McCullough Colleen Panie z Missalonghi

background image

Colleen McCullough

Panie z Missalonghi

The Ladies of Missalonghi

Przekład Małgorzata Żuk



background image

Matce, która w Górach Błękitnych zrealizowała

marzenie swojego życia

Autorka


background image



– Czy możesz mi powiedzieć, Octavio, dlaczego nasz

los jakoś nie wydaje się zmieniać na lepsze? – spytała
siostrę Drusilla Wright, dodając z westchnieniem: –
Potrzebny nam nowy dach.

Panna Octavia Hurlingford wcisnęła ręce między

uda, pokiwała smutno głową i odwzajemniła westchnienie
siostry: – Kochanie, czy jesteś pewna?

– O, przyszedł Denys.
Odkąd ich siostrzeniec, Denys Hurlingford,

prowadził miejscowy handel towarami żelaznymi i
okazało się to niezwykle korzystnym przedsięwzięciem,
jego zdanie w tego typu sprawach stało się wyrocznią.

– Ile będzie kosztował nowy dach? Czy sądzisz, że

trzeba wymienić cały? Może wystarczy zmienić tylko
najgorsze części?

– Obawiam się, że nie ma ani jednego kawałka, który

warto byłoby zatrzymać – powiedział Denys.

– W takim razie potrzebujemy około pięćdziesięciu

funtów.

Zapadła ponura cisza. Każda z sióstr łamała sobie

głowę, skąd zdobyć pieniądze potrzebne na reperację
dachu. Siedziały jedna przy drugiej na pokrytej końskim
włosiem sofie – jedynej pozostałości z lepszych czasów,
których nikt już nie pamiętał.

background image

Drusilla

Wright

z

mikroskopijną

precyzją

mereżkowała skraj płótna, a Octavia Hurlingford zajęta
była szydełkowaniem, robótką, która odpowiadała jej
bardziej niż wybornie wykonywana przez siostrę
mereżka.

– Mogłybyśmy wydać te pięćdziesiąt funtów, które

ojciec ulokował dla mnie w banku, kiedy się urodziłam –
zaoferowała Missy, trzecia z lokatorek domu, chcąc w ten
sposób złagodzić wyrzuty sumienia, że nie zaoszczędziła
grosza z pieniędzy za jajka i masło.

Ona także pracowała. Siedząc na niskim stołeczku

robiła specjalnym czółenkiem frywolitki.

[Frywolitki – bardzo

delikatne koronki lub serwetki koronkowe, wykonywane specjalnym czółenkiem,
rzadziej szydełkiem.]

Palce Missy splatały pętle płóciennej nici

z niezwykłą sprawnością. Znała swą pracę tak dobrze, że
wydawało się, iż wykonuje ją niemal na ślepo i obojętnie.

– Dziękuję ci, ale nie – odrzekła Drusilla Wright.
I tak oto zakończyła się jedyna rozmowa, która

odbyła się podczas dwugodzinnej pracy w piątkowe
popołudnie.

Niedługo potem ścienny zegar zaczął wybijać

czwartą. Podczas gdy ostatnie wibracje dźwięku zegara
unosiły się jeszcze w powietrzu, trzy panie przystąpiły z
automatyzmem wynikającym z długiego przyzwyczajenia
do odkładania swoich, rękodzieł. Drusilla mereżkowania,
Octavia szydełkowania, a Missy koronek. Każda z nich
ułożyła robótkę w identycznej, popielatej, flanelowej
torbie, a potem każda z kolei torba została umieszczona w

background image

starym mahoniowym kredensie stojącym poniżej okna.

Codzienny tok zajęć nigdy niczym się nie różnił.
O czwartej dwugodzinna sesja robótek w saloniku

kończyła się, dając początek drugiej dwugodzinnej sesji,
ale już zupełnie innego rodzaju.

Drusilla zasiadała do organów, które były jej

jedynym skarbem i dawały wielką przyjemność, podczas
gdy Octavia i Missy przechodziły do kuchni, aby
przygotować wieczorny posiłek i dokończyć domowe
prace.

Gdy stanęły obok siebie w drzwiach, według

hierarchii domowej ważności, łatwo było zauważyć, że
Octavia i Drusilla to siostry. Obie były niezmiernie
wysokie i miały pociągłe, kościste i anemicznie blade
twarze. Jednak

gdy Drusilla zbudowana była

zdecydowanie mocno i muskularnie, Octavia miała
sylwetkę wątłą i wyniszczoną zadawnioną chorobą
kostną. Missy miała ponad pięć i pół stopy wysokości,
dzieląc wzrost między ciocine pięć stóp i matczyne sześć
stóp wysokości. Nic więcej wspólnego z obydwiema
siostrami nie miała. Była ciemnowłosa, a one były jasne.
Piersi miała tak małe, jak ich biusty wydawały się
przesadne, a jej delikatna twarz kontrastowała z ostrymi
rysami ciotki i matki.

Kuchnia znajdowała się w wielkim, pustym

pomieszczeniu usytuowanym na tyłach głównego holu.
Jej wymalowane na brązowo drewniane ściany pogłębiały
i tak ponurą atmosferę wnętrza.

background image

– Missy, zanim wyjdziesz przebrać ziarno, obierz

ziemniaki – powiedziała Octavia, zawiązując obszerny
brązowy fartuch, który chronił jej sukienkę, tego samego
koloru, przed niebezpieczeństwami zajęć kuchennych.

Podczas gdy Missy obierała precyzyjnie odliczone

trzy kartofle, Octavia przegarniała węgielki tlące się w
palenisku wewnątrz czarnego żelaznego kręgu, który
zajmował całą długość frontu kuchennego komina. Zaraz
potem dodała świeżego drzewa i ustawiła szyber tak, aby
uzyskać większy cug, a następnie wstawiła olbrzymi
żelazny czajnik. Następnie odwróciła się do spiżarki, żeby
wyciągnąć artykuły na przyszły poranny posiłek.

– A niechże to! – wykrzyknęła unosząc brązową

papierową torbę, z której dna sypnęła się owsianka,
pokrywając podłogę warstwą przypominającą napuszone
płatki śniegu. – Spójrz na to, myszy!

– Nie martw się. Zastawię dziś wieczorem kilka

pułapek

powiedziała

Missy

bez

większego

zainteresowania. Włożyła kartofle do małego garnuszka z
wodą i dodała szczyptę soli.

– Pułapki nie załatwią sprawy naszego jutrzejszego

śniadania, więc spytaj mamę, czy możesz pobiec do
sklepu wuja Maxwella, aby dokupić owsianki.

– Czy nie mogłybyśmy się bez niej obejść? – Missy

nienawidziła owsianki.

– W zimie?! – Octavia zmierzyła siostrzenicę

wzrokiem pełnym obawy o stan jej umysłu. – Moja droga,
dobra duża miska owsianki jest tania i wystarcza na cały

background image

dzień. Teraz pospiesz się, na litość boską!

Po drugiej stronie kuchennych drzwi rozbrzmiewała

ogłuszająca muzyka organowa. Drusilla była przerażająco
złym wykonawcą, ale nigdy jej tego nie powiedziano.
Wręcz przeciwnie, utrzymywano, że robi to świetnie. A
że ten niesłychany brak talentu wymagał bezlitosnej
zaprawy, Drusilla każdego popołudnia pomiędzy czwartą
a szóstą z uporem ćwiczyła. Następstwem tego było
narzucanie jej muzycznego beztalencia głównemu,
coniedzielnemu zgromadzeniu rodziny Hurlingfordów w
byrońskim kościele. Szczęśliwie żaden z Hurlingfordów
nie miał słuchu muzycznego, toteż cała rodzina sądziła, że
gra Drusilli wspomaga nabożeństwo.

Missy zakradła się do saloniku – nie do tego, gdzie

pracowały wcześniej, ale do drugiego – przeznaczonego
na ważne okazje. Tu stały organy. Drusilla zmagała się z
Bachem z zapałem rycerza atakującego, ze szczękiem i
grzmotem,

rywala

na

polu

walki.

Siedziała

wyprostowana, z zamkniętymi oczami, pochyloną głową i
wykrzywionymi ustami.

– Mamo... – był to najcichszy szept – nieśmiały,

cichy szmer. Jednak to wystarczyło. Drusilla otworzyła
oczy i odwróciła głowę bardziej zrezygnowana niż zła. –
Przepraszam, że ci przerywam, ale potrzebujemy więcej
owsianki. Muszę pobiec do miasta, zanim wuj Maxwell
zamknie sklep. Myszy dostały się do torby.

Drusilla westchnęła:
– Przynieś mi zatem sakiewkę.

background image

Sakwa została przyniesiona, a z zakamarków jej

sflaczałego wnętrza wyciągnięto sześciopensówkę.

– Owsianka na wagę. Pamiętaj. Przy paczkowanych

płatkach płacisz dużo więcej za fantazyjne pudełko.

– Nie, mamo, paczkowane płatki są znacznie

smaczniejsze i nie trzeba ich parzyć całą noc! – W sercu
Missy zrodziła się nadzieja.

– No cóż, jeśli ty i ciocia Octavia wolicie raczej jeść

płatki paczkowane, to ja nie będę podkreślała różnicy w
kosztach.

Drusilla zawsze powtarzała sobie i swojej siostrze, że

żyć będzie do tego dnia, kiedy jej nieśmiała córka okaże
jakiś znak oporu. Tymczasem ta skromna zapowiedź
niezależności odbiła się tylko od nieugiętej matki, która
nawet nie zdała sobie z tego sprawy.

– Nie będziesz podkreślała...? – spytała urażona

Missy.

– Zdecydowanie nie. Owsianka jest w zimie naszym

podstawowym pożywieniem i to o wiele tańszym niż
węgiel na opał.

Po chwili jej głos zabrzmiał bardziej przyjaźnie, jak u

kobiety zrównoważonej.

– Jaka temperatura?
Missy spojrzała na termometr w holu:
– Czterdzieści dwa stopnie

[Wysokość temperatury podawana

jest w książce w skali Fahrenheita.]

– zawołała.

– W takim razie będziemy jadły w kuchni i spędzimy

w niej cały wieczór – krzyknęła Drusilla, rozpoczynając

background image

od nowa pasowanie się z Bachem.


Owinięta w brązowy płaszcz, brązowy wełniany szal

i brązowy zrobiony na drutach beret, z sześciopensówką z
maminej sakiewki wsuniętą do wnętrza palca brązowej
rękawiczki, Missy opuściła dom i pospieszyła ścieżką
wyłożoną kształtną cegłą w dół, do frontowej bramy. W
małej torbie na zakupy miała książkę. Okazji, żeby dostać
się do biblioteki, miała niewiele, a odległość między
wypożyczalnią a domem była duża. I jeśli po drodze
wstąpi tam, to nikt nie musi się od razu dowiedzieć, że
zrobiła coś więcej poza zakupem owsianki w sklepie wuja
Maxwella.

Być może dziś wieczorem czytelników będzie

obsługiwała jej ciotka Livilla, więc dostanie książkę
jakiegoś innego rodzaju niż romans. Ale tak naprawdę dla
Missy każda książka była lepsza niż jej zupełny brak. W
poniedziałek zastałaby w bibliotece Unę i obowiązkowo
otrzymałaby romans.

Powietrze przepełnione było delikatną, szkocką

mgiełką, dygocącą między mgłą a deszczem i
powlekającą kulistymi kroplami żywopłot wyznaczający
granice domu zwanego Missalonghi. Gdy znalazła się na
Gordon Road, zaczęła biec. Zwolniła dopiero na rogu,
ponieważ złapała ją przeraźliwa kolka. Zwolniła, ale
nadal szła szybko. Odczuła niewielką ulgę. Zaczęło ją
ogarniać promieniste szczęście, które pojawiało się
zawsze, kiedy ofiarowywano jej tę najrzadszą z wielkich

background image

przyjemności, jaką było oddalenie się od granic
Missalonghi. Kolka wreszcie ustąpiła, a ona zaczęła po
raz kolejny podziwiać znajome osobliwości miasta Byron,
wyłaniające się z mgły w późne popołudnie krótkiego
zimowego dnia.

Wszystkie nazwy w mieście Byron wiązały się

nierozłącznie z wielkim poetą. Także dom matki Missy
nazywano Missalonghi, aby uczcić miejsce, w którym
przedwcześnie zmarł Byron.

[George Gordon Byron zmarł w roku

1824 w Missolungi (Grecja).]

Ta dziwaczna miejska terminologia

była dziełem wielkiego dziadka Missy – sir Williama
Hurlingforda Pierwszego, który założył miasto po
przeczytaniu „Childe Harolda”, doznawszy olśnienia, że
odkrył wielkie dzieło literackie. Byron stało się jego pasją
i odtąd zanudzał wszystkich, których znał, niestrudzonym
opowiadaniem o rosnących kosztach rozwijającego się
miasta.

Missalonghi położona była przy Gordon Road,

Gordon Road przechodziła w Noel Street, a Noel Street w
Byron Street – główną ulicę po „ważniejszej” stronie
miasta. George Street wiła się przez kilka mil, zanurzając
się w dolinę Jamieson. Był tu nawet niewielki zaułek,
nazywany Caroline Lamb Place, położony po „gorszej”
stronie miasta, przy linii kolejowej (tak samo jak
Missalonghi). Mieszkało tam około tuzina hałaśliwych
kobiet, które zajmowały trzy domy. Tu właśnie
przybywało wielu gości płci męskiej z obozu położonego
zaraz obok linii kolejowej oraz z olbrzymich zakładów

background image

przemysłowych, które szpeciły południowe krańce
miasta.

Powstanie tego miejsca odkrywało najbardziej

kłopotliwą, a zarazem interesującą stronę intrygującego
charakteru sir Williama Pierwszego, zważywszy
zwłaszcza na fakt, że na łożu śmierci nakazał, aby nie
mieszano się w naturalny bieg spraw i nie zmieniano
funkcji Caroline Lamb Place. I tak od tego czasu miejsce
to pozostawało wyraźnie nieczyste, co niekoniecznie
musiało być spowodowane rosnącymi tam kasztanami.

Rzeczywiście, sir William Pierwszy z pasją czynił to,

co określał „uporządkowanym systemem nazewnictwa”.
Wszystkie swoje córki obdarował imionami łacińskimi,
ponieważ były one bardzo popularne w wyższych sferach
społeczeństwa. Jego potomkowie podtrzymali ten
zwyczaj, więc w rodzinie spotykało się same Julie,
Aurelie, Antonie, Augusty... W jednej z gałęzi rodziny
spróbowano ulepszyć ten zwyczaj i wraz z przyjściem na
świat piątego syna, zaczęto nazywać chłopców imionami
wywodzącymi się z łacińskiej numeracji. W ten sposób
drzewo genealogiczne rodziny Hurlingfordów wsławili:
Quintus, Sextus, Septimus, Octavius i Nonus. Decimus
zmarł przy narodzinach i nikogo to nie zdziwiło.

– Och, jaka piękna – Missy zatrzymała się,

podziwiając olbrzymią pajęczynę ozdobioną delikatnymi
czułkami mgły, przez której pulsującą powłokę
prześwitywała, niezbyt widoczna z oddali, dolina na
skraju Gordon Road.

background image

W środku pajęczyny siedziała ogromna, błyszcząca

pajęczyca, którą pokornie eskortował drobny towarzysz.
Missy nie czuła ani strachu, ani odrazy, tylko zazdrość.
To szczęśliwe stworzonko żyło we własnym świecie –
czuło się bezpieczne i było nieustraszone. Pajęczyca jak
niezwykła i wyrafinowana sufrażystka panowała i
dominowała nad mężem. Mogła go nawet zjeść, gdy już
zapłodni jej jaja. „Och, szczęśliwa, szczęśliwa
pajęczyca”. Zburzysz jej świat, a ona spokojnie, z
wrodzonym talentem odbuduje go tak cudownie, tak
nieziemsko, że jego nietrwałość staje się praktycznie
pozorna. A gdy nowa pajęczyna jest skończona, ona może
się zająć następną serią małżonków – nieustanna,
cykliczna biesiada. Tymczasem w rządzącym się innymi
prawami świecie ludzkim prym wiódł nowoczesny silny i
niezależny mężczyzna, który twardo odrzucał wszelkie
krępujące go więzy i zapominał nawet o tym, że u swego
zarania stanowił jedność z łonem matki.

– Czas! – Missy zaczęła znów biec, skręcając w

Byron Street i kierując się do sklepów schodzących
wzdłuż obu stron ulicy w dół, do centrum miasta.

Byron Street ze swoim parkiem, stacją kolejową,

murowaną fasadą hoteli i imponującymi egipskimi
łazienkami stawała się coraz wspanialszą ulicą. Tu
znajdował się sklep spożywczy Maxwella Hurlingforda,
tu prowadził handel towarami żelaznymi Denys
Hurlingford. Tu miała swój salon modystka – Aurelia
Marshall, z domu Hurlingford, tu była kuźnia i pompa

background image

paliwowa Thomasa Hurlingforda, a także: piekarnia
Waltera Hurlingforda, centrum handlowe z ubraniami
Herberta Hurlingforda, herbaciarnia „Pod Płaczącą
Wierzbą” Julii Hurlingford, wypożyczalnia książek Livilli
Hurlingford, rzeźnia Roberta Hurlingforda Witherspoona,
sklep cukierniczo-tytoniowy Percivala Hurlingforda oraz
kawiarnia . „Olympus” i bar mleczny Nikosa
Theodoropoulosa.

Stosownie do rangi ulicy nawierzchnia Byron Street

została uszczelniona tarmakadamem,

[Tarmakadam

nawierzchnia drogowa składająca się z uwałowanych na podłożu z piasku dwóch
warstw tłucznia kamiennego o różnej ziarnistości, pokrytego smołą.]

a jej

skrzyżowanie z Noel Street i Caroline Lamb Place
zaopatrzono w ozdobne, wytworne, granitowe końskie
koryta sprezentowane jeszcze przez sir Williama. Przy
korytach oraz wzdłuż sklepów ustawiono odpowiednio
umocowane słupki do wiązania koni. Ulica wysadzana
była starymi, pięknymi drzewami gumowymi,

[Drzewo

gumowe – potężne drzewo, odmiana figowca, o deskowatych korzeniach i
skórzastych lśniących liściach. Do niedawna uprawiane jako cenna roślina

kauczukowa.]

które usytuowano tak, aby ich zieleń i kwiaty

sprawiały przyjemność i dawały ukojenie.

W centralnej części Byron znajdowało się zaledwie

kilka prywatnych domów. Miasto zapewniało sobie
środki na utrzymanie dzięki letnikom, którzy znajdowali
tu schronienie przed skwarami i wilgocią przybrzeżnych
dolin oraz dzięki przybywającym tu corocznie
kuracjuszom, którzy leczyli reumatyzm, bóle stawów i
inne podobne dolegliwości w gorących źródłach

background image

mineralnych

umiejscowionych

na

pokładach

geologicznych znajdujących się pod Byron. Dlatego też
wzdłuż całej Byron Street stało mnóstwo pensjonatów i
domów gościnnych prowadzonych oczywiście przede
wszystkim przez Hurlingfordów. Byronowskie egipskie
łazienki zapewniały komfort tym, którzy niespecjalnie
liczyli się z pieniędzmi, a obszerny i prestiżowy hotel
Hurlingfordów wyposażony był we własne łazienki
przeznaczone tylko dla szczególnie ekskluzywnych gości.
Dla tych, którym środków pieniężnych wystarczało tylko
na łóżko i śniadanie, urządzono w jednym z tańszych
pensjonatów, na rogu Noel Street, spartański basen.

Sir William Drugi wymyślił, a następnie uruchomił

niezwykle intratny interes, wykorzystując krystalicznie
czystą i miłą w smaku byronowską wodę mineralną. Pół
kwarty tej niezwykłej, lekko musującej wody
sprzedawano w artystycznie wysmukłej, szklanej butelce,
zwanej Butelką Byrona. Pod tą nazwą stała się ona
wkrótce bardzo znana w całej Australii i na wyspach
południowego Pacyfiku, jako niezwykle delikatny napój
orzeźwiający.

„O wodo, bądź przeklęta!” – powiedzieliby ci, którzy

znalazłszy się we Francji, zechcieliby porównać tamtejszą
wodę z byronowską. Dobra, stara Butelka Byrona była nie
tylko lepsza, ale także dużo tańsza, a za pustą zwracano
jeszcze parę groszy. Dlatego też wszyscy rozsądni
kupowali akcje miejscowej huty szkła, której
prowadzenie nie wymagało dużych nakładów, dawało

background image

natomiast spore zyski, rozwijając się w niezwykle dobrze
prosperujący biznes. Dochody uzyskiwane z produkcji
Butelki Byrona zapewniły wysoki status kolejnym
potomkom sir Williama Drugiego, a sir William Trzeci,
wnuk Pierwszego i syn Drugiego z Williamów,
przewodniczył już spółce Byron Bottle, czyniąc to z całą
bezwzględnością

i

chciwością

właściwą

swoim

poprzednikom.

Maxwell Hurlingford, pochodzący w prostej linii od

Williama Pierwszego – a zatem człowiek bardzo majętny
– nie musiał prowadzić sklepu rolno-spożywczego.
Jednakże bystrość umysłu i kupiecki instynkt rzadko
zanikały w rodzinie Hurlingfordów. Postawę tę pogłębiał
fakt, że życie musiało być zgodne z kalwińskimi
zasadami, którymi rządził się ród. A te nakazywały, aby
człowiek, chcąc doznać łaski Pana, nieustannie zajmował
się pracą. Sztywne trzymanie się tej reguły powinno było
zrobić z Maxwella Hurlingforda świętego już za życia.
Niestety, życie lubi płatać figle, toteż Maxwell
Hurlingford stał się kombinacją anioła ulicy i diabła
domu.

Kiedy Missy weszła do sklepu, usłyszała ochrypły

dźwięk dzwonka. Ten rodzaj brzmienia wymyślił wuj
Maxwell, dając upust zarówno swej ascetycznej postawie
życiowej, jak i ostrożności. Na dźwięk dzwonka Maxwell
Hurlingford ukazał się bezzwłocznie sam we własnej
osobie, wyłaniając się z dolnych partii zaplecza, gdzie
przechowywane były otręby, plewy, pszenica, jęczmień,

background image

mąka z otrębami i owies. Wszystko to składowane było w
ułożonych w wysokie sterty konopnych workach.

Maxwell

Hurlingford

zaspokajał

nie

tylko

gastronomiczne potrzeby mieszkańców miasta, ale
również dostarczał żywność dla ich koni, krów, świń i
owiec. Jak zauważył jeden z miejscowych dowcipnisiów:
„Jeśli czyjeś pole nie spełnia swego zadania, to z
powodzeniem zastąpi je Maxwell Hurlingford”.

Kiedy wszedł, jego twarz miała normalny,

skwaśniały wyraz, a w ręce tkwiła ogromna sklepowa
szufla z resztkami zboża.

– Spójrz! – burknął, machając szuflą przed oczami

Missy. Jego zachowanie przypominało reakcję ciotki
Octavii na widok torebek z owsianką splądrowanych
przez myszy. – Wszędzie wiórki zbożowe.

– Ojej! Czy w workach z owsianką też?
– Tak, i to dużo.
– To w takim razie poproszę cię wujku o pudełko

płatków śniadaniowych.

– Dobrze, że chociaż konie nie są wybredne –

mruknął, rzucając szuflę na tył lady.

Dzwonek znowu wybuchnął chrapliwym dźwiękiem,

kiedy do sklepu wszedł jakiś mężczyzna, wpuszczając
podmuch zimnego, ostrego powietrza.

– Cholera jasna, zimno jak w psiarni – powiedział

przybysz, ciężko chwytając powietrze i rozcierając
zziębnięte ręce.

– Panie! Tutaj są damy!

background image

– O prze... – nieznajomy wstrzymał się z

przeprosinami i odwracając się od lady, wyszczerzył zęby
do zdrętwiałej Missy. – Damy? Człowieku! Ja tu widzę
tylko połowę jednej.

Ani Missy, ani wuj Maxwell nie byli pewni, czy była

to złośliwa i obraźliwa aluzja do niskiego wzrostu Missy,
czy też przybysz dawał do zrozumienia, że nie uważa jej
za damę. Ale zanim wuj Maxwell ochłonął na tyle, aby
puścić wodze swemu znanemu z ostrości językowi,
mężczyzna zaczął wyłuszczać listę swoich żądań:

– Poproszę sześć toreb otrąb, trochę mąki, trochę

cukru, pudełko dwunastomilimetrowych naboi, płat
bekonu, sześć puszek proszku do pieczenia, dziesięć
funtów masła konserwowanego, dziesięć funtów
rodzynek, tuzin puszek syropu złotego, dziesięć słoików
dżemu

śliwkowego

i

dziesięciofuntową

puszkę

herbatników Arnott.

– Jest za pięć piąta. Zamykam punktualnie o piątej.
– W takim razie byłoby lepiej, gdyby się pan

pospieszył – nieustępliwie odpowiedział nieznajomy.

Paczkowane płatki leżały na ladzie. Missy

wyciągnęła sześciopensówkę z palca rękawiczki i podała
ją wujowi, na próżno oczekując, że wyda jej jakieś
drobne. Nie miała jednak dosyć odwagi, aby zapytać, czy
taka mała ilość płatków, nawet w tak fantazyjnym
pudełku, może kosztować aż tak drogo. W końcu wzięła
płatki i wyszła, ukradkiem zerkając na nieznajomego.

Przed sklepem stał wóz zaprzężony w dwa konie

background image

przywiązane do słupka. Wóz był niewątpliwie bardzo
dobrej jakości, a konie lśniły i miały przyjemny wygląd.
Osprzęt wozu i koni wyglądał na nowy i prezentował się
bogato.

Była za cztery piąta. Gdyby choć trochę spóźniła się

do sklepu, byłaby teraz być może w lepszej sytuacji.
Mogłaby wystąpić w obronie nieznajomego, tłumacząc
wujowi, że tak duże zamówienie przybysza jest formą
przeprosin za zbyt późne przybycie po zakupy i w ten
sposób zaistniałaby nadzieja, iż w zamian zostałaby
podwieziona do biblioteki wozem.

Miasto Byron nie miało biblioteki publicznej. W tych

czasach publiczne biblioteki znajdowały się zaledwie w
kilku większych miastach Australii. Lukę tę wypełniała
prywatna wypożyczalnia książek Livilli Hurlingford.
Livilla była wdową i miała syna, którego kosztowne
potrzeby powodowały, iż wiecznie brakowało jej
pieniędzy. Sytuacja finansowa i nie zaspokojona potrzeba
zyskania

jak

największego

szacunku

otoczenia

spowodowały,

że otworzyła dobrze zaopatrzoną

wypożyczalnię książek. Popularność biblioteki i
uzyskiwany z jej prowadzenia dochód sprawiły, że Livilla
zignorowała obowiązujące w Byron purytańskie
zarządzenie, nakazujące zamykanie sklepów o godzinie
piątej każdego dnia. Było to o tyle łatwiejsze, że
większość jej protektorów wolała wypożyczać książki
wieczorami.

Dla Missy książki były pociechą i jedynym luksusem.

background image

Praktycznie całe swoje niewielkie fundusze, właściwie
psie pieniądze, które uzyskiwała ze sprzedaży jaj i masła,
przeznaczała na wypożyczanie książek z biblioteki cioci
Livilli. Obie siostry, matka i ciotka, potępiały ten obyczaj
usilnie do chwili, kiedy kilka lat wcześniej zwrócono im
uwagę, że Missy ma w życiu prawo do czegoś więcej niż
tylko owe pięćdziesiąt funtów, którymi obdarzył ją ojciec
w dniu urodzin. Drusilla i Octavia były zbyt uczciwe, aby
ignorować swoje obowiązki tylko dlatego, że Missy była
rozrzutna. Umożliwiły jej więc, nieledwie bez skąpstwa,
korzystanie z niewielkich funduszy uzyskiwanych z
własnej pracy. Nikt zatem nie protestował, gdy Missy
czytała książki. Sprzeciw, i to kategoryczny, pojawiał się
wówczas, gdy Missy wyrażała chęć pospacerowania
wśród gąszczy okolicznej doliny.

Zdaniem Drusilli i Octavii spacery wśród chaszczy

stwarzały dwuznaczną sytuację, której następstwem były
morderstwa, gwałty i grabieże dokonywane na kobietach.
Dlatego spacery były zabronione i nie usprawiedliwiały
ich żadne okoliczności. Drusilla zatem zarządziła, aby
kuzynka Livilla dostarczała Missy tylko dobre i należyte
książki: żadnych powieści, żadnych nieprzyzwoitych i
skandalizujących biografii, żadnej literatury mającej
związek z mężczyznami. Ciotka Livilla przestrzegała tego
dictum bez zastrzeżeń, podzielając poglądy Drusilli i
Octavii na temat tego, co niezamężne panie powinny
czytać. Ale oto od miesiąca Missy chroniła nieczystą
tajemnicę. Dostarczono jej w bród powieści-romansów.

background image

Ciotka Livilla znalazła sobie asystentkę, która prowadziła
bibliotekę w poniedziałki, środy i soboty. Dawało to
ciotce

czterodniowy

odpoczynek od męczącego

naprzykrzania się miejscowych czytelników, którzy
przeczytawszy wszystkie niemal książki z biblioteki,
przychodzili tylko po to, aby pogrzebać na półkach.
Oczywiście nowa asystentka pochodziła też z
Hurlingfordów, ale z tych dalszych, wywodzących się z
Sydney.

Ludzie rzadko zauważali nieśmiałą i niesłychanie

powściągliwą Missy Wright, ale Una, bo tak miała na
imię nowa asystentka, szybko dostrzegła, że ta
dziewczyna to doskonały materiał na dobrą przyjaciółkę.
Tak że od razu, od samego początku swego urzędowania,
Una zajęła się Missy w zdumiewający sposób. Wdawała
się z nią w długie rozmowy i w ten sposób poznawała
warunki, w jakich Missy żyła, jej upodobania, nadzieje,
kłopoty i marzenia. Potem opracowała bezpieczny system
zaopatrywania jej w zakazany owoc – książki, których
dotychczas nie mogła czytać, i robiła to tak, by nie
zorientowała się ciotka Livilla. Zasypywała Missy
powieściami wszystkich rodzajów, od najbardziej
awanturniczych po najbardziej romantyczne.

Dzisiaj wieczorem powinna być na dyżurze ciotka,

więc pewnie otrzyma jakąś nieciekawą książkę. Gdy
wchodziła w oszklone drzwi biblioteki, nie miała co do
tego jeszcze całkowitej pewności. Ale jej obawy zniknęły,
ponieważ w ciepłym, przepełnionym wiśniowym

background image

zapachem pomieszczeniu znajdowała się Una, a po ciotce
nie było śladu.

Niezwykłość Uny, jej umiejętność rozumienia

wszystkiego oraz dobroć spowodowały, że Missy
przywiązała się do niej. Una wyglądała jak zwykle
nadzwyczajnie. Miała znakomitą figurę i wzrost właściwy
prawdziwym Hurlingfordom. Jej elegancki sposób
ubierania się przypominał stroje kuzynki Alicji. Ubrana
była zawsze z dobrym smakiem, gustownie, według
ostatniej mody, co było fascynujące. Jak wszyscy w
rodzinie, miała niezwykle jasną cerę, jasne oczy i
wyblakłe

włosy – przekleństwo żeńskiej linii

Hurlingfordów, co nie dotyczyło tylko Alicji, która była
zachwycająco piękna, a Bóg obdarował ją ciemnymi
brwiami i smagłą cerą, oraz Missy, która była zupełnie
smagła.

Natomiast w Unie najbardziej intrygujący był jej

niezwykły styl. Patrzyło się na nią, jak na wybornej
jakości kwiat emanujący delikatność i duchową
wytworność. Jej owalne długie paznokcie emitowały
jakąś niezwykłą treść, a sploty włosów, ułożone wokół
głowy i zwieńczone kokardą, były tak jasne, że prawie
białe. Powietrze wokoło niej pulsowało to zanikającą, to
znów pojawiającą się jasnością. Był to fascynujący
widok.

To, co widziała Missy, patrząc na Unę, zagrażało

całemu jej dotychczasowemu życiu i zmieniało je – nie
mogła liczyć na zrozumienie u Hurlingfordów. Sama

background image

zresztą też nie była przygotowana na to, że kiedykolwiek
zetknie się ze zjawiskiem tak silnie emanującej
osobowości. Tymczasem w ciągu jednego miesiąca
spotkała się z tym dwukrotnie: z Uną i jej luminescencją
oraz z rozedrganą i niemal błękitną chmurą porywającej
energii, która wręcz biła od nieznajomego ze sklepu wuja
Maxwella.

– Kochanie, mam dla ciebie powieść, która na pewno

ci się spodoba – powiedziała Una na widok Missy. –
Opowiada ona o młodej damie, którą bieda zmusza do
pójścia na służbę do pałacu wielkiego księcia, gdzie
zostaje guwernantką. Poznaje swojego pana i zakochuje
się w nim, co powoduje kłopoty. Wtedy on postanawia
pozbyć się jej ze względu na żonę, do której należą
wszystkie pieniądze. Wywozi ją do Indii, gdzie ich
dziecko zaraz po porodzie umiera na cholerę. Po tych
smutnych

wydarzeniach

pewnego

dnia

spotyka

przystojnego maharadżę, który zakochuje się w niej od
pierwszego wejrzenia. Podziwia jej białą, bladą cerę,
kasztanowe włosy i zielone oczy, bo stanowi to całkowite
przeciwieństwo ciemnych żon i konkubin, których ma aż
dwanaście. Maharadża porywa ją, chcąc uczynić swą
zabawką, ale wtedy odkrywa, że żywi wobec niej wielkie
uczucie. Proponuje jej małżeństwo i pozbywa się
wszystkich innych kobiet, uważając, że jest klejnotem tak
wielkiej rzadkości, iż nie powinna mieć rywalek. I tak
dama staje się żoną maharadży, zyskując potężną władzę i
moc. Wówczas przybywa książę z pułkiem huzarów, aby

background image

zdławić powstanie w rejonach podgórskich. Odnosi
zwycięstwo, ale zostaje ciężko ranny. Dama zabiera go do
swego alabastrowego pałacu, gdzie książę umiera w jej
ramionach, a ona wybacza mu, że ją tak okrutnie zranił i o
wszystkim zapomina. Wtedy maharadża uzmysławia
sobie, że jej miłość do niego jest większa od tej, którą
niegdyś darzyła księcia. Czyż nie wspaniała historia?

Po wysłuchaniu opowieści o „mrocznej miłości”,

Missy przyjęła książkę od razu i włożyła do torby na
zakupy, szukając przy okazji swej małej sakiewki. Ale jej
tam nie znalazła.

– Obawiam się, Uno, że zostawiłam portfel w domu –

powiedziała Missy z takim upokorzeniem w głosie, jakie
znamionuje ludzi co prawda biednych, ale niezwykle
dumnych. – Kochanie, byłam pewna, że wkładałam ją do
torby. Cóż, weź książkę z powrotem. Wrócę po nią w
poniedziałek.

– Boże, Missy, to że zapomniałaś pieniędzy, to

jeszcze nie koniec świata. Weź książkę teraz, bo ktoś inny
ją wypożyczy i będzie dobrze, jeśli zostanie zwrócona
przed upływem kilku miesięcy. Zapłacisz następnym
razem.

– Dziękuję – odpowiedziała Missy z bezradnym

wyrazem

twarzy,

czując

przytłaczający

ciężar

missalonghickiego zakazu dotyczącego tego rodzaju
literatury. Zwyciężyła jednak namiętność do książek. Z
niezdarnym uśmiechem zaczęła wycofywać się z
biblioteki tak szybko, jak mogła.

background image

– Nie odchodź jeszcze, kochanie – poprosiła Una. –

Zostań i porozmawiaj ze mną choć trochę, proszę.

– Przykro mi bardzo, ale nie mogę.
– Tylko chwilę. Do siódmej będzie tu spokojnie,

ponieważ wszyscy w tym czasie popijają w domu
herbatkę.

– Szczerze, Una, nie mogę – żałośnie odpowiedziała

Missy.

– Ależ możesz – uparcie powtarzała Una.
Niezręcznie było odmawiać komuś, wobec kogo

miało się dług wdzięczności. Missy skapitulowała.

– W takim razie dobrze, ale tylko na chwilkę.
– Chciałam się tylko dowiedzieć, czy widziałaś już

Johna Smitha – powiedziała Una, dotykając błyszczącymi
czubkami paznokci połyskującą we włosach kokardę, a jej
bladoniebieskie oczy zaiskrzyły się.

– Johna Smitha? A kto to taki?
– Pewien jegomość, który w zeszłym tygodniu

zakupił twoją dolinę.

Dolina Missy nie była jej własnością. Po prostu

biegła wzdłuż drugiej strony Gordon Road, a ona zawsze
myślała o niej jako o swojej, opowiadając Unie o
wielkim, przepełniającym ją pragnieniu spacerów wśród
gąszczy doliny. Jej twarz posmutniała.

– Co za wstyd.
– Ależ to może okazać się całkiem przyjemne, jeśli

tylko mnie poprosisz... Czas już, żeby ktoś nowy postawił
nogę w Missalonghi...

background image

– No cóż, nigdy nie słyszałam o Johnie Smisie i

jestem pewna, że nigdy go nie wisiałam – powiedziała
Missy, odwracając się do wyjścia.

– Skąd możesz wiedzieć, że nigdy go nie widziałaś?

Zostań i wysłuchaj, jak wygląda.

Przed oczami Missy pojawiła się nagle postać

nieznajomego ze sklepu wuja Maxwella. Zamknęła je i
odpowiedziała bardziej stanowczo niż zwykle:

– Jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Ma

falujące, kasztanowe włosy i taki sam zarost, z dwoma
jasnymi smugami. Ubiera się prosto i klnie jak szewc. Ma
miłą twarz i jeszcze milsze oczy.

– Tak, to on! – krzyknęła Una. – A więc widziałaś

go, gdzie? Mów szybko.

– Kilka minut temu pojawił się w sklepie wuja

Maxwella i zakupił ogromną ilość artykułów.

– Naprawdę? To znaczy, że sprowadza się do doliny.

– Una uśmiechnęła się do Missy: – Myślę, że spodobało
ci się to, co dostrzegłaś. Nieprawdaż, malutka Missy, ty
figlarko?

– Rzeczywiście – Missy zawstydziła się.
– To tak, jak mnie, gdy go pierwszy raz ujrzałam –

powiedziała Una, zakładając rękę na rękę.

– Kiedy to było?
– Wiek temu. Tak naprawdę to upłynęło już kilka lat.

To było w Sydney.

– Znasz go?
– Tak, bardzo dobrze – westchnęła Una.

background image

Czas spędzony ostatnio nad romantycznymi

powieściami do tego stopnia rozwinął emocjonalną
edukację Missy, że spytała:

– Kochasz go?
– O nie! – Una roześmiała się. – Jedyną rzeczą, której

możesz być zupełnie pewna, jest to, że nigdy go nie
kochałam.

– Pochodzi więc z Sydney? – zapytała uspokojona

Missy.

– Między innymi...
– Był waszym przyjacielem?
– O nie. Był przyjacielem mojego męża.
To była dla Missy w istocie nowość.
– Wybacz mi, Uno. Nie miałam pojęcia, że jesteś

wdową.

Una znów wybuchnęła śmiechem:
– Nie jestem wdową, kochanie. Święci ochraniają

mnie przed noszeniem czarnych rzeczy. Wallace, mój
mąż, jest cały czas pośród żywych. Sytuację w moim
małżeństwie najprościej można przedstawić tak: mąż po
prostu rozwiódł się ze mną.

W całym swym życiu Missy ani razu nie spotkała

rozwódki. Hurlingfordowie nigdy nie rozstawali się po
ślubie, chyba że robili to dopiero w niebie, piekle lub
czyśćcu.

– To chyba było dla ciebie bardzo trudne – odrzekła

Missy cichutko bez nuty sztucznego oburzenia, zgodnie
ze swoim usposobieniem.

background image

– Kochanie, tylko ja wiem, jak bardzo było i jest to

trudne – światło wokół Uny gdzieś znikło. – To było
małżeństwo z rozsądku. Jemu, a raczej jego ojcu,
odpowiadało moje pochodzenie społeczne, a mnie jego
domostwo i możliwości finansowe.

– Nie kochałaś go?
– Cały kłopot w tym, i to jest największe moje

zmartwienie, że nigdy nie kochałam nikogo tak, jak siebie
samej. – Światło wokół Uny znów się pojawiło, powoli
odzyskując swą normalną intensywność i wewnętrzny
blask. – Wallace był znakomicie wykształcony i dobrze
się prezentował. Ale jego ojciec... O Boże! Jego ojciec
był okropnym, malutkim człowieczkiem, od którego
zawsze pachniało tanią pomadą i jeszcze tańszą tabaką, a
do tego nie miał pojęcia o podstawowych zasadach
dobrego wychowania. Za to z nieprzepartą ambicją
walczył o umieszczenie syna na szczycie drabiny
społecznej. Toteż większość czasu i pieniędzy poświęcał
na coś, co by można było nazwać „przetwarzaniem syna
w szczególny rodzaj człowieka”. Natomiast prawda była
taka, że jego syn lubił proste życie i nie pragnął
wspinaczki na szczyty. Próbował jednak sprostać
zadaniom stawianym przez ojca, ponieważ całkiem
beznadziejnie

kochał

tego

starego

okropnego

człowieczka.

– I co się stało? – spytała Missy.
– Ojciec Wallace’a zmarł niedługo po tym, jak

rozpadło się nasze małżeństwo, Wielu ludzi, nie

background image

wyłączając Wallace’a, sądziło, że powodem było złamane
serce. Spowodowało to, że Wallace znienawidził mnie jak
żaden mężczyzna i tę nienawiść przeniósł na wszystkie
kobiety.

– Nie mogę w to uwierzyć – lojalnie powiedziała

Missy.

– Nie wątpię, że rzeczywiście nie możesz. Ale to

prawda, szczera prawda. Po wielu latach, które upłynęły
od tego wydarzenia, przyznałam się wreszcie sama przed
sobą, że byłam chciwą, egoistyczną suką, którą powinno
się utopić przy urodzeniu.

– Och, Una, nie!
– Kochanie, nie opłakuj mnie. Nie jestem tego warta.

– Una powiedziała to stanowczo, a blask wokół niej znów
pojaśniał. – Prawda jest prawdą, to wszystko. I oto
jestem. Wypływam z martwej wody na ląd, jak Byron,
odprawiając pokutę za swoje grzechy.

– A twój mąż?
– Ma się całkiem dobrze. Los w końcu dał mu szansę

zrealizowania tego wszystkiego, czego zawsze pragnął.

W głowie Missy piętrzyły się setki pytań: o

oczywistą przemianę, która dokonała się w sercu Uny, o
nowe szanse dla niej i jej utraconego Wallace’a, i o Johna
Smitha, owego tajemniczego Johna Smitha... Jednak ta
krótka chwila, która nastąpiła, gdy Una skończyła
opowieść, przypomniała jej, że ma mało czasu. Pożegnała
się i szybko czmychnęła, obawiając się, że Una może ją
zatrzymać jeszcze dłużej.

background image

Przez pięć mil pędziła jak na skrzydłach, nie

zważając na dokuczającą ciągle kolkę, aż bez tchu wpadła
przez kuchenne drzwi do domu, gdzie na szczęście zastała
życzliwą atmosferę. Matka i ciotka z całkowitym
spokojem przyjęły opowieść o nowym przybyszu –
Johnie Smisie, i jego ogromnym zamówieniu, co
wydawało się Missy znakomitym usprawiedliwieniem jej
dużego spóźnienia. Drusilla wydoiła krowę, bo kości
Octavii nie wytrzymałyby takiego wysiłku, groszek był
przebrany i gotował się na wolnym ogniu, trzy jagnięce
podgardla skwierczały w rondlu. Panie z Missalonghi
zasiadły na czas do swojego obiadu.

Wreszcie nadeszła końcówka codziennej pracy, którą

było cerowanie najbardziej spranych i zniszczonych
pończoch i bielizny. Umysł Missy wciąż zaprzątnięty był
bolesnym opowiadaniem Uny i zagadką osobowości
Johna Smitha, toteż nieuważnie słuchała wieczornej
rozmowy

Drusilli

i

Octavii,

które

drobiazgowo

analizowały nowe wieści, przyniesione przez nią ze
sklepu

wuja

Maxwella.

Po

dyskusji

na

temat

tajemniczego nieznajomego (Missy nie przekazała, jakie
wiadomości zdobyła na temat Johna Smitha od Uny)
przeszły do najbardziej interesującego aktualnie
wydarzenia – coraz wyraźniej zarysowującego się w
byrońskim kalendarzu towarzyskim – ślubu Alicji.

– Trzeba będzie na tę okazję zużyć brązowy jedwab,

Drusillo – powiedziała Octavia, mruganiem oczu
powstrzymując łzy niekłamanego żalu.

background image

– Oraz mój brązowy gurt

[Gurt – sztywna taśma przyszywana do

spódnicy w pasie lub wszywana do pasków; rodzaj gorsecika.]

i brązową

bieliznę Missy. Dobry Boże, tak jestem zmęczona tym
wiecznym brązem – krzyknęła Drusilla.

– Ale w naszych trudnych warunkach brąz jest

najpraktyczniejszym kolorem – niezbyt udanie pocieszyła
ją Octavia.

– I to wszystko tylko na jeden raz – powiedziała

wściekle Drusilla, wciskając igłę w szpulę nici i składając
niewidzialnie zacerowaną podszewkę. Wszystko to robiła
z pasją boleśniejszą niż zwykle. – Tak bardzo chciałabym
być raczej głupia niż rozsądna. Jeszcze do tego jutro jest
sobota, więc znowu będę musiała wysłuchiwać rozterek
Aurelii wciąż niezdecydowanej, czy na swoją kreację
wybrać rubinowy atłas czy szafirowy aksamit. Prosiła
mnie o radę już setki razy, tak że mam ochotę ją zabić,
kiedy powraca do tego tematu.

Missy miała własny pokój wyłożony boazerią w

kolorze brązowym, tak jak pozostała część domu.
Podłoga pokryta była cętkowanym brązowym linoleum,
łóżko brązową bawełnianą kapą, okno też miało wystrój
w brązie. Znajdował się tam także szkaradny sekretarzyk i
jeszcze szkaradniejsza stara szafa na ubrania. Żadnego
lustra, krzesła ani dywanu. Ale na ścianach pokoju
wisiały trzy obrazki. Jednym z nich był wyblakły, chociaż
odnawiany, a pochodzący z czasów amerykańskiej wojny
secesyjnej, dagerotyp przedstawiający niewiarygodnie
pomarszczonego, sędziwego sir Williama Pierwszego.

background image

Drugi obrazek, haftowany, efekt wczesnych wysiłków
Missy w tej dziedzinie, był zupełnie nieźle wykonany i
głosił, że „Diabeł dokonuje swojego dzieła, siedząc z
założonymi rękami”. Ostatni z obrazków przedstawiał
królową Aleksandrę, sztywną i poważną, ale bardzo
piękną – tak przynajmniej bezkrytycznie uważała Missy.

Pokój, położony po południowozachodniej stronie,

przypominał w lecie palenisko. W zimie natomiast był jak
lodownia z powodu wiejących od tej strony silnych,
mroźnych

wiatrów.

Nieumyślne

okrucieństwo

spowodowało, że Missy zajmowała właśnie ten
szczególny pokój. Po prostu była najmłodsza i
wylosowała najkrótszą słomkę. Trzeba było jednak
przyznać, że tak naprawdę żaden z pokoi w Missalonghi
nie był komfortowy.

Sina z zimna zrzuciła z siebie brązową sukienkę,

flanelową halkę, wełniane pończochy i resztę bielizny,
starannie składając wszystko przed włożeniem do
szuflady. Sukienkę powiesiła na haczyku w szafie. Tylko
jej najlepsze niedzielne ubranie wisiało należycie,
ponieważ wieszaki były bardzo kosztownym artykułem.
Zbiornik na wodę w Missalonghi mieścił zaledwie pięćset
galonów, co powodowało, że woda była na wagę złota.
Niemniej ciała myto codziennie – trzy panie. dzieliły się
wodą do kąpieli – ale bielizna musiała wystarczyć na dwa
dni. Koszula nocna Missy, uszyta z szarej flaneli, sięgała
jej pod samą szyję i wlokła się po podłodze, gdyż należała
do rzeczy odziedziczonych po Drusilli.

background image

Ale łóżko było cieplutkie. Matka już wcześniej

zapowiedziała, że gdy Missy przekroczy okres pierwszej
młodości, to znaczy po jej trzydziestych urodzinach,
będzie dostawała do łóżka ciepłą cegłę podczas
chłodnych nocy. I kiedy to się stało, zostało przyjęte z
radością, ale jednocześnie Missy pozbyła się nadziei,
którą długo pielęgnowała, że pewnego dnia odkryje dla
siebie nowe życie poza granicami Missalonghi.

Spać chodziła wcześnie, ponieważ praca fizyczna

była wyczerpująca, a życie emocjonalne ograniczone. Ale
chwile, które mijały między ułożeniem się w ciepłym
łóżku a nadejściem nieświadomości, były okresem
całkowitej niezależności. Toteż Missy zawsze walczyła ze
snem tak długo, jak tylko mogła.

Leżała zastanawiając się, jak właściwie naprawdę

wygląda. W ich domu było tylko jedno lustro i
znajdowało się w łazience, ale zbyt długie wystawanie
przed nim i przypatrywanie się swemu odbiciu było
czynem karygodnym. Tak że na wrażenie Missy o samej
sobie wpływało poczucie winy, że być może zajmuje jej
to zbyt wiele czasu. No cóż, i tak wiedziała, że jest dość
wysoka i zanadto szczupła. Wiedziała, że ma ciemne i
proste włosy, a oczy ciemnobrązowe. Jej nos był niezbyt
piękny, co spowodował niefortunny upadek w
dzieciństwie. Wiedziała, że lewy kącik ust opada jej w
dół, a prawy zwija się w trąbkę. Nie wiedziała jednak, jak
to się dzieje, że gdy się uśmiecha, pojawia się w niej coś
fascynującego, a gdy przyjmuje normalny, poważny

background image

wygląd, zaczyna przypominać pajaca z tragikomedii.

Życie nauczyło ją myśleć o sobie jako o bardzo

prostej osobie, ale z drugiej strony coś nie pozwalało jej
uwierzyć w to do końca. Tak że ostatecznie nie
przekonałoby jej żadne logiczne wyliczanie dowodów.
Dlatego też każda noc przynosiła zastanowienie: jaka ona
właściwie jest i jak naprawdę wygląda?

Myślała o tym, że chciałaby mieć kotka. Wuj

Percival,

który

prowadził

sklep

kolonialny:

cukierniczo-tytoniowy,

i był najmilszym spośród

Hurlingfordów,

obdarzył

żwawym,

czarnym

kociątkiem na jedenaste urodziny. Ale matka zabrała
kotka szybko i znalazła mężczyznę, który go utopił,
wyjaśniając Missy niezaprzeczalną prawdę, że nie mogły
sobie pozwolić na jeszcze jedną, nawet tak małą, gębę do
żywienia. Zrobiono to nie bez współczucia dla uczuć
córki, jak i jej żalu, niemniej zrobiono to, bo musiało być
zrobione.

Missy nie protestowała. Nie płakała nawet w łóżku.

W jakiś sposób kotek nigdy nie stał się wystarczającą
przyczyną do desperackiej rozpaczy. Ale wciąż, po tylu
długich i próżnych latach, pamiętała dotyk jego
puszystego futerka i wibrujące mruczenie, gdy trzymała
go na rękach.

Marzyła, żeby zezwolono jej na spacery przez zarośla

w dolinie naprzeciwko Missalonghi. Był to sen na jawie,
przechodzący cichutko w prawdziwe sny, których nigdy
nie można było przywołać. Ubrania, noszone przez nią w

background image

tych snach, nigdy jej nie przeszkadzały nawet wtedy, gdy
przemakały podczas forsowania kaskad strumieni i
brudziły się od muskania omszałych okrąglaków, i nigdy,
przenigdy nie były brązowe. Skowronki fruwały
trzepocząc wokół jej głowy, motyle migotały pysznymi
kolorami wśród baldachimów olbrzymich drzewiastych
paproci, poprzez które niebo wyglądało jak atłas pod
koronkami. Wszędzie panował spokój, którego nie mąciła
żadna inna ludzka dusza.

Ostatnio zaczęła rozmyślać o śmierci, która coraz

bardziej wydawała się jej zwieńczeniem pragnień. Śmierć
była wszędzie, równie często nawiedzała młodych, jak i
starych. Starzenie się, ataki bólów, krup, błonica,
nowotwory, zapalenia płuc, zatrucia krwi, apopleksja,
kłopoty z sercem... Dlaczegóż by właśnie ona miała być
chroniona przed jej zawsze dosięgającą ręką? Śmierć w
ogóle nie była zjawiskiem mile widzianym. Ale czy dla
tych, którzy raczej egzystowali, niż żyli?

Przesuwające się tej nocy przed oczami Missy

widoki, przeplatające się wspomnienia i marzenia
spowodowały, że nie mogła usnąć. Mimo straszliwego
zmęczenia spowodowanego wyczerpującą gonitwą przez
pięć mil do domu, Missy wydawała się coraz bardziej
zbolała. Te ostatnie kilka chwil przed snem poświęciła
jeszcze dzikiemu-obcemu, zwanemu Johnem Smithem,
który kupił jej dolinę – przynajmniej tak mówiła Una.
Wierzyła, że Una miała rację mówiąc o nim, naprawdę
zamierza zamieszkać w dolinie. Już nie w jej, ale w jego

background image

dolinie. Przymknęła delikatnie powieki i wywołała w
wyobraźni jego wizerunek: wysoki, barczysty i silny
mężczyzna, urocze, bujne ciemnokasztanowe włosy i dwa
wstrząsającą białe pasma na zaroście brody. Z powodu
zmian, jakie na jego twarzy pozostawiła mroźna pogoda,
nie mogła dokładnie określić wieku. Ale zgadywała, że
mógł już przekroczyć czterdziestkę. Jego oczy miały
kolor

jesiennych

liści

krystalicznie

czysty,

brązowo-bursztynowy. Cóż za sympatyczny człowiek.
Jeszcze raz wróciła myślami do spaceru pomiędzy
zaroślami doliny – on był z nią, przez cały czas, aż do
snu.

Ubóstwo, które rządziło Missalonghi z tak okrutną

nieugiętością, było winą sir Williama Pierwszego, który
spłodził siedmiu synów i dziewięć córek, z których
większość miała oczywiście dalsze potomstwo. Sir
William rozdzielił swe doczesne dobra tylko pomiędzy
synów, pozostawiając córkom wiano w postaci domu
położonego na pięciu akrach dobrej ziemi. Wydawało się,
że jest to idealne rozwiązanie zniechęcające mężczyzn
polujących na żonę z posagiem, a nadające dziewczętom
status

posiadaczek

ziemskich

i

zapewniające

niezależność. Ich synowie chętnie kontynuowali tę
politykę i tak samo synowie synów, zwłaszcza że z
biegiem czasu okazało się, iż daje to potomkom męskim
coraz więcej pieniędzy. Przeszły dziesięciolecia i domy
dziewcząt przestały być intratnym artykułem handlowym,
ponieważ nie były tak dobrze budowane, jak późniejsze

background image

domostwa, a „pięć akrów dobrej ziemi” w miarę upływu
czasu stawało się coraz bardziej „pięcioma akrami nie tak
dobrej ziemi”.

W rezultacie, w dwie generacje potem, okazało się,

że w rodzinie Hurlingfordów zarysował się ostry podział
na kilka grup, według stopnia zamożności: niesamowicie
bogatych mężczyzn, kobiety na tyle dobrze sytuowane, że
mogły stać się szczęśliwymi małżonkami oraz grupę
niewiast wyposażonych w ziemię i dom, które były
zmuszone bądź do ich sprzedaży poniżej prawdziwej
wartości, bądź do ciągłego borykania się z biedą, tak jak
Drusilla Hurlingford-Wright.

Drusilla wyszła za mąż za Eustace’a Wrighta,

dziedzica wielkiej sydneyowskiej firmy rachunkowej,
posiadającego duże udziały w kilku przemysłowych
koncernach. W czasie trwania małżeństwa nie
podejrzewała, że gruźlica, na którą zachorował Eustace,
stanie się przyczyną niepowodzeń. W niespełna dwa lata
po śmierci Eustace’a jego ojciec, który go przeżył,
zdecydował, że majątek jej męża przekaże w całości
drugiemu synowi i że nie będzie odrywać jego części dla
wdowy z takim spadkobiercą, jak chorowite dziecko płci
żeńskiej.

I tak dobrze zapowiadające się małżeństwo

zakończyło się pod każdym względem ponuro. Stary
Wright wziął pod uwagę fakt, że Drusilla miała dom i
pięć akrów ziemi oraz pochodziła z bardzo zamożnego
rodu, który był zobowiązany opiekować się nią chociażby

background image

przez wzgląd na okoliczności. Tylko że stary Wright nie
wziął pod uwagę obojętności klanu Hurlingfordów na to,
że jedna z jego członkiń, zresztą tylko kobieta, jest
samotna i bez środków do życia. I tak Drusilla po
kawałeczku sztukowała własny byt.

Przygarnęła niezamężną siostrę, Octavię, która

sprzedała własną posiadłość i ziemię swemu bratu
Herbertowi, aby wesprzeć Drusillę. Sytuację finansową
kobiet rozstrzygnęła obowiązująca w rodzinnym klanie
zasada, iż niemożliwe było sprzedanie czegokolwiek
komuś obcemu, co wszyscy męscy potomkowie
Hurlingfordów znakomicie wykorzystywali. Skąpa suma,
którą Herbert dał Octavii za jej własność, została
natychmiast w jej imieniu zainwestowana przez niego w
jakiś podobno intratny interes. Była to, niestety, jedna z
tych inwestycji, które Herbert zwykł robić i za które czuł
się zawsze osobiście odpowiedzialny, ale dających w
rezultacie absolutne zero. Kilka nieśmiałych upomnień
Octavii

spowodowało,

że

brat,

na

początku

przemilczawszy sprawę, potraktował ją w końcu z
gniewnym oburzeniem.

Oczywiście niemożliwe było, aby jakakolwiek

kobieta z rodziny Hurlingfordów przekazała swoją
własność w ręce kogoś obcego. Równie niemożliwe było,
aby mogła zhańbić klan podejmując pracę, jeśli ta nie
została uprzednio zaakceptowana przez najbliższą
rodzinę. Przeto Drusilla, Octavia i Missy pozostały w
domu. Zupełny brak kapitału uniemożliwiał im

background image

prowadzenie średniej klasy biznesu, a kompletny brak
użytecznych talentów powodował, że najbliższa rodzina
traktowała je jako niezdolne do pracy godnej
Hurlingfordów. Jedyne marzenie, które żywiła Drusilla w
związku z Missy, że jej efektowne małżeństwo wyniesie
panie z Missalonghi ponad ich ubóstwo, rozwiało się, nim
Missy skończyła dziesięć lat, ponieważ zawsze była
pospolita i niepociągająca. A od czasu, gdy Missy
skończyła dwadzieścia lat, zarówno matka, jak i ciotka
pogodziły się z tą okolicznością i już ze spokojem
kroczyły po drodze prowadzącej do szanowanych
hurlingfordzkich

mogił.

Przy

normalnym

biegu

wypadków Missy mogłaby w swoim czasie odziedziczyć
po matce dom i pięć akrów, ale według zasad
obowiązujących w klanie było to nie do osiągnięcia,
ponieważ pozostawała Hurlingfordem tylko po kądzieli.

Jakoś jednak radziły sobie w życiu. Miały krowę rasy

Jersey, która dawała znakomite kremowe mleko i rodziła
wspaniałe cielęta. Trzymały ją dlatego, że należała do
bydła najwyższej klasy. Chowały pół tuzina owiec, trzy
tuziny drobiu rasy Rhode Island Red, tuzin dobranych
kaczek i gęsi oraz dwie przekarmione białe lochy, które
rodziły prosięta uzyskujące najwyższą klasę jakości w
całym dystrykcie. Świnie były wypasane na pastwisku,
nie tłoczono ich w zagrodzie, a karmiono odpadkami z
herbaciarni Julii, ze stołu Missalonghi i z ogrodu
warzywnego. Ogród warzywny, którym zajmowała się
Missy, dawał produkty niemalże przez cały rok.. Miały

background image

także nowoczesny sad – dziesięć różnych gatunków
jabłoni, drzewo brzoskwiniowe i morelowe, wiśnie, śliwy
oraz cztery grusze. Drzewek cytrusowych nie hodowały,
ponieważ zimą w Byron było zbyt chłodno.

Sprzedawały owoce, masło i jaja wujowi

Maxwellowi za cenę dużo niższą od tej, którą mogłyby
uzyskać gdzie indziej, ale odstąpienie produktów
komukolwiek innemu było niedopuszczalne. Jedzenia im
nie brakowało. To brak pieniędzy powodował, że żyły w
nędzy. Ale w tych warunkach zarabianie było po prostu
niemożliwe, bo oszukiwali ich ci, którzy po
sprawiedliwości powinni byli być rzecznikami. Dostęp do
gotówki oznaczał lepsze ubrania, niezbędne utensylia i
lekarstwa oraz nowy dach. Pieniądze uzyskiwane z
wyprzedaży produktów z gospodarstwa nie wystarczały,
tak że żyły w wiecznej finansowej czujności. Missy była z
całego serca kochana przez dwie starsze panie, co
okazywały w specyficzny i wyraźnie tylko jedyny sposób:
pozwalały jej roztrwaniać pieniądze ze sprzedaży jajek i
masła na wypożyczanie książek.

Wypełniając swe puste dni. panie z Missalonghi

robiły dzianiny, frywolitki, szydełkowały lub szyły i były
wdzięczne za podarowaną włóczkę, nici i płótno, które
magazynowały w wielkich ilościach w jednym ze
skromniejszych pokoi. Podarunki te, które otrzymywały
na każde Boże Narodzenie i urodziny, były formą zapłaty
za ich robótki i włożoną w nie pracę.

I tak godziły się ulegle na sposób życia i zasady

background image

narzucane im przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia o ich
wielkiej samotności i cierpieniu – gorzkim cierpieniu
dystyngowanego ubóstwa, które wymagało wielkiej
odwagi i wyjątkowego hartu ducha. Po prostu przyszły na
świat i żyły w czasach poprzedzających rewolucję
przemysłową i wielkie wojny, w czasach, kiedy żądanie
godziwej opłaty za pracę i pociąg do komfortu były
zdradą obowiązującej konwencji życia, rodziny i pojęcia
kobiecości.

To dystyngowane ubóstwo najbardziej drażniło

Drusillę Wright w każdą sobotę rano, gdy szła do Byron
mijając wspaniałe rezydencje Hurlingfordów rozłożone
na stokach pagórków pomiędzy miastem a doliną
Jameson. Szła na poranną herbatkę do swojej siostry
Aurelii. Gdy z mozołem posuwała się naprzód,
przypominała

sobie

chwile,

kiedy

obie

były

dziewczynami i przygotowywały się do małżeństwa, I to
jak rodzina, wydajać Drusillę za mąż, chciała ubić jak
najlepszy interes na rynku matrymonialnym.

Odbywała swą wędrówkę samotnie. Octavia była

zbyt schorowana, żeby odważyć się na siedmiomilowy
wyczerpujący spacer, a kontrast miedzy Missy a córką
Aurelii – Alicją, był zbyt bolesny, aby móc ścierpieć
porównanie miedzy nimi, toteż Missy jej nigdy nie
towarzyszyła. Utrzymywanie konia nie wchodziło w
rachubę, ponieważ zbyt zniszczyłby skromne pastwiska, a
pięć akrów missalonghickiej ziemi musiało być bardzo
dobrze zabezpieczone przed suszą i nadmierną

background image

eksploatacją. Toteż gdy schorowane panie z Missalonghi
nie mogły chodzić, pozostawały w domu.

Aurelia także wyszła za mąż za człowieka spoza

rodziny, ale obrót spraw w jej małżeństwie okazał się
szczęśliwy. Edmund Marshall miał wyjątkowy talent do
zarządzania, czego było brak każdemu Hurlingfordowi, i
pełnił funkcję generalnego zarządcy zakładów przemysłu
butelkowego.

Toteż

Aurelia

mieszkała

w

dwudziestopokojowym, imitującym styl Tudorów, pałacu,
otoczonym czteroakrowym parkiem. Rosnące tam
prunusy, rododendrony, azalie i dekoracyjne wiśnie
przeobrażały park przy końcu sierpnia na okres całego
miesiąca w krainę z bajek.

Aurelia miała służbę, konie, powozy, a nawet auto.

Jej synowie, Ted i Randolph, zostali posłani na naukę do
zakładów i wszystko wskazywało na to, że talent
odziedziczyli po ojcu. Ted pracował w dziale
księgowości, a Randolph jako inspektor. Aurelia miała też
córkę – córkę, którą los wyposażył w to wszystko, czego
córka Drusilli nie miała. Dziewczyny łączyła tylko jedna
cecha – obie były trzydziestotrzyletnimi pannami. Ale
gdy Missy pozostawała w tym stanie z konieczności –
nikt bowiem nigdy nie śnił o zaproponowaniu jej
małżeństwa, Alicja była wciąż samotna z powodów
bardziej

fascynujących

i

porywających

serce.

Narzeczony,

którego

zaakceptowała,

gdy

miała

dziewiętnaście lat, został zaledwie na tydzień przed
ślubem zabity przez doprowadzonego do skrajnej

background image

wściekłości słonia.

Alicja długo nie mogła dojść do siebie po tej bolesnej

stracie. Montgomery Massey był jedynym dzieckiem i
potomkiem sławnej rodziny plantatorów herbaty Ceylon –
rodziny bardzo, ale to bardzo bogatej. Toteż Alicja
opłakiwała narzeczonego w sposób odpowiadający jego
statusowi społecznemu. Przez cały rok nosiła żałobę; a
potem, przez kolejne dwa lata, ubierała się tylko w stroje
koloru szarego lub bladoliliowego, które były
odpowiednie dla tak zwanej małej żałoby. W końcu, gdy
skończyła dwadzieścia dwa lata, uznała, że czas
odosobnienia już minął i zaakcentowała to otwierając
salon najnowszej mody.

W tym samym czasie jej ojciec nabył dodatkowo

starą pasmanterię i tak centrum handlowe z ubraniami
Herberta Hurlingforda stawało się coraz bardziej
niepotrzebne, ponieważ okazało się, że Alicja ma w tej
dziedzinie niebywały talent i że wykorzystuje go w
znakomity sposób.

Konwencja wymagała, aby salon był zarządzany w

imieniu matki, ale nikt, nie wyłączając tej ostatniej, nie
miał złudzeń co do tego, kto naprawdę prowadzi ten
znakomicie prosperujący interes. Sklep z kapeluszami,
nazwany „Chez Chapeau”, miał niezwykłe powodzenie
od momentu otwarcia i przyciągał klientelę nawet z tak
odległych miejsc, jak Sydney. Konfekcja sprzedawana
przez Alicję począwszy od słomkowych kapeluszy, aż po
tiule i jedwabie, była atrakcyjna, powabna i modna.

background image

Alicja zatrudniała dwie krewne, które nie miały ani

ziemi, ani posagu oraz starą pannę – ciotkę Comelię,
której arystokratyczne pochodzenie dodawało splendoru
salonowi, sama zajmowała się głównie inwestowaniem i
korzystnym lokowaniem profitów.

W sytuacji, gdy wszyscy przywykli do myśli, że

Alicja zamierza opłakiwać stratę Montgomery’ego
Masseya aż do śmierci, ona ogłosiła nagle swe zaręczyny
z Williamem Hurlingfordem, synem i spadkobiercą sir
Williama Trzeciego. W chwili, gdy wiadomość się
rozeszła,

jej

nowy

narzeczony

miał

zaledwie

dziewiętnaście lat. Ślub był przewidziany na pierwszy
dzień nadchodzącego właśnie października,

[Kiedy rozpoczyna

się akcja książki, jest miesiąc przed nastaniem wiosny, czyli sierpień (lipiec i
sierpień to miesiące zimowe w Australii), po czym przychodzi wrzesień, czyli
początek wiosny. Akcja powieści kończy się przed wypadającym na pierwszy
dzień października ślubem Alicji. Stąd też wszystkie dywagacje autorki na temat
zmian zachodzących w przyrodzie są charakterystyczne dla przełomu zimy i

wiosny w górskich strefach Australii.]

kiedy piękne kwiaty zdobią

ogród w stylu de rigeur, kończąc długie oczekiwanie
narzeczonych na uzyskanie zezwolenia na tę uroczystość.

To długie oczekiwanie spowodowała lady Billy, żona

sir Williama Trzeciego, która próbowała wychłostać
Alicję końskim biczem, gdy usłyszała o zaręczynach. Sir
William Trzeci natychmiast nakazał, aby poczekać z
małżeństwem do czasu, kiedy pan młody skończy
dwadzieścia dwa lata.

Tak więc nie można powiedzieć, by Drusilla Wright

z nadmierną radością przemierzała dobrze niegdyś

background image

przeszukany, złotonośny, żwirowy piasek Mon Repos,
aby następnie z wrodzonym wigorem połączonym z
frustracją i zazdrością poruszyć kołatką u frontowych
drzwi domu siostry. Lokaj poinformował Drusillę
wyniośle, że pani Marshall znajduje się w małym
saloniku i poprowadził ją tam z niewzruszoną powagą.
Wnętrze Mon Repos było równie czarujące, jak jego
fasady i ogrody: drewniana importowana boazeria,
jedwabne i aksamitne tapety, brokatowe obicia, ręcznie
tkane dywany, meble w stylu regencji – wszystko
doskonale rozmieszczone, tak aby uwydatnić wspaniałe
proporcje i zalety pokoi. Tu nie było potrzeby malowania
czegokolwiek na brązowo, bo ostrożność i oszczędność
tym obiektem nie rządziły.

Siostry ucałowały swe policzki i zrobiły to w niemal

identyczny sposób. Wszystkie one, poczynając od
Octavii, Julii czy Cornelii, a skończywszy na Auguście
czy Antonii, miały wspólną cechę, którą można by
określić jako wyniosłą lodowatość, a ich uśmiechy były
takie same. I mimo że żyły w bardzo odmiennych
warunkach, bardziej się lubiły niż cała reszta, tak że tylko
nieprzejednana duma Drusilli uniemożliwiała Aurelii
wspomaganie jej finansowo.

Gdy po powitaniu zasiadły po dwóch stronach

małego inkrustowanego stolika na pokrytych aksamitem
krzesłach i kiedy wraz z porcelanową tacą na stoliku
pojawiła się herbata i dwa tuziny bajecznie smacznych
ciasteczek, przeszły do rozmowy o interesach.

background image

– Naprawdę, Drusillo, twoja duma nie ma sensu.

Wiem, jak rozpaczliwie potrzebujesz pieniędzy. Czy
możesz podać mi choć jeden rozsądny powód, dla którego
te wszystkie wspaniałe ręcznie wykonane robótki
gromadzisz w swoim skromnym pokoju, zamiast
przekazać Alicji na wyprawę ślubną. Nie możesz
powiedzieć, że przechowujesz je dla Missy jako jej
wyprawę, ponieważ obydwie dobrze zdajemy sobie
sprawę, że Missy sama straciła nadzieję na małżeństwo
już kilka lat temu. Alicja chce kupić tę znakomicie
ręcznie wykonaną bieliznę i ja się z nią zgadzam –
powiedziała pewnie Aurelia.

– Jestem zaszczycona – odrzekła ozięble Drusilla –

ale nie mogę ci ich sprzedać, Aurelio. Alicja może je
otrzymać, kiedy tylko zechce, wyłącznie jako nasz
prezent.

– Nonsens – sprzeciwiła się pani rozległych dóbr. –

Sto funtów i Alicja zabiera cały twój zbiór.

– Z przyjemnością przekażemy jej nasze najlepsze

rzeczy, ale tylko i wyłącznie jako prezent.

– Sto funtów albo będzie musiała poświęcić sporo

czasu, aby kupić wyprawę u Marka Foya, bo ja jej nie
pozwolę wziąć niczego z twoich rzeczy za darmo, czyli,
jak wolisz, jako prezent od ciebie.

Drusilla potrzebowała nieco czasu, aby przetrawić

taki argument. Urażona duma toczyła walkę z dziwnym
poczuciem

ulgi,

którą

przyniosło

zdecydowane

postawienie sprawy przez Aurelię. W końcu pokonała

background image

dumę i zdecydowała się ustąpić. Potem wypiła trzy
filiżanki aromatycznej, znakomitej herbaty Lapsang
Souchong i zjadła niemal wszystkie różowobiałe,
bajeczne pyszne ciasteczka. Atmosfera zakłopotania,
wywołana poprzednią rozmową, która była konsekwencją
ich nieporównywalnej sytuacji życiowej, minęła. Mogły
teraz spokojnie przystąpić do spraw istotnych z punktu
widzenia ich pokrewieństwa.

– Billy mówi, że ten człowiek sam z siebie robi

więźnia – powiedziała Aurelia.

– Dobry Boże, ale jak Billy mógł dopuścić, żeby to

się stało?

– Niestety, nie mógł zrobić nic, aby temu zapobiec.

Siostro, sama wiesz, że przekonanie, iż Hurlingfordowie
są właścicielami całej ziemi między Leurą a Lawson, jest
mistyfikacją. Jeżeli obcy przybysz mógł kupić dolinę, co
najwidoczniej zrobił, i spłacić dług towarzystwu, co też
najwidoczniej zrobił, to Billy ani ktokolwiek inny nie
może zrobić nic, aby go stąd przepędzić.

– Kiedy to wszystko nastąpiło?
– Według Billy’ego w zeszłym tygodniu. Dolina,

oczywiście, nigdy nie należała do Hurlingfordów. Billy
sądzi, że były to dominia królewskie. Jest to określenie,
na ogół źle rozumiane, a pochodzące od sir Williama
Pierwszego. Wydaje się, że nikt w rodzinie nie pomyślał
wcześniej, aby zweryfikować ten fakt. A teraz po prostu
szkoda. Przecież nie tylko my wiedziałyśmy, że ktoś z
Hurlingfordów mógł już dawno temu kupić tę dolinę. Ten

background image

człowiek nabył ją na aukcji w Sydney w zeszłym
tygodniu, a nas nikt nie poinformował o tym, że została
wystawiona na sprzedaż. Cała dolina, wyobraź sobie,
niemal za bezcen. Czy to możliwe? Czy to do przyjęcia?
Billy jest wściekły.

– Jak to odkryłaś? – spytała Drusilla.
– Ten typ przyjechał wczoraj do sklepu wuja

Maxwella, na chwilę przed zamknięciem. Missy zresztą
też tam była.

Twarz Drusilli pojaśniała:
– A więc to ten?
– Tak.
– Zgaduję, że to Maxwell odkrył całą sprawę. On

potrafi wyciągać informacje nawet od niemowy.

– Tak, ale ten jegomość wcale nie ociągał się z

opowiadaniem na ten temat. Mówił dużo i zbyt szczerze,
jak na gust Maxwella. Ale znasz go, on uważa, że tylko
głupiec opowiada o swoich interesach.

– Wiesz, najbardziej jestem ciekawa, kogo poza

Hurlingfordami mogło zainteresować kupno tej doliny.
Dla Hurlingfordów posiadanie doliny jest znaczące,
ponieważ znajduje się ona w Byron. Ale przecież ten
obcy przybysz nie może w niej nic uprawiać. Potrzeba co
najmniej dziesięciu lat, by ją na tyle oczyścić, żeby
przeszedł pług. Jest zbyt wilgotna, by utrzymać czystość.
Nie można wyciąć zarośli, bo zbyt niebezpieczny jest
trakt. Więc dlaczego?

– Według Maxwella, ten człowiek chce tam po prostu

background image

zamieszkać i żyć samotnie wśród gąszczy, wsłuchując się
w ciszę. W takim razie, musisz przyznać, że jest odrobinę
ekscentryczny.

– Dlatego właśnie Billy myśli, że on stanie się

więźniem Byron, czy raczej więźniem doliny.

– Maxwell zadzwonił do Billy’ego, jak tylko ten

jegomość załadował wóz towarami i odjechał. A Billy od
razu zaczął zbierać wiadomości o nim. Wyobraź sobie, że
ten człowiek nazywa się John Smith. – Aurelia parsknęła
ironicznie. – A teraz ja się ciebie pytam, Drusillo, czy
ktokolwiek przybierałby nazwisko John Smith, gdyby nie
chodziło o prawdziwie brudną i uciążliwą pracę na tych
rozdrożach?

– To może być jego prawdziwe nazwisko –

odpowiedziała uczciwie Drusilla.

– Phi! O Johnach Smithach często się czyta, ale czy

w rzeczywistości spotkałaś choć jednego? Billy sądzi, że
ten John Smith jest tym – no... – jak to nazywają
Amerykanie?

– Nie mam pojęcia.
– Cóż, w końcu to nie ma znaczenia, tu nie Ameryka,

ale swoją drogą wszystko wskazuje na to, że to fałszywe
nazwisko. Według Billy’ego ten człowiek nie ma żadnych
akt. personalnych, sprawdzał to w różnych urzędach. A za
dolinę zapłacił w złocie, ale to być może jest zmyślone.

– Może jest szczęśliwym górnikiem z Sofala lub

Bendigo?

– Nie. Wszystkie złotodajne pola w Australii od lat

background image

znajdują się w rękach spółek i nie ma żadnych danych o
pojedynczych udziałowcach. Tak przynajmniej mówi
Billy.

– To nadzwyczajne – powiedziała Drusilla,

bezwiednie sięgając po przedostatnie ciasteczko. – Czy
Maxwell lub Billy mają coś jeszcze do dodania?

– No cóż, John Smith zakupił bardzo duże ilości

prowiantu i zapłacił w złocie. Nie nosi spodniej bielizny –
z wyjątkiem dużego pasa na pieniądze pod koszulą nie
miał nic. Szczęście, że Missy wcześniej wyszła. Maxwell
przysięga, że ten jegomość podciągnąłby swoją koszulę
mimo jej obecności. Przeklinał przy Missy i powiedział
coś takiego, co mogło oznaczać, że nie uważa jej za
damę.

– Wierzę – odrzekła Drusilla oschle, biorąc ostatnie

ciastko z talerza.

W tym momencie do pokoju weszła Alicja Marshall.

Matka rozpromieniła się z dumą na jej widok, a ciotka
posłała krzywy uśmiech. „Dlaczego, och, dlaczego Missy
nie mogła być taka jak Alicja?”

Prawdziwie rozkoszna istota – Alicja Marshall – była

bardzo wysoka i pięknie zbudowana. Miała zmysłową,
utrzymaną w ryzach linię, anielsko jasne oczy i włosy, a
także delikatną cerę, kształtne dłonie i stopy oraz smukłą
szyję. Ubrana była, jak zwykle, w doskonałym guście.
Swą jedwabną, jasnoniebieską suknię (wyrafinowanie
haftowaną, ze znakomicie dobraną, elegancką krótszą
spódnicą) nosiła z niezrównanym wdziękiem. Ogrom jej

background image

złotawych włosów ozdabiał kapelusz przybrany pękiem
jasnoniebieskich

i

jasnozielonych,

tiulowych

i

jedwabnych róż. I aż zakrawało na cud, że jej brwi i rzęsy
były wyraźnie ciemne. Naturalnie, Alicja nie oznajmiała
całemu światu, że przyciemniała brwi i rzęsy częściej niż
czyniła to Una.

– Ciocia Drusilla byłaby szczęśliwa, mogąc

zaopatrzyć cię w bieliznę wyprawową – triumfalnie
obwieściła Aurelia.

Alicja zdjęła kapelusz i ostrożnie ściągała długie,

jasnoniebieskie rękawiczki z koźlej skóry. Była tak
niezwykle skoncentrowana na tych wyjątkowo ważnych
czynnościach, że wręcz niezdolna do odpowiedzi.
Dopiero gdy odłożyła zdjęte z siebie rzeczy w bezpieczne
miejsce i usiadła przy stoliku obok matki i ciotki, ożywiła
się i włączyła się do rozmowy swym zwodniczo
matowym, melodyjnym głosem.

– Jesteś bardzo dobra, ciociu. To miło, że

zdecydowałaś się na to.

– Odkąd twoja mama powzięła decyzję, żeby mi

zapłacić, dobroć przestała mieć z tym cokolwiek
wspólnego – odpowiedziała ozięble Drusilla. – Przyjedź
do Missalonghi w przyszłą sobotę rano i wybierz sobie to,
czego potrzebujesz najbardziej. Wypijemy razem herbatę.

– Dziękuję, ciociu.
– Czy polecić, aby podano ci świeżą herbatę? –

spytała nieco bojaźliwie Aurelia, odczuwając nadmiar
respektu dla swojej zdolnej i niezwykle ambitnej córki.

background image

– Nie, dziękuję mamo. Tak naprawdę to wpadłam,

żeby się dowiedzieć czegoś o „cudzoziemcu w środku
Byfon” – jak uparł się nazywać nowego przybysza Willie.
Czy masz może jakieś nowe informacje? – jej urocze
wargi zadrżały.

I tak nowiny na temat Johna Smitha zostały

przedyskutowane po raz wtóry, po czym Drusilla wstała,
aby się pożegnać i odejść.

– Do zobaczenia w przyszłą sobotę rano w

Missalonghi – przypomniała krewniaczkom i oddaliła się
w towarzystwie szefa domowej służby.


Przez całą drogę do domu Drusilla dokonywała w

myślach

przeglądu

bielizny

przechowywanej

w

kredensach i rezerwowym pokoju, która tak bardzo
interesowała Alicję i Aurelię. Była przerażona, że jej
liczba i różnorodność mogą okazać się niewystarczające i
nie warte stu funtów. Sto funtów! Co za gratka!

Oczywiście nie wolno im tych pieniędzy wydać.

Muszą złożyć je w banku, aby narastał choć niewielki
procent. Cała suma powinna leżeć w banku, dopóki nie
nastąpi katastrofa. Ale jaka katastrofa? – Drusilla nie
wiedziała. Wszak każdy ślepy zaułek na drodze życia
mógł przynieść nieszczęście: chorobę, śmierć, remonty,
niespodziewane szkody, nadzwyczajne opłaty, podatki.
Część pieniędzy mogłyby przeznaczyć na remont dachu i
nie trzeba by było sprzedawać jałówki, aby tę sumę
uzyskać. W ten sposób w przyszłości będą miały od niej

background image

potomstwo i dobry zysk. Jałówka rasy Jersey była dla pań
z Missalonghi warta dużo więcej niż pięćdziesiąt funtów.
Ale teraz więcej by za nią nie uzyskały. Sprzyjał im
zwłaszcza Percival Hurlingford wraz ze swą życzliwą
żoną, pozwalając nieodpłatnie korzystać ze swego
cennego byka rasy Jersey. On też zresztą podarował im
pierwszą, niezwykłą krowę tej rasy.

Tak. Takie rozwiązanie sprawy było bardzo

zadowalające!

Może Alicja, znakomita popularyzatorka mody,

zainteresuje inne młode dziewczęta z rodziny
Hurlingfordów robótkami? Może inna panna młoda
zamówi u pań z Missalonghi swą wyprawę ślubną?
Mogłoby to się stać w przyszłości specjalną formą
pewnego rodzaju transakcji handlowej – wykonywania
indywidualnych i szczególnie wytwornych zamówień.

– A więc, droga Octavio – powiedziała Drusilla tego

wieczoru do swojej chorej siostry, kiedy już rozdzieliły
prace domowe, a Missy pochłonięta była jakąś książką –
spędzimy najbliższy tydzień na dokładnym przeglądaniu
wszystkiego, co mamy, aby wybrać to, co może
zainteresować Aurelię i Alicję. Missy, będziesz musiała
sama poradzić sobie z pracami w domu, z ogrodem i
zwierzętami, a ponieważ najlepiej dajesz sobie radę z
wypiekami, przygotujesz na sobotę słodkie dania do
porannej herbaty. Przygotuj piramidki z dżemem i
kremem, biszkopty, trochę kruchych ciasteczek oraz
upiecz kwaśny placek z owocami i goździkami. –

background image

Wydawszy rozporządzenia usatysfakcjonowana Drusilla
przeszła do najpikantniejszego aktualnie tematu, którym
było pojawienie się w Byron przybysza – Johna Smitha.

Tym razem konwersacja obu pań zajęła uwagę Missy

bardziej niż książka, chociaż przez cały czas udawała, że
kontynuuje czytanie. Kiedy położyła się spać, połączyła
informacje zasłyszane tego wieczoru z tymi, które
uzyskała wcześniej od Uny. Dlaczego rodzina uważa, że
John Smith nie nosi swego prawdziwego nazwiska?
Oczywiście przyczyną tych wszystkich podejrzeń i
nieufności Hurlingfordów był fakt, że ktoś spoza nich
ośmielił się nabyć dolinę. Cóż, Johnie Smisie,
wszystkiego dobrego! Najwyższy czas, aby ktoś
wstrząsnął Hurlingfordami. Uśmiechając się zapadła w
sen.


Wrzawa przygotowań, która poprzedziła wizytę obu

pań Marshall, okazała się zupełnie niepotrzebna, czego
zresztą panie z Missalonghi były od początku świadome.
Niemniej nie przejęły się zbytnio zmianą tempa życia
dom. u, co było czymś absolutnie nowym, i nosiło
znamiona wyraźnie złych rządów. Jedynie Missy
przechodziła bądź straszliwą mękę, bądź popadała w
szczerą skruchę, co wynikało z absolutnego braku czasu
na czytanie oraz z obawy, że Una może źle przyjąć jej
zbyt długie niewywiązywanie się z opłaty za
wypożyczoną w zeszły piątek książkę.

Przygotowanie przysmaków zajęło Missy sporo

background image

czasu i przysporzyło wiele udręki, którą pogłębił fakt, że
przybyłe w końcu z wizytą panie wzbraniały się przed ich
zjedzeniem. Alicja, jak to określiła, „pilnowała swojej
figury”, i tak samo wymawiała się jej matka, która chciała
„utrzymać jak najwyższą klasę” na ślub córki. Niemniej
słodycze się nie zmarnowały i nie posłużyły za karmę dla
świń, ponieważ nieco później Drusilla i Octavia spożyły
je ze smakiem. Obydwie uwielbiały łakocie, ale jadły je
bardzo rzadko z uwagi na dodatkowe koszty, jakie trzeba
było na nie ponieść.

Bielizna na wyprawę, którą pokazały Aurelii i Alicji,

wprawiła je w zachwyt. Spędziły całą godzinę przyjemnie
gawędząc na temat wybranych przez siebie rzeczy i na
koniec przekazały nie sto, ale dwieście funtów na ręce
Drusilli.

– Żadnych sprzeciwów, bardzo cię proszę –

powiedziała Aurelia. – To dla Alicji wspaniały interes.

– Myślę, Octavio – powiedziała Drusilla później,

kiedy goście odjechali swym wspaniałym samochodem z
kierowcą – że teraz wszystkie możemy sobie pozwolić na
nowe sukienki na ślub Alicji. Dla mnie z liliowej krepy ze
stanikiem wyszywanym paciorkami i tak samo zdobioną
spódnicą z zakładkami. Muszę tylko znaleźć odpowiednie
paciorki. Czy pamiętasz te, które nasza droga mama
kupiła do swojej nowej popołudniowej sukni na jakiś czas
przed śmiercią? Byłyby idealne. Myślę, że i ty mogłabyś
sprawić sobie ten niebieski jedwab, który tak podziwiałaś
w sklepie Herberta, nieprawdaż? Missy zrobi ci kilka

background image

koronkowych wstawek pod szyję i przy rękawach –
będzie to bardzo eleganckie! – Drusilla zmarszczyła czoło
i spojrzała na swoją śniadą córkę. – Ty, Missy, jesteś
ciężkim orzechem do zgryzienia. Jesteś zbyt ciemna i
nieładnie ci w bladych kolorach, więc myślę, że to
powinien być...

– Och, pozwól, żeby to nie był brąz! – błagała Missy.

– Chcę mieć purpurową sukienkę! Koronkowa sukienka
w kolorze czerwieni, która przyciąga wzrok – to jest to,
czego pragnę.

– ... brąz – zdecydowała Drusilla i westchnęła: –

Rozumiem, że to musi być przykre, ale prawda jest taka,
Missy, iż żaden inny kolor nie będzie nawet w połowie
tak do ciebie pasował, jak brąz! W pastelach wyglądasz
na chorą, w czerni na pełną zawiści, w granacie jakbyś
stała na progu śmierci, a w tonacji jesiennej zamieniasz
się w czerwonoskórego Indianina.

Missy nie zareagowała ani słowem na tę bezsporną

logiczną argumentację, nie wiedząc, że taka reakcja
zasmuca Drusillę, która uznałaby jakąkolwiek sugestię,
byleby tylko była ona do przyjęcia. Purpury nie mogła
zaakceptować w żadnym wypadku. Był to po prostu kolor
kokot i ulicznic, tak jak brąz był kolorem godnego
szacunku ubóstwa. Jednak tego wieczoru nic nie mogło
na dłużej utrzymać Drusilli w stanie przygnębienia.

– Możemy również – powiedziała uradowana –

wszystkie trzy sprawić sobie nowe botki. Pięknie się
zaprezentujemy na tym ślubie.

background image

– Pantofle... – wyrwało się Missy.
Drusilla spojrzała nieprzytomnie.
– Pantofle?
– Tylko nie botki, mamo, proszę! Sprawmy sobie

pantofle, ładne, gustowne pantofelki na obcasach a la
Louis z kokardami na czubkach.

Drusilla uznała to za możliwe i już chciała rozważyć

tę propozycję, gdy serdeczne nawoływania Missy
przecięła Octavia, która jako inwalidka po części wiodła
prym w domu zwanym Missalonghi.

– Mieszkając przy końcu Gordon Road? – Octavia

parsknęła. – Czy ty masz po kolei w głowie, dziewczyno?
Sądzisz, że pantofelki długo wytrzymają kurz i błoto?!
To, co musimy mieć, to dobre, mocne botki z dobrymi
sznurowadłami i mocnymi cienkimi obcasami. Botki
przetrwają! Pantofelki” nie są dla nas.

I to był koniec rozmowy.

Po wizycie Aurelii i Alicji Marshall życie w

Missalonghi powoli wracało do normy, tak że w
poniedziałek Missy otrzymała pozwolenie na swój
ulubiony spacer do wypożyczalni w Byron. Była to
absolutnie ekscentryczna przyjemność. Szła wyposażona
w dwie wielkie torby na zakupy, niosąc każdą w jednej
ręce, aby zbalansować ładunek całotygodniowych
sprawunków.

Ból w boku, który się zupełnie wyciszył podczas

przebywania w domu, powrócił z pełną siłą. Wydawało

background image

się, że dokuczał jej głównie podczas spacerów i był
naprawdę nieprzyjemny, bardzo nieprzyjemny.

Dzisiaj jej własna portmonetka leżała w torbie obok

wyjątkowo pełnej portmonetki jej mamy, gdyż Missy
została upoważniona do zakupu liliowej krepy,
niebieskiego jedwabiu i brązowego atłasu w odzieżowym
imperium Herberta Hurlingforda. Ze wszystkich sklepów
w Byron Missy najbardziej nienawidziła sklepu wuja
Herberta, który był obsługiwany przez szykownych
młodzieńców – synów i wnuków wuja. Gdy nabywało się
gorset lub bieliznę, trzeba było znosić za sobą ich chichot
i pomimo że swą pracę wykonywali sprawnie, nieraz
wprawiali klientów w zakłopotanie celnością swoich
dowcipów. Ten rodzaj zachowania wymierzony był
głównie przeciwko tym, którzy zbytnio oszczędzali przy
zakupach, czyli głównie byli złośliwi wobec samotnych
kobiet z rodziny Hurlingfordów, w których obronie nie
mógł stanąć żaden mężczyzna. Stare panny i ubogie
wdowy, pochodzące z klanu, były dla nich nieustającym
obiektem kpin.

Gdy Missy stanęła przy ladzie, obserwując Jamesa

Hurlingforda

przenoszącego

sztuki

materiałów,

zastanowiła się, co też by zrobił, gdyby zamiast o
brązowy atłas poprosiła o purpurową koronkę. Ale
imperium ubraniowe nie zaopatrywało klientów w takie
materiały. Jedynymi czerwonościami, jakie można było
dostrzec, były tanie i wulgarne sztuczne jedwabie,
trzymane dla mieszkanek Caroline Lamb Place. Tak więc

background image

wraz z liliową krepą i niebieskim jedwabiem kupiła jedną
długość pięknego atłasu w odcieniu tabakowym.
Uwielbiałaby ten materiał, gdyby był w innym kolorze,
ale odcień brązu powodował, że traktowała go jak
workową jutę. Wszystkie sukienki, jakie kiedykolwiek
miała, były brązowe. Był to, oczywiście, bardzo wygodny
kolor. Nigdy nie widać było brudu, nigdy nie wychodził z
mody, nigdy nie płowiał, nigdy też nie wyglądał tanio i
pospolicie.

– Nowe sukienki na ślub? – spytał James z nutą

złośliwości w głosie.

– Tak – odpowiedziała Missy, zastanawiając się, jak

to James robi, że zawsze czuje się przy nim nieswojo.
Może powodem była jego przesadna, zniewieściała
ogłada?

– Pozwól, że się zastanowię – mamrotał James.
– A co powiesz, jeśli zabawię się w domysły? Krepa

jest dla cioteczki Drusie, jedwab dla cioteczki Octie, a
atłas...? Brązowy atłas musi być dla malutkiej,
„brązowej” kuzyneczki Missy.

Wyobraźnię Missy tak bardzo wypełniał obraz

nieosiągalnej koronkowej purpurowej sukni, że na tę
kąśliwą uwagę oblała się rumieńcem, a w oczach
zawirowało jej od ciemnej czerwieni. W końcu,
niespodziewanie dla samej siebie, warknęła w odpowiedzi
jedyne obraźliwe słowa, które znała:

– Och, pocałuj się w tyłek, Jamesie!
James stanął jak wryty. Był tak zszokowany, jak

background image

gdyby ożył i spróbował go ukąsić stojący nie opodal
drewniany manekin. Zmieszany, z niezwykłą u niego
skwapliwością odmierzył i odciął dla każdej z pań z
Missalonghi jej kawałek materiału, mimowolnie dodając
po jardzie. Najgorsze było to, że jako szanujący się
sprzedawca, nie mógł wyprosić Missy ze sklepu tak
szybko, jak by tego chciał. Co więcej, nie mógł zwierzyć
się z tego okropnego przeżycia żadnemu ze swych braci i
siostrzeńców, ponieważ jak echo roznieśliby słowa Missy
po sklepie i w rodzinie.

Kiedy Missy, po tak nagłym wyładowaniu

dławiącego ją gniewu, opuściła sklep i udała się do
położonej obok biblioteki, na jej twarzy wciąż jeszcze
malowała się złość i nieuważnie trzasnęła drzwiami. Una
podniosła przestraszony wzrok, a potem zaczęła się
śmiać.

– Kochanie, wyglądasz świetnie. Czyżbyś była

rozgniewana?

Missy wzięła parę głębokich oddechów, żeby się

uspokoić.

– Och! Zdenerwował mnie mój kuzyn James

Hurlingford. Powiedziałam mu, żeby się pocałował w
tyłek.

– Brawo! Najwyższy czas, żeby ktoś mu to

powiedział – Una zachichotała. – Aczkolwiek myślę, że
on wolałby, aby pocałował go ktoś inny, chociaż pewnie
też płci męskiej.

Wszystko to dotarło do Missy dopiero po chwili, ale

background image

wybuch wesołości Uny był tak zaraźliwy, że Missy
również się roześmiała.

– Kochanie, to nie było z mojej strony zbyt

wytworne, nieprawdaż? – spytała, bardziej zdziwiona niż
przerażona. – Nie wiem, co mi się stało.

Jaśniejąca twarz Uny przybrała nagle szelmowski i

przebiegły wygląd. Był to wyraz przebiegłości
charakterystyczny dla wprawionej w stan obłędu
wróżbitki.

– „O słonie i wielbłądy” – zaintonowała Una

śpiewnym głosem – „przechodzące przez ucha igieł; o dni
psów; o wwiercające się robaki; o skłębione trąby
powietrzne”. Nareszcie wyszło z ciebie to, czego jest w
tobie dużo, Missy Wright, tyle że nie zdajesz sobie z tego
sprawy. – Una odchyliła się do tyłu i rzuciła jak
rozradowany, nieposłuszny dzieciak: – Ale to nareszcie z
ciebie wylazło i już nie można tego zatrzymać.

Wtedy Missy rozpoczęła opowieść o purpurowej

koronkowej sukni, o przepełniającym ją straszliwym
pragnieniu założenia czegoś innego niż brąz, o
udaremnionej możliwości zyskania aprobaty dla innego,
pasującego do niej koloru, o tym, że gdy nadszedł
wreszcie ten upragniony dzień, w którym mogłaby
założyć sukienkę o innej barwie, została ponownie
skazana na kolor tabaczkowy.

Unie całkowicie przeszła chęć do żartów. Słuchała ze

współczuciem, a kiedy Missy skończyła, obejrzała ją od
stóp do głów.

background image

– Purpura doskonale by do ciebie pasowała –

powiedziała. – Och, jaka szkoda! No, ale nie przejmuj się
tym zbytnio. – I zmieniła temat.

– Odłożyłam dla ciebie nową, pasjonującą powieść.

Jak się nią zajmiesz, zapomnisz, jestem pewna, o swojej
czerwonej sukience. Jest to opowieść o młodej, skromnej
kobiecie tyranizowanej przez rodzinę. Wszystko to trwa
do dnia, kiedy dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora na
serce. Mężczyzna, którego kocha od lat, jest
zaangażowany uczuciowo gdzie indziej. Nasza bohaterka
wysyła do tego młodego człowieka list, który otrzymała
od lekarza, mówiący o jej śmierci, i błaga młodzieńca,
aby ożenił się z nią, a nie z tamtą dziewczyną, ponieważ
jej zostało już tylko sześć miesięcy życia. Tłumaczy mu,
że po jej śmierci będzie mógł się ożenić z tamtą. On z
kolei jest trochę nicponiem, który nie bardzo zdając sobie
z tego sprawę, podświadomie oczekuje na kogoś, kto
zmieniłby jego życie. Tak że w końcu godzi się na ślub.
Po czym spędzają razem sześć niebiańskich miesięcy i on
odkrywa, że pod szarą powierzchownością jego żony
kryje się nieprzeciętna osoba, a jej miłość całkowicie go
odmienia. Ale pewnego dnia, gdy świeci słońce i śpiewają
ptaki, ona umiera w jego ramionach. Och, uwielbiam
książki, w których jedni umierają w ramionach innych, a
ty? Jego była narzeczona odwiedza go po pogrzebie,
ponieważ otrzymała od umierającej żony list wyjaśniający
powód, dla którego tamtą porzucił. Mówi, że mu wybacza
i że mogą się pobrać, gdy tylko minie żałoba. Ale on

background image

zrywa się ze smutkiem i obłędem w oczach, pędzi do
rzeki i rzuca się do niej z imieniem żony na ustach. A
jego była narzeczona rzuca się za nim do wody, wzywając
jego imię. Och, Missy, jakie to smutne. Płakałam przez
kilka dni.

– Wezmę ją – powiedziała Missy gwałtownie,

spłaciła zaległy dług, co spowodowało, że poczuła się od
razu lepiej, a Udręczone serce wetknęła na dno jednej z
toreb na zakupy.

– Zobaczymy się w następny poniedziałek –

powiedziała Una, odprowadzając Missy do drzwi. Stała
tak do momentu, aż straciła ją z oczu.

Owe pięć mil, które dzieliły Missalonghi i byrońskie

sklepy i które Missy przebywała samotnie od wielu lat,
nigdy jeszcze nie wydały jej się tak długie. Zawsze
wypełniała swoje spacery marzeniami. Grając w
wyobraźni różne role, odtwarzając wypadki i postaci, nie
wybiegała myślami poza znane sobie realia. Do czasu,
kiedy Una pojawiła się w bibliotece, wszystkie postaci
kobiece w jej myślach wyglądały dokładnie tak, jak
Alicja, a błazeństwa, które wymyślała, obracały się wokół
sklepów z pięknymi kapeluszami, sukniami i herbaciarni
dla przeraźliwie szlachetnie urodzonych. Wszyscy
mężczyźni jej marzeń byli uosobieniem hurlięgfordzkiego
idealnego kawalera – Siegfriedsa w wysokich butach,
kapeluszu i trzyczęściowym garniturze.

Teraz natomiast jej wyobraźnia miała masę nowych

pomysłów do przepracowania. Jakąkolwiek postać grała,

background image

w jakiejkolwiek przygodzie uczestniczyła, zawsze miało
to związek z ostatnią przeczytaną powieścią odłożoną dla
niej przez Unę pod ladą biblioteki. Coraz mniej było
odniesień do osobliwości byrońskiego życia.

Także w ten poniedziałek, wędrując do domu

przeobraziła się w bosko kasztanową blondynkę o
zdumiewających, jasnozielonych oczach, a towarzyszyło
jej dwóch zakochanych mężczyzn: przystojny, jasnowłosy
książę oraz ciemnowłosy i równie przystojny hinduski
władca. Siedząc w siodle na objuczonym bogactwami
słoniu, strzelała do tygrysów. W imieniu swego męża
prowadziła do ataku armię przeciwko muzułmańskim
buntownikom, budowała szkoły, szpitale i zakłady dla
samotnych matek, a jej dwaj kochankowie pozostawali
niezdecydowanie bierni w tle, jak małe pajączki, które nie
zostały wpuszczone do saloniku żony.

Ale w połowie drogi do domu, tam gdzie Gordon

Road przechodzi w długą Noel Street, zaczynała się jej
dolina. W tym miejscu Missy zawsze wstrzymywała
swoje dziecinne marzenia, aby podziwiać roztaczające się
wokół niej piękno. A dzień był tak pogodny, jak tylko
mógł być późny zimowy dzień w Górach Błękitnych,
gdzie wiatr czasami ucina sobie czas na odpoczynek.
Missy przeszła na drugą stronę Gordon Road, odwróciła
twarz do nieba i zaczęła wdychać zapach krzewów.
Dolina nigdy nie została obdarzona żadną nazwą, chociaż
teraz, za sprawą specyficznego byrońskiego stylu,
zostanie niewątpliwie ochrzczona doliną Johna Smitha. W

background image

porównaniu z dolinami Jameson, Gros, czy nawet
Megalong nie była ona zbyt wielka. Jej niezwykłość
polegała na tym, że strome, zbudowane w kształcie ścian
kielicha zręby osiągały tysiąc pięćset stóp wysokości, a
powyżej piętrzył się masyw Gór Błękitnych, u którego
stóp była położona, tak jak całe Byron i inne zbudowane
w tej okolicy miasta. Jeden, wąsko wygięty koniec jej
symetrycznego owalu zbiegał się z Gordon Road, a drugi,
znajdujący się jakieś pięć mil na wschód, wieńczyła
stroma przepaść z przepływającą w dole bezimienną
rzeką, która na drodze Nepean-Hawkesbury łączyła
przybrzeżne równiny. Górną krawędź zrębów doliny
stanowił oszałamiający uskok – urwisko zbudowane z
pomarańczowego piaskowca, wysokie na tysiąc stóp.
Poniżej tej pionowej przepaści piętrzyła się porosła
drzewami łacha z opadłych kamieni, która naginała się do
kierunku rzeki opasującej dolinę od wieków.

W poprzek i w głąb dolina pokryta była bujnym

lasem – niebieskim oceanem gumowych drzew, które
szemrały i wzdychały nieustannie. W zimowe ranki
dolinę wypełniał brylantowo-biały obłok, który u
szczytów urwiska przemieniał się w mleko, aby na
moment, gdy słońce podwyższało temperaturę, podnieść
się i znowu opaść. Czasami obłok schodził jeszcze niżej,
dotykając czubków drzew, a potem jeszcze niżej, aż
pokrył wszystko widmowym pasmem mgły. A gdy zbliżał
się zachód słońca, ściany urwisk nabierały zachwycającej
głębi, przechodząc z groźnej czerwieni w szkarłat, później

background image

w purpurę, aby zaniknąć w nocnym, tajemniczym indygo.
Cudownych wrażeń dostarczał rzadko tu padający śnieg,
który wszystkie tumie i odkrywki urwisk pokrywał bielą,
a obficie spowite nim poruszające się liście drzew
strząsały skwapliwie płaty śniegu, jakby niechętnie
przyjmując ich lodowaty i wilgotny, obcy dotyk.

Jedyną drogą, która prowadziła w dół, do dna doliny,

był straszliwie stromy trakt, którego szerokość pozwalała
na przejazd dużego wozu. Szlak ten wyłaniał się na
szczycie obrzeża, zaraz przy końcu Gordon Road. Jakieś
pięćdziesiąt lat temu ktoś wpadł na pomysł, aby
zagospodarować dolinę i szlak został wytyczony poniżej
masywnych cedrów i terpentyn. Zniszczono wtedy wiele
pięknych drzew. Poganiacze przepędzili przez dolinę
stado złożone z osiemdziesięciu wołów, potem
przeciągnięto potężne drewniane kłody, a następnie użyto
dwukołowych wozów służących do przewozu beczek z
piwem, które obciążono pniami drzew. A potem nagle
wszystkie prace zostały przerwane, znaleziono bowiem
tereny łatwiejsze do zagospodarowania. I tak stopniowo o
szlaku i o dolinie zapomniano. Zwiedzający woleli
spacerować na południe, do doliny Jameson, niż do jej
wzbudzającej grozę kuzynki położonej na północy.
Osierocona dolina straciła widoki na przyszłość.

Przykry ból powrócił, gdy Missy skręcała w zaułek

położony niedaleko Missalonghi. W dziesięć sekund
później ból poraził jej klatkę piersiową niczym uderzenie
topora. Zachwiała się i upuściła załadowane zakupami

background image

torby. Uniosła ramiona do góry, aby wyrwać się z
przeraźliwego ataku, wtedy w panicznym strachu
zobaczyła schludny żywopłot Missalonghi i ostatkiem sił
pospieszyła w stronę domu. Dokładnie w tej samej chwili
skręcał w zaułek John Smith, tyle że z drugiej strony.
Szedł długimi krokami głęboko zatopiony w myślach.

Zaledwie dziesięć jardów dzieliło ją od domu, gdy

ujadła przed bramą na twarz. Nikt w Missalonghi tego nie
zauważył, gdyż dochodziła piąta i grzmiące akordy
organów Drusilli wybuchały w powietrzu jak duszące
odpadki gorącego wulkanicznego popiołu.

Ale John Smith zauważył ją i szybko podbiegł.

Pomyślał, że ta dziwaczna, mała istota potknęła się
uciekając przed nim. Kiedy jednak klęknął i odwrócił ją
ku sobie, jedno spojrzenie na jej posiniałą twarz i oblane
potem włosy sprostowało pomyłkę. Posadził ją i zaczął
bezradnie nacierać jej plecy. Pragnął znaleźć jakiś sposób
na wprowadzenie powietrza do płuc, ale nie wiedział, jak
to zrobić. Cała jego wiedza na ten temat ograniczała się
do tego, że nie powinien pozwolić jej leżeć na ziemi.
Missy dźwignęła do góry ręce i zacisnęła je kurczowo na
ramionach Smitha. Próbowała złapać oddech, a oczy
skierowane na niego niemo błagały o pomoc, której nie
był zdolny jej udzielić. Wyczuwał cały ogrom cierpienia i
oszołomienia, przez które przechodziła, i widział ból w jej
oczach. Przeraził się, że umiera. Wzdrygając się
zauważył, że siny kolor skóry zaczyna ustępować. W
końcu zdrowsze zabarwienie wypełzło na jej twarz, a ręce

background image

rozluźniły się na jego ramionach.

– Proszę... – schwyciła ciężko powietrze, starając się

powstać.

Wziął ją na ręce. Nie wiedział, gdzie mieszka, ale

przecież ktoś za tym płotem, w odrapanym domu musiał
udzielić jakiejś pomocy. Toteż przeniósł ją przez bramę i
podążył ścieżką wołając głośno o pomoc, a w duchu
modląc się, aby zostać usłyszanym poprzez dźwięk
ryczących organów. I widocznie stało się to, o co błagał,
ponieważ dwie nie znane mu kobiety bezzwłocznie
wybiegły z domu.

Na szczęście – jak ocenił – szybko zorientowały się

w sytuacji. Jedna z nich bez słowa wskazała frontowe
drzwi, podczas gdy druga podążając przed nim
wprowadziła go do saloniku.

– Brandy – powiedziała Drusilla oschle, pochylając

się, żeby rozluźnić ubranie córki.

Missy nie nosiła gorsetu. Nie było ku temu żadnej

realnej potrzeby. Sukienka jednak opasywała ściśle jej
kibić.

– Czy mają panie telefon? – spytał John Smith.
– Niestety, nie.
– W takim razie proszę podać mi adres lekarza, to

zaraz go sprowadzę.

– Róg ulic Byron i Noel. Doktor Neville Hurlingford

– odpowiedziała Drusilla. – Proszę powiedzieć mu, że
chodzi o Missy, moją córkę.

Odszedł natychmiast, pozostawiając Drusillę i

background image

Octavię z butelką brandy, którą każdy rozważny
domownik trzyma w kredensie na wypadek kłopotów z
sercem.

Doktor Neville Hurlingford przybył kilka minut

potem, kiedy Missy już prawie całkiem wydobrzała. John
Smith nie powrócił.

– Bardzo intrygujące – powiedział doktor

Hurlingford do Drusilli w kuchni, gdy Octavia pomagała
Missy ułożyć się w łóżku.

Przeżycie to mocno wstrząsnęło Drusillą, gdyż była

przyzwyczajona, że każdy, kogo znała, cieszył się tym
samym dobrym zdrowiem, co ona. Dolegliwości, na które
cierpiała Octavia, były tak zastarzałe, że już się prawie w
ogóle nie liczyły. Toteż zaparzyła świeżą herbatę i piła ją
z dużo większą przyjemnością niż doktor Hurlingford. To
ją uspokajało.

– Czy pan Smith mówił ci, co zaszło? – spytała.
– Muszę ci powiedzieć, Drusillo, że mimo tych

przesadzonych opowieści, które na jego temat krążą, pan
Smith wydal mi się bardzo przyjemnym człowiekiem.
Bardzo sensownym i praktycznym. Według niego, Missy
chwytając się za klatkę piersiowy przebiegła panicznie
ulicę i przewróciła się. Była sina, spocona i miała wielkie
trudności z oddychaniem. Atak trwał około dwóch minut,
a poprawa nastąpiła nagle. Nieoczekiwanie powrócił
naturalny kolor skóry oraz oddech. Wnioskuję, że to
nastąpiło wtedy, gdy pan Smith wniósł ją do domu. Nie
mogłem znaleźć nic, co by jej dolegało, ale może mi się

background image

to uda, kiedy zrobię należyte badania, jak znajdzie się już
w łóżku.

– Kłopotów z sercem, jak wiesz, w naszej linii

rodziny nigdy nie było – powiedziała Drusilla, wciąż
odczuwając niepokój.

– Missy budowę ciała odziedziczyła po rodzinie ojca,

Drusillo. Więc może także kłopoty z sercem przejęła z
tamtej strony. Czy może miała już inne ataki tego typu?

– O ile wiem, to nie – powiedziała Drusilla z

wyrzutem. – Czy to może być serce?

– Uczciwie mówiąc, to nie wiem. Możliwe... –

wydawał się wątpić. – Myślę, że pójdę i ponownie ją
obejrzę teraz.

Missy leżała w wąskim, małym łóżku. Powieki miała

przymknięte, ale w momencie, gdy usłyszała nie znane jej
kroki doktora Hurlingforda, otworzyła oczy i spojrzała. Z
nie wyjaśnionych powodów wydawało się, że jest czymś
rozczarowana.

– No cóż, Missy – powiedział, siadając ostrożnie

obok niej. – Co się wydarzyło, hm?

Drusilla i Octavia usunęły się do tyłu. Chętnie by je

odprawił czując, że ich obecność krępuje Missy, ale
przyzwoitość i konwenanse nie pozwalały na to.
Dotychczas widział Missy zaledwie dwa lub trzy razy,
dlatego też wiedział o niej niewiele, tak zresztą jak
wszyscy.

Była

niezamężną,

ciemnowłosą

Hurlingfordówną, jeszcze przed wiekiem dojrzewania z
góry skazaną na staropanieństwo.

background image

– Nie wiem, co się wydarzyło – kłamała Missy.
– No, musisz sobie przypomnieć.
– Przypuszczam, że miałam taki krótki oddech i

zasłabłam.

– Pan Smith powiedział co innego.
– W takim razie się mylił. Gdzie on jest? Czy tutaj?
– Czy doznałaś jakiegoś bólu? – naciskał doktor

Hurlingford. Niezadowolony, nie zamierzał odpowiadać
na jej pytania.

W głowie Missy pojawiła się ohydna wizja

znalezienia się na statusie inwalidki z Missalonghi.
Następne okropne finansowe obciążenie, jakim mogła się
stać dla domu, wina, którą odczuwałaby każdego dnia
poruszając się tylko w granicach łóżka, niemożliwe do
zrealizowania spacery po jej byłej dolinie i wreszcie
biblioteka – nie, to nie mogło się stać.

– Ja nie miałam w ogóle żadnego bólu – uparła się.
Doktor Hurlingford spojrzał na nią nie wierząc, a że

był bardzo spostrzegawczy, zrozumiał, jaki rodzaj życia
czeka Missy, gdyby postawił diagnozę choroby serca.
Postanowił więc zostawić biedną dziewczynę w spokoju.
Wyciągnął swoją starodawną, lejkowatą słuchawkę
lekarską i osłuchał jej serce, które pracowało zupełnie
normalnie, oraz płuca, w których nie usłyszał żadnych
szmerów.

– Dzisiaj jest poniedziałek. Najlepiej będzie, jeśli

złożysz mi wizytę w piątek – powiedział, gdy wstał.
Pogładził Missy uspokajająco po czubku głowy i wyszedł

background image

do holu, gdzie Drusilla przyczaiła się w oczekiwaniu.

– Nie znalazłem nic niepokojącego – powiedział do

niej. – Bóg jeden wie, co się wydarzyło, ja nie mam
pojęcia! Ale pamiętaj, ona ma mnie odwiedzić w piątek.
Jeśli coś by się w tym czasie działo, przyślij po mnie
natychmiast!

– Żadnych lekarstw?
– Moja droga Drusillo, jak mogę przepisać lekarstwa

na tak tajemniczą chorobę? Ona jest co prawda chuda jak
szczapa, ale wydaje się zdrowa. Po prostu zostawcie ją w
spokoju, pozwólcie się wyspać i podajcie dużo dobrego,
pożywnego pokarmu.

– Czy ma zostać w łóżku do piątku?
– Nie sądzę. Niech zostanie w łóżku dzisiaj

wieczorem, ale pozwólcie jej wstać jutro rano. Z
zastrzeżeniem, że otrzyma do wypełnienia tylko lekkie
prace, nie widzę żadnej przeszkody, aby prowadziła
normalne, aktywne życie.

To musiało zadowolić Drusillę. Wyprowadziła wuja

przed dom, po czym cichutko, na palcach przeszła przez
hol, zobaczyła, że Missy śpi i wycofała się do kuchni.
Octavia siedziała przy stole opróżniając ostatnią filiżankę
herbaty. Wyglądała na bardzo wstrząśniętą. Potrzebowała
aż dwóch rąk, zresztą okropnie dygocących, aby unieść
filiżankę do ust.

– Wuj Neville nie sądzi, żeby to było coś poważnego

– powiedziała Drusilla, siadając ociężale. – Missy ma
pozostać w łóżku do rana, a jutro może wstać i normalnie

background image

się poruszać, wykonując tylko lekkie. prace, aż do piątku,
kiedy to ma pójść do niego z wizytą.

– Och, kochana – wielka przezroczysta łza spłynęła

po bladym policzku Octavii. Spojrzała na swe
zdeformowane palce. – Drusillo, popracuję w ogrodzie,
ale krowy to ja nie wydoję.

– Ja wydoję – odrzekła Drusilla. Położyła rękę na jej

głowie i westchnęła: – Nie martw się, siostro, jakoś damy
sobie radę.

Co za nieszczęście! Drusilla wyobraziła sobie, jak

wydaje owe drogocenne dwieście funtów na nie kończący
się łańcuch lekarzy, na szpitale i leczenie. Nie oznaczało
to, że żałowałaby tych pieniędzy choćby przez moment na
któryś z tych celów. Przygnębiała ją myśl o wciąż
niewidocznym końcu kłopotów finansowych, chociaż
zaczynała już sądzić, że zła passa minęła. Zaczęła myśleć
o tym, aby liliową krepę, niebieski jedwab i tabaczkowy
atłas odnieść z powrotem do imperium Herberta.

Następnego dnia na obiad Drusilla zaniosła Missy

olbrzymi talerz wołowego bulionu z kaszą perłową i
siedziała przy łóżku, aż Missy udało się zjeść wszystko.
Dopiero wówczas litościwie zostawiła ją samą.

Długi odpoczynek od wczesnego wczorajszego

wieczoru spowodował, że Missy poczuła się znacznie
lepiej, toteż ułożyła się wygodnie, aby porozmyślać. o
bólu i o tym, co on mógł oznaczać, o Johnie Smisie i o
przyszłości. Ból i przyszłość – to były dwa przerażająco
ponure tematy. Natomiast John Smith pojawiał się w jej

background image

myślach ożywiony i wspaniały, toteż całą uwagę
skoncentrowała na nim, odrzucając wszystko, co
sprawiało jej przykrość.

Miała przeczucie, że tak naprawdę John Smith jest

miłym i interesującym mężczyzną. Nie mogła zapomnieć,
że jak piórko podniósł ją z ziemi i wniósł do domu.
Lawina wiedzy, która spadła na nią z przeczytanych
ostatnio powieści, okazała się niezwykle przydatna.
Zrozumiała, że w końcu się zakochała! Nie miała jednak
nadziei na miłość odwzajemnioną i na pomyślny dla
siebie obrót sprawy. Takie kobiety, jak Alicja, mogły
planować podboje miłosne i spiskować, ale nie Missy.
Ona nie wiedziała zbyt wiele o mężczyznach, a to, czego
się domyślała, było zaledwie ogólnikami.

Wydawało się jej, że wszyscy mężczyźni są

nietykalni, nawet te najbardziej zbrodnicze typy. Przed
każdym mężczyzną – jak sądziła – zawsze stała jakaś
szansa. Wszyscy oni byli silni, wolni i niezależni. Choć
nie zawsze. Poczucie własnej wartości takiego na
przykład małego, biednego Willie’ego Hurlingforda,
pieczołowicie chronionego przez rodzinę przed wszelkimi
niepomyślnymi wiatrami, aby nie stała mu się krzywda,
musiało być niewątpliwie gorsze od samopoczucia
złoczyńcy zahartowanego w walce o swój los.
Oczywiście, Johna Smitha nie uważała za złoczyńcę.
Przecież Una znała go podczas lat spędzonych w Sydney,
a to przypuszczalnie znaczyło, że żył na obrzeżach
wysoko postawionej społeczności, chociaż był dostawcą

background image

lodu, chleba i węgla.

Tak! Był dla niej niezwykle miły. Miły dla takiej

marności, jaką była Missy Wright. Mimo tego ohydnego i
przerażającego bólu była przez cały czas świadoma jego
obecności. Czuła, że przeszło z niego na nią tak dużo
niepojętej siły, iż odsunęła myśl o śmierci, jakby to był
żart.

„Johnie Smisie” – pomyślała – „gdybym tylko była

młoda i piękna, nie unikałbyś mnie, tak samo jak biedny
mały Willie nie unika Alicji. Ścigałabym cię bezlitośnie
tak długo, aż byłbyś mój. Gdziekolwiek byś się udał, tam
byłabym i ja. Zawsze znalazłabym się na twojej drodze. I
kiedy schwytałabym cię już w swoje sidła, kochałabym
cię tak bardzo, że nigdy, przenigdy byś ode mnie nie
odszedł”.

Następnego dnia John Smith przyszedł osobiście

dowiedzieć się o stan zdrowia Missy, ale Drusilla przyjęła
go we frontowych drzwiach i nie pozwoliła mu ani
porozmawiać z córką, ani jej zobaczyć. Przyjęła go
uprzejmie, jako że doskonale rozumiała, co dla nich
zrobił. Grzecznie podziękowała i obserwowała, jak
odchodzi dużymi krokami ścieżką do bramy z
kołyszącymi się luźno rękami, gwiżdżąc szelmowską
melodyjkę.

– Patrzcie, patrzcie, niemożliwe! – powiedziała

Octavia, wychodząc z saloniku, gdzie się schowała, aby
poobserwować Johna Smitha zza odsłoniętego skraju
firany. – Czy masz zamiar powiedzieć Missy, że nas

background image

odwiedził?

– No cóż... Moja droga Octavio, mówisz tak, jakbyś

czytała te same okropne romanse, które Missy przynosi
ostatnio do domu z biblioteki.

– Naprawdę?
Drusilla roześmiała się:
– Wiesz, kiedy zdałam sobie sprawę, że ona cała

dygocze ze zdenerwowania próbując ukryć przed nami
okładki przynoszonych ostatnio książek, zapomniałam o
swojej zasadzie dotyczącej rodzaju literatury, którą może
wypożyczać. Zwłaszcza że to było piętnaście lat temu.
Pomyślałam sobie: a dlaczego ta nieszczęsna dziewczyna
nie miałaby czytać romansów, kiedy tak bardzo chce.
Przecież to jej przynosi taką samą radość, jak mnie moja
muzyka.

Drusilla powstrzymała się od dodania, że jest to taki

sam rodzaj szczęścia, jaki daje Octavii roztkliwianie się
nad swoją chorobą. Z kolei Octavia, która w tej sytuacji
mogłaby dać do zrozumienia, że w ogóle jest pozbawiona
rzeczy przynoszących radość, postanowiła mądrze
pozostawić ten temat w spokoju. Zamiast tego zapytała:

– Czy zamierzasz jej powiedzieć, że już może czytać

romanse?

– Naturalnie, że nie. Gdybym to zrobiła, odebrałabym

jej całą przyjemność. Mając zupełną swobodę w ich
czytaniu, szybko by się zorientowała, jak naprawdę
niewiele warte są te powieści. – Drusilla zmarszczyła
brwi: – Najbardziej intryguje mnie to, jak Missy zdołała

background image

namówić Livillę, żeby jej te książki wypożyczała? Nie
mogę jednak zapytać o to Livilli bez wyjawienia
tajemnicy, bo to by wystawiło Missy na pośmiewisko.
Sądzę, że jest to ta odrobina nieposłuszeństwa, która daje
nadzieję, iż w charakterze Missy tkwi jednak jakaś siła,
mimo wszystko.

Octavia pociągnęła nosem:
– Nie widzę nic godnego pochwały w tego rodzaju

wyzwoleniu, to znaczy w konieczności czy potrzebie
pozostawania skrytą.

Coś pośredniego

między półwarknięciem a

półmiauknięciem wymknęło się z ust Drusilli, ale potem
uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i wskazała drogę
do kuchni.


W piątkowy poranek Drusilla towarzyszyła Missy w

drodze do doktora. Przybyły punktualnie, ciepło ubrane –
w brązie. Pokój przyjęć, ciemny i obskurny, był pusty.
Wprowadziła je do niego żona doktora, która pomagała
mężowi jako pielęgniarka. Podjęła wesołą rozmowę z
Drusillą, ukradkiem spoglądając na Missy. Chwilę
później doktor wysunął głowę zza drzwi gabinetu:

– Wejdź Missy. Nie, ty Drusillo zostań i przez chwilę

porozmawiaj z ciotką.

Missy weszła, usiadła i czekała, czując się pewnie

bez względu na okoliczności.

Od razu rozpoczął ostry atak:
– Nie wierzę, że miałaś tylko kłopoty ze złapaniem

background image

oddechu – wyparował. – Przy tym musiał wystąpić ból i
chcę usłyszeć wszystko na ten temat, bez żadnej dyskusji.

Missy ustąpiła i opowiedziała o Kolce w boku, która

najpierw bardzo jej przeszkadzała podczas długich
spacerów, zwłaszcza kiedy biegła, a potem przerodziła się
w nagły, uporczywy atak bólu połączony z brakiem tchu.

Doktor zbadał ją znowu i westchnął:
– Nie znajduję absolutnie nic, co by mogło

wskazywać na to, co się z tobą dzieje – powiedział.

– Kiedy cię badałem w poniedziałek, nie było

żadnych oznak wskazujących, że masz chore serce. Dziś
to samo. Ale na podstawie tego, co opowiedział mi pan
Smith, można stwierdzić, że miałaś coś w rodzaju
prawdziwego ataku. Aby się upewnić, zamierzam wysłać
cię do specjalisty w Sydney. Czy, gdy uda mi się
uzgodnić termin, zechcesz pojechać z Alicją podczas jej
cotygodniowej podróży do miasta? To zaoszczędziłoby
kłopotu twojej matce.

„Czy w jego oczach zamigotało zrozumienie?” –

Missy nie była pewna, ale spojrzała na niego z największą
wdzięcznością, na jaką było ją stać:

– Dziękuję, tak, chciałabym pojechać z Alicją.
Okazało się, że ów piątek do końca miał być bardzo

miłym dniem. W południe złożyła im wizytę Una.
Przyjechała

do

Missalonghi

dwukołowym

jednoosobowym wozem Livilli, zaprzęgniętym w dwa
konie. Przywiozła pół tuzina powieści, które dyskretnie
owinęła w jasnobrązowy papier.

background image

– Nie wiedziałam, że jesteś chora. Dopiero dziś rano

powiedziała mi o tym żona doktora Hurlingforda.

Una zaczęła rozmowę, usadowiwszy się wygodnie w

ich najlepszym saloniku, do którego wprowadziła ją
Octavia oślepiona jej wytwornością i dystynkcją.

Ani Drusilla, ani Octavia nie pozwalały porozmawiać

dwóm młodym kobietom spokojnie. Niemal z
premedytacją psuły im zabawę, ponieważ spragnione były
towarzystwa. Oto pojawiła się nowa twarz. I to jaka
niezwykła twarz! Co prawda nie tak piękna, jak twarz
Alicji, ale nie mniej ponętna.

Jej przyjazd szczególnie uradował Drusillę, ponieważ

znalazła odpowiedź na dręczące pytanie, w jaki sposób
Missy uzyskała nagle możliwość wypożyczania powieści.

– Dziękuję za książki – powiedziała Missy do

przyjaciółki, uśmiechając się. – Tę, którą wypożyczyłam
w zeszły poniedziałek, już prawie przeczytałam.

– Spodobała ci się? – spytała Una.
– Och, bardzo.
Tak naprawdę książka, opisująca historię krótkiego

życia młodej ciężko chorej kobiety, nie mogła nadejść w
stosowniejszym momencie. Bohaterka książki umarła
wszak w ramionach swego ukochanego i tak się
przypadkiem stało, że i ona, Missy, miała szczęście
znaleźć się w ukochanych ramionach, kiedy przytrafił się
jej niemal śmiertelny – jak sądziła – atak serca.

Maniery Uny były doskonałe. W czasie, gdy piła

herbatę i spożywała zwyczajne domowej roboty biskwity,

background image

zdołała sobie całkowicie pozyskać Drusillę i Octavię.
Fakt, że nie miały lepszych smakołyków do
zaoferowania, był upokarzający, ale uznanie Uny
zmieniło zwykłe biskwity w delicje, czyli to, co ich gość
naprawdę lubi i chce jeść.

– Och, tak nie lubię tych kremowych ciastek i

szparagowych krążków, które jadam gdzie indziej –
wykrzyknęła Una, śmiejąc się perliście i robiąc
niesamowite wrażenie na gospodyniach, których była
gościem. – Jak to mądrze i rozważnie ze strony pań –
ciągnęła. – Te małe biskwity dużo lepiej wpływają na
trawienie. Większość pań z Byron zalewa gości morzem
dżemów i kremów, i oczywiście nie sposób odmówić ich
spróbowania, aby nikogo nie urazić.

– Co za cudowna osoba – powiedziała Drusilla, gdy

Una odjechała.

– Czarująca – zgodziła się Octavia.
– Mogłaby odwiedzić nas znowu – zwróciła się

Drusilla do Missy.

– Kiedykolwiek przyjedzie – powiedziała Octavia –

będą zrobione biskwity.


W niedzielę po południu Missy oznajmiła, że nie

będzie czytać, ale za to zamierza wybrać się na spacer
pomiędzy gąszcze. Ton jej głosu był tak bardzo
opanowany i zdecydowany, że matka przez moment
popatrzyła na nią bezradnie.

– Spacer? – spytała w końcu. – Między chaszcze?

background image

Stanowczo nie! Nawet nie wiesz, kogo mogłabyś tam
spotkać.

– Nie spotkam nikogo – odpowiedziała Missy

cierpliwie. Tam nigdy nie było żadnych włóczęgów czy
osób naprzykrzających się kobietom z Byron.

Octavia aż usiadła z wrażenia.
– A skąd ty wiesz, że tam nigdy nie było żadnego

włóczęgi, panienko? Jeśli nawet tak jest, to w wyniku
właściwego zapobiegania złym skutkom. Nie zapominaj o
tym. Jeżeli żaden hultaj nigdy nie grasował w tych
stronach, to dlatego że nie spotkał nikogo do
molestowania, ponieważ my, Hurlingfordowie, trzymamy
swoje dziewczęta bezpiecznie w domu, tam gdzie i ty
powinnaś zostać.

– Jeżeli nie zarzucisz tego pomysłu, będę musiała

pójść z tobą – powiedziała Drusilla tonem męczennicy.

Missy roześmiała się.
– Och, mamo, jak możesz ze mną iść, skoro zajęłaś

się malowaniem mebli? Nie! Zamierzam pójść sama i
koniec.

Missy wyszła z domu nie zakładając ani płaszcza, ani

szalika, które chroniłyby ją od wiatru. Drusilla i Octavia
spojrzały po sobie.

– Mam nadzieję, że jej umysł nie ucierpiał – smutno

powiedziała Octavia.

Tak samo pomyślała Drusilla, ale na głos

odpowiedziała zdecydowanie:

– Przynajmniej nie możesz powiedzieć, że jej opór

background image

jest skryty.

Tymczasem Missy przeszła przez frontową bramę i

zamiast, jak zwykle w prawo, skręciła w lewo, podążając
w dół, gdzie Gordon Road zwężała się w dwa zakola
prowadzące w samo serce chaszczy. Spojrzała za siebie,
żeby się upewnić, że nikt jej nie śledzi. Brzydota
Missalonghi pozostała za szczelnie zamkniętą bramą.

Niebo było nadal bezchmurne, a słońce grzało

ciepłymi promieniami, które docierały przefiltrowane
przez gałęzie drzew. Zieleń porastająca grzbiety była
rachityczna z powodu ubogiej gleby. Cokolwiek tu
wyrosło, musiało utrzymać się na warstwie piaskowca,
toteż eukaliptusy i angoforasy były karłowate, a poszycie
lasu skromne. Właśnie nadeszła wiosna. Nawet tu,
wysoko, w Górach Błękitnych, przychodziła wcześnie..
Dwa lub trzy miesiące ciepła wystarczało, aby pojawiły
się wiotkie witki, a na nich drobne, puszyste, żółte bazie.

Missy szła wzdłuż doliny, która rozciągała się po jej

prawej ręce. Mogła ją podziwiać w prześwitach pomiędzy
drzewami. Gdzie był dom Johna Smitha? Jeśli w ogóle go
miał. Sobotnia, poranna wizyta jej matki u ciotki Aurelii
nie przyniosła nowych informacji o Johnie. Krążyła
jedynie pogłoska, że zatrudnił firmę budowlaną z Sydney,
aby mu postawiła olbrzymi dom u podnóża ścian
skalnych, z piaskowca wydobywanego na miejscu. Ale
panie z Missalonghi nie mogły potwierdzić tej wieści, bo
niczego nie zauważyły, pomimo że mieszkały przy tej
samej

drodze,

z

której

musieliby

korzystać

background image

budowniczowie domu. No a poza tym ciotka Aurelia
miała ostatnio dużo ważniejsze zmartwienia niż sprawa
Johna

Smitha. Niemniej byrońskie towarzystwo

zgrupowane wokół koncernu butelkowego wydawało się
nadal poważnie zaniepokojone tajemniczym przybyszem
szarogęszącym się wśród ich włości.

Była niedziela i Missy nie oczekiwała spotkania z

Johnem Smithem na szczycie pasma gór. Chciała jedynie
odszukać drogę, biegnącą ponad brzegiem doliny. Kiedy
w końcu do niej dotarła, zrozumiała logikę usytuowania
szlaku. Głazy i skały, które oderwały się od olbrzymiego
urwiska, utworzyły pochyłą płaszczyznę od szczytu do
podnóża skalnej ściany, powodując w ten sposób
obniżenie terenu. Stojąc w miejscu, gdzie rozpoczynał się
trakt, widziała przez prześwity między drzewami, że
droga biegnie zygzakami w poprzek urwiska. Spadek
terenu był niebezpieczny, ale nie niemożliwy do
pokonania dla takiego wozu, jaki miał John Smith.

Missy była zbyt bojaźliwa, aby zaryzykować zejście

w dół. Obawiała się nie tyle upadku, co wejścia w granice
posiadłości Johna Smitha. Skręciła w gąszcz na szczycie
grani i poszła wąską ścieżką wydeptaną prawdopodobnie
przez zwierzęta podążające do wodopoju. I rzeczywiście,
w miarę jak szła, stopniowo dał się słyszeć coraz
wyraźniejszy odgłos płynącej poprzez skały wody. W
końcu stał się na tyle mocny, że zagłuszył
wszechogarniający poszum – nieśmiały i stłumiony w
pogodne dni – gadających drzew gumowych. Huk wody

background image

zamienił się w oszałamiający ryk i wtedy Missy
zdecydowała się zejść niżej, do strumienia. Okazało się,
że między brzegami, porosłymi trwającymi w bezruchu
paprociami, rwał dosyć głęboki i szeroki potok. Grzmot
wody narastał.

Skręciła w prawo i poszła wzdłuż rzeki, oczarowana

jej urokiem. Słońce odbijało się od powierzchni wody
tysiącami iskier światła, a paprocie ociekały drobnymi
kropelkami. Tęczowe ważki krążyły nad zielenią i wodą,
a brylantowe papużki przefruwały z brzegu na brzeg.
Nagle rzeka zanikła za łagodnym zakrętem. Missy bez
tchu wycofała się szybko z powrotem. Zrozumiała skąd
się bierze huk wody. Zbliżyła się do środka doliny, a
strumień wyznaczał jedyną możliwą drogę prowadzącą w
dół.

Posuwając się ostrożnie przy brzegu przez dobre

ćwierć mili, dotarła do miejsca, gdzie ponad granią
sterczała wielka skała. Usadowiła się na jej prawym
występie, zwieszając nogi nad przepaścią. Ze zgrozą
przypatrywała się wodospadowi, nie mogąc dostrzec jego
końca. Obserwowała piękną, niechlujną plątaninę strug
wody w rozedrganym powietrzu i tęczę ponad omszałym
miejscem na grani za wodospadem. Chłonęła chłodną
wilgoć, którą wydychało runo, jakby wołając o pomoc.

Kilka godzin przeleciało równie szybko, jak

spadająca woda. Słońce opuściło tę stronę grani i Missy
zaczęła drżeć z zimna. Był najwyższy czas, aby powrócić
do domu, do Missalonghi.

background image

W miejscu, gdzie ścieżka miała się połączyć z drogą

do doliny, Missy natknęła się na Johna Smitha. Jechał z
Byron, prowadząc swój wóz w kierunku doliny.
Spostrzegła, że wóz był wyładowany narzędziami,
pakami, workami i żelazną maszynerią. Czyżby w
niedzielę był gdzieś otwarty sklep?! Gdy ją zobaczył,
zatrzymał się, zeskoczył z wozu i podszedł uśmiechając
się serdecznie.

– Halo! – powiedział. – Samopoczucie lepsze?
– Tak, dziękuję.
– Cieszę się, że cię przypadkiem spotkałem, bo już

zaczynałem się zastanawiać, czy pozostajesz wciąż
między żywymi. Kiedy złożyłem wam wizytę, twoja
matka zapewniała mnie, że tak, ale nie pozwoliła mi
przekonać się o tym na własne oczy.

– Przyszedł pan, aby się dowiedzieć, jak się czuję?
– Tak, w zeszły wtorek.
– O, bardzo panu dziękuję! – powiedziała z zapałem.
Uniósł do góry brwi, ale nie pokusił się o żarty.

Pozostawił swój wehikuł i zawrócił z powrotem,
towarzysząc jej w kierunku Missalonghi.

– To chyba nie było nic poważnego? – spytał po

kilku minutach wspólnego przemierzania drogi w
milczeniu.

– Nie wiem – powiedziała, uznając tę emanację

litości i współczucia za naturalny odruch cieszącego się
dobrym zdrowiem człowieka. – Muszę pilnie odwiedzić
lekarza w Sydney. Specjalistę od chorób serca.

background image

„Hm, dlaczego powiedziała to w taki sposób?”–

zastanowił się Smith. – Aha! – mruknął po chwili.

– Pan gdzieś tu mieszka, panie Smith? – spytała, aby

zmienić temat.

– No cóż, tak, trochę dalej, w kierunku wodospadu –

odpowiedział powściągliwie, ale tonem głosu dał jej do
zrozumienia, że – być może z powodu jej słabowitości lub
absolutnej nieszkodliwości – zdecydował się zaliczyć ją
do przyjaciół. – Mam starą drewnianą chatę położoną
niedaleko i w tej chwili w niej obozuję, ale zaczynam
budowę domu w pobliżu wodospadu. Stawiam go z
bloków piaskowca, które wydobywam na miejscu.
Właśnie wracam z Sydney, gdzie zakupiłem specjalną
maszynę do cięcia bloków skalnych i obróbki drewna. W
ten sposób będę pracował i szybciej, i lepiej.

Zamknęła oczy i ciężko westchnęła:
– Och, jak ja panu zazdroszczę.
Przyjrzał się jej z zaciekawieniem.
– To bardzo dziwne, że mówi to kobieta.
Missy otworzyła oczy:
– Czyżby?
– Kobiety zwykle nie lubią być odcięte od sklepów,

domostw i innych kobiet – ton jego głosu był
zdecydowany.

– Ma pan prawdopodobnie po części rację –

powiedziała w zadumie – ale w tym sensie, o jaki panu
chodzi, ja nie liczę się jako kobieta, więc panu
zazdroszczę. Spokój, swoboda, odosobnienie – marzę o

background image

tym!

Zbliżali się do końca trasy. Z daleka widać było

wyblakły, czerwony, pofałdowany dach Missalonghi.

– Czy robi pan wszystkie zakupy w Sydney? –

spytała, żeby coś powiedzieć. Wiedziała jednak, że to
głupie pytanie. Przecież po raz pierwszy spotkała go w
sklepie wuja Maxwella.

– Tylko wtedy, kiedy mogę – odpowiedział, nie

kojarząc jej na szczęście z tym wydarzeniem. – Uciążliwa
jest ta długa droga wśród gór, którą muszę przebywać z
pełnym obciążeniem, a mam tylko jeden zaprzęg koni.
Ale prawdę mówiąc, w Sydney stanowczo dużo
przyjemniej robi się zakupy niż w Byron. Nigdy nie
spotkałem miejsca lepiej zaopatrzonego niż Nosey
Parkers.

Missy uśmiechnęła się.
– Panie Smith, proszę zbytnio nie obwiniać

byrończyków. Jest pan dla nich niepokojącą nowością, a
w dodatku nabył pan to, co oni dotychczas uważali za swą
niezbywalną i ekskluzywną własność, nawet jeśli się
nigdy nad nią nie zastanawiali, bo nie była im potrzebna.

Wybuchnął śmiechem, szczerze ubawiony jej

sposobem przedstawienia sprawy.

– Ma pani na myśli dolinę? Mogli ją kupić, sprzedaż

nie była tajemnicą. Były ogłoszenia w gazetach w Sydney
i Katoomba. Po prostu nie są aż tak sprytni, jak im się
wydaje. To wszystko.

– Czuje się pan pewnie jak król, tam, w dolinie?

background image

– Tak, panno Wright.
Uśmiechnął się do niej, trącając palcami swój

zmaltretowany, buszmeński kapelusz, odwrócił się i
odszedł.

Missy przebiegła resztę drogi do domu, aby zdążyć

na czas dojenia krowy. Ani Drusilla, ani Octavia słowem
nie wspomniały o jej spacerze wśród chaszczy. Drusilla
dlatego, że była bardziej przejęta zamanifestowaną przez
nią niezależnością niż obawami o samotny spacer, a
Octavia dlatego, że dławiło ją przekonanie, iż Missy
została zaatakowana przez jakąś mózgową dolegliwość.
Ale tak naprawdę, to gdy zbliżała się godzina czwarta, a
po Missy nie było śladu w domu, dwie panie urządziły w
Missalonghi małą sprzeczkę. Octavia uważała, że pora
już, aby zawiadomić policję.

– Nie, nie, nie! – gwałtownie przeciwstawiała się

Drusilla.

– Ależ Drusillo, musimy. Jej umysł został czymś

zaatakowany, wiem to. Czy. kiedykolwiek przez całe
swoje życie zachowywała się w ten sposób?

– Myślę nad tą sprawą od czasu, kiedy Missy miała

atak, siostro. Nie wstydzę się przyznać, że kiedy pan
Smith wniósł ją do domu, byłam przerażona. Bałam się,
że mogę ją utracić, i to wydawało mi się zbyt wielką
krzywdą i zbyt gorzkim rozwiązaniem. Dlatego tak
bardzo się ucieszyłam, gdy wuj Neville powiedział mi, że
nie sądzi, aby to było coś poważnego. Wówczas zaczęłam
się zastanawiać, czy to, co się stało z Missy, nie

background image

wydarzyło się przypadkiem przeze mnie. Octavio,
powinnyśmy zachęcać Missy, aby czuła się mniej
uzależniona od nas. To przecież nie jej wina, że Bóg nie
obdarzył jej urodą Alicji albo moim twardym
charakterem. Zaczynam rozumieć, że dla Missy nie było
to dobre, że przez całe swoje dotychczasowe życie
zderzała się z całą siłą mojego apodyktycznego
charakteru.

Zmieniam

całe

swe

dotychczasowe

postępowanie wobec niej. Będę jej teraz pozwalać na
wszystko bez sprzeczek. I posunę się jeszcze dalej, nie
wpłynę więcej na zmianę jej decyzji. Nie zrobię tego już
nigdy.

– Bzdury! – warknęła Octavia. – Ta dziewczyna

zachowuje się niedorzecznie. Pantofelki zamiast
półbutów, romansidła, spacery wśród chaszczy. Moim
zdaniem powinnaś stać się teraz bardziej surowa, niż
byłaś.

Drusilla westchnęła.
– Kiedy my byłyśmy młode, Octavio, nosiłyśmy

pantofelki. Nasz ojciec był bardzo zamożnym
człowiekiem i nie brakowało nam niczego. Jeździłyśmy
powozami, miałyśmy mnóstwo pieniędzy na drobne
wydatki. I teraz, kiedy nasze życie stało się ciężkie,
oglądając się wstecz mamy co wspominać. Przypomnij
sobie, jaką przyjemność czerpałyśmy z ładnych
pantofelków, sukien, przyjęć i wesołych młodych lat. A
Missy? Ona nigdy nie nosiła pantofli czy ładnej sukienki.
Nie oskarżam siebie, bo to nie moja wina, że tak się stało,

background image

ale gdy pomyślę, że mogłaby umrzeć, cóż...
Zdecydowałam się dawać jej to wszystko, czego pragnie,
tak długo, jak będę mogła sobie na to pozwolić.
Pantofelków na razie nie mogę jej kupić, bo nie wiem, ile
doktor policzy sobie za leczenie. Ale jeśli chce
pospacerować wśród chaszczy i czytać romanse, to może.

– Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury! Powinnaś

postępować tak, jak w przeszłości. Missy potrzebuje
twardej ręki.

Ale Drusilla nie odstąpiła od swojego punktu

widzenia.

Missy, nieświadoma duchowej przemiany, jaka

dokonała się w matce, zdecydowała, że nie rozpocznie
czytania żadnej nowej powieści przed obiadem, natomiast
zabrała się za robienie frywolitek.

– Ciociu Octavio – powiedziała po dłuższej chwili

sprawnego wykonywania robótki. – Ile koronki chcesz
wszyć do swojej sukni? Czy to wystarczy? Jak myślisz?
Mogę zrobić jej dużo więcej, ale już teraz muszę
wiedzieć, ile ci potrzeba.

Missy złożyła zrobioną koronkę w guzowate ręce

Octavii, po czym rozciągając każdy kawałek zaczęła ją
przymierzać do figury ciotki.

– Och, Missy, ależ to jest piękne! – wykrzyknęła

Octavia. – Drusillo, tylko spójrz!

Drusilla wzięła kawałek siostrzynej koronki i

podeszła do wątłego światła.

– Tak, to rzeczywiście piękne. Muszę przyznać

background image

Missy, że robisz to coraz doskonalej.

– Ach! – odpowiedziała Missy swobodnie. – To

dlatego, że w końcu nauczyłam się dobrze robić ten
wyjątkowo skomplikowany i zagmatwany wzór.

Dwie starsze panie przez moment patrzyły na siebie

bez słowa. Potem Octavia posłała Drusilli znaczące
spojrzenie i nawet lekko potrząsnęła głową. Ale Drusilla
zignorowała ją.

– Właśnie, właśnie – powiedziała wyniośle.
Najważniejsze było, żeby dobrze wypaść na ślubie

Alicji. Dlatego Octavia pozostawiła Missy na chwilę w
spokoju.

– Czy tej koronki wystarczy, Drusillo? – spytała z

obawą.

– No cóż, do tego, co sobie dotychczas zaplanowałam

to tak, ale mam nowy pomysł. Chciałabym tą samą
koronką obszyć brzeg wierzchniej spódnicy – to teraz
takie modne. Missy, czy nie będziesz miała nic przeciwko
dodatkowej pracy? Tylko powiedz szczerze, bo może nie
chcesz?

Teraz z kolei Missy spojrzała bez słowa. W całym jej

dotychczasowym życiu nie zdarzyło się, aby matka była
tak uległa. Wydało jej się, że to, o co zapytała, było nie
tylko przesadne, ale również zdumiewające. Ależ tak,
oczywiście, to przez te kłopoty ze zdrowiem.

– Nie mam nic przeciwko temu – odpowiedziała

szybko.

– Och, dziękuję ci! – Octavia rozpromieniła się, ale w

background image

chwilę potem jej twarz zmarkotniała. – Gdybym tylko
mogła ci pomóc w szyciu, Drusillo, to zbyt dużo pracy dla
ciebie.

Drusilla spojrzała na pofałdowany skraj liliowej

krepy i westchnęła:

– Nie martw się, Octavio. Missy zrobi takie drobne i

wymagające precyzji rzeczy, jak obrabianie dziurek do
guzików, oblamowania i kieszonki. Ale tak naprawdę, to
byłoby cudownie, gdybyśmy miały maszynę do szycia,
najlepiej Singera.

Kwestia nabycia maszyny do szycia pozostawała

oczywiście poza dyskusją. Toteż panie z Missalonghi
przystąpiły do wykonywania swoich ubrań w tradycyjny
sposób – każdy cal każdego szwu był szyty ręcznie.
Drusilla zajęła się krojem i zszywaniem, a Missy
drobiazgami. Octavia nie była w stanie posługiwać się
precyzyjnie takim instrumentem, jak igła do szycia.

– Jest mi bardzo przykro, że twoja sukienka musi być

brązowa – powiedziała Drusilla, patrząc błagalnie na
córkę. – Ale to prześliczny materiał i sukienka będzie
świetnie uszyta, przekonasz się. Czy chciałabyś jakieś
paciorki do niej?

– Żeby zniszczyć krój? Mamo, ty kroisz i szyjesz

znakomicie. Będę ją nosić bez żadnych ozdób –
odpowiedziała Missy.

Tej nocy Missy, leżąc w ciemnościach, przypominała

sobie szczegóły tego najwspanialszego popołudnia w
całym swym dotychczasowym życiu. On, John Smith, nie

background image

tylko powitał ją krótkim „halo”, ale zrezygnował z jazdy
wozem i wybrał spacer w jej towarzystwie, i do tego
gawędził z nią, jakby była przyjacielem, a nie członkiem
nieznośnej szajki, zwanej rodziną Hurlingfordów. Tak
miło na nią spoglądał. Zwyczajnie, ale miło. I nie
śmierdział starym przenoszonym potem, jak większość
tak bardzo szanowanych Hurlingfordów, lecz pachniał
wonnym, drogim mydłem. Rozpoznała ten zapach
szybko, bo niekiedy panie z Missalonghi otrzymywały w
prezencie takie pachnące mydełka, ale nie używały ich do
mycia. Umieszczały je pomiędzy fałdami ubrań, które
leżały w szufladach. Jego ręce straciły co prawda
gładkość przez trudy i znoje, ale były czyste, brudu nie
było nawet pod paznokciami. Włosy miał także bez
skazy. Nie widać było śladu pomady ani tłuszczu, tylko
zdrowy połysk, jak na futerku młodego kotka. Dumny i
pedantyczny John Smith.

Najbardziej podobały się jej jego przejrzyste,

jasnobrązowe oczy i sposób, w jaki się śmiał. Nigdy nie
byłaby w stanie uwierzyć w jakąkolwiek plotkę
napomykającą, że jest to człowiek nieuczciwy i
nikczemny. Ale czuła pokusę, aby wtargnąć w jego
wewnętrzny świat, w tę zaciekle bronioną niezależność.
Wybaczyłaby mu nawet zbrodnię, gdyby sprowokowany
do ostatnich granic, ją popełnił, ale nie mogłaby go
oglądać kradnącego i oszukującego.

„Och, Johnie Smith, kocham cię! I dziękuję ci całym

sercem, że powróciłeś do Missalonghi tylko po to, żeby

background image

się dowiedzieć, jak ja się czuję”.


Do ślubu pozostał już tylko miesiąc. Alicja Marshall

prezentowała się coraz doskonalej, rozkwitała i myślała o
dołączeniu tego ostatniego miesiąca do kolekcji
najszczęśliwszych chwil w życiu. Data ślubu została
ustalona już osiemnaście miesięcy wcześniej i nigdy nie
przyszło jej na myśl, aby podać w wątpliwość wybór pory
roku i co za tym idzie, pogody. Była pewna, że wszystko
ułoży się jak najlepiej, chociaż od czasu do czasu wiosna

[Kiedy rozpoczyna się akcja książki, jest miesiąc przed nastaniem wiosny, czyli
sierpień (lipiec i sierpień to miesiące zimowe w Australii), po czym przychodzi
wrzesień, czyli początek wiosny. Akcja powieści kończy się przed wypadającym
na pierwszy dzień października ślubem Alicji. Stąd też wszystkie dywagacje
autorki na temat zmian zachodzących w przyrodzie są charakterystyczne dla
przełomu zimy i wiosny w górskich strefach Australii.]

przychodziła w

Góry Błękitne z opóźnieniem, bywało mokro i przesadnie
wietrznie. Ale posłuszna kaprysowi Alicja podążała z
niezmąconym szczęściem do wymarzonego Edenu.

– Chyba pogoda nie spłata nam żadnego figla –

powiedziała Aurelia do Drusilli, a ton jej głosu sugerował,
że tym razem matka Alicji cieszy się z jej planów.

Dzień wizyty Missy u specjalisty w Sydney został już

ustalony, ale tydzień później niż spodziewał się doktor
Neville. Zaplanowane przez niego na wcześniejszy termin
spotkanie nie było możliwe, ponieważ Alicja nie
pojechała do miasta we wtorek, tak jak miała w zwyczaju.
Tego dnia właśnie miał się odbyć jej panieński wieczór i
przygotowania do niego nie pozwalały Alicji zająć się

background image

czymkolwiek innym, włącznie z salonem mody. Okazało
się, że wieczór nie stał się skromnym spotkaniem
towarzyskim, na którym przeważałyby równie skromne
upominki i dziewczęcy szczebiot. Było to po prostu
wystawne przyjęcie dla krewniaczek Alicji w różnym
wieku,

podczas

którego

wszystkie

uczestniczki

dowiedziały się, czego się od nich oczekuje w mający
nadejść Wielki Dzień. Właśnie podczas przyjęcia Alicja
postanowiła ogłosić imiona tych, które wybrała na druhny
i pokazać, jakie wzory i materiały będą obowiązywały na
przyjęciu weselnym, oraz jak będzie udekorowany
kościół.

Jedynie ojciec i bracia Alicji odnosili się szorstko i ze

zniecierpliwieniem do podejmowanych przez nią prób
włączenia ich do pomocy w przygotowaniach lub też
pomijali całą sprawę milczeniem.

– Na litość boską, Alicjo, odejdź – warknął jej ojciec

z taką złością w głosie, jakiej nigdy nie słyszała.

– Rób sobie ten swój żałosny wieczór panieński, ale

nas w to nie włączaj. Są takie dni, kiedy sprawy kobiet
stają się rażącą plagą i dziś jest właśnie taki dzień.

– Ach, to tak! – obruszyła się Alicja, aż fiszbiny jej

gorsetu groźnie zaskrzypiały, i poszła poskarżyć się
matce.

– Myślę, moja droga, że musimy teraz postępować

bardzo rozważnie – powiedziała Aurelia, patrząc na nią
zmartwiona.

– Ale czy coś się stało?

background image

– Doprawdy nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że

coś się dzieje z akcjami Byron Bottle. Zdaje mi się, że w
tajemniczy sposób zaczęły rozpływać się w powietrzu.

– Nonsens – powiedziała Alicja. – Akcje nie mogą

tak po prostu przepaść.

– Ale one wymykają się z rąk rodziny. To miałam na

myśli – poprawiła się niewyraźnie Aurelia. – Och, to
wszystko jest ponad moje siły. Ja nie mam głowy do
interesów.

– Willie nic mi nie mówił.
– Willie mógł jeszcze nic nie wiedzieć, kochanie. A

poza tym dopiero co skończył uniwersytet i nie miał
jeszcze zbyt wiele do czynienia ze spółką.

Alicja postanowiła nie zajmować się całą tą nudną

sprawą, odwróciła się z parsknięciem i wyszła, aby
przywołać szefa służby domowej. Uświadomiła mu, że
tylko służące będą mogły przebywać we frontowej części
domu, ponieważ w przyjęciu uczestniczyć będą jedynie
kobiety.

Panie z Missalonghi też były zaproszone. Drusilla

przybyła pieszo w towarzystwie Missy, a Octavia,
odświętnie ubrana, zmuszona była pozostać w domu,
ponieważ Aurelia zapomniała przysłać obiecanego
powozu. Drusilla założyła swój brązowy gurt i była
szczęśliwa wiedząc, że nie będzie narażona na ponowne
zaprezentowanie się w nim na ślubie. Missy miała na
sobie brązową, lnianą sukienkę, a na głowie stary
słomkowy kapelusz z płaskim rondem. Wkładała go na

background image

głowę od piętnastu lat przy każdej okazji wymagającej
kapelusza, a przede wszystkim na coniedzielne msze.
Nowe kapelusze miały być zakupione na ślub, ale,
niestety, nie w sklepie Alicji. Panie z Missalonghi
kupowały zazwyczaj surowe kapelusze w imperium
handlowym wuja Herberta i dopiero w domu same
zajmowały się ich upiększaniem.

Alicja wyglądała oszałamiająco w delikatnej

morelowej

sukience

z

krepy,

ozdobionej

niebiesko-fioletowym haftem i bukietem jedwabnych
lawendowych kwiatów na ramieniu.

„Och!” – pomyślała Missy – „chociaż raz chciałabym

założyć taką sukienkę jak ta. Przebolałabym już nawet ten
morelowy kolor, na pewno. I nawet ten wpadający w
bladą purpurę odcień niebieskiego”.

Na przyjęcie zaproszono ponad sto kobiet, które

błąkały się po domu małymi grupkami, topiąc wzrok w
swych nawzajem znajomych twarzach i prześcigając się
w plotkach. Aż wreszcie o czwartej usadowiły się
wszystkie w pokoju balowym, gdzie podano świetną
herbatę, trójkątne placuszki z mąki pszennej z dżemem i
kremem, herbatniki, sandwicze, szparagi, ptysie, słodkie
kremowe bułeczki z rodzynkami i delikatne, lepkie i
słodkie napoleonki. Herbata była do wyboru – serwowano
Darjeeling, Earl Grey, Lapsang Souchong i Jaśminową.

Kobiety rodem z Hurlingfordów były tradycyjnie

jasne,

wysokie

i

równie

tradycyjnie

nieszczere.

Rozglądając się i obserwując zgromadzone panie oraz

background image

słuchając ich świergotu Missy potwierdziła prawdziwość
tej obserwacji. Była to pierwsza tego rodzaju okazja, na
którą została zaproszona. Prawdopodobnie dlatego, że
wypadało ją zaprosić, skoro zwrócono się o przybycie do
tylu kobiet o niższym stopniu pokrewieństwa. Podczas
coniedzielnych nabożeństw w byrońskim kościele nie
mogła poczynić tych obserwacji, ponieważ wówczas
zgromadzenie kobiet rozmywało się w ogólnej masie
Hurlingfordów, wzmocnionej obecnością mężczyzn. Ale
tu, w balowym salonie ciotki Aurelii, zgromadzone panie
robiły przytłaczające wrażenie.

Powietrze

wypełniały

sztywne

imiesłowy,

znakomicie maskowane i łączone z bezokolicznikami
oraz dużą ilością innych słownych przysmaczków, które
wyszły z mody jakieś pięćdziesiąt lat temu. Pod
wspaniałym i łaskawym dachem Aurelii nikt nie ośmielił
się nikomu niczego odmówić. Missy zauważyła, że była
w tym towarzystwie jedyną ciemnowłosą kobietą. Och,
gdzieniegdzie na obrzeżach błyskały oczywiście ciemne
punkty (siwe i blondynki nie musiały trzymać się z dala),
ale jej czarne jak heban włosy odbijały się niczym grudka
węgla na śniegowym polu. Doskonale pojmowała,
dlaczego matka pouczyła ją, aby nie zdejmowała
kapelusza przez całe przyjęcie. Stało się rzeczą naturalną
w tej rodzinie, że kiedy kobieta lub mężczyzna z
Hurlingfordów zawierali związek małżeński z kimś z
zewnątrz, wybierali zawsze jasnowłosego partnera. Ojciec
Missy także był blondynem, ale jego dziad, według

background image

Drusilli, był tak ciemny jak mieszaniec. Określenie to
stało się niemal symboliczne i zostało ogólnie przyjęte.

– Najdroższa Antonio i Augusto, obciąża nas

anglosaski sposób myślenia – szydziła Drusilla,
rozmawiając z którąś ze swych rzadziej widywanych
sióstr.

Aurelia przez cały czas zajmowała się prawie

wyłącznie lady Billy, którą na to popołudnie pozbawiono,
nie bez gorzkiego jej protestu, powozu i konia. Lady Billy
siedziała milcząca, ponieważ była sama, nie miała córek i
nic ją nie łączyło z obecnymi na przyjęciu kobietami.
Zgromadzony tłum zarówno przerażał ją, jak i
przyprawiał o mdłości, a fakt, że Alicja Marshall miała
zostać jej synową, napawał smutkiem. Niezniechęcona
tym, iż toczy samotną walkę, głośno protestowała
przeciwko zaręczynom małego Willie’go z drogą kuzynką
Alicją, oświadczając, że nigdy nie stworzą dobranej pary.
W ten sposób znalazła się w osamotnieniu, zwłaszcza że
sir William (zwany Billym) znęcał się nad nią, co zresztą
robił ze wszystkimi. Zawsze miał chrapkę na Alicję i
radowała go perspektywa oglądania jej płowej głowy i
ślicznej buzi każdego wieczoru przy kolacji. Zostało
bowiem ustalone, że nowo poślubiona para przez co
najmniej kilka miesięcy będzie dzieliła dom z sir
Williamem i jego małżonką. Sir William przekazał
młodożeńcom w prezencie ślubnym dziesięć akrów
pierwszorzędną ziemi, ale budowany na nich dom był
jeszcze daleki od ukończenia.

background image

Missy rozglądała się wokół za Uną. Znalazła ciotkę

Livillę, ale po Unie nie było śladu. Co za nieszczęście!

– Nie widzę tutaj dzisiaj Uny – powiedziała do Alicji,

kiedy ta zachwycająca istota przechodziła obok niej ze
swym protekcjonalnym uśmiechem na ustach.

– Kogo? – spytała Alicja, zatrzymując się.
– Uny, kuzynki cioci Livilli. Ona pracuje w

bibliotece.

– Głuptasie. W Byron nie ma Hurlingfordówny o

takim imieniu – odpowiedziała Alicja, znana z tego, że
nigdy nie skalała sie czytaniem książek. Po czym odeszła
wdzięcząc się do zebranych.

„Co się mogło stać? Oczywiście! Una była

rozwiedziona, a to w tym towarzystwie niewybaczalny
grzech!”

Ciotka Livilla mogła zapewnić dach nad głową

swojej kuzynce, ale ten humanitarny odruch jeszcze nie
oznaczał, że się do niej przyznaje. Rozwiedziona kuzynka
wkraczająca w byrońską społeczność! Wszystko
wskazywało na to, że ciocia Livilla postanowiła nie
wspominać o niej. W tej sytuacji stawało się
zastanawiające, że to właśnie Una zajęła się życiową
edukacją Missy. Podczas rzadkich ostatnio wizyt w
bibliotece ciotka Livilla nigdy nie wspominała o Unie, a
Missy po prostu bała się o nią zapytać.

Zbliżała się Drusilla, ciągnąc za sobą Cornelię.
– Och, czyż to nie wspaniałe przyjęcie! – oznajmiła.
– Znakomite – powiedziała Missy, przesuwając się na

background image

sofie, którą odkryła za ogromną palmą Kentia.

Drusilla i Cornelia usiadły z talerzykami w ręku,

zaopatrzone w co najmniej po jednym z każdego rodzaju
przysmaków, które znajdowały się w bufecie.

– Jak to ładnie i przemyślnie zrobione! Droga Alicja!

– trajkotała Cornelia, która czuła się uprzywilejowana,
pracując za marne wynagrodzenie jako sprzedawczyni w
sklepie Alicji i nie mając pojęcia, jak bardzo cynicznie
wykorzystywano jej wdzięczność i poświęcenie. Przed
otwarciem salonu „Chez Chapeau” Cornelia pracowała u
swego brata Herberta, który był tak skąpy, że Alicja
wydawała się przy nim niezwykle hojna, i to
podtrzymywało złudzenia Cornelii.

Cornelia w taki sam sposób i z takim samym

rezultatem jak Octavia, sprzedała swój dom i pięć akrów
ziemi Herbertowi. Chciała bowiem pomóc swej siostrze
Julii w spłaceniu herbaciarni zakupionej od Herberta.

– Cicho – szepnęła Drusilla. – Alicja zamierza

mówić.

Alicja przemówiła. Jej twarz była rozjaśniona, a

oczy, jakby podfarbowane akwamaryną, rzucały iskierki.
Nazwiska dziesięciu druhen zostały przyjęte z piskiem i
oklaskami. Główna druhna zasłabła, gdy usłyszała, że
spotkał ją taki zaszczyt, i trzeba ją było cucić solami
trzeźwiącymi. Następnie Alicja życzyła sobie, aby
sukienki panien z orszaku ślubnego były skompletowane
w pięciu odcieniach różu, poczynając od bardzo bladego,
a skończywszy na głębokim cyklamenie. Stojąca przy

background image

ołtarzu i ubrana na biało panna młoda miała być otoczona
pięcioma druhnami z każdej strony, ustawionymi według
koloru sukien, od płowego różu przy niej do mocno
ciemnego na końcu orszaku.

– Jesteśmy wszystkie prawie tego samego wzrostu,

wszystkie mamy jasne włosy i mniej więcej taką samą
figurę – wyjaśniła Alicja. – Myślę więc, że efekt będzie
znakomity.

– Prawda, że to świetny pomysł? – szepnęła Cornelia,

usatysfakcjonowana, że uczestniczy w przyjęciu, na
którym wstępnie planuje się przebieg całej uroczystości. –
Tren Alicji uszyty będzie z koronki Aleneon o długości
dwudziestu stóp i wycięty zostanie z pełnej szerokości.

– Świetny – westchnęła Drusilla, przypominając

sobie, że jej suknia ślubna też miała bardzo długi
koronkowy tren, może jeszcze dłuższy, ale jednak
nieporównywalny z tym.

– A ja zauważyłam, że Alicja wybrała do orszaku

tylko panny – odezwała się Missy, której po ponownym
przebyciu siedmiu mil z Missalonghi znowu zaczął
dokuczać ból i coraz bardziej się potęgował. W takiej
chwili nie wypadało opuścić pokoju i dlatego żeby
zapomnieć o bólu, zaczęła rozmowę. – Podeszła do tej
sprawy bardzo rygorystycznie. Ja także jestem panną, a
nie zostałam wybrana.

– Ciii... sza! – zasyczała Drusilla.
– Najdroższa, mała Missy, jesteś zbyt niska i ciemna

– powiedziała półgłosem Cornelia, współczując

background image

siostrzenicy.

– Mam ponad pięć stóp wzrostu – odpowiedziała

Missy, nie wysilając się zbytnio, żeby stłumić swój głos.
– Tylko w środowisku Hurlingfordów można to uznać za
niski wzrost.

– Ciii... sza! – syknęła znowu Drusilla.
Tymczasem Alicja zaczęła mówić o kwiatach,

informując oczarowane towarzystwo, że liczne bukiety,
każdy złożony z tuzina różowych orchidei, ozdobią całą
posiadłość.

– Różowe orchidee? Ależ to ostentacyjna

wulgarność! – powiedziała Missy na cały głos.

W tym momencie Alicja zamilkła, przygotowując się

do odparowania ataku.

– Ciekawe, czy ona czuje się szczęśliwa, dając to

przedstawienie w tak wczesnej fazie przygotowań do
ślubu – mówiła dalej Missy, nie zwracając się do nikogo
w szczególności. – Sądzę, że się domyśla, iż połowa tych
szczegółów, z których jest tak dumna, nie zostanie
zauważona.

Alicja, śmiejąc się i promieniując wokół czarem, z

naręczem weselnych szkiców i próbek materiałów,
zaczęła przesuwać się w ich kierunku.

– Jaka szkoda, że jesteś taka ciemnowłosa i niska,

Missy – wypaliła z czarującym uśmiechem. – Nawet
chciałam cię poprosić, ale musisz zrozumieć, że nie
nadajesz się na druhnę.

– A ja żałuję, że to nie ty jesteś ciemnowłosa i niska

background image

– odpaliła Missy równie uprzejmie. – Ty i wszystkie
podobne tobie wzrostem i kolorem włosów, ozdobione
stopniowo cieniowanym różem, przeistoczycie się po
prostu w tapetę ścienną.

Alicja, Drusilla i Cornelia wstrzymały na chwilę

oddechy. Missy podniosła się niespiesznie i usiłowała
wygładzić fałdy swej brązowej, lnianej spódniczki.

– Miłe przyjęcie, Alicjo – zaszczebiotała. – Szkoda,

że takie skromne. Dlaczego wszyscy zawsze muszą
serwować to samo konwencjonalne jedzenie? Dopiero
dziś doceniłam smak zwykłej kanapki z jajkiem. Myślę,
że teraz was opuszczę.

Missy wyszła, zanim trzy zdumione panie zdołały

odzyskać oddech. Kiedy to się stało, Drusilla, skrywając
uśmiech, udawała, że nie słyszy żądania Alicji, aby
przyprowadzono Missy z powrotem, ponieważ powinna
ją przeprosić. Dobrze tak Alicji! Dlaczego nie chciała być
miła chociaż ten jeden raz? Dokuczając Missy sama
popsuła swój panieński wieczór. Poza tym Drusillę
zdumiała trafność uwag córki. Alicja w białej sukni na tle
różu i bieli kokard, bukietów i weselnej dekoracji
kościoła – to rzeczywiście będzie wyglądało jak tapeta
ścienna.

Zaraz za drzwiami poraził Missy upiorny ból i

duszność. Zdecydowała, że raczej umrze w jakimś
odosobnieniu, niż wróci na przyjęcie. Opuściła żwirową
drogę i miotała sie wokół domu. Pogląd Alicji Marshall
na urządzenie ogrodu wykluczał pojawienie się w nim

background image

jakichkolwiek zarośli, tak że nie było tu wiele miejsc, w
których Missy mogłaby się ukryć. Najbardziej
niedostępna

wydawała

się

olbrzymia

kępa

rododendronów, które rosły pod oknem. Missy wpełzła
do środka i półsiedząc, półleżąc Oparła plecy o czerwoną
cegłę za krzakami. Ból już był nie do wytrzymania, kiedy
się zaczynał. Zamknęła oczy i całą siłą woli zmuszała się,
aby nie umrzeć, dopóki John Smith nie weźmie jej w
ramiona. Jeśli już umrzeć to tak, jak bohaterka
Udręczonego serca. Co za przygnębiające i zupełnie
nieromantyczne miejsce ten rododendronowy gąszcz
ciotki Aurelii!

Nie umarła. Po pewnym czasie ból zaczął słabnąć i

Missy spróbowała się podnieść. Gdzieś w pobliżu słychać
było czyjeś głosy, a rododendrony wciąż jeszcze nie
miały liści i Missy nie chciała natknąć się na
rozmawiających. Uklękła i postanowiła wstać. Wtedy
zdała sobie sprawę, że głosy dochodzą z okna, które
znajdowało się tuż nad jej głową.

– Czy ty widziałaś kiedykolwiek tak potworny

kapelusz? – spytał ktoś i Missy rozpoznała, że głos należy
do Lavinii, najmłodszej córki ciotki Augusty, która
oczywiście została druhną.

– Oglądam go zbyt często. A żeby być dokładną, w

każdą niedzielę w kościele – odpowiedziała swym
bezbarwnym i przykrym głosem Alicja. – Choć myślę, że
osoba, która nosi ten kapelusz, jest dużo bardziej
potworna.

background image

– Ależ to jest brudas – skwitował ktoś trzeci głosem

należącym do głównej druhny, Marcji, która była córką
ciotki Antonii. – Sądzę, Alicjo, że określenie „potworna
osoba” wydaje się świadczyć, że traktujesz ją zbyt
poważnie. Słowo „miernota” jest dużo lepszym
określeniem dla Missy Wright, choć kapelusz, przyznaję,
jest istotnie potworny.

– Racja – przyznała Alicja, która wciąż bardzo

cierpiała z powodu nieoczekiwanego porównania jej z
tapetą. Missy, zdaniem Alicji, była w straszliwym t
błędzie. A poza tym nic tak nie cieszyło Alicji, jak
planowana okazałość i widowiskowość jej ślubu, toteż
Missy swoją uwagą zalazła jej za skórę bardziej, niż się
tego spodziewała.

– Ale co nas obchodzi Missy Wright? – spytała

kuzynka o imieniu Postia.

– Ponieważ Drusilla jest faworyzowaną siostrą mojej

matki, obawiam się, że będę musiała się z nią liczyć –
oświadczyła Alicja ze złością w głosie.

– Dlaczego moja mama tak bardzo współczuje jej

matce, nie wiem, i już porzuciłam nadzieję, że
kiedykolwiek odwiodę ją od tego. Ośmielam się nawet
sądzić, że miłosierdzie mamy jest godne pochwały, ale
mówię wam, że w sobotnie ranki, kiedy ciocia Drusilla
przychodzi, aby objeść się naszymi ciasteczkami, zawsze
staram się zniknąć z domu. Boże, jak ona je pochłania!
Mama robi zawsze dwa tuziny ciasteczek, ale do wyjścia
cioci Drusie nie ma po nich śladu. – Alicja wykrzywiła

background image

usta w nieszczerym uśmiechu. – To stało się już
przedmiotem stałych dowcipów w naszym domu, nawet
wśród służby.

– Cóż, one są podobno przeraźliwie biedne,

nieprawdaż? – spytała Lavinia, która w szkole była
zupełnie niezła z historii i swoją wyższość w tej
dziedzinie podkreślała poprzez zdanie: „Zawsze
intrygowało mnie, dlaczego francuskie pospólstwo
zgilotynowało Marię Antoninę. Ona po prostu
powiedziała, że powinni jeść ciastka, skoro nie mają
chleba”. – Wydaje mi się, że ktoś okropnie biedny zawsze
powinien dbać o możliwość zjedzenia ciastka dla
odmiany. Mam na myśli ciocię Drusie!

– Szkoda, że nie można ludzi zakwalifikować do

rozbiórki, tak jak kwalifikuje się domy – odezwała się
kuzynka o imieniu Junia, która całą swą gorycz,
wynikającą z faktu, że nie została wybrana na druhnę,
wylała w tych śmiertelnie jadowitych kropelkach słów.

– W dniu dzisiejszym i zawsze jesteśmy zbyt

wspaniałomyślne na to, aby je tak potraktować –
odpowiedziała Alicja. – Przeto wszystkie musimy
dźwigać ciężar cioci Drusie, cioci Octie, kuzynki Missy,
cioci Julie, cioci Cornie i całej reszty tej bandy
panno-wdów. Weźmy dla przykładu mój ślub. Przecież to
dla nich zbyt wielki zaszczyt. Ale mama uważa, że muszą
być zaproszone. Oczywiście przyjdą pierwsze i wyjdą
ostatnie. Czy zauważyłyście, jakie tworzą się tarcia i jakie
powstaje wrzenie, kiedy one się pojawiają? Skądinąd

background image

mama wpadła na świetny pomysł, aby zaoszczędzić nam
widoku tych ohydnych brązowych sukienek. Kupiła moją
bieliźnianą wyprawkę ślubną od ciotuni Drusie za
dwieście funtów. I muszę przyznać, że te robótki są
nadzwyczajne, więc pieniądze matki, dzięki Bogu, nie
zmarnowały się. Wszystkie poszewki ozdobione są
eleganckim haftem i pozapinane na pokryte płótnem
guziczki, z których każdy też ma . haft pączka róży.
Bardzo piękne! Swoją drogą plan mamy okazał się bez
zarzutu, bo wuj Herbert przekazał już nam, że Missy była
w sklepie i kupiła trzy długości materiałów na sukienki:
liliowy dla cioci Drusie, błękitny dla cioci Octie... Och! A
kto zgadnie, jaki kolor wybrano dla kuzyneczki Missy?

– Brązowy! – wykrzyknęły chórem wszystkie panny i

wybuchnęły śmiechem.

– Mam pomysł! – krzyknęła Lavinia, kiedy wesołość

minęła. – Dlaczego nie dasz Missy jednej ze swoich
znoszonych sukien w takim odcieniu, jaki by jej pasował?

– Wolałabym umrzeć! – odrzekła pogardliwie Alicja.

– Wyobraź sobie jedną z moich pięknych sukien na tym
wyglądającym na mieszańca chudzielcu. Jeżeli jesteś aż
tak zainteresowana, Lavinio, to podaruj jej coś swojego.

– Ja? – odezwała się cierpko Lavinia. – Ty jesteś w

dużo lepszej sytuacji finansowej. Pomyśl o tym, skoro
jesteś tak bardzo rozdrażniona jej wyglądem. Masz tyle
sukien w kolorach bursztynowym, starego złota i
morelowym. Myślę, że któraś z nich będzie pasowała na
Missy.

background image

W tym momencie Missy udało się na rękach i

kolanach wydostać z rododendronowych zarośli na
ścieżkę. Czołgała się na czworakach tak długo, aż
znalazła się w bezpiecznej odległości od okna, wtedy
podniosła się i szybko uciekła. Łzy płynęły po jej twarzy,
ale nie zatrzymała się, aby je obetrzeć. Była zbyt
zdenerwowana i bała się, że ktoś może ją zobaczyć.

Nie sądziła, że kiedykolwiek i od kogokolwiek

usłyszy coś, co ją aż tak bardzo zrani. Setki razy
wymyślała różne litościwe i pogardliwe powiedzonka na
swój temat. Ale one tak nie raniły. Tak zszargać kogoś do
granic wytrzymałości za pomocą słów mogła tylko Alicja
i jej przyjaciółki. Mówiły wszak o jej matce i o
wszystkich tych biednych ciotkach – starych pannach i
wdowach, które tak ciężko pracowały i były tak skromne,
honorowe i zobowiązane za każdy ludzki odruch, i tak
dumne, że nie przyjęłyby nic za darmo, bo obrażała je
litość. Jak Alicja śmiała mówić o tych kobietach z taką
pogardą, z takim jadem i bez wyczucia! Ciekawe, jak
sama zachowałaby się, gdyby była zmuszona ciągle nosić
te same rzeczy i dokuczliwe buty, znalazłszy się w ich
położeniu?

Podążając przez Byron z dotkliwym bólem w boku,

modliła się, żeby biblioteka była otwarta i aby Una była w
środku. Och, jak ona potrzebowała Uny tego wieczoru!
Ale gorące pragnienie nie spełniło się, bo na drzwiach
wypożyczalni widniała kartka z napisem: ZAMKNIĘTE.

Octavia siedziała w kuchni, ponownie przebrana w

background image

swoje robocze ubranie, a ich skromny posiłek kipiał w
garnuszku. Tego dnia był gulasz. Zajęta była robótką na
drutach – jej niekształtne ręce magicznie tworzyły bardzo
delikatne i cieniutkie jak pajęczyna szale, które
przeznaczone były na ślubny prezent dla niewdzięcznej
Alicji.

– Och! – powiedziała, odkładając robótkę, gdy

weszła Missy. – Czy dobrze się bawiłaś, kochanie? Matka
jest z tobą?

– Bawiłam się okropnie i dlatego wyszłam wcześniej,

przed mamą – odparła krótko Missy, schwyciła wiaderko
na mleko i uciekła.

Krowa czekała cierpliwie, żeby wejść do szopy.

Missy wyciągnęła rękę, pogłaskała jej aksamitny, ciemny
pysk i zajrzała w jej wielkie, ciepłe, brązowe ślepia.

– Jaskier, jesteś milsza od Alicji. Nie mogę pojąć,

dlaczego nazwanie kobiety krową jest tak niewybaczalną
zniewagą. Od teraz obraźliwą formą będzie imię „Alicja”.

Poprowadziła krowę do szopy, żeby zajęła swoje

miejsce w przegrodzie. Doiła się ją łatwo. Jaskier nie
szamotała się ani nie drgała, gdy ręce Missy były zimne, a
bywało tak często. Jej mleko było wyśmienite, jako że
miłe krowy zawsze dają dobre mleko.

Kiedy Missy wróciła, Drusilla była już w domu. Jak

zwykle przelała większość mleka do dużych, płaskich
misek, które przetrzymywane były w tylnej, zaciemnionej
części werandy. Gdy wykonywała tę pracę, słyszała jak
matka entuzjastycznie raczy ciotkę pełnym opisem

background image

przyjęcia u Alicji.

– Och, tak się cieszę, że chociaż jedna z was miło

spędziła czas – powiedziała Octavia. – Od Missy
dowiedziałam się, że nie bawiła się zbyt dobrze. Myślę,
że jej problem to brak przyjaciółek.

– To prawda, i nikomu nie jest bardziej przykro z

tego powodu niż mnie. Zbyt wczesna śmierć Eustace'a
przekreśliła nadzieje, że Missy będzie miała rodzeństwo.
A poza tym nasz dom położony jest zbyt daleko od Byron
i do tego po jego gorszej stronie, dlatego nikt nie chce
nam składać regularnych wizyt.

Missy czekała, że zostaną ujawnione jej grzeszki, ale

matka nic o tym nie wspomniała. Zdobyła się na odwagę i
weszła do środka. Od kiedy kłopoty z sercem zaczęły się
nasilać, jakoś łatwiej było jej stawiać opór i nie dawać
przewodzić sobą, i chyba matka także łatwiej przełykała
grzech niezależności córki. Tylko, że tak naprawdę
przyczyna jej nowego postępowania nie leżała w
kłopotach z sercem, ale w zmianie, która w niej zaszła, a
to przede wszystkim spowodowała Una. Tak, wszystko
zaczęło się od pojawienia się Uny. Od jej szczerości i
nieszczerości oraz niechęci do ustępowania komukolwiek.
Tylko Una mogła powiedzieć takiemu okropnemu
głupcowi, jak James Hurlingford, żeby się pocałował w...
To tylko Una mogła dać Alicji Marshall słowną nauczkę.
Tylko Una umiała spowodować; że ludzie czuli przed nią
respekt. To wszystko jakoś nieoczekiwanie spłynęło na
Missy Wright, czyniąc z niej pojętną uczennicę. Gdy

background image

weszła do kuchni, Drusilla podskoczyła rozpromieniona.

– Missy, nigdy nie zgadniesz – krzyknęła, wydostając

zza fotela, na którym siedziała, bardzo duże pudełko. –
Gdy opuszczałam przyjęcie, podeszła do mnie Alicja i
dała mi to, żebyś założyła na jej ślub. Zapewniała, że w
tym kolorze będzie ci wspaniale, chociaż przyznam, że
nigdy bym nie przypuszczała. Tylko spójrz!

Missy stała jak głaz, podczas gdy matka grzebiąc w

pudełku wyciągnęła pakunek twardej i zgniecionej
organdyny, którą strząsnęła i podtrzymała, aby oszołomić
dziewczynę tym czymś, co pokazywała. Była to piękna
suknia w bladym odcieniu toffi – nie brązowa, nie żółta i
nie całkiem bursztynowa. Każdy, kto się znał, mógł
zauważyć, że przybrana falbanami spódnica i linia
kołnierzyka wyszły z mody jakieś pięć- sześć lat temu.
Ale i tak była to wspaniała sukienka i po wprowadzeniu
kilku zmian mogłaby pasować do Missy znakomicie.

– I kapelusz, tylko spójrz na kapelusz! – zapiszczała

Drusilla, chwytając w ręce duży, kolisty kapelusz
utrzymany w tym samym kolorze, co suknia. – Czy
kiedykolwiek widziałaś piękniejszy kapelusz? Och,
najdroższa Missy, musimy kupić ci pantofelki. Teraz już
nieważne, że są niepraktyczne.

Missy, jeszcze oszołomiona, zrobiła krok naprzód z

wyciągniętymi ramionami, żeby przyjąć podarunek Alicji,
a matka wcisnęła jej w ręce suknię i kapelusz. Wtedy
Missy ocknęła się:

– Założę mój nowy brązowy atłas, kapelusz

background image

wykonany w domu i dobre mocne botki – powiedziała
nagle przez zęby i uciekła przez tylne drzwi. Falbany z
organdyny pieniły się wokół niej jak fale na morzu.

Na dworze nie było jeszcze zupełnie ciemno. Pognała

do szopy. Za sobą usłyszała rozpaczliwe krzyki matki i
ciotki, ale było już za późno. Sukienka i kapelusz zostały
stratowane i upaprane w gnoju, i były na pewno nie do
uratowania. Missy z łopatą w rękach przerzucała
podarunek

wśród

stosu

odchodów,

upokorzona

wielkopańskim gestem Alicji.

Drusilla była niewymownie zraniona:
– Jak mogłaś to zrobić! Och, Missy, jak mogłaś! Raz

w życiu miałaś szansę, żeby wyglądać pięknie.

Missy oparła łopatę o ścianę szopy i z satysfakcją

otrzepała ręce:

– Z wszystkich ludzi właśnie ty jedna powinnaś

zrozumieć dlaczego! – wykrzyczała. – Nikt nie jest tak
dumny i twardy jak ty, i nikt szybciej od ciebie nie potrafi
odkrywać

prawdziwych

intencji

tkwiących

w

sprawianych podarunkach. Czyżbyś nie domyślała się, że
to zamaskowana litość? Dlaczego w takim razie
odmawiasz mi części swojej dumy? Czy wzięłabyś ten
podarunek dla siebie? Dlaczego więc przyjęłaś go dla
mnie? Sądzisz, że Alicja tak naprawdę zrobiła to, aby mi
sprawić przyjemność? Oczywiście, że nie. Ona sobie po
prostu postanowiła, że jej ślub będzie wyglądał doskonale
pod każdym względem i do ostatniego gościa. A ja... Ja
przecież wszystko psuję. Więc postanowiła otworzyć

background image

jedwabną kabzę dla Missy Wright-świńskiego ucha.
Piękne dzięki! Aleja chcę być sobą, tylko sobą, z całą
swoją prostotą, i nie zamierzam korzystać z jakiejkolwiek
jedwabnej kabzy, zwłaszcza Alicji Marshall. Co zresztą
zamierzam jej powiedzieć.

W istocie stało się to zaraz następnego dnia.
Drusilla prawie całą noc czołgała się na kolanach,

uzbrojona w kaganek, poszukując sukienki i kapelusza,
które gdzieś zniknęły. Nie wiedziała, że miała ich już
nigdy nie zobaczyć. Co więcej, nigdy nie odkryła, co się z
nimi stało, a ten i ów, kto cokolwiek miał na ten temat do
powiedzenia, wolał jej o tym nie mówić. A wszystko to
zostało spowodowane szokującymi wydarzeniami, które
miały miejsce następnego ranka w rezydencji
Marshallów.

Missy stanęła przed frontowymi drzwiami Mon

Repos około godziny dziesiątej. Niosła ogromną i
nadzwyczaj dokładnie opakowaną paczkę, którą ostrożnie
trzymała za sznurek. Gdyby główny lokaj wiedział, jaki
nastrój panował wśród osób zgromadzonych w małym
saloniku, Missy nie przedostałaby się nawet poza
frontową werandę przed domem. Ale ponieważ nie był
tego świadomy, wpuścił ją do środka, niechcący
przyczyniając się do spotęgowania atmosfery przerażenia,
która i bez tego opanowała skupione tam towarzystwo.

W saloniku znajdowali się: ciotka Aurelia, wuj

Edmund, Alicja, Ted i Randolph, sir William Trzeci, jego
syn i następca – mały Willie. Lady Billy nie było,

background image

ponieważ asystowała przy źrebieniu się klaczy.

– Nie mogę tego pojąć – kontynuował Edmund

Marshall – po prostu nie mogę! W jaki sposób tyle akcji
wymknęło się nam z rąk? No jak? Kto, do diabła, je
sprzedał i kto, do diabła, je kupił?

Missy

uśmiechając

się

dała

lokajowi

porozumiewawczy znak, że sama się zaanonsuje, jak
tylko to będzie możliwe.

– Z tego, czego dowiedzieli się moi agenci, wynika,

że każda akcja, która znajdowała się w obcych rękach,
była kupowana po cenie wielokrotnie wyższej od swojej
wartości – powiedział sir William Trzeci.

– Potem ten tajemniczy kupiec rozpoczął inwazję na

akcje znajdujące się w rękach Hurlingfordów. Jak, kiedy i
dlaczego – nie wiem, ale zdołał odnaleźć wszystkich
Hurlingfordów, którzy potrzebowali pieniędzy i nie
mieszkali w Byron. Złożył im oferty i nikt z nich nie
odmówił.

– Ależ to absurd! – krzyknął Ted. – Niezależnie od

tego, jakimi pieniędzmi on obraca, absolutnie nie ma
sposobu, żeby mógł odzyskać włożony kapitał. Mam na
myśli fakt, że pomimo iż spółka Byron Bottle jest
dobrym, małym przedsiębiorstwem, to przecież nie jest
żyłą złota ani eliksirem życia. Cena, jaką wyznaczył za te
akcje, jest z gatunku tych sum, które spekulujący może
przeznaczyć na opłacenie poufnej wiadomości, że ten a
ten kawałek ziemi jest złotonośny.

– Czy to, co usiłujesz nam powiedzieć, wujku,

background image

oznacza, że straciliśmy większość udziałów? – spytała
Alicja, która była znakomicie wprowadzona w praktyki i
terminologię świata biznesu. Sama też była liczącym się
udziałowcem spółki Byron Bottle, odkąd, zgodnie ze swą
zachłanną naturą, umieszczała spory kapitał, uzyskiwany
z

prowadzenia

salonu

„Chez

Chapeau”,

w

bezpieczniejszych sferach finansowych spekulacji.

– Dobry Boże, nie, jeszcze nie! – zawołał sir William

i z mniejszą pewnością dodał: – Ale powinniśmy zająć się
tą sprawą i zahamować odpływ akcji sami je wykupując.

– Czy w Byron nie ma jakichś małych akcjonariuszy,

od których moglibyśmy je najpierw wyciągnąć? – spytał
Randolph.

– Kilku Hurlingfordów po kądzieli i dwie lub trzy

stare

panny,

które

przypadkowo

i

bezprawnie

odziedziczyły akcje. Naturalnie nigdy nie wypłacano im
dywidend.

– Jak ci się to udało, wuju Billy? – spytał Randolph.
– A co mogą wiedzieć o tych akcjach takie głupie

staruchy, jak Cornelia, Julia czy Octavia? Nie chciałem,
żeby się domyśliły, że mają udziały w czymś, co przynosi
niezły dochód, toteż nie płaciłem im dywidend.
Powiedziałem im, że akcje są bezwartościowe, ponieważ
zgodnie z prawem należą do Maxwella i Herberta, i żeby
nie robić dużego zamieszania, poradziłem im, aby
naprawiły ten okropny błąd zapisując akcje synom
Maxwella i Herberta.

– Mądrze – powiedziała Alicja z podziwem.

background image

Sir William rzucił jej tak gorące i namiętne

spojrzenie, że Alicja zaczęła się zastanawiać, co powinna
zrobić, aby po ślubie i przeprowadzce do jego domu
utrzymać wuja na dystans, nie narażając stabilności
rodzinnych więzów.

– Musimy zdobyć te udziały starych panien jak

najszybciej – powiedział Edmund Marshall, spoglądając
posępnie. – Chociaż, Billy, muszę się szczerze przyznać,
że nie wiem, skąd wezmę jakieś większe sumy.
Ograniczyłbym wydatki, ale to byłoby przykre dla mojej
żony. Ślub Alicji, rozumiesz!

– Jesteśmy w tej samej sytuacji, przyjacielu –

odpowiedział sir William, a słowa uwięzły mu w gardle.

– Cholera, to wszystko jest bardziej skomplikowane

niż wielka wojna w Europie. Wszystko, co wiemy, to
kupieckie pogłoski.

– Dlaczego mamy odkupywać akcje? – odezwała się

Alicja z lekką pogardą w głosie. – Wszystko, co
powinniście zrobić, to pójść do cioci Cornie, cioci Julie i
cioci Octie i poprosić, żeby je oddały. Wręczą je wam bez
sprzeciwu.

– W porządku, możemy tak postąpić z tymi trzema i

oczywiście z Drusillą też. No bo cóż takiego posiadał
Malcolm Hurlingford, że pozostawił udziały swoim
córkom? Pytam się, co? Do tego był zawsze dla nich
nadmiernie wyrozumiały. Dzięki Bogu, że Maxwell i
Herbert nie są podobni do swojego ojca pod tym
względem. – Sir William warknął niecierpliwie: – Ale tak

background image

naprawdę jesteśmy w szachu. Bo jeśli nawet, jak mówi
Alicja, starsze panie przekażą nam swoje akcje bez słowa,
to i tak będziemy mieli do czynienia z pewną liczbą
różnych niegodziwców i pół-Hurlingfordów, którzy nie
zechcą podzielić się akcjami, chociaż na nic im się nie
zdadzą. Och, poradzimy sobie, w to nie wątpię, no,
przynajmniej dopóty, dopóki nie rozejdzie się wieść o
tajemniczym kupcu, ponieważ nie będziemy w stanie
przebić jego ceny.

– Co możemy szybko sprzedać, aby zgromadzić

potrzebną gotówkę? – spytała dosadnie Alicja.

Wszyscy odwrócili się, aby na nią spojrzeć, a Missy,

wciąż nie zauważona – trudno było w ferworze rozmowy
dostrzec skromną jej postać zlewającą się brązem
sukienki z cieniem drzwi – przesunęła się w
bezpieczniejsze miejsce za jedną z kentyjskich palm
ciotki Aurelii, których było pełno w tym prześlicznym
domu.

– Na początek te cholerne konie lady Billy –

powiedział sir William.

– Moje kosztowności – dorzuciła Aurelia ze

zdecydowaniem.

– I moje – zawtórowała jej Alicja z przykrym

odczuciem, że fatalnie się stało, iż nie ona zaproponowała
to pierwsza.

– Chodzi jednak również o to – powiedział Edmund –

że ten tajemniczy kupiec lub kupcy, kimkolwiek jest lub
są, wydaje się lepiej wiedzieć, kto posiada akcje spółki

background image

Byron Bottle, niż my, chociaż jesteśmy Radą Nadzorczą.
Gdy przeglądałem listę udziałowców, zorientowałem się,
że większość akcji powinna przejść z osób figurujących w
rejestrze na ich potomków, przeważnie synów lub
bratanków. Okazuje się jednak, że akcje znalazły się
również w obcych rękach. Nigdy nie przyszłoby mi do
głowy, że jakiś Hurlingford, zwłaszcza syn pierworodny,
mógłby podarować notarialnie komuś obcemu część
przypadającego mu dziedzictwa, i to jeszcze na długo
przed przekroczeniem progu śmierci.

– Czasy się zmieniają – westchnęła Alicja. – Kiedy

byłam małą dziewczynką, krążyły legendy o rodzie
Hurlingfordów. Ale dzisiaj młodzi Hurlingfordowie nie
dbają o rodzinne tradycje.

– Oni są po prostu zepsuci – powiedział sir William

odchrząkująo i uderzywszy dłońmi o uda powziął
decyzję: – W porządku, zostawmy przez weekend sprawy
takimi, jakimi są, a od poniedziałku musimy zebrać trochę
gotówki.

– A kto się zwróci do ciotek? – spytał Ted.
– Alicja – natychmiast odparł sir William. – I myślę,

że trzeba to zrobić jeszcze przed ślubem. W ten sposób
będzie można je oszukać, że podarowują akcje jako
ślubny prezent.

– A jeśli tajemniczy kupiec dotrze do nich pierwszy?

– spytał ponownie Ted, który zawsze obawiał się
wszystkiego, a myślami ciągle tkwił w rachunkach.

– Jednej rzeczy możesz być absolutnie pewien, Ted.

background image

Żadna z tych głupich kwok nigdy nie podzieli się z nikim
spoza rodziny tym, co należy do Hurlingfordów, bez
spytania mnie lub Herberta o zgodę. Nawet jeśli kupiec
zaoferuje im fortunę, najpierw zwrócą się do nas. – Sir
William był tak pewien swoich racji, że podczas całego
tego monologu śmiał się buńczucznie.

Powstało ogólne zamieszanie, ponieważ kilka

zmartwionych i poddenerwowanych osób próbowało
znaleźć jakiś sposób, aby już przerwać spotkanie.
Korzystając z tego Missy przemknęła się z powrotem pod
drzwi i wkroczyła głośno do salonu. Wszyscy zauważyli
ją od razu, chociaż nikt nie wyglądał na zadowolonego z
jej wizyty.

– Czego chcesz? – spytała surowo Alicja.
– Przyszłam, aby ci powiedzieć, co myślę o tej

jałmużnie i oświadczyć, że najszczęśliwsza będę
przybywając na twój ślub w dobrym starym brązie –
odpowiedziała Missy i przemaszerowawszy przez pokój
rzuciła pakunek przed oczami Alicji na stół.

– Proszę, wielkie dzięki za to.
Alicja spojrzała na nią z takim obrzydzeniem, jakby

niechcący wdepnęła w psie łajno.

– Rób, jak chcesz!
– Właśnie od tej pory zawsze będę tak robiła!
– Missy z psotnym uśmieszkiem spojrzała w górę na

dużo od siebie wyższą Alicję, która przyznawała się do
pięciu stóp i dziesięciu cali, choć w rzeczywistości miała
aż sześć stóp i jeden cal wzrostu. – No, Alicjo, dalej,

background image

otwórz to. Specjalnie dla ciebie ufarbowałam suknię na
brązowo.

– Co zrobiłaś? – Alicja zaczęła mocować się z

supłami na sznurku, w końcu Randolph przyszedł jej z
pomocą.

Po przecięciu sznurka oczom wszystkich ukazała się

piękna organdynowa suknia i zachwycający kapelusz
zachlapane nie do opisania czymś, co wyglądało i
pachniało jak świeży, błotnisty, krowi i świński nawóz.
Alicja wydała okrzyk przerażenia, który wzmógł się i
przerodził w piskliwy skrzek, po czym odskoczyła od
stołu. Jej ojciec, matka, bracia, narzeczony i wszyscy
zebrani w pokoju otoczyli stół, żeby popatrzeć.

– Ty... ty odrażająca, mała dziewko – warknęła Alicja

do rozpromienionej Missy. – Jesteś gorsza od dziewki.
Masz szczęście, że jestem zbyt wielką damą, aby
powiedzieć dokładnie, co o tobie myślę – zasyczała
Alicja. We wzburzeniu nie wiedziała już, co wstrząsnęło
nią bardziej – sam czyn czy sprawczyni czynu.

– No cóż, twoje nieszczęście, Alicjo, że ja nie jestem

wielką damą i właśnie zamierzam powiedzieć ci
dokładnie to, co o tobie myślę. Jestem tylko o trzy dni
starsza od ciebie, stąd wiem, że zbliżamy się bardziej do
trzydziestu czterech niż trzydziestu trzech lat. Proszę
bardzo, oto baranina wystroiła się jak jagnię i pokryła
mosiądzem, aby poślubić chłopca prawie o połowę
młodszego od siebie. Czy wiek jego ojca nie wydaje ci się
przypadkiem bardziej odpowiedni? To właśnie czyni z

background image

ciebie

takiego

zimnokrwistego

potworka!

Kiedy

Montgomery Massey zmarł, zanim zawlekłaś go przed
ołtarz – dzięki czemu uniknął przeznaczenia gorszego niż
śmierć – nie mogłaś jakoś złapać nikogo, kto byłby
równie dobrym łupem. I oto pewnego dnia zauważyłaś
biednego, małego Willie, który wciąż nosił dziecięce
niesforne loki i bawił się w swym marynarskim
garniturku.

Wówczas

postanowiłaś zostać LADY

WILLIE. Bez wątpienia, gdyby zmieniły się okoliczności,
byłabyś równie szczęśliwa zostając LADY BILLY,
zamiast LADY WILLIE, a może nawet taka zmiana
tytułu bardziej by cię satysfakcjonowała. Szanuję twoje
rozgoryczenie, Alicjo, ale nie ciebie. I bardzo mi przykro
z powodu małego Willie’ego, którego czeka okropne
życie, bo stanie się kością niezgody między żoną a matką.

Obiekt jej litości stał pomiędzy resztą rodziny,

przypatrując się Missy tak, jakby wyskoczyła nago z
gigantycznego tortu i przymierzała się do odtańczenia
kankana. Aurelia popadła w histerię, ale reszta
towarzystwa była tak zahipnotyzowana przemową Missy,
że nawet tego nie zaważyła. Pierwszy ochłonął sir
William.

– Opuść ten dom!
– Właśnie zamierzam to zrobić – odpowiedziała

Missy, sprawiając wrażenie raczej zadowolonej.

– Nigdy ci tego nie wybaczę! – krzyknęła Alicja.
– Jak śmiałaś?! Jak mogłaś się tak ośmielić?!
– Pocałuj mnie w tyłek! – odkrzyknęła Missy i

background image

roześmiała się. – To wystarczy! – dodała i odeszła.

To przepełniło kielich goryczy. Alicja zesztywniała i

wydając z siebie gardłowy okrzyk, runęła jak długa na
podłogę.

Och, jaka Missy czuła się usatysfakcjonowana! Gdy

tak podążała w dół stopniowo opadającym wzniesieniem
George Street w kierunku głównej ulicy, jej podniecenie
powoli zanikało. Scena, którą odegrała prezentując
zbezczeszczone ubranie Alicji, była drobiazgiem w
porównaniu z tym, co słyszała ukrywając się w saloniku.
Biedne, stare kobiety. Missy wiedziała o świecie
wielkiego biznesu tyle, co nic, czyli tyle, co jej matka i
ciotka, ale była wystarczająco inteligentna, aby zrozumieć
sens rozmowy i słowa sir Williama. Wiedziała też o
akcjach, które Drusilla i Octavia trzymały w małym
pudełku na gotówkę wraz z dokumentami dotyczącymi
domu i ziemi. Każda z nich miała po dziesięć akcji, czyli
razem było ich dwadzieścia. Oznaczało to, że ciotki
Cornelia i Julia miały prawdopodobnie także po dziesięć
akcji. A dywidendy? To było prawdopodobnie coś w
rodzaju okresowej wypłaty, udziału w profitach spółki.

Boże, jak podli byli mężczyźni z rodu

Hurlingfordów! Sir William Trzeci bezwzględnie
kontynuował

nikczemną

politykę

sir

Williama

Pierwszego – członkinie rodziny, żyjące w rozpaczliwym,
choć dystyngowanym ubóstwie, nie miały prawa do
czerpania jakichkolwiek korzyści z zysków narastających
w spółce. Wuj Maxwell był niewątpliwie najgorszym

background image

rodzajem złodzieja, bo pomimo swego wielkiego
bogactwa właściwie okradał je z jaj, masła i plonów sadu,
zmuszając do uwierzenia, że sprzedawanie tych
produktów komu innemu byłoby niewybaczalnym aktem
nielojalności. Wuj Herbert, który w swoim czasie skupił
większość domów i pięcioakrowych kawałków ziemi
poniżej ich rzeczywistej wartości, okazał się takim
samym zbirem, jak jego brat Maxwell. Był nawet gorszy,
bo zawsze zabierał z powrotem tę odrobinę funduszy,
którą miał wypłacić, wmawiając swoim ofiarom, że
przeznacza je na inwestycję przynoszącą zysk, tak
naprawdę zaprzepaszczając ich pieniądze.

Ale nie tylko męscy potomkowie rodu byli podli –

Missy wniosła do swych krytycznych myśli korygującą
poprawkę. Dlaczego te wszystkie Antonie, Augusty i
Antoniny, które wyszły bogato za mąż za grube ryby z
klanu, nie wywarły żadnej presji, aby zmienić istniejący
stan rzeczy? Przecież nawet najgorszy zbir może się
odmienić pod wpływem żony.

Cóż, coś trzeba zmienić. Ale co? Missy zastanawiała

się, czy opowiedzieć wszystko w domu, ale doszła do
wniosku, że nikt jej nie uwierzy, a gdyby nawet, to i tak
matka i ciotka będą trwać przy swoim. Coś musiała
wymyślić, i to szybko, zanim Alicja wkradnie się w ich
łaski i przejmie akcje, a niewątpliwie zrobi to.

Biblioteka była dzisiaj otwarta i Missy zajrzała przez

okno spodziewając się, że za biurkiem ujrzy srogą postać
ciotki Livilli, a tymczasem zobaczyła Unę. Odwróciła się

background image

i weszła do środka.

– Missy! Co za niespodzianka! Nie oczekiwałam, że

przyjdziesz dzisiaj, kochanie – powiedziała Una i
uśmiechnęła się, jakby była naprawdę zadowolona
ujrzawszy ją.

– Jestem wściekła – powiedziała głośno Missy i

wachlując się dłonią usiadła na twardym krześle.

– Co się stało?
Nagle Missy zdała sobie sprawę, że nie może narazić

bliskich krewnych na pogardę osoby tak luźno związanej i
to z niebyrońską linią Hurlingfordów. Próbowała więc
niezdarnie naprawić swój błąd:

– Och, nic ważnego.
Una tym razem nie była dociekliwa. Po prostu

kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Blask, jaki emitowała
jej skóra, włosy i paznokcie, wpłynął uspokajająco na
Missy.

– Co powiesz na filiżankę herbaty przed długą drogą

do domu? – spytała Una, wstając.

Filiżanka herbaty została przyjęta jak eliksir życia.
– Tak, bardzo proszę – odpowiedziała Missy z

zapałem.

Una zniknęła za półkami, gdzie w małym kąciku były

odpowiednie warunki do zaparzania herbaty.

Przejrzenie powieści podczas oczekiwania na Unę

wydało się Missy dobrym pomysłem, ruszyła więc w głąb
pokoju i podeszła do półek, zbliżając się do biurka ciotki
Livilli. Przeleciała po nim wzrokiem i zauważyła dobrze

background image

znany plik papierów. Była to paczka akcji spółki Byron
Bottle.

Zza półek wyłoniła się Una.
– Wstawiłam czajnik, trzeba będzie chwilę poczekać,

aż się zagotuje na tym porysowanym i trzymającym się na
słowo honoru piecu. – Oczy Uny podążyły za wzrokiem
Missy, a potem zatrzymały się na jej twarzy.

– Czy to nie wspaniałe? – zapytała.
– Co?
– Pieniądze oferowane za udziały Byron Bottle,

oczywiście. Kochanie, dziesięć funtów. Niesłychane,
prawda? Wallace miał kilka moich akcji, ale kiedy się
rozstawaliśmy, zwrócił mi je mówiąc, że nie chce, aby
cokolwiek przypadło mu po Hurlingfordach. Mam tylko
dziesięć udziałów, ale już czuję się tak, jakbym miała sto
funtów szterlingów. A tak między nami, to ciocia Livilla
ma kłopoty finansowe, więc namówiłam ją, żeby dała mi
swoje dwadzieścia akcji. Sprzedam je razem ze swoimi.

– Jak ciotce Livilli udało się zdobyć tyle akcji?
– Richard przekazał jej swoje, kiedy nie mógł

zwrócić pieniędzy, które od niej pożyczył, znalazłszy się
w kłopotliwej sytuacji finansowej. Biedny Richard!
Nigdy nie udało mu się postawić na odpowiedniego
konia. A ona jest bardzo skrupulatna, jeśli chodzi o spłatę
pożyczek, nawet wtedy, gdy dłużnikiem jest jedyny i
ukochany syn. Więc przepisał na nią kilka akcji spółki
Byron Bottle i tym ją uspokoił.

– Czy on ma ich więcej?

background image

– Oczywiście. Jest przecież mężczyzną, a nie kobietą

z rodu Hurlingfordów. Ale myślę, że mógł już je
wszystkie sprzedać. To właśnie Richard polecił mi tego
kupca.

– A w jaki sposób można komuś sprzedać akcje?
Una wyciągnęła sztywny kancelaryjny formularz.
– To jest pełnomocnictwo, które możesz dostać w

składzie materiałów piśmiennych, tak jak każdy zwykły
formularz.

Potem

wypełniasz

je ze wszystkimi

szczegółami i podpisujesz. A ten, kto daje ci pozwolenie
na sprzedaż swoich akcji, podpisuje to w swoim imieniu i
musi być przy tym świadek, który też składa swój podpis.

– Rozumiem – powiedziała Missy, zapominając o

przejrzeniu powieści. Usiadła znowu. – Una, czy znasz
adres tego, kto kupuje te akcje?

– Oczywiście, kochanie. W poniedziałek udaję się

osobiście do Sydney ze swoim plikiem akcji, żeby je
sprzedać. Tak jest bezpieczniej. Dzisiaj siedzę w
bibliotece, a poniedziałek mam wolny. – Odeszła, żeby
zrobić herbatę.

Missy rozważała trudny problem: czy nie mogłaby do

czasu, zanim pojawi się Alicja, wziąć w swoje ręce
sprawy akcji ciotek i pokierować nimi tak, aby to nie one,
lecz Alicja była stratna? Zanim Una wróciła z herbatą na
tacy, Missy powzięła decyzję.

– Dziękuję ci bardzo – z radością ujęła filiżankę i

upiła łyk herbaty. – Una, czy mogłabyś pojechać do
Sydney nie w poniedziałek, ale we wtorek?

background image

– Nie bardzo rozumiem dlaczego?
– Mam spotkanie z lekarzem-specjalistą we wtorek

rano na Macquarie Street – ostrożnie tłumaczyła Missy. –
Miałam jechać z Alicją, ale... myślę, że ona nie jest
spragniona mojego towarzystwa. Możliwe, że będę miała
parę akcji do sprzedania. Gdybym mogła pojechać z tobą,
byłoby mi łatwiej. Byłam w Sydney tylko kilka razy,
jeszcze jako dziecko, i nie znam miasta zbyt dobrze.

– Och, dobrze. To we wtorek – rzuciła Una i wokół

niej rozbłysło jasne światło.

– Obawiam się, że będę musiała poprosić cię o

jeszcze jedną przysługę.

– Ależ proszę bardzo, kochanie. O co chodzi?
– Czy mogłabyś pójść do sklepu obok, do składu

materiałów piśmiennych, i kupić mi cztery formularze
pełnomocnictw. Wiesz, jak pójdę sama, to wuj Septimus
na pewno będzie chciał wiedzieć, po co je kupuję, a
następnie zaraz powiadomi o tym wuja Billy'ego albo
wuja Maxwella, czy też wuja Herberta. A ja wolę, żeby
moje sprawy należały tylko do mnie.

– Naturalnie. Pójdę, jak tylko wypiję herbatę, a ty

zastąpisz mnie przez chwilę w bibliotece.

Następnie zaplanowały, że Una w sobotę, o godzinie

piątej po południu, odwiedzi Missalonghi, aby podpisać
pełnomocnictwa jako świadek. Szczęśliwie się również
złożyło, że Missy tym razem miała ze sobą swoją
sakiewkę, która zawierała aż trzy szylingi. Formularze
były bowiem drogie, po trzy pensy każdy.

background image

– Dziękuję ci za wszystko – powiedziała Missy,

pakując zwinięte formularze do torby na zakupy. Jak
zwykle, zdecydowała się wypożyczyć kilka książek.

– Dobry Boże – zawołała Una, patrząc na tytuły.
– Jesteś pewna, że chcesz ponownie Udręczone

serce? Sądziłam, że w zeszłym tygodniu przeczytałaś je
od deski do deski.

– Tak, ale chcę przeczytać jeszcze raz.
I tak na dno torby, obok formularzy, powędrowało

Udręczone serce.

– Zobaczymy się w Missalonghi w sobotę po

południu i nie martw się o mój przyjazd. Cioteczka Livilla
bez problemu pożycza mi swoje konie i bryczkę –
powiedziała Una, odprowadzając Missy do drzwi, gdzie
ucałowała jej chłodny policzek. – Głowa do góry,
dziewczyno, możesz to zrobić – powiedziała i wypuściła
Missy na ulicę.


– Mamo – powiedziała Missy tego wieczoru, gdy

wraz z Drusillą i Octavią siedziały w ciepłej kuchni.

– Czy masz jeszcze te akcje Byron Bottle, które

dziadek zostawił tobie i cioci Octavii w spadku?

Drusilla przyjrzała się jej badawczo. Choć miała swój

udział w przemianie, jaka zaszła w domu, wciąż nie
mogła pogodzić się z faktem, że przestała już dominować.
Ale nauczyła się jednak rozpoznawać okrężne, delikatne
podchody córki, gdy ta miała jakiś nowy pomysł, tak że i
tym razem szybko się zorientowała, iż znowu coś się kroi.

background image

– Tak, mam je – powiedziała.
Missy odłożyła frywolitki na kolana i poważnie

spojrzała na matkę.

– Mamo, czy ty mi ufasz?
Drusilla poruszyła powiekami.
– Oczywiście, że tak.
– Ile kosztuje maszyna do szycia marki Singer?
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Alę sądzę, że co

najmniej dwadzieścia, trzydzieści funtów, a może jeszcze
więcej.

– Czy gdybyś miała jeszcze sto funtów, oprócz tych

pieniędzy, które ciocia Aurelia zapłaciła ci za bieliznę
pościelową dla Alicji, to kupiłabyś sobie taką maszynę do
szycia?

– No, wtedy byłoby to możliwe.
– W takim razie daj mi swoje akcje Byron Bottle i

pozwól, żebym je dla ciebie sprzedała. Za każdą z nich
dostanę w Sydney dziesięć funtów.

Obie, Drusilla i Octavia, aż przerwały pracę.
– Missy, kochanie, one są bezwartościowe –

odezwała się nieśmiało Octavia.

– Ależ nie – odparła Missy. – Zostałyście po prostu

oszukane przez wuja Billy'ego, wuja Herberta i całą
resztę, to wszystko. Oni powinni wypłacać wam bardzo
często za te akcje coś, co się nazywa dywidendą,
ponieważ spółka Byron Bottle jest cieszącym się dużym
powodzeniem i wysokimi zyskami przedsiębiorstwem.

– Nie, mylisz się – obstawała przy swoim Octavia.

background image

– Mam rację. Gdybyście wy dwie oraz ciotki

Cornelia i Julia nie przestały interesować się kilka lat
temu swoimi sprawami i poszły do radcy prawnego w
Sydney, byłybyście znacznie bogatsze, niż jesteście. Oto
cała prawda.

– Nigdy nie robimy nic poza plecami naszych

krewnych – powiedziała Octavia. – Wierzymy im i
ufamy. Oni znają się na wszystkim lepiej od nas i dlatego
opiekują się nami. W końcu, to rodzina.

– Tak jakbym tego nie wiedziała! – wykrzyknęła

Missy przez zaciśnięte zęby. – Ciociu Octavio, twoi
drodzy krewni wykorzystują fakt, że są rodziną, odkąd
istnieje klan Hurlingfordów! Oni wysługują się tobą.
Wykorzystują cię. Czy kiedykolwiek dostałyśmy od wuja
Maxwella uczciwą cenę za nasze produkty? Czy ty
rzeczywiście dałaś się nabrać na te jego historyjki, że
ledwo wiąże koniec z końcem i dlatego nie może płacić
nam więcej? Przecież on jest bogaty jak Krezus! A czy
naprawdę masz jakiś dowód na to, że wuj Herbert
rzeczywiście stracił twoje pieniądze na nieudanej
transakcji? On jest przecież jeszcze bogatszy niż Krezus!
A czy to przypadkiem nie wuj Billy osobiście powiedział
ci, że te akcje są bezwartościowe?

Niewzruszenie milcząca Drusilla przeżyła szok, po

czym popadła w zwątpienie; najpierw odczuła niechęć, a
potem zaczęła słuchać i wreszcie zaintrygowało ją to tak,
że poczuła wyraźną ochotę, aby usłyszeć jak najwięcej.
Nawet Octavia pod koniec pełnego pasji przemówienia

background image

Missy wyglądała na bardzo poruszoną i przekonaną.
Może to dlatego, że Missy burzyła stare porządki, z
którymi, jak sądziła, mogły się pożegnać bez zbytnich
wyrzutów sumienia. Ale ta nowa Missy miała coś jeszcze
– autorytet, który nadawał jej słowom przekonujące
znaczenie.

– Posłuchajcie – powiedziała Missy już spokojniej.
– Mogę sprzedać wasze akcje po dziesięć funtów za

każdą i trzeba to zrobić, bo to wyjątkowa okazja.
Dowiedziałam się o tym, ponieważ byłam dzisiaj u wuja
Billy’ego i zastałam go podczas dyskusji z wujem
Edmundem. Nie wiedzieli, że słyszę, bo w przeciwnym
razie nie odezwaliby się słowem. Mówili, co o was myślą,
z absolutną pogardą. Uwierzcie mi. Nie tłumaczę tego, co
usłyszałam, opacznie, ani też nie przesadzam.
Zdecydowałam, że położę temu kres. Chcę nareszcie
zobaczyć was, ciotkę Cornelię i ciotkę Julię, w lepszej
sytuacji finansowej. Więc przekażcie mi swoje akcje i
pozwólcie, abym je w waszym imieniu sprzedała,
ponieważ przyniosą duży zysk. Jeśli zaoferujecie je
wujowi Billy'emu lub wujowi Herbertowi czy też wujowi
Maxwellowi, to oni zmuszą was, żebyście zapisały je im
notarialnie za darmo.

Drusilla westchnęła.
– Chciałabym ci nie wierzyć, Missy. Jednak to, co

mówisz, wydaje się być prawdą.

Octavia, po której można się było spodziewać, że

będzie dalej kruszyć kopie ślepej lojalności, zdecydowała

background image

się nagle odstąpić od swej dotychczasowej wierności
wobec Hurlingfordów z powodu niemalże dziecinnej
przekory i zmieniła argumentację.

– Pomyśl, Drusillo, jakim udogodnieniem będzie dla

ciebie nowa maszyna do szycia – powiedziała.

– Bardzo bym się cieszyła – zgodziła się Drusilla.
– A ja muszę się przyznać, że najbardziej

ucieszyłabym się mając odłożone sto funtów w banku.
Zrzuciłabym ciężar z serca.

Drusilla całkowicie skapitulowała:
– W takim razie, dobrze. Missy, możesz wziąć nasze

akcje, żeby je sprzedać.

– Chciałabym zrobić to samo dla ciotki Cornelii i

ciotki Julii.

– Rozumiem.
– Mogę sprzedać ich akcje za tę samą kwotę. Musicie

jednak być przygotowane, że nie można o tym pisnąć ani
słowa wujowi Billy'emu ani nikomu innemu.

– Cornelia na pewno się zgodzi, bo potrzebuje

pieniędzy – odezwała się Octavia podniecona.
Zapomniała już o krewnych po mieczu, posławszy ich do
lamusa, co było lepsze od zamartwiania się męską
perfidią i talentem do wyłudzania pieniędzy. – Będzie
mogła sobie pozwolić na wizytę u tego Niemca w
Sydney, specjalisty od dolegliwości stóp. Ona tak dużo
musi w ciągu dnia stać. A jak beznadziejnie wygląda
sprawa Julii, sama wiesz Drusillo. Teraz, kiedy otwarto
„Olympus Cafe” w tym eleganckim pomieszczeniu z

background image

marmurowymi

blatami

na

stołach

i

pianistą

przygrywającym każdego popołudnia, jest bez szans.
Gdyby miała sto funtów, mogłaby urządzić herbaciarnię
lepiej od „Olympus Cafe”.

– Zrobię, co w mojej mocy, aby je do tego nakłonić –

odrzekła Drusilla.

– Jeśli uda ci się je namówić, muszą przybyć ze

swoimi akcjami do Missalonghi w sobotę po południu, o
godzinie piątej. Wszystkie będziecie musiały podpisać
pełnomocnictwo.

– A co to takiego?
– Kartka papieru, na której udzielasz mi

pełnomocnictwa do działania w twoim imieniu.

– Dlaczego w sobotę o piątej? – spytała Octavia.
– Ponieważ właśnie wtedy moja przyjaciółka Una

przyjedzie, żeby poświadczyć swoim podpisem te
dokumenty.

– O, to dobrze! – Octavię natchnęła nowa myśl:
– Upiekę dla niej chrupkie biskwity.
Na twarzy Missy pojawił się uśmiech.
– Myślę, ciociu Octavio, że chociaż raz w życiu

możemy sobie z tej okazji urządzić wytworne przyjęcie.
Upieczemy, oczywiście, biskwity dla Uny, ale możemy
też zrobić rozpływające się w ustach, bajeczne ciasteczka,
ptysie z kremem i toffi oraz lemingtony.

Nikt nie pokusił się, aby podważyć propozycję

Missy.

background image

Kiedy Missy dotarła we wtorek o szóstej rano do

stacji kolejowej, miała ze sobą czterdzieści akcji spółki
Byron Bottle oraz cztery należycie wypełnione, podpisane
i poświadczone pełnomocnictwa. Okazało się, że Una
znakomicie wypadła w roli sędziego pokoju

[Sędzia pokoju – w

niektórych państwach sędzia niezawodowy, orzekający samodzielnie w drobnych

sprawach cywilnych lub karnych.]

(kiedyś zdarzało się jej pełnić od

czasu do czasu tę funkcję w Sydney), załatwiła bowiem
bardzo sprawnie wiele, wyglądających na bardzo
oficjalne, pieczątek na dokumentach.

Una czekała na peronie. Była tam też Alicja. Nie

stały razem. Alicja czekała w tej części peronu, gdzie
zatrzymywały się wagony pierwszej klasy, a Una stała
przy budce zawiadowcy, gdzie zaczynała się druga klasa.

– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko podróży

drugą klasą – zapytała Missy z obawą. – Mama była, co
prawda, bardzo hojna. Mam dziesięć szylingów na swoje
wydatki i gwineę na lekarstwa, ale nie chcę wydać nic
ponad to.

– Kochana, dni, kiedy podróżowałam pierwszą klasą,

już bezpowrotnie minęły – uspokoiła ją Una. – A poza
tym to nie jest aż tak długa podróż i nie sądzę, aby ktoś
nalegał na otwarcie okna w tak zimny poranek, żeby
wpuścić sadzę.

Oczy Missy spotkały się z oczyma Alicji. Alicja

prychnęła ostentacyjnie i odwróciła się w drugą stronę.

„Chwała Bogu za to” – pomyślała Missy, nie żałując

tego, co się stało.

background image

Tory zaczęły drgać i w chwilę potem na peron

wjechał pociąg. Na przedzie toczył się z kakofonią
dźwięków czarny parowóz, otoczony szarym kłębem
dymu i ulatniającej się gęstej pary.

– Czy wiesz, co bardzo lubię robić? – spytała Una,

gdy już zajęły dwa wolne miejsca, w tym jedno przy
oknie.

– Nie wiem. Co?
– Znasz ten most, który przebiega przy Noel Street,

blisko zakładów przemysłowych?

– Istotnie, znam.
– Uwielbiam stać na środku tego mostu, wychylać się

przez balustradę i obserwować pociągi przejeżdżające pod
nim. Och, tam wszędzie jest pełno dymu, jak w piekle, i
to jest zabawne.

„Tak, jak i ty” – pomyślała Missy. – „Nigdy nie

spotkałam nikogo aż tak pełnego życia”.

Gdy pociąg wjechał na Dworzec Główny w Sydney,

który był stacją końcową, zegar kolejowy wskazywał, że
jest za dwadzieścia dziewiąta. Spotkanie Missy ze
specjalistą na Macquarie Street umówione było na
godzinę dziesiątą, więc udały się na herbatę do bufetu
kolejowego.

Alicja majestatycznie przemaszerowała obok nich do

hali dworcowej. Musiała chyba specjalnie czekać, żeby to
zrobić, ponieważ pasażerowie pierwszej klasy byli
przepuszczani zawsze jako pierwsi, przed tymi z tyłu
pociągu.

background image

– Czy to nie ta sławna Alicja Marshall? – spytała

Una.

– Tak.
Una wydała z siebie nieartykułowany dźwięk.
– Co o niej sądzisz? – zapytała Missy z

zaciekawieniem.

– Rzucająca się w oczy jak błyskotka, kochanie.

Wszystko jest u niej na pokaz. Chyba wiesz, co to
oznacza, nieprawdaż?

– Wiem, ale powiedz mi to po swojemu.
Una zaśmiała się.
– Kochanie, błyskotki płowieją, jeśli są uporczywie

narażane na jaskrawe światło dnia. Daję jej najwyżej
jeszcze jeden rok. Biorąc pod uwagę, że już teraz tylko
fiszbiny od gorsetu utrzymują jej figurę w dobrym stanie,
w przyszłości roztyje się i rozleniwi, i jeszcze do tego
pogłębi się jej okropny charakter. Jak sądzę, ma zamiar
wyjść za mąż za normalnego chłopca. A szkoda, bo ona
potrzebuje mężczyzny, który by ją zmusił do ciężkiej
pracy i miał za nic.

– Obawiam się, że biedny, mały Willie jest na to za

słaby – westchnęła Missy, nie przypuszczając, że Una
potraktuje to jako przedni dowcip.

A Una po prostu wybuchnęła spazmatycznym

śmiechem, który nie opuszczał jej przez całą dalszą drogę,
rozniósł się po tramwaju i odbił echem od Castlereagh
Street. Nie chciała jednak powiedzieć Missy, co ją tak
rozśmieszyło. Uspokoiła się dopiero w budynku na

background image

Macquarie Street, gdzie przyjmował lekarz.

Punktualnie o dziesiątej pielęgniarka doktora

George’a Parkinsona zabrała ją do gabinetu lekarskiego,
wyposażonego w ruchome parawany, przerażająco
błyszczącego czystością i bielą. Polecono jej całkowicie
się rozebrać, założyć białą pelerynkę, położyć się na
kanapie i czekać na lekarza.

„Co za dziwny sposób przyjmowania pacjentów” –

pomyślała, gdy nagle ponad nią wynurzyła się twarz
doktora Parkinsona. Leżała, pozostawiona sama sobie, nie
widząc nic poza owłosionymi nozdrzami lekarza. Przy
cichej asyście pielęgniarki opukał klatkę piersiową Missy,
z zimną obojętnością obejrzał słabo rozwinięte piersi,
osłuchał serce i płuca za pomocą dużo lepszego
stetoskopu niż ten doktora Hurlingforda, zbadał puls,
włożył szpatułkę do gardła tak głęboko, że nieomal się
udławiła, obmacał palcami jej szyję i podbródek, a potem
bardzo dokładnie zbadał brzuch.

– Wewnętrzne badanie, siostro – powiedział szorstko.
– Zgłębnikowanie cewki czy pęcherza moczowego? –

zapytała.

– I tego, i tego.
Podczas wewnętrznego badania poczuła się tak,

jakby poddana została czemuś, co jej się kojarzyło z
operacją bez użycia chloroformu, ale najgorsze miało
dopiero nadejść. Doktor Parkinson uderzał, pukał i
przypatrywał się kręgom kręgosłupa, aż wreszcie, gdy
doszedł do miejsca pomiędzy łopatkami, zamruczał coś

background image

pod nosem.

– Aha! – wykrzyknął, uderzając w znalezione

miejsce.

Następnie, bez ostrzeżenia, lekarz wraz z

pielęgniarką chwycili ją za głowę, pięty i biodra. To, co
zrobili, wykonane zostało błyskawicznie, zanim zdołała
się zorientować. Poczuła tylko mdlący ból i usłyszała
rozdzierający chrzęst.

– Teraz możesz się ubrać, Missy Wright, a potem

wejdziesz w te drzwi – polecił doktor Parkinson i wyszedł
wraz z pielęgniarką.

Wstrząśnięta i obolała Missy wykonała polecenie.

Gdy w chwilę potem ponownie ujrzała lekarza, nie
wydawał się już tak groźny, jak przedtem. Miał miłą
twarz, a jego jasnoniebieskie oczy wzbudzały sympatię i
zainteresowanie.

– Cóż, panno Wright. Może pani dzisiaj wrócić do

domu – powiedział, przebierając palcami między
leżącymi na biurku papierami, wśród których widniał
jakiś list.

– Czy wszystko ze mną jest w porządku? – spytała

Missy.

– Absolutnie tak. Z pani sercem nic złego się nie

dzieje. Dokucza pani tylko nerw w górnej części
kręgosłupa, a te pani dziarskie spacery powodują, że ból
się uaktywnia. To wszystko.

– Ale ja nie mogłam złapać oddechu – wyszeptała

osłupiała Missy.

background image

– Panika, panno Wright, to tylko panika. Kiedy ten

nerw się skręca, ból staje się bardzo mocny i możliwe, że
oddziałuje na mięśnie klatki piersiowej. Ale nie ma
powodu do zmartwień. Zbadałem dokładnie pani
kręgosłup i wiem, że to wszystko powoli się uspokoi.
Trzeba tylko zmniejszyć tempo spacerów i ten sam
dystans pokonywać wolniej. Gdyby ból się ponowił,
proszę obciążyć stopy dwiema cegłami i siedząc podnosić
je do podbródka, wspartego na jakiejś podpórce.

– I nic więcej mi nie jest, naprawdę?
– Rozczarowana...? – przenikliwie zapytał doktor

Parkinson. – Ależ panno Wright! Dlaczego, do diabła,
woli pani mieć kłopoty z sercem, zamiast dokuczającego
nerwu kręgowego?

Na to pytanie Missy nie miała zamiaru odpowiadać

na głos. Czy z bólem nerwu kręgowego mogła umrzeć w
ramionach Johna Smitha?! To nie było w ogóle
romantyczne. To było równie perfidne, jak pryszcze na
twarzy.

Doktor Parkinson przyglądał się jej troskliwie, susząc

swoje pióro na bibularzu. Najwyraźniej był to jego stały
zwyczaj, bo bibularz pokryty był wielką liczbą
niebieskich kropeczek, a w niektórych miejscach, może z
powodu nudy, łączył bardziej porozrzucane kropki
bezsensownymi łukami.

– Miesiączka! – powiedział nagle, czując

najwyraźniej, że powinien podnieść ją na duchu, nie
omijając żadnej sprawy. – Jak często ma pani okres,

background image

panno Wright?

Missy zaczerwieniła się, nienawidząc się za to.
– Mniej więcej co sześć tygodni.
– Jak obfity?
– Nie bardzo.
– Bóle, skurcze?
– Nie mam.
– Hmm... – zaczął łączyć nowe kropki. – Bóle

głowy?

– Nie mam.
– Czy jest pani wtedy słabsza?
– Nie.
– Hmm... – zacisnął usta, zawijając górną wargę tak,

że prawie mogła popieścić czubek jego nosa. – Panno
Wright! – powiedział w końcu. – To, co pani
rzeczywiście dolega, może być uleczone, jeżeli znajdzie
sobie pani męża i urodzi dwójkę dzieci. Wątpię, aby
mogła pani urodzić więcej niż dwoje, ponieważ uważam,
że pani porody nie będą przebiegały łatwo. W każdym
razie w pani wieku to najwyższa pora, żeby zacząć.

– Doktorze, jeśli uda mi się znaleźć kogoś, kto by

zechciał być ze mną, proszę mi uwierzyć, że zacznę –
odpowiedziała Missy cierpko.

– Przepraszam panią, o czym pani mówi?! Dokładnie

w tym niezręcznym momencie pielęgniarka zajrzała zza
drzwi i zmarszczyła brwi. Doktor podniósł się
natychmiast.

– Pani wybaczy...!

background image

Przez chwilę Missy siedziała nieruchomo na krześle,

zastanawiając się, czy nie powinna wstać i cichaczem
opuścić pokój. W końcu zdecydowała się poczekać na
oficjalne pożegnanie.

Z listu leżącego na biurku rzuciło się jej w oczy imię

doktora Neville'a Hurlingforda. Machinalnie sięgnęła po
list.


Drogi George – przeczytała.
Przez sześć miesięcy nie przysłałem ci nikogo, aż tu

nagle w ciągu tygodnia dwie pacjentki. Ale takie jest moje
życie w Byron. Piszę, bo chcę cię zapoznać ze sprawą
panny Wright, biednej starej panny, która miała co
najmniej jeden atak bólu w klatce piersiowej i odczuła
brak tchu, a było to następstwem żwawego spaceru.
Poświadczony

przez

świadka

pojedynczy

atak

przypominałby objawami histerię, gdyby nie to, że
pacjentka była szara i spocona. Niemniej jej powrót do
normy nastąpił szybko, tak że kiedy ją zaraz po tym
zbadałem, nie wykryłem żadnych następstw. Podejrzewam
histerię, ponieważ do takiej diagnozy skłania mnie
obserwacja warunków, w jakich żyje pacjentka. Prowadzi
ona ospałe, pozbawione radości życie. (Zwróć uwagę, jak
słabo rozwinięte są jej piersi). Żeby zyskać pewność co do
faktycznego stanu jej zdrowia, chciałbym, abyś ją obejrzał
i wyraził opinię, czy wykluczasz jakąś poważną chorobę.

Missy odłożyła list i zamknęła oczy. Czy

rzeczywiście cały świat musi ją obrażać swą litością? Jak

background image

może z tym walczyć człowiek dumny, jeśli wyrażane to
jest w jak najlepszych intencjach? Missy była równie
dumna, jak jej matka. „Ospałe i pozbawione radości”,
„biedna stara panna”, „wyraź opinię, czy wykluczasz
jakąś poważną chorobę” – a czy ospałość, brak radości i
staropanieństwo nie były same w sobie poważnymi
chorobami?

Otworzyła oczy, zaskoczona odkryciem, że nie

zawierają ani jednej łzy. Były błyszczące, suche i
rozgniewane. I wtedy w nieporządku na biurku doktora
Parkinsona zaczęła poszukiwać sprawozdania o stanie
swojego zdrowia. Znalazła dwa, ale nie dotyczyły jej.
Jeden zawierał wyniki badań z podpisem „dobre”, a drugi
litanię nieszczęść związanych z dolegliwością serca.
Wtedy nagle odkryła początek listu adresowanego do
doktora Hurlingforda.

Drogi Neville – napisano.
Dziękuję ci za skierowanie do mnie pani Anastazji

Gilroy i panny Wright. Obawiam się, że nie znam pisowni
tych nazwisk, ale ponieważ ty piszesz je tak, niech już tak
zostanie. Jestem pewien, że nie będziesz miał nic
przeciwko temu, że opinię o obydwu pacjentkach prześlę
w jednym liście.

I to był koniec. Pani Anastazja Gilroy? Po

przeanalizowaniu kilku niehurlingfordzkich twarzy z
Byron, Missy przypomniała sobie kobietę, w swoim
mniej więcej wieku, która wyglądała na bardzo chorą.
Mieszkała ona w podupadłej willi obok zakładów

background image

przemysłowych z mężem-pijakiem i kilkorgiem małych,
zaniedbanych dzieci.

– W takim razie ten drugi list musiał być raportem

klinicznym o stanie zdrowia pani Gilroy. Missy podniosła
go do oczu, starając się odszyfrować żargon i symbole,
którymi kartka wypełniona była prawie do połowy. Druga
jej część była czysta. Missy domyśliła się, że
przeznaczona jest dla niej.

Nie ustalam żadnego trybu leczenia – było napisane

mogącego zmienić lub zmodyfikować tę diagnozę.
Pacjentka cierpi na zaawansowaną złożoną formę
zastawkowej dolegliwości serca. Jeżeli nie nastąpi dalsze
pogorszenie, daję jej od sześciu miesięcy do roku życia.
Nie zalecam kategorycznie przebywania w łóżku,
ponieważ wydaje mi się, że pacjentka po prostu zignoruje
moje polecenie ze względu na swoją naturę i sytuację w
domu.

Pani Gilroy? Gdyby na raporcie było jej nazwisko,

nie trzeba by było go załączać do listu do doktora
Hurlingforda. Więcej sprawozdań w rozrzuconych
papierach nie było. Ach! Dlaczego to nie dotyczyło jej?
Śmierć, która oddaliła się od niej, wydała się jej nagle
bardzo słodka i pożądana. To nie było fair! Pani Gilroy
ma rodzinę, której jest bardzo potrzebna. Tymczasem
Missy Wright nie ma nikogo, kto nie mógłby się bez niej
obejść. Po drugiej stronie drzwi odezwały się głosy.
Missy szybko i dokładnie zwinęła raport w rękach i
wsunęła go do torby.

background image

– Droga panno Wright! Przykro mi bardzo, że pani

tyle czekała! – wykrzyknął doktor Parkinson, idąc z takim
pędem, że papiery na jego biurku porozlatywały się na
wszystkie strony. – Może pani już iść, a za tydzień proszę
się pokazać u doktora Hurlingforda.

Sydney było cieplejsze i wilgotniejsze niż Byron w

Górach Błękitnych, a dzień ładny i bezchmurny. Missy
była rozpromieniona, wychodząc na Macquarie Street z
Uną u boku.

– Jest prawie wpół do dwunastej – powiedziała Una.

– Pójdziemy teraz sprzedać nasze akcje. To się mieści na
Bridge Street, zaraz za rogiem.

Sprzedaż udziałów okazała się nadzwyczaj prosta.

Nie udało się jednak uzyskać żadnych informacji o
tajemniczym kupcu od zgryźliwego urzędnika, który
zajmował się skupem akcji w tym małym biurze.
Najbardziej zastanawiający był fakt, że zapłacono im w
złotych funtach szterlingach, a nie w papierowych
pieniądzach. Złote monety okazały się bardzo ciężkie, o
czym Missy przekonała się włożywszy je do torebki.

– Jesteśmy tak bardzo obciążone, że nie zajdziemy

daleko – powiedziała Una – więc proponuję, abyśmy
zjadły obiad w hotelu Metropol, bo tylko wleczemy się z
tym ciężarem. Potem pojedziemy tramwajem do Dworca
Głównego, a stamtąd prosto do domu.

W całym swym życiu Missy nigdy nie jadła w

restauracji. Nigdy nie odwiedziła nawet herbaciarni ciotki
Julii, nie mówiąc już o hotelu Hurlingfordów. Tak więc

background image

przestrzeń Metropolu, jego kryształowe żyrandole i
marmurowe kolumny oszołomiły ją. Przypominało to jej
trochę dom ciotki Aurelii, ponieważ wnętrze miało
wystrój zielony, stonowany przez zasadzone w donicach
palmy Kentia. A co do jedzenia, to Missy nigdy nie
próbowała niczego tak wykwintnego, jak sałatka z
langusty, którą zamówiła dla niej Una.

– Myślę, że byłabym w stanie utyć, gdybym tak jadła

każdego dnia.

– Biedna Missy! Życie po prostu przepływa obok

ciebie, nieprawdaż? A moje życie przemknęło jak pociąg
pospieszny. Rach-ciach-ciach-bum i katastrofa – odbicie
spłaszczonej twarzy w lustrze. Ale głowa do góry,
kochanie, naprawdę. Życie nie zawsze będzie przechodzić
obok. Obiecuję. Trzymaj się zawsze kurczowo myśli, że
dla każdego kiedyś nastaje jego dzień. Nie pozwól tylko,
aby cię życie zalało, bo to jest równie trudne do
wytrzymania.

Missy chciała powiedzieć Unie, jak bardzo ją lubi,

ale powstrzymała się i skierowała rozmowę na inne tory:

– Nie pytałaś mnie, co powiedział lekarz.
Błyszczące, niebieskie oczy Uny zaiskrzyły się.
– Co powiedział?
Missy westchnęła:
– Moje serce jest równie silne, jak dzwon.
– Jesteś pewna?
Dokładnie wiedząc, co Una myśli, Missy

uśmiechnęła się.

background image

– Tak, jest w porządku. Tyle że pojawiła się

dolegliwość innego rodzaju, nie spowodowana przez
chorobę.

– Myślę, że to ta najbardziej porażająca na świecie.
– Tak, i nie notowana w lekarskich księgach.
– Jeżeli tak bardzo podoba ci się John Smith, to

dlaczego nie okażesz mu tego?

– Ja?
– Tak, kochanie, ty! Wiesz, cały kłopot wynika ze

sposobu, w jaki zostałaś wychowana. Uważasz – zresztą
jak wszyscy w tym mieście – że jeśli nie wyglądasz i nie
postępujesz tak, jak Alicja Marshall, to żaden mężczyzna
się tobą nie zainteresuje. Ale zauważ, moja droga, że
Alicja nie zniechęca żadnego mężczyzny, który ją
adoruje. Weź też pod uwagę, że jest wielu mężczyzn o
większej wnikliwości i lepszym guście niż ci, którym
odpowiadają tylko takie panie jak Alicja. I mam to
szczęście, że wiem, iż John Smith jest jednym z nich –
uśmiechnęła się szelmowsko. – Myślę, że bardzo byś do
niego pasowała.

– Ale czy on nie jest żonaty?
– Był, ale teraz jest zupełnie sam. Jego żona umarła.
– Och! Czy ona... Czy ona była dobra?
Una zastanawiała się przez chwilę.
– Cóż, w każdym razie, ja ją lubiłam. Ale było

mnóstwo ludzi, którzy za nią nie przepadali.

– A on, czy on ją lubił?

Myślę,

że

na

początku

ich

związku

background image

prawdopodobnie tak, ale chyba niezbyt przy końcu
małżeństwa.

Una, nie słuchając protestów Missy, zarekwirowała

rachunek.

– Kochanie, transakcja, którą rano przeprowadziłaś,

nie przynosi ci żadnego zarobku. Ja natomiast mam na
czysto sto wspaniałych funtów, dzięki którym chcę żyć
jak wielka dama. Dlatego ten lunch jest dla mnie wielką
przyjemnością.

Ku zdziwieniu Missy, ekskluzywny sklep, przy

którym stały, oczekując na tramwaj, zupełnie nie
wzbudził zainteresowania Uny.

– Przede wszystkim, kochanie, nie będę wydawała

tych stu funtów na jakieś bezsensowne szmatki –
wyjaśniła. – A oprócz tego te ubrania są równie
nieciekawe, jak ich wysokie ceny. Jak widzisz, nie ma tu
żadnych czerwonych sukienek, bo to bardzo szanowany
sklep.

– Któregoś dnia i tak sprawię sobie w końcu moją

koronkową purpurową suknię wraz z kapeluszem –
powiedziała Missy – i to bez względu na to, jak
nieszacownie będę w niej wyglądała.


– Nie mam żadnych kłopotów z sercem –

powiedziała Missy do matki i ciotki. – Tak naprawdę
moje serce jest w doskonałym stanie.

Na dwóch dużych, bladych twarzach, które zwróciły

się z niepokojem w jej stronę, pojawił się wyraz ulgi.

background image

– No, nareszcie jakaś dobra wiadomość! – stwierdziła

Octavia.

– W takim razie, co to było? – spytała Drusilla.
– Dokucza mi jakiś skręcony nerw kręgowy.
– Dobry Boże! Czy to znaczy, że nie można cię

wyleczyć?

– Och, nie. Doktor Parkinson jest przekonany, że już

mnie wyleczył. On dokonał czegoś, co było swego
rodzaju zabiegiem – przekręcił mi głowę tak, że
chrupnęło, i teraz wszystko powinno być w porządku.

Tak myślę. Ale jeśli ataki się ponowią, przy wiążecie

mi dwie cegły do stóp, a ja będę musiała podnosić je do
brody. – Missy uśmiechnęła się. – Na samą myśl o tym
czuję się wyleczona. – Z silnym rozmachem postawiła
torebkę na stole. – Ale tu mam dla was coś ważniejszego,
spójrzcie! – wyciągnęła cztery schludnie opakowane
wałeczki. – Sto funtów dla ciebie, mamo, wszystko w
złocie, tyle samo dla cioci Octavii, cioci Cornelii i ciotki
Julii.

– Cud! – stwierdziła Drusilla.
– Nie, to tylko spóźniona sprawiedliwość –

zaoponowała Missy. – Teraz kupisz sobie maszynę do
szycia, prawda?

Drusilla przez chwilę toczyła z sobą walkę, wahając

się pomiędzy rozwagą a spełnieniem pragnienia, aż
wreszcie zawarła rozejm z własnymi myślami.

– Powiedziałam, że pomyślę o tym, i zrobię to.
Mimo zmęczenia po tak ciężkim dniu Missy nie

background image

mogła zasnąć tego wieczoru. Leżała w ciemnościach,
rozmyślając o Johnie Smisie. Więc był żonaty, ale jego
żona nie żyła. Czy mieli dzieci? A jeśli tak, to czy
przebywały z nim tylko przez pewien określony czas?
Smutne było to, i tak samo uważała Una, że związek ten
nie był udany, zwłaszcza pod koniec trwania małżeństwa.
Czyżby społeczność sydneyowską charakteryzowały
nieudane związki małżeńskie, tak jak to było z Uną i jej
Wallace'em oraz z Johnem Smithem i jego żoną? Ale
przynajmniej żona Johna Smitha nie cierpiała z powodu
piętna rozwódki. Missy po raz pierwszy zastanowiła się
nad tym, czy w obwarowanym konwenansami życiu
rozwód może się tak bardzo odbić na czyimś losie, że aż
zakończy się to śmiercią?

Potem do północy rozmyślała nad tym, jak ma

właściwie postąpić, i w końcu zdecydowała się. Zrobi to, i
to jutro. No bo tak naprawdę, to co ma do stracenia? Jeśli
realizacja

planu, który opracowała, niczym nie

zaowocuje, będzie kontynuowała dotychczasowe życie
przez następne trzydzieści trzy lata. A przecież warto
spróbować. Jeszcze przez moment, myśląc o Johnie
Smisie – ofierze swego planu, zastanowiła się: „Czy to
jest fair?”. „Tak” – nadeszła odpowiedź. Przewróciła się
na bok i już bez dalszych obaw zasnęła.

Następnego dnia rano, już o godzinie dziewiątej,

Drusilla osobiście wyruszyła z czterystoma funtami do
Byron. Ciężka torba wydawała się jej lekka jak piórko.
Była szczęśliwa. W ciągu kilku ostatnich tygodni uśmiech

background image

fortuny okazał się dla nich łaskawszy niż przez ostatnie
cztery dziesięciolecia. I zaczynała podejrzewać, że być
może ten dobry los jest bardziej strużką, która przejdzie w
strumień, niż kropelką wody pryśniętą na piasek. Chciała,
aby tak było, ale nie tylko dla niej. Pragnęła, by dobry los
otoczył ramieniem je wszystkie.

Podczas gdy Octavia wesoło krzątała się po kuchni,

Missy cichaczem spakowała swoje ubogie ubrania do
podniszczonej torby podróżnej, – która służyła wszystkim
paniom

z

Missalonghi

podczas

rzadkich

okazji

wymagających walizki. Na przykryciu łóżka zostawiła
kartkę do matki i wyszła przez frontowe drzwi. Poszła
ścieżką prosto do bramy i skręciła w lewo.

W chwilę później bojaźliwie badała teren przy

zejściu w dolinę Johna Smitha. Zdecydowana i pewna
swego celu, zaczęła schodzić w dół, utrzymując
równowagę na zdradliwych kamieniach za pomocą kijka i
torby podróżnej. Im bardziej posuwała się naprzód, tym
zejście stawało się łatwiejsze, ponieważ niżej droga
usłana była skalnymi blokami. Piętrzące się zwały skał
odpierały uderzenia wiatru, toteż na dnie doliny panował
spokój i było ciepło.

Jakieś cztery mile od początku traktu otwarty las

niedbale rozrzuconych drzew przeistaczał się w coś, co
przypominało dżunglę – zbitą, złożoną z winorośli i
pnączy, drzewiastych paproci i kilku rodzajów palm.
Missy słyszała głosy ptaków, ale mimo wysiłków
dostrzegała je z trudem. Ich śpiew był delikatny,

background image

dźwięczny, czysty i oczarowujący. Ptasie głosy
wzajemnie się przeplatały: to odzywały się dźwięczne
dzwonki, to słychać było długie kolędy srok, to znowu
radosne trele gołębi garłaczy, które trzepocząc skrzydłami
zdawały się zapraszać ją do swego domu.

Trzecia

godzina

spaceru

zaczęła

działać

przygnębiająco. Na tym odcinku drogi słońce ledwie
docierało przez baldachimy z liści. Trakt stał się śliski –
pełen błota, porastających mchów i rozkładających się
odpadków leśnych. Wtedy dopadła ją pierwsza pijawka i
przyssała swoje chude, kuliste, wijące się ciałko do jej
ręki. Missy w pierwszym odruchu zapiszczała i zaczęła
jak błędna biegać w koło, zwłaszcza że wszystkie zabiegi,
aby ją usunąć, okazały się daremne. Wreszcie zatrzymała
się w absolutnej ciszy i spokoju, a jej włosy łagodnie
opadły na szyję i ramiona. Wówczas dała sobie surowy
wykład: „Jeśli te szkaradzieństwa zamieszkują las Johna
Smitha, to ja muszę się nauczyć sobie z nimi radzić, bo
inaczej wyjdę w jego oczach na idiotkę”. Pijawka była
pulchna i nabrzmiała, a Missy poczuła, że na odkrytych
częściach ciała przyłączyło się do niej kilka równie
wampirowatych towarzyszek. Okropne potworki, czy
nigdy nie dadzą jej spokoju? Missy ruszyła dalej z
nadzieją, że szybciej sobie z nimi poradzi idąc niż stojąc.
Okazało się to słuszne. Nasycone pijawki stopniowo
lądowały na drodze. Missy próbowała tamować krew
płynącą ze skaleczeń, ale nic nie pomagało. Co za widok
– cała we krwi. Była to lekcja numer jeden – marzenia

background image

kontra rzeczywistość.

W jakiś czas potem jej wędrówce zaczął towarzyszyć

odgłos rzeki, a odwaga poczęła topnieć. Przebycie
ostatnich stu jardów kosztowało ją więcej wysiłku niż
cała wyprawa.

To było tam, zaraz za następnym zakrętem. Niska,

mała chata zbudowana z plecionki, umocowanej glinką, z
dachem pokrytym drewnianym gontem, zakrywającym
tylko jedną stronę – to wyglądało na całkiem świeżą
robotę. Niektóre elementy domku zbudowane były z
piaskowca, a cieniutka smuga dymu przeszywała idealnie
błękitne niebo. Zatem powinien być w domu.

Missy zatrzymała się na brzegu polany i kilka razy

przywołała jego imię, najgłośniej jak tylko mogła. Dwa
konie otarły się o ogrodzenie i podniosły łby, przypatrując
się jej ciekawie, po czym powróciły do jedzenia, ale
Johna Smitha nie było widać.

Usiadła na wygodnym drewnianym pieńku, żeby

zaczekać. Nie trwało to długo, ponieważ przybyła na
chwilę przed godziną pierwszą. Właśnie wtedy on,
wesoło pogwizdując, wracał do chaty, aby przygotować
sobie lunch.

Nie zauważył jej nawet wówczas, gdy już wszedł na

polanę. Siedziała tuż przy koniach, w miejscu, gdzie ściął
drzewo, niedaleko spływającej kaskadami rzeki.

– Panie Smith! – krzyknęła.
Zatrzymał się, przez moment stał nieruchomo, aż w

końcu się odwrócił.

background image

– Co, u diabła! – mruknął.
Gdy ją dostrzegł, rzucił surowe spojrzenie. W jego

oczach nie zauważyła przywitania.

– Co pani tu robi?
Missy wstrzymała oddech: „Teraz albo nigdy!” – Czy

pan mnie poślubi, panie Smith? – zapytała zdecydowanie.

Jego złość czmychnęła od razu, zastąpiła ją nie

skrywana wesołość.

– Panno Wright, przebyła pani długą drogę. Proszę

wejść i napić się herbaty – powiedział, wesoło mrużąc
oczy. Delikatnie dał jej palcem prztyczka w policzek:

– Pijawka, co? Jestem zaskoczony, że pokonała pani

taką drogę.

Wziął ją pod ramię i spokojnie, bez słowa,

przeprowadził przez polanę, tłumiąc śmiech.

Domek nie miał werandy, co było raczej niezwykłe w

tej części świata. Gdy weszli do środka, Missy ujrzała
podłogę uszczelnioną ziemią i spartańsko urządzone
wnętrze. Mimo to, jak na kawalerskie gospodarstwo, było
schludnie i czysto. Nie było brudnych naczyń i bałaganu.
Nowiutki, żelazny piecyk przechodził górną częścią do
komina, a jego dolną część stanowiło palenisko. Obok
stała drewniana ławka na czyste naczynia, dalej z grubsza
ociosany stół i dwa proste kuchenne krzesła. Łóżko zbite
było z desek i wyłożone czymś, co wyglądało jak co
najmniej trzy materace. Przykryte było kołdrą z pierza,
która musiała trzymać ciepło bez względu na pogodę.
Kilka krowich skór naciągniętych na klocowatą,

background image

drewnianą konstrukcję tworzyło razem coś, co
przypominało klubowy fotel. Ubranie wisiało na
drewnianych hakach wbitych w ścianę przy łóżku. W
jedynym oknie nie było firanek i wyglądało ono na
świeżo oszklone.

– Ale dlaczego miałyby być firanki – pomyślała

Missy na głos.

– Słucham? – spojrzał na nią, przygotowując

jednocześnie zwitek papieru, aby zapalić dwie naftowe
lampy.

– Jakie to wspaniałe mieszkać w domu, który nie

musi mieć zasłon – odpowiedziała Missy.

Postawił jedną lampę na stole, a drugą na

pomarańczowej pace obok łóżka, po czym zajął się
parzeniem herbaty.

– Tu jest wystarczająco jasno i bez lampy, naprawdę

– powiedziała Missy.

– To dlatego, że siedzi pani naprzeciw okna, panno

Wright, a ja potrzebuję światła, żeby coś zobaczyć.

Missy popadła w zadumę, wodząc oczyma po

mieszkaniu lub spoglądając na Johna Smitha. Jak zwykle
pachniał czystością, chociaż kurz i ziemia na jego ubraniu
i rękach wskazywały, < że przez cały ranek wykonywał
jakąś żmudną pracę. Potwierdzało to długie zadrapanie,
biegnące wzdłuż przedramienia, od nadgarstka.

Podał herbatę w lakierowanych kubeczkach, a

ciasteczka w wielkiej jaskrawej puszce. Zrobił to zgrabnie
i bez krygowania się przeprosinami. Kiedy już ją

background image

obsłużył, a ona podziękowała, zabrał swój kubeczek oraz
garść herbatników i usadowił się wygodnie w fotelu,
który przysunął tak, aby siedzieć naprzeciwko niej.

– Dlaczego, u diabła, panno Wright, chcesz, żebym

się z tobą ożenił?

– Ponieważ pana kocham – odpowiedziała Missy,

sama trochę zdziwiona.

Odpowiedź wprawiła go w zakłopotanie. Odwrócił

się szybko do okna, tak aby nie zauważyła jego miny, i
zmarszczył brwi.

– Ależ to absurd – wydusił w końcu, zagryzając,

wargę.

– Ja powiedziałabym, że to oczywiste.
– Jak można kochać kogoś, kogo się prawie nie zna?

Kobieto, przecież to naprawdę absurd.

– Wiem o tobie wystarczająco dużo, żeby cię kochać

– odpowiedziała z przejęciem. – Wiem, że jesteś dobry,
zdecydowany, czysty, różny od innych. I... i jest w tobie
wystarczająco dużo poezji, aby zamieszkać tu, w tym
miejscu.

Zamrugał oczyma.
– Chryste! – wykrzyknął i roześmiał się. – Muszę

powiedzieć, że to najbardziej interesujący katalog zalet,
jakie kiedykolwiek miałem zaszczyt usłyszeć. Najbardziej
podoba mi się ta moja czystość.

– To ważne – odpowiedziała Missy z zakłopotaniem.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby znowu chciał się

roześmiać, ale opanował się i spokojnie odpowiedział:

background image

– Obawiam się, że nie będę mógł cię poślubić, Missy

Wright.

– Dlaczego?
– Dlaczego? Zaraz ci powiem, dlaczego – rzekł,

opierając się o krzesło. – Patrzysz na mężczyznę, któremu
po raz pierwszy w życiu się powiodło. Gdybym miał
dwadzieścia lat, to oświadczenie zabrzmiałoby głupio, ale
ja dobijam do pięćdziesiątki, a to znaczy, że mam prawo
do odrobiny szczęścia. Nareszcie robię to, czego
pragnąłem przez całe życie, ale nigdy na zrealizowanie
tego nie miałem ani czasu, ani szans. A teraz jestem sam.
Bez żony, bez rodziny, niezależny od nikogo i niczego.
Nie mam nawet psa. Sam. Po prostu sam. I uwielbiam to.
Podzielenie się tym wszystkim z kimś oznaczałoby
koniec marzeń. Zamierzam nawet założyć ogromne wrota
u szczytu wejścia na moją drogę, aby odizolować się od
świata poza nią. Małżeństwo? O nie! W żadnym
wypadku!

– To nie będzie trwało długo – odpowiedziała cicho

Missy.

– Nawet jeden dzień, to już za długo, panno Wright.
– Rozumiem, co pan czuje, panie Smith. Mówię to

szczerze. Ja także prowadzę życie, w którym nie ma szans
na spełnienie marzeń i buntuję się przeciwko temu. Sądzę
nawet, że pańskie życie nigdy nie było tak nudne i
jednostajne, jak moje jest zawsze. Nie oznacza to, że ktoś
się ze mną źle obchodzi lub traktuje gorzej niż inne panie
z Missalonghi. Wszystkie nasze dni są jednakowo nudne,

background image

jednostajne i nieurozmaicone. Ale ja już tak dłużej nie
mogę, panie Smith. Chcę nacieszyć się trochę życiem,
zanim umrę. Czy może pan to zrozumieć?

– Psiakrew, a któżby nie rozumiał. Ale jeżeli już tak

koniecznie chcesz to zrobić, to dlaczego nie zwrócisz się
do któregoś z kawalerów lub wdowców mieszkających w
Byron? Musi chyba być ich tam kilku.

Jego surowość narastała z każdym słowem, które

wypowiadał. Czuł, że powoli wyplątuje się z tej
niezręcznej sytuacji, nie tracąc przy tym niezależności i
szacunku dla samego siebie.

– To byłoby gorsze niż życie w Missalonghi,

ponieważ niczego by nie zmieniło. Wybrałam ciebie, bo
żyjesz tak, jak ja pragnę żyć. Z dala od ludzi, domów,
drobnomieszczańskich

zasad

i

rozplotkowanego

towarzystwa. Proszę, niech mi pan uwierzy, panie Smith.
Nie zamierzam krępować twego życia i ograniczać
niezależności. Wprost przeciwnie. Po prostu pragnę,
żebyś wyzwolił także mnie... Nie będę kamieniem
młyńskim u twej szyi. Obiecuję, że przeważnie będziesz
sam. A poza tym to nie będzie trwało wiecznie. Tylko
rok, jeden krótki rok.

– Aha! Czy w takim razie po roku takiego życia,

jakie zamierzasz tu spędzić, zabierzesz się i pokornie
wrócisz do tego, czego tak nienawidzisz? – jego glos
brzmiał sceptycznie.

Missy wyprostowała się i odrzekła z powagą:
– Pozostał mi tylko jeden rok życia, panie Smith.

background image

Spojrzał na nią z żalem w oczach, jak gdyby wiedział

o niej wszystko, a Missy, wykorzystując zdobytą
przewagę, brnęła dalej:

– Rozumiem całkowicie twoją niechęć do dzielenia

się swym rajem. Gdyby był mój, strzegłabym go równie
zazdrośnie. Spróbuj jednak zrozumieć moją sytuację,
proszę. Mam trzydzieści trzy lata i nie wiem prawię nic o
rzeczach, które dla większości kobiet w moim wieku są
sprawą naturalną. Jestem starą panną. To jest najgorsze
fatum, jakie może spaść na kobietę, zwłaszcza jeśli idzie
ręka w rękę z ubóstwem i brakiem urody. Gdybym
cierpiała z powodu tylko jednej z tych rzeczy, jakiś
mężczyzna w końcu by mnie poślubił. Jednak cierpieć z
tych wszystkich powodów naraz, jest szczególnie
nieprzyjemnie. Wiem, że mogę ominąć te przeszkody,
ofiarowując co innego. Mam wiele zalet, których inne
kobiety nie mają, bo nie odczuwają takiej potrzeby. To
mogłoby ci odpowiadać, panie Smith. Zrobiłabym
wszystko, abyś był szczęśliwy, zarówno z powodu
wdzięczności, jak i olbrzymiej miłości. Gdybym znała
jakiś sposób, udowodniłabym ci już teraz, jak niewiele
stracisz, a jak dużo zyskasz żeniąc się ze mną. Nawet nie
zdajesz sobie z tego sprawy. To, co mówię, wynika tylko
z rozsądku, a nie z przekonania o własnej szczególnej
wartości. Będę się starała, jak potrafię najlepiej, być
twoim najlepszym przyjacielem. Przyrzekam bardzo cię
kochać.

Wstał nagle, podszedł do drzwi i wyjrzał na

background image

zewnątrz. Ręce założył do tyłu.

– Kobiety – mruknął – są kłamczuchami i

oszustkami. Jesteście fałszywe i głupie. Nigdy nie
spotkałem innych, jak żyję. A co do miłości, nie chcę być
kochany. Chcę po prostu być sam. – Te słowa wydały mu
się wystarczająco bolesne, aby ją odtrącić. Dodał
chrapliwie: – A skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?

– No cóż, panie Smith, szczerze mówiąc nie znajduje

się pan w Byron na liście szczególnie atrakcyjnych
mężczyzn. Słyszałam, jak nazywano pana szubrawcem i
ekscentrykiem. Powszechnie wiadomo też, że nie jesteś
bogaty. Dlaczego w takim razie miałabym kłamać?

Otworzyła swoją torebkę i wyjęła dokładnie zwiniętą

kartkę papieru, którą zabrała z biurka doktora Parkinsona.
Wstała z krzesła i podeszła do drzwi.

– Proszę, czytaj. Wiesz dobrze, że jestem chora,

ponieważ na własne oczy widziałeś mój pierwszy atak. A
kiedy spotkałam cię któregoś dnia podczas spaceru,
jestem pewna, że ci mówiłam, iż wybieram się do Sydney
do specjalisty od chorób serca. No cóż. Proszę. To jest
raport lekarza na temat mojego stanu zdrowia. Ukradłam
to, bo nie chciałam, aby matka i ciotka dowiedziały się,
jak bardzo jestem chora. Nie chcę stać się obiektem ich
zmartwień i zabiegów. Dlatego powiedziałam im, że to
choroba nerwu kręgowego. I będę trzymała się tego
oszustwa, bo one przecież wiedzą, że coś jest nie tak.
Drugim powodem, dla którego to zrobiłam, jest ta
rozmowa z tobą. Wiedziałam, że poproszę cię, abyś mnie

background image

poślubił i że będzie mi potrzebny dowód na potwierdzenie
moich słów. Na tym papierku nie ma, co prawda,
niczyjego nazwiska, poza nazwiskiem lekarza. Wiem. Ale
jeśli się dokładnie przyjrzysz, zobaczysz, że nic nie było
wymazywane.

Wziął od niej papier, rozwinął go, przeczytał szybko i

odwrócił się do niej.

– Oprócz tego, że jesteś okropnie chudziutka,

wyglądasz na zdrową – powiedział z powątpiewaniem.

Missy zaczęła rozpaczliwie zbierać myśli. Błagała

Boga, żeby się nie okazało, iż John Smith zna się na
chorobach.

– Istotnie, pomiędzy atakami czuję się tak, jakbym

rzeczywiście była zdrowa. Moja choroba nie odbiera sił
do życia. Spowodowana jest hmm... złym stanem
zastawek sercowych, co powoduje... co powoduje, że
czasami krew nie może się przedostać. Myślę, że to
właśnie kiedyś mnie uśmierci. Nie wiem na ten temat nic
więcej, bo lekarze niechętnie informują o wszystkim
pacjentów. Myślę, że jest im ciężko powiedzieć komuś,
że umrze. – Westchnęła i z zimną obojętnością aktorki
zaczęła się wspinać na szczyty kunsztu teatralnego. –
Zejdę z tego świata pewnego pięknego dnia! – Spojrzała
na niego w zadumie. – Nie chcę umierać w Missalonghi –
powiedziała żałośnie. – Chcę umrzeć w ramionach
mężczyzny, którego kocham.

Żywiołem Johna Smitha była walka, dlatego też i on

zmienił taktykę.

background image

– Dlaczego nie pójdziesz gdzie indziej po poradę? Ci

lekarze mogą się mylić.

– A po co? – sprzeciwiła się Missy. – Mam tylko rok

życia i nie chcę go spędzić na wizytach od jednego do
drugiego lekarza. – Duża łza spłynęła po jej policzku,
następne popłynęły za nią dla lepszego efektu. – Och,
panie Smith. Chcę być przez ten ostatni rok szczęśliwa.

Zajęczał jak człowiek skazany na tortury.
– Na litość boską, kobieto, nie płacz!
– Dlaczego nie? – wyszlochała Missy, wysupłując z

rękawa chusteczkę. – Myślę, że mam prawo płakać.

– W takim razie płacz i niech cię diabli! – wrzasnął i,

doprowadzony do granic wytrzymałości, wyszedł z domu.

Missy wstała ocierając łzy. Patrzyła za nim, jak szedł

dużymi krokami na drugi koniec polany, aż w końcu
zniknął z pola widzenia. Przestała płakać, orientując się,
że jedynym jej widzem w tej chwili . jest wielka mucha.
Nie wiedziała, co dalej robić. Czy on wróci? Czy też
schował się gdzieś i czeka, aż ona odejdzie? Poczuła się
bardzo zmęczona i przygnębiona. Tyle zabiegów i
wszystko na nic! Na nic się zdały zachęty Uny. Na nic
kradzież raportu. Nici z jasnej wizji emancypacji.
Westchnęła. Nigdy więcej wzdychania! Westchnęła raz
jeszcze.

Czekanie nie zdało się na nic. John nie chciał jej.

Opuściła domek upewniając się, czy dobrze zamknęła
drzwi. Czekał ją dziewięciomilowy spacer w trudnym
terenie, pod górę. Ściemni się, zanim dotrze do

background image

Missalonghi.

– Tak. Wcale nie żałuję, że próbowałam. To było

warte próby. Wiem, że tak – powiedziała do siebie.

– Panno Wright! – Odwróciła się z nadzieją w

oczach.

– Proszę poczekać, zawiozę panią do domu.
– Dziękuję, pójdę sama – odpowiedziała grzecznie,

ale bezbarwnie i bez drażliwości w głosie.

Dogonił ją i ujął pod ramię.
– Nie. Jest zbyt późno, a droga ciężka, szczególnie

dla pani. Proszę usiąść, a ja zaprzęgnę konie.

Posadził ją na tym samym drewnianym pieńku, na

którym siedziała czekając na niego. Była zbyt zmęczona,
żeby prowadzić dyskusję i podołać spacerowi, więc nie
sprzeciwiła się. Podjechał i posadził ją na wozie tak
lekko, jakby była dzieckiem.

– Coraz bardziej upewniam się, że koniecznie jest mi

potrzebny mniejszy pojazd – powiedział, kierując konie z
polany na szlak – na przykład dwukółka. Ciągłe używanie
dwóch koni i dużego wozu jest bardzo niewygodne i ma
sens tylko wtedy, gdy wiozę ciężki ładunek.

– Tak, jestem pewna, że ma pan rację – powiedziała

Missy obojętnie.

– Zła?
Odwróciła się do niego, a jej twarz wyrażała

zdziwienie:

– Nie, a powinnam być?
– Cóż, nie osiągnęłaś swego celu, nieprawdaż?

background image

Roześmiała się niezbyt serdecznie, ale szczerze.
– Biedny panie Smith, ty niczego nie rozumiesz.
– Oczywiście, że nie. Co w tym śmiesznego?
– Ja nie mam nic do stracenia. Nic.
– Ty rzeczywiście myślisz, że mogło ci się udać?
– Byłam pewna, że tak.
– Dlaczego?
– Ponieważ ty jesteś sobą. Ty to ty.
– I co to znaczy?
– Och, po prostu to, że jesteś bardzo dobrym i

przyzwoitym człowiekiem.

– Dziękuję.
Podczas tej krótkiej rozmowy konie człapały

niechętnie wzdłuż dżunglowego traktu, nie rozumiejąc,
dlaczego oddalają się od domu. Jednak szły bez
sprzeciwu, ufając swemu panu. Był dla nich dobry, nie
używał bata, po prostu panował nad nimi siłą swej woli.

– To wszystko wskazuje, że ty nie jesteś prawdziwą

Hurlingfordówną – powiedział nagle, gdy podróż zbliżała
się do końca.

– Nie jestem Hurlingfordówną? Co spowodowało, że

tak przypuszczasz?

– Dużo rzeczy. Twoje nazwisko, twoje pojawienie się

tutaj. Nędzna sytuacja w domu, brak pieniędzy. Twoje
miłe usposobienie – te ostatnie słowa powiedział tak,
jakby żałował, że je wypowiedział.

– Nie wszyscy Hurlingfordowie są bogaci, panie

Smith. Ja jestem Hurlingfordówną tylko po kądzieli. Moja

background image

matka i ciotka są siostrami Maxwella i Herberta
Hurlingfordów, i pierwszymi kuzynkami pana Williama.

Odwrócił się, żeby popatrzeć na nią podczas tych

wyjaśnień, a potem zagwizdał.

– A to dopiero! Gniazdko prawdziwych, rasowych

Hurlingfordów usytuowane daleko, na drugim końcu
Gordon Road, ciułających grosz do grosza, aby powiązać
koniec z końcem. Co się stało?

Przez ostatnią część drogi do domu Missy raczyła

Johna Smitha opowieścią o perfidii sir Williama
Pierwszego i jego następców.

– Dziękuję – powiedział w końcu. – Odpowiedziałaś

na wiele moich pytań i dałaś dużo do myślenia.

Zatrzymał konie przed frontową bramą Missalonghi.
– Proszę, oto znowu jesteśmy w domu i to jak .

szybko! Twoja mama na pewno nie zdążyła się jeszcze
zmartwić.

Zeskoczyła na ziemię bez pomocy.
– Dziękuję, panie Smith. Wciąż podtrzymuję to, co

powiedziałam wcześniej. Jest pan bardzo dobrym
człowiekiem.

Nasunął kapelusz na czoło i posłał jej uśmiech, po

czym zawrócił konie.


Octavia znalazła kartkę pozostawioną na łóżku, kiedy

usiłowała ustalić, gdzie znajduje się Missy. Leżała biała
na brązowej narzucie z wyraźnie widocznym napisem:
„Dla Mamy”, nakreślonym drukowanymi literami w

background image

poprzek jej zewnętrznej strony. Octavia przeraziła się. To
nie wróżyło nic dobrego.

Toteż gdy tylko usłyszała Drusillę wchodzącą przez

frontowe drzwi, wybiegła do holu z kartką w dłoni. Jej
wypukłe,

bladoniebieskie

oczy

rozszerzyły

się

niebezpiecznie, gotowe wypuścić morze łez po
zapoznaniu się z treścią pozostawionego listu.

– Missy odeszła, a to zostawiła dla ciebie!
Drusilla zmarszczyła brwi bez większego zdziwienia:
– Odeszła?
– Tak, odeszła. Spakowała wszystkie ubrania i wzięła

naszą torbę podróżną.

Drusilla zrobiła wielkie oczy, wyrwała kartkę z rąk

Octavii i zaczęła czytać na głos, tak aby siostra nie mogła
źle zinterpretować treści.

Droga Mamo – było napisane.
Proszę, przebacz mi, że odeszłam bez słowa, ale

myślę, że będzie naprawdę lepiej, jeżeli nie będziesz
wiedziała, co zamierzam, aż do czasu, kiedy ja sama
upewnię się, czy uda mi się to, co chcę zrobić.
Prawdopodobnie złożę wam wizytę jutro lub pojutrze.
Proszę, nie martwcie się o mnie. Jestem bezpieczna.
Twoja kochająca córka Missy.

Octavia gorzko zapłakała, ale Drusilla nie uroniła ani

jednej łzy. Złożyła list, zaniosła go do kuchni i położyła
na półce przy kominku.

– Musimy zawiadomić policję – zawołała płaczliwie

Octavia.

background image

– Nie zrobimy nic w tym rodzaju – zaoponowała

Drusilla i postawiła czajnik na piecu. – Kochanie, muszę
koniecznie napić się herbaty.

Ale

przecież

Missy

może

być

w

niebezpieczeństwie.

– Raczej w to wątpię. W jej liście nie ma nic, co by

wskazywało, że może zrobić jakieś głupstwo.

– Usiadła z westchnieniem. – Octavio, otrzyj łzy.

Wydarzenia ostatnich kilku dni upewniły mnie, że Missy
jest osobą poważną, której można zaufać. Nie mam
wątpliwości, że jest bezpieczna. Prawdopodobnie jutro
zobaczymy ją znowu. A tymczasem nie wspominaj
nikomu, że opuściła dom.

– Ależ ona jest gdzieś sama i nie ma przy boku

nikogo, kto by ją ochronił przed mężczyznami!

– To może dobrze, że Missy zdecydowała się nie

chronić przed mężczyznami – odpowiedziała Drusilla
oschle. – A teraz, Octavio, zrób to, o co cię proszę.
Przestań płakać i zaparz nam herbatę. Mam ci do
opowiedzenia wiele rzeczy nie związanych ze
zniknięciem Missy.

Ciekawość pokonała rozpacz. Octavia wlała do

czajniczka trochę wrzącej wody i odstawiła go, aby postał
chwilę na piecu.

– No, co? – zapytała żywo.
– A więc tak. Oddałam Cornelii i Julii pieniądze, a

sobie kupiłam maszynę do szycia, Singera.

– Drusillo!

background image

I tak dwie panie z Missalonghi popijały herbatę,

omawiając bardzo gruntownie wszystkie zdarzenia dnia,
po czym przystąpiły do codziennych rutynowych zajęć,
aby na koniec udać się do swych sypialni.

– Dobry Boże – modliła się na klęczkach Drusilla –

proszę pomagaj i chroń Missy. Trzymaj ją z daleka od
wszelkiego zła i daj siły, aby zniosła wszelkie
przeciwności losu. Amen. Następnie wspięła się na swoje
łóżko, które było podwójne – tak jak przystało mężatce.
Minęło jednak trochę czasu, nim zamknęła oczy.


Tylko dźwiękowi organów zawdzięczała Missy, że

nie dostrzeżono, jak John Smith przywiózł ją z powrotem
do Missalonghi. Nikt nie usłyszał jego przyjazdu i
odjazdu, i nikt nie zauważył Missy, która skradając się
wokół domu, skierowała się prosto ku szopie. W tej
chwili nie było to odpowiednie miejsce na kryjówkę.
Umieściła tylko torbę za workiem z paszą i opuściła
szopę, żeby schować się w sadzie – do czasu, aż matka
wydoi krowę. Jaskier, oczywiście, rozpoznała jej chód i
zaczęła błagalnie ryczeć, prosząc o wydojenie, ale zanim
przeszła do głośniejszego molestowania, z domu wyszła
Drusilla z wiadrem.

Missy skuliła się za pniem najgrubszej jabłoni,

zamknęła oczy i modliła się o atak jak najgorszej
dolegliwości serca, dzięki której nie musiałaby już nigdy
ujrzeć ranka. Siedziała tak, aż zapadł zmrok. Od strony
Gór Błękitnych nadeszło przenikliwe, zimne powietrze,

background image

które zmusiło ją w końcu do przeniesienia się do
względnego ciepła szopy. Jaskier leżała z podkulonymi
nogami, łagodnie przeżuwając. Missy położyła obok niej
na ziemi czysty worek i skuliła się na nim, ogrzewając
ramiona i twarz ciepłem docierającym od krowy.

Oczywiście mogła zebrać się na odwagę i wejść do

domu. Ale kiedy postawiła stopy na frontowej werandzie,
coś jej powiedziało „nie”. Czyż mogła zwierzyć się
matce, że zaproponowała ledwie co poznanemu
mężczyźnie małżeństwo i że wysiłek był daremny, bo
została odrzucona? Co prawda, można było wymyślić
jakąś przekonywającą historyjkę, ale jaką? Missy nie
wymyślała historyjek, ona je czytała. Może, kiedy
nadejdzie ranek, zbierze się na odwagę i przyzna się –
rozmyślała, oddychając ciężko. Ale jakie to będzie
straszne – noc spędzona gdzie indziej, nie pod dachem
Missalonghi. Kto jej uwierzy, że spała z krową. „Wyjdź
stąd natychmiast” – podpowiadała lepsza strona jej
charakteru, ale gorsza nie pozwalała zdobyć się na tyle
odwagi. Nagromadzone łzy zaczęły spływać po jej
twarzy, bo tak naprawdę Missy była zbyt wyczerpana,
aby podołać emocjonalnym zmaganiom samej z sobą i
przepełniającym ją szaleństwem – bezgraniczną chęcią
dostania się z powrotem do domu Johna Smitha.

– Och, Jaskier. Co ja mam robić? – łkała.
Ale Jaskier po prostu żuła z obrażoną miną. Po

jakimś czasie zmęczona Missy wreszcie zasnęła.

Missalonghicki kogut, wydzierając się wniebogłosy,

background image

obudził ją godzinę przed świtem. Zerwała się i
przypomniawszy sobie wszystko, zażenowana opadła na
krowę w nowym ataku bólu i wstydu. Nie była ani
głodna, ani spragniona. „Co robić?! Boże, co robić?!”

Tuż przed świtem Missy w końcu zdecydowała, co

zrobi. Wstała z wyraźnym celem w oczach. Wyjęła
szczotkę, grzebień, uczesała się i oczyściła jak mogła
najlepiej. Jednak przy końcu tych wysiłków z
przygnębieniem uświadomiła sobie, że strasznie cuchnie
krową. Gdy skradała się ponownie, z domu nie
dochodziły żadne oznaki życia. Jedynie słabo słyszalne
serie chrapnięć dobiegały z okna pokoju matki. Było
bezpiecznie.

I znowu schodziła w dół do doliny Johna Smitha.

Tym razem bez sennego oczarowania i bez nieodpartego,
przepełniającego szczęścia, które wczoraj powodowały,
że wszystko wydawało się jej możliwe i doskonale
zaplanowane do końca. Dzisiaj Missy kroczyła z
niewielką tylko nadzieją i wielką determinacją. Nie
sprzeciwi się jej przecież znowu. Nawet jeśli będzie
musiała spędzać każdą kolejną noc w maminej szopie na
worku przy Jaskier, to i tak każdego następnego ranka
będzie schodzić w dół do doliny Johna Smitha i będzie go
prosić znowu. I zrobi to, zrobi jutro, jeżeli dzisiaj
odmówi, i pojutrze, i następnego dnia...

Dochodziła dziesiąta, gdy znalazła się na polanie

przed chatą. Tak jak poprzedniego dnia z komina unosił
się dym i tak jak wczoraj Johna Smitha nie było. Usiadła

background image

na tym samym pieńku, by czekać. Może poszedł zdobyć
coś do jedzenia? Zbliżyło się i minęło południe, a jego nie
było widać. Missy z rezygnacją czekała długi czas.
Nadszedł, gdy słońce chowało się już za skalne ściany i
zaczynało robić się ciemno.

Był poważniejszy niż wczoraj, ale i tym razem nie

zauważył Missy siedzącej na pieńku.

– Panie Smith!
– A niech to diabli!
Podszedł do niej natychmiast, stanął i popatrzył z

góry – bez złości, ale i bez zadowolenia.

– A co ty znowu tu robisz?
– Czy ożeni się pan ze mną, panie Smith?
I tym razem wziął ją pod rękę i zaprowadził prosto do

chaty. Stanął twarzą do niej i popatrzył głęboko w oczy,
tak że aż się wyprostowała.

– Czy jest ktoś, kto cię do tego namawia? – spytał.
– Nie.
– Czy to rzeczywiście znaczy dla ciebie aż tak dużo?
– To całe moje życie. Nie wrócę do domu. Będę tu

przychodzić codziennie i prosić, prosić...

– Igrasz z ogniem, panno Wright – powiedział,

zaciskając usta. – Nie przyszło ci na myśl, że mężczyzna
może użyć siły, jeżeli kobieta nie chce zostawić go w
spokoju?

Uśmiechnęła się pogodnie, dumnie i wyniośle.
– Ktoś inny może tak, ale nie ty, Johnie Smith.
– Co tak naprawdę chcesz przez to osiągnąć? A co,

background image

jeśli powiem, że cię poślubię? Czy pragniesz mężczyzny,
który poddaje się, bo zadręczony przez ciebie nie wie, co
ma robić? Mężczyzny, który ustępuje jedynie dla
świętego spokoju, bo tak naprawdę ma ochotę cię udusić?
– jego głos brzmiał twardo i zdecydowanie. – Na tym
wielkim świecie, panno Wright, istnieje zjadliwe uczucie
zwane nienawiścią. Błagam cię, nie wypuść go tylko z
klatki.

– Czy poślubisz mnie? – spytała ponownie.
Zacisnął wargi, wydmuchnął powietrze przez nos,

podniósł głowę ponad nią i popatrzył w górę na coś,
czego ona nie mogła dostrzec. Nie mówił nic dłuższy
czas. W końcu wzruszył ramionami i znowu popatrzył na
nią.

– Przyznaję, że od wczoraj dużo o tobie myślałem.

Co więcej, nawet przy najcięższych pracach nie mogłem
przestać myśleć. Zastanawiałem się, czy to, co mi
zaoferowałaś, nie byłoby dla mnie pewnego rodzaju
odprawieniem pokuty – zadośćuczynieniem. I czy moje
szczęście nie rozsypie się w proch dlatego, że odrzuciłem
tę ofertę.

– Pokuty? Pokuty za co?
– To tylko przenośnia. Każdy ma coś, co musi

odpokutować. Nikt nie jest wolny od win. Narzucając mi
się niejako chcesz mnie sprowokować do odprawienia
pokuty. Nie rozumiesz tego?

– Rozumiem, ale ty to wszystko za bardzo

komplikujesz. To, co ja proponuję, jest znacznie prostsze.

background image

Przy mnie nie staniesz się pokutnikiem. Chcę być i będę
radością twego życia. I wszystko, co się zdarzy, przyjmę z
pokorą i wielką przyjemnością, jeśli wraz z tym będę
miała ciebie.

– W takim razie, dobrze. Poślubię cię.
Ból i napięcie, które dotychczas dręczyły Missy,

natychmiast uleciały.

– Och, dzięki, panie Smith. Nigdy nie będziesz tego

żałował, przyrzekam.

– Jesteś dzieckiem, panno Wright, bardzo niedojrzałą

kobietą, i może właśnie dlatego ci uległem, zamiast cię
udusić. Nie mogę po prostu uwierzyć, że kieruje tobą
kobieca przebiegłość. Tylko nigdy nie daj mi powodu do
zmiany tej opinii.

Jego ręka powędrowała pod jej ramię, sygnalizując

spacer.

– Jest tylko jedna rzecz, o którą muszę cię jeszcze

prosić, panie Smith.

– Jaka?
– Nigdy nie będziemy wspominać o mojej bliskiej

śmierci i nie będzie to wpływało na nasze zachowanie.
Chcę być wolna. A nie będę, jeśli ktoś będzie mi wiecznie
przypominał o tym, słowem lub czynem.

– Dobrze – odpowiedział John Smith.
Nie chcąc ponaglać szczęścia, jako że czuła, iż

zrobiła już wystarczająco dużo, Missy po spacerze
otworzyła chatę, weszła do środka i cichutko przycupnęła
na jednym z kuchennych krzeseł. John Smith stał na

background image

podwórzu, spoglądając na opadającą ku ziemi,
rozrzedzoną, nocną mgłę. Pokornie patrzyła na jego
szerokie i barczyste plecy, odczuwając ich bliskość przez
moment. Po jakimś czasie odważyła się w końcu
przemówić. Jej głos był niski i brzmiał przepraszająco.

– Czy coś się stało, panie Smith?
Drgnął, jakby zupełnie zapomniał o jej obecności.

Podszedł i usiadł przy stole naprzeciw niej. W ciemności
jego twarz była pociągła, rozmazana, pokryta cieniami,
trochę przerażająca. Ale gdy przemówił, zabrzmiało to
pogodniej.

– Na imię mam John – powiedział, po czym wstał,

żeby zapalić lampy. Ustawił je na stole, tak aby widzieć
jej twarz. – Teraz najważniejszą rzeczą jest to, aby dostać
pozwolenie na ślub.

– Ile to zabierze czasu?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Zapowiedzi chyba nie są wymagane.
– Parę dni?
– Może wcześniej, jeśli dostaniemy specjalne

pozwolenie. A teraz lepiej będzie, jeśli odwiozę cię do
domu.

– Och, tylko nie to. Zostaję tutaj – powiedziała

Missy.

– Jeśli tu zostaniesz, to prawdopodobnie

przedwcześnie rozpoczniesz swój miodowy miesiąc –
odpowiedział z nadzieją w głosie.

Wspaniały pomysł! Mogła co prawda nie zgodzić się,

background image

tak jak większość kobiet. Ale on miał prawo od niej tego
wymagać. Nie... nie zmusić, ale lekko zachęcić. Dziewicę
w jej wieku łatwo było zrazić. Jednak nie powinien tak
uważnie obserwować jej reakcji na swoje słowa, bo ona
przypatrywała mu się uporczywie, z rozszerzonymi
oczyma, jak obdarzone pieszczotą szczenię.

Uśpione serce Johna Smitha drgnęło. Poczuł gorzki i

dziwny ból. Tak naprawdę, to ten ból prześladował go
przez cały dzień i nie ustępował, chociaż cały czas ciężko
pracował chcąc zastąpić wspomnienie o Missy pustką
mechanicznie wykonywanej pracy. Swoje tajemnice
pogrzebał w sercu tak głęboko, że nigdy nie cierpiał z ich
powodu. A teraz Missy spowodowała, że odrodziły się na
nowo uzmysławiając mu nagą prawdę życia. Czepiały się
go, szeptały i dręczyły przez cały dzień, tak że cała
przyjemność z przebywania w dolinie zniknęła. Może
musiał odpokutować za nie i dlatego ona się zjawiła? Ale
przecież nie miał nic aż tak potwornego i
przygnębiającego na sumieniu. Nie, nie, nie...!

A jeśli to nie będzie jej się podobało? A jednak.

Jednak weź ją do łóżka, Johnie Smith. Pokaż do czego
służy ciało. Wypełnij sobą. Jest przecież kobietą.

Nowe wtajemniczenie pochłonęło Missy bez granic –

okazała się nadzwyczajną partnerką. Był to następny
gwóźdź do trumny Johna Smitha. Jeszcze w trzy godziny
później trudno mu było dojść do siebie z wrażenia. Cuda
się zdarzają! Ta starzejąca się panna była wprost
stworzona do miłości! Była co prawda straszliwie

background image

nieuświadomiona, ale ani bojaźliwa, ani wstydliwa. Jej
namiętność podniecała go i przenikała głęboko,
sprawiając, że nie mógł być dla niej ani okrutny, ani
niemiły. Zyskał wyjątkowy, mały bagaż na nowe życie! –
Nie była bezwolna i nie potrafiła być bierna. A ileż było
w niej namiętności, żaru i życia, gdy oczekiwała na
spełnienie. Nagle wstrząsnęła nim myśl o zbliżającym się
końcu jej życia. Odczuł żal. Był to nowy rodzaj uczucia,
którego nie znał, chociaż podobny dylemat już raz w jego
życiu zaistniał. Ale tamto wiązało się z małżeńską
oziębłością. Jakże szybko on i Missy stali się bliskimi
sobie ludźmi! Szybciej niż inni po dziesięciu latach
uprzejmych herbatek w salonikach.

Missy spała jak zabita i obudziła się szybciej od

Johna Smitha. Gdy ona zasypiała, John jeszcze długo
rozmyślał. Słabe światło sączyło się przez okno. Missy
wygrzebała się z łóżka i trzęsąc się z zimna włożyła
sukienkę.

To, co przeżyła, było wspaniałe. Okazało się, że była

większą realistką niż podejrzewała. Nie zwróciła uwagi
na towarzyszący początkowi zbliżenia ból, dając się
porwać kojącej pieszczocie dużych, silnych i szorstkich
od pracy rąk. Uczucia, wrażenia, zbliżenia, pocałunki, żar
i jasność – tak, to było cudowne.

Poruszała się po chacie tak szybko, jak tylko mogła.

Rozpaliła w piecu i nastawiła wodę na wrzątek. Jej
krzątanina obudziła go. Wstał z łóżka zupełnie nie
przejmując się własną nagością. Dało to Missy możliwość

background image

stwierdzenia istotnej anatomicznej różnicy pomiędzy
kobietą a mężczyzną.

Ale najbardziej czarująca była jego reakcja na jej

obecność. Podszedł do niej, schował w swoich ramionach
i stał tak, delikatnie się kołysząc. Na wpół śpiąc opierał
się na niej, a jego broda drapała ją w szyję.

– Dzień dobry – wyszeptała, a jej uśmiechnięte usta

złożyły pocałunek na jego ramieniu.

– A dobry, dobry – zamruczał. – Widocznie podobała

mu się jej reakcja.

Missy, praktycznie nie mając nic w ustach od dwóch

dni, była niesamowicie głodna.

– Przygotuję śniadanie – powiedziała.
– Chcesz się wykąpać? – przebudził się już na dobre,

ale nie zamierzał od niej odejść.

„Musiał chyba poczuć zapach Jaskier. Och, biedak”.

– Uczucie głodu znowu uleciało.

– Tak, proszę. A czy jest tu ubikacja?
– Załóż buty.
Wślizgnęła się w botki, nie przejmując się

sznurówkami. On przeszukał wielki kufer i wyciągnął
dwa ręczniki, stare i szorstkie, ale czyste.

Polana skrzyła się od mrozu

[Mróz pojawiający się w dolinie

Johna Smitha nie powinien budzić zdziwienia, pomimo że akcja powieści toczy się
na jednym z najcieplejszych kontynentów świata. Błękitne Góry, w których
położone jest Byron, stanowią odgałęzienie Wielkich Gór Wododziałowych,
ciągnących się wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii. Największy ich szczyt
sięga 1350 m n. p. m. Cechą charakterystyczną dla klimatu Australii są duże
dobowe wahania temperatury – średnio od 45 stopni do – 5 stopni. W Górach
Wododziałowych temperatura spada do – 10 stopni (wg notowań stacji

background image

meteorologicznej w Kiandra, niedaleko Canberry). Dodatkowo specyfiką klimatu
górskiego jest zjawisko obniżania się temperatury w dolinach w stosunku do
temperatury na zboczach (tzw. inwersja temperatury), co ma związek z
ukształtowaniem terenu.]

i ciągle jeszcze pokrywał ją cień.

Missy spojrzała w górę. Ogromne ściany doliny
połyskiwały czerwienią wschodzącego słońca, a niebo
pokrywała perłowa jasność, przypominająca cerę Uny.
Słychać było nawoływania i śpiew ptaków, dla których
świt stanowił zachętę do oddawania się trelom.

– Ubikacja jest trochę prymitywna – uprzedził,

pokazując jej miejsce, gdzie wykopał głęboki dół. Wokół
ułożone były kamienne bloki, aby można było usiąść.
Wysłał je gazetami dla utrzymania suchości. Nie osłonił
tego przybytku ani dachem, ani ścianami.

– To jest najlepiej przewietrzona toaleta, jaką

kiedykolwiek widziałam – powiedziała radośnie.

Zaśmiał się.
– Poczekam na ciebie tam – wskazał drugą stronę

polany.

Missy przyłączyła się do niego w chwilę później,

trzęsąc się już na samą myśl o kąpieli w lodowatej rzece.
John wyglądał na mężczyznę uwielbiającego chłodne
ablucje. „Chyba złapałam się we własne sidła” –
pomyślała i usiadła na kamieniu sztywna ze strachu. Lecz
John nie skierował się ku rzece, ale poprowadził ją w
gęstwę paproci i dzikich klematyd upierzonych białymi
kwiatami. Tam właśnie znajdowała się najpiękniejsza ze
znanych jej łazienek. Ciepłe źródło sączące się ze
szczeliny pomiędzy skałami u szczytu małego

background image

kamiennego stoku, zbyt małe, aby nazwać je
wodospadem, przechodziło w szeroki, omszały basen.

Missy zrzuciła szybko z siebie sukienkę i weszła do

krystalicznie czystego, ciepłego rozlewiska. Strużki pary
unosiły się nad nim leniwie, rozpływając się potem w
chłodnym powietrzu. Basen miał około osiemnastu cali
głębokości, a jego dno stanowiła czysta, gładka skała.

– Weź mydło – poradził John Smith, wskazując małą

niszę, gdzie leżała kostka jednego z najlepszych
gatunków mydła.

Woda w basenie musiała mieć naturalny odpływ,

gdyż jej poziom nie ulegał zmianie.

„Teraz rozumiem, dlaczego zawsze jest taki czysty” –

powiedziała do siebie, przypomniawszy sobie wannę w
Missalonghi z dwoma calami wody nad zardzewiałym
dnem – mieszaniną wrzątku z czajnika i zimnej wody z
wiadra. I ta zdecydowanie niedostateczna porcja wody
musiała wystarczyć dla nich trzech, z Missy na ostatku.

Całkiem nieświadoma swego ponętnego wyglądu,

uśmiechnęła się do niego i uniosła ręce, a jej małe, nagie
sutki wysunęły się nad powierzchnię wody.

– A ty nie wchodzisz? – zapytała tonem zawodowej

kusicielki. – Jest dużo miejsca.

Nie potrzebował dalszej zachęty i nie zwracając

uwagi na nadmiar piany, namydlił gruntownie całe jej
ciało. A ona z przyjemnością uległa tej miłej chwili i
poprosiła o powtórkę. Mycie zajęło prawie godzinę.

Po śniadaniu John powrócił do sprawy ich ślubu.

background image

– W Katoomba musi być urząd stanu cywilnego.

Pojedziemy tam, aby dostać pozwolenie na ślub –
powiedział.

– Jeżeli pojadę z tobą i wysiądę przy Missalonghi, a

potem do Byron dojdę pieszo i wsiądę w pociąg, to będę
w Katoomba prawie tak samo szybko, jak ty swoim
wozem – powiedziała Missy. – Muszę zobaczyć się z
matką, kupić trochę jedzenia i oddać książkę do
biblioteki.

– Nagle spojrzał na nią zatrwożony:
– Chyba nie planujesz wielkiego przyjęcia

weselnego, prawda?

Roześmiała się.
– Nie. Tylko ty i ja. Po prostu zostawiłam matce

kartkę i chcę się upewnić, czy się nie denerwuje. A w
bibliotece pracuje moja najlepsza przyjaciółka. Czy masz
coś przeciwko temu, żeby przyszła na nasz ślub?

– Nie, skoro ty tego chcesz. Chociaż uprzedzam cię,

że jeżeli uda nam się przekonać władze, to ślub odbędzie
się jeszcze dzisiaj.

– W Katoomba?
– Tak.
Ślub w brązowej sukience. O nie! Missy westchnęła.
– W porządku. Jeśli mi coś obiecasz.
– Co? – spytał z lekkim niepokojem.
– Jak umrę, pochowasz mnie w koronkowej

purpurowej sukni. A jeśli takiej nie znajdziesz, to w
jakimkolwiek innym kolorze, byle nie w brązie.

background image

Spojrzał zdziwiony.
– Nie lubisz brązu? Wydawało mi się, że nic innego

nie nosisz.

– Noszę brąz dlatego, że jestem biedna, ale

szanowana. Na brązowym kolorze nigdy nie widać brudu.
On nigdy nie wychodzi z mody, nie płowieje, nie jest
tandetny, powszedni i flądrowaty.

Słowa te wywołały jego śmiech, ale chwilę później

wrócił do poprzedniego tematu:

– Czy masz metrykę?
– Tak, w torbie.
– A jak masz naprawdę na imię?
Poruszyła

się

zdenerwowana

na

krześle,

zaczerwieniła i zacisnęła zęby.

– W dokumentach ślubnych nie możesz tak po prostu

używać imienia Missy.

– Tak zawsze mnie nazywano. Daję słowo.
– Wcześniej czy później twoje prawdziwe imię i tak

wyjdzie na jaw – uśmiechnął się wesoło.

– No, Missy, nie może być aż tak brzydkie, jak ci się

wydaje.

– Missalonghi.
Wybuchnął śmiechem.
– Nie żartuj sobie ze mnie.
– Chciałabym, ale nie.
– Tak jak dom?
– Dokładnie tak samo. Mój ojciec uważał

„Missalonghi” za najpiękniejsze słowo na świecie. Poza

background image

tym odnosił się niechętnie do panującego w rodzinie
Hurlingfordów zwyczaju nadawania łacińskich imion.
Matka chciała nazwać mnie Camillą, ale on nalegał na
Missalonghi.

– Och, moje biedactwo!

Tym razem Missy nie odczuwała niepokoju,

wchodząc na werandę Missalonghi. Zapukała do drzwi,
zupełnie jak ktoś obcy. Drusilla otworzyła i spojrzała na
córkę nie tak jak zwykle. Wyraźnie nic się jej nie
przytrafiło. Wyglądała na trochę zmienioną i było jej z
tym do twarzy. Prezentowała się lepiej niż kiedykolwiek
w życiu.

– Wiem, co zrobiłaś, dziewczyno – powiedziała

Drusilla, gdy szły przez hol do kuchni. – Sądzę, że
trzymałaś się tego, co przeczytałaś w romansach, ale teraz
to już, ośmielam się powiedzieć, płacz nad rozlanym
mlekiem, prawda? Czy wróciłaś na dobre?

– Nie.
Octavia dołączyła do nich utykając i złożyła

pocałunek na obu policzkach rozpromienionej Missy.

– Czy nic ci się nie stało? – spytała drżącym głosem,

biorąc Missy za ręce.

– Oczywiście, że nic! – odpowiedziała Drusilla

krzepiąco. – Tylko na nią spójrz, na miłość boską!

Missy uśmiechnęła się do matki serdecznie.

Zdumiewające, że dopiero teraz, gdy został zerwany
sznur wiążący ją z Missalonghi, odczuła całą głębię

background image

swojej miłości do Drusilli. I chyba dlatego, że po raz
pierwszy miała sposobność przyjrzeć się z boku
matczynym zmartwieniom, boleściom i kłopotom.

– Dziękuję ci bardzo, mamo! – powiedziała. – Ale

jestem na tyle dorosła, że wiem, co robię.

– Missy, masz prawie trzydzieści cztery lata i gdybyś

nie wiedziała, co masz robić, nie byłoby dla ciebie już
żadnej nadziei. Wystarczająco długo postępowałaś tak,
jak my chciałyśmy. Teraz rób to, co ty uważasz za
stosowne. Może tak będzie lepiej.

– Święta racja. Ale to, co mówisz, daleko odbiega od

tego, jak mnie wychowywałaś, co kazałaś mi czytać i jak
polecałaś się ubierać.

– Ale przecież wszystko to znosiłaś bez słowa.
– Tak, tak było.
– Przejmij teraz rządy w, domu. Dorosłaś już do tego.
– Czy myślałaś, mamo, kiedyś o tym, że najwyższy

czas, aby wszystkie kobiety z Hurlingfordów nie
znajdujące się pod męską opieką, to znaczy ty i ciotki,
zjednoczyły się, aby coś wreszcie zrobić z tą oczywistą
niesprawiedliwością i nierównością, którą kieruje się cała
reszta rodziny?

– Od kiedy dowiedziałam się od ciebie, że Billy nas

okłamał, też zaczęłam myśleć w ten sposób.
Rozmawiałam nawet o tym z Julią i Cornelią. Ale nie ma
takiego prawa, które mogłoby zmusić mężczyznę lub
kobietę, aby pozostawiany po sobie majątek podzielili
równo pomiędzy synów i córki. Z tego, co wiem, w

background image

najgorszej sytuacji znajdują się córki kobiet z
Hurlingfordów, nic bowiem po nich nie dziedziczą – ani
domu, ani pięciu akrów. Zawsze czułam, że nie ma dla
nas żadnych szans, że żeńska część Hurlingfordów jest
bardzo pokrzywdzona przez mężczyzn. To smutne, ale
prawdziwe.

– Mówisz o hurlingfordzkich kobietach, że wiele

tracą, i że ty nie możesz wygrać. A ja mówię o
towarzyszkach naszych cierpień i wiem, że możesz im
pomóc, jeśli tylko spróbujesz. Madę podstawę, aby
zażądać wypłacenia zaległych dywidend, i powinnyście
wszcząć kroki prawne przeciwko wujowi Herbertowi, aby
zmusić go do ujawnienia wszystkich szczegółów
prowadzonych przez niego inwestycji, w które zostały
włożone wasze pieniądze.

– Missy spojrzała na Drusillę poważnie: – A w ogóle,

to powiedziałaś mi przed chwilą, mamo, abym przejęła
rządy w domu, bo już do tego dorosłam.

Missy udała się z Missalonghi do Byron. Był piękny,

słoneczny dzień. Po raz pierwszy w życiu czuła się
naprawdę dobrze. Czytała o uczuciach odbijających się na
ludzkich twarzach, ale nigdy jeszcze nie doznała tego
sama. Po raz pierwszy tak bardzo, tak naprawdę bardzo
chciało jej się żyć. Całe jej szczęście zależało od jednego
tylko człowieka – od Johna Smitha, który spodziewał się,
że będzie żyła tylko rok. Skłamała i oszukała go, wkradła
się w jego życie, chcąc spróbować, jak smakuje łut
szczęścia, i wcale nie było jej z tego powodu przykro.

background image

Alicje tego świata mogły, strzeliwszy palcami,
wyczarować sobie jakich chciały mężczyzn, ale nigdy nie
potrafiłyby zdobyć kogoś takiego jak John Smith, bo on
spoglądał, co prawda ukradkiem, ale tylko na Missy
Wright. Wiedziała jeszcze, że może uczynić z niego
najszczęśliwszego mężczyznę – oczywiście nie na całym
świecie, ale w Byron na pewno. Było im ze sobą tak
rozkosznie w łóżku! Gdy minie ten rok, będzie tak bardzo
pragnął, aby była z nim dalej, że wybaczy jej kłamstwo i
oszustwo. Czas upływał, a ona musiała jeszcze upewnić
się, czy złapie pociąg do Katoomba, gdzie John Smith
miał czekać na nią na stacji. Kupno artykułów
spożywczych mogła odłożyć do jutra, ale czuła, że musi
koniecznie zobaczyć się z Uną. W takim razie do
biblioteki!

Wspaniałe auto ze spokojnym warkotem silnika

sunęło przez środek miasta, podczas gdy Missy, nie
rzucając się w oczy w swej lnianej brązowej sukience,
spieszyła do biblioteki. Samochód, także – brązowy,
wzbudzał olbrzymie zainteresowanie i podziw zebranych
wzdłuż obu stron ulicy przechodniów, zarówno
miejscowych, jak i turystów.

Missy

omiotła

przelotnym,

zadowolonym

spojrzeniem auto i zauważyła obok szofera dwie znajome
sylwetki. Samego szofera znała ze słyszenia. Był to
przystojny jegomość, którego najbardziej interesowało nie
tyle zajmowanie się ciężką pracą, co spełnianie
pokazowych ról. Postaci na tylnym siedzeniu znane były

background image

jej dobrze z własnego gorzkiego doświadczenia – Alicja i
wuj Billy.

Właśnie wtedy Alicja dostrzegła Missy. W następnej

chwili wspaniałe auto podjechało bokiem do krawężnika,
a Alicja i wuj Billy przyjęli wyniosłe miny, gdy przejęty
szofer usiłował otworzyć im drzwi.

– Co chciałaś osiągnąć, Missy Wright, zabierając

akcje ciotki Cornelii i sprzedając je poza nami? – Alicja
zażądała wyjaśnień bez żadnego wstępu, a na jej
alabastrowych policzkach zapłonęły dwie czerwone
plamy.

– A dlaczego miałam tego nie zrobić? – spytała

Missy chłodno.

– Ponieważ to nie jest żadna z tych twoich

cholernych, wścibskich spraw – warknął sztywno i
urągliwie sir William.

– To jest tak samo moja, jak twoja sprawa, wujku

Billy. Wiedziałam, gdzie można dostać dziesięć funtów
za jedną akcję, podczas gdy wy wmawialiście ciotce
Cornelli, że te akcje są bezwartościowe. Ciocia Cornelia
musi się szybko poddać operacji stóp, na którą do tej pory
nie mogła sobie pozwolić. A ponieważ ty, Alicjo, jak
zgaduję, odmówiłaś jej urlopu i specjalnych pieniędzy na
ten cel, to ja sprzedałam jej akcje za sto funtów. Teraz
stać ją na operację, a jeśli przestaniesz ją zatrudniać, to
dysponuje sumą w banku, która pozwoli jej przetrwać do
czasu, aż znajdzie sobie inną pracę. Jestem pewna, że
sklepy w Katoomba tylko czekają na kogoś takiego, jak

background image

ona. I jeśli chcecie wiedzieć dokładnie, to sprzedałam
także udziały ciotki Julii, ciotki Octavii i mojej mamy.

– Co? – zaskrzeczał sir William.
– Wszystkie? Sprzedałaś wszystkie? – powiedziała

niepewnym głosem Alicja, a czerwone plamy na jej
twarzy w sekundę stały się sinoblade.

– Ależ oczywiście! – Missy spojrzała na kuzynkę ze

złośliwą satysfakcją, o którą siebie nie posądzała.

– Chyba nie powiesz mi, Alicjo, że czterdzieści akcji

może zachwiać równowagę w wielkiej spółce Byron
Bottle?

Nastąpiła żenująca chwila ciszy, podczas której Alicji

zaczęło się wydawać, że Missy wyrosły rogi i ogonek.

– Co się z tobą stało? – krzyknęła. – Chyba odeszłaś

od zmysłów? Poplamiłaś czymś ohydnym moją sukienkę,
mówiłaś te wszystkie znieważające rzeczy o mnie przy
mojej rodzinie, a teraz doprowadziłaś nas do ruiny. Ciebie
powinno się zamknąć.

– A ja chciałabym, aby to wszystko zakończyło się

zamknięciem ciebie. A teraz, wybaczcie mi, bo się
spieszę. Mam umówione spotkanie. Wychodzę za mąż. –
Missy odeszła z nosem zadartym do góry. – – Chyba
zemdleję – oświadczyła Alicja i zaraz po tych słowach
opadła na przepełnione ubraniami okno wystawowe
sklepu wuja Herberta.

Sir William wykorzystał okazję, aby objąć ją wpół, i

zawołał na pomoc kierowcę. A gdy chwilę potem
transportowali Alicję z powrotem do samochodu, sprawne

background image

palce szofera zbadały mimochodem delikatny kształt jej
brodawek. Wokół samochodu zebrał się tłum gapiów,
składający się głównie z synów i wnuków wuja Herberta.
Sir William bez ceregieli usadowił Alicję na siedzeniu i
polecił szoferowi natychmiast odjechać.

Alicja doszła do siebie w pośpiechu, kiedy poczuła,

że przyszły teść, chcąc rozluźnić jej gorset, szukał czegoś
po omacku pod jej sukienką.

– Przestań, ty lubieżny staruchu! – warknęła,

zapominając o takcie. Zakryła twarz dłońmi i pochyliła
się: – Boże, czuję się okropnie.

– Czy chcesz wracać do domu? Teraz nie musimy już

jechać do Missalonghi – powiedział sir William,
purpurowy na twarzy.

– Tak, chcę!
Oparła się z powrotem o siedzenie, a świeże

powietrze owiało jej twarz. To ją trochę odprężyło.
Westchnęła. Dzięki Bogi poczuła się lepiej.

Prawie przed sobą, ale po drugiej stronie szyby, która

oddzielała tylne siedzenie od kierowcy, widziała dumną i
kształtną głowę szofera osadzoną na silnej, gładkiej szyi.
Jak na mężczyznę, miał cudowne, małe uszy. Był
przystojny, równie ciemnowłosy jak Missy, i wyglądał na
cudzoziemca. Ten muskularny mężczyzna uniósł ją tak
lekko. Pamiętała dotyk jego rąk na swoich piersiach.
Poczuła, że jej sutki same się podnoszą na to
wspomnienie i skręciła się boleśnie na siedzeniu. Jak on
miał na imię? Frank? Tak, Frank. Frank Pellagrino.

background image

Zanim wuj Billy zatrudnił go jako kierowcę, pracował w
fabryce.

Z ukosa spojrzała na sir Williama. Siedział sztywno,

jakby połknął kij, i wyglądał na bardzo rozzłoszczonego.

– Czy te czterdzieści akcji ma dla nas rzeczywiście

tak duże znaczenie?

– Odkąd wiemy, że Richard Hurlingford wyprzedał

swoje miesiąc temu, te czterdzieści dodatkowych akcji
całkiem zmienia sytuację. – Sir William westchnął:

– To właśnie dlatego ten tajemniczy kupiec uważa, że

zebrał ich wystarczająco dużo, aby jutro zwołać
nadzwyczajne zebranie.

– Skończona idiotka! – burknęła Alicja. – Jak Missy

mogła być tak skończoną idiotką!

– Ja myślę, że to my okazaliśmy się skończonymi

głupcami, Alicjo. Nigdy jej nie zauważałem, a teraz
wiem, że powinienem był to zrobić. A także uważać na
wszystkie panie z Missalonghi. Czy zauważyłaś, jak ona
wygląda? Jakby pozjadała wszystkie rozumy. I chyba
powiedziała, że wychodzi za mąż, a może to była tylko
moja wyobraźnia?

Alicja parsknęła:
– Tak, tak. Rzeczywiście mówiła coś takiego, ale

myślę, że to raczej jej bujna wyobraźnia.

Nagle jej umysł zaprzątnęła inna sprawa.
– Głupia, stara ciotuchna Cornie – wycedziła przez

zęby. – Och, z jaką przyjemnością wylałabym ją jutro z
pracy po choćby jednej wzmiance o akcjach i o tym, że

background image

idzie na operację.

– Cóż, dlaczego jej nie zwolnisz?
– Ponieważ nie mogę. Jeśli sprawy przyjmą gorszy

obrót, to mój sklep z kapeluszami może się stać jedynym
źródłem dochodów. Nigdy nie znajdę nikogo w połowie
tak dobrego do prowadzenia salonu, jak ciotka Cornie,
nawet jeśli zapłacę dziesięć razy więcej niż jej. Jest po
prostu niezastąpiona.

– Lepiej się pomódl, aby ona nie zdała sobie z tego

sprawy, bo poprosi cię o dziesięć razy więcej niż dostaje
teraz. – Nuta zadowolenia zabarwiła jego głos, po czym
dodał: – A wtedy, moja droga, jeśli nie będziesz mogła
sobie na to pozwolić, sama zostaniesz sprzedawczynią.
Może byłabyś nawet lepsza niż Cornelia.

– Ja tego nie mogę zrobić! – Alicja złapała oddech.
– To by podważyło moją pozycję w byrońskim

towarzystwie. Co innego mieć wrodzony talent do
interesów, a co innego prowadzić handel własnymi
towarami osobiście. – Pociągnęła klapy swego
bladoróżowego płaszcza, a przez jej twarz przemknęło
niezadowolenie z powodu jego prostolinijności. – Och,
wuju Billy, nagle poczułam się tak, jakbym stąpała po
pękającej krze i boję się, że znajdę się pod nią.

– Wiem. W tej chwili nic nie możemy zrobić, to

prawda. Ale nie poddawaj się, to jeszcze nie koniec.
Kiedy ten tajemniczy kupiec pojawi się na jutrzejszym
zebraniu, może się okazać, że jest to chłop, który wybił
się o własnych siłach. Wtedy będzie można nim łatwo

background image

manipulować. A do tego przydasz nam się i ty.

Alicja nie odpowiedziała, rzuciła mu jedynie

spojrzenie, które było mieszaniną zwątpienia i niechęci.
Znów zajęła się studiowaniem tyłu głowy szofera, co było
dużo przyjemniejszym zajęciem niż oglądanie cholernego
oblicza sir Williama.

Kiedy Missy wkroczyła do wypożyczalni, była

przekonana, że zastanie tam Unę, chociaż to nie był dzień
jej dyżuru. I rzeczywiście, Una tam była.

– Och, Missy, tak się cieszę, że cię widzę! –

krzyknęła, podskakując. – Mam dla ciebie niespodziankę.

– Ja też mam dla ciebie kilka niespodzianek –

odpowiedziała Missy.

– Poczekaj tu chwileczkę, zaraz wracam. – Una

zniknęła w kąciku do parzenia herbaty i po chwili
pojawiła się z wielkim białym pudłem i pudełeczkiem na
kapelusze. Oba były przewiązane białą wstążeczką.

– Wszystkiego najlepszego, najdroższa Missy!
Uśmiechnęły się do siebie z wielkim uczuciem,

doskonale się rozumiejąc.

– To szkarłatna, koronkowa suknia i kapelusz? –

zgadywała Missy.

– To szkarłatna, koronkowa suknia i kapelusz –

zgodziła się Una.

– Włożę to na swój ślub.
– John Smith! Wybrałaś idealnego mężczyznę.
– Uciekłam się do oszustwa i podstępu.
– Jeśli nie mogłaś go zdobyć w inny sposób, to

background image

czemu nie.

– Powiedziałam mu, że umrę z powodu choroby

serca.

– A czy my wszyscy tego nie zrobimy?
– To dzielenie włosa na czworo – powiedziała Missy.

– Czy przyjedziesz na mój ślub?

– Bardzo bym chciała, ale nie.
– Dlaczego?
– To byłoby niestosowne.
– Z powodu twojego rozwodu? Nie bierzemy ślubu w

kościele, więc nikt nie będzie protestował.

– To nie ma nic wspólnego z rozwodem, kochanie.

Myślę, że John Smith nie bardzo chciałby oglądać twarze
z przeszłości.

Una miała rację, więc Missy porzuciła ten temat. Nie

było nic do dodania, a wdzięczności nie dało się wyrazić
w słowach. Poza tym Missy musiała już iść. Una
przyglądała się jej z bólem w oczach, jak gdyby Missy
zabierała coś drogocennego z jej życia, coś, z powodu
czego Una cierpiała przez długie lata. To coś nie było tak
namacalne, jak szkarłatna, koronkowa suknia. Jakiś
niezrozumiały impuls przyciągnął Missy do biurka.
Pochyliła się i objęła ramieniem Unę, całując w policzek.

– Do widzenia, Uno.
– Do widzenia, moja najlepsza i najdroższa

przyjaciółko! Bądź szczęśliwa!


Missy zauważyła Johna Smitha na peronie w

background image

Katoomba, jeszcze zanim pociąg się zatrzymał. Dzięki
Bogu za to! Nie zmienił zamiarów. Najkrótszą drogą
powoli zbliżał się do pociągu i nawet się ucieszył na
widok Missy wysiadającej z wagonu.

– Dostałem pozwolenie i pobieramy się jeszcze dziś –

powiedział zabierając od Missy pudełka.

– Ja nie chcę brać ślubu w brązie – rzekła Missy,

odbierając mu swoje pudełka. – A. teraz, jeśli mi
wybaczysz, skoczę do dworcowej toalety, żeby się
przebrać w ślubną suknię.

– W ślubną suknię? – spojrzał z komicznym

przerażeniem na swoją flanelową koszulę i na stare,
moleskinowe spodnie.

Roześmiała się.
– Nie przejmuj się. Mój strój nie jest tradycyjny i tak

naprawdę to ty będziesz wyglądał dużo bardziej
stosownie niż ja.

Sukienka była doskonale dopasowana. Ależ ta Una

miała oko do rozmiarów! I co za cudowny kolor! Jej oczy
przeszywały ubranie iskrami. Gdzie, u diabła, Una
znalazła tak stylowy i elegancki strój, i to do tego w tak
figlarnym kolorze?

Wydawało się, że lustro na ścianie ma czarodziejskie

właściwości, pokrywając odbicie Missy drobniutką
patyną piękna. Poprawiając swój śmieszny szkarłatny
kapelusz stwierdziła, że wygląda znakomicie. Jej ciemne
włosy okazały się nagle interesujące, a szczupła sylwetka
stała się wysmukła jak młode drzewo. Tak, bardzo

background image

dobrze. To już na pewno nie było staropanieństwo.

John Smith z trudem oprzytomniał z szoku

wywołanego jej naglą przemianą.

– No cóż, teraz ja mam kłopot. Wyglądam jak

prostak, a ty jak dama – wziął ją pod rękę z nieukrywaną
wesołością. – Chodź, damo, weźmy ten ślub, zanim się
rozmyślę.

Szli

ulicami

Katoomba,

wywołując

ogólne

zainteresowanie przechodniów, co powodowało, że
najwyraźniej czuli się zadowoleni.

– To było takie proste! – powiedziała Missy, gdy już

było po wszystkim i siedzieli obok siebie na wozie Johna
Smitha.

Uniósł jej dłoń, żeby spojrzeć na obrączkę.
– Jestem teraz panią Smith – powiedziała Missy.
– Jak to ładnie brzmi.
– Muszę przyznać, że teraz było dużo lepiej niż za

pierwszym razem.

– Czy twojemu pierwszemu ślubowi towarzyszyła

duża uroczystość?

– To było widowisko. Zaproszono dwieście

pięćdziesiąt osób. Panna młoda miała przy sukni ślubnej
tren, który mierzył trzydzieści stóp i do uniesienia go
potrzebowała niemal regimentu wystrojonych, małych
chłopców. Towarzyszyło jej dwadzieścia czy czterdzieści
druhen. Wszyscy panowie przybyli we frakach. W
uroczystości brał udział jakiś bardzo ważny arcybiskup i
towarzyszył nam kościelny chór. Dobry Boże, to był

background image

koszmar. Jednak w porównaniu z tym, co nastąpiło
potem, ślub był idyllą w raju.

Spojrzał na nią ukradkiem, podnosząc brew.
– Chcesz tego słuchać?
– Myślę, że tak. Mówi się, że druga żona musi

walczyć z duchem pierwszej, a dużo trudniej jest poradzić
sobie z duchem niż z żywą osobą. – Zrobiła pauzę, żeby
zebrać się na odwagę. – Czy ona dużo dla ciebie
znaczyła?

– Może, gdy się pobieraliśmy. Naprawdę nie

pamiętam. Rozumiesz, ja jej nie znałem, tylko słyszałem
o niej. A ona chciała mnie mieć, bo jestem pewny, że ja
bym się jej nie oświadczył. Bo widzisz, ja jestem takim
typem mężczyzny, któremu to kobiety się oświadczają.
Nie mam na myśli twoich oświadczyn, bo te były uczciwe
i otwarte. A ona? Ona raz towarzyszyła mi jak wysypka
na ciele, to znów unikała mnie jak zarazy. Miotała się
pomiędzy ciepłem a zimnem – tak to nazywano. Sądzę, że
kobiety uważają, iż tego się od nich oczekuje – że jeśli nie
będą się tak zachowywały, to życie mężczyzn stanie się
cholernie nieciekawe. A czy obecna pani Smith wie,
dlaczego ją tak bardzo lubię? Lubię cię, ponieważ ty nie
miotasz się pomiędzy ciepłem a zimnem w ogóle.

– Jestem ci wdzięczna – powiedziała Missy

skromnie. – Mów dalej, co się stało potem?

– Uznała się za upoważnioną do podejmowania

wszystkich decyzji, a to, czego zażądała, musiało być
spełnione. W końcu znalazła sobie kochanka, co zresztą

background image

nie miało dla niej większego znaczenia. Ja byłem
potrzebny tylko po to, aby zapewnić jej ogólny szacunek i
towarzyszyć tu i tam. Mężczyzn, którzy ją otaczali,
nazywała „zalotnikami”. Byli to na ogół wyfiokowani
głupcy z gardeniami w butonierkach i włosami
błyszczącymi bardziej niż lakierki. Ona stała się po prostu
taka jak towarzystwo, w którym się obracała. Jej
przyjaciółki zawsze były w doskonałej formie, twarde jak
stare, nie do zdarcia buty, a przyjaciele przypominali
rozpływające się masło i przywiędłą tygodniową sałatę.
Lubiła wystawiać mnie na pośmiewisko, wobec
wszystkich i wszędzie. Stałem się w końcu ociężały i na
ogół byłem bez humoru. Nigdy też nie zachowywała
prywatnych tajemnic i często prowokowała mnie do
awantur, nawet w publicznych miejscach. Mówiąc krótko,
gardziła mną.

– A ty? Co ty do niej czułeś?
– Nienawidziłem jej! – Najwyraźniej czuł to nadal,

bo ton jego głosu wskazywał, że nie pogrzebał tego
przeżycia w przeszłości.

– Jak długo byłeś żonaty?
– Cztery czy pięć lat.
– Czy mieliście dzieci?
– Boże uchowaj! Przecież to by zniszczyło jej figurę.

A poza tym ona była stworzona tylko do całowania,
przytulania i złośliwości, ale nie do sypiania ze mną. To
zdarzało się tylko wtedy, gdy była pijana, a zaraz potem
wrzeszczała, wyła, i wyskoczywszy z domu, biegła do

background image

zaprzyjaźnionego lekarza, który patronował całemu gronu
jej znajomych.

– I w końcu umarła? – spytała Missy, ledwie zdolna

uwierzyć, że taka kobieta mogła znaleźć tak szybki
koniec.

– Pewnego wieczoru okropnie się pokłóciliśmy. Nie

pamiętam już teraz, ale chyba z powodu czegoś zupełnie
nieważnego i idiotycznego. Mieszkaliśmy w domu, który
stal frontem do przystani i najwidoczniej, kiedy
wyszedłem, poszła popływać, żeby ostudzić swój gniew.
Znaleziono jej ciało parę tygodni później wyrzucone na
plażę Balmoral.

– Och, to okropne.
Prychnął.
– Akurat! Policja na wszystkie sposoby próbowała

obciążyć mnie. Na szczęście, gdy wyszedłem wówczas z
domu, spotkałem przyjaciela, który również został
wykopany z łóżka. Udaliśmy się razem do mieszkania
naszego wspólnego znajomego – kawalera. Tam
zostaliśmy do następnego ranka, pijąc coraz to więcej. A
ponieważ służba widziała ją jeszcze mniej więcej w pół
godziny po moim wyjściu, policja była bezradna. Poza
tym wyniki badań biura śledczego wskazywały, że się po
prostu utopiła. Na jej ciele nie stwierdzono żadnych
śladów pobicia czy przemocy. Ale i tak większość ludzi w
Sydney uważała, że to ja ją zabiłem. Sądzili, iż byłem
zbyt sprytny, aby dać się złapać, a swoich przyjaciół
przekupiłem, żeby złożyli fałszywe zeznania.

background image

– A kiedy to wszystko się wydarzyło?
– Jakieś dwadzieścia lat temu.
– To bardzo dawno. A co robiłeś od tamtej pory? Co

zajęło ci tyle czasu, że dopiero teraz zacząłeś robić to, co
ci najbardziej odpowiada?

– Cóż, opuściłem Australię, gdy tylko otrzymałem na

to zgodę policji. Podróżowałem po całym świecie.
Afryka, Klondike, Chiny, Brazylia, Teksas. Przez te
dwadzieścia lat żyłem na dobrowolnym wygnaniu.
Ponieważ urodziłem się w Londynie, zmieniłem nazwisko
i kiedy wróciłem do Australii, byłem już obywatelem
świata – Johnem Smithem. Nie miałem przeszłości, a mój
majątek ulokowany był w złocie.

– A dlaczego wybrałeś akurat Byron?
– Z powodu doliny. Wiedziałem, że będzie

wystawiona na sprzedaż, a zawsze chciałem mieć dolinę.

Czując, że dowiedziała się już prawie wszystkiego,

Missy zmieniła temat. Zaczęła opowiadać o nieuczciwym
i niehonorowym działaniu spółki Byron Bottle oraz o
trudnej sytuacji matki i ciotki. John Smith słuchał
uważnie, wokół jego ust błąkał się uśmieszek. Kiedy
skończyła, objął ją wpół i posadził naprzeciwko siebie.

– Cóż, pani Smith. Naprawdę nie chciałem cię

poślubić. Ale przyznaję, że za każdym razem, kiedy
otwierasz usta, nie mówiąc już o łóżku, godzę się z tym
faktem coraz bardziej. Jesteś uczciwa, dobroduszna i
jesteś Hurlingfordem z Hurlingfordów, co stwarza mi
szansę, której się nigdy nie spodziewałem – powiedział.

background image

– To interesujące, jaki obrót mogą przybrać sprawy.
Resztę drogi do domu przejechali w błogiej ciszy.
Następnego ranka John Smith wdział świetnie

skrojony i nadzwyczaj elegancki garnitur, białą koszulę i
krawat.

– Cokolwiek chcesz zrobić dzisiaj, musi to być

ważniejsze od naszego ślubu – zauważyła Missy bez
śladu urazy.

– Tak, to prawda.
– Czy jedziesz bardzo daleko?
– Tylko do Byron.
– Jeśli się pospieszę, podrzucisz mnie do mamy?
– Dobry pomysł. Poczekasz tam na mnie aż do

późnego popołudnia, a kiedy przyjadę po ciebie,
przedstawisz mnie swojej rodzinie. Prawdopodobnie będę
miał im wiele do powiedzenia.

„Wszystko układa się bardzo dobrze” – rozmyślała

Missy podczas jazdy wzdłuż grzbietu doliny. Siedziała na
wozie w ślubnej czerwonej sukni i kapeluszu obok swego
niezwykle eleganckiego męża. – „Nieważne, że zdobyłam
go kłamstwem i podstępem. Lubi mnie. On naprawdę
mnie lubi, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy.
Właśnie się przesunął, aby być bliżej mnie. Kiedy minie
ten rok, będę w stanie powiedzieć mu prawdę. Poza tym,
jeśli wszystko ułoży się szczęśliwie, zostanę matką jego
dziecka. Pierwsza żona bardzo go zraniła, odmawiając
rodzenia dzieci. Teraz, gdy jest bliżej pięćdziesiątki niż
czterdziestki, dzieci stały się dla niego bardzo ważne.

background image

Będzie wspaniałym ojcem, bo ma poczucie humoru”.

Zanim wyruszyli do Byron, pojechał z nią w poprzek

doliny do miejsca za zakrętem, gdzie zamierzał zbudować
dom.

Missy odkryła, że wodospad podczas wietrznego dnia

nie dosięgał dna doliny i zamiast spadać, tworzył
rozpryskujący się wir, który wypełniał powietrze
obłoczkami tęczowej mgiełki. Pod nim leżał ogromny
basen, szeroki i spokojny aż do miejsca, gdzie przechodził
w wąski przesmyk, aby potem przerodzić się w
poprzecinaną kaskadami rzekę. Woda w basenie miała
kolor turkusu egipskich fajansów, była mętna i gęsta jak
syrop. John pokazał jej, że źródło wód basenu stanowi
duży podziemny strumień, który wypływał z groty pod
ścianą skalną.

– To wapień powoduje, że basen ma taki dziwaczny

kolor – wyjaśnił. – A to jest miejsce, gdzie będziemy
mieszkali i skąd będziemy mogli podziwiać wspaniały
powab tej okolicy. To znaczy, gdzie ja będę mieszkał, bo
wątpię, czy ty tego dożyjesz.

– Wykrzywił twarz. – Widzisz Missy, domów nie

buduje się w jeden dzień, zwłaszcza gdy spada to na jedną
parę rąk. Nie chcę tu żadnych robotników, bo będą sikali
do basenu, upijali się w sobotę, opowiadając potem
niestworzone brednie o tym, co się rzekomo dzieje w
dolinie.

– Umówiliśmy się, że nie będziemy wspominali o

moim stanie zdrowia. A tego domu nie będziesz budował

background image

jedną parą rąk, bo masz jeszcze moje ręce – powiedziała
Missy wesoło. – Nie jest mi obca ciężka praca, a chata
jest tak mała, że utrzymanie jej w porządku nie zajmie mi
dużo czasu. A jak powiedział doktor, nie stanowi różnicy,
czy będę leżała w łóżku czy pracowała jak wyrobnica – to
się po prostu stanie któregoś dnia i już.

Objął ją i pocałował, tak jakby była dla niego małym

skarbem, a pocałunek sprawił mu przyjemność.
Wyruszyli do Byron dużo później niż pierwotnie
zamierzali, ale żadne z nich nie zwróciło na to uwagi.


Octavia i Drusilla były w kuchni, gdy Missy nagle

weszła do domu. Spojrzały na nią zaskoczone, starając się
zrozumieć, dlaczego jest ubrana w tę szkarłatną,
koronkową suknię, nie wspominając już o kapeluszu
ozdobionym

pełnym

wdzięku

pióropuszem

ze

szkarłatnych strusich piór.

Co prawda nie przemieniła się w ciągu jednej nocy w

piękność, ale na pewno, już na pierwszy rzut oka, zmienił
się jej styl. Była niezwykle elegancka i biła od niej taka
duma, że mimo koloru sukni nie można jej było pomylić z
ulicznicą. Przypominała raczej obytą w wielkich sferach
kobietę z Londynu niż jedną z mieszkanek Caroline Lamb
Place.

– Och, Missy, wyglądasz świetnie – zapiszczała

Octavia, siadając w pośpiechu.

Missy przywitała się z nimi.
– Miło to usłyszeć, ciociu, bo przyznam, że czuję się

background image

cudownie – uśmiechnęła się do nich triumfalnie. –
Przyszłam powiedzieć wam, że wyszłam za mąż –
machnęła przed ich oczyma dłonią z obrączką.

– Za kogo? – spytała rozpromieniona Drusilla.
– Za Johna Smitha. Pobraliśmy się wczoraj w

Katoomba.

Zarówno Drusilla, jak i Octavia natychmiast

odrzuciły myśl o tym, że całe miasto plotkuje o nim,
nazywając zbrodniczym typem. Wyciągnął przecież ich
Missy z kłopotliwego staropanieństwa, musiał więc być
przez nie kochany. Należała mu się wdzięczność,
szacunek i lojalność.

Octavia podskoczyła ociężale, żeby wstawić czajnik.

Poruszała się z większą elastycznością i swobodą niż
zwykle, ale Drusilla była tak zajęta przyglądaniem się
solidnej obrączce córki, że tego nie spostrzegła.

– Pani Smith! – wymówiła Drusilla dla

eksperymentu. – Coś takiego, Missy, to brzmi
dystyngowanie.

– Prostota jest zawsze dystyngowana.
– A gdzie on jest? Czy przyjedzie, aby się z nami

zobaczyć? – spytała Octavia.

– Ma parę spraw do załatwienia w Byron, ale myślę,

że zrobi to dziś późnym popołudniem. Chce zobaczyć się
z wami, kiedy przyjedzie zabrać mnie do domu.
Myślałam, mamo, że wypełniając zajęciami ten dzień,
mogłybyśmy przejść się do Byron. Muszę kupić artykuły
spożywcze. Chcę też wstąpić do sklepu wuja Herberta,

background image

żeby wybrać parę materiałów na suknie dla siebie. Ten
brąz już mnie wykończył i nie założę go nigdy więcej. A
zamierzam pracować w męskiej koszuli i spodniach,
ponieważ są wygodniejsze, no i poza tym nikt przecież
nie będzie mnie oglądał.

– Czyż nie dobrze się składa, że kupiłaś maszynę do

szycia, Drusillo? – powiedziała Octavia, zbyt szczęśliwa,
aby zamartwiać się spodniami Missy.

Ale Drusilla zastanawiała się nad czymś tak ważnym,

że ani maszyna do szycia, ani spodnie Missy nie zwróciły
jej uwagi.

– A czy możesz sobie na to pozwolić? – spytała córkę

z niepokojem. – Materiały u wuja Herberta są tak drogie,
zwłaszcza wszystkie inne poza brązem, więc chyba na nic
ci się nie przydam.

– Wydaje mi się, że mogę. John – powiedział mi

ostatniego wieczoru, że zamierza dzisiaj rano złożyć dla
mnie w banku tysiąc funtów. Ponieważ, jego zdaniem,
żona nie powinna zwracać się do męża za każdym razem,
kiedy potrzebuje pieniędzy, ani też liczyć każdego grosza,
który wyda. Prosił mnie tylko o to, żebym nigdy nie
przekraczała sumy, którą mi wyznaczył – tysiąca funtów
rocznie. Czy możecie sobie wyobrazić? I utrzymanie
domu nie jest w to wliczone! Włożył sto funtów na
zakupy w pusty słoik po kawie i powiedział, że będzie
ciągle je tam wkładał, bo nie chce widzieć sklepowych
rachunków. Och, mamo, ciągle mam te kłopoty z
oddychaniem.

background image

– Tysiąc funtów! – oszołomione Octavia i Drusilla

spojrzały na Missy z szacunkiem. – Musi być bogatym
człowiekiem – powiedziała Drusilla doznając duchowej
przemiany, ponieważ zrozumiała, że nareszcie będzie
mogła zagrać na nosie Aurelii, Auguście i Antonii. „Ha!
Missy nie tylko zdołała wyprzedzić Alicję przed ołtarzem,
ale zdaje się, zrobiła dużo lepszy interes”.

– Tak, wydaje się, że tak – Missy na chwilę

dostosowała się do okoliczności. – Jego hojność
rzeczywiście nasuwa myśl, że jest bogaty, ale wydaje mi
się, iż on jest kimś więcej niż tylko bogatym
człowiekiem. Nigdy, ale to przenigdy nie sprawię mu
kłopotu przekraczając sumę, którą mi wyznaczył. W tej
chwili jednak potrzebuję kilku przyzwoitych ubrań – nie
brązowych! Parę zimowych i letnich sukienek, to
wszystko. Och, mamo! Jak pięknie jest tam na dole, w
dolinie. Nie mam ochoty prowadzić życia towarzyskiego,
chcę być po prostu tam tylko z Johnem.

Drusilla spojrzała na Missy, nagle zakłopotana.
– Missy, tak niewiele możemy ci dać w prezencie

ślubnym. Ale myślę, że możemy podarować ci jałówkę
rasy Jersey, nieprawdaż Octavio?

– Oczywiście, że możemy podarować jałówkę –

odpowiedziała Octavia.

– To się nazywa dostać znakomity prezent ślubny! –

powiedziała Missy. – Pokochamy ją, na pewno.

– Ale najpierw musimy doprowadzić naszą krowę do

byka wuja Persivala – powiedziała Octavia.

background image

– Będziecie musieli trochę na nią poczekać, ale przy

odrobinie szczęścia za kilka miesięcy będzie mały
cielaczek.

Drusilla spojrzała na kuchenny zegar.
– Jeśli chcesz odwiedzić sklepy wujów Herberta i

Maxwella, to powinnyśmy już wyruszyć. Możemy także
umówić się na podwieczorek z Julią, w jej herbaciarni,
żeby opowiedzieć jej wszystkie nowinki. Słowo daję,
będzie zaskoczona!

Octavia szarpnęła się lekko i nie doznała żadnego

bólu.

– Idę z wami! – obwieściła zdecydowanie. – Dzisiaj

nie pójdziecie beze mnie. Choćbym się miała czołgać na
rękach i kolanach, to pójdę!

I tak, w ten późny ranek, trzy panie przechadzały się

w centrum handlowym miasta, trzymając się pod ręce.

Po drugiej stronie ulicy Octavia zauważyła panią

Cecil Hurlingford – żonę doktora Cecila Hurlingforda,
pastora kościoła w Byron, której ostrego języka wszyscy
starali się unikać.

– Umierasz z ciekawości, prawda ty stara

czarownico? – powiedziała Octavia pod nosem przez
zęby. Uśmiechnęła się przy tym i skłoniła głową tak
sztywno, że pani Cecil zdecydowała się przejść na drugą
stronę ulicy, aby lepiej obejrzeć czerwone cudo, które
przyplątało się do stadka z Missalonghi.

Niestety, Drusilla przerwała tę wycieczkę, wydawszy

z siebie nagły okrzyk połączony ze śmiechem i wskazała

background image

palcem w stronę pani Cecil.

– Och, Octavio, pani Cecil nie poznała Missy.

Pewnie sądzi, że przyłączyła się do nas jedna z
mieszkanek Caroline Lamb Place.

Wszystkie trzy panie z Missalonghi wybuchnęły

śmiechem, a pani Cecil Hurlingford skręciła pospiesznie
do herbaciarni ciotki Julii, aby jak najszybciej uciec od
tego

niestosownego

wybuchu

wesołości,

który

najwidoczniej sama wywołała.

– Co za wrzawa! – zapiszczała z radości Octavia.
– Im większa, tym lepsza – powiedziała Missy,

wchodząc w drzwi imperium handlowego wuja Herberta.

Zajście na ulicy okazało się znakomitym środkiem

wzmacniającym przed tym, co miało nastąpić w sklepie.
Gdy Missy posunęła się do tego, żeby kupić dla siebie
koszulę i spodnie, oszołomiony wuj Herbert złożył usta w
trąbkę. Natomiast James zabełkotał z przerażenia, kiedy
Missy zażądała po jednej długości materiału z
lawendowo-niebieskiej tafty, morelowego jedwabiu,
bursztynowego atłasu i cyklamenowej wełny. Doszedłszy
do siebie wuj Herbert chciał już pofolgować sobie
wydalając ze sklepu zuchwałą dziewczynę, ale zmienił
zdanie i wręcz spokorniał, kiedy zapłaciła za swoje
sprawunki w złocie. Bez względu na to, jak bardzo
zdumiały go zakupy Missy, Herbert cały czas zaprzątnięty
był rozmyślaniem o tym, co też się dzieje w fabryce
butelek, gdzie odbywało się nadzwyczajne zebranie
udziałowców Byron Bottle. Hurlingfordowie prowadzący

background image

sklepy wysłali na to spotkanie Maxwella jako swego
reprezentanta. Uważali, że Maxwell ze swoim ciętym
językiem najlepiej potrafi walczyć o ich sprawy. Handel
musiał się przecież nadal kręcić. Jeżeli fabryka butelek
oraz – co za tym szło – łazienki, hotele i zdrojowiska
okażą się bezużyteczne, wtedy sklepy staną się
najważniejsze.

– Dostarczysz te wszystkie rzeczy dziś po południu

do Missalonghi, Jamesie – powiedziała Missy dostojnie,
kładąc na ladzie złotego funta szterlinga. – A to dla
ciebie. Zabierz też artykuły spożywcze, które zamówiłam
w sklepie wuja Maxwella. Mamo, ciociu Octavio,
idziemy! Możemy teraz zjeść lunch z ciocią Julią.

Trzy panie z Missalonghi opuściły sklep z wielką

godnością.

– Och, jakie to wszystko zabawne! – zachichotała

cicho Octavia, idąc już prawie normalnie. – Nigdy się tak
dobrze nie bawiłam!

Missy też była zadowolona, chociaż nieco mniej. Po

prostu nie otrząsnęła się jeszcze z szoku, jakiego doznała,
kiedy rzeczywiście znalazła w banku obiecane jej przez
Johna tysiąc funtów. Nie mogła też zapomnieć, jak
uprzejmie została przyjęta przez szefa banku, Quintusa
Hurlingforda. John Smith polecił mu, aby pieniądze, które
Missy będzie podejmowała, były wypłacane w złocie,
ponieważ w złocie zostały złożone.

Aż tysiąc funtów! Na dodatek miała już materiały na

sukienki, kupiła koszule, spodnie, a także kilka par

background image

ładnych bucików. Nie potrzebowała niczego więcej.
Gdyby

otrzymała

sto

funtów

zamiast

tego

zdumiewającego tysiąca, i tak nie przekroczyłaby tej
sumy przed upływem roku. Bo czyż ona kiedykolwiek
posiadała więcej niż jednego lub dwa szylingi? Mogła
więc za tę sumę kupić matce i ciotce dwukołówkę z
osiołkiem. Osiołek zjada mniej paszy niż koń i
zaprzęganie go jest łatwiejsze. W ten sposób matka z
ciotką nie będą musiały już chodzić pieszo i poniżać się
do próśb, aby przysyłano po nie powóz. Tak, na ślub
Alicji pojadą własną dwukółką z osiołkiem.

Ciotka Julia zdążyła już wydać swoje sto funtów ze

sprzedaży akcji. Polowa herbaciarni była odgrodzona, a
dwóch robotników męczyło się przy szlifowaniu i
przebudowie.

Przeprosiwszy za bałagan, Julia skoncentrowała

uwagę na stroju Missy, podziwiając jego urok.

– Wspaniała suknia i kapelusz, kochanie –

powiedziała. – Ale czy kolor nie jest zbyt wyzywający?

– Jest zdecydowanie wyzywający – przyznała Missy

bez cienia wstydu. – Widzisz, ciociu, miałam już tak
dosyć tego wiecznego brązu, że wybrałam kolor
najbardziej się od niego różniący. A poza tym dobrze mi
w nim, prawda?

„No tak, tylko czy pasuje do mojej herbaciarni?” –

zastanowiła się Julia, ale nie powiedziała tego głośno. To
nie byłoby grzecznie, krytykować swoją dobrodziejkę. A
że z powodu remontu nie miała zbyt wielu klientów,

background image

mogła mieć cichą nadzieję, że nikt jej nie posądzi o to, że
udostępniła swój lokal komuś z Caroline Lamb Place.
„Och! To o tym plotkowała dzisiaj pani Cecil
Hurlingford! O Boże!”

Tymczasem podprowadziła panie z Missalonghi do

najlepszego stolika i wkrótce podała posiłek składający
się z kanapek, ciasteczek i dużej ilości herbaty.

– Zamierzam położyć tapetę w kolorach kremowym,

złotym i purpurowym – powiedziała, przysiadając się do
gości. – Krzesła obiję harmonizującym z tapetami
błyszczącym brokatem. Sufit będzie miał barwę złota.
Kanarki też będą miały klatki w tym kolorze i wszędzie
ustawię donice z palmami. Czy sąsiednie drzwi –
pogardliwie ruszyła głową w kierunku „Olympus Cafe” –
będą mogły z tym konkurować?

Drusilla właśnie otworzyła usta, żeby podzielić się

wiadomością, iż Missy poślubiła Johna Smitha, który
okazał się bogatym człowiekiem, a nie żadnym
szubrawcem, kiedy przez drzwi wpadła Cornelia, wlokąc
za sobą, jak pawi ogon, różnego rodzaju kolorowe
wstążki i przepaski.

Cornelia i Julia mieszkały razem nad herbaciarnią,

która nie do końca stanowiła własność Julii. Płaciła
olbrzymi podatek swojemu bratu Herbertowi, który
solennie zapewniał ją, że już niedługo spłaci go co do
grosza.

Tymczasem

zarówno

podatek,

jak

i

zainwestowana suma ze sprzedaży jej domu i pięciu
akrów ziemi przyniosły mu taki zysk, że kupił sobie nowy

background image

sklep. Dzielące wspólny żywot dwie siostry rozkoszowały
się wszelką nową informacją, uzyskiwaną dzięki pracy w
ogólnie dostępnych miejscach – herbaciarni i sklepie
Alicji. Cornelia, mniej pobudliwa z nich dwóch, musiała
zawsze czekać z przekazaniem zdobytych przez siebie
nowych wieści do zamknięcia sklepu, ponieważ Alicja nie
pozwalała jej go opuszczać, gdy był otwarty. Coś, co
miała im do zakomunikowania, musiało być bardzo
ważne, skoro zaryzykowała gniew Alicji. Cornelia była
tak wstrząśnięta wiadomościami, które przyniosła, że
ledwie obrzuciła spojrzeniem szkarłatny strój Missy.

– Zgadnijcie! – wysapała, padając na krzesło i

zupełnie zapominając o elegancji, której wymagano od
niej w salonie Alicji.

– Co? – spytały wszystkie naraz. Świadome były tych

wszystkich faktów i spodziewały się usłyszeć coś, co
zrobi na nich piorunujące wrażenie.

– Alicja dzisiaj rano uciekła z szoferem Billy’ego!
– Co???
– Tak, tak, uciekła z kochankiem! I to w jej wieku!

Och, jaki cyrk jest teraz w domu Aurelii! Histeria na
przemian z wściekłością! Mały Willie był bliski płaczu
szukając Alicji, bo nie chciał uwierzyć w to, co mu
napisała. Billy huczał jak wichura, bo musiał się udać na
jakieś bardzo ważne spotkanie w fabryce i nie mógł
zrobić tego, co chciał – napuścić policję na szofera.
Aurelię, sztywną jak kłoda, trzeba było przenieść do
łóżka, a potem wezwać do niej doktora Nevilla, bo

background image

wstrzymał jej się oddech tak, że aż zemdlała. Wuj Neville
zbeształ ją, że wezwano go bez powodu, i nazwał
zepsutym dzieciakiem, co spowodowało, iż zaczęła
wrzeszczeć i pewnie jeszcze to robi. Edmund opadł
zrezygnowany na krzesło i nie ruszał się, a Ted z
Randolphem usiłowali coś zrobić, żeby go nakłonić do
udania się na to spotkanie w fabryce. A najgorsze było to,
że Alicja i szofer uciekli nowym firmowym autem
Billy’ego, tak jak gdyby to był ich własny samochód.

Zapierające dech opowiadanie Cornelia zakończyła

wybuchem śmiechu, Missy przyłączyła się do niej, a
potem po kolei wszystkie trzy panie włączyły się do tej
kaskady śmiechu wywołanej wydarzeniami w Mon
Repos. Wszystko to wprawiło je w doskonały nastrój.
Teraz, już na spokojnie, zajęły się dokładną analizą
małżeństwa Missy i ucieczki Alicji z kochankiem, tak ze
zapomniały o podwieczorku.


John Smith przybył do Missalonghi parę minut przed

piątą. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Uprzejmie
uścisnął dłoń teściowej, powstrzymując się od całowania,
co zresztą szczerze przypadło jej do gustu. Przywitał się
także z Octavią.

Drusilla musiała przyznać, po raz pierwszy

przyglądając się dokładnie, że ma świetną męską
sylwetkę. Oczywiście wrażenie to wzmagał elegancki
garnitur, świeżo ostrzyżone włosy, a także schludnie
przycięty zarost. Tak, Missy nie miała co się wstydzić

background image

wyboru partnera na życie. To, że był dużo starszy, nie
stanowiło

zdaniem

Drusilli

przeszkody.

Wręcz

przeciwnie. Te pięćdziesiąt lat czyniło z niego
odpowiedniego kandydata na męża. Wydawał się też mieć
dobry charakter. Zachowywał się zupełnie swobodnie w
domu i pochwalił zapach baraniny, który docierał od
strony kuchni.

– Mam nadzieję, że ty i Missy zostaniecie u nas na

obiedzie? – spytała Drusilla.

– Z przyjemnością – odpowiedział.
– A co z drogą powrotną? Czy to nie ryzykowne

jechać po ciemku?

– Nie. Konie idą tamtędy po omacku.
Odchylił się na krześle i popatrzył na żonę. Siedziała

naprzeciwko z dumą, której jego pierwsza żona nigdy nie
miała, i posyłała mu rozpromienione spojrzenia.
Mężczyźni to głupcy. Zawsze rozglądają się za pięknymi
kobietami, podczas gdy rozum podpowiada, że prostota
jest dużo ciekawsza. Było jej bardzo dobrze w tym
błyszczącym czerwonym stroju – wyglądała nie tyle
pięknie, nawet nie tyle ładnie, co interesująco. Było to
trochę wyzywające, ale pasowało do niej. Atrakcyjny,
odrobinę nierówny nos, to wszystko. I gdy tak siedziała,
tryskając życiem, trudno było uwierzyć, że w każdej
chwili mogła umrzeć. Jego serce wypełniło osobliwe
doznanie: „Już jutro... Nie myśl o tym do czasu, aż się to
stanie. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, a tego ci nie
wolno! Nie traktuj jej śmierci tak, jakby to była

background image

kosmiczna zemsta na tobie! Może uda ci się spowodować,
że to się nigdy nie wydarzy!” Przecież czasem zdarzają
się cuda. Zetknął się z tym raz czy dwa podczas swoich
podróży. Uwolnienie się od pierwszej żony było
niewątpliwie jednym z nich.

– Chcę z wami porozmawiać, drogie panie –

powiedział, wracając myślami do spraw aktualnych.

Trzy

twarze

zwróciły

się

ku

niemu

z

zainteresowaniem. Drusilla i Octavia wstrzymały
krzątaninę przy kuchni i usiadły.

– Dziś rano odbyło się w fabryce zebranie

udziałowców spółki Byron Bottle – powiedział. – Zmienił
się zarząd przedsiębiorstwa, to znaczy przeszedł w moje
ręce.

– W twoje? – zapiszczała Missy.
– Tak.
– Więc to ty jesteś tym tajemniczym kupcem?
– Tak.
– Ale dlaczego? Wuj Billy mówił, że ten, kto skupuje

te akcje, nigdy nie odzyska pieniędzy, które wyłożył!
Więc po co to wszystko?

Uśmiechnął się chłodno. I wtedy Missy po raz

pierwszy zobaczyła innego Johna Smitha – silnego i
pełnego kamiennego spokoju Johna Smitha. Johna
Smitha, który nie znał znaczenia słowa „miłosierdzie”. To
jej nie zaskoczyło, ani nie zraziło. Wręcz przeciwnie –
ucieszyło ją. Nie miała przed sobą pokonanego
uciekiniera, walczącego uporczywie z przeciwnościami

background image

losu. Ten zachwycająco odprężony i spokojny mężczyzna
nie był człowiekiem słabego charakteru. Ale na pewno
istnieli ludzie, którzy błędnie to odczytywali, uważając za
słabość to, co było siłą. Nawet tak bliscy, jak jego
pierwsza żona. Tak, dopiero teraz zrozumiała, jak tamta
kobieta źle go osądziła – musiała być bardzo ograniczona.

Ale on właśnie zamierzał odpowiedzieć na jej

pytanie, więc całą uwagę skupiła na rozmowie.

– Między mnie a Hurlingfordów już dawno rzucona

została kość niezgody. Nie włączam w to, oczywiście,
was. Większość Hurlingfordów tak cholernie uległa
samozadowoleniu i jest tak bardzo przekonana o
wyższości swego szlacheckiego, wolnoosadniczego,
angielskiego pochodzenia, że za nic mają takich ludzi jak
ja. A ja? Ja wciąż słyszę szczęk kajdan na nogach matki,

[Brytyjczycy rozpoczęli kolonizację Australii od tworzenia kolonii karnych.
Pierwsza z nich powstała właśnie w okolicach dzisiejszego Sydney. Matka Johna
Smitha musiała być zatem byłą więźniarką.]

a przed oczyma mam

ukochanego ojca, który był Żydem. Postanowiłem dostać
Hurlingfordów i nie obchodziło mnie, ile to będzie
kosztowało. Dlatego właśnie tu przybyłem. Tak się
jednak szczęśliwie złożyło, że zdobyłem wystarczająco
dużo pieniędzy, aby wykupić spółkę Byron Bottle bez
kłopotu.

– Ale przecież ty nie pochodzisz z Byron –

powiedziała Missy, oszołomiona.

– To prawda, ale moja pierwsza żona pochodziła z

Hurlingfordów.

background image

– Naprawdę, a jak miała na imię? – spytała Drusilla,

która była ekspertem od drzewa genealogicznego klanu
Hurlingfordów.

– Una.
Na całe szczęście Drusilla i Octavia były tak

zainteresowane tym, co mówił John Smith, a John Smith
był tak skupiony na tym, co miał do powiedzenia, że nie
zwracali uwagi na Missy.

Missy siedziała z kamienną twarzą w absolutnym

osłupieniu, niezdolna się poruszyć. Una... Una!

„Jak matka i ciotka mogły zareagować tak obojętnie

na dźwięk tego imienia, przecież poznały ją i, co więcej,
gościły w swoim domu? Czy nie pamiętają już biskwitów
i podpisywania dokumentów?” – Una? – Drusilla mówiła
sama do siebie. – Niech się zastanowię. Ona musiała być
jedną z córek Marcusa Hurlingforda z Sydney. A więc
Livilla Hurlingford jest jej kuzynką w pierwszej linii i
najbliższą krewną w Byron. Nigdy jej nie spotkałam.
Umarła chyba bardzo dawno temu. Utonęła, prawda?

– Tak – odpowiedział John Smith.
„Czy to się naprawdę wydarzyło? Czy to stąd ta

świetlista emanacja wokół niej? Czy dlatego pojawiała się
zawsze wtedy, gdy Missy jej potrzebowała? A co z
biblioteką? Czy romanse i wszystkie inne powieści były
tylko wstępem do tej jednej – o dziewczynie umierającej
na serce w ramionach ukochanego? Akcje na biurku,
formularze i Una jako zręczny sędzia pokoju. Tupet i
wesołe roztrzepanie, cechy tak bardzo pociągające osobę

background image

zamkniętą w sobie, jaką była Missy. Szkarłatna suknia i
kapelusz – dokładnie skopiowane z wyobraźni Missy, i
idealny rozmiar. I to niezwykłe znaczenie, jakie Una
przykładała do wypowiadanych słów, które wbiło się w
pamięć Missy jak woda w wysuszoną glebę i tak bogato
zakiełkowało. Una. Och, Una. Kochana, świetlista Una”.

– Ale jej ślubne nazwisko na pewno nie brzmiało

Smith – ciągnęła Drusilla. – Było takie rzadko spotykane,
jak Cardmon czy Terebinth, czy też Gooesflesh. On był
bardzo bogatym człowiekiem i jak sobie przypominam, to
był jedyny powód, dla którego sir William Drugi wydał
pozwolenie na ślub. Tak, teraz dopiero rozumiem,
dlaczego oni cię tak bardzo znieważali, jeśli to ty jesteś
tym człowiekiem.

– Tak. Ja to on. I rzeczywiście oni bardzo mnie

obrażali.

– My – powiedziała Drusilla, wyciągając dłonie, aby

wymienić serdeczny uścisk – jesteśmy zachwycone
mogąc przyjąć cię do naszej rodziny, mój drogi Johnie.

Jego oschłość minęła, a oczy spoczywające na

teściowej stały się łagodne i delikatnie poweselały.

– Dziękuję. Zmieniłem nazwisko, to oczywiste, i

chciałbym, żebyście nie wspominały nikomu o tej
zadawnionej historii.

– Nie wyjdzie to poza ściany Missalonghi –

powiedziała Drusilla i westchnęła, domyślając się, że
zmienił

nazwisko,

aby

zerwać

z

bolesnymi

wspomnieniami.

background image

To, czego dowiedziała się Missy o Johnie Smisie od

niego samego, było zaledwie skąpą częścią tego, o czym
dowiedziała się teraz, a co wiązało jego życie z
Hurlingfordami z Byron.

– To straszne, że się utopiła – powiedziała Octavia,

potrząsając głową. – To musiało, Johnie, zranić cię
boleśnie. Ale cieszę się, że na koniec rzeczy przybrały
taki obrót. Chodzi mi o fabrykę i w ogóle. I czy to nie jest
interesujące, że przybyłeś tu i poślubiłeś inną
Hurlingfordównę.

– Dzisiaj stało się to nawet pomocne – odparł

spokojnie John Smith.

– Są Hurlingfordowie i Hurlingfordowie, jak w

każdej innej rodzinie – powiedziała szczerze Drusilla.

– Una nie była chyba typem "kobiety, która nadawała

się na żonę, a po tym, co się między wami wydarzyło,
może to i lepiej, że umarła tak młodo. A Missy – myślę,
że to ona cię uszczęśliwi.

Uśmiechnął się i wyciągnął rękę, aby dotknąć

chłodnej dłoni Missy.

– Tak, też myślę, że tak będzie – mimo odległości,

jaka ich dzieliła, udało mu się pocałować drżące palce
Missy. Po czym zwrócił się do Drusilli i Octavii.

– A powracając do sprawy. Teraz ja mam kontrolę

nad całą spółką Byron Bottle i nad wszystkim, co się z
tym wiąże. Chcę wprowadzić trochę bardzo potrzebnych
zmian. Zasiądę w zarządzie jako główny dyrektor, a
Missy stanie się moją prawą ręką. Potrzebuję jednak

background image

ośmiu nowych osób na stanowiska kierownicze. Muszę
mieć grupę pracowitych i osobiście zainteresowanych
ludzi, którzy będą mieli na uwadze tak sprawy miasta i
jego mieszkańców, jak i sprawy fabryki. Wymaganą
większością głosów otrzymałem dzisiaj zgodę na
restrukturyzację zarządu i na swój plan działania. Udało
mi się też wykupić resztę udziałów. Sir William, Edmund
Marshall, bracia Maxwell i Herbert Hurlingfordowie oraz
kilka innych osób sprzedało mi je, kiedy zakończyło się
zebranie. Doprowadziła ich do tego zawiść, co jeszcze
bardziej potwierdza to, o co ich zawsze posądzałem – że
są głupcami. Byron Bottle zostanie rozbudowana i
obejmie różnorodne gałęzie przemysłu. Postaram się, aby
prosperowała dużo lepiej i aby bardziej znaczący był jej
wpływ na polepszenie życia mieszkańców. – Uśmiechnął
się i wzruszył ramionami. – Nie ma co się zastanawiać
nad sir Williamem Hurlingfordem i jemu podobnymi. W
zarządzie potrzebne mi będą kobiety i chcę, abyście to
były wy, drogie panie, oraz Julia i Cornelia Hurlingford.
Wszystkie wspaniale radziłyście sobie ż ubóstwem i nie
brak wam odwagi. Wprowadzenie do zarządu kobiet
stanowi radykalną zmianę w Byron Bottle, ale
zaobserwowałem, że na świecie, w większości tego
rodzaju zarządów zasiadają przede wszystkim kobiety – i
to starsze wiekiem.

Uniósł brwi i spojrzał na Drusillę i Octavię, które

słuchały go jak zahipnotyzowane.

– A więc, czy jesteście zainteresowane moja ofertą?

background image

Naturalnie, będę wam wypłacał dyrektorskie pensje.
Poprzednia rada płaciła każdemu ze swoich członków
pięć tysięcy funtów rocznie. , Natomiast ja, chcę was
uprzedzić, obetnę tę sumę do dwóch tysięcy funtów.

– Ale my przecież nie mamy zielonego pojęcia, co

trzeba robić! – wykrzyknęła Octavia.

– Większość rad zarządzających nie ma o tym

pojęcia, ale to żadna przeszkoda. Zarządzać będzie John
Smith i pamiętajcie – John Smith wszystkiego was
nauczy. Każdej z was przydzielę określony zakres
obowiązków i sądzę, że potraficie spojrzeć na stare
problemy świeżym okiem, a z nowymi poradzicie sobie w
nietuzinkowy sposób i jak żadna inna rada zarządzająca.

Spojrzał surowo na Drusillę:
– Czekam na twoją odpowiedź, mamo. Czy

przyłączysz się do mnie, czy nie?

Drusilla z ledwie dosłyszalnym odgłosem zamknęła

otwarte do tej pory usta.

– Ależ oczywiście, że się zgadzam, i moje siostry

również. Jestem przekonana.

– Bardzo dobrze. W takim razie, pierwszą sprawą,

którą musisz załatwić, jest obsadzenie pozostałych
czterech wakatów w zarządzie. Mam na myśli tylko
kobiety.

– To musi być sen – powiedziała Octavia.
– Ależ nie – odparła majestatycznie Drusilla. – To

rzeczywistość, siostro. Panie z Missalonghi przechodzą w
końcu na swoje.

background image

– Co za dzień! – westchnęła Octavia.
W istocie, co za dzień. Za otwartymi tylnymi

drzwiami ukazał się zachód słońca. Missy obserwowała
go ze swojego krzesła. Pomiędzy porozwiewanymi
strzępami wysoko sunących chmur w kolorze równie
szkarłatnym jak jej suknia, przebłyskiwało zielonkawe
niebo. A w sadzie na owocowych drzewkach mieniły się
w blednącym słońcu kwiaty, przechodząc z bieli w róż i
jeszcze ciemniejszy cyklamen. Ale jej umysł i oczy, tak
bardzo zawsze wrażliwe na piękno świata, nie były tym
razem pochłonięte wspaniałym widokiem. W drzwiach
wejściowych stała uśmiechając się Una. Una. Una! Och,
Una!

– Nigdy mu nie powiedz prawdy, Missy. Pozwól mu

uwierzyć, że to jego miłość i serdeczna troska uzdrowiły
cię. – Una zaśmiała się cicho. – To mężczyzna, który
potrafi kochać – bardzo, bardzo kochać, ale nigdy nie
naraź się na jego gniew. Sprowokowanie go nie leży w
twojej naturze, ale uważaj, nie kuś losu, nigdy nie
powiedz mu prawdy o swoim sercu. Nie ma takiego
mężczyzny, który czuje się dobrze jako ofiara oszustwa
kobiety. A on jest na to szczególnie wrażliwy. Zapamiętaj
więc moją radę: nigdy mu tego nie powiedz!

– Czy opuszczasz mnie? – spytała Missy z

niepokojem.

– Tak, odchodzę. Wypełniłam już swoją misję. Teraz

chcę odpocząć na najbardziej puszystej, najbardziej
zachwycającej i najbardziej szampańskiej chmurze, jaką

background image

znajdę.

– Una, to mi się nie uda bez ciebie!
– Nonsens, kochanie. Oczywiście, że ci się uda. Po

prostu bądź dla niego dobra. Szczególnie w pieszczotach.
I wszystko ułoży się doskonale. Ale tak długo, jak długo
będziesz żyła, pamiętaj o mojej przestrodze – nigdy nie
powiedz mu prawdy!

Bijący od niej blask powodował, że zlewała się z

zachodzącym słońcem. Zatrzymała się jeszcze na chwilę
w wejściowych drzwiach, a światło przelało się przez nią
i ponad nią. Odeszła.

– Missy, Missy, Missy! Nic ci nie jest? Wszystko w

porządku? Missy, na litość boską, odpowiedz mi!

– John Smith stał przy niej, rozcierając jej dłonie i

spoglądając z rozpaczliwym strachem w oczach.

Zdołała się uśmiechnąć do niego:
– Czuję się zupełnie dobrze, Johnie, naprawdę. To

ten dzień. Zbyt dużo szczęścia.

– Lepiej przyzwyczaj się do takiego ogromu

szczęścia, moje kochanie, ponieważ zaleję cię nim,
przysięgam – powiedział, łapiąc oddech. – Jesteś moją
drugą szansą, Missalonghi Smith.

Przez frontowe drzwi powiał chłodny, lekki wiatr i

jeszcze zanim Drusilla zdołała je zamknąć, do uszu Missy
dobiegł oddalający się szept:

– Nigdy nie powiedz mu prawdy! Proszę, nigdy nie

powiedz...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
McCullogh Colleen Panie z Missalondhi
McCullough Colleen Panie z Missalonghi
McCullough Colleen Czas miłości
McCullough Colleen Credo trzeciego tysiąclecia
McCullough Colleen Bieg Morgana
McCullough Colleen Pieśń o Troi
McCullough Colleen Ptaki ciernistych krzewow (rtf)
McCullough Colleen Ptaki ciernistych krzewów
McCullough Colleen Bieg Morgana
§ McCullough Colleen Nieprzyzwoita obsesja
McCullough Colleen Credo trzeciego tysiąclecia
Colleen McCullough Piesn o Troi
Jesteś o Panie wśród nas
chce panie slawic cie wciaz
Uwielbiam Imię Twoje Panie
Dziś przychodzę Panie mój
Uwielbiam imię Twoje Panie
Czego chcesz od nas Panie Viola

więcej podobnych podstron