Joan Hohl
Błysk nadziei
Przełożył
Piotr Skurzyński
Tytuł oryginału
Window on Today
Nie dostrzegając kolejnego uśmiechu, Karla wpadła w zastawione sidła.
- Czy mógłbyś mi załatwić dobrze poinformowanego przewodnika?
- Tak.
- Jest drogi? - zaniepokoiła się.
- Nie całkiem.
Kobieta sięgnęła do torebki i wyjmując z niej kartkę oraz długopis, przygotowała
się do pisania. Nie zauważyła wesołych iskier, tańczących w oczach Jareda.
- Mógłbyś podać mi jego adres i nazwisko?
- Oczywiście - odparł niewinnym tonem. - Nazywa się Jared Cradowg, a mieszka…
- przerwał, gdyż długopis wysunął się ze znieruchomiałej dłoni Karli.
- Czy coś się stało? - udał zaniepokojonego.
Rozdział pierwszy
Mężczyzna wyróżniał się w rozbawionym tłumie miłośników sztuki niczym
wybujała sosna w zagajniku. Tb porównanie przyszło Karli do głowy, gdy tylko go
ujrzała. W miarę jak mu się przyglądała, stawała się coraz bardziej
podekscytowana.
Ostrożnie odstawiając kieliszek na tackę, powiedziała kilka zdawkowych
słów i odeszła od pary w średnim wieku, z którą rozmawiała o współczesnych
kierunkach w sztuce zachodniej Ameryki,
Potężny mężczyzna trzymał się z dala od rozgadanych gości, wpatrując się w
wielkie płótno, wiszące samotnie na jednej ze ścian sali wystawowej.
Promienie zachodzącego słońca Arizony wpadające przez przyciemnione
okna nasilały barwy wizerunku odzianego w kowbojski strój dumnego Apacza,
który siedział na potężnym czarnym koniu.
Stojący w zamyśleniu przed obrazem mężczyzna był bardzo podobny do
tego Indianina. Wystarczyło go odpowiednio ubrać, posadzić na wierzchowcu i
mężczyzna stałby się lustrzanym odbiciem postaci z obrazu.
Karla poczuła, jak robi jej się gorąco. Nie miała wątpliwości, że zna tego
człowieka. Nie zwracając uwagi na krążących wokół ludzi, zbliżyła się do
mężczyzny.
- Pan Cradowg? - chłodny ton kobiety nie odzwierciedlał stanu jej uczuć.
- Skąd to wytrzasnęłaś?
Zaskoczona nieprzyjaznym, surowym głosem, Karla zacisnęła dłonie i
unosząc zdecydowanym gestem podbródek, uśmiechnęła się zaczepnie.
- Nie wiedziałam, że to autoportret. - Nieznacznym skinieniem głowy
wskazała obraz przedstawiający Indianina.
- To nie jest autoportret. - Ani wyraz twarzy Cradowga, ani jego ton nie
uległy zmianie. - Skąd to wytrzasnęłaś?
Karla odkryła, że jest bardzo zdenerwowana. Zastanawiała się, co
spowodowało ten stan: gniew, lęk czy… ekscytacja? Nawet nie pomyślała, aby
zapytać, skąd mężczyzna wie, że jest właścicielką galerii.
- Znalazłam płótno w stosie reprodukcji na dobroczynnej aukcji staroci.
Poprzedni właściciel nie miał pojęcia o wartości obrazu, odkupiłam go więc za
bezcen - powiedziała to dość chłodno, a w jej głosie pobrzmiewała prawdziwa
satysfakcja.
Zadowolenie jednak szybko zniknęło, kiedy Karla spojrzała na Cradowga.
Mężczyzna patrzył na nią dzikim wzrokiem. Na dnie jego ciemnych oczu pojawiły
się tajemnicze błyski. Wiedziona irracjonalną obawą, Karla uniosła dłoń i zakryła
nią gardło. To była najcięższa próba, jaką przeszła tego dnia.
- Chcę mieć ten obraz.
Poczuła napływającą wściekłość, która dała jej siłę do obrony.
- Obraz nie jest na sprzedaż - wskazała na małą plakietkę pod portretem,
głoszącą: „Nie na sprzedaż”.
Na twarzy mężczyzny nie drgnął ani jeden mięsień, tylko wąskie usta stały
się jeszcze cieńsze. Karlę ogarnął lęk, że jeśli on będzie nadal tak na nią patrzył, to
zgodzi się na wszystko. Mruknęła więc ponownie z rozdrażnieniem:
- Obraz nie jest na sprzedaż.
Cradowg uśmiechnął się nieznacznie, wymieniając szeptem sześciocyfrową
sumę.
Nie chciała okazać, jak bardzo poruszyła ją oferta. Była zbyt zadłużona z
powodu otwarcia małej galerii sztuki w Sedonie, aby nie ucieszyła jej myśl, że
rozwiąże wszystkie kłopoty finansowe, przyjmując propozycję Cradowga. Teraz
jeszcze bardziej obawiała się uśmiechu mężczyzny. Odwróciła wzrok i patrzyła w
milczeniu na wielkie płótno. W końcu, westchnąwszy z ulgą, odparła, wyraźnie
wypowiadając każde słowo:
- Przykro mi, obraz nie jest na sprzedaż.
Oczy Cradowga zabłysły, przez jego spiętą twarz przebiegł grymas. Kiedy
otworzył usta, Karla przezornie cofnęła się o krok, spodziewając się steku
przekleństw. Słowa mężczyzny zmroziły właścicielkę galerii.
- Co, udajemy nieustępliwą? - Odsłonił w drapieżnym uśmiechu białe zęby. -
Dobrze. Chcesz utargować więcej, to się potargujemy. - Spojrzał Karli głęboko w
oczy. - Ale nie teraz. Wrócę, gdy będziemy mogli porozmawiać na osobności. - Nie
dając jej sposobności do odmowy czy protestu, Cradowg odwrócił się i ruszył w
stronę wyjścia.
- Karla?
Zaszokowana dziwnym zachowaniem gościa poznała głos swojej asystentki
dopiero wtedy, gdy ta powtórzyła jej imię.
- Karla?
Kobieta odwróciła głowę, tłumiąc swe uczucia.
- O co chodzi? - zwróciła się do młodej dziewczyny.
- Wszystko w porządku? - w głosie asystentki zabrzmiało zaniepokojenie.
- Oczywiście, Anno - Karla uśmiechnęła się blado. - Mamy problemy?
Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, tylko… - wzrok Anny spoczął na znikającym w drzwiach potężnym
mężczyźnie. - Czy to nie Jared Cradowg? - Ze zdumienia szeroko otworzyła oczy.
- Tak, to on - odparła cicho właścicielka galerii.
- Nie do wiary! Sam Jared Cradowg! - Spojrzenie Anny prześliznęło się po
obrazach wiszących na ścianach. - Ten sam Jared Cradowg, który namalował
prawie wszystkie krajobrazy, oferowane przez nas do sprzedaży?
- Ten sam. - Karla z trudem wydobyła z siebie głos. - O kurczę!
- Zamierzałaś mi coś powiedzieć?
Anna skinęła głową.
- Tak. Ale mój Boże, Jared Cradowg!
Karla poczuła, że jej cierpliwość się wyczerpuje. Była zdenerwowana
zachowaniem artysty i entuzjazmem dziewczyny.
- Anno, uspokój się! - powiedziała ostrym tonem. - Jared Cradowg może być
sławnym malarzem, ale jest takim samym mężczyzną jak inni!
„A w dodatku bardzo nieprzyjemnym mężczyzną” - dodała w myślach. - A
teraz może wreszcie wyjaśnisz, czego ode mnie chciałaś?
Gwałtowna reakcja Karli otrzeźwiła asystentkę.
- Och… - zawstydziła się, spoglądając niespokojnie na zaczerwienioną z
gniewu twarz pracodawczyni. - Przepraszam. Jest paru ludzi, którzy chcieliby
zamienić z tobą słówko - wskazała dłonią na odległy róg sali.
Kobieta spojrzała w tamtym kierunku i oniemiała; w jej oczach zabłysła
radość i niedowierzanie. Dwie kobiety i mężczyzna stojący w kącie unieśli
szampanki w geście milczącego pozdrowienia.
- Nie do wiary! - wyszeptała Karla i ożywiona pospieszyła do uśmiechającej
się trójki. Przywitawszy się serdecznie z przyjaciółmi, popatrzyła na nich
oszołomiona.
- Kiedy zawiadamiałam was o otwarciu galerii, nawet nie marzyłam, że
przyjedziecie do mnie.
- Mieliśmy nie brać udziału w twoim triumfie?
- śartujesz?
- Nie ma mowy!
Karla zamrugała powiekami, czując napływające do oczu łzy. Te dwie
kobiety były jej bliższe niż własna siostra, która przysłała wprawdzie najlepsze
gratulacje z okazji realizacji planów Karli, ale nie przybyła na wystawę.
- Kiedy przyjechaliście do Sedony?
- Niecałą godzinę temu - odparła Andrea Task. - Zarezerwowaliśmy miejsce
w motelu i przyjechaliśmy prosto do ciebie.
- My? - Właścicielka galerii ze zdumieniem spojrzała na wysokiego
mężczyznę i zgrabną kobietę, stojącą u jego boku. - Sądziłam, że mieszkacie nadal
w Filadelfii. - Przeniosła wzrok na Andreę. - A ty chyba nie wyprowadziłaś się z
Kalifornii?
- Oczywiście. - Alicja Matlock, a właściwie od sześciu miesięcy pani
Halloran, uśmiechnęła się czule do męża. - Mieszkamy tam, gdzie mieszkaliśmy,
ale ten cudowny mężczyzna zamówił taki lot, że wylądowaliśmy w Phoenix na
kwadrans przed przybyciem Andrei.
- Gdyby nie ja - zauważył „cudowny mężczyzna”, czyli Sean Halloran,
znany historyk i publicysta - to moja roztargniona żona nigdzie by nie zdążyła.
Cała złość Karli, którą wywołał irytujący malarz, nagle gdzieś uleciała.
Uśmiechnęła się radośnie, poddając się takiemu samemu nastrojowi, jaki
towarzyszył czwórce przyjaciół, gdy uczestniczyli w przygotowaniach do ślubu
Alicji z Seanem.
- Masz tu rzeczywiście wspaniały wystrój - Andrea z podziwem rozejrzała
się po galerii. - Poza tym jest trochę tłoczno.
Karla uśmiechnęła się czule, spoglądając na przyjaciółkę, którą opiekowała
się w czasach, gdy wszystkie trzy chodziły do college'u w Pensylwanii.
- Tak - zgodziła się. - Sama jestem tym zdumiona, zważywszy na ilość
galerii istniejących w tym mieście.
- Tylko ciebie było na to stać. - Alicja chrząknęła znacząco.
- Na co? - zdziwiła się Karla.
- Tylko ty mogłaś rozpocząć karierę w mieście, w którym roi się od tego
rodzaju działalności. - W ciemnych oczach pani Halloran pojawiło się uznanie. -
Zawsze lubiłaś się sprawdzać, wybierając najtrudniejsze zadania.
Karla wzruszyła ramionami i zawtórowała śmiejącym się radośnie
przyjaciołom, lecz słowa Alicji przypomniały jej o obowiązkach.
- W tej chwili także powinnam się sprawdzać. Więc jeżeli pozwolicie,
dołączę do moich gości i będę namawiała ich do wielkich zakupów.
- Możemy ci pomóc - zapewniła pospiesznie Andrea.
- Jasne, że ci pomożemy - dodała Alicja. - Co mamy robić?
Karla przeczekała, aż minie wzruszenie, które ścisnęło jej gardło. Udając, że
rozgląda się po sali, otarła łzy z kącików oczu, po czym zwróciła twarz do
przyjaciół i uśmiechnęła się łagodnie.
- Pełno tu pustych szampanek i nadgryzionych kanapek. Co byście
powiedzieli na sprzątanie? Zaoszczędzi nam to mnóstwo czasu i kiedy wszyscy już
pójdą, będę mogła prędzej zamknąć galerię. Chyba zjecie ze mną kolację?
- Bo ja wiem… - zastanawiała się Alicja.
- Jeżeli nie będziemy mieli lepszych propozycji… - Sean roześmiał się, nie
mogąc dłużej zachować powagi. - Pewnie, że naciągniemy cię na kolację. Mamy
sześć miesięcy do nadrobienia.
- Idź do gości - ponagliła Karlę Alicja. - A my zajmiemy się porządkami.
Sean pomoże ci zainteresować gości obrazami, prawda? - zwróciła się do męża i
nie czekając na odpowiedź, dodała: - Mógłbyś dyskretnie wspomnieć, kim jesteś i
jak zafascynowała cię galeria.
- Oczywiście. - Mężczyzna wyprostował się z dumą. - Słuchajcie, jaki jestem
ważny, i kupujcie te mazaje - zaczął szeptem przemówienie.
- Jesteś wariat - zaśmiała się Karla.
- Jak znowu zaczniecie się wygłupiać, to nie sprzedasz ani jednego obrazu -
przestrzegała Andrea, ale zaraz uśmiechnęła się uspokajająco. - Bądź pewna, że
zdasz ten test. Do dzieła!
- Tak, mamuśka - zamruczała Karla i wmieszała się w tłum zwiedzających.
Zajmując się gośćmi, Karla rozmyślała nad tym, jak jej przyjaciółki
zadziwiająco dobrze ją znają. Ale skoro przez cztery lata mieszka się wspólnie w
jednym pokoju, to nie można nie poznać się wzajemnie na wylot. Andrea i Alicja
znały Karlę doskonale, tak samo jak ona je.
Najdziwniejsze w tym było to, że nie wspólne zainteresowania połączyły
przyjaciółki. Alicja uwielbiała historię i poświęcała jej cały swój czas, co jednak
nie przeszkodziło jej zwrócić uwagę na przystojnego historyka, który odwiedził
college z cyklem wykładów.
Andrea wybrała nauki przyrodnicze, uczęszczając na wykłady z kosmologii i
marząc o zawodzie futurologa.
Jedynie Karla mocno trzymała się teraźniejszości, stając się typową kobietą
swoich czasów - łączyła w sobie cechy łagodnej feministki i przedsiębiorczej
biznesmenki. W młodości pragnęła zostać artystką, ale szybko zdała sobie sprawę z
tego, że natura poskąpiła jej talentu, a jej dzieła mogą być najwyżej „średnio
dobre”. Nie mogąc samej tworzyć, postanowiła studiować sztukę, aby móc później
zająć się promocją i sprzedażą dzieł prawdziwych artystów.
Odkąd ukończyła college, żyła w ciągłym biegu, organizując galerię,
nakłaniając znanych i nieznanych twórców do współpracy, popadając w długi. Ale
wreszcie jej marzenie się ziściło i tego wieczoru świętowała otwarcie własnej
galerii.
Nieoczekiwanie spojrzenie Karli spoczęło na olejnym portrecie Indianina.
Jego podobieństwo do Cradowga było tak uderzające, że kobieta zaczęła wątpić w
zapewnienia malarza, iż obraz nie jest autoportretem.
Twarz Apacza stanowiła lustrzane odbicie twarzy artysty - szerokie, dumne
czoło, długi i wąski nos, mocno wystające kości policzkowe, kanciasta, potężna
szczęka i wąskie usta… Tylko włosy Indianina były nieco dłuższe niż włosy
artysty, ale lśniły podobnie. Również w ciemnych oczach jeźdźca dostrzec można
było podobny, wyzywający błysk.
Karla powróciła pamięcią do dnia, w którym odkryła płótno.
Obiecała Annie, że odwiedzi aukcję charytatywną, chociaż zmęczona
nawałem zajęć nie miała na to najmniejszej ochoty Czekając na asystentkę,
przyglądała się wystawionym na sprzedaż starociom: miniaturkom, figurkom,
reprodukcjom. I nagle w stosie bezwartościowej tandety zauważyła portret
Indianina. Ten widok zupełnie ją zelektryzował.
Wpatrując się teraz w obraz, doświadczyła tego samego co wtedy uczucia
podniecenia. Ona, Karla Janowitz, właścicielką oryginalnego Cradowga! Jaka
szkoda, że człowiek tak utalentowany nie posiada ani trochę taktu i kultury.
W pamięci Karli jak echo odbiła się obietnica Cradowga czy raczej jego
groźba powrotu do galerii. Kobieta zadrżała, lecz z uśmiechem podeszła do
kolejnej grupki gości.
Nim się spostrzegła, minęła dziewiąta, a wciąż nowi ludzie przybywali do
galerii, rozmawiając, bawiąc się, pijąc szampana i robiąc zakupy. Karla czuła się
coraz bardziej zmęczona i odrętwiała, ale na duchu podtrzymywała ją myśl o
korzystnych transakcjach, których dokonała.
Z wybiciem dziesiątej tłum począł się zmniejszać, aż wreszcie galeria
opustoszała i jej właścicielka z westchnieniem ulgi mogła zamknąć drzwi za
ostatnim wychodzącym. Sala pogrążona była w usypiającej ciszy… Pełna obaw, że
jej przyjaciele odeszli wraz z gośćmi, Karla rozejrzała się niespokojnie, lecz
ujrzawszy ich tuż za swoimi plecami, uśmiechnęła się z ulgą.
- Czy jako obiektywni obserwatorzy też jesteście zdania, że otwarcie okazało
się sporym sukcesem?
Cisza została przerwana okrzykami radości i gratulacjami. Przyjaciele
serdecznie uścisnęli bohaterkę wieczoru.
- To było fantastyczne! - zapewniła Andrea.
- Ty jesteś fantastyczna! - Alicja rzuciła się na szyję Karli.
- Jestem pod wielkim wrażeniem. - Sean uśmiechnął się ciepło.
- Zaznaczam, że i ja troszeczkę się do tego przyczyniłam - odezwała się
cicho Anna, stojąca dotąd na uboczu.
Karla ze zdumieniem popatrzyła na asystentkę.
- Trochę? - potrząsnęła głową. - Anno! Harowałaś jak wół, pomagając
uruchomić tę budę! - Serdecznym gestem przytuliła dziewczynę do siebie.
- A teraz będziemy świętować! - oświadczyła, robiąc krok do tyłu. - Co jest
jeszcze do zrobienia, zrobimy jutro - powiedziała rozkazującym tonem do
asystentki. - A teraz na kolację!
- Na kolację? - powtórzyła Anna z takim zdziwieniem, jakby Karla
nakłaniała ją do tańczenia nago na ulicy.
- Tak, na kolację - Karla uśmiechnęła się zapraszająco.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową.
- Jestem zbyt zmęczona, aby myśleć o jedzeniu… Marzę jedynie o tym, aby
wrócić do domu i paść na łóżko.
Sean westchnął głęboko.
- Ech, ci młodzi ludzie, już się nawet nie potrafią bawić. Do czego zmierza
ten świat?
Alicja uśmiechnęła się przepraszająco do Anny.
- Nie zwracaj na niego uwagi, lubi sobie pozrzędzić. Może mamy cię
podwieźć?
- Nie, dziękuję, mam własne auto.
Dziewczyna zawahała się, po czym przysunęła się do Alicji i szepnęła:
- Zrzędliwy czynie, twój mąż jest równie imponujący jak Jared Cradowg!
- Dzięki. - Mężczyzna zmieszał się, usłyszawszy komplement. - Ja też tak
myślę. Tylko kim jest ten… eee…
Nie zdołał dokończyć, bowiem Karla przerwała podniesionym głosem:
- Czy mam umrzeć z głodu? Anno, dobrej nocy. Wychodzimy - zwróciła się
do przyjaciół. - Chyba że chcecie, abym was tu zamknęła.
Asystentka ze zdziwieniem spojrzała na pracodawczynię.
- Wolę nocować w domu. Do zobaczenia.
- Do jutra. - Karla udała, że nie dostrzega zakłopotanych min przyjaciół,
włożyła pelerynę i skierowała się do wyjścia.
- Za mną, komu w brzuchu burczy!
- No, Karla, opowiadaj - zaczęła niecierpliwie Alicja, gdy tylko zasiedli w
zamówionej loży. - Kim jest ten Jared Cradowg?
- Nikim ważnym… - Karla zamyśliła się nad odpowiedzią, czując się jak w
potrzasku. Przyjaciele znali ją zbyt dobrze, aby zadowolić się zdawkowym
wyjaśnieniem.
- Przyjaciel? - sondowała Andrea.
- Bliski przyjaciel? - uściśliła Alicja.
- Kochanek? - zapytał Sean, nie owijając w bawełnę swych domysłów.
Karla zakrztusiła się.
- Kochanek? Jared Cradowg? - wzruszyła ze złością ramionami. - Co wam
przyszło do głowy? Ten facet zjawił się wprost z ery kamienia łupanego!
- Doprawdy?
- Niesamowite!
- Interesujące!
Karla powiodła spojrzeniem po trzech uśmiechniętych twarzach i z całym
spokojem, na jaki ją było stać, odparła:
- Tak, doprawdy. Tak, niesamowite. Nie, w żadnym razie nie interesujące!
- Uhuhuu.
- Oczywiście.
Kobieta wbiła wzrok w stojącego przed nią drinka, aby tamci nie mogli
dostrzec wyrazu jej oczu. Czuła, że będą ją gnębić bezlitośnie, dopóki nie opowie
im wszystkiego o malarzu. Trocheja dziwiło, że żadne z nich nie znało nazwiska
Cradowga, zwłaszcza Sean, który szczycił się kolekcją zachodnich obrazów. Jakby
czytając w myślach Karli, Sean niespodziewanie strzelił palcami.
- Cradowg, tak? Wymawia się Kradok, ale pisze C-R-A-D-O-W-G?
- Tak.
- Ten malarz?
- Tak - westchnęła Karla. - Ten malarz.
- Znacie go? - zdziwiła się Andrea.
- Teraz, kiedy przeliterowaliście jego nazwisko, to i ja go sobie
przypominam - oświadczyła Alicja z zadowoleniem.
- Zaczekaj chwilkę… - Sean zmrużył w skupieniu oczy. - Ten wielki portret
Apacza… To chyba Cradowg, co?
- Tak - potwierdziła znów Karla.
- A ty rozmawiałaś z jakimś człowiekiem, nim Anna powiedziała ci o
naszym przyjeździe - zastanawiał się głośno Halloran. - Ten ponury olbrzym to
Cradowg?
- Tak!
- Ten, którego twarz wyglądała jak wyciosana z kamienia? - zapytała Alicja.
- Tak! - Karla zakryła usta dłonią, przestraszona własnym krzykiem. - Tak,
tak, tak. A teraz, proszę, przestańcie już.
- Mamy przestać? - obruszyła się Andrea.
- śartujesz? - Alicja zmarszczyła brwi.
- Dlaczego jesteś spięta? - zaciekawił się Sean.
- Wcale nie jestem spięta.
- Uhuhuuu.
- Oczywiście.
- Niesamowite.
Karla wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem. Nawet wtedy, gdy
przyjaciele ją przesłuchiwali, czuła się dobrze w ich towarzystwie.
- Przysięgam, że nie znam tego faceta. - Uniosła w górę dłoń. - Po raz
pierwszy go spotkałam. I nie rozmawiałam z nim dłużej niż pięć minut.
- Czegoś tu nie rozumiem - powiedziała w zamyśleniu Andrea. - Musiał
wywrzeć na tobie ogromne wrażenie, skoro tak reagujesz na samo wspomnienie o
nim.
- Wywarł, przez swoje aroganckie, prostackie i obraźliwe zachowanie.
Oczy Andrei zabłysły gniewnie.
- Uraził cię?
- Jak śmiał cię obrażać! - zawołała Alicja.
Sean wyprostował się i napinając mięśnie, powiedział pół żartem, pół serio:
- Chcesz, abym nauczył go dobrych manier?
Karli zrobiło się raźniej na duszy. Poczuła, jak uchodzi z niej cała złość.
- Dziękuję, Sean, ale odrzucam twoją ofertę - uśmiechnęła się z
wdzięcznością. - O, oferta, to właściwy klucz - zauważyła i nie czekając na dalsze
pytania przyjaciół, wyjaśniła pośpiesznie:
- Cradowg złożył ofertę kupna portretu Indianina, a gdy odmówiłam,
zachował się bardzo arogancko.
- Odmówiłaś… To twój własny obraz?! - zdumiał się Sean.
Karla zaśmiała się cicho.
- Tak, mój własny. I nie mam zamiaru oddawać go nikomu, nawet jego
twórcy. - Westchnęła z ulgą na widok kelnera zbliżającego się z tacą pełną
półmisków. - Wreszcie! Wiedziałam, że zdarzy się coś, co wybawi mnie z kłopotu!
Nie sądzicie, że moglibyśmy przerwać tę denerwującą rozmowę, aby lepiej strawić
nasz posiłek?
Temat „Cradowg” został dyskretnie zakończony, ale nikt o nim nie
zapomniał, zwłaszcza Karla. Długo po tym, jak pożegnała się z przyjaciółmi i
ułożyła wygodnie w łóżku, wspomnienie obietnicy złożonej przez malarza męczyło
ją, wywołując złość… i oczekiwanie.
Rozdział drugi
- Myślałem, że już się nie pojawisz.
Karla odwróciła gwałtownie głowę i ze zdumieniem spostrzegła potężnego
mężczyznę stojącego za jej plecami. Ogarnęło ją przerażenie. Klucz, którym miała
otworzyć drzwi galerii, wysunął się z drżącej dłoni i z brzękiem upadł na chodnik.
- Chcesz, abym dostała ataku serca?! - Pod maską gniewu Karla usiłowała
ukryć swój lęk. Z trudem zmusiła się, by patrzeć wprost w ciemne, błyszczące oczy
malarza. - A może masz już taki zwyczaj podkradania się do ludzi?
Nieodgadniony, kamienny wyraz twarzy Cradowga nie zmienił się ani
odrobinę.
- Nie podkradłem się do ciebie - wyjaśnił lakonicznie. - Nie chciałem też,
abyś dostała ataku, bo utrudniłoby to realizację moich planów.
Karla poczuła, jak po plecach przebiegają jej ciarki. Zacisnęła dłonie,
starając się opanować ich drżenie. Chłodnym, nieprzyjaznym spojrzeniem
zmierzyła uśmiechniętego Cradowga. Musiała jednak przyznać, że w zwykłym
dżinsowym ubraniu i znoszonych mokasynach wygląda niezwykle pociągająco.
Czując kolejną falę niewytłumaczalnego lęku, Karla schyliła się po klucz.
Dokładnie w tym samym momencie uczynił to malarz. Zderzyli się kolanami, ich
dłonie spotkały się nad kluczem, kobieta dotknęła głową szerokiego, twardego
męskiego torsu.
- Och! - jęknęła, zamierając z przerażenia, uwięziona między drzwiami
galerii a potężnym ciałem Cradowga. Chłonęła teraz zapach artysty, jego obecność
i męskość. Zdawało jej się, że mijają wieki, chociaż upłynęło zaledwie kilka
sekund.
- Co ty kombinujesz? - zapytała lodowatym tonem, unosząc głowę, by móc
spojrzeć w twarz mężczyzny.
- Nic nie kombinuję - uśmiechnął się. - Mówiąc szczerze, zrobiłem to
odruchowo.
Karla zacisnęła zęby, walcząc ze sprzecznymi uczuciami. Miała ochotę
odepchnąć Jareda, a zarazem zarzucić mu ramiona na szyję, przyciągnąć jego twarz
i spróbować smaku tych aroganckich, wąskich ust. Wzdrygnęła się, zaszokowana
własnymi pomysłami.
- Odsuń się! - warknęła.
Cradowg odczekał chwilę, po czym podniósł się powoli.
- Mała złośnica coś dzisiaj nie w humorze. - Odstąpił o krok i popatrzył na
nią przez chwilę ironicznie. Karla zastanawiała się, czy mężczyzna zrobił to
specjalnie, czy bezwiednie. Malarz wyciągnął dłoń w stronę kobiety i zamarł w
oczekiwaniu.
Karla podniosła klucz i wstała, ignorując wyciągniętą rękę.
- Nigdy nie jestem w humorze. A przy moich pięciu stopach i siedmiu calach
wzrostu wcale nie uważam siebie za małą - odparła urażonym tonem.
- Kotku, wszystko, co ma mniej niż sześć stóp, jest dla mnie małe.
Kobieta z wrażenia wstrzymała oddech, niepewna, w jakim znaczeniu użył
zwrotu „kotku”. W formie grzecznościowej, przypadkiem czy też miało to jakiś
głębszy, może… intymniejszy podtekst? Nie wiedziała i prawdę mówiąc, nie
chciała wiedzieć. Wzdychając głęboko, okręciła się na pięcie i otworzyła drzwi
galerii.
Weszła do sali ekspozycyjnej, przesyconej zapachem wina, perfum i farb
olejnych. Nie zwracając uwagi na idącego za nią mężczyznę, zbliżyła się do
klimatyzatora i przełączyła go na najwyższe obroty. Poczuła pęd powietrza
chłodniejszego niż listopadowe wiatry.
- Co tu robisz o wpół do dziesiątej? - Karla zwróciła się do milczącego,
nieoczekiwanego „klienta”, wymownie spoglądając na swój delikatny złoty
zegarek. - Chyba dostrzegłeś wywieszkę, że otwieramy dopiero o dziesiątej?
Jared Cradowg zbliżył się, przystanął o krok od przestraszonej kobiety i
zaczaj wpatrywać się w nią uważnie.
- Powiedziałem ci, że tu wrócę, kiedy będziemy mogli porozmawiać na
osobności - jego głos zabrzmiał łagodnie i uspokajająco.
Karla znów poczuła dreszcze przebiegające po niej od czubków stóp po
głowę.
- Aby się potargować - uzupełniła, wściekła na Jareda za wrażenia, jakich
doznawała w jego obecności. - Mówiłeś, że wrócisz, aby się potargować!
- Naprawdę chciałem się targować. Ale okoliczności nie są już takie same.
Karla zmieszała się, nie wiedząc, czego mogą dotyczyć słowa Cradowga.
- Okoliczności? - spytała niepewnie. - Nie rozumiem. Jakie okoliczności?
- Poprawniej powinnaś zapytać: „czyje okoliczności”.
- Więc czyje okoliczności? - powtórzyła zaintrygowana.
- Słynnego artysty malarza i ślicznej właścicielki galerii - wyjaśnił
mężczyzna ze słodkim uśmiechem.
- Co? - Karla spojrzała na rozmówcę osłupiałym wzrokiem, bardziej
zaskoczona ciepłym tonem jego głosu niż znaczeniem wypowiedzianych słów.
Drobne zmarszczki wokół oczu Jareda, o których Karla sądziła, że są raczej
wynikiem działania promieni słonecznych, a nie oznaką dobrego humoru, pogłębiły
się, kiedy Cradowg wybuchnął gromkim śmiechem. - Ten sławny artysta to ja, a
piękna właścicielka galerii to ty - wyjaśnił, wskazując palcem najpierw na siebie, a
później na kobietę. - A okoliczności zmieniły się, ponieważ uznałem, że będziemy
mieć romans.
Romans? Karli zabrakło tchu w piersiach. Romans! Ten mężczyzna
postanowił, że będą mieć romans, i mówi o tym takim obojętnym tonem, jakby
opowiadał o kupieniu skarpetek!
Wzięła głęboki oddech, cofnęła się o krok i starając się zapomnieć o
przyspieszonym pulsie, spróbowała przywdziać maskę kobiety opanowanej.
- Nie sądzę, abyśmy mieli romans - powiedziała wolno i z naciskiem. - Nie
lubię romansów.
W ciemnych oczach mężczyzny zamigotały iskierki rozbawienia, kiedy
dostrzegł ostrożny odwet Karli.
- To dobrze - uśmiechnął się szeroko, odsłaniając niesłychanie białe zęby,
tak bardzo kontrastujące z ciemną karnacją jego cery. - Lubię, gdy moje kobiety są
trochę naiwne.
Przez chwilę Karli zdawało się, że eksploduje, niczym pocisk ciśnięty w
ognisko.
Ten cholerny facet był szowinistycznym, zadufanym w sobie idiotą! Siląc się
na spokój, wykrzywiła usta w jadowitym uśmiechu.
- Niech pan sobie pozwoli wyjaśnić, panie Cradowg - zaczęła głosem równie
słodkim jak jej uśmiech - iż właśnie dlatego nie mam romansów, że nie jestem
naiwna. Czy to jasne, co powiedziałam? - uniosła pytająco brwi.
- Jasne.
Karla z trudem powstrzymała okrzyk. Zaciskając zęby, zastanawiała się, jak,
do cholery, mogło zmieścić się tyle zmysłowości i seksu w jednym zwykłym
wypowiedzianym przez niego słowie. Natychmiast zmieniła swoją opinię o
Jaredzie. Nie był zadufanym w sobie idiotą, lecz niezwykle pociągającym
mężczyzną. Z przerażeniem stwierdziła, iż coraz bardziej ulega jego czarowi!
W kolejnej sekundzie Karla postanowiła, że musi pozbyć się nieproszonego
gościa, wyrzucić go z galerii, zanim zrobi z siebie kompletną idiotkę i straci dobre
wyobrażenie o sobie jako o kobiecie wyemancypowanej, współczesnej, całkowicie
wyzwolonej spod magnetycznego wpływu przeciwnej płci.
- W porządku - odpowiedziała po chwili, oddychając głośno. - Miałeś już
swoją poranną frajdę. Ale zrozum, mam mnóstwo pracy, za chwilę zjawią się
prawdziwi klienci, więc czemu nie miałbyś wrócić do domu i popracować nad
swoimi obrazami!
Ś
miech Jareda odbił się rykoszetem od ścian, zapadając głęboko w serce
kobiety.
- Nad moimi obrazami także pracuję, kochanie. - Zbliżył się jeszcze bardziej
i czubkiem serdecznego palca uniósł w górę podbródek drżącej Karli. Kobieta
przyglądała się otwartymi szeroko oczyma, jak malarz pochyla nad nią swoją
ogorzałą twarz.
- Ale jestem gotów zabawić się z tobą, kiedy i ty będziesz na to gotowa -
dodał Cradowg, nim zetknęły się ich usta.
Karla zamarła, topniejąc jak wiosenny śnieg. Wbrew temu, co nakazywał
rozsądek, zarzuciła ramiona na szyję mężczyzny i mocno przytuliła się do niego. W
pewnej chwili uświadomiła sobie, że przecież Cradowg może nawet nie znać jej
imienia, lecz myśl ta szybko gdzieś uleciała i Karla z dreszczem rozkoszy poddała
się słodyczy płynącej z ust mężczyzny.
Jared wydał stłumiony jęk zadowolenia, opuszczając dłonie na naprężone,
okrągłe pośladki Karli i mocniej przytulając jej biodra do swoich.
Zamiast szoku na skutek kontaktu z podnieconym ciałem Cradowga, Karla
doświadczyła ekscytującego uczucia pożądania. Każda cząstka jej ciała domagała
się zespolenia. Z całą siłą, na jaką było ją jeszcze stać, kobieta wtuliła się w
malarza, przyciskając swe nabrzmiałe piersi do twardego torsu, a pulsujące
podbrzusze do rozbudzonej męskości Jareda.
Straciła rachubę czasu i poczucie rzeczywistości, nie pamiętała, jak długo
trwał ten pocałunek, lecz rzeczywistość nie zapomniała o Karli, przerywając
niespodziewanie ich rozkosz. Do uszu zwartej w uścisku pary doleciał z zaplecza
alarmujący odgłos przekręcanego w zamku klucza. Mężczyzna uniósł głowę,
odrywając się od ust oszołomionej kobiety, nie wypuścił jej jednak z objęć.
- To moja asystentka! - wyszeptała zatrwożona Karla, usiłując uwolnić się ze
stalowego uścisku. - Wejdzie tu za kilka sekund! Proszę, puść mnie.
- Dopiero gdy zgodzisz się zjeść ze mną obiad - odparł spokojnie.
W tym momencie Karla zgodziłaby się niemal na wszystko, aby tylko Anna
nie zastała jej w objęciach Cradowga, lecz to żądanie malarza było nie do
spełnienia.
- Nie mogę - szepnęła przerażona. - Jestem umówiona.
W głosie Karli brzmiała szczerość. Jej przyjaciele wyjeżdżali z Sedony i już
wcześniej zgodziła się zjeść z nimi pożegnalny obiad.
- Kolacja.
To nie było pytanie, to był rozkaz.
Karla spojrzała na drzwi wiodące do biura. Zapewne w tej chwili Anna
wieszała ubranie na wieszaku…
- Tak! Teraz mnie puścisz?
- O siódmej.
- Kiedy tylko chcesz.
Cradowg uśmiechnął się zwycięsko i pochylił głowę, aby raz jeszcze musnąć
ustami wargi kobiety.
- Więc dobrze - zamruczał, wypuszczając z objęć swą ofiarę. - Do siódmej,
słodka Karlo - rzucił na pożegnanie, oddalając się bezszelestnie. Nikt by nie
przypuszczał, że taki potężny mężczyzna może poruszać się tak lekko i cicho.
Drzwi wejściowe zamknęły się za wychodzącym, a sekundę później uchyliły
się drzwi wiodące na zaplecze.
Znał jej imię.
Karla rozmyślała o dziwnym poranku przez cały dzień. Swoje obowiązki
wykonywała dokładnie, rutynowo i postronny obserwator nie domyśliłby się, iż
przeżyła coś szczególnego. Chociaż tego nie okazywała, targały nią mieszane
uczucia, najsilniejszym zaś były wyrzuty sumienia.
Cóż ją u licha naszło?
Szybka kapitulacja przed zalotami Jareda i uleganie emocjom było do niej
tak niepodobne, że Karla czuła rozdrażnienie na samo wspomnienie swojej
słabości. Nigdy nie zachowywała się tak wobec innych mężczyzn.
No, może Jared nie jest takim zwykłym mężczyzną…
Zamarła, oszołomiona własnym stwierdzeniem. Spoglądała w zamyśleniu na
rozpościerającą się za oknem panoramę ponurych skal, opromienionych czerwono
zachodzącym słońcem.
Dlaczego Jared nie jest taki jak inni mężczyźni?
Karla w głębi serca znała odpowiedź na to pytanie, lecz nie chciała się
przyznać do tego sama przed sobą. Wiedziała, że nie uroda, talent czy wdzięk
wyróżniały Jareda spośród innych. Był inny, dlatego że potrafił wykrzesać z Karli
tyle emocji! Niczym katalizator, przy którym pękała kamienna skorupa, w której
schroniła się na skutek bolesnych przeżyć. Potrafił rozpętać w niej prawdziwą
burzę uczuć, naruszył jej małą stabilizację. Karla przebyła długą drogę, nim
osiągnęła ową równowagę. Za pewną destrukcyjną miłość zapłaciła wysoką cenę:
cenę dumy i godności. Zdecydowała, że w przyszłości będzie unikać podobnych
sytuacji. Lecz teraz zaśmiała się z samej siebie, ze swoich deklaracji, iż prędzej
wstąpi do klasztoru, niż nawiąże serdeczniejsze stosunki z jakimkolwiek
mężczyzną. Szybko jednak wesołość została wyparta przez trwogę. Karlę przeraził
ż
ar, jaki w jej ciele rozpalił Jared.
- Karlo, czy nie umówiłaś się o dwunastej trzydzieści na obiad z
przyjaciółmi?
Głos Anny wdarł się w umysł zamyślonej kobiety niczym armatni wystrzał,
budząc ją gwałtownie z odrętwienia.
- Tak? - Karla zerknęła na zegarek i ku swojemu zaskoczeniu stwierdziła, że
niewiele czasu pozostało do umówionego spotkania. - Lepiej już pójdę.
- Dobrze. - Anna uśmiechnęła się, kryjąc zażenowanie. Nie miała śmiałości
komentować roztargnienia pracodawczyni.
Karla z wdzięcznością obdarzyła przyjaznym uśmiechem młodą asystentkę.
- Wątpię, czy wrócę po obiedzie. Czy mogłabyś się wszystkim zająć?
Dziewczyna westchnęła z ulgą.
- Doskonale mnie wyszkoliłaś, Karlo. Jestem pewna, że dam sobie radę.
Kobieta porwała z biurka torebkę i pelerynę, dziękując w duchu za chwilę, w
której zgodziła się zatrudnić tę pełną zapału, choć niezbyt doświadczoną i nie
znającą się na malarstwie dziewczynę.
Motel, w którym Karla była umówiona, stał na skraju skalnego urwiska, pod
nimi zaś rozpościerał się kanion Dębowego Potoku. Podjeżdżając na parking, Karla
po raz kolejny podziwiała wspaniały, pełen grozy widok wąwozu. Wysiadając z
samochodu, uśmiechnęła się na wspomnienie swojego przyjazdu do miasta.
Pewnego letniego dnia przyleciała do Phoenix i wynajęła samochód, aby
dostać się do Sedony, gdzie miała zamiar założyć własną galerię. Zamiast
skierować się na obwodnicę, pojechała promenadą, która biegła tuż nad skrajem
kanionu, niczym serpentyna po zboczach urwiska. Karla doskonale pamiętała, jak
ze strachu drętwiały jej palce, a przy gwałtowniejszych zakrętach serce
podchodziło do ściśniętego przerażeniem gardła.
- Uhuhuuu, jak ktoś śmieje się sam do siebie, to znaczy, że już naprawdę z
nim niedobrze!
Karla odwróciła się i ujrzała roześmiane twarze przyjaciół.
- Ja też tak myślę - poparła Seana Alicja. - Sądzisz, że powinniśmy się
zacząć o nią martwić?
- Zacząć martwić? - powtórzyła Andrea. - Myślałam, że dosyć się o nią
martwiliśmy przez ostatnie sześć miesięcy!
Karla zamrugała powiekami, by opanować wzruszenie. Czy sama potrafiłaby
troszczyć się o siebie tak, jak oni to robili? Uśmiechnęła się niepewnie.
- Przypomniałam sobie dzień, w którym tu przybyłam i moją jazdę skrajem
kanionu - wyjaśniła, obejmując ramionami przyjaciółki.
- Aha! To wszystko tłumaczy - odezwał się Sean. - Z Karlą nie jest jeszcze
tak źle, po prostu przypomniała sobie wrażenia podobne do tych, których wy
wczoraj doznaliście.
- Jechaliście do Sedony promenadą?
Mężczyzna skinął głową.
- Wspaniała jazda. Chociaż niewiele zobaczyłem, uważając na zakręty.
- To była fantastyczne! - zgodziła się z entuzjazmem Andrea.
- To było okropne! - Alicja wzdrygnęła się. - Byłam blada jak ściana i
odetchnęłam dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się na dole.
Karla ze zdziwieniem spojrzała na Alicję.
- Nie wiedziałam, że masz lęk wysokości.
- Od dziecka - uśmiechnęła się słabo. - To chyba dlatego, że kiedy byłam
mała, spadłam z konia podczas nauki jazdy.
Andrea skinęła głową ze zrozumieniem.
- Oczywiście, to wszystko wyjaśnia.
Karla zatrzymała się nagle i spojrzała błagalnym wzrokiem na Seana.
- Proszę, tylko nie zaczynaj znowu tych gadek o reinkarnacji i przeżyciach
wrodzonych.
- Trudno ci zaakceptować teorię reinkarnacji, co?
- Nie. - Karla energicznie potrząsnęła głowę. - Ale mam kłopoty finansowe,
nie mogę wyrobić się z czasem, jestem strasznie zapracowana. - Uśmiechnęła się
smutno. - Innymi słowy mam dosyć kłopotów w moim obecnym życiu, aby
zajmować się poprzednimi egzystencjami.
- Nie wiesz nawet, ile nowego wnoszą doświadczenia reinkarnacyjne -
powiedziała poważnym tonem Alicja.
- No, czego nie wiem… o to nie muszę się martwić.
- Jesteś przyziemna - Alicja zaśmiała się. - I po uszy tkwisz w
teraźniejszości.
- Całkowicie - przyznała Karla, wybuchając śmiechem.
- Co oczywiście wyklucza wiarę w UFO i kosmitów - wtrąciła Andrea.
Karla przestała się śmiać i pytająco spojrzała na Seana.
- A co ty o tym sądzisz?
Zapytany wzruszył ramionami.
- Myślę, że twoja wiara, czy też jej brak, jest wyłącznie twoją sprawą. -
Mężczyzna wykrzywił usta. - Ale skoro pozostało mniej niż trzy godziny do
odjazdu - spojrzał na zegarek - to sądzę, że już najwyższa pora na obiad.
Alicja uśmiechnęła się z satysfakcją i przytuliła twarz do ramienia męża.
- Widzicie, jakiego dyplomatę poślubiłam?
Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Sean przygarnął ramionami
kobiety, popychając je w stronę wejścia do restauracji.
- Kończymy dyskusję. Zanim któraś z was wypowie się na mój temat.
Obiad upływał w miłej i radosnej atmosferze. Doskonale przyrządzone dania
szybko znikały z talerzy, zaś rozmowa dotyczyła wyłącznie przyszłych planów
czwórki przyjaciół.
- Kiedy NASA odrzuciła moje podanie o pracę - tłumaczyła Andrea -
zdecydowałam się zostać w San Francisco i kontynuować podyplomowe studia na
Berkeley.
- A kiedy Sean będzie pisał nową powieść historyczną, ja zrobię doktorat na
Uniwersytecie Pensylwańskim - oświadczyła z dumą Alicja.
Karla zrobiła poważną minę i zwróciła się do Seana:
- Cóż to ma znaczyć? Nie planujecie w najbliższym czasie małego
Halloranka?
Profesor uśmiechnął się.
- Nie w tej chwili - przyznał. - Ale wszystko może się zmienić. - Mrugnął
porozumiewawczo do żony.
Karla wiedziała, o co mu chodzi. Alicja nie stosowała środków
antykoncepcyjnych i równie dobrze już teraz mogła pod sercem nosić małą replikę
Seana. śyczyła przyjaciółce wszystkiego najlepszego, chociaż sama nie widziała
siebie w roli żony i matki, a jeszcze bardziej nie potrafiła wyobrazić sobie siebie
przy boku męża…
- A ty zamierzasz iść za ciosem, wykorzystując sukces, jaki przyniosło ci
otwarcie galerii? - spytała Andrea, chociaż wszyscy doskonale znali odpowiedz.
- Oczywiście - odparła Karla, dodając w duchu: „Tak szybko, jak tylko
otrząsnę się spod uroku pewnego artysty…”
Przejmujący dreszcz powrócił, gdy Karla szykowała się na umówioną z
Cradowgiem kolację. Wiedziała, że wywołuje go oczekiwanie na spotkanie z
mężczyzną i że jest on zapowiedzą jeszcze mocniejszych wrażeń.
Nie chciała jeść kolacji z Jaredem, nie chciała przebywać z nim w tym
samym pomieszczeniu, nie chciała nawet mieszkać w tym samym hrabstwie, co
Cradowg, a jednak ani przez chwilę nie pomyślała o złamaniu wymuszonej
obietnicy.
Pragnąc wyglądać skromnie, wybrała szarą spódnicę i kremową jedwabną
bluzkę z perłowymi guziczkami, na którą założyła ciemny żakiet.
Stojąc przed wielkim ściennym lustrem przyjrzała się krytycznie swojemu
odbiciu. Była zadowolona z efektu, który osiągnęła. Opanowana, rzeczowa
biznesmenka. Lecz gdy w pewnym momencie rzuciła spojrzenie na swoją twarz, aż
jęknęła z rozpaczy. Pozbawiona makijażu cera wyglądała żałośnie blado,
orzechowe oczy były bez wyrazu, a bruzdy wokół ust jakby się pogłębiły. Jednak
najgorsze wrażenie sprawiały włosy, upięte w niedbały kok, z którego wysypało się
kilka pasemek zwisających smętnie wzdłuż szyi…
Wzdychając głęboko, sięgnęła po spinki i grzebień. Na odgłos dzwonka jej
dłonie zamarły w powietrzu. „Jared? Już?”
Zmusiła się do działania. Upinając niesforne kosmyki, spojrzała na mały
budzik, stojący na nocnej szafce. Jest szósta pięćdziesiąt jeden. Dziewięć minut
przed umówionym czasem. Może to nie Jared?
Dzwonek zadźwięczał ponownie. Jeden krótki, nerwowy sygnał.
Usta Karli zadrżały, wolno opuściła ręce. Natarczywość dzwonka mówiła jej,
ż
e przed drzwiami stoi Jared.
Po raz ostatni spojrzała w lustro i poprawiając bluzkę na ramionach, wyszła z
sypialni. Kiedy przechodziła przez bawialnię, dzwonek rozległ się raz jeszcze.
Przygryzając nerwowo wargi, przekręciła klucz i otworzyła drzwi. Cradowg już
podnosił palec, by ponownie położyć go na przycisku.
- Chcesz zniszczyć dzwonek? - zapytała Karla z ledwie skrywaną złością.
Mężczyzna opuścił ramię i uśmiechnął się. Nie wyglądał na speszonego czy
zażenowanego jej powitaniem,
- Zastanawiałem się, czy otworzysz mi wreszcie, czy też zignorujesz
dzwonek.
Cofnęła się o krok, pozwalając malarzowi wejść do środka.
- Dlaczego miałabym go ignorować?
Ś
miech Jareda wywołał na ciele Karli gęsią skórkę.
- Aby uniknąć kolacji ze mną, udając, że nie ma cię w domu - odparł
mężczyzna spokojnie.
Karla zacisnęła dłonie, chcąc w ten sposób powstrzymać ich niepokojące
drżenie. Nawet nie przyszło jej na myśl, by mogła się z nim nie zobaczyć i udać, że
jej nie ma.
Dlaczego o tym nie pomyślała?
Rozdział trzeci
Jared wszedł do bawialni i okiem artysty ocenił jej wystrój. Nieznacznym
skinieniem głowy pochwalił dobry gust właścicielki mieszkania. Karla, ledwie to
zauważyła, od razu dostrzegła, że w szykownym trzyczęściowym garniturze malarz
wygląda może mniej zmysłowo niż w dżinsach i mokasynach, za to prezentuje się
dużo bardziej elegancko.
- Świetna robota.
Opinia Jareda na temat wystroju mieszkania nie powinna Karli zupełnie
obchodzić, poczuła jednak w sercu przyjemne ciepło. Próbowała nie okazać, jak
bardzo obeszła ją pochwała. Starania te nie przyniosły jednak rezultatu, Karla
poczuła, że się rumieni. Co za głupie uczucie!
Jared odwrócił się i spojrzał przenikliwie na milczącą wciąż Karlę.
- Ciebie chyba guzik obchodzi, co myślę o twoim mieszkaniu, nie? - jedna z
gęstych brwi mężczyzny wygięła się w zgrabny łuk.
- A powinno? - wykrztusiła kobieta, wydając westchnienie ulgi, iż udało jej
się ukryć swoją reakcję na komplementy malarza.
- Powinno. - Cradowg postąpił krok w stronę gospodyni.
- Dlaczego? - Karla cofnęła się.
Słowa Jareda podziałały na jej serce jak balsam.
- Może dlatego, że nasze gusty są tak podobne - wyjaśnił mężczyzna,
zbliżając się do niej.
W tym momencie Karla zrozumiała, co czuje cierpiący na klaustrofobię.
Zwalczając ogarniającą ją panikę, zdecydowała się pozostać na miejscu. Stanowczo
uniosła podbródek i zapytała obojętnie:
- A w czym nasze gusty są podobne?
- W wielu sprawach - uśmiechnął się, widząc, że Karla zamarła na miejscu. -
Lubimy te same odcienie, ten sam rodzaj sztuki - wskazał na reprodukcje wiszące
na ścianach. - Pociąga nas przeciwna płeć… - Cradowg uśmiechnął się zmysłowo,
wodząc wzrokiem po ciele kobiety.
- Pociąga nas… co? - wykrztusiła z trudem.
- Zaprzeczasz, że łączy nas wzajemny pociąg? - Przysunął się tak blisko, że
Karla poczuła na twarzy jego ciepły oddech.
- Oczywiście! - jęknęła, obwiniając się za brak stanowczości.
- Obawiasz się mnie - zauważył Jared z typowo męską próżnością.
Powiedział prawdę, ale Karla za nic by się do tego nie przyznała.
- Nie łudź się - prychnęła, mając nadzieję, że jej głos zabrzmiał
wystarczająco odpychająco.
- A ja myślę, że się obawiasz. - Mężczyzna zrobił jeszcze jeden krok, tak że
ich ciała się zetknęły. Dotyk jego bioder i piersi wywołał w niej takie pożądanie, że
zaczęła się obawiać, że nie zapanuje nad sobą. Po chwili wahania spojrzała groźnie
na malarza.
- Odsuń się, gnojku.
Cradowg bez słowa pochylił głowę i objął usta kobiety wilgotnymi wargami.
Bezwiednie rozchyliła swoje, wydając cichy jęk.
Przestraszyła się, że jej nie zaspokojone ciało za chwilę eksploduje, tak silne
pożądanie ją ogarnęło. Jej piersi stwardniały, a brodawki napięły się do granic
możliwości. Zastygła w bezruchu pod wrażeniem intensywności tych reakcji, nie
zważając na dumę, która podpowiadała jej, że ma odepchnąć intruza.
Ogarnęło ją poczucie bezsilności. Przez chwilę cały świat Karb składał się
jedynie z męskich ust, zaborczego języka i uścisku silnych ramion.
Kobiecie zdawało się, że delikatne poruszenia dłoni mężczyzny na jej
plecach wykrzesały z żakietu iskry, które zmysłową pieszczotą paliły jej ciało.
Pragnęła go powstrzymać i modliła się, aby to się nigdy nie skończyło…
- Gdzie?
Zdyszany głos Cradowga zmącił jej upojenie. Wolno unosząc powieki,
spojrzała na mężczyznę zamglonymi, rozmarzonymi oczami.
- Co?
- Nie będziemy się kochać na stojąco - odparł nieoczekiwanie, poprzedzając
każde słowo krótkim pocałunkiem. - Proponuję, abyśmy przeszli do sypialni. Gdzie
ona jest?
Słowa „kochać się” i „sypialnia” poraziły Karlę niczym grom z jasnego
nieba. Czuła, jak jej oczy rozszerzają się z niedowierzania. Czy miała dać pokaz
kobiecej bezsilności i uległości? Zawahała się. Odzyskała już jednak panowanie
nad sobą, wyparte uprzednio przez rozbudzoną namiętność. Zsunęła dłonie z karku
malarza.
- Proszę… puść mnie.
Jared prychnął gniewnie, ale rozluźnił uścisk.
- Nie rozumiem. Przed chwilą byłaś w moich objęciach jak żywy ogień… -
Oblizał dolną wargę, jakby zbierając resztkę smaku ust Karli. - Więc dlaczego
nagle tak oziębłaś?
Wiedziona nagłym lękiem, Karla odskoczyła i zaczerpnąwszy powietrza,
przeszła do obrony.
- Zgodziłam się zjeść z tobą kolację. Nie godziłam się dzielić z tobą łóżka.
- Och, Karlo - westchnął, uśmiechając się z żalem - nie widzisz, że także
tego chcesz? - Uniósł dłoń i opuszkami palców pogłaskał dygoczącą kobietę po
policzku. - To nieuniknione.
- Nie! - potrząsnęła energicznie głową, odtrącając rękę Jareda. - Nie ma
rzeczy nieuniknionych,
Cradowg pokiwał głową tolerancyjnie i odsunął się.
- Mylisz się. Jesteśmy sobie przeznaczeni na kochanków.
Przestrzeń, jaką jej podarował, natchnęła Karlę jeszcze większą wolą
stawiania oporu.
- Przykro, że cię rozczaruję, ale nie wierzę w przeznaczenie.
Jared zaśmiał się nieoczekiwanie, wprawiając ją w zakłopotanie.
- Czas wszystko pokaże, skarbie. A teraz powinniśmy iść na kolację… I
zaspokoić tę mniej ważną potrzebę.
Zaśmiał się ponownie, widząc, że jego towarzyszka się czerwieni. Karla
pośpiesznie chwyciła pelerynę leżącą na krześle i wybiegła z mieszkania. Cradowg
zaprowadził ją do zaparkowanego przed budynkiem samochodu. Pojazd ten
zaskoczył Karlę swoim wyglądem. Z jakiegoś trudnego do uzasadnienia powodu
założyłaby się o wszystkie pieniądze, jakie jej jeszcze pozostały, że Jared jeździ
wielką, drogą i ekskluzywną limuzyną.
Samochód stojący przed domem był dużym i solidnym wozem terenowym z
napędem na cztery koła. Chociaż musiał kosztować mnóstwo pieniędzy, niejeden
bogacz wstydziłby się zajechać „czymś takim” na wytworne party.
- Praktyczny - stwierdziła Karla, sadowiąc się w wygodnym, głębokim
fotelu.
- I to pod każdym względem - dodał malarz, zatrzaskując za nią drzwiczki.
Obszedł samochód i usiadł za kierownicą.
- Przez zaakceptowanie mojego auta dojdziemy do zaakceptowania moich
poglądów o nieuchronności pewnych rzeczy.
Karla obdarzyła towarzysza gniewnym spojrzeniem.
- Nie zaczynaj od nowa - zaznaczyła ostrzegawczo.
- Dlaczego nie? - Jared zignorował groźbę. - Dla mnie to fascynujący temat.
Odetchnęła głęboko, ciesząc się, że odzyskała w pełni panowanie nad sobą.
- A dla mnie nie. Więc proszę, abyś przestał!
- Jak sobie życzysz. - Mężczyzna zapalił silnik i wyjechał na ulicę. - Więc o
czym będziemy dyskutować, słonko?
- Skoro tak bardzo chcesz rozmawiać, to może mi wyjaśnisz, w jakim celu
zaprosiłeś mnie na kolację? - zapytała, sądząc, że zaczną się teraz targi o obraz.
Cradowg skręcił w bocznicę.
- Kotku, właśnie tę sprawę chciałem przed chwilą poruszyć.
Karla poczuła, jak zatrzymują się raptownie.
- Co to ma znaczyć?! - zawołała z niepokojem, rozglądając się podejrzliwie.
Podejrzenia Karli okazały się bezpodstawne. Jared zaparkował auto przed
jedną z luksusowych restauracji. Westchnęła cicho, ganiąc się w myślach za
zbytnią bojaźliwość.
- Celem, dla którego cię zaprosiłem - zaczął z uśmiechem - było danie nam
obojgu szansy na realizację tego, co nieuniknione, do czego o mało nie doszło.
Kobieta podniosła się z siedzenia, starając się nie okazywać tego, że cała
drży.
- Czyżby? A ja martwiłam się, że będziesz mnie nakłaniał do sprzedaży tego
portretu.
Złapała za klamkę.
- Och, planuję, że otrzymam portret mojego dziadka w posagu. - Stłumiony
głos Jareda sparaliżował dłoń Karli.
Dziadek? Posag? Co? Tyle rozmaitych myśli kłębiło siew głowie kobiety,
tyle pytań i odpowiedzi, że nim cokolwiek powiedziała, Cradowg obszedł pojazd i
szarmancko otworzył jej drzwi.
- Nie wiem jak ty, skarbie - mężczyzna pomógł towarzyszce wysiąść z
samochodu - ale ja jestem bardzo głodny.
Zmieszana, pozwoliła przeprowadzić się przez parking. Odzyskała rezon
dopiero wtedy, gdy usiadła przy dwuosobowym stoliku naprzeciw wielkiego okna,
a przed nią znalazła się duża karta ze złotym napisem.
- Nie jestem głodna - Karla odłożyła menu na bok.
- Oczywiście, że czujesz głód - zdecydował Jared, wciskając kartę w dłoń
kobiety - I to nie tylko na jedzenie - uśmiechnął się porozumiewawczo. - Trudno
mi zgadnąć, ale zastanawiam się, jak długo nie byłaś z mężczyzną?
Ostrzeżona wyrazem twarzy Jareda, Karla przyjęła pytanie z należytym
spokojem.
- Trudno mi zgadnąć, ale zastanawiam się, kiedy po raz ostatni
zachowywałeś się taktownie?
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Kochanie, jesteś trudnym przeciwnikiem. Ale gdy widzę piękny klejnot, to
go podnoszę.
- Może lepiej podniósłbyś białą flagę - zasugerowała słodkim głosem.
- Poddać się? Ja? - Jared sprawiał wrażenie zdumionego, chociaż starał się
zamaskować to szerokim uśmiechem. - Ja się nigdy nie poddaję. Mówiłem ci, że
jesteś niezłą przeciwniczką, a ja lubię odnosić znaczące zwycięstwa.
Karla zamierzała przejść do ofensywy i skwitować wynurzenia Jareda
ironicznym śmiechem, lecz przeszkodziło jej w tym pojawienie się kelnera.
Zachowując energię na kolejne starcie, wybrała dania i napoje, po czym
natychmiast zapomniała o swoim wyborze. Podczas gdy artysta zamawiał
przystawki, wyjrzała przez okno, oddychając równo i głęboko. Z wolna jej
wzburzone nerwy uspokajały się.
Srebrzystoszara poświata księżyca rozpraszała mrok, wielkie, rdzawe skały
wyglądały tak, jakby pokrył je szron. Poniżej widać było pulsujące neonami
miasto, jakby przykryte kopułą migotliwych świateł.
- Ślicznie, co?
- Przepięknie - przyznała Karla, wolno odwracając wzrok. - Czasami
przytłacza mnie piękno i powaga tych skał.
- Wielu ludzie czuje podobnie. Ale to nic w porównaniu z Grandem.
- Nie wiem. Nigdy nie widziałam Wielkiego Kanionu.
- Nie widziałaś? - powtórzył Jared z niedowierzaniem, że dorosła osoba
mogła nie widzieć nigdy Kanionu Kolorado. - Jak długo jesteś w Arizonie?
- Niecałe pół roku. Przyjechałam do Sedony pod koniec maja, równo tydzień
po otrzymaniu dyplomu.
Jared rozmyślał nad kolejnym pytaniem. Już otwierał usta, kiedy
przeszkodził mu kelner, przynosząc zamówione drinki. Malarz z niecierpliwością
wodził palcem po blacie stolika, czekając, aż tamten się oddali.
- Dyplomu? - uniósł pytająco brew. - Jakiego dyplomu?
Karla uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Ukończenia college'u.
- Pracowałaś dla przełożonych czy robiłaś studium podyplomowe? - na
twarzy mężczyzny pojawił się wyraz zaciekawienia.
- Nie - westchnęła. - To zwykły dyplom. Z pewnych względów rozpoczęłam
naukę później niż większość ludzi.
- Z jakich względów? - zapytał natarczywie.
Ujęła szklankę, bezwiednie przesuwając kciukiem po jej brzegu. Wyrzucała
sobie nieostrożność. Mogła przewidzieć, że Jared będzie domagał się
zaspokojenia... swojej ciekawości. Jednak jej życie osobiste nie powinno go
interesować i… Poczuła chłód w dłoniach, kiedy znów powróciła myślą do
dawnych wspomnień. Wpatrzona w głąb szklanki, zmarszczyła w skupieniu brwi.
Czyżby rzeczywiście zamówiła margaritę?
Chociaż lubiła wypić od czasu do czasu słaby koktajl, to jednak obawiała się
mocniejszych alkoholi, zwłaszcza że osłabiały one samokontrolę i rozwiązywały
język.
Zreflektowała się nagle, że ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłaby w towarzystwie
tego malarza, to stracić opanowanie. Przestrzegając samą siebie, by uważała na to,
co mówi, wolno uniosła szklankę i przyłożyła ją do ust.
- Jakie względy? - powtórzył Cradowg ze wzrastającą niecierpliwością.
Karla poczuła słony, ostry smak na języku i zakrztusiła się, nie mogąc złapać
powietrza. Chwyciła szklankę z wodą i popiła ostrą margaritę.
- Nie rób tego więcej.
- Czego? - zdziwiła się, potrząsając głową. Z koka wysunęły się dwa wąskie
pasemka i figlarnie opadły na szyję kobiety. - Czego mam więcej nie robić?
- Zaczynam podejrzewać, że jesteś rozkapryszoną flirciarą.
- Flirciarą? - wybuchnęła Karla. - Ja?! Co ty chcesz powiedzieć?
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Chciałem ci tylko dać do zrozumienia, że… - Kątem oka dostrzegł kelnera
pchającego wózek pełen naczyń. - Zapomnij o tym, zbliża się nasza kolacja.
„Zapomnieć o tym?” - powtórzyła w duchu. Ha! Nie było sposobu, aby
zapomniała. Oczywiście, że nie była żadną flirciarą! Postanowiła, że gdy tylko
kelner się oddali, utemperuje tego wielkiego artystę.
Jakby chcąc ugasić swą złość, złapała bezwiednie jedną ze szklanek i wzięła
wielki łyk napoju. Na nieszczęście była to szklaneczka z lodowatą margaritą.
- Nie za mocne, co? - Cradowg na próżno usiłował zachować kamienną
twarz. Ironiczny uśmiech co chwilę powracał na jego twarz.
Karla spojrzała na niego przez załzawione oczy, wolno wciągając powietrze
przez nos.
- To moja sprawa - odparła nieswoim głosem. - I nie jestem żadną flirciarą!
Jared opadł na krzesło, trzęsąc się ze śmiechu, a Karla poczuła nieodpartą
ochotę oblania go resztą drinka. Jakby wyczuwając jej nastrój, spoważniał.
- Tak jest, zrozumiałem - powiedział spokojnym, łagodnym głosem.
- I nie traktuj mnie tak protekcjonalnie!
Cradowg stoczył wewnętrzną walkę, usiłując zapanować nad wesołością.
Wreszcie parsknął śmiechem, chwytając dłońmi nadgarstki Karli, zanim zdążyła
oblać go alkoholem.
- Ty masz temperament - westchnął z uznaniem, stanowczym gestem
zmuszając kobietę, aby odstawiła szklaneczkę na podstawkę. - I ja także mam -
szepnął jej do ucha. - I w łóżku, i poza nim będzie nam razem wspaniale.
Zacisnęła usta, rozmyślając nad miażdżącą odpowiedzią. Myślała jednak
zbyt długo i Jared rozproszył jej złość zwykłym stwierdzeniem:
- Nie sądzisz, że lepiej, abyśmy zjedli naszą kolację, dopóki jest ciepła?
Karla odruchowo spojrzała na wielką tacę, którą postawił przed nią kelner.
„Dobry Boże! - jęknęła w duchu. - Co mnie podkusiło, aby zamówić tyle
jedzenia?” Zafascynowana wpatrywała się w zawartość tacy - ryby, wołowina,
owoce, smażone ziemniaki, zapiekana w cukrze kukurydza, polane kremem
szparagi. Błyskawicznie przeliczyła zawarte w posiłku kalorie i jęknęła ze zgrozą.
Cradowg poruszył się.
- Czyżbyś tego nie zamawiała?
„Skąd mam wiedzieć?” - pomyślała, ale duma nie pozwoliła jej przyznać się
do pomyłki.
- No… nie wiedziałam, że mają takie wielkie porcje - skłamała. - Nigdy nie
jadłam tak wiele na raz.
- Wierzę. - Mężczyzna krytycznym spojrzeniem zmierzył talię towarzyszki. -
Więc zjedz to, na co masz ochotę, a resztę zostaw.
Karla nie cierpiała marnować jedzenia, ale tym razem nie pozostawiono jej
ż
adnego wyboru.
Rozmowa początkowo koncentrowała się na potrawach, jak to zazwyczaj
bywa przy stole.
- Dużo miejsc zwiedziłaś w naszej Arizonie? - zapytał w pewnej chwili
Jared.
Karla skończyła konsumpcję smakowitego kawałka wołowiny i odparła z
westchnieniem:
- Raczej niewiele. Wylądowałam w Phoenix i przyjechałam do Sedony
samochodem. Zwracałam większą uwagę na drogę niż na okolicę, ale widziałam
znaczną część Kanionu.
- I przez cały czas siedzisz w mieście? - Malarz ukroił potężny kawałek steku
i przełknął go w sekundę.
- Tak, jeździłam trochę po mieście, szukając właściwego lokalu na galerię,
ale kiedy przygotowywałam otwarcie, wszystko toczyło się w tak szalonym tempie,
ż
e nie pozostawało mi zbyt wiele czasu na zwiedzanie.
- A byłaś w kaplicy Świętego Krzyża?
- Tak - ożywiła się Karla. - Anna, moja asystentka, skierowała mnie do tego
kościoła w dniu, w którym ją zatrudniłam.
- I?
- Byłam zafascynowana - przyznała. - Sądzę, że każdy by był. Niecodziennie
widzi się kościół wtłoczony pomiędzy potężne skały. To robi ogromne wrażenie!
Powoli dokończyła drinka.
- Jeszcze jednego? - Jared skinieniem głowy wskazał na pustą szklaneczkę.
- Czemu nie? - odparła pod wpływem nagłego impulsu.
- Więc twoje zwiedzanie ograniczyło się jedynie do miasta i okolic -
zauważył mężczyzna, dając znak kelnerowi, aby się zbliżył.
- Umm - Karla skierowała uwagę na ostatni kawałek zapiekanego ananasa.
- Zadziwiające.
Przełknęła kęs i spojrzała na swego rozmówcę z roztargnieniem.
- Przepraszam? - mruknęła.
Zwróciwszy uwagę kelnera, Jared zamówił kolejne dwa drinki i powrócił do
przerwanej rozmowy.
- Mówię, iż to zadziwiające, że mieszkasz tu i sprzedajesz sztukę pochodzącą
z obszarów, których nigdy nie widziałaś.
Zawieszona między śmiechem a zdumieniem, przez kilkanaście sekund
patrzyła na niego w milczeniu.
- Nigdy nie byłam też na księżycu - odezwała się żartobliwie. - Jednak nie
zawahałabym się sprzedawać arcydzieł pochodzących z tamtych stron.
- Dobra uwaga - przyznał Cradowg. - Jednakże, powracając do sztuki
współczesnego Zachodu, to jesteś tylko półprofesjonalistką. Robisz sobie i swoim
klientom afront nieznajomością obszarów, z których sprowadzasz dzieła.
Miał rację! Karla nie chciała się do tego przyznać, nawet sama przed sobą,
ale miał rację. Wolno żując kawałek wołowiny, pomyślała, że chociaż nie podoba
jej się styl, w jakim ją Jared krytykuje, w tym przypadku mogłaby wysłuchać jego
rady.
- Dobra, wygrałeś - powiedziała z niespodziewanie dobrym humorem. -
Potraktuję zbadanie współczesnego Zachodu i jego sztuki jako osobiste wyzwanie.
- Kiedy?
Przybycie zamówionych drinków dało Karli czas na zebranie myśli. W
milczeniu wysłuchała, co kelner proponuje na deser, nie przejawiając ochoty na
dalszą degustację. Energicznie pokręciła głową, kiedy Cradowg zapytał ją, czy
chce kawy.
Jared uniósł brwi, oczekując odpowiedzi na swe poprzednie pytanie.
- Zacznę zwiedzanie, kiedy będę miała czas - odparła, uśmiechając się do
kelnera, który dziękował im za odwiedziny i zachęcał do kolejnych wizyt w lokalu.
Kelner uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy Jared włożył mu w dłoń
napiwek więcej niż królewski.
- Znajdziemy czas - oświadczył malarz, co zabrzmiało niemal jak groźba.
Karlę bardziej oszołomiła, niż zdenerwowała władczość mężczyzny
- Posłuchaj - zaczęła spokojnie. - Za dwa tygodnie mamy Święto
Dziękczynienia, a jeżeli zapomniałeś, to przypominam ci, że po nim nadejdą święta
Bożego Narodzenia. - Przerwała, aby przepłukać gardło łykiem wody. - Mam
nadzieję… Planuję zrobić wyśmienite interesy w tygodniach poprzedzających
Gwiazdkę. Nie mogę pozwolić sobie na marnowanie czasu i wycieczki w okresie,
w którym Amerykanów ogarnia szał robienia zakupów.
Zadowolona, iż jasno wyłożyła swoje poglądy, usiadła wygodnie na krześle i
uśmiechnęła się ciepło.
Jared nie odwzajemnił uśmiechu, lecz przystąpił do wskazywania błędów w
rozumowaniu Karli.
- Masz rację, że sprzedaż wzrośnie, ale będziesz potrzebowała całego
doświadczenia i wiedzy, jakie możesz zdobyć w czasie podróży. Dlatego
powinnaś… Musisz jechać teraz!
Szach i mat.
Karla miała ochotę jęknąć. Albo się rozpłakać. Albo śmiać się. Zamiast tego
zastanowiła się szybko, przyznając Jaredowi rację. Jeżeli pozna Zachód,
współczesną sztukę, miejsca, które inspirują twórców, to powinna podwoić obroty i
zyski, a w konsekwencji nie tylko umocnić swoją pozycję na rynku sztuki, lecz
także pospłacać wszystkie długi. Oczywiście, w okresie jej wojaży dochody galerii
mogłyby się zmniejszyć, jednak w sumie...
Wyprostowała się nagle.
- Czy dałabym radę trochę pozwiedzać kraj przed Świętem Dziękczynienia?
-
zapytała
w
zamyśleniu.
Dopiero
później
zrozumiała
znaczenie
satysfakcjonującego uśmiechu, który pojawił się na ustach malarza. Niestety,
przeoczyła tak jawne ostrzeżenie.
- Sądzę, że jest to możliwe, oczywiście w towarzystwie dobrze
poinformowanego przewodnika.
Nie dostrzegając kolejnego uśmiechu, Karla wpadła w zastawione sidła.
- Czy mógłbyś mi załatwić dobrze poinformowanego przewodnika?
- Tak.
- Jest drogi? - zaniepokoiła się.
- Nie całkiem.
Kobieta sięgnęła do torebki i wyjmując z niej kartkę oraz długopis,
przygotowała się do pisania. Nie zauważyła wesołych iskier tańczących w oczach
Jareda,
- Mógłbyś podać mi jego adres i nazwisko?
- Oczywiście - odparł niewinnym tonem. - Nazywa się Jared Cradowg, a
mieszka… - przerwał, gdyż długopis wysunął się ze znieruchomiałej dłoni Karli. -
Czy coś się stało? - udał zaniepokojonego.
- Nie coś - prychnęła ze złością. - Wszystko idzie źle. Poczynając od
porannego spotkania z tobą, a kończąc na wspólnej wieczornej kolacji.
Dobrze wiedziała, że jej słowa uraziły Jareda, ale znalazła dosyć siły, by
kontynuować swój atak:
- Jeżeli skończyłeś żarty to chciałabym, abyś odwiózł mnie do domu.
Ostrożnie odsunęła krzesło od stolika, obawiając się, że przy nagłym
szarpnięciu może się ono wywrócić.
- Złotko, mówiłem poważnie.
Szczerość brzmiąca w głosie Cradowga zatrzymała Karlę na miejscu.
Spojrzała na towarzysza ze zdziwieniem,
- O czym? O chęci zostania moim kochankiem czy moim przewodnikiem?
- O obu sprawach - przyznał z czarującym uśmiechem. - Zamierzałem
pokazać ci uroki Zachodu i miałem nadzieję, że będziesz zadowolona z moich
usług i że spędzimy razem przyjemne chwile.
Karla sapnęła, zaczerwieniła się i wybuchnęła śmiechem.
- Nigdy nie rezygnujesz, co?
- Nigdy. Więc jak? - uniósł brwi pytająco. - Odnajdziesz w sobie
awanturniczą żyłkę czy też przestraszysz się, uciekniesz i ukryjesz przede mną?
W rzeczywistości Karla pragnęła uciec. Przyglądając się w milczeniu
mężczyźnie, rozważała jego propozycję równie starannie, jak gdyby podejmowała
decyzję o przyjęciu do galerii nowego obrazu. I sama już nie wiedziała, które z
nich dwojga było bardziej zaskoczone jej odpowiedzią:
- Wygrałeś, Jared.
Rozdział czwarty
Musiała postradać zmysły! Co ją skłoniło do przyjęcia propozycji Jareda?
To pytanie pojawiło się w myślach Karli, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi
mieszkania. Odruchowo powiesiła pelerynkę na wieszaku i weszła do sypialni.
W co grał Jared?
Przebierając się wolno, usiłowała odpowiedzieć na własne pytania.
Przypomniała sobie żarliwość i natarczywość, jakie Cradowg okazał tego ranka, a
później tuż przed kolacją. Jednakże gdy odwoził ją do domu, zachowywał się
niesłychanie spokojnie, mało mówił, ba, nawet nie pocałował jej na dobranoc!
Odtwarzając w pamięci wydarzenia wieczoru i ich rozmowę w restauracji,
Karla uzmysłowiła sobie szybko, że wpadła w misternie zastawioną sieć.
Intuicyjnie czuła, że Jared nie porzucił myśli o uczynieniu z niej swojej kochanki,
lecz zmienił taktykę, odkładając na później realizację swoich pragnień. Miał
przecież dwa tygodnie…
Zaczęła przygotowywać się do snu, automatycznie wykonując codzienne
czynności. Oczyściła twarz, nakładając na nią odżywczą maseczkę, następnie
wzięła ciepły prysznic i posłała łóżko. Zazwyczaj rozluźniała się podczas tych
zajęć.
Tym razem było inaczej. Nie udało jej się zrelaksować. Czuła się
wyczerpana, rozbita psychicznie i do tego była podenerwowana. Wzdychając
boleśnie, zrzuciła szlafrok i wskoczyła w miękką, chłodną, pachnącą czystością
pościel. Ułożywszy się wygodnie, przymknęła oczy, pragnąc uciec w świat snów
od dręczących ją pytań i wspomnień.
Nie udawało jej się. Pięć miesięcy ciężkiej pracy przy organizowaniu galerii
odcisnęło swoje piętno na kondycji Karli. Była zbyt zmęczona, aby zapanować nad
własną psychiką. Zapadała w krótkie, niespokojne drzemki, z których budziła się
zlana potem, z drżeniem serca, suchymi ustami i ciałem obolałym z powodu
samotności...
Tak długo, tak bardzo długo nie znała obecności mężczyzny... Ata, której
zaznała kiedyś, nie była w pełni satysfakcjonująca.
Bolesne wspomnienia wciąż nie dawały jej spokoju, powracając niczym
ż
arłoczne sępy, by karmić się świadomością Karli…
Louis.
Przekręciła się na drugi bok, kładąc poduszkę na głowie. Przepędziła
wspomnienia o Louisie i jednostronnych kontaktach, które ich wiązały. Nie
pragnęła przywoływać w myślach spędzonych z nim chwil, nie chciała
przypominać sobie swojej młodzieńczej naiwności. Była jednak zbyt zmęczona, by
przezwyciężyć natarczywe wspomnienia. Jęcząc w proteście, zacisnęła powieki...
Miała osiemnaście lat, zdała do college’u i dopiero co sprowadziła się do
miasteczka uniwersyteckiego. Spotkała Louisa na prywatce organizowanej przez
kolegę z roku. Ponieważ Karla interesowała się sztuką, jej przyjaciel przedstawił ją
Louisowi informując, że mają wspólne upodobania, i ulotnił się, zapraszając, aby
sami się częstowali.
Louis poradził sobie bardzo dobrze. Po trzech tygodniach od ich pierwszego
spotkania zaproponował Karli, aby poszła z nim do łóżka. Dziewczyna mimo obaw
poddała mu się - ciekawość przeważyła. Inicjacja nie była zbyt przyjemna, lecz
chłopak zapewniał, że po dłuższej praktyce powinno być lepiej. Uwierzyła mu, był
przecież starszy, doświadczony i kończył uczelnię. Jednak nawet po dłuższej
praktyce Karla nie czerpała z ich współżycia zbyt dużej przyjemności.
Grodziła się na wszystko, kochając i wierząc, że jest kochana. Wkrótce
uległa argumentom Louisa i przeniosła się na jego wydział, a następnie
zamieszkała z nim w wielkim, wynajętym apartamencie. Po pewnym czasie
poddała się kolejnym naleganiom chłopaka: skoro znalazł się już na ostatnim roku,
to jego studia były ważniejsze, Karla ograniczyła więc swoje dodatkowe zajęcia
szkolne, rozpoczynając pracę na pół etatu, aby móc spłacać ich czesne.
Kiedy któregoś popołudnia, patrząc jej głęboko w oczy z bolesnym
grymasem twarzy, oświadczył, że wciąż brakuje im pieniędzy, dziewczyna nie
wahała się długo i zatrudniając się na pełny etat, przerwała studia.
Louis wykorzystywał ją przez dwa lata, mamiąc obietnicami małżeństwa i
pozwalając, aby utrzymywała go ze swojej ciężkiej, całodniowej pracy. Wierzył
bezzasadnie, że będzie miał dziewczynę przy sobie tak długo, jak długo będzie to
służyło jego celom. Przeliczył się jednak.
Chociaż Karla była młoda, wyrosła już z naiwności. Nie uczęszczając na
studia stacjonarne, zrobiła „doktorat” ze znajomości ludzkiej natury, jej
promotorem zostało zaś samo życie. Kiedy mijała druga rocznica ich związku, a na
palcu dziewczyny nadal nie pojawiła się złota obrączka, Karla zastanowiła się nad
swoim życiem i doszła do bolesnych, lecz słusznych wniosków.
Louis jej nie kochał. Wykorzystywał ją bez skrupułów, traktując jak
niewolnicę. Najbardziej bolał Karlę fakt, że miał na to jej zgodę. Postanowiła, że
już nigdy nikomu nie pozwoli na coś takiego. Wtedy to zaniknęła się w swojej
skorupie, przybierając maskę obojętności.
Odchodząc pozostawiła Louisowi wszystko, czego się wspólnie dorobili, czy
też raczej to, na co ona zapracowała.
Kolejne lata nie należały do łatwych. Pracując ciężko na dwie zmiany,
zadowalając się jedynie najpotrzebniejszymi rzeczami, spłacała powoli długi
zaciągnięte wspólnie z Louisem. Pozbywszy się finansowych obciążeń, poczuła się
wolna. Postanowiła wrócić do college'u, jednak aby się utrzymać, zmuszona była
nadal pracować na pół etatu. Aby zaoszczędzić na czynszu, zgodziła się naruszyć
potrzebę samotności i zamieszkała wspólnie z dwiema dziewczynami, które
poznała po powrocie na uczelnię. Zaprzyjaźniły się, ponieważ wszystkie trzy były
w tym samym wieku, o kilka lat starsze od pozostałych początkujących studentów,
także ich sytuacja finansowa wyglądała podobnie. Nie miały za wiele.
Chociaż Karla wielokrotnie żałowała decyzji, którą podjęła tamtego dnia, nie
rozstała się już z Alicją i Andreą.
Przychodziły chwile, gdy samotność łapała ją w swoje szpony i Karla
pragnęła mieć przy sobie jakiegoś mężczyznę. Starała się zagłuszyć zew natury
wzmożoną pracą. Uczyła się gorliwie, aby uzyskać jak najlepszy dyplom. Po jego
obronie pracowała od świtu do nocy przy organizacji własnej galerii. Pomimo
trudów i sporego zadłużenia, Karla była usatysfakcjonowana swoimi
osiągnięciami.
Teraz zaś pewien mężczyzna brutalnie wkraczał w jej życie, pragnąc
wykorzystać ją dla własnych celów.
Normalnie taka myśl nie zaprzątałaby uwagi Karli ani przez chwilę. W
minionych latach wielu mężczyzn pragnęło jej z różnych przyczyn. Odeszli w
niepamięć, nic nie osiągnąwszy Prawdziwym powodem jej dzisiejszej bezsenności
i duchowych rozterek była świadomość, iż własne ciało zaczęło domagać się
swoich praw.
Karla nie chciała komplikować sobie życia z powodu mężczyzny. Raz
jeszcze zastanowiła się nad propozycją Jareda i nad swoją nieoczekiwaną
odpowiedzią. Przywołany w myślach obraz Cradowga spowodował, iż zrobiło jej
się gorąco, poczuła przyśpieszone bicie serca i mrowienie ud. O nie, nie widziała
sposobu, by nie ulec żądzom Jareda podczas dwutygodniowej wycieczki.
Ale coś w głębi duszy nakłaniało ją, aby podtrzymała swoją decyzję i zagrała
raz va banque. W skrytości serca Karla pragnęła, by wspomniane przez malarze
„przeznaczenie” dokonało się. Owo spostrzeżenie przeszyło ją chłodem, poczuła
napięcie w piersiach, zaczęła drżeć.
Do diabła, pragnęła go! Dlaczego nie miałaby się z nim przespać? Jej
doświadczenia seksualne ograniczyły się do jednego mężczyzny, a miała już
dwadzieścia siedem lat! Dlaczego nie ulec Cradowgowi… chociażby przez dwa
krótkie tygodnie?
Siadając na rozkopanym łóżku, potrząsnęła głową, jakby chcąc w ten sposób
przegnać pokusę, i powiedziała głośno:
- Nie ma wątpliwości, musiałaś postradać zmysły!
Przez chwilę zamarła, wystraszona dźwiękiem własnego głosu, po czym jej
napięcie rozładowało się w głośnym, beztroskim śmiechu. Uniosła dłoń do ust, aby
stłumić przeciągłe ziewnięcie. W oczach czuła piasek, powieki ciążyły. Odniosła
wrażenie, że przytłacza ją ogromny ciężar. Odeszły wszystkie wspomnienia,
rozterki, niepewności. Pozostała sama…
Ziewnęła ponownie, wsunęła się pod kołdrę i ułożyła w swej ulubionej
pozycji. Zapominając o przeszłości, a przyszłości pozwalając biec własnym torem,
Karla zaniknęła oczy i przeniosła się w krainę marzeń, która jest pomostem między
rzeczywistością a snem. Na ustach kobiety pojawił się uroczy uśmiech. Wtedy
nagłe wspomnienie poruszyło jej umysłem.
Jego dziadek!
Otworzyła szeroko oczy i przygryzając dolną wargę, usiłowała przypomnieć
sobie, co Jared mówił na temat obrazu. Chyba wspomniał coś o portrecie dziadka,
ale czy mogła być tego pewna? Co on powiedział… Sen.
Karla przegrała bitwę ze zmęczeniem.
Rankiem zaspała i musiała się bardzo śpieszyć Nie lubiła raptownego
działania, zawsze wolała dokładnie wszystko zaplanować.
„To on jest temu winien!” - obwiniała Jareda spiesząc się, by otworzyć
galerię. Według Karli stan jej ducha był wynikiem poczynań Cradowga - to on
spowodował rozterki trapiące ją przez całą noc, to przez niego zaspała, spóźniając
się kilkanaście minut do pracy. To dlatego że złożył tak dwuznaczną ofertę, ciałem
Karli zawładnęło zapomniane pożądanie.
Po otwarciu galerii nerwowym krokiem weszła do biura. Mogłaby nie
jechać… Nie, nie pojedzie z nim na wycieczkę! - postanowiła. I jakby pragnąc
podkreślić swoją decyzję, zatrzasnęła mocno drzwi.
- Jesteś pewna, że dobrze je zamknęłaś?
Kobieta zamarła, usłyszawszy znajomy męski głos. Zabrakło jej w piersiach
powietrza, kiedy wolno odwróciła głowę i ujrzała Jareda, tarasującego przejście do
sali wystawowej.
- Czy zdecydowałeś, że osiągniesz więcej, gdy będziesz mnie straszyć
każdego ranka? - zapytała i ciągnęła dalej, nim Jared zdążył odpowiedzieć: - Co tu
robisz?
Cichy śmiech Jareda spowodował, że przeszły ją ciarki
- Czy to quiz? - zapytał i jakby nie spodziewając się odpowiedzi, dodał: -
Jaka będzie nagroda za właściwą odpowiedź?
Kobieta zacisnęła zęby, wydając z gardła dziwaczny dźwięk, ni to syk, ni
jęk.
- To ma znaczyć „tak” czy „nie”? - zaciekawił się.
- Ty… ty… - Karla ze świstem wciągnęła do ust powietrze. - Czego chcesz
tak wcześnie? - zawołała piskliwym głosem.
Cradowg pokiwał głową z udanym rozczarowaniem.
- Więc nie proponujesz żadnej nagrody za właściwą odpowiedź - rzekł do
siebie. - Widocznie pytanie za łatwe.
Uczucie podekscytowania okazało się tak wielkie, że nie była w stanie
zachować cierpliwości
- Sam sobie daj nagrodę!- warknęła.
- Tak jest, madame - opieszałość mężczyzny zniknęła, kiedy wyprostował się
i żwawo ruszył ku Karli.
- Oto prawdziwa nagroda - oświadczył z uznaniem, biorąc ją w ramiona. - A
jeszcze nawet nie odpowiedziałem na pytanie - dodał i nie zważając na jęk
oszołomienia, jaki wydała, pochylił głowę i wpił wargi w jej usta. Pocałunek Jareda
był jeszcze bardziej zaborczy żarliwy niż dwa poprzednie. Ciało kobiety dygotało
jak w febrze, ich języki splotły się w erotycznym, szalonym tańcu. Zadrżała
mocniej, kiedy dłoń mężczyzny wśliznęła się pod bluzkę i Jared przesuwając ją
wolno po rozgrzanym ciele Karli, dotknął jednej z piersi.
- Czy to właściwa odpowiedź na twoje pytania? - szepnął malarz. - Pragnę
cię
Jego usta pozostawiły wilgotny ślad, ciągnący się od brody Karli po bok jej
szyi.
- Pragnę cię rankiem, pragnę cię nocą… - głos mężczyzny bliski był
desperacji. Jared wpił się ustami w spojenie wygiętej szyi kobiety.
- Pragnąłem ciebie całą ostatnią noc.
Słowa Jareda przypomniały Karli jej własne rozterki, które przeżywała
minionej nocy. Wyznanie artysty pozbawiło ją resztek samokontroli.
- Wiem - wyszeptała i jęknęła głośno, kiedy palce Jareda odnalazły
stwardniałą brodawkę i ujęły ją stanowczo, choć delikatnie.
- A ty? - Cradowg uniósł głowę, wpatrując się w rozmarzone, zamglone oczy
Karli.
- Tak, ty także mnie pragniesz - odpowiedział sam sobie. - Prawda,
kochanie?
Bała się odpowiedzieć, bała się przyznać mu rację, bała się otworzyć usta,
aby wbrew jej woli nie wyszły z nich słowa prawdy.
- Karla? - głos Jareda brzmiał jak obietnica raju.
Chłonąc tę obietnicę całym ciałem, zaprzeczyła nieznacznie głową.
- Mogę cię skłonić do wyjawienia prawdy, dobrze o tym wiesz - zauważył z
radością, wydobywając pieszczotą palców przeciągłe westchnienie z jej gardła.
Karla ponownie potrząsnęła głową, czując paraliżujący dreszcz. Jęknęła
spazmatycznie, widząc, jak Jared uśmiecha się i chwyta ustami napiętą pod bluzką
brodawkę.
W głowie czuła pustkę; nie było galerii, nie było pracy, nie było klientów.
Czas stanął w miejscu, nie istniały dni ani noce. Jedyne, co pozostało, to bolesne
fale rozkoszy, torturujące jej ciało, a wywołane ustami i dłonią Jareda.
Lecz rzeczywistość nie pozostawiła pary kochanków w spokoju, brutalnie
wkraczając pomiędzy nich i przerywając cudowne intymne chwile.
- Karla, ja… Och! O Boże!
Cradowg nie zdążył cofnąć dłoni. Trzymając wciąż jedną rękę pod bluzką
Karli, wyprostował się i spojrzał ponurym wzrokiem na zamarłą w drzwiach Annę.
- Ja… ja przepraszam… - policzki zażenowanej dziewczyny były bardziej
ogniste niż zachodzące nad Arizoną słońce. - Ja… nie wiedziałam… - przełknęła
głośno ślinę, wpatrując się w zdumieniu w pracodawczynię i wysokiego
mężczyznę.
Z twarzy Karli odpłynęły wszystkie kolory. Otworzyła usta, aby coś
powiedzieć, lecz ubiegł ją Jared.
- Nie ma się czym przejmować - zapewnił wstrząśniętą dziewczynę. - Jeżeli
dasz nam chwilkę, to dokończymy nasze sprawy…
- Och! Oczywiście! - Anna odwróciła się i błyskawicznie wypadła z biura.
Stłumiony śmiech mężczyzny rozluźnił ściśnięte gardło Karli.
- O Boże! - jęknęła. - Nie wyobrażam sobie, co Anna o nas myśli.
- A ja sobie wyobrażam.
Kobieta ze zdziwieniem spojrzała na Cradowga. Jego ciemne oczy
błyszczały wesołością, zmarszczki wokół nich pogłębiły się, a usta drżały od
wewnętrznego śmiechu. Strząsając z siebie dłoń Jareda, Karla cofnęła się o dwa
kroki i zapytała ze złością:
- Sądzisz, że to zabawne?
Malarz stracił opanowanie i jego donośny śmiech zahuczał pod sklepieniem,
przepełniając Karlę jeszcze większą goryczą.
- Jasne, że to cholernie zabawne - wskazał jedną ręką na drzwi, przez które
uciekła Anna, drugą wycierając łzy.
- Jak możesz się śmiać! - wybuchnęła. - A ja muszę tam iść i wszystko
wyjaśnić. Co ja jej teraz powiem? - spytała, wzdychając głęboko.
- Nie musisz niczego tłumaczyć - podpowiedział Jared spokojnie,
uśmiechając się przy tym czarująco.
- Ale jesteś mądry - prychnęła ironicznie, nerwowo poprawiając upięte
włosy.
- Nie muszę być mądry - zniecierpliwił się Cradowg. - Naprawdę nie musisz
Annie nic wyjaśniać, ty tu jesteś szefową.
Stanowczość jego tonu sprawiła, że słowa protestu uwięzły jej w gardle.
- Ja… - zaczęła niepewnie, lecz Jared mówił dalej, jakby nie słysząc:
- Są długie?
- Co?
Mężczyzna przyjrzał się kobiecie w zamyśleniu.
- Twoje włosy - wyjaśnił po chwili. - Mają taki wspaniały, kasztanowy
odcień. Są długie?
- Do ramion…
- Chciałbym ich dotykać, przesuwać między palcami…
Karla dostrzegła kątem oka, jak malarz unosi dłoń. Poczuła mrowienie na
głowie i przysunęła się do mężczyzny, przyciągana jakby siłą potężnego magnesu.
- Tak - westchnął podniecony Jared.
„Nie!” - krzyknęła w duszy, odtrącając jego dłoń i wskazując na drzwi.
- Wyjdź! - nakazała surowym tonem.
Uśmiech malarza powiedział jej, że doskonale zdaje sobie sprawę z
wewnętrznej walki, którą stoczyła.
- Nie, dopóki nie załatwimy naszych spraw. - Potrząsnął głową i lok
niesfornych włosów opadł na jego czoło.
Karla poczuła pragnienie, aby ułożyć ten kosmyk na właściwym miejscu.
Opierając się pokusie, mocno splotła dłonie za plecami.
- Jakie sprawy? - zapytała nieco zdziwiona.
- Doskonale wiesz, jakie. Chyba że… zapomniałaś o wyprawie, o której
dyskutowaliśmy wczorajszego wieczoru.
Zadziwiające, lecz rzeczywiście Karla całkowicie zapomniała, iż dała się
złapać w zastawioną przez Jareda pułapkę i zgodziła się wyjechać na wycieczkę.
Jego słowa przypomniały Karli o decyzji, którą podjęła kilkanaście minut temu,
wchodząc do budynku galerii.
- Ach, Jared… - zaczęła.
- Ach, Jared, nic takiego - przerwał stanowczo. - Nie pozwolę, abyś się
wywinęła!
- Nie pozwolisz?! - obruszyła się. - Ciekawe, jak zamierzasz powstrzymać
mnie od rezygnacji z wycieczki, co?
- Jaka stanowczość! - Cradowg uśmiechnął się, wolno zbliżając się do swej
ofiary. - Może poprosimy twoją asystentkę, aby opowiedziała nam o twojej silnej
woli?
Zaskoczona kobieta aż otworzyła usta.
- Ostrzegam cię… Nie dotykaj mnie…
- Bo co? - Mężczyzna spojrzał na nią zaintrygowanym wzrokiem i zrobił
kolejny krok.
Karla przymknęła oczy, doskonałe zdając sobie sprawę z własnej
bezsilności.
- Jared, nie… - Uniosła powieki i spojrzała błagalnie. - Mam mnóstwo pracy.
Ku jej niedowierzaniu wyraz oczu mężczyzny złagodniał.
- Jesteś umówiona ze mną na kolację. U mnie w domu.
- Nie sądzę…
- Nie masz czego osądzać - zaznaczył z naciskiem. - Wystarczy, abyś o tym
pamiętała.
Przecząco pokręciła głową, bojąc się otworzyć usta.
- Karlo… proszę…
Błagalny ton Cradowga był silniejszy niż opór Karli. Czuła, jak znika jej
stanowczość, jak przestaje istnieć jej silna wola. Nawet prosząc, Jared napawał ją
lękiem i niepewnością. Mimo że oczy błyszczały mu łagodnie, mężczyzna
wpatrywał się w nią rozkazująco. Stał nieruchomo, na jego twarzy nie drgnął ani
jeden mięsień. Z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, z dłońmi zaciśniętymi w
pięści wyglądał jak indiański dzikus w cywilizowanym ubiorze.
- O której? - szepnęła Karla, zafascynowana swoim spostrzeżeniem.
Kiedy Jared poruszył się, drgnęła gwałtownie.
- Nie panikuj - zaśmiał się uspokajająco.
- Doprowadzasz mnie do pasji - wyznała bez namysłu.
- Wiem - śmiech mężczyzny umilkł nagłe, - To normalna reakcja.
Oczy kobiety rozszerzyły się w bezgranicznym zdumieniu, kiedy ruszył… w
kierunku wyjścia. Złapał za klamkę i odwracając głowę, spytał beznamiętnie:
- To o której?
Lęk i niepewność opuściły ciało Karli. Drżała, ale przestała się już obawiać
tego wielkiego mężczyzny. Drżenie było wynikiem ognia, jaki ją trawił.
- O siódmej? - zaproponowała cicho.
- O wpół do siódmej - uściślił.
Zawahała się przez chwilę, rozważając, czy oprze się jego naleganiom i
zmysłowości. Westchnęła z rezygnacją.
- Będę gotowa.
Jared zamarł na kilka sekund. Puścił klamkę, by uchwycić ją ponownie ze
zdwojoną siłą. Karla zdawała sobie sprawę, jakie emocje grały w mężczyźnie. Ich
spojrzenia spotkały się. Mimo odległości nie było między nimi dystansu. Stali się
jednym. Ona czuła jego pożądanie, on poznał jej lęk.
Jared przekręcił klamkę i otworzył drzwi, przerywając tę czarowną chwilę.
- O wpół do siódmej - powtórzył.
Kobieta skinęła głową i przypominając sobie nagle trapiące ją pytanie,
zawołała:
- Zaczekaj! Chciałabym coś wiedzieć!
Jared odwrócił się w przejściu, unosząc pytająco brwi. Wskazała na drzwi
wiodące do sali wystawowej.
- Obraz - wyjaśniła pośpiesznie. - Wczoraj wspomniałeś coś o swoim
dziadku. Czy to ma znaczyć, że jest to…
- Portret dziadka? - dokończył Cradowg.
- Tak.
- Tak - uśmiechnął się.
- Ale…
- Do wieczora, skarbie - pożegnał ją mężczyzna i zniknął za drzwiami,
pozostawiając skonsternowaną Karlę z mnóstwem wątpliwości.
Rozdział piąty
- Wpatrujesz się w ten obraz prawie od godziny - ostry głos Anny wdarł się
głęboko w myśli Karli. - Zaczynam sądzić, że zostałaś zauroczona.
Odwracając zamyślone spojrzenie od portretu dziadka Jareda, Karla
uśmiechnęła się do asystentki.
- A może to malarz cię zaczarował, co? - zapytała nieprzyjemnym tonem
dziewczyna, zaciskając usta w wąską linię.
Dezaprobata kryjąca się w głosie Anny zmieszała Karlę. Uśmiech jej zbladł,
kiedy przyjrzała się uważniej pracownicy. Dostrzegła w postaci Anny nienaturalną
sztywność, a w rysach twarzy i w spojrzeniu kryła się złośliwość. Karla zamyśliła
się, przypominając sobie entuzjazm, z jakim Anna komentowała pojawienie się
Cradowga w wieczór otwarcia. To nie miało sensu. Chyba że…
Wspomniała wyraz twarzy Anny, kiedy asystentka zaskoczyła ich
splecionych w uścisku. Czy to możliwe, aby dziewczyna była zazdrosna?
Współczucie napłynęło do serca Karli. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Co cię tak martwi?
- On - Anna wściekłym gestem wskazała na obraz.
Pod wpływem tonu jej głosu miejsce współczucia zajęło rozdrażnienie.
Uśmiech Karli zniknął. Opanowały ją dwa uczucia - zażenowanie, którego doznała
zaskoczona z Jaredem, i złość na Annę, że dziewczyna także zainteresowała się
malarzem. Karla zaczerpnęła głęboko powietrza, uznając, że atmosfera pomiędzy
nimi musi zostać oczyszczona.
- A co cię w nim martwi? - zapytała spokojnie, usiłując przybrać normalny
wyraz twarzy.
- On cię skrzywdzi! - zawołała Anna, łapiąc kobietę za rękę. - Nie
chciałabym, aby stała ci się krzywda! Nie zasługujesz na to!
Karla zmieszała się. Szczerość brzmiąca w głosie dziewczyny wykluczała
podejrzenia, iż Anna jest zazdrosna o Cradowga.
- Na jaką krzywdę nie zasługuję? Kto miałby mnie skrzywdzić?
- Jared Cradowg - odpowiedziała pracownica niemal ze wstrętem.
Jej szefowa wzruszyła ramionami.
- Anno, nie rozumiem. Dwa dni temu byłaś uradowana, widząc go w galerii,
a teraz… - rozłożyła dłonie bezradnym gestem.
Uścisk palców asystentki wzmógł się.
- Cieszyła mnie obecność artysty, a nie mężczyzny - wyjaśniła.
- Przecież ten artysta jest mężczyzną! - prychnęła Karla.
- Nie. Artystą kieruje geniusz, a mężczyzną bezwzględność.
- Och, doprawdy - westchnęła Karla w rozterce.
Chociaż dostrzegła arogancję i stanowczość Jareda, uznała, iż określenie
„bezwzględny” nie pasuje do niego.
- Nie dramatyzujesz za bardzo? - spytała spokojnie.
Dziewczyna energicznie pokręciła głową.
- Wiem, co mówię! - Z niedowierzaniem dostrzegła beznamiętne, suche
spojrzenie Karli. - Czy słyszałaś pogłoski, jakie o nim krążą?
Wargi Karli zadrżały z irytacji.
- Nigdy nie słucham plotek. Większość jest wymyślona i nieprawdziwa,
dlatego nie należy przykładać do nich większej wagi.
Anna uśmiechnęła się i westchnęła boleśnie.
- Zgadzam się co do zasady, ale w tym przypadku uważam, że powinnaś ich
wysłuchać.
- Dlaczego? - zapytała Karla nieswoim głosem, czując, jak zasycha jej w
gardle.
- Ponieważ większość plotek o nim jest prawdziwa. - Uśmiech dziewczyny
stał się niemal cyniczny. - Ten geniusz sam je potwierdził.
Karla nie pragnęła niczego słuchać, nie chciała dowiedzieć się tego, co Anna
zamierzała powiedzieć. Na ustach wciąż czuła ciepło warg Jareda, jej ciało
pamiętało każdy dotyk palców malarza, ciepło i delikatność jego dłoni, wilgoć ust.
„Cholera! - zaprotestowała w myślach, wbijając paznokcie w dłoń. - Nie
chcę nic wiedzieć!”
Już zamierzała odwrócić się od Anny i odejść, kiedy nagłe wspomnienia
zmroziły jej członki. Przypomniała sobie irytujące zachowanie Cradowga w
wieczór otwarcia galerii.
„Czy Jared mógłby być bezwzględny?” - zapytała samą siebie, a odpowiedź
nadeszła natychmiast. Tak, gdyby miało to służyć jego celom, gdyby tylko chciał.
Kobieta z rezygnacją opuściła ramiona.
- No dobrze, Anno - westchnęła zmęczonym głosem. - Oświeć mnie, skoro
tak bardzo tego pragniesz.
Dziewczyna oblizała spieczone usta.
- Karlo, proszę, zrozum, że wspominam o tym tylko dlatego, że nie chcę, aby
on cię zranił.
Karla skinęła głową, mając nadzieję, że postępowaniem asystentki nie
kieruje zwykła zazdrość.
- Rozumiem - mruknęła - i czekam na twoją opowieść.
- Więc po pierwsze - zaczęła pracownica, lecz przerwała, spoglądając na
wchodzącego do galerii klienta. - Mam go obsłużyć?
Wskazała na starszego mężczyznę, uśmiechającego się nieśmiało.
- Nie, ja się nim zajmę - szepnęła Karla, obdarzając gościa uśmiechem. - Ale
możesz zaparzyć kawy. Prawie południe, a my nie miałyśmy porannej przerwy.
Karla spędziła pół godziny z klientem, który zupełnie nie znał się na
współczesnej sztuce Zachodu, ale przejawiał ogromną ochotę dokonania jakichś
zakupów. Kiedy wreszcie z wielką paczką pod pachą opuścił galerię, jej
właścicielka uspokoiła się wewnętrznie, zadowolona z interesu, jakiego dokonała.
Nucąc cicho, weszła do biura. Ujrzała Annę siedzącą przy biurku, z twarzą
podpartą na łokciach, z ponurą miną, wpatrującą się bezmyślnie w filiżankę kawy.
Obawy i niepokój Karli natychmiast powróciły.
Wywiesiła na drzwiach wejściowych karteczkę z napisem „Przyjęcie
towaru”, powróciła do asystentki i po nalaniu sobie kawy z dzbanka usiadła
naprzeciw dziewczyny.
- Dobrze, Anno, mamy godzinną przerwę i proponuję, abyśmy nie
zmarnowały tego czasu.
Brwi pracownicy uniosły się pytająco.
- Oczarował cię, co?
Karla zamarła. Nie mogła zapomnieć odczuć, jakie budziły się w niej w
obecności Jareda, chociaż oczarowanie nie było najważniejszym z nich.
- Nie - skłamała przez zaciśnięte zęby. - Jestem dużą dziewczynką i sama
potrafię o siebie zadbać. Udziel mi tylko informacji, które według ciebie powinnam
znać, a ja sama zadecyduję, jak je spożytkować.
- Dobrze, jak chcesz. - Anna wydała długie, głośne westchnienie. - Czy
wiesz, że ojciec Jareda, Rhys Cradowg, jest jednym z najważniejszych facetów w
Arizonie?
Karla wysiliła pamięć. Przypominała sobie to imię, głównie dlatego że było
tak niezwykłe, lecz nie wiązała go z żadnym konkretnym faktem.
- Zdaje się, że znam to imię, ale… - uśmiechnęła się przepraszająco. - Byłam
zbyt zapracowana, aby zaprzątać sobie głowę innymi sprawami. Dlaczego to takie
ważne, czy znam ojca Jareda?
- Widzisz, Rhys jest skończonym facetem - ciągnęła dziewczyna
nieubłaganie. - A wykończyła go jedyna osoba, znająca jego słabe punkty…
Własny syn.
Głębokie zmarszczki przecięły czoło Karli, lecz nie dawała wiary tym
wiadomościom.
- Nie oszukuj mnie, Anno - w głosie kobiety zabrzmiało zmęczenie. -
Dlaczego Jared miałby uczynić krzywdę swojemu ojcu?
- Z powodu indiańskiej krwi.
- Co? - oburzyła się Karla, prostując się tak gwałtownie, że wylała na dłoń
trochę gorącej kawy. Zerwała się z krzesła i wściekłym gestem odstawiła filiżankę
na stół. Była zła, strasznie zła! Złapała serwetkę i wycierając dłoń, zwróciła się do
Anny:
- Chcesz mi wmówić, że Jared jest bezwzględnym człowiekiem, bo płynie w
nim indiańska krew?
- Oczywiście, że nie.
- Więc po diabła to mówisz? - Karla z trudem opanowała wybuch gniewu. -
Lepiej zacznij od samego początku.
Dziewczyna zaczęła dygotać, widząc furię na twarzy pracodawczyni.
- Nie znam dokładnie całej historii - wyznała szeptem - tylko część…
Oczy kobiety rozwarły się ze zdziwienia.
- Na kilku pogłoskach opierasz swój sąd o nieznanym ci człowieku?
- Nie! Och, Boże! Karlo, pozwól mi wyjaśnić.
- Przecież ci pozwalam - odparła sucho. Podniosła filiżankę i sięgnęła po
dzbanek z gorącą kawą. - Nalać ci także? - zapytała tak naturalnie, jakby nic się nie
stało.
- Tak, dziękuję - wyszeptała dziewczyna, wdzięczna, że Karli udało się
opanować gniew. - Bardzo mi przykro, lecz prawie nic jeszcze nie powiedziałam.
- Więc prawie nie ma sprawy - uśmiechnęła się pojednawczo pracodawczyni,
wracając na miejsce.
- Czuję się podle - wyznała uspokojona asystentka. - Ale muszę ci wszystko
powiedzieć. Jak mi wiadomo, Jared zawsze uwielbiał swojego dziadka i był mocno
urażony, gdy ktoś nazywał jego ideał mieszańcem. Wtedy…
- Poczekaj! - przerwała Karla, unosząc dłoń. - Mieszaniec? Chcesz
powiedzieć, że ten człowiek z portretu nie jest pełnej krwi Indianinem?
- Jego matka pochodziła z plemienia Apaczów, lecz ojciec był Walijczykiem.
- Niesamowite - szepnęła Karla. - Ale mogłoby to wyjaśnić niezwykły
wzrost Jareda.
- Zapewne - przyznała dziewczyna. - Ale słyszałam też o wysokich
Indianach, a ponadto ojciec Jareda także był Walijczykiem, i to bardzo wysokim.
- Rozumiem - mruknęła Karla, zastanawiając się, dlaczego najlepsze cechy
dwóch odmiennych ras stworzyły tak pociągającego, zmysłowego i atrakcyjnego
mężczyznę, jak Cradowg. - Kontynuuj.
- Jak wspomniałam, Rhys ciągle nazywał staruszka „mieszańcem”, dlatego
Jared nie miał zbyt przyjemnej młodości.
- A co na to matka Jareda?
- Jak słyszałam, Rhys miał władczy charakter, lubił dominować, czuć się
absolutnym panem wszystkiego, co do niego należało. Podobnie traktował syna i
ż
onę, aż ta zmarła pięć lat temu. Mówiono mi, że po jej śmierci ojciec miał straszną
sprzeczkę z synem i Jared opuścił rodzinne ranczo w pół godziny po tym, gdy
złożyli matkę do grobu. Zabrał jedynie swoje pędzle i ubranie.
Karla bezskutecznie usiłowała stłumić dreszcz podniecenia, jaki przeszył jej
ciało.
- Więc Jared wychował się na ranczo? - pomyślała głośno, przypominając
sobie jego muskularną budowę, opaloną na brąz skórę i lakoniczny sposób
mówienia, właściwy ludziom, którzy zżyli się z naturą.
- Na jednym z największych na Zachodzie - uściśliła Anna. - Z tego, co
wiem, uważano Jareda za większego znawcę bydła od Rhysa.
- I nigdy nie wrócił do domu? - zapytała w rozterce Karla, nie wierząc, aby
ktokolwiek mógł zerwać silne więzy rodzinne z taką łatwością.
Asystentka zaprzeczyła ruchem głowy.
- O ile wiem, nie. Miał jeszcze kilka spięć z ojcem i z każdej sprzeczki Rhys
wychodził zdruzgotany.
Karla milczała przez chwilę, układając usłyszane informacje w logiczną
całość.
- Nie rozumiem, dlaczego ty, czy ktokolwiek inny nazywa Jareda
bezwzględnym człowiekiem. Każdy, kto słyszał, jak Jared kochał dziadka i jak
Rhys traktował starca, za bezwzględnego powinien uznać ojca, a syna obdarzyć
sympatią i zrozumieniem.
- Ależ tak było! - wykrzyknęła Anna. - Kiedy Jared zamieszkał w Sedonie,
wszyscy darzyli go sympatią i uznaniem. Ale przez swoją niedostępność i
arogancję obrócił wszystko na własną niekorzyść.
- Przecież można zrozumieć takie zachowanie, biorąc pod uwagę
okoliczności! - zaprotestowała Karla, przekonując samą siebie, że pragnie jedynie
zachować obiektywizm, a nie bronić za wszelką cenę mężczyzny, o którym
rozmawiały, Ale w głębi serca czuła, że okłamuje się tylko. Po prostu broniła
Jareda.
- Niestety, Jared wiele razy okazał swoją bezwzględność. - Dziewczyna
zamilkła, aby napić się kawy. - Po jednej ze sprzeczek Rhys miał zawał i błagał
syna, aby ten go odwiedził. Jared odmówił, najpierw prywatnie, później publicznie.
- Publicznie! - powtórzyła kobieta, czując, jak uchodzą z niej wszystkie siły.
- Tak. Oczywiście Jared nie dbał o publicity, całkiem przeciwnie, unikał
rozgłosu, wybierając samotność. Ale kiedy Rhysowi przydarzył się zawał, jeden z
telewizyjnych reporterów postanowił porozmawiać z Jaredem. Miał szczęście,
dowiedział się, że syn Rhysa przebywa w domu swojej kochanki na
przedmieściach…
Uwadze Anny nie uszedł nerwowy tik ust Karli na słowo „kochanka”,
opowiadała jednak dalej:
- Reporter z gotową kamerą czekał całą noc, dopóki Jared nie opuścił
kochanki wczesnym świtem, zmęczony i zirytowany. Oglądałam wiadomości tego
wieczoru i muszę przyznać, że dziennikarz niemiłosiernie molestował Jareda, ale to
zupełnie nie tłumaczy bezwzględności wypowiedzi Cradowga o ojcu.
- A co takiego powiedział Jared?
- Powiedział: „Niech umiera i idzie do diabła, bo tam jest jego miejsce!”
Pod wpływem szoku Karla przymknęła oczy. Jak Jared mógł powiedzieć coś
tak niewymownie okrutnego o własnym ojcu, nawet mając słuszne powody do
gniewu?! Nie spodziewała się, że mogą istnieć ludzie, którzy życzyliby śmierci
innym osobom tej samej krwi.
Trwała w zamyśleniu przez długie minuty ciszy, przerywanej jedynie
głośnym oddechem Anny.
- To jeszcze nie wszystko - odezwała się wreszcie dziewczyna.
Karla spojrzała na pracownicę nieprzytomnym wzrokiem.
- Równie dobrze mogłabyś już skończyć. Nie wiem, czy możesz powiedzieć
coś jeszcze gorszego.
Asystentka przygryzła wargę.
- To dotyczy jego… mhm, kobiet.
- Kobiet? - Karla wyprostowała się, zaalarmowana użytą przez Annę liczbą
mnogą. - Ilu kobiet?
- Nie wiem dokładnie. Jestem pewna tylko co do czterech.
- Tylko czterech! - Pracodawczyni Anny wybuchnęła krótkim, nerwowym
ś
miechem, w którym nie brzmiała ani jedna nutka wesołości. - Tylko cztery! Dobry
Boże!
- Tak - przytaknęła Anna ze zrozumieniem. - Wielu ludzi reaguje podobnie.
- Co? - Karla nie dosłyszała uwagi dziewczyny, zatopiona we własnych
myślach. Jak mogła dać się uwieść współczesnemu Casanovie?!
- Powiedziałam, że wielu ludzi podziela twoje oburzenie. W każdym razie
Jared jest równie bezwzględny wobec kobiet, jak wobec własnego ojca. Bierze i
rzuca je z taką samą obojętnością, z jaką zmieniałby ubrania. Wykorzystuje je,
Karlo. - Oczy Anny pociemniały. - Dlatego byłam tak oburzona, widząc was
razem. Nie zasługujesz na złe traktowanie. Kolejny wykorzystywacz!
Bolesne myśli kłębiły się w umyśle Karli przez całe popołudnie, napawając
ją smutkiem i rozpaczą.
Jednak gdy tylko Anna skończyła swoją opowieść, mechanizm obronny
Karli zadziałał wyśmienicie i kobieta skryła swoje wewnętrzne rozterki pod maską
spokoju i obojętności. Mimo iż tak naprawdę była kłębkiem nerwów, żaden
postronny obserwator, może z wyjątkiem Anny, nie pomyślałby, że tę ładną,
opanowaną kobietę gnębią jakieś troski.
Karla co pewien czas mimowolnie zerkała na zegarek. Do osiemnastej
trzydzieści pozostawało coraz mniej czasu. Zastygła na samą myśl, że Jared może
po nią przyjechać do pracy, by zabrać ją na umówioną kolację. Jak zareagowałaby
na widok mężczyzny w obecności Anny? Jak powinna zareagować?
Musiała podjąć decyzję, a czasu pozostawało coraz mniej. Klienci
przychodzili i odchodzili, niektórzy pozostawiali w kasie większe sumy, wynosząc
zakupione towary. Karla wyglądała na odprężoną, rozmawiała, śmiała się,
sprzeczała z mecenasami na temat sztuki Zachodu. Jedynym zewnętrznym
przejawem jej rozterek było to, iż unikała nawet spojrzenia na portret dziadka
Jareda.
Anna powstrzymywała się od jakichkolwiek komentarzy, dopóki nie
zamknęły się drzwi za ostatnim klientem.
- Tak mi przykro.
Chociaż głos asystentki zmroził Karlę, spokojnie zaryglowała drzwi i
popatrzyła na dziewczynę.
- Dlaczego miałoby ci być przykro? - uśmiechnęła się smutno. - Przecież nie
miałaś złych intencji.
- Nie. - Oczy Anny rozszerzyły się. - Oczywiście, że nie miałam. Jest mi
przykro, bo jesteś zmartwiona. A byłaś dla mnie taka dobra, cierpliwa, wyjaśniałaś
mi wszystko, traktowałaś jak przyjaciółkę. - Dziewczyna zawiesiła na chwilę głos,
kręcąc nieznacznie głową. - Właśnie dlatego nie chciałam, aby ktokolwiek zrobił ci
krzywdę! - zawołała niemal płaczliwym głosem.
- Wiem. - Kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem. - Jakie to zabawne -
zauważyła z nostalgią - życie toczy się spokojnie zgodnie z naszą wolą, a
wystarczy pojawienie się jednego mężczyzny, aby spokój został zburzony a świat
stanął na głowie. - Westchnęła ciężko. - I jest to historia niemal każdego kobiecego
ż
ywota.
- Mężczyźni nie potrafią postępować uczciwie - mruknęła cicho pracownica.
- Tak, nieuczciwość jest podstawową cechą charakteru każdego mężczyzny -
zgodziła się Karla.
Idąc wolno ramię przy ramieniu, dotarły do parkingu za galerią. Kiedy się
ż
egnały, Anna uniosła dłoń i powiedziała ze zrozumieniem:
- Tak to jest, nie można z nimi wytrzymać, ale żyć bez nich też się nie da.
- Banał, zwykły banał - mruknęła Karla, zajmując miejsce za kierownicą
własnego samochodu. - Niestety, tak to wygląda!
Podczas jazdy do domu, całą jej uwagę do tego stopnia zaprzątało
kierowanie samochodem, że nie miała czasu na rozmyślania. Ale gdy tylko
zamknęła za sobą drzwi mieszkania, opadły ją wszelkie wątpliwości i bolesne
myśli spowodowane tym, co powiedziała jej Anna. „Co robić?”
Nękana tym pytaniem opadła bezsilnie na fotel i zapatrzyła się w okno.
Musiała podjąć decyzję, i to natychmiast!
Ukradkowe zerknięcie na zegarek spowodowało, że lęk przerodził się w
panikę. Jared powinien zastukać do drzwi za niecałą godzinę! Musi podjąć decyzję!
Podniosła się z fotela i okrążyła gustownie urządzony pokój, rozglądając się
bezmyślnie dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na eleganckim telefonie stojącym na
skraju komody.
Znajdzie numer Cradowga, zadzwoni i odwoła wszystko! Tak nakazywał jej
wewnętrzny impuls. Odmówi stanowczo, lecz grzecznie, powie, że dziękuje za
zaproszenie i za chęć służenia jej w roli przewodnika oraz za starania, które
powziął celem nawiązania między nimi głębszej przyjaźni.
Karla niezwykle wolno sięgnęła po słuchawkę. W pamięci kobiety zabrzmiał
niskobrzmiący głos Jareda, szepczący w ciemnościach nieprzyzwoite, lecz
podniecające słowa. Poczuła, jak pałają usta, a zmysły przywołują jego smak,
dotyk, zapach, wygląd…
„Cholerny Cradowg!” - pomyślała. I cholerny jego wdzięk, który tak ją do
niego przyciągał.
Cichy szloch wstrząsnął ramionami Karli. Kolejna przegrana bitwa.
Odsunęła się od komody, spojrzała na zegarek. Do wyznaczonej godziny pozostało
mniej niż trzydzieści minut.
W tym momencie nie pragnęła niczego bardziej, niż uciec na koniec świata,
skryć się przed Jaredem i dręczącymi uczuciami. Lecz własna godność oraz
względy finansowe powstrzymywały ją. Raz już uciekła od mężczyzny i
przeklęłaby siebie, gdyby uczyniła to ponownie. Duma nie pozwalała jej na
ucieczkę. Z drugiej strony, dopiero co zorganizowała i otworzyła galerię sztuki,
zadłużając się po uszy. Musi pracować, aby pospłacać wierzycieli, a pracując nie
ma możliwości unikania spotkań z Jaredem. Przecież prócz tego, że jest on
demonicznym, szalenie pociągającym mężczyzną, jest także sławnym artystą,
którego prace najchętniej zamawiają i kupują klienci.
Samo życie zabrania Karli ucieczki.
Znów powróciło pytanie: „co robić”. W drodze do sypialni kobieta podjęła
decyzję: zje z nim kolację - nic więcej!
Ubierając się i malując, Karla zastanawiała się nad taktyką, która pozwoli jej
zachować zimną krew. Chociaż nie może fizycznie uciec przed Jaredem, to jednak
może skryć się przed nim… we własnej psychice. Po wielu latach praktyki Karla
stała się prawdziwym mistrzem w ukrywaniu swoich uczuć. Nastawiając swój
obronny mechanizm, założyła miękki, biały pulower, doskonale harmonizujący z
jej beznamiętnym wyrazem twarzy. Przypomniała sobie pragnienie Jareda
dotyczące jej włosów, gdy starannie zawiązywała je w mały kok.
Wpinała ostatnią spinkę, kiedy usłyszała dzwonek przy drzwiach. Zastygła
na moment, wolno odkładając szczotkę. Opanowując emocje, dumnie uniosła
podbródek i stanowczym krokiem wyszła z sypialni.
Karla nie była typem kobiety epoki wiktoriańskiej, nie czuła się
„przedmiotem pożądania” zdominowanym przez mężczyzn. Była inteligentną,
wykształconą, wyemancypowaną i nowoczesną kobietą schyłku dwudziestego
wieku. Postanowiła więc nie poddawać się ani nastrojom, ani zmysłom, ani
naleganiom Cradowga.
Dzwonek zadźwięczał ponownie, niecierpliwie niczym zwiastun żądz
szalejących w duszy malarza.
Karla ułożyła usta w nikły, chłodny uśmiech i zdecydowanym ruchem
otworzyła drzwi.
To, co ujrzała, wystawiło jej postanowienia na ciężką próbę. Jared wyglądał
jeszcze bardziej męsko i pociągająco, w cienkim pulowerze, popielatych dżinsach i
wełnianej marynarce w morskim kolorze. Nie mogąc się zdecydować, jak go
przywitać, Karla zamarła niepewnie. Na szczęście Cradowg, jak zwykle, przejął
inicjatywę i odezwał się pierwszy:
- Chyba mówiłem, że wolę rozpuszczone włosy?
- Doprawdy? - spytała ironicznie. - A ja wolę mieć je spięte.
Spojrzenie mężczyzny stało się przenikliwe, kiedy przyglądał się uważnie
towarzyszce.
- Gniewasz się o coś?
„Nie jestem zagniewana, lecz rozważna” - pomyślała Karla, zdejmując z
wieszaka krótki płaszcz.
- Coś nie w porządku? - nalegał Jared, pomagając jej się ubrać. - Miałaś
problemy w galerii?
Karla potrząsnęła głową.
- Nie miałam żadnych problemów. Pod względem sprzedaży był to udany
dzień.
Mężczyzna wzdrygnął się, lecz nie zapytał, dlaczego z takim naciskiem
zaznaczyła, iż dzień był udany wyłącznie pod względem sprzedaży. Karla nie
chciała, by domyślił się czegoś, uśmiechnęła się więc uroczo.
- Jestem gotowa.
Jared uspokoił się i odwzajemnił uśmiech.
- Na co? - zapytał łagodnie.
Ton jego głosu wzmógł bicie serca kobiety. Zmrużyła oczy, nakazując ciału
spokój.
- Na kolację - odparła. - Zgłodniałam.
Ku swojemu zdziwieniu przekonała się, że mówi prawdę. Przecież od rana
nic nie jadła, a był to długi i wyczerpujący dzień.
- Mam nadzieję, że lubisz pikantne potrawy… - odezwał się Jared,
przepuszczając swą towarzyszkę przodem.
Karla przystanęła i spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jakie „pikantne potrawy”?
- Na przykład meksykańskie - uśmiechnął się szerzej i dodał: - Oraz mnie.
- Słyszałam, że meksykańska kuchnia najlepsza jest na ostro - odparła Karla
ostrożnie, nie dając się sprowokować. - Ale wątpię, abyś ty dobrze smakował,
obłożony ostrą papryczką i polany chili.
Rozdział szósty
- Zmieniłaś swoje nastawienie, prawda?
Karla zadrżała. Chłód przeszył jej ramiona. Stojąc w pobliżu okna,
wpatrywała się w mrok za szybą. Przypominała sobie drogę, którą jechali do domu
Cradowga, zbudowanego tuż nad skalnym urwiskiem.
Było zbyt ciemno, aby mogła zobaczyć, co znajduje się u stóp zbocza, ale
Jared wyjaśnił, że z jego domu widać cały kanion Dębowego Potoku.
Karla nie widziała również najbliższego otoczenia budynku, lecz to, co
zastała w środku, spodobało się jej bardzo. Dom był przestronny, jego okna
wychodziły na południowy zachód. Miał gładkie ściany, wyposażony został w
wygodne i funkcjonalne meble bez połysku, w naturalnych kolorach, od jasnej
zieleni po różne odcienie brązu.
Karla poczuła się w tym mieszkaniu niezwykle dobrze. Obawiając się
zapytać siebie, dlaczego tak się dzieje, postanowiła zapomnieć o owym odczuciu.
Podczas kolacji odprężyła się na tyle, że mogła prowadzić z Jaredem banalną
rozmowę. Potem wzięła ze stołu swój kryształowy kieliszek z winem i zbliżyła się
do okna. Wpatrzona w mrok, przeczekała kilka minut, odwlekając trudną rozmowę.
Nieoczekiwane pytanie Cradowga ponownie pozbawiło ją spokoju i
przywróciło wszystkie obawy. Odniosła wrażenie, że jadalnia jest zbyt mała, aby
mogła pomieścić ich oboje.
Nie słyszała, kiedy mężczyzna stanął za jej plecami. Wpatrzona w
rozciągające się za oknem ciemności, prawie wyczuwała jego nastrój;
rozdrażnienie, niecierpliwość, zmieszanie.
Dała
mu
wystarczające
podstawy
do
tych
uczuć.
Po
swoim
niespodziewanym zachowaniu tego ranka Karla mogła sobie wyobrazić, na co
Jared nastawi się tego wieczoru. Widziała to, kiedy tylko otworzyła mu drzwi.
Teraz był on na skraju wytrzymałości. Nie powinna go za to winić, ale...
Spojrzała na własne odbicie w szybie. Doznała ulgi, nie dostrzegając wyrazu
podenerwowania na swojej twarzy. W dalszym ciągu udawało jej się grać rolę
zwykłego, nie zobowiązanego do niczego gościa. Zerknęła na twarz mężczyzny...
Była ponura i zamyślona.
Westchnęła, czując, że nadciąga chwila konfrontacji. Szukając za wszelką
cenę pretekstu, by odwlec ten moment, zagadnęła:
- Mogę sobie wyobrazić, jaki wspaniały widok musi rozciągać się z tego
okna - wskazała dłonią przed siebie.
- Straszny - zdawkowa odpowiedź Jareda ucięła temat. Malarz przysunął się
bliżej. - Odpowiedz na moje pytanie.
Karla czuła ciepło bijące od jego ciała, ostry zapach wody po goleniu i
podniecającą woń mężczyzny. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegły przyjemne
dreszcze. Zacisnęła palce na nóżce kieliszka, oddychając wolno, by opanować
podniecenie. Pomimo starań chwila prawdy nadeszła. Karla nie mogła już dłużej
zwlekać. Milczała w drodze do domu Cradowga, udając, że podziwia okolicę,
chwaliła meksykańskie potrawy podczas kolacji, próbowała zacząć rozmowę na
inne tematy, lecz teraz dotarła do krańca tej drogi. Musiała stawić czoła Jaredowi.
Napotkała odbite w oknie jego czujne spojrzenie.
- Tak, zmieniłam swoje nastawienie.
- Dlaczego?
Karla poczuła dumę, że nie wzruszyła jej łagodność w głosie Jareda.
Zdecydowała się nawet beztrosko spojrzeć na towarzysza.
- Ja… hm… zdecydowałam, że nie mogę opuścić galerii na dwa tygodnie i
pojechać na wycieczkę.
- Nie wierzę ci.
- Sądzisz, że kłamię? - zapytała urażonym tonem.
- Tak.
- Nie musisz mi wierzyć. - Spojrzenie kobiety straciło beztroski wyraz.
- Nie wierzę.
Karla poczuła na karku ciepły oddech mężczyzny. Przeszły ją ciarki, dostała
gęsiej skórki. Wewnętrzny głos nakazywał oddalić się od Jareda, zanim będzie za
późno.
Nie zdążyła. Delikatnym dotknięciem wydobył z niej głębokie westchnienie.
Ciało napięło się pod wpływem pieszczot męskiej dłoni, którą Jared przesunął
wzdłuż szyi Karli. Zadrżała. On ją dotykał, a ona czuła się tak, jakby balansowała
na skraju przepaści!
Odsuń się od niego!
Karla pragnęła posłuchać wewnętrznego nakazu, ale ciało odmówiło jej
posłuszeństwa. Mogła już kontrolować jedynie swoje myśli. Otworzyła usta, aby
sprawdzić, czy jest w stanie wydobyć z siebie chociaż słowo.
- Jared… - zaczęła i zadygotała, kiedy palce mężczyzny zagłębiły się w jej
włosy. - Proszę… Wolałabym…
Łagodne ciepło jego dłoni wyrwało jęk rozkoszy z ust Karli.
- Przestań! - zawołała ostatkiem woli.
- Lubię cię dotykać - zamruczał, pochylając głowę. - Twoja skóra jest taka
miękka i delikatna jak atłas. - Jared musnął ustami naprężony kark. - I wiem, że ty
też to lubisz.
- Nie! - jęknęła Karla głosem pozbawionym siły. Chciała coś jeszcze dodać,
lecz westchnęła tylko przeciągle, kiedy język mężczyzny przesunął się po jej szyi,
dochodząc do ucha.
- Kolejne kłamstwo - powiedział z tłumioną niecierpliwością. - Bardziej
polubiłaś mój dotyk, niż ci się wydaje.
Kobieta potrząsnęła głową, nie tyle zaprzeczając, ile w nadziei, że strząśnie
zaborcze, delikatne usta ze swego ciała. Daremnie.
- Tak - szepnął Jared, subtelnymi pieszczotami wprawiając Karlę w stan
wrzenia. - Mógłbym posiąść cię tam w biurze…
Przygryzł lekko skórę Karli, prowokując ją do coraz głośniejszych jęków.
- Mógłbym cię mieć wszędzie, na twoim biurku, na podłodze, na stojąco, pod
ś
cianą - zapewniał zmysłowo.
- Nie… Nie… O Boże, nie! - Nie potrafiąc uspokoić rozbudzonych zmysłów,
nie mogąc przestać czuć i słuchać, Karla zamknęła oczy, bezsilna wobec
doznawanej rozkoszy. Jared był taki nietaktowny, brutalny w swych
wypowiedziach. Ranił ją, lecz prawda płynąca z jego słów raniła jeszcze bardziej.
- Przestań… nie… - Poczuła, jak strach dławi jej gardło. Nie bała się
Cradowga, lękała się jednak, że skapituluje przed jego żądaniami.
- Muszę, pragnę, chcę - nalegał, potwierdzając słowa Anny o swoim
bezwzględnym charakterze. - Coś się wydarzyło między rankiem a wieczorem, coś,
co zmieniło twój stosunek do mnie. - Cradowg językiem zataczał na jej skórze
coraz szersze kręgi, torturując tym samym ciało kobiety.
- Nie cierpię zmian - wyszeptał Jared. - Chcę znać przyczynę twojego
zachowania.
Karla poczuła się osaczona, zniewalały ją gorące usta, wędrujące wzdłuż jej
kręgosłupa. Nie mogła się ruszyć, nie mogła racjonalnie myśleć. Każda komórka
ciała kobiety drżała w oczekiwaniu na polecenie Jareda.
Wykorzystywał ją!
Wewnętrzny głos krzyczał w niej ostrzegawczo, budząc z odrętwienia i
aktywizując do obrony. Oddychając głęboko, Karla usiłowała ostudzić płomień
pożądania. Narzuciła głosowi chłodne, beznamiętne brzmienie:
- Wcale się nie zmieniłam.
- Zmieniłaś się! - Malarz przesunął ustami wzdłuż barku Karli i pocałował ją
w ramię. - W wieczór otwarcia galerii byłaś zimna i zła. Wczoraj byłaś zimna i
opanowana. Rankiem miałaś na mnie ochotę, ale teraz… Teraz się mnie boisz.
Dlaczego?
- Nie boję się ciebie! - zaoponowała. - Ja… ja się nie boję… - jej głos
kobiety powrócił już prawie do normy.
Jared zaśmiał się łagodnie, zbyt łagodnie…
Ten śmiech pogrążył Karlę w ciemnościach. Czuła ból w całym ciele, jej
oddech stał się szybki. Kiedy Jared przylgnął do niej swym ciałem, ogarnęła ją
gorączka pożądania. To odczucie było tak zmysłowe, cudowne… i straszne.
Ostatkiem sił uniosła dłonie, aby odepchnąć mężczyznę od siebie, lecz Jared
chwycił ją stanowczo za ramiona i odwrócił twarzą ku sobie.
- Co to ma znaczyć? - zapytał z rozdrażnieniem. - Dlaczego jesteś taka
zalękniona?
- Nie jestem. Ja… zaraz ci wyjaśnię powody, dla których zmieniłam swoje
zamiary. - Karla obawiała się spojrzeć w twarz malarza, aby nie wyczytał w jej
oczach kłamstwa.
Jaredowi wystarczyło jednak, że wyraźnie usłyszał w jej głosie fałszywe
nuty. Zacisnął mocno palce na krągłych ramionach.
- Jeżeli nikt ani nic nie wpłynęło na zmianę twoich planów - zaczaj: wolno,
przyciągając Karlę do siebie - udowodnij to, godząc się jechać ze mną.
Był to dziecinny manewr, ale Karla o mało nie dała się na niego nabrać.
Tocząc wewnętrzną walkę między zmysłami a rozwagą, chciała już wyrazić zgodę,
aby tylko udowodnić silną wolę, wolę oparcia się dążeniom Jareda.
Otworzyła już usta, lecz zamknęła je nagle.
- Rozczarowujesz mnie, pozwalając, aby strach tobą rządził. Sądziłem, że
jesteś twardsza.
Odezwała się w niej zraniona duma. Złość dała Karli dość siły, by wyrwać
się z uścisku malarza. Kierując na niego oskarżycielskie spojrzenie, zapytała z
jadowitą słodyczą:
- Twardsza niż kto? Porównujesz mnie z konkretną swoją przyjaciółką czy
też ze wszystkimi razem? - uśmiechnęła się nieprzyjemnie.
- Ha ha ha ha!
Wstrząśnięta, że tak bardzo dała się ponieść emocjom i pofologować
zazdrości, Karla zmierzyła Cradowga lodowatym spojrzeniem.
- Cóż ma znaczyć to „ha ha ha”?
- Jest to reakcja będąca skutkiem zrozumienia - wyjaśnił spokojnie.
Zacisnęła usta.
- Czyżby?
- Uhmmm.
Karla odetchnęła głęboko, aby zwalczyć pokusę uderzenia Jareda w twarz.
- Czy mogę wiedzieć, co zrozumiałeś? - wybuchnęła, straciwszy cierpliwość.
Odpowiedź była zgodna z jej oczekiwaniami.
- Nasłuchałaś się zbyt wiele plotek. Czy były aż tak ważne i szczegółowe, że
zaczęłaś się mnie lękać i odczuwać typowo kobiecą zazdrość wobec tych… jak ci
powiedziano, przyjaciółek?
Złość opuściła Kartę pod wpływem rodzących się wątpliwości. Czy
obruszyła się tak bardzo na wiadomość o bezwzględności Jareda, czy też
dowiadując się o jego licznych miłostkach? Czy przelękła się arogancji Cradowga
wobec ojca, czy może obawiała się zostać jego kolejną, jedną z wielu, kochanką?
Piekący ból serca dał odpowiedź na wszystkie drażliwe pytania. Poczuła
chłód, dostrzegając w oczach Jareda ogromne zainteresowanie. Bawił się jej
zazdrością.
Postanowiła przejść do obrony.
- Miałabym być zazdrosna o twoje przyjaciółki? - uniosła brwi. - Dlaczego?
Cradowg nie miał krzty litości, zdecydował się na cios poniżej pasa.
- Ponieważ one doznały już przyjemności, jakiej pożąda twoje ciało - dobił
Karlę trafnym spostrzeżeniem.
Poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Nie miała już najmniejszych
wątpliwości. Był bezwzględny w dążeniu do wyznaczonego celu, bezwzględny,
prowokujący i irytujący.
- Masz zbyt wielkie wyobrażenie o sobie - wybuchnęła bez zastanowienia. -
Oczywiście, że cię nie pożądam.
- Nie próbuj mnie oszukać. - Jared nie stracił spokoju. - Jeszcze tego ranka
pragnęłaś mnie bardziej niż kogokolwiek innego na świecie.
Rumieńce powróciły na twarz Karli.
- Ja… nie… Co ty sobie… Ja nigdy - z trudem wydobywała ze ściśniętego
gardła drżący głos.
Jared uśmiechnął się, lecz tym razem był to uśmiech pełen męskiej,
triumfującej satysfakcji, uśmiech, który doprowadził Karlę do wybuchu.
- Ty--- ty egoistyczny landszafciarzu! - Obrzuciła mężczyznę spojrzeniem
pełnym odrazy. - Jesteś ostatnim facetem na ziemi, z którym chciała bym to robić,
więc nie obawiam się pozostać z tobą sam na sam!
Uśmiech malarza pogłębił się. Ofiara sama wpadła w jego sidła.
- Brawo! - mruknął pochlebnie. - Jutro wytyczę trasę naszej wycieczki i
przyjadę po ciebie za dwa dni dokładnie o siódmej rano.
- Zaczekaj chwilę! - zawołała Karla, targana sprzecznymi uczuciami
przyzwolenia i dezaprobaty. - Nie mówiłam, że z tobą pojadę!
- Ubierz się wygodnie - kontynuował Cradowg, jakby nie docierały do niego
ż
adne słowa protestu. - I proszę, bądź gotowa na czas. Mamy szmat drogi do
przebycia, dlatego chciałbym, abyśmy wyruszyli jak najwcześniej.
Do diabła, jeszcze raz wyprowadził ją w połę!
Dostrzegając, że ponownie bezmyślnie wpadła w pułapkę Jareda, Karla
miała ochotę wybuchnąć wściekłym płaczem. Albo śmiechem. Spuściła wzrok, aby
nie parsknąć.
Nie ulegało wątpliwości, że Jared był bezwzględny w swych dążeniach. I
niezwykle inteligentny… i seksowny, jakby pomagał mu sam diabeł. A Karla przez
lekkomyślność zmuszona została do zaakceptowania propozycji, która w ustach
malarza brzmiała niczym wyzwanie.
- Czy mogę teraz napić się wina?
Jared uśmiechnął się, podając jej kryształowy kielich, po czym zapytał cicho:
- Będziesz gotowa na siódmą?
Karla zawahała się, uniosła kieliszek, chcąc skryć za nim swoje zmieszanie.
Oczy Cradowga zalśniły, kiedy dotknęła ustami krawędzi naczynia. Drżenie
przebiegło przez ciało Karb, ostrzegając ją, jak bliska jest poddania się woli
mężczyzny.
- Tak, będę gotowa - odparła wolno, dodając zaraz: - Jeżeli zgodzisz się na
kilka moich warunków.
Malarz przekrzywił głowę, śmiejąc się ze zręcznego wybiegu towarzyszki.
- Wymień je.
W obawie, że Cradowg może zgodzić się na wszystko, a później nie
dotrzymać słowa, Karla przypatrywała mu się czujnie i podejrzliwie.
- Po pierwsze, kiedy tylko osiągniemy porozumienie, odwieziesz mnie do
domu.
Jared zmarszczył brwi.
- Nie ufasz mi?
- Nie w tym rzecz, skoro mamy jechać, będę miała jutro tyle do zrobienia, że
lepiej, abym znalazła się w domu jak najwcześniej.
- Dobra. Co jeszcze?
Na twarzy kobiety pojawił się wyraz determinacji.
- Kiedy będziesz rezerwował dla nas nocleg, zamówisz dwa osobne
pokoje… w miarę możliwości na różnych piętrach.
- Jesteś bardzo ostrożna.
- Oczywiście.
Cradowg westchnął boleśnie.
- Oddzielne pokoje. Coś jeszcze? Może osobne stoliki w restauracji? W
miarę możliwości w dwóch różnych restauracjach?
Karla uśmiechnęła się niewinnie.
- A chciałbyś?
- Nie.
- Szkoda. Ale mam nadzieję, że nie będziesz mieć dość śmiałości, aby
uwodzić mnie w publicznym miejscu.
- Nie byłbym tego taki pewien - śmiech Jarema odbił się bolesnym echem w
sercu Karli.
Dopiła wino, zmuszając się do zachowania spokoju.
- Dziękuję za radę, będę o niej pamiętała - oświadczyła z zalotnym
wdziękiem. - A teraz chciałabym pojechać do domu.
- Przecież jest dopiero kilka minut po ósmej! - zaprotestował.
Karla odstawiła kieliszek na tacę i obejrzała się przez ramię.
- Zgodziłeś się odwieźć mnie do domu - uśmiechnęła się drwiąco. - Czyż
nie?
- Tak, ale… hm. Nie masz więcej zastrzeżeń?
Wolno pokręciła głową.
- W tej chwili nie. - I jakby lękając się podstępu ze strony Cradowga, dodała:
- Ale bez obaw, jeżeli coś mi przyjdzie na myśl, to będziesz pierwszym, który się o
tym dowie.
Wzrok Jareda powędrował w stronę stolika zastawionego brudnymi
naczyniami.
- A co ze zmywaniem?
Uroczy uśmiech rozjaśnił twarz Karli.
- Pozostawiam to na twojej głowie. - Skierowała się ku wyjściu. - Będziesz
miał czym zająć ręce… Kiedy wrócisz.
- Mogę wymyślić mnóstwo przyjemniejszych zajęć, którymi mógłbym zająć
swoje ręce - mruknął Cradowg, podążając za swoim gościem.
- Jestem pewna, że możesz - odparła zgryźliwie. - Na przykład wykręcaniem
numerów do chętnych eks-przyjaciółek.
- Uważaj, skarbie - powiedział mężczyzna, prowadząc towarzyszkę do
samochodu. - Bo później znowu będziesz zazdrosna.
„Brutal!”
Trafność odpowiedzi Jareda wywołała w Karli wściekłość. Prychając ze
złością, nie odezwała się, dopóki nie wsiedli do samochodu, aby w chwilę potem
sprowokować go przesłodzonymi słowami:
- Jak sobie chcesz!
Brutal musiał wyczuć jej obawy, bo roześmiał się triumfująco.
- Wiem. Z radością muszę przyznać, że twoje zachowanie pochlebia mojej
męskiej próżności, ale nie potrafię dokładnie zrozumieć, dlaczego oburza cię fakt,
ż
e były przed tobą inne.
- Inne? - zawołała Karla, dostrzegając, że specjalnie użył liczby mnogiej, co
potwierdziło tylko uwagi Anny. W wyobraźni Karla zobaczyła jego potężne ciało,
nagie, kochające się z innymi kobietami... z wieloma kobietami.
Czując, jak ponownie wzbiera w niej zazdrość, zapytała nierozważnie:
- Ile kobiet miałeś?
Jared zacisnął palce na kierownicy.
- Czy takie pytania zadaje się mężczyźnie?
- Tobie tak! - wybuchnęła bez zastanowienia. - Biorąc pod uwagę twoje
wysiłki, zmierzające do rozbudzenia we mnie uczucia, jestem zdumiona. ze dziwi
cię moja ciekawość!
- No tak, teraz wszystko jasne! - powiedział. - Posłuchaj, kotku, wiem, że
obecnie panuje przekonanie, iż nie istnieją sprawy wstydliwe i wszystko można
roztrząsać publicznie. Ja nie podzielam tych nowoczesnych poglądów. Nie mam
zamiaru opowiadać nikomu o moich intymnych sprawach -w opanowanym głosie
Jareda zabrzmiała nutka przestrogi. - Do cholery, Karlo, mam trzydzieści pięć lat!
Oczywiście, że miałem inne kobiety. - Spojrzał na nią ze zdumieniem. - Chyba nie
oczekiwałaś, że jestem prawiczkiem?
- Nie szukam prawiczka! - warknęła Karla. - Nie szukam nikogo ani niczego.
- To po co te wszystkie pytania?
Słowa Cradowga zdenerwowały Karlę, zwłaszcza że zaczynała zadawać
sobie podobne pytania.
- Po nic - odparta nieprzytomnie. - Po nic. Twoje… uczucia to nie moja
sprawa.
- Masz rację, nie twoja. Uważam, że każdy ma prawo do życia prywatnego.
Chyba zauważyłaś, że nie wypytuję cię o twoich byłych kochanków? - Niewinnie
brzmiące słowa Jareda przypominały podchwytliwy test.
- O moich byłych kochanków? - kobieta o mało nie parsknęła śmiechem.
Tak, skąd Jared mógł wiedzieć, jak zabawnie zabrzmiało jego stwierdzenie. Nie
miała jednak zamiaru niczego mu wyjaśniać.
- Zauważyłam też, że nawet się nie zatroszczyłeś, aby zapytać o aktualnego
kochanka - stwierdziła zaczepnie.
Ku jej zdziwieniu Cradowg przyhamował gwałtownie i opadł na fotel
całkowicie wstrząśnięty.
- A jest jakiś? - Jego pytanie przypominało raczej ryk niedźwiedzia.
- Nie! - Karla patrzyła zaszokowana ogniem płonącym w tym mężczyźnie. -
Przecież nie byłabym z tobą, gdybym już kogoś miała.
- Cieszę się, słysząc to. - Uniósł dłoń ociężale i potarł usta. - Nie chciałbym
naruszać praw innego mężczyzny. Dla ciebie nie zawahałbym się tego uczynić, ale
nie dałoby mi to zadowolenia.
- Prawa innego! - krzyknęła ze złością. - Ty… ty…
Łagodny uśmiech Cradowga wyciszył protest Karli.
- Kotku, uspokój się. To tylko takie wyrażenie.
- Chrzanię twoje szowinistyczne wyrażenia! Prawa do czegoś wiążą się z
posiadaniem, a ja nie jestem i nie będę własnością żadnego mężczyzny!
Przez chwilę Jared wyglądał na zdezorientowanego, po czym westchnął.
- Och, zamknij się, kobieto - i złapawszy Karlę za podbródek, przyciągnął jej
twarz ku swojej.
Jeżeli jego pocałunek miał ją uciszyć, to Jared odniósł sukces! A jeżeli miał
ją uspokoić, język mężczyzny zrobił to jeszcze lepiej.
Gdzieś w zapomnianym zakamarku świadomości Karli tliła się myśl, że
należałoby zaprotestować, lecz kobieta czuła się bezsilna w mocy Jareda, dając mu
wszystko, czego zażądał. Wiedziała, że to, co robi i na co pozwala Cradowgowi,
jest niebezpieczne, jednak z drugiej strony było takie cudowne. Ten silny, pełen
seksu mężczyzna pobudzał zmysły Karli w sposób, jakiego nigdy przedtem nie
doświadczyła. Napór ciała Jareda obezwładnił ją, chłonęła słodycz jego
wilgotnych, gorących ust. Odkrywała doznania, o których marzyła mgliście,
podświadomie. W ramionach Jareda, w małej kabinie jego wozu czuła się tak samo
wygodnie i bezpiecznie, jak wewnątrz komfortowego domu malarza.
Mrucząc z zadowolenia, wsunęła palce w czuprynę mężczyzny, drżąc cała,
Jared westchnął w odpowiedzi. Jego wielkie dłonie wędrowały wzdłuż ciała Karli,
aż splotły się na jej plecach.
Niespodziewanie Cradowg oderwał się z pomrukiem od ust kobiety i usiadł
prosto na fotelu. Karla przypatrywała mu się zmieszana, nie mogąc złapać
oddechu, nie pojmując przyczyn jego zachowania.
Jared oparł dłonie o kierownicę i popatrzył na swoje drżące palce.
- Jared, ja… nie wiem, co powiedzieć… - zająknęła się, kiedy Cradowg
gwałtownie odwrócił głowę, przypatrując się Karli z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jeszcze nigdy nie pragnąłem żadnej kobiety tak mocno, jak ciebie - w
głosie Jareda brzmiało zmęczenie. - Cholera, w co ty grasz?
Karlę zaskoczył zarówno oskarżycielski ton partnera, jak i sens jego pytania.
- W nic nie gram! - zawołała.
- Nie? - zaśmiał się ponuro. - Więc dlaczego, do diabła, udawałaś taką
niedotykalską przez cały czas pobytu w moim domu?
Jego śmiech stał się zjadliwy.
- Zamawiasz oddzielne sypialnie. - Sparodiował wcześniejszą dyspozycję
Karli. - Możliwie na różnych piętrach.
Kobieta poruszyła się z trudnością.
- Warunki pozostają te same, Jared.
Cradowg pozostawał spokojny, przerażająco spokojny.
- Jeżeli sądzisz, że będziesz mnie podniecać i odrzucać przez całe dwa
tygodnie, to chyba postradałaś zmysły! - wycedził chłodno. - Na każdym postoju
zamówię jeden pokój i jedno łóżko, które będziemy dzielić!
Uczucie dumy przeważyło w duszy Karli. Już raz zgodziła się, aby
manipulował nią mężczyzna, nie pozwoli, by historia się powtórzyła. Unosząc
głowę, spojrzała na malarza ze spokojem, który kosztował ją wiele wysiłku.
- W takim razie nie mogę z tobą jechać. - Zadrżała, czując na sobie wzrok
Jareda, pełen pożądliwości i siły. - A teraz proszę, abyś odwiózł mnie do domu!
- Do cholery… - zaczął rozdrażnionym tonem.
- Jared, proszę - łagodna uwaga Karli przerwała jego ostre słowa. Odwróciła
się do okna, by uniknąć jego spojrzenia. Wpatrując się w rozgwieżdżone niebo,
słyszała niezadowolone pomruki mężczyzny. Odprężyła się, kiedy zawarczał silnik
samochodu.
Ruszyli do jej domu w całkowitym milczeniu. Jared prowadził zbyt szybko,
Karla zaś zaciskała zęby, powstrzymując protesty. Odetchnęła z ulgą, dopiero
kiedy szaleńcza jazda dobiegła kresu. Sięgnęła po klamkę, pragnąc jak najszybciej
uciec z samochodu, kiedy powstrzymał ją głos Cradowga:
- Wygrałaś, Karla.
Kobieta był już jedną nogą na chodniku, zamarła jednak i wolno odwróciła
głowę.
- Co wygrałam? - nie zrozumiała w pierwszej chwili słów malarza.
Jared ułożył usta w cyniczny uśmiech.
- Wygrałaś swoją grę, kotku. Przystaję w pełni na twoje warunki.
Rozdział siódmy
Karla znowu nie mogła zasnąć. Dręczyło ją zbyt wiele pytań, zbyt wiele
wątpliwości. Kładąc się do łóżka, miała nadzieję, że owinięta w przytulną pościel
zapomni o rzeczywistości, oddając się w ramiona Morfeusza.
Sen jednak nie nadchodził. Męcząc się przez kilkanaście minut, przewracała
się z boku na bok, wreszcie wstała i zarzuciła na ramiona szlafrok. Elektroniczny
zegar wskazywał: 23.59.
- Dobra, Calineczko - szepnęła, przechodząc do niewielkiej kuchni. - Jeszcze
chwila, a twój umysł zamieni się w śmietnik.
Zapaliła światło i nalała do szklanki chłodnego mleka. Nim uniosła ją do ust,
zelektryzowała ją nagła myśl.
Trzy dni!
Wzdrygnęła się i postawiła mleko obok dwóch aspiryn, które miała zamiar
połknąć, aby pozbyć się uciążliwej migreny.
„Trzy dni?” - zastanowiła się, przysiadając na taborecie. Zaledwie tyle czasu
upłynęło od ich pierwszego spotkania? Zaśmiała się w oszołomieniu, nie
rozumiejąc wcale, co w tym zabawnego.
Co za niedorzeczność! Zapytywała samą siebie, czy to możliwe, że ten
mężczyzna zawładnął jej myślami i wdarł się w jej życie w niespełna
siedemdziesiąt dwie godziny? Musiało minąć dziesięć minut, nim Karla
uświadomiła sobie, że winny temu jest jedynie pewien podstawowy, prymitywny
instynkt, znany wszystkim zwierzętom i ludziom. Jej spostrzeżenie trudne było do
zaakceptowania, ale dokładnie tłumaczyło postępowanie Karli.
Układając wspomnienia w logiczną całość, westchnęła głęboko i wzdrygnęła
się. Obraz, który powstał w umyśle Karli, w niczym nie przypominał niewinnego
flirtu między kobietą a mężczyzną.
Już wiedziała, że główną mocą, pchającą ich ku sobie, jest pierwotny popęd
płciowy. Jedno wyczuwa w drugim jakieś fluidy, które przyciągają ich wzajemnie,
a obustronna atrakcyjność potęguje tylko owo pożądanie.
Bo jak inaczej miałaby nazwać łączącą ich nić?
Pragnieniem…
Pożądaniem…
Popędem…
Nie! Potrząsając głową, po raz ostatni usiłowała przekonać samą siebie, że
się myli. Przekręciła ze złością wyłącznik światła i wpadła do sypialni. Nie mogła
odgonić złych myśli.
Pragnienie… Pożądanie… Popęd…
Te trzy słowa krążyły w umyśle Karli, niczym sępy nad bezbronną ofiarą.
Tak ciężko pracowała, tak się starała, aby nie zawładnął nią żaden mężczyzna, a
teraz przegrywała z własnym prymitywnym popędem!
Usiadła na skraju łóżka, czując narastający ból głowy.
Dlaczego zgodziła się jechać z Jaredem na wycieczkę?
Odpowiedź narzucała się sama - ponieważ w jego obecności traciła silną
wolę, godząc się na wszystkie żądania. To była cała prawda! I chociaż nie
spodobała się Karli, nie miała innego wyboru, niż ją zaakceptować. Jedyne, co jej
pozostało, to zastanowić się, jak zapanować nad zaistniałą sytuacją.
Słaniając się z wyczerpania, zrzuciła szlafrok i opadła na łóżko. Pościel była
taka chłodna, że rozgrzane ciało Karli zadrżało. Dygocąc uśmiechnęła się, bowiem
przyszło jej na myśl zabawne spostrzeżenie - byłoby lepiej, gdyby to łóżko
pozostawało ciepłe, a ona chłodna.
Powoli uczucie zimna minęło, lecz Karla nie mogła się uspokoić. Prawda,
którą odkryła, coraz mocniej ciążyła jej na sercu, zwłaszcza od momentu, gdy
usłyszała o złej reputacji Jareda, o jego bezwzględności i cynicznym stosunku do
kobiet.
Przywołując w pamięci żar oczu Cradowga, Karla poczuła, jak w łóżku robi
się cieplej. Przymknęła oczy i ułożyła się wygodnie. Otarcie pościeli o udo dało jej
wrażenie dotyku dłoni Jareda. Westchnęła boleśnie i popadła w zadumę.
Co ona najlepszego robi?
Zawsze zajęta, zapracowana, nie myślała o seksie, nie nawiedzały jej
erotyczne fantasmagorie, nie wyobrażała sobie mężczyzny swoich marzeń. A teraz
jej umysł wypełniał się marzeniami o Jaredzie Cradowgu.
Usiadła, z desperacją przypominając sobie słowa Anny o bezwzględnym
stosunku malarza do innych osób. W odruchu samoobrony wmawiała sobie, że
skoro Jared wykorzystywał inne kobiety, to logiczne jest, że zamierza wykorzystać
także i ją.
Lecz w jakim celu, prócz tego oczywistego? - wyszeptała bezgłośnie.
„Obraz!”
Nagła odpowiedź wdarła się głęboko w myśl Karli. Poczuła w sobie chłód,
kiedy przypomniała jej się wściekłość Jareda, jak odmówiła mu sprzedania portretu
dziadka.
Jak mogła o tym zapomnieć? Karla wyrzucała sobie naiwność. Przecież
Jared jednoznacznie manifestował ochotę posiadania portretu. Wyraźnie wyłożył
cel swoich starań tego ranka, kiedy przyszedł do galerń.
A później pocałunkami i całym zachowaniem usiłował uzależnić Karlę od
siebie. Czy miał nadzieję, że rozanielona i zaspokojona podaruje mu płótno w
dowód wdzięczności?
Dla Karli odpowiedź była oczywista. Jej usta zadrżały. Czy każdy
mężczyzna po to usidla kobiety, aby zmusić je do oddania wszystkiego, co mają
najlepszego; zna parę wyjątków, takich jak Sean Halloran, ale na ogół wszyscy
mężczyźni są tacy sami.
- Co za skur… - zacisnęła zęby sfrustrowana.
- No dobra, napalony artycho - zamruczała z determinacją. - Chyba
zaakceptuję twoją propozycję i zobaczymy, kto będzie właścicielem obrazu po
zakończeniu tej dwutygodniowej wycieczki!
Podjąwszy decyzję, Karla bez sił opadła na poduszkę, Na jej zmęczonej
twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.
„Czemu nie?” - zapytała samą siebie. Zamiarem Jareda było posiąść
najpierw ją, a później obraz.
Dlaczego nie miałaby sobie pofolgować i nie ułatwić mu realizacji pierwszej
części planu?
Dreszcz podniecenia, który przebiegł po plecach kobiety, był dla niej
najwłaściwszą odpowiedzią. Nie miała żadnych zobowiązań, a do tego żyła w
celibacie przeszło siedem lat, nie tyle z wyboru, ale raczej dlatego, że nie napotkała
na swojej drodze mężczyzny wartego zainteresowania. Kiedy trzy dni temu ujrzała
Jareda przyglądającego się obrazowi, zrozumiała, że taki mężczyzna nareszcie się
pojawił.
„Czy wtedy to się zaczęło?” - zastanawiała się, ziewając głośno. Zapewne
tak. Od pierwszej chwili musiała zwrócić uwagę na atrakcyjny wygląd malarza i na
jego urok, który tak ją pociągał.
Dlaczego nie miałaby nacieszyć się tym urokiem i męską zmysłowością
przynajmniej przez dwa najbliższe tygodnie? Pracowała ciężko przez kilka
ostatnich lat, chyba więc zasłużyła na odrobinę relaksu. Skoro już wpadła w
pułapkę zastawioną przez Jareda, to powinna wynieść z zaistniałej sytuacji jak
największą korzyść.
Uśmiechnęła się do własnych myśli.
„Czemu nie?” - powtórzyła, nim na dobre nie pogrążyła się we śnie.
* * *
Obudziło ją ostre światło dnia. Z werwą zabrała się do codziennych zajęć, ze
wzrastającą niecierpliwością oczekując nadchodzących tygodni z Jaredem. Lecz
jeszcze wtedy nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby się zakochać.
Poprosiła Annę, aby zajmowała się galerią, tak jakby stanowiła jej własność,
i pokrótce wyjaśniła cel wycieczki, na którą się wybierała. Pamiętając, jak surowo
Anna oceniała Jareda, Karla nie wspomniała ani słowem, że malarz będzie jej
towarzyszył w charakterze przewodnika… i kochanka.
- Ale kiedy wpadłaś na tak szalony pomysł? - dociekała asystentka. -
Wczoraj nie wspomniałaś o tym ani słowem.
Karla zamarła.
- To była szybka myśl, szybka decyzja - odparła zdawkowo, nie chcąc
kłamać, ponieważ w gruncie rzeczy bardzo nie cierpiała kłamstwa.
- Dlaczego teraz, dlaczego tak nagle?
Kobieta uśmiechnęła się z zadowoleniem, że na to pytanie może udzielić
wyczerpującej i prawdziwej odpowiedzi.
- Teraz jest najodpowiedniejsza pora. Dokonam krótkiego rekonesansu,
zanim zacznie się przedświąteczna sprzedaż, i zobaczysz, że doświadczenie oraz
wiedza, jakie zdobędę, zwiększą nasze obroty. Może znajdę też kilka unikatowych
przedmiotów, w sam raz nadających się na świąteczne prezenty, i nasze zyski
wzrosną nawet dwukrotnie.
Anna
zrozumiała
przyczyny
wyjazdu
Karli
i
uśmiechnęła
się
porozumiewawczo.
- Będę broniła naszego frontu, a ty jedź na zwiady. Przyjemnej zabawy.
- Mam nadzieję, że będzie przyjemna - zaśmiała się Karla, mając wielką
ochotę dobrze się zabawić. Tak bardzo była tego pewna, że za każdym razem,
kiedy jej wzrok zatrzymywał się na wielkim płótnie, uśmiechała się do własnych
myśli, odnosząc wrażenie, że ciemne oczy dziadka Ja-reda spoglądają na nią z
aprobatą.
W pewnej chwili wraz z uśmiechem Karla przesłała duchowi dumnego starca
wiadomość, że jego wnuk potrzebuje dobrej lekcji na temat traktowania
współczesnych kobiet i że ona mu jej udzieli. I nagle odniosła dziwne wrażenie,
chociaż zdawała sobie sprawę z nierealności tej sytuacji, że starzec odpowiedział,
ż
e jego wnuk potrzebuje nie lekcji, a zrozumienia, towarzystwa i miłości.
Karla wpatrywała się uważnie w ciemne oczy sportretowanego mężczyzny,
które zdawały się jaśnieć nie tyle refleksami olejnej farby, ile ukrytym w nich
ż
yciem. Wreszcie, odwracając wzrok, roześmiała się niepewnie, mrucząc:
- Tego rodzaju irracjonalne głupoty odpowiadałyby bardziej Alicji i Andrei,
niż mnie.
Jednak nie pozbyła się łatwo niezrozumiałego lęku.
Zdziwiła się, że Jared ani nie zaszedł do galerii, ani nie zadzwonił. Była
zaskoczona tym brakiem wiadomości od Cradowga, wmawiała sobie jednak, że
widocznie jest bardzo zajęty przygotowaniami do podróży. Przekonała się przy
tym, że brakuje jej głosu Jareda.
Pakując wieczorem rzeczy, zapewniała siebie, że powinna być wdzięczna
Jaredowi, iż nie przeszkadza jej w tak pracowitym dniu. Nie mogła jednak
zagłuszyć uczucia osamotnienia, które ją ogarnęło. Ukradkiem spoglądała na
telefon, ale milczał przez cały czas. Tb przykre doznanie nie opuściło Karli aż do
rana.
Kiedy około siódmej zadźwięczał dzwonek, Karla była już ubrana i gotowa
do wyjazdu. Chociaż przygotowywała się na tę chwilę przez całą noc, zdumiało ją
uczucie paniki, którego doznała na dźwięk dzwonka. Otworzywszy drzwi,
oniemiała.
Ubrany w ciasne dżinsy, sportowe buty, szarą koszulkę i starą marynarkę,
Jared wyglądał wystarczająco dobrze, by można go było owinąć białym papierem i
przeznaczyć na gwiazdkowy podarunek.
Karla otworzyła drzwi szerzej, czując nieodparte pragnienie, aby sprawić
sobie ten prezent pod choinkę.
- Dzień dobry, jestem gotowa - przywitała się swobodnie. - Chociaż cały
czas się zastanawiałam, czy moje starania nie okażą się daremne.
Jared stanął w drzwiach, tarasując swym ciałem całe wejście.
- Dlaczego?
Kobieta wzruszyła ramionami, czekając, aż wejdzie. Cradowg przyjrzał się
jej uważnie i na jego twarzy pojawił się wyraz aprobaty dla stroju, który miała na
sobie; bawełnianej wygodnej tuniczki i oliwkowo-szarych ciepłych getrów.
- Kiedy nie dawałeś znaku życia przez cały dzień, pomyślałam…
Zastanawiałam się, czy czasem nie zmieniłeś zdania i nie zrezygnowałeś z
wycieczki.
- Doprawdy? - uśmiechnął się ironicznie. - Czyżbyś sądziła, że warunki,
które mi postawiłaś, mogą mnie zniechęcić?
Karla zaśmiała się beztrosko.
- Nie, Jared, nie sądzę, żebyś zrezygnował z czegokolwiek, nawet z mojego
nędznego towarzystwa.
- Dobrze myślisz, bo ja nigdy nie rezygnuję - zapewnił malarz. - Miałem
wiele spraw do załatwienia - uśmiechnął się łagodnie. - Łącznie z wypełnianiem
twoich żądań.
- Zarezerwowałeś oddzielne pokoje? - ucieszyła się Karla.
Cradowg powoli skinął głową.
- Skoro już przyjmuję polecenie, to wypełniam je dokładnie.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Czyżbyś zamówił też oddzielne stoliki? - Brwi Jareda zadrgały.
- Nie wykorzystuj swojej pozycji, skarbie, bo możesz się przeliczyć. Czy nie
lepiej, abyśmy kontynuowali nasze docinki po drodze?
- Ty tu jesteś przewodnikiem - odparła Karla. - Więc prowadź!
Założyła torebkę na ramię i przewiesiła przez nią żakiet.
- Będziesz potrzebowała czegoś cieplejszego - zauważył Jared, wskazując jej
okrycie. - O tej porze roku noce są bardzo chłodne.
- Dobrze - zgodziła się Karla, podchodząc do szafy z ubraniami i wyjmując
ciepły płaszcz. - A co z innymi dodatkami? Okularami, kapeluszem, szalem…?
- Nie sądzę, abyś tego potrzebowała. Czy to cały twój bagaż? - mężczyzna
wskazał dwie torby stojące w pobliżu drzwi.
- Tak. Dlaczego pytasz? - Karlę zastanowiło zaciekawienie Jareda.
- Dlaczego? - powtórzył Cradowg ze śmiechem. - Dlatego, że mnie
zadziwiasz! Wyjeżdżamy na dwa tygodnie, a ja nie przypominam sobie, żebym
znał jakąkolwiek kobietę, której wystarczyłoby na taki długi okres mniej niż cztery
olbrzymie torby bagażu! Lubię kobiety, które potrafią normalnie podróżować.
Uniósł torbę z taką lekkością, jakby nic nie ważyła, i wyszedł do ogrodu.
Karla po raz ostatni rozejrzała się po mieszkaniu i zamknąwszy drzwi, ruszyła ze
swym towarzyszem.
Załadowali bagaż do wielkiego samochodu Jareda i ruszyli w stronę…
Właśnie, zastanowiła się Karla, dokąd ruszyli?
- Dokąd jedziemy? - spytała, spoglądając wyczekująco na malarza.
- W tobie jest coś szczególnego, wiesz? - obserwujący autostradę mężczyzna
zerknął na Karlę.
- To znaczy co? - zaciekawiła się.
Uśmiechnął się nieznacznie, lecz bardzo znacząco.
- Na przykład ufność, jaką we mnie pokładasz. Ruszyłaś ze mną w nieznane,
a przecież mogę cię wywieźć na pustkowie i zrobić z tobą to, na co będę miał
ochotę.
Przyjmując słowa Jareda poważnie, Karla przypatrywała mu się niepewnie
przez kilka chwil.
- Nie - potrząsnęła głową. - Stać cię na perfidniejsze pomysły niż ten.
Gromki śmiech Cradowga wypełnił wnętrze wozu.
- Jak już mówiłem, jest w tobie coś szczególnego, a twoje poczucie humoru
nie jest wcale takie złe.
Karla odetchnęła zadowolona i uspokojona.
Czuła się wyśmienicie, mając przed sobą długą podróż w nieznane u boku
tego mężczyzny.
„Ten mężczyzna” dostrzegł jej swobodę, bo kiedy odezwał się ponownie, w
jego głosie pojawiła się nuta zażyłości.
- Mam cię zapoznać z całą trasą, czy też wolisz dowiadywać się codziennie o
kolejnych etapach?
Rozmyślała chwilę nad odpowiedzią, a czując skrycie żądzę przygód,
zdecydowała się na drugi wariant.
- Wolę dowiadywać się o kolejnych etapach. Od lat nie miałam wakacji i
jestem w nastroju do niespodzianek.
- Dobra - Jared uśmiechnął się. - Oto kurs na dzisiaj. Jedziemy przez
Pustynię Barw, następnie przez Skamieniały Las, później mamy faktorię handlową
Hubbleya, a naszym ostatnim przystankiem będzie kanion de Chelleya. Noc
spędzimy w zajeździe Thunderbird… - zerknął ukradkiem na towarzyszkę. - I jak
ci się to widzi?
- Ambitny plan i interesujący - zaśmiała się cicho. - Czy wystarczy nam dnia,
aby obejrzeć te wszystkie miejsca?
- Wszystkie z wyjątkiem kanionu. Jadąc zgodnie z planem, powinniśmy
dotrzeć tam dopiero po zachodzie słońca, chyba że…
Karla potrząsnęła głową w proteście, nim dokończył zdanie.
- Nie mam zamiaru nigdzie się śpieszyć. O ile pamiętasz, jedynym celem
wyprawy jest to, bym poznała Zachód i jego sztukę.
- Jasne - skinął głową Jared. - A propos twojej wzmianki o Zachodzie, jestem
pewien, że będziesz zadowolona z niespodzianek, jakie ci przygotowałem.
- Jakich niespodzianek? - zapytała zaintrygowana.
- Wolałbym raczej ci je pokazać, niż o nich opowiadać… - Jared zawahał się,
jakby zamierzał wyjawić swoje tajemnice, jednak niespodziewanie zmienił temat
rozmowy.
- Dlaczego nie miałaś od lat wakacji?
Karla odparła bez zastanowienia, poruszona zmianą głosu Cradowga.
- Bo nie miałam ani czasu, ani pieniędzy.
- Rozumiem - mruknął Jared, zamyślając się na kilka minut, po czym
poruszył kolejny trapiący go problem: - Przez te lata byłaś w szkole?
Tym razem zastanowiła się nad odpowiedzią.
- Nie przez cały czas.
- Więc co robiłaś, skoro miałaś tyle zajęć i tak mało pieniędzy, by nie
pozwolić sobie choćby na najtańsze wakacje?
Pierwszą odpowiedzią, jaka przyszła Karli na myśl, było to, że jej życie
przyszłe i przeszłe nie powinno go nic obchodzić.
Jednak wpatrując się w pustynne tereny, ciągnące się po obu stronach
autostrady, Karla poczuła taki spokój i pewność siebie, że zdecydowała się ujawnić
prawdę. Spojrzała na siedzącego obok mężczyznę.
- Byłam zapracowana i biedna, bo utrzymywałam mężczyznę.
Jared drgnął, jakby poraził go prąd. Karla uśmiechnęła się nieznacznie,
widząc, że tak zaszokowała go jej odpowiedź. Ryzykując utratę kontroli nad
pojazdem, Jared odwrócił głowę i spojrzał oszołomiony na swą towarzyszkę.
- Co robiłaś?!
- Chyba słyszałeś. Ale jeżeli ci to nie przeszkadza, wolałabym o tym nie
rozmawiać.
Karla miała jednak niewielką nadzieję, że Cradowg usłucha tej prośby.
Nerwowy śmiech Jareda odebrał ją zupełnie.
- Nie ma mowy! Nie możesz czynić prowokacyjnych wzmianek, a później
żą
dać, abyśmy o tym nie rozmawiali!
Jared miał rację, niestety. Obwiniając się za własną nieostrożność, która
podsyciła jego ciekawość, Karla wpatrywała się smutno w profil mężczyzny.
- To niezbyt przyjemna historia - ostrzegła.
- Nie przejmuj się, twoje opowiadanie urozmaici nam kilkanaście nudnych
mil drogi.
Kobieta westchnęła, zapytując siebie, dlaczego kontynuuje bolesne
wynurzenia, dlaczego z lekkomyślnością wpada w sidła Cradowga. Oparła się
wygodnie o fotel i zaczęła:
- Dobrze, ale nie mów później, że cię nie ostrzegałam. I pamiętaj, koncentruj
się trochę na drodze, bo w przeciwnym razie możesz mieć mnie na sumieniu.
- Boisz się?
- Trochę.
- Nie musisz. Będę uważał. Zaczynaj - ponaglił podekscytowanym głosem.
Karla opowiadała dotąd o swoim prywatnym życiu i smutnych
wspomnieniach jedynie Andrei i Alicji, z nikim innym nie czując takiej zażyłości,
jak z przyjaciółkami. Wahała się wciąż, co powiedzieć, ale po kolejnym ponagleniu
Jareda, usłuchała.
Monotonnym, beznamiętnym głosem opowiedziała o swoim niezbyt
romantycznym związku. Skończywszy odwróciła twarz do okna i przypatrywała
się pustyni równie smutnej jak jej myśli.
Cradowg słuchał w milczeniu, nie przerywając ani razu. Wreszcie, kiedy
milczenie przedłużało się ponad miarę, odezwał się z niedowierzaniem,
zainteresowany drobnym szczegółem życiorysu Karli.
- Powiedziałaś, że miałaś tylko jednego kochanka?
Kobieta spojrzała na niego lodowatym wzrokiem.
- Tak właśnie powiedziałam. Chyba nie czyni to ze mnie, jak to określiłeś,
flirciary?
- Nie byłaś z mężczyzną od sześciu lat?!
- Obecnie kończy się siódmy rok. - Karla z trudem zachowywała spokój. -
Nie odnajdywałam większej przyjemności w kopulacji, więc przez ten okres nie
zamartwiałam się, że stracę coś niezwykle ważnego.
- Uaa! - jęknął z zadowoleniem Jared. - Kochanie, uspokój się. Ten gnojek
naprawdę zrobił z ciebie kłębek nerwów, co? - Zanim zdążyła odpowiedzieć,
malarz dodał łagodnie: - Ten cholerny dupek zranił twoje uczucia, naruszył twój
szacunek do samej siebie.
Troska brzmiąca w głosie mężczyzny wycisnęła z oczu Karli strumień łez.
Zdumiona tak gwałtowną reakcją, uśmiechnęła się smutno i zauważyła z humorem:
- I dodaj, że zagmatwał też moje sprawy finansowe.
Cradowg zerknął na swą towarzyszkę. Ujrzawszy jej zapłakaną twarz,
zacisnął nerwowo szczęki.
- Przepraszam, wyprowadziłem cię z równowagi - głos Jareda zabrzmiał zbyt
miękko jak na bezwzględnego mężczyznę, wykorzystującego kobiety bez
skrupułów. - Ale jestem zadowolony, że mi o tym opowiedziałaś - uśmiechnął się
łagodnie. - A w przyszłości chciałbym usłyszeć coś o twoich przyjaciołach, Andrei,
Alicji i Seanie. Opowiada łaś o nich jako o miłych ludziach. Myślę, że mógłbym
ich polubić.
Radosny skurcz serca wyrwał Karlę z odrętwienia. I chociaż w jej umyśle
tkwił wciąż obraz Jareda, namalowany ponurymi barwami przez Annę, odparła bez
wahania:
- Sądzę, że oni też mogliby cię polubić. Ja zaś będę szczęśliwa, opowiadając
ci o nich… w przyszłości.
Cradowg uśmiechnął się.
- To świetnie. Muszę teraz uważać na drogę.
Zjechał z autostrady na podrzędną drogę, biegnącą w głąb pustyni.
- Kierujemy się teraz do pierwszego miejsca naszego przeznaczenia, do
Skamieniałego Lasu. Odpręż się i podziwiaj prawdziwy stary Zachód.
Rozdział ósmy
Wjechali do Narodowego Parku Petrifield Forest południową bramą, kierując
się prosto do Muzeum Leśnej Tęczy. Kiedy Karla ujrzała ekspozycję skamielin,
zrozumiała, co Jared miał na myśli, używając zwrotu „stary Zachód”.
Zachwyconym wzrokiem przyglądała się geologicznym eksponatom, skamieniałym
roślinom, zrekonstruowanym szkieletom pradawnych zwierząt, Cradowg zaś,
pamiętając o swojej roli przewodnika, przystąpił do udzielania wyjaśnień.
Dawno temu, przed potopem, ten suchy, płaski kraj był całkowicie
porośnięty bujną roślinnością, ogromnymi paprociami i olbrzymimi drzewami,
podobnymi do sosen, pomiędzy którymi uwijały się dinozaury, jaszczury podobne
do krokodyli, olbrzymy żywiące się rybami i wiele innych zwierząt, znanych
jedynie z wykopalisk.
Wolno przechodzili od jednej ekspozycji do drugiej i chociaż Karla
zafascynowana była widokiem skamieniałych drzew, odciśniętych w skale muszli,
oraz drobnych żyjątek, zatopionych w bursztynie, to jednak chciwie chłonęła
zmysłowy, łagodny głos Jareda.
- Kiedy nadszedł wielki potop - kontynuował mężczyzna - drzewa obalały
się niczym słomki, zalewane falami, pokrywane błotem, mułem i popiołem
wulkanicznym; ta pokrywa odcięła całkowicie dopływ tlenu, więc drewno, zamiast
butwieć i gnić, spalało się wolno kamieniejąc… - Cradowg zaprowadził swą
towarzyszkę do Wielkich Pni, niedużej dolinki, na dnie której spoczywały w
nienaruszonym stanie ogromne kamienne drzewa, wyglądem przypominające
wypolerowane drewno, lecz w dotyku twarde jak skała. - I to wszystko zdarzyło się
dwieście milionów lat temu.
- Dwieście milionów lat temu! - zawołała oszołomiona kobieta, dotykając
skamielin.
- Tak - Jared uśmiechnął się wyrozumiale. - Jednak ten pradawny las stanowi
integralną część współczesnego Zachodu.
Z muzeum pojechali dwadzieścia mil drogą na zachód biegnącą przez park.
Zatrzymywali się kilkakrotnie, aby Karla mogła obejrzeć kolejne egzemplarze
zwalonych skamieniałych drzew.
Przystając na parkingu kolejny raz, Jared uśmiechnął się tajemniczo i
wyciągnął z bagażnika lornetkę. Nie udzielił jednak przyjaciółce żadnych
wyjaśnień, poprowadził ją natomiast nad ogrodzony mroczny kanion, z dna którego
wyrastała niesamowita iglica skalna. Wskazując ją, malarz polecił Karli, aby
przyjrzała się jej dobrze przez lornetkę.
Przez kilka minut nie widziała nic, prócz rozmazanej szarości, nie potrafiąc
wyregulować ostrości. Wreszcie Karli udało się nastawić odpowiednią ostrość.
Jęknęła z zachwytu. Widok, który ujrzała, był dla niej prawdziwą niespodzianką,
zwłaszcza że Jared przezornie nie dał jej czasu na przeczytanie tabliczki
informacyjnej umieszczonej przy wjeździe na parking.
- Jakie to wspaniałe! - zawołała, opuszczając lornetkę, gdy obejrzała już
dokładnie skalne malowidła.
- Wiedziałem, że ci się spodobają - stwierdził rzeczowo jej towarzysz. -
Nazywają to Skalną Gazetą. Nic o niej nie wiemy, z wyjątkiem tego, że liczy kilka
tysięcy lat - uśmiechnął się. - Ale znów jest to integralna część współczesnego
Zachodu.
- Jakie to fantastyczne. - Karla ponownie spojrzała w głąb kanionu. -
Malowidła niektórych zwierząt są wprost niewiarygodnie realne!
Skupiła uwagę na wizerunku dzikiego kota, po czym popatrzyła w
zamyśleniu na mężczyznę.
- Zastanawiam się, jacy byli ludzie, którzy to stworzyli.
- Myślałem już o tym i mam własny pogląd na tę sprawę. - Jared zaśmiał się
cicho. - Najzabawniejsze, że moja teoria nie może być ani potwierdzona, ani
obalona.
- I jakie wyciągnąłeś wnioski? - Karla raz jeszcze przyjrzała się fascynującej
Skalnej Gazecie.
Cradowg wyjął lornetkę z dłoni kobiety i spojrzał na powierzchnię iglicy.
- Sądzę, że nie różnili się zbytnio od nas. Umyślnie lub nieumyślnie
pozostawili na tych skałach spuściznę przyszłym pokoleniom. - Opuścił lornetkę i
uśmiechnął się. - Do diabła, wszystko, co o nich wiemy, to to, że lubili graffiti. Tak
- zamruczał, patrząc w oczy Karli - sądzę, że byli prawie tacy jak my. Śmiali się,
bali, kochali, spędzali ze sobą całe lata, dobre i złe. A kiedy któreś z nich umierało,
zastanawiali się nad sensem życia, ich pytania zaś były podobne… do pytań
współczesnych nam ludzi, żyjących tysiące lat później.
Karla słuchała uważnie, porównując filozofującego, trochę romantycznego
Jareda z bezwzględnym facetem opisanym przez Annę. Nie potrafiła w tej chwili
powiedzieć, jaki on jest naprawdę. Wiedziała, że w Jaredzie kryje się wiele
nieznanych uczuć i wartości, ale czy w każdej osobowości nie można znaleźć
czegoś pięknego i pociągającego? Czy romantyk nie może być człowiekiem
bezwzględnym, a filozof - kłamcą?
Kobieta drgnęła, wyrwana z rozmyślań pytaniem Cradowga:
- O czym tak dumasz?
Karla poczuła, jak pieką ją policzki. Spojrzała lękliwie w ciemne oczy
mężczyzny.
- Przepraszam, nie chciałam… - Spuściła wzrok i nieoczekiwanie znów
spojrzała na Jareda. - Myślałam o tym, co powiedziałeś. - Uniosła lekko brwi. -
Czy wszystko przyjmujesz w taki osobisty sposób?
Malarz uśmiechnął się ciepło.
- Podpowiada mi doświadczenie zgromadzone przez poprzednie pokolenia.
Karla zaniepokoiła się. W wyjaśnieniu Jareda jak echo odbijały się
irracjonalne teorie, wyznawane przez Andreę i Alicję. Karla zbyt mocno tkwiła w
teraźniejszości, aby mogły jej się podobać koncepcje cykliczności życia, kolejnych
wcieleń czy wspólnego dla wszystkich ludzi doświadczenia, gromadzonego przez
miliony istnień ludzkich od zarania dziejów.
Czyżby mężczyzna, z którym zdecydowała się mieć romans, wierzył w te
ezoteryczne bajki?
Myśl ta była niepokojąca i wymagała poważnego rozważenia.
Kobieta automatycznie podążyła za Jaredem, kiedy ten skierował się do
samochodu. Drgnęła, gdy nieoczekiwanie ujął jej dłoń i splótł ich palce. Spojrzała
na towarzysza ze zdziwieniem.
- Masz jakieś obiekcje?
- Obiekcje? - Karla zadygotała. Jak mógłby jej się nie podobać taki czuły, tak
delikatnie podniecający dotyk. Podobało się, odparła więc szczerze:
- Nie mam żadnych.
- To dobrze.
Ze zdumieniem odkryła, że tak zwyczajny fakt, jak zetknięcie się dłoni,
napełniał jej ciało rozkoszą i uczuciem błogości, jakich jeszcze nigdy nie
doświadczyła. Zadała sobie pytanie, jakie doznania przyniosłoby pełne zbliżenie z
nim, skoro już samo dotknięcie dłoni Jareda dostarczało jej tyle przyjemności?
Rozmyślając o tej obiecującej perspektywie, zadygotała z podniecenia i
ukradkiem zerknęła na mężczyznę. Zmieszała się, widząc, że obserwuje ją
uważnie. Karla stwierdziła, że ma więcej problemów, niż jest skamieniałych drzew
w parku narodowym.
Cradowg milczał, dopóki nie wsiedli do samochodu.
- Masz jakieś problemy? - zapytał troskliwie.
Problemy? Powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Gdyby Jared
wiedział, jakie ją gnębią problemy,
Decyzja Karli sprzed dwóch dni była jasna i prosta: poświęci trochę czasu i
zabawi się w towarzystwie Jareda. Teraz wszystko uległo zmianie, malarz stawał
się w jej oczach coraz bardziej interesujący, zmysłowy, inteligentny... pociągający.
Karli nie mógłby zadowolić teraz krótkotrwały romans. Czuła zagrożenie, chociaż
nie potrafiła wyjaśnić, skąd się ono bierze.
- Kłopocze mnie sposób, w jaki pojmujesz życie. Nie uznaję teorii o
zbiorowej świadomości wszystkich ludzi i wspólnych doświadczeniach.
- Wiesz dokładnie, jaką koncepcję uznaję - zauważył z lekkim zdziwieniem.
- Tego się obawiałam - jęknęła. - Wypowiadasz się niemal jak Alicja, Andrea
czy Sean.
Jared roześmiał się.
- Czułem, z tego, co mi opowiadałaś, że muszą być powody, dla których twoi
przyjaciele stali mi się bliscy. Oni także interesują się egzogenezą życia?
- Czasem - zmarszczyła brwi. - Jednak na ogół zachowują się całkiem
normalnie.
- Co oznacza normalność? - zapytał Jared prostując się. - Możesz wyjaśnić,
co rozumiesz przez pojęcie normalności?
Karla poczuła, że jest przyparta do muru. Odparła ostrożnie:
- Niewiara w cykliczność życia, w poprzednie wcielenia i tę zbiorczą
ś
wiadomość.
Cradowg uśmiechnął się szeroko.
- Potrafisz to udowodnić?
Kobieta spojrzała na towarzysza poirytowanym wzrokiem.
- Dobrze wiesz, że nie. A czy ty masz dowód powracania w twoim życiu
doświadczeń z minionych wcieleń, co?
- Nigdy nie potrzebowałem takiego dowodu. Mamy chłonny umysł i
fascynują mnie takie teorie, zwłaszcza jedna z nich…
- Jaka?
- śe dusze małżonków w kolejnych wcieleniach nawołują się wzajemnie,
aby się znów połączyć - odparł spokojnie. - Czuję wołanie swojej duszy i wiem, że
ty czujesz podobnie.
Dusze małżonków! Karla była wstrząśnięta i niepewna własnych odczuć.
Dusze małżonków! Słowa te poruszyły ją do głębi. Nie chciała przyjąć ich do
wiadomości, ale musiała. Ona także czuła wołanie swojej duszy.
„To tylko pociąg płciowy, zwykła, silna fizyczna fascynacja” - powiedziała
sobie, potrząsając mocno głową.
- To tylko psychiczna reakcja na obecność drugiej osoby, Jared, nie ma w
tym nic mistycznego.
- Łamiesz się, kochanie, i dobrze o tym wiesz.
Pewność, z jaką to powiedział, sprawiła, iż kobieta straciła zupełnie
panowanie nad sobą i mocno przytuliła się do mężczyzny.
- Pragnę cię, Jared!
- A ja ciebie kocham, Karlo.
Oświadczył to z całkowitym spokojem. Karla odsunęła się i spojrzała na
malarza zdumiona. Kiedy minęła pierwsza chwila oszołomienia, ogarnęły ją
sprzeczne uczucia.
Miłość. Ten mężczyzna oznajmił ją, że ją kocha.
Dlaczego to powiedział? Przecież to nieprawda. A może? Nie, to
niemożliwe. Byli dla siebie wciąż obcymi ludźmi, zaledwie się poznali. Nawet nie
poszli jeszcze razem do łóżka! To niemożliwe! A może? Hmm, może…
- Czyżbyś skamieniała jak te prastare drzewa? - zapytał Jared, przerywając
rozterki Karli.
Kobieta drgnęła i roześmiała się histerycznie.
- Nie wierzę ci! - zawołała, rzucając na mężczyznę bolesne spojrzenie. -
Jesteśmy pośrodku narodowego parku… i… Jared, po prostu nie mogę w to
uwierzyć!
Uśmiech Cradowga był tak czuły, że Karla zapragnęła rozpłakać się.
- Oswoisz się z tą myślą, skarbie. - Malarz popatrzył na drogę. - Ale lepiej
już jedzmy.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał z parkingu.
- Porozmawiamy o tym później - obiecał z uroczym śmiechem. - Wieczorem,
gdy zostaniemy sami.
Przez resztę dnia Karla oswajała się z myślą, że Jared może ją kochać.
Chociaż zachwycała się magiczną grą świateł na Pustyni Barw, szarymi, różowymi
i czerwonymi odcieniami skał, wyrastających z wydm, chociaż podziwiała
rekonstrukcję szkieletu Gertie'ego, jak nazwano plateozaura odkrytego w 1985
roku w Chinde Point, to jednak nie przestawała myśleć o słowach Jareda. Miała
wciąż w pamięci jego wyznanie miłości i obietnicę czegoś więcej, co miało się stać
tego wieczoru.
W konsekwencji Karla mówiła niewiele, nawet podczas obiadu, który zjedli
w Centrum Zwiedzania, zaś Cradowg ograniczał się jedynie do opisywania tego, co
zwiedzali.
Nieoczekiwanie w drodze do faktorii Jared zagadnął:
- Mam nadzieję, że nie będziesz się już mnie lękała, jak to się działo
poprzednio.
- Nigdy się ciebie nie obawiałam! - powiedziała drżącym głosem.
Uśmiechnął się czule.
- Oczywiście, kochanie, z całą pewnością.
Nie mając argumentów, by się bronić, Karla odwróciła twarz do okna, w
milczeniu przypatrując się ponurym skałom rezerwatu Nawajów. Wówczas
przeszyła ją nagła myśl.
Podczas ich drugiego spotkania Jared zapewniał, że zostaną kochankami, bo
takie jest przeznaczenie. Dwa dni temu wyciągnął wniosek, że Karla musi coś do
niego czuć, skoro jest zazdrosna. Przed paroma godzinami nagle wyznał jej swoją
miłość. Przez cały ten okres Karla czuła przejmujący lęk przed nadciągającą
„nieuchronnością losu". Czy istniał jakiś związek między przepowiednią Cradowga
a jej strachem?
Postanowiła o tym nie myśleć, czując narastający w głowie chaos.
Dotarli do faktorii handlowej Hubbleya, zbudowanej w ubiegłym wieku w
samym sercu rezerwatu Nawajów. Zwiedzając ciasne pomieszczenia, wypełnione
artykułami spożywczymi, suszoną żywnością, wyrobami Indian, rżniętymi rogami i
rzeźbionymi kamieniami, Karla pomyślała, że towarzyszący jej mężczyzna
przypatruje się jej, niczym prawdziwy wygłodniały Indianin młodej squaw.
Ignorując narastające podniecenie, Karla zastanowiła się, czy gdyby Jared
miał tak bezwzględny charakter, to używałby czarujących słów, całego swojego
wdzięku i marnował dwa tygodnie po to tylko, aby wykorzystać ją w krótkim akcie
spółkowania… Całkiem możliwe.
Poczuła, że ogarniają niewypowiedziany smutek. Zaczęła unikać wzroku
Cradowga w obawie, że wyczyta w jego oczach odpowiedź na dręczące ją pytania.
- Dobrze się czujesz?
Niski, troskliwy głos zabrzmiał tuż nad uchem Karb. Otrząsnęła się,
ogarnięta falą chłodu.
- Świetnie. Jestem tylko trochę zmęczona - odparła pośpiesznie
nienaturalnym głosem. - Ja… - zaczerwieniła się, widząc, że Jared się uśmiecha. -
Jest… hmm, jest raczej dość ciepło jak na listopad, prawda?
- Nie w Arizonie. Teraz jest dosyć przyjemnie, ale jeżeli zdaje ci się, że
słońce mocno przygrzewa, to poczekaj, a przekonasz się, jaka gorączka panuje tutaj
w połowie sierpnia.
- O ile dotrwam do tej pory - odparła Karla, mimowolnie wypowiadając
głośno swoją myśl.
- Widzę, że jesteś bardzo zmęczona. - Mężczyzna złapał swą towarzyszkę za
rękę i pociągnął ją w stronę samochodu. - Myślę, że dość zwiedzania, jak na jeden
dzień.
Bez słowa sprzeciwu podążyła za malarzem, bezwolna w uścisku Cradowga,
ale szczęśliwa i bezpieczna. Kiedy puścił jej dłoń, aby otworzyć samochód, Karla
poczuła się opuszczona i samotna.
Gdy tylko usiadła w fotelu, uszło z niej całe podniecenie. Ułożywszy głowę
na oparciu, przymknęła oczy i starała się o niczym nie myśleć. Łagodne kołysanie
pojazdu i szum silnika uśpiły Karlę,
Przebudziła się, czując, że się zatrzymali. Ziewnęła, wyprostowała się i
rozejrzała półprzytomnie.
Za oknami panował mrok, włączone lampy samochodu oświetlały wąską
uliczkę jakiejś osady. Była sama. Ziewnęła ponownie, zastanawiając się, gdzie
zniknął Jared, lecz w tej samej chwili ujrzała go w świetle reflektorów. Wychodził
z jednego z budynków.
Cradowg uśmiechnął się, widząc, że jego towarzyszka już nie śpi.
- Lepiej się czujesz? - zapytał, siadając za kierownicą. - Gotowa do kolacji?
- Tak - odrzekła, pokrywając uśmiechem zmieszanie i dezorientację. - Gdzie
jesteśmy?
Jared zapalił motor.
- W zajeździe Thunderbird - wskazał na długi rząd motelowych pokoi.
Podjechał na sam koniec uliczki i zaparkował.
- Mamy pokoje po przeciwnych stronach.
Mężczyzna wniósł bagaże do jej pokoju i spojrzał pytająco.
- Co o tym sądzisz?
Pomieszczenie nie było zbyt wielkie, lecz przyjemnie urządzone, dość
przytulne i czyste.
- Bardzo tu miło. - Zajrzała do łazienki. - Czy jest w tym motelu restauracja?
- Kafeteria. - Jared uśmiechnął się przepraszająco. - Nie oferują rozrywki, ale
jest tam czysto i dają smaczne jedzenie.
- Nie potrzebuję rozrywki, Jared - zapewniła Karla, dopiero po chwili
dostrzegając dwuznaczność swojej odpowiedzi. - W pełni zadowoli mnie coś do
jedzenia - dodała, modląc się w duchu, aby jej słowa nie zostały opacznie
zrozumiane. Znowu poczuła powracające drżenie i niepokój.
- Cieszy mnie, że nie jesteś rozczarowana. - Cradowg zerknął na zegarek. -
Jest dziesięć po szóstej, a lokal zamykają o wpół do dziewiątej. Będziesz gotowa za
godzinę?
- Gdyby zachodziła taka potrzeba, byłabym gotowa już za kwadrans... -
wyjaśniła z uśmiechem Karla. - Ale muszę wziąć prysznic i przebrać się, więc
wykorzystam całą godzinę, jaką mi podarowałeś.
Kafeteria wyglądała dokładnie tak, jak ją opisał Cradowg. Wielka sala była
czysta, jasna i funkcjonalna, ale brakowało jej elegancji, właściwej wielkomiejskim
lokalom. Posiłki ciepłe i dobrze przyrządzone, choć nie były to potrawy dla
smakosza.
Wykąpana i przebrana Karla była zadowolona z kolacji, głównie dlatego że
nie rozmawiali o niczym ważnym. Jeszcze nie zdecydowała, jak zareaguje na
jakiekolwiek zaloty ze strony Jareda. Początkowo sądziła, że Cradowg zaproponuje
lampkę wina, aby wprowadzić miły nastrój, ale malarz rozwiał jej nadzieje.
- Musisz zadowolić się jedynie kawą i posiłkiem. Na terenie rezerwatu
zabroniona jest sprzedaż alkoholu.
Całe napięcie, którego Karla pozbyła się podczas kolacji, powróciło, gdy
tylko wyszli z kafeterii i jasno oświetlonym korytarzem udali się do swoich pokoi.
Spodziewała się, że kiedy zostaną sami, Jared przystąpi do natarcia. Drżąc z
oczekiwania, pomyślała o ucieczce. Wiedziała jednak, że na odwrót jest już trochę
za późno.
Mężczyzna szedł w milczeniu. Karla zastanawiała się, co też jej towarzysz
obmyśla. Grzecznie otworzył przed nią drzwi i skierował się… do własnego
pokoju.
Oszołomiona Karla obserwowała, jak Cradowg znika za rogiem. Zdjęła
ż
akiet i położyła go na krześle. Stanęła, odwrócona plecami do otwartych drzwi,
zamyśliła się. Przygotowywała się na wszystko, ale nie na taką obojętność. Ogarnął
ją niepohamowany gniew. Karla była wściekła na siebie, na swoje rozbudzone,
bezpodstawne oczekiwania i na Jareda, że tyle zrobił, by się do niej zbliżyć, a teraz
odszedł bez słowa.
Do diabła, nawet nie życzył jej dobrej nocy!
Za plecami Karli rozległ się nagle cichy odgłos zamykanych drzwi oraz
przyjemny męski głos:
- Masz jeszcze ochotę na szklaneczkę wina?
Wolno odwróciła głowę, spoglądając z niedowierzaniem na uśmiechniętego
mężczyznę. Jared trzymał w jednej dłoni otwartą butelkę drogiego białego wina, w
drugiej zaś dwie zwykłe, hotelowe szklanki.
- Sądziłam, że ten towar jest niedostępny w rezerwacie - zaskoczona
wskazała na butelkę.
- Jedyne prawo, które respektuję, to moja wola. - Mężczyzna uśmiechnął się
zmysłowo, podając towarzyszce napełnioną do połowy szklankę.
Karla odruchowo sięgnęła po wino, lecz go nie spróbowała. Ostatnia
możliwość, jaką brała pod rozwagę w minionych dniach, to ta, że mogłaby się
zakochać.
Spoglądając ze wzrastającymi obawami na uśmiechniętego wciąż
mężczyznę, czuła, jak robi się jej na przemian zimno i gorąco.
Cradowg zdjął marynarkę i rzucił ją na krzesło, przybierając niedbałą pozę.
Lecz w oczach mężczyzny nie błyszczała jak zwykle moc. Karla dojrzała na ich
dnie niepewność i… bojaźń. Ten cień niepewności skradł kobiecie ostatnie
złudzenie.
Wzdychając ciężko, musiała zaakceptować nieuchronność losu.
Była beznadziejnie zakochana w Jaredzie Cradowgu.
Rozdział dziewiąty
- Karlo, kochanie, co się stało? - zaniepokojenie brzmiące w głosie Jareda
wyrwało kobietę z odrętwienia. - Drżysz i zbladłaś. Jesteś chora?
Cradowg zbliżył się i wyjął szklankę z jej zamarłej ręki,
- Kochanie, opowiedz mi, co się z tobą dzieje?
- Nie! - wybuchnęła, spoglądając na mężczyznę błagalnym wzrokiem,
chociaż nawet nie wiedziała, o co miałaby go prosić.
W oczach Cradowga pojawiła się panika, zbladł, niepewny, co robić. W
niczym nie przypominał teraz tego aroganckiego człowieka, którego Karla poznała.
Chociaż w głosie malarza nadal brzmiała władczość, to jednak starał się
mówić jak najłagodniej.
- Cholera, co się stało? - otoczył ramieniem talię kobiety i delikatnie przytulił
jej drżące ciało, jakby chcąc ją chronić i służyć całą swoją mocą. - Usiądź. -
Podprowadził Karlę do łóżka, a kiedy usiadła na skraju materaca, zamruczał
zatroskany: - Opowiedz mi, skarbie, co się stało.
Zachowanie Cradowga było tak trudne do zrozumienia, że Karla nie mogła
uwierzyć w to, co widzi i słyszy. Po raz ostatni spróbowała oprzeć się
ogarniającemu ją uczuciu, usiłowała wzbudzić w sobie wątpliwości, wywołać
obraz Jareda, stworzony przez Annę… daremnie. Nie mogła już utrzymywać
Jareda na dystans, nie potrafiła być dla niego chłodna, chciała stać się obiektem
jego miłości, partnerką, kochanką.
- Karlo! Odpowiesz mi? Proszę, co się… - Cradowg przerwał i zmrużył
oczy. - Znowu się mnie lękasz? - dopytywał się, oddychając ciężko.
Kobieta uśmiechnęła się i uwalniając z dłoni Jareda swoją szklankę, wolno
wypiła łyk wina.
- Nie, nie lękam się ciebie. - Popatrzyła znad krawędzi naczynia na
zatroskanego mężczyznę, wolno odzyskując spokój.
- Więc o co chodzi? Czujesz się chora czy wyczerpana?
- Nie. - Karla ukryła swawolny uśmiech za szklanką z winem.
Czy miała mu powiedzieć, że wręcz przeciwnie, czuje się nadzwyczaj
pobudzona?
„Czemu nie?” - uśmiechnęła się do swoich myśli. Z wyjątkiem
powściągliwości, nic nie powstrzymywało Karli do wyjawienia Jaredowi prawdy.
- No więc, co… - zaczął Cradowg.
- Chcę być z tobą, Jared.
- Co? - mężczyzna zesztywniał. W jego oczach zalśniła nadzieja i
oszołomienie.
Widok twarzy Cradowga zafascynował Karlę, ale nie zamierzała trzymać go
dłużej w niepewności. Zbierając całą odwagę, oświadczyła dzielnie:
- Chcę być z tobą. - Odstawiła szklankę i uniosła dłoń do twarzy mężczyzny.
- Kochaj się ze mną, Jared.
- Och, Karlo - jęknął Cradowg, przyciskając dłoń kobiety do ust. - Ja także
ciebie pragnę. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo.
Drżała z niecierpliwości, kiedy powoli zbliżał do niej swoje usta.
Pocałunek Jareda był wspaniały, tak różny od tych, których już doznała.
Karla chłonęła słodycz ust mężczyzny, a jego czułość, żar, pragnienie i delikatność
rozpaliły w niej takie pożądanie, do jakiego wydawała się niezdolna.
Rozchylając usta, Karla zarzuciła ramiona na szyję mężczyzny i kładąc się
na łóżko, pociągnęła go za sobą.
- Wolniej, kochanie, wolniej - szepnął. - Pragnę cię bardzo, ale nie chcę się
ś
pieszyć - zamilkł, łaskocząc językiem ucho partnerki. - Chcę, abyśmy wspólnie
przeżyli nasz pierwszy raz.
- Ale ja chcę - zaprotestowała szeptem, który stłumiły usta Jareda.
- Ja też cię pragnę - westchnął głęboko, unosząc głowę. - Ale chcę być z tobą
długo, całować cię, pieścić, drżeć z niecierpliwości, kiedy ty będziesz mnie
pieściła. Pragnę odłożyć moment zespolenia, dopóki oboje nie będziemy jęczeć i
błagać o to, póki pożądanie nie rozsadzi naszych ciał.
Karla uznała, że Jared jest jeszcze większym artystą, niż to sobie wyobrażała.
Już drżała w odpowiedzi na erotyczne obrazy, które nawiedziły jej myśli pod
wpływem jego pełnych pasji słów, czuła, jak ogień podniecenia trawi całe jej ciało.
Uśmiechnęła się zmysłowo:
- Ja także tego pragnę.
Cradowg poruszył się z widoczną trudnością.
- Pragnę cię widzieć… całą ciebie.
- Dobrze…
- Chcę, abyś na mnie patrzyła… - mężczyzna wstrzymał oddech.
- Dobrze. - Karła zsunęła ramiona z szyi Jareda i sięgnęła do najwyższego
guziczka bluzki.
- Nie… - Jared położył rękę na dłoni kobiety. - Pozwól mi to zrobić,
kochanie - poprosił, gorąco całując partnerkę.
Skinęła głową. Mężczyzna przerwał pieszczotę. podniósł Karlę z łóżka i
postawił naprzeciw siebie. Z okrutną powolnością zaczął rozpinać guziczki bluzki i
zsuwać materiał z ramion Karli.
Dotyk palców Jareda rozpalił w niej jeszcze większy ogień. Podniecenie
wzrastało, kiedy niecierpliwie zdzierał z niej resztki ubrania. Jej ciało płonęło
niczym żywa pochodnia. Nie wstydziła się swojej nagości, bez zażenowania i
nieśmiałości spoglądała w zafascynowaną twarz Cradowga.
- Jesteś piękna… - Jared ze świstem wciągnął powietrze. - Tak bardzo
piękna… - Oszołomiony, badał wzrokiem całe drżące, nagie ciało kobiety.
Wreszcie niecierpliwym gestem chwycił swój pulower, aby go ściągnąć.
- Pozwól, niech ja to zrobię… kochany - powstrzymała go szeptem Karla.
Czynność powtórzyła się, lecz tym razem to Karla ze wzrastającą
ciekawością odkrywała muskularne ciało Cradowga, badając palcami każdą,
nieznaną dotąd jego część. Oczy kobiety zalśniły, kiedy odsłoniła nabrzmiałą
męskość Jareda.
- Ty także jesteś piękny - szepnęła z przejęciem, delikatnie dotykając
twardego ciała opuszkami palców.
- O Boże! - jęknął, dygocąc pod dotykiem kochanki. - Karla… - Chwytając
Karlę w ramiona, rzucił się z nią na łóżko. - Kochaj mnie… Pozwól, niech ja ciebie
kocham…
Ich usta odnalazły się, języki złączyły. Kobieta poddała się ogarniającej ją
rozkoszy.
Dawać i przyjmować miłość…
Jared przez długie chwile pieścił delikatnie każdy centymetr ciała swej
kochanki. Karla nie doznała nigdy tak subtelnych podniet, tak czułych pieszczot.
To nowe odczucie było na tyle wstrząsające, że z oczu kobiety popłynęły łzy.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał Jared zdziwiony. - Czyżbym uraził cię w jakiś
sposób?
- Nie - zapewniła pośpiesznie. - To nie jest prawdziwy płacz. Ja… -
łagodnym pocałunkiem wypogodziła czoło mężczyzny. - Jared, ja nigdy nie
sądziłam, że to może być takie piękne, cudowne. Nigdy nie wiedziałam… - głos
kobiety załamał się i resztę swych uczuć musiała wyrazić dłońmi.
Jared wycałował końce palców Karli, dotykających jego ust, i uśmiechnął się
łagodnie.
- Cieszę się, że jestem tym, który odkrywa przed tobą piękno miłości. -
Ucałował kochankę z czułością zapierającą dech w jej piersi, z czułością, która
wkrótce przeistoczyła się w niepohamowany wybuch żądzy.
Karla, czując się swobodniej i bezpieczniej niż kiedykolwiek w życiu,
odpowiadała pożądaniem na pożądanie, pieszczotami na pieszczoty, żarliwymi
pocałunkami na jeszcze żarliwsze pocałunki. Pragnienie wzrosło w niej do tego
stopnia, że nie mogła już dłużej znieść tych miłosnych tortur, położyła się tak, by
móc przyjąć kochanka, i wyszeptała błagalnie jego imię.
Jared, przenosząc swe ciało pomiędzy nogi kobiety, zapytał z przekorą;
- Skąd wiesz, że ja jestem gotów?
- Bo zdaje mi się, że trwa to już całą wieczność, a nie można całą wieczność
znosić bólu, jaki mnie rozsadza.
Uniosła biodra i przywarła do mężczyzny. Cradowg delikatnie pocałował
partnerkę.
- Minęło kilka lat, od kiedy po raz ostatni byłaś z mężczyzną. Nie chciałbym
zrobić ci krzywdy.
Karla poczuła, że do jej oczu napływają łzy wzruszenia. Pocałowała Jareda
łagodnie.
- Wiem, że byś nie chciał - uśmiechnęła się ufnie, wierząc, że będzie
delikatny.
Cradowg wszedł w Karlę wolno i ostrożnie, nieświadom, że zawładnąwszy
jej ciałem, zawładnął także jej duszą.
Karla szeptała cicho imię kochanka, aż wreszcie, nie mogąc wytrzymać
cudownego bólu, opadła na plecy i poddała się spazmom rozkoszy.
Po chwili usłyszała głośne westchnienia Jareda, które napełniły ją radością.
* * *
Dzień był jasny i ciepły, a Karla szczęśliwa. Opuściły ją wątpliwości i
niepokoje związane z osobą Jareda, przestała obawiać się przyszłości, zapomniała
o przeszłości.
- Jakie mamy plany na dzisiaj? - zapytała z uśmiechem.
Siedzący naprzeciwko Cradowg skończył jeść śniadanie i na jego twarzy
pojawił się wyraz szczęścia i zadowolenia.
- Najpierw kanion de Chelleya. Ponieważ w okresie zimy i jesieni nie
organizuje się zjazdów na jego dno, będziemy musieli podziwiać go z platformy
widokowej. Następnie pojedziemy do Doliny Monumentów, a stamtąd nad jezioro
Powella, gdzie spędzimy noc. Jak to brzmi? - uniósł brwi pytająco.
- Świetnie - zapewniła Karla, dodając w myślach. „Zwłaszcza plany
dotyczące noclegu”. Na jej ustach pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Co cię tak bawi? - zaciekawił się Jared.
- Nic… - Karla na próżno starała się przybrać niewinną minę.
- Okay, skarbie, chcę wiedzieć, co ma oznaczać ten intrygujący uśmiech.
Kobieta wiedziała już, że pod maską dociekliwości i władczości kryje się
cichy, nieśmiały mężczyzna. Ta wiedza dała jej siłę i… odwagę wyznania prawdy.
- Cieszę się.
- Z czego? - Cradowg zmarszczył brwi, usiłując ukryć błysk nadziei w
oczach.
- Z dzisiejszej nocy.
Karla wstrzymała oddech, oczekując na reakcję malarza. Jared pozostał
spokojny, na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, usta nie zmieniły wyrazu.
Tylko na dnie jego ciemnych oczu zapłonęła ogromna radość. Pod wpływem
impulsu wyciągnęła nad stolikiem dłoń, ściskaj ąc rękę Jareda ze zrozumieniem i
otuchą.
Cradowg zamrugał powiekami. Zerknął na dłoń Karli i z czułością splótł ich
palce, jednocząc się tym gestem z partnerką.
Wzniosłość owej chwili nie uszła uwadze obojga. Na kilkanaście sekund
kłopoty i nieszczęścia, cały świat, wszystko pozostało za nimi, istnieli tylko oni:
Karla i Jared, zjednoczeni w swych sercach uczuciem bardziej intensywnym niż to,
które rodzi zwykłe połączenie ciał.
Czar chwili został przerwany dzwonieniem filiżanek z kawą oraz krokami
kelnera. Kochankowie drgnęli i uśmiechnęli się do siebie ze zrozumieniem.
- Jesteś gotowa do drogi? - zapytał Jared, ściskając mocniej dłoń kobiety.
- Jestem gotowa na wszystko.
Stojąc na brzegu platformy widokowej mieszczącej się na skraju przepaści,
Karla poczuła zawroty głowy i lęk połączony z oczarowaniem. Spoglądała na dno
kanionu, ciągnące się kilkaset stóp niżej. Obok stał Cradowg, który nie
zrezygnował z pełnienia roli przewodnika.
- Jak widzisz, kanion jest zamieszkały, ale wielu Nawajów opuszcza go,
kiedy zbliżają się zimne miesiące.
- Dokąd idą? - zapytała automatycznie, wpatrując się w sterczącą z dna
kanionu skałę o zaokrąglonych kształtach, zwaną Rio de Chelley.
- Do własnych domów, które pobudowali na górze - wyjaśnił Cradowg w
zamyśleniu. - Na co tak patrzysz?
Karla wskazała lśniące w dole pasemko rzeki i drzewa porastające jej brzegi.
- Jakie to dziwne - zauważyła. - Nigdy tu przedtem nie byłam, a odnoszę
wrażenie, że rozpoznaję te skały i dolinę.
Jared wybuchnął gromkim śmiechem, nie mogąc się uspokoić przez kilka
sekund.
- Nie ma w tym nic dziwnego. Przecież podziwiałaś ten widok w moim
domu.
Karla odnalazła w pamięci właściwe skojarzenie i spojrzała na towarzysza z
niedowierzaniem.
- Panorama kanionu wisząca nad kominkiem! - zawołała. - Tu malowałeś?
- Z tej platformy - przyznał, Śmiejąc się ze zdumionej miny Karli. -
Zastanawiałem się, czy to zauważysz.
- Jak mogłam się domyślić? - pokręciła przecząco głową i raz jeszcze
spojrzała w przepaść. - Malowałeś to z fotografii, prawda?
- Nieprawda.
Kobieta otworzyła szeroko oczy.
- Malowałeś z natury, stojąc tak blisko stoku?
- Właśnie.
- Nie bałeś się?
Jared nadal się uśmiechał, ale jego oczy były poważne.
- Nawiedza mnie wiele obaw, ale na szczęście nie mam ani klaustrofobii, ani
lęku wysokości.
Karla kochała Jareda. Kochała gorąco - po raz pierwszy w życiu. Chciała
poznać każdy szczegół z życia kochanka, każdy rys jego osobowości, każdą cechę
charakteru, dlatego zaciekawiła ją natura lęków Cradowga. Chciała już zadać
niedyskretne pytanie, lecz ostrożność powstrzymała ją w ostatniej chwili. Związek
między Karlą a Jaredem nie był jeszcze zbyt silny. Cradowg wykazywał ogromną
powściągliwość w wypytywaniu o życie kochanki, z wyjątkiem pytań dotyczących
okresu jej celibatu. Karla obawiała się ulec pokusie nadmiernej ciekawości, aby nie
zranić uczuć ukochanego i nie naruszyć łączącej ich delikatnej więzi.
- Ja także nie mam lęku wysokości - zauważyła więc tylko, wsiadając do
samochodu. - Dokąd jedziemy?
Jared wyjaśnił, że udadzą się na drugi kraniec kanionu, gdzie wznosi się
oryginalne pueblo Nawajów - Anasazi, a później zwiedzą indiańskie wigwamy.
Ta odpowiedź nie wystarczyła jednak Karli i metaforyczne pytanie „dokąd
jedziemy?” nachodziło ją jeszcze parokrotnie.
Po spożyciu obiadu w Thunderbird Jared zawiózł Karlę do Doliny
Monumentów. Był to geologiczny twór, który do złudzenia przypominał dzieło rąk
ludzkich. Karla w zachwycie przyglądała się smukłym kolumnom, niewielkim
kanionom i samotnym skałom o barwach od jasnego różu po ciemny brąz.
Słońce karmazynowo zachodziło nad pustynią, kiedy jedli kolację w
Kayenta. Karla po raz pierwszy próbowała oryginalnych potraw i musiała
przyznać, że smakują wyśmienicie.
Przyjemnie zmęczeni, rozleniwieni smacznym posiłkiem, jechali do zajazdu
Wahweape, słuchając muzyki z taśm. Mimo że było już zbyt ciemno, aby
podziwiać piękno pobliskiego jeziora Powella, Karla czuła się zadowolona i
szczęśliwa, zmierzając do pokoju zamówionego przez Jareda.
Tak jak poprzedniej nocy, Cradowg wniósł bagaże przyjaciółki do jej pokoju
i opuścił Karlę, aby po upływie pół godziny powrócić z tą samą butelką wina.
Wino miało cudowny smak, a ich miłość - nieporównywalny Poddali się
szalonej namiętności, a potem Jared ukołysał kochankę delikatnie, jakby była z
morskiej piany.
Tej nocy rozumieli się bez słów, przypieczętowując uroki podróży.
Spędzili nad jeziorem dwa cudowne, choć wyczerpujące dni… i jeszcze
bardziej wyczerpujące noce.
Płynąc wynajętą łodzią wzdłuż brzegów jeziora, Jared tłumaczył
jednostajnym głosem typowego przewodnika:
- To najnowszy fragment współczesnego Zachodu. Jezioro nazwano na cześć
Johna Wesleya Powella, geologa, który zbadał bieg rzeki Kolorado. Zapora, którą
tam widzisz… - wskazał dłonią potężny mur o wysokości stu osiemdziesięciu stóp
- kosztowała dwieście sześćdziesiąt milionów dolarów i zbudowano ją pod koniec
roku 1963. Elektrownia wodna wyprodukowała do tej pory energię elektryczną o
wartości trzystu pięćdziesięciu milionów dolarów.
Karla podziwiała okolicę, nie spoglądając na mężczyznę, ale w jej oczach
widniał zachwyt.
- Musisz mieć fantastyczną pamięć - powiedziała ze śmiechem. - Jak, u
diabła, zapamiętałeś te wszystkie dane i wydarzenia?
Ku zdziwieniu Karli Jared zmieszał się i z zakłopotaniem pokazał trzymany
w dłoni folder.
- Przeczytałem to wszystko w przewodniku, który kupiłem w zajeździe.
Radosny śmiech kobiety przepłoszył ptaki z przybrzeżnych szuwarów, Jared
po chwili wahania zaczął śmiać się razem z nią.
Znad jeziora pojechali w głąb Utah, aby obejrzeć jeszcze jeden kanion.
- Liczy ponad sześć milionów lat - poinformował Cradowg nad skalną
krawędzią, pomijając swój ulubiony zwrot „ale jest to integralna część
współczesnego Zachodu”.
- Wiesz - zaczęła Karla, przyglądając się beznamiętnie kamiennym zamkom,
spiralom, iglicom i innym skałom na dnie przepaści - podobają mi się te widoki,
ale… - odsunęła się od krawędzi rozpadliny i spuściła głowę - zaczynam mieć już
dosyć tych wszystkich kanionów, jak na razie… Chyba rozumiesz, co mam na
myśli?
Jared chrząknął i skinął ze zrozumieniem.
- Jeszcze tylko jeden… Chociaż na chwilę, na jeden rzut oka, a jestem
pewny, że będziesz miło zaskoczona.
Dręczona ciekawością Karla zdecydowała się nie pytać, co Jared ma na
myśli. Przecież sama wyznaczyła reguły gry, ustalając, iż każdego dnia będzie
poznawać kolejne etapy ich podróży.
Ś
piesząc do Narodowego Parku Zion, zatrzymali się po drodze na spóźniony
obiad, noc zaś spędzili we własnych ramionach w komfortowych warunkach
zajazdu Zion.
Rankiem Jared zaintrygował Karlę tym, że pozwolił jej spokojnie zjeść
ś
niadanie i wziąć prysznic, zamiast ponaglać ją do jak najszybszego wyjazdu.
Kiedy zapytała Cradowga, dlaczego zachowuje się inaczej niż zwykle, Jared
uśmiechnął się tajemniczo i wymijająco odpowiedział:
- Nie musimy jechać daleko do następnego miejsca przeznaczenia.
- A gdzie to jest?
- Zobaczysz - uśmiechnął się obiecująco. - Ale przygotuj się, że po
obejrzeniu tylu cudów natury możesz przeżyć prawdziwy szok kulturowy.
Las Vegas… prawdziwy szok kulturowy. Elegancja, szyk, błyski neonów,
sznury samochodów na ulicy, tłumy ludzi ściągających z całego kraju, od rasowych
graczy po prowincjuszy z zapadłych mieścin, przyglądających się wszystkiemu z
otwartymi ustami. Porównując tę hałaśliwą metropolię ze spokojnymi parkami
narodowymi, które zwiedziła, Karla uświadamiała sobie ze zdumieniem, że to
także „integralna część współczesnego zachodu”, najbardziej współczesna ze
wszystkich, które obejrzała.
Przyglądała się tłumom ludzi, dochodząc do wniosku, że można się tu
nabawić klaustrofobii. Zaczynało jej brakować otwartych przestrzeni, cichych
zakątków, śpiewu ptaków. Widząc, że Jared nie przejawia ochoty zapłacenia
haraczu bożkom gry, nie zawahała się zapytać o cel ich wizyty w Las Vegas.
- Zarezerwowałem pokoje na dwie noce - wyjaśnił Cradowg. - Jutro
obejrzymy zaporę Hoovera, a stamtąd udamy się prosto do głównej atrakcji naszej
wycieczki.
- Do Wielkiego Kanionu? - zaciekawiła się Karla, czując mieszane
pragnienia - niecierpliwość ujrzenia jednego z siedmiu cudów Ameryki i niechęć
do patrzenia w głąb jeszcze jednego kanionu.
- Tak, do kanionu Kolorado - przyznał z uśmiechem. - Pokoje już
zamówiłem, ale mogę zmienić rezerwację, jeżeli wolisz spędzić w Vegas tylko
jedną noc.
- Nie - odparła szybko. - Niech już zostanie, jak jest.
Jak się jednak później okazało, spędzili tylko jedną noc w mieście neonów…
Jared zamienił dwa zarezerwowane pokoje na wielki apartament znajdujący
się na ostatnim piętrze jednego z kasyn. Kochankowie unikali swoich spojrzeń,
dopóki boy hotelowy nie skończył słać wielkiego łoża i nie oddalił się z szerokim
uśmiechem na widok monety, którą Jared wsunął w bezczelnie wyciągniętą dłoń
chłopca. Gdy tylko pozostali sami, wybuchnęli radosnym śmiechem.
- Czuję się strasznie niemoralnie! - zawołała Karla. - Widziałeś, jak na nas
znacząco spoglądał?
- Skoro i tak już jesteśmy niemoralni, to co byś powiedziała na małą orgię? -
Jared groźnie zmarszczył brwi. - Zadzwonię na służbę i każę przynieść nam
szampana i kawior!
- O, pan ma chyba złe zamiary… - ton kobiety był równie jednoznaczny, jak
propozycja Cradowga.
Bo Jared miał bardzo „złe zamiary”!
Podczas gdy hotelowi goście grali w kasynie, licząc na uśmiech szczęścia,
Karla i Jared grali w grę wymyślone przez naturę, wzajemnie obdarzając się
szczęściem. Smakowali kawior, pili szampana, rozkoszowali się własnymi ciałami,
czerpiąc wszelką radość z bycia razem.
Dla Karli było to tak piękne, że nie zawahała się otworzyć przed kochankiem
swojego serca. Leżąc wyczerpana u boku Jareda, wpatrując się w biały sufit nad ich
głowami, odezwała się beznamiętnym głosem:
- Byłam taka młoda, wrażliwa i tak wierzyłam, że jestem kochana.
Dłoń mężczyzny zacisnęła się na udzie kochanki. Kobieta poczuła dreszcz
zażenowania, kiedy Cradowg uniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
- Wspomnienia wciąż bolą?
Zastanowiła się nad swymi odczuciami. Ze zdumieniem stwierdziła, że
wspominając Louisa, nie czuje już bólu i żalu do niego.
- Już nie. Sądzę, że wreszcie pozbyłam się balastu przeszłości. - Uśmiechnęła
się z satysfakcją, słysząc pełne ulgi westchnienie Jareda.
- Chcesz o tym opowiedzieć? O nim?
- Nie mam nic ciekawego do powiedzenia ani o tym, ani o nim. - Wzruszyła
ramionami. - Banalna historia. Byłam dzieckiem nie chcianym. Kiedy przyszłam na
ś
wiat, moi rodzice przekroczyli średni wiek, moja jedyna siostra miała już
piętnaście lat i nikt za bardzo nie troszczył się o „intruza”. Gdy go spotkałam -
Karla nawet nie wspomniała imienia Louisa, a Jared o nie nie pytał - oczekiwałam
wielkiej miłości, brakowało mi prawdziwego uczucia. Aon zgodził się mi je dać,
oczywiście za właściwą cenę.
- Cenę? - powtórzył Cradowg, siadając na łóżku. - Jaką cenę?
Karla poczuła ciepło przepływające przez jej ciało, widząc wyraz wzburzenia
na twarzy kochanka.
- Moja niewinność, wolność, studia - szepnęła. - Porzuciłam szkołę, aby na
niego zarabiać, zmieniłam swoje życie, a w zamian przynajmniej raz na tydzień
mówił mi, że mnie kocha. Bez względu na to, czy chciałam to słyszeć, czy nie.
Kiedy doszłam do wniosku, że nie potrzebuję już tych słów od niego, odeszłam.
- Ten gnojek wykorzystał cię bez skrupułów - mruknął gniewnie Jared.
- Tak - zgodziła się cicho. - Ale zrozumiałam pewną prawdę.
- Jaką?
- śe jedna osoba może wykorzystywać drugą wyłącznie za jej pozwoleniem -
odparła Karla i przypominając sobie negatywną ocenę, jaką Anna wystawiła
Jaredowi, spojrzała mu prosto w oczy. - Nigdy więcej nie pozwolę nikomu, aby
mnie wykorzystywał - zaznaczyła stanowczo.
W oczach mężczyzny paliły się złe błyski.
- Zarzucasz mi, że wykorzystałem cię w minionym tygodniu?
- Nie - delikatnie pogłaskała partnera po twarzy, aby zetrzeć z niej ponury
wyraz. - Mówiłam tylko, że możemy się wykorzystywać jedynie z wzajemnością i
obopólną zgodą.
Zarzuciła mężczyźnie ramiona na szyję i przyciągnęła jego głowę do swej
twarzy.
- Karla…
Zamknęła mu usta swoimi, uciszając jego wyrzuty.
- Jestem zmęczona rozmową. Dlaczego nie zamilkniesz i nie
powykorzystujesz mnie jeszcze trochę?
Cradowgowi nie trzeba było powtarzać tego dwukrotnie. Lecz nim przystąpił
do realizowania propozycji Karli, złożył obietnicę, która w jego ustach zabrzmiała
jak groźba:
- Porozmawiamy o tym jutro! Chyba mamy parę spraw do wyjaśnienia.
Jednak następnego dnia nie mieli czasu na dyskusję. Ich wycieczka dobiegła
końca wraz z porannym dzwonkiem telefonu.
Rozdział dziesiąty
Samochód z wypożyczalni czekał już na nich na lotnisku w Phoenix, kiedy
wysiedli z samolotu. Z powodu nieoczekiwanych zmian Karla reagowała jak
automat, śpiesząc za Jaredem. Nie mieli czasu na rozmowę, jedyną komendą
Cradowga było: „Ruszaj się!” Karla słuchała stalowego, beznamiętnego głosu
wykluczającego wszelkie protesty.
Dopiero gdy znaleźli się w samochodzie jadącym do Sedony, a Jared nadal
zachowywał ponure milczenie, miała czas uporządkować chaotyczne myśli i
zastanowić się nad nieoczekiwaną przyczyną, która zmieniła ich plany, a nawet ich
charaktery i życie.
Chociaż to spostrzeżenie napawało Karlę bólem, jednego była pewna:
uczucie, które ich łączyło, rozwiało się wraz z dźwiękiem telefonu. Zwalczając lęk
i rozpacz, unikała spoglądania na zachmurzoną twarz Cradowga i usiłowała
zrozumieć przyczyny jego zachowania.
Karla była rozespana, kiedy Jared podniósł słuchawkę telefonu, nie zwracała
więc uwagi na to, co mówi. Zaalarmowała ją dopiero nieoczekiwana zmiana głosu
Jareda i głośny trzask, z jakim odłożył słuchawkę. Przekonała się, że spogląda na
obcego jej człowieka.
- Musimy wracać - stwierdził malarz grobowym głosem bez żadnych
wyjaśnień.
- Co? - zawołała Karla, przepędzając resztki snu i poprawiając niesforne
pasemka opadające jej na twarz. - Dlaczego? Co się stało?
Ś
piesząc do łazienki, mężczyzna zatrzymał się na moment, by udzielić nagłej
odpowiedzi:
- Mój ojciec umiera. - Spojrzenie stalowych oczu zatrzymało się na
znieruchomiałej Karli. - Chciałbym, abyś mi pomogła. Kiedy będę w łazience,
mogłabyś zadzwonić do recepcji i poprosić, by przygotowali rachunek.
- Tak, oczywiście, ale… - Tylko tyle pozwolił jej powiedzieć, przerywając
niecierpliwie:
- Później, Karla.
I zniknął pod prysznicem.
Owo „później” nigdy nie nadeszło. Przebierając się słyszała, jak jej
towarzysz woła coś gniewnym głosem do telefonu. Nim się umyła i spakowała,
Jared zamówił bilety na najwcześniejszy lot do Phoenix, zadzwonił do
wypożyczalni, wynajął w pobliżu lotniska garaż, w którym pozostawił swój
samochód, uregulował rachunek.
Zapomniał o jednym, o znalezieniu chwili czasu, aby wszystko jasno i
dokładnie wyjaśnić. W drodze do Sedony poinformował tylko Karlę zdawkowo, że
dzwonił lekarz ojca z prośbą, aby przyjechał tak szybko, jak to będzie możliwe. I
na tym Jared zakończył wyjaśnienia, pozostawiając ją na pastwę ponurych myśli.
Karla czuła się opuszczona, pozbawiona ciepła i otuchy, daleka od uczucia
zaufania, którym darzyła Jareda jeszcze poprzedniego dnia. „Obawy Anny zaczęły
się spełniać” - pomyślała ze smutkiem.
Cradowg odezwał się ponownie dopiero w pobliżu miasta.
- Czy nie zaczekałabyś w moim domu?
Poczekać? W jego domu?
Odwróciła się gwałtownie, patrząc na Jareda z bezbrzeżnym zdumieniem.
- Nie rozumiem… - potrząsnęła głową, jakby odrzucała jednoznaczność
pytania… Czy raczej prośby Jareda. - Nic mi nie wytłumaczyłeś! - zawołała z
ż
alem w głosie. - Na co więc mam czekać?
- Na mnie - odparł z głębokim westchnieniem. Na jego twarzy pojawił się
wyraz zmęczenia i rezygnacji. - Przepraszam, że nic ci nie wyjaśniłem, ale nie było
na to czasu - w głosie Jareda zabrzmiała znajoma nuta, obcy duch zaczął go
odstępować. - I wciąż nie ma na to czasu - dodał. - Jak tylko cię wysadzę, pojadę
prosto do szpitala, ale obiecuję, że wyjaśnię wszystko, gdy wrócę do domu.
Cradowg zatrzymał samochód przed skrzyżowaniem, wpatrując się jak
zahipnotyzowany w czerwone światło stopu.
- Poczekasz na mnie?
Znaleźli się na skrzyżowaniu, dosłownie i w przenośni. Karla czuła, że
łączące ich uczucie zawisło na cienkiej nici, uzależnione od jej odpowiedzi. Mogła
nakazać, aby Jared odwiózł ją do jej mieszkania, albo zgodzić się na zawiezienie do
jego domu…
- Skręć w lewo - poleciła, dygocąc z emocji, kiedy pojawiło się zielone
ś
wiatło.
Westchnął z ulgą i spojrzał na nią z wdzięcznością.
Dojechali do stojącego nad przepaścią budynku. Jared wniósł bagaże do
ś
rodka, pocałował pospiesznie Karlę i odjechał, pozostawiając ją pełną obaw i
rozterek.
W konsekwencji był to dla Karli długi dzień i jeszcze dłuższa noc. Pragnąc
zapomnieć o dręczących ją problemach, próbowała wypełnić czas oczekiwania
ciężką pracą. Przebrała się, przeniosła rzeczy Jareda do pralni i uruchomiła pralkę.
Zrobiła sobie obiad, którego nie dokończyła, i zaparzyła dzbanek mocnej kawy.
Wyciągnęła z pralki czyste rzeczy i przełożyła je do suszarki, odkurzyła podłogi i
meble w całym domu, a kiedy pranie było już suche, rozłożyła je na łóżku Jareda.
Kilkakrotnie zerkała ukradkiem na zegarek i telefon. Wskazówki zegara poruszały
się jednak strasznie wolno, a aparat milczał.
W końcu niepewność i podenerwowanie wygoniły Karlę z domu. Zwiedzając
okolicę, odkryła stromą ścieżkę biegnącą w dół stoku. Zdecydowała się ruszyć w
nieznane. Zeszła na dno kanionu i zatrzymała się nad uspokajająco szemrzącym
Dębowym Potokiem. Wysokie drzewa, porastające brzegi strumyka, szumiały
gęstym listowiem.
„Stoją w głębokim cieniu i wpatrują się w czystą wodę przepływającą
kamiennym łożyskiem” - pomyślała kobieta i poddała się nachodzącym ją
pytaniom. Usiadła na kamieniu, oparła plecy o omszały pień i popadła w
zamyślenie.
Dokąd dojadę?
Obawiała się rozważać wszystkie możliwości, które przychodziły jej do
głowy. Spędziwszy wspaniały tydzień w towarzystwie Jareda, Karla czuła się
zrelaksowana i powoli przyzwyczajała się do uczucia, którym obdarzyła Cradowga.
Zadrżała, przypominając sobie, że jeszcze kilka dni przed wycieczką podobna myśl
by jej nie przyszła do głowy. Powinna być wdzięczna Jaredowi za to, czego
dokonała.
Jared.
Karla westchnęła, odruchowo szepcząc imię mężczyzny. Tak mocno go
kochała, była gotowa wyznać swoją miłość całemu światu. Lecz pomimo tych
wspaniałych dni i nocy, powstrzymywała słowa miłości cisnące się jej na usta,
czekając z nadzieją, aż Cradowg wypowie je pierwszy.
Oczekiwania Karli były próżne. Z wyjątkiem cudownego momentu, kiedy
powiedział, że ją kocha, Jared nigdy więcej nie wspomniał o miłości. Kobieta czuła
straszliwą obawę, że nie usłyszy już od malarza tego wyznania.
Echo opowiadań Anny powróciło jak bumerang, przebijając się przez
uczucie Karli.
Serce kobiety zaprotestowało natychmiast. Opinia Anny o Jaredzie tak
bardzo różniła się od jej własnych obserwacji. Któraś z nich musiała się mylić, bo
obie nie mogły mieć racji.
Czy Jared pragnąc uwieść Karlę, ukrywałby swoją bezwzględność, aby ją w
sobie rozkochać?
To pytanie dręczyło Karlę przez większą część nocy. Jedynie Cradowg mógł
udzielić odpowiedzi, której tak rozpaczliwie potrzebowała, ale on wciąż nie
powracał ze szpitala.
Samotna, roztrzęsiona, zagubiona w wielkim łóżku Jareda, zapadła wreszcie
w niespokojną drzemkę. Na policzkach Karli wolno zasychały łzy.
* * *
- Karla…
Łagodny głos mężczyzny wyrwał kobietę ze snu, delikatne dotknięcie dłoni
pobudziło jej zmysły. Karla uśmiechnęła się, szepcząc imię kochanka. Wtedy
powróciły wspomnienia poprzedniego dnia. Spojrzała na Jareda pełnymi lęku
oczyma. Cradowg wyglądał na straszliwie zmęczonego. Jego oczy lśniły matowo,
nad ustami widniał ciemny zarost, twarz była bielsza niż płótno.
Karla zmusiła się, aby zadać oczywiste pytanie.
- Twój ojciec?
- śyje - westchnął ciężko, siadając na łóżku. Dopiero teraz kobieta
uświadomiła sobie, że mężczyzna jest nagi. Otworzyła usta, aby o coś zapytać, ale
uciszył ją słowami, którym nie mogła się sprzeciwiać.
- Nie teraz, proszę. Potrzebuję cię, tak bardzo cię potrzebuję. Natychmiast.
Karlo, jestem taki zmęczony, skostniały… Proszę, rozgrzej mnie… Chcę czuć
ciepło twojego ciała, chcę być w tobie. Karlo, daj mi ukojenie, pomóż mi się
odprężyć.
W odpowiedzi na te rozpaczliwe prośby, kobieta otworzyła ramiona.
Kochała go i chciała dać mu wszystko, o co prosił.
Jared kochał się z nią jak człowiek opanowany przez złego demona,
brutalnie, żarliwie, zaborczo. Dłonie mężczyzny przestały być delikatne,
gwałtownie ugniatały i ściskały miękkie ciało kobiety, zmuszając ją do jęków i
szlochów. Jego usta nie były tak czułe jak zwykle, gryzły wargi Karli, kąsały jej
napiętą skórę.
Kiedy Cradowg szorstko rozłożył uda Karli, uniosła biodra w oczekiwaniu
na wtargnięcie demona. Gdy poczuła, jak wchodzi brutalnie w jej wnętrze,
odrzuciła głowę do tyłu, płaczliwie wołając o więcej.
Wreszcie doprowadził ją do wybuchu, jakiego nie była sobie w stanie
wyobrazić. Czując się połamana, obolała, wyciśnięta ze wszystkich sił, uniosła
lekko powieki, w chwili gdy Jared ciężko opadł obok niej. Spojrzawszy na
kochanka, przeżyła szok. Na twarzy Jareda malowały się niechęć, dezaprobata,
ogromny wstyd! Mężczyzna odwrócił się od niej, nie odezwawszy się ani słowem,
i natychmiast zasnął.
Karla nie mogła zmrużyć oka. Z trudem podniosła z łóżka obolałe ciało i
weszła pod prysznic. Wraz ze strumieniem ciepłej wody po jej twarzy spłynęły łzy.
Stała w strugach wody tak długo, dopóki nie ochłonęła. Dygocząc z chłodu, ubrała
się i weszła do kuchni zaparzyć kawę. Uśmiechnęła się ze smutkiem. Jeszcze nigdy
nie zaczynała dnia od filiżanki kawy. Z kubkiem w dłoni błąkała się bez celu po
wielkim domu i jego otoczeniu. Pragnęła snu, lecz ciało odmawiało spoczynku,
chciała myśleć, ale umysł wolał spać.
Późnym popołudniem, zaparzywszy kolejną kawę, Karla zabrała swój kubek,
wyszła z domu i udała się ostrożnie na dno kanionu. Siedząc oparta o drzewo i
wpatrując się w wolno płynący potok, odruchowo popijała gorący napój. Nie
wiedziała, jak długo tam tkwi. Odrętwienie Karli przerwało dopiero pojawienia się
Jareda.
- Tak mi przykro - usłyszała nad uchem zdławiony szept. Zmrużyła oczy na
wspomnienie bólu, jaki Jared zadał rankiem jej ciału. Dwie łzy wolno spłynęły po
jej pobladłych policzkach.
- Karlo, nie płacz… - Cradowg ukląkł u jej stóp. Drżącymi rękami wyjął
kubek z jej dłoni i delikatnie wziął Karlę w ramiona.
- Kocham cię, a tak cię zraniłem. Wolałbym umrzeć, niż ciebie zranić -
zajęczał żałośnie. - Nie jestem ani trochę lepszy od mojego ojca.
Płaczliwy głos Jareda poruszył sercem Karli. Pochyliła głowę, aby mu się
lepiej przyjrzeć.
- Ani trochę lepszy? - powtórzyła zmieszana. - Nic nie rozumiem.
- Wiem. - Cradowg wypuścił ją z objęć i uśmiechnął się smutno. - Tej nocy,
kiedy tak zaczęłaś się mnie lękać, pamiętasz…?
Karla uśmiechnęła się równie smutno, nadal nie przyznając, że bała się
bardziej własnych uczuć niż Jareda.
- Pamiętam.
- W tym dniu, między rankiem a wieczorem musiałaś usłyszeć krążące o
mnie plotki, jak to bezwzględnie i surowo traktuję ojca… Prawda?
- Tak - zadrżała na wspomnienie opowieści Anny. - Powiedziano mi, że
jesteś także bezwzględny wobec kobiet i że je wykorzystujesz.
- To nieprawda - zaoponował. - Przyznaję, że byłem szorstki dla mojego
ojca, ale nie skrzywdziłem ani jednej kobiety, którą znałem. I jestem pewien, że
każda z nich powie ci to samo. Stosunki, które łączyły mnie z moimi
przyjaciółkami, opierały się o wzajemną zgodę na zmysłowe zaspokojenie.
Karla zadrżała.
- Nie brzmi to romantycznie i intymnie. Kojarzy się z umową handlową… -
Przypomniała sobie ciepłe, wzajemne uczucia łączące ją samą z Jaredem w
minionym tygodniu.
- Nie chciałem zawierać bardziej zobowiązujących związków - odparł
Cradowg obronnym tonem. - Widzisz, nie chciałem emocjonalnie wiązać się z
kobietą w obawie, że mogę się zakochać. Z takiego powodu moja matka znalazła
się we władzy ojca.
Jego ojciec! Karla znalazła wreszcie klucz do charakteru Jareda. Z nagłą
przenikliwością odkryła słaby punkt ukochanego.
- Czy bardzo go nienawidzisz?
Cradowg westchnął.
- Jeżeli jakiś człowiek zasługuje na nienawiść, to właśnie on.
- Co uczynił, że go tak znienawidziłeś? - zapytała, czując intuicyjnie, że
nienawiść Jareda nie mogła opierać się na błahych podstawach.
- To długa i przykra historia - przestrzegł Cradowg.
- Nigdzie mi się nie spieszy.
- Dobrze. Postaram się pominąć nieistotne szczegóły. - Jared zmarszczył
brwi, zastanawiając się, od czego zacząć. - Jak wielu współczesnych Amerykanów,
mój ojciec wyrastał we wrogim nastawieniu do Indian. Możesz sobie wyobrazić,
jakie przeżywał rozterki, zakochując się w mojej matce, córce, jak on to nazywał
„mieszańca”. Trawiony przez żądzę, przy dyskretnym poparciu własnego ojca,
założyciela ranczo, poślubił moją matkę, aby przemienić jej życie w piekło. Ojciec
matki zamieszkał na kawałku działki znajdującej się na obrzeżach ranczo, którą
mój dziadek zapisał mu w testamencie. To jeszcze bardziej rozwścieczyło ojca.
Kiedy był w domu, zabraniał matce odwiedzać dziadka. Na szczęście często
podróżował w interesach i tygodniami przebywał poza domem. Uwielbiałem matkę
i dziadka, co oczywiście nie zbliżało mnie do ojca. Mścił się mnie, bo byłem
duchem i ciałem dziadka. - Jared uśmiechnął się smutno. - Co zresztą zauważyłeś
od razu w galerii.
W wyobraźni kobiety pojawił się portret Indianina. Ze zrozumieniem skinęła
głową.
- Mój ojciec urządził piekło na ziemi matce, dziadkowi, a także mnie -
mężczyzna ciągnął swoją opowieść ponuro. - Kiedy byłem wystarczająco duży,
aby móc zatroszczyć się o matkę, namawiałem ją, by porzuciła ojca i odeszła z
ranczo. Odmówiła. Wiesz, czym uzasadniła swoje zdanie? Powiedziała, że nie
odejdzie od ojca, bo go kocha! Była piękną, szlachetną kobietą, a żyła z tym
brutalem tylko dlatego, że go kochała! - Szczęki Jareda zadrgały nerwowo. - Nie
zważając na własne uczucia, pozostałem w domu, aby ją chronić. W dniu, w
którym złożyliśmy ją do ziemi, uciekłem od ojca i od jego nienawiści.
- Wtedy Rhys miał zawał - odezwała się cicho Karla - a ty odmówiłeś
zobaczenia się z nim?
- I wyrobiłem sobie reputację bezwzględnego człowieka. To było kilka lat
temu, a moja zła sława wzrastała z każdym rokiem i każdym kryzysem, jakie ojciec
przeżywał.
Karla zastygła w oczekiwaniu.
- Jednak teraz, jak tylko lekarz zadzwonił do ciebie, pojechałeś do ojca.
Dlaczego?
- Z powodu tego… co powiedziałaś.
Kobieta poczuła, że robi się jej gorąco.
- Z mojego powodu! - zawołała. - Ależ ja nic nie mówiłam! Nie zapytałeś
nawet o moją opinię!
- Nie musiałem o nic pytać. Wystarczyło, że ze mną byłaś, kochałaś się ze
mną, śmiałaś. Uleczyłaś mnie.
- Och, Jared… - Karla nie zdołała powiedzieć nic więcej z powodu
wzruszenia, które ścisnęło ją za gardło.
- Nie poznał mnie… a ja siedziałem obok czekając… Nie wiedziałem, co mu
powiem, gdy mnie rozpozna. Może coś o tamtej nocy, kiedy miał zawał, czy coś
podobnego. Musiałem opuścić pokój, gdy lekarze zajęli się nim. Wiesz, umieścili
go w jednej z tych oszklonych izolatek dla pacjentów, z którymi nie można
kontaktować się osobiście. - Jared poczekał, aż Karla skinęła głową, że wie, i
kontynuował:
- Stałem przy oknie i patrzyłem, jak walczą o jego życie, przypominałem
sobie, jak opowiadałaś o przyzwoleniu na wykorzystywanie przez drugiego
człowieka. I wtedy zrozumiałem, że moja matka miała wybór! Ojciec kochał ją
obsesyjnie, nienawidząc zarazem za to uczucie, ale nie mógłby matki
wykorzystywać bez jej przyzwolenia. Kiedy lekarze opuścili izolatkę, przypatrywał
mi się w zamyśleniu. Był przytomny i poznał mnie. Karlo, nigdy go nie polubię,
ale nie mogę go już dłużej nienawidzić. Chociaż coś osiągnąłem.
- Nie coś - poprawiła łagodnym głosem. - To twoja wielka wygrana.
Przez chwilę milczeli, wpatrując się w siebie badawczo.
Jared uniósł dłoń i dotknął włosów Karli.
- Lubię, jak masz je rozpuszczone. Czy już to mówiłem?
- Tak - przyznała, czując, jak serce bije jej coraz mocniej. - Za każdym
razem, kiedy się kochaliśmy.
Nie cofnął dłoni, ale w jego głosie pojawił się ton niepewności i
zażenowania.
- Obszedłem się z tobą tak brutalnie… Nie mam żadnego wytłumaczenia, z
wyjątkiem tego, że potrzebowałem cię tak mocno. Po raz pierwszy w życiu
straciłem kontrolę nad swoim zachowaniem.
- Zrozumiałam - popatrzyła na niego z oddaniem i miłością.
- Przecież cię wykorzystałem!
Karla ironicznie wygięła brwi.
- Z twoim przyzwoleniem? - uśmiechnął się niepewnie.
- Oczywiście.
Oczy Jareda zabłysły w sposób, który tak bardzo ekscytował Karlę.
Delikatnie wziął ją w objęcia.
- Wciąż mnie pragniesz? - szepnął.
- Nie.
Napór ciała Cradowga nie zelżał, dopóki nie położyła się na ziemi.
- Nie? - mruknął wzburzony. - Do diabła! Jak możesz mówić w taki sposób
po tym, jak się rankiem kochaliśmy? Karlo, odpowiedz, do cholery!
Nieznacznie skinęła głową.
- Pragniesz mnie?
- Kocham cię.
- Ja także cię kocham. A teraz powiedz, czy mnie pragniesz?
Kobieta uśmiechnęła się pogodnie.
- Pragnienie i miłość to dwie całkiem różne rzeczy - wyjaśniła.
Ś
miech Jareda wzbił się pod korony drzew.
- Chyba masz rację. Zdaje się, że do tej pory tylko pożądałem. Pożądanie nie
jest złe - zauważył, całując ją gorąco. - Ale miłość jest znacznie lepsza.
- Wiem - poparła go Karla.
I w promieniach zachodzącego słońca przystąpili do udowadniania swoich
twierdzeń.
A jako posag Karla wniosła do małżeństwa portret dziadka Jareda.