Anthony de Mello Śpiew ptaka










Anthony de Mello


Ś P I E W P T A K A































JEDZ SAM OWOCE



Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi:

- Opowiadasz nam różne historie,

a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia.

Mistrz odpowiedział:

- Czy byłbyś zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc

i pogryzł go przedtem?



Nikt nie może odkryć za ciebie twojego znaczenia. Nawet mistrz.




ISTOTNA RÓŻNICA



Zapytano raz Uwaisa, wyznawcę sufi:

- Co takiego dała ci Łaska:

Odpowiedział:

- Kiedy budzę się rano,

czuje się jak człowiek,

który nie jest pewien,

czy dożyje wieczora.

Ponownie go zapytano:

- Ale o czyż nie wiedza o tym wszyscy?

Odpowiedział Uwais:

- Tak, oczywiście, ze wiedza,

lecz nie wszyscy to czują.



Nikt się jeszcze nie upił intelektualnym rozumieniem

słowa WINO.



ŚPIEW PTAKA



Uczniowie mieli wiele pytań na temat Boga,

Mistrz im powiedział:

- Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny.

Każde twierdzenie o Nim,

każda odpowiedz na wasze pytanie

będzie zniekształceniem Prawdy.

Uczniowie byli zaskoczeni:

- W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?

- A dlaczego śpiewa ptak? - odpowiedział mistrz.



Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania jakieś twierdzenie.

Śpiewa, ponieważ ma śpiew.


Słowa uczniów muszą być zrozumiałe. Słowa mistrza nie muszą

takimi być. Muszą być jedynie słyszane, w taki sposób,

w jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy śpiewu ptaka.

One rozbudzają w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim

rozumieniem.




ŻĄDŁO



Był raz święty, który posiadał dar mówienia językiem mrówek.

Zbliżył się do takiej, która wyglądała na bardziej wykształconą,

i zapytał:

- Jaki jest Wszechmogący? Czy jest w czymś podobny do mrówek?

Uczona mrówka odpowiedziała:

- Wszechmogący? Absolutnie nie. My, mrówki,

jak widzisz, mamy tylko jedno żądło.

Ale Wszechmogący ma dwa.



Scenka pod wpływem tej bajki:


Kiedy zapytał ją, jakie jest niebo, uczona mrówka opowiedziała

uroczyście:

- Tam będziemy wszystkie jak On, każda z dwoma żądłami,

chociaż mniejszymi.


Istnieje ostry spór pomiędzy różnymi szkołami myśli religijnej

na temat miejsca, w którym znajdzie się drugie żądło

w niebiańskim ciele mrówki.




SŁOŃ I MYSZ



Pewien słoń kąpał się spokojnie w sadzawce,

w środku dżungli, gdy podeszła do sadzawki mysz i zaczęła nalegać,

by słoń wyszedł z wody.

- Nie chcę - rzekł słoń - jest mi tu dobrze i wypraszam sobie,

by mi przeszkadzano.

- Powtarzam, masz zaraz wyjść z wody! - powiedziała mysz.

- A dlaczego? - zapytał słoń.

- Powiem ci dopiero, gdy wyjdziesz z sadzawki - odpowiedziała mysz.

- W takim razie ani myślę wychodzić - rzekł słoń.

Wreszcie jednak to zrobił. Wyszedł ciężko z wody, stanął przed myszą,

i rzekł:

- No dobrze, dlaczego chciałaś, abym wyszedł z wody?

- Żeby sprawdzić, czy nie założyłeś moich kąpielówek -

odpowiedziała mysz.



Jest nieskończenie łatwiej słoniowi założyć kąpielówki myszy,

niż Bogu zmienić się w naszych szkolnych pojęciach o Nim.










KRÓLEWSKI GOŁĄB



Nasruddin został pierwszym ministrem króla.

Pewnego razu, kiedy przechadzał się po pałacu,

zobaczył po raz pierwszy w życiu królewskiego sokoła.


Do tej pory Nasruddin nigdy nie widział takiego gołębia.

Wziął więc nożyce i poprzycinał pazury, skrzydła

i dziób sokoła.


- Teraz wyglądasz na ptaka jak należy - powiedział.

Twój opiekun wcale się o ciebie nie troszczył.



Biada ludziom religijnym, którzy nie znają innego świata niż ten,

w którym żyją, i nie mają nic do nauczenia się od ludzi,

z którymi rozmawiają.




JAK MAŁPA URATOWAŁA RYBĘ



- Co ty, do licha, wyrabiasz? - zapytałem małpę widząc,

że wyciąga rybę wody i układa ją na gałęziach drzewa.

- Ratuję ją od utonięcia - odpowiedziała mi.



To, co dla jednego jest pożywieniem, jest trucizną dla drugiego.

Słońce, które orłowi pozwala widzieć, oślepia sowę.




SÓL I BAWEŁNA W RZECE



Nasruddin wiózł ładunek soli na targ. Jego osioł musiał

przejść przez rzekę i sól się rozpuściła.

Na drugim brzegu zwierzę zaczęło biec wielce zadowolone,

zauważywszy, że ładunek jest lekki.

Ale Nasruddin był zły.


W następnym dzień targowy Nasruddin okrył worki bawełną.

Przechodząc przez rzekę. osioł prawie tonął z powodu

wielkiego ciężaru.


- Uspokój się - rzekł zadowolony Nasruddin - to cię nauczy,

że nie każde przejście przez wodę będzie dla ciebie zyskowne.



Dwóch ludzi przyjęło religię. Jeden z nich wyszedł ożywiony.

Drugi się udusił.






POSZUKIWANIE OSŁA



Wszyscy się przelękli na widok mułły Nasruddina na ośle,

przemierzającego w pośpiechu ulice wioski.


- A dokąd to, mułło? - pytali go.

- Szukam mojego osła - opowiedział mułła

nie zatrzymując się nawet.



Widziano pewnego razu mistrza zen Rinzaia, szukającego

swego własnego ciała. Jego co głupszym uczniom

wydawało się bardzo zabawne.


Czasem można spotkać ludzi poważnie szukających Boga!



PRAWDZIWA DUCHOWOŚĆ



Zapytano raz mistrza:

- Co to jest duchowość?

- Duchowość - odpowiedział - to jest to, co pozwala

człowiekowi osiągnąć wewnętrzną przemianę.


- Jeśli zaś ja stosuję metody tradycyjne, jakie przekazali nam

mistrzowie, czy nie jest to duchowością?


- Nie będzie duchowością, jeżeli dla ciebie nie spełnia tego zadania.

Koc nie jest kocem jeśli się nie grzeje.


- Znaczy to, że duchowość się zmienia?


- Ludzie się zmieniają, a również ich potrzeby.

I tak, co kiedyś było duchowością, już nią nie jest.

To, co często uchodzi za duchowość,

jest jedynie powtarzaniem dawnych metod.


Ubranie trzeba kroić na miarę człowieka, a nie człowieka

na miarę ubrania.




MAŁA RYBKA



- Przepraszam panią - rzekła jedna morska ryba

do drugiej - jest pani starsza ode mnie i bardziej

doświadczona, pewnie będzie mi pani mogła dopomóc.

Proszę mi powiedzieć, gdzie mogę znaleźć to, co nazywają

oceanem? Szukałam już wszędzie - bez rezultatu.


- Oceanem jest miejsce, gdzie teraz pływasz - odpowiedziała

stara ryba.


- To? Przecież to tylko woda...

A ja szukam oceanu - odparła rozczarowana młoda ryba

odpływając, by szukać gdzie indziej.



Przyszedł do mistrza w stroju sannyasi i przemówił

językiem sannyasi:

- Szukałem Boga przez całe lata. Zostawiłem dom

i szukałem wszędzie, gdziekolwiek On mówił, że jest:

na szczytach gór, w środku pustyni, w milczeniu klasztorów,

i w lepiankach ubogich.

- I spotkałeś Go? - zapytał mistrz.

- Byłbym pyszałkiem i kłamcą, gdybym powiedział, że tak.

Nie, nie spotkałem Go. A ty?


Cóż mistrz mógł odpowiedzieć? Zachodzące słońce zalewało

pokój promieniami pozłacanego światła. Setki wróbli świergotało

na zewnątrz, w gałęziach pobliskiego bananowca.

Z daleka słychać było swoisty hałas ulicy. Komar bzyczał

przy uchu ostrzegając, że zamierza atakować... I mimo to

ten biedny człowiek mógł usiąść sobie tutaj i powiedzieć,

że nie spotkał Boga, że ciągle szuka!


Po chwili zrezygnowany wyszedł z domu mistrza.

Poszedł szukać gdzie indziej.


* * *

Przestań szukać, mała rybko. Nie ma czego szukać.

Musisz tylko stanąć spokojnie, otworzyć oczy i patrzeć.

Nie możesz Go nie zobaczyć.




SŁYSZAŁEŚ ŚPIEW TEGO PTAKA?




Hinduiści indyjscy utworzyli czarujący obraz relacji

między Bogiem a jego stworzeniem. Bóg "tańczy"

swoje stworzenie. On jest tancerzem, stworzenie

jest tańcem. Taniec jest czymś innym niż Tancerz,

lecz mimo to nie może istnieć niezależnie od Niego.

Nie jest rzeczą, którą możesz zabrać do domu w pudełku,

jeśli ci się spodoba. Gdy Tancerz się zatrzymuje,

taniec przestaje istnieć


W swym poszukiwaniu Boga człowiek myśli za dużo,

za dużo rozważa, za dużo mówi. Nawet kiedy kontempluje

ten taniec, który nazywamy stworzeniem, cały czas myśli,

mówi ( do siebie lub do innych ), rozważa, analizuje, filozofuje.

Słowa, słowa, słowa... Hałas, hałas, hałas...


Milcz i patrz na taniec. Po prostu, patrz: gwiazda, kwiat,

zbutwiały liść, ptak, kamień... Nadaje się do tego każda

część tańca. Patrz. Słuchaj. Wąchaj. Dotykaj. Smakuj.

I bez wątpienia zobaczysz Jego, Tancerza we własnej osobie.



Uczeń ciągle się skarżył swemu mistrzowi zen:

- Stale ukrywasz przede mną ostatnią tajemnicę zen.

I nie chciał wierzyć w zaprzeczenia mistrza.

Pewnego dnia mistrz zabrał go na spacer w góry.

Gdy szli, usłyszeli śpiew ptaka.

- Słyszałeś śpiew tego ptaka? - zapytał go mistrz.

- Tak - odpowiedział uczeń.

- No więc dobrze, teraz już wiesz,

że nic przed tobą nie ukrywałem.

- Tak - przytaknął uczeń.



Jeśli rzeczywiście słyszałeś jak śpiewa ptak,

jeśli rzeczywiście widziałeś drzewo... powinieneś

wiedzieć więcej, niż wyrażają słowa i pojęcia.


Co mówisz? Że słyszałeś śpiew dziesiątków ptaków

i widziałeś setki drzew? Zgoda. Ale to, co widziałeś,

to było drzewo czy jego opis? Jeśli patrzysz na drzewo

i widzisz cud - wtedy wreszcie zobaczyłeś drzewo!

Czy twoje serce napełniło się kiedyś niemym podziwem,

kiedy usłyszałeś śpiew ptaka?




RĄBIĘ DRZEWO!



Kiedy mistrz zen osiągnął oświecenie, by to uczcić,

napisał takie słowa:


Och, co za wspaniały cud:

rąbię drzewo!

Wyciągam wodę ze studni!



Dla większości ludzi nie ma nic cudownego w zajęciach

tak banalnych, jak wyciąganie wody czy rąbanie drewna.

Gdy się osiągnie oświecenie, w rzeczywistości

nic się nie zmienia. Wszystko jest po staremu.

Tyle że teraz serce napełnia się zdumieniem.

Drzewo pozostaje drzewem, ludzie są tacy jak przedtem

i ty także. Życie nie zaczyna biec inaczej. Możesz być

tak samo zmienny czy stały, tak rozważny czy szalony

jak dawniej. Ale jest jednak poważna różnica: teraz widzisz

wszystkie te rzeczy w inny sposób. Człowiek jest jakby

bardziej oddalony od tego. I twoje serce napełnia się

zdumieniem.


Taka jest istota kontemplacji: zdolność zdumiewanie się.


Kontemplacja różni się od ekstazy tym, że ta ostatnia

pociąga człowieka do "odsunięcia się". Kontemplatyk

oświecony dalej rąbie drzewo i wyciąga wodę ze studni.

Kontemplacja różni się od wrażliwości na piękno,

gdyż ono ( obraz czy zachód słońca ) wywołuje przyjemność

estetyczną, podczas gdy kontemplacja wywołuje zdumienie

- bez względu na to, czy kontempluje się zachód słońca,

czy kamień. Jest cechą dziecka, że tak często się dziwi.

Dlatego jest tak blisko królestwa niebieskiego.






BAMBUSY




Nasz pies Brownie siedział napięty, uszy wyostrzone, ogon

drgający nerwowo, oczy w górę - wpatrywał się w koronę

drzewa. Tam była małpa. Jedynie małpa zajmowała jego

świadomość w tym momencie. Jako, że nie posiada on

zdolności rozumowania, nie nachodziła go ani jedna myśl,

która przeszkadzałaby jego koncentracji: nie myślał co

będzie jadł wieczorem ani czy będzie coś miał naprawdę

do jedzenia, ani gdzie pójdzie spać. Brownie był lepszym

wyobrażeniem kontemplacji niż wszystko, co dotąd widziałem.


Być może i ty doświadczyłeś czegoś podobnego, na przykład

kiedy zostałeś całkowicie pochłonięty widokiem bawiącego

się kotka. Oto zasada kontemplacji równie dobra jak inne

mi znane: żyj w pełni teraźniejszością.


Zrób tak naprawdę: Zostaw wszelkie myślenie o przyszłości

i przeszłości, wszelkie pojęcia, wszelkie wyobrażenia i stań

w pełni obecny. I powstaje kontemplacja.



Po latach ćwiczeń uczeń poprosił swego mistrza,

by udzielił mu oświecenia.

Mistrz zaprowadził go do lasku bambusowego i rzekł:

- Zobacz jak ten bambus jest wysoki,

spójrz na drugi, jaki jest niski.

I w tym właśnie momencie uczeń został oświecony.



Mówi się, że Budda, starając się osiągnąć oświecenie,

próbował praktykować każdą duchowość, wszelkie

formy ascetyzmu i wszelkie zasady stosowane

w Indiach jego czasów. Wszystko na próżno.

W końcu usiadł pewnego dnia pod drzewem zwanym

bodhi i tam otrzymał oświecenie. Później przekazał

tajemnicę oświecenia swoim uczniom słowami,

które niewtajemniczonym mogą wydawać się

enigmatyczne, zwłaszcza jeśli zajmują się swoimi myślami:

"Kiedy oddychacie słabo, bądźcie świadomi,

że oddychacie słabo. Kiedy nie oddychacie ani za głęboko,

ani za słabo, bądźcie świadomi, że nie oddychacie

ani za głęboko, ani za słabo".

Świadomość. Uwaga. Zaangażowanie. Nic więcej.


Tę formę zaangażowania możemy zauważyć u dzieci.

Mają one łatwy dostęp do królestwa niebieskiego.




CIĄGŁA ŚWIADOMOŚĆ



Żaden z uczniów zen nie ośmieliłby się uczyć innych,

gdyby wcześniej nie był przeżył ze swym mistrzem

conajmniej dziesięciu lat.


Po dziesięciu latach nauki Tenno został nauczycielem.

Pewnego razu poszedł odwiedzić swego mistrza Nan-in.


Dzień był dżdżysty i dlatego Tenno założył drewniane

chodaki i zabrał parasol.

Gdy Tenno przybył, Nan-in powiedział:

- Zostawiłeś chodaki i parasol przed drzwiami, prawda?

Możesz mi powiedzieć, czy położyłeś parasol po prawej,

czy po lewej stronie chodaków?


Tenno nie pamiętał i zmieszał się.

Zdał sobie sprawę, że nie potrafi stosować

Ciągłej Świadomości.

I tak został uczniem Nan-in i studiował kolejnych

dziesięć lat, aż do osiągnięcia Ciągłej Świadomości.



Człowiek, który jest ciągle świadomy, człowiek,

który jest w pełni obecny w każdej chwili: to jest mistrz.




ŚWIĘTOŚĆ W CHWILI OBECNEJ




Zapytano Buddę przy pewnej okazji:

- Kto to jest święty?

Budda odpowiedział:

- Każda godzina dzieli się na pewną liczbę sekund,

a każda sekunda na pewną liczbę ułamków.

Świętym naprawdę jest ten, kto zdolny jest być w pełni

obecny w każdym ułamku sekundy.



Wojownik japoński zastał ujęty przez nieprzyjaciół

i zamknięty w lochu. W nocy nie mógł zasnąć,

był bowiem przekonany, że następnego dnia rano

zostanie poddany okrutnym torturom.


Wtem przypomniał sobie słowa swego mistrza zen:

"Jutro nie istnieje naprawdę.

Jedyną rzeczywistością jest teraźniejszość".


Tak powrócił do teraźniejszości - i zasnął.



Człowiek o ile uwolni się od więzów przyszłości,

podobny jest do ptaków na niebie i polnych lilii.

Bez trosk o jutro. Całkowicie w teraźniejszości.

Święty człowiek!




DZWON ŚWIĄTYNI



Świątynia znajdowała się na wyspie, dwie mile od brzegu.

Posiadała tysiąc dzwonów. Dzwony wielkie i małe,

dzieło najlepszych ludwisarzy świata.

Gdy wiał wiatr lub zrywała się burza,

wszystkie dzwony świątyni były jednym głosem

tworząc symfonie porywającą serca słuchaczy.


Po kilku jednak wiekach wyspa zapadła się w morze,

a z nią świątynia i jej dzwony. Starożytna tradycja mówiła,

że dzwony dalej biją bez przerwy i że ktokolwiek słuchałby

uważnie, mógłby je usłyszeć.


Poruszony tą legendą młody człowiek przebył

dwa tysiące mil z zamiarem usłyszenia dzwonów.

Całymi dniami siedział na brzegu, naprzeciw miejsca,

gdzie dawnymi czasy wznosiła się świątynia, i słuchał -

słuchał z całą uwagą.

Ale słyszał jedynie szum fal rozbijających się o brzeg .

Wysilał się jak mógł. by oddalić od siebie szum fal

i usłyszeć dzwony:

Wszystko na próżno, szum fal wydawał się obejmować

wszechświat.

Trwał przy tym tygodniami, aż ogarnęło go zniechęcenie.

Wtedy przypadkiem usłyszał mądrych ludzi z wioski:

Rozprawiali z namaszczeniem o tajemniczej legendzie

dzwonów, i o tych, którzy je słyszeli.

Potwierdzali prawdziwość legendy.

Serce w nim płonęło, gdy słyszał te słowa,

by wrócić do zniechęcenia, gdy następne tygodnie wysiłku

nie przyniosły żadnych rezultatów.


Postanowił wreszcie zrezygnować z zamiaru.

Może nie był przeznaczony zastać jednym ze szczęśliwców,

którym dane było słyszeć dzwony.

Może tez i legenda nie była prawdziwa.

Wróci do domu i uzna swe niepowodzenie.

Był to ostatni dzień jego pobytu w tym miejscu.

Udał się po raz ostatni na ulubiony brzeg,

aby pożegnać morze, niebo, wiatr i palmy.

Wyciągnął się na piasku patrząc w niebo

i słuchając odgłosów morza.

Tego dnia nie opierał się tym odgłosom.

Przeciwnie - oddał się im i odkrył,

że poszum fal był dźwiękiem naprawdę słodkim

i przyjemnym. Tak owładnął ten odgłos,

że łatwo był świadom samego siebie.

Gdyż głębokie było milczenie,

które szum wytworzył w jego sercu...


I w tej ciszy usłyszał je!

Dźwięk jednego dzwonka, potem następnego

i jeszcze jednego, i jeszcze...

Oto już wszystkie i każdy z osobna z tysiąca dzwonów

świątyni dzwoniły w podniosłej harmonii,

a jego serce ogarnęło zdumienie i radość.



Jeśli chcesz usłyszeć dzwony świątyni, słuchaj głosu morza.


Jeśli chcesz widzieć Boga, patrz uważnie na stworzenie.

Nie odrzucaj go; nie rozmyślaj nad nim. Po prostu, patrz.








SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM




W Ewangelii świętego Jana czytamy:



"A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas...


Wszystko przez nie się stało;

a bez niego nic się nie stało, co się stało;

W nim było życie,

a życie było światłością ludzi,

a światłość w ciemności świeci

i ciemność jej nie ogarnęła".

(J 1,14; 3-6)



Popatrz na ciemność. Wkrótce zobaczysz światło.

Patrz w milczeniu na wszystkie rzeczy.

Wkrótce zobaczysz Słowo.



Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas...



Budzi litość widok usilnych starań tych, którzy chcą

przemienić na nowo ciało w słowo.

Słowa, słowa, słowa...




CZŁOWIEK IDOL




Starożytna opowieść hindu:



Był sobie raz pewien kupiec, którego statek

rozbił się u brzegów Cejlonu,

gdzie Vibhishana był Królem Potworów.

Kupca zaprowadzono przed oblicze Króla.

Na jego widok Vibhishana nie posiadał się

z radości i rzekł:

- Och, wygląda tak jak mój Rama.

Te same ludzkie kształty!

Po czym okrył kupca bogatymi strojami

i klejnotami i adorował go.



Mówi mistyk hindu, Ramakriszna: "Gdy po raz pierwszy

usłyszałem tę historię, doznałem nieopisanej radości.

Jeśli Boga można czcić w wyobrażeniu z gliny,

dlaczegóż by nie w człowieku?"






SZUKAĆ W ZŁYM MIEJSCU



Jeden z sąsiadów zastał Nasruddina na kolanach,

szukającego czegoś.

- Czego szukasz, mułło?

- Mojego klucza. Zgubiłem go.

I obaj, na klęczkach zaczęli szukać zgubionego klucza.

Po chwili zapytał sąsiad:

- Gdzie go zgubiłeś?

- W domu.

- Święty Boże! W takim razie, dlaczego szukamy tutaj?!

- Bo tu jest więcej światła.



Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych,

jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?




PYTANIE



Pytał pewien mnich:

- Te góry, rzeki, ziemia i gwiazdy... skąd się wzięły?


I zapytał mistrz:

- A skąd się wzięło twoje pytanie?



Szukaj wewnątrz siebie!




PRODUCENT ETYKIETEK




Życie jest tak butelka dobrego wina.

Niektórzy zadowalają się czytaniem etykiety,

inni wolą spróbować jej zawartość.



Pewnego razu Budda pokazał swoim uczniom kwiat

i poprosił, by powiedzieli coś o nim.


Przez chwilę kontemplowali go w milczeniu.


Jeden wygłosił filozoficzny wykład na ten temat.

Inny ułożył o nim wiersz.

Jeszcze inny wymyślił przypowieść.

Każdy się starał być lepszy od pozostałych.



Producenci etykietek!



Mahakaszjap spojrzał na kwiat - uśmiechnął się

i nic nie powiedział.

On go tylko zobaczył.



Gdybym tak miał spróbować

ptaka

kwiat

drzewo

ludzką twarz... !


Ale niestety! Nie ma czasu.

Jestem zajęty nauczaniem się odczytywania etykietek

i wytwarzaniem moich własnych.

Nigdy nie upiłem się winem.




FORMUŁA



Mistyk powrócił z pustyni.

- Opowiedz nam - pytali go z przejęciem - jaki jest Bóg?


Ale jak mógłby wyrazić słowami to, czego doświadczył

w głębi swego serca?

Czyż można prawdę zamknąć w słowach?


W końcu przekazał im formułkę - niedokładną oczywiście

i niepełną - w nadziei, ze ktoś z nich będzie mógł spróbować

i dzięki niej osobiście doświadczyć tego, czego on doświadczył.


Ci zaś nauczyli się formuły i zrobili z niej tekst święty.

I narzucili ją wszystkim, jakby chodziło o dogmat.

Postarali się wręcz o to, by rozpowszechnić ją w obcych krajach.

A niektórzy nawet oddali za nią swe życie.

Mistyk się zasmucił.

Być może byłoby lepiej, gdyby nic nie powiedział.



PODRÓŻNIK

Podróżnik wrócił do swego ludu, żądnego wiedzy o Amazonii.

Ale jak mógł wyrazić słowami wrażenie swojego serca,

kiedy kontemplował kwiaty przejmująco piękne

i słuchał nocnych odgłosów lasu?

Jak przekazać to, co czuł w sercu, gdy uświadomił sobie

niebezpieczeństwo ze strony dzikich zwierząt

lub gdy prowadził łódkę przez niepewne wody rzeki?

Powiedział:

- Idźcie i odkryjcie to sami. Nic nie zastąpi własnego ryzyka

i osobistego doświadczenia.

Wszakże dla orientacji wykreślił mapę Amazonii;

bo czyż nie znał każdego zakrętu i zakola rzeki

oraz jak była szeroka i jak głęboka,

gdzie były wodospady i kaskady?

Podróżnik żałował przez całe życie, że sporządził tę mapę.

Byłoby lepiej, gdyby jej nie zrobił.



Mówi się, że Budda stanowczo odmawiał mówienia

Bogu. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę

z niebezpieczeństwa sporządzania map

potencjalnych podróżników.



TOMASZ Z AKWINU PRZESTAJE PISAĆ




Kroniki mówią, że Tomasz z Akwinu, jeden z najwybitniejszych

teologów, jakich zna historia, pod koniec życia nagle przestał

pisać. Gdy jego sekretarz skarżył się, że dzieło pozostaje

niedokończone, Tomasz mu odpowiedział:

- Bracie Reginaldzie, przed kilkoma miesiącami, sprawując

liturgię, doświadczyłem czegoś z bóstwa. Tego dnia straciłem

wszelką ochotę do pisania. Tak naprawdę, wszystko to,

co napisałem o Bogu, wydaje mi się nie więcej warte

niż słoma.


Czyż może być inaczej, gdy intelektualista staje się mistykiem?



Kiedy mistyk schodził z góry,

zbliżył się doń ateista i powiedział z przekąsem:

- Coś nam przyniósł z ogrodu wspaniałości,

w którym przebywałeś?


Mistyk odpowiedział:

- Rzeczywiście, zamierzałem napełnić chustę kwiatami,

aby po powrocie podarować niektóre z nich przyjaciołom.

Ale tak odurzył mnie zapach ogrodu,

że zapomniałem nawet o chuście.



Mistrzowie zen wyrażają to krócej:

"Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie wie."



BÓL DERWISZA



Pewien derwisz siedział sobie spokojnie

nad brzegiem rzeki, gdy pewien wędrowiec

przechodząc mimo, widząc jego odkryty kark,

nie mógł się oprzeć pokusie uderzenia go

z głośnym plaśnięciem. Był zachwycony

odgłosem wywołanym przez swoje uderzenie,

derwisza jednak piekł ból, więc podniósł się,

by mu oddać.

- Poczekaj chwilę - powiedział napastnik. -

Możesz mi oddać, jeśli chcesz, lecz odpowiedz

mi najpierw na pytanie, które mi teraz przyszło

do głowy: Co wywołało plaśnięcie

- moja ręka czy twój kark?


Derwisz odrzekł:

- Sam sobie odpowiedz.

Ból nie pozwala mi teoretyzować.

Możesz to robić ty, bo nie czujesz tego, co ja.



Gdy się doświadcza bóstwa, wydatnie maleje

ochota na teoretyzowanie.



NUTA MĄDROŚCI



Nikt nie wiedział, co stało się z Kakua,

gdy odszedł sprzed oblicza cesarza.

Po prostu zniknął. A oto jego historia:


Kakua był pierwszym Japończykiem,

który studiował zen w Chinach.

Nigdzie nie podróżował. Jedyne, co robił,

to częste rozmyślanie. Kiedy ludzie spotykali

go i prosili, by głosił kazania, mówił kilka słów

i odchodził w inną stronę lasu, gdzie trudniej

było go znaleźć.


Kiedy Kakua wrócił do Japonii, cesarz o nim

usłyszał i poprosił go, aby mówił o zen przed

nim i przed całym dworem.


Kakua stanął w milczeniu przed cesarzem,

wyjął flet z fałd swego ubrania i zagrał jedną

krótką nutę.

Potem ukłonił się głęboko przed władcą

i zniknął.



Mówi Konfucjusz:

"Nie uczyć człowieka dojrzałego jest marnowaniem

człowieka, uczyć człowieka niedojrzałego jest

marnowaniem słów".




CO MÓWISZ ?




Mistrz wpisuje mądrość w serca swoich uczniów,

a nie na karty książek. Uczeń będzie musiał nosić

tę mądrość, ukrytą w sercu, przez trzydzieści

czy czterdzieści lat, aż znajdzie kogoś zdolnego

do jej przyjęcia. Taka była tradycja zen.



Mistrz zen, Mu-nan wiedział, iż ma tylko jednego

spadkobiercę: swego ucznia Shoju.


Pewnego dnia kazał go wezwać i rzekł:

- Jestem już stary, Shoju, i ty będziesz musiał

podjąć naukę. Masz tu książkę przekazywaną

z mistrza na mistrza przez siedem pokoleń.

Sam dodałem do niej kilka uwag, które mogą

ci być użyteczne. Weź ją i zachowaj na znak,

iż jesteś moim następcą.

- Zrobiłbyś lepiej zatrzymując tę książkę - odparł Shoju.

- Przekazywałeś mi zen nie potrzebując słów pisanych

szczęśliwie będzie, jeśli tak zostanie.


- Wiem, wiem - powiedział cierpliwie Mu-nan -

ale książka służyła siedmiu pokoleniom,

może więc przydać się i tobie.

Zatem weź ją i zachowaj.


Siedzieli obaj i rozmawiali przy ognisku.

Ledwie Shoju dotknął książki, rzucił ją w ogień.

Nie miał serca do słów pisanych.


Mu-nan, którego nikt nigdy nie widział

zdenerwowanego, krzyknął:

- Co za głupstwo robisz? -

A Shoju odparł:

- Co za głupstwo mówisz?



Guru mówi z przekonaniem o tym, czego

sam doświadczył. Nigdy nie cytuje książki.




DIABEŁ I JEGO PRZYJACIEL



Pewnego razu wyszedł diabeł

na spacer z przyjacielem.

Nagle zobaczył przed sobą człowieka,

który pochylony nad ziemią usiłował coś zbierać.

- Czego szuka ten człowiek? - zapytał diabła przyjaciel.

- Okruchów Prawdy - odpowiedział diabeł.

- I nie niepokoi cię to? - znów zapytał przyjaciel.

- Ani trochę - odpowiedział diabeł. -

Pozwolę mu zrobić z tego wierzenie religijne.



Wierzenie religijne jest jak drogowskaz wskazujący

drogę do Prawdy. Ludzie, którzy upierają się,

aby pozostawać przy drogowskazie, doznają przeszkody

w postępowaniu ku Prawdzie, gdyż mają fałszywe uczucie,

że już ją posiadają.




NASRUDDIN UMARŁ



Razu pewnego Nasruddin, w filozoficznym nastroju

rozmyślał sobie na głos:

- Życie i śmierć... któż może powiedzieć, czym są? -

Jego żona zajęta czymś w kuchni,

słyszała go i rzekła:

- Wszyscy mężczyźni są jednakowi, zupełnie

niepraktyczni. Wszyscy wiedzą, że gdy kończyny

ludzkie są sztywne i zimne, taki człowiek umarł.


Praktyczna mądrość żony wywarła

wrażenie na Nasruddinie.

Kiedy innym razem zaskoczył go śnieg,

poczuł, że jego ręce i nogi lodowacieją i drętwieją.

"Na pewno umarłem" - pomyślał.

I zaraz przyszła mu inna myśl:

"Dlaczegóż więc chodzę, skoro jestem nieżywy?

Powinienem leżeć, jak każdy

szanujący się nieboszczyk".

I tak uczynił.


Po godzinie pewni podróżni przechodzili tamtędy

i zobaczywszy go leżącego przy drodze, zaczęli

dyskutować, czy ten człowiek jest żywy, czy martwy.

Nasruddin z całej duszy pragnął krzyknąć

i powiedzieć im: "Głupi jesteście. Nie widzicie,

że jestem martwy? Nie widzicie, że moje kończyny

są zimne i sztywne?"

Lecz zdawał sobie sprawę, że umarli

nie powinni mówić. Powstrzymał więc język.


Wreszcie podróżni ustalili, że człowiek nie żyje,

i wzięli go na plecy, aby zanieść na cmentarz i pogrzebać.

Nie uszli daleko, gdy zbliżyli się do skrzyżowania.

I nowy spór powstał między nimi:

o to, która droga prowadzi na cmentarz.

Nasruddin znosił to, ile potrafił,

w końcu jednak nie wytrzymał i rzekł:

- Przepraszam, panowie, ale droga na cmentarz

to ta na lewo.

Wiem, że zakłada się, iż umarli nie powinni mówić,

lecz wyłamałem się z tej reguły tylko na moment

i zapewniam was, że już więcej nie powiem ani słowa.



Gdy rzeczywistość napotyka na sztywne wierzenie,

tym gorzej dla rzeczywistości.




KOŚCI DLA WYPRÓBOWANIA WIARY



Pewien chrześcijański intelektualista, który uważał,

że Biblia jest literalnie prawdziwa aż do najmniejszych

szczegółów, spotkał raz kolegę, który mu rzekł:

- Według Biblii ziemia została stworzona

około pięć tysięcy lat temu.

Znaleziono jednak kości świadczące, że życie

na naszej planecie istnieje od setek tysięcy lat.


Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać:

- Kiedy Bóg stworzył ziemię pięć tysięcy lat temu,

celowo umieścił te kości w ziemi,

aby wypróbować, czy bardziej będziemy wierzyć

twierdzeniom naukowców, czy Jego Świętemu Słowu.



Dodatkowy dowód na to, że sztywne wierzenia

prowadzą do wypaczenia rzeczywistości.




DLACZEGO UMIERAJĄ DOBRZY LUDZIE?



Duszpasterz pewnej wioski odwiedził dom

starej parafianki i popijając kawę, odpowiadał

na pytania, którymi babcia go zasypywała.

- Dlaczego Pan tak często zsyła na nas zarazy? -

pytała staruszka.


- No cóż - odpowiedział proboszcz -

czasem ludzie są tak źli, że trzeba ich zgładzić,

i dlatego nasz Pan dopuszcza zarazy.


- Ale - zauważyła babcia - w takim razie,

dlaczego ginie tylu dobrych ludzi razem ze złymi?


- Dobrych wzywa Bóg na świadków - wyjaśnił proboszcz. -

Pan pragnie, aby wszystkie dusze miały sprawiedliwy sąd.



Uparty wierzący potrafi wytłumaczyć absolutnie wszystko.




MISTRZ NIE WIE



Poszukujący zbliżył się z szacunkiem do ucznia i zapytał:

- Jaki jest sens życia ludzkiego?


Uczeń przeszukał pisma swojego mistrza

i pełen ufności odpowiedział jego słowami:

- Życie ludzkie jest jedynie przejawem

Bożej obfitości.


Kiedy poszukujący spotkał się z mistrzem osobiście,

zadał mu to samo pytanie.

Mistrz odpowiedział:

- Nie wiem.



Poszukujący mówi: "Nie wiem". Świadczy to o honorze.

Mistrz mówi: "Nie wiem". Wymaga to posiadania umysłu

mistycznego, zdolnego, by wiedzieć wszystko poprzez

niewiedzę. Uczeń mówi: "Nie wiem". Świadczy to

o ignorancji, o wypaczeniu zapożyczonego poznania.




PATRZEĆ W OCZY



Komendant wojsk okupacyjnych powiedział do wójta

pewnej wsi:

- Jesteśmy pewni, że ukrywacie we wsi zdrajcę.

Tak więc jeśli go nam nie wydacie, uprzykrzymy wam życie,

panu i pańskim ludziom, na ile to tylko będzie w naszej mocy.


Rzeczywiście, wioska ukrywała pewnego człowieka,

który wydawał się dobry i niewinny, więc wszyscy go lubili.

Ale cóż mógł zrobić wójt teraz, kiedy został zagrożony

spokój całej wsi?

Długie dni dyskusji rady gminnej nie przyniosły rozwiązania.

W końcu wójt przedstawił problem proboszczowi.

Proboszcz z wójtem przesiedzieli cała noc szukając

w Piśmie Świętym i wreszcie ukazało się im rozwiązanie.

W Piśmie był pewien tekst, który mówił:

"Lepiej jeśli jeden człowiek umrze za lud,

niż miałby umrzeć cały naród".


W ten sposób wójt wydał niewinnego wojskom

okupacyjnym prosząc go o przebaczenie.

Człowiek powiedział, że nie ma nic do wybaczenia

i że nie chce narażać wioski na niebezpieczeństwo.

Torturowano go tak okrutnie, że jego krzyki mogli

słyszeć wszyscy mieszkańcy wsi.

W końcu został stracony.


Po dwudziestu latach do wsi przyszedł prorok,

udał się wprost do wójta i rzekł:

- Coście zrobili? Ten człowiek był przeznaczony

przez Boga by być zbawicielem tego kraju,

a ty wydałeś go na tortury i śmierć.


- A co mogłem zrobić? - zawołał wójt. -

Razem z proboszczem szukaliśmy w Piśmie

i postąpiliśmy tak, jak tam było powiedziane.


To był wasz błąd - rzekł prorok. -

Patrzyliście w Pismo, a powinniście byli

również patrzeć w oczy tamtego człowieka.



PSZENICA Z GROBÓW EGIPSKICH



W grobie jednego ze starożytnych faraonów egipskich

znaleziona garść ziaren pszenicy.

Miały pięć tysięcy lat. Ktoś zasiał ziarna i podlewał.

I ku ogólnemu zdumieniu ziarna ożyły i wykiełkowały.

Po pięciu tysiącach lat.



Kiedy ktoś jest oświecony, jego słowa są jak nasiona,

pełne życia i energii. I mogą zachować formę nasion

przez wieki, aż zostaną zasiane w serce żyzne i otwarte.


Zwykłem był myśleć, że słowa pisane są martwe i suche.

Teraz wiem, że są pełne energii i życia. To moje serce

było zimne i martwe, jakże więc mogło

w nim coś wyrosnąć?




POPRAW PISMA


Pewien uczony człowiek poszedł do Buddy i rzekł:

- Sprawy, o których nauczałeś, panie,

nie znajdują się w Świętych Pismach.


- W takim razie, ty je tam umieść - odparł Budda.


Po chwili zakłopotania człowiek mówił dalej:

- Czy pozwolisz zauważyć panie, że pewne sprawy,

których obecnie nauczasz są wręcz sprzeczne

ze Świętymi Pismami?


- W takim razie popraw Pisma - odpowiedział Budda.



W ONZ przedłożono propozycję poprawienia wszystkich

pism religii świata. Wszystko, co mogłoby w nich prowadzić

do nietolerancji, okrucieństwa czy fanatyzmu, miałoby być

wykreślone. Cokolwiek byłoby przeciwne godności

lub dobrobytowi człowieka, miałoby zostać opuszczone.


Kiedy odkryto, że autorem propozycji był sam Jezus

Chrystus, dziennikarze oblegali jego rezydencję szukając

pełniejszego wyjaśnienia. Okazało się ono bardzo proste

i krótkie: "Pisma, podobnie jak szabat, są dla człowieka

- stwierdził Jezus - a nie człowiek dla Pism".




ŻONA NIEWIDOMEGO




Uczenie człowieka niedojrzałego może okazać się ogromnie szkodliwe:



Był raz człowiek, który miał bardzo brzydką córkę,

więc wydał ją za mąż za ślepca,

bo nikt inny by jej nie chciał/


Kiedy pewien lekarz zaofiarował się

przywrócić wzrok ślepemu małżonkowi,

ojciec dziewczyny sprzeciwił się z całej mocy,

gdyż obawiał się, że człowiek ten

porzuciłby jego córkę.



Na temat tej opowieści Sa'di stwierdza:

"Mężowi brzydkiej kobiety lepiej jest zostać ślepym".


A zalęknionym ludziom nie wiedzieć.




PROFESJONALIŚCI




Moje życie religijne pozostaje całkowicie w rękach

profesjonalistów. Jeśli chcę nauczyć się modlić,

idę do kierownika duchowego; jeśli pragnę odkryć wolę

Bożą w odniesieniu do mnie, udaję się na rekolekcje prowadzone

przez specjalistę; by zrozumieć Biblię, udaję się do moralisty;

a żeby zostały mi przebaczone grzechy, idę do kapłana.



Król jednej z wysp południowego Pacyfiku wydał

bankiet na cześć znanego gościa z Zachodu.


Kiedy nadeszła pora wygłoszenia pochwalnej mowy

na cześć gościa, jego Królewska Mość dalej siedział

na ziemi, podczas gdy zawodowy mówca,

specjalnie w tym celu wybrany, rozpływał się w pochwałach.


Po kunsztownym panegiryku gość podniósł się,

aby powiedzieć kilka słów podziękowania królowi.

Jego Królewska Mość powstrzymał go delikatnie:

- Proszę nie wstawać powiedział - wyznaczyłem pewnego

mówcę, aby mówił za pana.

Na naszej wyspie uważamy, że publiczne przemawianie

nie powinno pozostawać w rękach amatorów.



Pytam się: Czy Bóg nie wolałby, abym był bardziej "amatorem"

w moich kontaktach z Nim?




SPECJALIŚCI




Sufi powiedział:



Uznawszy pewnego człowieka za zmarłego,

przyjaciele ponieśli go, aby go pogrzebać.

Kiedy trumna miała już zostać złożona do grobu,

człowiek ożył nie wiadomo jak,

i zaczął walić w pokrywę trumny.


Otwarto trumnę i człowiek się podniósł.

- Co robicie? - zapytał zebranych. -

Jestem żywy. Nie umarłem.


Jego słowa przyjęto z milczącym niedowierzaniem.

Wreszcie jeden z żałobników powiedział:

- Przyjacielu, tak lekarze, jak i kapłani, poświadczyli,

że umarłeś. A więc umarłeś.


Po czym na nowo zamknięto wieko trumny

i pogrzebano go należycie.



ZUPA Z ZUPY Z KACZORA



Raz pewien krewny odwiedził Nasruddina

przynosząc mu w prezencie kaczora.

Nasruddin przyrządził ptaka i poczęstował nim gościa.


Wkrótce zaczęli przybywać gość za gościem;

wszyscy podkreślali, że są przyjaciółmi przyjaciela,

"człowieka, który Ci przyniósł kaczora".

Oczywiście wszyscy się spodziewali

otrzymać gościnę i jedzenie z kaczora.

Wreszcie mułła nie mógł tego znieść

i gdy pewnego dnia przybył do jego domu

kolejny nieznajomy, mówiąc:

- Jestem przyjacielem przyjaciela twego krewnego,

który podarował Ci kaczora -

i jak wszyscy inny usiadł za stołem,

czekając by mu dano jeść,

Nasruddin postawił przed nim miskę cieplej wody.


- Co to jest? - zapytał gość.

- To - powiedział mułłą - jest zupa z zupy kaczora,

którego podarował mi mój przyjaciel.



Czasem można usłyszeć o ludziach, którzy zostali

uczniami uczniów człowieka, który miał doświadczenie Boga.


Jak można przesłać pocałunek przez gońca?




POTWÓR Z RZEKI



Kapłan pewnej wsi nie mógł spokojnie się modlić

z powodu dzieci, które bawiły się pod jego oknem.

By się do nich uwolnić krzyknął:

- Jest taki straszny potwór na dole przy rzece.

Pobiegnijcie tam, a będziecie mogły zobaczyć,

jak mu bucha ogień z nozdrzy!


Wkrótce już wszyscy mieszkańcy wsi usłyszeli

o straszliwej zjawie i biegli ku rzece.

Kiedy kapłan to zobaczył dołączył do tłumu.

Kierując się, zdyszany ku rzece, mówił do siebie:

"Co prawda, to ja wymyśliłem tę historię.

Ale nigdy nic nie wiadomo..."



Znacznie łatwiej jest wierzyć w bogów, których sami stworzyliśmy,

jeśli jesteśmy zdolni przekonać innych o ich istnieniu.




ZATRUTA STRZAŁA



Przy jakiejś okazji zbliżył się mnich do Buddy i zapytał,

czy dusze sprawiedliwych żyją po śmierci?


Budda nie odpowiedział, jak to miał w zwyczaju.


Mnich nalegał.

Codziennie wracał z tym samym pytaniem

i dzień w dzień otrzymywał milczenie za całą odpowiedź.

Nie mógł znieść dłużej tego i zagroził, że opuści klasztor,

jeśli nie otrzyma odpowiedzi na pytanie

o zasadniczej dlań wadze;

bo po co miałby poświęcać wszystko i żyć w klasztorze,

jeśli dusze sprawiedliwych nie miały istnieć po śmierci?


Wtedy Budda, powodowany współczuciem,

złamał milczenie i powiedział:

- Jesteś jak człowiek zraniony zatrutą strzałą

i bardzo bliski agonii.

Krewni pośpiesznie sprowadzili lekarza,

ale ranny nie chciał, by mu wyjęto strzałę

lub by mu dano jakiekolwiek lekarstwo,

póki mu nie odpowiedzą na trzy ważne pytania:

Po pierwsze, ten, który go postrzelił był biały,

czy czarny?

Po drugie, był człowiekiem wysokim, czy niskim?

Po trzecie, był braminem, czy pariasem?

Jeśli mi nie odpowiedzą na te trzy pytania,

nie chce żadnego leczenia!


Mnich został w klasztorze.



O wiele przyjemniej jest rozmawiać o drodze, niż ją przebyć;

dyskutować o właściwościach jakiegoś lekarstwa, niż je zażywać.




DZIECKO PRZESTAJE PŁAKAĆ




Pewien człowiek twierdził, że praktycznie jest ateistą.

Tak naprawdę, jeśli ma być szczery, to musi powiedzieć,

że istnienie Boga rodzi tyle problemów, ile rozwiązuje;

życie pośmiertne jest pobożnym życzeniem. Pismo i tradycja

spowodowały tyle samo zła ile dobra. Wszystko to zostało

wymyślone przez człowieka dla złagodzenia samotności

i beznadziei, które obserwował w ludzkim życiu.


Najlepiej było zostawić go w spokoju. Nie mówić mu nic.

Być może przechodzi kryzys wzrostu i jakąś przemianę.



Pewnego razu uczeń zapytał mistrza:

- Co to jest Budda? -

Mistrz mu odpowiedział:

- Umysł jest Buddą.


Wrócił kiedy indziej z tym samym pytaniem

i odpowiedź brzmiała:

- Nie ma umysłu, nie ma Buddy.


Uczeń zaprotestował:

- Przecież powiedziałeś mi kiedyś:

"Umysł jest Buddą..." -


Mistrz odparł:

- Powiedziałem to, żeby dziecko przestało płakać.

Kiedy zaś dziecko przestało płakać, mówię:

Nie ma umysłu. Nie ma Buddy.



Być może dziecko przestało płakać i było gotowe

na przyjęcie prawdy. Tak więc lepiej było zostawić je samo.


Kiedy zaczął głosić swój nowo odkryty ateizm innym,

nie przygotowanym na to, trzeba było go powstrzymać:

"Była epoka, epoka przed-naukowa, kiedy ludzie czcili słońce.

Potem nastąpiła epoka naukowa i ludzie uświadomili sobie,

że słońce nie było bogiem, nawet nie było osobą.

Wreszcie przyszła epoka mistyczna i Franciszek z Asyżu

nazwał słońce >>bratem<< i rozmawiał z nim.


Miałeś wiarę przestraszonego chłopczyka. Teraz,

gdy przemieniłeś się w śmiałego człowieka, straciłeś ją.

Obyś pewnego dnia stał się mistykiem i odnalazł swą wiarę".

*


Wiary nie traci się z powodu odważnego szukania prawdy.

Jedynie wierzenia wyrażające wiarę zaciemniają się na jakiś

czas, ale we właściwym momencie oczyszczają się.




JAJKO



Nasruddin zarabiał na życie sprzedając jajka.

Do jego sklepu weszła pewna osoba i rzekła mu:

- Zgadnij, co trzymam w ręce?


- Naprowadź mnie jakoś - powiedział Nasruddin.


- Dam ci kilka wskazówek:

ma kształt jajka i rozmiar jajka.

Wygląda jak jajko, smakuje jak jajko i pachnie jak jajko.

W środku jest białe i żółte. Przed ugotowaniem jest płynne,

po ugotowaniu twarde. Co więcej, zniosła je kura...


- Już wiem - powiedział Nasruddin - to jakiś rodzaj ciastek.



Specjalista ma dar niedostrzegania oczywistości!

Najwyższy kapłan ma dar nie rozpoznania Mesjasza!




WOŁAĆ, BY OCALEĆ I TO BEZ USZCZERBKU



Kiedyś przybył prorok do pewnego miasta z zamiarem

nawrócenia jego mieszkańców.

Początkowo ludzie słuchali jego kazań,

ale po trosze zaczęli się oddalać,

tak, że w końcu nie było nikogo,

kto słuchałby słów proroka.


Pewnego dnia jakiś przybysz powiedział do proroka:

- Dlaczego ciągle przemawiasz? Nie widzisz,

twe posłannictwo jest niemożliwe?


Prorok odpowiedział:

- Na początku miałem nadzieję,

że można ich zmienić. Ale teraz,

jeśli nawołuję nadal, to tylko po to,

by oni mnie nie zmienili.







SPRZEDAŻ WODY Z RZEKI

Tego dnia mowa mistrza ograniczyła się

do jednego enigmatycznego zdania.


Uśmiechając się tylko ironicznie i rzekł:

- Całe moje działanie tutaj, to siedzenie

na brzegu i sprzedawanie wody z rzeki.


I zakończył swoją mowę.



Sprzedawca ulokował się na brzegu rzeki i tysiące ludzi

przychodziło do niego, by kupić wodę. Powodzenie jego

polegało na tym, że ci ludzie nie widzieli rzeki.

Kiedy wreszcie ją zobaczyli wycofał się.


Kaznodzieja cieszył się ogromnym powodzeniem.

Przychodziły do niego tłumy uczyć się mądrości.

Kiedy uzyskali mądrość, przestali przychodzić na jego kazania.

A kaznodzieja uśmiechał się zadowolony. Osiągnął swój cel,

którym było usunięcie się tak prędko, jak tylko można,

gdyż w głębi duszy wiedział, że dawał ludziom jedynie to,

co już posiadali - aby tylko zechcieli otworzyć oczy i przejrzeć.

"Jeśli ja nie odejdę - powiedział Jezus swoim uczniom -

nie przyjdzie do was Duch Święty".


* * *


Gdybyś przestał sprzedawać wodę z takim zaangażowaniem,

ludzie mieliby więcej możliwości zobaczenia rzeki.




MEDALIK

Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszechświecie.

I jest pełen lęków.


Dobra religia czyni go odważnym. Kiepska religia potęguje jego lęki.



Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem,

który zawsze wracał do domu po zmroku.

Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu,

że na ścieżce do domu pojawiły się jakieś duchy

wychodzące zaraz po zachodzie słońca.

Odtąd nie musiała mu przypominać,

by wracał do domu w porę.


Kiedy jednak chłopiec urósł,

tak bał się ciemności i duchów,

że nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem.

Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go,

że gdy będzie go nosił, duchy nie będą mu mogły

zrobić nic złego.


Teraz już chłopiec wchodzi odważnie w ciemności,

mocno ściskając swój medalik.



Kiepska religia daję wiarę w medalik. Dobra religia

pozwala wiedzieć, że takich duchów nie ma.


NASRUDDIN W CHINACH




Nie jest zbyt chwalebne dla przewodnika duchowego,

jeśli jego uczniowie wiecznie siedzą u jego stóp.



Mułła Nasruddin udał się do Chin,

gdzie zebrał grupę uczniów, których przygotował

na przyjęcie oświecenia.

Ale gdy tylko uczniowie zostali oświeceni,

przestali przychodzić na jego wykłady.



KTO PEWNEGO GURU



Co wieczór, gry guru zasiadał do odprawiania

nabożeństwa, łaził tamtędy kot należący do aśramu,

rozpraszając wiernych.

Dlatego guru polecił, by kota związywać

podczas nabożeństwa.


Długo po śmierci guru nadal związywano kota

w czasie wieczornego nabożeństwa, a gdy kot

w końcu umarł, sprowadzono do aśramu innego kota,

aby móc go związywać w czasie wieczornego nabożeństwa.


Wieki później uczniowie guru pisali wielce uczone

traktaty o istotnej roli kota w należytym

odprawianiu nabożeństwa.



SZATY LITURGICZNE



Październik 1917: wybucha rewolucja rosyjska.

Historia ludzkości nabrała nowego wymiaru.


Historia mówi, że w tym samym miesiącu

odbyło się zabranie rosyjskiego Kościoła

prawosławnego i że miała miejsce burzliwa dyskusja

nad kolorem kap używanych w czasie liturgii.

Niektórzy usilnie nalegali, by były białe,

podczas gdy inni z tą samą usilnością chcieli

by były purpurowe.


Neron grał na lirze, gdy płonął Rzym.



Zmaganie się z rewolucją sprawia nieskończenie więcej

kłopotu, niż organizowanie liturgii. Wolę odmawiać modlitwy,

niż mieszać się w waśnie sąsiadów.





MLECZE



Pewien człowiek, niezmiernie dumny

z trawnika w swoim ogrodzie, zauważył nagle,

że na tym trawniku wyrosło mnóstwo mleczy.

I choć próbował wszelkich sposobów,

żeby się ich pozbyć, nie potrafił zapobiec temu,

by stały się prawdziwą plagą.


Wreszcie napisał do ministra rolnictwa

donosząc o wszelkich usiłowaniach,

jakie był podejmował, i zakończył list pytając:

"Co mogę zrobić?"


Wkrótce nadeszła odpowiedź:

"Radzimy Panu nauczyć się ja kochać".



Ja również miałem trawnik, z którego byłem bardzo dumny,

i również mnie dotknęła plaga mleczy, które próbowałem

zwalczyć wszystkimi możliwymi sposobami. Tak więc nauczyć się

je kochać nie było wcale łatwo.


Zacząłem mówić do nich codziennie. Serdecznie i przyjaźnie.

One jednak odpowiadały mi gorzkim milczeniem.

Jeszcze ubolewały nad walką jaką im wytoczyłem.

Prawdopodobnie miały też jakieś wątpliwości co do moich motywów.


Nie musiałem jednak czekać długo, by zaczęły się uśmiechać

i uzyskały spokój. Wręcz zaczęły odpowiadać na to co im mówiłem.

Szybko zostaliśmy przyjaciółmi.


Oczywiście, że mój trawnik uległ zniszczeniu,

ale za to jak uroczy stał się mój ogród!...


*


Stopniowo tracił wzrok, mimo że starał się tego uniknąć

wszelkimi sposobami. Kiedy lekarstwa już przestały działać,

dalej bronił się gwałtownie. Musiałem nabrać odwagi,

aby mu powiedzieć:

- Radzę ci, byś nauczył się kochać swoją ślepotę.


To była prawdziwa walka. Początkowo nie chciał nawiązać

ze swoją ślepotą kontaktu, powiedzieć do niej jednego słowa.

Kiedy wreszcie osiągnął tyle, że mógł z nią rozmawiać,

jego słowa były pełny złości i goryczy. Ale nie przestawał

mówić i z czasem słowa przybierały ton rezygnacji,

potem tolerancji i wreszcie akceptacji - aż pewnego dnia,

ku jego zdumieniu, stały się słowami sympatii i ... miłości.

Nadszedł dzień, w którym był zdolny objąć ramieniem swoją

ślepotę i powiedzieć jej: "Kocham cię". I tego dnia zobaczyłem,

że znowu się uśmiechnął. A jaki słodki był ten uśmiech!


Naturalnie, stracił wzrok na zawsze. Ale jak piękna stała się jego

twarz! Dużo piękniejsza niż była, nim przyszła żyć z nim Ślepota.






NIE ZMIENIAJ SIĘ



Przez całe lata byłem neurotykiem.

Typem zgorzkniałym, przygnębionym i egoistą.

Wszyscy ciągle mi mówili, żebym się zmienił.

I nie przestawali przypominać mi,

jak bardzo byłem neurotykiem.


A ja się obrażałem, choć zgadzałem się z nimi.

I chciałem się zmienić, ale nie potrafiłem,

mimo wielu wysiłków.


Najgorsze było to, że mój przyjaciel

nie przestawał wypominać mi neurotycznego stanu,

w którym trwałem.

I również podkreślał konieczność zmiany.


Także z nim się zgadzałem i nie mogłem się

na niego obrażać. Ale skutek był taki,

że czułem się jakby bezsilny i jakby skrępowany.


Aż pewnego dnia przyjaciel powiedział mi:

- Nie zmieniaj się.

Bądź jaki jesteś. Tak naprawdę to nie ważne,

czy się zmienisz, czy nie.

Kocham cię jakim jesteś i nie mogę

przestać cię kochać.


Te słowa zabrzmiały w moich uszach jak muzyka:

"Nie zmieniaj się. Nie zmieniaj się. Nie zmieniaj się...

Kocham cię... "


Wtedy się uspokoiłem. I poczułem, że żyję.

I, co za cud, zmieniłem się!



Teraz wiem, że w rzeczywistości nie mogłem się zmienić

aż do spotkania kogoś, kto by mnie kochał, bez względu

na to, czy się zmienię, czy nie.


Czy ty tak mnie kochasz, Boże?



MÓJ PRZYJACIEL



Malik, syn Dinara, wielce się zmartwił z powodu swobodnych

obyczajów swawolnego młodzieńca, który mieszkał

w sąsiednim domu. Jednak przez długi czas nie odzywał się

w nadziei, że ktoś wreszcie będzie interweniował.

Ale kiedy zachowanie młodzieńca stało się absolutnie

nieznośne, Malik udał się do niego i poprosił,

by zmienił swój sposób bycia.


Z całym spokojem młodzieniec poinformował Malika,

że jest protegowanym sułtana i dlatego nikt nie może

mu zabronić żyć jak mu się podoba.

Malik rzekł:

- Osobiście poskarżę się. -

Młody człowiek odpowiedział:

- Na nic się to nie zda, gdyż sułtan nigdy nie zmieni

zdanie o mnie.

- W takim razie powiem o Tobie stwórcy -

odparł Malik.

- Najwyższy stwórca - rzekł młodzieniec - jest zbyt

miłosierny, aby mi coś wyrzucać.


Malik poczuł się bezradny i zostawił młodzieńca

samemu sobie. Ale niedługo reputacja młodzieńca

stała się tak zła, że spotkała się z ogólnym oburzeniem.

Malik postanowił wtedy spróbować go upomnieć.

Jednak kiedy kierował się ku domowi młodzieńca,

usłyszał głos, który mówił:

"Zostaw w spokoju mojego przyjaciela.

Jest pod moją opieką".

Malik zmieszał się ogromnie i gdy stanął przed młodzieńcem,

nie wiedział co powiedzieć.


Młody człowiek zapytał:

- Po coś przyszedł? -

Malik odpowiedział:

- Szedłem cię upomnieć, ale gdy skierowałem się tutaj,

jakiś głos powiedział mi, bym cię zostawił w spokoju,

bo jesteś pod jego opieką.


Twarz młodzieńca zmieniła się.

- Naprawdę, nazwał mnie swoim przyjacielem? - zapytał.


Ale Malik już odszedł.

Po latach Malik spotkał się z nim w Mekce.

Słowa Głosu wywarły na nim takie wrażenie,

że zostawił co miał i stał się wędrownym żebrakiem.

- Przyszedłem tutaj szukać mojego Przyjaciela -

powiedział do Malika i umarł.



Bóg przyjacielem grzeszników? Podobne twierdzenie

jest tyle ryzykowne, ile prawdziwe. Zastosowałem je do siebie,

kiedy przy pewnej okazji powiedziałem:

"Bóg jest zbyt miłosierny, aby mi coś wyrzucać".

W tym momencie usłyszałem Dobrą Nowinę - po raz

pierwszy w życiu.




ARABSKI KATECHUMEN




Arabski mistrz Jalall ud-Din Rumbi lubił opowiadać

następująca historię:



Pewnego dnia prorok Mahomet przewodniczył

modlitwie porannej w meczecie. Wśród wielu ludzi

modlących się z prorokiem znajdował się też

pewien Arab, katechumen.


Mahomet rozpoczął czytać Koran recytując werset,

w którym faraon twierdzi:

"Ja jestem twoim prawdziwym Bogiem".

Słysząc to młody katechumen poczuł taki gniew,

że przerwał milczenie i krzyknął:

- A to pyszałek, skurwysyn!


Prorok nic nie powiedział, ale gdy skończył się modlić,

inni zaczęli upominać Araba:

- Nie wstyd ci? Twoja modlitwa na pewno ubliża Bogu,

bo nie dosyć, że przerwałeś święte milczenie modlitwy,

to jeszcze użyłeś wulgarnych słów w obecności

proroka Boga.


Biedny Arab zarumienił się ze wstydu i zaczął drżeć

ze strachu, aż tu Gabriel ukazał się prorokowi i rzekł:

- Bóg posyła ci pozdrowienia i pragnie, byś kazał tym

ludziom przestać napastować tego prostego Araba;

w rzeczywistości jego szczere zaklęcie poruszyło

serce Boga bardziej niż święte modlitwy wielu innych.



Gdy się modlimy, Bóg patrzy na nasze serca,

a nie na formę naszych słów.




MY JESTEŚMY TRZEJ, TY JESTEŚ TRZEJ



Kiedy statek biskupa zatrzymał się na jeden dzień

na odległej wyspie, biskup postanowił

spędzić ten dzień jak najpożyteczniej.

Spacerując po plaży, spotkał trzech rybaków

naprawiających sieci.

Łamaną angielszczyzną wyjaśnili mu, jak zostali

nawróceni przed wiekami przez misjonarzy.

- My być chrześcijanie - powiedzieli mu

wskazując na siebie z dumą.



Biskup był poruszony. Gdy zapytał czy umieją

Modlitwę Pańską, odpowiedzieli, że nigdy jej

nie słyszeli. Biskup był głęboko przejęty:

jak mogli nazywać się chrześcijanami,

jeśli nie umieli czegoś tak podstawowego

jak "Ojcze nasz"?


- W takim razie, co mówicie, gdy się modlicie?


-My podnieść czy do nieba. My mówić:

"My jesteśmy trzej, Ty jesteś trzej, zmiłuj się nad nami".

Biskup aż się przeląkł tak prymitywnego,

wręcz heretyckiego charakteru ich modlitwy.

Całą resztę dnia poświęcił więc, by nauczyć ich "Ojcze nasz".

Rybakom trudno było zapamiętać modlitwę,

ale zebrali wszystkie siły i następnego dnia przed odjazdem

Biskup miał satysfakcję usłyszeć z ich ust "Ojcze nasz"

bez jednego błędu.


Po wielu miesiącach statek biskupa znalazł się znowu

przy tamtych wyspach i kiedy biskup chodził po pokładzie

odmawiając swoje wieczorne modlitwy, przypomniał sobie

z zadowoleniem, że na jednej z tych dalekich wysp

jest trzech ludzi, którzy dzięki jego cierpliwym wysiłkom,

mogą teraz modlić się jak należy.

Kiedy o tym myślał nagle podniósł oczy i zauważył jakiś

świetlny punkt na wschodzie.

Światło zbliżało się do statku i ku swemu zdumieniu zobaczył

trzy sylwetki idące po wodzie w jego kierunku.

Kapitan zatrzymał statek i wszyscy marynarze zebrali się

przy burcie, by obserwować to zdumiewające zjawisko.


Kiedy trzy sylwetki znajdowały się już na odległość głosu,

biskup rozpoznał w nich swoich trzech przyjaciół - rybaków.

- Biskupie - powiedzieli - my smutni.

My zapomnieć piękna modlitwa. My mówić:

"Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje,

przyjdź Królestwo Twoje..."

Potem zapomnieć.

Prosimy powiedzieć jeszcze raz cała modlitwa.


Biskup poczuł się zawstydzony.


- Wróćcie do waszych domów, moi drodzy ludzie -

powiedział - a kiedy się modlicie, mówcie:

"My jesteśmy trzej, Ty jesteś trzej, zmiłuj się nad nami".



Często widziałem staruszki odmawiające nie kończące się

różańce w kościele. Jak może uczcić Boga ta nieskładna

gadanina? Ale zawsze, gdy popatrzyłem w ich oczy

i w ich oblicza zwrócone ku niebu, widziałem w głębi duszy,

że są bliżej Boga niż wielu uczonych mężów.




MODLITWA MOŻE BYĆ NIEBEZPIECZNA




Oto jedna z ulubionych opowieści sufi, Sa'di di Shiraza:



Pewien mój przyjaciel bardzo się cieszył,

że jego żona jest w ciąży. Bardzo pragnął mieć syna

i prosił Boga o to bezustannie, czyniąc mu szereg obietnic.


I jego żona urodziła chłopczyka, z czego mój przyjaciel

niezmiernie się ucieszył i zaprosił na ucztę całą wieś.


Po wielu latach wracając z Mekki wstąpiłem do wsi

mojego przyjaciela i dowiedziałem się, że jest w więzieniu.


- Dlaczego? Co takiego zrobił? - pytałem.


Sąsiedzi powiedzieli:

- Jego syn upił się, zabił pewnego człowieka i uciekł.

Dlatego aresztowano ojca i zamknięto w więzieniu.



To prawda, że prosić Boga gorąco o to, czego pragniemy,

jest rzeczą chwalebną.


Ale jest to też bardzo niebezpieczne.






MĘDRZEC NARADA



Hinduski mędrzec Narada ruszył z pielgrzymką

do świątyni boga Wisznu. Pewnej nocy zatrzymał się

we wsi, gdzie dano mu schronienie w lepiance ubogiej pary.

Następnego ranka nim odszedł, mąż rzekł do Narada:

- Jako, że idziesz do Pana Wisznu, poproś go,

aby dał dziecko mojej żonie i mnie,

bo już wiele lat nie mamy potomstwa.


Kiedy Narada przybył do świątyni, rzekł do Pana:

- Ten człowiek i jego żona byli dla mnie bardzo mili.

Miej litość nad nimi i daj im dziecko. -

Pan odparł stanowczo:

- Przeznaczeniem tego człowieka jest nie mieć dzieci. -

Tak więc Narada po odprawieniu swoich pobożności,

wrócił do domu.


Po pięciu latach podjął tę samą pielgrzymkę

i zatrzymał się w tej samej wsi,

znowu podejmowany przez tę samą parę.

Tyle, że tym razem dwoje dzieci

bawiło się u wejścia do lepianki.


- Czyje to są dzieci? - zapytał Narada.

- Moje odpowiedział mąż.

Narada zdziwił się. Wieśniak mówił dalej:

- Przed pięciu laty zaraz potem jak ty stąd odszedłeś,

przybył do naszej wsi święty żebrak. Przyjęliśmy go

na noc. Następnego ranka, przed wyjściem,

błogosławił nas, moją żonę i mnie...

I Pan dał nam tych dwoje dzieci.


Kiedy Narada to usłyszał, nie czekał dłużej,

lecz natychmiast poszedł do świątyni Pana Wisznu.

Wchodząc zawołał od samych drzwi świątyni:

- Czy nie mówiłeś, że temu człowiekowi nie było

przeznaczone mieć dzieci?

On ma ich dwoje!


Kiedy Pan go usłyszał, roześmiał się głośno i rzekł:

- Pewnie stało się to przez jakiegoś świętego.

Święci mają moc zmieniania przeznaczenia.



Mimowolnie przypomina mi się pewne wesele,

na którym Matka Jezusa, przez swoje prośby sprawiła,

że jej Syn uczynił cud wcześniej, niż było to powiedziane

w jego przeznaczeniu.




PRZEZNACZENIE W RZUCIE MONETĄ



Wielki japoński generał Nobunaga postanowił

zaatakować mimo, że miał tylko jednego żołnierza

na dziesięciu nieprzyjaciół. Był pewny zwycięstwa,

ale jego żołnierzy dręczyło wiele wątpliwości.


Kiedy szli do walki zatrzymał się w sanktuarium

sintoickim.

Po modlitwie Nobunaga wyszedł i powiedział:

- Teraz rzucę monetę w powietrze.

Jeśli wyjdzie awers, wygramy; jeśli rewers, zniszczą nas.

Przeznaczenie ukaże nam swoje oblicze. -


Rzucił monetę i wypadł awers.

Żołnierze wpadli w taką ochotę do walki,

że nie mieli żadnych trudności z jej wygraniem.


Następnego dnia adiutant powiedział do Nobunagi:

- Nic nie może zmienić oblicza przeznaczenia.


- Tak jest - odparł Nobunaga, pokazując mu

fałszywą monetę a awarsem po obu stronach.



Siła modlitwy?

Siła przeznaczenia?

Albo moc wiary, że nastąpi to, czego się nie spodziewamy.




PROSIĆ O DESZCZ




Kiedy przychodzi do Ciebie neurotyk szukający pomocy,

rzadko pragnie być leczony, gdyż wszelkie leczenie jest bolesne.

To, czego naprawdę chce, to czuć się dobrze ze swoją neurozą.

Albo też, jeszcze lepiej, wygląda cudu, który leczy bez bólu.



Pewien starzec lubił palić fajkę po kolacji.

Któregoś wieczora, jego żona poczuła,

że coś się pali, i krzyknęła:

- Na Boga Świętego, tatuś! Palą ci się wąsy!

- Wiem - odpowiedział starzec. -

Nie widzisz, że proszę o deszcz?



OKALECZONY LIS




Bajka arabskiego mistyka Sa'di:



Pewien człowiek przechadzając się po lesie

zobaczył lisa, który stracił nogi i dziwił się,

jak on może żyć. Wtem spostrzegł nadbiegającego

tygrysa ze zdobyczą w zębach.

Tygrys już się był nasycił i zostawił resztę mięsa lisowi.


Następnego dnia Bóg na nowo nakarmił lisa

za pośrednictwem tego samego tygrysa.

Człowiek począł się dziwić ogromnej dobroci Boga

i rzekł do siebie:

- Ja też ułożę się w jakimś kącie ufając w pełni Panu,

a on da mi co potrzeba. -


I tak się zachowywał przez wiele dni,

ale nie zdarzyło się nic i biedaczysko prawie

stał na progu śmierci, kiedy usłyszał głos mówiący:

- O ty, który jesteś na błędnej drodze,

otwórz twe oczy na prawdę!

Idź za przykładem tygrysa, a przestań wreszcie

naśladować biednego okaleczonego lisa.



Na ulicy zobaczyłem dziewczynkę przeklętą i drżącą z zimna

w cienkiej sukience i bez widoków na porządny posiłek.

Zdenerwowałem się i rzekłem do Boga:

- Dlaczego pozwalasz na coś takiego? Dlaczego nie robisz nic,

by to zmienić?


Bóg na razie milczał. Tej samej jednak nocy, niespodziewanie,

odpowiedział mi:

- Ależ oczywiście, że coś zrobiłem. Zrobiłem dla ciebie.




BÓG POKARM



Pewnego razu postanowił Bóg odwiedzić ziemię

i wysłał anioła by zbadał sytuację przed Jego wizytą.


Anioł wrócił z raportem:

- Wielu ludzi nie ma co jeść,

dla wielu a nich brakuje też pracy.


I rzekł Bóg:

- W takim razie wcielę się

w jedzenie dla głodnych

i w pracę dla bezrobotnych.



PIĘCIU MNICHÓW



Lama Południa zwrócił się z gorącą prośbą

do Wielkiego Lamy Północy,

aby wysłał jednego mnicha mądrego i świętego,

który wprowadziłby nowicjuszy w życie duchowe.

Ku ogólnemu zaskoczeniu Wielki Lama

wysłał pięciu mnichów zamiast jednego.

A tym, którzy pytali go o powody,

odpowiadał tajemniczo:

- Będziecie mieli szczęście

jeśli choć jeden z pięciu dotrze do Lamy.


Grupa szła już kilka dni, kiedy przybiegł

do nich posłaniec i rzekł im:

- Kapłan z naszej wioski umarł.

Potrzebujemy kogoś, kto zajmie jego miejsce. -

Wieś wyglądała na wygodną, a pensja kapłana

była dość atrakcyjna. W jednym z mnichów

natychmiast zapłonęła troska duszpasterska

o tych ludzi i powiedział:

- Nie byłbym prawdziwym buddystą,

gdybym nie pozostał by tym ludziom służyć. -

I został.


Kilka dni później zdarzyło im się znaleźć

w pałacu króla, któremu bardzo spodobał się

jeden z mnichów.

- Zostań z nami - powiedział król. -

Ożenisz się z moją córką. A jak umrę,

zastąpisz mnie na tronie. -

Mnicha pociągała i księżniczka, i blask korony,

więc powiedział:

- Czy może być lepszy sposób by wpłynąć

na poddanych tego królestwa i skłaniać ich do dobra,

niż zostać ich królem?

Nie byłbym prawdziwym buddystą,

gdybym nie skorzystał z okazji służenia

sprawie naszej świętej religii. -

Tak więc pozostał i ten.


Reszta grupy szła dalej, aż pewnego wieczora,

w górzystych stronach, dotarli do samotnej chatki,

zamieszkałej przez piękną dziewczynę,

która udzieliła im gościny dziękując Bogu,

że przysłał jej tych mnichów. Jej rodzice

zostali zabici przez bandytów

i dziewczyna była sama, przelękniona.


Następnego ranka, gdy przyszła chwila odejścia,

jeden z mnichów rzekł:

- Ja zostanę z tą dziewczyną.

Nie byłbym prawdziwym buddystą,

gdybym okazał współczucia. -

Tak odszedł trzeci.


Dwaj pozostali doszli wreszcie do pewnej wioski

buddyjskiej, gdzie zauważyli z przerażeniem,

że wszyscy mieszkańcy wsi opuścili swoją religię

i dali się przekonać pewnemu hinduskiemu guru.

Jeden z mnichów powiedział:

- Jest moim obowiązkiem względem

tych biednych ludzi i względem Pana, Buddy,

zostać tutaj i przyprowadzić ich do prawdziwej religii. -

Ten był ostatni, który odszedł.


Wreszcie piąty mnich przybył do Lamy południa.

Wielki Lama Północy miał rację.



Przed laty zacząłem szukać Boga. Raz i drugi oddalałem się

od drogi. I to z najlepszych powodów: by referować liturgię,

by zmieniać struktury Kościoła, by odnowić moje studia biblijne

i nauczyć się teologii odpowiedniej.


Niestety, łatwiej mi przychodzi zaangażować się w jaką bądź

działalność religijną, niż kontynuować wiernie poszukiwanie Boga.








ZATRUDNIENIE



Wchodzi pierwszy kandydat.


Rozumie pan, że to jest tylko zwykły test,

który chcemy zrobić, nim damy panu pracę,

o jaką pan prosił?

- Tak.

- Doskonale, Ile jest plus razy dwa?

- Cztery.


Wchodzi drugi kandydat.


- Jest pan gotów na test?

- Tak.

- Doskonale. Ile jest dwa plus dwa?

- Jak powie szef, tak będzie.


Drugi kandydat otrzymał pracę.



Zachowanie się drugiego kandydata jest warte polecenia,

jeśli chcesz wybić się w jakiejkolwiek instytucji,

świeckiej czy religijnej.


Często przyda ci się dla uzyskania dobrych ocen na egzaminach. Dlatego też magistrzy teologii nieraz bywają bardziej znani

ze swej miłości do doktryny niż miłości prawdy.




DIOGENES



Filozof Diogenes jadł soczewicę na kolację.

Zobaczył to filozof Arystyp, który żył wygodnie

za cenę pochlebiania królowi.


Arystyp zwrócił się do niego:

- Gdybyś się nauczył być poddanym królowi,

nie musiałbyś jeść tej dziadowskiej soczewicy.


Na to odpowiedział Diogenes:

- Gdybyś ty się był nauczył jeść soczewicę,

nie musiałbyś przypochlebiać się królowi.



WSTAĆ I BYĆ WIDZIANYM




Powiedzieć prawdę, tak jak się ją widzi, wymaga dużo odwagi,

jeśli się należy do jakiejś instytucji.


Sprzeciwić się własnej instytucji wymaga jeszcze więcej odwagi.

To właśnie zrobił Jezus.



Kiedy Chruszczow wygłosił swe słynne oskarżenie

epoki stalinizmu, podobno jeden z obecnych

w Sali Kongresowej powiedział:

- A gdzie wy byliście towarzyszu Chruszczow,

kiedy mordowano wszystkich tych niewinnych ludzi?


Chruszczow przerwał, popatrzył wokół po sali i rzekł:

- Ten, kto to powiedział niech będzie uprzejmy wstać.


Napięcie na sali rosło.

Nikt nie wstał.


Wtedy Chruszczow powiedział:

- Bardzo dobrze, masz już odpowiedź,

kimkolwiek jesteś.

Znajdowałem się dokładnie w tym samym położeniu,

co ty teraz



Jezus byłby wstał.




SKLEP Z PRAWDA



Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy zobaczyłem napis na sklepie:

SKLEP Z PRAWDA

Tu więc sprzedawano prawdę.


Grzeczna ekspedientka zapytała mnie,

jaki rodzaj prawdy chciałbym kupić: prawdę częściową,

czy prawdę pełną. Oczywiście pełną prawdę.

Nie chciałem oszustw, pochwał ani racjonalizacji.

Chciałem, żeby moja prawda była naga, jasna i absolutna.

Ekspedientka zaprowadziła mnie do innej części sklepu,

gdzie sprzedawano pełną prawdę.

Tam sprzedawca spojrzał na mnie współczująco

i wskazał etykietkę z ceną.

- Cena jest bardzo wysoka, proszę pana - powiedział.

- Jaka jest? - zapytałem, zdecydowany nabyć prawdę za każdą cenę.

- Cena polega na tym - mówił, że jeśli pan tę prawdę zabierze,

nie będzie pan miał już wytchnienia do końca życia.


Wyszedłem ze sklepu smutny. Myślałem, że mógłbym kupić

pełną prawdę za niską cenę. Nie jestem jeszcze gotów na Prawdę.

Od czasu do czasu pragnę spokoju i wytchnienia.

Musze jeszcze sam siebie oszukiwać, usprawiedliwieniami

i racjonalizacjami.

Ciągle jeszcze szukam ucieczki w moich niezłomnych wierzeniach.



WĄSKA ŚCIEŻKA



Pewnego razu Bóg ostrzegł lud przed trzęsieniem ziemi,

które miało pochłonąć wody na całej jej powierzchni,

Zaś wody, które by zajęły ich miejsce, miały doprowadzić

do szaleństwa wszystkich ludzi.


Tylko jeden prorok potraktował Boga poważnie.

Przetransportował do jaskiń w górach ogromne zbiorniki wody,

tak, aby nie brakowało mu jej przez wszystkie dnie jego życia.


I rzeczywiście nadeszło trzęsienie ziemi, zniknęła woda

i nowa woda wypełniła strumienie, jeziora, rzeki i stawy.

Kilka miesięcy później zszedł prorok ze swej góry, by zobaczyć

co się stało. Wszyscy naprawdę zwariowali, atakowali go

i odpędzali od rzeki. Byli przekonani, że to on jest szalony.


Tak więc prorok wrócił do swojej jaskini w górach, zadowolony,

że zachował sobie wodę. Ale w miarę upływu czasu coraz trudniej

znosił samotność. Tęsknił za ludzkim towarzystwem.

Dlatego znowu zszedł na równinę. Ale i teraz został odrzucony

przez ludzi, tak różnych od niego. Wtedy prorok podjął decyzję:

Wylał wodę, którą sobie zachował, pił nową wodę i przyłączył się

do podobnych mu w szaleństwie.



Kiedy szukasz prawdy, idziesz sam. Ścieżka jest zbyt wąska,

by brać z sobą towarzystwo.

Ale kto może znieść aż taką samotność?




OBŁUDNIK



Sala była zatłoczona w większości przez starsze damy.

Chodziło o jakąś nową religię czy sektę.

Jeden z mówców, ubrany jedynie w turban i przepaskę na biodrach,

podniósł się, by zabrać głos. Mówił w przejęciem o władzy Umysłu

nad Materią i Psyche nas ciałem.


Wszyscy słuchali go w zachwyceniu. Gdy skończył, wrócił na swoje

miejsce, dokładnie naprzeciw mnie. Siedzący na sąsiednim krześle

zwrócił się do niego i zapytał donośnym głosem:

- Pan naprawdę wierzy w to, co mówi, że ciało nic nie czuje,

tylko wszystko mieści się w umyśle i że na umysł można

świadomie wpływać swoją wolą?

- Oczywiście, że w to wierzę - odpowiedział hochsztapler

z nabożnym przekonaniem.

- W takim razie - odparł jego sąsiad - czy moglibyśmy się zamienić

na miejsca? Bo widzi pan, siedzę w przeciągu...



Ile razy próbowałem praktykować to, czego uczę?


Gdybym się ograniczyć do uczenia tego, co praktykuję,

byłbym znacznie mniej hochsztaplerem.




WYŚNIONY KONTRAKT



Była już dziewiąta rano, a Nasruddin ciągle spał.

Słońce stało już wysoko, ptaki świergotały w gałęziach,

a i śniadanie Nasruddina stygło.

Tak więc żona obudziła go. Nasruddin wstał wściekły.

- Dlaczego mnie obudziłaś akurat teraz! - krzyknął. -

Nie mogłaś czekać dłużej?

- Słońce stoi już wysoko - odpowiedziała żona -

ptaki świergoczą w gałęziach i twoje śniadanie stygnie.

- Co za głupia baba! - powiedział Nasruddin. -

Śniadanie to głupstwo w porównaniu z kontraktem na sto tysięcy

sztuk złota, który właśnie miałem podpisać.


Odwrócił się na bok i zagrzebał w pościeli, próbując wrócić do snu

i do unicestwionego kontraktu.



Załóżmy, że Nasruddin chciał dokonać oszustwa w tym kontrakcie,

a partnerem w umowie był niesprawiedliwy tyran.


Jeśli zasypiając na nowo, Nasruddin zrezygnuje z oszustwa,

będzie święty.


Jeśli będzie dzielnie dokładał starań , by uwolnić ludzi spod

ucisku tyrana, będzie ich wyzwolicielem.


Jeśli we śnie nagle zda sobie sprawę, że śni, stanie się

człowiekiem Przytomnym i Oświeconym.


Na co się zda być świętym czy wyzwolicielem, jeśli się śpi?




BARDZO DOBRZE, BARDZO DOBRZE...



W pewnej wiosce rybackiej panna miała dziecko.

Zmuszona biciem wyjawiła wreszcie, kto jest ojcem dziecka:

mistrz zen, który całymi dniami medytował w świątyni

w pobliżu wioski.


Rodzice dziewczyny i liczne grono wieśniaków poszli do świątyni,

przerwali brutalnie rozmyślanie mistrza, wyzwali go obłudników

i powiedzieli, że ponieważ jest ojcem dziecka, powinien wziąć

na siebie odpowiedzialność za jego utrzymanie i wychowanie.

Mistrz rzekł tylko:

- Bardzo dobrze, bardzo dobrze...


Kiedy sobie poszli podniósł z ziemi dziecko i wszedł w finansowe

porozumienie z pewną kobietą we wsi, aby się dzieckiem

zaopiekowała, ubierała je i karmiła.


Reputacja mistrza spadła do zera. Już nikt nie przychodził do niego

po jakąkolwiek naukę.


W rok po zaistnieniu tej sytuacji dziewczyna, która urodziła dziecko,

nie mogła znieść jej dłużej i wreszcie wyznała, że powiedziała

nieprawdę. Ojcem dziecka był chłopak z sąsiedniego domu.


Rodzice dziewczyny i wszyscy mieszkańcy wsi zawstydzili się.

Upadli do nóg mistrza i prosili go o przebaczenie

oraz aby oddał dziecko. Tak też mistrz uczynił.

A wszystko co powiedział, to było:

- Bardzo dobrze, bardzo dobrze...



Człowiek przytomny!


Stracić reputację?... Niewiele się różni od zaprzepaszczenia

kontraktu, który pewien człowiek miał podpisać we śnie.




SYNOWIE ZMARLI WE ŚNIE



Pewien skromny rybak i jego żona mieli syna po wielu latach

małżeństwa. Chłopiec był dumą i radością rodziców.

Zdarzyło się jednak, że poważnie zachorował. Rodzice

stracili wszystko na lekarzy i lekarstwa. Ale dziecko umarło.


Matka była zrozpaczona z bólu. Ojciec nie uronił ani jednej łzy.


Kiedy po pogrzebie żona wyrzucała mężowi brak wszelkich uczuć,

rybak powiedział:

- Pozwól, że powiem Ci dlaczego nie płakałem.

Wczoraj w nocy śniło mi się, że jestem królem,

dumnym ojcem ośmiu synów. Jakże byłem szczęśliwy!

Ale wtedy się przebudziłem. I teraz jestem zdezorientowany:

czy mam płakać na tamtymi ośmioma synami, czy za tym jednym?




ORZEŁ KRÓLEWSKI



Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do gniazda

kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt

i wyrósł wraz z nimi.


Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka,

myśląc, że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi

szukając glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać

skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu.

No bo przecież, czy nie tak właśnie fruwają koguty?


Minęły lata i orzeł się zestarzał. Pewnego dnia zauważył

wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka.

Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza,

ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.


Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.


- Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.

- To jest orzeł, król ptaków. - odrzekła kura. -

Ale nie myśl o tym, ty i ja jesteśmy inni niż on.


Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał.

I umarł wierząc, że jest kogutem w zagrodzie.









KACZĄTKO


Asceta sufi, Shams-e Tabrazi, opowiada o samym sobie

taką historię:



Od dziecka uważano mnie za nieprzystosowanego.

Chyba nikt mnie nie rozumiał. Mój własny ojciec powiedział

mi kiedyś:

- Nie jesteś dostatecznie szalony, by cię zamknąć w domu wariatów,

ani też dostatecznie skupiony, by dać cię do klasztoru.

Nie wiem co z tobą zrobić. -

A ja odpowiedziałem:

- Raz włożył ktoś kacze jajo do gniazda kury. Gdy kaczątko

przebiło skorupę chodziło razem z matką kwoką,

aż kiedyś doszli do stawu.

Kaczątko poszło sobie prosto do wody, a kura została na brzegu,

gdakając przestraszona.

Tak więc, kochany ojcze, ja wszedłem w ocean i w nim znalazłem

swoje miejsce. I nie możesz winić mnie za to, że ty zostałeś

na brzegu.



LALKA SOLI

Lalka z soli przeszła tysiące kilometrów po ziemi,

aż pewnego razu dotarła do morza.


Zafascynowała ją ta ruchoma i dziwna masa,

całkowicie różna od wszystkiego co dotąd widziała.


- Kim jesteś? - zapytała lalka z soli morze.

Morze odpowiedziało z uśmiechem:

- Wejdź i zobacz.


I lalka weszła w morze. Ale im bardziej w nie wchodziła,

tym bardziej się rozpuszczała, aż nie zostało z niej prawie nic.

Nim rozpuścił się ostani kawałek, lalka zawołała zdumiona:

- Teraz już wiem, kim jestem!



KIM JESTEM?


Jest to opowiadanie Attara de Neishaur.



Kochanek zapukał do drzwi swojej ukochanej.

- Kto tam? - zapytała ukochana z wnętrza.

- To ja. - powiedział kochanek.

- W takim razie idź sobie. W tym domu nie zmieścimy się ty i ja.


Odrzucony kochanek odszedł na pustynię, gdzie spędził

na medytacjach wiele miesięcy, rozważając słowa ukochanej.

Wreszcie wrócił i znowu zapukał do drzwi.


- Kto tam?

- To ty.


I drzwi otwarły się natychmiast.



KOCHANEK GADUŁA



Pewien kochanek przez wiele miesięcy starał się

o względy ukochanej bez żadnego rezultatu,

cierpiąc okrutne męki odrzucenia.

Wreszcie ukochana ustąpiła i powiedziała:

- Przyjdź tam a tam, o tej a o tej godzinie.


I tam o umówionej porze, wreszcie spotkał się kochanek

ze swoją ukochaną. Włożył rękę do torby i wyjął plik miłosnych listów,

jakie napisał w ostatnich miesiącach. Były to listy pełne namiętności,

w których wyrażał swój ból i gorące pragnienia wyrażania miłosnych

rozkoszy i połączenia się z nią. I zaczął je czytać swojej ukochanej.

Mijały godziny, a on czytał i czytał.


Wreszcie dziewczyna powiedziała:

- Co z ciebie za głupiec! Wszystkie te listy mówią o mnie i o tym,

że mnie pragniesz. No więc teraz siedzę przy tobie.

A ty czytasz swoje głupie listy.



- Teraz siedzę przy tobie - powiedział Bóg do swego czciciela -

a ty rozmyślasz na mój temat, mówisz o Mnie swoim językiem

i czytasz, co o Mnie jest napisane w twoich książkach.

Kiedy wreszcie zamilkniesz i zakosztujesz Mnie ?




ODRZUCIĆ "JA"



Uczeń: - Przychodzę zaofiarować ci moją służbę.

Mistrz: - Jeśli odrzucisz swoje "ja", będziesz służył naprawdę.



Możesz oddać wszystkie swoje dobra na pomoc dla biednych

i wydać swoje ciało na spalanie, a nie mieć absolutnie miłości.


Zachowaj swoje dobra, a odrzuć swoje "ja". Nie pal ciała;

spal swoje "ego". A miłość wypłynie sama.




ZOSTAW SWOJE NIC




Myślał, że najważniejsze to być ubogim i surowym.

Nigdy nie zdawał sobie sprawy, że to, co naprawdę ważne,

to odrzucić swoje "ego", że "ego" jednakowo dobrze tuczy

się na tym, co święte, jak na tym, co światowe, na ubóstwie

i na bogactwie, na surowości życia i na luksusach.

Nie ma nic takiego, czym "ego" nie posłużyłoby się,

aby się nadymać.



Uczeń: - Przychodzę do ciebie z niczym w rękach.

Mistrz: - Więc wypuść to natychmiast!

Uczeń: - Ale jak ma wypuścić, jeśli to jest nic?

Mistrz: - W takim razie zabierz je sobie!



Z twojego nic możesz zrobić prawdziwą własność.

I nieść z sobą własną rezygnację jak trofeum.

Nie zostawiaj swojej własności. Zostaw swoje "ego".




MISTRZ ZEN I CHRZEŚCIJANIN



Pewien chrześcijanin odwiedził mistrza zen i powiedział:

- Pozwól, że przeczytam ci parę zdań z Kazania na Górze.


- Posłucham z największą przyjemnością - odparł mistrz.


Chrześcijanin przeczytał kilka zdań i popatrzył na niego:

Mistrz uśmiechnął się i rzekł:

- Kimkolwiek był ten, kto powiedział te słowa, na pewno

był Człowiekiem Oświeconym.

Ucieszyło to chrześcijanina, czytał więc dalej.

Mistrz przerwał mu i powiedział:

- Człowieka, który wygłaszał te słowa, naprawdę można

by nazwać Zbawicielem ludzkości.


Chrześcijanin wzruszył się. Doczytał do końca, mistrz

powiedział wtedy:

- To kazanie zostało wygłoszone przez Człowieka,

który promieniał boskością


Radość chrześcijanina nie miała granic.

Odszedł zdecydowany wrócić raz jeszcze i przekonać mistrza zen,

że powinien zostać chrześcijaninem.



Wracając do domu spotkał siedzącego przy ścieżce Chrystusa.

- Panie! - powiedział rozentuzjazmowany. -

Doprowadziłem tego człowieka do wyznania, że jesteś boski!


Jezus uśmiechnął się i powiedział:

- I cóż innego osiągnąłeś poza tym, że nadęło się twoje

chrześcijańskie "ego"?




POCIECHA DLA DIABŁA




Starożytna legenda chrześcijańska:



Kiedy Syn Boży został przybity do krzyża i oddał ducha,

zstąpił prosto z krzyża do piekła i uwolnił wszystkich grzeszników,

którzy cierpieli tam męki.


I diabeł zasmucił się i płakał, gdyż myślał, że nie będzie już miał

więcej grzeszników w piekle.


Wtedy powiedział Bóg:

- Nie płacz, będę musiał ci wysłać wszystkich tych świętych ludzi,

którzy mają upodobanie w samoświadomości swej dobroci

i we własnym przekonaniu o potępieniu grzeszników.

I piekło znowu się napełni na całe pokolenia,

aż przyjdę powtórnie.




LEPIEJ SPAĆ NIŻ OBMAWIAĆ




Sa'di di Shiraz opowiada taką historię o sobie samym:



Jako dziecko byłem chłopcem zapalonym do modlitwy i nabożeństw.

Pewnej nocy brałem udział w czuwaniu, razem z ojcem, trzymając

święty Koran na kolanach.


Wszyscy, którzy byli z nami, zaczęli naraz zasypiać i po chwili

już głęboko spali. Rzekłem więc do niego ojca:

- Nikt z tych śpiochów nie jest w stanie otworzyć oczu

i podnieść głowę, aby zmówić swą modlitwę.

Pomyślałby ktoś, że pomarli.


Mój ojciec odpowiedział:

- Mój kochany synu, wolałbym, żebyś i ty spał zamiast obmawiać.



Świadomość własnej cnoty jest niebezpieczeństwem, na jakie

narażeni są ci, którzy wchodzą na drogę modlitwy i pobożności.




MNICH I KOBIETA



W drodze do swojego klasztoru mnisi buddyjscy napotkali

nad brzegiem rzeki przepiękną kobietę. Podobnie jak oni,

chciała przejść przez rzekę, ale woda wezbrała za bardzo.

Tak więc jeden z mnichów wziął ją na plecy i przeniósł

na drugi brzeg.


Drugi mnich był wielce zgorszony. Przez dwie pełne godziny

krytykował takie zaniedbanie w zachowaniu świętej reguły:

Czyżby zapomniał, że jest mnichem? Jak mógł się odważyć

dotknąć kobiety i przenosić ją na drugi brzeg rzeki?

Czyż nie poddaje to w wątpliwość świętej religii?

I tak dalej...


Oskarżony słychał cierpliwie tego nie kończącego się kazania.

Wreszcie zawołał:

- Bracie, ja zostawiłem tę kobietę na rzeką,

czy teraz niesiesz ją ty?



Mówi arabski mistyk Abu Hassan Bushanja:

"Grzeszny czyn jest znacznie mniej szkodliwy niż pragnienie

i idea dokonania go. Jedna rzecz to ulec ciału w chwilowej

przyjemności, a inna rzecz, bardzo różna,

to ciągle to rozważać w umyśle i w sercu".


Kiedy osoby religijne w kółko rozpamiętują grzech innych,

można podejrzewać, że to wgłębianie się daje im więcej

przyjemności niż grzesznikowi.




ATAK SERCA DUCHOWNEGO



Serce wuja Toma było bardzo słabe i lekarz poradził mu,

by na siebie uważał. Tak więc, kiedy krewni dowiedzieli się,

że wujek odziedziczył miliard dolarów po pewnym zmarły,

bali się powiedzieć mu o tym, aby nie spowodowało to ataku serca.


Poprosił więc o pomoc proboszcza, zapewnił ich,

że znajdzie sposób na przekazanie mu tej wiadomości.


- Powiedz mi, Tom - rzekł ojciec Murphy do starego sercowca. -

Gdyby Bóg w swoim miłosierdziu zasłał ci miliard dolarów,

co byś z nimi zrobił?


Tom pomyślał chwilę i powiedział bez cienia wątpliwości:

- Dałbym księdzu połowę na kościół.


Ojciec Murphy, gdy to usłyszał, dostał nagłego ataku serca.



Kiedy przemysłowiec dostał ataku serca na skutek wysiłków

mających na celu rozwój jego przemysłowego imperium,

łatwo wykazać mu jego zachłanność i egoizm. Kiedy na skutek

rozwijania królestwa Bożego, proboszcz dostał ataku serca,

było rzeczą niemożliwą wykazaniu mu, że wchodzi w rachubę zachłanność i egoizm, choć w formie łagodniejszej.

Czy rzeczywiście popierał on królestwo Boże,

czy też siebie samego? Królestwo Boże nie potrzebuje

poparcia, lecz przychodzi samo, bez konieczności naszej

męczącej pomocy. Przypatrzmy się troskom.

Czyż nie ukazują naszego egoizmu?




ZNAĆ CHRYSTUSA




Dialog między nowo nawróconym ku Chrystusowi

a jego niewierzącym przyjacielem:



- Tak więc nawróciłeś się ku Chrystusowi?

- Tak.

- W takim razie na pewno dużo o Nim wiesz.

Powiedz mi w jakim kraju się urodził?

- Nie wiem.

- Ile miał lat, gdy umarł?

- Nie wiem.

- Wiesz przynajmniej ile kazań wygłosił?

- Nie wiem.

- Prawdę mówiąc wiesz bardzo niewiele, jak na człowieka,

który twierdzi, że nawrócił się ku Chrystusowi.

- Masz rację. Wstydzę się, że tak mało o nim wiem:

Przed trzema laty byłem pijakiem. Miałem długi. Moja rodzina

rozpadała się. Moja żona i dzieci bały się moich

nocnych powrotów do domu. A teraz przestałem pić,

nie mamy długów, nasz dom jest szczęśliwym domem,

dzieci z tęsknotą wyglądają co wieczór mojego powrotu.

Wszystko to zrobił Chrystus dla mnie.

I to jest to co wiem o Chrystusie.



Znać naprawdę, znaczy zostać przemienionym przez to, co się zna.



SPOJRZENIE JEZUSA




W Ewangelii świętego Łukasza czytamy, co następuje:



"Piotr zaś rzekł: >> Człowieku, nie wiem co mówisz <<.

W tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał.

A Pan obrócił się spojrzał na Piotra".

(...) I Piotr "Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał"

(Łk 22, 60-62).


Utrzymywałem dość dobre stosunki z Panem. Prosiłem go o różne rzeczy,

mówiłem z nim, śpiewałem mu chwałę, dziękowałem...


Zawsze jednak miałem kłopotliwe wrażenie, że On chciał, bym mu spojrzał w oczy...

czego nie robiłem. Mówiłem do Niego, ale odwracałem wzrok, kiedy czułem,

że On na mnie patrzy.


Patrzyłem zawsze gdzie indziej. I wiedziałem dlaczego: bałem się.

Myślałem, że w Jego oczach napotkam spojrzenie wyrzucające mi jakich grzech,

za który nie żałowałem. Myślałem, że w jego oczach odkryje jakieś wymaganie:

że było coś, czego On żądał ode mnie.

Wreszcie któregoś dnia zdobyłem się na odwagę i spojrzałem.

W jego oczach nie było ani wyrzutu, ani wymagań.

Jego oczy mówiły jedynie: "Kocham cię".

Patrzyłem uważnie przez dłuższą chwilę.

Oczy miały ten sam wyraz: "Kocham cię".


I tak jak Piotr wyszedłem za zewnątrz i rozpłakałem się.




ZŁOTE JAJKO




Fragment Tekstu Świętego:



Tak mówi Pan: "Była raz gęś, która znosiła codziennie złote jajko.

Żona właściciela gęsi rozkoszowała się bogactwem,

jakie te jajka jej przynosiły. Była to jednak kobieta zachłanna

i nie mogła znieść cierpliwie wyczekiwania z dnia na dzień na jajko.

Postanowiła więc zabić gęś i wziąć wszystkie jajka na raz. I tak zrobiła:

zabiła gęś i jedyne co uzyskała to jedno jajko w połowie ukształtowane

i martwą gęś, która nie mogła już znosić jajek".


Tyle słowa Bożego!


Pewien ateista słyszał o tej opowieści ze Świętych Pism i kpił.

- I to wy nazywacie słowem Bożym! Gęś, która znosi złote jajka!

To pokazuje tylko ile można wierzyć temu, kogo nazywacie "Bogiem"...


Kiedy czytał ten tekst człowiek obeznany ze sprawami religijnymi,

zareagował w następujący sposób:

- Pan nasz mówi wyraźnie, że była taka gęś, która znosiła złote jajka.

A jeśli Pan mówi, musi to być prawdą, mimo że naszym biednym

ludzkim umysłom wydaje się to nieprawdopodobne.

Zresztą, studia archeologiczne dają nam kilka niejasnych wskazówek,

że w jakimś tam momencie starożytnych dziejów istniała rzeczywiście

jakaś tajemnicza gęś, która znosiła złote jajka.

No wiec dobrze, zapytacie nie bez racji, jak może jajko nie przestając

być jajkiem, być równocześnie ze złota?

Naturalnie nie ma na to odpowiedzi. Różne szkoły myśli religijnej

próbują to wyjaśnić na różne sposoby.

To jednak czego się tutaj wymaga w ostatniej instancji, to jest akt

wiary w tajemnicę zaskakującą ludzki umysł.



Był nawet pewien kaznodzieja, który po przeczytaniu tego tekstu jeździł

po wsiach i miastach nawołując gorliwie ludzi, by zaakceptowali fakt,

że Bóg w określonym momencie historycznym stworzył złote jajka.


Czyż nie użyłby lepiej swojego czasu, gdyby się był poświęcił nauczaniu

o zgubnych skutkach chciwości, zamiast podbudowywać wierzenie

w złote jajka? Bo czyż nie jest nieskończenie mniej ważne mówić:

"Panie, Panie", niż pełnić wolę naszego Ojca w niebie?



DOBRA NOWINA




Oto dobra nowina ogłoszona przez naszego Pana Jezusa Chrystusa:



Jezus nauczał swych uczniów w przypowieściach. Mówił im:


Królestwo niebieskie podobne jest do dwóch braci,

którzy żyli szczęśliwi i zadowoleni, aż otrzymali powołanie od Boga,

by zostać uczniami.


Starszy z nich odpowiedział wielkodusznie na wezwanie,

choć krajało mu się serce, gdy żegnał się z rodziną i dziewczyną,

którą kochał, i z którą pragnął się ożenić.

W rezultacie udał się do odległego kraju, gdzie spędził życie

w służbie najuboższych wśród ubogich.

Wybuchło w tym kraju prześladowanie, został aresztowany,

fałszywie oskarżony, torturowany i skazany na śmierć.

I Pan mu powiedział: "Bardzo dobrze, sługo wierny i sumienny.

Służyłeś mi za cenę tysiąca talentów. Chce cię wynagrodzić]

miliardem talentów. Wejdź do radości twego Pana".


Odpowiedź młodszego była o wiele mniej wielkoduszna.

Postanowił zignorować wołanie, iść swoją drogą i ożenić się

z dziewczyną, którą kochał. Cieszył się szczęśliwym małżeństwem,

powodziło mu się w interesach i udało mu się być sławnym i bogatym.

Od czasu do czasu dawał jałmużnę jakiemuś żebrakowi

lub okazywał hojność żonie i dzieciom. Również od czasu do czasu

wysyłał jakąś drobną sumkę swojemu starszemu bratu,

który znajdował się w odległym kraju. Pisał mu:

"Być może, dzięki temu będziesz mógł więcej pomóc tym biedaczyskom".


Kiedy przyszła jego godzina, Pan mu powiedział:

"Bardzo dobrze sługo wierny i sumienny.

Służyłeś mi za cenę dziesięciu talentów.

Chcę cię wynagrodzić miliardem talentów.

Wejdź do radości twego Pana".


Starszy brat zdziwił się słysząc, że jego brat miał otrzymać

tę samą nagrodę co on. Ale ucieszył się tym niezmiernie. I rzekł:

"Panie nawet wiedząc o tym, gdybym miał się na nowo

urodzić i żyć na powrót, zrobiłbym dla Ciebie dokładnie to co zrobiłem".



To jest prawdziwa Dobra Nowina: Wielkoduszny Pan i uczeń,

który mu służy z czystej radości służenia, z miłością.




JONEYED I FRYZJER



Joneyed, święty człowiek przybył do Mekki w przebraniu żebraka.

Zobaczył fryzjera golącego jakiegoś bogatego człowieka.

Gdy poprosił, by i jego ogolił, fryzjer natychmiast zostawił bogatego

i zaczął golić Joneyeda. Gdy skończył nie chciał wziąć pieniędzy,

lecz dał jeszcze Joneyedowi jałmużnę.


Na Joneyedzie zrobiło to takie wrażenie, że postanowił dać

wszystko co by tego dnia zebrał.


I zdarzyło się, że jakiś zamożny pielgrzym zbliżym się do Joneyedowi

i dał mu sakiewkę złota. Joneyed poszedł tego wieczora i ofiarował

złoto fryzjerowi.


Fryzjer krzyknął do niego:

- Co z ciebie za święty?

Nie wstyd ci, że chcesz płacić za usługę wyświadczoną z miłością?



Czasem można usłyszeć, jak ludzie mówiąc:

"Panie, zrobiliśmy tak dużo dla Ciebie. Jak nam się odwdzięczysz?"


Ilekroć się daje też szuka odpłaty, miłość robi się kupiecka.



Fantazja:


Uczeń zawołał do Pana:

Co z Ciebie za Bóg?!

Nie wstyd Ci, że chcesz płacić za usługę wyświadczoną Ci z miłości?


Pan uśmiechnął się i rzekł:

- Ja nie płacę nikomu;

jedynie cieszę się twoją miłością.





STARSZY BRAT




Tematem kazania był syn marnotrawny. Kaznodzieja mówił

z głębokim przejęciem o niewiarygodnej miłości Ojca.

Ale cóż dziwnego w miłości Ojca? Są tysiące ludzkich

ojców ( a prawdopodobnie matek jeszcze więcej ) zdolnych

do kochania w podobny sposób.


Przypowieść w rzeczywistości skierowana była

bezpośrednio do faryzeuszy:



"Zbliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać.

Na to szemrali faryzeusze i uczeni w piśmie:

<< Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi >>.

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść..."

( Łk 15, 1-2 )



Malkontent! Faryzeusz! Starszy brat! Tu jest cel przypowieści.



Razu pewnego Bóg przechadzał się po niebie i ze zdumieniem

zauważył, że byli tam wszyscy ludzie.

Ani jedna dusza nie została wysłana do piekła.

Zaniepokoiło go to, no bo czyż nie miał zobowiązań

wobec samego siebie, by być sprawiedliwym?

A ponadto, po cóż zostało stworzone piekło,

jeśli miałoby być nie używane?


Powiedział więc do anioła Gabriela:

- Zbierz wszystkich przed mym tronem i przeczytaj

im Dziesięć Przykazań.


Przeczytano pierwsze przykazanie. Bóg rzekł:

- Każdy kto zgrzeszył przeciwko temu przykazaniu,

ma natychmiast przenieść się do piekła. -

Niektóre osoby oddzieliły się od tłumu i poszły smutne

do piekła.


Tak samo zrobiono z drugim przykazaniem, z trzecim, z czwartym,

z piątym...

Już wtedy zaludnienie nieba obniżyło się znacznie.

Kiedy przeczytano szóste przykazanie, wszyscy poszli do piekła

z wyjątkiem pustelnika, grubego, starego i łysego.


Popatrzył Bóg na niego i powiedział do Gabriela:

- Czy to jest jedyny człowiek, który został w niebie?

- Tak - odpowiedział Gabriel.

- Masz ci los - powiedział Bóg. -

Został coś za bardzo sam, nie sądzisz?

Idź i powiedz wszystkim, by wrócili.


Kiedy gruby, stary i łysy pustelnik usłyszał, że wszyscy otrzymali

przebaczenie, skrzywił się i krzyknął do Boga:

- To niesprawiedliwe! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?



Aha! Następny faryzeusz! Następny starszy brat! Człowiek,

który wierzy w nagrody i kary i który jest fanatykiem

najbardziej ścisłej sprawiedliwości!




RELIGIA STAREJ DAMY



Pewna stara dama, bardzo religijna, nie była zadowolona z żadnej

z istniejących religii i założyła swoją własną.


Pewien dziennikarz, który szczerze pragnął zrozumieć punkt widzenia

tej pani, zapytał ją pewnego razu:

- Naprawdę wierzy pani, jak ludzie powiadają, że nikt nie pójdzie

do nieba z wyjątkiem pani i pani służącej?


Stara dama pomyślała przez chwilę i odrzekła:

- No cóż... co do Marysi, nie jestem pewna.



MIŁOŚĆ NIE PAMIĘTA



- Dlaczego nie przestaniesz mówić o moich dawnych błędach? -

zapytał mąż. - Myślałem, że już mi przebaczyłaś i zapomniałaś.


- Oczywiście. Przebaczyłam i zapomniałam - odpowiedziała żona. -

Ale chcę być pewna, że ty nie zapomnisz, że przebaczyłam i zapomniałam.



Dialog:



Grzesznik: - Nie pamiętaj, Panie, o moich grzechach!

Pan: - Grzechy? Jakie grzechy? Jeśli ty mi ich nie przypominasz...

Ja zapomniałem o nich przed wiekami.



"Miłość nie pamięta złego" ( 1 Kor 13 ).




LOTOS




Mój przyjaciel ogromnie mnie zdumiewał. Postanowił pokazać

wszystkim w sąsiedztwie, jak jest święty. Nawet przywdział strój

odpowiedni do tych zamierzeń. Zawsze myślałem, że jeśli człowiek

jest naprawdę święty, to jest to oczywiste dla innych, bez żadnej

pomocy z jego strony. Mój przyjaciel jednak był zdecydowany

zapewnić tego rodzaju pomoc swoim bliskim. Zorganizował nawet

małą grupę uczniów, którzy demonstrowaliby wobec wszystkich

jego domniemaną świętość. Nazywali to "dawać świadectwo".



Przechodząc obok stawu zobaczyłem kwitnący lotos

i instynktownie powiedziałem:

- Jak piękny jesteś, kochany lotosie!

Jak piękny musi być Bóg, który Cię stworzył.


Lotos zawstydził się, gdyż nigdy nie uświadamiał sobie

swego piękna. Ale ucieszył się z chwalenia Boga.


By jeszcze piękniejszy przez samo to, że tak nieświadomy

swego piękna. I pociągał mnie nieodparcie, gdyż w najmniejszy

sposób nie chciał zrobić na mnie wrażenia.


* * *


W innym stawie, leżącym trochę dalej, mogłem zobaczyć,

jak inny lotos rozpościerał przede mną swoje płatki

i mówił bezwstydnie:

- Spójrz, jaki jestem piękny, i chwal mojego Stwórcę. -


Odszedłem z niesmakiem.



Kiedy próbuję innych zbudować, staram się o wywołanie

dobrego wrażenia.


Uwaga na faryzeuszy z dobrymi intencjami!




ŻÓŁW




Był liderem pewnej grupy religijnej. Czymś w rodzaju guru.

Czczony, szanowany, wręcz kochany. Ale skarżył się,

że stracił ciepło ludzkiego towarzystwa. Ludzie szukali go,

aby pomoc czy radę, ale nie przychodzili do niego jak do człowieka.

Nie odpoczywali w jego towarzystwie.


A jak mieli to zrobić? Przyjrzałem mu się: był człowiekiem

zrównoważonym, panującym nad sobą, uroczystym, doskonałym.

I powiedziałem mu:

- Masz trudny wybór: być człowiekiem żywym i atrakcyjnym

albo zrównoważonym i szanowanym. Nie możesz być jednym i drugim. -

Odszedł ode mnie smutny. Powiedział, że jego sytuacja nie pozwala

mu być pełnym życia, być sobą. Musiał odgrywać określoną rolę

i być szanowanym.


Zdaje się, że Jezus był człowiekiem żywym i wolnym;

nie trzymał ludzi na dystans i nie żądał respektu. Jego słowa

i zachowanie szokowały wiele osób godnych szacunku.



Cesarz Chin usłyszał o mądrości pewnego pustelnika

żyjącego w górach Północy i wysłał do niego posłów,

aby zaofiarowali mu stanowisko premiera w cesarstwie.


Po wielu dniach podróży posłowie dotarli tam i napotkali

półnagiego pustelnika, siedzącego na skale i zajętego

łowieniem ryb. Początkowo mieli wątpliwości,

czy to rzeczywiście mógł być człowiek, o którym cesarz

miał aż tak wysokie mniemanie, ale gdy popytali w sąsiedniej wiosce,

przekonali się, że rzeczywiście chodziło o niego.

Poszli więc na brzeg rzeki i zawołali go z najwyższym szacunkiem.


Pustelnik zbliżył się do brzegu brodząc w wodzie,

przyjął bogate prezenty i wysłuchał ich dziwnej petycji.

Kiedy wreszcie zrozumiał, że to cesarz chce, aby on pustelnik

został premierem królestwa, odrzucił głowę do tylu

i wybuchnął głośnym śmiechem. Kiedy w końcu zdołał

opanować śmiech powiedział do zaskoczonych posłów:

- Widzicie tego żółwia jak porusza ogonem w błocie?

- Tak, szanowny panie - odparli posłowie.

- No więc dobrze, powiedzcie mi: czy to prawda,

że codziennie cały dwór królewski zbiera się w kaplicy

królewskiej, aby oddać cześć zasuszonemu żółwiowi,

umieszczonemu nad głównym ołtarzem, boskiemu żółwiowi,

którego skorupa wysadzana jest diamentami, rubinami

i innymi drogimi kamieniami?

- Tak, to prawda, czcimy go panie - rzekli posłowie.

- No dobrze, a czy uważacie, że to biedne stworzenie,

ruszające sobie ogonem w błocie, mogłoby zastąpić

tego boskiego żółwia?

- Nie, szanowny panie - odpowiedzieli posłowie.

- W takim razie idźcie i powiedzcie cesarzowi,

że i ja nie mogę. Wolę być żywy w tych górach,

niż martwy w jego pałacu.

Bo nikt nie może mieszkać w pałacu i być żywy.



BAYAZID ŁAMIE ZASADĘ



Bayazid, muzułmański święty, postępował czasem wbrew

zewnętrznym formom i rytom islamu.


Pewnego razu, wracając z Mekki, zatrzymał się w irańskim

mieście królewskim. Mieszkańcy, którzy otaczali go czcią, zbiegli

się tłumnie, aby go powitać i narobili szumu w całym mieście.

Bayazid, który nie znosił takiej czołobitności, wytrzymał aż do

momentu, kiedy doszli do pałacu targowego. Tam kupił kawał

chleba i zabrał się do jedzenia na oczach swoich zapalonych

zwolenników. Był to dzień postu w miesiącu Ramadan,

Bayazid jednak uważał, że podróż w pełni usprawiedliwia

przekroczenie przepisów religijnych. Inaczej jednak myśleli

jego czciciele, którzy tak zgorszyli się postępowaniem Bayazida,

że opuścili go i udali się do domów. Bayazid powiedział z satysfakcją

do jednego z uczniów:

- Patrz. Gdy tylko zrobiłem coś wbrew ich oczekiwaniom,

znikła cała cześć, jaką mi okazywali.



W podobny sposób Jezus całkowicie zgorszył tych,

którzy za Nim chodzili.


Tłumy potrzebują świętego, którego by mogły czcić,

guru, którego by mogły się radzić.


Istnieje milcząca umowa: Ty masz odpowiadać na nasze

oczekiwania, a w zamian za to my będziemy cię czcić.


Zabawa w świętość!








LUDZIE W PASKI




Ogólnie rzecz biorąc dzielimy ludzi na dwie kategorie: świętych i grzeszników.

Jest to jednak podział absolutnie urojony. Z jednej strony, nikt nie wie na pewno,

kto jest świętym, a kto grzesznikiem, pozory mylą. Z drugiej strony, my wszyscy,

święci i grzesznicy, jesteśmy grzesznikami.



Przy jakiejś tam okazji pewien kaznodzieja zwrócił się do grupy dzieci:

- Gdyby tak wszyscy dobrzy ludzie byli biali, a źli ludzie czarni,

jakiego koloru bylibyście wy?


Mała Mary Jane odpowiedziała:

- Ja, proszę księdza, byłabym w paski.



Taki sam byłby ksiądz, mahatmowie i papieże, i wszyscy kanonizowani święci.



Pewien człowiek szukał odpowiedniego kościoła, do którego mógłby

uczęszczać. Raz wszedł do kościoła, w którym wierni i sam kapłan

czytali książkę z modlitwami. Mówili:

- Zaniedbaliśmy rzeczy, które powinniśmy zrobić,

a zrobiliśmy to, czego nie powinniśmy.


Człowiek usiadł z prawdziwą ulgą w jednej z ławek i wzdychając głęboko,

rzekł po cichu:

- Dziękuję Ci Boże, nareszcie znalazłem swoich!



Wysiłki naszych "świętych" ludzi, mające na celu ukrycie własnej skóry

"w paski", bardzo często zawodzą, a zawsze są oszukiwaniem.




MUZYKA DLA GŁUCHYCH



Dawniej byłem zupełnie głuchy. Patrzyłem na ludzi, którzy stojąc

wyczyniali najdziwniejsze obroty. Nazywali to tańcem.

Wydawało mi się to absurdem do czasu, gdy pewnego dnia

usłyszałem muzykę. Wtenczas zrozumiałem, jak piękną rzeczą jest taniec.



Wiedzę szalone zachowanie się świętych. Wiem jednak, że mój duch

jest martwy. Zawieszam więc mój sąd, aż będę żył.

Może wtedy zrozumiem.


Widzę szalone zachowanie się zakochanych. Wiem jednak,

że moje serce jest martwe. Tak więc, zamiast sądzić, zacząłem się

modlić, aby kiedyś ożyło moje serce.






BOGACI



Mąż:

- Wiesz co, kochanie? Będę ciężko pracował,

i któregoś dnia będziemy bogaci.

Żona:

- Już jesteśmy bogaci, najdroższy. Mamy siebie nawzajem.

Być może, kiedyś będziemy mieć również pieniądze.



ZADOWOLONY RYBAK



Bogaty przemysłowiec z Północy poczuł niesmak widząc

pewnego rybaka z Południa, spokojnie opartego o swoją łódź

i palącego fajkę.


- Dlaczego nie wypłynąłeś łowić? - zapytał przemysłowiec.

- Bo już złowiłem dość na dzisiaj - odpowiedział rybak.

- Dlaczego nie łowisz więcej, niż to konieczne? - nalegał przemysłowiec.

- A cóż bym z tym zrobił? - zapytał rybak.

- Zarobilibyśmy więcej pieniędzy - padło w odpowiedzi. -

Mógłbyś wtedy założyć motor do twojej łodzi,

wypływać na głębsze wody i łowić więcej ryb.

Wtedy też zarobiłbyś dość pieniędzy by kupić sobie nylonową sieć,

dzięki czemu miałbyś jeszcze więcej ryb i więcej pieniędzy.

Szybko zarobiłbyś i na drugą łódź... , i być może na całą flotę.

Byłbyś wtedy bogaty tak jak ja.

- I co bym wtedy robił? - zapytał znowu rybak.

- Mógłbyś wtedy usiąść i cieszyć się z życia -

odpowiedział przemysłowiec.

- A jak myślisz, co ja właściwie w tej chwili robię? -

Zapytał zadowolony rybak...



Właściwsze jest zachowanie stanie zdolności cieszenia się,

niż zarobienie mnóstwa pieniędzy.




SIEDEM GARNKÓW ZŁOTA



Pewien fryzjer przechodząc pod zaczarowanym drzewem,

usłyszał pytający głos:

- Chciałbyś mieć siedem garnków złota?


Fryzjer rozejrzał się dokoła, ale nie zobaczył nikogo.

Obudziła się w nim jednak jakaś chciwość i odpowiedział żarliwie:

- Tak, oczywiście, że chciałbym mieć.

- W takim razie, idź szybko do domu - powiedział głos -

a tam je znajdziesz.


Fryzjer pobiegł do domu. I rzeczywiście:

stało tam siedem garnków, wszystkie pełne złota,

z wyjątkiem jednego, zapełnionego tylko do połowy.

Fryzjer nie mógł znieść tego, że siódmy garnek nie jest całkiem

pełny. Poczuł gorące pragnienie zapełnienia go,

bo w przeciwnym razie będzie nieszczęśliwy.


Przetopił wszystkie rodzinne klejnoty w złote monety

i wrzucił je do garnka. Ten jednak ciągle tak samo był napełniony

tylko do połowy. Doprowadziło go to do rozpaczy!

Oszczędzał i skąpił, aż do głodzenia siebie i rodziny.

Wszystko na próżno. Ile by złota włożył do garnka,

ten był ciągle wypełniony do połowy.


Wreszcie poprosił króla, aby mu podniósł zarobki.

Podwojono mu je i na nowo powziął walkę o wypełnienie garnka.

Posunął się aż do żebrania. A garnek wchłaniał każdą monetę,

którą do niego wkładano, ale uparcie trwał wypełniony do połowy.


Król zwrócił uwagę na zabiedzonego i wygłodzonego fryzjera.

Zapytał go:

- Co się z tobą dzieje? Gdy zarabiałeś mniej, byłeś szczęśliwy

i zadowolony. A teraz kiedy Ci podwojono zarobki,

jesteś zniszczony i przybity. Nie masz przypadkiem u siebie

siedmiu garnków złota?


Fryzjer był zaskoczony.

- Kto wam to powiedział, Wasza Wysokość?


Król się zaśmiał.

- Ależ to oczywiste, że wyglądasz na takiego, któremu duch

ofiarował siedem garnków. Kiedyś ofiarował je mnie.

Zapytałem, czy to złoto można będzie wydać, czy tylko

służy do tego, by je mieć. I zjawa znikła bez słowa.


Tego złota nie można wydać. Jedyne co pozostaje

to nieodparty pociąg do pomnożenia go.

Idź i oddaj je już teraz, a znów będziesz szczęśliwy.



PRZYPOWIEŚĆ O ŻYCIU WSPÓŁCZESNYM



Zwierzęta zgromadziły się i zaczęły narzekać na ludzi,

że ograbiają je z wielu rzeczy.


- Zabierają moje mleko - powiedziała krowa.

- Zabierają moje jajka - powiedziała kura.

- Zabierają moje mięso na boczek - powiedziała świnia.

- Polują na mnie, by mi zabrać mój tłuszcz - powiedział wieloryb.


I tak dalej.


Na końcu przemówił ślimak.

- A ja mam coś, co chcieliby mieć bardziej niż cokolwiek innego.

Coś, z czego na pewno by mnie nie ograbili, gdyby mogli.

Mam CZAS.



Masz cały czas świata. Potrzeba jedynie, byś chciał go wziąć.

Co cię powstrzymuje?






HOFETZ CHAIM



W ubiegłym stuleciu pewien turysta ze Stanów Zjednoczonych

odwiedził słynnego polskiego rabina Hofetza Chaima.


Zdziwił się, gdy zobaczył, że domem rabina, po prostu,

był jeden pokój obłożony książkami. Za całe umeblowanie

służyły stół i ławeczka.


- Rabinie, gdzie są twoje meble? - zapytał turysta.

- A gdzie są twoje? - odpowiedział pytaniem Hofetz..

- Moje? J a przecież jestem tylko turystą.

Jestem tu przejazdem. - powiedział Amerykanin.

- Tak samo i ja - powiedział rabin.



Gdy ktoś zaczyna żyć coraz głębiej wewnątrz siebie samego,

żyje też prościej na zewnątrz.


Niestety, proste życie nie zawsze niesie za sobą głębię.




NIEBO I KRUK




Bajka Bhaghawata Purany:



Pewnego razu fruwał kruk po niebie trzymając w dziobie kawałek mięsa.

Dwadzieścia innych kruków zaczęło go gonić i zaatakowało bez litości.


Kruk musiał wreszcie puścić zdobycz. Wtedy te, które go ścigały,

zostawiły go w spokoju i pofrunęły kracząc w ślad za kawałkiem mięsa.


I powiedział sobie kruk:

- Co za spokój! Teraz całe niebo należy do mnie.



Mówił pewien mnich zen:


Kiedy spłonął mi dom, miałem dobry widok na księżyc w nocy.




KTÓŻ MOŻE UKRAŚĆ KSIĘŻYC?



Mistrz zen, Ryokan, prowadził bardzo skromne życie w małej chatce

u podnóża góry. Pewnej nocy, gdy mistrza nie było w domu

wpadł złodziej do chaty i zawiódł się odkrywając, że nie było tam

nic do ukradzenia.


Kiedy wrócił Ryokan zaskoczył złodzieja:

- Musiałeś się namęczyć, żeby do mnie przyjść - powiedział do rabusia. -

Nie powinieneś odchodzić z pustymi rękami. Proszę cię,

zabierz jako upominek moje ubranie i mój koc.


Złodziej całkowicie zbity z tropu zabrał rzeczy i poszedł.


Ryokan usiadł nagi i patrzył na księżyc.

"Biedny człowiek - pomyślał. - Cieszyłbym się, gdybym mógł

mu podarować to wspaniałe światło księżyca".



DIAMENT



Pewien sannyasi przybył w okolice jakiejś wsi i rozłożył się pod drzewem,

żeby spędzić noc. Nagle przybiegł do niego jeden z mieszkańców osady i rzekł:

- Kamień! Kamień! Daj mi drogocenny kamień!

-Jaki kamień? - zapytał sannyasi.

- Wczoraj w nocy ukazał mi się we śnie Pan Siwa - powiedział wieśniak -

i zapewnił mnie, że jeśli wyjdę o zmroku za wieś, spotkam tam pewnego

sannyasi, który da mi drogocenny kamień, dzięki czemu stane się

na zawsze bogaty.


Sannyasi poszukał w torbie i wyjął kamień.

- Prawdopodobnie chodzi o to - rzekł dając kamień wieśniakowi. -

Znalazłem to w lesie na ścieżce, kilka dni temu.

Oczywiście możesz go sobie zatrzymać.


Człowiek patrzył na kamień ze zdumieniem. To był diament!

Być może największy diament świata, gdyż był wielki

jak dłoń mężczyzny.


Wziął diament i odszedł. Przez całą noc przewracał się na łóżku

nie mogąc zasnąć. Następnego dnia o świcie pobiegł obudzić

sannyasi i rzekł:

- Daj mi bogactwo, które pozwala ci z taką łatwością

pozbyć się tego diamentu.



PROSIĆ O ZADOWOLENIE



Pan Wisznu tak znudził się ciągłymi prośbami jednego ze swoich

wyznawców, że pewnego dnia ukazał mu się i rzekł:

- Postanowiłem spełnić twoje trzy prośby.

Potem jednak nic już ci nie dam.


Pełen radości wyznawca niewiele myśląc wypowiedział

swoją pierwszą prośbę:

żeby umarła jego żona, aby mógł się ożenić z lepszą.

Prośba natychmiast została wysłuchana.


Ale kiedy jego przyjaciele i krewni zebrali się na pogrzeb

i zaczęli wspominać dobre cechy jego zmarłej żony,

wyznawca zrozumiał, że bardzo się pośpieszył.

Uzmysłowił sobie, że był całkowicie ślepy na cnoty swojej żony.

Czy było łatwo znaleźć inną kobietę tak dobrą jak ta?

Poprosił więc Pana, by ją przywrócił do życia.

Po tym jednak została mu już tylko jedna prośba.

Postanowił więc nie popełnić nowego błędu, gdyż tym razem

nie miałby już możliwości naprawienia go. Zaczął pytać

o radę innych. Niektórzy z jego przyjaciół radzili mu

poprosić o nieśmiertelność - mówili inni -

jeśli nie miałby zdrowia?

A na co mu zdrowie, jeśli nie miałby pieniędzy?

A na co mu pieniądze, jeśli nie miałby przyjaciół?


Mijały lata i nie mógł się zdecydować, o co by poprosić:

o życie, zdrowie, bogactwo, władzę, miłość...?

Wreszcie zwrócił się do Pana:

- Poradź mi, proszę o co mam prosić.


Pan zaśmiał się widząc zmartwienie biedaka i powiedział:

- Poproś, abyś był zdolny do zadowolenia z tego wszystkiego,

co życie ci niesie, cokolwiek by to było.



ŚWIATOWA WYSTAWA RELIGII



Mój przyjaciel i ja poszliśmy na wystawę.

ŚWIATOWĄ WYSTAWĘ RELIGII.

Nie była to wystawa handlowa. To była wystawa religii.

Ale konkurencja była tak samo ostra, a reklama równie hałaśliwa.


W stoisku żydowskim dano nam kilka ulotek, na których była

mowa o tym, że Bóg lituje się nad wszystkimi i że Żydzi są

Jego Ludem Wybranym.

Żydzi.

Żaden inny lud nie był tak wybrany jak lud żydowski.


W stoisku muzułmańskim dowiedzieliśmy się,

że Bóg jest miłosierny dla wszystkich i że Mahomet jest jego

jedynym prorokiem. Zbawienie otrzymuje się słuchając jedynie

proroka Boga.


W stoisku chrześcijańskim odkryliśmy, że Bóg jest miłością

i że nie ma zbawienia poza Kościołem. Albo się wstępuje

do Kościoła, albo się zasługuje na wieczne potępienie.


U wyjścia zapytałem mojego przyjaciela:

- Co myślisz o Bogu?

- Że jest nietolerancyjny, fanatyczny i okrutny - odpowiedział mi.



Gdy wróciłem do domu, powiedziałem do Boga:

- Jak możesz to znieść, Panie? Nie widzisz, że przez wieki źle używano

Twojego imienia?


Bóg odpowiedział:

- Ja nie organizowałem wystawy. A wręcz wstydziłem się ją zwiedzić.




DYSKRYMINACJA



Wróciłem natychmiast na Wystawę Religii. ty m razem wysłuchałem

przemówienia Najwyższego Kapłana religii Balakri.

Powiedział nam, że prorok Balakri urodzony w Ziemi Świętej Mesambii

w piątym wieku, był Mesjaszem.


Tej nocy znowu spotkałem się z Bogiem.

- Och, Boże! Jesteś wielkim Dyskryminatorem, czyż nie?

Dlaczego piąty wiek ma być wiekiem oświecenia

i dlaczego Mesambia ma być Ziemią Świętą?

Dlaczego dyskryminujesz inne wieki i inne ziemie?

Co ma złego w sobie mój wiek, na przykład?

Albo co ma złego w sobie moja ziemia? -

A na to Bóg odpowiedział:

- Święto jest święte, ponieważ ukazuje, że wszystkie dni w roku

są święte.

Sanktuarium jest święte, ponieważ ukazuje, że wszystkie

miejsca są uświęcone.

Tak też Chrystus urodził się, aby pokazać, że wszyscy ludzie

są dziećmi Bożymi.



JEZUS NA MECZU PIŁKARSKIM



Jezus Chrystus nam powiedział, że nigdy nie był na meczu piłkarskim.

Tak więc razem z przyjaciółmi zabraliśmy go, aby zobaczył choć jeden.

Walka była zacięta między drużyną protestanckich "Uderzeniowców"

i katolickich "Krzyżowców".


Jako pierwsi strzelili "Krzyżowcy". Jezus oklaskiwał entuzjastycznie

i wyrzucił w górę kapelusz. Potem strzelili "Uderzeniowcy" i Jezus znowu

klaskał z entuzjazmem i znowu rzucił w górę kapelusz.


To zdaje się zmieszało pewnego człowieka za nami.

Trącił Jezusa w ramię i zapytał:

- Za którą drużyną pan kibicuje, dobry człowieku?

-Ja? odpowiedział Jezus wyraźnie podniecony meczem -

Nie kibicuję za nikim. Po prostu cieszy mnie gra.


Mężczyzna zwrócił się do swojego sąsiada i mruknął:

- Hm, ateista.



W drodze do domu krótko poinformowaliśmy Jezusa o aktualnej

sytuacji religijnej na świecie.

- Ciekawe co się dzieje z osobami religijnymi na świecie, Panie -

mówiliśmy mu. - Ciągle im się wydaje, że Bóg jest po ich stronie

i że jest przeciwko innym.


Jezus przytaknął:

- Właśnie dlatego nie popieram żadnej religii, tylko ludzi - powiedział. -

Ludzie są ważniejsi do religii. Człowiek jest ważniejszy niż szabat.

- Powinieneś uważać na to co mówisz - ostrzegł go jeden z nas.

- Już raz Cię ukrzyżowali za mówienie podobnych rzeczy, nie pamiętasz?

- Tak - i to właśnie religijni ludzie - odpowiedział Jezus

z ironicznym uśmiechem.




NIENAWIŚĆ RELIGIJNA



Turysta rzekł do przewodnika:

- Ma pan rację, że czuje się pan dumny ze swego miasta.

To co wywarło na mnie szczególne wrażenie, to liczba kościołów tutaj.

Z pewnością tutejsi ludzie muszą bardzo kochać Boga.


- No cóż odparł cynicznie przewodnik - być może kochają Boga,

ale nie ma najmniejszych wątpliwości, że się wzajemnie

śmiertelnie nienawidzą.



To mi przypomina pewną dziewczynkę, którą zapytano, kto to są poganie.

Odpowiedziała:

"Poganie to ludzie, którzy nie kłócą się z przyczyn religijnych".




MODLITWA OFENSYWNA I DEFENSYWNA



Katolicka drużyna piłkarska udawała się na ważny mecz.

Jeden z dziennikarzy wsiadł do tego samego pociągu

i przeprowadził wywiad z trenerem.


- Rozumiem - powiedział dziennikarz - że macie, panowie,

z sobą także kapelana, by modlił się o zwycięstwo drużyny.

Czy nie miałby pan nic przeciwko temu, żeby mi go przedstawić?


- Ależ bardzo chętnie - odpowiedział trener. -

A którego chciałby pan poznać: kapelana ofensywnego

czy defensywnego?



IDEOLOGIA




Przytłaczające jest to co można przeczytać o okrucieństwie ludzi.

Oto dziennikarski zapis tortur stosowanych we współczesnych

obozach koncentracyjnych:



Ofiarę przywiązuje się do metalowego krzesła.

Poraża się ją ładunkiem elektrycznym, coraz silniejszym,

aż zacznie zeznawać.


Otwartą dłonią kat uderza w ucho ofiary tak długo, aż pęka bębenek.


Ofiarę przywiązują pasami do fotela dentystycznego.

Wtedy dentysta zaczyna borować w zębie, aż dosięgnie nerwu.

I boruje dalej, aż ofiara zgodzi się na współpracę.



Człowiek nie jest okrutny z natury. Staje się okrutny, kiedy jest

nieszczęśliwy lub kiedy zaprzedaje się jakiejś ideologii.


Jedna ideologia przeciwko drugiej, a jeden system przeciw drugiemu,

jedna religia przeciw drugiej. A w środku przygnieciony człowiek.


Ludzie, którzy ukrzyżowali Jezusa, prawdopodobnie nie byli okrutni.

Możliwe, że wielu było czułymi małżonkami i tkliwymi ojcami,

którzy aby zachować system, ideologię czy religię,

stali się zdolni do wielkiego okrucieństwa.


Gdyby ludzie religijni zawsze szli za poruszeniem serca, zamiast

iść za logiką swojej religii, zostałyby nam zaoszczędzone

przedstawienia takie, jak palenie heretyków, wdowy idące na stosy,

by spłonąć z ciałem męża, czy też obraz milionów niewinnych ludzi

zabitych w wojnach wywołanych w imię religii i samego Boga.


Morał:

Jeśli masz wybrać pomiędzy głosem współczującego serca

a wymaganiami ideologii, odrzuć ideologię bez chwili wahania.

Współczucie nie ma ideologii.




ZMIENIĆ ŚWIAT PRZEZ ZMIANĘ SIEBIE



Sufi Bayazid opowiada o sobie samym:

Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak:

"Panie, daj mi siły, żeby zmienić świat".


W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie,

że minęło mi pół życia, a nie zdołałem zmienić ani jednego

człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić:

"Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych, którzy się ze mną kontaktują.

Choćby tylko moją rodzinę i moich przyjaciół. Tym się zadowolę".


Teraz, kiedy jestem stary i moje dni są policzone,

zacząłem rozumieć jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka:

"Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił".


Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym życia.



Wszyscy myślą o zmianie ludzkości.

Prawie nikt nie myśli o zmianie samego siebie.




OSWOJENI BUNTOWNICY




To był trudny charakter. Myślał i postępował w odmienny sposób

niż my wszyscy. Wszystko podważał. Był buntownikiem, prorokiem,

psychopatą czy bohaterem?

- Kto jest w stanie określić różnicę? - mówiliśmy. -

A w końcu, komu na tym zależy?


Tak więc uspołeczniliśmy go. Nauczyliśmy go wyczucia

opinii publicznej i cudzych sentymentów. Zdołaliśmy go ułagodzić.

Zrobiliśmy z niego człowieka, z którym przyjemnie się żyło,

doskonale zaadoptowanego. W rzeczywistości to, co zrobiliśmy,

polegało na nauczeniu go życia zgodnego z naszymi oczekiwaniami.

Uczyniliśmy go układnym i słodkim.


Mówiliśmy mu, że nauczył się kontrolować siebie samego

i gratulowaliśmy mu tego osiągnięcia. A i on sam zaczął sobie

tego gratulować. Nie mógł zobaczyć, że to my zdobyliśmy go.



Jakiś potężny typ wszedł do zatłoczonego pomieszczenia

i krzyknął:

- Jest tu facet, którego nazywają Murphy?! -

Podniósł się pewien mały człowieczek i rzekł:

- Ja jestem Murphy.


Potężny typ nieomal go nie zabił. Połamał mu pięć żeber,

rozbił nos, podbił oczy i zostawił go jak szmatę na podłodze.

Po czym wyszedł ciężko stawiając kroki.


Kiedy sobie już poszedł, spostrzegliśmy ze zdumieniem,

że człowieczek śmiał się pod nosem

- Ale nabrałem tego faceta - powiedział cicho. -

Ja nie jestem Murphy! Cha, cha, cha!



Społeczeństwo, które oswaja swoich buntowników,

zyskuje spokój, ale traci przyszłość.




ZAGUBIONA OWCA




Przypowieść dla religijnych wychowawców.



Jedna owca znalazła dziurę w płocie i przecisnęła się przez nią.

Ucieczka napełniła ją szczęściem. Błądziła długo

i wreszcie zagubiła się.


Wtem spostrzegła, że idzie za nią wilk.

Zaczęła uciekać, ale wilk ciągle był za nią.

Aż przyszedł pasterz, ocalił ją i przyprowadził na powrót,

z wielką czułością, do stada.


Pasterz, choć wszyscy nakłaniali go do czegoś przeciwnego,

nie chciał naprawić dziury w płocie.



JABŁKO DOSKONAŁE



Zaledwie Nasruddin skończył swoje wystąpienie,

jakiś żartowniś spośród słuchaczy rzekł:

- Zamiast rozwijać teorie duchowe, dlaczego nie pokażesz nam

czegoś praktycznego?


Biedny Nasruddin zmieszał się.

- Ale jakiego rodzaju ma być ta praktyczna rzecz,

którą chcesz, żebym ci pokazał?


Żartowniś, zadowolony z zakłopotania, w jakie mułłę, i z wrażenia,

jakie wywarł na obecnych, powiedział:

- Pokaż nam, na przykład, jabłko z rajskiego ogrodu.


Nasruddin natychmiast chwyciłeś jabłko i pokazał mu.

- Ale to jabłko - powiedział tamten - jest z jednej strony zgniłe.

Niewątpliwie jabłko rajskie musiało być doskonałe.


- To prawda. Rajskie jabłko musiało być doskonałe -

powiedział mułła. - Ale biorąc pod uwagę twoje

realne możliwości, to jest najbardziej podobne

do rajskiego jabłka, z tego, co kiedykolwiek będziesz

mógł zobaczyć.



Czy może człowiek spodziewać się, że zobaczymy doskonałe jabłko

mając niedoskonałe spojrzenie?


Lub wyuczyć dobro w innych, gdy jego serce jest samolubne?




NIEWOLNICA



Król muzułmański zakochał się do szaleństwa w młodej

niewolnicy i rozkazał, by przeniesiona ją do pałacu.

Zamierzał ją poślubić i uczynić pierwszą ze swoich żon.

Tylko że, z tajemniczych przyczyn, dziewczyna poważnie się

rozchorowała tego samego dnia,

kiedy przeprowadziła się do pałacu.


Stan jej zdrowia stopniowo się pogarszał.

Zastosowano już wszystkie znane środki,

lecz bez żadnego skutku. Biedna dziewczyna była

zawieszona między życiem a śmiercią.


Zrozpaczony król obiecał połowę swego królestwa temu,

kto byłby w stanie ją uleczyć. Nikt jednak nie próbował

leczyć choroby, na którą nie znaleźli lekarstwa

najlepsi lekarze królestwa.


Wreszcie stawił się pewien hakim, który prosił,

by pozostawiono go sam na sam z dziewczyną.


Po godzinnej rozmowie z nią, stanął przed królem,

który z niepokojem wyczekiwał jego diagnozy.


- Wasza Wysokość - rzekł hakim - prawdę mówiąc,

mam niezawodne lekarstwo dla dziewczyny.

I tak jestem pewien jego skuteczności,

że jeśliby się nie poprawiło, jestem gotów na ścięcie.

Tylko, że lekarstwo, które proponuję, okaże się

niezwykle bolesne - ale nie dla dziewczyny,

lecz dla Waszej Wysokości.


- Mów, jakie to lekarstwo - krzyknął król -

a będzie je mieć, niech kosztuje ile chce!


Hakim popatrzył ze współczuciem na króla i rzekł: -

- Dziewczyna jest zakochana w jednym z waszych sług.

Dajcie jej wasze pozwolenie na małżeństwo z nim,

a wyzdrowieje natychmiast.


Biedny król! Za bardzo pragnął dziewczyny,

by pozwolić jej odejść. Za bardzo ją kochał,

by dać jej umrzeć.



Uwaga na miłość! Jeśli się w nią zaplączesz,

będzie dla ciebie śmiercią.






MĘDRZEC KONFUCJUSZ



Pewnego razu mówił Pu Shang do Konfucjusza:

- Co z ciebie za mędrzec jeśli ośmielasz się mówić,

że Yen Hui jest lepszy od ciebie, że Tuan Mu Tsu

jest lepszy, gdy trzeba coś wyjaśnić,

że Chung Yu jest odważniejszy od ciebie

i że Chuan Sun jest dostojniejszy niż ty?


Pu Shang niemalże spadł z ławki, na której siedział,

tak był niecierpliwy odpowiedzi.

- Jeśli wszystko to jest prawdą - dodał -

to dlaczego wszyscy czterej są twoimi uczniami?


Konfucjusz odpowiedział:

- Siedź spokojnie na miejscu, a powiem ci.

Otóż Yen Hui, wie jak być prawym, ale nie umie się dostosowywać.

Tuan Mu Tsu wie, jak wyjaśnić różne sprawy,

ale nie umie dać w odpowiedzi prostego "tak" lub "nie".

Chung Yu wie, jak być odważnym, ale nie umie być ostrożny.

Chuan Sun Shih wie, jak być dostojnym,

ale nie umie być skromny.

Dlatego wszyscy czterej chcą uczyć się u mnie.



Muzułmanin Jalal ud-Din Rumi mówi:

- Dłoń, która jest zawsze otwarta lub zawsze zamknięta,

to dłoń sparaliżowana.

Ptak, który nie może otworzyć i zawrzeć skrzydeł,

nigdy nie będzie fruwał.




ŻYDOWSKI MISTYK



Żydowski mistyk Bael Shem miał dość

dziwną formę modlitwy do Boga.

- Pamiętaj, Panie - zwykł mówić - że Ty tak samo potrzebujesz mnie,

jak ja Ciebie. Gdyby Ciebie nie było, do kogo bym się modlił?

A gdyby mnie nie było, kto modliłby się do Ciebie?



Dużo radości dała mi myśl, że gdybym nie zgrzeszył,

Bóg nie miałby okazji przebaczenia. On potrzebuje

również mojego grzechu. Rzeczywiście, większa jest radość

w niebie z powodu jednego grzesznika, który się nawróci,

niż z powodu dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych,

którzy nie potrzebują nawrócenia.


O szczęśliwa wino! Konieczny grzechu!

Gdzie rozlewa się grzech, tam przelewa się łaska.








KOKOS



Małpa zarwała kokos z wysokiej palmy

i rzuciła go na głowę pewnego sufi.


Człowiek podniósł go, wypił mleczko, zjadł miąższ,

a ze skorupy zrobił sobie miskę.



Dziękuję za krytykę.




GŁOS ŚPIEWAKA WYPEŁNIA SALĘ




Zasłyszane przy wyjściu z koncertu:



"Co za śpiewak! Jego głos wypełnia salę".


"Prawda. Wielu z nas musiało wyjść

żeby zostawić mu miejsce".



Ciekawe! Panie i panowie, możecie zostać na swoich miejscach,

głos śpiewaka wypełni salę, ale nie zajmie miejsca.


*


Zasłyszane w czasie pewnej sesji duchowności:



"Jak mogę kochać Boga tak, jak mówi Pismo?

Jak mogę dać Mu całe serce


"Najpierw musisz opróżnić swoje serce

z wszystkich rzeczy stworzonych".



Kłamstwo! Nie bój się wypełnić twojego serca ludźmi i rzeczami,

które kochasz, gdyż miłość Boga nie zajmie miejsca w twoim serce,

tak samo jak głos śpiewaka nie zajmie miejsca w sali koncertowej.


Miłość nie jest jak bochen chleba. Jeśli dam tobie kawałek chleba,

zostanie mi mniej dla innych. Miłość podobna jest raczej do chleba

eucharystycznego. Kiedy go otrzymuję, otrzymuję całego Chrystusa.


Ale przez to ty nie otrzymujesz mniejszej części Chrystusa;

ty również otrzymujesz całego Chrystusa;

tak samo ktoś inny i jeszcze inny.


Możesz kochać twoją matkę z całego serca, i twoją żonę,

i twoje dzieci. Zdumiewające jest to, że dając całe twe serce

jednej osobie, nie musisz przez to dawać mniej innej.

Wręcz przeciwnie, każda z nich otrzymuje więcej.

Bo jeśli kochasz tylko twojego przyjaciela i nikogo więcej,

siłą rzeczy ofiarujesz mu serce dość ubogie.

Zyskałby, gdybyś ofiarował serce także innym.


Także Bóg straciłby, gdyby nalegał, byś ofiarował swe serce

jedynie Jemu. Daruj twoje serce innym: twojej rodzinie,

przyjaciołom, w wtedy Bóg zyska, jeśli ofiarujesz Mu całe

swe serce.




"DZIĘKUJĘ" I "TAK"




Co znaczy kochać Boga? Boga nie kocha się w taki sam sposób,

jak się kocha osoby, które można widzieć, słyszeć czy dotknąć.

Bo Bóg nie jest osobą w takim znaczeniu, w jakim my używamy tego

słowa. Bóg jest Nieznany. Całkowicie Inny. Bóg jest ponad

takimi wyrażeniami, jak on czy ona, osoba czy rzecz.


Kiedy mówimy, że słuchacze otworzyli salę oraz że głos śpiewaka

wypełnił salę, używamy tych samych słów w odniesieniu do dwóch

rzeczywistości całkowicie różnych. Kiedy mówimy, że kochamy

z całego naszego serca oraz że kochamy tak przyjaciela z całego

naszego serca, również używamy tych samych słów dla wyrażenia

dwóch rzeczywistości całkowicie różnych. Ponieważ głos

śpiewaka naprawdę nie wypełnia sali. I nie możemy naprawdę

kochać Boga w potocznym słowa znaczeniu.


Kochać Boga z całego serca znaczy mówić TAK, bezwarunkowo,

życiu i wszystkiemu co życie z sobą niesie. Przyjąć bez zastrzeżeń

wszystko, co Bóg rozpoczął w odniesieniu do czyjegoś życia.

Mieć takie samo nastawienie jak Jezus, kiedy mówił:

Niech się dzieje Twoja wola, nie Moja.


Kochać Boga z całego serca znaczy uczynić swoimi słynne słowa

Daga Hammarkjolda:



Za wszystko, co było - dziękuję.

Za wszystko, co będzie - tak.



To można dać tylko Bogu. Na tym etapie Bóg nie ma rywali.

Zrozumieć, że na tym polega miłość Boga, znaczy równocześnie

rozumieć, że kochanie Boga nie jest przeszkodą w miłości

bezwarunkowej, czułej i gorącej swoich przyjaciół.


Głos śpiewaka zalewa salę i bierze ją w posiadanie,

bez względu na to, jak jest zatłoczona przez ludzi. Obecność

ludzi nie jest dla niego przeszkodą. Jedynym zagrożeniem mógłby

być głos konkurencyjny, który chciałby go zagłuszyć.

Bóg zachowuje bezdyskusyjną władzę w twym sercu,

bez względu na liczbę ludzi, którzy w nim się znajdują.

Nie jest przeszkodą dla Boga ich obecność. Jedyne zagrożenie

mogłoby płynąć z zamiaru tych osób zneutralizowania

bezwarunkowego "Tak", które wymawiasz w odniesieniu

do wszelkim planów, jakie Bóg mógłby mieć co do twojego życia.






SZYMON PIOTR




Dialog wzięty z Ewangelii:



">>A wy - zapytał Jezus - za kogo mnie uważacie?<<

Odpowiedział Szymon Piotr:

>>Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego<<.


Na to Jezus rzekł:

>>Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony.

Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew,

lecz Ojciec, który jest w niebie<<".

( Mt 16, 15 - 17 )



Dialog naszych czasów:


Jezus: - A ty, mówisz, że kim jestem?

Chrześcijanin: - Ty jesteś Mesjasz. Syn Boga żywego.

Jezus: - Bardzo dobra odpowiedź. Jaka szkoda,

że nauczyłeś się tego od ludzi, a nie objawił

ci tego mój Ojciec, który jest w niebie.

Chrześcijanin: - To prawda, Panie. Zostałem oszukany.

Ktoś dał mi wszystkie odpowiedzi,

nim Twój Ojciec z nieba miał czas mówić.

I zadziwia mnie mądrość jaką okazałeś

nic nie mówiąc Szymonowi i pozwalając,

by Twój Ojciec mówił pierwszy.



SAMARYTANKA



"Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta.

I mówiła tam ludziom:

>>Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział

wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?<<"

( J 4, 28 - 30 )



Chrześcijanin:

Jaką lekcję otrzymaliśmy od tej kobiety! Nie dała odpowiedzi.

Ograniczyła się do pytania i pozwoliła, aby inni znaleźli

odpowiedź sami. A przecież musiała czuć pokusę dania odpowiedzi,

po tym co usłyszała z jego ust:

"Ja jestem Mesjaszem, który mówię z tobą".



I wielu poszło i stało się uczniami usłuchawszy jej słowa.

I mówili do kobiety:

"Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem

uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest

Zbawicielem świata"

( J 4, 42 )



Chrześcijanin:

Zadowoliłem się wiedzą na Twój temat z drugiej ręki, Panie.

Z Pisma i od świętych, od Papieża i do kaznodziejów.

Chciałbym móc im wszystkim powiedzieć:

"Nie wierzę z powodu tego, co wyście powiedzieli,

ale ponieważ ja sam go słuchałem".




IGNACY LOYOLA



Mistyk z XVI wieku, Ignacy Loyola, mówił o sobie samym,

że w chwili jego nawrócenia nie było nikogo,

kto by go prowadził, ale Pan osobiście uczył go,

jak nauczyciel uczy dziecko.

A na koniec powiedział wręcz, że nawet gdyby uległo

zniszczeniu całe Pismo Święte, on dalej wierzyłby

w to, co Pismo objawia, gdyż Pan objawił mu to osobiście.



Chrześcijanin:

Nie miałem takiego szczęścia jak Ignacy, Panie.

Niestety było za dużo ludzi, do których mogłem pójść po radę.

A ci osaczyli mnie swoim bezustannym nauczaniem,

tak że z powodu ich hałaśliwego natłoku nie mogłem

usłyszeć Ciebie, choćbym się nie wiem jak starał.

Nigdy nie miałem szczęścia poznać Cię z pierwszej ręki,

gdyż oni zwykli byli mówić:

"My jesteśmy jedynymi nauczycielami, jakich Ci potrzeba;

Kto nas słucha, słucha Jego".


Ale nie mam powodów, by na nich zwalać winę

albo by narzekać, że byli ze mną w pierwszych latach

mojego życia. Winić musze tylko siebie. Ponieważ nie miałem

dość sił, ani odwagi, by szukać samemu, ani zdecydowania,

by czekać, aż Ty będziesz mówił, ani wiary, że któregoś dnia,

w jakimś miejscu przerwiesz swe milczenie

i przemówisz do mnie.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anthony De Mello Śpiew ptaka
Anthony de Mello Spiew ptaka
Anthony de Mello Śpiew ptaka
Anthony de Mello Śpiew ptaka
Anthony de Mello Śpiew ptaka
Anthony de Mello Śpiew Ptaka3
De Mello Spiew ptaka
A De Mello śpiew ptaka
Śpiew Ptaka Anthony de Mello
Śpiew ptaka, Anthony de Mello
Anthony de Mello Modlitwa żaby I 2
Anthony de Mello Przebudzenie
Anthony de Mello Minuta mądrości
Anthony de Mello Przebudzenie(1)
Anthony de Mello Wezwanie do milosci
Anthony de Mello Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać(1)
ANTHONY DE MELLO PRZEBUDZENIE
Anthony de Mello Minuta mądrości
Anthony de Mello Minuta mądrości

więcej podobnych podstron