Chile - Chrystianofobia i budowa nowego
państwa
Spalenie dwóch kościołów w stolicy Chile – na tydzień przed
kluczowym dla tego kraju referendum konstytucyjnym – jest
wyrazem chrystianofobii radykałów „nowej lewicy,” ale także
frustracji większości społeczeństwa, które chce odejść od
neoliberalnej spuścizny gen. Pinocheta i „zrównoważonego
rozwoju” wdrażanego przez rządzącą elitę.
Chilijczycy mają zagłosować 25 października w sprawie zmiany
konstytucji, która pochodzi jeszcze z czasów dyktatury gen. Augusto
Pinocheta. W październiku 2019 roku w związku ze wzrostem opłat za
bilety na metro ludzie masowo wyszli na ulice. Obywatele skarżyli się
już nie tylko na kolejną w ciągu 15 lat podwyżkę biletów na transport
publiczny, od którego uzależnionych jest wielu, ale także na niskie
emerytury, niski poziom edukacji publicznej, kiepską publiczną opiekę
zdrowotną i zabetonowany system władzy politycznej, sprzyjający
odrealnieniu elity rządzącej. Wśród protestujących znaleźli się
członkowie radykalnej lewicy, oskarżanej o wszczynanie burd i
eskalację napięcia społecznego.
Po brutalnym stłumieniu zamieszek i dalszej eskalacji nastrojów
ostatecznie 15 listopada 2019 roku rząd prezydenta Sebastiána
Piñery doszedł z opozycją do porozumienia. Zgodzono się na
referendum w sprawie potencjalnego stworzenia nowej konstytucji.
Referendum początkowo zaplanowano na kwiecień 2020 r., ale ze
względu na pandemię przełożono je o kolejnych kilka miesięcy - na 25
października. W niedzielnym głosowaniu Chilijczycy zadecydują o
tym, czy konstytucja powinna być na nowo napisana i kto ma to
zrobić: czy nowe Zgromadzenie Konstytucyjne, czy też komisja
złożona z obecnych członków Kongresu i nowych delegatów, którzy
zostaną wybrani w kwietniu przyszłego roku. Komisja miałaby rok na
stworzenie ustawy zasadniczej, wymagającej – zgodnie ze spuścizną z
epoki Pinocheta – zatwierdzenia każdego jej artykułu przez dwie
trzecie kongresmenów. Ratyfikacja ustawy zasadniczej miałaby
nastąpić w kolejnym referendum na początku 2022 r.
Bój jednak toczy się o to, by konstytucja została napisana na nowo
przez Zgromadzenie Konstytucyjne złożone nie tyle z kongresmenów,
co z szerszej grupy obywateli. Obecna ustawa zasadnicza została
zatwierdzona w referendum w 1980 roku, u szczytu władzy generała
Pinocheta obarczanego odpowiedzialnością za tysiące porwań i
zgonów przeciwników dyktatury. Nowelizowano ją w 1989 i 2005
roku, ale krytycy uważają, że duża większość w Kongresie potrzebna
do zmiany prawa sprawia, że małe, skrajne partie zbyt łatwo stają na
drodze żądaniom obywateli. Dodatkowo krytycy podnoszą argument,
że większy nacisk kładzie się w ustawie zasadniczej na ochronę
własności prywatnej i interesów biznesowych niż na kwestie takie jak
zdrowie publiczne, edukacja i zabezpieczenie emerytalne.
Przeciwnicy zmian wskazują, że to właśnie obecna konstytucja
gwarantowała trzy dekady stabilnego wzrostu gospodarczego,
czyniąc Chile – jak się wyraził prezydent Piñera – „oazą” Ameryki
Łacińskiej.
Sondaże sugerują, że około 70 proc. obywateli chce nowej ustawy
zasadniczej, gwarantującej bezpłatny dostęp do wysokiej jakości
edukacji i opieki zdrowotnej wszystkim obywatelom. Oderwanie od
rzeczywistości elity rządzącej, korzystającej z prywatnych usług,
spowodowało gwałtowną erozję zaufania obywateli, mających dość
stale pogarszającej się jakości usług publicznych, drożyzny i
brutalności policji. Niecały miesiąc przed głosowaniem służby
wewnętrzne brutalnie stłumiły demonstracje w stolicy kraju. W
piątek przed eskalacją protestów i podpaleniem kościołów
carabineros użyli gazu łzawiącego i strumieni wody pod wysokim
ciśnieniem, aby rozproszyć ludzi gromadzących się na Plaza Italia. Na
forach społecznościowych zawrzało po opublikowaniu filmików z
udziałem m.in. 16-letniego chłopca wyrzuconego przez balustradę
mostu przez policjanta. Chłopiec wpadł do brudnego, betonowego
kanału rzeki Mapocho, gdzie leżał nieruchomo, twarzą w dół, w
płytkiej wodzie. Trafił on później do szpitala, a obecnie jego stan jest
stabilny. Odnosząc się do incydentu w przemówieniu telewizyjnym,
generał Enrique Monrás, rzecznik Carabineros, nie wykluczył
pociągnięcia do odpowiedzialności funkcjonariuszy, chociaż jego
zdaniem chłopiec „stracił równowagę i upadł” podczas aresztowania.
Politycy opozycji wezwali generała Mario Rozasa, szefa Carabineros,
do rezygnacji po serii domniemanych naruszeń praw człowieka. Po
ubiegłorocznych demonstracjach i zamieszkach z udziałem policji, w
wyniku których ponad 300 osób straciło przynajmniej jedno oko, a 30
osób zginęło, władze ukarały 16 policjantów. Od początku
demonstracji w zeszłym roku do chwili obecnej szefostwo MSW
zmieniało się trzykrotnie. Kilka misji międzynarodowych, w tym
delegacja wysłana przez wysoką komisarz ONZ ds. praw człowieka
Michelle Bachelet, byłą prezydent Chile, oskarżyło policję o liczne
naruszenia, w tym o tortury i wykorzystywanie seksualne.
Chrystianofobia jako skutek skandalu homo-pedofilskiego?
Część uczestników zgromadzenia z 18 października br. w centrum
Santiago – protestujących w rocznicę wybuchu zeszłorocznych
masowych demonstracji – zaczęła wieczorem grabić i niszczyć mienie
prywatne, a także podpaliła dwa katolickie kościoły. Świątynie pod
wezwaniem św. Franciszka Borgii i Matki Bożej Wniebowziętej zostały
doszczętnie zniszczone. Gdy upadała iglica jednego z kościołów, tłum
wiwatował. Według przedstawiciela Kościoła, skradziono również
kilka przedmiotów religijnych. Kościół pw. św. Franciszka Borgia jest
miejscem, w którym odbywają się uroczystości organizowane przez
policję.
Fotograf: IVAN ALVARADO/Archiwum: Reuters
Chilijska Konferencja Biskupów wydała oświadczenie, obarczając
radykałów odpowiedzialnością za podpalenia. „Te brutalne grupy
kontrastują z wieloma innymi, którzy pokojowo demonstrowali.
Zdecydowana większość Chilijczyków tęskni za sprawiedliwością i
skutecznymi środkami, które pomogą przezwyciężyć nierówności. Nie
chcą więcej korupcji ani nadużyć; oczekują godnego, pełnego
szacunku i uczciwego traktowania ” – stwierdzili biskupi. Katolickie
media nie mają wątpliwości, że podpalenie świątyń to nie tylko wyraz
wyjątkowej wrogości wobec Kościoła ze strony pewnych grup, ale są
to także skutki trwającego od wielu lat skandalu, który w zeszłym
roku spowodował, że papież Franciszek zmusił 34 biskupów tego
kraju do rezygnacji. Śledczy przesłuchali 167 kościelnych urzędników i
pracowników w sprawie zarzutów o nadużycia i systematyczne
tuszowanie skandali homo-pedofilskich. W 2018 r., podczas
pielgrzymki papieża Franciszka do Chile, doszło do brutalnych
zamieszek i podpalenia 11 świątyń. Przywódca Kościoła katolickiego
spotkał się wówczas z wyjątkową wrogością. Niektóre z demonstracji
policja rozbijała przy użyciu gazu łzawiącego. Agresywni napastnicy
rozpowszechniali napastliwe ulotki z pogróżkami.
Chile zmieniło się radykalnie w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat, a
wpływ na to jedno z najbardziej religijnych społeczeństw miał właśnie
m.in. skandal z udziałem ważnego duchownego, któremu
udowodniono czyny pedofilskie. Liczni komentatorzy twierdzą, że
odejście Chilijczyków od wiary nastąpiło właśnie wskutek
nieadekwatnej odpowiedzi, jakiej Kościół udzielił na problem
molestowania seksualnego. Pogorszenie atmosfery towarzyszącej
wizycie papieża Franciszka wiązało się także z mianowaniem (w
styczniu 2015 r.) biskupa Juan de la Cruz Barros Madrid na
stanowisko ordynariusza diecezji Osorno (900 km na południe od
Santiago). Hierarcha ten był oskarżany o ukrywanie wielokrotnych
przypadków molestowania seksualnego nieletnich przez swego
przyjaciela (wcześniej wychowawcę i duchowego nauczyciela), ks.
Fernando Karadimę. Sprawy te były tak przerażające i skandaliczne,
że Kościół stracił wiarygodność. Watykan konsekwentnie bronił
charyzmatycznego duchownego. O jego przypadkach molestowania
wiedział już w 2004 roku, jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II.
Dopiero po ujawnieniu przez media szczegółów molestowania i
wzburzeniu opinii publicznej, Stolica Apostolska wszczęła
postępowanie zakończone w 2011 roku uznaniem ks. Karadima za
winnego zarzucanych mu czynów. Otrzymał karę suspensy,
dożywotniej pokuty, a także zakaz publicznej celebracji liturgii. Zakaz
ten nagminnie łamał.
Franciszek – jak wynika z dokumentów – mianując biskupa Barrosa
ordynariuszem diecezji Osorno wiedział o jego kontaktach z ks.
Karadimą i o kontrowersji wokół jego osoby. Co więcej, w
ujawnionym nagraniu, papież ganił Chilijczyków za to, że
bezpodstawnie oskarżali biskupa, co wywołało jeszcze większą
konsternację i społeczne oburzenie, a także wzrost antykościelnych
nastrojów. Podczas pielgrzymki Franciszek bronił biskupa i zarzucał
innym, że go oczerniają.
Wzrost cen energii i drożyzna z powodu dekarbonizacji
Ubiegłoroczne protesty w Chile miały znacznie większy wpływ na
gospodarkę niż wielkie trzęsienie ziemi i tsunami, które nawiedziło
kraj w 2010 roku. Południowoamerykańskie państwo jest
przedstawiane jako wzór dla innych pragnących walczyć ze zmianami
klimatycznymi. Chile to prymus w zakresie wdrażania polityki
„zrównoważonego rozwoju”. Gwałtowne protesty, które wybuchły 18
października 2019 r., zmusiły właścicieli do zamknięcia sklepów i
sparaliżowały większość systemu transportu publicznego. Budząc się
rano Chilijczycy niemal codziennie dowiadywali się o nowych
splądrowanych lub spalonych obiektach.
Przez wiele lat gospodarka Chile – kraju oferującego jedne z
najbardziej różnorodnych i zapierających dech w piersiach
krajobrazów – opierała się na rolniczym modelu eksportowym.
Handlowano pszenicą, azotanami i miedzią. W ostatnich latach
decydenci uznali, że „nie mogą przegapić historycznej okazji do
udziału w nowym skoku technologicznym” i włączyli się w realizację
projektów związanych z tzw. zrównoważonym rozwojem. Wszczęto
proces wdrażania gospodarki o obiegu zamkniętym, koncentrującej
się na recyklingu i budowaniu „odporności klimatycznej”. W 2015 r,
kraj podpisał międzynarodowe porozumienie klimatyczne w Paryżu,
zobowiązując się do dekarbonizacji gospodarki. Chile jest uważane za
globalny wzór przechodzenia na energię odnawialną – jak podaje
bank IDB, na ten kraj przypada 55,8 proc. całkowitej mocy słonecznej
pozyskiwanej w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach. Jest to także jedno
z pierwszych państw latynoskich, które wprowadziło całkowity zakaz
dostarczania toreb plastikowych na swoje terytorium.
Według Carbon Brief, Chile jest odpowiedzialne za mniej niż 0,1 proc.
światowej emisji dwutlenku węgla, ale ze względu na swoje
zaangażowanie w walkę z „globalnym ociepleniem” przygotowało
nową ustawę o zmianie klimatu, promując dalszą dekarbonizację.
Eksperci od „zrównoważonego rozwoju” przekonują, że podobnie jak
większość krajów Ameryki Łacińskiej, przeoczyło trzy poprzednie
rewolucje przemysłowe, stając się krajem o wielkich deficytach pod
względem rozwoju przemysłowego, innowacji i technologii. Oparcie
zaś gospodarki na eksploatacji surowców naturalnych – głównie
miedzi i litu – jeszcze bardziej utrudniałoby odgrywanie ważnej roli w
gospodarce światowej. Dlatego władze postawiły na model
gospodarki o obiegu zamkniętym i czwartą rewolucję przemysłową.
Zabieg ten miał na celu stworzenie nowej elity przedsiębiorców i
innowatorów, którzy będą wykorzystywać technologie, takie jak
Internet rzeczy, big data, zaawansowane technologie produkcyjne,
drukarki 3D, sztuczną inteligencję i blockchain, umożliwiając
powstanie nowych firm oraz lokalnej światowej klasy przedsiębiorstw
opartych na przełomowych modelach biznesowych, walczącymi z
domniemanymi zmianami klimatycznymi i teoretycznie mającymi
tworzyć tysiące nowych miejsc pracy wysokiej jakości.
Taki model miałby pozwolić Chilijczykom na zerwanie po ponad 200
latach z rozwojem opartym na eksploatacji zasobów naturalnych.
Promował go właśnie prezydent Sebastián Piñera, który został z tego
powodu nagrodzony w ub. roku przez Atlantic Council w Nowym
Jorku. Chilijski przywódca obiecał, że pozbędzie się paliw kopalnych,
zastępując system transportu komunikacją publiczną i ustanawiając
wyższe standardy wydajności energetycznej dla wszystkich sektorów
gospodarki. Chile stało się pierwszym krajem w Ameryce
Południowej, który wprowadził podatek od emisji dwutlenku węgla,
za co było chwalone przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Podatek został nałożony na wszystkie elektrownie korzystające z
paliw kopalnych o zainstalowanej mocy co najmniej 50 megawatów.
Jeszcze w 2015 r., według doniesień Reutersa, około 80 procent
zapotrzebowania na energię pokrywały paliwa kopalne, takie jak
importowana ropa naftowa i węgiel. Dzięki nowemu ustawodawstwu
rząd miał nadzieję, że producenci energii przestawią się na
odnawialne źródła energii, pomagając krajowi osiągnąć dobrowolny
cel ograniczenia do 20 proc. emisji gazów cieplarnianych do 2020 r. w
porównaniu z rokiem 2007.
Jednak ta ekspansywna polityka klimatyczna, zwłaszcza zaś nałożenie
podatku od dwutlenku węgla – za które prezydent i jego ekipa
zbierali pochwały na forach międzynarodowych – odbiła się czkawką
większości społeczeństwa. Protesty wybuchły właśnie z powodu
wysokich cen energii. Zmusiło to ONZ do przeniesienia obrad
klimatycznych do Hiszpanii. Gdy w października ub. Roku w
odpowiedzi na podwyżki cen biletów na metro ludzie w całym
Santiago wyszli na ulice, protesty wkrótce rozszerzyły się na inne
miasta i doprowadziły do burd, a nawet i ofiar śmiertelnych. Rząd i
media głównego nurtu tłumaczyli, że podwyżki wynikają z rosnących
cen ropy. Ale to nie była prawda. Globalne ceny ropy były wówczas o
około 25 procent niższe niż w 2018 r. i o 37 procent niższe niż przed
sześcioma laty. Ceny biletów na metro w stolicy kraju wzrosły,
ponieważ urzędnicy w 2018 roku zdecydowali o zastąpieniu zasilania
opartego na paliwach kopalnych niestabilną energię wiatrową i
słoneczną. Rząd uderzył także w zakłady energetyczne nowymi
podatkami od dwutlenku węgla.
W tej sytuacji Chilijczycy zostali obecnie obciążeni wyższymi opłatami
za metro. Wyższe są rachunki za prąd, a co za tym idzie – inne opłaty.
Rosną koszty utrzymania i obniża się poziom życia większości
społeczeństwa. Chilijskie protesty, podobnie jak strajki żółtych
kamizelek, które przetaczały się przez Francję, aż nadto wskazują na
to, że politykom i klimatycznym aktywistom brakuje kontaktu z
rzeczywistością. Twierdzą, że promują „społeczną spójność”, ale de
facto sieją zamęt i wprowadzają chaos.
Lewica wzmacnia się w Ameryce Południowej
Chile nie jest samotną wyspą. W ciągu ostatnich dwudziestu lat w
Ameryce Łacińskiej istotne zmiany zaszły od Meksyku po Brazylię,
decydujących się na politykę redystrybucji bogactwa. Presja ze strony
innych krajów, realizujących lewicową agendę, zbiera swoje żniwo.
Chilijskie feministki, komuniści i tzw. nowa lewica eskalują napięcie.
W ub. roku spalono lub zrujnowano 11 stacji metra w stolicy. Policja
strzelała do demonstrantów gumowymi kulami. Obecnie
przewodniczący Partii Komunistycznej Chile, Gillermo Teillier, wzywa
do uspokojenia nastrojów. Zapewnił, że zrobi wszystko, co możliwe,
aby referendum w niedzielę zakończyło się sukcesem i można było
stworzyć nową konstytucję. Teillier wskazał, że „należy dokładnie
zbadać sytuacje” i ukarać winnych. Zasugerował, że podpaleń świątyń
mogli dokonać sami policjanci.
Na miesiąc przed głosowaniem partie i organizacje lewicowe
zawiązały sojusz I Approve Chile Digno, którego celem jest
promowanie porozumienia w sprawie nowej konstytucji, domagając
się m.in. prawa wyborczego dla młodzieży od 16. roku życia.
Prezydent Sebastián Piñera potępił spalenie dwóch kościołów i inne
akty przemocy, które szkodzą przygotowaniom do przełomowego
głosowania. Policja podała, że aresztowała prawie 600 osób. Piñera
powiedział, że dziesiątki tysięcy ludzi demonstrowało pokojowo,
obwiniając „mniejszość przestępców, którzy wywołali falę przemocy,
grabieży i wandalizmu, w tym podpalając dwa kościoły o dużej
wartości historycznej i religijnej”. - Ta zbrodnicza akcja musi zostać
potępiona przez nas wszystkich, którzy wierzymy w demokrację i
chcemy żyć w pokoju – mówił chilijski przywódca, uważany za
konserwatystę. - I musimy potępić nie tylko tych, którzy bezpośrednio
dokonują przestępczej przemocy, ale także tych, którzy w taki czy inny
sposób ją promują, chronią lub usprawiedliwiają - dodał.
Lewicowa opozycja wskazuje, że nowa konstytucja umożliwi
ustanowienie nowego i bardziej sprawiedliwego porządku
społecznego w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej
charakteryzujących się największym nierównościami. W ciągu
ostatnich 120 lat obalono 163 rządy w Ameryce Łacińskiej. W Boliwii
zmiana władzy odbywała się średnio co trzy lata. Lewica sugeruje, że
teraz Chile może ustanowić nowy model przejmowania władzy, by
doprowadzić do zawarcia nowego kontraktu społecznego, odchodząc
od neoliberalnej spuścizny gen. Pinocheta w kierunku demokracji
uczestniczącej. - Chilijski neoliberalizm to nie tylko polityka
gospodarcza. To pewien sposób życia, stosunków społecznych,
organizacji miast, demokracji, społeczeństwa i gospodarki – tłumaczy
gwiazda „nowej lewicy” Jorge Sharp, który odniósł wielkie
zwycięstwo w wyborach w 2016 roku, zostając burmistrzem
Valparaiso, nadmorskiego miasta dwie godziny drogi od Santiago. 35-
latek jest obecnie jednym z najbardziej uznanych postępowych
głosów w Chile. - Napisanie konstytucji to nasza szansa, aby położyć
podwaliny pod nowe społeczeństwo, nowe państwo i nowy kraj –
podkreśla.
Agnieszka Stelmach