Zapraszam panią na wózek
Rozmawiał Wojciech Karpieszuk 2010-12-04, ostatnia aktualizacja 2010-12-04 12:30:11.0
Ktoś powie, że teatry i puby w piwnicach to nie są miejsca konieczne do życia. To prawda, ale dlaczego niby nie
mam prawa do nich chodzić? - pyta Marek Sołtys, "Szalony Wózkowicz" z Warszawy
O Marku Sołtysie, 48-letnim poruszającym się na wózku tłumaczu, który przedstawia się jako "Szalony Wózkowicz",
głośno zrobiło się w lutym tego roku. Wrzucił na YouTube filmik o tym, jak usiłuje wjechać na akumulatorowym wózku do
wagonu w metrze. Wózek odbijał się o próg, kółka wpadały w szparę między peronem i podłogą składu. W końcu się
przewrócił.
Sołtys wrzucił film do internetu po długiej, ale nic niedającej korespondencji z Metrem Warszawskim. Temat podchwyciły
media, film obejrzały dziesiątki tysięcy internautów. Z "Szalonym Wózkowiczem" spotkała się prezydent Warszawy
Hanna Gronkiewicz-Waltz. I coś się udało - Metro przystało na rozwiązanie, które od miesięcy proponował "Szalony
Wózkowicz" - przenośne rampy, po których osoby na wózku mogą wjeżdżać do wagonu. To był pierwszy jego sukces.
"Szalony wózkowicz" jeździ po Warszawie
Do sieci wrzucał kolejne filmy. Na jednym przejeżdża na wózku przez ruchliwe rondo w centrum, bo wózek nie mieści
się do wind przy podziemnym przejściu, a one ciągle się psują.
Inny filmik. Przed restauracją rozstawia stolik na kółkach. Zmieszanej obsłudze tłumaczy, że zje na zewnątrz, bo do
środka - z powodu schodów - nie dostanie się.
Później jeździł od lokalu do lokalu i namawiał restauratorów, by kupili przenośne rampy. Kosztują ok. 800 zł. Rampę
wystarczy położyć na schodach. Osoba na wózku wjeżdża bez problemu. Dzięki "Szalonemu Wózkowiczowi" takie
podjazdy są już w 30 miejscach przy Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu.
Marek Sołtys mówi, że chce zmienić wizerunek osób z niepełnosprawnością. Ma poczucie humoru, często się
uśmiecha. Rozbrajający jest też jego pies - labrador Spike, z którym "Szalony Wózkowicz" nigdy się nie rozstaje.
Wojciech Karpieszuk: Skąd wziął się "Szalony Wózkowicz"?
Marek Sołtys: To ksywa z czasów studiów. Wtedy na wózku inwalidzkim nawet wypad do kina był trudny. Nie było
autobusów niskopodłogowych, metra. A ja chciałem się bawić. Śmiałem się, że trzeba być szalonym, by się na coś
takiego porywać.
Ostatnio wróciłem do tej ksywy. Przez dwa lata korespondowałem z Metrem Warszawskim w sprawie wagonów
rosyjskich. Ciężko do nich wjechać wózkiem: między peronem a takim wagonem jest duża dziura, podłoga składu jest o
kilkanaście centymetrów wyżej niż peron. Moja korespondencja nic nie dała. W końcu nagrałem kamerą mój wjazd do
wagonu. Chciałem pokazać, na czym polega problem. Przy wjeździe mój akumulatorowy wózek przewrócił się. Znajomi
namówili mnie, by film wrzucić do internetu. Obejrzało go kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To był powrót "Szalonego
Wózkowicza".
Metro nie odpowiadało na pana listy?
- Najpierw dostałem ogólnikową odpowiedź, że Metro pracuje nad tym, by ułatwić osobom na wózku poruszanie się.
Później za każdym razem dostawałem taką samą odpowiedź. Chyba robili: "Wytnij i wklej".
To mnie nakręcało. Powtarzałem sobie: "To niemożliwe, by urzędnicy wiedzieli lepiej, co jest lepsze dla wózkowicza".
Nie wymagam, by wycofać wszystkie rosyjskie składy, ale by pojawiły się tam rampy ułatwiające wjazd od wagonów. Nie
robiłem tego dla siebie. Mnie stać na zakup takiej rampy. Mam jedną i czasem jeżdżę z nią metrem. Ale inne osoby na
wózkach nie mają takiej możliwości.
Jak długo pan porusza się na wózku?
- Ponad 31 lat. Miałem 17 lat, kiedy uległem wypadkowi.
Świat się zawalił?
- Na początku był bunt: "Dlaczego ja?" Wcześniej żyłem aktywnie, pływałem. Nagle o wszystko musiałem prosić innych.
Szok. Ponad rok trwała rehabilitacja. Przerwałem naukę w liceum. Na szczęście powiedziałem sobie: "Nie odpuszczę
całego życia". Kontynuowałem naukę w domu. Po maturze poszedłem na studia.
I zaczął jeździć pan po świecie. Na pana stronie [ href="http://www.tpsw.pl"> http://www.tpsw.pl, od skrótu
Strona 1 z 3
Zapraszam panią na wózek
2010-12-07
http://wyborcza.pl/2029020,87648,8766324.html?sms_code=
Towarzystwo Przyjaciół "Szalonego Wózkowicza"] jest mnóstwo zdjęć z różnych wypadów. Jaka była pierwsza
podróż?
- Wyprawa życia to pierwsze wyjście z domu po rehabilitacji w 1981 r. Najpierw po przyjeździe ze szpitala koledzy
wnieśli mnie do mieszkania rodziców na pierwsze piętro. Mama wyszła podziękować im, a ja zostałem sam w pokoju. To
były najdłuższe minuty w życiu. W głowie kotłowała mi jedna myśl: co dalej?
Potem pierwszy spacer: sztuczna atmosfera, znajomi próbowali pokazać, że będzie dobrze, że tak wiele się nie zmieni.
A ja wiedziałem, że zmieni się wszystko.
Warszawa sprzed 30 lat i dzisiejsza bardzo się różnią z perspektywy wózkowicza?
- Niesamowicie. Kiedyś wyjście do kina, na zakupy to było ogromne wyzwanie. A ja byłem młody, ciągnęło mnie na
imprezy. Koledzy wnosili mnie do Ikarusa i jechaliśmy na podbój miasta.
A jak zaczęły się dalsze podróże?
- Znajomi zaczęli mnie wyciągać. Kiedyś, jeszcze w PRL-u, powiedzieli: jedziemy nad morze. Bardzo się bałem.
Dojechaliśmy pociągiem do Gdańska. Potem tramwajem na plażę w Jelitkowie. Do tramwaju cztery osoby mnie
dźwigały. Na plaży kółka wózka zakopywały się w piasku.
A jak przygotowuje się pan teraz do podróży? Trzeba sprawdzać dostępność hoteli, restauracji?
- Teraz jest łatwiej, jest internet. Pierwsza zagraniczna podróż, też jeszcze za PRL-u, to była Czechosłowacja. Spontan.
Byliśmy z przyjaciółmi w Kotlinie Kłodzkiej i postanowiliśmy: jedziemy zobaczyć Pragę. Kumple nie pozwolili, bym został,
poczuł się niepełnosprawny.
Potem zwiedziłem: Wielką Brytanię, Danię, Szwecję, Włochy, Grecję, Węgry, Chorwację... Jeździmy ze znajomymi
samochodem kempingowym. Ale nie ma co ukrywać - na Zachodzie jest łatwiej. Kempingi, na których mogą zatrzymać
się turyści na wózkach, to od lat normalka. W Polsce ciągle mało takich miejsc, plaż z gumowymi pasami, tak by nie
zakopać się wózkiem w piachu, czy pomostami umożliwiającymi wjazd prawie do wody. To nie wymaga dużych
pieniędzy. Potrzebna jest zmiana mentalności - wózkowicz też klient.
Gdy dojeżdżam do Berlina, przestaję mieć problemy z poruszaniem się. Na dworcu czeka na mnie rampa, po której
mogę wjechać do pociągu. Nie muszę jej zamawiać. Niemiecki konduktor powiadamia kogo trzeba, że w pociągu jest
pasażer na wózku, i już. A u nas? Dopiero od niedawna na Dworcu Centralnym jest dostępna rampa. W Polsce takie
rampy są tylko w niektórych miastach. Do pociągu zabieram więc ze sobą specjalne podjazdy szynowe. Na nich
wjeżdżam do wagonu. Wygląda to dziwnie i jest niebezpieczne. Podjazdy leżą w korytarzu, a ja podróżuję przy kibelku.
Ciągle mało jest pociągów, do których mogę samodzielnie wjechać i podróżować w przedziale.
Warszawa nie jest przyjazna dla turysty na wózku?
- Zmorą są niedostępne teatry. Nie mogę się tam umówić z kobietą. Umawiam się z trzema silnymi facetami, którzy
mnie wniosą. Czasem jest możliwość wjechania jakimś wejściem towarowym. Ale trzeba prosić. Miejsca dla
wózkowiczów są gdzieś w przejściu. Mnóstwo fajnych spektakli musiałem odpuścić. Szkoda, bardzo lubię teatr. Dobrze,
że Filharmonia Narodowa jest przyjazna. Z kinami też jest lepiej, te w galeriach handlowych (czy typu multipleks) są
przeważnie dostępne.
Niełatwo jest w warszawskim zoo. W budynku z gadami węże i żmije są na pierwszym piętrze. Nie dostanę się tam. Na
parterze są krokodyle, ale są też trzy schodki. Podobnie w małpiarni.
Słabym miejscem są kluby i puby - sporo jest w piwnicach, dostępu bronią schody. Ktoś powie, że te miejsca nie są
konieczne do życia - to prawda, ale dlaczego niby nie mam prawa do nich chodzić?
A na co dzień?
- Jest sporo miejsc z drobnymi niedociągnięciami, które można szybko i za nieduże pieniądze poprawić. Choćby windy
w przejściu podziemnym pod rondem Dmowskiego. Są często popsute. Wózki akumulatorowe nie mieszczą się do nich.
Aby nimi jechać, trzeba trzymać stale wciśnięty przycisk, a użytkownicy wózków akumulatorowych mają najczęściej
słabe ręce.
Lepiej jest w urzędach. Na wózku wjadę do prawie wszystkich urzędów dzielnic w Warszawie. Ale myślę też, że gdzieś
zgubiliśmy potrzeby osób niewidomych. W głowie się nie mieści, że w metrze na posadzce nie ma ciągle pasów z
wypukłościami ostrzegającymi niewidomych przed krawędzią peronu.
Do jakiego miasta - pod względem przystosowania - można porównać Warszawę?
- Jak równać, to do góry. Nie jest u nas tak dobrze jak np. w Kopenhadze czy Sztokholmie.
Daleko jesteśmy za Kopenhagą?
- Daleko. Ale gonimy. Jeszcze trzy lata temu w Warszawie było 30 proc. niskopodłogowych autobusów, teraz jest 60-70
proc. W ciągu dwóch, trzech lat ma być 100 proc. Nowe tramwaje Pesy są i ładne i dostosowane dla nas. Zmienia się
też mentalność. Dziś nie zdarza się, by kierowca autobusu nie pomógł mi w dostaniu się do środka. Właściciele
sklepików z mojej dzielnicy zaczęli przystosowywać lokale. Ostatnio sprzedawca warzywniaka powiedział, że w jego
nowym lokalu nie będę już musiał wdrapywać się po deskach, które trzymał specjalnie dla mnie w tym starym.
A pewna korporacja taksówkowa kupiła londyńskie taksówki, tzw. caby, przystosowane do przewozu wózkowiczów. Do
tej pory wózkowicz nie mógł wyruszyć na nocną imprezę, bo nocą kursują stare ikarusy, metro ma kilkugodzinną
przerwę. Te taksówki to normalny odruch. Ktoś potraktował nas jak normalnych klientów. Rewelacja.
Jak pan się poczuł, gdy zaprosiła pana do ratusza Hanna Gronkiewicz-Waltz?
- Byłem dumny. Nieśmiało powiedziałem: Zapraszam panią prezydent na wózek. Chciałem, by razem ze mną pojechała
na spacer poznać Warszawę z perspektywy wózkowicza. Nie zdecydowała się, ale od tego spotkania zaczęło się coś
dziać. Zgłosił się do mnie Zarząd Transportu Miejskiego. Poprosili o opinie na temat ich pomysłów. Chciałbym, żeby
powołano grupę złożoną z: wózkowicza, osoby niewidomej, głuchoniemej, człowieka starszego i mamy małego dziecka.
Cel: poprawić miasto i nie tworzyć nowych barier.
Strona 2 z 3
Zapraszam panią na wózek
2010-12-07
http://wyborcza.pl/2029020,87648,8766324.html?sms_code=
Wokół pana już powstała taka grupa...
- Towarzystwo Przyjaciół "Szalonego Wózkowicza". Niespodziewanie moje działanie przekształciło się w spory
nieformalny ruch. Jest mnóstwo osób, które stykają się z barierami: osoby z różną niepełnosprawnością, matki z
wózkami, ludzie starzy, osoby ze złamaną nogą.
Jakieś plany na kolejne akcje?
- Mnóstwo, jest sporo miejsc, gdzie można coś zrobić.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 3 z 3
Zapraszam panią na wózek
2010-12-07
http://wyborcza.pl/2029020,87648,8766324.html?sms_code=