YvonneLindsay
Dreszczykpożądania
Tłumaczenie
KatarzynaCiążyńska
ROZDZIAŁPIERWSZY
Olivianieznosiłaszpitali.
Najęzykuczuładrażniącycierpkismak.Gdytylkoprzekroczyłaprógszpitalaina
tablicy informacyjnej zaczęła szukać właściwego oddziału, napłynęły budzące lęk
wspomnienia.
Ostatniarzecz,jakiejpotrzebowała,tospotkaniezmężem,zktórymżyławsepa-
racji,nawetjeżeliprosiłowizytę.DwalatatemuXanderdokonałwyboru,wypro-
wadzającsięzichdomu,aonaodtejporynieźlesobieradziła.Nieźle.Tak,wspa-
niały eufemizm ilustrujący jej paranoję, brak poczucia bezpieczeństwa, neurozę
inadwrażliwość.Botakwłaściwiemożnaopisaćjejstan.
Ichociażwcaleniemusiałapojawiaćsięwszpitalu,tomimowszystkoprzyszła.
Podźwięcznymsygnaledrzwiwindyotworzyłysię.Oliviazwalczyłachęć,bysię
odwrócićnapięcieiuciec.Zrozmysłemwsiadłajednakinacisnęłaprzyciskpiętra,
naktórechciałasiędostać.
„Chcieć”. Słowo tak bliskie „pragnąć”. Zbiór przepełnionych znaczeniem liter.
Wokreślonymkontekściedwojgaludzi,zktórychkażdypodążawswoją,przeciwną
niżdrugaosobastronę,posiadająniezwykłąsiłę.Oliviajużporadziłasobiezbólem
porzucenia,zestratami,któreniemaljąobezwładniły.
Tak w każdym razie myślała do momentu, gdy tego ranka telefon wyrwał ją ze
snu.
Mocniejścisnęłapasektorebki.NiemusiwidziećsięzXanderem,jeśliniemana
toochoty,nawetjeżeli,wybudziwszysięzsześciotygodniowejśpiączki,domagałsię,
by ją zobaczyć. Domagał się, to w jego stylu. Trudno od niego oczekiwać takich
subtelnościjakuprzejmaprośba.Oliviawestchnęła,agdydrzwiwindysięotworzy-
ły,wysiadłaizatrzymałasięprzyrecepcji.
–Wczymmogępomóc?–spytałapielęgniarkazplikiemkartpacjentów.
–CzydoktorThomasjestwolny?Oczekujemnie.
–Och,paniJackson,tak?Proszęzamną.
Pielęgniarka wskazała jej dość nijaką poczekalnię, powiedziała, że lekarz zaraz
przyjdzie,poczymwyszła.
Oliviakrążyłapopomieszczeniu,niemogącusiedziećwmiejscu.Trzykrokiwjed-
nąstronę,trzyzpowrotem.Poczekalniepowinnybyćwiększe,pomyślałasfrustro-
wana.Słyszącotwierającesięzajejplecamidrzwi,odwróciłasię.Uznała,żetole-
karz,choćmężczyznawyglądałzbytmłodojaknaspecjalistęneurologa.
–PaniJackson,dziękuję,żepaniprzyszła.
Kiwnęła głową i ujęła jego wyciągniętą rękę, zauważając, jak bardzo różnią się
ichdłonie:jegojestczysta,ciepłaisucha,jejpobrudzonafarbąitakzimna,żeza-
częłasięzastanawiać,czykrążeniesięzatrzymało.
–Powiedziałpan,żeXandermiałwypadek?
–Tak,straciłpanowanienadkierownicąnamokrejdrodze.Uderzyłwsłupelek-
tryczny.Kiedywybudziłsięześpiączki,zostałprzeniesionyzintensywnejopiekina
normalnyoddział.
– Poinformowano mnie, że wypadek miał miejsce sześć tygodni temu. Długo był
wśpiączce,prawda?
– Tak. W ciągu kilku ostatnich dni pojawiły się obiecujące oznaki przytomności.
Minionejnocyobudziłsięnadobreiodrazuspytałopanią.Personelbyłzaskoczo-
ny.Naliścienajbliższychosóbznajdowałasiętylkojegomatka.
Olivia ciężko opadła na krzesło. Xander o nią pytał? W dniu, kiedy ją opuścił,
oznajmił,żeniemająsobienicwięcejdopowiedzenia.
Czymówiąterazotymsamymczłowieku?
–Nie…rozumiem–wykrztusiławkońcu.
–PanJacksoncierpinapourazowąamnezję.Tonicnadzwyczajnego.Prawdęmó-
wiąc,mniejniżtrzyprocentpacjentówpouraziemózguniedoświadczautratypa-
mięci.
–Aonnienależydotychtrzechprocent.
Lekarzprzytaknął.
–Osobyzamnezjąpourazowąsązagubioneizdezorientowane,majązwyklepro-
blemzpamięciąkrótkotrwałą. WprzypadkupanaJacksona jestinaczej,mamy do
czynieniazczęściowąutratąpamięcidługotrwałej.Domyślamsię,żeniewiedziała
paniojegowypadku?
–Rzadkowidujęosoby,któresąznimwstałymkontakcie,nigdyniebyłamblisko
zjegomatką.Niedziwimnie,żeniktmnieniepowiadomił.NiewidziałamXandera
oddwóchlat.Czekamy,ażsądwyznaczydatęsprawyrozwodowej.
Niebyławstaniemówićotymbezgoryczy.
–Achtak.Wtakimraziemamyproblem.
–Problem?
–Mamnamyślijegowyjście.
–Nierozumiem.–Oliviaściągnęłabrwi.
–Onmieszkasam,tak?
–Oilesięorientuję,tak.
–Awydajemusię,żewrócidodomu,dopani.
Oliviazamarła.
–Co?
–Wydajemusię,żejesteścierazem,dlategoopaniąpytał.Jegopierwszesłowa
poprzebudzeniubrzmiały:Proszępowiedziećżonie,żenicminiejest.
DoktorThomaszacząłtłumaczyćOliviicharakterobrażeńXandera,leczjegosło-
wanatematutratyfizycznejformynaskutekśpiączkioraztrudnościzpamięciąle-
dwiedoniejdocierały.Myślałatylkootym,żepotakdługimczasiemężczyzna,któ-
rysięzniąrozstał,właśniedoniejchcewrócić.
–Przepraszam–przerwałalekarzowi.–IlewłaściwieXanderpamięta?
– O ile mogłem się zorientować, jego ostatnie wyraźne wspomnienie pochodzi
sprzedsześciulat.
–Byliśmywtedytużpoślubie–oznajmiła.
CzyliXanderniepamiętanicnatematremontupochodzącegozkońcaXIXwieku
domuzwidokiemnaCheltenhamBeachaninarodzinichsynapięćlatpóźniej.
AniśmierciParkera,gdyledwieskończyłtrzylata.
Ztrudemznajdowałasłowa,byzadaćkolejnepytanie.
–Czyon…czy…odzyskapamięć?
Lekarzwzruszyłramionami.
–Możliwe.Możliweteż,żenigdynieprzypomnisobietamtychlat,alboprzypo-
mnijesobieczęściowo.
Oliviaprzezchwilęsiedziaławmilczeniu.Potemwzięłagłębokioddech.Musito
zrobić.
–Mogęgoterazzobaczyć?
–Oczywiście.Proszęzemną.
LekarzzaprowadziłOliviędodużegopokojuzczteremałóżkami,choćtylkojed-
no,przyoknie,byłozajęte.Oliviastarałasięopanowaćemocje.Znówujrzymężczy-
znę,któremuprzysięgaławierność,któregokochałaponadżycieiwierzyła,żeon
odwzajemnia to uczucie. Gdy wreszcie zobaczyła znajomą twarz, a w niej twarz
małegoParkera,sercezabiłojejmocniej.
Ojciec i syn byli podobni jak dwie krople wody. Mimowolnie pomasowała klatkę
piersiową,tamgdzieznajdowałosięserce.
–Śpi,alepewniewkrótcesięobudzi–rzekłlekarz,zerknąwszydokartyXande-
ra.–Możepaniprzynimusiąść.
–Dziękuję–odparła,siadającnakrześleprzyłóżku,tyłemdooknaisłońcaroz-
świetlającegoportwoddali.
Powiodławzrokiemponieruchomejpostacileżącejpodcienkąkołdrą.Zaczęłaod
stóp, aż dotarła do twarzy. Xander stracił na wadze, wydawał się wątły i kruchy.
Brodępokrywałmulekkizarost,włosydomagałysięfryzjera.
Współczułamu.Xanderprzywykłdodziałaniaipodejmowaniadecyzji.Byłraczej
motoremniżprzedmiotemdziałań.Winnejsytuacjileżeniewszpitalnymłóżkudo-
prowadziłobygodoszału.
Naglepodniósłpowiekiiprzeszyłjąspojrzeniemszarychoczu.Widziała,żejąpo-
znał,uśmiechnąłsię,jegooczyzalśniłyszczerąradością.Poczułajakąświęźztym
człowiekiem,jakbytawięźnigdyniezerwałasięnaskutekokoliczności,którewy-
mknęłysięspodichkontroli.
Uśmiechnęłasięautomatycznie.
Kiedyostatniowidziałajegouśmiech?Dawnotemu.Tęskniłazanim.Tęskniłaza
Xanderem.Przezdwasamotnelatawmawiałasobie,żeodkochaniesięjestrównie
proste,jakzakochaniesię,jeślitylkoczłowieksiępostara.Okłamywałasię.
Niemożnaschowaćgłowywpiasekiudawać,żektośniejestnajważniejsząoso-
bąwnaszymżyciu.
–Livvy?–Xanderodezwałsięchrapliwymgłosem.
–Toja–odparła.–Jestemtutaj.
Oczyjejwypełniłysięłzami.Gardłomiałaściśnięte.Wzięłagozarękę.Łzypopły-
nęłypopoliczkach.Xander westchnąłizamknąłoczy. Dopieropokilkusekundach
sięodezwał:
–Todobrze.
Oliviazdusiłapłacz.StojącypodrugiejstroniełóżkadoktorThomasodchrząknął.
–Xander?
– Proszę się nie martwić, on znów śpi. Niedługo pojawi się pielęgniarka, zbada
go.Pewnieprzebudzisięponownie.Teraz,jeślipanipozwoli…
–Tak,oczywiście.Dziękuję.
Ledwiezauważyławyjścielekarzaczypowrótdopokojuszurającegonogamidru-
giegopacjentazchodzikiemifizjoterapeutą.
Skupiłasięnależącymprzedniąmężczyźnie,naoddechu,któryunosiłjegopierś.
Jejmyślikrążyłyjakszalone,ażwkońcusobieuświadomiła,żeXandermógłzginąć
wwypadku,aonanawetbyotymniewiedziała.Niemiałabyokazji,bybłagaćgo
odrugąszansę.
AleXanderniezginął.Zatozapomniał,żewpewnymmomencieżyciasięrozstali.
Ichpalcepozostawałysplecione,jakbybyłajegokotwicą.Pochyliłasięidelikatnie
przyłożyłajegodłońdopoliczka.DłońXanderabyłaciepła.Ajej?Miałanadzieję,że
wciążżyła.Prawdęmówiąc,pragnęłagotakmocnojakzawsze.Gdzieśwgłębidu-
szy poczuła iskierkę nadziei. Czy utrata pamięci przez Xandera da im tę drugą
szansę,którejwcześniejtakstanowczoodmawiał?
Wtymmomenciewiedziała,żezrobiwszystko,bygoodzyskać.
Czyposuniesięnawetdoudawania,żeichdawneproblemynieistniały?
Odpowiedź,którejsamasobieudzieliła,powinnajązszokować,ajednaktaknie
było.
Owszem,nawetdotegosięposunie.
ROZDZIAŁDRUGI
Weszładodomu,zamknęładrzwiioparłasięoniezwestchnieniem.Wcieleczuła
napięcie. Plecy miała sztywne, ramiona odrętwiałe, ból głowy, który ją dopadł
wdrodzezeszpitala,narastał.
NaBoga,coonazrobiła?
CzypozwalającXanderowiwierzyć,żewciążsąszczęśliwymmałżeństwem,okła-
małago?Toniemożechybabyćkłamstwo,skoroonwtowierzy,aonanigdynie
przestałategopragnąć?
Niedasięcofnąćczasu.Niedasięzrobićnanowotego,cozrobiłosiępięćminut
wcześniej, więc co dopiero mówić o czymś, co wydarzyło się przed dwoma laty.
Ajednakmożnazacząćodnowa,itowłaśniezamierzałazrobić.
WykorzystanieamnezjiXanderamożeniejestdokońcaetyczne.Oliviazdawała
sobiesprawęztego,żespororyzykuje.WkażdejchwiliXandermożeodzyskaćpa-
mięć,azniąniechęćdorozmówoichproblemach.
Jeślijednakistniejenajmniejszaszansa,żeznówbędąszczęśliwi,musizniejsko-
rzystać.
Odsunęłasięoddrzwiiruszyładodużejkuchni,którąztakąradościąremonto-
wali,wprowadziwszysiędotegopiętrowegodomutydzieńpoślubie.
Automatyczniewykonywałarutynoweczynności,nastawiłaczajnikzwodą.Miała
nadzieję,żeherbatarumiankowazłagodzibólgłowy.
Alecozłagodzidręczącejąpoczuciewiny?
KiedybyłaobolałapośmierciParkera,przepełnionawyrzutamisumienia,chyba
łatwiejbyłojejpozwolićXanderowiodejść,niżwalczyćoichmałżeństwo–walczyć
oniego,dodiabła.Zarzucałamu,żesięodniejemocjonalnieodsunął,aleczyona
nie postępowała tak samo? Potem, gdy zobaczyła, co straciła, było już za późno.
Xanderniechciałrozmawiaćougodzieczyterapii.Jakbywymazałjązeswegoży-
cia.
To wciąż bolało, choć czas pozwolił jej spojrzeć na dawne wydarzenia z pewnej
perspektywy.Otworzyłjejoczynabłędy,którychjużbyniepowtórzyła,najejwkład
wrozpadichmałżeństwa.
Gwizdek czajnika przerwał jej myśli. Nalała wrzątek do czajniczka i z szafki ze
szklanymfrontem,gdzietrzymałakolekcjęporcelany,wyjęłaulubionąfiliżankę.Po-
stawiławszystkonatacyiwyszłanataras.
Usiadła na leżaku. Skąpana w słońcu letniego wieczoru zamknęła oczy i przez
chwilęsłuchałaotaczającychjądźwięków.Pozaodległymszumemsamochodówsły-
szaładziecibawiącesięnapodwórkach.Tendźwięk,zawszesłodko-gorzki,przypo-
minał, że niezależnie od jej tragedii życie toczy się normalnym rytmem. Podniosła
powiekiizezdumieniempoczułałzy.Potrząsnęłagłową.Nalałaherbatędofiliżanki,
zktórejuniosłasiędelikatnawońrumianku.Wrytualeparzeniaipiciaherbatybyło
cośnadzwyczajkojącego.
Tojedenzezwyczajów,jakichnabrała,kiedyczułasię,jakbystraciławszystko–
takżerozum.
Uniosłafiliżankęiwypiłamałyłykgorącegopłynu,smakującgoimyślącoswojej
decyzji. Czuła ciężar ryzyka, które podjęła. Tyle rzeczy może się nie powieść. Co
prawdaXanderaczekadługadrogadoodzyskaniazdrowiaisprawności,wieledni,
jeślinietygodni,nimopuściszpital.Musinauczyćsięchodzićbezpomocy,zanimzo-
staniewypisanydodomu.
Dom.
Olivięprzeszedłdreszcz.Toniebyłdom,wktórymXandermieszkałprzezostat-
niedwalata,leczdom,któryrazemkupiliiprzezpierwszyrokmałżeństwazentu-
zjazmemremontowali.DziękiBoguniesprzedałago,postanowiłamieszkaćwnim
zewspomnieniami.
Dopewnegostopniazaakceptowałakoniecswojegomałżeństwa,jednaknieprze-
stała kochać Xandera. Nie poradziła sobie z tą miłością. Po wyjściu Xandera ze
szpitalaczekaichnowypoczątek,takjakpoślubie.AjeśliXanderkiedyśodzyska
pamięć,możeszczęśliwszewspomnieniaprzykryjągorycz,któraichrozdzieliła.
Oczywiście, jeśli odzyska pamięć przed powrotem do dawnego domu, pewnie
stracą szansę na odbudowanie związku. Jednak postanowiła zaryzykować. Później
będziesięmierzyćzeświatemXandera.Światem,wktórympracowałiprowadził
życietowarzyskie,aktóryjużniebyłjejświatem.Napoczątkuniebędzietrudno
zachowaćdystansuwstosunkachzprzyjaciółmiikolegamiXandera.Jakośnieza-
uważyłanaszafceprzyszpitalnymłóżkulicznychkartekzżyczeniamizdrowiaani
kwiatów.LeżałatamtylkojednakartkapodpisanaprzezwspółpracownikówXande-
razbankuinwestycyjnego.KiedyXanderwydobrzejenatyle,bywrócićdopracy,
wtedy…Cóż,wtedyzajmiesiętymproblemem.
Lekarzestwierdzili,żeconajmniejprzezmiesiącXanderpowinienodpoczywać,
aniewykluczone,żetenokrespotrwadłużej,zależnieodpostępówterapii.Wszpi-
talutylkorodzinamaprawogoodwiedzać,cooznaczaokazjonalnewizytyjegomat-
ki,któramieszkadośćdaleko.Niktniedowiesięniczegopozaminimuminformacji,
jakichmożeudzielićszpital.Oliviapostanowiła,żezakilkadnizadzwonidojednego
zkolegówXanderazpracy,byzniechęcićpotencjalnychgości.
Ogarnęłyjąwyrzutysumienia.PrzyjacieleXanderamająprawodoinformacjina
tematstanujegozdrowiainiewątpliwiezechcągoodwiedzić.Alejednonieuważne
słowomogłobywywołaćwięcejpytań,niżchciałabyusłyszeć.Nieodważysięażtak
zaryzykować.
AmnezjaXanderadałajejniespodziewanąszansę.Zamierzałapowalczyćomęża.
Musiwierzyć,żeudajejsięodbudowaćłączącąichniegdyświęź.Fakt,żeXander
poprzebudzeniuześpiączkipytałwłaśnieonią,najwyraźniejwniejzakochany,do-
dawał jej odwagi. Liczyła, że tym razem będą mieli resztę życia, by przeżyć je
wszczęściu.
Chyba po raz setny tego ranka spojrzał na drzwi pokoju. Olivia powinna już się
pojawić. Po gorączkowej dyskusji z doktorem Thomasem na temat wyjazdu do
ośrodka rehabilitacyjnego, którą Xander zakończył stanowczą odmową, lekarz
w końcu się ugiął i pozwolił mu nazajutrz wyjść do domu. A może nawet jeszcze
tegodniapopołudniu.
Sięgnąłpokomórkę,którązostawiłamuOlivia.Jegotelefon,podobniejaklaptop,
podczaswypadkuuległyzniszczeniu.ChciałzadzwonićdoOliviizprośbą,byprzy-
niosłamucośdoubrania,atymczasemOlivianieodbierałatelefonu.
Jeżeliokażesiętokonieczne,wrócidodomuwpiżamie.Niemógłsiędoczekać,
kiedyopuściszpital.Lubiłsobiewyobrażać,żeprzezszpitalneoknowidziichdom:
zielonydachzblachyfalistej.CzułwtedyłącznośćzOlivią,kiedyniebyłojejujego
boku.
Minęły trzy tygodnie, odkąd się obudził, a wciąż pamiętał moment, gdy ją zoba-
czył.Zatroskanienajejnadzwyczajpięknejtwarzy.Pragnąłzapewnićją,żewszyst-
kobędziedobrze.Sengozmorzył,nimzdążyłzrobićcoświęcejniżuśmiechnąćsię
doOlivii.Przekląłwduchu.Niedość,żeprzezurazgłowyzjegopamięciuleciało
sześćminionychlat,tojeszczebyłsłabyjakniemowlę.Niepotrafiłułożyćsensow-
nego zdania. Terapeuci powtarzali mu, że świetnie sobie radzi, że widzą wyraźne
postępy, ale to nie było dość. Nigdy nie będzie dość, dopóki nie odzyska pamięci
iniestaniesiętymczłowiekiem,którymbyłprzedwypadkiem.
Nie mógł się doczekać, aż znajdzie się w domu. Może znajome otoczenie przy-
spieszy rekonwalescencję. Wyjrzał przez okno i widząc swoje odbicie w szybie,
uśmiechnąłsiękrzywo.Jednoprzynajmniejsięniezmieniło:zawszebyłtakiniecier-
pliwy.
Naglepoczuł,żektośwchodzidopokoju.Odwróciłsięiuśmiechnął.Wdrzwiach
stałaOlivia.Wróciłopoczucie,żewszystkojestwporządku.
–Wyglądasznazadowolonego.–Podeszłaipocałowałagowpoliczek.
Jejdotykbyłlekkijakmuśnięcieskrzydełmotyla,mimotoobudziłwnimpragnie-
nieczegoświęcej.Niebyłuszczytuswoichfizycznychmożliwości,alegdzieśpod
powierzchnią tliło się pożądanie. Ich seksualna relacja zawsze była bardzo satys-
fakcjonująca,niemógłsiędoczekać,bydoniejwrócić.
Zaśmiałsięwduchu.Znówtaniecierpliwość.Powoli,niewszystkonaraz.
Spuściłnogizłóżka.
–Jestszansa,żedzisiajwypisząmniedodomu.Próbowałemcięzłapać,dzwoni-
łem,ale…
–Dzisiaj?Naprawdę?
Czymusięwydawało,żejejuśmiechbyłwymuszony?Natychmiastzdusiłtęmyśl.
Tojasne,żesięucieszyła.Czemumiałobybyćinaczej?
– Doktor Thomas chce tylko zrobić ostatnie badania. Jeśli będzie zadowolony
zwyników,pozwolimiwyjśćpopołudniu.
–Towspaniaławiadomość–odrzekłaOlivia.–Pojadęszybkododomuiprzywiozę
cijakieśrzeczy.
Xanderchwyciłjejdłoń.
–Dopieroprzyszłaś.Nieidźjeszcze.
Zacisnąłpalcenajejdłoni,uniósłjąiucałował.Olivięprzeszedłlekkidreszcz.Jej
źrenicesiępowiększyły,policzkiniecopoczerwieniały.
–Tęskniłemzatobą–rzekł,apotemprzyjrzałsięjejdłoni.Dojrzałnaniejślady
farby.Uśmiechnąłsię.
–Widzę,żewciążmalujesz.Dobrzewiedzieć,żepewnerzeczysięniezmieniły.
Olivia przygryzła wargę i odwróciła głowę, zdążył jednak dostrzec odbite w jej
oczachemocje.
–Livvy?
–Tak?
–Wszystkowporządku?
–Jasne.Martwięsiętylko,żebędęmusiaławieźćcięwtymstrojudodomu–od-
parłażartobliwie,uwalniającrękęiwskazałanajegopiżamęwpaski.–Tak,malu-
ję.Mamtowekrwiitosięniezmieni.
Zaśmiałsię,takjakchciała,słysząctesłowapowtarzanejużtysiącerazy.
–Dobrze,tolepiejidź.Alewracajszybko,okej?
–Oczywiście.Najszybciejjaksięda.–Pocałowałagowczoło.
Oparłsięznówopoduszkiiodprowadzałjąwzrokiem.Cośmusięniezgadzało,
chociaż nie rozumiał, o co chodzi. Od wielu dni rozmawiali o jego powrocie do
domu.Teraz,gdytachwilanadeszła,Oliviajakbysięprzestraszyła.Niemógłtego
wykluczyć.
Wieleprzeszedł,byćmożeOliviaobawiasię,czysobieporadzi,wracającdonor-
malnegoświata.Zawszesięwszystkimmartwi.Pewnietoskutektego,żebyłanaj-
starsza z czwórki rodzeństwa. Miała zwyczaj urządzania życia tak, by zapobiec
nieszczęśliwymwypadkom.
Gdyjąpoślubił,wduchusobieprzyrzekł,żenigdyniestaniesiędlaniejciężarem,
nigdy nie będzie jej kolejnym zobowiązaniem. Teraz był zdeterminowany, by jego
rekonwalescencja nie stała się dla niej problemem. Zrobi wszystko, by powrót do
normalnościprzebiegłgładko,byjużnigdyniewidziećwjejoczachtegoniepokoju.
–Wszystkobędziedobrze–powiedziałnagłos,ażmężczyznanasąsiednimłóżku
naniegospojrzał.
Pospieszyłanaparking.Gdyuruchamiałasilnik,rękalekkojejdrżała,więcchwilę
odczekała,potemzapięłapasidopieroruszyła.
Xander wraca do domu. Tego przecież chciała. Czemu zatem w chwili, gdy to
oznajmił,miałachęćczmychnąćjakprzerażonyzając?Ponieważtoznaczy,żebyć
może czeka ją konfrontacja z życiem Xandera, którego już nie znała. Musiała też
wziąć klucze, które zostały jej przekazane z innymi osobistymi rzeczami Xandera
ocalałymipowypadku,ipojechaćdojegomieszkaniapoubrania.
Powinnatobyłazrobićwcześniej,zabraćzjegomieszkaniarzeczy,którespodzie-
wałsięznaleźćwichdomu.Jegogarderobęiprzyborytoaletowe.Tyletylkozabrał,
kiedyjązostawił.Naszczęścieprzynajmniejznałajegoadreszdokumentówdoty-
czącychichseparacji.
Pokonała niewielką odległość z Auckland City Hospital do bloku mieszkalnego
wParnell,gdzieXanderwynajmowałmieszkanie.
Zaparkowałanajednymzdwóchmiejscnależącychdojegomieszkaniaiwjechała
nanajwyższepiętro.Otworzyładrzwinakońcukorytarza,szykującsięwduchuna
to,cozanimiznajdzie.Gdyprzekroczyłapróg,poczułasiędziwniezawiedziona.
Jakbyznalazłasięwmieszkaniuzkatalogu.Wszystkoidealniedosiebiepasowało
ibyłokompletniepozbawionecharakteru.Wyglądało,jakbynikttamniemieszkał.
Nie znalazła najmniejszego śladu Xandera, jego miłości do staroci ani domowego
ciepła.
Przeszłaprzezsalondoholu,który,jaksięspodziewała,prowadziłdosypialni.Sy-
pialnia była równie sterylna i bezosobowa. Spod zwisającej z ramy łóżka falbany
niewystawałażadnaskarpetka.ToniebyłowstyluXandera.Choćzwyklebyłdro-
biazgowyistaranny,zbytczęstoznajdowałajegoubranianapodłodze.
Możezatrudniłkogośdosprzątania?Amoże,pomyślała,czujączimnydreszczna
plecach,ażtaksięzmienił.Takczyowak,musizabraćjegorzeczyiprzewieźćjedo
domupodrugiejstroniemostu,apotemwrócićdoszpitala,zanimXanderpomyśli,
żewogóleponiegonieprzyjedzie.
Wgarderobieznalazładużąwalizkę,spakowaładoniejbieliznę,skarpetkiiubra-
nia.Złazienkiwzięłażelpodprysznic,wodękolońskąizestawdogolenia.Zastano-
wiła się przez moment, czy Xander pamięta, jak się z tego korzysta. Od jakiegoś
czasu porządnie się nie golił. Tydzień wcześniej żartowała z futra, które wyrasta
mu na brodzie, choć właściwie podobał jej się z zarostem. Dodawał mu jakiejś ła-
godnościiodróżniałodobcegomężczyzny,którysztywnymkrokiemwymaszerował
zjejżycia.
Pokręciłagłową,jakbywtensposóbmogłapozbyćsięwspomnieńztakąsamąła-
twością, z jaką ciągnęła walizkę na kółkach do drzwi. Czy zajrzeć do lodówki?
Skrzywiłasię,myślącopsującychsięproduktach,choćmiałaświadomość,żenależy
siętymzająć.Wszufladachposzukaławorkanaśmieci,agdygoznalazła,wstrzy-
małaoddechiotworzyłalśniącąlodówkęznierdzewnejstali.
Lodówkabyłapusta.Todziwne,pomyślała.Niebyłotamnawetpółbutelkiwina.
GdybynieznalazławsypialniigarderobierzeczyXandera,niewierzyłaby,żetam
mieszkał. Otworzyła z kolei drzwi spiżarni i z ulgą ujrzała na półce pudełka jego
ulubionychpłatkówśniadaniowych.Okej,więcmożeopróżniłlodówkę.Zapisałaso-
biewpamięci,bysiędowiedzieć,czyzatrudniałkogośdosprzątania.Jeślitak,musi
ichpowiadomić,żeniemająpocoprzychodzić.
Rozejrzała się po połączonym z kuchnią pokoju dziennym, zastanawiając się,
gdzieXandertrzymałrachunkiidokumenty.Nigdzieniewidziałabiurka.Możebył
tam gabinet? Zawróciła do holu i wypatrzyła drugie drzwi. Otworzyła je i stanęła
jakwryta.
Serce zaczęło jej bić jak szalone. Na biurku stało zdjęcie. Kupiła tę ramkę na
pierwszyDzieńOjca.WramcewidniałaostatniafotografiaParkerazrobionaprzed
jegośmiercią.
ROZDZIAŁTRZECI
Uniosła rękę, jakby chciała nią powstrzymać rodzący się gdzieś w głębi szloch.
Niezdawałasobiesprawy,żeXandermatozdjęcie.Pewniejeschowałpopogrze-
bie,gdyspakowałarzeczyzpokojuParkeraiwyniosłapudłanastrych,razemzal-
bumamiioprawionymizdjęciami.
Stałeprzypominaniezbytkrótkiegożyciazabardzoboli.Gdybytylko…
Te dwa słowa omal nie doprowadziły jej do szaleństwa. Gdyby tylko Xander nie
zostawił otwartej bramy albo nie rzucił piłki ich psu tak energicznie. Gdyby tylko
Bozoniewybiegłzapiłkąnaulicę–jeszczeterazwstrzymywałaoddechnatowspo-
mnienie.GdybytylkoParkerniewybiegłnaulicęzapsem.Gdybytylkoniepowie-
działaParkerowi,bywyszedłnadwóripobawiłsięztatą,zamiastcałydzieńsie-
dziećzniąwpracowni.
Dręczonapoczuciemwinyizłościąnaświatwogóle,aXanderawszczególności,
zrobiławówczasjedynąrzecz, jakąmogłazrobić,by złagodzićpalącyból. Spako-
wała świadectwa krótkiego życia Parkera i schowała je, mówiąc sobie, że spojrzy
nanieznówwtedy,kiedybędziewstanie.Każdasztukaubrania,każdazabawka,
wszystkiezdjęciazostałyschowane.
Wszystkiepozajednym.Dotknęłapoliczkówsynazamkniętychzaszkłem.Nigdy
niedorośnieiniepójdziedoszkoły,niebędzieuprawiałsportuaniumawiałsięna
randki.Niemiałszansyrozwinąćskrzydeł,przekroczyćgranicanizostaćukaranym
zajakiśbłąd.
Opuściła rękę. Stała tak kilka minut, nim otrząsnęła się ze wspomnień i przypo-
mniałasobie,pocosiętufatygowała.Aha,chodziosprzątanie.Przejrzałapapiery
Xandera,uporządkowaneiczytelne,iznalazłaposzukiwanynumer.Terazmusityl-
kozadzwonićizawiesićusługęnaczasnieokreślony.
Zanimjednakopuściłapokój,schowałazdjęcieParkeradoszuflady.Gdybymusia-
łatuwrócić,niezniosłabyznówtegoprzypomnieniaswojejnajwiększejstraty.
Naszczęścieruchwstronęmostubyłmniejszyniżzwykle,więcszybkodotarła
do domu. Wciągnęła walizkę do pokoju gościnnego, rozpakowała ją, powiesiła
w szafie koszule i spodnie Xandera i kilka garniturów, wciąż w workach z pralni.
W szufladach komody schowała jego bieliznę, skarpetki i T-shirty. W łazience po
drugiejstronieholupołożyłajegoprzyborytoaletowe.Nieskłamie,mówiącmu,że
przeniosła tam jego rzeczy, by mógł w spokoju zdrowieć. Nie wspomni tylko, że
przywiozłajezdrugiegokońcamiasta.
Przed wyjściem z domu włożyła do małej torby czyste ubrania Xandera. Kiedy
wróciładoszpitala,trzęsłasię,zdenerwowanaigłodna.Xanderstałprzyoknie,gdy
lekkozdyszanaweszładopokoju.
–Myślałemjuż,żezmieniłaśzdanieiniechceszmniezabraćdodomu–rzekłna
półżartobliwie.
Pomimo lekkiego tonu Olivia słyszała w jego słowach ukrytą krytykę. Rozumiała
to.Wnormalnychokolicznościachzjawiłabysięowielewcześniej.Aleichokolicz-
nościbyłydalekieodnormalnych,choćonjeszczetegoniewie.
–Strasznekorki–rzekła,najpogodniejjakumiała.–Ijak,jesteśgotowydowyj-
ścia?Przywiozłamcicośdoubrania,chociażmyślę,żewszystkobędzietrochęza
duże.Pewnietrzebacibędziekupićnoweubrania.
Jejpróbaodwróceniauwagichybasięudała.
–Wiem,jaklubiszzakupy–rzekłześmiechem.
Serce zabiło jej mocniej. Xander zawsze żartował z jej sposobu robienia zaku-
pów. Choć miała czasem ochotę odświeżyć garderobę, nie znosiła zatłoczonych
sklepów. A zatem przed wyjściem z domu decydowała, czego potrzebuje, a potem
wchodziła do sklepu, dokonywała zakupu i wychodziła możliwie najszybciej. Nie
przyglądała się wystawom, nie lubiła wałęsania się po sklepach. Chyba że był to
sklepzartykułamidlaplastyków,rzeczjasna.
Niepowinnasiędziwić,żeXandertopamięta.Wkońcuniestraciłpamięcicałko-
wicie,uciekłomujedyniesześćlat.Zaśmiałasięsiłąwoliipodałamutorbę.
–Proszę.Pomóccisięubrać?
Wciążmiałproblemzutrzymaniemrównowagiikoordynacjąruchów.Fizjotera-
piairehabilitacjaruchowapomagałymuodzyskaćsprawność,lecznadalczekałogo
wielepracy.
–Chybadamradę–rzekłzgodnością,którątakwnimkochała.
–Zawołaj,gdybyśmniepotrzebował.
Xanderspojrzałjejwoczyiuniósłkącikwarg.
–Jasne.
Odpowiedziałamuuśmiechem,czującukłuciebólu.Wiedziała,żejejniezawoła.
Byłniezależnyiuparty.Napoczątkuichmałżeństwastanowilidlasiebienawzajem
centrumświata.Aletouległozmianie.
Xandermawielkieszczęście,żewszystkiegoniepamięta,pomyślałanagle.Żepo-
zostałwnajlepszychchwilachichmałżeństwa.
Udałsięztorbądowspólnejłazienkiizamknąłdrzwi.NawidokOliviipoczułtak
wielkąulgę,żewstrząsnąłnimdreszcz.Odmomentujejwyjściawcześniejtegodnia
był wyjątkowo spięty, toteż pielęgniarka, która przygotowywała wypis, zmierzyła
muciśnienie.Okazałosię,żewzrosło.
Nierozumiałtego.Oliviajestjegożoną.Czemunaglesięzaniepokoił,żemiędzy
nimijestcośnietak?
Zdjąłpiżamęiwszedłpodprysznic.Niemógłsiędoczekać,kiedywreszcieopuści
szpital. Niezależnie od codziennych wizyt Olivii, które przerywały monotonię snu,
jedzenia,terapiiitakwkółko,chciałjużbyćwdomu.
Wytarłsięwpośpiechu,przeklinając,kiedymusiałoprzećsięościanę,bysięnie
przewrócić.Powolnetempopowrotudonormalnościdoprowadzałogodoszału.Zu-
pełniejakbyinformacjezjegomózguniedocierałydomięśni.
Spojrzałnaswojeciało.Mięśnie?Cóż,pamiętał,żejemiał.Terazbyłzdecydowa-
niechudszy,musinadtympopracować.Ubrałsięizapiąłpasekuspodni.Oliviamia-
łarację.Wygląda,jakbywłożyłcudzeubrania.Nieprzypominałsobie,kiedyjeku-
pował,więcpewniepochodzązokresu,któregoniepamiętał,zzagubionychlat,jak
jenazywał.
Usłyszałlekkiepukaniedodrzwi.
–Xander?Wszystkowporządku?–spytałaOlivia.
–Tak,zarazwychodzę.
Spojrzałnaswojeodbiciewmałymlustrzeipotarłbrodę,którejdorobiłsiępod-
czaspobytuwszpitalu.Samsiebieniepoznawał.Możestądbierzesiępowściągli-
wośćOlivii.Popowrociedodomumusisiępozbyćbrody.Podniósłzpodłogipiżamę
iwrzuciłjądotorby,poczymotworzyłdrzwiłazienki.
–Jestemgotowy.
–Notochodźmy–odparłazuśmiechem,któryzawszesilnienaniegodziałał.
Czy mówił jej kiedykolwiek, że uwielbia jej uśmiech, że bardzo lubi jej śmiech?
Niezbyttopamiętał.Musiinadtympopracować.
Zatrzymalisięwpokojupielęgniarek,bysiępożegnaćiodebraćwypis,poczym
skierowalisiędowindy.Xanderbyłzły,żeOlivia,dostosowującsiędoniego,zwolni-
łakroku.Jeszczebardziejgozirytowało,żegdydotarlidojejsamochodu,czułsię
bardzozmęczony.Opadłnafotelzwestchnieniemulgi.
–Wybacz,powinnambyłapodjechaćdowejścia–powiedziałaOlivia,siadającza
kierownicą.
– W porządku. Miałem mnóstwo czasu na odpoczynek. Pora, żebym doszedł do
siebie.
– Mówisz, jakbyś ciężko nad tym nie pracował. – Westchnęła i położyła rękę na
jegoudzie.
Xanderpoczułjejciepło,jakbyodciskałaswójśladnajegoskórze.
– Przebyłeś bardzo długą drogę w krótkim czasie. Musisz od nowa nauczyć się
rzeczy,którewcześniejbyłyoczywistością.Dajsobieczasitrochęluzu.
Burknąłcośwodpowiedzi.Czas.Zdawałosię,żemazadużoczasu.Oparłgłowę
ozagłówek,odnajdującpodrodzepociechęwrzeczach,którerozpoznawałiigno-
rujączdziwienietym,cowydawałosięinneodtego,copamiętał.Aucklandbyłopeł-
nymenergii,wciążzmieniającymsięmiastem,mimotoXanderaniepokoiłbrakbu-
dynkuwmiejscu,gdzietenwjegopamięcisięznajdował.
–Wszkoleniemająnicprzeciwkotemu,żespędzaszzemnątyleczasu?
–Jużniepracujęwszkole–odparła.–Przestałam,zanim…
–Zanimco?
–Zanimdoprowadzilimniedoszału–odparłazniecowymuszonymśmiechem.–
Poważnie,odeszłamstamtądponadpięćlattemu.Malujęinieźlesobieradzę.Był-
byśzemniedumny.Miałamkilkawystaw.
–Alenigdyniechodziłoopieniądze,prawda?–spytał,powtarzającto,coOlivia
mówiła,ilekroćzniejżartował,żeniemalujebardziejkomercyjnychobrazów,któ-
rełatwiejsięsprzedają.
–Oczywiście,żenie–odparła,tymrazemszczerzesięuśmiechając.
Gdyzajechalidodomu,Xander,choćnigdybytegonieprzyznał,poczułsię,jakby
miał sto lat. Olivia ku jego rozpaczy musiała mu pomóc wysiąść i wejść po kilku
stopniachdodrzwifrontowych.
Kiedywłożyłakluczdozamkaiotworzyładrzwi,niemógłpowstrzymaćsmutnego
uśmiechu.
–Wydajesię,jakbynieminęłotakwieleczasu,odkądprzenosiłemcięprzezten
próg.Terazjestbardziejprawdopodobne,żetymusiałabyśmnieprzenieść.
Natychmiastpożałowałgorzkiegożartu,gdytylkozobaczyłzatroskanątwarzOli-
vii.
–Dobrzesięczujesz?–Objęłagowpasie,bygopodtrzymać.–Powinieneśodpo-
cząćnadole,zanimwejdzieszdosypialni.Amożetucipościelić,dopókinieodzy-
skaszsił?
–Nie–rzekłzponurądeterminacją.–Będęspałnagórze,damsobieradę.
Zaprowadziłagodopokoju,najednązkanap.
–Napijeszsiękawy?
–Tak,poproszę.
Gdygozostawiła,rozejrzałsię,zauważajączmianywstosunkudotego,cozacho-
wałwpamięci.Drzwinatarasbyłynowe.Wcześniejbyłytamdrzwiprzesuwane.
Spuściłwzroknawypolerowanądrewnianąpodłogę,przykrytąwcześniejdywanem
wkwiaty.Wyglądanato,żewdomunastąpiłowielezmian.
Wstałiobszedłpokój,trzymającsięmebliigzymsukominka.Zobustronkomin-
kastałyfotele.Czysiadywalitamwzimowewieczory,cieszącsięciepłempłomieni?
Potrząsnął głową sfrustrowany. Nie znał odpowiedzi. Usiadł w jednym z foteli, by
sięprzekonać,czytoobudzijakieśwspomnienia,alewjegopamięcibyłapustka.
– Proszę – rzekła radośnie Olivia, wchodząc do pokoju. – Och, znalazłeś fotel.
Maszochotęprzejrzećgazety?
–Nie,dziękuję,tylkokawępoproszę.
–Wciążpróbujeszsobiecośprzypomnieć?
Kiwnąłgłowąiwziąłodniejkubek.Jegopalceobjęłygo,jakbywiedziały,coro-
bią.Przezchwilęmusięprzyglądał.Tak,pamiętał.KupiłgowPearlHarborMemo-
rial,kiedypojechalinamiesiącmiodowynaHawaje.Wypiłłykkawyiusiadłwygod-
nie.
–Smaczna,owielelepszaniżto,copodawaliwszpitalu.–Westchnąłzzadowole-
niemiznówsięrozejrzał.–Rozumiem,żezakończyliśmypracewdomu?
Oliviaprzytaknęła.
–Niebyłołatwo,aleskończyliśmyremontponiespełnaroku.Byliśmyniecierpliwi
izatrudniliśmypracowników.Szkoda,żeniepamiętasz,jaksiętargowałeśodrzwi
nataras.
Zapewne zrobił nieszczęśliwą minę, bo Olivia przyklękła u jego boku i położyła
rękęnajegopoliczku.
–Niemartwsię.Wszystkowróciwswoimczasie.Ajeślinie,tozapełnimytętwo-
jąmądrągłowęnowymiwspomnieniami,tak?
Czymusięwydawało,czyzwiększąemfaząmówiłaonowychwspomnieniachniż
o dawnych? Nie, pewnie jest przewrażliwiony. I przemęczony. Co innego być nie
dośćsilnymwszpitalu,gdzieznajdowałosiętyleosóbwgorszymstanie,zktórymi
mógłbysięporównać.Acałkiemcoinnegoczućsiętaksamowdomu,gdziekiedyś
byłpełensił.
Odwróciłgłowęipocałowałwnętrzejejdłoni.
–Dziękuję.
Oliviaodsunęłasię,ściągającbrwi.
–Damysobieradę.
–Wiem.
Wstałaiwytarładłoniewdżinsy.
–Zabioręsięzakolację.Powinniśmydzisiajzjeśćwcześniej.
Wyszłazpokoju.Xanderzasnąłniewiadomokiedy.Obudziłygodopierojejlekkie
pocałunkiwczoło.
–Zrobiłamspaghettibolognese,twojeulubione.
Pomogłamuwstaćirazemprzeszlidojadalni,którateżwydałamusięinnaniż
dawniej.
Podniósłwzroknazwisającązsufitulampęzmosiądzuimalowanegoszkła.
–Widzę,żemasz,cochciałaś–zauważył,siadając.
–Niebezwalki.Musiałamwziąćnajbrzydszewcałejhistoriibiurkodogabinetu
nagórze,żebytozdobyć–odparłaześmiechem.
Uśmiechnąłsięwodpowiedzi.Miałwrażenie,żewjegożyciuoddawnabrakowa-
łotegośmiechu.Dziwne,boodwypadkuminęłoledwiedziewięćtygodni.
PokolacjiXanderoparłsięoblatkuchenny,zaśOliviazmywała.Chciałjejpomóc,
aletalerzwyśliznąłmusięzrąk,więczirytowanyograniczyłsiędoroliobserwato-
ra.
–Przestańrobićcośnasiłę–skarciłagoOlivia,kiedyzmiotłazpodłogiostatnie
okruchyporcelany.
–Chcębyćtakijakdawniej.Nicnatonieporadzę.
Wyrzuciłaśmiecidokoszaiwyprostowałasię.
–Jesteśsobą,nieprzejmujsiętak.
–Tyleżezamiastmózgumamserzdziurami.
–Jużmówiłam,żemożemyzapełnićtedziurynowymiwspomnieniami.Niemusi-
myżyćprzeszłością.
Niewiedziećczemuodnosiłwrażenie,żeOliviachciałapowiedziećcoświęcej,że
cośukrywa.Onatymczasempodniosłananiegowzrokzezmęczonymuśmiechem.
Natychmiastpoczułwyrzutysumienia.Jeździładoniegodoszpitala,pomagałamu
wrehabilitacji.Wiedział,żekiedymalowała,częstopracowaładopóźnejnocy,nie
jedzącinierobiącsobieprzerw.Czemuniedostrzegłcienipodjejoczami?Przeklął
wduchuswojąsłabość.
–Niewiemjakty,alejajestemgotowasiępołożyć–oznajmiła,ledwiepowściąga-
jącziewanie.
–Jużmyślałem,żenigdytegoniepowiesz–zażartował.
Weszlirazemnagórę.Xanderzłościłsię,żeidzietakpowoli,alezmęczeniefatal-
niewpływałonakoordynacjęjegoruchów.
–Zmieniliśmysypialnię?–spytał,kiedyOliviazaprowadziłagodopokojugościn-
nego.
–Nie–odparłalekkozadyszana.–Pomyślałam,żebędziecituwygodniej.Zaczę-
łamsypiaćniespokojnie,niechcęciprzeszkadzać.
–Livvy,zadługospałembezciebie.Jestemterazwdomu.Będziemyspalirazem.
ROZDZIAŁCZWARTY
Spalirazem?
ZamarłaipatrzyłanaXandera,któryostrożnieskierowałsiędogłównejsypialni.
W końcu za nim ruszyła, lecz znów się zatrzymała, gdy się rozebrał i położył na
swojejpołowiełóżka.Niemalnatychmiastzasnął.Patrzyłananiegoprzezpięćmi-
nut,niepewna,cozrobić.Wreszciewyjęłaspodpoduszkinocnąkoszulęiposzłado
łazienki.Kiedyumyłatwarzizęby,sercejejwaliło.
WciąguparugodzinodpowrotudodomuXanderwielerzeczyrobiłniemalauto-
matycznie.Byłotojednocześnieuspokajająceiprzerażające.Pokazywało,żeuraz
nie zniszczył całkiem jego mózgu, ale rodziło też pytanie, ile czasu minie, zanim
Xandercałkowicieodzyskapamięć.
Wśliznęłasiępodkołdręipołożyłanaboku,wpewnejodległościodXandera,by
mogła na niego patrzeć. Słuchała jego głębokiego oddechu, z trudem wierząc, że
naprawdętujest.
NagleXanderobróciłsiędoniejtwarzą.
–Czemuleżysznasamymbrzegu?Tęskniłemzatobą.–Mówiłzaspanymgłosem
iwyciągnąłrękę,byjąobjąć.–Możeszmniedotykać.Niejestemzeszkła.
Potychsłowachznówzapadłwsen.
Ledwie oddychała. Bardzo pragnęła się w niego wtulić, poczuć jego ciepło, zna-
leźćwtymukojenie.
Jegobliskośćbyłatakznajoma,ajednocześnietymrazeminna.Leczserce,które
czuła,przytulonapoliczkiemdojegopiersi,biłotaksamo.Jakmogłasiętymniecie-
szyć?Tojestwartewięcejniżzłoto.
Ileżtobezsennych,przepełnionychtęsknotąnocyspędziłasamawtymłóżkupo
odejściuXandera,pragnąc,byznówznaleźlisięwnimrazem,takjakwtejchwili?
Zbytwiele.Terazjejmarzeniasięspełniły,przynajmniejnapozór.
Podobnoniedasięcofnąćczasu.AleczynietakiwłaśniebyłskutekwypadkuXan-
dera?
Westchnęłaitrochęsięuspokoiła.Zarazpotemwjejgłowiepojawiłysiędziesiąt-
ki pytań. Jeżeli Xander odzyska pamięć, czy wybaczy jej to oszustwo? Porwała go
z życia, które prowadził przed wypadkiem, i przywiozła do domu, który z własnej
woliporzucił.
Nigdyniebyłapodstępna,niekłamała,terazczułasię,jakbynadjejgłowąwisiał
nacienkiejnitceogromnygłaz.Jedenfałszywykrokijązmiażdży.PrzywożącXan-
deradodomu,zachowałasię,jakbynicichnierozdzieliło.
Oszukiwała.CzyXandertaksamotooceni?Tylkoczasdajejodpowiedź.
Wciągnęłagłębokopowietrze,jejzmysłyreagowałynaznajomyzapachmężczy-
zny,któregojużrazstraciła.Niebyłagotowastracićgoporazdrugi.Tymrazem
musioniegowalczyć.Iwygrać.
Gdyodrobinęsięprzesunęła,Xandermocniejjąobjął,jakbyteraz,gdytrzymałją
wramionach,jużniezamierzałjejwypuścić.Tonapełniłojąnadzieją,choćcopraw-
dakruchą.Skoroprzezsentakjątrzyma,możebędzieteżzdolnydotego,byznów
jąpokochać.
Kiedyranosięobudziła,Xanderstałnagiprzedotwartymidrzwiamigarderoby.
–Xander?–odezwałasięzaspanymgłosem.–Nicciniejest?
–Gdziesąmojeubrania?–spytał,przeszukującwieszakiiszuflady.
–Przeniosłamjedopokojugościnnego.Myślałam,żetambędzieszmieszkałpod-
czasrekonwalescencji.
Burknąłcośzniezadowoleniem.
–Rekonwalescencjajestdlainwalidów,ajaniejesteminwalidą.
Oliviausiadłaiopuściłanoginapodłogę.
–Wiem–odrzekłaspokojnie–aleniejesteśteżwpełnisił.Czegoszukasz?Przy-
niosęci.
Miałanadzieję,żetoznajdzie.Nieprzywiozławszystkichrzeczyzjegomieszka-
nia. A jeśli Xander zechce włożyć coś, co tam zostawiła? Była zła, że wcześniej
otymniepomyślała.
–Chcęmojąstarąbluzęilevisy–odparł,odwracającsiędoniej.
Wciążbyłatrakcyjny,choćbardzoschudł.Nabrzuchumiałbliznę,różowąicien-
ką, gdyż po wypadku usunięto mu śledzionę. Tak niewiele brakowało, by zginął,
awtedyOlivianiedostałabyodlosutejszansy.Tamyślbyłaprzerażająca.Skądinąd
wiedziała,jakkruchejestżycie.
Zatrzymała wzrok na piersi Xandera, gdzie jej głowa spoczywała przez większą
częśćnocy.Poczuła,żejejpiersinabrzmiewają.Takdawnojużsięniekochali,ajej
ciało wciąż reagowało na Xandera, jakby nigdy się nie rozstali. Sądząc z tego, co
widziała,jegociałoreagowałopodobnie.
– Weź prysznic, a ja pójdę po ubrania – zasugerowała, wstając i ruszając do
drzwi.
MusioddalićsięodXandera,nimzrobicośszalonego.Ontymczasem,jakbyczy-
tałwjejmyślach,rzekł:
–Możerazemweźmiemyprysznic?
–Niewydajemisię,żebyśbyłnatogotowy–odparłazuśmiechem.
Zanimodpowiedział,ruszyładoholu,gdziezaczekała,ażusłyszyszumwodywła-
zience.Potemwąskimischodamizaczęławchodzićnastrych.Potknęłasięnapierw-
szymstopniu,więcpowolistawiałanogęzanogą.
Strychstałsięprzechowalniąrzeczy,naktóreniechciałapatrzeć.Terazniemia-
ła wyboru. Zamknęła oczy i pchnęła wąskie drzwi prowadzące do miejsca, gdzie
światłopadałotylkozdwóchmałychokienwdwóchkońcachpomieszczenia.
Odnalazła wzrokiem duże plastikowe pudło z pozostawionymi przez Xandera
ubraniami,wpośpiechuzdjęłapokrywęizaczęławnimgrzebać,ażznalazłarzeczy,
októreprosił.
Obawiałasię,żebędąpachniaływilgocią,alezdawałosię,żelawenda,którąwło-
żyładopudła,spełniłaswojąrolę.Ubranialeciutkopachniałysuszonymikwiatami.
Zadowolonazamknęłapudłoiopuściłastrych.Późniejwróciporesztęubrań.
Niemogłaterazznieśćpudładosypialni,bomusiałabywymyślićjakieśkłamstwo
wyjaśniające,czemutrzymałajenagórze.Położyłanałóżkudżinsyorazbluzęiza-
częła się ubierać, kiedy Xander wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem, a za nim
wypłynęłabiałachmurapary.
–Widzę,żeskończyłsięproblemzgorącąwodą–zauważył.
–Tak,wkońcuzainstalowaliśmymałypodgrzewacztylkodlałazienki–Oliviaski-
nęłagłową.–Zostawiłeśmitrochęwody?
–Zapraszałemciędowspólnejkąpieli.–Puściłdoniejoko.
Zaśmiałasię.Xandermówiłtak,jakbyznówbyłsobąsprzedlat,zanimsiędowie-
dzieli,żeoczekujądzieckaiprzezjakiśczasbędążyćzjednejpensji.Choćnigdy
niebylibiedni,ajejnauczycielskąpensjęprzeznaczaligłównienaremont,niebyła
tojednakmiłaperspektywa.
OdtamtejporyXanderzrobiłkarieręwbankuinwestycyjnym,gdziebyłjużpart-
nerem.Awrazzawansemjegodochodyznaczącowzrosły.
–Hej–powiedział,podchodzącdołóżkapoubrania.–Spodziewaszsię,żebędę
chodziłbezbielizny?
–Ochnie,zaczekaj.
Pobiegładopokojugościnnegoiwzięłastamtądbokserkiznanejfirmyprzywiezio-
nezmieszkaniaXandera.Rzuciłamuje,stającwdrzwiach.
–Proszę.Wezmęprysznic.Potemprzygotujęśniadanie.
Xanderzłapałbokserkiikiwnąłgłową.
–Dobrze.
Oliviazamknęłasięwłazience,aonusiadłnaskrajułóżka.Nagleznówpoczułsię
słabo. Cholera, starzeje się, pomyślał zirytowany. Wciągnął bokserki i wstał, by
włożyćdżinsy.Opadałynieprzyzwoicieniskonabiodrach.
Podszedłdokomodyiotworzyłszufladę,gdzietrzymałpaski.Zezdumieniemuj-
rzałwniejbieliznęOlivii.Możesiępomylił,pomyślałiwyciągnąłnastępnąszufladę,
apotemkolejną.Cała komodawypełnionabyłarzeczami Olivii,zupełniejakbyjuż
niedzieliłzniąsypialni.
Mówiła,żeprzeniosłajegorzeczydopokojugościnnego,alewydałomusiędziw-
ne, że przeniosła tam wszystko. No i czy nie powinien tu znaleźć pustych szuflad,
zajętychwcześniejprzezjegobieliznę?
Napodłodzedojrzałspodnie,któremiałnasobiepoprzedniegodnia.Podniósłje
iwyciągnąłznichpasek.Zastanawiałsię,oczymzapomniał.Cojeszczebyłokom-
pletnienietakwtymświecie,wktórymsięobudził?NawetOliviawydawałamusię
innaniżta,którązachowałwpamięci.Dostrzegałwniejrezerwę.Ostrożniedobie-
rałasłowaizachowywaładystans.
Tymczasem Olivia wyszła z łazienki. Pachniała czymś delikatnie. Xander poczuł
dreszcz.Zawszetaknaniegodziałała,właściwieodchwili,gdyporazpierwszyją
zobaczył.Jaktomożliwe,żepamiętałtamtendzień,jakbytobyłowczoraj,ajedno-
cześniejegoumysłwyrzuciłwniepamięćsporykawałichwspólnegożycia?
Zeszlinadół.Oliviagopodtrzymywała,aontrzymałsięporęczyipokonywałsto-
pieńpostopniu.
Ztrudemstłumiłirytacjęwywołanąswojąbezradnościąikoniecznościąpolegania
napomocyOlivii.Normalniezbiegałztychschodów,prawda?
–Nacomaszochotę?–zapytała,gdydotarlidokuchni.
–Nawszystkobylenieszpitalnejedzenie–odparłzuśmiechem.–Możedomowe
musli?
Wpierwszejchwiliwydawałasięzaskoczona.
–Odlatgonierobiłam,alemammuslizesklepu.
Pokręciłgłową.
–Niemasprawy.Zjemgrzankę.Samsobiezrobię.
Delikatniepchnęłagonastołek.
–Nie,totwójpierwszyranekwdomu,przygotujęcismaczneśniadanie.Możeja-
jecznicęiwędzonegołososia?
Ślinkanapłynęłamudoust.
–Tobrzmiowielelepiej.Dziękuję.
Przyglądałsięjejzzazdrością,gdykrzątałasiępokuchni.Znałamiejscewszyst-
kich przedmiotów. On nic nie pamiętał. Kuchnia różniła się diametralnie od po-
mieszczeniazhumorzastymstarympiecemikiepskodopasowanymiszafkami,które
siętamznajdowały,gdykupilidomnaaukcjiposesjidoremontu.
Tendombyłniczymkapsułaczasu.Odchwilipowstaniaznajdowałsięwrękach
jednejrodziny.Ostatniazrodu,wiekowastarapanna,zamieszkiwałatylkonaparte-
rze,aodlatsześćdziesiątychniczegowtymdomunietknięto.
Kuchnięwypełniłaromatświeżejkawy.Czującsiędziwniebezużyteczny,Xander
wstał, by wyjąć kubki z szafki ze szklanym frontem. Tam przynajmniej je widział,
pomyślałponuro.Automatyczniewsypałdokubkówpoczubatejłyżeczcecukru.
– Och, dla mnie bez cukru – zaprotestowała Olivia, wysypując cukier z jednego
kubkadocukierniczki.
–Odkiedyto?
–Conajmniejoddwóchlat.
Ileszczegółówichcodziennegożyciamusinauczyćsięodnowa,pomyślałXander,
idączkubkamidoekspresu.
Oliviazobaczyłajegominę.
–Toniekoniecświata,czysłodzę,czyniesłodzę.
–Możenie,alecozrzeczami,którerobiliśmyrazem,znaszymiplanamizminio-
nychlat?Cobędzie,jeślisobietegonieprzypomnę?Dodiabła,niepamiętamnawet
wypadku, przez który straciłem pamięć, samochodu, którym jechałem! – Podniósł
głos,prawiekrzyczał.
TwarzOliviiskurczyłasię,zmarszczyła.
–Xander,towszystkoniejestważne.Liczysiętylkoto,żeżyjesziżejesteśtuze
mną.
Podeszładoniegoiobjęłagowpasie,oparłagłowęnajegoramieniu.Xanderza-
mknąłoczyiwziąłgłębokioddech.Próbowałzdusićzłość,którasięwnimgotowa-
ła.
–Przepraszam.–Wycisnąłcałusanaczubkujejgłowy.–Czujęsięcholerniezagu-
biony.
–Niejesteśzagubiony.–Mocniejgościsnęła.–Jesteśtutaj,zemną.Tu,gdziejest
twojemiejsce.
Tesłowamiałysens,aleXanderniepotrafiłichtakłatwozaakceptować.Wtym
momencieniebyłprzekonany,żetojestjegomiejsce.Itogoprzerażało.
ROZDZIAŁPIĄTY
Czuła, że Xander się od niej oddala, więc tym bardziej chciała trzymać go moc-
niej.Personelszpitalauprzedziłją,żebędzieprzeżywałhuśtawkinastroju.Tokon-
sekwencjaurazuiwysiłkumózgupodczasrekonwalescencji.
–Zjemynatarasie?–zapytałapogodnie.–Nalejkawę,możeszteżnakryćtamdo
stołu,ajaskończęrobićśniadanie.
Nieczekającnaodpowiedź,wyjęłamatyorazsztućceipołożyłajenadrewnianej
tacyzpodwyższonymibrzegami,zktórejnicsięnieześliźnie.Niemogłacałyczas
pieścićsięzXanderem,aleniktniepowiedział,żeniemożemuułatwiaćżycia.
Otworzyładrzwiiwyszłanataras,sprawdzając,czyXanderocośsięniepotknie.
Onzaśnapełniłkubkikawąizdawałosię,żesięzawahał.
–Cośnietak?
–Niezauważyłemwczoraj,czypijeszkawęzmlekiemczybez?
Wjegogłosiesłyszałacieńporażki,nigdywcześniejniesłyszany.Nawetpośmier-
ciParkera.
–Zmlekiem,dziękuję.
Odwróciłasięiwlałanapatelnięrozbitejajka.Niechciała,bywidziałżalilitość
najejtwarzy.Mieszającjajka,zulgąusłyszała,żeXanderwziąłtacęipowoliruszył
przedsiebie.
Kiedy jajka były prawie gotowe, wrzuciła trochę posiekanego szczypiorku, po
czym przełożyła je na podgrzane talerze. Dodała kroplę kwaśnej śmietanki i pie-
przu,azbokutalerzapołożyłaplastryłososia.Zadowolonazwyglądudania,zanio-
słatalerzenataras.
Xander stał na skraju wybrukowanej ścieżki i patrzył na wiśnię, którą zasadził,
kiedysiętamwprowadzili.
–Wyrosła,prawda?–zauważyłaOlivia.–Pamiętaszdzień,kiedyjąposadziliśmy?
–Tak.Tobyłdobrydzień.
Jegosłowanieoddawałyradości,zjakąsadzilidrzewowspecjalnieprzygotowa-
nej ziemi. Po zakończeniu pracy otworzyli szampana i urządzili piknik na trawie.
Późniejkochalisiębezkońca.
–Zjedz,zanimwystygnie–powiedziałagłosemschrypniętymzemocji.
Tamtego dnia robili wiele planów dotyczących ogrodu. Niektóre zaczęli realizo-
wać,nimichmałżeństwosięrozpadło.Olivianiemiałaczasuanisiłykończyćtego
sama. Prawdę mówiąc, zastanawiała się nad sprzedażą posesji. Razem z osobno
stojącymmałymbudynkiem,gdziemieściłasięjednasypialniaijejpracownia,nieru-
chomośćbyłazadużadlajednejosoby.
Teraz,kiedyXanderwróciłdodomu,miaławrażenie,jakbyznalazłsiębrakujący
elementukładanki.Uśmiechnęłasięiwypiłałykkawy.
Xanderzociąganiemzabrałsięzajajecznicę.
–Niemasznaniąochoty?–zapytała.
–Nie,jestsmaczna–odparł.–Poprostuniejestemjużgłodny.
–Cościęboli?Mówili,żemaszbóległowy.Przynieśćcijakiśśrodekprzeciwbólo-
wy?
–Livvy,proszę,przestań!–warknął,rzuciłwidelecizacząłpowolisiępodnosić.
Ruszyłprzedsiebieprzezogród.Wreszciestanąłzrękaminabiodrach,nalekko
rozstawionychnogach,jakbywyzywałjakąśniewidocznąsiłę.
Oliviaspuściławzrokigrzebaławidelcemnatalerzu.Onatakżestraciłaapetyt,
uświadamiającsobiedogłębnie,doczegosięposunęła.Xanderniebyłczłowiekiem,
którego można do czegoś zmusić czy nim manipulować. Pamiętała dzień, gdy bez
konsultacjiznimprzyprowadziładodomupsa.Czydzień,gdyodstawiłapigułkęan-
tykoncepcyjną.
Naglezawisłnadniąjakiścień.Naramieniupoczułaciepłą,silnąiboleśnieznajo-
mąrękę.
–Wybacz.Niepowinienembyłtakreagować.
Przykryłajegodłońswoją.
– W porządku, chyba za bardzo się przejmuję. Postaram się nad tym panować.
Bardzociękocham,wiadomośćotwoimwypadkumnieprzeraziła.Myśl,żemogłam
cięstracić…–Głosjejsięzałamał.
–Och,Livvy.Comyzrobimy?–Otarłłzęzjejpoliczka.
Lekkopotrząsnęłagłową.
–Niewiem.Nietrzebasięzniczymspieszyć.
Xanderusiadłznówprzystoleidokończyłśniadanie.Chwilępóźniejsprawiałwra-
żeniepotworniezmęczonego.Oliviawskazałanahamak,któryniedawnopowiesiła
podzadaszeniem.
–Maszochotęgoprzetestować?Jazbioręnaczynia.
–Wciążsięzamartwiasz,Livvy–rzekł,alezuśmiechem.–Tak,chętniegowypró-
buję.
–Maszjeszczeochotęnakawę?
–Możepóźniej.
Kiwnęłagłowąiweszładodomu.Włożyłanaczyniadozmywarkiinaglepoczuła
sięprzytłoczonatym,cojączeka.Zamknęłaoczyiścisnęłabrzegblatu,ażpalcejej
pobielały.Przezchwilętamnazewnątrzbałasię,żeXanderprzypomnisobiedzień,
gdybawiłsięzBozoiParkeremnapodwórzu.
Wciążpamiętałajegokrzyk,gdypróbowałzatrzymaćParkera.Wjegogłosiebyło
cośtakiego,żerzuciłapędzelnapodłogęiwybiegłazpracowni.Wtymsamymmo-
mencierozległsiępiskopon.
Wstrząsnął nią dreszcz, odsunęła od siebie ten obraz. Już się z nim zmierzyła
ischowałagowgłębokiejszufladziepamięci,którąpóźniejszczelniezamknęła,tak
jakzamknęłaiokleiłataśmąpudłazrzeczamiParkera,poczymwyniosłajewnaj-
ciemniejszykątstrychu.
Otworzyłaoczyizabrałasięzamyciepatelniikuchenki,ażwszystkolśniło.Po-
temwyjrzałanazewnątrz.Xanderspałwhamaku.Możeterazpowinnaznieśćze
strychujegorzeczy,poukładaćtestareitenowszewsypialni,gdziebyłoichmiej-
sce.
Pospieszyłanagórę.TymrazemniepatrzyłanapudłazrzeczamiParkera,choć
wdrodzedodrzwimusiałaminąćzacienionykątwypełnionyhistoriążyciajejdziec-
ka.Szkoda,żeniemożnaodłożyćdokątabólu,którysięzakradał,gdynajmniejsię
gospodziewała,iostroatakował.
Poczuła piekące łzy pod powiekami. Nie będzie płakała. Nie teraz, powiedziała
sobie,schodzącnadół.Wgarderobieprzesunęłanabokswojerzeczy,wzięłakilka
pustychwieszakówipowiesiłananichubraniazpudła.Potemposzładopokojugo-
ścinnegoizabrałastamtądrzeczyXandera.Opróżniłaczęśćszufladwsypialni,by
umieścićtamrzeczymęża.
Niebyłoichzbytwiele.Dużowięcejzostałowjegomieszkaniu.CzyXandertoza-
uważy?Zapewnetak.Wkońcubyłczłowiekiemwyjątkowoskrupulatnym,planowa-
nie podniósł do rangi sztuki. Między innymi dlatego był taki dobry w pracy i tak
szybkoawansował.Wątpiła,bywnajbliższymczasieudałojejsiępojechaćpokryjo-
mudojegomieszkania.Gdybytozrobiła,aXanderzauważyłby,żejegogarderoba
siępowiększyła,powstałbynowyproblem.Nie,musipoprzestaćnatym,cojużjest
wdomu.
Imiećnadzieję,żetowystarczy.
Obudził się gwałtownie. Nie wiedział, gdzie jest, dopiero po chwili zorientował
się,żeleżynahamakuwogrodziewłasnegodomu.
Powiódłwzrokiemdokoła,dostrzegajączmiany,którezapewnepoczyniliwzapo-
mnianymprzezniegoczasie.Musiałprzyznać,żedobrzesięspisali–gdybypamię-
tałsameprace,czułbysięmniejobco.
Ostrożnie usiadł i opuścił nogi na ziemię. Zastanawiał się, gdzie jest Olivia. Nie
widziałjejwkuchni,gdyzajrzałprzezoknokuchenne.Wstałiniepewniepodreptał
kilkakrokównaprzód.Potem,jakbyjegomózgpotrzebowałwięcejczasu,bysiędo-
budzić,ruszyłpewniej.
–Livvy?–zawołał,wchodzącdodomu.
Usłyszałnadgłowąskrzypieniedesek,apotemszybkiekrokiOliviinaschodach.
–Xander?Wszystkowporządku?–zawołała,nimdotarłanadół.
Przyjrzałamusię,aonpohamowałirytację.Natychmiastuznała,żecośjestnie
wporządku.Jednakniemiałprawasięnaniązłościć.Dlaniejtowszystkobyłorów-
nienoweiprzerażającejakdlaniego.
–Nicminiejest–odparł.–Zastanawiałemsię,corobisz.
–Przeniosłamtwojerzeczydosypialni–odparłazdyszana.–Zajęłomitotrochę
więcejczasu,niżmyślałam,wybacz.
–Niemaszzacoprzepraszać.Niemusiszwciążprzymniestaćibyćnamojeza-
wołanie.
Ajednakniedokońcazdołałukryćirytację.Gdytylkowypowiedziałtesłowa,na-
tychmiastichpożałował,widzącwyraztwarzyOlivii.
–Możechcębyćobokinatwojezawołanie.Wziąłeśtopoduwagę?Minął…jakiś
czas,odkądbyłeśwdomu.
Poczułsięjakgłupiec.Znówjązranił,tylkodlategożesięoniegomartwi.Chwycił
jązarękęiprzyciągnął.Poczułjejopór,aleobjąłjąiprzytuliłmocniej.
–Kiedyobiecaliśmysobiebyćrazemwzdrowiuichorobie,niesądziliśmy,żenas
tospotka–powiedział,wyciskająccałusanajejczole.
Olivia najpierw zesztywniała, a potem się rozluźniła, oparła się o niego. Jej od-
dechpieściłjegoszyję.Xanderchciałjejprzekazaćdotykiemto,czegoniepotrafił
wyrazićsłowami.PoparuminutachOliviasięodsunęła.
–Cochceszdziśrobić?Możesięprzejedziemy?Odjutrazacznieprzychodzićdo
domurehabilitant.
Wytarładłoniewdżinsy.Xandersięzastanowił,czymsiętakzdenerwowała.Ten
gestzawszeotymświadczył.Czytoichuścisktosprawił?Napewnonie.Nigdynie
szczędzili sobie czułości. To wspomnienie pobudziło do życia jego libido. Dobrze
wiedzieć,żeniewszystkodziałanieprawidłowo.
Takczyowakodnosiłwrażenie,żemiędzynimiOliviąistniejejakaśbariera.
–Xander?–spytałaznów,aonzdałsobiesprawę,żesięwyłączył.
–Wolałbymzostaćwdomu.Zbytłatwosięmęczę.Możemipokażesz,nadczym
ostatniopracowałaś?
Jejtwarzpojaśniała.
–Jasne.Chodźmy.
Otoczyłagoramieniemwpasie–najwyraźniejlepiejsięczuła,pomagającmu,niż
przyjmującodniegodotykpociechy–poczymwyszlinazewnątrziskierowalisię
domałegodomku.
Międzyinnymizjegopowodukupilitęnieruchomość.Xanderwiedział,żeOlivia
marzyotym,byporzucićpracęwszkoleizająćsięwyłączniemalowaniem.
Po chwili znaleźli się w pomieszczeniu, które było niegdyś otwartą przestrzenią
mieszkalną,aterazstanowiłogłównączęśćpracowniOlivii.Xanderczułsię,jakby
wszedłnacudzyteren.Tobyłajejprzestrzeń,odpoczątku.
Rozumiałto.Wdzieciństwieniemiałamiejsca,któremogłabynazwaćswoim.Zaj-
mowałasięrodzeństwem,gdytylkomogła,pomagałaojcu,ażdomatury.
PotemprzyjechałanastudiadoAucklandiwówczasmieszkałazdziesiątkąinnych
studentówwstarymzrujnowanymdomu.
–Tuteżcośsięzmieniło–zauważył.
–Nieostatnio–zaczęła,poczymwestchnęła.–Och,wybacz.
–Dajspokój.–Rozejrzałsię,patrzącnapłótna.–Nieprzejmujsię.–Podszedłdo
obrazów.–Mogęspojrzeć?
–Oczywiście.Malujęserięwidokówportunawystawę,któramabyćprzedBo-
żymNarodzeniem.
–Twójstylsięzmienił–stwierdził.–Jestbardziejdojrzały.
– Uznam to za komplement – odparła, gdy uniósł jeden z obrazów i trzymał go
wwyciągniętychrękach.
–Tobyłkomplement.Zawszemiałaśtalent,aleto…Teobrazymająwsobiecoś
nowego.Jakbyśsięprzeistoczyłazgłodnejgąsienicywmotyla.
–Piękneporównanie,dziękuję.
–Mówięszczerze.Nicdziwnego,żerzuciłaśszkołę.
Olivia przekrzywiła głowę. Rozpuszczone włosy opadły, zasłaniając rumieniec.
Niechciała,byXanderwidziałjejminę.Porzuciłaszkołęsześćtygodniprzednaro-
dzinamiParkera.Niemiałotonicwspólnegozjejtwórczością.
–Brakciszkoły?–zapytał,nieświadomyjejemocji.Prychnąłzirytacją.–Powinie-
nemtowszystkowiedzieć.Wybacz,jeślisiępowtarzam.
Uniosłagłowęispojrzałamuwoczy.
–Nieprzepraszaj.Niejesteświnnytemu,cosięstało.Żadneznasniejesttemu
winne.Obojemusimydopewnychrzeczyprzywyknąć.
Kiedyporównałjejpostępwmalarstwiedogłodnejgąsienicy,którasięprzeobra-
żawmotyla,zastanowiłasię,czywiedział,skądznatoporównanie.
Aznałjezpewnejksiążki,którącowieczórczytałParkerowi.Czypowtarzaneco
dzieńsłowatkwiłygdzieśwgłębijegoumysłu?
ROZDZIAŁSZÓSTY
–Nadtymterazpracujesz?–Xanderprzystanąłprzeddużymobrazemnasztalu-
gach.
Była to akwarela, panorama Cheltenham Beach, plaży znajdującej się niedaleko
ichdomu.Miejsce,gdzieOliviacodzienniespacerowała,bywyplątaćsięzpajęczyn
przeszłości,któreuparciejejsiętrzymały.
–Tak,prawieskończyłam–odparła.
Czy pamiętał czas, kiedy brali Boza na spacer plażą i śmiali się, gdy pies gonił
mewy, biegnąc na krótkich nogach? Albo kiedy Parker po raz pierwszy wszedł do
wody? Ich syn uwielbiał morze. Raczkując, wchodził do wody na pulchnych rącz-
kachikolanach,ilekroćmiałokazję.Wkońcumusieligoposadzićwwózkuizabrać
zplażydodomu,mimożegłośnoprotestował.
Sercejązabolało.Tozastanawianiesię,czekanie,strach,żeXanderwszystkoso-
bie przypomni i nadzieja, że jednak tak się nie stanie, zamęczały Olivię. I czy to
wporządkumiećnadzieję,żeXandernieprzypomnisobieprzeszłości?Byłkochają-
cymojcem.Czytowporządku,byniepamiętałmiłościswojegodziecka?
–Podobamisię.–Przerwałjejmyśli.–Musiszgosprzedać?Świetniewyglądałby
nadkominkiemwsalonie.
Tak samo myślała. No i znów ta synchroniczność, która ich łączyła od dnia, gdy
siępoznali.Kiedyjąstracili?
–Niemuszę–odparłaostrożnie.–Aletocentralnypunktwystawy.
–Możebędęmusiałgokupić.–Puściłdoniejoko,cojejprzypomniało,dlaczego
sięwnimzakochała.
Zaśmiałasię.
–Mamnadzieję,żemaszgłębokiekieszenie.
–Możemamdobrestosunkizartystką–odrzekł–iudanamsiędojśćdoobopól-
niekorzystnegoporozumienia.
Poczułataksilneitaksłodko-gorzkiepożądanie,żeomalniewestchnęła.Dawno
już tak żartobliwie się nie sprzeczali. Dawno nie godzili się po takiej sprzeczce
włóżku.
–Zastanowimysię–odparłaiodsunęłasięwchwili,gdyXanderwyciągnąłdoniej
ręce.–Upiekębabeczkizsera.Cotynato?
–Potakimśniadaniuniepowinienembyćgłodny,ajestem–przyznał.
Dojrzałacieńżaluwjegooczach.
Czy jej pragnął? Ona go pragnęła. Żałowała, że brakowało jej odwagi, by dać
temuwyraz.Lekarzeniepowiedzieliwprost,żeXanderowiniewolnojeszczeupra-
wiaćseksu.Tyleżegdybyuległapożądaniu,jeszczebardziejbygowykorzystała.
Potrząsnęłagłową,jakbywtensposóbmogłapozbyćsiępokusy.
–Chodź–rzekłastanowczo,bezpodtekstówobejmującgowpasieiodwracając
sięodsztalug.–Powalczyszzekspresemdokawy,ajazrobięciasto.Potemporoz-
mawiamyoobrazie.
Dwarazywtygodniuwdomupojawiałsięrehabilitant,którypomagałXanderowi
odzyskaćrównowagęikoordynację.MiędzyjegowizytamiOliviapomagałaXande-
rowiwćwiczeniach.Dziękidomowymposiłkomiregularnymćwiczeniompowoliod-
zyskiwałformę.Przynajmniejfizyczną.
Nadal bez skutku walczył z pamięcią i to go denerwowało. Każdego dnia jakiś
czasspędzałwgabinecienagórze,przeglądającpapiery.Oliviacieszyłasię,żenie
byłjeszczezdolnywrócićdopracy.Aletendzieńkiedyśnadejdzie.Niezamkniego
wdomowymkokonienazawsze.
Zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli Xander nie odzyska pamięci całkowicie,
itakkiedyśbędziemusiałamupowiedzieć,żemielidziecko.Przemilczenietegoby-
łobyzbytryzykowne.Ktośwbiurzemógłbyporuszyćtentemat.Terazjestnatoza
wcześnie.NarazieXanderuczysięotaczającegogoświata.
Olivia wycisnęła kilka farb na paletę i wybrała pędzel. Próbowała się skupić na
niewielkim obrazie, który zaczęła tego ranka, kiedy Xander ćwiczył z rehabilitan-
tem,alejejmyśliwciążwracałydomężczyzny,któregokochała.
Nigdy nie musiała koncentrować się na malowaniu siłą woli. Przeciwnie, przez
dwalatapoodejściuXanderamalowaniebyłojejucieczką.Jeszczeprzedseparacją
zniechęcałaXanderadoodwiedzaniajejwpracowni,gdymalowała.Teraznajchęt-
niejbysięznimnierozstawała.
Ostatecznieumyłapędzelipaletę.Bezsensujestpracować,skoroniemadotego
serca.Posprzątałaiprzeszładopokojuobokpodrugiejstronieniewielkiegobudyn-
ku. Pomieszczenie było dość spore, w kształcie wydłużonego prostokąta, z oknem
wychodzącymnapołudnie,więcnienadawałosiędojejpracy.Mogłobyjednaksłu-
żyćjakogabinetdlaXandera.
Mógłby tam nawet mieć osobne wejście, by jej nie przeszkadzać. W ten sposób
byłabystalebliskoniego,takjakchciała.
Próbowałasięoszukiwać,żetapalącapotrzeba,bymiećnaniegooko,totylko
potrzebażonyzatroskanejwracającymdozdrowiamężem,choćwgruncierzeczy
zjejstronybyłtoczystyegoizm.Jasne,mniejbysięmartwiła,żeXanderspadnieze
schodów,gdybybyłobok.Alenietylkotroskazrodziłatenpomysł.Chodziłoocoś
więcej.Odrugąszansęnaszczęście.Pielęgnowanietejszansy,byXanderwięcejjej
niezostawił.
Ruszyładogłównegobudynku.Weszłaposchodachprostodopokoju,gdzieXan-
derurządziłswójgabinet,gdysiętamwprowadzili.Drzwibyłyotwarte.Kiedyzo-
baczyłamęża,zawahałasię.
Siedziałzgarbionyzłokciaminabiurkuigłowąwdłoniach.
–Xander?–Podbiegładoniego.–Nicciniejest?
–Totylkotencholernybólgłowy.
–Przyniosęcitabletki.
Niespełna minutę później wróciła z przepisanym przez lekarza silnym lekiem
przeciwbólowymiszklankąwody.
–Proszę.–Wysypałamudwietabletkinarękę.–Połknijje,pomogęciprzejśćdo
sypialni.Znówsięprzemęczyłeś,prawda?
Tego ranka pracował z rehabilitantem, a przez dwie godziny po lunchu siedział
wgabinecie.Tozadużodlajegozmęczonegociałainiewpełnisprawnegoumysłu.
–Może–burknąłXander.
Toprzytaknięciemówiłowięcej,niżchciałprzyznać,cojeszczebardziejzaniepo-
koiłoOlivię.Kiedypomogłamuwstać,zbladłitymrazemnieudawał,żeniepotrze-
bujewsparcia,gdyszlidosypialni.
Położył się na łóżku, a Olivia zaciągnęła zasłony. Lekko pocałowała go w czoło
iodwróciłasiędodrzwi.
–Połóżsięzemną,Livvy,proszę–odezwałsię.
Położyła się na boku, twarzą do Xandera. Delikatnie głaskała go po głowie. Pod
palcamiwyczułajegobliznę.Przerażonachciałacofnąćrękę.
–Nieprzestawaj,takmidobrze–zaprotestował.
Ucieszyłasięztejprośbyjakdziecko.Przezwiększośćczasuodpowrotuzeszpi-
talaXanderwalczyłoniezależność,niechętnieprzyjmowałpomoctylkowtedy,gdy
musiałlubgdybardzonaciskała.
Terazpoczuła,żejejdecyzjasprowadzeniagotutajbyłasłuszna.Wróciłdodomu,
któryrazemstworzyli,niesiedziałsamwpustymbezdusznymmieszkaniu.Dałojej
topoczuciesensuicelu,jakiegodawnoniedoświadczyła.
Pierwszą rzeczą, jaką ujrzała po przebudzeniu, była twarz Xandera. Oczy miał
otwarte, a minę tak poważną, że przez ułamek sekundy bała się, że odzyskał pa-
mięć.Potemwjegooczachpojawiłosięznajomeciepło.Posłałjejswójcharaktery-
stycznylekkiuśmiech.
–Livvy?–Odsunąłkosmykzjejtwarzy.
–Uhm?
–Kochamcię.
Sercezaczęłojejwalić.Kiedyostatniosłyszałazjegousttecennesłowa?Dawno
temu.
Odwróciłagłowę,bypocałowaćjegodłoń.
–Jateżciękocham.
Wtuliłasięwniegomocniej.
– Mówię poważnie – ciągnął. – Myślałem o wypadku i zastanawiałem się, kiedy
ostatnio mówiłem ci, ile dla mnie znaczysz. Przeraziłem się, że to było strasznie
dawno,żemogłemzginąć,niepowtarzająccitego.
Oliviibrakowałosłów.
–Chciałemcipodziękować–dodał.
–Podziękować?Zaco?Wciążjestemtwojążoną.–Zdenerwowałasię.Czyusły-
szałto„wciąż”?
–Tylemaszdlamniecierpliwości.Doceniamto.
Dotknąłwargamijejust.Olivięprzeszedłdreszcz,jejzmysłynatychmiastsięobu-
dziły. Nie mogła się powstrzymać, oddała mu pocałunek. Całowali się, jakby ich
wargi nigdy się nie rozstawały, z początku może z wahaniem, ale potem z coraz
większymgłodem.Odkrywaliradośćbyciarazem.
Xanderpołożyłdłonienajejtalii,potemnapiersiach,któreboleśnienabrzmiały.
Kiedyzacząłjepieścić, Oliviizrobiłosięgorąco, leczniemalnatychmiastpojawiła
sięświadomość,żenadalniejestwobecniegoszczera.
ZwestchnieniemżaluchwyciłaXanderazaręceidelikatnieodsunęłajeodsiebie.
Usiadła,wzięłagłębokioddechiuśmiechnęłasię.
–Jeślitakokazujeszwdzięczność,przypomnijmi,żebymwięcejdlaciebierobiła–
odparła,starającsięprzybraćnonszalanckiton.
–Wróćdomnie.
Spojrzałananiego,napełnepożądaniaoczy.Nawetwnajgorszychchwilachich
związkuniestracilitejchemii,któraichpołączyła.Iskry,którejniedałosięzgasić.
Pożądania,któretylkorazemmoglizaspokoić.
–Chciałabym,alemuszęwracaćdopracy–odparłaipoprawiłaubranie.–Poleż,
jesteśjeszczeblady.Jakgłowa?
–Dobrze–odparłitakżewstał.
Kiedyzbliżyłasiędodrzwi,zastąpiłjejdrogę.
–Zostań,Livvy.Niezrobiszmikrzywdy,jakbędziemysiękochać.
–Wiem,ale…jateżtegochcę,niezrozummnieźle.Pomyślałamtylko,żedlacie-
biejestzawcześnie.Noitenbólgłowy…–Urwała,bozadzwoniłtelefon.
Niewysłowieniewdzięczna,sięgnęłapokomórkę.
–Tozgalerii–szepnęła,zasłaniającmikrofon.
Xander przeszył ją spojrzeniem, a potem się odwrócił i wyszedł z pokoju. Olivia
opadła na skraj łóżka. Serce jej waliło, nie była w stanie skupić się na rozmowie.
Musiałajednakmówićwłaściwesłowawewłaściwychmomentach,bojejodpowie-
dziusatysfakcjonowaływłaścicieligalerii.
Odłożywszytelefonnanocnystolik,wygładziłapościel.Takłatwomogłaulecpo-
żądaniu,ajednakprzyzwoitośćniepozwoliłajejkochaćsięzXanderem,ponieważ
nicniewiedziałoproblemach,któreprzeddwomalatyichrozdzieliły.
Byłagłupia,myśląc,żemożeżyćwświecie,gdzieprzeszłośćnieistnieje.Kochała
Xandera, i to była więcej niż połowa jej problemu. Gdyby go nie kochała, byłaby
wstaniegowykorzystać,zatracićsięwjegodotykubezpoczuciawiny.
Była szalona, sądząc, że może przywieźć go do domu i trzymać się na dystans,
unikaćtakichsytuacji,jakazdarzyłasięprzedchwilą.Dlanichobojgaseksbyłza-
wszeważny.
Nieporazpierwszyogarnęłyjązłeprzeczucia.Chciaładaćichzwiązkowidrugą
szansę. Ale gdy Xander dowie się, jak wykorzystała jego wypadek, co wtedy się
zniąstanie?
Cosięstanieznimi?
ROZDZIAŁSIÓDMY
Wyszła z łazienki i usłyszała, że Xander wrócił do gabinetu. Przeszła przez hol
ioparłasięoframugę.
–Miałeśzwolnić–powiedziała.
Odwróciłsięnakrześle.
–Muszęsięczymśzająć.Nudzęsię.Tymalujesz,więcpomyślałem,żezadzwonię
dobiuraizorientujęsię,czymógłbymprzychodzićnakilkagodzinwtygodniu.
Olivia zdrętwiała ze strachu. Jeśli Xander to zrobi, szybko dowie się o jej oszu-
stwie.Jakąwtedybędziemiałaszansęgozatrzymać?
–Lekarzcijeszczenatoniepozwolił.Poczekaj,zobaczysz,copowienawizycie
kontrolnej. Ale możesz popracować w domu, zorientować się, co słychać na ryn-
kach. Może przeniesiemy twój gabinet do pokoju obok mojej pracowni? Będziesz
sobietampracował,ajaniebędęsięociebiemartwić.Możemyzatrzymaćłóżko,
któretamstoi,żebyśmógłsiępołożyćwraziebólugłowyczypoprostuodpocząć.
–Atybędzieszmimatkować?–Uniósłbrwi.
–Jeślitakchcesztonazwać.Jawolętonazywaćopiekąitroską.Wkażdymrazie
niebędzieszsięnudził.Ichybamiłobyćbliskosiebie.
Xanderprzekrzywiłgłowę.
–Skorotaktoujęłaś…Kiedymalujesz,zapominaszoczasie,więcdopilnuję,żebyś
robiłaprzerwy.
–Czyliumowastoi?
Xanderwstałimusnąłwargamijejusta.
–Stoi.
–Chodź,zobaczymy,gdziecopostawić.–Ruszyłaprzedsiebie.
Szedł tuż za nią. Zawahała się, czy zwolnić, by razem schodzili po schodach.
ZkażdymdniemXanderwydawałsięsilniejszy,jednakwciążsięoniegomartwiła.
– Trochę jestem zaskoczony, że chcesz mi oddać kawałek swojej przestrzeni –
stwierdził,gdydotarlinadół.
–Czemu?–spytała,choćdomyślałasięodpowiedzi.
–Zawszechroniłaśswojąprywatnąprzestrzeń.
Wzruszyłaramionami.
–Przezparęlatwielemożesięzmienić.Niemaszochotyprzenosićtamgabine-
tu?Niemusimytegorobić.
–Nie,chętnietozrobię.Możemyprzeznaczyćtenpokójnagórzedladzieci,jak
będziemyjemieć.Bochybatoodkładamy.
Olivia się potknęła. Nie odkładali zostania rodzicami. Czy ułożyłoby się lepiej,
gdybytakzrobili?Czyoszczędzilibysobiecierpienia,gdybytrzymałasiępięciolet-
niego planu, który Xander z taką pieczołowitością dla nich ułożył? Uważał, że nie
byliodrazugotowizostaćrodzicami,aleonatakpragnęłamiećdziecko.
Nieżałowałaczasu,któryspędzilizParkerem,alegdybyzaczekali…gdybybyła
kilka lat starsza, kilka lat mądrzejsza, czy podejmowałaby lepsze decyzje? Czy to
bycokolwiekzmieniło,gdybyXandermiałwięcejczasunaprzygotowaniesiędoroli
ojca?
WtajemnicyprzedXanderemzrezygnowałazpigułkiantykoncepcyjnej.Zpocząt-
kubyłzły,kiedymupowiedziałaociąży,alewkońcunawetzacząłsięcieszyć,choć
zawszezachowywałsiętak,jakbybałsięzamocnopokochaćParkera.
Wtamteponurednipośmiercisynaoskarżyłagonawetoto,żeniedośćgoko-
chał.
–Hej,wporządku?–Chwyciłjązałokieć.–Myślałem,żetojajestemniezdarą.
–Wporządku.–Wskupieniustawiałakrokzakrokiem,choćjejmyślikrążyłyjak
oszalałe.
–Coztymidziećmi?–podjął.–Powinniśmycośzrobićwtejkwestii.Życiejestza
krótkieizbytcenne,żebyjetracić.Jeśliwypadekczegośmnienauczył,towłaśnie
tego.
Oliviasięzawahała.
–Dopierorozpocząłeśrekonwalescencję.Naprawdęsądzisz,żedzieckototeraz
dobrypomysł?
Nie wiedziała, czy jeszcze chce mieć dziecko. Czy jej serce jest dość silne, by
podjąćtakieryzyko.
–Czytonietyzwykleobwiniaszmnieoodkładaniewszystkiegonapóźniej?Skąd
tazmiana,Livvy?
–Niemożemypoprostuzaczekać,ażwydobrzejesz?Nigdyniechciałeśsięztym
spieszyć.
– A jeśli nigdy całkiem nie wydobrzeję? Jeżeli pamięć mi nie wróci i pewne lata
pozostanądlamnieniewiadomą?
Jakaśjejczęśćtegowłaśniepragnęła,choćwiedziała,żetoniewporządku.Jeśli
ichmałżeństwomaprzetrwać,niepowinnyichdzielićżadnetajemnice.Mimotonie
byławstanieporuszyćtematuseparacjiczytragedii,którawdużymstopniudoniej
doprowadziła.NiebyłapewnareakcjiXandera.
Wdzieciństwienauczyłasię,żenienależymierzyćsięzbólemstraty,owielele-
piejzepchnąćgogdzieś,gdziegoniewidać.Ojciecjątegonauczył.Pośmiercimat-
kiOliviiojciecoznajmił,żeodtejchwiliopiekanadmaluchami,jaknazywałjejro-
dzeństwo, należy do niej. Potem rzucił się w wir pracy na farmie z determinacją,
któraniepozwalałanażałobę.
IlekroćOlivięprzygniatałciężarstratymatki,natychmiastzabierałasiędojakiejś
pracy,czybyłotozadaniedomowe,czypomocrodzeństwu.Nafarmieiwdomunie
brakowało zajęć. Idąc za przykładem ojca, nie pozwalała sobie myśleć o swojej
stracieczybólu.TaksamopostępowałapośmierciParkera.
–Livvy?–odezwałsięznówXander.
–Wszystkowswoimczasie–odparłaspokojnie.–Terazliczysięto,żebyśdoszedł
do siebie i żebyśmy byli szczęśliwi. Jeśli dzielenie ze mną mojej przestrzeni po-
wstrzymacięprzedprzekraczaniemgranicywytrzymałości,jakstałosiędzisiaj,to
będziezmiananalepsze.
–Iviceversa–odparł,wskazującnacieniepodjejoczami.–Zadużopracujesz.
Uśmiechnęłasiękrzywo.
–Przyganiałkociołgarnkowi.
Xander się zaśmiał, a Olivia poczuła lekką ulgę. Później porozmawiają o dzie-
ciach.Dużopóźniej.Cojejprzypomniało,żemusiznówzacząćbraćpigułkę.
Rozważalipotem,jakurządzićgabinetXanderawmałymdomku.Należałodopro-
wadzićtamosobnąliniętelefoniczną.Wi-Fikiepskotamdziałało,tymtakżetrzeba
będziesięzająć.Oliviawduchucieszyłasię,żeXanderniebędziemiałodrazudo-
stępudointernetu.Gdybyzacząłszukaćinformacjinaichtemat,zpewnościąznala-
złby artykuł wspominający o pędzącym kierowcy, który zabił ich syna i psa. Znów
pomyślała, że w pewnym momencie będzie zmuszona powiedzieć Xanderowi o tej
tragedii,aledopókitomożliwe,będzietoodkładała.
– Jak przeniesiemy biurko? – zapytał. – Chciałbym je postawić pod oknem, ale
wątpię,czysamidamyradę.
–Niewolałbyśkupićnowego?–spytałaznadzieją.
Nie znosiła tego grzmota, który kazał postawić na górze w początkach ich mał-
żeństwa.Wtedybiurkostanowiłojedynąkośćniezgodymiędzynimi.
–Niemyśl,żeniepamiętam,cosądziszomoimbiurku.Alejabardzojelubięije-
ślimamsięprzenieść,onoprzenosisięzemną–odrzekłzudawanąpowagą.
Oliviawestchnęła.
– Skoro się upierasz. Pani Ackerman, nasza sąsiadka, wynajmuje pokoje dwóm
studentom.Możezechcązarobićparędolarówizniosątobiurko.Jeśliszczęścieim
dopisze,możenawetjeupuszczą.
Zaśmiałasię,aXanderobjąłjąmocno.
–Taktęskniłemzatymdźwiękiem,aleobawiamsię,żemuszęcięukaraćzatwoje
słowa.
Zanimsięuwolniłazjegoramion,byłasłabaześmiechu.Wspaniałeuczucie.Pra-
wieuwierzyła,żewszystkobędziedobrze.
NazajutrzranoXanderkrążyłpodomuzagubionyiwpełniświadomy,żetoabso-
lutnie nie pasuje do jego dawnego ja. Olivia wybrała się na zakupy, kiedy ćwiczył
zrehabilitantem.Askorozostałsam,postanowiłtrochępomyszkować.Chodziłod
pokoju do pokoju, zaczynając od parteru, zaglądał do kuchennych szafek, oglądał
przedmiotywsalonieijadalni.Niektórerzeczycośdoniegomówiły,innemilczały.
Odnosiłprzykrewrażenie,żebraktamczegośżywotnego.Pragnąłodzyskaćswoją
przeszłość.Odzyskaćsiebie.
Słabość,któragodręczyłapowybudzeniusięześpiączki,powolimijała,terapeu-
tabyłzadowolonyzjegopostępów.Oliviasugerowała,byzamieniliskładziknapar-
terze,doktóregoprowadziłoosobnewejście,wpokójdoćwiczeń.
Xanderwziąłdorękioprawionewsrebrnąramkęzdjęciezichślubuipatrzącna
Olivię, na jej odkryte ramiona, poczuł silne pożądanie. Przynajmniej z tym nie ma
kłopotu,pomyślał,odkładajączdjęcienapółkę.
JednakOlivia,choćoferowałamuogromnewsparcie,wciążunikałaseksu.Zcza-
semitosięzmieni.Icherotycznarelacjabyłazbytsilna,byjegouraznadługoich
rozdzielił.
Jego uwagę przyciągnęły kroki na ścieżce od frontu. Gość? Od jego powrotu ze
szpitalaniktichnieodwiedzał.Wzasadzieznikimsięniekontaktował,nawetkon-
taktzmatką,mieszkającąnadalekiejpółnocy,byłograniczony.Razdoniejdzwonił
zinformacją,żewyszedłzeszpitala,alerozmowabyłakrótkajakzawsze.
Perspektywa spotkania z kimś go podekscytowała. Chwilę później stał przy
drzwiach,czekającnadzwonek.Nawidokkurierajegominazrzedła.
–PrzesyłkadlapaniOliviiJackson.Możepanpodpisać?
Kurier podsunął mu jakiś elektroniczny gadżet, a potem podał płaską kopertę.
Zradosnym„Dzięki”pomachałisięoddalił.
Xander powoli zamknął drzwi i obrócił kopertę w rękach. Oxford Clement and
Gurney.Specjaliściodprawarodzinnego.Ściągnąłbrwi,patrzącnaczarnydrukna
białymtle.Powtórzyłgłośnonazwęfirmy,skądśjąznał.Leczniezależnieodtego,
jakbardzowytężałumysł,nieznalazłkluczadotychdrzwi.
Specjaliściodprawarodzinnego–co,naBoga,maznimiwspólnegoOlivia?Ko-
pertabyłakiepskozaklejona,jednolekkiepociągnięcieimógłbyzajrzećdośrodka.
Możeznalazłbycoś,cozapełniłobyniektórelukiwjegopamięci.Agdybymusięto
niespodobało?IjakwyjaśniłbyOlivii,żezaglądałdojejprywatnejpoczty?Listbył
zaadresowanydoniej,niedoniego.
Możeprzedwypadkiemwichmałżeństwiesięnieukładało?Możesprawymiały
sięinaczejniżwjegopamięciidlategoOliviatakwymijającorozmawiaominionych
sześciulatach.Nienaciskał,kiedyniechciałamówić,aleterazsięzastanowił,czy
nie kierował nim instynkt samozachowawczy. Czy jest coś, czego nie chciał wie-
dzieć?
Lekarzeoświadczyli,żejegomózgniedoznałtrwałegouszkodzeniaitylkoczas
pokaże,czyamnezjasięutrzyma.Diabelniegoirytowało,żenieusłyszałkonkretnej
daty.Alemożeniechcenicpamiętać.JeślimiędzynimiOliviąnieukładałosiędo
tegostopnia,żezwróciłasiędoprawników,możewybrałniepamięć?
Drążyłtentematwmyślach,aleniemógłwtouwierzyć.Amożeniechciał?Po-
zbawionypamięci,pozbawionyOlivii–cobymupozostało?
Zniesmakiemrzuciłkopertęnastółwholu.
–Odpowiedźmusigdzieśtubyć,wiem,żetujest–powtarzałsobiezły.
Poszedł do kuchni, nalał sobie szklankę zimnej wody i wypił duszkiem. Ręka mu
siętrzęsła,kiedyodstawiałszklankęnablat,poczułznajomybólwskroni,początek
kolejnego ataku bólu głowy. Sięgnął po tabletki, które Olivia trzymała na blacie,
żebybyłypodręką,iszybkopołknąłdwie,popijającjewodą.Potempołożyłsięna
kanapiewpokoju.Wiedziałjuż,żetylkotabletkiisenpomagająmupozbyćsiętego
bólu.
Jeśliszczęściemudopisze,kiedysięobudzi,Oliviajużbędziewdomuiodpowie
munapytaniadotyczącetejdziwnejprzesyłki.
ROZDZIAŁÓSMY
Weszła tylnymi drzwiami i ze zdziwieniem stwierdziła, że w domu panuje cisza.
Czy Xander wybrał się na spacer? Strach ścisnął ją za gardło. Rozmawiali o tym
iustalili,żeniebędziejeszczesamwychodził.Nawetjegorehabilitantprzyznał,że
toniedobrypomysł,dopókinienabierzewięcejsił.
–Livvy?Jestemwpokoju–zawołał.
Oliviagłębokoodetchnęła.
–Idę–odpowiedziała,odkładajączakupy.
Xander półleżał na największej kanapie w blasku popołudniowego słońca, które
niewątpliwie odpowiadało za jego zarumienione policzki. Mimo to automatycznie
położyłarękęnajegoczole,bysprawdzić,czyniemagorączki.Xanderdotknąłjej
dłoni.
–Wciążspodziewaszsięnajgorszego?Słońcemnierozgrzało.–Usiadłipociągnął
jąnakolana.Ująłjąpodbrodęiodwróciłtwarządosiebie,byjąpocałować.–Tak
sięmówidzieńdobrymężowi.
Uśmiechnęłasięioddałamupocałunek.
–Skorotaktwierdzisz,mężu.Byłeśgrzeczny,jakmnieniebyło?Żadnychszalo-
nychimprez?
– Wyłącznie szalone – odparł z uśmiechem. – Marzę o tym. – Nagle wyraz jego
twarzysięzmienił.
–Cosięstało?Uderzyłeśsię?Skaleczyłeś?
Xanderprzewróciłoczami.
–Nie.Aleprzyszedłdociebielist.Zjakiejśfirmyprawniczej.
Zesztywniałaiwstałazjegokolan.
–List?
Odwróciłasięizamknęłaoczy.Miałanadzieję,żetaprzesyłkanieuruchomiłapa-
mięciXandera.
–Zostawiłemjąnastolikuwholu.–Przetarłoczy.–Boże,potychdrzemkachczu-
jęsięjakpijany.Muszęztymskończyć.
–Bolałacięgłowa?
–Tak.
–Wiesz,żetylkosencipomaga.Możetoprzeztetabletkitaksięczujesz.Poroz-
mawiamyotymzlekarzem,jeślichcesz,możeobniżycidawkę?
–Dobrypomysł.
Wstałiposzedłdokuchni.Słyszała,jaknalałwodędoszklanki.Szybkoposzłado
holupokopertę.
–Idęnagórę,wezmępryszniciprzebioręsię!–zawołała.–Zaparęminutwra-
cam.
Nieczekającnaodpowiedź,pognaładosypialni.WzięładżinsyiT-shirtorazprze-
syłkę do łazienki. Zamknęła się tam, puściła wodę, usiadła na sedesie i otworzyła
kopertę.Zawartośćwypadłajejnakolana.
Zwalącymsercemprzeglądałalistodprawnikapotwierdzający,żeokresdwulet-
niejseparacjiwymaganyprzezprawowNowejZelandiidouzyskaniarozwoduwła-
śnieminął.WkopercieznajdowałsięteżformularzdopodpisaniaprzezOlivię.Xan-
derjużwcześniejgopodpisał.
Spojrzałanadatęprzyjegopodpisie.Byłtodzieńwypadkusamochodowego.To
znaczyło,żedokumentgdzieśleżałiczekał.Przebiegłjądreszcz.Cobysięstało,
gdybydostałagoprzedobudzeniemsięXanderaześpiączki?Pewniebygopodpisa-
łaiodesłałaprawnikowi,atenprzekazałbygosądowi.
Razjeszczeprzeczytałalist.Prawnikprzepraszałzazwłokęwdostarczeniudo-
kumentów.Zmianapersonelusprawiła,żezostałotoprzeoczone.Więctylkoprzez
przypadekjejżycienieuległodrastycznejzmianie.Moglibyjużbyćrozwiedzeni.
Poczuładławieniewgardle.Musipowstrzymaćproceduręrozwodową.Tylkojak?
NiemożewimieniuXanderapowiadomićjegoprawników.JaknaBogamasięza-
chować?Popierwszeniepodpiszetegodokumentu.Wepchnęłapapierydokoperty
izłożyłająnapół,jakbywtensposóbzmniejszyłateżważnośćjejzawartości.
Musijąukryćgdzieś.Otworzyłaszufladęwłazience,gdzietrzymałaartykułysa-
nitarne,iwsunęłakopertęnadno.Tambędziebezpieczna.
Wpośpiechuzrzuciłaubranieiweszłapodprysznic,poczymrównieszybkowy-
tarłasięiubrała.Zeszłanadół.
–Zacząłemskrobaćziemniaki.Muszęnasiebiezarabiać–rzekłXandernajejwi-
dok.
–Dzięki–odparła.–Dobrzewiedzieć,żemożnacięwykorzystać.
Znów zaczęli się przekomarzać. To była jedna z tych rzeczy, która ich silnie
zsobąwiązała,zanimzostalirodzicami.Zanimwszystkostałosiętakpoważne.
Wiosenny deszcz nie pozwolił im zjeść na tarasie, więc Olivia nakryła do stołu
wpokoju,podałanajlepszesztućceipostawiłakryształoweświeczniki,któredostali
wprezencieślubnymodjejojca.Wcześniejjejrodziceotrzymalijezokazjiślubu.
Pamiętałasłowaojcawypowiedziane,gdywręczałjejprezent.
–Twojamamachciałaby,żebyśjemiała,imamnadzieję,żetyiXanderbędziecie
takszczęśliwijakmybyliśmyztwojąmamą.Niemieliśmywieleczasu,żałuję,żejej
codziennieniepowtarzałem,żejąkocham.Mówciesobie,żesiękochacie.Mówmu
tocodziennie.
Towspomnieniewywołałołzy.Oliviazapaliłaświece.Odzwyczaiłasięodmówie-
niaXanderowi,żegokocha,nadługoprzedśmierciąParkera.Byłazaabsorbowana
pracą w szkole i remontem domu, a potem zaszła w ciążę i urodziła dziecko. Nie
przestałakochaćXandera,aleprzestałamuotymmówić.
–Wybacz,tato–szepnęła,gaszączapałkę.–Wszystkichzawiodłam.Tymrazem
zrobięwszystko,żebysięudało,obiecuję.
Późniejtegowieczoru,kiedypołożylisiędołóżka,przytuliłasiędoplecówXande-
raiszepnęławciemności:
–Kochamcię.
Wodpowiedzimruknąłtesamesłowazaspanymgłosem.Narazietojejwystar-
czyło.
Do rana się przejaśniło. Po śniadaniu Olivia zaproponowała, by poszli na spacer
plażą.ZkażdymdniemXandernabierałsił.Oliviabyłapewna,żebezproblemupo-
kona piaszczyste podłoże. A gdyby się myliła, na szczęście plaża jest niedaleko
domu.
Wnajgorszymwypadkuzostawiłabygonaplażyipodjechałaponiegosamocho-
dem.OczywiścieXandernieprzyznałbysiędosłabości.
–Gotowy?–spytała,kiedyzaładowałazmywarkę.
Stałopartyoblat.
–Nigdyniebyłembardziejgotowy.Wdomujestświetnie,aletozamknięcieza-
czynamidziałaćnanerwy.
Tegosięobawiała.RazwtygodniuinformowałaszefaXanderaojegostanie.Po-
wtarzała,żenadalniejestgotowydoprzyjmowaniagościczytelefonów,więckole-
dzydoniegoniedzwonili.AponieważXanderowiniewolnobyłojeszczeprowadzić
samochodu,jegoniezależnośćbyłamocnoograniczona.CoułatwiałoOliviiudawa-
nie,żeichmałżeństwojestwświetnejkondycji.
Aleczytobyłoudawanie?Nocamispaliprzytuleni.Razemspędzalidnie,wdomu
lub w jej pracowni. Miała świadomość, że ta idylla nie potrwa wiecznie. W końcu
wtrąci się rzeczywistość. Przecież Xander stopniowo zacznie sobie przypominać
minione lata. Wkrótce musi z nim pomówić. Znaleźć sposób, by przedstawić mu
prawdębezbóluioskarżeń.
Droga na plażę prowadziła łagodnie w dół, ostatnie paręset metrów szli już po
płaskim terenie. Powrót może okazać się trudniejszy, ale postanowiła martwić się
tympóźniej.
Naplażywiałchłodnywiatribyłodośćpusto.Tylkokilkutwardzielitakichjakoni
cieszyłosięświeżympowietrzem.
–Zapomniałem,jakietoprzyjemne–rzekłXander,gdyszlipowoli,trzymającsię
zaręce.–Chociażtęsknięzabieganiemplażą.
Zzazdrościąpatrzyłnamężczyznę,którybiegłdługimisusamizpsemnasmyczy.
–Napewnodotegowrócisz.–Ścisnęłajegodłoń.
–Powinniśmywziąćpsa–odparł,odprowadzającbiegaczawzrokiem.–Czymy-
śmyczasemniemielipsa?
Poczułaciarkinaplecach,coniemiałonicwspólnegozwiatrem.Nadeszłachwila,
którejtaksiębała.Musimupowiedziećprawdę,aprzynajmniejczęść.
Wzięłagłębokioddech.
–Tak,mieliśmypsa.
–Bozo?
–Niebyłeśzachwyconytymimieniem,aleztakimimieniemprzyszedłzeschroni-
ska.
TwarzXanderaprzeciąłszerokiuśmiech,oczyzalśniły.
–Pamiętamgo.Cosięznimstało?Byłmłody,prawda?
Tak,byłmłody.Tylkorokstarszyodichsyna,kiedyobupotrąciłrozpędzonysa-
mochód.
–Byłjeszczeszczeniakiem,kiedyprzyniosłamgododomu.Miałczterylata,kiedy
odszedł.
Wstrzymała oddech, zastanawiając się ze strachem, czy Xander zapyta o jakieś
szczegóły,imodliłasię,byjejtegooszczędził.Jejmodlitwyzostaływysłuchane.
–Powinniśmywziąćdrugiegopsa.Będziemniewyciągałnaspacery,ciebieteż–
oświadczył,puszczającdoniejoko.–Znamcię,kiedymalujesz,nicinnegonieistnie-
je.Zaniedbujeszsię.
WdniuśmierciParkeraOliviapracowała.Kazałamuwyjśćzpracowninapodwó-
rze,bojejprzeszkadzał.Gdybypozwoliłamubawićsięwpracowni,wciążbyżył.
Wątpiła,bykiedykolwiekpozbyłasiępoczuciawiny.Niezależnieodświadomości,
żenatętragedięzłożyłasiękombinacjazdarzeńiżeżadneznichdwojganiebyło
jejwinne.
–Skorootymmowa,tojaksięczujesz?Możepowinniśmywracać–powiedziała,
zmieniająctemat.
Zdziwiłasię,kiedyzgodziłsięzawrócić.Toniebyłowjegostylu,więcsięzaniepo-
koiła.Wdomuzaparzyłakawę,aonodpoczywałwhamaku.Kiedydoniegozajrza-
ła,spał.Zmęczyłsięmarszempopiasku,pomyślała,siadającipatrzącnaniego.Był
trochęblady,aleodpowrotuzeszpitalatwarzmusięzaokrągliła.
Powoliwracałdoswojejwagiikondycji,choćczekałagojeszczedługadroga.Za
tojegomózgwciążkryłtajemnice.Ciążyłojejpoczucie,żejejdniwkłamstwiesą
policzone.Wiedziała,żemusiznaleźćsposóbnawyjawienieXanderowiprawdy.
Nazajutrz obudziła się o świcie z poczuciem, że stało się coś złego. Wyciągnęła
rękę, Xandera nie było w łóżku. W szarym świetle wstającego dnia zobaczyła, że
drzwi sypialni są otwarte. Poderwała się i podbiegła do nich. Usłyszała Xandera,
którymruczałcośniewyraźnie.
Ruszyła za jego głosem, a kiedy zdała sobie sprawę, że Xander znajduje się
wdawnejsypialniParkera,serceniemaljejstanęło.Cogotamprzywiodło?Zabłą-
dził po ciemku? W drzwiach się zawahała. Czy zapalić światło? Jeśli to zrobi, być
możeXanderzadajejpytania,naktóreniemiałaochotyodpowiadać.
Ostrożnieweszładopokoju.
–Xander?–odezwałasięcicho,kładącrękęnajegoramieniu.
Mruknąłcośpodnosem.Zdrętwiała,gdyjegosłowadoniejdotarły.
–Cośjestnietak.Czegośtubrak.
Kręciłgłową.Choćoczymiałotwarte,Oliviawiedziała,żespał.
–Wszystkowporządku,wracajdołóżka.–Wzięłagozarękę.
Wpierwszejchwilisięopierał,powtórzyłswojesłowa,apotemposzedłzaniądo
sypialni.Położyłago,aonnatychmiastzapadłznówwgłębokisen.Zrozumiała,że
tozłyomen.
Choć jego okaleczona pamięć została pozbawiona wspomnień o synu, gdzieś
w podświadomości sprawa przedstawiała się inaczej. Xander wiedział, że coś jest
nietakzjegożyciem.Corodzipytanie:ileczasujejpozostało,nimXanderzdaso-
biesprawę,cotojest?
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Stałprzedoszklonymidrzwiamipracowni.Oliviamalowała,skupionanakolejnym
obrazienawystawę.Lubiłjąobserwować,kiedybyłategonieświadoma.Miałszan-
sęzobaczyćjejprawdziwątwarz,anietę,którąmukażdegorankapokazywała.
Cośjąniepokoiło,anawetgłębokomartwiło,alebyłamistrzyniąukrywaniaemo-
cji. Kiedy się poznali, podziwiał w niej tę zdolność, jej siła i wytrzymałość budziły
w nim szacunek. Nigdy nie okazywała słabości, zawsze była niezależna. Wiedział,
żeniewkażdejsytuacjijesttodobre.Żeczasamizpewnościączujesiębezradna,
tylko tego nie okazuje, nie chce przyjąć pomocy. A przecież małżeństwo to także
dzieleniesięproblemami.
Cozakłócajejspokójicomiałbyzrobić,bymutowyjawiła?Czymatocośwspól-
nego z listem sprzed dwóch tygodni? Z listem, który w magiczny sposób zniknął
ioktórymOliviaznimnierozmawiała?Szukałwinternecietejkancelariiiodkrył,
żespecjalizujesięwrozwodachipodzialemajątku.Tawiadomośćoznaczałajednak
więcejznakówzapytanianiżodpowiedzi.
Czy w ich małżeństwie wydarzyło się coś złego, o czym Olivia nie chce mówić?
Czy życie, które teraz wiodą, jest tylko zasłoną dymną brutalnej rzeczywistości?
Musi się tego dowiedzieć. Od chwili, gdy ją ujrzał przy szpitalnym łóżku, dręczyła
goniepokojącamieszankaprzeciwstawnychuczuć.Wiedział,żeczęściowomożeto
złożyćnaurazgłowyiamnezję,alejakiśgłosmupodpowiadał,żechodziocoświę-
cej.Ocośniezwykleistotnego.
Jeżeli to takie ważne, czemu Olivia to ukrywa? Od czasu do czasu nie kończyła
zdaniaalbowjejoczachnaglepojawiałsięsmutek,gdymyślała,żetegoniewidzi.
Dajejjeszczekilkadni,apotempoprosioodpowiedź.Możetabrakującainforma-
cjajestkluczemdojegopamięci?
Ruszyłwstronędrzwi.Oliviaodwróciłasięzuśmiechem,któryniesięgałjejoczu.
Nawłosachmiałafarbę,kolejnydowódrozkojarzenia.Podczaspracyniedokońca
siękontrolowała,aletegodniasprawiaławrażenie,jakbyznajdowałasięwwielkim
stresie,podpresją.Dlaniegojednakprzybrałasztuczniepogodnywyraztwarzy.
–Robisiępóźno–rzekł,gdyodłożyłapędzel.–Powinnaśnadzisiajskończyć.
–Chybasięztobązgodzę.–Przeciągnęłasięipotrząsnęładłońmi.–Nicmidziś
niewychodzi.
–Posprzątajichodźdodomu.Mamdlaciebieniespodziankę.
–Niespodziankę?–Jejoczyzalśniły.
–Nieróbsobiewielkichnadziei.Tonicspektakularnego.Dajęcipięćminut.
–Zarazbędę–obiecała.
Dotrzymałasłowa,popięciuminutachusłyszałjejkroki.
– Coś tu pięknie pachnie – rzekła, wchodząc do kuchni. – Ugotowałeś coś dla
mnie?
–Tak.–Wyjąłdaniezpiekarnika.
–Ojej,zrobiłeśmusakę?Niejadłamjejod…
I znów to samo. Zdanie urwane w połowie. Zastanawiał się, co by powiedziała,
gdybysiętakniepilnowała.
–Od?
–Odkądostatniojąrobiłeś,atobyłodawno–odparłagładko.–Nakryćdostołu?
–Jużwszystkogotowe.
–No,no,ładniesiędziśspisałeś.
–Byłaśzajęta,ajaniemiałemnicpilnegodozrobienia–zażartował.–Chodź,zje-
mywjadalni.
Ruszyłdopokoju,gdzienastolepostawiłbukietświeżościętychkwiatów.Wwia-
derkuzlodemchłodziłosięmusującewino,wwysokichsmukłychkieliszkachodbija-
łosięświatłożyrandola.
–Coświętujemy?–spytała.
–Minąłmiesiącodmojegopowrotudodomu.
–Chybapowinnamsięprzebrać.–Spojrzałanapoplamionefarbądżinsy.–Włoży-
łeśwtotylepracy.
Omiótłjąwzrokiem.
–Dlamniewyglądaszdoskonale.
–Dziękuję.
PodszedłdoOliviiiująłjąpodbrodę.
–Mówiępoważnie,dlamniejesteśideałem.
Potem ją pocałował. Najpierw delikatnie, później mocniej. Zamknął ją w obję-
ciach.Przylgnęładoniego,budzączuśpieniatłumioneodtygodnipożądanie.
NajchętniejzrzuciłbywszystkozestołuikochałsięnanimzOlivią.Zaspokoiłby
głód,któryoddawnagomęczył.Chciałjednak,byichpierwszyrazpoprzerwiebył
wyjątkowy.Planowałtoprzezcałydzień.Awtymbyłnaprawdędobry.Wiedział,że
satysfakcjabędziewiększa,jeśliniczegoniebędąprzyspieszać.
Delikatnie rozluźnił uścisk, nie przerywając jeszcze pocałunku. Po kilku sekun-
dachoparłczołooczołoOlivii.Oddechmusięrwał,ręcedrżały.
–Skorozaliczyliśmyprzekąskę,przejdźmydogłównegodania–zasugerowałina-
tychmiastzauważyłrozpalonywzrokOlivii.
–Jeślinadalgotujesztakdobrzejakcałujesz,kolacjabędziepyszna–odparłaroz-
marzona.
–Nadal?
Porazkolejnycośmusięniespodobało.Zwyklegotowalinazmianę,aczęstora-
zem.AleOliviataktopowiedziała,jakbyoddawnaniejadłaniczego,coprzygoto-
wał.
–Och,wiesz.–Machnęłaręką,odwracającwzrok.–Wielurzeczyniepamiętasz.
Ajeślidonichnależysztukagotowania?
Tapróbażartubyłanieudana,aleXanderniedrążyłtematu.Tenwieczórmabyć
świętem,niechciałgozepsuć.
–Jestempewny,żeniegrozicizatruciepokarmowe–rzekłzuśmiechem,wycią-
gającdlaniejkrzesło.
Kiedyusiadła,otworzyłwinoinalałdokieliszków.Potemzająłmiejsceiuniósłkie-
liszek.
–Zanowypoczątek.
Oliviauniosłakieliszekipowtórzyłatoast.Xanderpatrzyłnaniąznadbrzegukie-
liszka.Jejrysybyłydelikatne,pełnewargiwielemówiłyojejapetycie.Miałchęćsię
pochylićijeszczerazjepocałować.Iznówsobieprzypomniał,żenajlepszerzeczy
trzebasmakowaćpowoli.
Posiłekudowodnił,żenieutraciłswoichzdolnościkulinarnych.Pokolacjiprzeszli
dopokojudziennegozbutelkąwinaiobejrzelifilm,sączącwinoicałującsię.Kiedy
Xander podniósł się z kanapy i wyciągnął rękę do Olivii, pozwoliła, by pomógł jej
wstać.
Kierowałsięprostodosypialni.Światłolatarniulicznejprzefiltrowaneprzezza-
słony tworzyło surrealistyczną atmosferę. To wszystko było jakoś nierealne. Mieli
sięznowukochać,byćdlasiebietym,czymobiecali,składającmałżeńskąprzysię-
gę.
RozpięłaXanderowikoszulęipołożyładłonienajegopiersi.Zdawałomusię,że
jejpalcesązimne,choćskóragopaliła.Tęskniłzatymdotykiem,tęskniłzaOlivią.
Przeszedłgodreszcz.Oliviaprzesunęładłonienajegobrzuch,apotemdoklamry
paska.Chwyciłjeiuniósłdowarg.
–Typierwsza–rzekłpełnymnapięciagłosem.–Chcęcięznówzobaczyć.Całą.
Uśmiechnęła się i lekko przekrzywiła głowę. Powoli rozpinała guziki bluzki. Po-
temporuszyłaramionami,abluzkasięznichześliznęła.Piersimiałapełneijędrne.
Rozpięłahaftkibiustonosza,zsunęłajednoramiączko,potemdrugie.Xandermówił
sobie,żemożepoczekać,alesięokłamywał.Musiałjejznówdotknąć.Przypomnieć
sobiejejciało,któremiałwdrukowanewmózguiwsercu,aktóreterazzdawało
siędziwnieinne.Wyciągnąłrękę,ująłjejpierś,musnąłsutek.Potempochyliłgłowę
iprzycisnąłdoniejwargi.Oliviawstrzymałaoddechiwplotłapalcewjegowłosy.
Rozpiąłjejdżinsyizsunąłjezbioder.Jednąrękąobjąłjąwtalii,drugąsięgnąłni-
żej.Iznówwszystkobyłonibyznajome,arównocześnieinne.Jakaśmiękkość,któ-
rejniepamiętał.Jejbiodra,niegdyśdośćkościste,byłyzaokrąglone,piersiwydawa-
łysiępełniejszeibardziejwrażliwe.
To szaleństwo, pomyślał. Znał ją tak jak własną kieszeń. Była tą samą Olivią,
wktórejsięzakochałiktórąpoślubił.Tą,któradoniegoprzybiegła,gdywybudził
się ze śpiączki i tą, która przywiozła go do domu i troszczyła się o niego przez
ostatnimiesiąc.Ajednakbyłateżniecoodmieniona.
Dotknąłsklepieniajejud.Pieściłjąpalcami,zkażdymdotykiemsięgającgłębiej,
aż poczuł jej gorąco. Poczuł, jak wstrząsnął nią dreszcz, gdy wsunął w nią palec.
Miał wrażenie, że go pochłonie, że odbierze mu zmysły. Delikatnie się wycofał
iuniósłjąmimojejprotestów,poczympołożyłjąnałóżku.
–Niepowinieneśtegorobić–skarciłagoschrypniętymgłosem.
–Co?–Rozsunąłkolanemjejnogiiumościłsięmiędzynimitak,jakrobiłtoprzez
lata,wnagrodęsłyszącjejjęk.Wciążbyłwspodniach.
–Mamynasobiezadużoubrań–zauważyła,żartobliwieciągnącgozawłosy.
–Zarazsiętymzajmę.–Przesunąłsięniżej,obsypującjąpocałunkami.–Wszyst-
kopokolei.
Poostatnimpocałunkuwsunąłjęzykpodjejfigi.Usłyszałjejwestchnienie.
–Takmitegobrakowało.Takmiciebiebrakowało.
Potemjużniebyłazdolnastworzyćlogicznegozdania,skupionanarozkoszy,jaką
dawałXander.
Wciąż drżała wstrząsana falami orgazmu, kiedy zdjął jej figi i sam się rozebrał.
Sięgnąłdoszufladynocnegostolikaiwyjąłzniejprezerwatywę.Potemznówzna-
lazłsięmiędzynogamiOlivii,wjejuścisku.Dawniejkochalisięgwałtownie,tejnocy
niechciałsięspieszyć.Wchodziłwniąpowoli,scałowujączjejwargwestchnienia,
aż dotarł do granicy. Olivia się na nim zacisnęła, a on skupił się na tym doznaniu.
Bezbólu.Bezfrustracji.Bezpoczuciapustkiczystraty.
Straty?
Jejmięścieponowniesięzacisnęły,aonprzestałmyślećioddałsięerotycznejroz-
koszy przeżywanej z kobietą, którą kochał ponad życie. Po chwili doprowadził ją
znównaskrajorgazmu,apotemobojedotarlidokresutejpodróży.
Później,nimodpłynąłwsen,ajegożonaskuliłasięwjegoramionachzwłosami
rozsypanyminajegopiersi,wiedział,żewreszciewielerzeczynatymświeciewró-
ciłonaswojemiejsce.Możewszystkiegoniepamiętał,aletopamiętał,iniepozwoli
temuzniknąć.
Obudziłasięprzedświtemzpoczuciem,żewjejświeciewszystkojestznówwpo-
rządku.Odmiesięcytakdobrzeniespała,amożenawetodśmierciParkera.Xan-
derspałgłębokoobok.Niedowiary,żemożnakogośtakkochać,jakonakochała
Xandera.Niedopuścidotego,byznowugostracić.
To znaczy, że musi z nim porozmawiać. Powiedzieć mu o Parkerze, o separacji.
Alejakma,naBoga,rozmawiaćotychstrasznychrzeczach,gdywłaśniewdosko-
nałysposóbpotwierdziliswojąmiłość?Możepowinnaztympoczekaćkolejnydzień,
anawettydzień…
Wyjawienie Xanderowi prawdy nie będzie łatwe, choć zasługuje na to, by ją po-
znać.Obiektywnieibezemocji.Onazostanieteżzmuszonadotego,bystawićczoło
prawdzieoswoimwkładziewrozpadichmałżeństwa.
Jakwyjaśni,dlaczegosamapodjęładecyzje,którepowinnibylipodjąćwspólnie?
TakiejakwzięcieBoza,odstawieniepigułkiantykoncepcyjnej.Niebyliemocjonalnie
gotowizostaćrodzicami,onatowymusiła.Iniktbyjejodtegonieodwiódł.
Patrząc wstecz, rozumiała swoje zachowanie, choć to jej nie usprawiedliwiało.
Wwiekulatdwunastu,pośmiercimatkimusiałaprzejąćjejrolę,opiekowaćsięro-
dzeństwem.Ranoichbudziła,robiłaśniadanie,pakowałakanapkiipilnowała,bysię
niespóźnilinaautobus.Podkoniecdniasprawdzała,czyodrobililekcjeizjedlikola-
cję,którąstawiałanastole,gdyojcieckończyłpracęnafarmie.
Miałanadzieję,żedziękijejtrosceojciecbędzieszczęśliwy,atakżezniejdumny.
Robiła, co mogła, by w oczach ojca znów pojawiła się znajoma iskra, lecz ból po
śmierciżonyzamroziłjegoradośćzżyciaidzieci.
Oliviabyłaświetniezorganizowana,kontrolowaławszystkowokół,zwłaszczakie-
dychodziłoorodzinę.Niezmieniłasię,gdyposzłanauniwersytet.Nadalnadzoro-
wałarodzeństwo,dodawałaimotuchy,namawiaładostaraniasięostudenckiekre-
dytyigodzeniastudiówzpracą,bymoglipokryćwydatki.Dopierogdynajmłodsze
znichzrobiłodyplom,aOliviadostałaetatwszkolewAuckland,trochęodpuściła.
PotempoznałaXandera.
Podobałajejsięjegopowściągliwośćiniezależność.Wpewnymsensieprzypomi-
nałojca,niepotrzebowałjejtakbardzojakrodzeństwo.Porazpierwszyodlatmo-
gła skupić się na sobie. Mogła być do pewnego stopnia niezależna i robić to, co
chciała.Malowaćistworzyćrodzinęnawłasnychwarunkach.Itakwłaśniezrobiła,
leczprzytymzapomniała,żeżywotnymskładnikiemszczęśliwegomałżeństwajest
wspólnepodejmowaniepoważnychdecyzji.
WielemusiwynagrodzićXanderowi.Opiekanadnimpowyjściuzeszpitalatodo-
pieropoczątek.Kolejnymkrokiemjestnaprawaichmałżeństwa.
Xander przez sen pogłaskał jej pośladki. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Ma
mnóstwoczasu,bywybraćodpowiednimomentnawyjawieniemuprawdy.Narazie
będziesięcieszyłachwilą.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Kiedyponowniesięobudziła,przezoknasypialniwpadałypromieniesłońca.Miej-
scenałóżkuobokniejbyłopuste,słyszałaszumwodywłazience.Przeciągnęłasię
zprzyjemnościąwpościeli,przekonana,żewszystkobędziedobrze.
Nagleogarnąłjądziwnyniepokój.PośmierciParkeraXanderwziąłnasiebieza-
bezpieczenieichprzedciążą.Nierozmawialiotym,alepodejrzewała,żestałosię
takdlatego,żeniechciałbyćponowniezaskoczonyojcostwem.Nieprotestowała.
Ilelatmiałyteprezerwatywy,którewyjąłzszuflady?Czyto,żesięgnąłponieauto-
matycznie,wskazuje,żejakieśfragmentyprzeszłościsięprzednimotwierają?
Wysunęłaszufladęimrużącoczy,próbowałaodczytaćdatęważnościnapudełku.
No tak, przeterminowane. Szybko zamknęła szufladę. Na pewno wciąż działają,
uspokajałasię,alenawszelkiwypadekkupinoweischowawtymsamymmiejscu.
Włożyła szlafrok. Zastanowiła się, co jest w lodówce i spiżarni. Odświeżyła się
właziencenadole,poszładokuchniizabrałasięzaciastonanaleśniki.
Położyła plastry bekonu na grillu, kiedy Xander wszedł do kuchni. Podniosła
wzrok.
– Od dawna tak dobrze nie wyglądałeś – powiedziała z uśmiechem, podeszła do
niegoipocałowałagowbrodę.
–Chybaobojewiemy,dlaczego–odparłżartobliwie,ciągnączapasekjejszlafro-
kaiwsuwającpodniegoręce,bydotknąćjejpiersi.
Jak on bez tego przeżył? Pochylił głowę i całował ją namiętnie. Gdy się odsunął
ipoprawiłszlafrok,natychmiastzanimzatęskniła.
–Jesteśgłodny?Robięnaleśniki.
–Przytobiezawszejestemgłodny.Zjemytuczynazewnątrz?
–Jestpięknie,możewięcnadworze.
–Nakryjędostołu.
Roztopiłamasłonapatelni.Xanderwziąłmaty,talerzeisztućceiwyniósłjenata-
ras.Olivianuciłapodnosemzgłupimuśmiechemnatwarzy,kiedyzadzwoniłtele-
fon.Sprawdziła,cozbekonemisięgnęłaposłuchawkę.
–PaniJackson?TuPeterClement.
Jejradośćprysłajakbańkamydlana.Tojejprawnik,ten,któryreprezentowałją
podczassprawyrozwodowej,którąwniósłXander.
–Przepraszam,możepanchwilępoczekać?–Wyjrzałaprzeztylnedrzwi.–Xan-
der,popilnujbekonuiskończnaleśniki.Mampilnąrozmowę.
–Jasne–odparł,wracającdokuchni.
Poszłanagórędosypialniiusiadłanałóżku.
–Przepraszam,żekazałampanuczekać.
–Nieszkodzi–odparłprawnik.–Miałemtelefonodadwokatapanimężapowy-
słaniudopanidokumentówdopodpisuwzeszłymtygodniu.Otrzymałajepani?
–Ta-ak.Alesytuacjauległazmianie.
–Zmianie?
–Xanderjestzemnąwdomu.My…myślę,żemogępowiedzieć,żejużniejeste-
śmywseparacji.
Podrugiejstroniezapadłacisza.PotemOliviausłyszaławestchnienieisłowo:
–Rozumiem.
–Możemyzatrzymaćtęcałąprocedurę?
–Czypanimążsięnatozgadza?
–Tak,oczywiście.–Modliłasię,bytobyłaprawda.
–Kontaktowałsięwtejsprawiezeswoimiprawnikami?
–Jeszczenie.Miałwypadekiwtejchwiliniejestwstaniesięznimiskontakto-
wać,toznaczydotejporyniebyłwstanie–poprawiła.–Jestempewna,żewkrótce
tozrobi.
–PaniJackson,panimążpodpisałdokumenty…
JakiśdźwiękzaplecamiOliviikazałjejsięodwrócić.Xanderstałwdrzwiach.Jak
długo?Ilesłyszał?Zadużo,sądzączwyrazujegotwarzy.
–PanieClement,muszękończyć.Zadzwoniędopanapóźniejiwszystkopotwier-
dzę.
Zanimjejodpowiedział,rozłączyłasięiupuściłatelefonnałóżko,gdzieniedawno
siękochali.WyciągnęłarękędoXandera.
–Możeszmipowiedzieć,ocochodzi?–zapytałzimnymgłosem,jakmężczyzna,
którydwalatatemująrzucił.
–Tojest…skomplikowane.
Podniosłasię,owijającsięszczelniejszlafrokiem.
–Powiedztojaknajprościej,napewnojakośzrozumiem.
Te przepełnione sarkazmem słowa przypomniały Olivii o jego wyjątkowej inteli-
gencji.
–Niebądźtaki–błagała.–Proszę.
– To jaki mam być? Mam udawać, że nie słyszałem, jak instruowałaś prawnika,
żebyzawiesiłproceduręrozwodową?Zakładam,żechodzionaszrozwód?
Oliviazadrżała.
–Tak–przyznałaniechętnie.
–Proceduręrozwodową,którazapewnerozpoczęłasięprzedmoimwypadkiem.
Skinęłagłową,gardłomiałaściśnięte.Byłaidiotką.Miałaszansębyćznimszcze-
ra,aukrywałaprawdę.Ponadwszystkimstawiaławłasnepragnienia.Czywszystko
zrujnowała?
Xander wsunął palce we włosy i podszedł do okna, wyjrzał na port i wieżowce
Auckland. Tu był jego świat, sam go wybrał. To miał być jego azyl, nie więzienie,
aOlivia,ukrywającprzednimprawdę,zamieniłatowwięzienie.
–Jakdługożyliśmyosobno?–spytałostro.
–Trochęponaddwalata.
Gwałtownie się odwrócił. Kiedy stał tyłem do okna, nie widziała dokładnie jego
twarzy.
–Iprzywiozłaśmnietu,jakbynicsięniestało.
–Xander,kochamcię.Zawszeciękochałam.Oczywiście,żeprzywiozłamciędo
domu.
–Aletojużniejestmójdom,tak?–Patrzyłnaniąnieufnie.–Dlategoniebyłotu
moich ubrań, dlatego wielu rzeczy nie poznawałem. Nie do wiary, że coś takiego
przyszłocidogłowy.Oczymtymyślałaś?
–Myślałam,żezasługujemynadrugąszansę–odparładrżącymgłosem.–Wciąż
siękochamy.Minionymiesiąctoudowodnił,prawda?Czyniebyłonamdobrze?Czy
minionanoc…
–Przestań.–Przeciąłdłoniąpowietrze.–Niemieszajwtominionejnocy.Masz
pojęcie,jaksięterazczuję?
Pokręciłagłowąwmilczeniu.
–Czujęsiętakjakwchwili,gdyobudziłemsięześpiączki.Wśródobcychludzi,
zbytsłaby,żebyporuszaćsięsamodzielnie.Tyleżeterazjestgorzej,botobiepowi-
nienemmóczaufać.
Miałrację.Odpoczątkujestmuwinnaprawdę.
–Czemużyliśmywseparacji?–zapytał,stającnaprzeciwniej.
Ledwietrzymałasięnanogach.
–Zaczęliśmysięodsiebieoddalać.Czarpierwszegorokumałżeństwadośćszyb-
kominął.Wdużejczęścijestemtemuwinna.Podjęłamzanasdecyzje,którepowin-
nampodejmowaćrazemztobą.Jednąznichbyłowzięciedodomupsa.
Wzięłagłębokioddech,szykującsię,bypowiedziećmuoParkerze,aleczuła,jak-
byktośściskałjejsercelodowatąobręcząisłowanieprzechodziłyjejprzezgardło.
–Każdeznasmiałoswojeżycie,zapomnieliśmy,jakbyćparą.Tyspędzałeśdużo
czasuwpracy.Zanimzostałeśpartneremwfirmie,chciałeśpokazać,żejesteśdo-
bry.Potemudowadniałeś,żebyłeśwartawansu.Ja…nieznosiłam,kiedysiedziałeś
wpracypogodzinach,chociażwiedziałam,żerobisztodlanas.Chcieliśmyszybko
skończyć remont. Wciąż uczyłam w szkole, a wieczorami malowałam. Kiedy byłeś
wdomu,spodziewałeśsię,żepoświęcęciczas,alejateżmiałampracę.Zbytdługo
pozwalaliśmynatenkonfliktinteresów.
Niekłamała,aleniewyjawiłacałejprawdy.JużprzedurodzeniemParkerawich
małżeństwie nie było idealnie. Zignorowała pierwsze pęknięcia, łatała je optymi-
zmem.
Jednakniebyłodobrze.Aniwtedy,aniteraz.Wcześniejszeproblemyniepozwoli-
łyimnażycierazempośmiercisyna.Zabardzoprzywyklidoswoichosobnychście-
żek,bywnajwiększejpotrzebieodnaleźćdosiebiedrogę.
–Nieprzedstawiaszmniewnajlepszymświetle–zauważył.–Niepodobamisię,
kimbyłem.
Podeszłabliżejipołożyłarękęnajegoramieniu.
–Obojejesteśmywinni.Jateżniebyłamłatwawewspółżyciu.Zakochaliśmysię
ipobraliśmysięszybko.Możeniezdążyliśmysięnauczyćbyciaparą.Mimotona-
dalciękocham.Zawszeciękochałam.Czymożeszmiećmizazłe,żechciałamdać
namdrugąszansę?
Czuł,jakbyOliviastałamusięobca.Ukrywałaprzednimtakważnąrzeczjakse-
paracja.Awedlerozmowy,którąpodsłuchał,tylkokrokdzieliłichodrozwodu.
Gorszeodwątpliwościipodejrzeńbyłypytania,którepojawiłysięwjegogłowie.
Czemujązostawił?Czychodziłoocoświęcejniżto,żesięodsiebieoddalili?Czy
nadalcośprzednimukrywa?
Wciążgokochała,zresztąwiedziałotym.Możedlategotaksięzłościł,żetrzyma
cośwtajemnicy.Czytojestpowódjegostałegopoczuciajakiegośbraku,niespójno-
ści?
Oliviazacisnęłapalcenajegoramieniu.
–Xander?Proszę,powiedzcoś.
–Muszępomyśleć.
Odsunąłsięiwyszedł.Słyszałajegokrokinaschodach,apotemnatarasie.Woła-
ła,alesięniezatrzymał.Potrzebowałchwilisamotności.Złośćpodziałałajaknapęd.
Szedłszybko,ażzacząłbiec.Wkrótcejednakpokryłsiępotem,apłucaimięśnieza-
częły protestować, przypominając mu, że nie jest w formie i jeśli się nie opanuje,
wylądujeznówwłóżku.
Siłąwolizwolniłiautomatycznieskierowałsięnaplażę.Mewyskrzeczały,kołując
nadliniąbrzegową.
Xander podniósł wzrok, zazdrościł im ich życia. Jakim cudem jego życie tak się
skomplikowało?Wktórymmomencieichmałżeństwopękło?
Potrząsnąłgłowąizacząłiśćbrzegiem,niezwracającuwaginafale,którezmo-
czyłymutenisówkiidółdżinsów.Piasekprzykleiłmusiędostóp,utrudniającmarsz.
Czemu, do diabła, niczego nie pamiętał? Mężczyzna, którego opisywała Olivia,
którypracowałdowieczora,apotemoczekiwał,żepopowrociedodomużonapo-
święcimucałąuwagę,toniebyłon.Nietakiegosiebiezapamiętał.Kiedyidlaczego
wszystkotakdramatyczniesięzmieniło?
Pamiętał,żepoznałOlivięnadobroczynnejimpreziewjednejzgalerii.Najpierw
przyciągnęłagojejuroda,długierudewłosy,porcelanowacera,lśniąceniebieskie
oczy.Aletorozmowązdobyłajegootoczonemuremserce.Odpierwszejrozmowy
pragnąłspędzićzniążycie,byłoteżoczywiste,żeonaczujetosamo.
Przez pierwszy weekend się nie rozstawali. Kiedy kochali się po raz pierwszy,
byłotodoskonałepodkażdymwzględem.Półrokupóźniejpobralisięizostaliwła-
ścicielamidomu,zaczęligoremontować.Posześciulatachżyliwseparacjiibylibli-
scyrozwodu.Cosięnaprawdęstało?
Przystanąłichwyciłsięzagłowę.Ścisnąłjąrękami,jakbychciałzmusićmózgdo
pracy.Kolejnafalazalałamustopy.Opuściłręce.Szedłdalejdokońcaplaży,apo-
temusiadłnaławce.
Mijali go biegacze i spacerowicze. Psy goniły mewy i patyki. Życie płynęło na-
przód.Jegożycieteżpłynęłonaprzód,nawetjeżelitegoniepamiętał.Musibyćcoś,
coprzywrócimuto,cozapomniane,pokaże,kimbył.
Podziesięciuminutachwpatrywaniasięwfaledogłowywpadłamupewnamyśl.
JeżeliniemieszkałwDavenportzOlivią,togdzie?Napewnomiałjakiśdom.Miej-
scewypełnionenowszymiwspomnieniami,dziękiktóremujegoniechętnydowspół-
pracyumysłmożechociażdrgnie.
Olivianapewnoznajegoadres.Ubrania,którewrzuciładowspólnejgarderoby,
były mieszanką sportowych ubrań, które nosił przed laty i nowszych, dość mu ob-
cych. To znaczy, że przywiozła rzeczy z jego mieszkania. Czyli może go tam za-
wieźć.
Podniósłsię,byłzmęczonyinieczułsiępewnienanogach,kiedyzawróciłwstro-
nędomu.Nie,niemożetegonazywaćdomem.Nieteraz,amożenigdy.
Dopókiniedowiesię,dlaczegosięrozstali,jakwyglądałojegożycie,niepotrafił
zdecydować,czywogólegdziekolwiekbędzieprzynależał.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Ściskałakubekzzimnąkawą.Śniadanie,któreprzygotowywałaprzedtelefonem
odprawnika,wysuszyłosięwciepłympiekarniku.Xandernałożyłwszystkonatale-
rze, zanim poszedł po nią na górę, zanim przypadkiem usłyszał rozmowę, którą
chciała przed nim ukryć. W końcu musiała wyrzucić to śniadanie, ale próbowała
uratowaćkawę.Usiłowałająnawetwypić,choćjejżołądekprotestował.
Zastanawiałasię,gdziejestXander.
Odjegowyjściazdomupatrzyłatonakubek,tonazegarnaścianie.Xanderanie
byłojużponadgodzinę.Podpowiekamiczułapalącełzy.
Może powinna była za nim wybiec, zamiast stać w sypialni, jakby wrosła w zie-
mię,ażusłyszałatrzaśnięciedrzwi.Niepobiegłajednak.Wpośpiechuwzięłaprysz-
nic,ubrałasię,apotemsięzastanawiała,czyniewsiąśćdosamochoduinieposzu-
kać Xandera w okolicy. Ostatecznie uznała, że to próżny trud. Musi poczekać na
jegopowrót.Jeśliwróci.
Nadźwiękotwierającychsiędrzwitakgwałtowniewstałazkrzesła,żeprzewró-
ciłosięnapodłogę.
–Xander?Wszystkowporządku?Umierałamzestrachu…
–Idęnagóręsięprzebrać.Potemzawiezieszmnietam,gdziemieszkałem–od-
rzekłsucho.
–Gdzie?–Gardłojejsięścisnęło.
–Domojegodomu,tam,gdziemieszkałem.Znaszadres,prawda?
Spotkałasięznimwzrokiem.
–Tak.Raztambyłam,zanimwróciłeśdodomu.
–Nienazywajtegodomem–odrzekłgorzko.–Odjakiegośczasutoniebyłmój
dom.
Niepowiedziała,żetomógłbyznówbyćjegodom,żebyłnimprzezminionetygo-
dnie.CzemuXanderniechcezacząćodnowa?Znałaodpowiedź.Byłczłowiekiem,
któryniczegonierobi,nierozpatrzywszywszystkichmożliwości,niebędącstupro-
centowopewnymswejdecyzji.Nielubiłniespodzianek,atenranekokazałsięzde-
cydowanieniemiłąniespodzianką.
–Okej,dajmiznać,jakbędzieszgotowy.
Zaniosłakubekdozlewuiwylałaresztęzimnejkawy.PerspektywazabraniaXan-
dera do jego mieszkania ją przerażała. A jeśli Xander wszystko sobie przypomni?
Złość,kłamstwa…żałobę?
Musi stawić czoło prawdzie. Niewykluczone, że po dzisiejszym dniu Xander nie
będziechciałjejwidzieć.Jeśliodzyskapamięć,prawdopodobniezadzwonidopraw-
nikówipoprosi,bykontynuowaliprocedurę,którąkazaławstrzymać.Nicniemogła
natoporadzić,tabezradnośćjązżerała.
Wzięła torebkę i czekała na Xandera w holu. Na dnie torebki leżały klucze do
jegomieszkania,wrzuciłajetamwdniu,gdyprzywiozłagozeszpitala.Miaławra-
żenie,żetobyłowinnymżyciu.
Xanderwłożyłspodnieodgarnituruieleganckąkoszulę.Włosyzaczesałdotyłu.
Przystrzygłbrodę,miałtylkoniewielkimodnyzarost.WyglądałjaktenXander,któ-
ryporzuciłjąprzeddwomalaty.
–Gotowy?–Musiałacośpowiedzieć,nawetcośtakgłupiego,boatmosferabyła
napięta.
Oczywiście,żebyłgotowy.Emanowałzniecierpliwieniem.
–Chodźmy–burknąłiotworzyłjejdrzwi.
Nawetgdybyłwściekły,nieprzestawałbyćdżentelmenem.Niewiedziećczemu
przyniosłojejtoodrobinępociechy.
Jazdawstronęmiastaciągnęłasięwnieskończoność.NaQuayStreetXanderpo-
ruszyłsięniespokojnie.
–Dokądjedziemy?
Byłzirytowany,żemusiotopytać.
–Parnell.Mieszkasznaostatnimpiętrzewieżowca.
Kiwnąłgłowąiwlepiłwzrokprzedsiebie,jakbyniemógłsiędoczekać,ażdotrą
docelu.
Kiedy Olivia zaparkowała w podziemnym garażu i wskazała Xanderowi windy,
byłapotworniezdenerwowana.Windawjechałanagóręowielezaszybkoinagle
znaleźlisięprzedjegodrzwiami.
Sięgnęładotorebkiiwyjęłaklucze.
–Chceszczynićhonorydomu?
Wziąłodniejkluczeispojrzałnanie.
–Niewiem,któryto.–Jegoczołoprzecięłagłębokazmarszczka.
Pokazałamuwłaściwyklucziwstrzymałaoddech,gdywłożyłgodozamka,prze-
kręciłipchnąłdrzwi.Weszłazanim.Powietrzelekkopachniałostęchlizną,name-
blachleżaławarstwakurzu.Xandergwałtowniesięzatrzymał.
–Czy…cościsięprzypomina?–spytałazwahaniem.
Xandertylkopokręciłgłową.
Nieznosiłtegomieszkania.Owszem,byłofunkcjonalne,anawetpięknewswojej
surowości, i bardzo męskie. Ale mało przyjazne, trudno było poczuć się tam jak
wdomu.Brakśladukobiecejręki,pozawazonemnapółcenajednejześcian,po-
twierdzał,żemieszkałtamsam.Oczywiściegdybymiałnowąpartnerkę,toonapo-
jawiłabysięprzyjegoszpitalnymłóżku,anieOlivia.
Przemierzałzwahaniemprzestronnepomieszczenie.Powiniencośsobieprzypo-
mnieć.Byłytamjegorzeczy,ajednakzniczymnieczułwięzi,inaczejniżwdomupo
drugiejstronieportu,gdzieprzynajmniejniektórerzeczywydałymusięznajome.
ZłośćwywołanarozmowątelefonicznąOliviiprzygasłapodczasspaceruplażą,za-
mieniającsięterazwpoczucieporażki.Razjeszczesięrozejrzał.Wciążnic.Brako-
wałomuenergii,bypójśćkorytarzemiprzekonaćsię,dokądprowadzi.Pewniedo
sypialni,którazapewnewydamusięrównieobcajakpozostałaczęśćmieszkania.
–Zabierzmniezpowrotem–odezwałsię.–Proszę.Mamtegodość.
Oliviastanęłaujegoboku.
–Możeutratapamięciniejestnajgorsząrzeczą.Brałeśtopoduwagę?Byłonam
razemdobrze,byliśmyszczęśliwi.Todowodzi,żemożebyćlepiej.Czyniepowinni-
śmynatymfundamenciebudowaćdalszegożycia?
Chciał przytaknąć, ale jakaś nieznana siła ciągnęła go do wyjścia. Na dźwięk
dzwonkadodrzwiraptowniesięzatrzymali,azarazpotemwzamkuprzekręciłsię
klucz.
Oczom Olivii ukazała się niewysoka młoda kobieta. Natychmiast ją rozpoznała.
TużpoślubieOliviiiXanderaRachellerozpoczęłastażwjegobiurze.Alecorobi
wjegomieszkaniuiskądmaklucz?
SzoknawidokRachellebyłniczymwporównaniudotego,conastąpiłopotem.
– Rachelle, jak się masz? – spytał Xander z uśmiechem, którego od rana Olivia
uniegoniewidziała.
Poczułaukłuciezazdrości.Rachellemiaławsobiecoś,cozawszedziałałojejna
nerwy, w obecności Xandera zachowywała się zbyt poufale nawet wtedy, gdy ich
małżeństwokwitło.
RachelleuściskałaXanderaipocałowałagowpoliczek.Oliviastałaiuśmiechała
sięuprzejmie,choćchciaławyrzucićtękobietęzadrzwi.Wzięłauspokajającyod-
dech.Toniewjejstylu.Nigdyniebyłazazdrosna,aleRachellebudziławniejnaj-
gorszeuczucia.
– Xander! Tak dobrze cię widzieć. – Rachelle wciąż go ściskała. – Tacy byliśmy
wszyscyprzejęcitwoimwypadkiem.Przyszłabymdoszpitala,alemipowiedzieli,że
tylkonajbliższarodzinamożecięodwiedzać.Zatoregularniedzwoniłamdoszpita-
laijeszczedoniedawnawiedziałam,jaksięczujesz.
RachelleprzeniosławzroknaOlivię,którauniosłagłowęwyzywająco.
–JestemwkontakciezKenem,onwie,żeXanderdochodzidozdrowiawdomu–
oznajmiła.
– Oczywiście – odparła Rachelle, lekko krzywiąc wargi. Wróciła wzrokiem do
Xandera.–Pomyślałam,żewpadnęizobaczę,jakXandersięmaiczyczegośniepo-
trzebuje.Tojegomieszkanie,prawda?Niewiedziałam,żebyłupani.–Zwróciłasię
doXandera.–Prędkowróciszdopracy?
Oliviawstrzymałaoddech.
Xanderpokręciłgłową.
–Niewiem.Niesądzę.Jeszczenie.
–Prawdęmówiąc–wtrąciłaOlivia,uśmiechającsięsiłąwoli–właśniewychodzili-
śmy.
–Aha–rzekłaRachelle.–Szkoda.Takczekałamnatospotkanie.
ZanimXandercośpowiedział,Oliviaodparła:
–Możeinnymrazem.
NiezerwałakontaktuwzrokowegozRachelle,żadnazkobietniechciałasięwy-
cofać,alewkońcutoRachelleodwróciłaspojrzenie.
–Oczywiście–mruknęła.
Xanderprzeprosiłiudałsiędołazienki.Rachellezaczekała,ażjejdrzwisięza-
mkną.
–Onwie,prawda?
–Wie?–Oliviacelowoudała,żejejnierozumie.
–Owas.Orozwodzie,Par…
–Wie,żebyliśmywseparacji.Lekarzepowiedzieli,żebyniczegonierobićnasiłę.
–Olivio…
–Nie.–Oliviauniosłarękę,jakbywtensposóbchciałapowstrzymaćkobietę.–
Jeślitowspomnieniewróci,wróciwswoimczasie.
– A co będzie, kiedy Xander pojawi się w pracy? Wszyscy tam znają jego prze-
szłość.Ludziebędąznimrozmawiać.
–Narazieniejestzdolnydopracy.Niebędziemysięmartwićnazapas.
Rachellepatrzyłananiązniemymwyrzutem.
–Niewierzę,żetakgopanioszukuje.
–Nieoszukujęgo–odparłaOlivia,choćrzeczywiścieniemówiłamucałejprawdy.
– Najlepiej będzie, jeśli pani już pójdzie. Przed wyjściem podleję kwiaty. Może mi
panizostawićklucze.
Rachellepokręciłagłową.
–Nie,dostałamjeodXanderainikomuinnemuichnieoddam.
Olivia nie chciała naciskać ani wypytywać, dlaczego koleżanka z pracy Xandera
makluczedojegomieszkania.
–Kiedyśmusipanimupowiedzieć–podjęłaRachelle.–Jeślipanitegoniezrobi,ja
tozrobię.Niemożegopaniprzygarnąćjakzgubionegoszczeniaka.Onpaniązosta-
wił.Miałpowody.
Słyszącnagłyhałasnakońcukorytarza,kobietysięodwróciły.Cośsięstało,po-
myślałaOliviaipobiegładoXandera.
Stałnadumywalkąwłazience,ściskałjejkrawędźtakmocno,żeknykciemupo-
bielały.Dopadłgokolejnyatakbólugłowy.Powiniensiępołożyć,przespać,aletutaj
niemógłtegozrobić.Toniewłaściwemiejsce,wszystkotujestnietak.Chociażbył
złynaOlivię,terazjejpotrzebował,chciałwrócićdodomu.
Najwyraźniej nie w pełni świadomie zrobił coś, że go usłyszała, bo znalazła się
ujegoboku,marszczącbrwiipatrzączniepokojem.
–Głowacięboli?–Otworzyłatorebkę.–Nawszelkiwypadekwzięłamtwojele-
karstwo.
Włożyłamudorękidwietabletkiinapełniławodąszklankę.
Xanderpołknąłjeisięskrzywił.
–Zabierzmniedodomu,proszę.–Potrząsnąłgłowąinatychmiasttegopożałował,
boznówprzeszyłgoból.–Zabierzmniestąd.
Oliviaobjęłagowpasie,aonsięnaniejwsparł.Powoliwyszlizłazienki.Rachelle
wciążstaławsalonie.Xanderdojrzałjejzszokowanąminę.
–Muszęgozabraćdodomu–oznajmiłaOliviazcieniemwyższości,którynawet
wtymstanienieumknąłXanderowi.–Proszęzamknąćzasobądrzwi.
–Pomócpani?–spytałaRachelle.
–Damysobieradę–odparłastanowczoOlivia.
–Xander,mamnadzieję,żeszybkowyzdrowiejesz.Brakujenamciebiewpracy.
Tęsknięzatobą!–zawołałaRachelle,gdyopuszczalimieszkanie.
Drzwizatrzasnęłysięzanimi.Xanderznówsięskrzywił.Zjechalidosamochodu.
Olivia odsunęła nieco fotel Xandera, by mógł się oprzeć i zamknąć oczy. Podczas
jazdydoDavenportbólnieustawał.
Xanderliczył,żetomieszkaniepodsuniemujakieśodpowiedzi,tymczasemprzy-
niosłotylkowięcejpytań.Nictamniewydawałosięznajome,wszystkobyłoobce.
Jakby należało do kogoś innego. Meble, ubrania w garderobie, na które zerknął
wdrodzedołazienki,nawetfiliżankiwkuchnibyłyobce.
NoijeszczetaRachelle.Zachowywałasię,jakbybylidlasiebiekimświęcejniż
kolegamizpracy.
Czyżby tak szybko po rozstaniu z Olivią z kimś się związał? Tak, Rachelle była
atrakcyjna,jeślilubisiędrobnebrunetkioidealnychproporcjach.Onjednakwolał
szczupłerudowłose,zwłaszczajedną,nawetjeśliprzednimukrywała,żemieszkali
osobno.
Jednak rozpoznał Rachelle. Była częścią jego przeszłości. Kimś dobrze znanym,
lepiejibliżejniżwskazywaływspomnieniasprzedsześciulat.Czytowyjaśnia,dla-
czegogdyweszładomieszkania,podeszłaprostodoniego,uściskałagoipocałowa-
ła? Jej wargi trafiły na jego policzek, ponieważ w ostatniej chwili odwrócił głowę,
inaczejdotknęłybyust.
SądzączreakcjiOliviinawidokRachelle,niebyłabyztegozadowolona.
Zastanawiał się nad swoją relacją z Rachelle. Czyżby od jednego nieudanego
związkutakszybkoprzeszedłdodrugiego?Niewydawałomusiętoprawdopodob-
ne.
Gdybytylkopamiętał,jakbyłonaprawdę.
ROZDZIAŁDWUNASTY
OliviapomogłaXanderowipołożyćsięnakanapiewpokojudziennymizaciągnęła
zasłony,blokującdostęppopołudniowegosłońca.PopowrociedodomuXandernie
chciałwchodzićnagórę.Tomusiałbyćsilnyidokuczliwyból,pomyślała,patrzącna
jegounoszącąsięwoddechupierś,gdyzapadłwsen.
Najważniejsze,żemagozpowrotem.Mógłprzecieżjejpowiedzieć,bygozosta-
wiła w tamtym mieszkaniu. Może nawet z Rachelle. Na samą myśl o tym poczuła
goryczwustach.GdypoznałaRachellenajakiejśsłużbowejimprezieuXandera,za-
nimichmałżeństwosięrozpadło,próbowałabyćdlaniejmiła.Aletamtakobietaza-
wszewjakiśsposóbsugerowała,żeosiągnęławżyciuwięcejniżOlivia.Jakmogło
byćinaczej,skoroOliviabyłanajpierwnauczycielką,potemmatką,którasiedziała
zdzieckiemwdomu,podczasgdyRachellewspinałasięposzczeblachkariery?
RachelleniekryłazainteresowaniaXanderem.Oliviaczułasięzagrożonajejpew-
nościąsiebie,niewspominającorosnącejliczbiegodzinwtygodniu,któreRachelle
spędzałazjejmężem.
Alenigdyniewierzyła,żeXanderzdecydujesięnaromans.Toniewjegostylu.
Zdrugiejstrony,pośmierciParkerabardzosięzmienił.Możezacząłromansować
zRachelle,kiedysięprzeprowadził.Bógjedenwie!Takobietanieukrywała,żema
natoochotę.
W ciągu dwóch lat separacji Olivia tak ciężko pracowała, by nie rozpaść się po
straciesynaimęża,żewogóleniewzięłapoduwagę,iżXandermógłbyzwiązaćsię
zinnąkobietą.Amożeniechciałabraćtegopoduwagę.Nawetgdyprzywiozłago
zeszpitala,niewpadłojejtodogłowy.Lekarzeniewspominali,byXanderaodwie-
dzałktośpróczmatki.Aprzyjaciółkamiałabychybaprawodoodwiedzin.
Odsunęłatęmyśl,ajednakwciążwidziałaRachelle,któracałujeXandera.Onzaś
nietylkojąpoznał,aleteżjejnieodepchnął.
RazjeszczespojrzałanaśpiącegoXandera,apotemposzładokuchnizrobićso-
biekawę.Kiedyautomatyczniewłączyłaekspresinalaładokubkamleko,jejmyśli
krążyływokółRachelleiXandera.
JakdużąrolęwżyciuXanderaodgrywałaRachelle?Ijakdługo?Rok?Dwalata?
Dłużej? Czy kiedy byli jeszcze małżeństwem, czyhała gdzieś z boku, by go prze-
chwycić,gdytylkobędziewolny?CzyOlivianiepomogłajejosiągnąćcelu,niebę-
dąctakążoną,jakąpowinna?
Czytoniejejkoncentracjanasynuodsunęłaodniejmężaipchnęłagowramiona
innejkobiety?Niebyłbytopierwszytakiprzypadek.
AleprzecieżnietylkoonabyłaskupionanaParkerze.ChoćzpoczątkuXandernie
przyjąłzzachwyteminformacjiociąży,zwłaszczagdyodkrył,żeniebyłtocudowny
przypadek,aledecyzja,którąOliviapodjęłasama.Byłjednakrówniejakonazaśle-
piony,kiedyichsynprzyszedłnaświat.Czytakbardzowciągnęłoichrodzicielstwo,
żezapomnieli,iżsąparą?
Strach i niepewność oplotły ją niczym uporczywie rozrastające się wino. Nie
możeznówstracićXandera.Gdyjązostawił,niewalczyłaoniego.Ichoćnapozór
wyglądałonato,żedajeradę,byławciążzbytobolałapośmierciParkera,bymieć
nacokolwieksiły.
Terazodzyskałaenergięiwiedziała,żemusiwalczyćoswojegomężczyznę.
Wchwili,gdyujrzałagowszpitalu,zrozumiała,żezrobidlaniegowszystko.Ko-
chałagotakjakwtedy,kiedysiępoznali.
Niciniktniestaniejejnadrodze.
Zasługują na nowy początek. Wyciągnęła wnioski z błędów przeszłości. Nie jest
ideałem,aleXanderteżnimniebył.Kochałagomimoto.Odjegoodejściadojrzała
jakoczłowiek.Wgłębisercawiedziała,żejeślitylkoXanderzechce,wszystkosię
ułoży.
Stworzątrwałyidobryzwiązek.
Agdybyniezechciał? Gdybysobieprzypomniałpotworne słowa,którymigo ob-
rzuciła w żalu i gniewie po śmierci Parkera? Po których ją opuścił? Gdyby nie był
wstaniejejtegowybaczyć?Niemogłabymiećmuzazłe,gdybydrugirazodszedł.
Zacisnęłapowieki.
ZamknąłsięwgabinecieobokpracowniOliviiioznajmiłjej,żenieżyczysobie,by
mu przeszkadzała. Całe popołudnie pakowała do samochodu obrazy, które rano
miałazawieźćdogalerii.
DoBożegoNarodzeniazostałmiesiąc.Oliviaijejagentmielinadziejęnadobrą
sprzedaż,zwłaszczażepopytnajejpracerósł.
Gdyzrobiłakolację,Xanderwciążniewracałzgabinetu.Zaczęłasięoniegomar-
twić,ranoznówcierpiałnabólgłowy.Zaryzykowałaizastukaładodrzwi,poczym
nieczekającnaodpowiedź,uchyliłaje.
–Xander?Jesteśgłodny?Kolacjagotowa.
Przygotowałajegoulubionystekześwieżymiszparagamiimłodymiziemniakami.
Rodzajfajkipokoju,zastępującyrozmowy.
–Niejestemgłodny–odparł,nieodwracającsięodkomputera.
Weszładogabinetuispojrzałanaekrankomputera.Kiedyujrzałastronęzprofi-
lamipersonelujegobiura,przeszedłjądreszczniepokoju.
Na środku strony widniało zdjęcie Rachelle. Zacisnęła pięści, odetchnęła i siłą
woliprostowałapalecpopalcu.
–Zrobiłamstek.Przynieśćcitutajtalerz?
–Próbujeszmisiępodlizać?–Wkońcunaniąspojrzał,krzywiącwargiwcynicz-
nymuśmiechu.
– No, niezupełnie. Nie jestem pewna, czy jakiekolwiek danie wynagrodziłoby ci
szok,jakidziśprzeżyłeś.Przepraszam.Chciałamtopowiedziećwcześniej,ale…nie
mogłam.
Xanderprzetarłoczy.
–Rozumiem,żeniecodzieńprowadzisiętakierozmowyzdochodzącymdozdro-
wiamężem?
Poczułacieńulgi.Jegosłowabyłyjakgałązkaoliwna.Uczepiłasięjejobiemarę-
kami.
–Chodź,zjedzcoś–prosiła,kładącdłońnajegoramieniu.
Namomentprzykryłjejdłońswoją.
–Zachwilę.Pozamykamwszystko.
Chciałananiegozaczekać,spytać,czyodkryłcoś,czegoszukał,aleniepotrzebnie
igrałabyzlosem.
Powoliwróciładokuchniinałożyłajedzenienatalerze.Niemogławyrzucićzpa-
mięciobrazuRachelle.
Czemu Xander wpatrywał się w jej zdjęcie? Przypomniał sobie, czym dla siebie
byli?Nasamąmyślotym,żemogłabygostracić,Oliviaumierała.
Kochałagokażdymoddechem,każdąmyślą.Musitoudowodnić.
Zdziwiłsię,kiedyOliviapołożyłasiępierwszadołóżka.Zdrugiejstronynieprze-
spałapołowypopołudniatakjakon.Caływieczórsiedziałajaknaszpilkach.Odnosił
wrażenie,żekilkarazybyłaokrokodpowiedzeniamuczegośczyzapytaniaocoś,
bywostatniejchwilisięwycofać.
Dlanichobojgatobyłdzieńodkryć.
Xanderdowiedziałsięoichseparacji,OliviapatrzyłazosłupieniemnaRachelle,
którapojawiłasięwjegomieszkaniu.
Zpilotemwręceskakałpokanałach,myślącoodkryciachtegodnia.Nicztego
nie rozumiał, choć bardzo się starał. Nie miał poczucia, że między nim i Rachelle
nawiązałsięjakiśromans.
Gdyby byli parą, na jej widok czułby się zdecydowanie inaczej. On zaś czuł się
skrępowany,kiedygoobjęłaipocałowała.Inaczejczułsię,gdydotykałOlivii,kiedy
siękochaliminionejnocy.
Zacisnąłpalcenapilocie.Nasamąmyślożoniebudziłosięwnimpożądanie.Co
takiegosięstało,żepostanowilisięrozstać?
Dlaczegoniepotrafilisiędogadać?
Zciężkimwestchnieniemwyłączyłtelewizoriwstał,byzgasićświatłoiudaćsię
nagórę.
Pewnymkrokiemwszedłposchodach,alenagórzesięzawahał.Poddrzwiamisy-
pialniwidziałsmugęświatła,płynąłdoniegostamtąddelikatnyzapach.Możewani-
lii?Dywanwyciszałjegokroki.Otworzyłdrzwiiznówsięzawahał.Objąłwzrokiem
pokój.
Zasłonybyłyzasunięte,alewieczornywiatrlekkojewydymał.Wcałympokoju–
na stolikach nocnych, na półce nad kominkiem – stały świeczki w słoikach. We-
wnątrzwońbyłasilniejsza,jegociałozareagowałonatęuwodzicielskąscenografię.
Oliviawyszłazłazienkiowiniętaręcznikiem.Xanderwstrzymałoddech,wodząc
pojejkremowychramionachwygłodniałymwzrokiem,któryzatrzymałsięnaoboj-
czyku,poczymprzeniósłsięniżej,nazacienionydekolt.
Luźno spięła włosy, odsłaniając smukłą szyję, jedwabiste fale spływały na jej ra-
miona.Nagleimtegopozazdrościł.
–Chybachceszmniedziśuwieść–zauważył.
–Skutecznie?
–Niejestempewien.Próbujdalej.
Powoli rozsunęła ręcznik, który upadł na podłogę. Xanderowi zaschło w ustach.
Uniosła rękę i wyciągała z włosów szpilki. Jej sutki, normalnie jasnoróżowe, po-
ciemniały,piersiwydawałysiępełniejsze.Ażsięprosiłyopieszczotę.
Zaczęłoprzeszkadzaćmuubranie.Olivia,takapiękna,zbliżałasiędoniego.
Siłąwolitrzymałręceprzysobie.
–Ateraz?–spytała.
Pogłaskałaswojąpierś,aonpatrzyłjakurzeczony.
–Taak.–Odchrząknął.–Działa.
Lekkosięuśmiechnęła.
–Todobrze–szepnęła,poczymstanęłanapalcachipocałowałagowusta.
To był najlżejszy z lekkich pocałunków, a zadziałał niczym pochodnia na lotną
ciecz. Można powiedzieć, że Xander w jednej chwili stanął w płomieniach. Olivia
musiałatowyczuć,boodrazuwzięłasięzaguzikijegokoszuliizsunęłajązjego
ramion.
Wyciągnąłdoniejręce,aleonachwyciłajeiopuściła.
–Pozwólmi–szepnęła.–Pozwólmisiękochać.
Pochyliłagłowęicałowałajegopierś,naprzemianpieszczącgowargamiijęzy-
kiem.JejdłoniezajęłysiępaskiemuspodniXandera,apotemsuwakiemrozporka.
Wsunęła rękę pod bokserki i zacisnęła palce na jego członku. Raptem Xander po-
czuł,żejegospodnieibieliznazsunęłysięzbiodernapodłogę.Poczułgorącyod-
dechOliviinaudach.
Azarazpotemzaciskającesięnanimwargi.
–Livvy–jęknął,wplatającpalcewjejwłosy.
Przestał myśleć, stracił nad sobą kontrolę. Popłynął na fali orgazmu, pod wpły-
wem którego najpierw znieruchomiał, a potem osłabł i drżał jak dziecko. Chwycił
Olivięwobjęciaiprzytrzymał.
Pochwilijegosercewróciłodonormalnegorytmu.
–Gotowynadrugąrundę?–zapytałacicho.
–Drugąrundę?
–Tak.Mammnóstwoczasuiwielerzeczydonadrobienia.
–Chybaobojganastodotyczy–przyznał,wyciskająccałusanaczubkujejgłowy.
Pozwolił jej zaprowadzić się do łóżka. Olivia pchnęła go na materac i ściągnęła
plączącesięujegostópspodnie.Potemsięnanimpołożyła.
–Tęskniłamzatobą–powiedziała,patrzącmuwoczy.
Wzłotymświetleświecwyglądałapiękniejniżkiedykolwiek.Złotorudefalewło-
sówspadałynaramiona,głaszczącjejskórę.Ująłjewdłoń,patrzącjejwtwarz.
Szybko doszedł do siebie po pierwszym orgazmie i czuł, że jej gorące ciało na
nowo go rozpala. Wsunął dłoń między jej uda, z uśmiechem odkrywając, że i ona
jestgotowa.
–Pokażmi,jakbardzotęskniłaś.
Olivia sięgnęła po prezerwatywę, którą wcześniej schowała pod poduszką, i za-
bezpieczyła Xandera, zamieniając to w sztukę jednoczesnego uwodzenia i tortur.
Potemnanimusiadła,zapraszającgodosiebie.Mięśniejejudzadrżały,gdywszedł
wniągłęboko.
–Jużnigdyniepozwolęciodejść–powiedziała.
Potemzaczęłasiękołysać,aoncieszyłsięrozkoszą,jakąmuofiarowała,trzymał
ją za biodra, kiedy ich prowadziła na kolejny szczyt, który zdobyli zbyt szybko,
a jednocześnie nie dość szybko. Pasowali do siebie jak dwa fragmenty układanki.
Xanderotoczyłjąramionami,zatracającsięwtejchwili.
Dużopóźniejwstałaiwyrzuciłaprezerwatywę.Xanderpatrzyłnaniąspodcięż-
kichpowiek,gdygasiłaświece.Kiedywróciładołóżka,pokójpogrążyłsięwciem-
nościach.Xanderprzewróciłsięnabokiprzytuliłdojejpleców.
–Dobranoc–szepnęła.–Iprzepraszamzadzisiaj.
Wodpowiedziścisnąłjąmocnoipocałowałwkark.Słuchałjejoddechu,gdyzapa-
daławsen.
Jejskruchabyłaszczera,ajednaknadalniepozbyłsiępoczucia,żecośprzednim
ukrywa.Cośważnego,doczegojużsięzbliżał.
Czykiedyśtosobieprzypomni?
ROZDZIAŁTRZYNASTY
Nazajutrzranoobudziłasięspełnionaizadowolona.Odwróciłagłowęinapotkała
szareoczyXandera.
–Kochamcię–szepnęła.
Odsunęłamuwłosyzczołaipocałowałago,apotemwstała.Xanderchwyciłjąza
nadgarstekiprzyciągnąłzpowrotem.
–Zostań–rzekł,unoszącjejwłosyigłaszcząckark.
Dostałagęsiejskórki.Znałjejwrażliwemiejscaiczulesięnimizajął.Dochodziła
jedenasta,kiedywreszcieobojewstaliiposzlirazempodprysznic.
–Powinniśmycałydzieńchodzićnago–rzekłXander,namydlającOlivię,ajejser-
ceprzyspieszyło.
–Chciałabym,alemuszęzawieźćobrazydogalerii.Ażdowieczorabędęzajęta
otwarciem wystawy. – Spłukała pianę i wyszła z kabiny prysznicowej. – Chodzi
omojąopinięjakoartystki.
–Wtakimrazierób,cotrzeba,ajaznajdęsobiejakieśzajęcie.
–Możeszjechaćzemną–zaproponowałaznadzieją.
–Następnymrazem,dobrze?
Ukryłarozczarowanie.Zdawałasobiesprawę,żepopołudnieiwieczórpozado-
memtodlaXanderazadużo,aleniechętnieprzerywałatenczasbliskości.
Wytarłasięiwysuszyławłosy.Xanderwyszedłspodprysznica.Ubierałsięobok
niej. Usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio razem myli się i ubierali. Dotąd
niemiałapełnejświadomości,jaktęskniłazatymcodziennymrytuałem.
–Goliszsię?–spytała.
–Taa.Jestemgotowyznówbyćsobą.
Szczotka zaplątała jej się we włosy. Gotowy znów być sobą? Co miał na myśli?
Rozplątaławłosyiodłożyłaszczotkę.ObjęłaXanderawpasie.
–Lubięciętakiego,jakiterazjesteś.–Ucałowałajegoramiona.
–Adawnegomnienielubiłaś?–Patrzyłjejwoczywlustrze.
– Kochałam dawnego ciebie, ale oboje się zmieniliśmy. Siebie też teraz bardziej
lubię.Możenatymmiędzyinnymipolegałproblem.Zawszestarałamsiębyćkimś
innym.
Odsunęłasięodniegoisięgnęłaznówposzczotkę.Stresitroskiminionegodnia
wciążjejdoskwierały.Gdybydziśniemusiaławychodzićzdomu,niezrobiłabytego.
Odtejwystawynaprawdęzależyjejkariera.Wystawiałapracewjednejznajbar-
dziejprestiżowychgaleriiwAuckland,uważałasięzaszczęściarę,żejątamzapro-
sili.Tobyłoważniejszeniżpieniądze,któremogłanatymzarobić.
Kiedy zjedli puszyste omlety ze szczypiorkiem i bekonem i wypili kawę, Xander
pomógłjejzanieśćostatniepłótnodosamochodu.
– Dzięki – rzekła, zamykając bagażnik. – Nie wiem, o której wrócę, ale pewnie
późno,pokolacji.
–Damsobieradę.
–Obiecujesz,żejakrozbolicięgłowa,weźmiesztabletkiiodpoczniesz?
–Niemusiszmnieniańczyć,zapomniałaś?
–Wiem.–Pogłaskałagopopoliczku.–Alemartwięsięociebie.
–Damsobieradę,obiecuję–odrzekłpoważnie,poczymucałowałwnętrzejejdło-
ni.
PodrugiejstronieulicyOliviakątemokazobaczyłasąsiada,którydekorowałdom
lampkami.
Doświątpozostałydwatygodnie.
–Możekiedywrócę,ajeślibędziezapóźno,tojutro,ubierzemychoinkę.Nieza-
wracałamsobietymgłowy,kiedy…–Urwałaiwzięłagłębokioddech.Musipokonać
niechęć do mówienia o przeszłości. – Kiedy byliśmy w separacji. W każdym razie
jakwrócę,pójdęnastrychizniosęnadółwszystko,copotrzeba,okej?
–Dobrypomysł–przyznał.–Terazlepiejjużjedź.Chybaniechceszsięspóźnić?
Zerknęłanazegarekizawołała:
–Ojej,jużtakpóźno?Towszystkoprzezciebie!
Zaśmiałsięipochyliłgłowę,byjąpocałować,abyłtonamiętny,pełenobietnicpo-
całunek.
–Wracajszybko,będęczekał.
Odjeżdżając,widziałagowtylnymlusterku.Stałnapodjeździezrękaminabio-
drachiodprowadzałjąwzrokiem.Zostawiałagozniechęciąiniepokojem.
Cieńpłynącejponiebiechmurynamomentprzesłoniłsłońce,ażdrogaposzarza-
ła.
Olivia przesunęła okulary przeciwsłoneczne na czoło. Wstrząsnął nią dreszcz.
Nie będzie się głowiła, skąd ten nagły niepokój. W końcu odkąd Xander wrócił ze
szpitala,zostawiałagosamegonajwyżejnadwiegodziny.Azatemnicdziwnego,że
trochęsięmartwi,chociażniczłegoprzecieżsięniewydarzy.
Patrzył,jakautomatycznabramazamknęłasięzasamochodemOlivii.Brama.Coś
w tej bramie nie dawało mu spokoju. Poczuł ukłucie bólu w oczodołach, zamknął
oczyipotrząsnąłgłową.
Weźtabletki,mówiłaOlivia.
Uśmiechnąłsięiruszyłdodomu.Cóż,obiecałjej,żewrazieczegoosiebieza-
dba.Zresztąniemiałochotycierpieć.Znalazłtabletkiprzeciwbólowe,łyknąłdwie,
apotempołożyłsięwhamakuiodpoczywał,ażbólzelżał.
Odpoczywając,myślałotym,czymwypełnisamotnegodziny.Choinka,oczywiście!
Oliviaproponowała,byrazemjąubrali,alebyłprzekonany,żebędziezachwycona,
gdy po powrocie do domu powita ją udekorowane i rozświetlone drzewko stojące
przyokniewykuszowymodfrontu.
Zawszetrzymalichoinkęna strychu,askoroOlivia powiedziała,żenie ubierała
jejprzezostatnielata,powinienjąłatwoznaleźć.
Zrobijejmiłąniespodziankę.Ruszyłnagórę.Nastrychprowadziływąskiescho-
dy.Gdypostawiłstopęnapierwszymstopniu,trochęmusięwgłowiezakręciło,ale
wziąłsięwgarśćiszedłdalej.
Kiedyotworzyłdrzwi,musiałpoczekać,ażoczyprzywyknądopółmroku.Światło
wpadałotamprzezmałeoknaznajdującesięnadwóchkrańcachstrychu.Wpowie-
trzuunosiłsiękurz.
Xanderkichnąłiprzekląłpodnosem.
Rozejrzałsię,spojrzałnapudłaimeble,któretamprzechowywali.Przesunąłkil-
kakartonów,bydostaćsiędomiejsca,gdzie,jakpamiętał,znajdowałasięchoinka
idekoracje.JeśliOliviamówiłaprawdę.
Namomentsięwyprostował.JeśliOliviamówiłaprawdę?Czemumiałabykłamać
wtakiejsprawie?Czemuwogólemiałabygookłamywać?Możedlatego,żeskłama-
ławsprawieseparacji.Odsunąłtęmyśl.Wyjaśniłamu,dlaczegotoprzednimukry-
wała.Niezgadzałsięzjejwyborem,aleporazostawićzasobąprzeszłość.
Oliviawzięłanasiebieczęśćwinyzaichseparację.Zważywszynato,coXander
osobiewiedziałito,comudopowiedziała,niedziwiłsięichrozstaniu.
Pośmiercistarszegobrata,którysięutopił,kiedyXandermiałtrzylata,byłtrak-
towany jak jedynak. Patrząc wstecz, widział, jak rodzice radzili sobie ze stratą.
Matka, dystansując się od emocji, została pracoholiczką, ojciec, niestety, zamknął
sięwsobie,niezdolnydożadnejpracy.
Wciążpamiętałswojepowrotyzeszkoły.Matkazawszebyławpracy.Nigdynie
wiedział,czyojcieczechcewyjśćzdomuipograćznimwpiłkę.NajczęściejXander
siedział na podłodze przed drzwiami sypialni rodziców, słuchając cichego szlochu
ojca,obezwładnionegobólempostraciesyna,któryodszedłprzedwcześnie.
Zapewniemiałwięcejzmatkiniżzojca.Zawszetaksamojakonawalczył,żeby
przetrwać.Niepozwalałsiężyciuzdołować,wsamotnościicichościduchazmagał
sięzeswoimbólem.
Choćjużjakodzieckorozumiał,przezcoprzechodziłojciec,iżemiałotoniewiele
wspólnegozsiłączysłabością,niechciałsięczućtakjakonprzytłoczony.
Wkonsekwencjizawszetrzymałemocjenawodzy.Bałsiędoświadczaćhuśtawek,
ekstazyczyrozpaczy,zamiasttegorzuciłsięwwirpracy.
Terazsięzastanawiał,czytotakżestanęłomiędzynimiOlivią.Niestetyniepa-
miętał.
Byłgotowydaćichmałżeństwudrugąszansę.Możewypadekiamnezjawyjdąmu
jednaknadobre.Bywałupartyipewniedawniej,zamiastpracowaćnadzwiązkiem,
odrzucałwszelkiepróbynaprawieniasytuacji.
Ajednakniemógłsiępozbyćpoczucia,żedoichseparacjiprzyczyniłosięcoświę-
cej.NoiwciążdręczyłagosprawaRachelle,któramiałakluczedojegomieszka-
nia.Cośmusięniezgadzało.
Wkońcutorozsupła.Czułsięowielelepiej,pozanapadamibólugłowy.Przesunął
kolejnekartony,apotemprzykucnął,byprzeczytaćnapisnajednymznich.
Tojegocharakterpisma.Pudłobyłopodpisanedośćenigmatycznie:Różne.Przy-
ciągnąłjeiotworzył.Wśrodkuznajdowałysięoprawionedyplomyistarealbumyze
zdjęciami.Wziąłdorękipierwszyznichiautomatycznieprzeglądał.Zdjęciasięgały
jego lat studenckich, nim poznał Olivię. Nie znalazł tam niczego, czego by już nie
wiedział.
Schowałalbumdopudłaipchnąłjepodścianę.Niewykluczone,żewerzecyfro-
wejnieposiadalialbumówzezdjęciamizostatnichlat.Powinienraczejpogrzebać
wplikachwkomputerze.
Najpierwjednakmusiznaleźćchoinkę.Przejrzałjeszczeparępudełinic.Dostał
tylko ataku kichania. Już miał się poddać, kiedy w ciemnym kącie dojrzał jeszcze
dwapudła.
Przeciągnąłjewmiejsce,gdziebyłowięcejświatła.Niebyłyoznakowane.Żadne
niewyglądałonapudłozchoinką.Alemożeznajdowałysięwnichdekoracje.
Zakręciłomusięwgłowie,ażsięzakołysałnapiętach.Pewniepotrzebowałłyku
świeżego powietrza. Siedział tu już dłuższą chwilę, słońce prażyło w metalowy
dach,awentylacjabyłakiepska.
Zdeterminacjąpociągnąłzataśmę,którąoklejonopierwszepudło.Znówdziwnie
straciłrównowagę.Namomentzamknąłoczyiczekał,ażtominie.Zrobiłomusię
niedobrze.Przełknąłślinęisiłąwolipodniósłpowieki.
–Tylkotojednoikoniec–powiedziałnagłos,otwierającpudło.–Potemzejdęna
dół.Co…?
Zamilkł. Wyjął leżącą na wierzchu rzecz. Były tam chłopięce ubranka. Sięgnął
głębiej.Trafiłnamisia,pociągisamochody.
Znałterzeczy.Fragmentyinnegożycia,innegoczasu.Irytującepoczuciepustki,
wktórejżyłodczasuprzebudzeniaześpiączki,zaczęłoustępować.Wstrząsnąłnim
dreszcz.
Niewiele myśląc, rozerwał drugie pudło. Zalewał go zimny pot. Znalazł kolejne
ubrania,zabawki,anadniealbumyzezdjęciami.Nawetwpółmrokuwidziałdaty.
Wybrał najstarszy album i ostrożnie go otworzył. Na pierwszej stronie widniało
zdjęciezbadaniausg.Dotknąłgoczubkiempalca.Wróciłowspomnienie.Podniece-
nie,strachimiłość,wszystkorazem.Apotemból,wściekłybólpostracie.
Przewróciłstronę.ZdjęcieOlivii,młodszejibardziejbeztroskiejniżobecnie.Se-
riazdjęćOlivii,najpierwzuśmiechemipłaskimbrzuchem,potemzciążowymbrzu-
chem,palcemwskazującądatęwkalendarzu.
Nakolejnejstronieujrzałsamegosiebiezdumątrzymającegopłaczącenowona-
rodzonedziecko.
Swojegosyna.
ROZDZIAŁCZTERNASTY
Poczuł ucisk w piersi, gwałtownie zaszlochał. Przypomniał sobie wszystko aż do
dnia,gdyOliviamuoznajmiła,żejestwciąży.Przypomniałsobie,jaksięztegopo-
woduwtedypokłócili.
Byłnaniąwściekły,żepodjęłatakważnykrokbezjegowiedzy.Niebyłgotowyna
dziecko.Wciążpamiętałpośpiech,zjakimsiępobraliizaczęlibudowaćwspólneży-
cie.Dodiabła,ledwieprzywykłdotejbliskości,aOliviamuoświadczyła,żemuszą
zrobićmiejscedlajeszczejednejosoby,którawewszystkimbędzieodnichzależa-
ła.
Nie wiedział, czy ma w sobie tyle miłości, by starczyło jeszcze dla kogoś prócz
Olivii,wkażdymraziedopókiniedoświadczyłradościznarodzinParkera.Łzylecia-
ły mu po policzkach, gdy przewracał kartki albumu, a potem sięgnął po następny
i następny. Wszystkie dokumentowały życie ich ślicznego syna, aż do chwili, gdy
przestałżyć.OstatniezdjęciapochodziłyztrzecichurodzinParkera,zprzyjęciana
podwórzu.Tematemprzyjęciabylipiraci,nawetXandersięprzebrał.
Tacybyliszczęśliwi,spełnieni.Wystarczyłagłupiachwilazapomnieniazjegostro-
nyiwszystkosięskończyło.
Rozpacz po śmierci dziecka połączona z przekonaniem, że mógł jej zapobiec,
zdruzgotała Xandera. Otarł twarz, próbował powstrzymać łzy. Właśnie to ukradła
mu niepamięć. Wokół tego zbudował nieprzenikniony mur w sercu i umyśle: żeby
zatrzymaćpalącyból,któryterazrozrywałgonakawałeczki.
Ztrudempodniósłsięnanogi,zostawiłrozrzuconenapodłodzealbumy,zabawki
i ubrania. Pokuśtykał do drzwi i chwiejnym krokiem zszedł na dół, niezdarny jak
w pierwszych dniach po obudzeniu się ze śpiączki. Na dole skręcił w prawo i po-
szedłprostodosypialniobokswojegodawnegogabinetu.
Terazrozumiał,dlaczegomiałtugabinet.Nienawidziłkażdejsekundy,którąspę-
dzałzdalaodParkera.Pracującwdomu,mógłpatrzeć,jaksynrośnie,jakcodzień
uczysięczegośnowego,ajednocześniezarabiaćnautrzymanierodziny.
Rodzina, ich mała trzyosobowa rodzina. Nigdy by nie uwierzył, że ten trójkąt
możekiedykolwiekzostaćrozerwany.Nierozumiał,żekiedyznikajedenzboków
trójkąta,dwapozostałepadają.
Pchnąłdrzwisypialniipowiódłwzrokiempopustychścianachipodłodze.Jedyne,
co pozostało, to komoda, gdzie mieściły się wcześniej ubrania Parkera. Olivia po-
zbyła się wszystkich innych rzeczy. Z chirurgiczną precyzją wymazała z ich życia
istnieniesyna,podobniejakmatkaXanderazrobiłapośmiercijegobrata.
Padłnakolanaizgiąłsięwpół.Ogarnąłgotaksilnyżal,takświeży,jakbytobyło
wczoraj.Dziecko,ciałozjegociała.Krzyknąłzfrustracji,złościirozpaczy,głosem,
który wydobywał się gdzieś z trzewi. Dotąd sobie na to nie pozwalał, a teraz nie
mógłpohamowaćkrzyku.
Niemiałpojęcia,ileczasuminęło,gdywreszciewstałiprzeszedłdoswojejsypial-
ni.Nie,tojużniebyłajegosypialnia.TojestsypialniaOlivii.Onmieszkałgdziein-
dziej,terazjużwiedział,dlaczego.
Poszedłdołazienkiwziąćprysznic,próbowałzablokowaćwspomnienietejchwili,
gdydzieliłtęprzestrzeńzOlivią.
Wspomnienie się nie poddawało. Jego ciało budziło się do życia. Puścił zimną
wodę i stał pod prysznicem aż do kresu wytrzymałości, aż do bólu. Oparł ręce
ościanę,opuściłgłowę.Wodaspływałamuzkarkunaplecy.Wgłowiekrążyłypyta-
nia.CzemuOliviatoprzednimukrywała?Czemuwczoraj,gdymiałaokazję,niepo-
wiedziałamuwszystkiego?
Kiedyzakręciłkurekiwyszedłzkabiny,nadalnieznalazłodpowiedzi.Oliviapod-
stępem sprowadziła go do domu i nadal go oszukiwała, by tam został, tak jak go
oszukaławsprawiepigułkiantykoncepcyjnej.
Dlaczego?
Przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Ledwie poznawał człowieka o umęczo-
nychszarychoczach.
Nie zostanie w tym domu. Odkrycie kłamstwa Olivii było tak bolesne jak słowa,
którymigoobrzuciłapośmierciParkera.
Stali na oddziale ratunkowym, odepchnięci na bok przez lekarzy i pielęgniarki,
którzyusiłowaliratowaćichsyna.Dochwili,gdymusielisiępogodzićzfaktem,że
nicwięcejniemogązrobić.Kiedyszalonakrzątaninaustąpiłamiejscaciszy,Olivia
odwróciłasiędoniegoipowiedziała,żetowszystkojegowina.NiechciałParkera,
aterazjejnajdroższysynnieżyje.Och,potemgoprzeprosiła,aleniemogłacofnąć
tychstrasznychsłów.
Zaatakowałygojakchoroba,któragozżerała,ażniezostałomunicdoofiarowa-
nia.
Obwiniłagoośmierćichsyna,choćniebardziejniżonsamsiebiewinił.Pewnie
dałobysięnaprawićtętrudnąsytuację,gdybyonmniejjejpragnął,onazaśgobar-
dziej.
Boonjejpotrzebował.Bałsię,żeutoniewotchłaninieszczęścia,którawchłonęła
jegoojca.Wkońcusiłąwolizdystansowałsięodemocji,atymsamymodsunąłteż
od żony. Ona zaś nie zrobiła nic, by go z powrotem do siebie przyciągnąć. Aż do
chwili, gdy pojawiła się w jego szpitalnym pokoju z uśmiechem i kłamstwem na
ustach.
Podniósłzpodłogiswojeubraniaijezwinął.Cuchnęłyjegostrachem,bólemizło-
ścią.Nigdywięcejichniewłoży.Wziąłzszafyczysteczęścigarderoby,apotemwy-
jąłwszystko,comiałnawieszakachiwszufladach,irzuciłtonałóżko.
W szafie w holu znalazł walizkę, która wyglądała jednocześnie na nową i znajo-
mą.Pamiętał,żekupiłjąwminionymrokuprzedwyjazdemdoJaponii.Oliviapew-
nieprzywiozławniejjegorzeczyztamtegomieszkania.
Upchałwwalizcegarderobę,zamknąłją,apotemzszedłnadół.Postawiłwalizkę
wpokoju,apozostałerzeczywrzuciłdokubłanaśmiecinatyłachdomu.
Powinien opuścić to miejsce przed powrotem Olivii, ale jakiś perwersyjny maso-
chistycznyimpulsnakazałmuzostać,stanąćzniątwarząwtwarzispytać,co,do
diabła,sobiemyślała?
Masochistyczny? Nie, w oczekiwaniu odpowiedzi nie ma nic masochistycznego.
Zasługiwałnato,byusłyszećzjejustprawdę.Dośćkłamstw,półprawdiforteli.
Zajechałapoddomwświetnymnastroju.Wystawaokazałasięsukcesem.Właści-
cielgaleriibyłzachwyconynietylkosprzedażą,aleteżzamówieniaminajejprzy-
szłeprace.Oczywiściebyłanatylemądra,bywiedzieć,żenieoznaczatociągłego
pasmasukcesów,aletegowieczoruświatnależałdoniej.
Niecierpliwieczekała,bypodzielićsięnowinamizXanderem.
Podniosła wzrok na dom, zatrzymując się przed garażem. Niedawno zapadł
zmierzch,leczwdomubyłociemno.Wkażdymraziewoknachodfrontu.
MożeXanderjestwinnympomieszczeniualbowgabinecieprzyjejpracowni.
Wzięłatorebkęibutelkęszampana,którąotrzymałaodwłaścicielagalerii,iszyb-
kimkrokiemruszyładodrzwi.
–Xander?–wołała,zapalającświatłowholu.
Jakiśdźwiękzpokojudziennegokazałjejzatrzymaćsięizmienićkierunek.
–Xander?Wszystkowporządku?–spytała,zapalającgórneświatło.–Mamna-
dzieję,żemaszochotęzemnąświętować.Wystawabyłafantas…–Urwała.
WjednymzfotelisiedziałXanderwubraniuzjegonowegożycia,jaktookreśliła,
ztakąminą,żesięprzeraziła.
–JakdługozamierzałaśukrywaćprzedemnąprawdęoParkerze?–zapytałlodo-
watymtonem.
Opadłananajbliższekrzesło.
– Nie… nie miałam zamiaru tego ukrywać. Nie umiałam o tym mówić. Nie wie-
działam,odczegozacząć,inadalniewiem.
Xanderuniósłbrwi.
– Nawet teraz mnie okłamujesz? Czy wczoraj nie dałem ci szansy, żebyś mi
wszystkopowiedziała?Dodiabła,miałaśnatodwamiesiące!
Wstał,aonanerwowoszukałasłów.
–Xander,proszę,nieodchodź.
–Trochęzapóźno,żebytomówić,niesądzisz?–odparłostrymtonem.
–Próbowałam.Naprawdęchciałamtopowiedzieć.
– Ale się na to nie zdobyłaś. Spakowałaś całe życie naszego syna do pudeł
i upchnęłaś je w ciemnym kącie. Wymazałaś istnienie Parkera z życia. Czemu nie
miałabyśtegodalejrobić,skorolosdałciszansę?Nieznamcię,Olivio.Możenigdy
cięnieznałem.
Podniosłasię,nogiwciążjejdrżały.
–Czytyniezrobiłeśtegosamego?CzyniewymazałeśParkeraznaszegożycia,
kiedyodemnieodszedłeś?
–Odszedłem,bonieumiałemudawać,żeprzeszłośćnieistnieje.Boistnieje.Żało-
wałemtamtegotragicznegodniawkażdejświadomejchwiliżycia.Wyglądanato,
żetyłatwiejsiępodniosłaśibyłaśwstanieżyćtak,jakbyParkernigdysięnieuro-
dził–rzekłoskarżycielskimtonem.
– Nie mogłam żyć przeszłością. – Ścisnęła w ręce materiał bluzki, jakby w ten
sposóbmogłazmniejszyćuciskwpiersi.–Tomniezabijało.Aletytegoniewidzia-
łeś.Musiałamzrobićkrokdoprzodu,miałamwybór:żyćalboumrzeć.
–Żyćkosztemnaszegomałżeństwa?–Pokręciłgłową.–Itymówisz,żejazrobi-
łemtosamo?Nieprawda,niemógłbym.Kochałemnaszegosynacałymsobą.
–Jateż!–zawołała.–Ciebieteżkochałam.Wciążciękocham.Dlategoprzywio-
złamciędodomuimiałamnadzieję,żezapomnimyoprzeszłościiwszystkichtych
okropnych rzeczach, które sobie powiedzieliśmy. Moglibyśmy być razem, ale ty
znówuciekasz.Dlaczegomiałbyśstawićczołoproblemom,kiedymożeszpoprostu
uciec?
–Maszczelnośćoskarżaćmnieoucieczkę?PośmierciParkeradałaśmijasnodo
zrozumienia, że już mnie nie chcesz. Czasami się zastanawiam, czy kiedykolwiek
mniekochałaś,czytylkopasowałemdotwojegoplanunaprzyszłość.Pocomnietu
przywiozłaś?
Miaławgardlegulęzbitązjejniewypowiedzianychsłówilęków.Kiedywreszcie
byławstaniewydobyćzsiebiegłos,powiedziałazduszonymszeptem:
–Zrobiłamtodlanas.Zasługujemynadrugąszansę.Niesłuchałeś,kiedymówi-
łam,żeprzeszłośćsięnieliczy.Ważnajestprzyszłość.
–Niesłuchałem?Ukryłaśprzedemnąprawdę.Odcięłaśmnieodpamięciosynu,
odnaszejprzeszłości.–Machnąłręką.–Więcejtegoniezrobisz,niebędzieszpo-
dejmowałazamniedecyzji.
–Acoznaszymidecyzjami,tymi,którenasdotyczą?
–Nas?Nieistniejenictakiegojakmy.
Usłyszałaodgłossamochodu,któryzajechałprzeddom.Zarazpotemodezwałsię
klakson.
Xanderwziąłwalizkę,którejwcześniejniedostrzegła.Natychmiastjąpoznała.
–Żegnaj,Olivio.Moiprawnicysiędociebieodezwą,tymrazemwsprawierozwo-
du.
Ruszyłdodrzwi.Oliviaszłazanimjakmarionetkaporuszanarękamioszalałego
lalkarza.
–Xander,nieodchodź,proszę,niezostawiajmnie–błagała.–Odkądwróciłeśdo
domu,byłonamdobrze.Tujesttwójdom.
Nie zatrzymał się. Olivia go wyminęła, przycisnęła plecy do drzwi i zagrodziła
drogę.
–Staliśmysięsobietacybliscy.Tonaszaszansanaodbudowaniewspólnegoży-
cia.Popełnialiśmybłędy,alenieodrzucajtejszansy.
Xanderpołożyłdłonienajejramionachiodsunąłjąnabok.Brakowałojejsił,by
znimwalczyć.
Nacisnąłklamkęiotworzyłdrzwi.
–Jesteśwtymdobry–mruknęła,używającjedynejbroni,jakajejpozostała.–Ob-
winiaszmnieokłamstwo,oukrywanieprawdy,alejesteśtaksamowinnytemu,że
naszemałżeństwosięrozpadło.Odchodzisz,zamiastzaakceptowaćpomocczyonią
poprosić.Jesteśgotowypodzielićsięswoimciałem,alenigdyniepodzieliłeśsięze
mnąswoiminajgłębszymiuczuciamianimyślami.Nigdy.
Jegotwarznicniewyrażała.
– Razem nad tym popracujemy – ciągnęła. – Powiedziałeś, że spakowałam życie
Parkeradopudeł,aletyzrobiłeśtosamozeswoimiuczuciami.Siedziałeśwbiurze
dopóźnejnocy.Przestaliśmyrozmawiać.Nieprzyznaliśmy,jakbardzopotrzebowa-
liśmysiebie.Pomóżmi,Xander.Ipozwól,żebymjacipomogła.
Pokręciłgłową.Jegotwarzbyłaobojętnąmaską,oczypatrzyłylodowato.
–Jesteśostatniąosobą,którąkiedykolwiekpoproszęopomoc.
Wyszedłzdomu.PonadjegoramieniemdojrzałaRachelle,którawysiadłazsamo-
chodu.Xanderuniósłrękę,pozdrawiającRachelle,iruszyłwjejstronę.
Olivia stała nieruchomo, odprowadzając wzrokiem męża, który po raz drugi od-
chodziłzjejżycia.
Jego pożegnalne słowa odbijały się echem w jej głowie. Kiedy szum samochodu
ucichłwoddali,Oliviapowolizamknęładrzwiioparłasięonie.
Byłakłębkiembólu.GdyXanderzostawiłjąporazpierwszy,myślała,żejużnie
możebyćgorzej,alewówczasbyłatakodrętwiałapośmierciParkera,żeniebyła
zdolnawielemyślećaniczuć.Terazbólbyłniewyobrażalny.
Codalej?Byławściekła,żeporazkolejnypozwoliła,byto,conajlepszewjejży-
ciu,ztegożyciazniknęło.
Nadalkochałamęża.
ROZDZIAŁPIĘTNASTY
Siedział w samochodzie Rachelle, wlepiając wzrok przed siebie. Patrz w przy-
szłość,powtarzałsobie,omijajprzeszłość.Zostawzasobąból,złośćizdradę.
Wistociewciążkipiałzezłości.NietylkonaOlivię,aleinasiebie.
– Chcesz się gdzieś zatrzymać na kolację czy drinka? – spytała Rachelle, kiedy
zbliżalisiędomostuwporcie.
–Nie–odparł.–Dziękuję.Chcęjechaćdosiebie.
Skinęłagłową.
Xanderwyczułjejrozczarowanie.Terazsobieprzypominał,żeprzedwypadkiem
byli dla siebie kimś więcej niż kolegami z pracy. Może raczej przyjaciółmi niż ko-
chankami,alezmierzaliwstronęromansu.
Chociażmusiałszczerzeprzyznać,żeniebyłbywstanieangażowaćsięemocjo-
nalnienatyle,bynawiązaćzkimśintymnyzwiązek.Rachellebyładużobardziejniż
on zainteresowana pogłębieniem ich relacji. Zresztą nigdy tego nie ukrywała,
wprzeciwieństwiedoOlivii,któraskrywaładużo.
Niespodziewaniepoczułukłuciebólu.
Czemu odejście od Olivii tak bolało? Już raz to zrobił. Teraz pamiętał dlaczego,
rozumiałizgadzałsięzwyborem,któregodokonałdwalatatemu.
Tymrazemniepowinnobyćinaczej,ajednakczuł,jakbyzostawiałzasobążywot-
nączęśćsamegosiebie.
Jakzwyklewpiątkowywieczórpanowałsporyruch.Tapodróżsamochodemda-
wałamuzbytdużoczasunamyślenie.Odetchnąłzulgą,gdyRachellezaparkowała
wpodziemnymgarażujegodomu.
Wyłączyłasilnikiodwróciłasiędoniegozuśmiechem,choćwjejoczachwidniała
niepewność.
–Dobrzesięczujesz?Chcesz,żebymztobąposzła?
–Posłuchaj,dziękujęzapodwiezienie,alewolałbymzostaćsam.
Jejuśmiechzgasł.
–Chybaniejesteśnamniezły?Chciałamcicośpowiedzieć,kiedycięzobaczyłam
zOliviąwmieszkaniu,aleonaminiepozwoliła.
Xanderwestchnął.
–Oczywiście,żeniejestemnaciebiezły.–Pochyliłsięipocałowałjąwpoliczek.–
Dozobaczeniawponiedziałek,okej?Wbiurze.
–Pozwoliliciwrócićdopracy?Tocudownie.Bardzonamciebiebrakowało.Bar-
dzotęskniłam.
– Pozwolili czy nie, wracam. Choćby na parę godzin dziennie. Muszę wrócić do
normalności.
Cokolwiekjestteraznormalnością,dodałwduchu.
–Razjeszczedziękizapodwiezienie.Jestemciwdzięczny,żetakszybkosięzja-
wiłaś.
–Zawszemożeszdomniezadzwonić.Mogęcijeszczezrobićjakieśzakupy,jeśli
chcesz.
Stanowczopokręciłgłową.
–Nietrzeba.Cośzamówię.
–Wweekend?
–Damsobieradę–odparłiotworzyłdrzwi.–Doponiedziałku.
Rachelle w końcu zrozumiała i kiwnęła głową, ale rozczarowanie w jej oczach
byłobardzowyraźne.
–Doponiedziałku.Dobranoc,Xander,cieszęsię,żeznówjesteśdawnymsobą.
Kiedyodjechała,wjechałwindąnagórę.Pustkaibezosobowośćmieszkaniabyły
tym,czegoterazpotrzebował.Niechciałżadnychwspomnieńaniuczuć.Conajwy-
żejłykwhisky.
Podszedłdoszafki,gdzietrzymałalkohol,wziąłbutelkęnajlepszejszkockiejipo-
szedłzniądokuchni,gdzieznalazłkryształowąszklankęinapełniłjąnadwapalce.
PodszedłdookienzwidokiemnaportiDavenport,gdziezostałaOlivia,iwypiłłyk
alkoholu.Zapiekłogowgardle,aleniebyłotomiłepieczenie,jakiegosięspodzie-
wał.Czemu,dodiabła,szukapociechywalkoholu?Nigdytegonierobił.
Wróciłdokuchniiwylałzawartośćszklankidozlewu.Spojrzałnadużytelewizor
naścianiepokoju.Nie,filmczyskakaniepokanałachteżniewydałymusiępociąga-
jące.Wreszcieudałsięwstronęsypialni,alezatrzymałsięprzydrzwiachgabinetu.
Położył rękę na klamce, nim zdał sobie sprawę, co robi. Praca zawsze była dla
niego panaceum, czemu teraz miałoby być inaczej? Na pewno ma jakieś papiery,
które mógłby przejrzeć. Niestety laptop został bezpowrotnie zniszczony. Nawet
skórzanateczkanieochroniłatwardegodysku.
Gdytylkowszedłdogabinetu,zorientowałsię,żeOliviawnimbyła.ZdjęciaPar-
kera,którezsobązabrał,porazpierwszysięzniąrozstając,niebyłonabiurku.
Ogarnęłagowściekłość.Jakimprawemruszałacokolwiekwjegodomu?Takdale-
koposunęłasięwswoichmanipulacjach?
Szukałnerwowozdjęcia,ażznalazłjewszufladzie,odwrócone,iciężkoopadłna
krzesło.Spojrzałnaukochanątwarzjedynegodzieckainanowopoczułbólstraty
orazwyrzutysumienia.
Postawiłzdjęcienabiurkuiwpatrywałsięwnieprzezkilkaminut.Niewolnomu
zboczyćzdrogi,którąwybrał.Niechciałznównikogokochać,takjakkochałOlivię
isyna,bozadużogotokosztowało.
Terazrozumiałzachowanieojca.
BólipoczuciewinyzpowoduśmiercibrataXanderaprzygniotłygoswoimcięża-
rem,zwłaszczagdymatkachłopcówzamknęłasięwkokoniepozornejobojętności.
Ojciecniedostałwsparcia,któregopotrzebował.
Straciwszysynaimałżeństwo,Xanderteżniemiałsięnakimoprzeć.Aleonbył
twardszy,bardziejzdeterminowany,byniezostaćofiarąwłasnegobłędu,ajeślito
oznacza konieczność zdystansowania się od emocji – na wzór matki – tak właśnie
zrobi.
Tobyłynajdłuższedwatygodniewjejżyciu.Oliviazmuszałasiędowstaniazłóż-
kaipodjęciacodziennejrutyny.Kogooszukuje?–myślała,schodzącnadółwszla-
froku z nieumytą twarzą i nieuczesanymi włosami. Próba udawania, że wszystko
jestnormalnie,byłakrokiemwprzeszłość,anieczymśnowym.
BezXanderadomwydawałsiępusty.Przezminionedwatygodniekrążyłaponim
bez celu, niespokojna i pozbawiona motywacji. Nawet telefon właściciela galerii,
któryoznajmił,żesprzedałostatnizjejobrazówimazamówieniananastępne,nie
poprawiłjejnastroju.
Wszystkozepsuła.Znowu.
Coteraz?Automatyczniezaparzyłakawęinalałajądokubka.Kiedyuniosłagorą-
cy płyn do warg i aromatyczny zapach wypełnił jej nozdrza, zrobiło jej się niedo-
brze.
Zwestchnieniemwylałakawędozlewuinastawiławodęwczajniku.Możefiliżan-
kaherbatymiętowejobudzinanowojejapetyt.Kiedywyjęłazpudełkawspiżarni
torebkęzherbatą,musiałaprzyznać,żetrzebawięcejniżherbata,bywszystkona-
prawić. Tylko jedna rzecz – a właściwie jeden człowiek – mógł zmienić jej życie.
Tylkotenjeden,którynaprawdęsięliczył.Xander.
Właśniezaparzyłaherbatę,gdyzadzwoniłtelefon.Rozpoznałanumeriznówpo-
czułanudności.
Prawniknietraciłczasunauprzejmości.
– Pani Jackson, zostaliśmy poproszeni przez adwokatów pani męża, żeby przy-
spieszyćsprawyzwiązanezpaństwarozwodem.Czymamypaniprzesłaćnowefor-
mularze,czymapanitamte,którepaniprzekazaliśmy?
Xanderteżnietraciczasu,pomyślała.
–Tak,mamtamtedokumenty.
–Musijepanipodpisać,włożyćdokopertyijeszczedzisiajjenadać.Alboprzyślę
dopanikuriera,jeślipaniwoli.PanuJacksonowizależynaczasie.
Zamknęłaoczy,czującłzy.Głosjejdrżał.
–Rozumiem.Niemusipanprzysyłaćkuriera.
Namomentzapadłacisza,potemprawnikodchrząknął.
–Dziękuję–powiedział.–PaniJackson,bardzomiprzykro.
–Mnieteż,panieClement.
Pożegnałasięirozłączyła,telefonwypadłjejzrękinapodłogę.Objęłasięramio-
namiizgięławpół.Jejciałemwstrząsałszloch.Tojejwina.Gdybyodpoczątkubyła
zXanderemszczera,pewniebynieodszedł.Podjęłagłupiądecyzję,niezdolnasta-
wićczołodawnymcierpieniom,ipozbawiłasięszansynaprzyszłość.
Wreszciejakimścudempowlokłasięnagórę.Otworzyłaszufladę,gdzieschowała
tamtepapiery,ijejdłońzawisłanadartykułamihigienicznymi,któretamtrzymała.
Cośjestnietak.
Wyjęła z szuflady kalendarzyk kieszonkowy, gdzie zapisywała miesiączki. Ostat-
niaspóźniasiędwadni.Toniepowóddozmartwienia.Tyleżedotejporymiesiącz-
kowałaregularnie.
Drżącąrękąwsunęłakalendarzykdoszufladyijązamknęła.Zapomniałaokoper-
ciezdokumentami.
Żyłaostatniowwielkimstresie,jadłaispałanieregularnie.Ajednakczuła,żeto
niczego nie tłumaczy. Znała oznaki ciąży tak dobrze jak własną twarz w lustrze.
Brakapetytu,koniecznośćdrzemkiwciągudnia,niewspominającreakcjinakawę.
Odparudniczuławustachmetalicznysmak,którypamiętałazczasów,gdybyła
wciążyzParkerem.Ignorowałateznaki.Wolałajeignorować.
Coteraz,dodiabła,pocznie?
Trzydnipóźniejuzyskałapotwierdzenieswoichpodejrzeń.Pielęgniarkabyławy-
raźnie ucieszona. Co innego Olivia. Wiedziała, że musi natychmiast powiedzieć
otymXanderowi.
Gdydotarładodomu,zadzwoniłanajegokomórkę.Podwóchsygnałachwłączyła
siępocztagłosowa.PewnieXanderodrzuciłrozmowę,widzącjejnumernaekranie.
Świadomość,żeniechcerozmawiaćzniąnawetprzeztelefon,byłajakcios,któ-
regosięniespodziewała.
Nie poddała się jednak i podjęła kolejną próbę. Od razu została przełączona na
pocztę.
Zostawiłamuwiadomość.
–Xander,muszęztobąporozmawiać.Topilne.Spotkajmysięjutro,proszę.–Po-
dałanazwękawiarniwDevonportigodzinęspotkania.
Terazmogłajużtylkoczekać.
ROZDZIAŁSZESNASTY
Dotarł na miejsce przed wyznaczonym przez Olivię czasem, ale ona i tak była
pierwsza.
Zobaczyłago,gdytylkostanąłwdrzwiach.Jejpoliczkipoczerwieniały,aoczypo-
jaśniały.
–Dostałemtwojąwiadomość–powiedział,siadającnaprzeciwkoniejprzystoliku.
–Czegochcesz?
–Cieszęsię,żeprzyjechałeś.Niechciałammówićcitegoprzeztelefon.
–Przezdwamiesiąceukrywałaśprzedemnąróżnerzeczy,anaglechceszmicoś
powiedziećwczteryoczy?–Niekryłirytacji.
Niebyłjednakprzygotowanynato,cousłyszał.
–Jestemwciąży–oznajmiła.
Patrzył na nią zszokowany. Do stolika podeszła kelnerka, by przyjąć od nich za-
mówienie,leczXanderodprawiłjągestem.Wkońcuodzyskałgłos.
–Comasznamyśli,mówiąc,żejesteśwciąży?
–To,cotesłowazwykleznaczą.–Olivialekkouniosłakącikiwarg.
Spojrzałnaniąbaczniejidostrzegłcieniepodoczamiorazbladącerę.Zaniepo-
koił się, lecz natychmiast stłumił to uczucie. Jakie to ma dla niego znaczenie, czy
Oliviasięwysypia,czydbaosiebie?
Chybażeto,cooznajmiła,jestprawdą.
–Będziemymielidziecko–potwierdziła.
Całym sobą chciał zaprzeczyć jej słowom. Dziecko. Nie, nigdy więcej. Przecież
sięzabezpieczali.
–Alejak…?
– Używaliśmy przeterminowanych prezerwatyw – wyjaśniła, nie spuszczając
wzrokuzjegotwarzy.
–Wiedziałaśotym?
–Nie!Oczywiście,żenie.Wogóleonichzapomniałam.Pewniekupiłeśjeprzed…
–Urwała.
PrzedśmierciąParkera.Takwłaśniebyło.PodczasostatniegorokużyciaParkera
ich życie intymne kulało. Kiedy Parker zaczął chodzić do przedszkola, nękały go
chybawszystkieznaneczłowiekowiinfekcje,zarażałsiębakteriamiiwirusamiod
innychdzieci.
Olivia twierdziła, że z czasem jego system odpornościowy się wzmocni. Więcej
nocyspędzaławłóżkuzParkerem,próbującgouśpić,niżzXanderem.Kochalisię
rzadko,bocałąuwagęisiłypoświęciłapielęgnacjisyna.
Teraz znów jest w ciąży. Xandera przeszedł zimny dreszcz. Czego, na Boga, od
niegooczekuje?Znówpróbujenimmanipulować?
Czymożejejwierzyć,żeniemiałapojęciaotym,żeprezerwatywybyłyprzeter-
minowane?Możezaplanowałatęciążę,jakzapierwszymrazem?Próbowałaprzy-
wiązaćgodosiebiezapomocąniewinnegodziecka,kiedywszelkieinnesposobyza-
wiodły.
–Mówisz,żeniezrobiłaśtegocelowo.
–Oczywiścieżenie.Przysięgam–odparła,lekkopodnoszącgłos.Innigościeod-
wróciligłowywichstronę.–Jeślipamiętasz,totyzapierwszymrazemzainicjowa-
łeś…
–Pamiętam–przerwałjej.
Nie chciał słyszeć słów, które zbyt wyraźnie przywoływały fantastyczne chwile.
Zapachciała,jejwestchnieniaiokrzyki.Silnepoczucie,żenależątylkodosiebie.
Niechciałotympamiętać.
Ryzykojestzbytduże.
–Idlategojeszczeniepodpisałaśdokumentówrozwodowych?
–Nie!Szczerzemówiąc,zapomniałam.
–Szczerze?Tocośnowego–prychnąłidodał,widzącjejzszokowanąminę.–Wy-
bacz.
Jeślimiałwierzyćjejsłowom,obojesąjednakowoodpowiedzialnizatęsytuację.
Taświadomośćbyłagorzka.Naświatprzyjdziekolejnedziecko,wobecktóregoma
zobowiązania.Aprzecieżobiecałsobie,żenigdywięcejnieweźmienasiebietakiej
odpowiedzialności.
Gwałtownieodsunąłsięzkrzesłemiwstał.
–Dziękujęzainformację–rzekłiodwróciłsię.
PoparukrokachpoczułrękęOliviinaramieniu.
– Xander, proszę, zostań. Musimy o tym porozmawiać. – Znów podniosła głos,
ztymsamymskutkiemcopoprzednio.
–Nieróbscen.Prosiłaś,żebymprzyjechałiprzyjechałem.Przekazałaśmiwiado-
mość,aterazwychodzę.Możepowinnaśwmiędzyczasiepodpisaćswojączęśćdo-
kumentówiprzesłaćjeprawnikowi,jakcięprosił?
Patrzyłnajejrękę,ażgopuściła.
Natychmiast ruszył do drzwi. Nie pamiętał później, jak pokonał krótki dystans
zkawiarnidoprzystanipromuanijakdostałsiędobiura.
PamiętałtylkosłowaOlivii.„Jestemwciąży.”Odbijałysięechemwjegogłowie.
Niechciałznowubyćojcem.Musipodjąćdecyzje.Trudnedecyzje.Sięgnąłpote-
lefoniwybrałnumerswojegoadwokata.
Malowaławpracowni,kiedyusłyszałaparkującyprzeddomemsamochód.Pode-
szładooknaizezdumieniemzobaczyłakuriera.Niczegosięniespodziewała.
Kurierpodałjejkopertę,wziąłodniejpodpisiodjechał.Pełnazłychprzeczućzo-
baczyła,żenadawcąbyłprawnikXandera.Powoliruszyłanatarasnatyłachdomu
iusiadłaprzystole.Niemiałasiłyotworzyćkoperty,niechciałazobaczyćczarnona
białym,czegooczekujeodniejXanderwodpowiedzinainformacjęodziecku.
Wciążniemogłasiępogodzićzjegozachowaniemwkawiarni.Niewiedziała,cze-
gooczekiwała,alenapewnonietego,żeXanderwstanieiodejdzie.
Kosprzysiadłnatrawieiprzekrzywiłłepek,patrzącnaniąjednymokiem.Potem
dziobnąłziemięiwzniósłsięwpowietrze,trzymającwdziobierobaka.
Oliviapoczułasięjaktenrobak,zdananałaskęiniełaskęczegoświększegoisil-
niejszego. Nie było jej z tym dobrze, przypominało jej to rzeczy, których nie była
wstaniekontrolować.Akontrolastałasiędlaniejwszystkim.Dziękiniejświatkrę-
ciłsięwewłaściwąstronę,kiedywszystkoinnesięrozpadało.
Obracała w rękach kopertę. Naprawdę choć przez chwilę myślała, że Xander
ucieszysięzpowodudziecka?Byćmoże,wchwilinaiwnościigłupoty.
Cowięcteraz?
Odpowiedźtrzymaławrękach,alewciążnieczułasięnasiłach,byotworzyćko-
pertę.Położyłająnastoleiweszładodomu,byzaparzyćherbatęrumiankową.Po-
temzfiliżankąwyszłaznównataras,wypiłałykherbatyisięgnęłapokopertę.
Jednąrękępołożyłanabrzuchu.
–Okej,maleństwo,przekonajmysię,cotatuśmadopowiedzenia.
Jednym ruchem rozerwała papier i wyjęła zawartość koperty. Przejrzała szybko
list,potemprzeczytałagoponownie.Zdrętwiała.
Xanderniemógłjaśniejwyrazićswoichuczuć.Byłgotowywspieraćdzieckofinan-
sowo, ale nie chciał utrzymywać z nim ani z Olivią kontaktu. W kopercie była też
umowaokreślającawarunkiisumy,którebyłgotówpłacić.Nawetnatoniespojrza-
ła.
Poczułarosnącązłość.Jakonśmiałodrzucićswojedziecko?Jątocoinnego,ale
dziecko?
Rzuciłalistnastółiwstała.Kilkarazyprzemierzyładługośćtarasu,potemzatrzy-
małasięprzedpracownią.Przezotwartedrzwiwidziałapłótna,nadktórymipraco-
wała,zamówienia,któredostałapowystawie.
Malowaniezawszebyłojejucieczką–odsmutkuistraty–aleterazmusiałajakoś
pozbyćsięzłości,byznówsięgnąćpopędzel.
Zirytowanazamknęładrzwipracowni,poczymzaniosłatacęilistdodomu.
Włożyła tenisówki i ruszyła na plażę. Maszerowała po piasku, nie zauważając
światłaodbijającegosięwfalachaniwzmagającegosięupału,kiedysłońcesięgnęło
zenitu.
Gdy dotarła do końca plaży, pozbyła się największej złości. Usiadła na ławce
wcieniuiczekała,ażoddechitętnowrócądonormy.
CoskłoniłoXanderadotakiejdecyzji?Próbowałazracjonalizowaćjegostanowi-
sko.
Chłódidystans,przyktórymsięupierał,niecechowałymężczyzny,któregopoko-
chała.Wiedziała,żepotrafiłbyćzdystansowanyiniezależny.Bywałteżupartyido
szaleństwadrobiazgowy.
Nie był jednak człowiekiem, który odrzuciłby dziecko. Swoje dziecko. Choć był
zły,gdyzaszławciążęzParkerem,kochałsyna.Możechybapokochaćswojedru-
giedziecko?
Samotnamewakrążyławpowietrzu,poczymopadłanawodę.CzyXanderchce
byćwolnyjaktamewa?Odpowiadaćtylkozasiebieiprzedsobą?
CzyjejkłamstwaistrataParkerapozbawiłygozdolnościdomiłości?
Gdzieśztyługłowysłyszałastanowcze:Nie.
CzemuwięcXanderniechcemiećdoczynieniazdzieckiem?Zestrachu.Totakie
proste.Bałsięznówpokochaćdziecko,możeijąbałsiękochać.Czymiłośćniejest
opartanazaufaniu?Aczyniezawiodłategozaufania,itokilkarazy?
CzywsparłagowczarnychdniachinocachpośmierciParkera?Nie,byłaprze-
pełnionaoskarżeniamiorazbólemiprzenosiłanaXanderawłasnepoczuciewiny.
Czy gdy opuszczał ją za pierwszym razem, próbowała go zatrzymać? Nie, była
otępiałazbólu.
Wiedziałaconiecoojegorodzinie,choćXandernigdywielenatentematniemó-
wił,aOlivianieutrzymywałabliskichstosunkówzteściową.Wiedziałatylko,żeoj-
ciecXanderapośmiercipierworodnegozamknąłsięwsobie.MatkaXanderacięż-
kopracowała,byutrzymaćjedynegosyna,któryjejpozostał,orazmęża.Nieokazy-
wałamiłościprzytulaniemicałusami,alerobiła,cowjejmocy,byzapewnićrodzinie
bezpiecznybyt.
Czyzatemmożedziwić,żeXanderniepotrafiłwyrażaćbólu?Dlaczegowcześniej
otymniepomyślała?Dorastałzdwojgiemludzi,zktórychkażdeinaczejradziłoso-
biezestratą.Czyktośkiedyśpytałgo,jaksięczułpostraciebrata,apotemsyna?
Onategoniezrobiła.
Jakmaprzebićtenpancerz,którymsięotoczył?Jużstraciłajegozaufanie,więc
czywogólejestmożliwe,byjejwybaczyłiznalazłznówdlaniejmiejscewsercu?
Terazniebyłojużmiędzynimiżadnychtajemnic.Mogłabypodjąćpróbę.Jestto
winnaXanderowi,ichdzieckuisobie,bywalczyćoto,couważazasłuszne.
Było już późno, gdy odsłuchał ostatnie wiadomości od Olivii. Odkładał to przez
większączęśćdnia.Popowrociedodomuwiedział,żedłużejniemożeztymcze-
kać.Oliviamówiławprostirzeczowo.
Otrzymała jego propozycję od prawnika, ale chciała z nim to omówić osobiście.
Jeślizgodzisięzniąznówspotkać,niebędziedłużejzwlekała.Podpiszewszystko,
czegobędziesobieżyczył,iprzekażemudokumentypodczastegospotkania.
Powiniendoniejzadzwonić.Zamiasttegorzuciłtelefonnastolikiwyciągnąłsię
nakanapie.
Naatramentowymniebiepołyskiwałygwiazdy,jakbygwiazdyodległejgalaktyki.
Odległy,todobresłowo.Odległośćtobezpieczeństwo,dziękiktóremuczłowiekowi
serceniepękanamilionykawałków.
Tegowłaśniepotrzebował.Dystansu.
Próbował rzucić się w wir pracy, by zyskać emocjonalny dystans. Lecz w chwi-
lach,kiedysięniepilnował,podkradałysięmyślioOlivii.Jejobraz,gdyprzyjechała
doszpitala,aonwidziałnajejtwarzymiłośćitroskę.Jejdeterminacja,bypomóc
mu odzyskać zdrowie. Jej pełne rozkoszy westchnienia, kiedy się kochali, jakby
wszystkowichświecieukładałosięidealnie.
Nawiedzały go też dawniejsze wspomnienia z czasów, gdy żył Parker. Tworzyli
wówczasmałąszczęśliwąrodzinę.RodzącysięwtrzewiachbólprzypomniałXande-
rowi,żenigdyniezobaczy,jakParkerdorasta.Bólpołączonyzpoczuciemwiny,bo
toonzostawiłbramęotwartąitoonrzuciłBozowipiłkę,zaktórąpieswypadłna
drogę.Każdaztychrzeczysamawsobienieznaczyłatakwiele,alerazemdopro-
wadziłydotragedii.
DoświadczylizOliviątakiejsamejstratyjakjegorodzice.Aleonniejestswoim
ojcem.Niepoddasięinieugniepodciężarembólu.
Niegodziłsięnasłabość.Niegodziłsięnato,bypotrzebowaćOliviibardziej,niż
onagopotrzebowała.Kiedystałosięjasne,żeOliviajużgoniepotrzebuje,odszedł.
Musiodwrócićczymśuwagę,tylkoczym?
Wziąłznówtelefoniprzejrzałlistękontaktów.Niebyłwnastrojunanapędzane
testosteronemmęskietowarzystwo.ZatrzymałsięprzynumerzeRachelle.
Dałamudozrozumienia,żechętniepodejmiegręwmiejscu,gdziejegowypadek
jąprzerwał.Anawetposuniesiędalej.
Przyjechałapółgodzinypojegotelefonie.
–Taksięcieszę,żezadzwoniłeś–powiedziała,mruczącjakkotiunoszącgłowę.
Xanderjąpocałował,bardzochciałcośpoczuć,cokolwiekpozaobojętnością,lecz
nicztego.Możepoprostuwyszedłzwprawy.
Choć gdy chodziło o Olivię, nie potrzebował żadnej wprawy, powiedział złośliwy
głoswjegogłowie.WyciszyłgoizaprosiłRachelledopokoju.
–Maszochotęnacośdopicia?
–Jasne,pinotnoir,jeślimasz.–Usadowiłasięnakanapie,krzyżującnogi.
Zauważył, że jej spódnica uniosła się, odsłaniając uda. Rachelle była niewysoka,
zatomiałaidealnąfigurę,potrafiłateżpodkreślaćstrojemswojeatuty.
Xanderspodziewałsięprzypływuzainteresowania,anawetpożądania.Iznówsię
zawiódł.
Poszedł z butelką wina do kuchni. Po chwili wrócił i podał Rachelle kieliszek.
Wznieślitoast.
–Zanowypoczątek–powiedziałaRachellezbłyskiemnadzieiwoczach,przerzu-
cającwłosyprzezramię.–Iszczęśliwezakończenie–dodałazuśmiechem.
Xanderkiwnąłgłowąiwypiłłykwina.Nawetwinomuniesmakowało.Wszystko
tegowieczorujestnietak.
Rachellezaczęłamówićopracy.Niedawnoawansowała.Xanderzprzyjemnością
słuchał i przyklaskiwał wielu jej pomysłom, ale kiedy przeszła do bardziej osobi-
stych spraw i położyła rękę na jego udzie, przysuwając się do niego, wiedział, że
musizakończyćtospotkanie.
–Rachelle,wybacz,ale…
Wjejoczachbyłżal,siłąwolisięuśmiechnęła.Zabrałarękęzjegoudaipołożyła
palcenajegowargach.
– Okej, widzę, że się starasz, ale nic nie wychodzi, tak? Naprawdę nie musisz.
Problemwtym,żewciążjesteśmężemOlivii.Możenietylkonapapierze.–Położy-
łarękęnajegopiersi.–Alewsercu.
Postawiłakieliszeknastolikuipodniosłasię.
–Niewstawaj.Wyjdęsama.Ilepiejcitozostawię.
Zbocznejkieszenitorebkiwyjęłakluczdomieszkaniaipołożyłagoobokkielisz-
ka.
Kiedywyszła,Xanderpatrzyłnatenklucz.Dałgojejjakiśtydzieńprzedwypad-
kiem,żebymogłasięuniegoprzebrać,gdyżmieszkaładosyćdaleko.Potemmieli
razemjechaćnaprzyjęcie urządzaneprzezichklienta. Tamtegowieczoruanina-
stępnegodnianiepoprosiłjąozwrotklucza,myśląc,żemożeichrelacjasięrozwi-
nie.Niemógłsiębardziejmylić.
Powtórzyłsobiewmyślijejpożegnalnesłowa.
NaprawdęwciążkochaOlivię?Wstałiwyniósłkieliszkidokuchni.Wylałichza-
wartośćdozlewuizostawiłjenablacie,poczymruszyłdosypialni.
Pokójwydawałsiępusty.Dodiabła,onsamczułsiępusty.Najwyższaporazdobyć
sięnaszczerośćwobecsiebie.TęskniłzaOlivią.
Tęskniłzaichżyciemrazeminowąbliskością,którasięmiędzynimizrodziłapo
jego wypadku. Ale czy potrafi jej wybaczyć? Czy mógł jej pragnąć – jej i dziecka,
którenosiła–wiedząc,żemogągotakmocnozranić?
Kolejna bezsenna noc nie przyniosła mu odpowiedzi. Ani następny wypełniony
obowiązkamidzień.
Był zmęczony i więcej niż trochę rozdrażniony, kiedy o ósmej wieczorem wrócił
domieszkania.
Ostatniąosobą,którąchciałzobaczyć,byłaOlivia,któraczekałananiegoprzed
drzwiami.
ROZDZIAŁSIEDEMNASTY
Gdyzobaczyła,żeXanderwysiadłzwindy,szybkosięwyprostowała.Twarzmiała
bladąiściągniętą.Xanderztrudempowstrzymałsięprzedwyrażeniemtroski.
–Olivia?–rzekłnapowitanie.
–Nie…niemogłamczekać,ażoddzwonisz.Musiałamsięztobązobaczyć.
–Wejdź.
Otworzył drzwi i lekko pchnął ją do środka. Idąc za nią, poczuł znajomy zapach
ijegociałonatychmiastzareagowało.Dlaczegowczorajtakniebyło?Czemutylko
Oliviabudziwnimtęreakcję?
–Usiądź,kiepskowyglądasz–stwierdził,postawiłteczkęizdjąłmarynarkę.–Ja-
dłaścoś?
–Tak,dziękuję.Przedwyjściemzdomujadłamkolację.
–Długoczekałaś?
–Chwilę–odparławymijającoiusiadła.–Naprawdęuważasz,żejestdlanasza
późno?–zapytałanerwowo.–Niepotrafiszmiwybaczyćidaćnamszansy?
Xanderwsunąłpalcewewłosyiwestchnął.Wciążzadawałsobietosamopytanie
i dotąd nie znalazł na nie odpowiedzi. Serce mówiło mu, by się poddał, ale rozum
idoświadczeniekazałymuodejśćodOlivii,pókijeszczejestdotegozdolny.
Botaknaprawdędarzyłjąuczuciem.Tylkoczymożeznówryzykowaćizaczynać
noweżyciezOliviąidzieckiem?
–Xander?Powiedzcoś,proszę.
Wjejgłosiesłyszałcierpienieiniepewność.Jakaśjegoczęśćchciałajązapewnić,
żewszystkosięułoży.Inna,ciemniejszastrona,zbytdobrzepamiętaładzieciństwo,
kiedywracałzeszkołydoprzepełnionegosmutkiemipozbawionegociepładomu.
Pamiętałpustkę,którąpozostawiłposobiebrat,zbytgłęboką,byXandermógłją
zapełnić.Atakżepustkę,którąpozostawiłaposobieśmierćParkera.Zbytbolesną,
by sobie choćby wyobrazić próbę jej zapełnienia. Miłość boli, a on miał już dość
bólu.
UsiadłobokOlivii,oparłłokcienakolanach,złączyłdłonieiopuściłgłowę.
–Niesądzę–odrzekłwkońcu.
–Toprzynajmniejbrzmibardziejobiecująconiżzdecydowanenie–stwierdziłaze
smutkiem.
Spojrzałnanią,natakdobrzeznanąmutwarz.Delikatnydotykidyskretnapo-
moctejkobietypomogłymudojśćdosiebiepowypadku.Kobiety,wktórejjeszcze
bardziejsięzakochał,gdyzniązamieszkałpowyjściuzeszpitala.Gdybytylkoso-
bienatopozwolił,byłbywobecniejbezbronny.Iwobecichnienarodzonegodziec-
ka.
Niemożedotegodopuścić.Musizniąskończyćraznazawsze.
–Lepiejjużidź.Niemamyoczymrozmawiać,Olivio–powiedział.
–Niewyjdę,dopókimnieniewysłuchasz–upierałasię.–Mamprawopowiedzieć
ci,coczuję.Kochamcię.Każdymójoddech,każdywybór,odkądcięspotkałam,jest
związanyztobą.Wiem,żeniektóreztychwyborówbyłyzłeijestmiztegopowodu
bardzoprzykro,aleuczęsięnabłędach.
–Nigdyoniccięnieprosiłem–odparłizacząłsiępodnosić.
Oliviachwyciłagozarękęipociągnęławdół.
–Pewnienieprzyznasz,żechcesz,żebymstanowiłaczęśćtwojegożycia.Jaito
dziecko.–Wzięłagłębokioddech.–Rozmawiałamztwojąmatką.Wiem,coprzeży-
wałeśwdzieciństwie.
–Cozrobiłaś?Poco?Niemiałaśprawazniąrozmawiaćnatentemat.
Zagotowałsięzezłości.WściekłynaOlivięzato,żekontaktowałasięzjegomat-
kąwsprawie,któradotyczyłatylkoichdwojga,iwściekłynamatkę,żerozmawiała
zOlivią,choćznimnigdyniemówiłaoprzeszłości.
–Musiałamdowiedziećsię,czymamyszansę.PośmierciParkerazrobiłamto,co
robiłam przez minione dwadzieścia lat. Pozbierałam kawałki, na jakie się rozpa-
dłam,iciągnęłamdalej.
–SpakowałaśdopudełżycieParkeraiodłożyłaśjewgłębokikąt!Potraktowałaś
Parkerajakcoś,oczymnależyzapomnieć,jakbynigdynieistniał.
–Inaczejwtedyniepotrafiłam–odpowiedziałamuspokojnie.–Niebyłamwsta-
nieotymmówić.Wmoimrodzinnymdomunierozmawiałosięoemocjach,podej-
rzewam,żetwójdombyłpodobny.Twojamamapowiedziałamiotwoimtacie.Jego
bólbyłgłębszyniżżałoba,aostateczniekompletniegozłamał.Niechcę,żebycie-
bie to spotkało. Musimy być razem. Żadne z nas samo sobie z tym nie poradzi.
Może,jeślinadtympopracujemy,staniemynanogi.Powiedz,proszę,żespróbujesz.
Powiedz,żewartospróbować.
Wzięłagozarękęiprzycisnęłajądopłaskiegojeszczebrzucha.
–Powiedz,żewszyscytrojenatozasługujemy.
Spojrzał na swoją rękę, potem podniósł wzrok na jej twarz, oczy lśniące od łez.
Czułłzypodpowiekami.
–Niemogęcitegopowiedzieć.
Nienatakiesłowaliczyła,mimotopróbowaładalej.
–Pomyślchwilę.Proszęprzezwzglądnanaswszystkich.Żadneznasniejestide-
ałem, ale razem możemy się postarać. Wiem, że jestem tak samo winna, bo nie
dzieliłamsięztobąuczuciami.Niemogłampozwolić,żebybólwydostałsięnapo-
wierzchnię,bowtedybymnieobezwładnił.Moimjedynymlekarstwembyłapraca.
Nigdyniechciałamcięodtrącić.
–Tynietylkomnieodtrąciłaś,Livvy,aleteżukryłaśwszystkiepamiątkipoParke-
rze.Miałemwrażenie,żekiedyumarł,przestałsiędlaciebieliczyć.Nigdyonimnie
mówiłaś.Prawieniewymieniałaśjegoimienia.
–Parkerbyłdlamniebardzoważny.Tybyłeśważny.My,rodzina,byliśmyważni.
Wstałaizaczęłakrążyćpopokoju.
–PośmierciParkeraitwoimodejściuszukałamzapomnieniawpracy.Jedyniepra-
cując,nieczułambólupostraciewasobu.Byłamwstanietylkopracować.Niemo-
głam jeść ani spać. Stworzyłam wtedy najsilniej zabarwione emocjonalnie prace.
Zdobyłamnawetagenta.Totamtympracomzawdzięczamobecnysukces.Alewiesz
co?–Przystanęłanaprzeciwniego.–Jakośniepotrafiębyćztegodumna.Czujęsię,
jakbymzyskałanaśmierciParkera.Malowałamswójból,złość,swojewyrzutysu-
mienia.
– Wyrzuty sumienia? O czym ty mówisz? – Xander wstał, zaciskając pięści. – To
nietyzostawiłaśotwartąbramę,nietyrzuciłaśpsupiłkęwstronędrogi.Towszyst-
komojawina.
ŁzaspłynęłapopoliczkuOlivii.Xanderchciałjąwytrzeć,alenieśmiałjejdotknąć.
–Wiem,oskarżyłamcięoto.Łatwiejmibyłozrzucićwinęnaciebie,niżprzyznać
siędowłasnegoudziałuwtym,cosięstało.TegorankaParkerbawiłsięwpracow-
ni.Hałasowałpociągiemidziałałminanerwy,niemogłamskupićsięnapracy.Ka-
załammuwyjśćnapodwórze.Gdybymtegoniezrobiła…–Urwałaiotoczyłasięra-
mionami.
Xandermilczał.Oliviapodeszładokanapyiwzięłatorebkę.
–Przepraszam.Miałamnadzieję,żejeśliporozmawiamy,cośztegowyjdzie.Ale
chybaprzepaść,któranasrozdzieliła,jestzbytgłęboka.
Zanimjązatrzymałipowiedziałcoślogicznego,wyszła.Wżyciunieczułsiętak
samotny.
Opadł na kanapę i gapił się przez okno. Ostatnie promienie wieczornego słońca
głaskały półwysep po drugiej stronie portu. Półwysep, gdzie stał jego dom i gdzie,
jeślimiałbyćszczery,zostałojegoserce.
PowtórzyłwmyślisłowaOlivii,zwłaszczate,gdymówiłaoswoimbłędziepopeł-
nionymtamtegokoszmarnegodnia,kiedyichświatsięzatrzymał.
Dlaczegodotądotymniewspominała?
Terazzrozumiał,żesiępozbierała,bowzięłaprzykładzojca,którypośmiercijej
matkisamtaksięzachowałitakiegozachowaniasięponiejspodziewał.
Trzeba iść naprzód, nie oglądając się za siebie. I nie rozmawiać o tym, co boli.
PodobniebyłoprzecieżwrodzinnymdomuXandera.
Czy po śmierci Parkera mógł podjąć wysiłek, by uratować swoje małżeństwo?
Oczywiście,żetak.Aleonbyłzanadtoskupionynasobie.Naobronietychmurów,
którewznosiłprzezwiększączęśćżyciatakjakjegomatka.Matkanigdynieokazy-
wałasłabości,nigdyniewidział,bypłakała.Gdybyłociężko,aczęstobyłociężko,
boztrudemzwiązywałakonieczkońcem,pracowałajeszczewięcej.Czyniepostę-
powałtaksamo?
GdyOliviaoznajmiła,żebędąmielidziecko,rzuciłsięwwirpracy.Zdystansował
sięodniej,robiąc,cowjegomocy,byzapewnićimbezpieczeństwofinansowe.Za-
służyłnawetnaawans.Tobyływymiernesukcesy,miałprawobyćznichdumny.
Coonwtedy,dodiabła,wiedziałobyciuojcem?Niedostałwdomudobregowzo-
ru do naśladowania. Nie miał czasu, by się do tego przygotować. Nie rozmawiali
o tym, póki ni stąd, ni zowąd Olivia nie zaskoczyła go informacją o ciąży. Ku jego
zdumieniu, gdy Parker przyszedł na świat, więź i miłość pojawiły się natychmiast.
Równiesatysfakcjonujące,coprzerażające.
Ojcostwo okazało się dla Xandera nieoczekiwaną radością. Livvy bez problemu
zostawiła szkołę i poświęciła się macierzyństwu. Czy kiedykolwiek – tak jak on –
kwestionowałaswojązdolnośćdobyciadobrymrodzicem?Jeślitak,nieokazywała
tego.
Jedną z rzeczy, które z początku go do niej przyciągnęły, była jej niezależność.
Z czasem to samo powoli stawało się przyczyną dzielącej ich przepaści. Xander
zkolei,starającsięniebyćklonemojca,czyliofiarąprzeszłości,wpadłwpułapkę
ipostępowałdokładnietakjakmatka.
Dlaczegoniedostrzegł,żeniemusibyćczęściądysfunkcyjnegozwiązku?Wrócił
myślą do chwili, kiedy zakochał się w Olivii. Znał wiele kobiet – pięknych, silnych,
zdolnych. Żadna z nich nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak Olivia. Czemu
otwartośćwobecjedynejosoby,zktórąchciałbyćblisko,miałabybyćczymśzłym?
Czyswojąupartąrezerwąprzyczyniłsiędoupadkuichmałżeństwa?Oczywiście,
żetak.Czemuzatem,zamiastiśćwżyciuwłasnądrogą,ruszyłwśladymatki?
Byłgłupcem.Skończonymidiotą.Odtrąciłjedynąosobę,którabezwarunkowogo
kochała,którapotrzebowałagotak,jakonjejpotrzebował.
Tak,pragnąłbyćbliskoOliviiiniemawtymniczłego.Tonieczynigosłabszym,
nieodbieramęskości.Tomudodajesiły,ponieważjąkocha.
Wstałipodszedłdookna.Oparłrękęnaszybieipatrzyłnaodległewzgórze,na
którymstałichdom.Livvypodjęłakilkagłupichdecyzji,aleczyjemusiętoniezda-
rzyło?Czypotrafijejwybaczyć,żenimmanipulowała,gdywyszedłzeszpitala?
Złość,któranimpowodowałaprzezostatnietygodnie,powoligasła.Oczywiście,
żemógłbyjejwybaczyć.Obojemusząnadtympopracować.
Terazmusząteżmyślećonowymżyciu.Jakwogólemogłomuprzyjśćdogłowy,
byodciąćsięodswojegodziecka?Niewidzieć,jaksięrodzi,dorastairozwija?
Samamyślotymbyłabolesna,instynktowniezacząłsięodniejdystansować,ale
siępowstrzymał.Bóljestwporządku.Emocjesąwporządku.
Zamknąłoczyiodwróciłsięodokna.Czyjestdośćsilny,bytozrobić?Byzaufać,
pozwolić,żebyjegożyciemrządziłamiłośćiprzestaćsiękontrolować?Czekajągo
poważnedecyzje,achciałbyćpewny,żesąwłaściwe.
Icoważniejsze,musibyćprzekonany,żepodjąłjezwłaściwychpowodów.
ROZDZIAŁOSIEMNASTY
NadszedłdzieńWigilii.Minąłtydzieńodchwili,gdyOliviawidziałaXandera.Tego
rankapostanowiłaświątecznieudekorowaćdom,azatemwybrałasięnastrych,by
czegoś tam poszukać. Ale gdy natknęła się na rozrzucone rzeczy Parkera, które
Xanderzostawiłnapodłodze,zapomniałaoświątecznychdekoracjach.
Schowałaubraniaizabawki,podniosłazpodłogialbumy,byjeteżzamknąćwpu-
dle.Wostatniejchwilizmieniłazdanieizeszłazniminadół.
Położyła je na półce w pokoju. Tam jest ich miejsce. Postawiła też na miejsce
oprawionezdjęciaParkera.Potemprzyniosłazestrychukartonzzabawkamiipo-
stawiłagowpokoju,którynależałdosyna,awktórymniedługozamieszkakolejne
dziecko.
Zrobiło jej się lżej na sercu. Wszystkich tych rzeczy brakowało, gdy je ukryła
przedswoimwzrokiem.Byłotak,jakbyktośwyrwałjejzpiersikawałekserca.
Nigdynieprzestanietęsknićzasynem,aleterazprzynajmniejmożegowspomi-
nać.Możezacząćsobiewybaczaćdecyzje,jakiepodjęłatamtegodnia.
Porananowypoczątek.GdybytylkoXanderbyłturazemznią.Niezliczonąlicz-
bęrazysprawdzałasekretarkęautomatycznąikomórkę,byzobaczyć,czydzwonił.
Porastawićczołoponurejprawdzie.Niebędziewspólnejprzyszłości.Papieryroz-
wodowe i propozycja Xandera wsparcia finansowego dla ich dziecka leżały przed
niąnakuchennymstole.Oliviaściskaławręcepióro.
– Podpisz i skończ z tym – powiedziała do siebie i położyła rękę na brzuchu. –
Damysobieradę.
Zanimprzyłożyłapiórodopapieru,zadzwoniłdzwonekudrzwi.Zwestchnieniem
irytacjirzuciłapióronastółiwyszładoholu.NawidokXandera,którystałzręką
opartąoframugę,wstarejbluziezczasówstudenckichirówniestarychdżinsach,
sercejejzamarło.Jegoszareoczybłyszczały,nabrodziewidniałzarost.
–Przyszedłeśwsprawiepapierów?–Wytarładłoniewdżinsy.
–Niezupełnie–odparł.–Mamdlaciebieprezentpodchoinkę.Właściwiedlacie-
bieidziecka.
Oliviapatrzyłananiegozmieszana.
–Dla…?
–Chodźizobacz.
Odwróciłsięiruszyłprzedsiebie.Oliviadojrzałasuva.Najwidoczniejlekarzpo-
zwoliłjużXanderowiprowadzićsamochód.Coprawdanigdyniechciałczymśtakim
jeździć. To ona wybierała praktyczne samochody, on zaś sportowe dwudrzwiowe
zagraniczneauta.Możepożyczyłodkogośtegosuva?
Możeprezentniemieściłsięwjegoaucie?
–Idziesz?–zawołał,stojącprzybramie.
–Jasne.–Poszłazanimścieżką.–Twój?
– Taa, uznałem, że pora zostawić wyścigowe auta zawodowcom i trochę doro-
snąć.Araczejpoprostudorosnąć.
Tyłsuvabyłotwarty.Przezprzyciemnionąszybędojrzałatransporterdlapsa.Na
widok małego beagle’a otworzyła usta. Xander otworzył transporter, wziął szcze-
niakanaręceipodałgoOlivii.
–Wesołychświąt,Livvy.
PiesuniósłłepekiradośniepolizałbrodęOlivii,aonasięroześmiała.
–Aledlaczego?
–Każdydzieciakpowinienmiećpsa,prawda?–Xanderwyjąłtorbęzzabawkami
ijedzeniemdlapsa,apotemzprzedniegosiedzeniawziąłpsielegowisko.–Pozwo-
lisz,żezaniosętodośrodka?
–Tak,jasne–odparła.–Wejdź,możenapijeszsiękawy.Czyonmajużimię?
–Ona.Nie,niema.Uznałem,żesamajewybierzesz.
Kiedy weszli do domu, Xander od razu zauważył zdjęcia Parkera na ścianie
wholu.
–Powiesiłaśje?–Przystanąłprzedzdjęciemichtrojga,uśmiechniętychiszczęśli-
wych.
Oliviapoczuładławieniewgardle.
–Tujestichmiejsce.Nie…powinnambyłaichchować.Toniebyłowporządku.
Xandertylkolekkoskinąłgłową.Oliviachciałagospytać,comyśli,miałanadzieję,
żejąpochwali,leczonmilczał.Nastolewkuchnidostrzegłdokumenty,nadktórymi
siedziaławcześniej.
–Chciałaśjepodpisać?
–Wciążniemogęsiędotegozmusić–przyznała,kręcącgłową.–Aleskorojużtu
jesteś,możeszjeodrazuzabrać.
–Musimyporozmawiać–odrzekłpoważnie.
Poczułauciskwżołądku.Szczeniakwierciłsięwjejramionach.
–Możenajpierwjąwyprowadzimy?
–Wszędziemożemyrozmawiać.
Olivia postawiła suczkę na podłodze i wyszła z Xanderem na zewnątrz. Suczka,
nieświadomanapięciamiędzydwojgiemludzi,obwąchałakrzewyidrzewa,apotem
radośnieprzykucnęłanatrawie.
–Jestśliczna.Aleczemująkupiłeś?–Niemogłazdjąćwzrokuzsuczkiiniemiała
odwagispojrzećnaXandera.
–Wdzieciństwieniemiałemżadnychzwierzaków,choćbardzoprosiłemiobieca-
łem,żebędęsięnimizajmował.Mamapowtarzała,żemadośćroboty.Kiedyprzy-
wiozłaśBoza,chybaotymzapomniałem.
Olivia położyła rękę na jego przedramieniu i chciała pocałować go w policzek.
Xanderwostatniejchwiliodwróciłgłowę,ichwargisięspotkały.Zaskoczonaodsu-
nęłasię.
–Dziękuję,jużjąkocham.Jestpiękna.
–Tyjesteśpiękna.Maszpiękneciałoiduszę.Nigdytegoniedoceniałem,Livvy.
Dużo ostatnio myślałem. Zrozumiałem, że patrzyłem tylko na to, co widać na ze-
wnątrz.Przekonałemsamsiebie,żetowystarczy,żenaszzwiązekmożebyćoparty
nafizycznejbliskości.Dopókibyłonasdwoje,niemusiałemsięgaćgłębiejdouczuć.
Wiedziałem,żeciękocham,choćnigdychybanierozumiałem,jakbardzo,niesądzi-
łem,żebędęsiętobądzieliłzdzieckiemczypsem.
Uniósłrękę,delikatnieodgarnąłjejwłosyiująłjejtwarzwdłonie.
–Przepraszam,Livvy.Byłemgłupi.Chybaniewiedziałem,cotojestmiłość,dopó-
kicięniepoznałem.NiezasłużyłemnaciebieaninaParkera.Aninato,conasłą-
czyło. Gdybym był lepszym mężem, lepszym ojcem, może tamtego dnia nic by się
niezdarzyło.
Zdusiłaszloch.
–Byłeśświetnymtatą,aParkercięuwielbiał.Tonietypodejmowałeśważnede-
cyzje. To nie ty wskazywałeś winnych, nie widząc, gdzie leży wina. To wszystko
mojebłędy.
Xanderpotrząsnąłgłową.
–Byłemjegoojcemipowinienembyłdbaćojegobezpieczeństwo.Tobyłmójobo-
wiązek,ajagoniespełniłem.
Dostrzegłałzywjegooczach.
–Jedynąosobą,którajestwinnatego,cosięstało,jestkierowcasamochodu,któ-
ry potrącił Parkera i Boza. Gdyby patrzył na drogę zamiast pisać esemesa, gdyby
nieprzekroczyłlimituprędkości,wporębysięzatrzymał.Niemożemydręczyćsię
gdybaniem, nie możemy się wciąż oskarżać. Nie cofniemy czasu, niezależnie od
tego,jakbardzobyśmychcieli.Gdybymmogła,tamtegodniawszystkozrobiłabym
inaczej. Ale teraz tego nie zmienię. Ty też niczego nie zmienisz. Na pewno to
wiesz.Musiszsięztympogodzićiżyćdalej.
Xanderspojrzałnazwiedzającegoogródpsa.
–Aletakwcaleniejestłatwiej,prawda?
–Samotnieteżniejestłatwiej.
–Maszrację.Obserwowałemmatkę,którasamasięzewszystkimborykała.Tak
dotegoprzywykła,żenawetodemnieniechciałapomocy.Powiedziałaci,żemójoj-
cieckompletniesięzałamałpośmiercimojegobrata,tak?
StanęłaobokXandera,wsunęładłońwjegorękę.
–Tak.Dotejporynierozumiałam,jaktrudnebyłotwojedorastanie,jakietobyło
trudnedlatwojejmatkiiojca.
–Znałeminnerodzinyiwiedziałem,żeunasjestinaczej.Niemogłemzapraszać
do domu kolegów. Po śmierci Parkera pojąłem, co przeżywał ojciec. Nie chciałem
wpaść w tę samą czarną dziurę. Robiłem wszystko, co mogłem, żeby temu zapo-
biec.Trzymałememocjenawodzy.
Pokręciłgłową.
–Bardzostarałemsięniebyćtakijakon–ciągnął.–Bezmatkibyniefunkcjono-
wał.Onautrzymywałarodzinę,bezniejniemielibyśmycojeść,niemielibyśmyda-
chunadgłową.Gdywychodziłaranodopracy,ojcieczaczynałpłakać.Samszedłem
doszkoły,mającwuszachjegoszloch.Kiedyzmarł,poczułemraczejulgęniżsmu-
tekczyrozpacz,boporazpierwszyodlatwiedziałem,żewkońcuodzyskałspokój.
Nie mógł sobie wybaczyć śmierci syna, nie był w stanie o tym mówić. Większość
czasuspędzałwłóżku.Byłcałkowiciezależnyodmatki.
Oliviaścisnęłajegodłoń.
–Ktośpowinienbyłwamwówczaspomóc.
Xanderprzytaknął.
–Mamaniejestosobą,któraszukałabypomocy.Byłasilnaitwarda,ajauważa-
łem,żemuszębyćtakijakona.Prawdęmówiąc,dostrzegłemwtobiepodobieństwo
domojejmatki.Chybanigdyniewidziałemjejłez.Nigdynieprzyznała,żejestbez-
radna.PośmierciParkeraradziłaśsobiesamazewszystkim,cosiędziało,wygłosi-
łaś nawet mowę na rozprawie tego kierowcy, który go zabił. Twoje opanowanie
mnieprzerażało.Patrzyłemnasiebieipytałem,czemujatakniepotrafię.Czyje-
stemkopiąswojegoojca?
–Nie–zapewniłago.–Tyteżcierpiałeś.Każdyradzisobieztymnaswójsposób.
Możeszbyćtylkosobą.Jazepchnęłamgdzieśemocje,nauczyłamsiętegowdzieciń-
stwie.Życietoczysiędalejitympodobne–powiedziałazgoryczą.–Wmojejrodzi-
nie wszyscy zwracali się do mnie, kiedy trzeba było podjąć jakąś decyzję, nawet
tata.Dlamniestałosiętodrugąnaturą,tomnieukształtowało.Takprzywykłamdo
samodzielnego podejmowania decyzji, że do głowy mi nie przyszło, żeby cię w to
wciągać. Kiedy się pobraliśmy, myślałam, że sama ułożę plan naszego życia. Nic
dziwnego,żezdarzenie,którepowinnonaspołączyć,odsunęłonasodsiebie.
Xanderwestchnął.
–Tonietylkotwojawina.Pozwoliłemciprzejąćkontrolę,botakbyłowygodniej.
Mogłem wypełniać swoją rolę, jak chciałem, rolę, której mój ojciec nie wypełniał.
Alenieobyłosiębezkosztów.Myślisz,żenamsięuda?Żemożemydaćsobiedrugą
szansę?–spytał,wciążpatrzącnaogród.
–Tak,powinniśmytozrobić.Niedlatego,żetegochcęczytytegochcesz,aledla-
tego,żejesteśmytosobiewinni.Sobie,pamięciParkeraitemudziecku,któresię
urodzi. Mamy prawo być szczęśliwi. – Pogłaskała jego policzek i uśmiechnęła się,
gdywycisnąłcałusawewnętrzujejdłoni.–Nigdynieprzestałamciękochać.Nigdy
nie przestanę. Musiałam tylko nauczyć się, jak ważne są emocje. I dzielenie się
nimi.Absolutnieniejestemgotowanato,żebynaszzwiązeksięzakończył.
Skinąłgłową.
–Anija.Chybażadneznasniemiałowdzieciństwieidealnegowzorca,ajednak
jakośsięodnaleźliśmyipokochaliśmy.–Objąłjąispojrzałjejgłębokowoczy.–Po-
możeszmi,Livvy?Pomożeszmiprzeżyćżałobęponaszymsynu?Pozwolisz,żebym
ja ci w tym pomógł? Żebym cię kochał do końca życia i wychowywał to dziecko,
amożeteżkolejnedzieci?
–Niczegobardziejniepragnę.Niechcężyćbezciebie.Chcę,żebyśmystworzyli
rodzinę,najakąobojezasługujemy.
–Jateż,izrobimyto,Livvy.Tymrazemniczegonieschrzanimy,będziemyrazem
nadobreizłe.
Pochyliłgłowęiczulejąpocałował.Jegodotyknigdyniewydałjejsiętakwyjątko-
wy.Sercezabiłojejmocniej.Serce,którebiłodlategomężczyzny,pełneodwzajem-
nionejmiłości.
Xanderspojrzałnasuczkę,którausiadłaipatrzyłananich.
–Tojakjąnazwiesz?
Oliviapodniosłananiegowzrok.
–Chybapowinieneśspytać:Jakjąnazwiemy?
Xandersięroześmiał.Tak,tymrazemdadząradę.
Tytułoryginału:TheWifeHeCouldn’tForget
Pierwszewydanie:HarlequinDesire,2015
Redaktorserii:EwaGodycka
Korekta:UrszulaGołębiewska
©2015byDolceVitaTrust
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.Warszawa2016
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.
Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises
Limitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN:978-83-276-2203-7
KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.
Spistreści
Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Rozdziałjedenasty
Rozdziałdwunasty
Rozdziałtrzynasty
Rozdziałczternasty
Rozdziałpiętnasty
Rozdziałszesnasty
Rozdziałsiedemnasty
Rozdziałosiemnasty
Stronaredakcyjna