plik


ÿþMarek {elkowski Odej[cie gBupca © Marek {elkowski www.fantastykapolska.pl Tekst udostpniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa  u|ycie niekomercyjne  Bez utworów zale|nych. 3.0 Polska. Ta[ma 1 Zledztwo w sprawie Juliana Sommera  ta[ma dowodowa 13 (22 listopada 2148 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  Uniwersytet, sala wykBadowa nr 6; Technik odpowiedzialny  major Langdon Fofst; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci D; Studentka 1  Hagob Patrycja  stopieD lojalno[ci C; Studentka 2  Month Marta  stopieD lojalno[ci A (córka kapitana SOW); Student  Brzezinski Mark  stopieD lojalno[ci C; Archiwista Sommer Julian  osoba obserwowana - stopieD lojalno[ci R. [Cichncy gwar rozmów.] Profesor (P): Przepraszam paDstwa za drobne spóznienie i witam na kolejnych zajciach. Temat dzisiejszych wiczeD brzmi:  Kamil Maurycius Opennforst i jego idee spoBeczne . Jak ju| mówiBem poprzednio, zakoDczenie drugiej wojny [wiatowej doprowadziBo do podziaBu [wiata midzy dwa systemy. Po roku tysic dziewiset czterdziestym pitym opuszczona zostaBa tak zwana  |elazna kurtyna , a [wiat pogr|yB si w stanie permanentnego napicia, który okre[lano mianem  zimnej wojny . Z czasem ludzie przywykli do |ycia w cieniu rakiet z gBowicami nuklearnymi i wydawaBo si, |e ten dipolarny ukBad przetrwa przez wiele dziesicioleci. Niestety w pazdzierniku tysic dziewiset sze[dziesitego drugiego roku rozptaBo si piekBo. Prosz, mo|e pani przybli|y nam to zagadnienie.Studentka 1 (St1): We wrze[niu tysic dziewiset sze[dziesitego drugiego roku amerykaDskie samoloty szpiegowskie latajce nad Kub zaczBy dostarcza zdjcia, na których widoczne byBy stanowiska rakiet przeciwlotniczych, jakimi Rosjanie otaczali zazwyczaj swoje bazy z broni nuklearn. W poBowie pazdziernika John McCon - szef CIA - przekazaB prezydentowi USA Johnowi Fitzgeraldowi Kennedy emu materiaBy fotograficzne, z których niezbicie wynikaBo, |e w kilku miejscach na Kubie rozmieszczane s radzieckie rakiety z gBowicami jdrowymi SS-4. P: Tak! DokBadnie tak! Prosz dalej. St1: Dwudziestego czwartego pazdziernika prezydent Stanów Zjednoczonych ogBosiB w przemówieniu telewizyjnym zakaz dostaw broni ofensywnej na terytorium administrowane przez wBadze w Hawanie, za[ amerykaDskie okrty wojenne otoczyBy Kub. SiBy strategiczne USA postawiono w stan najwy|szej gotowo[ci. Wojna atomowa staBa si tak realna, jak jeszcze nigdy wcze[niej. Chruszczow, wBadajcy wówczas ZSRR, zrozumiaB bardzo szybko, |e JFK nie blefuje. WydaB wic rozkaz zatrzymania statków wiozcych kolejne rakiety. Niestety grupa tak zwanych  jastrzbi z radzieckiego politbiura d|yBa do konfrontacji z Zachodem i to najprawdopodobniej oni zablokowali przekazanie owej wiadomo[ci. MiaBo to niestety brzemienne skutki& P: Tak! Wymiana atomowych ciosów trwaBa niedBugo, ale zgromadzony wcze[niej arsenaB byB w peBni wystarczajcy, by zamieni wielkie obszary [wiata w atomowe pustynie. W sposób istotny zmieniBa si w zwizku z tym mapa polityczna Europy, Azji oraz Bliskiego Wschodu! Traktat pokojowy zwany Porozumieniem Kapsztadzkim, który podpisano po dBugich rokowaniach w kwietniu tysic dziewiset sze[dziesitego czwartego roku, umacniaB niestety jeszcze bardziej dawny, nienaturalny podziaB [wiata! [Narastajcy gwar.] Wbrew logice i rozsdkowi zarówno kapitalizm, jak i socjalizm okopaBy si na swoich pozycjach. Bardzo prosz o cisz! [Gwar powoli cichnie.] Napicie zaczBo wkrótce znowu narasta. A w poBowie lat siedemdziesitych kolejne kryzysy: kairski, japoDski i gibraltarski omal nie doprowadziBy do wybuchu kolejnych wojen jdrowych! Sytuacja wydawaBa si beznadziejna! Wszelkie wysiBki pokojowe przynosiBy efekty niezadowalajce i zazwyczaj bardzo krótkotrwaBe. Kiedy wic na scenie politycznej pojawiB si mBody Amerykanin |ydowskiego pochodzenia, Kamil Maurycius Opennforst, niektórzy ludzie byli skBonni uzna go za m|a opatrzno[ciowego. Niestety nie wszyscy! Mo|e teraz pan rozwinBby t kwesti? Student: Bardzo chtnie, profesorze Cornelius. Otó| Opennforst zaproponowaB stworzenie tak zwanej  trzeciej siBy . Mówic najpro[ciej, polegaBo to na tym, |e zaczerpnB ze wspóBczesnych sobie systemów to, co byBo w nich najlepsze... Geniusz Opennforsta polegaB na tym, |e nie potraktowaB zaproponowanej przez siebie symbiozy kapitalizmu i socjalizmu w sposób mechaniczny, jak to robili gBosiciele teorii konwergencji. To, co powstaBo, byBo gotow i niezwykle spójn teori, mogc zapewni ludzko[ci pokój i dobrobyt. Co wicej, teoria ta bardzo szybko znalazBa potwierdzenie w praktyce. Kamil Maurycius Opennforst, który byB czBowiekiem niezwykle bogatym, mógB sobie pozwoli na pewien eksperyment. Na jednej ze swoich wysp na Oceanie Spokojnym utworzyB olbrzymi koloni miasto, nazywan przez jej mieszkaDców Sybeli. P: Tak, tak prosz paDstwa! To tu, na naszej Sybelii, teorie Opennforsta sprawdziBy si i pokazaBy swoj siB! Nowe spoBeczeDstwo funkcjonowaBo wspaniale! Naszym przodkom obce staBy si problemy i napicia wcze[niejszych systemów. Logicznie rzecz biorc, idee Opennforsta powinny wic zyska sobie prawo powszechnego obywatelstwa. Tak si jednak nie staBo! Co wicej Sybelia znalazBa si w straszliwym niebezpieczeDstwie. Có| takiego si wydarzyBo? Mo|e pani zreferuje to zagadnienie. Studentka 2 (St2): Ju| samo istnienie Sybelii obna|aBo niemal wszystkie sBabo[ci obu antagonistycznych systemów. Zarówno ludzie |yjcy w krajach realnego socjalizmu, jak i mieszkaDcy krajów, w których kwitBa gospodarka rynkowa, zobaczyli, |e mo|na |y inaczej. Zarazem byBo oczywiste, |e ani Wschód, ani Zachód nie zrezygnuj z dotychczasowych struktur spoBecznych, politycznych oraz ekonomicznych. I je[li wcze[niej oba te obozy dziaBaBy zawsze przeciw sobie, problem naszej wyspy zjednoczyB je do wspólnego dziaBania. P: Nie oznaczaBo to oczywi[cie, |e dotychczasowi antagoni[ci padli sobie w ramiona. ChodziBo o utrzymanie status quo. Zwiat byB podzielony na [ci[le okre[lone strefy wpBywów i nikt nie miaB zamiaru dopuszcza do gBosu kolejnego, groznego konkurenta. I co byBo dalej? St2: Najkrócej mówic, obie strony doszBy zgodnie do wniosku, |e nale|y Sybeli zetrze z mapy [wiata! Trzeba byBo si [pieszy, gdy| idee Opennforsta zaczBy przenika do [wiadomo[ci wielu spoBeczeDstw. W tej sytuacji doszBo do tajnego spotkania na najwy|szym szczeblu w jednym z maBych miasteczek nad Morzem Zródziemnym. U|ycie broni neutronowej wydawaBo si ówczesnym przywódcom wspaniaBym rozwizaniem. [Gwar.] P: Tak! I dopiero David Coresh  jeden z doradców prezydenta USA - zauwa|yB, |e z politycznego punktu widzenia jest to rozwizanie absolutnie bBdne.  To tak, jakby[my otwarcie przyznawali si do kompletnej bezradno[ci! - powiedziaB. St2: Po dBugich sporach postanowiono w koDcu odizolowa niewygodn Sybeli od reszty [wiata; zamkn j pod energetyczn kopuB! ByB rok tysic dziewiset dziewidziesity czwarty! Dwa lata pózniej nasz wysp zatrza[nito w wielkiej, nieprzenikliwej i caBkowicie szczelnej kuli pól siBowych! Od tamtego czasu |adna informacja nie mo|e przenikn przez t gigantyczn barier! Od ponad stu pidziesiciu lat jeste[my odcici od [wiata zewntrznego! P: Najwa|niejsze jest jednak to, |e dzielna spoBeczno[ naszej wyspy nie zaBamaBa si! Wszyscy wierzymy w idee Kamila Mauryciusa Opennforsta. Co wicej, potrafimy wciela je w |ycie. W zasadzie ka|dy z nas zna teori spoBeczn Opennforsta, ale |eby naprawd j zrozumie, trzeba sign do jej tez szczegóBowych. Na pocztek proponuj omówienie stosunków wBasno[ci w systemie  trzeciej siBy . [Skrzypnicie otwieranych drzwi (do sali wchodzi obserwowany - archiwista Julian Sommer).] Sommer (Sm): Przepraszam, profesorze Cornelius, ale sprawa jest bardzo pilna. P: Co si staBo, Julianie? Sm: Mam co[ niezwykle wa|nego do przekazania& P: Rozumiem. Wobec tego dzikuj ju| paDstwu. Spotkamy si jak zwykle za tydzieD. [Narastajcy gwar, szuranie odsuwanych krzeseB, [miechy wychodzcych studentów. Po upBywie niecaBych dwóch minut zapada cisza.] P: No, mów, o co chodzi. Sm: OdkryBem co[... Co[ bardzo wa|nego! Wiesz, |e od tygodnia robimy u nas w archiwum kolejny przegld. Porzdkujemy najstarsz cz[ zbiorów. Cholernie du|o grzebaniny& P: Julianie... po to przerwaBe[ moje zajcia...? Sm: Chwileczk, daj mi skoDczy! Wyobraz sobie, |e znalazBem w tym straszliwym baBaganie co[, co zaparBo mi dech w piersiach. Wiesz, na co natrafiBem? Ni mniej, ni wicej, tylko na plan kopuBy z zaznaczonymi wyj[ciami! P: O czym ty mówisz? Z jakimi wyj[ciami? S: WBa[nie o to chodzi! Z planu wynika, |e istniej wyj[cia na zewntrz. Na zewntrz, rozumiesz?! P: Jak to?! Sm: Zwyczajnie! To, co ci wbili do gBowy i co ty wbijasz w Bepetyny studentów, nie jest warte funta kBaków! Z naszej kochanej wyspy mo|na si wydosta! Wcale nie jeste[my odcici! P: To niemo|liwe! Sm: Ja wiem, |e to trudno poj, ale prawda jest wBa[nie taka. Oszukano nas! Wiesz, co to oznacza? Nasze kochane wBadze znalazBy sposób, |eby si std wydosta, ale nikomu o tym nie powiedziaBy! P: Julianie, wydaje mi si, |e opowiadasz bajki. Ale dobrze, przyjmijmy na chwil, |e to prawda. Dlaczego tak wa|ne odkrycie trzymane byBoby w tajemnicy? Dlaczego? A poza tym... Sforsowanie kopuBy wydaje mi si zupeBnie nieprawdopodobne. Rozumiem, |e zafascynowaB ci ten tajemniczy plan, ale skd masz pewno[, i| zawiera on prawdziwe informacje? Sm: Wyobraz sobie, |e sprawdziBem miejsca zaznaczone na planie. Napicie pola jest w nich nieco sBabsze ni| wokóB! Sdz, |e przy u|yciu odpowiedniej aparatury mo|na otworzy w tych miejscach wyj[cia! Ale nawet nie to jest najwa|niejsze! Oszukano nas! Oni znalezli sposób, |eby wydosta si z Sybelii, i mo|e czasami wychodz, ale nigdy nas o tym nie poinformuj! Nigdy! P: To, co mówisz, jest nielogiczne. Czemu miaBoby sBu|y utrzymywanie kilku milionów ludzi pod kopuB? Jaki interes miaByby w tym nasze wBadze? Sm: A co ty wiesz o ich interesach? Mo|e ju| dawno zbratali si z reszt [wiata, a teraz karmi nas bajeczkami? Bajeczkami Opennforsta! P: PrzestaD! Posuwasz si za daleko! Sm: Zrozum, Arturze... Mo|e jeste[my tylko tani siB robocz?! NajtaDsz z mo|liwych! P: Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury! Czy |yje ci si zle? Jestem ciekawy, czy wiesz, jak wygldaBy slumsy w Nowym Jorku? Sm: Cigle nie rozumiesz. To prawda, |e mamy co je[, w co si ubra i gdzie mieszka, ale skd wiesz, jak teraz wyglda reszta [wiata? Przecie| od ponad stu lat |yjemy cigle tak samo. Nie zmieniBo si nic. DosBownie nic! Przecie| to jak |ycie w klatce! Zamknli nas ci z zewntrz, a nasi trzymaj nas tu, chocia| znalezli wyj[cie! To jest straszne!& P: Trudno w to uwierzy. Nie wiem, Julianie... Doprawdy nie wiem! Musz to sobie przemy[le. Bo je[li to, co mówisz, jest prawd... Wnioski - obserwacj powinien zosta objty profesor Artur Cornelius. Konieczna zmiana kategorii lojalno[ci z D na K! Ta[ma 2 Rutynowa kontrola lojalno[ciowa pracowników kierownictwa Stra|y Ochrony Wyspy  ta[ma operacyjna 322/768 (02 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  gabinet puBkownika Krantzky ego; Technik odpowiedzialny  major Helena Jemga; Osoby zarejestrowane na ta[mie: PuBkownik Krantzky Dean - stopieD lojalno[ci A++; Kapitan Kunn Robert  stopieD lojalno[ci A. Krantzky (Kr): No, taaaak! Cornelius dalej mci. A co w tym czasie robi Kunn?! Za co, do kurwy ndzy, ten cholerny kretyn dostaB awans?! [OdgBos wybieranego numeru telefonu.] Kr: Sier|ant Bivet? Przy[lijcie mi tu kapitana Kunna! (...) Tak! Oczywi[cie, |e natychmiast! [Trza[nicie sBuchawk. Po dBu|szej chwili, gBo[ny szczk i odgBos wykrcanego numeru.] Kr: To ty, Viviano? (...) Wróc dzisiaj pózniej. (...) Tak, bd bardzo zajty. (...) Nie, nie mog. (...) A co zrobimy z sobot? Hader nigdy by nam nie darowaB. (...) Wiem, |e ich nie znosisz, ale powinni[my tam pój[. (...) Zastanów si jeszcze, prosz. [Skrzypnicie drzwi.] No dobrze, musz ju| koDczy! Pa, kochanie. CaBusy. [Szczk odkBadanej sBuchawki.] Kunn (Kn): Kapitan Kunn melduje si na rozkaz! Kr: Niech pan siada, kapitanie. No i co tam u pana sBycha? Kn: Eeeee... W sprawie Corneliusa? Kr: To te|, ale najpierw tak w ogóle? Kn: Eeee... Wszystko dobrze, panie puBkowniku, a w sprawie Corneliusa to... Kr: No dobrze, niech ju| bdzie ten Cornelius. Co si dzieje z naszym profesorkiem? Kn: Sdz, |e sprawa dobiega do pomy[lnego koDca. Kr: Ooo, to wspaniale! Moje gratulacje. Kn: Eeee... To nie byBa trudna sprawa. Kr: A ten plan, który znalazB Sommer? Kn: Bezwarto[ciowy kawaB papieru, ale narobiB sporo zamieszania. Ci dwaj z uniwersytetu strasznie si napalili. Zrobili taki krzyk... Kr: Wiem. SByszaBem. Ale podobno pan ju| z nimi rozmawiaB? Kn: Tak, tak. Bd grzeczni jak anioBki. Archiwista Sommer wróciB posBusznie do swoich papierków i pewno nawet ju| nie pamita o tym dziwnym planie. Kr: Doskonale! Widz, |e potrafi pan dziaBa szybko i sprawnie. A ten drugi... Ten... Kn: Cornelius? Kr: WBa[nie! Cornelius! Kn: Ooo, ten troch si stawiaB, ale pokazali[my mu, jak wyglda facet po przesBuchaniu, i w koDcu zamknB gb. Z nim te| bdziemy mieli ju| spokój! Kr: Bzdura! Kompletna bzdura! Jest pan idiot, Kunn! Jak pan w ogóle trafiB do Stra|y Ochrony Wyspy?! Tu| przed paDskim przyj[ciem dostaBem informacj, |e Cornelius dalej opowiada swoje bajeczki studentom! I co?! Kn: Ale panie puBkowniku, przecie| ten archiwista... Kr: Archiwista przestaB mnie ju| interesowa! WróciB do pracy i dobrze. Teraz wa|ny jest profesor. Trzeba mu w koDcu zatka t gBupi gb. Co pan proponuje, kapitanie? Kn: To chyba proste?! Trzeba go zlikwidowa. Kr: Kapitanie, dla pana wszystko jest zbyt proste. I pewnie dlatego nie osiga pan sukcesów. Czy zdaje pan sobie spraw, jakiego mczennika zrobiliby[my z Corneliusa? Zlikwidowanie go to najgBupsze, co mo|emy w tej chwili zrobi! Kn: Wic co innego? Mam go grzecznie poprosi, |eby zatrzasnB wreszcie dziób? Kr: Nie! Ma pan zacz wreszcie my[le! A na razie prosz zacz robi z Corneliusa czBowieka niepoczytalnego. Wie pan... Troch ploteczek na terenie uczelni... Mo|na te| spróbowa w okolicy, w której mieszka. Nie jestem pewien, czy to przyniesie po|dane efekty, ale... nie zaszkodzi spróbowa. I niech pan pamita, |adnych represji. {adnych... ostrych represji! Oczywi[cie Cornelius nie mo|e by dalej wykBadowc, ale... to wszystko! Wszystko! Rozumiemy si?! Kn: Tak jest, panie puBkowniku! Czy to oznacza, |e caBy ten baBagan ujdzie mu bezkarnie? Kr: Nie, nie ujdzie! Ale tym zajm si ju| sam !Kn: Tak jest! [Stukot kroków wychodzcego kapitana.] Kr: Kompletny idiota! [Odglos wykrcanego numeru; oczekiwanie na poBczenie telefoniczne.] Kr: Sier|ancie, prosz mnie poBczy z naszym laboratorium. Ta[ma 3 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 45 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  mieszkanie profesora; Technik odpowiedzialny  major Albert Graf; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; Cornelius Kelda  stopieD lojalno[ci C. [StBumiona muzyka pBynca z radia oraz brzk rozkBadanych talerzy i sztuców.] Kelda (K): DBugo jeszcze? Zniadanie gotowe! Cornelius (C): Zaraz kochanie, jeszcze chwileczk! K: Arturze, po[piesz si! Twoje grzanki bd za chwil zupeBnie zimne. C: Ju|, Keldi. Ju|! [GBos profesora przybli|a si.] Ju| jestem. Hmmm, jak tu Badnie pachnie. K: Siadaj. Siadaj i jedz. [DBuga chwila milczenia (1,32 minuty). Brzk sztuców.] K: Arturze, czy wiesz, |e mam dla ciebie propozycj nie do odrzucenia? C: Uwielbiam takie propozycje i caBy zamieniam si w sBuch. K: Wic wyobraz sobie, mój uczony Arturku, |e dzi[ wieczorem idziemy do kina. C: Wierzysz jeszcze, |e nasi... nasi filmowcy potrafi nakrci co[ ciekawego? K: Mów sobie, co chcesz, a ja po prostu lubi kino .[Spokojna muzyka w radiu koDczy si. Zastpuje j haBa[liwa piosenka.] C: Keldi, kochanie, zga[ radio. [Cichy trzask i muzyka milknie.] C: Dobrze, w takim razie idziemy dzisiaj do kina. Nie wiem tylko, czy bd na obiedzie. Wiesz przecie|, |e mam ostatnio wicej zaj. Zreszt przedzwoni z uczelni i umówimy si dokBadnie. W razie czego spotkamy si przed kinem. K: Czy ty, Arturze, nie za bardzo si w to wszystko anga|ujesz? C: Nie wiem. Sam ju| nie wiem. Jedno jest dla mnie niewtpliwe. Skoro poznaBem prawd o naszej wyspie... Skoro j poznaBem... Ja nie mog ju| siedzie cicho! Ostatecznie to dotyczy nas wszystkich! K: Tak, Arturze, ale czasami boj si, |e zapBacimy za t twoj wiedz bardzo wysok cen! C: Och, Keldi, zaczynasz mówi jak Julian. Ci ze Stra|y napdzili mu ci|kiego stracha. K: A ty zupeBnie si nie boisz? Przecie| oni mog zrobi wszystko! C: Tak, boj si. Oczywi[cie, |e si boj! Ale zrozum, Keldi, ja nie mog inaczej. [Przecigajca si chwila ciszy.] Wiesz, mam ostatnio takie dziwne uczucie. To trudno wBa[ciwie okre[li. Co[ zBego... Jakby co[ bardzo zBego zaciskaBo niewidzialn ptl wokóB mnie. Niby nikt nie robi mi |adnej krzywdy. Ci ze Stra|y ograniczaj si tylko do fabrykowania idiotycznych plotek na mój temat... Ale z tym przecie| si liczyBem. A jednak co[ jest nie tak! K: To mo|e nie idz tam dzisiaj. C: Przecie| mam wykBady. Siedzeniem w domu niczego nie zmieni. A ten zBy nastrój... Hmmm... My[l, |e najlepszym lekarstwem na moje ponure my[li bdzie praca. [Dzwik gongu przy drzwiach mieszkania.] K: Siedz. To pewnie gospodarz domu z gazetami. Zaraz przynios. [Oddalajce si kroki.] C: Czemu tak dBugo, Keldi? Co ty tam robisz? K: Ju| id. C: Co si staBo? Czemu tak zbladBa[? K: Och, wBa[ciwie to nic si nie staBo. PrzyszBo wezwanie ze Stra|y Ochrony Wyspy. C: Znowu sobie o mnie przypomnieli. K: Kiedy to nie o ciebie chodzi. Oni wzywaj mnie! Mam si stawi dzisiaj o dziesitej. C: Ty?! A dlaczego ty? Co oni znowu wymy[lili? K: To pewnie nic strasznego, Arturze. My[l, |e chc, abym troch poplotkowaBa na twój temat. To, |e jeste[ moim m|em... Wiesz, jako prawomy[lna obywatelka nie mog zwraca uwagi na taki drobiazg. [Zmiech.] C: Troch to dziwne, ale oczywi[cie musisz tam pój[. Ciekawe, jakie szczegóBy z mojego prywatnego |ycia mog interesowa tych panów& K: Mo|esz by pewny, |e bd bardzo przebiegBa. I bardzo si zawiod. Bardzo! C: Wiem, |e w ka|dej sytuacji dasz sobie rad. Ale uwa|aj na siebie! No, na mnie ju| czas. Zadzwoni okoBo pierwszej. Opowiesz mi, czego chcieli, i umówimy si na dzisiejsze kino. Pa, kochanie. Ta[ma 4 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 50 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  ulica przed budynkiem gBównym Uniwesytetu; Technik odpowiedzialny - nagrania dokonaB Julian Sommer z wBasnej inicjatywy i przekazaB go sBu|bom SOW; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; Archiwista Sommer Julian  stopieD lojalno[ci L+. Cornelius (C): Ach, to ty Julianie! Witaj. Przepraszam ci, ale teraz troch si [piesz. Za chwil zaczynam wykBad. Sommer (S): Nie! C: Jak to? S: Nie! Nie bdziesz miaB |adnego wykBadu. Ani za chwil, ani w ogóle! C: Co ty mówisz? OszalaBe[? S: Nie, to ty oszalaBe[. Przewracasz w gBowach swoim studentom i jeszcze si dziwisz, |e wBadze wylaBy ci z uczelni? C: Julianie! Jak to: wylaBy?! Czy ja dobrze sBysz? Przecie|... S: Owszem, dobrze sByszysz! I sam jeste[ sobie winien. C: Ale przecie| to ty... S: Nie opowiadaj gBupstw. W ogóle nie ma o czym mówi. Za bardzo przejBe[ si swoj rol. Swoj dziejow misj. C: Przecie|... Przecie| sam pokazaBe[ mi te plany! S: Bzdura! Nie ma i nie byBo |adnych planów. To, co opowiadaBe[ studentom, to wytwór twojej chorej wyobrazni. C: Ale| Julianie, jak mo|esz mówi co[ takiego? S: Masz racj, nie ma o czym mówi! Mog ci tylko poradzi, |eby[ zniknB std jak najszybciej! I nie pojawiaj si tu wicej! Wierz mi, to dobra rada! C: Wic jestem zwolniony? S: Tak! Polecono mi, |ebym ci to przekazaB. Aha, jeszcze jedno. Po tym co si staBo, uwa|am, |e my równie| nie mamy ze sob ju| nic wspólnego. [OdgBos oddalajcych si kroków.] Ta[ma 5 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 51 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  publiczny aparat telefoniczny; Technik odpowiedzialny  kapitan Olbert Dahs ;Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; Cornelius Kelda  stopieD lojalno[ci E. [OdgBos wykrcania numeru na tarczy aparatu ulicznego. Po jednym sygnale zgBasza si Kelda.] Kelda (K): Halo?! To ty, Arturze? Cornelius (C): Tak, kochanie .K: Nie mogBam si ju| doczeka. Wyobraz sobie, |e wszystko nie trwaBo nawet pitnastu minut! C: W Stra|y Ochrony Wyspy? K: Tak. WBa[ciwie o nic mnie nie pytali. Sprawdzili tylko imi i nazwisko, a potem dali mi zastrzyk. C: Zastrzyk?! Jaki zastrzyk? K: Nie wiem. Podobno robi jakie[ testy. Mówili, |e to konieczne. Te| tego nie rozumiem. A wiesz... ci ze Stra|y nie s skBonni do zbyt wielu wyja[nieD. C: Dziwne... Naprawd dziwne. Ja mam niestety gorsze wiadomo[ci. Przed chwil dowiedziaBem si, |e nie pracuj ju| na uczelni. K: Co ty mówisz?! Dlaczego? C: Keldi, kochanie, przecie| to oczywiste! PodejrzewaBem, |e mog zacz si jakie[ represje, ale oni wystrzelili od razu z grubej rury. K: Nie patrz na to tak dramatycznie. Mo|e jeszcze co[ si wyja[ni. C: Nic si ju| nie wyja[ni. SpotkaBem Juliana. OznajmiB mi w imieniu wBadz uczelni, |e jestem tam osob niepo|dan. K: Julian? Julian ci to powiedziaB? C: Tak, Keldi! NiesBychane, prawda? K: Wiem, |e jest ci ci|ko, ale nie przejmuj si tym wszystkim a| tak bardzo i wracaj do domu. Ta[ma 6 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 56  cz[ 1 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  mieszkanie profesora; Technik odpowiedzialny  major Albert Graf; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; Cornelius Kelda  stopieD lojalno[ci E. Cornelius (C): Halo, Keldi! Przepraszam, |e ten mój powrót trwaB tak dBugo. MusiaBem nieco ochBon i wBóczyBem si troch po mie[cie. [Kroki po mieszkaniu.] Keldi! Co ci jest? Jak ty wygldasz?! Jeste[ blada jak [ciana! Kelda (K): Nie wiem, co si ze mn dzieje, Arturze. Boli mnie gBowa i... w ogóle wszystko mnie boli. Tak jakbym si czym[ zatruBa. C: Masz rozpalone czoBo! Nie ma si nad czym zastanawia. Dzwoni po ambulans. [OdgBos wybieranego numeru.] C: Szpital? Nazywam si Cornelius. (...) Tak, Artur Cornelius. Moja |ona czuje si bardzo zle. Ma wysok temperatur, boli j gBowa... (...) Przecie| ju| mówiBem, Cornelius! (...) Tak, ale nie bardzo wiem, co robi. (...) Dobrze, zaczekam. (...) Co?! (...) A dlaczego? (...) Hmmm, odBo|yBa sBuchawk. K: I co? C: Nie przyjad. Zaczynam podejrzewa co[ bardzo niedobrego. K: Och, Arturze, ratuj mnie. To tak strasznie boli. Nie mog ju| wytrzyma. Ze mn chyba jest naprawd niedobrze& C: To ten cholerny zastrzyk! Nie ulega wtpliwo[ci. Co robi? [Chwila ciszy.] Tak, doktor Lacombe. To jedyna szansa! Keldi, anioBku, musz na chwil wyj[. Pójd po doktora Lacombe a. On ci pomo|e. K: Dobrze idz, ale wracaj szybko. Nie chc by sama! Ta[ma 7 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 60 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  mieszkanie doktora Patryka Lacombe a; Technik odpowiedzialny  major Albert Graf;Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; Lacombe Patryk  stopieD lojalno[ci B. [Dzwik gongu przy drzwiach wej[ciowych.] Lacombe (L): Kto tam? Cornelius (C): To ja, Cornelius. Potrzebuj paDskiej pomocy. [Skrzypnicie otwierane drzwi.] L: Co si staBo? C: Musi pan pomóc mojej |onie. L: Ale co si staBo? C: ByBa wezwana przez SOW. Dali jej tam jaki[ zastrzyk. Pan byB przecie| kiedy[ ich lekarzem. Ci ze szpitala nie chc przyjecha. I teraz ju| tylko w panu nadzieja. L: Czy |ona ma temperatur i silne bóle w jamie brzusznej? C: Tak, wBa[nie tak to wyglda! L: Obawiam si, |e niewiele bd mógB pomóc, ale chodzmy, musz zobaczy chor. Ta[ma 8 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 56  cz[ 2 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  mieszkanie profesora; Technik odpowiedzialny  major Albert Graf; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W ;Lacombe Patryk  stopieD lojalno[ci B. Lacombe (L): Tak, to wBa[nie to, czego si obawiaBem: ZespóB Postpujcej Martwicy Tkanek. Jad znajdowaB si w preparacie, który jej wstrzyknli. Od dawna stosuj t metod, |eby ucisza ludzi. Cornelius (C): Ale... ale co robi? Przecie|... Przecie| musi by... L: Oczywi[cie, |e jest antidotum, ale nie mamy |adnych szans, |eby je zdoby! C: A pan mo|e sporzdzi jaki[ lek? ZapBac! ZapBac ka|d cen! L: Panie profesorze, tu nie chodzi o pienidze. Trzeba posiada olbrzymie laboratorium i dywizj mikrobiologów, |eby w ogóle spróbowa.. .C: Wic nie ma ratunku? L: Ile pan ma tych pienidzy? C: Dwadzie[cia... Dwadzie[cia trzy tysice. Zaraz je panu przynios .L: Na razie nie trzeba. Pójd do siebie i spróbuj zadziaBa. Mam jeszcze kilku przyjacióB... Chocia| w tym stadium choroby... Boj si, |e to niewiele pomo|e! Prosz tu na mnie cierpliwie czeka. To troch potrwa. Wniosek  Konieczne obni|enie kategorii lojalno[ci Patryka Lacombe a! Ta[ma 9 Zledztwo w sprawie Artura Corneliusa  ta[ma dowodowa 56  cz[ 3 (14 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  mieszkanie profesora; Technik odpowiedzialny  major Albert Graf; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Profesor Cornelius Artur - stopieD lojalno[ci W; PuBkownik Krantzky Dean - stopieD lojalno[ci A++. [Chrapliwy, ci|ki oddech.] Cornelius (C): Keldi, kochanie, wytrzymaj jeszcze troch. Prosz ci! Musisz wytrzyma! Doktor zaraz przyjdzie. Co za podBo[. Co za potworna podBo[. Dlaczego ona? Czym ona zawiniBa? Czym? Przecie| to ja... To ze mn mogli zrobi, co chcieli. Czemu ich zemsta dosigBa akurat jej? Gdzie jest ten Lacombe? Je|eli ona umrze.. .[Dzwonek przy drzwiach.] C: Nareszcie! Biegnie do drzwi. C: Kim pan jest? Czy przysBaB pana doktor Lacombe? Krantzky (Kr): Nie, nie jestem od doktora, ale widziaBem go niedawno. C: DaB panu lekarstwo? Kr: Nie, nie daB. On ma teraz zupeBnie inne zmartwienia. Poznaje nowych kolegów w wizieniu. C: Wic kim pan wBa[ciwie jest? Zreszt ja nie mam czasu. Moja |ona... Kr: Wiem, co dzieje si z paDsk |on. C: To niech jej pan pomo|e! Kr: MógBbym, ale tego nie zrobi. C: Dlaczego?! Kr: Dlaczego? Ano dlatego, |e musisz ponie[ kar za swoj gBupot, profesorku. C: Kim pan, do cholery, jest?! Kr: Jeszcze nie wiesz, kim jestem? Wiesz doskonale, tylko starasz si nie dopu[ci tej my[li. Tak, jestem z SOW. PuBkownik Krantzky. C: To teraz mi zapBacisz, puBkowniku! Za wszystko mi zapBacisz. Po prostu roztrzaskam ci Beb! Kr: Spokojnie, profesorku. Patrzc na ciebie, nie czuj specjalnych obaw, a poza tym moi ludzie czekaj za drzwiami. Jeden niepotrzebny ruch i przestaniesz si w ogóle odzywa! C: Po co tu przyszedBe[? Po co? Patrze i cieszy si z mojej tragedii?! Kr: Twoja tragedia mnie nie interesuje. Mam oczywi[cie troch wspóBczucia dla tej kobiety, ale jej nieszcz[ciem jest fakt, |e zostaBa twoj |on. Tak naprawd, przyszedBem tu, aby[ pojB, profesorku, bezmiar swojej gBupoty! Musz ci pomóc! Pomóc zrozumie! C: Oczywi[cie! Wy u[miercili[cie moj |on... zniszczyli[cie caBe moje |ycie, ale... ale to moja wina! Pikne rozumowanie! Pikne! Czego jednak mo|na si spodziewa po ludziach waszego pokroju? Kr: Czas patetycznych przemówieD skoDczyB si, panie profesorze. Trzeba nareszcie spojrze prawdzie w oczy. C: Jakiej prawdzie? O jakiej prawdzie pan mówi? To przecie| ja staraBem si dociec prawdy i mówi o niej ludziom! Kr: Nie jestem uczonym, ale pragn panu przypomnie, |e definicji prawdy jest bardzo wiele. Ka|da kBadzie nacisk na co[ innego. Któr pan wybraB? C: Doskonale wiecie, jak prawd wybraBem! GBosiBem j i wcale si z tym nie kryBem! Kr: I co pan chciaB przez to osign, profesorze? C: D|yBem do tego, |eby u[wiadomi ludziom, |e nasza Sybelia jest olbrzymim wizieniem! Kr: Chwytliwa teza, tylko |e nic z niej nie wynika! C: Przecie| od lat wiecie, jak wydosta si z puBapki, w której zamknli nas nasi wrogowie. MiaBem w rku plan! Nie zdoBa mnie pan oszuka! Kr: Bzdura! To byB bezwarto[ciowy kawaBek papieru. Zwistek! ZwykBy [wistek! Nie wiem, kto i po co go nakre[liB, ale... ale z pewno[ci nie byB to czBowiek o zdrowych zmysBach. C: I usiBuje mi pan teraz wmówi, |e nie wiecie, jak wydosta si spod kopuBy? Kr: Nic takiego nie mówiBem. Oczywi[cie, |e wiemy! Wiemy dokBadnie, a to dlatego, i| sami j stworzyli[my. C: Jak to? I pan to tak spokojnie mówi? To zbrodnia! Kr: I znowu opowiada pan gBupstwa! Zrobili[my to celowo. Zwiat chciaB nas przecie| zniszczy, a gdyby nawet do tego nie doszBo, to i tak mogliby[my zgin podczas kolejnej wymiany ciosów jdrowych pomidzy zwa[nionymi blokami paDstw. Na co mieli[my czeka? Dziki nam ludzie na Sybelii |yj dostatnio i spokojnie. C: Nie, to niemo|liwe! To jaki[ koszmar! Kr: Jaki znów koszmar? To byB jedyny ratunek. C: Koszmar polega na tym, |e wszystko to oparte jest na potwornym kBamstwie. Miliony ludzi zamknitych w tej gigantycznej klatce nie wie o niczym! Kr: A co by to daBo, gdyby wiedzieli? C: Ludzie mogliby std wyj[ i zobaczy, co dzieje si poza t przeklt barier! Kr: A wiesz, przemdrzaBy profesorku, |e tam na zewntrz jest by mo|e tylko radioaktywna pustynia? C: A je|eli tam istnieje lepszy, wspanialszy [wiat? Kr: I ty, nie majc pewno[ci, odwa|yBby[ si go pokaza ludziom? ZdjBby[ barier, |eby to sprawdzi?! Czy zdajesz sobie spraw, |e je[li tam rzeczywi[cie jest zBowroga pustynia, skazaBby[ miliony ludzi na nieuchronn, powoln [mier? C: Poznaliby prawd! Kr: Ale za jak cen?! Trzeba by gBupcem albo zbrodniarzem, |eby zdoby si na co[ takiego. ZaspokoiBby[ swoj ciekawo[. Twoje przewidywania potwierdziByby si lub nie, ale nie byBaby to ju| tylko twoja sprawa. Koszty tego eksperymentu musieliby zapBaci inni. A ci inni mo|e wcale nie s zainteresowani twoimi poszukiwaniami. Wierz mi, na pewno nie s! My stworzyli[my mieszkaDcom Sybelii wzgldny dobrobyt, dali[my im spokój oraz poczucie bezpieczeDstwa! O takim |yciu wielu ludzi mogBo niegdy[ tylko marzy! C: Nie zgadzam si z tym! Przecie| czBowiekowi... |adnemu czBowiekowi nie mo|e wystarczy taka idylliczna i bezmy[lna wegetacja. Ludzko[ zawsze szukaBa czego[ wicej. Kr: Frazesy! To tylko frazesy, profesorze! A skd ty wiesz, czego potrzeba ludziom? Dlaczego mówisz w ich imieniu? Kto daB ci do tego prawo? C: Ka|dy musi mie takie prawo! Kr: Wic nie masz ju| |adnych innych argumentów? WspóBczuj. [Chwila ciszy.] ChciaBbym ci tylko jeszcze powiedzie, |e... Gdyby wyBczy t znienawidzon przez ciebie kopuB... Potem nie daBoby si jej ponownie podnie[, aby w razie czego ochroni wysp. Potrzeba do tego zbyt wiele energii. ZaryzykowaBby[? W imi prawdy? C: Nie wiem. Ale po co ta zmowa milczenia? Dlaczego oparli[cie wszystko na kBamstwie? Kr: Czasami takie kBamstwo jest potrzebne. Ludzie my[l, |e nie mog std wyj[, i pogodzili si z tym. Gdyby poznali prawd... W ich umysBach zalgBaby si tsknota. Cz[ chciaBaby z pewno[ci zobaczy tamten niepewny, ale przecie| pocigajcy [wiat. I co wtedy? Ju| pan rozumie, profesorze? C: Przecie| czBowiek ma prawo nie tylko do poszukiwaD! Mo|e si tak|e myli! Je[li popeBniBem bBd, sam ponosz za niego odpowiedzialno[. Skoro uwa|a pan, |e zachowaBem si nieodpowiedzialnie... Nale|aBo mnie i tylko mnie ukara. Uwizi, zabi... zrobi ze mn cokolwiek! Dlaczego caBe brzemi tej odpowiedzialno[ci spadBo na moj |on? Przecie| ona niczemu nie byBa winna! Kr: Tak samo jak ci ludzie, których by mo|e naraziBby[ na cierpienie i zagBad. A wszystko przez gBupot. W twoim wypadku ani wizienie, ani nawet [mier nie zaBatwiByby niczego. Nie pojBby[ istoty kary. CzuBby[ si szcz[liwym bohaterem, mczennikiem wielkiej sprawy. A [mier twojej niewinnej |ony wryje ci si gBboko w pami. WBa[nie o to chodzi: aby[ do koDca |ycia czuB ból odpowiedzialno[ci, jak ponosi si za drugiego czBowieka. Zawsze ju| bdziesz miaB przed oczyma obraz swojej umierajcej |ony. To okrutna kara, ale wBa[nie taka musi by! Jeste[ gBupcem, Cornelius! GBupcem! Ja za chwil wyjd z tego mieszkania, a ty zostaniesz tu sam na sam z ofiar swojej niefrasobliwo[ci. Potem... Potem tak|e mo|esz wyj[ i robi, co zechcesz. Nikt ci ju| w niczym nie bdzie przeszkadzaB. [Oddalajce si kroki i trzask zamykanych drzwi.] Ta[ma 10 Rutynowa kontrola lojalno[ciowa obywateli  ta[ma operacyjna 62/965 (26 lutego 2149 r.); Miejsce zainstalowania podsBuchu  Uniwersytet, sala wykBadowa nr 6; Technik odpowiedzialny  major Langdon Fofst; Osoby zarejestrowane na ta[mie: Archiwista Sommer Julian - stopieD lojalno[ci E. [Gwar wielu rozmów.] Sommer: DzieD dobry paDstwu! Nazywam si Julian Sommer i jestem waszym nowym wykBadowc. [Gwar.] Temat dzisiejszych zaj brzmi:  Zagadnienie moralno[ci w spoBeczeDstwie typu «trzeciej siBy» . Jak paDstwo zapewne wiedz, problem ten budziB wielkie emocje w czasach, gdy Sybelia nie byBa jeszcze odcita od [wiata. Wszystko za[ dlatego, |e Karol Maurycius Opennforst postawiB na gBowie ówczesny system warto[ciowania etycznego... Tekst udostpniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa  u|ycie niekomercyjne  Bez utworów zale|nych. 3.0 Polska.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marek Zelkowski Bogini szalenstwa
Marek Sierżęga wykrywanie białek
Marek HÅ‚asko Okno
Baraniecki Marek Gwiezdny kupiec(1)
15 Marek Panfil [tryb zgodnosci]
Marek Hłasko Brak Miejsca na miłość (1959)
Hłasko Marek Kancik czyli wszystko się zmieniło

więcej podobnych podstron