Birkner Friede Dom szczęśliwie zakochanych

background image

Friede Birkner



Dom szczęśliwie

zakochanych











background image

1

— Arrivé, panie Kuno, arrivé! Usłużny sługa o siwych włosach

przeszedł kulejąc przez pusty hall hotelu „Pałac Myśliwski", otworzył
wielkie drzwi wejściowe i wyjrzał na dziedziniec.

Mężczyzna w średnim wieku, do którego zwrócono się: „panie

Kuno", uniósł się ziewając z głębokiego, miękkiego fotela, poczekał
chwilę, aby się zorientować, czy to o niego chodzi. Uznał, że arrivé nie
dotyczyło jego. Chciał się właśnie znów pogrążyć w nie zakłóconej
południowej drzemce, w fotelu bynajmniej nie przeznaczonym dla
służby hotelowej, kiedy w biurze podniosło się w górę okienko i miły,
niski kobiecy głos zawołał:

— Arrivé to po francusku, panie Kuno, i oznacza w żargonie

hotelowym, że przyjechał gość, który ma śmiałość zakłócać pański
południowy wypoczynek!

Rozległ się trzask; okienko opadło i Kuno przypomniał sobie,

aczkolwiek niechętnie, że przed wiekami uczył się w szkole
francuskiego; wprawdzie z mizernym skutkiem, ale zawsze.

Podniósł się więc, poprawił krawat od garnituru szefa recepcji i

kierownika sali restauracyjnej, który wyjątkowo dobrze na nim leżał,
przygładził włosy i z godnością wyszedł wolno naprzeciw gościowi,
który wysiadał ze starego auta.

— Popatrz, mój drogi, nowa twarz! A gdzie róg myśliwski, którego

mam prawo oczekiwać na powitanie w pałacu myśliwskim?

Był to baron Rudinger, były meklemburski właściciel ziemski,

zapalony wielbiciel cesarza, ojczyzny i Berlina, który często i chętnie

background image

wypoczywał tu po trudach i kłopotach związanych z zarządzaniem

dobrami i uciekał od przykładnego małżeństwa. Oprócz czerwonych
żyłek na wesołej twarzy (czerwone wino) i chytrych oczek nieustannie
rozglądających się za przyjemnościami, jako majątek miał tylko nie-
wielkie konto w banku w zachodniej części Niemiec. Z błyszczącymi
oczyma nazywał je swoją osobistą „West side story".

— A więc gdzie jest róg myśliwski, którego należałoby oczekiwać

przy tych dwu okazałych jeleniach z piaskowca, tak wspaniale
zdobiących po obu stronach schody?

— Mój panie, odkąd tu jestem...
— To jest pan baron von Rüdinger — wtrącił się służący Fritz — a

nie żaden pan. On tego jeszcze nie wie, panie baronie, on jest tu nowy.

— No więc nawiążemy z tym nowym stosunki dyplomatyczne. Ale

obstaję przy rogu myśliwskim — baron mrugnął chytrze do Kuna, po
czym stękając wysiadł z zdezelowanego samochodu.

— Wybaczy pan, panie baronie, ale odkąd tu jestem, przeszukuję

gorliwie cały dom w poszukiwaniu stylowego rogu myśliwskiego,
jednak nie znalazłem niczego podobnego, nie mówiąc już o tym, że nie
wiedziałbym, w który koniec należałoby zadąć — ze spokojem
wyjaśnił Kuno. Pokłonił się przy tym i wziął od barona małą torbę
podróżną.

— A więc musimy poczekać, aż będziemy mogli porozmawiać z

szefem. Ten z pewnością wie, gdzie jest przechowywany róg.'

— Niestety panie baronie, szef zniknął!
— Tylko proszę sobie nie stroić żartów ze starego człowieka, mój

panie. W takiej komitywie nie jesteśmy.

— Żałuję, ale nie mogę nazwać tego innymi słowami; szef po prostu

zniknął.

— Jeśli o mnie chodzi, nie przeszkadza mi to, byleby była ta

wspaniała kucharka co w ubiegłym roku. Ona potrafi tak przyrządzić
udziec barani, że moje stare serce myśliwego zaczyna żywiej bić.

— Kucharka Berta jeszcze tu jest.
— A gdzie jest ten o wiele milszy stary Franz, który mnie zazwyczaj

witał?

— Franz musiał, niestety, zrezygnować ze służby. Umarł.

background image

— Trudno, bywa i tak. A o jakich nowościach powinienem się jeszcze

dowiedzieć jako stary bywalec tego domu?

— Jeśli idzie o skład personelu, to może pan być całkowicie

spokojny, panie baronie.

— Całe szczęście! W każdym razie szef...
— ... zniknął.
— Mój panie, proszę sobie zapamiętać, że po pierwsze sam kończę

własne zdania, a po drugie szef na pewno wróci, skoro gdzieś
wyjechał. Chciałem powiedzieć, że szef jest mądry, skoro zatrzymuje u
siebie miły, Stary personel, bo wówczas człowiek ma wrażenie, że
przyjechał do rodzinnego domu. Pan to rozumie?

— Postaram się zrozumieć, panie baronie. Natomiast w moim

poprzednim miejscu pracy zauważyłem, że niektórym panom wcale
nie przeszkadzał młody personel żeński.

Kuno, wyglądający od stóp do głów jak Butler von Scheitel,

zaprowadził barona do recepcji. Baron, potrząsając głową, popatrzył
na niego przez chwilę, potem mruknął:

— Stary Franz był zdecydowanie bardziej sympatyczny. Szkoda, że

umarł. Śmierć zawsze zabiera tego niewłaściwego.

Tymczasem otworzyło się nie tylko okienko recepcji, ale także

szerokie oszklone drzwi i niezwykle powabna sekretarka wstała na
powitanie gościa.

— Panie baronie, niech mi wolno będzie serdecznie pana powitać.

Mam nadzieję, że miał pan przyjemną podróż?

— No, nareszcie znajoma twarz. Bardzo się cieszę, moja droga,

cieszę się niewymownie! — Baron obdarzył przy tym sekretarkę
filuternym uśmiechem. — Tak, a co do mojej podróży, dziecko, to
uważam, że podróżowanie koleją jest znacznie przyjemniejsze, tak jak
za czasów cesarza, dopóki Majestat nie dostał bzika na punkcie
benzyny, wyrażając się z całym szacunkiem. No, a mój pokój, dziecko?

— Oczywiście, przygotowany, panie baronie! Ten sam co zawsze.

Będzie pan zadowolony, ponieważ balkon ma balustradę i został
poszerzony.

— Patrzcie, patrzcie! Czyżby szef w ostatnim sezonie tak dużo

zarobił, że nie wie, co robić z pieniędzmi?

— Konieczna była modernizacja, panie baronie.

background image

— Bogu dzięki, że pani się nie unowocześniła. Jest pani jak zwykle

pierwsza klasa. A szef...

— ... zniknął, panie baronie — powiedziała Bella Hirmer skromnie i

bez szczególnego nacisku.

— Już wiem o tym! Pan Kuno właśnie mnie poinformował. No a ten

śmieszny pies, czy jeszcze tu jest?

— Oczywiście, panie baronie! Czy wyobraża pan sobie hotel

myśliwski bez psa? — zapytała Bella z czarującym uśmiechem.
Wydała się przez to jeszcze ładniejsza.

— Nie, nie wyobrażam sobie. A gdzie jest to zwierzę?
— Panie baronie, Laura stoi od dobrej chwili za panem, merdając

ogonem — wtrącił Kuno.

— Lauro, stara suczko, rzeczywiście jesteś jeszcze ładniejsza! —

Baron Rüdinger stękając ale z dobrotliwym uśmiechem pochylił się do
skomlącej, rozkosznej suczki i głaskał ją pieszczotliwie po grzbiecie.
— To również dzięki niej człowiek się tu dobrze czuje. Jakich macie
gości? Przyjechałem w tym roku trochę wcześniej, gdyż nie lubię
podróżować podczas nieznośnego upału.

— Ekipa do brydża jest zapewniona, panie baronie. Pański miły

przyjaciel, pan prokurator, doktor Hermerdinger już tu jest!

— Nie przepadam tak bardzo za tym paragrafem, ale on potrafi grać

w brydża, choć szachrować też umie. A kto poza tym?

— Pani Schlüter z córką także już przyjechała. Wspomnienie o córce

Schlüterow wywołało u Kuna krótkie, ale

wymowne zmarszczenie brwi, obyło się jednak bez komentarza.
— To świetnie, bo ta dama gra wspaniale w brydża. A kto czwarty w

drużynie? W ubiegłym roku szef często nam pomagał.

— To prawda, ale szef...
— Wiem, wiem! Zniknął! Ale kiedyś wróci. A więc kto jest czwarty?
— Myślałam o pannie von Wiesengrün.
— Dziewczyno, to ta stara baba z koszyczkiem do robótek ręcznych?

Beze mnie, proszę!

— Panna von Wiesengrün pali mocne brazylijskie cygara i świetnie

gra w brydża.

— Ach tak, teraz ją sobie przypominam! Czy obie stare panny, mam

na myśli stare hrabiny, już tu są?

background image

Bella Hirmer zawahała się przez chwilę, a potem powiedziała tylko:

— Obie hrabiny Beau de Marchell zapowiedziały się w przyszłym
tygodniu.

— Beau Marchell? To stara szlachta, która emigrowała tu w czasach

Fritza, kiedy ściągał on francuską szlachtę do nas, do Prus. Tak, a
następny, najazd był wówczas, kiedy ci zwariowani Francuzi robili
swoją rewolucję. No tak, to była mała wycieczka w historię. Ale,
mówiąc szczerze, moje miłe dziecko, te obie damy Beau de Marchell
nie wyładnieją tylko dlatego, że są hrabinami. Trzeba pani wiedzieć, że
moje poglądy mają zabarwienie nieco demokratyczne. A więc chętnie
jeszcze długo poczekam na te damy. A teraz zakończmy tę rozmowę, a
pan, panie Kuno, niech mnie zaprowadzi do mojego pokoju.

Skinął Belli głową i skierował się w towarzystwie Laury do schodów

z pięknie rzeźbionymi poręczami. Kiedy Kuno otworzył przed nim
drzwi do windy, machnął przecząco ręką.

— Nie, nie pojadę, ta instalacja pochodzi jeszcze z czasów szalonego

Fritza! W ubiegłym roku wisiałem w niej całe pół godziny. Wolę iść na
piechotę, to mi wyjdzie tylko na zdrowie. Chodź ze mną, suczko, dla
ciebie chodzenie jest także zdrowe, bo inaczej będziesz miała brzuch
jak ja.

A więc Kuno poprowadził uroczyście barona, niosąc torbę podróżną

to w jednej, to w drugiej ręce. Bella, która stała chwilę pod drzwiami,
zniknęła w swoim biurze i wkrótce rozległo się stukanie maszyny do
pisania.

A szef się nie pojawił.
Baron Rüdinger z radością wszedł do pokoju, do którego przywykł, i

wkrótce wszystko urządził sobie tak, jak chciał mieć na czas tych
pięciu tygodni, które zamierzał spędzić w „Hotelu Myśliwskim". Z
pewną nieufnością wszedł na poszerzony balkon; stwierdził z uśmie-
chem, że teraz można się tu było wyciągnąć na wspaniałym leżaku.
Popatrzył na bujny ogród, który niczym park rozciągał się przed
domem, wyjrzał na taras, który znajdował się pod nim, i odkrył
najpierw dwie zadziwiająco szczupłe nogi w eleganckich bucikach.
Wychylił się jeszcze bardziej i ujrzał piękną, jasną, letnią suknię,
następnie głowę w ciemnych lokach i wreszcie szaro-brązowego
pekińczyka siedzącego na kolanach damy.

background image

— Popatrz, Lauro! Jak ci się to podoba? — Laurze w odpowiedzi

zjeżył się lekko włos na grzbiecie. — Aha! Wróg numer jeden? — Na
co Laura odpowiedziała w taki sam sposób. Ale nogi były niewątpliwie
ładne. Dla zadowolonego starszego pana najbardziej interesujące było
jednak to, że Kuno z dużego okna jadalni również obserwował ładne
nogi, co zdaniem barona było nie na miejscu.

** *
— Nie potrafię sobie wytłumaczyć, mamo, czemu tego lata wprost na

siłę mnie tu ściągnęłaś, podczas gdy w ubiegłych sezonach czułaś się
beze mnie doskonale. Do tego, ku mojej wściekłości, musiałam tu
wieźć w tym śmiesznym, wykonanym na zamówienie koszyku tego
rozpieszczonego psa, tę bestię Tai-tai. Chciałabym ci przy okazji
powiedzieć, że już samo imię naszego słodkiego bydlaka jest
nielogiczne.

— Twój ukochany papa, którego ja również kocham, nie lubi, jak się

pyta „czemu", a więc zapytam: dlaczego to imię jest nielogiczne?

— Ta-tai jest słowem japońskim i oznacza szczególnie słodko

pachnące mydło toaletowe, które ofiarowuje się zapakowane w luk-
susowy papier, a na opakowaniu widnieje piękna, zachwycająca
gejsza. Pekińczyki natomiast pochodzą z Pekinu, gdzie kiedyś tylko
cesarzom wolno było posiadać te delikatne psy pałacowe. A teraz to
stworzenie leży od godziny na moich kolanach, liże sobie bez przerwy
łapy i doprowadza mnie powoli do wściekłości.

— Jak możesz tak brzydko mówić do mnie i do Tai-tai, moje dziecko!
— Mamo, twoje brzydko mówiące dziecko ma już dwadzieścia dwa

lata i niebawem obroni pracę doktorską.

— To wspaniale, moja droga! Cieszę się, że mam taką mądrą córkę.
— Ale w główną część rozumu na twardą drogę życiową wyposażył

mnie niewątpliwie papa.

— Czemu twardą?
— Dlaczego! Przecież wiesz, że papa nie znosi słowa „czemu". A

więc twardą, ponieważ po pierwsze, muszę przebywać tu, w tym
ziejącym nudą hotelu, po drugie, ponieważ kort tenisowy znajduje się
w stanie

background image

urągającym godności człowieka, po trzecie, ponieważ tu spotykają się

najbardziej nieciekawi ludzie świata, po czwarte, ponieważ twoje
ukochane bydlę wciąż liże sobie łapy. Czy wystarczą ci te argumenty?
A poza tym nie otrzymałam jeszcze odpowiedzi na pytanie, dlaczego
mnie tu na siłę ściągnęłaś?

— Dlatego, że twoja kochana matka w ubiegłym roku nie miała przy

sobie nikogo, komu mogłaby się zwierzać ze swojej złości na nędznych
brydżystów! A poza tym mój wypoczynek jest znacznie lepszy, kiedy
ty wieczorem przed snem siadasz na kwadransik przy moim łóżku i
trochę ze mną gawędzisz.

— Szkoda, że do tych pogawędek nie urodziłaś sobie pół tuzina

dzieci.

— Zwariowałaś? Wyobrażasz sobie, jak bym wyglądała, gdybym

urodziła twemu ojcu pół tuzina dzieci?

— Nie wszystkie musiałyby być ojca — padła wesoła odpowiedź. —

Ale wszystko zostanie ci wybaczone, albowiem mam nadzieję, że w
twoim nudnym i śmiesznym hotelu zaczyna się dziać coś inte-
resującego.

— Niemożliwe! Naprawdę? Pani Schlüter pochyliła się do przodu w

swoim leżaku. — Opowiadaj! Jestem szalenie ciekawa!

— Kochanie, nie przesadzaj! Sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko,

abym mogła powiedzieć coś konkretnego. To się dopiero zaczyna,
mamo, ale wystarczy, aby nastroić mnie przyjemniej.

— Jak to? To znaczy, co się zaczyna?
— Albo katastrofa, albo przestępstwo, albo oszustwo, albo to tylko

omyłka z mojej strony.

— Na miłość boską, Edith, ty się czegoś domyślasz!
— Masz mądrą córeczkę, mamo. Czy możesz się przez chwilę

zachowywać cicho, kiedy ci dam znak?

— Dziecko, nogi mi drżą ze zdenerwowania!
— Połóż ten wstrętny pled na swoje drżące nogi, wówczas nikt nic nie

zauważy. No więc pochyl się nieco do przodu, aż zauważysz postać
mężczyzny z prawej strony na końcu tego tarasu, w ostatnim oknie
jadalni.

— Ależ Edith, to nie jest postać mężczyzny, to szef jadalni, Kuno.

background image

— Nie nazwałabym go niemęskim, wprost przeciwnie, stwierdziłam

właśnie ze wszech miar męskie zainteresowanie z jego strony moimi
nogami.

— Wobec tego przykryj je jak najprędzej! — Matka, jęknąwszy,

wręczyła córce już rozłożony pled.

— O, nie! Nie odbierajmy temu męskiemu mężczyźnie jego męskiej

przyjemności.

— Edith! To szef jadalni!
— Którym wcale nie jest. Od niego to właśnie zaczęły się interesujące

nas fale wydarzeń.

— Ależ ty mówisz po niemiecku, zupełnie jak papa!
— To jest niemiecki język intelektualistów, którzy się trochę

zabawiają.

— Dobrze, że ja nie jestem taka! Ale opowiedz mi, czemu... to

znaczy, dlaczego ten szef jadalni według ciebie wcale nim nie jest?

— To. droga mamo, powiem ci podczas tak gorąco przez ciebie

upragnionego kwadransa pogawędki przy twoim łóżku. Teraz wy-
prowadzimy Tai-tai naprzeciw jej wrogowi, suczce Laurze, żeby
wreszcie do tej budy weszło trochę życia.

—- Och, Edith! Tylko uważaj, żeby Tai-tai nic się nie' stało!
— Dwie suki, podobnie jak dwie kobiety, nigdy nie rozszarpią się na

śmierć. Uroda rasowa jest przez naturę respektowana. Laura ma
ostrzejsze ząbki, a Tai-tai gęściejsze futro. Nie zastanawiam się teraz,
która zwycięży, bardziej interesuje mnie kierownik jadalni. Poza tym,
mamo, czy w tym tak ukochanym przez ciebie staromodnym hotelu nie
ma szefa?

— W każdym razie w tym roku jest dość zabawnie. Pamiętam bardzo

dobrze właściciela; to niezwykle przystojny mężczyzna, sprawiający
wrażenie kosmopolity, do tego bardzo miły. W przeciwieństwie do
swoich krewnych, którzy, jak słyszałam, są współwłaścicielami tego
domu i którzy za bardzo, moim zdaniem, podkreślają swoją
przynależność do szlachty. Mówiono mi, że są w prostej linii
potomkami ostatniego hrabiego Beau de Marchell, którego rodzina
kiedyś, przed kilkuset laty, zbudowała ten dom.

— Aha! A więc wszyscy, którzy tu mają coś do powiedzenia, należą

do szlachty?

background image

— Szef hotelu nie jest szlachcicem. Nazywa się Theo Bruckner i

pochodzi z bocznej linii, jak słyszałam.

— I nie został z tego powodu wydziedziczony przez swego spadko-

dawcę?

— Jak mi kiedyś powiedziała miła panna Hirmer, testament w części

dotyczącej tego domu był pisany w pewnym sensie pod pana
Brucknera z uwagi na jego znajomość li u hotelarskiego. Pan Bruckner
pracował podobno przez kilka lat w Ameryce w branży hotelarskiej.
Nie śmiej się, ale on znacznie bardziej przypomina hrabiego niż jego
kuzyn, pan von Hochheim.

— A więc należałoby się bardziej zainteresować szefem niż jego

szlacheckim kuzynem. Tylko gdzie się podziewa ten tajemniczy szef?
Dotychczas go nie spotkałam.

— Dziecko, i to jest właśnie niezwykłe! Od wszystkich pracowników

otrzymuje się wciąż tylko jedną stoicką odpowiedź; Szef zniknął! Nie:
Szef wyjechał albo szef jest chory, nie, po prostu tylko: Szef zniknął!

Edith przysunęła się bliżej matki, trzymając pod ręką pekińczyka;

zrobiła miły grymas twarzy i powiedziała z uśmiechem:

— Mamo, najzłotsza! Dlaczego mówisz mi te ciekawe rzeczy dopiero

teraz, kiedy już od czterech dni niemal umieram z nudów? A więc coś
się jednak dzieje w tym nudnym hotelu! Jakie to interesujące! I do tego
ten niezwykły szef jadalni. To pasjonujący temat dla detektywa, który
powinien pocierać zawzięcie nos, i myśleć, co też za afera tu się
szykuje.

— Skarbie, a co jest z tym doskonałym przecież i gorliwym szefem

jadalni?

— Zbyt doskonałym i zbyt gorliwym, przez co próbuje zatuszować

widoczne błędy zawodu, którego uczy się tutaj, choć, co muszę
przyznać z uznaniem, wciąż się stara być idealnym szefem jadalni
najlepszego hotelu. Więcej, droga marno, usłyszysz dziś wieczorem,
kiedy już zmęczysz się grą w brydża. — Córka pocałowała matkę w
czubek nosa i zdjęła z kolan Tai-tai. — No, a teraz biegnij do swojego
wroga, ty mała bezcenna bestio, i nie zapominaj, że Laura jest tylko
zwykłym psem myśliwskim. — Jeszcze miły uśmiech skierowany do
zdumionej i patrzącej pytającym wzrokiem mamy, i Edith wyszła,
prowadzona dumnym spojrzeniem Betty Schlüter. Dziewczyna
stanowiła rzeczywiście

background image

atrakcyjny widok: była piękną, zdrową, elegancką i bardzo pewną

siebie młodą damą.

Lekkim, powolnym krokiem prześliznęła się pod oknami jadalni,

oczywiście nie zauważając, że Kuno bardzo szybko ukrył się za jedną z
ciężkich, starych aksamitnych portier. Poruszyła słodkim, zadartym
noskiem i poszła za Tai-tai, która musiała wszystko obwąchać, aby
odnaleźć ślad swego śmiertelnego wroga, Laury.

U stóp tarasu Edith spotkała niezbyt powabną pannę Betty von

Wiesengrün. Miała w oku niemodny już monokl na sznureczku.
Zapytała niskim głosem: — Na spacerek?

— Oczywiście, panno von Wiesenblau.
— ...grün.
— Owszem, wszystko tu jest cudownie zielone, a to dobrze robi

naszym oczom.

— Wiesengrün.
— One również są zielone, to oczywiste — przyznała Edith z

cierpliwością wielbłąda.

— Moje nazwisko brzmi Wiesengrün, nie blau.
— Najdroższa, czy pani musi tak szczególnie podkreślać — zapytała

Edith z uśmiechem — że nie jest pani blau?

— O Boże, moje dziecko, niech pani wreszcie zrozumie, że nazy wam

się Wiesengrün! Jestem ostatnią przedstawicielką naszego rodu.

— Och, jakie to smutne! I nie ma widoków, że będzie pani mogła

przedłużyć ród Wiesengmnów? — Edith udała wyraźne
zainteresowanie tragedią rodzinną. — W każdym razie ja jako
demokratka nie znajduję nic godnego współczucia w fakcie, że pani
ród wymrze. Zamiast niego przetrwa nowe i zdrowe mieszczaństwo.

— No tak, w takim razie cieszę się na spotkanie pani z hrabinami

Beau de Marchell. One pani uświadomią, jakie korzyści płyną z tego,
że się pochodzi ze starego rodu.

— Chciałam zauważyć, że moi przodkowie są równie starzy jak

przodkowie hrabin, wszyscy przecież pochodzimy od Adama i Ewy.

— Może pani, my nie.
— Tylko skąd? Chyba nie chce pani głosić niedopuszczalnej tezy, że

niektórzy z nas pochodzą od małpy? — Czy Edith się przesłyszała, czy
też usłyszała śmiech mężczyzny? Skinęła głową pachnącej cyga-

background image

rami pannie szlachciance, po czym udała się do wspaniałego parku i

doszła do stawu pałacowego. Chciała sprawdzić, czy można w nim
popływać.

Panna von Wiesengrün obrzuciła odchodzącą w pośpiechu Edith

smutnym, samotnym spojrzeniem.

background image

II

Podczas uroczystego obiadu Edith z ogromnym zainteresowaniem

wodziła wokół swym śmiałym, mądrym wzrokiem. Niewątpliwie nie
można było odmówić temu pięknemu pomieszczeniu, jak również w
ogóle całemu pałacowi, pewnego powabu, choć Edith musiała stłumić
przy tym swoje upodobanie do nowoczesności.

Serwis, szkło, bielizna stołowa, wszystko ogromnie cenne, a czas

oczekiwania na następne danie można było sobie znakomicie skrócić,
podziwiając na wszystkich przedmiotach herb rodzinny. Były to dwa
jelenie leżące naprzeciw siebie, a pomiędzy nimi w czerwono-białym
rombie głowa mężczyzny w aureoli. Edith zastanawiała się, co robi ten
święty pomiędzy jeleniami.

Znalazła teraz wytłumaczenie, dlaczego schody wejściowe zostały

ozdobione dwiema wspaniałymi rzeźbami leżących jeleni, na których
porożach w ciągu stuleci wisiało niejedno ubranie i niejeden szal.

Aie co miał wspólnego ten Theo Bruckner, z jeleniami i świętym? I

dlaczego ów pan zniknął, po prostu zniknął? Edith postanowiła po
obiedzie udać się na małą pogawędkę do panny Hirmer.

Przedtem jednak zapragnęła „ofiarować" panu Kunowi kilka

przykrych sekund, całkiem jak Mefisto: „Mam w tym swoją przyjem-
ność". A więc upuściła serwetkę, kiedy przechodził obok jej stolika.
Natychmiast się pochylił i położył ją, elegancko złożoną, z powrotem
obok jej lewej dłoni. Edith podziękowała z uśmiechem, pochyliła się
ku niemu i powiedziała bardzo cicho: — Zgodnie ze stylem tego domu
powinien mi pan przynieść świeżą serwetkę.

background image

Pan Kuno poczerwieniał, pobiegł czym prędzej do podręcznego

stolika i wrócił z czystą serwetką na talerzyku. Milczał. Edith również
milczała.

Trochę później, kiedy podano deser, Edith odsunęła słodycze i

poprosiła o ser zamiast śmietankowego przysmaku. Podstarzała
kelnerka nadąsała się i mruknęła: — Nie ma takiego zwyczaju.

— Wobec tego nic nie chcę, droga pani. — Ale już nadbiegł Kuno,

ofuknął kelnerkę i zapytał Edith, co mógłby jej podać. Ta zmrużyła
jedno oko i szepnęła: — Nie należy strofować służby przy gościach, to
proszę robić za kulisami. A dla mnie proszę trochę gervais, jeśli to
możliwe.

— Dla mnie nie ma nic niemożliwego, jeśli chodzi o panią, to znaczy,

wedle życzenia.

Poczerwieniała twarz Kuna zwrócona była do zakłopotanej i

niepewnej twarzy Edith, która musiała powstrzymywać śmiech.
Patrzyła za odchodzącym w pospiechu szefem sali, który trochę
niezręcznie minął stale zamykające się i otwierające drzwi i wszedł do
pomieszczenia służbowego; następnie usłyszała, ponieważ pilnie
strzygła ślicznymi uszkami, przekleństwo, albowiem ruchome drzwi
uderzyły Kuna mocno w tył głowy. No tak, niczego się nie nauczył,
choć bardzo pragnął się wykazać. W każdym razie Edith nie była tym
wcale zdziwiona. Przynajmniej wiedziała, z jakiej stajni pan Kuno tu
trafił.

Po obiedzie Edith zaopatrzyła matkę we wszystko, czego ta po-

trzebowała do swojej godzinki brydża. Potem była wolna od obowiąz-
ków. Jeszcze jedno spojrzenie na Kuna, który z personelem kelnerskim
w pustej już jadalni przeprowadzał żmudne rozliczenia. Tu był na
swoim miejscu.

Edith przeszła z uprzejmym uśmiechem przez hall. Wierzyła, że

spokój na ten wieczór jest zapewniony.

Zastukała w okienko recepcji; natychmiast podeszła do niego Bella

Hirmer. Podniosła okienko i zapytała przyjemnym, niskim głosem:

— Co mogę dla pani zrobić, panno Schlüter?
— Wypełnić pustą godzinę przyjemną pogawędką.
Bella rzuciła okiem na nie załatwioną jeszcze pocztę, ale już po chwili

twarz jej wyrażała pełną gotowość.

background image

— Proszę zaproponować, gdzie i kiedy, chętnie się dostosuję,
— Może wybierzemy się na spacer przez wieczorny ogród, wokół

tego zabawnego pałacu.

— Z przyjemnością dotrzymam pani towarzystwa. Ale dlaczego

uważa pani, że to zabawny pałac? My jesteśmy przekonani, że
zarządzamy feudalną posiadłością i chronimy ją od ruiny.

Bella zamknęła swoją maszynę do pisania i szafę z pieniędzmi i

wyszła przez oszklone drzwi z biura do hallu. Kiedy chciała pójść z
Edith w stronę schodów z jeleniami, dogonił ją Kuno i krzyknął
nerwowo:

— Dokąd? Muszę się jeszcze z panią rozliczyć!
Bella machnęła ręką i zawołała z uśmiechem: — Jeszcze zdążymy,

panie Kuno, wieczór jest długi.

Edith zauważyła wściekłe spojrzenie Kuna, po czym obie przystojne

młode damy poszły dalej w towarzystwie Laury i Tai-tai.

Zdawały sobie doskonale sprawę, że Kuno nie posyłał za nimi

tkliwych spojrzeń, co jednak nie zakłóciło im spokoju wolnej godziny.

Kiedy znalazły się na żwirowanej ścieżce, Edith wzięła Bellę pod

ramię; oddalały się powoli od pałacu.

— Jak tu teraz pięknie, tak spokojnie, a ten ostatni blask za-

chodzącego słońca sprawia, że wszystko wygląda trochę tajemniczo.
Wszystko jest tak tajemnicze jak zniknięcie szefa tego domu. —
Rzuciła krótkie spojrzenie w bok, na Bellę, ale ta zapytała spokojnie:

— Co pani widzi w tym tajemniczego?
— To, że on zniknął, jak wszyscy twierdzą. Nie że wyjechał, nie że

jest chory, że wróci wtedy i wtedy — nie, tylko krótko i bez
komentarza: szef zniknął.

— No tak, ale to fakt, nie żaden wymysł.
— A gdyby teraz zaciekawiony gość hotelowy zapytał, gdzie szef

zniknął, jaka byłaby pani odpowiedź?

— Tylko zgodna z prawdą: szef zniknął. Przecież to logiczne, że o

człowieku albo przedmiocie, który zniknął, nie można powiedzieć
inaczej. Zniknął to zniknął.

— Ale przecież kiedyś wróci?
— Wtedy już nie będziemy mówili, że zniknął.
— Od kiedy ten mityczny szef zniknął? Interesuję się nim, ponieważ

mama przedstawiła mi go dziś jako atrakcyjnego mężczyznę. A skoro

background image

takich mężczyzn jest bardzo niewielu, nie powinno się przeoczyć

okazji, aby poznać jednego z nich.

— Jak tylko się dowiem, gdzie można zobaczyć tego atrakcyjnego

mężczyznę, pozwolę sobie powiadomić panią o tym. — Odpowiedź ta
została udzielona z uśmiechem.

— Zrozumiałam i nie będę więcej o to pytać. Czy jest pani

zadowolona z szefa jadalni? Matka mi opowiadała, że ubiegłego lata
tego mężczyzny jeszcze tu nie było. Funkcję tę pełnił dostojny,
siwowłosy pan Butler. — Edith zmarszczyła kapryśnie nosek.

— Przy dzisiejszym braku personelu należy się cieszyć, że w ogóle

znalazło się pracownika. Ale jeśli ma pani jakiekolwiek zastrzeżenia
do pracy naszego pana Kuna, to proszę mi powiedzieć. Mówiąc
szczerze, sama nie mam pełnej jasności, jeśli idzie o naszego szefa
jadalni.

— Droga panno Hirmer, nasza waga jest w tym momencie spokojna.

Języczek się nie porusza, pani zachowuje dla siebie wiedzę o szefie,
który zniknął, a ja...

— Czy mogę prosić, aby pani mówiła dalej? — Bella spojrzała na

młodą dziewczynę niemal nieufnie. — Ale najpierw muszę wyznać
szczerze, że Kuno jest dla mnie tajemniczy i nieprzenikniony.

— Ma pani słuszność. Pan Kuno gra tu rolę, ale być może w dobrej

sprawie.

— Wybaczy pani, ale tego nie rozumiem. — Bella przystanęła,

zamilkła na chwilę, po czym ciągnęła z wahaniem dalej: — Sytuacja w
domu nie jest całkiem jasna i należy eliminować wszystko, co by ją
jeszcze bardziej komplikowało.

— Znów mogę panią uspokoić. Zacny pan Kuno nie jest przestępcą

ani awanturnikiem, tylko czasowo aktorem. Więcej jednak pani ode
mnie dziś się nie dowie — zakończyła Edith z uśmiechem. Ujęła Bellę
za rękę i poszły przed siebie, rozkoszując się pięknym wieczorem.

— Jeszcze tylko jedno krótkie pytanie: czy mam się niepokoić o

interesy hotelu?

— Z powodu Kuna? Nie, niech pani będzie spokojna!
Po krótkiej przerwie Bella rzekła z wahaniem: — Za dzień, dwa

przybędą tu krewni szefa.

— Szefa, który zniknął. A kim są ci krewni?

background image

— To straszni ludzie. Wyjątkowo niesympatyczne dwie starsze

damy, hrabiny Beau de Marchell, i ich siostrzeniec, pan von
Hochheim.

— Ale stare panny już tu mamy; czy sprowadzenie kilku wesołych

dziewcząt z rewii nie byłoby bardziej atrakcyjne?

— Oczywiście, nasz stały gość, baron Rüdinger, powitałby te

dziewczęta z zachwytem. Ale hrabiny Beau de Marchell nie
odmłodniały, najwyżej stały się bardziej niesympatyczne.

— Jaki jest ich stopień pokrewieństwa z pani zaginionym szefem?
— On również jest siostrzeńcem hrabin, tylko z linii mieszczańskiej.
— O, wielkie nieba! Jak coś takiego jest możliwe? — Edith zdumiona

położyła dłoń na ustach. — I te hrabiny pochodzące z Francji nie ścięły
jeszcze głowy temu mieszczaninowi?

— Jak dotychczas nasz szef nie nosił swojej głowy pod pachą.
— A kiedy mogła to pani ostatnio stwierdzić?
— Jeśli pani, panno Schlüter, zamierza zastawić na mnie sidła, to się

pani nie uda — zabrzmiała uprzejma odpowiedź Belli.

— Szkoda, bo usilnie próbuję to zrobić. A więc zapomnijmy o

hrabinach, o szefie i Kunie i cieszmy się cudownym wieczorem.

Po godzinie wróciły w dobrym nastroju do hotelu i zastały wszystko

tak, jak Bella sobie życzyła — spokojne, przyjemne i pogodne. Edith
pożegnała się z nią, więc wróciła do biura, gdzie też wkrótce przyszedł
do niej Kuno, który przypominał pełen wyrzutów wykrzyknik.

— Koniec spaceru, panno Bellu?
— Dla pana wciąż jestem panną Hirmer. Poza tym ten spacer

odbywał się w ramach obowiązków wobec gości. Czy coś jeszcze?

— Bella nie dała się zirytować podczas pisania na maszynie listu.
— Bardzo przepraszam, panie Kuno, aleja również mam swoją dumę

zawodową, jasne?

— Oczywiście, oczywiście, nie należy pozwolić, aby ją raniono.
— Co?
— Dumę zawodową. Przyniosłem bony do rozliczenia.
Bella wyciągnęła rękę, nie patrząc w górę. A ponieważ nie położono

jej na dłoni spodziewanego kompletu bonów, odwróciła się do Kuna.
Spojrzała na niego zdumiona: jego oczy utkwione były w pięknych
nogach Edith Schlüter, która siedziała w hallu.

— Słodka, prawda?

background image

— Co takiego? Legumina na deser? Czyżby była za słodka?
— Kto tu mówi o deserze, kiedy moje serce krwawi!
— Nie posądzałam pana dotychczas o coś takiego. Poza tym proszę

sobie przeczytać regulamin szefa dotyczący personelu męskiego i
żeńskiego w hotelu. — Uśmiechając się chłodno, Bella położyła przed
nim powieloną kartkę, na której przede wszystkim widać było
zamaszysty podpis szefa. Kuno prztyknął w nią palcami i powiedział:

— Znam to! Sam przecież... ach..., chciałem powiedzieć, że czytałem

to na mojej poprzedniej posadzie. Tylko że tam mieliśmy szefa,
podczas gdy tutejszy szef...

— Zniknął, z czego tu nikt nie robi tajemnicy. Czy coś jeszcze? Jakieś

pytania?

— Panno Hirmer, to brzmi dla mnie jak w tej cholernej

Bundeswehrze. Tam też pytano mnie zawsze bardzo uprzejmie: czy
jeszcze jakieś pytania? — Kuno uśmiechnął się tajemniczo i ciągnął
dalej, oparłszy się wygodnie na parapecie okiennym: — Tylko że
Bundeswehra następnie udzielała odpowiedzi, podczas gdy tu
człowiek się jej nie doczeka, jeśli się odważy zapytać o szefa.

Bella odwróciła się tak szybko na swoim krześle, że Kuno niemal

przestraszony cofnął się o krok. Z ponuro zmarszczonym czołem
odpowiedziała: — Dostaje pan punktualnie swoje wynagrodzenie, ma
pan ładny pokój, doskonałe i wystarczające wyżywienie, niewiele
pracy, a więc skąd ta wciąż podkreślana tęsknota za szefem, który...

— Wiem, wiem, zniknął.
— O nie, w tym wypadku dalszy ciąg mojego zdania brzmi: który by

pana z pewnością już dawno zwolnił.

— W co wątpię, ze łzą boleści w lewym oku.
— A dlaczego tylko jedna łza i dlaczego w lewym oku? — Zadając to

pytanie, Bella znów siedziała przy pracy.

— Ponieważ moje prawe oko z przyjemnością zajmuje się po-

dziwianiem znajdującej się niestety bardzo daleko uroczej kobiety,
która z niezrozumiałych dla mnie przyczyn zakopała się w tym
śmiesznym hotelu. Mniej przystojnych kobiet jest tu aż nadto. Jakie są
dalsze widoki?

Bella ze złością odpowiedziała przez ramię: — Złe, ponieważ

oczekujemy jedynie dwóch hrabin Beau de Marchell, a poza tym tylko

background image

małżeństwo i dwóch samotnych mężczyzn. Ale panu chciałabym

udzielić szczególnie dobrej rady: żeby się pan mniej zajmował ładnymi
nogami panny Schlüter, a więcej swoimi obowiązkami. Widzę właśnie,
że pan prokurator strzela palcami.

— No to co? Czy sądzi pani, że wszyscy obrońcy drżą ze strachu,

kiedy prokurator strzela palcami?

— Wcale tak nie myślę, ale szef sali powinien zadrżeć i pospiesznie

spełnić życzenie pana prokuratora.

— Ile to się człowiek musi nacierpieć! A więc kładę tu bony, jutro

rano odbiorę od pani pokwitowanie. — Jeszcze jedno spojrzenie
przymrużonego oka: — Panno Hirmer, czy naprawdę nie ma pani
pojęcia, gdzie zniknął szef?

— Przecież nie mam powodu, aby to przemilczać. Ale naprawdę nie

wiem. Pan Bruckner z pewnością nie zniknął z przyczyn
kryminalnych.

— Czy to można wiedzieć na pewno? No dobrze, a więc dalej

będziemy bez szefa. Jeśli jednak chce pani usłyszeć moje zdanie, to w
wypadku, gdyby cały hotel był wkrótce zajęty, sama gruba Berta w
kuchni nie wystarczy. Do śniadania i zimnych potraw proszę bardzo,
ale jeśli trzeba będzie wydawać trzykrotnie więcej posiłków, musi być
zatrudniony kucharz. Takie jest moje zdanie.

— O które, Bogu dzięki, nikt nie pyta, i wobec tego wszystko

pozostanie zgodnie z postanowieniami szefa. Pan prokurator znów
strzela palcami, panie Kuno!

— Niech mnie... — Kuno odszedł; przechodząc rzucił na Edith

namiętne spojrzenie, które ta z pewnością zauważyła, ale nie
zareagowała. Gdyby ten Kuno zachowywał się naturalnie, byłby z
niego całkiem niezły mężczyzna. Dobra figura, dobra postawa, mądra,
przeważnie wesoła twarz, przy gęstych blond włosach ciemne, żywe
oczy i kilka ładnych piegów na nosie i policzkach. Takie były myśli
Edith. W ogóle miała bardzo wiele do myślenia ponieważ zaczęła
przypuszczać, iż ów tajemniczy szef znajduje się w jakimś konkretnym
miejscu, za wiedzą sekretarki. Poza tym była pewna, że pan Kuno
również zna miejsce pobytu zaginionego szefa, bo po cóż by tu był?

Prokurator strzelał palcami, ponieważ życzył sobie whisky z wodą

sodową. Do tego życzenia przyłączył się baron Rüdinger, który
powiedział:

background image

— Za Wilhelma, powiadam panu, nie podawaliby takiego diabel-

skiego trunku. Wtedy piło się przyzwoitą żytniówkę albo
najprzedniejszy koniak. Jego Majestat nie tolerowałby takiej fuszerki.
Oj, wy młodzi, to były czasy, na krótko przed pamiętną wojną
światową! Łaskawa pani zwrócił się do mamy Schlüter — kiedyś
byłem wychudzonym jak pies dragonem; wysoki, biały, stojący
kołnierzyk trzeba mi było przywiązywać na cienkiej szyi. Jakie to było
wówczas poruszenie, kiedy cesarska wysokość, następca tronu
wydawał korpusowi gwardii rozkaz wyjazdu do Karlshorst, aby
obejrzeć znikające końskie ogony. Poza tym, łaskawa pani, wracaliśmy
jeszcze w owych czasach, my, panowie oficerowie gwardii, koleją z
Karlshorst do miasta. Potem było pijaństwo w „Continentalu" albo
wspaniała orgia u „Hillera". To były czasy! — Starszy pan wyglądał
radośnie, kiedy pławił się we wspomnieniach. — Wtedy byłam jeszcze
małą dziewczynką —

:

powiedziała panna von Wiesengrün i strzasnęła

popiół ze swego cygara. — Papa nigdy by mi nie pozwolił pojechać na
wyścigi końskie do Karlshorst. — To i lepiej — mruknął baron. — No
więc, panie prokuratorze, co by pan powiedział na to, aby wychylić
whisky i dalej grać? Prawdziwy, uczciwy skat sprawiłby mi większą
przyjemność niż nowoczesny brydż, którym nas obdarowali
Amerykanie. A może byli to Brytyjczycy? — Mówiąc szczerze,
wszystko mi jedno. A więc grajmy — mruknął chudy prokurator, a
baron uznał za słuszne odburknąć mu: — Myślę, że nie jest pan taki
wspaniałomyślny, kiedy oskarża pan biednego przestępcę. — Panie
baronie, nie mieszajmy do tego mojego zawodu. Prawo musi zawsze
pozostać prawem, po to jesteśmy prawnikami. — Wszystko, co było do
powiedzenia, zostało powiedziane, i następnie cała czwórka pogrążyła
się na dłuższy czas w innym świecie. Ale wśród innych gości, łącznie z
Edith, dało się zauważyć mniej lub bardziej ukrywane ziewanie, a przy
stolikach było coraz więcej wolnych miejsc. Stara winda klekocząc,
jęcząc i zgrzytając chodziła w górę i w dół. Edith rozejrzała się dokoła,
aby sprawdzić, czy jest coś ciekawego do obejrzenia. Wokół była tylko
nuda. Ale oto coś zwróciło jej uwagę: W recepcji Bella podniosła
słuchawkę telefonu. Po pierwszych słowach rozejrzała się ostrożnie
dokoła i odwróciła się tyłem do hallu. Edith jednak, choć z dużym
trudem, zauważyła, że Bella uśmiechnęła

background image

się uszczęśliwiona i poczerwieniała. Aha! Nie ulegało wątpliwości,

że to nie dzwonił nowy gość hotelowy. Teraz trzeba było tylko zbadać,
kim był ten człowiek.

Edith podeszła do stolika brydżowego, pochyliła się nad matką i

szepnęła jej: — Idę już, zawołaj mnie, jak będziesz na górze.

— Oczywiście, dziecko; jeszcze tylko ta partyjka, potem pójdę za

tobą. — Edith skinęła grającym głową i poszła na górę, nie zwracając
uwagi na windę. Po drodze stwierdziła, że panna Hirmer wciąż jeszcze
rozmawiała przez telefon.

Gdyby mogła usłyszeć, o czym jest mowa, na pewno by się zdumiała.
Kiedy zadzwonił telefon, Bella niemal niechętnie podniosła

słuchawkę, sądząc, że to z pewnością telefon z kuchni albo z jakiegoś
innego aparatu w hotelu. Ale kiedy usłyszała pierwsze słowo,
natychmiast odwróciła się ze swym krzesłem, tak że jej twarz była
niewidoczna z hallu.

Czarujący uśmiech ozdobił jej twarz. Najpierw słuchała, kiwała tylko

głową, a potem powiedziała:

— Byłoby już coś do powiedzenia, ale na szczęście nic dener-

wującego. W następnym tygodniu hotel będzie przepełniony. Tylko z
kuchnią mam teraz kłopot. Obawiam się, że poczciwa, gruba Berta nie
poradzi sobie ze wszystkim.

Bella znów wysłuchała, co mówił głos w słuchawce, następnie

pomyślała chwilę i powiedziała: — Dobrze, dopilnuję tego. Ale w
każdym razie ostrożność jest wskazana. Czy to wiadomo, kto się dziś
może zgłosić na stanowisko szefa kuchni?

Znów poczekała na odpowiedź. — Przypuszczam, że obie hrabiny

przybędą tu w poniedziałek razem z panem von Hochheimem,
Zamieszkają w tych samych pokojach co zawsze. Towarzystwo
brydżowe działa pełną parą. Pan baron jest w jak najlepszej formie,
pani Schlüter przyjechała w towarzystwie swojej uroczej córki. Kto
taki? Ach, ten pan Kuno? Nie jest to żadna perła, ale i w tym przypadku
należy mieć na względzie trudności kadrowe.

Teraz Bella musiała coś zanotować i zajrzeć do listy, na której były

zapisane numery pokoi. Następnie przejechała ołówkiem wzdłuż listy,
potrząsnęła ładną główką i powiedziała z żalem: — Wówczas zostałby
tylko wolny pokój jednoosobowy w domu dla personelu. Słucham? Źle

background image

pana słyszę! Czy znajduje się on tuż obok mojego? Ja mieszkam

przecież w pałacu, w pokoju w prawej wieży, i czuję się tam bardzo
dobrze.

__Jeszcze chwila nasłuchiwania, potem odpowiedź: — Wystarczy,
mamy przecież codziennie wpływy. No, a teraz muszę kończyć,

wydaje mi się, że pan baron, który stoi za drzwiami, chce mnie o coś
zapytać.

Teraz Bella roześmiała się głośno. — Nie, to niemożliwe, nie mogę

mu udzielić takiej odpowiedzi. Słucham? Znów źle słyszę, proszę
powtórzyć.

Wyraźnie i niemal słyszalne w całym biurze padły teraz ze słuchawki

słowa: — I nie zapominaj ani przez chwilę, że cię kocham.

Nie mówiąc nic więcej, Bella ostrożnie odłożyła słuchawkę i przy-

gładziła włosy. Następnie otworzyła okienko i zapytała starszego pana:

— Czym mogę panu służyć? Bardzo przepraszam, że kazałam panu

trochę czekać; rezerwacja pokoju, rozmowa zamiejscowa.

Baron Rüdinger ujął Bellę za rękę, pogłaskał ją i mrugnął do niej: —

To tylko moja przeklęta ciekawość, moje dziecko, ale czy nikt tu nie
wie, gdzie zniknął szef? Kiedy mi ten nowy, śmieszny święty dziś
powiedział, że szef zniknął, pomyślałem sobie: w porządku,- ale na tak
długo? Nie, to niemożliwe. — Bella z trudem powstrzymywała się, aby
nie wybuchnąć głośnym śmiechem, spojrzała jednak mimochodem na
telefon. — Mógłbym to zrozumieć, gdyby wyruszył na szaleńczą
wyprawę. Dawniej tak robiliśmy, a w domu się złoszczono, kiedy
człowiek odmłodzony i odświeżony powracał na stare śmieci.
Człowiek powinien to zrozumieć, tylko rolnik i wierny ojciec rodziny
nie był nigdy w życiu dragonem gwardii.

— Jestem całkowicie pańskiego zdania, panie baronie! Drobne

radości przedłużają życie.

— Jest pani nadzwyczaj rozsądną kobietą! A zatem naprawdę nie wie

pani, gdzie zniknął szef i kiedy wróci, aby się zatroszczyć o swój
dobytek?

— Przykro mi, panie baronie, ale nie wiem nic więcej ponad to, co

wie cała służba hotelowa.

— Naprawdę? Przypomniało mi się, czego właściwie chciałem; kiedy

będzie można coś ustrzelić? W końcu to jest pałac myśliwski. Do
kamiennych jeleni na dworze nie można przecież strzelać.

background image

— Słyszałam wczoraj od nadleśniczego, że dobrze byłoby ustrzelić

kilka lisów, zanim te rozpoczną polowanie na kury. Czy mam dla pana
coś zorganizować z panem nadleśniczym, panie baronie?

— Byłoby wspaniale! Urządzimy polowanie! Jestem gotów w każdej

chwili ustrzelić Lisa Przecherę! Oczy i ręce mam jeszcze w najlepszym
porządku. A teraz szalony baron zaszyje się w swoim pokoju. Pani też
już chyba niedługo kończy?

— Jeszcze trochę korespondencji, panie baronie, potem i ja zniknę w

swoim łóżku. Następny tydzień będzie bardzo męczący. Obie hrabiny
Beau de Marchell i pan von Hochheim przybędą najpóźniej we wtorek.

— A może wówczas diabeł się zlituje i porwie te stare pudła do

swojego kotła?

— Z przykrością muszę zaprzeczyć. Dla mnie osobiście tygodnie

pobytu hrabin w naszym domu są w pewnym sensie czasem surowej
pokuty.

— Proszę mi wyświadczyć przysługę, dziecko, i poprosić tego

wytwornego szefa sali, aby nie sadzał tych starych pudeł w pobliżu
mojego przyjemnego stolika w rogu. Jestem szczęśliwym wdowcem i
pragnę się tym cieszyć. Rozumiemy się?

— Oczywiście, panie baronie! Przekażę z naciskiem dalej pańskie

życzenie. Życzę panu przyjemnego wypoczynku, a jeśli pana to jeszcze
interesuje, to do tego miłych snów.

— Proszę sobie wyobrazić, jakiego mam pecha, ponieważ śni mi się

zawsze tylko moja jedyna audiencja u Jego Majestatu, podczas której
żałośnie się zbłaźniłem. Miałem wówczas wręczyć Jego Łaskawości
podziękowanie od dowódcy regimentu. Wszystko odbywało się
zgodnie z etykietą, ale podłoga w pałacu cesarskim była wyglansowana
i Fritze Rüdinger klapnął tuż przed Jego Cesarską Mością na... i
siedział tak i spoglądał głupio na Jego Majestat.

— A cesarz?
— Śmiał się, aż miał łzy w oczach. I powiedział wesoło: ,,Tak, mój

drogi baronie, parkiet dworski ma coś w sobie". Tak powiedział, ale
dowódca mnie potem tak okrutnie zbeształ, że huk dział na wojnie był
bardzo przyjemnym odgłosem w porównaniu z jego krzykiem. A więc
śni mi się to niema! każdej nocy, aż się budzę cały spocony. — Baron
skinął Belli przyjaźnie głową i poszedł na górę.

background image

Teraz dziewczyna mogła wreszcie spokojnie pomarzyć o ostatnich

słowach rozmowy telefonicznej. Żaden wyglansowany parkiet nie
mącił jej snu, dla niej istniał tylko jeden cudowny sen.

background image

III

Kilka miesięcy wcześniej prawnik dr Lóbell otrzymał od królowej

swojej poczekalni wiadomość, że pan Theo Bruckner pragnie z nim
rozmawiać.

— Kto pragnie ze mną mówić?
— Pan Bruckner. Kazał powiedzieć, że mógłby pan pogrzebać w

obszernej skrzyni swojej pamięci.

— A to dobre! Tylko że ja nie mam tam czego szukać. Niech pani

poprosi pana Brucknera. Ilu klientów jeszcze czeka?

— Jeszcze tylko Meyer — ze sprawy Meyer kontra Muller!
— Nie, nie dziś! Ci dwaj „M" działają mi na nerwy. Niech ten pan

przyjdzie jutro. Dziś mam jeszcze niezwykle ważną rozmowę z mini-
strem sprawiedliwości!

— Pan minister jest wprawdzie na urlopie, ale tego pan Meyer nie

wie.

— Doktor Lóbell wykrzywił się do słuchawki i mruknął ze złością: —

Że też to babsko musi mieć zawsze ostatnie słowo!

Kiedy wszedł Mister Bruckner, doktor Lóbell wykrzyknął zdumiony:
— O, Boże, a więc to prawda! To rzeczywiście ty? — Zerwał się z

krzesła i chwycił w ramiona swego najlepszego przyjaciela z czasów
młodości.

— A więc możemy przejść do przyjemnej części wizyty. — Theo

Bruckner po serdecznym powitaniu usiadł za szerokim, potężnym
biurkiem. Nadzwyczaj dobrze wyglądający mężczyzna około
czterdziestki — wysoki, o ciemnych włosach i delikatnym siwym

background image

połyskiem, z mądrą, interesującą twarzą, opalony na brązowo, jak

gdyby właśnie wrócił z tropików.

— Stary towarzyszu walk! Jakże się cieszę, że cię widzę! Cieszę się,

że znów mam ojczysty grunt pod nogami i że jestem tutaj, i że znowu
mogę ci dać zarobić.

— To brzmi całkiem interesująco, Theo. Pieniędzy nigdy nie jest za

dużo. Wyglądasz wspaniale, widać, że służy ci ten boski kraj.
Wyglądasz

tak

dobrze,

że

mogę

przyjąć

z

dziewięćdziesięciodziewięcioprocentową pewnością, iż nie usidliła cię
żadna amerykańska panna. — Bogu dzięki! Moje serce jest wolne!

— Ale wcale nie musi takie pozostać! Ale teraz przede wszystkim,

jakie masz plany? Pozostaniesz w kraju czy znów cię gdzieś wymiecie?

— Nie uważaj tego, proszę, za oznakę początku starzenia się, ale

mam już serdecznie dość tego przeklętego wędrowania.

— To wspaniale, to mi się podoba. A więc co zamierzasz?
— Zamieszkać w pałacu moich przodków i zmienić go, do czego

mam prawo, w coś lukratywnego. Jak wiesz, podstawy stworzył już
mój wuj Sebaldus.

— Ten poczciwy człowiek próbował z pałacu myśliwskiego zrobić

hotel myśliwski i został...

— ... w nim, niestety, w samych skarpetkach. Trzeba jednak

przyznać, że miał jak najlepsze chęci, a więc pokój jego prochom.

— Czy został spalony?
— Nie zadawaj głupich pytań! Beau de Marchell nie został spalony!

Mamy przecież okazały grobowiec, w którym jest miejsce na wiele
wspaniałych trumien.

— Twoja będzie jeszcze długo stała u stolarza, nie znajdując
zastosowania.
— Dziękuję za dobre życzenie. Ale muszę ci powiedzieć, że wkrótce

będę się z przyjemnością przyglądał, nie uroniwszy ani jednej łzy, jak
trzy najlepsze nisze w kaplicy grzebalnej zostaną zajęte.

Theo Bruckner wyjął z teczki papiery, odłączył od nich jeden

dokument i położył przed starym przyjacielem. — Przestudiuj to,
proszę, uważnie. Ja tymczasem łyknę sobie brandy. Dziękuję, wiem,
gdzie stoi — machnął ręką, kiedy doktor Lóbell chciał mu w tym
pomóc.

— To zawsze uspokaja.

background image

— Mam nadzieję, że pozostaniesz spokojny, kiedy to dokładnie

przeczytasz. — Potem Theo nie zajmował się więcej przyjacielem.
Oglądał grzbiety książek stojących w eleganckiej szafie; skrzywił się,
ponieważ nie mógł sobie wyobrazić swego przyjaciela przy lekturze
Goethego i Szekspira; odwrócił się jednak szybko, kiedy usłyszał za
sobą okrzyk zdumienia.

— Co za przeklęte świństwo!
Theo podszedł powoli do biurka, starając się jeszcze ukryć napięcie, i

zapytał, siadając: — Dlaczego jesteś taki zły, doktorze Lóbell?

— Nie pleć głupstw! Wiesz dobrze. Od jak dawna się tego domyś-

lasz?

— Od niedawna. Dopiero po powrocie, kiedy powziąłem plan zajęcia

się domem myśliwskim z uwagi na moją znajomość branży, najpierw
przestudiowałem egzemplarz testamentu...

— No i co? Gadaj wreszcie!
— Ujęcie tego w słowa wolę pozostawić twojej adwokackiej prze-

biegłości.

— Człowieku! W tym wypadku moja przebiegłość i moja mądrość

mnie zawiodły, pozostała mi tylko wściekłość!

— Ze mną jest dokładnie tak samo.
— A więc, mówiąc wprost, ten testament jest sfałszowany, i to, do

diabła, nieudolnie.

— Tylko nie do diabła. To całe szczęście, bo dzięki temu tacy dwaj

mądrzy chłopcy jak my od razu to poznali. — Theo próbował
zachować spokój i wesołość. A teraz powiedz, co dalej? Po to
przyjechałem tu, a nie do mojego krawca.

— Nie żartuj sobie.
— A cóż mi innego pozostaje, jeśli nie chcę rzucić bomby atomowej

między tę trójkę przyjemniaczków?

— Nie tak szybko! Oni muszą się smażyć powoli, a nie od razu zostać

roztrzaskani na atomy. Powolna, jak najlepiej wymyślona udręka
duszy powinna być dla nich bardziej zdrowa. Przede wszystkim jednak
nie możemy przedsiębrać niczego, dopóki nie będziemy mieli w ręku
trzech pozostałych egzemplarzy. Chyba to rozumiesz?

— A jak sądzisz, dlaczego tu siedzę? Tylko nie bardzo pojmuję,

dlaczego do tej pory tego nie odkryłem.

background image

— Ponieważ masz prostoduszną, szczerą duszę dziecka, której ci

można pozazdrościć.

— Będziesz się śmiał, ale właściwie dotąd wcale nie uważałem siebie

za takiego prostodusznego. Ale teraz trzeba się zabrać z męską powagą
do tego tłustego kąska!

— Chciałbym, żebyś mi teraz opowiedział historię tego testamentu,

bo bez tego będę się poruszał w ciemnościach i nabiję sobie guza na
moim wysokim czole.

Przyjaciele usiedli wygodnie w fotelach. Lóbell uprzedził jeszcze

przez telefon sekretarkę, że życzy sobie, aby mu już dziś nie
przeszkadzano, następnie Theo Brucker zaczął opowiadać historię
związaną z leżącym na stole testamentem.

Jako zaledwie dziesięcioletni chłopiec Theo bał się, ale jednocześnie

cieszył, kiedy jego matka wraz z nim odwiedzała wuja w zamku
myśliwskim Beau de Marchell. Ojciec za każdym razem bronił się
przed towarzyszeniem matce, a więc Theo musiał go zastępować; takie
było życzenie papy. Majątek posiadał wszystko, co fascynowało
chłopca i czym się chętnie zajmował; stajnie, niewielki warsztat,
hodowlę kur; poza tym w samym pałacu znajdowała się wielka
biblioteka z niezliczonymi książkami, prastara zbrojownia, która
wprawdzie nie zawierała niczego więcej prócz cennych, ale już nie do
użytku pistoletów, karabinów, sztyletów i mieczy — dla chłopca
jednak było to nad wyraz interesujące. Lubił również oglądać stare
obrazy, których było tu wiele; wydawały mu- się brzydkie, ale przecież
matka opowiadała mu tyle ciekawych historii o przodkach ich rodziny.

A więc matka pochodziła z domu Beau de Marschell, ale nie była

Uznawana przez swe obie kuzynki, dziewczynki, które dość późno
przyszły na świat, ponieważ poślubiła mieszczanina. Theo znał teraz
dokładnie rodzinę matki, również kuzyna, syna siostry matki, którego
ojciec był ministrem w jakimś niedużym kraju. Był to niesympatyczny,

background image

zarozumiały nicpoń, któremu on, aby sobie ulżyć, często i chętnie

podstawiał nogę, co było za każdym razem donoszone z histerycznym,
kapryśnym rykiem dziadkowi i obu ciotkom. Tak zaczęła się wówczas
wrogość, która zachowała się do wieku dojrzałego i bynajmniej nie
osłabła.

Theo został wysłany przez swego bardzo praktycznego ojca na naukę

do szkoły hotelarskiej, ponieważ ojciec sam pochodził z rodziny
gastronomów. Kuzyn Egon von Hochheim chodził natomiast do
gimnazjum, osiągał żałosne wyniki, musiał pobierać korepetycje, tak
że już na starcie zawiódł nadzieje rodziny. Kiedy obaj kuzyni stali się
pełnoletni, a starszy, Theo, już pracował w swoim zawodzie jako
recepcjonista w wielkim domu zdrojowym za granicą, zmarł wuj Beau
de Marchell i pozostawił swym obu siostrzeńcom i obu siostrzenicom
swoją posiadłość, pałac myśliwski Beau de Marchell, który próbował
przerobić na hotelik, aby móc gościć na wesołych polowaniach
wszystkich swoich przyjaciół i kolegów, wśród nich także szczególnie
ulubionego barona Rüdingera. Siostrzenice urządził stary wuj w swoim
mieszkaniu w mieście, albowiem kiedy przebywali wokół niego starzy
przyjaciele, były one dla niego szczególnie uciążliwe ze swoją
afektowaną pyszałkowatością. Nie znały się także na prowadzeniu
domu w wielkim stylu i w ogóle uważały za niegodne zajmowanie się
czymkolwiek.

Otwarcie testamentu nastąpiło wówczas, kiedy obie siostrzenice

znalazły go w skarbcu pałacu myśliwskiego i skwapliwie przedłożyły
sądowi.

Testament był spisany ręcznie na czterech jednakowo brzmiących

kartkach. Miejsce dotyczące pałacu brzmiało: / postanawiam, że w
spadku uczestniczą moje siostrzenice Luiza i Adelajda Beau de
Marchell, jak również mój siostrzeniec Egon von Hochheim. Spadek
zostaje podzielony pomiędzy nich i mojego siostrzeńca Theo Brucknera
w równych częściach. Temu ostatniemu poleca się, aby kontynuował
moje starania i aby z pałacu myśliwskiego uczynił dobry hotel. Za to
otrzyma on trzydzieści procent dochodów, podczas gdy resztę,
wynoszącą siedemdziesiąt procent, przeznacza się dla trójki
pozostałych wspóldziedziczących osób. Piszę ten testament w czterech
egzemplarzach i oczekuję, że zostanie wypel-

background image

niony co do słowa, w przeciwnym razie wszystko przypadnie skarbowi

państwa.

Postanowienia dotyczące mojego siostrzeńca Egona i moich siost-

rzenic mają swoje uzasadnienie.

Wszyscy dotychczasowi pracownicy mają być zatrudnieni tak długo,

dopóki będą zdolni do pracy. Później należy im wypłacać dożywotnią
rentę w wysokości jednej trzeciej ich dotychczasowego zarobku.
Zawsze byłem zadowolony z ich pracy — dlatego nie powinni cierpieć
nędzy.

Po otwarciu testamentu Theo Bruckner przyjechał z Ameryki do

Francji, aby tam dalej się uczyć, co było wymagane w jego zawodzie.
Uzgodnił z pozostałymi spadkobiercami, w bardzo chłodnym tonie, że
póki on sam za kilka lat nie obejmie kierownictwa całego interesu, w
pałacu myśliwskim nie wolno nic zmieniać, a bieżące zyski mają
przypadać spadkobiercom. Kuzynki i kuzyn zadziwiająco chętnie
przystali na warunki Thea, co wówczas nie zwróciło jego uwagi.

Udał się więc po latach nauki w Ameryce na Riwierę Francuską i tam

uczył się wszystkiego, czego tylko mógł, następnie pracował w Paryżu
i Londynie i po latach, podczas których nie miał prawie żadnych
wiadomości o pozostałych spadkobiercach, przybył nieoczekiwanie do
„Hotelu Myśliwskiego" — i zastał tam jeden wielki chlew.

Doszło do karczemnej awantury z hrabinami i kuzynem. Theo

zagroził im sprawą sądową, ponieważ przez lekkomyślną gospodarkę
niemal całkowicie zniszczyli ten piękny dom i nie przestrzegali po-
stanowień testamentu. Sprzedali sprzęty z pałacu, a coraz mniejsze
dochody sami całkowicie przepuścili, nie zabezpieczywszy części
przypadającej jemu.

Groźba sądu poskutkowała i cała trójka zastosowała się do propozycji

Thea, aby natychmiast opuścić pałacyk i powrócić do starego
mieszkania w mieście. Theo zezwalał im tylko od czasu do czasu na
dłuższy pobyt, którego koszty następnie miał odliczać z ich udziału.

Nie było sprzeciwu — kuzyni wyjechali i przebywali początkowo

przez cztery tygodnie jesienią w hotelu, który zaczął już znacznie lepiej
prosperować. Pokazali się z jak najgorszej strony i Theowi, który
Wskutek wieloletniego pobytu za granicą nabrał pewności siebie, nie
Pozostało nic innego, jak znów zrobić awanturę, me szczędząc przy
tym kuzynom słów krytyki. Znów cała trójka speszona wyjechała.

background image

Ale potem nadeszła ciężka zima, a wraz z nią wiele pracy, napraw,

nowych inwestycji. Przyszły też listy ze skargą od kuzynów. Kwota,
jaką wysłał im Theo, była niesłychanie mała. Wytłumaczył im to
odwrotną pocztą za pomocą kwitów, i znów musieli milczeć.

* *
— I tak to, mój drogi, teraz wygląda. Muszę ci powiedzieć, że nie

wiedziałem, co dalej robić, ponieważ nie potrafiłem sobie wyobrazić,
że do końca życia będę musiał pracować na tych troje nierobów.
Wykorzystałem więc mroźny, śnieżny, zimowy wieczór, kiedy hotel
był zamknięty z powodu przebudowy, i raz jeszcze przestudiowałem
mój egzemplarz testamentu. Być może, sądziłem, znajdę jakąś
możliwość uwolnienia się od tego balastu, może przez spłacenie moich
współspadkobierców, i wtedy właśnie coś tu zauważyłem.

— Ja także. Ale, jak ci powiedziałem, dopóki nie sprawdzi się tych

trzech pozostałych egzemplarzy testamentu, byłoby głupotą mówić o
tym już teraz albo cośkolwiek przedsiębrać. Jak wygląda stan pałacu?

— Mogę powiedzieć, że dałem sobie ze wszystkim radę. Bardzo

dużym nakładem kosztów udało się zmodernizować wszystkie pokoje,
tak że odpowiadają dzisiejszym wymaganiom. Świadomie pozostawi-
łem styl pałacu niezmieniony, nie tknąłem na przykład starej, roz-
klekotanej windy, kazałem ją tylko zakonserwować; również
urządzenie hallu i wielkiej sali jadalnej pozostało w dawnym stanie.
Bardzo cenne, mniejsze i większe antyki umieściłem w gablotach
pasujących stylem do całości. Piękne i cenne obrazy zostały
ubezpieczone od kradzieży, a cały sprzęt dobrałem w ten sposób, żeby
pasował do domu. Srebro i bieliznę stołową, porcelanę i wszystkie inne
rzeczy kazałem wykonać specjalnie dla hotelu. Kosztowało to sporo,
ale jestem szczęśliwy, że udało mi się zachować styl domu. Nauczyłem
się w Ameryce, że właśnie takie stare domy, wyposażone w niezbędną
nowoczesność, szczególnie dobrze prosperują.

background image

— Dziękuję ci za obszerne sprawozdanie, mój drogi. A jak za-

chowywali się twoi drodzy krewni, kiedy przyjechali jesienią do
hotelu?

— Byli tak czarujący, że nawet nie próbowałem im przeszkodzić,

kiedy dość nagle wyjechali.

— Aha! A kiedy wrócą?
— Prawdopodobnie w lipcu albo w sierpniu. W końcu sierpnia

zaczyna się sezon polowań, wówczas moimi głównymi gośćmi są
opętani manią myśliwską starsi panowie.

— Czy sądzisz, że przy ponownym spotkaniu z krewnymi będziesz

mógł wyciągnąć od nich jakieś informacje? Świadomie nie używam na
razie innego określenia.

— Obawiam się, że nie; w dodatku złość na pewno odbierze mi

rozum.

— A więc daj sobie z tym spokój. Pozwól mi się zastanowić, potem

zobaczymy. Ale, jak powiedziałem, najpierw muszę zobaczyć trzy
pozostałe egzemplarze testamentu. A jak ci się układa z pracow-
nikami?

— Wspaniale, zarówno ze starymi, jak i z nowo zaangażowanymi.

Niestety, szef sali jadalnej jest już bardzo stary i słaby; był kiedyś
osobistym kamerdynerem wuja Sebaldusa. Wkrótce będę się musiał
postarać o zastępstwo dla niego. Ostatnio zaangażowałem pilną sek-
retarkę, pannę Bellę Hirmer. — Czy doktor Lóbell się mylił, czy też
głos przyjaciela zabrzmiał przy tych słowach radośnie, ale trochę
niepewnie? No, przyjaciel był w końcu też tylko człowiekiem. A to,
czego człowiek potrzebuje, powinien mieć.

— Aha, z pewnością było ci trudno znaleźć dobrą siłę. Najczęściej te

damy są albo zarozumiałe i wyrafinowane, albo starej daty, i przez to
niezbyt akceptowane przez gości.

— Mogę powiedzieć, że panna Hirmer jest bardzo przystojną kobietą.

Jest córką hotelarza ze Schwarzwaldu, a więc w pewnym sensie osobą
z branży.

— To dlaczego pracuje u ciebie?
— Jak mi powiedziała, kiedy ją zatrudniałem, chce poczuć powiew

obcych hoteli. Poza tym w domu ma dorastającego brata.

— A więc wszystko jasne. Jak wyglądają rezerwacje w twoim "Grand

hotelu"?

background image

— Znakomicie, zarówno przed, jak i w środku sezonu. Trudno mi

pomieścić nieoczekiwanych, a przecież miłych gości. Na wszelki
wypadek trzymam zawsze jeden albo dwa wolne pokoje. Poza tym nie
mam przecież pięciuset pokoi jak „Frankfurter Ftof'. My jesteśmy
skromniejsi i zadowalamy się trzydziestoma pięcioma pokojami,
włączając podłużny budynek obok; w tym wiele jest pojedynczych.
Theo nie umiał ukryć dumy dokonanego dzieła. — Oczywiście, udało
nam się wyposażyć wiele pokoi w łazienki; nie wyobrażasz sobie, jaka
to była mordercza praca, wmontować niezbędne przewody w niezbyt
cienkie ściany.

— Będziesz się śmiał, ale ta sprawa interesuje mnie coraz bardziej —

odpowiedział doktor Lóbell z miłym uśmiechem. — Wyobrażam
sobie, jak cię to złości, że musisz pracować dla tych trojga nierobów,
zgodnie z dyspozycją twego wuja.

— Tak to wygląda.
— A ponieważ masz niejakie wątpliwości co do stanu umysłu

swojego wuja, przyszedłeś do swego dawnego przyjaciela 1 naginacza
prawa.

— Zgadza się. No i co?
— Zastanówmy się dobrze, żeby nie popełnić jakiegoś głupstwa!

Gdzie mieszkają twoi drodzy krewni, kiedy akurat nie działają ci na
nerwy?

— W Stuttgarcie.
Doktor Lóbell położył przed przyjacielem kartkę i ołówek i poprosił o

napisanie adresu.

— Chyba tam nie pojedziesz i nie będziesz pytał o testament?
— Czyżbyś uważał prawników za klan idiotów? Myślisz, że wyrwę

się od razu z naszym podejrzeniem, jak tylko otworzą mi drzwi? A
może ja chciałbym tam tylko trochę powęszyć, rozumiesz? Wszystko
inne, także to, jak ty masz się tymczasem zachowywać, omówimy za
kilka dni. Jeszcze jedno pytanie, bo być może właśnie w mojej mądrej
głowie rodzi się genialna myśl: czy hotel natychmiast nie splajtuje i nie
zawali się, jeśli jego szef przez jakiś czas nie będzie nad nim czuwał?

— Mam nadzieję, że nie; w dodatku od wielu miesięcy, jak już

mówiłem, mam tę nadzwyczaj zdolną i mądrą sekretarkę, której bez
zastrzeżeń mogę powierzyć na pewien czas tak dobrze zorganizowany
dom. A o co chodzi?

background image

— To się wiąże z moimi rozważaniami i proszę cię, abyś mi w nich

nie przeszkadzał. Chcę, żebyś mnie dziś zaprosił na wystawny obiad.
Ale potem zaczekaj, proszę, aż moja koncepcja będzie gotowa.

— Nie muszę się obawiać, że te myślowe kombinacje runą?
— Miejmy nadzieję, że, jeśli będą właściwie zbudowane,

wytrzymają.

Wkrótce potem przyjaciele się rozstali i Theo zajął się rozmaitymi

zakupami dla hotelu. Kupił ponadto ogromne pudełko pralinek
najlepszej marki i już z góry się cieszył na uśmiech podziękowania
panny Belli Hirmer. Wyglądała bowiem zachwycająco pięknie, kiedy
się uśmiechała i zdejmowała okulary, których używała do pisania. I
rzeczywiście się ucieszył, że wkrótce wróci do hotelu, który po części
był jego własnością.

Wieczór z przyjacielem upłynął harmonijnie na zabawnych i poważ-

nych wspomnieniach. Obaj zostali wcieleni do armii już pod sam
koniec wojny, ale uniknęli niewoli, tak że Lóbell mógł podjąć znów
studia, a Theo kontynuować naukę zawodu, zanim udało mu się
wyjechać za granicę. Przyszły lata rozstania, Theo udał się do
Ameryki, a doktor Löbell zdobywał szlify prawnicze w różnych
miastach i w różnych sądach. Miał szczęście: kiedy już został
doktorem prawa i okazał się człowiekiem sprytnym, bystrym, zdolnym
i wyrafinowanym, bogata babka urządziła mu wspaniałą kancelarię.
Został więc wziętym adwokatem.

Theo uczył się w Ameryce wszystkiego, czego można się było

nauczyć, poszerzał swe horyzonty i cieszył się, że jest daleko od ro-
dziny. Żal mu było tylko, że nie widuje starego wuja. Ale wiedział, że
nie miałoby sensu odwiedzanie go, dopóki te wstrętne stare panny
kręciły się wokół niego. Bał się też spotkania ze swoim kuzynem
Egonem von Hochheimem, ponieważ wiedział dobrze, że na jego
widok może się stać agresywny. A to byłoby bez sensu, wobec tego
trzymał się z daleka.

Potem otrzymał wiadomość, że wuj zmarł i że jego ostatnia wola

czeka na niego. A więc gdy tylko mógł się zwolnić, pojechał do Nie-
miec; jego rodzina nie przypuszczała, że był teraz dobrze sytuowanym
człowiekiem. Doskonale zarabiał, zręcznie spekulował i żył
oszczędnie.

background image

Kiedy przyjaciele już wszystko sobie opowiedzieli, zakończyli

przyjacielski wieczór. Doktor Lóbell był więc bogatszy o jednego
klienta i o wiedzę o tym, że jego klient jest zakochany w swej
sekretarce, ale zachował to spostrzeżenie dla siebie. Theo natomiast
otrzymał następnego przedpołudnia starannie opracowany plan
przyjaciela, zawierający wskazówki, jak dalej postępować, i polecenie
zorganizowania sobie przyjemnej podróży, ponieważ musi zniknąć z
hotelu na jakiś czas.

background image

IV

Kiedy Theo wówczas wrócił do swego hotelu eleganckim sa-

mochodem pełnym paczek, zwiniętych dywanów i wielu innych
rzeczy, rozpromienił się, ujrzawszy jak Bella, stojąc pomiędzy
kamiennymi jeleniami macha do niego radośnie. Rozkoszował się
przez chwilę tym pięknym obrazkiem, po czym skinął jej głową,
zamknął bagażnik i zawołał na starego sługę, aby zaniósł do hallu
wszystkie paczki i przedmioty. Ładnie opakowane pudełko pralinek
wziął sam ostrożnie do ręki i ruszył naprzeciw Belli.

— Panie Bruckner, czy jest pan zmęczony podróżą? Jeszcze nie

widziałam pana wchodzącego tak wolno na górę!

— Nie jestem zmęczony, panno Hirmer, tylko się cieszę.
— Z powrotu do domu? To ładnie!
— Z tego także.
—- Wobec tego muszę pytać dalej, z czego jeszcze? — Bella była

teraz trochę zakłopotana, kiedy Theo stanął tuż przed nią i patrzył na
nią promieniejącym i bezwstydnie szczęśliwym wzrokiem.

— Jest na to jedna odpowiedź: cieszę się widokiem mojej sekretarki,

a szczególnie tym, że jest ona jeszcze piękniejsza niż wówczas, kiedy
wyjeżdżałem.

Bella była naprawdę zakłopotana. Theo stanął teraz obok niej i

wręczył jej pudełko.

— To dla pani. Przywiozłem z miasta!
— To bardzo miłe, ale przecież...

background image

— Niech pani tylko nie mówi, że nie wypada. Zrobiłem to z

przyjemnością; proszę, niech mi pani nie odbiera tej radości. Słyszałem
ostatnio, że pani bardzo lubi pralinki.

— Dziękuję panu z całego serca! To jeszcze przyzwyczajenie z

czasów dzieciństwa, kiedy, leżąc już w łóżku, lubiłam sobie schrupać
coś słodkiego, choć mama mnie ostrzegała, że to jest niezdrowe dla
zębów.

Theo z zaciekawieniem spojrzał na jej śliczne usta i powiedział,

uśmiechając się dyskretnie: — Wcale to pani nie zaszkodziło, jak
mogłem stwierdzić. No, ale teraz z powrotem na szarą ziemię...

— A gdzie pan przebywał dotychczas? — Bella uśmiechnęła się

czarująco i szarpnęła z zaciekawieniem sznureczek na pudełku
pralinek.

— W przedsionku raju, i muszę powiedzieć, że jest on wspaniale

urządzony. W przyszłości będę w nim spędzał kilka godzin dziennie. A
więc, czy coś się przez ten czas wydarzyło?

— Mniejsze i większe irytacje z rzemieślnikami. Przyjechały dwie

duże skrzynki z winem i alkoholem. Zarządziłam, aby je od razu
rozpakowano w piwnicy, bo inaczej musielibyśmy płacić zastaw za
skrzynki. — Wreszcie rozwiązała sznurek, spojrzała na piękne
opakowanie — i nie mogła się powstrzymać. Odgryzła pół pralinki i
jak typowa kobieta obejrzała najpierw nadzienie. W tej chwili Theo
schwycił do ust drugą połowę, a ona spojrzała na niego przerażona. —
O Boże, tę miałam już w palcach. Proszę, niech się pan poczęstuje.

— Tak oficjalnie, to nie sprawia mi żadnej radości. — Theo mrugnął

do niej. Następnie poprosił o mocną kawę, którą gruba Berta sama mu
przyniosła, promieniejąc z radości, że szef już wrócił.

— Berto, czy pani naprawdę się cieszy, że wróciłem?
— Tak, bo to wszystko nie ma sensu, kiedy szef jest nieobecny. Już

wystarczająco długo tak wytrzymywaliśmy. I co będzie dziś
wieczorem? Mam tylko kurczaka na zimno, sałatkę majonezową, a na
koniec ser. To wszystko.

— Wspaniale! Proszę nakryć dla panny Hirmer i dla mnie w małym

pokoju śniadaniowym. Mamy jeszcze dużo pracy.

— Zaraz nakryję. Jak to dobrze, że pan znów tu jest! — Poszła do

kuchni.

background image

Bella się nie wtrącała, ale kiedy gruba Berta zniknęła, potrząsnęła z

wyrzutem ładną główką.

— Co ja znów źle zrobiłam?
— Przecież pani wie, iż uważam za słuszne jadać z personelem. Teraz

sekretarka będzie dotrzymywała towarzystwa szefowi, ponieważ
trzeba przestudiować te listy. Ja, szef, tak sobie życzę, a pani ma
spełnić moje życzenie.

— Przy kurczaku i sałatce majonezowej wydaje mi się to wcale nie

takie straszne. — Wzięła pocztę z biurka i wręczyła mu. Theo usiadł w
hallu w fotelu, popatrzył na nią z przyjemnością, kiedy podawała mu
listy, i zapytał marszcząc czoło:

— Muszę to teraz czytać?
— Jest pan zmęczony, to zrozumiałe, ale byłoby dobrze, gdyby pan

przeczytał list od hrabiny Luizy Beau de Marchell. Być może, to coś
pilnego.

— Mam od razu psuć sobie humor? Nie ma mowy! Przeczytam

później! Mam gdzieś ciotkę Luizę.

— W to nie wątpię ani przez sekundę — padła jej zręczna odpowiedź,

i oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo. — Dziś po południu
dzwonił doktor Lóbell. Prosił, aby mu pan przekazywał natychmiast
całą pocztę dotyczącą wiadomej sprawy.

— W porządku. Dobrze byłoby mieć skrzynkę na listy, do której

można by wkładać niewygodną pocztę. Pani tego nie rozumie, panno
Hirmer, ale to na razie nie jest konieczne — powiedział Theo z miłym
uśmiechem.

Wkrótce stary kelner, zatrudniony tu jeszcze przez zmarłego hrabiego

Beau de Marchell, poprosił ich na kolację, a potem obsługiwał tak
uroczyście i fachowo, jak gdyby byli najważniejszymi gośćmi.

— Czy nadeszła jeszcze jakaś poczta, która by pachniała czymś

nieprzyjemnym albo rachunkami? Nie lubię ani jednego, ani drugiego,
kiedy siedzę w miłym towarzystwie. — Podsunął jej pudełko z
solonymi migdałami i popatrzył za starym kelnerem. — Chciałem pani
sprawić jeszcze małą przyjemność.

— To także moja ukrywana namiętność! — Ugryzła migdał, a on

podziwiał jej piękne zęby.

— Nie tęskni pani za rodzicami?

background image

— Owszem, czasami, kiedy mam niewiele pracy. Ale ojciec uznał za

słuszne, żebym się rozejrzała poza naszym małym hotelikiem, a mama
uważa, że powinnam się trochę nauczyć posłuszeństwa.

— Aha! A więc panienka nie słuchała rodziców?
— Niechętnie; zawsze znajdowałam pretekst, aby się wykręcić od

posłuszeństwa.

— A kiedy ja raz na pół roku wywołuję burzę — jak to jest

przyjmowane?

— Odpowiem szczerze: — a więc, muszę stwierdzić, że taka burza

spada na nasze głowy znacznie częściej niż raz na pół roku. Ale nasza
poczciwa gruba Berta znajduje na to odpowiednie słowa i mówi, kiedy
siedzimy razem skuleni i zasmuceni: „No i jak szef ma nie grzmieć,
skoro tu aż się roi od rzemieślników? Niech sobie ulży, bo jak są
goście, on też musi trzymać język za zębami". Za przeproszeniem —
powtarzam tylko dosłownie, co sądzi dobra Berta. '

— Ponieważ jest dobrą kucharką, może sobie śmiało krytykować

szefa. Ale ona ma rację; to nieustanne zamieszanie z robotnikami, a
także bez nich działa mi czasem na nerwy. A jeszcze dochodzą irytacje
z zewnątrz...

— ... z powodu listów drogiej hrabiny...
— ... i wtedy jedynym ratunkiem byłoby, gdyby szef wybuchnął. A

więc uznalibyście to za pewnego rodzaju odpoczynek, gdybym ja
pewnego dnia zostawił panią wraz z całym hotelem i gośćmi, a sam
zniknął? — Popatrzył na Bellę pytająco.

— Nie miałabym nic przeciwko temu, choć jeślibym mogła panu coś

radzić, to to, aby pan nie wybierał na taki urlop pełni sezonu
hotelowego. Nie mam odwagi twierdzić, że byłabym w stanie
wszystko poprowadzić ku pańskiemu zadowoleniu. Nie wiem także,
czy pozyskam sobie konieczny respekt wśród personelu.

— Ale gdybym z całą stanowczością oznajmił wszystkim, że pani

decyzje są moimi decyzjami, myślę, że wówczas byłoby to możliwe. A
mówiąc poważnie, panno Hirmer, może się zdarzyć, że pewnego dnia
zniknę, po prostu nagle zniknę. Taki mój dziwaczny kaprys, rozumie
pani? Wówczas zdam się całkowicie na panią i pani inteligencję.

— Mam nadzieję, że się pan nie przeliczy, jeśli idzie o tę inteligencję

— padła wesoła odpowiedź. — Ale może się zdarzyć, że wszystko

background image

pójdzie pomyślnie. Proszę tylko, aby pan zostawił konieczną płynną

gotówkę na wypadek, gdyby wyniknęły jakieś nieprzewidziane
problemy.

— Stwierdzam, że nie da się pani niczym zniechęcić. A więc

perspektywa długiej nieobecności szefa nie nastraja pani smutno?

Theo spojrzał na nią niemal obrażony.
— Ja tu tylko pracuję; moje odczucia się nie liczą.
— Dobrze, już dosyć słów, teraz czas na czyny. — Theo powiedział

to nieco patetycznie. Wstał z uśmiechem, po którym Bella nie
obiecywała sobie niczego dobrego, i pocałował ją mocno. Następnie
znów usiadł i jakby nigdy nic ciągnął dalej: — A więc widzę, że jeśli
któregoś dnia szef zniknie, mój dom pozostanie pod najlepszą opieką.

— No tak, zrozumiałam żart — odpowiedziała Bella lekko gniewnym

tonem. — Ale dla dobra sprawy przełknę i to jako kaprys.

— Proszę usilnie, aby pani tego nie traktowała jako kaprys.
— Tylko jak?
— Jako wyraz mojego szacunku i sympatii.
— Niezwykły wprawdzie, ale niech będzie. Zjadłabym trochę sałatki,

czy mógłby mi pan podać salaterkę? Stary Franz przyniesie tymczasem
deser.

— A nie będzie pani zła?
— Jak dostanę sałatkę, nie.
Theo podał jej szybko salaterkę i obserwował, jak Bella, opanowana,

sięgnęła po nią, następnie równie spokojnie posypała ją cukrem,
wreszcie z przyjemnością zaczęła jeść.

— Czy mój kaprys nie oznacza dla pani nic nowego? Mam na myśli

mój ostatni wyczyn.

— Już się zorientowałam, że to po prostu żarty. Ale wracając do

planowanego przez pana ewentualnego zniknięcia: jak mam się za-
chować, kiedy podczas pańskiej nieobecności przybędą pańscy drodzy
krewni?

— Rozsypać truciznę.
— Dobrze, ale gdzie?
— To pozostawiam pani bujnej fantazji, niewzruszona dziewczyno!

A jeśli się zdarzy, że te trzy najbardziej niepożądane zjawiska w moim
życiu narażą się pani podczas mojej nieobecności, proszę je
potraktować tak, jak zrobiliśmy ubiegłej jesieni.

background image

— A więc jako mało sympatycznych, nie płacących, ale uprawnio-

nych do pobytu gości.

— Dobrze powiedziane. Często zadaję sobie pytanie, dlaczego

Opatrzność każe umierać wspaniałym, tak bardzo potrzebnym na ziemi
ludziom, podczas gdy tych troje...

— Radziłabym panu resztę tego zdania pozostawić fantazji pańskiej

słuchaczki. Bądź co bądź, owa słuchaczka jest pracownikiem i nie
przystoi jej wyrażać własnej opinii.

— Dziękuję za uwagę, okropnie doskonała dziewczyno! — Następnie

oboje wrócili znów do spraw codziennych. Theo cieszył się, że Bella
tak mądrze, w skupieniu i rzeczowo przyjmuje wszystko, co on mówi.
Mając na uwadze polecenie swego przyjaciela, nic nie powiedział o
wizycie w jego kancelarii.

Działo się to zatem przed kilkoma tygodniami i choć Theo nie wracał

już do tej sprawy, pewnego dnia zniknął. Szef zniknął, i wszyscy
pracownicy dowiedzieli się o tym, kiedy stali wokół Belli jak
wystraszone kurczęta; Bella zaś była całkowicie spokojna.
Oświadczyła pracownikom, że hotel będzie funkcjonował tak jak
dotychczas, że szef zostawił instrukcje, które to ustalają. W ciągu
najbliższych dni przybędzie nowy szef jadalni, ponieważ trzeba
koniecznie zastąpić zmarłego Franza. A zatem nikt nie ma powodu do
niepokoju, niech wszyscy pracują tak dobrze jak dotychczas, a
wówczas wszystko będzie szło, jak należy — aż do powrotu szefa.

Ale gdzie jest szef, dopytywała się Berta, bo przecież hotel bez szefa

to jak kogut bez głowy. Ale Bella ją uspokoiła, że zakład będzie dobrze
funkcjonował i że szef kiedyś wróci. Tymczasem jednak zniknął i
jedyna odpowiedź na wszystkie pytania brzmiała: szef zniknął.

Berta uznała, że to trochę śmieszne, ale powiedziała mrukliwie: —

Cała rodzina Beau de Marchell jest trochę zwariowana.

background image

Pewnego dnia zjawił się nowy kierownik sali jadalnej, niejaki pan

Kuno, który na wstępie oznajmił, że szef hotelu, Theo Bruckner
zaangażował go we Frankfurcie. Położył swoje papiery na stole i
zaczął panowanie w swoim rewirze. Nie był szczególnie lubiany,
ponieważ nie potrafił znaleźć właściwego zapału do pracy i Bella
spodziewała się każdego dnia, że Kuno wymówi pracę. Obserwowała
go, a on obserwował ją; nie ufała mu, a on stroił miny, gdy tego nie
widziała.

Tak zatem wyglądała sytuacja na froncie w dniu, kiedy lubiany i

sympatyczny baron Rüdinger przybył jako wierny gość do hotelu
oczekując, że Kuno powita go dźwiękami rogu myśliwskiego.

background image

V

— No, dziecko, jestem gotowa!
Pani Schlüter leżała w łóżku, w jedwabnej lizesce, paląc papierosa, a

obok na puchowej kołdrze stała miseczka z pralinkami.

Edith, która wyglądała uroczo w kolorowym domowym stroju, tkwiła

niczym gnom w nogach szerokiego łoża, a ponieważ okna były szeroko
otwarte, otuliła sobie nogi szlafrokiem matki.

— Najpierw opowiedz, jak się skończyła gra. Czy odeszłaś od stolika

jako zwyciężczyni? — Edith głaskała Tai-tai, która szczególnie lubiła
tę wieczorną godzinę i przytuliła się do niej..

— Niestety nie, albowiem ta wysoka chuda dama, panna von

Wiesengrün, ma niesamowity talent do brydża.

— Wyobrażam sobie, że takiego przeciwnika chciałoby się z zimną

krwią zasztyletować.

— Gdyby nie było przy tym pana prokuratora, z pewnością by się to

stało, moje dziecko. Ale jakoś to zniosłam, a na jutrzejszy wieczór
lepiej się przygotuję. Ale teraz ty opowiadaj! Widzę po twoim nosie, że
chowasz w zanadrzu jakąś sensację.

— Tylko małą sensacyjkę, mamo, ale przypuszczam, że będzie z tego

wielka sensacja. A więc po pierwsze muszę ci powiedzieć, że jestem
niemal pewna, iż ta piękna panna Hirmer z biura hotelowego wie
bardzo dobrze, gdzie jest szef.

— Och, i po co właściwie to wszystko? Szef wyjechał, ma przecież do

tego prawo! Gości powinno to obchodzić dopiero wówczas, gdyby
chcieliby mu się poskarżyć. Ale myślę, że nie ma do

background image

tego powodu. Ja w każdym razie podczas kolacji widziałam wokół

tylko zadowolone twarze.

— Oczywiście. W końcu w innych hotelach życie toczy się swoją

koleją, nawet kiedy szef się ukradkiem wymknie.

— A skąd moja córeczka wie, że to jest potajemny wypad, na który

udał się ten sympatyczny pan Bruckner? Hm, wiesz, to nadzienie jest
wyśmienite. — Mama wyciągnęła w stronę córki pół przegryzionej
pralinki, którą ta trochę bezmyślnie połknęła.— Jest pyszne! Daktyl w
koniaku.

— Trochę za słodkie. Opisz mi, proszę, dokładnie, jak wygląda ten

zaginiony szef.

— Mon Dieu, dziecko! Gdyby go spotkać gdzieś w luksusowym

kurorcie, w eleganckim hotelu albo na balu w jakiejś ambasadzie,
można by pomyśleć, że jest on co najmniej ministrem spraw zagranicz-
nych jakiegoś potężnego kraju. Albo jeszcze lepiej, gwiazdą filmową
w dawnym stylu — o spojrzeniu, pod którym człowiek topnieje.

— Ja czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam i nie chciałabym również,

aby moja mama stopniała. Musiałabym wówczas zaalarmować papę —
odpowiedziała Edith ze śmiechem. — Ale opisuj po kolei: włosy,
figurę, zachowanie, ubranie, wszystko szczegółowo.

— Dziecko, pytasz, jakbyś chciała kupić tego mężczyznę!
— Obawiam się, że my, Schiilterowie, nie jesteśmy dość bogaci, aby

go sobie kupić. Poza tym, jak słyszałam, jest to mężczyzna bardzo
pewny siebie. — Matka przedstawiła teraz barwny opis Theo Bruck-
nera, którego ujrzała po raz pierwszy w ubiegłym roku w „Hotelu
Myśliwskim". — Teraz mogę go sobie lepiej wyobrazić i wszystko jest

y

dla mnie zrozumiałe.

— O co znów chodzi, dziecko? Mówisz półsłówkami, zupełnie jak

ojciec. Czemu coś jest dla ciebie zrozumiałe?

— Dlaczego, droga mamo, nie czemu, mimo iż papa jest daleko. —-

Edith pocałowała matkę w policzek i mówiła dalej: — A więc na
podstawie twojego opisu stało się dla mnie zrozumiałe, że panna
Hirmer kocha swego zaginionego szefa.

— Och! Jak to? Skąd wiesz?
— Wyczytałam to z jej roześmianej, pięknej twarzy, oświetlonej

księżycem. Ona nie domyśla się, dlaczego ja uważam, iż ona wie
bardzo

background image

dobrze, gdzie jest szef. Wiem tylko, że często prowadzi z nim bardzo

osobiste rozmowy telefoniczne.

— Czemu... ach, do diabła, dlaczego tak przypuszczasz? Musisz mieć

jakiś szczególny dowód, ponieważ nie sądzę, aby ta dobrze
wychowana panna Hirmer opowiadała mojej córce takie rzeczy.

— Oczywiście, że tego nie zrobiła, ale ja zauważyłam u niej miły

dziewczęcy rumieniec, kiedy późnym wieczorem rozmawiała przez
telefon w swoim oszklonym biurze. Ale teraz kombinujmy dalej!
Wiesz przecież, że ten Theo Bruckner nie jest jedynym, aczkolwiek
jest najważniejszym właścicielem tego hotelu. Wiesz także, że obie
hrabiowskie ciotki wraz z siostrzeńcem, panem von Hochheimem, są
bardzo nieprzyjemnym dodatkiem. Czy to się zgadza?

— Całkowicie! Ale po co mi to wszystko tłumaczysz? Cóż to nas

obchodzi?

— Nas nie, ale to interesujące i chciałaś przecież posłuchać nowinek?

Ale dopiero teraz powiem ci coś, co odkryłam i co jest najbardziej
podniecające. Ten kierownik sali jadalnej, Kuno, wcale nim nie jest!

— O nieba! Tylko kim? Chyba nie złodziejem hotelowym?
— Mamo, on byłby ci bardzo wdzięczny za to, że tak go oceniasz,

albowiem nasz zacny pan Kuno to bardzo znany i wzięty adwokat,
doktor Kuno Löbell.

— O, Boże wszechmogący! Dziecko, ja chyba zwariuję! —

wykrzyknęła matka wzburzona. — To rzeczywiście prawda?

— Stuprocentowa! Pamiętasz sprawę, jaką w ubiegłym roku miała w

sądzie twoja siostra, kiedy gospodarz domu wymówił jej mieszkanie?

— Bardzo dokładnie. To była bezczelność ze strony tego człowieka

wymówić Elli tylko dlatego, że trzymała w mieszkaniu trzy owczarki.
Cóż to obchodzi gospodarza!

— Mamo, uważam, że o dwa owczarki za wiele. Ale wówczas

adwokatem strony przeciwnej, a więc reprezentantem gospodarza, był
nasz zacny pan Kuno. Widziałam jego nazwisko przy sprawie: gos-
podarz domu kontra owczarki.

— Czy to nie pomyłka?
— W żadnym razie! Od razu go poznałam, ale pomyślałam, że ten

doktor Löbell ma z pewnością swoje powody, aby udawać szefa sali
jadalnej w hotelu. Wobec tego twoja mądra córeczka

background image

zaczęła go obserwować. I co zaobserwowała dziś po południu, kiedy

ty smacznie drzemałaś?

— Mów, bo dłużej nie wytrzymam!
— Najpierw jeszcze szybko ci powiem, że twoja córeczka przystanęła

podczas spokojnej popołudniowej godziny przed biurem hotelowym,
pustym o tej porze, aby sprawdzić, czy nie ma poczty na naszych
półkach. Zobaczyłam przy tym w szklanej skrzynce na biurku list, na
którym szczególnie dużymi literami był napisany adres pana Theo
Brucknera. Nie zainteresowało mnie to i przyjęłam tylko ten fakt do
wiadomości, ale spojrzałam jeszcze w lewy róg na dole, gdzie było
wydrukowane nazwisko nadawcy: „Hrabina Luiza de Marchell". Aha,
pomyślałam, to może być list od krewnej pana domu, którą mama
opisała w tak niepochlebnych słowach. Stwierdziłam, że nie ma dla nas
żadnej poczty, następnie wyszłam z biura i wzięłam czasopismo, które
leżało na stojącym obok stoliku. Usłyszałam cichy trzask, rozejrzałam
się ostrożnie i zobaczyłam pana Kuno, który równie ostrożnie wśliznął
się do biura, szybkim ruchem wziął do ręki wspomniany list i odszedł
w kierunku tarasu.

— A ty poszłaś za nim?
— Oczywiście, mamo! Ale po cichu i ostrożnie. Zobaczyłam zatem,

że doktor Kuno Lóbell otworzył list, schował kopertę do kieszeni swej
marynarki i zaczął studiować jego treść.

— Ale tak nie wolno! Uważam, że jest to naruszenie tajemnicy

korespondencji.

— W tym przypadku chyba nie, adwokatowi wolno. Ale posłuchaj

dalej. Przestraszyło go moje wesołe, beztroskie zjawienie się.
Speszony schował list do kieszeni, skłonił się i zapytał, czy mam jakieś
życzenie, które oczywiście wyraziłam, prosząc o szklankę chłodnego
mleka. A więc musiał pobiec do kuchni; jednak diabeł był mi łaskaw,
ponieważ doktorowi wysunął się z marynarki list, przyfrunął do mnie,
czego on nie zauważył. Miałam więc pełne prawo podnieść tę kartkę,
ponieważ musiałam się dowiedzieć, co zawiera.

— No i co?
— Duże pismo było bardzo czytelne. Najważniejsze fragmenty

brzmiały jakoś tak: a więc przyjedziemy za trzy dni, i już dziś
informuję Cię, że musimy z Tobą poważnie porozmawiać, albowiem

background image

przesłana nam kwota wydaje się zbyt niska. Przyjedziemy z Egonem,

ładnym niedużym autem, nie trzeba nas więc..." W tym miejscu
musiałabym odwrócić stronę, czego jednak nie zrobiłam. Kopnęłam
kartkę z powrotem i pofrunęła w stronę schodów.

— A pan Kuno?
— Wrócił i przyniósł mleko, na talerzu, nie na srebrnej tacy. Ale nic

na to nie powiedziałam. Poprosiłam go tylko, aby postawił szklankę na
stoliku, wzięłam gazetę i położyłam się na leżaku; a kiedy pan doktor
Lóbell chciał odejść, zawołałam go i powiedziałam zarozumiałym
tonem: „Proszę zabrać stąd ten papier. Wygląda tu nieporządnie, kiedy
fruwają papiery". Edith zaśmiała się teraz serdecznie. — Mamo, ten
mężczyzna rzucił mi spojrzenie, w którym było wszystko, mówię ci!
Powoli poszedł do schodów, kartka odfrunęła, pan doktor za nią, trzy
razy schylał się na próżno, aż w końcu przycisnął ją butem do ziemi.

— Czy on zwrócił uwagę na twoje zachowanie, dziecko? — Matka

musiała zjeść jeszcze jedną pralinkę na uspokojenie.

— Skądże, był na to zbyt wściekły. Chwycił więc list hrabiny,

schował go, ale już nie przeszedł obok mnie, tylko udał się przez ogród
do oficyny. No tak, to byłyby wszystkie moje sensacje. Mam nadzieję,
że jesteś zadowolona.

— Jednakże, moje dziecko, podczas ubiegłych lat nigdy nie byłam tu

taka podenerwowana. A co będzie dalej?

— Z czym? Z hotelem, spokojem czy sensacyjkami?
— Oczywiście z sensacyjkami. Czy będziemy jeszcze w tym uczest-

niczyć, jeśli tu się coś wydarzy?

— Tego nie mogę ocenić, ale że coś się tu dzieje, świadczy o tym

obecność znanego adwokata, który gra tu ważną rolę, choć nie zdradza
wybitnego talentu.

— I taki adwokat może kraść listy, które nie są adresowane do niego?
— Jeśli jest adwokatem odbiorcy listów i musi znać ich treść,

dlaczego nie miałby ich po cichu i w tajemnicy ukraść? — Edith
zmrużyła śliczne oczy i ciągnęła dalej: — Ma pecha, że akurat go
rozpoznałam i że zauważyłam jego drobną urzędową kradzież. Ale
opowiedz mi coś więcej o tych dwu hrabinach; teraz interesują mnie
szczególnie. Obecność Lobelia jest niewątpliwie z nimi związana.

background image

— Dziecko, nie mam talentu do opowiadania.
— Spróbuj, mamo, pomyśl, że są to twoje największe nieprzyjaciółki,

wtedy pójdzie łatwo.

— A więc są to wstrętne, zarozumiałe kobiety. Obnoszą się ze swoją

szlachecką krwią, opowiadają tylko o swoich hrabiowskich i
książęcych przyjaciołach. Obie mają przenikliwe spojrzenia, co
sprawia, że ich zimne jak lód oczy stają się nieprzyjemne. Starsza jest
chuda, o niezłej figurze i postawie, ubrana według staroświeckiej
mody. Młodsza hrabina natomiast jest gruba i niska. Mnie rzuciły się w
oczy z pewnością bardzo cenne, ale również staromodne klejnoty,
którymi się ozdabiają, i ich bardzo duże stopy. No, nic więcej nie
umiem powiedzieć. — Matka zmęczona odrzuciła na bok górę jaśków.

— Zaczekaj! Jeszcze nie zasypiaj! A jak wygląda siostrzeniec, ten

Egon von Hochheim?

— Brrr! Według mnie to wstrętny człowiek. Być może, inne kobiety

uważają, że jest szarmancki i dobrze wygląda, ja jednak mam uczucie,
że to człowiek zakłamany, a jego oczy wyglądają jak oczy kreta.

— A więc niewątpliwie przyjemny mężczyzna, nie ma co mówić. A

czy ma jakiś zawód, czy jest tylko siostrzeńcem swoich ciotek?

— Tego nie wiem. Pamiętam tylko, że zrobił kiedyś naszemu

drogiemu baronowi Rüdingerowi długi wykład na temat kilku
niewielkich antyków wystawionych w gablotkach. O ile pamiętam,
chodziło wówczas o miniatury z kości słoniowej i malutką damę z
sewrskiej porcelany.

— Wobec tego obejrzę sobie jutro te przedmioty jeszcze raz ze

szczególnym zainteresowaniem. Być może, baron zechce mi
powtórzyć ów wykład, który usłyszał od drogiego Egona.

— Czemuż to drogiego Egona?
— Dlaczego, mamo! Czy nie sądzisz, że ciotki bardzo go kochają,

ponieważ, jak mi opowiedziałaś, zawsze przyjeżdżają z tym drogim
siostrzeńcem? Wkrótce cała trójka się tu zjawi, jak zapowiadał list, i
może wówczas będę mogła sobie wyjaśnić, dlaczego doktor Lóbell też
tu jest. Nie uważasz, mamo, że to wszystko ma jakiś związek?

— Masz rację, moje dziecko. Ale chodźmy już spać. Dobranoc.

Skinęły sobie raz jeszcze przyjaźnie głowami. Edith zgasiła światło,

Poszła do swojego pokoju i długo jeszcze rozmyślała, ponieważ
Dom szczęśliwie zakochanych

background image

niewątpliwie coś się tu nie zgadzało. Nagle stwierdziła, że w „Hotelu

Myśliwskim" wcale nie jest nudno.



Był świeży radosny poranek, kiedy nadleśniczy z dwoma psami

myśliwskimi, jednym zwykłym, drugim zaś używanym do polowań na
kuropatwy, zjawił się przed tarasem z jeleniami. Na ten widok przede
wszystkim Laura zamerdała czarnym ogonem, ponieważ oba psy były
płci męskiej. Biada, gdyby teraz nadeszła Tai-tai! Posypałyby się iskry
i Laura pokazałaby psom, jaki niezwykły temperament w niej drzemie.
Ale po pierwsze, interesujący ją panowie byli na smyczy, a nadleśniczy
nie wyglądał na człowieka, który by akceptował lekkie obyczaje psów.
Laura powitała więc tylko dość powściągliwie starego barona
Rudingera, który, ubrany w myśliwską zieleń, z torbą przewieszoną
przez ramię, wyszedł na schody.

— To jest najczystsza radość, panie nadleśniczy! A więc będziemy

tropić szalpnego lisa. Bardzo się cieszę, że znów usłyszę huk strzelby.

— Mam nadzieję, że pan baron będzie zadowolony. Poza tym nie ma

nic ciekawego do upolowania i mogę panu dostarczyć jedynie starego
lisa.

— To nic nie szkodzi! Huk jest hukiem i dobrze robi mojej zmęczonej

myśliwskiej duszy. O, jest już także pan Kuno! Czy chce pan może
zadąć w róg?

— Przykro mi, panie baronie, ale wciąż jeszcze go nie znalazłem. Ale

skoro pan baron przykłada do tego tak wielką wagę, mógłbym wziąć z
szopy trąbkę. — Kuno powiedział to z najgłębszą powagą, ale baron,
który miał poczucie humoru, zmrużył prawe oko, położył mu dłoń na
ramieniu, uśmiechnął się radośnie i powiedział:

— Ale z pana żartowniś! No, ruszamy, panie nadleśniczy! Wiele

trofeów do domu nie przyniosę, ale sama przyjemność polowania jest
warta wszelkich trudów.

background image

Myśliwi wymaszerowali, Laura rzuciła im tylko spojrzenie pełne

łagodnej pogardy, ponieważ miała własne zdanie na temat psów
myśliwskich.

Kuno zastanawiał się teraz, jak najpożyteczniej spędzić rozpoczęte

przedpołudnie w związku ze swymi planami.

— Dzień dobry — zadźwięczał miły głos i stanęła za nim Bella

Hirmer, ładna i świeża, wesoła i w dobrym humorze.

— Patrzcie, patrzcie! Słoneczko wschodzi!
— Panie Kuno, ono to zrobiło już przed trzema godzinami. Ale i tak

jest mu bardzo miło. Czy pan baron już poszedł?

— Tak, ale bez dźwięku rogu myśliwskiego i wielkiego halo.
— Sygnał myśliwski rozlega się dopiero potem, panie Kuno, kiedy

polowanie się kończy. Ale dobrze, że mogę z panem chwilę poroz-
mawiać. Dziś rano dzwoniła hrabina Beau de Marchell i oznajmiła, że
wraz z siostrą i panem von Hochenheimem przybędą tu w ciągu
dzisiejszego dnia. List od niej, który jest w drodze, przyjdzie zapewne
trochę później.

— Do licha, to znaczy, chciałem powiedzieć, dobrze, że pani mi to

mówi. Słyszałem od personelu, że te damy nie należą do
sympatycznych gości.

— Trudni goście bywają w każdym hotelu — padła dyplomatyczna

odpowiedź Belli. — Ważne jest, żeby pan przygotował dla tych trzech
osób stolik z tyłu...

— Jest także jeszcze wolny stolik z prawej strony, obok stolika pana

barona.

— Wydaje mi się, że pan baron woli siedzieć spokojnie, nieco

odizolowany od reszty towarzystwa — Bella znów okazała się dyp-
lomatką. — A więc niech pan się tym zajmie, a ja wykreślam tę
pozycję z mojego notatnika. Poza tym poprosiłam w pośrednictwie
pracy o nowego szefa kuchni.

— No i co? — Kuno zmarszczył czoło.
— Obiecano mi bardzo dobrego mężczyznę. Nie będzie to tanio, jak

się pan domyśla, ale nasza Berta nie da sobie rady, kiedy będziemy
mieli więcej gości. A pan radzi sobie wraz z kelnerami?

— Trzeba się bardzo zwijać. Jeszcze jeden pracownik na pewno nie

stałby bezczynnie.

background image

— Wobec tego porozmawiam dziś jeszcze raz w biurze pośrednictwa,

ale obawiam się, że znów zaproponują nam Włochów.

— Nie znam włoskiego, tylko francuski i angielski.
— Ale zaanonsowano nam pana jako znakomitego szefa restauracji-
— Nie znam także chińskiego, za to trochę perski, na wypadek, gdyby

zapowiedział się szach z małżonką.

— Dobrze wiedzieć, mój drogi panie. — Bella poszła do biura, nie

odezwawszy się więcej. Kuno, jak zwykle, wykrzywił się za nią, a
następnie zaczął się duchowo przygotowywać na przybycie szlache-
ckiej kuzynki swego przyjaciela Thea. Było zrozumiałe, że
zainteresował się kluczami do właściwych pokoi, naoliwił dobrze
zamki i zadbał o to, aby szafy i skrzynie „niestety" absolutnie nie
chciały się zamykać. Artystyczny pech...

background image

VI

Edith siedziała z matką na ładnym balkonie przed swoim pokojem, a

pokojowa przyniosła im śniadanie.

— Leno, proszę to postawić na tym stoliku; same się obsłużymy.

Będzie pani musiała poroznosić śniadania jeszcze do wielu pokoi.

Edith skinęła uprzejmie głową niemłodej już kobiecie i ta odeszła

szybko. Pan prokurator również dzwonił już po śniadanie, jego jednak
zarezerwował dla siebie Kuno. Być może myślał, że dostanie dobry
napiwek. Lena wiedziała jednak lepiej i chętnie przekazała pana
prokuratora Kunowi. Pobiegła do małego, skromnego pokoju panny
von Wiesengrün, gdzie owiał ją zapach dymu z cygar. Szybko
otworzyła okno, podczas gdy panna Wiesengrün była jeszcze w
łazience. — Wszystko postawiłam, pani von Wiesengrün.

— Dziękuję, Leno. Zdarzyło się coś nowego?
— Nic takiego. Podobno dziś ma przybyć nowy kucharz. Jeśli będzie

pił tyle piwa co kucharz w ubiegłym roku, to koniec z dobrymi
potrawami.

— Niech mu pani podaje wodę albo mleko i problem będzie

rozwiązany.

— Niech pani tylko spróbuje! Nie miałybyśmy odwagi. Roześmiały

się i Lena poszła dalej, aby zanieść śniadanie gościowi

w swojej połowie korytarza. Drugą połowę korytarza obsługiwał

młody kelner, który potrafił zamaszyście nieść wielką tacę na
rozpostartej dłoni, podczas gdy Lena, według dawnego zwyczaju,
robiła to za pomocą dwóch rąk i wysuniętego brzucha.

background image

Ktoś zapukał do pokoju prokuratora, a ten, studiując ostatni numer

gazety prawniczej, zawołał ,,Proszę wejść!" I wszedł Kuno. Ponieważ
był dopiero wczesny ranek, nie miał jeszcze na sobie uroczystego
ubrania szefa sali, tylko nosił marynarkę w paski, taką jak cała służba.
Na małym stoliku pod oknem postawił śniadanie przygotowane na
tacy, na białej serwetce.

Pan prokurator spojrzał znad swojej gazety, a kiedy Kuno chciał

odejść, powiedział: — Nakryć.

— Słucham, panie prokuratorze?
— Czy pan myśli, że będę jadł z tacy?
— Ach, tak, zrozumiałem. — Kuno niezbyt zręcznie układał na

stoliku zawartość tacy: serwetkę, sztućce i bułeczki, aż wreszcie
dotarło do niego, że gdyby był gościem hotelowym, też życzyłby sobie
być tak obsłużony. — Czy coś jeszcze?

Pan prokurator skontrolował dokładnie stół śniadaniowy, poprawił

ułożenie sztućców i odsunął nieco na bok koszyk z pieczywem. — Hm,
wydaje się, że pan nie pamięta najprostszych podstaw swojego
zawodu. Ale dopóki tu jestem, mój drogi, chętnie panu pomogę, aby
pan sobie przypomniał.

— Serdeczne dzięki, panie prokuratorze — Kuno zaryzykował śmiały

uśmiech i mówił dalej, co mu serce podpowiedziało: — Nie chciałbym
stać przed sądem w procesie, w którym pan by oskarżał.

Pan prokurator nie od razu odpowiedział, ale patrzył uporczywie na

Kuna.

— Mój drogi, o ile sobie przypominam, gdzieś już pana widziałem.

Czy nie jest pan przypadkiem jednym z tych ludzi, którymi, mówiąc
oględnie, musiałem się zajmować z racji swego zawodu?

— Przykro mi, panie prokuratorze, ale muszę pana rozczarować. Nie

miałem dotychczas nic wspólnego z sądem jako oskarżony. Czy coś
jeszcze? — Kuno, zadając to pytanie, szybko zszedł ze światła słonecz-
nego i położył dłoń na klamce.

— Nie, dziękuję, ale jeszcze do tego wrócę. Pana twarz nie jest mi

obca. To było w ubiegłym roku na posiedzeniu sądu karnego, w którym
doktor Kuno Lóbell uczestniczył jako obrońca.

background image

Nic dodać, nic ująć. Kuno złożył zatem jeszcze tylko głęboki ukłon i

pospiesznie opuścił pokój. Ale postanowił, że jutro prokurator będzie
tak długo czekał na śniadanie, aż Anna albo Lena znajdą dla niego
czas.

Następnie udał się znów na dół, do sali jadalnej, gdzie kelnerzy byli

już zajęci nakrywaniem do stołu. Polecił, na życzenie sekretarki, aby
stolik z tyłu nakryto dla trzech osób z pokoi 14, 15 i 16. Rozejrzał się,
uznał, że jest tu zbyteczny, i odkrył, że jego myśli tęsknie krążą wokół
panny Edith Schlüter i małego pekińczyka Tai-tai. Można by zbadać,
jak ta młoda dama spędza poranne godziny. Na pływaniu? W płytkiej
wodzie? Na grze w tenisa, choć na placu nie ma nawet rozpiętej siatki?
Na koniu? — No, dobrze; można by sprawdzić, czy któryś z dwóch
starych hotelowych wierzchowców jest osiodłany.

No proszę! Wysłużony koń nie tylko był osiodłany, ale także miał na

grzbiecie amazonkę, co sprawiało, że stara szkapa wyglądała wyniośle
i dumnie. Wesoło, jakby był doktorem Löbellem, Kuno wszedł do
stajni, gdzie właśnie stary stajenny poprawiał jeszcze coś przy lewym
strzemieniu.

— Miłego ranka, panno Schlüter!
— Wzajemnie i bardzo dziękuję, a poza tym proszę nie zapominać, że

najpierw ja powinnam panu dać znak, czy życzę sobie być w ten
sposób witana; prócz tego wciąż jeszcze jestem dla pana łaskawą
panienką. — Kiedy Edith to powiedziała, podziękowała stajennemu i
odjechała — po prostu odjechała! I cóż innego pozostało biednemu
Kunowi, jak zagryźć z wściekłości usta i mruknąć za „łaskawą
panienką": — Moja droga, jeszcze kiedyś będziesz wisiała na mojej
szyi, błagając o miłość. — 1 dokąd teraz pójść w tak złym humorze?
Może do biura; tam zawsze znajdzie się ktoś, z kim będzie można
spędzić czas. Wszedł do pustego jeszcze hallu, za pomocą ołówka
uniósł w górę małe okienko i gotów do miłej pogawędki położył rękę
na parapecie. — O, pan Kuno! Czyżby nasz pan Kuno nie miał zajęcia?
Jak moglibyśmy temu zaradzić? — Bella odwróciła się trochę,
trzymając cały czas ręce na klawiaturze maszyny do pisania.

— Jeśli chce pani wiedzieć, w tej chwili bynajmniej nie jestem

spragniony pracy. Śniadanie zostało rozniesione, niektórzy goście
siedzą jeszcze w małym pokoju śniadaniowym; pomyślałem więc
sobie, że moglibyśmy trochę porozmawiać.

background image

— Obawiam się, że nic z tego nie będzie. Poza tym wrócił już pan

baron, w bardzo dobrym nastroju, bowiem rzeczywiście upolował
chytrego złodzieja drobiu.

— Patrzcie, jaki dzielny! Wobec tego, aby się wywiązać z obowiąz-

ku, muszę odtrąbić hejnał?

— Ale może nie w hallu. Na ogół robi się to w lesie, na polu albo nad

jeziorem kiedy układa się upolowaną zwierzynę.

— Aha, znów się czegoś nauczyłem! Skąd pani to wszystko wie?
— W moich stronach, w Schwarzwaldzie, dużo się poluje, więc

można się trochę nauczyć. Czy coś jeszcze?

Kuno chciał coś powiedzieć, kiedy okienko opadło jak gilotyna na

jego kark. Co jest? Z ust doktora nie usłyszałoby się w tej chwili słów
błogosławieństwa. Najpierw doszedł trochę do siebie, potem rzekł do
Belli:

— Rozmawialiśmy z rana o obu hrabinach, które dziś mają do nas

przybyć. Jak już mówiłem, słyszałem od personelu, że są to wyjątkowo
nieprzyjemne osoby. Czy nie byłoby dobrze, gdyby udzieliła mi pani
kilku wskazówek w związku z nimi?

— W interesie domu bardzo chętnie. — Bella wstała i podeszła do

okienka. — Przede wszystkim należy być uprzejmym wobec tych dam,
bo inaczej, niestety, zaraz zaczną zrzędzić, co jest dla nas wszystkich
szczególnie nieprzyjemne. Wobec pana von Hochheima zalecałabym
szczególną uniżoność; może być nawet przesadzona, aby zachować
owego pana w dobrym nastroju.

— Czy trzeba podejmować z nim szczególne tematy rozmowy?
— Drogi panie Kuno, myślę, że nie będzie pan siadywał z panem von

Hochheimem w palarni i prowadził miłych pogawędek, wobec tego to
pytanie jest chyba zbyteczne. — Bella starała się zachować powagę. —
Muszę przyznać, że zabawny z pana kierownik restauracji. Och, a któż
to jedzie? — przez szerokie okno swojego biura Bella ujrzała
nadjeżdżający mały, szary volkswagen. Serce jej zabiło na widok
wysokiego mężczyzny wysiadającego z samochodu. Był to nowy szef
kuchni, Theo Bruckner. Miał piękną bródkę ä la cesarz Wilhelm. Ro-
zejrzał się dokoła i spojrzał Belli prosto w oczy. Zamrugał kilka razy,
następnie spojrzał w oczy Kunowi i znów kilka razy zamru-

background image

gał. Następnie stanął w okienku, położył rękę na parapecie i zapytał

krótko i rzeczowo:

— Chyba dobrze trafiłem, „Hotel Myśliwski"?
— Oczywiście, dobrze pan trafił. Domyślam się, że jest pan nowym

szefem kuchni? — Bella drżała, jej głos drżał, a mężczyzna znów
mrugnął okiem.

— Czy to widać już z daleka?
— Och, właściwie nie, ale o tej porze nie spodziewamy się żadnego

gościa. A więc nietrudno zgadnąć, że jest pan nowym szefem kuchni.
— Bella stanęła teraz tuż przed nim. Mężczyzna zręcznie ujął jej ręce,
uścisnął je, następnie szybko pocałował.

— A więc dobrze, jestem nowym szefem kuchni, ale jeśli mam być na

swoim miejscu, proszę mnie zaprowadzić do kuchni.

— Panie Kuno, niech pan pokaże szefowi, gdzie jest kuchnia... Proszę

mi tymczasem dać papiery i wrócić tu do mnie do biura, zanim pan
przystąpi do pracy. — Znów mrugnięcie okiem, ale zanim coś jeszcze
zostało powiedziane, do okienka podeszła panna von Wiesengrün i
zapytała, strząsnąwszy popiół ze swego brazylijskiego cygara do
stojącej pod ręką popielniczki: — Czy jest dla mnie poczta?

— Niestety nie, panno von Wiesengrün.
— O, nowy gość? — zapytała dama paląca cygaro i wskazała

uniesioną brodą w kierunku szefa kuchni. — Obca twarz, jak mi się
wydaje.

— To nowy szef kuchni, panno von Wiesengrün — odpowiedziała

Bella uprzejmie, pragnąc w duchu, aby ta kobieta poszła sobie jak
najszybciej do diabła.

— Patrzcie! Nowy szef kuchni! Mam nadzieję, że się na nim nie

zawiedziecie. Pozwolę sobie zauważyć, że szefowie kuchni bardzo
często bywają pijani. Tłumaczono mi, że stają się pijakami z powodu
upału w kuchni.

— Przepraszam, panno von Wiesengrün, ale w takim razie nasza

zacna Berta też powinna być pijaczką — Bella próbowała ratować
honor firmy i jej personelu.

— Ma pani rację. No, zobaczymy. A więc nie ma dla mnie poczty?
— Niestety, nic nie przyszło. — Zaraz potem ta wysoka i chuda osoba

wyszła sztywnym i dumnym krokiem z hallu i zeszła dokładnie

background image

środkiem szerokich schodów do ogrodu, nawet nie pogłaskawszy po

drodze kamiennych jeleni, jak to czynili prawie wszyscy goście. Bella,
Kuno i Theo patrzyli za nią w milczeniu, ale po chwili szef kuchni
zawołał wesoło i beztrosko:

— Dalej, łaskawy panie! Niech mnie pan zaprowadzi do kuchni!

Odczuwam wielkie pragnienie czynu!

— Lepsze to niż inne pragnienie, o którym właśnie wspomniała

panna von Wiesengrün — Kuno wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Bella
długo spoglądała za przybyłym mężczyzną, aż widać było już tylko
jego cień.

Kiedy obaj panowie szli do części gospodarskiej, Kuno zapytał cicho:

— Czy ta broda jest prawdziwa?

— Dopóki nikt za nią nie pociągnie, owszem. A co tutaj słychać?
— Oni dziś przyjadą. Będę w związku z tym bardzo zajęty; czym,

tego jeszcze dokładnie nie wiem. Będę cię informował na bieżąco.

— Wspaniale. Czy jeszcze coś szczególnego?
— Jeden z gości, prokurator doktor Hermerdinger, twierdzi, że mnie

już gdzieś widział.

— A czy to prawda?
— Tak, podczas przesłuchania przeze mnie świadków w pewnym

procesie.

— Do diabła! I co teraz będzie?
— Stosuję uniki albo udaję głupka.
— Z pewnością nie przychodzi ci to z trudem. Czy są jacyś nowi

goście?

— Nikogo denerwującego, sami średniacy, oprócz córki znanej ci

pani Schlüter. Niezła ryba w hodowlanym stawie.

— W którym ty, stary rozpustnik, chętnie zanurzyłbyś ręce.
— Do tego ta ładna sztuka jest bardzo mądra. Ona studiuje ekonomię.

Wyobrażasz sobie?

— Zdarza się. A więc nasza trójka wkrótce się tu zjawi? Myślałem, że

dopiero w poniedziałek.

— Podobno dziś telefonowali, że przyjadą wcześniej.
— Tym wcześniej z powrotem wyfruną — mruknął szef kuchni. —

Czy Egon również przyjedzie?

background image

— Oczywiście, a ten sympatyczny stary baron już wczoraj mnie

prosił, abym posadził hrabiny możliwie jak najdalej od jego stolika.
Pragnie mieć spokój.

— Załatwiłeś to?
— Oczywiście. Jak mógłbym zdobyć zapasowe klucze od pokoi?

Wszystkie zamki już naoliwiłem.

— Załatwię to z Bellą Hirmer. Czy on nie wie, kim jesteś?
— Skądże! Lepiej niech jeszcze nie wie. A więc postaraj się jak

najprędzej o klucze. I jeszcze jedno: kiedy oni już tu będą, a ja niczego
nie znajdę, pojadę do Stuttgartu i spróbuję dostać się do ich
mieszkania. Może tam odszukam te trzy egzemplarze. Jak to zrobię,
tego jeszcze nie wiem, ale na pewno mi się uda.

— Daj mi znać, gdy będziesz chciał wyjechać. Wymyślimy jakąś

głupią wymówkę.

. Theo, nowy szef kuchni, zniknął — ponieważ jako pan tego domu

znał tu wszystkie ścieżki — w chwilowo pustym pokoju, w którym
zazwyczaj przebywał personel.

Nie potrzebował długo czekać, kiedy weszła Berta, zagniewana, z

zaczerwienionymi policzkami; trzymała ścierkę, którą wycierała sobie
ręce. Nie rozglądając się zbytnio, zapytała mrukliwie:

— Co za głupiec chce ze mną mówić? Wszystkie sprawy załatwia tu

panna Hirmer z biura.

— Wiem o tym, ale ja tęsknię akurat za panią. Jestem nowym

kucharzem, rozumie pani?

— Ach, tak? Wobec tego zawiążę fartuch, a pan niech teraz pokaże,

jak pan przyrządza potrawkę z kurczaka. Tylko niech pan nie zapomni
o sosie z raków; tutejsi goście są do tego przyzwyczajeni! — Berta
oparła się o stary bufet kuchenny. — Mówiąc szczerze, cieszę sie pan
tu jest, bowiem wkrótce będzie tu dla mnie zbyt wiele pracy.
Wystarczy mi śniadanie i popołudniowa kawa. Gdzie pan był
dotychczas?

— Zniknąłem.
— Co? Co pan powiedział?
— Zniknąłem, Berto, i znowu jestem. — Theo wstał, odkleił swoje

cesarskie wąsy, podszedł do Berty i mówił dalej: — No, niech się pani
teraz przyjrzy nowemu szefowi kuchni. Czy nie wydaje się pani
znajomy?

background image

Berta spojrzała na niego, klasnęła w dłonie, roześmiała się i oświad-

czyła: — Za tym kryje się na pewno jakaś głupota, szefie. Po co to całe
przedstawienie?

— Berto, czy potrafi pani milczeć? — Theo stał obok niej, znów

przyczepiając sobie wąsy.

— Jeśli muszę, to potrafię.
— A więc niech pani posłucha. Za moim zachowaniem wcale nie

kryje się głupota, tylko coś bardzo poważnego, i potrzebna mi jest do
tego również pani pomoc.

— Zrobi się. A kto jeszcze ma pomagać?
— Pan Kuno.
— Ten dureń? Lepiej żeby pan na nim nie polegał. Z nim jest coś nie

w porządku, mówię to panu od razu.

— Zgadza się, że coś z nim jest nie w porządku. Ale mimo to on jest

tu na właściwym miejscu. Poza tym panna Ftirmer wie, co tu jest grane,
co tu musi być grane. Ale wszystko zacznie się dopiero wówczas,
kiedy przyjadą obie hrabiny.

— Aha, i ten lekkoduch, pan siostrzeniec? Szefie, jeśli mnie pan już
0 to pyta, to od dawna nie mam zaufania do tej trójki.
— I bardzo dobrze. Ale proszę nie zapominać, Berto, że szef zniknął.

Szef kuchni również wkrótce zniknie. Tak, Berto, musi pani
zrozumieć, że nic więcej nie mogę pani chwilowo wyjaśnić. Ale niech
pani pamięta o tym, że to jest konieczne, abyśmy tu wszyscy mieli
wreszcie spokój. Jeśli więc pewnego dnia zniknę jako kucharz, co u
dzisiejszego personelu nie jest rzadkością, będzie pani musiała wrócić
do potrawki. Poza tym nazywam się Leo.

— I to też zrozumiałam. Szef hotelu zniknął, dlaczego nie miałby

także dać drapaka szef kuchni? W każdym razie ja o niczym nie wiem

1 chociaż przez kilka dni sobie odpocznę.
— Świetnie, i proszę nie zwracać uwagi na głupstwa, które będzie

robił nowy szef kuchni. On wie dobrze, czego chce i co należy robić.
Zrozumiała pani?

— Równie słabo jak to, co pan powiedział poprzednio, ale

skapowałam. — Berta mrugnęła do szefa kuchni, a ponieważ do
pokoju weszła pokojówka, powiedziała surowo i służbiście: — A więc
teraz na dół, do pieca. Dzisiaj jeszcze ja będę w kuchni, od jutra
przekażę panu

background image

pole walki. Wszystkie trzy podkuchenne są doskonałe, zwijają się jak

muchy w ukropie. Menu wisi nad wielką lodówką, na dziś, na jutro i na
środę. Czy ma pan jakieś dodatkowe pytania?

Nowy szef kuchni potrząsnął tylko głową na znak, że wszystko jasne,

następnie wyjął z teczki białą marynarkę — spodnie w biało-czarne
paski już miał na sobie — potem wsadził na gęstą czuprynę wysoką
czapkę kucharską i wizerunek szefa kuchni był gotów.

Ponieważ Theo w ciągu lat nauki i wędrówki niejednokrotnie stawał

przy paleniskach wielkich kuchni, ucząc się, a także kierując, nie
sprawiało mu żadnych trudności uporanie się z własną kuchnią.
Przestudiował szczegółowo menu, skinął Bercie głową, spojrzał na
zegarek i zapytał jeszcze krótko: — O której wydaje się tu obiad?

— Punktualnie o wpół do pierwszej.
— Zdążymy, jeśli prąd nie wysiądzie. — Uśmiechnął się, Berta

odpowiedziała mu również uśmiechem, trzy pomocnice także
pozwoliły sobie na nieśmiały uśmiech, uznając za sensację fakt, że
będą pracowały pod kierunkiem mężczyzny.

Skomplikowana machina wielkiej kuchni ruszyła pełną parą, Berta

stwierdziła, że nie musi się o nic martwić, zaczęła więc przy drugim
piecu przygotowywać posiłek dla personelu.

background image

VII

Bella znów siedziała przy maszynie do pisania. Trzeba było wysłać

nowe zamówienia do dostawców, a więc nie miała czasu, aby marzyć o
nowym szefie kuchni. Ale jednak podświadomie to robiła; pomyliła
się, rozzłościła, musiała poprawiać. Wtedy właśnie ktoś zapukał do
okienka. Na zewnątrz stała Edith, która właśnie wróciła z przedpołu-
dniowej jazdy konnej.

— Halo! Chciałam tylko powiedzieć dzień dobry, panno Hirmer. W

lesie było cudownie. Koń był posłuszny i nie oczekiwał ode mnie
wielkich umiejętności jeździeckich.

— Dzień dobry pani. — Obie kobiety podały sobie ręce i uśmiechnęły

się.

— Czy coś nowego? Podczas urlopu człowiek jest szczególnie

ciekawy wszystkiego. Czy szef domu nadal się nie pojawił?

Chwila wahania, następnie Bella odpowiedziała uprzejmie: — Jak

dotąd nic, przyszła natomiast kartka pocztowa z Holandii, ale tylko
pozdrowienia, bez adresu. Za to przybył nowy szef kuchni i, jak mi
właśnie powiedziała kucharka, jest bardzo pracowity.

— Miejmy nadzieję, że posiada taki sam talent jak sympatyczna

gruba Berta. Jej sztuce gotowania nie można nic zarzucić.

— Ale Berta miała już za wiele pracy. Dziś przybędzie ogółem

sześcioro gości, wśród nich trójka krewnych szefa. — Bella spojrzała
na Edith nieco zakłopotana. — Niestety, nie są to zbyt mili goście,
wolę panią o tym uprzedzić.

background image

— Wiem o tym od mamy; ostatnio opowiedziała mi dokładnie o tych

dwu hrabiowskich starych pannach i ich szarmanckim siostrzeńcu.
Mama mówiła, że on chodzi jak bocian. A więc nic nas nie zaskoczy,
na pewno z tego powodu nie wyjedziemy ani o godzinę wcześniej, niż
zamierzamy. Czy znajdzie pani dla mnie dziś wieczorem godzinkę na
pogawędkę? — Edith spojrzała proszącym wzrokiem na Bellę, a ponie-
waż Bella nie wiedziała, jakie zamiary ma szef kuchni, zawahała się z
obietnicą i poprosiła:

— Czy mogę dać pani odpowiedź dziś po południu, przy herbacie?

Nowy personel zawsze wnosi pewne zamieszanie do firmy.

— Chętnie poczekam. Może dziś spróbuję wykąpać się w tym

śmiesznym stawie.

— Ja często się w nim kąpię. Musi pani najpierw obejść jezioro i

dostać się na przeciwległy brzeg. Tam woda jest wystarczająco
głęboka i wspaniale przejrzysta, w tym miejscu bowiem znajduje się
dopływ.

— To świetnie, ale chyba tam nie ma kabiny kąpielowej?
— Ja zawsze ubieram się przedtem w kostium, wkładam płaszcz

kąpielowy, biorę ręcznik na ramię i wszystko w porządku.

— A nie trzeba się obawiać, że ktoś zobaczy?
— Jeszcze nigdy tego nie stwierdziłam. — Uśmiechnęły się do siebie,

następnie wesoło uścisnęły sobie dłonie. Już na odchodnym Edith
zapytała:

— Gdzie mogłabym spotkać zacnego pana Kuna? Chciałabym

zamówić dla mamy i dla siebie inne wino, a bardzo nie lubię tego robić
przy stoliku, kiedy kelner albo szef stoją obok mnie wyczekująco.

— Pan Kuno jest z pewnością w jadalni. Gdzież indziej mógłby się

podziewać?

— Rzeczywiście! A więc do jadalni! Kuno siedział rozparty wygod-

nie na krześle, z wielką gazetą w ręce, palił leniwie papierosa i był jak
najdalej od otaczającego go świata.

Nie zauważył, kiedy stanęła tuż przed nim, zastukała w gazetę i

zapytała wesoło: — Wszystko w porządku, panie Kuno? —
Mężczyzna wystraszony chciał wstać, ale ona tylko machnęła ręką: —
Nie chciałabym zakłócać pańskiego spokoju, ale czy ma pan może przy
sobie kartę win, jeden z pańskich najważniejszych atrybutów?

background image

— Enrico! Kartę win! — zawołał Kuno nadzwyczaj zakłopotany, a

kelner Enrico, Włoch z pochodzenia, pospiesznie ją przyniósł.

— A więc co mógłbym łaskawej pani zaproponować?
— Wino, które dotychczas piłyśmy, jest dla mnie zbyt kwaśne.

Chętnie zmieniłabym je na jakąś inną markę. — Spojrzała na niego z
kłującą ironią. -— Czy karta win jest trudniejsza do czytania niż karta
dań?

Bęc! Karta win oprawiona w sztywne okładki spadła na podłogę i

Kuno wyglądał w tym momencie jak dziecko, które za chwilę się
rozpłacze. Następnie mrugnął okiem, wrócił do równowagi i od-
powiedział uprzejmie: — Dotychczas nie miałem okazji czytać jadło-
spisu. Kiedy bywam w restauracjach, karta win stanowi dla mnie
znacznie ciekawszą lekturę.

— To całkiem zrozumiałe, panie Kuno. Obojętnie, w jakim charak-

terze się ją studiuje: jako gość czy jako szef restauracji. A więc proszę
nam w przyszłości podawać wino numer siedemnaście. Gdyby mama
zjawiła się tu wcześniej niż ja, proszę jej powiedzieć, że przed
posiłkiem poszłam jeszcze nad jezioro, aby się wykąpać. Dziękuję
panu, sama otworzę sobie drzwi, nie chcę panu dłużej przeszkadzać w
lekturze gazety. — Edith opuściła spokojną jeszcze salę i usłyszała
jakby w duchu, jak Kuno mruknął za nią: — Bestia. — Ale jej to wcale
nie obeszło, wprost przeciwnie, ucieszyła się.

Pobiegła na górę, ale nie zastała matki w pokoju, usłyszała natomiast,

jak gawędzi na tarasie z sympatycznym baronem, a więc była w
dobrym towarzystwie. Edith wzięła pospiesznie rzeczy kąpielowe i
poszła we wskazanym przez Bellę kierunku. Odkryła, że woda
rzeczywiście jest tam szczególnie przejrzysta. A więc wskakujemy! Po
dwóch sekundach leżała w wodzie, która była chłodna, czysta i orzeź-
wiająca. Przepłynęła kilkakrotnie staw, w końcu przecież czekała na
kogoś. Następnie wytarła się, rozczesała włosy, ubrała się i szła z
radosnym sercem brzegiem stawu w stronę hotelu.

I patrzcie państwo! Kogóż ujrzała, ukrytego w wysokich zaroślach,

jak patrzy na wodę, rozchyliwszy gałęzie i zrobiwszy sobie dogodny
punkt obserwacyjny? — Pana doktora Kuno Lobelia! Edith zapragnęła
osłabić jego przyjemność, jaką dało mu ujrzenie kąpiącej się nimfy.
Prześliznęła się więc ostrożnie ku niemu

background image

i błyskawicznym ruchem zarzuciła mu ręcznik na głowę. Zanim się

uwolnił, szepnęła mu do ucha:

— Tylko spokojnie! Jesteśmy obserwowani. Przeprowadzę pana do

kryjówki, potem porozmawiamy. Zgoda?

— Och, wszystko co pani zechce!
— Jaki pan się stał nagle zgodny! Ale proszę się nie ruszać, nie

chciałabym, aby poznano, z kim rozmawiam.

— Będę się poruszał tylko tyle, ile pani mi zezwoli.
I teraz Edith poprowadziła go ostrożnie, cały czas idąc obok niego, do

brzegu, rozmawiając z nim i czyniąc subtelne aluzje. On zachowywał
się poprawnie. Ale kiedy znalazła się z nim na pomoście dla łodzi,
popchnęła go mocno i spragniony miłości Kuno, który nie znalazł
oparcia, wylądował w wodzie, nie głębokiej wprawdzie, ale mokrej i
pokrytej tysiącem mulistych wodorostów. Nie oglądając się, Edith
umknęła do kryjówki, a kiedy zdumiony Neptun znów się wyłonił i
rozglądał wściekły dokoła, nie mógł już dojrzeć czarodziejki Edith.
Nikogo nie było widać, a jemu pozostała tylko zbawienna ucieczka w
kierunku domu, w nadziei, że nikt go nie zauważy...

Ale Theo zobaczył go przez okno kuchenne, wychylił się i zawołał:

— Halo, panie Kuno, czy wpadł pan może do wody?

— Nie może, tylko na pewno. Chciano mnie zamordować, ale

przeszkodziła temu moja gigantyczna siła.

— A kim był morderca?
Kuno rzucił tylko jedno spojrzenie na roześmianą twarz Thea,

wzruszył pogardliwie ramionami i wdrapał się po wąskich schodach na
górę. Wszedł szybko do pokoju i zrzucił z siebie mokre rzeczy. Ale oto
wyniknął problem: co ma teraz włożyć? Albowiem w swoim bagażu
miał tylko jedno odświętne ubranie; nie był przecież przygotowany na
taki atak. Pozostał mu więc tylko skromny ciemnobłękitny garnitur, w
którym nie wyglądał jednak tak imponująco jak w spodniach w paski i
czarnej marynarce. Poczekaj tylko! Jeszcze się policzymy! W
stosownej chwili zemści się na tej bestii.

Edith tymczasem obserwowała w hallu podniecające wydarzenie,

jakim było przybycie obu hrabin i pana siostrzeńca.

Luiza Beau de Marchell była wysoką, chudą osobą, z tysiącem

loczków wokół surowej, ptasiej twarzy. W kościstych rękach trzymała

background image


torebkę. Jakby złożona na pół wygramoliła się z niskiego

volkswagena, zaprezentowawszy przy tym okazałe stopy. Kiedy już
wysiadła, wyprostowała się, zmierzyła hotel wyniosłym wzrokiem i
stwierdziła, że ani okna nie zabrzęczały, ani mury nie zadrżały. Za nią
wypełzła Adelajda Beau de Marchell — gruba, gąbczasta, o zbyt
małych nogach i rękach. Wyglądała jak pomarszczone dziecko; małe
usta, pomalowane na jaskrawy, czerwony kolor, wysunęła jak do
pocałunku, a ufarbowane na jasnoblond, przekornie falujące włosy,
wystawiła na powiew wiatru.

Za nią wysiadł z drugiej strony auta czarujący boy, któremu oprócz

pieniędzy w kieszeni niczego nie brakowało, aby h>yć najbardziej
podniecającym playboyem Europy. Szykowny, ubrany według
najnowszej mody, sprawiał wrażenie zblazowanego.

Na schodach, strzeżonych przez dwa jelenie, stała Bella, sama

wystawiona na ten najazd. Starała się zachować godną, uprzejmą
postawę. Służący, zazwyczaj tak gorliwie troszczący się o nowo
przybyłych gości, nadszedł wolnym krokiem z hallu i zaczął niechętnie
wyjmować bagaże ze wszystkich zakamarków samochodu.

Luiza weszła na arenę, zatrzymała się na pierwszym schodku i

zawołała niskim i bardzo donośnym głosem: — A gdzie jest mój
siostrzeniec Theo? — Przykro mi, pani hrabino, ale muszę pani
oznajmić, że szef zniknął. — Bella starała się zachować rzeczowy ton.
Jej wzrok szukający pomocy odkrył na lewo w oknie kuchennym
zaginionego szefa w czapce kucharskiej na głowie i z cesarskimi
wąsami. A ona musiała tu sama stawić czoło tym strasznym upiorom!

— Jak mam to rozumieć? Przecież zapowiedzieliśmy się dostatecznie

wcześnie? — Bardzo mi przykro, ale muszę powtórzyć: szef zniknął.
Co mogę dla państwa zrobić?

— Przede wszystkim chcę wiedzieć, gdzie jest mój siostrzeniec Theo!

Milcz, Adelajdo! Teraz ja mówię! Również ty nie masz w tym
momencie nic do powiedzenia, Egonie! A więc, gdzie jest mój
siostrzeniec Theo? — Szef zniknął, a ja niestety nie jestem w stanie
udzielić pani innej informacji. Oczywiście, mogę panią zapewnić, że
wszystko jest przygotowane na przyjazd państwa. Czekają, tak jak
zwykle, trzy pokoje na pierwszym piętrze. Została jeszcze godzina do
lunchu. Proszę powie-

background image

dzieć, jakie państwo mają jeszcze życzenia. — Bella zastanawiała się,

czując niepewność, co ma jeszcze powiedzieć, ale nic nie przychodziło
jej do głowy.

— Mój siostrzeniec Theo! — znów rozległ się okrzyk oburzenia.
— Niestety, nie mogę pani nic innego powiedzieć. Szef zniknął,

hrabino. I nie wiadomo, kiedy wróci.

— Gdzie on jest? — Zabrzmiało to tak, jakby hrabina chciała

natychmiast wyciągnąć z jakiegoś kąta niegrzecznego chłopca, siost-
rzeńca Thea.

— Ostatnią wiadomość od niego otrzymaliśmy z Chile.
— Chile? Adelajdo, Egonie? Słyszeliście?
— Może najpierw pójdziemy do naszych pokoi, droga ciociu?

Jesteście chyba zmęczone. Potem będziemy mogli porozmawiać o tym
niesłychanym afroncie. — Z wyrazem oburzenia na twarzy, jak gdyby
obawiał się zabrudzić, Egon zdjął tylko lewą rękawiczkę, wziął ciotkę
Luizę pod rękę, Adelajdę zaś popychał przed sobą po schodach na
górę. Niełatwy chleb, który ten żałosny playboy musiał przełknąć.

— Dobrze, może i masz rację.
— Jak właściwie zawsze, Luizo — zapiszczała gruba Adelajda i

uśmiechnęła się do siostrzeńca kochającym wzrokiem.

— A więc chodźmy! Z panią natomiast, panno H inner, życzę sobie

porozmawiać dziś po południu! Oczekuję szczegółowego
sprawozdania i rozliczenia. Jak zwykle, zrozumiała pani?

— Przepraszani, ale nic z tego.
— Jak to?
— Rozliczenia załatwiała pani hrabina dotychczas zawsze z samym

szefem. Nie jestem upoważniona do wyjmowania tych dokumentów z
sejfu i muszę prosić, aby pani poczekała cierpliwie, aż szef wróci.

Hrabina rzuciła na Bellę spojrzenie, które mniej odważną osobę

wbiłoby w ziemię, ale Bella spokojnie skierowała się w stronę, skąd
dobiegało histeryczne ujadanie Laury, która w towarzystwie jeszcze
bardziej zajadle szczekającej Tai-tai pędziła jak burza w kierunku
hrabin. Wreszcie obie suczki były zgodne i należało to wykorzystać.
Bella nie uczyniła nic, aby załagodzić sytuację; w końcu Laura była
własnością szefa, a Tai-tai pani Schlüter. Edith, która bawiła się tą

background image

sceną, jakby była w dobrym teatrze, początkowo nie pomyślała o tym,

aby poskromić temperament Tai-tai.

— Psy w naszym hotelu? — zaskrzeczały obie hrabiny, jedna w dur,

druga w moll, a wtórował im leniwy falset Egona. Bella nie odważyła
się wyjaśnić, że Laura jest w domu od zimy.

— Drogie cioteczki, to tylko małe zwierzątka; no, jazda do kosza! —

Egon powiewał rękawiczką wokół sztywnego ogona Laury i puszy-
stego ogonka Tai-tai, co obu psom od razu się nie spodobało, i na nowo
zaczęły ujadać. — Zapewne to pieski gości. — Spojrzał na Bellę z
wyrozumiałością; Bella jednak natychmiast powiedziała zgodnie z
prawdą:

— Jeden pies należy do szefa, ale, jak już powiedziałam, szef zniknął.
— Impertynent! — szepnęła Adelajda siostrzeńcowi, który tym-

czasem zauważył Edith. Nie przygotowany na spotkanie w tym
miejscu kogoś tak młodego i szykownego, ruszył naprzód
zachwycony, co znów nie spodobało się Laurze i Tai-tai. Warczały,
ominęły nogi Luizy i Adelajdy, natomiast nogi Egona wydały im się
dość interesujące. Ratunkiem była jeszcze tylko rozklekotana,
skrzypiąca winda, która wypełniona po brzegi nowymi gośćmi
powlokła się ostatkiem sił na pierwsze piętro.

Początkowo w hallu panowała cisza, następnie wszedł zasapany

służący, niosąc mnóstwo toreb, kocy i parasolek. Spojrzał z wyrzutem
na Bellę i mruknął: — Tak samo jak zawsze! Tylko jeszcze więcej
pakunków!

— Tylko proszę bez uwag, Fritz! Wie pan, że szef tego nie lubi.
— No dobrze, już nic nie mówię!
Kiedy zniknął na schodach, Edith podeszła do Bel li, która jeszcze

niezdecydowana stała przed swoim biurem. Położyła dłoń na jej
pochylonych, zmęczonych plecach i zapytała półgłosem:

— Czy mogę pani w czymś pomóc, Bello?
— Och, jak to miło z pani strony, ale niestety, muszę być dzielna,

szef...

— ... zniknął i zostawił panią na pożarcie tym bestiom. Ale, jak

powiedziałam, gdybym mogła w czymś pomóc, jestem do pani dys-
pozycji.

background image

— Miło to wiedzieć! Ale teraz proszę mi wybaczyć. Muszę za-

dzwonić do kuchni... Niech pani się nie gniewa.

— Ależ skądże, i tak muszę się przygotować do lunchu. Poza tym,

chciałam pani powiedzieć, że jeśli szef sali zjawi się nieco później, to
będę wiedziała dlaczego. Ale zachowam tę ciekawą wiadomość dla
siebie! Jak pani widzi, droga Bello, ja też mam swoje małe tajemnice.
— Skinęła Belli, która wyglądała na lekko przerażoną, i pobiegła
szybko na górę. Bella zaś chwyciła natychmiast za słuchawkę i
zadzwoniła do jadalni z zapytaniem, czy jest już pan Kuno; Enrico
odpowiedział, że tak. Następnie zadzwoniła do kuchni i usłyszała głos:

— Co dolega?
— O, Boże! Wszystko!
— A w szczególności?
— Już przyjechali i znów zrobiło się okropnie.
— Być może, że niebiosa, sprawiedliwość i nasz wspaniały pan Kuno

sprawią, że te trzy obrzydliwe egzemplarze po raz ostatni zakłócają
spokój w naszym pałacu.

— Znów ten pan Kuno! Powoli ten śmieszny mężczyzna zaczyna we

mnie budzić obawę.

A

— Ależ on wcale taki nie jest... ale mnie zaraz spalą się sznycle i

będzie potworna kompromitacja. Koniec! Poza tym nie zapominaj,
proszę, że bardzo cię kocham; szef jest ogromnie szczęśliwy, że ma w
swoim szklanym pudelku taką miłą sekretarkę. Koniec!

— Och! — Bella stała przy telefonie z milczącą słuchawką w ręku,

wreszcie położyła ją z lekką irytacją na widełki. Tylko jedno przyszło
jej do głowy: tacy są ci mężczyźni!

Ale to stwierdzenie niczego nie zmieniło i Bella z drżeniem czekała

na dalsze wydarzenia.

** *
Pan Kuno, odświeżony, spełniał swoje obowiązki, uśmiechając się

przy tym tak szarmancko, jak tylko potrafił. Odprowadzał napływają-

background image

cych strumieniem gości do ich stolików, pomagał damom usiąść, a

tam, gdzie na stole nie stały butelki, podawał kartę win. Wyglądało to
tak, jakby uczestniczył w dochodach firmy. Również do Edith, która
gawędząc beztrosko weszła ze swoją matką, uśmiechnął się niezwykle
promiennie. Kiedy jednak pomagał jej usiąść, Edith poczuła, że
podsunął jej krzesło niezbyt delikatnie. Udała, że tego nie zauważyła;
w końcu była na tyle sprawiedliwa, że musiała mu przyznać prawo do
niewielkiej zemsty.

Wino stało już na stole; kiedy Kuno chciał odejść ukazała się trójka

nowych gości. Na czele wysoka, sucha i wyniosła hrabina Luiza, za mą
świergocząca, mała, tłusta, rozpromieniona hrabina Adelajda w towa-
rzystwie nieprawdopodobnie przystojnego Egona von Hochheima.

Kuno natychmiast pospieszył im naprzeciw, szepnął dyskretnie słowa

powitania, następnie poprowadził gości do zarezerwowanego dla nich
stolika. Pochylił się z uniżonością ku Luizie, kiedy cała trójka wreszcie
usiadła, i oznajmił:

— Szef zarządził przed wyjazdem, żeby posadzić państwa przy tym

stoliku z uwagi na słońce, a także inne rzeczy, i upomniał mnie abym
był zawsze do państwa dyspozycji. — Egon zaczął tymczasem
studiować kartę win i uśmiechnął się miło, kiedy Kuno położył damom
menu obok ich nakryć.

— Czy mogę już podać?
— Dobrze, dobrze. Ale gdzie jest szef? — zapytała Luiza półgłosem.
— Szef zniknął, łaskawa pani.
— Głupia wymówka! Powiedziano nam to już, kiedy przyjechaliśmy.

Taka wymówka może być dobra dla obcych gości, ale nie dla nas, jego
najbliższych krewnych. A więc, gdzie jest szef?

— Wybaczy pani, ale nie mogę nic innego powiedzieć. Po prostu nie
wiem.
— No dobrze, wobec tego zapytam: dokąd wyjechał mój siostrzeniec,

Theo Bruckner?

— Również i na to pytanie, niestety, nie mogę odpowiedzieć. Czy pan

von Hochheim życzy sobie schłodzoną sałatkę z owoców, czy gorącą
zupę?

Ponieważ Egon już nieraz otrzymał w podobnej sytuacji naganę, teraz

spojrzał na swoje kochane ciotki, uśmiechnął się dość głupio, ale

background image

nadal pozostał piękny jak z obrazka, i zapytał: — A na co wy się

decydujecie?

— Na gorącą zupę, na cóż by innego?
— Wobec tego i ja się przyłączam. Tylko proszę również żadnych

słodkich potraw, a na zakończenie ser. — Spojrzenie, jakie padło na
niego po tych śmiałych słowach, pociągnie za sobą z pewnością ostrą
wymówkę.

— Przepraszam, że jeszcze raz przeszkodzę: czy hrabiny życzą sobie

kawę do stolika, czy w hallu? A może chciałyby panie wypić kawę na
tarasie? Jak powiedziałem, szef wyraźnie mi polecił, abym nie
zaniedbał niczego, co dotyczy wygody pań i pana von Hochheima.

Luiza spojrzała tylko na niego badawczo, Adelajda natomiast

chichotała głupkowato. Luiza obserwowała bacznie, czy na twarzy
nowego szefa sali nie maluje się przypadkiem ironia albo bezczelność.
Ale z oblicza Kuna promieniowało tylko oddanie i usłużność.

.— Proszę, mój drogi, podać nam kawę na słonecznym tarasie. Słońce

jest dobre dla mojej cery — zapiszczała Adelajda, podczas gdy Kuno
cierpiał w milczeniu i zastanawiał się, jaki kamień mógłby rzucić dziś
pod nogi tym starym pudłom na ich drodze usłanej różami, co tutaj
niewątpliwie byłoby łatwiejsze niż w Stuttgarcie, w ich z pewnością
straszliwie staroświeckim mieszkaniu.

Ale przede wszystkim musiał teraz stwierdzić, czy w torebce hrabiny

znajdują się klucze; zrzucił więc, ku własnemu, znakomicie udanemu
przerażeniu, to torebkowe monstrum ze stolika. Nic nie zabrzęczało;
torebka była lekka. Ale po co już dziś łamać sobie nad tym głowę?

— Po tysiąckroć błagam o wybaczenie! Pozwolę sobie przysunąć

podręczny stolik specjalnie na tę torebkę. — Pochylił się, podniósł
torebkę, pomacał ją, ale nie poczuł przez skórę ani ciężkich kluczy od
pokoju, ani żadnych innych. Delikatnie położył ją na stoliku, wziął
także do ręki torebkę Adelajdy i obmacawszy ją uprzednio, również
usłużnie umieścił na stoliku. No, teraz te stare pudla były
wystarczająco uhonorowane, a on mógł wrócić do innych gości.

Stary baron ściągnął go w magiczny sposób wzrokiem; cieszył się on

radosnym spokojem, z dala od problemów życia. Kuno podszedł do
niego.

— Czy pan baron ma jakieś życzenie?

background image

— Nie, mój drogi, ale bardzo dziękuję za to, że te wspaniałe hrabiny

siedzą na końcu świata! Chyba nie jest łatwo zadowolić takich gości?

— Ma się w tym pewną wprawę, panie baronie.
— Nie wiem, mój drogi, ale nie wierzę, żebym mógł się przyzwyczaić

do hrabin. — Uśmiechnął się, Kuno odpowiedział mu również dyskret-
nym uśmiechem, ale zaraz kiwnął na niego prokurator, i teraz zrobiło
mu się niemal gorąco pod kamizelką. Czy ten człowiek będzie mu
znów zadawał kłopotliwe pytania?

— Co mogę dla pana zrobić, panie prokuratorze?
— Właściwie nic, panie Kuno. Chciałem panu tylko powiedzieć, że

już wiem, kogo mi pan przypomina. — Serce Kuna zamarło na
moment, ale po chwili mógł znów oddychać, ponieważ prokurator
mówił niezwykle uprzejmie dalej: — Przypomina mi pan pewnego
frankfurckiego adwokata, który jest diabelnie podobny do pana, ale na
pocieszenie mogę pana zapewnić, że nie ma pan tak głupkowatego
wyrazu twarzy jak tamten młody adwokat, który lubuje się w fab-
rykowaniu paskudnych bzdur. A więc niech się pan nie przejmuje, mój
drogi. A teraz proszę mi przynieść nową butelkę; ta za chwilę będzie
pusta.

To, że Kuno nie chwycił pana prokuratora za krawat, należy mu

poczytać za wielką zasługę. Ale poczuł za to nieprzeparte pragnienie,
aby wkrótce stanąć naprzeciw niego na gruncie zawodowym w
pojedynku słownym. Wtedy miałby okazję nawiązać do krytyki, jaką
właśnie usłyszał. Byłoby to wspaniałe! Kuno uśmiechnął się
rozbawiony, tak że prokurator zapytał: — Wydaje się, że jest pan dziś
w znakomitym humorze?

— Jak mam nie mieć dobrego humoru, panie prokuratorze, skoro

opiekuję się tak miłymi gośćmi?

— Czy chce pan przez to powiedzieć, że hrabiny wydają się panu

szczególnie miłe? Ostrzegam pana! Instynkt zawodowy każe mi
sądzić, że te damy nie są szlachetnej klasy.

Jakże chętnie Kuno uściskałby tego chudego prokuratora za jego

instynkt! Ale udał się do stolika bardzo skądinąd skromnej panny von
Wiesengrim, która nie miała prawie żadnych życzeń; popijała gorliwie
wodę z karafki i tylko wieczorem przy brydżu pozwalała sobie na
whisky. Ale Kuno miał do niej słabość i kazał jej podawać codziennie

background image

kawę, nie wliczając jej tego do rachunku. Jego przyjaciel Theo nie

splajtuje, jeśli podstarzała kobieta wypije codziennie kawę, sądząc, że
jej cena wliczona jest w koszt pokoju.

No, teraz obsłużył już chyba, jak należy, wszystkich swoich ulubio-

nych gości i mógł się poświęcić innym, którzy mniej przypadli mu do
serca. Ale to okazało się niemożliwe, ponieważ w tej właśnie chwili z
zaplecza jadalni dotarł do niego piekielny hałas. Laura, to małe bydlę,
szczęśliwa, że jej ukochany pan wreszcie wrócił, wdrapała się zręcznie
po taborecie na stół kuchenny, ostrym pyszczkiem schwyciła sznycel i
uciekła.

Ale bez Tai-tai. Ta widziała, co zrobiła Laura, pobiegła za nią,

meldując piskiem swoje pretensje do udziału w łupie i goniąc swoją
nieprzyjaciółkę przez salę jadalną. Okrzyki, śmiech, złorzeczenia, a
następnie piski Luizy i Adelajdy.

— Psy w jadalni! To wprost niesłychane! Gdzie my jesteśmy! To

przecież stary pałac rodzinny, a nie jakaś karczma. Jazda stąd! Jazda
stąd!

I obie damy zaczęły wymachiwać serwetkami, podczas gdy Edith

zerwała się, aby schwycić Tai-tai, która uwolniła się ze zmyczy, na
której była przywiązana na tarasie. Zaczęło się polowanie pomiędzy
stolikami, nogami kelnerów, przed bufetem, pościg skierował się do
stolika barona, który próbował schwycić Tai-tai za puszysty ogon, co
jej się bardzo nie spodobało, bo zaczęła na niego ujadać. Miała
dopuścić, aby ten pachnący sznycel jej się wymknął? Nie ma mowy! A
więc dalej za Laurą!

W drzwiach do sali stanęła Bella, która usłyszała hałas i próbowała

swym dźwięcznym głosem przywołać Laurę. Ale ta tylko jeszcze
bardziej zadarła głowę, żeby Tai-tai nie mogła sięgnąć do sznycla.
Szaleństwo trwało, aż wreszcie od drzwi zaplecza dobiegł ostry, krótki
gwizd; na chwilę ukazała się biała czapka kucharska i Laura pobiegła
w tym kierunku. Tai-tai nie mogła jej dalej gonić, ponieważ
wahadłowe drzwi zamknęły się tuż przed jej płaskim nosem;
skowyczała, jak gdyby ograbiono ją ze wszystkich wspaniałości tej
ziemi. Bella usłyszała gwizd, który dobrze znała i zobaczyła białą
kucharską czapkę. Edith natomiast dostrzegła ostatnią możliwość
złapania Tai-tai, ulubienicy swej matki. Pobiegła do drzwi zaplecza i
zderzyła się

background image

głową z Kunem, który również pochylił się nad Tai-tai. Dla Edith

wszystkie wspaniałości tego świata na sekundę zamieniły się w
migoczące gwiazdy, ponieważ głowa Kuna była wyjątkowo twarda.
Ale schwytała Tai-tai, a ponieważ była zła, zabrała małą
przestępczynię natychmiast do pokoju. Nic nie wyszło z udziału w
sznyclu. Znów okazało się, jak niesprawiedliwi są ludzie. Ale fakt, że
w kuchni Laura dostała po grzbiecie zwiniętą serwetą, zostało jej
uczciwie oznajmione. Powiedziano jej także, iż. pan na pocieszenie
podsunął jej potem do pyska kawałek sznycla, ale tylko kawałek.

— Czyś ty zwariowała, Lauro? Widziałaś wściekłą twarz Belli? —

została zapytana Laura, ale to pytanie wcale jej nie obeszło, albowiem
jej zainteresowanie koncentrowało się wokół resztki sznycla.

Jadalnia pogrążyła się na powrót w wytwornym spokoju. Kelnerzy

uśmiechali się pod wąsem, Kuno masował sobie czoło, baron uznał
zdarzenie po prostu za boskie, pan prokurator uśmiechał się łagodnie, a
trójka przy okrągłym narożnym stoliku tylko patrzyła w milczeniu na
siebie. Nie wiedzieli, co mają powiedzieć. Nie chcieli zwracać na
siebie uwagi, ale o jednym byli przekonani — że nie można darować
tej zarozumiałej sekretarce zaniedbań w gospodarstwie.

Kuno natomiast, który nie mógł przecież spędzić całego lata w pałacu

myśliwskim, był zdecydowany natychmiast podjąć kroki w sprawie
trzech odpisów testamentu. A więc zrezygnował z promieniowania
wdziękiem aż do końca lunchu. Zarządził jeszcze, komu i gdzie należy
podać kawę, popatrzył na salę niczym Juliusz Cezar na swoje legiony i
zniknął.

Był przekonany, że nikt go nie zauważy, ale Bella, która siedziała

jeszcze w hallu, zobaczyła, jak Kuno ani szybko, ani cicho, ani
ukradkiem, tylko tak, jakby odbywał jak najbardziej uczciwą drogę,
powoli prześliznął się do tablicy z kluczami w biurze hotelowym, gdzie
je oddawano. Obejrzał numery na tablicy i szybko wziął klucze od
pokojów 14, 15 i 16, następnie pomknął zwinnie po schodach na górę.
Bella słyszała jedynie bicie własnego serca. 1 co teraz zrobić? Wstać z
fotela, pójść ciemnym przejściem dla personelu do kuchni; miała
nadzieję, że tam ktoś się zlituje nad jej biednym sercem.

Kuchnia przypominała opuszczone pole bitwy. Nikt jeszcze nie

pomyślał o tym, aby posprzątać, ponieważ miał jeszcze być podany

background image

deser. Potem dopiero przyjdzie pora na poobiednią drzemkę i

wówczas będzie można sprzątnąć w kuchni. A któż to stał pośrodku
poła bitwy? Zaginiony szef. Ujrzał ją, jak zdumiona stanęła w
drzwiach, rozpromienił się, dał Laurze, która drżąc i skomląc stała
przed nim, ostatni żałosny kawałek sznycla i podszedł wolno do Belli,
przycisnął ją rozpostartymi ramionami do framugi drzwi i zapytał z
łobuzerskim uśmiechem:

— Czyżby znów miała mi pani coś strasznego do zakomunikowania?

— Pochylił się ku niej i pocałował w śliczny nosek, bacząc pilnie, aby
nie odpadły mu cesarskie wąsy. Bella początkowo milczała, ale potem
ogarnęła ją znów złość. Oparła ręce o jego szeroką pierś, odpychając
go.

— Owszem! Mam do zakomunikowania coś strasznego.
— A komu, jeśli wolno zapytać?
— Szefowi.
— Szef zniknął. Czego pani właściwie chce ode mnie? Czy w tym

domu panują takie zwyczaje, że sekretarka uwodzi szefa kuchni?
Wydaje się, że to przyzwoity hotel. — Uśmiechnął się do niej
rozbawiony. Omal nie nadepnęła mu na nogę.

— Ale przecież szef tu jest. Stoi przede mną i ma jeszcze w swych

operetkowych wąsach grudkę tłuszczu od sprzeniewierzonego sznycia,
i proszę, aby był łaskaw mnie wysłuchać.

— A jeśli nie?
— Wówczas wymówię, bo to nie jest hotel dla przyzwoitych ludzi, to

jaskinia rozbójników!

— Patrzcie, patrzcie! Czy tak jest napisane w naszym prospekcie?

Niech pani uważa, powiedziałem wyraźnie: w naszym prospekcie!

— Nie, tak nie jest napisane, ale nie jest też napisane, że szef dla

jakiegoś kaprysu znika. Ale jeśli już to czyni, to niech łaskawie postara
się o to, aby zatrudniony przez niego kierownik jadalni nie był
złodziejem, który zabiera klucze od pokoi i idzie na górę.

— Rzeczywiście tak zrobił? Wobec tego nie dostał jeszcze zapaso-

wych kluczy, tak jak Fritz.

— Panie Bruckner, zdaje się, że pan nie zdaje sobie sprawy, co pan

powiedział! Proszę się przyznać, co tu jest grane i dlaczego wciąga się
mnie w te matactwa? Albo niech mnie pan poinformuje, jakie są pana

background image

postanowienia dotyczące stylu tego domu, wówczas wszystko będzie

w porządku — i wówczas spokojnie wymówię — albowiem nie mam
zamiaru pracować ze złodziejami i ludźmi podobnego autorytetu. A
teraz proszę, aby mnie pan puścił, ponieważ nie jestem pewna, czy
dobrze zamknęłam biuro i kasę.

— A to ładnie!
— Co?
— Ten nieporządek i to, jak się złościsz. A teraz ja będę mówił. Ani

nie wezmę swoich rąk, bo tak mi się podoba jako szefowi tego
nędznego hotelu, ani nie przyjmę tej śmiesznej rezygnacji. Ponieważ
jednak słyszę przesuwanie krzeseł, to znaczy, że wkrótce zjawi się tu
personel, a więc krótko: proszę Bellę Hirmer, aby dziś wieczorem nie
zamykała drzwi do swego pokoju, tylko...

— ... stanęła w nich z wiadrem zimnej wody, aby ją wylać na głowę

bezwstydnego szefa! Tego może być pan pewien.

— Dziewica z błyszczącymi oczami broni swego honoru i czci. Ale i

jedno, i drugie jest jej dane jeszcze tylko przez jakiś czas. Poza tym
należy powiedzieć, że Bella Hirmer zachowała się właśnie jak głupia
gęś i że szef, gdyby chciał, już dawno przypuściłby generalny atak na
jej cnotę. Ale jak dotąd nie chciał tego. Dlaczego, to już jego sprawa.
Zrozumiałaś, mała, głupia gąsko? Aha, kiwasz głową, wobec tego
wszystko jasne.

— Nic nie jest jasne, wszystko stało się tylko jeszcze bardziej

zagmatwane! — Bella była bliska płaczu, więc Theo ujął ją pod brodę,
pocałował serdecznie, ale pospiesznie w drżące usta, albowiem w tej
właśnie chwili za drzwiami dało się słyszeć niezbyt subtelne, ale na
szczęście wypowiedziane po włosku przekleństwo kelnera Enrica.
Theo szepnął jeszcze:

— Kochana, słodka dziewczyno, tylko nie płacz! Niestety, tu

wszystko się jeszcze bardziej pogmatwa, zanim będę mógł wy-
startować do generalnego ataku na twoją cnotę i spokój. A więc przede
wszystkim: pozwól Kunowi robić to, co chce i co musi. Nie
przeszkadzaj mu, a dziś wieczorem nie zamykaj swojego pokoju,
ponieważ mam ci wiele do wyjaśnienia, aby duszyczka cnotliwej Belli
Hirmer znów się uspokoiła.

— Och, drżę na całym ciele!

background image

— Szkoda, że nie mogę tego zobaczyć w spokoju — padła

bezwstydna odpowiedź i w tej chwili przekrzywiła mu się wysoka
czapka kucharska, ponieważ Bella uderzyła go w twarz. Po czym
skinęła mu krótko, wzięła na ręce Laurę i oświadczyła: — Laura
pozostanie u mnie, również dziś wieczorem w moim nie zamkniętym
pokoju.

— Śmiać mi się chce! Laura na straży cnoty? Ona wolałaby kawałek

sznycla. — Dał jej prztyczka w nos i szepnął, zasuwając drzwi: — Nie
zapomnij! Kocham cię!

I cóż tu począć z takim mężczyzną? Człowiek jest wobec niego

bezbronny, bezsilny. A więc Laura została uściskana, pogłaskana po
głowie, po czym Bella poszła z psem do swojego biura, gdzie
stwierdziła, że kasa istotnie jest tylko przymknięta, ale jeszcze nie
obrabowana. Położyła psa na miękkiej poduszce u swoich stóp i
upomniała go:

— Bądź grzeczna, Lauro, to dostaniesz na kolację kanapkę z szynką.
— Laura przyjęła to do wiadomości bez dyskusji i postanowiła , że

zanim dostanie obiecaną kanapkę albo tę czarownicę Tai-tai, utnie
sobie popołudniową drzemkę.

Bella zaś wzięła się do pracy, choć pilnie nasłuchiwała, czy nie

usłyszy jakiegoś obcego dźwięku. I wkrótce usłyszała. Kiedy patrzyła,
jak kelnerzy podają kawę na słonecznym tarasie, do okienka ktoś się
zbliżył, podniósł je ostrożnie i z cichym chrobotem wsunął klucze od
pokoi.

Bella ani drgnęła. Szef przecież zarządził, że Kuno może robić

wszystko, co zechce.

Wkrótce zobaczyła, spojrzawszy ukradkiem w bok, że Kuno, tak jak

poprzednio, udał się do pomieszczeń kuchennych. Następnie ujrzała
przez okno, ku swemu wielkiemu zdumieniu, że szef i Kuno poszli
razem do budynku dla służby.

background image

VIII

— jako adwokat może i nie jesteś pozbawiony tak całkiem talentu, ale

jako złodziej jesteś pierwsza klasa, mój drogi. — Theo Bruckner rzucił
się na skromne służbowe łóżko w swoim pokoju i palił z rozkoszą
pierwszego tego dnia papierosa. — Bella Hirmer widziała cię, jak
kradłeś klucze od pokoi.

— Czy ona musi wszędzie wtykać nos? A poza tym, nawet jeśli ja nie

jestem idealnym złodziejem, to ty także nie jesteś idealnym szefem
kuchni.

— Jak to, czyżby do twoich czujnych uszu doszły jakieś skargi na

jedzenie?

— Nie, ale Laura i Tai-tai urządziły w jadalni prawdziwe polowanie

na coś, co powinno się znajdować na talerzach gości.

— O, nie! Po pierwsze to był odłożony dla mnie prywatnie sznycel. a

po drugie znajdujemy się w „Hotelu Myśliwskim", którego najlepszą
tradycją jest polowanie na sznycel. — Przyjaciele uśmiechnęli się do
siebie, następnie Theo zapytał poważniej: — Znalazłeś coś?

Kuno wyjął w milczeniu z kieszeni pęk kluczy i pokazał je. —

Porządek to połowa życia. Przeczytaj te malutkie tabliczki przypięte do
każdego klucza. — Theo przeczytał słowa napisane znanym mu
pismem ciotki: „Drzwi do mieszkania" albo „Moja sypialnia", „Pokój
Egona", „Szafa Egona" i tak dalej.

— No dobrze, i co z tego?
— Gdy zrobi się ciemno, pozwolę sobie zarekwirować twój książęcy

volkswagen i dziś wieczorem udam się w kierunku Stuttgartu. Mam

background image


nadzieję, że wrócę jutro przed południem. Jeśli nie, niech Schulze

zadba o restaurację. Na pewno wrócę, bo coś tu pozostawiam. — Kuno
zrobił sentymentalny grymas. Theo zapytał z uśmiechem:

— Domyślam się, że zostawiasz tu swoją walizkę!
— Zgubiłem tu serce, mój drogi, i muszę je odnaleźć.
— Człowieku! Nie jesteśmy w hotelu zamkowym w Heidelbergu,

gdzie, jak głosi legenda, giną takie rzeczy!

— Nic sobie nie robię z twoich drwin!
— A więc dobrze, wobec tego zapytam z czystej ciekawości:
z czyjego powodu zgubiłeś ten organ?
— Znasz moją przyszłą teściową, ale jej samej jeszcze nie, najwyżej

jej wstrętnego pekińczyka, który chciał odebrać twojej Laurze ów
nędzny sznycel.

— Ponieważ sznycel był przeznaczony dla mnie, nie mógł być w

żadnym razie nędzny. A więc podsumujmy: zakochałeś się w pannie
Edith Schlüter.

— Tak. — A ona?
— Wepchnęła mnie do tej śmiesznej pałacowej sadzawki.
— Ciesz się zatem, że to tylko śmieszna sadzawka, a nie głębokie

jezioro górskie. A kiedy cię do niej wepchnęła?

— Dziś przed południem.
— A co ją do tego skłoniło? Może byłeś bezczelny, i to w dodatku

jako pan Kuno, szef jadalni w moim hotelu?

— Wielkie nieba, a czy ty byś się nie schował w krzakach, gdybyś

wiedział, że twoja ukochana idzie się kąpać?

— A więc to dlatego? W takim razie zasłużyłeś sobie na to, co cię

spotkało! — Theo się roześmiał. — Wobec tego mogę przypuszczać,
że niebawem znów podejmiesz tu swoją ciężką pracę. A jak mam cię
wytłumaczyć przed Bella Hinner?

— Dentysta. Musiałem usunąć pilnie prawą dolną szóstkę.
— A więc nie ząb mądrości? To znaczy, że możemy znów spokojnie

patrzeć na całą sprawę. A poza tym, mój chłopcze, aby wreszcie
skończyć te głupstwa: czy coś usłyszałeś, zobaczyłeś albo coś
przypuszczasz?

— Nie zapominaj, że drodzy krewni przyjechali dopiero wczoraj

późnym przedpołudniem.

background image

— Do sadzawki zostałeś wrzucony przedtem czy potem?
— Przedtem. Zająłem się więc twoimi strasznymi krewnymi w

wyjątkowo szarmancki sposób, polecając im wino kwaśne jak ocet
siedmiu złodziei. Jak coś takiego może się w ogóle znajdować w twojej
piwnicy?

— Właśnie specjalnie dla moich krewnych. Co jeszcze?
— Twoja wielka ciotka Luiza zaraz po przyjeździe zażądała bezczel-

nym tonem rozmowy z tobą. Była wzburzona, że nie powitałeś jej
fanfarami. Bella Hirmer wciąż ją zapewniała, że szef...

— ... zniknął. Tego się świetnie nauczyła. I co było dalej?
— Laura i Tai-tai zatroszczyły się o właściwą rozrywkę i poruszenie

dam. Egon drażnił się z Laurą, a ona warczała na niego. To byłoby
chyba wszystko na temat tej sprawy. — A na górze?

— Jak dotąd niczego nie znalazłem, oprócz tego pęku kluczy, i

dzisiejszej nocy chcę spróbować przeszukać mieszkanie w Stuttgarcie.
Te stare pudła muszą gdzieś przechowywać pozostałe egzemplarze!
Ludzie o nieczystym sumieniu nie rozstają się z czymś takim. A jeśli
niczego nie znajdę, zacznę szukać od nowa tutaj. Trzeba to szybko
skończyć, bo w przyszłym tygodniu mam znów ważne sprawy, mój
drogi. Mój kram funkcjonuje dokładnie tak, jak twój śmieszny hotel.

— A dlaczego nazywasz mój hotel śmiesznym?
— Choćby z powodu tego śmiesznego szefa jadalni! Ja już dawno

bym go zwolnił, bo jest wyjątkowo nieudolny. Ale muszę ci od razu
powiedzieć, że mam wrażenie, iż ta Edith Schlüter gra przede mną i w
gruncie rzeczy domyśla się, że jestem kimś innym. Robi mi ostre uwagi
i śmieje się szatańsko. Do tego jeszcze twój ulubiony gość, ten
prokurator, uważa, że mnie skądś zna. Posłuchaj, co powiedział dziś w
południe. — Z wściekłą miną Kuno powtórzył słowa prokuratora, ale
wywołały one tylko uśmiech rozbawienia na twarzy Thea.

— Cieszy mnie, że twoja twarz obiecuje więcej, niż możesz dać. Ale

wracajmy do tematu, wokół którego kręcimy się obaj jak dwie
nieśmiałe stare panny. A co będzie, jeśli faktycznie znajdziesz te
testamenty i stwierdzimy, że treść mojego egzemplarza jest całkiem
inna?

— Wówczas możliwe są dwie drogi. — Kuno przysiadł obok

przyjaciela, a jego zazwyczaj obojętna twarz zmieniła całkowicie
wyraz. — Jedna droga to droga prawna, sąd...

background image

— A druga?
— Że się rozliczysz z tą trójką, bo wskutek naszego odkrycia będziesz

miał ich w garści, i raz na zawsze uwolnisz się od nich i od ich
obecności. Mógłbyś nawet wobec hrabin zrobić wspaniałomyślny gest
w .postaci niewielkiej renty, ponieważ gdy stracą tu prawa, nie będą
chyba zbyt dobrze wyposażone w dobra doczesne.

— Z całą pewnością nie, bowiem jeszcze za życia wuja żyły z jego

hojnej ręki, tak samo jak ten ulubieniec bogów, Egon.

— Dla niego, jeśli udowodni mu się winę, nic bym nie uczynił,

absolutnie nic. Ten chłopak powinien pracować i zarobić na swoje
utrzymanie! Mam rację, Theo?

— Oczywiście! On wydaje się najgorszy z całej trójki. Ta niewątp-

liwie osobliwa solidarność owej trójki stanowi pośredni dowód ich
winy. Niewątpliwie wspólnie całą sprawę ukartowali, a przynajmniej
są świadomi tego, że, być może, wszystkie cztery egzemplarze
testamentu mojego wuja zostały sfałszowane.

— Albo tylko jeden, kto wie? Ale to trzeba zbadać.
— Ile czasu możesz jeszcze poświęcić dla tej sprawy?
— Jak powiedziałem, w końcu przyszłego tygodnia muszę wrócić do

Frankfurtu, przynajmniej na pięć dni. Potem mam nadzieję, że jeśli
będzie trzeba, znów tu wrócę. W każdym razie już dziś możesz się
cieszyć na rachunek. Ja nie chciałbym dostać takiego.

— Nie strasz mnie, bo wówczas ja poczuję się zmuszony do

wystawienia tobie kontrrachunku za wyżywienie, mieszkanie,
wypoczynek, słońce i miłość — a więc najpierw odlicz to wszystko.
Przyjaciele roześmieli się. Potem omówili pozostałe ważne sprawy.

** *
Kilka godzin później, kiedy Theo, znów gotów do spełniania

obowiązków naczelnego kucharza, zbliżał się do kuchni, aby
przygotować kolację, spotkał barona na staromodnie brukowanym
dziedzińcu. Wracał on ze spaceru i wiedziony sercem starego
posiadacza ziemskiego

background image

chciał obejrzeć stajnie, kurniki i inne pomieszczenia gospodarskie.

Zapach stajni zawsze był mu miły i bardziej wolał gdakanie kur i
gęganie gęsi niż skrzeczenie tych starych panien. Spotkał go zatem
nowy szef kuchni, w czystej marynarce i fartuchu, z białą trójkątną
chusteczką pod szyją zamiast krawata. Pozdrowił uprzejmie
hotelowego gościa. — O! Nowy szef kuchni! Dziś na obiad całkiem
dobrze się spisał! Smakowało nawet temu ścierwu, Laurze!

— Nie można mieć jednocześnie wszędzie oczu, a taki pies

myśliwski jest diabelnie przebiegły. — Theo przystanął, kiedy baron
zaczął z nim rozmowę, i podkręcił wąsa.

— Podoba mi się, mój drogi, bardzo mi się podoba, że zachowuje się

tradycję. — Wskazał przy tym na wąsy Thea. — Przypominają mi Jego
Majestat! Miał takie same wąsy! No tak, ale to już przeszłość i nic na to
nie poradzimy. Z jakich okolic pan pochodzi?

— Z Meklemurgii, panie baronie — powiedział Theo, aby zrobić

starszemu panu przyjemność.

— Coś takiego! Z Meklemurgii? Człowieku, teraz jedzenie będzie mi

smakowało podwójnie. Do szczęścia potrzeba mi tylko prawdziwej
meklemburskiej zupy jarzynowej; wówczas mógłbym sobie
wyobrazić, że jestem w domu, w Lindenhof. — Wesoły staruszek
powiedział to prawdziwie rozmarzonym tonem. — Ale po co płakać,
kiedy to nic nie pomoże? A więc niech pan już idzie i przyrządzi nam
coś dobrego. Ja chcę jeszcze zajrzeć do hotelowych kur, pooddychać
trochę powietrzem stajni. Poza tym upolowałem dziś rano lisa. Było
bardzo przyjemnie, nadleśniczy mnie na niego naprowadził...

— Czy pan baron będzie tu, kiedy przyjdzie sezon na kuropatwy?
— Jeszcze nie wiem. to sprawa pieniędzy. Ale nie miałbym nic

przeciwko temu. A teraz do zobaczenia, mój drogi. — Baron skinął mu
przyjaźnie ręką i poszedł wesołym, raźnym krokiem do stajni. Stały
tam dwa rumaki szlachetnej krwi, dobrze utrzymane, o lśniącej sierści.
Znalazł się oczywiście cukier dla miękkiego końskiego pyska, a po-
dziękowaniem za to było delikatne sapanie wydobywające się z
ciepłych końskich nozdrzy. Następnie baron von Rüdinger poszedł do
drobiu; stwierdził, że jest również znakomicie utrzymany, i nawet kilka
królików wiodło tu swój pogodny żywot. Zerwał dla nich trochę
zielska, co również zostało przyjęte z wdzięcznością, objawiającą się
gorliwym

background image

poruszaniem pyszczkami. Starszy pan wzruszył się, ponieważ wrócił

wspomnieniem do swego pięknego Lindenhof, gdzie obecnie gos-
podarzyli obcy ludzie. Okiem starego fachowca ocenił jeszcze, że
wszystko w tym niewielkim gospodarstwie jest w jak najlepszym
porządku.

Co za niedorzeczny pomysł miał ten szef, żeby zniknąć właśnie w

środku sezonu! Czy za tym nie kryje się przypadkiem coś innego? A
może on tylko zwiał przed swoimi ciotkami i tym wstrętnym typem,
Egonem von Hochheimem? Mógł tu wykazać więcej rozsądku: za duże
pieniądze mógł wysłać te stare pudła gdzie indziej. Hm — a może one
mają zagwarantowane prawo do pobytu tutaj? Kto to wie? A poza tym,
co mnie to obchodzi? Nic! Barona interesowało tylko dobre samopo-
czucie, dobre jedzenie, przyjemnie spędzony czas przy wieczornym
brydżu, i do tego przy butelce dobrego czerwonego wina... Wówczas
świat nabierał w jego oczach różowych barw.

** *
Tego wieczoru w „Hotelu Myśliwskim" atmosfera była dość napięta i

trochę osobliwa. W każdym razie tak to odczuwała Edith, której
wesołe oczy zerkały na wszystkie strony.

Przez okno czytelni, obok hallu, gdzie się zaszyła, zobaczyła coś, co

ją serdecznie ubawiło. Jej zgrabny nosek poruszył się znów, kiedy
potężny szef kuchni, jeszcze w roboczym ubraniu, pomagał kierow-
nikowi jadalni pakować do nędznego, małego volkswagena jego
płaszcz, teczkę i paczuszkę, która niewątpliwie zawierała kanapki na
drogę. Następnie obaj poklepali się serdecznie po plecach.

Kiedy Kuno odjechał rozklekotanym autem, szef kuchni bynajmniej

nie wrócił do siebie, tylko udał się do schodów z jeleniami, przeszedł
przez drzwi obrotowe, co przy jego wysokim wzroście i tuszy nie było
takie proste, i zniknął w biurze.

Teraz Edith musiała się mocno wychylić, aby móc spojrzeć w tamtym

kierunku; wówczas zobaczyła coś zdumiewającego. Potężny szef

background image

kuchni objął sekretarkę obiema rękami i uśmiechając się przycisnął ją

mocno do swoich policzków. Odpadły mu przy tym wąsy ä la cesarz
Wilhelm. Edith stwierdziła z uśmiechem, że bez wąsów wyglądał
znacznie lepiej niż z wąsami. Teraz zrozumiała, dlaczego Bella Hirmer
cierpliwie pozwalała się całować. Następnie szef kuchni zniknął po-
spiesznie w przejściu prowadzącym do pomieszczeń kuchennych,
Bella zaś stała rozmarzona przy biurku.

Coś tu się z całą pewnością nie zgadzało. Edith musi dziś wieczorem

poprosić matkę, aby jej dokładnie opisała zaginionego szefa. Fakt, że
szefa kuchni łączą z urzędniczką tak zażyłe stosunki, był czymś
nadzwyczaj dziwnym.

Równie dziwne wydało jej się później i to, że Egon von Hochheim

przechadzał się w hallu obok trzech pięknych starych gablot i oglądał
umieszczone tam skarby. Edith była pewna, że ludzie pokroju Egona
interesują się takimi kosztownościami jedynie z punktu widzenia ich
wartości.

Właśnie zamierzała opuścić swój punkt obserwacyjny, kiedy ujrzała,

że Bella z Laurą i Tai-tai podeszła do drzwi, przytrzymała je, aby psy
mogły wyjść, i zaaranżowała psi spacerek. Bella zostawiła na biurku
palącą się zieloną lampę; w hallu nie było zbyt jasno, lampki paliły się
tylko na stolikach. Egon, obserwowany przez Edith, mógł się więc
niepostrzeżenie wśliznąć do małego pomieszczenia biurowego,
zamknąć za sobą ostrożnie drzwi i wziąć coś z biurka. Co to było, Edith
miała się wkrótce przekonać, kiedy wyszła z małej czytelni i udała się
za nim. Na prawo od hallu było wejście do małego pokoiku dla pań,
który na ogół był mało wykorzystywany. Tam właśnie udał się Egon i
bezgłośnie, jak drapieżnik, opuścił ciężką aksamitną zasłonę, aby nie
być widziany z hallu. Ale bystra Edith wśliznęła się równie
niepostrzeżenie w pobliże kotary, zrobiła sobie wąską szparkę, przez
którą mogła zajrzeć do saloniku. Nie była zaskoczona, kiedy zobaczyła
Egona, jak wypróbowywał rozmaite klucze, aż wreszcie znalazł ten
właściwy. Otworzył jedną z gablot, zastanowił się przez chwilę, po
czym wyjął kilka małych przedmiotów, wsadził je do kieszeni
marynarki i znów zamknął gablotę. Następnie zamierzał opuścić salon.
Edith jednak zapragnęła poświęcić mu miły kwadransik, weszła więc
do pokoju, na widok pięknego Egona, udała niezwykłe zdumienie,
uśmiechnęła się i zapytała szeptem:

background image

— Czy pan też uważa, że na dworze jest śmiertelnie nudno?
— Wprost nieprawdopodobnie, panno Schlüter, to działa człowie-

kowi na nerwy.

— Jeśli je ma.
— Nie rozumiem, łaskawa pani? — Egon próbował wsadzić do

kieszeni spodni nie należący do niego pęk kluczy, ale nie udało mu się
i klucze wypadły na podłogę. — Och, do diabła! Chciałem powiedzieć,
pardon, mam taki głupi zwyczaj, że wciąż bawię się kluczami.

— Lepiej się bawić kluczami niż innymi ludźmi.
— Nie rozumiem. Ach, domyślam się, że to taki mały żart z pani

strony. — Egon zaśmiał się głupio. I czekał.

Ale Edith zapytała swobodnie: — Ma pan papierosa?
— Oczywiście. Czy tu można palić?
— Jeśli tylko ma się zapalniczkę, to niewątpliwie można. Poza tym

pan, jako kuzyn właściciela, jest tu przecież w pewnym sensie jak w
domu.

— Oczywiście! Dawniej, kiedy jeszcze żył brat mojego dziadka,

prawie zawsze tu przebywaliśmy: ale obecnie zapis testamentowy
reguluje to zupełnie inaczej. — Egon wyglądał na dystyngowanie
zmartwionego, kiedy szukał we wszystkich kieszeniach papierosów.

— Może w kieszeni marynarki, tam pan jeszcze nie szukał. — Edith

usiadła na staroświeckim, ozdobnym fotelu i nie spuszczała z niego
wzroku.

— Nie, kieszenie są puste, ale zaraz pójdę na górę i przyniosę dla pani

papierosy z pokoju.

— Ależ nie! To nie jest aż takie ważne. Niech pan także usiądzie

wygodnie. Uważam, że tu jest miło. A pan tak nie sądzi?

— Mnie też się tu podoba, ale lepiej już pójdę. Tak, sądzę, że panna

Hirmer zaraz wróci... Te psy... Proszę mi wybaczyć, że zniknę na
sekundę. — Piękny mężczyzna stał przed nią bezradny, a Edith, ta
bestia, podstawiła mu nogę. Egon, który pragnął jak najprędzej uciec,
potknął się o jej stopę, co ją serdecznie ubawiło. Kiedy Egon leżał jak
długi na dywanie, pęk kluczy wypadł mu z kieszeni i odskoczył daleko;
Edith natychmiast wepchnęła klucze nogą pod małą kanapkę.
Następnie pochyliła się nad mężczyzną i wyciągnęła mu jeden ze
skradzionych przedmiotów z kieszeni rozpostartej marynarki.

background image

Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, pomyślała i stękając z wysiłku,

pomogła mu wstać.

— Do diabła, moja noga! — Egon był zły na siebie. Nie przypuszczał

nawet, że to Edith spowodowała jego upadek, i klepał się po kolanie.
Następnie rozejrzał się dokoła, jakby czegoś szukał, pochylił się i
macał dłonią dywan. — Gdzie jest, to znaczy, gdzie są klucze?

— Jakie klucze?
— Moje klucze! Miałem je w ręku, zanim upadłem na ten przeklęty

dywan!

— Pańskie klucze?
— Och, no tak, moje klucze. — Egon dalej szukał, ale Edith stała

nieruchomo jak słup soli przed kanapą, uśmiechała się do niego
pocieszająco, wreszcie powiedziała, potrząsając głową, jakby miała
przed sobą małe dziecko:

— Jak można być takim nerwowym? Przecież schował pan klucze do

kieszeni spodni, kiedy pan szukał papierosów. A teraz niech pan idzie
szybko na górę. Marzę o papierosie. Jak zapalę w hallu, moja droga
mama będzie zła.

— Już biegnę! — I Egon pobiegł do biura, skąd mógł wziąć klucz do

swojego pokoju. Zawahał się tam przez chwilę, następnie pobiegł
wielkimi susami na górę.

Edith miała bujną wyobraźnię i mogła sobie wyobrazić głupią minę

Egona, kiedy na górze, w swoim pokoju, wyjmie z kieszeni skradzioną
zdobycz i nie znajdzie pęku kluczy, a także pięknej, cennej szkatułki z
kości słoniowej. Pobiegła teraz do biura i przez podnoszone okienko
wsunęła klucze na biurko Bel li. opuściła okienko, następnie usiadła w
saloniku i czekała, schowawszy uprzednio piękne pudełeczko do
torebki. Wiedziała dobrze, że ten gagatek tak prędko nie wróci, a więc
uzbroiła się w cierpliwość. Uśmiechnęła się jednak do niego niczym
życzliwy anioł, kiedy wreszcie stanął przed nią, niepewny i trochę
blady.

— No i co, ma pan papierosy?
— Tak... Nie... To znaczy, niestety, nie znalazłem. Zobaczę, czy

panna Bella już wróciła. Ona ma papierosy pod kluczem. Proszę
chwileczkę zaczekać. — i pobiegł; Edith obserwowała go. jak biegnie
do biura i po chwili staje zmieszany, bo wydało mu się, że przez
okienko ujrzał wiadomy pęk kluczy leżący na biurku.

background image


Z wahaniem zawrócił, z wahaniem podszedł z powrotem do Edith,

która spokojnie bawiła się bransoletkami.

— No i nadal nie ma pan papierosów? Zabawny hotel, nie sądzi pan?
— Bardzo zabawny. Pójdę zaraz do szefa jadalni, ten, do diabła, musi

mieć papierosy!

— Tylko bez przekleństw, dobry Pan Bóg tego nie lubi.
— Jest pani dowcipna i urocza!
— Szef zniknął.
— Pardon, co to znaczy? Coraz częściej słyszę te słowa.
— Mam na myśli szefa jadalni: to on zniknął. Widziałam, jak

odjeżdżał małym autem. Przypuśćmy, że na krótką wizytę do
narzeczonej. To całkiem możliwe, prawda?

— Oczywiście, oczywiście, ale skąd teraz weźmiemy papierosy?

Może jakiś pan na zewnątrz będzie tak łaskaw?

— Dobra myśl, ale proszę to zostawić mnie, mnie z pewnością nikt

nie odmówi. — Edith uśmiechnęła się do Egona, ale kiedy wyszła,
natychmiast stanęła za kotarą, i słusznie, bo Egon leżał już na podłodze
i szukał wokół gablotki czegoś, co zgubił. Dała mu na to pięć minut,
następnie znów stanęła przed nim.

| — Na Boga, czego pan szuka? Znów upuścił pan klucze? Dlaczego
pan się wciąż nimi bawi?
— Tak, tylko znalazłem je.
— To wspaniale, a ja mam papierosy.
Gawędzili więc miło przez kwadrans, potem Edith zaczęła ziewać, bo

piękny Egon był śmiertelnie nudny, w dodatku głowę miał zaprzątniętą
cackiem z kości słoniowej, na którym Edith trzymała delikatnie i
troskliwie swoją dłoń.

Ale ten epizod nie zakończył jeszcze obserwacji Edi th tego wieczoru.
Najpierw Bella Hirmer wróciła do hotelu z obowiązkowego spaceru z

Laurą i Tai-tai. Laura natychmiast podniosła, obrażona nos. Sierść na
plecach najeżyła jej się jak włosy rekruta, następnie rozległ się krótki
skowyt zdradzający radość polowania, wreszcie rzuciła się do nóg
Egona. Za nią Tai-tai. Jej puszysty ogonek reagował zazwyczaj na
świeżo usmażony sznycel, ale kiedy ujrzała, że Laura wybrała sobie
prawą nogę Egona, podbiegła do lewej i naszemu playboyowi nie

background image

pozostało nic innego, jak wezwać na pomoc swoje ciotki, które

natychmiast wybiegły z jadalni. Najpierw Luiza, za nią wyfrunęła
Adelajda; wydawało im się, że Egona mordują.

— Ach, znów te psy! Te wstrętne psy! Precz stąd! — Egon próbował

się bronić przed entuzjastyczną miłością zwierząt. Luiza użyła swojej
torebki. Adelajda schwyciła poduszkę, znajdującą się akurat pod
plecami pana prokuratora, który wyraził swoje oburzenie tą
bez-ceremonialnością.

— Ja wam pokażę, wstrętne stworzenia! — zapiszczała Adelajda i

rzuciła poduszką w Tai-tai. Ale wówczas pani Schlüter zawołała w
kierunku pola walki:

— Bardzo proszę, aby pani mnie zostawiła wychowanie mojego psa.

Tai-tai nie zrobi nikomu krzywdy. To brutalność tak bić małe
zwierzątko! Chodź tu, mój skarbie, chodź do swojej pańci!

Tai-tai podbiegła, ponieważ cały ten atak nie sprawiał jej szczególnej

przyjemności. Skoczyła więc na kolana swojej pani, co znów zdener-
wowało prokuratora, który uważał za sprzeczne z zasadami, żeby pies
opierał swój pysk na brzegu stołu. Baron Rüdinger, którego inte-
resowało wszystko, co niezwykłe i pełne życia, promieniał, ponieważ
powstała przymusowa przerwa w brydżu. Pochylił się, ujął Laurę za
kark, wziął na ręce, a następnie dał jej łagodnego klapsa w pysk.

— Czy to tak ładnie, bydlaczku? Nogi innych ludzi nie są przecież dla

ciebie, ty czarne ścierwo, rozumiesz?

— Wrrr — odpowiedziała na to Laura, a zmęczony Egon mógł

schronić się w ramionach ciotek. Miał już dość. Jego nerwy wysiadały,
a jego nieczyste sumienie szukało odpoczynku.

— Co za wstrętny hotel! Mówiłem wam, że spędzimy tu okropne

tygodnie — szepnął cicho, ale ze złością do ciotek.

— Cicho bądź, nie gadaj głupstw! Wiesz dobrze, dlaczego tu

przyjechaliśmy. Następnym razem daj kopniaka temu bydlęciu, będzie
miało za swoje. — Luiza skierowała te słowa do Egona, ale usłyszała je
także Edith i pogładziła delikatnie małe, okrągłe pudełeczko
spoczywające w jej torebce.

Bella nie zdołała przeszkodzić atakowi psa na śmiertelnego wroga.

Co mu się dziś właściwie stało? Tak nie może dalej być! Musi
koniecznie z szefem... Zrobiła się czerwona jak burak i nie miała
odwagi dalej

background image

myśleć. Starała się naśladować gwizd szefa, ale gdzie tam... Laura

poznała się na oszukaństwie, wyjrzała tylko zza ramienia barona i
uznała, że ma wszystkich bez wyjątku gdzieś. Zwinęła się w kłębek i
postanowiła, że tego wieczoru pan baron nie będzie więcej grał w
brydża.

I tak też się stało. Złożono karty, po części ze złością, jak pani

Schlüter, po części z wymownymi oznakami wzburzenia, jak pan
prokurator. Panna von Wiesengrün, którą na ogół nie interesowało to,
co się dokoła niej dzieje, wyraziła żal z powodu przerwanej gry.
Wypiła swoją wieczorną whisky i teraz nie pozostawało jej nic innego,
jak pójść spać.

— Czy ktoś miałby dla mnie coś interesującego do czytania?
— zapytała.
— Łaskawa pani, obawiam się, że moja literatura fachowa nie byłaby

dla pani rozrywkową lekturą — powiedział prokurator i zapakował
karty pedantycznie do pudełeczka. Pani Schlüter wzruszyła z żalem
ramionami i powiedziała.

— Zapytam Edith, ona ma jakieś powieści w pokoju. Ja czytam tylko

kryminały. — Porozumiała się z córką, która obiecała pannie von
Wiesengrün, że potem przyniesie jej kilka książek do pokoju.

— Droga pani, gdybym ja pani pożyczył coś z moich książek, nie

zamieniłaby pani jutro ze mną więcej ani słowa. Wolę nie ryzykować.

— Baron Rüdinger mrugnął chytrze do panny von Wiesengrün. Ta

machnęła tylko ręką w jego stronę i zgasiła cygaro w popielniczce.

— Bardzo dziękuję! Wolę poczekać, aż panna Schlüter przyniesie mi

coś do czytania. Życzę wszystkim dobrej nocy. — Skinęła jak zwykle
dumnie wyprostowaną głową, poszła do windy, która następnie uniosła
się w górę skrzypiąc, trzęsąc się i jęcząc i zgrzytając.

Hall powoli pustoszał, tylko jeden gość zamierzał jeszcze pozdrowić

na odchodnym pannę Bellę, która znów pracowała przy swoim biurku.
Była to Edith, która podeszła do niej, przysiadła na rogu biurka i kiedy
pogawędziły już o tym i owym, wyjęła ze swojej ślicznej torebki małą
cenną szkatułkę z kości słoniowej i położyła wymownym gestem na
kawałku papieru.

Bella zobaczyła przedmiot, poznała go, spojrzała na Edith i zapytała

nieco nerwowo: — Jak mam to rozumieć, proszę pani?

background image

— Nieco mniej dobrze niż ja, ale bardzo proszę, aby pozwoliła mi

pani zachować moją słodką tajemnicę jeszcze przez jakiś czas,
albowiem chciałabym najpierw oświecić pewną osobę, która chwilowo
jest nieobecna.

— Szef zniknął.
— Szef? O nie, ja nie jego mam na myśli — odpowiedziała z

uśmiechem Edith. — Proszę zanotować, że z gablotki w małym
damskim saloniku zniknęły jeszcze dwa albo trzy cenne przedmioty.
Poza tym pozwolę sobie udzielić pani dobrej rady: niech pani nie
zostawia kluczy na oświetlonym blacie biurka. Nie, proszę się nie
denerwować. Edith Schlüter ma bardzo bystry wzrok. Nie należy robić
skandalu, mieszać w to pana prokuratora, gdyż to przyniosłoby szefowi
jedynie przykrości. A więc tymczasem do zobaczenia — Edith
pochyliła się i pocałowała Belle w policzek.

— Właśnie zakończyła się moja przedostatnia pogawędka tego

obfitującego w wydarzenia wieczoru. Niech pani dobrze śpi,
oczywiście jeśli pani nikt nie przeszkodzi.

Bella zerwała się z miejsca, spojrzała przerażona na Edith i zapytała

bez tchu: — A któż miałby mi przeszkodzić?

— W takim hotelu zdarzają się różni wariaci. Być może, któryś z nich

zechce w środku nocy dostać rachunek! A więc niech pani nie
rozmyśla za wiele i spokojnie czeka. Do jutra, do miłego zobaczenia!
Życzę pani dobrej nocy. — Edith wyszła, pozostawiając zaniepokojoną
Bellę.

Powoli w hotelu zalegała cisza. Również na zewnątrz, w budynku dla

personelu, gasły po kolei światła. Tylko lampy palące się całą noc
oświetlały kawałek placu przed domem. Bella zrobiła porządek w
biurze, zamknęła starannie kasę. Przedtem, zamyślona, schowała
również do kasy cenną szkatułkę z kości słoniowej, którą przekazała jej
Edith. Rozejrzała się jeszcze raz po swoim miejscu pracy, po czym
zamknęła „szklany domek". Wydało jej się teraz wprost śmieszne, że
musiała zamknąć także oszklone drzwi, jakiego złodzieja powstrzyma
przed jego zamiarem taka szyba? Ponieważ Edith zabrała wcześniej
Tai-tai, Laura czuła się osamotniona, merdała ogonkiem i miała
nadzieję, że wkrótce będzie się mogła wśliznąć do łóżka Belli.

background image

Laura stanęła przed windą, z której chętnie korzystała w swoim psim

życiu, ale Bella potrząsnęła tylko głową, wzięła psa na ręce i zaniosła
na górę, tuląc go z miłością i delikatnie do siebie. Zanim doszła na
pierwsze piętro, rzuciła jeszcze spojrzenie na słabo oświetlony hall,
zobaczyła starego służącego Fritza, który jeszcze raz wszystko
sprawdzał. Pozdrowił ją cichym okrzykiem:

— Ach, to pani, panno Hirmer! Dopiero teraz idzie pani spać? A rano

będzie pani pierwsza!

— Druga, Fritz, ponieważ pan będzie pierwszy. A więc dobrej nocy, a

gdyby się coś działo, niech pan natychmiast do mnie zatelefonuje.

— Nic się nie będzie działo, wszystko jest w porządku.
Potem zrobiło się jeszcze spokojniej, prawie nieprzyjemnie. Trochę

na miękkich nogach Bella weszła na drugie piętro. Posuwała się wolno,
jakby chciała coś odwlec. Ale nie miała odwagi przyznać się sama
przed sobą, co to takiego. W końcu to nic wielkiego, jeżeli szef o zbyt
późnej porze nocnej wejdzie do jej pokoju. Wysunęła przekornie
podbródek, otworzyła zdecydowanym ruchem drzwi swego pokoju —
i stanęła, z otwartymi ustami. Oto na ładnym, staroświeckim tapczanie
leżał spokojnie szef kuchni, palił papierosa i czytał gazetę.

— Och! — Nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bowiem Laura zaczęła

jej się rzucać na ręku, tak że musiała ją natychmiast postawić na
podłodze. Następnie ujrzała roześmiane, rozbawione, jasne oczy szefa.
Zamknęła za sobą drzwi i stała niezdecydowana. — Jak pan. wszedł do
mojego pokoju?

— W każdym razie nie przez dziurkę od klucza, to przy mojej

okazałej posturze byłoby raczej niemożliwe. Przez okno również nie,
ponieważ dach jest nieco za stromy. Poprosiłem Fritza o zapasowy
klucz do raju. — Szef jeszcze się nie poruszył, oparł nawet lewą nogę
na podkurczonym prawym kolanie t wymachiwał stopą.

— A co Fritz na to powiedział?
— Uśmiechnął się. a co miał powiedzieć?
— Czy on wie, że pan...
— Chciałem do raju? Chyba me, bo powiedziałem mu, że chcę mieć

możliwie wszystkie podwójne, klucze, teraz, kiedy Kuno już ich nie
potrzebuje.

— Najpierw proszę mi powiedzieć, czy Fritz wie, że pan...

background image

— ... że tu jestem? O nie, nie zdradzam nikomu moich słodkich

tajemnic.

— Nie chcę o tym mówić. Jestem tylko ciekawa, czy Fritz wie, że pan

jest naszym szefem?

— Za kogo ty uważasz naszego starego Fritza? Natychmiast mnie

poznał, mrugnął okiem i zapytał całkiem mądrze, czy to z powodu
hrabin. Na co ja mu szepnąłem: „Wyłącznie, stary przyjacielu". No i
co, masz jeszcze jakieś zbędne pytania, zabierające tylko czas?

— O czyj czas tu chodzi?
— O twój i o mój, albowiem musimy rano wstać, ja z powodu

pieczeni cielęcej, ty z powodu rachunku dla państwa Severin, którzy
jutro wyjeżdżają. Jeszcze jakieś pytania?

Gdyby ten pewny zwycięstwa mężczyzna nie sprawiał wrażenia tak

bezczelnie zadowolonego! — Dotychczas nigdy nie zaniedbywałam
swoich obowiązków, niezależnie od tego, o której godzinie kładłam się
spać.

— Patrzcie, patrzcie! Bella, doskonała istota! Chodź tu, chodź tu do

mnie na kanapę, moja droga!

— Czy pan zwariował, panie Bruckner? — Bella stała przed nim

drżąca i niemal pełna nienawiści. — Co pan sobie wyobraża? Bella
Ftirmer nie jest tu po to, aby uprzyjemniać pańskie wolne godziny!
Proszę to przyjąć do wiadomości raz na zawsze!

— Głupia gęś! Mówiłem właśnie do mojej Laury. To ona ma przyjść

do mnie na kanapę, bo nie mogę dłużej znieść jej błagalnego
spojrzenia. No, a teraz zwiń się w kłębek, tylko nie warcz, kiedy cię
szturchnę. Bądź grzeczna i nie denerwuj uroczej panny Belli Hinner.

Zapadła cisza. Theo spostrzegł, że Bella płacze. Natychmiast wstał,

na co Laura zaczęła warczeć. — Spokojnie, piesku, teraz nie ma
żartów. Pani płacze i jest zdenerwowana. — Podszedł wolnym
krokiem do Belli, wziął ją w ramiona i zaczął pocieszać, mówiąc cicho:
— No, no, płacz spokojnie, tylko nie za głośno, w pokoju naprzeciwko
mieszka panna von Wiesengrün, a ta ma dobry słuch. No, już lepiej?
Czy ten szef jest aż takim straszliwym rozpustnikiem, że trzeba się
przed nim trząść?

Bella skinęła głową i dalej szlochała, przycisnęła się jednak j nieco

mocniej do jego piersi. Następnie wykrztusiła: — A więc niech pan
położy dziewczynę grzecznie na tapczanie. Jest wpraw-

background image

dzie zmęczona, ale trzeba wiele omówić, i dlatego ona nie może

jeszcze zasnąć.

Theo uniósł Bellę jak piórko i zaniósł na tapczan. — Lauro, ty

nicponiu, odsuń się na bok! No dobrze, teraz nasza Bella już leży,
jeszcze tylko ładnie ją okryjemy. No i co, już uspokojona?

v

Bella znów skinęła głową. Zaczęła czegoś szukać w kieszeni swej

sportowej spódnicy; oczywiście nie znalazła chusteczki do nosa, spoj-
rzała na Thea zakłopotana, pociągnęła nosem, po czym wzruszyła
ramionami. — Nie mam chusteczki.

— Och, a czy moja dziewczynka jej potrzebuje? Więc weźmy to

zamiast chusteczki. — Zdjął z szyi białą serwetkę, należącą do jego
kucharskiego stroju, i oczyścił jej nos. Następnie wysunął taboret,
usiadł na nim i spojrzał na Bellę uśmiechając się dobrotliwie. — Czy
mogę zapalić, Bello? Mówiąc szczerze, jestem okrutnie
zdenerwowany, od kiedy Kuno wyjechał.

— Tego nie rozumiem. Jak to jest właściwie z tym Kunem? Ja mu nie

ufam, a on również wciąż mnie obserwuje. Panna Schlüter także mu
nie ufa, wciąż porusza swoim ślicznym noskiem, kiedy mówi o nim
albo z nim.

— Ach tak, a więc ona również mu nie ufa? Wobec tego musimy

wyjawić tajemnicę Kuna, ale najpierw tylko przed tobą. Mój dawny
przyjaciel, adwokat doktor Kuno Löbell, nie jest doskonałym szefem
sali. Przebywa tu po to, aby mi pomóc wszcząć postępowanie
przeciwko moim podstępnym ciotkom.

— Wielkie nieba! Och, szefie, jakie to wszystko straszne!
— Odtąd jestem dla ciebie Theo, zapamiętaj raz na zawsze. Chcę ci

wyjaśnić wszystko, co jest ważne dla mojego dalszego życia. Dlatego
nie mogę mieć przed sobą ukochanej kobiety, która nazywa mnie
szefem.

— Pochylił się nad nią, pocałował niemal jak przyjaciel i zapalił

papierosa. Przez chwilę milczenia przyglądali się, jak Laura znów
zmienia miejsce, jakby nie znalazła jeszcze właściwego legowiska, a
kiedy wreszcie ułożyła się westchnąwszy, Theo zapytał z uśmiechem:

— No, znalazłaś wreszcie właściwy dołek?
Następnie zaczął Belli tłumaczyć wszystko, co dotychczas było dla

niej niejasne. Patrzyła mu w oczy ze zrozumieniem, a kiedy skończył,
zapytała spokojnie:

background image

— Czy mogę ci zadać pytanie, Theo?
.....- Jeśli tylko dotyczy wyjaśnienia całej sprawy, to proszę bardzo.
— Dlaczego doktor Lobe 11 zdecydował, żeby szef zniknął? Tego do

końca nie rozumiem. Przecież wystarczyłoby, gdyby adwokat jako
człowiek nieznany prowadził tu swoje dochodzenie.

— Droga dziewczyno. Kuno mnie dobrze zna i wie, że między mną a

hrabinami doszłoby do straszliwej awantury, teraz, kiedy podej-
rzewam, że z testamentem coś się nie zgadza. Chciał tego za wszelką
cenę uniknąć, dopóki wszystkiego nie wyjaśni i nie będzie mógł z
całym przekonaniem odeprzeć ataków tych bab. Nie mówiąc już o tym
nicponiu, Egonie von Hochheim. Ten chłopak jest wyjątkowo niebez-
pieczny, czego ciotki chyba nawet nie przypuszczają. Już raz obser-
wowałem go tu, w domu, jak próbował przywłaszczyć sobie rzeczy,
które do niego nie należały. Doszło niemal do tego. że kiedy ubiegłego
lata z pokoju państwa Brückenau skradziono pieniądze, gotów byłem
również i to zapisać na konto mojego kuzyna Egona, Brakuje roi
jednak dowodów i O HIC, la k również o wyjaśnienie sprawy
ewentualnego sfałszowania testamentu chodzi Kunowi, który ma
bardziej chłodny stosunek do tego wszystkiego niż ja. Gdybym ja
przystąpił do akcji, posypałyby się iskry, a na pobojowisku zostałyby
ruiny i zgliszcza oraz połamane kości, ale nic byśmy w ten sposób nie
osiągnęli. A moim celem jest przecież to, abym pozostał jako jedyny
spadkobierca tego obiektu. Nie z żądzy pieniędzy, aleja po prostu
kocham ten dom, kocham każdy przedmiot, który się tu znajduje, i
szanuję go z uwagi na wdzięczną pamięć wuja Beau de Marchelia,
który tak wiele dla mnie zrobił i który mnie naprawdę kochał. Czy teraz
rozumiesz wszystko trochę lepiej. Bello? Czy będziesz w stanie się
opanować, dopóki Kuno i ja nie będziemy mieli całkowitej jasności?
Nie zdradzisz nikomu tego, że szef wcale nie zniknął?

— Jak możesz o to pytać! Przecież ja pragnę tylko twojego szczęścia!
— Ładnie to dziewczynka powiedziała! Za to dostanie jeszcze

jednego całusa. — Co zostało wykonane, następnie Bella opowiedziała
o wszystkim, czego dowiedziała się tymczasem od Edith.

— I co ty na to? Edith musi przecież wiedzieć, kto ukradł te

przedmioty i kto przywłaszczył sobie moje klucze. Powiedziała
jeszcze, że musi podzielić się swoimi obserwacjami z pewną osobą,
która

background image

chwilowo zniknęła. Podejrzewam, że miała na myśli doktora

Lobelia... teraz jest to dla mnie całkiem jasne.

— To zupełnie możliwe. Być może, ona go zna z Frankfurtu. To

śmieszne, ale prokurator też oświadczył Kunowi, że chyba go skądś
zna. Później zaś powiedział, że jest on podobny do pewnego
frankfurckiego adwokata, tylko że tamten ma znacznie głupszy wyraz
twarzy.

— Biedny Kuno! — Bella znów odważyła się śmiać. — A więc teraz

twój przyjaciel jedzie nocą do Stuttgartu i chce za pomocą kluczy
twojej ciotki otworzyć mieszkanie, aby poszukać tam egzemplarzy
testamentu?

— Właśnie tak. Mam nadzieję, że mu się uda, bowiem tu na próżno

przeszukiwań pokoje hrabin.

— A gdyby go przy tym niespodziewanie zaskoczono?
— Zorganizowaliśmy to jak najlepiej! Kawę podano z opóźnieniem,

tak że on tam, na górze, miał czas. A więc omówiliśmy już wszystko,
co najważniejsze, i niestety, bardzo nieprzyjemne.

— Gdyby sprawy potoczyły się tak, że ty zostałbyś tu prawdziwym i

jedynym szefem, Theo to byłoby dla ciebie wspaniale.

— Zgadza się, moje drogie dziecko, wówczas dla mnie i dla ciebie nie

istniałyby żadne inne problemy egzystencji, tylko serdeczna radość
życia i pracy w tym domu, który był domem rodzinnym mojej matki.

— Ja również kocham ten dom, choć mnie to wcale nie dotyczy.

Byłoby mi bardzo ciężko, gdybym musiała stąd odejść.

— Jak to ciebie nie dotyczy? Moja dziewczynka mówi głupstwa. To,

co jest moje, jest również i twoje! I tak będzie zawsze, nawet kiedy
będziemy mieli sto lat.

— O, Theo!
— O, Bello! Dokąd biegnie twoje westchnienie?
— Prosto do raju, na oddział szczęśliwie zakochanych! — Bella

wyciągnęła się na tapczanie i spojrzała chytrze na niego. Theo wstał,
pogładził ją delikatnie po głowie i uścisnął jej rękę. — Dobranoc, moje
dziecko! Uważam, że teraz będzie najlepiej, jeśli stąd zniknę.

Jeszcze jedno serdeczne spojrzenie, po czym Theo otworzył ostrożnie

drzwi, rozejrzał się na lewo i prawo. Nie było widać nic prócz blasku

background image

światła padającego z pokoju naprzeciwko. Skinął Belli głową,

przesłał jej całusa — i szef kuchni „Hotelu Myśliwskiego" przemknął
po schodach na dół i zniknął w ciemnym przejściu obok windy,
prowadzącym do budynku dla personelu, gdzie po chwili zasnął w
swym służbowym łóżku.

background image

IX

— Droga mamo, jak ci opowiem wszystko, co dziś przeżyłam,

wyskoczysz z krzykiem z łóżka!

— Dziecko, nie bądź tego taka pewna. Jak leżę, to leżę, a to wszystko

może jedynie wstrząsnąć moją duszą.

— No dobrze, spróbuję więc zdać ci relację w formie, którą jesteś w

stanie znieść. Zacznę najpierw od tego, że nasz drogi pan Kuno, z
urzędu szef jadalni w tym hotelu, a naprawdę szczególnie wzięty
adwokat, dziś wieczorem stał przed hotelem w najlepszej komitywie z
szefem kuchni, gotów do podróży jego małym autem. Rzuciła mi się w
oczy charakterystyczna adwokacka teczka, którą zapakował do
samochodu. Pomachał szefowi, który zaraz potem wrócił do hotelu. To
byłoby pierwsze wydarzenie, które miałam ci do zakomunikowania. A
teraz powiedz, co o tym myślisz?

— Albo ten szef kuchni nie jest wcale szefem kuchni, albo ty się

pomyliłaś.

— A co byś powiedziała na to, że szef kuchni jest zaginionym szefem

hotelu? No, słucham cię?

— Powiedziałabym, że zwariowałaś albo że chodzi tu o jakieś

tajemnicze przestępstwo. Czy przypadkiem pan prokurator nie jest tu z
tego powodu?

— O, nic on tu tylko gra w brydża. Proszę, opisz mi jeszcze raz pana

Brucknera, tylko możliwie dokładnie. — Matka chętnie to uczyniła,
tak że Edith w myślach stanęła nagle naprzeciw Thea Brucknera, —
Dobrze, to byłoby załatwione. Pozwól teraz, abym w wyrafinowany
sposób

background image

spotęgowała napięcie mojego opowiadania. — I Edith przedstawiła

matce dalsze wydarzenia wieczora, aż do historii ze szkatułką z kości
słoniowej i kluczami. Ale teraz matka opadła wyczerpana na poduszkę.
Patrzyła zdumiona na córkę i wydusiła tylko z siebie:

— Dziecko, gdzie myśmy się dostały? To jaskinia przestępców! Jutro

wyjeżdżamy!

— Nie ma mowy! Uważam, że to wspaniałe! Nareszcie doczekałem

się interesującego, letniego urlopu, jak nigdy dotąd, a poza tym nie
mam zwyczaju odkładać książki, dopóki nie poznam zakończenia.
Chcę wiedzieć wszystko, co się tu rozgrywa za kulisami. Tylko
powiedz mi, czy uważasz, że ten Theo Bruckner jest sympatyczny?

— Bez wątpienia to uroczy człowiek, dżentelmen, co pragnę

podkreślić; mądry, dowcipny i z dobrego domu.

— Potrafi też usmażyć sznycle, a więc geniusz!
— Naprawdę sądzisz, że szef kuchni to szef hotelu?
— Dziewięćdziesiąt dziewięć procent za tym przemawia.
— A ten brakujący jeden procent?
— To nieznany mi jeszcze motyw. Ale nie martw się, już twoja

sprytna córeczka wpadnie i na to! A teraz nie mam już nic więcej do
opowiedzenia i idę do Betty Wiesengriin. Obiecałam jej przynieść coś
do czytania. Wiesz, mamo, odnoszę wrażenie, że ta spokojna, trochę
dumna starsza dama nie została wyposażona w nadmiar
uszczęśliwiających dóbr tego zabawnego świata. Czy nie mogłybyśmy
pomyśleć nad tym, aby jej sprawić trochę radości? Bądź taka dobra i
zastanów się, jak to zrobić; ty masz zawsze wspaniałe pomysły.

Edith pocałowała matkę na dobranoc i wyszła z pokoju. W całym

domu panowała już cisza. Zobaczyła tylko służącego Fritza, jak krzątał
się wciąż jeszcze w dużym hallu. Wychyliła się przez poręcz i zawołała
na dół przytłumionym głosem:

— Halo, panie Fritz! Czy nie pora już spać?
— Tak, panienko, ale człowiek jest przyzwyczajony do ostatniej

minuty coś jeszcze robić. Wykonuję to z przyjemnością, ponieważ
bardzo lubię ten dom.

Edith oparła łokcie na poręczy schodów i zapytała: — Pan tu

pracował jeszcze za czasów zmarłego hrabiego Beau de Marchell?

background image

— Tak, przybyłem do pałacu jako młody chłopak, a teraz mam już

siwe włosy, a wciąż tu jestem.

— Czy obecny szef jest dobry dla swoich pracowników?
— Jeszcze jak, panno Schlüter, jeszcze jak! Jego nie można nie lubić.

Jest sprawiedliwy i wszyscy mają do niego zaufanie.

— A dlaczego właściwie szef zniknął?
Krótka przerwa, potem Fritz odpowiedział: — Wróci, panno Schlüter.

Ma powody, aby tu teraz nie być.

— Aha, może dlatego, że nie lubi swoich ciotek i kuzyna?
— Być może, ale nic pani na ten temat nie powiem.
— Rozumiem. A czy pan lubi hrabiny i pana von Hochheima jako

gości?

— Nie, co to to nie, jeśli mam być szczery. Ci ludzie już dawniej

szykanowali personel i robią to także dzisiaj, jakby byli tu
właścicielami.

— A nie są?
— O ile wiem, każdemu z czwórki spadkobierców przypada ćwiartka

tego, co łaskawy pan hrabia zostawił; choć wydaje mi się to dziwne, że
pan hrabia tak zarządził. Znał przecież dobrze swoje siostrzenice i
siostrzeńca. Nie, nic więcej już nie powiem, a panna Schlüter niech
będzie taka dobra i nikomu nie powtarza tego, co ja tu naplotkowałem.

— Zaręczam, że nie powtórzę! Oboje plotkowaliśmy, więc jedno

drugiego nie zdradzi. A teraz, panie Fritz, pójdę jeszcze na chwilę do
panny von Wiesengrün na małą pogawędkę...

— To też biedne stworzenie. Dawniej przebywała tu znacznie dłużej,

kiedy jeszcze rządził tu pan hrabia. Potem zaś, odkąd o wszystkim
zaczęły decydować hrabiny, zanim jeszcze wrócił nasz pan szef,
musiała zaraz wyjechać. Dopiero on ją znów tu zaprosił, tak, tak, lepiej
o tym nie mówić. — Edith skinęła staruszkowi przyjaźnie głową i
zamyślona udała się na górę.

Kiedy doszła do drzwi pokoju panny von Wiesengrün, zapukała cicho

i weszła.

Pokój był skromny, wprawdzie bardzo miły, ale nie tak pięknie

urządzony jak pokój Edith. Umywalka była zasłonięta staromodnym
parawanem, mała lampka stołowa oświetlała fotele wsunięte w kąt.

background image

A poza tym było wszystko, co musi posiadać pokój w hotelu. Betty

von Wiesengrün, jeszcze ubrana, wstała, kiedy Edith weszła.

— Proszę siedzieć, droga panno von Wiesengrün. Czy mogę na

chwilę usiąść? Chciałabym trochę z panią pogawędzić. Przepraszam,
że przychodzę w szlafroku.

— Gdybym miała taką ładną rzecz, też bym się w nią ubrała. To, co

niezbędne, nigdy nie jest ładne, prawda?

— Być może. Dotychczas nigdy nie brakowało mi ładnych rzeczy.

Papa i mama prześcigają się w rozpieszczaniu mnie. Przyniosłam pani
kilka książek do wyboru: opis podróży na Jawę, powieść polityczną,
kryminał i bardzo dobrą powieść społeczną, o której teraz wiele się
mówi.

— Bardzo pani dziękuję. Niestety, nie mogę sobie kupować książek i

jestem zdana na czasopisma i biblioteki miejskie. A tam rzadko można
znaleźć coś dobrego, bo dobre rzeczy są zwykle wypożyczone. Czy
pozostanie pani tu dłużej, czy muszę się spieszyć z czytaniem?

— Ja zabawię tu trzy tygodnie, ale mama jeszcze ze sześć tygodni.

Potem przyjedzie nasz papa, aby odetchnąć trochę podczas polowań na
kuropatwy. A więc proszę się nie spieszyć. Jak długo zamierza pani tu
zabawić?

Betty popatrzyła na swoje pomarszczone dłonie, zawahała się chwilę

z odpowiedzią, potem jednak powiedziała spokojnie:

— Szczerość za szczerość, panno Edith: jestem gościem szefa tego

domu. On określa, jak długo mogę tu pozostać.

— O, to bardzo ładnie, ale jego decyzje nie mają nic wspólnego z jego

nieobecnością?

— Nie, wszystko zostało uregulowane już wcześniej. Panna Hirmer z

pewnością jest także we wszystkim zorientowana.

— Ta nasza Bella Hirmer to bardzo miła osóbka, prawda?
— Bez wątpienia! Szef również ceni wysoko jej pilność.
— A czy pani wie, dlaczego szef zniknął właśnie teraz?
— Nie pytam o to; widać ma swoje powody. Jeden znam z całą

pewnością i zdradzę go pani: chciał uciec przed tymi swymi krewnymi,
którzy zabawią tu kilka tygodni. W zeszłym roku szef także wyjechał,
jak tylko przybyły hrabiny z panem von Hochheimem.

background image

— Bardzo dobrze go rozumiem. Ja również zauważyłam, że inni też

ich unikają. Nikt nie chce mieć nic wspólnego z tymi wyniosłymi
ludźmi.

— Zawsze tak było i tak już pozostanie. Czy pani wie, że ja bywałam

tu w gościnie jeszcze za życia starego pana hrabiego? — Panna von
Wiesengrün spojrzała na Edith, a ta, uśmiechając się, potrząsnęła swoją
śliczną główką. —To był wytworny, choć trochę dziwaczny starszy
pan. Ponieważ mój ojciec wyświadczył mu podczas wojny niewielką
przysługę — było to wówczas, kiedy obaj walczyli na froncie — hrabia
Beau de Marchell był zawsze wobec mnie bardzo dobry. A teraz
przejął to Theo Bruckner, za co brak mi dla niego słów podzięki.

— Szkoda, że jeszcze nie znam pana Brucknera. Mama opowiadała

mi o nim bardzo dużo miłych rzeczy. Nasz sympatyczny stary baron
chyba także należy do stałych gości?

— Ależ tak! To zapalony myśliwy, co łączyło wówczas obu starszych

panów. Wydaje mi się, że pan baron również nie lubi hrabin.
Rozmawialiśmy pewnego razu o tym, jak stary hrabia zachorował, i on
mi opowiedział, że między hrabią i jego siostrzenicami doszło kiedyś
do wielkiej awantury. Tym bardziej zdziwiliśmy się oboje z panem
baronem, kiedy usłyszeliśmy o tym osobliwym testamencie. Ale chyba
hrabia de Marchell wiedział, co robi. Mnie nie wypada tego oceniać.

— Zazdroszczę ludziom, którzy są tacy szczerzy i sprawiedliwi jak

pani. A co pani sądzi o naszym szefie sali? Chyba pani znała
poprzedniego? Czy ten nowy jest lepszy?

Betty von Wiesengrün natychmiast zaprotestowała ruchem ręki: — O

nie, nowy szef nie jest w stanie zastąpić dawnego. Mam na myśli, że
dziś już nie ma tak sympatycznych pracowników jak dawniej. Ale
wobec mnie pan Kuno jest szczególnie uprzejmy i stara się, aby mi
niczego nie brakowało.

— Miło mi to słyszeć. Poza tym, panno von Wiesengrün, czy pani ma

zdrowe nerwy?

— Jak mam to rozumieć?
— Czy pani nie mdleje albo nie zaczyna krzyczeć, kiedy usłyszy pani

coś denerwującego? — Edith uśmiechnęła się.

— W moim życiu nie mogę sobie pozwolić na słabe nerwy — padła

spokojna odpowiedź. — Największe zdenerwowanie przeżyłam wów-

background image

czas, kiedy zmarł mój ojciec, a ja znalazłam w jego pokoju górę

pudełek pełnych cygar najdroższych i najrzadszych marek. A teraz je
palę i nawet mi smakują — dodała panna von Wiesengrün z lekkim
uśmiechem.

— Cygara kontra kradzież; taka byłaby moja propozycja dla pani

nerwów. Dziś wieczorem zaobserwowałam kradzież.

Betty pochyliła się do przodu, spojrzała badawczo na Edith i zapytała

cicho: — Egon von Hochheim?

— Właśnie on! Pani nie ma do niego zaufania?
— Popełnił kradzież w hotelu jeszcze za życia hrabiego. Starszy pan

zatuszował wówczas sprawę, ale już nigdy więcej nie wierzył swemu
siostrzeńcowi. Niespełna piętnastoletni wówczas chłopiec ukradł
pieniądze.

— Wcześnie zaczął, więc nic dziwnego, że w dojrzałym wieku jest

taki dobry — powiedziała Edith ironicznym tonem i zdała Betty
zabarwioną humorem relację z wydarzeń wieczoru. — Teraz jestem
zakłopotana, ponieważ nie wiem, jak powinnam się zachować.
Uspokoję się dopiero, kiedy wróci nasz pan Kuno.

— Czyżby poprosił o urlop w środku sezonu?
— Według moich obserwacji nie było to wcale konieczne. Teraz

dochodzę do punktu, w którym może pani stracić nerwy. Nasz zacny
Kuno to wzięty adwokat. No i co? Chyba się pani jednak przeraziła?

— Czy on tu przebywa z powodu Egona? — zapytała szeptem Betty.

— Jakie to wszystko denerwujące! I jaka szkoda, że nie ma szefa!

— Niech pani sobie łaskawie przypomni, jak dziś w południe Laura

pędziła przez jadalnię ze skradzionym sznyclem, a nasza mała Tai-tai
za nią.

— Mówiąc szczerze, śmiałam się serdecznie, gdy na to patrzyłam.

Głupi wrzask hrabin był wprost żałosny i ordynarny, jak wszystko, co
te dwie kobiety robią.

— A czy pamięta pani gwizd, który przywołał Laurę do porządku?
— To także pamiętam. Ale dlaczego to takie ważne?
— To zagwizdał jej pan, szef, który zniknął. — Edith mówiła to

powoli i przyglądała się Betty z uśmiechem.

— Ale ten gwizd dochodził przecież z kuchni?
— No właśnie! Bo tam stał szef i gwizdał.
— Theo Bruckner?

background image

— Ten sam! Nasz poczciwy szef kuchni, który niedawno został

zatrudniony, ponieważ kucharka Berta miała za dużo pracy, jak
wytłumaczono nam, gościom.

— Droga panno Schlüter, wprost brak mi słów, pö części z radości, po

części z przerażenia.

— Niech pani poprzestanie na tym pierwszym. Strach bowiem

załatwią obaj panowie, Kuno Löbell i Theo Bruckner. Po cóż by innego
tu byli, i w dodatku w przebraniach? No, myślę, że dość sensacji na
dzisiaj. Ale proszę, aby zechciała pani to wszystko zatrzymać tym-
czasem dla siebie. Dobrze jest obserwować, co się dzieje, ale mieszanie
się mogłoby być nierozsądne. Mam rację? — Edith wstała i podała
Betty dłoń. — A teraz życzę pani dobrej nocy. I bardzo proszę, aby
pani nazywała mnie Edith, będzie mi bardzo miło.

— Tak uroczo jeszcze nikt mnie o coś takiego nie prosił. Niewielu

ludzi w moim życiu było tak uprzejmych wobec mnie. — Widać było
wyraźnie, że Betty walczyła ze wzruszeniem. Uścisnęła serdecznie
rękę Edith, ta skinęła jej głową. Otworzyła powoli i ostrożnie drzwi,
ale w tej samej chwili je zamknęła, spojrzała na Betty, położyła
ostrzegawczo palec na ustach i stała nasłuchując pod zamkniętymi
drzwiami. Przez sekundę widziała, że drzwi przeciwległego pokoju, a
więc drzwi do pokoju Belli, szybko się otworzyły i wysunęła się przez
nie noga mężczyzny w spodniach w biało-czarne paski.

— Och, jeszcze chwilę poczekam... potem pójdę. — Edith dała Betty

znak, ale ta o nic nie pytała, tylko stała wyczekująco i również bez
ruchu, aż Edith po chwili znów otworzyła drzwi. Drzwi naprzeciwko
były znów zamknięte, a szef kuchni zniknął właśnie na lewo na
schodach. Edith na chwilę zacisnęła mocno powieki, potrząsnęła głową
i szepnęła, jakby mówiła do siebie samej: — Nic nie widziałam...
zupełnie nic! — Jeszcze jedno skinienie głową w stronę Betty, po czym
wymknęła się, zręczniej i ciszej niż szef kuchni, również na schody, i
wkrótce, ciężko oddychając, ale wciąż jeszcze się śmiejąc, siedziała na
łóżku matki.

— Och, droga mamo, jak mogłam choć przez chwilę sądzić, że w

hotelu jest nudno? Wiesz, moje sensacje jeszcze się na dziś nie
skończyły, mam dla ciebie nowe wiadomości.

Matka odrzekła uradowana: — Dziecko, tylko niczego nie przemilcz!

Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Tylko

background image

mi nie mów, że tego zabawnego szefa kuchni łączy coś z piękną

panną Hirmer.

— Mamo, jesteś jasnowidzem! — wykrzyknęła Edith i sięgnęła po

pralinkę, — A więc na czym to stanęłyśmy, zanim od ciebie wyszłam?

— Wydaje mi się, że chciałaś zgłębić tajemnice duszy Betty von

Wiesengrün?

— Zgadza się! A więc poszłam na górę i zaczęłam zgłębiać.
— Tak prosto z mostu? Dziecko, czy nie byłaś zbyt nietaktowna?
— Mamo, przecież się nie wyrwałam jak Filip z konopi! — Edith

zaczęła opowiadać o starszej pani. Matka słuchała z zainteresowaniem,
następnie stwierdziła:

— Dziecko, muszę się koniecznie zastanowić, jak by tu sprawić Betty

von Wiesengrün kilka drobnych przyjemności, ale tak, aby to się nie
rzucało w oczy. Na pewno coś mi przyjdzie do głowy. Czy to
wszystko, co masz mi do powiedzenia? Bo wyglądasz tak, jakby
najważniejsze jeszcze było przed nami.

— Masz rację, mamo!- Kiedy bowiem chciałam wyjść od Betty,

cicho i ostrożnie, aby nie zakłócać spokoju, cóż ujrzały moje zdumione
oczy?

— Czyżby wspominanego tu często ducha?
— O, nie! nogę mężczyzny w biało-czarnych spodniach.
— Tylko jedną, dziecko? Nie mąć mi w głowie i opowiadaj dalej! —

błagała matka. Przyciągnęła do siebie Tai-tai i wzięła ją na ręce, jak
gdyby szukała w psie podpory.

— Najpierw zobaczyłam tylko jedną, jak ostrożnie wysunęła się z

pokoju... No, zgadnij, czyjego?

— Pomóż mi, na Boga, nie wiem przecież, kto mieszka na drugim

piętrze!

Edith wykrzywiła twarz i oznajmiła grobowym głosem: — Z pokoju

Belli Hirmer!

— Ja chyba zwariuję! Dziecko! Czy on ją może... No. wiesz co... Czy

on... a może jednak nie?

— Myślę, że nie, choć uważałabym to za miłe. Ale posłuchaj dalej. W

kilka sekund później znów otworzyłam drzwi od pokoju Betty, i kogo
ujrzały moje oczy, jak idzie sobie spokojnie korytarzem w kierunku

background image

schodów? Naszego nowego szefa kuchni, o którym obie myślimy,

że... i tak dalej.

— Nie wiem, dziecko, jak ja sobie dziś z tym wszystkim poradzę.

Oka nie zmrużę, tylko będę sobie cały czas wyobrażała...

— Ależ mamo, myśl lepiej o swoim brydżu!
— Pozwól mi się wygadać, ty okropne stworzenie! Będę sobie

wyobrażała, jak jutro rano, po tym, kiedy już wszystkiego się
dowiedziałam, zachowam się wobec Bel li Hirmer i tej biednej Betty!

— Tak jak dotychczas, moja droga, ponieważ nie wiemy nic więcej

ponad to, że życie Betty jest pełne trosk, czego można się było
domyślać, i że z pokoju Belli Hirmer wysunęła się noga mężczyzny.
Nic więcej nie wiemy. Czy to nie jest szalenie interesujący hotel? Ale
mam jeszcze jedno pragnienie. Chciałabym cichutko, jak myszka, móc
podsłuchiwać pod drzwiami pokojów hrabin i pięknego Egona. Czy
mam się udać na wieczorny obchód? — A jeśli cię ktoś zaskoczy?

— Powiem, że pomyliłam drzwi w ciemnym korytarzu, który

uprzednio zaciemnię. To całkiem proste. Czuję, że powoli nabiorę
niezbędnej wprawy w odkrywaniu różnych rzeczy i w podsłuchiwaniu.
Ale jednego jestem niemal pewna, mamo: że wkrótce dojdzie tu do
wielkiej sensacji! Albowiem ani dobry pan doktor Lóbell nie
pozostanie do końca życia szefem jadalni, ani szef domu nie pozostanie
na zawsze zaginiony, ani też nowy szef kuchni nie będzie stale
przebywał w pokojach przyzwoitych panienek. W końcu musi tu
zapanować porządek! Poza tym nie dopuszczę, aby piękny Egon
obrabował wszystkie gabloty na dole. Bardzo lubię te słodkie małe
drobiazgi, które pochodzą jeszcze z czasów hrabiego Beau de
Marchell, i z przyjemnością na nie patrzę. Czy dobrze zrozumiałaś to,
co powiedziałam, najdroższa mamo?

— Myślę, że tak, drogie dziecko. Poza tym jestem już zmęczona, i

muszę cię prosić, żebyś, jeśli będziesz mi miała do zakomunikowania
jakieś nowe sensacje, to poczekaj z nimi do jutra.

— Jak sobie życzysz, mamo! — Edith pochyliła się nad matką,

pocałowała ją czule, pogłaskała Tai-tai i objęła ją: — Pilnuj, żeby
pańcia dobrze spała, Jutro rano zabiorę cię na dół, będziesz mogła
znów urządzić ze swą nieprzyjaciółką Laurą polowanie na sznycel.
Mamo, coś mi przyszło na myśl: czy Laura przebywa w nocy w pokoju
Belli?

background image

— Tak, a bo co?
— Cóż gdyby Laura nie znała dobrze szefa kuchni, to przecież by

zaszczekała, kiedy wychodził z nie swojego pokoju. To logiczne,
prawda?

— Hm... poczekaj do jutra, moje dziecko. Nie oczekuj ode mnie,

abym o północy logicznie myślała. Już przed południem przychodzi mi
to z trudem.

Roześmiały się, po czym Edith poszła do swego pokoju. Najpierw

stała przez chwilę bez ruchu i zastanawiała się, jak najzręczniej stawić
czoło ewentualnemu niepożądanemu spotkaniu. Wzięła więc do ręki
kilka czasopism, które chciała odnieść na dół i położyć w hallu na
stoliku z gazetami.

Pokoje 14, 15 i 16 znajdowały się na zakręcie korytarza, więc Edith

musiała najpierw przejść obok schodów prowadzących na dół do hallu,
aby potem prześliznąć się dalej cichaczem, jak Indianin.

Powoli i ostrożnie zbliżała się do poszukiwanych pokoi, nagle wydało

jej się, że śni, bowiem drzwi do pokoju 14 nie były zamknięte. Widać
było światło i słychać było czyjeś mruczenie. Edith spróbowała
paznokciem, czy nie można by trochę poszerzyć szpary w drzwiach —
udało się! Odchyliła drzwi na tyle, żeby widzieć pokój i zrozumieć
cośkolwiek z mruczenia.

Poznała głos Egona, huczący bas hrabiny Luizy i głupkowaty

świergot Adelajdy.

* **
Kiedy Egon przerwał szczęśliwie atak Laury i Tai-tai i uspokoił swoje

nadszarpnięte nerwy, oddał się pod opiekę swoich ciotek i zaraz potem
opuścił wraz z nimi hall, nie wzbudzając niczyjego żalu. Jak każdego
wieczoru, cała trójka odbyła małą naradę. Adelajda, która lubiła dobrze
zjeść, zapiszczała przeciągle:

— Czy nie moglibyśmy przebywać tu stale, tak jak to było dawniej?

Kucharz jest znakomity, jedzenie smakuje mi tu bardziej niż w
Stuttgar-

background image


cie, gdzie przeważnie ty dla nas gotujesz, nie wkładając w to ani

odrobiny serca.

— Cicho bądź Adelajdo! Mamy do omówienia ważniejsze sprawy niż

jedzenie. No więc, Egonie, opowiadaj! Czy udało ci się już choć trochę
rozkochać w sobie pannę Hirmer! To mogłoby się okazać dla nas
bardzo ważne; mielibyśmy wówczas dostęp do ksiąg i kasy. Taka
okazja nieprędko znów się zdarzy. Theo może przecież wrócić lada
dzień. Wtedy wszystko będzie bardziej skomplikowane.

Egon wzruszył ramionami. — Myślisz, że to takie proste? Po

pierwsze ta Hirmer nie jest w moim typie, a ponadto to osoba
potwornie odpychająca.

— To powinno ci być obojętne. Poza tym wydawało mi się dziś

wieczorem, kiedy poszedłeś do biura, że nawiązałeś z nią jakiś kontakt.

— Ja, do biura? Coś ci się chyba przewidziało, droga cioteczko! Cały

wieczór spędziłem w damskim saloniku na pogawędce z panną
Schlüter, póki mnie nie zaatakowały te wstrętne psiska.

— Jak to dobrze, że wuj za życia nie znosił psów w hallu.
— Ha, ha, oprócz obu wyżłów, które zawsze leżały u jego nóg
— zachichotała słodko Adelajda.
— Zamknij się, ty głupie stworzenie! A więc do rzeczy. Najwyższy

czas, Egonie, żebyśmy posunęli się dalej. Boję się, że ten Theo, kiedy
interesy tu będą dobrze szły, a jego dochody przewyższą nasze, stanie
się arogancki i wyzywający i pewnego pięknego dnia nas spłaci. Nie
wiem, co wówczas zrobimy.

— To śmieszne, co mówisz, kochana cioteczko! My nic nie możemy

zrobić. Kiedyś oszustwo wyjdzie na jaw; spodziewam się tego niema!
każdego dnia. Wystarczy, że mój drogi kuzyn złoży wniosek, aby
wszystkie cztery egzemplarze testamentu jeszcze raz przedłożyć w
sądzie celem ponownej weryfikacji, ponieważ podczas otwarcia
testamentu nie było go w Niemczech. A to jest całkiem możliwe,
kochana ciociu. I co wtedy?

Zapadła cisza, wreszcie Luiza odpowiedziała cicho i spokojnie:
— Wobec tego nasze egzemplarze muszą się zgadzać z jego...
— Tak jak było już przedtem — rzucił Egon ironicznie, ale Luiza

natychmiast wysyczała odpowiedź:

background image

— Zamilknij, ty gburze! Pomyśl, co by było z tobą, gdybym nie

postąpiła wówczas tak rozsądnie? Gdzie byłbyś dziś, gdybyśmy cię nie
przygarnęły? Pamiętaj, że wprowadziłyśmy te zmiany również ze
względu na ciebie.

— No dobrze, róbcie więc dalej to, co uważacie za słuszne. Ja w

każdym razie spróbuję zostawić sobie furtkę. Jeśli nastąpi katastrofa,
mnie przy tym nie będzie, tego możecie być pewne. A teraz muszę
zejść jeszcze raz do salonu na poszukiwanie; myślę, że o tej porze
nikogo tam nie spotkam. Upadła mi tam spinka do mankietu, a nie
chciałem w obecności panny Schlüter klęczeć na podłodze i szukać jej.

— Czy to jedna z tych dobrych spinek wuja?
— A czy sądzisz, że. nosiłbym jakąś tandetę z domu towarowego?

Poza tym chciałem ci powiedzieć, że potrzebuję znów pieniędzy. Ale
trochę więcej niż w ubiegłym tygodniu. Czy ty sobie w ogóle wyob-
rażasz, ile potrzebuje mężczyzna mojego formatu?

— Znów wydałeś wszystkie pieniądze? Czyś ty zwariował? Koniec

już! Nie mam więcej!

W ciągu ostatnich dwóch lat Egon wydawał zawsze tylko połowę z

tego, co mu się należało i co wydusił od ciotek. Chciał bowiem mieć w
Szwajcarii pokaźne konto bankowe na wypadek, gdyby tu sprawa się
wydała. Ale o tym te stare pudła nie musiały wiedzieć...

— Daruj sobie te morały i postaraj się dla mnie o trzysta marek. Zaraz

wrócę, jak tylko znajdę spinkę. Wezmę ze sobą na dół latarkę.
Poczekajcie na mnie. — Nie zwracając uwagi na Luizę, która właśnie
nabrała oddechu i zamierzała wystąpić z morałami, Egon wyszedł z
pokoju, udał się do pokoju obok i wziął ze swego nocnego stolika
latarkę.

Przemknął jak drapieżne zwierzę przez uśpiony już dom i ostrożnie

odsunął ciężką kotarę zasłaniającą drzwi do salonu, następnie zapalił
latarkę. Położył się na podłodze i szukał pod wszystkimi meblami,
odsuwał poduszki i unosił w górę zasłony okienne. Nic z tego, nie
znalazł kluczy panny Hirmer. Poczuł niepokój. Mógłby teraz spokojnie
wyjąć kilka cennych rzeczy z różnych gablot i następnie dobrze je
sprzedać w Szwajcarii podczas jednej z podróży w interesach. Tylko
gdzie są klucze? Wydaje mu się, iż dobrze pamięta, że przed kilkoma
godzinami leżały na biurku panny Hirmer.

background image

Nie pozostało mu zatem nic innego jak opuścić ostrożnie to miejsce i

wrócić do ciotek.

Kiedy szedł na górę, zdenerwował go jakiś szmer. Udał się szybko do

swego pokoju, ale w pośpiechu nie zamknął drzwi, tak że Edith, która
zaraz potem zeszła na dół, mogła wszystko obserwować.

Kiedy Egon wrócił do pokoju ciotki Luizy, ta grzebała właśnie w

swojej walizce. — No i co, znalazłeś spinkę?

— Nie, oczywiście, że nie.
— Co znaczy oczywiście? — zapiszczała Adelajda, która siedziała

obojętna w fotelu.

— Ponieważ jej tam wcale nie zgubiłem, to znaczy, myślę... zapewne

zgubiłem ją w hallu, kiedy wpadły te wściekłe psy. Jutro zapytam
służącego. A czego ty szukasz, ciociu Luizo? Czy przygotowałaś dla
mnie pieniądze?

— Właśnie po to zdjęłam walizkę z szafy. Nie bądź taki niecierpliwy.

— Egon zapamiętał, że pieniądze znajdują się w walizce, i postanowił,
że wkrótce z rozkoszą ją przeszuka. — Szukam moich kluczy!

— Kluczy? — wydyszał Egon, bowiem słowo klucze od niedawna

działało na niego pobudzająco. — O jakich kluczach mówisz? —
Zaciekawiony podszedł bliżej i spojrzał na ciotkę.

— Od mieszkania w Stuttgarcie! Jak tylko przyjechaliśmy, schowa-

łam je natychmiast do tej walizki! Pamiętam bardzo dobrze, do diabła!

— Najdroższa, hrabina nie klnie! — zapiszczała Adelajda cienkim

tonem.

— Zamknij się! Gdzie one mogą być?
— Może w walizce cioci Adelajdy; zobacz jeszcze tam — za-

proponował Egon.

— O nie, nie! Tylko nie zaglądać do mojej walizki! — zajęczała

ciotka Adelajda.

— Dlaczego nie, do diabła? Coś tam znów zapakowała, co ja uznałam

za niepotrzebne? Zdejmij walizki, Egonie! — Egon chętnie i szybko
spełnił prośbę ciotki, miał bowiem nadzieję, że w tych walizkach
ukryte jest kolejne źródło pieniędzy. Ale Luiza znalazła tylko wielką
torbę zgniecionych i pozlepianych cukierków, których jedzenie
zdecydowanie siostrze zabroniła. — Co ja widzę? Po coś to
przytargała? Robisz się coraz grubsza i już nie mieścisz się w swoich
ubraniach.

background image

A teraz lepią mi się palce! Muszę je najpierw umyć... — Luiza poszła

do łazienki, a Egon, który nie lubił marnować czasu, nie zauważony
przez płaczącą Adelajdę, wyciągnął z torebki Luizy kilka banknotów.
Ale Edith, która, jak mogła, wyciągała szyję, wszystko słyszała i
dobrze widziała tę drobną „zamianę pieniędzy". Dobra rodzinka, nie
ma co mówić!

Luiza wróciła i dalej grzebała we wszystkich walizkach, potrząsała co

chwila siwą głową i wyglądała żałośnie.

— Zostaw już to bezsensowne szukanie! Na pewno się znajdą. A jeśli

nie, wezwiemy ślusarza, jak wrócimy.

— Bardzo mądrze, mój siostrzeńcze! A co z innymi kluczami, które

były razem? Przede wszystkim klucz od sejfu? Wiecie przecież oboje,
co się w nim znajduje?

— Przestań panikować. Jak się nie znajdą, weźmiesz klucze Adelaj-

dy! Nie ma nieszczęścia. Szkoda, że mnie nigdy nie dałaś klucza.

— Właśnie to jest najgorsze, że klucze Adelajdy znajdują się w sejfie.
— Bardzo praktycznie! Ale wszystko zawsze musi być tak, jak ty

chcesz. Gdybyśmy oboje z Adelajdą posiadali klucze, nie miałabyś
teraz kłopotu. 1 co teraz będzie?

Siedzieli wszyscy troje i grzebali w walizkach. Luiza podniosła

energicznie podbródek i oznajmiła: — Kiedy będziemy w domu,
wszystko da się załatwić. Wezwiemy rzemieślnika, który będzie
musiał wymurować sejf. Mógłbyś to nawet-zrobić sam, Egonie.

— Ja? Może mam się włamywać? Co ty sobie o mnie myślisz? Sejf

trzeba najpierw rozciąć za pomocą palnika, a jak miałbym to zrobić,
nie wzbudzając podejrzeń? Szalony pomysł, moja droga cioteczko!
Całkiem zwariowany! Wymyśl coś innego! Trzeba było nie gubić
kluczy! — Skończ wreszcie z tymi bezczelnymi uwagami! Jeśli nie
znajdę kluczy do jutra w południe, pojedziesz natychmiast do
Stuttgartu, każesz gospodarzowi otworzyć drzwi i weźmiesz klucze.

— Bardzo sprytnie pomyślane! Tylko gdzie ja znajdę te klucze,

najdroższa ciociu?

— Na pewno leżą w moim pokoju na stole, bo gdzieżby indziej?
— A przecież jesteś pewna, że schowałaś je do walizki? Poza tym

wcale nie mam ochoty przerywać urlopu. Jedź lepiej z łaski swojej
sama. Powiesz po prostu, że masz miarę u krawcowej. Mnie chwilowo
jest

background image

całkiem obojętne, czy będziemy się mogli dostać do tej starej budy,

czy nie. Pozostańmy lepiej tu, dopóki nie znajdziemy kluczy albo
dopóki nie wpadnie ci do głowy jakieś inne, bardziej sensowne
rozwiązanie. — Egon ziewnął, co podsłuchującej Edith wydało się
nienaturalne. Założyłaby się o wszystko, że ten słodki Egon pragnie
wykorzystać kilkugodzinną nieobecność swej kochanej ciotki po to,
aby spenetrować wszystkie walizki w poszukiwaniu dalszych
pieniędzy. Edith rozbolały już nogi od stania.

— W każdym razie teraz jestem zbyt zdenerwowana, aby dalej

szukać — rzekła ciotka Luiza — Z pewnością Adelajda przez swoje
bałaganiarstwo gdzieś zapodziała klucze. Załatwię to jutro. A teraz idź
już do swego pokoju. Chcemy wreszcie się położyć. W każdym razie
rano musisz zgłosić staremu służącemu, że zgubiłeś spinkę do
mankietu odziedziczoną po dziadku. Nastaw sobie budzik, żeby nie
zaspać.

— Nie rozśmieszaj mnie w środku nocy, droga cioteczko!
— Co mają znaczyć twoje bezczelne słowa?
— Odziedziczoną po dziadku. Dobrze powiedziane. Chyba że tak

odziedziczoną jak nasz udział w tym całym kramie? Jedna trzecia dla
ciebie, jedna trzecia dla Adelajdy, jedna trzecia dla mnie i jedna trzecia
dla Thea Brucknera. Tylko, że on tu dla nas ciężko pracuje i wyciągnął
hotel z kryzysu, ponadto musi wydawać na hotel trzydzieści procent
przychodów, a nam musi wypłacać siedemdziesiąt procent pozostałego
dochodu. Jak widzisz, moja droga, nauczyłem się tego niedorzecznego
testamentu na pamięć. Również treść naszych trzech egzemplarzy
mogę w każdej chwili wyrecytować bezbłędnie, gdybyś ty
przypadkiem czegoś zapomniała.

— Idź wreszcie! Nie zniosę cię dłużej! Idź już, mówię ci! — Luiza

niemal skrzeczała, choć starała się być cicho.

— Bądź ostrożna i nie budź swej drogiej siostrzyczki — od-

powiedział bezczelnie piękny Egon. — Poszukaj jutro, na pewno
znajdziesz klucze i nie będziemy musieli zakłócać sobie pobytu. —
Egon ziewnął głośno i nieelegancko. Był to dla Edith sygnał alarmowy,
więc rozejrzała się, gdzie by tu jak najszybciej zniknąć. Aby tylko
zdążyć dojść do schodów, zanim ten wstrętny prostak zauważy, że
drzwi do pokoju są otwarte. Co robić? W pokoju naprzeciwko ujrzała
światło.

background image

— O Boże, spraw, żeby drzwi do niego nie były zamknięte, obojętne,

kto w nim mieszka! — szepnęła Edith.

Drzwi się otworzyły i Edith weszła do pustego pokoju. Na łóżku

leżała starannie złożona przez pokojówkę piżama. Wyglądało na to, że
nikogo tu nie ma, i Edith mogła sobie pozwolić na kilka sekund
spokoju. Wspaniałe było to, co usłyszała i zobaczyła przez szparę w
drzwiach! Te hrabiny i ich siostrzeniec to dobra rodzinka!

Ale co robić dalej? Komu powierzyć tajemnicę? Oczywiście, musi się

o niej dowiedzieć doktor Kuno Lóbell, kiedy wróci; dobrze by było,
gdyby wiedział o niej również szef, który zniknął. Tylko niech jej teraz
nikt nie próbuje wybić z głowy przypuszczenia, że szef zniknął z
powodu niegodziwości tych hrabin!

Edith wyobraziła sobie teraz szefa kuchni bez wąsów, w dobrze

skrojonym angielskim garniturze i nagle była pewna, że szef kuchni to
sam szef hotelu. Poczuła się znów lepiej, ponieważ rozwikłała różne
zagadki. Mogła opuścić ten gościnny pokój i w dodatku nie musiała się
wplątywać w kompromitującą sytuację.

Kiedy otwierała drzwi, cicho i ostrożnie, centymetr po centymetrze,

zauważyła, że drzwi naprzeciwko były szczelnie zamknięte. Miała
wolną drogę; zeszła na dół, do biura hotelowego. Tam przed okienkiem
zawsze leżały małe notesy, kartki pocztowe, widokówki z okolic i
prospekty innych hoteli. W słabym świetle kołyszącej się lekko lampy
na zewnątrz Edith napisała na kartce:

Zanim pan Kuno jutro rano przystąpi do pracy, niech koniecznie

zatelefonuje do numeru 24. Pragnę się dowiedzieć, czy nie dostał
kataru od nieoczekiwanej kąpieli.
Wsunęła tę kartkę przez szparę w
okienku, kiwnęła z zadowoleniem głową, po czym zniknęła ostatecznie
w swoim pokoju. Człowiek przecież potrzebuje trochę snu.

background image

X

Zgodnie ze starym zwyczajem z czasów, kiedy jeszcze baron

Rudinger był właścicielem majątku, kusiło go zawsze, ilekroć
przebywał na wsi, aby odbywać nocne spacery.

Tak było również dziś. Stary Fritz znal zwyczaje barona i zostawiał

zawsze dla niego otwarte małe drzwi. Baron zdążył już odwiedzić
konie. Powiedział zwierzętom kilka serdecznych słów i w słabym
świetle stajni poznał, że mądre stworzenia natychmiast zastrzygły
uszami. Wiedziały, że baron jest ich dobrym przyjacielem.

Następnie Rudinger poszedł do kurnika, którego drzwi były za-

mknięte, żeby chytry lis nie mógł się tam dostać. Również tu się
rozejrzał i z lubością wdychał panujący tam zapach. Było tu mniej
ładnie niż w stajni, ale również pachniało dobrym wiejskim
powietrzem. Potem jeszcze jedno spojrzenie do chlewa, gdzie w
ostatnich dniach przyszły na świat młode i maciora miała wiele roboty,
aby zaspokoić głód swego .potomstwa. I tu było bardzo przyjemnie.

Powoli baron zmierzał dalej, wykorzystując jasne światło księżyca:

szedł obok ogrodzonego warzywnika w kierunku budynku dla per-
sonelu.

Było tu ciemno, w żadnym z wielu małych pokoików nie paliło się

światło. Ale baron usłyszał jakiś szmer, a pod drzwiami coś się ruszało.
Ciekawe, co to może być? I nagle starszy pan rozpoznał, że to człowiek
pełza wokół wejścia. Czyżby to któryś kelner za dużo wypił i teraz nie
może znaleźć drzwi? Trzeba mu chyba pomóc.

— Hej! Czego pan szuka, mój drogi?

background image

Ten ktoś, kto dopiero przed chwilą pełzał, nagle wyprostował się i

stanął przed baronem, który usłyszał, ku swojemu wielkiemu zdumie-
niu, pełną zatroskania odpowiedź: — Wąsy mi odpadły.

— Jak to, mój drogi? O ile mnie pamięć nie myli, w tym domu tylko

szef kuchni nosi wspaniałe wąsy a la cesarz Wilhelm.

— I te wąsy odpadły, a teraz ich szukam — padła wesoła odpowiedź.

— Niech pan idzie ze mną do światła księżyca, wówczas zobaczy pan,
komu odleciały te wąsy. — Człowiek w cieniu położył dłoń na
ramieniu starego barona i poprowadził go do światła. Stanął tak, że
blask księżyca padał mu na twarz. — A więc widzi pan, że wąsy
rzeczywiście odpadły, i muszę je znaleźć, bo nie mogę się...

— ... pokazać ludziom jako zaginiony szef? Mój drogi, czy pan

uważa, że istotnie nabrał pan starego barona mimo swych wspaniałych
cesarskich wąsów?

— Chwała Bogu, drogi baronie, że nie wszyscy moi goście mają taki

bystry wzrok jak pan. I co pan teraz sądzi o całej sprawie?

— Dorosły mężczyzna, któremu wiatr nieraz wiał w oczy, nie wpada

w środku lata na pomysł, aby urządzić maskaradę. A więc stary
Rüdinger uważa, że pan Theo Bruckner ma zapewne swoje powody,
aby tak się zachować.

— Wspaniale, baronie, i mam nadzieję, że pan zrozumie, jeśli

zatrzymam jeszcze przez jakiś czas dla siebie powód, dla którego tak
właśnie postąpiłem.

— Dopóki nie wymówi mi pan przedwcześnie mojego ulubionego

pokoju, nic nie jest w stanie mną wstrząsnąć. Gdyby moje mętne już
wprawdzie wspomnienia mogły panu w czymś pomóc, proszę zwracać
się do mnie z całym zaufaniem. No a teraz co zrobimy z wąsami?
Trzeba je przecież znów przykleić, skoro owoc pańskiej złości jeszcze
nie dojrzał.

— Trzeba szukać, drogi baronie, szukać! Przyniosę z biura latarkę i

wtedy szybko je znajdę. Pamiętam, że kichnąłem, kiedy stamtąd
wracałem. Wtedy właśnie wąsy mi odpadły. Poczeka pan chwilę na
mnie?

— Chętnie, mój drogi, boczne drzwi do hallu są otwarte; stary Fritz

nigdy ich nie zamyka ze względu na mnie. No, teraz jest znów
przyjemnie, a stary Rüdinger może rozmawiać w swoim ulubionym

background image

dialekcie. A więc niech pan idzie i przyniesie latarkę, to poszukamy

obaj tych śmiesznych wąsów.

Ponieważ Theo jako dobry gospodarz zawsze nosił przy sobie

najważniejsze klucze, nie miał kłopotu z dostaniem się w blasku
kołyszącej się lampy do biura i przyniesieniem latarki. Ujrzał przy tym
wsuniętą przez szparę w okienku kartkę, którą napisała Edith.
Oczywiście natychmiast ją przeczytał. Był nieco skonsternowany jej
treścią. A więc to wiadomość od tej uroczej, małej Schlüter?
Przeznaczona dla Kuna, którego ta kartka jutro na pewno ucieszy. Ach,
te kobiety, myślał Theo. Najpierw popychają płonącego z miłości
mężczyznę do sadzawki, następnie cała historia je dręczy, wreszcie
współczucie porusza ich obciążone sumienie. Z uśmiechem położył
kartkę na swoim miejscu i dopisał leżącym obok ołówkiem: Przeczytał
to duch zaginionego szefa i uznał za dobre.
Narysował pod tym jeszcze
niezbyt udany okrągły całus i roześmiał się.

Teraz ruszył na poszukiwanie wąsów, bo na razie musiał je nosić.

Ciotki i Egon nie mogą go jeszcze rozpoznać!

Zastał barona, jak siedział sobie na krawędzi studni i palił cygaro.
— No, jestem z powrotem. Ale bardzo proszę, aby pan nie brał

udziału w poszukiwaniu moich wąsów, tylko pozostał na swoim
miejscu, drogi baronie.

— W porządku, nie będę się upierał. Niech pan teraz pełza w kółko,

aż ta śmieszna rzecz się znajdzie.

Theo ukląkł na ziemi; brał w rękę wszystko, co wyglądało jak wąsy,

klął i szukał niezmordowanie dalej.

— Jak będę znów szefem na urzędzie, drogi baronie, sprawi pan

wielką radość mnie i mojemu domowi, jeśli pozostanie pan tu tak
długo, jak tylko zechce. Założyliśmy ogrzewanie na olej; nie będzie
pan marzł zimą.

— O, Boże! Panie Bruckner! Chciałby pan tak długo trzymać tu

starego bojowego konia! Zostanę, zostanę na pewno, jeśli nie wystawi
mi pan obłędnego rachunku.

— O tym zapomnijmy, tak będzie najprościej.
— Wszystko ładnie i pięknie, mój drogi! Ale czy stare hrabiny nie

będą miały nic przeciwko temu, że szalony baron tak długo tu
przebywa?

background image

— Mam! Mam moje wspaniale wąsy! — Theo wyprostował się i

oświetlony latarką pokazał staremu baronowi trofeum. — Drogi
baronie, kiedy znów stanę przed panem bez wąsów i czapki
kucharskiej, hrabiny nie będą już tu miały nic do powiedzenia. Czy się
zrozumieliśmy?

— To dlatego te wąsy!
— I czapka kucharska! Musi pan jednak przyznać, że znam się na

gotowaniu i że jedzenie dziś wieczorem było znakomite.

— Dobrze się pan wyszkolił. Pamiętam, że kiedy dawniej nieżyjący

już hrabia dość często ze mną rozmawiał o panu, uważałem zawsze za
godne uznania, że pan uczy się przyzwoitego zawodu. Staruszek był z
pana bardzo zadowolony, natomiast o tym łajdaku Egonie Hochheimie
wyrażał się bardzo niepochlebnie. Do dziś nie mogę zrozumieć, jak
hrabia Beau de Marchell mógł sporządzić tak niesprawiedliwy
testament, przecież znał dobrze swoje siostrzenice i tego nicponia.
Ach, pomówmy lepiej o czymś przyjemniejszym. Wie pan, że kiedy
jest mowa o czymś poważnym, wówczas stary Rudinger bierze się w
garść i przestaje mówić dialektem.

— Życzę panu i sobie, żebyśmy wkrótce mogli rozmawiać o czymś

przyjemniejszym. A teraz z uwagi na testament mojego wuja muszę
znów przykleić wąsy.

— A więc o to chodzi?
— Tak! Ale jeszcze nic nie wiemy. Obaj z przyjacielem Kunem

badamy sprawę.

— A co ma z tym wspólnego ten lekkoduch Kuno? Mówiąc szczerze

mój drogi, ów Kuno nie jest najlepszym nabytkiem dla pańskiego
domu.

Theo pochylił się do niego i odpowiedział cicho, jak gdyby ktoś mógł

ich podsłuchać: — Nie może pan oczekiwać od prawnika, aby był
równie dobrym szefem sali jak adwokatem.

— Człowieku! Ja chyba zwariuję! Wśród jakich ludzi się znalazłem?

Naprawdę można się ubawić! Jesteście obaj nicponiami! I jak tu ma
grać w tej budzie?

— Musi! Bo jeśli nie będzie grało, wówczas będę musiał zgarnąć

wszystkie moje zasoby finansowe, aby spłacić obie ciotki i Egona. Nie
jest to przyjemna sprawa, jak pan się domyśla.

background image

Baron Rüdinger położył rękę na zaciśniętej pięści Thea. — Niech pan

będzie spokojny, na pewno się uda. Myślę, że po tym lekkoduchu
można się wiele spodziewać. — Starszy pan zaśmiał się cicho. —No, a
obie ciotki! Drogi panie Bruckner, kiedy jeszcze żył mój stary
przyjaciel, byłem świadkiem diabelnie przykrych sytuacji. Te kobiety
musiały zajść pańskiemu wujowi mocno za skórę. Uważam, że
niejednokrotnie miał z ich powodu przykrości.

— Ach, jeszcze i to! Te okropne kobiety nawet nie potrafiły okazać

wdzięczności mojemu wujowi? To jeszcze bardziej mnie do nich
zniechęca. Egona znam i widzę go już przed prokuratorem. — Theo
przerwał z uśmiechem: — To nie znaczy, że przed moim miłym
gościem, tylko chcę powiedzieć, że on wkrótce dojrzeje do więzienia.

— Nie będziemy płakać z tego powodu, drogi panie Bruckner! No,

ale teraz pójdę już chyba spać. Stary człowiek również musi czasem
spać. Niech pan się przestanie bawić pięknymi wąsami a la cesarz
Wilhelm, bo jutro nie będą się trzymały. — Baron podał Brucknerowi
rękę, potrząsnął nią serdecznie i mówił dalej: — Tak, mój drogi, cieszę
się, że szef nie zniknął. Porządek musi być, uważam, że taki dom
potrzebuje szefa.

— Ale jeszcze przez jakiś czas proszę, szanowny baronie, aby pan się

pogodził z tym, że szef zniknął. Mój przyjaciel, doktor Lóbell,
zdecyduje, kiedy to się zmieni.

— Teraz będę musiał bardzo uważać, aby się nie roześmiać temu

gagatkowi w twarz, jak mi będzie jutro podawał czerwone wino. Czy
mam go dźgnąć widelcem w łydkę, aby zobaczyć, jaką zrobi minę?

— Byłoby to niewątpliwie sympatyczne, panie baronie, ale jeśli on

przy tym upuści kieliszek z winem? — Roześmieli się jak dwa urwisy,
po czym rozeszli się i każdy po chwili zagrzebał się w swoim łóżku.

Należy jeszcze dodać, że kiedy baron Rüdinger wszedł do swego

pokoju, natychmiast podniósł w górę nos, zaczął węszyć jak jeden z
ogarów, które kiedyś posiadał, przeszedł się po pokoju, znów
powęszył, po czym stanął przy fotelu obok łóżka. O ile dobrze
pamiętał, w pokoju pachniało „Shalimarem". Znał ten zapach z
dawnych czasów; kiedyś kupił te perfumy po kryjomu w Paryżu, a
następnie posłał je komuś, niestety nie pani baronowej Rüdinger.

background image

Mam teraz twardy orzech do zgryzienia: skąd ten zapach w moim

zadymionym pokoju? Czyżby moja nieboszczka przyjaciółka
wykonywała tu taniec duchów? Gdybym nie był tak śmiertelnie
zmęczony, postarałbym się to wyjaśnić. — Staruszek zamrugał,
ziewnął i po chwili leżał w łóżku uśmiechnięty jak niemowlę.

Węch go nie zawiódł, albowiem Edith używała perfum „Shalimar",

które podarował jej papa, a ukryła się tu, kiedy Egon wyszedł z pokoju
ciotek.

— Noc jest nie tylko do spania — śpiewał Kuno, kiedy wczesnym

rankiem wracał starym volkswagenem do hotelu. Wrócił w przebraniu
szefa sali. Podjechał od razu do budynku dla personelu; ujrzał swego
przyjaciela Thea w otwartym oknie, jeszcze bez wąsów. Zmrużył oko,
skinął mu głową, po czym zawołał, gdyż właśnie ukazały się obie
starsze pokojówki: — Ząb już wyrwany, wreszcie odżyłem!

— Bardzo się cieszę! A co poza tym? — zapytał Theo nerwowo.
— Coś panu przywiozłem! Doskonałą głowę cukru. No, dziewczęta,

wyobrażacie sobie, jaki zmęczony jest wasz piękny Kuno? W nocy
wyrwał sobie ząb, jechał całą godzinę i znów do pracy! Ale nie łudzę
się, że mnie dziś wyręczycie. — Chichot, strojenie min, po czym Kuno
zniknął w swoim pokoju. Ledwie się znalazł w środku, stanął przed
nim Theo i zapytał tylko: — Udało się?

— Czy w przeciwnym razie wróciłbym jako zwycięzca? Ale nie patrz

na mnie jak meduza. Na razie ci nic nie powiem, a ty przyklej sobie z
laski swojej wąsy. I idź zaraz do kuchni. Ja muszę jeszcze popracować,
przestudiować wszystko, przygotować. Nie myśl, że pozwolę moim
rybkom wymknąć się znów z sieci! Pozostawiam cię w niepewności.

— W porządku, muszę się z tym pogodzić, ale nie kładź mnie na

rozpalonym ruszcie, mój chłopcze.

— Jeśli już, to tak, abyś miał potem na siedzeniu zabawną kratkę.
— Mimo wszystko już się cieszę na tę cudowną godzinę, kiedy

ukręcę ci głowę. Poza tym w biurze jest dla ciebie dowcipna
wiadomość. Możesz zgadywać.

— Nie mam zamiaru! Ubiorę się w służbowy strój, umyję zęby...
— Uważaj na dziurę po wyrwanym zębie.
Kuno wyszczerzył swe rzeczywiście piękne zęby. — Skąd ci przyszła

do głowy ta niedorzeczna myśl, że mam dziurę po zębie?

background image

— Mój przyjacielu, przecież dziś w nocy wyrwałeś sobie ząb, jak to

na cały głos oznajmiłeś.

— Do diabła! A więc nie będę mył zębów. Tym prędzej mogę pójść

do biura i odebrać pocztę.

— Jest adresowana do Belli, nie do ciebie; ona ci przekaże treść.
— Mówisz tak, jakbyś przemawiał w parlamencie.
Wkrótce jednak, ziewając, zmęczony Kuno wymknął się do biura.

Ujrzał, że pilna Bella już pracuje, i zauważył, że właśnie wzięła z
okienka kartkę, przeczytała ją, potrząsnęła śliczną główką i położyła
liścik na biurku. Następnie zabrała się do sprawdzania bonów
konsumpcyjnych. To był moment dla Kuna! Podszedł bliżej, zapukał
delikatnie i uśmiechnął się jak clown. Bella wstała, spojrzała na niego z
uśmiechem i zapytała:

— O, nasz bohater już wrócił?
— Co znaczy bohater?
— Mężczyźni, którzy dali sobie wyrwać ząb, czują się przeważnie jak

bohaterowie.

— Słusznie, a więc jestem bohaterem. A poza tym chyba jest pani

zadowolona, że tak grzecznie i punktualnie wróciłem do pracy?

— Grzeczny chłopiec! Za to coś panu przeczytam. — Bella pochyliła

się do przodu, położyła rękę na parapecie okienka i uniosła kartkę,
którą przed chwilą przeczytała: — „Proszę, aby pan Kuno, zanim
przystąpi jutro do pracy, zadzwonił do pokoju numer 24. Jestem
ciekawa, czy nie dostał kataru od przymusowej kąpieli". To byłoby
wszystko. To, co jest napisane pod spodem, nie dotyczy pana, to tylko
notatka szefa dla mnie — padła jeszcze uwaga.

Kuno już dawno nie wyglądał tak żałośnie. Czy ta słodka bestia

zwariowała, żeby o czymś takim informować personel hotelowy?
Mogła go równie dobrze o północy wezwać do swego pokoju! Kuno
potrząsnął zatroskany głową, spojrzał na Bellę, która walczyła ze
śmiechem, ponieważ wiedziała znacznie więcej, niż on mógł sądzić.
Oczywiście nie wiedziała, co ta kartka oznacza. — A więc rozkaz
gościa. Niech pan idzie do pracy, ale przedtem proszę zadzwonić do
pokoju 24.

— A czy to na pewno ten numer? Co będzie, jeśli zgłosi się pan

prokurator?

— A czy on wie, że pan musiał wziąć przymusową kąpiel?

background image

— Nie! — padła krótka i twarda odpowiedź. — A poza tym niech

pani się tak głupio nie uśmiecha. Cóż ja na to poradzę, że kobiety za
mną szaleją?

— Wcale mnie to nie dziwi, panie Kuno, mimo iż stwierdzam, że

lewy policzek ma pan jeszcze trochę spuchnięty po wyrwaniu zęba.

— To był prawy policzek!
— Jest pan mimo wszystko pociągającym mężczyzną.
— To dlaczego stoi pani sztywno jak świeca, skoro działam tak

pociągająco?

— Bo nie jest pan w moim typie.
— A jaki jest pani typ? — Teraz Kuno zaśmiał się ironicznie i właśnie

chciał się oprzeć wygodnie na parapecie, kiedy Bella zatrzasnęła
okienko, tak że Kuno ledwie zdążył cofnąć palce. — Och, czy pani
zwariowała? Coś okropnego z tymi kobietami! Pod jaki numer mam
zatelefonować? Czterdzieści trzy?

— To jest numer państwa Severing; myślę, że nie byliby zachwyceni.

Ma pan zadzwonić pod numer 24! — Bella powiedziała to głośno i
wyraźnie przez zatrzaśnięte okienko. A więc Kuno wsunął się do
kabiny telefonicznej obok windy, zawoławszy przedtem krótko do
Belli: — Łączyć! Jestem w kabinie pierwszej! — Bella tylko skinęła
głową. Następnie wykonała połączenie, trochę zatroskana, czy aby
Edith nie będzie zła z powodu tak wczesnej pobudki. Ale kiedy usły-
szała wesoły, żwawy głos dziewczyny, powiedziała, że pan Kuno
prosił o połączenie.

— Patrzcie, to nasz ulubieniec już wrócił? Wobec tego proszę łączyć.

— I po chwili Edith usłyszała niski, męski głos Kuna:

— Czy łaskawa pani życzyła sobie, abym rano zadzwonił?
— Życzyłam sobie, ale telefon to za mało, proszę, aby pan przyszedł

natychmiast do mnie na górę.

— Ejże! To znaczy — już biegnę! Czy coś jeszcze, łaskawa pani?
— Tylko prośba, aby pan nie ulegał zbytnio złudzeniom. — Edith

odłożyła słuchawkę, a Kuno poczuł się tak, jakby naprawdę wyrwał
sobie ząb. Wybiegł z kabiny, przygładził sobie nienaganną fryzurę
(który mężczyzna nie zrobiłby tego na jego miejscu?) i pobiegł długimi
susami na pierwsze piętro do pokoju 24. Zastukał i natychmiast drzwi
się otworzyły. Edith, ubrana już w strój do konnej jazdy, skinęła mu

background image

przyjaźnie, szepnęła, aby nie zachowywał się zbyt głośno, i poprosiła

go do pokoju. Wskazała fotel, sama usiadła naprzeciwko i uśmiechnęła
się...

— Czy mógłbym prosić o wyjaśnienie tego uśmiechu?
— Pan, panie Kuno nie może, ale jeśli poprosi mnie o to doktor

Lóbell, wytłumaczę mu, skąd ten uśmiech, i poczęstuję niezwykłymi
sensacjami.

— O, do diabła, to pani wie?
— Już od dłuższego czasu, drogi panie doktorze, bowiem znam pana

jeszcze z Frankfurtu. Widziałam pana kiedyś na sali sądowej i nie
zapomniałam pańskiej twarzy, wywierającej silne wrażenie. Bardzo
proszę, aby pan nie robił tak głupiej miny; wystarczy trochę osłupienia.

— A więc żałośnie odegrałem swoją rolę?
— Tylko przede mną; inni są wprost zachwyceni doskonałością pana

Kuna. Ale do rzeczy, drogi doktorze, czas nagli. Za chwilę musi pan
grać dalej swoją rolę, jeśli chce pan dotrzeć do celu.

— Pozostaje mi tylko jeszcze zadać pani poruszające mnie do głębi

pytanie: jak pani rodzicom udało się wychować w zdrowiu i sile tak
bystre dziecko aż do tego czasu? Wiadomo przecież, że mądre dzieci
rzadko osiągają wiek dorosły. Teraz Kuno się roześmiał, podał Edith
rękę, następnie zapytał: — Czy mogę pani zadać pytanie w interesie
sprawy, dla której tu jestem?

— To proszę dopiero po mojej relacji, żebyśmy nie wprowadzili

zamieszania — padła uprzejma odpowiedź, a potem oboje rozmawiali
już całkiem innym tonem. — Postaram się opowiedzieć możliwie we
właściwej kolejności wszystko, co pan musi wiedzieć. Niech pan robi
może od razu notatki. — Edith podała mu notes i zaczęła relacjonować
wszystkie spostrzeżenia, myśli i sensacje, jakie zaobserwowała
ostatniej nocy..Naprzeciw niej siedział teraz całkiem inny Kuno
Lóbell. Skoncentrowany, robił notatki, a kiedy Edith wszystko
opowiedziała, oboje odetchnęli z ulgą.

— Cieszę się, że mogłam pomóc panu i panu Brucknerowi, ale proszę

tego nie przeceniać; w końcu to tylko moja ciekawość zaprowadziła
mnie na tę drogę. Mimo to chcę od razu powiedzieć, że nie mam
zamiaru przepraszać pana za tę zimną kąpiel, ponieważ była to

background image

tylko zasłużona kara za niestosowną ciekawość. — Spojrzała z

uśmiechem na Kuna, a ten zmrużył oczy, skinął głową i powiedział:

— Mogę tylko się z tym zgodzić i żałuję, że sadzawka w parku nie

jest dzikim górskim jeziorem. To byłoby dla tego nicponia Kuna
bardziej właściwe. Ale bardzo proszę, aby pani nie zmieniała swojego
zachowania. Nie wolno nam rzucać się w oczy, dopóki nie będę mógł
zezwolić Theo na uderzenie.

— Ponieważ teraz już wiem, gdzie był pan dzisiejszej nocy, czy mogę

zapytać, z jakim skutkiem przeszukał pan mieszkanie tych ludzi?

— Bez wątpienia pozytywnym, ale proszę milczeć na ten temat.
— A co pan teraz zrobi z kluczami?
— Jako kawalarz, którym z natury jestem, powierzę je zacnym rogom

naszych kamiennych jeleni u wejścia — odpowiedział Kuno z
uśmiechem. — Będzie to w każdym razie zabawne, a te stare pudła
pomyślą, że to ktoś z personelu albo gości znalazł zgubione klucze.

— Dla pana i dla mnie to rzeczywiście zabawne, ale obawiam się, że

hrabiny będą miały inne zdanie.

— Uważam, że możemy to traktować jako mały akt zemsty i nie

przejmować się. Ale teraz muszę panią pożegnać, a przede wszystkim
wyrazić serdeczne podziękowanie w imieniu swoim i Thea.

Pożegnali się więc przyjaznym uściskiem dłoni, Kuno uśmiechnął się

szelmowsko, mrugnął do niej i powiedział:

— Pan Kuno idzie teraz do pokoju śniadaniowego spełniać swoje

obowiązki.

— Miejmy nadzieję, że równie doskonale jak dotychczas.
— Szkoda, że jada pani śniadania tu, na górze, dziś bowiem

sprawiłoby mi szczególną przyjemność usługiwać pani.

— Będzie pan miał okazję podczas lunchu, tylko proszę nie

przesadzać w usłużności, bo mogłoby to zwrócić uwagę. Niech pan
lepiej wykorzysta swój wdzięk dla hrabin.

Kuno pochylił się nad dłonią Edith, nie całując jej jednak, po czym

mruknął, ale tak, że go zrozumiała: — Czy później, kiedy zrobię
wszystko, co do mnie należy, będę mógł ucałować te dłonie?

— Najpierw niech pan złoży podanie, a potem ja zadecyduję.

background image

XI

Po śniadaniu wszyscy oddali się rozmaitym przyjemnym zajęciom:

spacerowano albo spędzano czas wygodnie na tarasie. Również hrabi-
ny, które z zasady jadały śniadania w ogólnej sali, ponieważ nie
chciały, aby cokolwiek uszło ich uwagi. Poza tym tu, na dole, mogły
bardziej zawzięcie grzebać w koszyczkach z bułeczkami. Uważny
obserwator mógł poznać, że pomiędzy tą trójką panuje atmosfera
napięcia. Luiza była blada. Adelajda czerwona jak burak, a Egon palił
papierosa za papierosem.

Ale nikt nie zwracał na nich uwagi oprócz Kuna, który uwijał się

wokół nich jak pracowita pszczółka. Ku swemu zdumieniu nie usłyszał
jednak niczego, co mogłoby być przydatne.

Kiedy większość gości zebrała się na tarasie na pogawędkę, wyszła

do nich Bella i powiedziała miłym głosem: — Proszę mi wybaczyć, że
przeszkadzam, ale nieustanne szczekanie Laury za drzwiami zwróciło
moją uwagę na kamienne jelenie u wejścia. Nagle ujrzałam, że na
jednym z rogów wiszą klucze. Czy przypadkiem nie zgubił ich ktoś z
gości?

— Tak! Ja! Och, znalazły się? — Luiza rzuciła się na Bellę, która

cofnęła się o krok w obawie, że zostanie stratowana przez tę kościstą
postać. — Zwyczajny pęk kluczy , bardzo ich dużo, czy o taki chodzi?

— Bardzo proszę ze mną, hrabino. Tylko najpierw przytrzymam

Laurę, bo inaczej może się rzucić na panią.

Luiza, Adelajda i Egon poszli za Bellą i ujrzeli, że Tai-tai również

wykazuje czujność wobec kluczy: warczy, a jej puszysty ogonek
sterczy

background image

pionowo w górę. A więc Bella musiała schwytać oba psy. Theo stał

ukryty za występem muru; nie chciał pomagać, wolał tylko
obserwować.

Bella wyszła wraz z innymi na schody przed dom i najpierw

próbowała schwytać Laurę. Ale ta wprost oszalała, ponieważ jej
wrażliwy nos poczuł dwa zapachy — Thea i znienawidzonej hrabiny,
której olbrzymich stóp bardzo się bała. Zanim Bella złapała drżące
stworzenie, Egon próbował ukradkiem kopnąć psa. Ale to było coś
najgłupszego, co mógł zrobić. W dodatku Luiza wciąż wykrzykiwała
histerycznie: — Tak! Tak! Moje klucze! O, dzięki Bogu! To moje
klucze! Ale Laura wcale nie miała zamiaru ustąpić z pola walki. Bella
musiała urządzić całe polowanie, ale zwinne zwierzątko wciąż jej się
wymykało, Tai-tai zaś zebrało się na czułości nie w porę i unosiła swój
krótki pyszczek, koniecznie chcąc ją polizać. Bella nie miała chwilowo
na to ochoty i broniła się przed zwierzęciem. Pomógł wówczas głośny
gwizd, który rozległ się z podwórka, i Laura natychmiast, rzuciła się w
tamtym kierunku, jak gdyby gonił ją wielki bernardyn. Tai-tai
oczywiście za nią. Może znów będzie niezapomniany sznycel? Bella
odetchnęła. Obrażona hrabina Luiza chciała teraz teatralnym gestem
sięgnąć po swoje zgubione klucze, ale przedtem jeleń z piaskowca
zemścił się za to, że jego królewską koronę sprofanowano czymś
takim. Ukarał Luizę w ten sposób, że końcami poroża podrapał ją po
twarzy, kiedy pośliznęła się, sięgając z nerwową zachłannością po
klucze. Hrabina krzyknęła, jak gdyby jeleń chciał ją wziąć na rogi; a
kiedy jej twarde, pożądliwe ręce wreszcie schwyciły klucze,
prześliznęły jej się między palcami, spadły na ziemię, kółeczko pękło i
wszystkie małe i duże klucze rozsypały się dokoła.

Edith świetnie się bawiła, oglądając z daleka całe widowisko; także

Kuno, który uplasował się z drugiej strony. Egon powinien był
właściwie podnieść rozsypane klucze, ale on wolał patrzeć, jak Bella,
Luiza i Adelajda się tym zajęły, przy czym rozkoszował się widokiem
zgrabnych nóg Belli. Ale wkrótce doznał wielkiego zawodu — kiedy
bowiem ciotki, szczęśliwe, że odzyskały klucze, pospieszyły do
pokoju, Egon, zafascynowany pięknymi nogami Belli, udał się za nią
do biura, gdzie dziewczyna właśnie otwierała szafę z pieniędzmi, aby
wyjąć księgi rachunkowe. Nieco zdumiona spojrzała na Egona, który
wszedł bez

background image

pukania. Trzymała księgi mocno w ręku i zapytała niezbyt

przyjaznym tonem: — Czego pan sobie życzy, panie von Hochheim?

— Moja droga, gdybym powiedział swoje życzenie, zaczerwieniłaby

się pani i, być może, byłaby pani na mnie zła. — W tej chwili był on
całą gębą hotelowym playboyem, a uwodzicielskie spojrzenia, jakie
rzucał na Bellę, mogły przyprawić o zawrót głowy każdą kobietę.

— Czy zechce mi pani łaskawie powiedzieć, co mogę dla pana

zrobić? — Choć z pewnością byłoby bardziej właściwe, gdyby pan
swoje życzenia skierował do pana Kuna. A teraz proszę opuścić moje
biuro — mam wiele pracy.

Bella położyła księgi na stole, co Egon wykorzystał, aby rzucić czułe

spojrzenie do szafy z pieniędzmi, bowiem jej zawartość miała dla
niego magiczną siłę przyciągającą. W pewnej chwili omal nie krzyknął
z przerażenia, kiedy na dolnej półce w szafie pancernej ujrzał szkatułkę
z kości słoniowej, której zaginięcie tak boleśnie odczuwał! Jego
szkatułka! Jak się tu dostała? Ale niebezpiecznie było pytać o to.
Równie niebezpieczne było próbować teraz wyciągnąć klucze z
zamka. Najlepiej byłoby natychmiast zniknąć, zanim rozmowa zejdzie
na temat szkatułki.

— O Boże, dlaczego jest pani taka niełaskawa, panno Bello? Proszę

nie zapominać, że w jednej czwartej ja również jestem pani szefem. A
więc mam niejakie prawo przebywać tu, w biurze.

Bella wstała powoli, spojrzała na niego spokojnie i odpowiedziała,

starając się nie sprawiać wrażenia ostrej ani ciętej: — W jednej
czwartej, panie von Hochheim. Załóżmy, że nie jest teraz kolej na
pańską część. Poza tym jestem zatrudniona u pana Brucknera, a nie u
pana i pańskiej jednej czwartej.

— Niech pani nie będzie taka bezczelna! — Egon w swojej arogancji

przystąpił do ataku.

— Nigdy bym sobie na to nie pozwoliła wobec mojego ćwierćszefa.

Ale proszę w swoim ćwierćprawie nie zapominać, że bardzo mi się
spieszy. — Jeszcze o tym porozmawiamy. — Egon chciał najpierw
otrzymać od ciotek dyrektywy, jak ma się dalej zachowywać wobec tej
bezczelnej dziewczyny. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na cenną
szkatułkę, po czym zniknął, zatrzaskując za sobą oszklone drzwi, aż
Bella się skuliła. Ale ledwie się nieco uspokoiła, kiedy drzwi znów się
otworzyły, i znów bez

background image

pukania! Tego już za wiele, pomyślała ze złością. Odwróciła się wraz

z krzesłem — i nie była już wściekła, tylko stała się w jednej chwili
kochającą kobietą. Do pokoju wszedł bowiem szef kuchni (oczywiście
z wąsami) i uśmiechnął się. Trzymał w ręku sporządzoną właśnie kartę
dań i najpierw powiedział tylko: — Kocham cię, moja dziewczyno!

— Na te słowa Bella lekko poczerwieniała. — Czy on był bezczelny?
— Bella skinęła tylko głową i chciała wziąć od niego kartę, aby ją

następnie przepisać w kilku kopiach na maszynie. — Wiesz, że Kuno
już wrócił? — Skinęła tylko głową i pokazała palcem przez ramię w
kierunku jeleni z piaskowca. — Nie należy pokazywać palcem, to
nieelegancko.

— Czy mógłbyś opuścić moje biuro równie szybko jak ten łajdak
Egon?
— Czy moja dziewczynka mnie tu nie znosi?
— Jako szefa kuchni nie, bo nie ma on czego szukać w biurze. Poza

tym szef kuchni podlega mi w pewnym stopniu, ponieważ chwilowo
zastępuję szefa.

— Dobrze powiedziane! Wspaniała kontra! Czy coś poza tym

nowego?

— Nic, o czym bym wiedziała, oprócz oczywiście afery z kluczami,

której się przyglądałeś. Poza tym dziękuję za pozdrowienia pod kartką
od Edith.

— Czy K u no już telefonował?
— Był u niej na górze; teraz jest już w jadalni, a Edith pojechała

konno.

— Dziewczyno, idę już, mam dużo roboty. Przeczytaj szybko kartę,

bo nie wiem, czy potrafisz odszyfrować moje gryzmoły i czy jesteś
zadowolona z menu.

— Dziś nie będę jadła z szefem, dziś zjem z personelem — od-

powiedziała Bella z uśmiechem.

— Będzie kotlet z sałatką ziemniaczaną, jak mi oznajmiła Berta.
— Nieźle! Uważam, że powinno być mniej smakowitych potraw.
— A dlaczego moja dziewczyna patrzy na mnie tak, jakby mnie nie

znała?

— Dlatego, że szef jest nicponiem, i dlatego że przy okienku stoi pan

Severing i z pewnością czegoś ode mnie chce.

background image

— Niech go diabli porwą!
— Niech szef przyjmie łaskawie do wiadomości, że dla mnie klient

jest panem.

— A kim jest szef?
— Proszę poczekać na odpowiedź do wieczora, jak będziemy oboje

po pracy.

— Słusznie. Ach, byłbym zapomniał...
— Co jeszcze? — zapytała Bella, teraz już naprawdę zniecierpliwio-

na, ponieważ pan Severing jeszcze raz zapukał w okienko.

— Kocham cię, moja dziewczyno. — Szef roześmiał się i zniknął w

sali jadalnej, gdzie Kuno bynajmniej nie pracował z wielkim zapałem,
tylko siedział w kącie i jadł z przyjemnością śniadanie. Theo zbliżył się
do niego powoli, oparł dłonie na krawędzi stołu i zapytał szczerze
zaniepokojony: — Czy tak można?

— Od biedy tak. Kawę zaparzy równie dobrze Berta, a jajka sadzone

zrobione są na samym maśle.

— Ale ja wolę na słoninie, głupcze! Czy nie ustaliliśmy tego obaj?
— Na razie nic z tego, musisz poczekać. Ale dla twojego spokoju

powiem ci: mam je. Niczego więcej nam nie potrzeba. Poza tym
dowiedziałem się od Edith Schlüter fantastycznych nowości. Ale o tym
potem; musimy poczekać, aż będziemy mieli czas po pracy.

— Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego moi pracownicy traktują mnie

jak głupca.

— Zaszczyty temu, komu się należą, mój drogi! A teraz daj mi zjeść

spokojnie śniadanie. Proszę, oszczędź sobie dobrych życzeń: nic chcę
się udławić. Proszę zabrać ręce ze stołu! Gdzie pan się nauczył takich
manier?

— Wszystko wskazuje na to, że nie pozostaje mi nic innego jak

wymówić.

— Jutro; dziś byłoby jeszcze za wcześnie. Zaraz po lunchu przyjdę do

ciebie do pokoju, wówczas omówimy plan bitwy. — Kuno głową
wskazał szefowi drzwi, za co Theo zemścił się, wsypując mu garść soli
do kawy. — Dowcipne, całkiem jak sztubak! Aleja lubię soloną kawę,
mój drogi. — Kuno machnął ręką, a kelnerzy, którzy już nakrywali do
stołów, nie mogli wyjść z podziwu, że kierownik sali odważył się w
taki sposób odprawić swego szefa.

background image

***
W pokojach 14 i 15 rozgrywała się tymczasem gorąca, zażarta, ale

niemal bezgłośna bitwa.

Luiza, bardzo poruszona tym, że jej klucze się znalazły, siedziała

wyczerpana w fotelu, a poczciwa, gruba Adelajda głaskała ją uspokaja-
jąco.

— Popatrz, wczoraj wieczorem tak gorąco się modliłam, abyś

odnalazła klucze, i widzisz, oto są.

— Tak, są! Tylko proszę cię, powiedz mi, kiedy i gdzie je zgubiłam? I

kto wpadł na ten głupi pomysł, aby powiesić klucze na rogach jelenia?

— Moglibyśmy się zabawić w zgadywanie. Na przykład razem z tymi

sympatycznymi Schusterami. — Adelajda skakała po pokoju jak
dziesięcioletnie dziecko.

— Zamknij się wreszcie! Nie będziemy więcej o tym mówić. Ani

słowa! Najlepiej będzie, jeśli Theo również się o tym nie dowie. Kiedy
on wreszcie wróci do pracy, ten nicpoń?

— Nie złość się, siostrzyczko. Mamy nasze kluczyki, nie musimy się

włamywać — wyśpiewywało to niemądre, ale niebezpiecznie
gadatliwe stworzenie i dalej skakało po pokoju.

— Usiądź, ty głupia istoto! Zachowuj się jak hrabina Beau de

Marchell, a nie jak dziecko stróża!

Adelajda natychmiast usiadła grzecznie w fotelu i patrzyła roz-

marzona na swoją siostrę, która była w złym humorze. Wszedł Egon i
stanął przed Luizą z rękami w kieszeniach. Był w złym nastroju,
ponieważ kontrola przeprowadzona właśnie wśród skradzionych
przedmiotów wykazała, że nie ma tam owej cennej szkatułki z kości
słoniowej.

— No, powiedz mi teraz, ty zapominalska osobo, jak to było możliwe

z tymi kluczami? Na pewno musiały ci wypaść z torebki w hallu albo
już przy stole. A potem twierdziłaś uparcie, że schowałaś je do walizki!
Wydaje się, że się starzejesz, moja droga cioteczko! — Luiza wstała
tak szybko, jak rzadko jej się to zdarzało, i równie szybko Egon dostał
od niej po twarzy, jak mu się nie zdarzyło chyba od czasów szkolnych.
Po chwili zapytała siostrzeńca:

background image

— Znalazłeś spinkę od mankietu?
— Służący jutro rano jeszcze raz poszuka. Być może, że leży ona

gdzieś w kącie. Poza tym odbyłem dziś rano dziwną rozmowę z tą
Bellą Hirmer. Wyobraźcie sobie, że zachowała się wobec mnie
bezczelnie! Kiedy jej uświadomiłem, że mam takie samo prawo jak
Theo Bruckner, aby przebywać w jej biurze, ponieważ należy do mnie
jedna czwarta tego domu, pozwoliła sobie na ironiczne uwagi. Jak
myślicie, co powinienem teraz zrobić?

— Po pierwsze, chciałabym wiedzieć, czego szukałeś bez nas w

biurze hotelowym? — Luiza była bardzo szorstka. — Czy chcesz może
okazać brak dobrego gustu i nawiązać romans z tą nieprzeniknioną
osobą?

— Gdybym miał taki zamiar, nie pytałbym o pozwolenie. Ta kobieta

jest szaleńczo ładna.

— Przecież wiesz dobrze, że Theo ją tu zatrudnił. Uważaj, mówię ci!

Jeśli już musisz, nawiąż znajomość z tą wyniosłą panną Schlüter.
Przynajmniej nie narazisz się na niebezpieczeństwo, że będąc
zakochany, powiesz coś, co mogłoby być dla nas niebezpieczne.

— A co mogłoby być dla nas niebezpieczne, droga cioteczko?
— Piękny Egon, uśmiechając się ironicznie, stał przed nią i patrzył

bezczelnym wzrokiem. — Czego mamy się obawiać? My, trójka
spadkobierców, obdarowanych legalnie przez naszego wuja?

— Cicho bądź. Każde słowo na ten temat jest niebezpieczne. Wciąż

się zastanawiam, jak moglibyśmy całkowicie wykluczyć Thea. Trzeba
było wtedy jeszcze bardziej rozważnie się nad tym zastanowić. Teraz
będzie ciężko. — Luiza patrzyła przed siebie zamyślona. Nie widziała
ani przerażonego wzroku Adelajdy, ani chytrego spojrzenia Egona.

— Ale poczekajmy spokojnie, aż wróci Theo. Na wszelki wypadek

zażądam wówczas wglądu w księgi i biada, jeśli wszystko nie będzie
się zgadzało co do grosza.

— Już w szkole byłaś zawsze bardzo dobra w rachunkach, Luizo
— zachichotała Adelajda. — Ja byłam szczególnie dobra z religii
— dodała z dumą.
— A więc na tym bym poprzestał — syknął Egon ironicznie. Spojrzał

na zegarek i zapytał: — Czy macie jeszcze dla mnie jakieś rozkazy, czy
mogę zejść na dół, do pokoju telewizyjnego?

9 Dom szczęśliwie zakochanych

background image

— Idź! Rób, co chcesz, ale prosimy cię jeszcze raz, abyś nie zaczynał

z tą Hirmer. I przyjdź punktualnie na lunch.

— Podczas lunchu będę się wami zajmował z zadziwiającą trosk-

liwością, moje stare pudła — powiedział Egon i wyszedł.

Obie kobiety, przyzwyczajone do takich słów, puściły mimo uszu ten

wątpliwej jakości komplement. Luiza wciąż jeszcze rozmyślała inten-
sywnie, po czym powiedziała: — Byłoby dla nas bardzo ważne,
gdybyśmy mieli wśród personelu zaufaną osobę, która stałaby po
naszej-stronie i informowała nas, co się tu dzieje, kiedy jesteśmy w
mieście. Próbowałam ostatnio porozmawiać oględnie z kucharką
Bertą, ale ona nie zrozumiała o co mi chodzi.

— A może byś podarowała Belli Hirmer jakiś ładny prezent? Przecież

pracuje tak dużo także w naszym interesie.

— Patrzcie państwo! To, co mówisz, wcale nie jest takie głupie.

Muszę to jeszcze rozważyć. Myślałam też o tym Kunie, który
rzeczywiście bardzo się o nas troszczy. Ale on jest jeszcze zbyt krótko
w tym domu, aby orientować się we wszystkich wybiegach Thea.

— To też nie jest głupi pomysł, moja droga. Popatrz, teraz trzymamy

już dwie sroki za ogon. Może porozmawiałabyś także z tym starym
sługą, Fritzem? Pracował tu jeszcze za czasów wuja. Z. pewnością
wiele widział i słyszał. No i mamy już trzy sroki! — Adelajda śmiała
się jak dziecko, które dostało nową lalkę. Potrząsając głową, Luiza
spojrzała na siostrę; nasunęła jej się myśl, czy nie należałoby
wykluczyć Adelajdy z gry, ponieważ za dużo gada. Do tej pory nie
było to niebezpieczne, ale na dłuższą metę należałoby dobrze rozważyć
i taką możliwość.

background image

XII

Po śniadaniu Kuno udał się do okienka i uniósł je na tyle, że mógł

wsadzić głowę do środka. Wkrótce rama opadła mu na kark niczym
gilotyna.

— Au, do diabła!
— Słucham, czy ktoś tu o coś prosi? — zapytała Bella wesołym

tonem, nie wstając od biurka. — Właśnie panna Edith wróciła z konnej
przejażdżki.

— Wszystko po kolei. Czy pani wie, co szef mi zrobił?
— Wymówił panu? — zapytała Bella śmiejąc się.
— Skądże! Ale nasypał mi soli do porannej kawy. Co pani o tym

sądzi?

— Chyba musiał mieć jakiś powód.
— Pani jest wspaniała, piękna Bello! A więc jeśli on się u pani

pokaże, niech pani mu powie, że nasza przyjaźń została przesolona.
Niech pani mu jeszcze powie, że jestem zły.

— To ważne pouczenie zostanie przekazane z największą dokładno-

ścią. A co poza tym? — zapytała Bella, trochę się ociągając i dość
poważnym tonem.

— Bello, nie jestem jeszcze pewien, jak to wszystko dalej pójdzie.

Dam znać Theo, jak będę go potrzebował.

— A więc to wszystko... Och, panie Kuno, jest mi bardzo ciężko na

sercu! Te klucze dziś rano na jelenich rogach to chyba pańska
sprawka?

— Mądra dziewczynka! Musiałem je przecież jak najszybciej oddać.

Rozumie pani?

background image

— Mówiąc szczerze, nie całkiem.
— To wcale nie jest konieczne; wystarczy, że ja rozumiem. O, zbliża

się panna Schlüter, nasza dzielna amazonka. — Jednym susem Kuno
pobiegł do drzwi i otworzył je przed Edith, która z uśmiechem
podziękowania przeszła obok niego, przyciskając szpicrutę pod pachą.
Zdjęła rękawiczki, upuściła jedną na podłogę, a kiedy Kuno ją
podniósł, zapytała cicho: — Czy zrelacjonował pan wszystko szefowi
kuchni?

Jednak Kuno ujrzał Egona, który szedł właśnie przez hall, więc

odpowiedział głośno: — Przekazałem szefowi kuchni życzenia
łaskawej pani.

— Bardzo panu dziękuję, panie Kuno. Czy nie wie pan przypadkiem,

gdzie jest moja mama?

— Pani mama przebywa wraz z panem baronem Rüdingerem na

trawniku.

— Dziękuję. — Edith chłodno skinęła głową i poszła dalej przez hall.
W pobliżu fontanny, która tryskała orzeźwiająco, ustawiono wygodne

foteliki i leżaki. Tam Edith znalazła swoją matkę, która z ożywieniem
rozmawiała z baronem Rüdingerem.

— Halo, mamo! Cieszę się, że się dobrze bawisz. Dzień dobry, panie

baronie! To miło z pana strony, że zabawia pan mamę swoimi
opowieściami. — Edith pocałowała matkę i usiadła obok na leżaku,
wyciągnąwszy przed siebie szczupłe nogi w butach do konnej jazdy.
Bawiła się szpicrutą; po chwili rzuciła mamie na kolana rękawiczki. —
Popatrz, znów się rozpruły. Czy moja najdroższa mama zlituje się nad
nimi?

— Niech pan spojrzy, baronie: o, tu pęknięte i tu, a ja biedna muszę

sobie kłuć ręce zszywając to. — Baron Rüdinger wziął rękawiczki z
rąk matki, aby się im dokładnie przyjrzeć. Ledwie znalazły się w jego
ręku, pociągnął nosem jak królik... Rękawiczki bowiem pachniały...
Do diabła, czym one pachniały? Poznał ten zapach, to była wspaniała
woń perfum „Shalimar", które poczuł dziś rano w swoim pokoju.
Uśmiechnął się rozmarzony, i powiedział, podnosząc rękawiczki do
nosa: — Shalimar, mam rację?

background image

— Bez wątpienia — potwierdziła Edith. — Moje ulubione perfumy.

Ale gdyby mój papa mi ich wspaniałomyślnie nie kupował, byłyby
zbyt drogie na moje kieszonkowe.

— Komu pani to mówi, panno Schlüter! Dobrze wiem, ile takie

czarodziejskie buteleczki kosztują. Och, jeszcze je przez sobą widzę!

— Baronie, czy pan kiedyś...? — Matka nie dokończyła pytania i z

uśmiechem pogroziła starszemu panu.

— Kupowałem je! Kupowałem często i chętnie, droga pani! Była to

zawsze uroczysta chwila, kiedy w Paryżu szedłem do Guerlaina, aby
znów kupić te drogie perfumy. Tempi passati... gdzie się podziały
tamte czasy?

Znów podniósł rękawiczki do nosa i wdychał głęboko ich woń.
— Drogi baronie, myślę, że jestem tu obecnie jedyną kobietą, która

lubi te perfumy. Inne damy wolą bardziej ,,4711" — odpowiedziała
Edith niefrasobliwie. Kiedy jednak baron dalej zaczął mówić,
przeraziła się.

— Czy pani się nic myli, panno Schlüter?
— Proszę do mnie mówić Edith, to brzmi znacznie ładniej, panie

baronie.

— Z największą przyjemnością! Ale teraz muszę pani zdradzić, że ^

dziś w nocy poczułem wyraźnie zapach tych perfum w moim pokoju.

Czy to nie urocza zagadka?
Edith zastanawiała się przez chwilę, co jest bardziej właściwe:

przemilczeć czy skłamać? Ale w końcu zdecydowała się na prawdę.

— Baronie, wyznaję, że byłam dziś w nocy przez kwadrans w pań-

skim pokoju, stąd ten zapach perfum — zakończyła z wahaniem.

— No, nie! I ja stary głupiec, przegapiłem tę sytuację? — Baron,

uśmiechając się zdumiony, patrzył na Edith, matka zaś była
przerażona. — Dziecko, co ja słyszę? Czyś ty oszalała?

— Mamo, to była przecież noc sensacji! Musiałam się jak najszybciej

ukryć, żeby mnie nie przyłapano na podsłuchiwaniu. Uciekłam więc do
pokoju naprzeciwko, należącego do naszego drogiego barona, co
stwierdziłam dopiero dzisiaj, kiedy spojrzałam na tablicę z kluczami.
Przysięgam, że barona nie było w pokoju, przysięgam, że ani niczego
nie ukradłam, ani nie rozglądałam się ciekawie. — Edith podała
starszemu panu rękę. — Czy będzie mi pan mógł wybaczyć ten nietakt,
jeśli

background image

w stosownej chwili wyjaśnię panu, dlaczego musiałam to zrobić w

imię dobrej, a może raczej złej sprawy

9

Baron z czułością potrząsnął ręką Edith. — Dziecko, skoro nie

zostawiła pani niczego prócz uszczęśliwiającego zapachu Shalimara,
stary Rüdinger nie może mieć do pani żalu.

— Edith, teraz domagam się z całą stanowczością, abyś natychmiast

wyjaśniła mnie i panu baronowi, jaką sensację znów odkryłaś.

— W żadnym wypadku, mamo, w każdym razie jeszcze nie dziś.

Przekazałam moją wiedzę odpowiedniej osobie. Poczekajmy, co
będzie dalej. — Edith skinęła przyjaźnie głową, wstała i przeprosiła
mamę i barona, mówiąc, że musi pójść do swojego pokoju, aby się
przebrać.

— Edith!
— Mamo, tylko nie krzycz, proszę! Popatrz, nadchodzi Ta i-tai. ta

niewierna dusza, a za nią oczy wiście Laura. A więc, baronie, nie
gniewa się pan na mnie?

— Ależ skądże! Mogę pani tylko podziękować, piękna dziewczyno;

niestety, nie mam odwagi prosić o powtórzenie wizyty. Myślę, że
mama byłaby niezadowolona. — Oboje podali sobie z uśmiechem
ręce, po czym Edith podniosła Tai-tai, posadziła ją matce na kolanach,
następnie wzięła Laurę za kark i położyła baronowi na ręku. — No,
teraz oboje macie coś do głaskania. Ja muszę się spieszyć, żeby zdążyć
na lunch!

— Shalimar, droga pani Schlüter, Shalimar!
— Niech pan tylko nie robi teraz miny, jakby miał pan przed sobą w

myślach cały Paryż! Dziś jest to miasto takie samo jak wiele innych i
traci powoli swój urok.

— Zgadza się! Ma pani całkowitą rację; to nie jest już dawny Paryż.

Czy to nie zabawne: my się zestarzeliśmy, a miasto naszych
najpiękniejszch lat stara się ze wszystkich sił wyglądać możliwie
młodo i nowocześnie. To już nie dla mnie. — Głaskał Laurę
zamyślony, pani Schlüter głaskała Tai-tai. Oboje pogrążyli się we
wspomnieniach.

** *
Kiedy Edith schodziła na lunch, spotkała na schodach Betty von

Wiesengrün. Jak gdyby to było od dawna ich zwyczajem, Edith
położyła

background image

dłoń na chudym ramieniu Betty i zapytała z uśmiechem: — O, Betty,

moja nowa przyjaciółka! Czy pani dobrze dziś spała po mojej wizycie?

Betty pogładziła Edith delikatnie po pięknej dłoni. — Nie mogłam od

razu zasnąć, droga Edith, kiedy człowiek przez tyle lat nie miał
prawdziwych kontaktów z ludźmi, musi się najpierw oswoić z
radością, jaką przynosi mu fakt zawarcia niespodziewanej przyjaźni z
tak miłą dziewczyną jak pani. Nie uwierzy pani, ale ja, stara kobieta,
uroniłam nawet kilka łez radości. Nagle stwierdziłam, że wszystko tu
jest znacznie piękniejsze, weselsze, przyjemniejsze niż dotąd.
Chciałam pani podziękować za wczorajszą miłą wizytę. — Edith
przystanęła, wspięła się na palce i pocałowała Betty w wychudzony
policzek.

— To było przypieczętowanie naszej przyjaźni, i dziękuję pani, że

zechciała pani uznać mnie, młode stworzenie, za swoją przyjaciółkę.

Kiedy szły dalej razem, Edith powiedziała: — Po wizycie u pani

przeżyłam coś bardzo interesującego. Wdarłam się nawet do pokoju
pewnego samotnego mężczyzny. — Edith zachichotała i opowiedziała
wszystko. — Betty, jestem pewna, że wkrótce wiele się tu zmieni, a
potem będzie tu tak przyjemnie, jak jeszcze nigdy. I bez tego pięknego
Egona i jego uroczych ciotek. Niech pani tak na mnie nie patrzy, nic
więcej pani nie powiem. Ale chciałabym prosić, aby mi pani trochę
pomogła zaprowadzić tu porządek, jeśli coś się wydarzy.

— Chętnie, ale w jaki sposób mogłabym pomóc? Jestem do głębi

poruszona. Jaka szkoda, że szef zniknął. Pani go nie zna, to naprawdę
sympatyczny i dobry człowiek. A więc, jeśli mnie pani będzie po-
trzebowała, proszę tylko zadzwonić. — Obie kobiety weszły do hallu.
Stało tam kilkoro gości, którzy czekali na posiłek. Z tarasu nadeszła
matka Edith, która dziś uśmiechnęła się do Betty szczególnie miło.

— Jeśli pani ma ochotę, może wypijemy razem kawę, moja droga?

Uważam, że to głupie, gdy każdy siedzi przy swoim stoliku i się nudzi.

Betty wyglądała tak, jak gdyby podarowano jej coś pięknego. Skinęła

tylko głową, następnie udała się, nieśmiało, jak miała w zwyczaju, do
małego stolika w jadalni. Natychmiast powitał ją uprzejmie pan Kuno,
którego bystre oczy widziały wszystko dokoła, a więc także marzenie
jego bezsennych nocy wchodzące z matką do jadalni. Podbiegł do nich,
został jednak przywołany do porządku łagodnym uśmiechem mamy.

background image

— Dziękuję, drogi panie Kuno, same znajdziemy drogę do swojego

stolika. Tam idą hrabiny, one z pewnością przyjmą pańską pomoc. —
Mrugnięcie okiem, i pan Kuno już wyszedł naprzeciw hrabinom,
szczerze żałując, że nie może uciec przed tymi starymi czarownicami.
Przynajmniej jeszcze nie teraz... Podsunął więc krzesło najpierw
Luizie, następnie Adelajdzie, położył przed nimi menu, a przed
Egonem kartę win i zwrócił uwagę miło brzmiącym szeptem na
szczególnie drogą markę.

— Właśnie dziś nadeszło, panie von Hochheim! Znakomite, smaczne

wino stołowe. — Egon był zakłopotany. Wiedział dobrze, że ciotka
Luiza zbeszta go, jeśli się odważy zamówić drogie wino. Machnął więc
ręką odmownie i powiedział:

— Niech hrabiny zdecydują; ja niechętnie piję wino w dzień.
— No i co, drogi panie Kuno, czy wszystko w porządku? — zapytała

Luiza łaskawie, pochwaliwszy przedtem menu. — Wciąż nie ma
wiadomości od szefa?

— Nas się o niczym nie informuje, choć uważam... och. pardon, nic

mnie to nie obchodzi — szepnął Kuno wytwornie.

Luiza nastawiła uszu i zapytała również szeptem: — Nie chce pan nic

więcej powiedzieć? Rozumiem dobrze pańską niepewność.

— Chodzi o to, że wszyscy uważamy, iż już najwyższy czas, żeby

szef zaczął się troszczyć o ten cały kram. Wiele rzeczy bowiem
powinno tu wyglądać całkiem inaczej.

— Bardzo mądrze pan mówi, panie Kuno! Chętnie bym z panem

porozmawiała na ten temat. Z pewnością pan wie, że my troje mamy
pewne prawa do tego hotelu?

— Opowiadano mi o tym, i między innymi dlatego się martwię.

Pardon, widzę, że baron Rüdinger na mnie kiwa. Pozwolę sobie za
chwilę do pani wrócić.

— Niech pan idzie, mój drogi. Należy być zawsze do usług gości,

wówczas wszystko będzie grało. — Luiza uśmiechnęła się
przychylnie. Kuno udał się więc w kierunku barona Rüdingera, który
uśmiechnął się do niego ukradkiem.

— No, jak tam, mój drogi, czy te jadowite żmije pana nie ukąsiły?
— O, nie, panie baronie, ja sam podłożyłem minę, która eksploduje,

kiedy tylko zechcę.

background image

— Darzbór, mój drogi! Już coś niecoś słyszałem i jestem dość

zainteresowany upolowaniem zdobyczy. A co dziś nowego? Hm,
pstrągi, całkiem nieźle. Jadłem już gorsze rzeczy. O co to ja chciałem
jeszcze zapytać... Kiedy wybuchnie pańska mina?

— Jeśli wszystko będzie przebiegało tak, jak zaplanowałem, to

jeszcze dziś, panie baronie, przed popołudniową herbatą.

— W każdym razie to ładnie z pana strony, że nie chce pan zakłócać

mojej poobiedniej drzemki swoją eksplozją! — Baron skinął głową
Kunowi, który złożył kartę win, jak gdyby pertraktował z gościem na
temat jego życzeń dotyczących wina. Ukłonił się i poszedł na zaplecze,
następnie do kuchni i stanął przez szefem, który właśnie wkładał
pstrągi do wody.

— Zaraz po posiłku idź do swego pokoju. Przyjdę tam do ciebie. Na

godzinę trzecią umówię się z hrabiną na plotki dotyczące kierownictwa
hotelu i chcę, żebyś wystąpił razem ze mną.

— Jako szef kuchni czy szef hotelu, który właśnie wrócił?
— Po prostu jako szef hotelu, bez wąsów. Odkleimy je, a Bertę trzeba

uprzedzić, że dziś wieczorem będzie znów musiała gotować.

— Kuno zniknął z powrotem w jadalni, a po drodze eleganckim

gestem nalał Betty do szklanki smacznej, świeżej wody, do której
ruchem rozdającego szczęście boga wrzucił plasterek cytryny. — Czy
odpowiada pani kolejność potraw, panno von Wiesengrün?

— Dziękuję, mój drogi, cieszę się na pstrągi.
Kuno obsłużył jak należy również gości przy innych stolikach,

następnie podszedł do stolika hrabiny, odwzajemnił głupawy uśmiech
Adelajdy i na pytające spojrzenie Luizy podszedł do niej i szepnął
cicho:

— Jeśli parli hrabina nie ma nic przeciwko temu, pozwolę sobie

przyjść na górę, aby podzielić się z panią moimi obserwacjami.

Luiza skinęła głową i powiedziała nieco głośniej: — Dobrze, mój

drogi, około trzeciej proszę nam przynieść na górę szczególnie mocną
kawę.

Ani Adelajda, ani Egon nie zostali o niczym poinformowani, tak że

Egon poczuł się trochę dziwnie i nie smakowały mu ani pstrągi, ani su
flet z ryżu. Przeklęta stara czarownica! Co to wszystko ma znaczyć?

Również dla Laury i Tai-tai ten lunch się skończył bez szczególnych

sensacji, bowiem dzień rybny był dla nich zawsze czarnym dniem.

background image

Tai-tai leżała u stóp swojej pani, a Laura podbiegła do Bell i. która

pogłaskała psa trochę bezmyślnie, ale z czułością.

— No i co, piesku, nie podoba ci się zapach ryb?
— Hau! — Co należało przetłumaczyć jako „nie".
— No, już dobrze, już dobrze, Lauro! Połóż się na poduszce i śpij. —

Laura rzuciła jej wymowne spojrzenie, ale Bella miała jeszcze wiele
pracy i nie mogła poświęcić psu więcej czasu.

Zjedzono suflet z ryżu, a po posiłku goście udali się albo do ogrodu,

albo na taras, albo całkiem po prostu do pokoi, aby odbyć popołu-
dniową drzemkę. Tak uczyniły Luiza i Adelajda, a Egon niechętnie
poszedł za nimi.

Luiza powiedziała do Egona: — Teraz nie jesteś mi potrzebny, ale

przyjdź do nas około trzeciej. Jak wiesz, zamówiłam kawę. Pan Kuno
przyniesie ją nam osobiście na górę.

— Dla wprawy można by wybadać tego poczciwca — uśmiechnął się

Egon ironicznie, po czym pożegnał się z drogimi cioteczkami jak
dobrze wychowany siostrzeniec i poszedł własną drogą.

Pani Schiuter, baron i Betty siedzieli razem, popijali kawę i stwier-

dzili, że tak jest znacznie przyjemniej, niż gdyby każde z nich siedziało
samo. Sam, jak zwykle, siedział pan prokurator, który zdziwił się,
kiedy Kuno oprócz rachunku do podpisu podsunął mu na tacy jeszcze
jakąś kartkę, na której było napisane: Pewien gość tego hotelu prosi
Pana, aby zechciał Pan przyjść około trzeciej na rozmowę. Oczekuje
Pana w biurze hotelowym. Proszę o zachowanie dyskrecji.

Prokurator złożył kartkę i schował ją do kieszeni; skinął tylko głową,
nie patrząc na Kuna, i dalej czytał swoje fachowe pismo. Wcale go nie
poruszył ten niezwykły list.

Kuno przebiegł przez hall, wyszedł na dwór, po czym udał się do

budynku dla personelu i zniknął tam w pokoju Thea. Ten już czekał na
niego. Odkleił wąsy i posmarował sobie górną wargę kremem,
ponieważ ta paskudna żywica straszliwie piekła. Czapkę kucharską
rzucił na łóżko, za nią fartuch, na to chusteczkę na szyję i teraz
wyglądał znacznie mniej zabawnie. Spojrzał na przyjaciela pytająco i
wskazał na teczkę, którą znalazł w swojej szafie.

— To twoja teczka?
— Tak. Zapowiedziałem się na trzecią do hrabin. Usiądź, stary,

ponieważ teraz sprawa przybrała poważny obrót i nie będzie się toczyła

background image

w operetkowym stylu jak dotychczas. — Usiedli przy stole; Theo

zamknął przedtem okno. — Czy masz tu twój egzemplarz testamentu?

— Nie. leży w kasie pancernej w biurze.
— To przynieś go! Tylko zaraz wracaj! Od kleiłeś już wąsy? Więc

teraz uważaj; jeśli cię ktoś spotka, zasłoń usta dłonią.

— Człowieku, wydajesz rozkazy jak feldmarszałek.
— Czuję się raczej jak kat Paryża.
— A kto będzie udawał pomocnika kata?
— Żeby było śmiesznie, pan prokurator.
Theo pobiegł szybko przez podwórze, wszedł tylnym wejściem i po

chwili był w biurze, gdzie Laura i Bella spojrzały na niego jednakowo
zdumione. Znów mamy prawdziwego pana? A więc pozostaje tylko
merdać ogonem. Ale Bella patrzyła na Thea nieco przestraszona.

— Theo! Wąsy!
— Zdjęte. Już niepotrzebne. Dziewczyno, bądź tak dobra i pohamuj

swoje nerwy. Kuno chce dziś wszystko załatwić. Daj mi klucze do
kasy, muszę wyjąć moją teczkę.

— Theo, co się dzieje? — Bella stanęła obok niego, kiedy szukał

właściwego klucza do schowka w szafie. Przy okazji stwierdził, że za
szerokimi drzwiami od kasy nikt ich nie może zobaczyć, więc
pocałował ją w policzek i mruknął; — W tej chwili nie ma czasu na nic
więcej. Reszta przyjdzie potem.

— Theo, boję się! Myślisz, że wszystko pójdzie po twojej myśli?
— To już zależy od Kuna. A on by nie zaczynał, gdyby nie był

pewien swego. Całuję cię, dziewczyno, i pamiętaj, że cię kocham.

— I już był na dworze, a Bella została z zamętem w głowie. Właśnie

ktoś zapukał do okienka: w hallu stała Edith. Bella szybko otworzyła, a
Edith zapytała:

— Mogę wejść?
— Oczywiście, Edith! O Boże, serce mi wali jak młotem i nogi się

pode mną trzęsą.

— Pani wie dużo, ja wiem co nieco, a więc połączmy wszystko.

Usiądźmy sobie w kąciku, zapalmy papierosy i każmy sobie podać
mocną kawę. Zgoda?

Bella tylko skinęła głową; wiedziała przecież, że mężczyznę, którego

darzy uczuciem, czekają teraz ciężkie godziny. Edith zawołała blęd-

background image

nie po włosku do Enrica, żeby jak najszybciej przyniósł do biura dwie

mocne kawy, i po chwili stały przed nimi filiżanki z wonną mokką.

— Edith, czy pani wie, że Bruckner i doktor chcą dziś zakończyć tę

obrzydliwą sprawę?

— Doktor Lóbell szepnął mi coś na ten temat; nie wiem dokładnie, a

więc pozostaje nam, jako grzecznym dziewczynkom, czekać. A gdzie
jest nasz piękny Egon?

— Pytał mnie jakiś czas temu, o której otwierają w miasteczku

pocztę. Pytał też, czy nie mam blankietu przekazu pocztowego. Ale nie
miałam.

— Och, nasz pupil, jako lubiący porządek mężczyzna, zamierza z

pewnością wpłacić na swoje konto pieniądze, które wczoraj ukradł
kochanym cioteczkom.

— Co pani mówi! Czyżby Egon...
— Tak, z całą pewnością, i nie po raz pierwszy, jak mi to zdradziła

jego sprawność.

— Edith, albo mi pani powie, co pani wie, albo proszę milczeć.

Jestem bardzo zdenerwowana.

— Wobec tego opowieść o mojej wczorajszej, sensacyjnej nocy

będzie dla pani miłą rozrywką. — Edith pogłaskała Belle z uśmiechem
po głowie, rozsiadła się w fotelu i przedstawiła barwną relację z
minionej nocy. Oczy Belli stawały się coraz większe i ledwie mogła
przełykać aromatyczną kawę. Kiedy zaś Edith wspomniała, że
widziała, jak z pokoju Belli wysunęła się męska noga w kuchennym
uniformie, Bella wstała, ukryła czerwoną twarz za plecami Edith i omal
się nie roześmiała.

— To nie jest wcale tak, jak pani, być może, myśli.
— Z pewnością nie. ale to było zabawne. To jeszcze nie koniec

sensacji! — Teraz Edith opowiedziała wszystko, co wiedziała, a Bella
słuchała w napięciu.

— Od samego początku zauważyłam, że pani jest bystrą osóbką,

Edith. Naszemu Kunowi od początku pani nie wierzyła.

— Zgadza się, a jeśli Edith Schlüter czymś się zainteresuje, to nie

spocznie, póki się nie dowie prawdy.

Potem rozmawiały o Betty von Wiesengrün. Bella przyniosła księgę

rachunkową i pokazała jej rubrykę. — Proszę spojrzeć, już w ubiegłym

background image

roku, tak samo jak w tym, Bruckner wyznaczył dla panny von

Wiesengrün tylko połowę ceny za pokój i wyżywienie. Powiedział mi,
że jego wuj również tak robił.

— Uważam, że to wspaniałe! My obie także powinnyśmy polubić tę

samotną kobietę i uprzyjemnić jej pobyt tutaj. Mama również bardzo
się troszczy o Betty,

I tak gawędziły dalej. Bella powoli się uspokoiła. Nagle ktoś zapukał

energicznie w okienko. Był to pan prokurator, który na pytanie Belli, w
czym mogłaby mu pomóc, odpowiedział krótko:

— Pewien mężczyzna chciał ze mną mówić o godzinie trzeciej.

Czekam na niego w małej palarni. Proszę go tam skierować. —
Okienko się zamknęło, a obie kobiety popatrzyły na siebie zdumione.

— O trzeciej? Bello, to musi mieć związek z naszą sprawą. Oto wraca

także ulubieniec bogów! — Edith wskazała na Egona, który wchodził
po schodach eleganckimi krokami, klepiąc swawolnie po drodze oba
jelenie. — Patrzcie, jaki wesoły! Na pewno wpłacił niezłą sumkę.
Bogu dzięki, że on nie jest synem mojej matki.

W pokoju Thea bynajmniej nie panowała radosna atmosfera. Obaj

mężczyźni z lupami w dłoniach siedzieli nad czterema egzemplarzami
testamentu. Kuno ze złością rzucił swoją lupę na papiery i oznajmił:

— Te kanalie dokonały fałszerstwa w sposób dziecinny, bezczelny i

arogancki. Te chciwe bestie podpadłyby już przy pierwszej
ekspertyzie, którą byś zlecił!

— Sam jednak widzisz, że ich bezczelność przyniosła zamierzony

skutek; przynajmniej do czasu, gdy przypadkiem, pół roku temu, wpadł
mi w ręce mój egzemplarz testamentu i gdy nagle rzuciło mi się w oczy
fałszerstwo. Czy znalazłeś w mieszkaniu jeszcze jakieś materiały?

— Dwa listy wuja, utrzymane w poważnym tonie, do jego siostrze-

nicy Luizy. Nie rozumiem dlaczego ta kobieta ukryła w schowku w
ścianie właśnie te listy, które zarzucają jej bezduszność, zakłamanie,

background image

brak szacunku i malwersacje. Przeczytasz je potem sam w spokoju. Ja

muszę teraz przyjrzeć się miejscom, w których stwierdziłem
niezgodność ich odpisów testamentu z twoim. Miejsca te tylko w
twoim odpisie zostały sfałszowane. Pozostałe trzy odpisy brzmią
jednakowo. Twoja kuzynka Luiza była zbyt leniwa na to, aby
sfałszować wszystkie cztery egzemplarze. Okazuje się, że każdy
przestępca popełnia jeden podstawowy błąd!

Kuno z poważną miną oddał przyjacielowi listy jego wuja, wziął do

ręki szczególnie mocną lupę, aby dokładnie przyjrzeć się
sfałszowanym miejscom, po czym zaznaczył je prawie niewidocznie.
Następnie schował wszystkie cztery egzemplarze testamentu do teczki.
Teraz miał czas dla Thea, który zdążył już przeczytać gorzkie listy
swego zmarłego wuja i był głęboko wstrząśnięty. On sam musiał się
wynieść przed wieloma laty z pałacu myśliwskiego, kiedy zmarli jego
rodzice. Była to sprawka Luizy, która następnie przygarnęła Egona. Te
potwory zabrały mu wówczas ojcowiznę. Teraz rozumiał również
smutny ton listów swego wuja; bardzo za nim tęsknił, ale przecież nie
mógł lekkomyślnie przerywać nauki, aby do niego wrócić. Kiedy po
latach przyjechał, było już za późno, aby okazać staremu wujowi
jeszcze trochę miłości.

Pewnym pocieszeniem dla Thea było to, że starszy pan wpadł

wówczas na wspaniały pomysł, aby swój pusty dom przekształcić w
hotel. Dzięki temu nie był już. dłużej taki samotny. Fakt, że już
wówczas był w stanie wytrzymać towarzystwo swoich siostrzenic i
Egona tylko przez jakiś czas i że oddał im swoje stare mieszkanie w
mieście, mówi samo za siebie; potwierdziły to zresztą jego listy.

Theo odłożył je na bok, przetarł oczy, spojrzał na Kuna i westchnął:

— Jeszcze dziś serce mi się ściska z powodu tego staruszka. Miał
nadzieję, że siostrzenice oraz Egon okażą mu choć trochę
wdzięczności, a spotkał się jedynie z okrutną podłością. Ten Egon to
przeklęty łotr i powinien trafić do więzienia.

— W dodatku nadal zajmuje się okradaniem ciebie, jak mnie

poinformowała Edith. — Kuno zrelacjonował przyjacielowi szybko
również i tę sprawę, a Theo zaklął siarczyście, uderzając dłonią w stół.

— Nędzny prostak! Okrada samego siebie, jeśli tak na to patrzeć. Ale

poczekaj nie ominie go policzek według wszelkich reguł sztuki!

background image

— Dopiero wówczas, kiedy załatwimy już wszystko inne, bardzo cię
o to proszę. A teraz posłuchaj, jak sobie wyobrażam cały przebieg

akcji. — Kuno spokojnie przedstawił swój plan, następnie spojrzał na
zegarek i poinstruował przyjaciela: — Najpierw się przebierzesz.
Staniesz się z powrotem Theo Brucknerem! Szef już się odnalazł,
właśnie powrócił. We własnej osobie pójdziesz do biura i poprosisz
sekretarkę, aby zadzwoniła do hrabin z informacją, iż Kuno prosi, aby
mógł przyjść pół godziny później.

— A po co ta zwłoka? — Theo właśnie przeobrażał się z szefa kuchni

w szefa hotelu.

— Ponieważ chcę sobie zapewnić posiłki. Może się zdarzyć, że

będziemy potrzebowali nie tylko świadków z przeszłości, ale również
prokuratora. — Kuno roześmiał się niemal ubawiony. — A tego mamy
pod ręką. Już się cieszę na widok jego miny, kiedy się przekona na
własne oczy, że jestem adwokatem, doktorem Lóbellem, którego
nazwał głupcem. Ty jednak pozostaniesz w biurze i będziesz czekał, aż
cię wezwę. I nie przerażaj innych gości swoim niespodziewanym
powrotem.

— Kuno, czy wierzysz mi, że czuję się prawie tak sarno jak Bella?

Drżą mi kolana!

— Niech sobie drżą! Nikt tego nie widzi. Ale teraz zmykaj stąd.

Zawołam cię, jak przyjdzie twoja kolej. — Kuno skinął przyjacielowi
głową uspokajająco i wyszedł z pokoju. Theo udał się do biura, a Kuno
pospiesznie na górę do pokoju 23, gdzie zapukał do drzwi i na wesołe
„proszę" barona wszedł do środka.

Baron zdumiony spojrzał znad gazety. — O. czego to szanowny

pędziwiatr chce ode mnie?

— Zaczęło się, drogi baronie! Czy weźmie pan w tym udział?
— Wezmę. Czy to coś poważnego, doktorze?
— Niewątpliwie. Chciałbym prosić pana w interesie mojego

przyjaciela Thea, aby pan był do mojej dyspozycji, kiedy później
będziemy musieli rozpocząć wielkie przesłuchanie. Niech mi pan
wierzy, od dawna wolę być obrońcą niż oskarżycielem. Ale tego także
tu mamy — to nasz pan prokurator, którego również w to wciągnę. A
pana, panie baronie, proszę o to, aby pan tuż po trzeciej wyszedł na
korytarz. Z uwagi na innych gości niech pan się zachowuje możliwie
swobodnie, ale dyskretnie. Spotka pan tam

background image

pannę Schlüter. Niech państwo chwilę porozmawiają, aż świadkowie

zostaną wezwani do sali rozpraw.

— Zrobię, jak pan sobie życzy, panie doktorze! Ze względu na

pamięć mojego drogiego przyjaciela chętnie upoluję te dwie wstrętne
baby i ich siostrzeńca, nicponia! A co potem z nimi będzie?

— Tu muszę pozostawić Theo Brucknerowi. Gdyby pan prokurator

przebywał tu z urzędu, Theo nie mógłby o niczym decydować, ale jako
gość hotelu jest on tylko prawnikiem. Ale z pewnością zrobi wrażenie
na tej trójce, i taki jest mój zamiar. A więc bardzo proszę, aby pan był
punktualnie na korytarzu.

— Rüdingerowi można wiele zarzucić, ale nie brak punktualności; tę

Prusacy należycie mi wpoili. — Jeszcze krótkie, nerwowe uśmiechy z
obu stron, po czym Kuno zbiegł na dół.

W hallu o tej porze było spokojnie. Kuno zapukał krótko w okienko;

Bella natychmiast je otworzyła, trochę wzburzona, trochę
zarumieniona z przejęcia, i szepnęła mu, że pan prokurator czeka już w
palarni. Kuno spojrzał przekornie na Thea, który stal za biurkiem, i dal
Belli prztyczka w ładny nosek.

— A gdzie jest Laura? Żeby nam znów nie urządziła polowania na

sznycel.

— Jest tutaj, u mnie, i nie wypuszczę jej, póki szef nie wróci już po

wszystkim.

— Gdyby któryś z gości się dopytywał, niech pani odpowie

swobodnie i beztrosko, że szef już wrócił. — Kuno skinął Belli głową,
ścisnął pod pachą swą ważną teczkę i wszedł do palarni. Siedział tam
prokurator, rozparty wygodnie w fotelu, pogrążony w najnowszym
numerze swego ulubionego fachowego pisma. Kiedy wszedł Kuno,
podniósł głowę i powiedział niedbale: — Ach, to pan, panie Kuno.
Proszę mi przynieść kawę, czekam tu na kogoś, kto pragnie ze mną
porozmawiać.

— Uśmieje się pan, panie prokuratorze, ale tego nie zrobię. — Kuno

położył teczkę na stole,, usiadł i spojrzał przyjaźnie na zdumionego
prokuratora. — No i co pan na to?

— Nie rozumiem pana.
— Ciekaw jestem, co pan sądzi o mojej głupkowatej twarzy, panie

prokuratorze? Pozwoli pan, że mu przypomnę. Jestem doktor Löbell.

background image

— Kuno ukłonił się uprzejmie, po czym roześmiał się jowialnie. —

Niech pan mi wybaczy to stwierdzenie, ale w tej chwili pańska twarz
ma również głupkowaty wyraz.

— Coś podobnego! Poskarżę się w biurze. — Prokurator zdawał się

być zły. Wstał, ale Kuno zatrzymał go z uśmiechem.

— Wszystko się zgadza, panie kolego. Kuno, który całkiem dobrze

grał tu rolę szefa sali jadalnej, prywatnie jest adwokatem. Dobrze mnie
pan rozpoznał.

— O co panu chodzi? Uważam, że to wcale nie jest śmieszne.
— Przybrałem tę postać w interesie mojego przyjaciela i pracodawcy,

Thea Brucknera, aby wykryć troje przestępców. A gdzie jest
powiedziane, że zawsze trzeba działać ze śmiertelną powagą? Tym
razem postanowiłem spróbować na wesoło.

1

Prokurator na powrót usiadł, złożył dłonie i zapytał rzeczowo:
— A zatem, jak rozumiem, jest pan tu służbowo?
— Jak najbardziej. Musi pan przyznać, że jako szef sali zamas-

kowałem się całkiem nieźle. — Kuno uśmiechnął się przyjaźnie do
sztywnego mężczyzny. — Muszę panu powiedzieć, że nie było to
wcale takie proste. Mam nadzieję, że pan może mi wystawić dobrą
ocenę, panie kolego?

— Niewątpliwie muszę. A skoro już sprawy tak się mają, powinie-

nem pana przeprosić za ten „głupkowaty wyraz twarzy".

— Ależ ja się wcale na pana nie pogniewałem! Bardzo mnie to

ubawiło! A jeśli moja twarz rzeczywiście ma głupkowaty wyraz, to
mam nadzieję, że ja sam taki nie jestem. To tyle wstępu. A teraz
poważnie do rzeczy, i proszę, aby zechciał mnie pan przez kwadrans
posłuchać i nie odmawiać swej koleżeńskiej pomocy.

— Oczywiście, jestem do pańskiej dyspozycji, drogi doktorze, o ile to

nie będzie w sprzeczności z moim sumieniem.

— Nie mam co do tego wątpliwości. — Kuno wyciągnął z teczki

cztery kopie testamentu i poprosił: — Zanim zapozna się pan z treścią
tych dokumentów, proszę mi coś powiedzieć o tych miejscach.

Prokurator powoli włożył na nos okulary, wziął do ręki egzemplarz

Thea, obejrzał go dokładnie, następnie trzymał przez chwilę pod
światło. — Uważam, że w tym dokumencie niewątpliwie poczyniono
jakieś zmiany. Wytarto jedne słowa, dopisano nowe,

background image

a niektóre zastąpiono innymi. Czy mogę zobaczyć jakiś inny

egzemplarz?

— Egzemplarz, który pan właśnie obejrzał, to odpis testamentu

hrabiego Beau de Marchell, który trójka jego spadkobierców przysłała
Brucknerowi na Majorkę, gdzie wówczas przebywał. Trzy pozostałe,
jednakowo brzmiące egzemplarze są w posiadaniu reszty spadkobier-
ców. Zgodnie z kopią testamentu przeznaczoną dla Thea, wszystkie
cztery osoby są równoprawnymi spadkobiercami, natomiast trzy
pozostałe egzemplarze są całkiem innej treści. Bardzo proszę, aby
zechciał pan przyjrzeć się szczególnie dokładnie zaznaczonym przeze
mnie miejscom.

— Do diabła, to pachnie lepszym świństwem! — powiedział

prokurator po jakimś czasie i położył trzy egzemplarze na stole. — A w
jaki sposób zdobył pan te dokumenty?

— Ten sfałszowany dał mi mój przyjaciel Theo. Trzy pozostałe

ukradłem dziś w nocy, przyznaję pokornie.

— Patrzcie, patrzcie, wykroczenie obrońcy?
— Dla dobra sprawy. — Kuno wytłumaczył prokuratorowi cel i

rezultat nocnej podróży do Stuttgartu, następnie ciągnął dalej: — Poza
tym muszę przyznać, że mam wielkie szczęście; spotkałem tu
mianowicie świadka z czasów, kiedy jeszcze żył hrabia. Prócz tego
pewna kobieta widziała, jak wczoraj w nocy popełniono tu potrójną
kradzież.

— Czy mogę prosić o krótkie sprawozdanie?
— Panna Edith Schlüter zauważyła Egona von Hochheima, siost-

rzeńca hrabin Beau de Marchell, jak ukradł klucze panny Ftirmer z jej
biura. Obserwowała go następnie, jak z damskiego salonu skradł z
gabloty cenne przedmioty, co było możliwe dzięki skradzionym
kluczom; kilka godzin później zaś panna Schlüter widziała, jak Egon
von Hochheim ukradł z walizki swojej ciotki, hrabiny Luizy, znaczną
sumę pieniędzy. Myślę, że to panu wystarczy.

— Choć nie ważyłbym się jeszcze ferować wyroku, już teraz jestem

niemal pewien, że za to wszystko zebrałoby się kilka lat —
odpowiedział prokurator z lekkim uśmiechem.

— A za to tutaj, panie kolego? — Kuno, zirytowany wskazał palcem

na sfałszowany testament.

background image

— To nie jest prosty przypadek, ponieważ łączą się tu rozmaite

wykroczenia. Ale to omówimy później. Jaką rolę wyznaczył pan mnie
w tej całej sprawie?

— Chodzi mi tylko o to, żeby okazał pan pewne zainteresowanie

hrabinami. Myślę, że to wystarczy, żeby te babsztyle zaczęły się trząść
jak galareta.

— Proszę mną rozporządzać tak, żeby została zachowana moja

prywatność.

— Będzie pan miał do odegrania tylko tę jedną rolę. Prawie nie

dopuszczę pana do głosu, co na pewno będzie panu bardzo na rękę.

— Dobrze, a więc czekam. A gdzie się właściwie podziewa ten

Bruckner, z którego powodu całe to zamieszanie?

Kuno wskazał palcem za plecy adwokata; w biurze widać było Bellę i

Thea, którego jednak trudno było rozpoznać. Prokurator spojrzał w
tamtą stronę, wzruszył ramionami i powiedział: — Tam siedzi ta ładna
sekretarka i, jak mi się wydaje, szef kuchni.

— Oboje jednakowo lubię — Kuno zmrużył oko. — Jeśli pan się

przyjrzy dokładnie, panie kolego, stwierdzi pan, że szef kuchni nie ma
już brody, a szef hotelu już się odnalazł.

— Do diabła, jeszcze i to! Ale przedstawienie! Niech mi pan powie,

kto w nim jeszcze gra?

— Nikt więcej. O wszystkim poinformowany jest tylko baron

Rüdinger, który przejrzał nas już kilka dni temu; panna Schlüter
oczywiście również się we wszystkim orientuje. Ale bardzo pana
proszę, aby pan tymczasem powstrzymał się od powitania szefa. Nie
wiem, czy Egon von Hochheim gdzieś się nie czai. Chłopak jest
przebiegły i natychmiast ucieknie, jeśli się zlęknie najmniejszego
choćby podejrzenia.

background image

XIII

Bella zatelefonowała do pokoju hrabin i oznajmiła, iż pan Kuno prosi

uprzejmie, aby mógł podać kawę pół godziny później, na co Adelajda
wyraziła łaskawie zgodę, chichocząc przy tym głupkowato:

— Ach, nic nie szkodzi, tylko proszę, niech pani powie panu Kunowi,

żeby mi przyniósł trochę ciasteczek, ładnych i bardzo słodkich!

— Oczywiście załatwię to, pani hrabino. — Bella odłożyła słuchawkę

i spojrzała wystraszona na Thea, który stanął za nią, aby posłuchać.

— O Boże, serce niemal podchodzi mi do gardła!
— Jaka szkoda, że nie mogę śledzić całej jego drogi! Ale dlaczego się

boisz?

— Drogi Theo, wiemy przecież oboje, co tu się rozegra w ciągu

najbliższej godziny. Ty też jesteś zdenerwowany. Spojrzała na niego
zalękniona.

Theo potrząsnął głową z uśmiechem i mruknął trochę gniewnym

tonem: — W każdym razie od jutra wokół tej szklanej skrzyni zawiesi
się zasłonę.

— A po co? — Bella nie nadążała myślami za rozmową.
— Żeby z. zewnątrz nie było widać, jak będę cię trzymał w ramio-

nach, jak będę cię całował albo śledził drogę twego bijącego serca.

— Theo, teraz?
— Nie, jutro!
— Chodzi o to, jak możesz teraz mówić takie rzeczy!
— Skąd mogę wiedzieć, czy jutro będą mi sprawiały tyle radości? A

teraz usiądź przy biurku, a ja odwrócę się plecami do hallu, aby mnie

background image

nikt nie rozpoznał. I posłuchaj spokojnie, co ci powiem. Jeśli się

wszystko nie powiedzie tak, jak byśmy chcieli, wówczas spakujemy
manatki. Twój ukochany Theo nie jest w końcu jakimś nędznym
wędrowcem; najpierw pojedziemy do moich przyszłych teściów, do
Glottertal — być może, znajdą jakieś miejsce dla bezrobotnego szefa
kuchni. W Schwarzwaldzie również brak jest rąk do pracy, i to byłby
mój atut. Mamy siebie i naszą miłość; czego nam więcej potrzeba
prócz pracy, gdyby tu miało się nie udać?

— A jeśli wszystko pójdzie po myśli twojej i Kuna?
— Wówczas twoi rodzice przyjadą tu na ślub. To chyba oczywiste. A

więc się nie denerwuj, jakoś to będzie. Za godzinę lub dwie stanie się
jasne, kto musi pakować manatki.

— Och, Theo! — Bella ujęła go mocno za rękę, skinęła mu serdecznie

głową. Właśnie Kuno zapukał w szybkę i poprosił, aby mógł zajrzeć do
środka. Bella jak zwykle podniosła okienko do góry i popatrzyła na
niego wielkimi oczami. Kuno pochylił się i rzekł półgłosem:

— Proszę się nie denerwować. Kiedy obaj z prokuratorem pójdziemy

na górę, niech Theo natychmiast zamknie główne drzwi. Goście mogą
wychodzić przez taras. Fntz niech stanie przy wejściu na dziedziniec i
w żadnym razie niech nie wypuszcza Egona von Hochheima, gdyby
ten miał ochotę wyjść. Theo ma przyjść na górę, gdy go zawołam. A
teraz koniec, i nie tracić nerwów. Pomyślcie o gościach! Proszę mi dać
zapasowe klucze do pokojów 14 i 15.

Skinął Belli głową, zamknął okienko i poszedł na górę, rozmawiając

po drodze żywo z prokuratorem. Spotkała ich Betty von Wiesengrün.
Kuno rzekł do niej bardzo uprzejmie: — Panna Hinner prosi, aby
łaskawa pani przyszła za pól godziny do niej, do biura. Będzie bardzo
rada wypić z łaskawą panią popołudniową herbatę.

— Co za miłe zaproszenie! Chętnie z niego skorzystam. Zrobię tylko

mały spacerek, a potem na herbatę.

— Po co to? — zapytał prokurator.
— Żeby Bella nie była sama, kiedy na górze będą się działy szalone

rzeczy.

Nie padło już między nimi ani jedno słowo. Przed pokojem 14 Kuno

przystanął, spróbował ostrożnie, czy przyniesiony klucz pasuje, i
błyskawicznie go przekręcił. Pułapka się zatrzasnęła.

\

background image

To samo zrobił z pokojem 15; Adelajda wprawdzie zamknęła drzwi

od wewnątrz, ale wyjęła klucz, wobec tego Kuno mógł zatrzasnąć
następną pułapkę. Prokurator śledził uważnie te poczynania. Kuno
następnie zapukał do pokoju 16 i natychmiast rozległo się życzliwe
„Proszę!" Wszedł, dając jednocześnie znak swemu towarzyszowi, aby
wszedł z nim.

Luiza spojrzała zdumiona w górę, ale Kuno natychmiast skinął jej

poufale i szepnął znacząco: — On chce także zgłosić skargę.

— To dobrze, że myśli pan również o takich sprawach, mój drogi

panie Kuno. Czy mogę prosić, aby pan łaskawie usiadł! Proszę
wybaczyć, że moja siostra jest nieobecna, musi trochę odpocząć. Ale
poproszę mojego siostrzeńca, wtedy sobie porozmawiamy. — Wstała,
poszła do pokoju obok, skinęła na Egona, który podniósł oczy znad
gazety, i szepnęła: — Kuno przyszedł, przyprowadził prokuratora,
który chce złożyć skargę. To może być dla nas bardzo cenne. A więc
przyjdź do mojego pokoju.

Egon skinął głową. Luiza wróciła do swojego pokoju. Ponieważ Egon

miał cały czas nieczyste sumienie, wziął klucz ze stołu; chciał
otworzyć drzwi wyjściowe i stwierdził, że to niemożliwe. Do diabła,
chyba któraś pokojówka zostawiła klucz w zamku! No, już on tu
zaprowadzi porządek! Przechodząc przez pokój, chwycił szybko z noc-
nego stolika klucz Adelajdy, która smacznie chrapała. Przynajmniej
jedne drzwi będzie mógł otworzyć, jeśli znudzi mu się u Luizy. Z
kluczem w ręce wszedł do pokoju ciotki, gdzie trwała już ożywiona
rozmowa. Luiza miała policzki czerwone ze zdenerwowania, bowiem
Kuno bardzo pomstował na zaniedbane gospodarstwo. Pan prokurator
uśmiechał się tylko nieprzyjemnie poruszony, ale nic nie mówił.

— Dobrze, że przyszedłeś, Egonie! Dowiedziałam się właśnie

niesamowitych rzeczy i stwierdzam, że koniecznie trzeba tu prze-
prowadzić surową kontrolę ksiąg.

Egon machnął ręką wytwornie. — Cioteczko, tylko nie tak ostro,

dopóki nie wiemy wszystkiego dokładnie! Nie denerwuj się,
najdroższa. — Usiadł obok ciotki, a Kunowi na chwilę zaparło dech w
piersi.

— Hrabino, z obowiązku zawodowego muszę pani zwrócić uwagę, że

nieuzasadnione podejrzenie, jeśli się je wypowiada, może mieć
nieprzyjemne skutki — wtrącił prokurator, wyraźnie bezosobowo.

background image

— Może, panie prokuratorze! Ale my mamy pełnomocnictwa

naszego drogiego wuja, które bezsprzecznie uzasadniają nasze prawo
do sprzeciwu i wyrażania opinii. Ale proszę dalej, panie Kuno! Niech
pan się nie obawia, że zdradzę pańskie nazwisko. Może pan być
pewien, że cała nasza trójka spadkobierców postara się o to, aby miał
pan tu jak najlepszą pozycję.

Kuno przełknął te awanse.
— Serdecznie dziękuję pani za łaskawą ofertę, ale jestem zadowolony

z mojej dotychczasowej pozycji.

— Dlaczego tak skromnie, panie Kuno?
— Od tej chwili proszę, aby państwo zwracali się do mnie moim

właściwym nazwiskiem i wszystkimi tytułami. Jestem doktor Kuno
Lóbell, adwokat, i zostałem poproszony przez mojego przyjaciela Thea
Brucknera o zbadanie niejasności zawartych w czterech odpisach
testamentu. — Chwila przerwy, po czym Egon wybiegł do sąsiedniego
pokoju, ale Kuno poszedł spokojnie za nim. — Nic z tego, panie von
Hochheim, wszystkie drzwi są zamknięte od zewnątrz. Niech pan
natychmiast wraca albo uznam pańską ucieczkę za przyznanie się do
winy.

— Do czego?
— Do sfałszowania egzemplarza testamentu, które nastąpiło za

pańską wiedzą! — Z tymi słowami Kuno położył na stole przed Luizą
egzemplarz Thea, prokurator zaś wciąż trwał przy nim w bezruchu.

— To zwykły świstek! — warknęła hrabina Luiza. — Niech go pan

zabierze! Nic nas nie obchodzi! To, że jest pan adwokatem kanciarza,
to pańska sprawa, nie nasza. Nasz punkt widzenia jest jasno i
przejrzyście ustalony w naszych egzemplarzach testamentu. Nie jest
pan w stanie stwierdzić, że przedstawiono panu potężny falsyfikat,
ponieważ nie zna pan podpisu mojego wuja. Niestety, nie mogę panu
teraz pokazać owego podpisu, ponieważ nasze dokumenty znajdują się
w sejfie, w naszym prywatnym mieszkaniu w Stuttgarcie.

— Leżały, hrabino; pozwoliłem sobie je tu przywieźć, aby oszczędzić

pani drogi. — Niemal pedantycznymi ruchami Kuno rozłożył trzy
pozostałe egzemplarze przed Luizą, musiał jednak natychmiast się
zerwać, aby przeszkodzić Egonowi, który chciał je podrzeć i zniszczyć.
— Niech pan to zostawi! To tylko pogorszy pańską sytuację. Prosiłem

background image

pana prokuratora, aby ocenił niezgodność czterech egzemplarzy tes-

tamentu. Nie mógłbym sobie wymarzyć bardziej kompetentnego
świadka. Pan prokurator potwierdzi wam również to, że na
egzemplarzu Thea Brucknera dokonano fałszerstwa na waszą korzyść
w sposób niemal dziecinny. Niech pan milczy, dopóki nie ma tu
najważniejszej osoby.

— Chwycił za telefon i powiedział tylko: — Niech natychmiast

przyjdzie! — Odłożył słuchawkę i usiadł.

— Co za przedstawienie! To bezczelność, że pan występuje tu w

interesie swojego pracodawcy, który wałęsa się gdzieś po świecie, nie
troszcząc się o firmę, która przez to przynosi nam straty.

— Radziłbym pani, hrabino — powiedział prokurator — żeby pani

spróbowała tę bardzo dla pani nieprzyjemną sprawę jakoś uporząd-
kować. — W jego głosie było coś, co kazało Luizie zamilknąć. Nie
wymieniła nawet spojrzenia ze swoim siostrzeńcem, który wyraźnie
pobladł. Nagle, niczym w jakiejś żałosnej farsie, ukazała się Adelajda,
z rozwianym włosem, okryta staromodną lizeską, w kapciach na
gołych nogach, Kiedy ujrzała zebranych, zapiszczała:

— O, Luizo, mamy gości! Mogłaś mi powiedzieć! Jak ja wyglądam!

Ale za chwilę wrócę — zapewniła obu panów pocieszającym tonem

— tylko się ogarnę. — Zachichotała i zniknęła. Zanim Luiza zdążyła

zareagować, otworzyły się drzwi jej pokoju i wszedł Theo w towarzy-
stwie Edith. Luiza wstała z fotela, spoglądając na Thea bez tchu,
następnie znów usiadła, nie zaszczyciwszy go więcej spojrzeniem ani
słowem. Fuknęła za to na Edith: — A pani co tu robi? Widzi pani, że
mam gości. Pani zachowanie jest wysoce nietaktowne.

— Moją obecność tu wyjaśni pan doktor Lóbell, hrabino. — Edith

poszła wolnym krokiem do rogu pokoju i tam spokojnie stanęła.

— Panna Schlüter zgodziła się być świadkiem w mojej sprawie
— odpowiedział Theo, nie patrząc na ciotkę ani na Egona. — Wasze

zachowanie wobec mnie skłoniło mnie do tego, abym zlecił obronę
moich interesów panu doktorowi Lóbellowi. — Mówiąc te słowa,
Theo powstrzymał się przed spojrzeniem na krewnych. Popatrzył przez
chwilę na Kuna, który kiwnął mu głową z aprobatą, i ciągnął dalej: —
Od początku wasze niewłaściwe, aroganckie zachowanie wobec mnie
zatruwało mi życie i utrudniało wykonywanie w tym domu pracy, jaką
powierzył mi mój wuj. Przypadkiem wziąłem pół roku temu do ręki

background image

odpis testamentu, który przysłaliście mi na Majorkę, i dopiero

wówczas poznałem, że w tekście ktoś robił poprawki. To byłoby
właściwie wszystko, co mam do powiedzenia. — Theo usiadł na
krześle, jak gdyby był bardzo zmęczony, podparł twarz dłońmi i śledził
uważnie dalszy przebieg akcji.

— To niesłychane! Mój siostrzeniec ośmiela się posądzać nas o

sfałszowanie testamentu! Adelajdo, czy słyszysz?

— Słyszę, najdroższa, słyszę! Och, jacy ludzie potrafią być podli!

Coś okropnego! A ja uważałam pana dotąd za miłego człowieka, panie
Kuno.

— Zamilknij, siadaj i lepiej się nie odzywaj! A teraz wróćmy do pana,

panie doktorze. Najpierw pytanie: czy pan ukradł nasze testamenty?
Chyba pan wie, że to przestępstwo?

Zanim Kuno mógł znów zaczerpnąć powietrza, prokurator powie-

dział: — Jest to działanie w obronie interesów klienta, ponieważ pan
mecenas chciał na razie uniknąć włączania w sprawę policji
kryminalnej. — Zapanowała cisza, potem Luiza znów wysapała:

— Jak pan, do diabła, dostał się do naszego mieszkania? W jaki

sposób zdobył pan klucze?

Niemal rozbawiony Kuno odpowiedział: — Bardzo prosto, hrabino.

Kiedy pani piła swoją popołudniową kawę, wszedłem na górę, po-
szukałem chwilę i znalazłem klucze. Zabrałem je, pojechałem w nocy
do Stuttgartu, gdzie miałem szczęście, ponieważ waszego portiera nie
było chwilowo na posterunku. Pani nazwisko zaś było wypisane
wyraźnie dużymi literami na tabliczce. Otworzyłem szybko drzwi, od
razu znalazłem kontakt i wszedłem do środka. A ponieważ sejfów
należy zawsze szukać pod obrazami, tak też zrobiłem i znalazłem, co
mi było potrzebne, A oto dowód: trzy leżące przed panią dokumenty!
Wróciłem w nocy i wpadłem na pomysł, który z pewnością i panią
rozbawił — żeby na rogach kamiennego jelenia powiesić klucze, które
pani z pewnością uznała już za zaginione. W końcu był to rodzaj
trofeum, a my znajdujemy się przecież w „Hotelu Myśliwskim". To
byłoby wszystko. Ale teraz nie chciałbym, aby panna Schlüter dłużej
czekała. Czy mogę panią prosić o przedstawienie nam swoich
obserwacji dotyczących tych trzech osób. — Kuno podszedł do Edith,
przyprowadził ją do fotela, gdzie siedział blady Egon, który stawał się
coraz bardziej blady.

background image

— Niech pan wstanie, ulubieńcu bogów. Trochę szybciej, bo będę

musiał panu pomóc. — Egon wstał i nagle cały blichtr zaczął z niego
opadać, w miarę jak Edith mówiła, co zaobserwowała. Również Theo
podniósł głowę, ponieważ to wszystko było dla niego nowością: widać
było po nim, że z trudem się powstrzymuje, aby nie zaatakować
kuzyna.

Tragiczny widok przedstawiała Luiza, która najpierw popatrzyła na

siostrzeńca, a potem skuliła się, jakby nie chciała niczego słyszeć. Ale
kiedy Edith opowiedziała do końca, co usłyszała i zobaczyła, Luiza
podniosła się nadspodziewanie szybko i uderzyła pięknego Egona w
lewy i prawy policzek.

— Dziękuję pani, panno Edith. Chwilowo nie będę pani dłużej

zatrzymywał — rzekł Kuno. — Czy może pani z łaski swojej poprosić
tu jeszcze pana barona Rüdingera? — Edith skinęła tylko w milczeniu
głową; pobladła podczas swej relacji. Przechodząc położyła Bruck-
nerowi dłoń na ramieniu i powiedziała cicho:

— Pójdę do Belli, na pewno się denerwuje.
— Dziękuję i proszę ją pozdrowić — padła krótka, spokojna

odpowiedź.

Ale teraz Luiza znów się ożywiła. Zapytała krótko Kuna: — A po co

tu ten stary dureń baron? Może także jako świadek?

— Oczywiście. Myśli pani, że przystąpiłem do bitwy bez wystar-

czającej ilości broni? Widzi pani tutaj te listy, które również znalazłem
w pani sejfie? Są to listy zmarłego hrabiego Beau de Marchell, w
których wypomina pani, pani siostrze i Egonowi von Hochheimowi
całą litanię grzechów. Na ten temat hrabia Beau de Marchell rozmawiał
przed laty z baronem Rüdingerem. Starszy pan to zaświadczy i będzie
to jeszcze jedno potwierdzenie prawdziwości owych trzech odpisów
ostatniej woli zmarłego hrabiego, w której panią, pani siostrę i Egona
von Hochheima wyklucza ze spadku. Starszy pan zapewne nie
przypuszczał, że wskutek prostego doboru słów użytych w ostatniej
woli ułatwi państwu jej sfałszowanie. Musieliście bardzo niewiele
zmienić, wydrapać i dopisać. — W tej chwili do pokoju wszedł baron i
powitał Thea, Kuna i prokuratora, na innych nawet nie patrząc.

— Jestem, panie doktorze! Niech pan pyta, co pan chce ode mnie

wiedzieć, ale potem proszę mnie jak najszybciej stąd wypuścić,
ponieważ

background image

niezbyt mi odpowiada tutejsze powietrze. — Uśmiechnął się pod

wąsem: — Wie pan, Shalimar jest znacznie przyjemniejszy.

Szybko, fachowo i jasno Kuno zadawał pytania baronowi, który

niemal dosłownie powtórzył rozmowę ze zmarłym przyjacielem,
hrabią Beau de Marchell. W rozmowie tej hrabia skarżył się na
nieczułość, zakłamanie całej trójki, sprzeniewierzenia i odkrytą
kradzież.

— No tak, panie doktorze, to byłoby wszystko, co mam do

powiedzenia. Mogę już odejść?

— Bardzo panu dziękuję, baronie. Oczywiście, nie jest mi już pan

potrzebny. — Po czym Theo otworzył baronowi uprzejmie drzwi, a ten
mu szepnął: —Nie podoba mi się ten interes, mój drogi. Niech pan
zrobi wszystko, aby to jakoś załatwić, nie wywołując skandalu. —Theo
tylko skinął mu w milczeniu. Zanim Kuno zaczął dalej mówić, wstał
prokurator i powiedział: — Uważam, że moja obecność tu również nie
jest już konieczna, panie kolego.

— Myślę, że mogę się z panem zgodzić, i również panu dziękuję. Już

stojąc w drzwiach, prokurator odwrócił się jeszcze i powiedział

swym chłodnym, spokojnym tonem: — Jeszcze jedno, panie kolego,

chciałbym zaproponować, aby pan tak wszystko urządził, żebyśmy
wszyscy nie musieli stawać naprzeciw siebie w sali sądowej. Bo
mogłoby to zrobić złe wrażenie. Rozumie pan, że jesteśmy tu tylko
jako osoby prywatne. — Skinął głową Kunowi i Brucknerowi i
wyszedł.

W pokoju Luizy zapadła cisza. Kuno złożył dokumenty, schował je

do teczki i cofnął się. — Theo. teraz ty zdecyduj, jak ma być dalej.
Jestem zdania, że powinienem być przy tym.

Theo stanął teraz w całej okazałości przed trójką krewnych, którzy

patrzyli na niego pełni nienawiści, a jednocześnie wystraszeni. Na
szczęście nagie wyzwoliła się wesołość Thea. Roześmiał się głośno i
szczerze, wziął się pod boki, spojrzał na trójkę krewnych i oświadczył:

— Jesteście najnędzniejsze bestie, jakie znam. Przez całe życie

spełniałem wobec was pańszczyznę, byłem zdany na waszą łaskę,
pozwalałem się wam szykanować. Zarozumiała hołota! A tymczasem
pan kuzyn dalej nas okradał, aż wkrótce zostałyby gołe mury pałacu.
Ty nędzny łajdaku! Masz szczęście, że nie mogę cię pobić, choć ręce
mnie świerzbią, żeby to zrobić!

background image

Kuno stanął koło Thea, położył mu rękę na ramieniu i upomniał go:

— Pomyśl o ostatnich słowach prokuratora. Zostaw nam zastanawianie
się, jak ukręcić łeb całej sprawie. Nie będzie to łatwe, ale widzę drogę,
która umożliwi ci załatwienie wszystkiego bez wywoływania
skandalu. Czy mogę coś zaproponować?

Theo skinął tylko głową, a Kuno wziął do ręki kartkę, na której miał

swoje notatki.

— Warunkiem mojej propozycji jest oczywiście zgoda pana

Brucknera. Powinien on unikać wszelkiego skandalu ze względu na
czcigodną pamięć ostatniego hrabiego Beau de Marchell. Ale najpierw
podkreślam z całą stanowczością: jeśli państwo nie zaakceptują moich
propozycji, zostanie złożona przeciwko wam skarga do sądu. Hrabina
Adelajda z pewnością będzie ponosiła niewielką odpowiedzialność za
wasze działania, ale pani, hrabino Luizo, i Egonowi Hochheimowi sąd
może wymierzyć wysokie kary. A więc proszę mnie uważnie
wysłuchać: mój zleceniodawca, Theo Bruckner, będzie wypłacał obu
hrabinom dożywotnią rentę, której wysokość później ustalimy. Egon
von Hochheim otrzyma tylko sumę, która umożliwi mu wyjazd jeszcze
dziś za granicę. A jeśli kiedykolwiek przekroczy znów granice
Niemiec, będzie mu groziło więzienie. Hrabinom zabrania się raz na
zawsze wstępu do ,,Hotelu Myśliwskiego". Wszelka korespondencja
między państwem będzie się odbywała za moim pośrednictwem —
nigdy wprost do pana Brucknera. Jeszcze dziś obie opuścicie ten dom.
Samochód pozostanie tutaj; odtąd nie macie już do niego prawa. Egon
von Hochheim przed wyjazdem zwróci skradzione przedmioty. Jeśli to
nie nastąpi, musi się liczyć z urzędową rewizją. Czy wszystko jasne?

— Ile? — Luiza nie mogła nic więcej wykrztusić; nawet to pytanie

przyszło jej z trudem.

— Theo Bruckner określi kwotę, która będzie przeznaczona dla

hrabin.

— Sześćset marek miesięcznie dla każdej — odpowiedział Theo

spokojnie.

— A ile przeznaczasz na podróż Egona za granicę?
— Czterysta marek, i ani grosza więcej. — Theo odwrócił się i

zapytał: — Mogę już iść? Mierzi mnie to wszystko.

background image

— Teraz chciałbym jeszcze tylko wezwać na chwilę barona, żeby

wszystko było w porządku — rzekł Kuno. — Czy panie hrabiny
przyjmują warunki?

— A cóż nam innego pozostaje, jak przyjąć tę nędzną jałmużnę? —

Luiza stała się z powrotem bezczelna i arogancka. Ale Kuno, który
właśnie chciał zamknąć swoją teczkę, spojrzał na nią ze złością.

— Czy chce pani doprowadzić do tego, że zostanie wam odebrana

część zysków z hotelu, której nieprawnie żądaliście po śmierci
hrabiego? Uzbierałaby się tego niezła sumka. Wydaje się, że pani
wciąż jeszcze nie pojęła, iż wszyscy troje jesteście przestępcami. —
Kuno nie spojrzał nawet na nią, kiwnął tylko głową przyjacielowi,
który właśnie chciał wyjść z pokoju. — Poczekaj, aż przyjdzie baron,
wtedy będziesz mógł iść. — Podniósł słuchawkę, wykręcił numer, a
kiedy zgłosiła się Bella, powiedział: — Proszę, aby pan baron jeszcze
raz tu przyszedł.

— Tak. Och, panie Kuno, jak się ma Theo? — jęknęła Bella.
— Zaraz wróci, już koniec!
Potem zrobiło się cicho, przerażająco cicho, aż znów wszedł baron

Rüdinger.

— Powiedziano mi, że chce pan jeszcze raz ze mną rozmawiać?
— Drogi baronie, chodzi tylko o to, aby pan był przy tym, jak będę

szukał w pokoju Egona Hochheima rozmaitych ładnych, małych
przedmiotów, które zniknęły z gablot hotelowych. Powodzenia, Theo,
niedługo wrócę. — Potem Kuno wyciągnął ładny, niezbyt duży
rewolwer i popchnął nim Egona do jego pokoju. Wystraszony jak
szczur, który czuje silniejszego przeciwnika, Egon szedł przed nim,
następnie rozłożył na stole rozmaite „znaleziska". — Czy to wszystko?

— W tym roku tak — padła bezczelna odpowiedź.
— A w latach ubiegłych?
Egon wzruszył niedbale ramionami. — Czy uważa pan, że obciążał-

bym się takimi dowodami? Wszystko sprzedane, panie doktorze. Ale
jedno chciałbym panu jeszcze powiedzieć: jestem panu niemal
wdzięczny za to, że wściubił pan nos w nasze sprawy. Wreszcie mogę
się uwolnić od tych wstrętnych, starych pudeł. I niech pan będzie
pewny jednego: nie wyjeżdżam za granicę jako biedak.

— Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej, przeklęty łotrze! — Kuno

omal nie wybuchnął śmiechem z powodu cynizmu, który piękny Egon

background image

tak szczerze i swobodnie objawił. — A więc jazda, pakować manatki!

Pan ma wyjechać jako pierwszy. Pieniądze otrzyma pan na dole, u pani
Hirmer, a potem precz stąd! I nie zapominać, że jeśli jeszcze jutro
będzie pan w kraju albo przyjdzie panu do głowy wracać, zostanie pan
natychmiast aresztowany.

— Uważa mnie pan za głupca? To mnie obraża.
Potrząsając głową Kuno obserwował, jak Egon pakuje swoje walizki.

Nie zapomniał o niczym; z bezwstydnym uśmiechem zabrał nawet z
umywalki kawałek hotelowego mydła: — Czy to można wiedzieć?
Mydło też kosztuje.

Kuno machnął tylko ręką w stronę drzwi, zamknął je i nie-

postrzeżenie kierując broń na Egona, poprowadził go po schodach na
dół. Egon zapukał do okienka, Bella natychmiast mu otworzyła, blada i
roztrzęsiona. Egon powiedział tylko krótko: — Wypłacić czterysta
marek! — Bella spełniła ten rozkaz niemal jak automat; odliczyła
pieniądze, które Egon natychmiast schował. Następnie w towarzystwie
Kuna wyszedł przez wahadłowe drzwi. — Za kwadrans odchodzi
autobus na dworzec: niech pan się pospieszy, jasne?

— Mógłby się pokazać służący, kiedy goście odjeżdżają.
— Niestety, zajęty jest rozpalaniem w piecu: musi przygotować

ciepłą wodę dla przyzwoitych ludzi.

— Szkoda, bo nie lubię nosić walizek.
— Można się do tego przyzwyczaić, zapewniam pana.
Kuno poczekał, aż Egon ze swymi bagażami zniknął za bramą parku.

Potem zawołał do Belli. aby przysłała mu do pokoju hrabiny starą
Bertę. Sam znów udał się na górę i zastał tam dość zabawną sytuację:
baron mianowicie stał ze starym parasolem w ręce naprzeciw hrabin,
które przyglądały mu się z nienawiścią.

— Dzięki bogu. że pan wrócił, bo już mi ręka omdlała. Czy mogę

odejść? Uważam, że gdzie indziej jest znacznie przyjemniej.

— Dziękuję, baronie! Nie jest mi pan już potrzebny.
Baron Rüdinger zniknął, a zaraz potem weszła stara, wierna Berta.

Natychmiast zawołała do Kuna:

— Tylko proszę szybko! Muszę przygotować kolację, bo teraz

zniknął szef kuchni.

background image

— Chciałbym tylko, aby pani pomogła hrabinom spakować walizki.

Te damy pragną jak najprędzej stąd wyjechać. Muszą koniecznie
zdążyć na pociąg o piątej.

— No to dalej, hrabiny! Bo czas potężnie nagli! — Wierna dusza o

nic nie pytała, nic nie powiedziała, wyciągnęła tylko wszystkie
manatki z szuflad i szaf, zdjęła z szafy walizki i zanim siostry zdążyły
coś powiedzieć, raz-dwa wszystko było spakowane. Po czym wzięła do
rąk ich płaszcze i wszystko było gotowe. Berta zadzwoniła energicznie
na służącego. Niemal natychmiast zjawił się Fritz, jak gdyby
przeczuwał, że czeka na niego praca; wziął walizki i powiedział któtko:
— Do auta czy do najbliższego autobusu?

— Do autobusu, hrabiny nie życzą sobie jechać samochodem.
— To lepiej. — I wyszedł, a Luiza i Adelajda za nim; jeszcze niczego

po sobie nie pokazywały. Kuno szedł obok nich niczym pogromca,
poważny i bezlitosny. Dokładnie tak samo jak uprzednio Egona,
odprowadził damy do drzwi, minął jelenie i poszedł z hrabinami do
bramy parku, gdzie Fritz postawił walizki i zapytał: — Mam czekać, aż
przyjedzie autobus?

— Nie ma takiej potrzeby; hrabiny pragną być wreszcie same. —

Odwrócił się i zostawił je.

* **
Kiedy Theo opuścił pokój na górze i przechodził obok biura, zawołał

tylko do Belli: — Będę w moim dawnym pokoju, przyjdź do mnie, jak
będziesz mogła!

Bella była blada i bardzo poważna. Skinęła tylko głową; musiała się

zająć gośćmi i z wielkim trudem przychodziło jej koncentrowanie się.
Betty von Wiesengrün wkrótce wyszła od niej, ponieważ zauważyła,
że dziewczyna jest bardzo zdenerwowana. Uprzejmie oświadczyła, że
jeśli Bella sobie życzy, przyjdzie do niej nazajutrz. Zdenerwowana
Bella położyła dłonie na ramionach Betty, pocałowała ją w chudy
policzek i powiedziała niepewnym tonem: — Pro-

background image

szę się na mnie nie gniewać, ale myślę, że jutro będę mogła pani

wszystko wytłumaczyć.

Wkrótce potem przyszła Edith. Miała jej coś ważnego do powiedze-

nia i usiadła obok.

Stopniowo robiło się spokojnie. Egon wyjechał, a pół godziny po nim

hrabiny. Każdą osobę Bella odprowadzała wystraszonym wzrokiem.
Kiedy już wszyscy przeszli, poprosiła Edith:

— Najdroższa, proszę, aby pani mnie przez chwilę zastąpiła; muszę

pójść do szefa.

— Niech pani idzie jak najszybciej, ale niech pani się zbytnio nie

spieszy z powrotem! Poradzę sobie jako pani zastępczyni. Tylko że
sytuacja się zmieniła. Czy mam przekazywać gościom radosną nowinę,
że szef się odnalazł?

— O, tak, i proszę od razu dodawać, że teraz zniknął szef kuchni i że

prosimy o trochę wyrozumiałości podczas kolacji, ponieważ
kierownictwo w kuchni znów objęła nasza dobra Berta. — Bella
pocałowała pospiesznie Edith i pobiegła na górę, gdzie znajdowały się
prywatne pokoje szefa. Nie musiała pukać, bowiem Theo stał już w
drzwiach z rozpostartymi ramionami i zaraz przycisnął ją mocno do
serca.

— Moja dziewczyno! Szef wreszcie się znalazł i myślę, że wkrótce

będziemy tu mieli dobre, świeże powietrze.

— Och, Theo, one już wyjechały! Kuno odprowadził je aż do bramy i

teraz muszą jechać dalej autobusem.

— Hm, i nic innego moja dziewczyna nie ma mi do powiedzenia?
— Oczywiście, bardzo wiele, ale teraz jest pora pracy. Wprawdzie

Edith zastępuje mnie na dole, ale tak może być tylko przez kilka minut.
— Ponieważ Theo niemal nieprzerwanie ją całował. Bella nie mogła
mu wyjaśnić do końca sytuacji, bowiem jej usta były natychmiast
zamykane pocałunkami.

— Niech moja dziewczyna wreszcie zamknie buzię!
— O, Theo...
— O co chodzi?
— Mogę coś powiedzieć?
— Ale szybko, nim inny pomysł wpadnie mi do głowy.

background image

— Czy nie byłoby wskazane, żeby szef przyszedł dziś po pracy do

swojej sekretarki, aby sprawdzić, czy znów nie siedzi u niej ten
bezczelny szef kuchni?

— Hm, można by rozważyć tę propozycję, A co poza tym?
— Cieszę się, że szef już wrócił, że mnie kocha i że ja kocham jego.
— Wspaniale, moja dziewczyna czegoś się jednak nauczyła! Tylko

kto teraz przygotuje naszą ucztę weselną? Czy myślisz, że jeszcze raz
będę się męczył z pstrągami i sznyclami? Niech sobie Laura i Tai-tai
zjedzą wszystkie sznycle w tym domu, ja mam co innego do roboty.

— Możesz mi powiedzieć, co to takiego, zanim zejdę na dół? — Bella

spojrzała na Thea z czarującym uśmiechem, a on pogłaskał ją
delikatnie po twarzy.

— Po pierwsze, muszę bardzo kochać moją dziewczynę, a poza tym

muszę wprowadzić więcej rozmachu do tego śmiesznego pałacu!
Zobaczysz, będziemy najlepszym hotelem!

— Tylko nie zapominaj, że ma tu być dalej tak miło i przytulnie jak

dotychczas. I że wszystkich drogich gości, którzy przypadli nam
szczególnie do serca, będziesz zawsze traktował wyjątkowo.

— Ze szczególnie niskimi rachunkami i pokojami rezerwowanymi na

całe miesiące. Zadowolona z szefa?

— Jeśli powiem „tak", szef stanie się zarozumiały, jeśli powiem

„nie", to mi wymówi. A więc skinę tylko głową, pogłaszczę go po
niezbyt dobrze ogolonym policzku i zniknę.

Theo na chwilę dotknął swojego policzka, a Bella tymczasem

wymknęła mu się.

Edith na dole spełniała gorliwie obowiązki sekretarki hotelu: na

wszystkie zaczepne i wścibskie pytania udzielała wesołych
odpowiedzi, potrafiła też przywołać Laurę i Tai-tai do porządku. Oba
psy szczekały jak opętane, czując ślady Egona i hrabin, które na
szczęście zniknęły w autobusie.

Ktoś zapukał do okienka i Edith je podniosła. Na zewnątrz stał doktor

Lóbell; uśmiechnął się radośnie i zapytał uprzejmie: — Panienko, a kto
obejmie dzisiaj wieczorem mój urząd? Ja bowiem zostałem zaproszony
do stolika mojej przyszłej teściowej.

— Takie coś nazywa się dezercją!

background image

— Mam może teraz, kiedy wszyscy bogowie śmieją się do mnie, dalej

biegać po sali z kartą win w ręce?

— Bardzo było panu z tym do twarzy, panie doktorze. A czy pan jest

równie dobrym adwokatem jak szefem sali, należy dopiero sprawdzić.

— Za to nie trzeba sprawdzać, że pani jest zuchwałą dziewczyną,

niezwykle piękną i że odtąd będę do pani mówił po imieniu, bo inaczej
nie przystoi roześmianej parze szczęśliwych narzeczonych.

— Patrzcie, patrzcie! Czyżby postanowiono to za moimi plecami?
— Jak i coś innego: że to ja zamierzam być panem domu. No i co ty

na to?

— Zastanowię się i podczas kolacji podam panu doktorowi termin

oficjalnych zaręczyn; pod warunkiem, że wesele odbędzie się w tym

domu.
— Bez szefa kuchni i bez kierownika sali.
— Do tej pory zostaną zaangażowani nowi i wszystko pójdzie jak po

maśle.

— Co mianowicie?
— Przyjęcie weselne, uda się na pewno, jeśli odbędzie się tu, w tym

domu. — A szef już nie zniknie!

Uścisnęli sobie ze śmiechem dłonie wiedząc, że czeka ich szczęśliwe
życie.
W pewnym sensie swoje błogosławieństwo dał im już teraz wesoły

baron, który właśnie w tej chwili znów wszedł do hallu i oznajmił z
uśmiechem: — Dobrze robicie, dzieci. A jeśli mnie nawet nie
zaprosicie na wesele, to i tak przyjdę. Trochę się przecież zasłużyłem w
tej całej sprawie.

* **
Istotnie, kilka miesięcy później państwo Brucknerowie uroczyście

zaprosili starego barona i Betty von Wiesengrün na wesele Edith
Schlüter i Kuna Lobelia, które sami z całą serdecznością przygotowali.

background image

Oczywiście, Laura i Tai-tai dostały wtedy wspaniale pachnący

sznycel weselny i zajadały go z rozkoszą na środku sali.

Szef chciał właśnie zagwizdać na nie ostrzegawczo, ale jego piękna

żona Bella poprosiła, aby nie przeszkadzał zwierzętom.

— Dlaczego moja dziewczyna jest tak łagodnie usposobiona wobec

Laury i Tai-tai? — zapytał Theo cicho.

— Bo również one bardzo się do tego przyczyniły, że sekretarka

hotelowa nie musiała już dłużej odpowiadać na pytania gości: szef
zniknął.

— A gdzie, według ciebie, jest teraz szef? — Mrugnął do niej

rozbawiony. Bella również zrobiła do niego oko i powiedziała cicho:

— Jest tam, gdzie jego dziewczyna.
— Aha, a gdzie jest jego dziewczyna?
— W siódmym niebie!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Birkner Friede Książęce perypetie
Birkner Friede Rekawiczki lady Glorii
Birkner Friede Rekawiczki lady Glorii
Birkner Friede Kim jesteś
Birkner Friede Amor w tarapatach(1)
Birkner Friede Rekawiczki lady Glorii
Birkner Friede Różowa perła
Przewodnik zakochanych czyli jak zdobyc szczescie w milosci i powodzenie u kobiet
Ebook Kronika Wielce Szczesliwego Krola Dom Manuela Netpress Digital
Dom dla burka
26 Dom
Pełnia szczęścia raport
budujemy dom poradnik FIHDKP7AHWUJQT2P245F7GPT6ST3VMXRSU2MDZQ
dom energo
Jak osiągnąć szczęśćie poprzez minimalizm

więcej podobnych podstron