Baraniecki Marek Gwiezdny kupiec(1)


Baraniecki Marek
Baraniecki Marek
Marek Baraniecki (ur. 16 czerwca 1956 w Gliwicach)
to polski pisarz science fiction. Z zawodu in\ynier
środowiska - absolwent Politechniki Śląskiej, przez
osiem lat pracował w wyuczonym zawodzie. Od 1976
roku próbował swoich sił, jako dziennikarz w
czasopismach studenckich, m.in. kierownik Gliwickiego
Oddziału Tygodnika Studenckiego "Politechnik".
Publikował równie\ artykuły w Tygodniku Społeczno-
Kulturalnym "Katolik".
Debiutował w 1983 roku na łamach miesięcznika
Fantastyka opowiadaniem Karlgoro godzina 18.00, które
zostało uznane za najlepsze opowiadanie opublikowane
tego roku w tym\e miesięczniku. W 1984 roku
zrezygnował z pracy zawodowej na rzecz pisania. Wydał
zbiór opowiadań Głowa Kasandry (1985). Za
opowiadanie o tym samym tytule otrzymał w 1985 roku
nagrodę im. Janusza A. Zajdla.
Nagrodzone opowiadanie rozeszło się w 150 tys.
nakładzie, miało równie\ adaptację radiową, która,
czytana w odcinkach w III programie Polskiego Radia,
wzbudziła du\e zainteresowanie. Nie wyszła natomiast
próba ekranizacji. Wszystko rozbiło się o cenzurę - nie
mo\na było dojść do porozumienia, jakie symbole miały
być na głowicach nuklearnych. Po kilku latach
przepychanek zniechęcony Baraniecki zrezygnował z
pisarstwa i wrócił do pracy w swoim zawodzie.
Gwiezdny kupiec
Ketlan Dafee był mę\czyzną w średnim wieku. Jednak\e ilość przebytych w \yciu
kilometrów przekraczała ilość kilometrów przebytych przez całą ludzkość od chwili jej narodzin
a\ do dnia jego urodzenia. Ilość widzianych przez Ketlana rzeczy te\ była spora. Mimo to,
a mo\e właśnie dlatego głosił on wszem i wobec, \e Gwiezdny Kupiec nie istnieje. Miał do tego
prawo z racji doświadczenia.
Ketlan Dafee był świe\o emerytowanym Penetratorem Kosmosu wszystkich istniejących
technik podró\owania, czyli elitarnym pilotem Transgalaktycznej śeglugi Kosmicznej.
Emerytury dosłu\ył się po pięciu latach słu\by czasu ziemskiego, która we wnętrzach
kosmicznych kurierów zamknęła się liczbą tysiąca pięciuset lat pokładowych. Technika
pozwoliła mu prawie się nie postarzeć. Pozostałe kilkadziesiąt lat pełnego \ycia Ketlan Dafee
postanowił spędzić na Ziemi. Aktywnie.
Teraz siedział w milczeniu za wielkim pulpitem swego własnego Statku  Mag Polarny ,
kupionego za odło\one pobory i z uwagą wpatrywał się w panoramiczny ekran ścienny.
Przestrzeń pełna była martwych, dobrze znanych milczących gwiazd. Pod nogami wisiała
błyszcząca, pełna \ycia planeta, o której istnieniu Ziemia jeszcze nie wiedziała. Idealny punkt
orientacyjny w pustym Kosmosie. Zegar jądrowy beznamiętnie odliczał czas do oczekiwanej od
setek lat przez Ketlana chwili. Tutaj, z dala od rakietowych szlaków, czekał na swoich
pierwszych kontrahentów, by wejść do wielkiego handlu. Na rozruch przygotował Towar,
jakiego jeszcze nie było.
Przestrzeń pozornie martwa i pusta na kiloparseki wokoło niedostrzegalnie drgnęła tu\ nad
krawędzią atmosfery. Z nadprzestrzeni wynurzył się statek-kula o średnicy kilometra
i w ułamkach sekundy minął  Maga hamując z deceleracją minus sto  g . Chwilę pózniej
zawrócił i zawisł nieruchomo na optycznej na orbicie parkingowej.
 MIA, krą\ownik Miecz  powiedział Statek.
 Uzbrojony?  zapytał Ketlan Dafee.
 Tak  odpowiedział Statek:  Istna forteca. Ketlan pomyślał, \e pięćset lat wcześniej
ledwie im umknął. Ale teraz sytuacja była inna.
 Wytłumacz im, \e ju\ nie reprezentuję Ziemi  powiedział Ketlan.
 Wiedzą o tym. Mówią, \e dlatego przylecieli  wyjaśnił Statek.
 Dziękuję  odparł lakonicznie Ketlan. Nad planetą przemknął cień i zniknął za jej
krawędzią.
 Quasar Enterprises  oznajmił Statek. Ketlan pomyślał o Towarze. Obrócił głowę w stronę
pancernej ściany pomieszczenia. Czerwony kwadrat jaśniejący niepokojącą czerwienią oświetlał
tabliczkę na niewielkich pancernych drzwiczkach z napisem:  Próba otwarcia sejfu spowoduje
zniszczenie zawartości . Wolno powiódł wilgotną dłonią po puszystym oparciu fotela czując
rozkoszne mrowienie pod sercem. Odczuł rodzaj psychicznego komfortu. Miał Towar, a oni
przylecieli, by go nabyć... za ka\dą cenę. Tego był pewien.
 GIC, najwa\niejszy kontrahent  powiedział Statek.
 Gdzie?  zdziwił się Ketlan.
 Poza widmem widzialnym. W zakresie rentgenowskim dwa kilometry średnicy.
 Co robisz?  zaciekawił się Ketlan, bo wzrosło subtelnie zu\ycie mocy.
 Nawiązałem kontakty dyplomatyczne. Pozdrowiłem, podziękowałem za przybycie
i obiecałem, \e się nie rozczarują  wyjaśnił Statek.
 A oni co?
 Pozdrawiają tak\e.
 Jesteś zdolny  pochwalił siebie Ketlan i roześmiał się.
 Operuję wzorcem twojej osobowości  powiedział Statek.
 Wiem  spowa\niał Ketlan, ale w jego głosie brzmiało samozadowolenie.
  Belisar . Pozdrawia cię serdecznie. Lizus  powiedział Statek.
 Jakiś nowy kontrahent?
 Nic szczególnego...  mruknął Statek i roześmiał się:  Linie Archanioła. Twoja miłość.
 Pasa\erskie... Kliwia. Ile\ to lat... no, robi się ciasno  powiedział Ketlan patrząc na sznur
statków ró\nych kształtów wiszących w półkolistym łuku jak perły w naszyjniku. Ju\ wiedział,
\e jest panem sytuacji. Oto na jego dyskretne ogłoszenie zlatywali się ró\ni armatorzy. Kosmos
wypełniony zgiełkiem handlowego \ycia, przemytu, planetarnych rewolucji, karnych wojennych
wypraw, legalnych i nielegalnych transportów przewo\ących wszystko i we wszystkich
kierunkach, przestrzennych i czasowych wypluwał teraz na orbitę sojuszników i śmiertelnych
wrogów, uciekinierów i tropiących. Tutaj jednak wszyscy tolerowali się, jakby na mocy nie
pisanego porozumienia. Aączyła ich chęć zakupu silniej, ni\ odpychały siły wzajemnej
nieufności.
 Oni mówią, \e to jest tajne zebranie, a nasza zbiórka mo\e pozostawić ślad w świadomości
cywilizacji planety  powiedział Statek:  Według nich pozostawanie na orbicie grozi
zdemaskowaniem.
 Pretekst  \achnął się Ketlan:  To cywilizacja homofagów na poziomie przedradiowym.
Oni nawet nie widzą swojego nieba... No dobrze, proponuję spotkanie nad biegunem tej planety
miliard lat temu. Pułap tysiąc kilometrów.  powiedział Ketlan  I zapytaj czy się zgadzają i czy
mają warunki techniczne do skoku czasowego.
 Tak. Zgadzają się  wyjaśnił niemal natychmiast Statek:  Ach, są statki z Monogram In
i Holyoke Arb oraz jakiś zbuntowany pancernik  Włócznia .
 Oo  zdziwił się Ketlan:  To ju\ do tego dochodzi. A z Ziemi?
 Oni się te\ niecierpliwią, ale jest jeszcze siedem minut  wyjaśnił Statek.
Sześć minut i trzydzieści sekund pózniej przestrzeń z trudem wypluła pierścień o średnicy
trzystu metrów. Przez dłu\szą chwilę Ketlan Dafee obserwował ze zdumieniem i napięciem, jak
ziemski statek usiłuje się zmaterializować wykazując odwagę załogi graniczącą z szaleństwem.
Był to stary, wysłu\ony kosmolot Corco Zeta wo\ący unikalne izotopy. Widać to było jak na
dłoni, gdy konstrukcja zmaterializowała się niemal w stu procentach, a obwarzanek izotopów
zajmujących pierścieniową ładownię pozostawał w nadprzestrzeni, nie mogąc dołączyć do
całości. W końcu jednak manewr się udał. Pierścień kosmolotu przeleciał niebezpiecznie
pomiędzy czekającymi statkami jak podkowa rzucona ręką pijaka, wychodząc z rozpędu z orbity
i pozdrawiając po drodze zebranych. Z trudem zawrócił.
 On te\ się zgadza  powiedział Statek, na co Ketlan westchnął z ulgą:
 Są wszyscy, na których mi zale\ało. Nie spodziewałem się nawet... Powiedz, \e zało\yłem
Gates Learjet. I w drogę.
* * *
Miliard lat wcześniej na planecie nie było jeszcze \ycia. Nie było tak\e \ycia na Ziemi, a co
za tym szło nie było równocześnie ani świadków spotkania, ani te\ budzących obawy
Kosmicznych Sił Porządkowych. Zadowolenie z tego stanu rzeczy Ketlan dostrzegł
w zachowaniu kilkunastu osób, jakie zebrały się w sterowni jego Statku wokół podłu\nego stołu.
Siły te były największym problemem handlu upatrując, w umyśle Ketlana nie bez racji, w handlu
właśnie instrumentu panowania nad polityką w Kosmosie.
Ketlan Dafee zlustrował dyskretnie spojrzeniem siedmiu mę\czyzn i sześć kobiet siedzących
w napięciu oczekiwania.
 Chwała władcom ludzkości  wypowiedział Ketlan sakramentalną formułę powitania.
Kilka anemicznych głosów odpowiedziało:
 Ich władza niech trwa...  i ucichło.
 Cieszę się, \e mogę gościć w swoich skromnych progach tak znakomitych armatorów 
zaczął Ketlan.
 Ty, Dafee, przyznaj się, co to za sztukę wymyśliłeś  przerwał mu bezceremonialnie
dowódca  Włóczni . Olbrzymi, otyły pilot w przyciasnym kombinezonie z dystynkcjami
pułkownika.
 Ciebie te\ witam serdecznie  odpowiedział uprzejmie Ketlan nie tracąc nic ze swobody
gospodarza.
 No, dobra... co to za towar, który tak wychwalałeś...  zaczął znów grubas, ale przerwał mu
dowódca anarchistów ze statku MLA. Był to starszy, wysoki i niezmiernie chudy neurastenik
o wielkich spoconych dłoniach.
 Cicho! Być tu gościem i zachować się jak gość... Dafee  to było ju\ skierowane
w łamanym interjęzyku do Ketlana:  Z rozkładu prawdopodobieństwa wynikać, \e twój towar,
jak nas szły słuchy, trafiać się raz na milion lat ziemskich... hę?
Ketlan uśmiechnął się w duchu. Te słuchy rozpuścił sam.
Westchnął z udawanym strapieniem.
 Je\eli nie dacie mi dojść do słowa, to nie wyjdziecie stąd i za miliard lat.
Poskutkowało. Ketlan wstał z fotela i wsparł się na krawędzi stołu.
 Wiecie, \e nie jestem ju\ na słu\bie i nie obowiązują mnie \adne kodeksy ani powinności
wobec Ziemi. Ale z jej czasów znam wszystkie wasze bolączki, jakie trapią uczciwy, ale
prawdziwy handel. Wiem, \e patrole celne i federacyjne siły porządkowe konfiskują dwa
transporty na trzy. Z tego  podniósł teatralnie głos  jeden idzie do ich ładowni jako wykup. To
niesprawiedliwe!
Siedzący poruszyli się w fotelach, a w spojrzeniach dojrzał cień aprobaty przesłonięty
nieufnością..
 Mówią, \e to dla Gwiezdnego Kupca  wyrwał się chudzielec. Ale kto go widział?
 Nikt, bo to jest wymówka. Kto z was wie, czym handluje ten rzekomy gwiazdor? 
odezwała się Kliwia, rudowłosa piękność z Linii Pasa\erskich o anielskich kształtach.
Zapanowało milczenie. Przerwał je Ketlan.
 Ja nic nie wiem o Gwiezdnym Kupcu, a nawet gdyby istniał, to mam sposób na wszystkich
jego rzekomych agentów. On jest tam. To właśnie mój Towar  Ketlan wykonał półobrót ciałem
i wyciągniętą dłonią wskazał oświetlone czerwonym prostokątem pancerne drzwiczki w ścianie.
Siedzący na końcu stołu unieśli się na łokciach. Wszyscy stę\eli w oczekiwaniu.
 A teraz dowiedzcie się, \e lepszego nie ma... i nie mo\e być. Dowiedzcie się, na czym to
polega.
Usiadł. Cisza dzwoniła w uszach, była subtelniejsza od kosmicznej pustki.
 Tracicie towary, bo nie udaje się ich wam ukryć przed konfiskującymi  Ketlan Dafee
zaczął mówić tonem doświadczonego wykładowcy:  Có\ z tego, \e techniki bukowania doszły
granic technicznych mo\liwości. Có\ z tego, \e dawno ju\ wymyśliliśmy pozorne komory
ładunkowe o ujemnej kubaturze i znikowe ładowanie podprzestrzenne maskowane prawdziwymi
zabudowanymi na ich geometrycznym miejscu. Jaki po\ytek z tego, \e są one technicznie nie do
wykrycia... A propos, słyszałem te\ o najnowszym wynalazku polegającym na załadunku statku
i cofaniu towaru wraz ze ścianami ładowni w przeszłość lub przyszłość. Chylę czoła przed
autorem tego epokowego wynalazku...
Ketlan udał, \e nie dostrzega, jak twarz przedstawicielki Eon Flashcorp pokrywa się lekkim
pąsem.
 Podziwiam technikę  mówił dalej:  Zwa\ając, i\ ładunek podró\uje w ślad za
geometrycznymi wymiarami statku i musi mieć zdublowany system ochrony przed ciałami
krą\ącymi w owej przestrzeni, jest to rozwiązanie perfekcyjne. Zderzenie w przeszłości
z meteorytem likwiduje w terazniejszości cały statek w chwili cofania ładunku wstecz,
a zderzenie w przyszłości powoduje utratę ładunku. To wielkie handlowe poświęcenie.
Ketlan opuścił głowę ze smutkiem. Trwał tak kilka sekund. Potem uniósł ją i powiedział:
 I có\ z tego, skoro siły porządkowe nie umiejące przeszukiwać czasoprzestrzeni wyłuskują
ten ładunek jak pisklę z gniazda? Nie pytając nawet co przewozisz, zapraszają do siebie i ka\ą
usiąść w specjalnym fotelu-obmacywaczu. A potem uśmiechając się penetrują waszą
podświadomość... Nie muszą pytać czy przewozisz niewolników (tu rudowłosa piękność
przełknęła ślinę), czy materiały inicjujące nielegalne \ycie na pustych planetach (tu
przedstawiciel Quasar Ent wyprostował się jakby połknął kij) czy te\ ładunki i materiały do
syntez termo czy kwarkorodnych (tutaj dowódca  Corco Zeta spojrzał podejrzliwie na Ketlana).
W podświadomości mamy wszystkie informacje, jaki jest towar i jak go ukryliście.
Znów urwał przygotowując się do decydującego uderzenia.
 Prawda wygląda tak. Aańcuch środków u\ywanych do zabezpieczenia towaru przed
wykryciem ma bardzo silne ogniwa... oprócz jednego. To wy jesteście tym słabym ogniwem.
Z punktu widzenia technicznego to ogniwo jest jak szczypce do bielizny zaciskające wylot
zbiornika ciekłego tlenu. To wstydliwie słabe ogniwo i nie ma na to rady, \e puszczacie
informacje, które są tym, czego patrole szukają... To nie ładunek trzeba ochraniać, lecz was.
Jeden ładunek na trzy przecieka tylko dlatego, \e udaje się wam uniknąć penetracji
podświadomości... Mój Towar to sposób na uszczelnienie tego słabego ogniwa. To jest...
Wszystkie spojrzenia skoncentrowały się na jego ustach. Tu\ za pozornie zblazowanymi
spojrzeniami potencjalnych kupców czaić się zaczęła chciwość.
 To jest klucz do podświadomości zamykający ją jak sejf!  zakończył Ketlan.
Za plecami czuł ciche brzęczenie aparatury i szmer klimatyzacji. Potem z końca
pomieszczenia padło ciche pytanie:
 Co to znaczy?
 To oznacza, \e posiadacz tego klucza przejdzie bezpiecznie przez ka\de pranie mózgu,
dokonywane przez kogokolwiek  Ketlan roześmiał się:  Je\eli wierzycie w tego Gwiezdnego
Kupca, to rozkładając wszystkie patrole, które, jak twierdzicie, pracują dla niego (Ketlan
skomentował te słowa ironicznym uśmieszkiem), uwolnicie się z jego rąk i zadacie mu
niepowetowane straty... Mój towar to trzy zakończone szczęśliwie transporty na trzy rozpoczęte.
Cios był skuteczny. Wokoło stołu zapanowało podniecenie i zamieszanie. Gra pozorów
upadła pod wra\eniem propozycji. Teraz Ketlan postanowił kuć \elazo póki gorące. Wstał
i klasnął w dłonie.
 A teraz pokaz  powiedział głośno przekrzykując gwar. Podszedł do ściany i poło\ył dłoń
na czerwonym prostokącie. Drzwiczki grube na pół metra cofnęły się w głąb odsłaniając małą
pustą komorę. Kiedy wyjmował klucz, czuł na plecach spojrzenia obecnych. Obrócił się na pięcie
i podszedł do stołu. Na wyciągniętych dłoniach uginających się pod niewielkim cię\arem
trzymał... nic. Klucz był niewidzialny. Ketlan czuł wibrującą w powietrzu, rozpalającą się wcią\
\ądzę posiadania i nieufności. Tej ostatniej od początku jednak ubywało. Ketlan bez słowa podał
niewidzialny przedmiot grubemu, pocącemu się obficie dowódcy  Włóczni . Ten drgnął i wydał
ciche  liii , gdy jego dłonie ugięły się, a skóra przyjęła kształt niewidzialnego przedmiotu.
Grubas długo wodził palcami po zarysach przedmiotu, a jego nalana twarz stopniowo przybierała
na wyrazie zdumienia. W końcu podał klucz siedzącemu obok chudemu anarchiście.
Upłynęły prawie dwie godziny zupełnego milczenia, zanim przedmiot wrócił do rąk Ketlana
Dafee. W tym czasie on triumfował, gdy oglądający dyskretnie włączali osobiste dyskryminatory
sugestii. Przedmiot nie znikał. Ketlen opuścił dyskretnie głowę, gdy mały człowieczek wyjął
z kieszeni rozpylacz lakieru i poło\ywszy przedmiot na kolanach skierował nań strumień
barwnika. Lakier przeleciał przez klucz i oblał spodnie kombinezonu. Chytry dotąd wyraz twarzy
mę\czyzny ustąpił tępemu zdumieniu.
 Jak to działa?  zapytał w ciszy przedstawiciel GIC, który uwa\ał się za eksperta od
technik kamufla\u.
 Co pan poczuł?  odpowiedział pytaniem Ketlan.
 Figurkę człowieka  odpowiedział blady mę\czyzna.
 Jakiego? Mę\czyzna chrząknął z za\enowaniem.
 No, moją... Wszystkie głowy obróciły się gwałtownie ku niemu.
 Po czym pan to rozpoznał?  głos Ketlana był uprzejmy i zachęcający do odpowiedzi.
 Po sylwetce, szczegółach kombinezonu...
 Nieprawda, to była moja sylwetka  przerwała mu naraz rudowłosa piękność:  To byłam
ja!
 Tak?  zachęcił ją czujnym głosem Ketlan.
 Nie! To była moja postać...  basem odezwał się dowódca  Belisar . W jego głosie było
więcej zdumienia ni\ oznajmienia.
 Panie i panowie! Szanowni kontrahenci!  Ketlan wstał energicznie i odsunął fotel: 
Przepraszam za to małe zamieszanie, zresztą trochę celowe. Czas na wyjaśnienia... ka\de z was
poznało w sylwetce siebie i... wszyscy mieliście rację. Figura nie ma gabarytów. Le\ąc samotnie
nie istnieje w ogóle. Z punktu widzenia technicznego jest miejscem w przestrzeni, które nabiera
formy dopiero, gdy natrafimy na jej granice rękami. Jest formą continuum nie poddającą się
badaniom ani powtórzeniu. Ta forma poddaje się jednak kodowaniu. Tymczasowemu, gdy
trzymany jest w dłoniach tak jak przed chwilą, i stałemu. To drugie następuje tylko raz, ale na
zawsze. Nastąpi w momencie kupna przyjmując cechy właściciela na stałe. Te cechy będą
stanowić rodzaj szyfru nie do podrobienia, tak jak nie do podrobienia jest ka\de z nas.
Ketlan wyprostował się i uniósł lekko głowę. Uśmiechnął się.
 Właściciel tego klucza staje się panem swojej podświadomości... w zakresie handlu.
A kluczem posługuje się tak.
Ketlan poło\ył prawą dłoń na stojącym przedmiocie, obrócił się lekko w lewo, a lewą dłoń
skierował na ekran:
 Oto technologia przemytu  powiedział akcentując ostatnie słowo umyślnie:  Nadawca to
ten czerwony ludzik, wy to ten zielony. A obok jest jeszcze trzeci. Na końcu jest planeta
docelowa. Biały odbiera towar. Nadawca od momentu zakupu nie zajmuje się ju\ transportem
ukrywanego towaru. Wybiera drugą osobę, tę zieloną, najlepiej z załogi. Za pomocą tego klucza
 tu klepnął niewidzialny przedmiot:  Wprowadza do jej głębokiej podświadomości spis
ładunków, cel podró\y, technikę ukrycia towaru i dalsze polecenia. Wybrana osoba nie wie, co
przewozi nie tylko statek, ale nawet to, co niesie w sobie. Jej podświadomość jest zamknięta dla
tej części ludzkiego składnika, jakim jest własne  ja . Zamknięta przed świadomym istnieniem.
Czy to jasne?
Oczy zebranych udawały zrozumienie, ale jak było naprawdę Ketlan nie miał czasu
dociekać. To zresztą nie było wa\ne, skoro słuchali.
 Podświadomość zawsze ochrania siebie i wszystko, co jest nami samymi. Ochrania za
pomocą nieświadomych i świadomych poczynań ciała i umysłu przed gro\ącymi ciału
niebezpieczeństwami. Tak jest zawsze i wszędzie. W naszej sytuacji przeka\emy jej
niebezpieczeństwo utraty towaru jako zagro\enie dla naszych interesów, a zatem dla nas samych.
Nasza podświadomość zrobi za nas resztę. Ten klucz wprowadzi jej dane bezpośrednio tak, \e
nie będzie w stanie odró\nić niebezpieczeństwa utraty towaru od niebezpieczeństwa osobistego.
I tak zadziała jak wobec fizycznego zagro\enia. Zamknie się wraz z informacją do środka,
zamknie dla wszelkich technik jej zdobycia. Cofnie tę wiedzę tak głęboko, \e nikt tam nie
sięgnie. Do samego dna naszej istoty... a jest ona głęboka, zapewniam was.
Ketlan pokiwał głową. Uśmiechnął się ciepło do tępawych spojrzeń, w których igrały
płomyki chciwości.
 W tym czasie  podjął  my, za pomocą tego klucza przelewamy całą wiedzę o własnym
zamierzeniu i jego parametrach do tego... naczynia nicości  tu Ketlan klepnął jeszcze raz
niewidzialny przedmiot i likwidujemy go przez zerwanie kontaktu z naszym ciałem. Bo on
istnieje tylko przy styku z ludzkim ciałem.
Zdjął dłoń z klucza, ujął kartkę papieru le\ącą obok i pomachał nią w miejscu, gdzie stała
figura, a teraz ju\ jej nie było.
 Zapytacie pewnie po namyśle, co się stanie, gdy patrol przewłóczy wami po całej
kubaturze statku. Mam nadzieję, \e na to nigdy nie wpadną. Ale i ten krok jest przewidziany. Czy
chcesz przyjacielu mi pomóc  zwrócił się Ketlan do siedzącego po lewej stronie stołu
krzepkiego przystojniaka  w zademonstrowaniu tej techniki?
I nie czekając na odpowiedz rzucił kluczem w jego stronę. Tamten odruchowo machnął
rękami. Niezbyt dobrze złapał, bo przedmiot uderzył go w pierś, a\ mę\czyzna cofnął się razem
z fotelem pół metra do tyłu.
 W tej chwili jestem pozbawiony nawet wiedzy o tym, co przewo\ę. Tę wiedzę ma on.
 Naprawdę jest zło\ona u niego? I wie o tym?  zapytała wysoka szatynka po jego prawej
stronie.
 Nie wie, \e jest drugim nośnikiem w waszej załodze  odpowiedział Ketlan i zwrócił się do
przystojniaka:
 W praktyce nie muszę ci tego podawać. Klucz jest mój i robi, co sobie za\yczę. A przed
startem ja go znikam na rzecz osoby noszącej, o tak.
Ketlan strzelił palcami, a jego pstryknięcie zlało się z klaśnięciem rąk mę\czyzny. Ręce
tamtego zderzyły się, bo zabrakło między nimi klucza.
 Rozumiecie? Zielony ludzik ma informację o ładunku, a ten człowiek, którego nawet nie
ma w naszym schemacie na ekranie, przechowuje w swej podświadomości tę cząstkę ja, która
wie, \e coś w ogóle kombinowałem. Przed zniknięciem nakazuję panu zwrócić moją własność po
zakończeniu lotu. Pełna i doskonała konspiracja.
Oczy słuchających były teraz tak czytelne, \e Ketlan rozpłynął się z czułości.
 Nie będę się wdawał w techniczne szczegóły, nabywający pozna je przy transakcji... a tak
następuje zwrot klucza  wyciągnął dłoń. Rozległ się cichy i stłumiony stuk i jego skóra ugięła
się pod cię\arem przedmiotu, który wrócił do właściciela.
 Teraz mam znów całego siebie, a w międzyczasie mogłem się nie obawiać prania mózgu.
Panie i panowie. Jak widzieliście, moja propozycja jest du\o prostsza od technik stosowanych
przez was, takich jak picie do nieprzytomności przez cały rejs lub... nie będę się rozwodził 
skrócił nagle potok słów pod dyskretnymi muśnięciami spojrzeń pań. Chrząknął i odniósł klucz
do sejfu.
 Czy pan sądzić, \e dobrze robić, \e wokół takie szerokie przyjęcie?  ponuro mruknął
przywódca anarchistów.
Ketlan Dafee uśmiechnął się:
 Handlowca winno cechować zaufanie do klientów. Nie ma pan zbyt dobrego mniemania
o zebranych tutaj damach i d\entelmenach. Ja mam, mimo i\ nie zdą\yłem jeszcze ujawnić
mechanizmu samej techniki utrwalania klucza... Tylko powa\ni klienci, jak wy, nie wahają się
wpłacić niezwracalne wadium w postaci energii waszych statków zu\ytkowanych na przybycie
tutaj...
 Wadium?!  wrzasnęli zebrani i zerwali się z miejsc.
 Jest właśnie problem dotyczący ilości egzemplarzy klucza  powiedział spokojnie jakby
usprawiedliwiającym tonem.
 Mów jaśniej, Dafee!  zawarczał grubas zwijając w pięść wielką jak bochen dłoń.
 Jak na razie istnieje tylko jeden egzemplarz klucza  powiedział Ketlan zerkając na tę
pięść.
 Dlaczego na razie?  pięść zawahała się.
 Bo przy próbie porwania go siłą ulegnie samolikwidacji i nie będzie \adnego... w całym
kosmosie.
Dowódca  Włóczni potoczył osłupiałym wzrokiem po zebranych.
 Chcesz za niego udziału?  warknął prowokując jednocześnie spojrzeniem stojących, ale
nikt nie dał się sprowokować.
 Nie  wyjaśnił z zimną krwią Ketlan.
 To czego chcesz?
 Siedmiu zer w banknotach niskonominałowych, jednej usługi transportowej i prawa
wyłączności do tej planety.
Ketlan opuścił powieki i popatrzył na swoje starannie przypiłowane paznokcie.
 Prawa wyłączności?
 Ona nie wchodzi w zasięg cywilizacji ziemskiej?  dorzucił ktoś odruchowo:  To zupełna
dziura...
 Niewa\ne...  paznokcie, a raczej skórki jeszcze bardziej zainteresowały Ketlana. Wydawał
się poświęcać im teraz całą uwagę.
 Ty skurwysynie - powiedział grubas.
 Panie i panowie- zza stołu krzyknął nagle przedstawiciel Holyoke:
Protestuję, to obni\ające! Zbył długo słuchałem spokojnie lego bezczelnego monologu.
Człowiekowi interesu nie wypada się unosić, chyba \e w obronie dobrego imienia firmy.
Wydawało mi się, \e to tylko popis ekscentrycznego przedstawiciela jakiejś Gates-Lwaj... jak jej
tam, tfu. O ile mnie słuch nie mylił, pan Dafee u\ył sformułowania  przemyt jako nazwy lub te\
określenia naszej uczciwej działalności! Były te\ inne podtekstowe insynuacje! Ale dość tego.
Jestem... jesteśmy uczciwymi kupcami, którzy przybyli tutaj, by znalezć obronę przed
niesprawiedliwością Militarnych Sił Kosmicznych. A co tutaj nam zaproponowano! śywe
nośniki tajemnic! Oburzające! Wykorzystanie ludzkiej natury do tak niegodziwych celów za
pomocą niegodziwych środków, jak naruszenie ludzkiego wnętrza... I te insynuacje! Jacyś
niewolnicy?! W naszych czasach? Nielegalne \ycia kwarkony mogące anihilować przestrzeń!
Panie Dafee!
Mę\czyzna był czerwony na twarzy. Wyciągniętą w górę ręką groził Ketlanowi. Gniew
przysłonił mu spojrzenie.
 Jestem przyzwoitym handlowcem i \ałuję, \e przyleciałem na to tajne zebranie.
W przeciwnym razie powiadomiłbym o nim Siły Porządkowe! Je\eli uwikłałem się w spotkanie
z człowiekiem, który mieni się kupcem i straciłem tyle energii na przelot i czasowy przeskok, to
nie oznacza, \e jestem zmuszony do uczestniczenia w tej...  Wydął wzgardliwie usta: 
licytacji... idę ochłonąć do, gościnnej (tu skrzywił się z ironią) kabiny i opuszczam ten statek...
Wybaczcie państwo  skłonił się zebranym i wyszedł. Za nim w oburzeniu zrobili to pozostali.
Ketlan Dafee pozostał sam wśród rozsuniętych w nieładzie foteli.
* * *
Pół godziny pózniej Ketlan z małą walizeczką w dłoni wyszedł na korytarz. Szedł wolno,
w zamyśleniu, wyprostowany i zapatrzony w niski sufit. Mijał zamknięte na głucho drzwi kabin.
Dochodził ju\ do końca korytarza, gdy usłyszał ciche:  Psst  . Zatrzymał się nie odwracając
głowy. Zza pleców dobiegło znów jeszcze ciche:  Psst. Spojrzał w bok. W uchylonych drzwiach
tkwił zakrzywiony palec przyzywający go do siebie. Wszedł do kabiny. Był to przedstawiciel
Holyoke. Mrugnął z krytym uśmiechem do Ketlana i zamknął za nim drzwi. Podszedł i wziął
gospodarza pod łokieć:
 Nie obraził się pan Dafee? Mo\e przesadziłem?
Ketlan w odpowiedzi postawił na stoliku walizeczkę i z kamienną twarzą otworzył ją.
Mę\czyzna chciwie zerknął do jej pustego wnętrza i uśmiechnął się szeroko.
 To dla mnie?
 Dla tego, kto będzie pierwszy  powiedział chłodno Ketlan.
 Trzymaj się mnie Dafee, a nie zginiesz  powiedział protekcjonalnie przedstawiciel
Holyoke i otworzył swoją walizkę wypchaną szczelnie pakietami banknotów
z ogólnokosmicznym kodem nominału.
 Trzymać się mnie, Dafee, a nie zginąć  powiedział kwadrans pózniej przywódca
anarchistów. Popatrzył po\ądliwie na otwartą walizeczkę Ketlana stojącą na stoliku w małej
kabinie. Rozpiął kombinezon i z szelmowskim uśmiechem obna\ył tors wyło\ony paczkami
banknotów.
 To dla mnie?  zapytała w swojej kabinie Kliwia, rudowłosa piękność otwierając szeroko
swoje, wielkie, słodkie, piwne oczy.
 Dla tego, kto będzie pierwszy  odpowiedział obojętnie Ketlan patrząc na jej anielską
figurę. Figura dotknęła bransolety na przegubie lewej ręki i na łó\ku zmaterializowała się
metalicznie połyskująca skrzyneczka. Ketlan wiedział co zawiera.
Ale przyrzeknij mi jedno - szepnęła podchodząc do niego lak blisko, \e materiały ich
kombinezonów wydały ciche westchnienie.
 Co?
 śe to zostanie między nami  musnęła wzrokiem otwartą walizeczkę Ketlana. Przeło\yła
swoją skrzynkę na stolik i dotknęła przycisku zamka skafandra.
 To tez przełącznik czasoprzestrzeni?  zapytał, kiedy go nacisnęła.
 Aadnie to nazwałeś  szepnęła splatając dłonie na jego karku.  Zostanie między nami? 
upewniła się.
 Słowo handlowca  szepnął w jej włosy.
Kilka godzin pózniej Ketlan Dafee otworzył walizeczkę z jedenastym kluczem w kabinie
dowódcy Corco Zety.
 Co z tamtymi?  zapytał dowódca.
 Obrazili się  odparł Ketlan.
 Głupcy  ucieszył się mę\czyzna i spojrzał nagle w oczy Ketlana. Odczytał z nich
szczerość i prawdę. Twarz mę\czyzny znającego się z racji handlu jak mało kto na ludziach
zajaśniała uśmiechem.
 Znam się na ludziach, Dafee, nie kłamiesz. To dobrze. Myślę, \e Gwiezdny Kupiec
przestaje istnieć  powiedział dowódca i otworzył neseser pełen pieniędzy.
 Ta zakichana planeta nie jest mi w ogóle potrzebna  mówił dalej układając paczki
banknotów na łó\ku.  Bałem się tylko, \e ten palant z Holyoke blefuje. Czy to wystarczy?
 Tak  powiedział Ketlan nie licząc pieniędzy i podał klucz mę\czyznie. Ten ze smakiem
obrócił go w dłoniach.
 Właścicielem i panem tego wynalazku staniesz się na pomyślane słowo, które nazwiesz
hasłem. W tym samym momencie wiedza zawarta w kluczu, a dotycząca jego obsługi, przeleje
się do twojej świadomości. Tego hasła nikt nie będzie znał, nawet ja. Klucz utrwali się, kiedy
powiem  start . Przygotuj się. Mę\czyzna dr\ał z emocji.
 Start!  powiedział Ketlan.
Mę\czyzna zmarszczył czoło i nagle jego twarz zmieniła się. Pojawiło się na niej zdumienie
i uniesienie. Potem po\ądliwe oczy wyraziły psią wdzięczność.
 Wszystko rozumiem. Jesteś genialny  szepnął mę\czyzna:  Czuję się tak jak to, \e się
oddycha i \yje. Nie \ałuję tej transakcji.
 Jak wyniesiesz figurkę?  Odlatujecie z jednej śluzy. Mę\czyzna roześmiał się i klasnął
z rozpędu dłoniami o siebie, bo klucz stracił formę geometryczną:  Przeniosłem ją. Pewien
błazen wyniesie ją w sobie nie wiedząc o tym  roześmiał się szelmowsko. Mę\czyzna podszedł
do drzwi wejściowych i obrócił się do Ketlana.
 Do widzenia Dafee. I trzymaj się mnie, to nie zginiesz.
* * *
Ketlan Dafee wrócił do sterowni i usiadł w swoim fotelu. Na ekranie widniały kapsuły
rozwo\ące gości do ich statków. W jakiś czas potem rudobrudna planeta zafalowała i stała się
ponownie zielona i błękitna. Statek wrócił do czasu wyjściowego. Statki wiszące na orbicie
ruszyły kolejno z miejsca i przebywszy wycinek orbity zaczęły znikać w nadprzestrzeni. Ketlan
Dafee i jego Statek pozostali sami. Wtedy odezwał się Statek.
 Wracam ci pamięć. Hasło  koniec transakcji .
Ketlan drgnął i jego świadomość odzyskała wspomnienie całego planu i wieloletnich
przygotowań.
 Udało się  powiedział Ketlan:  Nawet nie musiałeś przecią\ać sugestorów
hipnotycznych, \eby tłumić niepotrzebne podejrzenia. Chciwość zagłuszyła rozsądek.
 Znakomicie  powiedział Statek.
 Poślij ostatnie pozdrowienia i \yczenia szczęśliwej podró\y  zadysponował Ketlan.
 Nie potrafię  odpowiedział Statek.
 Co?
 Zwróciłem ci osobowość zgodnie z programem i jestem tylko mózgiem szóstej generacji.
Taki, jaki chciałeś.
Ketlan Dafee uśmiechnął się.
 Wszyscy myślą, \e najwa\niejszy jest towar.
 Zapisać?
 Głupiś... uwierzyli, \e są pierwszymi kupującymi  mruknął w zamyśleniu Ketlan.
 W twoim i ich mniemaniu mówiłeś prawdę. Przy ka\dej transakcji nie pamiętałeś o innych,
bo natychmiast wyrzucałeś zgodnie z programem zapis chwili do mojej pamięci... a oni na to nie
wpadli.
 Zatem byłem prawdomówny?  uśmiechnął się Ketlan do siebie kwaśno:  Moralny, nie
tak jak oni?
 Co to jest moralność?  zapytał Statek.
 To taki specjalny towar... termin nie znany maszynom  wyjaśnił Ketlan i dodał:  Je\eli
będą dalej tak szukać Gwiezdnego Kupca jak dotąd, to nigdy go nie znajdą.
 A jaki towar ciebie interesuje?
 To co panuje nad podświadomością. To co trwa dłu\ej ni\ izotopy, \ycie czy ewolucja.
I mo\e się bez nich obyć.
 Co trwa dłu\ej?  zypytał Statek.
 Nadświadomość.
 Co?
 Kiedyś nazwano ją duszą.
 Co to jest dusza?  zapytał Statek.
 Coś się tak rozgadał!  uniósł się Ketlan  Leć na Ziemię, bo mam tam coś do zrobienia.
 Co?  zapytał pieszczotliwie Statek.
 Nie wiem. To jest gdzieś zakodowane  obruszył się Ketlan i zawahał:  ...na pewno jest,
skoro pracowałem nad tym tysiąc lat. No, ruszaj. Masz tam być przed nimi.
 Jak sobie \yczysz Gwiezdny Kupcu. W końcu to nie moja sprawa  powiedział Statek
i zniknął z Kosmosu.
* * *
W pierwszych dniach dziewiątego wieku w małej osadzie południowej Europy przyszło na
świat niemowlę. Kiedy umyto je i poło\ono na miękkiej skórze rysia, stara wró\ka znana we wsi
z dobrego słowa rozło\yła rączkę dziecka i powiedziała:
 śycie mieć będziesz pełne ruchu. Du\o się dziać będzie, tak du\o, \e więcej na człowieka
nie trzeba.
Poprawiła kosmyki siwych włosów i spojrzała po twarzach domowników skupionych wokół
matki i dziecka.
 Rodzisz się do szczęścia... boś kupił sobie szczęście w niebiosach, hen w czarnym niebie.
Złe siły nie znajdą cię, bo nie znają drogi. Szczęśliwy będziesz, bo wiesz, co na świecie
najwa\niejsze. A tarczą twoją niepamięć i łuski na oczach bóstw. Dusza twoja cię nie wyda na
pastwę złych mocy, bo się rodzisz, by być z nią w zgodzie. Ta zgoda da ci zdrowie, zdarzenia
szczęśliwe i sen dobry. To będzie najlepsze \ycie, jakie ziemia i niebo widziało. Nikt starej
wró\ki nie zrozumiał, choć lata jeszcze wspominano jej słowa. A słuch o tym człowieku zaginął,
bo o takich ludziach historia nie wspomina. A Kosmos milczy jak zawsze.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marek Sierżęga wykrywanie białek
Marek Hłasko Okno
15 Marek Panfil [tryb zgodnosci]
Marek Hłasko Brak Miejsca na miłość (1959)
Marek Zelkowski Bogini szalenstwa
Hłasko Marek Kancik czyli wszystko się zmieniło

więcej podobnych podstron