Marek Zelkowski Bogini szalenstwa


Marek Żelkowski
Bogini szaleństwa
© Marek Å»elkowski
www.fantastykapolska.pl
Tekst udostępniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa  użycie niekomercyjne  Bez utworów zależnych. 3.0 Polska.
Mój ojciec, Król Heldem, umarł wczesną wiosną w 857 roku po Roztrzaskaniu
Turkusowej Harfy. Według odwiecznego prawa, sięgającego jeszcze Mglistych Wieków,
to ja powinienem objąć po nim władzę! Ja, Margan zwany Szalonym Księciem! Pech
chciał, że w chwili śmierci ojca przebywałem daleko od stolicy. Doglądałem remontu
Wiecznego Muru, który od czasów dynastii Safadów powstrzymywał najazdy półdzikich
plemion ze wschodu oraz południa. Korzystając z mej nieobecności, średni brat 
Ahastor - przejął władzę w kraju i koronował się na króla Cedrony. Moim śladem ruszyły
natomiast oddziały zbrojnych. Uciekałem przez wiele dni, ale siepacze Ahastora w końcu
mnie dopadli. Zakutego w kajdany przewieziono mnie do twierdzy Urtog, w której
uwięziony został również najmłodszy brat - Lanahdon. Bramy straszliwego więzienia
wykutego w bazaltowych skałach góry Bisundur zatrzasnęły się za mną na ponad trzy
lata. Przez cały ten czas planowałem jednak ucieczkę. Przez cały czas! A dzisiaj... Dzisiaj
moja niewola nareszcie się skończy! Zbliża się czas zapłaty, Ahastorze!
Ostatni zapis w dzienniku księcia Margana.
* * *
Noc była ciemna. Wielki Urudur zaszedł za horyzont jeszcze przed północą i od
tego czasu drogę oświetlał Marganowi tylko wąski sierp małego księżyca, Harra. Nogi
uciekiniera zapadały się coraz głębiej w cuchnące gęste błoto. Był zmęczony. Nieludzko
zmęczony. Od trzech dni siepacze Ahastora dosłownie deptali mu po piętach. Ścigali go
bez wytchnienia, aż wreszcie udało im się zagnać go na rozległe bagna zwane przez
okolicznych mieszkańców Otchłanią. Książę wiedział, że nie może sobie pozwolić na
odpoczynek. Gdyby stanął chociaż na chwilę, bulgoczące błoto wciągnęłoby go w czarną
czeluść. Wzdrygnął się z obrzydzeniem i odruchowo dotknął prawą dłonią amuletu
zawieszonego na szyi. Tę niewielką bryłkę górskiego kryształu ze skazą przypominającą
lecącego kruka podarował mu przed laty ojciec. - Dam radę  szepnął Margan. 
Daaam raaadę. Muuuszę. O bagnach krążyły straszliwe opowieści. Miały tu mieszkać
okrutne upiory i pradawne krwiożercze bestie. Margan bardzo szybko przekonał się, że w
tych ponurych historiach jest sporo prawdy. Od zapadnięcia zmroku posuwało się za nim
kilkanaście par jarzących się czerwono ślepi. - Nie boję się! Nie boję& 
powiedział książę, oglądając się przez ramię i usiłując przebić wzrokiem ciemność.
Nie mógł jednak dostrzec nawet zarysów sylwetek śledzących go istot. Gorejące
ślepia nie zbliżały się ani nie oddalały. Towarzyszyły mu po prostu w pewnej odległości,
jakby czekały na jakiś tajemniczy znak. Margan szedł niezmordowanie naprzód i
usiłował odszukać w pamięci słowa starego cedrońskiego zaklęcia odpędzającego złe
moce. Kiedy był dzieckiem, niania uczyła go dawnych formuł, ale niewiele z tego
zapamiętał.
- O Laberis  sapnął książę wspominając opiekunkę  mówiłaś, że jestem mądry,
a ja jestem zwykłym... zwykłym głupkiem!
W pewnej chwili, gdy ciemny obłok przesłonił sierp Harra, za plecami Margana
rozległ się chrapliwy gardłowy śmiech. Przerażony książę spojrzał za siebie. Talizman od
ojca był jedyną bronią, jaką posiadał! Sztylet zgubił bowiem przed kilkoma dniami,
przedzierając się przez kolczaste zarośla. Płonące czerwienią ślepia zaczęły się powoli
zbliżać, a niesamowity śmiech rozległ się ponownie. Margan rzucił się do ucieczki. Biegł
na oślep przez bagno, przewracając się co kilka kroków. Niemilknący chichot z każdą
chwilą zbliżał się do jego pleców.
* * *
Zbudził się, gdy słońce stało już wysoko. Leżał na szerokich kamiennych
schodach wiodących do wrót wspaniałej świątyni. Budowla wznosiła się na rozległej
granitowej wyspie otoczonej ze wszystkich stron bagnem. Książę patrzył z przejęciem na
jasne ściany i lśniącą srebrzystą kopułę. Zrozumiał, że niezwykłym zrządzeniem losu
znalazł się w miejscu, o którym od wieków krążyły legendy. Według nich świątynię
wzniósł setki lat przed powstaniem cedrońskiego królestwa, tajemniczy lud Bedheu,
czczący boginię Roum. Stare przekazy pochodzące z czasów Imperium Wegg mówiły, że
owo plemię czarowników zostało wygnane ze swoich siedzib na północy przez prastarą
złą moc, którą nazywano Dolfd. Margan wstał. Wysokie mury wzniesione z
gładkich, idealnie dopasowanych do siebie głazów budziły jego podziw. Spoglądając na
srebrzyste wrota ozdobione płaskorzezbami przedstawiającymi panoramy niezwykłych
baśniowych miast, młody książę ruszył powoli w górę schodów. Jedno z potężnych
skrzydeł bramy było lekko uchylone. Po chwili wahania Margan wsunął się do
mrocznego wnętrza świątyni. Wielką salę oświetlał jedynie rząd małych kolistych
okienek umieszczonych w połowie wysokości kopuły. Podłoga świątyni wyłożona była
białymi, lśniącymi płytami marmuru spojonymi ciemnoczerwoną zaprawą. Na błękitnych
ścianach widniał roślinny wzór wyraznie odcinający się od jasnej powierzchni murów.
Gąszcz poskręcanych łodyg, liści i kwiatów namalowany był bowiem czarną,
połyskującą metalicznie farbą. Pośrodku wielkiego pustego wnętrza stały dwa masywne
pylony wykute z szarego, błyszczącego kamienia. Margan ruszył powoli w ich kierunku.
Każdy jego krok odbijał się zwielokrotnionym echem w pustej świątyni. Dłuta
starożytnych artystów ozdobiły powierzchnie słupów setkami inskrypcji, które nic już
dzisiaj nie znaczyły, bo nie było na świecie nikogo, kto potrafiłby je przeczytać. Ni stąd,
ni zowąd kamienna podłoga pomiędzy pylonami zaczęła się powoli rozsuwać. W
pierwszym odruchu Margan chciał rzucić się do ucieczki, ale ciekawość zwyciężyła. Od
otworu w podłodze powiało chłodem. Odsłonięte wąskie stopnie wiodły gdzieś w głąb
ziemi, niknąc w gęstym mroku. Margan poczuł z przerażeniem, że jakaś nieznana
potężna siła pcha go w kierunku schodów. Kiedy postawił stopę na pierwszym stopniu,
pochodnie na ścianach korytarza wiodącego w głąb ziemi niespodziewanie rozbłysły
jasnymi płomieniami. Książę przemierzył setki stopni, zanim znalazł się w małej
komnacie wykutej w twardej granitowej skale. Pod jedną ze ścian stał posąg kobiety
odlany ze srebrzysto-seledynowego metalu. Rzezba była przedziwna. W zależności od
tego, z której strony patrzyło się na jej twarz, widoczne było albo oblicze roześmianej
szczęśliwej dziewczyny, albo wykrzywione wściekłością oraz szaleństwem rysy demona.
Na cokole posągu leżał stary, przeżarty rdzą miecz o szerokim, wyszczerbionym w kilku
miejscach ostrzu. Ręce Margana sięgnęły w jego kierunku i zanim książę zrozumiał, co w
ogóle robi, trzymał już nad głową starożytną broń. Niespodziewanie głownia rozbłysła
oślepiającym niebieskim światłem. Blask przygasł po chwili, a wówczas przerażony
Margan dostrzegł, że nie dzierży już w dłoniach starego i bezwartościowego miecza.
Broń była jak nowa. Na jej błyszczącej klindze wykute były trzy tajemnicze znaki, które
ciągle jeszcze płonęły magicznym niebieskim światłem. Margan chciał zawrócić, gdy
nagle ściana za srebrzysto-seledynowym posągiem rozsunęła się z łoskotem, ukazując
wnętrze następnej komnaty. Książę wciągnął głęboko powietrze do płuc i jakby pchany
przez jakąś niewidzialną dłoń wszedł do nowego pomieszczenia. W jednym z jej rogów
leżało zasuszone ścierwo olbrzymiego, czarnego chrząszcza. - Musiał być wielki jak
niedzwiedz  szepnął ze zgrozą książę. Na środku komnaty stała drewniana skrzynia
okuta żelazem. Margan podszedł, by ją otworzyć, ale zaledwie wyciągnął rękę w jej
kierunku, straszliwy chrząszcz ożył. Uniósł się powoli na swych kosmatych łapach i
ruszył w stronę człowieka, który śmiał naruszyć odwieczny spokój świątyni. Książę nie
stracił jednak zimnej krwi. Ciął mieczem prosto w głowę potwora. Klinga odskoczyła z
głośnym brzękiem. Skóra chrząszcza okazała się twarda jak stal. Niespodziewany cios
zatrzymał jednak bestię. Margan uderzył ponownie, ale efekt był taki sam jak za
pierwszym razem. Chrząszcz zaskrzeczał cicho i ruszył do ataku. Książę bronił się
potężnymi cięciami miecza, ale wkrótce musiał zacząć się cofać. Po kilku krokach jego
plecy dotknęły gładkiej ściany komnaty. Rozwarta paszcza ociekająca zielono-żółtym
śluzem z każdą chwilą była coraz bliżej. Olśnienie przyszło w ostatniej chwili, gdy
mordercze szczęki i drgające sierpowate żuwaczki znalazły się na wprost twarzy
Margana. Książę wymierzył potężne pchnięcie prosto w lewe oko potwora lśniące
niczym kunsztownie oszlifowany brylant. Miecz zagłębił się prawie po rękojeść. Na
twarz księcia chlusnęła posoka gęsta i czarna niczym smoła. Bestia zaryczała
przerazliwie, a następnie zwaliła się z chrzęstem na podłogę. Margan otarł twarz drżącą
dłonią i z przerażeniem obserwował przedśmiertne drgawki potwora. Zdał sobie sprawę,
że jeszcze nigdy nie był tak bliski śmierci. Poczuł, jak chłodny dreszcz przebiega mu po
plecach. Dłonie z trudem utrzymywały gładką rękojeść miecza. Książę zdołał jednak
przezwyciężyć ogarniającą go słabość i wolnym krokiem podszedł do skrzyni stojącej na
środku komnaty. Zardzewiałe zawiasy zaskrzypiały głośno, gdy unosił ciężkie wieko. Na
dnie skrzyni leżały: szeroki skórzany pas nabijany złocistymi ćwiekami oraz pochwa do
miecza wykonana z czarnego, matowego drewna. Kiedy Margan dotknÄ…Å‚ znalezionych
przedmiotów, te na chwilę rozbłysły tym samym błękitnym światłem, którym jaśniał
poprzednio miecz. Wraz z magicznym blaskiem zaczęły przygasać pochodnie na
ścianach. W niedługim czasie w podziemiach świątyni zapadły nieprzeniknione
ciemności. Odgłos zbliżających się kroków sprawił, że Margan zacisnął dłoń na rękojeści
miecza. - Książę!  Głos, który dobiegł z mroku, brzmiał ostro i zdecydowanie. 
Gdybym miał wobec ciebie złe zamiary, żadna broń nie mogłaby ci pomóc! Nie
przychodzę jednak mierzyć się z tobą. Chcę tylko, abyś poznał prawdę! Jesteś
wybrańcem i masz do tego prawo! Zdobyłeś w tych podziemiach wspaniały skarb.
Miecz, który ściskasz w dłoni, to Gaudux. Należał do walecznego męża o imieniu
Ostorung. Przed tysiącami lat ten nieustraszony wojownik poległ na śnieżnych
pustyniach Hafertau, walcząc ze sługami złowrogiej mocy określanej jako Dolfd. Z
wyroku potężnej bogini Roum trafiłeś do tego przybytku, którego strzegę od
niepamiętnych czasów. Zostałeś wybrany przez miecz. On i moc w nim ukryta powiodą
cię do północnych krain, byś dokończył dzieło Ostorunga. Nie rozstaniesz się z
Gauduxem aż do... śmierci. Tak! Zostanie z tobą na zawsze! Słyszę twoje myśli,
Marganie! Nie, nigdy nie będziesz królem Cedrony. Pomogę ci jednak zemścić się na
twym niegodziwym bracie. Zasłużył po tysiąckroć na straszliwą karę. I obiecuję ci, że mu
ją wymierzysz! Nie waż się jednak zakładać korony! Przekaż ją najmłodszemu bratu.
Zresztą jeśli nawet spróbujesz przeciwstawić się woli miecza, możesz być pewien, że on
okaże się silniejszy od ciebie! Moc w nim ukryta zmusi cię, abyś wyruszył w drogę.
Gaudux wybrał właśnie ciebie i zawsze pozostanie twoim wiernym druhem. Chyba że...
Chyba że będziesz chciał zaprzestać walki z Dolfd! Wówczas uczyni cię swoim
niewolnikiem! Pamiętaj, ta złowroga siła rok po roku zbliża się do granic Cedrony. Życzę
ci powodzenia, Marganie. Żegnaj! Ciemność powoli ustąpiła. Książę spostrzegł ze
zdziwieniem, że nie stoi już w podziemiach świątyni, tylko w ciemnym korytarzu tuż
przed drzwiami komnaty swego brata Ahastora. Ostrożnie nacisnął mosiężną klamkę.
Ciężkie dębowe drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W komnacie oświetlonej
promieniami zachodzącego słońca nie było nikogo. Margan wsunął się cicho do środka,
zamknął drzwi, a następnie podszedł do wysokiego okna. Na zamkowym dziedzińcu jak
zwykle było rojno i gwarno. Młody książę zamyślił się. Ileż to lat minęło od czasu, kiedy
ostatni raz gościł w stolicy? Na korytarzu rozległ się odgłos czyichś ciężkich kroków.
Przestraszony Margan schował się za szkarłatną kotarę wiszącą przy oknie. Do komnaty
weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich niósł pochodnię i oświetlał drogę drugiemu, w
którym książę rozpoznał swego brata. Sługa zapalił trzy grube świece stojące na stole,
skłonił się z szacunkiem, a potem wyszedł z komnaty. Margan odczekał chwilę, a
następnie wysunął się zza kotary. Ahastor stał bez ruchu i przez chwilę nie mógł
wydobyć z siebie ani jednego słowa. - Coooo... Cooo tyyy... Co ty tu robisz?  wyjąkał w
końcu. - Nie spodziewałeś się mnie! Myślałeś, że utonąłem w bagnie. Jak widzisz, twoja
radość była przedwczesna! - Ależ Marganie... - Przyszedłem się zemścić, podstępny
zdrajco! Tak! Zdrajco! Trzy lata temu przestaliśmy być braćmi! - Marganie! O czym ty
mówisz?!  zapytał zdziwionym tonem Ahastor.  Cieszę się, że żyjesz. Traciłem już
nadzieję... Dowódca straży zameldował mi... - Milcz! Przewrotny wężu! Te twoje
kłamstwa... Czas z nimi wreszcie skończyć!
Oczy Margana błysnęły chłodno, kiedy dobywał Gauduxa. Ahastor przełknął
nerwowo ślinę i niemal bezwiednie sięgnął po miecz przytroczony do pasa.
- Uspokój się! Przecież to nie ma sensu!  krzyknął podnosząc głownię.
Margan nie zamierzał go jednak słuchać. Z okrzykiem wściekłości rzucił się na
brata. Ostrza mieczy zderzyły się z donośnym, metalicznym trzaskiem. Przeciwnicy
spojrzeli na siebie przez skrzyżowane ostrza. Na twarzy Ahastora malował się wyraz
niepewności. Widać było, że gorączkowo myśli. Oblicze Margana było natomiast
spokojne i skupione. Tylko zaciśnięte usta wskazywały na kłębiące się w jego sercu
emocje. Bracia siłowali się przez chwilę w milczeniu. Ahastor poczuł jednak, iż nie
wytrzyma naporu mocarnych ramion przeciwnika. Odskoczył gwałtownie w tył,
zasłaniając się zamaszystym ciosem, który Margan sparował z dziecinną niemal
łatwością. Błyszczące klingi zderzyły się ponownie, ale tym razem Ahastor nie dopuścił
do zwarcia. Bracia zaczęli wymieniać potężne uderzenia. Każde bez trudu mogło
rozpłatać człowieka. Obaj chcieli zakończyć walkę jak najszybciej, ale klingi mieczy
rozcinające ze świstem powietrze spotykały się ciągle, krzesząc snopy jasnych iskier.
Za oknem zapadł już mrok, a walka trwała nadal. Mogło się wydawać, że siły
przeciwników są niespożyte. Zmęczenie dało jednak o sobie znać i wymiana ciosów stała
się coraz rzadsza. Bracia zaczęli krążyć powoli wokół środka komnaty. Jeden i drugi
czekał teraz na jakiś drobny błąd przeciwnika.
- Głupcze!  wydyszał Ahastor.  Dlaczego to robisz? Odłóż broń, a obiecuję, że
włos nie spadnie ci z głowy!
- Chciałbyś  syknął Margan.  W najlepszym razie znowu trafiłbym do Urtog!
- Byłeś tam przecież dla własnego dobra. Nawet to jest ci ciężko zrozumieć?
- Milcz, zdrajco! Uwięziłeś mnie...
- To ojciec zdecydował, że zamieszkasz w Urtog! Ludzkie języki potrafią ranić
niczym ostrza. Chciał cię chronić, Marganie!
- Bzdury! Szykuj się na śmierć!
Pozornie obaj nie mieli już sił, a jednak Ahastor zdołał wykrzesać z siebie jakieś
ich resztki i ruszył do wściekłego ataku. Wiedział już, że brat nie żartuje i stawką w tym
starciu jest jego życie. Pod naporem potężnych ciosów Margan zaczął się cofać. Pot
zalewał mu oczy. Płuca z trudem łapały powietrze. Instynktownie odbijał furiackie
uderzenia brata, ale czuł, że słabnie z każdą chwilą. Ahastor napierał zadając ciosy jeden
za drugim. Wreszcie któryś z nich dosięgnął lewego ramienia Margana. Gdyby nie to, że
wcześniej ostrze ześlizgnęło się po klindze Gauduxa, walka byłaby zakończona. Krew
buchnęła z głębokiej rany, a przejmujący ból sprawił, iż książę omal nie upadł.
Nadludzkim wysiłkiem zdołał jednak sparować kolejny cios, który miał być śmiertelny.
Ahastor wrzasnął ze złości i ponownie ruszył do przodu, tnąc mieczem jak opętany. Rana
na ramieniu krwawiła coraz mocniej. Margan czuł, jak z każdą chwilą opuszczają go siły.
W pewnej chwili poczuł taką słabość, że śmierć wydała mu się nagle czymś wspaniałym.
Zacisnął zęby. Wiedział, że musi odpędzić te myśli za wszelką cenę.
Podłoga komnaty była śliska od krwi, ale książę stanął pewnie na szeroko
rozstawionych nogach i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu odpowiedział na cios
przeciwnika. Z bólu pociemniało mu w oczach, ale nie zważał na to. Nacierający z
impetem Ahastor zatrzymał się na chwilę zupełnie zaskoczony. Zrozumiał, że ciężko
ranny, półżywy ze zmęczenia Margan jest w dalszym ciągu groznym i nieobliczalnym
przeciwnikiem. Postanowił zmienić taktykę. Tym razem to on starał się sprowokować
zwarcie. Zdawał sobie sprawę, że teraz jego ramiona są silniejsze. Zadał silny cios, ale
Margan cofnął klingę i Ahastor stracił równowagę. Odzyskał ją niemal natychmiast, ale
nie zdążył się już zasłonić. Gaudux zalśnił porażającym, błękitnym blaskiem i jak grom
runął na głowę Ahastora.
* * *
Śmierć króla Ahastora na zawsze pozostanie jedną z największych zagadek w
historii cedrońskiego królestwa. Ten wspaniały władca łączący w sobie przymioty
filozofa i wojownika został pewnego wieczoru zgładzony w swej komnacie. Zabójcy nie
udało się pojmać, mimo iż następca zamordowanego króla, jego brat Lanahdon,
wyznaczył olbrzymią nagrodę. Po stolicy krążyły wprawdzie pogłoski, że zbrodni mógł
dokonać Margan  starszy brat Ahastora, który kilka tygodni wcześniej zbiegł z zamku
Urtog - ale trudno dawać wiarę tym opowieściom. Książę utonął najprawdopodobniej w
bagnach zwanych Otchłanią, kiedy w kolejnym ataku szaleństwa uciekał na oślep przed
dręczącymi go wizjami i koszmarami. Poszlaką wskazującą na to, iż właśnie taki los
przypadł nieszczęśnikowi w udziale, jest sztylet należący do księcia, który znaleziono
kilka lat pózniej na skraju mokradeł. Tak oto w krótkim czasie Cedrona straciła dwóch
mężów królewskiego rodu: wielkiego myśliciela oraz stratega Ahastora i pogrążonego od
lat w szaleństwie Margana.
 Dzieje królestwa Cedrony t. 2
* * *
W księgach sądowych magistratu Harbiody  miasteczka leżącego około
3 hotorów od stolicy - odnaleziono ostatnio zapisy zeznań kilku przedstawicieli cechu
piekarskiego. Pochodzą one z początków panowania króla Lanahdona i stanowią dla
badaczy sporą zagadkę. W zaprzysiężonych przez urzędnika sądowego relacjach
rzemieślnicy stwierdzili, że o świcie nazajutrz po zabójstwie Ahastora widzieli księcia
Margana oddalającego się Żelaznym Gościńcem na północ i wykrzykującego raz po raz
tajemnicze słowo: Dolfd.
 Tajemnice historii , Kadagor Ofhood.
Tekst udostępniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa  użycie niekomercyjne  Bez utworów zależnych. 3.0 Polska.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marek Zelkowski Odejscie glupca
Marek Sierżęga wykrywanie białek
Marek HÅ‚asko Okno
Baraniecki Marek Gwiezdny kupiec(1)
2003G Szalency polscy w obrazkach 2
15 Marek Panfil [tryb zgodnosci]

więcej podobnych podstron