2008 08 09 Blumsztajn Seweryn Mój ''Biuletyn''

background image

Seweryn Blumsztajn: Mój "Biuletyn"

Seweryn Blumsztajn 2008-08-09, ostatnia aktualizacja 2006-09-21 10:44:02.0

Nigdy potem nie miałem większego poczucia bezpieczeństwa. Wiedziałem, że każdy z ludzi, z którymi działam,
zastąpi mnie, jeśli mnie wsadzą, i pójdzie do więzienia w mojej obronie. To była najważniejsza zasada tego
ruchu - opowiada Seweryn Blumsztajn, redaktor korowskiego "Biuletynu Informacyjnego"

Najgorsze było rozwożenie wydrukowanego już nakładu. Samochód z załadowanym bagażnikiem i tylnym siedzeniem
miał wyraźnie podniesione przednie światła i każde spotkanie patrolu milicji mogło oznaczać koniec zabawy. Do dzisiaj
pamiętam ten ucisk w gardle. Siedziałem obok kierowcy i zawsze usiłowałem rozwiązać ten sam problem: dlaczego ja,
człowiek, który boi się okropnie nawet kanara w autobusie, wdałem się w coś takiego? Skąd u mnie taki kowbojski
życiorys?

Do "malucha" mieściło się do 100 ryz, do dużego fiata ok. 120. Tylko tych większych samochodów było mało. Nakład
"Biuletynu" to ok. 5 tys. egz., objętość - czterdzieści kilka kartek obustronnie zadrukowanych. Do rozwiezienia na kilka
adresów, gdzie "BI" składano i spinano, było ok. 500 ryz. Pamiętam, jak kiedyś, jadąc na Stegny, władowaliśmy się na
trasę przejazdu jakiegoś afrykańskiego przywódcy, na każdym rogu stał milicjant. Nim zorientowaliśmy się, co się dzieje,
byłem zupełnie mokry.

Właściwie zaczynałem się denerwować, już kiedy przyjeżdżałem po papier do Wojtka Celińskiego. Otwierał drzwi
garażu i widać było ścianę z ryz papieru. Po pierwsze, bałem się, że jakiś przechodzień to zobaczy, ale przede
wszystkim byłem przerażony, że znowu mam powtórzyć ten cykl: do drukarni, z drukarni, kolportaż.

To było spore logistyczne przedsięwzięcie. Ekipa, która pracowała przy wydawaniu "BI", liczyła kilkudziesięciu ludzi.

Papier załatwiał Wojtek Ostrowski. Niezwykle dobrze wychowany (dzisiaj pracuje w MSZ), kokietował panienki w
sklepach papierniczych i kupował całe dostawy. Przewoził to do naszego magazynu zwykłą taksówką bagażową. Nigdy
go nie złapali. Kilka osób przewoziło samochodami, często "maluchami", ten papier do drukarni, a potem wydrukowany
"Biuletyn" rozwoziło do siedmiu- ośmiu mieszkań, gdzie był składany i zszywany. Takie składanie "Biuletynu" to była
kilkugodzinna praca dla pięciu-sześciu osób. Traktowano to na ogół jako miłą towarzyską imprezę, a nagrodą było kilka
egzemplarzy nowego numeru. To był szpan w towarzystwie mieć go przed innymi.

Potem jeszcze trzeba to było rozwieźć do kilkunastu punktów. Pamiętam do dziś: Romaszewscy (Biuro Interwencyjne) -
200; Wujcowie ("Robotnik") - 400; Kraków - 500; Wrocław - 500; Gdańsk - 500, Poznań - 350 itd. Z innych miast
przyjeżdżali na ogół samochodami. Ale np. do Poznania jakaś dziewczyna woziła przez pewien czas "Biuletyn" w
plecaku i w wózku na zakupy. Bardzo była dzielna, a nie pamiętam nawet, jak miała na imię.

Przeczytaj, przepisz, daj innym do przeczytania

Zaczęło się równolegle z powstaniem KOR-u, we wrześniu 1976 r., od dziesięciu kartek maszynowej przebitki pisanej z
minimalnym odstępem. Spotykaliśmy się raz na miesiąc u Antka Libery na Żoliborzu. Pisaliśmy to w jeden wieczór na
maszynie, a potem roznosiłem do dziesięciu osób, które przepisywały, zatrzymywały sobie jeden egzemplarz i oddawały
mi dziewięć lub osiem egzemplarzy. Zanosiłem je do następnych itd. Tak miał tworzyć się ruch społeczny
przepisywaczy. Nawet pod naszą winietką i hasłem, że: „ »Biuletyn Informacyjny « ma na celu przełamanie
państwowego monopolu informacji”, napisaliśmy: „Przeczytaj, przepisz i daj innym do przeczytania”. Nie mam pojęcia,
jaki był wtedy nakład „Biuletynu”, wiem tylko, że całe życie spotykam ludzi, którzy go przepisywali.

To nie tylko była malutka gazetka, ale też dość monotonna. Streszczaliśmy oświadczenia KOR-u opisujące represje
wobec protestujących w Radomiu i Ursusie, podawaliśmy sumy wydane na pomoc, cytowaliśmy kolejne listy
protestacyjne w obronie represjonowanych robotników. Wtedy to brzmiało jak dynamit. Relacje z bicia i torturowania z
datami i nazwiskami, opisy procesów, sumy przekazywanych pieniędzy. Akcja obrony robotników przed robotniczym
państwem. I skala tego ruchu. Pamiętam, jakie wrażenie robiły na mnie idące w setki tysięcy złotych sumy zebranych
pieniędzy. Monotonny był też język pisma. Bez komentarzy, emocji i ocen - przemawiać miały fakty. To było akurat
świadome. Chcieliśmy się odróżnić od języka propagandy oficjalnych gazet. Jednak, kiedy pismo zaczęło się rozrastać,
pojawiła się publicystyka czy reportaż, musieliśmy zrezygnować z naszych językowych pryncypiów.

Prawdziwa redakcja

Pierwszy skład redakcji to: Antek Libera, Janek Lityński, ja i Adam Wojciechowski związany ze środowiskiem Andrzeja
Czumy, czyli tzw. Sprawy Ruchu. Od trzeciego numeru pracowała z nami Joasia Szczęsna i to ona przejęła główny
ciężar pracy redakcyjnej. Adamowi, późniejszemu twórcy Amnesty International w Polsce, nie było z nami po drodze i
pierwszy odszedł. Dość szybko odszedł też Antek - przy całej życzliwości do nas - interesował go głównie teatr,
literatura, sztuka, a nie stukanie prostych informacji.

Zaczęliśmy podpisywać "Biuletyn" nazwiskami w marcu 1977 r. Po prostu milicja wkroczyła do Janka Lityńskiego, gdzie
siedzieliśmy nad materiałami redakcyjnymi. Nie miało sensu dalej się ukrywać i podpisaliśmy go w trójkę z Joasią i
Jankiem. W maju 1977, kiedy Janek i ja siedzieliśmy, podpisali się za nas Basia Toruńczyk i Staszek Barańczak - taka
była zasada: jeśli kogoś wsadzali, musiał być następny na jego miejsce. Janek odszedł jesienią 1977 r. do "Robotnika",
w 1978 poza Joasią i mną w stopce pojawili się Anka Kowalska i Eugeniusz Kloc. Tak już zostało do końca.

Pismo się rozrastało, pojawiały się nowe rubryki i autorzy. Najbardziej cieszyli ci spoza jawnej opozycji, choć pisali pod
pseudonimami, bo to, że publikowali u nas Kuroń czy Michnik, było oczywiste. Piotr Cegielski pisał kronikę krajów
naszego obozu, Janusz Przewłocki przynosił rubrykę "Kościół i wierni". Staszek Barańczak kontynuował w "Biuletynie"
swoje "Książki najgorsze", których zakazano mu w legalnym "Studencie". "Listy do najlepszych" pisał pod własnym
nazwiskiem Piotr Wierzbicki. Ekologią zajmował się Piotr Topiński, o gospodarce pisali Andrzej Topiński i Ryszard
Bugaj, o Niemczech i historii Jerzy Holzer. Pojawiły się reportaże Józefa Kuśmierka, naszym reporterem był też Janek
Walc.

Tekst Janka o procesie zastępcy prokuratora generalnego Rozwensa, który na polowaniu zastrzelił dziecko, był
przyczyną największej bodajże awantury redakcyjnej. Janek bardzo sobie na prokuratorze używał, a Adam Michnik
uważał, że nie można tak pisać o człowieku, który popełnił nieumyślne przestępstwo. (Wszystkich zwolenników teorii
odwiecznego spisku Michnika z czerwonymi uczulam na ten epizod). Adam oczywiście miał rację, ale reportaż Janka
poszedł chyba bez zmian. Janek Walc był autorem wybitnym, ale trudnym, tym bardziej że należał do ekipy drukującej
"Biuletyn". Kiedyś tekst, którego mu nie puściliśmy (zupełnie nie pamiętam z jakiego powodu), po prostu dopisał w
drukarni do numeru.

Strona 1 z 2

Seweryn Blumsztajn: Mój 'Biuletyn'

2010-11-16

http://wyborcza.pl/2029020,93935,3632755.html?sms_code=

background image

Wychodziliśmy z cienia. Latem 1978 r. zgłosili się do współpracy Janina Jankowska, Jerzy Zieleński, Wojciech
Adamiecki i Kazimierz Dziewanowski. To była już czołówka polskiego dziennikarstwa. Widać było, jak ewoluuje to
środowisko i też, że zaczęli nas poważnie traktować. Jankowska i Zieleński weszli do redakcji. On był też w 1979 r.
autorem pierwszego w prasie polskiej i światowej reportażu o Lechu Wałęsie. Dziewanowski pisał do nas regularnie o
problemach międzynarodowych, Adamiecki wolał zawieźć coś samochodem czy użyczyć mieszkania, niż pisać.

Już chyba od 1978 r. mieliśmy świadomość, że robimy pismo nie tylko o opozycji, ale też o Polsce i świecie, i że to
ważna gazeta. Czytała nas spora grupa polskiej inteligencji i korespondenci prasy zagranicznej, ale też trafialiśmy
gdzieś na wysokie partyjne biurka. Zdarzało się, że artykuł w "BI" odblokowywał temat w prasie oficjalnej. Tak było np. z
tekstem Piotra Topińskiego o melioracji bagien nad Biebrzą - po tekście w "BI" cenzura puściła artykuły w "Polityce" i
innych pismach.

Czytelników mieliśmy zresztą bardzo różnych. Kiedyś nie mogłem znaleźć lokalu na druk i "Biuletyn" się spóźniał. Jeden
ze znajomych Joasi namolnie się upominał o nowy numer, aż w końcu się przyznał, że on to mógłby jeszcze poczekać,
ale Władysław Gomułka, który od niego dostaje "BI", okropnie się niecierpliwi.

Nasza mała wolna Polska

Jacek Kuroń nazwał ten okres "gwiezdnym czasem", ja czułem się wtedy podobnie. Żyliśmy w nieustannej euforii, z
poczuciem, że odkryliśmy wreszcie cudowną receptę na walkę z tym ustrojem. Polska wokół nas była zupełnie nowym
krajem, zmieniała się z każdym ukazującym się komunikatem KOR-u, książką NOW-ej czy kolejnym numerem
"Biuletynu". Szliśmy od zwycięstwa do zwycięstwa. Uzyskaliśmy amnestię dla robotników i wycofano się z pomysłu,
żeby nas zamknąć. Powstawały kolejne niezależne instytucje: komitety studenckie, chłopskie, wolne związki robotnicze,
"uniwersytet latający", salony literackie; wychodziły nowe pisma i książki, a władza ciągle się cofała. Nieustannie
poszerzała się wokół nas przestrzeń wolności.

Oczywiście inwigilowali nas, robili rewizje, zatrzymywali, bili nawet czasem. Byli tacy, którzy bardzo źle to znosili.
Wystarczy przeczytać wspomnienia Mariana Brandysa o tym czasie. Jest w nich strach i cierpienie. I on, i jego żona
Halina Mikołajska bardzo ciężko przechodzili te codzienne przygody z SB. Większość z nas jednak dawała sobie z tym
radę. Byliśmy młodzi i mieliśmy poczucie, że przecież jakoś za takie życie w wolności trzeba płacić. Bo tak żyć to
przecież nie jest normalne w tym ustroju. Wstyd się przyznać, ale ja nigdy potem w moim dorosłym życiu nie miałem
większego poczucia bezpieczeństwa. Wiedziałem, że każdy z ludzi, z którymi działam, zastąpi mnie, jeśli mnie wsadzą, i
pójdzie do więzienia w mojej obronie. To była najważniejsza zasada tego ruchu.

W "Człowieku z żelaza" Wajdy na ślubie młodej pary ludzi z opozycji jest tylko dwoje świadków. Czegoś pan Andrzej nie
zrozumiał. Na naszych ślubach, urodzinach, imieninach były setki osób. Ciągle się spotykaliśmy, gadaliśmy, bawiliśmy
się. Tylko w gromadzie można było to wszystko przetrzymać i czuć się bezpiecznie.

No i nie szukaliśmy wśród nas agentów. Wiedzieliśmy, że jacyś muszą być, a myślenie o tym może nas sparaliżować.
Najlepszym lekarstwem na agentologię było jawne działanie.

Trzeba się zamykać

W sierpniu 1980 zrobiliśmy numer o strajkach lipcowych w Lublinie. Udało się nawet kilkaset egzemplarzy dowieźć do
Gdańska. Jesienią wydaliśmy jeszcze "Biuletyn" poświęcony strajkom sierpniowym, ze zdjęciami Erazma Ciołka i
klasycznym już reportażem Ewy Milewicz ze Stoczni Gdańskiej. I to był koniec. Wydaliśmy 41 numerów naszego
miesięcznika.

Wokół nas trwał festiwal wolności, "Solidarność" wydawała setki biuletynów informacyjnych, KOR przygotowywał się do
rozwiązania, cała opozycja rozpłynęła się w Związku. Spośród tytułów przedsierpniowych zostawały takie, których
redakcje miały ambicje polityczne czy ideowe, a myśmy chcieli tylko robić prawdziwą informację.

Pożegnaliśmy się hucznie wiosną 1981. Na bal zaprosiliśmy wszystkich współpracowników. Każdy mógł sobie przypiąć
odpowiednią plakietkę: "Redagowałem BI", "Pisałem do BI", "Składałem BI", "Kolportowałem BI", "Drukowałem BI" itd.
Była nawet: "Pilnowałam dzieci, kiedy mój mąż redagował BI".

Redakcja "Biuletynu Informacyjnego":

Seweryn Blumsztajn (1976-80), Przemysław Cieślak (1979-80), Mieczysław Grudziński (1977-80), Janina Jankowska
(1978-80), Eugeniusz Kloc (1978-80), Anka Kowalska (1977- 80), Antoni Libera (1976), Jan Tomasz Lipski (1979-80),
Jan Lityński (1976-77), Adam Michnik (1977-80), Wojciech Ostrowski (1977-80), Janusz Przewłocki (1977- 80), Elżbieta
Regulska (1978-80), Jan Strękowski (1979-80), Joanna Szczęsna (1976-80), Jan Walc (1977-80), Adam Wojciechowski
(1976), Jerzy Zieleński (1978-80).

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -

http://wyborcza.pl/0,0.html

© Agora SA

Strona 2 z 2

Seweryn Blumsztajn: Mój 'Biuletyn'

2010-11-16

http://wyborcza.pl/2029020,93935,3632755.html?sms_code=


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wrzesień 2008, Plan wychowawczy II TE 08-09 poprawiany, Sławomir Milaniuk
Zrownowazony zagadnienia 08-09 (pytania), Ochrona Środowiska studia, 3 rok (2008-2009), Semestr VI (
2008 05 09 godz 08 H L H
depresja 08 09
PM 08 09 L dz 2 Makrootoczenie
ekonomia 08.09.2010, Notatki lekcyjne ZSEG, Ekonomia
[08-09] Czerniak zlosliwy2, = III ROK =, =Patomorfologia=, =Wykłady=
biologia 2 wl1 08 09
KCh PUREX B POLITECHNIKA 08 09 26
kurier warszawski 08 09 1939
II D+W Nowy Świat wyk+ćw 08-09, Archeo, ARCHEOLOGIA NOWEGO ŚWIATA
IT 6 mgr W PZ WZ 08 09
IMiUE, 9 08 09 zał III
SPEAKING EXAM GENERAL 08, 09 ~$EAKING EXAM GENERAL
javaczeni, 08.09.12 Egzamin Progr sd, Zad
test endokryny 4 rok zima 08 09

więcej podobnych podstron