ATHOY DEMELLO
ŚPIEW PTAKA
CZĘŚĆ 1
JEDZ SAM OWOCE
Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi:
- Opowiadasz nam różne historie, a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia.
Mistrz odpowiedział:
- Czy byłbyś zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc i pogryzł go przedtem ?
ikt nie może odkryć za ciebie twojego znaczenia. awet mistrz.
ISTOTA RÓŻICA
Zapytano raz Uwaisa, wyznawcę sufi:
- Co takiego dała ci Łaska:
Odpowiedział:
- Kiedy budzę się rano, czuje się jak człowiek, który nie jest pewien, czy dożyje
wieczora.
Ponownie go zapytano:
- Ale o czyż nie wiedza o tym wszyscy ?
Odpowiedział Uwais:
- Tak, oczywiście, ze wiedza, lecz nie wszyscy to czują.
ikt się jeszcze nie upił intelektualnym rozumieniem słowa WIO.
ŚPIEW PTAKA
Uczniowie mieli wiele pytań na temat Boga,
Mistrz im powiedział: - Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny. Każde twierdzenie o
Nim, każda odpowiedź na wasze pytanie będzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni: - W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?
- A dlaczego śpiewa ptak? - odpowiedział mistrz.
Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania jakieś twierdzenie. Śpiewa, ponieważ
ma śpiew. Słowa uczniów muszą być zrozumiałe. Słowa mistrza nie muszą takimi być. Muszą
być jedynie słyszane, w taki sposób, w jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy
śpiewu ptaka. One rozbudzają w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim rozumieniem.
ŻĄDŁO
Był raz święty, który posiadał dar mówienia językiem mrówek. Zbliżył się do takiej,
która wyglądała na bardziej wykształconą, i zapytał:
- Jaki jest Wszechmogący? Czy jest w czymś podobny do mrówek?
Uczona mrówka odpowiedziała:
- Wszechmogący? Absolutnie nie. My, mrówki, jak widzisz, mamy tylko jedno żądło.
Ale Wszechmogący ma dwa.
Scenka pod wpływem tej bajki:
Kiedy zapytał ją, jakie jest niebo, uczona mrówka opowiedziała uroczyście:
- Tam będziemy wszystkie jak On, każda z dwoma żądłami, chociaż mniejszymi.
Istnieje ostry spór pomiędzy różnymi szkołami myśli religijnej na temat miejsca, w
którym znajdzie się drugie żądło w niebiańskim ciele mrówki.
SŁOŃ I MYSZ
Pewien słoń kąpał się spokojnie w sadzawce, w środku dżungli, gdy podeszła do
sadzawki mysz i zaczęła nalegać, by słoń wyszedł z wody.
- Nie chcę - rzekł słoń - jest mi tu dobrze i wypraszam sobie, by mi przeszkadzano.
- Powtarzam, masz zaraz wyjść z wody! - powiedziała mysz.
- A dlaczego? - zapytał słoń.
- Powiem ci dopiero, gdy wyjdziesz z sadzawki - odpowiedziała mysz.
- W takim razie ani myślę wychodzić - rzekł słoń.
Wreszcie jednak to zrobił. Wyszedł ciężko z wody, stanął przed myszą, i rzekł:
- No dobrze, dlaczego chciałaś, abym wyszedł z wody?
- Żeby sprawdzić, czy nie założyłeś moich kąpielówek - odpowiedziała mysz.
Jest nieskończenie łatwiej słoniowi założyć kąpielówki myszy, niż Bogu zmienić się w
naszych szkolnych pojęciach o im.
KRÓLEWSKI GOŁĄB
Nasruddin został pierwszym ministrem króla.
Pewnego razu, kiedy przechadzał się po pałacu, zobaczył po raz pierwszy w życiu
królewskiego sokoła. Do tej pory Nasruddin nigdy nie widział takiego gołębia. Wziął więc
nożyce i poprzycinał pazury, skrzydła i dziób sokoła.
- Teraz wyglądasz na ptaka jak należy - powiedział.
Twój opiekun wcale się o ciebie nie troszczył.
Biada ludziom religijnym, którzy nie znają innego świata niż ten, w którym żyją, i nie
mają nic do nauczenia się od ludzi, z którymi rozmawiają.
JAK MAŁPA URATOWAŁA RYBĘ
- Co ty, do licha, wyrabiasz? - zapytałem małpę widząc, że wyciąga rybę z wody i
układa ją na gałęziach drzewa.
- Ratuję ją od utonięcia - odpowiedziała mi.
To, co dla jednego jest pożywieniem, jest trucizną dla drugiego. Słońce, które orłowi
pozwala widzieć, oślepia sowę.
SÓL I BAWEŁA W RZECE
Nasruddin wiózł ładunek soli na targ. Jego osioł musiał przejść przez rzekę i sól się
rozpuściła. Na drugim brzegu zwierzę zaczęło biec wielce zadowolone, zauważywszy, że
ładunek jest lekki.
Ale Nasruddin był zły.
W następnym dzień targowy Nasruddin okrył worki bawełną.
Przechodząc przez rzekę. osioł prawie tonął z powodu wielkiego ciężaru.
- Uspokój się - rzekł zadowolony Nasruddin - to cię nauczy, że nie każde przejście
przez wodę będzie dla ciebie zyskowne.
Dwóch ludzi przyjęło religię. Jeden z nich wyszedł ożywiony. Drugi się udusił.
POSZUKIWAIE OSŁA
Wszyscy się przelękli na widok mułły Nasruddina na ośle, przemierzającego w
pośpiechu ulice wioski.
- A dokąd to, mułło? - pytali go.
- Szukam mojego osła - opowiedział mułła nie zatrzymując się nawet.
Widziano pewnego razu mistrza zen Rinzaia, szukającego swego własnego ciała. Jego
co głupszym uczniom wydawało się bardzo zabawne.
Czasem można spotkać ludzi poważnie szukających Boga!
PRAWDZIWA DUCHOWOŚĆ
Zapytano raz mistrza:
- Co to jest duchowość?
- Duchowość - odpowiedział - to jest to, co pozwala człowiekowi osiągnąć
wewnętrzną przemianę.
- Jeśli zaś ja stosuję metody tradycyjne, jakie przekazali nam mistrzowie, czy nie jest
to duchowością?
- Nie będzie duchowością, jeżeli dla ciebie nie spełnia tego zadania. Koc nie jest
kocem jeśli cię nie grzeje.
- Znaczy to, że duchowość się zmienia?
- Ludzie się zmieniają, a również ich potrzeby. I tak, co kiedyś było duchowością, już
nią nie jest. To, co często uchodzi za duchowość, jest jedynie powtarzaniem dawnych metod.
Ubranie trzeba kroić na miarę człowieka, a nie człowieka na miarę ubrania.
MAŁA RYBKA
- Przepraszam panią - rzekła jedna morska ryba do drugiej
- jest pani starsza ode mnie i bardziej doświadczona, pewnie będzie mi pani mogła
dopomóc. Proszę mi powiedzieć, gdzie mogę znaleźć to, co nazywają oceanem? Szukałam już
wszędzie - bez rezultatu.
- Oceanem jest miejsce, gdzie teraz pływasz - odpowiedziała stara ryba.
- To? Przecież to tylko woda... A ja szukam oceanu - odparła rozczarowana młoda
ryba odpływając, by szukać gdzie indziej.
Przyszedł do mistrza w stroju sannyasi i przemówił językiem sannyasi:
- Szukałem Boga przez całe lata. Zostawiłem dom i szukałem wszędzie, gdziekolwiek
On mówił, że jest: na szczytach gór, w środku pustyni, w milczeniu klasztorów, i w lepiankach
ubogich.
- I spotkałeś Go? - zapytał mistrz.
- Byłbym pyszałkiem i kłamcą, gdybym powiedział, że tak. ie, nie spotkałem Go. A
ty?
Cóż mistrz mógł odpowiedzieć? Zachodzące słońce zalewało pokój promieniami
pozłacanego światła. Setki wróbli świergotało na zewnątrz, w gałęziach pobliskiego
bananowca. Z daleka słychać było swoisty hałas ulicy. Komar bzyczał przy uchu ostrzegając,
że zamierza atakować... I mimo to ten biedny człowiek mógł usiąść sobie tutaj i powiedzieć, że
nie spotkał Boga, że ciągle szuka! Po chwili zrezygnowany wyszedł z domu mistrza. Poszedł
szukać gdzie indziej.
* * *
Przestań szukać, mała rybko. ie ma czego szukać. Musisz tylko stanąć spokojnie,
otworzyć oczy i patrzeć. ie możesz Go nie zobaczyć.
SŁYSZAŁEŚ ŚPIEW TEGO PTAKA?
Hinduiści indyjscy utworzyli czarujący obraz relacji między Bogiem a jego
stworzeniem. Bóg „tańczy” swoje stworzenie. On jest tancerzem, stworzenie jest tańcem.
Taniec jest czymś innym niż Tancerz, lecz mimo to nie może istnieć niezależnie od iego. ie
jest rzeczą, którą możesz zabrać do domu w pudełku, jeśli ci się spodoba. Gdy Tancerz się
zatrzymuje, taniec przestaje istnieć. W swym poszukiwaniu Boga człowiek myśli za dużo, za
dużo rozważa, za dużo mówi. awet kiedy kontempluje ten taniec, który nazywamy
stworzeniem, cały czas myśli, mówi (do siebie lub do innych), rozważa, analizuje, filozofuje.
Słowa, słowa, słowa... Hałas, hałas, hałas... Milcz i patrz na taniec. Po prostu, patrz:
gwiazda, kwiat, zbutwiały liść, ptak, kamień... adaje się do tego każda część tańca. Patrz.
Słuchaj. Wąchaj. Dotykaj. Smakuj. I bez wątpienia zobaczysz Jego, Tancerza we własnej
osobie.
Uczeń ciągle się skarżył swemu mistrzowi zen:
- Stale ukrywasz przede mną ostatnią tajemnicę zen. I nie chciał wierzyć w
zaprzeczenia mistrza. Pewnego dnia mistrz zabrał go na spacer w góry.
Gdy szli, usłyszeli śpiew ptaka.
- Słyszałeś śpiew tego ptaka? - zapytał go mistrz.
- Tak - odpowiedział uczeń.
- No więc dobrze, teraz już wiesz, że nic przed tobą nie ukrywałem.
- Tak - przytaknął uczeń.
Jeśli rzeczywiście słyszałeś jak śpiewa ptak, jeśli rzeczywiście widziałeś drzewo...
powinieneś wiedzieć więcej, niż wyrażają słowa i pojęcia. Co mówisz? Że słyszałeś śpiew
dziesiątków ptaków i widziałeś setki drzew? Zgoda. Ale to, co widziałeś, to było drzewo czy
jego opis? Jeśli patrzysz na drzewo i widzisz cud - wtedy wreszcie zobaczyłeś drzewo! Czy
twoje serce napełniło się kiedyś niemym podziwem, kiedy usłyszałeś śpiew ptaka?
RĄBIĘ DRZEWO!
Kiedy mistrz zen osiągnął oświecenie, by to uczcić, napisał takie słowa:
Och, co za wspaniały cud: rąbię drzewo! Wyciągam wodę ze studni!
Dla większości ludzi nie ma nic cudownego w zajęciach tak banalnych, jak wyciąganie
wody czy rąbanie drewna. Gdy się osiągnie oświecenie, w rzeczywistości nic się nie zmienia.
Wszystko jest po staremu. Tyle że teraz serce napełnia się zdumieniem. Drzewo pozostaje
drzewem, ludzie są tacy jak przedtem i ty także. Życie nie zaczyna biec inaczej. Możesz być tak
samo zmienny czy stały, tak rozważny czy szalony jak dawniej. Ale jest jednak poważna
różnica: teraz widzisz wszystkie te rzeczy w inny sposób. Człowiek jest jakby bardziej
oddalony od tego. I twoje serce napełnia się zdumieniem.
Taka jest istota kontemplacji: zdolność zdumiewania się.
Kontemplacja różni się od ekstazy tym, że ta ostatnia pociąga człowieka do
„odsunięcia się”. Kontemplatyk oświecony dalej rąbie drzewo i wyciąga wodę ze studni.
Kontemplacja różni się od wrażliwości na piękno, gdyż ono (obraz czy zachód słońca)
wywołuje przyjemność estetyczną, podczas gdy kontemplacja wywołuje zdumienie - bez
względu na to, czy kontempluje się zachód słońca, czy kamień. Jest cechą dziecka, że tak
często się dziwi. Dlatego jest tak blisko królestwa niebieskiego.
BAMBUSY
asz pies Brownie siedział napięty, uszy wyostrzone, ogon drgający nerwowo, oczy w
górę - wpatrywał się w koronę drzewa. Tam była małpa. Jedynie małpa zajmowała jego
świadomość w tym momencie. Jako, że nie posiada on zdolności rozumowania, nie nachodziła
go ani jedna myśl, która przeszkadzałaby jego koncentracji: nie myślał co będzie jadł
wieczorem ani czy będzie coś miał naprawdę do jedzenia, ani gdzie pójdzie spać. Brownie był
lepszym wyobrażeniem kontemplacji niż wszystko, co dotąd widziałem.
Być może i ty doświadczyłeś czegoś podobnego, na przykład kiedy zostałeś całkowicie
pochłonięty widokiem bawiącego się kotka. Oto zasada kontemplacji równie dobra jak inne
mi znane: żyj w pełni teraźniejszością. Zrób tak naprawdę: Zostaw wszelkie myślenie o
przyszłości i przeszłości, wszelkie pojęcia, wszelkie wyobrażenia i stań w pełni obecny. I
powstaje kontemplacja.
Po latach ćwiczeń uczeń poprosił swego mistrza, by udzielił mu oświecenia.
Mistrz zaprowadził go do lasku bambusowego i rzekł:
- Zobacz jak ten bambus jest wysoki, spójrz na drugi, jaki jest niski.
I w tym właśnie momencie uczeń został oświecony.
Mówi się, że Budda, starając się osiągnąć oświecenie, próbował praktykować każdą
duchowość, wszelkie formy ascetyzmu i wszelkie zasady stosowane w Indiach jego czasów.
Wszystko na próżno. W końcu usiadł pewnego dnia pod drzewem zwanym bodhi i tam
otrzymał oświecenie. Później przekazał tajemnicę oświecenia swoim uczniom słowami, które
niewtajemniczonym mogą wydawać się enigmatyczne, zwłaszcza jeśli zajmują się swoimi
myślami: „Kiedy oddychacie słabo, bądźcie świadomi, że oddychacie słabo. Kiedy nie
oddychacie ani za głęboko, ani za słabo, bądźcie świadomi, że nie oddychacie ani za głęboko,
ani za słabo”. Świadomość. Uwaga. Zaangażowanie. ic więcej. Tę formę zaangażowania
możemy zauważyć u dzieci. Mają one łatwy dostęp do królestwa niebieskiego.
CIĄGŁA ŚWIADOMOŚĆ
Żaden z uczniów zen nie ośmieliłby się uczyć innych, gdyby wcześniej nie był przeżył
ze swym mistrzem co najmniej dziesięciu lat.
Po dziesięciu latach nauki Tenno został nauczycielem.
Pewnego razu poszedł odwiedzić swego mistrza Nan - in. Dzień był dżdżysty i dlatego
Tenno założył drewniane chodaki i zabrał parasol.
Gdy Tenno przybył, Nan - in powiedział:
- Zostawiłeś chodaki i parasol przed drzwiami, prawda? Możesz mi powiedzieć, czy
położyłeś parasol po prawej, czy po lewej stronie chodaków?
Tenno nie pamiętał i zmieszał się. Zdał sobie sprawę, że nie potrafi stosować Ciągłej
świadomości. I tak został uczniem Nan - in i studiował kolejnych dziesięć lat, aż do
osiągnięcia Ciągłej Świadomości.
Człowiek, który jest ciągle świadomy, człowiek, który jest w pełni obecny w każdej
chwili: to jest mistrz.
ŚWIĘTOŚĆ W CHWILI OBECEJ
Zapytano Buddę przy pewnej okazji:
- Kto to jest święty? Budda odpowiedział:
- Każda godzina dzieli się na pewną liczbę sekund, a każda sekunda na pewną liczbę
ułamków. świętym naprawdę jest ten, kto zdolny jest być w pełni obecny w każdym ułamku
sekundy.
Wojownik japoński zastał ujęty przez nieprzyjaciół i zamknięty w lochu. W nocy nie
mógł zasnąć, był bowiem przekonany, że następnego dnia rano zostanie poddany okrutnym
torturom. Wtem przypomniał sobie słowa swego mistrza zen: „Jutro nie istnieje naprawdę.
Jedyną rzeczywistością jest teraźniejszość”. Tak powrócił do teraźniejszości - i zasnął.
Człowiek o ile uwolni się od więzów przyszłości, podobny jest do ptaków na niebie i
polnych lilii. Bez trosk o jutro. Całkowicie w teraźniejszości. Święty człowiek!
DZWO ŚWIĄTYI
Świątynia znajdowała się na wyspie, dwie mile od brzegu. Posiadała tysiąc dzwonów.
Dzwony wielkie i małe, dzieło najlepszych ludwisarzy świata. Gdy wiał wiatr lub zrywała się
burza, wszystkie dzwony świątyni były jednym głosem tworząc symfonie porywającą serca
słuchaczy.
Po kilku jednak wiekach wyspa zapadła się w morze, a z nią świątynia i jej dzwony.
Starożytna tradycja mówiła, że dzwony dalej biją bez przerwy i że ktokolwiek
słuchałby uważnie, mógłby je usłyszeć.
Poruszony tą legendą młody człowiek przebył dwa tysiące mil z zamiarem usłyszenia
dzwonów. Całymi dniami siedział na brzegu, naprzeciw miejsca, gdzie dawnymi czasy
wznosiła się świątynia, i słuchał - słuchał z całą uwagą. Ale słyszał jedynie szum fal
rozbijających się o brzeg . Wysilał się jak mógł. by oddalić od siebie szum fal i usłyszeć
dzwony: Wszystko na próżno, szum fal wydawał się obejmować wszechświat.
Trwał przy tym tygodniami, aż ogarnęło go zniechęcenie. Wtedy przypadkiem
usłyszał mądrych ludzi z wioski: Rozprawiali z namaszczeniem o tajemniczej legendzie
dzwonów, i o tych, którzy je słyszeli. Potwierdzali prawdziwość legendy.
Serce w nim płonęło, gdy słyszał te słowa, by wrócić do zniechęcenia, gdy następne
tygodnie wysiłku nie przyniosły żadnych rezultatów.
Postanowił wreszcie zrezygnować z zamiaru. Może nie był przeznaczony zastać
jednym ze szczęśliwców, którym dane było słyszeć dzwony. Może tez i legenda nie była
prawdziwa. Wróci do domu i uzna swe niepowodzenie.
Był to ostatni dzień jego pobytu w tym miejscu.
Udał się po raz ostatni na ulubiony brzeg, aby pożegnać morze, niebo, wiatr i palmy.
Wyciągnął się na piasku patrząc w niebo i słuchając odgłosów morza. Tego dnia nie opierał
się tym odgłosom. Przeciwnie - oddał się im i odkrył, że poszum fal był dźwiękiem naprawdę
słodkim i przyjemnym.
Tak owładnął ten odgłos, że łatwo był świadom samego siebie. Gdyż głębokie było
milczenie, które szum wytworzył w jego sercu...
I w tej ciszy usłyszał je! Dźwięk jednego dzwonka, potem następnego i jeszcze
jednego, i jeszcze...
Oto już wszystkie i każdy z osobna z tysiąca dzwonów świątyni dzwoniły w
podniosłej harmonii, a jego serce ogarnęło zdumienie i radość.
Jeśli chcesz usłyszeć dzwony świątyni, słuchaj głosu morza. Jeśli chcesz widzieć Boga,
patrz uważnie na stworzenie. ie odrzucaj go; nie rozmyślaj nad nim. Po prostu, patrz.
CZĘŚĆ 2
SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM
W Ewangelii Świętego Jana czytamy: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród
nas... Wszystko przez nie się stało; a bez niego nic się nie stało, co się stało; W nim było
życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie
ogarnęła”. (J 1,14; 3 - 6)
Popatrz na ciemność. Wkrótce zobaczysz światło. Patrz w milczeniu na wszystkie
rzeczy. Wkrótce zobaczysz Słowo.
Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas...
Budzi litość widok usilnych starań tych, którzy chcą przemienić na nowo ciało w
słowo. Słowa, słowa, słowa...
CZŁOWIEK IDOL
Starożytna opowieść hindu: Był sobie raz pewien kupiec, którego statek rozbił się u
brzegów Cejlonu, gdzie Vibhishana był Królem Potworów.
Kupca zaprowadzono przed oblicze Króla.
Na jego widok Vibhishana nie posiadał się z radości i rzekł:
- Och, wygląda tak jak mój Rama. Te same ludzkie kształty!
Po czym okrył kupca bogatymi strojami i klejnotami i adorował go.
Mówi mistyk hindu, Ramakriszna: „Gdy po raz pierwszy usłyszałem tę historię,
doznałem nieopisanej radości. Jeśli Boga można czcić w wyobrażeniu z gliny, dlaczegóż by
nie w człowieku?”
SZUKAĆ W ZŁYM MIEJSCU
Jeden z sąsiadów zastał Nasruddina na kolanach, szukającego czegoś.
- Czego szukasz, mułło?
- Mojego klucza. Zgubiłem go.
I obaj, na klęczkach zaczęli szukać zgubionego klucza.
Po chwili zapytał sąsiad:
- Gdzie go zgubiłeś?
- W domu.
- Święty Boże! W takim razie, dlaczego szukamy tutaj?!
- Bo tu jest więcej światła.
Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych, jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?
PYTAIE
Pytał pewien mnich:
- Te góry, rzeki, ziemia i gwiazdy... skąd się wzięły?
I zapytał mistrz:
- A skąd się wzięło twoje pytanie?
Szukaj wewnątrz siebie!
PRODUCET ETYKIETEK
Życie jest tak butelka dobrego wina. iektórzy zadowalają się czytaniem etykiety, inni
wolą spróbować jej zawartość.
Pewnego razu Budda pokazał swoim uczniom kwiat i poprosił, by powiedzieli coś o
nim.
Przez chwilę kontemplowali go w milczeniu.
Jeden wygłosił filozoficzny wykład na ten temat.
Inny ułożył o nim wiersz.
Jeszcze inny wymyślił przypowieść.
Każdy się starał być lepszy od pozostałych.
Producenci etykietek!
Mahakaszjap spojrzał na kwiat - uśmiechnął się i nic nie powiedział. On go tylko
zobaczył.
Gdybym tak miał spróbować ptaka kwiat drzewo ludzką twarz... !
Ale niestety! ie ma czasu.
Jestem zajęty nauczaniem się odczytywania etykietek i wytwarzaniem moich własnych.
igdy nie upiłem się winem.
FORMUŁA
Mistyk powrócił z pustyni.
- Opowiedz nam - pytali go z przejęciem - jaki jest Bóg?
Ale jak mógłby wyrazić słowami to, czego doświadczył w głębi swego serca?
Czyż można prawdę zamknąć w słowach?
W końcu przekazał im formułkę - niedokładną oczywiście i niepełną - w nadziei, ze
ktoś z nich będzie mógł spróbować i dzięki niej osobiście doświadczyć tego, czego on
doświadczył.
Ci zaś nauczyli się formuły i zrobili z niej tekst święty. I narzucili ją wszystkim, jakby
chodziło o dogmat. Postarali się wręcz o to, by rozpowszechnić ją w obcych krajach. A
niektórzy nawet oddali za nią swe życie.
Mistyk się zasmucił.
Być może byłoby lepiej, gdyby nic nie powiedział.
PODRÓŻIK
Podróżnik wrócił do swego ludu, żądnego wiedzy o Amazonii.
Ale jak mógł wyrazić słowami wrażenie swojego serca, kiedy kontemplował kwiaty
przejmująco piękne i słuchał nocnych odgłosów lasu?
Jak przekazać to, co czuł w sercu, gdy uświadomił sobie niebezpieczeństwo ze strony
dzikich zwierząt lub gdy prowadził łódkę przez niepewne wody rzeki?
Powiedział:
- Idźcie i odkryjcie to sami. Nic nie zastąpi własnego ryzyka i osobistego
doświadczenia.
Wszakże dla orientacji wykreślił mapę Amazonii; bo czyż nie znał każdego zakrętu i
zakola rzeki oraz jak była szeroka i jak głęboka, gdzie były wodospady i kaskady?
Podróżnik żałował przez całe życie, że sporządził tę mapę.
Byłoby lepiej, gdyby jej nie zrobił.
Mówi się, że Budda stanowczo odmawiał mówienia o Bogu. Prawdopodobnie zdawał
sobie sprawę z niebezpieczeństwa sporządzania map potencjalnych podróżników.
TOMASZ Z AKWIU PRZESTAJE PISAĆ
Kroniki mówią, że Tomasz z Akwinu, jeden z najwybitniejszych teologów, jakich zna
historia, pod koniec życia nagle przestał pisać.
Gdy jego sekretarz skarżył się, że dzieło pozostaje niedokończone, Tomasz mu
odpowiedział:
- Bracie Reginaldzie, przed kilkoma miesiącami, sprawując liturgię, doświadczyłem
czegoś z bóstwa. Tego dnia straciłem wszelką ochotę do pisania. Tak naprawdę, wszystko to,
co napisałem o Bogu, wydaje mi się nie więcej warte niż słoma.
Czyż może być inaczej, gdy intelektualista staje się mistykiem?
Kiedy mistyk schodził z góry, zbliżył się doń ateista i powiedział z przekąsem:
- Coś nam przyniósł z ogrodu wspaniałości, w którym przebywałeś?
Mistyk odpowiedział:
- Rzeczywiście, zamierzałem napełnić chustę kwiatami, aby po powrocie podarować
niektóre z nich przyjaciołom. Ale tak odurzył mnie zapach ogrodu, że zapomniałem nawet o
chuście.
Mistrzowie zen wyrażają to krócej:
„Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie wie.”
BÓL DERWISZA
Pewien derwisz siedział sobie spokojnie nad brzegiem rzeki, gdy pewien wędrowiec
przechodząc mimo, widząc jego odkryty kark, nie mógł się oprzeć pokusie uderzenia go z
głośnym plaśnięciem. Był zachwycony odgłosem wywołanym przez swoje uderzenie,
derwisza jednak piekł ból, więc podniósł się, by mu oddać.
- Poczekaj chwilę - powiedział napastnik.
- Możesz mi oddać, jeśli chcesz, lecz odpowiedz mi najpierw na pytanie, które mi
teraz przyszło do głowy: Co wywołało plaśnięcie - moja ręka czy twój kark?
Derwisz odrzekł:
- Sam sobie odpowiedz. Ból nie pozwala mi teoretyzować. Możesz to robić ty, bo nie
czujesz tego, co ja.
Gdy się doświadcza bóstwa, wydatnie maleje ochota na teoretyzowanie.
UTA MĄDROŚCI
Nikt nie wiedział, co stało się z Kakua, gdy odszedł sprzed oblicza cesarza.
Po prostu zniknął.
A oto jego historia: Kakua był pierwszym Japończykiem, który studiował zen w
Chinach. Nigdzie nie podróżował. Jedyne, co robił, to częste rozmyślanie. Kiedy ludzie
spotykali go i prosili, by głosił kazania, mówił kilka słów i odchodził w inną stronę lasu,
gdzie trudniej było go znaleźć.
Kiedy Kakua wrócił do Japonii, cesarz o nim usłyszał i poprosił go, aby mówił o zen
przed nim i przed całym dworem.
Kakua stanął w milczeniu przed cesarzem, wyjął flet z fałd swego ubrania i zagrał
jedną krótką nutę. Potem ukłonił się głęboko przed władcą i zniknął.
Mówi Konfucjusz: „ie uczyć człowieka dojrzałego jest marnowaniem człowieka,
uczyć człowieka niedojrzałego jest marnowaniem słów”.
CO MÓWISZ ?
Mistrz wpisuje mądrość w serca swoich uczniów, a nie na karty książek. Uczeń będzie
musiał nosić tę mądrość, ukrytą w sercu, przez trzydzieści czy czterdzieści lat, aż znajdzie
kogoś zdolnego do jej przyjęcia. Taka była tradycja zen.
Mistrz zen, Mu - nan wiedział, iż ma tylko jednego spadkobiercę: swego ucznia Shoju.
Pewnego dnia kazał go wezwać i rzekł:
- Jestem już stary, Shoju, i ty będziesz musiał podjąć naukę. Masz tu książkę
przekazywaną z mistrza na mistrza przez siedem pokoleń. Sam dodałem do niej kilka uwag,
które mogą ci być użyteczne. Weź ją i zachowaj na znak, iż jesteś moim następcą.
- Zrobiłbyś lepiej zatrzymując tę książkę - odparł Shoju.
- Przekazywałeś mi zen nie potrzebując słów pisanych szczęśliwie będzie, jeśli tak
zostanie.
- Wiem, wiem - powiedział cierpliwie Mu - nan
- ale książka służyła siedmiu pokoleniom, może więc przydać się i tobie. Zatem weź ją
i zachowaj.
Siedzieli obaj i rozmawiali przy ognisku. Ledwie Shoju dotknął książki, rzucił ją w
ogień.
Nie miał serca do słów pisanych. Mu - nan, którego nikt nigdy nie widział
zdenerwowanego, krzyknął:
- Co za głupstwo robisz?
- A Shoju odparł:
- Co za głupstwo mówisz?
Guru mówi z przekonaniem o tym, czego sam doświadczył. igdy nie cytuje książki.
DIABEŁ I JEGO PRZYJACIEL
Pewnego razu wyszedł diabeł na spacer z przyjacielem. Nagle zobaczył przed sobą
człowieka, który pochylony nad ziemią usiłował coś zbierać.
- Czego szuka ten człowiek? - zapytał diabła przyjaciel.
- Okruchów Prawdy - odpowiedział diabeł.
- I nie niepokoi cię to? - znów zapytał przyjaciel.
- Ani trochę - odpowiedział diabeł.
- Pozwolę mu zrobić z tego wierzenie religijne.
Wierzenie religijne jest jak drogowskaz wskazujący drogę do Prawdy. Ludzie, którzy
upierają się, aby pozostawać przy drogowskazie, doznają przeszkody w postępowaniu ku
Prawdzie, gdyż mają fałszywe uczucie, że już ją posiadają.
ASRUDDI UMARŁ
Razu pewnego Nasruddin, w filozoficznym nastroju rozmyślał sobie na głos:
- Życie i śmierć... któż może powiedzieć, czym są?
- Jego żona zajęta czymś w kuchni, słyszała go i rzekła:
- Wszyscy mężczyźni są jednakowi, zupełnie niepraktyczni. Wszyscy wiedzą, że gdy
kończyny ludzkie są sztywne i zimne, taki człowiek umarł.
Praktyczna mądrość żony wywarła wrażenie na Nasruddinie.
Kiedy innym razem zaskoczył go śnieg, poczuł, że jego ręce i nogi lodowacieją i
drętwieją.
„Na pewno umarłem” - pomyślał.
I zaraz przyszła mu inna myśl: „Dlaczegóż więc chodzę, skoro jestem nieżywy?
Powinienem leżeć, jak każdy szanujący się nieboszczyk”. I tak uczynił.
Po godzinie pewni podróżni przechodzili tamtędy i zobaczywszy go leżącego przy
drodze, zaczęli dyskutować, czy ten człowiek jest żywy, czy martwy.
Nasruddin z całej duszy pragnął krzyknąć i powiedzieć im: „Głupi jesteście. Nie
widzicie, że jestem martwy? Nie widzicie, że moje kończyny są zimne i sztywne?” Lecz
zdawał sobie sprawę, że umarli nie powinni mówić.
Powstrzymał więc język.
Wreszcie podróżni ustalili, że człowiek nie żyje, i wzięli go na plecy, aby zanieść na
cmentarz i pogrzebać.
Nie uszli daleko, gdy zbliżyli się do skrzyżowania.
I nowy spór powstał między nimi: o to, która droga prowadzi na cmentarz.
Nasruddin znosił to, ile potrafił, w końcu jednak nie wytrzymał i rzekł:
- Przepraszam, panowie, ale droga na cmentarz to ta na lewo. Wiem, że zakłada się, iż
umarli nie powinni mówić, lecz wyłamałem się z tej reguły tylko na moment i zapewniam
was, że już więcej nie powiem ani słowa.
Gdy rzeczywistość napotyka na sztywne wierzenie, tym gorzej dla rzeczywistości.
KOŚCI DLA WYPRÓBOWAIA WIARY
Pewien chrześcijański intelektualista, który uważał, że Biblia jest literalnie prawdziwa
aż do najmniejszych szczegółów, spotkał raz kolegę, który mu rzekł:
- Według Biblii ziemia została stworzona około pięć tysięcy lat temu.
Znaleziono jednak kości świadczące, że życie na naszej planecie istnieje od setek
tysięcy lat.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać:
- Kiedy Bóg stworzył ziemię pięć tysięcy lat temu, celowo umieścił te kości w ziemi,
aby wypróbować, czy bardziej będziemy wierzyć twierdzeniom naukowców, czy Jego
Świętemu Słowu.
Dodatkowy dowód na to, że sztywne wierzenia prowadzą do wypaczenia
rzeczywistości.
DLACZEGO UMIERAJĄ DOBRZY LUDZIE?
Duszpasterz pewnej wioski odwiedził dom starej parafianki i popijając kawę,
odpowiadał na pytania, którymi babcia go zasypywała.
- Dlaczego Pan tak często zsyła na nas zarazy? - pytała staruszka.
- No cóż - odpowiedział proboszcz - czasem ludzie są tak źli, że trzeba ich zgładzić, i
dlatego nasz Pan dopuszcza zarazy.
- Ale - zauważyła babcia - w takim razie, dlaczego ginie tylu dobrych ludzi razem ze
złymi?
- Dobrych wzywa Bóg na świadków - wyjaśnił proboszcz.
- Pan pragnie, aby wszystkie dusze miały sprawiedliwy sąd.
Uparty wierzący potrafi wytłumaczyć absolutnie wszystko.
MISTRZ IE WIE
Poszukujący zbliżył się z szacunkiem do ucznia i zapytał:
- Jaki jest sens życia ludzkiego?
Uczeń przeszukał pisma swojego mistrza i pełen ufności odpowiedział jego słowami:
- Życie ludzkie jest jedynie przejawem Bożej obfitości.
Kiedy poszukujący spotkał się z mistrzem osobiście, zadał mu to samo pytanie.
Mistrz odpowiedział:
- Nie wiem.
Poszukujący mówi: „ie wiem”. świadczy to o honorze. Mistrz mówi: „ie wiem”.
Wymaga to posiadania umysłu mistycznego, zdolnego, by wiedzieć wszystko poprzez
niewiedzę. Uczeń mówi: „ie wiem”. świadczy to o ignorancji, o wypaczeniu zapożyczonego
poznania.
PATRZEĆ W OCZY
Komendant wojsk okupacyjnych powiedział do wójta pewnej wsi:
- Jesteśmy pewni, że ukrywacie we wsi zdrajcę. Tak więc jeśli go nam nie wydacie,
uprzykrzymy wam życie, panu i pańskim ludziom, na ile to tylko będzie w naszej mocy.
Rzeczywiście, wioska ukrywała pewnego człowieka, który wydawał się dobry i
niewinny, więc wszyscy go lubili.
Ale cóż mógł zrobić wójt teraz, kiedy został zagrożony spokój całej wsi?
Długie dni dyskusji rady gminnej nie przyniosły rozwiązania.
W końcu wójt przedstawił problem proboszczowi.
Proboszcz z wójtem przesiedzieli cała noc szukając w Piśmie Świętym i wreszcie
ukazało się im rozwiązanie. W Piśmie był pewien tekst, który mówił: „Lepiej jeśli jeden
człowiek umrze za lud, niż miałby umrzeć cały naród”.
W ten sposób wójt wydał niewinnego wojskom okupacyjnym prosząc go o
przebaczenie.
Człowiek powiedział, że nie ma nic do wybaczenia i że nie chce narażać wioski na
niebezpieczeństwo.
Torturowano go tak okrutnie, że jego krzyki mogli słyszeć wszyscy mieszkańcy wsi.
W końcu został stracony.
Po dwudziestu latach do wsi przyszedł prorok, udał się wprost do wójta i rzekł:
- Coście zrobili? Ten człowiek był przeznaczony przez Boga by być zbawicielem tego
kraju, a ty wydałeś go na tortury i śmierć.
- A co mogłem zrobić? - zawołał wójt. - Razem z proboszczem szukaliśmy w Piśmie i
postąpiliśmy tak, jak tam było powiedziane.
- To był wasz błąd - rzekł prorok. - Patrzyliście w Pismo, a powinniście byli również
patrzeć w oczy tamtego człowieka.
PSZEICA Z GROBÓW EGIPSKICH
W grobie jednego ze starożytnych faraonów egipskich znaleziona garść ziaren
pszenicy.
Miały pięć tysięcy lat.
Ktoś zasiał ziarna i podlewał. I ku ogólnemu zdumieniu ziarna ożyły i wykiełkowały.
Po pięciu tysiącach lat.
Kiedy ktoś jest oświecony, jego słowa są jak nasiona, pełne życia i energii. I mogą
zachować formę nasion przez wieki, aż zostaną zasiane w serce żyzne i otwarte.
Zwykłem był myśleć, że słowa pisane są martwe i suche. Teraz wiem, że są pełne
energii i życia. To moje serce było zimne i martwe, jakże więc mogło w nim coś wyrosnąć?
POPRAW PISMA
Pewien uczony człowiek poszedł do Buddy i rzekł:
- Sprawy, o których nauczałeś, panie, nie znajdują się w świętych Pismach.
- W takim razie, ty je tam umieść - odparł Budda.
Po chwili zakłopotania człowiek mówił dalej:
- Czy pozwolisz zauważyć panie, że pewne sprawy, których obecnie nauczasz są
wręcz sprzeczne ze świętymi Pismami?
- W takim razie popraw Pisma - odpowiedział Budda.
W OZ przedłożono propozycję poprawienia wszystkich pism religii świata.
Wszystko, co mogłoby w nich prowadzić do nietolerancji, okrucieństwa czy fanatyzmu,
miałoby być wykreślone.
Cokolwiek byłoby przeciwne godności lub dobrobytowi człowieka, miałoby zostać
opuszczone. Kiedy odkryto, że autorem propozycji był sam Jezus Chrystus, dziennikarze
oblegali jego rezydencję szukając pełniejszego wyjaśnienia.
Okazało się ono bardzo proste i krótkie: „Pisma, podobnie jak szabat, są dla
człowieka - stwierdził Jezus - a nie człowiek dla Pism”.
ŻOA IEWIDOMEGO
Uczenie człowieka niedojrzałego może okazać się ogromnie szkodliwe:
Był raz człowiek, który miał bardzo brzydką córkę, więc wydał ją za mąż za ślepca, bo
nikt inny by jej nie chciał.
Kiedy pewien lekarz zaofiarował się przywrócić wzrok ślepemu małżonkowi, ojciec
dziewczyny sprzeciwił się z całej mocy, gdyż obawiał się, że człowiek ten porzuciłby jego
córkę.
a temat tej opowieści Sa'di stwierdza: „Mężowi brzydkiej kobiety lepiej jest zostać
ślepym”.
A zalęknionym ludziom nie wiedzieć.
PROFESJOALIŚCI
Moje życie religijne pozostaje całkowicie w rękach profesjonalistów. Jeśli chcę
nauczyć się modlić, idę do kierownika duchowego; jeśli pragnę odkryć wolę Bożą w
odniesieniu do mnie, udaję się na rekolekcje prowadzone przez specjalistę; by zrozumieć
Biblię, udaję się do moralisty; a żeby zostały mi przebaczone grzechy, idę do kapłana.
Król jednej z wysp południowego Pacyfiku wydał bankiet na cześć znanego gościa z
Zachodu.
Kiedy nadeszła pora wygłoszenia pochwalnej mowy na cześć gościa, jego Królewska
Mość dalej siedział na ziemi, podczas gdy zawodowy mówca, specjalnie w tym celu wybrany,
rozpływał się w pochwałach.
Po kunsztownym panegiryku gość podniósł się, aby powiedzieć kilka słów
podziękowania królowi.
Jego Królewska Mość powstrzymał go delikatnie:
- Proszę nie wstawać powiedział - wyznaczyłem pewnego mówcę, aby mówił za pana.
Na naszej wyspie uważamy, że publiczne przemawianie nie powinno pozostawać w
rękach amatorów.
Pytam się: Czy Bóg nie wolałby, abym był bardziej „amatorem” w moich kontaktach z
im?
CZĘŚĆ 3
SPECJALIŚCI
Sufi powiedział:
Uznawszy pewnego człowieka za zmarłego, przyjaciele ponieśli go, aby go pogrzebać.
Kiedy trumna miała już zostać złożona do grobu, człowiek ożył nie wiadomo jak, i zaczął
walić w pokrywę trumny.
Otwarto trumnę i człowiek się podniósł.
- Co robicie? - zapytał zebranych. - Jestem żywy. Nie umarłem.
Jego słowa przyjęto z milczącym niedowierzaniem.
Wreszcie jeden z żałobników powiedział:
- Przyjacielu, tak lekarze, jak i kapłani, poświadczyli, że umarłeś. A więc umarłeś.
Po czym na nowo zamknięto wieko trumny i pogrzebano go należycie.
ZUPA Z ZUPY Z KACZORA
Raz pewien krewny odwiedził Nasruddina przynosząc mu w prezencie kaczora.
Nasruddin przyrządził ptaka i poczęstował nim gościa.
Wkrótce zaczęli przybywać gość za gościem; wszyscy podkreślali, że są przyjaciółmi
przyjaciela, „człowieka, który Ci przyniósł kaczora”.
Oczywiście wszyscy się spodziewali otrzymać gościnę i jedzenie z kaczora.
Wreszcie mułła nie mógł tego znieść i gdy pewnego dnia przybył do jego domu
kolejny nieznajomy, mówiąc:
- Jestem przyjacielem przyjaciela twego krewnego, który podarował Ci kaczora
- i jak wszyscy inny usiadł za stołem, czekając by mu dano jeść, Nasruddin postawił
przed nim miskę cieplej wody.
- Co to jest? - zapytał gość.
- To - powiedział mułła - jest zupa z zupy kaczora, którego podarował mi twój
przyjaciel.
Czasem można usłyszeć o ludziach, którzy zostali uczniami uczniów człowieka, który
miał doświadczenie Boga.
Jak można przesłać pocałunek przez gońca?
POTWÓR Z RZEKI
Kapłan pewnej wsi nie mógł spokojnie się modlić z powodu dzieci, które bawiły się
pod jego oknem.
By się do nich uwolnić krzyknął:
- Jest taki straszny potwór na dole przy rzece. Pobiegnijcie tam, a będziecie mogły
zobaczyć, jak mu bucha ogień z nozdrzy!
Wkrótce już wszyscy mieszkańcy wsi usłyszeli o straszliwej zjawie i biegli ku rzece.
Kiedy kapłan to zobaczył dołączył do tłumu.
Kierując się, zdyszany ku rzece, mówił do siebie: „Co prawda, to ja wymyśliłem tę
historię. Ale nigdy nic nie wiadomo...”
Znacznie łatwiej jest wierzyć w bogów, których sami stworzyliśmy, jeśli jesteśmy
zdolni przekonać innych o ich istnieniu.
ZATRUTA STRZAŁA
Przy jakiejś okazji zbliżył się mnich do Buddy i zapytał, czy dusze sprawiedliwych
żyją po śmierci?
Budda nie odpowiedział, jak to miał w zwyczaju.
Mnich nalegał.
Codziennie wracał z tym samym pytaniem i dzień w dzień otrzymywał milczenie za
całą odpowiedź.
Nie mógł znieść dłużej tego i zagroził, że opuści klasztor, jeśli nie otrzyma
odpowiedzi na pytanie o zasadniczej dlań wadze; bo po co miałby poświęcać wszystko i żyć
w klasztorze, jeśli dusze sprawiedliwych nie miały istnieć po śmierci?
Wtedy Budda, powodowany współczuciem, złamał milczenie i powiedział:
- Jesteś jak człowiek zraniony zatrutą strzałą i bardzo bliski agonii.
Krewni pośpiesznie sprowadzili lekarza, ale ranny nie chciał, by mu wyjęto strzałę lub
by mu dano jakiekolwiek lekarstwo, póki mu nie odpowiedzą na trzy ważne pytania:
Po pierwsze, ten, który go postrzelił był biały, czy czarny?
Po drugie, był człowiekiem wysokim, czy niskim?
Po trzecie, był braminem, czy pariasem?
Jeśli mi nie odpowiedzą na te trzy pytania, nie chce żadnego leczenia!
Mnich został w klasztorze.
O wiele przyjemniej jest rozmawiać o drodze, niż ją przebyć; dyskutować o
właściwościach jakiegoś lekarstwa, niż je zażywać.
DZIECKO PRZESTAJE PŁAKAĆ
Pewien człowiek twierdził, że praktycznie jest ateistą.
Tak naprawdę, jeśli ma być szczery, to musi powiedzieć, że istnienie Boga rodzi tyle
problemów, ile rozwiązuje; życie pośmiertne jest pobożnym życzeniem.
Pismo i tradycja spowodowały tyle samo zła ile dobra.
Wszystko to zostało wymyślone przez człowieka dla złagodzenia samotności i
beznadziei, które obserwował w ludzkim życiu.
ajlepiej było zostawić go w spokoju. ie mówić mu nic. Być może przechodzi kryzys
wzrostu i jakąś przemianę.
Pewnego razu uczeń zapytał mistrza:
- Co to jest Budda?
- Mistrz mu odpowiedział:
- Umysł jest Buddą.
Wrócił kiedy indziej z tym samym pytaniem i odpowiedź brzmiała:
- Nie ma umysłu, nie ma Buddy.
Uczeń zaprotestował:
- Przecież powiedziałeś mi kiedyś: „Umysł jest Buddą...”
- Mistrz odparł:
- Powiedziałem to, żeby dziecko przestało płakać.
Kiedy zaś dziecko przestało płakać, mówię: Nie ma umysłu. Nie ma Buddy.
Być może dziecko przestało płakać i było gotowe na przyjęcie prawdy. Tak więc lepiej
było zostawić je samo.
Kiedy zaczął głosić swój nowo odkryty ateizm innym, nie przygotowanym na to, trzeba
było go powstrzymać:
„Była epoka, epoka przed - naukowa, kiedy ludzie czcili słońce.
Potem nastąpiła epoka naukowa i ludzie uświadomili sobie, że słońce nie było bogiem,
nawet nie było osobą.
Wreszcie przyszła epoka mistyczna i Franciszek z Asyżu nazwał słońce bratem i
rozmawiał z nim.
Miałeś wiarę przestraszonego chłopczyka. Teraz, gdy przemieniłeś się w śmiałego
człowieka, straciłeś ją. Obyś pewnego dnia stał się mistykiem i odnalazł swą wiarę”.
* Wiary nie traci się z powodu odważnego szukania prawdy.
Jedynie wierzenia wyrażające wiarę zaciemniają się na jakiś czas, ale we właściwym
momencie oczyszczają się.
JAJKO
Nasruddin zarabiał na życie sprzedając jajka.
Do jego sklepu weszła pewna osoba i rzekła mu:
- Zgadnij, co trzymam w ręce?
- Naprowadź mnie jakoś - powiedział Nasruddin.
- Dam ci kilka wskazówek: ma kształt jajka i rozmiar jajka. Wygląda jak jajko,
smakuje jak jajko i pachnie jak jajko. W środku jest białe i żółte. Przed ugotowaniem jest
płynne, po ugotowaniu twarde. Co więcej, zniosła je kura...
- Już wiem - powiedział Nasruddin - to jakiś rodzaj ciastek.
Specjalista ma dar niedostrzegania oczywistości!
ajwyższy kapłan ma dar nie rozpoznania Mesjasza!
WOŁAĆ, BY OCALEĆ I TO BEZ USZCZERBKU
Kiedyś przybył prorok do pewnego miasta z zamiarem nawrócenia jego mieszkańców.
Początkowo ludzie słuchali jego kazań, ale po trosze zaczęli się oddalać, tak, że w
końcu nie było nikogo, kto słuchałby słów proroka.
Pewnego dnia jakiś przybysz powiedział do proroka:
- Dlaczego ciągle przemawiasz?
- Nie widzisz, twe posłannictwo jest niemożliwe?
Prorok odpowiedział:
- Na początku miałem nadzieję, że można ich zmienić.
- Ale teraz, jeśli nawołuję nadal, to tylko po to, by oni mnie nie zmienili.
SPRZEDAŻ WODY Z RZEKI
Tego dnia mowa mistrza ograniczyła się do jednego enigmatycznego zdania.
Uśmiechając się tylko ironicznie i rzekł:
- Całe moje działanie tutaj, to siedzenie na brzegu i sprzedawanie wody z rzeki.
I zakończył swoją mowę.
Sprzedawca ulokował się na brzegu rzeki i tysiące ludzi przychodziło do niego, by
kupić wodę.
Powodzenie jego polegało na tym, że ci ludzie nie widzieli rzeki.
Kiedy wreszcie ją zobaczyli wycofał się.
Kaznodzieja cieszył się ogromnym powodzeniem.
Przychodziły do niego tłumy uczyć się mądrości.
Kiedy uzyskali mądrość, przestali przychodzić na jego kazania.
A kaznodzieja uśmiechał się zadowolony. Osiągnął swój cel, którym było usunięcie
się tak prędko, jak tylko można, gdyż w głębi duszy wiedział, że dawał ludziom jedynie to, co
już posiadali aby tylko zechcieli otworzyć oczy i przejrzeć.
„Jeśli ja nie odejdę powiedział Jezus swoim uczniom nie przyjdzie do was Duch
Święty”.
Gdybyś przestał sprzedawać wodę z takim zaangażowaniem, ludzie mieliby więcej
możliwości zobaczenia rzeki.
MEDALIK
Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszechświecie. I jest pełen lęków.
Dobra religia czyni go odważnym.
Kiepska religia potęguje jego lęki.
Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem, który zawsze wracał do domu po
zmroku.
Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu, że na ścieżce do domu pojawiły się jakieś
duchy wychodzące zaraz po zachodzie słońca.
Odtąd nie musiała mu przypominać, by wracał do domu w porę.
Kiedy jednak chłopiec urósł, tak bał się ciemności i duchów, że nie było sposobu, by
wyszedł z domu wieczorem. Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go, że gdy będzie go
nosił, duchy nie będą mu mogły zrobić nic złego.
Teraz już chłopiec wchodzi odważnie w ciemności, mocno ściskając swój medalik.
Kiepska religia daję wiarę w medalik.
Dobra religia pozwala wiedzieć, że takich duchów nie ma.
ASRUDDI W CHIACH
ie jest zbyt chwalebne dla przewodnika duchowego, jeśli jego uczniowie wiecznie
siedzą u jego stóp.
Mułła Nasruddin udał się do Chin, gdzie zebrał grupę uczniów, których przygotował
na przyjęcie oświecenia. Ale gdy tylko uczniowie zostali oświeceni, przestali przychodzić na
jego wykłady.
KTO PEWEGO GURU
Co wieczór, gdy guru zasiadał do odprawiania nabożeństwa, łaził tamtędy kot
należący do aśramu, rozpraszając wiernych.
Dlatego guru polecił, by kota związywać podczas nabożeństwa.
Długo po śmierci guru nadal związywano kota w czasie wieczornego nabożeństwa, a
gdy kot w końcu umarł, sprowadzono do aśramu innego kota, aby móc go związywać w
czasie wieczornego nabożeństwa.
Wieki później uczniowie guru pisali wielce uczone traktaty o istotnej roli kota w
należytym odprawianiu nabożeństwa.
SZATY LITURGICZE
Październik 1917: wybucha rewolucja rosyjska. Historia ludzkości nabrała nowego
wymiaru.
Historia mówi, że w tym samym miesiącu odbyło się zabranie rosyjskiego Kościoła
prawosławnego i że miała miejsce burzliwa dyskusja nad kolorem kap używanych w czasie
liturgii.
Niektórzy usilnie nalegali, by były białe, podczas gdy inni z tą samą usilnością chcieli
by były purpurowe.
Neron grał na lirze, gdy płonął Rzym.
Zmaganie się z rewolucją sprawia nieskończenie więcej kłopotu, niż organizowanie
liturgii. Wolę odmawiać modlitwy, niż mieszać się w waśnie sąsiadów.
MLECZE
Pewien człowiek, niezmiernie dumny z trawnika w swoim ogrodzie, zauważył nagle,
że na tym trawniku wyrosło mnóstwo mleczy. I choć próbował wszelkich sposobów, żeby się
ich pozbyć, nie potrafił zapobiec temu, by stały się prawdziwą plagą.
Wreszcie napisał do ministra rolnictwa donosząc o wszelkich usiłowaniach, jakie był
podejmował, i zakończył list pytając: „Co mogę zrobić?”
Wkrótce nadeszła odpowiedź: „Radzimy Panu nauczyć się ja kochać”.
Ja również miałem trawnik, z którego byłem bardzo dumny, i również mnie dotknęła
plaga mleczy, które próbowałem zwalczyć wszystkimi możliwymi sposobami.
Tak więc nauczyć się je kochać nie było wcale łatwo.
Zacząłem mówić do nich codziennie. Serdecznie i przyjaźnie.
One jednak odpowiadały mi gorzkim milczeniem. Jeszcze ubolewały nad walką jaką
im wytoczyłem. Prawdopodobnie miały też jakieś wątpliwości co do moich motywów.
ie musiałem jednak czekać długo, by zaczęły się uśmiechać i uzyskały spokój. Wręcz
zaczęły odpowiadać na to co im mówiłem.
Szybko zostaliśmy przyjaciółmi.
Oczywiście, że mój trawnik uległ zniszczeniu, ale za to jak uroczy stał się mój ogród!...
Stopniowo tracił wzrok, mimo że starał się tego uniknąć wszelkimi sposobami.
Kiedy lekarstwa już przestały działać, dalej bronił się gwałtownie.
Musiałem nabrać odwagi, aby mu powiedzieć:
- Radzę ci, byś nauczył się kochać swoją ślepotę.
To była prawdziwa walka.
Początkowo nie chciał nawiązać ze swoją ślepotą kontaktu, powiedzieć do niej
jednego słowa. Kiedy wreszcie osiągnął tyle, że mógł z nią rozmawiać, jego słowa były pełne
złości i goryczy. Ale nie przestawał mówić i z czasem słowa przybierały ton rezygnacji, potem
tolerancji i wreszcie akceptacji aż pewnego dnia, ku jego zdumieniu, stały się słowami
sympatii i ... miłości.
adszedł dzień, w którym był zdolny objąć ramieniem swoją ślepotę i powiedzieć jej:
„Kocham cię”.
I tego dnia zobaczyłem, że znowu się uśmiechnął. A jaki słodki był ten uśmiech!
aturalnie, stracił wzrok na zawsze.
Ale jak piękna stała się jego twarz!
Dużo piękniejsza niż była, nim przyszła żyć z nim ślepota.
IE ZMIEIAJ SIĘ
Przez całe lata byłem neurotykiem. Typem zgorzkniałym, przygnębionym i egoistą.
Wszyscy ciągle mi mówili, żebym się zmienił. I nie przestawali przypominać mi, jak
bardzo byłem neurotykiem.
A ja się obrażałem, choć zgadzałem się z nimi.
I chciałem się zmienić, ale nie potrafiłem, mimo wielu wysiłków.
Najgorsze było to, że mój przyjaciel nie przestawał wypominać mi neurotycznego
stanu, w którym trwałem. I również podkreślał konieczność zmiany.
Także z nim się zgadzałem i nie mogłem się na niego obrażać.
Ale skutek był taki, że czułem się jakby bezsilny i jakby skrępowany.
Aż pewnego dnia przyjaciel powiedział mi:
- Nie zmieniaj się. Bądź jaki jesteś. Tak naprawdę to nie ważne, czy się zmienisz, czy
nie. Kocham cię jakim jesteś i nie mogę przestać cię kochać.
Te słowa zabrzmiały w moich uszach jak muzyka: „Nie zmieniaj się. Nie zmieniaj się.
Nie zmieniaj się... Kocham cię...”
Wtedy się uspokoiłem. I poczułem, że żyję.
I, co za cud, zmieniłem się!
Teraz wiem, że w rzeczywistości nie mogłem się zmienić aż do spotkania kogoś, kto by
mnie kochał, bez względu na to, czy się zmienię, czy nie.
Czy ty tak mnie kochasz, Boże?
MÓJ PRZYJACIEL
Malik, syn Dinara, wielce się zmartwił z powodu swobodnych obyczajów swawolnego
młodzieńca, który mieszkał w sąsiednim domu.
Jednak przez długi czas nie odzywał się w nadziei, że ktoś wreszcie będzie
interweniował.
Ale kiedy zachowanie młodzieńca stało się absolutnie nieznośne, Malik udał się do
niego i poprosił, by zmienił swój sposób bycia.
Z całym spokojem młodzieniec poinformował Malika, że jest protegowanym sułtana i
dlatego nikt nie może mu zabronić żyć jak mu się podoba.
Malik rzekł:
- Osobiście poskarżę się.
Młody człowiek odpowiedział:
- Na nic się to nie zda, gdyż sułtan nigdy nie zmieni zdanie o mnie.
- W takim razie powiem o Tobie stwórcy odparł Malik.
- Najwyższy stwórca - rzekł młodzieniec - jest zbyt miłosierny, aby mi coś wyrzucać.
Malik poczuł się bezradny i zostawił młodzieńca samemu sobie.
Ale niedługo reputacja młodzieńca stała się tak zła, że spotkała się z ogólnym
oburzeniem.
Malik postanowił wtedy spróbować go upomnieć.
Jednak kiedy kierował się ku domowi młodzieńca, usłyszał głos, który mówił:
- Zostaw w spokoju mojego przyjaciela. Jest pod moją opieką.
Malik zmieszał się ogromnie i gdy stanął przed młodzieńcem, nie wiedział co
powiedzieć.
Młody człowiek zapytał:
- Po coś przyszedł?
Malik odpowiedział:
- Szedłem cię upomnieć, ale gdy skierowałem się tutaj, jakiś głos powiedział mi, bym
cię zostawił w spokoju, bo jesteś pod jego opieką.
Twarz młodzieńca zmieniła się.
- Naprawdę, nazwał mnie swoim przyjacielem? - zapytał.
Ale Malik już odszedł.
Po latach Malik spotkał się z nim w Mekce.
Słowa Głosu wywarły na nim takie wrażenie, że zostawił co miał i stał się
wędrownym żebrakiem. Przyszedłem tutaj szukać mojego Przyjaciela powiedział do Malika i
umarł.
Bóg przyjacielem grzeszników?
Podobne twierdzenie jest tyle ryzykowne, ile prawdziwe.
Zastosowałem je do siebie, kiedy przy pewnej okazji powiedziałem: „Bóg jest zbyt
miłosierny, aby mi coś wyrzucać”. W tym momencie usłyszałem Dobrą owinę po raz
pierwszy w życiu.
ARABSKI KATECHUME
Arabski mistrz Jalall ud - Din Rumbi lubił opowiadać następująca historię:
Pewnego dnia prorok Mahomet przewodniczył modlitwie porannej w meczecie.
Wśród wielu ludzi modlących się z prorokiem znajdował się też pewien Arab,
katechumen.
Mahomet rozpoczął czytać Koran recytując werset, w którym faraon twierdzi: „Ja
jestem twoim prawdziwym Bogiem”.
Słysząc to młody katechumen poczuł taki gniew, że przerwał milczenie i krzyknął:
- A to pyszałek, skurwysyn!
Prorok nic nie powiedział, ale gdy skończył się modlić, inni zaczęli upominać Araba:
- Nie wstyd ci? Twoja modlitwa na pewno ubliża Bogu, bo nie dosyć, że przerwałeś
Święte milczenie modlitwy, to jeszcze użyłeś wulgarnych słów w obecności proroka Boga.
Biedny Arab zarumienił się ze wstydu i zaczął drżeć ze strachu, aż tu Gabriel ukazał
się prorokowi i rzekł:
- Bóg posyła ci pozdrowienia i pragnie, byś kazał tym ludziom przestać napastować
tego prostego Araba; w rzeczywistości jego szczere zaklęcie poruszyło serce Boga bardziej
niż święte modlitwy wielu innych.
Gdy się modlimy, Bóg patrzy na nasze serca, a nie na formę naszych słów.