Anne Lise Boge 15 Wiosna

background image

Anne-Lise Boge


Saga Grzech pierworodny

Część 15

Wiosna

Przełożyła Lucyna Chomicz-Dąbrowska

Copyright © 2007 Anne-Lise Boge

background image

Wydarzenia przedstawione w serii powieściowej „Grzech pierworodny" rozgrywają się w

gospodarstwie należącym do rodziny mojej matki. Dwór, przyroda, postaci i tło kulturowe są
autentyczne. Chciałabym jednak zaznaczyć, że ani ludzie, ani cała historia opisana w serii nie
mają żadnego związku z rzeczywistością. To powstało w mojej wyobraźni.

„Niewielu ludzi stać na to, by docenić sukces przyjaciela".

Dziękuję Wam, którzy pozostaliście moimi przyjaciółmi.

Anne-Lise Boge






DZIEJE BOHATERÓW PIERWSZEJ CZĘŚCI SAGI „ GRZECH PIERWORODNY"

W pierwszej, złożonej z trzynastu tomów, części sagi Anne-Lise Boge poznaliśmy kilka

pokoleń rodziny osiadłej we dworze Stornes, pięknym, bogatym gospodarstwie, położonym
nad fiordem w środkowej Norwegii.

Główną postacią sagi jest Mali Stornes, z domu Buvik, którą czytelnik poznaje w 1910

roku jako dziewiętnastoletnią dziewczynę i towarzyszy jej losom w kolejnych tomach serii.
Mali jest córką komornika, pochodzi z najbiedniejszej warstwy społecznej na ówczesnej
norweskiej wsi. Ojciec licznej rodziny nie był w stanie spłacać wszystkich zobowiązań wobec
właściciela ziemi, popadł w długi i rodzinie groziła katastrofa. Mali, najstarsza z córek,
została przyjęta na służbę w bogatym dworze Gjelstad i tam spotkała Johana Stomesa,
jedynego syna i dziedzica wielkiego majątku, starego kawalera, mężczyznę blisko
czterdziestoletniego, który z jakichś powodów do tej pory nie znalazł sobie żony. Johan
Stornes zakochał się w pięknej Mali od pierwszego wejrzenia, ale jego miłość była niczym
opętanie, pożądał tej dziewczyny jak niczego na świecie, gotów był nawet walczyć z własną
matką, która do tej pory rządziła nim i całą rodziną żelazną ręką, i której Johan po prostu się
bał. Matkę zdołał przekonać, gorzej było z samą Mali, która mówiła otwarcie, że nic do niego
nie czuje i że Johan nie jest takim mężczyzną, o jakim ona marzy.

Wkrótce Mali zdała sobie jednak sprawę, że małżeństwo z Johanem mogłoby uratować jej

rodzinę. On bowiem gotów był pokryć wszystkie długi rodziny Buwików, wykupić dla nich
gospodarstwo, czyli dać im niezależność. To oznaczało lepszą przyszłość dla licznego
rodzeństwa Mali, spokój jej matki. I Mali się zgodziła... Nie mogła tylko przestać myśleć i
mówić, że ona nie wyszła za mąż do Stornes, tylko została tam sprzedana.

background image

Została sprzedana czy sprzedała się sama, to już bez znaczenia, tak czy inaczej Johan,

który przed ślubem zapewniał, że będzie ją kochał i nosił na rękach, a Mali na tych jego
zapewnieniach budowała kruchą nadzieję, że może im się jednak jakoś życie ułoży,
natychmiast po ślubie poczuł się w prawach właściciela, a młodą żonę potraktował jak
przedmiot, narzędzie zaspokajania własnej żądzy, i w noc poślubną brutalnie ją zgwałcił.
Mali musiała także wałczyć z surową teściową, która nie tak wyobrażała sobie żonę jedynego
syna, a na małżeństwo zgodziła się tylko dlatego, iż Johan zapowiedział, że innej nie weźmie,
co z kolei oznaczało brak dziedzica dla wielkiego majątku. Nędzarka Mali musiała więc
odpokutować za to, że ów jedyny syn zapłonął do niej taką namiętnością. Pociechą dla
nieszczęsnej dziewczyny jest przyjaźń z babką Johana, bardzo mądrą staruszką, która wiele w
życiu doświadczyła, no i jej własne marzenia, że może z czasem los okaże się łaskawszy.

Jednym z ostatnich wydarzeń przed ślubem Mali, kiedy jeszcze była służącą u dawnych

chlebodawców, było pojawienie się w okolicy cygańskiego taboru, prowadzonego przez
niezwykle urodziwego młodzieńca Jo. Ów Cygan Jo i Mali rozmawiali ze sobą kilkakrotnie, w
niej jego obecność budziła gwałtowne uczucia. Zresztą w nim również W rok później, po
bardzo bolesnych przeżyciach w roli mężatki, bita i poniewierana przez męża, źle traktowana
przez teściową, przekonana, że nigdy w życiu nie zazna już szczęścia, Mali ponownie spotyka
Jo. W dodatku tym razem Cygan zostaje zatrudniony w Stornes jako robotnik sezonowy na
całe lato. Mali kompletnie traci spokój.

Ona też nie jest mu obojętna, nie trzeba długo czekać, a spragniona miłości dziewczyna

przestaje nad sobą panować. Uczucie trwa kilka tygodni, jest gwałtowne i wspaniałe, Mali
oddaje się ukochanemu mężczyźnie bez reszty, kiedy jednak Jo musi wyjechać i prosi Mali, by
rzuciła wszystko i poszła z nim, ona odmawia. Jeśli opuści Stornes, jej rodzina z pewnością
znowu znajdzie się w nędzy, Mali nie może na to pozwolić, poświęca się po raz drugi.

W jakiś czas po wyjeździe Cyganów okazuje się, że Mali będzie miała dziecko. Z Johanem

dotychczas w ciążę nie zachodziła, jest przekonana, że z jego winy, a zatem urodzi dziecko Jo!
Ogarnia ją wielka radość, ale z drugiej strony przerażenie, co będzie, jeśli prawda wyjdzie na
jaw?

Sam Johan i jego rodzice są uszczęśliwieni - nareszcie urodzi się dziedzic dworu! Tylko

babka Johana wie, jak jest naprawdę, ona od początku znała tajemnicę Mali, na szczęście
mądra staruszka jest po stronie dziewczyny i przekonuje ją, że wszystko będzie dobrze.

Na świat przychodzi chłopiec, Sivert. Jest niczym skórka zdjęta z ojca, ale jakoś nikt ani w

rodzinie, ani we wsi za bardzo nie domyśla się, co się stało. Przynajmniej na razie nikt nie
mówi, że to cygański bękart.

Życie Mali nareszcie zyskuje sens, będzie ona teraz za wszelką cenę dążyć do tego, by

owoc jej jedynej miłości, ukochany syn, został dziedzicem Stornes. Samotnie dźwiga swoją
tajemnicę, ów grzech pierworodny, którym się okryła, zdradzając męża, grzech, z którego
konsekwencjami będzie się zmagać do końca swoich dni, ale wie, że robi to wszystko dla
Siverta. Johan jest nieprzytomnie zakochany w chłopcu i niczego złego nie podejrzewa. Ona
myśli tylko o Jo, wciąż bardzo za nim tęskni i po kilku latach on znowu się pojawia. Mali jest
akurat z dzieckiem na górskim pastwisku, tam przychodzi do nich Jo, który o istnieniu syna
nie miał pojęcia. Po raz drugi prosi Mali, by z nim odeszła, ale ona ponownie odmawia -
Sivert jest przecież dziedzicem Stornes! Na pastwisku zjawia się też Johan i nagle, kiedy widzi
Małego Siverta obok Jo, dociera do niego prawda. W strasznym gniewie spycha rywala w
przepaść. Jo ginie, Mali z Sivertem wracają do domu. Johan nie pozwoli im odejść, ale
odpycha od siebie uwielbianego dotychczas syna, a życie Mali zamienia w jeszcze większe
piekło. On sam płaci za to chyba największą cenę, świadomość, że utracił wszystko, że z
człowieka bogatego, który miał piękną żonę i wspaniałego syna, stał się zwyczajnym
rogaczem, a żona wołała Cygana, podkopuje jego zdrowie i po jakimś czasie Johan umiera
na zawał. Wkrótce się jednak okaże, że Mali ponownie jest w ciąży, tym razem nie ma

background image

wątpliwości, że nosi dziecko Johana! Po kilku miesiącach na świat przychodzi chłopiec Ola
Johan Stornes, którego w rodzinie będzie się nazywać Oja.

Mali wciąż tęskni za zmarłym kochankiem, ale teraz przynajmniej już na nic nie czeka,

uważa, że wszystko, co w życiu najważniejsze, ma za sobą. Jest jednak w gospodarstwie sama,
tylko ona i służba, bo wcześniej teść, stary Sivert Stornes, zginął w wypadku, teściowa Beret
już się nie miesza do prowadzenia dworu, Mali potrzebuje więc zarządcy i kogoś, kto by jej
doradzał. I wtedy pojawia się Havard Gjelstad. Znają się z czasów, kiedy Mali była służącą u
jego rodziców, Havard zawsze okazywał jej specjalne zainteresowanie, a nawet więcej, nie
ukrywał, że gdyby tylko zechciała, on zrobiłby dla niej wszystko. Młodzi nie potrzebują wiele
czasu. Wkrótce po urodzeniu synka Mali wychodzi za mąż za Havarda, on przyjmuje
nazwisko Stornes.

I w końcu można by powiedzieć żyli długo i szczęśliwie. Ale los nie jest dla Mali aż taki

łaskawy. Owszem, znalazła nareszcie życiową przystań u boku ukochanego i kochającego
mężczyzny, jest zamożna, cieszy się coraz większym szacunkiem sąsiadów, ale przecież
popełniła grzech, grzech pierworodny, jak sama o tym myśli, i musi za niego pokutować.

Nieustannie trawi ją lęk, że sprawa pochodzenia Siverta wyjdzie na jaw, i wie, że ludzie by

jej tego nie wybaczyli. A co by powiedział mąż? Mali obawia się, że musiałaby wraz z
dzieckiem opuścić dwór. Sam Sirert też dostarcza matce powodów do zmartwienia. Chłopiec
rośnie, ale jakoś nie widać, żeby się szykował do roli gospodarza. Któregoś roku do dworu
znowu przyjeżdżają Cyganie z tego samego rodu, z którego pochodził Jo, i stary skrzypek
stwierdza, że Sivert jest niezwykle uzdolniony muzycznie. Doradza Mali, by kupiła synowi
skrzypce. Te skrzypce staną się przyczyną jej wieloletniej udręki. Bo Sivert odkrywa, że tak
naprawdę pociąga go wyłącznie muzyka i jej chce się poświęcić, a nie prowadzeniu dworu,
choćby i najbogatszego.

Mali i Havard mają córeczkę, Ruth, wszystkie dzieci chowają się zdrowo, tylko z Oją są

kłopoty. Mali jakoś nie ma serca do tego syna, zbyt jej przypomina Johana i straszne lata,
które przeżyła z pierwszym mężem. Malec wyczuwa matczyny chłód, robi się krnąbrny, uparty
i złośliwy, przez co staje się jeszcze bardziej podobny do ojca. Tylko że to on wykazuje
ogromne zainteresowanie gospodarstwem, Mali sama musi przyznać, że z niego to by dopiero
był wspaniały dziedzic!

Tymczasem kolejnego lata znowu przyjeżdżają Cyganie. Ten sam, od dawna znajomy

tabor. Mali przeżywa szok, bo nieoczekiwanie staje przed nią mężczyzna dokładnie taki sam
jak Jo. Gdyby nie wiedziała, że Jo nie żyje, byłaby pewna, że to on! Ale to młodszy brat Jo,
Torgrim. Ożywają pogrzebane wspomnienia, wraca tęsknota za pierwszą miłością. Choć Mali
od dawna była pewna, że wszystko, czego pragnęła jako kobieta, daje jej Havard, nie jest w
stanie się powstrzymać, marzy, by jeszcze raz przeżyć tamte uniesienia, jeszcze raz znaleźć się
w ramionach Jo. Jest jak opętana, tropi i śledzi młodego mężczyznę, który nie bardzo wie, co
to oznacza. W końcu dochodzi do spotkania, ale będzie ono rozczarowaniem. Torgrim uważa,
że Mali mu się oddaje, bo nie znalazła spełnienia w małżeństwie, on sam nie ma w sobie nic z
Jo, nie ma w nim miłości ani czułości tamtego, Mali musi przyznać, że popełniła błąd. Drugi
raz popełniła błąd i teraz będzie już tylko pragnąć, żeby wymazać go z pamięci. Zapomnieć
jednak nie jest łatwo, bo w jakiś czas później Mali stwierdza, że znowu jest w ciąży, i nie wie,
czy to dziecko Havarda, czy może Torgrima. Jest w rozpaczy. Gdyby urodziła drugie
czarnowłose, podobne do Jo i do Siverta maleństwo, ludzie z pewnością domyśla się
prawdy... Mali nie znajduje innego wyjścia, postanawia pozbyć się płodu. Przygotowuje
bardzo silny wywar ziołowy, stosowany w takich sytuacjach przez wiejskie akuszerki, i pije go
systematycznie. Po paru tygodniach przychodzi krwotok, Mali jest pewna, że poroniła,
wyznaje Havardowi, że była w ciąży, ale straciła dziecko, czym on strasznie się martwi, ale
też stara się pocieszać żonę.

background image

Tymczasem krwotok był fałszywym alarmem, wkrótce wychodzi na jaw, że ciąża nadal się

rozwija, i teraz nic już nie można na to poradzić. Rodzi się synek, dziecko Havarda, ma jego
włosy, jego niebieskie oczy, ale jest słabiutki, niezdolny do życia i wkrótce umiera. Skutki
pierworodnego grzechu Mali zatoczyły kolejny krąg, teraz będzie musiała żyć również ze
świadomością, że zabiła Havardowego syna. To kolejne brzemię, które musi dźwigać sama
tak jak poprzednie, nikt jej w tym nie pomoże, przede wszystkim dlatego, że nikt nie może
poznać prawdy. Mali bardzo by chciała jednak dać Havardowi syna, po śmierci Małego
Havarda stara się znowu zajść w ciążę i w końcu jej się udaje, dziecko przychodzi na świat
zdrowe, ale widocznie Bóg jej nie przebaczył tego, co zrobiła, bo to nie jest syn. Córeczka
Dorbet będzie wielką miłością Havarda, ale syna Mali ukochanemu mężowi dać nie może.

Mija kilka spokojniejszych lat, Mali bardzo intensywnie rozwija talent, który posiada i

który od dawna byt dla niej źródłem radości. Gospodyni Stornes jest mianowicie bardzo
uzdolnioną tkaczką, tka z wełny makaty, kilimy i narzuty. Z upływem lat staje się prawdziwą
artystką, co zresztą zostaje zauważone nie tylko przez najbliższe otoczenie. Ludzie bardzo
chcą kupować jej piękne wyroby. Talent artystyczny zaczyna też przeważać w poczynaniach
Siverta, chłopak wyjeżdża z domu, żeby uczyć się muzyki, i odnosi sukcesy. Mali jest coraz
bardziej zaniepokojona, że najstarszy syn nie zechce przejąć dziedzictwa, o które tak walczyła
z losem właśnie dla niego.

Najgorsze jednak ma ją dopiero spotkać. Otóż pewnego dnia dorosły już Sivert przyjeżdża

do Stornes w towarzystwie bardzo pięknej czarnowłosej dziewczyny imieniem Tordhiłd i
oznajmia, że to jego ukochana. Mają zamiar się pobrać, i to jak najszybciej, bo Tordhild jest
w ciąży. Mali z przerażeniem patrzy na dziewczynę. To Cyganka, co do tego nie może być
wątpliwości, poza tym tak zdumiewająco podobna do Jo, że Mali ogarnia przerażenie. Jak się
okazuje, uzasadnione - Tordhild jest córką Jo! Mali nie wiedziała o nim wszystkiego. Wtedy,
tamtego lata, kiedy połączyło ich uczucie, on miał już żonę i córkę. Pewnie chciał je opuścić,
skoro proponował Mali, żeby z nim pojechała, ale to nie zmienia faktu, że ją oszukał, zataił
prawdę.

Co zrobić teraz, skoro Sivert i Tordhild są przyrodnim rodzeństwem? I ona jest w ciąży...

Przecież to straszny grzech, ale też przestępstwo wobec prawa. Mali nie może postąpić
inaczej, musi obojgu młodym powiedzieć, kim są. Szok przeżywają oboje, ale większy jednak
Sirert, bo okazuje się, że do tej pory niewiele wiedział o sobie samym, żył w przekonaniu, że
jego ojcem był Johan Stornes, który najpierw bardzo go kochał, a potem od siebie odepchnął.
Sivert nie może tego matce wybaczyć, ciska jej w twarz, że jej nienawidzi i nie chce jej znać,
po czym oboje z Tordhild w największym pośpiechu wyjeżdżają. Mali musi wyznać prawdę
Havardowi.

Dla niego jest to też straszny wstrząs. Wzburzony wybiega z domu. Spotyka Laurę, młodą

kobietę z sąsiedztwa. Od najmłodszych lat Havard bardzo jej się podobał, posyłała mu
powłóczyste spojrzenia, on jednak nie widział nikogo poza Mali. W tym stanie ducha, w jakim
znajduje się teraz, Havard jest wobec Laury bezbronny i spędza z nią noc.

Wkrótce wraca do Mali, jest pewien, że ta sprawa z Laurą to nic takiego, jest mu wstyd,

ale znajduje dla siebie rozmaite usprawiedliwienia. I tak będzie, dopóki się nie okaże, że
Laura jest w ciąży. Wprawdzie niedawno owdowiała, więc wszyscy sądzą, że to dziecko
zmarłego męża, ona jednak wie, że ojcem jest Havard, i nie zamierza tego przed nim ukrywać.
Ma też wobec niego sprecyzowane plany. Małżeństwo Mali wkracza w bardzo poważny
kryzys. Ona wie, że musi Havardowi wybaczyć, skoro on jej wybaczył grzechy, które mu
wyznała. Wciąż jednak żyje w lęku, że zatajona mroczna historia Torgrima i malutkiego
Havarda, który żyt ledwie kilka tygodni, wyjdą na jaw, a wtedy na pewno utraci męża. Bo są
granice tego, co człowiek może wybaczyć, nawet jeśli tym człowiekiem jest Havard i w
dodatku jest tak zakochany jak on w Mali.

background image

Wybacza Havardowi zdradę, choć nigdy nie pozbędzie się strachu, że miłość do tego

nieślubnego synka może zwyciężyć i Havard porzuci ją i dzieci po to, by żyć dalej z Laurą i
synem. Havard zapewnia, że nigdy do tego nie dojdzie, ale cóż człowiek wie o uczuciach? Tak
więc Mali żyje na pozór szczęśliwie i dostatnio, nieustannie jednak uczucie szczęścia
przeplata się z lekiem, że prawda o jej zatajonych przed światem grzechach wyjdzie na jaw.

Z ulgą przyjmuje do wiadomości, że Sivert po kilku latach już nie żywi do niej nienawiści,

ale umiera ze strachu na myśl o tym, że jej syn, który tymczasem zdobył światową sławę jako
znakomity skrzypek, będzie kiedyś musiał ponieść konsekwencje tego, że ożenił się ze swoją
przyrodnią siostrą i w dodatku ma z nią dziecko. Dla niego jednak miłość była wartością
największą. Miłość do Tordhild oraz do muzyki, dla nich zrzekł się - na rzecz młodszego brata
- prawa dziedziczenia dworu. Może z czasem zdoła też pojednać się z matką?







ROZDZIAŁ 1.


- Co to, u licha? Bengt przyjechał! Stało się coś? Havard wyjrzał przez okno i zdumiony

obrócił się do Mali, która właśnie zagniatała ciasto, bo po południu spodziewała się gości.
Rodzeństwo wraz ze swoimi rodzinami obiecało się stawić niemal w komplecie. Mali stanęła
obok Havarda i odsunęła firankę. Rzeczywiście, długimi krokami do budynku zbliżał się
Bengt. Czapkę miał naciągniętą na uszy i podniesiony kołnierz, bo choć dzień był mroźny i
bezchmurny, to ostry wiatr przenikał do szpiku kości. Gwałtowne podmuchy unosiły
śniegowy puch, a wirujące w powietrzu płatki błyszczały w powietrzu jak srebrny pył.

- Mam nadzieję, że w Innstad nie wydarzyło się nic złego - z niepokojem odezwała się

Mali, czując, że na plecach cierpnie jej skóra. - Ale przecież w Nowy Rok bez powodu nikt
się nie zjawia z wizytą o tak wczesnej porze. Nawet taki bliski sąsiad - dodała.

- Zadzwoniliby, gdyby chodziło o coś naprawdę poważnego - stwierdził z przekonaniem

Havard. - Z pewnością jednak Bengt przynosi jakieś nowiny.

Rozległo się tupanie w sieni i nim gość zdążył zapukać, Havard otworzył mu drzwi.
- Wejdź! - zaprosił do środka. - Nie zdejmuj butów, nie nabrudzisz, bo to świeży śnieg.

Szczęśliwego nowego roku! - życzył od progu.

- Dziękuję, nawzajem - odpowiedział Bengt, zdejmując czapkę. - Sigrid też kazała...
- Ale chyba nie przyjechałeś tu tylko z życzeniami noworocznymi - przerwała mu Mali z

napięciem w głosie. - Co się stało?

Bengt usiadł na krześle przy drzwiach i rozpiął kurtkę z samodziału, po czym wyrzucił z

siebie:

- Knut Gran nie żyje!
W izbie zapadła kompletna cisza. Ane, która zmierzała właśnie do spiżarni, zatrzymała się

gwałtownie i popatrzyła z niedowierzaniem na gościa, a Ingeborg otworzyła usta ze
zdumienia i wypuściła z rąk miotłę. Mali odruchowo chwyciła się za szyję, bo nie mogła
przełknąć śliny i miała wrażenie, że zaraz się udusi.

- Co ty mówisz? - odezwał się Havard ochrypłym głosem. - Knut Gran... Ale jak to...
- Dowiedzieliśmy się przez przypadek - wyjaśnił Bengt. - Lisbeth Oppstad, która często

przybiega do Sigrid, gdy ma jakieś kłopoty, zjawiła się u nas rankiem całkiem rozbita i
opowiedziała, że wczoraj późnym wieczorem z tą wiadomością zadzwoniła do nich Laura.
Zdaje się, że Knut chciał iść do wygódki, ale był pijany i po ciemku pomylił kierunek.

background image

Zamiast tego wszedł na podjazd do stodoły i stamtąd się zwalił... Tak przynajmniej się
domyślają.

- Niemożliwe, by się zabił, spadając z takiej wysokości. Leży przecież tyle śniegu -

wykrztusiła Mali.

- Uderzył głową w kamienne płyty, ułożone w stertę przy ścianie obory - wyjaśnił Bengt. -

Spadł prosto na nie i złamał kark. Tak mówiła Lisbeth, a Sigrid mi to powtórzyła.

- Co za pech - odezwał się Havard, pocierając twarz wierzchem dłoni. - Po co on, u licha,

zimą trzymał te kamienie na zewnątrz? Przecież odwilży można się spodziewać dopiero za
parę miesięcy! Co prawda słyszałem, zanim jeszcze spadł śnieg, że się przymierzał do
wyłożenia kamieniami dziedzińca, ale widać nie zdążył. Postąpił jednak mało rozsądnie,
składując je zimą na dworze.

Havard odgarnął dłonią grzywkę i westchnął ciężko, a po chwili zwrócił się znowu do

Bengta:

- Knut zajechał tu wczoraj z Laurą po Olę Havarda. Miał mocno w czubie, ciskał się i

wygrażał. Tyle że ten chłop właściwie wciąż pił i nie nadążał trzeźwieć. Ale kto by pomyślał,
że to jego ostatnie chwile...

- Mnie też się nie chce wierzyć - powtórzyła Mali, kierując nieobecne spojrzenie za okno

w stronę stodoły. - Przecież i u nas nieraz się zdarzyło, że ktoś spadł z podjazdu, nawet
dzieciaki, ale nikt się jakoś nie zabił...

- Jak się niefortunnie upadnie, wcale nie trzeba dużej wysokości - wtrącił Havard. -

Człowiek nie ma szans, gdy połamie sobie kark. - Popatrzył na Mali i zmarszczył brwi. - Co z
tobą? - zapytał. - Widziałaś przecież, w jakim stanie był Gran, kiedy przyjechał tu wczoraj
przed podwieczorkiem. Nie pamiętasz? Wściekał się i ciskał jak rozjuszony byk, i nie ustąpił,
kiedy...

Umilkł gwałtownie i popatrzył na Bengta. Najwyraźniej nie miał ochoty, by gość się

dowiedział o szczegółach tego, co się zdarzyło poprzedniego dnia w Stornes. - Jeśli po
powrocie do domu pił dalej, to wiecie...

Mali milczała. Z przerażeniem przypomniała sobie scenę, kiedy Havard uderzył męża

Laury, i na nowo zimne szpony strachu zacisnęły się na jej sercu. Knut doznał nagłego
olśnienia i wykrzykiwał z wściekłością, że nie wierzy w to, iż Ola Havard jest tylko ich
chrześniakiem. Pojął prawdę, mimo że był pijany w sztok.

Właściwie Mali nigdy się nie bała, że Laura zdradzi coś o Oli Havardzie. No, może na

początku żywiła pewne obawy, z czasem jednak pojęła, że Laura będzie milczeć. Bo jeśli
ujawniłaby, że to Havard jest prawdziwym ojcem chłopca, sobie tylko by narobiła kłopotów.
Ludzie wzięliby ją na języki i właśnie w nią uderzyłyby z całą siłą plotki. Bo chociaż dla
tutejszych mieszkańców każda sensacja była jak woda na młyn, to jednak w tej sprawie
Stornesowie mieli silną pozycję. Oskarżenia Laury wywołałyby powszechne oburzenie, że
śmie oczerniać kogoś, kto okazał tyle troski jej osieroconemu przez ojca dziecku. Laura
musiała wiedzieć, że Havard nie zostawi swojego syna bez opieki, zwłaszcza teraz, ale
równocześnie zdawała sobie sprawę, że Havard uciąłby z nią wszelkie kontakty, gdyby go
zaczęła publicznie szkalować, a tego sobie zdecydowanie nie życzyła, bo wciąż budził w niej
pożądanie. Mimowolnie Mali przywołała w pamięci twarz Laury. Przypomniała sobie, jak
poprzedniego dnia oczy rywalki napełniały się blaskiem za każdym razem, gdy spoglądała na
Havarda, kiedy zaś odwracała się w stronę Knuta, nie kryła pogardy i gniewu. To
małżeństwo, podobnie jak jej poprzednie, z Olą Storhaugiem, także nie było zbyt udane,
pomyślała.

A teraz Laura znów owdowiała. Miała zaledwie trzydzieści sześć lat, a pochowała już

dwóch mężów i obaj stracili życie w tragicznych okolicznościach. Ola Storhaug zginął w
lesie. Wypadki przy wyrębie zdarzają się, niestety, nierzadko - Stary Sivert, pierwszy teść
Mali, w taki sam sposób dokonał swojego żywota. Po śmierci Oli Storhauga krążyły jednak

background image

jakieś plotki, że na uprzęży pod końskim brzuchem tkwił ostry gwóźdź, który nie wiadomo
skąd się tam wziął. To wyjaśniałoby poniekąd, dlaczego koń się znarowił i stanął dęba, w
wyniku czego grube ciężkie pnie zwaliły się i przygniotły Olę.

Bliższych szczegółów Mali nie znała, bo plotki szybko ucichły, jakby ludzie obawiali się o

tym rozmawiać. Wtedy nie poświęciła temu zbyt wiele uwagi, teraz jednak tamta sprawa
ożyła w jej wspomnieniach. Upadek z podjazdu do stodoły w zimową noc, kiedy na dworze
leży tyle śniegu, nie powinien przecież skończyć się śmiercią człowieka. Chociaż... te
nieszczęsne kamienie...

Mali przeczesała palcami włosy i poczuła, że dłonie jej się lepią od potu. Uświadomiwszy

sobie, że rozważa niewyjaśnione okoliczności śmierci dwóch mężów Laury, oblała się
rumieńcem. Przecież to całkiem niedorzeczne, zawstydziła się. W obu przypadkach doszło do
tragedii, nie mogło być inaczej...

- Dziś w Storhaug jest lensman - odezwał się Bengt, przerywając rozmyślania Mali.
- Lensman? Dlaczego? - Havard popatrzył zaskoczony na Bengta.
- No, nie wiem. Zdaje się, że ma obowiązek przyjechać, jeśli nie było świadków

nieszczęścia. Pewnie i w tym przypadku o to chodzi - dodał pośpiesznie.

Mali znieruchomiała, bo dotarło do niej, że nie tylko ona zastanawia się nad tym, co

naprawdę się wydarzyło w Storhaug. Nie była bowiem pewna, że lensman złożył tam
wyłącznie rutynową wizytę.

- Ciekawe, jak to wszystko zniósł Ola Havard - odezwał się Havard i popatrzył niepewnie

na Mali. - Dla tego chłopca śmierć ojczyma musiała być wstrząsem, a teraz jeszcze przybycie
lensmana...

- Lisbeth wspomniała, że spodziewa się Laury i Oli Havarda wieczorem. Starszy syn, Ola

Peder, ma podobno zostać we dworze. Ten chłopak świetnie sobie radzi z prowadzeniem
gospodarstwa, mimo że jest jeszcze bardzo młody. Ludzie mówią, że wdał się całkiem w
swego dziadka, starego Olę Storhauga, bo oprócz gospodarstwa nic się dla niego nie liczy.
Jego świętej pamięci ojciec nie był taki - dodał. -Szczęście w nieszczęściu, że ta śmierć nie
dotknęła chłopców bezpośrednio. Swojego ojca stracili już wiele lat temu. Olę Pedera nie
łączyły z Knutem Granem bliskie stosunki, a Ola Havard... - urwał Bengt, który zdążył się
rozgrzać w ciepłej izbie i twarz mu poczerwieniała.

- A czy ten Gran w ogóle był z kimś w bliskiej przyjaźni? - wtrąciła się do rozmowy

Ingeborg. - Nie słyszałam o nim ani jednego dobrego słowa. Jedynie to, że...

- Wystarczy, Ingeborg! - przerwała jej Mali. - Plotki nas tu nie obchodzą, wiesz o tym.
- Plotki, plotki - mruknęła Ingeborg niechętnie, pochyliwszy twarz nad balią. - Żeby to

tylko były plotki!

Bengt wstał z krzesła i zapiął kurtkę. Ściskając w dłoniach czapkę, tłumaczył się:
- Przyjechałem czym prędzej do was, bo pomyślałem sobie, że powinniście o tym

wiedzieć. Jesteście tacy dobrzy dla Oli Havarda, a dla niego z pewnością nastały teraz ciężkie
chwile. Chłopak musiał bardzo przeżyć to, co się stało, mimo że Knut nie był jego ojcem. Ma
się rozumieć...

Umilkł, a w powietrzu zawisły niedopowiedziane słowa.
- Rzeczywiście, masz rację - odparł Havard i zerknął znów pośpiesznie na Mali. - Może

powinniśmy...

- Dziś będziemy mieć pełen dom gości - skwitowała krótko. - Widuję moje rodzeństwo

wraz z rodziną bardzo rzadko i od dawna już cieszyłam się na to spotkanie. Nie byliśmy w
tym roku w Buvika ani przed Bożym Narodzeniem, ani w czasie świąt, bo mieliśmy na
głowie ślub i wesele. Mimo że niektórzy z moich krewnych byli na weselu, to jednak nie to
samo, co spotkanie w gronie najbliższych.

Nagle uświadomiła sobie, że niczym nie poczęstowała Bengta.
- Napijesz się kawy? - zaproponowała.

background image

- Nie, dziękuję, jadłem śniadanie.
- Pewnie w Storhaug odbędzie się dziś nabożeństwo - zastanawiała się głośno Mali i

odstawiła na bok czajnik, który zamierzała podgrzać na piecu. - Wiesz coś o tym, Bengt?

- Zdaje się, że ma być koło południa.
- Ja nie jadę - oświadczyła Mali. - Zresztą nie sądzę, by się tam nas spodziewano. Ale jeśli

będzie trzeba, to pojedziesz sam, Havardzie.

Havard popatrzył na Bengta, a w jego spojrzeniu kryła się niepewność.
- A wy co uradziliście? Ktoś od was pojedzie do Storhaug?
- Sigrid powiedziała, że lepiej będzie złożyć wizytę kondolencyjną w Oppstad, kiedy

przyjedzie tam Laura. Podobno ma zostać w rodzinnym domu do pogrzebu. Właściwie nie
należymy do grona najbliższych sąsiadów i znajomych Storhaugów - dodał. - Z Knurem
Granem też nas nic nie łączyło, dlatego chyba wystarczy, jeśli wyrazimy swoje współczucie
tu, na miejscu, w Oppstad, i w ten sposób okażemy szacunek mieszkańcom tego dworu.

- W takim razie my uczynimy podobnie – zadecydował Havard. - Wydaje mi się, że tak

będzie właściwie. A ty, Mali, jak sądzisz?

- To chyba najlepsze wyjście. Przy okazji dowiemy się, czy Ola Havard będzie mógł

spędzić u nas parę dni - dodała. - Jego obecność na pogrzebie Knuta Grana nie jest, moim
zdaniem, konieczna. W końcu to nie był jego ojciec - powtórzyła i zarumieniła się,
przypominając sobie, czyim naprawdę synem jest chłopiec. - Chyba że w Oppstad będą
chcieli zatrzymać małego.

- Dowiemy się - ożywił się Havard, a w jego głosie zabrzmiała nadzieja.
Mali domyślała się, że mąż najchętniej od razu zabrałby Olę Havarda, bo wydawało się

mu, że w Stornes będzie dziecku najlepiej. Może miał i rację, ale Mali nie mogła na to
pozwolić. Obawiała się zbyt częstych odwiedzin chłopca, a zwłaszcza tego, że malec za
bardzo się do nich przywiąże.

Nie godziła się również ze względu na Laurę, której z pewnością bardzo by odpowiadało

takie rozwiązanie, bo miałaby pretekst, by zjawiać się w Stornes nieproszona o każdej porze.
Niedoczekanie, zaperzyła się w myślach Mali. Nigdy do tego nie dopuszczę!

Zerknęła na Havarda i ze ściśniętym sercem uświadomiła sobie, ile dla niej znaczy. Siła jej

uczuć niemal ją przeraziła, bo kogoś, kto tak kocha, łatwo jest zranić. Nie miała pojęcia, czy
przeżyłaby, gdyby mąż odszedł do Laury, kobiety, która urodziła mu syna.

Zapatrzyła się w jego niebieskie oczy i piękny uśmiech. Dłonie, duże, twarde dłonie

człowieka, który zna trud ciężkiej pracy, potrafią być takie delikatne, myślała, czując nagłą
ochotę, by się do niego przytulić, odgarnąć palcami jasną grzywkę, oprzeć mu głowę na
piersi, chłonąć jego zapach i bijące od niego ciepło. Jakże chciałaby usłyszeć szeptane do
ucha miłosne wyznania i poczuć gorący oddech pożądania.

Zdradził ją jeden jedyny raz. Kiedy Mali wracała do tego pamięcią, doznawała bolesnego

ukłucia w sercu. Laura pochwyciła Havarda w zastawioną przez siebie sieć i zabrała go jej na
jedną noc. A teraz znów pewnie zacznie swoje podchody!

Nie! Po raz drugi Havard nie uczyniłby tego przeciwko mnie, myślała. Kocha mnie

przecież! Mnie, a nie żadną inną kobietę! Ileż to razy powtarzał, że to ja, dzieci i Stornes
jesteśmy dla niego wszystkim. Ale czy mogę do końca ufać jego słowom?

Właściwie Mali ufała mężowi we wszystkim, ale nie mogła być pewna jego reakcji, gdy

chodziło o Olę Havarda, którego darzył wielką miłością. Z czasem chłopiec stał się dla niego
kimś ważnym, ważniejszym, niż się Mali z początku zdawało. Czy mógłby ją zostawić, gdyby
uznał, że Ola Havard bardziej go potrzebuje niż ona? Ale przecież to nieprawda,
zaprotestowała Mali w myślach. Nikt go nie potrzebuje bardziej ode mnie!

Podeszła bliżej i chwyciła go za rękę. Havard spojrzał na nią nieco zdziwiony, ale gdy jego

ciepła dłoń zacisnęła się wokół jej dłoni, niepokój Mali gdzieś zniknął.

background image

- W takim razie zbieram się do domu - rzekł Bengt. - Chciałem tylko, żebyście wiedzieli,

co się stało.

- Dziękujemy, że przyjechałeś - odpowiedziała Mali. - I pozdrów Sigrid! Powiedz, że

cieszymy się z zaproszenia na kawę i na pewno zjawimy się w sobotę. Bo chyba pomimo
okoliczności nie zamierzacie odwołać spotkania?

- Nie, Sigrid nic takiego nie wspomniała - odparł Bengt, marszcząc brwi. - W każdym

razie nic sobie nie przypominam. Prawie nie znaliśmy tego Knuta Grana - powtórzył. - Ale
wy... - Bengt spojrzał na nich uważnie i dodał: - Z powodu Oli Havarda częściej się z nim
spotykaliście. Może więc czujecie, że nie powinniście...

- Przyjedziemy! Dzięki Bogu, to nie dotyczy naszego chrześniaka - odparła pośpiesznie

Mali, kładąc nacisk na słowa „nasz chrześniak". - A Knuta Grana też właściwie nie znaliśmy -
dodała, unikając wzroku Havarda. - Tak więc przyjedziemy. Pozdrów Sigrid!

Wypadek w Storhaug stał się, oczywiście, głównym tematem rozmowy przy obiedzie.
- Ciekawe, czy Laura jeszcze raz wyjdzie za mąż - zastanawiała się na głos Dorbet,

przełykając jedzenie. - Może chyba tylko liczyć na jakiegoś desperata, bo wszyscy jej
mężowie przedwcześnie przy niej umierają.

- Dorbet! Nie życzę sobie takiego gadania - upomniała najmłodszą córkę Mali i skarciła ją

wzrokiem.

- Ale przecież to prawda! Może nie?
Dorbet jak zwykle nie miała ochoty tak łatwo ustąpić i musiała mieć ostatnie słowo.

Zresztą, po prawdzie, wypowiedziała tylko głośno to, co i Mali przyszło do głowy, gdy Bengt
przyniósł wiadomość o śmierci Knuta Grana. Co innego jednak myśleć, a co innego mówić o
tym na głos! Tyle że Dorbet nigdy nie zwracała uwagi na konwenanse.

- Laurę dotknęło pasmo nieszczęść i należy jej jedynie współczuć - skwitowała Mali.
- To raczej ci jej mężowie mieli pecha - odparła Dorbet. - Bo przecież to oni nie żyją,

podczas gdy ona cieszy się całkiem dobrym zdrowiem.

- Nie mogę pojąć, jak można się zabić, spadając z podjazdu do stodoły zimową porą,

kiedy leży tyle śniegu - wtrącił się do rozmowy Oja. - Wydaje mi się to całkiem niemożliwe.

- Gdyby upadł na śnieg, skończyłoby się pewnie tylko na drobnym stłuczeniu - wyjaśnił

Havard. - Tymczasem on upadł na duże kamienne płyty i połamał sobie kark. W jednej chwili
było po nim.

- Z tego, co słyszałam, ten człowiek był nic niewart - rzekła Dorbet i ze spokojem sięgnęła

po ziemniaki z miski.

- Dorbet! - Głos Mali zabrzmiał niczym trzaśniecie bicza. - Co to za gadanie! Nie

pozwolę, żeby...

- Dobrze, już więcej nic nie powiem - odparła dziewczyna, przewracając oczami.
- Dorbet poniekąd ma rację - mruknął Oja, nie patrząc matce w oczy.
- Zostawmy może już ten temat - zaproponowała Mali, czując, że ze zdenerwowania lepią

jej się dłonie. - Ktokolwiek by to był, zmarłym należy się szacunek.

- Tak, póki żyją, można ludzi obrzucać błotem i rozsiewać o nich plotki, kiedy jednak

umrą... - Dorbet znów podchwyciła drażliwy temat.

- Może byś w końcu posłuchała się mamy, Dorbet - włączył się ze spokojem Havard. -

Nie mówmy już więcej o tym.

- Co się teraz stanie z Olą Havardem? - Dorbet ani myślała ustąpić.
- Chłopiec ma matkę, starszego brata, no i dużą rodzinę w Oppstad - odpowiedział szybko

Havard. - Knut Gran był jedynie jego ojczymem.

- Pewnie będzie chciał teraz częściej bywać w Stornes - snuła domysły Dorbet. - Jemu tu

jest najlepiej, za każdym razem to powtarza.

Mali napotkała nad stołem zatroskane spojrzenie Havarda.

background image

- Ola Havard będzie pewnie nas tu odwiedzał od czasu do czasu - odpowiedziała,

spuszczając wzrok. - Pod tym względem nic się nie zmieni.

- Żal mi tego dzieciaka - rozgadała się Dorbet. - W Storhaug nie jest mu lekko.
- Co masz na myśli? - zainteresował się Havard i popatrzył uważnie na córkę.
- Nic takiego. Po prostu trochę z nim rozmawiałam. To miły chłopiec i strasznie

spragniony rozmowy, łatwo więc z niego wyciągnąć to i owo. Mówił mi, że czuje się bardzo
samotny w Storhaug. Nie jest zbyt związany ze swoim starszym bratem, a mama nie ma dla
niego czasu.

Przy stole zrobiło się cicho. Mali przeżuwała powoli, a jedzenie dosłownie rosło jej w

ustach. Spuściła głowę, bo za nic w świecie nie chciała teraz napotkać spojrzenia Havarda.
Wiedziała jednak, że mąż i tak podejmie ten wątek, kiedy zostaną sami. Postanowiła jednak,
że się nie zgodzi, by chłopiec bywał u nich częściej niż do tej pory, i będzie twardo obstawać
przy swoim.

- Niewiele słyszałam o zabawie noworocznej w Granvold - zagadnęła Mali, próbując

skierować rozmowę na inne tory. - Udała się?

Zauważyła, jak Oja i Dorbet wymienili pośpieszne spojrzenia, a Dorbet oblała się

rumieńcem.

- Było miło - odparł zdawkowo Oja.
- I wróciliśmy do domu, jak obiecaliśmy - dodała Dorbet.
- Ale co robiliście przez cały wieczór? - pytała Mali.
- O Boże, mamo! A co się robi na takim spotkaniu? - mruknęła Dorbet. - Było dużo

dobrego jedzenia. Tańczyliśmy i w ogóle świetnie się bawiliśmy.

- O której wróciliście do domu?
- Nie wiem, nie spojrzałam na zegarek - odparła Dorbet wymijająco.
- A ja jeszcze odwiozłem Ruth Linę do domu. Która to mogła być godzina... no, nie

wiem...

Ola kończył jedzenie, unikając wzroku matki.
- Ale czy wszyscy razem wyjechaliście z Granvold? - nie dawała za wygraną Mali.
- Przestań, mamo! - rzekł gwałtownie Oja, a w jego pociemniałych oczach pojawiło się

poirytowanie. - Nie jesteśmy już dziećmi i nie musisz nas pilnować na każdym kroku.

Mali zamilkła. Domyślała się, że po zabawie Oja i Dorbet świętowali osobno, każde ze

swoim wybranym: Oja w Gjelstad, a Dorbet w Granvold. Już miała udzielić ostrej
reprymendy synowi, gdy otworzyły się drzwi i do izby weszła Ruth.

- Och, sądziłam, że już jesteście po obiedzie - powiedziała i zarumieniła się. - Chciałam

zaofiarować swą pomoc przy przygotowaniach do podwieczorku przy kawie.

- O rany, czyżby misjonarz dał ci wolne? - zawołała Dorbet do siostry.
Ruth mocniej poczerwieniała, zaraz jednak wyprostowała kark. Zupełnie jak kiedyś,

pomyślała Mali zdziwiona.

- Samuel właśnie wyjechał - odpowiedziała. - Udał się na rekolekcje.
- Już pojechał? - zapytała Mali. - W takim razie będziesz sama przez trzy tygodnie.
- Zapewne prawie cztery - odparła Ruth i usiadła na końcu ławy.
- Pewnie będzie ci smutno, dopiero co wzięliście ślub i w ogóle - drażniła siostrę Dorbet.
- Dam sobie radę - przerwała jej Ruth, czerwona jak burak, mnąc brzeg fartucha. - Mam

was, więc nie jestem całkiem sama.

Mali zerknęła na córkę. Ruth wyglądała lepiej niż przez ostatnie dni. Jej oczy błyszczały,

cera nabrała kolorów, plecy miała wyprostowane. Zupełnie jakby ktoś zdjął z niej ciężar,
pomyślała Mali. Ruth cieszyła się, że Samuel wyjechał, co do tego nie było wątpliwości. Nie
wróżyło to dobrze temu małżeństwu, ale tym Mali nie miała zamiaru się teraz zamartwiać.
Pragnęła jedynie cieszyć się, że przez najbliższe tygodnie będzie znów często widywać Ruth
bez misjonarza. Miała nadzieję, że ponownie usłyszy jej śmiech.

background image

- Miło, że chcesz nam pomóc - odparła z radością. - Ale może lepiej, żebyś się trochę

położyła i odpoczęła?

- Nie, po co? Czuję się wyjątkowo dobrze!
Jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu, który przeniknął Mali wprost do serca. Jak dobrze

znów ujrzeć taką Ruth, przemknęło jej przez myśl. Czemu ona w ogóle wychodziła za mąż za
Samuela? Bez niego byłaby na pewno szczęśliwsza.

Mali wstała od stołu, a za nią pozostali domownicy.
- Cieszę się, że będziemy tu wszyscy razem, kiedy przyjedzie moja rodzina. Wiem, że i

oni z niecierpliwością czekali na okazję, żeby się spotkać, bo coraz rzadziej nam się to udaje.

- Ja też się bardzo cieszę - uśmiechnęła się Ruth i zaczęła sprzątać ze stołu.
Nie potrzebuje tego mówić, pomyślała Mali, bo to widać gołym okiem. Liczyła, że w ciągu

najbliższych tygodni nadarzy się sposobność, by porozmawiać spokojnie z Ruth. Może córka
zdobędzie się na szczerość i zwierzy się jej teraz, gdy nie ma Samuela? Gdy się jednak nad
tym bardziej zastanowiła, zrozumiała, że Ruth będzie milczeć jak głaz, nawet jeśli jest jej
bardzo źle. Samuel trzymał ją w żelaznych karbach. I choć wyraźnie jej ulżyło po wyjeździe
męża i cieszyła się, że przez kilka tygodni zostanie sama, nigdy nie powie na niego złego
słowa. Będzie lojalna do końca i cierpieć będzie w samotności.

Trudno, widocznie tak już musi być. Mali podeszła do ławy kuchennej i objęła córkę

ramieniem. Uśmiechnęła się do niej i przytuliła twarz do jej rozgrzanego policzka. Odsunęła
od siebie wszelkie niepokoje, postanawiając cieszyć się tymi kilkoma wspólnymi tygodniami.
Znów będą wszyscy razem, prawie jak kiedyś. Może Ruth się otworzy. Może...



ROZDZIAŁ 2.


Upłynęło wiele czasu, nim Mali zasnęła tego wieczoru. Gdy po przyjęciu uprzątnęła ciasta,

schowała krem z moroszek i inne smakołyki, zrobiło się już po jedenastej.

Leżała wsłuchana w miarowy oddech Havarda, który zasnął, gdy tylko przyłożył głowę do

poduszki, mimo że i on miał o czym myśleć. Przez cały dzień obserwowała go ukradkiem i
zauważyła, że śmierć Knuta Grana dołożyła mu tylko zmartwień. Właściwie nie tyle
rozpaczał nad tym, że Knut nie żyje, bardziej ciążyła mu niepewność, jaki los czeka Olę
Havarda. Mali domyślała się, że mąż chciałby jak najszybciej omówić z nią tę sprawę, ale
powstrzymywał się, by nie popsuć jej przyjęcia i radosnych chwil w gronie rodzeństwa. Mali
jednak zdawała sobie sprawę, że ta rozmowa jej nie ominie i prędzej czy później będzie
musiała zająć jakieś stanowisko.

Wiele rozmyślała na ten temat, nakrywając do stołu i przygotowując wszystko na przyjęcie

gości, i postanowiła twardo obstawać przy tym, by śmierć Knuta Grana nie spowodowała
większych zmian w ich relacjach z Olą Havardem. Zresztą nie sądziła, by chłopcu po tym, co
się stało, mogło być w Storhaug gorzej. Raczej przeciwnie. Knut Gran nigdy nie był dobry dla
swojego pasierba i chłopiec nie bez powodu się go bał. Teraz w Storhaug zapanuje z
pewnością większy spokój, co tylko korzystnie wpłynie na tego malca, o ile Laura nie
sprowadzi do dworu kolejnego mężczyzny. Nadal młoda, piękna i bogata stanowiła
znakomitą partię. Jako wdowa po Knucie Granie będzie naprawdę bardzo majętna. Było
tajemnicą poliszynela, że zmarły mąż Laury miał dużo pieniędzy, a ponieważ nie pozostawił
żadnych spadkobierców, znaczna część spadku przypadnie właśnie jej. Pewnie pierwsi
kandydaci do ręki młodej wdowy ustawią się pod jej drzwiami już za parę tygodni, pomyślała
chłodno Mali.

Westchnęła i obróciła się na bok, by ułożyć się wygodniej.

background image

Ten dzień zaczął się dziwnie, na szczęście udało jej się odsunąć na bok zmartwienia, tak że

nic nie zepsuło miłego popołudnia w gronie rodzeństwa i ich najbliższych. Przyjechali
wszyscy razem i choć większość z nich wzięła udział w weselu Ruth, miniony wieczór różnił
się od tamtego. Mieli wreszcie czas, by porozmawiać, powspominać, pośmiać się i uronić
parę łez. Mali dobrze zrobiła ich obecność. Ożyły dawne wspomnienia z lat dziecinnych i
okresu dorastania w Buvika. Gdy tak siedzieli i wspominali, czuła niemal fizycznie zapach
koniczyny i tymianku, pieczonego przez mamę chleba i radość z drobnych rzeczy, które
niemal wyleciały jej z pamięci. Pamiętała jednak także milczenie, jakie zapadało wśród nich,
kiedy piętrzyły się trudności. Skąpili słów, gdy było krucho i brakło im jedzenia. W Buvika
nie zawsze świeciło słońce, o nie.

Mali obserwowała przy stole swoje rodzeństwo i czuła radość, że wszystkim się tak dobrze

powiodło. Wychowali się w biedzie, teraz zaś wydawali się zadowoleni, spokojni, żyli w
dostatku, szanowani przez sąsiadów i ludzi ze wsi, w których osiedli. Byli częścią
społeczności i nie groziło im, że wypadną poza jej obręb, tak jak w dzieciństwie.

Mali poczuła bolesne ukłucie w sercu na wspomnienie Margrethe, najmłodszej z sióstr,

która wyszła za mąż za dziedzica Innstad. Mali zawsze czuła się z nią najmocniej związana i
utrzymywały do końca bardzo bliskie kontakty. Margrethe była wyjątkowo ciepłym i pełnym
dobroci człowiekiem. Za dobra na ten świat, pomyślała Mali ze smutkiem. Pewnie dlatego jej
już nie ma, a ja, która tyle nagrzeszyłam, wciąż żyję, pomimo trosk i zmartwień.

Mali westchnęła cicho. Z całego serca życzyła swojemu rodzeństwu dobrobytu i szczęścia.

Ale jak by się potoczyły ich losy, gdyby dawno temu Johan Stornes nie upatrzył jej sobie na
żonę? Rodzina Buvików znalazła się przecież na skraju przepaści, nad głową wisiała im
groźba eksmisji z zagrody komorniczej w Buvika. I wtedy właśnie pojawił się zaślepiony
żądzą Johan. Johan z pieniędzmi, dużą ilością pieniędzy.

Wspomnienia z tamtego czasu stanęły jej nagle przed oczami jak żywe. Przypomniała

sobie niechęć, jaką budził w niej Johan. Nie kochała go, decydując się na małżeństwo, ale
mimo to pragnęła, by ich życie ułożyło się jak najlepiej. Zrozumiała, że jeśli zrezygnuje z
własnych marzeń i pragnień i zaakceptuje propozycję gospodarza ze Stornes, uratuje swoich
najbliższych, zapewni rodzicom godne życie, a rodzeństwu przyszłość. Troska o nich
przeważyła, bo dla Mali rodzina zawsze była najważniejsza. Może zbyt ważna, pomyślała
niejasno.

Czy któreś z rodzeństwa miało jakieś pojęcie, ile ją kosztowała ta decyzja? Czy wiedzieli,

że dla nich i dla rodziców poświęciła własne nadzieje i marzenia o przyszłości? Zapewne nie.
Przez cały czas bowiem starannie ukrywała przed nimi prawdę. Jedynie Eli coś przeczuwała,
zwłaszcza zaraz na początku, ale i ona zaakceptowała tę sytuację i czerpała z niej korzyści. A
wraz z upływem lat pewnie zniknął nawet ów słaby niepokój, który podświadomie ją dręczył.
Tak jak wszyscy dostrzegała jedynie fasadę. Wydawało się jej, że dzielnej siostrze trafiło się
królestwo, gdy została młodą gospodynią w Stornes. Z początku zresztą Mali też odczuwała
podobnie, tyle że Johan nie okazał się księciem. Słono zapłaciła za dobrobyt, którym teraz po
latach może się cieszyć wraz ze swoim rodzeństwem. I wciąż jeszcze płacę rachunki,
pomyślała Mali z goryczą, bo zrozumiała wreszcie, że nigdy nie zdoła spłacić całego długu.

Sama zaciągnęłaś ten dług, wyszeptał jej wewnętrzny głos. Przez twoje grzechy ucierpieli

wszyscy. Nie zrzucaj więc winy na Johana i innych. Wszystko było w twoich rękach, Mali.
Tak wiele dostałaś, a chciałaś jeszcze więcej.

Nie, nie dostałam wszystkiego! W Stornes nie obdarzono mnie miłością, gorzko

doświadczyłam, cóż jest warte bez niej życie. Właśnie dlatego z otwartymi ramionami i
sercem przyjęłam uczucie, które się pojawiło na mej drodze. Nie powinnam była tego robić,
bo ściągnęłam na Stornes grzech, z którego konsekwencjami muszę się zmagać do końca
moich dni, ale czy żałuję?

Mali zapatrzyła się w mrok, zamyślona.

background image

Jak ułożyłoby się moje życie, gdybym nie oddała się Jo? Prędzej czy później moje

małżeństwo i tak ległoby w gruzach. Nie posmakowawszy miłości, nie dałabym rady stawić
czoło okrutnej codzienności. Żałuję jedynie, że moja zdrada uderzyła z taką siłą w innych, bo
nigdy nie miałam zamiaru nikogo skrzywdzić. Żałuję też, że nigdy nie zadośćuczynię mych
grzechów, choć Bóg jeden wie, jak bardzo wycierpiałam za tych kilka wykradzionych chwil
szczęścia przed laty.

Mali obróciła się na drugi bok i delikatnie położyła rękę na piersi Havarda. Dopiero kiedy

on się pojawił w moim życiu, przeżyłam prawdziwe szczęście, rozmyślała dalej. Havard jest
miłością mojego życia i prawdziwą opoką. Niczym latarnia morska dla statków wracających z
morza. Przy nim czuję się bezpieczna.

A mimo to i jego zdradziłam!
Na wspomnienie Torgrima Mali jęknęła cicho. To się nie powinno nigdy zdarzyć! Za ten

grzech nie ma wybaczenia!

Skóra jej cierpła, gdy myślała o swych egoistycznych pobudkach, przez które stracili

maleńkiego synka. Nie dawało jej to spokoju, choć właśnie ta tragedia otworzyła jej oczy. Po
śmierci Małego Havarda zrozumiała, czym naprawdę jest miłość, i dlatego zdołała się
podźwignąć i wybaczyć Havardowi zdradę. Doświadczyła bowiem sama, że coś takiego może
się zdarzyć bez udziału woli, że czasem chodzi o zaspokojenie czystego pożądania.

Mali musnęła palcem policzek męża. Uniosła się na łokciu i w słabej poświacie żaru z

pieca spojrzała na jego twarz, która wydawała się młodsza, kiedy spał. Jak gdyby na krótką
chwilę sen wygładzał zmarszczki wyrzeźbione przez codzienne zmartwienia... Powoli
nachyliła się nad mężem i pocałowała go, szepcząc:

- Wybacz mi! Wybacz.

W pierwszą sobotę po Nowym Roku chwycił siarczysty mróz. Wiejący od Stortind

lodowaty wiatr zdmuchiwał pochodnie zapalone przed głównym wejściem do dużego domu
mieszkalnego w Innstad. Było całkiem ciemno, gdy zajechali saniami na dziedziniec dworu,
choć zegar wskazywał dopiero wpół do szóstej. Na północy, mieniąc się kolorami, falowała
zorza polarna, a gwiazda Wenus lśniła tak jasno, że Mali, zafascynowana, nie mogła oderwać
od niej oczu. Kiedy była małym dzieckiem, myślała, że to gwiazda betlejemska, za którą
podążali trzej mędrcy ze Wschodu. Ta sama, która wskazała im stajenkę z nowo narodzonym
Zbawicielem.

- Jak to możliwe, że widzimy gwiazdę betlejemską? - dopytywała się mamy. - Przecież

Jezus urodził się tak daleko stąd, w Ziemi Świętej.

- Bóg ofiarował nam gwiazdę betlejemską, widoczną w każdym zakątku ziemi, byśmy nie

zapominali, dlaczego obchodzimy święta Bożego Narodzenia - odpowiadała jej mama.

Mali nie przyszło wtedy do głowy, by zapytać mamę, dlaczego tę dużą jasną gwiazdę na

niebie można oglądać tylko w okresie świątecznym. Gdy dorosła, dowiedziała się, że to nie
jest ta sama gwiazda, którą widzieli trzej królowie. Mimo to Wenus pozostała dla niej na
zawsze gwiazdą betlejemską. Z jakiegoś powodu dawało jej to swoiste poczucie
bezpieczeństwa.

- Jaka piękna zorza - zachwycił się Havard, podając rękę żonie, i spojrzał na północ.
- Myślałam właśnie o tym samym - odpowiedziała Mali. - Pod takim rozgwieżdżonym i

rozświetlonym zorzą nieboskłonem człowiek czuje się całkiem mały.

- Ciekawe, czy jest ktoś na księżycu - zastanawiała się Dorbet, odchylając do tyłu głowę i

wpatrując się w niebo.

- W każdym razie nikt znajomy - odparł chłodno Oja i pomógł Ruth wysiąść z sań.
Ku zdziwieniu wszystkich Ruth zgodziła się pojechać wraz z całą rodziną z wizytą do

Innstad. Mali nie posiadała się z radości, bo pomyślała, że córce dobrze zrobi, gdy pobędzie
trochę wśród ludzi. Musimy zadbać o to, póki nie ma Samuela, obiecała sobie w duchu. Pod

background image

nieobecność męża Ruth wydawała się dużo weselsza i spokojniejsza, ale póki co nie
nadarzyła się Mali okazja, by z nią o tym porozmawiać, a nie chciała, by córka odniosła
wrażenie, że matka się o nią martwi. Ostatnie też, czego by sobie życzyła, to wywołać w niej
wyrzuty sumienia, że bez męża jest szczęśliwsza.

Ruth chwyciła mamę pod rękę, zatrzymała się na krótką chwilę i także odchyliła głowę w

tył.

- Coś takiego nie mogło powstać samo z siebie - rzekła cicho. - Dopiero gdy człowiek

ujrzy niebo takie jak dziś, docenia wielkość boskiego stworzenia.

Mali przytaknęła, ale nic więcej nie zdążyła odpowiedzieć córce, bo oto otworzyły się

drzwi i na schody wyszli Sigrid i Bengt.

- Witamy we dworze - uśmiechnęła się Sigrid. - Jak wspaniale, że mogliście przyjechać

całą rodziną.

Wieczór upłynął im w bardzo miłej atmosferze. W kominku buzował ogień, płomienie

pożerały z trzaskiem brzozowe polana, a wielka, sięgająca powały choinka stała w całej
swojej okazałości, radując oczy biesiadników. Sigrid potrafi jak mało kto roztaczać wokół
siebie pogodny nastrój, pomyślała Mali. A do tego jest bardzo zręczną gospodynią. Naczynia
z mosiądzu i srebra lśniły starannie wyczyszczone, na bielusieńkich, wykrochmalonych
obrusach stały patery wypełnione obficie ciastem.

Przy stole zasiedli także seniorzy Innstad, z którymi Mali serdecznie się przywitała.
- Tak rzadko was ostatnio widuję - stwierdziła z ubolewaniem. - Zupełnie jakbyśmy

mieszkali od siebie w odległości kilku mil. Ale czas tak szybko upływa, nie wiadomo kiedy
mija dzień za dniem.

- Bo też ty masz teraz co robić - uśmiechnęła się Halldis. - Wiemy, wiemy, czym się teraz

zajmujesz. Zarówno Olaus, jak i ja postarzeliśmy się już mocno, ale wciąż nas interesuje, co
się wokół dzieje. Babcia Stornes byłaby dumna, gdyby wiedziała, jakie uznanie zdobyłaś jako
tkaczka, Mali. Ona też pięknie tkała, była najzdolniejsza tu w okolicy.

- Dzięki niej tyle potrafię - odparła Mali. - Ona mnie wszystkiego nauczyła, pozwoliła

korzystać z własnych krosien i pracowni. Gdyby nie babcia, nie zajęłabym się nigdy tkaniem.

- Jesteś teraz sławna - nie kryła podziwu Halldis. - Zupełnie jak Sivert. Pomyśleć, że ten

chłopak zrzekł się dworu, by zostać skrzypkiem!

- Postąpił słusznie - wtrącił się do rozmowy stary Olaus i odgarnął dłonią lśniącą siwą

grzywkę. - Przecież już bardzo wcześnie było widać, że bardziej od dworu interesuje go
muzyka. A Stornes zyskało wspaniałego dziedzica.

- Co prawda, to prawda - odparł Havard. - Nie musimy się obawiać o gospodarstwo,

wiedząc, że kiedyś przejmie je Oja. Zupełnie jak wy tu, w Innstad. Też macie dziedzica, jak
się patrzy - dodał, zerkając w stronę stojącego z boku Olausa, który obejmował ramieniem
młodą kobietę.

- No właśnie. Musicie koniecznie poznać Helenę - odezwała się Sigrid i uśmiechnęła się

łagodnie do trochę zdenerwowanej i zalęknionej towarzyszki Olausa, jakby chciała jej dodać
odwagi. - W wieczór noworoczny Olaus i Helene zaręczyli się. Wiedzieliśmy już od jakiegoś
czasu, że mają wspólne plany, ale teraz oficjalnie wymienili się obrączkami. Ślub odbędzie
się w czerwcu.

Helene, nieco pulchna, ale miła dziewczyna, zarumieniła się, gdy Mali jej gratulowała. W

imieniu obojga podziękował Olaus, który wpatrywał się w narzeczoną z dumą i radością.
Wyrósł na postawnego mężczyznę. Ukochany syn Margrethe i Bengta, pomyślała z
rozrzewnieniem Mali. Miał cerę i włosy po matce, ale uśmiechał się zupełnie jak ojciec.
Margrethe powinna go teraz widzieć, zackniło się Mali. Byłaby dumna ze wszystkich swoich
dzieci, ale chyba najbardziej z pierworodnego syna. Olaus zawsze był dla niej kimś
wyjątkowym, sama się kiedyś Mali do tego przyznała. Urodziła go przecież jako panna. Na
szczęście potem wszystko się szczęśliwie ułożyło, bo Margrethe wyszła za mąż za swojego

background image

ukochanego Bengta, a Innstad zyskało nie tylko młodą gospodynię, ale jednocześnie
dziedzica. To było już tak dawno. W kwietniu młody Olaus Innstad skończy dwadzieścia trzy
lata. Jak ten czas szybko zleciał, myślała ze zdumieniem Mali.

- Trafiłaś na wspaniałego chłopaka, który będzie z pewnością dobrym mężem -

uśmiechnęła się Mali do Helene. - Zdaje mi się jednak, że i on znalazł w tobie godną
kandydatkę na młodą gospodynię w Innstad.

- Dziękuję - wyszeptała Helene i jeszcze mocniej się zarumieniła.
Zerknęła ukradkiem na Olausa, a jej oczy napełniły się blaskiem. Tak, tym dwojgu z

pewnością będzie dobrze razem, pomyślała Mali. Przyjemnie popatrzeć, że dziedzic majątku
zaręczył się z dziewczyną, która jest znakomitym materiałem na żonę. Mali mimowolnie
odszukała wzrokiem Oję i pomyślała o Ruth Linie. Ta dziewczyna jest jeszcze taka młoda, na
razie o małżeństwie z Oją nie może być mowy. Poza tym Oja, choć równie zręczny jak Olaus,
nie jest tak stateczny. Wciąż go gdzieś nosi, ma jakiś niepokój we krwi. Mali pragnęła mieć
nadzieję, że syn nie wplącze się w coś nieodpowiedniego. Przywykła już do myśli, że to Ruth
Lina zostanie kiedyś młodą gospodynią w Stornes. Choć z początku przeszkadzało jej trochę
to, że jest córką Helgi, ale ostatecznie uznała, że Oja mógł wybrać znacznie gorzej.

Seniorzy rodu Innstad pogratulowali Ruth zamążpójścia, bo nie byli na weselu, które

odbyło się po świętach.

- Oczekujesz dziecka, maleńka - odezwała się Halldis, obrzucając Ruth swym mądrym

spojrzeniem w pooranej zmarszczkami twarzy. - Nie przejmuj się, nie tobie jednej się to
przytrafiło. Czasem ślub bywa o parę miesięcy spóźniony. Najważniejsze jednak, byś była
szczęśliwa. A więc twoim mężem jest misjonarz, tak?

Ruth pokiwała głową, oblana pąsem i wyraźnie speszona.
- Właściwie nieważne, kto to jest - ciągnęła Halldis. - My tu, w Innstad, wiemy coś na ten

temat. Liczy się tylko to, żebyś trafiła na dobrego człowieka.

- Owszem, trafiłam - odparła cicho Ruth.
- W takim razie życzę ci wszystkiego co najlepsze - uśmiechnęła się Halldis. - Nie znam

nikogo, kto bardziej niż ty nadawałby się na matkę. Mam nadzieję, że doczekam chwili, by
zobaczyć twoje dziecko.

Ruth pokiwała tylko głową.
- A ty, Dorbet? - zagadnął stary Olaus i uśmiechnął się do młodszej z sióstr Stornes, a w

jego oczach pojawiły się wesołe ogniki. Mali mimowolnie przemknęła myśl, że senior nic nie
stracił ze swego uroku osobistego. Zawsze uważała go za niezwykle przystojnego mężczyznę
i taki też pozostał.

- Ja... no cóż, ten rok spędzam w domu, w przyszłym zaś chciałabym się dalej uczyć.
- Ach tak - pokiwał głową Olaus. - Słyszałem pogłoski, że spotykasz się z młodym

Granvoldem.

- A, tak - Dorbet zaczerwieniła się gwałtownie i sięgnęła po ciastko z talerzyka.
- Tak, tak, przyniosła nam tę nowinę Marit Granvold - wtrąciła Halldis. - Z tego, co

zrozumiałam, życzyłaby sobie jak najrychlej tego małżeństwa.

- Na razie nie jestem jeszcze ani oficjalnie zaręczona, ani zamężna - odparła Dorbet. - Ale

prawdą jest, że spotykam się z Olą Granvoldem.

- Dorbet jest jeszcze taka młoda - wtrąciła się Mali. - Nie mamy bynajmniej nic przeciwko

Oli. Bardzo byśmy chcieli, by kiedyś ożenił się z Dorbet, ale jeszcze nie teraz.

- O, wiek nie jest taki ważny, Mali - rzekła Halldis. - Jeśli ma się pewność, że to ten

właściwy...

- Pewnie tak - przerwała jej Mali. - Tyle że młodym ludziom nie zawsze łatwo to

rozpoznać.

- Może to i racja - pokiwała głową Halldis. - Zwłaszcza jeśli jest się taką pięknością jak ty,

Dorbet. Uroda bywa błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Na brak powodzenia u

background image

mężczyzn nie można wtedy narzekać, tylko ilu z nich widzi coś więcej prócz ładnej buzi.
Pamiętaj o tym, dziecko, by znaleźć sobie kogoś, kto doceni całą ciebie, a nie tylko twą urodę.

- Moja mama wie, co mówi - uśmiechnął się Bengt. - Dlatego dobrze, że zdecydowałaś się

na Olę Granvolda. To solidny i dobry młodzieniec.

- Nie moglibyście porozmawiać o kimś innym? - odezwała się wyraźnie zdenerwowana

Dorbet. - Przecież tylu tu innych młodych ludzi, Guro, Olaug, Ola. O nich pomówcie!

- Nie chcieliśmy cię urazić, dziecino - usiłowała załagodzić Halldis. - Raczej chodziło

nam o to, by udzielić ci dobrej rady.

Ale rozmowa została skierowana na inne tory.
- To straszne, co się stało w Storhaug - westchnęła Sigrid, nalewając kawy. - Nie

rozumiem zupełnie...

- Nie, bo jak można coś takiego pojąć - przerwał Bengt. - Gdyby nie te kamienie...
- Laura coś nie ma szczęścia do mężów - stwierdziła Halldis i zamyśliła się. - Znów

została wdową, sama z dwójką dzieci.

- Starszy syn nie jest już dzieckiem - zaprotestowała Sigrid. - Ale Ola Havard...
- Tak, to musiał być dla niego szok - przyznała Mali, zerkając na Havarda. - Pomyśleliśmy

sobie, że znów go niedługo weźmiemy do Stornes. On się u nas tak dobrze czuje - dodała.

- Doprawdy, trzeba stwierdzić, że okazujecie temu chłopcu wyjątkowo dużo serca -

wtrąciła Halldis. - Wydaje mi się, że jemu nie było lekko w Storhaug. Wódka i awantury w
domu zawsze źle wpływają na dzieci.

- Ależ mamo!
- Jestem wprawdzie stara, ale nie głucha - oświadczyła Halldis. - Słyszałam to i owo o tym

Knucie Granie. O Laurze zresztą też. Nie żeby ją obmawiać, ale jako najmłodsza z
rodzeństwa była strasznie rozpieszczona i chyba nigdy z tego nie wyrosła.

Stara gospodyni w Innstad zachowała bystry umysł, pomyślała Mali. Zawsze była baczną

obserwatorką i pod tym względem się nie zmieniła.

- Byliście na nabożeństwie? - zapytała Sigrid.
- Nie, postanowiliśmy zrobić tak jak wy - odparła Mali. -Wiemy, że Laura i Ola Havard

przyjadą do Oppstad. Postanowiliśmy odwiedzić ich jutro rano i złożyć kondolencje - dodała.

- My też pójdziemy tam jutro - oznajmił Bengt. - Słyszałem, że pogrzeb w poniedziałek,

więc...

- Może zmieńmy temat na przyjemniejszy - przerwał stary Olaus. - Przynieś, Sigrid,

butelkę twojej pysznej nalewki z czarnej porzeczki! Niech goście posmakują!

I w ten sposób rozmowa zeszła na bardziej przyziemne sprawy.

Po kawie młodzi przeszli do izby paradnej ogrzewanej jedynie w okresie świąteczno-

noworocznym. Krótko przed dziewiątą Halldis oznajmiła, że razem z Olausem chcą się już
położyć spać, bo zwykle się kładą o tej porze. Przez cały wieczór uczestniczyli żywo w
rozmowie, tryskając humorem zupełnie jak za dawnych lat. Ale wieku nie da się oszukać, nie
mieli już tyle sił co kiedyś.

- Pomogę wam - zadeklarowała się Sigrid i wstała od stołu.
- Mogę się przyłączyć? - zwróciła się do staruszków Mali. - Dawno już nie byłam w

waszej części domu.

Zgodzili się chętnie i tym sposobem we dwie odprowadziły seniorów, którzy jednak

odrzucili ich dalszą pomoc.

- Aż tacy bezradni jeszcze nie jesteśmy, by nas trzeba było układać w łóżku - zaśmiał się

dobrodusznie Olaus. - Choć nie da się zaprzeczyć, że z racji wieku potrzebujemy pomocy. Że
też Sigrid z nami wytrzymuje...

- Dla mnie to przyjemność, Olaus, wiesz dobrze, że tak myślę - odpowiedziała Sigrid,

ściskając dłoń teścia. - Cieszymy się, że mieszkacie tu z nami.

background image

Halldis potarła dłonią oczy, w których zalśniły łzy, i wyznała cicho:
- W młodości ten nasz Bengt nie był święty. Popełniliśmy błąd, zmuszając go do

małżeństwa z Eline. Ale potem jakoś wszystko się ułożyło, głównie dzięki twojej siostrze,
Mali. I Sigrid... Co byśmy zrobili tu bez niej we dworze - dodała ciepłym głosem, podała
Mali rękę i uścisnęła ją. - Wiele przeżyliśmy razem przez te wszystkie lata, my, tu w Innstad,
i ty, Mali. Wiele ci mamy do zawdzięczenia.

- Z wzajemnością - odpowiedziała Mali. - Ja także wam wiele zawdzięczam.
Kiedy tak ściskała drobną, pomarszczoną dłoń Halldis, miała przez moment wrażenie,

jakby za jej plecami przemknął duch Margrethe.


- Cóż to za szlachetni ludzie - stwierdziła Mali, gdy razem z Sigrid opuściły izbę seniorów

i wyszły na korytarz. - Rzeczywiście, wiele im zawdzięczam. Gdy ludzie rozpuszczali o mnie
plotki, oni zawsze trzymali moją stronę. Tu, w Innstad, zaakceptowano mnie bez zastrzeżeń,
kiedy zostałam żoną Johana Stornesa.

- Pewnie rozumieli, że potrzebne ci jakieś wsparcie. A może domyślili się, że za

nieskazitelną fasadą nie wszystko było tak, jak należy. Do tej pory wyrażają się o tobie z
wielkim uznaniem.

Sigrid zatrzymała się na chwilę w korytarzu przy małym stoliku, na którym poprawiła

obrus.

- Co masz na myśli? - zapytała powoli Mali.
- Cóż, wiadomo, że nie wszystko jest czarne albo białe, ale tu, we wsi, ocenia się ludzi

przeważnie w taki sposób. Pojawiłaś się tu z zewnątrz, byłaś obca...

- To prawda, byłam obca - stwierdziła Mali po cichu z goryczą.
- Nie, Mali, po prostu miałaś odwagę być inna, a nie wszyscy to tolerowali.
Mali nie od razu odpowiedziała. Przeczesała dłonią włosy i obciągnęła spódnicę, a po

chwili wyznała:

- Wiele w tym mojej winy! Nie powinnam była nigdy poślubić Stornesa. Ale... wtedy... -

Popatrzyła na Sigrid i mówiła dalej: - Nigdy nie kochałam Johana... zresztą wiesz. Wyszłam
za niego, żeby uratować swoich bliskich. Po czasie zrozumiałam, że miłości nie da się kupić.

- Wraz z upływem lat człowiek coraz więcej rozumie - zgodziła się Sigrid. - Każdy

popełnia jakieś błędy, Mali. Każdy...

Tyle że nie takiego kalibru, pomyślała Mali. Błąd to jedno, a grzech coś zupełnie innego.
- Ola Havard... - zaczęła powoli.
- Jest zupełnie podobny do swojego ojca - odpowiedziała ze spokojem Sigrid. - Gdy tylko

się urodził, poznałam, że to syn Havarda.

- A więc wiesz - wyszeptała Mali. - Nigdy nic nie powiedziałaś.
- Nie należę do ludzi, którzy rozpowiadają na prawo i lewo to, czego się domyślają lub co

wiedzą. Liczyłam na to, że jeśli będziesz potrzebowała z kimś porozmawiać, przyjdziesz do
mnie. - Objęła Mali ramieniem, przytuliła do siebie i rzekła cicho: - Nigdy nie miałaś odwagi
nikomu zaufać, Mali, i ja to rozumiem. Tu, we wsi, ludzie tak łatwo wydają wyroki. Nie
zamierzam cię o nic wypytywać, chcę tylko, żebyś wiedziała, że zawsze tu jestem. Jeśli
będzie ci ciężko i wydawać ci się będzie, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzisz,
możesz zawsze na mnie liczyć.

Mali pokiwała leciutko głową. Sigrid domyśliła się, kim jest Ola Havard. Czy wie o niej

coś jeszcze?

- Cieszę się, że nie wyrzuciłaś ze swojego życia Havarda za to, co się zdarzyło między

nim a Laurą - ciągnęła Sigrid. - Musisz wiedzieć, że ona nigdy nie zrezygnowała z twojego
męża, ale Havard… On nigdy nie kochał nikogo poza tobą, Mali. Nigdy. Zresztą wiesz.
Każdy jednak może popełnić błąd, zwłaszcza gdy... coś wyprowadzi go całkiem z równowagi.
- Cofnęła rękę i ponownie poprawiła obrus. - To między Laurą i Havardem... wydarzyło się

background image

mniej więcej w tym samym czasie, gdy Sivert po raz pierwszy przyjechał do domu z
Tordhild, a potem nieoczekiwanie wyjechał - dodała.

Mali poczuła gwałtowny skurcz w żołądku. Nie, nie jest w stanie o tym rozmawiać nawet z

Sigrid w obawie, że jeśli coś powie, wyjdzie na jaw grzech, jakiego się dopuściła, a którego
konsekwencje spadły na innych. Nawet Sigrid nie może się o tym dowiedzieć, w każdym
razie nic ponadto, czego się sama domyśliła! Mali w panice zastanawiała się, co właściwie
wie Sigrid.

- No cóż... ta sprawa z Havardem i Laurą... To było... - Mali odchrząknęła, nie mogąc

wydobyć głosu z gardła, i popatrzyła bezradnie na Sigrid, a potem rzekła: - Kocham go,
Sigrid, poza tym zapewniał mnie, że nie traktował poważnie tego z Laurą, i ja mu wierzę.
Sama też mam to i owo na sumieniu.

- Uważam, że jesteś wspaniałomyślna, pozwalając chłopcu przychodzić do Stornes, żeby

mógł mieć kontakt ze swoim ojcem. Szkoda, że Ola Havard nie wie, kto jest naprawdę jego
tatą, bo dla niego byłoby dobrze poznać prawdę, ale rozumiem, że taka wiadomość
wywołałaby wielkie zamieszanie i falę plotek - dodała. - Ale już samo to, że przyjmujesz
chłopca....

- Ja sama nie dałam Havardowi syna - powiedziała Mali, tłumiąc plącz.
- Owszem, urodziłaś chłopca, tylko że nie dane mu było przeżyć - przypomniała jej Sigrid.
Mali stała, przełykając ślinę. Boże święty, co ona narobiła, jaki los zgotowała bliskim!

Poczuła gwałtowną ochotę, by przytulić się do Sigrid i wypłakać się jej na ramieniu.
Wyrzucić z siebie prawdę, która ją przygniata. Podzielić się z kimś swoją zgryzotą. Podniosła
wzrok i popatrzyła na Sigrid.

- Nie, bo ja...
Nagle ocknęła się i uświadomiła sobie z przerażeniem, że omal nie przyznała się do tego,

że zabiła syna Havarda! Poczuła, jak ze strachu cierpnie jej skóra.

- Tyle jest spraw, Sigrid - rzekła cicho, kierując się w stronę izby. - Nie myśl, że ci nie

ufam. Niektóre problemy jednak człowiek musi dźwigać sam. Taki już jego los.

- Rozumiem to, Mali - odparła za jej plecami Sigrid. - Rozumiem.

ROZDZIAŁ 3.


Następnego dnia po południu Mali i Havard postanowili się wybrać do Oppstad. Mali,

oczywiście, zadzwoniła wcześniej, by uprzedzić o wizycie.

- Halo, Asbjorg? Tu Mali.
- Ach, to ty - odezwała się Asbjorg bezbarwnym głosem, jakby nieobecna duchem. - O co

chodzi?

- Przede wszystkim chciałam powiedzieć, że jesteśmy bardzo wstrząśnięci tym, co się

stało z Knutem Granem. Doprawdy trudno w to wszystko uwierzyć. Rozumiemy, że jest wam
ciężko, wam w Oppstad, ale przede wszystkim Laurze...

- Nie możemy tego pojąć, że nasza najmłodsza córka znów została wdową - westchnęła

ponuro Asbjorg.

- Domyślam się, że to dla niej wstrząs - odezwała się Mali ze zrozumieniem. - Nie

pojechaliśmy na nabożeństwo do Storhaug, ale zastanawiamy się, czy nie zajechać na chwilę
do was dziś po południu. Chcielibyśmy osobiście złożyć kondolencje wam wszystkim, byście
nie czuli się osamotnieni w żałobie.

- To miło z waszej strony - odparła Asbjorg. - Gospodarze z Innstad także się wybierają,

więc przyjdźcie razem, zapraszamy. Wiedz, Mali, że doceniamy waszą troskę, Laura także.
Jest teraz u nas razem z Olą Havardem - dodała.

- Słyszałam - odpowiedziała Mali. - Chcielibyśmy spotkać się i z nią.

background image

Kłamię, pomyślała, ściskając słuchawkę. Ani ja, ani Havard nie mamy najmniejszej ochoty

widzieć się z Laurą, ale przecież tego nie da się uniknąć. We wsi panował zwyczaj, by
uczestniczyć w nabożeństwie żałobnym albo okazywać w inny sposób szacunek dla zmarłego
i jego pogrążonych w żałobie bliskich, nie mieli więc wyboru.

- W takim razie będziemy wczesnym wieczorem - poinformowała, kończąc rozmowę.
Havard zastanawiał się, jak by uniknąć tej wizyty, bo nie wyobrażał sobie spotkania twarzą

w twarz z Laurą. Obawiał się ponadto reakcji Oli Havarda.

- Co zrobimy, gdy nas spyta, czy może z nami jechać? -zastanawiał się, a z jego oczu

wyzierała rozpacz. - Serce mi pęka, że dołożę mu cierpienia.

- Dowiemy się najpierw, jakie plany mają jego krewni - odparła Mali. - Powiedziałam ci

już, że jeśli Ola Havard zechce, a w Oppstad się na to zgodzą, będzie mógł pobyć w Stornes
przez kilka najbliższych dni. Bo nie sądzę, by ciągali dzieciaka po pogrzebach - dodała. -
Chociaż kto wie? Laura...

- A więc może do nas przyjść?
Havard rozpromienił się i objął Mali ramionami.
- Oczywiście - odpowiedziała Mali i odgarnęła mu włosy z czoła. - Powtarzałam ci to już

kilka razy. Nie zgadzam się jedynie, by wprowadził się do nas na stałe, i myślę, że Laura też
by tego nie chciała. Ola Havard może bywać u nas tak często jak kiedyś, nie mam zamiaru
tego zmieniać. Czego się obawiasz?

Poczuła, jak Havard się rozluźnił i odetchnął głęboko. Najwyraźniej kamień spadł mu z

serca. Przez długą chwilę stali w milczeniu ciasno objęci.


Po raz pierwszy na bladej twarzy Laury znać było przygnębienie z powodu sytuacji, w

której się znalazła, choć Mali trudno było uwierzyć, że tak ciężko rozpacza po stracie męża.

Laura siedziała na sofie, a przy niej Ola Havard, jeszcze bledszy niż mama. Najwyraźniej

niewiele ostatnio spał, bo pod dużymi smutnymi oczami widniały sińce. Wszystko, co się
wokół niego działo, napawało go strachem i niepewnością, siedział więc wtulony w mamę i
gryzł paznokcie. Kiedy jednak zobaczył w drzwiach Havarda, zerwał się i podbiegł do niego,
ten zaś podniósł go i ze szklistymi oczyma przytulił do siebie.

- Knut...
- Wiem - odpowiedział Havard cicho, tuląc syna. - Wiem o wszystkim, Ola Havardzie.
Mali pogłaskała chłopca po głowie.
- Wszystko jeszcze będzie dobrze, zobaczysz - pocieszyła go. - Z mamą też.
- A jeśli lensman ją aresztuje?
Mali drgnęła. Zerknęła pośpiesznie na Havarda i poznała po jego minie, że i jego

zaskoczyło to, czym zamartwiał się syn.

- A z jakiego powodu miałby ją aresztować? - zapytała Mali, usiłując się uśmiechnąć. -

Przecież to nie wina mamy, że Knut spadł.

- To po co lensman przyjeżdżał do Storhaug aż dwa razy?
- Nie tam... To normalne, kiedy nikt nie widział, jak doszło do wypadku - wyjaśniła i

dodała nieco bezradnie: - Cóż innego może to znaczyć?

Havard postawił chłopca na podłodze i wziął go za rękę, podał ramię Mali i razem podeszli

do Laury.

- Serdeczne wyrazy współczucia - powiedziała Mali cicho i podała dłoń.
Havard także wyciągnął rękę, ale się nie odezwał. Laura nie odpowiedziała od razu. Jej

spojrzenie wędrowało z ojca na syna, po czym spoczęło na Mali.

- Dziękuję - odpowiedziała w końcu lakonicznie. Wydawała się nie tylko blada, ale też

bardzo niespokojna.

Dłoń miała lodowatą i bez przerwy poprawiała luźne kosmyki włosów za uszy, oczy zaś

prześlizgiwały się nerwowo po izbie.

background image

Mali odchrząknęła trochę nieswojo i zaczęła:
- Czy coś...
- To był wypadek - przerwała Laura, utkwiwszy spojrzenie w Mali. - Nie dość, że

straciłam męża, to jeszcze jestem narażona na wizyty lensmana. A skąd ja mogę wiedzieć, jak
to się stało.

- Ech, to tylko formalność - usiłowała ją uspokoić Mali. - Jeśli nie ma świadków...
- Wygląda na to, że lensmanowi się zdaje, iż to ja byłam świadkiem tego zdarzenia.
Mali popatrzyła w dół na Olę Havarda. Wydawało jej się, że chłopiec nie powinien tego

słuchać, ale Laura ze zdenerwowania nie panowała nad słowami.

- Myślę, że powinieneś pójść do swojej babci i poprosić o ciastko, Ola Havardzie -

zwróciła się więc sama do niego i popchnęła lekko w stronę długiego stołu. - My też tam
zaraz przyjdziemy.

Ola Havard popatrzył na nią przeciągle, po czym odwrócił się i odszedł niechętnie, jak go

prosiła.

- Nie powinnaś opowiadać takich rzeczy przy chłopcu - odezwał się Havard z tłumioną

wściekłością. - Nie widzisz, że jest przerażony i zrozpaczony?

- A myślisz, Havardzie, że ja nie jestem? Na Boga, przecież nie odgrodzę dziecka od tego

wszystkiego. Zresztą on nie jest głupi i rozumie, że coś jest nie tak, jeśli lensman...

- A co jest nie tak? - Havard uchwycił jej spojrzenie.
Laura popatrzyła na niego zdezorientowana, po chwili zaś spłonęła rumieńcem.
- Ee, zaraz nie tak - odpowiedziała przeciągle, wpatrując się w Havarda oczyma pełnymi

łez. - Kto to widział, by lensman bez przerwy nawiedzał dwór i wypytywał o wszystko. I bez
tych przesłuchań człowiek ma dość zmartwień.

- Po co on przyjeżdża?
- Czy ja to mogę wiedzieć? - wyszeptała, a do oczu napłynęły jej łzy i wyglądało na to, że

zaraz wybuchnie szlochem. - Sądzisz, że to ja zepchnęłam Knuta z podjazdu do stodoły?

Havard nie odpowiedział, przyglądał się jej jedynie w milczeniu. Laura poczuła się zrazu

nieswojo, ale Mali od razu poznała, że Havard w gruncie rzeczy szczerze współczuje Laurze,
co i ta po chwili zauważyła. Podniosła na niego zapłakane, okolone długimi, ciemnymi
rzęsami oczy i rzuciła mu przeciągle spojrzenie.

Fałszywa suka, pomyślała Mali wściekła. Mnie tak łatwo nie nabierze, udając smutek i

rozpacz. To z jej strony tylko taka gra, by wzbudzić współczucie u Havarda. Znam te jej
sztuczki! Dobrze wie, ile może zyskać, jeśli zdobędzie sympatię i troskę Havarda.

- Przecież nikt w to nie wierzy - dodała Mali pośpiesznie, mimo że nie była co do tego w

pełni przekonana. - Pozwól nam zabrać dziś wieczorem do Stornes Olę Havarda, bo chłopiec
chyba nie musi koniecznie jechać na pogrzeb? Przynajmniej będziesz miała trochę czasu
tylko dla siebie. Potrzebujesz tego.

- Nie muszę wysyłać mojego syna do Stornes - odparła Laura, wbijając w Mali

pociemniałe od gniewu spojrzenie. - Mam przecież rodzinę. Niech wam się nie zdaje, że
jestem od was zależna. Co to, to nie!

- Nic takiego nie miałam na myśli - wyjaśniła Mali. - Wydaje mi się jedynie, że akurat w

tych dniach dobrze by było odsunąć dziecko od tego wszystkiego. W Oppstad jest teraz
zamieszanie, to zrozumiałe. A w takich chwilach wszyscy potrzebujemy kogoś, Lauro,
czasem także kogoś spoza rodziny. Jeśli jednak nie chcesz...

Laura pośpiesznie podniosła wzrok i popatrzyła na Havarda. Wyraźnie rozważała całą tę

sytuację i zastanawiała się, jak opłaca się jej postąpić.

- Może to rzeczywiście nie najgorsza propozycja? - odezwała się w końcu i wytarła łzy. -

Chyba się na nią zgodzę. To bardzo miło z waszej strony - dodała, nie spuszczając wzroku z
Havarda.

background image

- Dobrze, w takim razie zabierzemy go ze sobą do nas. Będziesz go mogła odebrać w

tygodniu, wtedy już się nieco uspokoisz.

- Tak, zadzwonię do was. Myślę, że się z tym wszystkim wkrótce uporam.
Czy miała na myśli żałobę, czy kłopoty z lensmanem, Mali nie była pewna. Przypuszczała

raczej, że chodziło o lensmana.

- Myślisz, że mogła zepchnąć Knuta? - zapytał Havard cicho, kiedy stanęli z boku. -

Zaczynam się zastanawiać...

- Nie, nie mogłaby tego zrobić - odpowiedziała Mali i rozejrzała się ukradkiem wokół,

przestraszona, że ktoś mógłby usłyszeć ich rozmowę. - Przynajmniej mam nadzieję, że nie
była taka głupia. Bo jeśli się mylę, czeka ją wiele kłopotów.

Mali widziała zatroskany wzrok Havarda, ale wiedziała, że jemu nie chodzi o Laurę.

Wpatrywał się w Olę Havarda, który siedział przy stole i podjadał ciastko.

- Ta kobieta jest zdolna do wszystkiego - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ale nie do tego, by zabić, Havardzie - odrzekła Mali cicho. - Są pewne granice, wiesz

przecież, nawet dla takiej Laury.

Ale i ona nie była do końca tego pewna.

Pierwszego wieczoru Havard musiał siedzieć przy Oli Havardzie, póki chłopiec nie zasnął.

Był nie tylko przestraszony, ale i zmartwiony. Havard musiał położyć się obok niego i mocno
go przytulić, bo płakał nieprzerwanie. Wyglądało na to, że Ola Havard nie tyle rozpacza z
powodu Knuta Grana, choć ta śmierć bardzo nim wstrząsnęła, ale martwi się przede
wszystkim o mamę. Musieli mu powtarzać wiele razy, że lensman na pewno jej nie zabierze i
nie ona ponosi winę, że Knut spadł z podjazdu i się zabił.

Mali pragnęła gorąco wierzyć, że to prawda i że nie dotrze do nich nagle wiadomość, iż

Laura jest podejrzana o morderstwo.

Już następnego dnia Ola Havard był spokojniejszy. Wyspał się, co od razu było po nim

widać, pobiegł do obory, odwiedził swojego kociaka, zjadł z apetytem posiłki i nabrał trochę
rumieńców. Mali i Havard nie wspominali nic o pogrzebie, a on sam wcale o to nie pytał. Po
kilku dniach odzyskał spokój i wyglądał zdrowo, ale wciąż chciał im siedzieć na kolanach.
Najwyraźniej był spragniony bliskości i poczucia bezpieczeństwa.

Mali rozmawiała z Sigrid i dowiedziała się, że śledztwo w sprawie śmierci w Storhaug

zostało zakończone. Stwierdzono, że był to nieszczęśliwy wypadek, co Mali przyjęła z
wyraźną ulgą. Nie przepadała za Laurą, ale gdyby ta trafiła do więzienia za zabójstwo męża,
oznaczałoby to katastrofę, przede wszystkim dla Oli Havarda. W końcu Laura była jego
matką.


Pod koniec tygodnia Laura zadzwoniła do Stornes. Kończyli właśnie podwieczorek, gdy

rozległ się dzwonek telefonu.

- Myślę, że Ola Havard powinien już wrócić do domu - oznajmiła. - Już się tu u nas

uspokoiło. Lensman w końcu uznał, że był to nieszczęśliwy wypadek i że to nie ja
zepchnęłam Knuta z podjazdu.

- Przecież nikt tak nie myślał - rzekła Mali z lekką rezerwą.
- O, nie jestem tego taka pewna - odparła Laura. - Wydaje mi się, że nie tylko lensman

mnie podejrzewał. Czułam to i widziałam, że ludzie na mój widok spuszczali głowy.

- Najważniejsze, że już jest po wszystkim - stwierdziła Mali. - Ola Havard także odzyskał

spokój. Przesypiał całe noce i jadł z apetytem.

- Bardzo miło z waszej strony, że wzięliście go do siebie na tych kilka dni - przyznała

Laura niechętnie. - Teraz niech weźmie swój worek i przyjdzie do Oppstad. Zostaniemy tu
jeszcze parę dni.

background image

- Nie wyślę teraz dziecka samego - zaprotestowała Mali. - Przecież jest już całkiem

ciemno.

- To niech Havard go odprowadzi - oświadczyła Laura bezczelnie.
W jej glosie Mali pochwyciła nutę rozbawienia i poczuła, jak wzbiera w niej złość. Oto

właśnie cała Laura. Ani wypadek Knuta, ani śledztwo lensmana nie zmieniły jej znacząco.

- W każdym razie zadbam o to, by ktoś go odprowadził - oświadczyła krótko Mali. - Za

pół godziny będzie w Oppstad.

Odwiesiwszy słuchawkę, stała przez chwilę w korytarzu. Wysłać Havarda do Oppstad? O

nie! Nie ma mowy! Poprosi o to Dorbet, bo sama zaplanowała sobie popołudnie przy
krosnach.

Ola Havard wyraźnie posmutniał, kiedy się dowiedział, że musi opuścić Stornes. Popatrzył

na Mali błagalnym wzrokiem, ale nic nie powiedział.

- Twoja mama oznajmiła, że zostaniecie jeszcze parę dni w Oppstad - rzekła Mali. -

Możesz więc przybiec do nas któregoś dnia jeszcze przed wyjazdem do Storhaug, żeby
pożegnać się ze swoim kociakiem. Chcesz? - Pokiwał głową bez słowa. - A potem znów
kiedyś do nas przyjedziesz - dodała Mali.

- Kiedy? - zapytał pośpiesznie.
- Nie wiem jeszcze dokładnie. Nie ustaliłam tego z twoją mamą, ale myślę, że niedługo. A

kiedy będziesz w Oppstad, zawsze możesz do nas tu zajrzeć. Przecież to niedaleko.

- Chodź, weźmiemy z sypialni twoje rzeczy - powiedział Havard z pozoru spokojnie, ale

po jego minie poznać było można, ile go to kosztuje. - I odprowadzę cię do Oppstad - dodał.

- Nie, Dorbet z nim pójdzie - pośpiesznie sprzeciwiła się Mali. - Do Granvold trzeba

zanieść wełnę, więc skoro i tak już idzie, może po drodze odprowadzić małego.

Dorbet najwyraźniej nie była z tego zadowolona. Spojrzała na matkę pociemniałymi z

gniewu oczyma i już miała się sprzeciwić, ale się powstrzymała, gdy usłyszała o wełnie, którą
trzeba zanieść do Granvold. Od zabawy noworocznej widziała się z Olą zaledwie raz.
Spotkali się przy sklepie i przez chwilę całowali się z tyłu pod ścianą przemarznięci, a z ich
zimnych od mrozu ust unosiła się para. Teraz Dorbet poczuła przyjemne mrowienie w całym
ciele na myśl, że znów go spotka. W Granvold będą mogli zamknąć się w sypialni i pobyć we
dwoje. Marit, matka Oli, nigdy się temu nie sprzeciwia. Raczej na odwrót.

- Ciekawe, kto posprząta ze stołu po podwieczorku - spytała, sięgając po talerzyk z

masłem.

- Ty - odparła Mali. - Nie potrzebujesz wiele czasu, by się ubrać.
Dorbet wzruszyła ramionami, zebrała resztki na jeden półmisek i w drodze do piwnicy

omal nie zderzyła się w drzwiach z Knutem Plassenem, który właśnie wchodził do izby.
Przewróciłaby się, gdyby chłopak nie przytrzymał jej za ramiona. Przez krótką chwilę zastygł
w tej pozycji, a potem gwałtownie cofnął ręce.

- Wszystko w porządku? - spytał tylko.
Dorbet kiwnęła głową i z bijącym sercem przemknęła obok. Nie zapomniała Knuta i

gorących chwil, które z nim spędziła. Po czasie zrozumiała, że zachowała się wobec niego
okropnie. Sądziła, że chłopak opuści dwór, skoro go rzuciła, ale ku jej zdziwieniu zgodził się
zostać, gdy Havard zaproponował mu służbę. Domyśliła się, że dużo go ta decyzja
kosztowała, bo pewnie najchętniej uciekłby jak najdalej od niej. Widziała, jak wychudł i
zmizerniał, gdy z nim zerwała, trzymał się na uboczu i nigdy nie próbował jej zagadnąć, jeśli
sama się do niego nie odezwała.

- Po co ten Knut w ogóle został we dworze? - awanturowała się z matką, która wcześniej

zastała ją w sypialni razem z tym chłopakiem. - Przecież widać wyraźnie, że nie ma na to
ochoty.

- I trudno się dziwić, skoro tak z nim postąpiłaś - odpowiedziała Mali rozgniewana. - Jest

jednak zbyt biedny, by zrezygnować z tej posady. To taki pracowity i zręczny chłopak!

background image

Oczekuję, że nie będziesz mu dodatkowo utrudniać życia. Zraniłaś go, jemu jest już
wystarczająco ciężko.

Dorbet nic nie odpowiedziała, ale potem przez długi czas trzymała się od Knuta z daleka.

Wraz z upływem czasu stosunki między nimi się stopniowo unormowały. Pod koniec jesieni
Knut zaczął znikać w niedziele, gdy miał wolne. Po lecie pozostała mu opalenizna, a
spojrzenie znów nabrało radości życia. Czasami Dorbet zerkała na niego przeciągle. Był
bardzo przystojny, przystojniejszy od innych, a i w łóżku radził sobie nieźle. Na pewno
podoba się wielu dziewczętom, myślała, poznając, że przestał już po niej rozpaczać. Poruszał
się sprężystym krokiem i znów słychać było jego śmiech, zarówno w izbie, jak i w obejściu.
Pewnie sobie znalazł nową dziewczynę, z ukłuciem zazdrości domyśliła się Dorbet. Szybko
jednak porzuciła tę myśl, bo w gruncie rzeczy cieszyło ją, że odzyskał dawny humor. Z tego
Knuta Plassena był naprawdę niezły chłopak.


Kiedy Dorbet weszła na schody prowadzące do dużego domu mieszkalnego w Granvold,

otworzyły się drzwi i stanął w nich Ola.

- Widziałem, jak prowadziłaś do Oppstad Olę Havarda - wyjaśnił i przytulił ją mocno. - O

rany, jak strasznie długo to trwało, nim stamtąd wróciłaś. Mama mi mówiła, że przyjdziesz i
przyniesiesz wełnę. - Pocałował ją i ujmując jej twarz w dłonie, spojrzał w oczy i wyszepta z
żarem: - Całe wieki cię już nie widziałem!

- Co ty opowiadasz, spotkaliśmy się przed dwoma dniami - uśmiechnęła się Dorbet,

wchodząc za nim do korytarza.

- Tego spotkania pod sklepem nie liczę - odparł, pomagając jej zdjąć płaszcz.
- Ale noc sylwestrowa chyba się liczy - droczyła się z nim, posyłając mu szelmowski

uśmiech. - Ledwie po niej doszłam do domu.

Na odgłos otwieranych drzwi do izby odskoczyli lekko od siebie. Marit wychyliła głowę

na korytarz.

- Tak mi się właśnie wydawało, że cię słyszę - uśmiechnęła się promiennie i

dobrodusznie. - Wprowadź no dziewczę do ciepłej izby, Ola. Zmarznie nam w korytarzu i
jeszcze się rozchoruje.

- Już idziemy - odparł Ola, rumieniąc się lekko. - Dorbet musiała zdjąć płaszcz i buty.
Duża izba w Granvold wciąż była świątecznie przystrojona. Główną ozdobę stanowiła

wysoka choinka, którą rozbierano zwykle dopiero dwudziestego dnia po Bożym Narodzeniu.
W środku pachniało pięknie pomarańczami i gorącym kakao.

- Pomyślałam, że filiżanka kakao dobrze ci zrobi - powiedziała Marit, nakrywając do

stołu. - Widzieliśmy, jak odprowadzałaś do Oppstad Olę Havarda. Biedny chłopiec - dodała,
przybierając zatroskaną minę. - Trudno pojąć, że ten Knut Gran spadł z podjazdu do stodoły.

Dorbet tylko pokiwała głową. Nie miała zbytniej ochoty o tym rozmawiać.
- Słyszałam, że lensman kilkakrotnie przyjeżdżał do Storhaug. Nie wiesz, dlaczego? -

pytała Marit, świdrując Dorbet wzrokiem. Wyraźnie umierała z ciekawości.

- To chyba normalne, przynajmniej gdy brakuje świadków zdarzenia - odparła Dorbet. -

Ale słyszałam, że sprawę już wyjaśniono. To był tragiczny wypadek.

- Tak, tak, i ja o tym słyszałam - przyznała Marit. - Ale lensman...
Dorbet posmakowała kakao.
- Ale dobre - pochwaliła, by zmienić temat. - Nawet nie czułam, że aż tak zmarzłam, a

kakao cudownie rozgrzewa!

- Cieszę się - uśmiechnęła się Marit. - Musimy o ciebie dbać, wiesz.
- Zawsze jesteście tu dla mnie tacy mili - odparła Dorbet, odnosząc wrażenie, że

troskliwość Marit zaraz ją udusi.

Siedzieli przez chwilę, gawędząc o świętach i o nocy sylwestrowej w Granvold. Dorbet

zapewniła po raz kolejny, że zabawa była bardzo udana. Rozmawiali o ślubie Ruth, o Sivercie

background image

i jego rodzinie i o odwiedzinach Oli Havarda. Dorbet wypiła dwie filiżanki kakao, starannie
wykręcając się od odpowiedzi na zbyt wścibskie pytania Marit na tematy rodziny Siverta i
pozostałych bliskich, po czym podziękowała za poczęstunek, posyłając Oli błagalne
spojrzenia.

- Pójdziemy na chwilę do mnie na górę - oświadczył Ola i wstał z krzesła. - Muszę

porozmawiać o czymś z Dorbet na osobności.

- A o czym to? - dopytywała się Marit, lustrując ich swym przenikliwym spojrzeniem. -

Macie jakieś tajemnice?

- Tak - odpowiedział jej Ola. - I na razie nie dowiesz się jakie.
Marit pokiwała głową bez słowa i mrugnęła do Dorbet.
- W takim razie idźcie - rzekła. - A ja zacznę zwijać w kłębki wełnę, którą przyniosłaś,

Dorbet. Pozdrów mamę i podziękuj!


Na korytarzu Ola objął Dorbet ramieniem i powiedział przepraszającym tonem:
- Mama chce jak najlepiej, ale czasami bywa męcząca.
Dorbet nie odpowiedziała, pomyślała tylko, że mieszkanie z Marit pod jednym dachem

byłoby nie lada wyzwaniem, bo gospodyni Granvold wściubiała nos we wszystkie sprawy.
Ale nie ma co się martwić na zapas. Dorbet przytuliła się do Oli. Nawet jeśli kiedyś
zamieszka w Granvold, to nie nastąpi to tak szybko.

Ola pociągnął ją za sobą na łóżko. Pogłaskał ją po szyi, dotykając złotego łańcuszka ze

złotym serduszkiem, które ofiarował jej na Gwiazdkę. Przez chwilę leżeli obok siebie w
milczeniu.

- W sylwestra tańczyłaś z wieloma chłopakami - odezwał się nagle.
Dorbet popatrzyła na niego zaskoczona.
- Tańczyłam głównie z tobą - odpowiedziała.
- Widziałem, że wielu miało ochotę...
- Ola, przestań - przerwała mu Dorbet zrezygnowana. - Zachowujesz się nierozsądnie.

Przecież zaproszeni byli prawie wyłącznie nasi znajomi. I chyba wolno mi zatańczyć raz po
raz z kimś innym, nie tylko z tobą?

Nie od razu jej odpowiedział. Leżał w milczeniu, bawiąc się luźnym kosmykiem włosów,

opadającym jej na skroń.

- Łatwiej byłoby mi to znieść, gdybyśmy byli zaręczeni - odparł w końcu. - Gdybym miał

pewność, że jesteś tylko moja.

- Ależ Ola, ja...
- Jesteś tylko moja?
Boże święty, pomyślała Dorbet zrezygnowana. Lubiła jego uwielbienie, przynajmniej do

pewnego stopnia. Ale on chciał mieć ją całą na własność...

- Czy jesteś tylko moja, Dorbet? - powtórzył pytanie i uniósłszy się na łokciu, popatrzył na

nią z żarem.

- Wiesz przecież, Ola - odpowiedziała cicho, trochę niechętnie. - Po co pytasz?
- Podczas zabawy widziałem, jak mężczyźni krążą wokół ciebie i cię czarują, a ty...

posyłasz im promienne uśmiechy. Nie mogę tego znieść!

- Nie jestem twoją własnością - rzekła Dorbet lekko poirytowanym tonem. - Nie duś mnie,

Ola. Nie jestem stworzona do tego, by ktoś trzymał mnie na łańcuchu jak psa.

Wstał gwałtownie i przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem po izbie.
- Ola!
Dorbet poczuła, że serce bije jej niespokojnie. To ich spotkanie potoczyło się nie po jej

myśli. Liczyła na gorące pieszczoty Oli, a tymczasem chłopak tłukł się po pokoju jak
zraniony tygrys w klatce tylko dlatego, że tańczyła z innymi w wieczór sylwestrowy! Całe
szczęście, że nie widział, jak pocałował ją Peder Myrslett, kiedy natknęli się na siebie w

background image

zimnym korytarzu. Był na lekkim rauszu i poruszał się nieco chwiejnym krokiem, objął ją i
przyciągnął do siebie.

- Dorbet, Dorbet, nie ma piękniejszej dziewczyny od ciebie - wydukał, obmacując jej

piersi.

Odepchnęła go ze śmiechem, sama też lekko podchmielona, a wówczas on przyciągnął ją

do siebie i pocałował, po czym przycisnął do ściany i włożył rękę pod spódnicę.

- Jesteś pijany, Peder - żachnęła się i odepchnęła go od siebie. - Nie rób nic, czego byś

musiał jutro żałować.

I weszła do izby. Wiele razy tego wieczoru czuła na sobie jego wzrok, ale nie spojrzała

nawet w tę stronę. Nic dla niej nie znaczył, ale schlebiało jej jego nieskrywane pożądanie.

- Ola, co z tobą? Zatrzymał się i wrócił do łóżka.
- Wiem, że nie mogę cię mieć na własność - rzekł cicho. - Nie zniosę jednak tej

niepewności, Dorbet. Nie zaznam spokoju, póki nie będziesz moja. Nie rozumiesz tego?

Przyciągnęła go do siebie i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Jestem twoja - wyszeptała łagodnie.
- Na zawsze?
Dorbet odgarnęła palcami jego grzywkę i skubnęła go w ucho. Sądziła, że na razie skończą

się już te rozmowy, a przynajmniej że uda się je odwlec do maja, kiedy skończy szesnaście
lat. Cieszyła się, że do tej pory jest jeszcze trochę czasu, tymczasem teraz znów poczuła się
przyciśnięta do ściany. Nie podobało jej się to. Bardzo kochała Olę i dobrze się czuła w jego
towarzystwie, w łóżku też im było ze sobą dobrze, ale na razie nie czuła potrzeby, żeby się z
kimkolwiek wiązać. Równocześnie zdawała sobie sprawę, że nie może Oli tak po prostu
odtrącić. Nie pojmowała, dlaczego Ola nie może się uzbroić w cierpliwość i cieszyć się tymi
chwilami, które ze sobą spędzali. Było im wszak tak dobrze, nie mogło być lepiej.

Powoli rozpięła koszulę Oli i pogładziła dłonią jego gładki tors. Oddech chłopaka stał się

krótszy, urywany. Niewiele się namyślając, zdarł z siebie ubranie i zaczął rozbierać Dorbet.
Pozwoliła mu na to, bo przecież pragnęła przeżyć z Olą chwile uniesień. Uważała, że
niepotrzebnie traci czas, w kółko marudząc o tym, by była jego na wieki, o zaręczynach i tego
typu głupotach. Przecież jest nam dobrze ze sobą, po co to zmieniać, myślała, pozwalając Oli,
by ją całkiem rozebrał. Przyciągnęła go do siebie, pocałowała i powiodła dłoń w dół. Kiedy
ujęła jego męskość, jęknął.

- Nie możesz...
- Dlaczego nie? - drażniła się z nim.
- Bo... bo ja tego nie wytrzymam...
- W takim razie pokaż mi, co potrafisz - zaśmiała się mu cichutko do ucha.
Napięła szczupłe, jędrne ciało i przylgnęła do niego. Wtuliła piersi w jego tors i

koniuszkiem języka musnęła wargi, a potem rozchyliła uda. Ola uniósł się na ramionach i
spojrzał w dół. Jego oczy zasnuły się mgłą pożądania.

- Weź mnie! - wyszeptała. - Weź mnie, Ola!
Z jękiem wcisnął się w nią. Ona zaś oplotła nogami jego plecy i odpowiadając na każde

pchnięcie, wychodziła mu na spotkanie. Z głową odchyloną do tyłu wzdychała z rozkoszy.
Kiedy poczuła, że bliski jest spełnienia, zepchnęła go z siebie.

- Co... co...
- Chcę, żebyś mnie wziął od tyłu - wyszeptała i obróciła się, kierując pośladki w jego

stronę. Usłyszała, jak jęknął, po czym rozchylił ją i wniknął w głąb. Nigdy jeszcze się tak nie
kochali. Dorbet wczepiła się dłońmi w siennik i kołysała biodrami, a on, za każdym razem
pojękując, wchodził w nią jak stempel i dotykał takiego miejsca, do którego wcześniej nigdy
nie dotarł. Czuła, jakby przez jej ciało przechodził ładunek elektryczny. Wreszcie,
wypełniona po brzegi, omal nie padła zemdlona. Świat eksplodował feerią barw. Tłumiąc
krzyk, opadła zlana potem i rozdygotana.

background image

Zawsze jej było dobrze w łóżku z Olą, ale podobnych doznań jeszcze nie zasmakowała.

Obróciła się na bok i wtuliła w niego.

- Boże święty - jęknęła. - Myślałam, że zemdleję.
- Bolało cię? - zapytał przestraszony i odgarnął niesforny lok z jej rozpalonej twarzy.
- Bolało? Nigdy nie czułam czegoś podobnego - wyszeptała cicho. - Nie ma lepszego

mężczyzny od ciebie, Ola.

Musnął palcem jej policzek.
- Skąd wiesz? - zapytał cicho, a w jego głosie pojawił się niepokój. - Nie wiedziałem, że

możesz mnie porównać z innymi.

Serce Dorbet zabiło gwałtownie i poczuła ściskanie w gardle. Ola sądził, że była dziewicą,

gdy ją wziął po raz pierwszy. Dopiero by się wściekł, gdyby się zorientował, że miała przed
nim innych!

Przywarła do niego mocniej i łasząc się niczym kot, pocałowała delikatnie, szepcząc:
- Wiem, bo nikt nie może być lepszy od ciebie! A co ty myślałeś, głuptasie? Że

sprawdziłam wszystkich mężczyzn na świecie? - Roześmiała się i popatrzyła na niego
rozpromieniona, a potem podrapała go leciutko w tors i westchnęła z zadowoleniem: - Ja to
po prostu wiem!

Położyła się na wznak, wyciągając nagie ciało, by mógł ją zobaczyć w całej okazałości.
Oczy mu rozbłysły. Pochylił się nad nią i ujął w usta sterczącą brodawkę. Dorbet wiła się,

pojękując z rozkoszy.

- W takim razie jesteś tylko moja - powtórzył znowu.
- Tak, Ola, tylko twoja - wydała z siebie stłumiony jęk.
- Na zawsze?
Nie daje za wygraną, pomyślała, więc na odczepnego odpowiedziała:
- Tak, na zawsze.
Uniósł się na ramionach i popatrzył na nią uszczęśliwiony. Wyciągnął rękę i otworzył

szufladkę stolika nocnego.

- Zamknij oczy - wyszeptał.
Dorbet posłuchała go. Po omacku sięgnął coś z dna szuflady, po czym ujął jej prawą dłoń i

włożył na palec coś chłodnego. Ścisnęło ją w żołądku. Otworzyła oczy i spojrzała na Olę,
który trzymał jej rękę. Na serdecznym palcu lśniła gładka złota obrączka.

Dorbet usiadła gwałtownie i zapytała cicho:
- Ale... ale co ty robisz?
Nie odpowiedział, tylko odwrócił jej dłoń i położy na niej drugi, identyczny złoty krążek.
- Teraz ty załóż mnie - powiedział, całując ją delikatnie w policzek.
- Ale... ale to przecież...
- Tak, to obrączki zaręczynowe - uśmiechnął się. - Kupiłem je tuż przed świętami, kiedy

byłem w mieście.

- Ale przecież my nie możemy się jeszcze zaręczyć - zaprotestowała Dorbet desperacko. -

Umówiliśmy się, że poczekamy do...

- Do maja już niedługo - przerwał jej. - A tak przynajmniej wszystko będzie prostsze.
- Nie możemy przecież tego zrobić, nie pytając o zgodę naszych rodziców - sprzeciwiła

się Dorbet, czując, jak gardło ściska jej się w panice. - Moja mama nie chce...

- Owszem, chce - odparł z przekonaniem. - Odprowadzę cię do domu i oświadczę się jak

należy. Moja mama mówiła, że twoi rodzice nie mają nic przeciwko temu, by przyjąć mnie do
rodziny jako zięcia.

- Tak, kiedyś w przyszłości - zaprotestowała Dorbet. - Ale jeszcze nie teraz, Ola!
- Dlaczego nie? - zaśmiał się. - Jestem przecież najlepszy, czyż nie?
Dorbet poczuła nagle, że jej ciało przenika chłód. Chwyciła kołdrę, by się otulić. Nagle

poczuła się zziębnięta, przerażona i naga. Ola przewrócił ją na wznak i położył się na niej, na

background image

nowo ogarnięty pożądaniem. Ona zaś pragnęła jedynie zedrzeć z palca obrączkę i uciec do
domu.

Tymczasem Ola oddychał coraz ciężej. Pieszcząc językiem sterczące brodawki piersi

Dorbet, wyszeptał chrapliwie:

- Pragnę cię... Pierwszy raz kochamy się już jako zaręczeni.
Dorbet odwróciła twarz na bok. Oprócz lęku czuła też złość. Nie tak to wszystko ustalili.

Najwyraźniej jednak Ola był tak zazdrosny i bał się ją stracić, że nie potrafił dłużej czekać.
Tak jakby cienki złoty krążek mógł ją związać z nim na zawsze, pomyślała przekornie.

Nie chciała ani obrączki, ani zaręczyn, nie miała nawet ochoty się z nim teraz kochać. Ale

on naprawdę jest najlepszy, pomyślała, jęcząc głośno i z trudem łapiąc powietrze. Jego
wyrafinowane pieszczoty przyprawiały ją o zawrót głowy. Zupełnie jak gdyby obrączka
dodała mu pewności siebie. Nigdy jeszcze nie był tak odważny, a ona go nie
powstrzymywała. I kiedy już miała zanurzyć się w oceanie rozkoszy, wyszeptał jej do ucha:

- Tylko ja, na zawsze, Dorbet?
- Tak - westchnęła, napinając ciało jak łuk. Rozgrzana namiętnością właściwie nie do

końca wiedziała, na co się zgadza, powtórzyła jednak: - Tak, tak.

A potem wszystko zniknęło w wirującym szaleńczo gwiezdnym pyle.

ROZDZIAŁ 4.


- Będziemy mieli gości - oznajmiła Ingeborg, wracając z wieczornego dojenia z dwoma

wiadrami pełnymi mleka. - Widziałam z daleka Dorbet i Olę Granvolda, jak skręcali w stronę
dworu.

Mali przerwała tkanie i odeszła od krosien, żeby pomóc w izbie przygotować kolację.

Zarówno Ingeborg, jak i Ane zajęte były dojeniem, dlatego Mali poczuwała się do tego, by
włączyć się do pomocy przy kolacji, kiedy w domu nie było Dorbet. Teraz, kiedy Samuel
wyjechał, często posiłki jadała z nimi także Ruth. Wyraźnie ceniła sobie kontakty z rodziną,
dlatego Mali poprosiła, by przychodziła do nich jak najczęściej.

- Nie ma sensu, żebyś przygotowywała jedzenie tylko dla siebie i jadała osobno -

przekonywała córkę. - Wszystkim nam przyjemniej, gdy jesteś razem z nami.

- Jeśli tak, to bardzo chętnie skorzystam z zaproszenia - odparła Ruth i rozpromieniła się

w uśmiechu.

Po raz kolejny Mali pomyślała wtedy, że Ruth wyraźnie lepiej się czuje bez Samuela. Nie

umiała sobie nawet wyobrazić, jak to będzie, gdy Samuel wróci, ale wolała nie martwić się na
zapas.

Ruth była bardzo pomocna i kiedy Mali siedziała przy krosnach, zazwyczaj to ona wraz z

Dorbet zajmowały się przygotowaniem kolacji. Tego wieczoru jednak nie było jej w domu, a
Dorbet jak zwykle się spóźniała. Mali zirytowało to, bo przecież wyszła tylko odprowadzić
Olę Havarda i zostawić po drodze wełnę w Granvold, a nie było jej od podwieczorku.

- Ola odprowadza ją do domu? Chyba nic się nie stało? - zdziwiła się, zerkając przez

okno, ale w ciemnościach wieczoru nic nie dostrzegła. - Ale, oczywiście, miło go będzie
widzieć - dodała i dalej nakrywała do stołu, choć gdzieś w środku poczuła nagły niepokój.
Ola Granvold nieczęsto zjawiał się w Stornes, w każdym razie bez zaproszenia. Skoro więc
odprowadza teraz Dorbet, zamierza być może wejść do środka. Czy coś się wydarzyło? -
myślała zaniepokojona Mali. Czy Ola chce oszczędzić czegoś Dorbet? A może woli, by nie
musiała sama o czymś opowiedzieć?

background image

Zerknęła pośpiesznie na Havarda, który siedział z nosem utkwionym w gazecie i chyba

nawet nie usłyszał, co powiedziała Ingeborg, a w każdym razie go to nie zaniepokoiło, bo nie
przerwał czytania.

Dobry Boże, nie pozwól, by się okazało, że nasza córka zaszła w ciążę, przeleciało jej

pośpiesznie przez głowę... Byłaby to katastrofa. Przynajmniej tak się Mali zdawało w tej
chwili. Uważała, że Dorbet jest na to za młoda. Oczywiście, zakochała się w Oli po uszy, ale
jak długo to potrwa? W wieku szesnastu lat tak łatwo się zmienia zdanie, zwłaszcza w
sprawach sercowych. Dorbet była raczej niestała w uczuciach, a Olę poznała właściwie
niedawno. Ich bliższa znajomość zaczęła się dokładnie drugiego listopada, na srebrnych
godach w Granvold. To w sumie dwa miesiące, co to jest? Czy w tak krótkim czasie można
zyskać pewność, z kim się chce spędzić resztę życia?

Cokolwiek młodzi mają do przekazania, Mali nie chciała, by służące to usłyszały. Dlatego

kiedy na dziedzińcu mignęły jej dwie postaci, wyszła na korytarz, otworzyła drzwi wejściowe
i przywitała Dorbet i Olę.

- O, widzę, że dziś nie musiałaś wracać sama. Ola dotrzymał ci towarzystwa - rzekła,

spoglądając to na jedno, to na drugie.

Ola uśmiechnął się niepewnie i lekko zaczerwienił, ale Mali odniosła wrażenie, że jest

zadowolony z jakiegoś powodu, wręcz dumny. Dorbet zaś przeciwnie, spuściła wzrok i
unikała spojrzenia matki.

- Owszem, i jeśli nie sprawiłoby to kłopotu, bardzo chciałbym zamienić z tobą i

Havardem parę słów - odpowiedział Ola.

Mali poczuła, że serce przestało jej na moment bić. A więc jej przypuszczenia się

potwierdziły! Pewnie za chwilę się dowie, że Dorbet spodziewa się dziecka.

- Wejdźcie, proszę, do izby, w której teraz mieszka Ruth. Pojechała dziś wieczór do

Innstad, nie ma tam więc nikogo. Bo jak się domyślam, to, o czym chcielibyście
porozmawiać, nie jest przeznaczone dla uszu służących i parobków?

- Nie, byłoby lepiej, gdybyśmy mogli porozmawiać najpierw z wami - powiedział Ola i

przepuścił Dorbet przodem. - Z tobą, Mali, i z Havardem.

Mali otworzyła drzwi do izby i zawołała męża, który popatrzył na nią zaskoczony, ale

odłożył na bok gazetę i wstał. Dorbet nie zdjęła nawet płaszcza ani butów, tylko skierowała
się od razu w stronę zajmowanej przez Ruth izby, a Ola ruszył za nią. Kiedy przyszli tam jej
rodzice, zastali ich oboje siedzących obok siebie na sofie w wierzchnich ubraniach. Ola zdjął
tylko czapkę.

- O co chodzi? - zapytał Havard. - Coś się stało?
W końcu i do jego świadomości dotarło, że ta sytuacja nie jest zwyczajna.
- Ola chciałby z nami pomówić - wyjaśniła Mali.
- Nie mogliśmy odbyć tej rozmowy w naszej izbie? I w ogóle co to za pośpiech, że nawet

nie zdążyliście zdjąć ubrań?

- Ubrań... - Ola dopiero teraz się zorientował, że siedzą w płaszczach. Lekko speszony

zdjął szalik i odpowiedział: - Nie, nie ma aż takiego pośpiechu, a jeśli o mnie chodzi,
mogliśmy pomówić o tym w izbie. - Obrzuciwszy spojrzeniem Dorbet, dodał jednak
natychmiast: - Tyle że Dorbet uważała, że wy dwoje powinniście usłyszeć to pierwsi.

- Co takiego? - zapytała Mali cicho.
Ola odchrząknął raz jeszcze, objął Dorbet ramieniem i ponownie zerknął na nią. Ona

jednak wciąż siedziała ze spuszczoną głową.

To do niej zupełnie niepodobne, przemknęło Mali przez myśl. Dorbet zazwyczaj bez

względu na okoliczności nie obawia się patrzeć ludziom prosto w oczy. Otarła chłodne, ale
lepkie od potu dłonie o spódnicę. Serce biło jej mocno, a w głowie huczało.

- Chyba nie jest dla was zaskoczeniem, że Dorbet i ja mamy się ku sobie - zaczął Ola i

nerwowo przeczesał palcami włosy, jakby nagle stracił pewność siebie.

background image

- Owszem, domyślamy się, że jesteście w sobie zakochani - odparła Mali.
- To coś poważniejszego niż... zwykłe zakochanie - dodał pośpiesznie. - Gdy ją ujrzałem,

nie miałem żadnych wątpliwości, że jest moim przeznaczeniem. Żadna inna, tylko właśnie
ona. Zresztą nie kryłem tego - dodał trochę buńczucznie.

- Rzeczywiście, nie kryłeś - przyznała Mali. - A i my nie mamy do ciebie żadnych

zastrzeżeń, Ola, wiesz przecież. Tylko że Dorbet jest jeszcze bardzo młoda, więc...

Ola przytulił mocniej Dorbet, która na moment podniosła wzrok i napotkała spojrzenie

matki. Mali od razu zauważyła, że patrzy jakoś niepewnie, niemal błagalnie.

- Akurat w tej sprawie zgadzam się z moją mamą, która twierdzi, że wiek nie ma

znaczenia, jeśli już znajdzie się swoją drugą połowę - uśmiechnął się Ola. - A ja... Dorbet i ja
jesteśmy tego pewni. Dlatego dziś wieczorem...

Ola ujął prawą dłoń Dorbet i wyciągnął do przodu. Na serdecznym palcu zalśniła gładka

złota obrączka. Po czym nie bez dumy pokazał też swoją prawą dłoń z identyczną obrączką
na palcu.

- Dzisiaj się zaręczyliśmy - oznajmił Ola, nie kryjąc radości. - Wiem, że powinniśmy

poczekać do maja, ale ja... my... chcieliśmy tego już teraz, więc...

Mali w pierwszej chwili poczuła gwałtowną ulgę, nic nie wskazywało bowiem na to, że

Dorbet spodziewa się dziecka. Gdy jednak odetchnęła głęboko, uświadomiła sobie nagle
znaczenie tego, co się stało. Dorbet była oficjalnie zaręczona z dziedzicem Granvold, choć nie
ukończyła jeszcze szesnastu lat!

- Ależ to nierozsądne - rzuciła cicho. - Przecież ona nie ma jeszcze szesnastu lat, Ola. Nikt

nie zaręcza się w tak młodym wieku!

- Wiem, że Dorbet jest jeszcze młoda - odparł, obejmując ją mocniej. - Ale my jesteśmy

pewni. Moja mama też stwierdziła, że nie spotkała jeszcze dziewczyny tak dojrzałej na swój
wiek jak Dorbet, i ja się z nią zgadzam. Na co więc mielibyśmy czekać?

To prawda, pomyślała Mali. Dorbet wydaje się dojrzała i ma doświadczenie...
- Skąd ten pośpiech? - odezwał się nagle Havard.
Ola zaczerwienił się i zakasłał lekko.
- Czułem, że... Po prostu wszystko staje się bardziej klarowne, gdy ludzie się zaręczą.

Oficjalnie zaręczą - poprawił się.

- To znaczy, że zaręczyłeś się z obawy, że możesz stracić Dorbet? - drążył Havard.
Ola jeszcze mocniej poczerwieniał, pokręcił się nerwowo i zaszurał nogami.
- Nie... nie, nie dlatego - tłumaczył się. - Kiedy jednak człowiek się zdecyduje, to...
- Nic nie utrzyma ludzi razem, jeśli zabraknie miłości - wtrąciła Mali cicho. -

Niepotrzebnie więc tak się śpieszyłeś z tymi obrączkami, Ola.

- Ja też tego bardzo chciałam - odezwała się po raz pierwszy podczas tej rozmowy Dorbet,

nerwowo obracając obrączkę na palcu.

- Naprawdę? - zapytała Mali.
- Tak - padła pośpieszna odpowiedź.
Mali jednak dobrze znała swoją córkę i domyślała się, że Dorbet nie mówi prawdy. Dorbet

nie chciała zaręczyn, zgodziła się jednak z jakiegoś powodu, zapewne po to, by zadowolić
Olę. Młody Granvold jest bardzo zazdrosny, pomyślała Mali, patrząc na córkę. Zakładając
Dorbet na palec obrączkę, osiągnął swój cel: zaznaczył, że dziewczyna należy do niego. Nie
rozumie tylko, że obrączkę w każdej chwili można zdjąć.

Chociaż... rzeczywiście, Dorbet będzie trudniej teraz zakończyć ten związek, uświadomiła

sobie Mali. To, że dziewczyna traci zainteresowanie ukochanym w wieku piętnastu lat,
nikogo nie dziwi. Ale zerwanie zaręczyn to poważniejsza sprawa, niezależnie od wieku
narzeczonej, a już zwłaszcza gdy jest się po słowie z dziedzicem z dobrego rodu. Ola
zapewne tak rozumował, nie pomyślał jedynie, że wywierając presję na Dorbet, ryzykuje, że
może coś między nimi zniszczyć. Bo Dorbet nie znosiła przymusu. Nie cierpiała żadnych

background image

więzów ani ograniczeń. To, co się właśnie stało, stanowiło w pewnym sensie zamach na jej
wolność, mimo że Mali jeszcze nigdy nie widziała córki tak zakochanej. Obawiała się jednak,
że uczucia Dorbet ulegną ochłodzeniu teraz, kiedy jest związana zaręczynami, choć
równocześnie gorąco pragnęła, by tak się nie stało. Wyobraziła sobie, jakie wywołałoby to
konsekwencje. Po pierwsze ucierpiałyby dobre stosunki sąsiedzkie, a po drugie znów
zrobiłoby się głośno o Stornes, a tego sobie Mali zdecydowanie nie życzyła. Dość już było
wokół nich zamieszania.

Ola rozpiął kurtkę, bo wyraźnie się zgrzał.
- Tak więc... to właśnie jest nowina, którą chcieliśmy wam przekazać - oświadczył. -

Przyszedłem razem z Dorbet, ponieważ zależy mi, by wszystko odbyło się, jak należy.
Dlatego chciałbym oficjalnie prosić was o rękę Dorbet. Czy oddacie mi ją na żonę?

- Byłoby lepiej, gdybyś najpierw się do nas z tym zwrócił, a potem dopiero założył jej

obrączkę - odparł chłodno Havard. - Ale dobrze, że w ogóle pytasz. Moim zdaniem jednak
jest to pytanie, które powinieneś przede wszystkim skierować do Dorbet.

- Ją już pytałem - odparł Ola, zerkając na Dorbet. - A ona się zgodziła.
- Jak już wspomniałam, nie mamy nic przeciwko tobie, Ola - powtórzyła Mali. - Chętnie

widzielibyśmy ciebie u boku naszej córki jako jej męża. Chodzi tylko o to, że Dorbet jest za
młoda, by wiedzieć, czego naprawdę chce, bo nikt tego nie wie w wieku piętnastu lat!

- Dorbet wie - uśmiechnął się, biorąc ją za rękę. - Prawda, Dorbet?
- Owszem - odpowiedziała cicho.
- Skoro tak - westchnęła Mali. - Ale o małżeństwie w tym roku nie może być mowy.

Zobaczymy w przyszłym roku w maju, kiedy skończysz siedemnaście lat - zwróciła się do
córki.

Młodzi przyjęli w milczeniu słowa Mali. Ola, co prawda, sprawiał wrażenie, jakby chciał

zaprotestować, ale uznał, że rozsądniej będzie milczeć.

- No i jeszcze jedna sprawa - dodała Mali, wbijając w młodych surowe spojrzenie. - Nie

życzę sobie, by trzeba było przyśpieszać termin ślubu z powodu ciąży Dorbet. Pamiętajcie o
tym!

Tym razem Ola spuścił wzrok i poczerwieniał. Dla niego pewnie też jest cudem, zupełnie

jak dla mnie, myślała Mali, że Dorbet do tej pory nie zaszła w ciążę. Bo że tych dwoje
kochało się, gdy tylko trafiła im się okazja, nie miała żadnych wątpliwości.

- O co ci chodzi, mamo? - Dorbet wbiła w nią pociemniałe z gniewu oczy. Nagle znów

dała o sobie znać jej buntownicza natura.

- O co mi chodzi? A jak myślisz? Chcę, żebyście zadbali o to, abyś przed ślubem nie

zaszła w ciążę.

- My... ja... - Ola podniósł wzrok, zaczerwieniony i speszony, po czym wydusił z siebie: -

Zadbamy o to.

- Rozumiem, że w tej sytuacji nie będziecie spać ze sobą przed ślubem? - zapytał Havard z

szelmowskim błyskiem w oku.

- A to już chyba nasza prywatna sprawa - warknęła Dorbet. - Szkoda, że nie pilnowaliście

tak Ruth, bo z tego, co wiem, urodzi wcześniej, niżby należało się spodziewać. - Zamiećcie
lepiej przed swoimi drzwiami! - wojowniczo rzuciła ojcu.

Havard odchylił się na krześle i roześmiał na całe gardło. Mali popatrzyła na niego

zgorszona. Doprawdy, znalazł sobie powód do żartów, pomyślała. Poza tym ta zarozumiała
panna za takie gadanie powinna zostać natychmiast przywołana do porządku.

- Cała ty, Dorbet! - wydobył z siebie w końcu Havard wyraźnie rozbawiony i spojrzał na

córkę z miłością.

Jak zwykle, zdenerwowała się w duchu Mali. Obojętnie, co nabroi to dziewczę, i tak

zawsze owinie sobie ojca wokół palca.

background image

- Będziesz miał, chłopie, za swoje! Wytrzymać z taką żoną! - ciągnął Havard, zwracając

się do Oli. - Drugiej takiej jak Dorbet Stornes nie uświadczysz.

- Wiem o tym - odparł Ola i oczy mu rozbłysły. Spoglądając zaś z uwielbieniem na

dziewczynę, powtórzył: - Nie ma takiej drugiej jak ona.

- Tym trudniej ci będzie utrzymać paluchy z dala od półmiska - żartował dalej Havard.
- Czyli co, możemy uznać, że omówiliśmy już wszystko - przerwała Mali. - Obrączki

zdążyliście sobie nałożyć, nie pozostaje więc wam teraz nic innego, jak wziąć za to
odpowiedzialność. Nam się zdaje, że odbyło się to zbyt pośpiesznie, ale nie zamierzamy
stawać wam na drodze do szczęścia. Co prawda nie wiem, co z tego wyniknie, jak zareagują
na to w Granvold na przykład?

- Na razie jeszcze nic nie wiedzą - przyznał Ola trochę zażenowany. - Chcieliśmy,

żebyście się dowiedzieli pierwsi. Ale wiem doskonale, jak to przyjmą - dodał pewnym
głosem. - Mama będzie przeszczęśliwa.

O tak, Marit Granvold uśmiechnie się na pewno od ucha do ucha, że dopięła swego,

pomyślała Mali, a jednocześnie uświadomiła sobie, że właściwie wszystko ułożyło się lepiej,
niż się pierwotnie obawiała. Małżeństwo Dorbet z Granvoldem ma wiele dobrych stron.
Chętnie umieści swą zbuntowaną córkę w dobrej rodzinie i zasobnym dworze. Obawiała się
jedynie, że Dorbet może się znudzić tym związkiem, zanim jeszcze stanie na ślubnym
kobiercu, bo ta dziewczyna nade wszystko kocha zmiany. Ale co się stało, to się nie odstanie!
Póki co, Oli nie można nic zarzucić. Spełnia wszelkie oczekiwania, jakie można mieć wobec
przyszłego zięcia. Niech Bóg pozwoli, by oboje wytrwali w miłości, to z resztą sobie jakoś
poradzą.

- Zadzwonię do Granvold i zapytam, czy twoi rodzice mogliby przyjść do nas na kolację -

rzekła Mali. - Musimy jakoś to uczcić.

- Byłoby bardzo miło - odpowiedział Ola rozpromieniony. - Czy mógłbym pierwszy

pomówić z mamą? Chciałbym osobiście przekazać jej tę nowinę.

- Naturalnie - zgodziła się Mali, wstając z miejsca. - Zdejmijcie wreszcie te okrycia, a

potem zapraszam do izby.

Ola wstał pośpiesznie i skierował się ku drzwiom.
- To ja idę zadzwonić, Dorbet - oznajmił, patrząc na narzeczoną.
Dorbet pokiwała głową. Mali poznała po niej, że niezbyt zależy jej na świętowaniu tej

uroczystości, ale nie przejmowała się tym. Trudno, niech wreszcie weźmie odpowiedzialność
za swoje czyny, pomyślała złośliwie Mali z lekką rezygnacją.

- Idź już! - zwróciła się do Havarda, który czekał na nią w drzwiach. - Chcę jeszcze

zamienić dwa słowa z Dorbet. Na osobności - dodała.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Mali chwyciła córkę za ramiona, popatrzyła na nią

wyczekująco i zapytała spokojnie:

- Co się stało?
- Stało? Musiało się coś stać?
- Tak, bo inaczej nie zgodziłabyś się na razie na zaręczyny.
Przez moment wyglądało na to, że Dorbet coś odpyskuje, ale nagle przytuliła się do mamy

i zarzuciła jej ręce na szyję.

- On jest taki zazdrosny - wyszeptała. - Nie może znieść nawet tego, że spojrzę na kogoś,

a dziś ubzdurał sobie, że flirtowałam z innymi podczas sylwestra.

- A flirtowałaś? - zapytała Mali, głaszcząc córkę po plecach.
- Nie, nic podobnego - Dorbet zaprotestowała gwałtownie. - Tańczyłam trochę z innymi,

ale głównie z Olą. Owszem, byłam w dobrym nastroju, ale to chyba nic zdrożnego - dodała,
podnosząc na matkę błyszczące oczy. - Tylko wytłumacz to Oli! Powiedział, że tego nie
zniesie, jeśli nie zaręczymy się oficjalnie, a ja...

background image

Mali nie przestawała głaskać córki po plecach. A więc wszystko odbyło się dokładnie tak,

jak przypuszczała. To Ola naciskał na zaręczyny.

- Ale przecież ty potrafisz powiedzieć „nie", Dorbet - zdziwiła się i pogłaskała ją po

niesfornych włosach. - Dlaczego więc się zgodziłaś?

- Kocham go - wymamrotała Dorbet. - Jest gotów uczynić dla mnie wszystko, a w

Granvold są dla mnie tacy mili. Traktują jak dorosłą, chwalą za zręczność. A Ola jest zupełnie
niesamowity...

Urwała, ale Mali domyśliła się, czego omal nie wyznała jej córka, która gwałtownie oblała

się rumieńcem. Postanowiła jednak tego nie drążyć.

- Najważniejsze, żebyś sobie zdawała sprawę ze skutków swojej decyzji - powiedziała z

rozwagą. - Dla tak młodej osoby jak ty za wcześnie na to, by się wiązać.

Dorbet nie odpowiedziała. Puściła szyję mamy i chlipnęła.
- Jesteś na mnie zła, mamo?
- Nie, nie jestem zła - odparła Mali. - Pragnę jedynie twojego dobra. Życzę ci, by on

okazał się tym, którego naprawdę kochasz i z którym zechcesz pójść do ołtarza - dodała
cicho.

- Nie tak jak Ruth - rzekła Dorbet.
Mali znów zdumiało, jaką przenikliwość wykazuje czasem jej młodsza córka, która potrafi

dostrzec to, czego inni nie zauważają. Choć młodzieńczo zbuntowana i obdarzona
gwałtownym temperamentem, posiadała równocześnie w sobie głębokie poczucie
sprawiedliwości. Coraz częściej widziała w Dorbet odbicie własnych cech charakteru,
zarówno tych dobrych, jak i złych, co trochę ją przerażało.

- Właśnie, nie tak jak Ruth - odparła cicho, przytulając córkę mocno do piersi. -

Wystarczy jedna nieszczęśliwa panna młoda we dworze.

- Na takie coś nigdy bym się nie zgodziła - zaperzyła się Dorbet, patrząc matce prosto w

oczy. - Nigdy!

- Czasami się człowiekowi wydaje, że musi na coś przystać, choć tak naprawdę powinien

mieć w sobie dość siły, by odmówić - powiedziała Mali. - I godzi się, mimo wszystko. Nie
zawsze wybór, jakiego dokonujesz, dotyczy wyłącznie ciebie - dodała, kierując nieobecne
spojrzenie w stronę okna.

- Wolałabym zostać sama z dzieckiem, gdybym nie kochała jego ojca. Albo gdyby był

takim obłudnikiem jak Samuel - odpowiedziała Dorbet. - Poradziłabym sobie.

Mali znów przygarnęła ją mocno, myślami cofając się do początków swego małżeństwa, i

siłą powstrzymywała napływające do oczu łzy. Nie chciała, by córka zauważyła, że zbiera jej
się na płacz.

- Czasami chodzi nie tylko o dziecko, Dorbet, ale o coś więcej - dodała cicho. - Wiele

więcej.

Jej słowa zabrzmiały cicho, niemal jak tchnienie.

ROZDZIAŁ 5.

- Żeby we wtorek szorować cały dom - pomstowała pod nosem Ingeborg i napełniając

kolejne wiadro wodą z dodatkiem szarego mydła, popatrzyła na Mali z ukosa. - To na
niedzielę robi się takie gruntowne porządki! Zresztą wszystko było posprzątane jak należy w
sobotę - dodała.

- Będziemy mieć gości - odpowiedziała Mali krótko.
- Zdaje się, że tylko jednego - rzuciła nieco butnie Ingeborg. - Tego bogatego

Amerykanina, Martina Bakkena, czy jak on się tam nazywa?

background image

- Owszem, rzeczywiście przyjedzie sam - odparła Mali. - Ale chcę, by dom lśnił

czystością. A że w ciągu dnia przewija się tu tyle ludzi, trzeba podłogę wyszorować
dodatkowo, by nie była zadeptana.

Mali sięgnęła po mięso, które dopiero co przyniosła ze spichlerza. Pewnie zaraz znów

usłyszę jakieś komentarze na temat jedzenia mięsa we wtorek, pomyślała. Ale to ja tu jestem
panią, ja decyduję i odpowiadam za wszystko.

- Wydaje mi się jednak, że...
- Zachowaj swoje uwagi dla siebie, Ingeborg, dobrze? - przerwała jej Mali. - Skoro

mówię, że trzeba posprzątać, to ma być posprzątane. Możesz zawołać Dorbet, żeby ci
pomogła wycierać kurze.

- Pewnie jest w Granvold - mruknęła Ingeborg, wyraźnie obrażona z powodu reprymendy.
- Nie, jest u Ruth - odezwała się Ane, stawiając na piecu kocioł z wodą. - Widziałam

przed chwilą, jak tam wchodziła.

- Zerknij, Ane, na mięso i zacznij obierać warzywa i ziemniaki, a ja pójdę po Dorbet.
Gdy wyszła na korytarz, usłyszała śmiech dolatujący z tej części domu, w której teraz

mieszkała Ruth. Siostry najwyraźniej spędzały czas na miłej rozmowie. Przez ostatnie pół
roku bardzo się do siebie zbliżyły. Wcześniej były tak różne, że właściwie nie miały
wspólnych tematów. Teraz jednak Mali zauważyła, że Ruth wprost lgnie do Dorbet. Zupełnie
jakby potrzebowała jej ciepła i wsparcia, mimo że często oburzała się na nią i gorszył ją u
siostry swobodny język i brak szacunku dla pewnych spraw i ludzi, których nie lubiła. Dorbet
bowiem nie próbowała nawet ukryć, co sądzi o Samuelu.

Może udzieli Ruth paru rozsądnych rad? Przydałoby się! - myślała Mali. Dorbet bardzo się

zmieniła przez ostatni rok. Gwałtownie dojrzała i pod wieloma względami wydoroślała.
Bardzo kochała swoich bliskich, czego często dawała dowody. Bywała bezpośrednia, czasami
do bólu szczera i bezlitosna, ale kierowała się miłością. Broniła i strzegła tych, którzy byli jej
bliscy, i właśnie z tej troski i miłości tak obficie teraz czerpała Ruth. Nikomu bardziej niż jej
się to nie należy, cieszyła się w duchu Mali, która sama z niechęcią liczyła dni do powrotu
Samuela. Miała bowiem niejasne przeczucie, że wraz z jego przyjazdem znów życie stanie się
ciężkie zarówno dla Ruth, jak i dla nich wszystkich.

Co do Dorbet Mali wciąż trwała uparcie przy swoim poglądzie, że córka jest za młoda, by

się wiązać z kimś na poważnie. Ale co się stało, to się nie odstanie, zaakceptowała więc nową
sytuację. Kiedy w tamten piątek przed półtora tygodniem Ola zadzwonił ze Stornes do
rodziców, Granvoldowie przybyli niemal natychmiast. Marit z rozwianym szalem i w
ośnieżonej po kolana spódnicy stanęła w drzwiach i już od progu wolała uszczęśliwiona:

- Nie, no co ten Ola opowiada! Młodzi naprawdę się zaręczyli? Są więc teraz już

oficjalnie narzeczeństwem! Wielkie nieba, to wspaniale!

Z zarumienioną od zimna i podekscytowania twarzą ściskała dłonie Mali.
No cóż, z tej strony raczej nie należy się spodziewa sprzeciwu, pomyślała Mali trochę

zrezygnowana, ale uznała, że skoro już się tak stało, powinna się cieszyć, iż przyszli teściowie
przyjmują Dorbet z taką radością i entuzjazmem. Przez jakiś czas Mali bardzo się obawiała,
by Dorbet nie wplątała się w coś, co zepsułoby jej reputację. Teraz przynajmniej wszystko się
ułożyło tak, że Dorbet ma szansę na dobre i godne zamążpójście. I to bez jakichkolwiek
nacisków z mojej strony, pomyślała Mali. A przecież rozważałam już i takie wyjście, by
znaleźć córce narzeczonego, byleby tylko uchronić jej cześć i dobre imię dworu. Udało się
tego uniknąć, bo córka sama, bez jakichkolwiek nacisków wybrała sobie właściwego
mężczyznę, choć bez wątpienia odbyło się to nazbyt pośpiesznie i nie do końca po myśli
Mali.

Trzeba jednak trzymać kciuki i mieć nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i ten związek

przetrwa, westchnęła cicho Mali. Zaoszczędziłoby to wielu problemów i zmartwień.

background image

Mali zapukała do drzwi i weszła do izby zajmowanej prze: Ruth. Córka siedziała w fotelu i

dziergała na drutach coś małego i niebieskiego. Była w czwartym miesiącu ciąży, a mocno
zaokrąglony brzuch wyraźnie odznaczał się pod suknią. Pewnie ma nadzieję urodzić chłopca,
pomyślała Mali, zerkając na robótkę. Być może misjonarz nie omieszkał napomknąć, że
bardziej pasowałoby mu mieć syna, który by mógł pójść w jego ślady, i dlatego Ruth
dziergała maleńkie ubranka w niebieskim kolorze. Innego wpływu na płeć dziecka wszak nie
miała. Jeśli jednak urodzi dziewczynkę, Samuel obciąży za to winą swą żonę, pomyślała
mrocznie Mali. Skoro bowiem on życzy sobie syna, obowiązkiem Ruth jest mu go urodzić Z
takiego pokroju człowiekiem związała się jej córka.

- Potrzebna nam pomoc - powiedziała Mali. - Martin Bakken przyjedzie na obiad, więc...
- Już idę - odparła szybko Ruth, zrywając się przed Dorbet. - A więc to na dzisiaj

zapowiedział swą wizytę! A ja sądziłam, że zjawi się tu dopiero jutro.

- A ja całkiem o nim zapomniałam - przyznała Dorbet i także wstała. - W tym domu nigdy

nie ma spokoju.

- Powinnaś się zacząć uczyć, Dorbet, jak się prowadzi dom - rzekła Mali. - Nie myśl

sobie, że kiedy wprowadzisz się do Granvold jako młoda gospodyni, będziesz traktowana
wyłącznie jako ozdoba domu.

- Do tej pory minie jeszcze dużo czasu - odparła Dorbet, zerkając na obrączkę. - I dzięki

Bogu - dodała, odrzucając w tył włosy.

- To znaczy, że Ruth nie przekonała cię do małżeństwa?
Mali zerknęła na córkę, która poczerwieniała gwałtownie i spuściła wzrok.
- Może i małżeństwo ma jakieś zalety, ale pod warunkiem, że trafi się dobry mąż - Dorbet

wzięła w obronę siostrę. - Skąd Ruth mogła wiedzieć, że...

- Ależ ja bardzo chwalę sobie małżeństwo - przerwała jej pośpiesznie Ruth, skubiąc

nerwowo szydełkowy kołnierzyk przy sukience. - Samuel jest dobrym mężem, zresztą wolą
Bożą było, żeby...

- Oszczędź mi tego! - przerwała jej Dorbet, zakrywając sobie uszy. - Jeśli ja kiedyś wyjdę

za mąż, to tylko dlatego, że sama tego będę pragnąć, a Bóg niech sobie myśli o tym, co chce!
Zresztą inni też - dorzuciła nieco buńczucznie i obrzuciła przelotnie matkę pociemniałym
spojrzeniem.

Mali nie odpowiedziała, nie mając ochoty dyskutować na temat małżeństwa Dorbet, a tym

bardziej Ruth. Miała bowiem silne przeczucie, że obie córki, bardziej lub mniej świadomie,
tkwiły w pułapce. Ruth, zdaje się, zrozumiała to poniewczasie i próbowała ukryć bolesną
prawdę przed wszystkimi, być może także przed samą sobą. Dorbet zaś uważała się naiwnie
za wolną i niezależną i sądziła, że może dokonywać własnych wyborów, mimo że jest
zaręczona. Mój Boże, oby nigdy nie musiała doświadczyć, jak bardzo się myli, pomyślała
Mali.

Stół był nakryty, a w izbie unosił się smakowity zapach zupy i mięsa, gdy sanie wiozące

Martina Bakkena skręciły na dziedziniec.

- Przyjechał! - zawołała Dorbet, wyglądając przez okno.
Mali poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Przygładziła włosy i poprawiła bluzkę. Starała

się zachować spokój i nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest spięta i niespokojna. W ciągu
tych pięciu łat, które minęły od dnia, gdy Bakken stał w pracowni i wręczając serduszko z
diamentów, kusił ją do wyjazdu z nim do Ameryki, nie zmieniła zdania: Havard, dzieci i
Stornes stanowili wciąż sens jej życia. Ale Bakken poruszył w jej sercu jakąś czułą strunę i
przeraziła się samej siebie, bo w gruncie rzeczy pochlebiało jej zainteresowanie tak
zamożnego mężczyzny, który mógł sobie sprawić wszystko, czego pragnął, a chciał tylko jej.

Być może dlatego odprawiła go tak zdecydowanie i poprzysięgła sobie, że nigdy więcej

nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nie przyjęła nawet zamówienia na swoje kilimy, bo
gdyby miała mu je wysyłać, musiałaby utrzymywać z nim kontakt. Wtedy, przed pięciu laty,

background image

nie wyobrażała sobie tego. Pragnęła wyłącznie, by ten przystojny, elegancki mężczyzna
zniknął z jej życia. Już kiedyś postąpiła niewłaściwie i zdradziła Havarda, za nic w świecie
nie chciała, by się to znów powtórzyło.

To znaczy, że dostrzegłam zagrożenie w osobie Bakkena, pomyślała z niepokojem. Na

pewno nie zdecydowałabym się z nim odejść, ale kto wie, czy nie uległabym mu połechtana
jego zainteresowaniem i pięknymi słówkami...

Mali pamiętała wciąż swoistą słodycz i zmysłowe napięcie, kiedy wtedy, w Trondheim,

dotykał w tańcu jej talii, pamiętała zapach drogiej wody po goleniu i jego błękitne oczy,
wpatrujące się w nią z niekłamanym zachwytem. Czuła, że coś niemal fizycznie przyciąga ich
ku sobie. Jej życie składało się w dużej mierze z dni powszednich, i wtedy, i teraz, może
dlatego wówczas omal nie straciła głowy. Po powrocie do Stornes na szczęście odzyskała
równowagę i zdrowy rozsadek. Zrozumiała, czego naprawdę chce i gdzie jest jej miejsce.
Czar prysł. A może raczej rozsądek wziął górę?

Mimo to... Nie powinna była pozwolić mu wracać, jednak propozycja, jaką przedstawił,

wydała się jej taka kusząca. Oszałamiała ją sama świadomość, że jej kilimy trafią do USA i
będą tam znane, a dodatkowo nie mniej istotne wydały jej się związane z tym dochody.

Dobijemy interesu, a potem on odjedzie i już na miejscu załatwi resztę, to wszystko,

przekonywała samą siebie, pragnąc zagłuszyć niepokój.

Zerknęła pośpiesznie na Havarda, który najwyraźniej nie miał zamiaru wstać i wyjść z nią

na schody.

- Chodźmy go razem przywitać, Havardzie - poprosiła, podając mu rękę.
- To ty go tu przecież zaprosiłaś, nie ja - odburknął niechętnie, a w jego niespokojnym

spojrzeniu Mali dostrzegła niepewność i zazdrość.

- Ale bardzo bym chciała, żebyśmy go wspólnie powitali - powtórzyła powoli. - Zrób to,

Havardzie, dla mnie.

Pod wpływem jej błagalnego wzroku wstał niechętnie i ujął jej dłoń w swą silną i dużą.

Mali przytuliła się do niego i uśmiechnęła z wdzięcznością.

- Dziękuję - wyszeptała i zapewniła go: - Wiesz, że liczysz się tylko ty i ja. Od jego

ostatniej wizyty nic się pod tym względem nie zmieniło. Chodzi jedynie o interesy,
Havardzie, wyłącznie o interesy!

W odpowiedzi skinął tylko głową, po czym razem skierowali się do korytarza i otworzyli

drzwi wejściowe.


Martin Bakken lekko posiwiał na skroniach, poza tym nic się nie zmienił. Nadal

imponował olśniewającym uśmiechem, prostą sylwetką i pewnością siebie, jaką dają pozycja
i pieniądze.

- Witamy w Stornes - odezwała się Mali, podając gościowi chłodną dłoń.
- Dziękuję - odpowiedział, a wtedy ona nagle przypomniała sobie jego glos. - Nie potrafię

wyrazić tego, jak bardzo się cieszę, że mogłem tu przyjechać. Dzień dobry, Havardzie
Stornes.

Wyciągnął dłoń do Havarda, który ją uścisnął z wyraźną niechęcią. Nie odzywając się, bez

uśmiechu pomógł gościowi zdjąć brązowy, elegancki płaszcz, a jego futrzaną czapkę i
skórzane rękawiczki położył na stole w korytarzu.

Martin Bakken jednak szybko rozładował napięcie, zręcznie nawiązując rozmowę. Ludzie

dobrze się czuli w jego towarzystwie.

- Nie wierzę, to ty, Dorbet? Ależ wydoroślałaś! - zawołał i kładąc jej dłonie na ramionach,

uśmiechnął się do niej promiennie swymi błękitnymi oczami. Mali jakoś nie pamiętała, by
przy okazji poprzedniej wizyty w ogóle widział się z Dorbet. - Jesteś piękna niczym huldra,
ale pewnie takie komplementy słyszałaś już nieraz, co?

background image

Dorbet uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. Bakken mile połechtał jej próżność i

natychmiast przestała traktować go jak jakiegoś starego ramola. Jego urok działa na wszystkie
kobiety niezależnie od wieku, pomyślała Mali.

Martin uścisnął rękę Oi, a potem odwrócił się do Ruth.
- O, Ruth, zdaje się, że tak masz na imię, prawda? - zagadnął, witając się z nią, a

rzuciwszy okiem na jej zaokrąglony brzuch i palec z obrączką, dodał: - Zdążyłaś już wyjść za
mąż, jak widzę! Zresztą nie ma się co dziwić! - Z uśmiechem zwrócił się do Mali i Havarda: -
Niemożliwe, że wkrótce zostaniecie dziadkami, bo dla was czas jakby się zatrzymał. Nic się
nie zmieniliście od ostatniego naszego spotkania.

- O, tu we wsi minęło od tamtej pory pięć lat - rzucił nieco oschle Havard. - A i w

Ameryce, jak sądzę, czas nie stoi w miejscu.

- To prawda, masz rację - odpowiedział Bakken, udając, że nie słyszy sarkazmu w głosie

Havarda. - Ale niektórzy trzymają się lepiej niż inni. Co do tego chyba możemy się zgodzić?

Jego spojrzenie zatrzymało się nieco dłużej na Mali, która oblała się rumieńcem i

pośpiesznie przeczesała dłonią włosy. Serce zabiło jej mocniej.

- Obiad gotowy - odezwała się od strony pieca Ane, a wtedy Mali szybko odzyskała

zwykłą rzeczowość i zapobiegliwość.

Zaprosiła wszystkich do stołu i pilnowała się tylko, by siąść jak najdalej od gościa.

- Bardzo się rozwinęłaś pod względem artystycznym - stwierdził Martin Bakken,

oglądając jej kilimy. - To niezwykłe! Ostatnio gdy widziałem twoje wyroby, wydawały mi się
doskonałe, ale teraz... - Westchnął głośno i powtórzył: - Niezwykłe. Jesteś wspaniała.

Mali nie odpowiedziała. Stała przy krosnach i opierała się o nie, jakby potrzebowała

uczepić się czegoś znajomego i bezpiecznego.

Zapaliła wiele świec w pracowni i wyłożyła część swoich ostatnich prac. Martin Bakken

każdej z osobna poświęcił trochę czasu. Gładził narzuty i brał do rąk kilimy i makaty, jakby
chciał zobaczyć je dokładniej. Niektóre Mali rozwiesiła na ścianach, stał więc przez chwilę
plecami do niej i podziwiał gotowe dzieła. Mali czuła wzbierający w niej niepokój, męczyła
ją przedłużająca się cisza. Zdecydowała wcześniej, co będzie mówić i czego żądać, ale on
zepsuł to, co przygotowała.

W końcu Bakken odwrócił się i objął spojrzeniem wyprostowaną, szczupłą postać przy

krosnach. Twarz Mali była częściowo pogrążona w cieniu, a migoczące płomyki świec
dodawały jej jasnym włosom złotego blasku.

Jest jeszcze piękniejsza, pomyślał znowu, bo uderzyło go to od razu, gdy tylko uścisnął jej

dłoń na powitanie.

- Minęło pięć lat - rzekł powoli, nie spuszczając z niej wzroku.
- Tak, czas szybko płynie - odpowiedziała Mali, wstrzymując oddech.
- Cieszę się, że pozwoliłaś mi tu wrócić, Mali. Długo się wahałem, nim odważyłem cię o

to zapytać. Ostatnio nie pozostawiłaś mi żadnych złudzeń - rzekł, a przez jego twarz
przemknął słaby uśmiech.

- Ja też miałam wiele wątpliwości - odpowiedziała Mali, starając się nadać swojemu

głosowi spokojne brzmienie. - Ale z twojego listu wywnioskowałam, że zrozumiałeś i
zaakceptowałeś, co ci wtedy powiedziałam... Jednak twoja propozycja wydaje mi się zupełnie
niezwykła - dodała.

- Możliwe - odparł. - Nikomu innemu nie złożyłem podobnej.
Spojrzała na niego z niepokojem.
- Chcę mieć to, co najlepsze - ciągnął, a jego wzrok niemal ją parzył. - Dlatego zwróciłem

się do ciebie.

Mali odniosła wrażenie, że w tym, co powiedział, kryje się dwuznaczność. Czy miał na

myśli wyłącznie jej wyroby, czy może wciąż jej pragnął? To, co najlepsze...

background image

Nie odpowiedziała. Trzymała się kurczowo krosien, aż pobielały jej kłykcie. Ten

mężczyzna miał w sobie coś, co przenikało do niej bez udziału jej woli, i nie potrafiła temu
przeszkodzić. Odczuwała jego bliskość tak intensywnie, jakby jej dotykał, cofnęła się więc o
krok. Zorientowała się, że zwrócił na to uwagę.

- A tutaj, w Stornes, wszystko bez zmian? - spytał po chwili.
- Przez pięć lat wydarzyło się to i owo - odparła Mali. - Dzieci dorastają i... Pytasz o coś

konkretnego? - dodała, czując, jak wali jej serce.

Nie od razu odpowiedział. Stał nieruchomo zapatrzony w nią spojrzeniem, którego nie

miała odwagi uchwycić. Czuła, że gdyby podała mu tylko dłoń, nie zadowoliłby się nią, dalej
pragnąłby jej, nie potrafił tego ukryć.

- Nie, o nic konkretnego - odpowiedział w końcu.

Omówili interesy. Bakken opowiedział o swoich planach otwarcia sieci sklepów w kilku

dużych miastach w USA.

- Na początek myślę o trzech - wyjaśnił.
Zamierzał postawić na towary norweskie, bo wśród Amerykanów pochodzenia

norweskiego zauważył ogromne - sam był zaskoczony jego rozmiarem - zainteresowanie
wszystkim, co miało związek ze starą ojczyzną. Kilimy i narzuty Mali miały być
największym magnesem przyciągającym klientelę.

- Nie wiadomo, czy się ludziom spodobają - odezwała się cicho.
- Na pewno - odparł z przekonaniem. - Nie zaproponowałbym ci współpracy, gdybym nie

był pewien, że odniesiemy sukces.

Mali zarumieniła się z radości i dumy i poczuła, że będzie to dla niej znaczące

doświadczenie. Zaskoczyło ją, że prace nad tym przedsięwzięciem są tak daleko posunięte.
Gdy jej opowiedział, jak duże zainteresowanie w Ameryce wywołał jego pomysł, ogarnęło ją
podniecenie.

- Będziesz miała dużo pracy - powiedział ze spokojem. - Ale tego chyba nie muszę ci

tłumaczyć. Poradzisz sobie na pewno, choć będziesz raczej musiała przyjąć dodatkową
służbę. Będzie cię na to stać, bo dużo zarobisz.

Mali pokiwała głową i usiadła na stołku przy krosnach, jakby chciała zyskać większą

przestrzeń między sobą a Bakkenem, a ponadto z jakiegoś powodu nogi się pod nią ugięły.

Właściwie to już wcześniej rozważała potrzebę przyjęcia nowej służącej. W ten sposób

mogłaby spędzać więcej czasu w pracowni i nie odbijałoby się to na obowiązkach domowych.
Zdawała sobie sprawę, że Havardowi się to nie spodoba, bo chciał, aby zajmowała miejsce
przynależne, jego zdaniem, gospodyni. Na pewno znajdą się też inni, którzy uznają, że przez
tkanie dla Amerykanina zaniedbuje swoje obowiązki, ale ona nagle przestała się tym
przejmować. Przez wiele lat poświęcała wszystko, by zadowolić innych, teraz nadeszła pora,
by zrobić coś dla siebie.

Musiało minąć wiele czasu, by ta myśl w niej dojrzała, nim nabrała pewności. W tym

okresie wiele rozmyślała o Sivercie. Po raz pierwszy zrozumiała, jaki był silny, kiedy
sprzeciwił się przejęciu obowiązków dziedzica. Jego powołaniem była muzyka. Odczuwał to
tak silnie, że nie mógł tego zignorować. Nie widział innego wyjścia, jak tylko podążyć za
muzyką, i to bez względu na koszty. Tym właśnie zapewne charakteryzuj się prawdziwe
powołanie, myślała. A z jej tkaniem było podobnie. Dla tego zajęcia gotowa była wiele
poświęcić. Ale ni wszystko! Pragnęła do końca pozostać gospodynią w Stornes i żoną
Havarda, a tkać dodatkowo. Dlaczego więc nie miała by wykorzystać teraz tej unikalnej
okazji, jaka jej się trafiła Spędziła wiele bezsennych nocy, zastanawiając się na tym, czy nie
przeciąga zanadto struny, dręczyła ją niepewność, Ale teraz, kiedy Martin wyłożył jej swe
plany, porzuciła wszelkie wątpliwości. Pragnęła tego! Zostanie tu w Stornes dla Havarda i

background image

rodziny, ale przecież ma także prawo do własnego życia. Otrzymała dar, talent, i powinna
zrobić z niego użytek.

;

- Jestem świadoma tego, że będę miała dużo pracy - odezwała się powoli i popatrzyła na

mężczyznę naprzeciwko niej opartego o ścianę. - Ale poradzę sobie.

- Ani przez moment w to nie wątpiłem - odpowiedział. Zastanawiałem się jedynie, czy się

odważysz. Bo nie każdego na to stać.

- Ale ja tego bardzo chcę - odparła, gładząc palcami na wpół gotową narzutę.
Uśmiechnął się lekko, jakby uzyskał potwierdzenie tego o czym dobrze wiedział.
- W związku z tym będziesz musiała przynajmniej raz przyjechać do Ameryki - dodał. -

Planuję uroczyste otwarcie sklepów, a wówczas twoja obecność będzie konieczna.

Serce zabiło jej mocniej i spojrzała na niego nerwowo. Wyjazd do Ameryki! Nie mieściło

się jej to w głowie.

- Weźmiesz Havarda i przyjedziecie razem - rzekł spokojnie. - Zadbam o to, by zobaczył

wszystko co najlepsze i najnowocześniejsze w amerykańskim rolnictwie. Powinno go to
zainteresować. A poza tym przy okazji cię przypilnuje - dorzucił z błyskiem w oku.

- Przypilnuje?
- Tak, bo Amerykanie oszaleją na twoim punkcie i pokochają cię bez reszty - wyjaśnił z

uśmiechem Martin Bakken. - A wtedy chyba potrzebny ci będzie Havard.

- Potrafię się sama upilnować - ucięła krótko.
- Wiem, niestety - odparł cicho.
Mali opuściła głowę, czuła jednak, jak jego spojrzenie pali ją i pozbawia sił. Właśnie to nie

powinno się zdarzyć! Otrząsnęła się nagle i zrozumiała, że jeśli da mu choć cząstkę siebie, to
wspaniałe przedsięwzięcie nie dojdzie do skutku, bo będzie musiała wówczas zerwać
kontakty z Bakkenem. Powoli wyprostowała kark, przygładziła włosy i patrząc mu prosto w
oczy, powiedziała ze spokojem:

- Bardzo mi zależy na tej współpracy. Czy możemy podpisać kontrakt w izbie?

Chciałabym, żeby był przy tym Havard.

- Naturalnie - odparł.
- Wracasz wieczorem do Rindalen?
- Nie sądziłem, by istniała inna możliwość - rzekł cicho.
- Możesz u nas przenocować, pod warunkiem, że się nie śpieszysz - odpowiedziała Mali,

podnosząc się z miejsca. - Będziemy mieli wówczas więcej czasu, by wszystko omówić i
zaplanować.

- Z radością przyjmuję obie propozycje - odparł.
Ostatnio przepędziłam go ze dworu, teraz pozwalam zostać na noc, pomyślała, próbując

przekonać się w duchu, że tym razem w niczym jej nie zagraża. Oboje wiedzą, na czym stoją.

Bakken otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Kiedy go mijała, niemal otarła się piersią

o jego rękę. Owionął ją ów wyjątkowy zapach wody po goleniu i poczuła, jak przez jej ciało
przeszedł prąd i ugięły się pod nią nogi. Odetchnęła głęboko. Czy rzeczywiście znała jego
uczucia wobec piej?

A czy znała swoje własne wobec niego?

ROZDZIAŁ 6.


Havard niewiele się odzywał, kiedy omawiali kontrakt, a jego wyraz twarzy zdradzał

całkowity brak zainteresowania. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że go to nie dotyczy. A
kiedy Bakken powtórzył, że Mali będzie musiała przyjechać do USA, żeby wziąć udział w
otwarciu sklepów, i dodał, że Havard mógłby jej towarzyszyć, ten tylko prychnął i rzucił
ponuro:

background image

- Do Ameryki? A co ja, u licha, mam tam do roboty?
- Na pewno zaciekawiłoby cię to i owo - próbowała Mali. - Rolnictwo, nowe maszyny...
Popatrzyła na nieprzystępną minę męża i w duchu westchnęła ciężko. Havard nawet nie

próbował udawać, że jest zadowolony z tego, iż będzie tkała dla Martina Bakkena i pojedzie
do Ameryki.

- A poza tym bardzo bym chciała mieć cię tam przy sobie - dodała, biorąc go za rękę. - To

bardzo daleka podróż, dostarczyłaby nam z pewnością wielu niezapomnianych wrażeń.
Dzieci są już duże, Oja dałby radę sam przez ten czas zarządzać gospodarstwem. Pomyśl, ile
byśmy razem zobaczyli, Havardzie! Martin powiedział, że opłaci nam podróż i pobyt, więc...
W ramach umowy - dodała pośpiesznie nieco zakłopotana.

Havard nic nie odpowiedział i na moment zaległo kłopotliwe milczenie.
- Jest jeszcze trochę czasu - odezwał się Bakken, który wyraźnie wyczuł napiętą

atmosferę. - Możecie ze spokojem się zastanowić i wszystko zaplanować - dodał. - Ameryka
jest fascynującym krajem, to pewne, i taką podróż zachowalibyście we wspomnieniach na
całe życie.

- Ja chętnie pojadę - wtrąciła się podekscytowana Dorbet. - Mogłabym odwiedzić

Hollywood?

- Hollywood? A co cię tam, na Boga, ciągnie? - spytała Mali i zaskoczona spojrzała na

córkę.

Dorbet aż nabrała rumieńców z emocji, a jej brązowe oczy rozbłysły. Gęste włosy lśniły w

poświacie rzucanej przez świece i Mali pomyślała niejasno, że jej najmłodsza córka jeszcze
nigdy nie była tak piękna.

- Przecież to tam właśnie mieszkają wszystkie gwiazdy filmowe!
- Jesteś piękniejsza niż one wszystkie razem wzięte - uśmiechnął się Martin Bakken, przez

chwilę nie mogąc oderwać wzroku od młodej dziewczyny. - Obawiam się, że ten, z którym
się zaręczyłaś, nie byłby zachwycony tak długą rozłąką. Bo gdybyś trafiła do Hollywood,
producenci filmowi z pewnością by cię tak szybko nie wypuścili.

- A cóż to za bzdury! - przerwała Mali. - Hollywood... No, nie, daj sobie spokój, Dorbet!

Co ci w ogóle przyszło do głowy?

- Tam jest zupełnie inne życie: palmy, luksusowe samochody, eleganckie przyjęcia,

piękne stroje i sława... Widziałam zdjęcia w gazetach - odpowiedziała Dorbet i odrzuciła
włosy na plecy.

Martin Bakken roześmiał się i rzekł:
- Rozumiem, że coś takiego może kusić. Na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że

Ameryka jest krajem ogromnych możliwości. Tak... na pewno by ci się tam spodobało,
Dorbet - dodał. - Ameryka jest właśnie dla takich jak ty. Przyjedź razem z mamą, jeśli twój
tata nie będzie chciał wybrać się w tę podróż! Może staniesz się równie sławna jak mama i
brat? Talenty ze Stornes najwyraźniej padają w Ameryce na podatny grunt.

- No nie, myślę, że będzie lepiej, jeśli porozmawiamy o czymś innym - stwierdziła Mali i

wstała od stołu. - Tylko nie ubzduraj sobie, że pojedziesz do Hollywood, Dorbet. Lepiej od
razu wybij to sobie z głowy!

- Tak jest, moja droga! - wtrącił się Havard ponuro. - Wystarczy, że twoja mama uda się

za ocean.

- Nie rozmawiajmy już o tym - powtórzyła Mali. - Zresztą do tego czasu jeszcze daleko.

Kiedy planujesz otwarcie tych swoich sklepów? - zwróciła się do Martina Bakkena.

- Poczyniłem już pewne przygotowania - odparł. - Zaangażowałem zdolnych

pracowników. Najlepszych - dodał z błyskiem triumfu w oczach. - Ale oczywiście trochę to
potrwa. Jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem, powinniśmy ruszyć w przyszłym roku
latem.

background image

Będę miała dużo pracy, pomyślała Mali, spoglądając na listę tego, co trzeba dostarczyć na

otwarcie sklepów. Zerknęła na Havarda, zastanawiając się, jak mąż zareaguje na pomysł
zatrudnienia nowej służącej na stałe, tak by ona sama mogła więcej czasu poświęcić tkaniu.
Podejrzewała, że nie będzie do tego usposobiony przychylnie. Wspomniała mu już o tym
przed świętami Bożego Narodzenia, przy okazji pokazując list od Bakkena. Bardzo się
wówczas zdenerwował i rozzłościł, ale Mali domyśliła się, że jest przerażony. Bał się, że ją
straci. Nie wierzył jej zapewnieniom i traktował Bakkena jak groźnego wilka, który mu ją
porwie. Nawet jeśli Havard ufał jej, to nie ufał w każdym razie Martinowi Bakkenowi i nie
potrafił tego ukryć.

Może będzie lepiej trochę poczekać z tą rozmową na temat nowej służącej. W takim stanie

ducha Havard wszystko odbiera niewłaściwie. Lepiej zdać się na czas. Kiedy znów wszystko
wróci do codzienności, on także uspokoi się i odzyska poczucie bezpieczeństwa, a wtedy Mali
z nim porozmawia. Wiedziała, że Havard dobrze jej życzy i chciałby, aby jej kilimy zostały
zauważone, a ona odniosła sukces. Sam przecież niejednokrotnie o tym mówił. Tyle że w tej
chwili cenę tego sukcesu uważał za nazbyt wygórowaną, co Mali w gruncie rzeczy rozumiała.

Tego wieczoru udali się na spoczynek później niż zwykle. Kiedy Mali i Martin Bakken

jeszcze raz omówili wszystkie punkty kontraktu i zrobili szczegółową listę wyrobów, które
Mali zobowiązała się dostarczyć na otwarcie sieci sklepów latem 1937 roku, Havard nic nie
powiedział. Zauważyła tylko, jak zmarszczył brwi, doskonale bowiem zdawał sobie sprawę,
ile to wymaga pracy, i zrozumiał, że Mali potrzebować będzie dużo czasu na tkanie.

- Sanie zajadą po mnie wcześnie rano - rzekł Martin Bakken i spojrzał na duży złoty

zegarek. - A przed wami długi dzień pracy. Czas udać się na spoczynek.

- Odprowadzę cię na górę - zaproponowała Mali.
Na moment napotkała spojrzenie błękitnych oczu gościa i przeszedł ją dreszcz. Dostrzegła

w nich bowiem coś, co napawało ją lękiem.

- Dziękuję, trafię sam. Ane pokazała mi już wcześniej sypialnię - odparł ze spokojem.

Havard rozebrał się w milczeniu, unikając jej wzroku, i ułożył się w łóżku, zanim Mali

zdążyła zdjąć sukienkę. Ona też się nie odzywała. Rozplotła włosy i potrząsnęła głową, tak że
opadły jej złotą falą na plecy, po czym je rozczesała. Wreszcie zdmuchnęła świecę i wsunęła
się pod kołdrę.

Havard odwrócił się do niej plecami. Nie wiedziała, czy już zasnął, ostrożnie więc

położyła mu dłoń na ramieniu i wyszeptała:

- Dobranoc.
Nie odezwał się, ale po nierównym oddechu poznała, że nie śpi.
- Havardzie, o co chodzi? - zapytała cicho. - Chyba możesz mi odpowiedzieć „dobranoc"?

Zrobiłam coś złego?

Oddychał ciężko, ale się nie odwrócił i wciąż milczał. Mali poczuła, jak ogarniają rozpacz.

Dlaczego on tak to odbiera? Przecież umówili się, że skorzysta z okazji, która jej się nadarza,
czyżby o tym zapomniał? Nagłe do oczu napłynęły jej łzy. Nie wiedziała, jak sobie poradzi z
rozpoczęciem pracy, która ją czeka, jeśli Havard otoczy się murem obcości i milczenia i tak
otwarcie demonstrować będzie swoją niechęć.

- Zrezygnuję z tej współpracy - powiedziała łamiącym się głosem. - Rozumiem, że nie

życzysz sobie tego, mimo że; wcześniej, kiedy pokazałam ci list od Bakkena, zachęcałeś, bym
się zgodziła. Nie zniosę, jeśli będziesz unikać mojego wzroku i rozmowy ze mną. Ten
kontrakt nie jest tego wart. Zrezygnuję z niego! - zachlipała.

Położyła się na wznak i zakryła twarz. Gryzła się w dłoń, by nie usłyszał, że płacze.
W końcu Havard odwrócił się do niej i gładząc jej mokrą od łez twarz, wyszeptał:
- Wybacz mi. Nie zrobiłaś nic złego. To moja wina. Nie mogę znieść, że ty... Jestem taki...
- Nie ufasz mi - odezwała się stłumionym głosem.

background image

- Panicznie się boję, że cię stracę - wyznał po chwili. - Słyszałaś, co powiedział Bakken.

Amerykanie pokochają cię, i tak samo jak on cię kocha - dodał. - A ty... - Głaskał ją po
twarzy swoimi silnymi, spracowanymi dłońmi i dodał z westchnieniem: - Jesteś taka zdolna,
Mali, i pod każdym względem niezwykła. Pewna siebie i taka piękna, a ja... ja...

- A ty co? - zapytała cicho.
- A ja jestem zwyczajnym chłopem, nikim więcej.
- Kiedy to się stało, że przestałeś być kimś więcej Havardzie? - zapytała cicho. - Sam się

w swoich oczach umniejszasz, i to zupełnie niesłusznie. Przynajmniej zdobądź; się na
szczerość. Przeraża cię praca, której się podjęłam! Martin Bakken, Ameryka i wszystko to
razem. Chciałbyś, żebym zajmowała się tym, co robiłam przez wszystkie te lata: prowadziła
dom i była gospodynią. Ale przecież taka szansa trafia się tylko raz. Sam powiedziałeś, bym
ją przyjęła. Kiedy jednak sprawy przybrały poważny obrót...

Wziął ją w ramiona i przygarnął do siebie. Poczuła na policzku jego zarost.
- Nie zniósłbym, gdybym cię stracił!
- Kto powiedział, że mnie stracisz? Tylko nie próbuj mnie ograniczać, Havardzie! Pozwól

mi być tym, kim jestem, bo to nic groźnego. Jestem twoja, tylko twoja! Ale jeśli zaczniesz
mnie tłamsić...

Na długą chwilę zapadła cisza. Mali wpatrywała się w smugi księżycowego blasku

padające na powałę. Oczy piekły ją od łez. Nagle przypomniała sobie, jak usiłowała
powstrzymać Siverta przed muzyką. Zabroniła mu grać na skrzypcach i kazała uczyć się tego,
co należeć będzie w przyszłości do obowiązków dziedzica dworu. Odpowiedział jej wówczas,
że każdy ma prawo być sobą.

Odgarnęła Havardowi grzywkę z czoła i powtórzyła cicho:
- Mam prawo być sobą, Havardzie!
Pokiwał głową przytulony do niej i uścisnął ją tak mocno, że aż jęknęła.
- Tak, nie zabronię ci tego - odparł cicho. - Nie chcę cię skrzywdzić, Mali. Moje

zachowanie nie wynika z małostkowości, ale ze strachu. Boję się. Myślałem tylko o sobie -
dodał cicho.

Mali uniosła się na łokciu i ujęła jego twarz w dłonie. Pochyliła się nad nim i pocałowała.
- Rozumiem cię - powiedziała cicho. - Ja też tak reagowałam, gdy Sivert wolał grać na

skrzypcach, niż zostać gospodarzem we dworze. Czułam, że go tracę. Tymczasem właśnie
zabraniając mu tego, do czego się urodził... straciłam go - dodała cicho.

Havard przytulił ją i przyciągnął do siebie.
- Dlatego wiem, jak się czujesz - wyszeptała Mali. - Zapewniam cię jednak, Havardzie, że

nie zamierzam cię w jakikolwiek sposób skrzywdzić. Kocham cię ponad wszystko i wiele
jestem gotowa dla ciebie poświęcić. Wiesz zresztą, że ja tak samo lękam się ciebie utracić. -
Mali odetchnęła głęboko i dodała: - Nie zmienię się! Zależy mi, byś mi ufał, tak jak ja ufam
tobie, i byś akceptował mnie taką, jaka jestem.

- Ależ tak właśnie jest - odpowiedział, głos mu się jednak łamał. - Tylko że przy tobie

czuję się taki... zwyczajny.

- Nie jesteś zwyczajny i dobrze o tym wiesz - sprzeciwiła się Mali stanowczo. - Wiele

potrafisz i jesteś wyjątkowo zręcznym gospodarzem, a przy tym dobrym człowiekiem którego
wielu obdarza zaufaniem. No i na dodatek przystojny z ciebie mężczyzna, Havardzie. Widzę,
jakie spojrzenia posyłają ci kobiety. Myślisz, że się nie lękam, iż mi cię któraś odbierze? Nie
pozwolę, byś umniejszał siebie w swoich oczach, słyszysz? - Nie odpowiedział. - Nie
możemy niszczyć, siebie nawzajem takimi podejrzeniami, Havardzie - ciągnęła Mali z
naciskiem. - Już kiedyś popełniłam podobny błąd, traktując drugiego człowieka jak własność.
Do dziś tego żałuję i nigdy więcej tak nie postąpię, choć przyznaję, że bywa mi czasem
ciężko. Bo ja także się boję. Nie jestem pod tym względem lepsza.

Nie wspomniała, że ma na myśli swoje obawy, iż mąż odejdzie kiedyś do Laury.

background image

Havard długo leżał w milczeniu, tuląc ją do siebie. Raz po raz oddychał głęboko.
- Masz rację - powiedział w końcu. - Z podejrzeń i chęci decydowania o drugim

człowieku nie może wyniknąć nic dobrego. Zresztą i tak nie można mieć nikogo na własność,
nawet gdyby nie wiem jak się starać. Zdaję sobie z tego sprawę.

Mali spojrzała na niego z powagą.
- Czy nie dość okazuję, jak ważny jesteś w moim życiu, Havardzie?
- Ależ nic podobnego - zaprotestował.
- Może powinniśmy sobie nawzajem obiecać, że nie będziemy zatruwać sobie życia

takimi bzdurami - wyszeptała, i nie wiadomo, ile dni jest nam jeszcze pisanych. Nikt tego nie
wie, ani ty, ani ja. Ciężko byłoby któremuś z nas stać nad grobem drugiego ze świadomością,
że zmarnowaliśmy życie na takie głupstwa, zwłaszcza że tak się kochamy.

Pokiwał głową i odgarnął kosmyki z jej twarzy, po czym pochylił się i ją pocałował. Mali

głaskała go po plecach delikatnie, jakby uspokajała dziecko. A kiedy uniósł jej koszulę, nie
powstrzymywała go, rozumiejąc, że tego wieczoru potrzebuje jej także w taki sposób.
Mężczyźni różnili się pod tym względem od kobiet. Kochając się z nią, Havard uspokajał się i
odprężał, mawiał, że w takich chwilach czuje, że ona całkowicie do niego należy. Jej
wystarczyłoby się teraz przytulić do niego, by nacieszyć się bliskością i bijącym od niego
ciepłem, mimo to przylgnęła nagim, rozgrzanym ciałem do niego i obsypała jego twarz
leciutkimi pocałunkami. A kiedy ujął w opuszki palców brodawki jej piersi i przycisnął
twardą męskość do jej łona, niemal zaparło jej dech.

Wziął ją z desperacką gwałtownością, ale ją także ogarnęło pożądanie i niezwykła radość.

Oddała się mu, pojękując z rozkoszy. Nigdy nie znajdę lepszego kochanka od Havarda,
pomyślała. Zresztą nie szukam innego. Havard znał doskonale jej ciało, potrafił rozpalić jej
zmysły. Nie był jedynie tym, który brał, dla niego równie ważne było poczucie, że ona
naprawdę współuczestniczy w miłosnym akcie i czerpie zeń rozkosz. I tak właśnie jest,
pomyślała Mali, gdy już po wszystkim zdyszani leżeli obok siebie. Kiedy kochali się z
Havardem, nie chodziło jedynie o fizyczne zaspokojenie. No, może z początku, ale teraz już
nie. Teraz oddawała mu się za każdym razem duszą i ciałem, jakby chciała ukoić jego
zranione serce i dać dowód, że należy tylko do niego. Kobiety to potrafią, pomyślała i
westchnęła cicho.

- Mali moja - wyszeptał i pocałował jej nagie ramię.
W jego głosie brzmiał spokój i poczucie bezpieczeństwa. W tej chwili czuł się szczęśliwy.

Aż do następnego razu, gdy znów sobie coś ubzdura, pomyślała Mali. Bo będzie pewnie
jeszcze wiele takich chwil. Oboje byli silnymi osobowościami, pod tym względem Havard jej
nie ustępował. Ale we wzajemnych stosunkach łatwo się nawzajem ranili. Wraz z upływem
lat zrośli się ze sobą zupełnie jak stare drzewa, których pnie oplotły się wokół siebie. Silne,
dorodne drzewa, które pojedynczo nie poradziłyby sobie. Podobnie było z nimi.

Havard szybko zasnął. Mali leżała i nasłuchiwała jego równego oddechu. Ostrożnie

wyciągnęła spod kołdry rękę i pogłaskała go delikatnie po policzku.

- Havardzie, Havardzie - wyszeptała. - Nie tłamś mnie. Nie wystawiaj na próbę mojej

miłości. Bo wtedy oboje pójdziemy na dno.

Poruszył się przez sen, ale nie słyszał jej słów.

ROZDZIAŁ 7.


Martin Bakken wyjechał i życie powróciło do normy. Nastały znów zwyczajne dni.
Zaraz po jego wyjeździe Mali przejrzała swoje zamówienia. Odetchnęła z ulgą, kiedy się

zorientowała, że tkaniny, które obiecała angielskim letnikom, są już prawie gotowe. Tkała
właśnie ostatnią narzutę i za parę tygodni ją skończy, o ile będzie mogła spokojnie pracować.

background image

Ale lista zamówień Martina była długa. Mali miała wprawdzie czas do następnego lata,
wiedziała jednak, że jeśli dokładnie nie zaplanuje swojej pracy, tak by codziennie mogła
posiedzieć przy krosnach, nie zdąży ze wszystkim.

Nie rozmawiała jeszcze z Havardem na temat przyjęcia nowej służącej. Szczerze mówiąc,

trochę się tej rozmowy obawiała. Uznała jednak, że dłużej już nie może jej odwlekać, kiedy
przejrzała, jaki bezmiar pracy ją czeka. Od pierwszego lutego potrzebowała kogoś do pomocy
w gospodarstwie.


Minął tydzień od wyjazdu Bakkena i wyglądało na to, że Havard zdążył odreagować jego

wizytę. Uśmiech znów zagościł na jego twarzy, znów słychać było jego śmiech, a w oczach
dostrzec było można szelmowski błysk. Poza tym bardzo go ożywiła wiadomość, że Ivar
Ballangrud został mistrzem Europy w jeździe na łyżwach. Gazety opublikował długi i
obszerny reportaż na ten temat i zamieściły trochę nieostre zdjęcie z wtorku 28 stycznia. Po
kolacji mężczyźni z ożywieniem dyskutowali o zawodach.

Ci mężczyźni doprawdy są dziwni! Zachowują się tak, jakby sami ustanowili ten wynik,

pomyślała Mali, patrząc na nich z pobłażliwością. Havard nawet wyjął kilka butelek piwa,
które zostało ze świąt, więc nastrój stał się jeszcze radośniejszy, a rozmowy głośniejsze. Nikt
nie ukrywał patriotycznej dumy, wznoszono toast za toastem. Raz nawet poderwali się całą
piątką, Havard, Oja, Aslak, O1av i Knut, i na stojąco wypili za Ballangruda, ojczyznę i
wszystko co norweskie.

- Och, ci mężczyźni - westchnęła Ane, spoglądając na ożywione towarzystwo

zgromadzone na kanapie. - Taki entuzjazm z powodu jakiegoś ścigającego się w kółko
łyżwiarza! Gdyby nie późny wieczór, pewnie wywiesiliby flagę!

- Ale przecież wygrał Norweg - zaprotestowała Ingeborg, która zawsze czuła się w

obowiązku stawać w obronie Olava.

- Oczywiście - odparła Ane. - Niech sobie poświętują, nie bronię im tego, ale kiedy gazety

napisały o śmierci króla Anglii, jakoś nie zauważyłam podobnego zainteresowania.

- Owszem, Dorbet się bardzo zainteresowała - odparła Ingeborg uszczypliwie. - Z gazety

niewiele pozostało, gdy do mnie trafiła.

- Wszystko przez te fotografie - wtrąciła Mali. - Ona wycina wszystkie zdjęcia, które mają

związek z dworem królewskim, ludźmi w pięknych strojach i tym podobne. Przecież ją
znacie.

- Tak, dziś odbył się pogrzeb króla Anglii. Gazety pisały, że podobno nasz król także

wziął w nim udział. Mężczyźni powinni uczcić zmarłego przynajmniej minutą ciszy -
dorzuciła Ane.

- Przecież nie umarł król Norwegii - stwierdziła Ingeborg. - A Anglia daleko...
Jej wypowiedź przerwał trzask otwieranych drzwi i do izby weszła Ruth.
- A co się tutaj dzieje, na Boga? - zapytała zdziwiona i spojrzała na ożywionych i

roześmianych mężczyzn.

- Jakiś Norweg został mistrzem Europy w jeździe szybkiej na lodzie - wyjaśniła Ane,

wzbijając oczy ku niebu.

- Ivar Ballangrud, tak, słyszałam.
- Interesują cię takie sprawy? - zapytała Mali i spojrzała zaskoczona na córkę.
To niesłychane, jak bardzo przytyła w ostatnim miesiącu, pomyślała, omiatając

spojrzeniem okrągły brzuch Ruth. Samuel zauważy różnicę, kiedy w sobotę wróci do domu.
Mali na samą myśl poczuła głęboką niechęć i po raz kolejny uświadomiła sobie, że życie we
dworze upływało o wiele spokojniej bez niego, nie tylko jej, ale i Ruth, co nietrudno było
zauważyć.

background image

- Nie, aż tak bardzo się nie interesuję sportem - odpowiedziała Ruth - ale czytałam o tym

w gazecie. Ten Ballangrud jest najlepszy na świecie, no i to w końcu nasz rodak - dodała z
uśmiechem, zerkając na ojca i pozostałych mężczyzn. - A to wiele znaczy.

- Chciałaś coś? - zapytała Mali. - Takie odniosłam wrażenie, gdy weszłaś.
- Gdybym mogła pożyczyć żelazko - odparła Ruth. - Mam trochę prasowania i chciałabym

to zrobić, zanim Samuel wróci.

- Przecież możesz prasować tutaj - odparła Mali. - Tu jest koc i gorący piec, więc żelazko

szybko ci się nagrzeje. Jednym będziesz prasować, a drugie będzie się w tym czasie grzać.
Szybciej się więc uporasz z robotą. A na stole jest dużo miejsca, więcej niż na tym, który stoi
u ciebie w izbie. Poza tym po co masz dźwigać dwa ciężkie żelazka do siebie.

- Jeśli można, to chętnie skorzystam. Ale w takim razie zrobię to jutro. Dziś chyba się

wcześniej położę spać.

Położyła dłonie na krzyżu i wyprostowała się.
- Nie czujesz się czasem źle? - zapytała Mali, przyglądając się jej badawczo.
- Nie, trochę tylko pobolewają mnie plecy - uśmiechnęła się Ruth. - Ale to chyba

normalne w moim stanie?

- Owszem, normalne - przyznała Mali. - Ale nie powinnaś się tak przemęczać, Ruth!

Przecież nie musisz szorować wszystkiego tylko dlatego, że na niedzielę przyjedzie Samuel.
Sprzątałaś dokładnie waszą część domu na święta.

- Musi być czysto, gdy Samuel wróci. Nie było go przecież cztery tygodnie -

odpowiedziała Ruth i spuściła wzrok. Policzki jej poczerwieniały.

Nie wspomniała słowem, że się stęskniła za mężem i nie może się doczekać jego powrotu.

Nikt też jej o to nie zapytał.


- Chciałam cię, Havardzie, o coś zapytać. Mali siedziała na krześle przy komodzie i

rozczesywała włosy.

Havard leżał już w łóżku, lekko podchmielony, i prawie zasypiał.
- O co? - wymamrotał sennie.
- Już ci kiedyś o tym wspominałam - zaczęła Mali z lekkim napięciem w głosie. - Chodzi

o służącą. Naprawdę potrzebna mi dodatkowa pomoc, bo inaczej nie zdążę wykonać całej
pracy; której się podjęłam. Ostatnio byliśmy zgodni co do tego - dodała pośpiesznie - że
powinniśmy kogoś przyjąć, ale potem jakoś nic z tego nie wyszło.

Havard spojrzał na nią czujnie, jakby się nagle rozbudził.
- Rzeczywiście trzeba kogoś przyjąć, bo nie mam pojęcia, jak inaczej zdążysz z tym

wszystkim, co obiecałaś utkać - odezwał się w końcu, leżąc z ręką pod głową i przyglądając
się Mali. - Rozumiem, że większość czasu będziesz teraz spędzać w pracowni przy krosnach,
a w tej sytuacji trzeba przyjąć nową służącą. Mamy przecież miejsce na poddaszu i dość
pieniędzy - dodał spokojnie, choć bez entuzjazmu w głosie. - W każdym razie ty masz dość
pieniędzy.

- Przestań - przerwała mu Mali i spojrzała na niego, wyraźnie dotknięta. - Od kiedy to są

moje pieniądze i twoje pieniądze? Zawsze mieliśmy wszystko wspólne, prawda? Tak więc to
też są nasze pieniądze, dobrze o tym wiesz. Nigdy...

- Nie miałem nic takiego na myśli - rzeki cicho. - Zresztą uzgodniliśmy już wszystko, co

dotyczy tkania i... Oczywiście, potrzebujesz nowej służącej, Mali. Rozumiem to.

- Czy tobie przeszkadza, że dwór... że to ja jestem właścicielką dworu? - zapytała cicho. -

Męczy cię, że nie jesteś panem w tym domu?

Havard leżał przez chwilę w milczeniu. Mali odłożyła szczotkę, weszła do łóżka i

przytuliła się do męża. Oparła wygodnie głowę na jego ramieniu, a on ją przygarnął.

- Nie chodzi o dwór... Żeniąc się z tobą, wiedziałem przecież, na co się decyduję, zresztą

nie na dworze mi zależało, tylko na tobie - dodał.

background image

- Tak mówiłeś mi wtedy - rzekła cicho Mali. - Ale rozumiem, jeśli...
- Nie, nie rozumiesz - powiedział, całując ją w skroń. - Nigdy nie żałowałem, że ożeniłem

się z tobą i przeniosłem do Stornes. Nie chodzę też i nie rozmyślam nad tym, że nie ja jestem
właścicielem dworu - dodał. - Zresztą czy byłoby inaczej, gdybym nim był? - dodał, a Mali
usłyszała w jego głosie rozbawienie. - Przecież ty byłabyś równie uparta i przekorna, czyż nie
mam racji?

- Jestem uparta?
Mali spojrzała na męża uważnie i zobaczyła w jego błękitnych oczach szelmowski błysk.
- O, nie warto z tobą się wadzić, bo lubisz stawiać na swoim. Wiesz, czego chcesz, zawsze

wiedziałaś, Mali Stornes. - Uśmiechnął się pogodnie i pocałował ją w czoło, po czym dodał
cicho: - I nie chciałbym, abyś się zmieniła pod jakimkolwiek względem. Niewiele jest kobiet
twojego pokroju. Od pierwszej chwili, gdy ciebie ujrzałem, zauważyłem, że jesteś inna, silna i
sprawiedliwa, nieustraszona i niesamowicie piękna. Dla mnie piekłem było patrzeć na ciebie,
wiedząc, że jesteś żoną Johana Stornesa. Bo tylko ciebie jednej pragnąłem. - Pogłaskał ją po
włosach i wyznał z westchnieniem: - Pamiętam te noce, kiedy leżałem i marzyłem o tobie.
Tęskniłem i marzyłem...

Mali wtuliła się w niego. Wsunęła mu dłoń pod koszulę i gładziła jego rozgrzane szerokie

plecy w górę i w dół.

- O, nie opowiadaj, miałeś przecież inne kobiety - zaprotestowała i spojrzała na niego

frywolnie. - Nie myśl, że o ty nie wiem.

- Miałem? - Popatrzył na nią swymi błękitnymi oczami z miną niewiniątka.
- Kobiety się zawsze za tobą uganiały. Nie próbuj mi mydlić oczu, bo dobrze wiem, że nie

trzymałeś ich tylko za rękę.

Roześmiał się i obróciwszy na wznak, pociągnął ją z sobą.
- Nic takiego nie pamiętam - wymruczał, przylgnąwszy ustami do jej warg.
Gorące, ruchliwe dłonie wsunęły się pod jej koszulę a Mali nagle znów poczuła się młoda.

Powróciły obraz z przeszłości, zapach lata, słona woń morza i wianek z kwiatów na włosach.
Poczuła, jak pulsuje jej łono, oddech staj się szybszy, i wyszeptała chrapliwie:

- Pragnę cię.
Zdarł z niej koszulę i przywarł ustami do nagiego ciała. Pod wpływem jego pełnego

zachwytu spojrzenia ogarnęło ją jeszcze większe podniecenie. Poczuła się taka piękna, jakby
była o dwadzieścia lat młodsza. Znów była młodziutką Mali Stornes, tańczącą nago przy
blasku księżyca z Havardem, i pozwalała mu się uwieść. Wyprężyła ciało niczym łuk i
jęknęła z rozkoszy, gdy poczuła w łonie muśnięcia jego języka.

- Weź mnie, Havardzie! Weź mnie - jęknęła, oplatając go nogami.
Roześmiał się cicho. Uniósł się na ramionach i spojrzał nią w dół. Pochylił się i polizał

gorącym językiem jej twarde brodawki. Mali zdawało się, że za moment eksploduje. Z jękiem
pochwyciła jego twardą i nabrzmiałą męskość.

- Weź mnie więc - wyszeptała, a jej oddech połaskotał go w policzek.
Nim przez ich ciała przetoczyła się lawina światła i żądzy, wydało się Mali, że z oddali

dolatują przez otwarte okno dźwięki skrzypiec. Zupełnie jakby to było lato, a w stodole
zatrzymał się cygański tabor. Zupełnie jakby musieli się kochać po cichu, by nie usłyszała ich
Beret.

A potem wszystko zniknęło, a oni zatracili się w szalonej namiętności.

Zaraz następnego dnia Mali zadzwoniła do Innstad i zapytała Sigrid, czy nie miałaby

ochoty przyjść do Stornes na podwieczorek. Mali postanowiła sobie przed zaśnięciem, że
wreszcie zadba o częstsze kontakty z Sigrid, by zacieśnić nieco więzy trwającej od lat
przyjaźni. Sigrid można było zaufać, a Mali potrzebowała kogoś, z kim by mogła szczerze
porozmawiać. Nie o wszystkim, Boże broń, ale skoro Sigrid i tak już wiele się domyśla,

background image

podzielić się z nią choćby niektórymi zmartwieniami byłoby dla Mali wielką ulgą. Tego
popołudnia zaprosiła jednak Sigrid z innego powodu. Potrzebowała pomocy w znalezieniu
jakiejś zręcznej, miłej i pracowitej służącej.

Pomimo zimowego chłodu i zapadających szybko o tej porze roku ciemności Sigrid

przyszła pieszo. Widząc zdziwioną minę Mali, wyjaśniła:

- Przecież to niedaleko. Odrobinę świeżego powietrza dobrze mi zrobi! - I uśmiechnęła się

z zarumienionymi od mrozu policzkami.

- Mam wyrzuty sumienia, że cię tu do siebie zaprosiłam, bo wiem, ile masz własnych

zajęć - odezwała się Mali, kiedy usiadły przy kawie i ciastkach jeszcze ze świątecznych
wypieków.

- Mówiłam ci przecież, że z chęcią będę ciebie częściej odwiedzać - odparła Sigrid ze

spokojem. - Zawsze byłaś zapracowana, ale teraz prawie w ogóle nie opuszczasz dworu.
Potrzebujesz kogoś, z kim mogłabyś porozmawiać, Mali. Zresztą każdy kogoś takiego
potrzebuje.

- Tak, mówiłaś mi już - odparła Mali cicho.
W izbie panował spokój. Ane dostała wolne po obiedzie i miała się pojawić dopiero przed

podwieczorkiem, a Ingeborg sprzątała na górze i słychać było jedynie postukiwanie
przestawianych przedmiotów.

- Słyszałaś zapewne, że w zeszłym tygodniu mieliśmy gościa - zaczęła Mali, gdy zdążyły

już porozmawiać o tym i o owym. - Przyjechał Martin Bakken z Ameryki. Wiesz który,
prawda? Ten, który zamówił u mnie kilim, by uczcić pamięć swego ojca. Minęło już pięć lat
od tamtej pory. Kilim; ten wisi w kościele Lademoen.

- Tak, doszły mnie słuchy o tej wizycie - uśmiechnęła się Sigrid, częstując się

ciasteczkami z cienkiego kruchego ciasta. - Wszyscy we wsi o tym mówili - dodała z
przekąsem. - Myślałam, że przestałaś z nim utrzymywać kontakty?

- Nie... - Mali drżącą ręką uniosła do ust filiżankę z kawą. - Powiedziałam mu, kiedy był

tu ostatnio, że nie chcę go więcej widzieć. Wtedy... proponował mi, żebym pojechała z nim
do Ameryki - dodała cicho i zerknęła ukradkiem na Sigrid. - Wręczył mi serduszko z
diamentów i obiecywał cały świat, bylebym tylko z nim pojechała.

- A, więc tak się to odbyło - odezwała się Sigrid. - Domyśliłam się, że coś się musiało

wtedy wydarzyć. - Popatrzywszy na Mali swym szczerym spojrzeniem, zapytała: - I co, nie
kusiło cię, by wyjechać? Nie przekonało cię ani diamentowe serce, ani perspektywa
małżeństwa z bogatym Amerykaninem?

- Nie - odparła Mali krótko. - Tu we dworze mam wszystko, czego pragnę.
Sigrid pokiwała głową.
- A jednak pozwoliłaś mu znowu przyjechać?
Mali poczuła, że się rumieni. Ciastko, które trzymała, pokruszyło się i dłoń miała pełną

okruszków.

- Złożył mi pewną propozycję, która wydała mi się interesująca.
Nie patrząc na Sigrid, Mali otrzepała spódnicę i opowiedziała:
- Zamierza otworzyć w Ameryce sieć sklepów wyłącznie z towarami pochodzenia

norweskiego. Kupił ode mnie trzy kilimy, kiedy był tu ostatnio, i mówił, że Amerykanie
niezwykle pożądają takich wyrobów. Zwłaszcza ci, którzy wyemigrowali albo mają rodziny
w Norwegii. Bakken chciałby, żeby moje kilimy i narzuty stanowiły główną atrakcję tych
sklepów. - Zdziwiona milczeniem Sigrid, podniosła wzrok i dodała: - Chyba rozumiesz, jaka
to dla mnie niezwykła okazja...

- Ależ rozumiem - przerwała jej Sigrid. - Zasługujesz na to, by pokazać swoje wyroby w

Ameryce. Nie pomyślałam bynajmniej nic innego, kochana Mali. Bo jak się domyślam, czeka
cię sława i pieniądze. - Ułamała kawałek ciastka, ale przez chwilę siedziała zamyślona, nie
podnosząc go do ust. - Tylko że wszystko ma swoją cenę - dodała powoli.

background image

- Jeśli ci się zdaje, że coś do niego czuję...
- Nie, ty zapewne nie. Ale co on czuje do ciebie? Skąd możesz wiedzieć? I najważniejsze,

jak przyjął to Havard. Bo chyba go to nieco zatrwożyło?

- Zatrwożyło? Dlaczego?
- Bo na pewno boi się ciebie stracić, Mali. A taki bogacz z diamentowym sercem w dłoni,

śpiący na pieniądzach... Jasne, że to musiało Havarda zatrwożyć.

- Powinnam więc była odmówić? - zapytała Mali, czując, jak jej twarz oblewa fala gorąca.

- Taka okazja trafia się tylko raz w życiu, tak mi się przynajmniej wydaje - ciągnęła cichym
głosem. - Dlaczego miałabym ją odrzucić?

- Nie powiedziałam, że powinnaś ją odrzucić - odparła ze spokojem Sigrid. - Sama o tym

musisz zdecydować. To wyłącznie twoja sprawa. Chcę tylko, żebyś przekonała Havarda, że
chodzi wyłącznie o pracę, o nic innego. Nie wszystko złoto, co się świeci, wiesz przecież.

Mali odstawiła filiżankę z trzaskiem. Poczuła, jak wzbiera w niej gniew. Co to za

upomnienia? Sigrid nie ma żadnego prawa wtrącać się w taki sposób do jej życia!

- Jesteś na mnie zła - stwierdziła Sigrid ze spokojem i wyciągnąwszy nad stołem rękę do

Mali, uścisnęła jej dłoń. - Nie zamierzam się wtrącać. Wiem, jak bardzo kochasz Havarda, i
wiem także, ile ty dla niego znaczysz. Jesteś silna, rozsądna i potrafisz przypilnować
własnych spraw. Wiem o tym wszystkim. Chciałam jedynie... - Urwała i przez chwilę
siedziały w milczeniu. - Jesteś taka wyjątkowa, Mali - podjęła Sigrid na nowo. - Nadal
olśniewasz urodą. Często myślę nawet, że z wiekiem stałaś się jeszcze piękniejsza. Wielu
mężczyzn oddałoby niemało, by cię zdobyć. Nie sądzę, byś brała to pod uwagę, jednak każdy
może ulec pokusie. Nasze życie tutaj składa się głównie z szarej codzienności - dodała
powoli. - A ty i Havard jesteście małżeństwem już od dwudziestu lat. Tyle, zdaje się, minie na
jesieni, a może się mylę?

Mali pokręciła głową. Gniew w niej gdzieś się ulotnił. Zrozumiała, że Sigrid pragnęła

tylko jej dobra.

- Nie mylisz się, osiemnastego listopada minie dwadzieścia lat - odezwała się powoli. -

Właściwie trudno uwierzyć, jak ten czas szybko zleciał. Ale ja nie pragnę ani serca z
diamentów, ani innego męża, Sigrid. Wiem bowiem, co znaczy przeżywać piekło w
małżeństwie. Doświadczyłam tego na własnej skórze. Havard uosabia wszystko, czego pragnę
tu, na ziemi, i to się nie zmieniło przez tych dwadzieścia lat. Nie spodziewałam się, że moje
życie tak się ułoży po tym, jak... - Mali urwała, a w jej oczach zalśniły łzy. - Gdybyś
wiedziała, Sigrid...

- Domyślam się co nieco - odparła Sigrid, przygryzając ciastko. - Wystarczająco dużo, by

wiedzieć, że nie zawsze było ci lekko tu, we dworze.

Mali pociemniały oczy i utkwiła w przyjaciółce intensywne spojrzenie.
- Często się nad tym zastanawiałam, co ty właściwie wiesz, Sigrid?
- Nie wiem znów tak wiele, ale niektórych rzeczy się domyśliłam - zaczęła Sigrid powoli.

- Wiem, że wyszłaś za mąż za dziedzica Stornes wbrew własnej woli, zrobiłaś to jednak, aby
ratować swoją rodzinę. Wiem, że małżeństwo z Johanem było nieszczęśliwe - zamilkła na
moment, krusząc ciastko na talerzyku, a potem podjęła na nowo: - Poza tym wiem o Oli
Havardzie, o Laurze i Havardzie, pamiętasz, rozmawiałyśmy o tym. Wydaje mi się także, że
na sercu ciąży ci bardzo coś, co ma związek z Sivertem. Nie wiem co i mnie to nie obchodzi,
ale tak wyczuwam - dodała. - Z nikim nigdy nie rozmawiam na ten temat i nie słucham
plotek. O tym wiesz.

Mali pokiwała powoli głową. Przez długą chwilę siedziała bez słowa, wreszcie

wyprostowała plecy i patrząc Sigrid prosto w oczy, wyznała:

- Dźwigam ciężkie brzemię, Sigrid. I muszę je dźwigać samotnie. Mimo to... Być może

kiedyś opowiem ci o tym. Nie wiem. Wiem jedynie, że można ci ufać i że dobrze mi życzysz.
Jest dla mnie dużą pociechą, że mam cię blisko, gdyby grunt zaczął mi się palić pod nogami.

background image

- Jak to?
- Póki co nie jest jeszcze tak źle, ale... - Mali otarła twarz drżącą dłonią. - Cieszę się, że

cię mam - powtórzyła. - To między Laurą a Havardem... Wiesz, że wybaczyłam mu zdradę.
Nie można rzucać kamieniem, jeśli się samemu nie jest bez winy.

- Jak to?
- Innym razem, Sigrid - westchnęła Mali. - Zostawmy to na kiedy indziej. Teraz musimy

myśleć przede wszystkim o Ruth i o tym jej małżeństwie.

- Nie jesteś zadowolona, że związała się z misjonarzem?
- Nie, Bóg jeden wie, że nie jestem - odpowiedziała Mali gniewnie. - Boję się, że on... Że

nie jest dla Ruth dobry. Ale ona nie chce nikomu nic powiedzieć. Jest taka zasklepiona w tej
swojej wierze. Uważa, że zgrzeszyła i zasługuje na karę. Ale nawet jeśli, to przecież sędzią
może być jedynie Bóg, a nie Samuel.

- Nie spuszczaj jej z oka! - przykazała Sigrid. - Ja także mam swoje zdanie na temat tego

człowieka. A Ruth jest taka bezbronna. To dziewczę nie odziedziczyło po tobie siły.

- Nie i pod wieloma względami to może i dobrze - odparła Mali, napotykając uważny

wzrok Sigrid. - Czasami źle, jeśli ktoś jest zbyt silny.

Wzdrygnęły się obie, gdy usłyszały trzask otwieranych drzwi i do izby weszła Ingeborg z

wiadrem w ręku.

- O, mamy gościa - powiedziała, zerkając zaciekawiona w stronę Sigrid.
- A jaki tam ze mnie gość? - roześmiała się Sigrid. - Wpadłam tylko na krótką pogawędkę

przy kawie, bo stanowczo za rzadko się spotykamy. - Wstała i wygładziła spódnicę. - Teraz
jednak muszę już się zbierać, bo zbliża się pora podwieczorku.

Mali odprowadziła ją do drzwi.
- Dziękuję, że przyszłaś - powiedziała, podając Sigrid dłoń na pożegnanie. - Masz rację,

każdy potrzebuje kogoś, komu mógłby się wygadać. Kogoś spoza grona najbliższych -
dodała.

Sigrid nic na to nie odpowiedziała. Uchwyciła dłoń Mali i uścisnęła przyjaźnie, po czym

zapewniła:

- Wiesz, gdzie mnie znaleźć, Mali. Zawsze ci służę rozmową.
Mali stała w drzwiach i odprowadziła ją wzrokiem, póki nie zniknęła w mroku. Dopiero

wówczas uświadomiła sobie, że zapomniała zapytać Sigrid, czy nie zna jakiejś zręcznej
dziewczyny do pomocy w gospodarstwie.


ROZDZIAŁ 8.

- Kto nie ma w głowie, musi mieć w nogach - uśmiechnęła się przepraszająco Mali, kiedy

następnego przedpołudnia pojawiła się w Innstad i Sigrid otworzyła jej drzwi. - Przysłowia są
mądrością narodu.

- To ty? - Sigrid otworzyła drzwi na oścież. - Wejdź do środka, Mali! Jak miło cię

widzieć!

- Dziękuję, ale zaszłam tu naprawdę na chwilkę - odparła Mali, tupiąc nogami, by

otrzepać śnieg z butów. - Całkiem zapomniałam cię wczoraj zapytać o coś ważnego, dlatego
tu jestem.

- Rozbierz się. Chyba dasz się namówić chociaż na filiżankę kawy - zaproponowała

Sigrid. - A przy okazji poznasz moją siostrzenicę Herborg, która przyjechała do nas w
odwiedziny.

Sigrid odebrała od Mali płaszcz i szal i wprowadziła gościa do izby. Gdy weszły do

środka, z krzesła poderwała się natychmiast wysoka szczupła dziewczyna o szlachetnych
rysach twarzy. Miała gęste włosy w kolorze miedzi i duże szare oczy.

background image

- To właśnie jest Herborg - przedstawiła ją Sigrid. - Najmłodsza córka mojej siostry, która

wraz z rodziną przeprowadziła się do Surnadalen, dlatego też częściej mamy okazję się
spotykać. Herborg zostanie u nas do niedzieli. Herborg, to właśnie jest Mali Stornes -
wyjaśniła Sigrid. - Ta słynna tkaczka.

Młoda dziewczyna wyciągnęła szczupłą dłoń i uśmiechnęła się, odsłaniając rząd mocnych

białych zębów.

- Dużo o tobie słyszałam - powiedziała, a jej szare oczy rozbłysły.
Mali przywitała się. Była pod urokiem tej niezwykle ujmującej dziewczyny, tak podobnej

do Sigrid. Rzucało się w oczy ich bliskie pokrewieństwo.

- O co zapomniałaś mnie wczoraj zapytać? - zagadnęła Sigrid, nakładając przy kuchennej

ławie ciasto na półmisek. - Wspomniałaś, że chodzi o coś ważnego.

- Owszem, dla mnie to ważne - odpowiedziała Mali i usiadła przy stole. - Czeka mnie

bardzo dużo pracy przy krosnach. Po pierwsze, muszę skończyć narzuty, które obiecałam
utkać angielskim letnikom, a do tego dochodzą te zamówienia z Ameryki. Nie poradzę sobie
ze wszystkim, muszę przyjąć nową służącą do pomocy w gospodarstwie. Pomyślałam sobie,
że może słyszałaś o jakiejś zręcznej dziewczynie, bo częściej niż ja spotykasz się z ludźmi.

- Co za niezwykły zbieg okoliczności - odezwała się Sigrid i nalewając kawę, zerknęła na

siostrzenicę. - Herborg właśnie skończyła szkołę powszechną i chce dalej się kształcić w
szkole dla pielęgniarek. Ale żeby się tam dostać, musi mieć ukończone dziewiętnaście lat. O
ile w ogóle się tam dostanie - dodała i wzruszyła ramionami nieco zrezygnowana. - Nie jest
łatwo, wiesz. Wiele osób się stara, ale Herborg ma bardzo dobre oceny na świadectwie,
więc... - Spojrzenie, jakim obrzuciła siostrzenicę, zdradzało nieskrywaną dumę. Zupełnie
jakby Herborg była jej córką, pomyślała Mali. Najwyraźniej Sigrid łączyły z siostrzenicą
bardzo silne więzy. - Zastanawiałyśmy się właśnie, czym mogłaby się zająć, zanim zacznie
szkołę - ciągnęła Sigrid. - Bo nie może siedzieć w domu bezczynnie. Powinna odłożyć sobie
trochę pieniędzy, które przydadzą się, kiedy zacznie się dalej uczyć.

Mali nie bardzo rozumiała, po co Sigrid o tym opowiada. Patrzyła zdezorientowana to na

nią, to na jej siostrzenicę i wreszcie zapytała:

- Ale o co ci właściwie chodzi, Sigrid?
- No cóż, myślę, że jeśli zadowolisz się Herborg, to nie będziesz musiała dalej szukać

nowej służącej do Stornes - uśmiechnęła się Sigrid. - Rozmawiałyśmy właśnie o jej planach
na najbliższy czas. Mówiła, że chętnie poznałaby nowych ludzi i wyjechała na trochę z domu.
Wiesz, młodzi... No i zależy jej, żeby trochę zarobić. Więc jeśli...

- Chcesz powiedzieć, że... - Mali patrzyła to na jedną, to na drugą i aż zarumieniła się z

emocji. - Zgodziłabyś się, Herborg, przyjść na służbę do Stornes na rok?

- Owszem, bardzo chętnie - rozpromieniła się dziewczyna. - Tyle że nie mam wielkiej

wprawy. Do tej pory pomagałam jedynie mamie w domu, a w takim dużym dworze...

- Nauczysz się wszystkiego - odpowiedziała Mali. - Mam już dwie służące, obie bardzo

miłe. Ane, która pracuje we dworze, odkąd w nim mieszkam, pokaże ci i nauczy wszystkiego,
co trzeba, więc... - urwała i popatrzyła na dziewczynę badawczo. - Ale czy na pewno chcesz?
We dworze czeka cię dużo pracy, trzeba wcześnie wstawać. Za to wszyscy są bardzo mili,
więc myślę, że będziesz się u nas dobrze czuła. Mam dwie córki. Dorbet i...

- Słyszałam o nich - uśmiechnęła się Herborg i zapewniła: - Bardzo chciałabym dostać tę

posadę. Wiem, że ciocia Sigrid nie puściłaby mnie gdzieś, nie mając absolutnej pewności, że
będzie mi tam dobrze.

- Masz rację. Czuję się za ciebie odpowiedzialna - potwierdziła Sigrid. - Wiem jednak, że

praca w Stornes będzie dla ciebie najlepszą nauką.

- Nie posiadam się wprost z radości - oświadczyła Mali. - Trafiła mi się wspaniała służąca,

i na dodatek nie żadna obca dziewczyna, tylko wiadomo skąd. Nie... po prostu jak na
zamówienie. A co powiedzą na to rodzice? Jeśli się nie zgodzą?

background image

- Nie sądzę, by się sprzeciwiali - uśmiechnęła się Sigrid. - To najlepsze rozwiązanie dla

wszystkich. Dla mnie też, bo będę miała Herborg po sąsiedzku przez dłuższy czas. Nigdy
bym nie przypuszczała, że tak się to ułoży. - Wstała i kierując się w stronę drzwi,
oświadczyła: - Od razu zadzwonię do siostry, tak że nim stąd wyjdziesz, będziesz wiedziała
na pewno, jak się mają sprawy, Mali. A ty, Herborg, daj tymczasem kawy - dodała. - I częstuj
się, Mali.

- Dziękuję - odpowiedziała Mali i sięgnęła po jeszcze jeden kawałek pysznego ciasta.

Sigrid wróciła uśmiechnięta i oznajmiła od progu:
- Wszystko załatwione. Ojciec Herborg przywiezie jutro ubrania i to, co jej będzie

potrzebne, tak więc może zacząć pracę w Stornes już od poniedziałku.

- Doskonale - rozpromieniła się Mali i wstała. - Serdecznie cię, Herborg, zapraszam i mam

tylko nadzieję, że będzie ci u nas dobrze.

- Tego jestem pewna.
Herborg wyciągnęła na pożegnanie dłoń, którą Mali uścisnęła serdecznie. Czuła ogromną

ulgę. Pomyśleć, że udało się jej pozyskać do pomocy tak miłą dziewczynę, i to zanim jeszcze
zdążyła na dobre rozpuścić wici. Lepiej nie mogło się ułożyć!

- Otrzymasz dobrą zapłatę - powiedziała Mali. - Nie musisz się o to martwić, Herborg.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję więcej ponad to, co...
- Przyjmij, co ci dają - przerwała jej Sigrid ze śmiechem. - Ale też pilnuj, by na te

pieniądze uczciwie zapracować. Nie życzę sobie, żebyś przyniosła wstyd rodzinie.

Herborg uśmiechnęła się, a jej szare oczy rozbłysły. Potrzasnęła głową, tak że jej gęste,

miedzianorude włosy znalazły się na plecach.

Mali znów zachwyciła się w duchu urodą tej dziewczyn Nie miała przy tym żadnych

wątpliwości, że okaże się równi pracowita, co ładna. Sigrid nie poleciłaby swej siostrzenicy,
gdyby nie była tego absolutnie pewna. Mali uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie
miny domowników, gdy ta młoda dziewczyna pojawi się we dworze. Będą mieli
przynajmniej okazję nacieszyć oczy, myślała rozbawiona. Wreszcie została załatwiona
sprawa nowej służącej, i to jakiej! Poczuła ogromną ulgę, zupełnie jakby kamień spadł jej z
serca, i w doskonałym humorze wracała do domu. Teraz już była pewna, że wszystko się
jakoś ułoży.


W sobotę po południu do Stornes wrócił Samuel. Mali zauważyła skręcające na

dziedziniec sanie i stanęła przy oknie. Ruth pewnie czekała przy oknie, bo gdy tylko sanie się
zatrzymały, pojawiła się na schodach i szybkim krokiem, z rozwianym szalem, wyszła
Samuelowi na spotkanie. Mąż przywitał się z nią, ale niezbyt wylewnie, potem sięgnął po
torby podróżne, zapłacił woźnicy i gestem uniesionej ręki pożegnał go, gdy koń ruszył. Ruth
uczepiła się ramienia męża i razem doszli do schodów prowadzących do tej części domu,
którą teraz zamieszkiwali. Mali westchnęła i odeszła od okna. Nie zamierzała wychodzić i
witać Samuela w domu. Uznała, że młodzi małżonkowie potrzebują trochę czasu dla siebie.
Wspomniała wcześniej Ruth, że jeśli zechcą, mogą przyjść na kolację, ale córka nie
odpowiedziała jednoznacznie, czy przyjdą.


Ruth pomogła Samuelowi zdjąć płaszcz.
- Stęskniłam się za tobą - powiedziała i uśmiechnęła się niepewnie. - Długo cię nie było.
- Przecież wiedziałaś, że tak będzie - odpowiedział i wszedł do izby. - Ciężko pracowałem

przez ten czas.

- Ale teraz jesteś znów w domu - odparła Ruth, zerkając na męża. - I chyba nie planujesz

na razie żadnych wyjazdów?

background image

- Nie wiem - odparł i obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Wpatrując się w jej

zaokrąglony brzuch, stwierdził: - Mocno przytyłaś podczas mojej nieobecności.

Ruth położyła rękę na brzuchu i poczerwieniała.
- Tak, dziecko urosło.
- No cóż, ładna to ty już nie jesteś - rzucił z ironią. - A będzie jeszcze gorzej.
Ruth poczuła się tak, jakby jej wymierzył policzek. Nie spodziewała się, że mąż tak

bezpośrednio da wyraz temu, że nie podoba się mu jej figura. Przecież nosiła pod sercem ich
dziecko. Czy to dla niego nic nie znaczy? Odwróciła się, by nie zauważył, jak bardzo ją
zranił. Po powrocie nawet jej porządnie nie przytulił ani nie pocałował.

- Nie masz się co obrażać - rzucił jej za plecami. - Wiesz, że lubię szczupłe kobiety. Nie

spodziewałem się wrócić do domu i zastać coś takiego. Przez ten czas zabawiałem tyle
młodych, wiotkich dziewcząt, że...

Ruth odwróciła się i spojrzała mu prosto w oczy.
- Co to znaczy „zabawiałem"? - wyszeptała przerażona.
Roześmiał się, odgarnął z czoła rzadkie włosy i chwycił ją za ramiona.
- Droga mała Ruth, a co ty sobie w ogóle myślisz? Jestem mężczyzną i spotykam na swej

drodze wiele różnych kobiet, które mnie potrzebują.

- Tak, ludzie oczekują od ciebie wsparcia duchowego...
- O, niektórzy pragną więcej - uśmiechnął się. - Zwłaszcza kobiety. Ja zresztą także łaknę

bliskości i miłości, ukojenia po trudach rekolekcji. Tyle z siebie daję podczas tych wyjazdów.
Sądziłaś, że będę przez tak długi czas żył jak mnich?

Ruth osunęła się na krzesło, bo nogi ugięły się pod nią.
- Miałeś... Miałeś inne kobiety oprócz mnie?
- Naturalnie - odparł chłodno. - I nie rób z tego wielkiego szumu, Ruth! Mężczyzna jest

tak ukształtowany, że potrzebuje kobiet.

- Jesteś misjonarzem, pobraliśmy się - powiedziała udręczona. - Przyrzekaliśmy przed

Bogiem i ludźmi, że nie złamiemy przysięgi małżeńskiej...

- A czy ja ją złamałem? Przecież wróciłem do ciebie. Nie próbuj się czasem wtrącać do

mojego życia, Ruth, bo nic ci do tego! Masz być posłuszną żoną, zapomniałaś już, co
uzgodniliśmy? - rzucił złowrogo i położył ciężko dłoń na jej głowie, jakby ją błogosławił. -
Chętnie bym coś zjadł, o ile to nie nazbyt wygórowana prośba - dodał po chwili.

Ruth wstała sztywno i podeszła do pieca. Do oczu napłynęły jej łzy. Nie mogła wprost

uwierzyć w to, że Samuel mówi prawdę. Przecież to niemożliwe, by zbliżał się do innych
kobiet! Może powiedział tak tylko po to, by ją rozdrażnić, by sprawdzić, jak to przyjmie. Na
pewno, próbowała przekonać samą siebie w myślach. Ale w głębi serca zrodziło się w niej
przeświadczenie, że się myli. Samuel sypiał z innymi kobietami podczas tych kilku tygodni
nieobecności i będzie to robił przy okazji każdego wyjazdu na rekolekcje. Bo on już taki jest,
tyle że ona starała się wymazać z pamięci złe chwile. Po prostu zapomniała prawie o tym, że
ją bił i poniewierał. Sądziła, że kiedy wróci do domu, wszystko się jakoś ułoży. Zdawało jej
się, że niewłaściwie go zrozumiała i niesłusznie oceniła, jego, jedynego sprawiedliwego.
Zaślepiona łzami, wyciągnęła patelnię i uświadomiła sobie w całej pełni, że między nimi nic
się nie ułoży.


Mali od razu poznała, że coś się stało, kiedy Ruth z Samuelem przyszli na kolację. Nie po

nim, bo misjonarz był jak zwykle napuszony i zadufany w sobie, ale Ruth nie potrafiła tak
dobrze udawać. Weszła za mężem jak cień, blada, z zaczerwienionymi od płaczu oczami.

Boże drogi, pomyślała Mali, czując ogarniającą ją rozpacz. Miała nadzieję, że długie

rozstanie wyjdzie tym dwojgu na dobre, tymczasem wyglądało wręcz odwrotnie. Tylko raz
podczas posiłku Ruth napotkała spojrzenie matki, a wtedy Mali omal nie pękło serce.
Niebieskie oczy Ruth pociemniały ze zgryzoty tak, że wydawały się niemal czarne i wyrażały

background image

całkowitą bezradność, wręcz rozpacz. Mali zastanawiała się, czy zapytać ją, co się stało, ale
uświadomiła sobie, że to niemożliwe. Ruth i tak nic nie powie. Muszę pozostawić sprawy
własnemu biegowi, myślała. Dopóki Ruth sama do mnie nie przyjdzie i nie wyjawi prawdy,
nie mogę nic zrobić. A może się mylę, łudziła się, kiedy małżonkowie pożegnali się po
kolacji i zebrali do wyjścia. Samuel objął bowiem Ruth ramieniem i uśmiechając się do niej,
zwrócił się do pozostałych:

- Jak dobrze wrócić do domu, do żony, która wiernie czeka. Ruth jakby się skuliła pod

wpływem jego słów i dotyku i nic nie mówiąc, skinęła tylko głową na dobranoc, kiedy
Samuel otwierał drzwi.

- A to ci dopiero, Samuel się cieszy z powrotu do domu - rzuciła szyderczo Dorbet. - Ruth

jakoś nie wyglądała na uradowaną. Ciekawe, co ten diabeł namieszał podczas swej
nieobecności, czym uraczył tę biedaczkę!

- Ruth była chyba po prostu zmęczona - próbowała bagatelizować Mali.
- Zmęczona? Skąd! Ona była zrozpaczona - wściekła się Dorbet. - Dlaczego nikt z was nie

przyciśnie tego nędznika do ściany i nie wydobędzie z niego całej prawdy? Nie zdemaskuje
tego obłudnika!

- Ruth jest dorosła, Dorbet - odparł Havard, który siedział na krześle i czyta! gazetę. -

Sama wybrała sobie męża.

- Każdy może się pomylić - denerwowała się Dorbet. - Ruth popełniła błąd, tylko że jest

taka bogobojna, iż za nic w świecie się do tego nie przyzna, zwłaszcza że spodziewa się
dziecka. To wy musicie jej pomóc!

Mali napotkała zatroskane spojrzenie Havarda i pokręciła dyskretnie głową. Nie chciała

roztrząsać tematu małżeństwa Ruth i Samuela w obecności wszystkich. Sytuacja była już
wystarczająco zła. Dorbet miała wprawdzie rację, ale najpierw trzeba, by Mali i Havard
porozmawiali o tym z Ruth.

- Pozwólmy, by Ruth sama zadbała o swoje małżeństwo - oświadczyła Mali, starając się

nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie. - Ona dobrze wie, że jeśli byłoby coś...

- Tchórze! - syknęła Dorbet, zrywając się z miejsca. - Tchórze, tchórze! Przynajmniej

człowiek wie, czego się po was spodziewać, kiedy będzie potrzebował pomocy. Nie można na
was liczyć! - wykrzyczała, zatrzaskując za sobą drzwi.

- No, no, to dziewczę ma temperament - stwierdziła Ingeborg.
- Ja się z nią zgadzam - oświadczył ze spokojem Oja, nie odrywając wzroku od gazety. -

Wydaje mi się, że powinniście przemyśleć to, co powiedziała. Bo Ruth naprawdę potrzebuje
pomocy.

Mali nie odezwała się, sięgnęła po półmisek z resztkami jedzenia i masło, po czym

wyniosła to do spiżarni. Oparłszy głowę o zimną ścianę, westchnęła głęboko. Czuła na swej
piersi ogromny ciężar, przycisnęła dłoń do serca i wyszeptała:

- Dobry Boże, pomóż nam wszystkim, a w każdym razie pomóż Ruth. Przynajmniej jej

pomóż!


Rozbierając się do snu, Ruth odwróciła się tyłem do Samuela. Ona, która była taka dumna

z powiększającego się brzucha, poczuła się nagle brzydka i nieforemna. Nie chciała, by
Samuel oglądał ją nagą. Gdy jednak wkładała przez głowę nocną koszulę, poczuła, jak ją
obejmuje. Przerażona próbowała się uwolnić, ale on przytrzymał koszulę wokół jej szyi i
odwrócił Ruth przodem do siebie. Uważnie otaksował wzrokiem jej nagie ciało.

- Puść mnie, Samuelu - zaprotestowała słabo Ruth.
- Mam cię puścić? Czyż nie jesteś moją żoną?
- Tak, ale ty... Przecież nie podobam ci się teraz... Jego dłoń zsunęła się na jej okrągły

brzuch.

background image

- Nie podoba mi się to? - zapytał, a na jego twarzy przemknął dziwny uśmiech. - No nie,

ładne to nie jest, ale jeszcze nigdy nie próbowałem posiąść kobiety z takim brzuchem. Chyba
nie sądzisz, że będę czekał, by cię tknąć, póki nie urodzisz?

- Myślałam, że nie chcesz ze mną sypiać teraz, kiedy tak wyglądam - wyszeptała Ruth,

usiłując zakryć rękami swą nagość.

Roześmiał się tym swoim dziwnym śmiechem, który wprawiał ją w przerażenie. Wszystko

w nim budziło teraz w niej lęk.

- Taka odmiana może być nawet zabawna, mała Ruth - oznajmił i pchnąwszy ją na łóżko,

rozkazał: - Na kolana! Z takim brzuchem nie da się inaczej. Poza tym wolę brać cię od tyłu.

To nie ma nic wspólnego z miłosnym aktem, to raczej gwałt i poniżenie, myślała Ruth,

leżąc z głową ukrytą w ramionach i czując w ustach słony smak tez. A kiedy Samuel wtargnął
w nią, nie zważając na to, że zadaje jej ból, i chrapliwie bełkotał o innych kobietach, z
którymi spółkował, uświadomiła sobie z całą jaskrawością, że jej mąż jest obłąkany.

Bez skrupułów szarpał ją i obchodził się z nią tak brutalnie, że sztywna z przerażenia

myślała tylko o tym, by nie uszkodził dziecka. Bo choć zrozumiała, że życie z Samuelem
nigdy nie będzie szczęśliwe, za nic w świecie nie chciała stracić swojego dziecka. Przez te
tygodnie, gdy męża nie było w domu, co wieczór leżała i rozmawiała z maleństwem. Składała
ręce na powiększającym się brzuchu i modliła się za nich oboje. Czasami modliła się też za
Samuela, ale bardzo rzadko.

- I co, zadowolona? - zapytał, gdy już z nią skończył.
Ruth nie odpowiedziała. Czuła się brudna i zbrukana. Podniosła się obolała, wyślizgnęła

się z łóżka i podeszła do miednicy. Po wewnętrznej stronie ud spływały jej strużki i
śmiertelnie się obawiała, że to krew.

- Nie podoba mi się, że natychmiast idziesz się myć, Ruth - odezwał się lodowatym tonem

Samuel. - Jakby moje nasienie nie było dla ciebie dość cenne.

Ruth zatrzymała się w pół kroku.
- Czułam tylko... Bałam się, że...
- Że byłem nazbyt gwałtowny? Jeśli ten twój dzieciak nie toleruje tyle, to nie ma prawa

żyć! Wszystko w rękach Boga, Ruth! Wracaj do łóżka!

Ruth zawróciła i położyła się z powrotem na samym brzeżku, zraniona, przerażona i

zrozpaczona. Samuel odwrócił się do niej plecami, a po chwili po jego równym oddechu
poznała, że zasnął. Długo jeszcze leżała nieporuszona, nim odważyła się w końcu wymknąć z
posłania. Jakaż była jej ulga, gdy się okazało, że nie krwawi.

Wytarła się bezszelestnie i równie cicho wróciła do łóżka. Przez chwilę wpatrywała się w

śpiącego mężczyznę, czując, że jej serce płonie żywym ogniem nienawiści! To zły człowiek,
myślała, wiedząc, że nie zmieni zdania, nawet jeśliby miała trafić za to do piekła. I z kimś
takim związałam swoje życie!

Ruth długo leżała, nie mogąc zmrużyć oka. Położyła dłonie na brzuchu, łzy płynęły jej

ciurkiem po policzkach, ale z ust nie wydobył się nawet jęk.

Już zasypiała, gdy nagle poczuła coś pod powierzchnią dłoni. Zupełnie jakby pisklę

uderzyło leciutko skrzydełkami w miejscu, gdzie miała pępek. Oprzytomniała gwałtownie i
wstrzymała oddech. Znów się to powtórzyło. Leciutkie dotknięcie, niczym pieszczota.
Szczęście, które ją ogarnęło, było tak intensywne, że nie mogła złapać tchu.

- Maleństwo - wyszeptała i delikatnie pogłaskała brzuch. - Maleństwo ty moje...
Moje dziecko żyje, śpiewało jej w duszy.


background image

ROZDZIAŁ 9.


Mali powiadomiła wszystkich we dworze o przyjeździe Heborg. Bardzo ją chwaliła, ale

nie wspomniała o tym, jaka je ładna. Czeka ich miła niespodzianka, śmiała się w duchu
Wprawdzie nie przywiązywała do urody dziewczyny wielki wagi, bo przecież zatrudniła ją do
pracy we dworze, a ni po to, by ją wydać za mąż, ale uznała, że przyjemnie będzie wszystkim
popatrzeć na taką ślicznotkę.

- Tylko że ona jeszcze nie pracowała jako służąca. Pomagała matce, ale to nie to samo -

powiedziała i zerknęła w stronę Ane i Ingeborg, które nakrywały do śniadania w niedzielny
poranek. Poza nimi nie było w izbie nikogo. Będziecie musiały więc obie wprowadzić ją w
obowiązki. Wydaje mi się, że zapału i chęci do pracy jej nie brakuje ale też nie możemy
oczekiwać, że od razu wszystko będzie umiała.

- Na pewno się jakoś ułoży - stwierdziła Ane. - Zresztą nam wszystkim jest na rękę, że

zjawi się ktoś do pomocy. Przynajmniej będziesz mogła więcej czasu poświęcić na tkanie.

Mali popatrzyła na nią z wdzięcznością, obawiała się bowiem, że Ane nie spodoba się, iż

przyjęła nową służącą. Przypomniało jej się, że nie była uradowana, gdy swego czas we
dworze pojawiła się Sigrid. Teraz jednak uśmiechała się dobrodusznie, być może dlatego, że
nie czuła się zagrożona. Wiedziała, że tak czy inaczej, ona będzie nadzorować pracę
służących. Zaraz po Mali to Ane decydowała o sprawach związanych z prowadzeniem domu,
co do tego nikt nie miał wątpliwości. A Mali nigdy też nie ukrywała, że darzy Ane wielkim
szacunkiem i zaufaniem, traktując ją niemal jak członka rodziny. Tak samo jak Ingeborg,
choć może nie do końca. Z Ingeborg nigdy się do siebie tak nie zbliżyły.

Obie kobiety pracowały już w Stornes, kiedy Mali pojawiła się we dworze jako młoda

gospodyni w 1910 roku, znały się więc od dawna. Ane była dla Mali wielkim wsparciem w
tych najcięższych latach, które tu spędziła. Nie mówiła wiele, ale Mali wiedziała, że zawsze
może na nią liczyć. Były niemal rówieśnicami i Ane stała się w pewnym sensie jej
sprzymierzeńcem, choć Mali nigdy jej się specjalnie nie zwierzała. Szybko się zorientowała,
że Ane rozumie wszystko bez słów, nigdy się jednak nie musiała obawiać, że służąca roznosi
plotki o niej i innych mieszkańcach dworu. To nie było w jej stylu.

Ingeborg Mali trzymała bardziej na dystans, bo obawiała się jej wścibstwa i gadulstwa.

Nigdy też nie odważyła się jej w pełni zaufać.

- Oby tylko tej pannie nie zdawało się, że jest tu dla ozdoby - mruknęła Ingeborg.
- Dla ozdoby? Dlaczego?
- Skoro jest krewną Sigrid Innstad...
- To nie ma nic do rzeczy - zapewniła Mali. - Choć nie ukrywam, że się cieszę, iż tak się

złożyło. Lubię wiedzieć, kto pracuje u mnie we dworze. Miałam wyjątkowe szczęście z wami,
Ane i Ingeborg. Trafić na dwie takie pomocnice...

Te słowa udobruchały Ingeborg. Wyraz napięcia na twarzy zastąpił pobłażliwy uśmiech.
- Oczywiście, że dobrze przyjmiemy tę dziewczynę - powiedziała i jeszcze raz

przeciągnęła szmatką po ławie. - Jakżeby inaczej? Wszystkie w końcu kiedyś byłyśmy młode
i niedoświadczone - dodała i wygładziła ręką włosy.

- Owszem, choć trochę już lat minęło od tamtej pory - uśmiechnęła się Ane. - Niepojęte,

jak ten czas przeleciał!

- Rzeczywiście - westchnęła Mali. - Wszystkie trzy zaczynamy się powoli starzeć.
- Zaraz tam starzeć - zaoponowała Ane. - Po prostu stałyśmy się dojrzałymi kobietami. O

ile mnie pamięć nie myli, ty i Havard będziecie obchodzić w tym roku dwudziestą rocznicę
ślubu.

- To nie może być prawda - odezwała się Ingeborg zdumiona. - Dwadzieścia lat! Mnie się

zdaje, jakby to było całkiem niedawno, kiedy Havard pojawił się we dworze po...

background image

- Ale to prawda - przerwała jej z uśmiechem Mali, bo nie chciała wracać wspomnieniami

do tamtego czasu po śmierci Johana. - Nie wiem, czy Havard zdaje sobie z tego sprawę, ale
rzeczywiście w tym roku minie dwadzieścia lat naszego małżeństwa.

- Dokładnie osiemnastego listopada - pokiwała głową Ane.
- Ty masz pamięć za nas wszystkich, Ane - roześmiała się Mali.
- Pewnie będzie jakaś uroczystość?
- Aż tak daleko jeszcze nie planowałam, ale...
- Dwudziestolecie, oczywiście, że należy uczcić tak rocznicę - wtrąciła podekscytowana

Ingeborg.

- Najpierw przypomnę o tym Havardowi - odparł Mali. - A potem zastanowimy się, co

zrobić.


Wczesnym przedpołudniem w poniedziałek trzeciego lutego na podwórze zajechały sanie z

Innstad. Mali otuliła się dużym szalem i wyszła na powitanie gości. Herborg przywiózł Bengt.
Zostawił konia i z dwoma dużymi torbami skierował się w stronę schodów. Za nim szła
Herborg, dźwigając kolejne dwie torby. Zdaje się, że postawiła sobie za cel, by tu zostać,
uśmiechnęła się Mali do siebie, bo bagażu starczy jej na cały rok.

Herborg miała na sobie długi czarny płaszcz z kapturem obszytym futerkiem. Szare

futerko stanowiło ramę dla młodej ślicznej twarzyczki i nadawało włosom jakby głębszy
odcień rudości, niż Mali zapamiętała. Oczu jednak nie zapomniała - dużych, przejrzystych,
grafitowych.

- Witaj w Stornes, Herborg! - odezwała się Mali i wyciągnęła do dziewczyny obie ręce.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Herborg i dygnęła. - Nie mogę wprost uwierzyć, że naprawdę

będę pracować w takim dużym dworze.

- E, nie jest wiele większy od Innstad - uśmiechnęła się Mali. - I jak ci już wspomniałam

przed niedzielą, będziesz tu miała pełne ręce roboty. Ane i Ingeborg pomogą ci na początku,
więc myślę, że wszystko się dobrze ułoży. Mam też nadzieję, że będziesz się tu dobrze czuła
w naszym towarzystwie, bo to najważniejsze - dodała.

Bengt wszedł tylko do korytarza i wstawił torby, a potem zaraz się pożegnał, bo czekało go

w domu wiele pracy.

- Życzę ci powodzenia, Herborg - powiedział i uścisnął jej dłoń. - Do Innstad stąd

niedaleko, pamiętaj. Daj znać, jeśli ci tu będą dokuczać! U nas zawsze jesteś mile widziana -
roześmiał się i mrugnął do niej.

- Dziękuję - odparła Herborg. - Pewnie nieraz skorzystam z zaproszenia i odwiedzę was,

kiedy będę miała wolne, oczywiście. Czuję się bezpieczniej, wiedząc, że razem z Sigrid
jesteście tak blisko, choć jestem pewna, że nikt mi tu nie będzie dokuczał. Bardzo się cieszę,
że tu jestem, i myślę, że w Stornes będzie mi dobrze.

- Zostawmy póki co twoje rzeczy w korytarzu i wejdźmy najpierw do izby, żebyś się

przywitała z Ingeborg i Ane - zaproponowała Mali. - Dorbet także jest w środku.

- Ta, która zaręczyła się z dziedzicem z Granvold?
- Tak, ta sama - skwitowała krótko Mali.
- Słyszałam, że jest bardzo ładna - powiedziała Herborg. - Sigrid mówiła, że ładniejszej

dziewczyny nie ma w całym okręgu. Mówiła też, że Dorbet urodziła się w czepku, bo jest też
bystra i...

Mali zerknęła ukradkiem na Herborg, zastanawiając się, co jeszcze wie od ciotki. Zaraz

jednak się uspokoiła, bo na tyle znała Sigrid, że była pewna, iż nie przedstawiłaby swojej
siostrzenicy żadnego z mieszkańców Stornes w złym świetle.

Mali otworzyła drzwi i przepuściła dziewczynę.
Kiedy mężczyźni przyszli na obiad, Herborg zdążyła już się urządzić w jednej z

niewielkich sypialni na poddaszu, przebrała się w codzienną sukienkę w niebieską kratkę i

background image

nałożyła fartuch. Pomagała Ane i Ingeborg wykładać jedzenie do mi i na półmiski i podawała
do stołu. Pod wpływem ciepła z pieca jej twarzyczka nabrała rumieńców, a luźne kosmyki
przy policzkach skręciły się w loczki.

- O, kogo ja widzę! To ty zapewne jesteś Herborg, siostrzenica Sigrid z Innstad, i będziesz

u nas pracować - zawołał Havard od progu.

- Tak, to ja - odparła Herborg i dygnęła, podając na po witanie szczupłą dłoń.
- A ja jestem Havard, mąż Mali - przedstawił się i z ciepłym uśmiechem uścisnął dłoń

dziewczyny. - A oto wszyscy mężczyźni związani z dworem. Masz tu ich wszystkich jak na
tacy - zaśmiał się dobrodusznie i odwrócił się do stojących z nim mężczyzn. - To Oja, młody
dziedzic Stornes.

Herborg podała rękę i pod wpływem spojrzenia Oi jeszcze bardziej się zarumieniła.

Spuściła wzrok, a długie, ciemne rzęsy rzuciły cień na pąsowe policzki.

Oja nie mógł wprost oderwać oczu od dziewczyny. Słyszał, że Mali zatrudniła nową

służącą, ale w ogóle nie poświęcił temu uwagi. Na jej widok jednak poczuł dziwne ssanie w
żołądku. Prawie go zatkało. Patrząc na zarumienioną twarz dziewczyny i duże szare oczy,
poczuł gwałtowną ochotę, by dotknąć jedwabistej szyi i odgarnąć błyszczące miedziane
kosmyki. Puścił jej dłoń speszony i poczerwieniał gwałtownie.

- Witamy we dworze - mruknął tylko i w drodze do stołu sięgnął drżącymi rękami po

gazetę.

Pozostali także się przywitali, po czym Mali poprosiła wszystkich, by siedli do stołu.
- Możesz siedzieć obok Knuta, Herborg - wskazała jej miejsce Mali.
- Dobrze, tylko najpierw pomogę podać do stołu - odpowiedziała Herborg.
- To twój pierwszy dzień - zaprotestowała Mali. - Dziś jeszcze nie musisz tego robić.
- Nie, od dziś zaczęłam tu pracę, więc chcę być pomocna - odparła i poszła za Ane w

stronę pieca.

Kiedy z parującą misą pełną ziemniaków pochyliła się nad stołem, otarła się lekko piersią

o ramię Oi. Ten drgnął, ale nie podniósł wzroku. Zastanawiał się, co się z nim dzieje. Przecież
we dworze pracowały nieraz młode dziewczyny i nigdy się tak dziwnie nie czuł. Co prawda
swego czasu przeżył wiele uciech z Mari, która wraz z matką służyła w Stornes. To Mari
nauczyła go w większości tego, jak obchodzić się z kobietami, ona też w pełni rozbudziła w
nim zmysły. Jakiż on był chętny i szalony, zarumienił się na samo wspomnienie. Ale to było
jednak coś innego, bo wtedy w grę nie wchodziły z jego strony uczucia, lecz tylko zmysły.

A teraz spotykał się z Ruth Liną. Kiedy zaczął z nią chodzić, nie spodziewał się, że będzie

to coś poważnego, ale z czasem nauczył się ją cenić. Była słodka, miła, ale trochę dziecinna.
Ta jej niedojrzałość czasem go bardzo irytowała. Lubił dyskutować i spierać się na
argumenty, tymczasem ona podziwiała go bezgranicznie. Wprawdzie mile go to łechtało, bo
przez całe lata czuł się niedowartościowany, żyjąc w cieniu brata. I choć to się zmieniło,
nadal łaknął podziwu i uwagi. W pewnym sensie przyzwyczaił się więc do Ruth Liny. Dobrze
było mieć kogoś, kto zawsze witał go z otwartymi ramionami. Bo dziewczyna, choć jeszcze
bardzo młoda, była gorąca i chętna w łóżku. Oja przywykł do myśli, że to właśnie ją pojmie
za żonę i wprowadzi do Stornes jako młodą gospodynię. Takie życie wydawało mu się
bezpieczne i nieskomplikowane. Ale teraz...

Herborg ponownie otarła się piersią o jego ramię. Poczuł jej zapach i ogarnął go znów ten

sam niepokój. Ścisnęło go w żołądku, niewiele więc zdołał przełknąć w czasie posiłku.

- Nie chcesz więcej? - usłyszał jej niski, melodyjny głos, gdy podstawiła mu półmisek z

rybą.

- Dziękuję, już się najadłem - odparł Oja chrapliwym głosem i popatrzył na dziewczynę.
Ich spojrzenia spotkały się. Przez moment Oi zdawało się, że utonął w jej lśniących,

grafitowych oczach. Huczało mu w głowie. Herborg zaś stała tuż przy nim, jakby i ją
przyciągała jakaś dziwna siła. Nagle oblała się rumieńcem i szybko spuściła wzrok, kiwnęła

background image

tylko głową i przeszła dalej z półmiskiem. Oja powiódł za nią spojrzeniem. Na Boga, co się
ze mną dzieje, zastanawiał się zaskoczony.


- Co to, nie położysz się na chwilę? - zapytała Mali, kiedy Havard wstał od stołu i

skierował się w stronę drzwi. - Coś się stało?

- Niee... Nic takiego. Mam coś do załatwienia w Kvannes.
- Teraz? - Mali popatrzyła na niego zaskoczona. - A co to za sprawa?
- Dowiesz się, jak wrócę - uśmiechnął się tajemniczo i zamknął za sobą drzwi.
- Wiesz, o co chodzi, Oja? - zapytała Mali syna.
- Nie, mnie też nic nie powiedział - mruknął Oja. - Może lepiej zapytać Dorbet, ona z

reguły wie wszystko, co się dzieje w tym domu - dodał.

- Niestety, tego akurat nie wiem - zaperzyła się Dorbet. - Trudno, będziemy musieli

poczekać.

Bez proszenia pomogła posprzątać ze stołu i teraz razem z Herborg zmywały naczynia.

Dorbet najwyraźniej polubiła Herborg. Brakowało jej dziewczęcych rozmów, pomyślała
Mali, spoglądając na dwie głowy, jasną i miedzianorudą, pochylone nad balią z naczyniami i
słysząc dolatujący stamtąd śmiech. Z Ruth po powrocie Samuela nie spotykała się teraz
często, zresztą nikt się nie spotykał. Od sobotniego wieczoru Mali prawie nie widywała Ruth i
właściwie nawet czuła pewną ulgę, bo widok poszarzałej twarzy córki i jej zrozpaczonych
oczu napełniał ją bólem. Samuel nie potrzebował wiele czasu, by znów ją stłamsić, myślała z
gniewem. Można się było tego spodziewać.

Nim zdążyła porzucić tę myśl, drzwi się otworzyły i do izby wszedł misjonarz.
- Coś się stało? - zapytała pośpiesznie Mali. - Gdzie jest Ruth?
- Moja żona zmywa naczynia - odpowiedział. - A ja chciałem jedynie zapytać o coś

Havarda.

- Havard pojechał przed chwilą do Kvannes - odparła Mali niechętnie. - Zanim wróci,

minie trochę czasu.

Herborg wyżęła ścierkę, podeszła do stołu i zaczęła zeń ścierać.
- O, nowa służąca - skomentował Samuel, uważnie taksując szczupłe ciało młodej

dziewczyny pochylającej się nad stołem. - Ruth wspominała, że zamierzacie zatrudnić kogoś
do pomocy.

Herborg odwróciła się i odgarnąwszy do tyłu włosy, podeszła do niego.
- Herborg - przedstawiła się, podając mu rękę. - Mam zapewne przyjemność z

misjonarzem, prawda?

- Owszem - uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
Trochę zbyt długo przytrzymuje jej dłoń, pomyślała sobie Mali, czując, jak wzbiera w niej

gniew. Kiedy Herborg cofnęła rękę i wróciła do pracy, Samuel odprowadził ją spojrzeniem, a
wtedy Mali zmroził lodowaty chłód. W jego oczach dostrzegła bowiem nieskrywaną żądzę,
której nawet nie starał się ukryć. Co to za człowiek? W izbie czeka na niego ciężarna żona,
którą zostawił na cztery tygodnie, a on pozwala sobie na coś takiego!

- Coś jeszcze? - zapytała Mali chłodno i popatrzyła na Samuela.
- Nie, nie - ukłonił się. - Nie będę zakłócał pory poobiedniego odpoczynku. Przyjdę

później.

- Przyjdźcie razem z Ruth - odparta Mali, tłumiąc gniew, a jej brązowe oczy miotały

błyskawice. - Przecież nie będzie zmywać całe popołudnie.

Na moment uchwyciła wzrok Samuela i poznała, że się domyślił, o co jej chodzi.

Specjalnie się jednak tym nie przejął. Uśmiechnął się tylko nieco pogardliwie, z wyższością,
jakby był pewien, że jego pozycja w Stornes nie jest zagrożona. I rzeczywiście, pomyślała
Mali z rozpaczą. Póki Ruth sama nie zechce go wyrzucić, oni nic nie mogą zrobić. Samuel
zerknął raz jeszcze na Herborg, skinął głową i wyszedł z izby.

background image


Całe popołudnie Mali spędziła w pracowni, nasłuchując, czy z dziedzińca nie dolatują

odgłosy, które by wskazywały, że wrócił Havard, ale on pojawił się w izbie dopiero, gdy
uprzątnięto ze stołu po podwieczorku.

- Idź i wyprzęgnij konia, Knut - zwróciła się chwilę wcześniej Mali do parobka, kiedy

zobaczyła wjeżdżające na dziedziniec sanie. - Havard powinien wejść czym prędzej do domu
i się ogrzać.

Havard miał na włosach szron i zaczerwienione od mrozu policzki, pod ręką zaś trzymał

duże pudło, które postawił ostrożnie na stole.

- Co ty przywiozłeś? - zapytała Mali, a pozostali wyciągnęli szyje zaciekawieni.
- Niespodzianka - uśmiechnął się szeroko. - Przyprowadźcie tu Ruth i Samuela - dodał.
- Czuję się jak w Wigilię przed rozpakowaniem prezentów - roześmiała się Dorbet. - Co to

jest, tato? Powiedz!

Ale Havard odmówił otwarcia pudła, póki się wszyscy nie zgromadzą w izbie.
- Możecie zgadywać - śmiał się. - Ale wątpię, czy wam się uda.
I miał rację. Bo kiedy w końcu pokazał zawartość pudła, wszyscy oniemieli i jęknęli z

zachwytu.

- Radio! - zawołał Oja i w jednej chwili był przy ojczymie. Pochylił się nad pudłem i

pogłaskał dłonią odbiornik. - No nie, Havard! Kupiłeś radio!

- Tak, zamówiłem je przed Gwiazdką, ale teraz jest na nie taki popyt, że musiałem trochę

poczekać, nim udało mi się je zdobyć. Ten model radioodbiorników przed kilku laty
pokazano na wystawie w Niemczech i od tamtej pory nastąpiła prawdziwa eksplozja ich
popularności. Także w naszym kraju sprzedaje się ich coraz więcej. Ale jeszcze nie wszyscy
mają, a my i owszem! - oznajmił rozpromieniony i dopiero teraz ściągnął z siebie wierzchnie
okrycie. Nie rozebrał się w korytarzu, bo chciał jak najszybciej pokazać niespodziankę. -
Wczoraj zadzwonił właściciel sklepu z Kvannes i powiadomił mnie o dostawie - ciągnął z
zapałem. - Od teraz będziemy mieć więc w izbie nie tylko gazety!

Mali stała oniemiała i przyglądała się, jak mężczyźni uważnie studiują odbiornik i

sprawdzają wszystkie gałki. Havard nie wspomniał jej ani słowa, że nosi się z zamiarem
kupna radia. Nie sprzeciwiłaby się, bo od dawna już rozmawiali o tym, że przyjemnie byłoby
mieć je w domu. Mieszkamy na uboczu, przekonywał ją Havard, a dzięki radiu moglibyśmy
słuchać w izbie wiadomości, muzyki i czego tylko dusza zapragnie. Mali nie poświęcała temu
zbyt wielkiej uwagi, mimo że słyszała rozmowy i czytała nawet coś na ten temat w gazecie,
tymczasem teraz stoi taki odbiornik u nich w domu na stole.

Havard podniósł głowę i napotkał jej spojrzenie. Zarumieniony z radości, wyglądał jak

młody chłopak. Uśmiechnęła się i uścisnęła mu rękę.

- Ty to potrafisz robić niespodzianki, Havardzie! Ale czy to działa?
- Działa! - odparł i zaczął kręcić gałkami. Coś zaszumiało, zacharczało i nagle rozległ się

męski głos. Wszyscy aż podskoczyli, bo mieli wrażenie, że ktoś stanął obok nich i przemówił,
a potem z głośnika popłynęła muzyka.

- Co to, na Boga... - Ingeborg złożyła dłonie i zrobiła wielkie ze zdziwienia oczy.
- To szatański wynalazek!
Oczy wszystkich zwróciły się ku Samuelowi, który stał sztywno i z odrazą patrzył na

radioodbiornik. Ruth stała obok niego bez słowa, zerkając nerwowo to na ojca, to na męża.

- Nie słyszałem, by mówiono, że on jest konstruktorem - odparł ze spokojem Havard. -

Zresztą cóż szatan może mieć wspólnego z radiem?

- A wiesz, jakie treści przekazuje to radio? Teraz wprost do waszej izby trafiać będą

brudne sprawy tego świata.

- Daj spokój - prychnęła Dorbet. - Przecież dostajemy gazety, w których też pisuje się to i

owo. A ostatecznie nie musisz tu przychodzić. Możesz siedzieć we własnej izbie, dzięki

background image

czemu nie narazisz się na to, że usłyszysz coś, czego sobie nie życzysz! - rzuciła gniewnie i
dodała z entuzjazmem: - Tato, radio jest wspaniałe!

- I to teraz, tuż przed olimpiadą - odezwał się Oja. - Będziemy znać wyniki i słuchać

relacji na żywo.

- A czy ktoś tu, we dworze, zamierza jeszcze pracować? - odezwała się Mali. - Mam

nadzieję, że nie będziecie spędzać całych dni z uchem przy radiu.

- Oczywiście, że będziemy pracować - zapewnił wesoło Havard i wziął ją w ramiona. -

Ale przyznaj sama, że takie radio to coś wspaniałego. Pomyślałem sobie, że może kiedyś
usłyszymy Siverta. Wiem, że nagrywał także dla radia.

Mali oblała się gorącem. Gdyby tak się stało! Pomyśleć, że siedziałaby w izbie w Stornes i

słuchała, jak Sivert gra na skrzypcach. Chwyciła mocniej Havarda i zapytała, wstrzymując
oddech:

- A skąd wiadomo, jaki program będzie nadawany?
- Wszystko znajdziesz w gazecie - odparł Havard. - Poszukaj gazety, Oja! Sprawdzimy, co

będzie dziś wieczorem. Nie byłem sam w Kvannes, o nie. Zarówno Bengt, jak i młody Ola
Granvold pojechali ze mną, tak więc i w sąsiednich dworach mają teraz radio.

Rozgorzała dyskusja, gdzie umieszczą to cudo, ale w końcu Mali zrobiła miejsce na stoliku

koło kanapy.

- O, tu dobrze wygląda - stwierdził Havard wciąż podekscytowany nowym zakupem i nie

mógł wprost oderwać wzroku od radia. - Ale chcę, by wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że
to nie jest zabawka - dodał. - Działa na tranzystory, których wymiana dużo kosztuje. Poza
tym są tu też lampy. Widzicie, że w środku coś się świeci, i to też może się zepsuć. Tak więc
nikomu nie wolno...

- To znaczy, że tylko ty będziesz mógł je włączać? - zapytała Dorbet, która z nosem

utkwionym w gazecie szukała programu radiowego. - O, tutaj jest! Kilka razy dziennie można
wysłuchać wiadomości, jest także audycja zatytułowana Ognik. Piszą, że to program
rozrywkowy. Tego chcę posłuchać!

- A sport? - Oja też pochylił się nad gazetą. - Dziś nic nie ma, ale jest napisane, że będą

bezpośrednie relacje z olimpiady. Pomyślcie tylko! - podniósł rozpromieniony wzrok i
powtórzył niemal z nabożeństwem w głosie: - Bezpośrednie relacje z olimpiady! Na pewno
będę ich słuchać.

- Oczywiście! - poparł go Havard. - Zwłaszcza gdy będą startować Norwegowie.
- Ohyda i zepsucie - odezwał się ponuro Samuel. - Chodź, Ruth, pójdźmy się lepiej

pomodlić.

Ruth rzuciła przeciągłe spojrzenie na podekscytowaną gromadę zebraną wokół radia, a w

jej oczach zatliła się tęsknota. Wstała jednak natychmiast posłusznie i poszła za Samuelem.

- Nie mogę wprost znieść tego typa - jęknęła Dorbet. - To niemal cud, że nie zakazał nam

ubrać choinki.

Mali sięgnęła po gazetę odłożoną przez Dorbet. Prześlizgnęła się wzrokiem po stronie, u

dołu której znajdował się program radiowy, ale nie zauważyła żadnej audycji muzycznej. Nie
było też ani słowa o Sivercie. Skierowała się więc ku kuchennej lawie, by podać jedzenie dla
Havarda, bo przecież od obiadu nie miał nic w ustach.

Może zadzwonię do Thordhild i Siverta, pomyślała. Dowiem się, co u nich. Dawno się już

przecież nie słyszeliśmy. Dobrze by było usłyszeć głos Siverta i może porozmawiać też
chwilę z Johannesem. Przy tej sposobności opowiedziałaby im o radiu i zapytała, kiedy
będzie okazja usłyszeć nagrania Siverta.

- Chodź, Havardzie, musisz się posilić - powiedziała. Jeść trzeba nawet wtedy, gdy ma się

radio!

Zadzwonię, postanowiła w myślach i poczuła palącą tęsknotę w sercu. Może nawet jutro.

background image

ROZDZIAŁ 10.


Mali mało spała tej nocy. Zwykle udawało jej się odsuwać myśli o Sivercie, Tordhild i

Johannesie, ale tęskniła za nimi bezustannie. I chociaż na nowo nawiązała przyjazne stosunki
z najstarszym synem, żałowała, że nie spędzają ze sobą więcej czasu. Wciąż powracała
świadomość, że powinna wynagrodzić synowi krzywdę, jaką mu mimowolnie uczyniła, a
przynajmniej spróbować mu wszystko wyjaśnić. Coś jej jednak mówiło, że Sivert nie zechce
dopuścić jej do siebie bliżej. Nigdy nie otworzy już przed nią swego serca. To cena, jaką musi
zapłacić za wszystkie swoje kłamstwa i wymówki.

No i był jeszcze Johannes. Mali tęskniła za tym małym chłopcem bardziej, niż się do tego

przyznawała. Bywało, że godzinami siedziała przy krosnach i patrzyła tępo przed siebie,
wspominając chwile, jakie z nim spędziła. Niemal fizycznie czuła jego miękki policzek przy
swoim, jego rączki na szyi, widziała promienny uśmiech, który przypominał jej tak bardzo
uśmiech jego taty i dziadka.

Niepokój zagościł w niej na dobre, kiedy się dowiedziała, że być może w radiu usłyszy

grającego Siverta. Nie potrafiła przestać o nim myśleć. Następnego przedpołudnia zadzwoniła
więc do Oslo pod pretekstem, że kupili radio, choć przecież żaden pretekst nie powinien być
potrzebny, by bliscy do siebie telefonowali. Mali jednak wciąż się lękała, by się nie narzucać
Sivertowi, czuła bowiem, że nie ma do tego prawa.

Telefon odebrała Tordhild.
- Halo, tu Mali.
- O, jak miło! Szczęśliwego nowego roku. Chyba nic się nie stało?
- Nie, nie - zapewniła Mali, skubiąc nerwowo kabel telefoniczny. - Chciałam tylko

usłyszeć, co u was, i złożyć przy okazji życzenia noworoczne - dodała.

- U nas wszystko dobrze - odparła Tordhild. - Akurat teraz jestem w domu tylko z

Johannesem. Sivert pojechał na ten tydzień do Szwecji.

Mali poczuła zawód, że nie usłyszy głosu syna, i z żalu aż ścisnęło ją w żołądku.
- Wiesz, tak się złożyło, że sprawiliśmy sobie właśnie radioodbiornik - wyjaśniła, tłumiąc

rozczarowanie. - Podobno Sivert nagrywał coś dla radia, zastanawiamy się więc, czy
będziemy go mogli posłuchać. Wiesz coś o tym?

- To prawda, Sivert nagrał wiele utworów dla radia, ale kiedy zostaną nadane, tego nie

wiem - urwała na chwilę, jakby się zastanawiała. - Ale wiesz, zawsze jest to podawane w
programie. Wystarczy sprawdzać na bieżąco w gazecie. Zresztą porozmawiam o tym z
Sivertem, gdy wróci. Zadzwonimy, kiedy będziemy wiedzieli o jakimś koncercie.

- Byłoby miło z waszej strony - rzekła Mali. - Wiesz, chętnie byśmy posłuchali...
- Rozumiem, Mali.
- A co u Johannesa?
- Bez przerwy opowiada o Stornes i o wszystkich, których tam spotkał. Pobyt u was zrobił

na nim ogromne wrażenie. Możesz z nim chwilę porozmawiać, jeśli masz ochotę.

- Owszem, jeśli to możliwe...
Serce waliło jej mocno, kiedy czekała ze słuchawką przy uchu. Doleciał ją cichy głos

Tordhild tłumaczącej coś synkowi, potem usłyszała szuranie krzesła i wreszcie przyśpieszony
oddech chłopca.

- Halo, babciu! Jak się czuje moja kotka?
- Urosła od twojego wyjazdu - odpowiedziała Mali wzruszona.
Cudownie było usłyszeć głos wnuka. Niezwykle uczucie, choć zarazem nieco bolesne.

Wydawało się bowiem, że jest tak blisko, jakby na wyciągnięcie ręki, a tymczasem dzieliły
ich setki kilometrów.

background image

- Pilnujesz jej dobrze, babciu?
- Oczywiście, Johannes. Ale kotka nie może się już doczekać, kiedy znów przyjedziesz.

Tak samo jak my wszyscy tu, w Stornes - dodała.

- Możemy przyjechać jutro!
Mali usłyszała, że Tordhild protestuje. Na moment glos i oddech chłopca ucichł. Mali

domyśliła się, że odsunął słuchawkę i słucha, co mówi do niego mama. Nagle znów go
usłyszała:

- Mama mówi, że nie przyjedziemy wcześniej jak na chrzciny maleństwa cioci Ruth. To

długo jeszcze, babciu?

- No, chrzciny będą dopiero pod koniec lata, Johannes. Ale czas szybciej płynie, kiedy się

na coś cieszymy, wiesz.

- Będę mógł się wtedy przejechać na koniu?
- Oczywiście - odpowiedziała Mali. - I wykąpiesz się też we fiordzie.
- To przyjadę - stwierdził. - Opiekuj się za mnie Elizą. Chyba przychodzi, jak ją wołasz po

imieniu?

- Tak - skłamała Mali. - No i łasi się, żeby dostać mleka i by ją pogłaskać.
- Może jak przyjadę, dostanę też cielątko? Bardzo bym chciał - rozmarzył się.
- Zobaczymy - uśmiechnęła się Mali.
- Do widzenia - pożegnał się nagle, jakby coś innego przykuło jego uwagę.
Mali stała trochę niepewna ze słuchawką przyciśniętą do ucha i wtedy znów usłyszała głos

Tordhild.

- W jednej chwili ma tysiąc różnych pomysłów - wyjaśniła ze śmiechem synowa. - Teraz

mu się przypomniało, że rysował, gdy zadzwoniłaś. Planowaliśmy z Sivertem, że
przyjedziemy na chrzciny dziecka Ruth. Pewnie będzie to pod koniec lipca, prawda?

- Tak sądzę.
- A czy z nią wszystko dobrze?
Mali ociągała się przez chwilę z odpowiedzią.
- Chyba tak, ciąża jest już mocno widoczna.
- A jak jej się układa z misjonarzem?
- Hmm, mogłoby być lepiej - westchnęła Mali cicho. - Obawiam się, że Sivert miał rację,

mówiąc, że oddała się w ręce szatana.

- Aż tak źle?
- Nie wiem dokładnie, Tordhild. Ruth niewiele mówi, nieczęsto ją widujemy. Ale...

bardzo się o nią martwimy.

- Miło było cię usłyszeć, Mali - rzekła na zakończenie Tordhild. - Zadzwonimy, kiedy

będziemy coś wiedzieć.

- Pozdrów Siverta - poprosiła Mali.
- Oczywiście.
Rozłączyły się. Mali powoli obracała słuchawkę, nim ją odwiesiła, po czym oparła głowę o

zimną ścianę, przymknęła oczy i ciężko westchnęła:

- Lipiec... Do lipca tak strasznie daleko.

W lutym nastały ciężkie mrozy.
Nad czarnym fiordem unosiły się mroźne opary. Kiedy przemykali się pośpiesznie przez

podwórze, śnieg chrzęścił im pod nogami, a wylatująca z ust para tworzyła wokół twarzy
szary obłok. Praca w lesie przy wyrębie nie należała do przyjemności, więc mężczyźni
wracali po długim dniu do domu przemarznięci, milczący i zmęczeni. Wieczory były jak z
baśni, na czarnym niebie błyszczały gwiazdy i snuła się polarna zorza, jak to zazwyczaj zimą
podczas największych mrozów.

background image

- O Boże, jaki ziąb panuje w oborze! Jeszcze się pochorujemy! - szczękała zębami

Ingeborg, wracając rano z dojenia. - Nawet ściany w środku pokrył szron - dodała ponuro. - I
te ciemności też mi dokuczają. Wydaje mi się, że całymi dniami poruszam się wciąż w
półmroku. Lampy parafinowe w oborze ledwie ćmią, krów trzeba szukać prawie po omacku.

Mali zerknęła pośpiesznie na Herborg, która przeważnie pomagała Ingeborg przy obrządku

i dojeniu. Oby tylko Ingeborg nie wykrakała tej choroby! Nie byłoby jej miło zawiadomić w
Innstad, że Herborg zachorowała.

- Też tak marzniesz? - zapytała Mali i popatrzyła zatroskana na dziewczynę.
- Jest zimno, to prawda - odpowiedziała Herborg. - Ale przy dojeniu przynajmniej nie

marzną mi ręce. Od krów płynie tyle ciepła! Dlatego zwykle siadam bardzo blisko, bo wasze
krowy są bardzo miłe. Znalazłam wśród nich wielu przyjaciół.

Uśmiechnęła się do Mali, odsłaniając mocne białe zęby, i poszła się umyć.
Ta dziewczyna nie zwykła narzekać, pomyślała Mali. Była wesoła, przyjazna i bardzo

zręczna w pracy. We dworze wszyscy ją bardzo polubili, nawet Havard stwierdził, że mieli
dużo szczęścia, bo na lepszą służącą nie mogli trafić.

Mali nie wspomniała nic mężowi, że i Oja darzy Herborg szczególną sympatią, sama

jednak uważnie obserwowała syna. Zauważyła, że młodzi posyłają sobie znaczące spojrzenia,
a Herborg oblewa się rumieńcem, ilekroć Oja na nią patrzy. Jeśli Oja ją polubił, to ona lubiła
go nie mniej, myślała Mali.

Herborg i Dorbet bardzo się ze sobą zaprzyjaźniły. Często szeptały coś do siebie i

wybuchały śmiechem, a ponieważ Herborg wciąż miała coś do roboty, Dorbet pomagała
więcej niż zwykle. Nie dlatego bynajmniej, że nagle zrobiła się taka pracowita, śmiała się w
duchu Mali, ale dlatego, że po prostu chciała dotrzymać Herborg towarzystwa.

Ruth prawie nie widywali. Przebywała przeważnie w tej części domu, którą zajmowała z

Samuelem. Czy dlatego, że wolała spędzać czas z mężem, czy on zabronił jej wychodzić do
innych, tego Mali nie wiedziała. Wolała też o to nie pytać.

- Właściwie to w izbie jest niemal tak samo zimno jak w stajni - mruknęła Ingeborg

skwaszona i przetarła piekące oczy. - Znów jak co roku brakuje suchego drewna do palenia w
piecu. Pod koniec zimy przychodzi palić drewnem, z którego więcej jest dymu niż ciepła.

Zakasłała demonstracyjnie i popatrzyła niechętnie na gęstą, szarą smugę wydobywającą się

z pieca.

- Nalej sobie, Ingeborg, jeszcze jedną filiżankę kawy - odezwała się Mali, by udobruchać

służącą. - W szafce na górze jest też cukier w kostkach. Jak się trochę rozgrzejesz, to poprawi
ci się nastrój. I sięgnij przy okazji po filiżankę dla Herborg.

- Zamierzałam przynieść więcej drewna...
- Nie musisz, Knut albo Oja później przyniosą - odpowiedziała Mali. - Zresztą na razie nie

ma już gdzie kłaść.

Rzeczywiście, drewno leżało i suszyło się zarówno pod piecem, jak i w duchówce. Nie

nadążało jednak wyschnąć, gdy już trzeba je było brać na podpałkę. Ingeborg miała rację, z
takiego drewna więcej jest dymu niż ciepła. Ale zimą, zwłaszcza gdy przez długi okres
utrzymuje się ostry mróz, taka sytuacja nie należy do rzadkości.

- Mężczyźni powinni zadbać o to, by nie brakowało suchego drewna - powiedziała

Ingeborg, dolewając sobie kawy.

- Tyle że to raczej niemożliwe, wiesz przecież. Zawsze na wiosnę drewutnia jest

wypełniona po brzegi, ale latem trochę opału się zużywa, a w polu jest tyle pracy, że nie ma
kiedy rąbać drewna. Dopiero na jesieni, gdy już inwentarz wraca do obory po letnim wypasie,
znów można się tym zająć. Ale to drewno nie zdąży już porządnie obeschnąć, zwłaszcza że
głównie ścina się wówczas brzozy i olchy - dodała i otworzyła drzwiczki pieca, by dorzucić
drew. - Ale jakoś do tej pory udawało nam się przetrwać zimy...

Trzasnęły drzwi i do izby wszedł Oja.

background image

- Co się stało? Myślałam, że już od dawna jesteś w lesie! - Mali popatrzyła zaskoczona na

syna.

- Zaraz jadę - odpowiedział i odgarnął grzywkę czerwoną, zmarzniętą dłonią. - Gdy

zakładałem uprząż kobyle, zerwał się jeden pasek, więc...

Popatrzył tęsknie na Ingeborg i Herborg, które popijały parującą kawę.
- Może też byś się napił gorącej kawy? - zapytała Mali, przyglądając się uważnie synowi.

Havard często powtarzał, że Oja potrafi dobrze pracować i jest silny jak wól. Któregoś
wieczoru, gdy znów go chwalił, powiedział też:

- To wyjątkowy młodzieniec. Bardzo się zmienił, nic nie zostało z tego zbuntowanego i

wiecznie naburmuszonego chłopca, to pewne.

Mali nic mu wówczas nie odpowiedziała, ale zgadzała się z Havardem, że Oja z wiekiem

zmienił się w sympatycznego młodego mężczyznę. Czasami nadal się wycofywał, siedział
gdzieś z boku, ale nie wynikało to z nieuprzejmości, lecz po prostu z charakteru. Wyrósł i
wyprzystojniał, i choć wciąż był nieco kanciasty, to nie brakowało mu wdzięku, a uśmiech
miał po prostu śliczny. Przestał się wiecznie obrażać i nie patrzył na wszystkich spode łba.
Havard ma rację, pomyślała Mali, zerkając na syna. Oja stał się wyjątkowym mężczyzną.

- Nie odmówię - odpowiedział, spojrzawszy na matkę.
Herborg wstała, sięgnęła po filiżankę z szafy i nalała mu kawy. Podała mu też

cukierniczkę. Oja wziął filiżankę, ale długo grzebał w cukierniczce.

- Mam ci pomóc? - zapytała Herborg, która stała tuż obok, i obrzuciła go tym

wyjątkowym spojrzeniem przeznaczonym tylko dla niego. - Palce ci zgrabiały od mrozu...

Pokiwał głową, ale zapatrzył się na nią, kiedy podawała mu cukier, i kostka spadla na

podłogę. Herborg schyliła się po nią pośpiesznie i powiedziała cicho:

- To moja wina.
- Nie, to ja...
Oja poczerwieniał na twarzy, wziął cukier i stanąwszy blisko pieca, popił z filiżanki. Mali

obserwowała go przez chwilę i nagle wydał jej się jakiś odmieniony. Już wcześniej to
zauważyła, ale nie poświęciła temu większej uwagi. Teraz skojarzyła, że zmiany w nim
nastąpiły, odkąd w Stornes zjawiła się Herborg. Nie jeździł zbyt często do Gjelstad. Po
dłuższym zastanowieniu uświadomiła sobie, że ostatni raz wyszedł na cały wieczór przed
tygodniem. Nie pamiętała, kiedy wcześniej zdarzyło się coś podobnego. Mali patrzyła to na
Oję, to na Herborg. Może mi się tylko zdaje, pomyślała, ale coś jej mówiło, że nie. I nie
wiedzieć czemu, napełniło ją to niepokojem.


Odkąd w gospodarstwie pomagała Herborg, Mali wiele czasu spędzała w pracowni. Tam

także było chłodno, mimo że paliła w piecu przez cały dzień. Po paru godzinach
przesiedzianych na twardym stołku przy krosnach była zesztywniała i przemarznięta, i
zdawało jej się, że jej ciało już nigdy się nie rozgrzeje. Ale mimo to praca posuwała się
naprzód. Skończyła wszystko, co zamówili u niej angielscy letnicy, spakowała i zajęła się już
wyłącznie tym, co miała utkać dla Bakkena do Ameryki. Zrobiła potrzebne szkice i
przeczuwała, że powinny wyjść ciekawe tkaniny. Z zapałem i pełna nadziei zabrała się do
pracy przy krosnach. Sama świadomość, że jej wyroby trafią za ocean i być może zyskają
sławę, wywoływała w niej gorączkowe napięcie, które pozwalało przetrwać nawet
najchłodniejsze dni.

Wszyscy mieszkańcy Stornes najbardziej cenili sobie teraz wieczory. Gdyby nie wiatr, w

izbie byłoby całkiem przytulnie. Po obfitym posiłku, najedzeni, słuchali radia, które było
włączone bez względu na program. Najczęściej wokół radioodbiornika gromadzili się
mężczyźni. Nadal rozmawiali o olimpiadzie, która dla Norwegii zakończyła się wielkim
sukcesem, bo sportowcy zdobyli aż dziewięć złotych medali. Kiedy zaś w gazetach pojawiły
się opatrzone zdjęciami doniesienia z olimpiady, przeżywali ją na nowo i od nowa

background image

dyskutowali. Mężczyźni najgoręcej kibicowali łyżwiarzom i narciarzom, natomiast kobiety
najbardziej interesowała Sonja Henie. Oglądając zdjęcia przedstawiające szczupłą postać
poruszającą się z gracją po lodzie, Dorbet wzdychała z zachwytu.

- Ach, gdyby tak być jak ona - marzyła, wycinając kolejne zdjęcie z gazety. - Tu napisali,

że nazywają ją „Królową Lodu".

- Rzeczywiście, ładnie wygląda - przyznawała Ane, zerkając na zdjęcia. - Ale żeby

osiągnąć takie mistrzostwo, trzeba włożyć dużo wysiłku w codzienne męczące treningi. Nie
tak łatwo zdobywa się laury - dodała. - Samo z siebie nic nie przyjdzie.

- Ach, wolałabym to, niż marznąć tu, w tej dziurze - mruknęła Dorbet. - Ta Sonja Henie

jest już bogata i sławna, pomimo tak młodego wieku.

- Myślisz, że wszyscy ci bogaci i sławni są tacy szczęśliwi? - zapytała Mali, spoglądając

na córkę.

- Tak - odparła Dorbet bez wahania. - Bardzo bym chciała być bogata i sławna. Zresztą ty

chyba też marzysz o sławie - dodała, podnosząc wzrok na mamę. - Inaczej nie
przesiadywałabyś w pracowni, zmarznięta na kość.

Mali nie od razu jej odpowiedziała, bo słowa córki wprawiły ją w zakłopotanie. Drgnęła jej

ręka i ukłuła się, cerując skarpety Havarda.

- Rozumiem, że z boku może to tak wyglądać - odezwała się w końcu. - Ale dla mnie

najważniejsze jest samo tkanie, możliwość stworzenia wzorów i obrazów, które noszę w
sobie. Zobaczyć je jako gotowe... dzieła sztuki, jeśli w ogóle można je tak nazwać. Nie
zajęłabym się tkaniem, gdyby nie ta przemożna potrzeba tworzenia, którą w sobie czuję.
Zresztą gdyby nie to, nic by z tego nie wyszło - dodała. - Tkałabym co najwyżej na potrzeby
gospodarstwa. - Zerknęła na Dorbet i dodała: - To tak jak dla ciebie odlewanie świec.

- Ale to nie jest żadna sztuka prychnęła Dorbet.
- Owszem, jest - sprzeciwiła się Mali. - Bo wypływa z twojego wnętrza.
- Ostatnio kiedy byłam w Granvold, Marit zapytała mnie, czy nie chciałabym korzystać z

krosien, które tam stoją - powiedziała Dorbet. - Mogłabym tam sobie siedzieć i tkać, bo nikt
we dworze ich nie używa. Ona myśli, że odziedziczyłam po tobie także talent, mamo.

Mali korciło, by zapytać córkę, co jeszcze, jej zdaniem, odziedziczyła po matce, ale

ugryzła się w język, bo Dorbet, będąc w takim nastroju, mogłaby udzielić jej odpowiedzi
niekoniecznie przeznaczonej dla uszu innych. Chociaż, po prawdzie, od zaręczyn Dorbet
bardzo się uspokoiła, Mali wiele razy już na to zwróciła uwagę. Chodziła do Granvold dwa,
trzy razy w tygodniu i wydawała się w gruncie rzeczy zadowolona z takiego życia. Nie było
też najmniejszej wątpliwości, że nadal jest bardzo zakochana w Oli. Bywało, że i on zachodził
do Stornes chętnie wieczorami. Kiedy Mali obserwowała tych dwoje, cieplej robiło jej się na
sercu. Dorbet była jeszcze zbyt młoda, by się z kimś wiązać, co do tego Mali nie zmieniła
zdania, mimo to gdy widziała gorące spojrzenia, jakie Ola jej posyła, poprawiał jej się nastrój.
Oczy córki nabierały szczególnego blasku, gdy pobyła chwilę z Olą w sypialni. Mali
domyślała się, czym się tam zajmują, ale przestała w to ingerować. Cieszyło ją, że
przynajmniej jedna z córek w tym domu jest szczęśliwa.

Zresztą cóż innego było do roboty zimą. Wszystko się zmieni, gdy wraz z nadejściem

wiosny ustąpi chłód w przyrodzie i w ludziach. Mali jednak miała nadzieję, że Ola i Dorbet
nie zerwą ze sobą, bo sprawiłoby to wiele kłopotów. Podobnie jak zerwanie Oi i Ruth Liny,
pomyślała przy okazji i zerknęła na syna. Oja położył na kolanach gazetę, ale jej nie czytał,
bo zapatrzył się na Herborg. Jego spojrzenie wyrażało taką tęsknotę, że Mali oniemiała
zdumiona. Jeśli Oja zerwie z Ruth Liną... O Boże, pomyślała. Wyszłaby z tego straszna afera,
bo Helga już od dawna nastawiła się na to, że jej córka zostanie młodą gospodynią w Stornes.
Zresztą Mali też zdążyła przywyknąć do tej myśli. Teraz jednak nie była już tego taka pewna.

background image

Herborg na klęczkach wycierała mokrą szmatą podłogę pod łóżkiem Oi. Jak zwykle przed

niedzielą robiły z Ingeborg gruntowne porządki i podzieliły się pomieszczeniami na
poddaszu. Ingeborg najwięcej czasu poświęcała na sprzątnięcie sypialni, którą dzieliła z
Olavem. Herborg potrafiła to zrozumieć, bo w pewnym sensie dla Ingeborg był to dom,
jedyne miejsce, które wraz z mężem mieli wyłącznie dla siebie. Ale czy na przykład taka
młoda gospodyni we dworze ma więcej intymności? - rozmyślała. Oczywiście, inna jest jej
pozycja, ale życie prywatne także ogranicza się wyłącznie do sypialni.

Drgnęła, gdy usłyszała, że drzwi się otwierają, i odwróciła się zakłopotana. W uchylonych

drzwiach stał Oja i uważnie się jej przyglądał. Herborg wstała zaczerwieniona i wrzuciła
ścierkę do wiadra.

- Skończę za chwilę - powiedziała pośpiesznie.
- Nie chciałem przeszkadzać - tłumaczył się Oja. - Muszę tylko po coś sięgnąć.
Nie ruszył się jednak z miejsca, tylko patrzył na dziewczynę. Przy pracy jej warkocz

rozplótł się i gęste, piękne włosy zwisały swobodnie wokół rozpalonej twarzy. Serce zabiło
mu mocniej. Od pierwszego dnia, gdy Herborg pojawiła się w Stornes, czuł w jej obecności
jakiś dziwny, nieznany niepokój. Z czasem uświadomił sobie, ile ona dla niego znaczy.
Natykał się na nią co rusz, bo w końcu mieszkali pod jednym dachem i pałał tęsknotą, by
chociaż jej dotknąć.

Myśl ta go przerażała. Spotykał się przecież z Ruth Liną, która była wspaniałą dziewczyną

i dobrze im było razem, póki nie pojawiła się Herborg. Właśnie wtedy zrozumiał, że nie
kocha Ruth Liny i że naprawdę pragnie tylko Herborg.

Oja do tej pory nie uświadamiał sobie, że tkwią w nim tak silne uczucia jak te, które

obudziła w nim Herborg. Nigdy zresztą nie poświęcał im zbyt wiele uwagi. Miłość, według
niego, była jakąś babską fanaberią. Ruth Lina dlatego bardzo mu odpowiadała. Pochodziła z
dobrej rodziny, nie miała zmiennych humorów, nie marudziła, poza tym chętnie zaspokajała
jego fizyczne potrzeby. Czy trzeba mu było czegoś więcej?

Ale kiedy pojawiła się Herborg, wszystko się zmieniło. Wieczorami przewracał się

niespokojnie w łóżku, chory z tęsknoty i uczuć do tej pory mu obcych. I do tego dręczyły go
wyrzuty sumienia. Wiedział bowiem, że wszyscy liczą na to, że ożeni się z Ruth Liną.
Zarówno jej rodzice w Gjelstad, jak i w Stornes. Zresztą on sam tak to planował. Co prawda
dziewczyna była jeszcze bardzo młoda, ale jemu to nie przeszkadzało, bo aż tak się nie
śpieszył do ołtarza i ta sytuacja mu odpowiadała. Teraz jednak zapanował w jego sercu i w
głowie kompletny chaos.

- Wyjdę, żebyś mógł...
Herborg odsunęła na bok wiadro i podeszła do drzwi z wyraźnym zamiarem poczekania w

korytarzu, póki Oja nie weźmie tego, po co przyszedł.

Oja chciał się odsunąć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Stał w drzwiach z

łomocącym sercem, nie będąc w stanie się poruszyć. Nagle Herborg znalazła się tak blisko, że
poczuł bijące od niej ciepło i zapach. Podniosła na niego zdziwiony wzrok, gdy najwyraźniej
nie zamierzał się odsunąć. Oi zdawało się, że utonął w jej szarym spojrzeniu. Nie wiedział
zupełnie, jak to się stało, że nagle znalazła się w jego ramionach. Przytulił ją mocno,
przechylił jej twarz ku swojej i musnął wargami wilgotne, półotwarte usta. Poczuł, jakby
przez jego ciało przeszedł prąd. Wyciągnął rękę do tyłu i przymknął drzwi.

- Nie - wyszeptała, usiłując go odsunąć. - Tak nie można, Oja.
Oja nie odpowiedział. Przesunął palcami po jej miedzianych włosach, pogłaskał ją po

gładkim jak jedwab policzku i pocałował raz jeszcze. Zdumiony, odkrył, że jej pocałunki
mają słodki smak, zupełnie jak truskawki w samym środku zimy.

- Oja...
- Kocham cię - wyszeptał. - Nie jestem w stanie nad tym zapanować, Herborg, to

silniejsze ode mnie.

background image

- Ale przecież masz inną...
- Miałem - odpowiedział cicho. - Ale odkąd się pojawiłaś... Jesteś ty, Herborg. Tylko ty.

Teraz wiem już na pewno, że to się nigdy nie zmieni.

Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego. Bawiła się jego włosami, przeczesując

je palcami, dotykała karku. Kiedy znów nachylił nad nią swą twarz, nie próbowała się
odsunąć. Przylgnęła do niego i z westchnieniem odwzajemniła pocałunek.

- Ale tak nie można - powtórzyła, a w jej dużych szarych oczach zalśniły łzy. - Nie

można.

- Czy to źle kochać kogoś? - zapytał cicho i spojrzał na nią.
- Nie wiem... Nic już nie wiem...
- Kochasz mnie?
- Tak! - odpowiedziała szybko i z żarem, a jej twarz oblała się rumieńcem. - Nigdy jeszcze

nie czułam do nikogo czegoś podobnego - wyszeptała i obróciła ku niemu twarz. - Ale
wiedziałam, że masz dziewczynę w Gjelstad, i nie chciałam... - Gorące, miękkie wargi
musnęły jego twarz. Oddychała gwałtownie, a jej pierś poruszała się niespokojnie, gdy
mówiła dalej: - Nie chcę niczego niszczyć, Oja. Nikt nie ma prawa...

- Nic takiego nie zrobiłaś - przerwał jej cicho i odgarnął jej włosy do tyłu. - Nigdy nie

wiedziałem, co znaczy miłość, póki nie spotkałem ciebie. Ruth Lina nie jest niczemu winna.
Ja po prostu jej nie kocham, tylko że nie zdawałem sobie z tego sprawy, zanim ty się tu nie
zjawiłaś - dodał.

- O Boże, co my teraz zrobimy? - jęknęła przytulona do niego. - Co zrobimy, Oja?
Nie odpowiedział. Ujął tylko jej twarz w dłonie i spojrzał jej prosto w oczy. Zdawało mu

się, że przetacza się przez niego lawina uczuć. Nieznane mu doznania eksplodowały weń jak
lawa z wulkanu. Zakręciło mu się w głowie, złapał więc głęboki oddech i powtórzył cicho,
lecz stanowczo:

- Kocham cię!
Wiedział, że to prawda. Właśnie to jest miłość. Kiedyś nie traciłby czasu na gadanie, tylko

zaciągnąłby ją do łóżka. Teraz nie pragnął uczynić niczego, zanim nie nabierze pewności, że i
ona tego pragnie. Nie potrafiłby skrzywdzić Herborg, niezależnie od tego, jak bardzo jej
pożądał.

- Co wszyscy powiedzą? - wyszeptała mu do ucha.
- Nic mnie to nie obchodzi - odpowiedział, całując jej oczy, - To nie ma żadnego

znaczenia. Dla mnie liczy się tylko to, co ty czujesz i czego pragniesz.

- Czego pragnę... - Popatrzyła na niego, a na jej długich, ciemnych rzęsach zalśniły łzy. -

Ja pragnę tylko ciebie - powiedziała cicho. - Dla mnie też liczysz się tylko ty, ale boję się,
Oja. Nie wiem...

Zacisnęła mu mocno ręce na karku i przywarła do niego. Jej gorący oddech łaskotał go w

szyję, a bliskość jej ciała przyprawiła go o zawrót głowy. Z cichym jękiem pogładził dłonią
jej pierś. Z trudem złapała oddech. Popatrzyła na niego lśniącym szarym spojrzeniem i
powtórzyła cicho:

- Co zrobimy?
- Porozmawiam z mamą - wyszeptał wtulony w jej policzek. - Powiem wszystko, jak jest.

Pojadę też do Gjelstad i wyjaśnię Ruth Linie.

- A jeśli...
- Nic innego nie można zrobić, Herborg - szepnął, a ona poczuła muśnięcie jego oddechu

na policzku. - Ja wiedziałem, co czuję, ale nie byłem pewien, czy ty...

- Ale przecież ty mnie wcale nie znasz - zaprotestowała. - Być może, kiedy... Może...
- Jestem pewien, Herborg - rzucił cicho. - Nigdy w życiu nie byłem bardziej pewien. Jeśli

ty jednak...

- Jestem pewna - zapłoniła się i przytuliła mocniej do niego.

background image

To najpiękniejsza na świecie dziewczyna, pomyślał wpatrzony w jej twarz, którą ujął w

dłonie. Wszystko w niej jest najpiękniejsze. Jego serce przepełniała miłość, rozsadzała go
namiętność. Wiedział jednak, że nie tknie jej, jeszcze nie teraz, w obawie, by czegoś nie
zepsuć. Mógł poczekać, miał czas, bo to z nią zamierzał dzielić resztę życia.

Odskoczyli od siebie, gdy usłyszeli trzask drzwi.
- Muszę iść - wyszeptała pośpiesznie. - Nikt nie może wiedzieć... Jeszcze nie teraz.
Pocałował ją na pożegnanie, a potem uwolnił z objęć i pozwolił wyjść z wiadrem. Słyszał,

jak Ingeborg pyta Herborg, czy już skończyła, doleciał go odgłos kroków na schodach i
ucichło. Oja położył się w łóżku, zamknął oczy i oblizał językiem wargi. Miały smak
truskawek.

ROZDZIAŁ 11.


Mali zajrzała do Ruth i Samuela, żeby ich zaprosić na niedzielny obiad. Martwiło ją, że

prawie nie widuje córki, mimo że mieszkają w jednym domu. Temu, że nie spotyka też
Samuela, nie poświęcała większej uwagi, bo najchętniej wcale by go nie widywała. Miała
wrażenie, jakby najstarsza córka jej unikała. Słyszała jedynie jej pośpieszne kroki na
schodach albo cicho zamykane drzwi, nawet do wygódki Ruth wymykała się niepostrzeżenie.

Gdyby Mali miała nadzieję, że Ruth i Samuel odnaleźli do siebie drogę, potraktowałaby to

jako dobry znak i by im nie przeszkadzała, sądząc, że córka się cieszy, iż znów ma męża w
domu. Po ślubie wszak tak krótko byli ze sobą z powodu wyjazdu Samuela do Berkak. Parę
razy jednak, widząc córkę przelotem, Mali odniosła wrażenie, że nie wygląda ona na kobietę
szczęśliwą i zakochaną. Była blada, smutna i wyraźnie zdenerwowana. Gdy ją Mali o coś
pytała, odpowiadała zdawkowo, po cichu, jak gdyby w obawie, że Samuel usłyszy ją przez
grube ściany i zamknięte drzwi, mimo że na swojego misjonarza nie powiedziała nigdy złego
słowa. W gruncie rzeczy nic o nim nie mówiła, chyba że ją Mali zapytała wprost. Ale nawet
wówczas bardzo się pilnowała. Owszem, dobrze im razem, powtarzała jak wyuczoną lekcję,
tak długo nie mieli okazji pobyć razem, że Samuel woli, aby...

Nie mówiła natomiast, czego sama pragnie, dlaczego tak źle wygląda i pogryzła paznokcie

do krwi. Mali tak to męczyło, że w końcu zapukała do młodych małżonków i zaprosiła ich na
obiad w niedzielę, licząc na to, że gdy zobaczy ich razem, czegoś się bliżej dowie. Miała
nadzieję, że wspólny obiad i czas spędzony w rodzinnym gronie uciszy jej niepokój.

Podziękowali za zaproszenie i obiecali przyjść. To znaczy on podziękował, bo Ruth ledwie

odważyła się podnieść wzrok, gdy Mali zajrzała do izby.

- Dziękuję, chętnie przyjdziemy - rzekł, odrywając spojrzenie od Biblii, z której fragmenty

czytał zapewne na głos żonie, bo siedziała naprzeciwko niego ze złożonymi rękami.

- Tak rzadko was widujemy - zagadnęła Mali. - Miło będzie więc zobaczyć was w

niedzielę.

- Mieliśmy sporo do nadrobienia - wyjaśnił Samuel z tym swoim dziwnym uśmiechem na

twarzy, który za każdym razem wywoływał w Mali lęk. - Ruth i ja potrzebowaliśmy trochę
czasu, by pobyć tylko we dwoje.

Czasu? Na co? - zastanawiała się Mali i popatrzyła na szczupły, pochylony kark córki.

Niemożliwe, by mieli potrzebę całymi dniami ze sobą rozmawiać. Zresztą nawet jeśli, to nic
by nie stracili, zaglądając raz po raz do izby wieczorem czy po południu. Ale misjonarz
najwyraźniej zamierzał przejąć pełną kontrolę nad tym, co myśli i czuje Ruth, i izolował ją,
by nikt mu w tym nie przeszkadzał.

A jeśli nękał ją także nocami? Mali długo nie dopuszczała do siebie tej obawy, ale ostatnio

coraz częściej nie dawało jej to spokoju. Sama widziała, że Ruth zakrywa szyję i ręce
dokładniej niż zwykle. Mali bała się nawet pomyśleć, co to może oznaczać. Miała

background image

podejrzenia, że Samuel ma dość mroczną i skomplikowaną naturę. Jak tym dwojgu układało
się w sypialni? Chyba nie mógłby... Ta myśl wydawała się Mali tak przerażająca, że wciąż ją
od siebie odsuwała. Przypomniał jej się nagle Johan, upokorzenia, jakich od niego zaznała,
brutalność. O tak, ten Samuel Langmo też zdolny jest do wszystkiego! Nagle Mali
zrozumiała, dlaczego tak bardzo przerażało ją jego spojrzenie: podobne miewał Johan. Jak
mogła tego nie skojarzyć?

Muszę ich częściej zapraszać, myślała Mali, wracając do izby chłodnym, pogrążonym w

półmroku korytarzem i trzęsąc się po drodze z zimna. Nie pozwolę, by Samuel prześladował
Ruth i robił z nią, co chce, nawet jeśli jest teraz jej mężem. On jest niebezpieczny, a Ruth
potrzebuje swoich bliskich bardziej niż kiedykolwiek. Postanowiła, że nie pozostawi córki
samej na pastwę Samuela, choć nie może mu właściwie w niczym przeszkodzić.

W korytarzu natknęła się na Ane, która właśnie wracała z piwnicy.
- Co się stało? - zapytała służąca przestraszona, chwytając Mali za ramiona, gdy omal się

nie zderzyły. - Wyglądasz, jakbyś uciekała przed jakimś trollem.

- Gorzej, Ane - odpowiedziała Mali. - Spotkałam samego diabła!

Na niedzielny obiad Mali zdecydowała się przyrządzić mięso. W saganku gotowała się

zupa, okna zasnuły się parą, a zapachy unosiły się w całym korytarzu. Nakryto do stołu, przy
którym wszyscy mieli zasiąść do wspólnego posiłku.

Herborg planowała pójść na obiad do Innstad, ale z jakiegoś powodu przełożyła wizytę u

ciotki na następny tydzień. Nie wydaje się jednak z tego powodu szczególnie zasmucona,
pomyślała Mali, spojrzawszy na stojącą przy piecu dziewczynę mieszającą w garnkach.
Twarz miała zarumienioną od gorąca, oczy jej błyszczały. Właściwie już od kilku dni jest
taka rozpromieniona, uświadomiła sobie Mali. Zwłaszcza kiedy spogląda na Oję. A i on nie
wiadomo dlaczego wydaje się odmieniony.

Na nowo zaczęła się zastanawiać, czy czasem między synem a Herborg nie rodzi się

uczucie, ale oboje na pozór zachowywali się tak samo jak wcześniej. Tylko te spojrzenia,
pomyślała z lekkim niepokojem w sercu. Obawiała się zamieszania, jakie by powstało, gdyby
Oja zerwał z Ruth Liną. Poza tym czuła się szczególnie odpowiedzialna za Herborg, która nie
była zwyczajną służącą, ale siostrzenicą Sigrid. Jeśli Oi przyszłoby do głowy potraktować ją
jak zabawkę, mogłoby się to źle skończyć. Może powinnam z nim porozmawiać, zanim
będzie za późno, zastanawiała się Mali, a zmartwienie wyrzeźbiło jej zmarszczkę na czole.

Do izby weszli Samuel i Ruth. On wyelegantowany, z włosami jak zwykle gładko

przyczesanymi, Ruth zaś, która podążała za nim, miała ciasno splecione włosy i ubrana była
w czarną sukienkę, przy której jej twarz wydawała się niemal popielata. Przez ostatni miesiąc
mocno przytyła. Suknia z wysokim stanem i rozkloszowanym dołem nie maskowała
wystarczająco wystającego brzucha. Oby tylko nie były to bliźnięta, przyszło Mali nagle do
głowy. Ruth i przy jednym dziecku będzie miała co robić, zwłaszcza że obowiązki domowe
są wyłącznie na jej głowie. Muszę ją przebadać któregoś dnia i sprawdzę, czy nie nosi ciąży
mnogiej.

Po śmierci starej akuszerki kobiety często zwracały się do Mali, by była obecna przy

rozwiązaniu, więc przez lata zebrała spore doświadczenie, chociaż nie posiadała
odpowiednich kwalifikacji w tym zawodzie. Wszystkiego, co umiała, nauczyła się przez te
lata, kiedy asystowała akuszerce. Lepszej nauki zresztą nie mogłaby otrzymać. Poza tym
znała się na zielarstwie i potrafiła przygotowywać wywary, które przynosiły ulgę rodzącym.
Już dawno ustaliły z Ruth, że to ona odbierze jej poród, gdy nadejdzie pora. Oby tylko
Samuel nie robił trudności! Mali jednak przyrzekła sobie, że mu nie ulegnie i w tej sprawie
będzie stanowcza. A jeśli misjonarz się sprzeciwi, pośle go gdzie pieprz rośnie.

Dorbet podeszła do siostry i mocno ją przytuliła.

background image

- A gdzie ty tak znikasz na całe dnie? - zapytała, tarmosząc ją za warkocz. - Prawie w

ogóle nie przychodzisz do izby.

Ruth zaczerwieniła się po cebulki włosów.
- Samuel wrócił do domu, więc...
- Chyba nie boi się zostać sam w środku dnia? - prychnęła Dorbet, rzucając misjonarzowi

pogardliwe spojrzenie. - Masz areszt domowy czy co?

- Jesteś młoda i nierozumna - odparł jej Samuel, zaciskając usta. - W Biblii jest napisane,

że po ślubie opuścisz ojca i matkę, i podążysz za małżonkiem. Ale o tym pewnie nigdy nie
słyszałaś?

- Szkoda, że nie do końca postępujesz zgodnie z nauką płynącą z Biblii - odcięła się

Dorbet. - Bo niby dokąd podążyłaby za tobą Ruth, gdybyś nie otrzymał schronienia tu, w
Stornes? Nie przypominam sobie, żebyś się zbytnio przed tym wzbraniał, i bardzo ci
odpowiada też, że Ruth może sięgać po jedzenie ze spichlerza i przynosić codziennie z
piwnicy ziemniaki. Powinieneś żyć w zgodzie z własnymi kazaniami, Samuel.

- Dorbet! - Mali podeszła do córki i chwyciła ją za ramię. - Zebraliśmy się wszyscy razem,

by w miłym nastroju zjeść obiad. Bardzo cię proszę, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, bo
naprawdę nic ci do tego - dodała, gromiąc córkę spojrzeniem.

Dorbet oswobodziła się i obrzuciła Samuela wzrokiem pełnym pogardy, ale więcej się do

niego nie odezwała. Pociągnęła za to za sobą Ruth i razem podeszły do pieca.

- Właściwie nie miałaś jeszcze okazji poznać Herborg - zwróciła się do siostry. -

Powinnaś częściej przychodzić, byśmy mogły sobie pogawędzić we trzy, prawda, Herborg?

- Oczywiście, byłoby bardzo miło widywać cię częściej - uśmiechnęła się Herborg i

przyjrzała się uważnie wystającemu brzuchowi Ruth. - Dorbet wspomniała, że dziecko urodzi
się dopiero w czerwcu...

- Rzeczywiście - wymamrotała Ruth i nerwowo wygładziła spódnicę.
- To pewnie urodzisz bliźnięta - roześmiała się Herborg. - Ale to przecież nic nie szkodzi.

Cudownie jest mieć dzieci. Masz szczęście, że wkrótce zostaniesz mamą - dodała nieco
rozmarzona. - Ja bym chciała urodzić dużo dzieci, gdy wyjdę za mąż. Przynajmniej troje albo
nawet czworo!

Uśmiechnęła się do Ruth, odsłaniając białe zęby, a jej szare oczy błyszczały. Jakże

uderzający był kontrast między tymi dwoma młodymi kobietami! Z Herborg emanowała
radość życia, Ruth zaś przy niej wyglądała jak widmo.

- A ja zupełnie przeciwnie - Dorbet wzbiła oczy ku niebu i przeczesała dłońmi gęste jasne

włosy, których nie zwykła zaplatać nawet na niedzielę. Wiedziała aż nadto dobrze, że
najlepiej się prezentują, gdy są rozpuszczone. - Dzieci... to tylko płacz i marudzenie. Jak już
przyjdą na świat, człowiek nigdy nie ma od nich wolnego. Nie! Ja już wolę z tym poczekać!

- Póki co, nie wyszłaś jeszcze za mąż, głuptasie - zaśmiała się Herborg. - Tylko poczekaj,

jeszcze będziesz najdumniejszą matką w całej wsi! Zobaczysz, kiedy Oli i tobie urodzą się
dzieci, zamienisz się w prawdziwą kwokę! Nie mam co do tego żadnych wątpliwości! I niech
mi ktoś powie, że twoje dziecko nie będzie najpiękniejsze, jakie ktokolwiek widział na oczy -
przekomarzała się.

Roześmiały się rozbawione. Nawet Ruth uśmiechnęła się lekko i powiedziała cicho:
- Ja w każdym razie bardzo się cieszę.
- Samuel chyba też? - rzuciła Dorbet, zerkając na misjonarza, który rozsiadł się wygodnie

na krześle.

- O tak - zapewniła Ruth pośpiesznie. - Cieszy się tak samo jak ja. Dzieci są darem

Bożym.

- Słyszałam, że nie wszyscy podzielają to zdanie - rzuciła ponuro Dorbet. - Gdyby to była

prawda, dzieci rodziłyby się tylko tym, którzy ich pragną. A przecież nie wszystkie dzieci są
oczekiwane. Mało to zrozpaczonych służących uwiedzionych przez swych chlebodawców?

background image

To żadna tajemnica! A znów niektórym dzieci przychodzą na świat jakoś dziwnie wcześnie -
dodała i spojrzała znacząco na Samuela.

Ruth spuściła wzrok wyraźnie speszona i poczerwieniała.
- Wspaniale, że urodzisz dziecko - wtrąciła znów Herborg, jakby chciała załagodzić

niefortunne słowa Dorbet. - Będziesz z pewnością cudowną mamą, to widać na pierwszy rzut
oka!

- Ty także, Herborg - zażartowała Dorbet i trąciła ją w ramię. - Wspaniały z ciebie

materiał na matkę!

Herborg zaczerwieniła się po cebulki włosów. Odruchowo spojrzała na Oję, ale on był

pochłonięty czytaniem gazety. Odetchnęła głęboko i skupiła się na mieszaniu zupy, Dorbet
jednak przechwyciła jej spojrzenie. Przez moment patrzyła badawczo na Herborg, a potem z
uśmiechem zapytała:

- Masz chłopaka, Herborg? Chyba cię jeszcze o to nie pytałam.
- Ja... nie, ja...
Herborg była wyraźnie zakłopotana.
Dorbet objęła ją ramieniem i roześmiała się: - Teraz to chyba kłamiesz, ale może powiesz

mi o tym innym razem.

Rozmowy przy piecu nie uszły uwagi Mali. Zauważyła spłonioną twarz Herborg i

speszonego Oję, szeleszczącego gazetą. W żołądku poczuła znów gwałtowny skurcz.

- Możemy chyba siadać do stołu - powiedziała, starając się odsunąć na bok niespokojne

myśli. Zastanawiała się jednak, co oznacza nagłe milczenie Herborg. W miarę upływania
posiłku jednak zapomniała o zmartwieniach, bo przy suto zastawionym stole zapanował miły
nastrój. W izbie było ciepło, a duża parafinowa lampa nad stołem rzucała złotawą poświatę na
biesiadników, dodając blasku ich twarzom. Nawet Ruth wyglądała jakoś lepiej.


Mali ustawiała w spiżarni jedzenie, które zostało z obiadu, kiedy z miską pełną

ziemniaków weszła Ruth.

- Starczy tego wszystkiego na jeszcze jeden obiad - uśmiechnęła się Mali. - Ziemniaków

także, jak widzę.

Ruth pokiwała głową i już chciała wyjść, gdy Mali przytrzymała ją za ramię i zapytała:
- Jak się czujesz, Ruth?
- Dobrze - padła szybka odpowiedź.
- A nie wygląda na to - zauważyła Mali. - Myślałam, że może dokuczają ci bóle w krzyżu

lub masz jakieś inne dolegliwości, bo ciąża jest już bardzo widoczna.

- Nie, to...
- Dlaczego nie przychodzisz do izby tak jak kiedyś?
- Już mówiłam - odpowiedziała Ruth. - Chcę być razem z Samuelem i...
- Nie chodzi mi o to, byś siedziała u nas całymi dniami - przerwała jej Mali. - Ale tak jak

jest teraz...

Nagle Ruth oparła się o ścianę i rozpłakała się. To był cichy szloch zranionej istoty, od

którego omal nie pękło Mali serce. Objęła córkę i mocno do siebie przytuliła.

- Co się z tobą dzieje, Ruth? Powiedz mi, dziecko!
Ruth uczepiła się matki kurczowo, przywarła gorącą, mokrą od łez twarzą do jej szyi i

usiłowała stłumić przeraźliwy płacz. Mali pchnęła drzwi, by je zamknąć, bo domyśliła się, że
Ruth boi się, iż ktoś ją usłyszy.

Mali stała i tuliła córkę. Bez słowa głaskała ją po plecach i karku i tylko jej serce biło

ciężko i mocno.

- Nie o to chodzi... - chlipnęła Ruth, gdy się trochę uspokoiła. - Sama nie rozumiem, co się

dzieje. Myślałam... Myślałam, że Samuel będzie... Nie, nie wiem - dodała ciężko.

background image

- Pozwól sobie pomóc, Ruth - usilnie prosiła ją Mali. - Porozmawiaj ze mną! Nie możesz

godzić się na to... To znaczy. .. może nie jest dobrze, że...

Ruth wyprostowała się i otarła twarz drżącą dłonią. Powoli podniosła wzrok i popatrzyła

na matkę. Jej spojrzenie było tak smutne, że Mali jęknęła.

- Ruth, kochanie, Ruth...
- To mój krzyż, mamo - odezwała się chrapliwie córka. - Swój krzyż trzeba dźwigać

samemu.

Wygładziła pośpiesznie włosy, jeszcze raz otarła twarz, odwróciła się i wyszła,

pozostawiając drżącą z chłodu i przerażenia matkę. Mali przekonała się, że z Ruth jest gorzej,
niż podejrzewała. Równocześnie nabrała pewności, że córka nie pozwoli sobie pomóc, i w
głębi serca ją rozumiała. Wiedziała, co znaczy dźwigać swój krzyż przez życie. Należy to
robić samotnie.

Usłyszała leciutkie pukanie do drzwi pracowni. Zaskoczona podniosła wzrok znad krosien.

Rzadko kiedy ktoś przeszkadzał jej w pracy. Do środka wszedł Oja.

- To ty?
Nie odpowiedział, tylko podszedł bliżej i oparł się o warsztat tkacki.
- Coś się stało? - zapytała Mali.
- To zależy, jak na to spojrzeć - odparł, napotykając jej wzrok. - Chciałbym ci coś

powiedzieć, mamo. Zależy mi, byś dowiedziała się o tym ode mnie, a nie od innych.

Niepokój, który od jakiegoś czasu dręczył Mali, w jednej chwili powrócił.
- Zamierzam zerwać z Ruth Liną - oznajmił Oja.
- Zerwać? Dlaczego? Wydawało mi się, że podjąłeś już decyzję, że...
- Tak być może było - przyznał. - Ale nie mogę się ożenić z Ruth Liną, skoro kocham

inną.

Nie uciekł spojrzeniem, gdy Mali utkwiła w nim swój wzrok i spytała:
- A więc jest inna?
- Tak, i to na poważnie - odparł. - Wiedziałem to już od pierwszego dnia, gdy tylko

Herborg pojawiła się we dworze, ale... Nie byłem pewien jej uczuć. Teraz jednak...

- Teraz już wiesz?
Przez jego twarz przemknął uśmiech, szczery i promienny.
- Tak, teraz już wiem.
Mali pociągnęła zwisającą luźno przędzę. Słowa syna wywołały w niej wiele skrajnych

uczuć, napełniły ją niepokojem, ale i radością. Lękała się, jak w Gjelstad przyjmą zerwanie,
ale czuła równocześnie niewysłowioną radość, ponieważ w głębi serca wiedziała, że Herborg
będzie o wiele lepszą żoną dla Oi, niż byłaby nią Ruth Lina. Pod warunkiem wszakże, że syn
traktował dziewczynę poważnie, a nie był jedynie urzeczony urodą Herborg i jej ujmującym
sposobem bycia. Coś jej jednak mówiło, że tym razem dla Oi to nie była zabawa. Już samo to,
że przyszedł porozmawiać o tym z nią! Nigdy wcześniej się mu to nie zdarzyło, nie miał
bowiem zwyczaju przychodzić do niej ze swoimi problemami.

- Herborg nie jest pierwszą lepszą dziewczyną, której można zawrócić w głowie i porzucić

- ostrzegła cicho syna.

- Wiem o tym. I nie zamierzam jej skrzywdzić. Pragnę dzielić z nią resztę życia. Niczego

nie byłem bardziej pewien, mamo.

Mali pokiwała powoli głową i powiedziała:
- W Gjelstad z pewnością nie zostanie to dobrze przyjęte. Ruth Lina będzie zrozpaczona,

to jedno. Ale jej matka...

- Pojadę do Gjelstad i porozmawiam z Ruth Liną - rzekł pośpiesznie Oja. - Wyznam

wszystko szczerze i wyjaśnię, że ona nie jest niczemu winna. Bo to prawda - dodał. - Ja po
prostu nie mogę postąpić inaczej, rozumiesz?

background image

- Rozumiem - odparła cicho Mali. - Nie mam żadnych zastrzeżeń do Herborg. Bardzo

lubię tę dziewczynę, Oja, i dodatkowo czuję się za nią odpowiedzialna. To siostrzenica Sigrid,
więc...

- Będzie jej ze mną dobrze - przerwał.
Mali popatrzyła na syna i ujęła ją powaga w jego oczach. Nigdy by nie przypuszczała, że

Oja kiedyś tak się zakocha. Znajomości z dziewczętami traktował zawsze powierzchownie.
To prawda, że dość długo spotykał się z Ruth Liną, na tyle długo, że Mali powoli przywykła
do myśli, iż to ją poślubi, choć zastanawiała się, czy z jego strony to naprawdę miłość. Nie
podejrzewała, że drzemią w nim tak głębokie uczucia. Zrozumiała, że błędnie oceniała syna.

- Helga będzie...
- To nie ją zamierzałem kiedyś poślubić - przerwał Oja. - Muszę to przede wszystkim

załatwić z Ruth Liną. Jej matka...

Nie masz pojęcia, jaka jest jej matka, pomyślała Mali i przeczesała dłonią włosy. Ale

trudno. Nagle poczuła głęboką radość, która rozlała się ciepłem w jej ciele.

- Doceniam to, Oja, że przyszedłeś z tym do mnie - powiedziała powoli. - I cieszę się w

twoim imieniu. Niewiele jest dziewcząt takich jak Herborg.

Uśmiechnął się i odpowiedział:
- Wiem o tym.
- Nie wolno ci jej... To znaczy... musisz być dla niej dobry pod każdym względem.
- Będę - odpowiedział. - Poznaję po twoich oczach, mamo, nad czym się zastanawiasz.

Chcę, żebyś wiedziała, że jeszcze z nią nie spałem. Nie ma pośpiechu - dodał z uśmiechem.
-Mimo że żadnej dziewczyny nie pragnąłem bardziej niż jej.

Mali położyła dłoń na jego dłoni i uścisnęła ją mocno.
- Teraz przekonałeś mnie, że jesteś dorosły, Oja - powiedziała i uśmiechnęła się. -

Naprawdę dorosły.

Po wyjściu syna Mali siedziała przez chwilę zamyślona. Nie mogłaby sobie wymarzyć

lepszej synowej i młodej gospodyni we dworze niż Herborg. Nie miała też najmniejszych
wątpliwości, że Oja ma poważne zamiary. Tym dwojgu będzie ze sobą dobrze. Jedynie myśl
o Heldze zakłócała jej pełnię radości. Obawiała się, że urządzi piekło, gdy się dowie, że plany
związane z przyszłością jej córki spełzły na niczym. Mali wzdrygnęła się, bo przeszły ją
dreszcze, ale postanowiła nie martwić się na zapas. Że czekają ich jednak duże kłopoty, nie
miała najmniejszej wątpliwości.


- Coś długo siedziałaś ze swoją matką w spiżarni - stwierdził Samuel, gdy wieczorem

rozbierali się do snu.

Ruth poczuła, jak serce na moment przestało jej bić z przerażenia, odwróciła się tyłem do

męża i zdejmując ubranie, wyszeptała:

- Jak to?
- No właśnie tego jestem ciekaw - odezwał się za jej plecami. - Może chciałaś jej coś

opowiedzieć, poskarżyć się - dodał.

- A na co? - wymamrotała Ruth. - Nie mam w zwyczaju biegać do mamy i opowiadać o

swoich sprawach.

Wzdrygnęła się, kiedy poczuła na swych ramionach jego ciężkie dłonie. Odwrócił ją do

siebie i spojrzał na dygoczącą żonę, która stała z rozpuszczonymi włosami w samej tylko
koszuli.

- Drżysz - stwierdził miękkim jedwabistym głosem. - Sumienie cię jednak gryzie, co?
- Jest mi zimno - odpowiedziała Ruth cicho.
Gwałtownie zacisnął dłonie na jej ramionach, aż jęknęła z bólu. Oczy mu pociemniały,

szarpnął jej koszulę, spod której wytoczyły się na wierzch ciężkie, nabrzmiałe piersi. Chwycił
jedną i ścisnął mocno.

background image

- Samuelu, to boli - wyszeptała ze łzami w oczach.
- Czyżbym już nie miał prawa cię dotykać?
- Nie to miałam na myśli, ale...
- Jesteś moją własnością, Ruth. Co Bóg złączył, żaden człowiek nie rozłączy. Chyba to

wiesz? - Pokiwała w milczeniu głową. - Nie życzę sobie, żebyś latała do rodziców i się na
cokolwiek skarżyła. Rozumiesz?

Położył szczególny nacisk na słowo „cokolwiek". Jego cichy głos brzmiał lodowato.
- Nigdy się nie skarżyłam, Samuelu.
Zdarł z niej bieliznę, tak że stała przed nim naga i bosa na zimnej podłodze w

niedogrzanym pomieszczeniu. Przez chwilę taksował ją wzrokiem z wyraźną odrazą.

- Wyglądasz jak stara krowa - rzekł, odsuwając ją na odległość ramion. - W niczym nie

przypominasz swej przemądrzałej siostry czy tej apetycznej Herborg, a mężczyzna chciałby
mieć w swym łożu ładne i młode kobiety.

Ruth nie odpowiedziała. Stała ze spuszczoną głową, trzęsąc się z zimna i ze strachu. Czego

on chce? Odkąd wrócił z Berkak, wciąż ją poniża i upokarza nie tylko słowami, ale i czynami,
zupełnie jakby czerpał zadowolenie z tego, że załamuje się na jego oczach. Nie miała odwagi
mu się przeciwstawić, bo wiedziała, że jeśli natychmiast nie spełni jego żądań, zacznie ją bić,
a panicznie się bała, że mógłby zrobić krzywdę dziecku.

- Spodziewam się dziecka, Samuelu.
Zaśmiał się krótko i szyderczo i syknął:
- Nie musisz mi tego powtarzać, wystarczy popatrzeć, jak wyglądasz. Jestem mężczyzną z

normalnymi potrzebami fizycznymi. Potrzebuję kobiety, która by mnie zaspokoiła. Ale na
twój widok nie podnieciłby się żaden mężczyzna.

Ujął w dłoń jej podbródek i podniósł ku sobie jej twarz. Oczy mu błyszczały.
- Zastanawiam się, jaka byłaby w łóżku ta Herborg - uśmiechnął się złowieszczo.
- Herborg? Przecież ty nie możesz...
- Czego nie mogę?
Ruth nie odpowiedziała. Już na samą myśl, że jej mąż mógłby napastować Herborg, oblała

się zimnym potem. Nie sądziła wprawdzie, by mu się udało uwieść nową służącą, ale już sam
zamiar byłby dla Ruth upokorzeniem. O tym, że Samuel miał inne kobiety podczas swych
wyjazdów, wiedziała tylko ona, gdyby jednak spróbował uwieść Herborg... Ojciec by go
zabił, pomyślała z gwałtownym biciem serca.

- Ale teraz nie ma tu nikogo poza tobą - wycedził Samuel, ściągając kalesony, a kiedy

stanął przy niej w długiej koszuli, dodał: - Ty więc będziesz musiała zrobić to, co do ciebie
należy, dziecino.

Położył ciężko dłoń na jej głowie i zmusił, by przed nim uklękła. To nieprawda, że nie

odczuwa podniecenia, pomyślała Ruth, patrząc na sterczącą przy jej twarzy nabrzmiałą
męskość.

- Do roboty - warknął.
Wszystko w niej protestowało przed takimi praktykami. Coraz częściej zmuszał ją do tego,

mimo iż się wzbraniała, łamanie jej woli jednak dodatkowo go podniecało. Szarpnął ją za
włosy i zagroził:

- Mam sięgnąć po pas, by nauczyć cię posłuszeństwa? Ruth nie odpowiedziała. Zamknęła

oczy i zrobiła, co jej kazał.


Niemal natychmiast zapadł w sen. Ruth leżała i nasłuchiwała ciężkiego oddechu męża.

Czuła się chora na duszy i ciele. Jak długo zdoła wytrzymać u boku tego mężczyzny? Może
wszystko się zmieni, kiedy urodzę dziecko, pomyślała z nikłą nadzieją. Wyszczupleję i będę
taka jak wtedy, gdy kochał się ze mną pierwszy raz. Będzie dumny z dziecka, swojego
dziecka. Wszystko się ułoży. Musi się ułożyć.

background image

Ruth obróciła się ostrożnie na bok, odwracając się do męża plecami, i przytuliła róg kołdry

niczym przytulankę. Dziecko, które nosiła w swym łonie, poruszyło się gwałtownie, położyła
więc dłoń na brzuchu i uśmiechnęła się, a uczucie miłości matczynej ogrzało jej zziębnięte
ciało. Tak, dziecko wszystko zmieni, pomyślała znowu. Samuel będzie dumny i z dziecka, i
ze mnie. Znów przypominać będzie tego mężczyznę, którego poznałam na jesieni: łagodnego,
czułego i dobrego. Zamknęła oczy i wyobraziła go sobie z maleńkim dzieckiem w ramionach,
jak się uśmiecha i patrzy z miłością.

Wzdrygnęła się, kiedy nagle poruszył się przez sen i zachrapał. Lodowaty strach znów

pochwycił ją w swe szpony. Cicho jak myszka leżała na samym brzeżku łóżka. Nie zniosłaby,
gdyby się teraz obudził i zażądał, by znów zaspokajała jego potrzeby.

Zniknął sielski obrazek męża z dzieckiem, jaki miała przez moment przed oczami. Kiedy

zacisnęła powieki, widziała wyłącznie mrok. Przyszła jej na myśl matka. Gdyby tylko mogła
opowiedzieć jej o wszystkim! Była pewna, że ona zrobiłaby z tym natychmiast porządek.
Gdyby się tylko dowiedziała...

Przemarznięta, pociągnęła ostrożnie kołdrę, którą się Samuel otulił, niewiele pozostawiając

dla niej, złożyła dłonie jak do modlitwy i zamknęła oczy. Znów widziała tylko mrok. Ruth
westchnęła cicho i pomyślała: Nikt nie może się o tym dowiedzieć! Z tej sytuacji nie ma
wyjścia. To wszystko moja wina, a swój krzyż muszę dźwigać sama.


ROZDZIAŁ 12.


- Co się stało? - zapytała Helga surowo, kiedy Oja wkroczył do izby w Gjelstad. - Długo

cię nie widzieliśmy. Czyżbyś chorował?

Pod wpływem jej badawczego wzroku Oja poczuł się nieswojo, zgniótł w dłoniach czapkę

i zaczerwienił się jak sztubak. Od wielu dni odwlekał tę wizytę. Z początku sądził, że trudniej
będzie mu opowiedzieć o Herborg mamie, niż zerwać z Ruth Liną, ale im dłużej się
zastanawiał, tym bardziej obawiał się spotkania z dziewczyną. Dobrze wiedział, że Ruth Lina
poczuje się zraniona i będzie jej przykro, bo przecież nieraz dawał jej do zrozumienia, że to
ona zostanie kiedyś młodą gospodynią w Stornes. Ta perspektywa, jak się domyślał, bardzo
jej się podobała.

Podobnie jak jej matce, pomyślał Oja ponuro. Helga oblizywała się jak kot na widok

śmietanki, kiedy snuła plany związane z przyszłością swej córki w Stornes. Nieważne, że
miało to nastąpić dopiero za rok czy dwa lata. Zarówno Helga, jak i Ruth Lina były spokojne
i pewne, że wszystko ułoży się po ich myśli, a Oja nie zaprzeczał.

Poza tym Ruth Lina kochała go, nigdy tego nie kryła, i to bardziej niż on ją. Wprawdzie on

także traktował ją poważnie, jednak kiedy poznał Herborg, zrozumiał, że jego uczucie do
Ruth Liny jest zbyt słabe, by budować na nim przyszłość. Co prawda niejedno małżeństwo
zostało zawarte na mniej solidnym gruncie, ale dotąd właściwie nigdy nie zastanawiał się nad
tym. Będzie dobrze, zwykł sobie powtarzać. Nie oczekiwał żadnych cudów, jeśli chodzi o tę
sferę życia. W końcu jeśli znudzi się mu żona, myślał, to wokół jest wiele innych kobiet. Ruth
Lina nie musi wiedzieć, jeśli w ich ramionach poszuka raz po raz pociechy. Czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal.

Wszystko zmieniło się nagle, gdy w jego życiu pojawiła się Herborg, uwalniając w nim

nieznane mu uczucia, których istnienia w sobie nawet nie podejrzewał. Więc choć z niechęcią
myślał o tym, że sprawi wielki zawód Ruth Linie, choć w żaden sposób nie chciał jej zrobić
przykrości, to jednocześnie był pewien, że musi z nią zerwać, by nie unieszczęśliwić ich
obojga. Innej możliwości nie widział.

background image

Poza tym nie wyobrażał sobie, by dalej spotykać się z Ruth Liną, bo dla niego istniała teraz

tylko jedna dziewczyna: Herborg. Tylko jej pragnął i tylko z nią chciał dzielić życie.

- Byłem bardzo zajęty - odparł, unikając wzroku Helgi. - Pracujemy teraz w lesie przy

wyrębie od rana do podwieczorku, a potem...

- Kiedyś cię to nie powstrzymywało przed przyjazdem - stwierdziła naburmuszona. -

Ledwie zdążyłeś się przebrać z roboczych ubrań, a już byłeś tutaj. Ale teraz...

- Gdzie jest Ruth Lina? - przerwał jej. - Chciałbym...
- Poszła do swojej sypialni - odpowiedziała Helga. - Znasz drogę.
Oja skinął głową i położył dłoń na klamce.
- Zostaniesz do kolacji?
- Nie wiem - mruknął niewyraźnie i pośpiesznie wyszedł.

Zapukał lekko do drzwi sypialni Ruth Liny i wszedł do środka. Dziewczyna siedziała na

brzegu łóżka i coś szyła. Podniosła wzrok, a gdy go zobaczyła, jej oczy rozszerzyły się ze
zdziwienia, na twarzy zaś pojawił się promienny uśmiech. Zerwała się pośpiesznie i chciała
podbiec do niego, ale nagle zatrzymała się w pół kroku, ściągnęła surowo usta, a jej
spojrzenie pociemniało. Na czole u nasady nosa pojawiła się głęboka bruzda.

- Czym ty się teraz zajmujesz? - burknęła obrażona. - Na palcach jednej ręki mogłabym

policzyć, ile razy byłeś u mnie w tym miesiącu.

- Chyba nie było aż tak źle...
- Owszem, było - chlipnęła, a w jej oczach zalśniły łzy. Wygląda jak skrzywdzone

dziecko, pomyślał Oja.

- No co ty? - zapytał i zrobił ku niej krok, a wtedy ona zarzuciła mu ręce na szyję i mocno

się w niego wtuliwszy, rozpłakała się na dobre.

Pogłaskał ją nieporadnie po włosach. Nie wiedział właściwie, jak zacząć tę rozmowę, bo

coś mu podpowiadało, że zerwanie będzie trudniejsze, niż przypuszczał. Wreszcie
dziewczyna uspokoiła się, wytarła oczy i popatrzyła na niego uważnie.

- Dlaczego nie przyjeżdżałeś?
- Byłem tu...
- Nie dość często - powtórzyła z wyrzutem. - Prawie nie spałam po nocach. Przewracałam

się z boku na bok, zastanawiając się, co się stało. Czy znudziłam się tobie albo czy...

Oja nabrał powietrza w płuca. Nie ułatwia mi zadania, pomyślał udręczony. Bawiła się

kosmykami włosów na jego karku. Podniosła ku niemu twarz i przymknęła oczy. Jej
wilgotne, wpółotwarte usta zastygły w oczekiwaniu na pocałunek. Przyzwyczaiła się do tego,
bo kiedy przyjeżdżał, kochał się z nią pośpiesznie. Lekko musnął jej usta.

- A ja na ciebie tak czekałam - mruknęła i pociągnęła go do łóżka.
Oja poczuł się bezradny. Był zdecydowany, że musi jej powiedzieć to, co postanowił, a

równocześnie zależało mu, by uczynić to jak najdelikatniej. Cofając się, Ruth Lina natknęła
się na brzeg łóżka i przewróciła się na nie, pociągając Oję za sobą. Zarzuciła mu ręce na szyję
i uczepiła się go tak kurczowo, że ledwie był w stanie oddychać. Poluzował jej uścisk i usiadł,
unikając jej wzroku.

- Ruth Lina, ja... - zaczął niepewnie i zerknął na nią. Rozpinała bluzkę, a uchwyciwszy

jego spojrzenie, uśmiechnęła się i odsłoniła drobne, krągłe piersi.

- Czemu się nie rozbierasz? Wolisz, żebym to ja... - zapytała i sięgnęła do paska jego

spodni.

- Nie, nie chcę!
Oja zerwał się gwałtownie i zaczął nerwowo przechadzać się po sypialni. Ruth Lina

wpatrywała się w niego rozszerzonymi z przerażenia oczami, po czym powoli zapięła bluzkę,
zakrywając piersi.

background image

Zapadło między nimi pełne napięcia milczenie. W końcu Oja usiadł ponownie na brzegu

łóżka i chwycił dziewczynę za rękę. Pogłaskał ją, ale ona nie odzywała się. Patrzyła na niego
pociemniałymi oczami, nic nie rozumiejąc.

- Chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś niczemu winna - zaczął Oja chrapliwym głosem. -

Jesteś piękną i dobrą dziewczyną, Ruth Lina. Ale ja...

Cofnęła gwałtownie dłoń, jakby się oparzyła, jej twarz spąsowiała. Siadła na łóżku i

przenikliwym głosem zawołała:

- Znalazłeś sobie inną?
Oja próbował ponownie chwycić ją za rękę, ale ona się odsunęła, oparła o wezgłowie łóżka

i podciągnęła wysoko kolana.

- Tak, znalazłem inną.
Na długą chwilę zapadła cisza, póki nie wybrzmiał do końca sens jego słów. Na twarzy

dziewczyny malowało się na przemian niedowierzanie i smutek, po czym wykrzywił ją
histeryczny grymas.

- Ruth Lina, kochanie... Ja... Nigdy nie myślałem, że...
- A więc sypiałeś z inną i dlatego do mnie nie przyjeżdżałeś - wydobyła z siebie

chrapliwie.

- Nie sypiałem z inną - zaprzeczył Oja cicho. - Ale wiem, że nawet jeślibym z tobą

został... nie potrafiłbym cię uszczęśliwić, Ruth Lino.

- Ja jestem z tobą szczęśliwa - zaprotestowała gwałtownie. - I nie chcę cię stracić.

Obiecałeś mi, że zostanę młodą gospodynią w Stornes. Obiecałeś mi! - powtarzała ponuro.

- Nigdy nie mówiłem tego wprost, choć też sądziłem, że tak się stanie - rzekł cicho. - Ale

wtedy spotkałem...

Zrezygnowany otarł dłonią twarz i popatrzył jej prosto w oczy.
- Spotkałem tę, z którą pragnę dzielić życie. Mam co do tego absolutną pewność i

dlatego... nie mogę...

Nieoczekiwanie spadł na niego siarczysty policzek, który wymierzyła mu z siłą, jakiej by

się po niej nie spodziewał. Dziewczyna rzuciła się na niego z furią, szarpała za włosy i z
głośnym szlochem bila go na oślep. Musiał wykorzystać swą przewagę fizyczną, by się
obronić. Przewrócił ją na łóżko i przytrzymał jej ręce nad głową, a ona, czerwona na twarzy,
opluwała go ze złością. Tyleż zdumiało go to, co przeraziło.

- Uspokój się, dziewczyno! - rzucił ostro i nią potrząsnął. - Zachowujesz się jak opętana.
- Jesteś mój! - wykrzykiwała w spazmach. - Nigdy cię nie oddam! Nigdy, nigdy!

Słyszysz? Powtarzam, nigdy!

- Nie jestem twoją własnością, Ruth Lino - odparł. - Przykro mi, że tak się stało.

Powiedziałem ci, że nie jesteś niczemu winna. Ale ja... Nie mogę inaczej postąpić - dodał
bezradnie.

- Kim jest ta dziwka?
- Nie znasz jej i nie jest to żadna dziwka - odpowiedział nieprzyjaźnie. - Zapomnij o

wszystkim i zachowuj się jak człowiek! - ostrzegł, zwalniając powoli uścisk wokół jej
nadgarstków. - To nie koniec świata, Ruth Lino. Jesteś młoda i ładna i za jakiś czas znajdziesz
sobie innego. Kogoś, kto będzie na ciebie bardziej zasługiwał niż ja.

- Chcę zostać młodą gospodynią w Stornes - zawyła. - I zostanę nią, zostanę!
Oja wstał i przez chwilę przyglądał się purpurowej twarzy dziewczyny, na której malowała

się bardziej złość niż rozpacz. Może Stornes i pozycja, jakiej się spodziewała w przyszłości,
znaczyły dla niej więcej niż on sam? Nigdy wcześniej o tym nie pomyślał.

- Nie chciałem tego - wyjaśnił cicho. - Ale po prostu nie mogę postąpić inaczej.
Po tych słowach odwrócił się i skierował do drzwi. W ramię trafiła go ciśnięta przez nią

książka. Szarpnął klamkę, wyszedł pośpiesznie i zbiegł po schodach. Na dole zderzył się z
Helgą, która stalą w półmroku i nasłuchiwała.

background image

- Co to, na Boga, za krzyki i hałasy? - zapytała, przytrzymując go za ramię. - Co się tam

dzieje?

- Zapytaj Ruth Liny! - rzucił krótko, wyrwał się i ruszył ku drzwiom.

Po powrocie z Gjelstad Oja nie miał ochoty wchodzić do izby. Czuł się okropnie. Nie

przypuszczał, że Ruth Lina tak źle zniesie wiadomość o rozstaniu, ale miał nadzieję, że Helga
zdoła ją jakoś uspokoić. Dziewczyna kompletnie straciła panowanie nad sobą. Już wcześniej
zauważył u niej oznaki gwałtownego temperamentu, zwłaszcza gdy urządzała mu sceny
zazdrości. Bo zazdrosna była o niego od pierwszego dnia, gdy zaczęli się spotykać. Ale to w
gruncie rzeczy go bawiło, utwierdzało w swojej atrakcyjności, choć czasami uważał jej
reakcje za trochę dziecinne. Teraz jednak cieszył się, że z nią zerwał. Życie z taką furiatką
byłoby piekłem, pomyślał i aż się wzdrygnął. Żeby przestać myśleć o tym, co się stało, i
pozbyć się niesmaku, jaki wywołała w nim ta sytuacja, rzucił klaczy dodatkową porcję siana i
poklepał ją przyjaźnie po zadzie, a potem skierował się do stajni.

- Oja...
Drgnął, gdy z mroku zza ściany stajni wyłoniła się Herborg i podeszła do niego. Wydała

mu się dziwnie blada, ale uznał, że może to wina księżycowego blasku. Objął ją, przytulił
mocno i pomyślał, że dobrze ją mieć tak blisko siebie. Podniosła ku niemu twarz, a on
pocałował jej chłodne usta i jeszcze mocniej przytulił.

- Jak ci poszło? - zapytała.
- Strasznie to przyjęła - odparł ponuro. - Próbowałem wyjaśnić... Nie, to nie było

przyjemne.

Pogłaskała jego chłodny od mrozu policzek, tuląc się łagodnie i ogrzewając go swym

ciepłem.

- Przez cały czas myślałam o tobie - wyszeptała. - Posmarowałam kilka kromek, bo nie

zdążyłeś na kolację.

- Nie chcę wchodzić do środka - odparł i musnął ustami jej wargi. - Nie teraz - dodał. -

Pójdziesz ze mną na górę? Potrzebuję cię, Herborg. Chodź ze mną!

Ich spojrzenia spotkały się. Poczuł, że na moment jej ciało zesztywniało w jego ramionach,

ale mimo to skinęła głową. Objął ją ramieniem i powoli przeszli przez dziedziniec.

- Wejdziemy bocznymi schodami - zaproponował, gdy zbliżyli się do budynku. - Nie mam

ochoty spotkać się z mamą i odpowiadać na jej pytania. Nie mam siły z nią o tym rozmawiać
- dodał ponuro.

Ukradkiem przemknęli się przez próg i weszli na schody prowadzące na poddasze. Po

cichu wspięli się na górę, omijając trzeszczące stopnie, które jej wskazywał. Kiedy Oja
zamknął za nimi drzwi sypialni, odetchnął głęboko. W pomieszczeniu było ciepło.

- Napaliłaś - zauważył i popatrzył na nią z miłością.
Pokiwała głową. Nie spuszczając z niego wzroku, zdjęła powoli duży szal, którym była

otulona, i podeszła do niego blisko.

- Czujesz się chyba teraz okropnie - wyszeptała. - Spodziewałam się, że tak będzie. To

wszystko przeze mnie, Oja.

Ściągnął kurtkę z grubego samodziału, odłożył czapkę i objął ją. Przytulony do jej policzka

wyszeptał:

- Nie ma w tym żadnej twojej winy! Teraz jest mi dobrze - dodał z lekkim uśmiechem. -

Teraz, kiedy jesteś tu przy mnie.

Ujął w dłonie jej twarz, odgarnął w tył długie miedziane włosy i popatrzył na nią z

bezbrzeżną miłością.

- Herborg, Herborg - odezwał się cicho. - Gdybyś wiedziała, jak bardzo cię kocham!
- Skąd jesteś tego taki pewien? - powiedziała cicho, wpatrując się w niego swymi

grafitowymi oczami. - Tak krótko mnie znasz.

background image

- Wiedziałem od pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem. Mówiłem ci już.
- A jeśli się pomyliłeś? Powiedziałeś już swojej mamie, zerwałeś z dziewczyną z Gjelstad.

Może się pośpieszyłeś?

- Nie potrzebuję więcej czasu - oświadczył z przekonaniem i pogładził dłonią jej miękki

policzek. - Ale może ty nie jesteś tak samo pewna jak ja?

Wtuliła twarz w zagłębienie na jego szyi, a z jej ust wydobyło się westchnienie.
- Ja też jestem pewna, Oja - wyszeptała. - Ale przeraża mnie trochę... że wywołałam takie

zamieszanie. Boję się, że będziesz żałował...

Nie odpowiedział. Zsunął dłonie na jej szyję i poczuł żyłę pulsującą pod skórą. Powoli

zaczął rozplatać jej gruby warkocz.

- Co robisz? - wyszeptała niespokojnie.
- Marzyłem o tym, by zobaczyć cię w rozpuszczonych włosach - rzekł cicho, nie

przestając rozplatać warkocza. - Mogę zobaczyć?

Nie odpowiedziała, ale też go nie powstrzymywała. Patrzyła na niego oczami pełnymi

blasku. Zanurzył obie dłonie w jej włosach i przeczesał je palcami. Utworzyły wokół jej
twarzy miedzianą, iskrzącą chmurę.

- Jesteś jeszcze piękniejsza, niż widywałem cię w snach - mruknął i ukrył twarz w

pachnących włosach. Dotknął dłonią jej piersi, którą wyraźnie wyczuwał pod sukienką.
Krągłą i jędrną, ze sterczącą brodawką.

Drgnęła i przytrzymała mu rękę.
- Boję się... - wyszeptała ze spuszczonym wzrokiem.
- Czego się boisz, Herborg?
- A jeśli mimo wszystko nie dane nam będzie być we dwoje, to potem... Ja nigdy... nigdy

nie miałam nikogo... w taki sposób - szepnęła niepewnie.

Oja popatrzył na nią rozszerzonymi oczami. Po jej zachowaniu poznawał bez trudu, że

niełatwo było zdobyć jej zaufanie, ale że nigdy nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie... Pewnie
dlatego, że jest dziewicą, jej pocałunki smakują jak truskawki - pomyślał oszołomiony. Jego
serce wypełniło się głębokim szacunkiem dla tej, którą tulił w ramionach. Nie mógłby
wymuszać na niej niczego wbrew jej woli, mimo że płonął z pożądania.

- Nie tknę cię - szepnął, dotykając ustami jej policzka. - Nie tknę cię, jeśli nie będziesz

chciała. Mogę poczekać.

Nie odpowiedziała, tylko mocniej przytuliła się do niego, a jej przyśpieszony oddech

zdradzał narastające w niej napięcie.

- Muszę cię jednak zapytać o jedno - mówił cicho. - Może powinienem najpierw ci zadać

to pytanie, a potem dopiero iść do mamy i jechać do Gjelstad... Ale zależało mi, by najpierw
wszystko wyjaśnić, bo i tak nie mógłbym być razem z Ruth Liną. - Odsunął ją lekko od siebie
i patrząc jej prosto w oczy, spytał:

- Herborg, czy zechciałabyś zostać moją żoną?
Przez moment stała oniemiała, nie odrywając od niego wzroku, ale wnet jej oczy napełniły

się blaskiem.

- Tak, chcę - wyszeptała niemal bez tchu, a w jej głosie nie zabrzmiała nawet nutka

wątpliwości.

Stali tak wpatrzeni w siebie, a po chwili Herborg z nieśmiałym uśmiechem ujęła jego dłoń

i położyła na swojej piersi.

- Nie dlatego zadałem ci to pytanie - odezwał się Oja po cichu.
- Wiem - wyszeptała. - Ale ja chcę.

Jest skończoną pięknością, pomyślał Oja, patrząc, jak leży naga na jego łóżku. Pośpiesznie

zdarł z siebie ubranie i rzucił je na podłogę. Herborg patrzyła na niego rozszerzonymi oczami,
nie mówiąc ani słowa, a kiedy położył się obok, wtuliła się w jego muskularne ciało. Gładził

background image

jej plecy, jędrne pośladki, a potem wsunął dłoń między jej uda. Jęknęła. Położył ją na wznak i
dotknął ustami brodawki piersi. Usiłowała go odsunąć, ale on nie zaprzestał pieszczoty. Lizał,
ssał i delikatnie skubał, póki jej ciało nie rozluźniło się i nie usłyszał z jej ust jęku rozkoszy.
Wtedy uniósł się na łokciach i patrząc jej w oczy, zapytał chrapliwie:

- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Pokiwała leciutko głową, a wówczas on ostrożnie rozsunął kolanem jej uda. Nie

protestowała, ale czuł, że drży. Powoli wsunął się w nią. Usłyszawszy cichy jęk, zatrzymał
się, by nie sprawiać jej bólu. Ale ona objęła go ramionami i przyciągnąwszy do siebie,
wpuściła do środka.

Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, myślał Oja oszołomiony. Czuł, że Herborg oddaje

mu nie tylko swe ciało i dziewictwo, ale i duszę. Całą siebie. Niejasno poczuł, że ma mokre
policzki, i zrozumiał, że płacze, a potem już nic więcej nie pamiętał, porwany w odmęty
czerwonej mgły.

ROZDZIAŁ 13.

Następnego dnia, kiedy Mali zawołała wszystkich na obiad, Ola zabrał głos.
- Zamierzamy z Herborg pojechać niebawem do Kristiansund - oznajmił, zerkając na

zarumienioną dziewczynę, która stała obok.

Na chwilę spojrzenia wszystkich domowników spoczęły na nich dwojgu.
- Do Kristiansund, teraz, w samym środku zimy? - Mali popatrzyła na syna badawczo.
- Przecież fiord nie zamarzł i parowiec dopływa swobodnie do nabrzeża - odpowiedział

Oja.

- Nie, ale na Boga, co wy...
- Jadą po obrączki! - wykrzyknęła triumfalnie Dorbet i podskoczyła z zapału, patrząc to na

brata, to na Herborg. - Po obrączki jedziecie, mam rację?

Herborg spuściła wzrok i wyciągnęła rękę do Oi, jakby szukała u niego wsparcia. Ten ujął

jej dłoń, zaczerwienił się i odchrząknął, po czym odpowiedział zmienionym głosem:

- To prawda.
Powinnam się była domyślić, że tak się to potoczy, pomyślała Mali. Oja sam jej przecież

powiedział, że zależy mu na Herborg. Ale że sprawy zaszły tak daleko, że młodzi postanowili
wybrać się do miasta po obrączki, nie przyszłoby jej do głowy. A co z Ruth Liną? Oja zdaje
się był poprzedniego wieczoru w Gjelstad, w każdym razie nie jadł w domu na kolacji, a
Herborg zniknęła zaraz po wieczornym posiłku. Jak została przyjęta w Gjelstad wiadomość o
zerwaniu, skoro zarówno matka, jak i córka przywykły do myśli, że Oja i Ruth Lina kiedyś
się pobiorą, i uważały to niemal za oczywistość? Nie chciała o to pytać przy wszystkich.
Postanowiła porozmawiać z Oją i Herborg po obiedzie gdzieś na boku i dowiedzieć się
wszystkiego. Nie miała nawet pojęcia, czy wie coś o tym Sigrid, nie mówiąc już o rodzicach
Herborg.

Dorbet tanecznym krokiem podbiegła do Herborg i uściskała ją mocno.
- Wiedziałam, kłamczucho - roześmiała się. - Mówiłaś, że nie masz ukochanego, ale ja od

razu poznałam, że to nieprawda. Ale że jest nim mój brat!

Pozostali domownicy także podeszli, ściskali dłonie Oi i Herborg, prześcigając się w

radosnych komentarzach, śmiali się i gratulowali.

Herborg przyjmowała uściski i życzenia, ale wzrokiem szukała Mali. Wyraźnie niepokoiła

się, co ona o tym myśli. Mali tymczasem poprosiła ponownie wszystkich do stołu, a gdy
zaczęli siadać na swoich miejscach, odciągnęła na bok Oję.

- Chcę porozmawiać z wami po obiedzie - powiedziała cicho. - Przyjdź z Herborg do

mojej pracowni!

background image

Skinął głową bez słowa.
- Herborg nie może siedzieć teraz całkiem na końcu stołu - stwierdziła Dorbet, gdy

dziewczyna jak zwykle chciała zająć miejsce obok Knuta. - Zróbcie miejsce obok Oi dla
przyszłej młodej gospodyni.

- Przecież jeszcze się nie pobrali - zaprotestowała Ingeborg, najwyraźniej dotknięta tym,

że jej Olav musiał się przesunąć bliżej końca stołu.

- Ale są zaręczeni, Ingeborg - oświadczyła Dorbet rozpromieniona. - Uważam, że to

wspaniale! Wkrótce Herborg zostanie młodą gospodynią w Stornes, a wówczas jej miejsce
będzie przy Oi. Prędzej czy później i tak trzeba ją przesadzić. - Nagle umilkła na chwilę,
jakby coś przyszło jej do głowy, odszukała wzrokiem Oję i zapytała z ciekawością: - Byłeś w
Gjelstad?

- Zacznijmy już jeść, bo nam tu wszystko ostygnie - przerwała pośpiesznie Mali. -

Przynieś miskę z ziemniakami, Dorbet.

Dorbet wstała niechętnie.
- Chyba powinniśmy to uczcić dziś wieczorem? - zapytała, patrząc na matkę.
- Być może poczekamy ze świętowaniem do ich powrotu z miasta - odparła Mali.
- Kiedy jedziecie, Oja? - Dorbet nie dawała za wygraną.
- Zadzwonię jutro do jubilera, a zabierzemy się pewnie parowcem, który będzie wracał z

Todalen w środę. Nie ma sensu tego odwlekać - dodał i popatrzył z dumą na siedzącą obok
niego Herborg. - Oboje jesteśmy co do tego zgodni.

- O, ja także chętnie pojechałabym do miasta - powiedziała Dorbet z żalem. - Ale nie było

mi to dane.

- Zapytaj o to Olę, a na pewno zabierze cię do miasta na wiosnę - roześmiał się Havard. -

Choć ta wyprawa może się okazać się dla niego kosztowna. Tyle tam sklepów, a ty z
pewnością będziesz chciała mieć wszystko...

- Właśnie! Możemy jechać na wiosnę - rozpromieniła się Dorbet. - Powiem mu o tym,

oczywiście, że powiem. Może moglibyśmy pojechać we czworo? - zerknęła na Herborg i
mrugnęła do niej porozumiewawczo. - Nasi narzeczeni oglądaliby sobie, co by tam chcieli, a
my ruszyłybyśmy do miasta na zakupy - zaśmiała się. - I zamieszkalibyśmy w hotelu, jechali
taksówką i jedli eleganckie obiady, popijając winem.

- Jedz teraz rybę - przerwała jej sucho Mali i podała półmisek. - Do wiosny jeszcze

daleko, Dorbet.


Oja przepuścił Herborg w drzwiach do pracowni. Mali przyszła tu zaraz po obiedzie, więc

już na nich czekała.

- Chciałaś z nami porozmawiać.
Oja objął ramieniem Herborg, która wydawała się zdenerwowana i niepewna.
- Tak, kilka spraw muszę z wami wyjaśnić, a nie chciałam, by wszyscy tego słuchali -

odpowiedziała Mali i wskazując na stojące w narożniku pomieszczenia krzesło, dodała: -
Siadaj, Herborg.

Herborg usiadła na krześle, a Oja stanął obok i położył jej dłoń na ramieniu.
- Jesteś zła? - zapytała Herborg cicho i zmartwiona zerknęła na Mali, która siedziała przy

krosnach.

- Nie, nie jestem zła - odparła Mali. - Oja rozmawiał o tym ze mną. Nie spodziewałam się

jedynie, że tak szybko podejmiecie tak poważne kroki. - Mali ścisnęła w ręku kłębek wełny,
po czym go odłożyła na bok. - Bardzo sobie ciebie cenię, Herborg - ciągnęła. - Tak samo
zresztą jak wszyscy pozostali mieszkańcy Stornes. I chcę, byś wiedziała, że z otwartymi
ramionami powitam cię jako młodą gospodynię we dworze. Chodzi o coś innego. -
Odetchnęła głęboko i znów ścisnęła kłębek, czując, że z nerwów pocą jej się dłonie. - Jednak

background image

czuję się za ciebie odpowiedzialna - dodała. - Jesteś siostrzenicą Sigrid. Powiedziałaś jej już o
tym? A rodziców powiadomiłaś?

Herborg spuściła wzrok i nerwowo skubała spódnicę.
- Nie, chcieliśmy najpierw powiadomić o tym tu, we dworze - odpowiedział za nią Oja. -

Ale Herborg mówiła, że ta wiadomość z pewnością ucieszy zarówno jej rodziców, jak i
krewnych w Innstad.

Mali pokiwała głową, bo tego się spodziewała. Po pierwsze Oja jest dobrą partią, a po

drugie, co równie ważne, tych dwoje naprawdę bardzo się kocha. Mali nigdy nie widziała Oi
tak szczęśliwego jak teraz. Uczucie do Herborg musiało być wyjątkowe, inaczej nie wziąłby
na siebie nieprzyjemności związanych z rozstaniem z Ruth Liną. Mimo to nie podobało jej
się, że ani Sigrid, ani rodzice dziewczyny nie wiedzą nic o decyzji młodych. Dobry obyczaj
nakazuje co innego, myślała zrezygnowana. Przynajmniej Herborg powinna o tym wiedzieć i
zawiadomić rodziców i krewnych w Innstad.

Teraz jest już za późno, toteż nie ma sensu ich upominać, pomyślała Mali, zapytała więc:
- Byłeś w Gjelstad, Oja?
Niespokojnie zaszurał nogami, odchrząknął dwa razy i odpowiedział:
- Tak, byłem wczoraj.
Mali pokiwała głową.
- Nie ogłaszałbym przecież zaręczyn, nie załatwiwszy uprzednio tego, co należało, z Ruth

Liną - dodał. - Wyjaśniłem jej, że nie jest niczemu winna, ale... nie mogę dłużej ciągnąć tego
związku. Bo odkąd poznałem Herborg... Nigdy nie byłem bardziej pewny swoich uczuć -
dodał.

- Jak Ruth Lina to przyjęła?
Zaczerwienił się po uszy i przeczesał nerwowo włosy.
- Źle - odparł krótko. - Była zła... i zawiedziona, i... urządziła straszną awanturę.
Mali westchnęła. Właśnie tego się obawiała.
- A Helga?
- Nie rozmawiałem z nią o tym. Stała w korytarzu, gdy wychodziłem. Była ciekawa, co się

dzieje na strychu, bo awantura była straszna - przyznał, unikając wzroku matki.
-Powiedziałem jej tylko, żeby zapytała córki.

Chyba tak łatwo nie uda się nam z tego wybrnąć, pomyślała Mali, dziwiąc się tylko, że do

tej pory Helga nie zadzwoniła do Stornes ani się tu nie zjawiła. Bo co do tego, że Helga da o
sobie znać, Mali nie miała żadnych wątpliwości. Pytanie tylko, co zrobi. Właściwie niewiele
mogła. Oja i Ruth Lina nie byli oficjalnie zaręczeni, a przecież nawet zaręczyny można
zerwać, ba, nawet małżeństwo, choć to należy do rzadkości. Zerwanie młodych zniweczyło
jednak całkowicie plany Helgi, która już widziała swoją córkę w roli gospodyni w Stornes. A
to dla Helgi wiele znaczyło, z pewnością więc się tak łatwo z tym nie pogodzi, bo wątpliwe,
by jej córce trafiła się lepsza partia. A jeśli jeszcze Ruth Lina tak strasznie źle to zniosła,
Helgę to dodatkowo rozsierdzi, bo córka zawsze była jej oczkiem w głowie. Helga w takim
stanie ducha jest zdolna do wszystkiego, pomyślała ponuro Mali.

- Obawiam się, że to nie koniec. W Gjelstad tak łatwo nie dadzą nam spokoju - westchnęła

w końcu. - Ale nie martwmy się na zapas. Myślę, że teraz będzie najlepiej, jeśli we dwoje
zaniesiecie tę nowinę do Innstad. A ty, Herborg, zadzwoń do domu i powiedz, że w najbliższą
niedzielę urządzamy tu małą uroczystość na waszą cześć i zapraszamy zarówno twoich
rodziców, jak i wszystkich z Innstad na obiad. Do tej pory zdążycie wrócić z miasta z
obrączkami.

Herborg odetchnęła z wyraźną ulgą. Podniosła wzrok i popatrzyła na Oję. Jej oczy zalśniły

blaskiem. On zaś uśmiechnął się do niej i czule poklepał po ramieniu.

- Dziękuję, mamo - rzekł, podając Mali rękę. - Cieszę się, że tak dobrze to przyjęłaś i

rozumiesz, że czasami człowiek nie jest w stanie oprzeć się uczuciom.

background image

- Rozumiem to doskonale - odparła cicho Mali. - Rozumiem.
Gdyby Oja wiedział, że nikt tego lepiej ode mnie nie potrafi pojąć, pomyślała z ciężkim

sercem.

Herborg także podała jej rękę.
- Dziękuję! - powiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało. - Uczynię wszystko, by być dobrą

żoną dla Oi i zręczną młodą gospodynią tu we dworze.

- Wiem, że będziesz - uśmiechnęła się Mali i poklepała ją przyjaźnie po policzku.
To mógłby być naprawdę radosny dzień, myślała, gdyby nie ta sprawa z Ruth Liną. Mali

wzdrygnęła się, przeszedł ją lodowaty dreszcz i niemal fizycznie odczuła obecność Helgi.
Otuliła się mocniej szalem i wyszła.


Krótko po kolacji zadzwonił telefon. Mali chodziła jak na szpilkach przez cały dzień,

poderwała się więc gwałtownie, gdy usłyszała dzwonek.

- Odbiorę - oznajmiła i wyszła na korytarz, zamknąwszy dokładnie za sobą drzwi.
- Halo, tu Stornes.
- Wiesz już, co zrobił twój syn? - Głos Helgi zabrzmiał ostro i głośno.
- Wiem, że zerwał z Ruth Liną. Powiedział mi dziś o tym.
- Jak on śmie, dziwkarz jeden! - warknęła Helga prosto do ucha Mali. - Ale miał się w

kogo wrodzić! Zresztą kto wie, czy to ty nie stoisz za tym wszystkim. Pewnie moja córka
wydała ci się nie dość dobra.

Mali wzięła głęboki oddech, starając się zachować spokój. Na nic się zda, jeśli i ona straci

panowanie nad sobą. Bardzo jednak dotknęły ją oskarżenia Helgi.

- Teraz to już opowiadasz bzdury, Helgo, i wiesz o tym doskonale. Nigdy nie miałam

żadnych zastrzeżeń do Ruth Liny. Ale to nie ja decyduję, z kim ożeni się mój syn. On jest
dorosły, Helgo! Sam podejmuje decyzje. A poza tym wydaje mi się, że powinnaś uważać na
to, co mówisz przez telefon, bo nie tylko ja to słyszę - dodała ostrzegawczo.

- I tak wnet dowie się o tym cała wieś, więc mogę mówić, co chcę - warknęła Helga. -

Przecież wszystko już było ustalone. Obiecał, że ożeni się z Ruth Liną, wiesz o tym!
-wykrzykiwała nieopanowana do słuchawki. - Nie próbuj mi wmawiać czegoś innego.
Wiedziałaś o tym od dawna.

- Wiedziałam, że od dłuższego czasu spotyka się z twoją córką, ale nie byli z sobą

zaręczeni.

- Potraktował ją jak zabawkę. Jeśli myślisz, że ujdzie wam to płazem...
- Co zamierzasz zrobić, Helgo? - spytała ją Mali wprost. - Przykro mi, że Ruth Lina tak

ciężko to przeżywa. Możesz w to wierzyć lub nie, ale wszyscy tu, we dworze, dobrze jej
życzymy. Ale w tej sprawie Oja sam podejmuje decyzje i ja nie mogę za nie odpowiadać.

- Owszem, możesz! Tylko że ten twój syn jest taki sam jak ty, Mali! Myśli, że może sobie

robić z innymi, co mu się żywnie podoba, bo i tak ujdzie mu to na sucho tylko dlatego, że
nazywa się Stornes. Ale wiedz, że nikt tak nie będzie traktował mojej córki!

- On się nią nie bawił, Helgo.
- Jeszcze go bronisz, dziwkarza. Gdyby miał choć odrobinę przyzwoitości, to by...
- Nie podoba mi się, że nazywasz mojego syna dziwkarzem - odparła cicho Mali. -

Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, Helgo, ale powinnaś mimo wszystko zachować resztki
przyzwoitości.

- Przyzwoitości! Cha, cha - Helga roześmiała się rozdzierająco. - U nas we dworze nie

brakowało nigdy przyzwoitości, wiesz dobrze, Mali. Powinnam była uprzedzić Ruth Linę, by
nie zadawała się z twoim synem. Obie doskonale wiemy, jakie postępki masz na sumieniu,
prawda?

background image

- Nie interesują mnie twoje wymysły - odpowiedziała Mali ostro. - Zdaje się, że dla ciebie

gorsze od rozpaczy córki jest to, że nigdy nie zostanie ona młodą gospodynią w Stornes. Bo
na to liczyłaś, prawda?

- Ty wiedźmo! - warknęła Helga. - Przyrzekam ci, Mali, że nie ujdzie wam to płazem.
- A co zamierzasz zrobić, co? Przecież Oja nie zerwał zaręczyn.
- Ale znalazł sobie inną! Ruth Lina powiedziała mi.
- A więc już wiesz.
- Tak, ale nie zamierzam się z tym pogodzić - powtórzyła Helga z zacięciem. - Przysięgam

na Boga, Mali, że pożałujecie tego!

- Nie rozumiem, dlaczego ty mi grozisz - rzekła Mali. -To, co się stało, dotyczy tylko

twojej córki i mojego syna. A on był w Gjelstad, żeby się z nią rozmówić. Wydaje mi się, że
nie powinnaś się wtrącać.

- O nie! Będzie musiał dotrzymać tego, co przyrzekł.
- Myślę, że będziesz musiała porozmawiać o tym z Oją - rzuciła Mali ostro. - Ale on

odeprze wszystkie twoje zarzuty. Zachowujesz się głupio, Helgo!

- Chcę...
- Nie zamierzam dłużej wysłuchiwać tego, co chcesz albo zamierzasz - przerwała jej Mali.

- Przykro mi, że nie potrafisz tego przyjąć, jak przystało na rozsądną dorosłą osobę. Więcej
nie mam ci nic do powiedzenia, myślę, że wyraziłam się dość jasno. Dobranoc.

Skończyła rozmowę i odwiesiła słuchawkę. Stała przez chwilę nieruchomo, by się

uspokoić, i zastanawiała się, co sobie pomyśli o tym Astrid z centrali. Ale było jej wszystko
jedno. Helga i tak będzie rozpowiadać na prawo i lewo, że Oja oszukał jej córkę w najgorszy
sposób. O jego zaręczynach z Herborg większość dowie się już jutro, Astrid z centrali jednak
dowiedziała się pierwsza. Z pewnością więc będzie mogła uznać ten dzień za udany.

- Jesteś taka milcząca - stwierdził Havard, kiedy kładli się tego wieczora. - Od obiadu

niewiele się odzywałaś.

- Pewnie dlatego, że jestem bardzo zmęczona - odparła i przytuliła się do niego. - Tyle się

dziś wydarzyło.

- Ale chyba nie masz nic przeciwko Herborg i Oi?
- Nie, ale wiedziałam, że kiedy zerwie z Ruth Liną, rozpęta się prawdziwe piekło. A już

rozmowa telefoniczna, którą przeprowadziłam z Helgą... - westchnęła i wtuliła twarz w
zagłębienie u nasady szyi. - Helga była wściekła. Groziła mi na wiele sposobów. Astrid z
centrali miała znakomity wieczór, bo Helga nie poprzestała na wybuchach gniewu - dodała.

- Tego się można było spodziewać - rzekł Havard i pogłaskał Mali po plecach. - Oja

spotykał się przecież z Ruth Liną przez długi czas. Sądziłem, że ją kiedyś poślubi - przyznał.

- Ja też tak sądziłam - przyznała Mali. - Ale to chyba nigdy nie była prawdziwa miłość.

Hmm, nie wiem, co o tym sądzić... Kiedy rozmawiałam dziś z Oją i z Herborg, oświadczył, że
po prostu nie mógł postąpić inaczej. Kiedy poznał Herborg, zawładnęło nim uczucie, któremu
nie mógł się oprzeć.

Havard nie od razu odpowiedział.
- Tak, czasami człowiek tak czuje - rzekł zamyślony. - Helga pewnie z czasem się

uspokoi. Choć jasne, że jest zawiedziona z powodu Ruth Liny.

- Ona chyba żywi raczej osobistą urazę - odparła Mali chłodno. - Helga zawsze miała

wysokie aspiracje w związku ze swą córką. A Stornes... Nie znajdzie dla Ruth Liny lepszej
partii niż Oja, dobrze wiesz. Ona też wie, więc dlatego...

- Owszem, ale cóż można na to poradzić? - rzekł Havard. - Nie po raz pierwszy młodzi

zrywają ze sobą. A Ruth Lina jest jeszcze taka młodziutka, przed nią cała przyszłość.

- Owszem, ale nie tu, we dworze. Misterne plany Helgi legły w gruzach.

background image

- Pokrzyczy, pokrzyczy i w końcu się uspokoi - mruknął Havard i pocałował Mali w

czoło. - Helga już taka jest. Jak coś pójdzie nie po jej myśli, wszczyna awanturę, ale w
gruncie rzeczy nic z tego nie wynika - dodał.

Akurat pod tym względem Havard bardzo się myli, pomyślała Mali. On nie wie, jaka

potrafi być niebezpieczna, nie doświadczył bowiem z jej strony pogróżek, nie zna wreszcie
prawdy o śmierci gospodarza z Gjelstad. Havard nie wie tylu rzeczy i nigdy nie powinien się
dowiedzieć. Dlatego właśnie nie ufam Heldze, myślała zmęczona. Ta kobieta gotowa iść po
trupach, żeby dochodzić sprawiedliwości. Zwłaszcza gdy chodzi o Mali. Mimo że ostatnio
odnieść było można wrażenie, że między Stornes i Gjelstad zapanowała zgoda, to jednak stara
wrogość między Helgą a nią nigdy do końca nie zniknęła. Helga przypominała podstępnego
węża, który potrafi leżeć nieruchomo przez długi czas, by zaatakować w momencie, gdy
przeciwnik nie zachowa czujności i się odsłoni. I wtedy nie rzuca się, by zranić, lecz by zabić
- Mali wzdrygnęła się.

- Zimno ci? - zapytał Havard i szczelniej otulił ją kołdrą. - Trzęsiesz się jak galareta.
- Jestem tylko przemęczona i trochę przemarzłam - mruknęła Mali. - Do jutra mi

przejdzie.

- Miejmy nadzieję - powiedział Havard i pocałował ją raz jeszcze.
Mali nie wierzyła zbytnio, że Helga złożyła broń, przeczuwała raczej, że ostrzy noże do

walki.


ROZDZIAŁ 14.


Kwietniowe słońce świeciło jasno na bezchmurnym niebie. Podziwiając krajobraz w

zimowej szacie, trzeba było mrużyć oczy, by uchronić je przed odbijającymi się w bieli
śniegu rażącymi promieniami. Pootwierano okna zarówno w izbie, jak i w sypialniach na
poddaszu, i zaczęto wielkie porządki. Zapach amoniaku był tak silny, aż piekło w oczy, bo
oto szorowano dom z całego zimowego brudu. Z komina pralni unosiła się pionowo smuga
dymu, bo dzień był bezwietrzny, a szparami w drzwiach wydobywała się para z gotującej się
w kotłach wody na pierwsze w tym roku wielkie pranie. Jak się tak przewietrzy
pomieszczenia, to od razu człowiekowi się łatwiej oddycha, pomyślała Mali. Nie mówiąc już
o tym, jak dobrze na samopoczucie wpływa światło dzienne. Pod wpływem słonecznych
promieni rozkwitały nie tylko rośliny, ale i ludzie. Wszyscy z wyjątkiem Ruth.

Ostatniego dnia marca Samuel znów wyjechał do Berkak. Miał tam tym razem pozostać na

czas nieokreślony. Z tego, co zrozumiała Mali, przydzielono go do pracy w parafii, a oprócz
tego miał jeździć na rekolekcje po okolicy.

Mali ledwie potrafiła ukryć ulgę, gdy zawiadomiono Samuela, iż ma się stawić w Berkak. I

to na czas nieokreślony! Tym razem będzie miała więcej niż cztery tygodnie, by tchnąć trochę
życia w Ruth. Zadbać, by jej blade policzki nabrały rumieńców, i nakłonić milczącą córkę do
uśmiechu. Trochę znów się do niej zbliżyć. Było widać gołym okiem, że nie jest jej dobrze,
ale nikogo nie dopuszczała do siebie, nigdy nic nie mówiła. Całkowicie zamknęła się w sobie,
stała się zalękniona i nerwowa. Aż żal było na nią patrzeć. Mali czuła, jak serce jej pęka na
widok córki. Dlatego też gdy usłyszała o wyjeździe Samuela, niemal podskoczyła z radości.

Żywiła głęboką nadzieję, że mąż Ruth nigdy nie wróci, że przytrafi mu się coś albo po

prostu zniknie gdzieś bez śladu. A może znajdzie sobie inną? Po nim można się wszystkiego
spodziewać, myślała Mali. Wiedziała, że to okropne życzyć komuś źle i że Ruth ciężko by
przeżyła, gdyby stało się coś takiego. Może nie rozpaczałaby tak bardzo z tego powodu, że
Samuel nie wrócił, ale ciężko by przeżywała wstyd, że ją zostawił.

background image

Mali jednak obawiała się, że jej nadzieje okażą się płonne. Misjonarz zapewne prędzej czy

później znów się pojawi w Stornes. Mimo wszystko czerpał niemałe profity z tego, że
poślubił dziewczynę z tak dobrej rodziny. Takich drani diabli nie biorą, myślała Mali ponuro.

Ale kiedy już Samuel wyjechał, tym razem Ruth nie rozkwitła natychmiast tak jak

poprzednio. Wtedy poweselała i często bywała we wspólnej izbie. Teraz Mali musiała ją
przyprowadzać, namawiać, by posiedziała z nimi. I choć od wyjazdu męża minęło już wiele
dni, nadal niewiele się uśmiechała. Zupełnie jakby nie miała siły i śmiałości spojrzeć im
wszystkim w oczy. Mali nie rozumiała dlaczego i nie potrafiła się zdobyć na to, by ją o to
zapytać. Może dlatego, że bała się usłyszeć prawdę.

Zbadała córkę i stwierdziła, że nosi pod sercem tylko jedno dziecko.
- Tylko jedno - oznajmiła i poklepała leciutko Ruth po wystającym brzuchu. - Ale to

chyba dobrze. Z dwójką trudno by ci było sobie poradzić. Wygląda na to, że okresami
będziesz z dzieckiem sama, bo Samuel wyjeżdżać będzie teraz częściej do Berkak. Zresztą nie
zarobi na rodzinę, jeśli będzie cały czas siedział w miejscu.

- Właśnie z tego powodu musi opuszczać dom na jakiś czas - odpowiedziała Ruth po

cichu. - Ale ja sobie poradzę.

- Pewnie, poza tym masz nas - pocieszyła ją Mali. - Co prawda w kwietniu już ruszy

budowa waszego domu, zostaną wykopane i zalane fundamenty, ale nie wprowadzicie się tam
wcześniej niż w listopadzie.

- Tak się spodziewałam - rzekła Ruth.
- Zapewne cieszysz się, że będziesz mieszkać we własnym domu - dodała Mali. - To

całkiem inaczej niż tu, w wydzielonej części dworu. Poczujecie się wreszcie u siebie.

- Pewnie tak - odparła Ruth, nie okazując najmniejszej radości z powodu tej perspektywy,

i uciekła spojrzeniem w bok.

Nie, ta dziewczyna straciła całą radość życia, zmartwiła się Mali. Jedynie gdy rozmowa

schodziła na temat dziecka, jej przygasłe oczy nabierały blasku, a przez bladą twarzyczkę
przelatywał słaby uśmiech. Ruth nie ukrywała, że bardzo się cieszy, iż zostanie mamą. Jej
miłość do dziecka, które nosiła w swym łonie, była ogromna. Niemal nazbyt silna, myślała z
niepokojem Mali. Zupełnie jakby całą swoją przyszłość od niego uzależniała. Mali nawet bała
się myśleć, co by się stało, gdyby podczas porodu nastąpiły jakieś komplikacje albo gdyby
dziecku coś się stało. Boże, uchowaj, westchnęła w duchu. Jest już wystarczająco źle.


Wiosna przyszła nagle, niemal z dnia na dzień, tak jak czasem bywa w tych stronach kraju.

Już w pierwsze dni maja śnieg stopniał, odkrywając duże połacie pól. Pod wysokimi sosnami
i w zacienionych miejscach wciąż leżały zaspy i nie trzeba było nawet iść daleko pod górę, by
pojeździć na nartach. Choć można już było zdjąć kurtkę i szal, gdy przygrzewało słońce, ostry
powiew od majestatycznego, białego wciąż szczytu Stortind przypominał, że do prawdziwej
wiosny jeszcze daleko.

- Jaka piękna pogoda! - rozpromieniła się Ingeborg i wyjrzała przez otwarte w kuchni

okno. - Nareszcie wiosna!

- E, to dopiero początek maja, a już nieraz maj nas oszukał z pogodą - zauważyła Mali

spokojnie. - Kto wie, czy jutro, gdy się obudzimy, za oknem nie będzie szaleć zawieja.

- Nie, nie wierzę - stwierdziła Ingeborg i przymknąwszy oczy, zwróciła twarz ku słońcu. -

Czuję w kościach, że teraz będzie już ciepło.

- Miejmy nadzieję, że się nie mylisz - uśmiechnęła się Mali. - Wszyscy byśmy się z tego

cieszyli

- Fuj, jak śmierdzi! Znowu te lisy! - zawołała nagle Ingeborg. - Ten smród potrafi

wszystko zepsuć - rzekła poirytowana i zatrzasnęła okno.

- Jeszcze nie przywykłaś? - zdziwiła się Ane, która stała przy kuchennej ławie.
- Nie, chyba się nigdy nie przyzwyczaję do tego obrzydliwego smrodu.

background image

- Tyle że on nie zniknie - stwierdziła Mali. - Ani się obejrzymy, a kolejni chłopi, nie tylko

Ivar Sagmoen, założą hodowlę lisów obok gospodarstwa. Havard twierdzi, że na hodowli
srebrnych lisów można zarobić dużo pieniędzy.

- Aslak też tak twierdzi - zgodziła się z nią Ane. - Nawet miał pomysł, żebyśmy u nas przy

domu postawili klatki, ale kiedy się zorientował, ile wiąże się z tym pracy, zrezygnował -
dodała.

- I sporo kosztuje na początku - przypomniała Mali. - Ale czytałam jakiś czas temu w

gazecie, że najpiękniejsze srebrne lisy pochodzą właśnie z Norwegii. Na ich eksporcie
zarabiamy siedemdziesiąt milionów koron rocznie. Pomyśleć tylko! Siedemdziesiąt milionów
koron! Do Oslo na aukcje futer zjeżdżają ludzie z całego świata, tak pisali w gazecie.

- Nie może być! - zdziwiła się Ane. - Nie wiedziałam, że to taki świetny interes. Może

jednak przemyślimy tę sprawę raz jeszcze? - zastanowiła się i spytała: - A wy, Mali, nie
myśleliście o czymś takim?

- Nie, doprawdy, i bez hodowli lisów mamy co robić - odparła Mali. - Nie musisz się

więc, Ingeborg, obawiać, że i tu będzie śmierdziało - dodała, zerkając na służącą. - Na
szczęście ta przykra woń od Sagmoena dolatuje do nas tylko wtedy, gdy wieje wiatr od tamtej
strony. Z czasem przywykniesz i do tego, Ingeborg - dodała. - Ostatecznie kiedy mężczyźni
rozrzucają gnój na polach, by użyźnić ziemię, śmierdzi równie nieprzyjemnie, jak nie gorzej.

Ingeborg nie odpowiedziała, ale sądząc po minie, nie przekonały jej argumenty Mali.
- W takim razie idę do pracowni - oświadczyła Mali i sięgnęła po szal. - Dacie tu sobie

obie radę. Herborg poszła tylko do sklepu i zaraz wróci, więc pomoże wam w pracy.

- Idź już! - uśmiechnęła się Ane. - Poradzimy sobie.
- A jakby inaczej - mruknęła Ingeborg skwaszona. Wyraźnie jej dobry nastrój uleciał wraz

z lisim smrodem.

Jej doprawdy niewiele trzeba, by się naburmuszyć, pomyślała Mali i uśmiechnęła się

wielkodusznie. Wiedziała bowiem, że Ingeborg to minie, gdy trochę ponarzeka. Razem z Ane
już dawno się do tego przyzwyczaiły. Jednym uchem wpuszczały, a drugim wypuszczały jej
narzekania.


Herborg i Oja szli w dół w stronę szopy na łodzie. Skąpana w słońcu wieś pogrążona była

w leniwej ciszy niedzielnego dnia. Tylko ostrygojad zakłócał spokój przenikliwym
pokrzykiwaniem. Powierzchnia fiordu była gładka jak lustro, a im bliżej brzegu, tym silniej
pachniały wodorosty.

Kiedy już byli pewni, że są z dworu niewidoczni, Oja wziął Herborg za rękę, przyciągnął

ją ku sobie i pocałował. Uśmiechnęła się do niego i popatrzyła rozpromieniona. Słońce nadało
jej miedzianym włosom dodatkowego blasku, a cerze piękny odcień opalenizny. Oja
odetchnął głęboko i zanurzył palce w gęstej czuprynie.

- Jesteś szczęśliwa?
- Tak - odparła cicho i przyłożyła do jego ust swój palec z obrączką, tak że poczuł chłodny

metal. - Nie miałam pojęcia, że można doświadczyć takiego szczęścia.

Oja uśmiechnął się, objął ją ramieniem i ruszyli dalej w dół. On też odczuwał podobnie.

Kiedy wrócili z miasta z obrączkami na palcach, poczuł, jak spłynął na niego spokój i gdzieś
uleciała bezradność, która przez długi czas nim targała. Wystarczyło, że spojrzał na Herborg,
a jego serce drżało z radości. Poczuł się taki bezpieczny i to uczucie z każdym dniem stawało
się coraz bardziej intensywne. Jego życie nie składało się już tylko z pracy we dworze. Teraz
obecność Herborg nadawała mu sens.

Cieszyło go, że rodzice z obu stron z taką radością przyjęli ich zaręczyny, czemu wyraźnie

dali wyraz. Oja wiedział, że gdyby było trzeba, gdyby nie zaakceptowali jego wyboru,
sprzeciwiłby się wszystkim, bo miał absolutną pewność, że Herborg jest tą jedyną. Ale na

background image

szczęście nie musiał tego udowadniać. Uroczystość zaręczyn, podczas której ze wszystkich
stron padały wyłącznie miłe słowa, przerodziła się w radosne święto.

Co prawda domyślał się, że Helga nie była usposobiona do niego przyjaźnie, tak samo jak i

jej córka, ale od tamtego wieczoru w Gjelstad, gdy zerwał z Ruth Liną, więcej nie miał z nimi
kontaktu. Doszły tylko do niego słuchy, że Helga dzwoniła do mamy. I choć nie pytał, a
mama sama z siebie nic nie wspomniała, domyślił się, że nie była to miła rozmowa. Na tyle
zdążył poznać Helgę przez ten czas, kiedy bywał w Gjelstad, by wiedzieć, jaka bywa uparta i
zawzięta, gdy ktoś sprzeciwi się jej woli. A dla niej wydanie córki za Stornesa było
największą ambicją, zresztą Helga nigdy tego nie kryła.

Oja szybko jednak odsunął przykre myśli, bo nie chciał sobie psuć tej intensywnej radości,

której doświadczał.

- Zobacz, ukwap zakwitł! - Przy szopie na łodzie Herborg nachyliła się, by zerwać drobne

różowe kwiatki. - I goździki nabrzeżne także! Czyż nie są piękne? Spójrz, Oja! - popatrzyła
na niego lśniącymi oczami i pokazała mu kwiaty.

Pokiwał głową, choć nie widział niczego prócz niej. Jej uroda przyćmiewała wszystko.
- Posiedzimy tu przy szopie przez chwilę? - zapytała Herborg, podając mu rękę.
- Myślę, że moglibyśmy pójść na spacer w stronę cypla Stornes - odparł. - Znam tam

śliczną zatoczkę zupełnie przy brzegu morza. Tam nas nikt nie zobaczy, Herborg. A tu... -
Odwrócił się i spojrzał w stronę dworu. - A tu nigdy nie wiadomo.

- A co w tym złego, że ktoś nas zobaczy?
Oja nie odpowiedział, tylko pociągnął dziewczynę za sobą w stronę skał na brzegu.

Zależało mu na tym, żeby znaleźć jakieś całkiem spokojne miejsce, gdzie nie musieliby się
obawiać, że ktoś ich zaskoczy. Miejsce, gdzie mógłby się z nią kochać, nie myśląc o tym, że
ktoś ich usłyszy, tak jak w sypialni na poddaszu. Nie zamierzał się jednak do tego przed nią
przyznawać.

- Tam jest po prostu ślicznie - powiedział tylko. - I przytulnie jak w gniazdku.
Uśmiechnęła się do niego, a on poczerwieniał na twarzy, bo po jej roześmianych oczach

poznał, że przejrzała jego zamiary.

- Myślę, że spodoba mi się ta zatoczka - powiedziała rozpromieniona i oparła się o niego

całym ciałem. - Bardzo mi się spodoba, Oja.

Objęła go w pasie i tak przytuleni ruszyli w stronę cypla.

Miejsce było doskonałe. Z zacisznej zatoczki rozpościerał się widok na fiord. Nie groziło

im, że ktoś ich tam zobaczy. Herborg przez moment zastanawiała się, skąd Oja zna to miejsce
i czy może był tam już z kimś, ale szybko porzuciła tę myśl. To, co się zdarzyło, zanim ona
pojawiła się w jego życiu, nie miało żadnego znaczenia. Przynajmniej dla niej. Parę razy
pomyślała ze współczuciem o Ruth Linie, ale przecież nic nie mogła na to poradzić.

Oja położył się i pociągnął ją za sobą. Objął ją ramieniem i przysunął się bliżej niej.
- I co, ładne miejsce?
Pokiwała głową i uśmiechnęła się. Wtuliła się w niego i wciągnęła głęboko w nozdrza

słony zapach morskiej wody.

- Popatrz, jak góry przeglądają się w wodach fiordu - wyszeptała. - Pięknie tu.
- Będziesz się tu dobrze czuła, kiedy się już przeprowadzisz?
Spojrzała mu w oczy i z powagą pokiwała głową.
- Tak, na pewno będzie mi tu dobrze. To najpiękniejsze miejsce na ziemi.
Oja nigdy nie myślał w ten sposób, ale kiedy spojrzał w dal na fiord i majestatyczne

szczyty pokryte na wierzchołkach czapami śniegu, uświadomił sobie, że Herborg być może
ma rację.

- A poza tym ty tu jesteś - wyszeptała, dotykając ustami jego szyi. - Mogłabym mieszkać

gdziekolwiek, byleby być przy tobie.

background image

- Och, ty...
Zarumienił się z radości, bo jej słowa napełniły go niewymownym szczęściem. Po raz

pierwszy w swym życiu czuł się naprawdę kochany. Herborg nigdy nie ukrywała, ile on dla
niej znaczy. Powtarzała to często i chętnie, a kiedy brał ją w ramiona, topniała w nich jak
masło. Myślał z nabożeństwem o tym, że nie miała przed nim innych mężczyzn, bo w jego
oczach była najcudowniejszą istotą, jaką stworzył Bóg. Mogłaby mieć każdego, ale chciała
tylko jego. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował wilgotne półotwarte usta.

- Będziesz najpiękniejszą panną młodą - rzekł chrapliwie.
- Naprawdę?
Zarzuciła mu ręce na szyję, a on obrócił ją tak, że teraz pochylał się nad nią.
- Będziesz miała na głowie wianek - mówił wzruszony. - I bukiet kwiatów w dłoniach.

Tak kochasz przecież kwiaty!

- Ale to nie jest przyjęte. Może twoja mama nie będzie chciała...
- Ja chcę - przerwał jej. - Będziesz miała białą suknię z welonem, wianek we włosach i

kwiaty. Taką cię widzę każdej nocy.

- Na Boga - roześmiała się drażniąco i pocałowała go w czubek nosa. - Skąd ty wiesz o

białej sukni i welonie?

- Dorbet pokazywała mi taki katalog czy jak to się tam nazywa - mruknął zawstydzony. -

Teraz w modzie są białe suknie, przynajmniej w mieście. Dorbet mówi, że też chce brać ślub
w bieli. A ja pragnę tego samego dla ciebie.

Herborg przyciągnęła do siebie jego twarz. Nie wspomniała mu o tym, że Dorbet

pokazywała jej ten sam katalog. Nie miała nic przeciwko temu, by wystąpić w białej sukni w
dniu ślubu. Oglądając zdjęcia, czuła w środku miłe łaskotanie. Będę piękna tego dnia, myślała
uszczęśliwiona, bo bardzo chciała podobać się Oi.

- W takim razie włożę białą suknię - wyszeptała, przytulona do jego policzka.
- Będziesz wrześniową panną młodą w bieli - wymamrotał, przywierając ustami do jej

warg. - Jeszcze tyle czasu.

- Nie, to szybko minie - roześmiała się, przywierając do niego ciałem. - Najpierw się

przeprowadzę, zabiorę wszystkie moje rzeczy, ty zaś musisz uporać się ze żniwami i
sianokosami. Jesteś przecież dziedzicem! No i czekają nas jeszcze narodziny dziecka Ruth i
chrzciny. - Popatrzyła na niego trochę zmartwiona. - Twoja mama będzie miała tyle na głowie
w związku z chrzcinami i weselem. Moja mama wspomniała, że moglibyśmy urządzić wesele
u nas w domu, ale tam jest trochę mało miejsca.

- Jest w zwyczaju, że wesele urządza dwór, który zyskuje młodą gospodynię - rzekł Oja. -

Więc jeśli ty ani twoi rodzice nie macie nic przeciwko temu... Chyba że wolałabyś...

- Nie, bardzo chciałabym mieć wesele w Stornes - zarumieniła się Herborg i zerknęła na

niego nieśmiało. - Nigdy nie sądziłam, że będę panną młodą w takim okazałym dworze.
Martwię się tylko o twoją mamę, że dla niej to kłopot...

- Ma jej kto pomóc - odrzekł Oja beztrosko. - Zresztą wiem, że mama bardzo się cieszy.

Ruth i Samuel zapewne nie będą chcieli urządzać wystawnych chrzcin, więc...

Oja ujął w dłoń jej pierś. Herborg wstrzymała oddech, a kiedy podniósł jej spódnicę,

wyczuł, że jej ciało sztywnieje, stawia opór.

- A jeśli ktoś nas zobaczy? - zapytała przestraszona.
- Nikt nas tu nie zobaczy - odparł, czując, jak szumi mu w głowie, a krew mocniej pulsuje

w żyłach. - Nikt tu nie przychodzi.

Rozluźniła się i pozwoliła mu na pieszczoty. Rozpiął jej bluzkę i odsłonił krągłe piersi.

Ciemnobrązowe brodawki skuliły się, gdy nagie ciało owionął wiosenny wietrzyk.

- Marzniesz? - zapytał.
- Nie...

background image

Nigdy się nie kochali poza sypialnią na poddaszu, gdzie zawsze zachowywali czujność w

obawie, że ktoś ich usłyszy. Tutaj wreszcie byli sami. I choć Oja płonął z pożądania, nie
śpieszył się. Pieścił ją, całował i szeptał do ucha miłosne wyznania. Nigdy by nie
przypuszczał, że skieruje kiedyś do kogoś takie słowa. Serce Herborg napełniło się
bezgraniczną miłością. Kiedy wsunął się w nią, jęknęła głośno. Zaplotła nogi wokół jego ciała
i zamknęła oczy. Oszołomiona, myślała z niedowierzaniem, że możliwe jest takie szczęście.
Było jej tak szaleńczo cudownie. Powoli podniosła powieki i przejrzała się w błękitnych
oczach Oi. On jęknął głośno, a ona poczuła, jak ją wypełnia. Zakręciło jej się w głowie. Jakieś
nieznane doznania narastały w niej gwałtownie, a potem przetoczyły się przez jej ciało
niczym lawina. Zdawało się jej, że straciła kontrolę nad sobą, rozłożyła szeroko ramiona i
zacisnęła dłonie wokół kępek trawy: Słońce zwaliło się na nią, a ona zamknęła oczy i wydala
z siebie cichy krzyk. A potem wszystko zniknęło w oślepiającym blasku tysiąca słońc.


Wracali z powrotem boso, stąpając po ciepłych skałach nad brzegiem. Przytuleni

uśmiechali się do siebie z miłością. Jego dłonie wciąż jej dotykały. Zatrzymali się na chwilę,
zamoczyli nogi w wodzie i krzyknęli, gdy się okazało, że jest lodowata. Jak dzieci, beztroskie,
szczęśliwe dzieci. Po drodze jeszcze raz się zatrzymali. Oja wtulił twarz w jej gęste włosy i
westchnął cicho: - Herborg, Herborg.

Stała przy nim, nic nie mówiąc, bo słowa były zbędne.
Przy szopie na łodzie włożyli buty. Herborg poprawiła bluzkę, przeczesała dłońmi włosy i

zapytała Oję:

- Jak wyglądam?
- Jak dziewczyna, która właśnie oddała się ukochanemu - drażnił ją.
- No coś ty - zarumieniła się i machnęła ręką. - Mówię poważnie, Oja. Chyba nikt nie

zauważy, że...

- Tylko ja wiem - skłamał, wpatrzony w nią jak w obraz.
Bo tak naprawdę z daleka bił od niej taki blask, że nietrudno się było domyślić prawdy.

Ale co z tego? Przecież należą do siebie, nosi na palcu obrączkę zaręczynową od niego. Niech
wszyscy się dowiedzą, że ją kocha i z nią się kocha. Nie liczy się nikt prócz nich dwojga. Na
zawsze. Pogłaskał ją pośpiesznie po policzku i powtórzył:

- Tylko ja, Herborg.

Oja zmarszczył brwi i zmrużywszy oczy, popatrzył na bryczkę i konia przywiązanego przy

spichlerzu. Podejrzanie przypominała bryczkę gospodarza z Gjelstad. Nagle poczuł w sobie
niepokój i zdawało mu się, że przenika go lodowaty chłód.

- Ktoś przyjechał - stwierdziła zaskoczona Herborg. - Spodziewaliście się gości?
- Nic mi nie wiadomo - odpowiedział, a serce zabiło mu mocniej.
Oja zauważył je od razu, gdy otworzył drzwi do izby. Ruth Lina siedziała z tyłu na krześle,

a za nią niczym mroczny cień dominowała Helga. Naprzeciwko zaś stała Mali z Havardem.
Oczy wszystkich zwróciły się na wchodzących. Herborg wciąż trzymała Oję za rękę.

- No proszę, jest i dziedzic - odezwała się Helga, uśmiechając się złowrogo, i zlustrowała

Herborg. - Nareszcie, bo czekaliśmy długo.

Zaległa cisza. Ruth Lina podniosła głowę i popatrzyła na Oję, a z jej pociemniałych oczu

wyzierała nienawiść. Czy tak ciężko jest jej znieść zerwanie? - zastanowił się Oja. Nigdy nie
czuł, by był dla niej aż tak ważny. Często nawet zdawało mu się, że mogłaby się obejść bez
niego, byleby dostać Stornes. Ale z pewnością się mylił. Ruth Lina nie jest taka.

- Nie spodziewałem się was - odparł Oja.
Herborg usiłowała oswobodzić swą dłoń, ale on jej nie puszczał, jakby pragnął trzymać ją

z całych sił, by mu się nie wymknęła.

background image

- Nie, my też się nie spodziewaliśmy - odezwała się Mali i odwróciła do syna. -

Przyjechały bez uprzedzenia.

Oczy matki pociemniały jakby ze zmartwienia, pomyślał Oja.
- Ruth Lina jest w ciąży, Oja - dodała cicho.
Nie od razu dotarło do niego znaczenie tych słów. Stał w milczeniu, patrząc to na matkę, to

na Ruth Linę.

- W ciąży...
- Chyba słyszysz, co mówi twoja matka - warknęła Helga. - Dziewczyna spodziewa się

dziecka, a ty chyba wiesz najlepiej, kto je zmajstrował, prawda? Dlatego też przyjechałyśmy
tu, by się dowiedzieć, czy nie będziesz uciekał od odpowiedzialności.

- Odpowiedzialności?
Pot oblał mu plecy, zemdliło go i zakręciło mu się w głowie.
- Dziecko jest twoje, chyba nie zamierzasz zaprzeczać? Słyszał głos Helgi jakby z oddali.

Próbował ponownie uchwycić wzrok Ruth Liny, ale ona spuściła oczy i skubała nerwowo
szew sukienki. Oja nic z tego nie rozumiał. Próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz był
z nią w łóżku, ale w głowie miał mętlik

- Ależ jesteś zakłopotany - zaśmiała się pogardliwie Helga i dumnie wyprostowała kark. -

Takiego cię chyba Ruth Lina nie znała - dodała, kładąc dłoń na ramieniu córki. - Sądząc po
skutkach, wiedziałeś, jak się do niej zabrać, gdy zostawaliście w Gjelstad sam na sam.

Oja aż się skulił pod wpływem jej słów. Wydały mu się takie prostackie i wulgarne.
- I co teraz? - ciągnęła Helga napastliwie. - Weźmiesz odpowiedzialność za swoje

dziecko? Niełatwo będzie ci się wymigać od tego, jeśli zachowałeś choć odrobinę honoru,
chyba rozumiesz! Zresztą to dziewczę obok ciebie pewnie też zdaje sobie z tego sprawę -
dodała, wbijając w Herborg pociemniałe z nienawiści spojrzenie. - A może to dla niej bez
znaczenia, że spłodziłeś już dziecko innej?

Usłyszał tylko jęk Herborg. Uwolniła swą dłoń i odwróciła się na pięcie, po czym

wybiegła z izby. Powoli Oja odwrócił głowę i popatrzył na zamknięte drzwi. Zobaczył w nich
drzwi do ich wspólnego życia, które się gwałtownie przed nim zatrzasnęły.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anne Lise Boge 12 Wyrzuty sumienia
Anne Lise Boge 19 Kusiciel
Anne Lise Boge 05 Księżycowa noc
Anne Lise Boge 13 Uwięziona
Anne Lise Boge 20 Cienie przeszłości
Anne Lise Boge 14 Powrót syna
Anne Lise Boge 23 Igranie z losem
Anne Lise Boge 18 Siostry
Boge Anne Lise Boge Grzech pierworodny tom 04 Dziecko miłości

więcej podobnych podstron