Thomas HOBBES
LEWIATAN, czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego
rozdziały XIII, XIV, XVII
przełożył Czesław Znamierowski
PWN 1954
Rozdział XIII
O PRZYRODZONYM STANIE LUDZKOŚCI, CO SIĘ TYCZY JEJ SZCZĘŚCIA I
NIESZCZĘŚCIA
Natura uczyniła wszystkich ludzi tak równymi, co się tyczy władz cielesnych i
duchowych, że chociaż znajdzie się czasem człowiek wyraźnie silniejszy na ciele lub
bystrzejszy umysłem niż inny, to przecież, gdy weźmie się wszystko w rachubę,
różnica między człowiekiem a człowiekiem nie jest tak znaczna, ażeby na tej
podstawie jeden człowiek mógł mieć roszczenie do korzyści, do której inny nie
mógłby mieć równego roszczenia. Co się tyczy siły cielesnej, to najsłabszy człowiek
ma dość siły, ażeby zabić najmocniejszego albo tajemną machinacją, albo łącząc się
z innymi ludźmi, którzy są w takim samym niebezpieczeństwie jak on.
Co się zaś tyczy władz umysłu (pozostawiając na stronie umiejętności oparte na
użyciu słowa, a w szczególności tę sprawność w dochodzeniu do reguł ogólnych i
niewątpliwych, która nazywa się wiedzą naukową i którą posiada bardzo niewielu i co
do niewielu rzeczy, jako że nie jest to władza umysłu przyrodzona i dana nam z
urodzenia i że nie osiągamy jej tak, jak przezorności, wtedy, gdy nam na czymś
innym zależy), to ja widzę jeszcze większą równość między ludźmi, niż co się tyczy
siły cielesnej. Albowiem przezorność nie jest niczym innym niż doświadczeniem,
które wszyscy ludzie zdobywają w równej mierze w jednakowym czasie co do rzeczy,
które ich w równej mierze interesują. To co, być może, czyni taką równość
nieprawdopodobną, to nic innego, niż bezzasadne pojęcie człowieka o własnej
mądrości, którą niemal każdy człowiek w swoim przekonaniu posiada w większej
mierze niż człowiek pospolity, to znaczy: niż wszyscy inni ludzie, wyjąwszy jego
samego i nielicznych innych, których on uznaje ze względu na ich sławę albo na to,
że mają zgodne z nim cele. Taka jest bowiem natura człowieka, że choćby nawet
uznawał, iż wielu innych ma większy dowcip, większą wymowę czy wiedzę, to
przecież z trudnością wierzy, iżby było wielu ludzi tak mądrych jak on sam: swój
własny rozum widzi on bowiem bezpośrednio, rozum innych ludzi zaś z pewnej
odległości. Lecz to dowodzi, że w tym punkcie ludzie są raczej równi, niż nierówni.
Zazwyczaj bowiem nie ma pewniejszego znaku, że jakaś rzecz jest rozdzielona
między ludźmi równo, niż to, że każdy człowiek jest zadowolony z tego, co mu się
dostało.
Z tej równości uzdolnień wypływa równość nadziei, że możemy osiągnąć nasze cele.
Jeśli wiec jacyś dwaj ludzie pragną tej samej rzeczy, której niemniej nie mogą obaj
posiadać, to stają się nieprzyjaciółmi; i na drodze do swego celu (którym przede
wszystkim jest zachowanie własnego istnienia, a czasem tylko własne zadowolenie)
starają się zniszczyć jeden drugiego albo sobie podporządkować. A stąd, gdzie
napastnik nie potrzebuje się bać niczego więcej, niż siły innego poszczególnego
człowieka, tam, jeśli jeden sadzi, sieje, buduje lub posiada wygodną siedzibę, inni,
jak można oczekiwać, prawdopodobnie przyjdą, zjednoczywszy przed tym swoje siły,
by go pozbawić tego, co posiada, i odebrać mu nie tylko owoc jego pracy, lecz
również życie lub wolność. A napastnik z kolei wystawiony jest na podobne
niebezpieczeństwo ze strony innych ludzi.
Przed tą nieufnością wzajemną nie może się człowiek zabezpieczyć niczym tak
rozumnie, jak podejmując środki zaradcze; a mianowicie siłą lub podstępem
opanowując wszystkich ludzi, których opanować może, póki nie widzi żadnej innej
siły dość wielkiej, by mogła mu zagrozić. Tak postępując nie czyni on nic więcej niż
to, czego wymaga jego własne samozachowanie; a to jest ogólnie dozwolone. Ale
ponieważ są ludzie, którzy znajdują przyjemność w kontemplowaniu swej własnej
mocy w aktach podboju, który posuwają dalej, niż tego wymaga własne ich
bezpieczeństwo, przeto inni ludzie, którzy skądinąd byliby zadowoleni skromnymi
granicami, nie mogliby ostać się na długo, polegając tylko na własnych siłach
obronnych, gdyby przez napaść nie zwiększyli swej mocy. A wobec tego takie
powiększenie władztwa nad ludźmi winno być dozwolone człowiekowi, skoro jest
niezbędne dla jego zachowania.
Ludzie nie znajdują przyjemności w życiu gromadnym (przeciwnie, raczej znajdują
wiele przykrości), gdzie nie ma mocy, która by była zdolna trzymać w strachu ich
wszystkich. Każdy człowiek bowiem uważa na to, by jego towarzysz go cenił w tym
samym stopniu, w jakim on sam siebie ceni. A na wszelkie oznaki pogardy czy
niedostatecznej oceny odpowiada z natury rzeczy tym, że usiłuje, o ile tylko ma
odwagę, wymusić na tych, którzy nim pogardzają, większe uważanie, czyniąc im
jakąś krzywdę (a pośród tych, co nie mają nad sobą takiej jednej siły, która by ich
trzymała w spokoju, odwaga ta jest dość duża, by się mogli zniszczyć wzajemnie), na
innych zaś tym właśnie przykładem.
Tak więc w naturze człowieka znajdujemy trzy zasadnicze przyczyny waśni.
Pierwsza, to rywalizacja; druga, to nieufność; trzecia, to żądza sławy.
Pierwsza sprawia, że ludzie dokonują napadów dla zysku; druga, że czynią to dla
swego bezpieczeństwa; trzecia zaś, że czynią to dla swej sławy. Pierwsza posługuje
się gwałtem, ażeby uczynić się panem innych mężczyzn, kobiet, dzieci i trzody;
druga, ażeby tych samych rzeczy bronić; trzecia czyni użytek z gwałtu dla takich
drobnostek jak słowo, uśmiech, odmienna opinia czy też jakiś inny znak
niedostatecznego uważania, bądź bezpośrednio własnej napadającego osoby, bądź
pośrednio przez niedostateczną ocenę krewnych, przyjaciół, jego narodu, zawodu
czy imienia.
Jest więc oczywiste, że gdy ludzie żyją nie mając nad sobą mocy, która by ich
wszystkich trzymała w strachu, to znajdują się w stanie, który się zwie wojną; i to w
stanie takiej wojny, jak gdyby każdy był w wojnie z każdym innym. Albowiem wojna
polega nie tylko na walce czy też na rzeczywistym zmaganiu; czasem wojny jest
odcinek czasu, w którym dostatecznie jest wyraźne zdecydowanie na walkę. A
wobec tego pojęcie czasu należy włączyć do natury wojny tak, jak włącza się je do
natury pogody. Istota złej pogody nie polega bowiem na jednej nawałnicy czy też na
dwóch, lecz na tym, że się na nią zanosi w ciągu wielu kolejnych dni. Podobnie
natura wojny polega nie na rzeczywistym zmaganiu, lecz na widocznej do tego
gotowości w ciągu całego tego czasu, w którym nie ma pewności, że jest przeciwnie.
Wszelki inny czas zaś jest czasem pokoju.
Tak więc wszystko, co się odnosi do czasu wojny, w którym każdy człowiek jest
nieprzyjacielem każdego innego, to odnosi się również do czasu, w którym ludzie
żyją bez żadnego innego zabezpieczenia niż to, jakie im daje własna siła i własna
inwencja. W takim stanie nie masz miejsca na pracowitość, albowiem niepewny jest
owoc pracy; i co za tym idzie, nie masz miejsca na odrabianie ziemi ani na
żeglowanie, nie ma bowiem żadnego pożytku z dóbr, które mogą być przywiezione
morzem; nie ma wygodnego budownictwa; nie ma narzędzi do poruszania i
przesuwania rzeczy, co wymaga wiele siły; nie ma wiedzy o powierzchni ziemi ani
obliczania czasu, ani sztuki, ani umiejętności, ani sztuki słowa, ani społeczności. A co
najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie
człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie.
Może się to wydać dziwne komuś, kto niedostatecznie zważył te rzeczy, że natura
tak rozdzieliła ludzi i że dała im możność napadać się wzajemnie i niszczyć; i może
on wobec tego, nie zawierzając temu wnioskowi opartemu na uczuciach, chcieć, być
może, ażeby to potwierdziło doświadczenie. Niechaj więc zważy sam, że się uzbraja,
gdy udaje się w podróż, i że stara się znaleźć w dobrym towarzystwie; że zamyka
szczelnie swe drzwi, gdy idzie spać; że nawet pozostając w domu, zamyka swe
skrzynie; i to wtedy, gdy wie, że są prawa i że są uzbrojeni przedstawiciele władzy,
których zadaniem jest karać za wszelkie krzywdy, jakie by mu uczyniono. Niechaj
rozważy, co myśli o swoich współobywatelach, gdy tak podróżuje uzbrojony; i co
myśli o mieszkańcach miasta, gdy zaryglowuje drzwi; i o swoich dzieciach i sługach,
gdy zamyka swe skrzynie. Czy nie oskarża on tu całego rodzaju ludzkiego w równej
mierze swoim postępowaniem, jak ja to czynię mymi słowami? Ale ani on, ani ja, nie
oskarżamy natury człowieka samej przez się. Pragnienia człowieka i inne jego
uczucia same przez się nie są grzechem. I nie są również grzechem działania, jakie
wypływają z tych uczuć, póki człowiek nie zna prawa, które ich zakazuje. Nie może
zaś znać takich praw, póki nie zostaną ustanowione; i nie może być ustanowione
żadne prawo, póki wszyscy ludzie nie zgodzą się co do osoby, która ma je stanowić.
Ktoś może przypadkiem pomyśleć, że nigdy nie było takiego czasu ani takiego stanu
wojny, o jakim tu jest mowa; i ja myślę, że taki stan nigdy nie istniał powszechnie na
całym świecie; lecz wiele jest miejsc, gdzie ludzie żyją w takiej wojnie nawet i teraz.
Oto bowiem ludy dzikie w różnych miejscach Ameryki nie mają żadnego rządu poza
władzą w małych rodzinach, których zgoda zależy od przyrodzonych pożądań; i ludy
te dzisiaj żyją jak zwierzęta, jak to już powiedziałem powyżej. Niemniej można sobie
przedstawić, jaki byłby sposób życia ludzi, gdyby nie było jednej mocy, której by się
bali; a to na podstawie tego, jak obniża się zazwyczaj w wojnie domowej sposób
życia ludzi, którzy przedtem żyli pod rządami pokojowymi.
Lecz chociaż nigdy nie było takiego czasu, kiedy by ludzie poszczególni znajdowali
się w stanie wojny jeden z drugim, to przecież po wszystkie czasy królowie i osoby,
posiadające władzę suwerenną, przez to, że są od siebie niezależni, wciąż sobie
zazdroszczą wzajemnie i pozostają w stanie i postawie gladiatorów, którzy wysunęli
swój oręż i mają oczy utkwione jeden w drugim; tą ich bronią są forty, garnizony i
działa na granicach ich królestw oraz szpiedzy, których nieustannie utrzymują u
sąsiadów; a to jest postawa wojenna. Lecz że tym ochraniają pracę wytwórczą
swoich poddanych, więc to nie pociąga za sobą tych nieszczęść, jakie towarzyszą
wolności poszczególnych jednostek.
Ta wojna każdego człowieka z każdym innym ten ma jeszcze skutek, że nic tutaj nie
może być niesprawiedliwe. Pojęcia tego, co słuszne i niesłuszne, sprawiedliwości i
niesprawiedliwości, nie mają tu miejsca. Gdzie nie ma nad ludźmi jednej wspólnej
mocy, tam nie ma prawa; a gdzie nie ma prawa, tam nie ma niesprawiedliwości. Siła i
podstęp są w wojnie dwiema kardynalnymi cnotami. Sprawiedliwość i
niesprawiedliwość nie są w ogóle władzami ani ciała, ani umysłu. Gdyby nimi były, to
mogłyby być w człowieku, który by był sam na świecie, podobnie jak mogą być w nim
wtedy zmysły i uczucia. Są to cechy, które przysługują ludziom w społeczeństwie, nie
zaś w samotności. I z tego stanu wojny wypływa również, że nie ma w nim ani
własności, ani władzy, ani różnicy między moim i twoim; do każdego człowieka
należy tylko to, co może sam zdobyć, i na tak długo, jak długo może to utrzymać w
swej mocy. Tyle o tej złej sytuacji, w jakiej sama natura stawia człowieka; niemniej
daje mu ona możność wydobyć się z tego położenia; ta możność tkwi w części w
jego uczuciach, w części zaś w jego rozumie.
Uczucia, które skłaniają ludzi do pokoju, to strach przed śmiercią, pragnienie takich
rzeczy, jakie są niezbędne do wygodnego życia, oraz nadzieja, że swą pilnością i
pracą człowiek będzie mógł je zdobyć. Rozum zaś poddaje wygodne warunki pokoju,
na których ludzie mogą dojść do zgody. Te warunki pokoju to normy, które inaczej
nazywają się prawami natury. O nich będę mówił bardziej szczegółowo w dwóch
następnych rozdziałach.