Anthony de Mello
Ś P I E W P T A K A
JEDZ SAM OWOCE
Pewnego razu ucze
ń
skar
ż
ył si
ę
mistrzowi:
- Opowiadasz nam ró
ż
ne historie,
a nigdy nie odkryjesz ich znaczenia.
Mistrz odpowiedział:
- Czy byłby
ś
zadowolony, gdyby ci kto
ś
ofiarował owoc
i pogryzł go przedtem?
Nikt nie mo
ż
e odkry
ć
za ciebie twojego znaczenia. Nawet mistrz.
ISTOTNA RÓśNICA
Zapytano raz Uwaisa, wyznawc
ę
sufi:
- Co takiego dała ci Łaska:
Odpowiedział:
- Kiedy budz
ę
si
ę
rano,
czuje si
ę
jak człowiek,
który nie jest pewien,
czy do
ż
yje wieczora.
Ponownie go zapytano:
- Ale o czy
ż
nie wiedza o tym wszyscy?
Odpowiedział Uwais:
- Tak, oczywi
ś
cie, ze wiedza,
lecz nie wszyscy to czuj
ą
.
Nikt si
ę
jeszcze nie upił intelektualnym rozumieniem
słowa WINO.
ŚPIEW PTAKA
Uczniowie mieli wiele pyta
ń
na temat Boga,
Mistrz im powiedział:
- Bóg jest Nieznany i Niepoznawalny.
Ka
ż
de twierdzenie o Nim,
ka
ż
da odpowiedz na wasze pytanie
b
ę
dzie zniekształceniem Prawdy.
Uczniowie byli zaskoczeni:
- W takim razie, dlaczego mówisz o Nim?
- A dlaczego
ś
piewa ptak? - odpowiedział mistrz.
Ptak nie
ś
piewa dlatego,
ż
e ma do przekazania jakie
ś
twierdzenie.
Ś
piewa, poniewa
ż
ma
ś
piew.
Słowa uczniów musz
ą
by
ć
zrozumiałe. Słowa mistrza nie musz
ą
takimi by
ć
. Musz
ą
by
ć
jedynie słyszane, w taki sposób,
w jaki słucha si
ę
wiatru w drzewach, szumu rzeki czy
ś
piewu ptaka.
One rozbudzaj
ą
w tym, kto słucha, co
ś
co le
ż
y poza wszelkim
rozumieniem.
śĄDŁO
Był raz
ś
wi
ę
ty, który posiadał dar mówienia j
ę
zykiem mrówek.
Zbli
ż
ył si
ę
do takiej, która wygl
ą
dała na bardziej wykształcon
ą
,
i zapytał:
- Jaki jest Wszechmog
ą
cy? Czy jest w czym
ś
podobny do mrówek?
Uczona mrówka odpowiedziała:
- Wszechmog
ą
cy? Absolutnie nie. My, mrówki,
jak widzisz, mamy tylko jedno
żą
dło.
Ale Wszechmog
ą
cy ma dwa.
Scenka pod wpływem tej bajki:
Kiedy zapytał j
ą
, jakie jest niebo, uczona mrówka opowiedziała
uroczy
ś
cie:
- Tam b
ę
dziemy wszystkie jak On, ka
ż
da z dwoma
żą
dłami,
chocia
ż
mniejszymi.
Istnieje ostry spór pomi
ę
dzy ró
ż
nymi szkołami my
ś
li religijnej
na temat miejsca, w którym znajdzie si
ę
drugie
żą
dło
w niebia
ń
skim ciele mrówki.
SŁOŃ I MYSZ
Pewien sło
ń
k
ą
pał si
ę
spokojnie w sadzawce,
w
ś
rodku d
ż
ungli, gdy podeszła do sadzawki mysz i zacz
ę
ła nalega
ć
,
by sło
ń
wyszedł z wody.
- Nie chc
ę
- rzekł sło
ń
- jest mi tu dobrze i wypraszam sobie,
by mi przeszkadzano.
- Powtarzam, masz zaraz wyj
ść
z wody! - powiedziała mysz.
- A dlaczego? - zapytał sło
ń
.
- Powiem ci dopiero, gdy wyjdziesz z sadzawki - odpowiedziała mysz.
- W takim razie ani my
ś
l
ę
wychodzi
ć
- rzekł sło
ń
.
Wreszcie jednak to zrobił. Wyszedł ci
ęż
ko z wody, stan
ą
ł przed mysz
ą
,
i rzekł:
- No dobrze, dlaczego chciała
ś
, abym wyszedł z wody?
-
ś
eby sprawdzi
ć
, czy nie zało
ż
yłe
ś
moich k
ą
pielówek -
odpowiedziała mysz.
Jest niesko
ń
czenie łatwiej słoniowi zało
ż
y
ć
k
ą
pielówki myszy,
ni
ż
Bogu zmieni
ć
si
ę
w naszych szkolnych poj
ę
ciach o Nim.
KRÓLEWSKI GOŁĄB
Nasruddin został pierwszym ministrem króla.
Pewnego razu, kiedy przechadzał si
ę
po pałacu,
zobaczył po raz pierwszy w
ż
yciu królewskiego sokoła.
Do tej pory Nasruddin nigdy nie widział takiego goł
ę
bia.
Wzi
ą
ł wi
ę
c no
ż
yce i poprzycinał pazury, skrzydła
i dziób sokoła.
- Teraz wygl
ą
dasz na ptaka jak nale
ż
y - powiedział.
Twój opiekun wcale si
ę
o ciebie nie troszczył.
Biada ludziom religijnym, którzy nie znaj
ą
innego
ś
wiata ni
ż
ten,
w którym
ż
yj
ą
, i nie maj
ą
nic do nauczenia si
ę
od ludzi,
z którymi rozmawiaj
ą
.
JAK MAŁPA URATOWAŁA RYBĘ
- Co ty, do licha, wyrabiasz? - zapytałem małp
ę
widz
ą
c,
ż
e wyci
ą
ga ryb
ę
wody i układa j
ą
na gał
ę
ziach drzewa.
- Ratuj
ę
j
ą
od utoni
ę
cia - odpowiedziała mi.
To, co dla jednego jest po
ż
ywieniem, jest trucizn
ą
dla drugiego.
Sło
ń
ce, które orłowi pozwala widzie
ć
, o
ś
lepia sow
ę
.
SÓL I BAWEŁNA W RZECE
Nasruddin wiózł ładunek soli na targ. Jego osioł musiał
przej
ść
przez rzek
ę
i sól si
ę
rozpu
ś
ciła.
Na drugim brzegu zwierz
ę
zacz
ę
ło biec wielce zadowolone,
zauwa
ż
ywszy,
ż
e ładunek jest lekki.
Ale Nasruddin był zły.
W nast
ę
pnym dzie
ń
targowy Nasruddin okrył worki bawełn
ą
.
Przechodz
ą
c przez rzek
ę
. osioł prawie ton
ą
ł z powodu
wielkiego ci
ęż
aru.
- Uspokój si
ę
- rzekł zadowolony Nasruddin - to ci
ę
nauczy,
ż
e nie ka
ż
de przej
ś
cie przez wod
ę
b
ę
dzie dla ciebie zyskowne.
Dwóch ludzi przyj
ę
ło religi
ę
. Jeden z nich wyszedł o
ż
ywiony.
Drugi si
ę
udusił.
POSZUKIWANIE OSŁA
Wszyscy si
ę
przel
ę
kli na widok mułły Nasruddina na o
ś
le,
przemierzaj
ą
cego w po
ś
piechu ulice wioski.
- A dok
ą
d to, mułło? - pytali go.
- Szukam mojego osła - opowiedział mułła
nie zatrzymuj
ą
c si
ę
nawet.
Widziano pewnego razu mistrza zen Rinzaia, szukaj
ą
cego
swego własnego ciała. Jego co głupszym uczniom
wydawało si
ę
bardzo zabawne.
Czasem mo
ż
na spotka
ć
ludzi powa
ż
nie szukaj
ą
cych Boga!
PRAWDZIWA DUCHOWOŚĆ
Zapytano raz mistrza:
- Co to jest duchowo
ść
?
- Duchowo
ść
- odpowiedział - to jest to, co pozwala
człowiekowi osi
ą
gn
ąć
wewn
ę
trzn
ą
przemian
ę
.
- Je
ś
li za
ś
ja stosuj
ę
metody tradycyjne, jakie przekazali nam
mistrzowie, czy nie jest to duchowo
ś
ci
ą
?
- Nie b
ę
dzie duchowo
ś
ci
ą
, je
ż
eli dla ciebie nie spełnia tego zadania.
Koc nie jest kocem je
ś
li si
ę
nie grzeje.
- Znaczy to,
ż
e duchowo
ść
si
ę
zmienia?
- Ludzie si
ę
zmieniaj
ą
, a równie
ż
ich potrzeby.
I tak, co kiedy
ś
było duchowo
ś
ci
ą
, ju
ż
ni
ą
nie jest.
To, co cz
ę
sto uchodzi za duchowo
ść
,
jest jedynie powtarzaniem dawnych metod.
Ubranie trzeba kroi
ć
na miar
ę
człowieka, a nie człowieka
na miar
ę
ubrania.
MAŁA RYBKA
- Przepraszam pani
ą
- rzekła jedna morska ryba
do drugiej - jest pani starsza ode mnie i bardziej
do
ś
wiadczona, pewnie b
ę
dzie mi pani mogła dopomóc.
Prosz
ę
mi powiedzie
ć
, gdzie mog
ę
znale
źć
to, co nazywaj
ą
oceanem? Szukałam ju
ż
wsz
ę
dzie - bez rezultatu.
- Oceanem jest miejsce, gdzie teraz pływasz - odpowiedziała
stara ryba.
- To? Przecie
ż
to tylko woda...
A ja szukam oceanu - odparła rozczarowana młoda ryba
odpływaj
ą
c, by szuka
ć
gdzie indziej.
Przyszedł do mistrza w stroju sannyasi i przemówił
j
ę
zykiem sannyasi:
- Szukałem Boga przez całe lata. Zostawiłem dom
i szukałem wsz
ę
dzie, gdziekolwiek On mówił,
ż
e jest:
na szczytach gór, w
ś
rodku pustyni, w milczeniu klasztorów,
i w lepiankach ubogich.
- I spotkałe
ś
Go? - zapytał mistrz.
- Byłbym pyszałkiem i kłamc
ą
, gdybym powiedział,
ż
e tak.
Nie, nie spotkałem Go. A ty?
Có
ż
mistrz mógł odpowiedzie
ć
? Zachodz
ą
ce sło
ń
ce zalewało
pokój promieniami pozłacanego
ś
wiatła. Setki wróbli
ś
wiergotało
na zewn
ą
trz, w gał
ę
ziach pobliskiego bananowca.
Z daleka słycha
ć
było swoisty hałas ulicy. Komar bzyczał
przy uchu ostrzegaj
ą
c,
ż
e zamierza atakowa
ć
... I mimo to
ten biedny człowiek mógł usi
ąść
sobie tutaj i powiedzie
ć
,
ż
e nie spotkał Boga,
ż
e ci
ą
gle szuka!
Po chwili zrezygnowany wyszedł z domu mistrza.
Poszedł szuka
ć
gdzie indziej.
* * *
Przesta
ń
szuka
ć
, mała rybko. Nie ma czego szuka
ć
.
Musisz tylko stan
ąć
spokojnie, otworzy
ć
oczy i patrze
ć
.
Nie mo
ż
esz Go nie zobaczy
ć
.
SŁYSZAŁEŚ ŚPIEW TEGO PTAKA?
Hindui
ś
ci indyjscy utworzyli czaruj
ą
cy obraz relacji
mi
ę
dzy Bogiem a jego stworzeniem. Bóg "ta
ń
czy"
swoje stworzenie. On jest tancerzem, stworzenie
jest ta
ń
cem. Taniec jest czym
ś
innym ni
ż
Tancerz,
lecz mimo to nie mo
ż
e istnie
ć
niezale
ż
nie od Niego.
Nie jest rzecz
ą
, któr
ą
mo
ż
esz zabra
ć
do domu w pudełku,
je
ś
li ci si
ę
spodoba. Gdy Tancerz si
ę
zatrzymuje,
taniec przestaje istnie
ć
W swym poszukiwaniu Boga człowiek my
ś
li za du
ż
o,
za du
ż
o rozwa
ż
a, za du
ż
o mówi. Nawet kiedy kontempluje
ten taniec, który nazywamy stworzeniem, cały czas my
ś
li,
mówi ( do siebie lub do innych ), rozwa
ż
a, analizuje, filozofuje.
Słowa, słowa, słowa... Hałas, hałas, hałas...
Milcz i patrz na taniec. Po prostu, patrz: gwiazda, kwiat,
zbutwiały li
ść
, ptak, kamie
ń
... Nadaje si
ę
do tego ka
ż
da
cz
ęść
ta
ń
ca. Patrz. Słuchaj. W
ą
chaj. Dotykaj. Smakuj.
I bez w
ą
tpienia zobaczysz Jego, Tancerza we własnej osobie.
Ucze
ń
ci
ą
gle si
ę
skar
ż
ył swemu mistrzowi zen:
- Stale ukrywasz przede mn
ą
ostatni
ą
tajemnic
ę
zen.
I nie chciał wierzy
ć
w zaprzeczenia mistrza.
Pewnego dnia mistrz zabrał go na spacer w góry.
Gdy szli, usłyszeli
ś
piew ptaka.
- Słyszałe
ś
ś
piew tego ptaka? - zapytał go mistrz.
- Tak - odpowiedział ucze
ń
.
- No wi
ę
c dobrze, teraz ju
ż
wiesz,
ż
e nic przed tob
ą
nie ukrywałem.
- Tak - przytakn
ą
ł ucze
ń
.
Je
ś
li rzeczywi
ś
cie słyszałe
ś
jak
ś
piewa ptak,
je
ś
li rzeczywi
ś
cie widziałe
ś
drzewo... powiniene
ś
wiedzie
ć
wi
ę
cej, ni
ż
wyra
ż
aj
ą
słowa i poj
ę
cia.
Co mówisz?
ś
e słyszałe
ś
ś
piew dziesi
ą
tków ptaków
i widziałe
ś
setki drzew? Zgoda. Ale to, co widziałe
ś
,
to było drzewo czy jego opis? Je
ś
li patrzysz na drzewo
i widzisz cud - wtedy wreszcie zobaczyłe
ś
drzewo!
Czy twoje serce napełniło si
ę
kiedy
ś
niemym podziwem,
kiedy usłyszałe
ś
ś
piew ptaka?
RĄBIĘ DRZEWO!
Kiedy mistrz zen osi
ą
gn
ą
ł o
ś
wiecenie, by to uczci
ć
,
napisał takie słowa:
Och, co za wspaniały cud:
r
ą
bi
ę
drzewo!
Wyci
ą
gam wod
ę
ze studni!
Dla wi
ę
kszo
ś
ci ludzi nie ma nic cudownego w zaj
ę
ciach
tak banalnych, jak wyci
ą
ganie wody czy r
ą
banie drewna.
Gdy si
ę
osi
ą
gnie o
ś
wiecenie, w rzeczywisto
ś
ci
nic si
ę
nie zmienia. Wszystko jest po staremu.
Tyle
ż
e teraz serce napełnia si
ę
zdumieniem.
Drzewo pozostaje drzewem, ludzie s
ą
tacy jak przedtem
i ty tak
ż
e.
ś
ycie nie zaczyna biec inaczej. Mo
ż
esz by
ć
tak samo zmienny czy stały, tak rozwa
ż
ny czy szalony
jak dawniej. Ale jest jednak powa
ż
na ró
ż
nica: teraz widzisz
wszystkie te rzeczy w inny sposób. Człowiek jest jakby
bardziej oddalony od tego. I twoje serce napełnia si
ę
zdumieniem.
Taka jest istota kontemplacji: zdolno
ść
zdumiewanie si
ę
.
Kontemplacja ró
ż
ni si
ę
od ekstazy tym,
ż
e ta ostatnia
poci
ą
ga człowieka do "odsuni
ę
cia si
ę
". Kontemplatyk
o
ś
wiecony dalej r
ą
bie drzewo i wyci
ą
ga wod
ę
ze studni.
Kontemplacja ró
ż
ni si
ę
od wra
ż
liwo
ś
ci na pi
ę
kno,
gdy
ż
ono ( obraz czy zachód sło
ń
ca ) wywołuje przyjemno
ść
estetyczn
ą
, podczas gdy kontemplacja wywołuje zdumienie
- bez wzgl
ę
du na to, czy kontempluje si
ę
zachód sło
ń
ca,
czy kamie
ń
. Jest cech
ą
dziecka,
ż
e tak cz
ę
sto si
ę
dziwi.
Dlatego jest tak blisko królestwa niebieskiego.
BAMBUSY
Nasz pies Brownie siedział napi
ę
ty, uszy wyostrzone, ogon
drgaj
ą
cy nerwowo, oczy w gór
ę
- wpatrywał si
ę
w koron
ę
drzewa. Tam była małpa. Jedynie małpa zajmowała jego
ś
wiadomo
ść
w tym momencie. Jako,
ż
e nie posiada on
zdolno
ś
ci rozumowania, nie nachodziła go ani jedna my
ś
l,
która przeszkadzałaby jego koncentracji: nie my
ś
lał co
b
ę
dzie jadł wieczorem ani czy b
ę
dzie co
ś
miał naprawd
ę
do jedzenia, ani gdzie pójdzie spa
ć
. Brownie był lepszym
wyobra
ż
eniem kontemplacji ni
ż
wszystko, co dot
ą
d widziałem.
By
ć
mo
ż
e i ty do
ś
wiadczyłe
ś
czego
ś
podobnego, na przykład
kiedy zostałe
ś
całkowicie pochłoni
ę
ty widokiem bawi
ą
cego
si
ę
kotka. Oto zasada kontemplacji równie dobra jak inne
mi znane:
ż
yj w pełni tera
ź
niejszo
ś
ci
ą
.
Zrób tak naprawd
ę
: Zostaw wszelkie my
ś
lenie o przyszło
ś
ci
i przeszło
ś
ci, wszelkie poj
ę
cia, wszelkie wyobra
ż
enia i sta
ń
w pełni obecny. I powstaje kontemplacja.
Po latach
ć
wicze
ń
ucze
ń
poprosił swego mistrza,
by udzielił mu o
ś
wiecenia.
Mistrz zaprowadził go do lasku bambusowego i rzekł:
- Zobacz jak ten bambus jest wysoki,
spójrz na drugi, jaki jest niski.
I w tym wła
ś
nie momencie ucze
ń
został o
ś
wiecony.
Mówi si
ę
,
ż
e Budda, staraj
ą
c si
ę
osi
ą
gn
ąć
o
ś
wiecenie,
próbował praktykowa
ć
ka
ż
d
ą
duchowo
ść
, wszelkie
formy ascetyzmu i wszelkie zasady stosowane
w Indiach jego czasów. Wszystko na pró
ż
no.
W ko
ń
cu usiadł pewnego dnia pod drzewem zwanym
bodhi i tam otrzymał o
ś
wiecenie. Pó
ź
niej przekazał
tajemnic
ę
o
ś
wiecenia swoim uczniom słowami,
które niewtajemniczonym mog
ą
wydawa
ć
si
ę
enigmatyczne, zwłaszcza je
ś
li zajmuj
ą
si
ę
swoimi my
ś
lami:
"Kiedy oddychacie słabo, b
ą
d
ź
cie
ś
wiadomi,
ż
e oddychacie słabo. Kiedy nie oddychacie ani za gł
ę
boko,
ani za słabo, b
ą
d
ź
cie
ś
wiadomi,
ż
e nie oddychacie
ani za gł
ę
boko, ani za słabo".
Ś
wiadomo
ść
. Uwaga. Zaanga
ż
owanie. Nic wi
ę
cej.
T
ę
form
ę
zaanga
ż
owania mo
ż
emy zauwa
ż
y
ć
u dzieci.
Maj
ą
one łatwy dost
ę
p do królestwa niebieskiego.
CIĄGŁA ŚWIADOMOŚĆ
ś
aden z uczniów zen nie o
ś
mieliłby si
ę
uczy
ć
innych,
gdyby wcze
ś
niej nie był prze
ż
ył ze swym mistrzem
conajmniej dziesi
ę
ciu lat.
Po dziesi
ę
ciu latach nauki Tenno został nauczycielem.
Pewnego razu poszedł odwiedzi
ć
swego mistrza Nan-in.
Dzie
ń
był d
ż
d
ż
ysty i dlatego Tenno zało
ż
ył drewniane
chodaki i zabrał parasol.
Gdy Tenno przybył, Nan-in powiedział:
- Zostawiłe
ś
chodaki i parasol przed drzwiami, prawda?
Mo
ż
esz mi powiedzie
ć
, czy poło
ż
yłe
ś
parasol po prawej,
czy po lewej stronie chodaków?
Tenno nie pami
ę
tał i zmieszał si
ę
.
Zdał sobie spraw
ę
,
ż
e nie potrafi stosowa
ć
Ci
ą
głej
Ś
wiadomo
ś
ci.
I tak został uczniem Nan-in i studiował kolejnych
dziesi
ęć
lat, a
ż
do osi
ą
gni
ę
cia Ci
ą
głej
Ś
wiadomo
ś
ci.
Człowiek, który jest ci
ą
gle
ś
wiadomy, człowiek,
który jest w pełni obecny w ka
ż
dej chwili: to jest mistrz.
ŚWIĘTOŚĆ W CHWILI OBECNEJ
Zapytano Budd
ę
przy pewnej okazji:
- Kto to jest
ś
wi
ę
ty?
Budda odpowiedział:
- Ka
ż
da godzina dzieli si
ę
na pewn
ą
liczb
ę
sekund,
a ka
ż
da sekunda na pewn
ą
liczb
ę
ułamków.
Ś
wi
ę
tym naprawd
ę
jest ten, kto zdolny jest by
ć
w pełni
obecny w ka
ż
dym ułamku sekundy.
Wojownik japo
ń
ski zastał uj
ę
ty przez nieprzyjaciół
i zamkni
ę
ty w lochu. W nocy nie mógł zasn
ąć
,
był bowiem przekonany,
ż
e nast
ę
pnego dnia rano
zostanie poddany okrutnym torturom.
Wtem przypomniał sobie słowa swego mistrza zen:
"Jutro nie istnieje naprawd
ę
.
Jedyn
ą
rzeczywisto
ś
ci
ą
jest tera
ź
niejszo
ść
".
Tak powrócił do tera
ź
niejszo
ś
ci - i zasn
ą
ł.
Człowiek o ile uwolni si
ę
od wi
ę
zów przyszło
ś
ci,
podobny jest do ptaków na niebie i polnych lilii.
Bez trosk o jutro. Całkowicie w tera
ź
niejszo
ś
ci.
Ś
wi
ę
ty człowiek!
DZWON ŚWIĄTYNI
Ś
wi
ą
tynia znajdowała si
ę
na wyspie, dwie mile od brzegu.
Posiadała tysi
ą
c dzwonów. Dzwony wielkie i małe,
dzieło najlepszych ludwisarzy
ś
wiata.
Gdy wiał wiatr lub zrywała si
ę
burza,
wszystkie dzwony
ś
wi
ą
tyni były jednym głosem
tworz
ą
c symfonie porywaj
ą
c
ą
serca słuchaczy.
Po kilku jednak wiekach wyspa zapadła si
ę
w morze,
a z ni
ą
ś
wi
ą
tynia i jej dzwony. Staro
ż
ytna tradycja mówiła,
ż
e dzwony dalej bij
ą
bez przerwy i
ż
e ktokolwiek słuchałby
uwa
ż
nie, mógłby je usłysze
ć
.
Poruszony t
ą
legend
ą
młody człowiek przebył
dwa tysi
ą
ce mil z zamiarem usłyszenia dzwonów.
Całymi dniami siedział na brzegu, naprzeciw miejsca,
gdzie dawnymi czasy wznosiła si
ę
ś
wi
ą
tynia, i słuchał -
słuchał z cał
ą
uwag
ą
.
Ale słyszał jedynie szum fal rozbijaj
ą
cych si
ę
o brzeg .
Wysilał si
ę
jak mógł. by oddali
ć
od siebie szum fal
i usłysze
ć
dzwony:
Wszystko na pró
ż
no, szum fal wydawał si
ę
obejmowa
ć
wszech
ś
wiat.
Trwał przy tym tygodniami, a
ż
ogarn
ę
ło go zniech
ę
cenie.
Wtedy przypadkiem usłyszał m
ą
drych ludzi z wioski:
Rozprawiali z namaszczeniem o tajemniczej legendzie
dzwonów, i o tych, którzy je słyszeli.
Potwierdzali prawdziwo
ść
legendy.
Serce w nim płon
ę
ło, gdy słyszał te słowa,
by wróci
ć
do zniech
ę
cenia, gdy nast
ę
pne tygodnie wysiłku
nie przyniosły
ż
adnych rezultatów.
Postanowił wreszcie zrezygnowa
ć
z zamiaru.
Mo
ż
e nie był przeznaczony zasta
ć
jednym ze szcz
ęś
liwców,
którym dane było słysze
ć
dzwony.
Mo
ż
e tez i legenda nie była prawdziwa.
Wróci do domu i uzna swe niepowodzenie.
Był to ostatni dzie
ń
jego pobytu w tym miejscu.
Udał si
ę
po raz ostatni na ulubiony brzeg,
aby po
ż
egna
ć
morze, niebo, wiatr i palmy.
Wyci
ą
gn
ą
ł si
ę
na piasku patrz
ą
c w niebo
i słuchaj
ą
c odgłosów morza.
Tego dnia nie opierał si
ę
tym odgłosom.
Przeciwnie - oddał si
ę
im i odkrył,
ż
e poszum fal był d
ź
wi
ę
kiem naprawd
ę
słodkim
i przyjemnym. Tak owładn
ą
ł ten odgłos,
ż
e łatwo był
ś
wiadom samego siebie.
Gdy
ż
gł
ę
bokie było milczenie,
które szum wytworzył w jego sercu...
I w tej ciszy usłyszał je!
D
ź
wi
ę
k jednego dzwonka, potem nast
ę
pnego
i jeszcze jednego, i jeszcze...
Oto ju
ż
wszystkie i ka
ż
dy z osobna z tysi
ą
ca dzwonów
ś
wi
ą
tyni dzwoniły w podniosłej harmonii,
a jego serce ogarn
ę
ło zdumienie i rado
ść
.
Je
ś
li chcesz usłysze
ć
dzwony
ś
wi
ą
tyni, słuchaj głosu morza.
Je
ś
li chcesz widzie
ć
Boga, patrz uwa
ż
nie na stworzenie.
Nie odrzucaj go; nie rozmy
ś
laj nad nim. Po prostu, patrz.
SŁOWO STAŁO SIĘ CIAŁEM
W Ewangelii
ś
wi
ę
tego Jana czytamy:
"A Słowo stało si
ę
ciałem i zamieszkało w
ś
ród nas...
Wszystko przez nie si
ę
stało;
a bez niego nic si
ę
nie stało, co si
ę
stało;
W nim było
ż
ycie,
a
ż
ycie było
ś
wiatło
ś
ci
ą
ludzi,
a
ś
wiatło
ść
w ciemno
ś
ci
ś
wieci
i ciemno
ść
jej nie ogarn
ę
ła".
(J 1,14; 3-6)
Popatrz na ciemno
ść
. Wkrótce zobaczysz
ś
wiatło.
Patrz w milczeniu na wszystkie rzeczy.
Wkrótce zobaczysz Słowo.
Słowo stało si
ę
ciałem i zamieszkało w
ś
ród nas...
Budzi lito
ść
widok usilnych stara
ń
tych, którzy chc
ą
przemieni
ć
na nowo ciało w słowo.
Słowa, słowa, słowa...
CZŁOWIEK IDOL
Staro
ż
ytna opowie
ść
hindu:
Był sobie raz pewien kupiec, którego statek
rozbił si
ę
u brzegów Cejlonu,
gdzie Vibhishana był Królem Potworów.
Kupca zaprowadzono przed oblicze Króla.
Na jego widok Vibhishana nie posiadał si
ę
z rado
ś
ci i rzekł:
- Och, wygl
ą
da tak jak mój Rama.
Te same ludzkie kształty!
Po czym okrył kupca bogatymi strojami
i klejnotami i adorował go.
Mówi mistyk hindu, Ramakriszna: "Gdy po raz pierwszy
usłyszałem t
ę
histori
ę
, doznałem nieopisanej rado
ś
ci.
Je
ś
li Boga mo
ż
na czci
ć
w wyobra
ż
eniu z gliny,
dlaczegó
ż
by nie w człowieku?"
SZUKAĆ W ZŁYM MIEJSCU
Jeden z s
ą
siadów zastał Nasruddina na kolanach,
szukaj
ą
cego czego
ś
.
- Czego szukasz, mułło?
- Mojego klucza. Zgubiłem go.
I obaj, na kl
ę
czkach zacz
ę
li szuka
ć
zgubionego klucza.
Po chwili zapytał s
ą
siad:
- Gdzie go zgubiłe
ś
?
- W domu.
-
Ś
wi
ę
ty Bo
ż
e! W takim razie, dlaczego szukamy tutaj?!
- Bo tu jest wi
ę
cej
ś
wiatła.
Có
ż
jest warte szukanie Boga w miejscach
ś
wi
ę
tych,
je
ś
li zgubiłe
ś
Go w swoim sercu?
PYTANIE
Pytał pewien mnich:
- Te góry, rzeki, ziemia i gwiazdy... sk
ą
d si
ę
wzi
ę
ły?
I zapytał mistrz:
- A sk
ą
d si
ę
wzi
ę
ło twoje pytanie?
Szukaj wewn
ą
trz siebie!
PRODUCENT ETYKIETEK
ś
ycie jest tak butelka dobrego wina.
Niektórzy zadowalaj
ą
si
ę
czytaniem etykiety,
inni wol
ą
spróbowa
ć
jej zawarto
ść
.
Pewnego razu Budda pokazał swoim uczniom kwiat
i poprosił, by powiedzieli co
ś
o nim.
Przez chwil
ę
kontemplowali go w milczeniu.
Jeden wygłosił filozoficzny wykład na ten temat.
Inny uło
ż
ył o nim wiersz.
Jeszcze inny wymy
ś
lił przypowie
ść
.
Ka
ż
dy si
ę
starał by
ć
lepszy od pozostałych.
Producenci etykietek!
Mahakaszjap spojrzał na kwiat - u
ś
miechn
ą
ł si
ę
i nic nie powiedział.
On go tylko zobaczył.
Gdybym tak miał spróbowa
ć
ptaka
kwiat
drzewo
ludzk
ą
twarz... !
Ale niestety! Nie ma czasu.
Jestem zaj
ę
ty nauczaniem si
ę
odczytywania etykietek
i wytwarzaniem moich własnych.
Nigdy nie upiłem si
ę
winem.
FORMUŁA
Mistyk powrócił z pustyni.
- Opowiedz nam - pytali go z przej
ę
ciem - jaki jest Bóg?
Ale jak mógłby wyrazi
ć
słowami to, czego do
ś
wiadczył
w gł
ę
bi swego serca?
Czy
ż
mo
ż
na prawd
ę
zamkn
ąć
w słowach?
W ko
ń
cu przekazał im formułk
ę
- niedokładn
ą
oczywi
ś
cie
i niepełn
ą
- w nadziei, ze kto
ś
z nich b
ę
dzie mógł spróbowa
ć
i dzi
ę
ki niej osobi
ś
cie do
ś
wiadczy
ć
tego, czego on do
ś
wiadczył.
Ci za
ś
nauczyli si
ę
formuły i zrobili z niej tekst
ś
wi
ę
ty.
I narzucili j
ą
wszystkim, jakby chodziło o dogmat.
Postarali si
ę
wr
ę
cz o to, by rozpowszechni
ć
j
ą
w obcych krajach.
A niektórzy nawet oddali za ni
ą
swe
ż
ycie.
Mistyk si
ę
zasmucił.
By
ć
mo
ż
e byłoby lepiej, gdyby nic nie powiedział.
PODRÓśNIK
Podró
ż
nik wrócił do swego ludu,
żą
dnego wiedzy o Amazonii.
Ale jak mógł wyrazi
ć
słowami wra
ż
enie swojego serca,
kiedy kontemplował kwiaty przejmuj
ą
co pi
ę
kne
i słuchał nocnych odgłosów lasu?
Jak przekaza
ć
to, co czuł w sercu, gdy u
ś
wiadomił sobie
niebezpiecze
ń
stwo ze strony dzikich zwierz
ą
t
lub gdy prowadził łódk
ę
przez niepewne wody rzeki?
Powiedział:
- Id
ź
cie i odkryjcie to sami. Nic nie zast
ą
pi własnego ryzyka
i osobistego do
ś
wiadczenia.
Wszak
ż
e dla orientacji wykre
ś
lił map
ę
Amazonii;
bo czy
ż
nie znał ka
ż
dego zakr
ę
tu i zakola rzeki
oraz jak była szeroka i jak gł
ę
boka,
gdzie były wodospady i kaskady?
Podró
ż
nik
ż
ałował przez całe
ż
ycie,
ż
e sporz
ą
dził t
ę
map
ę
.
Byłoby lepiej, gdyby jej nie zrobił.
Mówi si
ę
,
ż
e Budda stanowczo odmawiał mówienia
Bogu. Prawdopodobnie zdawał sobie spraw
ę
z niebezpiecze
ń
stwa sporz
ą
dzania map
potencjalnych podró
ż
ników.
TOMASZ Z AKWINU PRZESTAJE PISAĆ
Kroniki mówi
ą
,
ż
e Tomasz z Akwinu, jeden z najwybitniejszych
teologów, jakich zna historia, pod koniec
ż
ycia nagle przestał
pisa
ć
. Gdy jego sekretarz skar
ż
ył si
ę
,
ż
e dzieło pozostaje
niedoko
ń
czone, Tomasz mu odpowiedział:
- Bracie Reginaldzie, przed kilkoma miesi
ą
cami, sprawuj
ą
c
liturgi
ę
, do
ś
wiadczyłem czego
ś
z bóstwa. Tego dnia straciłem
wszelk
ą
ochot
ę
do pisania. Tak naprawd
ę
, wszystko to,
co napisałem o Bogu, wydaje mi si
ę
nie wi
ę
cej warte
ni
ż
słoma.
Czy
ż
mo
ż
e by
ć
inaczej, gdy intelektualista staje si
ę
mistykiem?
Kiedy mistyk schodził z góry,
zbli
ż
ył si
ę
do
ń
ateista i powiedział z przek
ą
sem:
- Co
ś
nam przyniósł z ogrodu wspaniało
ś
ci,
w którym przebywałe
ś
?
Mistyk odpowiedział:
- Rzeczywi
ś
cie, zamierzałem napełni
ć
chust
ę
kwiatami,
aby po powrocie podarowa
ć
niektóre z nich przyjaciołom.
Ale tak odurzył mnie zapach ogrodu,
ż
e zapomniałem nawet o chu
ś
cie.
Mistrzowie zen wyra
ż
aj
ą
to krócej:
"Kto wie, nie mówi. Kto mówi, nie wie."
BÓL DERWISZA
Pewien derwisz siedział sobie spokojnie
nad brzegiem rzeki, gdy pewien w
ę
drowiec
przechodz
ą
c mimo, widz
ą
c jego odkryty kark,
nie mógł si
ę
oprze
ć
pokusie uderzenia go
z gło
ś
nym pla
ś
ni
ę
ciem. Był zachwycony
odgłosem wywołanym przez swoje uderzenie,
derwisza jednak piekł ból, wi
ę
c podniósł si
ę
,
by mu odda
ć
.
- Poczekaj chwil
ę
- powiedział napastnik. -
Mo
ż
esz mi odda
ć
, je
ś
li chcesz, lecz odpowiedz
mi najpierw na pytanie, które mi teraz przyszło
do głowy: Co wywołało pla
ś
ni
ę
cie
- moja r
ę
ka czy twój kark?
Derwisz odrzekł:
- Sam sobie odpowiedz.
Ból nie pozwala mi teoretyzowa
ć
.
Mo
ż
esz to robi
ć
ty, bo nie czujesz tego, co ja.
Gdy si
ę
do
ś
wiadcza bóstwa, wydatnie maleje
ochota na teoretyzowanie.
NUTA MĄDROŚCI
Nikt nie wiedział, co stało si
ę
z Kakua,
gdy odszedł sprzed oblicza cesarza.
Po prostu znikn
ą
ł. A oto jego historia:
Kakua był pierwszym Japo
ń
czykiem,
który studiował zen w Chinach.
Nigdzie nie podró
ż
ował. Jedyne, co robił,
to cz
ę
ste rozmy
ś
lanie. Kiedy ludzie spotykali
go i prosili, by głosił kazania, mówił kilka słów
i odchodził w inn
ą
stron
ę
lasu, gdzie trudniej
było go znale
źć
.
Kiedy Kakua wrócił do Japonii, cesarz o nim
usłyszał i poprosił go, aby mówił o zen przed
nim i przed całym dworem.
Kakua stan
ą
ł w milczeniu przed cesarzem,
wyj
ą
ł flet z fałd swego ubrania i zagrał jedn
ą
krótk
ą
nut
ę
.
Potem ukłonił si
ę
gł
ę
boko przed władc
ą
i znikn
ą
ł.
Mówi Konfucjusz:
"Nie uczy
ć
człowieka dojrzałego jest marnowaniem
człowieka, uczy
ć
człowieka niedojrzałego jest
marnowaniem słów".
CO MÓWISZ ?
Mistrz wpisuje m
ą
dro
ść
w serca swoich uczniów,
a nie na karty ksi
ąż
ek. Ucze
ń
b
ę
dzie musiał nosi
ć
t
ę
m
ą
dro
ść
, ukryt
ą
w sercu, przez trzydzie
ś
ci
czy czterdzie
ś
ci lat, a
ż
znajdzie kogo
ś
zdolnego
do jej przyj
ę
cia. Taka była tradycja zen.
Mistrz zen, Mu-nan wiedział, i
ż
ma tylko jednego
spadkobierc
ę
: swego ucznia Shoju.
Pewnego dnia kazał go wezwa
ć
i rzekł:
- Jestem ju
ż
stary, Shoju, i ty b
ę
dziesz musiał
podj
ąć
nauk
ę
. Masz tu ksi
ąż
k
ę
przekazywan
ą
z mistrza na mistrza przez siedem pokole
ń
.
Sam dodałem do niej kilka uwag, które mog
ą
ci by
ć
u
ż
yteczne. We
ź
j
ą
i zachowaj na znak,
i
ż
jeste
ś
moim nast
ę
pc
ą
.
- Zrobiłby
ś
lepiej zatrzymuj
ą
c t
ę
ksi
ąż
k
ę
- odparł Shoju.
- Przekazywałe
ś
mi zen nie potrzebuj
ą
c słów pisanych
szcz
ęś
liwie b
ę
dzie, je
ś
li tak zostanie.
- Wiem, wiem - powiedział cierpliwie Mu-nan -
ale ksi
ąż
ka słu
ż
yła siedmiu pokoleniom,
mo
ż
e wi
ę
c przyda
ć
si
ę
i tobie.
Zatem we
ź
j
ą
i zachowaj.
Siedzieli obaj i rozmawiali przy ognisku.
Ledwie Shoju dotkn
ą
ł ksi
ąż
ki, rzucił j
ą
w ogie
ń
.
Nie miał serca do słów pisanych.
Mu-nan, którego nikt nigdy nie widział
zdenerwowanego, krzykn
ą
ł:
- Co za głupstwo robisz? -
A Shoju odparł:
- Co za głupstwo mówisz?
Guru mówi z przekonaniem o tym, czego
sam do
ś
wiadczył. Nigdy nie cytuje ksi
ąż
ki.
DIABEŁ I JEGO PRZYJACIEL
Pewnego razu wyszedł diabeł
na spacer z przyjacielem.
Nagle zobaczył przed sob
ą
człowieka,
który pochylony nad ziemi
ą
usiłował co
ś
zbiera
ć
.
- Czego szuka ten człowiek? - zapytał diabła przyjaciel.
- Okruchów Prawdy - odpowiedział diabeł.
- I nie niepokoi ci
ę
to? - znów zapytał przyjaciel.
- Ani troch
ę
- odpowiedział diabeł. -
Pozwol
ę
mu zrobi
ć
z tego wierzenie religijne.
Wierzenie religijne jest jak drogowskaz wskazuj
ą
cy
drog
ę
do Prawdy. Ludzie, którzy upieraj
ą
si
ę
,
aby pozostawa
ć
przy drogowskazie, doznaj
ą
przeszkody
w post
ę
powaniu ku Prawdzie, gdy
ż
maj
ą
fałszywe uczucie,
ż
e ju
ż
j
ą
posiadaj
ą
.
NASRUDDIN UMARŁ
Razu pewnego Nasruddin, w filozoficznym nastroju
rozmy
ś
lał sobie na głos:
-
ś
ycie i
ś
mier
ć
... któ
ż
mo
ż
e powiedzie
ć
, czym s
ą
? -
Jego
ż
ona zaj
ę
ta czym
ś
w kuchni,
słyszała go i rzekła:
- Wszyscy m
ęż
czy
ź
ni s
ą
jednakowi, zupełnie
niepraktyczni. Wszyscy wiedz
ą
,
ż
e gdy ko
ń
czyny
ludzkie s
ą
sztywne i zimne, taki człowiek umarł.
Praktyczna m
ą
dro
ść
ż
ony wywarła
wra
ż
enie na Nasruddinie.
Kiedy innym razem zaskoczył go
ś
nieg,
poczuł,
ż
e jego r
ę
ce i nogi lodowaciej
ą
i dr
ę
twiej
ą
.
"Na pewno umarłem" - pomy
ś
lał.
I zaraz przyszła mu inna my
ś
l:
"Dlaczegó
ż
wi
ę
c chodz
ę
, skoro jestem nie
ż
ywy?
Powinienem le
ż
e
ć
, jak ka
ż
dy
szanuj
ą
cy si
ę
nieboszczyk".
I tak uczynił.
Po godzinie pewni podró
ż
ni przechodzili tamt
ę
dy
i zobaczywszy go le
żą
cego przy drodze, zacz
ę
li
dyskutowa
ć
, czy ten człowiek jest
ż
ywy, czy martwy.
Nasruddin z całej duszy pragn
ą
ł krzykn
ąć
i powiedzie
ć
im: "Głupi jeste
ś
cie. Nie widzicie,
ż
e jestem martwy? Nie widzicie,
ż
e moje ko
ń
czyny
s
ą
zimne i sztywne?"
Lecz zdawał sobie spraw
ę
,
ż
e umarli
nie powinni mówi
ć
. Powstrzymał wi
ę
c j
ę
zyk.
Wreszcie podró
ż
ni ustalili,
ż
e człowiek nie
ż
yje,
i wzi
ę
li go na plecy, aby zanie
ść
na cmentarz i pogrzeba
ć
.
Nie uszli daleko, gdy zbli
ż
yli si
ę
do skrzy
ż
owania.
I nowy spór powstał mi
ę
dzy nimi:
o to, która droga prowadzi na cmentarz.
Nasruddin znosił to, ile potrafił,
w ko
ń
cu jednak nie wytrzymał i rzekł:
- Przepraszam, panowie, ale droga na cmentarz
to ta na lewo.
Wiem,
ż
e zakłada si
ę
, i
ż
umarli nie powinni mówi
ć
,
lecz wyłamałem si
ę
z tej reguły tylko na moment
i zapewniam was,
ż
e ju
ż
wi
ę
cej nie powiem ani słowa.
Gdy rzeczywisto
ść
napotyka na sztywne wierzenie,
tym gorzej dla rzeczywisto
ś
ci.
KOŚCI DLA WYPRÓBOWANIA WIARY
Pewien chrze
ś
cija
ń
ski intelektualista, który uwa
ż
ał,
ż
e Biblia jest literalnie prawdziwa a
ż
do najmniejszych
szczegółów, spotkał raz koleg
ę
, który mu rzekł:
- Według Biblii ziemia została stworzona
około pi
ęć
tysi
ę
cy lat temu.
Znaleziono jednak ko
ś
ci
ś
wiadcz
ą
ce,
ż
e
ż
ycie
na naszej planecie istnieje od setek tysi
ę
cy lat.
Na odpowied
ź
nie trzeba było długo czeka
ć
:
- Kiedy Bóg stworzył ziemi
ę
pi
ęć
tysi
ę
cy lat temu,
celowo umie
ś
cił te ko
ś
ci w ziemi,
aby wypróbowa
ć
, czy bardziej b
ę
dziemy wierzy
ć
twierdzeniom naukowców, czy Jego
Ś
wi
ę
temu Słowu.
Dodatkowy dowód na to,
ż
e sztywne wierzenia
prowadz
ą
do wypaczenia rzeczywisto
ś
ci.
DLACZEGO UMIERAJĄ DOBRZY LUDZIE?
Duszpasterz pewnej wioski odwiedził dom
starej parafianki i popijaj
ą
c kaw
ę
, odpowiadał
na pytania, którymi babcia go zasypywała.
- Dlaczego Pan tak cz
ę
sto zsyła na nas zarazy? -
pytała staruszka.
- No có
ż
- odpowiedział proboszcz -
czasem ludzie s
ą
tak
ź
li,
ż
e trzeba ich zgładzi
ć
,
i dlatego nasz Pan dopuszcza zarazy.
- Ale - zauwa
ż
yła babcia - w takim razie,
dlaczego ginie tylu dobrych ludzi razem ze złymi?
- Dobrych wzywa Bóg na
ś
wiadków - wyja
ś
nił proboszcz. -
Pan pragnie, aby wszystkie dusze miały sprawiedliwy s
ą
d.
Uparty wierz
ą
cy potrafi wytłumaczy
ć
absolutnie wszystko.
MISTRZ NIE WIE
Poszukuj
ą
cy zbli
ż
ył si
ę
z szacunkiem do ucznia i zapytał:
- Jaki jest sens
ż
ycia ludzkiego?
Ucze
ń
przeszukał pisma swojego mistrza
i pełen ufno
ś
ci odpowiedział jego słowami:
-
ś
ycie ludzkie jest jedynie przejawem
Bo
ż
ej obfito
ś
ci.
Kiedy poszukuj
ą
cy spotkał si
ę
z mistrzem osobi
ś
cie,
zadał mu to samo pytanie.
Mistrz odpowiedział:
- Nie wiem.
Poszukuj
ą
cy mówi: "Nie wiem".
Ś
wiadczy to o honorze.
Mistrz mówi: "Nie wiem". Wymaga to posiadania umysłu
mistycznego, zdolnego, by wiedzie
ć
wszystko poprzez
niewiedz
ę
. Ucze
ń
mówi: "Nie wiem".
Ś
wiadczy to
o ignorancji, o wypaczeniu zapo
ż
yczonego poznania.
PATRZEĆ W OCZY
Komendant wojsk okupacyjnych powiedział do wójta
pewnej wsi:
- Jeste
ś
my pewni,
ż
e ukrywacie we wsi zdrajc
ę
.
Tak wi
ę
c je
ś
li go nam nie wydacie, uprzykrzymy wam
ż
ycie,
panu i pa
ń
skim ludziom, na ile to tylko b
ę
dzie w naszej mocy.
Rzeczywi
ś
cie, wioska ukrywała pewnego człowieka,
który wydawał si
ę
dobry i niewinny, wi
ę
c wszyscy go lubili.
Ale có
ż
mógł zrobi
ć
wójt teraz, kiedy został zagro
ż
ony
spokój całej wsi?
Długie dni dyskusji rady gminnej nie przyniosły rozwi
ą
zania.
W ko
ń
cu wójt przedstawił problem proboszczowi.
Proboszcz z wójtem przesiedzieli cała noc szukaj
ą
c
w Pi
ś
mie
Ś
wi
ę
tym i wreszcie ukazało si
ę
im rozwi
ą
zanie.
W Pi
ś
mie był pewien tekst, który mówił:
"Lepiej je
ś
li jeden człowiek umrze za lud,
ni
ż
miałby umrze
ć
cały naród".
W ten sposób wójt wydał niewinnego wojskom
okupacyjnym prosz
ą
c go o przebaczenie.
Człowiek powiedział,
ż
e nie ma nic do wybaczenia
i
ż
e nie chce nara
ż
a
ć
wioski na niebezpiecze
ń
stwo.
Torturowano go tak okrutnie,
ż
e jego krzyki mogli
słysze
ć
wszyscy mieszka
ń
cy wsi.
W ko
ń
cu został stracony.
Po dwudziestu latach do wsi przyszedł prorok,
udał si
ę
wprost do wójta i rzekł:
- Co
ś
cie zrobili? Ten człowiek był przeznaczony
przez Boga by by
ć
zbawicielem tego kraju,
a ty wydałe
ś
go na tortury i
ś
mier
ć
.
- A co mogłem zrobi
ć
? - zawołał wójt. -
Razem z proboszczem szukali
ś
my w Pi
ś
mie
i post
ą
pili
ś
my tak, jak tam było powiedziane.
To był wasz bł
ą
d - rzekł prorok. -
Patrzyli
ś
cie w Pismo, a powinni
ś
cie byli
równie
ż
patrze
ć
w oczy tamtego człowieka.
PSZENICA Z GROBÓW EGIPSKICH
W grobie jednego ze staro
ż
ytnych faraonów egipskich
znaleziona gar
ść
ziaren pszenicy.
Miały pi
ęć
tysi
ę
cy lat. Kto
ś
zasiał ziarna i podlewał.
I ku ogólnemu zdumieniu ziarna o
ż
yły i wykiełkowały.
Po pi
ę
ciu tysi
ą
cach lat.
Kiedy kto
ś
jest o
ś
wiecony, jego słowa s
ą
jak nasiona,
pełne
ż
ycia i energii. I mog
ą
zachowa
ć
form
ę
nasion
przez wieki, a
ż
zostan
ą
zasiane w serce
ż
yzne i otwarte.
Zwykłem był my
ś
le
ć
,
ż
e słowa pisane s
ą
martwe i suche.
Teraz wiem,
ż
e s
ą
pełne energii i
ż
ycia. To moje serce
było zimne i martwe, jak
ż
e wi
ę
c mogło
w nim co
ś
wyrosn
ąć
?
POPRAW PISMA
Pewien uczony człowiek poszedł do Buddy i rzekł:
- Sprawy, o których nauczałe
ś
, panie,
nie znajduj
ą
si
ę
w
Ś
wi
ę
tych Pismach.
- W takim razie, ty je tam umie
ść
- odparł Budda.
Po chwili zakłopotania człowiek mówił dalej:
- Czy pozwolisz zauwa
ż
y
ć
panie,
ż
e pewne sprawy,
których obecnie nauczasz s
ą
wr
ę
cz sprzeczne
ze
Ś
wi
ę
tymi Pismami?
- W takim razie popraw Pisma - odpowiedział Budda.
W ONZ przedło
ż
ono propozycj
ę
poprawienia wszystkich
pism religii
ś
wiata. Wszystko, co mogłoby w nich prowadzi
ć
do nietolerancji, okrucie
ń
stwa czy fanatyzmu, miałoby by
ć
wykre
ś
lone. Cokolwiek byłoby przeciwne godno
ś
ci
lub dobrobytowi człowieka, miałoby zosta
ć
opuszczone.
Kiedy odkryto,
ż
e autorem propozycji był sam Jezus
Chrystus, dziennikarze oblegali jego rezydencj
ę
szukaj
ą
c
pełniejszego wyja
ś
nienia. Okazało si
ę
ono bardzo proste
i krótkie: "Pisma, podobnie jak szabat, s
ą
dla człowieka
- stwierdził Jezus - a nie człowiek dla Pism".
śONA NIEWIDOMEGO
Uczenie człowieka niedojrzałego mo
ż
e okaza
ć
si
ę
ogromnie szkodliwe:
Był raz człowiek, który miał bardzo brzydk
ą
córk
ę
,
wi
ę
c wydał j
ą
za m
ąż
za
ś
lepca,
bo nikt inny by jej nie chciał/
Kiedy pewien lekarz zaofiarował si
ę
przywróci
ć
wzrok
ś
lepemu mał
ż
onkowi,
ojciec dziewczyny sprzeciwił si
ę
z całej mocy,
gdy
ż
obawiał si
ę
,
ż
e człowiek ten
porzuciłby jego córk
ę
.
Na temat tej opowie
ś
ci Sa'di stwierdza:
"M
ęż
owi brzydkiej kobiety lepiej jest zosta
ć
ś
lepym".
A zal
ę
knionym ludziom nie wiedzie
ć
.
PROFESJONALIŚCI
Moje
ż
ycie religijne pozostaje całkowicie w r
ę
kach
profesjonalistów. Je
ś
li chc
ę
nauczy
ć
si
ę
modli
ć
,
id
ę
do kierownika duchowego; je
ś
li pragn
ę
odkry
ć
wol
ę
Bo
żą
w odniesieniu do mnie, udaj
ę
si
ę
na rekolekcje prowadzone
przez specjalist
ę
; by zrozumie
ć
Bibli
ę
, udaj
ę
si
ę
do moralisty;
a
ż
eby zostały mi przebaczone grzechy, id
ę
do kapłana.
Król jednej z wysp południowego Pacyfiku wydał
bankiet na cze
ść
znanego go
ś
cia z Zachodu.
Kiedy nadeszła pora wygłoszenia pochwalnej mowy
na cze
ść
go
ś
cia, jego Królewska Mo
ść
dalej siedział
na ziemi, podczas gdy zawodowy mówca,
specjalnie w tym celu wybrany, rozpływał si
ę
w pochwałach.
Po kunsztownym panegiryku go
ść
podniósł si
ę
,
aby powiedzie
ć
kilka słów podzi
ę
kowania królowi.
Jego Królewska Mo
ść
powstrzymał go delikatnie:
- Prosz
ę
nie wstawa
ć
powiedział - wyznaczyłem pewnego
mówc
ę
, aby mówił za pana.
Na naszej wyspie uwa
ż
amy,
ż
e publiczne przemawianie
nie powinno pozostawa
ć
w r
ę
kach amatorów.
Pytam si
ę
: Czy Bóg nie wolałby, abym był bardziej "amatorem"
w moich kontaktach z Nim?
SPECJALIŚCI
Sufi powiedział:
Uznawszy pewnego człowieka za zmarłego,
przyjaciele ponie
ś
li go, aby go pogrzeba
ć
.
Kiedy trumna miała ju
ż
zosta
ć
zło
ż
ona do grobu,
człowiek o
ż
ył nie wiadomo jak,
i zacz
ą
ł wali
ć
w pokryw
ę
trumny.
Otwarto trumn
ę
i człowiek si
ę
podniósł.
- Co robicie? - zapytał zebranych. -
Jestem
ż
ywy. Nie umarłem.
Jego słowa przyj
ę
to z milcz
ą
cym niedowierzaniem.
Wreszcie jeden z
ż
ałobników powiedział:
- Przyjacielu, tak lekarze, jak i kapłani, po
ś
wiadczyli,
ż
e umarłe
ś
. A wi
ę
c umarłe
ś
.
Po czym na nowo zamkni
ę
to wieko trumny
i pogrzebano go nale
ż
ycie.
ZUPA Z ZUPY Z KACZORA
Raz pewien krewny odwiedził Nasruddina
przynosz
ą
c mu w prezencie kaczora.
Nasruddin przyrz
ą
dził ptaka i pocz
ę
stował nim go
ś
cia.
Wkrótce zacz
ę
li przybywa
ć
go
ść
za go
ś
ciem;
wszyscy podkre
ś
lali,
ż
e s
ą
przyjaciółmi przyjaciela,
"człowieka, który Ci przyniósł kaczora".
Oczywi
ś
cie wszyscy si
ę
spodziewali
otrzyma
ć
go
ś
cin
ę
i jedzenie z kaczora.
Wreszcie mułła nie mógł tego znie
ść
i gdy pewnego dnia przybył do jego domu
kolejny nieznajomy, mówi
ą
c:
- Jestem przyjacielem przyjaciela twego krewnego,
który podarował Ci kaczora -
i jak wszyscy inny usiadł za stołem,
czekaj
ą
c by mu dano je
ść
,
Nasruddin postawił przed nim misk
ę
cieplej wody.
- Co to jest? - zapytał go
ść
.
- To - powiedział mułł
ą
- jest zupa z zupy kaczora,
którego podarował mi mój przyjaciel.
Czasem mo
ż
na usłysze
ć
o ludziach, którzy zostali
uczniami uczniów człowieka, który miał do
ś
wiadczenie Boga.
Jak mo
ż
na przesła
ć
pocałunek przez go
ń
ca?
POTWÓR Z RZEKI
Kapłan pewnej wsi nie mógł spokojnie si
ę
modli
ć
z powodu dzieci, które bawiły si
ę
pod jego oknem.
By si
ę
do nich uwolni
ć
krzykn
ą
ł:
- Jest taki straszny potwór na dole przy rzece.
Pobiegnijcie tam, a b
ę
dziecie mogły zobaczy
ć
,
jak mu bucha ogie
ń
z nozdrzy!
Wkrótce ju
ż
wszyscy mieszka
ń
cy wsi usłyszeli
o straszliwej zjawie i biegli ku rzece.
Kiedy kapłan to zobaczył doł
ą
czył do tłumu.
Kieruj
ą
c si
ę
, zdyszany ku rzece, mówił do siebie:
"Co prawda, to ja wymy
ś
liłem t
ę
histori
ę
.
Ale nigdy nic nie wiadomo..."
Znacznie łatwiej jest wierzy
ć
w bogów, których sami stworzyli
ś
my,
je
ś
li jeste
ś
my zdolni przekona
ć
innych o ich istnieniu.
ZATRUTA STRZAŁA
Przy jakiej
ś
okazji zbli
ż
ył si
ę
mnich do Buddy i zapytał,
czy dusze sprawiedliwych
ż
yj
ą
po
ś
mierci?
Budda nie odpowiedział, jak to miał w zwyczaju.
Mnich nalegał.
Codziennie wracał z tym samym pytaniem
i dzie
ń
w dzie
ń
otrzymywał milczenie za cał
ą
odpowied
ź
.
Nie mógł znie
ść
dłu
ż
ej tego i zagroził,
ż
e opu
ś
ci klasztor,
je
ś
li nie otrzyma odpowiedzi na pytanie
o zasadniczej dla
ń
wadze;
bo po co miałby po
ś
wi
ę
ca
ć
wszystko i
ż
y
ć
w klasztorze,
je
ś
li dusze sprawiedliwych nie miały istnie
ć
po
ś
mierci?
Wtedy Budda, powodowany współczuciem,
złamał milczenie i powiedział:
- Jeste
ś
jak człowiek zraniony zatrut
ą
strzał
ą
i bardzo bliski agonii.
Krewni po
ś
piesznie sprowadzili lekarza,
ale ranny nie chciał, by mu wyj
ę
to strzał
ę
lub by mu dano jakiekolwiek lekarstwo,
póki mu nie odpowiedz
ą
na trzy wa
ż
ne pytania:
Po pierwsze, ten, który go postrzelił był biały,
czy czarny?
Po drugie, był człowiekiem wysokim, czy niskim?
Po trzecie, był braminem, czy pariasem?
Je
ś
li mi nie odpowiedz
ą
na te trzy pytania,
nie chce
ż
adnego leczenia!
Mnich został w klasztorze.
O wiele przyjemniej jest rozmawia
ć
o drodze, ni
ż
j
ą
przeby
ć
;
dyskutowa
ć
o wła
ś
ciwo
ś
ciach jakiego
ś
lekarstwa, ni
ż
je za
ż
ywa
ć
.
DZIECKO PRZESTAJE PŁAKAĆ
Pewien człowiek twierdził,
ż
e praktycznie jest ateist
ą
.
Tak naprawd
ę
, je
ś
li ma by
ć
szczery, to musi powiedzie
ć
,
ż
e istnienie Boga rodzi tyle problemów, ile rozwi
ą
zuje;
ż
ycie po
ś
miertne jest pobo
ż
nym
ż
yczeniem. Pismo i tradycja
spowodowały tyle samo zła ile dobra. Wszystko to zostało
wymy
ś
lone przez człowieka dla złagodzenia samotno
ś
ci
i beznadziei, które obserwował w ludzkim
ż
yciu.
Najlepiej było zostawi
ć
go w spokoju. Nie mówi
ć
mu nic.
By
ć
mo
ż
e przechodzi kryzys wzrostu i jak
ąś
przemian
ę
.
Pewnego razu ucze
ń
zapytał mistrza:
- Co to jest Budda? -
Mistrz mu odpowiedział:
- Umysł jest Budd
ą
.
Wrócił kiedy indziej z tym samym pytaniem
i odpowied
ź
brzmiała:
- Nie ma umysłu, nie ma Buddy.
Ucze
ń
zaprotestował:
- Przecie
ż
powiedziałe
ś
mi kiedy
ś
:
"Umysł jest Budd
ą
..." -
Mistrz odparł:
- Powiedziałem to,
ż
eby dziecko przestało płaka
ć
.
Kiedy za
ś
dziecko przestało płaka
ć
, mówi
ę
:
Nie ma umysłu. Nie ma Buddy.
By
ć
mo
ż
e dziecko przestało płaka
ć
i było gotowe
na przyj
ę
cie prawdy. Tak wi
ę
c lepiej było zostawi
ć
je samo.
Kiedy zacz
ą
ł głosi
ć
swój nowo odkryty ateizm innym,
nie przygotowanym na to, trzeba było go powstrzyma
ć
:
"Była epoka, epoka przed-naukowa, kiedy ludzie czcili sło
ń
ce.
Potem nast
ą
piła epoka naukowa i ludzie u
ś
wiadomili sobie,
ż
e sło
ń
ce nie było bogiem, nawet nie było osob
ą
.
Wreszcie przyszła epoka mistyczna i Franciszek z Asy
ż
u
nazwał sło
ń
ce >>bratem<< i rozmawiał z nim.
Miałe
ś
wiar
ę
przestraszonego chłopczyka. Teraz,
gdy przemieniłe
ś
si
ę
w
ś
miałego człowieka, straciłe
ś
j
ą
.
Oby
ś
pewnego dnia stał si
ę
mistykiem i odnalazł sw
ą
wiar
ę
".
*
Wiary nie traci si
ę
z powodu odwa
ż
nego szukania prawdy.
Jedynie wierzenia wyra
ż
aj
ą
ce wiar
ę
zaciemniaj
ą
si
ę
na jaki
ś
czas, ale we wła
ś
ciwym momencie oczyszczaj
ą
si
ę
.
JAJKO
Nasruddin zarabiał na
ż
ycie sprzedaj
ą
c jajka.
Do jego sklepu weszła pewna osoba i rzekła mu:
- Zgadnij, co trzymam w r
ę
ce?
- Naprowad
ź
mnie jako
ś
- powiedział Nasruddin.
- Dam ci kilka wskazówek:
ma kształt jajka i rozmiar jajka.
Wygl
ą
da jak jajko, smakuje jak jajko i pachnie jak jajko.
W
ś
rodku jest białe i
ż
ółte. Przed ugotowaniem jest płynne,
po ugotowaniu twarde. Co wi
ę
cej, zniosła je kura...
- Ju
ż
wiem - powiedział Nasruddin - to jaki
ś
rodzaj ciastek.
Specjalista ma dar niedostrzegania oczywisto
ś
ci!
Najwy
ż
szy kapłan ma dar nie rozpoznania Mesjasza!
WOŁAĆ, BY OCALEĆ I TO BEZ USZCZERBKU
Kiedy
ś
przybył prorok do pewnego miasta z zamiarem
nawrócenia jego mieszka
ń
ców.
Pocz
ą
tkowo ludzie słuchali jego kaza
ń
,
ale po trosze zacz
ę
li si
ę
oddala
ć
,
tak,
ż
e w ko
ń
cu nie było nikogo,
kto słuchałby słów proroka.
Pewnego dnia jaki
ś
przybysz powiedział do proroka:
- Dlaczego ci
ą
gle przemawiasz? Nie widzisz,
twe posłannictwo jest niemo
ż
liwe?
Prorok odpowiedział:
- Na pocz
ą
tku miałem nadziej
ę
,
ż
e mo
ż
na ich zmieni
ć
. Ale teraz,
je
ś
li nawołuj
ę
nadal, to tylko po to,
by oni mnie nie zmienili.
SPRZEDAś WODY Z RZEKI
Tego dnia mowa mistrza ograniczyła si
ę
do jednego enigmatycznego zdania.
U
ś
miechaj
ą
c si
ę
tylko ironicznie i rzekł:
- Całe moje działanie tutaj, to siedzenie
na brzegu i sprzedawanie wody z rzeki.
I zako
ń
czył swoj
ą
mow
ę
.
Sprzedawca ulokował si
ę
na brzegu rzeki i tysi
ą
ce ludzi
przychodziło do niego, by kupi
ć
wod
ę
. Powodzenie jego
polegało na tym,
ż
e ci ludzie nie widzieli rzeki.
Kiedy wreszcie j
ą
zobaczyli wycofał si
ę
.
Kaznodzieja cieszył si
ę
ogromnym powodzeniem.
Przychodziły do niego tłumy uczy
ć
si
ę
m
ą
dro
ś
ci.
Kiedy uzyskali m
ą
dro
ść
, przestali przychodzi
ć
na jego kazania.
A kaznodzieja u
ś
miechał si
ę
zadowolony. Osi
ą
gn
ą
ł swój cel,
którym było usuni
ę
cie si
ę
tak pr
ę
dko, jak tylko mo
ż
na,
gdy
ż
w gł
ę
bi duszy wiedział,
ż
e dawał ludziom jedynie to,
co ju
ż
posiadali - aby tylko zechcieli otworzy
ć
oczy i przejrze
ć
.
"Je
ś
li ja nie odejd
ę
- powiedział Jezus swoim uczniom -
nie przyjdzie do was Duch
Ś
wi
ę
ty".
* * *
Gdyby
ś
przestał sprzedawa
ć
wod
ę
z takim zaanga
ż
owaniem,
ludzie mieliby wi
ę
cej mo
ż
liwo
ś
ci zobaczenia rzeki.
MEDALIK
Człowiek jest sam, zagubiony w tym ogromnym wszech
ś
wiecie.
I jest pełen l
ę
ków.
Dobra religia czyni go odwa
ż
nym. Kiepska religia pot
ę
guje jego l
ę
ki.
Pewna matka nie mogła sobie poradzi
ć
z synkiem,
który zawsze wracał do domu po zmroku.
Dlatego przestraszyła go: powiedziała mu,
ż
e na
ś
cie
ż
ce do domu pojawiły si
ę
jakie
ś
duchy
wychodz
ą
ce zaraz po zachodzie sło
ń
ca.
Odt
ą
d nie musiała mu przypomina
ć
,
by wracał do domu w por
ę
.
Kiedy jednak chłopiec urósł,
tak bał si
ę
ciemno
ś
ci i duchów,
ż
e nie było sposobu, by wyszedł z domu wieczorem.
Wtedy matka dała mu medalik i przekonała go,
ż
e gdy b
ę
dzie go nosił, duchy nie b
ę
d
ą
mu mogły
zrobi
ć
nic złego.
Teraz ju
ż
chłopiec wchodzi odwa
ż
nie w ciemno
ś
ci,
mocno
ś
ciskaj
ą
c swój medalik.
Kiepska religia daj
ę
wiar
ę
w medalik. Dobra religia
pozwala wiedzie
ć
,
ż
e takich duchów nie ma.
NASRUDDIN W CHINACH
Nie jest zbyt chwalebne dla przewodnika duchowego,
je
ś
li jego uczniowie wiecznie siedz
ą
u jego stóp.
Mułła Nasruddin udał si
ę
do Chin,
gdzie zebrał grup
ę
uczniów, których przygotował
na przyj
ę
cie o
ś
wiecenia.
Ale gdy tylko uczniowie zostali o
ś
wieceni,
przestali przychodzi
ć
na jego wykłady.
KTO PEWNEGO GURU
Co wieczór, gry guru zasiadał do odprawiania
nabo
ż
e
ń
stwa, łaził tamt
ę
dy kot nale
żą
cy do a
ś
ramu,
rozpraszaj
ą
c wiernych.
Dlatego guru polecił, by kota zwi
ą
zywa
ć
podczas nabo
ż
e
ń
stwa.
Długo po
ś
mierci guru nadal zwi
ą
zywano kota
w czasie wieczornego nabo
ż
e
ń
stwa, a gdy kot
w ko
ń
cu umarł, sprowadzono do a
ś
ramu innego kota,
aby móc go zwi
ą
zywa
ć
w czasie wieczornego nabo
ż
e
ń
stwa.
Wieki pó
ź
niej uczniowie guru pisali wielce uczone
traktaty o istotnej roli kota w nale
ż
ytym
odprawianiu nabo
ż
e
ń
stwa.
SZATY LITURGICZNE
Pa
ź
dziernik 1917: wybucha rewolucja rosyjska.
Historia ludzko
ś
ci nabrała nowego wymiaru.
Historia mówi,
ż
e w tym samym miesi
ą
cu
odbyło si
ę
zabranie rosyjskiego Ko
ś
cioła
prawosławnego i
ż
e miała miejsce burzliwa dyskusja
nad kolorem kap u
ż
ywanych w czasie liturgii.
Niektórzy usilnie nalegali, by były białe,
podczas gdy inni z t
ą
sam
ą
usilno
ś
ci
ą
chcieli
by były purpurowe.
Neron grał na lirze, gdy płon
ą
ł Rzym.
Zmaganie si
ę
z rewolucj
ą
sprawia niesko
ń
czenie wi
ę
cej
kłopotu, ni
ż
organizowanie liturgii. Wol
ę
odmawia
ć
modlitwy,
ni
ż
miesza
ć
si
ę
w wa
ś
nie s
ą
siadów.
MLECZE
Pewien człowiek, niezmiernie dumny
z trawnika w swoim ogrodzie, zauwa
ż
ył nagle,
ż
e na tym trawniku wyrosło mnóstwo mleczy.
I cho
ć
próbował wszelkich sposobów,
ż
eby si
ę
ich pozby
ć
, nie potrafił zapobiec temu,
by stały si
ę
prawdziw
ą
plag
ą
.
Wreszcie napisał do ministra rolnictwa
donosz
ą
c o wszelkich usiłowaniach,
jakie był podejmował, i zako
ń
czył list pytaj
ą
c:
"Co mog
ę
zrobi
ć
?"
Wkrótce nadeszła odpowied
ź
:
"Radzimy Panu nauczy
ć
si
ę
ja kocha
ć
".
Ja równie
ż
miałem trawnik, z którego byłem bardzo dumny,
i równie
ż
mnie dotkn
ę
ła plaga mleczy, które próbowałem
zwalczy
ć
wszystkimi mo
ż
liwymi sposobami. Tak wi
ę
c nauczy
ć
si
ę
je kocha
ć
nie było wcale łatwo.
Zacz
ą
łem mówi
ć
do nich codziennie. Serdecznie i przyja
ź
nie.
One jednak odpowiadały mi gorzkim milczeniem.
Jeszcze ubolewały nad walk
ą
jak
ą
im wytoczyłem.
Prawdopodobnie miały te
ż
jakie
ś
w
ą
tpliwo
ś
ci co do moich motywów.
Nie musiałem jednak czeka
ć
długo, by zacz
ę
ły si
ę
u
ś
miecha
ć
i uzyskały spokój. Wr
ę
cz zacz
ę
ły odpowiada
ć
na to co im mówiłem.
Szybko zostali
ś
my przyjaciółmi.
Oczywi
ś
cie,
ż
e mój trawnik uległ zniszczeniu,
ale za to jak uroczy stał si
ę
mój ogród!...
*
Stopniowo tracił wzrok, mimo
ż
e starał si
ę
tego unikn
ąć
wszelkimi sposobami. Kiedy lekarstwa ju
ż
przestały działa
ć
,
dalej bronił si
ę
gwałtownie. Musiałem nabra
ć
odwagi,
aby mu powiedzie
ć
:
- Radz
ę
ci, by
ś
nauczył si
ę
kocha
ć
swoj
ą
ś
lepot
ę
.
To była prawdziwa walka. Pocz
ą
tkowo nie chciał nawi
ą
za
ć
ze swoj
ą
ś
lepot
ą
kontaktu, powiedzie
ć
do niej jednego słowa.
Kiedy wreszcie osi
ą
gn
ą
ł tyle,
ż
e mógł z ni
ą
rozmawia
ć
,
jego słowa były pełny zło
ś
ci i goryczy. Ale nie przestawał
mówi
ć
i z czasem słowa przybierały ton rezygnacji,
potem tolerancji i wreszcie akceptacji - a
ż
pewnego dnia,
ku jego zdumieniu, stały si
ę
słowami sympatii i ... miło
ś
ci.
Nadszedł dzie
ń
, w którym był zdolny obj
ąć
ramieniem swoj
ą
ś
lepot
ę
i powiedzie
ć
jej: "Kocham ci
ę
". I tego dnia zobaczyłem,
ż
e znowu si
ę
u
ś
miechn
ą
ł. A jaki słodki był ten u
ś
miech!
Naturalnie, stracił wzrok na zawsze. Ale jak pi
ę
kna stała si
ę
jego
twarz! Du
ż
o pi
ę
kniejsza ni
ż
była, nim przyszła
ż
y
ć
z nim
Ś
lepota.
NIE ZMIENIAJ SIĘ
Przez całe lata byłem neurotykiem.
Typem zgorzkniałym, przygn
ę
bionym i egoist
ą
.
Wszyscy ci
ą
gle mi mówili,
ż
ebym si
ę
zmienił.
I nie przestawali przypomina
ć
mi,
jak bardzo byłem neurotykiem.
A ja si
ę
obra
ż
ałem, cho
ć
zgadzałem si
ę
z nimi.
I chciałem si
ę
zmieni
ć
, ale nie potrafiłem,
mimo wielu wysiłków.
Najgorsze było to,
ż
e mój przyjaciel
nie przestawał wypomina
ć
mi neurotycznego stanu,
w którym trwałem.
I równie
ż
podkre
ś
lał konieczno
ść
zmiany.
Tak
ż
e z nim si
ę
zgadzałem i nie mogłem si
ę
na niego obra
ż
a
ć
. Ale skutek był taki,
ż
e czułem si
ę
jakby bezsilny i jakby skr
ę
powany.
A
ż
pewnego dnia przyjaciel powiedział mi:
- Nie zmieniaj si
ę
.
B
ą
d
ź
jaki jeste
ś
. Tak naprawd
ę
to nie wa
ż
ne,
czy si
ę
zmienisz, czy nie.
Kocham ci
ę
jakim jeste
ś
i nie mog
ę
przesta
ć
ci
ę
kocha
ć
.
Te słowa zabrzmiały w moich uszach jak muzyka:
"Nie zmieniaj si
ę
. Nie zmieniaj si
ę
. Nie zmieniaj si
ę
...
Kocham ci
ę
... "
Wtedy si
ę
uspokoiłem. I poczułem,
ż
e
ż
yj
ę
.
I, co za cud, zmieniłem si
ę
!
Teraz wiem,
ż
e w rzeczywisto
ś
ci nie mogłem si
ę
zmieni
ć
a
ż
do spotkania kogo
ś
, kto by mnie kochał, bez wzgl
ę
du
na to, czy si
ę
zmieni
ę
, czy nie.
Czy ty tak mnie kochasz, Bo
ż
e?
MÓJ PRZYJACIEL
Malik, syn Dinara, wielce si
ę
zmartwił z powodu swobodnych
obyczajów swawolnego młodzie
ń
ca, który mieszkał
w s
ą
siednim domu. Jednak przez długi czas nie odzywał si
ę
w nadziei,
ż
e kto
ś
wreszcie b
ę
dzie interweniował.
Ale kiedy zachowanie młodzie
ń
ca stało si
ę
absolutnie
niezno
ś
ne, Malik udał si
ę
do niego i poprosił,
by zmienił swój sposób bycia.
Z całym spokojem młodzieniec poinformował Malika,
ż
e jest protegowanym sułtana i dlatego nikt nie mo
ż
e
mu zabroni
ć
ż
y
ć
jak mu si
ę
podoba.
Malik rzekł:
- Osobi
ś
cie poskar
żę
si
ę
. -
Młody człowiek odpowiedział:
- Na nic si
ę
to nie zda, gdy
ż
sułtan nigdy nie zmieni
zdanie o mnie.
- W takim razie powiem o Tobie stwórcy -
odparł Malik.
- Najwy
ż
szy stwórca - rzekł młodzieniec - jest zbyt
miłosierny, aby mi co
ś
wyrzuca
ć
.
Malik poczuł si
ę
bezradny i zostawił młodzie
ń
ca
samemu sobie. Ale niedługo reputacja młodzie
ń
ca
stała si
ę
tak zła,
ż
e spotkała si
ę
z ogólnym oburzeniem.
Malik postanowił wtedy spróbowa
ć
go upomnie
ć
.
Jednak kiedy kierował si
ę
ku domowi młodzie
ń
ca,
usłyszał głos, który mówił:
"Zostaw w spokoju mojego przyjaciela.
Jest pod moj
ą
opiek
ą
".
Malik zmieszał si
ę
ogromnie i gdy stan
ą
ł przed młodzie
ń
cem,
nie wiedział co powiedzie
ć
.
Młody człowiek zapytał:
- Po co
ś
przyszedł? -
Malik odpowiedział:
- Szedłem ci
ę
upomnie
ć
, ale gdy skierowałem si
ę
tutaj,
jaki
ś
głos powiedział mi, bym ci
ę
zostawił w spokoju,
bo jeste
ś
pod jego opiek
ą
.
Twarz młodzie
ń
ca zmieniła si
ę
.
- Naprawd
ę
, nazwał mnie swoim przyjacielem? - zapytał.
Ale Malik ju
ż
odszedł.
Po latach Malik spotkał si
ę
z nim w Mekce.
Słowa Głosu wywarły na nim takie wra
ż
enie,
ż
e zostawił co miał i stał si
ę
w
ę
drownym
ż
ebrakiem.
- Przyszedłem tutaj szuka
ć
mojego Przyjaciela -
powiedział do Malika i umarł.
Bóg przyjacielem grzeszników? Podobne twierdzenie
jest tyle ryzykowne, ile prawdziwe. Zastosowałem je do siebie,
kiedy przy pewnej okazji powiedziałem:
"Bóg jest zbyt miłosierny, aby mi co
ś
wyrzuca
ć
".
W tym momencie usłyszałem Dobr
ą
Nowin
ę
- po raz
pierwszy w
ż
yciu.
ARABSKI KATECHUMEN
Arabski mistrz Jalall ud-Din Rumbi lubił opowiada
ć
nast
ę
puj
ą
ca histori
ę
:
Pewnego dnia prorok Mahomet przewodniczył
modlitwie porannej w meczecie. W
ś
ród wielu ludzi
modl
ą
cych si
ę
z prorokiem znajdował si
ę
te
ż
pewien Arab, katechumen.
Mahomet rozpocz
ą
ł czyta
ć
Koran recytuj
ą
c werset,
w którym faraon twierdzi:
"Ja jestem twoim prawdziwym Bogiem".
Słysz
ą
c to młody katechumen poczuł taki gniew,
ż
e przerwał milczenie i krzykn
ą
ł:
- A to pyszałek, skurwysyn!
Prorok nic nie powiedział, ale gdy sko
ń
czył si
ę
modli
ć
,
inni zacz
ę
li upomina
ć
Araba:
- Nie wstyd ci? Twoja modlitwa na pewno ubli
ż
a Bogu,
bo nie dosy
ć
,
ż
e przerwałe
ś
ś
wi
ę
te milczenie modlitwy,
to jeszcze u
ż
yłe
ś
wulgarnych słów w obecno
ś
ci
proroka Boga.
Biedny Arab zarumienił si
ę
ze wstydu i zacz
ą
ł dr
ż
e
ć
ze strachu, a
ż
tu Gabriel ukazał si
ę
prorokowi i rzekł:
- Bóg posyła ci pozdrowienia i pragnie, by
ś
kazał tym
ludziom przesta
ć
napastowa
ć
tego prostego Araba;
w rzeczywisto
ś
ci jego szczere zakl
ę
cie poruszyło
serce Boga bardziej ni
ż
ś
wi
ę
te modlitwy wielu innych.
Gdy si
ę
modlimy, Bóg patrzy na nasze serca,
a nie na form
ę
naszych słów.
MY JESTEŚMY TRZEJ, TY JESTEŚ TRZEJ
Kiedy statek biskupa zatrzymał si
ę
na jeden dzie
ń
na odległej wyspie, biskup postanowił
sp
ę
dzi
ć
ten dzie
ń
jak najpo
ż
yteczniej.
Spaceruj
ą
c po pla
ż
y, spotkał trzech rybaków
naprawiaj
ą
cych sieci.
Łaman
ą
angielszczyzn
ą
wyja
ś
nili mu, jak zostali
nawróceni przed wiekami przez misjonarzy.
- My by
ć
chrze
ś
cijanie - powiedzieli mu
wskazuj
ą
c na siebie z dum
ą
.
Biskup był poruszony. Gdy zapytał czy umiej
ą
Modlitw
ę
Pa
ń
sk
ą
, odpowiedzieli,
ż
e nigdy jej
nie słyszeli. Biskup był gł
ę
boko przej
ę
ty:
jak mogli nazywa
ć
si
ę
chrze
ś
cijanami,
je
ś
li nie umieli czego
ś
tak podstawowego
jak "Ojcze nasz"?
- W takim razie, co mówicie, gdy si
ę
modlicie?
-My podnie
ść
czy do nieba. My mówi
ć
:
"My jeste
ś
my trzej, Ty jeste
ś
trzej, zmiłuj si
ę
nad nami".
Biskup a
ż
si
ę
przel
ą
kł tak prymitywnego,
wr
ę
cz heretyckiego charakteru ich modlitwy.
Cał
ą
reszt
ę
dnia po
ś
wi
ę
cił wi
ę
c, by nauczy
ć
ich "Ojcze nasz".
Rybakom trudno było zapami
ę
ta
ć
modlitw
ę
,
ale zebrali wszystkie siły i nast
ę
pnego dnia przed odjazdem
Biskup miał satysfakcj
ę
usłysze
ć
z ich ust "Ojcze nasz"
bez jednego bł
ę
du.
Po wielu miesi
ą
cach statek biskupa znalazł si
ę
znowu
przy tamtych wyspach i kiedy biskup chodził po pokładzie
odmawiaj
ą
c swoje wieczorne modlitwy, przypomniał sobie
z zadowoleniem,
ż
e na jednej z tych dalekich wysp
jest trzech ludzi, którzy dzi
ę
ki jego cierpliwym wysiłkom,
mog
ą
teraz modli
ć
si
ę
jak nale
ż
y.
Kiedy o tym my
ś
lał nagle podniósł oczy i zauwa
ż
ył jaki
ś
ś
wietlny punkt na wschodzie.
Ś
wiatło zbli
ż
ało si
ę
do statku i ku swemu zdumieniu zobaczył
trzy sylwetki id
ą
ce po wodzie w jego kierunku.
Kapitan zatrzymał statek i wszyscy marynarze zebrali si
ę
przy burcie, by obserwowa
ć
to zdumiewaj
ą
ce zjawisko.
Kiedy trzy sylwetki znajdowały si
ę
ju
ż
na odległo
ść
głosu,
biskup rozpoznał w nich swoich trzech przyjaciół - rybaków.
- Biskupie - powiedzieli - my smutni.
My zapomnie
ć
pi
ę
kna modlitwa. My mówi
ć
:
"Ojcze nasz, który
ś
jest w niebie,
ś
wi
ęć
si
ę
imi
ę
Twoje,
przyjd
ź
Królestwo Twoje..."
Potem zapomnie
ć
.
Prosimy powiedzie
ć
jeszcze raz cała modlitwa.
Biskup poczuł si
ę
zawstydzony.
- Wró
ć
cie do waszych domów, moi drodzy ludzie -
powiedział - a kiedy si
ę
modlicie, mówcie:
"My jeste
ś
my trzej, Ty jeste
ś
trzej, zmiłuj si
ę
nad nami".
Cz
ę
sto widziałem staruszki odmawiaj
ą
ce nie ko
ń
cz
ą
ce si
ę
ró
ż
a
ń
ce w ko
ś
ciele. Jak mo
ż
e uczci
ć
Boga ta nieskładna
gadanina? Ale zawsze, gdy popatrzyłem w ich oczy
i w ich oblicza zwrócone ku niebu, widziałem w gł
ę
bi duszy,
ż
e s
ą
bli
ż
ej Boga ni
ż
wielu uczonych m
ęż
ów.
MODLITWA MOśE BYĆ NIEBEZPIECZNA
Oto jedna z ulubionych opowie
ś
ci sufi, Sa'di di Shiraza:
Pewien mój przyjaciel bardzo si
ę
cieszył,
ż
e jego
ż
ona jest w ci
ąż
y. Bardzo pragn
ą
ł mie
ć
syna
i prosił Boga o to bezustannie, czyni
ą
c mu szereg obietnic.
I jego
ż
ona urodziła chłopczyka, z czego mój przyjaciel
niezmiernie si
ę
ucieszył i zaprosił na uczt
ę
cał
ą
wie
ś
.
Po wielu latach wracaj
ą
c z Mekki wst
ą
piłem do wsi
mojego przyjaciela i dowiedziałem si
ę
,
ż
e jest w wi
ę
zieniu.
- Dlaczego? Co takiego zrobił? - pytałem.
S
ą
siedzi powiedzieli:
- Jego syn upił si
ę
, zabił pewnego człowieka i uciekł.
Dlatego aresztowano ojca i zamkni
ę
to w wi
ę
zieniu.
To prawda,
ż
e prosi
ć
Boga gor
ą
co o to, czego pragniemy,
jest rzecz
ą
chwalebn
ą
.
Ale jest to te
ż
bardzo niebezpieczne.
MĘDRZEC NARADA
Hinduski m
ę
drzec Narada ruszył z pielgrzymk
ą
do
ś
wi
ą
tyni boga Wisznu. Pewnej nocy zatrzymał si
ę
we wsi, gdzie dano mu schronienie w lepiance ubogiej pary.
Nast
ę
pnego ranka nim odszedł, m
ąż
rzekł do Narada:
- Jako,
ż
e idziesz do Pana Wisznu, popro
ś
go,
aby dał dziecko mojej
ż
onie i mnie,
bo ju
ż
wiele lat nie mamy potomstwa.
Kiedy Narada przybył do
ś
wi
ą
tyni, rzekł do Pana:
- Ten człowiek i jego
ż
ona byli dla mnie bardzo mili.
Miej lito
ść
nad nimi i daj im dziecko. -
Pan odparł stanowczo:
- Przeznaczeniem tego człowieka jest nie mie
ć
dzieci. -
Tak wi
ę
c Narada po odprawieniu swoich pobo
ż
no
ś
ci,
wrócił do domu.
Po pi
ę
ciu latach podj
ą
ł t
ę
sam
ą
pielgrzymk
ę
i zatrzymał si
ę
w tej samej wsi,
znowu podejmowany przez t
ę
sam
ą
par
ę
.
Tyle,
ż
e tym razem dwoje dzieci
bawiło si
ę
u wej
ś
cia do lepianki.
- Czyje to s
ą
dzieci? - zapytał Narada.
- Moje odpowiedział m
ąż
.
Narada zdziwił si
ę
. Wie
ś
niak mówił dalej:
- Przed pi
ę
ciu laty zaraz potem jak ty st
ą
d odszedłe
ś
,
przybył do naszej wsi
ś
wi
ę
ty
ż
ebrak. Przyj
ę
li
ś
my go
na noc. Nast
ę
pnego ranka, przed wyj
ś
ciem,
błogosławił nas, moj
ą
ż
on
ę
i mnie...
I Pan dał nam tych dwoje dzieci.
Kiedy Narada to usłyszał, nie czekał dłu
ż
ej,
lecz natychmiast poszedł do
ś
wi
ą
tyni Pana Wisznu.
Wchodz
ą
c zawołał od samych drzwi
ś
wi
ą
tyni:
- Czy nie mówiłe
ś
,
ż
e temu człowiekowi nie było
przeznaczone mie
ć
dzieci?
On ma ich dwoje!
Kiedy Pan go usłyszał, roze
ś
miał si
ę
gło
ś
no i rzekł:
- Pewnie stało si
ę
to przez jakiego
ś
ś
wi
ę
tego.
Ś
wi
ę
ci maj
ą
moc zmieniania przeznaczenia.
Mimowolnie przypomina mi si
ę
pewne wesele,
na którym Matka Jezusa, przez swoje pro
ś
by sprawiła,
ż
e jej Syn uczynił cud wcze
ś
niej, ni
ż
było to powiedziane
w jego przeznaczeniu.
PRZEZNACZENIE W RZUCIE MONETĄ
Wielki japo
ń
ski generał Nobunaga postanowił
zaatakowa
ć
mimo,
ż
e miał tylko jednego
ż
ołnierza
na dziesi
ę
ciu nieprzyjaciół. Był pewny zwyci
ę
stwa,
ale jego
ż
ołnierzy dr
ę
czyło wiele w
ą
tpliwo
ś
ci.
Kiedy szli do walki zatrzymał si
ę
w sanktuarium
sintoickim.
Po modlitwie Nobunaga wyszedł i powiedział:
- Teraz rzuc
ę
monet
ę
w powietrze.
Je
ś
li wyjdzie awers, wygramy; je
ś
li rewers, zniszcz
ą
nas.
Przeznaczenie uka
ż
e nam swoje oblicze. -
Rzucił monet
ę
i wypadł awers.
ś
ołnierze wpadli w tak
ą
ochot
ę
do walki,
ż
e nie mieli
ż
adnych trudno
ś
ci z jej wygraniem.
Nast
ę
pnego dnia adiutant powiedział do Nobunagi:
- Nic nie mo
ż
e zmieni
ć
oblicza przeznaczenia.
- Tak jest - odparł Nobunaga, pokazuj
ą
c mu
fałszyw
ą
monet
ę
a awarsem po obu stronach.
Siła modlitwy?
Siła przeznaczenia?
Albo moc wiary,
ż
e nast
ą
pi to, czego si
ę
nie spodziewamy.
PROSIĆ O DESZCZ
Kiedy przychodzi do Ciebie neurotyk szukaj
ą
cy pomocy,
rzadko pragnie by
ć
leczony, gdy
ż
wszelkie leczenie jest bolesne.
To, czego naprawd
ę
chce, to czu
ć
si
ę
dobrze ze swoj
ą
neuroz
ą
.
Albo te
ż
, jeszcze lepiej, wygl
ą
da cudu, który leczy bez bólu.
Pewien starzec lubił pali
ć
fajk
ę
po kolacji.
Którego
ś
wieczora, jego
ż
ona poczuła,
ż
e co
ś
si
ę
pali, i krzykn
ę
ła:
- Na Boga
Ś
wi
ę
tego, tatu
ś
! Pal
ą
ci si
ę
w
ą
sy!
- Wiem - odpowiedział starzec. -
Nie widzisz,
ż
e prosz
ę
o deszcz?
OKALECZONY LIS
Bajka arabskiego mistyka Sa'di:
Pewien człowiek przechadzaj
ą
c si
ę
po lesie
zobaczył lisa, który stracił nogi i dziwił si
ę
,
jak on mo
ż
e
ż
y
ć
. Wtem spostrzegł nadbiegaj
ą
cego
tygrysa ze zdobycz
ą
w z
ę
bach.
Tygrys ju
ż
si
ę
był nasycił i zostawił reszt
ę
mi
ę
sa lisowi.
Nast
ę
pnego dnia Bóg na nowo nakarmił lisa
za po
ś
rednictwem tego samego tygrysa.
Człowiek pocz
ą
ł si
ę
dziwi
ć
ogromnej dobroci Boga
i rzekł do siebie:
- Ja te
ż
uło
żę
si
ę
w jakim
ś
k
ą
cie ufaj
ą
c w pełni Panu,
a on da mi co potrzeba. -
I tak si
ę
zachowywał przez wiele dni,
ale nie zdarzyło si
ę
nic i biedaczysko prawie
stał na progu
ś
mierci, kiedy usłyszał głos mówi
ą
cy:
- O ty, który jeste
ś
na bł
ę
dnej drodze,
otwórz twe oczy na prawd
ę
!
Id
ź
za przykładem tygrysa, a przesta
ń
wreszcie
na
ś
ladowa
ć
biednego okaleczonego lisa.
Na ulicy zobaczyłem dziewczynk
ę
przekl
ę
t
ą
i dr
żą
c
ą
z zimna
w cienkiej sukience i bez widoków na porz
ą
dny posiłek.
Zdenerwowałem si
ę
i rzekłem do Boga:
- Dlaczego pozwalasz na co
ś
takiego? Dlaczego nie robisz nic,
by to zmieni
ć
?
Bóg na razie milczał. Tej samej jednak nocy, niespodziewanie,
odpowiedział mi:
- Ale
ż
oczywi
ś
cie,
ż
e co
ś
zrobiłem. Zrobiłem dla ciebie.
BÓG POKARM
Pewnego razu postanowił Bóg odwiedzi
ć
ziemi
ę
i wysłał anioła by zbadał sytuacj
ę
przed Jego wizyt
ą
.
Anioł wrócił z raportem:
- Wielu ludzi nie ma co je
ść
,
dla wielu a nich brakuje te
ż
pracy.
I rzekł Bóg:
- W takim razie wciel
ę
si
ę
w jedzenie dla głodnych
i w prac
ę
dla bezrobotnych.
PIĘCIU MNICHÓW
Lama Południa zwrócił si
ę
z gor
ą
c
ą
pro
ś
b
ą
do Wielkiego Lamy Północy,
aby wysłał jednego mnicha m
ą
drego i
ś
wi
ę
tego,
który wprowadziłby nowicjuszy w
ż
ycie duchowe.
Ku ogólnemu zaskoczeniu Wielki Lama
wysłał pi
ę
ciu mnichów zamiast jednego.
A tym, którzy pytali go o powody,
odpowiadał tajemniczo:
- B
ę
dziecie mieli szcz
ęś
cie
je
ś
li cho
ć
jeden z pi
ę
ciu dotrze do Lamy.
Grupa szła ju
ż
kilka dni, kiedy przybiegł
do nich posłaniec i rzekł im:
- Kapłan z naszej wioski umarł.
Potrzebujemy kogo
ś
, kto zajmie jego miejsce. -
Wie
ś
wygl
ą
dała na wygodn
ą
, a pensja kapłana
była do
ść
atrakcyjna. W jednym z mnichów
natychmiast zapłon
ę
ła troska duszpasterska
o tych ludzi i powiedział:
- Nie byłbym prawdziwym buddyst
ą
,
gdybym nie pozostał by tym ludziom słu
ż
y
ć
. -
I został.
Kilka dni pó
ź
niej zdarzyło im si
ę
znale
źć
w pałacu króla, któremu bardzo spodobał si
ę
jeden z mnichów.
- Zosta
ń
z nami - powiedział król. -
O
ż
enisz si
ę
z moj
ą
córk
ą
. A jak umr
ę
,
zast
ą
pisz mnie na tronie. -
Mnicha poci
ą
gała i ksi
ęż
niczka, i blask korony,
wi
ę
c powiedział:
- Czy mo
ż
e by
ć
lepszy sposób by wpłyn
ąć
na poddanych tego królestwa i skłania
ć
ich do dobra,
ni
ż
zosta
ć
ich królem?
Nie byłbym prawdziwym buddyst
ą
,
gdybym nie skorzystał z okazji słu
ż
enia
sprawie naszej
ś
wi
ę
tej religii. -
Tak wi
ę
c pozostał i ten.
Reszta grupy szła dalej, a
ż
pewnego wieczora,
w górzystych stronach, dotarli do samotnej chatki,
zamieszkałej przez pi
ę
kn
ą
dziewczyn
ę
,
która udzieliła im go
ś
ciny dzi
ę
kuj
ą
c Bogu,
ż
e przysłał jej tych mnichów. Jej rodzice
zostali zabici przez bandytów
i dziewczyna była sama, przel
ę
kniona.
Nast
ę
pnego ranka, gdy przyszła chwila odej
ś
cia,
jeden z mnichów rzekł:
- Ja zostan
ę
z t
ą
dziewczyn
ą
.
Nie byłbym prawdziwym buddyst
ą
,
gdybym okazał współczucia. -
Tak odszedł trzeci.
Dwaj pozostali doszli wreszcie do pewnej wioski
buddyjskiej, gdzie zauwa
ż
yli z przera
ż
eniem,
ż
e wszyscy mieszka
ń
cy wsi opu
ś
cili swoj
ą
religi
ę
i dali si
ę
przekona
ć
pewnemu hinduskiemu guru.
Jeden z mnichów powiedział:
- Jest moim obowi
ą
zkiem wzgl
ę
dem
tych biednych ludzi i wzgl
ę
dem Pana, Buddy,
zosta
ć
tutaj i przyprowadzi
ć
ich do prawdziwej religii. -
Ten był ostatni, który odszedł.
Wreszcie pi
ą
ty mnich przybył do Lamy południa.
Wielki Lama Północy miał racj
ę
.
Przed laty zacz
ą
łem szuka
ć
Boga. Raz i drugi oddalałem si
ę
od drogi. I to z najlepszych powodów: by referowa
ć
liturgi
ę
,
by zmienia
ć
struktury Ko
ś
cioła, by odnowi
ć
moje studia biblijne
i nauczy
ć
si
ę
teologii odpowiedniej.
Niestety, łatwiej mi przychodzi zaanga
ż
owa
ć
si
ę
w jak
ą
b
ą
d
ź
działalno
ść
religijn
ą
, ni
ż
kontynuowa
ć
wiernie poszukiwanie Boga.
ZATRUDNIENIE
Wchodzi pierwszy kandydat.
Rozumie pan,
ż
e to jest tylko zwykły test,
który chcemy zrobi
ć
, nim damy panu prac
ę
,
o jak
ą
pan prosił?
- Tak.
- Doskonale, Ile jest plus razy dwa?
- Cztery.
Wchodzi drugi kandydat.
- Jest pan gotów na test?
- Tak.
- Doskonale. Ile jest dwa plus dwa?
- Jak powie szef, tak b
ę
dzie.
Drugi kandydat otrzymał prac
ę
.
Zachowanie si
ę
drugiego kandydata jest warte polecenia,
je
ś
li chcesz wybi
ć
si
ę
w jakiejkolwiek instytucji,
ś
wieckiej czy religijnej.
Cz
ę
sto przyda ci si
ę
dla uzyskania dobrych ocen na egzaminach. Dlatego te
ż
magistrzy
teologii nieraz bywaj
ą
bardziej znani
ze swej miło
ś
ci do doktryny ni
ż
miło
ś
ci prawdy.
DIOGENES
Filozof Diogenes jadł soczewic
ę
na kolacj
ę
.
Zobaczył to filozof Arystyp, który
ż
ył wygodnie
za cen
ę
pochlebiania królowi.
Arystyp zwrócił si
ę
do niego:
- Gdyby
ś
si
ę
nauczył by
ć
poddanym królowi,
nie musiałby
ś
je
ść
tej dziadowskiej soczewicy.
Na to odpowiedział Diogenes:
- Gdyby
ś
ty si
ę
był nauczył je
ść
soczewic
ę
,
nie musiałby
ś
przypochlebia
ć
si
ę
królowi.
WSTAĆ I BYĆ WIDZIANYM
Powiedzie
ć
prawd
ę
, tak jak si
ę
j
ą
widzi, wymaga du
ż
o odwagi,
je
ś
li si
ę
nale
ż
y do jakiej
ś
instytucji.
Sprzeciwi
ć
si
ę
własnej instytucji wymaga jeszcze wi
ę
cej odwagi.
To wła
ś
nie zrobił Jezus.
Kiedy Chruszczow wygłosił swe słynne oskar
ż
enie
epoki stalinizmu, podobno jeden z obecnych
w Sali Kongresowej powiedział:
- A gdzie wy byli
ś
cie towarzyszu Chruszczow,
kiedy mordowano wszystkich tych niewinnych ludzi?
Chruszczow przerwał, popatrzył wokół po sali i rzekł:
- Ten, kto to powiedział niech b
ę
dzie uprzejmy wsta
ć
.
Napi
ę
cie na sali rosło.
Nikt nie wstał.
Wtedy Chruszczow powiedział:
- Bardzo dobrze, masz ju
ż
odpowied
ź
,
kimkolwiek jeste
ś
.
Znajdowałem si
ę
dokładnie w tym samym poło
ż
eniu,
co ty teraz
Jezus byłby wstał.
SKLEP Z PRAWDA
Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy zobaczyłem napis na sklepie:
SKLEP Z PRAWDA
Tu wi
ę
c sprzedawano prawd
ę
.
Grzeczna ekspedientka zapytała mnie,
jaki rodzaj prawdy chciałbym kupi
ć
: prawd
ę
cz
ęś
ciow
ą
,
czy prawd
ę
pełn
ą
. Oczywi
ś
cie pełn
ą
prawd
ę
.
Nie chciałem oszustw, pochwał ani racjonalizacji.
Chciałem,
ż
eby moja prawda była naga, jasna i absolutna.
Ekspedientka zaprowadziła mnie do innej cz
ęś
ci sklepu,
gdzie sprzedawano pełn
ą
prawd
ę
.
Tam sprzedawca spojrzał na mnie współczuj
ą
co
i wskazał etykietk
ę
z cen
ą
.
- Cena jest bardzo wysoka, prosz
ę
pana - powiedział.
- Jaka jest? - zapytałem, zdecydowany naby
ć
prawd
ę
za ka
ż
d
ą
cen
ę
.
- Cena polega na tym - mówił,
ż
e je
ś
li pan t
ę
prawd
ę
zabierze,
nie b
ę
dzie pan miał ju
ż
wytchnienia do ko
ń
ca
ż
ycia.
Wyszedłem ze sklepu smutny. My
ś
lałem,
ż
e mógłbym kupi
ć
pełn
ą
prawd
ę
za nisk
ą
cen
ę
. Nie jestem jeszcze gotów na Prawd
ę
.
Od czasu do czasu pragn
ę
spokoju i wytchnienia.
Musze jeszcze sam siebie oszukiwa
ć
, usprawiedliwieniami
i racjonalizacjami.
Ci
ą
gle jeszcze szukam ucieczki w moich niezłomnych wierzeniach.
WĄSKA ŚCIEśKA
Pewnego razu Bóg ostrzegł lud przed trz
ę
sieniem ziemi,
które miało pochłon
ąć
wody na całej jej powierzchni,
Za
ś
wody, które by zaj
ę
ły ich miejsce, miały doprowadzi
ć
do szale
ń
stwa wszystkich ludzi.
Tylko jeden prorok potraktował Boga powa
ż
nie.
Przetransportował do jaski
ń
w górach ogromne zbiorniki wody,
tak, aby nie brakowało mu jej przez wszystkie dnie jego
ż
ycia.
I rzeczywi
ś
cie nadeszło trz
ę
sienie ziemi, znikn
ę
ła woda
i nowa woda wypełniła strumienie, jeziora, rzeki i stawy.
Kilka miesi
ę
cy pó
ź
niej zszedł prorok ze swej góry, by zobaczy
ć
co si
ę
stało. Wszyscy naprawd
ę
zwariowali, atakowali go
i odp
ę
dzali od rzeki. Byli przekonani,
ż
e to on jest szalony.
Tak wi
ę
c prorok wrócił do swojej jaskini w górach, zadowolony,
ż
e zachował sobie wod
ę
. Ale w miar
ę
upływu czasu coraz trudniej
znosił samotno
ść
. T
ę
sknił za ludzkim towarzystwem.
Dlatego znowu zszedł na równin
ę
. Ale i teraz został odrzucony
przez ludzi, tak ró
ż
nych od niego. Wtedy prorok podj
ą
ł decyzj
ę
:
Wylał wod
ę
, któr
ą
sobie zachował, pił now
ą
wod
ę
i przył
ą
czył si
ę
do podobnych mu w szale
ń
stwie.
Kiedy szukasz prawdy, idziesz sam.
Ś
cie
ż
ka jest zbyt w
ą
ska,
by bra
ć
z sob
ą
towarzystwo.
Ale kto mo
ż
e znie
ść
a
ż
tak
ą
samotno
ść
?
OBŁUDNIK
Sala była zatłoczona w wi
ę
kszo
ś
ci przez starsze damy.
Chodziło o jak
ąś
now
ą
religi
ę
czy sekt
ę
.
Jeden z mówców, ubrany jedynie w turban i przepask
ę
na biodrach,
podniósł si
ę
, by zabra
ć
głos. Mówił w przej
ę
ciem o władzy Umysłu
nad Materi
ą
i Psyche nas ciałem.
Wszyscy słuchali go w zachwyceniu. Gdy sko
ń
czył, wrócił na swoje
miejsce, dokładnie naprzeciw mnie. Siedz
ą
cy na s
ą
siednim krze
ś
le
zwrócił si
ę
do niego i zapytał dono
ś
nym głosem:
- Pan naprawd
ę
wierzy w to, co mówi,
ż
e ciało nic nie czuje,
tylko wszystko mie
ś
ci si
ę
w umy
ś
le i
ż
e na umysł mo
ż
na
ś
wiadomie wpływa
ć
swoj
ą
wol
ą
?
- Oczywi
ś
cie,
ż
e w to wierz
ę
- odpowiedział hochsztapler
z nabo
ż
nym przekonaniem.
- W takim razie - odparł jego s
ą
siad - czy mogliby
ś
my si
ę
zamieni
ć
na miejsca? Bo widzi pan, siedz
ę
w przeci
ą
gu...
Ile razy próbowałem praktykowa
ć
to, czego ucz
ę
?
Gdybym si
ę
ograniczy
ć
do uczenia tego, co praktykuj
ę
,
byłbym znacznie mniej hochsztaplerem.
WYŚNIONY KONTRAKT
Była ju
ż
dziewi
ą
ta rano, a Nasruddin ci
ą
gle spał.
Sło
ń
ce stało ju
ż
wysoko, ptaki
ś
wiergotały w gał
ę
ziach,
a i
ś
niadanie Nasruddina stygło.
Tak wi
ę
c
ż
ona obudziła go. Nasruddin wstał w
ś
ciekły.
- Dlaczego mnie obudziła
ś
akurat teraz! - krzykn
ą
ł. -
Nie mogła
ś
czeka
ć
dłu
ż
ej?
- Sło
ń
ce stoi ju
ż
wysoko - odpowiedziała
ż
ona -
ptaki
ś
wiergocz
ą
w gał
ę
ziach i twoje
ś
niadanie stygnie.
- Co za głupia baba! - powiedział Nasruddin. -
Ś
niadanie to głupstwo w porównaniu z kontraktem na sto tysi
ę
cy
sztuk złota, który wła
ś
nie miałem podpisa
ć
.
Odwrócił si
ę
na bok i zagrzebał w po
ś
cieli, próbuj
ą
c wróci
ć
do snu
i do unicestwionego kontraktu.
Załó
ż
my,
ż
e Nasruddin chciał dokona
ć
oszustwa w tym kontrakcie,
a partnerem w umowie był niesprawiedliwy tyran.
Je
ś
li zasypiaj
ą
c na nowo, Nasruddin zrezygnuje z oszustwa,
b
ę
dzie
ś
wi
ę
ty.
Je
ś
li b
ę
dzie dzielnie dokładał stara
ń
, by uwolni
ć
ludzi spod
ucisku tyrana, b
ę
dzie ich wyzwolicielem.
Je
ś
li we
ś
nie nagle zda sobie spraw
ę
,
ż
e
ś
ni, stanie si
ę
człowiekiem Przytomnym i O
ś
wieconym.
Na co si
ę
zda by
ć
ś
wi
ę
tym czy wyzwolicielem, je
ś
li si
ę
ś
pi?
BARDZO DOBRZE, BARDZO DOBRZE...
W pewnej wiosce rybackiej panna miała dziecko.
Zmuszona biciem wyjawiła wreszcie, kto jest ojcem dziecka:
mistrz zen, który całymi dniami medytował w
ś
wi
ą
tyni
w pobli
ż
u wioski.
Rodzice dziewczyny i liczne grono wie
ś
niaków poszli do
ś
wi
ą
tyni,
przerwali brutalnie rozmy
ś
lanie mistrza, wyzwali go obłudników
i powiedzieli,
ż
e poniewa
ż
jest ojcem dziecka, powinien wzi
ąć
na siebie odpowiedzialno
ść
za jego utrzymanie i wychowanie.
Mistrz rzekł tylko:
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze...
Kiedy sobie poszli podniósł z ziemi dziecko i wszedł w finansowe
porozumienie z pewn
ą
kobiet
ą
we wsi, aby si
ę
dzieckiem
zaopiekowała, ubierała je i karmiła.
Reputacja mistrza spadła do zera. Ju
ż
nikt nie przychodził do niego
po jak
ą
kolwiek nauk
ę
.
W rok po zaistnieniu tej sytuacji dziewczyna, która urodziła dziecko,
nie mogła znie
ść
jej dłu
ż
ej i wreszcie wyznała,
ż
e powiedziała
nieprawd
ę
. Ojcem dziecka był chłopak z s
ą
siedniego domu.
Rodzice dziewczyny i wszyscy mieszka
ń
cy wsi zawstydzili si
ę
.
Upadli do nóg mistrza i prosili go o przebaczenie
oraz aby oddał dziecko. Tak te
ż
mistrz uczynił.
A wszystko co powiedział, to było:
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze...
Człowiek przytomny!
Straci
ć
reputacj
ę
?... Niewiele si
ę
ró
ż
ni od zaprzepaszczenia
kontraktu, który pewien człowiek miał podpisa
ć
we
ś
nie.
SYNOWIE ZMARLI WE ŚNIE
Pewien skromny rybak i jego
ż
ona mieli syna po wielu latach
mał
ż
e
ń
stwa. Chłopiec był dum
ą
i rado
ś
ci
ą
rodziców.
Zdarzyło si
ę
jednak,
ż
e powa
ż
nie zachorował. Rodzice
stracili wszystko na lekarzy i lekarstwa. Ale dziecko umarło.
Matka była zrozpaczona z bólu. Ojciec nie uronił ani jednej łzy.
Kiedy po pogrzebie
ż
ona wyrzucała m
ęż
owi brak wszelkich uczu
ć
,
rybak powiedział:
- Pozwól,
ż
e powiem Ci dlaczego nie płakałem.
Wczoraj w nocy
ś
niło mi si
ę
,
ż
e jestem królem,
dumnym ojcem o
ś
miu synów. Jak
ż
e byłem szcz
ęś
liwy!
Ale wtedy si
ę
przebudziłem. I teraz jestem zdezorientowany:
czy mam płaka
ć
na tamtymi o
ś
mioma synami, czy za tym jednym?
ORZEŁ KRÓLEWSKI
Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i wło
ż
ył do gniazda
kurzego w zagrodzie. Orzełek wyl
ą
gł si
ę
ze stadem kurcz
ą
t
i wyrósł wraz z nimi.
Orzeł przez całe
ż
ycie zachowywał si
ę
jak kury z podwórka,
my
ś
l
ą
c,
ż
e jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi
szukaj
ą
c glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepota
ć
skrzydłami i fruwa
ć
kilka metrów w powietrzu.
No bo przecie
ż
, czy nie tak wła
ś
nie fruwaj
ą
koguty?
Min
ę
ły lata i orzeł si
ę
zestarzał. Pewnego dnia zauwa
ż
ył
wysoko nad sob
ą
, na czystym niebie wspaniałego ptaka.
Płyn
ą
ł elegancko i majestatycznie w
ś
ród pr
ą
dów powietrza,
ledwo poruszaj
ą
c pot
ęż
nymi, złocistymi skrzydłami.
Stary orzeł patrzył w gór
ę
oszołomiony.
- Co to jest? - zapytał kur
ę
stoj
ą
c
ą
obok.
- To jest orzeł, król ptaków. - odrzekła kura. -
Ale nie my
ś
l o tym, ty i ja jeste
ś
my inni ni
ż
on.
Tak wi
ę
c orzeł wi
ę
cej o tym nie my
ś
lał.
I umarł wierz
ą
c,
ż
e jest kogutem w zagrodzie.
KACZĄTKO
Asceta sufi, Shams-e Tabrazi, opowiada o samym sobie
tak
ą
histori
ę
:
Od dziecka uwa
ż
ano mnie za nieprzystosowanego.
Chyba nikt mnie nie rozumiał. Mój własny ojciec powiedział
mi kiedy
ś
:
- Nie jeste
ś
dostatecznie szalony, by ci
ę
zamkn
ąć
w domu wariatów,
ani te
ż
dostatecznie skupiony, by da
ć
ci
ę
do klasztoru.
Nie wiem co z tob
ą
zrobi
ć
. -
A ja odpowiedziałem:
- Raz wło
ż
ył kto
ś
kacze jajo do gniazda kury. Gdy kacz
ą
tko
przebiło skorup
ę
chodziło razem z matk
ą
kwok
ą
,
a
ż
kiedy
ś
doszli do stawu.
Kacz
ą
tko poszło sobie prosto do wody, a kura została na brzegu,
gdakaj
ą
c przestraszona.
Tak wi
ę
c, kochany ojcze, ja wszedłem w ocean i w nim znalazłem
swoje miejsce. I nie mo
ż
esz wini
ć
mnie za to,
ż
e ty zostałe
ś
na brzegu.
LALKA SOLI
Lalka z soli przeszła tysi
ą
ce kilometrów po ziemi,
a
ż
pewnego razu dotarła do morza.
Zafascynowała j
ą
ta ruchoma i dziwna masa,
całkowicie ró
ż
na od wszystkiego co dot
ą
d widziała.
- Kim jeste
ś
? - zapytała lalka z soli morze.
Morze odpowiedziało z u
ś
miechem:
- Wejd
ź
i zobacz.
I lalka weszła w morze. Ale im bardziej w nie wchodziła,
tym bardziej si
ę
rozpuszczała, a
ż
nie zostało z niej prawie nic.
Nim rozpu
ś
cił si
ę
ostani kawałek, lalka zawołała zdumiona:
- Teraz ju
ż
wiem, kim jestem!
KIM JESTEM?
Jest to opowiadanie Attara de Neishaur.
Kochanek zapukał do drzwi swojej ukochanej.
- Kto tam? - zapytała ukochana z wn
ę
trza.
- To ja. - powiedział kochanek.
- W takim razie id
ź
sobie. W tym domu nie zmie
ś
cimy si
ę
ty i ja.
Odrzucony kochanek odszedł na pustyni
ę
, gdzie sp
ę
dził
na medytacjach wiele miesi
ę
cy, rozwa
ż
aj
ą
c słowa ukochanej.
Wreszcie wrócił i znowu zapukał do drzwi.
- Kto tam?
- To ty.
I drzwi otwarły si
ę
natychmiast.
KOCHANEK GADUŁA
Pewien kochanek przez wiele miesi
ę
cy starał si
ę
o wzgl
ę
dy ukochanej bez
ż
adnego rezultatu,
cierpi
ą
c okrutne m
ę
ki odrzucenia.
Wreszcie ukochana ust
ą
piła i powiedziała:
- Przyjd
ź
tam a tam, o tej a o tej godzinie.
I tam o umówionej porze, wreszcie spotkał si
ę
kochanek
ze swoj
ą
ukochan
ą
. Wło
ż
ył r
ę
k
ę
do torby i wyj
ą
ł plik miłosnych listów,
jakie napisał w ostatnich miesi
ą
cach. Były to listy pełne nami
ę
tno
ś
ci,
w których wyra
ż
ał swój ból i gor
ą
ce pragnienia wyra
ż
ania miłosnych
rozkoszy i poł
ą
czenia si
ę
z ni
ą
. I zacz
ą
ł je czyta
ć
swojej ukochanej.
Mijały godziny, a on czytał i czytał.
Wreszcie dziewczyna powiedziała:
- Co z ciebie za głupiec! Wszystkie te listy mówi
ą
o mnie i o tym,
ż
e mnie pragniesz. No wi
ę
c teraz siedz
ę
przy tobie.
A ty czytasz swoje głupie listy.
- Teraz siedz
ę
przy tobie - powiedział Bóg do swego czciciela -
a ty rozmy
ś
lasz na mój temat, mówisz o Mnie swoim j
ę
zykiem
i czytasz, co o Mnie jest napisane w twoich ksi
ąż
kach.
Kiedy wreszcie zamilkniesz i zakosztujesz Mnie ?
ODRZUCIĆ "JA"
Ucze
ń
: - Przychodz
ę
zaofiarowa
ć
ci moj
ą
słu
ż
b
ę
.
Mistrz: - Je
ś
li odrzucisz swoje "ja", b
ę
dziesz słu
ż
ył naprawd
ę
.
Mo
ż
esz odda
ć
wszystkie swoje dobra na pomoc dla biednych
i wyda
ć
swoje ciało na spalanie, a nie mie
ć
absolutnie miło
ś
ci.
Zachowaj swoje dobra, a odrzu
ć
swoje "ja". Nie pal ciała;
spal swoje "ego". A miło
ść
wypłynie sama.
ZOSTAW SWOJE NIC
My
ś
lał,
ż
e najwa
ż
niejsze to by
ć
ubogim i surowym.
Nigdy nie zdawał sobie sprawy,
ż
e to, co naprawd
ę
wa
ż
ne,
to odrzuci
ć
swoje "ego",
ż
e "ego" jednakowo dobrze tuczy
si
ę
na tym, co
ś
wi
ę
te, jak na tym, co
ś
wiatowe, na ubóstwie
i na bogactwie, na surowo
ś
ci
ż
ycia i na luksusach.
Nie ma nic takiego, czym "ego" nie posłu
ż
yłoby si
ę
,
aby si
ę
nadyma
ć
.
Ucze
ń
: - Przychodz
ę
do ciebie z niczym w r
ę
kach.
Mistrz: - Wi
ę
c wypu
ść
to natychmiast!
Ucze
ń
: - Ale jak ma wypu
ś
ci
ć
, je
ś
li to jest nic?
Mistrz: - W takim razie zabierz je sobie!
Z twojego nic mo
ż
esz zrobi
ć
prawdziw
ą
własno
ść
.
I nie
ść
z sob
ą
własn
ą
rezygnacj
ę
jak trofeum.
Nie zostawiaj swojej własno
ś
ci. Zostaw swoje "ego".
MISTRZ ZEN I CHRZEŚCIJANIN
Pewien chrze
ś
cijanin odwiedził mistrza zen i powiedział:
- Pozwól,
ż
e przeczytam ci par
ę
zda
ń
z Kazania na Górze.
- Posłucham z najwi
ę
ksz
ą
przyjemno
ś
ci
ą
- odparł mistrz.
Chrze
ś
cijanin przeczytał kilka zda
ń
i popatrzył na niego:
Mistrz u
ś
miechn
ą
ł si
ę
i rzekł:
- Kimkolwiek był ten, kto powiedział te słowa, na pewno
był Człowiekiem O
ś
wieconym.
Ucieszyło to chrze
ś
cijanina, czytał wi
ę
c dalej.
Mistrz przerwał mu i powiedział:
- Człowieka, który wygłaszał te słowa, naprawd
ę
mo
ż
na
by nazwa
ć
Zbawicielem ludzko
ś
ci.
Chrze
ś
cijanin wzruszył si
ę
. Doczytał do ko
ń
ca, mistrz
powiedział wtedy:
- To kazanie zostało wygłoszone przez Człowieka,
który promieniał bosko
ś
ci
ą
Rado
ść
chrze
ś
cijanina nie miała granic.
Odszedł zdecydowany wróci
ć
raz jeszcze i przekona
ć
mistrza zen,
ż
e powinien zosta
ć
chrze
ś
cijaninem.
Wracaj
ą
c do domu spotkał siedz
ą
cego przy
ś
cie
ż
ce Chrystusa.
- Panie! - powiedział rozentuzjazmowany. -
Doprowadziłem tego człowieka do wyznania,
ż
e jeste
ś
boski!
Jezus u
ś
miechn
ą
ł si
ę
i powiedział:
- I có
ż
innego osi
ą
gn
ą
łe
ś
poza tym,
ż
e nad
ę
ło si
ę
twoje
chrze
ś
cija
ń
skie "ego"?
POCIECHA DLA DIABŁA
Staro
ż
ytna legenda chrze
ś
cija
ń
ska:
Kiedy Syn Bo
ż
y został przybity do krzy
ż
a i oddał ducha,
zst
ą
pił prosto z krzy
ż
a do piekła i uwolnił wszystkich grzeszników,
którzy cierpieli tam m
ę
ki.
I diabeł zasmucił si
ę
i płakał, gdy
ż
my
ś
lał,
ż
e nie b
ę
dzie ju
ż
miał
wi
ę
cej grzeszników w piekle.
Wtedy powiedział Bóg:
- Nie płacz, b
ę
d
ę
musiał ci wysła
ć
wszystkich tych
ś
wi
ę
tych ludzi,
którzy maj
ą
upodobanie w samo
ś
wiadomo
ś
ci swej dobroci
i we własnym przekonaniu o pot
ę
pieniu grzeszników.
I piekło znowu si
ę
napełni na całe pokolenia,
a
ż
przyjd
ę
powtórnie.
LEPIEJ SPAĆ NIś OBMAWIAĆ
Sa'di di Shiraz opowiada tak
ą
histori
ę
o sobie samym:
Jako dziecko byłem chłopcem zapalonym do modlitwy i nabo
ż
e
ń
stw.
Pewnej nocy brałem udział w czuwaniu, razem z ojcem, trzymaj
ą
c
ś
wi
ę
ty Koran na kolanach.
Wszyscy, którzy byli z nami, zacz
ę
li naraz zasypia
ć
i po chwili
ju
ż
gł
ę
boko spali. Rzekłem wi
ę
c do niego ojca:
- Nikt z tych
ś
piochów nie jest w stanie otworzy
ć
oczu
i podnie
ść
głow
ę
, aby zmówi
ć
sw
ą
modlitw
ę
.
Pomy
ś
lałby kto
ś
,
ż
e pomarli.
Mój ojciec odpowiedział:
- Mój kochany synu, wolałbym,
ż
eby
ś
i ty spał zamiast obmawia
ć
.
Ś
wiadomo
ść
własnej cnoty jest niebezpiecze
ń
stwem, na jakie
nara
ż
eni s
ą
ci, którzy wchodz
ą
na drog
ę
modlitwy i pobo
ż
no
ś
ci.
MNICH I KOBIETA
W drodze do swojego klasztoru mnisi buddyjscy napotkali
nad brzegiem rzeki przepi
ę
kn
ą
kobiet
ę
. Podobnie jak oni,
chciała przej
ść
przez rzek
ę
, ale woda wezbrała za bardzo.
Tak wi
ę
c jeden z mnichów wzi
ą
ł j
ą
na plecy i przeniósł
na drugi brzeg.
Drugi mnich był wielce zgorszony. Przez dwie pełne godziny
krytykował takie zaniedbanie w zachowaniu
ś
wi
ę
tej reguły:
Czy
ż
by zapomniał,
ż
e jest mnichem? Jak mógł si
ę
odwa
ż
y
ć
dotkn
ąć
kobiety i przenosi
ć
j
ą
na drugi brzeg rzeki?
Czy
ż
nie poddaje to w w
ą
tpliwo
ść
ś
wi
ę
tej religii?
I tak dalej...
Oskar
ż
ony słychał cierpliwie tego nie ko
ń
cz
ą
cego si
ę
kazania.
Wreszcie zawołał:
- Bracie, ja zostawiłem t
ę
kobiet
ę
na rzek
ą
,
czy teraz niesiesz j
ą
ty?
Mówi arabski mistyk Abu Hassan Bushanja:
"Grzeszny czyn jest znacznie mniej szkodliwy ni
ż
pragnienie
i idea dokonania go. Jedna rzecz to ulec ciału w chwilowej
przyjemno
ś
ci, a inna rzecz, bardzo ró
ż
na,
to ci
ą
gle to rozwa
ż
a
ć
w umy
ś
le i w sercu".
Kiedy osoby religijne w kółko rozpami
ę
tuj
ą
grzech innych,
mo
ż
na podejrzewa
ć
,
ż
e to wgł
ę
bianie si
ę
daje im wi
ę
cej
przyjemno
ś
ci ni
ż
grzesznikowi.
ATAK SERCA DUCHOWNEGO
Serce wuja Toma było bardzo słabe i lekarz poradził mu,
by na siebie uwa
ż
ał. Tak wi
ę
c, kiedy krewni dowiedzieli si
ę
,
ż
e wujek odziedziczył miliard dolarów po pewnym zmarły,
bali si
ę
powiedzie
ć
mu o tym, aby nie spowodowało to ataku serca.
Poprosił wi
ę
c o pomoc proboszcza, zapewnił ich,
ż
e znajdzie sposób na przekazanie mu tej wiadomo
ś
ci.
- Powiedz mi, Tom - rzekł ojciec Murphy do starego sercowca. -
Gdyby Bóg w swoim miłosierdziu zasłał ci miliard dolarów,
co by
ś
z nimi zrobił?
Tom pomy
ś
lał chwil
ę
i powiedział bez cienia w
ą
tpliwo
ś
ci:
- Dałbym ksi
ę
dzu połow
ę
na ko
ś
ciół.
Ojciec Murphy, gdy to usłyszał, dostał nagłego ataku serca.
Kiedy przemysłowiec dostał ataku serca na skutek wysiłków
maj
ą
cych na celu rozwój jego przemysłowego imperium,
łatwo wykaza
ć
mu jego zachłanno
ść
i egoizm. Kiedy na skutek
rozwijania królestwa Bo
ż
ego, proboszcz dostał ataku serca,
było rzecz
ą
niemo
ż
liw
ą
wykazaniu mu,
ż
e wchodzi w rachub
ę
zachłanno
ść
i egoizm,
cho
ć
w formie łagodniejszej.
Czy rzeczywi
ś
cie popierał on królestwo Bo
ż
e,
czy te
ż
siebie samego? Królestwo Bo
ż
e nie potrzebuje
poparcia, lecz przychodzi samo, bez konieczno
ś
ci naszej
m
ę
cz
ą
cej pomocy. Przypatrzmy si
ę
troskom.
Czy
ż
nie ukazuj
ą
naszego egoizmu?
ZNAĆ CHRYSTUSA
Dialog mi
ę
dzy nowo nawróconym ku Chrystusowi
a jego niewierz
ą
cym przyjacielem:
- Tak wi
ę
c nawróciłe
ś
si
ę
ku Chrystusowi?
- Tak.
- W takim razie na pewno du
ż
o o Nim wiesz.
Powiedz mi w jakim kraju si
ę
urodził?
- Nie wiem.
- Ile miał lat, gdy umarł?
- Nie wiem.
- Wiesz przynajmniej ile kaza
ń
wygłosił?
- Nie wiem.
- Prawd
ę
mówi
ą
c wiesz bardzo niewiele, jak na człowieka,
który twierdzi,
ż
e nawrócił si
ę
ku Chrystusowi.
- Masz racj
ę
. Wstydz
ę
si
ę
,
ż
e tak mało o nim wiem:
Przed trzema laty byłem pijakiem. Miałem długi. Moja rodzina
rozpadała si
ę
. Moja
ż
ona i dzieci bały si
ę
moich
nocnych powrotów do domu. A teraz przestałem pi
ć
,
nie mamy długów, nasz dom jest szcz
ęś
liwym domem,
dzieci z t
ę
sknot
ą
wygl
ą
daj
ą
co wieczór mojego powrotu.
Wszystko to zrobił Chrystus dla mnie.
I to jest to co wiem o Chrystusie.
Zna
ć
naprawd
ę
, znaczy zosta
ć
przemienionym przez to, co si
ę
zna.
SPOJRZENIE JEZUSA
W Ewangelii
ś
wi
ę
tego Łukasza czytamy, co nast
ę
puje:
"Piotr za
ś
rzekł: >> Człowieku, nie wiem co mówisz <<.
W tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał.
A Pan obrócił si
ę
spojrzał na Piotra".
(...) I Piotr "Wyszedł na zewn
ą
trz i gorzko zapłakał"
(Łk 22, 60-62).
Utrzymywałem do
ść
dobre stosunki z Panem. Prosiłem go o ró
ż
ne rzeczy,
mówiłem z nim,
ś
piewałem mu chwał
ę
, dzi
ę
kowałem...
Zawsze jednak miałem kłopotliwe wra
ż
enie,
ż
e On chciał, bym mu spojrzał w oczy...
czego nie robiłem. Mówiłem do Niego, ale odwracałem wzrok, kiedy czułem,
ż
e On na mnie patrzy.
Patrzyłem zawsze gdzie indziej. I wiedziałem dlaczego: bałem si
ę
.
My
ś
lałem,
ż
e w Jego oczach napotkam spojrzenie wyrzucaj
ą
ce mi jakich grzech,
za który nie
ż
ałowałem. My
ś
lałem,
ż
e w jego oczach odkryje jakie
ś
wymaganie:
ż
e było co
ś
, czego On
żą
dał ode mnie.
Wreszcie którego
ś
dnia zdobyłem si
ę
na odwag
ę
i spojrzałem.
W jego oczach nie było ani wyrzutu, ani wymaga
ń
.
Jego oczy mówiły jedynie: "Kocham ci
ę
".
Patrzyłem uwa
ż
nie przez dłu
ż
sz
ą
chwil
ę
.
Oczy miały ten sam wyraz: "Kocham ci
ę
".
I tak jak Piotr wyszedłem za zewn
ą
trz i rozpłakałem si
ę
.
ZŁOTE JAJKO
Fragment Tekstu
Ś
wi
ę
tego:
Tak mówi Pan: "Była raz g
ęś
, która znosiła codziennie złote jajko.
ś
ona wła
ś
ciciela g
ę
si rozkoszowała si
ę
bogactwem,
jakie te jajka jej przynosiły. Była to jednak kobieta zachłanna
i nie mogła znie
ść
cierpliwie wyczekiwania z dnia na dzie
ń
na jajko.
Postanowiła wi
ę
c zabi
ć
g
ęś
i wzi
ąć
wszystkie jajka na raz. I tak zrobiła:
zabiła g
ęś
i jedyne co uzyskała to jedno jajko w połowie ukształtowane
i martw
ą
g
ęś
, która nie mogła ju
ż
znosi
ć
jajek".
Tyle słowa Bo
ż
ego!
Pewien ateista słyszał o tej opowie
ś
ci ze
Ś
wi
ę
tych Pism i kpił.
- I to wy nazywacie słowem Bo
ż
ym! G
ęś
, która znosi złote jajka!
To pokazuje tylko ile mo
ż
na wierzy
ć
temu, kogo nazywacie "Bogiem"...
Kiedy czytał ten tekst człowiek obeznany ze sprawami religijnymi,
zareagował w nast
ę
puj
ą
cy sposób:
- Pan nasz mówi wyra
ź
nie,
ż
e była taka g
ęś
, która znosiła złote jajka.
A je
ś
li Pan mówi, musi to by
ć
prawd
ą
, mimo
ż
e naszym biednym
ludzkim umysłom wydaje si
ę
to nieprawdopodobne.
Zreszt
ą
, studia archeologiczne daj
ą
nam kilka niejasnych wskazówek,
ż
e w jakim
ś
tam momencie staro
ż
ytnych dziejów istniała rzeczywi
ś
cie
jaka
ś
tajemnicza g
ęś
, która znosiła złote jajka.
No wiec dobrze, zapytacie nie bez racji, jak mo
ż
e jajko nie przestaj
ą
c
by
ć
jajkiem, by
ć
równocze
ś
nie ze złota?
Naturalnie nie ma na to odpowiedzi. Ró
ż
ne szkoły my
ś
li religijnej
próbuj
ą
to wyja
ś
ni
ć
na ró
ż
ne sposoby.
To jednak czego si
ę
tutaj wymaga w ostatniej instancji, to jest akt
wiary w tajemnic
ę
zaskakuj
ą
c
ą
ludzki umysł.
Był nawet pewien kaznodzieja, który po przeczytaniu tego tekstu je
ź
dził
po wsiach i miastach nawołuj
ą
c gorliwie ludzi, by zaakceptowali fakt,
ż
e Bóg w okre
ś
lonym momencie historycznym stworzył złote jajka.
Czy
ż
nie u
ż
yłby lepiej swojego czasu, gdyby si
ę
był po
ś
wi
ę
cił nauczaniu
o zgubnych skutkach chciwo
ś
ci, zamiast podbudowywa
ć
wierzenie
w złote jajka? Bo czy
ż
nie jest niesko
ń
czenie mniej wa
ż
ne mówi
ć
:
"Panie, Panie", ni
ż
pełni
ć
wol
ę
naszego Ojca w niebie?
DOBRA NOWINA
Oto dobra nowina ogłoszona przez naszego Pana Jezusa Chrystusa:
Jezus nauczał swych uczniów w przypowie
ś
ciach. Mówił im:
Królestwo niebieskie podobne jest do dwóch braci,
którzy
ż
yli szcz
ęś
liwi i zadowoleni, a
ż
otrzymali powołanie od Boga,
by zosta
ć
uczniami.
Starszy z nich odpowiedział wielkodusznie na wezwanie,
cho
ć
krajało mu si
ę
serce, gdy
ż
egnał si
ę
z rodzin
ą
i dziewczyn
ą
,
któr
ą
kochał, i z któr
ą
pragn
ą
ł si
ę
o
ż
eni
ć
.
W rezultacie udał si
ę
do odległego kraju, gdzie sp
ę
dził
ż
ycie
w słu
ż
bie najubo
ż
szych w
ś
ród ubogich.
Wybuchło w tym kraju prze
ś
ladowanie, został aresztowany,
fałszywie oskar
ż
ony, torturowany i skazany na
ś
mier
ć
.
I Pan mu powiedział: "Bardzo dobrze, sługo wierny i sumienny.
Słu
ż
yłe
ś
mi za cen
ę
tysi
ą
ca talentów. Chce ci
ę
wynagrodzi
ć
]
miliardem talentów. Wejd
ź
do rado
ś
ci twego Pana".
Odpowied
ź
młodszego była o wiele mniej wielkoduszna.
Postanowił zignorowa
ć
wołanie, i
ść
swoj
ą
drog
ą
i o
ż
eni
ć
si
ę
z dziewczyn
ą
, któr
ą
kochał. Cieszył si
ę
szcz
ęś
liwym mał
ż
e
ń
stwem,
powodziło mu si
ę
w interesach i udało mu si
ę
by
ć
sławnym i bogatym.
Od czasu do czasu dawał jałmu
ż
n
ę
jakiemu
ś
ż
ebrakowi
lub okazywał hojno
ść
ż
onie i dzieciom. Równie
ż
od czasu do czasu
wysyłał jak
ąś
drobn
ą
sumk
ę
swojemu starszemu bratu,
który znajdował si
ę
w odległym kraju. Pisał mu:
"By
ć
mo
ż
e, dzi
ę
ki temu b
ę
dziesz mógł wi
ę
cej pomóc tym biedaczyskom".
Kiedy przyszła jego godzina, Pan mu powiedział:
"Bardzo dobrze sługo wierny i sumienny.
Słu
ż
yłe
ś
mi za cen
ę
dziesi
ę
ciu talentów.
Chc
ę
ci
ę
wynagrodzi
ć
miliardem talentów.
Wejd
ź
do rado
ś
ci twego Pana".
Starszy brat zdziwił si
ę
słysz
ą
c,
ż
e jego brat miał otrzyma
ć
t
ę
sam
ą
nagrod
ę
co on. Ale ucieszył si
ę
tym niezmiernie. I rzekł:
"Panie nawet wiedz
ą
c o tym, gdybym miał si
ę
na nowo
urodzi
ć
i
ż
y
ć
na powrót, zrobiłbym dla Ciebie dokładnie to co zrobiłem".
To jest prawdziwa Dobra Nowina: Wielkoduszny Pan i ucze
ń
,
który mu słu
ż
y z czystej rado
ś
ci słu
ż
enia, z miło
ś
ci
ą
.
JONEYED I FRYZJER
Joneyed,
ś
wi
ę
ty człowiek przybył do Mekki w przebraniu
ż
ebraka.
Zobaczył fryzjera gol
ą
cego jakiego
ś
bogatego człowieka.
Gdy poprosił, by i jego ogolił, fryzjer natychmiast zostawił bogatego
i zacz
ą
ł goli
ć
Joneyeda. Gdy sko
ń
czył nie chciał wzi
ąć
pieni
ę
dzy,
lecz dał jeszcze Joneyedowi jałmu
ż
n
ę
.
Na Joneyedzie zrobiło to takie wra
ż
enie,
ż
e postanowił da
ć
wszystko co by tego dnia zebrał.
I zdarzyło si
ę
,
ż
e jaki
ś
zamo
ż
ny pielgrzym zbli
ż
ym si
ę
do Joneyedowi
i dał mu sakiewk
ę
złota. Joneyed poszedł tego wieczora i ofiarował
złoto fryzjerowi.
Fryzjer krzykn
ą
ł do niego:
- Co z ciebie za
ś
wi
ę
ty?
Nie wstyd ci,
ż
e chcesz płaci
ć
za usług
ę
wy
ś
wiadczon
ą
z miło
ś
ci
ą
?
Czasem mo
ż
na usłysze
ć
, jak ludzie mówi
ą
c:
"Panie, zrobili
ś
my tak du
ż
o dla Ciebie. Jak nam si
ę
odwdzi
ę
czysz?"
Ilekro
ć
si
ę
daje te
ż
szuka odpłaty, miło
ść
robi si
ę
kupiecka.
Fantazja:
Ucze
ń
zawołał do Pana:
Co z Ciebie za Bóg?!
Nie wstyd Ci,
ż
e chcesz płaci
ć
za usług
ę
wy
ś
wiadczon
ą
Ci z miło
ś
ci?
Pan u
ś
miechn
ą
ł si
ę
i rzekł:
- Ja nie płac
ę
nikomu;
jedynie ciesz
ę
si
ę
twoj
ą
miło
ś
ci
ą
.
STARSZY BRAT
Tematem kazania był syn marnotrawny. Kaznodzieja mówił
z gł
ę
bokim przej
ę
ciem o niewiarygodnej miło
ś
ci Ojca.
Ale có
ż
dziwnego w miło
ś
ci Ojca? S
ą
tysi
ą
ce ludzkich
ojców ( a prawdopodobnie matek jeszcze wi
ę
cej ) zdolnych
do kochania w podobny sposób.
Przypowie
ść
w rzeczywisto
ś
ci skierowana była
bezpo
ś
rednio do faryzeuszy:
"Zbli
ż
ali si
ę
do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słucha
ć
.
Na to szemrali faryzeusze i uczeni w pi
ś
mie:
<< Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi >>.
Opowiedział im wtedy nast
ę
puj
ą
c
ą
przypowie
ść
..."
( Łk 15, 1-2 )
Malkontent! Faryzeusz! Starszy brat! Tu jest cel przypowie
ś
ci.
Razu pewnego Bóg przechadzał si
ę
po niebie i ze zdumieniem
zauwa
ż
ył,
ż
e byli tam wszyscy ludzie.
Ani jedna dusza nie została wysłana do piekła.
Zaniepokoiło go to, no bo czy
ż
nie miał zobowi
ą
za
ń
wobec samego siebie, by by
ć
sprawiedliwym?
A ponadto, po có
ż
zostało stworzone piekło,
je
ś
li miałoby by
ć
nie u
ż
ywane?
Powiedział wi
ę
c do anioła Gabriela:
- Zbierz wszystkich przed mym tronem i przeczytaj
im Dziesi
ęć
Przykaza
ń
.
Przeczytano pierwsze przykazanie. Bóg rzekł:
- Ka
ż
dy kto zgrzeszył przeciwko temu przykazaniu,
ma natychmiast przenie
ść
si
ę
do piekła. -
Niektóre osoby oddzieliły si
ę
od tłumu i poszły smutne
do piekła.
Tak samo zrobiono z drugim przykazaniem, z trzecim, z czwartym,
z pi
ą
tym...
Ju
ż
wtedy zaludnienie nieba obni
ż
yło si
ę
znacznie.
Kiedy przeczytano szóste przykazanie, wszyscy poszli do piekła
z wyj
ą
tkiem pustelnika, grubego, starego i łysego.
Popatrzył Bóg na niego i powiedział do Gabriela:
- Czy to jest jedyny człowiek, który został w niebie?
- Tak - odpowiedział Gabriel.
- Masz ci los - powiedział Bóg. -
Został co
ś
za bardzo sam, nie s
ą
dzisz?
Id
ź
i powiedz wszystkim, by wrócili.
Kiedy gruby, stary i łysy pustelnik usłyszał,
ż
e wszyscy otrzymali
przebaczenie, skrzywił si
ę
i krzykn
ą
ł do Boga:
- To niesprawiedliwe! Dlaczego nie powiedziałe
ś
mi tego wcze
ś
niej?
Aha! Nast
ę
pny faryzeusz! Nast
ę
pny starszy brat! Człowiek,
który wierzy w nagrody i kary i który jest fanatykiem
najbardziej
ś
cisłej sprawiedliwo
ś
ci!
RELIGIA STAREJ DAMY
Pewna stara dama, bardzo religijna, nie była zadowolona z
ż
adnej
z istniej
ą
cych religii i zało
ż
yła swoj
ą
własn
ą
.
Pewien dziennikarz, który szczerze pragn
ą
ł zrozumie
ć
punkt widzenia
tej pani, zapytał j
ą
pewnego razu:
- Naprawd
ę
wierzy pani, jak ludzie powiadaj
ą
,
ż
e nikt nie pójdzie
do nieba z wyj
ą
tkiem pani i pani słu
żą
cej?
Stara dama pomy
ś
lała przez chwil
ę
i odrzekła:
- No có
ż
... co do Marysi, nie jestem pewna.
MIŁOŚĆ NIE PAMIĘTA
- Dlaczego nie przestaniesz mówi
ć
o moich dawnych bł
ę
dach? -
zapytał m
ąż
. - My
ś
lałem,
ż
e ju
ż
mi przebaczyła
ś
i zapomniała
ś
.
- Oczywi
ś
cie. Przebaczyłam i zapomniałam - odpowiedziała
ż
ona. -
Ale chc
ę
by
ć
pewna,
ż
e ty nie zapomnisz,
ż
e przebaczyłam i zapomniałam.
Dialog:
Grzesznik: - Nie pami
ę
taj, Panie, o moich grzechach!
Pan: - Grzechy? Jakie grzechy? Je
ś
li ty mi ich nie przypominasz...
Ja zapomniałem o nich przed wiekami.
"Miło
ść
nie pami
ę
ta złego" ( 1 Kor 13 ).
LOTOS
Mój przyjaciel ogromnie mnie zdumiewał. Postanowił pokaza
ć
wszystkim w s
ą
siedztwie, jak jest
ś
wi
ę
ty. Nawet przywdział strój
odpowiedni do tych zamierze
ń
. Zawsze my
ś
lałem,
ż
e je
ś
li człowiek
jest naprawd
ę
ś
wi
ę
ty, to jest to oczywiste dla innych, bez
ż
adnej
pomocy z jego strony. Mój przyjaciel jednak był zdecydowany
zapewni
ć
tego rodzaju pomoc swoim bliskim. Zorganizował nawet
mał
ą
grup
ę
uczniów, którzy demonstrowaliby wobec wszystkich
jego domnieman
ą
ś
wi
ę
to
ść
. Nazywali to "dawa
ć
ś
wiadectwo".
Przechodz
ą
c obok stawu zobaczyłem kwitn
ą
cy lotos
i instynktownie powiedziałem:
- Jak pi
ę
kny jeste
ś
, kochany lotosie!
Jak pi
ę
kny musi by
ć
Bóg, który Ci
ę
stworzył.
Lotos zawstydził si
ę
, gdy
ż
nigdy nie u
ś
wiadamiał sobie
swego pi
ę
kna. Ale ucieszył si
ę
z chwalenia Boga.
By jeszcze pi
ę
kniejszy przez samo to,
ż
e tak nie
ś
wiadomy
swego pi
ę
kna. I poci
ą
gał mnie nieodparcie, gdy
ż
w najmniejszy
sposób nie chciał zrobi
ć
na mnie wra
ż
enia.
* * *
W innym stawie, le
żą
cym troch
ę
dalej, mogłem zobaczy
ć
,
jak inny lotos rozpo
ś
cierał przede mn
ą
swoje płatki
i mówił bezwstydnie:
- Spójrz, jaki jestem pi
ę
kny, i chwal mojego Stwórc
ę
. -
Odszedłem z niesmakiem.
Kiedy próbuj
ę
innych zbudowa
ć
, staram si
ę
o wywołanie
dobrego wra
ż
enia.
Uwaga na faryzeuszy z dobrymi intencjami!
śÓŁW
Był liderem pewnej grupy religijnej. Czym
ś
w rodzaju guru.
Czczony, szanowany, wr
ę
cz kochany. Ale skar
ż
ył si
ę
,
ż
e stracił ciepło ludzkiego towarzystwa. Ludzie szukali go,
aby pomoc czy rad
ę
, ale nie przychodzili do niego jak do człowieka.
Nie odpoczywali w jego towarzystwie.
A jak mieli to zrobi
ć
? Przyjrzałem mu si
ę
: był człowiekiem
zrównowa
ż
onym, panuj
ą
cym nad sob
ą
, uroczystym, doskonałym.
I powiedziałem mu:
- Masz trudny wybór: by
ć
człowiekiem
ż
ywym i atrakcyjnym
albo zrównowa
ż
onym i szanowanym. Nie mo
ż
esz by
ć
jednym i drugim. -
Odszedł ode mnie smutny. Powiedział,
ż
e jego sytuacja nie pozwala
mu by
ć
pełnym
ż
ycia, by
ć
sob
ą
. Musiał odgrywa
ć
okre
ś
lon
ą
rol
ę
i by
ć
szanowanym.
Zdaje si
ę
,
ż
e Jezus był człowiekiem
ż
ywym i wolnym;
nie trzymał ludzi na dystans i nie
żą
dał respektu. Jego słowa
i zachowanie szokowały wiele osób godnych szacunku.
Cesarz Chin usłyszał o m
ą
dro
ś
ci pewnego pustelnika
ż
yj
ą
cego w górach Północy i wysłał do niego posłów,
aby zaofiarowali mu stanowisko premiera w cesarstwie.
Po wielu dniach podró
ż
y posłowie dotarli tam i napotkali
półnagiego pustelnika, siedz
ą
cego na skale i zaj
ę
tego
łowieniem ryb. Pocz
ą
tkowo mieli w
ą
tpliwo
ś
ci,
czy to rzeczywi
ś
cie mógł by
ć
człowiek, o którym cesarz
miał a
ż
tak wysokie mniemanie, ale gdy popytali w s
ą
siedniej wiosce,
przekonali si
ę
,
ż
e rzeczywi
ś
cie chodziło o niego.
Poszli wi
ę
c na brzeg rzeki i zawołali go z najwy
ż
szym szacunkiem.
Pustelnik zbli
ż
ył si
ę
do brzegu brodz
ą
c w wodzie,
przyj
ą
ł bogate prezenty i wysłuchał ich dziwnej petycji.
Kiedy wreszcie zrozumiał,
ż
e to cesarz chce, aby on pustelnik
został premierem królestwa, odrzucił głow
ę
do tylu
i wybuchn
ą
ł gło
ś
nym
ś
miechem. Kiedy w ko
ń
cu zdołał
opanowa
ć
ś
miech powiedział do zaskoczonych posłów:
- Widzicie tego
ż
ółwia jak porusza ogonem w błocie?
- Tak, szanowny panie - odparli posłowie.
- No wi
ę
c dobrze, powiedzcie mi: czy to prawda,
ż
e codziennie cały dwór królewski zbiera si
ę
w kaplicy
królewskiej, aby odda
ć
cze
ść
zasuszonemu
ż
ółwiowi,
umieszczonemu nad głównym ołtarzem, boskiemu
ż
ółwiowi,
którego skorupa wysadzana jest diamentami, rubinami
i innymi drogimi kamieniami?
- Tak, to prawda, czcimy go panie - rzekli posłowie.
- No dobrze, a czy uwa
ż
acie,
ż
e to biedne stworzenie,
ruszaj
ą
ce sobie ogonem w błocie, mogłoby zast
ą
pi
ć
tego boskiego
ż
ółwia?
- Nie, szanowny panie - odpowiedzieli posłowie.
- W takim razie id
ź
cie i powiedzcie cesarzowi,
ż
e i ja nie mog
ę
. Wol
ę
by
ć
ż
ywy w tych górach,
ni
ż
martwy w jego pałacu.
Bo nikt nie mo
ż
e mieszka
ć
w pałacu i by
ć
ż
ywy.
BAYAZID ŁAMIE ZASADĘ
Bayazid, muzułma
ń
ski
ś
wi
ę
ty, post
ę
pował czasem wbrew
zewn
ę
trznym formom i rytom islamu.
Pewnego razu, wracaj
ą
c z Mekki, zatrzymał si
ę
w ira
ń
skim
mie
ś
cie królewskim. Mieszka
ń
cy, którzy otaczali go czci
ą
, zbiegli
si
ę
tłumnie, aby go powita
ć
i narobili szumu w całym mie
ś
cie.
Bayazid, który nie znosił takiej czołobitno
ś
ci, wytrzymał a
ż
do
momentu, kiedy doszli do pałacu targowego. Tam kupił kawał
chleba i zabrał si
ę
do jedzenia na oczach swoich zapalonych
zwolenników. Był to dzie
ń
postu w miesi
ą
cu Ramadan,
Bayazid jednak uwa
ż
ał,
ż
e podró
ż
w pełni usprawiedliwia
przekroczenie przepisów religijnych. Inaczej jednak my
ś
leli
jego czciciele, którzy tak zgorszyli si
ę
post
ę
powaniem Bayazida,
ż
e opu
ś
cili go i udali si
ę
do domów. Bayazid powiedział z satysfakcj
ą
do jednego z uczniów:
- Patrz. Gdy tylko zrobiłem co
ś
wbrew ich oczekiwaniom,
znikła cała cze
ść
, jak
ą
mi okazywali.
W podobny sposób Jezus całkowicie zgorszył tych,
którzy za Nim chodzili.
Tłumy potrzebuj
ą
ś
wi
ę
tego, którego by mogły czci
ć
,
guru, którego by mogły si
ę
radzi
ć
.
Istnieje milcz
ą
ca umowa: Ty masz odpowiada
ć
na nasze
oczekiwania, a w zamian za to my b
ę
dziemy ci
ę
czci
ć
.
Zabawa w
ś
wi
ę
to
ść
!
LUDZIE W PASKI
Ogólnie rzecz bior
ą
c dzielimy ludzi na dwie kategorie:
ś
wi
ę
tych i grzeszników.
Jest to jednak podział absolutnie urojony. Z jednej strony, nikt nie wie na pewno,
kto jest
ś
wi
ę
tym, a kto grzesznikiem, pozory myl
ą
. Z drugiej strony, my wszyscy,
ś
wi
ę
ci i grzesznicy, jeste
ś
my grzesznikami.
Przy jakiej
ś
tam okazji pewien kaznodzieja zwrócił si
ę
do grupy dzieci:
- Gdyby tak wszyscy dobrzy ludzie byli biali, a
ź
li ludzie czarni,
jakiego koloru byliby
ś
cie wy?
Mała Mary Jane odpowiedziała:
- Ja, prosz
ę
ksi
ę
dza, byłabym w paski.
Taki sam byłby ksi
ą
dz, mahatmowie i papie
ż
e, i wszyscy kanonizowani
ś
wi
ę
ci.
Pewien człowiek szukał odpowiedniego ko
ś
cioła, do którego mógłby
ucz
ę
szcza
ć
. Raz wszedł do ko
ś
cioła, w którym wierni i sam kapłan
czytali ksi
ąż
k
ę
z modlitwami. Mówili:
- Zaniedbali
ś
my rzeczy, które powinni
ś
my zrobi
ć
,
a zrobili
ś
my to, czego nie powinni
ś
my.
Człowiek usiadł z prawdziw
ą
ulg
ą
w jednej z ławek i wzdychaj
ą
c gł
ę
boko,
rzekł po cichu:
- Dzi
ę
kuj
ę
Ci Bo
ż
e, nareszcie znalazłem swoich!
Wysiłki naszych "
ś
wi
ę
tych" ludzi, maj
ą
ce na celu ukrycie własnej skóry
"w paski", bardzo cz
ę
sto zawodz
ą
, a zawsze s
ą
oszukiwaniem.
MUZYKA DLA GŁUCHYCH
Dawniej byłem zupełnie głuchy. Patrzyłem na ludzi, którzy stoj
ą
c
wyczyniali najdziwniejsze obroty. Nazywali to ta
ń
cem.
Wydawało mi si
ę
to absurdem do czasu, gdy pewnego dnia
usłyszałem muzyk
ę
. Wtenczas zrozumiałem, jak pi
ę
kn
ą
rzecz
ą
jest taniec.
Wiedz
ę
szalone zachowanie si
ę
ś
wi
ę
tych. Wiem jednak,
ż
e mój duch
jest martwy. Zawieszam wi
ę
c mój s
ą
d, a
ż
b
ę
d
ę
ż
ył.
Mo
ż
e wtedy zrozumiem.
Widz
ę
szalone zachowanie si
ę
zakochanych. Wiem jednak,
ż
e moje serce jest martwe. Tak wi
ę
c, zamiast s
ą
dzi
ć
, zacz
ą
łem si
ę
modli
ć
, aby kiedy
ś
o
ż
yło moje serce.
BOGACI
M
ąż
:
- Wiesz co, kochanie? B
ę
d
ę
ci
ęż
ko pracował,
i którego
ś
dnia b
ę
dziemy bogaci.
ś
ona:
- Ju
ż
jeste
ś
my bogaci, najdro
ż
szy. Mamy siebie nawzajem.
By
ć
mo
ż
e, kiedy
ś
b
ę
dziemy mie
ć
równie
ż
pieni
ą
dze.
ZADOWOLONY RYBAK
Bogaty przemysłowiec z Północy poczuł niesmak widz
ą
c
pewnego rybaka z Południa, spokojnie opartego o swoj
ą
łód
ź
i pal
ą
cego fajk
ę
.
- Dlaczego nie wypłyn
ą
łe
ś
łowi
ć
? - zapytał przemysłowiec.
- Bo ju
ż
złowiłem do
ść
na dzisiaj - odpowiedział rybak.
- Dlaczego nie łowisz wi
ę
cej, ni
ż
to konieczne? - nalegał przemysłowiec.
- A có
ż
bym z tym zrobił? - zapytał rybak.
- Zarobiliby
ś
my wi
ę
cej pieni
ę
dzy - padło w odpowiedzi. -
Mógłby
ś
wtedy zało
ż
y
ć
motor do twojej łodzi,
wypływa
ć
na gł
ę
bsze wody i łowi
ć
wi
ę
cej ryb.
Wtedy te
ż
zarobiłby
ś
do
ść
pieni
ę
dzy by kupi
ć
sobie nylonow
ą
sie
ć
,
dzi
ę
ki czemu miałby
ś
jeszcze wi
ę
cej ryb i wi
ę
cej pieni
ę
dzy.
Szybko zarobiłby
ś
i na drug
ą
łód
ź
... , i by
ć
mo
ż
e na cał
ą
flot
ę
.
Byłby
ś
wtedy bogaty tak jak ja.
- I co bym wtedy robił? - zapytał znowu rybak.
- Mógłby
ś
wtedy usi
ąść
i cieszy
ć
si
ę
z
ż
ycia -
odpowiedział przemysłowiec.
- A jak my
ś
lisz, co ja wła
ś
ciwie w tej chwili robi
ę
? -
Zapytał zadowolony rybak...
Wła
ś
ciwsze jest zachowanie stanie zdolno
ś
ci cieszenia si
ę
,
ni
ż
zarobienie mnóstwa pieni
ę
dzy.
SIEDEM GARNKÓW ZŁOTA
Pewien fryzjer przechodz
ą
c pod zaczarowanym drzewem,
usłyszał pytaj
ą
cy głos:
- Chciałby
ś
mie
ć
siedem garnków złota?
Fryzjer rozejrzał si
ę
dokoła, ale nie zobaczył nikogo.
Obudziła si
ę
w nim jednak jaka
ś
chciwo
ść
i odpowiedział
ż
arliwie:
- Tak, oczywi
ś
cie,
ż
e chciałbym mie
ć
.
- W takim razie, id
ź
szybko do domu - powiedział głos -
a tam je znajdziesz.
Fryzjer pobiegł do domu. I rzeczywi
ś
cie:
stało tam siedem garnków, wszystkie pełne złota,
z wyj
ą
tkiem jednego, zapełnionego tylko do połowy.
Fryzjer nie mógł znie
ść
tego,
ż
e siódmy garnek nie jest całkiem
pełny. Poczuł gor
ą
ce pragnienie zapełnienia go,
bo w przeciwnym razie b
ę
dzie nieszcz
ęś
liwy.
Przetopił wszystkie rodzinne klejnoty w złote monety
i wrzucił je do garnka. Ten jednak ci
ą
gle tak samo był napełniony
tylko do połowy. Doprowadziło go to do rozpaczy!
Oszcz
ę
dzał i sk
ą
pił, a
ż
do głodzenia siebie i rodziny.
Wszystko na pró
ż
no. Ile by złota wło
ż
ył do garnka,
ten był ci
ą
gle wypełniony do połowy.
Wreszcie poprosił króla, aby mu podniósł zarobki.
Podwojono mu je i na nowo powzi
ą
ł walk
ę
o wypełnienie garnka.
Posun
ą
ł si
ę
a
ż
do
ż
ebrania. A garnek wchłaniał ka
ż
d
ą
monet
ę
,
któr
ą
do niego wkładano, ale uparcie trwał wypełniony do połowy.
Król zwrócił uwag
ę
na zabiedzonego i wygłodzonego fryzjera.
Zapytał go:
- Co si
ę
z tob
ą
dzieje? Gdy zarabiałe
ś
mniej, byłe
ś
szcz
ęś
liwy
i zadowolony. A teraz kiedy Ci podwojono zarobki,
jeste
ś
zniszczony i przybity. Nie masz przypadkiem u siebie
siedmiu garnków złota?
Fryzjer był zaskoczony.
- Kto wam to powiedział, Wasza Wysoko
ść
?
Król si
ę
za
ś
miał.
- Ale
ż
to oczywiste,
ż
e wygl
ą
dasz na takiego, któremu duch
ofiarował siedem garnków. Kiedy
ś
ofiarował je mnie.
Zapytałem, czy to złoto mo
ż
na b
ę
dzie wyda
ć
, czy tylko
słu
ż
y do tego, by je mie
ć
. I zjawa znikła bez słowa.
Tego złota nie mo
ż
na wyda
ć
. Jedyne co pozostaje
to nieodparty poci
ą
g do pomno
ż
enia go.
Id
ź
i oddaj je ju
ż
teraz, a znów b
ę
dziesz szcz
ęś
liwy.
PRZYPOWIEŚĆ O śYCIU WSPÓŁCZESNYM
Zwierz
ę
ta zgromadziły si
ę
i zacz
ę
ły narzeka
ć
na ludzi,
ż
e ograbiaj
ą
je z wielu rzeczy.
- Zabieraj
ą
moje mleko - powiedziała krowa.
- Zabieraj
ą
moje jajka - powiedziała kura.
- Zabieraj
ą
moje mi
ę
so na boczek - powiedziała
ś
winia.
- Poluj
ą
na mnie, by mi zabra
ć
mój tłuszcz - powiedział wieloryb.
I tak dalej.
Na ko
ń
cu przemówił
ś
limak.
- A ja mam co
ś
, co chcieliby mie
ć
bardziej ni
ż
cokolwiek innego.
Co
ś
, z czego na pewno by mnie nie ograbili, gdyby mogli.
Mam CZAS.
Masz cały czas
ś
wiata. Potrzeba jedynie, by
ś
chciał go wzi
ąć
.
Co ci
ę
powstrzymuje?
HOFETZ CHAIM
W ubiegłym stuleciu pewien turysta ze Stanów Zjednoczonych
odwiedził słynnego polskiego rabina Hofetza Chaima.
Zdziwił si
ę
, gdy zobaczył,
ż
e domem rabina, po prostu,
był jeden pokój obło
ż
ony ksi
ąż
kami. Za całe umeblowanie
słu
ż
yły stół i ławeczka.
- Rabinie, gdzie s
ą
twoje meble? - zapytał turysta.
- A gdzie s
ą
twoje? - odpowiedział pytaniem Hofetz..
- Moje? J a przecie
ż
jestem tylko turyst
ą
.
Jestem tu przejazdem. - powiedział Amerykanin.
- Tak samo i ja - powiedział rabin.
Gdy kto
ś
zaczyna
ż
y
ć
coraz gł
ę
biej wewn
ą
trz siebie samego,
ż
yje te
ż
pro
ś
ciej na zewn
ą
trz.
Niestety, proste
ż
ycie nie zawsze niesie za sob
ą
gł
ę
bi
ę
.
NIEBO I KRUK
Bajka Bhaghawata Purany:
Pewnego razu fruwał kruk po niebie trzymaj
ą
c w dziobie kawałek mi
ę
sa.
Dwadzie
ś
cia innych kruków zacz
ę
ło go goni
ć
i zaatakowało bez lito
ś
ci.
Kruk musiał wreszcie pu
ś
ci
ć
zdobycz. Wtedy te, które go
ś
cigały,
zostawiły go w spokoju i pofrun
ę
ły kracz
ą
c w
ś
lad za kawałkiem mi
ę
sa.
I powiedział sobie kruk:
- Co za spokój! Teraz całe niebo nale
ż
y do mnie.
Mówił pewien mnich zen:
Kiedy spłon
ą
ł mi dom, miałem dobry widok na ksi
ęż
yc w nocy.
KTÓś MOśE UKRAŚĆ KSIĘśYC?
Mistrz zen, Ryokan, prowadził bardzo skromne
ż
ycie w małej chatce
u podnó
ż
a góry. Pewnej nocy, gdy mistrza nie było w domu
wpadł złodziej do chaty i zawiódł si
ę
odkrywaj
ą
c,
ż
e nie było tam
nic do ukradzenia.
Kiedy wrócił Ryokan zaskoczył złodzieja:
- Musiałe
ś
si
ę
nam
ę
czy
ć
,
ż
eby do mnie przyj
ść
- powiedział do rabusia. -
Nie powiniene
ś
odchodzi
ć
z pustymi r
ę
kami. Prosz
ę
ci
ę
,
zabierz jako upominek moje ubranie i mój koc.
Złodziej całkowicie zbity z tropu zabrał rzeczy i poszedł.
Ryokan usiadł nagi i patrzył na ksi
ęż
yc.
"Biedny człowiek - pomy
ś
lał. - Cieszyłbym si
ę
, gdybym mógł
mu podarowa
ć
to wspaniałe
ś
wiatło ksi
ęż
yca".
DIAMENT
Pewien sannyasi przybył w okolice jakiej
ś
wsi i rozło
ż
ył si
ę
pod drzewem,
ż
eby sp
ę
dzi
ć
noc. Nagle przybiegł do niego jeden z mieszka
ń
ców osady i rzekł:
- Kamie
ń
! Kamie
ń
! Daj mi drogocenny kamie
ń
!
-Jaki kamie
ń
? - zapytał sannyasi.
- Wczoraj w nocy ukazał mi si
ę
we
ś
nie Pan Siwa - powiedział wie
ś
niak -
i zapewnił mnie,
ż
e je
ś
li wyjd
ę
o zmroku za wie
ś
, spotkam tam pewnego
sannyasi, który da mi drogocenny kamie
ń
, dzi
ę
ki czemu stane si
ę
na zawsze bogaty.
Sannyasi poszukał w torbie i wyj
ą
ł kamie
ń
.
- Prawdopodobnie chodzi o to - rzekł daj
ą
c kamie
ń
wie
ś
niakowi. -
Znalazłem to w lesie na
ś
cie
ż
ce, kilka dni temu.
Oczywi
ś
cie mo
ż
esz go sobie zatrzyma
ć
.
Człowiek patrzył na kamie
ń
ze zdumieniem. To był diament!
By
ć
mo
ż
e najwi
ę
kszy diament
ś
wiata, gdy
ż
był wielki
jak dło
ń
m
ęż
czyzny.
Wzi
ą
ł diament i odszedł. Przez cał
ą
noc przewracał si
ę
na łó
ż
ku
nie mog
ą
c zasn
ąć
. Nast
ę
pnego dnia o
ś
wicie pobiegł obudzi
ć
sannyasi i rzekł:
- Daj mi bogactwo, które pozwala ci z tak
ą
łatwo
ś
ci
ą
pozby
ć
si
ę
tego diamentu.
PROSIĆ O ZADOWOLENIE
Pan Wisznu tak znudził si
ę
ci
ą
głymi pro
ś
bami jednego ze swoich
wyznawców,
ż
e pewnego dnia ukazał mu si
ę
i rzekł:
- Postanowiłem spełni
ć
twoje trzy pro
ś
by.
Potem jednak nic ju
ż
ci nie dam.
Pełen rado
ś
ci wyznawca niewiele my
ś
l
ą
c wypowiedział
swoj
ą
pierwsz
ą
pro
ś
b
ę
:
ż
eby umarła jego
ż
ona, aby mógł si
ę
o
ż
eni
ć
z lepsz
ą
.
Pro
ś
ba natychmiast została wysłuchana.
Ale kiedy jego przyjaciele i krewni zebrali si
ę
na pogrzeb
i zacz
ę
li wspomina
ć
dobre cechy jego zmarłej
ż
ony,
wyznawca zrozumiał,
ż
e bardzo si
ę
po
ś
pieszył.
Uzmysłowił sobie,
ż
e był całkowicie
ś
lepy na cnoty swojej
ż
ony.
Czy było łatwo znale
źć
inn
ą
kobiet
ę
tak dobr
ą
jak ta?
Poprosił wi
ę
c Pana, by j
ą
przywrócił do
ż
ycia.
Po tym jednak została mu ju
ż
tylko jedna pro
ś
ba.
Postanowił wi
ę
c nie popełni
ć
nowego bł
ę
du, gdy
ż
tym razem
nie miałby ju
ż
mo
ż
liwo
ś
ci naprawienia go. Zacz
ą
ł pyta
ć
o rad
ę
innych. Niektórzy z jego przyjaciół radzili mu
poprosi
ć
o nie
ś
miertelno
ść
- mówili inni -
je
ś
li nie miałby zdrowia?
A na co mu zdrowie, je
ś
li nie miałby pieni
ę
dzy?
A na co mu pieni
ą
dze, je
ś
li nie miałby przyjaciół?
Mijały lata i nie mógł si
ę
zdecydowa
ć
, o co by poprosi
ć
:
o
ż
ycie, zdrowie, bogactwo, władz
ę
, miło
ść
...?
Wreszcie zwrócił si
ę
do Pana:
- Porad
ź
mi, prosz
ę
o co mam prosi
ć
.
Pan za
ś
miał si
ę
widz
ą
c zmartwienie biedaka i powiedział:
- Popro
ś
, aby
ś
był zdolny do zadowolenia z tego wszystkiego,
co
ż
ycie ci niesie, cokolwiek by to było.
ŚWIATOWA WYSTAWA RELIGII
Mój przyjaciel i ja poszli
ś
my na wystaw
ę
.
Ś
WIATOW
Ą
WYSTAW
Ę
RELIGII.
Nie była to wystawa handlowa. To była wystawa religii.
Ale konkurencja była tak samo ostra, a reklama równie hała
ś
liwa.
W stoisku
ż
ydowskim dano nam kilka ulotek, na których była
mowa o tym,
ż
e Bóg lituje si
ę
nad wszystkimi i
ż
e
ś
ydzi s
ą
Jego Ludem Wybranym.
ś
ydzi.
ś
aden inny lud nie był tak wybrany jak lud
ż
ydowski.
W stoisku muzułma
ń
skim dowiedzieli
ś
my si
ę
,
ż
e Bóg jest miłosierny dla wszystkich i
ż
e Mahomet jest jego
jedynym prorokiem. Zbawienie otrzymuje si
ę
słuchaj
ą
c jedynie
proroka Boga.
W stoisku chrze
ś
cija
ń
skim odkryli
ś
my,
ż
e Bóg jest miło
ś
ci
ą
i
ż
e nie ma zbawienia poza Ko
ś
ciołem. Albo si
ę
wst
ę
puje
do Ko
ś
cioła, albo si
ę
zasługuje na wieczne pot
ę
pienie.
U wyj
ś
cia zapytałem mojego przyjaciela:
- Co my
ś
lisz o Bogu?
-
ś
e jest nietolerancyjny, fanatyczny i okrutny - odpowiedział mi.
Gdy wróciłem do domu, powiedziałem do Boga:
- Jak mo
ż
esz to znie
ść
, Panie? Nie widzisz,
ż
e przez wieki
ź
le u
ż
ywano
Twojego imienia?
Bóg odpowiedział:
- Ja nie organizowałem wystawy. A wr
ę
cz wstydziłem si
ę
j
ą
zwiedzi
ć
.
DYSKRYMINACJA
Wróciłem natychmiast na Wystaw
ę
Religii. ty m razem wysłuchałem
przemówienia Najwy
ż
szego Kapłana religii Balakri.
Powiedział nam,
ż
e prorok Balakri urodzony w Ziemi
Ś
wi
ę
tej Mesambii
w pi
ą
tym wieku, był Mesjaszem.
Tej nocy znowu spotkałem si
ę
z Bogiem.
- Och, Bo
ż
e! Jeste
ś
wielkim Dyskryminatorem, czy
ż
nie?
Dlaczego pi
ą
ty wiek ma by
ć
wiekiem o
ś
wiecenia
i dlaczego Mesambia ma by
ć
Ziemi
ą
Ś
wi
ę
t
ą
?
Dlaczego dyskryminujesz inne wieki i inne ziemie?
Co ma złego w sobie mój wiek, na przykład?
Albo co ma złego w sobie moja ziemia? -
A na to Bóg odpowiedział:
-
Ś
wi
ę
to jest
ś
wi
ę
te, poniewa
ż
ukazuje,
ż
e wszystkie dni w roku
s
ą
ś
wi
ę
te.
Sanktuarium jest
ś
wi
ę
te, poniewa
ż
ukazuje,
ż
e wszystkie
miejsca s
ą
u
ś
wi
ę
cone.
Tak te
ż
Chrystus urodził si
ę
, aby pokaza
ć
,
ż
e wszyscy ludzie
s
ą
dzie
ć
mi Bo
ż
ymi.
JEZUS NA MECZU PIŁKARSKIM
Jezus Chrystus nam powiedział,
ż
e nigdy nie był na meczu piłkarskim.
Tak wi
ę
c razem z przyjaciółmi zabrali
ś
my go, aby zobaczył cho
ć
jeden.
Walka była zaci
ę
ta mi
ę
dzy dru
ż
yn
ą
protestanckich "Uderzeniowców"
i katolickich "Krzy
ż
owców".
Jako pierwsi strzelili "Krzy
ż
owcy". Jezus oklaskiwał entuzjastycznie
i wyrzucił w gór
ę
kapelusz. Potem strzelili "Uderzeniowcy" i Jezus znowu
klaskał z entuzjazmem i znowu rzucił w gór
ę
kapelusz.
To zdaje si
ę
zmieszało pewnego człowieka za nami.
Tr
ą
cił Jezusa w rami
ę
i zapytał:
- Za któr
ą
dru
ż
yn
ą
pan kibicuje, dobry człowieku?
-Ja? odpowiedział Jezus wyra
ź
nie podniecony meczem -
Nie kibicuj
ę
za nikim. Po prostu cieszy mnie gra.
M
ęż
czyzna zwrócił si
ę
do swojego s
ą
siada i mrukn
ą
ł:
- Hm, ateista.
W drodze do domu krótko poinformowali
ś
my Jezusa o aktualnej
sytuacji religijnej na
ś
wiecie.
- Ciekawe co si
ę
dzieje z osobami religijnymi na
ś
wiecie, Panie -
mówili
ś
my mu. - Ci
ą
gle im si
ę
wydaje,
ż
e Bóg jest po ich stronie
i
ż
e jest przeciwko innym.
Jezus przytakn
ą
ł:
- Wła
ś
nie dlatego nie popieram
ż
adnej religii, tylko ludzi - powiedział. -
Ludzie s
ą
wa
ż
niejsi do religii. Człowiek jest wa
ż
niejszy ni
ż
szabat.
- Powiniene
ś
uwa
ż
a
ć
na to co mówisz - ostrzegł go jeden z nas.
- Ju
ż
raz Ci
ę
ukrzy
ż
owali za mówienie podobnych rzeczy, nie pami
ę
tasz?
- Tak - i to wła
ś
nie religijni ludzie - odpowiedział Jezus
z ironicznym u
ś
miechem.
NIENAWIŚĆ RELIGIJNA
Turysta rzekł do przewodnika:
- Ma pan racj
ę
,
ż
e czuje si
ę
pan dumny ze swego miasta.
To co wywarło na mnie szczególne wra
ż
enie, to liczba ko
ś
ciołów tutaj.
Z pewno
ś
ci
ą
tutejsi ludzie musz
ą
bardzo kocha
ć
Boga.
- No có
ż
odparł cynicznie przewodnik - by
ć
mo
ż
e kochaj
ą
Boga,
ale nie ma najmniejszych w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e si
ę
wzajemnie
ś
miertelnie nienawidz
ą
.
To mi przypomina pewn
ą
dziewczynk
ę
, któr
ą
zapytano, kto to s
ą
poganie.
Odpowiedziała:
"Poganie to ludzie, którzy nie kłóc
ą
si
ę
z przyczyn religijnych".
MODLITWA OFENSYWNA I DEFENSYWNA
Katolicka dru
ż
yna piłkarska udawała si
ę
na wa
ż
ny mecz.
Jeden z dziennikarzy wsiadł do tego samego poci
ą
gu
i przeprowadził wywiad z trenerem.
- Rozumiem - powiedział dziennikarz -
ż
e macie, panowie,
z sob
ą
tak
ż
e kapelana, by modlił si
ę
o zwyci
ę
stwo dru
ż
yny.
Czy nie miałby pan nic przeciwko temu,
ż
eby mi go przedstawi
ć
?
- Ale
ż
bardzo ch
ę
tnie - odpowiedział trener. -
A którego chciałby pan pozna
ć
: kapelana ofensywnego
czy defensywnego?
IDEOLOGIA
Przytłaczaj
ą
ce jest to co mo
ż
na przeczyta
ć
o okrucie
ń
stwie ludzi.
Oto dziennikarski zapis tortur stosowanych we współczesnych
obozach koncentracyjnych:
Ofiar
ę
przywi
ą
zuje si
ę
do metalowego krzesła.
Pora
ż
a si
ę
j
ą
ładunkiem elektrycznym, coraz silniejszym,
a
ż
zacznie zeznawa
ć
.
Otwart
ą
dłoni
ą
kat uderza w ucho ofiary tak długo, a
ż
p
ę
ka b
ę
benek.
Ofiar
ę
przywi
ą
zuj
ą
pasami do fotela dentystycznego.
Wtedy dentysta zaczyna borowa
ć
w z
ę
bie, a
ż
dosi
ę
gnie nerwu.
I boruje dalej, a
ż
ofiara zgodzi si
ę
na współprac
ę
.
Człowiek nie jest okrutny z natury. Staje si
ę
okrutny, kiedy jest
nieszcz
ęś
liwy lub kiedy zaprzedaje si
ę
jakiej
ś
ideologii.
Jedna ideologia przeciwko drugiej, a jeden system przeciw drugiemu,
jedna religia przeciw drugiej. A w
ś
rodku przygnieciony człowiek.
Ludzie, którzy ukrzy
ż
owali Jezusa, prawdopodobnie nie byli okrutni.
Mo
ż
liwe,
ż
e wielu było czułymi mał
ż
onkami i tkliwymi ojcami,
którzy aby zachowa
ć
system, ideologi
ę
czy religi
ę
,
stali si
ę
zdolni do wielkiego okrucie
ń
stwa.
Gdyby ludzie religijni zawsze szli za poruszeniem serca, zamiast
i
ść
za logik
ą
swojej religii, zostałyby nam zaoszcz
ę
dzone
przedstawienia takie, jak palenie heretyków, wdowy id
ą
ce na stosy,
by spłon
ąć
z ciałem m
ęż
a, czy te
ż
obraz milionów niewinnych ludzi
zabitych w wojnach wywołanych w imi
ę
religii i samego Boga.
Morał:
Je
ś
li masz wybra
ć
pomi
ę
dzy głosem współczuj
ą
cego serca
a wymaganiami ideologii, odrzu
ć
ideologi
ę
bez chwili wahania.
Współczucie nie ma ideologii.
ZMIENIĆ ŚWIAT PRZEZ ZMIANĘ SIEBIE
Sufi Bayazid opowiada o sobie samym:
Za młodu byłem rewolucjonist
ą
i moja modlitwa wygl
ą
dała tak:
"Panie, daj mi siły,
ż
eby zmieni
ć
ś
wiat".
W miar
ę
jak stawałem si
ę
dorosły i u
ś
wiadomiłem sobie,
ż
e min
ę
ło mi pół
ż
ycia, a nie zdołałem zmieni
ć
ani jednego
człowieka, zmieniłem moj
ą
modlitw
ę
i zacz
ą
łem mówi
ć
:
"Panie, udziel mi łaski, by przemieni
ć
tych, którzy si
ę
ze mn
ą
kontaktuj
ą
.
Cho
ć
by tylko moj
ą
rodzin
ę
i moich przyjaciół. Tym si
ę
zadowol
ę
".
Teraz, kiedy jestem stary i moje dni s
ą
policzone,
zacz
ą
łem rozumie
ć
jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka:
"Panie, udziel mi łaski, bym sam si
ę
zmienił".
Gdybym tak si
ę
modlił od pocz
ą
tku, nie zmarnowałbym
ż
ycia.
Wszyscy my
ś
l
ą
o zmianie ludzko
ś
ci.
Prawie nikt nie my
ś
li o zmianie samego siebie.
OSWOJENI BUNTOWNICY
To był trudny charakter. My
ś
lał i post
ę
pował w odmienny sposób
ni
ż
my wszyscy. Wszystko podwa
ż
ał. Był buntownikiem, prorokiem,
psychopat
ą
czy bohaterem?
- Kto jest w stanie okre
ś
li
ć
ró
ż
nic
ę
? - mówili
ś
my. -
A w ko
ń
cu, komu na tym zale
ż
y?
Tak wi
ę
c uspołecznili
ś
my go. Nauczyli
ś
my go wyczucia
opinii publicznej i cudzych sentymentów. Zdołali
ś
my go ułagodzi
ć
.
Zrobili
ś
my z niego człowieka, z którym przyjemnie si
ę
ż
yło,
doskonale zaadoptowanego. W rzeczywisto
ś
ci to, co zrobili
ś
my,
polegało na nauczeniu go
ż
ycia zgodnego z naszymi oczekiwaniami.
Uczynili
ś
my go układnym i słodkim.
Mówili
ś
my mu,
ż
e nauczył si
ę
kontrolowa
ć
siebie samego
i gratulowali
ś
my mu tego osi
ą
gni
ę
cia. A i on sam zacz
ą
ł sobie
tego gratulowa
ć
. Nie mógł zobaczy
ć
,
ż
e to my zdobyli
ś
my go.
Jaki
ś
pot
ęż
ny typ wszedł do zatłoczonego pomieszczenia
i krzykn
ą
ł:
- Jest tu facet, którego nazywaj
ą
Murphy?! -
Podniósł si
ę
pewien mały człowieczek i rzekł:
- Ja jestem Murphy.
Pot
ęż
ny typ nieomal go nie zabił. Połamał mu pi
ęć
ż
eber,
rozbił nos, podbił oczy i zostawił go jak szmat
ę
na podłodze.
Po czym wyszedł ci
ęż
ko stawiaj
ą
c kroki.
Kiedy sobie ju
ż
poszedł, spostrzegli
ś
my ze zdumieniem,
ż
e człowieczek
ś
miał si
ę
pod nosem
- Ale nabrałem tego faceta - powiedział cicho. -
Ja nie jestem Murphy! Cha, cha, cha!
Społecze
ń
stwo, które oswaja swoich buntowników,
zyskuje spokój, ale traci przyszło
ść
.
ZAGUBIONA OWCA
Przypowie
ść
dla religijnych wychowawców.
Jedna owca znalazła dziur
ę
w płocie i przecisn
ę
ła si
ę
przez ni
ą
.
Ucieczka napełniła j
ą
szcz
ęś
ciem. Bł
ą
dziła długo
i wreszcie zagubiła si
ę
.
Wtem spostrzegła,
ż
e idzie za ni
ą
wilk.
Zacz
ę
ła ucieka
ć
, ale wilk ci
ą
gle był za ni
ą
.
A
ż
przyszedł pasterz, ocalił j
ą
i przyprowadził na powrót,
z wielk
ą
czuło
ś
ci
ą
, do stada.
Pasterz, cho
ć
wszyscy nakłaniali go do czego
ś
przeciwnego,
nie chciał naprawi
ć
dziury w płocie.
JABŁKO DOSKONAŁE
Zaledwie Nasruddin sko
ń
czył swoje wyst
ą
pienie,
jaki
ś
ż
artowni
ś
spo
ś
ród słuchaczy rzekł:
- Zamiast rozwija
ć
teorie duchowe, dlaczego nie poka
ż
esz nam
czego
ś
praktycznego?
Biedny Nasruddin zmieszał si
ę
.
- Ale jakiego rodzaju ma by
ć
ta praktyczna rzecz,
któr
ą
chcesz,
ż
ebym ci pokazał?
ś
artowni
ś
, zadowolony z zakłopotania, w jakie mułł
ę
, i z wra
ż
enia,
jakie wywarł na obecnych, powiedział:
- Poka
ż
nam, na przykład, jabłko z rajskiego ogrodu.
Nasruddin natychmiast chwyciłe
ś
jabłko i pokazał mu.
- Ale to jabłko - powiedział tamten - jest z jednej strony zgniłe.
Niew
ą
tpliwie jabłko rajskie musiało by
ć
doskonałe.
- To prawda. Rajskie jabłko musiało by
ć
doskonałe -
powiedział mułła. - Ale bior
ą
c pod uwag
ę
twoje
realne mo
ż
liwo
ś
ci, to jest najbardziej podobne
do rajskiego jabłka, z tego, co kiedykolwiek b
ę
dziesz
mógł zobaczy
ć
.
Czy mo
ż
e człowiek spodziewa
ć
si
ę
,
ż
e zobaczymy doskonałe jabłko
maj
ą
c niedoskonałe spojrzenie?
Lub wyuczy
ć
dobro w innych, gdy jego serce jest samolubne?
NIEWOLNICA
Król muzułma
ń
ski zakochał si
ę
do szale
ń
stwa w młodej
niewolnicy i rozkazał, by przeniesiona j
ą
do pałacu.
Zamierzał j
ą
po
ś
lubi
ć
i uczyni
ć
pierwsz
ą
ze swoich
ż
on.
Tylko
ż
e, z tajemniczych przyczyn, dziewczyna powa
ż
nie si
ę
rozchorowała tego samego dnia,
kiedy przeprowadziła si
ę
do pałacu.
Stan jej zdrowia stopniowo si
ę
pogarszał.
Zastosowano ju
ż
wszystkie znane
ś
rodki,
lecz bez
ż
adnego skutku. Biedna dziewczyna była
zawieszona mi
ę
dzy
ż
yciem a
ś
mierci
ą
.
Zrozpaczony król obiecał połow
ę
swego królestwa temu,
kto byłby w stanie j
ą
uleczy
ć
. Nikt jednak nie próbował
leczy
ć
choroby, na któr
ą
nie znale
ź
li lekarstwa
najlepsi lekarze królestwa.
Wreszcie stawił si
ę
pewien hakim, który prosił,
by pozostawiono go sam na sam z dziewczyn
ą
.
Po godzinnej rozmowie z ni
ą
, stan
ą
ł przed królem,
który z niepokojem wyczekiwał jego diagnozy.
- Wasza Wysoko
ść
- rzekł hakim - prawd
ę
mówi
ą
c,
mam niezawodne lekarstwo dla dziewczyny.
I tak jestem pewien jego skuteczno
ś
ci,
ż
e je
ś
liby si
ę
nie poprawiło, jestem gotów na
ś
ci
ę
cie.
Tylko,
ż
e lekarstwo, które proponuj
ę
, oka
ż
e si
ę
niezwykle bolesne - ale nie dla dziewczyny,
lecz dla Waszej Wysoko
ś
ci.
- Mów, jakie to lekarstwo - krzykn
ą
ł król -
a b
ę
dzie je mie
ć
, niech kosztuje ile chce!
Hakim popatrzył ze współczuciem na króla i rzekł: -
- Dziewczyna jest zakochana w jednym z waszych sług.
Dajcie jej wasze pozwolenie na mał
ż
e
ń
stwo z nim,
a wyzdrowieje natychmiast.
Biedny król! Za bardzo pragn
ą
ł dziewczyny,
by pozwoli
ć
jej odej
ść
. Za bardzo j
ą
kochał,
by da
ć
jej umrze
ć
.
Uwaga na miło
ść
! Je
ś
li si
ę
w ni
ą
zapl
ą
czesz,
b
ę
dzie dla ciebie
ś
mierci
ą
.
MĘDRZEC KONFUCJUSZ
Pewnego razu mówił Pu Shang do Konfucjusza:
- Co z ciebie za m
ę
drzec je
ś
li o
ś
mielasz si
ę
mówi
ć
,
ż
e Yen Hui jest lepszy od ciebie,
ż
e Tuan Mu Tsu
jest lepszy, gdy trzeba co
ś
wyja
ś
ni
ć
,
ż
e Chung Yu jest odwa
ż
niejszy od ciebie
i
ż
e Chuan Sun jest dostojniejszy ni
ż
ty?
Pu Shang niemal
ż
e spadł z ławki, na której siedział,
tak był niecierpliwy odpowiedzi.
- Je
ś
li wszystko to jest prawd
ą
- dodał -
to dlaczego wszyscy czterej s
ą
twoimi uczniami?
Konfucjusz odpowiedział:
- Sied
ź
spokojnie na miejscu, a powiem ci.
Otó
ż
Yen Hui, wie jak by
ć
prawym, ale nie umie si
ę
dostosowywa
ć
.
Tuan Mu Tsu wie, jak wyja
ś
ni
ć
ró
ż
ne sprawy,
ale nie umie da
ć
w odpowiedzi prostego "tak" lub "nie".
Chung Yu wie, jak by
ć
odwa
ż
nym, ale nie umie by
ć
ostro
ż
ny.
Chuan Sun Shih wie, jak by
ć
dostojnym,
ale nie umie by
ć
skromny.
Dlatego wszyscy czterej chc
ą
uczy
ć
si
ę
u mnie.
Muzułmanin Jalal ud-Din Rumi mówi:
- Dło
ń
, która jest zawsze otwarta lub zawsze zamkni
ę
ta,
to dło
ń
sparali
ż
owana.
Ptak, który nie mo
ż
e otworzy
ć
i zawrze
ć
skrzydeł,
nigdy nie b
ę
dzie fruwał.
śYDOWSKI MISTYK
ś
ydowski mistyk Bael Shem miał do
ść
dziwn
ą
form
ę
modlitwy do Boga.
- Pami
ę
taj, Panie - zwykł mówi
ć
-
ż
e Ty tak samo potrzebujesz mnie,
jak ja Ciebie. Gdyby Ciebie nie było, do kogo bym si
ę
modlił?
A gdyby mnie nie było, kto modliłby si
ę
do Ciebie?
Du
ż
o rado
ś
ci dała mi my
ś
l,
ż
e gdybym nie zgrzeszył,
Bóg nie miałby okazji przebaczenia. On potrzebuje
równie
ż
mojego grzechu. Rzeczywi
ś
cie, wi
ę
ksza jest rado
ść
w niebie z powodu jednego grzesznika, który si
ę
nawróci,
ni
ż
z powodu dziewi
ęć
dziesi
ę
ciu dziewi
ę
ciu sprawiedliwych,
którzy nie potrzebuj
ą
nawrócenia.
O szcz
ęś
liwa wino! Konieczny grzechu!
Gdzie rozlewa si
ę
grzech, tam przelewa si
ę
łaska.
KOKOS
Małpa zarwała kokos z wysokiej palmy
i rzuciła go na głow
ę
pewnego sufi.
Człowiek podniósł go, wypił mleczko, zjadł mi
ąż
sz,
a ze skorupy zrobił sobie misk
ę
.
Dzi
ę
kuj
ę
za krytyk
ę
.
GŁOS ŚPIEWAKA WYPEŁNIA SALĘ
Zasłyszane przy wyj
ś
ciu z koncertu:
"Co za
ś
piewak! Jego głos wypełnia sal
ę
".
"Prawda. Wielu z nas musiało wyj
ść
ż
eby zostawi
ć
mu miejsce".
Ciekawe! Panie i panowie, mo
ż
ecie zosta
ć
na swoich miejscach,
głos
ś
piewaka wypełni sal
ę
, ale nie zajmie miejsca.
*
Zasłyszane w czasie pewnej sesji duchowno
ś
ci:
"Jak mog
ę
kocha
ć
Boga tak, jak mówi Pismo?
Jak mog
ę
da
ć
Mu całe serce
"Najpierw musisz opró
ż
ni
ć
swoje serce
z wszystkich rzeczy stworzonych".
Kłamstwo! Nie bój si
ę
wypełni
ć
twojego serca lud
ź
mi i rzeczami,
które kochasz, gdy
ż
miło
ść
Boga nie zajmie miejsca w twoim serce,
tak samo jak głos
ś
piewaka nie zajmie miejsca w sali koncertowej.
Miło
ść
nie jest jak bochen chleba. Je
ś
li dam tobie kawałek chleba,
zostanie mi mniej dla innych. Miło
ść
podobna jest raczej do chleba
eucharystycznego. Kiedy go otrzymuj
ę
, otrzymuj
ę
całego Chrystusa.
Ale przez to ty nie otrzymujesz mniejszej cz
ęś
ci Chrystusa;
ty równie
ż
otrzymujesz całego Chrystusa;
tak samo kto
ś
inny i jeszcze inny.
Mo
ż
esz kocha
ć
twoj
ą
matk
ę
z całego serca, i twoj
ą
ż
on
ę
,
i twoje dzieci. Zdumiewaj
ą
ce jest to,
ż
e daj
ą
c całe twe serce
jednej osobie, nie musisz przez to dawa
ć
mniej innej.
Wr
ę
cz przeciwnie, ka
ż
da z nich otrzymuje wi
ę
cej.
Bo je
ś
li kochasz tylko twojego przyjaciela i nikogo wi
ę
cej,
sił
ą
rzeczy ofiarujesz mu serce do
ść
ubogie.
Zyskałby, gdyby
ś
ofiarował serce tak
ż
e innym.
Tak
ż
e Bóg straciłby, gdyby nalegał, by
ś
ofiarował swe serce
jedynie Jemu. Daruj twoje serce innym: twojej rodzinie,
przyjaciołom, w wtedy Bóg zyska, je
ś
li ofiarujesz Mu całe
swe serce.
"DZIĘKUJĘ" I "TAK"
Co znaczy kocha
ć
Boga? Boga nie kocha si
ę
w taki sam sposób,
jak si
ę
kocha osoby, które mo
ż
na widzie
ć
, słysze
ć
czy dotkn
ąć
.
Bo Bóg nie jest osob
ą
w takim znaczeniu, w jakim my u
ż
ywamy tego
słowa. Bóg jest Nieznany. Całkowicie Inny. Bóg jest ponad
takimi wyra
ż
eniami, jak on czy ona, osoba czy rzecz.
Kiedy mówimy,
ż
e słuchacze otworzyli sal
ę
oraz
ż
e głos
ś
piewaka
wypełnił sal
ę
, u
ż
ywamy tych samych słów w odniesieniu do dwóch
rzeczywisto
ś
ci całkowicie ró
ż
nych. Kiedy mówimy,
ż
e kochamy
z całego naszego serca oraz
ż
e kochamy tak przyjaciela z całego
naszego serca, równie
ż
u
ż
ywamy tych samych słów dla wyra
ż
enia
dwóch rzeczywisto
ś
ci całkowicie ró
ż
nych. Poniewa
ż
głos
ś
piewaka naprawd
ę
nie wypełnia sali. I nie mo
ż
emy naprawd
ę
kocha
ć
Boga w potocznym słowa znaczeniu.
Kocha
ć
Boga z całego serca znaczy mówi
ć
TAK, bezwarunkowo,
ż
yciu i wszystkiemu co
ż
ycie z sob
ą
niesie. Przyj
ąć
bez zastrze
ż
e
ń
wszystko, co Bóg rozpocz
ą
ł w odniesieniu do czyjego
ś
ż
ycia.
Mie
ć
takie samo nastawienie jak Jezus, kiedy mówił:
Niech si
ę
dzieje Twoja wola, nie Moja.
Kocha
ć
Boga z całego serca znaczy uczyni
ć
swoimi słynne słowa
Daga Hammarkjolda:
Za wszystko, co było - dzi
ę
kuj
ę
.
Za wszystko, co b
ę
dzie - tak.
To mo
ż
na da
ć
tylko Bogu. Na tym etapie Bóg nie ma rywali.
Zrozumie
ć
,
ż
e na tym polega miło
ść
Boga, znaczy równocze
ś
nie
rozumie
ć
,
ż
e kochanie Boga nie jest przeszkod
ą
w miło
ś
ci
bezwarunkowej, czułej i gor
ą
cej swoich przyjaciół.
Głos
ś
piewaka zalewa sal
ę
i bierze j
ą
w posiadanie,
bez wzgl
ę
du na to, jak jest zatłoczona przez ludzi. Obecno
ść
ludzi nie jest dla niego przeszkod
ą
. Jedynym zagro
ż
eniem mógłby
by
ć
głos konkurencyjny, który chciałby go zagłuszy
ć
.
Bóg zachowuje bezdyskusyjn
ą
władz
ę
w twym sercu,
bez wzgl
ę
du na liczb
ę
ludzi, którzy w nim si
ę
znajduj
ą
.
Nie jest przeszkod
ą
dla Boga ich obecno
ść
. Jedyne zagro
ż
enie
mogłoby płyn
ąć
z zamiaru tych osób zneutralizowania
bezwarunkowego "Tak", które wymawiasz w odniesieniu
do wszelkim planów, jakie Bóg mógłby mie
ć
co do twojego
ż
ycia.
SZYMON PIOTR
Dialog wzi
ę
ty z Ewangelii:
">>A wy - zapytał Jezus - za kogo mnie uwa
ż
acie?<<
Odpowiedział Szymon Piotr:
>>Ty jeste
ś
Mesjasz, Syn Boga
ż
ywego<<.
Na to Jezus rzekł:
>>Błogosławiony jeste
ś
, Szymonie, synu Jony.
Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew,
lecz Ojciec, który jest w niebie<<".
( Mt 16, 15 - 17 )
Dialog naszych czasów:
Jezus: - A ty, mówisz,
ż
e kim jestem?
Chrze
ś
cijanin: - Ty jeste
ś
Mesjasz. Syn Boga
ż
ywego.
Jezus: - Bardzo dobra odpowied
ź
. Jaka szkoda,
ż
e nauczyłe
ś
si
ę
tego od ludzi, a nie objawił
ci tego mój Ojciec, który jest w niebie.
Chrze
ś
cijanin: - To prawda, Panie. Zostałem oszukany.
Kto
ś
dał mi wszystkie odpowiedzi,
nim Twój Ojciec z nieba miał czas mówi
ć
.
I zadziwia mnie m
ą
dro
ść
jak
ą
okazałe
ś
nic nie mówi
ą
c Szymonowi i pozwalaj
ą
c,
by Twój Ojciec mówił pierwszy.
SAMARYTANKA
"Kobieta za
ś
zostawiła swój dzban i odeszła do miasta.
I mówiła tam ludziom:
>>Pójd
ź
cie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział
wszystko, co uczyniłam: Czy
ż
On nie jest Mesjaszem?<<"
( J 4, 28 - 30 )
Chrze
ś
cijanin:
Jak
ą
lekcj
ę
otrzymali
ś
my od tej kobiety! Nie dała odpowiedzi.
Ograniczyła si
ę
do pytania i pozwoliła, aby inni znale
ź
li
odpowied
ź
sami. A przecie
ż
musiała czu
ć
pokus
ę
dania odpowiedzi,
po tym co usłyszała z jego ust:
"Ja jestem Mesjaszem, który mówi
ę
z tob
ą
".
I wielu poszło i stało si
ę
uczniami usłuchawszy jej słowa.
I mówili do kobiety:
"Wierzymy ju
ż
nie dzi
ę
ki twemu opowiadaniu, na własne bowiem
uszy usłyszeli
ś
my i jeste
ś
my przekonani,
ż
e On prawdziwie jest
Zbawicielem
ś
wiata"
( J 4, 42 )
Chrze
ś
cijanin:
Zadowoliłem si
ę
wiedz
ą
na Twój temat z drugiej r
ę
ki, Panie.
Z Pisma i od
ś
wi
ę
tych, od Papie
ż
a i do kaznodziejów.
Chciałbym móc im wszystkim powiedzie
ć
:
"Nie wierz
ę
z powodu tego, co wy
ś
cie powiedzieli,
ale poniewa
ż
ja sam go słuchałem".
IGNACY LOYOLA
Mistyk z XVI wieku, Ignacy Loyola, mówił o sobie samym,
ż
e w chwili jego nawrócenia nie było nikogo,
kto by go prowadził, ale Pan osobi
ś
cie uczył go,
jak nauczyciel uczy dziecko.
A na koniec powiedział wr
ę
cz,
ż
e nawet gdyby uległo
zniszczeniu całe Pismo
Ś
wi
ę
te, on dalej wierzyłby
w to, co Pismo objawia, gdy
ż
Pan objawił mu to osobi
ś
cie.
Chrze
ś
cijanin:
Nie miałem takiego szcz
ęś
cia jak Ignacy, Panie.
Niestety było za du
ż
o ludzi, do których mogłem pój
ść
po rad
ę
.
A ci osaczyli mnie swoim bezustannym nauczaniem,
tak
ż
e z powodu ich hała
ś
liwego natłoku nie mogłem
usłysze
ć
Ciebie, cho
ć
bym si
ę
nie wiem jak starał.
Nigdy nie miałem szcz
ęś
cia pozna
ć
Ci
ę
z pierwszej r
ę
ki,
gdy
ż
oni zwykli byli mówi
ć
:
"My jeste
ś
my jedynymi nauczycielami, jakich Ci potrzeba;
Kto nas słucha, słucha Jego".
Ale nie mam powodów, by na nich zwala
ć
win
ę
albo by narzeka
ć
,
ż
e byli ze mn
ą
w pierwszych latach
mojego
ż
ycia. Wini
ć
musze tylko siebie. Poniewa
ż
nie miałem
do
ść
sił, ani odwagi, by szuka
ć
samemu, ani zdecydowania,
by czeka
ć
, a
ż
Ty b
ę
dziesz mówił, ani wiary,
ż
e którego
ś
dnia,
w jakim
ś
miejscu przerwiesz swe milczenie
i przemówisz do mnie.