McCullough Colleen Panie z Missalonghi

background image

Colleen McCullough

Panie z Missalonghi

The Ladies of Missalonghi

Przekład Małgorzata Żuk

background image

Matce, która w Górach Błękitnych zrealizowała

marzenie swojego życia

Autorka

background image

– Czy możesz mi powiedzieć, Octavio, dlaczego

nasz los jakoś nie wydaje się zmieniać na lepsze? –
spytała siostrę Drusilla Wright, dodając z
westchnieniem: – Potrzebny nam nowy dach.

Panna Octavia Hurlingford wcisnęła ręce między

uda, pokiwała smutno głową i odwzajemniła
westchnienie siostry: – Kochanie, czy jesteś pewna?

– O, przyszedł Denys.
Odkąd ich siostrzeniec, Denys Hurlingford,

prowadził miejscowy handel towarami żelaznymi i
okazało się to niezwykle korzystnym
przedsięwzięciem, jego zdanie w tego typu sprawach
stało się wyrocznią.

– Ile będzie kosztował nowy dach? Czy sądzisz,

że trzeba wymienić cały? Może wystarczy zmienić
tylko najgorsze części?

– Obawiam się, że nie ma ani jednego kawałka,

który warto byłoby zatrzymać – powiedział Denys.

– W takim razie potrzebujemy około

pięćdziesięciu funtów.

Zapadła ponura cisza. Każda z sióstr łamała

sobie głowę, skąd zdobyć pieniądze potrzebne na
reperację dachu. Siedziały jedna przy drugiej na
pokrytej końskim włosiem sofie – jedynej

background image

pozostałości z lepszych czasów, których nikt już nie
pamiętał.

Drusilla Wright z mikroskopijną precyzją

mereżkowała skraj płótna, a Octavia Hurlingford
zajęta była szydełkowaniem, robótką, która
odpowiadała jej bardziej niż wybornie wykonywana
przez siostrę mereżka.

– Mogłybyśmy wydać te pięćdziesiąt funtów,

które ojciec ulokował dla mnie w banku, kiedy się
urodziłam – zaoferowała Missy, trzecia z lokatorek
domu, chcąc w ten sposób złagodzić wyrzuty
sumienia, że nie zaoszczędziła grosza z pieniędzy za
jajka i masło.

Ona także pracowała. Siedząc na niskim

stołeczku robiła specjalnym czółenkiem frywolitki.

[Frywolitki – bardzo delikatne koronki lub serwetki koronkowe,
wykonywane specjalnym czółenkiem, rzadziej szydełkiem.]

Palce

Missy splatały pętle płóciennej nici z niezwykłą
sprawnością. Znała swą pracę tak dobrze, że
wydawało się, iż wykonuje ją niemal na ślepo i
obojętnie.

– Dziękuję ci, ale nie – odrzekła Drusilla Wright.
I tak oto zakończyła się jedyna rozmowa, która

odbyła się podczas dwugodzinnej pracy w piątkowe
popołudnie.

Niedługo potem ścienny zegar zaczął wybijać

czwartą. Podczas gdy ostatnie wibracje dźwięku
zegara unosiły się jeszcze w powietrzu, trzy panie

background image

przystąpiły z automatyzmem wynikającym z
długiego przyzwyczajenia do odkładania swoich,
rękodzieł. Drusilla mereżkowania, Octavia
szydełkowania, a Missy koronek. Każda z nich
ułożyła robótkę w identycznej, popielatej, flanelowej
torbie, a potem każda z kolei torba została
umieszczona w starym mahoniowym kredensie
stojącym poniżej okna.

Codzienny tok zajęć nigdy niczym się nie różnił.
O czwartej dwugodzinna sesja robótek w

saloniku kończyła się, dając początek drugiej
dwugodzinnej sesji, ale już zupełnie innego rodzaju.

Drusilla zasiadała do organów, które były jej

jedynym skarbem i dawały wielką przyjemność,
podczas gdy Octavia i Missy przechodziły do kuchni,
aby przygotować wieczorny posiłek i dokończyć
domowe prace.

Gdy stanęły obok siebie w drzwiach, według

hierarchii domowej ważności, łatwo było zauważyć,
że Octavia i Drusilla to siostry. Obie były
niezmiernie wysokie i miały pociągłe, kościste i
anemicznie blade twarze. Jednak gdy Drusilla
zbudowana była zdecydowanie mocno i muskularnie,
Octavia miała sylwetkę wątłą i wyniszczoną
zadawnioną chorobą kostną. Missy miała ponad pięć
i pół stopy wysokości, dzieląc wzrost między ciocine
pięć stóp i matczyne sześć stóp wysokości. Nic
więcej wspólnego z obydwiema siostrami nie miała.

background image

Była ciemnowłosa, a one były jasne. Piersi miała tak
małe, jak ich biusty wydawały się przesadne, a jej
delikatna twarz kontrastowała z ostrymi rysami ciotki
i matki.

Kuchnia znajdowała się w wielkim, pustym

pomieszczeniu usytuowanym na tyłach głównego
holu. Jej wymalowane na brązowo drewniane ściany
pogłębiały i tak ponurą atmosferę wnętrza.

– Missy, zanim wyjdziesz przebrać ziarno, obierz

ziemniaki – powiedziała Octavia, zawiązując
obszerny brązowy fartuch, który chronił jej sukienkę,
tego samego koloru, przed niebezpieczeństwami
zajęć kuchennych.

Podczas gdy Missy obierała precyzyjnie

odliczone trzy kartofle, Octavia przegarniała węgielki
tlące się w palenisku wewnątrz czarnego żelaznego
kręgu, który zajmował całą długość frontu
kuchennego komina. Zaraz potem dodała świeżego
drzewa i ustawiła szyber tak, aby uzyskać większy
cug, a następnie wstawiła olbrzymi żelazny czajnik.
Następnie odwróciła się do spiżarki, żeby wyciągnąć
artykuły na przyszły poranny posiłek.

– A niechże to! – wykrzyknęła unosząc brązową

papierową torbę, z której dna sypnęła się owsianka,
pokrywając podłogę warstwą przypominającą
napuszone płatki śniegu. – Spójrz na to, myszy!

– Nie martw się. Zastawię dziś wieczorem kilka

pułapek – powiedziała Missy bez większego

background image

zainteresowania. Włożyła kartofle do małego
garnuszka z wodą i dodała szczyptę soli.

– Pułapki nie załatwią sprawy naszego

jutrzejszego śniadania, więc spytaj mamę, czy
możesz pobiec do sklepu wuja Maxwella, aby
dokupić owsianki.

– Czy nie mogłybyśmy się bez niej obejść? –

Missy nienawidziła owsianki.

– W zimie?! – Octavia zmierzyła siostrzenicę

wzrokiem pełnym obawy o stan jej umysłu. – Moja
droga, dobra duża miska owsianki jest tania i
wystarcza na cały dzień. Teraz pospiesz się, na litość
boską!

Po drugiej stronie kuchennych drzwi

rozbrzmiewała ogłuszająca muzyka organowa.
Drusilla była przerażająco złym wykonawcą, ale
nigdy jej tego nie powiedziano. Wręcz przeciwnie,
utrzymywano, że robi to świetnie. A że ten
niesłychany brak talentu wymagał bezlitosnej
zaprawy, Drusilla każdego popołudnia pomiędzy
czwartą a szóstą z uporem ćwiczyła. Następstwem
tego było narzucanie jej muzycznego beztalencia
głównemu, coniedzielnemu zgromadzeniu rodziny
Hurlingfordów w byrońskim kościele. Szczęśliwie
żaden z Hurlingfordów nie miał słuchu muzycznego,
toteż cała rodzina sądziła, że gra Drusilli wspomaga
nabożeństwo.

Missy zakradła się do saloniku – nie do tego,

background image

gdzie pracowały wcześniej, ale do drugiego –
przeznaczonego na ważne okazje. Tu stały organy.
Drusilla zmagała się z Bachem z zapałem rycerza
atakującego, ze szczękiem i grzmotem, rywala na
polu walki. Siedziała wyprostowana, z zamkniętymi
oczami, pochyloną głową i wykrzywionymi ustami.

– Mamo... – był to najcichszy szept – nieśmiały,

cichy szmer. Jednak to wystarczyło. Drusilla
otworzyła oczy i odwróciła głowę bardziej
zrezygnowana niż zła. – Przepraszam, że ci
przerywam, ale potrzebujemy więcej owsianki.
Muszę pobiec do miasta, zanim wuj Maxwell
zamknie sklep. Myszy dostały się do torby.

Drusilla westchnęła:
– Przynieś mi zatem sakiewkę.
Sakwa została przyniesiona, a z zakamarków jej

sflaczałego wnętrza wyciągnięto sześciopensówkę.

– Owsianka na wagę. Pamiętaj. Przy

paczkowanych płatkach płacisz dużo więcej za
fantazyjne pudełko.

– Nie, mamo, paczkowane płatki są znacznie

smaczniejsze i nie trzeba ich parzyć całą noc! – W
sercu Missy zrodziła się nadzieja.

– No cóż, jeśli ty i ciocia Octavia wolicie raczej

jeść płatki paczkowane, to ja nie będę podkreślała
różnicy w kosztach.

Drusilla zawsze powtarzała sobie i swojej

siostrze, że żyć będzie do tego dnia, kiedy jej

background image

nieśmiała córka okaże jakiś znak oporu. Tymczasem
ta skromna zapowiedź niezależności odbiła się tylko
od nieugiętej matki, która nawet nie zdała sobie z
tego sprawy.

– Nie będziesz podkreślała...? – spytała urażona

Missy.

– Zdecydowanie nie. Owsianka jest w zimie

naszym podstawowym pożywieniem i to o wiele
tańszym niż węgiel na opał.

Po chwili jej głos zabrzmiał bardziej przyjaźnie,

jak u kobiety zrównoważonej.

– Jaka temperatura?
Missy spojrzała na termometr w holu:
– Czterdzieści dwa stopnie

[Wysokość temperatury

podawana jest w książce w skali Fahrenheita.]

– zawołała.

– W takim razie będziemy jadły w kuchni i

spędzimy w niej cały wieczór – krzyknęła Drusilla,
rozpoczynając od nowa pasowanie się z Bachem.

Owinięta w brązowy płaszcz, brązowy wełniany

szal i brązowy zrobiony na drutach beret, z
sześciopensówką z maminej sakiewki wsuniętą do
wnętrza palca brązowej rękawiczki, Missy opuściła
dom i pospieszyła ścieżką wyłożoną kształtną cegłą
w dół, do frontowej bramy. W małej torbie na zakupy
miała książkę. Okazji, żeby dostać się do biblioteki,
miała niewiele, a odległość między wypożyczalnią a
domem była duża. I jeśli po drodze wstąpi tam, to

background image

nikt nie musi się od razu dowiedzieć, że zrobiła coś
więcej poza zakupem owsianki w sklepie wuja
Maxwella.

Być może dziś wieczorem czytelników będzie

obsługiwała jej ciotka Livilla, więc dostanie książkę
jakiegoś innego rodzaju niż romans. Ale tak
naprawdę dla Missy każda książka była lepsza niż jej
zupełny brak. W poniedziałek zastałaby w bibliotece
Unę i obowiązkowo otrzymałaby romans.

Powietrze przepełnione było delikatną, szkocką

mgiełką, dygocącą między mgłą a deszczem i
powlekającą kulistymi kroplami żywopłot
wyznaczający granice domu zwanego Missalonghi.
Gdy znalazła się na Gordon Road, zaczęła biec.
Zwolniła dopiero na rogu, ponieważ złapała ją
przeraźliwa kolka. Zwolniła, ale nadal szła szybko.
Odczuła niewielką ulgę. Zaczęło ją ogarniać
promieniste szczęście, które pojawiało się zawsze,
kiedy ofiarowywano jej tę najrzadszą z wielkich
przyjemności, jaką było oddalenie się od granic
Missalonghi. Kolka wreszcie ustąpiła, a ona zaczęła
po raz kolejny podziwiać znajome osobliwości miasta
Byron, wyłaniające się z mgły w późne popołudnie
krótkiego zimowego dnia.

Wszystkie nazwy w mieście Byron wiązały się

nierozłącznie z wielkim poetą. Także dom matki
Missy nazywano Missalonghi, aby uczcić miejsce, w
którym przedwcześnie zmarł Byron.

[George Gordon Byron

background image

zmarł w roku 1824 w Missolungi (Grecja).]

Ta dziwaczna miejska

terminologia była dziełem wielkiego dziadka Missy –
sir Williama Hurlingforda Pierwszego, który założył
miasto po przeczytaniu „Childe Harolda”, doznawszy
olśnienia, że odkrył wielkie dzieło literackie. Byron
stało się jego pasją i odtąd zanudzał wszystkich,
których znał, niestrudzonym opowiadaniem o
rosnących kosztach rozwijającego się miasta.

Missalonghi położona była przy Gordon Road,

Gordon Road przechodziła w Noel Street, a Noel
Street w Byron Street – główną ulicę po
„ważniejszej” stronie miasta. George Street wiła się
przez kilka mil, zanurzając się w dolinę Jamieson.
Był tu nawet niewielki zaułek, nazywany Caroline
Lamb Place, położony po „gorszej” stronie miasta,
przy linii kolejowej (tak samo jak Missalonghi).
Mieszkało tam około tuzina hałaśliwych kobiet, które
zajmowały trzy domy. Tu właśnie przybywało wielu
gości płci męskiej z obozu położonego zaraz obok
linii kolejowej oraz z olbrzymich zakładów
przemysłowych, które szpeciły południowe krańce
miasta.

Powstanie tego miejsca odkrywało najbardziej

kłopotliwą, a zarazem interesującą stronę
intrygującego charakteru sir Williama Pierwszego,
zważywszy zwłaszcza na fakt, że na łożu śmierci
nakazał, aby nie mieszano się w naturalny bieg spraw
i nie zmieniano funkcji Caroline Lamb Place. I tak od

background image

tego czasu miejsce to pozostawało wyraźnie
nieczyste, co niekoniecznie musiało być
spowodowane rosnącymi tam kasztanami.

Rzeczywiście, sir William Pierwszy z pasją

czynił to, co określał „uporządkowanym systemem
nazewnictwa”. Wszystkie swoje córki obdarował
imionami łacińskimi, ponieważ były one bardzo
popularne w wyższych sferach społeczeństwa. Jego
potomkowie podtrzymali ten zwyczaj, więc w
rodzinie spotykało się same Julie, Aurelie, Antonie,
Augusty... W jednej z gałęzi rodziny spróbowano
ulepszyć ten zwyczaj i wraz z przyjściem na świat
piątego syna, zaczęto nazywać chłopców imionami
wywodzącymi się z łacińskiej numeracji. W ten
sposób drzewo genealogiczne rodziny Hurlingfordów
wsławili: Quintus, Sextus, Septimus, Octavius i
Nonus. Decimus zmarł przy narodzinach i nikogo to
nie zdziwiło.

– Och, jaka piękna – Missy zatrzymała się,

podziwiając olbrzymią pajęczynę ozdobioną
delikatnymi czułkami mgły, przez której pulsującą
powłokę prześwitywała, niezbyt widoczna z oddali,
dolina na skraju Gordon Road.

W środku pajęczyny siedziała ogromna,

błyszcząca pajęczyca, którą pokornie eskortował
drobny towarzysz. Missy nie czuła ani strachu, ani
odrazy, tylko zazdrość. To szczęśliwe stworzonko
żyło we własnym świecie – czuło się bezpieczne i

background image

było nieustraszone. Pajęczyca jak niezwykła i
wyrafinowana sufrażystka panowała i dominowała
nad mężem. Mogła go nawet zjeść, gdy już zapłodni
jej jaja. „Och, szczęśliwa, szczęśliwa pajęczyca”.
Zburzysz jej świat, a ona spokojnie, z wrodzonym
talentem odbuduje go tak cudownie, tak nieziemsko,
że jego nietrwałość staje się praktycznie pozorna. A
gdy nowa pajęczyna jest skończona, ona może się
zająć następną serią małżonków – nieustanna,
cykliczna biesiada. Tymczasem w rządzącym się
innymi prawami świecie ludzkim prym wiódł
nowoczesny silny i niezależny mężczyzna, który
twardo odrzucał wszelkie krępujące go więzy i
zapominał nawet o tym, że u swego zarania stanowił
jedność z łonem matki.

– Czas! – Missy zaczęła znów biec, skręcając w

Byron Street i kierując się do sklepów schodzących
wzdłuż obu stron ulicy w dół, do centrum miasta.

Byron Street ze swoim parkiem, stacją kolejową,

murowaną fasadą hoteli i imponującymi egipskimi
łazienkami stawała się coraz wspanialszą ulicą. Tu
znajdował się sklep spożywczy Maxwella
Hurlingforda, tu prowadził handel towarami
żelaznymi Denys Hurlingford. Tu miała swój salon
modystka – Aurelia Marshall, z domu Hurlingford, tu
była kuźnia i pompa paliwowa Thomasa
Hurlingforda, a także: piekarnia Waltera
Hurlingforda, centrum handlowe z ubraniami

background image

Herberta Hurlingforda, herbaciarnia „Pod Płaczącą
Wierzbą” Julii Hurlingford, wypożyczalnia książek
Livilli Hurlingford, rzeźnia Roberta Hurlingforda
Witherspoona, sklep cukierniczo-tytoniowy Percivala
Hurlingforda oraz kawiarnia . „Olympus” i bar
mleczny Nikosa Theodoropoulosa.

Stosownie do rangi ulicy nawierzchnia Byron

Street została uszczelniona tarmakadamem,

[Tarmakadam – nawierzchnia drogowa składająca się z uwałowanych na
podłożu z piasku dwóch warstw tłucznia kamiennego o różnej ziarnistości,
pokrytego smołą.]

a jej skrzyżowanie z Noel Street i

Caroline Lamb Place zaopatrzono w ozdobne,
wytworne, granitowe końskie koryta sprezentowane
jeszcze przez sir Williama. Przy korytach oraz
wzdłuż sklepów ustawiono odpowiednio umocowane
słupki do wiązania koni. Ulica wysadzana była
starymi, pięknymi drzewami gumowymi,

[Drzewo

gumowe – potężne drzewo, odmiana figowca, o deskowatych korzeniach i
skórzastych lśniących liściach. Do niedawna uprawiane jako cenna roślina
kauczukowa.]

które usytuowano tak, aby ich zieleń i

kwiaty sprawiały przyjemność i dawały ukojenie.

W centralnej części Byron znajdowało się

zaledwie kilka prywatnych domów. Miasto
zapewniało sobie środki na utrzymanie dzięki
letnikom, którzy znajdowali tu schronienie przed
skwarami i wilgocią przybrzeżnych dolin oraz dzięki
przybywającym tu corocznie kuracjuszom, którzy
leczyli reumatyzm, bóle stawów i inne podobne
dolegliwości w gorących źródłach mineralnych

background image

umiejscowionych na pokładach geologicznych
znajdujących się pod Byron. Dlatego też wzdłuż całej
Byron Street stało mnóstwo pensjonatów i domów
gościnnych prowadzonych oczywiście przede
wszystkim przez Hurlingfordów. Byronowskie
egipskie łazienki zapewniały komfort tym, którzy
niespecjalnie liczyli się z pieniędzmi, a obszerny i
prestiżowy hotel Hurlingfordów wyposażony był we
własne łazienki przeznaczone tylko dla szczególnie
ekskluzywnych gości. Dla tych, którym środków
pieniężnych wystarczało tylko na łóżko i śniadanie,
urządzono w jednym z tańszych pensjonatów, na
rogu Noel Street, spartański basen.

Sir William Drugi wymyślił, a następnie

uruchomił niezwykle intratny interes, wykorzystując
krystalicznie czystą i miłą w smaku byronowską
wodę mineralną. Pół kwarty tej niezwykłej, lekko
musującej wody sprzedawano w artystycznie
wysmukłej, szklanej butelce, zwanej Butelką Byrona.
Pod tą nazwą stała się ona wkrótce bardzo znana w
całej Australii i na wyspach południowego Pacyfiku,
jako niezwykle delikatny napój orzeźwiający.

„O wodo, bądź przeklęta!” – powiedzieliby ci,

którzy znalazłszy się we Francji, zechcieliby
porównać tamtejszą wodę z byronowską. Dobra, stara
Butelka Byrona była nie tylko lepsza, ale także dużo
tańsza, a za pustą zwracano jeszcze parę groszy.
Dlatego też wszyscy rozsądni kupowali akcje

background image

miejscowej huty szkła, której prowadzenie nie
wymagało dużych nakładów, dawało natomiast spore
zyski, rozwijając się w niezwykle dobrze
prosperujący biznes. Dochody uzyskiwane z
produkcji Butelki Byrona zapewniły wysoki status
kolejnym potomkom sir Williama Drugiego, a sir
William Trzeci, wnuk Pierwszego i syn Drugiego z
Williamów, przewodniczył już spółce Byron Bottle,
czyniąc to z całą bezwzględnością i chciwością
właściwą swoim poprzednikom.

Maxwell Hurlingford, pochodzący w prostej linii

od Williama Pierwszego – a zatem człowiek bardzo
majętny – nie musiał prowadzić sklepu rolno-
spożywczego. Jednakże bystrość umysłu i kupiecki
instynkt rzadko zanikały w rodzinie Hurlingfordów.
Postawę tę pogłębiał fakt, że życie musiało być
zgodne z kalwińskimi zasadami, którymi rządził się
ród. A te nakazywały, aby człowiek, chcąc doznać
łaski Pana, nieustannie zajmował się pracą. Sztywne
trzymanie się tej reguły powinno było zrobić z
Maxwella Hurlingforda świętego już za życia.
Niestety, życie lubi płatać figle, toteż Maxwell
Hurlingford stał się kombinacją anioła ulicy i diabła
domu.

Kiedy Missy weszła do sklepu, usłyszała

ochrypły dźwięk dzwonka. Ten rodzaj brzmienia
wymyślił wuj Maxwell, dając upust zarówno swej
ascetycznej postawie życiowej, jak i ostrożności. Na

background image

dźwięk dzwonka Maxwell Hurlingford ukazał się
bezzwłocznie sam we własnej osobie, wyłaniając się
z dolnych partii zaplecza, gdzie przechowywane były
otręby, plewy, pszenica, jęczmień, mąka z otrębami i
owies. Wszystko to składowane było w ułożonych w
wysokie sterty konopnych workach.

Maxwell Hurlingford zaspokajał nie tylko

gastronomiczne potrzeby mieszkańców miasta, ale
również dostarczał żywność dla ich koni, krów, świń
i owiec. Jak zauważył jeden z miejscowych
dowcipnisiów: „Jeśli czyjeś pole nie spełnia swego
zadania, to z powodzeniem zastąpi je Maxwell
Hurlingford”.

Kiedy wszedł, jego twarz miała normalny,

skwaśniały wyraz, a w ręce tkwiła ogromna sklepowa
szufla z resztkami zboża.

– Spójrz! – burknął, machając szuflą przed

oczami Missy. Jego zachowanie przypominało
reakcję ciotki Octavii na widok torebek z owsianką
splądrowanych przez myszy. – Wszędzie wiórki
zbożowe.

– Ojej! Czy w workach z owsianką też?
– Tak, i to dużo.
– To w takim razie poproszę cię wujku o pudełko

płatków śniadaniowych.

– Dobrze, że chociaż konie nie są wybredne –

mruknął, rzucając szuflę na tył lady.

Dzwonek znowu wybuchnął chrapliwym

background image

dźwiękiem, kiedy do sklepu wszedł jakiś mężczyzna,
wpuszczając podmuch zimnego, ostrego powietrza.

– Cholera jasna, zimno jak w psiarni –

powiedział przybysz, ciężko chwytając powietrze i
rozcierając zziębnięte ręce.

– Panie! Tutaj są damy!
– O prze... – nieznajomy wstrzymał się z

przeprosinami i odwracając się od lady, wyszczerzył
zęby do zdrętwiałej Missy. – Damy? Człowieku! Ja
tu widzę tylko połowę jednej.

Ani Missy, ani wuj Maxwell nie byli pewni, czy

była to złośliwa i obraźliwa aluzja do niskiego
wzrostu Missy, czy też przybysz dawał do
zrozumienia, że nie uważa jej za damę. Ale zanim
wuj Maxwell ochłonął na tyle, aby puścić wodze
swemu znanemu z ostrości językowi, mężczyzna
zaczął wyłuszczać listę swoich żądań:

– Poproszę sześć toreb otrąb, trochę mąki, trochę

cukru, pudełko dwunastomilimetrowych naboi, płat
bekonu, sześć puszek proszku do pieczenia, dziesięć
funtów masła konserwowanego, dziesięć funtów
rodzynek, tuzin puszek syropu złotego, dziesięć
słoików dżemu śliwkowego i dziesięciofuntową
puszkę herbatników Arnott.

– Jest za pięć piąta. Zamykam punktualnie o

piątej.

– W takim razie byłoby lepiej, gdyby się pan

pospieszył – nieustępliwie odpowiedział nieznajomy.

background image

Paczkowane płatki leżały na ladzie. Missy

wyciągnęła sześciopensówkę z palca rękawiczki i
podała ją wujowi, na próżno oczekując, że wyda jej
jakieś drobne. Nie miała jednak dosyć odwagi, aby
zapytać, czy taka mała ilość płatków, nawet w tak
fantazyjnym pudełku, może kosztować aż tak drogo.
W końcu wzięła płatki i wyszła, ukradkiem zerkając
na nieznajomego.

Przed sklepem stał wóz zaprzężony w dwa konie

przywiązane do słupka. Wóz był niewątpliwie bardzo
dobrej jakości, a konie lśniły i miały przyjemny
wygląd. Osprzęt wozu i koni wyglądał na nowy i
prezentował się bogato.

Była za cztery piąta. Gdyby choć trochę spóźniła

się do sklepu, byłaby teraz być może w lepszej
sytuacji. Mogłaby wystąpić w obronie nieznajomego,
tłumacząc wujowi, że tak duże zamówienie
przybysza jest formą przeprosin za zbyt późne
przybycie po zakupy i w ten sposób zaistniałaby
nadzieja, iż w zamian zostałaby podwieziona do
biblioteki wozem.

Miasto Byron nie miało biblioteki publicznej. W

tych czasach publiczne biblioteki znajdowały się
zaledwie w kilku większych miastach Australii. Lukę
tę wypełniała prywatna wypożyczalnia książek Livilli
Hurlingford. Livilla była wdową i miała syna,
którego kosztowne potrzeby powodowały, iż
wiecznie brakowało jej pieniędzy. Sytuacja

background image

finansowa i nie zaspokojona potrzeba zyskania jak
największego szacunku otoczenia spowodowały, że
otworzyła dobrze zaopatrzoną wypożyczalnię
książek. Popularność biblioteki i uzyskiwany z jej
prowadzenia dochód sprawiły, że Livilla zignorowała
obowiązujące w Byron purytańskie zarządzenie,
nakazujące zamykanie sklepów o godzinie piątej
każdego dnia. Było to o tyle łatwiejsze, że większość
jej protektorów wolała wypożyczać książki
wieczorami.

Dla Missy książki były pociechą i jedynym

luksusem. Praktycznie całe swoje niewielkie
fundusze, właściwie psie pieniądze, które uzyskiwała
ze sprzedaży jaj i masła, przeznaczała na
wypożyczanie książek z biblioteki cioci Livilli. Obie
siostry, matka i ciotka, potępiały ten obyczaj usilnie
do chwili, kiedy kilka lat wcześniej zwrócono im
uwagę, że Missy ma w życiu prawo do czegoś więcej
niż tylko owe pięćdziesiąt funtów, którymi obdarzył
ją ojciec w dniu urodzin. Drusilla i Octavia były zbyt
uczciwe, aby ignorować swoje obowiązki tylko
dlatego, że Missy była rozrzutna. Umożliwiły jej
więc, nieledwie bez skąpstwa, korzystanie z
niewielkich funduszy uzyskiwanych z własnej pracy.
Nikt zatem nie protestował, gdy Missy czytała
książki. Sprzeciw, i to kategoryczny, pojawiał się
wówczas, gdy Missy wyrażała chęć pospacerowania
wśród gąszczy okolicznej doliny.

background image

Zdaniem Drusilli i Octavii spacery wśród

chaszczy stwarzały dwuznaczną sytuację, której
następstwem były morderstwa, gwałty i grabieże
dokonywane na kobietach. Dlatego spacery były
zabronione i nie usprawiedliwiały ich żadne
okoliczności. Drusilla zatem zarządziła, aby kuzynka
Livilla dostarczała Missy tylko dobre i należyte
książki: żadnych powieści, żadnych nieprzyzwoitych
i skandalizujących biografii, żadnej literatury mającej
związek z mężczyznami. Ciotka Livilla przestrzegała
tego dictum bez zastrzeżeń, podzielając poglądy
Drusilli i Octavii na temat tego, co niezamężne panie
powinny czytać. Ale oto od miesiąca Missy chroniła
nieczystą tajemnicę. Dostarczono jej w bród
powieści-romansów. Ciotka Livilla znalazła sobie
asystentkę, która prowadziła bibliotekę w
poniedziałki, środy i soboty. Dawało to ciotce
czterodniowy odpoczynek od męczącego
naprzykrzania się miejscowych czytelników, którzy
przeczytawszy wszystkie niemal książki z biblioteki,
przychodzili tylko po to, aby pogrzebać na półkach.
Oczywiście nowa asystentka pochodziła też z
Hurlingfordów, ale z tych dalszych, wywodzących
się z Sydney.

Ludzie rzadko zauważali nieśmiałą i

niesłychanie powściągliwą Missy Wright, ale Una, bo
tak miała na imię nowa asystentka, szybko
dostrzegła, że ta dziewczyna to doskonały materiał na

background image

dobrą przyjaciółkę. Tak że od razu, od samego
początku swego urzędowania, Una zajęła się Missy w
zdumiewający sposób. Wdawała się z nią w długie
rozmowy i w ten sposób poznawała warunki, w
jakich Missy żyła, jej upodobania, nadzieje, kłopoty i
marzenia. Potem opracowała bezpieczny system
zaopatrywania jej w zakazany owoc – książki,
których dotychczas nie mogła czytać, i robiła to tak,
by nie zorientowała się ciotka Livilla. Zasypywała
Missy powieściami wszystkich rodzajów, od
najbardziej awanturniczych po najbardziej
romantyczne.

Dzisiaj wieczorem powinna być na dyżurze

ciotka, więc pewnie otrzyma jakąś nieciekawą
książkę. Gdy wchodziła w oszklone drzwi biblioteki,
nie miała co do tego jeszcze całkowitej pewności.
Ale jej obawy zniknęły, ponieważ w ciepłym,
przepełnionym wiśniowym zapachem pomieszczeniu
znajdowała się Una, a po ciotce nie było śladu.

Niezwykłość Uny, jej umiejętność rozumienia

wszystkiego oraz dobroć spowodowały, że Missy
przywiązała się do niej. Una wyglądała jak zwykle
nadzwyczajnie. Miała znakomitą figurę i wzrost
właściwy prawdziwym Hurlingfordom. Jej elegancki
sposób ubierania się przypominał stroje kuzynki
Alicji. Ubrana była zawsze z dobrym smakiem,
gustownie, według ostatniej mody, co było
fascynujące. Jak wszyscy w rodzinie, miała

background image

niezwykle jasną cerę, jasne oczy i wyblakłe włosy –
przekleństwo żeńskiej linii Hurlingfordów, co nie
dotyczyło tylko Alicji, która była zachwycająco
piękna, a Bóg obdarował ją ciemnymi brwiami i
smagłą cerą, oraz Missy, która była zupełnie smagła.

Natomiast w Unie najbardziej intrygujący był jej

niezwykły styl. Patrzyło się na nią, jak na wybornej
jakości kwiat emanujący delikatność i duchową
wytworność. Jej owalne długie paznokcie emitowały
jakąś niezwykłą treść, a sploty włosów, ułożone
wokół głowy i zwieńczone kokardą, były tak jasne,
że prawie białe. Powietrze wokoło niej pulsowało to
zanikającą, to znów pojawiającą się jasnością. Był to
fascynujący widok.

To, co widziała Missy, patrząc na Unę, zagrażało

całemu jej dotychczasowemu życiu i zmieniało je –
nie mogła liczyć na zrozumienie u Hurlingfordów.
Sama zresztą też nie była przygotowana na to, że
kiedykolwiek zetknie się ze zjawiskiem tak silnie
emanującej osobowości. Tymczasem w ciągu
jednego miesiąca spotkała się z tym dwukrotnie: z
Uną i jej luminescencją oraz z rozedrganą i niemal
błękitną chmurą porywającej energii, która wręcz biła
od nieznajomego ze sklepu wuja Maxwella.

– Kochanie, mam dla ciebie powieść, która na

pewno ci się spodoba – powiedziała Una na widok
Missy. – Opowiada ona o młodej damie, którą bieda
zmusza do pójścia na służbę do pałacu wielkiego

background image

księcia, gdzie zostaje guwernantką. Poznaje swojego
pana i zakochuje się w nim, co powoduje kłopoty.
Wtedy on postanawia pozbyć się jej ze względu na
żonę, do której należą wszystkie pieniądze. Wywozi
ją do Indii, gdzie ich dziecko zaraz po porodzie
umiera na cholerę. Po tych smutnych wydarzeniach
pewnego dnia spotyka przystojnego maharadżę, który
zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia.
Podziwia jej białą, bladą cerę, kasztanowe włosy i
zielone oczy, bo stanowi to całkowite przeciwieństwo
ciemnych żon i konkubin, których ma aż dwanaście.
Maharadża porywa ją, chcąc uczynić swą zabawką,
ale wtedy odkrywa, że żywi wobec niej wielkie
uczucie. Proponuje jej małżeństwo i pozbywa się
wszystkich innych kobiet, uważając, że jest
klejnotem tak wielkiej rzadkości, iż nie powinna mieć
rywalek. I tak dama staje się żoną maharadży,
zyskując potężną władzę i moc. Wówczas przybywa
książę z pułkiem huzarów, aby zdławić powstanie w
rejonach podgórskich. Odnosi zwycięstwo, ale
zostaje ciężko ranny. Dama zabiera go do swego
alabastrowego pałacu, gdzie książę umiera w jej
ramionach, a ona wybacza mu, że ją tak okrutnie
zranił i o wszystkim zapomina. Wtedy maharadża
uzmysławia sobie, że jej miłość do niego jest większa
od tej, którą niegdyś darzyła księcia. Czyż nie
wspaniała historia?

Po wysłuchaniu opowieści o „mrocznej miłości”,

background image

Missy przyjęła książkę od razu i włożyła do torby na
zakupy, szukając przy okazji swej małej sakiewki.
Ale jej tam nie znalazła.

– Obawiam się, Uno, że zostawiłam portfel w

domu – powiedziała Missy z takim upokorzeniem w
głosie, jakie znamionuje ludzi co prawda biednych,
ale niezwykle dumnych. – Kochanie, byłam pewna,
że wkładałam ją do torby. Cóż, weź książkę z
powrotem. Wrócę po nią w poniedziałek.

– Boże, Missy, to że zapomniałaś pieniędzy, to

jeszcze nie koniec świata. Weź książkę teraz, bo ktoś
inny ją wypożyczy i będzie dobrze, jeśli zostanie
zwrócona przed upływem kilku miesięcy. Zapłacisz
następnym razem.

– Dziękuję – odpowiedziała Missy z bezradnym

wyrazem twarzy, czując przytłaczający ciężar
missalonghickiego zakazu dotyczącego tego rodzaju
literatury. Zwyciężyła jednak namiętność do książek.
Z niezdarnym uśmiechem zaczęła wycofywać się z
biblioteki tak szybko, jak mogła.

– Nie odchodź jeszcze, kochanie – poprosiła

Una. – Zostań i porozmawiaj ze mną choć trochę,
proszę.

– Przykro mi bardzo, ale nie mogę.
– Tylko chwilę. Do siódmej będzie tu spokojnie,

ponieważ wszyscy w tym czasie popijają w domu
herbatkę.

– Szczerze, Una, nie mogę – żałośnie

background image

odpowiedziała Missy.

– Ależ możesz – uparcie powtarzała Una.
Niezręcznie było odmawiać komuś, wobec kogo

miało się dług wdzięczności. Missy skapitulowała.

– W takim razie dobrze, ale tylko na chwilkę.
– Chciałam się tylko dowiedzieć, czy widziałaś

już Johna Smitha – powiedziała Una, dotykając
błyszczącymi czubkami paznokci połyskującą we
włosach kokardę, a jej bladoniebieskie oczy
zaiskrzyły się.

– Johna Smitha? A kto to taki?
– Pewien jegomość, który w zeszłym tygodniu

zakupił twoją dolinę.

Dolina Missy nie była jej własnością. Po prostu

biegła wzdłuż drugiej strony Gordon Road, a ona
zawsze myślała o niej jako o swojej, opowiadając
Unie o wielkim, przepełniającym ją pragnieniu
spacerów wśród gąszczy doliny. Jej twarz
posmutniała.

– Co za wstyd.
– Ależ to może okazać się całkiem przyjemne,

jeśli tylko mnie poprosisz... Czas już, żeby ktoś nowy
postawił nogę w Missalonghi...

– No cóż, nigdy nie słyszałam o Johnie Smisie i

jestem pewna, że nigdy go nie wisiałam –
powiedziała Missy, odwracając się do wyjścia.

– Skąd możesz wiedzieć, że nigdy go nie

widziałaś? Zostań i wysłuchaj, jak wygląda.

background image

Przed oczami Missy pojawiła się nagle postać

nieznajomego ze sklepu wuja Maxwella. Zamknęła je
i odpowiedziała bardziej stanowczo niż zwykle:

– Jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Ma

falujące, kasztanowe włosy i taki sam zarost, z
dwoma jasnymi smugami. Ubiera się prosto i klnie
jak szewc. Ma miłą twarz i jeszcze milsze oczy.

– Tak, to on! – krzyknęła Una. – A więc

widziałaś go, gdzie? Mów szybko.

– Kilka minut temu pojawił się w sklepie wuja

Maxwella i zakupił ogromną ilość artykułów.

– Naprawdę? To znaczy, że sprowadza się do

doliny. – Una uśmiechnęła się do Missy: – Myślę, że
spodobało ci się to, co dostrzegłaś. Nieprawdaż,
malutka Missy, ty figlarko?

– Rzeczywiście – Missy zawstydziła się.
– To tak, jak mnie, gdy go pierwszy raz ujrzałam

– powiedziała Una, zakładając rękę na rękę.

– Kiedy to było?
– Wiek temu. Tak naprawdę to upłynęło już

kilka lat. To było w Sydney.

– Znasz go?
– Tak, bardzo dobrze – westchnęła Una.
Czas spędzony ostatnio nad romantycznymi

powieściami do tego stopnia rozwinął emocjonalną
edukację Missy, że spytała:

– Kochasz go?
– O nie! – Una roześmiała się. – Jedyną rzeczą,

background image

której możesz być zupełnie pewna, jest to, że nigdy
go nie kochałam.

– Pochodzi więc z Sydney? – zapytała

uspokojona Missy.

– Między innymi...
– Był waszym przyjacielem?
– O nie. Był przyjacielem mojego męża.
To była dla Missy w istocie nowość.
– Wybacz mi, Uno. Nie miałam pojęcia, że jesteś

wdową.

Una znów wybuchnęła śmiechem:
– Nie jestem wdową, kochanie. Święci

ochraniają mnie przed noszeniem czarnych rzeczy.
Wallace, mój mąż, jest cały czas pośród żywych.
Sytuację w moim małżeństwie najprościej można
przedstawić tak: mąż po prostu rozwiódł się ze mną.

W całym swym życiu Missy ani razu nie

spotkała rozwódki. Hurlingfordowie nigdy nie
rozstawali się po ślubie, chyba że robili to dopiero w
niebie, piekle lub czyśćcu.

– To chyba było dla ciebie bardzo trudne –

odrzekła Missy cichutko bez nuty sztucznego
oburzenia, zgodnie ze swoim usposobieniem.

– Kochanie, tylko ja wiem, jak bardzo było i jest

to trudne – światło wokół Uny gdzieś znikło. – To
było małżeństwo z rozsądku. Jemu, a raczej jego
ojcu, odpowiadało moje pochodzenie społeczne, a
mnie jego domostwo i możliwości finansowe.

background image

– Nie kochałaś go?
– Cały kłopot w tym, i to jest największe moje

zmartwienie, że nigdy nie kochałam nikogo tak, jak
siebie samej. – Światło wokół Uny znów się
pojawiło, powoli odzyskując swą normalną
intensywność i wewnętrzny blask. – Wallace był
znakomicie wykształcony i dobrze się prezentował.
Ale jego ojciec... O Boże! Jego ojciec był okropnym,
malutkim człowieczkiem, od którego zawsze
pachniało tanią pomadą i jeszcze tańszą tabaką, a do
tego nie miał pojęcia o podstawowych zasadach
dobrego wychowania. Za to z nieprzepartą ambicją
walczył o umieszczenie syna na szczycie drabiny
społecznej. Toteż większość czasu i pieniędzy
poświęcał na coś, co by można było nazwać
„przetwarzaniem syna w szczególny rodzaj
człowieka”. Natomiast prawda była taka, że jego syn
lubił proste życie i nie pragnął wspinaczki na szczyty.
Próbował jednak sprostać zadaniom stawianym przez
ojca, ponieważ całkiem beznadziejnie kochał tego
starego okropnego człowieczka.

– I co się stało? – spytała Missy.
– Ojciec Wallace’a zmarł niedługo po tym, jak

rozpadło się nasze małżeństwo, Wielu ludzi, nie
wyłączając Wallace’a, sądziło, że powodem było
złamane serce. Spowodowało to, że Wallace
znienawidził mnie jak żaden mężczyzna i tę
nienawiść przeniósł na wszystkie kobiety.

background image

– Nie mogę w to uwierzyć – lojalnie powiedziała

Missy.

– Nie wątpię, że rzeczywiście nie możesz. Ale to

prawda, szczera prawda. Po wielu latach, które
upłynęły od tego wydarzenia, przyznałam się
wreszcie sama przed sobą, że byłam chciwą,
egoistyczną suką, którą powinno się utopić przy
urodzeniu.

– Och, Una, nie!
– Kochanie, nie opłakuj mnie. Nie jestem tego

warta. – Una powiedziała to stanowczo, a blask
wokół niej znów pojaśniał. – Prawda jest prawdą, to
wszystko. I oto jestem. Wypływam z martwej wody
na ląd, jak Byron, odprawiając pokutę za swoje
grzechy.

– A twój mąż?
– Ma się całkiem dobrze. Los w końcu dał mu

szansę zrealizowania tego wszystkiego, czego zawsze
pragnął.

W głowie Missy piętrzyły się setki pytań: o

oczywistą przemianę, która dokonała się w sercu
Uny, o nowe szanse dla niej i jej utraconego
Wallace’a, i o Johna Smitha, owego tajemniczego
Johna Smitha... Jednak ta krótka chwila, która
nastąpiła, gdy Una skończyła opowieść,
przypomniała jej, że ma mało czasu. Pożegnała się i
szybko czmychnęła, obawiając się, że Una może ją
zatrzymać jeszcze dłużej.

background image

Przez pięć mil pędziła jak na skrzydłach, nie

zważając na dokuczającą ciągle kolkę, aż bez tchu
wpadła przez kuchenne drzwi do domu, gdzie na
szczęście zastała życzliwą atmosferę. Matka i ciotka
z całkowitym spokojem przyjęły opowieść o nowym
przybyszu – Johnie Smisie, i jego ogromnym
zamówieniu, co wydawało się Missy znakomitym
usprawiedliwieniem jej dużego spóźnienia. Drusilla
wydoiła krowę, bo kości Octavii nie wytrzymałyby
takiego wysiłku, groszek był przebrany i gotował się
na wolnym ogniu, trzy jagnięce podgardla
skwierczały w rondlu. Panie z Missalonghi zasiadły
na czas do swojego obiadu.

Wreszcie nadeszła końcówka codziennej pracy,

którą było cerowanie najbardziej spranych i
zniszczonych pończoch i bielizny. Umysł Missy
wciąż zaprzątnięty był bolesnym opowiadaniem Uny
i zagadką osobowości Johna Smitha, toteż
nieuważnie słuchała wieczornej rozmowy Drusilli i
Octavii, które drobiazgowo analizowały nowe wieści,
przyniesione przez nią ze sklepu wuja Maxwella. Po
dyskusji na temat tajemniczego nieznajomego (Missy
nie przekazała, jakie wiadomości zdobyła na temat
Johna Smitha od Uny) przeszły do najbardziej
interesującego aktualnie wydarzenia – coraz
wyraźniej zarysowującego się w byrońskim
kalendarzu towarzyskim – ślubu Alicji.

– Trzeba będzie na tę okazję zużyć brązowy

background image

jedwab, Drusillo – powiedziała Octavia, mruganiem
oczu powstrzymując łzy niekłamanego żalu.

– Oraz mój brązowy gurt

[Gurt – sztywna taśma

przyszywana do spódnicy w pasie lub wszywana do pasków; rodzaj
gorsecika.]

i brązową bieliznę Missy. Dobry Boże, tak

jestem zmęczona tym wiecznym brązem – krzyknęła
Drusilla.

– Ale w naszych trudnych warunkach brąz jest

najpraktyczniejszym kolorem – niezbyt udanie
pocieszyła ją Octavia.

– I to wszystko tylko na jeden raz – powiedziała

wściekle Drusilla, wciskając igłę w szpulę nici i
składając niewidzialnie zacerowaną podszewkę.
Wszystko to robiła z pasją boleśniejszą niż zwykle. –
Tak bardzo chciałabym być raczej głupia niż
rozsądna. Jeszcze do tego jutro jest sobota, więc
znowu będę musiała wysłuchiwać rozterek Aurelii
wciąż niezdecydowanej, czy na swoją kreację wybrać
rubinowy atłas czy szafirowy aksamit. Prosiła mnie o
radę już setki razy, tak że mam ochotę ją zabić, kiedy
powraca do tego tematu.

Missy miała własny pokój wyłożony boazerią w

kolorze brązowym, tak jak pozostała część domu.
Podłoga pokryta była cętkowanym brązowym
linoleum, łóżko brązową bawełnianą kapą, okno też
miało wystrój w brązie. Znajdował się tam także
szkaradny sekretarzyk i jeszcze szkaradniejsza stara
szafa na ubrania. Żadnego lustra, krzesła ani dywanu.

background image

Ale na ścianach pokoju wisiały trzy obrazki. Jednym
z nich był wyblakły, chociaż odnawiany, a
pochodzący z czasów amerykańskiej wojny
secesyjnej,

dagerotyp

przedstawiający

niewiarygodnie pomarszczonego, sędziwego sir
Williama Pierwszego. Drugi obrazek, haftowany,
efekt wczesnych wysiłków Missy w tej dziedzinie,
był zupełnie nieźle wykonany i głosił, że „Diabeł
dokonuje swojego dzieła, siedząc z założonymi
rękami”. Ostatni z obrazków przedstawiał królową
Aleksandrę, sztywną i poważną, ale bardzo piękną –
tak przynajmniej bezkrytycznie uważała Missy.

Pokój, położony po południowozachodniej

stronie, przypominał w lecie palenisko. W zimie
natomiast był jak lodownia z powodu wiejących od
tej strony silnych, mroźnych wiatrów. Nieumyślne
okrucieństwo spowodowało, że Missy zajmowała
właśnie ten szczególny pokój. Po prostu była
najmłodsza i wylosowała najkrótszą słomkę. Trzeba
było jednak przyznać, że tak naprawdę żaden z pokoi
w Missalonghi nie był komfortowy.

Sina z zimna zrzuciła z siebie brązową sukienkę,

flanelową halkę, wełniane pończochy i resztę
bielizny, starannie składając wszystko przed
włożeniem do szuflady. Sukienkę powiesiła na
haczyku w szafie. Tylko jej najlepsze niedzielne
ubranie wisiało należycie, ponieważ wieszaki były
bardzo kosztownym artykułem. Zbiornik na wodę w

background image

Missalonghi mieścił zaledwie pięćset galonów, co
powodowało, że woda była na wagę złota. Niemniej
ciała myto codziennie – trzy panie. dzieliły się wodą
do kąpieli – ale bielizna musiała wystarczyć na dwa
dni. Koszula nocna Missy, uszyta z szarej flaneli,
sięgała jej pod samą szyję i wlokła się po podłodze,
gdyż należała do rzeczy odziedziczonych po Drusilli.

Ale łóżko było cieplutkie. Matka już wcześniej

zapowiedziała, że gdy Missy przekroczy okres
pierwszej młodości, to znaczy po jej trzydziestych
urodzinach, będzie dostawała do łóżka ciepłą cegłę
podczas chłodnych nocy. I kiedy to się stało, zostało
przyjęte z radością, ale jednocześnie Missy pozbyła
się nadziei, którą długo pielęgnowała, że pewnego
dnia odkryje dla siebie nowe życie poza granicami
Missalonghi.

Spać chodziła wcześnie, ponieważ praca

fizyczna była wyczerpująca, a życie emocjonalne
ograniczone. Ale chwile, które mijały między
ułożeniem się w ciepłym łóżku a nadejściem
nieświadomości, były okresem całkowitej
niezależności. Toteż Missy zawsze walczyła ze snem
tak długo, jak tylko mogła.

Leżała zastanawiając się, jak właściwie

naprawdę wygląda. W ich domu było tylko jedno
lustro i znajdowało się w łazience, ale zbyt długie
wystawanie przed nim i przypatrywanie się swemu
odbiciu było czynem karygodnym. Tak że na

background image

wrażenie Missy o samej sobie wpływało poczucie
winy, że być może zajmuje jej to zbyt wiele czasu.
No cóż, i tak wiedziała, że jest dość wysoka i zanadto
szczupła. Wiedziała, że ma ciemne i proste włosy, a
oczy ciemnobrązowe. Jej nos był niezbyt piękny, co
spowodował niefortunny upadek w dzieciństwie.
Wiedziała, że lewy kącik ust opada jej w dół, a prawy
zwija się w trąbkę. Nie wiedziała jednak, jak to się
dzieje, że gdy się uśmiecha, pojawia się w niej coś
fascynującego, a gdy przyjmuje normalny, poważny
wygląd, zaczyna przypominać pajaca z tragikomedii.

Życie nauczyło ją myśleć o sobie jako o bardzo

prostej osobie, ale z drugiej strony coś nie pozwalało
jej uwierzyć w to do końca. Tak że ostatecznie nie
przekonałoby jej żadne logiczne wyliczanie
dowodów. Dlatego też każda noc przynosiła
zastanowienie: jaka ona właściwie jest i jak naprawdę
wygląda?

Myślała o tym, że chciałaby mieć kotka. Wuj

Percival, który prowadził sklep kolonialny:
cukierniczo-tytoniowy, i był najmilszym spośród
Hurlingfordów, obdarzył ją żwawym, czarnym
kociątkiem na jedenaste urodziny. Ale matka zabrała
kotka szybko i znalazła mężczyznę, który go utopił,
wyjaśniając Missy niezaprzeczalną prawdę, że nie
mogły sobie pozwolić na jeszcze jedną, nawet tak
małą, gębę do żywienia. Zrobiono to nie bez
współczucia dla uczuć córki, jak i jej żalu, niemniej

background image

zrobiono to, bo musiało być zrobione.

Missy nie protestowała. Nie płakała nawet w

łóżku. W jakiś sposób kotek nigdy nie stał się
wystarczającą przyczyną do desperackiej rozpaczy.
Ale wciąż, po tylu długich i próżnych latach,
pamiętała dotyk jego puszystego futerka i wibrujące
mruczenie, gdy trzymała go na rękach.

Marzyła, żeby zezwolono jej na spacery przez

zarośla w dolinie naprzeciwko Missalonghi. Był to
sen na jawie, przechodzący cichutko w prawdziwe
sny, których nigdy nie można było przywołać.
Ubrania, noszone przez nią w tych snach, nigdy jej
nie przeszkadzały nawet wtedy, gdy przemakały
podczas forsowania kaskad strumieni i brudziły się
od muskania omszałych okrąglaków, i nigdy,
przenigdy nie były brązowe. Skowronki fruwały
trzepocząc wokół jej głowy, motyle migotały
pysznymi kolorami wśród baldachimów olbrzymich
drzewiastych paproci, poprzez które niebo wyglądało
jak atłas pod koronkami. Wszędzie panował spokój,
którego nie mąciła żadna inna ludzka dusza.

Ostatnio zaczęła rozmyślać o śmierci, która

coraz bardziej wydawała się jej zwieńczeniem
pragnień. Śmierć była wszędzie, równie często
nawiedzała młodych, jak i starych. Starzenie się,
ataki bólów, krup, błonica, nowotwory, zapalenia
płuc, zatrucia krwi, apopleksja, kłopoty z sercem...
Dlaczegóż by właśnie ona miała być chroniona przed

background image

jej zawsze dosięgającą ręką? Śmierć w ogóle nie była
zjawiskiem mile widzianym. Ale czy dla tych, którzy
raczej egzystowali, niż żyli?

Przesuwające się tej nocy przed oczami Missy

widoki, przeplatające się wspomnienia i marzenia
spowodowały, że nie mogła usnąć. Mimo
straszliwego

zmęczenia

spowodowanego

wyczerpującą gonitwą przez pięć mil do domu, Missy
wydawała się coraz bardziej zbolała. Te ostatnie kilka
chwil przed snem poświęciła jeszcze dzikiemu-
obcemu, zwanemu Johnem Smithem, który kupił jej
dolinę – przynajmniej tak mówiła Una. Wierzyła, że
Una miała rację mówiąc o nim, naprawdę zamierza
zamieszkać w dolinie. Już nie w jej, ale w jego
dolinie. Przymknęła delikatnie powieki i wywołała w
wyobraźni jego wizerunek: wysoki, barczysty i silny
mężczyzna, urocze, bujne ciemnokasztanowe włosy i
dwa wstrząsającą białe pasma na zaroście brody. Z
powodu zmian, jakie na jego twarzy pozostawiła
mroźna pogoda, nie mogła dokładnie określić wieku.
Ale zgadywała, że mógł już przekroczyć
czterdziestkę. Jego oczy miały kolor jesiennych liści
– krystalicznie czysty, brązowo-bursztynowy. Cóż za
sympatyczny człowiek. Jeszcze raz wróciła myślami
do spaceru pomiędzy zaroślami doliny – on był z nią,
przez cały czas, aż do snu.

Ubóstwo, które rządziło Missalonghi z tak

okrutną nieugiętością, było winą sir Williama

background image

Pierwszego, który spłodził siedmiu synów i dziewięć
córek, z których większość miała oczywiście dalsze
potomstwo. Sir William rozdzielił swe doczesne
dobra tylko pomiędzy synów, pozostawiając córkom
wiano w postaci domu położonego na pięciu akrach
dobrej ziemi. Wydawało się, że jest to idealne
rozwiązanie zniechęcające mężczyzn polujących na
żonę z posagiem, a nadające dziewczętom status
posiadaczek ziemskich i zapewniające niezależność.
Ich synowie chętnie kontynuowali tę politykę i tak
samo synowie synów, zwłaszcza że z biegiem czasu
okazało się, iż daje to potomkom męskim coraz
więcej pieniędzy. Przeszły dziesięciolecia i domy
dziewcząt przestały być intratnym artykułem
handlowym, ponieważ nie były tak dobrze
budowane, jak późniejsze domostwa, a „pięć akrów
dobrej ziemi” w miarę upływu czasu stawało się
coraz bardziej „pięcioma akrami nie tak dobrej
ziemi”.

W rezultacie, w dwie generacje potem, okazało

się, że w rodzinie Hurlingfordów zarysował się ostry
podział na kilka grup, według stopnia zamożności:
niesamowicie bogatych mężczyzn, kobiety na tyle
dobrze sytuowane, że mogły stać się szczęśliwymi
małżonkami oraz grupę niewiast wyposażonych w
ziemię i dom, które były zmuszone bądź do ich
sprzedaży poniżej prawdziwej wartości, bądź do
ciągłego borykania się z biedą, tak jak Drusilla

background image

Hurlingford-Wright.

Drusilla wyszła za mąż za Eustace’a Wrighta,

dziedzica wielkiej sydneyowskiej firmy rachunkowej,
posiadającego duże udziały w kilku przemysłowych
koncernach. W czasie trwania małżeństwa nie
podejrzewała, że gruźlica, na którą zachorował
Eustace, stanie się przyczyną niepowodzeń. W
niespełna dwa lata po śmierci Eustace’a jego ojciec,
który go przeżył, zdecydował, że majątek jej męża
przekaże w całości drugiemu synowi i że nie będzie
odrywać jego części dla wdowy z takim
spadkobiercą, jak chorowite dziecko płci żeńskiej.

I tak dobrze zapowiadające się małżeństwo

zakończyło się pod każdym względem ponuro. Stary
Wright wziął pod uwagę fakt, że Drusilla miała dom i
pięć akrów ziemi oraz pochodziła z bardzo
zamożnego rodu, który był zobowiązany opiekować
się nią chociażby przez wzgląd na okoliczności.
Tylko że stary Wright nie wziął pod uwagę
obojętności klanu Hurlingfordów na to, że jedna z
jego członkiń, zresztą tylko kobieta, jest samotna i
bez środków do życia. I tak Drusilla po kawałeczku
sztukowała własny byt.

Przygarnęła niezamężną siostrę, Octavię, która

sprzedała własną posiadłość i ziemię swemu bratu
Herbertowi, aby wesprzeć Drusillę. Sytuację
finansową kobiet rozstrzygnęła obowiązująca w
rodzinnym klanie zasada, iż niemożliwe było

background image

sprzedanie czegokolwiek komuś obcemu, co wszyscy
męscy potomkowie Hurlingfordów znakomicie
wykorzystywali. Skąpa suma, którą Herbert dał
Octavii za jej własność, została natychmiast w jej
imieniu zainwestowana przez niego w jakiś podobno
intratny interes. Była to, niestety, jedna z tych
inwestycji, które Herbert zwykł robić i za które czuł
się zawsze osobiście odpowiedzialny, ale dających w
rezultacie absolutne zero. Kilka nieśmiałych
upomnień Octavii spowodowało, że brat, na początku
przemilczawszy sprawę, potraktował ją w końcu z
gniewnym oburzeniem.

Oczywiście niemożliwe było, aby jakakolwiek

kobieta z rodziny Hurlingfordów przekazała swoją
własność w ręce kogoś obcego. Równie niemożliwe
było, aby mogła zhańbić klan podejmując pracę, jeśli
ta nie została uprzednio zaakceptowana przez
najbliższą rodzinę. Przeto Drusilla, Octavia i Missy
pozostały w domu. Zupełny brak kapitału
uniemożliwiał im prowadzenie średniej klasy
biznesu, a kompletny brak użytecznych talentów
powodował, że najbliższa rodzina traktowała je jako
niezdolne do pracy godnej Hurlingfordów. Jedyne
marzenie, które żywiła Drusilla w związku z Missy,
że jej efektowne małżeństwo wyniesie panie z
Missalonghi ponad ich ubóstwo, rozwiało się, nim
Missy skończyła dziesięć lat, ponieważ zawsze była
pospolita i niepociągająca. A od czasu, gdy Missy

background image

skończyła dwadzieścia lat, zarówno matka, jak i
ciotka pogodziły się z tą okolicznością i już ze
spokojem kroczyły po drodze prowadzącej do
szanowanych hurlingfordzkich mogił. Przy
normalnym biegu wypadków Missy mogłaby w
swoim czasie odziedziczyć po matce dom i pięć
akrów, ale według zasad obowiązujących w klanie
było to nie do osiągnięcia, ponieważ pozostawała
Hurlingfordem tylko po kądzieli.

Jakoś jednak radziły sobie w życiu. Miały krowę

rasy Jersey, która dawała znakomite kremowe mleko
i rodziła wspaniałe cielęta. Trzymały ją dlatego, że
należała do bydła najwyższej klasy. Chowały pół
tuzina owiec, trzy tuziny drobiu rasy Rhode Island
Red, tuzin dobranych kaczek i gęsi oraz dwie
przekarmione białe lochy, które rodziły prosięta
uzyskujące najwyższą klasę jakości w całym
dystrykcie. Świnie były wypasane na pastwisku, nie
tłoczono ich w zagrodzie, a karmiono odpadkami z
herbaciarni Julii, ze stołu Missalonghi i z ogrodu
warzywnego. Ogród warzywny, którym zajmowała
się Missy, dawał produkty niemalże przez cały rok..
Miały także nowoczesny sad – dziesięć różnych
gatunków jabłoni, drzewo brzoskwiniowe i
morelowe, wiśnie, śliwy oraz cztery grusze. Drzewek
cytrusowych nie hodowały, ponieważ zimą w Byron
było zbyt chłodno.

Sprzedawały owoce, masło i jaja wujowi

background image

Maxwellowi za cenę dużo niższą od tej, którą
mogłyby uzyskać gdzie indziej, ale odstąpienie
produktów komukolwiek innemu było
niedopuszczalne. Jedzenia im nie brakowało. To brak
pieniędzy powodował, że żyły w nędzy. Ale w tych
warunkach zarabianie było po prostu niemożliwe, bo
oszukiwali ich ci, którzy po sprawiedliwości powinni
byli być rzecznikami. Dostęp do gotówki oznaczał
lepsze ubrania, niezbędne utensylia i lekarstwa oraz
nowy dach. Pieniądze uzyskiwane z wyprzedaży
produktów z gospodarstwa nie wystarczały, tak że
żyły w wiecznej finansowej czujności. Missy była z
całego serca kochana przez dwie starsze panie, co
okazywały w specyficzny i wyraźnie tylko jedyny
sposób: pozwalały jej roztrwaniać pieniądze ze
sprzedaży jajek i masła na wypożyczanie książek.

Wypełniając swe puste dni. panie z Missalonghi

robiły dzianiny, frywolitki, szydełkowały lub szyły i
były wdzięczne za podarowaną włóczkę, nici i
płótno, które magazynowały w wielkich ilościach w
jednym ze skromniejszych pokoi. Podarunki te, które
otrzymywały na każde Boże Narodzenie i urodziny,
były formą zapłaty za ich robótki i włożoną w nie
pracę.

I tak godziły się ulegle na sposób życia i zasady

narzucane im przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia o
ich wielkiej samotności i cierpieniu – gorzkim
cierpieniu dystyngowanego ubóstwa, które wymagało

background image

wielkiej odwagi i wyjątkowego hartu ducha. Po
prostu przyszły na świat i żyły w czasach
poprzedzających rewolucję przemysłową i wielkie
wojny, w czasach, kiedy żądanie godziwej opłaty za
pracę i pociąg do komfortu były zdradą
obowiązującej konwencji życia, rodziny i pojęcia
kobiecości.

To dystyngowane ubóstwo najbardziej drażniło

Drusillę Wright w każdą sobotę rano, gdy szła do
Byron mijając wspaniałe rezydencje Hurlingfordów
rozłożone na stokach pagórków pomiędzy miastem a
doliną Jameson. Szła na poranną herbatkę do swojej
siostry Aurelii. Gdy z mozołem posuwała się
naprzód, przypominała sobie chwile, kiedy obie były
dziewczynami i przygotowywały się do małżeństwa,
I to jak rodzina, wydajać Drusillę za mąż, chciała
ubić jak najlepszy interes na rynku matrymonialnym.

Odbywała swą wędrówkę samotnie. Octavia była

zbyt schorowana, żeby odważyć się na
siedmiomilowy wyczerpujący spacer, a kontrast
miedzy Missy a córką Aurelii – Alicją, był zbyt
bolesny, aby móc ścierpieć porównanie miedzy nimi,
toteż Missy jej nigdy nie towarzyszyła.
Utrzymywanie konia nie wchodziło w rachubę,
ponieważ zbyt zniszczyłby skromne pastwiska, a pięć
akrów missalonghickiej ziemi musiało być bardzo
dobrze zabezpieczone przed suszą i nadmierną
eksploatacją. Toteż gdy schorowane panie z

background image

Missalonghi nie mogły chodzić, pozostawały w
domu.

Aurelia także wyszła za mąż za człowieka spoza

rodziny, ale obrót spraw w jej małżeństwie okazał się
szczęśliwy. Edmund Marshall miał wyjątkowy talent
do zarządzania, czego było brak każdemu
Hurlingfordowi, i pełnił funkcję generalnego
zarządcy zakładów przemysłu butelkowego. Toteż
Aurelia mieszkała w dwudziestopokojowym,
imitującym styl Tudorów, pałacu, otoczonym
czteroakrowym parkiem. Rosnące tam prunusy,
rododendrony, azalie i dekoracyjne wiśnie
przeobrażały park przy końcu sierpnia na okres
całego miesiąca w krainę z bajek.

Aurelia miała służbę, konie, powozy, a nawet

auto. Jej synowie, Ted i Randolph, zostali posłani na
naukę do zakładów i wszystko wskazywało na to, że
talent odziedziczyli po ojcu. Ted pracował w dziale
księgowości, a Randolph jako inspektor. Aurelia
miała też córkę – córkę, którą los wyposażył w to
wszystko, czego córka Drusilli nie miała.
Dziewczyny łączyła tylko jedna cecha – obie były
trzydziestotrzyletnimi pannami. Ale gdy Missy
pozostawała w tym stanie z konieczności – nikt
bowiem nigdy nie śnił o zaproponowaniu jej
małżeństwa, Alicja była wciąż samotna z powodów
bardziej fascynujących i porywających serce.
Narzeczony, którego zaakceptowała, gdy miała

background image

dziewiętnaście lat, został zaledwie na tydzień przed
ślubem zabity przez doprowadzonego do skrajnej
wściekłości słonia.

Alicja długo nie mogła dojść do siebie po tej

bolesnej stracie. Montgomery Massey był jedynym
dzieckiem i potomkiem sławnej rodziny plantatorów
herbaty Ceylon – rodziny bardzo, ale to bardzo
bogatej. Toteż Alicja opłakiwała narzeczonego w
sposób odpowiadający jego statusowi społecznemu.
Przez cały rok nosiła żałobę; a potem, przez kolejne
dwa lata, ubierała się tylko w stroje koloru szarego
lub bladoliliowego, które były odpowiednie dla tak
zwanej małej żałoby. W końcu, gdy skończyła
dwadzieścia dwa lata, uznała, że czas odosobnienia
już minął i zaakcentowała to otwierając salon
najnowszej mody.

W tym samym czasie jej ojciec nabył dodatkowo

starą pasmanterię i tak centrum handlowe z
ubraniami Herberta Hurlingforda stawało się coraz
bardziej niepotrzebne, ponieważ okazało się, że
Alicja ma w tej dziedzinie niebywały talent i że
wykorzystuje go w znakomity sposób.

Konwencja wymagała, aby salon był zarządzany

w imieniu matki, ale nikt, nie wyłączając tej ostatniej,
nie miał złudzeń co do tego, kto naprawdę prowadzi
ten znakomicie prosperujący interes. Sklep z
kapeluszami, nazwany „Chez Chapeau”, miał
niezwykłe powodzenie od momentu otwarcia i

background image

przyciągał klientelę nawet z tak odległych miejsc, jak
Sydney. Konfekcja sprzedawana przez Alicję
począwszy od słomkowych kapeluszy, aż po tiule i
jedwabie, była atrakcyjna, powabna i modna.

Alicja zatrudniała dwie krewne, które nie miały

ani ziemi, ani posagu oraz starą pannę – ciotkę
Comelię, której arystokratyczne pochodzenie
dodawało splendoru salonowi, sama zajmowała się
głównie inwestowaniem i korzystnym lokowaniem
profitów.

W sytuacji, gdy wszyscy przywykli do myśli, że

Alicja zamierza opłakiwać stratę Montgomery’ego
Masseya aż do śmierci, ona ogłosiła nagle swe
zaręczyny z Williamem Hurlingfordem, synem i
spadkobiercą sir Williama Trzeciego. W chwili, gdy
wiadomość się rozeszła, jej nowy narzeczony miał
zaledwie dziewiętnaście lat. Ślub był przewidziany
na pierwszy dzień nadchodzącego właśnie
października,

[Kiedy rozpoczyna się akcja książki, jest miesiąc przed

nastaniem wiosny, czyli sierpień (lipiec i sierpień to miesiące zimowe w
Australii), po czym przychodzi wrzesień, czyli początek wiosny. Akcja
powieści kończy się przed wypadającym na pierwszy dzień października
ślubem Alicji. Stąd też wszystkie dywagacje autorki na temat zmian
zachodzących w przyrodzie są charakterystyczne dla przełomu zimy i
wiosny w górskich strefach Australii.]

kiedy piękne kwiaty

zdobią ogród w stylu de rigeur, kończąc długie
oczekiwanie narzeczonych na uzyskanie zezwolenia
na tę uroczystość.

To długie oczekiwanie spowodowała lady Billy,

background image

żona sir Williama Trzeciego, która próbowała
wychłostać Alicję końskim biczem, gdy usłyszała o
zaręczynach. Sir William Trzeci natychmiast nakazał,
aby poczekać z małżeństwem do czasu, kiedy pan
młody skończy dwadzieścia dwa lata.

Tak więc nie można powiedzieć, by Drusilla

Wright z nadmierną radością przemierzała dobrze
niegdyś przeszukany, złotonośny, żwirowy piasek
Mon Repos, aby następnie z wrodzonym wigorem
połączonym z frustracją i zazdrością poruszyć
kołatką u frontowych drzwi domu siostry. Lokaj
poinformował Drusillę wyniośle, że pani Marshall
znajduje się w małym saloniku i poprowadził ją tam z
niewzruszoną powagą. Wnętrze Mon Repos było
równie czarujące, jak jego fasady i ogrody:
drewniana importowana boazeria, jedwabne i
aksamitne tapety, brokatowe obicia, ręcznie tkane
dywany, meble w stylu regencji – wszystko
doskonale rozmieszczone, tak aby uwydatnić
wspaniałe proporcje i zalety pokoi. Tu nie było
potrzeby malowania czegokolwiek na brązowo, bo
ostrożność i oszczędność tym obiektem nie rządziły.

Siostry ucałowały swe policzki i zrobiły to w

niemal identyczny sposób. Wszystkie one,
poczynając od Octavii, Julii czy Cornelii, a
skończywszy na Auguście czy Antonii, miały
wspólną cechę, którą można by określić jako
wyniosłą lodowatość, a ich uśmiechy były takie

background image

same. I mimo że żyły w bardzo odmiennych
warunkach, bardziej się lubiły niż cała reszta, tak że
tylko nieprzejednana duma Drusilli uniemożliwiała
Aurelii wspomaganie jej finansowo.

Gdy po powitaniu zasiadły po dwóch stronach

małego inkrustowanego stolika na pokrytych
aksamitem krzesłach i kiedy wraz z porcelanową tacą
na stoliku pojawiła się herbata i dwa tuziny bajecznie
smacznych ciasteczek, przeszły do rozmowy o
interesach.

– Naprawdę, Drusillo, twoja duma nie ma sensu.

Wiem, jak rozpaczliwie potrzebujesz pieniędzy. Czy
możesz podać mi choć jeden rozsądny powód, dla
którego te wszystkie wspaniałe ręcznie wykonane
robótki gromadzisz w swoim skromnym pokoju,
zamiast przekazać Alicji na wyprawę ślubną. Nie
możesz powiedzieć, że przechowujesz je dla Missy
jako jej wyprawę, ponieważ obydwie dobrze zdajemy
sobie sprawę, że Missy sama straciła nadzieję na
małżeństwo już kilka lat temu. Alicja chce kupić tę
znakomicie ręcznie wykonaną bieliznę i ja się z nią
zgadzam – powiedziała pewnie Aurelia.

– Jestem zaszczycona – odrzekła ozięble Drusilla

– ale nie mogę ci ich sprzedać, Aurelio. Alicja może
je otrzymać, kiedy tylko zechce, wyłącznie jako nasz
prezent.

– Nonsens – sprzeciwiła się pani rozległych

dóbr. – Sto funtów i Alicja zabiera cały twój zbiór.

background image

– Z przyjemnością przekażemy jej nasze

najlepsze rzeczy, ale tylko i wyłącznie jako prezent.

– Sto funtów albo będzie musiała poświęcić

sporo czasu, aby kupić wyprawę u Marka Foya, bo ja
jej nie pozwolę wziąć niczego z twoich rzeczy za
darmo, czyli, jak wolisz, jako prezent od ciebie.

Drusilla potrzebowała nieco czasu, aby

przetrawić taki argument. Urażona duma toczyła
walkę z dziwnym poczuciem ulgi, którą przyniosło
zdecydowane postawienie sprawy przez Aurelię. W
końcu pokonała dumę i zdecydowała się ustąpić.
Potem wypiła trzy filiżanki aromatycznej, znakomitej
herbaty Lapsang Souchong i zjadła niemal wszystkie
różowobiałe, bajeczne pyszne ciasteczka. Atmosfera
zakłopotania, wywołana poprzednią rozmową, która
była konsekwencją ich nieporównywalnej sytuacji
życiowej, minęła. Mogły teraz spokojnie przystąpić
do spraw istotnych z punktu widzenia ich
pokrewieństwa.

– Billy mówi, że ten człowiek sam z siebie robi

więźnia – powiedziała Aurelia.

– Dobry Boże, ale jak Billy mógł dopuścić, żeby

to się stało?

– Niestety, nie mógł zrobić nic, aby temu

zapobiec. Siostro, sama wiesz, że przekonanie, iż
Hurlingfordowie są właścicielami całej ziemi między
Leurą a Lawson, jest mistyfikacją. Jeżeli obcy
przybysz mógł kupić dolinę, co najwidoczniej zrobił,

background image

i spłacić dług towarzystwu, co też najwidoczniej
zrobił, to Billy ani ktokolwiek inny nie może zrobić
nic, aby go stąd przepędzić.

– Kiedy to wszystko nastąpiło?
– Według Billy’ego w zeszłym tygodniu. Dolina,

oczywiście, nigdy nie należała do Hurlingfordów.
Billy sądzi, że były to dominia królewskie. Jest to
określenie, na ogół źle rozumiane, a pochodzące od
sir Williama Pierwszego. Wydaje się, że nikt w
rodzinie nie pomyślał wcześniej, aby zweryfikować
ten fakt. A teraz po prostu szkoda. Przecież nie tylko
my wiedziałyśmy, że ktoś z Hurlingfordów mógł już
dawno temu kupić tę dolinę. Ten człowiek nabył ją
na aukcji w Sydney w zeszłym tygodniu, a nas nikt
nie poinformował o tym, że została wystawiona na
sprzedaż. Cała dolina, wyobraź sobie, niemal za
bezcen. Czy to możliwe? Czy to do przyjęcia? Billy
jest wściekły.

– Jak to odkryłaś? – spytała Drusilla.
– Ten typ przyjechał wczoraj do sklepu wuja

Maxwella, na chwilę przed zamknięciem. Missy
zresztą też tam była.

Twarz Drusilli pojaśniała:
– A więc to ten?
– Tak.
– Zgaduję, że to Maxwell odkrył całą sprawę. On

potrafi wyciągać informacje nawet od niemowy.

– Tak, ale ten jegomość wcale nie ociągał się z

background image

opowiadaniem na ten temat. Mówił dużo i zbyt
szczerze, jak na gust Maxwella. Ale znasz go, on
uważa, że tylko głupiec opowiada o swoich
interesach.

– Wiesz, najbardziej jestem ciekawa, kogo poza

Hurlingfordami mogło zainteresować kupno tej
doliny. Dla Hurlingfordów posiadanie doliny jest
znaczące, ponieważ znajduje się ona w Byron. Ale
przecież ten obcy przybysz nie może w niej nic
uprawiać. Potrzeba co najmniej dziesięciu lat, by ją
na tyle oczyścić, żeby przeszedł pług. Jest zbyt
wilgotna, by utrzymać czystość. Nie można wyciąć
zarośli, bo zbyt niebezpieczny jest trakt. Więc
dlaczego?

– Według Maxwella, ten człowiek chce tam po

prostu zamieszkać i żyć samotnie wśród gąszczy,
wsłuchując się w ciszę. W takim razie, musisz
przyznać, że jest odrobinę ekscentryczny.

– Dlatego właśnie Billy myśli, że on stanie się

więźniem Byron, czy raczej więźniem doliny.

– Maxwell zadzwonił do Billy’ego, jak tylko ten

jegomość załadował wóz towarami i odjechał. A
Billy od razu zaczął zbierać wiadomości o nim.
Wyobraź sobie, że ten człowiek nazywa się John
Smith. – Aurelia parsknęła ironicznie. – A teraz ja się
ciebie pytam, Drusillo, czy ktokolwiek przybierałby
nazwisko John Smith, gdyby nie chodziło o
prawdziwie brudną i uciążliwą pracę na tych

background image

rozdrożach?

– To może być jego prawdziwe nazwisko –

odpowiedziała uczciwie Drusilla.

– Phi! O Johnach Smithach często się czyta, ale

czy w rzeczywistości spotkałaś choć jednego? Billy
sądzi, że ten John Smith jest tym – no... – jak to
nazywają Amerykanie?

– Nie mam pojęcia.
– Cóż, w końcu to nie ma znaczenia, tu nie

Ameryka, ale swoją drogą wszystko wskazuje na to,
że to fałszywe nazwisko. Według Billy’ego ten
człowiek nie ma żadnych akt. personalnych,
sprawdzał to w różnych urzędach. A za dolinę
zapłacił w złocie, ale to być może jest zmyślone.

– Może jest szczęśliwym górnikiem z Sofala lub

Bendigo?

– Nie. Wszystkie złotodajne pola w Australii od

lat znajdują się w rękach spółek i nie ma żadnych
danych o pojedynczych udziałowcach. Tak
przynajmniej mówi Billy.

– To nadzwyczajne – powiedziała Drusilla,

bezwiednie sięgając po przedostatnie ciasteczko. –
Czy Maxwell lub Billy mają coś jeszcze do dodania?

– No cóż, John Smith zakupił bardzo duże ilości

prowiantu i zapłacił w złocie. Nie nosi spodniej
bielizny – z wyjątkiem dużego pasa na pieniądze pod
koszulą nie miał nic. Szczęście, że Missy wcześniej
wyszła. Maxwell przysięga, że ten jegomość

background image

podciągnąłby swoją koszulę mimo jej obecności.
Przeklinał przy Missy i powiedział coś takiego, co
mogło oznaczać, że nie uważa jej za damę.

– Wierzę – odrzekła Drusilla oschle, biorąc

ostatnie ciastko z talerza.

W tym momencie do pokoju weszła Alicja

Marshall. Matka rozpromieniła się z dumą na jej
widok, a ciotka posłała krzywy uśmiech. „Dlaczego,
och, dlaczego Missy nie mogła być taka jak Alicja?”

Prawdziwie rozkoszna istota – Alicja Marshall –

była bardzo wysoka i pięknie zbudowana. Miała
zmysłową, utrzymaną w ryzach linię, anielsko jasne
oczy i włosy, a także delikatną cerę, kształtne dłonie i
stopy oraz smukłą szyję. Ubrana była, jak zwykle, w
doskonałym guście. Swą jedwabną, jasnoniebieską
suknię (wyrafinowanie haftowaną, ze znakomicie
dobraną, elegancką krótszą spódnicą) nosiła z
niezrównanym wdziękiem. Ogrom jej złotawych
włosów ozdabiał kapelusz przybrany pękiem
jasnoniebieskich i jasnozielonych, tiulowych i
jedwabnych róż. I aż zakrawało na cud, że jej brwi i
rzęsy były wyraźnie ciemne. Naturalnie, Alicja nie
oznajmiała całemu światu, że przyciemniała brwi i
rzęsy częściej niż czyniła to Una.

– Ciocia Drusilla byłaby szczęśliwa, mogąc

zaopatrzyć cię w bieliznę wyprawową – triumfalnie
obwieściła Aurelia.

Alicja zdjęła kapelusz i ostrożnie ściągała długie,

background image

jasnoniebieskie rękawiczki z koźlej skóry. Była tak
niezwykle skoncentrowana na tych wyjątkowo
ważnych czynnościach, że wręcz niezdolna do
odpowiedzi. Dopiero gdy odłożyła zdjęte z siebie
rzeczy w bezpieczne miejsce i usiadła przy stoliku
obok matki i ciotki, ożywiła się i włączyła się do
rozmowy swym zwodniczo matowym, melodyjnym
głosem.

– Jesteś bardzo dobra, ciociu. To miło, że

zdecydowałaś się na to.

– Odkąd twoja mama powzięła decyzję, żeby mi

zapłacić, dobroć przestała mieć z tym cokolwiek
wspólnego – odpowiedziała ozięble Drusilla. –
Przyjedź do Missalonghi w przyszłą sobotę rano i
wybierz sobie to, czego potrzebujesz najbardziej.
Wypijemy razem herbatę.

– Dziękuję, ciociu.
– Czy polecić, aby podano ci świeżą herbatę? –

spytała nieco bojaźliwie Aurelia, odczuwając
nadmiar respektu dla swojej zdolnej i niezwykle
ambitnej córki.

– Nie, dziękuję mamo. Tak naprawdę to

wpadłam, żeby się dowiedzieć czegoś o
„cudzoziemcu w środku Byfon” – jak uparł się
nazywać nowego przybysza Willie. Czy masz może
jakieś nowe informacje? – jej urocze wargi zadrżały.

I tak nowiny na temat Johna Smitha zostały

przedyskutowane po raz wtóry, po czym Drusilla

background image

wstała, aby się pożegnać i odejść.

– Do zobaczenia w przyszłą sobotę rano w

Missalonghi – przypomniała krewniaczkom i oddaliła
się w towarzystwie szefa domowej służby.

Przez całą drogę do domu Drusilla dokonywała

w myślach przeglądu bielizny przechowywanej w
kredensach i rezerwowym pokoju, która tak bardzo
interesowała Alicję i Aurelię. Była przerażona, że jej
liczba i różnorodność mogą okazać się
niewystarczające i nie warte stu funtów. Sto funtów!
Co za gratka!

Oczywiście nie wolno im tych pieniędzy wydać.

Muszą złożyć je w banku, aby narastał choć niewielki
procent. Cała suma powinna leżeć w banku, dopóki
nie nastąpi katastrofa. Ale jaka katastrofa? – Drusilla
nie wiedziała. Wszak każdy ślepy zaułek na drodze
życia mógł przynieść nieszczęście: chorobę, śmierć,
remonty, niespodziewane szkody, nadzwyczajne
opłaty, podatki. Część pieniędzy mogłyby
przeznaczyć na remont dachu i nie trzeba by było
sprzedawać jałówki, aby tę sumę uzyskać. W ten
sposób w przyszłości będą miały od niej potomstwo i
dobry zysk. Jałówka rasy Jersey była dla pań z
Missalonghi warta dużo więcej niż pięćdziesiąt
funtów. Ale teraz więcej by za nią nie uzyskały.
Sprzyjał im zwłaszcza Percival Hurlingford wraz ze
swą życzliwą żoną, pozwalając nieodpłatnie

background image

korzystać ze swego cennego byka rasy Jersey. On też
zresztą podarował im pierwszą, niezwykłą krowę tej
rasy.

Tak. Takie rozwiązanie sprawy było bardzo

zadowalające!

Może Alicja, znakomita popularyzatorka mody,

zainteresuje inne młode dziewczęta z rodziny
Hurlingfordów robótkami? Może inna panna młoda
zamówi u pań z Missalonghi swą wyprawę ślubną?
Mogłoby to się stać w przyszłości specjalną formą
pewnego rodzaju transakcji handlowej –
wykonywania indywidualnych i szczególnie
wytwornych zamówień.

– A więc, droga Octavio – powiedziała Drusilla

tego wieczoru do swojej chorej siostry, kiedy już
rozdzieliły prace domowe, a Missy pochłonięta była
jakąś książką – spędzimy najbliższy tydzień na
dokładnym przeglądaniu wszystkiego, co mamy, aby
wybrać to, co może zainteresować Aurelię i Alicję.
Missy, będziesz musiała sama poradzić sobie z
pracami w domu, z ogrodem i zwierzętami, a
ponieważ najlepiej dajesz sobie radę z wypiekami,
przygotujesz na sobotę słodkie dania do porannej
herbaty. Przygotuj piramidki z dżemem i kremem,
biszkopty, trochę kruchych ciasteczek oraz upiecz
kwaśny placek z owocami i goździkami. –
Wydawszy rozporządzenia usatysfakcjonowana
Drusilla przeszła do najpikantniejszego aktualnie

background image

tematu, którym było pojawienie się w Byron
przybysza – Johna Smitha.

Tym razem konwersacja obu pań zajęła uwagę

Missy bardziej niż książka, chociaż przez cały czas
udawała, że kontynuuje czytanie. Kiedy położyła się
spać, połączyła informacje zasłyszane tego wieczoru
z tymi, które uzyskała wcześniej od Uny. Dlaczego
rodzina uważa, że John Smith nie nosi swego
prawdziwego nazwiska? Oczywiście przyczyną tych
wszystkich podejrzeń i nieufności Hurlingfordów był
fakt, że ktoś spoza nich ośmielił się nabyć dolinę.
Cóż, Johnie Smisie, wszystkiego dobrego!
Najwyższy czas, aby ktoś wstrząsnął Hurlingfordami.
Uśmiechając się zapadła w sen.

Wrzawa przygotowań, która poprzedziła wizytę

obu pań Marshall, okazała się zupełnie niepotrzebna,
czego zresztą panie z Missalonghi były od początku
świadome. Niemniej nie przejęły się zbytnio zmianą
tempa życia dom. u, co było czymś absolutnie
nowym, i nosiło znamiona wyraźnie złych rządów.
Jedynie Missy przechodziła bądź straszliwą mękę,
bądź popadała w szczerą skruchę, co wynikało z
absolutnego braku czasu na czytanie oraz z obawy, że
Una może źle przyjąć jej zbyt długie
niewywiązywanie się z opłaty za wypożyczoną w
zeszły piątek książkę.

Przygotowanie przysmaków zajęło Missy sporo

background image

czasu i przysporzyło wiele udręki, którą pogłębił fakt,
że przybyłe w końcu z wizytą panie wzbraniały się
przed ich zjedzeniem. Alicja, jak to określiła,
„pilnowała swojej figury”, i tak samo wymawiała się
jej matka, która chciała „utrzymać jak najwyższą
klasę” na ślub córki. Niemniej słodycze się nie
zmarnowały i nie posłużyły za karmę dla świń,
ponieważ nieco później Drusilla i Octavia spożyły je
ze smakiem. Obydwie uwielbiały łakocie, ale jadły je
bardzo rzadko z uwagi na dodatkowe koszty, jakie
trzeba było na nie ponieść.

Bielizna na wyprawę, którą pokazały Aurelii i

Alicji, wprawiła je w zachwyt. Spędziły całą godzinę
przyjemnie gawędząc na temat wybranych przez
siebie rzeczy i na koniec przekazały nie sto, ale
dwieście funtów na ręce Drusilli.

– Żadnych sprzeciwów, bardzo cię proszę –

powiedziała Aurelia. – To dla Alicji wspaniały
interes.

– Myślę, Octavio – powiedziała Drusilla później,

kiedy goście odjechali swym wspaniałym
samochodem z kierowcą – że teraz wszystkie
możemy sobie pozwolić na nowe sukienki na ślub
Alicji. Dla mnie z liliowej krepy ze stanikiem
wyszywanym paciorkami i tak samo zdobioną
spódnicą z zakładkami. Muszę tylko znaleźć
odpowiednie paciorki. Czy pamiętasz te, które nasza
droga mama kupiła do swojej nowej popołudniowej

background image

sukni na jakiś czas przed śmiercią? Byłyby idealne.
Myślę, że i ty mogłabyś sprawić sobie ten niebieski
jedwab, który tak podziwiałaś w sklepie Herberta,
nieprawdaż? Missy zrobi ci kilka koronkowych
wstawek pod szyję i przy rękawach – będzie to
bardzo eleganckie! – Drusilla zmarszczyła czoło i
spojrzała na swoją śniadą córkę. – Ty, Missy, jesteś
ciężkim orzechem do zgryzienia. Jesteś zbyt ciemna i
nieładnie ci w bladych kolorach, więc myślę, że to
powinien być...

– Och, pozwól, żeby to nie był brąz! – błagała

Missy. – Chcę mieć purpurową sukienkę!
Koronkowa sukienka w kolorze czerwieni, która
przyciąga wzrok – to jest to, czego pragnę.

– ... brąz – zdecydowała Drusilla i westchnęła: –

Rozumiem, że to musi być przykre, ale prawda jest
taka, Missy, iż żaden inny kolor nie będzie nawet w
połowie tak do ciebie pasował, jak brąz! W pastelach
wyglądasz na chorą, w czerni na pełną zawiści, w
granacie jakbyś stała na progu śmierci, a w tonacji
jesiennej zamieniasz się w czerwonoskórego
Indianina.

Missy nie zareagowała ani słowem na tę

bezsporną logiczną argumentację, nie wiedząc, że
taka reakcja zasmuca Drusillę, która uznałaby
jakąkolwiek sugestię, byleby tylko była ona do
przyjęcia. Purpury nie mogła zaakceptować w
żadnym wypadku. Był to po prostu kolor kokot i

background image

ulicznic, tak jak brąz był kolorem godnego szacunku
ubóstwa. Jednak tego wieczoru nic nie mogło na
dłużej utrzymać Drusilli w stanie przygnębienia.

– Możemy również – powiedziała uradowana –

wszystkie trzy sprawić sobie nowe botki. Pięknie się
zaprezentujemy na tym ślubie.

– Pantofle... – wyrwało się Missy.
Drusilla spojrzała nieprzytomnie.
– Pantofle?
– Tylko nie botki, mamo, proszę! Sprawmy sobie

pantofle, ładne, gustowne pantofelki na obcasach a la
Louis z kokardami na czubkach.

Drusilla uznała to za możliwe i już chciała

rozważyć tę propozycję, gdy serdeczne nawoływania
Missy przecięła Octavia, która jako inwalidka po
części wiodła prym w domu zwanym Missalonghi.

– Mieszkając przy końcu Gordon Road? –

Octavia parsknęła. – Czy ty masz po kolei w głowie,
dziewczyno? Sądzisz, że pantofelki długo
wytrzymają kurz i błoto?! To, co musimy mieć, to
dobre, mocne botki z dobrymi sznurowadłami i
mocnymi cienkimi obcasami. Botki przetrwają!
Pantofelki” nie są dla nas.

I to był koniec rozmowy.

Po wizycie Aurelii i Alicji Marshall życie w

Missalonghi powoli wracało do normy, tak że w
poniedziałek Missy otrzymała pozwolenie na swój

background image

ulubiony spacer do wypożyczalni w Byron. Była to
absolutnie ekscentryczna przyjemność. Szła
wyposażona w dwie wielkie torby na zakupy, niosąc
każdą w jednej ręce, aby zbalansować ładunek
całotygodniowych sprawunków.

Ból w boku, który się zupełnie wyciszył podczas

przebywania w domu, powrócił z pełną siłą.
Wydawało się, że dokuczał jej głównie podczas
spacerów i był naprawdę nieprzyjemny, bardzo
nieprzyjemny.

Dzisiaj jej własna portmonetka leżała w torbie

obok wyjątkowo pełnej portmonetki jej mamy, gdyż
Missy została upoważniona do zakupu liliowej krepy,
niebieskiego jedwabiu i brązowego atłasu w
odzieżowym imperium Herberta Hurlingforda. Ze
wszystkich sklepów w Byron Missy najbardziej
nienawidziła sklepu wuja Herberta, który był
obsługiwany przez szykownych młodzieńców –
synów i wnuków wuja. Gdy nabywało się gorset lub
bieliznę, trzeba było znosić za sobą ich chichot i
pomimo że swą pracę wykonywali sprawnie, nieraz
wprawiali klientów w zakłopotanie celnością swoich
dowcipów. Ten rodzaj zachowania wymierzony był
głównie przeciwko tym, którzy zbytnio oszczędzali
przy zakupach, czyli głównie byli złośliwi wobec
samotnych kobiet z rodziny Hurlingfordów, w
których obronie nie mógł stanąć żaden mężczyzna.
Stare panny i ubogie wdowy, pochodzące z klanu,

background image

były dla nich nieustającym obiektem kpin.

Gdy Missy stanęła przy ladzie, obserwując

Jamesa Hurlingforda przenoszącego sztuki
materiałów, zastanowiła się, co też by zrobił, gdyby
zamiast o brązowy atłas poprosiła o purpurową
koronkę. Ale imperium ubraniowe nie zaopatrywało
klientów w takie materiały. Jedynymi
czerwonościami, jakie można było dostrzec, były
tanie i wulgarne sztuczne jedwabie, trzymane dla
mieszkanek Caroline Lamb Place. Tak więc wraz z
liliową krepą i niebieskim jedwabiem kupiła jedną
długość pięknego atłasu w odcieniu tabakowym.
Uwielbiałaby ten materiał, gdyby był w innym
kolorze, ale odcień brązu powodował, że traktowała
go jak workową jutę. Wszystkie sukienki, jakie
kiedykolwiek miała, były brązowe. Był to,
oczywiście, bardzo wygodny kolor. Nigdy nie widać
było brudu, nigdy nie wychodził z mody, nigdy nie
płowiał, nigdy też nie wyglądał tanio i pospolicie.

– Nowe sukienki na ślub? – spytał James z nutą

złośliwości w głosie.

– Tak – odpowiedziała Missy, zastanawiając się,

jak to James robi, że zawsze czuje się przy nim
nieswojo. Może powodem była jego przesadna,
zniewieściała ogłada?

– Pozwól, że się zastanowię – mamrotał James.
– A co powiesz, jeśli zabawię się w domysły?

Krepa jest dla cioteczki Drusie, jedwab dla cioteczki

background image

Octie, a atłas...? Brązowy atłas musi być dla
malutkiej, „brązowej” kuzyneczki Missy.

Wyobraźnię Missy tak bardzo wypełniał obraz

nieosiągalnej koronkowej purpurowej sukni, że na tę
kąśliwą uwagę oblała się rumieńcem, a w oczach
zawirowało jej od ciemnej czerwieni. W końcu,
niespodziewanie dla samej siebie, warknęła w
odpowiedzi jedyne obraźliwe słowa, które znała:

– Och, pocałuj się w tyłek, Jamesie!
James stanął jak wryty. Był tak zszokowany, jak

gdyby ożył i spróbował go ukąsić stojący nie opodal
drewniany manekin. Zmieszany, z niezwykłą u niego
skwapliwością odmierzył i odciął dla każdej z pań z
Missalonghi jej kawałek materiału, mimowolnie
dodając po jardzie. Najgorsze było to, że jako
szanujący się sprzedawca, nie mógł wyprosić Missy
ze sklepu tak szybko, jak by tego chciał. Co więcej,
nie mógł zwierzyć się z tego okropnego przeżycia
żadnemu ze swych braci i siostrzeńców, ponieważ jak
echo roznieśliby słowa Missy po sklepie i w rodzinie.

Kiedy Missy, po tak nagłym wyładowaniu

dławiącego ją gniewu, opuściła sklep i udała się do
położonej obok biblioteki, na jej twarzy wciąż
jeszcze malowała się złość i nieuważnie trzasnęła
drzwiami. Una podniosła przestraszony wzrok, a
potem zaczęła się śmiać.

– Kochanie, wyglądasz świetnie. Czyżbyś była

rozgniewana?

background image

Missy wzięła parę głębokich oddechów, żeby się

uspokoić.

– Och! Zdenerwował mnie mój kuzyn James

Hurlingford. Powiedziałam mu, żeby się pocałował w
tyłek.

– Brawo! Najwyższy czas, żeby ktoś mu to

powiedział – Una zachichotała. – Aczkolwiek myślę,
że on wolałby, aby pocałował go ktoś inny, chociaż
pewnie też płci męskiej.

Wszystko to dotarło do Missy dopiero po chwili,

ale wybuch wesołości Uny był tak zaraźliwy, że
Missy również się roześmiała.

– Kochanie, to nie było z mojej strony zbyt

wytworne, nieprawdaż? – spytała, bardziej zdziwiona
niż przerażona. – Nie wiem, co mi się stało.

Jaśniejąca twarz Uny przybrała nagle

szelmowski i przebiegły wygląd. Był to wyraz
przebiegłości charakterystyczny dla wprawionej w
stan obłędu wróżbitki.

– „O słonie i wielbłądy” – zaintonowała Una

śpiewnym głosem – „przechodzące przez ucha igieł;
o dni psów; o wwiercające się robaki; o skłębione
trąby powietrzne”. Nareszcie wyszło z ciebie to,
czego jest w tobie dużo, Missy Wright, tyle że nie
zdajesz sobie z tego sprawy. – Una odchyliła się do
tyłu i rzuciła jak rozradowany, nieposłuszny dzieciak:
– Ale to nareszcie z ciebie wylazło i już nie można
tego zatrzymać.

background image

Wtedy Missy rozpoczęła opowieść o purpurowej

koronkowej sukni, o przepełniającym ją straszliwym
pragnieniu założenia czegoś innego niż brąz, o
udaremnionej możliwości zyskania aprobaty dla
innego, pasującego do niej koloru, o tym, że gdy
nadszedł wreszcie ten upragniony dzień, w którym
mogłaby założyć sukienkę o innej barwie, została
ponownie skazana na kolor tabaczkowy.

Unie całkowicie przeszła chęć do żartów.

Słuchała ze współczuciem, a kiedy Missy skończyła,
obejrzała ją od stóp do głów.

– Purpura doskonale by do ciebie pasowała –

powiedziała. – Och, jaka szkoda! No, ale nie
przejmuj się tym zbytnio. – I zmieniła temat.

– Odłożyłam dla ciebie nową, pasjonującą

powieść. Jak się nią zajmiesz, zapomnisz, jestem
pewna, o swojej czerwonej sukience. Jest to
opowieść o młodej, skromnej kobiecie tyranizowanej
przez rodzinę. Wszystko to trwa do dnia, kiedy
dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora na serce.
Mężczyzna, którego kocha od lat, jest zaangażowany
uczuciowo gdzie indziej. Nasza bohaterka wysyła do
tego młodego człowieka list, który otrzymała od
lekarza, mówiący o jej śmierci, i błaga młodzieńca,
aby ożenił się z nią, a nie z tamtą dziewczyną,
ponieważ jej zostało już tylko sześć miesięcy życia.
Tłumaczy mu, że po jej śmierci będzie mógł się
ożenić z tamtą. On z kolei jest trochę nicponiem,

background image

który nie bardzo zdając sobie z tego sprawę,
podświadomie oczekuje na kogoś, kto zmieniłby jego
życie. Tak że w końcu godzi się na ślub. Po czym
spędzają razem sześć niebiańskich miesięcy i on
odkrywa, że pod szarą powierzchownością jego żony
kryje się nieprzeciętna osoba, a jej miłość całkowicie
go odmienia. Ale pewnego dnia, gdy świeci słońce i
śpiewają ptaki, ona umiera w jego ramionach. Och,
uwielbiam książki, w których jedni umierają w
ramionach innych, a ty? Jego była narzeczona
odwiedza go po pogrzebie, ponieważ otrzymała od
umierającej żony list wyjaśniający powód, dla
którego tamtą porzucił. Mówi, że mu wybacza i że
mogą się pobrać, gdy tylko minie żałoba. Ale on
zrywa się ze smutkiem i obłędem w oczach, pędzi do
rzeki i rzuca się do niej z imieniem żony na ustach. A
jego była narzeczona rzuca się za nim do wody,
wzywając jego imię. Och, Missy, jakie to smutne.
Płakałam przez kilka dni.

– Wezmę ją – powiedziała Missy gwałtownie,

spłaciła zaległy dług, co spowodowało, że poczuła się
od razu lepiej, a Udręczone serce wetknęła na dno
jednej z toreb na zakupy.

– Zobaczymy się w następny poniedziałek –

powiedziała Una, odprowadzając Missy do drzwi.
Stała tak do momentu, aż straciła ją z oczu.

Owe pięć mil, które dzieliły Missalonghi i

byrońskie sklepy i które Missy przebywała samotnie

background image

od wielu lat, nigdy jeszcze nie wydały jej się tak
długie. Zawsze wypełniała swoje spacery
marzeniami. Grając w wyobraźni różne role,
odtwarzając wypadki i postaci, nie wybiegała
myślami poza znane sobie realia. Do czasu, kiedy
Una pojawiła się w bibliotece, wszystkie postaci
kobiece w jej myślach wyglądały dokładnie tak, jak
Alicja, a błazeństwa, które wymyślała, obracały się
wokół sklepów z pięknymi kapeluszami, sukniami i
herbaciarni dla przeraźliwie szlachetnie urodzonych.
Wszyscy mężczyźni jej marzeń byli uosobieniem
hurlięgfordzkiego idealnego kawalera – Siegfriedsa
w wysokich butach, kapeluszu i trzyczęściowym
garniturze.

Teraz natomiast jej wyobraźnia miała masę

nowych pomysłów do przepracowania. Jakąkolwiek
postać grała, w jakiejkolwiek przygodzie
uczestniczyła, zawsze miało to związek z ostatnią
przeczytaną powieścią odłożoną dla niej przez Unę
pod ladą biblioteki. Coraz mniej było odniesień do
osobliwości byrońskiego życia.

Także w ten poniedziałek, wędrując do domu

przeobraziła się w bosko kasztanową blondynkę o
zdumiewających, jasnozielonych oczach, a
towarzyszyło jej dwóch zakochanych mężczyzn:
przystojny, jasnowłosy książę oraz ciemnowłosy i
równie przystojny hinduski władca. Siedząc w siodle
na objuczonym bogactwami słoniu, strzelała do

background image

tygrysów. W imieniu swego męża prowadziła do
ataku armię przeciwko muzułmańskim buntownikom,
budowała szkoły, szpitale i zakłady dla samotnych
matek, a jej dwaj kochankowie pozostawali
niezdecydowanie bierni w tle, jak małe pajączki,
które nie zostały wpuszczone do saloniku żony.

Ale w połowie drogi do domu, tam gdzie Gordon

Road przechodzi w długą Noel Street, zaczynała się
jej dolina. W tym miejscu Missy zawsze
wstrzymywała swoje dziecinne marzenia, aby
podziwiać roztaczające się wokół niej piękno. A
dzień był tak pogodny, jak tylko mógł być późny
zimowy dzień w Górach Błękitnych, gdzie wiatr
czasami ucina sobie czas na odpoczynek. Missy
przeszła na drugą stronę Gordon Road, odwróciła
twarz do nieba i zaczęła wdychać zapach krzewów.
Dolina nigdy nie została obdarzona żadną nazwą,
chociaż teraz, za sprawą specyficznego byrońskiego
stylu, zostanie niewątpliwie ochrzczona doliną Johna
Smitha. W porównaniu z dolinami Jameson, Gros,
czy nawet Megalong nie była ona zbyt wielka. Jej
niezwykłość polegała na tym, że strome, zbudowane
w kształcie ścian kielicha zręby osiągały tysiąc
pięćset stóp wysokości, a powyżej piętrzył się masyw
Gór Błękitnych, u którego stóp była położona, tak jak
całe Byron i inne zbudowane w tej okolicy miasta.
Jeden, wąsko wygięty koniec jej symetrycznego
owalu zbiegał się z Gordon Road, a drugi, znajdujący

background image

się jakieś pięć mil na wschód, wieńczyła stroma
przepaść z przepływającą w dole bezimienną rzeką,
która na drodze Nepean-Hawkesbury łączyła
przybrzeżne równiny. Górną krawędź zrębów doliny
stanowił oszałamiający uskok – urwisko zbudowane
z pomarańczowego piaskowca, wysokie na tysiąc
stóp. Poniżej tej pionowej przepaści piętrzyła się
porosła drzewami łacha z opadłych kamieni, która
naginała się do kierunku rzeki opasującej dolinę od
wieków.

W poprzek i w głąb dolina pokryta była bujnym

lasem – niebieskim oceanem gumowych drzew, które
szemrały i wzdychały nieustannie. W zimowe ranki
dolinę wypełniał brylantowo-biały obłok, który u
szczytów urwiska przemieniał się w mleko, aby na
moment, gdy słońce podwyższało temperaturę,
podnieść się i znowu opaść. Czasami obłok schodził
jeszcze niżej, dotykając czubków drzew, a potem
jeszcze niżej, aż pokrył wszystko widmowym
pasmem mgły. A gdy zbliżał się zachód słońca,
ściany urwisk nabierały zachwycającej głębi,
przechodząc z groźnej czerwieni w szkarłat, później
w purpurę, aby zaniknąć w nocnym, tajemniczym
indygo. Cudownych wrażeń dostarczał rzadko tu
padający śnieg, który wszystkie tumie i odkrywki
urwisk pokrywał bielą, a obficie spowite nim
poruszające się liście drzew strząsały skwapliwie
płaty śniegu, jakby niechętnie przyjmując ich

background image

lodowaty i wilgotny, obcy dotyk.

Jedyną drogą, która prowadziła w dół, do dna

doliny, był straszliwie stromy trakt, którego
szerokość pozwalała na przejazd dużego wozu. Szlak
ten wyłaniał się na szczycie obrzeża, zaraz przy
końcu Gordon Road. Jakieś pięćdziesiąt lat temu ktoś
wpadł na pomysł, aby zagospodarować dolinę i szlak
został wytyczony poniżej masywnych cedrów i
terpentyn. Zniszczono wtedy wiele pięknych drzew.
Poganiacze przepędzili przez dolinę stado złożone z
osiemdziesięciu wołów, potem przeciągnięto potężne
drewniane kłody, a następnie użyto dwukołowych
wozów służących do przewozu beczek z piwem,
które obciążono pniami drzew. A potem nagle
wszystkie prace zostały przerwane, znaleziono
bowiem tereny łatwiejsze do zagospodarowania. I tak
stopniowo o szlaku i o dolinie zapomniano.
Zwiedzający woleli spacerować na południe, do
doliny Jameson, niż do jej wzbudzającej grozę
kuzynki położonej na północy. Osierocona dolina
straciła widoki na przyszłość.

Przykry ból powrócił, gdy Missy skręcała w

zaułek położony niedaleko Missalonghi. W dziesięć
sekund później ból poraził jej klatkę piersiową
niczym uderzenie topora. Zachwiała się i upuściła
załadowane zakupami torby. Uniosła ramiona do
góry, aby wyrwać się z przeraźliwego ataku, wtedy w
panicznym strachu zobaczyła schludny żywopłot

background image

Missalonghi i ostatkiem sił pospieszyła w stronę
domu. Dokładnie w tej samej chwili skręcał w zaułek
John Smith, tyle że z drugiej strony. Szedł długimi
krokami głęboko zatopiony w myślach.

Zaledwie dziesięć jardów dzieliło ją od domu,

gdy ujadła przed bramą na twarz. Nikt w Missalonghi
tego nie zauważył, gdyż dochodziła piąta i grzmiące
akordy organów Drusilli wybuchały w powietrzu jak
duszące odpadki gorącego wulkanicznego popiołu.

Ale John Smith zauważył ją i szybko podbiegł.

Pomyślał, że ta dziwaczna, mała istota potknęła się
uciekając przed nim. Kiedy jednak klęknął i odwrócił
ją ku sobie, jedno spojrzenie na jej posiniałą twarz i
oblane potem włosy sprostowało pomyłkę. Posadził
ją i zaczął bezradnie nacierać jej plecy. Pragnął
znaleźć jakiś sposób na wprowadzenie powietrza do
płuc, ale nie wiedział, jak to zrobić. Cała jego wiedza
na ten temat ograniczała się do tego, że nie powinien
pozwolić jej leżeć na ziemi. Missy dźwignęła do góry
ręce i zacisnęła je kurczowo na ramionach Smitha.
Próbowała złapać oddech, a oczy skierowane na
niego niemo błagały o pomoc, której nie był zdolny
jej udzielić. Wyczuwał cały ogrom cierpienia i
oszołomienia, przez które przechodziła, i widział ból
w jej oczach. Przeraził się, że umiera. Wzdrygając się
zauważył, że siny kolor skóry zaczyna ustępować. W
końcu zdrowsze zabarwienie wypełzło na jej twarz, a
ręce rozluźniły się na jego ramionach.

background image

– Proszę... – schwyciła ciężko powietrze, starając

się powstać.

Wziął ją na ręce. Nie wiedział, gdzie mieszka,

ale przecież ktoś za tym płotem, w odrapanym domu
musiał udzielić jakiejś pomocy. Toteż przeniósł ją
przez bramę i podążył ścieżką wołając głośno o
pomoc, a w duchu modląc się, aby zostać usłyszanym
poprzez dźwięk ryczących organów. I widocznie
stało się to, o co błagał, ponieważ dwie nie znane mu
kobiety bezzwłocznie wybiegły z domu.

Na szczęście – jak ocenił – szybko zorientowały

się w sytuacji. Jedna z nich bez słowa wskazała
frontowe drzwi, podczas gdy druga podążając przed
nim wprowadziła go do saloniku.

– Brandy – powiedziała Drusilla oschle,

pochylając się, żeby rozluźnić ubranie córki.

Missy nie nosiła gorsetu. Nie było ku temu

żadnej realnej potrzeby. Sukienka jednak opasywała
ściśle jej kibić.

– Czy mają panie telefon? – spytał John Smith.
– Niestety, nie.
– W takim razie proszę podać mi adres lekarza,

to zaraz go sprowadzę.

– Róg ulic Byron i Noel. Doktor Neville

Hurlingford – odpowiedziała Drusilla. – Proszę
powiedzieć mu, że chodzi o Missy, moją córkę.

Odszedł natychmiast, pozostawiając Drusillę i

Octavię z butelką brandy, którą każdy rozważny

background image

domownik trzyma w kredensie na wypadek kłopotów
z sercem.

Doktor Neville Hurlingford przybył kilka minut

potem, kiedy Missy już prawie całkiem wydobrzała.
John Smith nie powrócił.

– Bardzo intrygujące – powiedział doktor

Hurlingford do Drusilli w kuchni, gdy Octavia
pomagała Missy ułożyć się w łóżku.

Przeżycie to mocno wstrząsnęło Drusillą, gdyż

była przyzwyczajona, że każdy, kogo znała, cieszył
się tym samym dobrym zdrowiem, co ona.
Dolegliwości, na które cierpiała Octavia, były tak
zastarzałe, że już się prawie w ogóle nie liczyły.
Toteż zaparzyła świeżą herbatę i piła ją z dużo
większą przyjemnością niż doktor Hurlingford. To ją
uspokajało.

– Czy pan Smith mówił ci, co zaszło? – spytała.
– Muszę ci powiedzieć, Drusillo, że mimo tych

przesadzonych opowieści, które na jego temat krążą,
pan Smith wydal mi się bardzo przyjemnym
człowiekiem. Bardzo sensownym i praktycznym.
Według niego, Missy chwytając się za klatkę
piersiowy przebiegła panicznie ulicę i przewróciła
się. Była sina, spocona i miała wielkie trudności z
oddychaniem. Atak trwał około dwóch minut, a
poprawa nastąpiła nagle. Nieoczekiwanie powrócił
naturalny kolor skóry oraz oddech. Wnioskuję, że to
nastąpiło wtedy, gdy pan Smith wniósł ją do domu.

background image

Nie mogłem znaleźć nic, co by jej dolegało, ale może
mi się to uda, kiedy zrobię należyte badania, jak
znajdzie się już w łóżku.

– Kłopotów z sercem, jak wiesz, w naszej linii

rodziny nigdy nie było – powiedziała Drusilla, wciąż
odczuwając niepokój.

– Missy budowę ciała odziedziczyła po rodzinie

ojca, Drusillo. Więc może także kłopoty z sercem
przejęła z tamtej strony. Czy może miała już inne
ataki tego typu?

– O ile wiem, to nie – powiedziała Drusilla z

wyrzutem. – Czy to może być serce?

– Uczciwie mówiąc, to nie wiem. Możliwe... –

wydawał się wątpić. – Myślę, że pójdę i ponownie ją
obejrzę teraz.

Missy leżała w wąskim, małym łóżku. Powieki

miała przymknięte, ale w momencie, gdy usłyszała
nie znane jej kroki doktora Hurlingforda, otworzyła
oczy i spojrzała. Z nie wyjaśnionych powodów
wydawało się, że jest czymś rozczarowana.

– No cóż, Missy – powiedział, siadając ostrożnie

obok niej. – Co się wydarzyło, hm?

Drusilla i Octavia usunęły się do tyłu. Chętnie by

je odprawił czując, że ich obecność krępuje Missy,
ale przyzwoitość i konwenanse nie pozwalały na to.
Dotychczas widział Missy zaledwie dwa lub trzy
razy, dlatego też wiedział o niej niewiele, tak zresztą
jak wszyscy. Była niezamężną, ciemnowłosą

background image

Hurlingfordówną, jeszcze przed wiekiem
dojrzewania z góry skazaną na staropanieństwo.

– Nie wiem, co się wydarzyło – kłamała Missy.
– No, musisz sobie przypomnieć.
– Przypuszczam, że miałam taki krótki oddech i

zasłabłam.

– Pan Smith powiedział co innego.
– W takim razie się mylił. Gdzie on jest? Czy

tutaj?

– Czy doznałaś jakiegoś bólu? – naciskał doktor

Hurlingford. Niezadowolony, nie zamierzał
odpowiadać na jej pytania.

W głowie Missy pojawiła się ohydna wizja

znalezienia się na statusie inwalidki z Missalonghi.
Następne okropne finansowe obciążenie, jakim
mogła się stać dla domu, wina, którą odczuwałaby
każdego dnia poruszając się tylko w granicach łóżka,
niemożliwe do zrealizowania spacery po jej byłej
dolinie i wreszcie biblioteka – nie, to nie mogło się
stać.

– Ja nie miałam w ogóle żadnego bólu – uparła

się.

Doktor Hurlingford spojrzał na nią nie wierząc, a

że był bardzo spostrzegawczy, zrozumiał, jaki rodzaj
życia czeka Missy, gdyby postawił diagnozę choroby
serca. Postanowił więc zostawić biedną dziewczynę
w spokoju. Wyciągnął swoją starodawną, lejkowatą
słuchawkę lekarską i osłuchał jej serce, które

background image

pracowało zupełnie normalnie, oraz płuca, w których
nie usłyszał żadnych szmerów.

– Dzisiaj jest poniedziałek. Najlepiej będzie, jeśli

złożysz mi wizytę w piątek – powiedział, gdy wstał.
Pogładził Missy uspokajająco po czubku głowy i
wyszedł do holu, gdzie Drusilla przyczaiła się w
oczekiwaniu.

– Nie znalazłem nic niepokojącego – powiedział

do niej. – Bóg jeden wie, co się wydarzyło, ja nie
mam pojęcia! Ale pamiętaj, ona ma mnie odwiedzić
w piątek. Jeśli coś by się w tym czasie działo, przyślij
po mnie natychmiast!

– Żadnych lekarstw?
– Moja droga Drusillo, jak mogę przepisać

lekarstwa na tak tajemniczą chorobę? Ona jest co
prawda chuda jak szczapa, ale wydaje się zdrowa. Po
prostu zostawcie ją w spokoju, pozwólcie się wyspać
i podajcie dużo dobrego, pożywnego pokarmu.

– Czy ma zostać w łóżku do piątku?
– Nie sądzę. Niech zostanie w łóżku dzisiaj

wieczorem, ale pozwólcie jej wstać jutro rano. Z
zastrzeżeniem, że otrzyma do wypełnienia tylko
lekkie prace, nie widzę żadnej przeszkody, aby
prowadziła normalne, aktywne życie.

To musiało zadowolić Drusillę. Wyprowadziła

wuja przed dom, po czym cichutko, na palcach
przeszła przez hol, zobaczyła, że Missy śpi i
wycofała się do kuchni. Octavia siedziała przy stole

background image

opróżniając ostatnią filiżankę herbaty. Wyglądała na
bardzo wstrząśniętą. Potrzebowała aż dwóch rąk,
zresztą okropnie dygocących, aby unieść filiżankę do
ust.

– Wuj Neville nie sądzi, żeby to było coś

poważnego – powiedziała Drusilla, siadając ociężale.
– Missy ma pozostać w łóżku do rana, a jutro może
wstać i normalnie się poruszać, wykonując tylko
lekkie. prace, aż do piątku, kiedy to ma pójść do
niego z wizytą.

– Och, kochana – wielka przezroczysta łza

spłynęła po bladym policzku Octavii. Spojrzała na
swe zdeformowane palce. – Drusillo, popracuję w
ogrodzie, ale krowy to ja nie wydoję.

– Ja wydoję – odrzekła Drusilla. Położyła rękę

na jej głowie i westchnęła: – Nie martw się, siostro,
jakoś damy sobie radę.

Co za nieszczęście! Drusilla wyobraziła sobie,

jak wydaje owe drogocenne dwieście funtów na nie
kończący się łańcuch lekarzy, na szpitale i leczenie.
Nie oznaczało to, że żałowałaby tych pieniędzy
choćby przez moment na któryś z tych celów.
Przygnębiała ją myśl o wciąż niewidocznym końcu
kłopotów finansowych, chociaż zaczynała już sądzić,
że zła passa minęła. Zaczęła myśleć o tym, aby
liliową krepę, niebieski jedwab i tabaczkowy atłas
odnieść z powrotem do imperium Herberta.

Następnego dnia na obiad Drusilla zaniosła

background image

Missy olbrzymi talerz wołowego bulionu z kaszą
perłową i siedziała przy łóżku, aż Missy udało się
zjeść wszystko. Dopiero wówczas litościwie
zostawiła ją samą.

Długi odpoczynek od wczesnego wczorajszego

wieczoru spowodował, że Missy poczuła się znacznie
lepiej, toteż ułożyła się wygodnie, aby porozmyślać.
o bólu i o tym, co on mógł oznaczać, o Johnie Smisie
i o przyszłości. Ból i przyszłość – to były dwa
przerażająco ponure tematy. Natomiast John Smith
pojawiał się w jej myślach ożywiony i wspaniały,
toteż całą uwagę skoncentrowała na nim, odrzucając
wszystko, co sprawiało jej przykrość.

Miała przeczucie, że tak naprawdę John Smith

jest miłym i interesującym mężczyzną. Nie mogła
zapomnieć, że jak piórko podniósł ją z ziemi i wniósł
do domu. Lawina wiedzy, która spadła na nią z
przeczytanych ostatnio powieści, okazała się
niezwykle przydatna. Zrozumiała, że w końcu się
zakochała! Nie miała jednak nadziei na miłość
odwzajemnioną i na pomyślny dla siebie obrót
sprawy. Takie kobiety, jak Alicja, mogły planować
podboje miłosne i spiskować, ale nie Missy. Ona nie
wiedziała zbyt wiele o mężczyznach, a to, czego się
domyślała, było zaledwie ogólnikami.

Wydawało się jej, że wszyscy mężczyźni są

nietykalni, nawet te najbardziej zbrodnicze typy.
Przed każdym mężczyzną – jak sądziła – zawsze stała

background image

jakaś szansa. Wszyscy oni byli silni, wolni i
niezależni. Choć nie zawsze. Poczucie własnej
wartości takiego na przykład małego, biednego
Willie’ego Hurlingforda, pieczołowicie chronionego
przez rodzinę przed wszelkimi niepomyślnymi
wiatrami, aby nie stała mu się krzywda, musiało być
niewątpliwie gorsze od samopoczucia złoczyńcy
zahartowanego w walce o swój los. Oczywiście,
Johna Smitha nie uważała za złoczyńcę. Przecież Una
znała go podczas lat spędzonych w Sydney, a to
przypuszczalnie znaczyło, że żył na obrzeżach
wysoko postawionej społeczności, chociaż był
dostawcą lodu, chleba i węgla.

Tak! Był dla niej niezwykle miły. Miły dla takiej

marności, jaką była Missy Wright. Mimo tego
ohydnego i przerażającego bólu była przez cały czas
świadoma jego obecności. Czuła, że przeszło z niego
na nią tak dużo niepojętej siły, iż odsunęła myśl o
śmierci, jakby to był żart.

„Johnie Smisie” – pomyślała – „gdybym tylko

była młoda i piękna, nie unikałbyś mnie, tak samo jak
biedny mały Willie nie unika Alicji. Ścigałabym cię
bezlitośnie tak długo, aż byłbyś mój. Gdziekolwiek
byś się udał, tam byłabym i ja. Zawsze znalazłabym
się na twojej drodze. I kiedy schwytałabym cię już w
swoje sidła, kochałabym cię tak bardzo, że nigdy,
przenigdy byś ode mnie nie odszedł”.

Następnego dnia John Smith przyszedł osobiście

background image

dowiedzieć się o stan zdrowia Missy, ale Drusilla
przyjęła go we frontowych drzwiach i nie pozwoliła
mu ani porozmawiać z córką, ani jej zobaczyć.
Przyjęła go uprzejmie, jako że doskonale rozumiała,
co dla nich zrobił. Grzecznie podziękowała i
obserwowała, jak odchodzi dużymi krokami ścieżką
do bramy z kołyszącymi się luźno rękami, gwiżdżąc
szelmowską melodyjkę.

– Patrzcie, patrzcie, niemożliwe! – powiedziała

Octavia, wychodząc z saloniku, gdzie się schowała,
aby poobserwować Johna Smitha zza odsłoniętego
skraju firany. – Czy masz zamiar powiedzieć Missy,
że nas odwiedził?

– No cóż... Moja droga Octavio, mówisz tak,

jakbyś czytała te same okropne romanse, które Missy
przynosi ostatnio do domu z biblioteki.

– Naprawdę?
Drusilla roześmiała się:
– Wiesz, kiedy zdałam sobie sprawę, że ona cała

dygocze ze zdenerwowania próbując ukryć przed
nami okładki przynoszonych ostatnio książek,
zapomniałam o swojej zasadzie dotyczącej rodzaju
literatury, którą może wypożyczać. Zwłaszcza że to
było piętnaście lat temu. Pomyślałam sobie: a
dlaczego ta nieszczęsna dziewczyna nie miałaby
czytać romansów, kiedy tak bardzo chce. Przecież to
jej przynosi taką samą radość, jak mnie moja
muzyka.

background image

Drusilla powstrzymała się od dodania, że jest to

taki sam rodzaj szczęścia, jaki daje Octavii
roztkliwianie się nad swoją chorobą. Z kolei Octavia,
która w tej sytuacji mogłaby dać do zrozumienia, że
w ogóle jest pozbawiona rzeczy przynoszących
radość, postanowiła mądrze pozostawić ten temat w
spokoju. Zamiast tego zapytała:

– Czy zamierzasz jej powiedzieć, że już może

czytać romanse?

– Naturalnie, że nie. Gdybym to zrobiła,

odebrałabym jej całą przyjemność. Mając zupełną
swobodę w ich czytaniu, szybko by się zorientowała,
jak naprawdę niewiele warte są te powieści. –
Drusilla zmarszczyła brwi: – Najbardziej intryguje
mnie to, jak Missy zdołała namówić Livillę, żeby jej
te książki wypożyczała? Nie mogę jednak zapytać o
to Livilli bez wyjawienia tajemnicy, bo to by
wystawiło Missy na pośmiewisko. Sądzę, że jest to ta
odrobina nieposłuszeństwa, która daje nadzieję, iż w
charakterze Missy tkwi jednak jakaś siła, mimo
wszystko.

Octavia pociągnęła nosem:
– Nie widzę nic godnego pochwały w tego

rodzaju wyzwoleniu, to znaczy w konieczności czy
potrzebie pozostawania skrytą.

Coś pośredniego między półwarknięciem a

półmiauknięciem wymknęło się z ust Drusilli, ale
potem uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i

background image

wskazała drogę do kuchni.

W piątkowy poranek Drusilla towarzyszyła

Missy w drodze do doktora. Przybyły punktualnie,
ciepło ubrane – w brązie. Pokój przyjęć, ciemny i
obskurny, był pusty. Wprowadziła je do niego żona
doktora, która pomagała mężowi jako pielęgniarka.
Podjęła wesołą rozmowę z Drusillą, ukradkiem
spoglądając na Missy. Chwilę później doktor
wysunął głowę zza drzwi gabinetu:

– Wejdź Missy. Nie, ty Drusillo zostań i przez

chwilę porozmawiaj z ciotką.

Missy weszła, usiadła i czekała, czując się

pewnie bez względu na okoliczności.

Od razu rozpoczął ostry atak:
– Nie wierzę, że miałaś tylko kłopoty ze

złapaniem oddechu – wyparował. – Przy tym musiał
wystąpić ból i chcę usłyszeć wszystko na ten temat,
bez żadnej dyskusji.

Missy ustąpiła i opowiedziała o Kolce w boku,

która najpierw bardzo jej przeszkadzała podczas
długich spacerów, zwłaszcza kiedy biegła, a potem
przerodziła się w nagły, uporczywy atak bólu
połączony z brakiem tchu.

Doktor zbadał ją znowu i westchnął:
– Nie znajduję absolutnie nic, co by mogło

wskazywać na to, co się z tobą dzieje – powiedział.

– Kiedy cię badałem w poniedziałek, nie było

background image

żadnych oznak wskazujących, że masz chore serce.
Dziś to samo. Ale na podstawie tego, co opowiedział
mi pan Smith, można stwierdzić, że miałaś coś w
rodzaju prawdziwego ataku. Aby się upewnić,
zamierzam wysłać cię do specjalisty w Sydney. Czy,
gdy uda mi się uzgodnić termin, zechcesz pojechać z
Alicją podczas jej cotygodniowej podróży do miasta?
To zaoszczędziłoby kłopotu twojej matce.

„Czy w jego oczach zamigotało zrozumienie?” –

Missy nie była pewna, ale spojrzała na niego z
największą wdzięcznością, na jaką było ją stać:

– Dziękuję, tak, chciałabym pojechać z Alicją.
Okazało się, że ów piątek do końca miał być

bardzo miłym dniem. W południe złożyła im wizytę
Una. Przyjechała do Missalonghi dwukołowym
jednoosobowym wozem Livilli, zaprzęgniętym w
dwa konie. Przywiozła pół tuzina powieści, które
dyskretnie owinęła w jasnobrązowy papier.

– Nie wiedziałam, że jesteś chora. Dopiero dziś

rano powiedziała mi o tym żona doktora
Hurlingforda.

Una zaczęła rozmowę, usadowiwszy się

wygodnie w ich najlepszym saloniku, do którego
wprowadziła ją Octavia oślepiona jej wytwornością i
dystynkcją.

Ani Drusilla, ani Octavia nie pozwalały

porozmawiać dwóm młodym kobietom spokojnie.
Niemal z premedytacją psuły im zabawę, ponieważ

background image

spragnione były towarzystwa. Oto pojawiła się nowa
twarz. I to jaka niezwykła twarz! Co prawda nie tak
piękna, jak twarz Alicji, ale nie mniej ponętna.

Jej przyjazd szczególnie uradował Drusillę,

ponieważ znalazła odpowiedź na dręczące pytanie, w
jaki sposób Missy uzyskała nagle możliwość
wypożyczania powieści.

– Dziękuję za książki – powiedziała Missy do

przyjaciółki, uśmiechając się. – Tę, którą
wypożyczyłam w zeszły poniedziałek, już prawie
przeczytałam.

– Spodobała ci się? – spytała Una.
– Och, bardzo.
Tak naprawdę książka, opisująca historię

krótkiego życia młodej ciężko chorej kobiety, nie
mogła nadejść w stosowniejszym momencie.
Bohaterka książki umarła wszak w ramionach swego
ukochanego i tak się przypadkiem stało, że i ona,
Missy, miała szczęście znaleźć się w ukochanych
ramionach, kiedy przytrafił się jej niemal śmiertelny
– jak sądziła – atak serca.

Maniery Uny były doskonałe. W czasie, gdy piła

herbatę i spożywała zwyczajne domowej roboty
biskwity, zdołała sobie całkowicie pozyskać Drusillę
i Octavię. Fakt, że nie miały lepszych smakołyków
do zaoferowania, był upokarzający, ale uznanie Uny
zmieniło zwykłe biskwity w delicje, czyli to, co ich
gość naprawdę lubi i chce jeść.

background image

– Och, tak nie lubię tych kremowych ciastek i

szparagowych krążków, które jadam gdzie indziej –
wykrzyknęła Una, śmiejąc się perliście i robiąc
niesamowite wrażenie na gospodyniach, których była
gościem. – Jak to mądrze i rozważnie ze strony pań –
ciągnęła. – Te małe biskwity dużo lepiej wpływają na
trawienie. Większość pań z Byron zalewa gości
morzem dżemów i kremów, i oczywiście nie sposób
odmówić ich spróbowania, aby nikogo nie urazić.

– Co za cudowna osoba – powiedziała Drusilla,

gdy Una odjechała.

– Czarująca – zgodziła się Octavia.
– Mogłaby odwiedzić nas znowu – zwróciła się

Drusilla do Missy.

– Kiedykolwiek przyjedzie – powiedziała

Octavia – będą zrobione biskwity.

W niedzielę po południu Missy oznajmiła, że nie

będzie czytać, ale za to zamierza wybrać się na
spacer pomiędzy gąszcze. Ton jej głosu był tak
bardzo opanowany i zdecydowany, że matka przez
moment popatrzyła na nią bezradnie.

– Spacer? – spytała w końcu. – Między

chaszcze? Stanowczo nie! Nawet nie wiesz, kogo
mogłabyś tam spotkać.

– Nie spotkam nikogo – odpowiedziała Missy

cierpliwie. Tam nigdy nie było żadnych włóczęgów
czy osób naprzykrzających się kobietom z Byron.

background image

Octavia aż usiadła z wrażenia.
– A skąd ty wiesz, że tam nigdy nie było

żadnego włóczęgi, panienko? Jeśli nawet tak jest, to
w wyniku właściwego zapobiegania złym skutkom.
Nie zapominaj o tym. Jeżeli żaden hultaj nigdy nie
grasował w tych stronach, to dlatego że nie spotkał
nikogo do molestowania, ponieważ my,
Hurlingfordowie, trzymamy swoje dziewczęta
bezpiecznie w domu, tam gdzie i ty powinnaś zostać.

– Jeżeli nie zarzucisz tego pomysłu, będę

musiała pójść z tobą – powiedziała Drusilla tonem
męczennicy.

Missy roześmiała się.
– Och, mamo, jak możesz ze mną iść, skoro

zajęłaś się malowaniem mebli? Nie! Zamierzam
pójść sama i koniec.

Missy wyszła z domu nie zakładając ani

płaszcza, ani szalika, które chroniłyby ją od wiatru.
Drusilla i Octavia spojrzały po sobie.

– Mam nadzieję, że jej umysł nie ucierpiał –

smutno powiedziała Octavia.

Tak samo pomyślała Drusilla, ale na głos

odpowiedziała zdecydowanie:

– Przynajmniej nie możesz powiedzieć, że jej

opór jest skryty.

Tymczasem Missy przeszła przez frontową

bramę i zamiast, jak zwykle w prawo, skręciła w
lewo, podążając w dół, gdzie Gordon Road zwężała

background image

się w dwa zakola prowadzące w samo serce
chaszczy. Spojrzała za siebie, żeby się upewnić, że
nikt jej nie śledzi. Brzydota Missalonghi pozostała za
szczelnie zamkniętą bramą.

Niebo było nadal bezchmurne, a słońce grzało

ciepłymi promieniami, które docierały przefiltrowane
przez gałęzie drzew. Zieleń porastająca grzbiety była
rachityczna z powodu ubogiej gleby. Cokolwiek tu
wyrosło, musiało utrzymać się na warstwie
piaskowca, toteż eukaliptusy i angoforasy były
karłowate, a poszycie lasu skromne. Właśnie
nadeszła wiosna. Nawet tu, wysoko, w Górach
Błękitnych, przychodziła wcześnie.. Dwa lub trzy
miesiące ciepła wystarczało, aby pojawiły się wiotkie
witki, a na nich drobne, puszyste, żółte bazie.

Missy szła wzdłuż doliny, która rozciągała się po

jej prawej ręce. Mogła ją podziwiać w prześwitach
pomiędzy drzewami. Gdzie był dom Johna Smitha?
Jeśli w ogóle go miał. Sobotnia, poranna wizyta jej
matki u ciotki Aurelii nie przyniosła nowych
informacji o Johnie. Krążyła jedynie pogłoska, że
zatrudnił firmę budowlaną z Sydney, aby mu
postawiła olbrzymi dom u podnóża ścian skalnych, z
piaskowca wydobywanego na miejscu. Ale panie z
Missalonghi nie mogły potwierdzić tej wieści, bo
niczego nie zauważyły, pomimo że mieszkały przy
tej samej drodze, z której musieliby korzystać
budowniczowie domu. No a poza tym ciotka Aurelia

background image

miała ostatnio dużo ważniejsze zmartwienia niż
sprawa Johna Smitha. Niemniej byrońskie
towarzystwo zgrupowane wokół koncernu
butelkowego wydawało się nadal poważnie
zaniepokojone

tajemniczym

przybyszem

szarogęszącym się wśród ich włości.

Była niedziela i Missy nie oczekiwała spotkania

z Johnem Smithem na szczycie pasma gór. Chciała
jedynie odszukać drogę, biegnącą ponad brzegiem
doliny. Kiedy w końcu do niej dotarła, zrozumiała
logikę usytuowania szlaku. Głazy i skały, które
oderwały się od olbrzymiego urwiska, utworzyły
pochyłą płaszczyznę od szczytu do podnóża skalnej
ściany, powodując w ten sposób obniżenie terenu.
Stojąc w miejscu, gdzie rozpoczynał się trakt,
widziała przez prześwity między drzewami, że droga
biegnie zygzakami w poprzek urwiska. Spadek terenu
był niebezpieczny, ale nie niemożliwy do pokonania
dla takiego wozu, jaki miał John Smith.

Missy była zbyt bojaźliwa, aby zaryzykować

zejście w dół. Obawiała się nie tyle upadku, co
wejścia w granice posiadłości Johna Smitha. Skręciła
w gąszcz na szczycie grani i poszła wąską ścieżką
wydeptaną prawdopodobnie przez zwierzęta
podążające do wodopoju. I rzeczywiście, w miarę jak
szła, stopniowo dał się słyszeć coraz wyraźniejszy
odgłos płynącej poprzez skały wody. W końcu stał
się na tyle mocny, że zagłuszył wszechogarniający

background image

poszum – nieśmiały i stłumiony w pogodne dni –
gadających drzew gumowych. Huk wody zamienił
się w oszałamiający ryk i wtedy Missy zdecydowała
się zejść niżej, do strumienia. Okazało się, że między
brzegami, porosłymi trwającymi w bezruchu
paprociami, rwał dosyć głęboki i szeroki potok.
Grzmot wody narastał.

Skręciła w prawo i poszła wzdłuż rzeki,

oczarowana jej urokiem. Słońce odbijało się od
powierzchni wody tysiącami iskier światła, a
paprocie ociekały drobnymi kropelkami. Tęczowe
ważki krążyły nad zielenią i wodą, a brylantowe
papużki przefruwały z brzegu na brzeg. Nagle rzeka
zanikła za łagodnym zakrętem. Missy bez tchu
wycofała się szybko z powrotem. Zrozumiała skąd
się bierze huk wody. Zbliżyła się do środka doliny, a
strumień wyznaczał jedyną możliwą drogę
prowadzącą w dół.

Posuwając się ostrożnie przy brzegu przez dobre

ćwierć mili, dotarła do miejsca, gdzie ponad granią
sterczała wielka skała. Usadowiła się na jej prawym
występie, zwieszając nogi nad przepaścią. Ze zgrozą
przypatrywała się wodospadowi, nie mogąc dostrzec
jego końca. Obserwowała piękną, niechlujną
plątaninę strug wody w rozedrganym powietrzu i
tęczę ponad omszałym miejscem na grani za
wodospadem. Chłonęła chłodną wilgoć, którą
wydychało runo, jakby wołając o pomoc.

background image

Kilka godzin przeleciało równie szybko, jak

spadająca woda. Słońce opuściło tę stronę grani i
Missy zaczęła drżeć z zimna. Był najwyższy czas,
aby powrócić do domu, do Missalonghi.

W miejscu, gdzie ścieżka miała się połączyć z

drogą do doliny, Missy natknęła się na Johna Smitha.
Jechał z Byron, prowadząc swój wóz w kierunku
doliny. Spostrzegła, że wóz był wyładowany
narzędziami, pakami, workami i żelazną maszynerią.
Czyżby w niedzielę był gdzieś otwarty sklep?! Gdy ją
zobaczył, zatrzymał się, zeskoczył z wozu i podszedł
uśmiechając się serdecznie.

– Halo! – powiedział. – Samopoczucie lepsze?
– Tak, dziękuję.
– Cieszę się, że cię przypadkiem spotkałem, bo

już zaczynałem się zastanawiać, czy pozostajesz
wciąż między żywymi. Kiedy złożyłem wam wizytę,
twoja matka zapewniała mnie, że tak, ale nie
pozwoliła mi przekonać się o tym na własne oczy.

– Przyszedł pan, aby się dowiedzieć, jak się

czuję?

– Tak, w zeszły wtorek.
– O, bardzo panu dziękuję! – powiedziała z

zapałem.

Uniósł do góry brwi, ale nie pokusił się o żarty.

Pozostawił swój wehikuł i zawrócił z powrotem,
towarzysząc jej w kierunku Missalonghi.

– To chyba nie było nic poważnego? – spytał po

background image

kilku minutach wspólnego przemierzania drogi w
milczeniu.

– Nie wiem – powiedziała, uznając tę emanację

litości i współczucia za naturalny odruch cieszącego
się dobrym zdrowiem człowieka. – Muszę pilnie
odwiedzić lekarza w Sydney. Specjalistę od chorób
serca.

„Hm, dlaczego powiedziała to w taki sposób?”–

zastanowił się Smith. – Aha! – mruknął po chwili.

– Pan gdzieś tu mieszka, panie Smith? – spytała,

aby zmienić temat.

– No cóż, tak, trochę dalej, w kierunku

wodospadu – odpowiedział powściągliwie, ale tonem
głosu dał jej do zrozumienia, że – być może z
powodu jej słabowitości lub absolutnej
nieszkodliwości – zdecydował się zaliczyć ją do
przyjaciół. – Mam starą drewnianą chatę położoną
niedaleko i w tej chwili w niej obozuję, ale zaczynam
budowę domu w pobliżu wodospadu. Stawiam go z
bloków piaskowca, które wydobywam na miejscu.
Właśnie wracam z Sydney, gdzie zakupiłem
specjalną maszynę do cięcia bloków skalnych i
obróbki drewna. W ten sposób będę pracował i
szybciej, i lepiej.

Zamknęła oczy i ciężko westchnęła:
– Och, jak ja panu zazdroszczę.
Przyjrzał się jej z zaciekawieniem.
– To bardzo dziwne, że mówi to kobieta.

background image

Missy otworzyła oczy:
– Czyżby?
– Kobiety zwykle nie lubią być odcięte od

sklepów, domostw i innych kobiet – ton jego głosu
był zdecydowany.

– Ma pan prawdopodobnie po części rację –

powiedziała w zadumie – ale w tym sensie, o jaki
panu chodzi, ja nie liczę się jako kobieta, więc panu
zazdroszczę. Spokój, swoboda, odosobnienie – marzę
o tym!

Zbliżali się do końca trasy. Z daleka widać było

wyblakły, czerwony, pofałdowany dach Missalonghi.

– Czy robi pan wszystkie zakupy w Sydney? –

spytała, żeby coś powiedzieć. Wiedziała jednak, że to
głupie pytanie. Przecież po raz pierwszy spotkała go
w sklepie wuja Maxwella.

– Tylko wtedy, kiedy mogę – odpowiedział, nie

kojarząc jej na szczęście z tym wydarzeniem. –
Uciążliwa jest ta długa droga wśród gór, którą muszę
przebywać z pełnym obciążeniem, a mam tylko jeden
zaprzęg koni. Ale prawdę mówiąc, w Sydney
stanowczo dużo przyjemniej robi się zakupy niż w
Byron. Nigdy nie spotkałem miejsca lepiej
zaopatrzonego niż Nosey Parkers.

Missy uśmiechnęła się.
– Panie Smith, proszę zbytnio nie obwiniać

byrończyków. Jest pan dla nich niepokojącą
nowością, a w dodatku nabył pan to, co oni

background image

dotychczas uważali za swą niezbywalną i
ekskluzywną własność, nawet jeśli się nigdy nad nią
nie zastanawiali, bo nie była im potrzebna.

Wybuchnął śmiechem, szczerze ubawiony jej

sposobem przedstawienia sprawy.

– Ma pani na myśli dolinę? Mogli ją kupić,

sprzedaż nie była tajemnicą. Były ogłoszenia w
gazetach w Sydney i Katoomba. Po prostu nie są aż
tak sprytni, jak im się wydaje. To wszystko.

– Czuje się pan pewnie jak król, tam, w dolinie?
– Tak, panno Wright.
Uśmiechnął się do niej, trącając palcami swój

zmaltretowany, buszmeński kapelusz, odwrócił się i
odszedł.

Missy przebiegła resztę drogi do domu, aby

zdążyć na czas dojenia krowy. Ani Drusilla, ani
Octavia słowem nie wspomniały o jej spacerze wśród
chaszczy. Drusilla dlatego, że była bardziej przejęta
zamanifestowaną przez nią niezależnością niż
obawami o samotny spacer, a Octavia dlatego, że
dławiło ją przekonanie, iż Missy została zaatakowana
przez jakąś mózgową dolegliwość. Ale tak naprawdę,
to gdy zbliżała się godzina czwarta, a po Missy nie
było śladu w domu, dwie panie urządziły w
Missalonghi małą sprzeczkę. Octavia uważała, że
pora już, aby zawiadomić policję.

– Nie, nie, nie! – gwałtownie przeciwstawiała się

Drusilla.

background image

– Ależ Drusillo, musimy. Jej umysł został czymś

zaatakowany, wiem to. Czy. kiedykolwiek przez całe
swoje życie zachowywała się w ten sposób?

– Myślę nad tą sprawą od czasu, kiedy Missy

miała atak, siostro. Nie wstydzę się przyznać, że
kiedy pan Smith wniósł ją do domu, byłam
przerażona. Bałam się, że mogę ją utracić, i to
wydawało mi się zbyt wielką krzywdą i zbyt gorzkim
rozwiązaniem. Dlatego tak bardzo się ucieszyłam,
gdy wuj Neville powiedział mi, że nie sądzi, aby to
było coś poważnego. Wówczas zaczęłam się
zastanawiać, czy to, co się stało z Missy, nie
wydarzyło się przypadkiem przeze mnie. Octavio,
powinnyśmy zachęcać Missy, aby czuła się mniej
uzależniona od nas. To przecież nie jej wina, że Bóg
nie obdarzył jej urodą Alicji albo moim twardym
charakterem. Zaczynam rozumieć, że dla Missy nie
było to dobre, że przez całe swoje dotychczasowe
życie zderzała się z całą siłą mojego apodyktycznego
charakteru. Zmieniam całe swe dotychczasowe
postępowanie wobec niej. Będę jej teraz pozwalać na
wszystko bez sprzeczek. I posunę się jeszcze dalej,
nie wpłynę więcej na zmianę jej decyzji. Nie zrobię
tego już nigdy.

– Bzdury! – warknęła Octavia. – Ta dziewczyna

zachowuje się niedorzecznie. Pantofelki zamiast
półbutów, romansidła, spacery wśród chaszczy.
Moim zdaniem powinnaś stać się teraz bardziej

background image

surowa, niż byłaś.

Drusilla westchnęła.
– Kiedy my byłyśmy młode, Octavio, nosiłyśmy

pantofelki. Nasz ojciec był bardzo zamożnym
człowiekiem i nie brakowało nam niczego.
Jeździłyśmy powozami, miałyśmy mnóstwo
pieniędzy na drobne wydatki. I teraz, kiedy nasze
życie stało się ciężkie, oglądając się wstecz mamy co
wspominać. Przypomnij sobie, jaką przyjemność
czerpałyśmy z ładnych pantofelków, sukien, przyjęć i
wesołych młodych lat. A Missy? Ona nigdy nie
nosiła pantofli czy ładnej sukienki. Nie oskarżam
siebie, bo to nie moja wina, że tak się stało, ale gdy
pomyślę, że mogłaby umrzeć, cóż... Zdecydowałam
się dawać jej to wszystko, czego pragnie, tak długo,
jak będę mogła sobie na to pozwolić. Pantofelków na
razie nie mogę jej kupić, bo nie wiem, ile doktor
policzy sobie za leczenie. Ale jeśli chce
pospacerować wśród chaszczy i czytać romanse, to
może.

– Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury! Powinnaś

postępować tak, jak w przeszłości. Missy potrzebuje
twardej ręki.

Ale Drusilla nie odstąpiła od swojego punktu

widzenia.

Missy, nieświadoma duchowej przemiany, jaka

dokonała się w matce, zdecydowała, że nie
rozpocznie czytania żadnej nowej powieści przed

background image

obiadem, natomiast zabrała się za robienie
frywolitek.

– Ciociu Octavio – powiedziała po dłuższej

chwili sprawnego wykonywania robótki. – Ile
koronki chcesz wszyć do swojej sukni? Czy to
wystarczy? Jak myślisz? Mogę zrobić jej dużo
więcej, ale już teraz muszę wiedzieć, ile ci potrzeba.

Missy złożyła zrobioną koronkę w guzowate ręce

Octavii, po czym rozciągając każdy kawałek zaczęła
ją przymierzać do figury ciotki.

– Och, Missy, ależ to jest piękne! – wykrzyknęła

Octavia. – Drusillo, tylko spójrz!

Drusilla wzięła kawałek siostrzynej koronki i

podeszła do wątłego światła.

– Tak, to rzeczywiście piękne. Muszę przyznać

Missy, że robisz to coraz doskonalej.

– Ach! – odpowiedziała Missy swobodnie. – To

dlatego, że w końcu nauczyłam się dobrze robić ten
wyjątkowo skomplikowany i zagmatwany wzór.

Dwie starsze panie przez moment patrzyły na

siebie bez słowa. Potem Octavia posłała Drusilli
znaczące spojrzenie i nawet lekko potrząsnęła głową.
Ale Drusilla zignorowała ją.

– Właśnie, właśnie – powiedziała wyniośle.
Najważniejsze było, żeby dobrze wypaść na

ślubie Alicji. Dlatego Octavia pozostawiła Missy na
chwilę w spokoju.

– Czy tej koronki wystarczy, Drusillo? – spytała

background image

z obawą.

– No cóż, do tego, co sobie dotychczas

zaplanowałam to tak, ale mam nowy pomysł.
Chciałabym tą samą koronką obszyć brzeg
wierzchniej spódnicy – to teraz takie modne. Missy,
czy nie będziesz miała nic przeciwko dodatkowej
pracy? Tylko powiedz szczerze, bo może nie chcesz?

Teraz z kolei Missy spojrzała bez słowa. W

całym jej dotychczasowym życiu nie zdarzyło się,
aby matka była tak uległa. Wydało jej się, że to, o co
zapytała, było nie tylko przesadne, ale również
zdumiewające. Ależ tak, oczywiście, to przez te
kłopoty ze zdrowiem.

– Nie mam nic przeciwko temu – odpowiedziała

szybko.

– Och, dziękuję ci! – Octavia rozpromieniła się,

ale w chwilę potem jej twarz zmarkotniała. –
Gdybym tylko mogła ci pomóc w szyciu, Drusillo, to
zbyt dużo pracy dla ciebie.

Drusilla spojrzała na pofałdowany skraj liliowej

krepy i westchnęła:

– Nie martw się, Octavio. Missy zrobi takie

drobne i wymagające precyzji rzeczy, jak obrabianie
dziurek do guzików, oblamowania i kieszonki. Ale
tak naprawdę, to byłoby cudownie, gdybyśmy miały
maszynę do szycia, najlepiej Singera.

Kwestia nabycia maszyny do szycia pozostawała

oczywiście poza dyskusją. Toteż panie z Missalonghi

background image

przystąpiły do wykonywania swoich ubrań w
tradycyjny sposób – każdy cal każdego szwu był
szyty ręcznie. Drusilla zajęła się krojem i
zszywaniem, a Missy drobiazgami. Octavia nie była
w stanie posługiwać się precyzyjnie takim
instrumentem, jak igła do szycia.

– Jest mi bardzo przykro, że twoja sukienka musi

być brązowa – powiedziała Drusilla, patrząc
błagalnie na córkę. – Ale to prześliczny materiał i
sukienka będzie świetnie uszyta, przekonasz się. Czy
chciałabyś jakieś paciorki do niej?

– Żeby zniszczyć krój? Mamo, ty kroisz i szyjesz

znakomicie. Będę ją nosić bez żadnych ozdób –
odpowiedziała Missy.

Tej nocy Missy, leżąc w ciemnościach,

przypominała sobie szczegóły tego najwspanialszego
popołudnia w całym swym dotychczasowym życiu.
On, John Smith, nie tylko powitał ją krótkim „halo”,
ale zrezygnował z jazdy wozem i wybrał spacer w jej
towarzystwie, i do tego gawędził z nią, jakby była
przyjacielem, a nie członkiem nieznośnej szajki,
zwanej rodziną Hurlingfordów. Tak miło na nią
spoglądał. Zwyczajnie, ale miło. I nie śmierdział
starym przenoszonym potem, jak większość tak
bardzo szanowanych Hurlingfordów, lecz pachniał
wonnym, drogim mydłem. Rozpoznała ten zapach
szybko, bo niekiedy panie z Missalonghi
otrzymywały w prezencie takie pachnące mydełka,

background image

ale nie używały ich do mycia. Umieszczały je
pomiędzy fałdami ubrań, które leżały w szufladach.
Jego ręce straciły co prawda gładkość przez trudy i
znoje, ale były czyste, brudu nie było nawet pod
paznokciami. Włosy miał także bez skazy. Nie widać
było śladu pomady ani tłuszczu, tylko zdrowy połysk,
jak na futerku młodego kotka. Dumny i pedantyczny
John Smith.

Najbardziej podobały się jej jego przejrzyste,

jasnobrązowe oczy i sposób, w jaki się śmiał. Nigdy
nie byłaby w stanie uwierzyć w jakąkolwiek plotkę
napomykającą, że jest to człowiek nieuczciwy i
nikczemny. Ale czuła pokusę, aby wtargnąć w jego
wewnętrzny świat, w tę zaciekle bronioną
niezależność. Wybaczyłaby mu nawet zbrodnię,
gdyby sprowokowany do ostatnich granic, ją
popełnił, ale nie mogłaby go oglądać kradnącego i
oszukującego.

„Och, Johnie Smith, kocham cię! I dziękuję ci

całym sercem, że powróciłeś do Missalonghi tylko po
to, żeby się dowiedzieć, jak ja się czuję”.

Do ślubu pozostał już tylko miesiąc. Alicja

Marshall prezentowała się coraz doskonalej,
rozkwitała i myślała o dołączeniu tego ostatniego
miesiąca do kolekcji najszczęśliwszych chwil w
życiu. Data ślubu została ustalona już osiemnaście
miesięcy wcześniej i nigdy nie przyszło jej na myśl,

background image

aby podać w wątpliwość wybór pory roku i co za tym
idzie, pogody. Była pewna, że wszystko ułoży się jak
najlepiej, chociaż od czasu do czasu wiosna

[Kiedy

rozpoczyna się akcja książki, jest miesiąc przed nastaniem wiosny, czyli
sierpień (lipiec i sierpień to miesiące zimowe w Australii), po czym
przychodzi wrzesień, czyli początek wiosny. Akcja powieści kończy się
przed wypadającym na pierwszy dzień października ślubem Alicji. Stąd też
wszystkie dywagacje autorki na temat zmian zachodzących w przyrodzie są
charakterystyczne dla przełomu zimy i wiosny w górskich strefach
Australii.]

przychodziła w Góry Błękitne z opóźnieniem,

bywało mokro i przesadnie wietrznie. Ale posłuszna
kaprysowi Alicja podążała z niezmąconym
szczęściem do wymarzonego Edenu.

– Chyba pogoda nie spłata nam żadnego figla –

powiedziała Aurelia do Drusilli, a ton jej głosu
sugerował, że tym razem matka Alicji cieszy się z jej
planów.

Dzień wizyty Missy u specjalisty w Sydney

został już ustalony, ale tydzień później niż
spodziewał się doktor Neville. Zaplanowane przez
niego na wcześniejszy termin spotkanie nie było
możliwe, ponieważ Alicja nie pojechała do miasta we
wtorek, tak jak miała w zwyczaju. Tego dnia właśnie
miał się odbyć jej panieński wieczór i przygotowania
do niego nie pozwalały Alicji zająć się czymkolwiek
innym, włącznie z salonem mody. Okazało się, że
wieczór nie stał się skromnym spotkaniem
towarzyskim, na którym przeważałyby równie
skromne upominki i dziewczęcy szczebiot. Było to

background image

po prostu wystawne przyjęcie dla krewniaczek Alicji
w różnym wieku, podczas którego wszystkie
uczestniczki dowiedziały się, czego się od nich
oczekuje w mający nadejść Wielki Dzień. Właśnie
podczas przyjęcia Alicja postanowiła ogłosić imiona
tych, które wybrała na druhny i pokazać, jakie wzory
i materiały będą obowiązywały na przyjęciu
weselnym, oraz jak będzie udekorowany kościół.

Jedynie ojciec i bracia Alicji odnosili się

szorstko i ze zniecierpliwieniem do podejmowanych
przez nią prób włączenia ich do pomocy w
przygotowaniach lub też pomijali całą sprawę
milczeniem.

– Na litość boską, Alicjo, odejdź – warknął jej

ojciec z taką złością w głosie, jakiej nigdy nie
słyszała.

– Rób sobie ten swój żałosny wieczór panieński,

ale nas w to nie włączaj. Są takie dni, kiedy sprawy
kobiet stają się rażącą plagą i dziś jest właśnie taki
dzień.

– Ach, to tak! – obruszyła się Alicja, aż fiszbiny

jej gorsetu groźnie zaskrzypiały, i poszła poskarżyć
się matce.

– Myślę, moja droga, że musimy teraz

postępować bardzo rozważnie – powiedziała Aurelia,
patrząc na nią zmartwiona.

– Ale czy coś się stało?
– Doprawdy nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle,

background image

że coś się dzieje z akcjami Byron Bottle. Zdaje mi
się, że w tajemniczy sposób zaczęły rozpływać się w
powietrzu.

– Nonsens – powiedziała Alicja. – Akcje nie

mogą tak po prostu przepaść.

– Ale one wymykają się z rąk rodziny. To

miałam na myśli – poprawiła się niewyraźnie
Aurelia. – Och, to wszystko jest ponad moje siły. Ja
nie mam głowy do interesów.

– Willie nic mi nie mówił.
– Willie mógł jeszcze nic nie wiedzieć, kochanie.

A poza tym dopiero co skończył uniwersytet i nie
miał jeszcze zbyt wiele do czynienia ze spółką.

Alicja postanowiła nie zajmować się całą tą

nudną sprawą, odwróciła się z parsknięciem i wyszła,
aby przywołać szefa służby domowej. Uświadomiła
mu, że tylko służące będą mogły przebywać we
frontowej części domu, ponieważ w przyjęciu
uczestniczyć będą jedynie kobiety.

Panie z Missalonghi też były zaproszone.

Drusilla przybyła pieszo w towarzystwie Missy, a
Octavia, odświętnie ubrana, zmuszona była pozostać
w domu, ponieważ Aurelia zapomniała przysłać
obiecanego powozu. Drusilla założyła swój brązowy
gurt i była szczęśliwa wiedząc, że nie będzie
narażona na ponowne zaprezentowanie się w nim na
ślubie. Missy miała na sobie brązową, lnianą
sukienkę, a na głowie stary słomkowy kapelusz z

background image

płaskim rondem. Wkładała go na głowę od piętnastu
lat przy każdej okazji wymagającej kapelusza, a
przede wszystkim na coniedzielne msze. Nowe
kapelusze miały być zakupione na ślub, ale, niestety,
nie w sklepie Alicji. Panie z Missalonghi kupowały
zazwyczaj surowe kapelusze w imperium handlowym
wuja Herberta i dopiero w domu same zajmowały się
ich upiększaniem.

Alicja wyglądała oszałamiająco w delikatnej

morelowej sukience z krepy, ozdobionej niebiesko-
fioletowym haftem i bukietem jedwabnych
lawendowych kwiatów na ramieniu.

„Och!” – pomyślała Missy – „chociaż raz

chciałabym założyć taką sukienkę jak ta.
Przebolałabym już nawet ten morelowy kolor, na
pewno. I nawet ten wpadający w bladą purpurę
odcień niebieskiego”.

Na przyjęcie zaproszono ponad sto kobiet, które

błąkały się po domu małymi grupkami, topiąc wzrok
w swych nawzajem znajomych twarzach i
prześcigając się w plotkach. Aż wreszcie o czwartej
usadowiły się wszystkie w pokoju balowym, gdzie
podano świetną herbatę, trójkątne placuszki z mąki
pszennej z dżemem i kremem, herbatniki, sandwicze,
szparagi, ptysie, słodkie kremowe bułeczki z
rodzynkami i delikatne, lepkie i słodkie napoleonki.
Herbata była do wyboru – serwowano Darjeeling,
Earl Grey, Lapsang Souchong i Jaśminową.

background image

Kobiety rodem z Hurlingfordów były tradycyjnie

jasne, wysokie i równie tradycyjnie nieszczere.
Rozglądając się i obserwując zgromadzone panie
oraz słuchając ich świergotu Missy potwierdziła
prawdziwość tej obserwacji. Była to pierwsza tego
rodzaju okazja, na którą została zaproszona.
Prawdopodobnie dlatego, że wypadało ją zaprosić,
skoro zwrócono się o przybycie do tylu kobiet o
niższym stopniu pokrewieństwa. Podczas
coniedzielnych nabożeństw w byrońskim kościele nie
mogła poczynić tych obserwacji, ponieważ wówczas
zgromadzenie kobiet rozmywało się w ogólnej masie
Hurlingfordów, wzmocnionej obecnością mężczyzn.
Ale tu, w balowym salonie ciotki Aurelii,
zgromadzone panie robiły przytłaczające wrażenie.

Powietrze wypełniały sztywne imiesłowy,

znakomicie maskowane i łączone z bezokolicznikami
oraz dużą ilością innych słownych przysmaczków,
które wyszły z mody jakieś pięćdziesiąt lat temu. Pod
wspaniałym i łaskawym dachem Aurelii nikt nie
ośmielił się nikomu niczego odmówić. Missy
zauważyła, że była w tym towarzystwie jedyną
ciemnowłosą kobietą. Och, gdzieniegdzie na
obrzeżach błyskały oczywiście ciemne punkty (siwe i
blondynki nie musiały trzymać się z dala), ale jej
czarne jak heban włosy odbijały się niczym grudka
węgla na śniegowym polu. Doskonale pojmowała,
dlaczego matka pouczyła ją, aby nie zdejmowała

background image

kapelusza przez całe przyjęcie. Stało się rzeczą
naturalną w tej rodzinie, że kiedy kobieta lub
mężczyzna z Hurlingfordów zawierali związek
małżeński z kimś z zewnątrz, wybierali zawsze
jasnowłosego partnera. Ojciec Missy także był
blondynem, ale jego dziad, według Drusilli, był tak
ciemny jak mieszaniec. Określenie to stało się niemal
symboliczne i zostało ogólnie przyjęte.

– Najdroższa Antonio i Augusto, obciąża nas

anglosaski sposób myślenia – szydziła Drusilla,
rozmawiając z którąś ze swych rzadziej widywanych
sióstr.

Aurelia przez cały czas zajmowała się prawie

wyłącznie lady Billy, którą na to popołudnie
pozbawiono, nie bez gorzkiego jej protestu, powozu i
konia. Lady Billy siedziała milcząca, ponieważ była
sama, nie miała córek i nic ją nie łączyło z obecnymi
na przyjęciu kobietami. Zgromadzony tłum zarówno
przerażał ją, jak i przyprawiał o mdłości, a fakt, że
Alicja Marshall miała zostać jej synową, napawał
smutkiem. Niezniechęcona tym, iż toczy samotną
walkę, głośno protestowała przeciwko zaręczynom
małego Willie’go z drogą kuzynką Alicją,
oświadczając, że nigdy nie stworzą dobranej pary. W
ten sposób znalazła się w osamotnieniu, zwłaszcza że
sir William (zwany Billym) znęcał się nad nią, co
zresztą robił ze wszystkimi. Zawsze miał chrapkę na
Alicję i radowała go perspektywa oglądania jej

background image

płowej głowy i ślicznej buzi każdego wieczoru przy
kolacji. Zostało bowiem ustalone, że nowo
poślubiona para przez co najmniej kilka miesięcy
będzie dzieliła dom z sir Williamem i jego małżonką.
Sir William przekazał młodożeńcom w prezencie
ślubnym dziesięć akrów pierwszorzędną ziemi, ale
budowany na nich dom był jeszcze daleki od
ukończenia.

Missy rozglądała się wokół za Uną. Znalazła

ciotkę Livillę, ale po Unie nie było śladu. Co za
nieszczęście!

– Nie widzę tutaj dzisiaj Uny – powiedziała do

Alicji, kiedy ta zachwycająca istota przechodziła
obok niej ze swym protekcjonalnym uśmiechem na
ustach.

– Kogo? – spytała Alicja, zatrzymując się.
– Uny, kuzynki cioci Livilli. Ona pracuje w

bibliotece.

– Głuptasie. W Byron nie ma Hurlingfordówny o

takim imieniu – odpowiedziała Alicja, znana z tego,
że nigdy nie skalała sie czytaniem książek. Po czym
odeszła wdzięcząc się do zebranych.

„Co się mogło stać? Oczywiście! Una była

rozwiedziona, a to w tym towarzystwie
niewybaczalny grzech!”

Ciotka Livilla mogła zapewnić dach nad głową

swojej kuzynce, ale ten humanitarny odruch jeszcze
nie oznaczał, że się do niej przyznaje. Rozwiedziona

background image

kuzynka wkraczająca w byrońską społeczność!
Wszystko wskazywało na to, że ciocia Livilla
postanowiła nie wspominać o niej. W tej sytuacji
stawało się zastanawiające, że to właśnie Una zajęła
się życiową edukacją Missy. Podczas rzadkich
ostatnio wizyt w bibliotece ciotka Livilla nigdy nie
wspominała o Unie, a Missy po prostu bała się o nią
zapytać.

Zbliżała się Drusilla, ciągnąc za sobą Cornelię.
– Och, czyż to nie wspaniałe przyjęcie! –

oznajmiła.

– Znakomite – powiedziała Missy, przesuwając

się na sofie, którą odkryła za ogromną palmą Kentia.

Drusilla i Cornelia usiadły z talerzykami w ręku,

zaopatrzone w co najmniej po jednym z każdego
rodzaju przysmaków, które znajdowały się w bufecie.

– Jak to ładnie i przemyślnie zrobione! Droga

Alicja! – trajkotała Cornelia, która czuła się
uprzywilejowana, pracując za marne wynagrodzenie
jako sprzedawczyni w sklepie Alicji i nie mając
pojęcia, jak bardzo cynicznie wykorzystywano jej
wdzięczność i poświęcenie. Przed otwarciem salonu
„Chez Chapeau” Cornelia pracowała u swego brata
Herberta, który był tak skąpy, że Alicja wydawała się
przy nim niezwykle hojna, i to podtrzymywało
złudzenia Cornelii.

Cornelia w taki sam sposób i z takim samym

rezultatem jak Octavia, sprzedała swój dom i pięć

background image

akrów ziemi Herbertowi. Chciała bowiem pomóc
swej siostrze Julii w spłaceniu herbaciarni zakupionej
od Herberta.

– Cicho – szepnęła Drusilla. – Alicja zamierza

mówić.

Alicja przemówiła. Jej twarz była rozjaśniona, a

oczy, jakby podfarbowane akwamaryną, rzucały
iskierki. Nazwiska dziesięciu druhen zostały przyjęte
z piskiem i oklaskami. Główna druhna zasłabła, gdy
usłyszała, że spotkał ją taki zaszczyt, i trzeba ją było
cucić solami trzeźwiącymi. Następnie Alicja życzyła
sobie, aby sukienki panien z orszaku ślubnego były
skompletowane w pięciu odcieniach różu, poczynając
od bardzo bladego, a skończywszy na głębokim
cyklamenie. Stojąca przy ołtarzu i ubrana na biało
panna młoda miała być otoczona pięcioma druhnami
z każdej strony, ustawionymi według koloru sukien,
od płowego różu przy niej do mocno ciemnego na
końcu orszaku.

– Jesteśmy wszystkie prawie tego samego

wzrostu, wszystkie mamy jasne włosy i mniej więcej
taką samą figurę – wyjaśniła Alicja. – Myślę więc, że
efekt będzie znakomity.

– Prawda, że to świetny pomysł? – szepnęła

Cornelia, usatysfakcjonowana, że uczestniczy w
przyjęciu, na którym wstępnie planuje się przebieg
całej uroczystości. – Tren Alicji uszyty będzie z
koronki Aleneon o długości dwudziestu stóp i

background image

wycięty zostanie z pełnej szerokości.

– Świetny – westchnęła Drusilla, przypominając

sobie, że jej suknia ślubna też miała bardzo długi
koronkowy tren, może jeszcze dłuższy, ale jednak
nieporównywalny z tym.

– A ja zauważyłam, że Alicja wybrała do

orszaku tylko panny – odezwała się Missy, której po
ponownym przebyciu siedmiu mil z Missalonghi
znowu zaczął dokuczać ból i coraz bardziej się
potęgował. W takiej chwili nie wypadało opuścić
pokoju i dlatego żeby zapomnieć o bólu, zaczęła
rozmowę. – Podeszła do tej sprawy bardzo
rygorystycznie. Ja także jestem panną, a nie zostałam
wybrana.

– Ciii... sza! – zasyczała Drusilla.
– Najdroższa, mała Missy, jesteś zbyt niska i

ciemna – powiedziała półgłosem Cornelia,
współczując siostrzenicy.

– Mam ponad pięć stóp wzrostu – odpowiedziała

Missy, nie wysilając się zbytnio, żeby stłumić swój
głos. – Tylko w środowisku Hurlingfordów można to
uznać za niski wzrost.

– Ciii... sza! – syknęła znowu Drusilla.
Tymczasem Alicja zaczęła mówić o kwiatach,

informując oczarowane towarzystwo, że liczne
bukiety, każdy złożony z tuzina różowych orchidei,
ozdobią całą posiadłość.

– Różowe orchidee? Ależ to ostentacyjna

background image

wulgarność! – powiedziała Missy na cały głos.

W tym momencie Alicja zamilkła,

przygotowując się do odparowania ataku.

– Ciekawe, czy ona czuje się szczęśliwa, dając to

przedstawienie w tak wczesnej fazie przygotowań do
ślubu – mówiła dalej Missy, nie zwracając się do
nikogo w szczególności. – Sądzę, że się domyśla, iż
połowa tych szczegółów, z których jest tak dumna,
nie zostanie zauważona.

Alicja, śmiejąc się i promieniując wokół czarem,

z naręczem weselnych szkiców i próbek materiałów,
zaczęła przesuwać się w ich kierunku.

– Jaka szkoda, że jesteś taka ciemnowłosa i

niska, Missy – wypaliła z czarującym uśmiechem. –
Nawet chciałam cię poprosić, ale musisz zrozumieć,
że nie nadajesz się na druhnę.

– A ja żałuję, że to nie ty jesteś ciemnowłosa i

niska – odpaliła Missy równie uprzejmie. – Ty i
wszystkie podobne tobie wzrostem i kolorem
włosów, ozdobione stopniowo cieniowanym różem,
przeistoczycie się po prostu w tapetę ścienną.

Alicja, Drusilla i Cornelia wstrzymały na chwilę

oddechy. Missy podniosła się niespiesznie i usiłowała
wygładzić fałdy swej brązowej, lnianej spódniczki.

– Miłe przyjęcie, Alicjo – zaszczebiotała. –

Szkoda, że takie skromne. Dlaczego wszyscy zawsze
muszą serwować to samo konwencjonalne jedzenie?
Dopiero dziś doceniłam smak zwykłej kanapki z

background image

jajkiem. Myślę, że teraz was opuszczę.

Missy wyszła, zanim trzy zdumione panie

zdołały odzyskać oddech. Kiedy to się stało, Drusilla,
skrywając uśmiech, udawała, że nie słyszy żądania
Alicji, aby przyprowadzono Missy z powrotem,
ponieważ powinna ją przeprosić. Dobrze tak Alicji!
Dlaczego nie chciała być miła chociaż ten jeden raz?
Dokuczając Missy sama popsuła swój panieński
wieczór. Poza tym Drusillę zdumiała trafność uwag
córki. Alicja w białej sukni na tle różu i bieli kokard,
bukietów i weselnej dekoracji kościoła – to
rzeczywiście będzie wyglądało jak tapeta ścienna.

Zaraz za drzwiami poraził Missy upiorny ból i

duszność. Zdecydowała, że raczej umrze w jakimś
odosobnieniu, niż wróci na przyjęcie. Opuściła
żwirową drogę i miotała sie wokół domu. Pogląd
Alicji Marshall na urządzenie ogrodu wykluczał
pojawienie się w nim jakichkolwiek zarośli, tak że
nie było tu wiele miejsc, w których Missy mogłaby
się ukryć. Najbardziej niedostępna wydawała się
olbrzymia kępa rododendronów, które rosły pod
oknem. Missy wpełzła do środka i półsiedząc,
półleżąc Oparła plecy o czerwoną cegłę za krzakami.
Ból już był nie do wytrzymania, kiedy się zaczynał.
Zamknęła oczy i całą siłą woli zmuszała się, aby nie
umrzeć, dopóki John Smith nie weźmie jej w
ramiona. Jeśli już umrzeć to tak, jak bohaterka
Udręczonego serca. Co za przygnębiające i zupełnie

background image

nieromantyczne miejsce ten rododendronowy gąszcz
ciotki Aurelii!

Nie umarła. Po pewnym czasie ból zaczął

słabnąć i Missy spróbowała się podnieść. Gdzieś w
pobliżu słychać było czyjeś głosy, a rododendrony
wciąż jeszcze nie miały liści i Missy nie chciała
natknąć się na rozmawiających. Uklękła i
postanowiła wstać. Wtedy zdała sobie sprawę, że
głosy dochodzą z okna, które znajdowało się tuż nad
jej głową.

– Czy ty widziałaś kiedykolwiek tak potworny

kapelusz? – spytał ktoś i Missy rozpoznała, że głos
należy do Lavinii, najmłodszej córki ciotki Augusty,
która oczywiście została druhną.

– Oglądam go zbyt często. A żeby być dokładną,

w każdą niedzielę w kościele – odpowiedziała swym
bezbarwnym i przykrym głosem Alicja. – Choć
myślę, że osoba, która nosi ten kapelusz, jest dużo
bardziej potworna.

– Ależ to jest brudas – skwitował ktoś trzeci

głosem należącym do głównej druhny, Marcji, która
była córką ciotki Antonii. – Sądzę, Alicjo, że
określenie „potworna osoba” wydaje się świadczyć,
że traktujesz ją zbyt poważnie. Słowo „miernota” jest
dużo lepszym określeniem dla Missy Wright, choć
kapelusz, przyznaję, jest istotnie potworny.

– Racja – przyznała Alicja, która wciąż bardzo

cierpiała z powodu nieoczekiwanego porównania jej

background image

z tapetą. Missy, zdaniem Alicji, była w straszliwym t
błędzie. A poza tym nic tak nie cieszyło Alicji, jak
planowana okazałość i widowiskowość jej ślubu,
toteż Missy swoją uwagą zalazła jej za skórę
bardziej, niż się tego spodziewała.

– Ale co nas obchodzi Missy Wright? – spytała

kuzynka o imieniu Postia.

– Ponieważ Drusilla jest faworyzowaną siostrą

mojej matki, obawiam się, że będę musiała się z nią
liczyć – oświadczyła Alicja ze złością w głosie.

– Dlaczego moja mama tak bardzo współczuje

jej matce, nie wiem, i już porzuciłam nadzieję, że
kiedykolwiek odwiodę ją od tego. Ośmielam się
nawet sądzić, że miłosierdzie mamy jest godne
pochwały, ale mówię wam, że w sobotnie ranki,
kiedy ciocia Drusilla przychodzi, aby objeść się
naszymi ciasteczkami, zawsze staram się zniknąć z
domu. Boże, jak ona je pochłania! Mama robi zawsze
dwa tuziny ciasteczek, ale do wyjścia cioci Drusie nie
ma po nich śladu. – Alicja wykrzywiła usta w
nieszczerym uśmiechu. – To stało się już
przedmiotem stałych dowcipów w naszym domu,
nawet wśród służby.

– Cóż, one są podobno przeraźliwie biedne,

nieprawdaż? – spytała Lavinia, która w szkole była
zupełnie niezła z historii i swoją wyższość w tej
dziedzinie podkreślała poprzez zdanie: „Zawsze
intrygowało mnie, dlaczego francuskie pospólstwo

background image

zgilotynowało Marię Antoninę. Ona po prostu
powiedziała, że powinni jeść ciastka, skoro nie mają
chleba”. – Wydaje mi się, że ktoś okropnie biedny
zawsze powinien dbać o możliwość zjedzenia ciastka
dla odmiany. Mam na myśli ciocię Drusie!

– Szkoda, że nie można ludzi zakwalifikować do

rozbiórki, tak jak kwalifikuje się domy – odezwała
się kuzynka o imieniu Junia, która całą swą gorycz,
wynikającą z faktu, że nie została wybrana na druhnę,
wylała w tych śmiertelnie jadowitych kropelkach
słów.

– W dniu dzisiejszym i zawsze jesteśmy zbyt

wspaniałomyślne na to, aby je tak potraktować –
odpowiedziała Alicja. – Przeto wszystkie musimy
dźwigać ciężar cioci Drusie, cioci Octie, kuzynki
Missy, cioci Julie, cioci Cornie i całej reszty tej
bandy panno-wdów. Weźmy dla przykładu mój ślub.
Przecież to dla nich zbyt wielki zaszczyt. Ale mama
uważa, że muszą być zaproszone. Oczywiście przyjdą
pierwsze i wyjdą ostatnie. Czy zauważyłyście, jakie
tworzą się tarcia i jakie powstaje wrzenie, kiedy one
się pojawiają? Skądinąd mama wpadła na świetny
pomysł, aby zaoszczędzić nam widoku tych
ohydnych brązowych sukienek. Kupiła moją
bieliźnianą wyprawkę ślubną od ciotuni Drusie za
dwieście funtów. I muszę przyznać, że te robótki są
nadzwyczajne, więc pieniądze matki, dzięki Bogu,
nie zmarnowały się. Wszystkie poszewki ozdobione

background image

są eleganckim haftem i pozapinane na pokryte
płótnem guziczki, z których każdy też ma . haft
pączka róży. Bardzo piękne! Swoją drogą plan mamy
okazał się bez zarzutu, bo wuj Herbert przekazał już
nam, że Missy była w sklepie i kupiła trzy długości
materiałów na sukienki: liliowy dla cioci Drusie,
błękitny dla cioci Octie... Och! A kto zgadnie, jaki
kolor wybrano dla kuzyneczki Missy?

– Brązowy! – wykrzyknęły chórem wszystkie

panny i wybuchnęły śmiechem.

– Mam pomysł! – krzyknęła Lavinia, kiedy

wesołość minęła. – Dlaczego nie dasz Missy jednej
ze swoich znoszonych sukien w takim odcieniu, jaki
by jej pasował?

– Wolałabym umrzeć! – odrzekła pogardliwie

Alicja. – Wyobraź sobie jedną z moich pięknych
sukien na tym wyglądającym na mieszańca
chudzielcu. Jeżeli jesteś aż tak zainteresowana,
Lavinio, to podaruj jej coś swojego.

– Ja? – odezwała się cierpko Lavinia. – Ty jesteś

w dużo lepszej sytuacji finansowej. Pomyśl o tym,
skoro jesteś tak bardzo rozdrażniona jej wyglądem.
Masz tyle sukien w kolorach bursztynowym, starego
złota i morelowym. Myślę, że któraś z nich będzie
pasowała na Missy.

W tym momencie Missy udało się na rękach i

kolanach wydostać z rododendronowych zarośli na
ścieżkę. Czołgała się na czworakach tak długo, aż

background image

znalazła się w bezpiecznej odległości od okna, wtedy
podniosła się i szybko uciekła. Łzy płynęły po jej
twarzy, ale nie zatrzymała się, aby je obetrzeć. Była
zbyt zdenerwowana i bała się, że ktoś może ją
zobaczyć.

Nie sądziła, że kiedykolwiek i od kogokolwiek

usłyszy coś, co ją aż tak bardzo zrani. Setki razy
wymyślała różne litościwe i pogardliwe powiedzonka
na swój temat. Ale one tak nie raniły. Tak zszargać
kogoś do granic wytrzymałości za pomocą słów
mogła tylko Alicja i jej przyjaciółki. Mówiły wszak o
jej matce i o wszystkich tych biednych ciotkach –
starych pannach i wdowach, które tak ciężko
pracowały i były tak skromne, honorowe i
zobowiązane za każdy ludzki odruch, i tak dumne, że
nie przyjęłyby nic za darmo, bo obrażała je litość. Jak
Alicja śmiała mówić o tych kobietach z taką pogardą,
z takim jadem i bez wyczucia! Ciekawe, jak sama
zachowałaby się, gdyby była zmuszona ciągle nosić
te same rzeczy i dokuczliwe buty, znalazłszy się w
ich położeniu?

Podążając przez Byron z dotkliwym bólem w

boku, modliła się, żeby biblioteka była otwarta i aby
Una była w środku. Och, jak ona potrzebowała Uny
tego wieczoru! Ale gorące pragnienie nie spełniło się,
bo na drzwiach wypożyczalni widniała kartka z
napisem: ZAMKNIĘTE.

Octavia siedziała w kuchni, ponownie przebrana

background image

w swoje robocze ubranie, a ich skromny posiłek
kipiał w garnuszku. Tego dnia był gulasz. Zajęta była
robótką na drutach – jej niekształtne ręce magicznie
tworzyły bardzo delikatne i cieniutkie jak pajęczyna
szale, które przeznaczone były na ślubny prezent dla
niewdzięcznej Alicji.

– Och! – powiedziała, odkładając robótkę, gdy

weszła Missy. – Czy dobrze się bawiłaś, kochanie?
Matka jest z tobą?

– Bawiłam się okropnie i dlatego wyszłam

wcześniej, przed mamą – odparła krótko Missy,
schwyciła wiaderko na mleko i uciekła.

Krowa czekała cierpliwie, żeby wejść do szopy.

Missy wyciągnęła rękę, pogłaskała jej aksamitny,
ciemny pysk i zajrzała w jej wielkie, ciepłe, brązowe
ślepia.

– Jaskier, jesteś milsza od Alicji. Nie mogę

pojąć, dlaczego nazwanie kobiety krową jest tak
niewybaczalną zniewagą. Od teraz obraźliwą formą
będzie imię „Alicja”.

Poprowadziła krowę do szopy, żeby zajęła swoje

miejsce w przegrodzie. Doiła się ją łatwo. Jaskier nie
szamotała się ani nie drgała, gdy ręce Missy były
zimne, a bywało tak często. Jej mleko było
wyśmienite, jako że miłe krowy zawsze dają dobre
mleko.

Kiedy Missy wróciła, Drusilla była już w domu.

Jak zwykle przelała większość mleka do dużych,

background image

płaskich misek, które przetrzymywane były w tylnej,
zaciemnionej części werandy. Gdy wykonywała tę
pracę, słyszała jak matka entuzjastycznie raczy ciotkę
pełnym opisem przyjęcia u Alicji.

– Och, tak się cieszę, że chociaż jedna z was

miło spędziła czas – powiedziała Octavia. – Od
Missy dowiedziałam się, że nie bawiła się zbyt
dobrze. Myślę, że jej problem to brak przyjaciółek.

– To prawda, i nikomu nie jest bardziej przykro z

tego powodu niż mnie. Zbyt wczesna śmierć
Eustace'a przekreśliła nadzieje, że Missy będzie
miała rodzeństwo. A poza tym nasz dom położony
jest zbyt daleko od Byron i do tego po jego gorszej
stronie, dlatego nikt nie chce nam składać
regularnych wizyt.

Missy czekała, że zostaną ujawnione jej grzeszki,

ale matka nic o tym nie wspomniała. Zdobyła się na
odwagę i weszła do środka. Od kiedy kłopoty z
sercem zaczęły się nasilać, jakoś łatwiej było jej
stawiać opór i nie dawać przewodzić sobą, i chyba
matka także łatwiej przełykała grzech niezależności
córki. Tylko, że tak naprawdę przyczyna jej nowego
postępowania nie leżała w kłopotach z sercem, ale w
zmianie, która w niej zaszła, a to przede wszystkim
spowodowała Una. Tak, wszystko zaczęło się od
pojawienia się Uny. Od jej szczerości i nieszczerości
oraz niechęci do ustępowania komukolwiek. Tylko
Una mogła powiedzieć takiemu okropnemu

background image

głupcowi, jak James Hurlingford, żeby się pocałował
w... To tylko Una mogła dać Alicji Marshall słowną
nauczkę. Tylko Una umiała spowodować; że ludzie
czuli przed nią respekt. To wszystko jakoś
nieoczekiwanie spłynęło na Missy Wright, czyniąc z
niej pojętną uczennicę. Gdy weszła do kuchni,
Drusilla podskoczyła rozpromieniona.

– Missy, nigdy nie zgadniesz – krzyknęła,

wydostając zza fotela, na którym siedziała, bardzo
duże pudełko. – Gdy opuszczałam przyjęcie,
podeszła do mnie Alicja i dała mi to, żebyś założyła
na jej ślub. Zapewniała, że w tym kolorze będzie ci
wspaniale, chociaż przyznam, że nigdy bym nie
przypuszczała. Tylko spójrz!

Missy stała jak głaz, podczas gdy matka grzebiąc

w pudełku wyciągnęła pakunek twardej i zgniecionej
organdyny, którą strząsnęła i podtrzymała, aby
oszołomić dziewczynę tym czymś, co pokazywała.
Była to piękna suknia w bladym odcieniu toffi – nie
brązowa, nie żółta i nie całkiem bursztynowa. Każdy,
kto się znał, mógł zauważyć, że przybrana falbanami
spódnica i linia kołnierzyka wyszły z mody jakieś
pięć- sześć lat temu. Ale i tak była to wspaniała
sukienka i po wprowadzeniu kilku zmian mogłaby
pasować do Missy znakomicie.

– I kapelusz, tylko spójrz na kapelusz! –

zapiszczała Drusilla, chwytając w ręce duży, kolisty
kapelusz utrzymany w tym samym kolorze, co

background image

suknia. – Czy kiedykolwiek widziałaś piękniejszy
kapelusz? Och, najdroższa Missy, musimy kupić ci
pantofelki. Teraz już nieważne, że są niepraktyczne.

Missy, jeszcze oszołomiona, zrobiła krok

naprzód z wyciągniętymi ramionami, żeby przyjąć
podarunek Alicji, a matka wcisnęła jej w ręce suknię
i kapelusz. Wtedy Missy ocknęła się:

– Założę mój nowy brązowy atłas, kapelusz

wykonany w domu i dobre mocne botki –
powiedziała nagle przez zęby i uciekła przez tylne
drzwi. Falbany z organdyny pieniły się wokół niej jak
fale na morzu.

Na dworze nie było jeszcze zupełnie ciemno.

Pognała do szopy. Za sobą usłyszała rozpaczliwe
krzyki matki i ciotki, ale było już za późno. Sukienka
i kapelusz zostały stratowane i upaprane w gnoju, i
były na pewno nie do uratowania. Missy z łopatą w
rękach przerzucała podarunek wśród stosu
odchodów, upokorzona wielkopańskim gestem
Alicji.

Drusilla była niewymownie zraniona:
– Jak mogłaś to zrobić! Och, Missy, jak mogłaś!

Raz w życiu miałaś szansę, żeby wyglądać pięknie.

Missy oparła łopatę o ścianę szopy i z

satysfakcją otrzepała ręce:

– Z wszystkich ludzi właśnie ty jedna powinnaś

zrozumieć dlaczego! – wykrzyczała. – Nikt nie jest
tak dumny i twardy jak ty, i nikt szybciej od ciebie

background image

nie potrafi odkrywać prawdziwych intencji tkwiących
w sprawianych podarunkach. Czyżbyś nie domyślała
się, że to zamaskowana litość? Dlaczego w takim
razie odmawiasz mi części swojej dumy? Czy
wzięłabyś ten podarunek dla siebie? Dlaczego więc
przyjęłaś go dla mnie? Sądzisz, że Alicja tak
naprawdę zrobiła to, aby mi sprawić przyjemność?
Oczywiście, że nie. Ona sobie po prostu postanowiła,
że jej ślub będzie wyglądał doskonale pod każdym
względem i do ostatniego gościa. A ja... Ja przecież
wszystko psuję. Więc postanowiła otworzyć
jedwabną kabzę dla Missy Wright-świńskiego ucha.
Piękne dzięki! Aleja chcę być sobą, tylko sobą, z całą
swoją prostotą, i nie zamierzam korzystać z
jakiejkolwiek jedwabnej kabzy, zwłaszcza Alicji
Marshall. Co zresztą zamierzam jej powiedzieć.

W istocie stało się to zaraz następnego dnia.
Drusilla prawie całą noc czołgała się na

kolanach, uzbrojona w kaganek, poszukując sukienki
i kapelusza, które gdzieś zniknęły. Nie wiedziała, że
miała ich już nigdy nie zobaczyć. Co więcej, nigdy
nie odkryła, co się z nimi stało, a ten i ów, kto
cokolwiek miał na ten temat do powiedzenia, wolał
jej o tym nie mówić. A wszystko to zostało
spowodowane szokującymi wydarzeniami, które
miały miejsce następnego ranka w rezydencji
Marshallów.

Missy stanęła przed frontowymi drzwiami Mon

background image

Repos około godziny dziesiątej. Niosła ogromną i
nadzwyczaj dokładnie opakowaną paczkę, którą
ostrożnie trzymała za sznurek. Gdyby główny lokaj
wiedział, jaki nastrój panował wśród osób
zgromadzonych w małym saloniku, Missy nie
przedostałaby się nawet poza frontową werandę
przed domem. Ale ponieważ nie był tego świadomy,
wpuścił ją do środka, niechcący przyczyniając się do
spotęgowania atmosfery przerażenia, która i bez tego
opanowała skupione tam towarzystwo.

W saloniku znajdowali się: ciotka Aurelia, wuj

Edmund, Alicja, Ted i Randolph, sir William Trzeci,
jego syn i następca – mały Willie. Lady Billy nie
było, ponieważ asystowała przy źrebieniu się klaczy.

– Nie mogę tego pojąć – kontynuował Edmund

Marshall – po prostu nie mogę! W jaki sposób tyle
akcji wymknęło się nam z rąk? No jak? Kto, do
diabła, je sprzedał i kto, do diabła, je kupił?

Missy uśmiechając się dała lokajowi

porozumiewawczy znak, że sama się zaanonsuje, jak
tylko to będzie możliwe.

– Z tego, czego dowiedzieli się moi agenci,

wynika, że każda akcja, która znajdowała się w
obcych rękach, była kupowana po cenie wielokrotnie
wyższej od swojej wartości – powiedział sir William
Trzeci.

– Potem ten tajemniczy kupiec rozpoczął inwazję

na akcje znajdujące się w rękach Hurlingfordów. Jak,

background image

kiedy i dlaczego – nie wiem, ale zdołał odnaleźć
wszystkich Hurlingfordów, którzy potrzebowali
pieniędzy i nie mieszkali w Byron. Złożył im oferty i
nikt z nich nie odmówił.

– Ależ to absurd! – krzyknął Ted. – Niezależnie

od tego, jakimi pieniędzmi on obraca, absolutnie nie
ma sposobu, żeby mógł odzyskać włożony kapitał.
Mam na myśli fakt, że pomimo iż spółka Byron
Bottle jest dobrym, małym przedsiębiorstwem, to
przecież nie jest żyłą złota ani eliksirem życia. Cena,
jaką wyznaczył za te akcje, jest z gatunku tych sum,
które spekulujący może przeznaczyć na opłacenie
poufnej wiadomości, że ten a ten kawałek ziemi jest
złotonośny.

– Czy to, co usiłujesz nam powiedzieć, wujku,

oznacza, że straciliśmy większość udziałów? –
spytała Alicja, która była znakomicie wprowadzona
w praktyki i terminologię świata biznesu. Sama też
była liczącym się udziałowcem spółki Byron Bottle,
odkąd, zgodnie ze swą zachłanną naturą, umieszczała
spory kapitał, uzyskiwany z prowadzenia salonu
„Chez Chapeau”, w bezpieczniejszych sferach
finansowych spekulacji.

– Dobry Boże, nie, jeszcze nie! – zawołał sir

William i z mniejszą pewnością dodał: – Ale
powinniśmy zająć się tą sprawą i zahamować odpływ
akcji sami je wykupując.

– Czy w Byron nie ma jakichś małych

background image

akcjonariuszy, od których moglibyśmy je najpierw
wyciągnąć? – spytał Randolph.

– Kilku Hurlingfordów po kądzieli i dwie lub

trzy stare panny, które przypadkowo i bezprawnie
odziedziczyły akcje. Naturalnie nigdy nie wypłacano
im dywidend.

– Jak ci się to udało, wuju Billy? – spytał

Randolph.

– A co mogą wiedzieć o tych akcjach takie

głupie staruchy, jak Cornelia, Julia czy Octavia? Nie
chciałem, żeby się domyśliły, że mają udziały w
czymś, co przynosi niezły dochód, toteż nie płaciłem
im dywidend. Powiedziałem im, że akcje są
bezwartościowe, ponieważ zgodnie z prawem należą
do Maxwella i Herberta, i żeby nie robić dużego
zamieszania, poradziłem im, aby naprawiły ten
okropny błąd zapisując akcje synom Maxwella i
Herberta.

– Mądrze – powiedziała Alicja z podziwem.
Sir William rzucił jej tak gorące i namiętne

spojrzenie, że Alicja zaczęła się zastanawiać, co
powinna zrobić, aby po ślubie i przeprowadzce do
jego domu utrzymać wuja na dystans, nie narażając
stabilności rodzinnych więzów.

– Musimy zdobyć te udziały starych panien jak

najszybciej – powiedział Edmund Marshall,
spoglądając posępnie. – Chociaż, Billy, muszę się
szczerze przyznać, że nie wiem, skąd wezmę jakieś

background image

większe sumy. Ograniczyłbym wydatki, ale to byłoby
przykre dla mojej żony. Ślub Alicji, rozumiesz!

– Jesteśmy w tej samej sytuacji, przyjacielu –

odpowiedział sir William, a słowa uwięzły mu w
gardle.

– Cholera, to wszystko jest bardziej

skomplikowane niż wielka wojna w Europie.
Wszystko, co wiemy, to kupieckie pogłoski.

– Dlaczego mamy odkupywać akcje? – odezwała

się Alicja z lekką pogardą w głosie. – Wszystko, co
powinniście zrobić, to pójść do cioci Cornie, cioci
Julie i cioci Octie i poprosić, żeby je oddały. Wręczą
je wam bez sprzeciwu.

– W porządku, możemy tak postąpić z tymi

trzema i oczywiście z Drusillą też. No bo cóż takiego
posiadał Malcolm Hurlingford, że pozostawił udziały
swoim córkom? Pytam się, co? Do tego był zawsze
dla nich nadmiernie wyrozumiały. Dzięki Bogu, że
Maxwell i Herbert nie są podobni do swojego ojca
pod tym względem. – Sir William warknął
niecierpliwie: – Ale tak naprawdę jesteśmy w szachu.
Bo jeśli nawet, jak mówi Alicja, starsze panie
przekażą nam swoje akcje bez słowa, to i tak
będziemy mieli do czynienia z pewną liczbą różnych
niegodziwców i pół-Hurlingfordów, którzy nie
zechcą podzielić się akcjami, chociaż na nic im się
nie zdadzą. Och, poradzimy sobie, w to nie wątpię,
no, przynajmniej dopóty, dopóki nie rozejdzie się

background image

wieść o tajemniczym kupcu, ponieważ nie będziemy
w stanie przebić jego ceny.

– Co możemy szybko sprzedać, aby zgromadzić

potrzebną gotówkę? – spytała dosadnie Alicja.

Wszyscy odwrócili się, aby na nią spojrzeć, a

Missy, wciąż nie zauważona – trudno było w
ferworze rozmowy dostrzec skromną jej postać
zlewającą się brązem sukienki z cieniem drzwi –
przesunęła się w bezpieczniejsze miejsce za jedną z
kentyjskich palm ciotki Aurelii, których było pełno w
tym prześlicznym domu.

– Na początek te cholerne konie lady Billy –

powiedział sir William.

– Moje kosztowności – dorzuciła Aurelia ze

zdecydowaniem.

– I moje – zawtórowała jej Alicja z przykrym

odczuciem, że fatalnie się stało, iż nie ona
zaproponowała to pierwsza.

– Chodzi jednak również o to – powiedział

Edmund – że ten tajemniczy kupiec lub kupcy,
kimkolwiek jest lub są, wydaje się lepiej wiedzieć,
kto posiada akcje spółki Byron Bottle, niż my,
chociaż jesteśmy Radą Nadzorczą. Gdy przeglądałem
listę udziałowców, zorientowałem się, że większość
akcji powinna przejść z osób figurujących w rejestrze
na ich potomków, przeważnie synów lub bratanków.
Okazuje się jednak, że akcje znalazły się również w
obcych rękach. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy,

background image

że jakiś Hurlingford, zwłaszcza syn pierworodny,
mógłby podarować notarialnie komuś obcemu część
przypadającego mu dziedzictwa, i to jeszcze na długo
przed przekroczeniem progu śmierci.

– Czasy się zmieniają – westchnęła Alicja. –

Kiedy byłam małą dziewczynką, krążyły legendy o
rodzie Hurlingfordów. Ale dzisiaj młodzi
Hurlingfordowie nie dbają o rodzinne tradycje.

– Oni są po prostu zepsuci – powiedział sir

William odchrząkująo i uderzywszy dłońmi o uda
powziął decyzję: – W porządku, zostawmy przez
weekend sprawy takimi, jakimi są, a od poniedziałku
musimy zebrać trochę gotówki.

– A kto się zwróci do ciotek? – spytał Ted.
– Alicja – natychmiast odparł sir William. – I

myślę, że trzeba to zrobić jeszcze przed ślubem. W
ten sposób będzie można je oszukać, że podarowują
akcje jako ślubny prezent.

– A jeśli tajemniczy kupiec dotrze do nich

pierwszy? – spytał ponownie Ted, który zawsze
obawiał się wszystkiego, a myślami ciągle tkwił w
rachunkach.

– Jednej rzeczy możesz być absolutnie pewien,

Ted. Żadna z tych głupich kwok nigdy nie podzieli
się z nikim spoza rodziny tym, co należy do
Hurlingfordów, bez spytania mnie lub Herberta o
zgodę. Nawet jeśli kupiec zaoferuje im fortunę,
najpierw zwrócą się do nas. – Sir William był tak

background image

pewien swoich racji, że podczas całego tego
monologu śmiał się buńczucznie.

Powstało ogólne zamieszanie, ponieważ kilka

zmartwionych i poddenerwowanych osób próbowało
znaleźć jakiś sposób, aby już przerwać spotkanie.
Korzystając z tego Missy przemknęła się z powrotem
pod drzwi i wkroczyła głośno do salonu. Wszyscy
zauważyli ją od razu, chociaż nikt nie wyglądał na
zadowolonego z jej wizyty.

– Czego chcesz? – spytała surowo Alicja.
– Przyszłam, aby ci powiedzieć, co myślę o tej

jałmużnie i oświadczyć, że najszczęśliwsza będę
przybywając na twój ślub w dobrym starym brązie –
odpowiedziała Missy i przemaszerowawszy przez
pokój rzuciła pakunek przed oczami Alicji na stół.

– Proszę, wielkie dzięki za to.
Alicja spojrzała na nią z takim obrzydzeniem,

jakby niechcący wdepnęła w psie łajno.

– Rób, jak chcesz!
– Właśnie od tej pory zawsze będę tak robiła!
– Missy z psotnym uśmieszkiem spojrzała w

górę na dużo od siebie wyższą Alicję, która
przyznawała się do pięciu stóp i dziesięciu cali, choć
w rzeczywistości miała aż sześć stóp i jeden cal
wzrostu. – No, Alicjo, dalej, otwórz to. Specjalnie dla
ciebie ufarbowałam suknię na brązowo.

– Co zrobiłaś? – Alicja zaczęła mocować się z

supłami na sznurku, w końcu Randolph przyszedł jej

background image

z pomocą.

Po przecięciu sznurka oczom wszystkich ukazała

się piękna organdynowa suknia i zachwycający
kapelusz zachlapane nie do opisania czymś, co
wyglądało i pachniało jak świeży, błotnisty, krowi i
świński nawóz. Alicja wydała okrzyk przerażenia,
który wzmógł się i przerodził w piskliwy skrzek, po
czym odskoczyła od stołu. Jej ojciec, matka, bracia,
narzeczony i wszyscy zebrani w pokoju otoczyli stół,
żeby popatrzeć.

– Ty... ty odrażająca, mała dziewko – warknęła

Alicja do rozpromienionej Missy. – Jesteś gorsza od
dziewki. Masz szczęście, że jestem zbyt wielką damą,
aby powiedzieć dokładnie, co o tobie myślę –
zasyczała Alicja. We wzburzeniu nie wiedziała już,
co wstrząsnęło nią bardziej – sam czyn czy
sprawczyni czynu.

– No cóż, twoje nieszczęście, Alicjo, że ja nie

jestem wielką damą i właśnie zamierzam powiedzieć
ci dokładnie to, co o tobie myślę. Jestem tylko o trzy
dni starsza od ciebie, stąd wiem, że zbliżamy się
bardziej do trzydziestu czterech niż trzydziestu trzech
lat. Proszę bardzo, oto baranina wystroiła się jak
jagnię i pokryła mosiądzem, aby poślubić chłopca
prawie o połowę młodszego od siebie. Czy wiek jego
ojca nie wydaje ci się przypadkiem bardziej
odpowiedni? To właśnie czyni z ciebie takiego
zimnokrwistego potworka! Kiedy Montgomery

background image

Massey zmarł, zanim zawlekłaś go przed ołtarz –
dzięki czemu uniknął przeznaczenia gorszego niż
śmierć – nie mogłaś jakoś złapać nikogo, kto byłby
równie dobrym łupem. I oto pewnego dnia
zauważyłaś biednego, małego Willie, który wciąż
nosił dziecięce niesforne loki i bawił się w swym
marynarskim garniturku. Wówczas postanowiłaś
zostać LADY WILLIE. Bez wątpienia, gdyby
zmieniły się okoliczności, byłabyś równie szczęśliwa
zostając LADY BILLY, zamiast LADY WILLIE, a
może nawet taka zmiana tytułu bardziej by cię
satysfakcjonowała. Szanuję twoje rozgoryczenie,
Alicjo, ale nie ciebie. I bardzo mi przykro z powodu
małego Willie’ego, którego czeka okropne życie, bo
stanie się kością niezgody między żoną a matką.

Obiekt jej litości stał pomiędzy resztą rodziny,

przypatrując się Missy tak, jakby wyskoczyła nago z
gigantycznego tortu i przymierzała się do odtańczenia
kankana. Aurelia popadła w histerię, ale reszta
towarzystwa była tak zahipnotyzowana przemową
Missy, że nawet tego nie zaważyła. Pierwszy
ochłonął sir William.

– Opuść ten dom!
– Właśnie zamierzam to zrobić – odpowiedziała

Missy, sprawiając wrażenie raczej zadowolonej.

– Nigdy ci tego nie wybaczę! – krzyknęła Alicja.
– Jak śmiałaś?! Jak mogłaś się tak ośmielić?!
– Pocałuj mnie w tyłek! – odkrzyknęła Missy i

background image

roześmiała się. – To wystarczy! – dodała i odeszła.

To przepełniło kielich goryczy. Alicja

zesztywniała i wydając z siebie gardłowy okrzyk,
runęła jak długa na podłogę.

Och, jaka Missy czuła się usatysfakcjonowana!

Gdy tak podążała w dół stopniowo opadającym
wzniesieniem George Street w kierunku głównej
ulicy, jej podniecenie powoli zanikało. Scena, którą
odegrała prezentując zbezczeszczone ubranie Alicji,
była drobiazgiem w porównaniu z tym, co słyszała
ukrywając się w saloniku. Biedne, stare kobiety.
Missy wiedziała o świecie wielkiego biznesu tyle, co
nic, czyli tyle, co jej matka i ciotka, ale była
wystarczająco inteligentna, aby zrozumieć sens
rozmowy i słowa sir Williama. Wiedziała też o
akcjach, które Drusilla i Octavia trzymały w małym
pudełku na gotówkę wraz z dokumentami
dotyczącymi domu i ziemi. Każda z nich miała po
dziesięć akcji, czyli razem było ich dwadzieścia.
Oznaczało to, że ciotki Cornelia i Julia miały
prawdopodobnie także po dziesięć akcji. A
dywidendy? To było prawdopodobnie coś w rodzaju
okresowej wypłaty, udziału w profitach spółki.

Boże, jak podli byli mężczyźni z rodu

Hurlingfordów! Sir William Trzeci bezwzględnie
kontynuował nikczemną politykę sir Williama
Pierwszego – członkinie rodziny, żyjące w
rozpaczliwym, choć dystyngowanym ubóstwie, nie

background image

miały prawa do czerpania jakichkolwiek korzyści z
zysków narastających w spółce. Wuj Maxwell był
niewątpliwie najgorszym rodzajem złodzieja, bo
pomimo swego wielkiego bogactwa właściwie
okradał je z jaj, masła i plonów sadu, zmuszając do
uwierzenia, że sprzedawanie tych produktów komu
innemu byłoby niewybaczalnym aktem nielojalności.
Wuj Herbert, który w swoim czasie skupił większość
domów i pięcioakrowych kawałków ziemi poniżej
ich rzeczywistej wartości, okazał się takim samym
zbirem, jak jego brat Maxwell. Był nawet gorszy, bo
zawsze zabierał z powrotem tę odrobinę funduszy,
którą miał wypłacić, wmawiając swoim ofiarom, że
przeznacza je na inwestycję przynoszącą zysk, tak
naprawdę zaprzepaszczając ich pieniądze.

Ale nie tylko męscy potomkowie rodu byli podli

– Missy wniosła do swych krytycznych myśli
korygującą poprawkę. Dlaczego te wszystkie
Antonie, Augusty i Antoniny, które wyszły bogato za
mąż za grube ryby z klanu, nie wywarły żadnej
presji, aby zmienić istniejący stan rzeczy? Przecież
nawet najgorszy zbir może się odmienić pod
wpływem żony.

Cóż, coś trzeba zmienić. Ale co? Missy

zastanawiała się, czy opowiedzieć wszystko w domu,
ale doszła do wniosku, że nikt jej nie uwierzy, a
gdyby nawet, to i tak matka i ciotka będą trwać przy
swoim. Coś musiała wymyślić, i to szybko, zanim

background image

Alicja wkradnie się w ich łaski i przejmie akcje, a
niewątpliwie zrobi to.

Biblioteka była dzisiaj otwarta i Missy zajrzała

przez okno spodziewając się, że za biurkiem ujrzy
srogą postać ciotki Livilli, a tymczasem zobaczyła
Unę. Odwróciła się i weszła do środka.

– Missy! Co za niespodzianka! Nie

oczekiwałam, że przyjdziesz dzisiaj, kochanie –
powiedziała Una i uśmiechnęła się, jakby była
naprawdę zadowolona ujrzawszy ją.

– Jestem wściekła – powiedziała głośno Missy i

wachlując się dłonią usiadła na twardym krześle.

– Co się stało?
Nagle Missy zdała sobie sprawę, że nie może

narazić bliskich krewnych na pogardę osoby tak
luźno związanej i to z niebyrońską linią
Hurlingfordów. Próbowała więc niezdarnie naprawić
swój błąd:

– Och, nic ważnego.
Una tym razem nie była dociekliwa. Po prostu

kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Blask, jaki
emitowała jej skóra, włosy i paznokcie, wpłynął
uspokajająco na Missy.

– Co powiesz na filiżankę herbaty przed długą

drogą do domu? – spytała Una, wstając.

Filiżanka herbaty została przyjęta jak eliksir

życia.

– Tak, bardzo proszę – odpowiedziała Missy z

background image

zapałem.

Una zniknęła za półkami, gdzie w małym kąciku

były odpowiednie warunki do zaparzania herbaty.

Przejrzenie powieści podczas oczekiwania na

Unę wydało się Missy dobrym pomysłem, ruszyła
więc w głąb pokoju i podeszła do półek, zbliżając się
do biurka ciotki Livilli. Przeleciała po nim wzrokiem
i zauważyła dobrze znany plik papierów. Była to
paczka akcji spółki Byron Bottle.

Zza półek wyłoniła się Una.
– Wstawiłam czajnik, trzeba będzie chwilę

poczekać, aż się zagotuje na tym porysowanym i
trzymającym się na słowo honoru piecu. – Oczy Uny
podążyły za wzrokiem Missy, a potem zatrzymały się
na jej twarzy.

– Czy to nie wspaniałe? – zapytała.
– Co?
– Pieniądze oferowane za udziały Byron Bottle,

oczywiście. Kochanie, dziesięć funtów. Niesłychane,
prawda? Wallace miał kilka moich akcji, ale kiedy
się rozstawaliśmy, zwrócił mi je mówiąc, że nie chce,
aby cokolwiek przypadło mu po Hurlingfordach.
Mam tylko dziesięć udziałów, ale już czuję się tak,
jakbym miała sto funtów szterlingów. A tak między
nami, to ciocia Livilla ma kłopoty finansowe, więc
namówiłam ją, żeby dała mi swoje dwadzieścia akcji.
Sprzedam je razem ze swoimi.

– Jak ciotce Livilli udało się zdobyć tyle akcji?

background image

– Richard przekazał jej swoje, kiedy nie mógł

zwrócić pieniędzy, które od niej pożyczył, znalazłszy
się w kłopotliwej sytuacji finansowej. Biedny
Richard! Nigdy nie udało mu się postawić na
odpowiedniego konia. A ona jest bardzo skrupulatna,
jeśli chodzi o spłatę pożyczek, nawet wtedy, gdy
dłużnikiem jest jedyny i ukochany syn. Więc
przepisał na nią kilka akcji spółki Byron Bottle i tym
ją uspokoił.

– Czy on ma ich więcej?
– Oczywiście. Jest przecież mężczyzną, a nie

kobietą z rodu Hurlingfordów. Ale myślę, że mógł
już je wszystkie sprzedać. To właśnie Richard polecił
mi tego kupca.

– A w jaki sposób można komuś sprzedać akcje?
Una wyciągnęła sztywny kancelaryjny

formularz.

– To jest pełnomocnictwo, które możesz dostać

w składzie materiałów piśmiennych, tak jak każdy
zwykły formularz. Potem wypełniasz je ze
wszystkimi szczegółami i podpisujesz. A ten, kto
daje ci pozwolenie na sprzedaż swoich akcji,
podpisuje to w swoim imieniu i musi być przy tym
świadek, który też składa swój podpis.

– Rozumiem – powiedziała Missy, zapominając

o przejrzeniu powieści. Usiadła znowu. – Una, czy
znasz adres tego, kto kupuje te akcje?

– Oczywiście, kochanie. W poniedziałek udaję

background image

się osobiście do Sydney ze swoim plikiem akcji, żeby
je sprzedać. Tak jest bezpieczniej. Dzisiaj siedzę w
bibliotece, a poniedziałek mam wolny. – Odeszła,
żeby zrobić herbatę.

Missy rozważała trudny problem: czy nie

mogłaby do czasu, zanim pojawi się Alicja, wziąć w
swoje ręce sprawy akcji ciotek i pokierować nimi tak,
aby to nie one, lecz Alicja była stratna? Zanim Una
wróciła z herbatą na tacy, Missy powzięła decyzję.

– Dziękuję ci bardzo – z radością ujęła filiżankę i

upiła łyk herbaty. – Una, czy mogłabyś pojechać do
Sydney nie w poniedziałek, ale we wtorek?

– Nie bardzo rozumiem dlaczego?
– Mam spotkanie z lekarzem-specjalistą we

wtorek rano na Macquarie Street – ostrożnie
tłumaczyła Missy. – Miałam jechać z Alicją, ale...
myślę, że ona nie jest spragniona mojego
towarzystwa. Możliwe, że będę miała parę akcji do
sprzedania. Gdybym mogła pojechać z tobą, byłoby
mi łatwiej. Byłam w Sydney tylko kilka razy, jeszcze
jako dziecko, i nie znam miasta zbyt dobrze.

– Och, dobrze. To we wtorek – rzuciła Una i

wokół niej rozbłysło jasne światło.

– Obawiam się, że będę musiała poprosić cię o

jeszcze jedną przysługę.

– Ależ proszę bardzo, kochanie. O co chodzi?
– Czy mogłabyś pójść do sklepu obok, do składu

materiałów piśmiennych, i kupić mi cztery

background image

formularze pełnomocnictw. Wiesz, jak pójdę sama, to
wuj Septimus na pewno będzie chciał wiedzieć, po co
je kupuję, a następnie zaraz powiadomi o tym wuja
Billy'ego albo wuja Maxwella, czy też wuja Herberta.
A ja wolę, żeby moje sprawy należały tylko do mnie.

– Naturalnie. Pójdę, jak tylko wypiję herbatę, a

ty zastąpisz mnie przez chwilę w bibliotece.

Następnie zaplanowały, że Una w sobotę, o

godzinie piątej po południu, odwiedzi Missalonghi,
aby podpisać pełnomocnictwa jako świadek.
Szczęśliwie się również złożyło, że Missy tym razem
miała ze sobą swoją sakiewkę, która zawierała aż trzy
szylingi. Formularze były bowiem drogie, po trzy
pensy każdy.

– Dziękuję ci za wszystko – powiedziała Missy,

pakując zwinięte formularze do torby na zakupy. Jak
zwykle, zdecydowała się wypożyczyć kilka książek.

– Dobry Boże – zawołała Una, patrząc na tytuły.
– Jesteś pewna, że chcesz ponownie Udręczone

serce? Sądziłam, że w zeszłym tygodniu przeczytałaś
je od deski do deski.

– Tak, ale chcę przeczytać jeszcze raz.
I tak na dno torby, obok formularzy,

powędrowało Udręczone serce.

– Zobaczymy się w Missalonghi w sobotę po

południu i nie martw się o mój przyjazd. Cioteczka
Livilla bez problemu pożycza mi swoje konie i
bryczkę – powiedziała Una, odprowadzając Missy do

background image

drzwi, gdzie ucałowała jej chłodny policzek. – Głowa
do góry, dziewczyno, możesz to zrobić – powiedziała
i wypuściła Missy na ulicę.

– Mamo – powiedziała Missy tego wieczoru, gdy

wraz z Drusillą i Octavią siedziały w ciepłej kuchni.

– Czy masz jeszcze te akcje Byron Bottle, które

dziadek zostawił tobie i cioci Octavii w spadku?

Drusilla przyjrzała się jej badawczo. Choć miała

swój udział w przemianie, jaka zaszła w domu, wciąż
nie mogła pogodzić się z faktem, że przestała już
dominować. Ale nauczyła się jednak rozpoznawać
okrężne, delikatne podchody córki, gdy ta miała jakiś
nowy pomysł, tak że i tym razem szybko się
zorientowała, iż znowu coś się kroi.

– Tak, mam je – powiedziała.
Missy odłożyła frywolitki na kolana i poważnie

spojrzała na matkę.

– Mamo, czy ty mi ufasz?
Drusilla poruszyła powiekami.
– Oczywiście, że tak.
– Ile kosztuje maszyna do szycia marki Singer?
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Alę sądzę, że co

najmniej dwadzieścia, trzydzieści funtów, a może
jeszcze więcej.

– Czy gdybyś miała jeszcze sto funtów, oprócz

tych pieniędzy, które ciocia Aurelia zapłaciła ci za
bieliznę pościelową dla Alicji, to kupiłabyś sobie taką

background image

maszynę do szycia?

– No, wtedy byłoby to możliwe.
– W takim razie daj mi swoje akcje Byron Bottle

i pozwól, żebym je dla ciebie sprzedała. Za każdą z
nich dostanę w Sydney dziesięć funtów.

Obie, Drusilla i Octavia, aż przerwały pracę.
– Missy, kochanie, one są bezwartościowe –

odezwała się nieśmiało Octavia.

– Ależ nie – odparła Missy. – Zostałyście po

prostu oszukane przez wuja Billy'ego, wuja Herberta
i całą resztę, to wszystko. Oni powinni wypłacać
wam bardzo często za te akcje coś, co się nazywa
dywidendą, ponieważ spółka Byron Bottle jest
cieszącym się dużym powodzeniem i wysokimi
zyskami przedsiębiorstwem.

– Nie, mylisz się – obstawała przy swoim

Octavia.

– Mam rację. Gdybyście wy dwie oraz ciotki

Cornelia i Julia nie przestały interesować się kilka lat
temu swoimi sprawami i poszły do radcy prawnego
w Sydney, byłybyście znacznie bogatsze, niż
jesteście. Oto cała prawda.

– Nigdy nie robimy nic poza plecami naszych

krewnych – powiedziała Octavia. – Wierzymy im i
ufamy. Oni znają się na wszystkim lepiej od nas i
dlatego opiekują się nami. W końcu, to rodzina.

– Tak jakbym tego nie wiedziała! – wykrzyknęła

Missy przez zaciśnięte zęby. – Ciociu Octavio, twoi

background image

drodzy krewni wykorzystują fakt, że są rodziną,
odkąd istnieje klan Hurlingfordów! Oni wysługują
się tobą. Wykorzystują cię. Czy kiedykolwiek
dostałyśmy od wuja Maxwella uczciwą cenę za nasze
produkty? Czy ty rzeczywiście dałaś się nabrać na te
jego historyjki, że ledwo wiąże koniec z końcem i
dlatego nie może płacić nam więcej? Przecież on jest
bogaty jak Krezus! A czy naprawdę masz jakiś
dowód na to, że wuj Herbert rzeczywiście stracił
twoje pieniądze na nieudanej transakcji? On jest
przecież jeszcze bogatszy niż Krezus! A czy to
przypadkiem nie wuj Billy osobiście powiedział ci,
że te akcje są bezwartościowe?

Niewzruszenie milcząca Drusilla przeżyła szok,

po czym popadła w zwątpienie; najpierw odczuła
niechęć, a potem zaczęła słuchać i wreszcie
zaintrygowało ją to tak, że poczuła wyraźną ochotę,
aby usłyszeć jak najwięcej. Nawet Octavia pod
koniec pełnego pasji przemówienia Missy wyglądała
na bardzo poruszoną i przekonaną. Może to dlatego,
że Missy burzyła stare porządki, z którymi, jak
sądziła, mogły się pożegnać bez zbytnich wyrzutów
sumienia. Ale ta nowa Missy miała coś jeszcze –
autorytet, który nadawał jej słowom przekonujące
znaczenie.

– Posłuchajcie – powiedziała Missy już

spokojniej.

– Mogę sprzedać wasze akcje po dziesięć funtów

background image

za każdą i trzeba to zrobić, bo to wyjątkowa okazja.
Dowiedziałam się o tym, ponieważ byłam dzisiaj u
wuja Billy’ego i zastałam go podczas dyskusji z
wujem Edmundem. Nie wiedzieli, że słyszę, bo w
przeciwnym razie nie odezwaliby się słowem.
Mówili, co o was myślą, z absolutną pogardą.
Uwierzcie mi. Nie tłumaczę tego, co usłyszałam,
opacznie, ani też nie przesadzam. Zdecydowałam, że
położę temu kres. Chcę nareszcie zobaczyć was,
ciotkę Cornelię i ciotkę Julię, w lepszej sytuacji
finansowej. Więc przekażcie mi swoje akcje i
pozwólcie, abym je w waszym imieniu sprzedała,
ponieważ przyniosą duży zysk. Jeśli zaoferujecie je
wujowi Billy'emu lub wujowi Herbertowi czy też
wujowi Maxwellowi, to oni zmuszą was, żebyście
zapisały je im notarialnie za darmo.

Drusilla westchnęła.
– Chciałabym ci nie wierzyć, Missy. Jednak to,

co mówisz, wydaje się być prawdą.

Octavia, po której można się było spodziewać, że

będzie dalej kruszyć kopie ślepej lojalności,
zdecydowała się nagle odstąpić od swej
dotychczasowej wierności wobec Hurlingfordów z
powodu niemalże dziecinnej przekory i zmieniła
argumentację.

– Pomyśl, Drusillo, jakim udogodnieniem będzie

dla ciebie nowa maszyna do szycia – powiedziała.

– Bardzo bym się cieszyła – zgodziła się

background image

Drusilla.

– A ja muszę się przyznać, że najbardziej

ucieszyłabym się mając odłożone sto funtów w
banku. Zrzuciłabym ciężar z serca.

Drusilla całkowicie skapitulowała:
– W takim razie, dobrze. Missy, możesz wziąć

nasze akcje, żeby je sprzedać.

– Chciałabym zrobić to samo dla ciotki Cornelii i

ciotki Julii.

– Rozumiem.
– Mogę sprzedać ich akcje za tę samą kwotę.

Musicie jednak być przygotowane, że nie można o
tym pisnąć ani słowa wujowi Billy'emu ani nikomu
innemu.

– Cornelia na pewno się zgodzi, bo potrzebuje

pieniędzy – odezwała się Octavia podniecona.
Zapomniała już o krewnych po mieczu, posławszy
ich do lamusa, co było lepsze od zamartwiania się
męską perfidią i talentem do wyłudzania pieniędzy. –
Będzie mogła sobie pozwolić na wizytę u tego
Niemca w Sydney, specjalisty od dolegliwości stóp.
Ona tak dużo musi w ciągu dnia stać. A jak
beznadziejnie wygląda sprawa Julii, sama wiesz
Drusillo. Teraz, kiedy otwarto „Olympus Cafe” w
tym eleganckim pomieszczeniu z marmurowymi
blatami na stołach i pianistą przygrywającym
każdego popołudnia, jest bez szans. Gdyby miała sto
funtów, mogłaby urządzić herbaciarnię lepiej od

background image

„Olympus Cafe”.

– Zrobię, co w mojej mocy, aby je do tego

nakłonić – odrzekła Drusilla.

– Jeśli uda ci się je namówić, muszą przybyć ze

swoimi akcjami do Missalonghi w sobotę po
południu, o godzinie piątej. Wszystkie będziecie
musiały podpisać pełnomocnictwo.

– A co to takiego?
– Kartka papieru, na której udzielasz mi

pełnomocnictwa do działania w twoim imieniu.

– Dlaczego w sobotę o piątej? – spytała Octavia.
– Ponieważ właśnie wtedy moja przyjaciółka

Una przyjedzie, żeby poświadczyć swoim podpisem
te dokumenty.

– O, to dobrze! – Octavię natchnęła nowa myśl:
– Upiekę dla niej chrupkie biskwity.
Na twarzy Missy pojawił się uśmiech.
– Myślę, ciociu Octavio, że chociaż raz w życiu

możemy sobie z tej okazji urządzić wytworne
przyjęcie. Upieczemy, oczywiście, biskwity dla Uny,
ale możemy też zrobić rozpływające się w ustach,
bajeczne ciasteczka, ptysie z kremem i toffi oraz
lemingtony.

Nikt nie pokusił się, aby podważyć propozycję

Missy.

Kiedy Missy dotarła we wtorek o szóstej rano do

stacji kolejowej, miała ze sobą czterdzieści akcji

background image

spółki Byron Bottle oraz cztery należycie
wypełnione, podpisane i poświadczone
pełnomocnictwa. Okazało się, że Una znakomicie
wypadła w roli sędziego pokoju

[Sędzia pokoju – w

niektórych państwach sędzia niezawodowy, orzekający samodzielnie w
drobnych sprawach cywilnych lub karnych.]

(kiedyś zdarzało się

jej pełnić od czasu do czasu tę funkcję w Sydney),
załatwiła bowiem bardzo sprawnie wiele,
wyglądających na bardzo oficjalne, pieczątek na
dokumentach.

Una czekała na peronie. Była tam też Alicja. Nie

stały razem. Alicja czekała w tej części peronu, gdzie
zatrzymywały się wagony pierwszej klasy, a Una
stała przy budce zawiadowcy, gdzie zaczynała się
druga klasa.

– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko

podróży drugą klasą – zapytała Missy z obawą. –
Mama była, co prawda, bardzo hojna. Mam dziesięć
szylingów na swoje wydatki i gwineę na lekarstwa,
ale nie chcę wydać nic ponad to.

– Kochana, dni, kiedy podróżowałam pierwszą

klasą, już bezpowrotnie minęły – uspokoiła ją Una. –
A poza tym to nie jest aż tak długa podróż i nie
sądzę, aby ktoś nalegał na otwarcie okna w tak zimny
poranek, żeby wpuścić sadzę.

Oczy Missy spotkały się z oczyma Alicji. Alicja

prychnęła ostentacyjnie i odwróciła się w drugą
stronę.

background image

„Chwała Bogu za to” – pomyślała Missy, nie

żałując tego, co się stało.

Tory zaczęły drgać i w chwilę potem na peron

wjechał pociąg. Na przedzie toczył się z kakofonią
dźwięków czarny parowóz, otoczony szarym kłębem
dymu i ulatniającej się gęstej pary.

– Czy wiesz, co bardzo lubię robić? – spytała

Una, gdy już zajęły dwa wolne miejsca, w tym jedno
przy oknie.

– Nie wiem. Co?
– Znasz ten most, który przebiega przy Noel

Street, blisko zakładów przemysłowych?

– Istotnie, znam.
– Uwielbiam stać na środku tego mostu,

wychylać się przez balustradę i obserwować pociągi
przejeżdżające pod nim. Och, tam wszędzie jest
pełno dymu, jak w piekle, i to jest zabawne.

„Tak, jak i ty” – pomyślała Missy. – „Nigdy nie

spotkałam nikogo aż tak pełnego życia”.

Gdy pociąg wjechał na Dworzec Główny w

Sydney, który był stacją końcową, zegar kolejowy
wskazywał, że jest za dwadzieścia dziewiąta.
Spotkanie Missy ze specjalistą na Macquarie Street
umówione było na godzinę dziesiątą, więc udały się
na herbatę do bufetu kolejowego.

Alicja majestatycznie przemaszerowała obok

nich do hali dworcowej. Musiała chyba specjalnie
czekać, żeby to zrobić, ponieważ pasażerowie

background image

pierwszej klasy byli przepuszczani zawsze jako
pierwsi, przed tymi z tyłu pociągu.

– Czy to nie ta sławna Alicja Marshall? – spytała

Una.

– Tak.
Una wydała z siebie nieartykułowany dźwięk.
– Co o niej sądzisz? – zapytała Missy z

zaciekawieniem.

– Rzucająca się w oczy jak błyskotka, kochanie.

Wszystko jest u niej na pokaz. Chyba wiesz, co to
oznacza, nieprawdaż?

– Wiem, ale powiedz mi to po swojemu.
Una zaśmiała się.
– Kochanie, błyskotki płowieją, jeśli są

uporczywie narażane na jaskrawe światło dnia. Daję
jej najwyżej jeszcze jeden rok. Biorąc pod uwagę, że
już teraz tylko fiszbiny od gorsetu utrzymują jej
figurę w dobrym stanie, w przyszłości roztyje się i
rozleniwi, i jeszcze do tego pogłębi się jej okropny
charakter. Jak sądzę, ma zamiar wyjść za mąż za
normalnego chłopca. A szkoda, bo ona potrzebuje
mężczyzny, który by ją zmusił do ciężkiej pracy i
miał za nic.

– Obawiam się, że biedny, mały Willie jest na to

za słaby – westchnęła Missy, nie przypuszczając, że
Una potraktuje to jako przedni dowcip.

A Una po prostu wybuchnęła spazmatycznym

śmiechem, który nie opuszczał jej przez całą dalszą

background image

drogę, rozniósł się po tramwaju i odbił echem od
Castlereagh Street. Nie chciała jednak powiedzieć
Missy, co ją tak rozśmieszyło. Uspokoiła się dopiero
w budynku na Macquarie Street, gdzie przyjmował
lekarz.

Punktualnie o dziesiątej pielęgniarka doktora

George’a Parkinsona zabrała ją do gabinetu
lekarskiego, wyposażonego w ruchome parawany,
przerażająco błyszczącego czystością i bielą.
Polecono jej całkowicie się rozebrać, założyć białą
pelerynkę, położyć się na kanapie i czekać na lekarza.

„Co za dziwny sposób przyjmowania pacjentów”

– pomyślała, gdy nagle ponad nią wynurzyła się
twarz doktora Parkinsona. Leżała, pozostawiona
sama sobie, nie widząc nic poza owłosionymi
nozdrzami lekarza. Przy cichej asyście pielęgniarki
opukał klatkę piersiową Missy, z zimną obojętnością
obejrzał słabo rozwinięte piersi, osłuchał serce i płuca
za pomocą dużo lepszego stetoskopu niż ten doktora
Hurlingforda, zbadał puls, włożył szpatułkę do gardła
tak głęboko, że nieomal się udławiła, obmacał
palcami jej szyję i podbródek, a potem bardzo
dokładnie zbadał brzuch.

– Wewnętrzne badanie, siostro – powiedział

szorstko.

– Zgłębnikowanie cewki czy pęcherza

moczowego? – zapytała.

– I tego, i tego.

background image

Podczas wewnętrznego badania poczuła się tak,

jakby poddana została czemuś, co jej się kojarzyło z
operacją bez użycia chloroformu, ale najgorsze miało
dopiero nadejść. Doktor Parkinson uderzał, pukał i
przypatrywał się kręgom kręgosłupa, aż wreszcie,
gdy doszedł do miejsca pomiędzy łopatkami,
zamruczał coś pod nosem.

– Aha! – wykrzyknął, uderzając w znalezione

miejsce.

Następnie, bez ostrzeżenia, lekarz wraz z

pielęgniarką chwycili ją za głowę, pięty i biodra. To,
co zrobili, wykonane zostało błyskawicznie, zanim
zdołała się zorientować. Poczuła tylko mdlący ból i
usłyszała rozdzierający chrzęst.

– Teraz możesz się ubrać, Missy Wright, a potem

wejdziesz w te drzwi – polecił doktor Parkinson i
wyszedł wraz z pielęgniarką.

Wstrząśnięta i obolała Missy wykonała

polecenie. Gdy w chwilę potem ponownie ujrzała
lekarza, nie wydawał się już tak groźny, jak
przedtem. Miał miłą twarz, a jego jasnoniebieskie
oczy wzbudzały sympatię i zainteresowanie.

– Cóż, panno Wright. Może pani dzisiaj wrócić

do domu – powiedział, przebierając palcami między
leżącymi na biurku papierami, wśród których widniał
jakiś list.

– Czy wszystko ze mną jest w porządku? –

spytała Missy.

background image

– Absolutnie tak. Z pani sercem nic złego się nie

dzieje. Dokucza pani tylko nerw w górnej części
kręgosłupa, a te pani dziarskie spacery powodują, że
ból się uaktywnia. To wszystko.

– Ale ja nie mogłam złapać oddechu –

wyszeptała osłupiała Missy.

– Panika, panno Wright, to tylko panika. Kiedy

ten nerw się skręca, ból staje się bardzo mocny i
możliwe, że oddziałuje na mięśnie klatki piersiowej.
Ale nie ma powodu do zmartwień. Zbadałem
dokładnie pani kręgosłup i wiem, że to wszystko
powoli się uspokoi. Trzeba tylko zmniejszyć tempo
spacerów i ten sam dystans pokonywać wolniej.
Gdyby ból się ponowił, proszę obciążyć stopy
dwiema cegłami i siedząc podnosić je do podbródka,
wspartego na jakiejś podpórce.

– I nic więcej mi nie jest, naprawdę?
– Rozczarowana...? – przenikliwie zapytał doktor

Parkinson. – Ależ panno Wright! Dlaczego, do
diabła, woli pani mieć kłopoty z sercem, zamiast
dokuczającego nerwu kręgowego?

Na to pytanie Missy nie miała zamiaru

odpowiadać na głos. Czy z bólem nerwu kręgowego
mogła umrzeć w ramionach Johna Smitha?! To nie
było w ogóle romantyczne. To było równie perfidne,
jak pryszcze na twarzy.

Doktor Parkinson przyglądał się jej troskliwie,

susząc swoje pióro na bibularzu. Najwyraźniej był to

background image

jego stały zwyczaj, bo bibularz pokryty był wielką
liczbą niebieskich kropeczek, a w niektórych
miejscach, może z powodu nudy, łączył bardziej
porozrzucane kropki bezsensownymi łukami.

– Miesiączka! – powiedział nagle, czując

najwyraźniej, że powinien podnieść ją na duchu, nie
omijając żadnej sprawy. – Jak często ma pani okres,
panno Wright?

Missy zaczerwieniła się, nienawidząc się za to.
– Mniej więcej co sześć tygodni.
– Jak obfity?
– Nie bardzo.
– Bóle, skurcze?
– Nie mam.
– Hmm... – zaczął łączyć nowe kropki. – Bóle

głowy?

– Nie mam.
– Czy jest pani wtedy słabsza?
– Nie.
– Hmm... – zacisnął usta, zawijając górną wargę

tak, że prawie mogła popieścić czubek jego nosa. –
Panno Wright! – powiedział w końcu. – To, co pani
rzeczywiście dolega, może być uleczone, jeżeli
znajdzie sobie pani męża i urodzi dwójkę dzieci.
Wątpię, aby mogła pani urodzić więcej niż dwoje,
ponieważ uważam, że pani porody nie będą
przebiegały łatwo. W każdym razie w pani wieku to
najwyższa pora, żeby zacząć.

background image

– Doktorze, jeśli uda mi się znaleźć kogoś, kto

by zechciał być ze mną, proszę mi uwierzyć, że
zacznę – odpowiedziała Missy cierpko.

– Przepraszam panią, o czym pani mówi?!

Dokładnie w tym niezręcznym momencie
pielęgniarka zajrzała zza drzwi i zmarszczyła brwi.
Doktor podniósł się natychmiast.

– Pani wybaczy...!
Przez chwilę Missy siedziała nieruchomo na

krześle, zastanawiając się, czy nie powinna wstać i
cichaczem opuścić pokój. W końcu zdecydowała się
poczekać na oficjalne pożegnanie.

Z listu leżącego na biurku rzuciło się jej w oczy

imię doktora Neville'a Hurlingforda. Machinalnie
sięgnęła po list.

Drogi George – przeczytała.
Przez sześć miesięcy nie przysłałem ci nikogo, aż

tu nagle w ciągu tygodnia dwie pacjentki. Ale takie
jest moje życie w Byron. Piszę, bo chcę cię zapoznać
ze sprawą panny Wright, biednej starej panny, która
miała co najmniej jeden atak bólu w klatce
piersiowej i odczuła brak tchu, a było to następstwem
żwawego spaceru. Poświadczony przez świadka
pojedynczy atak przypominałby objawami histerię,
gdyby nie to, że pacjentka była szara i spocona.
Niemniej jej powrót do normy nastąpił szybko, tak że
kiedy ją zaraz po tym zbadałem, nie wykryłem

background image

żadnych następstw. Podejrzewam histerię, ponieważ
do takiej diagnozy skłania mnie obserwacja
warunków, w jakich żyje pacjentka. Prowadzi ona
ospałe, pozbawione radości życie. (Zwróć uwagę, jak
słabo rozwinięte są jej piersi). Żeby zyskać pewność
co do faktycznego stanu jej zdrowia, chciałbym, abyś
ją obejrzał i wyraził opinię, czy wykluczasz jakąś
poważną chorobę.

Missy odłożyła list i zamknęła oczy. Czy

rzeczywiście cały świat musi ją obrażać swą litością?
Jak może z tym walczyć człowiek dumny, jeśli
wyrażane to jest w jak najlepszych intencjach? Missy
była równie dumna, jak jej matka. „Ospałe i
pozbawione radości”, „biedna stara panna”, „wyraź
opinię, czy wykluczasz jakąś poważną chorobę” – a
czy ospałość, brak radości i staropanieństwo nie były
same w sobie poważnymi chorobami?

Otworzyła oczy, zaskoczona odkryciem, że nie

zawierają ani jednej łzy. Były błyszczące, suche i
rozgniewane. I wtedy w nieporządku na biurku
doktora Parkinsona zaczęła poszukiwać
sprawozdania o stanie swojego zdrowia. Znalazła
dwa, ale nie dotyczyły jej. Jeden zawierał wyniki
badań z podpisem „dobre”, a drugi litanię nieszczęść
związanych z dolegliwością serca. Wtedy nagle
odkryła początek listu adresowanego do doktora
Hurlingforda.

Drogi Neville – napisano.

background image

Dziękuję ci za skierowanie do mnie pani

Anastazji Gilroy i panny Wright. Obawiam się, że nie
znam pisowni tych nazwisk, ale ponieważ ty piszesz
je tak, niech już tak zostanie. Jestem pewien, że nie
będziesz miał nic przeciwko temu, że opinię o
obydwu pacjentkach prześlę w jednym liście.

I to był koniec. Pani Anastazja Gilroy? Po

przeanalizowaniu kilku niehurlingfordzkich twarzy z
Byron, Missy przypomniała sobie kobietę, w swoim
mniej więcej wieku, która wyglądała na bardzo
chorą. Mieszkała ona w podupadłej willi obok
zakładów przemysłowych z mężem-pijakiem i
kilkorgiem małych, zaniedbanych dzieci.

– W takim razie ten drugi list musiał być

raportem klinicznym o stanie zdrowia pani Gilroy.
Missy podniosła go do oczu, starając się odszyfrować
żargon i symbole, którymi kartka wypełniona była
prawie do połowy. Druga jej część była czysta. Missy
domyśliła się, że przeznaczona jest dla niej.

Nie ustalam żadnego trybu leczenia – było

napisane – mogącego zmienić lub zmodyfikować tę
diagnozę. Pacjentka cierpi na zaawansowaną
złożoną formę zastawkowej dolegliwości serca. Jeżeli
nie nastąpi dalsze pogorszenie, daję jej od sześciu
miesięcy do roku życia. Nie zalecam kategorycznie
przebywania w łóżku, ponieważ wydaje mi się, że
pacjentka po prostu zignoruje moje polecenie ze
względu na swoją naturę i sytuację w domu.

background image

Pani Gilroy? Gdyby na raporcie było jej

nazwisko, nie trzeba by było go załączać do listu do
doktora Hurlingforda. Więcej sprawozdań w
rozrzuconych papierach nie było. Ach! Dlaczego to
nie dotyczyło jej? Śmierć, która oddaliła się od niej,
wydała się jej nagle bardzo słodka i pożądana. To nie
było fair! Pani Gilroy ma rodzinę, której jest bardzo
potrzebna. Tymczasem Missy Wright nie ma nikogo,
kto nie mógłby się bez niej obejść. Po drugiej stronie
drzwi odezwały się głosy. Missy szybko i dokładnie
zwinęła raport w rękach i wsunęła go do torby.

– Droga panno Wright! Przykro mi bardzo, że

pani tyle czekała! – wykrzyknął doktor Parkinson,
idąc z takim pędem, że papiery na jego biurku
porozlatywały się na wszystkie strony. – Może pani
już iść, a za tydzień proszę się pokazać u doktora
Hurlingforda.

Sydney było cieplejsze i wilgotniejsze niż Byron

w Górach Błękitnych, a dzień ładny i bezchmurny.
Missy była rozpromieniona, wychodząc na
Macquarie Street z Uną u boku.

– Jest prawie wpół do dwunastej – powiedziała

Una. – Pójdziemy teraz sprzedać nasze akcje. To się
mieści na Bridge Street, zaraz za rogiem.

Sprzedaż udziałów okazała się nadzwyczaj

prosta. Nie udało się jednak uzyskać żadnych
informacji o tajemniczym kupcu od zgryźliwego
urzędnika, który zajmował się skupem akcji w tym

background image

małym biurze. Najbardziej zastanawiający był fakt,
że zapłacono im w złotych funtach szterlingach, a nie
w papierowych pieniądzach. Złote monety okazały
się bardzo ciężkie, o czym Missy przekonała się
włożywszy je do torebki.

– Jesteśmy tak bardzo obciążone, że nie

zajdziemy daleko – powiedziała Una – więc
proponuję, abyśmy zjadły obiad w hotelu Metropol,
bo tylko wleczemy się z tym ciężarem. Potem
pojedziemy tramwajem do Dworca Głównego, a
stamtąd prosto do domu.

W całym swym życiu Missy nigdy nie jadła w

restauracji. Nigdy nie odwiedziła nawet herbaciarni
ciotki Julii, nie mówiąc już o hotelu Hurlingfordów.
Tak więc przestrzeń Metropolu, jego kryształowe
żyrandole i marmurowe kolumny oszołomiły ją.
Przypominało to jej trochę dom ciotki Aurelii,
ponieważ wnętrze miało wystrój zielony, stonowany
przez zasadzone w donicach palmy Kentia. A co do
jedzenia, to Missy nigdy nie próbowała niczego tak
wykwintnego, jak sałatka z langusty, którą zamówiła
dla niej Una.

– Myślę, że byłabym w stanie utyć, gdybym tak

jadła każdego dnia.

– Biedna Missy! Życie po prostu przepływa obok

ciebie, nieprawdaż? A moje życie przemknęło jak
pociąg pospieszny. Rach-ciach-ciach-bum i
katastrofa – odbicie spłaszczonej twarzy w lustrze.

background image

Ale głowa do góry, kochanie, naprawdę. Życie nie
zawsze będzie przechodzić obok. Obiecuję. Trzymaj
się zawsze kurczowo myśli, że dla każdego kiedyś
nastaje jego dzień. Nie pozwól tylko, aby cię życie
zalało, bo to jest równie trudne do wytrzymania.

Missy chciała powiedzieć Unie, jak bardzo ją

lubi, ale powstrzymała się i skierowała rozmowę na
inne tory:

– Nie pytałaś mnie, co powiedział lekarz.
Błyszczące, niebieskie oczy Uny zaiskrzyły się.
– Co powiedział?
Missy westchnęła:
– Moje serce jest równie silne, jak dzwon.
– Jesteś pewna?
Dokładnie wiedząc, co Una myśli, Missy

uśmiechnęła się.

– Tak, jest w porządku. Tyle że pojawiła się

dolegliwość innego rodzaju, nie spowodowana przez
chorobę.

– Myślę, że to ta najbardziej porażająca na

świecie.

– Tak, i nie notowana w lekarskich księgach.
– Jeżeli tak bardzo podoba ci się John Smith, to

dlaczego nie okażesz mu tego?

– Ja?
– Tak, kochanie, ty! Wiesz, cały kłopot wynika

ze sposobu, w jaki zostałaś wychowana. Uważasz –
zresztą jak wszyscy w tym mieście – że jeśli nie

background image

wyglądasz i nie postępujesz tak, jak Alicja Marshall,
to żaden mężczyzna się tobą nie zainteresuje. Ale
zauważ, moja droga, że Alicja nie zniechęca żadnego
mężczyzny, który ją adoruje. Weź też pod uwagę, że
jest wielu mężczyzn o większej wnikliwości i
lepszym guście niż ci, którym odpowiadają tylko
takie panie jak Alicja. I mam to szczęście, że wiem,
iż John Smith jest jednym z nich – uśmiechnęła się
szelmowsko. – Myślę, że bardzo byś do niego
pasowała.

– Ale czy on nie jest żonaty?
– Był, ale teraz jest zupełnie sam. Jego żona

umarła.

– Och! Czy ona... Czy ona była dobra?
Una zastanawiała się przez chwilę.
– Cóż, w każdym razie, ja ją lubiłam. Ale było

mnóstwo ludzi, którzy za nią nie przepadali.

– A on, czy on ją lubił?
– Myślę, że na początku ich związku

prawdopodobnie tak, ale chyba niezbyt przy końcu
małżeństwa.

Una, nie słuchając protestów Missy,

zarekwirowała rachunek.

– Kochanie, transakcja, którą rano

przeprowadziłaś, nie przynosi ci żadnego zarobku. Ja
natomiast mam na czysto sto wspaniałych funtów,
dzięki którym chcę żyć jak wielka dama. Dlatego ten
lunch jest dla mnie wielką przyjemnością.

background image

Ku zdziwieniu Missy, ekskluzywny sklep, przy

którym stały, oczekując na tramwaj, zupełnie nie
wzbudził zainteresowania Uny.

– Przede wszystkim, kochanie, nie będę

wydawała tych stu funtów na jakieś bezsensowne
szmatki – wyjaśniła. – A oprócz tego te ubrania są
równie nieciekawe, jak ich wysokie ceny. Jak
widzisz, nie ma tu żadnych czerwonych sukienek, bo
to bardzo szanowany sklep.

– Któregoś dnia i tak sprawię sobie w końcu

moją koronkową purpurową suknię wraz z
kapeluszem – powiedziała Missy – i to bez względu
na to, jak nieszacownie będę w niej wyglądała.

– Nie mam żadnych kłopotów z sercem –

powiedziała Missy do matki i ciotki. – Tak naprawdę
moje serce jest w doskonałym stanie.

Na dwóch dużych, bladych twarzach, które

zwróciły się z niepokojem w jej stronę, pojawił się
wyraz ulgi.

– No, nareszcie jakaś dobra wiadomość! –

stwierdziła Octavia.

– W takim razie, co to było? – spytała Drusilla.
– Dokucza mi jakiś skręcony nerw kręgowy.
– Dobry Boże! Czy to znaczy, że nie można cię

wyleczyć?

– Och, nie. Doktor Parkinson jest przekonany, że

już mnie wyleczył. On dokonał czegoś, co było

background image

swego rodzaju zabiegiem – przekręcił mi głowę tak,
że chrupnęło, i teraz wszystko powinno być w
porządku.

Tak myślę. Ale jeśli ataki się ponowią, przy

wiążecie mi dwie cegły do stóp, a ja będę musiała
podnosić je do brody. – Missy uśmiechnęła się. – Na
samą myśl o tym czuję się wyleczona. – Z silnym
rozmachem postawiła torebkę na stole. – Ale tu mam
dla was coś ważniejszego, spójrzcie! – wyciągnęła
cztery schludnie opakowane wałeczki. – Sto funtów
dla ciebie, mamo, wszystko w złocie, tyle samo dla
cioci Octavii, cioci Cornelii i ciotki Julii.

– Cud! – stwierdziła Drusilla.
– Nie, to tylko spóźniona sprawiedliwość –

zaoponowała Missy. – Teraz kupisz sobie maszynę
do szycia, prawda?

Drusilla przez chwilę toczyła z sobą walkę,

wahając się pomiędzy rozwagą a spełnieniem
pragnienia, aż wreszcie zawarła rozejm z własnymi
myślami.

– Powiedziałam, że pomyślę o tym, i zrobię to.
Mimo zmęczenia po tak ciężkim dniu Missy nie

mogła zasnąć tego wieczoru. Leżała w ciemnościach,
rozmyślając o Johnie Smisie. Więc był żonaty, ale
jego żona nie żyła. Czy mieli dzieci? A jeśli tak, to
czy przebywały z nim tylko przez pewien określony
czas? Smutne było to, i tak samo uważała Una, że
związek ten nie był udany, zwłaszcza pod koniec

background image

trwania małżeństwa. Czyżby społeczność
sydneyowską charakteryzowały nieudane związki
małżeńskie, tak jak to było z Uną i jej Wallace'em
oraz z Johnem Smithem i jego żoną? Ale
przynajmniej żona Johna Smitha nie cierpiała z
powodu piętna rozwódki. Missy po raz pierwszy
zastanowiła się nad tym, czy w obwarowanym
konwenansami życiu rozwód może się tak bardzo
odbić na czyimś losie, że aż zakończy się to
śmiercią?

Potem do północy rozmyślała nad tym, jak ma

właściwie postąpić, i w końcu zdecydowała się. Zrobi
to, i to jutro. No bo tak naprawdę, to co ma do
stracenia? Jeśli realizacja planu, który opracowała,
niczym nie zaowocuje, będzie kontynuowała
dotychczasowe życie przez następne trzydzieści trzy
lata. A przecież warto spróbować. Jeszcze przez
moment, myśląc o Johnie Smisie – ofierze swego
planu, zastanowiła się: „Czy to jest fair?”. „Tak” –
nadeszła odpowiedź. Przewróciła się na bok i już bez
dalszych obaw zasnęła.

Następnego dnia rano, już o godzinie dziewiątej,

Drusilla osobiście wyruszyła z czterystoma funtami
do Byron. Ciężka torba wydawała się jej lekka jak
piórko. Była szczęśliwa. W ciągu kilku ostatnich
tygodni uśmiech fortuny okazał się dla nich
łaskawszy niż przez ostatnie cztery dziesięciolecia. I
zaczynała podejrzewać, że być może ten dobry los

background image

jest bardziej strużką, która przejdzie w strumień, niż
kropelką wody pryśniętą na piasek. Chciała, aby tak
było, ale nie tylko dla niej. Pragnęła, by dobry los
otoczył ramieniem je wszystkie.

Podczas gdy Octavia wesoło krzątała się po

kuchni, Missy cichaczem spakowała swoje ubogie
ubrania do podniszczonej torby podróżnej, – która
służyła wszystkim paniom z Missalonghi podczas
rzadkich okazji wymagających walizki. Na
przykryciu łóżka zostawiła kartkę do matki i wyszła
przez frontowe drzwi. Poszła ścieżką prosto do
bramy i skręciła w lewo.

W chwilę później bojaźliwie badała teren przy

zejściu w dolinę Johna Smitha. Zdecydowana i
pewna swego celu, zaczęła schodzić w dół,
utrzymując równowagę na zdradliwych kamieniach
za pomocą kijka i torby podróżnej. Im bardziej
posuwała się naprzód, tym zejście stawało się
łatwiejsze, ponieważ niżej droga usłana była
skalnymi blokami. Piętrzące się zwały skał odpierały
uderzenia wiatru, toteż na dnie doliny panował
spokój i było ciepło.

Jakieś cztery mile od początku traktu otwarty las

niedbale rozrzuconych drzew przeistaczał się w coś,
co przypominało dżunglę – zbitą, złożoną z winorośli
i pnączy, drzewiastych paproci i kilku rodzajów
palm. Missy słyszała głosy ptaków, ale mimo
wysiłków dostrzegała je z trudem. Ich śpiew był

background image

delikatny, dźwięczny, czysty i oczarowujący. Ptasie
głosy wzajemnie się przeplatały: to odzywały się
dźwięczne dzwonki, to słychać było długie kolędy
srok, to znowu radosne trele gołębi garłaczy, które
trzepocząc skrzydłami zdawały się zapraszać ją do
swego domu.

Trzecia godzina spaceru zaczęła działać

przygnębiająco. Na tym odcinku drogi słońce ledwie
docierało przez baldachimy z liści. Trakt stał się
śliski – pełen błota, porastających mchów i
rozkładających się odpadków leśnych. Wtedy
dopadła ją pierwsza pijawka i przyssała swoje chude,
kuliste, wijące się ciałko do jej ręki. Missy w
pierwszym odruchu zapiszczała i zaczęła jak błędna
biegać w koło, zwłaszcza że wszystkie zabiegi, aby ją
usunąć, okazały się daremne. Wreszcie zatrzymała
się w absolutnej ciszy i spokoju, a jej włosy łagodnie
opadły na szyję i ramiona. Wówczas dała sobie
surowy wykład: „Jeśli te szkaradzieństwa
zamieszkują las Johna Smitha, to ja muszę się
nauczyć sobie z nimi radzić, bo inaczej wyjdę w jego
oczach na idiotkę”. Pijawka była pulchna i
nabrzmiała, a Missy poczuła, że na odkrytych
częściach ciała przyłączyło się do niej kilka równie
wampirowatych towarzyszek. Okropne potworki, czy
nigdy nie dadzą jej spokoju? Missy ruszyła dalej z
nadzieją, że szybciej sobie z nimi poradzi idąc niż
stojąc. Okazało się to słuszne. Nasycone pijawki

background image

stopniowo lądowały na drodze. Missy próbowała
tamować krew płynącą ze skaleczeń, ale nic nie
pomagało. Co za widok – cała we krwi. Była to
lekcja numer jeden – marzenia kontra rzeczywistość.

W jakiś czas potem jej wędrówce zaczął

towarzyszyć odgłos rzeki, a odwaga poczęła topnieć.
Przebycie ostatnich stu jardów kosztowało ją więcej
wysiłku niż cała wyprawa.

To było tam, zaraz za następnym zakrętem.

Niska, mała chata zbudowana z plecionki,
umocowanej glinką, z dachem pokrytym drewnianym
gontem, zakrywającym tylko jedną stronę – to
wyglądało na całkiem świeżą robotę. Niektóre
elementy domku zbudowane były z piaskowca, a
cieniutka smuga dymu przeszywała idealnie błękitne
niebo. Zatem powinien być w domu.

Missy zatrzymała się na brzegu polany i kilka

razy przywołała jego imię, najgłośniej jak tylko
mogła. Dwa konie otarły się o ogrodzenie i podniosły
łby, przypatrując się jej ciekawie, po czym powróciły
do jedzenia, ale Johna Smitha nie było widać.

Usiadła na wygodnym drewnianym pieńku, żeby

zaczekać. Nie trwało to długo, ponieważ przybyła na
chwilę przed godziną pierwszą. Właśnie wtedy on,
wesoło pogwizdując, wracał do chaty, aby
przygotować sobie lunch.

Nie zauważył jej nawet wówczas, gdy już wszedł

na polanę. Siedziała tuż przy koniach, w miejscu,

background image

gdzie ściął drzewo, niedaleko spływającej kaskadami
rzeki.

– Panie Smith! – krzyknęła.
Zatrzymał się, przez moment stał nieruchomo, aż

w końcu się odwrócił.

– Co, u diabła! – mruknął.
Gdy ją dostrzegł, rzucił surowe spojrzenie. W

jego oczach nie zauważyła przywitania.

– Co pani tu robi?
Missy wstrzymała oddech: „Teraz albo nigdy!” –

Czy pan mnie poślubi, panie Smith? – zapytała
zdecydowanie.

Jego złość czmychnęła od razu, zastąpiła ją nie

skrywana wesołość.

– Panno Wright, przebyła pani długą drogę.

Proszę wejść i napić się herbaty – powiedział, wesoło
mrużąc oczy. Delikatnie dał jej palcem prztyczka w
policzek:

– Pijawka, co? Jestem zaskoczony, że pokonała

pani taką drogę.

Wziął ją pod ramię i spokojnie, bez słowa,

przeprowadził przez polanę, tłumiąc śmiech.

Domek nie miał werandy, co było raczej

niezwykłe w tej części świata. Gdy weszli do środka,
Missy ujrzała podłogę uszczelnioną ziemią i
spartańsko urządzone wnętrze. Mimo to, jak na
kawalerskie gospodarstwo, było schludnie i czysto.
Nie było brudnych naczyń i bałaganu. Nowiutki,

background image

żelazny piecyk przechodził górną częścią do komina,
a jego dolną część stanowiło palenisko. Obok stała
drewniana ławka na czyste naczynia, dalej z grubsza
ociosany stół i dwa proste kuchenne krzesła. Łóżko
zbite było z desek i wyłożone czymś, co wyglądało
jak co najmniej trzy materace. Przykryte było kołdrą
z pierza, która musiała trzymać ciepło bez względu
na pogodę. Kilka krowich skór naciągniętych na
klocowatą, drewnianą konstrukcję tworzyło razem
coś, co przypominało klubowy fotel. Ubranie wisiało
na drewnianych hakach wbitych w ścianę przy łóżku.
W jedynym oknie nie było firanek i wyglądało ono
na świeżo oszklone.

– Ale dlaczego miałyby być firanki – pomyślała

Missy na głos.

– Słucham? – spojrzał na nią, przygotowując

jednocześnie zwitek papieru, aby zapalić dwie
naftowe lampy.

– Jakie to wspaniałe mieszkać w domu, który nie

musi mieć zasłon – odpowiedziała Missy.

Postawił jedną lampę na stole, a drugą na

pomarańczowej pace obok łóżka, po czym zajął się
parzeniem herbaty.

– Tu jest wystarczająco jasno i bez lampy,

naprawdę – powiedziała Missy.

– To dlatego, że siedzi pani naprzeciw okna,

panno Wright, a ja potrzebuję światła, żeby coś
zobaczyć.

background image

Missy popadła w zadumę, wodząc oczyma po

mieszkaniu lub spoglądając na Johna Smitha. Jak
zwykle pachniał czystością, chociaż kurz i ziemia na
jego ubraniu i rękach wskazywały, < że przez cały
ranek wykonywał jakąś żmudną pracę. Potwierdzało
to długie zadrapanie, biegnące wzdłuż przedramienia,
od nadgarstka.

Podał herbatę w lakierowanych kubeczkach, a

ciasteczka w wielkiej jaskrawej puszce. Zrobił to
zgrabnie i bez krygowania się przeprosinami. Kiedy
już ją obsłużył, a ona podziękowała, zabrał swój
kubeczek oraz garść herbatników i usadowił się
wygodnie w fotelu, który przysunął tak, aby siedzieć
naprzeciwko niej.

– Dlaczego, u diabła, panno Wright, chcesz,

żebym się z tobą ożenił?

– Ponieważ pana kocham – odpowiedziała

Missy, sama trochę zdziwiona.

Odpowiedź wprawiła go w zakłopotanie.

Odwrócił się szybko do okna, tak aby nie zauważyła
jego miny, i zmarszczył brwi.

– Ależ to absurd – wydusił w końcu, zagryzając,

wargę.

– Ja powiedziałabym, że to oczywiste.
– Jak można kochać kogoś, kogo się prawie nie

zna? Kobieto, przecież to naprawdę absurd.

– Wiem o tobie wystarczająco dużo, żeby cię

kochać – odpowiedziała z przejęciem. – Wiem, że

background image

jesteś dobry, zdecydowany, czysty, różny od innych.
I... i jest w tobie wystarczająco dużo poezji, aby
zamieszkać tu, w tym miejscu.

Zamrugał oczyma.
– Chryste! – wykrzyknął i roześmiał się. –

Muszę powiedzieć, że to najbardziej interesujący
katalog zalet, jakie kiedykolwiek miałem zaszczyt
usłyszeć. Najbardziej podoba mi się ta moja czystość.

– To ważne – odpowiedziała Missy z

zakłopotaniem.

Przez chwilę wyglądał tak, jakby znowu chciał

się roześmiać, ale opanował się i spokojnie
odpowiedział:

– Obawiam się, że nie będę mógł cię poślubić,

Missy Wright.

– Dlaczego?
– Dlaczego? Zaraz ci powiem, dlaczego – rzekł,

opierając się o krzesło. – Patrzysz na mężczyznę,
któremu po raz pierwszy w życiu się powiodło.
Gdybym miał dwadzieścia lat, to oświadczenie
zabrzmiałoby głupio, ale ja dobijam do
pięćdziesiątki, a to znaczy, że mam prawo do
odrobiny szczęścia. Nareszcie robię to, czego
pragnąłem przez całe życie, ale nigdy na
zrealizowanie tego nie miałem ani czasu, ani szans. A
teraz jestem sam. Bez żony, bez rodziny, niezależny
od nikogo i niczego. Nie mam nawet psa. Sam. Po
prostu sam. I uwielbiam to. Podzielenie się tym

background image

wszystkim z kimś oznaczałoby koniec marzeń.
Zamierzam nawet założyć ogromne wrota u szczytu
wejścia na moją drogę, aby odizolować się od świata
poza nią. Małżeństwo? O nie! W żadnym wypadku!

– To nie będzie trwało długo – odpowiedziała

cicho Missy.

– Nawet jeden dzień, to już za długo, panno

Wright.

– Rozumiem, co pan czuje, panie Smith. Mówię

to szczerze. Ja także prowadzę życie, w którym nie
ma szans na spełnienie marzeń i buntuję się
przeciwko temu. Sądzę nawet, że pańskie życie nigdy
nie było tak nudne i jednostajne, jak moje jest
zawsze. Nie oznacza to, że ktoś się ze mną źle
obchodzi lub traktuje gorzej niż inne panie z
Missalonghi. Wszystkie nasze dni są jednakowo
nudne, jednostajne i nieurozmaicone. Ale ja już tak
dłużej nie mogę, panie Smith. Chcę nacieszyć się
trochę życiem, zanim umrę. Czy może pan to
zrozumieć?

– Psiakrew, a któżby nie rozumiał. Ale jeżeli już

tak koniecznie chcesz to zrobić, to dlaczego nie
zwrócisz się do któregoś z kawalerów lub wdowców
mieszkających w Byron? Musi chyba być ich tam
kilku.

Jego surowość narastała z każdym słowem, które

wypowiadał. Czuł, że powoli wyplątuje się z tej
niezręcznej sytuacji, nie tracąc przy tym

background image

niezależności i szacunku dla samego siebie.

– To byłoby gorsze niż życie w Missalonghi,

ponieważ niczego by nie zmieniło. Wybrałam ciebie,
bo żyjesz tak, jak ja pragnę żyć. Z dala od ludzi,
domów, drobnomieszczańskich zasad i
rozplotkowanego towarzystwa. Proszę, niech mi pan
uwierzy, panie Smith. Nie zamierzam krępować
twego życia i ograniczać niezależności. Wprost
przeciwnie. Po prostu pragnę, żebyś wyzwolił także
mnie... Nie będę kamieniem młyńskim u twej szyi.
Obiecuję, że przeważnie będziesz sam. A poza tym to
nie będzie trwało wiecznie. Tylko rok, jeden krótki
rok.

– Aha! Czy w takim razie po roku takiego życia,

jakie zamierzasz tu spędzić, zabierzesz się i pokornie
wrócisz do tego, czego tak nienawidzisz? – jego glos
brzmiał sceptycznie.

Missy wyprostowała się i odrzekła z powagą:
– Pozostał mi tylko jeden rok życia, panie Smith.
Spojrzał na nią z żalem w oczach, jak gdyby

wiedział o niej wszystko, a Missy, wykorzystując
zdobytą przewagę, brnęła dalej:

– Rozumiem całkowicie twoją niechęć do

dzielenia się swym rajem. Gdyby był mój,
strzegłabym go równie zazdrośnie. Spróbuj jednak
zrozumieć moją sytuację, proszę. Mam trzydzieści
trzy lata i nie wiem prawię nic o rzeczach, które dla
większości kobiet w moim wieku są sprawą

background image

naturalną. Jestem starą panną. To jest najgorsze
fatum, jakie może spaść na kobietę, zwłaszcza jeśli
idzie ręka w rękę z ubóstwem i brakiem urody.
Gdybym cierpiała z powodu tylko jednej z tych
rzeczy, jakiś mężczyzna w końcu by mnie poślubił.
Jednak cierpieć z tych wszystkich powodów naraz,
jest szczególnie nieprzyjemnie. Wiem, że mogę
ominąć te przeszkody, ofiarowując co innego. Mam
wiele zalet, których inne kobiety nie mają, bo nie
odczuwają takiej potrzeby. To mogłoby ci
odpowiadać, panie Smith. Zrobiłabym wszystko,
abyś był szczęśliwy, zarówno z powodu
wdzięczności, jak i olbrzymiej miłości. Gdybym
znała jakiś sposób, udowodniłabym ci już teraz, jak
niewiele stracisz, a jak dużo zyskasz żeniąc się ze
mną. Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. To, co
mówię, wynika tylko z rozsądku, a nie z przekonania
o własnej szczególnej wartości. Będę się starała, jak
potrafię najlepiej, być twoim najlepszym
przyjacielem. Przyrzekam bardzo cię kochać.

Wstał nagle, podszedł do drzwi i wyjrzał na

zewnątrz. Ręce założył do tyłu.

– Kobiety – mruknął – są kłamczuchami i

oszustkami. Jesteście fałszywe i głupie. Nigdy nie
spotkałem innych, jak żyję. A co do miłości, nie chcę
być kochany. Chcę po prostu być sam. – Te słowa
wydały mu się wystarczająco bolesne, aby ją
odtrącić. Dodał chrapliwie: – A skąd mam wiedzieć,

background image

że mówisz prawdę?

– No cóż, panie Smith, szczerze mówiąc nie

znajduje się pan w Byron na liście szczególnie
atrakcyjnych mężczyzn. Słyszałam, jak nazywano
pana szubrawcem i ekscentrykiem. Powszechnie
wiadomo też, że nie jesteś bogaty. Dlaczego w takim
razie miałabym kłamać?

Otworzyła swoją torebkę i wyjęła dokładnie

zwiniętą kartkę papieru, którą zabrała z biurka
doktora Parkinsona. Wstała z krzesła i podeszła do
drzwi.

– Proszę, czytaj. Wiesz dobrze, że jestem chora,

ponieważ na własne oczy widziałeś mój pierwszy
atak. A kiedy spotkałam cię któregoś dnia podczas
spaceru, jestem pewna, że ci mówiłam, iż wybieram
się do Sydney do specjalisty od chorób serca. No cóż.
Proszę. To jest raport lekarza na temat mojego stanu
zdrowia. Ukradłam to, bo nie chciałam, aby matka i
ciotka dowiedziały się, jak bardzo jestem chora. Nie
chcę stać się obiektem ich zmartwień i zabiegów.
Dlatego powiedziałam im, że to choroba nerwu
kręgowego. I będę trzymała się tego oszustwa, bo one
przecież wiedzą, że coś jest nie tak. Drugim
powodem, dla którego to zrobiłam, jest ta rozmowa z
tobą. Wiedziałam, że poproszę cię, abyś mnie
poślubił i że będzie mi potrzebny dowód na
potwierdzenie moich słów. Na tym papierku nie ma,
co prawda, niczyjego nazwiska, poza nazwiskiem

background image

lekarza. Wiem. Ale jeśli się dokładnie przyjrzysz,
zobaczysz, że nic nie było wymazywane.

Wziął od niej papier, rozwinął go, przeczytał

szybko i odwrócił się do niej.

– Oprócz tego, że jesteś okropnie chudziutka,

wyglądasz na zdrową – powiedział z
powątpiewaniem.

Missy zaczęła rozpaczliwie zbierać myśli.

Błagała Boga, żeby się nie okazało, iż John Smith
zna się na chorobach.

– Istotnie, pomiędzy atakami czuję się tak,

jakbym rzeczywiście była zdrowa. Moja choroba nie
odbiera sił do życia. Spowodowana jest hmm... złym
stanem zastawek sercowych, co powoduje... co
powoduje, że czasami krew nie może się przedostać.
Myślę, że to właśnie kiedyś mnie uśmierci. Nie wiem
na ten temat nic więcej, bo lekarze niechętnie
informują o wszystkim pacjentów. Myślę, że jest im
ciężko powiedzieć komuś, że umrze. – Westchnęła i z
zimną obojętnością aktorki zaczęła się wspinać na
szczyty kunsztu teatralnego. – Zejdę z tego świata
pewnego pięknego dnia! – Spojrzała na niego w
zadumie. – Nie chcę umierać w Missalonghi –
powiedziała żałośnie. – Chcę umrzeć w ramionach
mężczyzny, którego kocham.

Żywiołem Johna Smitha była walka, dlatego też i

on zmienił taktykę.

– Dlaczego nie pójdziesz gdzie indziej po

background image

poradę? Ci lekarze mogą się mylić.

– A po co? – sprzeciwiła się Missy. – Mam tylko

rok życia i nie chcę go spędzić na wizytach od
jednego do drugiego lekarza. – Duża łza spłynęła po
jej policzku, następne popłynęły za nią dla lepszego
efektu. – Och, panie Smith. Chcę być przez ten
ostatni rok szczęśliwa.

Zajęczał jak człowiek skazany na tortury.
– Na litość boską, kobieto, nie płacz!
– Dlaczego nie? – wyszlochała Missy,

wysupłując z rękawa chusteczkę. – Myślę, że mam
prawo płakać.

– W takim razie płacz i niech cię diabli! –

wrzasnął i, doprowadzony do granic wytrzymałości,
wyszedł z domu.

Missy wstała ocierając łzy. Patrzyła za nim, jak

szedł dużymi krokami na drugi koniec polany, aż w
końcu zniknął z pola widzenia. Przestała płakać,
orientując się, że jedynym jej widzem w tej chwili .
jest wielka mucha. Nie wiedziała, co dalej robić. Czy
on wróci? Czy też schował się gdzieś i czeka, aż ona
odejdzie? Poczuła się bardzo zmęczona i
przygnębiona. Tyle zabiegów i wszystko na nic! Na
nic się zdały zachęty Uny. Na nic kradzież raportu.
Nici z jasnej wizji emancypacji. Westchnęła. Nigdy
więcej wzdychania! Westchnęła raz jeszcze.

Czekanie nie zdało się na nic. John nie chciał jej.

Opuściła domek upewniając się, czy dobrze

background image

zamknęła drzwi. Czekał ją dziewięciomilowy spacer
w trudnym terenie, pod górę. Ściemni się, zanim
dotrze do Missalonghi.

– Tak. Wcale nie żałuję, że próbowałam. To było

warte próby. Wiem, że tak – powiedziała do siebie.

– Panno Wright! – Odwróciła się z nadzieją w

oczach.

– Proszę poczekać, zawiozę panią do domu.
– Dziękuję, pójdę sama – odpowiedziała

grzecznie, ale bezbarwnie i bez drażliwości w głosie.

Dogonił ją i ujął pod ramię.
– Nie. Jest zbyt późno, a droga ciężka,

szczególnie dla pani. Proszę usiąść, a ja zaprzęgnę
konie.

Posadził ją na tym samym drewnianym pieńku,

na którym siedziała czekając na niego. Była zbyt
zmęczona, żeby prowadzić dyskusję i podołać
spacerowi, więc nie sprzeciwiła się. Podjechał i
posadził ją na wozie tak lekko, jakby była dzieckiem.

– Coraz bardziej upewniam się, że koniecznie

jest mi potrzebny mniejszy pojazd – powiedział,
kierując konie z polany na szlak – na przykład
dwukółka. Ciągłe używanie dwóch koni i dużego
wozu jest bardzo niewygodne i ma sens tylko wtedy,
gdy wiozę ciężki ładunek.

– Tak, jestem pewna, że ma pan rację –

powiedziała Missy obojętnie.

– Zła?

background image

Odwróciła się do niego, a jej twarz wyrażała

zdziwienie:

– Nie, a powinnam być?
– Cóż, nie osiągnęłaś swego celu, nieprawdaż?
Roześmiała się niezbyt serdecznie, ale szczerze.
– Biedny panie Smith, ty niczego nie rozumiesz.
– Oczywiście, że nie. Co w tym śmiesznego?
– Ja nie mam nic do stracenia. Nic.
– Ty rzeczywiście myślisz, że mogło ci się udać?
– Byłam pewna, że tak.
– Dlaczego?
– Ponieważ ty jesteś sobą. Ty to ty.
– I co to znaczy?
– Och, po prostu to, że jesteś bardzo dobrym i

przyzwoitym człowiekiem.

– Dziękuję.
Podczas tej krótkiej rozmowy konie człapały

niechętnie wzdłuż dżunglowego traktu, nie
rozumiejąc, dlaczego oddalają się od domu. Jednak
szły bez sprzeciwu, ufając swemu panu. Był dla nich
dobry, nie używał bata, po prostu panował nad nimi
siłą swej woli.

– To wszystko wskazuje, że ty nie jesteś

prawdziwą Hurlingfordówną – powiedział nagle, gdy
podróż zbliżała się do końca.

– Nie jestem Hurlingfordówną? Co

spowodowało, że tak przypuszczasz?

– Dużo rzeczy. Twoje nazwisko, twoje

background image

pojawienie się tutaj. Nędzna sytuacja w domu, brak
pieniędzy. Twoje miłe usposobienie – te ostatnie
słowa powiedział tak, jakby żałował, że je
wypowiedział.

– Nie wszyscy Hurlingfordowie są bogaci, panie

Smith. Ja jestem Hurlingfordówną tylko po kądzieli.
Moja matka i ciotka są siostrami Maxwella i Herberta
Hurlingfordów, i pierwszymi kuzynkami pana
Williama.

Odwrócił się, żeby popatrzeć na nią podczas tych

wyjaśnień, a potem zagwizdał.

– A to dopiero! Gniazdko prawdziwych,

rasowych Hurlingfordów usytuowane daleko, na
drugim końcu Gordon Road, ciułających grosz do
grosza, aby powiązać koniec z końcem. Co się stało?

Przez ostatnią część drogi do domu Missy

raczyła Johna Smitha opowieścią o perfidii sir
Williama Pierwszego i jego następców.

– Dziękuję – powiedział w końcu. –

Odpowiedziałaś na wiele moich pytań i dałaś dużo do
myślenia.

Zatrzymał konie przed frontową bramą

Missalonghi.

– Proszę, oto znowu jesteśmy w domu i to jak .

szybko! Twoja mama na pewno nie zdążyła się
jeszcze zmartwić.

Zeskoczyła na ziemię bez pomocy.
– Dziękuję, panie Smith. Wciąż podtrzymuję to,

background image

co powiedziałam wcześniej. Jest pan bardzo dobrym
człowiekiem.

Nasunął kapelusz na czoło i posłał jej uśmiech,

po czym zawrócił konie.

Octavia znalazła kartkę pozostawioną na łóżku,

kiedy usiłowała ustalić, gdzie znajduje się Missy.
Leżała biała na brązowej narzucie z wyraźnie
widocznym napisem: „Dla Mamy”, nakreślonym
drukowanymi literami w poprzek jej zewnętrznej
strony. Octavia przeraziła się. To nie wróżyło nic
dobrego.

Toteż gdy tylko usłyszała Drusillę wchodzącą

przez frontowe drzwi, wybiegła do holu z kartką w
dłoni. Jej wypukłe, bladoniebieskie oczy rozszerzyły
się niebezpiecznie, gotowe wypuścić morze łez po
zapoznaniu się z treścią pozostawionego listu.

– Missy odeszła, a to zostawiła dla ciebie!
Drusilla zmarszczyła brwi bez większego

zdziwienia:

– Odeszła?
– Tak, odeszła. Spakowała wszystkie ubrania i

wzięła naszą torbę podróżną.

Drusilla zrobiła wielkie oczy, wyrwała kartkę z

rąk Octavii i zaczęła czytać na głos, tak aby siostra
nie mogła źle zinterpretować treści.

Droga Mamo – było napisane.
Proszę, przebacz mi, że odeszłam bez słowa, ale

background image

myślę, że będzie naprawdę lepiej, jeżeli nie będziesz
wiedziała, co zamierzam, aż do czasu, kiedy ja sama
upewnię się, czy uda mi się to, co chcę zrobić.
Prawdopodobnie złożę wam wizytę jutro lub
pojutrze. Proszę, nie martwcie się o mnie. Jestem
bezpieczna. Twoja kochająca córka Missy.

Octavia gorzko zapłakała, ale Drusilla nie

uroniła ani jednej łzy. Złożyła list, zaniosła go do
kuchni i położyła na półce przy kominku.

– Musimy zawiadomić policję – zawołała

płaczliwie Octavia.

– Nie zrobimy nic w tym rodzaju – zaoponowała

Drusilla i postawiła czajnik na piecu. – Kochanie,
muszę koniecznie napić się herbaty.

– Ale przecież Missy może być w

niebezpieczeństwie.

– Raczej w to wątpię. W jej liście nie ma nic, co

by wskazywało, że może zrobić jakieś głupstwo.

– Usiadła z westchnieniem. – Octavio, otrzyj łzy.

Wydarzenia ostatnich kilku dni upewniły mnie, że
Missy jest osobą poważną, której można zaufać. Nie
mam wątpliwości, że jest bezpieczna.
Prawdopodobnie jutro zobaczymy ją znowu. A
tymczasem nie wspominaj nikomu, że opuściła dom.

– Ależ ona jest gdzieś sama i nie ma przy boku

nikogo, kto by ją ochronił przed mężczyznami!

– To może dobrze, że Missy zdecydowała się nie

chronić przed mężczyznami – odpowiedziała Drusilla

background image

oschle. – A teraz, Octavio, zrób to, o co cię proszę.
Przestań płakać i zaparz nam herbatę. Mam ci do
opowiedzenia wiele rzeczy nie związanych ze
zniknięciem Missy.

Ciekawość pokonała rozpacz. Octavia wlała do

czajniczka trochę wrzącej wody i odstawiła go, aby
postał chwilę na piecu.

– No, co? – zapytała żywo.
– A więc tak. Oddałam Cornelii i Julii pieniądze,

a sobie kupiłam maszynę do szycia, Singera.

– Drusillo!
I tak dwie panie z Missalonghi popijały herbatę,

omawiając bardzo gruntownie wszystkie zdarzenia
dnia, po czym przystąpiły do codziennych
rutynowych zajęć, aby na koniec udać się do swych
sypialni.

– Dobry Boże – modliła się na klęczkach

Drusilla – proszę pomagaj i chroń Missy. Trzymaj ją
z daleka od wszelkiego zła i daj siły, aby zniosła
wszelkie przeciwności losu. Amen. Następnie
wspięła się na swoje łóżko, które było podwójne –
tak jak przystało mężatce. Minęło jednak trochę
czasu, nim zamknęła oczy.

Tylko dźwiękowi organów zawdzięczała Missy,

że nie dostrzeżono, jak John Smith przywiózł ją z
powrotem do Missalonghi. Nikt nie usłyszał jego
przyjazdu i odjazdu, i nikt nie zauważył Missy, która

background image

skradając się wokół domu, skierowała się prosto ku
szopie. W tej chwili nie było to odpowiednie miejsce
na kryjówkę. Umieściła tylko torbę za workiem z
paszą i opuściła szopę, żeby schować się w sadzie –
do czasu, aż matka wydoi krowę. Jaskier, oczywiście,
rozpoznała jej chód i zaczęła błagalnie ryczeć,
prosząc o wydojenie, ale zanim przeszła do
głośniejszego molestowania, z domu wyszła Drusilla
z wiadrem.

Missy skuliła się za pniem najgrubszej jabłoni,

zamknęła oczy i modliła się o atak jak najgorszej
dolegliwości serca, dzięki której nie musiałaby już
nigdy ujrzeć ranka. Siedziała tak, aż zapadł zmrok.
Od strony Gór Błękitnych nadeszło przenikliwe,
zimne powietrze, które zmusiło ją w końcu do
przeniesienia się do względnego ciepła szopy. Jaskier
leżała z podkulonymi nogami, łagodnie przeżuwając.
Missy położyła obok niej na ziemi czysty worek i
skuliła się na nim, ogrzewając ramiona i twarz
ciepłem docierającym od krowy.

Oczywiście mogła zebrać się na odwagę i wejść

do domu. Ale kiedy postawiła stopy na frontowej
werandzie, coś jej powiedziało „nie”. Czyż mogła
zwierzyć się matce, że zaproponowała ledwie co
poznanemu mężczyźnie małżeństwo i że wysiłek był
daremny, bo została odrzucona? Co prawda, można
było wymyślić jakąś przekonywającą historyjkę, ale
jaką? Missy nie wymyślała historyjek, ona je czytała.

background image

Może, kiedy nadejdzie ranek, zbierze się na odwagę i
przyzna się – rozmyślała, oddychając ciężko. Ale
jakie to będzie straszne – noc spędzona gdzie indziej,
nie pod dachem Missalonghi. Kto jej uwierzy, że
spała z krową. „Wyjdź stąd natychmiast” –
podpowiadała lepsza strona jej charakteru, ale gorsza
nie pozwalała zdobyć się na tyle odwagi.
Nagromadzone łzy zaczęły spływać po jej twarzy, bo
tak naprawdę Missy była zbyt wyczerpana, aby
podołać emocjonalnym zmaganiom samej z sobą i
przepełniającym ją szaleństwem – bezgraniczną
chęcią dostania się z powrotem do domu Johna
Smitha.

– Och, Jaskier. Co ja mam robić? – łkała.
Ale Jaskier po prostu żuła z obrażoną miną. Po

jakimś czasie zmęczona Missy wreszcie zasnęła.

Missalonghicki kogut, wydzierając się

wniebogłosy, obudził ją godzinę przed świtem.
Zerwała się i przypomniawszy sobie wszystko,
zażenowana opadła na krowę w nowym ataku bólu i
wstydu. Nie była ani głodna, ani spragniona. „Co
robić?! Boże, co robić?!”

Tuż przed świtem Missy w końcu zdecydowała,

co zrobi. Wstała z wyraźnym celem w oczach.
Wyjęła szczotkę, grzebień, uczesała się i oczyściła
jak mogła najlepiej. Jednak przy końcu tych
wysiłków z przygnębieniem uświadomiła sobie, że
strasznie cuchnie krową. Gdy skradała się ponownie,

background image

z domu nie dochodziły żadne oznaki życia. Jedynie
słabo słyszalne serie chrapnięć dobiegały z okna
pokoju matki. Było bezpiecznie.

I znowu schodziła w dół do doliny Johna Smitha.

Tym razem bez sennego oczarowania i bez
nieodpartego, przepełniającego szczęścia, które
wczoraj powodowały, że wszystko wydawało się jej
możliwe i doskonale zaplanowane do końca. Dzisiaj
Missy kroczyła z niewielką tylko nadzieją i wielką
determinacją. Nie sprzeciwi się jej przecież znowu.
Nawet jeśli będzie musiała spędzać każdą kolejną
noc w maminej szopie na worku przy Jaskier, to i tak
każdego następnego ranka będzie schodzić w dół do
doliny Johna Smitha i będzie go prosić znowu. I
zrobi to, zrobi jutro, jeżeli dzisiaj odmówi, i pojutrze,
i następnego dnia...

Dochodziła dziesiąta, gdy znalazła się na polanie

przed chatą. Tak jak poprzedniego dnia z komina
unosił się dym i tak jak wczoraj Johna Smitha nie
było. Usiadła na tym samym pieńku, by czekać.
Może poszedł zdobyć coś do jedzenia? Zbliżyło się i
minęło południe, a jego nie było widać. Missy z
rezygnacją czekała długi czas. Nadszedł, gdy słońce
chowało się już za skalne ściany i zaczynało robić się
ciemno.

Był poważniejszy niż wczoraj, ale i tym razem

nie zauważył Missy siedzącej na pieńku.

– Panie Smith!

background image

– A niech to diabli!
Podszedł do niej natychmiast, stanął i popatrzył z

góry – bez złości, ale i bez zadowolenia.

– A co ty znowu tu robisz?
– Czy ożeni się pan ze mną, panie Smith?
I tym razem wziął ją pod rękę i zaprowadził

prosto do chaty. Stanął twarzą do niej i popatrzył
głęboko w oczy, tak że aż się wyprostowała.

– Czy jest ktoś, kto cię do tego namawia? –

spytał.

– Nie.
– Czy to rzeczywiście znaczy dla ciebie aż tak

dużo?

– To całe moje życie. Nie wrócę do domu. Będę

tu przychodzić codziennie i prosić, prosić...

– Igrasz z ogniem, panno Wright – powiedział,

zaciskając usta. – Nie przyszło ci na myśl, że
mężczyzna może użyć siły, jeżeli kobieta nie chce
zostawić go w spokoju?

Uśmiechnęła się pogodnie, dumnie i wyniośle.
– Ktoś inny może tak, ale nie ty, Johnie Smith.
– Co tak naprawdę chcesz przez to osiągnąć? A

co, jeśli powiem, że cię poślubię? Czy pragniesz
mężczyzny, który poddaje się, bo zadręczony przez
ciebie nie wie, co ma robić? Mężczyzny, który
ustępuje jedynie dla świętego spokoju, bo tak
naprawdę ma ochotę cię udusić? – jego głos brzmiał
twardo i zdecydowanie. – Na tym wielkim świecie,

background image

panno Wright, istnieje zjadliwe uczucie zwane
nienawiścią. Błagam cię, nie wypuść go tylko z
klatki.

– Czy poślubisz mnie? – spytała ponownie.
Zacisnął wargi, wydmuchnął powietrze przez

nos, podniósł głowę ponad nią i popatrzył w górę na
coś, czego ona nie mogła dostrzec. Nie mówił nic
dłuższy czas. W końcu wzruszył ramionami i znowu
popatrzył na nią.

– Przyznaję, że od wczoraj dużo o tobie

myślałem. Co więcej, nawet przy najcięższych
pracach nie mogłem przestać myśleć. Zastanawiałem
się, czy to, co mi zaoferowałaś, nie byłoby dla mnie
pewnego rodzaju odprawieniem pokuty –
zadośćuczynieniem. I czy moje szczęście nie
rozsypie się w proch dlatego, że odrzuciłem tę ofertę.

– Pokuty? Pokuty za co?
– To tylko przenośnia. Każdy ma coś, co musi

odpokutować. Nikt nie jest wolny od win. Narzucając
mi się niejako chcesz mnie sprowokować do
odprawienia pokuty. Nie rozumiesz tego?

– Rozumiem, ale ty to wszystko za bardzo

komplikujesz. To, co ja proponuję, jest znacznie
prostsze. Przy mnie nie staniesz się pokutnikiem.
Chcę być i będę radością twego życia. I wszystko, co
się zdarzy, przyjmę z pokorą i wielką przyjemnością,
jeśli wraz z tym będę miała ciebie.

– W takim razie, dobrze. Poślubię cię.

background image

Ból i napięcie, które dotychczas dręczyły Missy,

natychmiast uleciały.

– Och, dzięki, panie Smith. Nigdy nie będziesz

tego żałował, przyrzekam.

– Jesteś dzieckiem, panno Wright, bardzo

niedojrzałą kobietą, i może właśnie dlatego ci
uległem, zamiast cię udusić. Nie mogę po prostu
uwierzyć, że kieruje tobą kobieca przebiegłość. Tylko
nigdy nie daj mi powodu do zmiany tej opinii.

Jego ręka powędrowała pod jej ramię,

sygnalizując spacer.

– Jest tylko jedna rzecz, o którą muszę cię

jeszcze prosić, panie Smith.

– Jaka?
– Nigdy nie będziemy wspominać o mojej

bliskiej śmierci i nie będzie to wpływało na nasze
zachowanie. Chcę być wolna. A nie będę, jeśli ktoś
będzie mi wiecznie przypominał o tym, słowem lub
czynem.

– Dobrze – odpowiedział John Smith.
Nie chcąc ponaglać szczęścia, jako że czuła, iż

zrobiła już wystarczająco dużo, Missy po spacerze
otworzyła chatę, weszła do środka i cichutko
przycupnęła na jednym z kuchennych krzeseł. John
Smith stał na podwórzu, spoglądając na opadającą ku
ziemi, rozrzedzoną, nocną mgłę. Pokornie patrzyła na
jego szerokie i barczyste plecy, odczuwając ich
bliskość przez moment. Po jakimś czasie odważyła

background image

się w końcu przemówić. Jej głos był niski i brzmiał
przepraszająco.

– Czy coś się stało, panie Smith?
Drgnął, jakby zupełnie zapomniał o jej

obecności. Podszedł i usiadł przy stole naprzeciw
niej. W ciemności jego twarz była pociągła,
rozmazana, pokryta cieniami, trochę przerażająca.
Ale gdy przemówił, zabrzmiało to pogodniej.

– Na imię mam John – powiedział, po czym

wstał, żeby zapalić lampy. Ustawił je na stole, tak
aby widzieć jej twarz. – Teraz najważniejszą rzeczą
jest to, aby dostać pozwolenie na ślub.

– Ile to zabierze czasu?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Zapowiedzi chyba nie są

wymagane.

– Parę dni?
– Może wcześniej, jeśli dostaniemy specjalne

pozwolenie. A teraz lepiej będzie, jeśli odwiozę cię
do domu.

– Och, tylko nie to. Zostaję tutaj – powiedziała

Missy.

– Jeśli tu zostaniesz, to prawdopodobnie

przedwcześnie rozpoczniesz swój miodowy miesiąc –
odpowiedział z nadzieją w głosie.

Wspaniały pomysł! Mogła co prawda nie

zgodzić się, tak jak większość kobiet. Ale on miał
prawo od niej tego wymagać. Nie... nie zmusić, ale

background image

lekko zachęcić. Dziewicę w jej wieku łatwo było
zrazić. Jednak nie powinien tak uważnie obserwować
jej reakcji na swoje słowa, bo ona przypatrywała mu
się uporczywie, z rozszerzonymi oczyma, jak
obdarzone pieszczotą szczenię.

Uśpione serce Johna Smitha drgnęło. Poczuł

gorzki i dziwny ból. Tak naprawdę, to ten ból
prześladował go przez cały dzień i nie ustępował,
chociaż cały czas ciężko pracował chcąc zastąpić
wspomnienie o Missy pustką mechanicznie
wykonywanej pracy. Swoje tajemnice pogrzebał w
sercu tak głęboko, że nigdy nie cierpiał z ich powodu.
A teraz Missy spowodowała, że odrodziły się na
nowo uzmysławiając mu nagą prawdę życia.
Czepiały się go, szeptały i dręczyły przez cały dzień,
tak że cała przyjemność z przebywania w dolinie
zniknęła. Może musiał odpokutować za nie i dlatego
ona się zjawiła? Ale przecież nie miał nic aż tak
potwornego i przygnębiającego na sumieniu. Nie,
nie, nie...!

A jeśli to nie będzie jej się podobało? A jednak.

Jednak weź ją do łóżka, Johnie Smith. Pokaż do
czego służy ciało. Wypełnij sobą. Jest przecież
kobietą.

Nowe wtajemniczenie pochłonęło Missy bez

granic – okazała się nadzwyczajną partnerką. Był to
następny gwóźdź do trumny Johna Smitha. Jeszcze w
trzy godziny później trudno mu było dojść do siebie z

background image

wrażenia. Cuda się zdarzają! Ta starzejąca się panna
była wprost stworzona do miłości! Była co prawda
straszliwie nieuświadomiona, ale ani bojaźliwa, ani
wstydliwa. Jej namiętność podniecała go i przenikała
głęboko, sprawiając, że nie mógł być dla niej ani
okrutny, ani niemiły. Zyskał wyjątkowy, mały bagaż
na nowe życie! – Nie była bezwolna i nie potrafiła
być bierna. A ileż było w niej namiętności, żaru i
życia, gdy oczekiwała na spełnienie. Nagle
wstrząsnęła nim myśl o zbliżającym się końcu jej
życia. Odczuł żal. Był to nowy rodzaj uczucia,
którego nie znał, chociaż podobny dylemat już raz w
jego życiu zaistniał. Ale tamto wiązało się z
małżeńską oziębłością. Jakże szybko on i Missy stali
się bliskimi sobie ludźmi! Szybciej niż inni po
dziesięciu latach uprzejmych herbatek w salonikach.

Missy spała jak zabita i obudziła się szybciej od

Johna Smitha. Gdy ona zasypiała, John jeszcze długo
rozmyślał. Słabe światło sączyło się przez okno.
Missy wygrzebała się z łóżka i trzęsąc się z zimna
włożyła sukienkę.

To, co przeżyła, było wspaniałe. Okazało się, że

była większą realistką niż podejrzewała. Nie zwróciła
uwagi na towarzyszący początkowi zbliżenia ból,
dając się porwać kojącej pieszczocie dużych, silnych
i szorstkich od pracy rąk. Uczucia, wrażenia,
zbliżenia, pocałunki, żar i jasność – tak, to było
cudowne.

background image

Poruszała się po chacie tak szybko, jak tylko

mogła. Rozpaliła w piecu i nastawiła wodę na
wrzątek. Jej krzątanina obudziła go. Wstał z łóżka
zupełnie nie przejmując się własną nagością. Dało to
Missy możliwość stwierdzenia istotnej anatomicznej
różnicy pomiędzy kobietą a mężczyzną.

Ale najbardziej czarująca była jego reakcja na jej

obecność. Podszedł do niej, schował w swoich
ramionach i stał tak, delikatnie się kołysząc. Na wpół
śpiąc opierał się na niej, a jego broda drapała ją w
szyję.

– Dzień dobry – wyszeptała, a jej uśmiechnięte

usta złożyły pocałunek na jego ramieniu.

– A dobry, dobry – zamruczał. – Widocznie

podobała mu się jej reakcja.

Missy, praktycznie nie mając nic w ustach od

dwóch dni, była niesamowicie głodna.

– Przygotuję śniadanie – powiedziała.
– Chcesz się wykąpać? – przebudził się już na

dobre, ale nie zamierzał od niej odejść.

„Musiał chyba poczuć zapach Jaskier. Och,

biedak”. – Uczucie głodu znowu uleciało.

– Tak, proszę. A czy jest tu ubikacja?
– Załóż buty.
Wślizgnęła się w botki, nie przejmując się

sznurówkami. On przeszukał wielki kufer i
wyciągnął dwa ręczniki, stare i szorstkie, ale czyste.

Polana skrzyła się od mrozu

[Mróz pojawiający się w

background image

dolinie Johna Smitha nie powinien budzić zdziwienia, pomimo że akcja
powieści toczy się na jednym z najcieplejszych kontynentów świata.
Błękitne Góry, w których położone jest Byron, stanowią odgałęzienie
Wielkich Gór Wododziałowych, ciągnących się wzdłuż wschodniego
wybrzeża Australii. Największy ich szczyt sięga 1350 m n. p. m. Cechą
charakterystyczną dla klimatu Australii są duże dobowe wahania
temperatury – średnio od 45 stopni do – 5 stopni. W Górach
Wododziałowych temperatura spada do – 10 stopni (wg notowań stacji
meteorologicznej w Kiandra, niedaleko Canberry). Dodatkowo specyfiką
klimatu górskiego jest zjawisko obniżania się temperatury w dolinach w
stosunku do temperatury na zboczach (tzw. inwersja temperatury), co ma
związek z ukształtowaniem terenu.]

i ciągle jeszcze pokrywał

ją cień. Missy spojrzała w górę. Ogromne ściany
doliny połyskiwały czerwienią wschodzącego słońca,
a niebo pokrywała perłowa jasność, przypominająca
cerę Uny. Słychać było nawoływania i śpiew ptaków,
dla których świt stanowił zachętę do oddawania się
trelom.

– Ubikacja jest trochę prymitywna – uprzedził,

pokazując jej miejsce, gdzie wykopał głęboki dół.
Wokół ułożone były kamienne bloki, aby można było
usiąść. Wysłał je gazetami dla utrzymania suchości.
Nie osłonił tego przybytku ani dachem, ani ścianami.

– To jest najlepiej przewietrzona toaleta, jaką

kiedykolwiek widziałam – powiedziała radośnie.

Zaśmiał się.
– Poczekam na ciebie tam – wskazał drugą

stronę polany.

Missy przyłączyła się do niego w chwilę później,

trzęsąc się już na samą myśl o kąpieli w lodowatej
rzece. John wyglądał na mężczyznę uwielbiającego

background image

chłodne ablucje. „Chyba złapałam się we własne
sidła” – pomyślała i usiadła na kamieniu sztywna ze
strachu. Lecz John nie skierował się ku rzece, ale
poprowadził ją w gęstwę paproci i dzikich klematyd
upierzonych białymi kwiatami. Tam właśnie
znajdowała się najpiękniejsza ze znanych jej
łazienek. Ciepłe źródło sączące się ze szczeliny
pomiędzy skałami u szczytu małego kamiennego
stoku, zbyt małe, aby nazwać je wodospadem,
przechodziło w szeroki, omszały basen.

Missy zrzuciła szybko z siebie sukienkę i weszła

do krystalicznie czystego, ciepłego rozlewiska.
Strużki pary unosiły się nad nim leniwie, rozpływając
się potem w chłodnym powietrzu. Basen miał około
osiemnastu cali głębokości, a jego dno stanowiła
czysta, gładka skała.

– Weź mydło – poradził John Smith, wskazując

małą niszę, gdzie leżała kostka jednego z najlepszych
gatunków mydła.

Woda w basenie musiała mieć naturalny odpływ,

gdyż jej poziom nie ulegał zmianie.

„Teraz rozumiem, dlaczego zawsze jest taki

czysty” – powiedziała do siebie, przypomniawszy
sobie wannę w Missalonghi z dwoma calami wody
nad zardzewiałym dnem – mieszaniną wrzątku z
czajnika i zimnej wody z wiadra. I ta zdecydowanie
niedostateczna porcja wody musiała wystarczyć dla
nich trzech, z Missy na ostatku.

background image

Całkiem nieświadoma swego ponętnego

wyglądu, uśmiechnęła się do niego i uniosła ręce, a
jej małe, nagie sutki wysunęły się nad powierzchnię
wody.

– A ty nie wchodzisz? – zapytała tonem

zawodowej kusicielki. – Jest dużo miejsca.

Nie potrzebował dalszej zachęty i nie zwracając

uwagi na nadmiar piany, namydlił gruntownie całe jej
ciało. A ona z przyjemnością uległa tej miłej chwili i
poprosiła o powtórkę. Mycie zajęło prawie godzinę.

Po śniadaniu John powrócił do sprawy ich ślubu.
– W Katoomba musi być urząd stanu cywilnego.

Pojedziemy tam, aby dostać pozwolenie na ślub –
powiedział.

– Jeżeli pojadę z tobą i wysiądę przy

Missalonghi, a potem do Byron dojdę pieszo i wsiądę
w pociąg, to będę w Katoomba prawie tak samo
szybko, jak ty swoim wozem – powiedziała Missy. –
Muszę zobaczyć się z matką, kupić trochę jedzenia i
oddać książkę do biblioteki.

– Nagle spojrzał na nią zatrwożony:
– Chyba nie planujesz wielkiego przyjęcia

weselnego, prawda?

Roześmiała się.
– Nie. Tylko ty i ja. Po prostu zostawiłam matce

kartkę i chcę się upewnić, czy się nie denerwuje. A w
bibliotece pracuje moja najlepsza przyjaciółka. Czy
masz coś przeciwko temu, żeby przyszła na nasz

background image

ślub?

– Nie, skoro ty tego chcesz. Chociaż uprzedzam

cię, że jeżeli uda nam się przekonać władze, to ślub
odbędzie się jeszcze dzisiaj.

– W Katoomba?
– Tak.
Ślub w brązowej sukience. O nie! Missy

westchnęła.

– W porządku. Jeśli mi coś obiecasz.
– Co? – spytał z lekkim niepokojem.
– Jak umrę, pochowasz mnie w koronkowej

purpurowej sukni. A jeśli takiej nie znajdziesz, to w
jakimkolwiek innym kolorze, byle nie w brązie.

Spojrzał zdziwiony.
– Nie lubisz brązu? Wydawało mi się, że nic

innego nie nosisz.

– Noszę brąz dlatego, że jestem biedna, ale

szanowana. Na brązowym kolorze nigdy nie widać
brudu. On nigdy nie wychodzi z mody, nie płowieje,
nie jest tandetny, powszedni i flądrowaty.

Słowa te wywołały jego śmiech, ale chwilę

później wrócił do poprzedniego tematu:

– Czy masz metrykę?
– Tak, w torbie.
– A jak masz naprawdę na imię?
Poruszyła się zdenerwowana na krześle,

zaczerwieniła i zacisnęła zęby.

– W dokumentach ślubnych nie możesz tak po

background image

prostu używać imienia Missy.

– Tak zawsze mnie nazywano. Daję słowo.
– Wcześniej czy później twoje prawdziwe imię i

tak wyjdzie na jaw – uśmiechnął się wesoło.

– No, Missy, nie może być aż tak brzydkie, jak ci

się wydaje.

– Missalonghi.
Wybuchnął śmiechem.
– Nie żartuj sobie ze mnie.
– Chciałabym, ale nie.
– Tak jak dom?
– Dokładnie tak samo. Mój ojciec uważał

„Missalonghi” za najpiękniejsze słowo na świecie.
Poza tym odnosił się niechętnie do panującego w
rodzinie Hurlingfordów zwyczaju nadawania
łacińskich imion. Matka chciała nazwać mnie
Camillą, ale on nalegał na Missalonghi.

– Och, moje biedactwo!

Tym razem Missy nie odczuwała niepokoju,

wchodząc na werandę Missalonghi. Zapukała do
drzwi, zupełnie jak ktoś obcy. Drusilla otworzyła i
spojrzała na córkę nie tak jak zwykle. Wyraźnie nic
się jej nie przytrafiło. Wyglądała na trochę zmienioną
i było jej z tym do twarzy. Prezentowała się lepiej niż
kiedykolwiek w życiu.

– Wiem, co zrobiłaś, dziewczyno – powiedziała

Drusilla, gdy szły przez hol do kuchni. – Sądzę, że

background image

trzymałaś się tego, co przeczytałaś w romansach, ale
teraz to już, ośmielam się powiedzieć, płacz nad
rozlanym mlekiem, prawda? Czy wróciłaś na dobre?

– Nie.
Octavia dołączyła do nich utykając i złożyła

pocałunek na obu policzkach rozpromienionej Missy.

– Czy nic ci się nie stało? – spytała drżącym

głosem, biorąc Missy za ręce.

– Oczywiście, że nic! – odpowiedziała Drusilla

krzepiąco. – Tylko na nią spójrz, na miłość boską!

Missy uśmiechnęła się do matki serdecznie.

Zdumiewające, że dopiero teraz, gdy został zerwany
sznur wiążący ją z Missalonghi, odczuła całą głębię
swojej miłości do Drusilli. I chyba dlatego, że po raz
pierwszy miała sposobność przyjrzeć się z boku
matczynym zmartwieniom, boleściom i kłopotom.

– Dziękuję ci bardzo, mamo! – powiedziała. –

Ale jestem na tyle dorosła, że wiem, co robię.

– Missy, masz prawie trzydzieści cztery lata i

gdybyś nie wiedziała, co masz robić, nie byłoby dla
ciebie już żadnej nadziei. Wystarczająco długo
postępowałaś tak, jak my chciałyśmy. Teraz rób to,
co ty uważasz za stosowne. Może tak będzie lepiej.

– Święta racja. Ale to, co mówisz, daleko

odbiega od tego, jak mnie wychowywałaś, co kazałaś
mi czytać i jak polecałaś się ubierać.

– Ale przecież wszystko to znosiłaś bez słowa.
– Tak, tak było.

background image

– Przejmij teraz rządy w, domu. Dorosłaś już do

tego.

– Czy myślałaś, mamo, kiedyś o tym, że

najwyższy czas, aby wszystkie kobiety z
Hurlingfordów nie znajdujące się pod męską opieką,
to znaczy ty i ciotki, zjednoczyły się, aby coś
wreszcie zrobić z tą oczywistą niesprawiedliwością i
nierównością, którą kieruje się cała reszta rodziny?

– Od kiedy dowiedziałam się od ciebie, że Billy

nas okłamał, też zaczęłam myśleć w ten sposób.
Rozmawiałam nawet o tym z Julią i Cornelią. Ale nie
ma takiego prawa, które mogłoby zmusić mężczyznę
lub kobietę, aby pozostawiany po sobie majątek
podzielili równo pomiędzy synów i córki. Z tego, co
wiem, w najgorszej sytuacji znajdują się córki kobiet
z Hurlingfordów, nic bowiem po nich nie dziedziczą
– ani domu, ani pięciu akrów. Zawsze czułam, że nie
ma dla nas żadnych szans, że żeńska część
Hurlingfordów jest bardzo pokrzywdzona przez
mężczyzn. To smutne, ale prawdziwe.

– Mówisz o hurlingfordzkich kobietach, że wiele

tracą, i że ty nie możesz wygrać. A ja mówię o
towarzyszkach naszych cierpień i wiem, że możesz
im pomóc, jeśli tylko spróbujesz. Madę podstawę,
aby zażądać wypłacenia zaległych dywidend, i
powinnyście wszcząć kroki prawne przeciwko
wujowi Herbertowi, aby zmusić go do ujawnienia
wszystkich szczegółów prowadzonych przez niego

background image

inwestycji, w które zostały włożone wasze pieniądze.

– Missy spojrzała na Drusillę poważnie: – A w

ogóle, to powiedziałaś mi przed chwilą, mamo, abym
przejęła rządy w domu, bo już do tego dorosłam.

Missy udała się z Missalonghi do Byron. Był

piękny, słoneczny dzień. Po raz pierwszy w życiu
czuła się naprawdę dobrze. Czytała o uczuciach
odbijających się na ludzkich twarzach, ale nigdy
jeszcze nie doznała tego sama. Po raz pierwszy tak
bardzo, tak naprawdę bardzo chciało jej się żyć. Całe
jej szczęście zależało od jednego tylko człowieka –
od Johna Smitha, który spodziewał się, że będzie żyła
tylko rok. Skłamała i oszukała go, wkradła się w jego
życie, chcąc spróbować, jak smakuje łut szczęścia, i
wcale nie było jej z tego powodu przykro. Alicje tego
świata mogły, strzeliwszy palcami, wyczarować
sobie jakich chciały mężczyzn, ale nigdy nie
potrafiłyby zdobyć kogoś takiego jak John Smith, bo
on spoglądał, co prawda ukradkiem, ale tylko na
Missy Wright. Wiedziała jeszcze, że może uczynić z
niego najszczęśliwszego mężczyznę – oczywiście nie
na całym świecie, ale w Byron na pewno. Było im ze
sobą tak rozkosznie w łóżku! Gdy minie ten rok,
będzie tak bardzo pragnął, aby była z nim dalej, że
wybaczy jej kłamstwo i oszustwo. Czas upływał, a
ona musiała jeszcze upewnić się, czy złapie pociąg
do Katoomba, gdzie John Smith miał czekać na nią
na stacji. Kupno artykułów spożywczych mogła

background image

odłożyć do jutra, ale czuła, że musi koniecznie
zobaczyć się z Uną. W takim razie do biblioteki!

Wspaniałe auto ze spokojnym warkotem silnika

sunęło przez środek miasta, podczas gdy Missy, nie
rzucając się w oczy w swej lnianej brązowej
sukience, spieszyła do biblioteki. Samochód, także –
brązowy, wzbudzał olbrzymie zainteresowanie i
podziw zebranych wzdłuż obu stron ulicy
przechodniów, zarówno miejscowych, jak i turystów.

Missy omiotła przelotnym, zadowolonym

spojrzeniem auto i zauważyła obok szofera dwie
znajome sylwetki. Samego szofera znała ze słyszenia.
Był to przystojny jegomość, którego najbardziej
interesowało nie tyle zajmowanie się ciężką pracą, co
spełnianie pokazowych ról. Postaci na tylnym
siedzeniu znane były jej dobrze z własnego gorzkiego
doświadczenia – Alicja i wuj Billy.

Właśnie wtedy Alicja dostrzegła Missy. W

następnej chwili wspaniałe auto podjechało bokiem
do krawężnika, a Alicja i wuj Billy przyjęli wyniosłe
miny, gdy przejęty szofer usiłował otworzyć im
drzwi.

– Co chciałaś osiągnąć, Missy Wright, zabierając

akcje ciotki Cornelii i sprzedając je poza nami? –
Alicja zażądała wyjaśnień bez żadnego wstępu, a na
jej alabastrowych policzkach zapłonęły dwie
czerwone plamy.

– A dlaczego miałam tego nie zrobić? – spytała

background image

Missy chłodno.

– Ponieważ to nie jest żadna z tych twoich

cholernych, wścibskich spraw – warknął sztywno i
urągliwie sir William.

– To jest tak samo moja, jak twoja sprawa,

wujku Billy. Wiedziałam, gdzie można dostać
dziesięć funtów za jedną akcję, podczas gdy wy
wmawialiście ciotce Cornelli, że te akcje są
bezwartościowe. Ciocia Cornelia musi się szybko
poddać operacji stóp, na którą do tej pory nie mogła
sobie pozwolić. A ponieważ ty, Alicjo, jak zgaduję,
odmówiłaś jej urlopu i specjalnych pieniędzy na ten
cel, to ja sprzedałam jej akcje za sto funtów. Teraz
stać ją na operację, a jeśli przestaniesz ją zatrudniać,
to dysponuje sumą w banku, która pozwoli jej
przetrwać do czasu, aż znajdzie sobie inną pracę.
Jestem pewna, że sklepy w Katoomba tylko czekają
na kogoś takiego, jak ona. I jeśli chcecie wiedzieć
dokładnie, to sprzedałam także udziały ciotki Julii,
ciotki Octavii i mojej mamy.

– Co? – zaskrzeczał sir William.
– Wszystkie? Sprzedałaś wszystkie? –

powiedziała niepewnym głosem Alicja, a czerwone
plamy na jej twarzy w sekundę stały się sinoblade.

– Ależ oczywiście! – Missy spojrzała na kuzynkę

ze złośliwą satysfakcją, o którą siebie nie posądzała.

– Chyba nie powiesz mi, Alicjo, że czterdzieści

akcji może zachwiać równowagę w wielkiej spółce

background image

Byron Bottle?

Nastąpiła żenująca chwila ciszy, podczas której

Alicji zaczęło się wydawać, że Missy wyrosły rogi i
ogonek.

– Co się z tobą stało? – krzyknęła. – Chyba

odeszłaś od zmysłów? Poplamiłaś czymś ohydnym
moją sukienkę, mówiłaś te wszystkie znieważające
rzeczy o mnie przy mojej rodzinie, a teraz
doprowadziłaś nas do ruiny. Ciebie powinno się
zamknąć.

– A ja chciałabym, aby to wszystko zakończyło

się zamknięciem ciebie. A teraz, wybaczcie mi, bo
się spieszę. Mam umówione spotkanie. Wychodzę za
mąż. – Missy odeszła z nosem zadartym do góry. – –
Chyba zemdleję – oświadczyła Alicja i zaraz po tych
słowach opadła na przepełnione ubraniami okno
wystawowe sklepu wuja Herberta.

Sir William wykorzystał okazję, aby objąć ją

wpół, i zawołał na pomoc kierowcę. A gdy chwilę
potem transportowali Alicję z powrotem do
samochodu, sprawne palce szofera zbadały
mimochodem delikatny kształt jej brodawek. Wokół
samochodu zebrał się tłum gapiów, składający się
głównie z synów i wnuków wuja Herberta. Sir
William bez ceregieli usadowił Alicję na siedzeniu i
polecił szoferowi natychmiast odjechać.

Alicja doszła do siebie w pośpiechu, kiedy

poczuła, że przyszły teść, chcąc rozluźnić jej gorset,

background image

szukał czegoś po omacku pod jej sukienką.

– Przestań, ty lubieżny staruchu! – warknęła,

zapominając o takcie. Zakryła twarz dłońmi i
pochyliła się: – Boże, czuję się okropnie.

– Czy chcesz wracać do domu? Teraz nie

musimy już jechać do Missalonghi – powiedział sir
William, purpurowy na twarzy.

– Tak, chcę!
Oparła się z powrotem o siedzenie, a świeże

powietrze owiało jej twarz. To ją trochę odprężyło.
Westchnęła. Dzięki Bogi poczuła się lepiej.

Prawie przed sobą, ale po drugiej stronie szyby,

która oddzielała tylne siedzenie od kierowcy,
widziała dumną i kształtną głowę szofera osadzoną
na silnej, gładkiej szyi. Jak na mężczyznę, miał
cudowne, małe uszy. Był przystojny, równie
ciemnowłosy jak Missy, i wyglądał na cudzoziemca.
Ten muskularny mężczyzna uniósł ją tak lekko.
Pamiętała dotyk jego rąk na swoich piersiach.
Poczuła, że jej sutki same się podnoszą na to
wspomnienie i skręciła się boleśnie na siedzeniu. Jak
on miał na imię? Frank? Tak, Frank. Frank
Pellagrino. Zanim wuj Billy zatrudnił go jako
kierowcę, pracował w fabryce.

Z ukosa spojrzała na sir Williama. Siedział

sztywno, jakby połknął kij, i wyglądał na bardzo
rozzłoszczonego.

– Czy te czterdzieści akcji ma dla nas

background image

rzeczywiście tak duże znaczenie?

– Odkąd wiemy, że Richard Hurlingford

wyprzedał swoje miesiąc temu, te czterdzieści
dodatkowych akcji całkiem zmienia sytuację. – Sir
William westchnął:

– To właśnie dlatego ten tajemniczy kupiec

uważa, że zebrał ich wystarczająco dużo, aby jutro
zwołać nadzwyczajne zebranie.

– Skończona idiotka! – burknęła Alicja. – Jak

Missy mogła być tak skończoną idiotką!

– Ja myślę, że to my okazaliśmy się

skończonymi głupcami, Alicjo. Nigdy jej nie
zauważałem, a teraz wiem, że powinienem był to
zrobić. A także uważać na wszystkie panie z
Missalonghi. Czy zauważyłaś, jak ona wygląda?
Jakby pozjadała wszystkie rozumy. I chyba
powiedziała, że wychodzi za mąż, a może to była
tylko moja wyobraźnia?

Alicja parsknęła:
– Tak, tak. Rzeczywiście mówiła coś takiego, ale

myślę, że to raczej jej bujna wyobraźnia.

Nagle jej umysł zaprzątnęła inna sprawa.
– Głupia, stara ciotuchna Cornie – wycedziła

przez zęby. – Och, z jaką przyjemnością wylałabym
ją jutro z pracy po choćby jednej wzmiance o akcjach
i o tym, że idzie na operację.

– Cóż, dlaczego jej nie zwolnisz?
– Ponieważ nie mogę. Jeśli sprawy przyjmą

background image

gorszy obrót, to mój sklep z kapeluszami może się
stać jedynym źródłem dochodów. Nigdy nie znajdę
nikogo w połowie tak dobrego do prowadzenia
salonu, jak ciotka Cornie, nawet jeśli zapłacę dziesięć
razy więcej niż jej. Jest po prostu niezastąpiona.

– Lepiej się pomódl, aby ona nie zdała sobie z

tego sprawy, bo poprosi cię o dziesięć razy więcej niż
dostaje teraz. – Nuta zadowolenia zabarwiła jego
głos, po czym dodał: – A wtedy, moja droga, jeśli nie
będziesz mogła sobie na to pozwolić, sama zostaniesz
sprzedawczynią. Może byłabyś nawet lepsza niż
Cornelia.

– Ja tego nie mogę zrobić! – Alicja złapała

oddech.

– To by podważyło moją pozycję w byrońskim

towarzystwie. Co innego mieć wrodzony talent do
interesów, a co innego prowadzić handel własnymi
towarami osobiście. – Pociągnęła klapy swego
bladoróżowego płaszcza, a przez jej twarz
przemknęło niezadowolenie z powodu jego
prostolinijności. – Och, wuju Billy, nagle poczułam
się tak, jakbym stąpała po pękającej krze i boję się, że
znajdę się pod nią.

– Wiem. W tej chwili nic nie możemy zrobić, to

prawda. Ale nie poddawaj się, to jeszcze nie koniec.
Kiedy ten tajemniczy kupiec pojawi się na
jutrzejszym zebraniu, może się okazać, że jest to
chłop, który wybił się o własnych siłach. Wtedy

background image

będzie można nim łatwo manipulować. A do tego
przydasz nam się i ty.

Alicja nie odpowiedziała, rzuciła mu jedynie

spojrzenie, które było mieszaniną zwątpienia i
niechęci. Znów zajęła się studiowaniem tyłu głowy
szofera, co było dużo przyjemniejszym zajęciem niż
oglądanie cholernego oblicza sir Williama.

Kiedy Missy wkroczyła do wypożyczalni, była

przekonana, że zastanie tam Unę, chociaż to nie był
dzień jej dyżuru. I rzeczywiście, Una tam była.

– Och, Missy, tak się cieszę, że cię widzę! –

krzyknęła, podskakując. – Mam dla ciebie
niespodziankę.

– Ja też mam dla ciebie kilka niespodzianek –

odpowiedziała Missy.

– Poczekaj tu chwileczkę, zaraz wracam. – Una

zniknęła w kąciku do parzenia herbaty i po chwili
pojawiła się z wielkim białym pudłem i
pudełeczkiem na kapelusze. Oba były przewiązane
białą wstążeczką.

– Wszystkiego najlepszego, najdroższa Missy!
Uśmiechnęły się do siebie z wielkim uczuciem,

doskonale się rozumiejąc.

– To szkarłatna, koronkowa suknia i kapelusz? –

zgadywała Missy.

– To szkarłatna, koronkowa suknia i kapelusz –

zgodziła się Una.

– Włożę to na swój ślub.

background image

– John Smith! Wybrałaś idealnego mężczyznę.
– Uciekłam się do oszustwa i podstępu.
– Jeśli nie mogłaś go zdobyć w inny sposób, to

czemu nie.

– Powiedziałam mu, że umrę z powodu choroby

serca.

– A czy my wszyscy tego nie zrobimy?
– To dzielenie włosa na czworo – powiedziała

Missy. – Czy przyjedziesz na mój ślub?

– Bardzo bym chciała, ale nie.
– Dlaczego?
– To byłoby niestosowne.
– Z powodu twojego rozwodu? Nie bierzemy

ślubu w kościele, więc nikt nie będzie protestował.

– To nie ma nic wspólnego z rozwodem,

kochanie. Myślę, że John Smith nie bardzo chciałby
oglądać twarze z przeszłości.

Una miała rację, więc Missy porzuciła ten temat.

Nie było nic do dodania, a wdzięczności nie dało się
wyrazić w słowach. Poza tym Missy musiała już iść.
Una przyglądała się jej z bólem w oczach, jak gdyby
Missy zabierała coś drogocennego z jej życia, coś, z
powodu czego Una cierpiała przez długie lata. To coś
nie było tak namacalne, jak szkarłatna, koronkowa
suknia. Jakiś niezrozumiały impuls przyciągnął
Missy do biurka. Pochyliła się i objęła ramieniem
Unę, całując w policzek.

– Do widzenia, Uno.

background image

– Do widzenia, moja najlepsza i najdroższa

przyjaciółko! Bądź szczęśliwa!

Missy zauważyła Johna Smitha na peronie w

Katoomba, jeszcze zanim pociąg się zatrzymał.
Dzięki Bogu za to! Nie zmienił zamiarów. Najkrótszą
drogą powoli zbliżał się do pociągu i nawet się
ucieszył na widok Missy wysiadającej z wagonu.

– Dostałem pozwolenie i pobieramy się jeszcze

dziś – powiedział zabierając od Missy pudełka.

– Ja nie chcę brać ślubu w brązie – rzekła Missy,

odbierając mu swoje pudełka. – A. teraz, jeśli mi
wybaczysz, skoczę do dworcowej toalety, żeby się
przebrać w ślubną suknię.

– W ślubną suknię? – spojrzał z komicznym

przerażeniem na swoją flanelową koszulę i na stare,
moleskinowe spodnie.

Roześmiała się.
– Nie przejmuj się. Mój strój nie jest tradycyjny i

tak naprawdę to ty będziesz wyglądał dużo bardziej
stosownie niż ja.

Sukienka była doskonale dopasowana. Ależ ta

Una miała oko do rozmiarów! I co za cudowny kolor!
Jej oczy przeszywały ubranie iskrami. Gdzie, u
diabła, Una znalazła tak stylowy i elegancki strój, i to
do tego w tak figlarnym kolorze?

Wydawało się, że lustro na ścianie ma

czarodziejskie właściwości, pokrywając odbicie

background image

Missy drobniutką patyną piękna. Poprawiając swój
śmieszny szkarłatny kapelusz stwierdziła, że wygląda
znakomicie. Jej ciemne włosy okazały się nagle
interesujące, a szczupła sylwetka stała się wysmukła
jak młode drzewo. Tak, bardzo dobrze. To już na
pewno nie było staropanieństwo.

John Smith z trudem oprzytomniał z szoku

wywołanego jej naglą przemianą.

– No cóż, teraz ja mam kłopot. Wyglądam jak

prostak, a ty jak dama – wziął ją pod rękę z
nieukrywaną wesołością. – Chodź, damo, weźmy ten
ślub, zanim się rozmyślę.

Szli ulicami Katoomba, wywołując ogólne

zainteresowanie przechodniów, co powodowało, że
najwyraźniej czuli się zadowoleni.

– To było takie proste! – powiedziała Missy, gdy

już było po wszystkim i siedzieli obok siebie na
wozie Johna Smitha.

Uniósł jej dłoń, żeby spojrzeć na obrączkę.
– Jestem teraz panią Smith – powiedziała Missy.
– Jak to ładnie brzmi.
– Muszę przyznać, że teraz było dużo lepiej niż

za pierwszym razem.

– Czy twojemu pierwszemu ślubowi

towarzyszyła duża uroczystość?

– To było widowisko. Zaproszono dwieście

pięćdziesiąt osób. Panna młoda miała przy sukni
ślubnej tren, który mierzył trzydzieści stóp i do

background image

uniesienia go potrzebowała niemal regimentu
wystrojonych, małych chłopców. Towarzyszyło jej
dwadzieścia czy czterdzieści druhen. Wszyscy
panowie przybyli we frakach. W uroczystości brał
udział jakiś bardzo ważny arcybiskup i towarzyszył
nam kościelny chór. Dobry Boże, to był koszmar.
Jednak w porównaniu z tym, co nastąpiło potem, ślub
był idyllą w raju.

Spojrzał na nią ukradkiem, podnosząc brew.
– Chcesz tego słuchać?
– Myślę, że tak. Mówi się, że druga żona musi

walczyć z duchem pierwszej, a dużo trudniej jest
poradzić sobie z duchem niż z żywą osobą. – Zrobiła
pauzę, żeby zebrać się na odwagę. – Czy ona dużo
dla ciebie znaczyła?

– Może, gdy się pobieraliśmy. Naprawdę nie

pamiętam. Rozumiesz, ja jej nie znałem, tylko
słyszałem o niej. A ona chciała mnie mieć, bo jestem
pewny, że ja bym się jej nie oświadczył. Bo widzisz,
ja jestem takim typem mężczyzny, któremu to
kobiety się oświadczają. Nie mam na myśli twoich
oświadczyn, bo te były uczciwe i otwarte. A ona?
Ona raz towarzyszyła mi jak wysypka na ciele, to
znów unikała mnie jak zarazy. Miotała się pomiędzy
ciepłem a zimnem – tak to nazywano. Sądzę, że
kobiety uważają, iż tego się od nich oczekuje – że
jeśli nie będą się tak zachowywały, to życie
mężczyzn stanie się cholernie nieciekawe. A czy

background image

obecna pani Smith wie, dlaczego ją tak bardzo lubię?
Lubię cię, ponieważ ty nie miotasz się pomiędzy
ciepłem a zimnem w ogóle.

– Jestem ci wdzięczna – powiedziała Missy

skromnie. – Mów dalej, co się stało potem?

– Uznała się za upoważnioną do podejmowania

wszystkich decyzji, a to, czego zażądała, musiało być
spełnione. W końcu znalazła sobie kochanka, co
zresztą nie miało dla niej większego znaczenia. Ja
byłem potrzebny tylko po to, aby zapewnić jej ogólny
szacunek i towarzyszyć tu i tam. Mężczyzn, którzy ją
otaczali, nazywała „zalotnikami”. Byli to na ogół
wyfiokowani głupcy z gardeniami w butonierkach i
włosami błyszczącymi bardziej niż lakierki. Ona stała
się po prostu taka jak towarzystwo, w którym się
obracała. Jej przyjaciółki zawsze były w doskonałej
formie, twarde jak stare, nie do zdarcia buty, a
przyjaciele przypominali rozpływające się masło i
przywiędłą tygodniową sałatę. Lubiła wystawiać
mnie na pośmiewisko, wobec wszystkich i wszędzie.
Stałem się w końcu ociężały i na ogół byłem bez
humoru. Nigdy też nie zachowywała prywatnych
tajemnic i często prowokowała mnie do awantur,
nawet w publicznych miejscach. Mówiąc krótko,
gardziła mną.

– A ty? Co ty do niej czułeś?
– Nienawidziłem jej! – Najwyraźniej czuł to

nadal, bo ton jego głosu wskazywał, że nie pogrzebał

background image

tego przeżycia w przeszłości.

– Jak długo byłeś żonaty?
– Cztery czy pięć lat.
– Czy mieliście dzieci?
– Boże uchowaj! Przecież to by zniszczyło jej

figurę. A poza tym ona była stworzona tylko do
całowania, przytulania i złośliwości, ale nie do
sypiania ze mną. To zdarzało się tylko wtedy, gdy
była pijana, a zaraz potem wrzeszczała, wyła, i
wyskoczywszy z domu, biegła do zaprzyjaźnionego
lekarza, który patronował całemu gronu jej
znajomych.

– I w końcu umarła? – spytała Missy, ledwie

zdolna uwierzyć, że taka kobieta mogła znaleźć tak
szybki koniec.

– Pewnego wieczoru okropnie się pokłóciliśmy.

Nie pamiętam już teraz, ale chyba z powodu czegoś
zupełnie nieważnego i idiotycznego. Mieszkaliśmy w
domu, który stal frontem do przystani i
najwidoczniej, kiedy wyszedłem, poszła popływać,
żeby ostudzić swój gniew. Znaleziono jej ciało parę
tygodni później wyrzucone na plażę Balmoral.

– Och, to okropne.
Prychnął.
– Akurat! Policja na wszystkie sposoby

próbowała obciążyć mnie. Na szczęście, gdy
wyszedłem wówczas z domu, spotkałem przyjaciela,
który również został wykopany z łóżka. Udaliśmy się

background image

razem do mieszkania naszego wspólnego znajomego
– kawalera. Tam zostaliśmy do następnego ranka,
pijąc coraz to więcej. A ponieważ służba widziała ją
jeszcze mniej więcej w pół godziny po moim
wyjściu, policja była bezradna. Poza tym wyniki
badań biura śledczego wskazywały, że się po prostu
utopiła. Na jej ciele nie stwierdzono żadnych śladów
pobicia czy przemocy. Ale i tak większość ludzi w
Sydney uważała, że to ja ją zabiłem. Sądzili, iż byłem
zbyt sprytny, aby dać się złapać, a swoich przyjaciół
przekupiłem, żeby złożyli fałszywe zeznania.

– A kiedy to wszystko się wydarzyło?
– Jakieś dwadzieścia lat temu.
– To bardzo dawno. A co robiłeś od tamtej pory?

Co zajęło ci tyle czasu, że dopiero teraz zacząłeś
robić to, co ci najbardziej odpowiada?

– Cóż, opuściłem Australię, gdy tylko

otrzymałem na to zgodę policji. Podróżowałem po
całym świecie. Afryka, Klondike, Chiny, Brazylia,
Teksas. Przez te dwadzieścia lat żyłem na
dobrowolnym wygnaniu. Ponieważ urodziłem się w
Londynie, zmieniłem nazwisko i kiedy wróciłem do
Australii, byłem już obywatelem świata – Johnem
Smithem. Nie miałem przeszłości, a mój majątek
ulokowany był w złocie.

– A dlaczego wybrałeś akurat Byron?
– Z powodu doliny. Wiedziałem, że będzie

wystawiona na sprzedaż, a zawsze chciałem mieć

background image

dolinę.

Czując, że dowiedziała się już prawie

wszystkiego, Missy zmieniła temat. Zaczęła
opowiadać o nieuczciwym i niehonorowym działaniu
spółki Byron Bottle oraz o trudnej sytuacji matki i
ciotki. John Smith słuchał uważnie, wokół jego ust
błąkał się uśmieszek. Kiedy skończyła, objął ją wpół
i posadził naprzeciwko siebie.

– Cóż, pani Smith. Naprawdę nie chciałem cię

poślubić. Ale przyznaję, że za każdym razem, kiedy
otwierasz usta, nie mówiąc już o łóżku, godzę się z
tym faktem coraz bardziej. Jesteś uczciwa,
dobroduszna i jesteś Hurlingfordem z Hurlingfordów,
co stwarza mi szansę, której się nigdy nie
spodziewałem – powiedział.

– To interesujące, jaki obrót mogą przybrać

sprawy.

Resztę drogi do domu przejechali w błogiej

ciszy.

Następnego ranka John Smith wdział świetnie

skrojony i nadzwyczaj elegancki garnitur, białą
koszulę i krawat.

– Cokolwiek chcesz zrobić dzisiaj, musi to być

ważniejsze od naszego ślubu – zauważyła Missy bez
śladu urazy.

– Tak, to prawda.
– Czy jedziesz bardzo daleko?
– Tylko do Byron.

background image

– Jeśli się pospieszę, podrzucisz mnie do mamy?
– Dobry pomysł. Poczekasz tam na mnie aż do

późnego popołudnia, a kiedy przyjadę po ciebie,
przedstawisz mnie swojej rodzinie. Prawdopodobnie
będę miał im wiele do powiedzenia.

„Wszystko układa się bardzo dobrze” –

rozmyślała Missy podczas jazdy wzdłuż grzbietu
doliny. Siedziała na wozie w ślubnej czerwonej sukni
i kapeluszu obok swego niezwykle eleganckiego
męża. – „Nieważne, że zdobyłam go kłamstwem i
podstępem. Lubi mnie. On naprawdę mnie lubi,
nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Właśnie się
przesunął, aby być bliżej mnie. Kiedy minie ten rok,
będę w stanie powiedzieć mu prawdę. Poza tym, jeśli
wszystko ułoży się szczęśliwie, zostanę matką jego
dziecka. Pierwsza żona bardzo go zraniła,
odmawiając rodzenia dzieci. Teraz, gdy jest bliżej
pięćdziesiątki niż czterdziestki, dzieci stały się dla
niego bardzo ważne. Będzie wspaniałym ojcem, bo
ma poczucie humoru”.

Zanim wyruszyli do Byron, pojechał z nią w

poprzek doliny do miejsca za zakrętem, gdzie
zamierzał zbudować dom.

Missy odkryła, że wodospad podczas wietrznego

dnia nie dosięgał dna doliny i zamiast spadać,
tworzył rozpryskujący się wir, który wypełniał
powietrze obłoczkami tęczowej mgiełki. Pod nim
leżał ogromny basen, szeroki i spokojny aż do

background image

miejsca, gdzie przechodził w wąski przesmyk, aby
potem przerodzić się w poprzecinaną kaskadami
rzekę. Woda w basenie miała kolor turkusu egipskich
fajansów, była mętna i gęsta jak syrop. John pokazał
jej, że źródło wód basenu stanowi duży podziemny
strumień, który wypływał z groty pod ścianą skalną.

– To wapień powoduje, że basen ma taki

dziwaczny kolor – wyjaśnił. – A to jest miejsce,
gdzie będziemy mieszkali i skąd będziemy mogli
podziwiać wspaniały powab tej okolicy. To znaczy,
gdzie ja będę mieszkał, bo wątpię, czy ty tego
dożyjesz.

– Wykrzywił twarz. – Widzisz Missy, domów

nie buduje się w jeden dzień, zwłaszcza gdy spada to
na jedną parę rąk. Nie chcę tu żadnych robotników,
bo będą sikali do basenu, upijali się w sobotę,
opowiadając potem niestworzone brednie o tym, co
się rzekomo dzieje w dolinie.

– Umówiliśmy się, że nie będziemy wspominali

o moim stanie zdrowia. A tego domu nie będziesz
budował jedną parą rąk, bo masz jeszcze moje ręce –
powiedziała Missy wesoło. – Nie jest mi obca ciężka
praca, a chata jest tak mała, że utrzymanie jej w
porządku nie zajmie mi dużo czasu. A jak powiedział
doktor, nie stanowi różnicy, czy będę leżała w łóżku
czy pracowała jak wyrobnica – to się po prostu stanie
któregoś dnia i już.

Objął ją i pocałował, tak jakby była dla niego

background image

małym skarbem, a pocałunek sprawił mu
przyjemność. Wyruszyli do Byron dużo później niż
pierwotnie zamierzali, ale żadne z nich nie zwróciło
na to uwagi.

Octavia i Drusilla były w kuchni, gdy Missy

nagle weszła do domu. Spojrzały na nią zaskoczone,
starając się zrozumieć, dlaczego jest ubrana w tę
szkarłatną, koronkową suknię, nie wspominając już o
kapeluszu ozdobionym pełnym wdzięku pióropuszem
ze szkarłatnych strusich piór.

Co prawda nie przemieniła się w ciągu jednej

nocy w piękność, ale na pewno, już na pierwszy rzut
oka, zmienił się jej styl. Była niezwykle elegancka i
biła od niej taka duma, że mimo koloru sukni nie
można jej było pomylić z ulicznicą. Przypominała
raczej obytą w wielkich sferach kobietę z Londynu
niż jedną z mieszkanek Caroline Lamb Place.

– Och, Missy, wyglądasz świetnie – zapiszczała

Octavia, siadając w pośpiechu.

Missy przywitała się z nimi.
– Miło to usłyszeć, ciociu, bo przyznam, że czuję

się cudownie – uśmiechnęła się do nich triumfalnie. –
Przyszłam powiedzieć wam, że wyszłam za mąż –
machnęła przed ich oczyma dłonią z obrączką.

– Za kogo? – spytała rozpromieniona Drusilla.
– Za Johna Smitha. Pobraliśmy się wczoraj w

Katoomba.

background image

Zarówno Drusilla, jak i Octavia natychmiast

odrzuciły myśl o tym, że całe miasto plotkuje o nim,
nazywając zbrodniczym typem. Wyciągnął przecież
ich Missy z kłopotliwego staropanieństwa, musiał
więc być przez nie kochany. Należała mu się
wdzięczność, szacunek i lojalność.

Octavia podskoczyła ociężale, żeby wstawić

czajnik. Poruszała się z większą elastycznością i
swobodą niż zwykle, ale Drusilla była tak zajęta
przyglądaniem się solidnej obrączce córki, że tego
nie spostrzegła.

– Pani Smith! – wymówiła Drusilla dla

eksperymentu. – Coś takiego, Missy, to brzmi
dystyngowanie.

– Prostota jest zawsze dystyngowana.
– A gdzie on jest? Czy przyjedzie, aby się z nami

zobaczyć? – spytała Octavia.

– Ma parę spraw do załatwienia w Byron, ale

myślę, że zrobi to dziś późnym popołudniem. Chce
zobaczyć się z wami, kiedy przyjedzie zabrać mnie
do domu. Myślałam, mamo, że wypełniając zajęciami
ten dzień, mogłybyśmy przejść się do Byron. Muszę
kupić artykuły spożywcze. Chcę też wstąpić do
sklepu wuja Herberta, żeby wybrać parę materiałów
na suknie dla siebie. Ten brąz już mnie wykończył i
nie założę go nigdy więcej. A zamierzam pracować w
męskiej koszuli i spodniach, ponieważ są
wygodniejsze, no i poza tym nikt przecież nie będzie

background image

mnie oglądał.

– Czyż nie dobrze się składa, że kupiłaś maszynę

do szycia, Drusillo? – powiedziała Octavia, zbyt
szczęśliwa, aby zamartwiać się spodniami Missy.

Ale Drusilla zastanawiała się nad czymś tak

ważnym, że ani maszyna do szycia, ani spodnie
Missy nie zwróciły jej uwagi.

– A czy możesz sobie na to pozwolić? – spytała

córkę z niepokojem. – Materiały u wuja Herberta są
tak drogie, zwłaszcza wszystkie inne poza brązem,
więc chyba na nic ci się nie przydam.

– Wydaje mi się, że mogę. John – powiedział mi

ostatniego wieczoru, że zamierza dzisiaj rano złożyć
dla mnie w banku tysiąc funtów. Ponieważ, jego
zdaniem, żona nie powinna zwracać się do męża za
każdym razem, kiedy potrzebuje pieniędzy, ani też
liczyć każdego grosza, który wyda. Prosił mnie tylko
o to, żebym nigdy nie przekraczała sumy, którą mi
wyznaczył – tysiąca funtów rocznie. Czy możecie
sobie wyobrazić? I utrzymanie domu nie jest w to
wliczone! Włożył sto funtów na zakupy w pusty słoik
po kawie i powiedział, że będzie ciągle je tam
wkładał, bo nie chce widzieć sklepowych rachunków.
Och, mamo, ciągle mam te kłopoty z oddychaniem.

– Tysiąc funtów! – oszołomione Octavia i

Drusilla spojrzały na Missy z szacunkiem. – Musi
być bogatym człowiekiem – powiedziała Drusilla
doznając duchowej przemiany, ponieważ zrozumiała,

background image

że nareszcie będzie mogła zagrać na nosie Aurelii,
Auguście i Antonii. „Ha! Missy nie tylko zdołała
wyprzedzić Alicję przed ołtarzem, ale zdaje się,
zrobiła dużo lepszy interes”.

– Tak, wydaje się, że tak – Missy na chwilę

dostosowała się do okoliczności. – Jego hojność
rzeczywiście nasuwa myśl, że jest bogaty, ale wydaje
mi się, iż on jest kimś więcej niż tylko bogatym
człowiekiem. Nigdy, ale to przenigdy nie sprawię mu
kłopotu przekraczając sumę, którą mi wyznaczył. W
tej chwili jednak potrzebuję kilku przyzwoitych
ubrań – nie brązowych! Parę zimowych i letnich
sukienek, to wszystko. Och, mamo! Jak pięknie jest
tam na dole, w dolinie. Nie mam ochoty prowadzić
życia towarzyskiego, chcę być po prostu tam tylko z
Johnem.

Drusilla spojrzała na Missy, nagle zakłopotana.
– Missy, tak niewiele możemy ci dać w

prezencie ślubnym. Ale myślę, że możemy
podarować ci jałówkę rasy Jersey, nieprawdaż
Octavio?

– Oczywiście, że możemy podarować jałówkę –

odpowiedziała Octavia.

– To się nazywa dostać znakomity prezent

ślubny! – powiedziała Missy. – Pokochamy ją, na
pewno.

– Ale najpierw musimy doprowadzić naszą

krowę do byka wuja Persivala – powiedziała Octavia.

background image

– Będziecie musieli trochę na nią poczekać, ale

przy odrobinie szczęścia za kilka miesięcy będzie
mały cielaczek.

Drusilla spojrzała na kuchenny zegar.
– Jeśli chcesz odwiedzić sklepy wujów Herberta

i Maxwella, to powinnyśmy już wyruszyć. Możemy
także umówić się na podwieczorek z Julią, w jej
herbaciarni, żeby opowiedzieć jej wszystkie nowinki.
Słowo daję, będzie zaskoczona!

Octavia szarpnęła się lekko i nie doznała

żadnego bólu.

– Idę z wami! – obwieściła zdecydowanie. –

Dzisiaj nie pójdziecie beze mnie. Choćbym się miała
czołgać na rękach i kolanach, to pójdę!

I tak, w ten późny ranek, trzy panie przechadzały

się w centrum handlowym miasta, trzymając się pod
ręce.

Po drugiej stronie ulicy Octavia zauważyła panią

Cecil Hurlingford – żonę doktora Cecila
Hurlingforda, pastora kościoła w Byron, której
ostrego języka wszyscy starali się unikać.

– Umierasz z ciekawości, prawda ty stara

czarownico? – powiedziała Octavia pod nosem przez
zęby. Uśmiechnęła się przy tym i skłoniła głową tak
sztywno, że pani Cecil zdecydowała się przejść na
drugą stronę ulicy, aby lepiej obejrzeć czerwone
cudo, które przyplątało się do stadka z Missalonghi.

Niestety, Drusilla przerwała tę wycieczkę,

background image

wydawszy z siebie nagły okrzyk połączony ze
śmiechem i wskazała palcem w stronę pani Cecil.

– Och, Octavio, pani Cecil nie poznała Missy.

Pewnie sądzi, że przyłączyła się do nas jedna z
mieszkanek Caroline Lamb Place.

Wszystkie trzy panie z Missalonghi wybuchnęły

śmiechem, a pani Cecil Hurlingford skręciła
pospiesznie do herbaciarni ciotki Julii, aby jak
najszybciej uciec od tego niestosownego wybuchu
wesołości, który najwidoczniej sama wywołała.

– Co za wrzawa! – zapiszczała z radości Octavia.
– Im większa, tym lepsza – powiedziała Missy,

wchodząc w drzwi imperium handlowego wuja
Herberta.

Zajście na ulicy okazało się znakomitym

środkiem wzmacniającym przed tym, co miało
nastąpić w sklepie. Gdy Missy posunęła się do tego,
żeby kupić dla siebie koszulę i spodnie, oszołomiony
wuj Herbert złożył usta w trąbkę. Natomiast James
zabełkotał z przerażenia, kiedy Missy zażądała po
jednej długości materiału z lawendowo-niebieskiej
tafty, morelowego jedwabiu, bursztynowego atłasu i
cyklamenowej wełny. Doszedłszy do siebie wuj
Herbert chciał już pofolgować sobie wydalając ze
sklepu zuchwałą dziewczynę, ale zmienił zdanie i
wręcz spokorniał, kiedy zapłaciła za swoje sprawunki
w złocie. Bez względu na to, jak bardzo zdumiały go
zakupy Missy, Herbert cały czas zaprzątnięty był

background image

rozmyślaniem o tym, co też się dzieje w fabryce
butelek, gdzie odbywało się nadzwyczajne zebranie
udziałowców Byron Bottle. Hurlingfordowie
prowadzący sklepy wysłali na to spotkanie Maxwella
jako swego reprezentanta. Uważali, że Maxwell ze
swoim ciętym językiem najlepiej potrafi walczyć o
ich sprawy. Handel musiał się przecież nadal kręcić.
Jeżeli fabryka butelek oraz – co za tym szło –
łazienki, hotele i zdrojowiska okażą się bezużyteczne,
wtedy sklepy staną się najważniejsze.

– Dostarczysz te wszystkie rzeczy dziś po

południu do Missalonghi, Jamesie – powiedziała
Missy dostojnie, kładąc na ladzie złotego funta
szterlinga. – A to dla ciebie. Zabierz też artykuły
spożywcze, które zamówiłam w sklepie wuja
Maxwella. Mamo, ciociu Octavio, idziemy! Możemy
teraz zjeść lunch z ciocią Julią.

Trzy panie z Missalonghi opuściły sklep z wielką

godnością.

– Och, jakie to wszystko zabawne! –

zachichotała cicho Octavia, idąc już prawie
normalnie. – Nigdy się tak dobrze nie bawiłam!

Missy też była zadowolona, chociaż nieco mniej.

Po prostu nie otrząsnęła się jeszcze z szoku, jakiego
doznała, kiedy rzeczywiście znalazła w banku
obiecane jej przez Johna tysiąc funtów. Nie mogła też
zapomnieć, jak uprzejmie została przyjęta przez szefa
banku, Quintusa Hurlingforda. John Smith polecił

background image

mu, aby pieniądze, które Missy będzie podejmowała,
były wypłacane w złocie, ponieważ w złocie zostały
złożone.

Aż tysiąc funtów! Na dodatek miała już

materiały na sukienki, kupiła koszule, spodnie, a
także kilka par ładnych bucików. Nie potrzebowała
niczego więcej. Gdyby otrzymała sto funtów zamiast
tego zdumiewającego tysiąca, i tak nie
przekroczyłaby tej sumy przed upływem roku. Bo
czyż ona kiedykolwiek posiadała więcej niż jednego
lub dwa szylingi? Mogła więc za tę sumę kupić
matce i ciotce dwukołówkę z osiołkiem. Osiołek
zjada mniej paszy niż koń i zaprzęganie go jest
łatwiejsze. W ten sposób matka z ciotką nie będą
musiały już chodzić pieszo i poniżać się do próśb,
aby przysyłano po nie powóz. Tak, na ślub Alicji
pojadą własną dwukółką z osiołkiem.

Ciotka Julia zdążyła już wydać swoje sto funtów

ze sprzedaży akcji. Polowa herbaciarni była
odgrodzona, a dwóch robotników męczyło się przy
szlifowaniu i przebudowie.

Przeprosiwszy za bałagan, Julia skoncentrowała

uwagę na stroju Missy, podziwiając jego urok.

– Wspaniała suknia i kapelusz, kochanie –

powiedziała. – Ale czy kolor nie jest zbyt
wyzywający?

– Jest zdecydowanie wyzywający – przyznała

Missy bez cienia wstydu. – Widzisz, ciociu, miałam

background image

już tak dosyć tego wiecznego brązu, że wybrałam
kolor najbardziej się od niego różniący. A poza tym
dobrze mi w nim, prawda?

„No tak, tylko czy pasuje do mojej herbaciarni?”

– zastanowiła się Julia, ale nie powiedziała tego
głośno. To nie byłoby grzecznie, krytykować swoją
dobrodziejkę. A że z powodu remontu nie miała zbyt
wielu klientów, mogła mieć cichą nadzieję, że nikt jej
nie posądzi o to, że udostępniła swój lokal komuś z
Caroline Lamb Place. „Och! To o tym plotkowała
dzisiaj pani Cecil Hurlingford! O Boże!”

Tymczasem podprowadziła panie z Missalonghi

do najlepszego stolika i wkrótce podała posiłek
składający się z kanapek, ciasteczek i dużej ilości
herbaty.

– Zamierzam położyć tapetę w kolorach

kremowym, złotym i purpurowym – powiedziała,
przysiadając się do gości. – Krzesła obiję
harmonizującym z tapetami błyszczącym brokatem.
Sufit będzie miał barwę złota. Kanarki też będą miały
klatki w tym kolorze i wszędzie ustawię donice z
palmami. Czy sąsiednie drzwi – pogardliwie ruszyła
głową w kierunku „Olympus Cafe” – będą mogły z
tym konkurować?

Drusilla właśnie otworzyła usta, żeby podzielić

się wiadomością, iż Missy poślubiła Johna Smitha,
który okazał się bogatym człowiekiem, a nie żadnym
szubrawcem, kiedy przez drzwi wpadła Cornelia,

background image

wlokąc za sobą, jak pawi ogon, różnego rodzaju
kolorowe wstążki i przepaski.

Cornelia i Julia mieszkały razem nad

herbaciarnią, która nie do końca stanowiła własność
Julii. Płaciła olbrzymi podatek swojemu bratu
Herbertowi, który solennie zapewniał ją, że już
niedługo spłaci go co do grosza. Tymczasem
zarówno podatek, jak i zainwestowana suma ze
sprzedaży jej domu i pięciu akrów ziemi przyniosły
mu taki zysk, że kupił sobie nowy sklep. Dzielące
wspólny żywot dwie siostry rozkoszowały się
wszelką nową informacją, uzyskiwaną dzięki pracy w
ogólnie dostępnych miejscach – herbaciarni i sklepie
Alicji. Cornelia, mniej pobudliwa z nich dwóch,
musiała zawsze czekać z przekazaniem zdobytych
przez siebie nowych wieści do zamknięcia sklepu,
ponieważ Alicja nie pozwalała jej go opuszczać, gdy
był otwarty. Coś, co miała im do zakomunikowania,
musiało być bardzo ważne, skoro zaryzykowała
gniew Alicji. Cornelia była tak wstrząśnięta
wiadomościami, które przyniosła, że ledwie obrzuciła
spojrzeniem szkarłatny strój Missy.

– Zgadnijcie! – wysapała, padając na krzesło i

zupełnie zapominając o elegancji, której wymagano
od niej w salonie Alicji.

– Co? – spytały wszystkie naraz. Świadome były

tych wszystkich faktów i spodziewały się usłyszeć
coś, co zrobi na nich piorunujące wrażenie.

background image

– Alicja dzisiaj rano uciekła z szoferem

Billy’ego!

– Co???
– Tak, tak, uciekła z kochankiem! I to w jej

wieku! Och, jaki cyrk jest teraz w domu Aurelii!
Histeria na przemian z wściekłością! Mały Willie był
bliski płaczu szukając Alicji, bo nie chciał uwierzyć
w to, co mu napisała. Billy huczał jak wichura, bo
musiał się udać na jakieś bardzo ważne spotkanie w
fabryce i nie mógł zrobić tego, co chciał – napuścić
policję na szofera. Aurelię, sztywną jak kłoda, trzeba
było przenieść do łóżka, a potem wezwać do niej
doktora Nevilla, bo wstrzymał jej się oddech tak, że
aż zemdlała. Wuj Neville zbeształ ją, że wezwano go
bez powodu, i nazwał zepsutym dzieciakiem, co
spowodowało, iż zaczęła wrzeszczeć i pewnie jeszcze
to robi. Edmund opadł zrezygnowany na krzesło i nie
ruszał się, a Ted z Randolphem usiłowali coś zrobić,
żeby go nakłonić do udania się na to spotkanie w
fabryce. A najgorsze było to, że Alicja i szofer
uciekli nowym firmowym autem Billy’ego, tak jak
gdyby to był ich własny samochód.

Zapierające dech opowiadanie Cornelia

zakończyła wybuchem śmiechu, Missy przyłączyła
się do niej, a potem po kolei wszystkie trzy panie
włączyły się do tej kaskady śmiechu wywołanej
wydarzeniami w Mon Repos. Wszystko to wprawiło
je w doskonały nastrój. Teraz, już na spokojnie,

background image

zajęły się dokładną analizą małżeństwa Missy i
ucieczki Alicji z kochankiem, tak ze zapomniały o
podwieczorku.

John Smith przybył do Missalonghi parę minut

przed piątą. Wyglądał na bardzo zadowolonego.
Uprzejmie uścisnął dłoń teściowej, powstrzymując
się od całowania, co zresztą szczerze przypadło jej do
gustu. Przywitał się także z Octavią.

Drusilla musiała przyznać, po raz pierwszy

przyglądając się dokładnie, że ma świetną męską
sylwetkę. Oczywiście wrażenie to wzmagał elegancki
garnitur, świeżo ostrzyżone włosy, a także schludnie
przycięty zarost. Tak, Missy nie miała co się
wstydzić wyboru partnera na życie. To, że był dużo
starszy, nie stanowiło zdaniem Drusilli przeszkody.
Wręcz przeciwnie. Te pięćdziesiąt lat czyniło z niego
odpowiedniego kandydata na męża. Wydawał się też
mieć dobry charakter. Zachowywał się zupełnie
swobodnie w domu i pochwalił zapach baraniny,
który docierał od strony kuchni.

– Mam nadzieję, że ty i Missy zostaniecie u nas

na obiedzie? – spytała Drusilla.

– Z przyjemnością – odpowiedział.
– A co z drogą powrotną? Czy to nie ryzykowne

jechać po ciemku?

– Nie. Konie idą tamtędy po omacku.
Odchylił się na krześle i popatrzył na żonę.

background image

Siedziała naprzeciwko z dumą, której jego pierwsza
żona nigdy nie miała, i posyłała mu rozpromienione
spojrzenia. Mężczyźni to głupcy. Zawsze rozglądają
się za pięknymi kobietami, podczas gdy rozum
podpowiada, że prostota jest dużo ciekawsza. Było
jej bardzo dobrze w tym błyszczącym czerwonym
stroju – wyglądała nie tyle pięknie, nawet nie tyle
ładnie, co interesująco. Było to trochę wyzywające,
ale pasowało do niej. Atrakcyjny, odrobinę nierówny
nos, to wszystko. I gdy tak siedziała, tryskając
życiem, trudno było uwierzyć, że w każdej chwili
mogła umrzeć. Jego serce wypełniło osobliwe
doznanie: „Już jutro... Nie myśl o tym do czasu, aż
się to stanie. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, a
tego ci nie wolno! Nie traktuj jej śmierci tak, jakby to
była kosmiczna zemsta na tobie! Może uda ci się
spowodować, że to się nigdy nie wydarzy!” Przecież
czasem zdarzają się cuda. Zetknął się z tym raz czy
dwa podczas swoich podróży. Uwolnienie się od
pierwszej żony było niewątpliwie jednym z nich.

– Chcę z wami porozmawiać, drogie panie –

powiedział, wracając myślami do spraw aktualnych.

Trzy twarze zwróciły się ku niemu z

zainteresowaniem. Drusilla i Octavia wstrzymały
krzątaninę przy kuchni i usiadły.

– Dziś rano odbyło się w fabryce zebranie

udziałowców spółki Byron Bottle – powiedział. –
Zmienił się zarząd przedsiębiorstwa, to znaczy

background image

przeszedł w moje ręce.

– W twoje? – zapiszczała Missy.
– Tak.
– Więc to ty jesteś tym tajemniczym kupcem?
– Tak.
– Ale dlaczego? Wuj Billy mówił, że ten, kto

skupuje te akcje, nigdy nie odzyska pieniędzy, które
wyłożył! Więc po co to wszystko?

Uśmiechnął się chłodno. I wtedy Missy po raz

pierwszy zobaczyła innego Johna Smitha – silnego i
pełnego kamiennego spokoju Johna Smitha. Johna
Smitha, który nie znał znaczenia słowa
„miłosierdzie”. To jej nie zaskoczyło, ani nie zraziło.
Wręcz przeciwnie – ucieszyło ją. Nie miała przed
sobą pokonanego uciekiniera, walczącego
uporczywie z przeciwnościami losu. Ten
zachwycająco odprężony i spokojny mężczyzna nie
był człowiekiem słabego charakteru. Ale na pewno
istnieli ludzie, którzy błędnie to odczytywali,
uważając za słabość to, co było siłą. Nawet tak
bliscy, jak jego pierwsza żona. Tak, dopiero teraz
zrozumiała, jak tamta kobieta źle go osądziła –
musiała być bardzo ograniczona.

Ale on właśnie zamierzał odpowiedzieć na jej

pytanie, więc całą uwagę skupiła na rozmowie.

– Między mnie a Hurlingfordów już dawno

rzucona została kość niezgody. Nie włączam w to,
oczywiście, was. Większość Hurlingfordów tak

background image

cholernie uległa samozadowoleniu i jest tak bardzo
przekonana o wyższości swego szlacheckiego,
wolnoosadniczego, angielskiego pochodzenia, że za
nic mają takich ludzi jak ja. A ja? Ja wciąż słyszę
szczęk kajdan na nogach matki,

[Brytyjczycy rozpoczęli

kolonizację Australii od tworzenia kolonii karnych. Pierwsza z nich
powstała właśnie w okolicach dzisiejszego Sydney. Matka Johna Smitha
musiała być zatem byłą więźniarką.]

a przed oczyma mam

ukochanego ojca, który był Żydem. Postanowiłem
dostać Hurlingfordów i nie obchodziło mnie, ile to
będzie kosztowało. Dlatego właśnie tu przybyłem.
Tak się jednak szczęśliwie złożyło, że zdobyłem
wystarczająco dużo pieniędzy, aby wykupić spółkę
Byron Bottle bez kłopotu.

– Ale przecież ty nie pochodzisz z Byron –

powiedziała Missy, oszołomiona.

– To prawda, ale moja pierwsza żona pochodziła

z Hurlingfordów.

– Naprawdę, a jak miała na imię? – spytała

Drusilla, która była ekspertem od drzewa
genealogicznego klanu Hurlingfordów.

– Una.
Na całe szczęście Drusilla i Octavia były tak

zainteresowane tym, co mówił John Smith, a John
Smith był tak skupiony na tym, co miał do
powiedzenia, że nie zwracali uwagi na Missy.

Missy siedziała z kamienną twarzą w absolutnym

osłupieniu, niezdolna się poruszyć. Una... Una!

background image

„Jak matka i ciotka mogły zareagować tak

obojętnie na dźwięk tego imienia, przecież poznały ją
i, co więcej, gościły w swoim domu? Czy nie
pamiętają już biskwitów i podpisywania
dokumentów?” – Una? – Drusilla mówiła sama do
siebie. – Niech się zastanowię. Ona musiała być
jedną z córek Marcusa Hurlingforda z Sydney. A
więc Livilla Hurlingford jest jej kuzynką w pierwszej
linii i najbliższą krewną w Byron. Nigdy jej nie
spotkałam. Umarła chyba bardzo dawno temu.
Utonęła, prawda?

– Tak – odpowiedział John Smith.
„Czy to się naprawdę wydarzyło? Czy to stąd ta

świetlista emanacja wokół niej? Czy dlatego
pojawiała się zawsze wtedy, gdy Missy jej
potrzebowała? A co z biblioteką? Czy romanse i
wszystkie inne powieści były tylko wstępem do tej
jednej – o dziewczynie umierającej na serce w
ramionach ukochanego? Akcje na biurku, formularze
i Una jako zręczny sędzia pokoju. Tupet i wesołe
roztrzepanie, cechy tak bardzo pociągające osobę
zamkniętą w sobie, jaką była Missy. Szkarłatna
suknia i kapelusz – dokładnie skopiowane z
wyobraźni Missy, i idealny rozmiar. I to niezwykłe
znaczenie, jakie Una przykładała do wypowiadanych
słów, które wbiło się w pamięć Missy jak woda w
wysuszoną glebę i tak bogato zakiełkowało. Una.
Och, Una. Kochana, świetlista Una”.

background image

– Ale jej ślubne nazwisko na pewno nie brzmiało

Smith – ciągnęła Drusilla. – Było takie rzadko
spotykane, jak Cardmon czy Terebinth, czy też
Gooesflesh. On był bardzo bogatym człowiekiem i
jak sobie przypominam, to był jedyny powód, dla
którego sir William Drugi wydał pozwolenie na ślub.
Tak, teraz dopiero rozumiem, dlaczego oni cię tak
bardzo znieważali, jeśli to ty jesteś tym człowiekiem.

– Tak. Ja to on. I rzeczywiście oni bardzo mnie

obrażali.

– My – powiedziała Drusilla, wyciągając dłonie,

aby wymienić serdeczny uścisk – jesteśmy
zachwycone mogąc przyjąć cię do naszej rodziny,
mój drogi Johnie.

Jego oschłość minęła, a oczy spoczywające na

teściowej stały się łagodne i delikatnie poweselały.

– Dziękuję. Zmieniłem nazwisko, to oczywiste, i

chciałbym, żebyście nie wspominały nikomu o tej
zadawnionej historii.

– Nie wyjdzie to poza ściany Missalonghi –

powiedziała Drusilla i westchnęła, domyślając się, że
zmienił nazwisko, aby zerwać z bolesnymi
wspomnieniami.

To, czego dowiedziała się Missy o Johnie Smisie

od niego samego, było zaledwie skąpą częścią tego, o
czym dowiedziała się teraz, a co wiązało jego życie z
Hurlingfordami z Byron.

– To straszne, że się utopiła – powiedziała

background image

Octavia, potrząsając głową. – To musiało, Johnie,
zranić cię boleśnie. Ale cieszę się, że na koniec
rzeczy przybrały taki obrót. Chodzi mi o fabrykę i w
ogóle. I czy to nie jest interesujące, że przybyłeś tu i
poślubiłeś inną Hurlingfordównę.

– Dzisiaj stało się to nawet pomocne – odparł

spokojnie John Smith.

– Są Hurlingfordowie i Hurlingfordowie, jak w

każdej innej rodzinie – powiedziała szczerze Drusilla.

– Una nie była chyba typem "kobiety, która

nadawała się na żonę, a po tym, co się między wami
wydarzyło, może to i lepiej, że umarła tak młodo. A
Missy – myślę, że to ona cię uszczęśliwi.

Uśmiechnął się i wyciągnął rękę, aby dotknąć

chłodnej dłoni Missy.

– Tak, też myślę, że tak będzie – mimo

odległości, jaka ich dzieliła, udało mu się pocałować
drżące palce Missy. Po czym zwrócił się do Drusilli i
Octavii.

– A powracając do sprawy. Teraz ja mam

kontrolę nad całą spółką Byron Bottle i nad
wszystkim, co się z tym wiąże. Chcę wprowadzić
trochę bardzo potrzebnych zmian. Zasiądę w
zarządzie jako główny dyrektor, a Missy stanie się
moją prawą ręką. Potrzebuję jednak ośmiu nowych
osób na stanowiska kierownicze. Muszę mieć grupę
pracowitych i osobiście zainteresowanych ludzi,
którzy będą mieli na uwadze tak sprawy miasta i jego

background image

mieszkańców, jak i sprawy fabryki. Wymaganą
większością głosów otrzymałem dzisiaj zgodę na
restrukturyzację zarządu i na swój plan działania.
Udało mi się też wykupić resztę udziałów. Sir
William, Edmund Marshall, bracia Maxwell i Herbert
Hurlingfordowie oraz kilka innych osób sprzedało mi
je, kiedy zakończyło się zebranie. Doprowadziła ich
do tego zawiść, co jeszcze bardziej potwierdza to, o
co ich zawsze posądzałem – że są głupcami. Byron
Bottle zostanie rozbudowana i obejmie różnorodne
gałęzie przemysłu. Postaram się, aby prosperowała
dużo lepiej i aby bardziej znaczący był jej wpływ na
polepszenie życia mieszkańców. – Uśmiechnął się i
wzruszył ramionami. – Nie ma co się zastanawiać
nad sir Williamem Hurlingfordem i jemu podobnymi.
W zarządzie potrzebne mi będą kobiety i chcę,
abyście to były wy, drogie panie, oraz Julia i Cornelia
Hurlingford. Wszystkie wspaniale radziłyście sobie ż
ubóstwem i nie brak wam odwagi. Wprowadzenie do
zarządu kobiet stanowi radykalną zmianę w Byron
Bottle, ale zaobserwowałem, że na świecie, w
większości tego rodzaju zarządów zasiadają przede
wszystkim kobiety – i to starsze wiekiem.

Uniósł brwi i spojrzał na Drusillę i Octavię, które

słuchały go jak zahipnotyzowane.

– A więc, czy jesteście zainteresowane moja

ofertą? Naturalnie, będę wam wypłacał dyrektorskie
pensje. Poprzednia rada płaciła każdemu ze swoich

background image

członków pięć tysięcy funtów rocznie. , Natomiast ja,
chcę was uprzedzić, obetnę tę sumę do dwóch tysięcy
funtów.

– Ale my przecież nie mamy zielonego pojęcia,

co trzeba robić! – wykrzyknęła Octavia.

– Większość rad zarządzających nie ma o tym

pojęcia, ale to żadna przeszkoda. Zarządzać będzie
John Smith i pamiętajcie – John Smith wszystkiego
was nauczy. Każdej z was przydzielę określony
zakres obowiązków i sądzę, że potraficie spojrzeć na
stare problemy świeżym okiem, a z nowymi
poradzicie sobie w nietuzinkowy sposób i jak żadna
inna rada zarządzająca.

Spojrzał surowo na Drusillę:
– Czekam na twoją odpowiedź, mamo. Czy

przyłączysz się do mnie, czy nie?

Drusilla z ledwie dosłyszalnym odgłosem

zamknęła otwarte do tej pory usta.

– Ależ oczywiście, że się zgadzam, i moje siostry

również. Jestem przekonana.

– Bardzo dobrze. W takim razie, pierwszą

sprawą, którą musisz załatwić, jest obsadzenie
pozostałych czterech wakatów w zarządzie. Mam na
myśli tylko kobiety.

– To musi być sen – powiedziała Octavia.
– Ależ nie – odparła majestatycznie Drusilla. –

To rzeczywistość, siostro. Panie z Missalonghi
przechodzą w końcu na swoje.

background image

– Co za dzień! – westchnęła Octavia.
W istocie, co za dzień. Za otwartymi tylnymi

drzwiami ukazał się zachód słońca. Missy
obserwowała go ze swojego krzesła. Pomiędzy
porozwiewanymi strzępami wysoko sunących chmur
w kolorze równie szkarłatnym jak jej suknia,
przebłyskiwało zielonkawe niebo. A w sadzie na
owocowych drzewkach mieniły się w blednącym
słońcu kwiaty, przechodząc z bieli w róż i jeszcze
ciemniejszy cyklamen. Ale jej umysł i oczy, tak
bardzo zawsze wrażliwe na piękno świata, nie były
tym razem pochłonięte wspaniałym widokiem. W
drzwiach wejściowych stała uśmiechając się Una.
Una. Una! Och, Una!

– Nigdy mu nie powiedz prawdy, Missy. Pozwól

mu uwierzyć, że to jego miłość i serdeczna troska
uzdrowiły cię. – Una zaśmiała się cicho. – To
mężczyzna, który potrafi kochać – bardzo, bardzo
kochać, ale nigdy nie naraź się na jego gniew.
Sprowokowanie go nie leży w twojej naturze, ale
uważaj, nie kuś losu, nigdy nie powiedz mu prawdy o
swoim sercu. Nie ma takiego mężczyzny, który czuje
się dobrze jako ofiara oszustwa kobiety. A on jest na
to szczególnie wrażliwy. Zapamiętaj więc moją radę:
nigdy mu tego nie powiedz!

– Czy opuszczasz mnie? – spytała Missy z

niepokojem.

– Tak, odchodzę. Wypełniłam już swoją misję.

background image

Teraz chcę odpocząć na najbardziej puszystej,
najbardziej zachwycającej i najbardziej szampańskiej
chmurze, jaką znajdę.

– Una, to mi się nie uda bez ciebie!
– Nonsens, kochanie. Oczywiście, że ci się uda.

Po prostu bądź dla niego dobra. Szczególnie w
pieszczotach. I wszystko ułoży się doskonale. Ale tak
długo, jak długo będziesz żyła, pamiętaj o mojej
przestrodze – nigdy nie powiedz mu prawdy!

Bijący od niej blask powodował, że zlewała się z

zachodzącym słońcem. Zatrzymała się jeszcze na
chwilę w wejściowych drzwiach, a światło przelało
się przez nią i ponad nią. Odeszła.

– Missy, Missy, Missy! Nic ci nie jest? Wszystko

w porządku? Missy, na litość boską, odpowiedz mi!

– John Smith stał przy niej, rozcierając jej dłonie

i spoglądając z rozpaczliwym strachem w oczach.

Zdołała się uśmiechnąć do niego:
– Czuję się zupełnie dobrze, Johnie, naprawdę.

To ten dzień. Zbyt dużo szczęścia.

– Lepiej przyzwyczaj się do takiego ogromu

szczęścia, moje kochanie, ponieważ zaleję cię nim,
przysięgam – powiedział, łapiąc oddech. – Jesteś
moją drugą szansą, Missalonghi Smith.

Przez frontowe drzwi powiał chłodny, lekki

wiatr i jeszcze zanim Drusilla zdołała je zamknąć, do
uszu Missy dobiegł oddalający się szept:

– Nigdy nie powiedz mu prawdy! Proszę, nigdy

background image

nie powiedz...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
McCullogh Colleen Panie z Missalondhi
McCullough Colleen Panie z Missalonghi
McCullough Colleen Czas miłości
McCullough Colleen Credo trzeciego tysiąclecia
McCullough Colleen Bieg Morgana
McCullough Colleen Pieśń o Troi
McCullough Colleen Ptaki ciernistych krzewow (rtf)
McCullough Colleen Ptaki ciernistych krzewów
McCullough Colleen Bieg Morgana
§ McCullough Colleen Nieprzyzwoita obsesja
McCullough Colleen Credo trzeciego tysiąclecia
Colleen McCullough Piesn o Troi
Jesteś o Panie wśród nas
chce panie slawic cie wciaz
Uwielbiam Imię Twoje Panie
Dziś przychodzę Panie mój
Uwielbiam imię Twoje Panie
Czego chcesz od

więcej podobnych podstron