ŚPIEW PTAKAAnthony de Mello
JEDZ SAM OWOCE
Pewnego razu uczeń skarżył się mistrzowi: - Opowiadasz nam różne
historie, a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia. Mistrz odpowiedział: - Czy byłbyś
zadowolony, gdyby ci ktoś ofiarował owoc i pogryzł go przedtem ? Nikt nie może
odkryć za ciebie twojego znaczenia. Nawet mistrz. ISTOTNA RÓŻNICA Zapytano raz
Uwaisa, wyznawcę sufi: - Co takiego dała ci Łaska: Odpowiedział: - Kiedy budzę się
rano, czuje się jak człowiek, który nie jest pewien, czy dożyje wieczora. Ponownie
go zapytano: -
Ale o czyż nie wiedza o tym wszyscy ? Odpowiedział Uwais: - Tak,
oczywiście, ze wiedza, lecz nie wszyscy to czują. Nikt się jeszcze nie upił
intelektualnym rozumieniem słowa WINO. ŚPIEW PTAKA Uczniowie mieli wiele pytań
na temat Boga, Mistrz im powiedział: - Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny. Każde
twierdzenie o Nim, każda odpowiedź na wasze pytanie będzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni: - W takim razie, dlaczego mówisz o Nim? - A dlaczego
śpiewa ptak? - odpowiedział mistrz. Ptak nie śpiewa dlatego, że ma do przekazania
jakieś twierdzenie. Śpiewa, ponieważ ma śpiew. Słowa uczniów muszą być zrozumiałe.
Słowa mistrza nie muszą takimi być. Muszą być jedynie słyszane, w taki sposób, w
jaki słucha się wiatru w drzewach, szumu rzeki czy śpiewu ptaka. One rozbudzają
w tym, kto słucha, coś co leży poza wszelkim rozumieniem. ŻĄDŁO Był raz święty,
który posiadał dar mówienia językiem mrówek. Zbliżył się do takiej, która wyglądała
na b
ardziej wykształconą, i zapytał: - Jaki jest Wszechmogący? Czy jest w czymś
podobny do mrówek? Uczona mrówka odpowiedziała: - Wszechmogący? Absolutnie nie.
My, mrówki, jak widzisz, mamy tylko jedno żądło. Ale Wszechmogący ma dwa. Scenka
pod wpływem tej bajki: Kiedy zapytał ją, jakie jest niebo, uczona mrówka
opowiedziała uroczyście: - Tam będziemy wszystkie jak On, każda z dwoma żądłami,
chociaż mniejszymi. Istnieje ostry spór pomiędzy różnymi szkołami myśli
religijnej na temat miejsca, w którym znajdzi
e się drugie żądło w niebiańskim ciele
mrówki. SŁOŃ I MYSZ Pewien słoń kąpał się spokojnie w sadzawce, w środku dżungli,
gdy podeszła do sadzawki mysz i zaczęła nalegać, by słoń wyszedł z wody. - Nie chcę
-
rzekł słoń - jest mi tu dobrze i wypraszam sobie, by mi przeszkadzano. - Powtarzam,
masz zaraz wyjść z wody! - powiedziała mysz. - A dlaczego? - zapytał słoń. - Powiem
ci dopiero, gdy wyjdziesz z sadzawki -
odpowiedziała mysz. - W takim razie ani myślę
wychodzić - rzekł słoń. Wreszcie jednak to zrobił. Wyszedł ciężko z wody, stanął
przed myszą, i rzekł: - No dobrze, dlaczego chciałaś, abym wyszedł z wody? - Żeby
sprawdzić, czy nie założyłeś moich kąpielówek - odpowiedziała mysz. Jest
nieskończenie łatwiej słoniowi założyć kąpielówki myszy, niż Bogu zmienić się w
naszych szkolnych pojęciach o Nim. KRÓLEWSKI GOŁĄB Nasruddin został pierwszym
ministrem króla. Pewnego razu, kiedy przechadzał się po pałacu, zobaczył po raz
pierwszy w życiu królewskiego sokoła. Do tej pory Nasruddin nigdy nie widział
takieg
o gołębia. Wziął więc nożyce i poprzycinał pazury, skrzydła i dziób sokoła.
-
Teraz wyglądasz na ptaka jak należy - powiedział. Twój opiekun wcale się o ciebie
nie troszczył. Biada ludziom religijnym, którzy nie znają innego świata niż ten,
w którym żyją, i nie mają nic do nauczenia się od ludzi, z którymi rozmawiają. JAK
MAŁPA URATOWAŁA RYBĘ - Co ty, do licha, wyrabiasz? - zapytałem małpę widząc, że
wyciąga rybę z wody i układa ją na gałęziach drzewa. - Ratuję ją od utonięcia -
odpowiedziała mi. To, co dla jednego jest pożywieniem, jest trucizną dla
drugiego. Słońce, które orłowi pozwala widzieć, oślepia sowę. SÓL I BAWEŁNA
W RZECE
Nasruddin wiózł ładunek soli na targ. Jego osioł musiał przejść przez
rzekę i sól się rozpuściła. Na drugim brzegu zwierzę zaczęło biec wielce zadowolone,
zauważywszy, że ładunek jest lekki. Ale Nasruddin był zły. W następnym dzień targowy
Nasruddin okrył worki bawełną. Przechodząc przez rzekę. osioł prawie tonął z powodu
wielkiego ciężaru. - Uspokój się - rzekł zadowolony Nasruddin - to cię nauczy, że
nie każde przejście przez wodę będzie dla ciebie zyskowne. Dwóch ludzi przyjęło
religię. Jeden z nich wyszedł ożywiony. Drugi się udusił. POSZUKIWANIE
OSŁA Wszyscy się przelękli na widok mułły Nasruddina na ośle, przemierzającego
w pośpiechu ulice wioski. - A dokąd to, mułło? - pytali go. - Szukam mojego osła
-
opowiedział mułła nie zatrzymując się nawet. Widziano pewnego razu mistrza zen
Rinzaia, szukającego swego własnego ciała. Jego co głupszym uczniom wydawało się
bardzo zabawne.
Czasem można spotkać ludzi poważnie szukających
Boga!
PRAWDZIWA DUCHOWOŚĆ Zapytano raz mistrza: - Co to jest duchowość? -
Duchowość - odpowiedział - to jest to, co pozwala człowiekowi osiągnąć wewnętrzną
przemianę. - Jeśli zaś ja stosuję metody tradycyjne, jakie przekazali nam
mistrzowie, czy nie jest to duchowością? - Nie będzie duchowością, jeżeli dla ciebie
nie spełnia tego zadania. Koc nie jest kocem jeśli cię nie grzeje. - Znaczy to,
że duchowość się zmienia? - Ludzie się zmieniają, a również ich potrzeby. I tak,
co kiedyś było duchowością, już nią nie jest. To, co często uchodzi za duchowość,
jest jedynie powtarzaniem dawnych metod.
Ubranie trzeba kroić na miarę
człowieka, a nie człowieka na miarę ubrania. MAŁA RYBKA - Przepraszam panią
-
rzekła jedna morska ryba do drugiej - jest pani starsza ode mnie i bardziej
doświadczona, pewnie będzie mi pani mogła dopomóc. Proszę mi powiedzieć, gdzie mogę
znaleźć to, co nazywają oceanem? Szukałam już wszędzie - bez rezultatu. - Oceanem
jest miejsce, gdzie teraz pływasz - odpowiedziała stara ryba. - To? Przecież to
tylko woda... A ja szukam oceanu -
odparła rozczarowana młoda ryba odpływając, by
szukać gdzie indziej. Przyszedł do mistrza w stroju sannyasi i przemówił językiem
sannyasi: -
Szukałem Boga przez całe lata. Zostawiłem dom i szukałem wszędzie,
gdziekolwiek On mówił, że jest: na szczytach gór, w środku pustyni, w milczeniu
klasztorów, i w lepiankach ubogich. -
I spotkałeś Go? - zapytał mistrz. - Byłbym
pyszałkiem i kłamcą, gdybym powiedział, że tak. Nie, nie spotkałem Go. A ty? Cóż
mistrz mógł odpowiedzieć? Zachodzące słońce zalewało pokój promieniami pozłacanego
światła. Setki wróbli świergotało na zewnątrz, w gałęziach pobliskiego bananowca.
Z daleka słychać było swoisty hałas ulicy. Komar bzyczał przy uchu ostrzegając,
że zamierza atakować... I mimo to ten biedny człowiek mógł usiąść sobie tutaj i
powiedzieć, że nie spotkał Boga, że ciągle szuka! Po chwili zrezygnowany wyszedł
z domu mistrza. Poszedł szukać gdzie indziej. * * * Przestań szukać, mała rybko.
Nie ma czego szukać. Musisz tylko stanąć spokojnie, otworzyć oczy i patrzeć. Nie
możesz Go nie zobaczyć. SŁYSZAŁEŚ ŚPIEW TEGO PTAKA? Hinduiści indyjscy utworzyli
czarujący obraz relacji między Bogiem a jego stworzeniem. Bóg "tańczy" swoje
stworzenie. On jest tancerzem, stworzenie jest tańcem. Taniec jest czymś innym niż
Tancerz, lecz mimo to nie może istnieć niezależnie od Niego. Nie jest rzeczą, którą
możesz zabrać do domu w pudełku, jeśli ci się spodoba. Gdy Tancerz się zatrzymuje,
taniec przestaje istnieć. W swym poszukiwaniu Boga człowiek myśli za dużo, za dużo
rozważa, za dużo mówi. Nawet kiedy kontempluje ten taniec, który nazywamy
stworzeniem, cały czas myśli, mówi (do siebie lub do innych), rozważa, analizuje,
filozofuje. Słowa, słowa, słowa... Hałas, hałas, hałas... Milcz i patrz na taniec.
Po prostu, patrz: gwiazda, kwiat, zbutwiały liść, ptak, kamień... Nadaje się do
tego każda część tańca. Patrz. Słuchaj. Wąchaj. Dotykaj. Smakuj. I bez wątpienia
zobaczy
sz Jego, Tancerza we własnej osobie. Uczeń ciągle się skarżył swemu
mistrzowi zen: -
Stale ukrywasz przede mną ostatnią tajemnicę zen. I nie chciał
wierzyć w zaprzeczenia mistrza. Pewnego dnia mistrz zabrał go na spacer w góry.
Gdy szli, usłyszeli śpiew ptaka. - Słyszałeś śpiew tego ptaka? - zapytał go mistrz.
- Tak -
odpowiedział uczeń. - No więc dobrze, teraz już wiesz, że nic przed tobą
nie ukrywałem. - Tak - przytaknął uczeń. Jeśli rzeczywiście słyszałeś jak śpiewa
ptak, jeśli rzeczywiście widziałeś drzewo... powinieneś wiedzieć więcej, niż
wyrażają słowa i pojęcia. Co mówisz? Że słyszałeś śpiew dziesiątków ptaków i
widziałeś setki drzew? Zgoda. Ale to, co widziałeś, to było drzewo czy jego opis?
Jeśli patrzysz na drzewo i widzisz cud - wtedy wreszcie zobaczyłeś drzewo! Czy twoje
serce napełniło się kiedyś niemym podziwem, kiedy usłyszałeś śpiew
ptaka?
RĄBIĘ DRZEWO! Kiedy mistrz zen osiągnął oświecenie, by to uczcić,
napisał takie słowa: Och, co za wspaniały cud: rąbię drzewo! Wyciągam wodę ze
studni!
Dla większości ludzi nie ma nic cudownego w zajęciach tak banalnych, jak
wyciąganie wody czy rąbanie drewna. Gdy się osiągnie oświecenie, w rzeczywistości
nic się nie zmienia. Wszystko jest po staremu. Tyle że teraz serce napełnia się
zdumieniem.
Drzewo pozostaje drzewem, ludzie są tacy jak przedtem i ty także. Życie
nie zaczyna biec inaczej. Możesz być tak samo zmienny czy stały, tak rozważny czy
szalony jak dawniej. Ale jest jednak poważna różnica: teraz widzisz wszystkie te
rzeczy w inny sposób.
Człowiek jest jakby bardziej oddalony od tego. I twoje serce
napełnia się zdumieniem. Taka jest istota kontemplacji: zdolność zdumiewania się.
Kontemplacja różni się od ekstazy tym, że ta ostatnia pociąga człowieka do
"odsunięcia się". Kontemplatyk oświecony dalej rąbie drzewo i wyciąga wodę ze
studni. Kontemplacja różni się od wrażliwości na piękno, gdyż ono (obraz czy zachód
słońca) wywołuje przyjemność estetyczną, podczas gdy kontemplacja wywołuje
zdumienie -
bez względu na to, czy kontempluje się zachód słońca, czy kamień. Jest
cechą dziecka, że tak często się dziwi. Dlatego jest tak blisko królestwa
niebieskiego. BAMBUSY
Nasz pies Brownie siedział napięty, uszy wyostrzone,
ogon drgający nerwowo, oczy w górę - wpatrywał się w koronę drzewa. Tam była małpa.
Jedynie małpa zajmowała jego świadomość w tym momencie. Jako, że nie posiada on
zdolności rozumowania, nie nachodziła go ani jedna myśl, która przeszkadzałaby jego
koncentracji: nie myślał co będzie jadł wieczorem ani czy będzie coś miał naprawdę
do jedzenia, ani gdzie pójdzie spać. Brownie był lepszym wyobrażeniem kontemplacji
niż wszystko, co dotąd widziałem. Być może i ty doświadczyłeś czegoś podobnego,
na przykład kiedy zostałeś całkowicie pochłonięty widokiem bawiącego się kotka.
Oto zasada k
ontemplacji równie dobra jak inne mi znane: żyj w pełni
teraźniejszością. Zrób tak naprawdę: Zostaw wszelkie myślenie o przyszłości i
przeszłości, wszelkie pojęcia, wszelkie wyobrażenia i stań w pełni obecny. I
powstaje kontemplacja.
Po latach ćwiczeń uczeń poprosił swego mistrza, by
udzielił mu oświecenia. Mistrz zaprowadził go do lasku bambusowego i rzekł: - Zobacz
jak ten bambus jest wysoki, spójrz na drugi, jaki jest niski. I w tym właśnie
momencie uczeń został oświecony. Mówi się, że Budda, starając się osiągnąć
oświecenie, próbował praktykować każdą duchowość, wszelkie formy ascetyzmu i
wszelkie zasady stosowane w Indiach jego czasów. Wszystko na próżno. W końcu usiadł
pewnego dnia pod drzewem zwanym bodhi i tam otrzymał oświecenie. Później przekazał
tajemnicę oświecenia swoim uczniom słowami, które niewtajemniczonym mogą wydawać
się enigmatyczne, zwłaszcza jeśli zajmują się swoimi myślami: "Kiedy oddychacie
słabo, bądźcie świadomi, że oddychacie słabo. Kiedy nie oddychacie ani za głęboko,
ani za słabo, bądźcie świadomi, że nie oddychacie ani za głęboko, ani za słabo".
Świadomość. Uwaga. Zaangażowanie. Nic więcej. Tę formę zaangażowania możemy
zauważyć u dzieci. Mają one łatwy dostęp do królestwa niebieskiego. CIĄGŁA
ŚWIADOMOŚĆ Żaden z uczniów zen nie ośmieliłby się uczyć innych, gdyby wcześniej
nie był przeżył ze swym mistrzem co najmniej dziesięciu lat. Po dziesięciu latach
nauki Tenno został nauczycielem. Pewnego razu poszedł odwiedzić swego mistrza
Nan-
in. Dzień był dżdżysty i dlatego Tenno założył drewniane chodaki i zabrał
parasol. Gdy Tenno przybył, Nan-in powiedział: - Zostawiłeś chodaki i parasol przed
drzwiami, prawda? Możesz mi powiedzieć, czy położyłeś parasol po prawej, czy po
lewej stronie chodaków? Tenno nie pamiętał i zmieszał się. Zdał sobie sprawę, że
nie potrafi stosować Ciągłej świadomości. I tak został uczniem Nan-in i studiował
kolejnych dziesięć lat, aż do osiągnięcia Ciągłej Świadomości. Człowiek, który
jest ciągle świadomy, człowiek, który jest w pełni obecny w każdej chwili: to jest
mistrz.
ŚWIĘTOŚĆ W CHWILI OBECNEJ Zapytano Buddę przy pewnej okazji: - Kto
to jest święty? Budda odpowiedział: - Każda godzina dzieli się na pewną liczbę
sekund, a każda sekunda na pewną liczbę ułamków. świętym naprawdę jest ten, kto
zdol
ny jest być w pełni obecny w każdym ułamku sekundy. Wojownik japoński zastał
ujęty przez nieprzyjaciół i zamknięty w lochu. W nocy nie mógł zasnąć, był bowiem
przekonany, że następnego dnia rano zostanie poddany okrutnym torturom. Wtem
przypomniał sobie słowa swego mistrza zen: "Jutro nie istnieje naprawdę. Jedyną
rzeczywistością jest teraźniejszość". Tak powrócił do teraźniejszości - i
zasnął. Człowiek o ile uwolni się od więzów przyszłości, podobny jest do ptaków
na niebie i polnych lilii. Bez trosk o
jutro. Całkowicie w teraźniejszości. Święty
człowiek! DZWON ŚWIĄTYNI Świątynia znajdowała się na wyspie, dwie mile od
brzegu. Posiadała tysiąc dzwonów. Dzwony wielkie i małe, dzieło najlepszych
ludwisarzy świata. Gdy wiał wiatr lub zrywała się burza, wszystkie dzwony świątyni
były jednym głosem tworząc symfonie porywającą serca słuchaczy. Po kilku jednak
wiekach wyspa zapadła się w morze, a z nią świątynia i jej dzwony. Starożytna
tradycja mówiła, że dzwony dalej biją bez przerwy i że ktokolwiek słuchałby uważnie,
mógłby je usłyszeć. Poruszony tą legendą młody człowiek przebył dwa tysiące mil
z zamiarem usłyszenia dzwonów. Całymi dniami siedział na brzegu, naprzeciw miejsca,
gdzie dawnymi czasy wznosiła się świątynia, i słuchał - słuchał z całą uwagą. Ale
słyszał jedynie szum fal rozbijających się o brzeg . Wysilał się jak mógł. by oddalić
od siebie szum fal i usłyszeć dzwony: Wszystko na próżno, szum fal wydawał się
obejmować wszechświat. Trwał przy tym tygodniami, aż ogarnęło go zniechęcenie.
Wtedy p
rzypadkiem usłyszał mądrych ludzi z wioski: Rozprawiali z namaszczeniem o
tajemniczej legendzie dzwonów, i o tych, którzy je słyszeli. Potwierdzali
prawdziwość legendy. Serce w nim płonęło, gdy słyszał te słowa, by wrócić do
zniechęcenia, gdy następne tygodnie wysiłku nie przyniosły żadnych rezultatów.
Postanowił wreszcie zrezygnować z zamiaru. Może nie był przeznaczony zastać jednym
ze szczęśliwców, którym dane było słyszeć dzwony. Może tez i legenda nie była
prawdziwa. Wróci do domu i uzna swe niepowodzen
ie. Był to ostatni dzień jego pobytu
w tym miejscu. Udał się po raz ostatni na ulubiony brzeg, aby pożegnać morze, niebo,
wiatr i palmy. Wyciągnął się na piasku patrząc w niebo i słuchając odgłosów morza.
Tego dnia nie opierał się tym odgłosom. Przeciwnie - oddał się im i odkrył, że poszum
fal był dźwiękiem naprawdę słodkim i przyjemnym. Tak owładnął ten odgłos, że łatwo
był świadom samego siebie. Gdyż głębokie było milczenie, które szum wytworzył w
jego sercu... I w tej ciszy usłyszał je! Dźwięk jednego dzwonka, potem następnego
i jeszcze jednego, i jeszcze... Oto już wszystkie i każdy z osobna z tysiąca dzwonów
świątyni dzwoniły w podniosłej harmonii, a jego serce ogarnęło zdumienie i
radość. Jeśli chcesz usłyszeć dzwony świątyni, słuchaj głosu morza. Jeśli chcesz
widzieć Boga, patrz uważnie na stworzenie. Nie odrzucaj go; nie rozmyślaj nad nim.
Po prostu, patrz. SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM W Ewangelii Świętego Jana czytamy: "A
Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas... Wszystko przez nie się stało;
a
bez niego nic się nie stało, co się stało; W nim było życie, a życie było
światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła".
(J 1,14; 3-6)
Popatrz na ciemność. Wkrótce zobaczysz światło. Patrz w milczeniu
na wszystkie rzeczy
. Wkrótce zobaczysz Słowo. Słowo stało się ciałem i
zamieszkało wśród nas... Budzi litość widok usilnych starań tych, którzy chcą
przemienić na nowo ciało w słowo. Słowa, słowa, słowa... CZŁOWIEK
IDOL
Starożytna opowieść hindu: Był sobie raz pewien kupiec, którego statek
rozbił się u brzegów Cejlonu, gdzie Vibhishana był Królem Potworów. Kupca
zaprowadzono przed oblicze Króla. Na jego widok Vibhishana nie posiadał się z
radości i rzekł: - Och, wygląda tak jak mój Rama. Te same ludzkie kształty! Po czym
okrył kupca bogatymi strojami i klejnotami i adorował go. Mówi mistyk hindu,
Ramakriszna: "Gdy po raz pierwszy usłyszałem tę historię, doznałem nieopisanej
radości. Jeśli Boga można czcić w wyobrażeniu z gliny, dlaczegóż by nie w
człowieku?" SZUKAĆ W ZŁYM MIEJSCU Jeden z sąsiadów zastał Nasruddina na
kolanach, szukającego czegoś. - Czego szukasz, mułło? - Mojego klucza. Zgubiłem
go. I obaj, na klęczkach zaczęli szukać zgubionego klucza. Po chwili zapytał sąsiad:
-
Gdzie go zgubiłeś? - W domu. - Święty Boże! W takim razie, dlaczego szukamy tutaj?!
-
Bo tu jest więcej światła. Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych,
jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu? PYTANIE Pytał pewien mnich: - Te góry,
rzeki, ziemia i gwiazdy... skąd się wzięły? I zapytał mistrz: - A skąd się wzięło
twoje pytanie?
Szukaj wewnątrz siebie! PRODUCENT ETYKIETEK Życie jest tak
butelka dobrego wina. Niektórzy zadowalają się czytaniem etykiety, inni wolą
spróbować jej zawartość. Pewnego razu Budda pokazał swoim uczniom kwiat i
poprosił, by powiedzieli coś o nim. Przez chwilę kontemplowali go w milczeniu. Jeden
wygłosił filozoficzny wykład na ten temat. Inny ułożył o nim wiersz. Jeszcze inny
wymyślił przypowieść. Każdy się starał być lepszy od pozostałych. Producenci
etykietek!
Mahakaszjap spojrzał na kwiat - uśmiechnął się i nic nie powiedział.
On go tylko zobaczył. Gdybym tak miał spróbować ptaka kwiat drzewo ludzką
twarz... ! Ale niestety! Nie ma czasu. Jestem zajęty nauczaniem się odczytywania
etykiet
ek i wytwarzaniem moich własnych. Nigdy nie upiłem się
winem.
FORMUŁA Mistyk powrócił z pustyni. - Opowiedz nam - pytali go z
przejęciem - jaki jest Bóg? Ale jak mógłby wyrazić słowami to, czego doświadczył
w głębi swego serca? Czyż można prawdę zamknąć w słowach? W końcu przekazał im
formułkę - niedokładną oczywiście i niepełną - w nadziei, ze ktoś z nich będzie
mógł spróbować i dzięki niej osobiście doświadczyć tego, czego on doświadczył. Ci
zaś nauczyli się formuły i zrobili z niej tekst święty. I narzucili ją wszystkim,
jakby chodziło o dogmat. Postarali się wręcz o to, by rozpowszechnić ją w obcych
krajach. A niektórzy nawet oddali za nią swe życie. Mistyk się zasmucił. Być może
byłoby lepiej, gdyby nic nie powiedział. PODRÓŻNIK Podróżnik wrócił do swego
ludu, żądnego wiedzy o Amazonii. Ale jak mógł wyrazić słowami wrażenie swojego
serca, kiedy kontemplował kwiaty przejmująco piękne i słuchał nocnych odgłosów
lasu? Jak przekazać to, co czuł w sercu, gdy uświadomił sobie niebezpieczeństwo
ze s
trony dzikich zwierząt lub gdy prowadził łódkę przez niepewne wody rzeki?
Powiedział: - Idźcie i odkryjcie to sami. Nic nie zastąpi własnego ryzyka i
osobistego doświadczenia. Wszakże dla orientacji wykreślił mapę Amazonii; bo czyż
nie znał każdego zakrętu i zakola rzeki oraz jak była szeroka i jak głęboka, gdzie
były wodospady i kaskady? Podróżnik żałował przez całe życie, że sporządził tę mapę.
Byłoby lepiej, gdyby jej nie zrobił. Mówi się, że Budda stanowczo odmawiał
mówienia o Bogu. Prawdopodobnie zda
wał sobie sprawę z niebezpieczeństwa
sporządzania map potencjalnych podróżników. TOMASZ Z AKWINU PRZESTAJE
PISAĆ Kroniki mówią, że Tomasz z Akwinu, jeden z najwybitniejszych teologów,
jakich zna historia, pod koniec życia nagle przestał pisać. Gdy jego sekretarz
skarżył się, że dzieło pozostaje niedokończone, Tomasz mu odpowiedział: - Bracie
Reginaldzie, przed kilkoma miesiącami, sprawując liturgię, doświadczyłem czegoś
z bóstwa. Tego dnia straciłem wszelką ochotę do pisania. Tak naprawdę, wszystko
to
, co napisałem o Bogu, wydaje mi się nie więcej warte niż słoma. Czyż może być
inaczej, gdy intelektualista staje się mistykiem? Kiedy mistyk schodził z góry,
zbliżył się doń ateista i powiedział z przekąsem: - Coś nam przyniósł z ogrodu
wspaniałości, w którym przebywałeś? Mistyk odpowiedział: - Rzeczywiście,
zamierzałem napełnić chustę kwiatami, aby po powrocie podarować niektóre z nich
przyjaciołom. Ale tak odurzył mnie zapach ogrodu, że zapomniałem nawet o
chuście. Mistrzowie zen wyrażają to krócej: "Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie
wie." BÓL DERWISZA
Pewien derwisz siedział sobie spokojnie nad brzegiem
rzeki, gdy pewien wędrowiec przechodząc mimo, widząc jego odkryty kark, nie mógł
się oprzeć pokusie uderzenia go z głośnym plaśnięciem. Był zachwycony odgłosem
wywołanym przez swoje uderzenie, derwisza jednak piekł ból, więc podniósł się, by
mu oddać. - Poczekaj chwilę - powiedział napastnik. - Możesz mi oddać, jeśli chcesz,
lecz odpowiedz mi najpierw na pytanie, które mi teraz przyszło do głowy: Co wywołało
plaśnięcie - moja ręka czy twój kark? Derwisz odrzekł: - Sam sobie odpowiedz. Ból
nie pozwala mi teoretyzować. Możesz to robić ty, bo nie czujesz tego, co ja. Gdy
się doświadcza bóstwa, wydatnie maleje ochota na teoretyzowanie. NUTA
MĄDROŚCI Nikt nie wiedział, co stało się z Kakua, gdy odszedł sprzed oblicza
cesarza. Po prostu zniknął. A oto jego historia: Kakua był pierwszym Japończykiem,
który studiował zen w Chinach. Nigdzie nie podróżował. Jedyne, co robił, to częste
rozmyślanie. Kiedy ludzie spotykali go i prosili, by głosił kazania, mówił kilka
słów i odchodził w inną stronę lasu, gdzie trudniej było go znaleźć. Kiedy Kakua
wrócił do Japonii, cesarz o nim usłyszał i poprosił go, aby mówił o zen przed nim
i przed całym dworem. Kakua stanął w milczeniu przed cesarzem, wyjął flet z fałd
swego ubrania i zagrał jedną krótką nutę. Potem ukłonił się głęboko przed władcą
i zniknął. Mówi Konfucjusz: "Nie uczyć człowieka dojrzałego jest marnowaniem
człowieka, uczyć człowieka niedojrzałego jest marnowaniem słów". CO MÓWISZ
?
Mistrz wpisuje mądrość w serca swoich uczniów, a nie na karty książek. Uczeń
będzie musiał nosić tę mądrość, ukrytą w sercu, przez trzydzieści czy czterdzieści
lat, aż znajdzie kogoś zdolnego do jej przyjęcia. Taka była tradycja zen. Mistrz
zen, Mu-
nan wiedział, iż ma tylko jednego spadkobiercę: swego ucznia Shoju. Pewnego
dnia kazał go wezwać i rzekł: - Jestem już stary, Shoju, i ty będziesz musiał podjąć
naukę. Masz tu książkę przekazywaną z mistrza na mistrza przez siedem pokoleń. Sam
dodałem do niej kilka uwag, które mogą ci być użyteczne. Weź ją i zachowaj na znak,
iż jesteś moim następcą. - Zrobiłbyś lepiej zatrzymując tę książkę - odparł Shoju.
-
Przekazywałeś mi zen nie potrzebując słów pisanych szczęśliwie będzie, jeśli tak
zostanie. - Wiem, wiem -
powiedział cierpliwie Mu-nan - ale książka służyła siedmiu
pokoleniom, może więc przydać się i tobie. Zatem weź ją i zachowaj. Siedzieli obaj
i rozmawiali przy ognisku. Ledwie Shoju dotknął książki, rzucił ją w ogień. Nie
miał serca do słów pisanych. Mu-nan, którego nikt nigdy nie widział zdenerwowanego,
krzyknął: - Co za głupstwo robisz? - A Shoju odparł: - Co za głupstwo mówisz? Guru
mówi z przekonaniem o tym, czego sam doświadczył. Nigdy nie cytuje
książki. DIABEŁ I JEGO PRZYJACIEL Pewnego razu wyszedł diabeł na spacer z
przyjacielem. Nagle zobaczył przed sobą człowieka, który pochylony nad ziemią
usiłował coś zbierać. - Czego szuka ten człowiek? - zapytał diabła przyjaciel. -
Okruchów Prawdy - odpowiedzia
ł diabeł. - I nie niepokoi cię to? - znów zapytał
przyjaciel. -
Ani trochę - odpowiedział diabeł. - Pozwolę mu zrobić z tego wierzenie
religijne.
Wierzenie religijne jest jak drogowskaz wskazujący drogę do Prawdy.
Ludzie, którzy upierają się, aby pozostawać przy drogowskazie, doznają przeszkody
w postępowaniu ku Prawdzie, gdyż mają fałszywe uczucie, że już ją
posiadają. NASRUDDIN UMARŁ Razu pewnego Nasruddin, w filozoficznym nastroju
rozmyślał sobie na głos: - Życie i śmierć... któż może powiedzieć, czym są? - Jego
żona zajęta czymś w kuchni, słyszała go i rzekła: - Wszyscy mężczyźni są jednakowi,
zupełnie niepraktyczni. Wszyscy wiedzą, że gdy kończyny ludzkie są sztywne i zimne,
taki człowiek umarł. Praktyczna mądrość żony wywarła wrażenie na Nasruddinie. Kiedy
innym razem zaskoczył go śnieg, poczuł, że jego ręce i nogi lodowacieją i drętwieją.
"Na pewno umarłem" - pomyślał. I zaraz przyszła mu inna myśl: "Dlaczegóż więc
chodzę, skoro jestem nieżywy? Powinienem leżeć, jak każdy szanujący się
nieboszc
zyk". I tak uczynił. Po godzinie pewni podróżni przechodzili tamtędy i
zobaczywszy go leżącego przy drodze, zaczęli dyskutować, czy ten człowiek jest
żywy, czy martwy. Nasruddin z całej duszy pragnął krzyknąć i powiedzieć im: "Głupi
jesteście. Nie widzicie, że jestem martwy? Nie widzicie, że moje kończyny są zimne
i sztywne?" Lecz zdawał sobie sprawę, że umarli nie powinni mówić. Powstrzymał więc
język. Wreszcie podróżni ustalili, że człowiek nie żyje, i wzięli go na plecy, aby
zanieść na cmentarz i pogrzebać. Nie uszli daleko, gdy zbliżyli się do skrzyżowania.
I nowy spór powstał między nimi: o to, która droga prowadzi na cmentarz. Nasruddin
znosił to, ile potrafił, w końcu jednak nie wytrzymał i rzekł: - Przepraszam,
panowie, ale droga na cmentarz to ta na
lewo. Wiem, że zakłada się, iż umarli nie
powinni mówić, lecz wyłamałem się z tej reguły tylko na moment i zapewniam was,
że już więcej nie powiem ani słowa. Gdy rzeczywistość napotyka na sztywne
wierzenie, tym gorzej dla rzeczywistości. KOŚCI DLA WYPRÓBOWANIA
WIARY
Pewien chrześcijański intelektualista, który uważał, że Biblia jest
literalnie prawdziwa aż do najmniejszych szczegółów, spotkał raz kolegę, który mu
rzekł: - Według Biblii ziemia została stworzona około pięć tysięcy lat temu.
Znalezion
o jednak kości świadczące, że życie na naszej planecie istnieje od setek
tysięcy lat. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać: - Kiedy Bóg stworzył ziemię
pięć tysięcy lat temu, celowo umieścił te kości w ziemi, aby wypróbować, czy
bardziej będziemy wierzyć twierdzeniom naukowców, czy Jego Świętemu
Słowu. Dodatkowy dowód na to, że sztywne wierzenia prowadzą do wypaczenia
rzeczywistości. DLACZEGO UMIERAJĄ DOBRZY LUDZIE? Duszpasterz pewnej wioski
odwiedził dom starej parafianki i popijając kawę, odpowiadał na pytania, którymi
babcia go zasypywała. - Dlaczego Pan tak często zsyła na nas zarazy? - pytała
staruszka. -
No cóż - odpowiedział proboszcz - czasem ludzie są tak źli, że trzeba
ich zgładzić, i dlatego nasz Pan dopuszcza zarazy. - Ale - zauważyła babcia - w
takim razie, dlaczego ginie tylu dobrych ludzi razem ze złymi? - Dobrych wzywa Bóg
na świadków - wyjaśnił proboszcz. - Pan pragnie, aby wszystkie dusze miały
sprawiedliwy sąd. Uparty wierzący potrafi wytłumaczyć absolutnie
wszystko. MISTRZ NIE WIE
Poszukujący zbliżył się z szacunkiem do ucznia i
zapytał: - Jaki jest sens życia ludzkiego? Uczeń przeszukał pisma swojego mistrza
i pełen ufności odpowiedział jego słowami: - Życie ludzkie jest jedynie przejawem
Bożej obfitości. Kiedy poszukujący spotkał się z mistrzem osobiście, zadał mu to
samo pytanie. Mistrz odpowiedział: - Nie wiem. Poszukujący mówi: "Nie wiem".
świadczy to o honorze. Mistrz mówi: "Nie wiem". Wymaga to posiadania umysłu
mistycznego, zdolnego, by wiedzieć wszystko poprzez niewiedzę. Uczeń mówi: "Nie
wiem". świadczy to o ignorancji, o wypaczeniu zapożyczonego poznania. PATRZEĆ
W OCZY
Komendant wojsk okupacyjnych powiedział do wójta pewnej wsi: - Jesteśmy
pewni, że ukrywacie we wsi zdrajcę. Tak więc jeśli go nam nie wydacie, uprzykrzymy
wam życie, panu i pańskim ludziom, na ile to tylko będzie w naszej mocy.
Rzeczywiście, wioska ukrywała pewnego człowieka, który wydawał się dobry i
niewinny, więc wszyscy go lubili. Ale cóż mógł zrobić wójt teraz, kiedy został
zagrożony spokój całej wsi? Długie dni dyskusji rady gminnej nie przyniosły
rozwiązania. W końcu wójt przedstawił problem proboszczowi. Proboszcz z wójtem
przesiedzieli cała noc szukając w Piśmie Świętym i wreszcie ukazało się im
rozwiązanie. W Piśmie był pewien tekst, który mówił: "Lepiej jeśli jeden człowiek
umrze za lud, niż miałby umrzeć cały naród". W ten sposób wójt wydał niewinnego
wojskom okupacyjnym prosząc go o przebaczenie. Człowiek powiedział, że nie ma nic
do wybaczenia i że nie chce narażać wioski na niebezpieczeństwo. Torturowano go
tak okrutnie, że jego krzyki mogli słyszeć wszyscy mieszkańcy wsi. W końcu został
stracony. Po dwudziestu latach do wsi przyszedł prorok, udał się wprost do wójta
i rzekł: - Coście zrobili? Ten człowiek był przeznaczony przez Boga by być
zbawicielem tego kraju, a ty wydałeś go na tortury i śmierć. - A co mogłem zrobić?
-
zawołał wójt. - Razem z proboszczem szukaliśmy w Piśmie i postąpiliśmy tak, jak
tam było powiedziane. - To był wasz błąd - rzekł prorok. - Patrzyliście w Pismo,
a powinniście byli również patrzeć w oczy tamtego człowieka. PSZENICA Z GROBÓW
EGIPSKICH
W grobie jednego ze starożytnych faraonów egipskich znaleziona garść
ziaren pszenicy. Miały pięć tysięcy lat. Ktoś zasiał ziarna i podlewał. I ku
ogólnemu z
dumieniu ziarna ożyły i wykiełkowały. Po pięciu tysiącach lat. Kiedy
ktoś jest oświecony, jego słowa są jak nasiona, pełne życia i energii. I mogą
zachować formę nasion przez wieki, aż zostaną zasiane w serce żyzne i
otwarte.
Zwykłem był myśleć, że słowa pisane są martwe i suche. Teraz wiem, że
są pełne energii i życia. To moje serce było zimne i martwe, jakże więc mogło w
nim coś wyrosnąć? POPRAW PISMA Pewien uczony człowiek poszedł do Buddy i
rzekł: - Sprawy, o których nauczałeś, panie, nie znajdują się w świętych Pismach.
-
W takim razie, ty je tam umieść - odparł Budda. Po chwili zakłopotania człowiek
mówił dalej: - Czy pozwolisz zauważyć panie, że pewne sprawy, których obecnie
nauczasz są wręcz sprzeczne ze świętymi Pismami? - W takim razie popraw Pisma -
odpowiedział Budda. W ONZ przedłożono propozycję poprawienia wszystkich pism
religii świata. Wszystko, co mogłoby w nich prowadzić do nietolerancji,
okrucieństwa czy fanatyzmu, miałoby być wykreślone. Cokolwiek byłoby przeciwne
godności lub dobrobytowi człowieka, miałoby zostać opuszczone. Kiedy odkryto, że
autorem propozycji był sam Jezus Chrystus, dziennikarze oblegali jego rezydencję
szukając pełniejszego wyjaśnienia. Okazało się ono bardzo proste i krótkie: "Pisma,
podobnie jak szabat, są dla człowieka - stwierdził Jezus - a nie człowiek dla
Pism".
ŻONA NIEWIDOMEGO Uczenie człowieka niedojrzałego może okazać się
ogromnie szkodliwe:
Był raz człowiek, który miał bardzo brzydką córkę, więc wydał
ją za mąż za ślepca, bo nikt inny by jej nie chciał. Kiedy pewien lekarz zaofiarował
się przywrócić wzrok ślepemu małżonkowi, ojciec dziewczyny sprzeciwił się z całej
mocy, gdyż obawiał się, że człowiek ten porzuciłby jego córkę. Na temat tej
opowieści Sa'di stwierdza: "Mężowi brzydkiej kobiety lepiej jest zostać ślepym".
A zalęknionym ludziom nie wiedzieć. PROFESJONALIŚCI Moje życie religijne
pozostaje całkowicie w rękach profesjonalistów. Jeśli chcę nauczyć się modlić, idę
do kierownika duchowego; jeśli pragnę odkryć wolę Bożą w odniesieniu do mnie, udaję
się na rekolekcje prowadzone przez specjalistę; by zrozumieć Biblię, udaję się do
moralisty; a żeby zostały mi przebaczone grzechy, idę do kapłana. Król jednej
z wysp południowego Pacyfiku wydał bankiet na cześć znanego gościa z Zachodu. Kiedy
nadeszła pora wygłoszenia pochwalnej mowy na cześć gościa, jego Królewska Mość
dalej siedział na ziemi, podczas gdy zawodowy mówca, specjalnie w tym celu wybrany,
rozpływał się w pochwałach. Po kunsztownym panegiryku gość podniósł się, aby
powie
dzieć kilka słów podziękowania królowi. Jego Królewska Mość powstrzymał go
delikatnie: -
Proszę nie wstawać powiedział - wyznaczyłem pewnego mówcę, aby mówił
za pana. Na naszej wyspie uważamy, że publiczne przemawianie nie powinno pozostawać
w rękach amatorów. Pytam się: Czy Bóg nie wolałby, abym był bardziej "amatorem"
w moich kontaktach z Nim? SPECJALIŚCI Sufi powiedział: Uznawszy pewnego
człowieka za zmarłego, przyjaciele ponieśli go, aby go pogrzebać. Kiedy trumna
miała już zostać złożona do grobu, człowiek ożył nie wiadomo jak, i zaczął walić
w pokrywę trumny. Otwarto trumnę i człowiek się podniósł. - Co robicie? - zapytał
zebranych. -
Jestem żywy. Nie umarłem. Jego słowa przyjęto z milczącym
niedowierzaniem. Wreszcie jeden z żałobników powiedział: - Przyjacielu, tak
lekarze, jak i kapłani, poświadczyli, że umarłeś. A więc umarłeś. Po czym na nowo
zamknięto wieko trumny i pogrzebano go należycie. ZUPA Z ZUPY Z KACZORA Raz
pewien krewny odwiedził Nasruddina przynosząc mu w prezencie kaczora. Nasruddin
przyrządził ptaka i poczęstował nim gościa. Wkrótce zaczęli przybywać gość za
gościem; wszyscy podkreślali, że są przyjaciółmi przyjaciela, "człowieka, który
Ci przyniósł kaczora". Oczywiście wszyscy się spodziewali otrzymać gościnę i
jedzenie z kac
zora. Wreszcie mułła nie mógł tego znieść i gdy pewnego dnia przybył
do jego domu kolejny nieznajomy, mówiąc: - Jestem przyjacielem przyjaciela twego
krewnego, który podarował Ci kaczora - i jak wszyscy inny usiadł za stołem, czekając
by mu dano jeść, Nasruddin postawił przed nim miskę cieplej wody. - Co to jest?
-
zapytał gość. - To - powiedział mułła - jest zupa z zupy kaczora, którego podarował
mi twój przyjaciel.
Czasem można usłyszeć o ludziach, którzy zostali uczniami
uczniów człowieka, który miał doświadczenie Boga. Jak można przesłać pocałunek
przez gońca? POTWÓR Z RZEKI Kapłan pewnej wsi nie mógł spokojnie się modlić
z powodu dzieci, które bawiły się pod jego oknem. By się do nich uwolnić krzyknął:
- Jest taki straszny potwór na dole przy
rzece. Pobiegnijcie tam, a będziecie mogły
zobaczyć, jak mu bucha ogień z nozdrzy! Wkrótce już wszyscy mieszkańcy wsi usłyszeli
o straszliwej zjawie i biegli ku rzece. Kiedy kapłan to zobaczył dołączył do tłumu.
Kierując się, zdyszany ku rzece, mówił do siebie: "Co prawda, to ja wymyśliłem tę
historię. Ale nigdy nic nie wiadomo..." Znacznie łatwiej jest wierzyć w bogów,
których sami stworzyliśmy, jeśli jesteśmy zdolni przekonać innych o ich
istnieniu.
ZATRUTA STRZAŁA Przy jakiejś okazji zbliżył się mnich do Buddy
i zapytał, czy dusze sprawiedliwych żyją po śmierci? Budda nie odpowiedział, jak
to miał w zwyczaju. Mnich nalegał. Codziennie wracał z tym samym pytaniem i dzień
w dzień otrzymywał milczenie za całą odpowiedź. Nie mógł znieść dłużej tego i
zagroził, że opuści klasztor, jeśli nie otrzyma odpowiedzi na pytanie o zasadniczej
dlań wadze; bo po co miałby poświęcać wszystko i żyć w klasztorze, jeśli dusze
sprawiedliwych nie miały istnieć po śmierci? Wtedy Budda, powodowany współczuciem,
złamał milczenie i powiedział: - Jesteś jak człowiek zraniony zatrutą strzałą i
bardzo bliski agonii. Krewni pośpiesznie sprowadzili lekarza, ale ranny nie chciał,
by mu wyjęto strzałę lub by mu dano jakiekolwiek lekarstwo, póki mu nie odpowiedzą
na trzy ważne pytania: Po pierwsze, ten, który go postrzelił był biały, czy czarny?
Po drugie, był człowiekiem wysokim, czy niskim? Po trzecie, był braminem, czy
pariasem? Jeśli mi nie odpowiedzą na te trzy pytania, nie chce żadnego leczenia!
Mnich został w klasztorze. O wiele przyjemniej jest rozmawiać o drodze, niż ją
przebyć; dyskutować o właściwościach jakiegoś lekarstwa, niż je
zażywać. DZIECKO PRZESTAJE PŁAKAĆ Pewien człowiek twierdził, że praktycznie
jest ateistą. Tak naprawdę, jeśli ma być szczery, to musi powiedzieć, że istnienie
Boga rodzi tyle problemów, ile rozwiązuje; życie pośmiertne jest pobożnym
życzeniem. Pismo i tradycja spowodowały tyle samo zła ile dobra. Wszystko to zostało
wymyślone przez człowieka dla złagodzenia samotności i beznadziei, które
ob
serwował w ludzkim życiu. Najlepiej było zostawić go w spokoju. Nie mówić mu nic.
Być może przechodzi kryzys wzrostu i jakąś przemianę. Pewnego razu uczeń zapytał
mistrza: - Co to jest Budda? -
Mistrz mu odpowiedział: - Umysł jest Buddą. Wrócił
kiedy ind
ziej z tym samym pytaniem i odpowiedź brzmiała: - Nie ma umysłu, nie ma
Buddy. Uczeń zaprotestował: - Przecież powiedziałeś mi kiedyś: "Umysł jest
Buddą..." - Mistrz odparł: - Powiedziałem to, żeby dziecko przestało płakać. Kiedy
zaś dziecko przestało płakać, mówię: Nie ma umysłu. Nie ma Buddy. Być może dziecko
przestało płakać i było gotowe na przyjęcie prawdy. Tak więc lepiej było zostawić
je samo.
Kiedy zaczął głosić swój nowo odkryty ateizm innym, nie przygotowanym
na to, trzeba było go powstrzymać: "Była epoka, epoka przed-naukowa, kiedy ludzie
czcili słońce. Potem nastąpiła epoka naukowa i ludzie uświadomili sobie, że słońce
nie było bogiem, nawet nie było osobą. Wreszcie przyszła epoka mistyczna i
Franciszek z Asyżu nazwał słońce bratem i rozmawiał z nim. Miałeś wiarę
przestraszonego chłopczyka. Teraz, gdy przemieniłeś się w śmiałego człowieka,
straciłeś ją. Obyś pewnego dnia stał się mistykiem i odnalazł swą wiarę". * Wiary
nie traci się z powodu odważnego szukania prawdy. Jedynie wierzenia wyrażające
wiarę zaciemniają się na jakiś czas, ale we właściwym momencie oczyszczają
się. JAJKO Nasruddin zarabiał na życie sprzedając jajka. Do jego sklepu
weszła pewna osoba i rzekła mu: - Zgadnij, co trzymam w ręce? - Naprowadź mnie jakoś
- powiedzia
ł Nasruddin. - Dam ci kilka wskazówek: ma kształt jajka i rozmiar jajka.
Wygląda jak jajko, smakuje jak jajko i pachnie jak jajko. W środku jest białe i
żółte. Przed ugotowaniem jest płynne, po ugotowaniu twarde. Co więcej, zniosła je
kura... -
Już wiem - powiedział Nasruddin - to jakiś rodzaj ciastek. Specjalista
ma dar niedostrzegania oczywistości! Najwyższy kapłan ma dar nie rozpoznania
Mesjasza!
WOŁAĆ, BY OCALEĆ I TO BEZ USZCZERBKU Kiedyś przybył prorok do
pewnego miasta z zamiarem nawrócenia je
go mieszkańców. Początkowo ludzie słuchali
jego kazań, ale po trosze zaczęli się oddalać, tak, że w końcu nie było nikogo,
kto słuchałby słów proroka. Pewnego dnia jakiś przybysz powiedział do proroka: -
Dlaczego ciągle przemawiasz? - Nie widzisz, twe posłannictwo jest niemożliwe?
Prorok odpowiedział: - Na początku miałem nadzieję, że można ich zmienić. -Ale
teraz, jeśli nawołuję nadal, to tylko po to, by oni mnie nie zmienili. SPRZEDAŻ
WODY Z RZEKI
Tego dnia mowa mistrza ograniczyła się do jednego enigmatycznego
zdania. Uśmiechając się tylko ironicznie i rzekł: - Całe moje działanie tutaj, to
siedzenie na brzegu i sprzedawanie wody z rzeki. I zakończył swoją mowę. Sprzedawca
ulokował się na brzegu rzeki i tysiące ludzi przychodziło do niego, by kupić wodę.
Powodzenie jego polegało na tym, że ci ludzie nie widzieli rzeki. Kiedy wreszcie
ją zobaczyli wycofał się. Kaznodzieja cieszył się ogromnym powodzeniem.
Przychodziły do niego tłumy uczyć się mądrości. Kiedy uzyskali mądrość, przestali
przychodzić na jego kazania. A kaznodzieja uśmiechał się zadowolony. Osiągnął swój
cel, którym było usunięcie się tak prędko, jak tylko można, gdyż w głębi duszy
wiedział, że dawał ludziom jedynie to, co już posiadali aby tylko zechcieli otworzyć
oczy i przejrzeć. "Jeśli ja nie odejdę powiedział Jezus swoim uczniom nie
przyjdzie do was Duch Święty". Gdybyś przestał sprzedawać wodę z takim
zaangażowaniem, ludzie mieliby więcej możliwości zobaczenia
rzeki. MEDALIK
Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszechświecie.
I jest pełen lęków. Dobra religia czyni go odważnym. Kiepska religia potęguje jego
lęki. Pewna matka nie mogła sobie poradzić z synkiem, który zawsze wracał do domu
po zmroku. Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu, że na ścieżce do domu pojawiły
się jakieś duchy wychodzące zaraz po zachodzie słońca. Odtąd nie musiała mu
przypominać, by wracał do domu w porę. Kiedy jednak chłopiec urósł, tak bał się
ciemności i duchów, że nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem. Wtedy matka
dała mu medalik i przekonała go, że gdy będzie go nosił, duchy nie będą mu mogły
zrobić nic złego. Teraz już chłopiec wchodzi odważnie w ciemności, mocno ściskając
swój medalik.
Kiepska religia daję wiarę w medalik. Dobra religia pozwala
wiedzieć, że takich duchów nie ma. NASRUDDIN W CHINACH Nie jest zbyt
chwalebne dla przewodnika duchowego, jeśli jego uczniowie wiecznie siedzą u jego
stóp.
Mułła Nasruddin udał się do Chin, gdzie zebrał grupę uczniów, których
przygotował na przyjęcie oświecenia. Ale gdy tylko uczniowie zostali oświeceni,
przestali przychodzić na jego wykłady. KTO PEWNEGO GURU Co wieczór, gdy guru
zasiadał do odprawiania nabożeństwa, łaził tamtędy kot należący do aśramu,
rozpraszając wiernych. Dlatego guru polecił, by kota związywać podczas
nabożeństwa. Długo po śmierci guru nadal związywano kota w czasie wieczornego
nabożeństwa, a gdy kot w końcu umarł, sprowadzono do aśramu innego kota, aby móc
go związywać w czasie wieczornego nabożeństwa. Wieki później uczniowie guru pisali
wielce uczone
traktaty o istotnej roli kota w należytym odprawianiu
nabożeństwa. SZATY LITURGICZNE Październik 1917: wybucha rewolucja rosyjska.
Historia ludzkości nabrała nowego wymiaru. Historia mówi, że w tym samym miesiącu
odbyło się zabranie rosyjskiego Kościoła prawosławnego i że miała miejsce burzliwa
dyskusja nad kolorem kap używanych w czasie liturgii. Niektórzy usilnie nalegali,
by były białe, podczas gdy inni z tą samą usilnością chcieli by były
purpurowe.
Neron grał na lirze, gdy płonął Rzym. Zmaganie się z rewolucją
sprawia nieskończenie więcej kłopotu, niż organizowanie liturgii. Wolę odmawiać
modlitwy, niż mieszać się w waśnie sąsiadów. MLECZE Pewien człowiek,
niezmiernie dumny z trawnika w swoim ogrodzie, zauważył nagle, że na tym trawniku
w
yrosło mnóstwo mleczy. I choć próbował wszelkich sposobów, żeby się ich pozbyć,
nie potrafił zapobiec temu, by stały się prawdziwą plagą. Wreszcie napisał do
ministra rolnictwa donosząc o wszelkich usiłowaniach, jakie był podejmował, i
zakończył list pytając: "Co mogę zrobić?" Wkrótce nadeszła odpowiedź: "Radzimy Panu
nauczyć się ja kochać". Ja również miałem trawnik, z którego byłem bardzo dumny,
i również mnie dotknęła plaga mleczy, które próbowałem zwalczyć wszystkimi
możliwymi sposobami. Tak więc nauczyć się je kochać nie było wcale łatwo. Zacząłem
mówić do nich codziennie. Serdecznie i przyjaźnie. One jednak odpowiadały mi
gorzkim milczeniem. Jeszcze ubolewały nad walką jaką im wytoczyłem. Prawdopodobnie
miały też jakieś wątpliwości co do moich motywów. Nie musiałem jednak czekać długo,
by zaczęły się uśmiechać i uzyskały spokój. Wręcz zaczęły odpowiadać na to co im
mówiłem. Szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Oczywiście, że mój trawnik uległ
zniszczeniu, ale za to jak uroczy stał się mój ogród!... Stopniowo tracił wzrok,
mimo że starał się tego uniknąć wszelkimi sposobami. Kiedy lekarstwa już przestały
działać, dalej bronił się gwałtownie. Musiałem nabrać odwagi, aby mu powiedzieć:
-
Radzę ci, byś nauczył się kochać swoją ślepotę. To była prawdziwa walka.
Początkowo nie chciał nawiązać ze swoją ślepotą kontaktu, powiedzieć do niej
jednego słowa. Kiedy wreszcie osiągnął tyle, że mógł z nią rozmawiać, jego słowa
były pełne złości i goryczy. Ale nie przestawał mówić i z czasem słowa przybierały
ton rezygnacj
i, potem tolerancji i wreszcie akceptacji aż pewnego dnia, ku jego
zdumieniu, stały się słowami sympatii i ... miłości. Nadszedł dzień, w którym był
zdolny objąć ramieniem swoją ślepotę i powiedzieć jej: "Kocham cię". I tego dnia
zobaczyłem, że znowu się uśmiechnął. A jaki słodki był ten uśmiech! Naturalnie,
stracił wzrok na zawsze. Ale jak piękna stała się jego twarz! Dużo piękniejsza niż
była, nim przyszła żyć z nim ślepota. NIE ZMIENIAJ SIĘ Przez całe lata byłem
neurotykiem. Typem zgorzkniałym, przygnębionym i egoistą. Wszyscy ciągle mi
mówili, żebym się zmienił. I nie przestawali przypominać mi, jak bardzo byłem
neurotykiem. A ja się obrażałem, choć zgadzałem się z nimi. I chciałem się zmienić,
ale nie potrafiłem, mimo wielu wysiłków. Najgorsze było to, że mój przyjaciel nie
przestawał wypominać mi neurotycznego stanu, w którym trwałem. I również podkreślał
konieczność zmiany. Także z nim się zgadzałem i nie mogłem się na niego obrażać.
Ale skutek był taki, że czułem się jakby bezsilny i jakby skrępowany. Aż pewnego
dnia przyjaciel powiedział mi: - Nie zmieniaj się. Bądź jaki jesteś. Tak naprawdę
to nie ważne, czy się zmienisz, czy nie. Kocham cię jakim jesteś i nie mogę przestać
cię kochać. Te słowa zabrzmiały w moich uszach jak muzyka: "Nie zmieniaj się. Nie
zmieniaj się. Nie zmieniaj się... Kocham cię... " Wtedy się uspokoiłem. I poczułem,
że żyję. I, co za cud, zmieniłem się! Teraz wiem, że w rzeczywistości nie mogłem
się zmienić aż do spotkania kogoś, kto by mnie kochał, bez względu na to, czy się
zmienię, czy nie. Czy ty tak mnie kochasz, Boże? MÓJ PRZYJACIEL Malik, syn
Dinara, wielce się zmartwił z powodu swobodnych obyczajów swawolnego młodzieńca,
który mieszkał w sąsiednim domu. Jednak przez długi czas nie odzywał się w nadziei,
że ktoś wreszcie będzie interweniował. Ale kiedy zachowanie młodzieńca stało się
absolutnie nieznośne, Malik udał się do niego i poprosił, by zmienił swój sposób
bycia. Z całym spokojem młodzieniec poinformował Malika, że jest protegowanym
sułtana i dlatego nikt nie może mu zabronić żyć jak mu się podoba. Malik rzekł:
-
Osobiście poskarżę się. Młody człowiek odpowiedział: - Na nic się to nie zda,
gdyż sułtan nigdy nie zmieni zdanie o mnie. - W takim razie powiem o Tobie stwórcy
odparł Malik. - Najwyższy stwórca - rzekł młodzieniec - jest zbyt miłosierny, aby
mi coś wyrzucać. Malik poczuł się bezradny i zostawił młodzieńca samemu sobie. Ale
niedługo reputacja młodzieńca stała się tak zła, że spotkała się z ogólnym
oburzeniem. Malik postanowił wtedy spróbować go upomnieć. Jednak kiedy kierował
się ku domowi młodzieńca, usłyszał głos, który mówił: - Zostaw w spokoju mojego
przyjaciela. Jest pod moją opieką. Malik zmieszał się ogromnie i gdy stanął przed
młodzieńcem, nie wiedział co powiedzieć. Młody człowiek zapytał: - Po coś
przyszedł? Malik odpowiedział: - Szedłem cię upomnieć, ale gdy skierowałem się
tutaj, jakiś głos powiedział mi, bym cię zostawił w spokoju, bo jesteś pod jego
opieką. Twarz młodzieńca zmieniła się. - Naprawdę, nazwał mnie swoim przyjacielem?
- zap
ytał. Ale Malik już odszedł. Po latach Malik spotkał się z nim w Mekce. Słowa
Głosu wywarły na nim takie wrażenie, że zostawił co miał i stał się wędrownym
żebrakiem. Przyszedłem tutaj szukać mojego Przyjaciela powiedział do Malika i
umarł. Bóg przyjacielem grzeszników? Podobne twierdzenie jest tyle ryzykowne,
ile prawdziwe. Zastosowałem je do siebie, kiedy przy pewnej okazji powiedziałem:
"Bóg jest zbyt miłosierny, aby mi coś wyrzucać". W tym momencie usłyszałem Dobrą
Nowinę po raz pierwszy w życiu. ARABSKI KATECHUMEN Arabski mistrz Jalall
ud-
Din Rumbi lubił opowiadać następująca historię: Pewnego dnia prorok Mahomet
przewodniczył modlitwie porannej w meczecie. Wśród wielu ludzi modlących się z
prorokiem znajdował się też pewien Arab, katechumen. Mahomet rozpoczął czytać Koran
recytując werset, w którym faraon twierdzi: "Ja jestem twoim prawdziwym Bogiem".
Słysząc to młody katechumen poczuł taki gniew, że przerwał milczenie i krzyknął:
-
A to pyszałek, skurwysyn! Prorok nic nie powiedział, ale gdy skończył się modlić,
inni zaczęli upominać Araba: - Nie wstyd ci? Twoja modlitwa na pewno ubliża Bogu,
bo nie dosyć, że przerwałeś Święte milczenie modlitwy, to jeszcze użyłeś wulgarnych
słów w obecności proroka Boga. Biedny Arab zarumienił się ze wstydu i zaczął drżeć
ze strachu, aż tu Gabriel ukazał się prorokowi i rzekł: - Bóg posyła ci pozdrowienia
i pragnie, byś kazał tym ludziom przestać napastować tego prostego Araba; w
rzeczywistości jego szczere zaklęcie poruszyło serce Boga bardziej niż święte
modlitwy wielu innych.
Gdy się modlimy, Bóg patrzy na nasze serca, a nie na formę
naszych słów. HYPERLINK "www.logos.amor.pl" www.logos.amor.pl