? Do przerwy obiadowej brakowało co najmniej godziny...
Po chwili w oknie rzeczywiście pokazała się sylwetka Franka i...
o zgrozo! obok niego stała smukła młoda dziewczyna. Ubrana była
w prostą, ale elegancką suknię. Frank obejmował ją za ramię, pod-
prowadził do okna i pokazywał okolicę. Twarzy kobiety Anita nie
potrafiła rozpoznać. Rozmawiali przez chwilę w oknie, po czym Frank
nagle odwrócił się i zarzucił nieznajomej ręce na szyję. Anita przeraziła
się i zamknęła oczy, ale gdy je otworzyła wyraźnie widziała, że Frank
przytulił kobietę i pocałował. Stali tak przez moment twarz przy twarzy
i śmiejąc się, wychylali przez okno.
Anicie pociemniało w oczach. Drżała na całym ciele. Odwróciła się,
' by nie patrzeć już na scenę rozgrywającą się w oknie. Cichy jęk wyrywał
się z jej piersi. Nie mogła pogodzić się z myślą, że Frank trzyma teraz
w ramionach kochankę, a może narzeczoną... w każdym razie kobietę,
którą kocha.
Marzenia o szczęściu i miłości runęły jak domek z kart. Jakże
zawiodła się na mężczyźnie, którego pokochała z całej duszy! Czuła
ogromną gorycz. Dlaczego uwierzyła, że on ją kocha? Mężczyźni nie
zakochują się w bogatych dziewczętach, co najwyżej zalecają się, by
zdobyć ich pieniądze! Więc Frank także przymilał się i słodko przerna-
wiał wyłącznie w tym celu. Jego oczy zatem kłamały. Chciał, żebyfl1
uwierzyła, że mnie kocha? Chciał złowić złotą rybkę? A tamta kobieta.
kim była? Kochanką, narzeczoną? Czy to nie wszystko jedno! Widac'
210


że kocha tamtą, a przed chwilą tylko udawał. Może jednak osądza
20 niesprawiedliwie. On mógł w ten sposób okazywać jedynie wdzięcz-
ność, a ona sama wmówiła sobie, że ją kocha. Tak musiało być. On
nie miał złych zamiarów, a ona wzięła za rzeczywistość swoje ma-
rzenia.
Anita próbowała wziąć winę za swój ból wyłącznie na siebie. Nigdy
nie czuła się tak koszmarnie nieszczęśliwą. Zakryła twarz rękoma
i zaczęła szlochać. Dzięki Bogu on nie wie, że go widziała z tą kobietą.
Dobrze, że nie zdążyła mu powiedzieć o swoich uczuciach. Teraz musi
tylko dać mu wyraźnie do zrozumienia, że nic do niego nie czuje, że
traktuje go wyłącznie jak przyjaciela.
Gdy spojrzała w stronę okna, nie było tam już nikogo, ale po chwili
Frank z nieznajomą ukazali się w drugim pokoju. Anita poczuła skurcz
serca. Była to sypialnia Franka. Więc on bez oporów prowadzi tę
kobietę do sypialni? Przeraziła się na myśl, że ktoś może ich teraz
zobaczyć. Dlaczego jest tak nieostrożny i pokazuje się z tą kobietą
w oknie? Pewnie myśli, że nikt go nie podgląda. Gdyby wiedział, że ona
go teraz widzi, zapadłaby się pod ziemię. A może nie?...
Jak wytłumaczy swoją nieobecność w pracy, on, który szczycił się
bezwzględną obowiązkowością? Ta i tysiąc podobnych myśli krążyły
teraz po głowie Anity. Czuła się tak załamana, że nie miała ochoty dłużej
żyć. Jakże szczęśliwe wydawały jej się dni w Lindeck, zanim zjawił się
Frank! Teraz wszystko się skończyło. Teraz dopiero zrozumiała, że
kochała go naprawdę, m
Zdziwiła się, że odbycie tak przykrej prawdy wcale nie zabiło
uczucia, jakim darzyła Franka. Wciąż szukała go płonącymi z tęsknoty
oczyma. Zniknął na chwilę, by pokazać się w oknie salonu. Dawał
Kobiecie do ręki poskładaną koszulę. Nieznajoma wzruszyła ramiona-
mi> jakby chciała powiedzieć: "Z tym już nic nie da się zrobić." Boże, co
Za mtymna sytuacja! Czy tamta zajmuje się też jego bielizną? Anita
zawstydziła się. Najchętniej uciekłaby stąd natychmiast, ale mogłaby
zaradzić się, że podglądała.
w róciła tylko głowę i patrzyła w gęste korony drzew. Czuła się jak
umr,50/ ,Zakchani, których spotyka tak straszliwy zawód: chciała
3y nie cierpieć ani chwili dłużej. Popatrzyła jednak w stronę
J; w oknach nie było widać nikogo.
211

Zmęczona i zdruzgotana wstała, złożyła książkę i wróciła do zamku,
rozglądając się trwożliwie dookoła, czy nie zobaczy jej Frank. Nikogo
na szczęście nie było.
Herma od razu zauważyła, że z Anitą coś się stało. Gunnar spotykał
ją tylko w czasie posiłków, gdy przeważnie siedziała milcząca, i nie
przyszło mu do głowy, że coś mogło się zdarzyć. Była bledsza niż
zazwyczaj i rzadziej się uśmiechała.
W niedzielę nie przyszła na obiad, tłumacząc się bólem głowy. Frank
zmartwił się najbardziej, choć nie miał pojęcia, że Anita wymówiła się
chorobą, chcąc uniknąć spotkania z nim. Gunnar poprosił Hermę
o przekazanie pozdrowień i wyrazów współc^ucia; aje poradził też, by
namówiła Anitę na spacer, gdyż z pewnością ruch na świeżym powietrzu
pomógłby pokonać ból.
Frank przyłączył się do prośby i pozdrowień Gunnara.
Herma odprowadziła dzieci na spoczynek i zapukała do drzwi Anity.
Były znowu zamknięte na klucz. Nie otworzyła, lecz tylko z daleka
spytała, o co chodzi. Herma przekazała pozdrowienia oraz prośbę obu
panów i bardzo się zdziwiła, że w odpowiedzi Anita rzuciła tylko
krótkie: "Chcę dziś mieć spokój."
Dziewczyna stała przez chwilę pod drzwiami, a potem powoli zeszła
na pierwsze piętro. Było jej żal, że też będzie musiała zrezygnować ze
spaceru. Panowie tymczasem czekali już w hallu. Gunnar, słysząc
odpowiedź Anity próbował namówić Hermę, by jednak spróbowała ją
przekonać.
Nie, wybaczcie panowie. Mam wrażenie, że... pannę Anitę nie
dręczy ból fizyczny, ale duchowy. Zauważyłarrl) ze od kilku dni jest
smutna i załamana. Gdy próbuję ją pocieszyć, wybucha od razu płaczem
i nie próbuje nawet zbyć mnie, jak zawsze, powiedzeniem, że sobie coś
ubzdurałam.
Gunnar zasępił się, a Frank pobladł jak ściana.
Muszę o tym powiedzieć Anicie postanowiła Herma.
Mężczyźni pożegnali się i odeszli zastanawiając się w milczeniu nad
słowami Hermy. Co też stało się Anicie?
Mam nadzieję, że to nic poważnego odezwał się pierwszy
Frank.
272


Gunnar spojrzał na jego zatroskaną twarz i rzekł:
__ Jutro z nią porozmawiam Sądzę, że przyjacielowi powie całą
prawdę. Chyba nie stało się nic groźnego. Dziewczyny mają czasami
złe dni; Anita ma silny charakter i szybko upora się z problemem, który
ją gryzie. Pewnie chodzi o drobną sprzeczkę i rodzeństwem czy
macochą.
_ Przepraszam pana, czy to zdarza się często?
Kłótni nie zawsze udaje si? uniknąć.
Też to zauważyłem. Przepraszam, że się wtrącam do spraw rodzin-
nych, ale mam wrażenie, że bogate życie wewnętrzne panny von Seebach
i jej silna osobowość nie znajdują uznania w oczach jej rodziny. Starsza
pani wygląda na dumną, wyniosłą damę i zachowuje się tak, jakby miała
do pasierbicy o coś pretensje.
Prawdę mówiąc, panie Soltau, ona tak samo odnosi się do
własnych dzieci i wnuków. Rodzeństwo Anity wcale nie traktuje jej
lepiej. Wszyscy patrzą tylko jak dziewczynę wykorzystać. Mój... pan
Hallerstedt, mój świętej pamięci szef, prosił mnie wręcz, żebym me
pozwolił jego krewnym żyć na rachunek Anity.
Ależ oni sami są przecież bardzo bogaci.
Są, ale do śmierci pana Hallerstedta nie byli. Teraz już Anity nie
potrzebują, więc traktują ją z wyraźną oschłością. Dobrze, ze ona
zbytnio się nimi nie przejmuje.
A mimo to mieszka z nimi w Lindeck? Słyszałem, że ma własną
willę w Berlinie.
Ma, i w zimie z całą tak zwaną rodziną przenosi się do stolicy.
Tylko Kurt nie mieszka z nimi, bo Anita musiała go po prostu wyrzucić
za drzwi.
Musiał sobie norządnie zasłużyć.
Nie inaczej.Mkoro napastował wszystkie pokojówki. Anita
postawiła sprawę *a ostrzu noża i nie miał wyboru. Aż dziw, że przy
całej swej wyrozumiałości potrafi być tak zdecydowana.
Nie świadczy to najlepiej o panu von Fuchs.
Gunnar zaśmiłł się ironicznie.
Och, on nie tylko do takich rzeczy jest zdolny! Posunął się nawet
^ zaczepiania panny Heli. Anita zareagowała w porę i tak nakładła mu
0 głowy, że zdecydował się poprosić pannę Hermę o rękę.
2J3

l
Frank przystanął i spojrzał ze strachem na Gunnara.
A pan nic na to nie powiedział? zdziwił się, że mówi o tym
z takim spokojem.
Szkoda słów, drogi panie Soltau. Z tym panem rozliczyłem się na
zupełnie innej płaszczyźnie. Gdyby próbował oświadczyć się pannie
Heli, i tak dostałby pięknego kosza. Niech sobie nie wyobraża, że biedna
nauczycielka poleci na jego bogactwo.
Kobiet podobnych do panny Heli nie da się tak po prostu kupić
przyznał Frank.
Oczywiście! rozpromienił się Gunnar. I całe szczęście, że
takie są.
Frank nie miał wątpliwości, że Gunnar kocha Hermę, a słysząc teraz
jego wypowiedź wiedział, że znajdzie z nim wspólny język. Westchnął
z ulgą.
Co znaczy to głębokie westchnienie?
Zazdroszczę panu! rzekł otwarcie Frank.
Czegóż to?
Frank potrzył zamyślony przed siebie.
Przepraszam, że dałem się unieść uczuciom.
Budzi pan moją ciekawość. Czego można mi zazdrościć?
Pomyśli pan, że jestem nieokrzesany...
Za dobrze pana znam, żeby tak pomyśleć.
Zazdroszczę tego, że pan jest pewien... miłości kobiety, którą...
pan kocha.
Ach, rozumiem! rzekł patrząc na niego z powagą. Mówiąc
o tym, że kocham pannę Heli, chce pan, żebym się zrewanżował
i powiedział, że wiem iż pan kocha... Anitę von Seebach!
Soltau zadrżą], i zbladł.
Widzę, że przesadziłem, ale nie mogę zaprzeczyć. Panu mogę
zaufać we wszystkim i powiem otwarcie: kocham ją, ale wiem, że nie
mogę na nic liczyć.
Rozumiem pana doskonale. Proszę jednak mówić dalej. Dlacze-
go uważa pan, że uczucie to nie ma sensu?
Frank był blady i zdenerwowany.
Czy pan sobie wyobraża, że mężczyzna, który nic nie ma, może tak
po prostu oświadczyć się kobiecie dysponującej ogromnym bogactwem?
214


Pan jednak ma do zaoferowania przede \vszystkim szczere serce
i ogromną chęć wybicia się. Są to zalety, które doceni każda kochająca
kobieta.
Frank uśmiechnął się gorzko.
Co jednak powie panna von Seebach, gd^y dawny szofer zacznie
jej mówić o miłości? Jak pan myśli?
Gunnar roześmiał się radośnie. Znał dobrze Anitę i wiedział że
rozmawiając dziś z Frankiem, może pomóc ich szczęściu. Rzekł
spokojnie i poważnie:
Sądzę, że mogę panu na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie.
Przypadkiem byłem świadkiem rozmowy Anit^ z jej krewnymi, gdy
padło pytanie o wymagania, jakie postawiłaby kandydatowi na męża.
Jej odpowiedź zdziwiła mnie, choć nigdy nie uwalałem Anity za kobietę
powierzchowną i stereotypową. Powiedziała dosłownie: "Nawet chwili
bym się nie zastanawiała i przyjęła oświadczymy mężczyzny dobrego
i uczciwego, choćby on był szoferem. Nie jest przecież ważne, kim jest
mężczyzna, ale jaki jest." I proszę mi wierzyć,dr^>gi Franku, że ona tak
myśli naprawdę.
Frank westchnął głęboko. Nigdy nie przypuszczał, że będzie z Lund-
strómem rozmawiał o swoich sprawach sercowych, ale po tym, co
usłyszał, nabrał większej odwagi. Nie wpadtw euforię.
Przypuszczam, że w swojej dobroci myślana tak rzeczywiście, ale
ja chyba nigdy bym się nie odważył prosić ją o rę;kę w sytuacji, gdy ona
jest bogata, a ja nie mam nic. Gdyby była tak biedna jak ja...
To do głowy by wam nie przyszło, że ~by łączyć dwie biedy
w jedno! Rozumiem, że lepiej byłoby, gdybjto pan był bogaty, a ona
biedna... Ale prawdziwa miłość pokonuje metaJde przeszkody.
Czy nie lepiej byłoby, panie dyrektorze, wybić mi te mrzonki
z głowy? Serce buntuje się i podpowiada mi,/e nJe powinienem zważać
na konwenanse. Pan rnpwi mi niemal to samo A co, jeżeli zdecyduję się
1 Poproszę pannę AnitBfskąd mam mieć pewiość, że ona mnie kocha?
Gunnar uśmiechn^T się.
~~ Co do tego musi się pan sam wcześniej up-ewnić. Nawet gdybym
odpowiedź, nigdy bym jej panu nie powtórzył. Proszę się tylko
s anowić: załóżmy, że Anita pana kocha Ni^ mówiąc jej o swojej
Osci, unieszczęśliwi pan nie tylko siebie, ale j ją. Nie daje jej pan
275

szansy powiedzieć "tak". Gdyby jednak usłyszał pan "nie", czy czułby
się pan wtedy gorszym mężczyzną niż w sytuacji, gdy wiedząc, że ona
przez pana cierpi, bał się wyznać jej swoje uczucie?
Frank zbladł jeszcze bardziej i drżącym głosem powiedział:
Czy pan nie miałby żadnych podejrzeń, gdybym oświadczył się
pannie von Seebach? Nie pomyślałby pan, że chodzi mi o posag?
Gunnar przystanął i położył Frankowi rękę na ramieniu.
Proszę spojrzeć prawdzie w oczy. Ze strachu będzie pan szukał
przeróżnych wykrętów, byleby tylko nie ruszyć przeszkód stojących na
drodze do szczęścia. Nie, mój drogi, za łowcę posagu nigdy pana nie
wezmę, ani też nikt, kto pana zna. Jeżeli jednak ktoś takie podejrzenie
rzuci, to sądzę starczy panu odwagi, żeby mu to wybić z głowy.
Frank mocno uścisnął dłoń Gunnara.
Dziękuję panu bardzo. Dziękuję za wszystko. Tyle już panu
zawdzięczam. Najważniejsze, żeby pan i panna von Seebach rozumieli
moje intencje; na zdaniu innych już mi nie zależy!
Brawo! Nareszcie do pana dotarło! Teraz niech pan sobie
spokojnie przemyśli moje słowa i zrobi wszystko dla szczęścia swojego
i kobiety, którą kocha. Jeżli Anita też kocha, to pański los trafił w dobre
ręce. W przeciwnym razie musi pan walczyć. Wszystko zależy od pana.
Uważam, że powiedzieliśmy sobie już wszystko. Jak wypadła wizyta
pańskiej siostry? Jest zadowolona?
Och, i to jak! Nie chce wprost uwierzyć, że tak dobrze się
urządziłem. Pokazałem jej całe mieszkanie. Dziękuję, że dał mi pan
wolne na ten czas, bo mogłem odwieźć Sylwię do najbliższej przystani
parowców. Przynajmniej teraz już się nie martwi ani o mnie, ani o męża,
który był bardzo niezadowolony, że przyjąłem posadę szofera. Wolałby
utrzymywać mnie z własnych pieniędzy.
Spacer po parku zbliżał się do końca, Gunnar uśmiechnął się:
Mam wrażenie, że,wkrótce zostaniemy bliskimi przyjaciółmi, czy
nie, drogi Franku?
Dla mnie to prawdziwy zaszczyt taka propozycja. Naprawdę,
gotów jestem zrobić wszystko, żeby pana nie zawieść.
Jestem tego pewien. Przecież nie rozmawiałbym z panem tak
szczerze.


Przez kilka następnych dni Anita unikała towarzystwa, jak mogła,
ale gdy musiała już z kimś się spotkać, udawała spokojną i zadowoloną.
Bała się najbliższej niedzieli. Herma wyczuwała, że coś Anitę trapi, i jak
mogła, próbowała ją pocieszać.
Ostatnio Kurt znowu stał się natarczywy i przeróżnymi sposobami
starał się zbliżyć do Hermy. Najwyraźniej chęć zdobycia jej była już tak
wielka, że gotów był się oświadczyć.
Doszedł do wniosku, że wcześniej musi porozmawiać z matką
i siostrą. Nie będzie to łatwa rozmowa, bo na pewno obie się sprzeciwią.
Wciąż wszyscy-troje obawiali się reakcji Gunnara.
Zachodzili o głowę, skąd, o wszystkim się dowiedział, i to ze
szczegółami, które zgadzały się do do joty. Nie podejrzewali, że pomogła
mu w tym Anita, ani że lokaj Franciszek zdradził, iż zastał martwego
pana Hollerstedta z zamkniętymi oczami. Strach nie pozwalał im cieszyć
się z trudem wywalczonym zwycięstwem.
Kurt wreszcie zdecydował się porozmawiać z matką i bez żadnych
wstępnych słów wyznał, że chce ożenić się z Hermą Heli. Spojrzała na
niego jak na wariata i od razu zaczęła krzyczeć. Kurt nie ustępował, więc
matka rzekła:
Dobrze, skoro nie chcesz o niczym słyszeć, skoro jesteś zakocha-
ny w dziewczynie, którą dobry Bóg chyba za karę posłał nam do
Lindeck, poddaję się, ale pamiętaj, że zawsze może się stać niesz-
częście i ten piekielny testament się odnajdzie. Twój spadek przepadnie,
a wtedy zobaczysz, co to znaczy walka o utrzymanie rodziny. Bądźże
rozsądny, synu! Jako dziedzic Lindeck możesz nieźle się ożenić.
Znajdziesz sobie bogatą żonę i gdyby coś się stało, wcale nie musisz się
martwić o spadek. A co poczniesz z ubogą żoną? O ile wiem, wuj
Manfred zapisał ci tylko jakieś ochłapy, a mnie niewiele więcej. Nie będę
mogła ci pomóc. Radzę się zastanowić, zanim zwiążesz się z kimś,
kto później będzie ci tylko kulą u nogi. Daj sobie spokój z tą Heli. Jak
ażda matka, chcę dla ciebie wyłącznie dobra. Wyjedź teraz do Berlina
1 zabaw się. jw
~7 ^a to Potrzeba jRniędzy, a Gunnar nie da mi feniga więcej, niż
ma'ezy mi się z miesięcznej pensji.
ani von Seebach zamyliła się i stwierdziła, że nie może poprzestać
n na słowach.

217
216


Pożyczę ci dwa tysiące marek, które odłożyłam na czarną
godzinę. Oddasz mi je później. Na jakiś czas powinny wystarczyć, ale
radzę w Berlinie nie próżnować i od razu rozglądać się za bogatą
narzeczoną. Jeżeli wyjdzie nam z tym spadkiem, wcale nie zaszkodzi
połączenie dwóch fortun. Zastanów się. O tej dziewczynie szybko
zapomnisz, a jeśli nie, to porozmawiamy jeszcze raz.
Kurt dowiedziawszy się, że matka jest gotowa dać mu pieniądze, już
prawie nie słuchał. Zanosiło się na kilka mile spędzonych tygodni
w stolicy. Zgodził się.
Matka bardzo była zadowolona. Ustalono, że wyjedzie w najbliższy
poniedziałek i do tego czasu nie oświadczy się Hermie.
Pani Renata tymczasem postanowiła pod nieobecność Kurta wypę-
dzić Hermę z Lindeck. Jakiś powód się znajdzie.
Przy obiedzie ktoś wspomniał o planowanym wyjeździe Kurta. Nikt
nie podchwycił tematu, a tylko Gunnar dostrzegł, z jaką ulgą odetchnęła
Herma.
Po obiedzie podszedł do Anity i zatrzymał ją czekając, aż pozostali
opuszczą jadalnię.
Nareszcie znalazłem okazję, by spytać, co też panią martwi, Anito.
Od kilku dni widzę, że dzieje się coś niedobrego. Ten ból głowy
w niedzielę muszę jednak uznać za wymówkę.
Poczerwieniała, więc był to znak, że trafił w sedno sprawy.
To nic, drogi Gunnarze. Chwilowe przygnębienie, ale to minie.
Czy znowu chodzi o sprzeczki w rodzinie?
Nie, nie, skądże! rzekła zaprzeczając energicznie głową.
Popatrzył jej w oczy.
Nie ma już pani do mnie zaufania, Anito?
Westchnęła bardzo głęboko.
Jest pan jedynym człowiekiem, któremu jeszcze wierzę, ale
proszę nie nalegać, bo ąą sprawy, z którymi każdy musi poradzić sobie
sam.
Zatem ustępuję.
Dziękuję, że troszczy się pan o mnie.
Nie ja jeden! Panna Heli martwi się chyba bardziej niż ja, a Frank
Soltau jest niepocieszony, że w niedzielę nie poszła pani z nami na
spacer.
218


Spojrzała mu w twarz i rzekła poważnie.
Panu Soltauowi chyba na tym aż tak nie zależało.
Zdziwił się, że mówiąc o Franku tak zmieniła ton. Postanowił
kontynuować temat.
Poszliśmy na spacer sami, bo panna Heli też zdecydowała się
zostać w zamku, czym bardzo mnie zasmuciła. Ale w sumie spacer się
udał; wreszcie mogliśmy z Frankiem porozmawiać o innych niż
służbowe sprawach. Czuję, że się zaprzyjaźnimy. Wie pani, że tak
bardzo się cieszy, iż jego siostra nie musi się martwić o jego pracę
w charakterze szofera. Odwiedziła go niedawno. Prosił mnie o urlop, bo
chciał jej pokazać mieszkanie i odwieźć potem na przystań parowców.
Wydaje mi się, że jako rodzeństwo są bardzo ze sobą związani.
Powiedział te słowa przypadkiem, więc zdziwił się, że zrobiły na
Anicie ogromne wrażenie. To bladła, to rumieniła się, patrzyła z szeroko
otwartymi oczami. Nagle rozpłakała siei rzuciła Gunnarowi w ramiona.
Siostra? Więc to była jego siostra? pytała szlochając.
Przeraził się i pogłaskał Anitę po głowie.
Anitko, pewnie pani widziała Franka z siostrą?
Kiwnęła głową, nie odrywając jej od piersi Gunnara. Objęła go
mocno i uścisnęła, nie przestając płakać. Musiała wyrzucić z siebie całą
gorycz nagromadzoną w ciągu tych smutnych dni. Nagle otarła ręką łzy
i uśmiechając się niepewnie rzekła:
Ach, Gunnarze! Jaka ja jestem głupia. Widziałam Franka
w oknie z kobietą. Całowali się... i... co miałam robić? Nie chciałam go
więcej widzieć.
No widzisz, głuptasku! Wystarczyło mnie spytać i nie musiałabyś
S1? zamartwiać. To była na pewno jego siostra. Po pierwsze, on nie
odważyłby się przyprowadzić tu obcej kobiety, a po drugie, czy on
w ogóle myśli o kobietach? Całą niedzielę opowiadał mi, jak źle się czuje,
ze jest niezamożny. Ciągle uważa, że jeszcze za mało osiągnął, by móc
uczciwie spojrzeć w oczy dziewczynie i poprosić ją o rękę, wiedząc, że
ona jest piekielnie bogata. Gdyby to on miał miliony, a ona była biedna
mysz kościelna, zdecydowałby się od razu. Powiem pani tylko tyle,
co dalej, to już jego sprawa. Przekonywałem go, żeby się nie bał, bo ta
leta z pewnością nie przywiązuje wagi do spraw majątkowych,
c yba nabrał trochę odwagi. Czy pani zdaniem miałem rację? Czy
279

należy rezygnować ze szczęścia swojego i ukochanej tylko z obawy przed
pomówieniem, że się jest łowcą posagu?
Objęła go znowu, ucałowała w policzek i szepnęła do ucha:
Dobrze mu pan powiedział, drogi Gunnarze. Co by się stało z tą
biedną bogatą dziewczyną, gdyby pan nie interweniował...
No, właśnie, co by się stało?
Istne chodzące nieszczęście, mój drogi! Wymyśliła już nie-
stworzone rzeczy i gdyby nie miała oddanego przyjaciela, palnęłaby
jakieś głupstwo.
Pocałowała go w policzek i uciekła. Tak jak przedtem ze swoim
bólem chciała być sama, tak teraz w samotności musiała się nacieszyć
szczęściem.
Gunnar wrócił do swojego biura również zadowolony. Zajrzał do
maszynowni i zobaczył leżącego na podłodze i reperującego silnik
Franka. Zawołał go po imieniu. Frank wstał szybko i podszedł do
Gunnara.
Czym mogę służyć, panie dyrektorze?
Zdradzę panu tajemnicę, dlaczego panna von Seebach nie była
w niedzielę na obiedzie i nie chciała iść z nami na spacer.
Frank wyraźnie się zainteresował.
Była chora, czy rzeczywiście przygnębiona, jak twierdziła panna
Heli?
Mniejsza o to. Najważniejsze, że dziś już jest rześka i wesoła.
Przypadkiem wspomniałem jej o wizycie pańskiej siostry i jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki uleczyłem pannę Anitę. Była akurat
w parku, gdy stał pan w oknie z siostrą. Widziała, jak ją pan całował, ale
nie domyśliła się, kim była ta nieznajoma. Życzę wszystkiego dobrego,
panie Soltau!
Odwrócił się na pięcie, pozostawiając osłupiałego Franka w maszy-
nowni. Ledwo jednak zaniknęły się drzwi za Gunnarem Frank zerwał
się, podbiegł do niego i złapał za rękę. Gunnar skrzywił się z bólu od
mocnego uścisku. Frank bez słowa wrócił do pomieszczenia, położył się
pod silnik. Zakrył rękoma twarz i rzekł sam do siebie.
Anito, kochanie, że też musiałaś przeze mnie tyle cierpieć!
Świat zawirował wokół niego i Frank był gotów skakać ze szczęścia
aż pod niebiosa.


XVII
Następnego dnia Anita z Hermą i dziećmi wychodziły na spacer. Na
wysuniętym nad hallem podeście dzieci zawsze czepiały się poręczy
balustrady, więc Herma miała sporo kłopotów, żeby je stamtąd
odpędzić. Dziś Anita szybko złapała Hanię, a Herma już jakoś pora-
dziła sobie z Dieterem.
Te poręcze mają chyba jakąś magiczną moc przyciągania. Sama
gdy obok przechodzę, mam czasami ochotę podejść i wygłosić "mowę
do mojego narodu" żartowała Herma.
Anita, już w wesołym nastroju, dodała:
A ja ciągle sobie wyobrażam, że stoi tu chór średniowiecznych
trubadurów i zasłuchanym widzom śpiewa przecudne pieśni. Wyobraża
sobie pani cały hali zastawiony fotelami, w których rycerze i damy
słuchają dawnych eposów?
Tak, można by tu wystawić scenę w Wartburgu z Tannhausera.
Widzę już Elżbietę wychodzącą z bocznych drzwi. "Witam cię, drogi
Halle". A z boku stoi chór, czekając na pierwsze akordy harf.
Żartując schodziły po schodach, a będąc już w połowie Herma
odwróciła się i spojrzała na balustradę.
Wie pani, co mam ochotę zrobić, gdy stoję tam na górze?
Co takiego?
Chce mi się jednym susem przeskoczyć balustradę i znaleźć
się na dole, w hallu.
Anita zmierzyła wzrokiem wysokość od posadzki.
Nie bałaby się pani?
Chyba nie. Jest trochę wysoko, ale jeśliby nie zaczepić no-
gami o poręcz, można by bezpiecznie wylądować. Wolę jednak nie
Próbować, bo można złamać nogę albo przynajmniej zwichnąć
kostkę.
Święta prawda. Lepiej nie próbujmy. Chodźmy, Hermo, przej-
miemy obok garaży. Wczoraj szofer otarł się o drzewo i uszkodził
!er mojego samochodu. Chciałam zobaczyć, czy udało się usu-
4c rysę. przy okazji powiem mu, że po południu nie będzie po-
crzeb
>ny.

221


Do obiadu miały jeszcze godzinę czasu.
Na wybetonowanym placu obok garaży stał samochód Anity i duży
sportowy wóz Manfreda Hallerstedta, który akurat gruntownie szoro-
wano, gdyż w poniedziałek miał nim jechać Kurt do Berlina.
Obie dziewczyny przyglądały się masce auta Anity. Po zadrze nie
było nawet śladu. Dzieci natomiast wgramoliły się do otwartego
sportowego wozu. Herma chciała je stamtąd odciągnąć, gdy kątem
oka spojrzała na tablicę rejestracyjną... 1722. Stanęła jak wryta. Ten
numer tak utkwił jej w pamięci, że natychmiast przypomniała sobie
samochód, z którego wypadła wtedy żółta koperta. Przyglądnęła
mu się dokładnie. Tak, to był ten wielki czarny wóz, właśnie z tym
numerem.
Herma nie wiedziała co z sobą zrobić.
Chodźmy już, Hermo. Czemu pani się tak przygląda?
Dziewczyna odgarnęła włosy opadające jej na czoło.
To niesamowite?
Cóż takiego?
Ten samochód... ten numer... takie auto widziałam podczas
wycieczki niedaleko Koblencji. Gdy przejeżdżał obok mnie, pan
siedzący wewnątrz zdejmował płaszcz i w tym momencie wypadła
z niego żółta koperta prosto na szosę.
Duża żółta koperta?
Herma skinęła głową.
Miała pięć pieczęci i napis: "Otworzyć po mojej śmierci w obec-
ności dyrektora mojej firmy." Zapamiętałam, bo podniosłam list i nie
wiedziałam, co dalej począć.
Anita nagle złapała Hermę za ramiona i potrząsnęła.
Na Boga, Hermo! Co pani z nim zrobiła?
Dziewczyna patrzyła zdziwiona.
Wielki Boże! Czyżby ten wóz jechał z Lindeck? "Dyrektor mojej
firmy"... To by się zgadzało... Koperta musi być z Lindeck...
Co się z nią stało, Hermo? Gdzie jest ta koperta?
Herma patrzyła półprzytomna.
Boże drogi! Przeglądałam codziennie gazety, czy jej ktoś nie
szuka. Nikt się nie zgłaszał... A ja całkiem już zapomniałam! Dopiero
teraz ten numer samochodu...


Więc pani ją ma? Dzięki Bogu! krzyczała Anita skacząc
z radości.
To ona taka ważna? dziwiła się Herma, nie rozumiejąc
niczego.
I to jak! Nie otworzyła jej pani?
Jakżebym śmiała?
Anita wycałowała ją i spytała poważnie:
Naprawdę pani ma tę kopertę?
Tak, leży w walizce w mojej szafie. Niechże mi pani powie, o co tu
chodzi?
Dziewczyno! Oddając tę kopertę Gunnarowi, wyświadczy mu
pani przysługę największą na świecie!
Herma mrugnęła szybko oczyma.
Naprawdę? A nie jest za późno? Powinnam o niej powiedzieć już
dawno.
Wszystko można jeszcze naprawić. Niech pani szybko biegnie do
pokoju i przyniesie tę kopertę. Ja z dziećmi pójdę prosto do Gunnara.
Ach, to on jest tym dyrektorem, który ma prawo otworzyć ten
list!
Tak. Dla niego to ważny dokument, bardzo ważny. Ze też pani
go odnalazła! To naprawdę zrządzenie niebios! Spieszmy się. Proszę
pamiętać, że koperta musi trafić do rąk Gunnara. Nikomu nie wolno jej
tknąć. Później pani powiem, dlaczego.
Anita pobiegła do biura Gunnara. Pokrótce opowiedziała mu, co
zdarzyło się przed garażem, a on nie mogąc uwierzyć, że w tak cudowny
sposób odnalazła się zgubiona koperta, od razu rzucił wszystko i ruszył
za Anitą do zamku.
Herma otworzyła walizkę i drżącyma rękoma wyjęła kopertę.
Przycisnęła ją do piersi, szczęśliwa, że może wyświadczyć Gunnarowi
Przysługę. Nie wiedziała, że trzyma ważne dokumenty, ale od razu
pomyślała, że skoro zależy na nich Gunnarowi, także pani von Seebach
U ej dzieci mogą chcieć je odzyskać. Musi schować kopertę, żeby nikt jej
le widział. W pośpiechu wyszła jednak z pokoju, trzymając cenny
Papier w ręku. Pani von Seebach wracała do swojego salonu, a zobaczy-
WS2y żółtą kopertę, zagrodziła Hermie drogę.
~~ Co pani tam ma?

225
222


Och, to jest... to należy do dyrektora Lundstróma!
Starsza pani przenikliwym wzrokiem spojrzała na kopertę i nie miała
najmniejszej wątpliwości, że była to ta, którą syn zgubił w drodze do
Berlina. Jakim cudem znalazła się teraz w ręku tej dziewczyny, nie było
istotne. Za wszelką cenę należało ją odebrać.
Myli się pani. Koperta jest moja. Proszę natychmiast mi ją oddać!
Rzuciła się na Hermę, próbując wydrzeć jej dokument. Dziewczyna
cofnęła się, pamiętając słowa Anity, że koperta musi trafić do rąk
Gunnara. Nie odda koperty za żadne skarby!
Oddam ją panu Lundstrómowi! wrzasnęła i ominąwszy
starszą damę rzuciła się ku schodom.
Pani Renata, nadzwyczaj sprawna, ruszyła w pościg, krzycząc:
Trzymajcie złodziejkę! Okradła mnie!
Herma była już na pierwszym piętrze, a pani von Seebach wciąż
biegła wrzeszcząc coraz głośniej:
Złodziejka! Zatrzymajcie ją!
Na dole Kurt! Ona ma żółtą kopertę. Zabierz jej!
Kurt spojrzał w górę, a zobaczywszy Hermę trzymającą żółtą
kopertę, skoczył na schody. Herma stała na podeście między rozjuszoną
panią von Seebach i nie mniej rozzłoszczonym Kurtem.
Chodź do mnie, złotko, i oddaj swój złodziejski łup! krzyczał
Kurt podchodząc coraz bliżej.
Herma, widząc podniecenie obojga napastników, nie miała wątp-
liwości, że musi bronić koperty za wszelką cenę.
Nigdy wam jej nie oddam! krzyknęła, a wziąwszy kopertę
w zęby podeszła do balustrady, bez wahania przechyliła się i skoczyła
w dół.
Spadła na kolana, ale zanim Kurt zdążył zejść po schodach, stanęła
już na nogi i kulejąc biegła ku wyjściu. Nie zauważyła w momencie
skoku, że Gunnar i Anita weszli już do hallu. Widzieli Hermę skaczącą
z kopertą w zębach, pomstującą z góry panią von Seebach i biegnącego
po schodach Kurta. Herma zdążyła dobiec do Gunnara i upadła u jego
stóp. Zemdlała.
Gunnar wziął kopertę, schował ją starannie do kieszeni marynarki,
potem szybko pochylił się nad Hermą i wziął ją na ręce. Ocknęła się, więc
przekazał ją Anicie, gdyż Kurt już zamierzał się nią niego z pięściami-
224


_ Proszę mi oddać ten papier. To są 'dokumenty mojej matki;
a panna Heli je ukradła.
Gunnar przytrzymywał jedną ręką Hermę, a drugą wymierzył
Kurtowi celny bokserski cios, powalając go na kolana.
Ty nędzniku! wrzasnął.
Kurt podniósł się pospiesznie i znowu zamierzył się na Gunnara.
Anita trzymała już Hermę sama, więc Gunnar skoczył i złapał Kurta za
klapy marynarki.
_ Czy koniecznie chce pan leżeć na posadzce? Radzę we własnym
interesie trzymać łapy przy sobie. Koperty wam nie oddam, bo sam Bóg
chyba sprawił, że wreszcie trafiła do moich rąk.
Kurt dosyć szybko ochłonął. Zrozumiał, że poniósł porażkę.
Wyczerpany opadł na stojący opodal fotel
Gunnar podszedł do Hermy, która powoli dochodziła do siebie,
drżąc jeszcze cała, w ramionach Anity.
Dzielna z pani kobieta. Czy bardzo się pani potłukła?
Co tam ból! Musiałam źle skoczyć i chyba naciągnęłam ścięgno.
Poboli i przestanie.
Wziął ją za rękę.
Czy pani wie, jak wielką wyświadczyła mi przysługę?
Oczywiście, nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, bo gdy tak na nią
patrzył, świat zawirował wokół niej.
Co ze mnie za głupia gęś, że tak długo trzymałam tę kopertę
w walizce. Przecież znalazłam ją już tak dawno temu na szosie, zanim
jeszcze przyszłam do Lindeck. Skąd mogłam wiedzieć, że zgubił ją ktoś
stąd?
W odpowiedzi Gunnar pocałował ją czule w rękę.
Wkrótce się pani dowie, jak cenną rzecz znalazła na szosie. Dla
mnie ma ona szczególne znaczenie i z całego serca dziękuję, że pani tak
dzielnie broniła tej koperty.
Herma uśmiechała się szczęśliwa, choć trochę zażenowana.
Och, bardzo się cieszę, że mogłam panu pomóc. To Anita ostrzegła
mnie, że nie wolno koperty dać nikomu, bo jest pana własnością.
Kurt i jego matka przysłuchiwali się tej rozmowie i z goryczą musieli
Przyznać, że moment, którego najbardziej się obawiali gdy Gunnar
do ręki testament ojca właśnie nadszedł.
^ 225

Po cichu, ledwo kryjąc zdenerwowanie, opuścili hali.
Gunnar został sam z Anitą i Hermą, i mógł wreszcie zająć się obolałą
bohaterską dziewczyną. Rzeczywiście, noga nie była złamana ani też
zwichnięta. Ucieszył się i, spokojny już, opowiedział Hermie o zawarto-
ści koperty. Słuchała jak urzeczona. Serce omal nie wyskoczyło jej
z piersi: nie spodziewała się, że może swojemu "księciu z bajki" sprawić
tak wielką radość! Tyle szczęścia na raz!
Nagle przypomniała sobie o swoich podopiecznych.
Boże, Anito! Gdzie są dzieci zawołała przerażona.
Zostawiłam je z szoferem uśmiechnęła się Anita. Najpierw
chciałam je zabrać do Gunnara, ale wstrzymywały mnie i wolały zostać
przy samochodach.
Gunnar podziękował obu damom. Spieszył się, żeby jak najprędzej
przeczytać list od ojca. W czasie, gdy Herma z Anitą poszły po dzieci, on
usiadł w swoim pokoju i rozpieczętował żółtą kopertę.
Wewnątrz były dwie inne koperty: jedna, opatrzona pieczęcią
i napisem: "Mój testament"; tę mógł Gunnar otworzyć tylko w obecno-
ści notariusza. Na drugiej, mniejszej, ojciec napisał odręcznie: "Dla
Gunnara Lundstróma. Wolno otworzyć dopiero po śmierci matki."
Warunek ten został spełniony, więc Gunnar mógł otworzyć prze-
znaczony ,dla niego list.
Mój najdroższy, jedyny synu! Wreszcie dowiesz się, kim dla Ciebie
jestem, a czego mimo najszczerszych chęci nie mogłem Ci wyjawić,
związany obietnicą, którą dałem Twojej matce. Jesteś moim synem!
Wyznaję Ci to z dumą. Z tym też uczuciem przyglądałem się przez lata
Twoim poczynaniom i kochałem Cię jak syna. Nie doczekałem, jak
widzisz, tej radosnej chwili, by osobiście Ci o wszystkim powiedzieć, niech
więc ten list będzie świadectwem moich do Ciebie uczuć i radości, których
doświadczyłem, gdy byłeśblisko mnie. Poznałem Cię dobrze i wiem, że nie
będziesz potępiał swoich rodziców za to, że dali Ci życie, nie będąc
formalnie małżonkami. Nie jest to powód do wstydu, mój synu, bo
z pewnością Bóg błogosławił naszemu związkowi. Pozwolił nam, Twojej
matce i mnie, zachować przez cale życie to czyste uczucie, które nas
połączyło. Mimo wszystko ona pozostała moją jedyną miłością, a wiem, ~?
i ja dla Niej nią byłem i tylko dzięki temu tak dzielnie znosiła udręki życia
226


z innym człowiekiem. Ponieśliśmy dotkliwą karę za krótkie chwile
szczęścia i odpokutowaliśmy je, zgadzając się na rozłąkę. Trochę tego
niedościgłego szczęścia przeżyłem dzięki Tobie, gdy przez kilka lat miałem
Cię blisko siebie. Były to najpiękniejsze i najszczęśliwsze dni w moim
życiu. Nie dziw się więc, mój synu, że właśnie Ciebie wybrałem na
spadkobiercę dóbr, które po sobie zostawiam.
Jestem niezwykłe szczęśliwy, że prawie wszystko z drobnymi
wyjątkami przekażę w Twoje ręce. Przyjmij ten dar w podzięce za
miłość, jaką mnie obdarzyłeś, mój synu, nie wiedząc przecież, że jes-
tem twoim ojcem, ale satysfakcja, jaką mi dawałeś, sprawiła, że nie
miałem o to pretensji do nikogo. Zza grobu dziękuję Ci jeszcze raz za
wszystko. Niech Bóg Ci błogosławi, najdroższy i jedyny synu. Zachowaj
pamięć
o twoim wiernym ojcu
Manfredzie Hallerstedt
Gunnar czytał bardzo wzruszony. W kilkunastu linijkach listu
zawarta była ogromna miłość, którą darzył go człowiek tak bliski za
życia. Czuł prawdziwy ból, że nie mógł tych słów usłyszeć z jego ust i ani
razu powiedzieć do niego "ojcze".
Siedział głęboko zamyślony. Ocknął się dopiero na dźwięk gongu
wzywającego na obiad. Bezwiednie otrząsnął się: od tej ctfwili ma do
spełnienia ważne zadanie.
Przypomniał sobie nagle Hermę. Jak ten wesoły skowronek dzielnie
walczył o swoją zdobycz! Zasługiwała na wdzięczność, nie mówiąc
o miłości, jąkają darzył. Będzie panią zamku, który uratowała. Nic nie
stoi teraz na przeszkodzie, żeby wystąpić o należny mu spadek. Nikt nie
może się temu sprzeciwić.
Przebrał się szybko i ruszył do zamku.
W jadalni były już Anita, Herma i dzieci. Pani von Seebach, Kurt
1 Inga znaleźli widocznie jakąś wymówkę i kazali służbie podać obiad na
drugie piętro, do ich salonu. Po zajściu z kopertą siedzieli tam we troje
i martwili się o dalsze losy. Nie wątpili, że teraz Gunnar Lundstróm nie
okaże im cienia litości.
Kurt patrzył zamyślony przed siebie. Nie miał wyboru: musi
pracować i zdobyć jakiś zawód. Co za perspektywa? Chyba rzeczywiś-
227

cię pozostało mu tylko szukanie bogatej narzeczonej, ale bez dyplomu
uniwersyteckiego co właściwie miałby jej do zaoferowania?
W jadalni tymczasem wszyscy zasiedli do stołu. Nareszcie zapano-
wała tam swojska atmosfera i nikt nie musiał krępować się obecnością
osób wrogo usposobionych. Dzieci paplały do woli, nie przejmując się
wcale, że nikt ich nie słucha. Gunnar mógł wreszcie bez skrępowania
patrzeć w roześmiane oczy Hermy i prowadzić z nią miłą rozmowę,
podczas gdy Anita zajmowała się dziećmi.
Nie chciała, żeby przeszkadzały zakochanym, sama też nie wtrącała
się do ich rozmowy. Wykorzystując chwilę milczenia tych dwojga,
rzekła uśmiechnąwszy się:
Za ten skok przez poręcz należy się pani medal, Hermo. Jeszcze
godzinę wcześniej mówiła pani, że bez powodu nie zaryzykowałaby
takiego skoku.
Herma zarumieniła się.
Przecież miałam taki powód, Anito! Pani von Seebach krzy-
czała, że jestem złodziejką, a Kurt z rozciapierzonymi łapami szyko-
wał się do wydarcia mi koperty. Pamiętam pani słowa, że nie może
ona wpaść w niczyje ręce. Musiałam dać ją dyrektorowi Lundstró-
mowi, więc co miałam zrobić? Pozostała mi tylko droga przez po-
ręcz. Jestem pewna, że gdybym się nie zdecydowała, koperta by
przepadła.
Po krótkiej przerwie dodała:
Wiem, że zrobiłam głupio, ale nie miałam pojęcia o ważności tych
dokumentów. Gdybym to wiedziała, nie niosłabym ich przecież w ręku,
a schowałabym nawet pod bluzkę. Całe szczęście, że przechytrzyłam
tych dwoje. Pewnie podarliby kopertę na miejscu.
Gunnar nie spuszczał z niej oka i delektował się brzmieniem każdego
jej słowa.
Na pewno by to zrobili, panno Heli, ale dobry Bóg czuwał do
końca. Gdy widzi, że na świecie zanosi się na coś niedobrego, posyła
swojego anioła, by zapobiegał nieszczęściu.
Zaśmiała się wesoło.
Chyba pan nie chce powiedzieć, że to ja byłam tym aniołem?
Ja nie podejrzewam, lecz wiem to na pewno! Rzuciła się pani tak
odważnie w przepaść, jakby liczyła pani na własne skrzydła, a ja widząc
228


ten lot, o mało nie umarłem ze strachu. Wiem, że nie było to miękkie
lądowanie i nigdy nie zapomnę pani wielkiego poświęcenia.
Och, aż tak źle znów nie było!
A jednak tak silne i odważne stworzenie straciło przytom-
ność...
Nie jestem widać zbyt wytrzymała, ale nie na ból, tylko na strach
Piekielnie bałam się Kurta von Fuchsa. Właściwie dobrze, że nic nie
wiedziałam o zawartości tej koperty, bo mój strach stałby się jeszcze
większy i pewnie palnęłabym jakieś głupstwo. Po obiedzie Anita
stanowczo oświadczyła, że dziś ona zajmie się położeniem dzieci na
odpoczynek, bo Herma z nadwyrężoną kostką nie powinna za często
chodzić po schodach.
Posiedzi pani chwilkę z panem Lundstrómem, a jak wrócę,
poplotkujemy jeszcze we troje.
Herma broniła się. Czuła, że nie powinna teraz zostać sam na sam
z "księciem", ale Anita przytrzymała ją mocno, gdy tylko próbowała
wstać z krzesła.
Siedzieć i nie ruszać się stąd, póki nie wrócę! Gunnarze, pan
dopilnuje, żeby ta uparta dziewczyna nie wychodziła z tego pomiesz-
czenia rzekła Anita, naśladując ton głosu surowej guwernantki.
Tak jest, proszę pani! podchwycił Gunnar. Obiecuję, że się
nie ruszy.
Anita wyszła z dziećmi, odprowadzana niepewnym spojrzeniem
Hermy. Gunnar tymczasem wstał i podszedł bliżej.
Czy to trudny obowiązek siedzenia w miejscu, panno Heli?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od czego zacząć. Na pewno patrzy
on teraz tym swoim niesamowitym wzrokiem. Odwrócić się i spojrzeć
mu w oczy?
Co ta Anita sobie myśli! rzekła nie patrząc w stronę Gunnara.
przecież nic mi nie jest, a zajęcie się dziećmi to mój obowiązek.
Patrzył na nią z góry.
O, nie! Anita dobrze myśli. Pani powinna była tu zostać.
Dobrze, ale po co zatrzymywała też pana? Z pewnością ma
Pan ważniejsze rzeczy na głowie niż pilnowanie takiego uparciucha jak
Obiecuję, że nie ruszę się stąd do powrotu Anity, a pan może już
odejść.
229

Gurinar chwycił ją za rękę, a głaszcząc czuł, że drżała. Zaniepokoi}
się:
Hermo, skowronku, proszę się mnie nie bać i pozwolić mi
szczerze powiedzieć to, co czuję.
Wyrwała swoją rękę i szybko wstała, ale on przytrzymał ją:
Przed chwilą obiecała pani, że się stąd nie ruszy. Obietnic należy
dotrzymywać! Ja i tak nie pozwolę już pani odejść. Nigdy, skowronku!
Chcę mieć panią przy sobie na zawsze.
Na przemian czuła gorąco i chłód. Złapała się za czoło.
O mój Boże! westchnęła pół przestraszona, pół oszołomiona
szczęściem.
Uśmiechnął się, objął ją mocno i żarliwie pocałował w usta.
Zaskoczona, nie próbowała się bronić. Bezwolnie poddała się, a świat
zawirowałjej w oczach. Przytulił ją jeszcze mocniej i całował aż do utraty
tchu.
Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że do
tego kiedyś dojdzie rzekła cichutko, gdy na chwilę przestali się
całować.
Pogłaskał ją tylko i znowu mocno przytulił, szepcząc raz po raz czułe
słówka, które wszyscy zakochani nagle znajdują w swoim słowniku.
Herma dziwiła się samej sobie, że przychodzą jej na myśl słowa, jakich
nigdy jeszcze nikomu nie mówiła. Które powiedzieć? Jeszcze próbowała
logicznie myśleć, ale nie wiedząc dlaczego, powiedziała tylko:
Mój książę z bajki.
Gunnar uśmiechnięty patrzył w jej rozpromienioną twarz.
Skowronku, to mnie tak nazwałaś?
Też się roześmiała, a patrząc w jego błyszczące ze szczęścia oczy
rzekła:
Ciebie, i to od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłam
Pocałował ją w policzek.
A dlaczego akurat księciem, skowroneczku?
Opowiedziała mu o tym, jak pierwszego dnia pobytu w Lindeck
zobaczyła go przez okno. I pomyślałam: w tym zamku brak tylko
księcia z bajki. Patrzę przez okno, a on idzie! Tak zostałeś księciem
i będziesz nim dla mnie na zawsze. A dlaczego z bajki? Bo tylko
w bajkach się zdarza, żeby książę poślubił głupią dziewczynę, taką jak ja-
230


Cały czas uśmiechem przykrywał wielkie wzruszenie.
Lepiej nikomu nie mów, że jesteś głupią dziewczyną, bo twoi
uczniowie nie zechcą cię jako nauczycielki. Choć prawdę mówiąc, i tak
będą musieli poszukać sobie nowej, bo dla ciebie mam już inną posadę.
Mianuję cię panią zamku Lindeck... oczywiście, jako moją żonę.
Westchnęła głęboko.
Och, chyba się spalę ze strachu, kochany... kochany Gunnarze.
Zabrzmiało to pięknie, mój drogi, ale jako pani von Lindeck... przecież
narobię samych głupstw!
Pocałował ją znowu.
Nic już nie pomoże, skowronku. Musisz pogodzić się z losem.
Mój Boże! To chyba sen. Ty, bogaty możny pan, mnie... biedną.
mysz kościelną... wybrałeś na żonę.
Ktoś tu się myli. Czy to nie Herma Heli wnosi w posagu żółtą
kopertę, a w niej ogromny majątek? Czy bez niej ja mógłbym
kiedykolwiek odzyskać zamek?
Ciekawe, czy ożeniłbyś się ze mną, gdybym tej koperty nie
miała?
Oczywiście. Pokażę ci plany domku, który zamierzałem wybudo-
wać dla nas dwojga.
Rozpłakała się i wtuliła głowę w jego ramię.
Czy ktoś jeszcze ma tyle szczęścia co ja? Ja chyba rzeczywiście
jestem wybranką losu!
Oby tak było zawsze, skowronku. Pamiętasz tę pieśń... Jak to
było?
"Niebiosa i ziemia obdarowują mnie szczęściem!
Czy to moja wina, że świat jest tak piękny?"
Zapadły mi te słowa głęboko w pamięci.
Objęli się i przytuleni całowali. Nie zauważyli, że Anita zdążyła już
wrócić. Na jej widok odskoczyli jak oparzeni.
Herma podbiegła i to śmiejąc się, to płacząc, rzekła drżącym gło-
sem:
Anito, ach, zdarzyło się coś wspaniałego. Ja chyba śnię...
jestem ogromnie szczęśliwa!
t~~_ To widać, droga Hermo! zaśmiała się. Cieszę się bardzo
najwyższy czas, żebyśmy mówiły sobie "ty". Przy okazji
237

przyjacielu Gunnarze, my też już nie musimy udawać przed nikim, że
jesteśmy na pan, pani. Życzę wam obojgu Aviele szczęścia.
Pocałowała Gunnara, a Hermę serdecznie uściskała.
Wybaczcie, że nie zostawiłam was dłużej samych, ale umierałam
z ciekawości, czy Gunnar wykorzystał olcazję i upolował swojego
skowronka.
Więc ty wiedziałaś... że on...
Ze on cię kocha i czym prędzej chce się ożenić? Wiedziałam.
Z Gunnarem jesteśmy zaprzyjaźnieni i naprawdę wiemy o sobie
wszystko.
XVIII
Gunnar mógł zająć się porządkowaniem swoich spraw. Notariuszo-
wi zgłosił odnalezienie testamentu i oficjalnie zawiadomił go, że
Manfred Hallerstedt był jego ojcem.
Otwarcie dokumentów przewidziano w ciągu kilku najbliższych dni,
gdyż czekano na przyjazd z Berlina lokaja Franciszka. Gunnar koniecz-
nie chciał, żeby stary i wierny sługa wziął udział w ceremonii.
Nazajutrz po zaręczynach Herma znalazła w swoim pokoju list,
w którym Inga przesłała wypowiedzenie posady nauczycielki. Nie
życzyła sobie, by uczyła jej dzieci, nie wiedząc oczywiście, że Herma
zaręczyła się z Gunnarem.
Podczas śniadania, w którym uczestniczyli też Anita i Gunnar,
pokazała ten list, śmiejąc się żartobliwie.
Gorzej już trafić nie mogłeś, Gunnarze. Twoja narzeczona
właśnie straciła posadę. Teraz naprawdę nie ma już nic.
To dla mnie prawdziwy cios! westchnął ciężko i przytulił ją.
Anita potraktowała ich żarty poważnie.
Czy aby nie za wcześnie się martwisz, Hermo? Przecież to ja
ciebie zatrudniłam i tylko ja mam prawo zwolnić lub przyjąć twoje
wymówienie. Tymczasem nie zamierzam cię stąd wypuścić. Siostra ma
prawo zrezygnować z twoich usług nauczycielki, aleja mogę zatrzymać
232


cię jako damę do towarzystwa aż do czasu, gdy Gunnar się z tobą fl'e
ożeni. Zakładam, że Gunnar nie wyrzuci mnie z zamku, przynajmniej fla
razie. Nie mylę się, przyszły dziedzicu von Lindeck?
Gunnar pocałował ją w rękę.
Zamek zawsze będzie także twoim domem, Anito, i możesz tu
mieszkać, jak długo chcesz.
Zobaczymy, co nam zgotuje los. Wolałabym zbyt szybko flie
wyjeżdżać z Lindeck, a gdy zamieszkam w Berlinie, chętnie odwdzięcz?
się wam gościną. Przyjedziecie do mnie zimą, a ja do was latefl1-
Zgadzacie się?
Propozycja została przyjęta.
Anita postanowiła porozmawiać z Ingą. Znalazła ją w salonie mat*1'
gdzie siedział także Kurt.
Przyjęli ją chłodno, ale jakby serdeczniej niż kilka dni temu. Aflita
znowu stała się osobą, którą w razie potrzeby można było wykorzystaj
więc należało utrzymywać z nią dobre stosunki.
Zwolniłaś pannę Heli, Ingo, a zapomniałaś, że to ja ją zatr^"
niłam, opłacałam z własnej kasy, co chyba znaczy, że i o zwolnief1111
powinnam decydować.
Ta osoba musi natychmiast się stąd wynieść wtrąciła się pani
von Seebach.
Ja jednak nie widzę żadnego powodu, żeby zwalniać dziewczy11^
tak nagle, i z pewnością tego nie zrobię.
Nie pozwolę, aby ta osoba zajmowała się moimi dziećmi am
chwili dłużej, a powodów do zwolnienia jest aż nadto. Po pierWsze
spiskowała przeciwko nam, po drugie omotała Kurta i ^"
prowadziła do tego, że chce się z nią żenić. Z wielkim trudem udałoS1?
mamie go powstrzymać.
Anita uśmiechnęła się.
Coś mi się zdaje, że macie niewiarygodne źródło inform^J1-
Przypadkiem znam tę sprawę i wiem, że panna Heli zdecydow^nie
odrzuciła najpierw zaloty Kurta, nawiasem mówiąc nieco grubiańskie>
a Ptem też jego oświadczyny.
Renata von Seebach żachnęła się.
Oczywiście, skoro już wiedziała, że Kurt nie jest
spadkobiercą.
233

O nie, mamo! Stało się to jeszcze, gdy Kurt odgrywał rolę
wielkiego pana. Nie macie też podstaw, by podejrzewać ją o spis-
kowanie. Oddała właścicielowi rzecz znalezioną i nic więcej.
Czemu więc nie oddała nam tej koperty?
Było na niej wyraźnie napisane, że otworzyć ją może dyrektor
firmy. Innej wskazówki nie było, więc oddała ją Lundstrómowi.
Czemu tak bronisz tej kozy? Ostatnio jesteś do nas wrogo
usposobiona, siostrzyczko wtrącił się Kurt.
Stanęłam po stronie prawdy, gdyż taki jest mój obowiązek.
O nas się nie martwisz? Ten Lundstróm sprzątnął nam sprzed
nosa legalny przecież spadek rzekła znowu pani Renata.
Ależ mamo! Jaki legalny, skoro wuj Manfred miał syna?
Nie syna, ale bękarta zaśmiała się zgryźliwie starsza pani.
Wuj jednak tak nie uważał i jemu właśnie zapisał majątek.
Nie powinniście nazywać go tym obraźliwym słowem. Bóg świad-
kiem, że sobie nie zasłużył, okazując wam wiele wyrozumiałości
i szlachetności.
Teraz jednak zgarnia wszystko dla siebie.
Weźmie to, co mu się według prawa należy. Jak na razie
potraktował was bardzo łagodnie. Inny na jego miejscu nie zważałby
na nic.
Trzymasz więc jego stronę?
Sądzę, że patrzę na to bezstronnie.
Zatem co z nami zrobi, twoim zdaniem?
Poczekajcie na otwarcie testamentu. Jeżeli sądzicie, że wuj nie
zostawił wam niczego, to słabo go znaliście.
A znałam, znałam! Wiem dokładnie, jakie ochłapy nam rzucił.
Inga i ja możemy tu zostać, ale jestem pewna, że pan Lundstróm
przeniesie nas z zamku do bocznego skrzydła. Dostaniemy co miesiąc po
trzysta marek. Kurt, dopóla nie skończy studiów, ma dostawać starą
pensję, a potem wypłaci się mu dwadzieścia tysięcy na urządzenie
własnego biura. Ingi dzieci, gdy dorosną, dostaną też po dwadzieścia
tysięcy. Ot i nasz spadek!
To znowu nie tak mało, mamo! zdziwiła się Anita.
Prawie nic w stosunku do tego, co nam się zgodnie z prawem
należało.


Anita pokręciła głową.
Niczego już nie da się zmienić, a... mogło byś znacznie gorzej.
_ Dla mnie to już prawdziwa katastrofa mruknął Kurt.
Anita popatrzyła na niego z wyrzutem.
_ Ty tylko potrafisz biadolić. Uważasz się za mężczyznę? Wuj
Manfred też musiał o wszystko walczyć. Nie on jeden doszedł do
majątku zaczynając od zera. Bierz się do roboty i wykaż, że potrafisz
utrzymać się sam.
Dzięki za dobre rady. Takimi jest piekło wybrukowane.
Może mogłabyś nam trochę pomóc, Anito? odezwała się
Renata, chcąc nie dopuścić do sprzeczki.
Anita zawahała się przez chwilę.
Gunnar jest moim doradcą; spytam go o zdanie.
Zasłaniasz się nim, bo wiem, że nie chcesz nic dać warknął
Kurt.
Jeżeli o ciebie chodzi, to możesz być pewny, że nie dostaniesz ode
mnie ani grosza. Jedno co mogę zrobić, to przemilczeć te cztery tysiące
marek, które ode mnie wyłudziłeś. I tak wiem, że ich nigdy nie zwrócisz.
Wobec ciebie, mamo, nie czuję się winna, a jeżeli cokolwiek ci dałam, to
czyniłam to dobrowolnie. Po śmierci ojca wydałam na was ponad
sześćdziesiąt tysięcy marek, nie licząc tego, że na mój koszt mieszkaliście
w Berlinie, w mojej willi. Ja na swoje potrzeby wydałam niecałe
trzydzieści tysięcy, wliczając w to kupno samochodu. Gdybym miała
dalej wspierać was tak jak dotychczas, musiałabym zbankrutować. Że
tak nie może być, przekonał mnie wuj Manfred. Jeśli dobrze go
zrozumiałam, odsetki z moich oszczędności muszą mi wystarczyć, bo nie
mam przedsiębiorstwa, które przynosiłoby mi dochody. Sądzę, że
rozumiecie moją sytuację.
Pani von Seebach cieszyła się, że Anita mimo wszystko obiecała
jakąś pomoc. Odezwała się płaczliwym tonem:
Pamiętaj, córko, że byliśmy przyzwyczajeni do innego standardu
życia, i w domu twojego ojca, i tu, w Lindeck.
Wiem o tym, mamo, i dlatego chcę rozmawiać z Gunnarem.
owiem wam, co postanowił. A swoją drogą, naprawdę, bądźcie dla
iego uprzejmi. Jest uczciwy i wyrozumiały; sami się o tym już
Przekonaliście.

235
234


Pożegnała się, a będąc już za drzwiami, odetchnęła z ulgą. Nareszcie
miała rozmowę z krewnymi za sobą.
W niedzielę matka z Ingą i Kurtem zdecydowali się wreszcie zejść na
obiad do jadalni, wiedząc, że w obecności Franka Soltaua nie dojdzie do
żadnych drażliwych rozmów i decydujących rozstrzygnięć. Frank nie
wiedział o dramatycznych zajściach sprzed kilku dni, ale martwił się, że
sprawił Anicie niechcący przykrość, pokazując się ze swoją siostrą. Dziś
musiał tę sprawę wyjaśnić i z tym postanowieniem zjawił się w jadalni.
Witając się z Anitą zauważył, że poczerwieniała i podała mu do
pocałowania drżącą rękę. Nie od razu się uspokoił; zauważył, że przy
stole zapanowała inna niż zazwyczaj atmosfera.
Anita zawiadomiła matkę i przyrodnie rodzeństwo, że panna Heli
nie jest już nauczycielką dzieci Ingi, ale jej damą do towarzystwa i nadal
pozostanie w zamku. Inga już zdążyła pożałować swojej decyzji, a Anita
zdecydowanie odmówiła opłacania nowej nauczycielki. Było jej żal
malców, że straciły tak dobrą wychowawczynię, ale ze względu na
postępowanie Ingi obiecała sobie, że już nie da się w to wciągnąć.
Herma siedziała przy stole obok Anity, a Inga musiała zająć się
dziećmi sama. Gunnar po rozmowie z Anitą dał się przekonać i sam
zaoferował Indze, że na własny koszt zatrudni guwernantkę. Zao-
szczędzone pieniądze może Anita przeznaczyć na ewentualną pomoc dla
macochy. Co do pozostałych wydatków Gunnar postanowił ściśle
realizować decyzje ojca, bo z pewnością on najlepiej znał potrzeby
i możliwości swoich krewnych.
Po obiedzie Gunnar wstał i ukłoniwszy się rzekł:
Chciałem szanownych państwa zawiadomić, że w środę nastąpi
otwarcie testamentu Manfreda Hallestedta. Umówiłem się z notariu-
szem na jedenastą. Zgodnie z wolą ojca uroczystość odbędzie się w jego
gabinecie. Wszystkich obecnych, oprócz pana Soltaua, proszę o przyby-
cie.
Popatrzyli bez słowa po sobie. Gunnar wyczuł, że niektórzy dziwią
się zaproszeniu także Hermy, więc rzekł:
Jesteśmy jeszcze w okresie żałoby, ale aby uniknąć niepotrzeb-
nych spięć i kłopotliwych sytuacji, chciałem oznajmić wszystkim tu
obecnym, że panna Heli zechciała przyjąć moje oświadczyny. Zanim


ogWimy oficjalne zaręczyny gdy okoliczności na to pozwolą
f^.nna Anita zgodziła się przyjąć moją narzeczoną jako pannę do
toM^fzystwa. Jeżeli zdecydowałem się dziś ogłosić ten fakt, to tylko po
to,!1 ^ uprzedzić, że pannie Heli należy się odpowiednie traktowanie
i szA-unek. Inne sprawy omówimy po otwarciu testamentu.
Wani von Seebach, a także Inga siedziały sztywno osłupiałe. Wreszcie
pam^ Renata przełamała się i chłodnym tonem złożyła narzeczonym
życzenia. Inga nie była w stanie wymówić słowa i tylko
nieruchomo na Hermę bazyliszkowatym wzrokiem. Blada jak
i, opuściła bezradnie głowę. Kurt ze ściągniętą twarzą spoglądał to
nafiWrurmara, to na Hermę, po czym wstał i skinąwszy lekko głową
opt*1 tił szybkim krokiem jadalnię. Inga popatrzyła znacząco na matkę.
ObrH-vvstały równocześnie, a pani von Seebach przeprosiła, że muszą już
odtft-ić, by zająć się dziećmi.
^Maluchy smutnym wzrokiem patrzyły na Hermę, która dziś nie
pos"9tięciła im nawet paru chwil. Nie potrafiły zrozumieć dlaczego, ale
wiedziały, że Hermie jest z tego powodu bardzo przykro.
y damy wyszły, Frank Soltau wstał także i chciał się pożegnać,
narzeczonym najserdeczniejsze życzenia. Dopiero teraz zro-
ł, że w zamku zdarzyło się coś ważnego, o czym jeszcze nie
wiedział.
zatrzymał go jednak.
' ~ Mam nadzieję, drogi Franku, że zostanie pan z nami, przynaj-
mnij (j by wypić zaręczynowego szampana.
'r:l rank spojrzał ukradkiem na Anitę.
Nie wiem, czy wypada... zostałem zaproszony przez panią von
i, a ona wyszła,
zaśmiała się.
Spokojnie może pan usiąść. W zamku Lindeck tylko dyrektor
decyduje, kto jest gościem, a kto nie.
'r1~rank zerknął na Gunnara. Słyszał coś kiedyś, że podczas cere-
li otwarcia testamentu pana Hallerstedta ten ważny dokument
bez śladu wszyscy o tym mówili. Dziś Gunnar zapowiadał,
)ść odbędzie się dopiero w środę. Coś tu nie pasowało,
testament się odnalazł? Co Anita miała na myśli mówiąc, że
vl1 <* pan Lundstróm decyduje o tym, kogo zapraszać do zamku.

236
237


Patrzył zdumiony, niczego nie rozumiejąc. Gunnar wstał, wziął Franka
pod ramię i uśmiechnął się.
Niech pan z nami usiądzie, Frank. A skoro pijemy już za
narzeczonych, przepijmy od razu wszystkie zmartwienia. Jest pan moim
przyjacielem i nie widzę powodu, żeby ukrywać przed panem cokolwiek.
Niech pan usiądzie i posłucha.
Frank usiadł, a Gunnar zawołał:
Skowronku, zaśpiewaj nam, bo zrobiło się smutno.
Rzuciła mu płomienne spojrzenie.
Och, gdy się jest szczęśliwym, pieśń sama ciśnie się na usta.
Anita pocałowała ją.
Racja, Hermo, szkoda czasu na smutki.
Czworo przyjaciół bawiło się znakomicie. Szampan, wypity za
zdrowie narzeczonych, tylko poprawił im humory. Gunnar z Frankiem
wypili bruderszaft, z czego młody Soltau był niezwykle dumny.
Wygląda to tak, jakbyście się wzajemnie pasowali na rycerzy
zażartowała Anita.
Frank pocałował ją w rękę, a gdy ukradkiem popatrzył jej w oczy,
dziewczyna poczerwieniała. Gunnar zaczął opowiadać historię od- i
nalezienia testamentu, ale w wielkim skrócie, gdyż zamierzał za-
proponować wspólne wyjście na spacer po parku.
Dziś możemy chodzić aż do zmierzchu, bo moja Herma nie musi i
już o określonej godzinie zajmować się dziećmi rzekł na koniec.
Szkoda mi tych maluchów, bo zupełnie nie wiedzą, co się stało j
westchnęła Herma.
Nic nie poradzimy, skowronku, że mają tak nieodpowiedzialną
matkę. Chodźmy już chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Anita i Frank ruszyli za nimi. Gdy znaleźli się w parku obie pary
dzieliła już spora odległość i żadna ze stron nie zamierzała jej zmniejszyć.
Gunnar miał o czym rozmawiać z Hermą, a poza tym chciał, żeby Anita
z Frankiem wreszcie porozmawiali otwarcie i wyjaśnili sobie wszystkie
nieporozumienia.
Oni szli jednak milcząco, jak zaklęci. Wreszcie Frank się przełamał.
Gdybym wiedział, że dyrektor Lundstróm jest panem zamku
i dziedzicem majątku Lindeck, nigdy nie odważyłbym się wypić z nim
bruderszaftu.


Spojrzała na niego poważnie.
._ Czy różnice majątkowe muszą być przeszkodą do zawarcia
przyjaźni, jeżeli panowie nawzajem się szanujecie?
Westchnął głęboko.
_ Być może pani tego nigdy nie zrozumie.
Odruchowo pokręciła głową.
_ Kto jak kto, ale pan nie powinien mieć kompleksów niższości.
_ Doprawdy nie wiem, co pani odpowiedzieć.
_ Wyraziłam tylko swoje zdanie. Dla mnie jest pan osobą godną
najwyższego uznania i szacunku.
Głos jej drżał, ale wiedziała, że musi mu dodać teraz odwagi.
Najwyraźniej jej się udało. Frank przystanął i spojrzał Anicie prosto
w twarz. Był blady, a jego oczy zrobiły się niemal czarne.
Anito, czy to prawda?
Patrzyła na niego rozpromieniona.
Musiałam to panu powiedzieć, żeby odpokutować za pode-
jrzenie, jakie na pana rzuciłam. Nie zdobyłabym się na te słowa, gdyby
Gunnar nie opowiedział mi szczerze, o czym rozmawialiście w zeszłym
tygodniu. Znalazłam dość odwagi, żeby ... dodać odwagi panu.
Wziął ją za ręce, a nie mogąc znaleźć odpowiednich słów poca-
łował w usta. Objął ją mocno, nie zważając na to, że ktoś mógłby ich
zobaczyć. Oboje dali się unieść fali wyzwolonych od niepewności
uczuć.
Frank nie czuł się już biedakiem, miał wrażenie, że został królem.
Zdobył ogromny skarb, jakim była dla niego miłość Anity, a on równie
cenny mógł złożyć teraz u jej stóp. Anita myślała dokładnie to samo. Czy
to ważne, że on nie jest bogaty? Kochała go takim, jaki jest, a on kochał
ją. Wszystko inne przestało się liczyć.
Ochłonęli nieco. Stali tak wpatrzeni w siebie i uśmiechali się. Widząc
oddalających się Gunnara i Anitę, Frank zawołał radośnie:
Nie ma co ukrywać, oni nie potrzebują nas, ani my ich!
Anita zdecydowała się powiedzieć Frankowi o swoich podejrze-
niach zrodzonych po tym, jak zobaczyła go w oknie całującego siostrę.
Uważałaś mnie wtedy za drania, przyznaj się?
Nie to, Frank. Wyrzucałam tylko sobie, że żyję urojeniami, iż
ty mnie kochasz.

238
259


i
Ach, najdroższa, gdybyś wiedziała, co wyprawiało moje serce za
każdym razem, gdy się spotkaliśmy, nigdy nie przyszłoby ci do głowy, że
były to twoje mrzonki! Ale mówię ci, gdyby nie Gunnar, nasz najlepszy
przyjaciel, nie zdobyłbym się na odwagę i nie wyznałbym ci moich uczuć.
Popatrzyła na niego prowokująco.
Nie lubię mężczyzn, którym brakuje odwagi!
Te słowa nie mogły ujść jej bezkarnie. Wziął ją mocno w objęcia
i całował tak długo, że zaczęła błagać, by przestał.
Po prawie dwóch godzinach obie pary wreszcie się spotkały.
Wszyscy zarumienieni z emocji, z rozpromienionymi, błyszczącymi
oczami wracali powoli do zamku.
W środę dokonano otwarcia testamentu. Krewni Manfreda Hallers-
tedta dostali dokładnie to, co wcześniej wiedziała już pani von Seebach.
Na końcu ojciec dopisał jeszcze, że syn ma prawo, jeżeli zechce, wypłacić
Renacie von Seebach i jej córce pięćdziesiąt tysięcy marek, by opuściły
zamek Lindeck, w przypadku gdy ułożenie z nimi poprawnych stosun-
ków okaże się niemożliwe.
Gunnar zaproponował obu paniom podwojenie tej sumy, jeżeli
zdecydują się na przeprowadzkę, co biorąc pod uwagę zaistniałe
okoliczności z kradzieżą testamentu uważał za najlepsze rozwiązanie.
Żeby jednak Kurt lekkomyślnie nie roztrwonił stu tysięcy marek,
Gunnar zdecydował wpłacić tę sumę do banku, odsetki zaś przeznaczyć
na utrzymanie obu kobiet. Po śmierci matki i babci kapitał ten stałby się
własnością dzieci Ingi. Kobiety bez wahania przyjęły propozycję
Gunnara, wiedząc doskonale, że upieranie się przy pozostaniu w Lin-
deck nie ma sensu. Chciały wyjechać już nazajutrz, a do czasu
znalezienia odpowiedniego mieszkania mogłyby zamieszkać w Berlinie,
w willi Anity. Koszty przeprowadzki i umeblowania ich nowego domu
zobowiązał się pokryć Gupnar z własnych dochodów. Anita też obiecała
im pomoc.
Kobiety z dziećmi wyjechały zgodnie z planem. Stary Franciszek
pozostał natomiast w Lindeck, gdzie powierzono mu odpowiedzialną,
honorową funkcję zarządcy zamku. Narzeczone tymczasem zamiesz-
kają w głównym skrzydle, a obaj narzeczeni pozostaną w skrzydle
bocznym. Ślub obu par przewidziano na wczesną jesień. Anita z mężem
240


wyjedzie później do Berlina, a Frank wróci na uniwersytet w Charlot-
tenburgu, by zdać końcowe egzaminy i uzyskać dyplom inżyniera.
Pracę znajdzie albo w fabryce maszyn, albo też założy własne
przedsiębiorstwo. Anita pożyczy mu pieniądze na rozruch, on zaś
zwróci jej co do grosza, gdy tylko stanie na nogi. Że dopnie swego, nikt
nie wątpił. Przy jego charakterze...
Kurt von Fuchs z wielką niechęcią i oporami będzie musiał skończyć
swoje studia i, chcąc nie chcąc, rozpocząć pracę.
Zaraz po winobraniu w zamku Lindeck urządzono huczne podwój-
ne wesele i nikt chyba nie potrafiłby rozstrzygnąć, która z dwu młodych
par była wtedy bardziej szczęśliwa.

UNIPROJECT Sp. z o.o. 00-490 Warszawa, ul.'Wiejska 12
tel. 29-87-65; fax 21-40-32
poleca swoje wydawnictwa
zwierciadło
kupując "Zwierciadło" zyskujesz przyjaciela
Nasze pismo
rozumie Twoje problemy
wyczuwa marzenia
odpręża, zaciekawia, doradza
Wraz z nim przyjdą do Ciebie: psycholog, architekt, kosmetyczka, lekarze różnych
specjalności.
Z naszego horoskopu odczytasz swoją przyszłość.
W SPRZEDAŻY
Kalendarz mój pierwszy rok
na 1993/94 rok
Poradnik dla młodej matki pragnącej wychować zdrowe dziecko 100 porad leka-
rza, psychologa, doświadczonej matki.
KSIĄŻKI
Kochałam, zdradziłam, nie żałuję
z autentycznymi zwierzeniami kobiet, nadesłanymi na konkurs dla szczerych i odważ-
nych pn. "Moja niewierność", ogłoszony przez miesięcznik "Zwierciadło" (cena hur-
towa 12.000 zł.)
"Pierwsze kroki w Ameryce"
Jak zdobyć kartę stałego pobytu?
Jak załatwić ubezpieczenie?
Ile kosztuje wynajęcie mieszkania?
Co zrobić, aby dziecko mogło podjąć studia?
a te i wiele innych pytań znajdziesz odpowiedź w przewodniku wydanym przez
redakcję magazynu "Zwierciadło". Jesteśmy pewni, że nasze wydawnictwo stanie się
Państwa niezbędne podczas pobytu w Ameryce.

i
n


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
egzamin Teoria Obwodow Skowronek sem 1
SKOWRONKI I SOWY
Courths Mahler Serce nie sluga
Courths Mahler Przez cierpienie do szczescia
literatura imieninalki przemyslaw skowron ebook
Courths Mahler
Courths Mahler Banitka
Skowroński Jacek, Szewczyk Kasia Jej obraz
Courths Perly

więcej podobnych podstron